Kiedy Miłość To Za Mało., AB/LM
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Kiedy Miłość To Za Mało., AB/LM
Monicca |
![]()
Post
#1
|
![]() Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 5 Dołączył: 29.02.2008 Skąd: Częstochowa Płeć: Kobieta ![]() |
Ogłoszenia duszpasterskie:
opowiadanie znajdowało się przez krótką chwilę w internecie, jednak z braku weny zostało zawieszone. Przez wiele lat leżałało zapomniane w czeluściach komputera Kasiowatej, aż w jej życiu zjawiła się druga potteromaniaczka - Monicca i wspólnymi siłami postanowiły tworzyć dalej. Treść obejmuje wczesne czasy huncwotów, jednak to nie oni są głównymi bohaterami. Życzymy miłej lektury, mamy nadzieje, że będziecie się bawić równie dobrze jak my podczas tworzenia. Rozdział 1 27 maja 1976 Moje cztery kąty Flower Street 5, Londyn, Anglia Od kilku minut tkwiłam koło okna wpatrzona w świecące gwiazdy na bezchmurnym niebie. Już, gdy byłam dzieckiem uwielbiałam je oglądać, godzinami mogłam stać bez ruchu podziwiając te piękne ciała niebieskie, mając nadzieje, że ujrzę, choć jedną spadającą gwiazdkę i będę mogła wypowiedzieć swoje życzenie. W ostatnich miesiącach nie miałam zbyt wiele na to czasu, więc cieszę się każdą chwilą, w której mogę się nimi zachwycać. Z niechęcią oderwałam wzrok od okna i omiotłam nim cały pokój, w którym przebywałam. Było to bardzo małe pomieszczenie, jedynym źródłem światła był kominek, na wprost niego stał fotel przykryty bordową, ręcznie robioną narzutą, a koło okna znajdowało się dziecięce łóżeczko, w którym leżała mała dziewczynka. Właśnie, dlatego, że pokój był taki niewielki i przytulny wydawał się być idealnym miejscem dla dziecka. Kiedy się do niego wchodziło, każdy czuł się jak w domu, jak u mamy. - Śpij kochanie – wyszeptałam pochylając się nad dziecinnym łóżeczkiem. Szczelinie otuliłam kołderką maleństwo mając nadzieje, że tym razem nie wykopie się za pięć minut. Upewniwszy się, że bobas spokojnie zasnął, usiadłam w fotelu i zapatrzyłam się w przygasające płomienie. Nagle moje spojrzenie zwróciło się na zdjęcia stojące na gzymsie kominka i zatrzymało się na jednym z nich. Przedstawiało ono dwoje roześmianych, rozczochranych, czarnowłosych nastolatków. Biegali oni od jednej ramy zdjęcia do drugiej, zatrzymując się tylko na chwilkę, aby pomachać do zainteresowanych nimi osób. Odwróciłam fotografię na drugą stronę i szeptem odczytałam: - WAKACJE 1971 - tak, to był jeden z najlepszych okresów mojego życia – stwierdziłam beznamiętnym głosem. * * * * 30 sierpień 1971 Rezydencja państwa Black Grimmauld Place 12, Londyn, Anglia Spałam w wielkim łóżku, a na mojej twarzy błąkały się promienie słoneczne, które wpadały do pokoju przez wschodnie okno bez problemu przedzierając się przez ażurową firankę. - No nie dłużej już nie mogę! – warknęłam zrywając się z łóżka i podeszłam w stronę okna, żeby zasłonić zasłony. Zrobiłam to trochę zbyt nerwowo i kilka klamerek puściło trzymany materiał. Zaklęłam cicho, wracając po różdżkę, którą zostawiłam na szafce nocnej. Po chwili mruknęłam zaklęcie i zasłony wyglądały jak nowe. Nigdy nie spało mi się dobrze w tym domu; to za twarde łóżko, to za wielkie, to znowu jakieś wyimaginowane hałasy z dołu, a raz omal nie zeszłam na zawał serca, gdy wydało mi się, że węże otaczające kotary łóżka się poruszyły, teraz zaś słońce raziło mnie po oczach... To jakaś złośliwa klątwa. Spojrzałam na zegarek (6.47) i uśmiechnęłam się złośliwie. Te kilka cyferek od razu poprawiło mi humor. Ciocia Walburga mogła być złośliwa i zrzędliwa, ale była bardzo dokładna, wręcz pedantyczna. Miałam pewność, że budziki w całym domu są, jak zwykle, nastawione na 7.05, więc do obudzenia się mieszkańców miałam dokładnie siedemnaście minut i już wiedziałam jak ten czas wykorzystam. - Przeczuwałam, że wakacje będą idealnym czasem na odpłacenie się za te różowe włosy, w których poszłam na randkę z Kevinem. Syriuszu strzeż się, nadchodzę. – powiedziałam do siebie z przebiegłym uśmiechem. Nigdy nie zdołałam mu udowodnić, że to właśnie on spowodował u mnie tą niezaplanowaną zmianę image’u. Oczywiście sam się nie przyznał, pamiętam jak stwierdził z tą swoją idealnie dopracowaną miną a’la zbity pies, od której miękły kobiece serca, a na jego nieszczęście, wcale na mnie nie działała: „Nie masz żadnych dowodów, a tak w ogóle, o co Ci chodzi? Do twarzy Ci w tym kolorze.” Ale ja wiem, że to on! Znam go w końcu od dziecka. Nie zastanawiając się dłużej pobiegłam do łazienki, narzuciłam na siebie swój niebieski szlafrok frotte i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu przyszłego „narzędzia zbrodni”. Jedyne, co się do tego nadawało, to kubek do mycia zębów. Za pomocą czarów wydłużyłam go do rozmiarów wazonu na kwiaty i napełniłam go wodą. Przez chwile zastanawiałam się nad tym, czy nalać ciepłej, ale przypomniawszy sobie minę Notta z satysfakcją odkręciłam niebieski kurek. Wybiegłam z łazienki ostatni rzut oka na zegarek – Mam jeszcze piętnaście minut. Delikatnie otworzyłam drzwi, rozejrzałam się po hollu i z ulgą stwierdziłam - Teren czysty. Moja komnata była na końcu korytarza, a „ofiara” mieszkała dwa pokoje dalej. Wujostwo na szczęście smacznie spało piętro wyżej. Teraz cichutko, żeby nie obudzić kabla – pomyślałam przechodząc koło pokoju Regulusa – młodszego brata Syriusza. Jakoś nigdy nie darzyłam go sympatią, mamy całkowicie odmienne charaktery i chyba, dlatego nie umiem się z nim dogadać. Z Sirim od małego się lubiliśmy, podobno już, kiedy miałam 5 lat woziłam go w wózku, a gdy ktoś chciał mi go zabrać wpadałam w histerie, płakałam, wrzeszczałam, aż dali nam spokój. Od tamtego czasu minęło 11 lat, a my nadal trzymamy się razem i mimo różnicy wieku mamy wiele wspólnych tematów. - Nie czas na tkliwe historyjki, nadszedł czas zemsty– szepnęłam i najciszej jak mogłam uchyliłam drzwi pokoju młodego Blacka. Przez chwile mu się przyglądałam i musiałam przyznać, że podczas snu wyglądał bardzo niewinnie, prawie jak aniołek. Jaka szkoda, że zaraz się obudzi– pomyślałam z iście diabelską miną. Wyciągnęłam różdżkę i mruknęłam wskazując na powiększony kubeczek– Wingardium Leviosa!– ostrożnie, starając się nie wylać ani kropli kierowałam go wprost nad głowę swojego kuzyna. –Jak to dobrze należeć do rodziny czarnoksiężników, mającej korzenie już w średniowieczu. Na ten dom jest nałożonych tyle zaklęć, że można czarować do woli nawet podczas wakacji– rzekłam nie beż ironii. Mocno szarpnęłam różdżkę i trzaskając drzwiami zaczęłam biec do swojego pokoju. Po dzikim wrzasku Syriusza domyśliłam się, że wycelowałam idealnie. Z wariackim śmiechem wbiegłam do apartamentu zamykając go na klucz i z godnie z planem pobiegłam zmoczyć włosy pod kran. W tym momencie ktoś (ciekawe, kto to?) zaczął walić w drzwi, sięgnęłam po ręcznik i z miną aniołka je otworzyłam. Stałam twarzą w twarz z wściekłym 12-latkiem, starając się nie roześmiać na jego widok. Jego zwykle elegancko zmierzwione włosy przylegały teraz do jego głowy. Gdzieś po drodze zgubił swoje opanowanie. Stał tu krzycząc na mnie, cały czerwony ze złości. - Co mówisz? Szamponu Ci brakło? – zapytałam wycierając uszy z wody - Jak się umyje to Ci podrzucę. – Wskazała tu na swoje mokre włosy. Syriusz spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, nie dało się nie zauważyć, że przyglądał mi się, nie tak, jak na młodszego kuzyna przystało. Ale co tu się dziwić jego niespełna 17-letnia kuzynka stała przed nim owinięta tylko ręcznikiem, i na dodatek ten ręcznik był zdecydowanie zbyt krótki w jego mniemaniu. Bąknął coś pod nosem i zarumienił się. Nie! - on zrobił się cały czerwony. A ja nie czekając, aż odzyska rezon, ze złośliwym uśmiechem zamknęłam mu drzwi przed nosem. Nucąc sobie jakąś wesołą piosenkę, spacerowałam po swoim pokoju, byłam w świetnym humorze. Jeszcze chyba nie widziałam Syriusza tak zdenerwowanego, no może na pierwszym roku, gdy kłócił się z jakimś małym Ślizgonem był bardziej czerwony. Ale mimo to miałam wielką satysfakcje widząc go w takim stanie. Podeszłam do lustra i zobaczyłam uśmiechniętą dziewczynę o drobnej budowie. Nie wyglądałam na swój wiek, byłam niższa średnio o głowę od innych siedemnastolatek, ale to, dlatego, że urodziłam się w grudniu – tak to sobie tłumaczyłam. Byłam zgrabna i wysportowana, codzienne biegi po błoniach i uczestnictwo w drużynie qudditcha zrobiły swoje. Miałam ładną, rumianą, zadbaną buzię, na której często gościł czarujący uśmiech obejmujący również oczy. I najprawdopodobniej właśnie w tych dużych, czarnych oczach było coś przyciągającego uwagę. Jak ktoś na nie spojrzał miał trudności z oderwaniem wzroku. Mój serafiński wygląd i diabelski charakter stanowiły podobno wybuchową mieszankę. -Jestem za niska! – stwierdziłam krytycznie. Nie cierpiałam jak ktoś patrzył na mnie z góry, a przy wzroście 157 robili to prawie wszyscy, zwłaszcza pewny osobnik płci brzydkiej (o wzroście 189) ciągle mi o tym przypominał. Odgarnęłam do tyłu swoje kruczoczarne włosy, które zaczęły mnie denerwować wchodząc mi do oczu. Wróć, jak one mogły wchodzić do oczu, skoro powinny być dokładnie związane? Ciocia nienawidziła rozpuszczonych włosów, sama non stop chodziła w ciasnym koku. Zaczęłam biegać po pokoju w poszukiwaniu wstążki, gdyż z grozą zauważyłam, że jest 8.07 co oznaczało, że już powinnam być na śniadaniu. Przeszukałam cały apartament i nigdzie jej nie było, ani w łazience, ani w szafie, ani w kufrze, nawet na podłodze. - No ładnie, bez kazania Ciotki się nie obejdzie – warknęłam zdenerwowana, zaglądając pod łóżko. –Jest– westchnęłam z ulgą chwytając wstążkę i już na nic nie czekając wybiegłam z pokoju. Włosy wiązałam biegnąc, przez co nie zauważyłam nadbiegającego z drugiej strony Syriusza, co doprowadziło do widowiskowego zderzenia. - Jak łazisz!– krzyknęłam na bogu ducha winnego chłopca. - Tak jak mam ochotę! Trzeba było nie robić mi pobudki w środku nocy, to bym nie zaspał!– odpyskował. - Nie wiem, o czym mówisz – powiedziałam robiąc minę „słodka idiotka 3”, co nie było zbyt łatwe, gdyż cały czas zbiegaliśmy po schodach –Ale skoro wstałeś wcześniej, to nie wiem jakim cudem zaspałeś?– zapytałam szczerze zaciekawiona, uważnie mu się przyglądając. - Jak wróciłem od Ciebie, to drugi raz zasnąłem i obudziłem się 5 minut temu– wymruczał niewyraźnie. Byłam spostrzegawcza i nie uszło mojej uwadze, że kuzynowi poczerwieniały uszy. No nie mogę, Syriusz czerwieniący się dwa razy jednego dnia, muszę to zapisać, chyba zacznę przez niego prowadzić pamiętnik... a może to już ten wiek? – pomyślałam, ale już nie skomentowałam, bo wbiegliśmy właśnie do jadalni robiąc nieco hałasu. Nasze wkroczenie do jadalni można by nazwać wejściem smoka, cali czerwoni i zziajani od szybkiego biegu, wpadliśmy do pomieszczenia potrącając po drodze Stworka niosącego tace z barszczem. Waza się potrzaskała wylewając swoją zawartość na biednego skrzata domowego, który zaczął przeraźliwie piszczeć, po czym zniknął. Gdyby spojrzenie mogło zabijać Syriusz i ja leżelibyśmy już martwi na posadzce, a pani Black miałaby (kolejne?) dwie ofiary na sumieniu. Jako spóźnialscy usiedliśmy grzecznie przy stole, starając się nie pogarszać swojej, i tak nie najlepszej sytuacji. W milczeniu czekaliśmy na kolejne kazanie Walburgii, ale ku naszemu zdziwieniu nic takiego nie nastąpiło. Zaciekawiona spojrzałam na ciotkę, zastanawiając się co sprawiło u niej tę korzystna zmianę. Syriusz zrobił to samo i pani domu wyczuwając nasze zaintrygowane spojrzenie odwróciła się w naszą stronę i rzekła lodowatym tonem: - Przyszły do was listy ze szkoły – machnęła różdżką i do jej dłoni przyleciała z parapetu wspomniana wyżej korespondencja. Nie zastanawiając się już dłużej nad dziwnym zachowaniem ciotki rozerwałam szybko swoją kopertę. Wyjęłam kilka kartek ze środka, ale moją uwagę przykuła pewna plakietka, wysypałam ją ostrożnie na rękę i siedziałam chwile bez ruchu, nie odrywając od niej oczu. Nie docierało do mnie to, co się wokół działo, ja już widziałam oczami wyobraźni jak pokazuje, pewnemu nadętemu typkowi, kto jest naprawdę ważny w tej szkole. Uśmiechnęłam się do siebie, a był to bardzo cyniczny uśmiech. Syriusz obserwował ze zdenerwowaniem, zachowanie swojej starszej kuzynki. Jej twarz bardzo dobrze odzwierciedlała jej uczucia. Najpierw szok, zdziwienie, potem niedowierzanie, radość, duma a na końcu wyższość. Już raz widział ją w takim stanie na piątym roku, kiedy została.. nie to przecież niemożliwe.. a jednak, jego najgorsze przypuszczenia się potwierdziły, dziewczyna przypinała sobie właśnie plakietkę z napisem Prefekt Naczelny. - No to teraz mam przerąbane – pomyślał wesoło Siri i głośno pogratulował dziewczynie tak ważnej funkcji, zwracając tym uwagę całej rodziny. - Powinszowania moja droga, Twoi rodzice byliby z Ciebie dumni – powiedziała sztywno Walburgia z wymuszonym uśmiechem, który jak zwykle nie obejmował jej oczu. Kąciki ust zadrgały mi niebezpiecznie – nie, nie będziesz teraz plakala, nie dasz jej tej satysfakcji – uspokajałam sama siebie – jak ona mogła wspominać Ich w tym momencie, dobrze wie jak trudno mi o tym myśleć! Syriusz po raz kolejny czytał z jej twarzy, jak z otwartej księgi; najpierw ból, potem wściekłość. - Pewnie teraz planowała, w jaki sposób zginie moja matka, musze z nią pogadać na ten temat... może do czegoś się przydam. – pomyślał z ironią – nie no mimo, że jej nienawidzę nie byłbym chyba zdolny do czegoś takiego. - Te jakże optymistyczne rozmyślania przerwał sam ich obiekt. - O 12.05 widzę wszystkich, tu przy kominku, jedziemy na Pokątną – powiedziała tonem nie tolerującym sprzeciwu – Nie daruję żadnych spóźnień – dodała, spoglądając drakońskim wzrokiem na swojego syna i siostrzenice. **** Ten post był edytowany przez Monicca: 10.03.2008 16:24 -------------------- Od cnoty Gryfonów
kretynizmu Puchonów i Wiedzy-O-Własnej wszechwiedzy Krukonów chroń Nas Slytherinie! |
![]() ![]() ![]() |
Monicca |
![]()
Post
#2
|
![]() Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 5 Dołączył: 29.02.2008 Skąd: Częstochowa Płeć: Kobieta ![]() |
Dodajemy kolejny rozdział. Mamy nadzieję, że rozkręcająca się powoli akcja, zaowocuje kolejnymi komentarzami. Życzymy miłego czytania. KiM
Rozdział 2 1 września 1974 Dworzec King’s Cross, Londyn - Przepraszam, jak się dostać na peron 9 i ¾? – usłyszałam piskliwy głosik i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu jego właściciela. Jak się okazało stała za mną mała dziewczynką, która sięgała mi zaledwie do ramienia. Było to miłe uczucie, gdyż wszyscy zwykle patrzą na mnie z góry. Miała ona rude włoski uczesane w dwa kucyki na czubku głowy. W ręku trzymała zwykłą mugolską torbę, która lata świetności miała już z pewnością za sobą. Była potargana, połatana a uszy trzymały się na dosłownie kilku nitkach. Ciotka Walburga na widok dziecka tylko prychnęła i wraz z Regulusem poszła na peron nie zwracając uwagi na swojego pierworodnego i siostrzenice. Uśmiechnęłam się do przyszłej uczennicy Hogwartu i odpowiedziałam na pytanie: - Wystarczy, że pójdziesz prosto na tą barierkę między 9 a 10 peronem i już znajdujesz się po drugiej stronie. Jak się boisz możesz pobiec, zresztą poczekaj Syriusz Ci zaprezentuje. Wspomniany wyżej chłopak uśmiechnął się uroczo do młodszej koleżanki i odszedł majestatycznym krokiem. Musiałam się powstrzymywać żeby nie przewrócić oczami, Czy on musi podrywać wszystko, co się rusza? – Zapytałam samą siebie. Poczekałam aż Siri wraz z dziewczynką zniknęli i ruszyłam ich śladem. Tuż przed poręczą przyśpieszyłam i zamknęłam oczy. Niby wchodziłam tędy od siedmiu lat, ale zawsze miałam wątpliwości czy aby barierka na pewno mnie przepuści. Nie poczułam żadnego uderzenia i z ulgą otworzyłam oczy już na peronie 9 i ¾. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kuzyna i dostrzegłam go rozmawiającego ze swoimi przyjaciółmi. - Nie będę im przeszkadzać – westchnęłam i zaczęłam się rozglądać za swoją siostrą. Nie widziałyśmy się całe dwa miesiące! Po śmierci rodziców mną zaopiekowała się matka Syriusza, a Narcyzą ciotka Lucretia. Bellatriks najstarsza z nas była już dorosła; rozpoczęła samodzielne życie nie przejmując się losem młodszego rodzeństwa. Nagle ktoś podszedł mnie od tyłu i zasłonił oczy swoimi dłońmi. Dotknęłam ich ostrożnie, były bardzo delikatne i skropione łagodnymi perfumami. Tylko jedna znajoma mi osoba miała takiego fioła na punkcie swoich rąk. - Nari! – krzyknęłam i rzuciłam się z radością w ramiona siostry, ta tylko zaśmiała się swoim perlistym śmiechem. – jak ja się za Tobą stęskniłam, czemu nie odpisałaś na mój ostatni list, och mam Ci tyle do powiedzenia! - Wiem, wiem. Wejdźmy lepiej do pociągu, tam będziemy miały mnóstwo czasu żeby porozmawiać do woli – Narcyza wykorzystała moment, w którym zrobiłam przerwę na oddech. Roześmiane weszłyśmy do pociągu i ciągnąc za sobą swoje kufry zaczęłyśmy szukać wolnego przedziału. - Ile ludzi.. wszędzie komplet.. mnóstwo pierwszaków... czy oni nie mają co robić tylko płodzić kolejne pokolenia.. ograniczone dzieciuchy.. – mruczałam mijając kolejne pełne przedziały. - Poczekaj, teraz ja zapytam. – sapnęła Nari. Była tak nieprzyzwyczajona do wysiłku fizycznego, że taszczenie kufra wypompowało z niej prawie wszystkie siły. Otworzyła drzwi i wsadziła w nie swoja arystokratyczną główkę. – Mam szczęście, są jeszcze dwa miejsca. – Powiedziała do mnie. - No nareszcie – z uśmiechem weszłam za siostrą. Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłam z kim miałam jechać całą drogę do Hogwartu. Siłą wyciągnęłam zaskoczoną Narcyzę z powrotem na korytarz. - Czy Ty wiesz kto tam siedzi? – warknęłam prosto do jej ucha - Oczywiście. Malfoy, Lucjusz Malfoy – odpowiedziała zbita z tropu - Nie będę z nim siedziała, to nadęty pacan. - Co ty! On jest boski! Najlepszy facet w szkole, te muskuły, a to jego spojrzenie zimnego drania ehh..– stwierdziła z rozanieloną miną. - Narcyza tylko mi tu nie odpływaj, to takie nic. Z tymi włosami wygląda jak baba i jest pseudo dżentelmenem ze skłonnościami do narcyzmu. – Sprowadziłam ją brutalnie na ziemię. - Może i tak, ale to jedyny wolny przedział, jak chcesz całą podróż przesiedzieć na korytarzu to droga wolna – odpowiedziała wyniosłym tonem i nie czekając na mnie weszła trzaskając drzwiami. - Wchodzisz tam czy nie? Lepiej nie, zajmę Twoje miejsce. – Zapytała skośnooka dziewczyna Aisha Chang. Spojrzałam na tą ubraną na różowo lalunie i to przeważyło szale. Nie trawiłyśmy się od pierwszej klasy. Można powiedzieć, że to była nienawiść od pierwszego spojrzenia. - Niestety spóźniłaś się, tamto miejsce jest już zarezerwowane... dla mnie. – Odpowiedziałam nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem i tak jak wcześniej Narcyza weszłam do przedziału. – Hej! Można się przysiąść? – zapytałam przybierając minę zadowolonej z życia nastolatki. - Jasne – odpowiedziała moja siostra z miną „jak zwykle mam racje”. Zmroziłam ją wzrokiem, na co uśmiechnęła się złośliwie. Rozejrzałam się po przedziale i z rozpaczą zauważyłam, że jedyne wolne siedzenie znajduje się koło okna, na przeciwko Malfoya. Starając się na niego nie patrzeć i tym bardziej go nie dotykać zajęłam swoje miejsce. Nie zwracając na nikogo uwagi z czcią wyciągnęłam plakietkę z napisem Prefekt Naczelny. Mimo, iż była czysta ze skupieniem zaczęłam ją polerować na błysk. Gdy już to zrobiłam, spojrzałam na Malfoy’a i ze złośliwym uśmieszkiem przypięłam ją sobie na klacie tak, że nie dało się jej nie zauważyć. On tylko się uśmiechnął i ku ogólnemu zdziwieniu nie skomentował. Zerknęłam na Narcyzę. - Strzeszcie się Wielki Prefekt, nowy postrach Hogwartu nadchodzi. – Szepnęłam i zaczęłam się strasznie śmiać. Może i nie było w tym nic dowcipnego, ale ja już tak mam, że czasem miewam napady głupawki z bliżej niewyjaśnionych powodów. Rozejrzałam się po przedziale i to tylko pogorszyło mój stan. Nott zamarł z kanapką w ręce i z otwartą buzią bezczelnie się na mnie gapił. Nari przeglądała się w lusterku i najwyraźniej się do mnie nie przyznawała. Wykonała właśnie taki arystokratyczny ruch ręką a ja oczywiście musiałam skomentować: - Coś się stało kochanie, skręciłaś sobie nadgarstek? Gdzie cię boli? – Rzuciłam się do niej z różdżką, po drodze potykając się o przeszczepy Malfoy’a. I wtedy wszystko stało się w ułamku sekundy. Rozpaczliwie machając rękami próbowałam złapać równowagę. Skończyło się na tym, że wytrąciłam siostrze lusterko z ręki, które upadło na ziemie i się potrzaskało. A sama poleciałam prosto na kolana Notta, który z wrażenia opluł kanapką Lucjusza. W mgnieniu oka głupawka mi przeszla. Burknęłam „sorry” i wróciłam na swoje miejsce szeroko omijając nogi roześmianego Malfoy’a. Wzięłam z kufra pierwszą lepszą książkę i starałam się za nią schować. Matko! Jak ja się okropnie czułam. Tak się wydurnić, jeszcze przed tymi Ślizgonami, jutro będzie o tym wiedziała cała szkoła. Spojrzałam na Narcyzę a ta tylko spiorunowała mnie wzrokiem i odwróciła się w stronę okna. No tak, już się obraziła. No i z czego ten mutant się śmieje?! Od piętnastu minut Starałam się skupić na książce „Banalne zaklęcia dla nie banalnych magów” Johna Smitha, ale nie za bardzo mi to wychodziło. Czy oni musieli właśnie teraz zacząć rozmawiać o astronomii?! Sama przed sobą musiałam przyznać, że w ciągu ostatnich dwóch godzin dowiedziałam się więcej o tych Ślizgonach, niż w ciągu ostatnich sześciu lat. W życiu bym nie powiedziała, że Nott interesuje się Opieką Nad Magicznymi Zwierzętami, przecież on ich nienawidzi. Najwyraźniej jedno nie wyklucza drugiego... Taki Malfoy, byłam pewna, że nie obchodzi go nic oprócz Qudditcha. A on tymczasem od ponad piętnastu minut wypowiadał się na temat gwiazdozbiorów na niebie. Nawet taka Narcyza, w życiu bym nie przypuszczała, że ona wie coś na temat zaklęć obronnych. Mogłabym się założyć, że zna tylko te upiększające. - Gwiazdozbiór Smoka? To jest Etamin, Alwaid, Thuben.. - Thuban – jak zwykle nie utrzymałam tego długiego jęzora za zębami i przerwałam Malfoy’owi. Towarzysze podróży spojrzeli na mnie jak na kosmitkę, a ja nie zrażona mówiłam dalej - biała gwiazda o temperaturze powierzchniowej 10 tysięcy Kelwinów. Jest odległa od Ziemi o 294 lata świetlne i ma niewidocznego dla nas towarzysza, który obiega ją w ciągu 51,4 roku. Thuban był w czasie budowy wielkich piramid egipskich gwiazdą znajdującą się najbliżej północnego bieguna świata (ówczesna gwiazda północna – obecnie Gwiazda Polarna). Północny biegun świata zbliżył się do niej najbardziej, w skutek precesji osi ziemskiej, około roku 2700 p.n.e. Podobno w tym czasie obserwowano ją z prześwitu piramidy w nocy i we dnie – wyrecytowałam z tym rzadkim błyskiem w oku. Ślizgoni nadal patrzyli na mnie jakby przed chwilą wyrosły mi, co najmniej trzy głowy. Malfoy pozbierał się jako pierwszy: - Nie wiedziałem, że interesujesz się astronomią – powiedział patrząc na mnie z ciekawością. Już miałam mu powiedzieć, że to nie jego sprawa, a poza tym wiele rzeczy o mnie nie wie, ale nie zdążyłam. Narcyza odpowiedziała za mnie. - Tak, ona może godzinami siedzieć w oknie i jak ta głupia gapić się w te gwiazdy – szepnęła rzucając w moją stronę spojrzenie bazyliszka. No tak nadal się na mnie gniewa - Ja tez tak czasem mam jak się zapatrzę to nie dociera do mnie, co się wokół dzieje- zaszokował wszystkich tą wypowiedzią, a ja postanowiłam być tolerancyjna i spróbować porozmawiać z nim jak z normalnym homo sapiens. Malfoy okazał się być bardzo ciekawym rozmówcą. Zaskoczył mnie tym, że umiał słuchać, a nie tylko paplać od rzeczy. Do tego miał nieopisaną ilość wiedzy i to nie tylko z dziedziny astronomii. Właśnie muszę sobie zapisać, że 7 września będzie widoczny z ziemi deszcz meteorytów! Dyskutowaliśmy właśnie na temat, która ze stacji radiowych jest gorsza (Najlepsza Czarodziejska Rozgłośnia Radiowa czy Magiczne Granie Na Zawołanie), gdy pociąg gwałtownie zahamował i moja głowa znalazła się centralnie między nogami Malfoy’a. Podniosłam się z prędkością światła i gdyby nie jego komentarz Narcyza by nawet tego nie zauważyła. - Ja wiem, że nie możesz się już doczekać wieczoru, no, ale nie tak w miejscu publicznym na dodatek przy ludziach. – Powiedział świetnie naśladując głos oburzonego Slughorna - naszego nauczyciela Eliksirów a, który delikatnie mówiąc był nieco zboczony i obleśny. – Pewnie i mnie by to rozbawiło, gdyby to nie ze mnie była ta polewka. - Nie ma czasu na żarty, coś się musiało stać, bez powodu pociąg by się nie zatrzymywał. – Powiedziałam z powagą – Ja, jako Prefekt Naczelny - strzepnęłam w tym momencie niewidoczny pyłek z mojej odznaki - pójdę sprawdzić, co się dzieje, a wy nie ruszajcie się z przedziału. Już miałam wychodzić, gdy kątem oka zauważyłam jakiś ruch. – Siadaj! Ja tu jestem Prefektem i masz się słuchać. – Krzyknęłam na Malfoy’a. Powoli zaczynał mi przypominać, dlaczego tak go nie lubiłam. On tylko się uśmiechnął i z kieszeni wciągnął taką samą plakietkę, jak ta, która była przypięta na mojej piersi. - Chyba jednak pójdziemy razem – mój stan po tych słowach można opisać tak: wytrzeszcz i szczęka na podłodze. Już na nikogo nie patrząc szybkim krokiem wyszłam na korytarz zatrzaskując Malfoy’owi drzwi przed nosem. Mruknęłam - Sonorus! - I już magicznie wzmocnionym głosem przemówiłam. – Proszę zachować spokój i pod żadnym pozorem nie opuszczać swoich przedziałów. - wiedziałam, że mówienie tego jest bez sensu. Bo i tak nie powstrzyma to na przykład mojego kuzyna przed wyjściem na korytarz, ale pozory trzeba zachować. Zanim się obejrzałam blond-włosy pacan był już przy mnie. - Czemu mi nie powiedziałeś, że też zostałeś wybrany? – Zapytałam z wyrzutem w głosie. - Bo tak uroczo się przechwalałaś. – Powiedział z ironią. Na co ja odpowiedziałam szkarłatnym rumieńcem, ale to przez to, że tu jest tak duszno. - Wcale nie, tu jest cholernie zimno – nawet się nie zorientowałam, że ostatnio zdanie zamiast w myślach wypowiedziałam na głos. - Też to zauważyłem – szepnął z dziwną jak dla niego powagą. Zrobiło się jeszcze chłodniej, szyby w momencie pokryły się szronem i nagle zza drzwi wyłoniła się obślizgła, zielona ręka jakby topielca. A za nią nie mniej przerażająca reszta. Nie miałam wiele czasu, żeby się przyglądać, gdyż wzrok zasłoniła mi gęsta mgła i upadlam. W mojej głowie zaczęło szumieć i wybuchły obrazy te, o których od lat chciałam zapomnieć. Wymazać z pamięci. Siedziałam wraz z rodzicami w naszej piwnicy. Nad nami stało kilkoro ludzi, dokładniej trzech mężczyzn i jedna kobieta, jak można się było domyśleć po głosach. Wypytywali o coś ojca, a gdy ten nie odpowiedział kobieta wskazała różdżką na mamę i krzyknęła Crucio! Matka zaczęła przeraźliwie krzyczeć, jakby ją obdzierali ze skóry. Krzyczała i krzyczała przez jakiś 5 minut, ale mnie się wydawało, jakby to się ciągnęło godzinami. W pewnej chwili mama umilkła. Miałam nadzieje, że zdjęli z niej to okropne zaklęcie, ale ona już się więcej nie odezwała... - Obudź się, no mała nie rób sobie jaj. – Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam bielszą niż zwykle twarz Malfoy’a tuż nade mną. Poczułam drżenie podłogi; czyli już ruszyliśmy. - Masz coś do mojego wzrostu – zapytałam zirytowana, a widząc jego niewyraźną minę dodałam słabym głosem - Co się stało? – jednak powoli przypominałam sobie sceny z wyżej opisanej wizji. Musiałam włożyć całą swoją siłe woli, żeby zapanować nad emocjami i się nie rozpłakać - Do pociągu wszedł Dementor, podobno szukał jakiś przestępców. Dobre sobie, w pociągu! Potraktowałem go Patronusem i dał nam spokój. – Wytłumaczył opanowanym głosem, choć czułam, że aż się w nim gotowało od tłumionych emocji. - Dementor.. w pociągu.. Trzeba zawiadomić Dumbledore’a – wymruczałam, przy ostatnim słowie próbując stanąć na nogi. - Siedź! – Warknął jak do psa. – Wszystko jest pod kontrolą, dzieciuchy siedzą w wagonach, a Dumbledore już powienien dostać moją sowe. – Musiałam przyznać, że się zdziwiłam, cóż za organizacja. Ale nadal byłam zła. - Przeklęty Crouch, próbuje sobie kupić popularność. Tylko ciekawa jestem jak zareagują rodzice uczniów, gdy dowiedzą się o tym, że dementorzy fruwali sobie po pociągu, w którym jechały ich dzieci. - Z pewnością będą zachwyceni - mruknął i wyciągnął w moją stronę rękę, aby mi pomóc wstać. A ja ją przyjęłam. Było to najprawdopodobniej spowodowane mocnym uderzeniem w głowę przy upadku. Ten post był edytowany przez Monicca: 17.03.2008 20:06 -------------------- Od cnoty Gryfonów
kretynizmu Puchonów i Wiedzy-O-Własnej wszechwiedzy Krukonów chroń Nas Slytherinie! |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 07:03 |