Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Strażnicy, dla fanów Dracona Malfoy'a

sareczka
post 26.09.2007 16:34
Post #26 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam wszystkich!
Jestem na Magicznym juz dosyć długo, ale dopiero teraz zdecydowałam się wstawić tu coś swojego. Zamieszczałam to opowiadanie już na dziurawcu, więc wielu z Was moze juz je znać. Zapraszam do czytania i proszę gorąco o komentarze smile.gif Ach, początek jest nudnawy, ale reszta podobno wyszła mi lepiej biggrin.gif

"STRAŻNICY" - CZĘŚĆ I TRYLOGII "DZIECKO PRZEZNACZENIA"

PROLOG, czyli tytułem wstępu...

Wschodnia Europa, wioska czarodziejów, mały domek ze ścianami bielonymi wapnem, sierpniowe popołudnie

- Jesteś pewna, ciociu?
- Tak pisze w liście. Dyrektor zgodził się, przyjąć cię na ostatni rok.
- Jak to? Ostatni rok? Przecież miałam iść do Akademii Św.Utrechta Czułego! O jakim dyrektorze ty mówisz?
- Bo widzisz wyniknęły pewne komplikacje, moja droga. System szkolnictwa w Anglii jest inaczej skonstruowany niz w naszym kraju. Musisz ukończyć siedem lat nauki podstawowej, a nie tylko sześć.
- Co?! A u nas w szkole mówili coś innego!
- A kto ci to mówił? Nauczyciele?Czy może organizatorzy tego projektu, co?
- No... nie. Koleżanki z klasy.
- A widzisz! Twoja matka też ci zawsze powtarza, żebyś tak nie słuchała swoich przyjaciół we wszystkim.
- Ta..., a szczególnie czarownic.
- I ma rację. Czy ty nie masz żadnego porządnego autorytetu?
- Mam. Merlina.
- No wiesz! A jakiś żyjący się znajdzie?
- Tak. Ja!
- Bezczelna, jak zawsze!
- Hej, nie denerwuj się tak! Powiedz mi lepiej kim jest ten dyrektor?
- Nazywa się profesor Dumbledoore.

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, sierpniowa noc

Już to gdzieś widziała. Szare, zamglone wzgórza wydały jej się boleśnie znajome. Wychyliła się poprzez ramy otwartego okna jadącego pociągu najbardziej jak tylko mogła. Była pewna, że powinna coś dojrzeć, że już za tym zakrętem zobaczy... Tylko co zobaczy? Wpatrywała się intensywanie w jesienną szarugę, próbując dojrzeć we mgle coś na co podświadomie czekała. Pociąg wciąż pędził. Wsparła dłonie na, opuszczonej prawie do samego końca, szybie. Wciągnęła chłodne wieczorne powietrze w płuca. Czekała, a deszcz spadający na ziemię wąskimi strugami, zwolnił jeszcze bardziej swój lot. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Już wiedziała gdzie jest! To był poprostu Hogwart Ekspress. Tak, na pewno! Zaraz za tymi wzgórzami zacznie zarysowywać się niewyraźny jeszcze kształt zamkowych wież. W tym momencie, aż dziwnym wydało jej się, że wcześniej nie rozpoznała, ani krajobrazu Szkocji, ani wnętrza pociągu, ani tym bardziej celu swojej podróży. Uśmiechnęła się do siebie. Chciała odetchnąć z ulgą.
Chciała, ale nie mogła. Coś było nie tak. Napięcie zdawało się wraz z mgłą wsączać w jej umysł. Miała wrażenie, że się dusi. Otworzyła szeroko usta, nie bacząc na dobre maniery, ale do skurczonych płuc nie dostała się ani krztyna wilgotnego powietrza. Sekundy mijały nieubłaganie, a ona bardzo szybko wpadała w panikę. Dlaczego nikt nie przychodził?! Chciała wołać o pomoc, biec, szukać ratunku, ale nie mogła się ruszyć. Zupełnie jakby ktoś zaklęciem przykuł ją do okna. Nie mogła nic zrobić, a czas mijał. Czuła, że siły opuszczają ją w zastraszającym tempie. Niemalże była w stanie zobaczyć jak jej własna magiczna moc materializuje sie w migoczącą poświatę wokół niej, jak wycieka z niej jak z podziurawionego balona. Nie była w stanie jej zatrzymać. Dusiła się, a Hogwart powoli wyłaniał się z mgły. Brak dopływu tlenu do mózgu zaczął w końcu dawać objawy w jej organizmie. Obraz Hogwartu rozmywał się przed jej oczyma, ginąc w ciemności. Czuła, że zapada się w tą ciemność. Była przerażona coraz bardziej. O, jakże bardzo nie chciała umierać! Gdzieś na granicy świadomości dojrzała jeszcze wyraźnie fragment hogwadzkiego muru. Nie mogła umrzeć! Nie teraz, kiedy... Nie!!!
Kamienie płaczą...

Obudziła się krzycząc i szlochając ze strachu. Oddychała ciężko przez kilka chwil, nie zwracając uwagi na płacz wyrwanego ze snu dziecka. Ulga, nareszcie poczuła ulgę. Nie ruszała się jeszcze przez następne parę sekund, ciesząc się, że to był tylko koszmar. Ciesząc się, że wciąż jeszcze żyje. Odetchnęła głęboko kilka razy chcąc opanować nerwy i powoli wstała z łółżka. Podeszła do łóżeczka dziecka. Niemowlę płakało nadal, machając rozpaczliwie rączkami. Nachyliła się nad nim i wzięła je na ręce.
- Już dobrze, dziecinko. Nie płacz. Mamusia jest przy tobie. Miałam koszmar, ale on minął - kołysała maleństwo w ramionach. - Ciii...no nie płacz już. Nic się nie stało. Wszystko jest dobrze. Ciii...
Dziecko uspokajało się z wolna. "Nie lubi gwałtownego budzenia, tak jak mamusia" - pomyślała, śmiejąc się w duchu. Opiekuńczo obejmowała swe maleństwo.
- No widzisz nie trzeba płakać. Mama jest i zawsze będzie przy tobie.
Duże zielone oczka zlustrowały ją uważnie.
Kamienie płaczą...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wrzesień, przed południem

- A Ty dlaczego nie na lekcjach?
- Okienko mam, a poza tym kim jesteś, żeby o to pytać? Prefekt Naczelną?
- Bezczelna jak każda Gryfonka!
- Nie wierzysz w przyjaźń między Ślizgonką a Gryfonką, co?
- A Ty wierzysz? Od razu widać, że jesteś tu nowa.
- No pewnie, że wierzę. W końcu jestem naiwną Gryfoneczką.
- He he he...No, bynajmniej masz poczucie humoru. Masz coś jeszcze oprócz tego do zaoferowania? Ślizgoni nie przyjaźnią się z byle kim.
- Ostrzegam, jestem szlamą.
- Ha ha ha... Ostrzegam, nie jestem typową Ślizgonką.
- Co przez to rozumiesz? Czyżbyś nie była tak arogancka, złośliwa i uprzedzona jak większość mieszkańców twojego domu?
- Ależ skądże! Miałam tylko na mysli, że nie jestem dzieckiem Śmierciożerców tak jak statystyczna większość w Slytherinie. Co do reszty twój opis się zgadza.
- He he he... Mimo to zaryzykuję. Jak się nazywasz?
- Anna Smithson.

****

ROZDZIAŁ I, czyli co ty o mnie myślisz...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wieczór

Noc Duchów była szczególna. Nawet bardzo s z c z e g ó l n a.
Draco szykował się na ucztę. Czarna szata, srebrne dodatki, zielona, jedwabna koszula. Stanął przed lustrem. Zanurzył dłoń w opakowaniu magicznego żelu Ulizanna, po to aby przygładzić włosy. Choć może się to komuś wydawać dziwne, Draco Malfoy miał normalne włosy, które potrafiły się wichrzyć i odstawać nisfornymi kosmykami. A to, że nigdy nie zapomniał użyć żelu przed opuszczeniem dormitorium było już inną bajką. Tym razem jednak nie wykonał codziennego rytuału. Przeszkodziała mu w tym bowiem niespodziewana, irracjonalna w jego mniemaniu, myśl:
"Jak się czeszą mugolscy chłopcy?"
Zupełnie nie wiedział, czemu się tam pojawiła i natychmiast ze złością ją odrzucił. No tak, znów ta głupia szlama! Stwierdzenie to bynajmniej nie odnosiło się tak jak zwykle do Granger. O, nie. Grangerówna niestety już nie była numerem pierwszym na jego liście ulubionych szlam. Teraz wydawała mu się mile przewidywalna, racjonalnie żałosna i w zdrowy sposób głupia. Młody Malfoy bardzo dobrze wiedział jak wyprowadzić ją z równowagi i chętnie z tej wiedzy korzystał. Niemniej miejsce pierwsze zajmowała obecnie złotowłosa Ithilina Nicks. Dlaczego? Na to pytanie Draco sam przed sobą musiał odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego tak go irytuje ta dziewczyna. Poza faktem, że była szlamą, okazała się jeszcze skomplikowaną osobowością. Nieledwie szmobójczynią! No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto uśmiecha się do Snape'a, czy pozwala sobie na delikatne drwiny z rzeczonego profesora z niewinnym usmiechem na ustach?! To już nie była arogancja, czy głupota. To był jawny brak instynktu samozachowawczego! Każdy normalny, szanujący się uczeń, a już w szczególności Gryfon wiedział, że Snape to nie jest normalny człowiek. Tak więc Ithilina była nieprzewidywalna. Wciąż nie mógł zgadnąć, czy w odpowiedzi na jego kolejna zniewagę, niepostrzeżenie wysunie różdżkę z rękawa i rzuci w niego klątwę bez inkantacji, czy raczej wybuchnie drwiącym śmiechem. Ach, jak ona go irytowała! Bo czego, jak czego, ale niewiedzy żaden czystokrwisty Malfoy nie mógł znieść. A możecie byc pewni, że Draco nie był w tym wypadku wyjątkiem od reguły. Ithilina była jego problemem, zagadką, którą od dwóch miesięcy starał się rozwikłać. Obserwował ją, poznał tajemnicę jej bransoletki, prowokował wielokrotnie na korytarzach, starając się zauważyć w jej reakcjach jakieś prawidłowowści. Ale ona uparcie wymykała się wszelkim zasadom. Draco był niepocieszony. Teraz też myślał o niej, stojąc przed lustrem, z ręką uniesioną, w połowie odległości od opakowania żelu do włosów, z kapiącą z niej mazią. Co by sobie pomyślała ta głupia szlama, gdyby dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle? Może zrobiłaby coś nowego? Tak, to byłaby świetna okazja, żeby ją po raz kolejny zdenerwować i sprowokować. A niech sobie zarobi miły szlabanik u uroczego Mistrza Eliksirów na przykład, skoro tak bardzo go lubi!Draco doszedł do wniosku, że po raz pierwszy odstawi dziś żel. Jakby nie patrzeć, z Nicks w roli przeciwnika nie mozna było się nudzić.
Koniec końców chłopak znalazł się w Wielkiej Sali na uczcie. Sala wyglądała wspaniale! Była przyciemniona, świece paliły się tylko w ogromnych kandelabrach zawieszonych na ścianach i w kilkunastu świecznikach stojących na stołach poszczególnych Domów. Po całym pomieszczeniu krążyły srebrzyste duchy, gawędząc między sobą lub z uczniami, śmiejąc się, albo śpiewając. Na stołach piętrzyły sie różne potrawy i Draco z zadowoleniem zauważył, jak Granger załamuje ręce nad taką ilością jedzenia. Nie bez satysfakcji pomyślał, że jej skrzaci przyjaciele musieli się nieźle napracować, żeby uczta wyglądała tak wspaniale. Z magicznego sklepienia sypał się srebrny pyłek, a w całej Wielkiej Sali niósł się zapach wilgotnego igliwia, pochodzący z nieznanego źródła, a więc zapewne wytworzony magicznie. Malfoy z lubością wdychał świeże, nocne powietrze. Dawało mu to poczucie prawdziwej wolności.
Tymczasem Harry siedział jak na szpilkach przy stole Gryffindooru. Nie rozmawiał z Ithiliną od czasu ich pamiętnego spotkania w łazience Jęczącej Marty. Wciąż nie miał okazji zobaczyć się z nią sam na sam, a nadal nurtowały go jej słowa, wypowiedziane na odchodnym: "Ja też tego nie rozumiem". I jeszcze to jej spojrzenie. Pełne żalu, niedowierzania i czegoś jeszcze, czego Harry sam nie umiałby nazwać. Jakby... tęsknoty? Tęsknoty. Powinien koniecznie z nią porozmawiać. Gdzie ona mogła być? Rozmyślania przerwał mu donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie! Nie muszę mówić, dlaczego się tu dziś zebraliśmy i jemy te wszystkie pyszności - w jego oczach zamigotały wesołe iskierki, a Harry mógłby przysiąc, że Dumbledore spojrzał w tej chwili na Rona Weasleya. - Nasze kochane duchy w tym roku zezwoliły wystąpić w ten ważny dla nich wieczór dwóm uczennicom, które za chwilę oczrują nas swoimi umiejętnościami.
Coś, na kształt przeczucia przemknęło, przez głowę Harrego Pottera.
Dyrektor ponownie usiadł na swoim miejscu. Wszystkie kandelabry i świeczniki w Wielkiej Sali zgasły. W jednej chwili zaległy egipskie ciemności. Zaskoczeni uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a kilka osób opuściło swoje miejsca wpadajac przy tym na sąsiadów. Wtedy z okolic gdzie jeszcze przed kilkoma minutami stał stół nauczycielski, rozbłysło pojedyncze światło wydobywając z mroku tę część sali. Po chwili dołączył do niego wyraźniejszy strumień niebieskiego światła. Wszyscy uczniowie, jak na komendę, spojrzeli w górę, w kierunku źródła światła. Była nim migocząca łagodnie srebrna kula, wisząca gdzieś wysoko pod sklepieniem Zamku. Nagle rozległy się głośne uderzenia perkusji. Odezwały się bębny i talerze. Przez salę przetoczył się dudniący pomruk muzyki. A potem rozległ się głos, który śpiewał melodię tęsknej, niepokojącej pisenki. Jednak nie było śpiewaczki. Wszyscy widzowie czekali.
W smudze światła pojawiła się w końcu jakaś postać. Zupełnie jakby się tam aportowała z innej sali. Draco wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć.
Dziewczyna miała kruczoczarne włosy. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetkę podkreśla długa, biała suknia z rozcięciami do połowy ud. Dziewczyna śpiewała pięknym, czystym głosem. Podchodziła coraz bliżej, krążąc między stołami Domów. Teraz Malfoy mógł juz bez problemu ją rozpoznać. To była Anna Smithson, siódmoroczna Ślizgonka, przyjaciółka tej głupiej szlamy. Ślizgonka, która umie śpiewać! Chłopak postanowił zanotować sobie ten fakt w pamięci. "Pewnie jest z tego powodu lepszym materiałem na żonę dla arystokraty" - pomyślał i uśmiechnął się z goryczą.
Muzyka zalewała umysły młodych adeptów magii, przyjemnie ogłuszającą falą. Była wszędzie. Dudniąca perkusja sprawiała, że uczniom drgały wszystkie narządy wewnętrzne, co im bynajmniej nie przeszkadzało. Anna odśpiewała refren. Kiedy jej głos ucichł, wszyscy poczuli się dziwnie, jakby ktoś wstrzyknął wszystkim słuchaczom potężny zastrzyk energii. Cisza wydawała się obca i nienaturalna dla tego miejsca. Zapanowała zbiorowa euforia. Tu i ówdzie ludzie zaczęli podnosić się z miejsc i oklaskami nagradzali niezwykłą śpiewaczkę. Ale ona tylko dała im znak ręką, aby sie uciszyli. Nastał czas na drugą zwrotkę i kolejną niespodziankę.
Najpierw był silny głos. Mroczny, wibrujacy, jakby lekko schrypnięty, wprawiający w drżenie. Podniecający. A potem w smugę światła wślizgnęła się druga dziewczyna. Tym razem ubrana na czarno, z twarza okoloną złotymi lokami, sięgającymi ramion. Cóż, takie włosy miała tylko jedna osoba w całej szkole i Draco bezceremonialnie wlepił w nią oczy. Ithilina, ponieważ to była ona, miała na sobie czarną bluzkę i obcisłe czarne spodnie. Oczywiscie Draco widział już dziewczyny w spodniach, ale nie takich. Strój panny Nicks zrobił na nim takie wrażenie, że poczuł palącą potrzebę wypicia soku dyniowego, a najlepiej czegoś znacznie mocniejszego.
A Ithilina śpiewała i robiła to perfekcyjnie. Refren obie nastolatki odśpiewały już razem, zachecając publiczność do przyłączenia się. Nie musiały tego powtarzać dwa razy. Głos Anny tak elektryzował hogwarcką młodzież, że nikt nie był w stanie usiedzieć na swoim miejscu spokojnie. Na sali zapanowało ogólne poruszenie. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a nawet Ślizgoni wymieszali się między sobą i pozbijali w grupki, kołysząc się w rytm muzyki i głośno śpiewając. Śpiewała cała szkoła łącznie z duchami. Refren powtórzył się kilkakrotnie, a potem muzyka urwała się i wszyscy zaczęli klaskać. W jednej chwili ponownie zapłonęły, oślepiające teraz, świece. Uczniowie stali i klaskali. Oszołomiony Draco spojrzał w kierunku, gdzie powinny stać obie wokalistki, ale o dziwo był tam znów stół nauczycielski i klaszczący również nauczyciele. Dumbledore miał znów iskierki w oczach, kiedy mówił:
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli wiele okazji, żeby posłuchać panien Smithson i Nicks. A teraz życzę wszystkim smacznego.
Wszyscy zaczęli z wolna wracać do swoich stołów. Uczta przebiegała bez żadnych sensacji i z wolna półmiski uczniów zaczęły świecić pustkami, a sami Hogwartczycy szykowali sie do powrotu do swoich wież.
Draco zauważył Ithilinę przy stole Gryfonów. Rozglądała się po Wielkiej Sali, jakby ociągając się przed jej opuszczeniem. Czyżby na kogoś czekała? Pewnie na Annę. Odcinała się od swoich przyjaciół, ubranych przeważnie w barwy ich domu, więc nietrudno ją było przegapić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Anny. Chciał jej pogratulować występu. Nie mógł przecież powiedzieć szlamie komplementu, bo to by zniszczyło jego image. Nigdzie nie mógł dojrzeć Anny. Zupełnie jakby zniknęła. Postanowił więc pójść za Ithiliną. ponieważ był pewien, że i ona szuka swojej przyjaciółki. Nie miał teraz nic konkretnego do roboty, dlaczego więc nie miałby się zabawić podsłuchując dziewczyny?
Panna Nicks zaczęła przeciskać się przez tłum tak szybko, ze nim udało mu się w końcu opuścić Wielką Salę, kilkakrotnie był bliski zgubienia jej. Dokąd mogła się tak spieszyć?
- Dracuś, gdzie tak pędzisz?
Zjeżył się na te słowa.
- Nie teraz, Pansy!
Wyminął ją najszybciej jak tylko mógł, specjalnie szerokim łukiem, aby uniemożliwić jej rzucenie się na niego.
Ithilina wypadła z Wielkiej Sali i natychmiast skierowała się za Ślizgonami. Draco był pewien, że szuka Anny, ale szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, bo dziewczyna ruszyła w kierunku korytarza, prowadzącego do wyjścia z zamku.
"Co ona do cholery robi? Idzie na randkę z Potterem, czy co?" - na samą myśl o tym, Malfoy zgrzytnął zębami i zwinął dłonie w pięści.
Znów jednak mylił się. Ithilina wybiegła z zamku i skierowała się na ścieżkę, biegnącą na skos przez błonia, prosto w kierunku Zakazanego Lasu.
"No nie, jej odbilo!" - jęknął w duchu. - "Wracam do zamku. Niech się głupia szlama zabija beze mnie!" Naprawadę przez moment chciał zawrócić, ale ciekawość zwyciężyła. W końcu nie miał już jedenastu lat, a skoro jakaś szlama się nie boi, to on tym bardziej nie będzie. Dlatego, ostrożnie się skradając, podążył niezauważony za Ithiliną. Nagle coś zaświtało mu w głowie:"To bransoleta! Nicks chce się aportować. Dostała wezwanie od Anny. Ale gdzie w takim razie ona jest?"
Zauważył, że dziwczyna przystanęła raptownie. Była już na terenie Zakazanego Lasu. Stąd mogła się aportować. Nie namyślając się wiele, podbiegł i, w momencie aportacji, złapał ją za ramię. Nim świat zawirował mu przed oczami, zdążył jeszcze zobaczyć zupełnie zaskoczoną twarz Ithiliny i jej orzechowe oczy, przetykane złotymi nitkami, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Następnym faktem, który zarejestrował, były jej jedwabiste loki, przykrywające mu pół twarzy i ciepły ciężar jej ciała, przygniatający go do wilgotnej ziemi. Poruszył ręką, próbując odgarnąć trochę tych pachnących wanilią włosów. Wanilia... mógłby ją wdychać cały dzień.
Wtedy dziewczyna poruszyła się i spróbowała wstać. Uniosła głowę, która dotąd spoczywała na jego piersi i nagle ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzała w jego szare tęczówki, przypominające niebo w zachmurzony dzień, a w jej oczach zagościła furia.
- Malfoy! - wysyczała. - Dlaczego znów mnie śledziłeś?
- Jestem prefektem. A ty złamałaś regulamin - wymyślił na poczekaniu. - Z chęcią cię teraz ukarzę - dodał, i w jednej chwili przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad nią i z wyrazem triumfu, i rozbawienia spoglądał w jej, ocienione długimi rzęsami, oczy.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Iti.- Dotykasz szlamu - przypomniała mu, uśmiechając się drwiąco.
- Fakt! - zawołał i podniósł się szybko, uśmiechając się mściwie.
Gryfonka równiez wstała, a zaraz później krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek. Draco popatrzył na nią zaskoczony.
- Ej co jest z... - nie zdążył dokończyć. Przerwała mu, mówiąc:
- Ona jest w niebezpieczeństwie - widać było, że nie ma pojęcia co robić, ale na jej twarzy pojawił się upór. - Ale ja jej pomogę.
- Ja też - dodał natychmiast Malfoy.
- Ty? - Iti rzuciła przez ramię, podążając w kierunku domu, stojącego na skraju polany. Najwyraźniej była zaskoczona.
- Ty oferujesz pomoc?
- Ona jest Ślizgonką - wyujaśnił sucho Draco, patrząc na nią z politowaniem.
Odwróciła się bez słowa i przyspieszyła kroku.
Pobiegł za nią.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 05.04.2008 22:12
Post #27 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Dziękuję (już tradycyjnie smile.gif ) Vivian za komentarz - Twoja łaskawość dodaje mojemu Wenowi skrzydeł biggrin.gif Odpowiadając na Twoje pytanie o inspirację, to przyznaję, że pomysł został zaczerpnięty z "Zakonu Feniksa". Nie ma to jak kanon! biggrin.gif
No to wklejam następny rozdział i życzę przyjemnego czytania.

ROZDZIAŁ XIV, czyli o trójce takich, co szukali peleryny...

Anglia, rezydencja w Malfoy Manor - gabinet pana domu, niedzielne popołudnie

Draco biegł, aż pod sam gabinet ojca. Siły opuściły go, kiedy zobaczył kołatkę w kształcie kruka, który łypał na niego pustymi oczodołami. Zawsze go to peszyło. Czasem dochodził do wniosku, że to ten mosiężny kruk był pierwszym powodem załamania się jego bezgranicznego uwielbienia do ojca. No, bo jak można uwielbiać kogoś, kto ma taki fatalny gust? Owszem, całej otoczki Lucjusza, z jego wyniosłością, torturowaniem mugoli i robieniem za podnóżek Czarnego Pana, także nie można było potraktować, jako godną uznania, ale plamą na honorze pozostawał kościsty, bezoki kruk. Bezsprzecznie.
Tak, więc, w tej właśnie chwili, panicz Malfoy zastanawiał się jaki kit wcisnąć ojcu, aby go przekonać, co do swojego pomysłu. Dziękował Salazarowi za to, że Lucjusz nie znał legilimencji.
- Witaj, ojcze.
- Synu, co cię do mnie sprowadza? - senior nawet nie podniósł oczu znad porannej gazety.
- Przyjęcie się udało. Nie sądzisz, ojcze? - Draco próbował wybadać grunt.
Lucjusz oderwał wzrok od gazety i obdarzył potomka zirytowanym spojrzeniem. Miał kaca, a Eliksir-Łagodzący-Skutki-Uboczne-Spożywania-Alkoholu (znany szerzej jako Kac-lecus) dopiero zaczynał działać, toteż mężczyzna zwyczajnie był nie w sosie. Przeciętny obserwator nie zauważyłby jednak różnicy pomiędzy codziennym Lucjuszem, a wkurzonym Lucjuszem, ponieważ ten znakomity arystokrata zawsze wyglądał, jakby cierpiał na zatwardzenie, od urodzenia.
- Czy przychodzisz do mnie tylko po to, żeby sobie uciąć ze mną pogawędkę na temat przyjęcia? - zapytał zimno.
Jeśli liczył, że Draco się stropi, to nie doceniał swojego syna. Młody Malfoy zagryzł wargi, ale odpowiedział bez zdenerwowania:
- Oczywiście, że nie, ojcze. Nie śmiałbym marnować twojego cennego czasu.
- Już to robisz. Przejdź więc do sedna.
- Chodzi o polowanie.
- Co z nim? - Lucjusz był p r a w i e zaskoczony.
- Słyszałem, że w Hiszpanii odbywa się ono w maskach. Narzeczeni i goście noszą maski.
- I...? - senior wydawał się zniecierpliwiony.
Co chwila pocierał ręką skronie. Najwyraźniej eliksir jeszcze nie zadziałał.
- Czy nie byłoby zasługą dla naszego rodu, zadowolić naszych gości i połączyć ich obyczaje z naszym bogactwem? Pomyśl ojcze. Czym oni się tam mogą poszczycić w tej swojej Hiszpanii? Skrawkiem ziemi na górskim zboczu i dwoma centaurami na krzyż! Kiedy zobaczą nasze przystrojone klejnotami szaty, czy las pełen magicznych stworzeń i mrocznej siły, oko im zbieleje z zazdrości! - mówił jego syn, coraz śmielej.
Lucjusz słuchał z uwagą, w duchu pochwalając postawę potomka. Tak, z zadowoleniem stwierdził, że dobrze wytresował Draco. Chłopak posłusznie zaręczył się z Pansy, przeszedł pierwszy etap inicjacji u Czarnego Pana, dbał o wizerunek swojej rodziny. A co najważniejsze, właściwie postrzegał interes rodu Malfoy'ów. I z jakim entuzjazmem o tym mówił! Mężczyzna pozwolił sobie na lekkie, aprobujące skinięcie głową. Musiał uważać, żeby przypadkiem dzieciaka nie rozpuścić.
- Istotnie. Jest to propozycja godna rozważenia. Porozmawiam z twoją matką, odnośnie przktycznej strony przedsięwzięcia. Ogłoszę moją decyzję podczas obiadu.
Zdjął badawczy wzrok z Dracona i zagłębił się ponownie w lekturze. Chłopak wycofał się cicho do drzwi. Audiencja była zakończona.

****

Anglia, rezydencja w Malfoy Manor - jedna z gościnnych sypialni, w tym samym czasie

Ithilina czekała na blondyna przez następne pół godziny, a denerwowała się jeszcze bardziej, ponieważ nie mogła obgryzać paznokci. Nie wiedziała, że Draco został zmuszony do zabawiania swoją osobą Ministra, który przybył na dzisiejszy obiad specjalnie po to, aby pogratulować dziedzicowi największej fortuny w Anglii, doskonałego wyboru, jakim wg. opinii publicznej miała być mopsowata Pansy Parkinson. Ministrowi najwyraźniej nie przeszkadzał fakt, że Lucjusz jeszcze pół roku temu spędził miesiąc w Azkabanie, z którego udało mu się wydostać, w nie do końca jasnych okolicznościach. Chyba wolał wierzyć w domniemaną tajemniczą protekcję Malfoy'a, niż nazwać rzeczy po imieniu i przyznać, że protektorem był nie kto inny, jak Sami-Wiecie-Kto.
Tymczasem Iti chodziła w kółko po pokoju, panikując coraz bardziej, wraz z każdym tyknieciem ściennego zegara. Wreszcie przykryła się kołdrą po sam czubek nosa, przysłaniając twarz poduszką. W samą porę, gdyz kilka minut później, usłyszała pukanie do drzwi, a po jej przyzwoleniu, do komnaty wszedł skrzat.
- Panienko, państwo proszą na obiad.
- Przekaż proszę państwu, ze nie zejdę, bo źle się czuję. Mam mdłości.
- Tak jest, panienko. Wiórek przekaże. Czy Wiórek ma przynieść Eliksir Rozkurczowy?
- Yyy... tak. Proszę.
Skrzat zniknął błyskawicznie, ale dziewczyna była pewna, że to jeszcze nie koniec odwiedzin. Czuła, że wkrótce zjawi się tu Narcyza. Nie wątpiła, że pani Malfoy nigdy nie pofatygowałaby się do zwykłego gościa. Tyle tylko, że ona zwykłym gościem nie była. Cóż, obok Dracona, była gwiazdą dzisiejszej uroczystości. Musiała się przygotować. Szybko pobiegła do łazienki. Rozejrzała się w połochu. Łazienka była luksusowa i sterylnie czysta, a ona potzrebowała czegoś co wywołałoby wymioty. Jej wzrok padł na umywalkę. Zawahała się tylko na chwilę, słysząc na schodach kroki i głos Narcycy, przywołującej skrzata z eliksirem. Westchnęła ciężko, a potem skierowała róźdżkę na mydło i transmutowała ją w rybie flaki.
"Łeee... Obrzydlistwo!"
Z desperacja wepchnęłą sopie całą garśc krwistej papki do ust. Na efekt nie musiała wcale czekać. Matka Dracona uchyliła drzwi do łazienki zastając domniemaną narzeczoną syna, pochyloną nad porcelanową muszlą klozetową, a nieodgarnięte włosy prawie do niej wpadały, zasłaniając szczelnie jej twarz. Zniesmaczona kobieta, kazała skrzatowi zostawić lekarstwo na komodzie przy łóżku, po czym chyłkiem wycofała się z pokoju, mówiąc z fałszywym współczuciem:
- Mam nadzieję, że twoje dolegliwości ustąpią do czasu polowania, moja droga. Gdybyś była głodna wezwij Wiórka. Przyniesie ci posiłek do pokoju.
Ldodowa Dama opuściła sypialnię swojej przyszłej synowej, a Iti z wyrazem nieopisanej ulgi na twarzy, zażyła specyfik rozkurczowy. Teraz naprawdę był jej potrzebny.

****

Anglia, rezydencja Malfoy Manor - nadal sypialnia rzekomej Pansy Parkinson, mniej więcej godzinę później

Draco zjawił się dopiero po obiedzie.
- Udało się! - wyrzucił z siebie już na wstępie, posyłając jej triumfujące spojrzenie.
Zdawał się nie zauważać jej naburmuszonej miny.
- Dlaczego dopiero teraz?! To ja tu siedzę bez obiadu, a ty nawet nie raczyłeś mi powiedzieć co mam robić! - naskoczyła na niego.
Nie mogła mówić jaśniej, ponieważ Malfoy nie założył zaklęcia zabezpiecającego na tą komnatę, nie chcąc wzbudzać podejrzeń ojca. Mimo to była pewna, że pojął sens jej wypowiedzi.
- Nie zapytasz nawet co mi się udało? - zignorował jej wyrzuty i rozparł się wygodnie w fotelu. - Schowaj te pazurki - sorzucił.
Prychnęła jak rasowa kotka, ale nic nie powiedziała. Spojrzała na niego z wyraźną niechęcią i skierowała się ku toaletce. Wzieła leżącą na niej szczotkę i zaczęła czesać swoje kręcone włosy.
- Hej, obraziłaś się? - zagadnął. - Daj spokój z tymi fochami, bo...
- Bo co? - przerwała mu bezczelnie. - Nie obraziłam się. Nie chcesz mówić, to nie.
Teraz to on się nastroszył.
- To ja tu się poświęcam dla ciebie, rozmawiam z ojcem. A ty? Niewdzięcznica.
- Poświęcasz się?! - krzyknęła wzburzona.
Cisneła szczotke na ziemię i z furia wyszarpnęła różdżkę z kieszeni szaty.
- I co? Może jeszcze mam ci za to dziękować?
- A nie? - on również wstał.
Różdżkę w dłoniach trzymał już od dawna, bo wcześniej bawił się nią od niechcenia.
- Nie zmuszałem cię, żebyś tu przyjeżdżała!
- Nie?! Gdybyś się bardziej postarał, zaangażował w to co robisz, to...
Nie dokończyła. W jednej chwili rzucił na nią Drętwotę i przyskoczył do niej, żeby złapać jej bezwładne ciało. Nie chciał, żeby zrobiła sobie krzywdę, bo gdyby któś musiał ją opatrzyć, odkrytoby jej tożsamość. Był wściekły. Starał się nie dopuścić do jej ujawnienia, gdyz wyszłaby na jaw jego zdrada. Pomagał jej, a ona z powodu swego wybuchowego temperamentu i drobnego nieporozumienia, niepotrzebnie ich narażała. Była taka głupia. I co z tego, że chciała dobrze?! Skoro nie dożyje nawet do ukończenia pełnoletności w mugolskim świecie, jak się nadal będzie tak starać.
Ocucił ją Enervatą i natychmiast uciszył Silencio.
Spojrzała na niego półprzytomnie, ale gdy bezgłośnie zadała mu pytanie, w jej oczach ponownie błysnęła złość. Odsunęła się od niego na bezpieczną odległość i skrzyżowała ręce na piersiach, słuchając jego wyjaśnień.
- Słuchaj uważnie, bo nie będę setki razy powtarzał. Rzuciłem na ciebie te zaklęcia, bo przed chwilą powiedziałabyś coś, czego na pewno nie chciałbym usłyszeć. Rozumiesz, prawda? - wpatrywał się w nią intensywnie.
Na jej bladej od gniewu twarzy pojawił się nikły rumieniec, a oczy rozszerzyły się ze zrozumieniem. Zacisneła wargi i nieznacznie skinęła głową. Niechętnie przyznawała mu rację.
- Na polowaniu wystąpimy w maskach, zgodnie z hiszpańskim zwyczajem. Zacznie się za pół godziny. A nie przyszedłem wcześniej, bo przyjmowałem gratulacje od Ministra. Mówił, że jesteś świetną partią.
Iti wydęła wargi z dezaprobatą i pokręciła przecząco głową, dając tym samym wyraz swojej opinii, na temat urody i osobowości Pansy. Była przy tym tak komiczna, że blondyn nie wytrzymał i roześmiał się. Najpierw rzuciła mu mordercze spojrzenie, ale później sama się uśmiechnęła. Kiedy jednak Draco nadal, jak gdyby nigdy nic, siedział spokojnie w fotelu, pociagnęła go za rękaw, a drugą ręką wskazała na swoje gardło.
- Zagapiłem się - usmiechnął się krzywo, wyciągając z kieszeni szaty jej własną różdżkę i uwalniając ją od Zaklęcia Uciszającego.
- No, wiesz - fuknęła.
- A było tak cicho...
- Ha, ha, ha. Jak chcesz, to mogę przestać się do ciebie odzywać, mój kochany Dracusiu.
Posłał jej spojrzenie wampira, który jest na odwyku i od stu lat nie pił dziewiczej krwi.
- Hurra! Zaczynasz od dzisiaj, kochanie? - odciął się.
- Nie, dopiero od ślubu - spróbowała smirka nr 3, podpatrzonego u Wielkiego Snape'a.
Spojrzał na nią z politowaniem. Nawet przed samym sobą nie przyznałby, że numer trzeci opanowała w stopniu wybitnym.

****

Anglia, rezydencja w Malfoy Manor - prywatne kwatery Malfoy'a seniora, dosłownie kilka minut póżniej

Gabinet Lucjusza wreszcie stał otworem. Drzwi były uchylone wręcz zapraszająco. Doskonała okazja.
Bez najmniejszego szelestu szat, wślizgnął się do pomieszczenia. Nie zwracał uwagi na gustowne urządzenie wnętrza, na perski dywan, skórzane fotele, mahoniowe meble w stylu Ludwika XIV, ani ksiegi rodem z średniowiecznych bibliotek. Interesowała go magia. Gospodarz zgromadził w tym pokoju kilka magicznych atrefaktów. Na półce leżała Ręka Glorii i zbiór podręcznych świstoklików. Na lewo od drzwi, na ścianie, wisiał wysadzany ametystami i szmaragdami miecz, z wygrawerowanym rodowym mottem: "Władza daje potęgę. Potęga - nieśmiertelność." Dalej, na specjalnym podium była myslodsiewnia. Zblizył się do niej. Wyciagnął rękę, ale kilkanaście centymetrów od naczynia, natrafił na niewidzialną ścianę. Malfoy nie był taki głupi.
Zaklęcia krwi. Krew, znowu. Powinien był się domyslić. W tym domu wszystko było rodowe i oparte na wspólnocie krwi. Ruszył w kierunku biurka. Było zmaknięte. Westchnął z rezygnacją. Juz miał odejsc, kiedy wiatr, wpadający przez otwarte okno poruszył zasłoną i ukazał jego oczom dziwną, niebieskawą poswiatę. Podszedł do okna i odsłonił szerzej zasłonę.
Zobaczył dziwną kulę, otoczoną białawą siateczką, utkaną z runów i skomplikowanych zaklęć. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie na darmo, był najlepszym, we Francji, łamaczem zaklęć. Wyjął różdżkę i wsunął ją pomiędzy oczka sieci, mamrocząc pod nosem niezrozumiałe formuły. Dotknął kuli, a potem błyskawicznie cofnął różdżkę.
Przez kilka sekund nic się nie wydarzyło, ale później kula otworzyła się na części i ukazała obraz rezydencji. Gdyby przeszukujacy komnatę mężczyzna był mugolem, pewnie uznałby, że przypomina hologram. Dotknął na oślep części mieszkalnej, mając nadzieję, że trafi na sypialnię gospodarzy. Nie przypuszczał, że trafił znacznie lepiej...
" - Drętwota!" - głos męski, najpewniej Dracona. Dźwięczny i niski.
Potem jakiś czas ciszy.
" - Enervate! Silencio!"
Wysłuchał całej rozmowy chłopaka i dziewczyny.
"Młody Malfoy jej przerwał. Wie o podsłuchu. Przerwał jej coś, czego nie mógł usłyszeć jego ojciec. Ale co? Hm... Powiedziała mu, że gdyby się zaangażował... Zaangażował? Starał? Czyżby ten smarkacz był zdrajcą?" - oczy Michsa zapłonęły niezdrowym, fanatycznym blaskiem. Jeżeli chłopak jest zdrajcą, ich Mistrz już niedługo się o tym dowie.

****

Anglia, rezydencja Malfoy Manor, na chwilę przed rozpoczęciem polowania

Potraktowała swoje włosy zaklęciem, zmieniając ich kolor na brązowy i spięła je starannie, żeby nie można ich było posądzić o nadprogramową długość i skręcanie. Potem założyła zielone spodnie i czarną tunikę. Całości dopełniały wysokie czarne buty i srebrna maska, szczelnie zasłaniająca jej twarz. Dla pewności użyła Potrójnego Przylepca. W końcu od tego mogło zależeć jej życie.
Wyszła przed zamek, czujac się jak żołnierz, stający do walki. Przez głowę przebiegały jej tysiące mysli:
"Jak ja nienawidzę wojen! Są bezsensowne. Co ja tu w ogóle robię? Czy to moja walka? Nie jestem stąd. Mogłam zostać na wschodzie. Tam jest... Tam było bezpiecznie. Dopóki Lord nie wrócił. A tak poza tym to te buty są niewygodne. Cisną mnie! Mogłabym je zmodyfikować zaklęciem. Ale tak przy ludziach z dobrego towarzystwa to nie wypada."
Poprawiła ułożenie różdżki w rękawie i przymknęła na moment oczy, żeby się skupić.
" To gra. Przedstawienie. Tylko gra na bazie kłamstw. Tym razem to ja jestem tą dobrą stroną."
Otworzyła oczy, tylko po to, by stanąć przed ubranym w szarą maskę czarodziejem.
- Znowu sama, panno Parkinson.
Na dźwięk tego głosu, poczuła mrowienie na karku. Chciała coś powiedzieć, ale miała pustkę w głowie. Irracjonalne przeświadczenie, że on wie, odebrało jej mowę.
- Proszę uważać na polowaniu. W takim lesie nie trudno o przykry wypadek - jego białe zęby błysnęły w drapieżnym usmiechu.
Wyciągnął ku niej, obleczoną w skórzaną rękawicę, nabijaną ćwiekami, potężną dłoń i przesunął nią po jej włosach. Odskoczyła raptownie i skierowała na niego różdżkę. Wściekłość wreszcie doszła do głosu w jej umyśle. We krwi zaśpiewał gniew.
Zignorował to. Złapał ją za ramię, wykręcając jej przegub ręki, którą ściskała kurczowo różdżkę. Nim jednak zdążył zmusić ją do wypuszczenia broni, Iti rzuciła niewerbalnego Cutlera, który smagnął mu policzek. Michs puścił ją, łapiąc się za twarz.
Ten moment wybrał na pojawienie się Draco. Stanął za plecami dziewczyny.
- Koniec pogawędki, kochanie, bo polowanie zaraz się zacznie. Dziękuję, że zechciał pan zabawić moją narzeczoną rozmową, panie Michs - skinął chłodno w kierunku Śmierciożercy.
Jego oczy błyszczały złowrogo, spomiędzy otworów białej maski. Wiedział.
- Proszę uważnie słuchać przepowiedni, panno Parkinson - rzucił wściekły mężczyzna, na odchodnym. Wbijał w nią wzrok, w którym nienawiść mieszała się z szaleństwem i pożądaniem. - Centaury nigdy się nie mylą.
Całe jej ciało ponownie przeszył dreszcz.
Nie zdążyłą się dowiedzieć na czym miało polegać polowanie, więc postanowiła się nie odzywać i ograniczyć jedynie do nieokazywania po sobie zdziwienia. O mało jednak nie zemdlała, kiedy zobaczyła revale. Wyglądały przerażająco! Jak skrzyżowanie tygrysa z harpią. Ich łapy, zakończone szponami, mogły z łatwością rozszarpać nie tylko człowieka, ale nawet hipogryfa. Scisnęła idącego obok niej Malfoy'a za ramię, aby nie upaść i ze świstem wypuściła powietrze. Pochylił się ku niej i wyszeptał jej do ucha:
- Ciesz się, że ojcu nie udało się sprowadzić smoków.
- Czy my... mamy z tym walczyć? - zapytała słabym szeptem.
Przesłał jej krzywy uśmieszek, który zobaczyła bardzo wyraźnie, pomimo panującego półmroku.
- My na nich jedziemy - wyjaśnił.
Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, daletego że dotarli na małą polanę, na której w świetle palonych magicznie pochodni, zebrali się goście. Revale stały uwiązane grubymi łańcuchami do kilku ogromnych drzew. Ithilina nie mogła oderwać od nich wzroku. Były przerażające, ale na swój sposób... piękne.
Na środek polany wystąpił mężczyzna w srebrnym płaszczu, który, sądząc po prawie białych włosach, opadających mu na plecy, nie mógł być nikim innym, jak Lucjuszem Malfoy'em.
- Drodzy przyjaciele. Zebraliśmy się tutaj, żeby uczestniczyć w rytuale naszych ojców. Tu, w tym uświęconym mocą miejscu, żyją stworzenia, które potrafią odczytać los, jaki kreśli nam Mroczna Magia i Przeznaczenie. Od wieków narzeczeni poznają tu swoją przyszłość. Odnajdują swojego Pośrednika. Ale zanim to nastapi, Magia wystawia na próbę ich siły, cierpliwość i lojalność - przerwał na chwilę dla większego efektu. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych i zatrzymał go na swoim synu, i stojącej obok niego dziewczynie.
- Dziś - podjął - to wyzwanie, ale i ta szansa staje przed Draconem i Pansy - skinął na nich głową, a wtedy chłopak podszedł do stojącego najbliżej revala i wyjął różdżkę. Zwierzę było niebezpieczne i okrutne, więc próbowało doskoczyć do niego, szeroko otwierając potężną paszczę.
Ithilina stała za plecami blondyna.
Zwęził oczy, ze spokojem wpatrując się w rozszalałe zwierzę. Skierował na nie różdżkę.
- Rispectum! - krzyknął Zaklęcie Uzdy.
Przez chwilę wydawało się, że zadziałało. Oślepiający błysk pomknał w stronę pyska revala, ale nie ugodził go. Rozwścieczył za to bestię. Wydała potężny ryk i szarpnęła się na łańcuchu. Ktoś w tłumie krzyknął, a Draco i Iti uskoczyli w tył, unikając szponów silnej łapy swego wierzchowca. Łańcuch naprężał się z każdą chwilą coraz bardziej. Draco, jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w metalowe sploty uprzęży. Miał wrażenie, jakby uwiezione stworzenie przekazywało mu swoje myśli.
"Wolnośc... wolnośc... nareszcie wolnośc" - rozumiał drapieżnika. Dokładnie go rozumiał. Gdzieś już przecież słyszał te słowa. A może to były jego własne myśli?
Łańcuch pękł. Tłum za plecami narzeczonych, zafalował, a potem Śmierciożercy zaczęli wydobywać różdżki, podczas gdy ich żony i córki rzuciły się do ucieczki.
W kierunku revala pomknęły zaklęcia, ale tylko jedna osoba ponowiła Rispectum. Tym razem niebieski płomień trafił dokładnie w nos ofiary i oczom wszystkich, którzy jeszcze nie zdążyli opuścić polany, ukazała się srebrna uzda, z grubym więzadłem, którego koniec z łoskotem upadł u nóg Ithiliny. Dziewczyna dopiero wtedy opuściła różdzkę, dysząc, jak po kilometrowym biegu ze ścierą po korytarzach Hogwartu, w ramach szlabanu z Filch'em.
Szare oczy Draco zlustrowały ją prędko.
- masz refleks - zauważył.
- To się nazywa jedność - zawołał gdzieś z tyłu, Lucjusz. - Polowanie na centaura czas zacząć.
Draco i Ithilina popatrzyli po sobie. A potem Malfoy chwycił koniec metalowego więzadła, leżący na ziemi i wskoczył na grzbiet revala. Wyciągnął rękę do swojej partnerki.
- Wsiadasz?
- A mam wyjście? - oparła się na jego dłoni i usadowiła za jego plecami.
Ruszyli w głąb lasu, a za nimi podazyli pozostali.
Zaopatrzeni tylko w różdżki, mieli dotrzeć do serca lasu, gdzie znajdowało się leże centaurów. Ale odnalezienie go było zadaniem przyszłej młodej pary. Reszta towarzystwa ograniczała się do polowania na maręgi (zwierzę łowne, przypominające dzika z jelenim porożem, magiczne, jego mięso daje siłę spożywającemu je, a z kwasów żołądkowych robi się eliksir na porost włosów, stąd zagrożony wyginięciem), strzygi i topielice.
W lesie rozdzielili się. Draco pogonił ich revala, więc wyprzedzili pozostałych dość znacznie. Iti, niezdolna myśleć racjonalnie, a co dopiero mówić, z przerażeniem obserwowała, wyłąniające się z mroku nagie, zmartwiałe drzewa. Panowała cisza, niezmącona nawet przez szlest ściółki pod łapami ich wierzchowca. Las wydawał się opustoszały, głuchy i samotny w swych sinoszarych barwach. A mimo to czuła wyraźnie pulsowanie Magii, zarówno w powietrzu, jak i w mijanych, poskręcanych gałęziach, mniejszych i większych, odartych z kory drzew.
- Co centaury robią w takim miejscu? - zapytała. - Prawie czuję, jak Czarna Magia woła do mnie tęsknym głosem...
- Chronią je - wyjaśnił, nawet nie odwracając ku niej twarzy. - Czarna Magia jest tylko drugą stroną Białej, tak jak gorsza natura, którą ma każdy człowiek. Nigdy nie występują osobno. Centaury to potężne istoty.
Jego głos brzmiał poważnie, jak nigdy dotąd. Mówił, jak starzec. Albo, jak nastolatek, biorący udział w wojnie, zbyt wcześnie pozbawiony młodości.
Wieczorny chłód wkradał się w coraz głębsze partie jej ciała, dosięgając serca.
- Czy ty wiesz, gdzie jedziemy? - przylgnęła mocniej do jego pleców, chcąc mieć jakiś dowód, że wciąż jeszcze żyje, że martwota tego lasu nie pozbawiła życia także jej.
- Nie - przyznał otwarcie. - Reval kieruje się węchem. Jest mięsożerny, co pewnie zdążyłaś już zauważyć, a w poblizu legowisk centaurów, żyją maręgi, na które te drapieżniki polują.
- Czyli ufamy krzyżówce dzikiego kota z przerosniętym ptaszyskiem? Świetnie! - prychnęła sarkastycznie.
- Dobrze wiedzieć, że wciąz masz poczucie humoru. Myślałem, że grunty leśne mojej rodzinki całkiem połamały ci pazurki - tym razem się odwrócił, demonstrując jej swojego ulubionego smirka nr 5.
- Tak... twój lasek jest faktycznie przytulny. Spędzasz tu każdy weekend?
- Dlaczego pytasz?
- Bo jesteś tak samo monotemetyczny, jak on! Czarny, czarny i tylko czarny!
Jakby w odpowiedzi na jej oskarżycielskie słowa, weszli w ostępy, gdzie pos łapami revala zaczęła rozsnuwać się szara mgła.
Draco chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale w jednej chwili zmienił zamiar. W ciemnościach błysnęły, w kilku miejscach naraz, czerwone ślepia.
- Czy... czy to wilki? - wyjąkała.
- Tak jakby - mruknął. - Przygotuj się.
Właściwie nie musiał tego mówić, ponieważ dziewczyna miała wyjętą różdżkę od momentu, kiedy zagłębili się w las i teraz celowała nią w najbliższego napastnika, którego sylwetka zaczęła się odcinać od mgły.
Grube cielsko maręgi było po chwili widoczne na tyle, że Draco, który zeskoczył na ziemię, mógł unieszkodliwić zwierzę Triferem (zaklęcie paraliżujące zwierzęta, uzywane przez łowców, szczególnie w polowaniu na testrale, hipogryfy, revale i maręgi), za nim zdążyło rzucić się w ich stronę.
- W sumie są niegroźne - wyjaśnił Ithilinie, w chwili kiedy pozostałe maręgi doskakiwały do ich revala.
- Mówiłeś, że to revale na nie polują! - zawołała, próbując nie spaść, z uskakującego gwałtownie to w jedną, to w drugą stronę, wierzchowca.
- Mówiłem - przyznał. - Ale zapomniałem dodać, że żaden reval nie atakuje stada maręgów w pojedynkę i z uprzężą na pysku.
- Uwolnij go - zdecydowała, błyskawicznie zeskakujac na ziemię.
Dwa maręgi zwróciły się do niej.
- Trifer - zawyła, a druga ręką chwyciła leżącą pod nogami, odłamaną gałąź, odpędzając się od drugiego zwierzęcia.
- Nie da rady! - ryknął w odpowiedzi. - To twoje zaklęcie. Ty musisz go uwolnić.
Chciała powiedzieć, że aktualnie jest zbyt zajęta z tym słodkim pół - dzkiem, który wcale nie zmaierza zatopić swoich pokaźnych rogów, w jej boku. Nie zdązyła. Nim rzuciła zaklęcie, gałąź, którą trzymała w lewej dłoni, złamała się, a maręg runał na nią. Siła jego cielska zwaliła ją z nóg. Oszołomione upadkiem zwierzę, leżało nieprzytomne na ziemi, kilka centymetrów od niej, tylko dlatego, że zdążyła się w porę odczołgać. Chwiejąc się, wstała na nogi, i grzmotneła Triferem w kolejnego napastnika.
- Finite Incantatem! - krzykneła, celując w revala, który natychmiast zaatakował, gryzące go maręgi, wydatnie pomagając dwójce czarodziejów.
Draco posłała jeszcze zaklęcie podpalające w ślad za uciekającymi osobnikami.
- Jakie jeszcze niespodzianki czekają nas w twoim lesie? - zapytała ze złością, biegnąc za Malfoy'em.
Musieli zostawić polującego jeszcze revala, gdyż w ich obecnej sytuacji, ciężko byłoby go ponownie złapać.
- Nie wiem. W końcu to niespodzianki - usmiechnął się do niej łobuzersko.
Prychnęła, urażona. Dalej jednak podązała za nim. Nie miała wyjścia. Nie miałą zamiaru oczekiwać w samotności na niespodzianki Malfoy'ów.

****

Szkocja, Hogwart - Wieża Gryffindooru, niedzielne popołudnie

Hermiona siedziała na fotelu w Pokoju Wspólnym Gryffindooru. Ron, natomiast, leżał wyciągnięty na kanapie i opychał się keksem jabłkowym. Całości obrazka dopełniał Harry Potter, który miotał się niespokojnie po komnacie.
- Uspokój się, Harry - prosiła Hermiona. - Od twojego krążenia rozbolała mnie głowa. Nie pomagasz sobie.
- Och... - mruknął zirytowany. - To co mam robić? Wziąć przykład z Rona?
Dziewczyna odwróciła się w bok i spojrzała na swojego chłopaka, który omal nie zadławił się ciastem.
- Ron, jak możesz jeść, kiedy Harry ma taki problem?!
- Ja się w ten sposób odstresowuję - wymamrotał niewyraźnie.
Harry roześmiał się, a Hermiona przewróciła oczami.
- Przeanalizujmy wszystko jeszcze raz - zarządziła. - Zniknęła twoja peleryna, o której poza nami, wiedział tylko Malfoy. To wiemy na pewno.
- Tak właściwie to tylko to wiemy - wtrącił się Chłopiec-Który-Przeżył-Żeby-Wydeptać-Dziurę-W-Pokoju-Wspólnym.
- Hej, skad u ciebie ten sarkazm? - zdziwiła się.
- Mówiłem, żeby go nie puszczać na lekcje ze starym Nietoperzem, bo jeszcze się czymś zarazi - przypomniał Weasley.
Jego przyjaciele znów wybuchnęli śmiechem.
- No, co? - żachnął się, pochłaniając kolejną porcję ciasta.
- Wracając do meritum... - podjęła ponownie Hermiona. - Uważam, że mamy dwie opcje. Albo powiadomić Dumbledora o wszystkim, albo ktoś z nas dostanie się do Wspólnego Ślizgonów i utnie sobie miłą pogawędkę z panem Malfoy'em. Co wy na to?
- Optuję za tym drugim - zawołał natychmiast, Ron, wstając nawet z kanapy, porzuciwszy niedojedzony smakołyk.
- Ja też - zgodził się z nim brunet.
- Jesteś przegłosowana - powiadomił swoją dziewczynę, najmłodszy z braci Weasley.
- Skąd wiedzieliście, że będę za powiedzeniem dyrektorowi? - zdziwiła się.
- Nasze wewnętrzne oko - odparł Harry, szczerząc się do niej z zadowoleniem.
Podzielili między sobą zadania.
Hermiona miała udać się do biblioteki i pogadać z czwartorocznym Ślizgonem, nazwiskiem Lyncher, który miał do niej pewną... słabość. Wykorzystując swoje rozliczne talenty, powinna była wyciągnąć od niego informację, gdzie atualnie znajduje się Malfoy, wraz z hasłem do Slytherinu. To była pierwsza część ich misji. W drugiej Harry i Ron mieli udać się pod wskazany adres i "porozmawiać" z Draconem.
Zajęli wyznaczone pozycje, tzn. Hermiona ruszyła do biblioteki, Harry zaczął z powrotem miotać się po pokoju, a Ron opychał się keksem. W sumie standardowa sytuacja w wypadku akcji Świętej Trójcy.
Harry zatrzymał się nagle.
- Co? - zapytał, zaniepokojony Ron.
- Daj no, kawałek. Nagle poczułem, że muszę się odstresować.
Minuty, które bywały wredne, szczególnie na nudnych lekcjach i wlokły się jak godziny, teraz właśnie... no cóż,... wlokły się jak godziny. Tymczasem sytuacja w Pokoju Wspólnym niewiele się zmieniła. Po prostu skończyło się ciasto, a Ron, zmęczony, jak utrzymywał, czekaniem, a nie jedzeniem, zasnął. Obudził się akurat, kiey Hermiona ze zmartwioną miną, przechodziła przez dziurę za portretem.
- Co się stało? - zapytał Harry, widząc zmianę na twarzy przyjaciółki.
- Zasnałem - powiadomił go usłuznie Ron, najwyraźniej święcie przekonany, że pytanie było skierowane do niego.
Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi.
- Nie ma go - wyjaśniła.
- Malfoy'a? Jak to? - Potter zerwał się z fotela i podbiegł do dziewczyny.
Jej chłopak zdążył w tym czasie obudzić się na dobre i widząc jej zdenerwowanie, usiadł prosto na kanapie, wpatrując się w nią intensywnie.
- Wyjechał do Malfoy Manor, na swoje zaręczyny z Pansy.
- Więc to nie on - stropił się właściciel zaginionej peleryny niewidki.
- Niekoniecznie - wtracił się niespodziewanie rudzielec.
Oboje popatrzyli na niego zaskoczeni, podczas gdy chłopak kontynuował:
- Moze te zaręczyny to tylko przykrywka? Pomyslcie! Może Sami-Wiecie-Kto szykuje jakiś atak i Malfoy potrzebuje na nią niewidki? To doksonała okazja.
HArry pokiwał twierdząco głową.
- Możesz mieć rację.
- No nie wiem - zaprzeczyła Hermiona. - To tylko nasze spekulacje, choć przyznam, że brzmią prawdopodobnie.
- No widzisz! - ucieszył się jej chłopak.
- Jedno wiemy na pewno. Trzeba powiadomić Dumbledora - zdecydował Harry, a Hermiona uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Och, Harry! Jest jeszcze coś - przypomniała sobie nagle, a uśmiech spełzł z jej twarzy. - Całkiem przypadkowo, dowiedziałam się, że Ithiliny też nie ma. Nie było nas wczoraj cały dzień, przez tą wycieczkę do Hogsmeade, ale myślałam, że została w zamku. Nie wiem więc, kiedy wyjechała.
- Wyjechała? I kto ci to powiedział? Ten ślizgon? - zdziwił się, Ron.
- Nie, Luna - odparła i popatrzyła uważnie na Harry'ego, który stał w miejscu z bladą twarzą. - Nic ci nie jest?
- A jeśli on ją porwał? - wypalił nagle Złoty Chłopiec i popatrzył na Hermionę, jakby szukał u niej zaprzeczenia własnych słów. - Miał pelerynę!
- Tego nie wiemy - przypomniał Ron.
- Spokojnie! - zawołała Panna-Wiem-To-Wszystko. - Luna mówiła, że pojechała do krewnych.
- Jakich krewnych?! - oburzył się, Potter. - Ona ma rodzinę na wschodzie kontynentu!
- I co z tego? - zdziwił się jego przyjaciel.
- Harry, przecież są świstokliki! - panna Granger była bardziej domyślna. - Zapomniałeś? Dla nas, czarodziejów, odległość to nie problem. Ona na pewno jest bezpieczna w domu.
- A pozwolenie? Musiałaby mieć pozowlenie z Ministerstwa na wyjazd, no nie? - dociekał dalej.
- Właśnie, nie - Gryfonka odgarnęła niesforne loki za uszy. - Ta blokada działa tylko w jedną stronę. My mozemy opuszczać Anglię. Nie przyjmujemy tylko zagranicznych gości.
- Zobaczysz, Hermiona ma rację. Ithilina jest cała i zdrowa w domu - poparł ją Ron.
- Chcę to usłyszeć z ust dyrektora. Przecież musi o tym wiedzieć - powiedział stanowczo Harry.
W jego zielonych oczach błyszczała determinacja.
Nie ociągając się więcej, poszli do gabinetu Dymbledora.
Chimera, jak zawsze, okazała się głucha na ich prośby, groźby i perswazje.
- To jest jedna z tych nielicznych chwil, kiedy żałuję, że nie ma tu Snape'a - oświadczył smętnie najmłodszy z braci Weasley.
- To nie ma sensu - zauważył Złoty Chłopiec, kiedy wypróbowali już co najmniej dwadzieścia nazw słodyczy, jakie tylko przyszły im do głowy. - Idę po McGonagall.
- CZekaj, ja pójdę - zaoferowała się Hermiona. - Ty jesteś zbyt zdenerwowany. Mógłbyś starcić niepotrzebnie punkty.
- Co tu się dzieje? - rozległ się głos za ich plecami. - A coż to za zgromadzenie pod gabinetem dyrektora?
Obejrzeli się po to, by stanąć przed Opiekunką ich Domu.
- Pani profesor, chcieliśmy porpzmawiać z profesorem Dumbledorem - wyajśniła panna Granger.
- Cóż, to widzę - odparła Minerva. - Ale dlaczego?
- Ithiliny nie ma w Hogwarcie - powiedział Harry.
- Panny Nicks? - zdziwiła się nauczycielka. - Co się stało?
- Więc pani nie wie? - żachnął się.
- A powinnam, panie Potter? - oburzyła się.
- Luna powiedziała mi, że wyjechała do swoich krewnych - wyjaśniła Hermiona.
- Więc, albo kłamała, albo panna Nicks opusciłą teren szkoły samowolnie - stwierdziłą nauczycielka transmutacji, mocno zdenerwowana. - Chodźmy do dyrektora. Ptasie mleczko - rzuciłą do chimery, która natychmiast odskoczyłą, ujawniając przejście do okrągłego gabinetu.

****

Szkocja, Hogwart - gabinet dyrektora, kilka minut później

- Witaj Harry! O jest też pan Weasley i panna Granger - powiedział uprzejmie siwowłosy czarodziej, wstając zza swojego biurka. - Minervo, czy coś się stało?
- Tak, Albusie. Niestety tak - McGonagall westchnęła, a w oczach starszego mężczyzny pojawił się błysk czujności i skupienia. - Panna Nicks znikneła. Podobno jest u swoich krewnych, ale nie zostałam o niczym powiadomiona.
- Dla jej własnego bezpieczeństwa byłoby lepiej, gdyby faktycznie tam była - powiedział. - Kto wie o jej zniknięciu?
- Luna Lovegood - powiedziała Hermiona.
- Panno Granger, proszę więc jej poszukać i przyprowadzić. Hasło do Wieży Ravenclawu brzmi: "wiedza".
Dziewczyna wyszła pospiesznie. Po drodze przesłała jeszcze Harry'emu uspokajające spojrzenie.
- Jest jeszcze coś - odezwał się, patrząc na twarz Dumbledora. - Ktoś ukradł moją pelerynę niewidkę.
- Jesteś pewien, ze jej nie zgubiłeś, panie Potter? - wtrąciła się McGonagall.
- Tak, pani profesor - odparł, zniecierpliwiony, nadal obserwując siwobrodego maga.
- Kto o niej wiedział, Harry? - zapytał. - Czy była wśród tych osób panna Nicks?
- Oprócz Rona i Hermiony, tylko Draco Malfoy.
- Ale on jest dzisiaj na przyjęciu zaręczynowym w swoim domu - przypomniała nauczycielka. - Razem z profesorem Snape'em.
- Ale on mógł ją ukryć w dormitorium, albo zabrać ze sobą! - wypalił Ron.
- Jest synem Śmierciożercy! Mógł porwać Ithilinę! - krzyknął Harry.
- Spokojnie, Potter - upomniała go Minerva, podczas gdy dyrektor uważnie słuchał i rozmyślał. Kobieta natomiast, sama wyglądałą, jakby podzielała zdanie swego ucznia, co do zamiarów Dracona.
- To niemożliwe - zapewnił spokojnie Dumbledore. - Nie martw się chłopcze. Znajdziemy pannę Nicks i twoją pelerynę.
- A nie moglibyśmy zajrzeć do dormitorium Malfoy'a - Ron obstawał przy swoim.
- To nie jest konieczne, panie Weasley - zaoponował dyrektor.
- Dla czego nie, Albusie? - poparła ich nieoczekiwanie Opiekunka ich Domu. - Pozwól im się przekonać.
Potężny czarodziej splótł w zamyśleniu palce, a potem patrząc uważnie na obu młodzieńców, podrapał się po brodzie.
- Proszę za mną - powiedział w końcu.

****

Szkocja, Hogwart - Slytherin, wciąż tego samego dnia

Kiedy dwójka Gryfonów, McGonagall i Dumbledore przekroczyli próg Pokoju Wspólnego Ślizgonów, zapadła cisz, jak makiem zasiał.
- Przepraszam za najście, moi drodzy - siwowłosy mag uśmiechnął się dobrotliwie do zgromadzonych uczniów. - Pragniemy tylko dokonać przeglądu pokoju waszego kolegi, Dracona Malfoy'a. Robimy to dla jego dobra.
- Ale to łamanie prywtności! - krzyknął odważnie, Blaise Zabini.
- Ma pan rację, panie Zabini - przyznał Dumbledore. - Ale wymaga tego sytuacja. Zaginęła jedna z waszych koleżanek.
- Kto?
- Ithilina Nicks! - zawołał Harry.
- Gryfonka? - dziwił się Nott.
- Draco nie me z tym nic wspólnego! - zaprzeczył gwałtownie Avery, wtrącając się do dyskusji.
- Dracona nie ma - odezwał się znów Zabini. - Nikt nie będzie grzebał w jego rzeczach, a już na pewno nie ci Gryfoni!
- Tak!!!
- Wyrzucić ich!
- Spokój! - zagrzmiał dyrektor, a wszystkie oczy zwróciły się na niego. - Chodźcie chłopcy - powiedział do Harry'ego i Rona, a potem udał się w kierunku schodów, prowadzących do sypialni Prefekta Naczelnego.
- Znaowu faworyzują bandę Pottera!
- Minus dziesięć punktów od Slytherinu i szlaban z panem Filch'em, za podważanie decyzji nauczycieli, panie Nott - odparła, stojaca z nim Minerva.
Chłopak przewrócił oczami, ale nie powiedział już nic.
Tymczasem dyrektor, w towarzystwie męskiej części Świętej Trójcy, wszedł do komnaty Dracona.
Ron oparł się o framugę drewnianych drzwi. Nie miał ochoty oglądać lochu ich wroga. Harry poszedł za starszym mężczyzną, na środek pokoju.
- Visus! - powiedział Albus, kierując różdżkę nad swoją głowę.
W całym pomieszczeniu, na krótkie mgnienie oka, zalśniła błękitnawa poświata. Później zniknęła.
- Gdyby w tym pokoju była twoja peleryna, Harry, stałąby się widzialna - wyjaśnił.
Brunet rozejrzał się uważnie. Po pelerynie nie było ani śladu. Zrobiło mu się wstyd.
"A moze jednak to nie Malfoy ją wziął?" - pomyślał. - "Tak... Albo ma ją Iti w Malfoy Manor?!"
Dalsze rozmyślania przerwał mu krzyk Rona:
- Panie dyrektorze! Tutaj!
Harry i Dumbledore obejrzeli się jednocześnie. Ron stał przed otwartymi drzwiami dziewczęcego dormitorium, które było naprzeciw pokoju Dracona. Dumbledore jednym machnięciem różdżki zdjął zaklęcie ochronne z drzwi i wszyscy troje weszli do środka. Pod jednym z łóżek leżał szary błyszczący materiał, który nie mógł być niczym innym, jak zagubioną peleryną Harry'ego Pottera. Właściciel rzeczonego atrefaktu stał wciąż oniemiały w drzwiach, gdy siwobrody czarodziej podszedł powoli do łóżka, wpatrujac się intensywnie w pelerynę, która wyraźnie coś skrywała. Wyciągnął rękę i ostrożnie zdjął cienki materiał, odkrywając... śpiącą Pansy Parkinson.
"Pansy?! O co w tym wszystkim chodzi?" - zastanawiał się, Harry Potter.

****

Szkocja, Hogwart - Skrzydło Szpitalne, około godziny później

Pansy udało się obudzić dopiero z pomocą eliksirów pani Pomfrey. Akurat wtedy doatarły tam Luna i Hermiona, które od dłuższego czasu błądziły bezowocnie po szkole, szukając dyrektora. Dumbledore natychmiast zapytał Kruknonkę:
- Panno Lovegood, gdzie jest panna Nicks?
- Odwiedza swoich krewnych, panie dyrektorze - powiedziała Luna. - Zostawiła mi list, który miałam oddać profesor McGonagall, ale włożyłam go do kieszeni płaszcza, który gdzieś mi się zapodział. Przypuszczam, że któraś z moich współlokatorek mogła go przypadkowo gdzieś schować.
- Nie mówiła nic, na temat, gdzie ma się spotkać z rodziną? Dlaczego sama nie powiadomiła swojej Opiekunki?
- Nie wiem. Była bardzo tajemnicza - zauważyła Luna. - O, cześć Pansy! - zawołała do budzącej się właśnie Ślizgonki.
- Gdzie... gdzie ja jestem?
- W Skrzydle Szpitalnym. Wszystko w porządku, panno Parkinson - zapewniła Madame Pomfrey.
- A co tu robią Wybraniec, Wieprzlej, Szlama i Pomyluna? - zapytała mopsowata piękność. - I, och... dyrektor?
- Sama chciałabym to wiedzieć - mruknęła pod nosem szkolna pielęgniarka i oddaliła się, aby przygotować Eliksir Wzmacniający dla swojej pacjentki.
- Chcę pani zadać kilka pytań - wyjaśnił Dumbledore.
- Ja też mam pytanie - przerwała mu dizewczyna. - Co ja tu właściwie robię?
- Miałem nadzieję, że to pani mi powie - odparł. - Znaleźliśmy panią śpiącą pod łóżkiem, w pani dormitorium, przykryta peleryną niewidką Harry'ego Pottera. Czy może nam pani powiedzieć, jak to się stało, panno Parkinson?
- Co??? - zdziwiła się. - To... to chyba jakiś głupi kawał! Ja... pamiętam tylko, że chciałam iść spać... i... - na jej twarzy, chyba po raz pierwszy, odkąd Harry pamiętał, odmalował się wyraz skupienia. - Pamiętam rękę z różdżką, która... tak!... wysunęła się zza kotary mojego łóżka! Potem..., potem już nic nie pamiętam.
- Ta ręka. Jak ona wyglądała? Do kogo mogła należeć? - zapytał dyrektor.
- Nie pamiętam - westchnęła. - Ale chyba to była damska dłoń, albo dziecięca. Taka... mała.
- Hmm... - Albus zamyslił się.
- Och, moje zaręczyny! - krzyknęła nagle Pansy. - Gdzie jest Draco?
Dumbledore w jednej chwili zwrócił się w stronę Rona:
- Panie Weasley, proszę pójść po pana Filch'a. Wypuszczał Dracona wczoraj z Hogwartu.
- Wczoraj? - jęknęła Pansy, a potem bezsilnie opadła na poduszki. - Pojechał beze mnie? - zapytała bardziej siebie, niż kogokolwiek w szpitalnej sali.
Prawdziwy szok przeżyła jednak dopiero kilka minut poźniej, kiedy zaskoczony woźny potwierdził, że poprzedniego wieczora Draco Malfoy opuścił zamek w towarzystwie Pansy Parkinson. Rzeczona dziewczyna, leżąca aktualnie, wbrew wszelkim prawom logiki, na szpitalnym łóżku, dramatycznie zemdlała.
Dla wszystkich zebranych stało się nagle jasne, gdzie w tej chwili przebywała Ithilina Nicks. I z kim. Tylko dlaczego?
"Odebrała mi chłopaka!" - myślała Pansy, kiedy już doszła do siebie.
"Zakochała się w Malfoy'u!" - dnerwował się Harry.
"Czyżby poszła zbawiać świat bez nas?" - zastanawiała się Hermiona.
"Była na super wyżerce." - zazdrościł Ron.
O przepraszam, to myślałby z pewnością Goyle, gdyby wiedział, co się stało. Ron nie myślał. Była druga w nocy i Ron już dawno spał.

****
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sareczka   Strażnicy   26.09.2007 16:34
sareczka   ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ... S...   26.09.2007 16:37
sareczka   Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ...   27.09.2007 20:17
Toujours_Pur   Mrooochne!.Zrobiłaś kilka literówek,trochę błę...   28.09.2007 16:01
sareczka   Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to ...   28.09.2007 19:23
sareczka   Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nad...   30.09.2007 14:41
sareczka   Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to cz...   01.10.2007 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć... ...   06.10.2007 22:16
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest super! Nie licząc kilku liter...   18.01.2008 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyc...   04.02.2008 20:41
sareczka   ROZDZIAŁ VIII, czyli kosztowna chwila nieuwagi... ...   04.02.2008 20:42
Vivian Malfoy   no widzę, że się rozkręcasz :D coraz bardziej mn...   14.03.2008 19:43
sareczka   Oto następny rozdział. Życzę miłego czytania i dzi...   18.03.2008 23:45
Vivian Malfoy   ciekawe co będzie dalej? :) bardzo mi się podoba...   26.03.2008 21:10
sareczka   Dziękuję Vivian za kolejny komentarz :) Wklejam ko...   27.03.2008 21:34
Vivian Malfoy   Oj, zaczyna się robić coraz mroczniej... ale mi ja...   28.03.2008 19:32
sareczka   Już tradycjynie, dziękuję Vivian za komentarz. Wkl...   29.03.2008 16:16
Vivian Malfoy   Szczerze mówiąc, całość jest jak najbardziej straw...   30.03.2008 16:19
sareczka   Dziękuję za wyrozumiałość droga Vivian :) I dzięku...   02.04.2008 15:37
Vivian Malfoy   Muszę przyznać, że kolejną część napisałaś rewelac...   03.04.2008 14:42
sareczka   Dziękuję Ci, nieoceniona Vivian za komentowanie. T...   04.04.2008 22:21
Vivian Malfoy   Twój FF robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy :...   05.04.2008 09:47
sareczka   Dziękuję (już tradycyjnie :) ) Vivian za komentarz...   05.04.2008 22:12
sareczka   Witajcie, drodzy Czytelnicy! To już przedostat...   10.04.2008 20:03
sareczka   Oto ostatni rozdział i... nic dodać, nic ująć ;) ...   19.04.2008 19:00
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest świetne i coraz ciekawsze. :) Sz...   20.04.2008 19:40
Annik Black   Opowiadanie jest bardzo wciągające :) Szkoda tylk...   24.06.2009 18:19


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.09.2024 03:37