Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Magia Miłości [cdn], to nie romans!

Twoja opinia o opowiadaniu
 
Dobre - zostawić [ 13 ] ** [86.67%]
Słabe - wyrzucić [ 2 ] ** [13.33%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 15
Goście nie mogą głosować 
Zakohana w książkach
post 29.04.2007 15:00
Post #1 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Na wstępie piszę, że "Magia Miłości" nie będzie żadnym łzawym romansidłem, ani romansidłem wogóle. Jak napisałam w opisie tematu, jest to mój pierwszy fanfick, więc proszę o wyrozumiałość i wzięcie pod uwagę, że jest to owoc wybujałej wyobraźni dwunastoletniej dziewczynki. A więc:


Rozdział 1
Dzień pełen niespodzianek



W swoim domu w Dolinie Godryka siedzący na łóżku czarnowłosy mężczyzna namiętnie przerabiał na konfetti zapisany pergamin. Dwie godziny temu Harry Potter drżącymi z przejęcia rękoma otwierał kopertę z Ministerstwa pewny, że właśnie przeżywa jedną z najcudowniejszych chwil w swoim życiu. Wyraz jego twarzy zmieniał się stopniowo, od radosnego podniecenia, przez rozczarowanie aż do bezgranicznej furii.
Szanowny panie Potter
Z przykrością zawiadamiam pana, iż nie możemy przyjąć pana na staż, gdyż było kilku odpowiedniejszych od pana kandydatów. Prosimy spróbować ponownie za trzy lata.
Z wyrazami szacunku
Gawain Robards
szef Biura Aurorów


- Tylko ciekaw jestem, czy którykolwiek z tych „odpowiedniejszych kandydatów” wyszedłby cało ze spotkana z Voldemortem!- krzyknął i ze złością kopnął szafkę nocną.
A teraz siedział w sypialni pogrążony w myślach, dając upust swojemu zdenerwowaniu i drąc list na drobniutkie kawałeczki. Dumbledore został zamordowany już osiem lat temu, Tom Marvolo Riddle wciąż chodzi po świecie, zbiera coraz więcej popleczników i zabija mnóstwo ludzi, a on, Wybraniec, Chłopiec, Który Przeżył, czy jak go tam jeszcze nazywali, jeszcze go nie znalazł i nie zabił. Zniszczył już wszystkie poza dwoma horkruksy. Kilka razy dostał cynk o miejscu pobytu Lorda Voldemorta i Nagini, ale za każdym razem zdążyli się zmyć, zanim tam dotarł. „To naprawdę irytujące” pomyślał Harry i usłyszał głuchy odgłos uderzenia. Z pośpiechem wstał i otworzył okno, by brązowa płomykówka mogła wlecieć do pokoju. Sowa rzuciła list na łóżko i usiadła na parapecie. Wziął kopertę do ręki i obejrzał. Zobaczył pieczęć Hogwartu i zaintrygowany przeczytał następującą treść:
Drogi Harry!
Wiem, że starasz się o pracę Aurora, ale proszę, rozpatrz moją propozycję. Hogwart potrzebuje nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, a ja nie widzę lepszego od Ciebie kandydata na tę posadę. Gdybyś mógł, odeślij odpowiedź tą sową wraz z listą podręczników, jeśli się zgodzisz. Proszę o jak najszybszą odpowiedź
Minerwa McGonagall

P.S
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.


Z niedowierzaniem wpatrywał się w dopisek. McGonagall przesyła mu życzenia urodzinowe!? To chyba naprawdę wyjątkowa sytuacja. Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, mm… w wieku piętnastu lat zdołał nauczyć kilku kolegów dość sporo rzeczy, dlaczego teraz miałoby mu się nie udać dokonać tego z większą liczbą osób, ale też z większym wśród nich autorytetem? Spojrzał na swoje dłonie. Na prawej wicia widniał blady zarys zdania „Nie będę opowiadać kłamstw”. Nie był pewny, czy da sobie radę, ale zbyt dobrze pamiętał piekło, które urządziła w Hogwarcie Umbridge. Szybko naskrobał odpowiedź i listę podręczników, a po chwili znów został sam w tym ponurym domu, czekając na życzenia urodzinowe od przyjaciół. Hedwigę wysłał kilka dni temu do Rona i Hermiony, którzy, przynajmniej według jego informacji, byli teraz w Polsce na miesiącu miodowym. Położył się i zaczął przypominać sobie, z czym członkowie GD mieli najwięcej problemów. Taak, na początek trzeba będzie sprawdzić umiejętności rozbrajania przeciwnika, a u starszych również jak im idzie zaklęcie Tarczy. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Powlókł się niechętnie do drzwi, przysięgając sobie w duchu, że wywiesi kartkę z napisem „Akwizytorom dziękujemy” oraz „Nie chcę twoich gazet, nie chcę twoich ulotek, nie chcę twoich śmieci, pod moimi drzwiami”. Otworzył drzwi i nie mógł uwierzyć swoim oczom.
- R-Ron… H-Hermiona… Co wy tu… ale jak… dlaczego mi nic nie powiedzieliście?!
Patrzył właśnie na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół, opalonych, uśmiechniętych i z ogromnymi paczkami opakowanymi kolorowym papierem w ramionach.
- Jakbyśmy ci powiedzieli, to nie byłoby żadnej niespodzianki. Ale wpuścisz nas, czy mamy tu tak stać do wieczora, hę?- zapytał Ron szczerząc do niego zęby. Harry cofnął się pod ścianę, a oni weszli z trudem mieszcząc pakunki w drzwiach.
- W Błędnym Rycerzu spotkaliśmy Kingsley’a. – odezwała się Hermiona – Powiedział nam, że…
- Że według szefa Biura Aurorów nie jestem najlepszym kandydatem do tego zawodu? – wpadł jej w słowo.
- Tak, właśnie… Harry, naprawdę mi przykro. Wiesz już, co będziesz robił po wakacjach… czym się zajmiesz… poza szukaniem Voldemorta, rzecz jasna.
- Też się nad tym zastanawiałem, ale mniej-więcej pół godziny temu McGonagall rozwiązała mój problem. Właśnie rozmawiacie z aktualnym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.
- Obron przed Czarna Magią, no, no, Harry, wracasz do zawodu!! – rzekł Ron klepiąc go po plecach.
- Co masz na myśli mówiąc, że „wracam do zawodu”?? Chyba nie myślisz o Gwardii, co?
- A niby o czym? Jeśli uczniów nauczysz tyle, co nas na spotkaniach GD, to to będzie najlepiej przystosowane do obrony przed czarna magią pokolenie!!
- Może i masz rację, ale dość o mnie. Jak tam wasz miesiąc miodowy? Dobrze się bawiliście? I dlaczego, na Merlina, wróciliście wcześniej?
- Och, było cudownie!! – krzyknęła radośnie Hermiona – Pogoda była boska, dwa tygodnie dwudziestopięciostopniowych upałów, woda miała osiemnaście stopni. Ponoć na Bałtyk to wyjątkowo dużo. Byliśmy na Helu…
- Mówię ci, stary, niezłe miasto, ten Hel! – przerwał jej mąż – Mieszkaliśmy u pani Róży, nad „Laguną”. Do plaży mieliśmy piętnaście minut, do portu pięć, do stacji kolejowej dwadzieścia i do muzeum Rybołówstwa też dwadzieścia. Kiedyś natknęliśmy się na lekko wstawionego gościa, a on zapytał się nas, czy wiemy, jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu.
- Eee… a jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu? – zapytał nieśmiało gospodarz.
-Kałuża! – wrzasnął jego przyjaciel – Z jednaj strony Helu wejdziesz, a z drugiej wyjdziesz!
I cała trójka wybuchła śmiechem.
- Ale nie odpowiedzieliście na moje ostatnie pytanie. – powiedział Harry, gdy się już uspokoili. – Dlaczego wróciliście wcześniej?
- Hel to bardzo małe miasto, nie było tam co robić, a siedzenia na plaży i kąpieli w morzu mam dosyć na najbliższe dwa lata. Poza tym, stęskniliśmy się za tobą, Harry. Za tobą, za Lupinem, za Tonks, za resztą rodziny, za Anglią. – odpowiedziała Hermiona – Harry, a jak idą ci poszukiwania? Masz już jakieś wieści o miejscu pobytu Voldemorta?
- Czy naprawdę musimy o tym teraz mówić, Hermiono? – zapytali przyjaciele jednocześnie.
- Ja osobiście wolałbym się dowiedzieć, co macie w tych paczkach. – wyszczerzył zęby Harry.
- O jej! Całkiem zapomnieliśmy, Ron! Przecież przyszliśmy zrobić ci imprezę, bo ty oczywiście nie raczyłeś nikogo zaprosić. Za kwadrans będzie tu cała rodzina Weasley ’ów i jedna czwarta Zakonu, więc może zamiast wytrzeszczać na mnie oczy i otwierać usta wziąłbyś się za dekorowanie domu, co?
- Ron, powiedz, że ona żartuje.
- Niestety nie, stary, i radzę ci się wziąć do roboty, bo ona potrafi być bardzo nieprzyjemna.


* * *


W obskurnym budynku domu dziecka, wewnątrz małego pokoiku na pierwszym piętrze przebywała z pozoru najzwyczajniejsza pod słońcem, jedenasto-, może dwunastoletnia dziewczynka. Siedziała na łóżku z brodą opartą na kolanach obejmując podkurczone nogi ramionami i wpatrując się w obraz. Pokoik był urządzony skromnie: proste łóżko, sfatygowana szafa i równie zniszczony stolik, na którym stała stara lampka. Ściany kiedyś były zapewne błękitne, ale teraz ich kolor bardziej przypominał szary. W ogóle cały pokój zdawał się być szary: szarawa podłoga ze sklejki, wypłowiała szara pościel, nawet sukienka z lnu, którą miała na sobie dziewczynka była szara. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do tego pokoju, był obraz. Przedstawiał on wróżkę siedzącą w kielichu liliowego kwiatka. W tle było widać las i inne postaci, ale były one zbyt zamazane, by można było je rozpoznać. Dziewczyna spędzała całe dnie patrząc w ten obraz i wyobrażając sobie jakby było w takim świecie, pełnym magicznych stworzeń i czarodziejów. „Alicja, zejdź na dół i pobaw się z dziećmi, zamiast wciąż gapić się w ten bohomaz!” ile razy przełożona wymawiała to zdanie, trudno było policzyć. Właściwie wypowiadała je zawsze, kiedy weszła do jej pokoju. Kilka razy zagroziła, że spali obraz i zawsze kiedy Ala poszła na obiad próbowała zdjąć go ze ściany, ale nigdy się jej to nie udało. Wiedziała, ze nie może go spalić, ponieważ jest on własnością dziewczynki, podobnie jak wiecznie zamknięta walizka pełna ubrań stojąca w szafie. Alicja zawsze chodziła w sukience z lnu, którą dostała każda dziewczynka w sierocińcu i od kiedy przybyła tu dwa lata temu ani razu nie otworzyła swojej torby, mówiła mało, na pytania odpowiadała najczęściej „Nie, proszę pani”, „Tak, proszę pani”, „Już idę, proszę pani” lub „Nie wiem, proszę pani”. Ale najczęściej całe dnie spędzała w swoim pokoju, schodząc tylko na posiłki, siedząc tak jak teraz i patrząc w obraz. Nieśmiałe pukanie do drzwi zakłóciło ciszę w pomieszczeniu. Kobieta weszła nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź i powiedziała łagodnym głosem:
- Alicjo, masz gościa. Czy mam wpuścić tę panią?
Dziewczyna kiwnęła głową, nie patrząc ani na opiekunkę ani na wysoką kobietę, która weszła właśnie do pokoju. Zamykane drzwi cicho stuknęły, a pani, która do niej przyszła przysiadła na brzegu łóżka.
- Nazywasz się Alicja? To bardzo ładne imię.- powiedziała. Ton jej głosu zdradzał, że nie za bardzo wie, jak powinna się zachować i że czuje się bardzo niezręcznie.
- Dziękuję.- odpowiedziała cicho dziewczyna nadal wpatrując się w obraz. Zapadła cisza, w czasie której kobieta przyjrzała się dokładnie mieszkance pokoiku. Zza okularów w rogowych oprawkach osadzonych na garbatym nosie wyglądały duże, szare oczy okalane długimi rzęsami. Szarość oczu była łudząco podobna do koloru nieba podczas deszczu, ich kąciki były zaczerwienione, jakby ich właścicielka niedawno płakała, a na całej twarzy było dobrze widoczne piętno bólu i smutku. Na jej plecy spływały niczym złota fala długie blond włosy, w których słońce tańczyło mamiąc wzrok obserwatora. To nie było określony odcień blondu: obok platynowego pasma można było dostrzec tak ciemne, że niemal brązowe.
- Nazywam się Minerwa McGonagall. – dziewczynka zwróciła głowę w jej kierunku, patrząc z niedowierzaniem na kobietę – Jestem dyrektorem Hogwartu, szkoły dla…
- Dla czarownic i czarodziejów. – wpadła jej w słowo Alicja, siadając teraz w klęczki przodem do pani profesor – Wiem, co to jest Hogwart. Mama mi kiedyś opowiadała o szkole w której uczy się magii, o Voldemorcie, o Harrym Potterze i Albusie Dumbledore. Mówiła, że to tylko bajka, legenda, którą powtarza się u nas w rodzinie od kilku pokoleń. Ale ja wolałam w to wierzyć, że ta opowieść jest prawdą. – wyraźnie posmutniała, na wspomnienie o matce. McGonagall myślała przez chwilę, że dziewczyna zacznie płakać, gdyż jej oczy się zaszkliły a głos zaczął drżeć. Jednak Alicja wiedziała, że łzy nie pomogą. Gdy płacze się z powodu rozbitego kolana czy łokcia, ból nie ustępuje, przeciwnie, jest jeszcze gorzej, bo do bólu stłuczonego miejsca dochodzą nudności, zawroty głowy i pieczenie oczu. Kiedy płakała z tęsknoty za rodziną, rosła ona jeszcze bardziej, gdyż za każdym razem nawiedzała ją myśl, że gdyby jej rodzie żyli to zaczęli by ją pocieszać. Więc nauczyła się ukrywać uczucia i dławić w sobie płacz. Nikt nie wiedział, co dzieje się w jej środku, wszyscy mogli oglądać jedynie powłokę, którą ona dowolnie zmieniała.
- Proszę pani… Czy… Czy ja jestem czarownicą? – zapytała niepewnie. McGonagall uśmiechnęła się wyrozumiale. Mogła się tego spodziewać.
- Nie wierzysz w to, prawda? Nie wierzysz, że jesteś niezwykła, taka, jaka zawsze chciałaś być, magiczna.
- Szczerze mówiąc, to tak, nie wierzę w to. To jest za piękne, by mogło być prawdziwe.
Kobieta znów się uśmiechnęła. Wyjęła różdżkę, machnęła nią krótko i zamiast książki leżącej na łóżku znajdował się tam teraz mały, czarny kotek z białymi skarpetami. Dziewczynka zeskoczyła na podłogę, wydając z siebie zduszony okrzyk.
- Za tydzień kogoś po ciebie przyślemy. Zabierze cię na Pokątną, żebyś mogła zrobić zakupy. Spakuj się do tego czasu, resztę wakacji spędzisz w Dziurawym Kotle.
- Pani profesor, ale skąd ja na to wszystko wezmę pieniądze?
- Rodzice przepisali na ciebie wszystko co mieli. Uzbierała się z tego całkiem pokaźna sumka. Poza tym, to dziwne, ale na twoje nazwisko jest skrytka w banku Gringotta. A z tego co mi wiadomo, nosisz kluczyk do niej na szyi. – Ala wyjęła złoty łańcuszek spod sukienki. Wisiał na nim mały złoty kluczyk. Mama zawsze mówiła jej, że dostała to od jej znajomej na chrzcie i że ta znajoma prosiła, by nigdy go nie zdejmowała z szyi. Podobno, gdy ta kobieta wracała do domu, miała wypadek samochodowy, zapadła w śpiączkę i po tygodniu zmarła. Mama uznała, że należy wypełnić ostatnią wolę przyjaciółki, więc jej córka zawsze chodziła z kluczykiem na szyi.
- Jeszcze coś chcesz wiedzieć? Za tydzień spodziewaj się kogoś od nas.
- Hagrida?
- Och, wątpię, czy wypuścili by cię stąd w jego towarzystwie.
- Pani profesor, czy mogę panią o coś prosić? Czy… Czy to mógłby nie być pan Kingsley Shacklebolt?
- Dlaczego nie Kingsley? Przecież to bardzo miły człowiek a na dodatek doskonały Auror.
- Bo, widzi pani, on mnie przesłuchiwał, w moje dziewiąte urodziny. Jest jedyną poza mną osobą, która zna wszystkie szczegóły tego, co się wtedy wydarzyło. Boję się, że zacznie o tym mówić…
- Dobrze, wyślę kogoś innego. – przerwała jej profesor – Do zobaczenia w Hogwarcie.
- Do widzenia, pani profesor.


Proszę o komenty. Rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często, a rozdział drugi będzie dopiero po długim weekendzie.

Ten post był edytowany przez Zakohana w książkach: 01.01.2008 14:16


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Zakohana w książkach
post 24.10.2007 22:07
Post #2 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Dobra... Zajęłam się idealnością... I brakiem strachu też... mam nadzieję, że mi wyszło dry.gif

Rozdział 11
„Nie znam tego słowa”


Powozy ruszyły z cichym klekotem, wyładowane studencką bracią i jej bagażem. Radosny gwar rozmów mieszał się z odgłosami wydawanym przez koła, które raz po raz uderzały w kamienie. Nikt nawet nie pomyślał o tym, by rzucić szkole pożegnalne spojrzenie, nikt nie miał zamiaru za nią tęsknić. A raczej prawie nikt…
- Ali… - chłopięcy głos przerwał ciszę panującą w ostatnim powozie – Przeżyjesz. To tylko dwa tygodnie… No nie! – porzucił nagle łagodny ton – Prof… Powiedz jej coś! Wiesz, co ona robi? Płacze! Za szkołą!
Harry uśmiechnął się delikatnie. Dymitrowi prawie udało się zwalczyć nawyk nazywania go profesorem. A jemu prawie udało się zwalczyć nawyk mówienia do niego „Slovakow”.
- To jest naprawdę nienormalne! Nawet jak na ciebie! – chłopak zwrócił się do dziewczyny – Mówię serio. Nawet zauważając to, że używasz języka ze średniowiecza i wiesz wszystko o wszystkim, że potrafisz oswoić najbardziej dzikie zwierzątko, które wszystkich poza tobą próbuje zabić, i że nawet wykwalifikowany Auror przegrałby z tobą pojedynek, płakanie za szkołą w pierwszy dzień ferii świątecznych jest dziwne. – wyrzucił z siebie jednym tchem kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Nie zrozumiesz… - odpowiedziała, po czym opadła na kanapę z cichym westchnięciem. Otarła łzy rękawem i wykrzywiła usta w wymuszonym uśmiechu – Hogwart to mój dom. Dymitra, jeszcze raz to zrobisz, to nie ręczę za siebie!
- Co ja znowu robię? – oburzył się jedenastolatek – I nie mów do mnie Dymitra. Moje imię to Dymitr, i staraj się dobrze je odmieniać.
- Dymitra, czepiasz się. A chodziło mi o wywracanie oczami.
- Wywracanie oczami?! Ja nie wywracam oczami! Chyba nawet nie potrafię wywracać oczami…
- Dobra, dobra. Po pierwsze, mistrzu gramatyki, powtarzasz się. Po drugie, każdy potrafi.
- Nie każdy. Ja nie potrafię… Przestań to robić! – zmienił nagle temat, kiedy dziewczyna uniosła jedną brew - Wiesz, że tego nie lubię!
- Bo tak nie potrafisz. – wyszczerzyła się Alicja.
- Niepra…
- Możecie przestać? – nie wytrzymał Potter – Wasze kłótnie robią się denerwujące.
- Kłótnie? – Dymitr spojrzał na niego zdziwiony – Myślisz, że te nasze… rozmowy… to kłótnie? Człowieku, chyba naprawdę nigdy nie widziałeś tej blondi w akcji.
- Nie mów do mnie blondi! – warknęła Donnel.
- Dobrze,… - Rosjanin zrobił krótką pauzę – Aniołku.
- DYMITR! – Harry był pewien, że ten krzyk usłyszeli zarówno w Hogwarcie, jak i w Hogsamede – Ile razy już ci mówiłam, żebyś nie nazywał mnie Aniołkiem?!
- A dlaczego w ogóle cię tak nazywa? – wtrącił zaciekawiony profesor.
- Ten dymiący płomyczek jakimś znanym tylko sobie sposobem dowiedział się, że mam na drugie Angelika. Żeby chociaż nazywał mnie Angel, jakoś bym to zniosła. Ale on uparł się na Aniołka!
- A ona ciągle się o to czepia! – wpadł jej w słowo Dymitr – A jak ona mnie nazywa „Dymitra” to jest wszystko okay. Gryfoni…
- Masz cos do Gryfonów? – wzrok Alicji zdawał się zbijać.
- Kto? Ja? – rozejrzał się wokół, jakby szukał osoby do której mówiła.
- Nie prosiłam o dwa zaimki, tylko pytałam, co ci nie pasuje w Gryfonach?
- Mnie? A skąd pomysł, że w ogóle mi coś nie pasuje?
Dziewczyna uśmiechnęła się i kręcąc głową zmierzwiła rówieśnikowi włosy. Sprzeczali się przez całą drogę na stację, ale Potter już tego nie słuchał, zatopiwszy się we własnych myślach. I pomyśleć, że porównywał relacje tej dwójki do stosunków między Snape’em i Jamesem… Teraz śmiało nadał im miano najlepszych przyjaciół. Często znajdował ich walczących w pustych salach, kiedy przemierzał w nocy korytarze szkoły. Prawie zawsze ukrywał się wtedy pod peleryną niewidką i obserwował. Dochodził do wniosku, że oboje znają takie zaklęcia, których nawet nie uczy się w Hogwarcie. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że Donnel próbuje douczyć Dymitra. Podziwiał dziewczynę za doskonały styl walki: zdawała się mieć każdy ruch przemyślany dziesięć razy, robiła tylko to co niezbędne; zdarzało się, że promień zaklęcia mijał ją o minimetry. Kiedy walczyła jej ruchy były tak różne od tych wykonywanych na co dzień. Harry, sam nie wiedząc czemu, zaczął ją obserwować i musiał stwierdzić, że dziewczyna zdawała się być roztrzepana, jej ruchy były chaotyczne, schodząc po schodach niemal potykała się o własne nogi… Zero z tej kociej gracji prezentowanej w pojedynku. Pierwszoklasistka intrygowała go coraz bardziej.
Może dowiem się czegoś w ferie…
Pomijając tę różnorodność w poruszaniu się, zachowanie Alicji było zadziwiające. Zwłaszcza na lekcjach…
Blady ze zdenerwowania chłopak stojący naprzeciw biurka Pottera rzucał rozpaczliwe spojrzenia na ściany, jakby w nadziei, że ktoś wypisał na nich odpowiedzi. Do uszu profesora dobiegł syk:
- Dymitr!
Ale Rosjanin zdawał się go nie słyszeć. Blondynka siedząca w pierwszej ławce zmięła kartkę w kulkę i cisnęła nią w chłopaka.
- Wsłuchaj się, idioto! Chcę ci pomóc!
Od tego momentu odpowiadał bez zająknięcia…

Nadal miał przed oczyma kartkę od profesor Harrow:
Uczennica Donnel poproszona o zamianę szpilki w zapałkę sprawiła, że z jej ławki wyrósł klon bonsai o srebrnych listkach. Zyskała tym samym dwadzieścia punktów dla Gryffindoru, gdyż po dmuchnięciu przez wyżej wymienioną uczennicę drzewko rozsypało się, tworząc stosik zapałek.
Mniemam, iż profesor chciałby wiedzieć o tak niesamowitych poczynaniach podopiecznej
Z poważaniem
Prof. Caroline Harrow.

Jeśli chodzi o transmutację, był to jedyny przypadek poprawnego wykonania przez Alicję zadania. Na historię magii reagowała tak samo jak większość uczniów, potrafiła jednak zwrócić na siebie uwagę Binnsa. Duch zapamiętał nawet jej imię. W eliksirach była kompletną nogą… chociaż Slughorn do dziś wychwalał ją za udoskonalenie formuły Eliksiru Starości. Sinistra chwaliła ją przy każdej możliwej okazji (Harry miał już po dziurki w nosie wysłuchiwania o kolosalnej wiedzy dziewczyny na temat kosmosu), Sprout narzekała, że Alicję rośliny albo atakują, albo zaczynają się do niej łasić, pani Pomfrey zaczęła żartować, iż „ta absolwentka pierwszego roku Gryffindoru ma już większą statystykę wizyt w skrzydle szpitalnym niż jej wychowawca w ciągu całego cyklu nauczania”, a Flitwick po prostu poinformował go o przejściu z panną Donnel do stopnia trzeciego podręcznika. Mówiąc krócej: była świetna z Obrony, Zaklęć i Astronomii, przeciętna z Zielarstwa, koszmarna z Historii Magii i Eliksirów, a także dość dobrze zaznajomiona ze szkolną pielęgniarką (głównie przez roślinki ze szklarni, ale do częstych wizyt w skrzydle szpitalnym przyczyniło się także kilka „pieszczoszków” Hagrida, niejeden eliksir oraz niektóre z zaklęć Dymitra). Wysiadając Potter niemal się przewrócił (niektórzy nie mieli tego szczęścia i stłukli sobie pewną część ciała), gdyż cały dworzec pokryty był cienką warstwą gładkiego lodu. Dokładniej mówiąc, przed upadkiem uratowała go wysiadająca tuż za nim dziewczyna.
- Dzięki – mruknął.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się, łapiąc za ramię Slovakowa.
- Aniołku, życie mi ratujesz – powiedział chłopak.
- Uważaj, bo jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz będziesz miał spotkanie pierwszego stopnia z podłożem. A teraz już chodźcie, bo nam wszystkie przedziały pozajmują.
To wydało się Harry’emu raczej mało możliwe, bo wszyscy byli zajęci wstawaniem i przewracaniem się. Mimo wszystko ruszył za dziewczyną posuwistym krokiem.
- Mam jedno pytanie – powiedział, kiedy już udało mu się wejść do wagonu – Dlaczego nie chcesz usiąść w przedziale z koleżankami? Sam słyszałem – nie pozwolił jej dojść do słowa – jak Lily, Roksan i Mary próbowały cię do tego namówić. Nie zapominaj, że siedzę przy tym samym stole, co ty.
Przy ostatnim zdaniu wyszczerzył zęby. Już nikogo nie dziwiło, że siadał przy stole Gryfonów; podejrzewał wręcz, że wzbudziłby niemałe kontrowersje siadając na miejscu nauczyciela Obrony.
- Wiesz, zdążyłam zauważyć. – odpowiedziała z przekąsem – A wracając do twojego pytania: o czym miałabym z nimi gadać?
Profesor spojrzał na nią zdziwiony. Nie miał pojęcia, o czym rozmawiają jedenastolatki w dwudziestym pierwszym wieku. Nie wiedział nawet, co było tematem ich rozmów kiedy sam miał jedenaście lat.
- Spójrz tylko na nie. – wskazała głową na okno przedziału, do którego weszła – One gadają tylko o ciuchach, makijażu, aferach wokół gwiazd i „tym ciachu z trzeciego roku Revenclawu”. Przynajmniej wczoraj to on był tematem wieczoru. Krócej sprawę ujmując: rozmawiają o rzeczach, które mnie nie interesują.
Profesor uznał to za satysfakcjonującą odpowiedź.
- A ty? – zwrócił się do Dymitra – O ile w jej przypadku nikogo to nie zdziwi, ciebie wezmą za kujona.
- Z mojego roku wyjeżdża jeszcze tylko Mark Twain, ale on siada w przedziale z Alanem i resztą Gryfonów. Już wolę wyjść na kujona, niż siedzieć sam.
Potter skinął głową. Usiadł przy oknie i zaczął obserwować uczniów zmierzających powoli do pociągu. Naprzeciwko niego dziewczyna grzebała w swoim kufrze, stojąc na kanapie aby dalej dosięgnąć. Na usta cisnęło mu się pytanie, ale chłopak, który usiadł i właśnie otwierał książkę wymamrotał:
- Skrzaty domowe.
No tak, to było możliwe. Harry nigdy wcześniej nie wyjeżdżał na święta pociągiem; w piątej klasie musiał „uciekać” z Hogwartu dzień wcześniej, za pomocą nielegalnego świstoklika. Na szóstym i siódmym roku wysłanie uczniów powozami na stację Hogsamede było zbyt ryzykowne, skorzystano więc z sieci Fiuu. Z tej prostej przyczyny nie wiedział, co dzieje się z bagażami i w jaki sposób trafiają do przedziałów właścicieli. A wcześniej się nad tym nie zastanawiał: po prostu zostawił kufer w holu, jak wszyscy.
- Mama was! – tryumfalny okrzyk dziewczyny wyrwał go z zamyślenia. Jej stopy wisiały kilkanaście centymetrów nad siedzeniem kanapy, a ona sama do połowy znikła w kufrze. Wyłoniła się z niego jedna ręka trzymająca gruby zeszyt kołowy formatu A4, który po chwili wylądował obok Dymitra. Zaraz po nim na ziemię opadła Alicja. Była rozczochrana i czerwona na twarzy; trzymała kilka ołówków o różnej twardości.
- Będziesz rysować?
- Raczej wyżywać się artystycznie na papierze – mruknęła siadając po turecku obok chłopaka powtarzającego zawzięcie formułki – Chociaż: Świat pokochał Picassa, może i mnie pokochają… Znowu kujesz na Zaklęcia?
- Nie jestem tobą, nie znam wszystkich uroków, które wynaleziono. – wymamrotał Dymitr.
- Już wiesz, dlaczego usiadł w tym przedziale. – wyszczerzyła się do Pottera – Jest kujonem.
- Ja przynajmniej nie wysadzam lochów robiąc najprostszy eliksir.
- Ja też ich nie wysadzam. To dzieje się tylko z moim kociołkiem.
- Nie wiedzieliście mojego „Proroka”? – wtrącił Harry.
- Leży obok ciebie, na siedzeniu. – mruknęła blondynka, po czym zaczęła sunąć po papierze końcem ołówka.

* * *

Padający śnieg był tak gęsty, że świat za oknem zdawał się nie istnieć. Migające szybko białe płatki stanowiły idealne tło do zamyślenia się. I Harry to wykorzystał. Oparł czoło o zimną szybę i pogrążył się w myślach. Błądził już chwilę od wspomnienia do wspomnienia, gdy jego umysł zaatakował niepokój. Voldemort coś przygotowywał, coś naprawdę wielkiego. Przez ostatnie dwa lata ataki były sporadyczne, najczęściej pojawiał się jeden lub dwóch Śmierciożerców. Zawsze pijanych i zdesperowanych… Wyglądało na to, że Riddle wyniósł się z kraju, a oni zostali w Brytanii i nie wiedzieli, co ze sobą począć. Snape, Crabbe, Goyle, stary Malfoy… te nazwiska Harry zapamiętał, ale było ich znacznie więcej. Czyżby Czarny Pan postawił na „nowe” pokolenie? Czy po prostu się spóźnili na świstoklik lub nie stawili zebranie, na którym podano miejsce aportacji? Głuche uderzenie wyrwało go z zamyślenia. Podniósł wzrok na dwójkę siedzącą przed nim; dokładnie w tym momencie głowa Alicji opadła na ramię chłopaka, który momentalnie zesztywniał i zerknął na nią kątem oka. Rozluźnił się nieznacznie, a Potter podniósł z ziemi zeszyt dziewczyny.
- Musiała być strasznie zmęczona. – powiedział, wertując kartki.
- Tak, ten ostatni pojedynek trochę się… - urwał nagle – Otto znaczy… ja…
- Wiem o tych pojedynkach. – odrzekł spokojnie profesor – Ale ty jakoś nie zasypiasz? Dlaczego?
- Bo ja nie spędzam drugiej połowy nocy nad książkami. – mruknął.
- Alicja się uczy do świtu?
- Nie. Podręczniki to ona wyciąga chyba tylko na lekcjach… Siedzi do rana z nosem w mugolskiej fantastyce.
- Hę?
- Mówi, że „to jest jej ucieczka od codziennych problemów. Kiedy wszystko zaczyna ją przerastać po prostu otwiera jedną z tych książek, a cały realny świat znika”. Ale ja myślę, że to bzdura… Widziałem jedną z tych powieści: grubsze toto niż podręczniki do eliksirów i zaklęć razem wzięte, a nudne, że ja nie mogę… Przy odrobinie pecha można by mieć o wiele ciekawsze przygody w realu, zwłaszcza gdyby zaangażować do tego niektóre zwierzaki Hagrida.
- Ona ładnie rysuje. – zmienił nagle temat i podniósł zeszyt do poziomu oczu, porównując portret Dymitra z jego twarzą. Co prawda był ledwo zaczęty; dziewczyna zrobiła same kontury i wycieniowała jedynie oczy… ale Harry mógł przysiąc że w tych oczach, rysowanych zwykłym ołówkiem, dostrzega bordowe błyski z tęczówek chłopaka.
- Wiem, dorwałem się do tego zeszytu tydzień temu. Ale spróbuj jej to tylko powiedzieć! Mówię szczerze: jeśli zrobisz to nie tworząc przed sobą najsilniejszej tarczy jaką znasz, grozi ci stałe kalectwo lub oszpecenie.
- Tobie jakoś nic nie jest…
- Zdążyłem się uchylić, ale i tak mało brakowało… Kiedy spytałem, za co to, odpowiedziała, że się z niej naśmiewam. Z niej i z jej rysunków. Przysięgałem, że naprawdę uważam, że pięknie rysuje, ale ona uparła się, że bazgrze. Gryfoni… - znów rzucił na dziewczynę krótkie spojrzenie – Pomożesz mi ją położyć? Trochę mi niewygodnie…
Potter wstał szybko i przytrzymał blondynkę, aby Dymitr mógł wstać. Ten zrobił to natychmiast i sięgnął do swojego kufra. Po chwili szukania na oślep wyjął z niego pluszową poduszkę.
- Prezent od mamy…- zaczął, czerwieniąc się jak burak.
- Rozumiem. – przerwał mu mężczyzna z przerażeniem stwierdzając, że czoło Ślizgona znajduje się na poziomie jego wzroku.
No tak… powiedział sam do siebie Jak się ma metr sześćdziesiąt pięć może się tak zdarzyć… Co nie oznacza, że jest stanowczo za wysoki jak na jedenastolatka. Reszta jego klasy sięga ci najwyżej do nosa.
Harry położył dziewczynę na siedzeniu, a Slovakow zajął się zaklęciami.

* * *
- Do zobaczenia za dwa tygodnie!
Odpowiedziało jej zgodne „pa” czterech głosów. Z szerokim uśmiechem podążyła za profesorem. Kiedy stacja Kings Cross została nieco w tyle, zapytała”
- Jedziemy Błędnym Rycerzem?
- Nie – odpowiedział, skręcając w boczną uliczkę – Teleportujemy się.
Twarz dziewczyny rozjaśniła się jeszcze bardziej.
- Jeszcze nigdy się nie teleportowałam… Jakie to uczucie?
- Niezbyt przyjemne – po chwili wahania dopowiedział jeszcze – Jakby ktoś przeciskał cię przez gumową rurę. Dobra, złap się mnie mocno. I za nic nie puszczaj kufra. Więc, na moje trzy. Raz… dwa… trzy!
Zniknęli z charakterystycznym pyknięciem, a sekundę później pojawili się z tym samym dźwiękiem przy Grimmauld Place. Potter wyjął z kieszeni kawałek pergaminu i podał go pocierającej sobie uszy Alicji.
- Przeczytaj to i zapamiętaj. Kiedy ci powiem, powtórz w myśl… no co? – przerwał, widząc że uczennica patrzy na niego znad okularów.
- Harry, ja naprawdę wiem jak działa zaklęcie Fideliusa. Ignis! – karteczka zajęła się ogniem
- Ej, nie wolno ci używać magii poza szkołą!
- Odezwał się ten, który przestrzegał zakazu.. – burknęła cicho, poczym dodała pełnym głosem – Mogę?
Skinął nieznacznie głową i patrzył, jak spomiędzy numeru jedenastego i dwunastego wyrasta mroczna rezydencja niegdyś należąca do rodziny Blacków.
- Tylko bądź cicho w przedpokoju. – mruknął, otwierając drzwi. Mimo intensywnych wysiłków całego Zakonu, portret pani Black wciąż zajmował miejsce za zasłoną. Dziewczyna postawiła kufer we wskazanym przez mężczyznę miejscu i podążyła za nim w stronę drzwi, zza których wydobywał się przytłumiony gwar. Profesor otworzył je i wepchnął ją przed sobą do ciepłego, cudownie ustrojonego pomieszczenia. W tłumku znajdującym się w kuchni przeważali rudowłosi, jedynie Hermiona i Lupin wyróżniali się jasnobrązowymi czuprynami, nie wspominając o platynowych lokach Fleur.
- Harry, kochaneczku! – pulchna kobieta pospieszyła w jego stronę – Jak cię dawno nie widziałam!
- Dzień dobry, pani Weasley. Dziękuję, że zgodziła się pani zrobić Wigilię tutaj.
- To nic takiego, chociaż nie rozumiem, dlaczego chciałeś urządzić to tu. Przecież mogłabym zaprosić Remusa, Nimfadora i Neville’a do Nory…
- Jest jeszcze Draco. – mruknął Potter – To też mój przyjaciel a nie chciałbym, żeby wygłaszał… nieprzyjemne uwagi na temat waszego domu.
Kobieta skrzywiła się lekko na wspomnienie o młodym Malfoyu, lecz po chwili przywołała z powrotem uśmiech.
- Najważniejsze, że w końcu jesteś. Zaczynaliśmy się niepokoić. Kontaktowaliśmy się nawet z McGonnagal, ale powiedziała, że jedziesz ekspresem z jakąś uczennicą. – ostatnie słowo wypowiedziała bardzo powoli, dostrzegając w końcu stojącą nieco za czarnowłosym dziewczynę. Całe pomieszczenie natychmiast wypełniła cisza, a jedenastka Weasley’ów i wilkołak utkwili wzrok w czerwieniącej się i uśmiechającej z zakłopotaniem blondynce.
- Harry, mogę cię prosić na słówko? – zapytała półgębkiem. Potter rzucił wszystkim przepraszające spojrzenie i wypuścił ją na korytarz. Kiedy drzwi się zamknęły, bliźniacy natychmiast rzucili się do drzwi. W ich ślady poszła Ginny.
- Nic nie słychać… Fred, masz?
- Uszy?
- Nie, puszki pigmejskie. Oczywiście, że uszy!
- Jeszcze się pytasz! Oczywiście, że mam.
- A dla mnie też się znajdą? – wtrąciła Ginny.
- Jasne, siostra. Dla ciebie wszystko!
- Dobra, mniej gadania, więcej dawania sprzętu. Bo skończą rozmawiać, a my nic nie usłyszymy!
Cieliste sznurki popełzły w stronę szpary pod drzwiami, a cała trójka usłyszała szept dziewczyny:
-„Ze wszystkimi to uzgodniłem”! Jasne! Trzeba mi było powiedzieć, że nazywasz „wszystkimi” siebie!
- No dobra, może trochę przesadziłem.
- Trochę? Trochę?! Spójrz na to z mojej perspektywy: jestem w wielkim, obcym domu, pełnym ludzi, którzy mnie nie znają i których ja nie znam! – nieświadomie podniosła głos.
- Alicja, uspokój się…
- Ja jestem spokojna! – wykrzyknęła. Rozległ się szelest rozsuwanych z impetem zasłon i cichy jęk Harry’ego.
- Szlamy i plugawi mieszańcy! Brudzą mój dom, zabrali mojego skrzata i nie dają mi spokoju!
- Oh, cicho bądź! – krzyknęła znów dziewczyna.
- Ty… - oczy portretu rozszerzyły się – Może i mój wyrodny syn miał do czynienia z twoim przodkiem, ale to nie upoważnia cię do przebywania w moim domu! Wynoś się, natychmiast! Wszyscy się wynoście!
- Niby dlaczego miałabym słuchać zakurzonego portretu jakiejś starej świruski!? To już nie jest Pani dom, pani Black! A teraz nich pani będzie tak uprzejma i pozwoli normalnie żyć osobom, do których teraz należy.
Znów rozległ się szelest materiału.
- Ale jej przygadała… - mruknęła Ginny.
- No. I wygląda na to, że „mamuśka” sama się zasłoniła.
- Zaraz wejdą – mruknął George – Jakby coś, to cały czas siedzieliśmy na swoich miejscach.
Po kilku sekundach wrócili do kuchni. Potter wyglądał na lekko przestraszonego, lecz cały strach niwelowała zmarszczka między jego brwiami, a Alicja uśmiechała się już bez zakłopotania.
- Nazywam się Alicja Donnel, mam jedenaście lat, uczęszczam do Hogwartu, zostałam przydzielona do Gryffindoru. Mam ten zaszczyt – słowo ociekało sarkazmem – bycia ulubioną wychowanką obecnego tutaj Harry’ego Pottera. Jakieś pytania?
W pomieszczeniu zapadła cisza. Wszystkich zdziwiła nagła zmiana w zachowaniu dziewczyny. Pierwszy oprzytomniał Lupin:
- Kogo miała na myśli matka Syriusza, mówiąc o twoim przodku?
- Nie mam pojęcia. – wzruszyła ramionami – Może mnie z kimś pomyliła? Nie znał nikogo podobnego do mnie?
- Nie, raczej nie. – zamyślił się – Chociaż… tylko ona miała czarne włosy… i garbaty nos.
Skrzywiła się lekko, jakby właśnie zobaczyła coś obrzydliwego.
- Też mam garbaty nos. Tylko Tonks mi go zmieniła. Właśnie, kiedy ona przyjdzie?
- Jest w pracy, zaraz powinni być z Neville’em. – odpowiedział Charlie.
- Dzięki,… Charlie?
- Skąd wiedziałaś.
- Ha, ja wiem wszystko! – mrugnęła, siadając na krześle – Dorwałam się do albumu profesorka… Upss.
- Co?! Czyli to ty grzebałaś mi w rzeczach! A ja myślałem że to Fred i George!
- Czemu zawsze wszystko jest na nas?! – zaprotestowali jednocześnie bliźniacy, na co wszyscy wybuchli śmiechem. Nikt nie zauważył wychodzącej z kominka kobiety o różowych włosach. Zaraz za nią z płomieni wyłonił się smętny, „dobrze zbudowany” mężczyzna. Kiedy ruszył w stronę drzwi Alicja w momencie zamilkła. Odprowadziła go kawałek spojrzeniem, po czym skoczyła ku kobiecie z głośnym okrzykiem „Tonks!”
- Czyżby jaśnie pani postanowiła opuścić zamek i zaszczycić nędznych Zakonników swą obecnością?
Zaczęła droczyć się z dziewczynką.
- Owszem, stwierdziłam bowiem, iż nie przystoi w zamczysku ostawać gdy oddany giermek do ludu się udaje. – odpowiedziała z uśmiechem.
- Kogo nazywasz „oddanym giermkiem”? – spytał Potter przewidując odpowiedź.
- A kto bez żadnego sprzeciwu przeniósł moją czekoladę przez pół Hogwartu?
Pomieszczenie znów wypełnił śmiech, Alicja jednak, jakby tyko na to czekając, zapytała:
- Co stało się Neville’owi?
- To dłuższa historia… zresztą, nie pozwolił mi mówić.
- Mhm. – utkwiła wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie – A nie wiesz, gdzie mógł teraz iść?
- Pewnie do tego pustego pokoju na drugim piętrze…
- Dopilnuj, żeby nikt stąd nie wyszedł, dobrze?
I zanim aurorka zdążyła cokolwiek powiedzieć zniknęła za drzwiami.

* * *
Zapukała do trzecich z kolei drzwi. Znów nie otrzymała odpowiedzi, lecz tym razem coś ją tknęło i weszła do pokoju. Nie było w nim żadnych mebli, przez niewielkie, wysoko osadzone okienko wpadała wąska wiązka promieni bladego, zimowego słońca. Pod ścianą siedział czarnowłosy mężczyzna, jego włosy były jednak (w przeciwieństwie do czupryny Pottera) porządnie rozczesane i ułożone.
- Cześć. – zaczęła cicho – My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Alicja Donnel, a ty?
- Neville Longbottom. – odpowiedział bezbarwnym tonem. Blondynka odetchnęła mimo woli. Wyglądało na to, że nie płakał. Nie wiedziała czemu, ale wydawało jej się, że nie ma nic trudniejszego do opanowania niż płaczący facet.
- No więc, Neville… Powiesz mi co się stało?
- Nic.
Zaśmiała się sztucznie.
- Słuchaj, może i jestem tylko dzieckiem, ale wiem, że z powodu „niczego” nie ucieka się od przyjaciół do pustego, zakurzonego pomieszczenia.
- I tak nie zrozumiesz…
- Jeśli nie dasz mi szansy na pewno nie zrozumiem. – przerwała mu – Więc?
Uparcie milczał. Dziewczyna usiadła obok niego i zniżyła głowę, usiłując zajrzeć mężczyźnie w oczy.
- Więc? – powtórzyła.
- Snape. W końcu udało mi się go namierzyć i złapać. Doprowadziłem go do Azkabanu, zamknąłem go w celi. Kazali mi chwilę tam zostać. Przez dwie minuty byłem pewien, że pierwszy raz w życiu zrobiłem coś dobrze od początku do końca. A on oczywiście musiał to zepsuć… Jakoś wydostał się z celi i mnie ogłuszył. Najnormalniej w świecie zdzielił mnie cegłą po głowie. I znowu dowiódł, że jestem tylko marną karykaturą czarodzieja.
- Nieprawda! – zaprzeczyła ostro – Zastanawiałeś się, dlaczego dostałeś cegłą a nie jakimś zaklęciem? Snape po prostu wiedział, że gdybyś zareagował mógłby mieć poważne kłopoty z wydostaniem się z więzienia.
- Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć.
- Tak, oczywiście. Wyrwałam się z roześmianego tłumu tylko po to, żeby jakiś facet którego nie znam przestał chodzić z nosem na kwintę. Logiczne? Nie wydaje mi się. Słuchaj, Neville: kiedy tu szłam kierowała mną tylko i wyłącznie ciekawość. A to, że robisz z siebie ofiarę losu na pewno nie pomoże ci w ponownym złapaniu Snape’a. Jak będziesz miał wolną chwilę, to się zastanów, komu chcesz udowodnić że zasługujesz na bycie aurorem; Malfoyowi, czy sobie? A teraz chodź już na dół, bo Tonks może sobie nie poradzić z utrzymaniem ich w kuchni.

* * *

Członkom Zakonu Feniksa, którzy ten dzień postanowili spędzić w Kwaterze Głównej, czas płynął bardzo szybko. Całe popołudnie minęło im na śmianiu się to z Alicji, to z Harry’ego. Swoje pięć minut miał również czteroletni synek Billa i Fleur, Nick, który podbił serce Donnelówny jednym zdaniem:
- Mamusiu, czy to jest córeczka Harry’ego?
Francuzka nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż dziewczyna porwała małego na kolana.
- Nie, Harry nie jest moim tatą. Jestem już za stara, wiesz?
- Aha… A dlaczemu przyjechałaś tutaj na święta? Mikołaj może cię nie znaleźć. – dodał szkrab tonem znawcy.
- Mikołaj na pewno mnie znajdzie. Ma specjalny radar, którym wykrywa gdzie są osoby, dla których ma prezent. A przyjechałam tutaj, bo… - zawahała się chwilkę - bo moich rodziców nie ma, a Harry jest dla mnie jak brat.
Oczy chłopczyka rozszerzyły się.
- Gdzie są twoi rodzice?
- Daleko.
- Nicholas, nie męć już Alicji. Chodź, ciocia Tonks robi sztućki. – Fleur odciągnęła od niej synka. Ala rzuciła jej pełne wdzięczności spojrzenie; pytania chłopca dryfowały w niebezpiecznym kierunku. Podążyła za nim do kobiety zmieniającej swój wygląd. Uśmiechnęła się do niej szeroko i zaczęła zmieniać kolor oczu na fioletowy. Nagle zachłysnęła się:
- Twój nos! Zostawiliście go w spokoju! Harry, czy ty naprawdę nic nie wiesz z transmutacji?
- No… ee… - zaczął się jąkać.
- A co się stało? – wybawiła go jedenastolatka.
- Trzeba jak najszybciej zdjąć zaklęcie z twojej twarzy. – uciszyła ruchem dłoni nabierającą powietrza blondynkę – To nie jest trwale zaklęcie, w końcu i tak minie, ale wtedy twój nos może mieć naprawdę oryginalny kształt.
Alicja wypuściła powietrze ze świstem.
- No dobra. – mruknęła smętnie. Aurorka machnęła krótko różdżką, mrucząc przy tym przeciwzaklęcie. Następnie odwróciła się do ciągnącego ją za rękaw Nicka, a blondynka podeszła do lustra. Obejrzała dokładnie swoje odbicie, westchnęła głośno i stwierdziła:
- Jestem beznadziejna.
- Hę? – mruknął Potter.
- Be-zna-dziej-na. Spójrz tylko na mnie! – odwróciła się do niego przodem – Mam nos jak zła czarownica z ilustracji do mugolskich bajek, ogromne oczyska, powiększane dodatkowo przez okulary, które mogłyby się w końcu zdecydować, jaki mają kolor, żółte zęby… no dobra, na to jest dobre zaklęcie… ale o moich włosach lepiej nie wspominać. Co to w ogóle jest!? – wzięła w dwa palce pasemko zbyt krótkie, by złapała je gumka – Bo mnie najbardziej przypomina siano. Najbardziej, kiedy poziom wilgoci jest choć troszeczkę wyższy, niż powinien być… czasem stwierdzam, że to nie włosy tylko barometr.
Znów westchnęła, oparła wierzch dłoni o czoło w teatralnym geście i opadła bezwładnie na kanapę. Jej głowa wylądowała na kolankach Harry’ego.
- Wiesz, jak to się nazywa? – zapytał, nachylając się nad nią lekko.
- Eee… realizm?
- Nie. – dziewczyna otworzyła jedno oko – Kompleksy!
- Dobra, niech ci będzie… - mruknęła i ziewnęła potężnie.
- Idziesz spać. – rzucił czarnowłosy rozkazującym tonem.
- Nie wiem gdzie.
- Zaprowadzę cię.
- Jest jeszcze wcześnie! – zaprotestowała natychmiast siadając – Dopiero dziewiąta! Zazwyczaj o tej porze jestem w jakiejś pustej z… - ugryzła się w język – chciałam powiedzieć… jestem w pokoju wspólnym Gryfonów i robię zadanie.
- No cóż, nie wydaje mi się, żebyś dotarła do wieży Gryffindoru przed ciszą nocną. I chyba nie masz nic zadane. Do spania.
- Nie pójdę! – skrzyżowała ręce na piersi i przyjęła wyraz twarzy pięciolatka, który nie dostał lizaka. Zaraz jednak zmienił się on radykalnie, gdyż profesor przewiesił ją sobie przez ramię.
- Puść mnie! Harry! Po to mam nogi, żeby na nich stać! I naprawdę umiem chodzić! Postaw mnie! – zaczęła wrzeszczeć i walić go w plecy. Zdawał się tego nie słyszeć. W drzwiach złapała się mocno framugi.
- Może byście mu coś powiedzieli, zamiast tak stać i się śmiać. O! Pani dyrektor! – krzyknęła, gdyż z płomieni wyłoniła się McGonagall – Może pani mu powie, żeby mnie puścił!
- Dyrektorka? – mruknął Harry, po czym odwrócił się tak nagle, że dziewczyna nie zdołała utrzymać framugi – Dobry wieczór, profesor McGonagall! Proszę dać mi chwilkę, muszę coś zanieść na górę.
- Panie Potter, oczekuję wyjaśnień! Co panna Donnel robi w Kwaterze Głównej? I dlaczego, na Merlina, nie chcesz postawić jej na ziemi?
- Tylko ją odniosę. Zaraz wracam.

* * *
McGonagall zorganizowała, przynajmniej zdaniem Pottera, nieważne zebranie, po którym większość udała się do domów. Przy Grimmauld Place zostali jedynie państwo Weasley, Ron, Hermiona, Lupin, a także Bill i Fleur, gdyż mały Nicholas zasnął kiedy trwało zgromadzenie. Harry otworzył cicho drzwi do pokoju Alicji. Dziewczyna spała wtulona w kołdrę, wszystkie świece znajdujące się w pomieszczeniu paliły się.
Czy ona zwariowała? Chce podpalić dom? - pomyślał, mamrotając zaklęcie gaszące. Zaraz dostrzegł jednak, że na podłodze obok lóżka leży książka. Podniósł ją i przeczytał tytuł. „Atramentowe Serce”… Ustawił się tak, by na strony padało światło jedynej niezgaszonej świecy i zaczął czytać…
„Tamtej nocy padał deszcz - drobny, szemrzący deszcz…”*
Chwila, jak to „niezgaszonej świecy”? Szybko zamknął książkę. Rzeczywiście, świeczka stojąca na szafce nocnej dziewczyny nadal się paliła. Nachylił się, aby ją zdmuchnąć, jednak smukła dłoń zasłoniła wysoki płomyk przed podmuchem.
- Tę zostaw – szepnęła jedenastolatka – Proszę… Nic się nie stanie, obiecuję!
- Boisz się ciemności? – zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Jej twarz natychmiast stężała, a w oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.
- Nie boję się niczego. – odpowiedziała bezbarwnym tonem.
- Słuchaj, strach to naprawdę nic złego…
- Nie znam tego słowa! – przerwała mu – Możesz wziąć tę książkę, tylko wyjdź, proszę. Chcę się wyspać, jeśli mam do tego okazję.
Skinął głową i wyszedł. Jedno ze zdań wypowiedzianych przez dziewczynę obijało mu się echem po mózgu.„Nie znam tego słowa”… Mógłby się o to kłócić. Byłby nawet skłonny dać sobie głowę uciąć, że boi się ona wielu rzeczy, tylko nie chce się do tego przyznać.
Ale dlaczego?
I wtedy nasunęła mu się odpowiedź. Echo całkiem innych słów, całkiem innej osoby… „Strach jest słabością, a ja nie jestem słaby”… tylko kto to powiedział?
Harry uświadomił sobie, że zabrał ze sobą książkę.
Mugolska fantastyka? Czemu nie…
Położył się i zaczął czytać.
* fragment książki „Atramentowe serce” autorstwa Cornelii Funke, rozdział pierwszy, linijka pierwsza.




--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Zakohana w książkach   Magia Miłości [cdn]   29.04.2007 15:00
marek   nie przeczytałem całości... jednak z tego co widzę...   04.05.2007 16:07
Zakohana w książkach   obiecałam drugi rozdział i jest. trochę krótszy, a...   06.05.2007 13:07
Zakohana w książkach   Czemu nikt nie pisze komentów?? Zatkało was bo bez...   09.05.2007 17:15
czarownica88   śliczne:) jedyną wadą jest to że fragmenty są krót...   09.05.2007 20:48
Zakohana w książkach   Następne rozdziały będą już dłuższe. W sumie to 2 ...   11.05.2007 07:10
kruszynka85   FF jest swietny. Calkiem inny niz poprzednie ktore...   20.05.2007 13:58
Zakohana w książkach   Ekhem, ekhem... no więc macie dwa rozdziały, i to ...   21.05.2007 21:50
kruszynka85   Niemoglam sie doczekac dalszego ciagu tego opowiad...   21.05.2007 23:26
Ines   Rzadko spotykam się z opowiadaniem, które mnie zac...   22.05.2007 10:45
Zakohana w książkach   Szósty rozdział będzie długi. Bardzo długi. Przele...   25.05.2007 14:50
Ines   Cudo ;) Zakochałam się w tym opowiadaniu. Kurczę n...   25.05.2007 16:41
kruszynka85   Kochana Twoje opowiadanie robi sie coraz lepsze i ...   25.05.2007 22:52
Abaska   Uuu widzę, że jestem póki co jedyną osobą, która m...   28.05.2007 20:42
Zakohana w książkach   Na wstępie chciałam podziękować pewnej użytkownicz...   05.06.2007 21:44
Abaska   Okay, rozpisałaś swą ripostę w punktach, więc spró...   08.06.2007 10:32
kruszynka85   kiedy bedzie nowy rozdzial? nie moge sie doczekac   21.06.2007 01:05
Zakohana w książkach   Na kolejny rozdział trochę sobie jeszcze poczekaci...   30.06.2007 13:25
Zakohana w książkach   Udało mi się wyrwać wcześniej. Proszę: Rozdział 7...   18.07.2007 11:00
Zakohana w książkach   Wszyscy, którzy czytali mojego ficka wyjechali na ...   12.08.2007 15:19
Tarjei   Eee... przyznam się bez bicia, że musiałam się zmu...   25.08.2007 11:38
Zakohana w książkach   Rozdział 9 Rąbek tajemnicy Mijał dzień po dniu. W...   25.08.2007 16:32
sinner   Podoba mi się twoje opowiadanie... Jak mało które....   02.09.2007 20:48
Tarjei   no dobra wróciłam... ale dlaczego w tekście brakuj...   07.09.2007 18:11
Zakohana w książkach   Tarjei, dzieciom najczęściej wapja się, że ludzie ...   07.09.2007 18:55
Tarjei   Widzisz chyba mamy inne doświadczenia... Ja jak dz...   08.09.2007 20:07
sinner   Potwierdzam... Nierealistyczna ta dziewczynka......   09.09.2007 16:13
solve   Tyle, że to jest dziewczynka FIKCYJNA, a nie realn...   09.09.2007 18:09
Zakohana w książkach   slove, muszę przynać ci rację co do tego, że wiele...   10.09.2007 17:29
Lakshmi   Jak to? czytałąm tylko kilka fików, w których był...   10.09.2007 17:33
Zakohana w książkach   Rozdział 10 Odwiedziny Nie mógł namówić dwojga j...   12.09.2007 19:15
sareczka   Naszła mnie ochota na skomentowanie tego opowiadan...   25.09.2007 22:30
Zakohana w książkach   Dobra... Po pierwsze, dziękuję sareczce za bardzo ...   26.09.2007 08:10
Zakochana w fantastyce   Ala jest bardzo fajna dla mnie. :milka: :milka: ...   01.10.2007 17:08
Zakohana w książkach   Dobra... Zajęłam się idealnością... I brakiem stra...   24.10.2007 22:07
Zakohana w książkach   Udało się! Przebrnęłam przeż "Krzyżaków...   19.11.2007 21:58
Claudia_Black   Czemu to takie krótkie?   19.11.2007 22:06
Zakohana w książkach   Ehh... pechowy numerek. Mam nadzieję, że nie wysze...   01.12.2007 18:12
aurorka_gryfonka   Twoje opowiadanie jest super! Czytałam wszystk...   09.12.2007 18:41
Zakohana w książkach   Z lekkim poślizgiem, ale jakoś mi z głowy wyleciał...   01.01.2008 14:55
Tomak   Zarąbisty fanfick muszę Ci powiedzieć :D Bardzo mi...   06.01.2008 00:12
Zakohana w książkach   [size=7]Rozdział 15 Uderzenie zegara Spokojna ci...   26.01.2008 01:00
Zakohana w książkach   [size=5][color=red]Uwaga!! Rozdział zawier...   16.02.2008 22:13
Zakohana w książkach   [size=7]Rozdział 17 Fantastyczna Czwórka List. K...   24.03.2008 19:29
czarownica88   Nikt nie komentuje i nie ma następnego rozdziału, ...   11.04.2008 21:29
klakla999   Czytam twoje opowiadanie i bardzo mi się ono podob...   13.04.2008 13:48
Anula93   Ja tam uważam że to opowiadanie jest całkiem cieka...   11.06.2008 16:51
Saphira Shadow   Jestem bardzo zdziwiona, ale pozytywnie!!B...   01.02.2009 16:52


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.05.2024 17:48