Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Kropla Mojej Duszy - Nadzieja Ostatnim Ratunkiem, Brutalna alternatywa

Bjork
post 17.01.2010 12:43
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 17.01.2010
Skąd: Tam gdzie gwiazda cień rzuca na szczęście

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Witam wszystkich. Opowiadanie to napisałam z czystej ciekawości. Umieszczone jest również na blogu: http://kroplamojejduszy.blox.pl/html. Niestety blog, jak blog, krytyki żadnej nie będzie, tylko sztuczne zachwyty. Bety nie mam, ale jeśli będzie tak katastrofalnie jak być może, postaram się znaleźć. To moje pierwsze dłuższe "dzieło" pisane, więc proszę o wyrozumiałość. Wystąpią tu przekleństwa, przemoc, alkohol i narkotyki. Ostrzegam również, bohaterowie są trochę zmienieni , nie wszyscy ale jednak. Jeżeli ktoś nie toleruję takich zmian, nie ma co tu szukać. Jeśli ktoś będzie chętny betować te wypociny, przyjmę pomoc z wielką dozą wdzięczności. Piszcie na maila : polnatalia@gmail.com. Mam również nadzieję, na konstruktywną i mającą jakieś podstawy krytykę. Informujcie co mam poprawić, co zostawić. Będę wdzięczna za dłuższe komentarze, a nie tak zwane 'jednolinijkowce'. Dosyć tego gadania, wklejam prolog.
Edit; zmieniłam troszkę prolog i rozdział 1

Prolog


Był słoneczny dzień wakacji 2008 roku. Państwo Granger wraz z córką wyjechali na wakacje, w tropiki. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku. Prawdziwa sielanka. Niestety, ale tak nie było. Rodzice Hermiony zdawali się być niespokojni. Mieli ogromne wyrzuty sumienia, z powodu ich córki. Zdawali sobie sprawę że poświęcali jej mało czasu i kompletnie nie mieli pojęcia co działo się z ich „małą, kochaną księżniczką”, powodem tego była oczywiście praca. Hermiona zawsze była pełną życia, przestrzegającą zasad osóbką, miała przyjaciół, tryskała energią i rozumem. Od najmłodszych lat wpajali jej do głowy, zasady moralne. Nigdy się nie sprzeciwiała, była posłuszna niczym pies. Ostatnio, na nieszczęście jej rodziców, sytuacja zmieniła się diametralnie. W roku szkolnym nie odpisywała na ich listy, kompletnie ignorowała ich rozpaczliwe próby kontaktu. Kiedy przyjechała na wakacje do domu, państwo Granger byli przerażeni. Ich córka była blada, wychudzona, miała wielkie fioletowe plamy pod oczami i była jakby nieobecna duchem. Jak się później okazało, to niebyło najgorsze, całkowicie unikała ich kontaktu, na pytania odpowiadała półsłówkami i znikała gdzieś na całe noce. Kiedy delikatnie starali się dowiedzieć, gdzie Hermiona podziewa się w nocy, zareagowała krzykiem i rozbiciem ukochanego wazonu jej mamy. Zdesperowani rodzice dziewczyny, postawili wszystko na tą jedną małą nadzieję, że wspólne wakacje naprawią ich błędy. Szkoda że nie wiedzieli, jak bardzo się mylili.


Kasztanowłosa dziewczyna siedziała samotnie na łóżku, w jakimś tanim hotelu, w strefie międzyzwrotnikowej. Była bliska załamania się i wydania rodzicom. Wymyślili te bzdurne wakacje tylko dlatego, że musieli w jakiś sposób uspokoić swoje nadszarpnięte sumienie. Gdyby tylko wiedzieli, co naprawdę poczuła gdy usłyszała propozycję wyjazdu w tropiki

- Hermiona! Jedziemy na wakacje! Zrobimy tort czekoladowy! – oznajmili pełni radości państwo Granger.
- Ciekawe, dlaczego mówicie mi to teraz… Zróbcie sernik, nie chce czekolady! – odpowiedziała głosem na tyle nie-hermionowatym, że był godny zastanowienia
-No, wiesz, eee… wcześniej nie było okazji – wyjaśniła wyraźnie zmieszana matka dziewczyny – W planach mamy także wiele ciekawych wycieczek, a tak poza tym czemu nie czekoladowe? – dopowiedziała szybko ciekawa reakcji swojej córki.
- Mam kaca – kasztanowłosa oznajmiła wszem i wobec
Do pomieszczenia wtoczył się pijany Pan Granger
- Co to kac? - zapytał
Hermiona zrobiła pełną wątpliwości minę, lecz tak naprawdę w duchu wybuchnęła tubalnym śmiechem, który rozniósłby całą okolicę w pył. Naprawdę, zastanawiała się nad pomysłami swoich rodziców dosyć często, lecz takiej „niespodzianki” nie zrobili jej jeszcze nigdy.
- Jeśli chcesz na wakacje, proszę bardzo. Będziesz to miał jutro– wyjaśniła tacie, tak obojętnym głosem na jaki było ją stać, w środku jednak, pojawiła się cała gama sprzecznych ze sobą emocji.

Kiedy Hermiona przywołała to wspomnienie, po raz setny zadała sobie pytanie: Co się z nią stało? Dlaczego stała się taka oziębła i nieprzyjemna? W głębi serca, zdawała sobie sprawę z tego, że bez rodziców jej życie nie miałoby sensu, lecz nie dopuszczała do siebie tego uczucia, ukrywała się pod warstwą cynizmu i ignorancji. Tęskniła za uczuciem szczęścia, którego nie zaznała od tak dawna. Straciła cierpliwość do wszystkiego, do bliskich sobie osób, do nauki. Coraz częściej imprezowała, chciała się upić, zapomnieć o całym bólu i zawodzie. Bez zastanowienia brała do ręki strzykawki i wbijała w żyły, czuła że ten płyn daję jej nowe życie. Co z tego, że tylko wyimaginowane? Przynajmniej nie czuła tej presji. Mimo tego wiedziała jakie konsekwencję niesie ze sobą branie narkotyku, wiedziała że jeszcze nie jest uzależniona, jeszcze nie… Postanowiła z tym skończyć, dopóki nie czuła tej palącej potrzeby, nigdy więcej. Narkotyk pomieszany z alkoholem i nocnym imprezowaniem, źle na nią wpływał, nie tylko fizycznie, psychicznie również. Stała się bardzo wybuchowa, czasami zastanawiała się nad sensem życia, wszystko to zaczęło się wraz z rozpoczęciem wakacji.
Pod natłokiem tych bezsensownych kłębowisk myśli, Hermiona wyszła z pokoju hotelowego, trzaskając drzwiami. Postanowiła udać się nad wybrzeże, o tej porze powinno świecić tam pustkami i o to jej właśnie chodziło. Chodziła po sypkim piasku, gniotła go bosymi stopami, starała się ułożyć swoje bezskładne myśli i wspomnienia w możliwy do odczytania przekaz. Nie wiedziała ile czasu minęło, może godzina, może dwie. Czas… przecieka ci przez palce niczym słona morska woda. Lata mijają za jednym mrugnięciem oka. Dziewczyna nie przejmując się nieprzyjemnym drapaniem, położyła się na wilgotnym piasku. Wpatrywała się w gwiazdy, próbowała je policzyć… Tysiące, miliony gwiazd świeciły jej przed oczami, lecz ona nie dostrzegała piękna nocy. Po krótkim zastanowieniu, podążyła w drogę powrotną do hotelu. Wiatr rozwiewał jej nieposkromione włosy, które wiele razy doprowadzały ją do ataków czystej histerii. Nagle ogarnięta jakimś dziwnym przeczuciem, puściła się pędem w stronę jej tymczasowego miejsca zamieszkania. Po krótkim zerknięciu na drzwi pokoju, zauważyła że są uchylone, a ze środka dochodziła tylko budząca ciarki na plecach cisza. Po paru głębokich wdechach, zaczęła powoli rozchylać drzwi. Zastała tam tylko nieprzeniknioną ciemność, bez zastanowienia włączyła przełącznik, rozbłysło światło. Obraz, który zobaczyła miał zostać wyryty w jej podświadomości, do końca jej życia. Jej rodzice, jej kochani rodzice leżeli bez życia, na tanim dywanie, skażonym krwią. Łzy popłynęły praktycznie bez kontroli. Co z tego że była wredna, co z tego że udawała że jej nie obchodzą, to byli jej rodzice do cholery! W nagłym napadzie zaczęła niszczyć, łamać, rwać, tłuc wszystko co tylko znalazło się w zasięgu jej rąk, sprawiało jej to dziką satysfakcję. Cholerny świat, urządza sobie gierki z jej emocji. Chwiejąc się na nogach podeszła do dwóch ciał, leżących obok siebie. Nie mogła pozbyć się myśli, że nawet po śmierci tworzą razem jedną całość, byli razem aż do końca. Usiadła na dywanie koło nich, jej ręce zbrukane były krwią, jedyne o czym myślała to to że ich już nie ma… Wydała z siebie niekontrolowany krzyk, który rozdarł ciszę na drobne kawałeczki, po jakimś czasie zamienił się w cichy szloch. Położyła się obok swoich rodzicieli, powoli świat zasnuwała ciemność, wkrótce nie widziała już nic oprócz niej.

Czas, przecieka ci między palcami prawie jak chłodna, morska woda. Okres między narodzinami a śmiercią, po zastanowieniu, jest krótszy niż szybkie mrugnięcie okiem.

Ten post był edytowany przez Bjork: 20.01.2010 17:35


--------------------
Wszystkie sprawy biorą w łeb jednocześnie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Bjork
post 19.01.2010 19:41
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 17.01.2010
Skąd: Tam gdzie gwiazda cień rzuca na szczęście

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Następny rozdział. Po przeczytaniu poprzednich rozdziałów, uznałam że są przesadzone... Postaram się zejść z mrocznego tematu i wprowadzić humor smile.gif Bardzo proszę o komentarze...

Rozdział 2

Na pochmurnym, porannym niebie, słychać było tylko ćwierkanie ptaków, które próbując wprowadzić w błogosławiony stan irytacji wszystkich wokół, skrzeczały coraz głośniej. W ciemnym pokoju zabrzmiał dźwięk pospolitego budzika, budząc do życia brązowowłosą dziewczynę. Hermiona zacisnęła mocniej powieki, modląc się do wszystkich bóstw jakie świat stworzył, aby mogła jeszcze pospać. Zmęczona zwlokła się z łóżka, bez większych nadziei, na jakieś reakcje ze strony niebios. Leniwie założyła koszulę z nadrukiem jakiegoś podrzędnego zespołu i spojrzała w lustro. Nie wyglądała najlepiej, ale nie dopuszczała do siebie myśli że przypomina trupa. Zeszła na dół, i za żadne przeczytane książki, nie umiała sobie przypomnieć jaki dziś dzień.
- Dziecko, nie zapomniałaś może czegoś – zapytała z kpiącym uśmiechem ciotka Rose
- Zamknij się – kulturalnie odburknęła dziewczyna. Spojrzała w dół i zobaczyła, że nie ma spodni. Zaklęła pod nosem i zabrała się za śniadanie. Wuj Jason pojechał do pracy, więc przynajmniej z nim miała spokój.
- Spakowana? – spytała jej opiekunka.
- Niby gdzie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jak to gdzie? Dzisiaj, wreszcie wracasz do szkoły. Dokładnie za godzinę będę miała spokój – rozpromieniła się ciotka.
Hermiona kulturalnie wyraziła swoje zdanie i wleciała do swojego pokoju, niczym chmura gradowa. Otwarła wszystkie szuflady i zaczęła wszystko, byle jak wrzucać do kufra. Dumna z siebie, po 40 minutach była już spakowana. Rose wyświadczyła jej ten wątpliwy zaszczyt i zmarnowała na nią, to piekielnie drogie paliwo, podwożąc na stacje King Cross. Hermiona szybko wysiadła i spojrzała z zrezygnowaniem na peron 9 i ¾.
- Do widzenia – burknęła ciotka i już miała odjechać, ale w ostatniej chwili zauważyła – nie znam tych waszych szkolnych zwyczajów, ale może lepiej załóż te spodnie.
Zdziwiona dziewczyna uparcie wgapiała się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stało auto, siostry jej matki. Ponieważ zaczynała zwracać na siebie uwagę ludu na peronie i w okolicach, szybko nałożyła na siebie jakieś powycierane dżinsy. Odczekała aż wszyscy wrócą do swoich, jakże ciekawych spraw i spokojnie przeszła przez barierkę. Przy Expresie panował zwykły jak na tą porę zgiełk i tłok. Hermiona weszła szybko do pociągu, nie witając się z nikim. Znalazła wolny przedział i pogrążyła się w rozmyślaniach. Gdzie jest Harry? Gdzie jest Ron? Ciekawe jak minie przyszły rok szkolny… Naraz ktoś skoczył na nią i zaczął tulić do siebie, jak swój ulubiony pamiętnik.
- Boże Hermiono, ale się stęskniłam. Czemu nie pisałaś? Dobrze się czujesz? Jak minęły ci wakacje?
- Ginny… puść mnie! – wydusił z siebie obiekt całego zamieszania
Rudowłosa dziewczyna szybko się opanowała i usiadła obok przyjaciółki.
- Właśnie, dobrze się czujesz? – powtórzył pytanie Harry
- Świetnie, czemu pytacie? – Hermiona zdobyła się na sztuczny uśmiech i z heroicznym wysiłkiem starała się go utrzymać. Niestety, chyba jej się ta sztuka nie udała, bo przyjaciele spojrzeli na nią koso.
- Nie igraj z nami Hermi… Czemu nie pisałaś? – zapytał Ron
- Miałam swoje powody… Ma ktoś czekoladowe żaby? – zmieniła temat. Postanowili jej na razie dać spokój, ale odpuścić, nie odpuszczą. Zaczęli nieobowiązującą rozmowę na temat wakacji, w której Hermiona nie brała udziału. Bo co niby miała powiedzieć? „O tak, było super. Tylko taki mały wypadek się zdarzył, mianowicie znalazłam swoich martwych rodziców, ale poza tym było idealnie” Na jej twarz wkradł się kpiący uśmieszek, kiedy wyobraziła sobie reakcję swoich towarzyszy.
- Hermiona, dobrze się czujesz? – spytał Harry
- O tak, czemu pytasz?
- Miałaś dziwną minę.
- Wydawało ci się…
- Nie sądzę.
- Zajmij się swoimi sprawami, dobra Harry?
- Zachowujesz się nieprzyjemnie.
- Brawo kolego, jesteś dumny z takiego wzniosłego spostrzeżenia?
- Hermi, daj spokój. Sarkazm do ciebie nie pasuję.
- Więc daj mi spokój – ucięła dziewczyna. Ginny i Ron patrzyli zaciekawieni na odgrywającą się scenę.
- Co się gapicie? – burknęła Hermiona
Pokręcili głowami i powrócili do przerwanej rozmowy, od czasu do czasu, podejrzliwie spoglądając na koleżankę. Podróż minęła im bardzo szybko, nim spostrzegli byli już w Hogsmead. Wyszli na rześkie, wrześniowe powietrze i zaczęli rozglądać się za tym, wózkiem co ma ich zawieźć. Hermiona cały dzień zastanawiała się, czy powiedzieć towarzyszom o swoich rodzicach. Może już wiedzą? Nie… chyba by coś powiedzieli… Może użyli oklumencji, i nie chcą się wyjawić… Jak nimi mieli by użyć oklumencji, do cholery… Bijąc się ze swoimi myślami, dziewczyna spojrzała na testrale i pozazdrościła im spokoju. Nikt ich nie widzi, wiozą dzieci do zamku i mają spokój. Są takie piękne… czarne demony, o lśniącej skórze i bystrych oczach, no może raczej białkach oczu…
- Hermiona, dojeżdżamy!
- Cco…? O, cześć Neville.
- Cześć Hermiono. Wiesz może co się dzieje z moim Mimbulusem? Okropnie mi usycha, zaczął kiedy go wyrzuciłem przez okno, raczej go nie wyrzuciłem. To moja babcia, bo wiesz, ona zrobiła tak… - zaczął nawijać jak zakręcony
Dziewczyna westchnęła. Zawsze miała słabość do Nevilla, taki bezradny w swojej ciapotowaści… No i jak mu nie pomóc?
- Daj mi to! – przekrzyczała go Hermiona
- …i poleciałem po te majtki… Co? Chcesz moje majtki? – zapytał lekko spanikowany – Bo wiesz, nie wziąłem ich ze sobą, ale jeśli ich potrzebujesz to napiszę do babci, żeby mi je…
- Nie! Kaktusa, Neville. Nie potrzebuje twoich majtek – odpowiedziała lekko zażenowana Hermiona
- Och… No tak… - Neville był czerwony jak piwonia – Dam ci go jutro…
Wszystko zaczyna się od nowa. Znowu szkoła, mimo, że Hermiona jeszcze niedawno stała nad czarnym marmurem, który oddzielał ją od swoich rodziców. Czemu akurat czarny marmur? – spytacie. Bo wiąże się ze wspomnieniami? Piękny jak ludzie których pokrywa i tym podobne? Nie, nie i jeszcze raz nie. Po prostu, w sklepie mieli tylko biały i czarny marmur. W zamierzeniu mieli kupić biały, ale pewien facet też go chciał na dachówki(ciekawe, po co mu są marmurowe dachówki, w OGRODZIE!), więc powiedział, że… hmm, ale to już inna historia. Teraz nasza bohaterka musi zmierzyć się z demonami szkolnych prac, i godzin poświęconych wysilaniu swojego narządu, potocznie zwanego mózgiem, na procesach myślowych, w większości nieudanych(Hermiona, jest przypadkiem katastrofalnie innym).


--------------------
Wszystkie sprawy biorą w łeb jednocześnie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 26.05.2024 03:06