Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Przygoda w handlu duchów, ZAKOŃCZONE

Mega-śmierciożerca
post 16.09.2003 19:45
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 03.07.2003
Skąd: Kowary




Detektyw inspektor Chen zgarnął na bok bałagan na biurku i starannie zapalił pojedynczą pałeczkę karmazynowego kadzidła. Dym wzniósł się spiralą w powietrze, powiększając brązową plamę na suficie, która wyglądała jak plama krwi rozlana dokładnie nad biurkiem. Chen pochylił głowę w krótkiej modlitwie, potem podniósł fotografię i potrzymał nad smugą dymu.
Twarz dziewczyny pojawiała się stopniowo, wypływając z ciemnego tła. Dziewczyna stała w drzwiach magazynu, oglądając się trwożnie przez ramię. Włosy miała wciąż ściągnięte do tyłu w pogrzebowe warkocze, a jej biała twarz jaśniała w mroku niczym duch, którym była. Wpatrując się w fotografię i przestraszoną twarz dziewczyny, Chen poczuł nagle gorący płomień gniewu w piersi. Ile jeszcze młodych kobiet, nie zauważonych i nie opłakanych, poszło tą samą drogą po śmierci? Ktokolwiek jednak stał za wszystkim, tym razem popełnił błąd, skoro wybrał córkę głównego przemysłowca Singapuru Trzy zamiast jakiejś bezimiennej prostytutki.
Chen podał fotografię kobiecie siedzącej po drugiej stronie biurka i zapytał łagodnie:
- Czy myśli pani, że to jest pani córka?
Pani Tang mocniej zacisnęła palce na rączce torebki od Miucciego. Słabym szeptem odpowiedziała:
- Tak. Tak, to Pearl.
- I mówi pani, że ktoś to pani przysłał?
- Wczoraj. Nie wychodziłam z mieszkania i nikt nie przychodził. Ale kiedy weszłam do zakładu, zdjęcie leżało na biurku. W czerwonej kopercie. Najpierw nie wiedziałam, co to jest. Notatka wyjaśniła, co mam zrobić. - Wskazała spiralną smużkę dymu. - Przez chwilę widać jej twarz, ale potem znowu znika.
- A czy zauważyła pani coś... dziwnego? Oprócz koperty?
Pani Tang zwilżyła wyschnięte wargi.
- Było trochę popiołu. Musiałam zmieść go z biurka, zanim pokojówka czy ktoś inny go zobaczył.
- No dobrze. Pani Tang, wiem, jak pani jest ciężko, ale przynajmniej mamy jakiś ślad. Nie wolno pani tracić nadziei.
- Znajdzie ją pan, prawda?
- Proszę się nie martwić. Znajdziemy pani córkę i dopilnujemy, żeby tym razem na pewno zakończyła podróż. - Chen bardzo się starał dodać otuchy klientce.
- Dziękuję - wymamrotała pani Tang. Przesunęła swoje kosztowne słoneczne okulary na czubek głowy i potarła oczy w czerwonych obwódkach. - Lepiej już pójdę. Powiedziałam Hsuenowi, że idę na zakupy.
Chen westchnął. To była dodatkowa komplikacja, lecz aż nadto znajoma.
- Czy może pani jakoś wpłynąć na męża, żeby zmienił zdanie?
- Wątpię. Próbowałam rozmawiać z Hsuenem, ale on nie chce słuchać - wyznała pani Tang z kruchym, gorzkim uśmiechem. - Mówi, że to żadna różnica; Pearl nie żyje i na tym koniec. Widzi pan, on i Pearl nigdy nie byli sobie bliscy. On chciał syna, a ja po urodzeniu Pearl nie mogłam mieć więcej dzieci. Więc on ją winił, pan rozumie. A ona zawsze była... no, bardzo kochanym dzieckiem, ale czasami bywała troszeczkę trudna. Samowolna. Miała piętnaście lat i tłumaczyłam mężowi: "Czego można się spodziewać w tych czasach?" Wszystkie włóczą się z chłopcami, a Pearl miała powodzenie, to go strasznie złościło... I chyba wtedy zaczęły się problemy z jedzeniem.
Chen słuchał cierpliwie, a ona opowiadała dalej, kreśliła wizerunek zmarłej dziewczyny. Wreszcie powiedziała niepewnie:
- Pan jest bardzo uprzejmy, inspektorze. Wiem, że zrobi pan wszystko, żeby znaleźć Pearl. Naprawdę muszę już iść.
Chen odprowadził ją do drzwi komisariatu, potem powoli ruszył w stronę automatu z napojami. Sierżant Ma, zgięty nad maszyną, walił pięścią w jej bok.
- Cholerny automat znowu nie działa. Och. - Wyprostował się pospiesznie i odsunął, kiedy rozpoznał Chena.
- Mnie się nie spieszy - powiedział uprzejmie Chen.
- Nie, nie, nie, nie. Proszę bardzo. Jest pański - wyrzucił z siebie Ma i szybko odszedł w stronę kantyny.
Z westchnieniem rezygnacji Chen wyłudził od maszyny papierowy kubek zielonej herbaty i zaniósł go na swoje biurko. Skręcając za róg zauważył, że sierżant Ma wrócił i ukradkiem macha błogosławionym papierem nad maszyną. Chen przywykł do tego, ale czasami przygnębiała go niechęć kolegów z pracy. Sączył pozbawioną smaku herbatę i przez kilka chwil wpatrywał się w fotografię, potem zdjął marynarkę z oparcia krzesła i wyszedł z komisariatu.

* * *
I jak?


--------------------
Strzezcie sie slów:
To czego najbardziej sie boisz zdarzy sie...

harrypotter50@op.pl
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Mega-śmierciożerca
post 17.09.2003 14:01
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 03.07.2003
Skąd: Kowary




Lato dopiero się zaczęło, ale upał już dawał się we znaki. Wychodząc na Jang Mi Road detektyw Chen miał wrażenie, że zanurza się w gorącej kąpieli. Spojrzał na wskaźnik zanieczyszczeń na ścianie komisariatu, ale dane były zbyt przygnębiające, żeby traktować je poważnie.
Pogrążony w myślach, Chen powoli ruszył w stronę przystani. Zanim dotarł do krawędzi schronu przeciwtajfunowego, trochę się ochłodziło. Nad Morzem Południowochińskim zbierała się burza, powietrze smakowało deszczem i błyskawicami. Chen uśmiechnął się, kiedy wyobraził sobie Inari opierającą łokcie na parapecie okiennym w mieszkalnej łodzi, niecierpliwie czekającą na huk pioruna. Jego żona uwielbiała burze. Przypominały jej dom, mówiła.
Przystań promu znajdowała się trochę dalej na molo. Chen usiadł na ławce. Ktoś zostawił gazetę, więc Chen podniósł ją i zaczął leniwie przeglądać. Singapur otwierał jeszcze jedną franszyzę, tym razem dalej na wybrzeżu Myanmar. Chen pamiętał czasy, kiedy Singapur Trzy był ostatni w szeregu stref wolnocłowych; ta nowa inwestycja będzie szóstym miastem. Czytał dalej, że miasto zostanie zbudowane według tego samego planu, co pozostałe i przez chwilę z uśmiechem wyobraził sobie innego detektywa inspektora Chena, siedzącego na identycznej ławce na przystani promu, kilka tysięcy mil na południe. Odległy pomruk przerwał jego rozmyślania. Chen podniósł wzrok i ujrzał rozkołysaną sylwetkę promu zbliżającego się do nadbrzeża.
Kwadrans później Chen zszedł na przystań po drugiej stronie i zapuścił się w labirynt uliczek tworzących wyspę Zhen Shu. Była to podejrzana okolica i Chen zachowywał czujność, ale nikt go nie zaczepiał. Przypuszczał, że wygląda dostatecznie anonimowo: mężczyzna w średnim wieku o przeciętnej twarzy, ubrany w niemodny strój barwy indygo. Od czasu do czasu jednak ktoś wzdrygał się i usuwał mu się z drogi, czyli najwyraźniej rozpoznawał Chena albo przynajmniej jego profesję. Nikt nie lubił policjantów, a gliniarze sprzymierzeni z Piekłem napotykali na podwójną niechęć. Toteż Chen bez przeszkód wędrował wąskimi uliczkami Zhen Shu, aż stanął przed frontem Zakładu Pogrzebowego Su Lo Linga.
W przeciwieństwie do sąsiednich sklepów, zakład pogrzebowy prezentował się wspaniale. Czarna fasada ze sztucznego marmuru pyszniła się pozłacanymi kolumnami po obu stronach drzwi, nad którymi wisiały rzędem krzykliwe, niegustowne czerwone latarnie. Całkiem stosowny wystrój, pomyślał Chen, biorąc pod uwagę ilość obywateli, których spotykał koniec właśnie przy blasku czerwonych latarni. Wąska boczna alejka prowadziła dalej w labirynt Zhen Shu.
Napis na drzwiach informował, że zakład pogrzebowy jest zamknięty. Niezrażony Chen trzymał palec na dzwonku, aż wreszcie drgnęły rolety w oknach sklepów po obu stronach. Poprzez uporczywy jazgot dzwonka usłyszał pospieszne kroki w holu. Drzwi rozwarły się gwałtownie ukazując niskiego, krępego dżentelmena w długiej czerwonej szacie.
- Czego chcesz? To jest miejsce spoczynku, nie jakiś... och.
Oczy mu się rozszerzyły. Chen nigdy nie potrafił odgadnąć, skąd ludzie wiedzieli; widocznie miał coś w głębi oczu, jakąś wewnętrzną ciemność, która zdradzała jego bliski związek z zaświatami. W młodszym wieku, bynajmniej nie z próżności, spędzał długie godziny przed lustrem usiłując wykryć, co tak bardzo przerażało ludzi.
- Przepraszam - powiedział krępy mężczyzna bardziej pojednawczym tonem. - Nie zdawałem sobie sprawy...
Chen pokazał odznakę.
- Miejski departament policji. Komisariat 13. Detektyw inspektor Chen. Pozwoli pan, że wejdę? Mam do pana kilka pytań.


--------------------
Strzezcie sie slów:
To czego najbardziej sie boisz zdarzy sie...

harrypotter50@op.pl
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 26.05.2024 08:49