Każdy Dobrze Wie..., rozdział 6!!!
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Każdy Dobrze Wie..., rozdział 6!!!
psota |
![]()
Post
#1
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 20 Dołączył: 20.07.2007 ![]() |
"Każdy dobrze wie"
" ...tego, co nam zapisane nie da zmienić się... " To moje pierwsze opowiadanie. Tytuł został zainspirowany piosenką „Tak miało być” Molesty Ewenement. Beta: Sara Maria <pokłon> __________________________________________________________ ROZDZIAŁ I „A serce swej pociechy darmo upatruje”* Pojedynek Bellatrix i Syriusza... Syriusz wpadający za zasłonę... Szyderczy śmiech Belli... - NIE!!! - Przeraźliwy krzyk rozdarł ciszę nocną. Czarnowłosy chłopak gwałtownie usiadł na łóżku. Właśnie obudził się z kolejnego koszmaru. Światło ulicznej lampy padało na jego sylwetkę. W pokoju panował półmrok. Na jego czole widniały krople potu, klatka piersiowa unosiła się w szaleńczym tempie, a w zielonych oczach widoczny był strach i ogromy ból. Po chwili zaczął uświadamiać sobie, gdzie się znajduje i co się stało. Opadł bezsilnie na posłanie. Wróciły do niego wspomnienia z ostatnich dni szkoły. - Syriuszu, wróć do mnie – cichy, załamany głos na chwilę wypełnił pustkę. W oczach chłopaka zalśniły łzy. Z ust wydobył się szloch. Kołysany przez świszczący wiatr wkrótce zapadł w niespokojny sen. *** - Wiecie, co macie robić? - Tak, panie. – Pięć pochylonych, ubranych na czarno postaci odpowiedziało zgodnie. - Już niedługo Dumbledore znajdzie się w trumnie, a bezbronny Harry będzie zdany na moją łaskę. – Szaleńczy śmiech powodujący, że osoby słyszące go, kamieniały ze strachu, a włosy na ich głowach stawały dęba, odbił się echem po ogromnej komnacie. Komnata była wielkości sali balowej. Marmurową podłogę otaczały kamienne ściany ozdobione rzeźbami przedstawiającymi najpotężniejszych czarodziejów minionych czasów. Na środku stała wysoka, szczupła postać cała odziana na czarno. Przed nią pochylało się w geście szacunku i pokory pięć innych zakapturzonych postaci. - Możecie odejść. Czarnoksiężnicy ukłonili się nisko, po czym tyłem wycofali się do ogromnych, dębowych drzwi. *** - Severusie, on jest nienormalny. Nott mówił, że pięciu młodych wysłał na jakąś ważną akcję. Kompletnych nowicjuszy. - A czy on kiedykolwiek był normalny? Ciekawe, co Czarny Pan ma w planach. - Czarnowłosy mężczyzna dopił herbatę. - Nie podoba mi się to. Nie powiadamia o niczym wewnętrznego kręgu. Nawet Bella nic nie wie. - Może po prostu nie chce wiedzieć. - Usta Snape wykrzywiły się w złośliwym uśmieszku. - Myślisz? - Lewa brew arystokraty powędrowała do góry. - Podejrzewam. Lucjusz Malfoy machnięciem ręki przywołał barmana, prosząc go o rachunek, po czym zapłacił za herbatę i dużą kawę. - Skontaktuj się ze mną, Lucjuszu, jak się czegoś dowiesz - rzekł, podnosząc się z krzesła. - Oczywiście. *** - Harry jest bezpieczny u swojego wujostwa. Na razie nie powinniśmy go przenosić do Zakonu Feniksa. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze. – Czarodziej odchylił się w swoim krześle do tyłu. Severus przytaknął. Wiedział, ba!, doskonale rozumiał to, iż bezpieczeństwo Złotego Chłopca jest teraz najważniejsze. Ten nieodpowiedzialny bachor był najcenniejszy w tej wojnie. W końcu ktoś musi pokonać Czarnego Pana, a z tego, co głosi przepowiednia wynika, że tylko on posiada dostateczną moc, by to zrobić. Ciekawe, cóż on może mieć takiego niezwykłego w sobie? Trudne dzieciństwo, które Czarny Pan może wykorzystać na wiele sposobów. Naiwność, butność, szlachetność aż do bólu. Odważny... taak, jest odważny, ale ta odwaga częściej przypomina głupotę. Inteligencją nie grzeszy, a jego stosunek do niektórych przedmiotów jest oburzający. Wszyscy za niego decydują i przestawiają, niczym zabawkę z kąta w kąt. Tak, jak ciebie w czasach twego dzieciństwa, Severusie, irytujący głosik odezwał się w głowie Mistrza Eliksirów. Z ponurych myśli wyrwał go Albus. - Możesz odejść, dziękuję ci. Jeżeli się czegoś dowiesz, powiadom mnie niezwłocznie. Mężczyźni pożegnali się i Snape udał się do swych prywatnych komnat. Albus Dumbledore został sam na sam ze swoimi myślami. *** W tym samym czasie przed domem państwa Granger pojawiły się dwie zakapturzone postacie. Wiał silny wiatr. Uliczne latarnie przygasły. Marshall i Eryk zbliżyli się do drzwi wejściowych. Cicho, niczym koty przemieszczali się po domu, aż dotarli do sypialni rodziców Hermiony, którzy przytuleni do siebie, spokojnie spali. Zostawili ich w spokoju. W duchu żałowali, że nie mogą się z nimi zabawić, ale rozkaz to rozkaz. Szukali jedynie dziewczyny z burzą loków na głowie. Szybko znaleźli jej pokój. Pchnęli drzwi, które bez żadnych trudności ustąpiły. - Drętwota – szeptem wypowiedziane zaklęcie wydobyło się z ust Marshalla. Nieruchomą dziewczynę dodatkowo związali, a później z cichym trzaskiem teleportowali się. *** Posesja państwa Weasley'ów była okryta mrokiem. W żadnym z okien nie tliło się, choćby jedno światełko. Mieszkańcy Nory pogrążeni byli w krainie snu. Tymczasem trzech czarnoksiężników zakradało się do środka. Mugolskim sposobem otworzyli drzwi, mijając przy tym czarodziejskie zabezpieczenia. Podłoga pod wpływem ich kroków delikatnie skrzypiała. Wspięli się po schodach. Zza drzwi z tabliczką „Ronald Weasley” dobiegało głośne chrapanie. Jedna z postaci weszła do środka, podczas, gdy pozostałe zostały na korytarzu. Śmierciożerca zakneblował i związał śpiącego chłopaka, po czym cała trójka wyszła ze swoją zdobyczą na zewnątrz, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Po dotarciu na skraj lasu, teleportowali się. *** __________________________________________ * Fragment "Trenu VIII" Jana Kochanowskiego Ten post był edytowany przez psota: 18.03.2008 15:53 |
![]() ![]() ![]() |
psota |
![]()
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 20 Dołączył: 20.07.2007 ![]() |
ROZDZIAŁ III
Ledwie w sobie czuję duszę I tę podobno dać muszę.* Komnata była małych rozmiarów. Ściany, na których wisiały mapy, zostały utrzymane w tonacji fioletowej. W dużym oknie znajdowały się witraże przedstawiające bujną roślinność; nad nim zaczepiony był stalowy karnisz, z którego zwisała jedwabna zasłona. Po prawej stronie od dębowych drzwi stało biurko, a na nim leżało kilka kartek. U sufitu przyczepiono wielki, pozłacany żyrandol. Podłoga zrobiona została z marmuru. Cztery zamaskowane postacie skłoniły głowy, wyrażając tym swoje posłuszeństwo. W lewym kącie pomieszczenia kulił się mały człowieczek ze szczurzą twarzą. - Glizdogonie... - Tak, panie. - Wyciągnij rękę. *** Piekący ból w przedramieniu sprawił, że uniósł ociężałe powieki. Resztki, i tak niespokojnego, snu uleciały w niepamięć. Zwlókł się z posłania, stawiając nogi na puszystym dywanie. W kominku naprzeciwko żarzyły się węgielki. Podszedł do ciemnobrązowej szafy i zaczął w niej grzebać. W jego bladych rękach ukazały się czarne szaty oraz maska. Szybkim krokiem udał się do łazienki, gdzie zimną wodą opłukał twarz. Narzucił na siebie strój, sprawdzając w lustrze, czy dobrze leży, po czym napisał kilka słów na skrawku pergaminu. W pośpiechu przemierzył korytarze oraz błonia. Dobiegłszy do Zakazanego Lasu, Severus Snape teleportował się. *** Przestraszył ich chrzęst klucza otwierającego drzwi. Wymieniwszy zaniepokojone spojrzenia, zerwali się na równe nogi. W progu ukazały się dwie zamaskowane postacie. Powoli zbliżyły się do nastolatków, po czym wyprowadziły z celi, cały czas trzymając w żelaznym uścisku. Ron zaczął się szarpać, czym pogorszył swoją sytuację. Śmierciożerca wykręcił mu ręce, powodując tym ból nie do zniesienia. Szli długim, ciemnym korytarzem z wysokim sklepieniem. Drogę oświetlały im pochodnie zawieszone na stalowych hakach. Wciąż skręcali, co chwila mijając inne pomieszczenia. Głębokim echem odbijał się stukot ich butów. Korytarze ciągnęły się w nieskończoność, tworząc gigantyczny labirynt. Dotarli w końcu do ogromnych, drewnianych schodów, na których szczycie znajdowały się ogromne wrota. Postać trzymająca Hermionę nacisnęła mosiężną klamkę w kształcie węża. Oczom młodych gryfonów ukazała się wielka komnata, na środku której widać było tron zajmowany przez samego Lorda Voldemorta. Otaczał go krąg śmierciożerców. - Witam moich gości - rozległ się syczący głos, a drzwi natychmiast zamknęły się z hukiem. Gryfoni stali, jak spetryfikowani. Tymczasem Czarny Pan podniósł się ze swojego miejsca i podążył w ich stronę. Machnięciem ręki nakazał puścić nastolatków. Słudzy Lorda udali się na swoje miejsca. Wewnętrzny krąg przesunął się tak, by otoczyć przerażonych Rona i Hermionę. Posągi czarodziejów, które pod wpływem światła zdawały się pochylać nad osobami, potęgowały ich strach. - Czego chcesz? Nie uda ci się zwabić tu Harry'ego! - wrzasnął Ron. - Crucio. - Zaklęcie ugodziło rudego chłopaka w pierś. Zgiął się w pół, a z jego ust wydobył się krzyk. Hermiona z przerażeniem patrzyła na upadającego przyjaciela, nie wiedząc, co robić. - Mam nadzieję, że to cię nauczy szacunku. Natomiast Potter... Mam całkiem inne zamiary względem niego. Po tych słowach odwrócił się i z powrotem udał na swój tron. - Złożycie mi przysięgę - ten syczący głos nie wróżył nic dobrego. - A co, jeśli się nie zgodzimy? - Po chwili milczenia takie pytanie wydobyło się z zaschniętego gardła dziewczyny. - Przygotowałem się na taką ewentualność. Na znak dany przez Czarnego Pana dwóch śmierciożerców przyprowadziło rodziców nastolatków. Hermiona poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Ron zbladł gwałtownie, niedowierzająco kręcąc głową. Zarówno państwo Granger, jak i Weasley'owie sprawiali wrażenie osób, które przez dłuższy czas przebywały w niewoli. - Przyrzekniecie wszystko, co tylko zechcę na śmierć i życie... W innym wypadku wasi najbliżsi ucierpią. - Na śmierć i życie? - w głosie Hermiony słychać było niedowierzanie. - Widzę, że panna Granger orientuje się, o co chodzi. Ron popatrzył na przyjaciółkę, nic nie rozumiejąc. - Zatem wytłumacz to swojemu przyjacielowi. - Składając przysięgę na śmierć i życie - zaczęła drżącym głosem - przysięgamy jednej lub kilku osobom, że dotrzymamy warunków nam postawionych do czasu zakończenia terminu przysięgi, a tym może być jedynie śmierć osoby, której przyrzekaliśmy lub zwolnienie z przysięgi przez tę osobę. Przyrzekający będą żyć, jeżeli będą dotrzymywać danego słowa. Jeśli zaś zerwą albo spróbują oszukać przysięgę, czego nie da się zrobić, umrą. Jedyną ucieczką przed złożonymi warunkami jest śmierć. Patrząc na coraz bardziej przerażony wyraz twarzy Rona, sama zaczęła się trząść. Tymczasem Lord Voldemort z zaciekawieniem przyglądał się swoim gościom. Jego plan był idealny. Pierwszy punkt został zrealizowany. Ma przed sobą dwójkę najlepszych przyjaciół Harry'ego Pottera, którzy zdani są wyłącznie na jego łaskę. Bez żadnych problemów mógłby ich zabić, jednakże nie na tym mu zależało. To właśnie oni byli pierwszym z najbardziej bolesnych ciosów, jakie zada temu okropnemu chłopakowi. Tym razem będzie niszczył go stopniowo, aż na samym końcu nie zostanie mu nic prócz martwego ciała. Czas na małą zabawę, Potter.- Warunki - podniósł się ze swojego miejsca, po czym stawiając kilka kroków, powiedział - po pierwsze będziecie dostarczać mi informacje o Harrym... jak się uczy, komu ufa, kto mu się podoba, co go martwi, a co cieszy... słowem, wszystko. - Zamilkł na chwilę, jakby zastanawiając się, co powiedzieć dalej. - W ostatecznej bitwie, jeśli do takiej dojdzie, staniecie po mojej stronie, jako moi wierni słudzy. Nie będę wymagać od was pełnego posłuszeństwa, jedynie spełniania moich poleceń. Oczywiście, nie piśniecie ani słowa na temat tego, co tu zaszło. - Nigdy! - krzyknął Ron. - Nad tym bym się zastanowił, panie Weasley. Rodzice nastolatków zostali podprowadzeni do Lorda Voldemorta, którego usta wykrzywił paskudny grymas. - Jak już powiedziałem, przysięgę tę złożycie na śmierć i życie. A więc, decyzja należy do was. - Nie staniemy po twojej stronie - głos Hermiony nie brzmiał przekonująco. Lord Voldemort powoli odwrócił się i skierował różdżkę na ojca panny Granger. -Crucio. - Ojciec Hermiony upadł na ziemię z krzykiem, podciągając kolana pod brodę. W tym samym czasie trzech innych śmierciożerów podniosło swoje różdżki, wypowiadając zaklęcie. Państwo Granger i Weasley zwijali się na podłodze, wrzeszcząc przeraźliwie. Na ich twarzach malował się ogromny ból. Z trudem łapali powietrze. - Nie! Zostawcie ich! Dosyć! - Hermiona przerwała bolesną klątwę. Ron stał, tylko patrząc na scenę rozgrywającą się przed jego oczami. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Jego rodzice byli torturowani, a on nie miał pojęcia, co robić. Z transu wyrwał go dopiero głos Hermiony. - Przyrzekniemy, co zechcesz... tylko... tylko nie rób im krzywdy i wypuść ich na wolność. - Panie Weasley? Ronald nie mogąc wydusić z siebie żadnego głosu, przytaknął jedynie głową. - Czas zacząć rytuał. *** Czuł się wypoczęty. Leżał na czymś miękkim, opatulony kołdrą aż pod szyję. W powietrzu unosił się zapach herbacianych róż. Nie chciał otwierać oczu, gdyż musiałby zderzyć się z szarą rzeczywistością, a na to nie był jeszcze gotowy. Wtem, usłyszał oddalony szmer, jakby zamykanych drzwi. Ktoś wyszedł z pokoju. Harry Potter leżąc nieruchomo, nasłuchiwał, czy ktoś jeszcze nie znajduje się w tym pomieszczeniu. Gdy był już pewien, powoli otworzył oczy. Znajdował się w obszernej komnacie w ogóle nieprzypominającej miejsca, w którym sypiał wraz z Ronem. Nad sobą miał czarny baldachim z delikatnej tkaniny. Ściany koloru ciemnozielonego ozdabiały wzory w kształcie bordowych róż. Uniósł się na łokciu, by móc obejrzeć całe pomieszczenie. Po swojej lewej stronie, jakieś dziesięć kroków od łóżka, znajdowały się drzwi. Obok stała komoda w kolorze bordowym, a na niej mały wazonik z różami. Prawie całą ścianę zajmowało okno, przez które wpadały słoneczne promienie. Naprzeciwko siebie miał biurko z czarnego drewna, spod którego wysuwał się puszysty dywan w kolorze bieli. Kolor ten łamał i rozświetlał cały pokój, czyniąc go o wiele cieplejszym. Całość wnętrza dopełniało kilka obrazów przedstawiających pola i lasy oraz wielki świecznik stojący na podłodze przy drugich, wąskich drzwiach. Ostatnimi słowami, jakie pamiętał, były te wypowiedziane przez Moody'ego. O tym, że Hermiona również zaginęła. Znowu zemdlałem. Zaczyna mi to wchodzić w nawyk, gorzka myśl przemknęła mu przez głowę. Doszedł do wniosku, że musieli przenieść go w jakieś nieznane mu pomieszczenie w siedzibie Zakonu Feniksa. Chłopak był wyczerpany zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Potrzebował dużo spokoju. Przekręcił się na bok, nakrywając się kołdrą po uszy. Myślał o przyjaciołach, zadając sobie pytanie, czy kiedykolwiek jeszcze ich zobaczy. Zmęczony wszystkim, co się działo ostatnimi czasy, powolutku zapadł w sen. *** - Nic dziwnego, że zemdlał - w głosie szkolnej pielęgniarki słychać było smutek oraz ironię. - Co przez to rozumiesz, Poppy? W gabinecie dyrektora Hogwartu znajdowały się trzy osoby: Albus Dumbledore, Minerwa Mcgonagall i pani Pomfrey. - Chłopak jest wygłodzony i odwodniony. Widać, że nie jadł od kilku dni. Na jego ciele widnieją liczne siniaki. Poza tym miał złamane żebro, rękę w nadgarstku oraz palce u nóg i u rąk. Kości te zrosły się same. Bez opieki specjalistycznej - swoją wypowiedź przerwała ciężkim westchnieniem. - Nad Harrym musiał się ktoś znęcać. Jego organizm jest w tragicznym stanie. Potrzebuje dużo odpoczynku i snu, przede wszystkim. Ustalę też odpowiednią dietę, gdyż żołądek dostający małe ilości pokarmu, kurczy się. Gdyby nagle zjadł zbyt dużo, mogłoby to spowodować uciążliwe wymioty, chociaż wątpię w to, iż ma apetyt. W pomieszczeniu zapadło nieprzyjemne milczenie. Albus zaczynał rozumieć swój błąd. Już dawno powinien zabrać Harry’ego z domu wujostwa. Nie słuchał Molly, która twierdziła, że chłopak jest głodzony, a w oknach ma kraty. Przekonywał sam siebie, że troska pani Weasley jest wywołana tak licznym potomstwem oraz zwykłą ludzką dobrocią. Nigdy nie powiedziałby, że siostra Lilly wyrośnie na taką bezduszną kobietę. *** Patrzył na płaczącą dziewczynę przytulaną przez rudego chłopaka. Druga część planu została wykonana. Ma w swojej garści bezcenną broń, którą zamierza wykorzystać. Musi uzbroić się w cierpliwość. Czas zbierze swoje żniwo, a jego mocy już nikt nie śmie podważyć. Pochylił się nad nastolatkami i rzekł: - Moi naiwni gryfoni - z jego ust wydobył się cichy szaleńczy śmiech. - To nie wasi rodzice stoją przed wami. Hermiona uniosła głowę. - Eliksir wielosokowy jest bardzo przydatny, nieprawdaż? - Mówiąc te słowa, odwrócił się i spojrzał na podnoszących się z ziemi, rzekomych rodziców przyjaciół. -Nie... - Ron już doskonale wiedział, co Czarny Pan ma na myśli. Pamiętał, jak na drugim roku Hermiona przygotowała właśnie ten eliksir dla niego i Harry’ego. Przemienili się wtedy w goryli Malfoy’a. A teraz dali się zwyczajnie podejść i złożyli przysięgę, od której nie ma odwrotu. Zdradzili tym Harry’ego, jak niegdyś Peter zdradził Potterów. - Zabierzcie ich. Śmierciożercy gwałtownie rozerwali przytulających się uczniów, po czym zaprowadzili do tej samej celi, co na początku. - Zbliża się południe. - Lord Voldemort powiódł wzrokiem po czarnoksiężnikach. - Możecie odejść. Severusie, ty zostań. Severus Snape był całkowicie bezradny. W żaden sposób nie mógł pomóc tej dwójce Gryfonów, nie narażając przy tym siebie. Czarny Pan zamierzał wykonać swój plan, robiąc przy tym wszystko, by nic nie stanęło mu na drodze. Przed tym spotkaniem kazał wszystkim przyrzec, że nie zdradzą warunków przysięgi zawartej przez nastolatków. - Za kilka dni stawisz się tu i zabierzesz stąd pana Weasley'a oraz pannę Granger do ich domów. Dumbledore'owi zaś powiesz, że wybłagałeś u mnie ich uwolnienie w szybszym czasie, czym bardziej wkupisz się w jego łaski. Mam też dla ciebie listę eliksirów do wykonania. - W szarej dłoni ukazał się pergamin. - Postaraj się je wykonać, jak najszybciej. Mistrz Eliksirów skłoniwszy głowę z szacunkiem, odebrał kartkę. - Możesz odejść. - Po tych słowach Severus ukłonił się jeszcze raz, po czym wycofał się do drzwi. Wychodząc z twierdzy, zaczerpnął świeżego powietrza. Zmęczony i niewyspany udał się do Hogwartu, zastanawiając się, jak powiadomić o tym Dumbledore'a. Zapowiadał się kolejny, ciężki dzień, na który nie miał siły ani ochoty. _________________________________________________ * Fragment "Trenu XVII" Jana Kochanowskiego |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 07.07.2025 03:47 |