Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Złoty Znicz, wersja piątego tomu.

Piotrek
post 13.10.2004 20:01
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 84
Dołączył: 31.08.2004
Skąd: Kraśnik

Płeć: Mężczyzna



Cześć! Kiedy aktualizowano dział fan fiction na stronie, rozbudowano tam ff, które napisał mój kolega Seweryn Lipoński pt. "HP i Złoty Znicz". PRAWDOPODBNIE nie będzie kontynuowany na stronie (wszystko zależy od Kasi), a ja umieszczę go na forum. A oto wstęp i pierwsze 2 rozdziały (daję od początku). Proszę o komentarze!

W Hogwarcie i poza nim ma miejsce wiele dziwnych wydarzeń. Dotyczą one w dużym stopniu Harry’ego, któremu ginie Błyskawica oraz zostaje zaatakowany.
W piątej części przygód Harry’ego dowiadujemy się czegoś więcej o przeszłości Argusa Filcha, oraz obserwujemy przygotowania Harry’ego i jego przyjaciół do sumów. Trafiamy razem z Harrym przypadkowo na ulicę Po-kone-tan. Co to za ulica? Kto to są wiochmeni? Co kryje się za tajemniczymi drzwiami? Tego wszystkiego dowiemy się, czytając piątą część Harry'ego Pottera “Harry Potter i złoty znicz”.

LIST OD RONA

Od czasu powrotu do domu Dursleyów Harry poważnie niepokoił się o siebie. Pod koniec czwartej klasy, w czasie ostatniego zadania Turnieju Trójmagicznego, został przeniesiony do Lorda Voldemorta i był świadkiem odzyskania przez niego dawnej mocy. Zginął wtedy Cedrik Diggory z Hufflepuffu, którego zabił na oczach Harry’ego sługa Voldemorta, Glizdogon. W domu Dursleyów Harry nie był jednak tak bezpieczny jak w Hogwarcie, gdzie czuwał nad nim dyrektor szkoły, Albus Dumbledore.
Parę dni po swoich urodzinach, na które dostał od Dursleyów gumę do żucia, a także wielkie pudło czekoladowych żab od Hagrida i książkę o quidditchu od Hermiony, przyszła sowa od Rona. Ron był najlepszym kolegą Harry’ego w Hogwarcie, ale jego rodzina nie należała do zamożnych i tym razem Harry dostał od niego bluzę z napisem “Quidditch” oraz małą książeczkę pod tytułem “Jak przetrwać lekcje w Hogwarcie”. Oprócz tego był mały wycinek z “Proroka Codziennego”. Ron dołączył do niego karteczkę:

Harry, nie przestrasz się, gdy przeczytasz ten artykuł. Moja mama prawie zemdlała, gdy go zobaczyła. Pamiętaj, że w Hogwarcie jesteś bezpieczny, a Sam-Wiesz-Kto raczej nie wie, gdzie się teraz ukrywasz.
Ron

Harry’ego przeszedł dreszcz, bo zbyt dobrze pamiętał wydarzenie z Turnieju Trójmagicznego, by nie przejmować się Voldemortem. Natychmiast więc przeczytał wycinek z gazety:

SAMI-WIECIE-KTO ZNÓW GROŹNY

“Kilku mugoli w Albanii widziało Sami-Wiecie-Kogo”, pisze nasz specjalny korespondent, Lucas Flint. Pamiętajmy, że w tym roku doszło do kilku morderstw, których ofiarami padli m.in. Cedrik Doggory i Bartemiusz Crouch. Według wielu pogłosek Sami-Wiecie-Kto miał odzyskać moc w czerwcu, podczas ostatniego zadania Turnieju Trójmagicznego, gdy zginął Cedrik. Świadkiem tego wydarzenia był Harry Potter, chłopiec, który pozbawił mocy Sami-Wiecie-Kogo, gdy miał zaledwie rok. Minister magii, Korneliusz Knot, nie zgadza się z tymi pogłoskami. “To kompletne bzdury - mówi – wszyscy chcą wywołać panikę i zachwiać to, co przez czternaście lat próbowaliśmy odbudować. Sami-Wiecie-Kto nie mógł odzyskać mocy, podejrzewam, że ukrywa się gdzieś, samotny i porzucony przez dawnych wspólników”. Być może Ministerstwo nie chce się przyznać, że Sami-Wiecie-Kto i jego zwolennicy przechytrzyli ich i podejmą drugą próbę zniszczenia świata czarodziejów. Nie wprawdzie dowodu, że Harry Potter mówi prawdę. Ale faktem jest, że morderstwa miały miejsce – Cedrika Diggory’ego według Harry’ego Pottera zabił sługa Sami-Wiecie-Kogo – Peter znany jako Glizdogon, a do zabicia Croucha przyznał się pod wpływem eliksiru prawdy jego syn – Bartemiusz Crouch, który przez cały rok szkolny udawał w Hogwarcie byłego aurora – Szalonookiego Moody’ego. Wiele wskazuje więc na to, że Sami-Wiecie-Kto powrócił.

Harry’emu wcale nie podobało się to, co zostało napisane na początku artykułu. Skoro Voldemort pokazywał się mugolom, to musiał być już pewny, że ma na tyle siły, by znowu zabijać. Najbardziej jednak przerażało go to, że Korneliusz Knot, mimo tylu dowodów, nadal nie chciał uwierzyć w to, co się stało w czerwcu. Pocieszał się tym, że Ron ma rację – Voldemort nie znajdzie go łatwo w świecie mugoli, a w Hogwarcie jest bezpieczny, ponieważ opiekuje się tam nim profesor Dumbledore. Zabrał się do dokładniejszego oglądania wszystkich prezentów. Zanim jednak zdołał wziąć do ręki książkę, którą dostał od Hermiony, usłyszał krzyk Dudley’a:
- Mamo, tak dłużej nie będzie!!! Ja nie pozwolę!!! CHCĘ MIEĆ TORT!!!!!
Harry usłyszał brzęk tłuczonego szkła – Dudley najprawdopodobniej rozbił ze złości szklankę.
Harry dobrze wiedział, dlaczego Dudley ma napad. Rok temu pielęgniarka ze szkoły Dudley’a napisała do Dursley’ów skargę na ich syna, który osiągnął rozmiary młodej orki, przy czym był grubszy niż wyższy. Od tamtej pory cała rodzina Dursley’ów (nie wyłączając Harry’ego) miała specjalną dietę. Dudley nie mógł już jeść tego co chciał – choć próbował wykradać jedzenie. Dzisiaj jednak najwyraźniej się zbuntował.
( Harry zszedł na dół, gdzie Dudley stał nad rozbitą szklanką, a na stole leżał talerz z jedną kromką chleba oraz plastrem szynki. Po chwili usłyszał szybkie kroki i do kuchni zszedł wuj Vernon.
- Co tu się dzieje?! Który to, Harry czy Dudley???!!!
- Dudley, Vernonie. Zbił szklankę i zażądał tortu! A kto teraz posprząta to szkło?!
Wuj podszedł do Dudley’a, wziął go za kołnierz i przemówił dziwnym, cichym głosem, takim, jakim do Harry’ego przemawiał profesor Snape, nauczyciel eliksirów w Hogwarcie:
- Słuchaj, chłopcze, skończyły się dobre czasy... Zachowujesz się w tej chwili dokładnie tak jak... jak on – tu wskazał na Harry’ego – a chyba nie chcesz poniżać się do jego poziomu, co?
Dudley aż zaniemówił – rzadko zdarzało się, że rodzice na coś mu nie pozwalali, ale widząc, że wuj Vernon zrobił się czerwony ze złości, nic nie powiedział i zabrał się do jedzenia chleba. Po skończonym śniadaniu powiedział do Harry’ego:
- Nie myślałem, że to możliwe, ale moi starzy stali się gorsi niż ty.
Harry poszedł na górę. Nie zamierzał, oczywiście, przestrzegać diety. Pod obluzowaną deską w podłodze miał jeszcze trochę jedzenia, które dostał od przyjaciół. Wziął czekoladową żabę, zjadł ją ze smakiem i zobaczył, kto jest na karcie.
- Merlin! To już mój drugi. Będę mógł dać Ronowi!
Niestety, przechodzący akurat obok wuj Vernon to usłyszał. Wpadł do sypialni Harry’ego i czerwony ze złości zaczął wystrzeliwać każde słowo jak karabin maszynowy, opluwając przy tym Harry’ego śliną.
- Ile... razy... ci... mówiłem... żebyś... nie używał... tych... wyrazów... w tym... domu!
- Dobrze, dobrze, przepraszam.
Dursleyowie nie pozwalali Harry’emu na używanie w ich obecności jakichkolwiek wyrazów związanych z magią czy czarodziejstwem. Nie lubili niczego, co choć trochę odbiegało od normalności, i bardzo bali się, że ktoś odkryje ich pokrewieństwo z Harrym. Przez ostatnie cztery lata Harry zdążył się już do tego przyzwyczaić, ale czasem wyrywało mu się np. “Hogwart”. Dursleyowie nie mogli mu jednak nic za to zrobić, ponieważ bali się, że Harry napisze o tym do ojca chrzestnego, Syriusza. Harry nie lubił u nich przebywać, i włanie przed chwilą skreślił kolejny dzień na tablicy, na której odliczał dni do rozpoczęcia roku w Hogwarcie.

ŚWIDROWE ZAMIESZANIE

Harry nadal był pod wrażeniem tego, co przeczytał w wycinku z Proroka Codziennego. I dopiero wydarzenia z następnego dnia pozwoliły mu o tym zapomnieć.
Tego dnia spał wyjątkowo długo, prawie do dwunastej. Obudził go jakiś dziwny łomot, jakby ktoś sypał węgiel na ich podwórko. Zaniepokojony podbiegł do okna i wyjrzał na zewnątrz.
Okazało się, że był bliski prawdy. Przez chwilę myślał, że to sen – bo w mugolskim świecie jeszcze czegoś takiego nie widział.
Ogromna, czerwona ciężarówka właśnie wyrzucała zawartość na ukochany trawnik wuja Vernona. A zawartością okazały się... świdry. Harry’emu wydawało się, że sypie je na podwórko godzinami, chociaż tak naprawdę trwało to tylko kilkadziesiąt sekund. Wreszcie ogromny szum ustał. Piękny trawnik, a także część ogrodu ciotki Petunii, były zawalone świdrami: grubymi, cienkimi, długimi, średnimi, krótkimi i malutkimi, oraz ogromnymi. Jednocześnie z dołu do uszu Harry’ego doszedł głośny jęk.
- To pańskie świdry, panie Vernon – odezwał się z dołu głos – pańska własność. Mam nadzieję, że się pan nimi zaopiekuje lepiej, niż interesami – i nieznajomy zachichotał okropnie. – Po południu przyjedzie reszta towaru!
I wybiegł z domu na Privet Drive 4, głośno trzaskając drzwiami i rycząc ze śmiechu jak wariat.
- Petunio – jęknął po chwili wuj Vernon – Petunio, powiedz mi tylko, że to jakiś straszliwy sen! Straszliwy sen!
Harry zszedł na dół, choć nie miał pojęcia, o co chodzi. W salonie zastał wuja Vernona i ciotkę Petunię, siedzących na kanapie. Wuj Vernon miał minę, jakby dostał zaproszenie na swój własny pogrzeb. Ciotka Petunia najwyraźniej próbowała go pocieszyć, ale nie bardzo wiedziała, jak się do tego zabrać.
- Przeprszam – odezwał się nieśmiało Harry – ale co się stało?
Wuj Vernon w jednej chwili zrobił się czerwony z wściekłości.
- Ty! – wrzasnął, zrywając się z miejsca. – Ty! To wszystko twoja wina! Uduszę cię! To na pewno twoja wina!
- Vernonie, uspokój się! – zawołała ciotka Petunia, chwytając wuja za rękę i na siłę ciągnąc go na kanapę. – On nie zrobił nic złego, ale gotów nam to zrobić, jeśli go tkniesz!
- Ja wiem, że to on! – ryknął wuj Vernon. – To on, to on! Na pewno czarami zniszczył moją filię, albo coś takiego...
- Zaraz, chwileczkę! – zawołał Harry. – Co się właściwie stało? I gdzie jest Dudley?
- Dudley odsypia noc – wyjaśniła ciotka. – Do trzeciej oglądał mecz NBA: Chicago Bulls i Portland Trailblazers.
Wuja Vernona najwyraźniej zdenerwował spokój ciotki.
- Czy ty nie uświadamiasz sobie, Petunio, co się stało?!
- Ano właśnie – wtrącił się Harry – co się stało?
Wuj Vernon zrobił tak dramatyczną minę, że Harry’emu po raz pierwszy w życiu było go żal.
- Filia fabryki świdrów, należąca do Vernona, splajtowała – wyjaśniła ciotka Petunia.
- Kosztowała mnie majątek! – ryknął wuj Vernon rzopaczliwym tonem.
- A te świdry? – zapytał Harry, strając się zrobić smutną minę.
- W kontrakcie miałem zapisane, że wszystkie wyprodukowane świdry są moją własnością, dopóki nie zostaną sprzedane! – ryknął wuj. – No i tyle zostało, gdy filia upadła! No i co mam teraz z nimi zrobić?
I ukrył twarz w dłoniach.
- Mamo, co to za hałasy?
Na dół zszedł Dudley. Zmarszczył brwi na widok wuja Vernona.
- Co się stało?
- Zadajesz już nawet dokładnie takie same pytania jak on – powiedziała ciotka, wskazując na Harry’ego.
Dudley zaczął kipieć ze złości.
- NIE PORÓWNUJ MNIE DO TEGO CZUBKA! – wrzasnął, a trzeba przyznać, ze głos, tak jak posturę, miał potężną. Podbiegł wściekły do ciotki Petunii i trzasnął ją w rękę, na której od razu pojawił się ogromny, czerwony ślad. Ciotka wrzasnęła z bólu.
- AAAAAAAAAAAA!!!
Harry z przerażenia zamknął oczy, bo wiedział, co nastąpi za chwilę. Słyszał tylko, że ktoś obok niego szamocze się, wuj Vernon dyszał ciężko, wyrzucając co chwilę jak karabin maszynowy niezbyt ładne słowa.
- I MASZ ZA SWOJE, TY... TY... TY SYNU-ZDRAJCO!!!
Harry otworzył oczy.
Wuj Vernon dyszał ze zmęczenia po walce z Dudleyem, który był większy od niego, ale leżał w tej chwili rozłożony przez wuja klasycznym chwytem dżudo. Nie miał nawet siły, by się podnieść, zresztą Harry przypuszczał, że utrudniał mu to wyjątkowo gruby zadek i brzuch.
- Jak śmiałeś! – wysapał wuj, zasłaniając ciotkę Petunię, jakby się spodziewał, że Dudley zaatakuje po raz drugi. – Jak śmiałeś bić niewinną kobietę, dzięki której stąpasz po tej ziemi!
- A jak ona śmiała mnie porównywać do tego typa! – wrzasnął Dudley, podnosząc nie bez trudu rękę i wskazując palcem na Harry’ego.
- MILCZ! – ryknął wuj Vernon. – MILCZ! Masz szlaban na cały tydzień! CAŁY TYDZIEŃ!
Po raz pierwszy w życiu Harry widział Dudleya z taką miną. Otworzył usta ze zdumienia, bo jeszcze nigdy jego rodzice nie zachowali się wobec niego w taki sposób. A że nadal leżał na ziemi, wyglądał wyjątkowo głupio. Wuj wykorzystał ten moment dekoncentracji u Dudleya, chwycił go za rękę i zaczął go ciągnąć po ziemi (Dudley był za ciężki, by go unieść choćby na milimetr) do komórki pod schodami. Po drodze mruczał do niego złoworgim tonem:
- Jeszcze raz... jeszcze raz spróbuj, to obiecuję ci, że posiedzisz tam cały rok szkolny. Tak jak Harry!
Dudley zaczął się wyrywać, bo nigdy mu nawet na myśl nie przyszło, że może mieć życie gorsze niż Harry. A perspektywa spędzenia tygodnia w komórce pod schodami była dla niego jak koniec świata.
Przez kilka następnych dni Harry nie mógł wytrzymać ze śmiechu, gdy widział swojego kuzyna, wyłażącego z wielkim trudem z komórki pod schodami, nie mieścił się on już bowiem w tych małych drzwiczkach. Ciotka Petunia biadoliła cay dzień nad jego losem, ale wuj pozostawał nieugięty. Po raz pierwszy Dursleyowie stwarzali Harry’emu lepsze warunki do życia niż Dudleyowi.
Natomiast wuj Vernon zajął się poszukiwaniem jakichś kupców, którzy zechcieliby kupić jego świdry, które leżały nadal na trawniku. Co dzień wykonywał setki telefonów, zamieścił ogłoszenia we wszystkich lokalnych gazetach, opłacił też reklamy w telewizji. W końcu cały Londyn wiedział już o wuju Vernonie i jego świdrach.
Pewnego dnia wuj Vernon przyszedł do domu niezwykle zadowolony.
- Mamy dwóch zagranicznych kupców na moje świdry! – zawołał na powitanie.
- Wspaniale, Vernonie, wspaniale! – ucieszyła się ciotka Petunia.
- A jacy to kupcy? – spytał Dudley, który akurat wymknął się z komórki pod pretekstem konieczności skorzystania z toalety.
- Z dalekiej zagranicy! – oznajmił wuj Vernon. – Obaj mieszkają w Meksyku i prowadzą wielką fabrykę świdrów. Zamierzają nabyć drogą kupna połowę tego, co mamy w ogródku. Za grube pieniądze!
- Ekhm, Vernonie – powiedziała Petunia – oni do nas przyjadą?
- Niestety, nie mogą – stwierdził z przykrością wuj. – Muszą pilnować interesów i dlatego musimy pojechać do Meksyku.
- Czy to konieczne? – spytał Harry.
- O, nie, mój drogi, ty zostaniesz w domu – ostro rzekła ciotka. – Nie mamy zamiaru zabierać cię ze sobą. Jeszcze znowu popsujesz umowę na świdry!
Harry już raz pokrzyżował bowiem szyki wujowi Vernonowi. Trzy lata temu miał siedzieć cicho w pokoju, podczas gdy wuj Vernon omawiał warunki kontraktu. Wszystko popsuł skrzat domowy, Zgredek, który spowodował, że do podpisania umowy nie doszło. Harry przez te trzy lata zdołał się już zaprzyjaźnić ze Zgredkiem, ale wuj Vernon nadal pamiętał tamten wieczór, kiedy małżeństwo Masonów wybiegło z wrzaskiem z domu z powodu sowy, która wleciała do domu Dursleyów.
- Ale jeśli on zostanie w domu – zaczął Dudley – to co zastaniemy po powrocie?
- O, o to się nie będziemy martwić – rzekł wuj Vernon. – Ty go tu przypilnujesz.
- Jak to? – Dudley znowu otworzył szeroko usta ze zdumienia. – To ja z wami nie jadę?!
- Nie trzeba było bić swojej matki – zawołał wuj, uchylając się, bowiem Dudley złapał za specjalny kij, zwany smeltingiem, i spróbował wymierzyć swojemu ojcu cios. – Teraz poniesiesz konsekwencje! Jauuu!
Dudley tym razem ucelował prościutko w nos wuja, który zaklął, chwycił swojego syna za kołnierz i wyprowadził go do komórki, gdzie zamknął go na klucz.
- Nie wiem, który gorszy – wysapał do ciotki. – Harry czy Dudley. Obaj są nieznośni.
- Tato!... – Harry usłyszał stłumiony głos Dudleya, dochodzący z komórki. – Tato, ja tu nie mogę siedzieć!
- A to niby czemu?! – odkrzyknął wuj Vernon.
- Zarażę się! Nie wytrzymam! Apsik!
- Mój biedny Dudziaczek! – wyjąkała ciotka. – Tam nie było odkurzane!
- Niby czym się zarazisz? – krzyknął wuj, nawet nie patrząc w stronę komórki.
- Magią! – wrzasnął Dudley, zanosząc się fałszywym płaczem. – Tu... tu jest magiaaaaaa! On, Harry, tutaj siedział latami! Tu jest magiaaaa!
Wuj Vernon poszedł powiedzieć coś Dudleyowi do słuchu, ale ciotka Petunia była pierwsza. Doskoczyła do drzwi komórki, otworzyła je i wyciągnęła stamtąd swojego “Dudziaczka” (co zresztą nie było łatwe, ze względu na jego rozmiary).
- Mój kochany, najdroższy! – zawołała, obejmując go i całując w policzek. – A ty – zwróciła się do Harry’ego – jak śmiesz zasmradzać nasz dom tym twoim dziwactwem!
- A co ja takiego zrobiłem?
- Zaczadziłeś nasz dom, dupku! – ryknął Dudley i udał, że kaszle, zarażony magią, a potem zaniósł się fałszywym płaczem.
- I tak nie dam się nabrać na twoje krokodyle łzy! – zawołał Harry, uśmiechając się złośliwie, widząc, że Dudley naprawdę boi się magii, która w jego mniemaniu unosiła się od wielu lat w komórce pod schodami. – Ale, przyznam, że czasem używałem tam czarów... – dodał dla lepszego efektu. To spowodowało, że Dudley ryknął płaczem wyjątkowo głośno, a ciotka Petunia wydała zduszony okrzyk.
- Żartowałem – dodał Harry, widząc, że ciotka Petunia szuka wzrokiem czegoś, czym mogłaby go trafić w głowę.

Rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu. Dudley został warunkowo zwolniony z aresztu w komórce ( - Vernonie, tam naprawdę może być magia, jeszcze Dudziaczek upodobni się do tego typa – mówiła ciotka). Jednak był przerażony perspektywą spędzenia kilku dni sam na sam z Harrym, więc wuj Vernon ostrzegł Harry’ego:
- W czasie naszego wyjazdu masz niczego nie ruszać. Tak jakby cię tu nie było. Niczego nie dotykaj, nie ruszaj, i zostaw Dudleya w spokoju. Gdy przyjedziemy z powrotem, spytam Dudleya o twoje zachowanie. Jeśli coś będzie nie tak, to gwarantuję ci miesiąc spędzony w komórce pod schodami.
- Dlaczego mam nic nie ruszać?
- Z tobą nigdy nic nie wiadomo. Te twoje dziwactwa mogą zniszczyć nam dom. Więc... ostrzegam...
Świdry zostały wywiezione na działkę państwa Vernonów. Było ich około stu tysięcy. Wuj zostawił Dudleyowi numer telefonu, pod którym można ich będzie zastać w Meksyku. Harry został w ten sposób unieruchomiony. Wiedział, że Dudley na pewno postara się go sprowokować, żeby zrobił coś nie tak, a wtedy może się pożegnać z domem na Privet Drive 4.
Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu. Państwo Vernonowie z kilkunastoma ciężkimi torbami zamierzali najpierw pojechać po świdry (zamówili specjalną ciężarówkę), a potem przejechać Stany Zjednoczone i dotrzeć do Meksyku. Jeszcze raz ciotka obcałowała Dudleya, jeszcze raz wuj Vernon ostrzegł Harry’ego, aż w końcu drzwi domu trzasnęły.
- Nie ma co – odezwał się Dudley, stając przy Harrym – starzy odjechali.
I poszedł na górę, gdyż był już wieczór. Harry poszedł do kuchni coś przegryźć, a następnie również udał się spać.


User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 26.05.2024 03:32