Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Strażnicy, dla fanów Dracona Malfoy'a

sareczka
post 26.09.2007 16:34
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam wszystkich!
Jestem na Magicznym juz dosyć długo, ale dopiero teraz zdecydowałam się wstawić tu coś swojego. Zamieszczałam to opowiadanie już na dziurawcu, więc wielu z Was moze juz je znać. Zapraszam do czytania i proszę gorąco o komentarze smile.gif Ach, początek jest nudnawy, ale reszta podobno wyszła mi lepiej biggrin.gif

"STRAŻNICY" - CZĘŚĆ I TRYLOGII "DZIECKO PRZEZNACZENIA"

PROLOG, czyli tytułem wstępu...

Wschodnia Europa, wioska czarodziejów, mały domek ze ścianami bielonymi wapnem, sierpniowe popołudnie

- Jesteś pewna, ciociu?
- Tak pisze w liście. Dyrektor zgodził się, przyjąć cię na ostatni rok.
- Jak to? Ostatni rok? Przecież miałam iść do Akademii Św.Utrechta Czułego! O jakim dyrektorze ty mówisz?
- Bo widzisz wyniknęły pewne komplikacje, moja droga. System szkolnictwa w Anglii jest inaczej skonstruowany niz w naszym kraju. Musisz ukończyć siedem lat nauki podstawowej, a nie tylko sześć.
- Co?! A u nas w szkole mówili coś innego!
- A kto ci to mówił? Nauczyciele?Czy może organizatorzy tego projektu, co?
- No... nie. Koleżanki z klasy.
- A widzisz! Twoja matka też ci zawsze powtarza, żebyś tak nie słuchała swoich przyjaciół we wszystkim.
- Ta..., a szczególnie czarownic.
- I ma rację. Czy ty nie masz żadnego porządnego autorytetu?
- Mam. Merlina.
- No wiesz! A jakiś żyjący się znajdzie?
- Tak. Ja!
- Bezczelna, jak zawsze!
- Hej, nie denerwuj się tak! Powiedz mi lepiej kim jest ten dyrektor?
- Nazywa się profesor Dumbledoore.

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, sierpniowa noc

Już to gdzieś widziała. Szare, zamglone wzgórza wydały jej się boleśnie znajome. Wychyliła się poprzez ramy otwartego okna jadącego pociągu najbardziej jak tylko mogła. Była pewna, że powinna coś dojrzeć, że już za tym zakrętem zobaczy... Tylko co zobaczy? Wpatrywała się intensywanie w jesienną szarugę, próbując dojrzeć we mgle coś na co podświadomie czekała. Pociąg wciąż pędził. Wsparła dłonie na, opuszczonej prawie do samego końca, szybie. Wciągnęła chłodne wieczorne powietrze w płuca. Czekała, a deszcz spadający na ziemię wąskimi strugami, zwolnił jeszcze bardziej swój lot. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Już wiedziała gdzie jest! To był poprostu Hogwart Ekspress. Tak, na pewno! Zaraz za tymi wzgórzami zacznie zarysowywać się niewyraźny jeszcze kształt zamkowych wież. W tym momencie, aż dziwnym wydało jej się, że wcześniej nie rozpoznała, ani krajobrazu Szkocji, ani wnętrza pociągu, ani tym bardziej celu swojej podróży. Uśmiechnęła się do siebie. Chciała odetchnąć z ulgą.
Chciała, ale nie mogła. Coś było nie tak. Napięcie zdawało się wraz z mgłą wsączać w jej umysł. Miała wrażenie, że się dusi. Otworzyła szeroko usta, nie bacząc na dobre maniery, ale do skurczonych płuc nie dostała się ani krztyna wilgotnego powietrza. Sekundy mijały nieubłaganie, a ona bardzo szybko wpadała w panikę. Dlaczego nikt nie przychodził?! Chciała wołać o pomoc, biec, szukać ratunku, ale nie mogła się ruszyć. Zupełnie jakby ktoś zaklęciem przykuł ją do okna. Nie mogła nic zrobić, a czas mijał. Czuła, że siły opuszczają ją w zastraszającym tempie. Niemalże była w stanie zobaczyć jak jej własna magiczna moc materializuje sie w migoczącą poświatę wokół niej, jak wycieka z niej jak z podziurawionego balona. Nie była w stanie jej zatrzymać. Dusiła się, a Hogwart powoli wyłaniał się z mgły. Brak dopływu tlenu do mózgu zaczął w końcu dawać objawy w jej organizmie. Obraz Hogwartu rozmywał się przed jej oczyma, ginąc w ciemności. Czuła, że zapada się w tą ciemność. Była przerażona coraz bardziej. O, jakże bardzo nie chciała umierać! Gdzieś na granicy świadomości dojrzała jeszcze wyraźnie fragment hogwadzkiego muru. Nie mogła umrzeć! Nie teraz, kiedy... Nie!!!
Kamienie płaczą...

Obudziła się krzycząc i szlochając ze strachu. Oddychała ciężko przez kilka chwil, nie zwracając uwagi na płacz wyrwanego ze snu dziecka. Ulga, nareszcie poczuła ulgę. Nie ruszała się jeszcze przez następne parę sekund, ciesząc się, że to był tylko koszmar. Ciesząc się, że wciąż jeszcze żyje. Odetchnęła głęboko kilka razy chcąc opanować nerwy i powoli wstała z łółżka. Podeszła do łóżeczka dziecka. Niemowlę płakało nadal, machając rozpaczliwie rączkami. Nachyliła się nad nim i wzięła je na ręce.
- Już dobrze, dziecinko. Nie płacz. Mamusia jest przy tobie. Miałam koszmar, ale on minął - kołysała maleństwo w ramionach. - Ciii...no nie płacz już. Nic się nie stało. Wszystko jest dobrze. Ciii...
Dziecko uspokajało się z wolna. "Nie lubi gwałtownego budzenia, tak jak mamusia" - pomyślała, śmiejąc się w duchu. Opiekuńczo obejmowała swe maleństwo.
- No widzisz nie trzeba płakać. Mama jest i zawsze będzie przy tobie.
Duże zielone oczka zlustrowały ją uważnie.
Kamienie płaczą...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wrzesień, przed południem

- A Ty dlaczego nie na lekcjach?
- Okienko mam, a poza tym kim jesteś, żeby o to pytać? Prefekt Naczelną?
- Bezczelna jak każda Gryfonka!
- Nie wierzysz w przyjaźń między Ślizgonką a Gryfonką, co?
- A Ty wierzysz? Od razu widać, że jesteś tu nowa.
- No pewnie, że wierzę. W końcu jestem naiwną Gryfoneczką.
- He he he...No, bynajmniej masz poczucie humoru. Masz coś jeszcze oprócz tego do zaoferowania? Ślizgoni nie przyjaźnią się z byle kim.
- Ostrzegam, jestem szlamą.
- Ha ha ha... Ostrzegam, nie jestem typową Ślizgonką.
- Co przez to rozumiesz? Czyżbyś nie była tak arogancka, złośliwa i uprzedzona jak większość mieszkańców twojego domu?
- Ależ skądże! Miałam tylko na mysli, że nie jestem dzieckiem Śmierciożerców tak jak statystyczna większość w Slytherinie. Co do reszty twój opis się zgadza.
- He he he... Mimo to zaryzykuję. Jak się nazywasz?
- Anna Smithson.

****

ROZDZIAŁ I, czyli co ty o mnie myślisz...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wieczór

Noc Duchów była szczególna. Nawet bardzo s z c z e g ó l n a.
Draco szykował się na ucztę. Czarna szata, srebrne dodatki, zielona, jedwabna koszula. Stanął przed lustrem. Zanurzył dłoń w opakowaniu magicznego żelu Ulizanna, po to aby przygładzić włosy. Choć może się to komuś wydawać dziwne, Draco Malfoy miał normalne włosy, które potrafiły się wichrzyć i odstawać nisfornymi kosmykami. A to, że nigdy nie zapomniał użyć żelu przed opuszczeniem dormitorium było już inną bajką. Tym razem jednak nie wykonał codziennego rytuału. Przeszkodziała mu w tym bowiem niespodziewana, irracjonalna w jego mniemaniu, myśl:
"Jak się czeszą mugolscy chłopcy?"
Zupełnie nie wiedział, czemu się tam pojawiła i natychmiast ze złością ją odrzucił. No tak, znów ta głupia szlama! Stwierdzenie to bynajmniej nie odnosiło się tak jak zwykle do Granger. O, nie. Grangerówna niestety już nie była numerem pierwszym na jego liście ulubionych szlam. Teraz wydawała mu się mile przewidywalna, racjonalnie żałosna i w zdrowy sposób głupia. Młody Malfoy bardzo dobrze wiedział jak wyprowadzić ją z równowagi i chętnie z tej wiedzy korzystał. Niemniej miejsce pierwsze zajmowała obecnie złotowłosa Ithilina Nicks. Dlaczego? Na to pytanie Draco sam przed sobą musiał odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego tak go irytuje ta dziewczyna. Poza faktem, że była szlamą, okazała się jeszcze skomplikowaną osobowością. Nieledwie szmobójczynią! No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto uśmiecha się do Snape'a, czy pozwala sobie na delikatne drwiny z rzeczonego profesora z niewinnym usmiechem na ustach?! To już nie była arogancja, czy głupota. To był jawny brak instynktu samozachowawczego! Każdy normalny, szanujący się uczeń, a już w szczególności Gryfon wiedział, że Snape to nie jest normalny człowiek. Tak więc Ithilina była nieprzewidywalna. Wciąż nie mógł zgadnąć, czy w odpowiedzi na jego kolejna zniewagę, niepostrzeżenie wysunie różdżkę z rękawa i rzuci w niego klątwę bez inkantacji, czy raczej wybuchnie drwiącym śmiechem. Ach, jak ona go irytowała! Bo czego, jak czego, ale niewiedzy żaden czystokrwisty Malfoy nie mógł znieść. A możecie byc pewni, że Draco nie był w tym wypadku wyjątkiem od reguły. Ithilina była jego problemem, zagadką, którą od dwóch miesięcy starał się rozwikłać. Obserwował ją, poznał tajemnicę jej bransoletki, prowokował wielokrotnie na korytarzach, starając się zauważyć w jej reakcjach jakieś prawidłowowści. Ale ona uparcie wymykała się wszelkim zasadom. Draco był niepocieszony. Teraz też myślał o niej, stojąc przed lustrem, z ręką uniesioną, w połowie odległości od opakowania żelu do włosów, z kapiącą z niej mazią. Co by sobie pomyślała ta głupia szlama, gdyby dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle? Może zrobiłaby coś nowego? Tak, to byłaby świetna okazja, żeby ją po raz kolejny zdenerwować i sprowokować. A niech sobie zarobi miły szlabanik u uroczego Mistrza Eliksirów na przykład, skoro tak bardzo go lubi!Draco doszedł do wniosku, że po raz pierwszy odstawi dziś żel. Jakby nie patrzeć, z Nicks w roli przeciwnika nie mozna było się nudzić.
Koniec końców chłopak znalazł się w Wielkiej Sali na uczcie. Sala wyglądała wspaniale! Była przyciemniona, świece paliły się tylko w ogromnych kandelabrach zawieszonych na ścianach i w kilkunastu świecznikach stojących na stołach poszczególnych Domów. Po całym pomieszczeniu krążyły srebrzyste duchy, gawędząc między sobą lub z uczniami, śmiejąc się, albo śpiewając. Na stołach piętrzyły sie różne potrawy i Draco z zadowoleniem zauważył, jak Granger załamuje ręce nad taką ilością jedzenia. Nie bez satysfakcji pomyślał, że jej skrzaci przyjaciele musieli się nieźle napracować, żeby uczta wyglądała tak wspaniale. Z magicznego sklepienia sypał się srebrny pyłek, a w całej Wielkiej Sali niósł się zapach wilgotnego igliwia, pochodzący z nieznanego źródła, a więc zapewne wytworzony magicznie. Malfoy z lubością wdychał świeże, nocne powietrze. Dawało mu to poczucie prawdziwej wolności.
Tymczasem Harry siedział jak na szpilkach przy stole Gryffindooru. Nie rozmawiał z Ithiliną od czasu ich pamiętnego spotkania w łazience Jęczącej Marty. Wciąż nie miał okazji zobaczyć się z nią sam na sam, a nadal nurtowały go jej słowa, wypowiedziane na odchodnym: "Ja też tego nie rozumiem". I jeszcze to jej spojrzenie. Pełne żalu, niedowierzania i czegoś jeszcze, czego Harry sam nie umiałby nazwać. Jakby... tęsknoty? Tęsknoty. Powinien koniecznie z nią porozmawiać. Gdzie ona mogła być? Rozmyślania przerwał mu donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie! Nie muszę mówić, dlaczego się tu dziś zebraliśmy i jemy te wszystkie pyszności - w jego oczach zamigotały wesołe iskierki, a Harry mógłby przysiąc, że Dumbledore spojrzał w tej chwili na Rona Weasleya. - Nasze kochane duchy w tym roku zezwoliły wystąpić w ten ważny dla nich wieczór dwóm uczennicom, które za chwilę oczrują nas swoimi umiejętnościami.
Coś, na kształt przeczucia przemknęło, przez głowę Harrego Pottera.
Dyrektor ponownie usiadł na swoim miejscu. Wszystkie kandelabry i świeczniki w Wielkiej Sali zgasły. W jednej chwili zaległy egipskie ciemności. Zaskoczeni uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a kilka osób opuściło swoje miejsca wpadajac przy tym na sąsiadów. Wtedy z okolic gdzie jeszcze przed kilkoma minutami stał stół nauczycielski, rozbłysło pojedyncze światło wydobywając z mroku tę część sali. Po chwili dołączył do niego wyraźniejszy strumień niebieskiego światła. Wszyscy uczniowie, jak na komendę, spojrzeli w górę, w kierunku źródła światła. Była nim migocząca łagodnie srebrna kula, wisząca gdzieś wysoko pod sklepieniem Zamku. Nagle rozległy się głośne uderzenia perkusji. Odezwały się bębny i talerze. Przez salę przetoczył się dudniący pomruk muzyki. A potem rozległ się głos, który śpiewał melodię tęsknej, niepokojącej pisenki. Jednak nie było śpiewaczki. Wszyscy widzowie czekali.
W smudze światła pojawiła się w końcu jakaś postać. Zupełnie jakby się tam aportowała z innej sali. Draco wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć.
Dziewczyna miała kruczoczarne włosy. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetkę podkreśla długa, biała suknia z rozcięciami do połowy ud. Dziewczyna śpiewała pięknym, czystym głosem. Podchodziła coraz bliżej, krążąc między stołami Domów. Teraz Malfoy mógł juz bez problemu ją rozpoznać. To była Anna Smithson, siódmoroczna Ślizgonka, przyjaciółka tej głupiej szlamy. Ślizgonka, która umie śpiewać! Chłopak postanowił zanotować sobie ten fakt w pamięci. "Pewnie jest z tego powodu lepszym materiałem na żonę dla arystokraty" - pomyślał i uśmiechnął się z goryczą.
Muzyka zalewała umysły młodych adeptów magii, przyjemnie ogłuszającą falą. Była wszędzie. Dudniąca perkusja sprawiała, że uczniom drgały wszystkie narządy wewnętrzne, co im bynajmniej nie przeszkadzało. Anna odśpiewała refren. Kiedy jej głos ucichł, wszyscy poczuli się dziwnie, jakby ktoś wstrzyknął wszystkim słuchaczom potężny zastrzyk energii. Cisza wydawała się obca i nienaturalna dla tego miejsca. Zapanowała zbiorowa euforia. Tu i ówdzie ludzie zaczęli podnosić się z miejsc i oklaskami nagradzali niezwykłą śpiewaczkę. Ale ona tylko dała im znak ręką, aby sie uciszyli. Nastał czas na drugą zwrotkę i kolejną niespodziankę.
Najpierw był silny głos. Mroczny, wibrujacy, jakby lekko schrypnięty, wprawiający w drżenie. Podniecający. A potem w smugę światła wślizgnęła się druga dziewczyna. Tym razem ubrana na czarno, z twarza okoloną złotymi lokami, sięgającymi ramion. Cóż, takie włosy miała tylko jedna osoba w całej szkole i Draco bezceremonialnie wlepił w nią oczy. Ithilina, ponieważ to była ona, miała na sobie czarną bluzkę i obcisłe czarne spodnie. Oczywiscie Draco widział już dziewczyny w spodniach, ale nie takich. Strój panny Nicks zrobił na nim takie wrażenie, że poczuł palącą potrzebę wypicia soku dyniowego, a najlepiej czegoś znacznie mocniejszego.
A Ithilina śpiewała i robiła to perfekcyjnie. Refren obie nastolatki odśpiewały już razem, zachecając publiczność do przyłączenia się. Nie musiały tego powtarzać dwa razy. Głos Anny tak elektryzował hogwarcką młodzież, że nikt nie był w stanie usiedzieć na swoim miejscu spokojnie. Na sali zapanowało ogólne poruszenie. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a nawet Ślizgoni wymieszali się między sobą i pozbijali w grupki, kołysząc się w rytm muzyki i głośno śpiewając. Śpiewała cała szkoła łącznie z duchami. Refren powtórzył się kilkakrotnie, a potem muzyka urwała się i wszyscy zaczęli klaskać. W jednej chwili ponownie zapłonęły, oślepiające teraz, świece. Uczniowie stali i klaskali. Oszołomiony Draco spojrzał w kierunku, gdzie powinny stać obie wokalistki, ale o dziwo był tam znów stół nauczycielski i klaszczący również nauczyciele. Dumbledore miał znów iskierki w oczach, kiedy mówił:
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli wiele okazji, żeby posłuchać panien Smithson i Nicks. A teraz życzę wszystkim smacznego.
Wszyscy zaczęli z wolna wracać do swoich stołów. Uczta przebiegała bez żadnych sensacji i z wolna półmiski uczniów zaczęły świecić pustkami, a sami Hogwartczycy szykowali sie do powrotu do swoich wież.
Draco zauważył Ithilinę przy stole Gryfonów. Rozglądała się po Wielkiej Sali, jakby ociągając się przed jej opuszczeniem. Czyżby na kogoś czekała? Pewnie na Annę. Odcinała się od swoich przyjaciół, ubranych przeważnie w barwy ich domu, więc nietrudno ją było przegapić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Anny. Chciał jej pogratulować występu. Nie mógł przecież powiedzieć szlamie komplementu, bo to by zniszczyło jego image. Nigdzie nie mógł dojrzeć Anny. Zupełnie jakby zniknęła. Postanowił więc pójść za Ithiliną. ponieważ był pewien, że i ona szuka swojej przyjaciółki. Nie miał teraz nic konkretnego do roboty, dlaczego więc nie miałby się zabawić podsłuchując dziewczyny?
Panna Nicks zaczęła przeciskać się przez tłum tak szybko, ze nim udało mu się w końcu opuścić Wielką Salę, kilkakrotnie był bliski zgubienia jej. Dokąd mogła się tak spieszyć?
- Dracuś, gdzie tak pędzisz?
Zjeżył się na te słowa.
- Nie teraz, Pansy!
Wyminął ją najszybciej jak tylko mógł, specjalnie szerokim łukiem, aby uniemożliwić jej rzucenie się na niego.
Ithilina wypadła z Wielkiej Sali i natychmiast skierowała się za Ślizgonami. Draco był pewien, że szuka Anny, ale szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, bo dziewczyna ruszyła w kierunku korytarza, prowadzącego do wyjścia z zamku.
"Co ona do cholery robi? Idzie na randkę z Potterem, czy co?" - na samą myśl o tym, Malfoy zgrzytnął zębami i zwinął dłonie w pięści.
Znów jednak mylił się. Ithilina wybiegła z zamku i skierowała się na ścieżkę, biegnącą na skos przez błonia, prosto w kierunku Zakazanego Lasu.
"No nie, jej odbilo!" - jęknął w duchu. - "Wracam do zamku. Niech się głupia szlama zabija beze mnie!" Naprawadę przez moment chciał zawrócić, ale ciekawość zwyciężyła. W końcu nie miał już jedenastu lat, a skoro jakaś szlama się nie boi, to on tym bardziej nie będzie. Dlatego, ostrożnie się skradając, podążył niezauważony za Ithiliną. Nagle coś zaświtało mu w głowie:"To bransoleta! Nicks chce się aportować. Dostała wezwanie od Anny. Ale gdzie w takim razie ona jest?"
Zauważył, że dziwczyna przystanęła raptownie. Była już na terenie Zakazanego Lasu. Stąd mogła się aportować. Nie namyślając się wiele, podbiegł i, w momencie aportacji, złapał ją za ramię. Nim świat zawirował mu przed oczami, zdążył jeszcze zobaczyć zupełnie zaskoczoną twarz Ithiliny i jej orzechowe oczy, przetykane złotymi nitkami, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Następnym faktem, który zarejestrował, były jej jedwabiste loki, przykrywające mu pół twarzy i ciepły ciężar jej ciała, przygniatający go do wilgotnej ziemi. Poruszył ręką, próbując odgarnąć trochę tych pachnących wanilią włosów. Wanilia... mógłby ją wdychać cały dzień.
Wtedy dziewczyna poruszyła się i spróbowała wstać. Uniosła głowę, która dotąd spoczywała na jego piersi i nagle ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzała w jego szare tęczówki, przypominające niebo w zachmurzony dzień, a w jej oczach zagościła furia.
- Malfoy! - wysyczała. - Dlaczego znów mnie śledziłeś?
- Jestem prefektem. A ty złamałaś regulamin - wymyślił na poczekaniu. - Z chęcią cię teraz ukarzę - dodał, i w jednej chwili przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad nią i z wyrazem triumfu, i rozbawienia spoglądał w jej, ocienione długimi rzęsami, oczy.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Iti.- Dotykasz szlamu - przypomniała mu, uśmiechając się drwiąco.
- Fakt! - zawołał i podniósł się szybko, uśmiechając się mściwie.
Gryfonka równiez wstała, a zaraz później krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek. Draco popatrzył na nią zaskoczony.
- Ej co jest z... - nie zdążył dokończyć. Przerwała mu, mówiąc:
- Ona jest w niebezpieczeństwie - widać było, że nie ma pojęcia co robić, ale na jej twarzy pojawił się upór. - Ale ja jej pomogę.
- Ja też - dodał natychmiast Malfoy.
- Ty? - Iti rzuciła przez ramię, podążając w kierunku domu, stojącego na skraju polany. Najwyraźniej była zaskoczona.
- Ty oferujesz pomoc?
- Ona jest Ślizgonką - wyujaśnił sucho Draco, patrząc na nią z politowaniem.
Odwróciła się bez słowa i przyspieszyła kroku.
Pobiegł za nią.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 04.02.2008 20:41
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyczaje...

Szkocja, Hogwart - korytarz na pierwszym piętrze, wciąż tego samego wieczoru

Draco doszedł do jedynego możliwego w tej sytuacji wniosku, a mianowicie, że powinien pójść i powiadomić o wszystkim dyrektora. W końcu był baaardzo inteligentny. Po drodze spotkał Snape'a.
- Gdzie ona jest?
- Pod Wieżą Gryffindooru.
- Pojedynkowaliście się? - spojrzał na niego przenikliwie.
Jego uczeń wiedział, że nie można go okłamać.
- Tak - przyznał niechętnie. - Powiedziałem jej.
Mężczyzna kiwnął aprobująco głową.
- Dobrze postąpiłeś. Lepiej, że dowiedziała się od ciebie, niż od dyrektora. Chciała w ciebie rzucić Niewybaczalne?
- Nie. Używała tylko klątw, które znamy z lekcji - było to "małe" naciągnięcie, szczególnie w stosuknu do Zaklęcia Noży, ale w końcu Draco zdecydował, że okaże miłosierdzie i jej nie wsypie.
- Masz zamiar o tym powiedzieć dyrektorowi? - czarne oczy nauczyciela studiowały uważnie postać jego chrześniaka.
- A pan? - Draco bezczelnie uniknął odpowiedzi na to pytanie, choć decyzję już podjął.
Gdyby Severus był normalnym profesorem, pewnie już by skapitulował. Ale on był przecież Mistrzem Ripost i nie mógł dać się zaszachować istocie od niedawna pełnoletniej, nawet jeżeli nosiła szlachetne nazwisko Malfoy.
- Ty będziesz w jego gabinecie pierwszy, Draco. Zastanów się nad panną Nicks.
Następnie Postrach Hogwartu załopotał peleryną, okręcił się na pięcie i odszedł.

****

Szkocja, Hogwart - gabinet Dumbledora, jeden z pierwszych dni grudnia

- Proszę wejść, panno Nicks - w ciepłych oczach Dumbledora błąkały się niebieskie ogniki.
Dziewczyna weszła sztywno. Nie była pewna swoich uczuć względem dyrektora.
Nie mogła mu zapomnieć, że nie powiedział jej o przepowiedni.
Nie mogła zrozumieć, jak mógł zrobić Malfoy'a Strażnikiem Tami, skoro ten bezpośrednio przyczynił się do śmierci jej matki.
Im dłużej nad tym myślała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że Draco był podporządkowany ojcu. To nie była jego wina, że był synem Śmierciożercy. A Voldemort pewnie i tak by się dowiedział. Mimo to, te wszystkie konkluzje nie zmieniły jej nastawienia do Ślizgona. On był winny! Tak łatwo było go nienawidzieć i usprawiedliwiać się, że miała prawo się bronić podczas pojedynku. Tak łatwo było zapomnieć o zabójstwie Percy'ego. Właśnie... Percy! Nie pomyślała o tym wcześniej! A co, jeśli Malfoy na nią doniesie? Skończyłaby w Azkabanie!!!
Morderca. Morderca. Jesteś mordercą.
To był przypadek! Ja nie chciałam...
Czarne postacie, ciemne lochy, sąd, Wizengamot.
Morderca. Azkaban, Dementorzy, Pocałunek Śmierci.
Nie możecie! Nieee... Ja nie chciałam.
Zabiła go. Jesteś mordercą.
To był wypadek!
Dementorzy, chłód, pustka, ciemność.
Kamienie płaczą...
- Dobrze się pani czuje, panno Nicks? - stary czarodziej, wpatrujący się w nią z troską, zza okularów połówek, wyrwał Ithilinę z czarnej wizji jej przyszłości.
- Wszystko w porządku - zapewniła, mimo że twarz miała okropnie bladą, a ręce jej się trzęsły. Głos też pozostawiał wiele do życzenia.
Srebrnobrody mag posłał jej jeszcze jedno zmartwione spojrzenie, ale postanowił nie drążyć tematu. Zamiast tego zapytał:
- Lubisz pana Malfoy'a, moja droga?
Zaskoczona dziewczyna, oderwała wzrok od swoich rąk, które próbowała uspokoić, używając lodowatych spojrzeń podpatrzonych u Snape'a. Nie spodziewała się takiego pytania.
- Pyta pan o ojca, czy o syna? Bo jeśli o tego pierwszego, to go nie znam, a co do drugiego wolałabym się nie wypowiadać w obecnej sytuacji, gdyż mogłabym użyć słów, których nie przystoi mi mówić w pańskim towarzystwie.
Gospodarz gabinetu, uśmiechnął się i odparł:
- Piękna, dyplomatyczna odpowiedź - nagle spoważniał. - Jednak nalegam na konkrety w tej sprawie.
Gryfonka westchnęła, zdecydowanie zirytowana. Doprawdy, Dumbledore był dziwny. Czyżby chciał ich pogodzić? To było absurdalne!
"Od kiedy to, dyrektor szkoły zażegnuje awantury między swoimi uczniami?" - zdziwiła się, głośno zaś powiedziała:
- Sympatia to stanowczo za duże słowo w jego wypadku - próbowała się pohamować, ale nie udało jej się wyrzucić sarkazmu z głosu.
- Dlaczego? - zainteresował się uprzejmie Dumbledore, pochylając się lekko w jej stronę.
- Na litość boską, przecież pan wie! - wybuchnęła. - Wie pan o przepowiedni. On ją wydał! - teraz już krzyczała, podnosząc się raptem z krzesła. Zdaje się, że zapomniała, co przystoi uczennicy na rozmowie u nauczyciela. - Wydał Annę! Gdyby nie on, może jeszcze by żyła!!!
- Właśnie. Może. Cieszę się, że pani też to widzi. Proszę usiąść - zaproponował spokojnie.
Dziewczyna stała wciąż bezradnie, na środku pokoju. Zamurowało ją. No tak, powinna była się domyślić, że dyrektor będzie go bronił.
"Faceci zawsze są solidarni!" - stwierdziła.
- Pan go broni! - krzyknęła. - Tego, tego... aroganckeigo durnia, który "rozdaje szlamy", jak Lord Cruciatusy. Ta... przyszła maskotka popleczników Czarnego Pana! A pan go jeszcze broni?! - spojrzała na niego z żalem i wyrzutem.
- Właśnie - odparł, w ogóle nie dotknięty jej bezczelnością. W jego oczach nadal nie było niczego poza troską. Uśmiechnął się dobrotliwie. - Kiedy tak mówisz, stajesz się podobna do tego obrazu Dracona, który sobie stworzyłaś, moje dziecko.
Ithilina spłonęła rumieńcem i wreszcie z powrotem usiadła. On miał rację. Skreślanie Malfoy'a tylko z powodu jego ojca było tak samo rozważne, jak tępienie czarodziejów z rodzin niemagicznych. Zrozumiała bezsensowność swojego wywodu.
- A jaki jest Draco naprawdę, proszę pana? - zapytała ze smutkiem.
- Myślę, że ty to wiesz, Ithilino - odpowiedział poważnie, stary mag.
- Wiem tylko, że on nie chce, czy nie potrafi wyzwolić się spod wpływu swojego ojca. Jest nie dość silny, żeby się postawić, a... gdyby wtedy nie doniósł... - głos ponownie odmówił jej posłuszeństwa, a krew zawrzała.
- A gdybyś ty trafiła zaklęciem gdzie indziej? - zapytał Dumbledore, marszcząc w zamyśleniu brwi.
- Panie dyrektorze... - szepnęła zrezygnowana i ukryła twarz w dłoniach, bo nagle poczuła, że zaraz się rozpłacze.
- Nie nam go osądzać, moja droga - powiedział, znienacka stając za nią i kładąc jej pocieszająco dłoń na ramieniu. - Każdy popełnia w życiu błędy.
- Aaale nnie kaażdy jest... mordercą - wyjąkała, za wszelką cenę, próbując powstrzymać łzy.
- Nie każdy - przyznał srebrnobrody czarodziej. - I wy nimi nie jesteście. Ani ty, ani Draco. Jesteś silna, Ithilino, a młody pan Malfoy cię potrzebuje. Przemyśl to.
Ithilina zagryzła wargi i opuściłą gabinet dyrektota, nawet się z nim nie pożegnawszy. Cóż, chyba kompletnie zapomniała o dobrym wychowaniu.

****

Szkocja, Hogwart - dormitorium siódmorocznych Gryfonek, jeszcze kilka dni później

Nie zauważała go i nie miała ochoty go zauważać, na szkolnych korytarzach. Nie myślała o nim, ani o tym, co jej powiedział, bo tak było wygodniej. Obiecała sobie, że posłucha rad Dumbledora i nie będzie go osądzać, ale to oznaczało, że musiała zapomnieć o jego istnieniu. Inaczej nie mogłaby się zdobyć na tę odrobinę obiektywizmu. Narazie się udawało. Nie wspominała, jak bardzo ją zawiódł, jak dotknął ją fakt, że okazał się zimnym draniem, czy też może bezwolną marionetką w łapach swego ojca, jak wolał dyrektor. Przeceniała go. Nawet jakoś przyzwyczaiła się do jego drwin. Ale to wszystko było już nieważne. Wyrzuciła go ze swojej codzienności, bo wybaczyć nie potrafiła. Złościć się na niego też już nie zamierzała. Miała zbyt wybuchowy temperament, a nie mogła ryzykować kolejnego pojedynku, tym razem na środku korytarza, ponieważ mogłoby się to dla niej skończyć wydaleniem z Hogwartu. Najlepszym lekarstwem na to wielkie rozczarowanie, okazały się szkolne obowiązki. Ithilina oddała się nauce zupełnie, spędzając popołudnia w laboratorium, a wieczory w bibliotece.
"Tylko wrodzone łakomstwo, nie pozwala zapomnieć mi, o przerwach na posiłek" - żartowała z samej siebie.

****

Szkocja, Hogwart - dormitorium Prefekta Naczelnego, mniej więcej w tym samym czasie

Draco Malfoy mógł być z siebie dumny. Nicks unikała go, tak jak tego sobie życzył. Choć uważny obserwator pewnie zauważyłby, że tak na dobrą sprawę, to nigdy za nim nie chodziła. Nieważne. Draco uważnym obserwatorem nie był. Nie tym razem. Taaak... czuł się wolny! Mógł włóczyć się korytarzami, z bandą swoich ślizgońskich "przyjaciół" i wyzywać ją od szlam, kiedy tylko ją zobaczył. Tylko... jakoś nie miał na to ochoty. Lubił się z nią droczyć, ale teraz... Był pewien, że nie odpowiedziałaby na jego zaczepki, ani słowem A co to za przyjemność, kiedy twoja ofiara, zamiast się denerwować, ignoruje cię, z lodowatym spokojem? Żadna. W rezultacie chodził naburmuszony i wyżywał się na pierwszorocznych, bez względu na to, z którego Domu byli. Jego image kwitnął, ale on sam...

****

Szkocja, Hogwart - korytarz, prowadzący do biblioteki, grudniowe popołudnie

- Iti, zaczekaj!
Obróciła się w pół kroku. Mina jej zrzedła, kiedy zobaczyła, kto ją wołał.
- O, cześć Harry - nie była gotowa na kolejne niesnaski z Ginevrą.
Przez ostatnie kilka tygodni zdołała jakoś uniknąć dłuższej rozmowy z Potterem. Na lekcjach zawsze był w obstawie Rona lub Hermiony, we Wspólnym dopadała go Ginny (narazie chyba z mizernym skutkiem), a w quidditcha przecież Iti nie grała. Jeżeli już udało mu się ją dorwać, to zwykle na korytarzu, na parę sekund, wystarczających zaledwie, żeby się przywitać. Ale najwyraźniej szczęście zaczęło ją opuszczać, ponieważ teraz zanosiło się na rozmowę z prawdziwego zdarzenia.
- Czy masz do mnie jakąś sprawę?
Brunet już do niej podszedł i właśnie obdarzał ją długim spojrzeniem swoich zielonych oczu, miło się uśmiechając.
- Chciałem z tobą porozmawiać i nie mów, że jsteś zajęta, bo musisz iść do biblioteki. Jestem na to przygotowany i od razu mówię, że pójdę z tobą. Jak widzisz, nie łatwo mnie spławić - zażartował.
- Jakże bym śmiała - podchwyciła, choć myślała coś zupełnie przeciwnego.
Chłopak odebrał od niej torbę, w której niosła książki do oddania i mimo jej nalegań, nadal upierał się, że będzie jej towarzyszył.
- Tam będziemy mogli spokojnie pogadać. Wierz mi, wszystkie nasze genialne plany zbawienia świata, wymyślaliśmy właśnie tam - przekonywał. - I to nie tylko ze względu na Hermionę, z jej niepokojącą manią do książek.
- No to, w porządku - musiała skapitulować. - Coś ty dzisiaj taki wesoły?
- Postawiłem sobie za cel rozśmieszanie cię, bo ostatnio rzadko cię widuję w dobrym humorze - wyjaśnił, posyłając jej ciepły uśmiech.
Nie mogła go nie odwzajemnić.
- Hurra! Udało mi się! - błaznował Harry, szczerząc do niej zęby.
- Jak zawsze - syknął nad nimi lodowaty głos i Gryfon, jeszcze zanim się odwrócił, już wiedział, że stoi za nim znienawidzony Nietoperz. Cóż, siedem lat praktyki.
- Potter, jeszcze jeden taki wrzask, a zarobisz esej z Eliksirów, z którego, z góry ci mówię, dostaniesz T. Ale ciebie i tak na nic więcej nie stać, więc dla własnego dobra się zamknij, dopóki jestem cierpliwy - kontynuował Snape. - A po tobie, Nicks, spodziewałem się odrobiny rozwagi.
Ithilina uśmiechnęła się przepraszająco do nauczyciela, a Harry popatrzał na nią z podziwem.
"Jak ona to robi?" - pomyślał. - "Żeby uśmiechać się do Snape'a!"
Tymczasem sam Mistrz Eliksirów zdawał się być tak zaskoczony tym jawnym brakiem odzewu jego gniewu na twarzy uczennicy, że zacisnąwszy tylko wargi, odszedł, zapominając nawet załopotać peleryną. Dopiero po kilku minutach, pomyślał, że mógł jej odebrać punkty za bezczelność.
"Chyba się starzeję" - jęknął. - "Jak Dumbledore znosi to wszystko?!"
- Biedny, stary Nietoperz - Harry mrugnął do koleżanki, łobuzersko, na powrót odzyskując swój dobry humor, gdy tylko rzeczony Nietoperz zniknął za rogiem. - Wpędzisz go w apopleksję. Zaczynam się bać.
Dziewczyna znów się roześmiała.
- Jak mnie będziesz tak intensywnie leczył ze złego humoru, to skończę u Pomfrey z popękanymi żebrami. A o Snape'a się nie martw. Znosi Lorda, to wytrzyma też mój uśmiech, od czasu do czasu.
- I kto tu sobie z niego żartuje! - zawołał, z udawanym oburzeniem. - Zapytam z innej beczki. Czy mozna wiedzieć, czego szukasz w bibliotece na tydzień przed świętami?
- Czyżbyś się jeszcze nie nauczył, że zawsze jest coś do roboty, po ponad sześciu latach znajomości z Hermioną? - udała dogłębne zaskoczenie.
- Oczywiście - powiedział, z powodzeniem naśladując głos swojej najlepszej przyjaciółki i wydął ostentacyjnie wargi. - To powiesz mi, o co chodzi? - nie dał się łatwo zbyć.
- Wścibski Potter - zasyczała Iti.
- Oho! Ciarki przeszły mi po plecach, Profesorze Tłustowłosy - zaśmiał się, Harry.
Gryfonka zawtórowała mu radośnie, po czym spoważniała i wyjaśniła:
- Szukam materiałów do mojego projektu magomedycznego.
- Och, dlaczego ja wiedziałem, że praca dodatkowa na święta musi oznaczać Snape'a?! - rzucił pytanie retoryczne. - Powiedz mi, czy ten facet nigdy nie dostał prezentu pod choinkę, że tak bardzo nienawidzi świąt?
- Może... - odparła, całkiem poważnie, złotowłosa. Zamyśliła się na moment, ale nagle coś sobie przypomniała i patrząc uważnie na zielonookiego, zapytała:
- Czy ty czasem nie chciałeś mi czegoś powiedzieć?
Nie wiadomo dlaczego, Harry lekko się zarumienił.
- Tak, tak... ale w bibliotece. Tam jest spokojniej.

W bibliotece faktycznie było pusto i cicho. O tej porze roku, zarówno uczniowie, jak i nauczyciele, myśleli już o nadchodzących świętach i nie mieli głowy do naukowych badań. Chyba nawet Hermiona sobie odpuściła i wolała siedzieć w Wieży, w towarzystwie Rona, niż w bibliotece, wśród swych ukochanych książek. Ron Weasley mógł być dumny z siebie. Wygrał przecież z książkami!
Ithilina zostawiła Harry'ego przy stoliku i weszła między regały. Jako siódmoroczna, mogła korzystać z Zakazanego Działu. Ruszyła w tamtą stronę, po drodze przeglądając uważnie grzbiety książek. Szukała pozycji pasujących do jej projektu.
- Znów z Potterem? - szepnął ktoś, stojący za nią, bardzo miękko.
Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz, z Draconem. Na jego widok, pierwsze co się w niej obudziło, to gniew. Prawie czuła jak jej krew się burzy, a ręka świerzbi do różdżki. Odetchnęła głęboko, przypominając sobie rozmowę z Dumbledorem. Spojrzała w szare oczy Ślizgona, próbując zobaczyć w nich siebie.
- To nie jest twoja sprawa. Kim jesteś, żeby robić mi wymówki!
- Owszem jest, Strażniczko.
- A co to ma do rzeczy? - zaciekawiła się szczerze.
- Chcesz znów zaatakować Weasley'ównę? - szydził z niej.
- Prędzej ciebie! - zdenerwował ją.
Roześmiał się, co ją jeszcze bardziej rozdrażniło.
- Nie zrobisz tego drugi raz, bo...
- Bo co? Grozisz mi? - warknęła.
- Nie wiem - odparł, z kamienną maską, zamiast twarzy.
- Wkurzanie mnie sprawia ci przyjemność, prawda? - zapytała. Złote nitki w jej oczach zamigotały niebezpiecznie.
Draco uśmiechnął się krzywo i nonszalancko wzruszył ramionami.
- Nie będę ukrywał, że tak.
- Ty... - nie mogła znaleźć dość obraźliwego epitetu, więc stwierdziła, że najlepszą metodą na Malfoy'a będzie atak. - wspaniały mężczyzno! - zakończyła, podchodząc do niego i przesuwając mu dłonią po klatce piersiowej.
Na moment autentycznie go zatkało. Ta dziewczyna otrafiła się zmieniać, jak metamorfomag w ciągu kilku sekund!
"A miałem się od niej trzymać z daleka..." - westchnął.
No, ale nie dał się nabrać. Musiał się zemścić! Chwycił ją za nadgarstek, drugą ręką obejmując w pasie i przyciagając do siebie. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe.
- Uważaj na Pottera, przyjaciółko - powiedział, z dziwnym błyskiem w oku, a tym razem to ona była zdezorientowana.
"Przyjaciółko? Po tym wszystkim?! Wcześniej... może, czasami. Czy ja coś przegapiłam?" - zastanawiała się.
Malfoy puścił ją i zniknął bezszelestnie, tak samo, jak się pojawił.
"No i wszysystkie moje plany zapomnienia o jego istnieniu, wzięły w łeb! I czy on jest normalny?" - wściekała się. - "Kilka tygodni temu przyznał się, że przyczynił się do śmierci mojej przyjaciółki. Ja omal go nie zabiłam. A on teraz robił mi wyrzuty o Harry'ego!"
Jej niechęć do niego ponownie wzrosła.
"Przyjaciółka? O nie, na pewno! Przyjaźń, panie Malfoy, to jest równość i pomaganie sobie, a nie obrażanie się wzajemnie. Za taką przyjaźń to ja dziękuję! To zbyt niebezpieczne hobby. Jeszcze mnie też wyda kumplom tatusia, a dyrektor i tak powie, że nie miał wyboru! O, nie! Następnym razem, jak go spotkam, muszę pamiętać, żeby stał przynajmniej pięć metrów ode mnie. "
Tylko Malfoy potrafił ją tak wytrącić z równowagi. O, jakże chętnie zrobiłaby mu teraz na złość! Iti zajęła się wymyślaniem coraz to nowych rzeczy, jakie zrobiłaby Ślizgonowi, gdyby nadarzyła się okazja, zupełnie zapominając o swoim projekcie. Tymczasem okazja właśnie zbliżała się do niej, z wesołym uśmiechem na ustach, mrużąc zielone oczy.
- Wybrałaś?
- Co? Aaa... och, tak. To znaczy, nie! Nie było nic odpowiedniego.
- Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś rozkojarzona.
- Tak, tak. Wszystko ok. To od tej nauki - zażartowała.
- Ech, jesteś fanatyczką, jak Miona - zaśmiał się Harry. - Ale ja mam pomysł, jak cię oderwać od obowiazków. - dodał.
- Tak? - zdziwiła się.
Brunet natychmiast spoważniał i speszył się trochę. Przyjrzał jej się uważnie, oceniając swoje szanse. Właściwie nie było w niej nic onieśmielającego. Była smukła i raczej niska, i gdyby nie miodowe loki, nie wyróżniałaby się z tłumu Gryfonek. Mimo to w Hogwarcie znalazłaby się spora grupa chłopców, którzy odwracali się za nią na korytarzach. Co się zaś tyczy pana Pottera, to trudno byłoby zaprzeczyć, że nowa koleżanka zrobiła na nim dobre wrażenie.
- Czy poszłabyś ze mną na Bal Bożonarodzeniowy? - zapytał.
- Och... - była tak zaskoczona, że jej poziom elokwencji niebezpiecznie zbliżył się do zera.
Złoty Chłopiec podszedł do niej i wziął jej dłonie w swoje ręce.
- Proszę - dodał.
Z oczu biło mu niesamowite ciepło. Był taki dobry. Idealny rycerz Jasnej Strony. Ale Iti nie mogła beztrosko tonąć w jego zielonych tęczówkach, bo gdy na niego patrzała, to stale przed jej oczami pojawiał się Ron, a wraz z nim puste, brązowe oczy jego brata, Percy'ego. To było straszne! A Harry? On był dobry, niewinny. A ona? Chciala być dobra, ale niewinna na pewno nie była. Już nie.
"Znienawidziłby mnie, gdyby wiedział. Wszyscy by mnie znienawidzili." - pomyślała smutno.
- I nie wymawiaj się Ginny - kontynuował. - Ona już tydzień temu przyjęła publicznie zaproszenie Seamusa. Sam widziałem. Hmm... powiedz coś - poprosił.
- Aaa... - ocknęła się. Spojrzała na niego ponowie, a potem na swoje dłonie, wciąż schowane w jego uścisku. Nagle w jej głowie zapaliła się w końcu właściwa żarówka, a na twarzy wykwitł sztański uśmieszek.
- Chętnie z tobą pójdę, Harry - powiedziała i zaprezentowała wszystkie drobne, śnieżnobiałe ząbki, w czarującym uśmiechu.
Chłopak odpowiedział tym samym.
- Bardzo się cieszę. Balem się, że odmówisz - wyznał.
- Jak widzisz, niepotrzebnie - odparła i, w przypływie dobroci, dodała:
- Ja też cię lubię, Harry.
No cóż, Potter był w tej chwili Chłopcem-Który-Przeżył-By-Nie-Posiadać-Się-Ze-Szczęścia!

****

Szkocja, Pokój Wspólny w Lochach Slytherinu, tego samego wieczora

Oczywiście, jak łatwo można się domyślić, Pansy nie przegapiła okazji, by zdyskredytować potencjalne zagrożenie, jakim w jej opinii mogła być Ithilina Nicks, więc nie omieszkała donieść Draconowi, z kim złotowłosa wybiera się na Bal. Ponieważ w pokoju było pełno Ślizgonów, Malfoy tylko wzruszył ramionami i zbył ją tekstem:
- Ta głupia szlama ma złote włosy, więc pasuje znakomicie, jako dodatek do Złotego Chłopca.
Po czym ze stoickim spokojem wrócił do swojego dormitorium Prefekta, gdzie przez kolejne pół godziny miotał się jak wściekły pegaz, rozwalając cały zapas butelek kremowego piwa, który miał schowany pod łóżkiem, na czarną godzinę. Najwyraźniej ta godzina nadeszła nieco szybciej niż przypuszczał. Siedział potem na rzeczonym łóżku, nie zwracając uwagi na perski dywan, w zielone liście akantu, totalnie przesiąknięty kremowym, i mruczał do siebie:
- Głupia szlama! A mówiłem jej, że ma się trzymać z dala od Pottera. Ale, nie! Ona nie mogła! Czy ona jest nienormalna?! Przecież to jasne. Potter będzie ją komplementował i grał pieprzonego rycerzyka, a przy okazji ciągnął ją za język. I to pewnie jeszcze ze słowami: "Troszczę się o ciebie. Martwię się. Chcę ci pomóc." A kto tu się o nią troszczy? JA. No, może nie zupełnie tylko o nią. W końcu to szlama. Ale, do cholery, ja też jestem w to wszystko zamieszany! Muszę się martwić o siebie. A Potter? Jak nie on, to Granger, prędzej czy później, dowiedzą się wszystkiego. A co ona na to? Nic! Bo pewnie się zakochała...
Och, jak strasznie był wściekły na tą dziewczynę. Same z nią tylko kłopoty! Miał ochotę ukręcić jej tę zgrabną szyjkę własnymi rękoma.

****

Szkocja, Hogwart - Wielka Sala, 23 grudnia - Bal Bożonarodzeniowy

Harry stał przy wejściu do Wielkiej Sali. Był coraz bardziej zdenerwowany. Każdy wiedział, że taniec nie był jego mocną stroną. No, a chciał dobrze wypaść tej nocy. Ron, stojący tuż obok, poklepał go pocieszająco po ramieniu, a rozpromieniona Hermiona, wystrojona w twarzową, błękitną sukienkę, przesłała mu pokrzepiający uśmiech. Cieszył się z ich przyjaźni. Od ponad sześciu lat, z powodzeniem zastępowali mu rodzinę. Był zadowolony, że Ron już nie miał do niego żalu o zerwanie z Ginny. Chyba przekonał go widok własnej siostry, która przez ostatni tydzień, robiła sobie wieszak z Seamusa.
W końcu Harry'emu udało się zobaczyć swoją partnerkę. Kątem oka zarejestrował, jak Ron rozdziawia usta, a Hermiona szepcze:
- Nigdy bym na to nie wpadła...
On sam po prostu zdębiał.
Miala na sobie czarną suknię, tak prostą, że koronki i falbanki Pansy oklapły na jej widok. Satyna, przylegająca do ciała, uwydatniła jej zgrabną sylwetkę. Nie miała żadnych ozdób, tylko srebrną bransoletę, którą kiedyś dała jej Anna, żeby mogły zawsze się szybko odnaleźć.
Uśmiechnęła się niepewnie do Harry'ego, widząc, że znów, jak pierwszego dnia szkoły, wszyscy się jej przyglądają.
"No tak! Czy ja zawsze musze się z czymś wygłupić? Co mnie podkusiło, żeby ubrać czarną kieckę, kiedy tu panuje powódź różu, błękitu i szkarłatu? Niech szlag trafi mój gust!" - denerwowała się.
Jej partner zdołał w tym czasie oprzytomnieć na tyle, żeby podać jej dłoń i wprowadzić ją na salę.
- Ładnie wyglądasz - poinformował ją, z ciepłym uśmiechem.
- Dziękuję.
- Ta sukienka... Jest taka elegancka - "Taaa... jak na pogrzeb." - skomentowała w duchu, Iti.- Jestem pod wrażeniem - kontynuowała Lavender, która pojawiła się niewiadomo skąd. - Wyglądasz odlotowo!
- No nie wiem - mruknęła właścicielka sukienki. - Ten kolor...
- Ech... - Lavender niecierpliwie machnęła ręką. - Mogę się założyć o moje wewnętrzne oko, że w przyszłym roku, połowa dziewczyn będzie w czarnych kreacjach. Aż szkoda, że tego nie zobaczymy - to mówiąc, pożegnała się i odeszła.
- Nie zakładałbym się z nią na twoim miejscu - ostrzegł ją Ron. - Jej wewnętrzne oko jest nic nie warte.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Muzyka grała, a młodzież wesoło pląsała po parkiecie, albo okupowała stoły, jak Ron, który w przeciwieństwie do swojej dziewczyny, po tańcu nie odczuwał pragnienia, tylko robił się głodny. Harry i Iti byli jeszcze na parkiecie. Właśnie, Fatalne Jędze grały swoja nową balladę, więc Iti była schowana w ramionach Chłopca-Który-Przeżył-By-Ją-Chronić-I-Wielokrotnie-Podeptać, co zresztą zostało mu już wybaczone. W końcu, jak mawiał Snape, miał chłopak w zyciu wieeele szczęścia.
Dziewczyna bawiła się dobrze z Harry'm. Było bardzo wesoło, bo nawet Hermiona staraał się nie być dla niej złośliwa. Chyba ją prawie zaakceptowała. Tak. Tylko jako kogo? Dziewczynę Harry'ego? O nie, jeden bal jeszcze nic dla Ithiliny nie znaczył. Zerknęła na chłopaka spod długich rzęs. Był naprawdę przystojny, z tą wysportowaną sylwetką, wiecznie zmierzwionymi włosami i oczami, które z powodzeniem avadowały płeć piękną. Tak. Spokojnie mogłaby się w nim zakochać. Przecież był zupełnie w jej typie.
"Może ja się w nim naprawdę zakochałam?" - zastanawiała się. - "W sumie, to nic go obecnie nie łączy z Ginny."
Jednak mimo wszystko wiedziała, że Ginny go kocha, a to nie pomagało. Hmm... no i pozostawał jeszcze jeden mały szczegół.
"Dlaczego ja się czuję, jakbym tańczyła z bratem?" - myślała zdezorientowana.
Ale tego wieczoru Iti miała dopiero poczuć co to jest dezorientacja. I to przez duże De...
- Pójdę po coś do picia - zaoferował się Harry, kiedy skończyli tańczyć.
Iti opadła na siedzenie.
Po drugiej stronie sali przypatrywał jej się osobliwy duet.
- Nie przypomina ci czasem kogoś? - zapytał Snape, wwiercając się czarnymi tunelami, których zwykł używać jako oczu, w duszę swojego chrześniaka.
- Kto? - zapytał Draco, z pozoru obojętnie.
- Ta, na którą patrzysz - wyjaśnił enigmatycznie Mistrz Eliksirów, choć Malfoy dokładnie go zrozumiał.
- Nie wiem, o kim pan mówi, profesorze - odparł zimno, starając się za wszelką cenę ratować swój image.
- Twoją matkę - dokończył niezrażony Severus, po czym odpłynął, uciekając przed gorącymi spojrzeniami Pomony Sprout.
Draco stał jeszce przez chwilę w miejscu, trawiąc opinię swojego ojca chrzestnego. Tak, profesor miał rację. Takiej sukni nie powstydziłaby się sama Lodowa Lady - Narcyza Malfoy. Ale na tym podobieństwa się kończyły. Ithilinę można było określić wieloma epitetami, ale "lodowy" na pewno nie mieścił się w tej grupie. Chłopak westchnął i podjął decyzję.
- Zatańczysz? - Ithilinę wyrwał z zamyślenia, dobrze znany głos.
Podniosła wzrok, przygotowując się na spotkanie z drwiącym uśmieszkiem Malfoy'a, ale on jak zawsze ją zaskoczył, bo patrzył na nią całkiem poważnie.
- Z tobą? - zdziwiła się szczerze.
- Tak - mruknął niechętnie. - Nie lubię się powtarzać, a sądzę, że powinniśmy porozmawiać. Sugeruję, że trochę spkoju będziemy mieć wyłącznie na parkiecie.
Obdarzyła go zaskoczonym spojrzeniem.
- Dlaczego po prostu nie wyjdziemy z sali, żeby porozmawiać?
- Och, Nicks! Nie bądź choć raz typową Gryfonką i wysil mózg, o którego posiadanie cię posądzam! - zdenerwował sie, toteż wziął ją za rękę i nie czekając na zgodę, zaciągnął na środek parkietu. - Gdybym z tobą wyszedł, mój image wylądowałby już na śmietniku, a ty nie miałabyś już opinii cnotki.
Na te słowa, spłonęła rumieńcem i wymamrotała:
- Yhm..., uch... no tak, nie pomyślałam o tym.
- Właśnie - przytaknął skwapliwie i obejmując ją w pasie, przyciągnął ją do siebie.
"Co ja to ostatnio sobie postanowiłam? Już wiem, odległość pięć metrów. Cóż, chyba jednostka mi się pomyliła, bo to jest najwyżej pięć centymetrów." - denerwowała się. - "Jak ja go nie lubię!"
- A czy to nie psuje twojego image? - uśmiechnęła się do niego złośliwie.
- Nie marudź, tylko obejmij mnie, bo zachowujesz się jak sztyl od nowej miotły Filch'a - zripostował błyskawicznie, pochylając się nad nią. - O mój image się nie martw. Będę mówił, że to ty mnie poprosiłaś do tańca, a potem przykleiłaś się do mnie Zaklęciem Przylepca.
- Och, jesteś wstrętny - rzuciła zagniewana, ale Draco tylko śmiał się, tak że w jego szarych oczach zamigotały wesołe iskierki, czyniąc je cieplejszymi niż zazwyczaj.
- Nikt mnie tak nie rozbawia, jak ty - mruknęła ironicznie, Iti.
- Zawsze do usług - zapewnił, nie przestając się uśmiechać.
- Ładnie wyglądasz - rzucił znienacka. - Mogłabyś się tak pokazać nawet w Malfoy Manor.
Zdjęła głowę z jego ramienia i obdarzyła go nieufnym spojrzeniem. Poczuła się całkiem nieswojo, tym bardziej, że blondyn przyciągnął ją mocniej do siebie.
- Gdybym nie była szlamą - odparła, zaciskając ze złości usta.
Uścisk jego rąk momentalnie zelżał. Zmarszczył gniewnie brwi i powiedział zimno:
- Dokładnie. A swoim zachowaniem nie pozwalasz zapomnieć, że jesteś tylko głupią szlamą - wysyczał miękkim głosem, wprost do jej ucha.
Zaschnęło jej w gardle z wrażenia.
- Narażasz nas niepotrzebnie - kontynuował, jedną ręką odsuwając jej włosy z karku i gładząc delikatną skórę. Miał takie ciepłe ręce, że dziewczyna miała wrażenie, że temperatura jej ciała skoczyła do czterdziestu stopni.
- Ooo... o co ci chooodzi? - wyjąkała.
- Potter - przypomniał, odsuwając się od jej ucha i przy okazji dotykając policzkiem jej twarzy.
Spojrzał na nią z wyrzutem. Prawie stykali się nosami. Miała wrażenie, że świat skurczył się boleśnie do rozmiarów jego oczu, w kolorze zachmurzonego nieba, które zaraz miała przeciąć błyskawica. Przełknęła nerwowo ślinę, a potem postanowiła być stanowcza.
- Masz paranoję. Co Harry może ci zrobić?
- Nam - sprostował, wciąż wpatrując się w nią intensywnie. - Podoba ci się? - zapytał nagle.
Prychnęła, wyraźnie urażona.
- Nie. Nie jestem Ginevrą Weasley. A poza tym, co ciebie to obchodzi?
- To by wiele wyjaśniało. Ale w takim razie okazujesz się być jeszcze głupsza niż myślałem - zawyrokował spokojnie.
- Możesz mi wreszcie wyjaśnić o co chodzi? Bo wybacz, ale robię się zmęczona, a poza tym nie chcę zostawiać Harry'ego samego, na tak długo - zakończyła jadowicie.
Na ostatnie zdanie, oczy blondyna błysnęły złowrogo.
- Nie puszczę cię - powiedział lekko, uśmiechając się krzywo. - W końcu nie zależy ci na Potterze.
- Tego nie powiedziałam - teraz to ona uśmiechała się złośliwie.
Draco nie odpowiedział, ale ponownie objął ją mocniej.
- Nie daj się podejść jemu, ani Granger - kontynuował. - Pamiętaj, Potter jest wścibski. Będzie cię męczył, dopóki nie powiesz mu prawdy o Annie i Weasley'u - spojrzał na nią mściwie, a jednocześnie z satysfakcją.
Oczy dziewczyny zwęziły się ze złości. Odepchnęła go od siebie, tak silnie, że nawet się zatoczył.
- Harry nie jest taki, jak ty - wypluła mu w twarz.
Po czym odwróciła się na pięcie. Długa, czarna suknia okręciła się wokół niej, a miodowe loki zafalowały. Gryfonka odeszła w stronę stołu swojego Domu, pozostawiając na środku parkietu wściekłego Dracona Malfoy'a, prawdopodobnie Najprzystojniejszego Chłopaka w Hogwarcie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sareczka   Strażnicy   26.09.2007 16:34
sareczka   ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ... S...   26.09.2007 16:37
sareczka   Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ...   27.09.2007 20:17
Toujours_Pur   Mrooochne!.Zrobiłaś kilka literówek,trochę błę...   28.09.2007 16:01
sareczka   Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to ...   28.09.2007 19:23
sareczka   Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nad...   30.09.2007 14:41
sareczka   Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to cz...   01.10.2007 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć... ...   06.10.2007 22:16
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest super! Nie licząc kilku liter...   18.01.2008 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyc...   04.02.2008 20:41
sareczka   ROZDZIAŁ VIII, czyli kosztowna chwila nieuwagi... ...   04.02.2008 20:42
Vivian Malfoy   no widzę, że się rozkręcasz :D coraz bardziej mn...   14.03.2008 19:43
sareczka   Oto następny rozdział. Życzę miłego czytania i dzi...   18.03.2008 23:45
Vivian Malfoy   ciekawe co będzie dalej? :) bardzo mi się podoba...   26.03.2008 21:10
sareczka   Dziękuję Vivian za kolejny komentarz :) Wklejam ko...   27.03.2008 21:34
Vivian Malfoy   Oj, zaczyna się robić coraz mroczniej... ale mi ja...   28.03.2008 19:32
sareczka   Już tradycjynie, dziękuję Vivian za komentarz. Wkl...   29.03.2008 16:16
Vivian Malfoy   Szczerze mówiąc, całość jest jak najbardziej straw...   30.03.2008 16:19
sareczka   Dziękuję za wyrozumiałość droga Vivian :) I dzięku...   02.04.2008 15:37
Vivian Malfoy   Muszę przyznać, że kolejną część napisałaś rewelac...   03.04.2008 14:42
sareczka   Dziękuję Ci, nieoceniona Vivian za komentowanie. T...   04.04.2008 22:21
Vivian Malfoy   Twój FF robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy :...   05.04.2008 09:47
sareczka   Dziękuję (już tradycyjnie :) ) Vivian za komentarz...   05.04.2008 22:12
sareczka   Witajcie, drodzy Czytelnicy! To już przedostat...   10.04.2008 20:03
sareczka   Oto ostatni rozdział i... nic dodać, nic ująć ;) ...   19.04.2008 19:00
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest świetne i coraz ciekawsze. :) Sz...   20.04.2008 19:40
Annik Black   Opowiadanie jest bardzo wciągające :) Szkoda tylk...   24.06.2009 18:19


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 22.06.2024 05:38