Epitafium Dla Serca, O pierwszej wojnie
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Epitafium Dla Serca, O pierwszej wojnie
Katarn90 |
![]()
Post
#1
|
Czarodziej Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 826 Dołączył: 13.07.2005 Płeć: Mężczyzna ![]() |
Kilka rzeczy na początek:
- oceniajcie czy jest ok, to wrzuce kolejne części, mam 10 stron na razie. - nie dziwcie się, że Lucjusz jest "słaby" - rzecz dzieje się kiedy ma zaledwie dwadzieścia kilka lat (w końcu jesteśmy przyzwyczajeni do Lucjusza okrutnego i dumnego) - nie dziwcie się bardzo szybkim początkiem - taki jego urok. PART 1 Lucjusz Malfoy szedł ciemną uliczką przylegającą do Śmiertelnego Nokturnu, a jego kroki dudniły echem. „Cholera”, pomyślał, kiedy po raz kolejny jedną nogą wpadł w kałużę i obryzgał eleganckie spodnie brudną wodą. W końcu doszedł do małego pubu na końcu uliczki, ledwo oświetlanej przez nikłe światło kilku latarni. Malfoy wkroczył do baru i omijając rzędy krzesełek, nie spojrzawszy nawet na stojącego za ladą barmana, udał się na piętro po drewnianych, skrzypiących schodach. W niewielkim pomieszczeniu, na środku dywanu stało potężne metalowe krzesło, a przywiązany do niego siedział młody mężczyzna. Malfoy spojrzał na niego z mściwą satysfakcją. Mężczyzna wyglądał na zagłodzonego, miał zakrwawioną twarz, a jego usta zakrywał knebel. - Witaj Herakliuszu – mruknął cicho Malfoy, po czym podszedł do ofiary i zsunął mu knebel z ust - Nie było mnie przez 3 dni. Mam nadzieję, że wszystko przemyślałeś. Herakliusz zachrypiał coś w odpowiedzi, ale zbyt cicho by śmierciożerca mógł to dosłyszeć. Malfoy wyjął z kieszeni małą paczuszkę i uchylił wieczko. W środku znajdował się spory kawałek ciepłego jeszcze kurczaka, a jego zapach szybko rozniósł się po pokoju. - Dostaniesz coś do jedzenia jak ze mną porozmawiasz. - Dob...Dobbrze – wychrypiał mężczyzna. - Szpiegowałeś Czarnego Pana dla Zakonu Feniksa – zaczął głośno Malfoy – Robiłeś to prawda! Herakliusz zatrząsł się w krześle. - Nie, na Merlina, ja.... – mężczyzna przełknął ślinę – Lucjuszu, bracie kochany.... przecież wiesz... nie mógłbym. Gdyby nie zaklęcie wyciszające, które rzucił Malfoy na drzwi pokoju, barman, a także sąsiedzi, z pewnością usłyszeliby przeraźliwy wrzask katowanego człowieka. Malfoy przemówił znów dopiero po kilku chwilach, kiedy zdjął klątwę Cruciatus i spojrzał z odrazą na przewróconego razem z krzesłem Herakliusza. - Głupcze, od trzech dni siedzisz tu bez jedzenia i picia i nawet nie chcesz polepszyć swojego stanu. Przyznaj się a dostaniesz szansę na naprawienie błędów. Mężczyzna zaczął głośno szlochać i dławić się łzami i krwią. - Taa-ak – zapłakał Herakliusz – Ro-obiłem tto. Szpiegowałem na rz-rzecz Zakonu.... Malfoy zamyślił się. - Od jak dawna? - L-Lucjuszu błagam.... - MÓW! Zapadła długa cisza. - Rok. Ca-ały rok. „Śmieć”, pomyślał śmierciożerca. Zero szacunku dla Czarnego Pana. Przecież mógł mieć wszystko, co oni widzą w tym starym Dumbledorze, to zwykły śmieć. Czarny Pan dał mu ciepłą posadkę w ministerstwie, a ten gnojek go oszukał. - Jesteś zerem – powiedział dobitnie Malfoy – Przez bity rok oszukiwałeś nas wszystkich. Donosiłeś na swoich przyjaciół. Jesteś psem. A wiesz, że ja nienawidzę psó... Lucjusz urwał i spojrzał z wściekłością na Herakliusza. Usłyszał stłumione kroki kilku osób na schodach. - Udało ci się sprowadzić pomoc ? – wyszeptał blady ze wściekłości. Drzwi otworzyły się z hukiem, ale Malfoy był już na to przygotowany. W progu stanął Alastor Moody, a za nim kilka osób, których śmierciożerca nie mógł poznać, bo od razu kucnął by uniknąć trzech klątw, które pomknęły w jego kierunku. Malfoy przetoczył się pod ścianę i wstał niespodziewanie. - Expelliarmus!! Błysk. Różdżki dwóch stojących za Moody’m ludzi wyleciały im z rąk. Herakliusz płakał żałośnie na podłodze. Moody rzucił się do przodu, ale Malfoy odskoczył pod okno i wycelował w dwóch rozbrojonych. - Avada.... Zanim dokończył, Moody pchnął go na ścianę, a Malfoy plecami rozbił szybę i obejrzał się szybko. Mężczyźni wybiegli pospiesznie na korytarz po różdżki. Malfoy wykorzystał ułamek sekundy, odepchnął od siebie aurora i wystrzelił klątwę w twarz Alastora. Moody ułamek przed tym jak został trafiony, wykonał dziwaczny ruch różdżką, przez co promień Malfoya przesunął się o kilka cali w bok i zamiast trafić w środkową część głowy rozciął oko z powieką. - Aaaaaaaaahhh – wrzasnął oniemiały z bólu auror. - Znów przegrałeś, Moody – wrzasnął ucieszony Malfoy i w chwili gdy dwaj aurorzy wpadli do pokoju z różdżkami, wyskoczył przez rozbite wcześniej okno. Lucjusz syknął z bólu, gdy spadł na brukowaną uliczkę, prawdopodobnie łamiąc sobie nogę. Zdołał przetoczyć się za jakiś śmietnik, zanim kilka zielonych błyskawic rozświetliło przeraźliwą noc. Z głośnym hukiem śmierciożerca aportował się, na kilka chwil przed tym, jak za śmietnik zaglądnęli aurorzy. Moody, przyciskając okrwawioną chusteczkę do oka, omiótł wzrokiem uliczkę. - Musimy dorwać Malfoya. Znów się wymknął. * Will Travers jak co dzień o tej porze siedział właśnie w Trzech Miotłach i popijał Ognistą Whisky, przyglądawszy się klientom baru. Śmieszyła go cała ta sytuacja. Ministerstwo chorobliwie tropi śmierciożerców, a on siedzi sobie w Hogsmeade, kilka kilometrów od samego Albusa Dumbledore’a i czeka. Czeka na wiadomość. Czeka od wielu dni. Will wciąż był uważany za dobrego czarodzieja, nie sprzyjającego Voldemortowi, wspomagającego Ministra Magii. Dzięki swej przebiegłości nie został jeszcze nakryty przez aurorów czy Zakon Feniksa i dzięki temu jako jeden z niewielu mógł spokojnie pojawiać się w każdym miejscu, bez obawy, że zostanie aresztowany. Ostatnie zadanie wykonał przeszło dwa tygodnie temu. Od tego czasu Czarny Pan ani razu go nie wezwał, ani razu nie zapiekła go górna część ramienia, na której wyryty miał Mroczny Znak. Voldemort obiecał mu jakieś zajęcie, i dlatego Travers czekał cierpliwie, aż znów będzie mógł pograć w kotka i myszkę z tymi głupcami z ministerstwa. Dopił Whisky do końca i wyszedł energicznym krokiem z baru, kłaniając się w drzwiach barmanowi, który był jego znajomym. Z hukiem aportował się do swojego domu, a raczej willi, na obrzeżach Crystal Palace. Travers znalazł się w przestronnym ogrodzie, jako, że posiadłość była chroniona przez złożone zaklęcia nie pozwalające aportować się wewnątrz. Przeszedł wydeptaną ścieżką między kwiatami i wszedł po kamiennych schodkach do zadaszonego ganku. Spojrzał z żalem w niebo – od kilku dni było szarawe, a od czasu do czasu padał deszcz. Travers podszedł do magicznych drzwi i wyszeptał hasło, po czym usłyszał szczęk otwieranego zamka i drzwi same uchyliły się przed nim. Will aż podskoczył – w eleganckim salonie, na skórzanym fotelu siedział Lucjusz Malfoy, popijając drinka. Travers stłumił w sobie gniew. - Skąd znasz hasło? – zapytał nieprzyjaznym tonem. Malfoy odstawił kieliszek na szklany stół. - Twoja córka mi je dała – odparł wesoło. Travers zanotował sobie w pamięci, że ma zmienić hasło tuż po wyjściu Malfoya. Will usiadł naprzeciwko śmierciożercy i odezwał się pierwszy: - Rozmawiałem z Waldenem. Twierdzi, że sporo namieszałeś. Uśmiech znikł z twarzy Lucjusza. Omiótł wzrokiem przestronny salon i spojrzał na kryształowy żyrandol ponad nimi. - Taaak – odparł powoli – Zrobiło się nieprzyjemnie. - Skrzacie! – zawołał głośno Travers. Do pokoju wpadł domowy skrzat, kłaniając się nisko obu panom, po czym stanął przed Traversem i znów się ukłonił, tym razem o wiele niżej. - Podaj mi dzisiejszą prasę. - Oto ona – odparł natychmiast skrzat i dzisiejszy numer „Proroka Codziennego” pojawił się w jego chudej ręce, zapewne za sprawą zaklęcia przywołującego. Malfoy przełknął głośno ślinę. Will przeczytał pierwszą stronę i rzucił gazetę Lucjuszowi. Na pierwszej stronie widniał tytuł: KOLEJNE ZATRZYMANIA MINISTERSTWA Nasz specjalny korespondent donosi, że wczoraj przeprowadzono dwie poważne akcje mające na celu pokrzyżowanie planów zwolenników Sami-Wiecie-Kogo. Dzięki informacji Billa Wardena z Biura Aurorów, wiemy, że wczoraj dwie grupy uderzeniowe osiągnęły sukces w walce ze zwolennikami Lorda. Danny Cook i jego informatorzy udaremnili wczoraj śmierciożercom napad na mugolską rodzinę w Knebworth, natomiast krótko po północy do powszechnej informacji podano raport z działań grupy uderzeniowej aurora Moody’ego, który wczoraj w nocy odbił z rąk śmierciożercy Sekretarza w Biurze Ministra Magii Heraklisza Longforda. Z bliskich Biura Aurorów informacji wiemy, że nie udało się jednak aresztować śmierciożercy odpowiedzialnego za torturowanie Longforda, którego tożsamości nie chce, dla dobra sprawy, ujawnić Alastor Moody. „Ten człowiek już niedługo wpadnie w nasze ręce, na razie nie mogę podać jego imienia ani nazwiska. Podejrzewamy jednak, że działa pod klątwą Imperius, gdyż jest to szanowany w swojej branży czarodziej” – mówił Moody wczesnym rankiem, po wyjściu ze Szpitala Świętego Munga. „Nasz człowiek został ranny w oko, przez co musiał przejść poważną magiczną transplantację. Niestety operacja nie powiodła się, więc auror Moody tymczasowo używa sztucznego oka, które dzięki swym niezwykłym właściwościom może być przydatne w polowaniach na ludzi Sami-Wiecie-Kogo” – mówił Bill Warden . Lucjusz przestał czytać dalej. To, że ministerstwo wciąż nie wiedziało, że Herakliusz był współpracownikiem śmierciożerców najmniej go bolało. Zawiódł wszystkich. Mógł im tak dużo powiedzieć, a on pozwolił go odbić. - Macnair przez trzy bite tygodnie planował porwanie Herakliusza, a ty wszystko spieprzyłeś w trzy dni od kiedy ci go przekazano – warknął gniewnie Travers. Malfoy wstał. Poczuł, że wzbiera w nim gniew. - Nie przed tobą mam się tłumaczyć – odparł oschle – Łatwo ci przychodzi krytykowanie innych, co? - Co masz na myśli – rzucił wyzywająco Will, teraz też wstając. Skrzat, dotychczas czający się pod stolikiem, czując, że będzie nieciekawie, czmychnął szybko do kuchni. Malfoy energicznym krokiem obszedł cały salon i stanął naprzeciwko Traversa. - Siedzisz sobie tutaj i wcale nie musisz ukrywać się przed aurorami. Masz klawe życie, nie ma co Travers, pamiętaj tylko, że każdy kiedyś zostanie przez Czarnego Pana osądzony. Co TY dla niego zrobiłeś? Will poczerwieniał na twarzy. - Nie czas na kłótnie – mruknął i zapadł się w skórzanym fotelu. – Powinienem zabić cię za to, że wdarłeś się do mojego domu, nie pytając mnie o zgodę. Nie przychodź tu często, bo jak ktoś nas zobaczy razem to będzie kiepsko. Jesteś jeszcze młodzikiem, Lucjuszu, ale mam nadzieję, że rozumu ci nie brak. Teraz Malfoy poczerwieniał. Odrzucił długie włosy z twarzy i podszedł do drzwi, a Travers odprowadził go wzrokiem. - Czarny Pan kazał ci przekazać – zaczął Malfoy, a Travers zerwał się z fotela – że twoje zadanie czeka na ciebie w Londynie, przy Baker Street. To dość..ee.. trudne zadanie - spojrzał znacząco na Willa – Wygląda na to, że będziesz musiał po mnie posprzątać. Travers opadł znów na fotel, całkowicie zrezygnowany. Mógł się tego spodziewać. Zamyślił się na kilka chwil, a potem pstryknął palcami, przywołując skrzata. Zmień hasło na „Victoria” – rzekł i natychmiast pomyślał o swojej córce, która przebywała teraz w Św.Mungo. Ten post był edytowany przez Katarn90: 20.05.2007 20:49 |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 14.05.2025 23:21 |