Zek Lycan I Draco Malfoy
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Zek Lycan I Draco Malfoy
Zek |
![]()
Post
#1
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 14 Dołączył: 26.11.2007 Płeć: Kobieta ![]() |
To dopiero początek, więc prosze o wyrozumiałość ....
- Zek, proszę kochanie musisz nas zrozumieć ja wiem, że to trudne, ale taka jest tradycja, a poza tym zmusza nas do tego „siła wyższa” – mówiła spokojnie piękna, wytworna arystokratka. - Ale mamo... czemu ja, czemu nie Selena? – łkała zrozpaczona siedemnastoletnia brunetka Młodziutka dziewczyna wypatrywała się w matkę błagalnym, pełnym wyrzutu spojrzeniem. Była piękną, wysoką, szczupłą nastolatką o długich, lekko falujących czarnych włosach. Z pewnością nie zasługiwała na takie życie jakie zgotował jej los. - Skarbie, ja też musiałam wyjść za twojego ojca i wcale nie żałuję, kocham go, choć dużo czasu zajęło mi zaakceptowanie decyzji rodziców. - Ale ja go nawet nie znam... nigdy go nie widziałam, a ty mi mówisz, że mam się zaręczyć z nim za tydzień... – wyrzuciła z siebie, zanosząc się jeszcze większym szlochem - Chcę zostać sama... – dodała po chwili, patrząc na matkę pustym wzrokiem Dziewczyna wyjrzała przez okno na otaczający ją świat, było tu inaczej niż w tłocznym mieście... tu był wszechobecny spokój i harmonia. Jak ona kochała to miejsce gdzie wyrosła, te góry, las, rzeki i jeziora to właśnie tam bawiła się jako małe dziecko, tam nauczyła się, że życie nie jest proste i nie zawsze wszystko układa się po twojej myśli. Zek była Rosjanką tak jak cała jej rodzina. Widziała już cały świat, ale najbardziej kochała właśnie to miejsce. Tu była wolna tu mogła być sobą. Zek nie była zwykła nastolatką, była piękna, szalenie bogata, mieszkała w wielkim zamku, i była ... czarownicą. Pochodziła ze starożytnego rodu czystej krwi. Jej cała rodzina ma w sobie coś w wilka. Ona tez często zmieniała się w to szlachetne zwierze i biegała po pobliskich górach. Nie była wilkołakiem. Kochała noc i księżyc, ale pełnia nie zmieniała jej w potwora. Czuła wtedy co prawda większą potrzebę swobody, miała ochotę wyć do księżyca. Nie odczuwała, co najważniejsze potrzeby picia krwi. Gdy była zła i zapominała zapanować nad sobą, powiększały jej się kły, a oczy stawały się dzikie jak u wilka. Do pokoju weszła jej starsza siostra. Selena była niską, trochę za krągłą, blondynką. Były siostrami, a tak bardzo się różniły. - Nie smuć się Zek, słyszałam, że ten chłopak to niezły przystojniak. - Daruj sobie Sel.. – warknęła Zek z parapetu, nadal przyglądając się tafli pobliskiego jeziora. - Jak ci coś zrobi to go zabije – powiedział przystojny brunet, podchodząc do parapetu i przytulając siostrę. - Dzięki Vako, ale mam nadzieję , że nie będzie takiej potrzeby – mruknęła opierając się plecami o tors brata. - Nie chcę stąd wyjeżdżać, za dwa tygodnie będę musiała jechać do szkoły, a za tydzień poznam mojego przyszłego męża – powiedziała głucho brunetka. - Będzie dobrze, wiesz, że cię kochamy nad życie – powiedziała Sel siadając obok na parapecie, a Vako tylko pokiwał głową na znak, że potwierdza słowa siostry. Vako cierpiał chyba tak samo jak Zek, kochał ją bardzo, była dla niego całym światem, oddałby za nią życie, było tak od zawsze. Selena już od dziecka bawiła się z innymi dziewczynkami, a Zek chodziła za bratem, spędzała czas z nim i jego kolegami. Na początku bardzo mu to przeszkadzało, ale z czasem nauczył się uważać na siostrę. Była jego oczkiem w głowie i nadal nim jest, chodź teraz są już prawie dorośli, to nadal często wymakają się nocą na długie spacery. Vako nadal pamięta wszystkie dowcipy jakie razem robili, i ten radosny uśmiech Zek za każdym razem jak im się udało. Wiedział, że to się kiedyś skończy, ale żeby tak szybko. Pewien był jednego, jak ten palant skrzywdzi jego najcenniejszy skarb, to go zabije i nie będzie patrzył, na konsekwencje jakie niesie ten czyn. W tym samym czasie matka trójki rodzeństwa, rozmawiała ze swoim mężem w jego ogromnym, gustownie urządzonym gabinecie. - Uważasz, że to jest dobry pomysł z tymi zaręczynami, wiesz jacy to ludzie, zimni, wyniośli, oni chyba nawet nie potrafią kochać – mówiła zatroskanym głosem Natasza. - Nie mamy za bardzo wyboru, kochanie – odparł smutno brunet, patrząc na niego nie było wątpliwości, że to właśnie po nim Vako jest taki przystojny. - Ależ Wiktorze... – odparła ze smutkiem i zrezygnowaniem kobieta, przeczesując palcami, swoje blond włosy . - Taka jest Jego wola – powiedział spokojnie mężczyzna siadając koło swojej żony i przytulając ją delikatnie. Wiktor Lykan tak jak wszyscy członkowie jego rodziny byli śmiercożercami, choć dzieci nie były nimi jeszcze pełnoprawnie, ale to tylko kwestia czasu. Voldemort ostatnio zabawił się w swatkę i chce połączyć swoich najwierniejszych sojuszników. - Lucjuszu jak mniemam przekazałeś swojemu synowi moją „propozycję” – powiedział Voldemort z ironią bo nie była to żadna propozycja, tylko rozkaz, z czego każdy zdawał sobie sprawę. - Ależ tak mój Panie – powiedział pokornie Malfoy. - To dobrze... mam nadzieje, że się cieszy, Zek jest wspaniałą dziewczyną, a ja nie mogę dopuścić do tego by w szeregi moich towarzyszy, wdzierały się osoby nie godne. - Masz całkowitą rację, Panie... - Możesz odejść, Lucjuszu. - Dziękuje Panie – powiedział Malfoy kłaniając się wytwornie i wychodząc z gabinetu. Voldemort lubił Zek, nie był on do końca pozbawiony uczuć, lubił na nią patrzeć jak była mała. Widział w jej oczach, te dzikie błyski które tak go intrygowały. Wiedział, że Malfoy nie zasługuje na Zek ale nie mógł dopuścić by jego żoną została Parkinson. Postanowił, że będzie miał na oku ich związek, biorąc pod uwagę rozhulany i krnąbrny charakter Dracona, było to bardziej niż wskazane. Nie chciał, by cierpiała. - Zek pochodzi ze szlachetnego rodu i zasługuje na godne traktowanie – mruknął do siebie. Wiktor, potomek wielkiego wilkołaka Radu Lykana i Natasza która jest kuzynką samego Voldemorta. Rodzina Lykanów cieszyła się, dlatego wielkim szacunkiem, na całym świecie i u samego Lorda Voldemorta. Wiktor nie był wilkołakiem, bo nie chciał nim być, miał w sobie geny które mogłyby go zmienić w dziecko nocy tak jak i mogły by zmienić Vako i Zek, Selena nie wrodziła się w niego dlatego ona była zwykła czarownicą której nie groziła przemiana w wilkołaka. Natasza była potężną czarownicą, specjalizującą się w czarnej magii i urokach. Wiktor i Natasza byli okrutnymi ludźmi, potrafili zabijać bez żadnych skrupułów. Tacy byli w stosunku do wrogów, swoją rodzinę kochali za to nad życie. Selena, Zek i Vako wychowali się w cieple i wszechogarniającej miłości. Dlatego taki ból sprawiła im decyzja Voldemorta. Woleli by wydać za Malfoya Selenę, niż Zek. Dobrze wiedzieli, że Zek nie nadaję się na żonę, była zbyt dzika, zbyt, potężna i jeszcze ten jej trudny charakter. Ich serca przepełniała gorycz na widok pierwszej reakcji Zek, ten napad gniewu, furii, ciskała wszystkimi zaklęciami na około... i te oczy pełne wściekłości, nienawiści i wielkiej niesprawiedliwości która ją dotknęła. Zek była potężną czarownicą, prócz zwykłej mocy posiadała jeszcze starożytną wiedzę i moc, która pozwalała jej panować nad siłami przyrody... W jej przypadku ta władza była ogromna i mogła jeszcze urosnąć, jeśli Zek nauczy się nad nią w pełni panować. Vako był bardzo podobny do Zek pod wieloma względami, szczególnie z charakteru. Obydwoje byli strasznie uparci i świadomi swojej mocy, oraz szlachetnego urodzenia, nie mieli skrupułów by korzystać z tego co już mieli by zdobywać więcej. Vako jako mężczyzna miał większą brutalność odziedziczoną po ojcu. Zek potrafiła być wredna i mściwa, ale nie odnajdywała przyjemności w męczeniu innych, no chyba, że ktoś jej naprawdę zaszedł za skórę. Selena była za to tak zwaną „czarną owcą” rodziny, mało inteligentna, o przeciętnej urodzie, nie pasowała do nich... Często czuła się gorsza, choć nigdy bliscy nie dali jej tego odczuć. To ona była najstarszą córką, ona powinna wyjść za mąż pierwsza, lecz tak się nie stanie. Pierwsza Selena była tylko na tym świecie, po urodzeniu Zek to ona już zawsze była ta lepsza, no i oczywiście Vako ukochany syn rodziców. Nie miała żalu do rodzeństwa, kochała ich i wiedziała, że to nie ich wina. Cała trójka była szczęśliwym kochającym się rodzeństwem, nie rozłącznym aż do teraz. Selena skończyła już szkołę z niezłymi wynikami, tylko Zek i Vako mieli przed sobą jeszcze jeden rok nauki w szkole „Festus”. Nazwa szkoły pochodzi od jej założyciela Wielkiego Festusa, który był pierwszym wilkołakiem ze zdolnościami magicznymi. Szkoła była elitarną placówką do której uczęszczały wilkołaki i młodzież ze szlachetnych rodów. Szkoła, był to wielki zamek razem z całym kompleksem podziemnych korytarzy i lochów. Był osadzony w niedostępnych górach i otoczony gęstym lasem, wprost wymarzone miejsce do włóczenia się. Szkoła w herbie miała głowę wilka, motyw wilka pojawiał się wszędzie na mundurkach, zasłonach, dywanach. Szkoła była mroczna i taki utrzymywał się w niej klimat. Tak jak w każdej szkole soboty i niedziele mieli wolne, lecz oni mieli dodatkowo wolne kilka dni przed pełnią i po pełni ponieważ większa część uczniów nie była wtedy w stanie funkcjonować normalnie. W szkole głównym przedmiotem była „czarna magia”, nic dziwnego biorąc po uwagę, że nowy dyrektor szkoły był poplecznikiem Voldemorta. Szkoła składała się z samych śmierciożerców i przyszłych smierciożerców. Nie było więc mowy, o żadnych osobnikach krwi nieczystej. Przystojny pewny siebie blondyn, z ironicznym uśmiechem, przypatrywał się sytuacji, która rozgrywała się przed jego stalowymi oczami. Jego rodzice właśnie tłumaczyli Parkinsonom, że Draco nie będzie mężem ich córki. - Ale to było ustalone od czasu ich narodzin – histeryzowała Pani Parkinson. - Ależ, proszę, uspokój się moja droga, taki jest rozkaz naszego Pana – tłumaczyła się znudzona Narcyza Malfoy. Malfoyowie cieszyli się, że Drako nie poślubi Pensy. Jakoś nie chcieli powiększać swojej rodziny o ludzi ich pokroju. Choć byli czystej krwi, nie mieli klasy ani godności. - Ale my się kochamy – zaszlochała Pansy. Wszyscy spojrzeli na Dracona, chcąc usłyszeć jego opinię na ten temat. Sam zainteresowany ze stoickim spokojem, patrzył na zebranych. - Nigdy nie podobał mi się pomysł poślubienia Pensy, dlatego jestem mile zaskoczony, że nie będę musiał tego robić i co się z tym wiąże nie będę musiał, oglądać twojej mopsowatej gęby aż do śmierci, nigdy cię nie kochałem, ja nawet nie uważam cię za dziewczynę. - Ależ Draco, szlachetnie urodzony młodzieniec, nie zwraca się, w taki sposób do kobiet – dodała oburzona Narcyza. - Ona nie jest kobietą mamo, miałem okazje się o tym przekonać... – syknął jadowicie na co Pensy zagregowała głośnym szlochem. Tak... Draco był aroganckim, zadufanym w sobie młodzieńcem. Był tez strasznie przystojny jego buntowniczy i arogancki sposób bycia, podobał się dziewczynom. Lecz mało która, umiała zainteresować go swoją osobą chociaż tydzień. Draco nie szanował kobiet może dla tego, że wszystkie jaki znał nie szanowały siebie. Wyrósł już z obcowania z „łatwymi” dziewczynami. Coraz bardziej intrygowały go te niedostępne. Choć i one traciły swoją magię i tajemniczość zaraz po pierwszej nocy... Draco nie lubił nudy. Nie wierzył w miłość, związek uważał jako obowiązek każdego mężczyzny. Tak samo jak czułość, opieka nad partnerką, prezenty czy romantyczne sam na sam, były dla niego czymś oczywistym, wyuczonym nad czym się nie zastanawiał. Dlatego też gardził Pansy która garnęła się do niego sama, a to on jest mężczyzną, to on powinien zdobywać kobietę. Takie podchody bawiły Dracona, łaskotały jego dumę, od początku wiedział, że podoba się dziewczynie, ale nie mógł sobie odmówić takiego kuszenia jej, kiedy to ona postawiła sobie za punkt honoru, że nie prześpi się z nim w ciągu pierwszego tygodnia znajomości. - Mam nadzieję , że ta cała Zek nie rzuci się na mnie już pierwszego dnia – pomyślał uśmiechając się do swoich wizji. Nie przeżywał sprawy zaręczyn tak jak Zek, on był na to gotowy od dawna, tylko że teraz zmieniła mu się partnerka. Z zamyślenia wyrwało go trzaśnięcie drzwiami, to Parkinsonowie opuścili rezydencję Malfoyów. - Nie mogłeś być delikatniejszy, Draco? – spytała cicho Narcyza. - A co to dzień dobroci dla zwierząt, czy co? – warknął i udał się do swojego pokoju. Zek siedziała do późna na parapecie, wyglądając przez wielkie okno. Obserwowała otoczenie, jej bystre spojrzenie, chciało zapamiętać każdy szczegół, nie wiedziała kiedy tu wróci, kiedy znowu będzie mogła zanurzyć stopy w górskim strumieniu. Kochała noc, wtedy świat wydawał się inny, taki czysty i pociągający. Nocą nie musiała oglądać tego całego kiczu, otaczającego ją świata. Nawet miasta w dzień zatłoczone, brudne, nocą były piękne, nie widać było śmieci, obdrapanych budynków, idiotyczny i absurdalnych reklam czy wystaw sklepowych. Nawet różnice miedzy ludźmi zacierała noc... Zek, lubiła samotność, wcale nie miała potrzeby spędzania czasu z innymi ludźmi. No może z Vako, tylko on potrafił przesiedzieć z nią całą noc, w milczeniu na nie wygodnej skale, zaraz nad stromym urwiskiem. To jego prośbom zawsze ulegała, tylko on odpowiadał jej na pytanie, którego jeszcze nie zdążyła zadać. Brunetka miała wielu przyjaciół, była lubiana, choć tak naprawdę nie lubiła ludzi. Uważała ich za najbardziej zakłamane i chciwe istoty, choć zdawała sobie sprawę, że jest jedną z nich. Dlatego tak często zmieniała się w wilka. Chciała zapomnieć kim jest, wtedy czuła się wolna, a problemy które miały jeszcze przed chwilą takie wielkie znaczenie, przestawały być ważne. Nie należała do osób które szybko zawierają przyjaźnie. Na jej zaufanie trzeba długo pracować, choć wiele razy zdarzało jej się zawierać znajomości z określonych powodów, w tak zwanym „interesie własnym”. Była doskonała aktorką, może to z powodu krwi która płynęła w jej żyłach. Wilkołaki były mało ufne, przebiegłe ale i sprytne, potrafiły udawać każde uczucie, dzięki takim umiejętnościom były bardziej... ludzkie. Choć to co ją czeka za tydzień, będzie wielkim sprawdzianem jaj aktorskich umiejętności i zasad dobrego wychowania, które wpajała jej matka od dziecka. Nie chciała udawać cały czas, nie chciała każdej czynności wykonywać ze sztucznym uśmiechem na ustach i wszystkim opowiadać jaka to ona jest szczęśliwa. Zek miała inne plany co do swojego dorosłego życia, chciała nim sama kierować, a nie podążać ścieżka którą wyznaczyli jej inni. Nigdy przez myśl jej nie przeszło, że będzie siedzieć w domu i niańczyć dzieci. W ogóle jakie dzieci? Zek nie lubiła dzieci, działały na jej układ nerwowy. Dlatego jakoś nie szczególnie, chciała mieć własne. Tyle lat ciężko pracowała w szkole, zdobywała wiedze i umiejętności, by być potężną czarownicą, godną swojego pochodzenia. Wiele dni spędziła na próbach, zapanowania nad woda czy ogniem. Poniosła wiele porażek, które jeszcze bardziej upewniały ją w dążeniu do celu. Każde najmniejsze osiągnięcie dawało jej tyle radości. Tylko po co się tyle starała? Żeby teraz czekać na męża z obiadkiem? - Nie zrezygnuje ze swoich marzeń...- powiedziała do swojego odbicia w oknie. Bała się swojego przyszłego męża, nie wiedziała czego może się spodziewać... Nic o nim nie wiedziała prócz tego, że ma na imię Draco i jest uczniem Hogwartu. W tym samym czasie Natasza, kręciła się niespokojnie po sypialni, czekała na powrót męża Myślała jak rozegrać rozmowę z Zek. Miała jej wiele do powiedzenia. Chciała ją ostrzec, że po ślubie jej wolność będzie zależna od Dracona, że to on będzie głową rodziny, a ona będzie jego żoną, która ma się uśmiechać, ładnie wyglądać i być dla niego miła. Natasza zdawała sobie sprawę, że Zek nie pogodzi się z tym tak łatwo, że nie będzie chciała zrezygnować z marzeń. Słyszała od znajomych, że Drako jest bardzo przystojny, ale też że jest równie wredny. Bała się o córkę, ale wiedziała, że Voldemort lubi Zek i nie da jej skrzywdzić. Sama długo przyzwyczajała się do Wiktora, nigdy nie dała jednak po sobie poznać, że jest nieszczęśliwa... po pewnym czasie pokochała swojego męża. Choć nadal pamięta te noce kiedy próbowała zasnąć zanim on wróci z pracy, albo opuści gabinet. Czuła do siebie obrzydzenie, gdy się z nią kochał, ale co miała zrobić, był jej mężem, a ona była bardzo pociągającą młoda dziewczyną. - Zek i tak ma lepiej, Draco jest w jej wieku, Wiktor jest starszy ode mnie o 10 lat - mruknęła.. Drako tak jak Zek wpatrywał się w księżyc. Nie mógł spać, leżał na łóżku i przez okno w dachu patrzył na niebo. Niebo niby to samo, ale ludzie w dwóch innych częściach świata. Zastanawiał się jak to będzie, zasypiać co noc przy swojej żonie. - „Swojej żonie” jak to w ogóle dziwnie brzmi – mruknął. - On wielki Draco Malfoy pogromca kobiecych serc w całej szkole i nie tylko, już za tydzień będzie uwiązany – ta myśl wydawała mu się absurdalna. Z jednej strony cieszyło go, to że będzie miał już swoja kobietę, z drugiej jednak szkoda, że nie może sam jej wybrać. Obawiał się tej Zek, z Pansy dał by sobie radę bez problemu, on była głupia naiwna i idiotycznie w nim zakochana. Miał nadzieje, że nie będzie musiał się jej wstydzić przez znajomymi, szczególnie kolegami. Postanowił wyjść na taras dalsze leżenie bezmyślnie w łóżku irytowało go. Wyszedł na duży taras, poczuł nocny chłód, był w samych bokserkach. Usiadł na leżaku i zaczął rozmyślać jak potoczy się jego życie... najwięcej uwagi poświęcał jednak swojej przyszłej narzeczonej. - Ciekawe jaka jest w łóżku? – pomyślał i uśmiechnął się lubieżnie, na samą myśl co będą robić w zaciszu sypialni i nie tylko sypialni. Z tego typu myśli, wyrwał go łomot skrzydeł wielkiej, pięknie ubarwionej sowy. - Blais, czego ty chcesz o tej porze pajacu? – mruknął odwiązując zwitek pergaminu. Sowa zahukała głucho i usiadła na balustradzie, najwyraźniej czekając na odpowiedź. Draco spojrzał na pergamin. Draco! Wiem, że jest późno ale w domu moich starych, na Krecie odbywa się właśnie, nie planowana dżampreza. Więc zbieraj dupę i zaraz cię tu widzę!!! PS. Laseczków jak mrówków!!! Wiec nie ciesz tej japy, tylko przybywaj Casanovo... Blais! Drako miał mieszane uczucia co do tej imprezy. Spojrzał na zegar... - 12:30 – mruknął. Przypomniał sobie ostatnia imprezę u kumpla, masa alkoholu, wiele napalonych panienek, a potem straszny ból głowy utrzymujący się przez 3 dni. Draco nie miał ochoty na imprezę, ale no cóż, w końcu jest Casanovą i wielkim imprezowiczem, nie może stracić reputacji. Wszedł do pomieszczenia przylegającego do jego pokoju, była to ogromna garderoba. Spojrzał krytycznym wzrokiem na swoje ubrania. - Dobra, te spodnie i ta koszula mogą być, jeszcze ten krawat – mruknął wyciągając z szafy granatowe spodnie, białą koszule i czarny, skórzany krawat. Koszulę założył szybko na siebie, zapinając tylko kilka guzików. Połowa koszuli wystawała mu w nieładzie ze spodni. Co sprawiało bardzo ciekawy widok, wiecznie zabieganego i rozchwytywanego chłopaka, którym był. Włosy przeczesał ręką pozwalając blond kosmykom spadać zawadiacko na oczy, krawat założył niedbale na szyję. Jeszcze „kropelka” wody kolońskiej i arystokrata był gotowy do wyjścia. W tym samym czasie, Selena wybierała ciuchy na imprezę na którą szła z koleżanką. Nie wiedziała nawet gdzie dokładnie idą, ale miała ochotę się wyszaleć. Przez chwile pomyślałaby pójść spytać się Zek czy chce iść, ale doszła do wniosku, że nie będzie chciała, a poza tym zawsze lepiej bawiła się z kumpelkami. Spojrzała krytycznie na swoje odbicie, nie lubiła siebie. Uważała że jest za gruba za niska i brzydka. Zawsze ta gorsza... - No zbieraj się laseczka – powiedziała wesoło Arko wchodząc do pokoju przyjaciółki. Arko była wysoką blondynką o figurze modelki i zniewalającym uśmiechu. - Ar.. gdzie jest ta impreza? Bo nie wiem jak się ubrać? – zaczęła Selena. - Niespodzianka ale załóż coś ekstra, zimno na bank nie będzie – odpowiedziała opierając się o drzwi i puszczając oko do blondynki, zakopanej w tonie ciuchów - Cześć dziewczyny jak tam? – spytał uśmiechnięty Vako, wpadając do pokoju starszej siostry. - Hey – mruknęła Sel - Witaj Vako, miło znowu cię widzieć – zaświergotała Arko wstając i całując go w policzek. Kiedyś Vako z Arko kręcili ze sobą, ale dla niego to była już przeszłość, dla niej jeszcze nie do końca... - Pójdziesz z nami na imprezę? – spytała Ar. - Nie wiem, a gadałaś z Zek? – spytał dogłębnie analizując obraz wiszący na ścianie za głową Arko. - A co, ty uzależniony od niej jesteś? – naskoczyła na niego. Vako spojrzał na nią dziwnie wiedział, że Zek i Arko się nie lubią wiedział też dlaczego... Ale zawsze śmieszyła go reakcja Arko, na każde wspomnienie jego ukochanej siostrzyczki. Zek tak nigdy nie reagowała, ona mu wyjaśniła jasno, że blondyna działa jej na układ nerwowy i uprzedziła że nie ma zamiaru przebywać w jej towarzystwie. Nigdy nie robiła takich scen melodramatycznych jak Arko. Arko podeszła do bruneta i uwiesiła mu się na szyi. - Pamiętasz jak nam było dobrze? Znowu może tak być.. – zamruczała mu do ucha, ocierając się ustami o jego szuję. - Myło było cię znowu zobaczyć, Arko – powiedział spokojnie Vako zdejmując jej ręce ze swojego karku. Spojrzał na nią wzrokiem pełnym pogardy, to ona go kiedyś zdradziła, teraz się z tego cieszył bo zobaczył jaka była bezwartościowa i pewna siebie. - Ale jako to! Vako ! – krzyknęła oburzona. - Dobrej zabawy siostrzyczko, ta będzie super – powiedział wskazując na zieloną sukienkę która leżała na samym spodzie wielkiej sterty. Cmoknął ją w policzek i wyszedł z pokoju. Vako powolnym krokiem zmierzał do pokoju siostry, do jej królestwa. - Hey siostrzyczko – przywitał ją biorąc na ręce jak mała dziewczynkę. - Ty chyba nic nie jesz ślicznotko – powiedział podrzucając ją parę razy do góry. - Jakoś mi brak apetytu - uśmiechnęła się sztucznie. - Zapomniałbym dzwonili z tej gazety mugolskiej jakiejś tam.... i chcieli cię na okładkę. - Nie wiem czy powrót do kariery modeli jest teraz najlepszym pomysłem – westchnęła szatynka wtulając się w tors brata. - To tylko kilka zdjęć, a ja znowu w szkole, przejdę się po pokojach chłopaków i poznajduje koło łóżek i nad nimi poprzyklejane zdjęcia mojej siostrzyczki, powycinane z czego się tylko dało – dodał ze śmiechem. - No co ty? – spytała zaskoczona Zek. - Wiesz nawet najczystszej krwi wilkołak lub czarodziej kupi mugolską gazetę jak ty promujesz najnowsza kolekcję bielizny od najlepszych projektantów – powiedział uśmiechając się lubieżnie. - Jesteś niesmaczny – skrzywiła się Zek. - Nie próbowałaś – powiedział i oboje wybuchli śmiechem. - Dobra mam dość tego nocnego trybu życia, jest 1.00 w nocy idę spać chociaż raz od dwóch miesięcy położę się zanim wstanie Lei – uśmiechnęła się Szatynka. Lei była kucharką w zamku państwa Lykan, zawsze wstawała o 4.00 i krzątała się po kuchni hałasując garami. - Dobra, to dobranoc siostrzyczko – powiedział Vako całując w policzek siostrę i zanosząc ja do łóżka. Zek zaśmiała się i objęła go za szyję. - Ostatni raz tak robiłeś jak byliśmy jeszcze dziećmi. - No wiesz, na starość powraca się do wspomnień – zaśmiał się uroczo. Wyszedł z pokoju z wilgotnym śladem ust Zek na policzku i pokierował się do swojej sypialni. Znowu wróciły do niego wspomnienia ale szybko pozbył się ich miał jeszcze do przemyślenia swoją przyszłość. Miał parę możliwości, przynajmniej na razie, rodzice nie mieli żadnych planów w stosunku do jego osoby. Mógł zostać głową rodziny poślubiając jakaś córkę czystej krwi lub wybrać życie wojownika już nie czarodzieja ale wilkołaka. Mógł stać się prawdziwym dzieckiem nocy, mógł być wolny, dziki, ale czy tego chciał, czy chciał opuścić rodzinę? Czy ta rodzina ma sens bez Zek? Czy coś nadal będzie go tu trzymać jak jej zabraknie? Sam tego nie wiedział, zawsze pociągały go podróże, zdobywanie nowych doświadczeń, poznawanie nowego. Ale planował to dzielić razem z Zek ale teraz wszystko się pozmieniało widać taka przyszłość nie była im pisana. Ten post był edytowany przez Zek: 21.03.2008 23:17 |
![]() ![]() ![]() |
Zek |
![]()
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 14 Dołączył: 26.11.2007 Płeć: Kobieta ![]() |
Te ostatnie dni wakacji, minęły zadziwiająco szybko. Nadszedł, ten przeklęty przez Zek dzień – dzień zaręczyn. Wymusiła na rodzicach, że nie będą nikogo zapraszać, że będzie to cicha uroczystość. Nie zniosła by, obecności Rina na tej farsie. Draco miał zadziwiająco dobry humor. Nosił w kieszeni marynarki, pudełko z przepięknym pierścionkiem zaręczynowym i był dumny jak paw. Zek nie podzielała jego zadowolenia, ona była w wybitnie ponurym nastroju. Vako chodził równie wściekły jak Zek, tracił siostrę i to dla takiego dupka. Rozmawiał z nim, parę razy i już wiedział, że jest to typ Casanovy, który nie przepuści żadnej laski. Tylu wartościowych chłopaków było zakochany w Zek, a ona musi wyjść za takiego skończonego kretyna. Na początku, nawet związek Zek z Rino go irytował, a teraz zrobił by wszystko aby oni mogli być razem. Rino siedział w swoim pokoju, przy kominku. Zastanawiał się, czy Draco już się oświadczył Zek, czy jeszcze nie. Czuł, że ją stracił i wiedział, jak bardzo go ta strata boli. Postanowił być twardy, musi dać sobie spokój, nie będzie z nią. Sprawa jest przegrana. - Zek wyjdziesz za mnie? – spytał Draco, klękając przed szatynką. - A jakie mam opcje :,,tak” , „tak, oczywiście” i „tak, oczywiście, że tak” – prychnęła ironicznie Zek. - Możesz sobie wybrać, kochanie – zadrwił Draco. - Tak... - wykrztusiła brunetka z mina jak by połykała arbuza. Draco, odpowiedział jej tylko jadowitym uśmiechem i założył piękny pierścionek, na smukły palec narzeczonej. Wszyscy zaczęli bić brawo, a szatynka przestała już nawet ukrywać swoje niezadowolenie w związku z zaistniałą sytuacją. - Musze was przeprosić, ale strasznie boli mnie głowa – mruknęła Zek przybierając przepraszającą minę. - No tak, kobiety, jeszcze ślubu nie było, a już zaczynają się migreny – zaśmiał się, Luciusz Malfoy. Na twarzy Zek, wypłynął wymuszony uśmiech. - To ja dopilnuje, żebyś się położyła kochanie – mruknął Draco, biorąc Zek za rękę i idąc na górę. - Nie ma potrzeby, trafię do siebie. - No jakże mógł bym cię zostawić, może będzie ci trzeba, coś przynieść – uśmiechnął się jadowicie, otwierając drzwi do pokoju Zek i wchodząc za nią. Zek miała mętlik w głowie. - Czego on chce, do cholery jasnej – myślała gorączkowo. Draco natomiast bawił się znakomicie. Podszedł od tyłu do zmieszanej szatynki, kładąc jej ręce na biodrach. Odgarnął jej włosy i zaczął całować po szyi, zmuszając ja tym samym do cichego jęku. Zek byłą wściekłą na siebie, że tak na nią działa. Nie mogąc nad sobą zapanować, oparła się o niego plecami ułatwiając mu tym samym dostęp do jej szyi. Drako całował ja zachłannie, łapczywie jak by miała zniknąć. Złapał ją mocniej za biodra i odwrócił w swoją stronę. Spojrzał w jej zamglone oczy, które błagały o pieszczoty. Pocałował ją delikatnie, pieścił jej wargi, chcąc dać jej jak najwięcej przyjemności. Po chwili poczuł że zakłada mu ręce na kark i zaczyna go całować, bardziej natarczywie i bardziej namiętnie. Jej ręce wplątywały się w jego włosy. Usta Dracona był gorące i miękkie, a on sam zimny i niedostępny. Zek była na siebie zła, ale nie mogła się opanować, od dawna nie była tak blisko z chłopakiem, Rino był kochany, ale nie dawali nigdy ponieść się emocją. Jego pocałunki były pełne miłości, a Drako całował ją z pożądaniem pragnął jej, a ona chciała być obiektem pożądania i to w dodatku przystojnego mężczyzny. Draco miał mętlik w głowie, nie chciał takiego obrotu sprawy. Znaczy chciał jako mężczyzna, Zek go pociągała, ale miał zamiar ja onieśmielić, chciał być katem, a tu ofiara przyłączyła się do kata. Zek specjalnie, lekko poruszyła kolanem ocierając się o męskość Dracona. Blondyn westchnął głośno, zjeżdżając rękami na pośladki narzeczonej. Brunetka, oderwała się od narzeczonego i uśmiechnęła się po kobiecemu. - Możesz mi przynieść wody, kochanie – mruknęła mijając go i kierując się do łazienki Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie oddychając głośno. Była na siebie zła, że okazała się taka słaba, że na tyle mu pozwoliła. - To się nie może powtórzyć – mruknęła. Miała wyrzuty sumienia w stosunku do Rino. Draco był jej narzeczonym, ale nie chcianym, nie powinna mu tak ulegać. - Teraz mu się wydaje, że może mieć każdą, łącznie ze mną – warknęła, wściekła patrząc w lustro. Draco stał dłuższą chwilę, w tej samej pozycji w jakiej zostawiła do Zek. Nic do niego nie docierało. - Chyba źle ją oceniłem, nie jest taka „niewinna” jak myślałem – mruknął, kierując się w stronę drzwi. Vako, patrzył dzikim wzrokiem, na schodzącego ze schodów Dracona. Był dziwnie zadowolony i ta jego potargana fryzura. - Pobiliście się? – syknął, gdy blondyn mijał go idąc w stronę kuchni. - Nie do końca, ale jestem tak samo wyczerpany jak po walce – uśmiechnął się jadowicie, widząc jaką te słowa, wywołują reakcje u bruneta. Vako gotował się w sobie, miał ochotę wstać złapać tego dupka i złamać go w pół. Był gotowy urwać mu łeb i nasrać do szyi, jeśli ruszył jego siostrę, jego kochaną siostrę, która była dla niego najcenniejszym skarbem. W tym czasie, Reven siedział w bibliotece, starał się na czymś skupić, ledwo uciekł od Riku, która go zadręczała masa głupich pytań. Zaczynając od daty ślubu, kończąc na imionach siódemki dzieci. Chwycił książkę i otworzył gdzieś w połowie ,,W słabym świetle lampek, w niebieskich oparach kadzidła, wyglądali niczym zagubione dusze cierpiące od wieków na progu czyśćca...”. - No to się pocieszyłem, k... – mruknął poirytowany zamykając książkę. Chwycił po gazetę, leżąca na stoliku obok fotela. Ze znudzeniem oglądał kolorowe czasopismo, aż ta trafił na wielkie zdjęcie dziewczyny w bieliźnie, patrzył na nie i po chwili wypadła mu gazeta z rąk. - O k...... – mruknął. Patrzył na twarz dziewczyny i rozpoznał w niej Zek, Zek Lycan. Nie zastanawiając się wyrwał stronę z gazety i schował do kieszeni bluzy. Potrzebował samotności, a ja mógł znaleźć tylko w starych lochach pod zamkiem. W tych lochach, jeszcze nie tak dawno, byli torturowani i przetrzymywani ludzie, różne potwory o których nikomu się nie śniło i one były tu nadal. Ale nie było tu nic groźniejszego od Revena, wiec nie bał się tu przychodzić. Nad wejściem w skale był wykuty napis „Kto życia nie ceni, nie wart go”. Tak wilkołaki ceniły swoje życie, a doceniały również życie ludzi, wszystkich którzy zginęli by oni mogli żyć. Wszedł do pomieszczenia z wielkimi kadziami, nadal coś w nich bulgotało, ale nie było chętnych by się tym zająć. Przeszedł spokojnym krokiem po lochach i wyszedł tylnym wyjściem, zaraz u brzegu rzeki. Pod jego stopami zagrzechotały kamienie, spojrzał w niebo zza chmur wyłaniała się właśnie księżycowa dama, ich pani. Poczuł się silny, dziki i wolny... Zmienił postać i zawył po czym zaczął biec przed siebie. Selena, w swojej komnacie, nadal rozpamiętywała wrażenia ostatnich dni. Mecz, potem zaręczyny siostry. Tak bardzo chciała, żeby Reven klęknął przed nią i zapytał czy za niego wyjdzie. Tak bardzo nienawidziła tej Riku, z która pokazywał się na przyjęciach. - Co ona miała w sobie takiego? Nogi do nieba? – prychnęła, poirytowana blondynka. Dni mijały wolno i mozolnie. Zek starała się omijać narzeczonego, co się udawało ponieważ była na swoim terenie. Wymykała się z Vako na długie spacery, rozmawiała z Seleną o głupotach. Nawet urządziła sobie „powrót do dzieciństwa” przeglądając stare pudła na strychu. Niestety, musiała być obecna na posiłkach i brać udział w mało ciekawych rozmowach, prowadzonych przy stole. - Jak się cieszę, już nie mogę się doczekać, kiedy będę bawić wnuki – powiedziała przy kolacji Narcyza Malfoy. Vako zakrztusił się indykiem, Selenie wypadł widelec z ręki, a Zek spokojnie podniosła wzrok znad sałatki. - Ma pani, jakieś dzieci prócz Dracona? – spytała. - Nie... Draco jest jedynakiem – odpowiedziała kobieta. - To ja bym nie liczyła, na wnuki w najbliższym czasie – powiedziała chłodno brunetka odkładając sztuczce i kierując się na taras. - Ach.. kobiety... – mruknął Draco, również wstając i podążając za Zek, a za nim powędrował zimny i morderczy wzrok brata narzeczonej. Wychodząc na taras, Zek poczuła chłodny wiatr, który wprawił w ruch jej czarne włosy. Stanęła przy kamiennym murku, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Spojrzała na zielone zbocze i przypomniała sobie, jak uczyła się tu jeździć konno. Przez krótką chwilę, poczuła się jak dziecko, poczuła się tak jak parę lat temu. - Nie traktuj mnie, w ten sposób – głos Dracona, przerwał wspomnienia w dzieciństwa. - W jaki niby? – mruknęła brunetka, odgarniając włosy z twarzy. - Traktujesz mnie jak gówno – powiedział z wyrzutem. - Zdaje ci się, przewrażliwiony jesteś... – syknęła chłodno Zek. - Ciebie chyba bardziej boli, to, że musimy być razem – stwierdził Draco. - No raczej, a co tak bardzo widać – zironizowała szatynka. - Zek nie będę ukrywał, że mi nie jest na rękę nasz związek, jesteś ładna, inteligentna, taka jaka powinna być kobieta – powiedział spokojnie blondyn, wpatrując się w góry. - Fantastycznie, zawsze chciałam być maskotką.... – warknęła Zek. - Dlaczego maskotką? - Będę siedzieć w domu i się nudzić, ja tak nie chce, nie tak wyobrażałam sobie swoją przyszłość. - Nie będzie tak źle... - Taaa... moimi jedynymi zajęciami będzie przygotowywanie przyjęć, a jedynym zmartwieniem będzie własny wygląd – mruknęła już poirytowana do granic możliwości. Draco zrozumiał w tej chwili, że Zek nie jest osobą którą da się trzymać w klatce, chodźmy była ze złota. Wiedział, że nie tak łatwo przyjdzie jej zrezygnowanie z własnych marzeń. Draco pierwszy raz postawił przed sobą pytanie, czy aby na pewno musi z nich rezygnować. Draco przez chwile, nie słuchał co mówi Zek, zastanawiał się. Zastanawiał się i doszedł do wniosku, że jednak musi, żadna z kobiet szlachetnych rodów, nie zajmowała się niczym innym prócz prowadzenia domu. I na nic tu, porywczy wilczy charakter jego narzeczonej, to on jest mężczyzną i to on będzie głowa rodziny. Będzie zarabiał, dbał o nią i w przyszłości o ich dzieci. W tym momencie Draco pomimo siedemnastu lat poczuł, że musi dorosnąć, że to jest właśnie ten moment w którym to on dostaje pod opiekę drugą osobę. Wiedział, że łatwo nie będzie, nasłuchał się od matki, jak to Zek zawsze musi wpakować się w kłopoty, razem ze swoim braciszkiem. Po chwili zawiał chłodny wiatr. Lato w Rosji nie było aż tak upalne, szczególnie końcówka lata. Draco zauważył, że Zek zadrżała. - Proszę kochanie – szepnął zakładając jej na ramiona marynarkę. - Dziękuje – mruknęła, czując specyficzny zapach perfum Dracona. Draco stanął za nią, objął w pasie, przyciągając tak do siebie, by oparła się o niego plecami. - Nie chcę, tego utrudniać jeszcze bardziej, dlatego musimy oboje nauczyć się żyć ze sobą - westchnął, obejmując ją jeszcze szczelniej. - Ja nie jestem święty, nigdy nie byłem.... – ciągnął, widać było, że mówienie o tym nie przychodzi mu łatwo. - Hmm... czyli z iloma dziewczynami będę musiała się tobą dzielić? – westchnęła Zek. - Z żadną, ja nie chodzę z dziewczynami – powiedział spokojnie. - Czyli Casanova, zdobyć i porzucić... Draco milczał, patrzył, uważnie na jej twarz, czekał na reakcję, jaką wywoła jego wyznanie. - Możemy bawić się tak dalej, ale.... – mruknęła. - Pod warunkiem że to działa w obie strony – dokończyła patrząc mu wyzywająco w oczy. - Że co? – spytał zaskoczony Draco. - Co taki zdziwiony, skoro ty mnie będziesz zdradzał, to, to chyba nie robi żadnej różnicy, dla ciebie jeśli ja będę miała kochanków – dokończyła jadowicie. Draco spodziewał się płaczu, histerii, wyrzutów, wymuszania zapewnień o tym że będzie wierny, ale to, to co powiedziała, nie mieściło mu się w głowie. Jak to, ona chce go zdradzać? Jego? - Nie tak nie będzie... - powiedział po woli i wyraźnie jak do dziecka. - A co, ty niby lepszy jesteś, czy ja jestem taka do dupy, że musisz jakieś inne wyrywać. - To, nie o to chodzi, ja po prostu taki jestem. - No, to masz problem – syknęła, oddając mu marynarkę, zeszła z tarasu kierując się w stronę jeziora. Ten post był edytowany przez Zek: 22.03.2008 10:13 |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 18.06.2025 00:18 |