Sprawdź To!, tylko dla zorientowanych
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Sprawdź To!, tylko dla zorientowanych
pierwsza dama |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 2 Dołączył: 11.01.2006 ![]() |
I
W tym roku początek nauki wydawał się wszystkim dużo bardziej interesujący niż zwykle. Mimo, iż siódmoklasiści sztucznie udawali, że wcale ich to nie interesuje, a młodsze klasy umierały z ciekawości, szóstoklasiści starali się nie popaść w żadną ze skrajności i – przynajmniej oficjalnie - wszystkie nowiny przyjmowali ze stoickim wręcz spokojem. A naprawdę było się czym ekscytować! Od czasów ostatniego Turnieju Trójmagicznego uczniowie innych szkół nie odwiedzali Hogwartu, choćby na jeden dzień. Natomiast w tym roku, podczas uczty powitalnej Dumbledore publicznie oznajmił, że w ramach integracji do Hogwartu przyjadą (na cały rok!) delegacje z Holandii i Polski. Przybycie gości zapowiedziane było na 29 września i wywoływało niemałe spekulacje. Kilku drugoklasistów otrzymało publiczną naganę za afiszowanie się ze znajomością polskich przekleństw, a trzy dziewczyny z piątej klasy zatrzymano po tym, jak usiłowały wykraść z pokoju nauczycielskiego zdjęcia przybywających obcokrajowców. Harry również był ciekaw uczniów z innych zakątków Europy, ale nie w takim stopniu jak klasy młodsze. W głębi duszy wiedział, że te sześć nowych osób w Hogwarcie nie będzie miało większego wpływu na niego, ale mimo to uważał, że Dumbledore miał całkiem dobry pomysł zapraszając uczniów z innych szkół. Natomiast Hermiona wyglądała na podnieconą prawie tak bardzo jak drugoklasiści. - Wyobrażacie sobie ilu ciekawych rzeczy będziemy mogli się dowiedzieć? – spytała Harry’ego i Rona podczas jednej z rozmów na temat nowych uczniów. - Sprawdzimy, czy w innych szkołach jest podobny do naszego poziom nauczania! W „Ocenie stanu edukacji magicznej w Europie” czytałam, że holenderskie szkoły słyną z liberalizmu wobec uczniów, a mimo, że polskie uczelnie nie cieszą się dobrą sławą, są tak naprawdę bardzo dobre i wyszło z nich wielu znakomitych czarodziejów... - Gdyby tak Snape wiedział co to jest liberalizm wobec uczniów... – rozmarzył się Ron, bezmyślnie wpatrując się w pusty zwój pergaminu, na którym miało z naleźć się wypracowanie o eliksirach powodujących skurcze mięśni. Jego też nie bardzo interesowały konsultacje na tematy edukacyjne. Oczekiwał raczej przyjazdu co najmniej czterech oszałamiająco pięknych dziewczyn, których – jego zdaniem – w Hogwarcie nie było wystarczająco wiele. Harry po cichu się z nim zgadzał, ale nie robił sobie większych nadziei. Nigdy nie należał do szkolnej grupy przystojniaków i nie wierzył, by jakakolwiek piękność zwróciła na niego uwagę. W końcu nadszedł wyczekiwany dzień dwudziestego dziewiątego września. Większość szkoły była przekonana, że obcokrajowcy pojawią się równie niesamowitymi pojazdami jak goście z Drumstrangu i Beauxbatons dwa lata temu, ale okazało się, że przybędą w zwykły sposób – to znaczy hogwardzkim ekspresem z Londynu. Wieczorem, tak jak zwykle, cała szkoła zebrała się w Wielkiej Sali na kolacji. Od dawna w Hogwarcie nie wyczuwało się atmosfery takiego przejęcia. Kilka minut uczniowie spędzili w pozornej ciszy nasyconej szeptami podnieconych pierwszoroczniaków. W końcu nadszedł upragniony moment - drzwi otworzyły się i wkroczył Dumbledore w towarzystwie pięciu chłopaków i jednej dziewczyny, ubranych najdziwniej jak w Hogwarcie kiedykolwiek widziano. Po sali przetoczyło się ciche „Oooo...”, prawie niesłyszalne w częściach stołu, gdzie siedzieli siódmo i szóstoklasiści. Pięciu chłopców z drugiej klasy poderwało się z krzeseł, by lepiej widzieć. Goście niepewnie weszli do sali i stanęli obok stole nauczycielskiego. Dwóch chłopaków, o uderzająco podobnym do Crabbe’a wyrazie twarzy ubranych było w coś w rodzaju błyszczących, dwuczęściowych kombinezonów (granatowo-żółty i jasnofioletowy) z charakterystycznymi czterema paskami wzdłuż rękawów i nogawek spodni. Na nogach mieli plastikowe adidasy z napisem „Fuma”. Oboje dzierżyli identyczne drewniane kije. Harry niejasno przypominał sobie, że podobne ubranie nosił chłopak, mieszkający kilka domów dalej na Privet Drive. Małego Harry'ego zawsze intrygowało, dlaczego ten pan ciągle przewraca się na prostej drodze i wyśpiewuje niestworzone rzeczy. Trzeci chłopak o szerokim uśmiechu i lekko zaczerwienionych oczach miał na sobie obszerną koszulkę z flagą Holandii oraz spodnie jeansy dużo szersze niż normalne. Odstające na wszystkie strony, krótkie dready ograniczała przewiązana na czole zielono-żółto-czerwona opaska. Na szyi chłopaka zawieszone były olbrzymie słuchawki z mnóstwem kabelków. Harry od razu pomyślał jaki entuzjazm u pana Wesleya wywołałby tak skompikowany sprzęt. Wyrazu twarzy u pozostałych dwóch chłopców nie dało się zauważyć z powodu czapek z daszkiem mocno naciągniętych na głowę. Obaj mieli na sobie obszerne bluzy z kapturami i zwisające spodnie z krokiem umiejscowionym w okolicy kolan. Szczególnie ta ostatnia część ubioru wzbudziła w uczniach Hogwartu spore zainteresowanie. Harry słyszał jak Lavender Brown i Parvati Patil sprzeczają się, czy aby ubrania chłopców są efektem pomyłki w rozmiarach, czy może są tak noszone specjalnie. Dziewczyna ubrana była najnormalniej z całej szóstki, ale wystarczyło spojrzec na jej nienaturalnie czerwone oczy, by spostrzec, że coś jest jednak nie tak. Ponadto wraz z chłopakami w szerokich ciuchach podejrzanie chichotała nie zwaracając najmniejszej uwagi na uczniów Hogwartu. Harry rzucił szybkie spojrzenie na Rona, by sprawdzić jaki efekt wywarła delegacja na przyjacielu. Ron wyglądał na nieco rozczarowanego ilością chłopców, ale mimo to uniósł kciuk do góry, co jak Harry umiejętnie odczytał, miało oznaczać aprobatę dla wyglądu dziewczyny. Mimo, że jedyna przedstawicielka płci pięknej nie była zniewalającą pięknością Harry musiał przyznać, że należy raczej do grupy dziewczyn o aparycji powyżej przeciętnej. - Kochani uczniowie! – przemówił uroczyście Dumbledore, wczesniej wskazując obcokrajowcom by usiedli na wyczarowanych przez niego krzesłach przy stole nauczycieli – Jak zapewne się domyślacie to są właśnie delegaci z Holandii i Polski. Będą z nami przez cały ten rok szkolny. Mam nadzieję, że szybko się z nimi zaprzyjaźnicie i razem stworzymy przyjemną atmosferę do tak przez was uwielbianego przyjmowania wiedzy, zwanego potocznie nauką... – w sali rozległy się śmiechy. Szóstka obcokrajowców również wybuchnęła śmiechem, choć Harry wątpił, by trójkę w szerokich spodniach i ich koleżankę rozśmieszył tekst dyrektora. - A teraz moi drodzy chciałbym przedstawić wam naszych gości.... Otóż mamy zaszczyt gościć w naszych skromnych progach dwóch przemiłych panów przybyłych prosto z Holandii... – chłopiec z dreadami i jeden spośród dwóch chłopaków w kontrowersyjnych spodniach pośród ogólnych oklasków powstało z krzeseł – ...oraz damsko-męskie grono z Polski... – na te słowa dwóch dresów, dziewczyna i chłopak w bluzie z kapturem natychmiast wstało. Chłopak w jasno-fioletowym dresie przewrócił krzesło. - Myślę, że nie będziemy ich zmuszać do publicznej prezentacji... – dyrektor mrugnął porozumiewawczo do obcokrajowców – bo z pewnością każdy z was będzie miał okazję dobrze poznać naszych gości – rzekł zwracając się ponownie do uczniów. - Co prawda nie będą oni należeć do żadnego z domów, ale ich plan lekcji ułożony jest tak, by każdy z was miał przyjemność uczęszczać na niektóre przedmioty razem z nowymi kolegami. Ufam, że będziecie się mogli od nich wiele nauczyć... – zakończył mowę Dumbledore, a Harry mógłbym przysiąc, że broda dyrektora zatrzęsła się od cichego śmiechu. - Myślę, że teraz nadszedł najlepszy moment na zakończenie mojego zrzędzenia. Wszyscy zapewne umieracie z głodu, więc... Smacznego! Talerze natychmiast zapełniły się potrawami. Choć stoły uginały się pod ciężarem befsztyków, schabowych, steków, gotowanych i smażonych ziemniaków, frytek, stosów pieczonych kurczęcych udek to wszyscy od razu zauważyli, że pojawiły się również nowe potrawy. Niektórych z nich w Hogwarcie nigdy nie widywano. Półmisek stojący przed Harrym zapełnił się pierogami z kapustą, a na talerzyku obok widniał stos ukwaszonych ogórków, wydzielający ostry zapach octu. Harry postanowił poeksperymentować i nałożył sobie wszystkiego po trochu. Natomiast Ron tradycyjnie wcinał bekon. - No i co o nich myślicie? – zwrócił się do Harry’ego i Hermiony. - No cóż... eee... Ciekawie wyglądają... Myślałem, że przyjadą w jakiś szatach swoich szkół czy coś... Poza tym ciekawe dlaczego jest aż pięciu chłopaków. - Mnie bardziej ciekawią ich umiejętności. – powiedziała Hermiona - Wydaje mi się, że ich program nauczania idzie zupełnie innym torem... No i zupełnie inaczej się ubierają, co wbrew pozorom ma duże znaczenie. W wielu europejskich szkołach nie ma tak konserwatywnych obyczajów, jak w Hogwarcie. No wiecie, my musimy nosić specjalne hogwardzkie szaty i te sprawy... – dodała na widok ich zdziwionych min. – Oni najwyraźniej mają w szkołach więcej luzu. - I są bardziej nowocześni – nagle odezwała się Ginny. – Widzieliście sprzęt tego chłopaka z Holandii? Heh, tata by się chyba dał zabić za takie słuchawki... Tymczasem Harry obserwował szóstkę obcokrajowców siedzących przy krańcu stołu nauczycielskiego na dostawionych krzesłach. Dwóch chłopaków w dresach wyraźnie alienowało się od reszty. Ich rodacy – chłopak w szarej bluzie z kapturem i szerokich spodniach oraz dziewczyna trzymali się raczej z dwójką holendrów – kolesiem w dreadach i chłopakiem w czerwonej, obszernej bluzie i równie szerokich portkach. Dwójka dresów, jak Harry zauważył, porozumiewała się tylko półsłówkami, co raz to łypiąc spode łba na uczniów Hogwartu. Patrząc na ich ponure, choć jakby nieobecne spojrzenia Harry przypomniał sobie wuja Vernona, który pewnego dnia wybrał się na bankiet organizowany przez jego firmę. Następnego dnia wuj wstał w południe skarżąc się na bóle głowy, zachwiania równowagi i potwornie pragnienie. Natomiast czwórka polsko-holenderska wyglądała na bardzo, choć trochę niezdrowo zadowoloną. Wszyscy trzej chłopcy i dziewczyna wesoło rozmawiali, rzucając roześmiane, ale bardzo roztargnione spojrzenia na hogwartczyków. Raz po raz wybuchali przesadzonym śmiechem. Zadawało się, że w ogóle nie zauważają gdzie się znajdują. Harry’ego nawiedziła myśl, że mimo iż czwórka obcokrajowców jest zaledwie parę kroków od niego to naprawdę znajduje się dużo dalej, w świecie, do którego nie każdy może się dostać. Mimo, że Harry miał na myśli tylko i wyłącznie poetycko-filozoficzną przenośnię sam nie zdawał sobie sprawy jak bliski jest prawdy. - No... wiemy jedno. Apetyt to im dopisuje! – wtrącił się Dean Thomas patrząc jak polsko-holenderska czwórka wciąż bierze dokładki. – W sumie wyglądają na sympatycznych. Ale tym dwóm to bym podpaść nie chciał – dodał po namyśle patrząc na dresów. - To trochę dziwne... Przecież ta dziewczyna i chłopak w szarej bluzie są z Polski, tak jak tych dwóch pakerów, a w ogóle nie zwracają na nich uwagi, tylko siedzą z Holendrami... – zastanowił się Harry. - Hmmm... Wiesz, Malfoy jest z Anglii tak jak ja, a wcale nie chciałbym z nim gadać tylko dlatego, że oboje wyjechalibyśmy do obcego kraju... – powiedział Ron – Może po prostu się nie lubią i tyle. Ci dwaj wyglądają jak Crabbe i Goyle, więc wcale im się nie dziwie. - Ciekawe gdzie będą spać. Skoro Dumbledore powiedział, że nie będą należeć do żadnego z domów to może będą mieli osobne sypialnie... - Idę o zakład, że już bardzo niedługo się tego dowiemy – zauważył Ron zerkając na zegarek – W każdym razie dowiemy się, czy przypadkiem nie będą spali w Gryffindorze – dodał. Uczniowie powoli zaczęli opuszczać Wielką Salę. Nawet młodsze klasy, wczesniej tak podniecone przyjazdem gości wydawały się teraz senne i apatyczne. Cóż, jedzenie nie było zbyt lekkie... W końcu w sali zostało tylko kilku nauczycieli z Dumbledorem na czele, pięciu Puchonów, kilka dziewczyn z Ravenclawu wciąż spoglądających na chłopaka w dreadach i Harry, Hermiona oraz wciąż biorący dokładki ciasta z kremem Ron. No i oczywiście szóstka obcokrajowców. - Wyglądają na trochę przytłoczonych – zauważyła Hermiona patrząc na szóstkę gości. Harry również spojrzał w tamtą stronę i aż podskoczył ze zdumienia. Dwójka dresów wyglądała na trochę bardziej zdenerwowaną niż dwie godziny temu, ale w ich wyglądzie praktycznie nic się nie zmieniło. Nadal siedzieli pochyleni nad talerzami i wymieniali ciche uwagi. Natomiast dwóch Holendrów i dwójka Polaków, jeszcze przed chwilą uradowana i roześmiana teraz siedziała cicho i nieruchomo. Chłopak z dreadami bezmyślnie wpatrywał się w sufit przymkniętymi oczami. Koleś w czerwonej bluzie złożył głowę na rękach opartych na stole i najwyraźniej spał. Polak w szarej bluzie założył kaptur na swoją czapkę z daszkiem i zwiesił głowę. Natomiast dziewczyna drzemała opierając głowę na dłoni. Nie minięty jednak dwie minuty jak podeszła do nich profesor McGonagall i cichym, ale słyszanym w opustoszałej sali głosem powiedziała, by udali się za nią do swoich sypialni. Dwójka dresików natychmiast wstała. Obaj chłopcy szybko chwycili swoje kije i elegancko oparli na ramionach. Polsko-holenderska czwórka podniosła się z krzeseł, ale jakby w zwolnionym tempie. Wszyscy chwycili za swoje bagaże. Plecak chłopaka w szarej bluzie zabrzęczał cicho, jakby w środku szkło obijało się o szkło. cdn |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 17.06.2025 23:27 |