Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Magia Miłości [cdn], to nie romans!

Twoja opinia o opowiadaniu
 
Dobre - zostawić [ 13 ] ** [86.67%]
Słabe - wyrzucić [ 2 ] ** [13.33%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 15
Goście nie mogą głosować 
Zakohana w książkach
post 29.04.2007 15:00
Post #1 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Na wstępie piszę, że "Magia Miłości" nie będzie żadnym łzawym romansidłem, ani romansidłem wogóle. Jak napisałam w opisie tematu, jest to mój pierwszy fanfick, więc proszę o wyrozumiałość i wzięcie pod uwagę, że jest to owoc wybujałej wyobraźni dwunastoletniej dziewczynki. A więc:


Rozdział 1
Dzień pełen niespodzianek



W swoim domu w Dolinie Godryka siedzący na łóżku czarnowłosy mężczyzna namiętnie przerabiał na konfetti zapisany pergamin. Dwie godziny temu Harry Potter drżącymi z przejęcia rękoma otwierał kopertę z Ministerstwa pewny, że właśnie przeżywa jedną z najcudowniejszych chwil w swoim życiu. Wyraz jego twarzy zmieniał się stopniowo, od radosnego podniecenia, przez rozczarowanie aż do bezgranicznej furii.
Szanowny panie Potter
Z przykrością zawiadamiam pana, iż nie możemy przyjąć pana na staż, gdyż było kilku odpowiedniejszych od pana kandydatów. Prosimy spróbować ponownie za trzy lata.
Z wyrazami szacunku
Gawain Robards
szef Biura Aurorów


- Tylko ciekaw jestem, czy którykolwiek z tych „odpowiedniejszych kandydatów” wyszedłby cało ze spotkana z Voldemortem!- krzyknął i ze złością kopnął szafkę nocną.
A teraz siedział w sypialni pogrążony w myślach, dając upust swojemu zdenerwowaniu i drąc list na drobniutkie kawałeczki. Dumbledore został zamordowany już osiem lat temu, Tom Marvolo Riddle wciąż chodzi po świecie, zbiera coraz więcej popleczników i zabija mnóstwo ludzi, a on, Wybraniec, Chłopiec, Który Przeżył, czy jak go tam jeszcze nazywali, jeszcze go nie znalazł i nie zabił. Zniszczył już wszystkie poza dwoma horkruksy. Kilka razy dostał cynk o miejscu pobytu Lorda Voldemorta i Nagini, ale za każdym razem zdążyli się zmyć, zanim tam dotarł. „To naprawdę irytujące” pomyślał Harry i usłyszał głuchy odgłos uderzenia. Z pośpiechem wstał i otworzył okno, by brązowa płomykówka mogła wlecieć do pokoju. Sowa rzuciła list na łóżko i usiadła na parapecie. Wziął kopertę do ręki i obejrzał. Zobaczył pieczęć Hogwartu i zaintrygowany przeczytał następującą treść:
Drogi Harry!
Wiem, że starasz się o pracę Aurora, ale proszę, rozpatrz moją propozycję. Hogwart potrzebuje nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, a ja nie widzę lepszego od Ciebie kandydata na tę posadę. Gdybyś mógł, odeślij odpowiedź tą sową wraz z listą podręczników, jeśli się zgodzisz. Proszę o jak najszybszą odpowiedź
Minerwa McGonagall

P.S
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.


Z niedowierzaniem wpatrywał się w dopisek. McGonagall przesyła mu życzenia urodzinowe!? To chyba naprawdę wyjątkowa sytuacja. Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, mm… w wieku piętnastu lat zdołał nauczyć kilku kolegów dość sporo rzeczy, dlaczego teraz miałoby mu się nie udać dokonać tego z większą liczbą osób, ale też z większym wśród nich autorytetem? Spojrzał na swoje dłonie. Na prawej wicia widniał blady zarys zdania „Nie będę opowiadać kłamstw”. Nie był pewny, czy da sobie radę, ale zbyt dobrze pamiętał piekło, które urządziła w Hogwarcie Umbridge. Szybko naskrobał odpowiedź i listę podręczników, a po chwili znów został sam w tym ponurym domu, czekając na życzenia urodzinowe od przyjaciół. Hedwigę wysłał kilka dni temu do Rona i Hermiony, którzy, przynajmniej według jego informacji, byli teraz w Polsce na miesiącu miodowym. Położył się i zaczął przypominać sobie, z czym członkowie GD mieli najwięcej problemów. Taak, na początek trzeba będzie sprawdzić umiejętności rozbrajania przeciwnika, a u starszych również jak im idzie zaklęcie Tarczy. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Powlókł się niechętnie do drzwi, przysięgając sobie w duchu, że wywiesi kartkę z napisem „Akwizytorom dziękujemy” oraz „Nie chcę twoich gazet, nie chcę twoich ulotek, nie chcę twoich śmieci, pod moimi drzwiami”. Otworzył drzwi i nie mógł uwierzyć swoim oczom.
- R-Ron… H-Hermiona… Co wy tu… ale jak… dlaczego mi nic nie powiedzieliście?!
Patrzył właśnie na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół, opalonych, uśmiechniętych i z ogromnymi paczkami opakowanymi kolorowym papierem w ramionach.
- Jakbyśmy ci powiedzieli, to nie byłoby żadnej niespodzianki. Ale wpuścisz nas, czy mamy tu tak stać do wieczora, hę?- zapytał Ron szczerząc do niego zęby. Harry cofnął się pod ścianę, a oni weszli z trudem mieszcząc pakunki w drzwiach.
- W Błędnym Rycerzu spotkaliśmy Kingsley’a. – odezwała się Hermiona – Powiedział nam, że…
- Że według szefa Biura Aurorów nie jestem najlepszym kandydatem do tego zawodu? – wpadł jej w słowo.
- Tak, właśnie… Harry, naprawdę mi przykro. Wiesz już, co będziesz robił po wakacjach… czym się zajmiesz… poza szukaniem Voldemorta, rzecz jasna.
- Też się nad tym zastanawiałem, ale mniej-więcej pół godziny temu McGonagall rozwiązała mój problem. Właśnie rozmawiacie z aktualnym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.
- Obron przed Czarna Magią, no, no, Harry, wracasz do zawodu!! – rzekł Ron klepiąc go po plecach.
- Co masz na myśli mówiąc, że „wracam do zawodu”?? Chyba nie myślisz o Gwardii, co?
- A niby o czym? Jeśli uczniów nauczysz tyle, co nas na spotkaniach GD, to to będzie najlepiej przystosowane do obrony przed czarna magią pokolenie!!
- Może i masz rację, ale dość o mnie. Jak tam wasz miesiąc miodowy? Dobrze się bawiliście? I dlaczego, na Merlina, wróciliście wcześniej?
- Och, było cudownie!! – krzyknęła radośnie Hermiona – Pogoda była boska, dwa tygodnie dwudziestopięciostopniowych upałów, woda miała osiemnaście stopni. Ponoć na Bałtyk to wyjątkowo dużo. Byliśmy na Helu…
- Mówię ci, stary, niezłe miasto, ten Hel! – przerwał jej mąż – Mieszkaliśmy u pani Róży, nad „Laguną”. Do plaży mieliśmy piętnaście minut, do portu pięć, do stacji kolejowej dwadzieścia i do muzeum Rybołówstwa też dwadzieścia. Kiedyś natknęliśmy się na lekko wstawionego gościa, a on zapytał się nas, czy wiemy, jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu.
- Eee… a jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu? – zapytał nieśmiało gospodarz.
-Kałuża! – wrzasnął jego przyjaciel – Z jednaj strony Helu wejdziesz, a z drugiej wyjdziesz!
I cała trójka wybuchła śmiechem.
- Ale nie odpowiedzieliście na moje ostatnie pytanie. – powiedział Harry, gdy się już uspokoili. – Dlaczego wróciliście wcześniej?
- Hel to bardzo małe miasto, nie było tam co robić, a siedzenia na plaży i kąpieli w morzu mam dosyć na najbliższe dwa lata. Poza tym, stęskniliśmy się za tobą, Harry. Za tobą, za Lupinem, za Tonks, za resztą rodziny, za Anglią. – odpowiedziała Hermiona – Harry, a jak idą ci poszukiwania? Masz już jakieś wieści o miejscu pobytu Voldemorta?
- Czy naprawdę musimy o tym teraz mówić, Hermiono? – zapytali przyjaciele jednocześnie.
- Ja osobiście wolałbym się dowiedzieć, co macie w tych paczkach. – wyszczerzył zęby Harry.
- O jej! Całkiem zapomnieliśmy, Ron! Przecież przyszliśmy zrobić ci imprezę, bo ty oczywiście nie raczyłeś nikogo zaprosić. Za kwadrans będzie tu cała rodzina Weasley ’ów i jedna czwarta Zakonu, więc może zamiast wytrzeszczać na mnie oczy i otwierać usta wziąłbyś się za dekorowanie domu, co?
- Ron, powiedz, że ona żartuje.
- Niestety nie, stary, i radzę ci się wziąć do roboty, bo ona potrafi być bardzo nieprzyjemna.


* * *


W obskurnym budynku domu dziecka, wewnątrz małego pokoiku na pierwszym piętrze przebywała z pozoru najzwyczajniejsza pod słońcem, jedenasto-, może dwunastoletnia dziewczynka. Siedziała na łóżku z brodą opartą na kolanach obejmując podkurczone nogi ramionami i wpatrując się w obraz. Pokoik był urządzony skromnie: proste łóżko, sfatygowana szafa i równie zniszczony stolik, na którym stała stara lampka. Ściany kiedyś były zapewne błękitne, ale teraz ich kolor bardziej przypominał szary. W ogóle cały pokój zdawał się być szary: szarawa podłoga ze sklejki, wypłowiała szara pościel, nawet sukienka z lnu, którą miała na sobie dziewczynka była szara. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do tego pokoju, był obraz. Przedstawiał on wróżkę siedzącą w kielichu liliowego kwiatka. W tle było widać las i inne postaci, ale były one zbyt zamazane, by można było je rozpoznać. Dziewczyna spędzała całe dnie patrząc w ten obraz i wyobrażając sobie jakby było w takim świecie, pełnym magicznych stworzeń i czarodziejów. „Alicja, zejdź na dół i pobaw się z dziećmi, zamiast wciąż gapić się w ten bohomaz!” ile razy przełożona wymawiała to zdanie, trudno było policzyć. Właściwie wypowiadała je zawsze, kiedy weszła do jej pokoju. Kilka razy zagroziła, że spali obraz i zawsze kiedy Ala poszła na obiad próbowała zdjąć go ze ściany, ale nigdy się jej to nie udało. Wiedziała, ze nie może go spalić, ponieważ jest on własnością dziewczynki, podobnie jak wiecznie zamknięta walizka pełna ubrań stojąca w szafie. Alicja zawsze chodziła w sukience z lnu, którą dostała każda dziewczynka w sierocińcu i od kiedy przybyła tu dwa lata temu ani razu nie otworzyła swojej torby, mówiła mało, na pytania odpowiadała najczęściej „Nie, proszę pani”, „Tak, proszę pani”, „Już idę, proszę pani” lub „Nie wiem, proszę pani”. Ale najczęściej całe dnie spędzała w swoim pokoju, schodząc tylko na posiłki, siedząc tak jak teraz i patrząc w obraz. Nieśmiałe pukanie do drzwi zakłóciło ciszę w pomieszczeniu. Kobieta weszła nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź i powiedziała łagodnym głosem:
- Alicjo, masz gościa. Czy mam wpuścić tę panią?
Dziewczyna kiwnęła głową, nie patrząc ani na opiekunkę ani na wysoką kobietę, która weszła właśnie do pokoju. Zamykane drzwi cicho stuknęły, a pani, która do niej przyszła przysiadła na brzegu łóżka.
- Nazywasz się Alicja? To bardzo ładne imię.- powiedziała. Ton jej głosu zdradzał, że nie za bardzo wie, jak powinna się zachować i że czuje się bardzo niezręcznie.
- Dziękuję.- odpowiedziała cicho dziewczyna nadal wpatrując się w obraz. Zapadła cisza, w czasie której kobieta przyjrzała się dokładnie mieszkance pokoiku. Zza okularów w rogowych oprawkach osadzonych na garbatym nosie wyglądały duże, szare oczy okalane długimi rzęsami. Szarość oczu była łudząco podobna do koloru nieba podczas deszczu, ich kąciki były zaczerwienione, jakby ich właścicielka niedawno płakała, a na całej twarzy było dobrze widoczne piętno bólu i smutku. Na jej plecy spływały niczym złota fala długie blond włosy, w których słońce tańczyło mamiąc wzrok obserwatora. To nie było określony odcień blondu: obok platynowego pasma można było dostrzec tak ciemne, że niemal brązowe.
- Nazywam się Minerwa McGonagall. – dziewczynka zwróciła głowę w jej kierunku, patrząc z niedowierzaniem na kobietę – Jestem dyrektorem Hogwartu, szkoły dla…
- Dla czarownic i czarodziejów. – wpadła jej w słowo Alicja, siadając teraz w klęczki przodem do pani profesor – Wiem, co to jest Hogwart. Mama mi kiedyś opowiadała o szkole w której uczy się magii, o Voldemorcie, o Harrym Potterze i Albusie Dumbledore. Mówiła, że to tylko bajka, legenda, którą powtarza się u nas w rodzinie od kilku pokoleń. Ale ja wolałam w to wierzyć, że ta opowieść jest prawdą. – wyraźnie posmutniała, na wspomnienie o matce. McGonagall myślała przez chwilę, że dziewczyna zacznie płakać, gdyż jej oczy się zaszkliły a głos zaczął drżeć. Jednak Alicja wiedziała, że łzy nie pomogą. Gdy płacze się z powodu rozbitego kolana czy łokcia, ból nie ustępuje, przeciwnie, jest jeszcze gorzej, bo do bólu stłuczonego miejsca dochodzą nudności, zawroty głowy i pieczenie oczu. Kiedy płakała z tęsknoty za rodziną, rosła ona jeszcze bardziej, gdyż za każdym razem nawiedzała ją myśl, że gdyby jej rodzie żyli to zaczęli by ją pocieszać. Więc nauczyła się ukrywać uczucia i dławić w sobie płacz. Nikt nie wiedział, co dzieje się w jej środku, wszyscy mogli oglądać jedynie powłokę, którą ona dowolnie zmieniała.
- Proszę pani… Czy… Czy ja jestem czarownicą? – zapytała niepewnie. McGonagall uśmiechnęła się wyrozumiale. Mogła się tego spodziewać.
- Nie wierzysz w to, prawda? Nie wierzysz, że jesteś niezwykła, taka, jaka zawsze chciałaś być, magiczna.
- Szczerze mówiąc, to tak, nie wierzę w to. To jest za piękne, by mogło być prawdziwe.
Kobieta znów się uśmiechnęła. Wyjęła różdżkę, machnęła nią krótko i zamiast książki leżącej na łóżku znajdował się tam teraz mały, czarny kotek z białymi skarpetami. Dziewczynka zeskoczyła na podłogę, wydając z siebie zduszony okrzyk.
- Za tydzień kogoś po ciebie przyślemy. Zabierze cię na Pokątną, żebyś mogła zrobić zakupy. Spakuj się do tego czasu, resztę wakacji spędzisz w Dziurawym Kotle.
- Pani profesor, ale skąd ja na to wszystko wezmę pieniądze?
- Rodzice przepisali na ciebie wszystko co mieli. Uzbierała się z tego całkiem pokaźna sumka. Poza tym, to dziwne, ale na twoje nazwisko jest skrytka w banku Gringotta. A z tego co mi wiadomo, nosisz kluczyk do niej na szyi. – Ala wyjęła złoty łańcuszek spod sukienki. Wisiał na nim mały złoty kluczyk. Mama zawsze mówiła jej, że dostała to od jej znajomej na chrzcie i że ta znajoma prosiła, by nigdy go nie zdejmowała z szyi. Podobno, gdy ta kobieta wracała do domu, miała wypadek samochodowy, zapadła w śpiączkę i po tygodniu zmarła. Mama uznała, że należy wypełnić ostatnią wolę przyjaciółki, więc jej córka zawsze chodziła z kluczykiem na szyi.
- Jeszcze coś chcesz wiedzieć? Za tydzień spodziewaj się kogoś od nas.
- Hagrida?
- Och, wątpię, czy wypuścili by cię stąd w jego towarzystwie.
- Pani profesor, czy mogę panią o coś prosić? Czy… Czy to mógłby nie być pan Kingsley Shacklebolt?
- Dlaczego nie Kingsley? Przecież to bardzo miły człowiek a na dodatek doskonały Auror.
- Bo, widzi pani, on mnie przesłuchiwał, w moje dziewiąte urodziny. Jest jedyną poza mną osobą, która zna wszystkie szczegóły tego, co się wtedy wydarzyło. Boję się, że zacznie o tym mówić…
- Dobrze, wyślę kogoś innego. – przerwała jej profesor – Do zobaczenia w Hogwarcie.
- Do widzenia, pani profesor.


Proszę o komenty. Rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często, a rozdział drugi będzie dopiero po długim weekendzie.

Ten post był edytowany przez Zakohana w książkach: 01.01.2008 14:16


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Zakohana w książkach
post 24.03.2008 19:29
Post #2 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Rozdział 17
Fantastyczna Czwórka


List. Kolejny. Od niej. Głupi bachor… Jak jakieś dziecko, nie ważne jak bardzo Empatyczne, śmie próbować go zmienić? Jak śmie go zmieniać?! Tak nie powinno być… Po raz kolejny westchnął i złożył kratkowaną kartkę na pół. „Całuję, Ala” zatańczyło pod jego zamkniętymi powiekami.
- Severusie, kolacja! – dobiegł go głos z dołu. W Zakonie nigdy mu do końca nie zaufano, pomimo żarliwych zapewnień, że „jest po naszej stronie, co z tego, że trochę niemiły” kierowanych do młodzieży. Mimo to Molly Weasley zawsze była dla niego uprzejma, niemal miła.
- Witaj, Draco – rzucił, dostrzegając chrześniaka przy kuchennym stole. Nie doczekał się odpowiedzi. – Panna Donnel cię pozdrawia. I mówi, że jeśli chcesz odzyskać żel do włosów musisz stawić się po niego osobiście. – dorzucił złośliwie, rejestrując na wpół świadomie, że włosy młodego Malfoya są rozdzielone przedziałkiem a krótsze pasma znad czoła tworzą coś na kształt grzywki.
- Cholerna gówniara… - mruknął blondyn znad kawy. Dzisiaj nocna zmiana. Kolejne osiem godzin nudów i picia kawy tylko po to, żeby po dwóch godzinach snu zostać wezwanym na „super ważną” akcję. Okazującą się zazwyczaj fałszywym alarmem, albo wygłupem dzieciaków z magicznych sierocińców. Potter to jakieś dziecko szczęścia… Pewna robota w Hogwarcie, stałe godziny pracy, wyżywienie, zakwaterowanie, weekendy, święta, ferie i wakacje wolne. Żyć nie umierać…
- Potter wylądował w skrzydle szpitalnym – oznajmił nagle Snape, nie odrywając się od swojego talerza. Trzy pary oczu wpatrzyły się w niego z napięciem, a on rzucił im tylko obojętne spojrzenie znad spożywanej kolacji. Po kilku sekundach na stole wylądowała złożona kartka w kratkę, którą najmłodsza Weasley szybko złapała i zaczęła przebiegać wzrokiem po tekście. Odetchnęła cicho, a list spadł na podłogę między krzesłami jej i Malfoya.
- Nieprzytomny, nic więcej. Sędziował na meczu, trafił go tłuczek, spadł ze stu pięćdziesięciu stóp…
Więc, jak już Draco wspominał, dziecko szczęścia. Tylko on potrafił obrócić kota ogonem tak, że jego pech zamieniał się w fart. I to już od pierwszego roku życia. Tak jak on, Draco, od pierwszego roku życia zachowywał się jak Malfoy. Powstrzymał chichot, kiedy przypomniał sobie opowieść jednej ze znajomych matki. Podobno kiedy miał trzy latka zapytała, jaki jest jego ulubiony smak lodów, a on z powagą odpowiedział „Malfoy nie pozwala sobie na pojęcia tak frywolne, jak ulubione”*. Dziś śmiało powiedziałby, że czekoladowe.
- Dlaczego panna Wiem-O-Tobie-Wszystko pisuje do dawnego postrachu szkolnych korytarzy?
- Nie wiem, panie Malfoy, choć zaiste mnie to ciekawi.
- „Całuję Ala” – przeczytał blondyn, podniósłszy kartkę z ziemi – Pozwalasz jej na to? Naprawdę, starzejesz się, Snape.
- Panie Malfoy, próbował pan ją od czegoś odwieść? – szare oczy spojrzały na Mistrza Eliksirów z ukosa – Tak też myślałem. Niech pan więc spróbuje i dopiero wtedy zarzuca mi, że pozwalam jej na zbyt wiele. Ona sama sobie pozwala.

* * *
- Co takiego, panno Donnel?
- Wymiana zagraniczna. – powtórzyła blondynka, a w jej oczach zatańczyły radosne iskierki – Kiedy dyrekcja podejmie taką decyzję, należy wysłać list do… chyba do departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. W odpowiedzi otrzyma pani specjalny formularz, który należy wypełnić i który jest następnie powielany i rozsyłany do szkół w innych częściach świata. Beauxbatons prowadzi wymianę od trzech lat, w zeszłym roku, jako pierwsza szkoła magii w Stanach, do listy został dopisany Uniwersytet w Dallas.
- Skąd posiada pani takie informacje? – McGonagall rzuciła okiem na dziewczynę a potem uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie takie same wesołe ogniki w oczach byłego dyrektora Hogwartu.
- Od źródła najlepszego z możliwych: uczniów.
- Mam rozumieć, że utrzymuje pani kontakt z uczniami Beauxbatons i D.U.M?
- Oczywiście. Mam również kopie ich papierów, na wypadek, gdyby się pani zgodziła, pani dyrektor.
- Mogę je zobaczyć? Rozumiem, że ich pani zna. Może pani coś o nich powiedzieć?
- Louis de Larou, lat piętnaście, od dwóch lat, niezmiennie, wzorowy uczeń Akademii Magii Beauxbatons. Sheila Shmit, trzynastoletnia uczennica Uniwersytetu w Dallas. Pod koniec zeszłego roku dostała kilka prestiżowych nagród. – na biurku wylądowały dwie białe teczki z wypisanymi imionami.
- Jak to wygląda? – mruknęła kobieta, wyciągając z pierwszej zapełnione arystokratycznym pismem formularze.
- Oni przyjeżdżają tu, nasi jadą tam. Ten sam wiek, ta sama płeć. Po prostu zamieniają się miejscami na okres uzgodniony przez szkoły, zazwyczaj około dwóch tygodni. Szkoła jest zobowiązana zająć im czas; mogą chodzić na lekcje, jak pozostali, albo zwiedzać okolicę. Głównym celem wymian jest integracja z czarodziejami spoza kraju i poznawanie ich kultury, tak więc Louis nie będzie jadł w Hogwarcie ślimaków, a przebywający na jego miejscu uczeń od nas nie dostanie na deser puddingu.
- A język? Samoodnawialny translatoriumis**?
- Zazwyczaj tak, ale ta dwójka biegle zna Brytyjski i wszystkie slangi. Taki ich urok.
- Powiem wprost, panno Donnel… - rzekła dyrektorka po kilku minutach ciszy – Pomysł, który pani przedstawiła, moim zdaniem jest… całkiem niezły. Potrzebuję jednak zgody wychowawców i ich kandy…
Na jej biurku został położony pergamin z czterema czytelnymi podpisami i papiery dwójki z każdego domu.
- Jak widzę wszystko już pani załatwiła. – McGonagall mimowolnie uniosła brew.
- Taki już mój urok – odpowiedziała dziewczynka z uśmiechem i wyszła, nie czekając na przyzwolenie.
- Co o niej sądzisz, Albusie? – zapytała dyrektorka, wpatrując się z zamyśleniem w drzwi i mówiąc jakby sama do siebie.
- Nie wiem, Minerwo… Ale z tego co mówicie ty i Harry, oraz z tego co zobaczyłem teraz, wnioskuję tylko jedno: ta dziewczyna to materiał na wspaniałą czarownicę, jakie nie często się spotyka. Na jedną z tych, od których emanuje przyjazna magia.
- Albusie?
- Kiedyś zrozumiesz, Minerwo. Czy mówiłem już, że bycie obrazem nie jest takie złe, jak sądziłem?

* * *

Na wolnej przestrzeni zaraz za wioską Hogsmeade stało siedem osób; pięcioro z nich, dorośli, dreptali tylko w miejscu i pocierali zmarznięte dłonie, pozostała dwójka, którą stanowiły dzieci, biegała po obszarze ograniczonym tylko im znanymi barierami i rzucała w siebie śnieżkami. Nagle powietrze przeciął donośny huk i błysk, a chwilę potem nienaturalna cisza została przerwana dziewczęcym śmiechem.
- Wywalił się! Widzieliście? – dziewczyna zwróciła się do chłopca i dziewczynki czekających na polanie - Louis Jestem-Idealny de Larou stracił równowagę!
- Bardzo śmieszne, Sheila. – warknął starszy chłopak, otrzepując śnieg z długiego, szarego płaszcza i szukając różdżki. Miał czarne, lekko falowane włosy do ramion i srebrzystoszare oczy, był wzrostu przeciętnego piętnastolatka a jego szyja była owinięta jasnoniebieskim szalikiem. Kiedy wyjął drewniany przedmiot z jeansów rozejrzał się zdezorientowany za bagażami.
- Walizy już w Hogwarcie – głos ubranej na niebiesko blondynki sprawił, że lekko podskoczył – Jak minęła podróż?
- Niespecjalnie… - mruknął, oferując jej ramię. Spojrzał na zardzewiałą puszkę po farbie i prychnął cicho – Nie lubię świstoklików.
- Lu, a tobie to nie zimno? – zapytała dziewczyna, kiedy ruszyli ku kadrze.
- Mógłbym zadać to samo pytanie, Alu. – zlustrował jej rozpiętą kurtkę i dłonie bez rękawiczek.
- Ja mam Dymitra. – wyszczerzyła się - Ciebie jeszcze nie objął ogrzewaniem, czuję to.
- Witamy w Hogsmeade. – McGonagall uniemożliwiła francuzowi odpowiedź – To wychowawcy czterech domów Hogwartu: Harry Potter, Gryffindor, Pomona Sprout, Hufflepuff, Fillius Flitwick, Ravenclaw i Horacy Slughorn, Slytherin. Jeśli nie mają państwo nic przeciwko, udamy się teraz do Hogwartu, gdzie otrzymają państwo tymczasowy przydział.
- Harry Potter? – amerykanka natychmiast znalazła się przy Gryfonie – Zawsze chciałam pana poznać… Czy to prawda, że kiedy miał pan trzynaście lat potrafił pan wyczarować patronusa w obecności setki dementorów?
- Ja… tak. I mów mi Harry.
- Łoł, cała szkoła mi będzie zazdrościć! A to prawda, że uratowałe…
- Panno Donnel! – oburzony krzyk dyrektorki przerwał wypowiedź Sheili, pozasuwanej tak szczelnie, że nie można było dostrzec żadnego szczegółu jej wyglądu. Potter spojrzał przed siebie, gdzie Donnelówna prowadziła gościa z Beauxbatons. A raczej gdzie gość z Beauxbatons, zanosząc się ciepłym śmiechem, niósł na plecach Donnelównę.
- Pani dyrektor… - podbiegł kawałek – proszę odpuścić, to i tak nic nie da. A chłopakowi to raczej nie przeszkadza.
-… a potem zaplotę ci warkoczyki i rzucę na nie zaklęcie ochronne, żebyś ich nie rozplótł. Sheila?! – blondynka odwróciła się – Pomożesz mi, prawda?
- Jasne, Aniołku! – wrzasnęła dziewczyna, przechodząc szybko obok Harry’ego.
- Nie chcę cię martwić, ale Dymitri ma wyłączność na to przezwisko. Sama coś wymyśl! – wyszczerzyła się w stronę trzynastolatki. Po chwili wrzasnęła oburzona – Wiesz co? Tak znienacka śniegiem atakować? I to na moim terenie?
Dziewczyna jeszcze jakiś czas prowadziła monolog, w którym dominowały słowa „bezczelność” i „wojna”. Pozostała trójka wymieniła szybkie spojrzenia przed głośnym wybuchem śmiechu, do którego dołączyła się też blondynka.
- Wygląda to tak, jakby znali się całe życie i kilka lat dłużej… rozumiesz coś z tego, Potter?
- Nic, pani dyrektor. – westchnął czarnowłosy – De Larou jest mugolakiem z arystokratycznej rodziny, Smith to czarownica czystej krwi wychowywana jak mugolka. Mogą się znać jedynie z Bractwa. – dodał, ściszając głos.
- Ale po co chciałaby ich tu ściągnąć?
- Nie wiem. Ale o Louisie na pewno wspominali, i to nie raz.
- Potter, co właściwie robili tu Donnel i Slovakow? – zapytała nagle, odwracając twarz w jego stronę.
- Ala utrzymywała z nimi kontakt, a ja wolałbym, żeby przywitał mnie ktoś, kogo znam. A Dymitra zabrała sama. I wygląda na to, że on też ich zna.

* * *
- Drodzy uczniowie! Już dziś wieczorem dwójka z was zostanie wysłana na okres dwóch tygodni do zagranicznej szkoły; chłopiec do Beauxbatons, dziewczynka do DUM. Do pozostałych w Zamku zwracam się z prośbą, by pomagali naszym gościom i nie utrudniali im za bardzo życia. Louisie, Sheilo, zaraz zostaniecie tymczasowo przydzieleni. Pani Harrow…?
- De Larou, Louis. Podejdź, proszę. – założyła zniszczoną tiarę na głowę zaskoczonego francuza. Zmarszczył lekko brwi, potem uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony, a następnie tiara wrzasnęła:
- Ravenclaw!
Przy stole Krukonów dał się słyszeć okrzyk szczęścia pewnego piętnastolatka, który już jutro miał się znaleźć we Francji. Louis skierował się w tamtą stronę, puszczając po drodze oko do Sheili, która postanowiła w końcu zdjąć kurtkę; miała jasnobrązowe włosy sięgające łopatek i ciemnozielone oczy, oraz kształtny nos i usta wieczne rozciągnięte w uśmiechu. Ruszyła w stronę profesor transmutacji zanim na zdążyła otworzyć usta. Do niej Tiara przemawiała nieco dłużej, ale w końcu krzyknęła:
- Hufflepuff!
Szatynka z uśmiechem wręczyła wyświechtany kapelusz nauczycielce i zaczęła wędrówkę przez wielką salę. Mijając stół gryfonów przybiła piątkę Donnelównie; Harry dopiero kilka minut później zauważył, że wręczyła jej przy okazji małą karteczkę.
- „Jutro, dwadzieścia po trzeciej pod biblioteką”. – przeczytał, spoglądając jej przez ramię. – Co kombinujecie?
- Kombinować? My? – spojrzała na niego zdziwiona – Nie widziałeś gdzieś Irytka?
- Rzadko go widuję. Na szczęście…
- Potrzebuję go! Jesteś pewny, że go nie widziałeś?
- Irytka? Po co? – zerknął na nią, a jego wyraz twarzy mówił „jesteś szalona” – I tak cię nie posłucha.
- I tu się mylisz!
- Irytek… czekaj, czy my mówimy o tym samym duchu? Taki niebieski, chudy, z denerwującym śmiechem i niewybrednym poczuciem humoru?
- Taak…
- Jak masz zamiar cokolwiek na nim wymóc?
- Widzisz, Harry, Irytek jest duchem interesownym. Powiedzmy, że mogę bez problemu zdobyć coś, co mu się przyda, ale nie może tego dostać. W zamian coś dla mnie zrobi, i zapewne będzie miał jeszcze więcej uciechy niż ja.
- Czyli co… - przerwał, gdyż na stole wylądowało sześcienne pudełeczko. Trzy ściany miało czarne, pozostałe zielone. Alicja zgarnęła je szybko i spojrzała w stronę stołu Ravenclawu.
- Nie popisuj się tak tym origami, Lu! I co ja mam z tym niby zrobić?
Chłopak w odpowiedzi podniósł nad głowę drugie, identyczny sześcian i zaczął majstrować przy nim długimi palcami. Chwilę potem jedenastolatka ze skupieniem na twarzy powtarzała jego ruchy.
- Łoł… - mruknęła, kładąc przed sobą różę.
- Czarna? – zdziwił się Potter, biorąc ją ostrożnie do ręki.
- A czemu nie… czarne są najpiękniejsze i… IRYT!! – przerwała nagle, dostrzegając poltergeista dolewającego wody do napojów Ślizgonów. Spojrzał na nią, po czym podfrunął od niechcenia.
- Pamiętasz umowę?
- Oczywiście, madmuaolise. – duch wykonał parodię ukłonu, po czym usiadł po turecku przy dziewczynie. O ile można usiąść po turecku unosząc się pół metra nad ławką…
- I to wszystko? Dostanę to, jak wykonam? – zapytał podejrzliwie duch, kiedy blondynka przestała do niego szeptać.
- Jestem Gryfonką. – odpowiedziała Alicja, jakby to miało wszystko wytłumaczyć.

* * *

Kiedy Harry wszedł do wieży Gryffindoru ze zdziwieniem odkrył, że panuje w niej martwa cisza. Kiedy postał jeszcze chwilę, wytężając słuch, doszły do niego przytłumione dźwięki od strony dormitoriów dziewczyn. Postanowił w końcu sprawdzić, czy Hermiona naprawdę dobrze zna Historię Hogwartu. Stanął przed schodami i wyrecytował:
- Profesor Harry Potter, Obrona przed Czarną Magią, aktualny opiekun Gryffindoru.
Nie wyczuł żadnej zmiany, zaryzykował jednak i ruszył w górę schodów, sprawdzając dormitoria po kolei. W końcu doszedł do drzwi z napisem „Rocznik Pierwszy”. Uchylił ostrożnie drzwi i zaglądnął do pomieszczenia. Na ułamek sekundy stracił zdolność do ruchu i mowy; czwórka w sypialni na pewno nie była jedenastoletnimi gryfonkami o imionach Lilly, Roksan, Mary i Alicja. Dobrze, ostatnia pozycja się zgadzała, ale reszta była zgoła inna. Merlinie, towarzystwo nie składało się nawet z Gryfonów!
- Posłuchajcie tego…
- Twoja kolej!
- Wieża na E5. Więc, posłuchajcie:
”Wiersz mówi o konieczności ponoszenia trudu pracy dla innych, cierpienia, współczucia i poświęcenia, aby zasłużyć sobie na nagrodę i uznanie. Życie nie może składać się tylko z przyjemności, rozrywki, zabawy, nie może polegać na egoistycznym zapatrzeniu w siebie. Powinno być one choć w części poświęcone innym, zwłaszcza potrzebującym pomocy”***.
Tak z ciekawości, kto to wymyślał?
- Ja. To była praca domowa.
- Sorry, ale gdzie w wierszu o gołębiu czy innym szpaku mowa konieczności ponoszenia trudu?
- Szczerze, nie mam pojęcia. Pisałam co mi przyszło do głowy.
- Wiecie, ten wierszokleta to by się zdziwił, jakby to przeczytał…
- Sheila, znów twój ruch!
- No dobra, Dymitr, dobra! Skoczek na C5. Szach.
- Oj, czepiasz się. Dostałam „A” czy nie? – mruknęła blondynka, opierając się o siedzącego u wezgłowia jej łóżka francuza.
- Uważaj, stary, ona ma tendencję do zasypiania z głową na cudzych ramionach…
- Bredzisz, Dymitr…
- Dobra, pomyślmy… moje w pociągu, Snape’a w Kwaterze, Lily na transmutacji, Rok…
- Cicho, zrozumiałam! – przerwała mu znużonym głosem – Sheila, wygrywaj w te głupie szachy i wyjmuj w końcu gitarę!
- To twoi rodzice? – wtrącił Louis, wskazując na jedną ze stron albumu.
- Nie, to chrzestni. Moi rodzice są… - przewróciła kilka stron - …tu. Matka miała piękną suknię ślubną, prawda? – zapytała po chwili dziwnym głosem.
- Tak… - odrzekł cicho, po czym spojrzał na kolejne zdjęcia – Spójrz, ktoś dał ci na chrzcinach czarną różę! – dodał, uderzając palcem w zdjęcie.
- Wiesz, Lu, masz obsesję… Sheila, długo jeszcze?
- Maks cztery ruchy, Smerfetko.
- CO?! Jak to cztery ruchy?! – chłopak zaczął przeczesywać szachownicę wzrokiem.
- Jest czarna, nie zaprzeczysz chyba!
- Nie jest czarna, tylko czerwona i stoi w cieniu, a zdjęcie jest robione z lampą błyskową!
- Jest czarna. – upierał się Krukon - Poza tym, kto daje dziecku czerwoną różę na chrzcie?
- A kto daje mu czarną? – dziewczynka spróbowała przewrócić kartkę.
- Jasnowidzący członek Róży. Ja też dostałem, od dziadka.
- Halo? Myślisz? – stuknęła go w czoło – Jestem z rodziny mugolskiej, raczej nie było w niej nikogo takiego…
- A kluczyk do twojej skrytki? Dostałaś na chrzcie, prawda?
- Tak, od przyjaciółki matki. I co z te…
- Jak się nazywała? – przerwał jej – Chyba wiesz, prawda?
- Ja… Taak… - zmarszczyła brwi – Czekaj… Powinna gdzieś tu być…
Zaczęła wertować album, skacząc wzrokiem z jednego zdjęcia na drugie.
- Ta. – powiedziała w końcu – Ta ruda w okularach z mnóstwem małych warkoczyków. Powinno być podpisane…
Wyjęła fotografię z folii i znów zmarszczyła brwi.
- Dziesiąty października 1993 roku… Nasza kochana córeczka trzymana przez N.B.
- N.B? Pokaż ją jeszcze raz… Nelly Braun, nasza Empatka!
- Lu, chyba mi nie chcesz powiedzieć, że ją znasz? Miałeś wtedy cztery latka.
- Co?
- Ona zmarła w kilka dni później, miała wypadek samochodowy… podobno.
- WYGRAŁAM!! – Sheila nagle przypomniała dwójce o swojej obecności. Błyskawicznie wyjęła z futerału gitarę i przejechała piórkiem po strunach.
- Co mam zagrać? – wyszczerzyła się w stronę Alicji – A ty nam tu Mistrzunia nie podrywaj i tak już masz spore fory.
- Zagraj… I’m still here! Miałaś się nauczyć!
- Nauczyłam się… czekaj, jak to się zaczynało… mam. Gotowi?
Trzy głowy skinęły równo, a brązowe kosmyki zawirowały wokół jej twarzy, jakby poruszone zabłąkanym podmuchem wiatru. Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła grać.
- I Am a question to the world
Not an answer to be heard
All the moment is held in your arms…
****
Potter wycofał się cicho, nie mając wątpliwości, że czwórka się doskonale zna. I zadając sobie coraz więcej pytań bez odpowiedzi. Żadne z nich nie było zwyczajne, każde zdawało się zbyt dojrzałe jak na swój wiek, ale tylko osobno. Razem byli normalnymi nastolatkami, kwartetem przyjaciół o różnych zainteresowaniach i charakterach, których z pozoru nic, poza niewidocznym dla większości tatuażem, nie łączy. Nawet kolor oczu czy włosów.
- Każde z nich jest zagadką… - mruknął do siebie, przypinając na tablicy ogłoszeń notkę o spotkaniu z Aurorami za dwa dni. Pomysł Dracona, podobno i tak miał jakiś interes w zamku – Czas zacząć zwracać uwagę na słowa piosenek…


----------------
* z ff „Ulubione rzeczy (yaoi!)
** translatoriumis – zaklęcie pozwalające rozumieć nieznany język.
*** z mojego zeszytu do polaka (zamiast „wiersz” jest „dramat”. Notatka dot. „Dziadów cz. II”)
**** „I’m still here”, Johnny Rzeznik

Ten post był edytowany przez Zakohana w książkach: 24.03.2008 19:32


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
czarownica88
post 11.04.2008 21:29
Post #3 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 13
Dołączył: 05.05.2006

Płeć: Kobieta



Nikt nie komentuje i nie ma następnego rozdziału, więc może teraz się pojawi?
Opowiadanko ciekawe, mnustwo orginalnych pomysłów, trzynaj tak dalej.

czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif <= ma wene smile.gif

Pozdrawiam K
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Zakohana w książkach   Magia Miłości [cdn]   29.04.2007 15:00
marek   nie przeczytałem całości... jednak z tego co widzę...   04.05.2007 16:07
Zakohana w książkach   obiecałam drugi rozdział i jest. trochę krótszy, a...   06.05.2007 13:07
Zakohana w książkach   Czemu nikt nie pisze komentów?? Zatkało was bo bez...   09.05.2007 17:15
czarownica88   śliczne:) jedyną wadą jest to że fragmenty są krót...   09.05.2007 20:48
Zakohana w książkach   Następne rozdziały będą już dłuższe. W sumie to 2 ...   11.05.2007 07:10
kruszynka85   FF jest swietny. Calkiem inny niz poprzednie ktore...   20.05.2007 13:58
Zakohana w książkach   Ekhem, ekhem... no więc macie dwa rozdziały, i to ...   21.05.2007 21:50
kruszynka85   Niemoglam sie doczekac dalszego ciagu tego opowiad...   21.05.2007 23:26
Ines   Rzadko spotykam się z opowiadaniem, które mnie zac...   22.05.2007 10:45
Zakohana w książkach   Szósty rozdział będzie długi. Bardzo długi. Przele...   25.05.2007 14:50
Ines   Cudo ;) Zakochałam się w tym opowiadaniu. Kurczę n...   25.05.2007 16:41
kruszynka85   Kochana Twoje opowiadanie robi sie coraz lepsze i ...   25.05.2007 22:52
Abaska   Uuu widzę, że jestem póki co jedyną osobą, która m...   28.05.2007 20:42
Zakohana w książkach   Na wstępie chciałam podziękować pewnej użytkownicz...   05.06.2007 21:44
Abaska   Okay, rozpisałaś swą ripostę w punktach, więc spró...   08.06.2007 10:32
kruszynka85   kiedy bedzie nowy rozdzial? nie moge sie doczekac   21.06.2007 01:05
Zakohana w książkach   Na kolejny rozdział trochę sobie jeszcze poczekaci...   30.06.2007 13:25
Zakohana w książkach   Udało mi się wyrwać wcześniej. Proszę: Rozdział 7...   18.07.2007 11:00
Zakohana w książkach   Wszyscy, którzy czytali mojego ficka wyjechali na ...   12.08.2007 15:19
Tarjei   Eee... przyznam się bez bicia, że musiałam się zmu...   25.08.2007 11:38
Zakohana w książkach   Rozdział 9 Rąbek tajemnicy Mijał dzień po dniu. W...   25.08.2007 16:32
sinner   Podoba mi się twoje opowiadanie... Jak mało które....   02.09.2007 20:48
Tarjei   no dobra wróciłam... ale dlaczego w tekście brakuj...   07.09.2007 18:11
Zakohana w książkach   Tarjei, dzieciom najczęściej wapja się, że ludzie ...   07.09.2007 18:55
Tarjei   Widzisz chyba mamy inne doświadczenia... Ja jak dz...   08.09.2007 20:07
sinner   Potwierdzam... Nierealistyczna ta dziewczynka......   09.09.2007 16:13
solve   Tyle, że to jest dziewczynka FIKCYJNA, a nie realn...   09.09.2007 18:09
Zakohana w książkach   slove, muszę przynać ci rację co do tego, że wiele...   10.09.2007 17:29
Lakshmi   Jak to? czytałąm tylko kilka fików, w których był...   10.09.2007 17:33
Zakohana w książkach   Rozdział 10 Odwiedziny Nie mógł namówić dwojga j...   12.09.2007 19:15
sareczka   Naszła mnie ochota na skomentowanie tego opowiadan...   25.09.2007 22:30
Zakohana w książkach   Dobra... Po pierwsze, dziękuję sareczce za bardzo ...   26.09.2007 08:10
Zakochana w fantastyce   Ala jest bardzo fajna dla mnie. :milka: :milka: ...   01.10.2007 17:08
Zakohana w książkach   Dobra... Zajęłam się idealnością... I brakiem stra...   24.10.2007 22:07
Zakohana w książkach   Udało się! Przebrnęłam przeż "Krzyżaków...   19.11.2007 21:58
Claudia_Black   Czemu to takie krótkie?   19.11.2007 22:06
Zakohana w książkach   Ehh... pechowy numerek. Mam nadzieję, że nie wysze...   01.12.2007 18:12
aurorka_gryfonka   Twoje opowiadanie jest super! Czytałam wszystk...   09.12.2007 18:41
Zakohana w książkach   Z lekkim poślizgiem, ale jakoś mi z głowy wyleciał...   01.01.2008 14:55
Tomak   Zarąbisty fanfick muszę Ci powiedzieć :D Bardzo mi...   06.01.2008 00:12
Zakohana w książkach   [size=7]Rozdział 15 Uderzenie zegara Spokojna ci...   26.01.2008 01:00
Zakohana w książkach   [size=5][color=red]Uwaga!! Rozdział zawier...   16.02.2008 22:13
Zakohana w książkach   [size=7]Rozdział 17 Fantastyczna Czwórka List. K...   24.03.2008 19:29
czarownica88   Nikt nie komentuje i nie ma następnego rozdziału, ...   11.04.2008 21:29
klakla999   Czytam twoje opowiadanie i bardzo mi się ono podob...   13.04.2008 13:48
Anula93   Ja tam uważam że to opowiadanie jest całkiem cieka...   11.06.2008 16:51
Saphira Shadow   Jestem bardzo zdziwiona, ale pozytywnie!!B...   01.02.2009 16:52


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.05.2024 11:25