Trudna Miłość, O Syriusza Blacka miłosnych wypadkach ;)
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Trudna Miłość, O Syriusza Blacka miłosnych wypadkach ;)
Aquarelle |
30.03.2008 20:38
Post
#1
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 13 Dołączył: 29.03.2008 Płeć: Kobieta |
Pierwsze Spotkanie
Idąc samotnie przez długie korytarze Hogwartu, zastanawiała się nad podobieństwem zamku do jej poprzedniej szkoły. Durmstrang, który do tej pory uważała za najpiękniejsze miejsce na ziemi, wydawał jej się teraz jedynie mgłą, przenikaną przez promienie świetności Hogwartu. Mijała kolejne obrazy, z których łypały na nią zaciekawione twarze. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest tutaj intruzem. Co prawda przeszła już przez ceremonię przydziału, ale mimo to...rzadko kto decydował się na zmianę szkoły w połowie semestru. Bała się, że jej nieśmiałość nie pozwoli na to, by w pełni odnalazła się w tym miejscu. Pogrążona we własnych myślach, dotarła wreszcie do portretu Grubej Damy, tak jak jej mówiono, nie sposób jej nie poznać. Przypomniała sobie szybko hasło, jakie podano jej w Wielkiej Sali. - Banialuki..- szepnęła, a portret odskoczył w bok. Popchnęła swój ciężki kufer i znalazła się pośrodku przytulnego, przepastnego pokoju. W kominku tliły się jeszcze słabe płomienie, oświetlając pomieszczenie nikłym blaskiem. Na dworze panowała już ciemność. Bez większych trudności odnalazła pokój, w którym spędzić miała najbliższe 2 lata nauki. Przystanęła na chwilę, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów, lecz jedyne co udało jej się wychwycić, to ciche chichoty. Wstrzymała oddech i nacisnęła klamkę. Znalazła się po drugiej stronie, a gdy tylko podniosła głowę, i odgarnęła ciemne włosy z czoła, zauważyła, że wpatrują się w nią cztery pary oczu. Tak poznała Lily Evans, która uśmiechała się do niej siedząc na kolanach swojego chłopaka Jamesa. Jedyne co zauważyła Jasmin, bo tak miała na imię nowa uczennica Hogwartu, był nieprzytomny wzrok Rogacza śledzący każdy gest rudowłosej. -Witamy nową lokatorkę!- odezwała się dziewczyna z drugiego końca pokoju, odrabiała prawdopodobnie zadania, bo biurko przed nią zawalone było pergaminami i książkami, które próbował uporządkować wątły szatyn, jak się później okazało Remus Lupin. - Witamy nową lokatorkę! Musisz przyzwyczaić się do tego bałaganu, bo niestety rzadko tu bywamy no i sprzątać nie ma kiedy- zaszczebiotała Lily i podbiegła do Jas by przytulić ją na powitanie. - Aaa i przyzwyczaj się też do nas, często tu bywamy- krzyknął Rogacz, poprawiając okulary na nosie, kiedy Ruda zwichrzyła mu włosy. - Niestety! Taki los!- w odwecie popchnęła go na podłogę. Okazało się, że jej obawy były nieuzasadnione. Poznała ludzi, którzy z czasem stali się jej nowymi przyjaciółmi. * * * -Lily! Zaczekaj - krzyczała Jasmin, ledwo łapiąc dech, po 10 minutowym maratonie - No dalej, co ty kondycji nie masz, nie wiem jak tam u ciebie było, ale my tu przede wszystkim forma, forma dziewczyno! - Litości...może chociaż krótką przerwę?- Jęczała czarnowłosa tylko po to by zdobyć choć chwilę czasu na odsapnięcie. - No dobra. Dla tego marudera zrobimy wyjątek, co Meg? - trzecia współlokatorka z aprobatą kiwnęła głową, widać było, że tylko Lily cieszy się niezłomną formą. - No…Jasmin jesteś tu już miesiąc, jak ci się u nas podoba?- zagaiła ruda - Hmm..Miejsce wspaniałe, nauczyciele, cóż..niezgorsi..ale ludzie...to towarzystwo mnie wykańcza! - dodała z teatralną przesadą. - Zobaczymy co powiesz, jak włożymy ci sklątki tylnowybuchowe do łóżka OO!! Odechce ci się porządnych ludzi obrażać! Zaczęły udawaną bójkę na błoniach, a kiedy Jasmin miała już we włosach zieleniny każdego rodzaju, Lily zbombardowała ją garścią ziemi, która pozostawiła brunatny ślad na sukience Czarnej. Już miało dojść do całkiem poważnej bitwy, kiedy na horyzoncie pojawił się ON. -Black! - wrzasnęły jednocześnie Meg i Ruda. - Wróciłeś wreszcie, James chodził jak struty bez ciebie! - Przypuszczam, że robiłaś co w twojej mocy Lill by go jakoś podnieść na duchu. - Skwitował Black i posłał jej rozbrajający uśmiech. Nie był w nastroju do żartów. Chciał jak najszybciej porozmawiać z rogaczem i lupinem o czasie spędzonym w rodzinnej posiadłości Blacków. Był już nieco zmęczony demonstrowaniem swojej inności reszcie rodziny. Prędzej czy później będą musieli zaakceptować fakt, że ich syn wcale nie zamierza iść w ślady ojca. Gdyby nie ten wypadek na boisku quidditcha w ogóle by tam nie wrócił, ale podobno "dla jego dobra" miał spędzić rekonwalescencję we własnym domu. Po krótkiej wymianie zdań, już miał odchodzić, kiedy spostrzegł, że za nimi stoi jeszcze jakaś dziewczyna. Miała długie włosy, lekko poskręcane, miękko opadały za ramiona. Była bardzo delikatna, drobna, jej skóra wydawała się prawie tak biała jak materiał mlecznej sukienki, którą miała na sobie. Nie mógł oderwać od niej wzroku, gdy podniosła głowę i nieśmiało spojrzała prosto w jego tęczówki. Miała oczy, których kolor można by porównać do burzowego nieba. Głęboki niebieski odcień zmącony szarością, ukryty pod firaną czarnych rzęs. Był urzeczony jej wątłą postacią, coś w niej samej sprawiało, że chciał podejść i ją przytulić, ale nie dał po sobie poznać jakie są jego prawdziwe uczucia. Przecież był Blackiem, podrywaczem szkolnych panienek nie mógł pozwolić sobie na chwilę słabości Reputacja ponad wszystko. Dziewczyny widząc jak Black przypatruje się ich nowej przyjaciółce, sugestywnie uniosły brwi. Meg pociągnęła Jas za łokieć tak, że stali teraz w jakimś dziwnym kręgu milczenia. - No jak Black, fajna ta nowa, co? - rzekła Ruda z przekąsem. - Co? dlaczego tak myślisz? - Hmm..Patrzysz na nią już dobre 5 minut. - kontynuowała, a Jasmin nie mogła powstrzymać rumieńca jaki wykwitł na jej policzkach, co nie uszło bacznej uwadze Blacka, który zaśmiał się w duchu z własnej boskości. - Oczywiście, że patrzę. Ciekawi mnie co to za nieboskie stworzenia ta wasza NOWA - sugestywnie spojrzał na jej poplątane włosy, przyozdobione źdźbłami zeschłej trawy i dużą brunatną plamę z okolicy klatki piersiowej (dzieło panny Evans) Lily szturchnęła przyjaciółkę, która do tej pory zajmowała się tym, by nie patrzeć na Blacka i kontynuować zbawienne milczenie. -Eee...po prostu..my tylko...biegałyśmy. Jestem Jasmin. - Ach biegałyście, nie wiedziałem że bieganie jest takim brutalnym sportem! -Ty jesteś brutalny Syriuszu- wystawiła mu język Meg Nie zwrócił na nią uwagi i podszedł do nowej. Spojrzał jej w oczy i ujął delikatnie rękę. Była tak zdezorientowana, ale nie szarpnęła dłoni, powoli odzyskiwała zdrowy rozsądek, ale on wcale jej tego nie ułatwiał. Myślała, że ją pocałuje, bo robił dziwne wystudiowane, książęce gesty. Ale ku jej zaskoczeniu po tym teatralnym geście potrząsnął jej ręką przesadnie mocno i powiedział: - Chyba muszę się przedstawić, skoro nasza dzikuska juz to zrobiła. Syriusz Black, miło mi.- i puścił jej rękę równie gwałtownie jak nią potrząsał. Dziewczyna wreszcie opamiętała się i wydarzenie, które zdawało się być romantycznym, nagle wydało jej się bardzo groteskowe. - Niestety ja nie mogę powiedzieć tego o sobie Black, mnie w ogóle nie jest miło, że poznaje kogoś takiego jak ty. Na szczęście już wiedziałam czego się po tobie spodziewać, bo widzisz...twoja wątpliwa "sława" wyprzedziła ciebie samego. – wycedziła przez zaciśnięte zęby i odwróciła się na pięcie, zanim Brunet zdążył coś powiedzieć. Dziewczyny zachichotały i pospiesznie ruszyły za Jasmin. Zostawiając Blacka sam na sam z myślami. Był wściekły, że ta mała tak go potraktowała. „Jeszcze jej pokażę, że ta moja sława, wcale nie jest przesadzona, będę ją miał choćby nie wiem co”. Uśmiechnął się sam do siebie, na myśl o swoim zuchwałym planie i pełen nowej radości ruszył ku wieży Gryffindoru na spotkanie z dzielną paczką Huncwotów. Tej nocy Jasmin nie mogła spać myśląc o intrygującym panie Blacku. Było w nim coś pociągającego, to władcze spojrzenie czarnych oczy, nonszalancki styl i rozwichrzone ciemne jak heban włosy. Z jednej strony bała się jego pewności siebie, a z drugiej pociągało ją to. Wiedziała, że nie może dać się uwieść, bo nie ma doświadczenia z facetami, a on należy do tych, którzy zdobywają i porzucają. Nie chciała by złamał jej serce. Nie pozwoli na to…Zasnęła z nowym postanowieniem. Być może nie zdawała sobie jeszcze wtedy sprawy jak trudno będzie jej w nim wytrwać. Ten post był edytowany przez Aquarelle: 10.07.2009 21:35 -------------------- Le plus beαu vetement
qui puisse hαbiller une femme, ce sont les brαs de l' homme qu' elle αime |
Aquarelle |
11.07.2009 17:50
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 13 Dołączył: 29.03.2008 Płeć: Kobieta |
Pierwotna magia
Kolejne opasłe tomisko świsnęło tuż nad głową Rogacza, po czym z głuchym łoskotem zwaliło się na ziemię poddane zapewne wszechmogącemu prawu grawitacji. - Furiatka! – zaperzył się James, prychając pogardliwie z stronę Lill. - Ja ci dam furiatkę, ty …ty…dręczycielu! – wykrztusiła. Niesforne kosmyki zasłaniały czoło dziewczyny, jednak pełne pasji zielone oczy łypały na niego groźnie. Stała w samym, ścisłym centrum Pokoju Wspólnego, za nic mając ciekawskie spojrzenia rozbawionych uczniów Gryffindoru. W tej chwili liczyła się dla niej tylko ona sama i ten gburowaty, nieznośny James. Panna Evans zawsze należała do osób nader bezpośrednich, więc dlaczego tym razem miałaby powściągać emocje, w końcu i tak znaczna część Hogwartu wiedziała na co stać tę niepozorną rudą istotkę. - Przestań robić sceny – zakrzyknął teatralnie Rogacz i w obronnym geście zasłonił twarz rękoma, bo oto kolejny egzemplarz Transmutacji: dla zaawansowanych świsnął mu koło ucha. – do licha – zaklął pod nosem, wciąż trzymając dłonie na wysokości twarzy i powoli przesuwając się w kierunku Evans. Gdy był dostatecznie blisko niej, złapał ją w pół i przyciągnął do siebie, niwelując tym samym możliwość ataku. - Zostaw wreszcie Severusa w spokoju – wydyszała, nie mogąc złapać tchu w jego silnych ramionach. Zdjęła delikatnie okulary chłopaka, chcąc spojrzeć w jego orzechowe oczy. Było w nim coś co sprawiało, że nie potrafiła długo chować urazy. Jak to możliwe, że tyle czasu opierała się jego wdziękom? – pomyślała w duchu, a cały gniew z niej uleciał. Wspięła się na palce i wtuliła w jego ramiona. - Nigdy więcej tego nie rób – westchnęła zrezygnowana. – Wiesz, że Severus był i będzie moim przyjacielem, choćby nie wiem co – dodała groźnie. - Kochanie – rzekł uspokajająco – zrozum, nie mogę ci obiecać, że będzie zupełnie bezpieczny, bo…- tu zamilkł na chwilę, szukając odpowiednich słów. – bo nawet jeśli ja zostawię go w spokoju, to za Syriusza… eee no jakoś nie mogę za niego ręczyć – uśmiechnął się przepraszająco, chcąc załagodzić spór. Szczerze mówiąc, ta rozmowa i tak nie przypadła mu do gustu. Znał o wiele przyjemniejsze sposoby spędzania wolnego popołudnia i bynajmniej nie były to rozmowy o Smarku. Odgarnął jej włosy z czoła i nachylił się lekko by spojrzeć w jej piękne, szmaragdowe oczy. Już od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczył, wiedział, że będzie jego, prędzej czy później. Kochał ją i nie ulegało wątpliwości, że różnił się znacznie od Blacka, przynajmniej okazywanie uczuć przychodziło mu z łatwością, o ile, były to uczucia dla panny Evans. Pochylił się by ją pocałować, musnął ustami jej wargi po czym rozpoczął słodką torturę smakując wnętrze jej ust. Odepchnęła go delikatnie. W pytającym geście uniósł lekko prawą brew. Miał cichą nadzieję, że po tych niewygodnych i nużących rozmowach o Smarku, nastąpi wreszcie coś o wiele przyjemniejszego, co mogłoby zrekompensować mu przeżyte trudy. Lill spojrzała na niego przepraszająco i uśmiechnęła się z wdziękiem. - Wydaje mi się, że muszę porozmawiać z Severusem, przeprosić go, dziś przekroczyłeś pewne granice James…- położył palec na jej słodkich ustach. – Nie wracajmy do tego – zakończył ugodowo. – Wrócę – rzuciła, oddalając się pospiesznie w kierunku wyjścia. Jej silna wola zaczynała ją niestety opuszczać, jeszcze chwila w ramionach Jamesa i mogłaby zapomnieć o całym świecie, z nim…Poczuła ciepło rozchodzące się po całym ciele. Czy to możliwe, że to właśnie jest szczęście? Po krótkich poszukiwaniach znalazła wreszcie Severusa opartego niedbale o framugę jednego z wielkich zamkowych okien. Spoglądał na błonia, był zamyślony, jak zawsze świat, który go otaczał wydawał mu się obcy. Ucieczką była dla niego własna świadomość, do której zdawałoby się nikt nie miał dostępu. Jego skóra skąpana w jesiennym słońcu wydawała się być jeszcze bledsza, kontrastowała z głęboką czernią włosów opadających aż do ramion. Lilly nie wiedziała czy powinna mu przeszkadzać, bywał na tym punkcie niezwykle drażliwy, już w dzieciństwie najbardziej cenił sobie swoje własne towarzystwo. Uśmiechnęła się na wspomnienie ich dzieciństwa. - Lilly! Lilly! wracaj tu, przestań, wiesz, że nie lubię biegać – krzyczał mały zmanierowany chłopiec o bladej cerze i dużych, mądrych, czarnych oczach. - Dalej Sev! dalej, złap mnie! – krzyczała roześmiana ruda dziewczynka biegająca zwinnie po zielonej łące. Miała brudną sukienkę i potargane płomienno marchewkowe włosy. Ta roześmiana istotka o pulchnej buzi stanowiła zupełne przeciwieństwo nadąsanego chłopca próbującego ostatkiem sił przywołać do siebie przyjaciółkę. - Przestań! Nie ma ochoty na zabawy – zakrzyknął zdenerwowany chłopiec i opadł miękko na trawę. Dziewczynka wyczuwając humor przyjaciela, niechętnie zrezygnowała z dalszej zabawy, zbliżając się do niego pośpiesznie i zaglądając bystrymi zielonymi oczami w jego szczupłą twarz. - Co się stało? – spytała rezolutnie, świdrując chłopca ciekawymi dziecięcymi oczyma.. - Mama mówi, że nie może się doczekać aż wreszcie wezmą mnie do magicznej szkoły i zostanę prawdziwym czarodziejem. Mówi, że…że wreszcie nie będzie musiała mnie oglądać – dodał chłopiec, wyraźnie próbując ukryć łzy. Lilly spojrzała na niego uważnie, po czym z dziecięcą dobrocią przytuliła go. – Nie ma żadnej magii, mama tak mówi i tata też, a oni nigdy nie kłamią – stwierdziła rezolutnie. - Jest! – zakrzyknął chłopiec, a na jego bladej twarzyczce pojawiły się wreszcie rumieńce. –Jest! – powtórzył – i ty też jesteś taka jak ja, umiesz robić różne niezwykłe rzeczy i .. i… razem będziemy w takiej szkole. – dodał pośpiesznie. - Możliwe – powiedziała dziewczynka pojednawczo. - I ty nigdy nie będziesz miała mnie dość? Zawsze będziesz moją koleżanką? – pytał chłopiec próbując znaleźć oparcie w tej żywej, pełnej radości dziewczynce, oparcie, którego odmówiono mu w jego rodzinnym domu. - Tak. Będę cię bronić, bo jesteś moim przyjacielem. – powiedziała poważnie Lilly, ściskając ramię swojego towarzysza. Lilly otrząsnęła się z zamyślenia, uświadamiając sobie w pośpiechu, że wciąż stoi na korytarzu i wpatruje się tępo w Severusa, który zdaje się nie zauważył jej nawet. Nie chcąc go zdenerwować czy przestraszyć podeszła bliżej i kaszlnęła znacząco, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Aż podskoczył słysząc szmer tuż za sobą, nerwowo rozejrzał się wkoło, zapewne poszukując wzrokiem Huncwotów - jego etatowych dręczycieli. Odetchnął z ulgą, gdy jego wzrok padł na pannę Evans. - ach, to ty – rzucił jak zwykle obojętnie, próbując ukryć strach, który zawładnął nim zaledwie sekundę wcześniej. - Tak…Ja przyszłam przeprosić Sev. To się już nigdy więcej nie powtórzy. James potraktował cię okropnie i tak mi żal... -Przestań – przerwał jej zdecydowanym tonem – nie potrzebuję twojej litości ani skruchy, jak widać tylko ty masz jakieś wyrzuty sumienia, twój chłoptaś się tu nie pojawił. – syknął jadowicie. - Sev, proszę cię przestań, nie bądź dla mnie taki oschły, kiedyś było inaczej – spojrzała na niego badawczo, by sprawdzić, czy uda jej się obudzić w nim dawnego Severusa. - Nie graj ze mną w ten sposób Lilly – rzucił pośpiesznie czując, że dawny sentyment bierze górę nad jego wystudiowanym chłodem i obojętnością. - Pamiętasz co ci wtedy obiecałam? Wtedy na łące? – drążyła. - Że…Że zawsze będziesz moją przyjaciółką. – wyszeptał zrezygnowany. - I tak jest, nie odtrącaj mnie Severusie – powiedziała zbliżając się do niego. Nie miał już ochoty protestować, przy niej zawsze mógł pozwolić sobie na to by być znowu sobą, by obudzić w sobie na nowo dziecięcą ufność w to, że świat wcale nie jest tak bezwzględnie okrutny. Przytuliła go przyjacielsko. Czuł ciepło bijące od jej ciała, pragnął by ta chwila żyła wiecznie. Radość mieszała się z nienawiścią. Tak bardzo chciał żeby James Potter nigdy nie stanął na ich drodze. W jego myślach zatliła się słaba iskierka nadziei, że może wtedy, Lilly...pokochałaby go? W tej chwili jego rozważania zostały brutalnie przerwane przez pannę Evans, która odsunąwszy się od niego, posłała mu szczery, przyjacielski uśmiech i odeszła. Odprowadził ją wzrokiem do najbliższego zakrętu. Westchnął cicho i po raz kolejny pogrążył się we własnej samotności, tworzącej egoistyczną powłokę oddzielającą świat jego prawdziwych uczuć od rzeczywistości. * * * * Czarna siedziała spokojnie przy biurku w Pokoju Wspólnym próbując ogarnąć zadanie z Transmutacji. Jej determinacja nie była w rzeczywistości wywołana wyłącznie chęcią otrzymania noty pozytywnej, lecz również pragnieniem uniknięcia natarczywych oczu Blacka. Syriusz pozornie zajęty grą w szachy, całą swą uwagę skupiał na obserwowaniu Jas. Rogacz widocznie poirytowany tym, że niechybna przegrana zbliża się nieuchronnie, nie był w stanie spostrzec, że myśli jego przyjaciela błądzą nieco dalej. - Co my właściwie o niej wiemy? – spytał Syriusz, naiwne myśląc, że James jest wtajemniczony w zawiły tok jego rozumowania. - O… o kim? O twojej wieży wiem tyle, że właśnie zbiła mojego gońca. – rzekł rezolutnie Rogacz. Jego stwierdzenie spotkało się z dezaprobatą Blacka, który z wyżyn swej boskiej boskości spojrzał z politowaniem na przyjaciela. - O Czarnej mówię łosiu – rzucił zniecierpliwiony. James obrócił się w kierunku Jas, wyraźnie próbując sobie przypomnieć jakieś fakty z jej życia, o których wspominała Lill. - Eee no Lilly, mówiła, że jej rodzina pochodzi ze wschodu, wschodu Europy. Przeniosła się do nas z Durmstrangu i zdaje się jej prababka była wilą, dlatego ma taką jasną skórę. - No dobrze wiem, ale poza tym nigdy jakoś nie wspomina o rodzinie, o przeszłości. – zamyślił się Black. - No wiesz stary, ty w tej materii też nie jesteś zbyt wylewny – żachnął się Rogacz. – Poza tym lubisz tajemnicze kobiety, nieprawdaż? – i udał jedną z rozmarzonych pierwszoklasistek. - Ogarnij się James – rzucił Black, po czym wrócili do przerwanej partii szachów. Syriusz czuł, że jedynym kluczem do zdobycia Czarnej będzie zrozumienie jej. Musiał dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Co prawda nie wiedział jeszcze jak to zrobi, ale nagroda była warta starań i dobrze o tym wiedział. * * * * Czarna weszła cicho do pokoju dziewcząt. Dogasające światło dnia wpadało przez szerokie okno napełniając pokój złocistym, głębokim blaskiem. Patrzyła urzeczona na swobodną grę świateł. Potrzebowała samotności i w duchu poczuła ulgę, że nie będzie musiała znosić podejrzliwych spojrzeń przyjaciółek. Lubiła je, były teraz w pewnym sensie jej nową…rodziną. Na wspomnienie własnej rodziny Czarna wzdrygnęła się. Podeszła do swojego kufra i otworzyła wieko. Usiadła na krawędzi szukając ostatniego prezentu od babci. Po przekopaniu znacznej zawartości przepastnego pudła stwierdziła z zadowoleniem, że udało jej się znaleźć to czego szukała. Przesunęła palcami po gładkiej powierzchni owalnej świeczki, w kolorze bursztynu. Przysunęła ją do twarzy wdychając przyjemny, kojący zapach cedru. Zapach jej dzieciństwa. Od tak dawna starała się nie myśleć o przeszłości. Chciała zostawić za sobą wszystkie wspomnienia, wszystkie rodzinne sekrety, zawiłą historię i… przeznaczenie. Odrzuciła natrętne myśli, wysiłkiem woli zmuszając się do skupienia uwagi na tym co było dobre, na tym co pragnęła odzyskać, będąc jednocześnie wolną, wolną od zobowiązań wobec własnej rodziny, którą mimo wszystko kochała. Podeszła do małego stolika stojącego tuż przy oknie. Chwilę patrzyła na wyłaniający się zza horyzontu księżyc, po czym sięgnęła do szuflady by wyciągnąć mały, srebrny świecznik. Umieściła w nim cedrową świeczkę i zapaliła różdżką lont. Usiadła przy stoliku wpatrując się w zawieszone nad nim lustro. Jego tafla odbija płomień świecy, rzucający blady blask na jej oblicze. Przeczesała palcami włosy, rozdzielając je na trzy partie, powoli dobierała pasma zaplatając je w luźny warkocz. Przymknęła oczy próbując sobie przypomnieć ostatnią rozmowę z babką, to jak delikatnie rozczesywała jej splątane włosy, uspokajając i tłumacząc, że zmiana szkoły nie jest karą, ale z dawna zaplanowaną koniecznością. Zapach cedru wypełnił z wolna cały pokój ciężkim, mocnym zapachem. Mimo przymkniętych powiek Czarna poczuła, że w pokoju zrobiło się nieco ciemniej. Leniwie otworzyła oczy i spojrzała na płomień. Świeczka była prawie cała, a mimo to jej płomień zbladł. Nad lekko igrającą iskierką ognia unosił się niewielki kłąb dymu, wyraźnie formujący się w jakiś kształt. Jas wytężyła wzrok i skupiła się na tym zjawisku. Z wolna światło świecy poczęło odzyskiwać dawny blask, natomiast dym ułożył się w coś znajomego. - To niemożliwe! – wyrwało się Jas, gdy uświadomiła sobie wreszcie, że patrzy wprost na uśmiechniętą twarz swojej babki. – Babciu, czy to mi się śni? – spytała naiwnie, mając nadzieję, że za chwilę obudzi się we własnym łóżku. - Moje dziecko, gdybyś w dzieciństwie przywiązywała większą wagę do tego, co do ciebie mówiono, wiedziałabyś, że nasza magia jest inna od tej, której uczą w szkołach. – Obraz wykrzywił się pogardliwie. Jasmin już zapomniała jak dumna i wyniosła była jej rodzina. Westchnęła cicho. Postanowiła skorzystać z okazji i wypytać o całą rodzinę, byleby tylko uniknąć rozmów o sobie samej. Cichy głos w głębi jej podświadomości mówił jej, że to nie zwykła tęsknota babci za wnuczką sprowadziła tu jej rozmówczynię. Ona nigdy nie robiła niczego bezinteresownie. - Jesteś taka piękna kochanie. Odziedziczyłaś urodę po matce, ona też nigdy nie wiedziała jak wykorzystać dar, który otrzymała. – dodała babka. - Ależ babciu. – Zaperzyła się Jas. - Kobiety z naszej rodziny zawsze były silne, zdecydowane i dumne – powiedział dobitnie zniecierpliwiony głos. - Przykro mi, że…- Czarna chciała się zdobyć na jakieś słowa sprzeciwu, ale nie mogła wykrztusić z siebie słowa. - Przestań dziecko, wiesz dobrze, że twoje narodziny były dla rodziny błogosławieństwem. Twoja matka na łożu śmierci przekazała mi opiekę nad tobą. Już wtedy wiedziałam jak wykorzystamy dar w postaci tej małej kruchej istotki. Urodziłaś się po to by połączyć nierozerwalnymi więzami pokrewieństwa dwa potężne klany. Jamie przyszedł na świat zaledwie dwie godziny po tobie. Wasze drogi zostały splecione i mimo twojej uległości wobec moich decyzji czuję, że próbujesz zboczyć z drogi, którą dla ciebie wybraliśmy. Ale nie da się uniknąć przeznaczenia, moje dziecko. Mimo, że wydaje ci się to teraz absurdalne, nauczysz się kiedyś być dumna z tego kim jesteś, z tego, że jest w tobie pierwotna magia. Jasmin zapłakała. Czuła jak łzy spływają po jej bladych policzkach, rosząc obficie materiał zielonej bluzki. Od dawna hamowany potok żalu wylał obficie, uwalniając z dawna tłumione wyrzuty. Jamie… nigdy o nim nie zapomniała. Na dźwięk jego imienia wspomnienia odżyły w niej na nowo. Już od wczesnego dzieciństwa byli nierozłączni. Niedalekie sąsiedztwo sprawiało, że spędzali ze sobą niemal każdą wolną, beztroską chwilę. Jak była naiwna myśląc, że Hogwart może być dla niej schronieniem, namiastką nowego życia, wolnego od trosk przeszłości. - Uspokój się moje dziecko. Nie czas na łzy, no już. – pocieszał ją znajomy głos. – Jestem tu, bo kochamy cię wszyscy i nie pozwolimy byś o nas zapomniała. Spotkasz się z Jamie’m w odpowiednim czasie. - Ale…Jeśli się zakocham? Co będzie jeśli Jamie zmienił się, on nie będzie mógł mnie pokochać, a ja nie będę mogła zobaczyć w nim nikogo poza mym dawnym przyjacielem? – spytała cicho. - Nić waszego przeznaczenia jest silna. Nie bój się, nic nie zdoła jej zerwać. – Babka chciała rozwiać jej wątpliwości. – A teraz śpij już. Dobranoc. Czarna chciała zatrzymać widzenie jak najdłużej. To „spotkanie” obudziło w niej na nowo dawne lęki i wątpliwości. Prysł sen o uwolnieniu. Z jej chmurnych oczu przestały już płynąć łzy niepewności i strachu. Krople zastygły na jej policzkach wilgotną rosą. Bezradnie opadła na łóżko, tuląc głowę do miękkiej poduszki. Była pewna, że nie będzie mogła zasnąć, ale zmęczenie i smutek sprawiły, że gorączkowa gonitwa myśli ustała i Jas usnęła. - Jamie! Pojedźmy na błonia konno, proszę – nalegała 10 letnia, czarnowłosa dziewczynka, wykręcając gruby warkocz z deszczu. Jej perlisty śmiech odbijał się echem po marmurowych posadzkach, dużego hallu. - Daj mi rękę Jas, pójdziemy po konie, za chwilę powinno się przejaśnić. – odparł delikatny chłopiec, o niemalże dziewczęcych rysach. Jego jasne, splątane włosy, przypominały łany zboża. Spojrzał na swą towarzyszkę wesołymi, błękitnymi oczyma. - No dawaj rękę Jas – powtórzył rozbawiony. - Nie, nie dam, sama trafię. – nadąsała się i zwinęła usta w podkówkę. Chłopiec roześmiał się, lubił się z nią droczyć od zawsze. Była jedyną jego przyjaciółką i nie wymieniłby jej na żadną inną. Czasem oboje dziwił fakt, że ich rodzinom tak zależy na tym by się lubili, ale szybko odrzucali podejrzenia, gdy tylko byli razem. Przekornie chwycił Jas za rękę i oboje roześmiali się biegnąc ku tylnym drzwiom stajni. Jamie wszedł pierwszy. Zawsze wszędzie był pierwszy, ze względu bowiem na to, że był od niej sporo wyższy, uważał się za jej przewodnika. - Cii…Ktoś tu jest – uprzedził dziewczynkę i pociągnął ją za sobą tak, że ukryli się za kępą siana, tuż koło boksu kasztanowej klaczy jego ciotki. - To ciocia Arabella i wuj Maverick - skwitował szeptem chłopiec. Dziewczynka zaglądnęła mu niecierpliwie przez ramię. - Och! – krzyknęłaby głośniej gdyby nie zakrył jej ust dłonią. Obserwowali chwilę w milczeniu całujące się małżeństwo, cicho chichocząc z ich poczynań. Nieświadoma niczego para zakochanych oddaliła się w kierunku domu czule trzymając się za ręcę. - Po co oni się całują? – spytała Jas. - Nie wiem. Wydaje mi się, że z miłości. – odparł chłopiec z wyższością. – My też będziemy się całować jak dorośniemy i będziesz moją narzeczoną. – dodał zupełnie poważnie. - Skąd wiesz? - Podsłuchałem jak wczoraj wszyscy rozmawiali w salonie. – wyjaśnił. I z zaskoczenia pocałował otwarte usta dziewczynki. - Co robisz? – obruszyła się zawstydzona. - Sprawdzam jak się całuje, żebym w przyszłości wiedział co robić – dodał roześmiany – Nie podobało ci się? – spytał. - Nie wiem, oni robili to jakoś inaczej – odpowiedziała szczerze dziewczynka. - No tak, bo oni mieli otwarte usta, widziałem. – wyjaśnił. - Ale to musi być obrzydliwe! – stwierdzili zgodnie i radośnie wybiegli z ukrycia by zabrać konie. Przedstawiciele dwóch klanów otoczyli małe jezioro trzymając się zgodnie za ręce. Ich wschodnie obyczaje były zupełnie oderwane od reguł rządzących światem czarodziejów zachodu. Tliły się w nich jeszcze pozostałości dawnych wierzeń i kultów związanych z przyrodą. Piąty dzień wiosennego przesilenia był jednocześnie dniem, w którym tarcza księżyca wypełniała się. W płytkim jeziorku stało dwoje przestraszonych, trzymających się za ręce dzieci. Nad ich głowami dwie najstarsze przedstawicielki rodów trzymały gliniane naczynia wypełnione wodą księżycową. Szeptały słowa ledwie dosłyszalne dla przestraszonych dzieci, po pas zanurzonych w przejrzystej wodzie jeziora. Usłysz teraz słowa czarownic, Sekrety, które kryłyśmy w nocy Kiedy ścieżka naszego przeznaczenia Była mroczna, A które teraz wynosimy na światło Modlitwa szeptana przez kobiety z wolna rozbrzmiewała wkoło. Wszyscy członkowie zgromadzenia powtarzali ją niczym mantrę. Trzymali się za ręce sprawiając, że dzieci i dwie opiekunki były zamknięte w magicznym kręgu. Po jakimś czasie z glinianych naczyń buchnął błękitny ogień i wszystko ucichło. Dzieci spoglądały urzeczone w tańczące nad ich głowami płomienie. W jednej chwili i one wygasły. Kobiety wzięły dzieci na ręce. - Teraz zostaniecie rozdzieleni, by los mógł was znów w przyszłości połączyć – powiedziała babcia Jasmin. - Ale kiedy? ja nie chcę się rozstawać z Jas - lamentował Jamie. - Drogi waszego przeznaczenia zostały splecione na zawsze. Dopełniono obrzędu – dodała w stronę stojących w oddali krewnych. * * * * Jas obudziła się zapłakana we własnym łóżku. Już dawno przeszłość nie nękała jej w tak wizualnej i niemal rzeczywistej postaci. Upewniwszy się, że Meg i Lilly śpią, podeszła do okna. Na zewnątrz panował jeszcze mrok, choć świt zbliżał się nieubłaganie. Jamie -pomyślała. Nie widziała go od tamtej pamiętnej nocy nad jeziorem, minęło 7 lat. Tak łatwo zapomniała o tym, że ich rodziny zaplanowały już przyszłość. Nie wiedzieć czemu pomyślała o Blacku. A gdyby pokochała go, czy przeznaczenie mogłoby się odwrócić? Czy los jaki wybrała dla niej rodzina mógłby obrać inną kolej? Po raz pierwszy pomyślała o Syriuszu jak o kimś kto pomógłby jej być wreszcie…wolną. CDN Ten post był edytowany przez Aquarelle: 24.07.2009 18:21 -------------------- Le plus beαu vetement
qui puisse hαbiller une femme, ce sont les brαs de l' homme qu' elle αime |
escalate_of_scence |
11.07.2009 19:50
Post
#3
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 107 Dołączył: 09.04.2009 Skąd: masz te laczki?! Płeć: Kobieta |
QUOTE(Aquarelle @ 11.07.2009 18:50) - Dalej Sev dalej złap mnie! – krzyczała roześmiana ruda dziewczynka biegająca zwinnie po zielonej łące. Tutaj coś z przecinkami ewidentnie nie gra. Ogólnie masz problem z interpunkcją. Beta? Przyda się na pewno. Lily pisze się przez jedno "l". Pozdrawiam. -------------------- whatever you are whatever you say however you live |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 01.11.2024 02:32 |