Plan Genialny [zak], cała prawda o ff
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Plan Genialny [zak], cała prawda o ff
Gem |
24.04.2006 19:11
Post
#1
|
Magik Grupa: Prefekci Postów: 749 Dołączył: 24.07.2005 Skąd: z oślizłego lochu >:] Płeć: Kobieta |
Plan Genialny
Czyli; kulisy sław oraz na czym właściwie polega praca pisarzy fan ficów. Poprzez gęsty mrok i równe rzędy kamiennych płyt nagrobnych, przedzierała się grupa postaci odzianych w czerń. Zimne podmuchy wiatru szarpały połami ich szat nadając im nieludzki, groźny wygląd. Mgła sięgała niemal do kolan, a pokryta rosą trawa szeleściła pod stopami. Na przedzie mrocznego pochodu, stąpał lekko najwyższy z czarodziejów, gdyż jak można się domyśleć, będzie to fic właśnie o nich. Trzymał uniesioną w górze różdżkę, na końcu której jaśniał mały, dający mętne światło płomień. - Do rzeczy! Ile mamy jeszcze tak iść?! Przemokły mi buty i zmarzłem na kość! – Wykrzyknął rozgniewany głos w stronę nieba. - No właśnie! Jeszcze zrobią mi się odciski! – Poparł go ktoś inny. - Dobra, już dobra...przynajmniej stańcie przy tej kaplicy. Nie tam! To jest latryna... tak za tym drzewem, Dobra, wielkie dzięki. - Eghem! Na czym to ja... ach, tak! Jak zapewne się domyślacie, to właśnie grupa Śmieciożerców zaszyła się na tym starym, zapomnianym cmentarzu, aby wprowadzić w życie ich straszliwy, okrutny, szatański, napawający zgrozą, zły... - Diabelsko sprytny? - Dorzucił ktoś wyjątkowo perfidny i nie dający dokończyć zdania! No! Tak więc, postacie o skrytych pod kapturami twarzach... - Goyle do siódmych piekieł! Słyszałeś co powiedziałam?! Pod kapturem!!! Zakryte kapturem wystarcza w zupełności, więc możesz zdjąć te rajstopy z głowy! - - Ach... przepraszam. Pomyślałem, że tak będzie straszniej - odparł głupkowato kręcąc młynka kciukami. - Od myślenia, to jestem ja. I dajcie mi wreszcie dojść do słowa, bo więcej nie zaangażuję żadnego z was! – - Hej! Chwileczkę! Ja przecież nic nie powiedziałem. - Stojący między dwiema największymi sylwetkami, wysoki mężczyzna poskarżył się i na znak protestu zaczął ryć czubkiem buta w ziemi. - Po prostu róbcie swoje. A teraz, przejdźmy dalej, bo w takim tempie, to nigdy nie dojdziemy do sedna, dobra? – Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, choć kilka osób uczyniło to bardzo niechętnie. Śmierciożercy ustawili się w ciasnym kręgu, wewnątrz którego stanęła tylko jedna osoba. Lord Voldemort powoli zsunął z białej jak naga czaszka głowy okrywający go materiał. W chwile potem, to samo uczynili pozostali. - Taaak. Jest nas wielu - rzekł dziwnym, syczącym głosem rozglądając się po przybyłych i zatrzymując się na niektórych twarzach nieco dłużej. - Zebraliśmy się tutaj, aby wprowadzić nasz... – sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza wyrzucając z niej kolejno; żelki truskawkowe, szminkę z brokatem, żółty długopis z kaczuszką na sprężynce, aż w końcu rozpromienił się i wyciągnął zgnieciony kawałek papieru. Odchrząknął, rozprostował kartkę, prześledził kilka linijek tekstu i ponownie włożył ją do kieszeni. - ...aby wprowadzić nasz niewiarygodnie złowieszczy, okrutny, szatański plan! Muhahahahahaha!!! – Zaśmiał się szaleńczo, unosząc do nieba rozczapierzone szpony. Rozległ się błysk, a po chwili odpowiedział mu głośny, wstrząsający ziemią grzmot. - Muhahahahaha... – Zawtórowali mu Śmierciożercy. Ponownie oślepiający piorun rozdarł niebo i zagrzmiało przeraźliwie. - Pst! To już koniec sceny z szaleńczym śmiechem... – - No, tak. A już zrobiło się tak przyjemnie – westchnął Voldemort. - O niegodziwy, a jaki to plan? - Zapytał łasząc się, przysadzisty człowieczek, wyglądem przypominający szczura, a na imię miał Peter. - Oto dziś, moi mroczni przyjaciele, zdradzę wam plan, który uknułem w ciemnościach, podczas lat spędzanych na wygnaniu, zgrzytając zębami i pragnąc zemsty! Tak! Ja, który nie umarłem, choć mieszkałem w lesie bez możliwości skorzystania z kosmetyczki, czy masażystki, a nawet toalety! – Wykrzyknął. Jego oczy zalśniły czerwonym blaskiem. Nagle zastygł w miejscu, a na jego twarzy odmalował się niepokój. - Tak?! Tak, panie?! - dopytywał się Glizdogon zacierając łapska w podnieceniu. Zapadła głucha cisza i wszyscy nasłuchiwali w napięciu dalszego ciągu genialnego planu ich mistrza. Coś strzyknęło i chrupnęło. - Na Salazara. Przez to wyginanie się, coś łupnęło mi w kręgosłupie – mruknął straszny i podstępny Voldemort, rozcierając sobie plecy, i który nie potrafi niczego zrobić dobrze! - O przepraszam! Szaleńczy śmiech wyszedł mi całkiem nieźle – zaperzył się i marszcząc brwi, których z resztą nie miał, spojrzał w niebo. - Nie musisz być taka złośliwa! To nie jego wina, że przetrenował się na aerobiku – wytłumaczył wysoki Śmierciożerca o srebrnych, opadających mu na plecy włocach, które to dawno wyszły z mody. - No nie! To już przesada! Odchodzę! – Lucjusz Malfoy trzasnął laską o najbliższy nagrobek i rzucił w stronę chmur wściekłe spojrzenie. - Stop! W takim razie, robimy pięciominutową przerwę. Lucjusz, zatrzymaj się musimy pogadać. – Białowłosy zatrzymał się wpół kroku, z arystokratycznym wdziękiem, odwrócił się i zamachnął płaszczem. Spod półprzymkniętych powiek, obserwował swoimi szarymi oczami korony drzew. - Słucham – powiedział siląc się na spokój. - Daj spokój Lucek. I tak wiem, że nie odejdziesz, jesteś na to, zbyt egoistyczny. Poza tym, wiem, że chcesz zrobić mi na złość, bo nie pozwoliłam ci założyć skórzanych spodni i okularów przeciwsłonecznych. – - Ale to był świetny pomysł! W ogóle nie rozumiem dlaczego ci to przeszkadzało?! – Wycedził i tupnął teatralnie nogą. - Matko... Po pierwsze, jest noc. A po drugie, to nie Matrix! Może jeszcze mam pozwolić założyć Snape’owi czepek pływacki i płetwy, a Karkarowi pomarańczowe rękawiczki do CZARNEGO płaszcza?! – - A ja myślę, że to urocze! Jedyną osobą, której się to nie podoba jesteś ty! – Wrzasnął desperacko, tracąc resztki panowania nad sobą. – I wcale nie straciłem panowania nad sobą! – Rozwścieczony Malfoy zerwał z siebie pelerynę, cisnął o ziemię i skoczył na nią wdeptując w wilgotna glebę. - Nie martw się. Odliczę to od twojej premii. – - Że co?! Nie możesz mi tego zrobić!? - Jego jasne oczy nagle rozszerzyły się i przez moment wyglądał jakby miał się rozpłakać. - Oczywiście, że mogę. Ba! Zrobię, a nawet więcej. Jeżeli nie wrócisz na swoje miejsce i nie zaczniesz zachowywać się jak profesjonalista, to nie dostaniesz nic!– - Ale... – - Ani knuta! – - No dobrze, już dobrze. Tylko bez złośliwych komentarzy – mruknął pod nosem i pomaszerował w kierunku kaplicy, gdzie czekali pozostali Śmierciożercy pijąc kawę. Pijąc kawę?! - ...dwie kostki?! Glizdogonie, przecież wiesz, że słodzę cztery! Lubią słodką kawę! - - O Najokrutniejszy... dentystka zabroniła - tłumaczył się pokornie. - Panie - zaczął niepewnie Peter. – Makijaż – stęknął i służalczo przydreptał ciągnąc za sobą pudełko białego pudru. Gestem dłoni przywołał Snape’a stojącego najbliżej nich. Severus skrzywił się lekko i niechętnie, ale podszedł do Glizdogona, który od razu wcisnął mu w dłoń coś różowego i puszystego. - Co?! Ach, znowu kupiłeś z Rimmel, Glizdogonie! Wciąż ci powtarzam, żebyś nie oszczędzał na mnie! Poza tym, wolę kosmetyki z Vichy... – Jego blada niczym papier skóra przybrała na policzkach lekki odcień purpury. - Mam bardzo delikatna cerę, skłonną do podrażnień - dokończył i odchrząknął znacząco, podczas gdy dwóch Śmierciożerców pudrowało jego twarz wielkimi, kolorowymi pędzlami. - Ała! Uważajcie na soczewki! – Skarcił ich, kiedy włosie narzędzia dziabnęło go w oko. - Lestrange, masz jeszcze ciasteczka? Nie mam czym zagryźć kawusi – zagadnął Macnair. Przełknął właśnie ostatniego biszkopta, maczając go uprzednio w filiżance. - Niestety Walden, ale mam już tylko kanapki. Chce ktoś? – - O! Świetnie! A masz z Nutellą? – Ucieszył się Voldemort i nie ruszając się z miejsca, gdyż w dalszym ciągu poddawał się charakteryzacji, wyciągnął kościstą rękę w stronę kobiety. - Pewnie - odparła Bellatrix i zarumieniła się nagle. – Chyba nawet miałam taką nadzieję... że zapytasz o to, panie. – - Och, tak... yyyy... to naprawdę miło z twojej strony. – Voldemort podrapał się po łysej głowie, właściwie wyglądał na lekko zakłopotanego. - Zakłopotany? Gdzie tam. Ja tylko staram się być uprzejmy. Po pracy zawsze staram się być miły – dodał po chwili. - Gotowe! – Oznajmił Peter W tym samym momencie, silny podmuch wiatru przewrócił termos i wyrwał z rąk filiżanki z czarnym, parującym płynem. Mgła u ich stóp zgęstniała, a z oddali dobiegły ich odgłosy nocnych zwierząt. - Świetnie! Koniec leniuchowania! Atmosfera już jest, szminka poprawiona, a przerwa dobiegła końca. Nie płacę wam za objadanie się na planie! – Rozległo się kilka pomruków niezadowolenia, ale wszyscy wrócili posłusznie na miejsca. Voldemort wcisnął do ust całą kanapkę i przełknął ją nie bez problemu. - Errr... Plan! – Zawołał celując palcem wskazującym do góry. – Jam, jest ten, co zapanuje nad światem i zniszczy raz na zawsze tego obrońcę mugoli i szlam Dumbledore’a wraz z jego, przeklętym Potter’em! - Wszyscy zebrani nadstawili uszu. Szelest papieru. - Mokzci-nreip... myz-creż-oiwrk... ikę-izd? – - Trzymasz odwrotnie tekst... – - Oj! Rzeczywiście... Dzięki krwiożerczym pierniczkom! Tak, waśnie tak! - Dodał widząc zszokowane miny Śmierciożerców. - Ależ Najpotężniejszy! Jak chcesz zdobyć świat przy pomocy pierników? - Odezwał się Snape, a pytanie to zapewne zadawał sobie każdy z uczestników spotkania. - Już mówię. Otóż, jak wiecie, w Hogwarcie zbliża się coroczny festyn pieczenia ciast. Przebierzemy się za staruszki z Kółka Gospodyń Wiejskich i poczęstujemy niczego nie podejrzewających uczniaków naszymi wyrobami. – Podczas swojej przemowy, Voldemort przechadzał się z chytrym uśmiechem między swoimi sługami, a dotarłszy do mężczyzny o ziemistej cerze i czarnych, tłustych włosach, dźgnął go swoim długim palcem w pierś. - Chyba nie wątpiłeś w mój geniusz, Severusie? – Zapytał zdawkowym tonem. - Ależ oczywiście, że nie, panie! Byłem po prostu tak niecierpliwy szczegółów, iż nie zdołałem się powstrzymać – tłumaczył się nie patrząc mu w oczy, za to trzymając za plecami splecione w krzyżyk palce lewej dłoni. „Zdrajczyni” Pomyślał Snape, i radzę ci panować nad sobą, bo wszystko i tak się wyda. - Naturalnie - ciągnął Voldemort. - Swoją drogą, mógłbyś od czasu do czasu umyć te kudły. Rozumiem wymagania reżyserskie, ale nie zaszkodzi raz na tydzień zgrzeszyć wizytą w salonie piękności. Znam niezły adres koreańskiej... – - A może, odłożysz ustalanie waszej randki na potem, co? W ten sposób, będę to pisać do jutra! – - Dobra! Na Merlina, nic nawet powiedzieć nie można... – - Chcesz coś jeszcze zasugerować? – Voldemort westchnął ostentacyjnie i powrócił nareszcie do wyjaśnień swojego niesamowicie chytrego planu. - Jak mówiłem, zostawimy pierniczki na terenie zamku, a po północy, za sprawą zaklęcia, które już wcześniej obmyśliłem, one OŻYJĄ!!! – Piorun uderzył w drzewo wzniecając ogień, z oddali usłyszeli muzykę organów. Śmierciożercy, przerażeni grozą swego strasznego przywódcy, stłoczyli się i nerwowo zaczęli oklaskiwać „genialny” plan Voldemorta. - P-panie? – Zaczęła Bellatrix. – A jeżeli pierniczki zostaną zjedzone zanim ożyją? – Zasugerowała nieśmiało, a Voldemort pojawił się tuż przed nią. - Aha! Wiedziałem, że ktoś w końcu o to zapyta! – wykrzyknął triumfalnie. - W oryginalnym przepisie są tylko dwie łyżki proszku do pieczenia, ale MY damy aż SIEDEM! Hahahaha...moja przewrotna inteligencja i spryt nie znają granic! Nikomu nie zasmakują pierniczki, ale nie wyrzucą ich, bo to mogłoby zranić nasze – mrugnął do nich porozumiewawczo. – ...uczucia, bo w końcu będziemy budzącymi sympatie staruszkami! Pierniczki zostaną zapewne ukryte w kuchni, albo nie wiem gdzie i kiedy nadejdzie odpowiedni czas... przebudzą się i pożrą niczego nie spodziewających się uczniów wraz z tą marną kadrą nauczycielską! Hahahahaha!!! - Śmierciożercy spojrzeli po sobie zdumieni, a Snape wyglądał nawet na obrażonego. W powietrzu zadźwięczały organy. - Umm... tak, wystarczy Glizdogonie. – Voldemort uczynił gest ręką i Peter uśmiechnął się przymilnie szczerząc swoje gryzoniowate zęby i ześlizgnął się ze stołka przy organach. - Organy?Oczywiście, nikt mnie nie poinformował i nie mam zielonego pojęcia, co one tam do ciężkiej cholery robią!!! - Och, nie panikuj. Wspólnie, doszliśmy do wniosku podczas przerwy, że przyda się odrobinę więcej grozy. – - Ustaliliście?! Wspólnie?! Wspólnie z kim?! Przepraszam bardzo, ale ja tu jestem cholernym reżyserem i od jakiegoś, niech pomyślę, POCZĄTKU robicie wszystko źle! Nawet nie nauczyliście się tekstu! Myśleliście, że nie zauważyłam tych waszych pobazgranych w tekscie rąk?! Żenada! I to ma być profesjonalizm?! – Voldemort nagle przestał chichotać. - Tylko spokojnie, nie rób niczego, czego będziesz potem żałować – powiedziała Bellatrix, wyraźnie usiłując załagodzić sytuację, ale co jej nie wyszło, ponieważ i tek jestem wściekła! - No dobrze, to była nasza wina. Jesteśmy trochę rozkojarzeni po wczorajszej imprezie. Było stanowczo za dużo Ognistej Whisky – tłumaczył Malfoy. - O proszę! I na dodatek przychodzicie skacowani do roboty! – Kilka osób jednocześnie nadepnęło na buta Lucjuszowi. - Ała! To bolało! Nie musiałaś tego robić – zaperzył się blondyn wymach..ąc wściekle pięścią do nieba i usiadł, żeby rozmasować napuchniętą stopę. - Musiałam i dobrze ci tak! – - No to co teraz?! Zwolnisz nas? – Zapytał Karkarow, beznadziejnie udając załamanego. Niestety, nawet w poważnej sytuacji nie potrafił grać! - Nieeee! Błagam, tylko nie to! Ja mam dziecko do wykarmienia! – Załkał Crabbe, który w zasadzie nie miał żadnej kwestii mówionej, nie licząc potakiwania i płaszczenia się przed Voldemortem. Owszem, dziecko to on miał i to całkiem spore, z resztą jak on sam. - Ehh... No zastanowię się, ale dziś już nic z tego nie wyjdzie. Tym bardziej, że Voldemort... tak, nie chowaj się za tym nagrobkiem, i tak cię widzę... majstrował w scenariuszu i zamiast piekielnych potworów, które mieliście wywołać na tym cmentarzu, zamierzacie zaatakować Hogwart krwiożerczym pierniczkami. – Voldemort zaczerwienił się i nagle zauważył coś niezwykle pasjonującego w swoich paznokciach, co z resztą i tak nie umniejsza jego postępku. - Myślałem, że przyda się trochę inwencji twórczej. Ciągle tylko jestem zły, podstępny, chcę zabić Pottera, wskrzeszam jakieś zwłoki i syczę jak... jak jakiś gad, blablabla... A może ja mam trochę inny światopogląd, lubię przeklęty różowy kolor i do cholery piekę pierniczki! – Wszyscy, włącznie ze mną wytrzeszczali oczy na dygoczącego ze złości, co ciekawe bezsilnej, Voldemorta. - Wiedziałem, że coś tu jest nie w porządku – skomentował niezwykle spostrzegawczy Snape. – Bez ironii, proszę - dodał zerkając krytycznie w nocne niebo. - W takim razie, daję wam na resztę tygodnia wolne, niech nawet będzie płatne. A co mi tam! Z resztą, odrobina odpoczynku dla moich biednych, skołatanych nerwów, też się przyda. – - Brawo! I o to właśnie chodzi! Idziemy ludzie! Zapraszam do mnie na szklaneczkę, albo i buteleczkę dobrego Porto! - Zawołał Lucjusz i cała grupa podążyła za nim poklepując go po plecach i wyrażając swoją wdzięczność. Na prośbę Voldiego, po pracy woli jak się go nazywa w ten oto sposób, wyłączyłam mgłę, gdyż wszyscy zgodnie stwierdzili, że mają już niezłe bagno w butach. No cóż, przynajmniej na efekty specjalne można liczyć. Z przeciągłym westchnieniem podniosłam jeszcze temperaturę o kilka stopni, Lestrange zaproponowała grila, i powoli zaczęłam się zastanawiać nad tym, co będę robić przez resztę dnia, gdy... - Hej! – Odwróciłam się w ostatniej chwili. Odgłosy aportujących się osób umilkły, ale na cmentarzu została jeszcze jedna osoba. - Lucek? Co ty tu robisz?! Twoi goście czekają. – - Wiem, mówiłaś, że też zrobisz sobie wolne, więc pomyślałem, w końcu dlaczego by nie, no bo co szkodzi... – - Zapraszasz mnie do siebie na imprę? – - Tak też można powiedzieć. No? I co ty na to? – - Nie wiem... to trochę ryzykowne. Jestem waszym dyrektorem, a wiesz jak na to patrzy opinia publiczna. – - Nie wykręcaj się. Mam cię prosić, czy co? – Charakterystyczny dla Malfoy’ów uśmieszek. – Ha! Wiedziałem, że to lubisz. – - Dobra, nie przeginaj... Cholera! Ja się czerwienię! – - Haha! – - Przestań!!! Wiesz, że mogę być wredna i potrafię. Nie zmuszaj mnie do pokazania ci, kto jest szefem! – - To jak będzie? Zamierzasz się pieklić, czy zleziesz tu na dół? – Niech mnie, ale to było właśnie Malfoy’owskie poczcie humoru. - ... - - Haaalo! Jesteś tam? Czy już poszłaś? Nie będę tu czekał cała noc... Aaaaaaaaa!!! – - Nie drzyj się tak. Piszczysz jak baba. – powiedziała średniego wzrostu dziewczyna o zielonych oczach i kasztanowo-rudych włosach. - Ależ mnie przestraszyłaś. Musiałaś się tak zakradać? – - Zakradać?! – Prychnęła autorka i opatuliła się ciaśniej zielonym wełniakiem. – Rzeczywiście, zimno tu jak cholera – wzdrygnęła się mimowolnie. - Widzisz w jakich warunkach karzesz nam pracować? – Lucjusz odgonił ze wstrętem pełznącą ku niemu mackę lepkiej mgły. - Wiesz, tak w ogóle, to całkiem inaczej cię sobie wyobrażałem. Coś w stylu takiej, ja wiem... pani redaktor w średnim wieku, okularki i takie tam – powiedział obserwując ją z grymasem na twarzy. Autorka spojrzała najpierw na siebie, a potem na niego i z głębokim westchnięciem odparła. - No, a ja myślałam, że będziesz trochę wyższy i nie wiedziałam, że farbujesz włosy. Myślałam, że to naturalne, a ty masz już centymetrowe odrosty – Lucjusz wyglądał jakby ktoś mu przywalił maczugą po głowie, ale szybko się otrząsnął i na jego ustach znowu pojawił się szelmowski uśmiech. - Porozmawiamy o moich włosach nieco później. A teraz udamy się do mnie na drinka i przy sprzyjających okolicznościach podyskutujemy o mojej roli... – - Ha! Wiedziałam! – - Co ty w ogóle masz na sobie? Jakiś babciny styl. – - Przymknij się, bo tak porozmawiamy o twojej roli, że zostanie z ciebie kupka dymiących popiołów... – KONIEC! <edit> :> Ten post był edytowany przez Gem: 25.04.2006 09:10 -------------------- |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 01.11.2024 02:14 |