Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Wyobraźnia Panny Granger, parodia HG/DM, odcinkowe

sareczka
post 09.02.2009 00:48
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam znowu!
Tym razem napadło mnie i nie chciało puścić przez jakiś czas, co zaowocowało absurdalnie absurdalną parodyjką fików, z których tylko pierwszy przeczytałam do konca, a reszte juz jedynie do momentu, gdy fabuła mnie przerosła i zaczęła się dublować. Czyli do pierwszego dialogu mniej więcej biggrin.gif
W każdym razie poniższy tekst nie ma zamiaru nikogo obrażać, a jedynie dostarczyć chwilę rozrywki skołatanym umysłom czytelników tego forum. Ostrzegam, że steżeni absurdu może być nieco ciężkostrawne.
Scen erotycznych na razie nie przewiduję, a najwyżej, gdyby takowe się przydarzyły, poproszę o przeklejenie do Kwiatu Lotosu. Póki co, wisi tu.
Nie wiem nawet, czy odważę się kontynuować. Albowiem tak obsesyjny i groteskowy Wen nawiedza mnie dość rzadko. Zwykle jego poziom normalności nie odbiega szczególnie od średniej krajowej. Dla fana fanfiction oczywiście biggrin.gif
W każdym razie, miłego czytania!


Wyobraźnia panny Granger -
parodyjka "przeciwzakładowa"


ROZDZIAŁ I, w którym dowiadujemy się słów kilka o foremności głównej bohaterki, jej antagonisty, przyjaciół, pajaków, centaurów, przyrody i foremności jako takiej, a także poznajemy przyczynę wszechrzeczy w tym o to utworze na chwałę światu spisanym

Panna Granger, bladolice, szopowłose dziewczę o oczach koloru pałki wodnej siedziało właśnie w przybytku nieśmiertelności, twierdzy czarodziejskiej wiedzy i ostoji erotycznych uniesień hogwarckiej braci (nic bowiem nie tworzy tak romanticznej atmosfery jak dział Ksiąg Zakazanych) i wzdychało. Wzdychało, gdyż życie jest trudne, a gumochłony głupie, a Czarny Pan brzydki. Jednym słowem, wzdychało, gdyż miało problem. Wzdychało zaś z trudem, albowiem skrzaty uprały bluzeczki Hermiony w proszku, który spowodował ich skrócenie o dwa numery. I wzdychałaby tak może cudna dziewica do końca rozdziału nie zdradziwszy nikomu przyczyny swojej zadumy, gdyby nie to, że rozwiązanie jej problemu właśnie weszło do biblioteki w osobie bladolicego, śniegowłosego Dracona Malfoy'a, o oczach koloru mugolskiego asfaltu.
Hermiona, jako że była nie tylko nieustraszenie odważna, ale i jeszcze inteligentna przez wielkie "i", wyciagnęła w górę brodę, tak, że znalazła się ona prawie w lini prostej z szyją i uniósłszy ręce z opasłym tomiszczem nad głowę poczęła się z lubością zagłębiać w jego tekst. W geniuszu swoim panna Granger odgadła bowiem, iż w tej wdzięcznej pozie nie będzie zmuszona patrzeć na potomka szlachetnego, niezywciężonego i nieprzyzwoicie bogatego rodu Malfoy'ów (nie mylić z brazylijską linią, której przedstawiciele trudnili się hodowlą gumochłonów).
Zaiste miałaż ona rację.
"Oby tylko książka nie spadła mi na twarz i nie zniszczyła mi makijażu!" - o takich niezmiernie ważnych sprawach dumała właśnie owa dziewica.
- Ty! - wrzasnął tym czasem potomek tegoż rodu, głosem twardszym niźli ze śpiżu.
Gryfonka, jako że (jak już wcześniej zostało wspomniane) odznaczała się IQ godnym Einsteina odgadła z tonu i treści wypowiedzi Dracona, iz mówi on właśnie do niej. Jako, że wśród cnót wszelakich, które posiadała nie zabrakło i dobrych manier, odłożyła księgę (makijaż został ocalony!) i zapytała uprzejmie:
- Mówisz do mnie?
Jako Panna-Wiem-To-Wszystko lubiła wiedzieć do konca i mieć pewność.
- A tak, szlamo! - zawołał nieustraszenie. - Przybyłem, zobaczyłem i... mówię do ciebie!
Hermiona zamrugała rzęsami posklejanymi od czarodziejskiego tuszu marki Hexen ("Wyschnął! Muszę pamiętać, żeby wysłać sowę ze skargą do tego pożal się Merlinie, zakładu magokosmetycznego!") i łypnęła na niego spokojnie (prędkość normalna - dwieście sześćdziesiąt trzy setne sekundy) acz podejrzliwie. Z jej ust karminowych i wykrojonych powabnie z precyzją mugolskiego skalpela jakoby idelanie równe połówki wiśni nie spłynęło ani jedno słowo, bowiem zacna niewiasta kontynuowała jeszcze w swym przepastnym mózgowiu tentegowanie. Tym czasem Draco Malfoy kontynuował wielkim głosem:
- Przybyłem, aby się z tobą założyć, szlamo! - a widząc jej brak reakcji, który stał przed nim i machał do niego przyjaźnie czerwonym gryfońskim szaliczkiem w złote prążki, dodał: - Zakładaj mi się tu, natychmiast!
- Ale o co? - zapytała Najmądrzejsza Gryfonka. - I dlaczego?
- A dlatego - przedrzeźniał ją - bo ja jestem bogaty, a ty nie. Bo jestem Ślizgonem, a ty Gryfonką. Bo jestem zły, okrutny, denerwujący i wredny, a ty jesteś śliczną, delikantą i niewinną masochistką, którą moja seksowna osoba pociąga. Bo Voldemort jest łysy, a bociany zimują w Afryce zamiast zostać tutaj, pieprzone gnidy i ludzie urodzeni w grudniu, muszą się wygrzebywać ze szklarniowej kapusty!
Panna Granger, o Ateno Gryffindooru!, nie musiała używać legilimencji by wyczuć w jego głosie wibrującą wariacko nutkę frustracji, która to odebrana przez jej uszy i przetworzona na impuls nerwowy, obiegła jej neurony owocując w nerwowym centrum dowodzenia jasnym obrazem Dracona, który właśnie w czasie feralnych zim był urodzon. Zadrżało jej serce z rozpaczy i spojrzała na swego odwiecznego wroga przychylniejszym okiem, albowiem namiętnie nienawidziła kapusty.
- A o co się założymy? - zapytała rozważnie.
W duszy Dracona zagrały złote trąby obsługiwane przez stadko czerwonych diabełków. Zgodziła się!!!
- Rozdziewaj się! - rzucił hardo, a włos śniegowy rozwiał mu się malowniczo, bowiem okno było uchylone i wietrzyk wiosenny zaigrał z jego puklami. - Rozdziewaj się szlamo i milcz. Azaliż wy, lwy, nie ze słow, lecz z czynów przecie słyniecie!
- Czy zakładamy się o to, kto pozbędzie się swego kulturowego pancerzyka przyzwoitości szybciej? - zainteresowało się logicznie wdzięczne dziewczę, którego poskręcane włosy napawały wietrzyk wiosenny i rześki odrazą, więc z nimi sobie beztrosko niefolgował. - Bo inaczej ostatnie twoje słowa, o zły Malfoyu, który mnie pociągasz, muszę uznać za nie mające sensu. A tego bym nie chciała - dodała współczująco, bo była przecież cnotliwą dziewicą i zawsze starała się zachowywać zasady savoir-vivru. Nawet przy konsumpcji pizzy.
- Yyyy... - i nadobny panicz Malfoy pogrążył się w myśleniu.
Pająk sunący mu po bucie i w pocie czoła tkający swoją sieć, zasapał się, przetarł przednim odnóżem umęczone oczy i przysiadł na sznurówce Dziedzica Fortuny Malfoyów. Podumał chwilkę nad marnością życia i zakrzywieniem czasoprzestrzeni, oraz głupotą mugoli, którzy myślą, że magia nie istnieje, po czym wrócił do swej pracy. Musiał upolować jakąś muchę na kolację, bo inaczej żona wyrzuci go z domu i będzie musiał płacić alimenty na to stadko rozwydrzonych bachorów, które co gorsza, sam spłodził.
Centaury w lesie obalały kolejna beczkę ognistej wspominając jak pięknie pofolgowały swoim żądzom naprostowując Umbrigide, słońce poczęło się chylić ku zachodowi poziewując, Hermiona zakuła całe trzy podręczniki na pamięć, a jej przyszły przeciwnik zakładowy nadal deliberował nad przedmiotem owego zakładu.
- Mam! - zawołał, a szyby w oknach zadrżały od siły jego głosu. - Toć to nie jest ważne, albowiem ty i tak przegrasz szlamo, a ja wygram i w nagrodę dla mnie, a karę dla ciebie cię wychędożę!
- ...?
- Rozdziewaj się, szlamo, ale już. Czyż nie dotarł do twego, rzekomo, błyskotliwego umysłu geniusz mojego działania? Otóż znając zawczasu wynik rozgrywek, oszczędzimy sobie ich przeprowadzanie, a przejdziemy od razu do kwesti wynagradzania. Patrzymy na to z mojego punktu widzenia, albowiem ty jesteś szlamą, szlamo, i z zasady twój punkt widzenia, słyszenia, leżenia, tudzież istnienia w ogóle, jest dla mnie nieistotny i tak jakby niebyły.
Kończąc tę pełną mądrości przemowę młodzieniec stanął nad niewiastą w pozycji ukazującej jej jak bardzo jest gotowy spełnić natychmiast swoją propozycję.
A pająk złowieszczo zwisał mu z ramienia.
Ponieważ zaś Hermiona tak jakby, a nawet dosłownie jeszcze milczała, Draco był wykorzystał okazję i dodał ku przestrodze:
- Śpieszmy się śpieszno, albowiem mam umówioną wieczorną wizytę u fryzjera.
Hermiona, której opór tlił się jeszcze w czystym sercu, na tę uwagę została rozłożona na łopatki, a wszelkie wątpliwości uciekły z krzykiem z jej myśli. Jakoże była pragmatyczna w każdym calu spojrzała na zegarek i fachowo oceniła, ile jeszcze mają czasu i jak ten czas powinni najowocniej spędzić.
Po czym zegar zadzwonił, pająk spadł z ramienia Dracona, jeden z centaurów zakrztusił się ognistą, błyskawica przecieła niebo wrzeszcząc: "Muhahaha!" w wielce wyrazistym gromie, a zacna bohaterka tej opowieści przypomniała sobie, że nie skończyła jeszcze wypracowania z Eliksirów i ulotniła się z biblioteki z szybkoscią bliską 3,14 km na s.
- Ożesz...

ROZDZIAŁ II, w którym główny bohater, nadobny Adonis Hogwartu ma nie lada problem z umiejscowieniem się w czasie i przestrzeni, które byłoby zgodne z odpowiednimi parametrami tej natury głównej bohaterki zwanej tutaj (co by nastrój podniosły iście homerowski utrzymać) Ateną Gryffindooru

Słońce świeciło, ptaki latały z godnością umieszczając swe fekalia lotem parabolicznym spadające (ze względu na prędkość owych podniebnych harcerzy i kierunek łagodnego zefirka) tuż pod nosem nabzydczonego i do sepleniącej harpii z przykurczem skrzydeł podobnego, etatowego charłaka Hogwartu alias Mr. Filch. W tej sielankowej atmosferze powszechnego dobrobytu i wysokiego PKB Draco Malfoy miał problem. A ponieważ w przebiegłości swojej nie zamierzał odpuścić chwalebnego pojedynku rozgrzanych ciał i rozbuchanych żądzy Hermionie Granger, postanowił dzielnie i mężnie (ale bez zbytniego narażania na niewygody swej nowej fryzury) rozwiązać ów kłopot.
I tak siadł pod splątanymi gałęziami dębu, w którego wnętrzu toczyła się właśnie wojna dwóch kalnów korników, przypominająca rozmiarami i stopniem trwałego uszkodzenia najbliższej okolicy bitwę pod Hastings. Siadł i westchnął, wysyłając w powietrze regulaminową porcję dwutlenku węgla, który posiadawszy własną wyższą inteligencję, był wniebowzięty zarówno faktem przebywania tak blisko ciała cudownego meżczyzny, jak i odzyskaną na nowo wolnością. A ponieważ były to uczucia zgoła przeciwstawne (a bynajmniej na przeciwnych biegunach elektrycznego dipola leżały przyczyny tychże uczuć), toteż CO2 zawisł nieruchomo w powietrzu bezbarwną chmurka i począł rozmyślać. Powiększając swe rozmiary o kolejne zamyślone cząsteczki wydychane wraz z kolejnymi westchnieniami panicza Malfoya.
Ale zostawmy już jakże interesujące rozterki i autoanalizę dokonywaną właśnie przez jeden z ważniejszych zwiazków chemicznych na tym łez padole i powróćmy do naszego boskiego Adonisa, sprawcy wszechrzeczy.
Otóż Draco Malfoy zakończył właśnie proces myślowy. A poczuł się po nim tak zmęczony, że postanowił natychmiast umyć włosy. Nic nie działało bowiem tak odprężająco na jego boskie ciało jak ścieranie łoju z mieszków włosowych, tudzież całego platynowego włosa, szamponem marki Sexy Wizard. O zapachu feromonów samców karaczana wschodniego. Ach, ten zwierzęcy magnetyzm!

Tymczasem perfekcyjna Prefektka, największy (i dodajmy jedyny w pełni funkcjonalny, oraz używany często, a mianowicie ZAWSZE) Mózg Wielkiej Trójcy, aktywnie działająca członkini - prezeska-sekretarka-aktywistka-przewodnicząca-reprezentantka międzynarodowa (i miedzyrasowa)-robotnica majestatycznie i groźnie brzmiącej organizacji W.E.S.Z, a także samozwańczy palec boży na dobry humor wypływający z nieprzyznawania Gryfonom żadnych (absolutnie żadnych) punktów na Eliksirach, Severusa Snape'a, siedziała na schodach prowadzących do zamku. Siedziała bowiem i czekała. W sercu swoim przepastnym, dziewiczym i czystym, odkryła bowiem iże rola jej w tej historii jest już z góry określona, przeznaczona i zaklepana. A nawet opłacona niezłą gażą (Te ksiażki są wszak takie drogie! I tusz Hexen także...). Toteż musiała ją odegrać.
Siedziała i czekała, czytając po raz siedemdziesiąty czwarty Historię Hogwartu. Jak dobrze wiemy, była najlepszą uczennicą od pietnastu pokoleń i postawiła sobie za życiowy cel znać na pamięć całą tę księgę. A nie znała jeszcze położenia wszystkich przecinków!

Zostawmy na chwilę Hermionę. Niech sobie poodgniata pośladki w spokoju. Wszechwiedzące oko autora zwraca się teraz ku głównemu bohaterowi, który szybkim krokiem i z zdeterminowaną miną zmierza właśnie ku bibliotece, wykoncypowawszy sobie, że Hermiona tam właśnie się znajduje.

- - - - - - - - -
No i tyle na razie. W następnym odcinku być może nasi jakże romantyczni kochankowie wreszcie sie spotkaja. Nie jest to jednakże pewne. Ale bądźmy dobrej myśli!

Pozdrawiam,
sars.


Ten post był edytowany przez sareczka: 09.02.2009 00:59
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 27.02.2009 01:23
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Dziękuję za komentarze, bo nakarmiły Wena. Tyle, że skubaniec, najadł się i zwiał. Chociaż, moze to i dobrze, bo przez ten czas byłam w miaarę normalna biggrin.gif No, ale dziś znów mnie nawiedził i wysmażyłam toto, co wklejam. Przepraszam za błędy i przydługie zdania. Muszę popracować nad tymi węzłami gordyjskimi i na stęonym razem postaram się jakoś je porozcinać. Narazie są i w razie czego służę mapą, gdyby sie ktoś po drodze pogubił. Się już nie rozgaduję, tylko wklejam. Voila, trzeci rozdział bzdurek wszelakich! tongue.gif Czytajcie, a nie bądźcie zdziwieni, skad to się wzięło. Ja sama nie wiem laugh.gif

ROZDZIAŁ III, w którym poznajemy wreszcie przedmiot szlachetnej sztuki gry, zwanej przez naszych bohaterów zakładem i objawia nam się z głośnym pyknięciem, fanfarami oraz błyskami magicznych, tudzież niemagicznych fleszy, Geniusz panny Granger

Pomińmy milczeniem przeszkody, trudności, ilość krętych korytarzy i wielce złośliwych stopni, które Draco Malfoy, młodzieniec, którego uroda była odwrotnie proporcjonalna do jego inteligencji, musiał pokonać zanim ulokował swe boskie i jeszcze na długo stanowiące jedną całość (nie tak jak u biednego św Stasia Kostki) członki w bibliotece. Pomińmy takze milczeniem ilość godzin przekładających się, dla odmiany, wprost proporcjonalnie na ilość sińców na krągłych i powabnych pośladkach Hermiony, czekającej na rozwój wypadków na schodach, prowadzących do zamku. Przygody naszych bohaterów w tym czasie, kiedy znosili trudne godziny samotności (Hermiona - ucząc się na pamięć wszystkich siedemset pięćdziesięciu synonimów zaklęcia czyszczącego zęby) i niepokoju (Draco - wydeptując w bibliotece podziemny korytarz, którym dokopał się aż do lochów), nadawałyby się bowiem na osobną opowieść. Oczywiście niezmiernie fascynującą, pasjonującą, och, ach i absolutnie kul. Ograniczymy się więc, do prostego faktu, że w ciągu trzech dni, w czasie których Hermiona uczęszczała na lekcje, jadła, spała, rozmawiała z przyjaciółmi, a nawet oddawała mocz i zdążyła się trzy razy wykąpać w łazience prefektów, kiedy to odkryła, że znów zrobił jej się odcisk na pięcie, Draco czuwał bezustannie, z poświęceniem godnym lepszej sprawy, a nawet narażeniem własnego życia (Wszak nie jadł i nie pił! - choć to głównie z winy Crabbe'a i Goyla, którzy zjadali za każdym razem jego porcje, które wysyłał do niego troskliwy ojciec chcrzestny znany szerszej publice jako Zły-Seksowny-Przerażajacy-Naczelny-Nietoperz-Hogwartu.), w bibliotece, oczekując swej przeciwniczki. No więc, po owych trzech dniach wreszcie los pozwolił spotkać się naszej dwójce. A było to zdarzenie wielce wiekopomne i godne własnego miejsca w znajomości historii przez przeciętnego czytelnika (dla pomocy dodamy, że należy je umieścić stanowczo PO chrzcie Polski, a nawet bitwie pod Grunwaldem, ale PRZED wybudowaniem pierwszego hotelu na Księżycu). Jakoż postaramy się teraz opisać je jak najdokładniej z niepominięciem tak istotnych szczegółów, jak położenie pająków, ich nastrój, czy stan opróżnionych beczek wina z centaurowej piwnicy.
Draco znajdował się właśnie w dole, który sam wydeptał, gdzieś na wysokości parteru i podglądał przez wyczarowane przez siebie w murze okienko (ha!jakiż on zmyślny!) puchońskie pałkarki, przebierające się w szatni, gdy, dobiegł go odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. Serce jego zadrżało. Chętnie wykonałoby fikołka, ale jako że było zawieszone w osierdziu dosć mocno, na takie harce nie mogło sobie pozwolić. No ewentualnie na małą huśtaweczkę, od tak, dla rozrywki. Krwinki zapulsowały radośnie i z podnieceniem, a gdyby odznaczały się wyższą inteligencją zapewne zaczęłyby podskakiwać i klaskać w wyimaginowane ręce. Naczynia również nie pozostały obojętne i samoistnie zaczęły zwijać się w rozkoszne sprężynki.
Słowem Draco całym sobą poczuł i zrozumiał, że oto ta której nienawidził, z którą zamierzał się założyć, aby ją upokorzyć, weszła właśnie do komnaty, w której i on się znajdował. Nareszcie, po trzech dniach pełnych wyrzeczeń! A wkażdym razie znajdowałby się tam, gdyby nie utknął w dole, który sam wydeptał.
Młody Malfoy nie poddał się jednak, gdyż serce jego (a dodajmy, że w tej chwili nie tylko serce) było twardsze niż najtwrdszy granit, którego faraonowie, albo raczej ich niewiele posiadający niewolnicy, używali do wznoszenia piramid. Czym prędzej sięgnął za pazuchę i wydobył swą różdżkę (DREWNIANĄ różdżkę!) wypowiadając zaklęcie, które wystrzeliło go z owego podziemnego przejścia na skróty do lochów, własnej roboty, wprost pod nogi pewnej Gryfonki, o włosach splątanych wielce malowniczo, jakoby krzaki jeżyn wiosną. A właściwie krzaki jeżyn, o każdej porze roku. Dokładniej zaś, jeśli mamy być szczerzy, nasz dzielny Adonis - Ulisses rozpłaszczył się na kolanach i dla utrzymania równowagi złapał za bluzkę owo dziewczę. Tak się zaś złożyło, że bluzeczki Hermiony nadal znajdowały się stanowczo gdzieś poniżej rozmiaru XS, toteż guziki onej szatki naprężyły się, zmieniły kolor z białego na czerwony, a potem nawet na purpurowy. Zaiste, bolesne to było dla nich doświadczenie! I oto nastąpił smutny koniec hermionowych guziczków, któy powinniśmy uczcić minutą ciszy, gdyż były to dobre guziki (nigdy nie myślały się urywać) i na to zasłużyły. A nastąpił on w ten prosty sposób, iż okrąglutkie i purpurowe już z wysiłku guziczki, zwyczajnie nie wytrzymały siły stalowego ramienia cudnego Dracona (możliwe zresztą, że zadziałał tu jego nieodparty, iście malfoyowski urok zimnego drania, wobec którego nawet rzeczy pozornie martwe nie pozostawały obojętne). Wszystkie odpadły rozsypując się po posadzce, a tym samym uwalniając obiecujący biust panny Granger ze swej niewoli.
Draco zaś znalazł się twarzą dokładnie na przeciw niego. Biedaczek! Miał utrudnione oddychanie w wyniku zderzenia z tą, jakże interesujacą częścią ciała swego wroga. Mimo to, jak na herosa przystało, zdołał zawołać o pomoc:
- O mamuniu! - wyrwało się z jego piersi, w odpowiedzi na gabaryty innych piersi, które miał okazje właśnie podziwiać.
Zaraz jednak podjął desperacką próbę zebrania z podłogi swego pokruszonego i częściowo przygniecionego imidża, więc krzyknął rozdzierająco:
- Goyle! Natychmiast przypomnij mi, co miałem robić w sytuacjach kryzysowych!
- Eee... A dlaczego?
- Bo to jest sytuacja kryzysowa!
- Aha... - mruknął bezmyślnie Greg i odłożył na stolik udko kurczaka (oczywiście przeznaczone dla Draco), a siegnął tłustą łapą do kieszeni, zawzięcie w niej grzebiąc.
- A który numer? - zapytał, po chwili mnąc w rękach gruby pliczek kolorowych karteczek.
Malfoy przymknął oczy, próbując się ratować za wszelką cenę i pisnął nienaturalnie wysokim głosem, mającym niewiele wspólnego ze słowiczym trelem, a zdecydowanie więcej z piłą mechaniczną tracą o metal:
- Trzynasty! Zdecydowanie trzynasty!
- Aha... - gruby chłopak w niezwykłym jak na niego skupieniu, zaczął ponownie przypatrywać się świstkom, studiując znaczki na nich zapisane i zastanawiając się, które z nich są liczbami. Do mugolskiej podstawówki chodził bowiem baaaaardzo dawno i nie mógł sobie przypomnieć jak ta przeklęta trzynastka wyglądała.
- Pospiesz się! -głos Dracona podniósł się o kilka oktaw i niebezpiecznie zbliżał się w kierunku zakresu fal ultradźwiękowych.
Perspektywa porozumiewania się wyłącznie z delfinami na dalekim lądzie za oceanem, gdzie namietnie wcinają gorące psy i inne świństwa (Tak przynajmniej utrzymywał Lucjusz Malfoy, który odwiedził to paskudne miejsce raz w życiu i wypił po zjedzeniu tego czegoś skrzaci eliksir do czyszczenia muszli klozetowych - Mago-Domestos. Po tym doświadczeniu lekarze w Mungo musieli za pomocą magii przeszczepić mu rurę odpływową, zamiast wypalonego przełyku, którą oczywiście w tenże przełyk zamienili. I niestety nie było to ani kul, ani przyjemne.) stawała się dla Dracona co raz bardziej realna.
- Mam, mam! - zawołał jego pomagier, wymachując grubą ręką, z której ściekał tłuszcz. -

Sytuacja numer trzynaście:
Powtarzać bardzo głośno, cały czas nie otwierając oczu:
"To tylko piersi Granger, której nienawidzę, bo jest szlamą, uczy się lepiej ode mnie, może bezkarnie przytulać się do Pottera, nosi różowe stringi, i nie urodziła się zimą w kapuście! Nienawidzę, jej, nienawidzę jej, nienawidzę jej! I nie, ona WCALE nie jest sexy!!!"
Po tym należy odwrócić się za siebie, trzy razy splunąć na ziemię, podskakując na jednej nodze i trzymając się za prawe ucho.

Uwaga!
Urok nie zostanie odczyniony jeżeli Mars nie był w trzeciej kwadrze, a plamy na Słońcu nie przypominały kształtem bezzębnego gumochłona jedzącego w trzech czwartych zgniłą marchewkę.


Goyle skończył i odetchnął z ulgą. Był bardzo z siebie dumny. Szczerze bowiem wątpił, czy pamięta jeszcze te wszystkie literki i te no... czytanie, jak to się robi, i w ogóle. A tu proszę, taka niespodzianka! Wreszcie będzie mógł się pochwlić czymś matce, w liście. No, jak tylko przypomni sobie jak się... ten tego... no... pisało.
Draco tym czasem już zerwał się na nogi i podskakując zawzięcie, spluwał obficie śliną.
- Kwadra! - ryknął. - Wyłaź stąd natychmiast i pędź do profesor Sinistry. Niech ci powie, czy zgadza się kwadra i plamy na Słońcu. Ale szybko!
Goyle posłusznie opuścił biblioteczną scenerię, a nasi pierwszoplanowi bohaterzy zostali sam na sam. Hermiona zaś wreszcie doszła do głosu, który w czasie całego tego zamieszania z wylatującym z baaaardzo głębokigo dołu, ziejącego na środku królestwa Madame Pince, Malfoyem, uciekł powiewając w popłochu ogonem. A kiedy do niego doszła, lub raczej, gdy on ośmielił się w końcu powrócić z krainy zwanej w przysłowiach malowniczo, miejscem gdzie pieprz rośnie, wyrzekła tylko jedno słowo:
- Malfoy!
A zawarła w nim wszystko, gdyż było to słowo tak pojemne, jak największe kombi, najszersza trzydrzwoiwa szafa, czy porządna lodówko-zamrażarka marki Whirpool. Następnie zaś przywołała jednym machnięciem różdżki guziczki i przymocowała je na powrót do białej bluzeczki, kryjąc przed podstępnym i mhrocznym Ślizgonem swe wdzięki.
Dodajmy zaś, oczywiście najzupełniej na marginesie, że ów Ślizgon uważnie śledził lot każdego z guziczków panny Granger, nieświadomie ignorując zalecenia z karteczki numer trzynaście.
- Ha! Granger! - odparł na to Draco, udowadniając jej tym samym, że w ciągu tych pełnych bólu i niebezpieczeństw dni, nie zapomniał jej nazwiska.
- Co ty wyprawiasz?! - zbulwersowała się Hermiona, chociaż rzecz jasna, dobrze zdawała sobie sprawę z poczynań przeciwnika. W przeciwieństwie do niego, znała bowiem scenariusz tej sztuki, występującej pod powszechnie przyjętą nazwą: "życie". Ponadto zaś, przeniknęła swym rzutkim umysłem (a przenikalność miał on równą promieniowaniu X) motywy jego działań i w ekspresowo szybkim tempie je zrozumiała.
- Ja? - Draco, jako iż był nie tylko piękny, bogaty, mhroczny, złośliwy, podstępny, ale jeszcze miał pewne talenty dyplomatyczne, postanowił grać na zwłokę. Tej rozmowy bał się bowiem tak, że sfrustrowane mięśnie stroszyciele stawały mu dęba ile razy o niej pomyślał. - Ja nic nie wyprawiam. Ja się tylko wydobywałem z tego, no... małego i... eee... zupełnie niewinnego dołka. Tak jakoś się klepki obsunęły w podłodze.
- Kamiennej podłodze - mruknęła sceptycznie Hermiona, która wśród swych ogromnych rozmiarów przymiotów, posiadała niestety drażniący zwyczaj poprawiania nawet najmniejszych nieścisłości.
- Ty za to się obnażałaś! - zakrzyknął pełną piersią, wytaczając armatę średniego kalibru.
Hermiona odpowiedziała salwą z cekaemu:
- Bo rozdarłeś mi bluzkę!
Malfoy nie miał zamiar wycofać się do okopów. Ta bitwa zmierzała w złym kierunku, co zmuszałoby go do przyjęcia niekorzystnego położenia. A on przecież nigdy nie przegrywał! Zdecydował się na czołgi:
- Milcz, szlamo! - może i była to broń mająca już swoje lata, co jednak nie znaczyło, że utraciła swoją skuteczność.
Atena Gryffindoru spurpurowiała i odpowiedziała podobnie:
- Żaden Śmierciojad nie będzie mi rozkazywał!
- Hej! - Draco na chwilę stracił wątek. - Nie jem żadnych trupów!
Hermiona tylko prychnęła, czując dobitnie, że musi zakończyć tę kłótnię, gdyż Malfoy nie rozumie kiedy się go obraża, a to odbiera połowę przyjemnosci z dowalania mu.
- Zejdź mi z drogi - powiedziała twardo. - Przyszłam tu po książki, a nie, żeby oglądać twoją szczurzą twarzyczkę!
Draco aż cały spiął się w sobie. Jego wewnętrzny (a nader często bardzo uzewnętrzniający się) Narcyz, załkał z bólu i zwinął się do pozycji płodowej.
Ta zniewaga krwi wymaga!
- Przy okazji... ciekawe czy Granger jest dziewicą - zastanowił się Draco. Głosno zaś odezwał się do potencjalnej dziewicy w te słowy:
- A ja przyszedłem tu, aby się z tobą założyć, jak już raz rzekłem. Albowiem wymyśliłem już, jak wypada mi postąpić. Otóż ja, cyniczny, bogaty, przystojny i... skromny Draco Malfoy, w przebiegłości swojej, założę się z tobą, czy tego chcesz, czy nie. I wychędożę cię takoż, czy tego chcesz... etcetera, etcetera, gdyż przegrasz, albowiem ja jestem... etcetera, etcetera, a ty jesteś tylko... etcetera, etcetera. Azaliż ty, jako pomiot bezrozumnych mugoli i wychowanek domu tego skończonego głupca i i nieudacznika, zwącego się prześmiewczo Gryffindoorem, domagasz się nonsensownego dla prawdziwgo czarodzieja, którym w tej izbie jestem tylko tu stojący ja, przedmiotu zakładu, toteż zmuszę cię, abyś sama go wybrała.
To powiedziawszy spojrzał na nią z błyskiem w oku, który dawał więcej światła niż dwie energooszczędne dwudziestki, a nic nie kosztował. Wyraz triumfu na jego twarzy był tak widoczny, że dałoby się mu nawet zrobić zdjęcie w ciemności i to bez flesza, a jeszcze byłoby przedniej jakości! Tak, bohater nasz całą swą postawą wyrażał właśnie dumę i radość ze swego chytrego planu. Wyjął nawet różdżkę (nie, nie... w dalszym ciągu DREWNIANĄ różdżkę!), by pokazać, że nie żartuje i jest w jego mocy zmuszenie Hermiony do uległości.
Atoli niewiasta, która stała przed nim, zamyśliła się głęboko, ale na szczęście nie myślała tak długo jak on, toteż czytelników uprasza się o nieprzewijanie tekstu o dwanaście stron dalej. Potem zaś łypnęła na niego jednym okiem, długo i przeciągle (drugie w tym czasie strzeliło sobie krótką drzemkę) i rzekła:
- Wobec ogromu twoich argumentów - jeden z nich właśnie niepokojąco sterczał wymierzony prosto w jej... serce - muszę się zgodzić. Ale ostrzegam, nie poddam się łatwo!
Draco zaś uśmiechnał się drwiąco, ironicznie i w ogóle urzekająco.
- Na to liczyłem. Nie lubię łatwych kobiet. Ile czasu do namysłu potrzebujesz? - zainteresował się rzeczowo, wyciągając kieszonkowy kalendarz.
Musiał sprawdzić, czy wygrywanie zakładu i chędożenie Granger nie będzie kolidowało z jego cudownymi zabiegami upiększającymi w niedawno otwartym salonie zdrowia i urody, w podziemiach Stonehange.
- Ja już się namyśliłam - oświadczyła z wyższością hipermądra Hermiona. - Wykonasz dwanaście zadań i oto się założymy. Ja uważam, że nie zrobisz ich wszystkich, a ty oczywiście wierzysz w swoje siły i twierdzisz, ze podołasz. Jak przegram, wychędożysz mnie jak, kiedy i gdzie zechcesz. Jeśli jednak wygram, nigdy więcej nie nazwiesz mnie szlamą, ani nie obrazisz moich przyjaciół, a ponadto pozwolisz mi transmutować się we fretkę na jeden dzień, który spędzisz ze mną. Jakieś pytania, czy wszystko jasne przeciwniku?
- Mam dwa - przyznał szczerze Draco, robiąc skruszona minkę. Widać bowiem było, że Herr Hermiona nie pragnie niczego powtarzać, ani wyjaśniać. Ignorując jednak jej groźnie zmarszczone brwi, pociągane przez dwa wielce wzburzone mięśnie marszczące brwi, ciagnął: - Po pierwsze, dlaczego zakładamy, że ja wierzę w swoje siły?
- Ty zgadziały gryzoniu! Ponieważ na tym polega zakład, że jedna ze stron twierdzi coś, a druga twierdzi inne coś! Zupełnie przeciwne coś! - ryknęła Herr Hermiona.
- Ale, ale...! - zaprotestował gorąco Malfoy. - Nie możemy się zamienić tymi stronami? Ja będę twierdził, że tego nie zrobię, a ty będziesz myślała, że zrobię, co?
- Nie, to niemożliwe!
- No, proszę cię, Granger! Szlamuniu ty, moja! Brudna krewko, hm? A mówiłem ci już, że jesteś moją ulubioną... Ha! Co ja mówię?!... Moją najulubieńszą szlamcią w Hogwarcie? A nawet na całym świecie! - zapewnił gorąco.
- Nie! Nieeeee! Nie, znaczy nie, Malfoy!
Chłopak westchnął cierpiętniczo, gdy nagle przypomniało mu się coś jeszcze:
- Hej! A dlaczego mam być twoją... - tu wzdrygnął się, gdyż miał na to słowo alergię, i tak samo, jak po szpinaku, wyskakiwały mu paskudne krosty na arystokratycznych czterech literach - ...fretka?
Jego rozmówczyni, o dziwo!, zarumieniła się mocno i mruknęła niewyraźnie:
- Bo...mmm...eee...ja bardzo...yh, yh....ty bardzo...uf, uf...misiępodobałeśjakofretka.
Draco zdębiał. Tym razem w całości.

Ach! No i aby nie zawieść naszych drogich czytelników, donoszę uprzejmie, że nasz znajomy pająk jest już w stanie separacji z żoną i właśnie zbiera codzienny przydział much z sieci pod sufitem biblioteki. W tej bowiem walucie (normalnej dla tej rodziny) spłaca swoje alimenty. Zaś sławne wino centaurów ma się świetnie. Dojrzewa sobie swoim tempem, ale już niedługo będzie cieszyło się beztroską wolnością i wygodnym mieszkaniem w beczkach, albowiem doszły mnie słuchy, że w sobotę ma się odbyć w Zakazanym Lesie wielka impreza.

Tyle. Do następnej głópafki laugh.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 18.06.2024 02:10