Kieł Mroku, ZAKOŃCZONE
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Kieł Mroku, ZAKOŃCZONE
matoos |
![]()
Post
#1
|
![]() Wytyczający Ścieżki Grupa: czysta krew.. Postów: 1878 Dołączył: 15.04.2003 Skąd: Ztond... Płeć: Mężczyzna ![]() |
Od samego początku, kiedy tylko zaczął
rozumieć co się do niego mówi, Krenowi wbijano do głowy jedną zasadę:
"Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj". Tak więc właśnie
uciekał, z całej siły odpychając nogami uciekającą niedorzecznie prędko
ziemię. Jedyne co kołatało się po jego poobijanej głowie to przeczucie, że
tym razem posunął się za daleko... Kiedy tylko dotarł do targanego wichrem
mostu w dzielnicy wschodniej, zatrzymał się, rozejrzał, po czym wskoczył do
dziury, której istnienie było dla niewprawnego oka praktycznie
niedostrzegalne. Posuwając się szybkimi ruchami do przodu zastanawiał się
już, gdzie sprzeda ukradziony miecz, kiedy jego uwagę przyciągnęły niosące
się w oddali głosy.
- Jestem pewien, że widziałem jak biegł w tę stronę! - Szukaj uważnie, na pewno gdzieś tu miał przygotowaną drogę ucieczki. - No pewnie, przecież nie zapadł się pod ziemię... "Prawie zgadłeś, gratuluję intuicji", pomyślał do siebie, po czym jego myśli zajęły sprawy aktualnie najważniejsze, takie jak czołganie się oraz utrzymywanie głowy nad grubą warstwą kurzu zalegającą posadzkę korytarza. Był juz niedaleko swojej kryjówki. Nic nie mogło stanąć mu na drodze... Atramentowoczarna zasłona na ścianie zadrżała nagle i po zadowalającej serii stęknięć i prychnieć dobiegających ze znajdującej się za nią dziury ukazała się głowa Krena. Roztrzepana czupryna tu i ówdzie zdradzała ślady nadmiernego zużycia, ale wydawało się, że młody złodziej jest zadowolony z brawurowej ucieczki. Usiadł spokojnie na ustawionym specjalnie w tym celu pieńku i zaczął mówić. - Jak zwykle piękna, jak zwykle bogata i jak zwykle zła na mnie... - Tym razem twoja lepka gadka ci nie pomoże Krenie Fineusie Brooks! Jak dotąd starałam się popierać twoje nocne eskapady do domów bogaczy, ale są pewne granice! Po pierwsze: Dom Gunthera Hratli jest najlepiej strzeżonym domem w naszej okolicy i każda próba włamania do niego jest karana śmiercią! Po drugie: Cokolwiek tam zdobędziesz i tak nie dasz rady tego sprzedać, bo Hratlo ma wtyczki na każdym czarnym rynku w promieniu pięciuset mil. A po trzecie Hratlo wynajmuje masę czarodziei i magików, a twoje proste iluzje nie pomogą ci w ominięciu ich zabezpieczeń. Gdybyś mi powiedział wcześniej, który dom masz zamiar obrobic tej nocy, z czystym sercem wydałabym cię strażom, w nadziei, że tylko obetną ci dłonie, a nie zabiją na prośbę samego Gunthera Hratli... Ale ponieważ juz wróciłeś, nie pozostaje mi nic innego, jak ci pogratulować! Do jasnej cholery Kren, jak to zrobiłeś? - Nic trudnego. Jedna moja, jak miałaś czelność je nazwać, prosta iluzja i strażnicy spokojnie poszli wszyscy do jednego worka tańczyć z własnymi cieniami. Z czarodziejami było trudniej... Posłałem moje odbicia, żeby biegały po całym domu, wchodząc po dachach, przez ukryte przejścia, kanałami i tym podobne, a tymczasem sam wszedłem głównym wejściem w przebraniu nowobogackiego szlachcica... Mówię ci, ubawiłem się po pachy. Jak tylko czarodzieje zajęli się moimi iluzjami, ja zająłem się najbardziej strzeżoną rzeczą w całym domu. Tym... Z tymi słowami, Kren zdjął z pleców długie i płaskie zawiniątko. Po chwili zastanowienia rozwiązał mocujące je sznurki, po czym wyciągnął pięknie zdobiony miecz razem z pochwą. - To? Wszedłeś do domu Gunthera Hratli i jedyne co ukradłeś to... to? Jakiś stary miecz? Kren, gdybym cię nie znała powiedziałabym, że się starzejesz, ale ponieważ tak nie jest, powiem tylko: DO RESZTY ZIDIOCIAŁEŚ!? Przecież ten miecz na pewno jest indywidualizowany, za cholerę nie sprzedasz go nigdzie, nawet z moją pomocą... Kren zastanowił się... W sumie nie wiedział, co tak bardzo ciągnęło go do tej broni, ale kiedy tylko wszedł do posiadłości, po prostu wiedział, dokąd ma iść. A jak tylko zobaczył oręż, od razu chwycił go i zaczął uciekać... To do niego niepodobne, czyżby w grę wchodziła jakaś magia? Spróbował sobie przypomnieć, czy czuł jakieś drgnięcia Many, ale od chwili wejścia do domu aż do chwili porwania miecza jego wspomnienia były dziwnie zamglone... Ale to nic, to na pewno skutek przemęczenia, ostatnio pracował noc w noc, potrzebował przecież pieniędzy. - Czemu tak stoisz z głupią miną, Kren!? Ja wiem, że zrobiłeś błąd, ale sądzę, że da radę temu zaradzić. A tymczasem obejrzyjmy może ten miecz. Sądząc po pochwie jest naprawdę starożytny, a takiej gardy nie używa się od dobrych pięćdziesięciu lat... - Hmm? Nie wiedziałem, że znasz się na broni Tess... - Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz i gwarantuję ci, że wielu z nich nigdy w życiu nie poznasz... Chociaż, może po romantycznej kolacji, gdybym była bardzo pijana, a ty wziąłbyś wreszcie kąpiel... Zresztą mniejsza z tym. Pokaż no ten miecz, bo pęknę z ciekawości! Kren chwycił za rękojeść i szybkim, acz wprawnym ruchem wyciągnął broń z pochwy... Obecność. Coś się zmieniło. Szczelina. Światło. Życie. Koniec czekania. Nareszcie. Jadło. Napitek. Krew. Obecność. ... i natychmiast poczuł się, jakby coś uderzyło go w tył głowy. Obca świadomość mruczała mu do ucha obietnice chwały i siły, a miecz wydawał się tak pasować do dłoni, że przez chwilę zapragnął nigdy więcej go z niej nie wypuścić... Przez chwilę, bo zaraz doszła do głosu jego wrodzona intuicja, która kazała mu natychmiast schować miecz z powrotem do pochwy. Kiedy tylko to zrobił, świat wokół niego ogarnęła ciemność, a on sam pogrążył się w słodkim zapomnieniu. _____________________________________ To tyle na poczatek. To pierwszy fick ktory podobal mi sie na tyle, zeby go komukolwiek pokazac. Dalsza czesc ma juz miejsce w mojej glowie, ale nie wiem, czy jest na tyle dobra, zeby ja publikowac... Zobacze jaki bedzie odzew na to... Ten post był edytowany przez matoos: 12.05.2003 18:55 -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
matoos |
![]()
Post
#2
|
![]() Wytyczający Ścieżki Grupa: czysta krew.. Postów: 1878 Dołączył: 15.04.2003 Skąd: Ztond... Płeć: Mężczyzna ![]() |
Ten part był pisany na szybko, więc może być w nim trochę błędów. Z góry za nie przepraszam.
Part 13 Biegnące przez las łosie zostawiają tak wyraźny zapach, że nie można mu się oprzeć... Ślad człowieka, ich strach pachnie tak zachęcająco... Migające w pędzie drzewa zdają się zlewać w jedną linię, zielonobrązową taśmę ograniczającą jego świat, istnieje tylko pęd i głód, pęd i głód, pęd i głód... Kren przebudził się. Otworzył powoli jedno oko, zdawało mu się, że powieka waży co najmniej tonę, ale przezwyciężył nadludzkim wysiłkiem wyczerpanie i otworzył też drugą. Stała nad nim Tess. I nie wyglądała na zadowoloną. Odruchowo zaczął wymyślać jakąś wymówkę popartą paroma komplementami, kiedy przypomniał sobie co się stało. Przypomniał sobie, pęd, strach i głód, i... - Tess... Zabiłem Kassa... I nie tylko jego... - Z oczu złodzieja popłynęły łzy... Wracało do niego coraz więcej szczegółów... Szał, bieg i gniew... I śmiech... Śmiech, najstraszniejszy jaki w życiu słyszał... Towarzyszący obcinaniu rąk, głów, zabijaniu... Ginęli ludzie, jeden za drugim, mężczyźni, kobiety i dzieci... I ten śmiech... - Kren! Nie zasypiaj do jasnej cholery! Nie pozwolę ci zasnąć, dopóki nie wyjaśnisz mi co się tu dzieje! Zaczynam powoli mieć dość twoich ciągłych kłopotów! Jeśli myślisz, że jestem tylko od tego, żeby ci pomagać to się cholernie mylisz... - Tess... Nie krzycz... Proszę, ja... Mam dość krzyków... - głos Krena był chwiejny, wydawało się, że złodziej zaraz znowu zemdleje. - Dobrze, nie będę krzyczeć, ale chcę wiedzieć kto cię tak urządził. - Sam się... tak urządziłem... Rzuciłem się na grupę kilkunastu osób... i zaszlachtowałem wszystkich, ale... nie mam oczu dookoła głowy... jeden trafił mnie jakimś sztyletem chyba... Była na nim trucizna, ale... miecz już z nią sobie radzi... - Jaki miecz? Kren, nie chcę cię martwić, ale nie masz przy sobie żadnej broni. - Piąty... wyrzuciłem go po drodze... przeszkadzał mi w biegu... ale to nie szkodzi... - Ranny wyciągnął rękę przed siebie. Powietrze nad jego dłonią zafalowało jak zasłona balkonowa, kiedy na zewnątrz wieje wiatr, a po chwili z cichym dźwiękiem jakby rozdzierania, pojawił się miecz. Wpadł prosto w zaciskającą się właśnie dłoń Krena. - Zaraz się... z tego wykaraskam... wtedy... wszystko Ci opowiem... i zapłacę za posadzkę... - Jaką posadzkę? O co ci chodzi? - Tess zaskoczona odchyliła się do tyłu. Leżący na łóżku mężczyzna wykorzystał tę chwilę wachania, żeby chwiejnie stanąć na nogach, po czym wbił miecz w podłogę. Szeptał coś przez moment pod nosem, po czym zamigotał i zniknął, pozostawiając Tess emanującą niebotycznym zdumieniem. Ruch. Całym ciałem wyczuwa otaczającą go ziemię, jego sprzymierzeńca. Wykorzystuje łączącą ich więź, aby pozbyć się części przepełniającego go smutku, przelewa go na nią, i czuje jak wsiąka w jej ciało, łączy się z krzykiem przepływających obok dusz. I płynie coraz dalej, całym umysłem koncentrując się na tym, żeby nie dać się pochłonąć przez ten krzyk, wrzask rozpaczy, jaki wydaje z siebie planeta... Jak mógł nigdy wcześniej go nie zauważyć? Teraz będzie w jego umyśle już zawsze. Poczuł, że dotarł na miejsce. Pomyślał o kształcie, jaki powinien przyjąć, ciele do którego był przyzwyczajony, i już po chwili przyjął formę mężczyzny, znanego jako Kren. Wszystkie jego rany zniknęły, nie czuł juz zmęczenia. Wszystko to oddał ziemi. Jednak nie był już w całości sobą. Wiele stracił ostatniej nocy. To nie było ważne. Odrzucił to. Skupił się na czymś ważniejszym. - Jesteś tam? - zwrócił się do miecza - Czemu nagle zamilkłeś? - Nie jesteś godny, aby słuchac słodkiego... - Zamknij się! Wiem już czym jesteś! Nie musisz kryś się po płaszczem arogancji! - Nie odzywaj się tak do mnie marny robaku, wyłażący z miejsc na myśl o któych zadrżałbym, gdybym miał ciało... I nie mów mi że jesteś na tyle głupi żeby uwierzyć temu gadatliwemu idiocie de Novie, niebiosa niech będą błogosławione za to, że zginął. Kren wydał z siebie okrzyk wściekłości i zaczął bombardować umysł miecza swą własną świadomością mocy, którą zdąrzył poznać i zaakceptować. Pokazał mu, że ma kontrolę nad swoją mocą, nad nim, i nad wszystkim dookoła, jeśli tylko skoncentruje się na tyle mocno, aby ją wykorzystać. Pokazał mu wizje przetapiania na widły, albo nawet na coś nie mającego na celu zabijania. Pokazał mu tysiąclecie bez smaku krwi, bez dotyku kobiecej dłoni. A kiedy wyczuł, że miecz uświadomił sobie, że złodziej naprawdę jest do tego zdolny, przestał i zaczął znowu mówić spokojniejszym już głosem, cedząc słowa, jakby były kroplami trucizny odmierzanymi specjalnie dla broni. - Mów! Wyczułem w słowach Kassa prawdę, ale nie powiedział mi najważniejszego, zanim przejąłeś mnie i go zabiłeś. A może będziesz udawał, że to nie ty!? - No dobrze. Naprawdę jestem Piątym, a moja moc jest tak wielka, że nie pomieści się nawet w twoim mózgu, który jest wprawdzie malutki, ale ogromny w porównaniu ze średnią wielkością mózgów twojego gatunku. Niestety, aby ją wykorzystać, potrzebuję nosiciela. A oni nie zawsze chcą współpracować. Na przykład ty... Skąd bierzesz tą siłę woli do walki ze mną? - To dlatego, że nic nie wkurza mnie tak jak konieczność słuchania wynurzeń takiego sukinsyna jak ty. To nie siła woli tylko wściekłość mną kieruje... - W każdym bądź razie - przerwał mu miecz, najwyraźniej dostrzegając niebezpieczeństwo dalszego zbaczania z tematu - Siódmy nie opowiedział ci o tym, dlaczego ja jestem inny niż reszta części Filaru. Sprawa jest dość trywialna - otóż po Istota nie była jedynym bogiem powstałym ze świadomości ludzi... Kiedy zaistniała taka potrzeba, powstawały coraz to nowe bóstwa, charakterystyczne dla konkretnych grup ludzi. Tak było też z cholerną Wilczycą, ale ona urosła bardzo w siłę, kiedy wchłonęła Gress - bóstwo kupców... Teraz złodzieje i kupcy mają tego samego boga... Chociaż, to w sumie żadna różnica, mogło tak być od początku. W ten sposób ustabilizował się panteon, a tacy bogowie jak Eff' er, bóg ognia, czy Terrk, bóg psychopatów stali się jego częścią. Jednak moc żadnego z nich nie dorównuje częściom Filaru. Ja jestem trochę inny, bo potrzebuję kogoś, aby się zamanifestować. Dlatego wykorzystano mnie jako pojemnik do więzienia demonów... Cholerni kapłani Jedynego odprawiali nade mną egzorcyzmy, żeby wykurzyć ducha, za którego mnie uznali z całkiem dobrego miecza. A kiedy to nic nie dało, stwierdzili, że jestem przeklęty i że dzięki temu tworzę idealną pułapkę na demony... Dlatego moja moc znacznie wzrosła, po wchłonięciu tych wszystkich złych duchów. Ale ten ostatni nie był zwykłym demonem - zdaje się, że przez pomyłkę zamknęli we mnie Ker' naka - boga krwi i śmierci. Od tego czasu toczę z nim nieustanną walkę i zdarza mu się czasami wymknąć spod kontroli. Kren sprawdził wspomnienia miecza. Napotkał wprawdzie barierę, ale wypalił ją uderzeniami czystej mocy, zaczerpniętej ze znajdującej się dookoła gleby. I znalazł tam prawdę. Zatoczył się, jakby uderzono go w twarz. - Kłamiesz! Sam napuściłeś na mnie Ker' naka, bo nie potrafiłeś sam wyrwać się spod mojej kontroli! - Nie wiesz, jak to jest kiedy głód przepełnia cię w całości, kiedy czujesz potrzebe krwi tak wielką, że nic cię nie powstrzyma przed jej spełnieniem... - Teraz już wiem! Dzięki tobie ty cholerny widelcu! Czy zdajesz sobie sprawę, jak wielu ludzi zabiłem? - Tak! I tylko dzięki temu udało mi się w końcu opanować boga krwi! Powinieneś mi dziękować! - On by się nie nawet nie odezwał, gdybyś mu nie pozwolił! Kren przemilczał to, ale w jego głowie odezwała się jeszcze jedna myśl. Widział pokłady mocy należącej do miecza, czuł ją dookoła siebie i wiedział, że może ją wykorzystać, ale czemu ta moc dawała mu się tak łatwo kontrolować? Nie wyczuwał już nałożonego na broń zaklęcia wspomaganego mocą Wilczycy. Musiał się dowiedzieć, dlaczego właśnie on potrafił ją tak dobrze kontrolować... __________ Okej poprawiłem enterki - to wina notatnika spod Win2k - po prostu dziwnie dzieli linie... -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 00:55 |