Ostrzegam na poczatku, że to romans w
100%.
Musiałam ostatnio przecztać pewnego Arlekina i mi coś do łba
strzeliło!
Z tego co strzeliło powstał ten właśnie FF i miam
nadzieję, że się wam chyba spodoba.
Chyba... Bo słyszałam, że romansów
niezabardzo lubicie
Manewry
Remus był wściekły. Jeszcze nigdy nie czuł się tak znerwicowany,
niewyspany, zły i jeszcze nikt nie posłał go na dosłowną śmierć! A o n a
to zrobiła, nic mu nie wspominając, że ta akcja może być t a k a
niebezpieczna. Jak ona to powiedziała? A tak : „To nic nadzwyczajnego.
Dostać się tam, znaleźć, wyjść i przynieść to tu.” Kiedy sobie
przypomniał jakim tonem głosu to mówiła, przechodziły go ciarki, a zwierzęca
natura żądała krwi tej kobiety. „Dostać się tam…”
oznaczało: przebić się przez straże i nie oberwać Avadą, a
„…znaleźć, wyjść i przynieść to tu” było już awykonalne.
Nie rozumiał jednego; dlaczego (w przybliżeniu) pięćdziesięciu
Śmierciożerców pilnowało jakiegoś sztyletu, który już dawno powinien się
rozpaść ze starości! Nie potrafił rozsądnie myśleć i nawet nie chciał
rozsądnie myśleć. Szedł, nie, maszerował korytarzami Hogwartu w kierunku jej
biura, a jak jej tam nie będzie to pójdzie do jej kwater i wywrzeszczy jej
wszystko prosto w te śliczne oczka. Nawet nie zauważył, kiedy stanął przed
drzwiami do jej atelier. Nie wiedząc dlaczego, nawet nie zawracał sobie
głowy pukaniem, tylko wszedł bez pytania. Nikogo nie było.
„Czy ta
kobieta nigdy nie zamyka drzwi?!” – zirytował się.
Z
tego, co pamiętał powinna mnieć komnaty, w których kiedyś urzędował stary
Morris, więc bez namysłu zwrócił się ku południowemu skrzydłu szkoły.
„Jak ja ją dorwę, to nikt jej potem nie pozna!” –
warczał, mijając kolejne drzwi i korytarze, aż w końcu stanął przed siedzibą
młodej nauczycielki Obrony, która tak bardzo go wnerwiła.
Remus Lupin nie
był człowiekiem, który łatwo popada w złość, ale czasami nie było innego
wyboru jak tylko poddać się jego pierwotnej naturze i wyżyć się na kimś, co
zresztą zdarzało się mu wyjątkowo rzadko. Jego przyjaciele widzieli jak się
wścieka niewiele razy, a za każdym razem wściekał się na któregoś z nich.
I tym razem nie opanował się i szybkim ruchem otworzył drzwi. To, co
zobaczył ostudziło jego zapędy.
- Remus. – Olivia O’Connell
była wysoką szatynką o zniewalającym uśmiechu, ale też o charakterze, który
nie pozwalał cieszyć się nią na długo. A teraz, Remus dosłownie oniemiał,
widząc ją w samym tylko ręczniku z mokrymi włosami. Wyglądała jak nimfa,
która dopiero wyszła z rzeki. – Remus! Bo ci oczy z orbit
wyjdą! – te słowa otrzeźwiły go i spowodowały reakcję łańcuchową,
której nie dało rady zatrzymać.
Wściekłość powróciła ze zdwojoną siłą.
Wszedł do środka pokoju i zatrzasnąwszy za sobą drzwi. Z ledwością
powstrzymywał się od rzucenia na nią jakiegoś zaklęcia.
- Coś ty sobie
myślała?! – zawarczał, podchodząc do zdezorientowanej, jak się
wydawało Olivii.
- Coś się stało? – spytała zdawkowo, co
doprowadziło go do jeszcze większej wściekłości.
- Stało? –
wysyczał. – Stało?!
- Remus, spokojnie. – wyciągnęła
ramię, jakby chciała go przed czymś powstrzymać. – Widzę, że jesteś
zdenerwowany…
- Zdenerwowany? – zrobił kolejny krok,
zbliżając się ku niej. – Nie…Skądże znowu… -pokręcił
przecząco głową. – Ja jestem WŚCIEKŁY!!! – zawył,
łapiąc ją za ramię.
- Ale dlaczego? – otworzyła szerzej oczy.
– Akcja się nie udała?
- Nie, akcja się nie udała.
- Ale
dlaczego? – te jej dopytywanie się każdego szczegółu i powtarzanie się
denerwowało ludzi chyba najbardziej.
- Dlaczego? Pytasz, dlaczego?
– zbliżył twarz do jej twarzy. – Może dlatego, że jakaś
przemądrzała dziewucha wysłała na tą akcję JEDNEGO tylko człowieka na
pięćdziesięciu Śmierciożerców?!
- Ilu?
- Liv, czy ty głucha
jesteś? – spytał sucho.
- Wypraszam sobie! –
krzyknęła.
Remus zrozumiał, że teraz zaczną się krzyki i inne
bezeceństwa, na które był przygotowany, ale nie mógł pozwolić żeby ktoś to
usłyszał, bo mogło się skończyć bardzo źle dla nich obojga. Wyjął swoją
różdżkę, skierował ją na drzwi, zamykając je zaklęciem, a potem nanosząc
zaklęcie wyciszenia na całe kwatery nauczyciel Obrony.
- Po coś to
zrobił? – w jej głosie słychać było przerażenie.
- Zdawało mi się,
że musimy pogadać… - rzekł twardo. – tak, więc zabezpieczyłem
wszystko, żeby nam nikt nie przeszkadzał.
- Nie poznaję cię. –
stwierdziła, patrząc mu w oczy.
- Bo jeszcze nigdy nie widziałaś mnie,
zaraz po tym jak jakaś pannica prawie nie doprowadza do mojej
śmierci!
- Przecież żyjesz. – powiedziała nonszalancko.
To
wyprowadziło go zupełnie z równowagi. Nie panował nad sobą zupełnie.
Przygniótł Liv do ściany i zmusił ją do patrzenia na niego.
- Słuchaj.
– warknął, nie mogąc się uspokoić. – Jak chcesz być tą, która
doprowadzi kiedyś do mojej śmierci to dam ci prawo pierwszeństwa, ale musisz
troszeczkę poczekać, bo mi się jeszcze na tamten świat nie śpieszy!
- Remus, może powinieneś napić się eliksiru uspokajającego? – to
tej dziewczyny nic nie dochodziło.
- Liv, ty chyba nie normalna jesteś.
– skwitował. – Ja na ciebie wrzeszczę, a ty zachowujesz się
jakbyś rozmawiała z kim o manierach godnych króla, odzywając się do niego w
nader nie specjalny sposób.
- Remus, puść mnie. –
poprosiła.
Pokręcił głową i puścił ją, odsuwając się. I wtedy musiało się
to stać. Ręcznik opadł, odkrywając wszystkie zalety panny O’Connell.
Remus wybałuszył oczy, a ona stała jak sparaliżowana niewiadomo czym. Miała
doprawdy wspaniałe ciało.
Remus z szybkością miotły odrzutowej odwrócił
się od tego widoku, czując jak pieką go policzki.
- Starczy tego…
-wysapał. – Idź do sypialni, przebierz się i tu wróć, bo jeszcze z
tobą nie skończyłem! – rozkazał i w następnej chwili słyszał już
bieg dziewczyny.
Oddychał ciężko, mając ciągle przed oczyma obraz Liv
jak ją Pan Bóg stworzył.
- Emmm…Remus? – obrócił głowę w
stronę drzwi do sypialni.
- Czego? – warknął niczym Snape.
-
Mam prośbę. - przełknęła ślinę. – Zostawiłam coś w łazience.
- A
co to takiego? – skrzyżował ręce.
- Stanik.
- Że co, proszę?
– zakrztusił się.
- Stanik. Jedyny jaki mam, bo inne są w praniu.
– uśmiechnęła się rozbrajająco.
- Stanik?
- Tak. –
pokiwała głową. – Taki koronkowy.
- Stanik. Koronkowy. –
powtórzył tępo, idąc do łazienki. – I gdzie on jest? – rozejrzał
się po pomieszczeniu.
Łazienka była ładnie urządzona. Widać było, że Liv
robiła to sama, bo wszędzie były jakieś bibeloty z kolorowych tworzyw, a i
był słynny stanik; zawieszony na umywalce. Remus zmarszczył czoło i szybkim
ruchem zabrał go stamtąd.
- Proszę. – powiedział, wpychając rękę do
szpary miedzy futryną a drzwiami i opierając się na nich.
- Dzięki.
– powiedziała rześko, odbierając własność.
Remus westchnął. Znał
tą dziewczynę od niespełna roku, a już potrafiła doprowadzić go do
czterdziestostopniowej gorączki, próbować wysłać go na druga stronę, wyśmiać
Syriusza, gdy proponował jej randkę i zabrać serce wszystkim facetom,
których uznawała za swoich dziadków. A było ich sporo; dajmy na to
Dumbledora, który rzeczywiście opiekował się nią jak dziadek i kilku innych
profesorów z Hogwartu.
- Słuchaj… - zaczęła, a Remus wytężył słuch.
– Przepraszam cię za tamto… - wiedział jak trudno jest się jej
przyznać do porażki i, nie zgadnąć czemu, bawiło go to. –
Najwidoczniej sromotnie się pomyliłam… Sądziłam, że nie będzie tam
więcej jak dziesięciu…
- Dziesięciu?! – oburzył się, a w
sekundę potem usłyszał cichy śmiech.
- To też dla ciebie za dużo? –
spytała nieśmiało. – W każdym razie; pomyślałam, że jeden człowiek
przejdzie niezauważony.
- O, tak… - rzekł z sarkazmem,
przypominając sobie mur Śmierciożerców, który szedł ku niemu.
- Ale nic
ci nie jest?
- Nie… Tylko doznałem lekkiego szoku na widok małej
armii.
- Pięćdziesiąt osób to nie armia. – zauważyła i Remus mógł
przysiądz, że uśmiecha się teraz.
- Faktycznie… - przyznał jej
rację. – Długo jeszcze?! – starał się żeby jego głos wypadł
jak najbardziej szorstko, ale biedak nie zauważył, że jego cała złość na tą
dziewczynę odpłynęła.
- Już.
- To dobrze. – stwierdził, nawet
na nią nie parząc.
- Jak ci się podobam? – zapytała ze śmiechem.
Teraz musiał się odwrócić, a miał świadomość, że nic dobrego z tego nie
wyniknie.
- Ładnie. – rzekł, patrząc na jej koszulkę nocną w
kolorze wrzosu.
„Czy ona mnie podrywa?” – zapytał sam
siebie.
- Dziękuję.
- Przejdźmy, więc do ochrzanienia ciebie.
– oparł się rękoma o blat jej biurka. – Posłuchaj mnie, bo już
nie będzie mi się chciało tego powtarzać drugi raz. Mam 20 lat i szmat życia
przed sobą i chcę je p r z e ż y ć! Zrozumiałaś? – podniósł brwi
do góry, a Liv kiwnęła głową, siadając na swoim fotelu. – No, więc,
nie zrozum mnie źle, ale już nigdy nie przyjmę jakiejkolwiek akcji, której
przewodzisz T Y, jasne?
- Jasne. – mruknęła.
- No! I jeszcze
coś… Czy ty nigdy nie zamykasz drzwi do swojego gabinetu? –
wykrzywił twarz w czymś, co miało przypominać powagę.
- Słucham?
-
Drzwi. Gabinet. Zamykać. Trzeba. Bo ktoś się wkradnie. – mówił do
niej, jak do małego dziecka.
- Przestań! – walnęła pięścią o
blat. – Przekraczasz granice. – teraz to ona była wściekła.
-
Ty ją przekroczyłaś, wysyłając mnie po ten głupi sztylet! Do czego on
właściwie służy?
- Do pewnej ceremonii. – odpowiedziała, nie
podnosząc na niego wzroku, a kiedy to zrobiła Remusowi przeszedł dreszcz po
plecach.
- Fajnie. – mruknął. – Chyba sobie wszystko
wyjaśniliśmy?
- Nie. – szepnęła prawie niedosłyszalnie.
-
Słucham? – był już w drodze do wyjścia, ale zatrzymał się.
-
Jeszcze nie wyjdziesz. – wstała powoli, robiąc z tego prawie rytuał.
- Dlaczego? – zdziwił się.
- Ja mam jeszcze ci coś do
powiedzenia. – oznajmiła chłodno.
- A co to takiego?
- Lepiej
usiądź, bo ci się jeszcze w głowie za kołuje. – rzekła cynicznie.
- Dzięki, postoje.
- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami i
podeszła do niego.
Stali teraz twarzą w twarz. Jej zapach odurzał
Remusa, a dziwaczne spojrzenie, którym go obrzuciła nie rokowało dobrego
zakończenia tej konwersacji.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Co?
-
Zaciekawiło cię to? – posłała mu rozczulający uśmiech.
- Liv,
przejdź do rzeczy.
- Wiesz, że tylko ty nazywasz mnie Liv?
- Serio?
Nie zdawałem sobie sprawy.
- Dumbledore mówi do mnie Livvy, a reszta
Olivio. – zaśmiała się. – Ty mówisz Liv. Podoba mi się to.
-
Cieszę się, ale czy mogę już iść? Jestem trochę niewyspany. –
powiedział, ziewając.
- Niewyspany? – rzuciła, spoglądając na niego
spod oka.
Czort wie co siedzi w głowie Olivii O’Connell, więc
Remus naprawdę wolał się wycofać na bezpieczne pozycje.
-
Tak…Właśnie…Dobranoc. – Alachamora to szybkie zaklęcie,
jak ktoś chce się uwolnić spod wpływów pięknej kobiety, a Remus właśnie
chciał się uwolnić.
Syriusz nazwałby go idiotą, że nie wykorzystał
okazji, ale Lupin miał jeszcze swoją godność. Wychodząc z kwater Liv,
odetchnął głęboko, by po nie długim czasie usłyszeć głuchy odgłos rzucanego
w jego kierunku buta, który jednak natrafił na drzwi.
_____________________
Dobra a teraz prosiłabym o komentarze, bo jak
się wam spodobało, to będę dawać dalej następne części.
Tylko piszcie
trochę więcej niż „Pisz dalej” albo „ Co dalej”,
OK.?
Mam dzisiaj gorączkę i mi się podoba.
Serio. Nie mam większych uwag. Fabuła mi się podoba - charakterek Lupina
nieco się zmienił, ale jak dla mnie to jest OK W dziewczynie widzę cechy
małej podrywaczki XD z czego mogą później wyniknąć bardziej zabawne sytuacje
od tej z ręcznikiem.
Jestem więc na tak.
(ale numeru ze
stanikiem to ci nie wybaczę XD to już takie oklepane! ^^ - nie no
żartuje, dobry chwyt ^^)
Całkiem fajne i pierwsze o Lupinie jakie
kiedykolwiek czytałam. Aczkolwiek czuję się z lekka rozczarowana, ale styl
masz na tyle fajny, że chętnie poczytam kolejną część. Posdroffa i zapraszam
do siebie.
Chwila, chwila...
Poczekajcie musze przetrzeć okulary....
Dobra...
Czytam jeszcze raz poprzednie wypowiedzi i ....
Czuję się, jakby ktoś walną mnie z tyłu w głowę!
Czy ja dobrze przeczytaąłm, że się wam ROMANS podoba?
Tyle razy czytałam, że takowych nienawidzicie, lub nie lubicie, a ten jednak przypadł wam do gustu?
A niech mnie piorun strzeli!
Ale numer!
Czy to oznacza, że mam dawać dalej?
Nie chcę, żebyście myśleli, że z was szydzę, czy coś, ale jestem zszokowana!
I fak Lupin jest tu inny, ale mi się taki podoba.
Yoanneca, czy cię rozczarowałam?
Może coś poprawić?
ty tu nie mów głupot że zszokowana jesteś XD dawaj next parta a jak go schrzanisz to nie ręczę za siebie XD co że romans...ja też bywam człowiekiem (zazanaczam - rzadko)...co tam zresztą...czasem potrzebuje coś lżejszego przeczytać...mam zszargane nerwy przez niektórych "artystów"
Romans to też przejaw pewnej twórczości i
talentu. Nawet jeśli po pierwszym parcie trudno coś więcej powiedzieć, to
nie przyjęłam tego jako pustego romansidła bez żadnej wartości
intelektualnej. Jest całkiem fajne i chętnie przeczytam jakiegoś nowego
parta. Mam nadzieję, że będzie na tym samym poziomie, albo jeszcze wyższym.
Aaaa i kto powiedział, że w romansie to tylko o miłości, zdradzie i
walce o kochankę Ceni się też inne rzeczy (tak mi się wydaje).
Opowiadanie..hmm..romansy to temat już
'oklepany' lecz w tym przypadku - ok ^^ Dobre , tylko jeden błond ,
którego niestety już nie mogę znaleźć oraz jedna czy dwie literówki.
Ooo błędów to więcej niż jeden naliczyłam, ale teraz nie chce mi się szukać, a poza tym tak jakoś szczególnie nie rzucały się w oczy. Za to BŁĄD znalazłam w poście już nie od autorki bo to chyba się "błąd" pisze, a nie "błond". Ale spox, różne rzeczy ludziom się przydarzają... literówki i inne błędy (nie błendy) również.
To jest piękne...
Po prostu super...
Skasowało mi sie wszystko, co już napisałam...
A wszystko przez mojego durnego braciszka!
Będzie cie musieli poczekać jakiś czas na następnego nex parta...
W końcu musze zaczynać od nowa.
Dobrze, że mam przynajmniej pierwszy rozdział.
PS.
Niedługo
odbędzie się pogrzeb niejakiego Roberta.
Świeć Panie nad jego duszą....
jak go dorwę!
QUOTE (Yoanneca @ 11-01-2004 16:27) |
Ooo błędów to więcej niż jeden naliczyłam, ale teraz nie chce mi się szukać, a poza tym tak jakoś szczególnie nie rzucały się w oczy. Za to BŁĄD znalazłam w poście już nie od autorki bo to chyba się "błąd" pisze, a nie "błond". Ale spox, różne rzeczy ludziom się przydarzają... literówki i inne błędy (nie błendy) również. |
No niee...Ja tu wchodzę z nadzieją, że jest następny part a ty mi tu taką wiadomość walisz =/ Ja tego twojego brata mogę z przyjemnością za ciebie zabić - będę miała motyw " oskarżona z powodu ciągłych stresów musiała gdzieś odreagować. Apogeum jej przemęczenia sięgnęło szczytu z chwilą gdy dowiedziała się, że nie pojawi się planowana część z ficku Manewry. Oskarżona targana morderczymi myślami postanowiła zabić odpowiedzilanego za ten stan, brata autorki. Niech Bóg ma swej opiece nieszczęśnika, który padł ofiarą tej brutalnej zbrodni"
Co wy się tu błędów czepiacie XD Nudzi wam się? ^^
ostatnio jestem bardzo łaskawa...no i zauważyłam, że bardzo lubię ficki o Huncwotach XD (niemyslcie sobie tylko, że przestanę krytykować XD tak dobrze nie będzie)
Wracając jeszcze do treści twojego ficzka...przeczytałam jeszcze raz i wiesz co? Kurczę...ten charakterek Lupina mi się nawet podoba...autentycznie - fajne było to jak rozmawiał z tą dziewczyna (swoją drogą - fajna ona jest ^^)
No dobra dość tego słodzenia...to przez to mleko 3,2 %...za dużo się go nachlałam XD
ps. to był post mający na celu podnieść cię na duchu - wiem co to stracić część swojej pracy. Ja z miesiąc biadoliłam jak mi parę partów "wcięło" Jestem więc z tobą XD
no ok here we go...
Jeszcze nigdy
nie czuł się tak znerwicowany, niewyspany, zły i jeszcze nikt nie posłał go
na dosłowną śmierć!
Mowcie co chcecie to zdanie jest felerne...
na sam poczatek... czarno to widze.
dalej widze nawał zaimkow...
ale ok, pisz ich duzo... mnie zasrana polonistka scoga za zaimki... pisz
duzo... buntujmy sie!!! zaimki
rlz!!~!!!
"siedzibą młodej nauczycielki
Obrony, która tak bardzo go wnerwiła."
wnerwiac to ty sie na
zycie mozesz albo niedobre masło... bohater literacki winien sie
denerwowac.
wyżyć się na kimś- wyżyć powiadasz??? istnieje takie
slowo? Chyba sie uzywa go w mowie potocznej a to jest roznica... jak
bedziesz pchala wyrazy potoczne do jakiejkolwiek pracy literackiej to
wczesniej czy pozniej ktos cie na tym zlapie... i teraz nie jest to moja
zlosliwoc ale dobra rada.
Olivia O’Connell była wysoką
szatynką o zniewalającym uśmiechu, ale też o charakterze, który nie pozwalał
cieszyć się nią na długo. A teraz, Remus dosłownie oniemiał, widząc ją w
samym tylko ręczniku z mokrymi włosami. Wyglądała jak nimfa, która dopiero
wyszła z rzeki.
No i kolejna emanujaca seksem panienka... ktora
zniewala naszych bohaterow... slaby pomysl.
inne bezeceństwa- inne
co?
dalej czytalam z bledym usmieszkiem na twarzy... tania
opowiastka... o stanikachm podrywachm cudownej nimfomance w realiach HP...
Poza tym czytakjac te dialogi czulam sie jakbym byla nie w temacie... wiecej
opis trzeba a nie jakies tajne zagadki dla czytelnika.
Jestem na
nie... stylowo nie jest zle... ale fabula wg mnie skopana totalnie.
Jakby co, to ja to pisałam pod wpływem
pewnego Arlekina (tylko, że napisałam to na wstępie.), którego przeczytania
zosatałam niejako zmuszona przez pewną Ankę
.
QUOTE (Psychopatka @ 12-01-2004 22:09) |
"siedzibą młodej
nauczycielki Obrony, która tak bardzo go wnerwiła." wnerwiac to ty sie na zycie mozesz albo niedobre masło... bohater literacki winien sie denerwowac. |
QUOTE (Psychopatka @ 12-01-2004 22:09) |
wyżyć się na kimś- wyżyć powiadasz??? istnieje takie slowo? Chyba sie uzywa go w mowie potocznej a to jest roznica... jak bedziesz pchala wyrazy potoczne do jakiejkolwiek pracy literackiej to wczesniej czy pozniej ktos cie na tym zlapie... i teraz nie jest to moja zlosliwoc ale dobra rada. |
QUOTE (Psychopatka @ 12-01-2004 22:09) |
Olivia
O’Connell była wysoką szatynką o zniewalającym uśmiechu, ale też o
charakterze, który nie pozwalał cieszyć się nią na długo. A teraz, Remus
dosłownie oniemiał, widząc ją w samym tylko ręczniku z mokrymi włosami.
Wyglądała jak nimfa, która dopiero wyszła z rzeki. No i kolejna emanujaca seksem panienka... ktora zniewala naszych bohaterow... slaby pomysl. |
Ach tak!... wiec oczekujesz samych pochwal? Nie moge napisac co mysle bo cie to rani... no to przykro mi
"Chciałam to jednak napisać mową potoczną i stąd, niektóre sformuowania mi się wźeły, więc sorka, jeżeli ci się nie podoba"
nie podoba mi sie... ale przeraszac mnie nie musisz.
"Wyżyć <= istnieje takie słowo, jak nie wierzysz to sprwdź. Tyle, że tu chodzi o wyładowanie emocji, a w słowniku będzie coś w rodzaju "przetrwać"."
Znam znaczenie tego slowa jako przetrwania, ale w tym opowiadaniu jak sama mowisz przedstawia wyladowanie emocji. A uzycie slowa "wyżyć"
w takim celu, mi nie odpowiada, na co zwrocilam Ci uwage. Wiec nie musisz mi tlumaczyc o co chodzilo bo naprawde nie jestem głupia.
" jakbyś Psychopatka nie zauważyła to to jest Romans! "
zauwazylam ze to romans i dlatego fabula mi nie odpowiada. Chyba moze mi nie odpowiadac fabula?
CHyba rozumiesz ze nie wszyscy beda sie zachwycac tym co piszesz, beda tacy ktorym sie bardzi spodoba jak i takcy ktorzy zmieszaja z blotem. To chyba naturalne wiec nie rozumiem tego Twojego posta.
Psychopatka, dziewczyno, ja nigdy nie
twierdziłam, że oczekuję samych pochwał, a wręcz przeciwnie. Lubię, kiedy
ludzie wytykają mi błędy, a że na twój post odpowiedziałam to zupełnie inna
sprawa.
Każdy może mnieć swoje zdanie.
Droga Sylwiu
No więc (wiem, że się od
'no więc' zdań nie zaczyna ) fick mi się osobiście baaaarrdzo podoba
I otwarcie mogę
się przyznać, że lubię romanse, szczególnie takie z intrygą
ava, jak
chcesz, to Ci pomogę z tym bratem... mam nawet parę pomysłów na niezłe
tortury :>
QUOTE |
Psychopatka, dziewczyno, ja nigdy nie twierdziłam, że oczekuję samych pochwał, a wręcz przeciwnie. Lubię, kiedy ludzie wytykają mi błędy, |
QUOTE (Psychopatka @ 12-01-2004 23:09) |
inne
bezeceństwa- inne co? |
Ej no Sylwia spokój. Psycho się nie podoba
i musisz to uszanować. Nie każdy lubi romanse. Nie czepiaj sie za uwagi, nie
przepraszaj za wszystko tylko pisz dalej. Najwyżej jedna osoba mniej to
przeczyta. Zresztą, nevermind i tak mnie nie posłuchasz.
Ale mi kurka nie chodzi o to, że jej się
nie podoba, tylko odpowiedziałam na jej post!
To
karalne?!
Według kodeksu karnego nie (mam go przy sobie, mój tatus to
policjant)
Nea, ja się nie czepiam dlatego, że jej się nie podoba tylko
dlatego, że chciałam wyjaśnić parę spraw!
I więcej prosze nie
wspomoinać o tej sprawie.
Krytyka mile widziana i koniec!
Zrozumiano?
I Vłala!
Długo oczekiwany drugi
rozdzialik.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Manewry -
2
Liv miotała się po sypialni, mając
nadzieję, że przyjdzie jej do głowy jakikolwiek pomysł na usidlenie tego
chłopaka, który przed chwilą wyszedł z jej komnat. Po woli domyślała się, że
stał się poniekąd jej obsesją, ale ta obsesja sprawiała, że była szczęśliwa.
Remus doprowadzał ją powoli, z rozmysłem czy bez, do czystej furii, a na to
nie mogła sobie pozwolić.
Przystanęła na chwilę i przyjrzała się sobie w
lustrze.
- No, Olivio, będziesz musiała się natrudzić nad tych
chłopakiem. – westchnęła, splatając jeszcze mokre włosy w warkocz.
– To jeszcze nie koniec, Remusie Lupin. To dopiero początek.
Olivia nigdy nie mała kłopotów z facetami, którzy sami za nią latali.
Tylko, że żaden z nich nie przypadł jej do gustu na tyle, żeby zostać z nim
na dłużej. A Remus? Remus przypadł jej do gustu w chwili, gdy uścisnął jej
dłoń na powitanie i nie mógł wyjść jej z głowy. Przez prawie rok powodował u
niej drgawki, a ona starała się zwrócić na siebie jego uwagę na przeróżne
sposoby, ale nigdy nie chciała, by zginął. Schrzaniła. Schrzaniła wszystko
na prostej linii.
- Możesz być z siebie dumna. – mruknęła,
przewracając się na drugi bok i zapadając w sen.
W Hogwarcie
pracowała od początku roku szkolnego, czyli jakieś cztery miesiące. Była w
podobnym wieku, jak najstarsi uczniowie i to z nimi najlepiej jej szło. Liv
nie uczyła się w Hogwarcie. Jej szkoła mieściła się w wielkim, starym
zamczysku, które zawsze sprawiało, że chciała z niego uciec. I było daleko
od Hogwartu gdzie był jej opiekun, który był również dyrektorem brytyjskiej
placówki oświaty. Dużo by dała za jedynie rok spędzony jako uczennica
jednego z domów angielskiej szkoły.
- Livvy! – wyrwana z
zamyślenia, uniosła głowę do góry, stając twarzą w twarz z Albusem
Dumbledorem.
- Cześć, dziadku – uśmiechnęła się i pocałowała
staruszka w policzek.
Dumbledore bynajmniej nie był jej dziadkiem, ale
zawsze wolała go tak nazywać. Opiekował się nią od czasu, gdy jej rodzice
zginęli w wypadku, o którym nawet nie chciała nic wiedzieć. Wiedziała
jedynie, że miała wtedy osiem lat i że przez kilka miesięcy była w szoku. To
jej wystarczyło.
- Jak się czujesz? – siadł w fotelu obok. –
Wszystko dobrze?
- Pewnie – poklepała go po ramieniu. – Ale
ty wyglądasz okropnie. – stwierdziła, marszcząc nos.
- Nie spałem
– rzekł i głęboko ziewnął. – Trochę się bałem o Remusa.
-
Nie potrzebnie – skwitowała i zajęła się przeglądaniem jakiegoś
czasopisma o eliksirach.
- Słucham?
- Nie potrzebnie się bałeś o
Remusa. Był u mnie wczoraj – wiedziała, że już powiedziała za dużo,
lecz cofnąć tego się nie dało.
- Był wczoraj u ciebie? Kiedy? –
zaciekawił się.
- No, wczoraj – odpowiedziała zdawkowo.
- To już
wiem, Livvy – oznajmił cichym głosem, który nigdy się Liv nie podobał.
– Kiedy dokładnie?
- Emmm…w nocy…
- W nocy?
-
Ale do niczego nie doszło – dodała od razu, widząc jak jej dziadek
marszczy czoło.
- Wierze.
- Olivio? – usłyszała szorstki głos
nad sobą.
- Cześć, Severus – uśmiechnęła się. – Czy coś się
stało?
- Tak – stwierdził, wkładając ręce do kieszeni. –
Chciałbym przeczytać swoją gazetę.
Liv stwierdziła, że Severus Snape ma
wyjątkowo dobre poczucie czasu. Zawsze zjawiał się w chwili, gdy ona miała
kłopoty i zawsze przydawał się aby się z nich wyplątać.
- Severus,
szczerze mówiąc, musimy pogadać – wstała i chwyciła mężczyznę pod
ramię.
- Koło ratunkowe? – spytał, kiedy wychodzili z pokoju
nauczycielskiego.
- Dokładnie – podała mu gazetę. – Muszę ci
kiedyś za to podziękować.
- Może teraz?
Liv wyjątkowo lubiła Mistrza
Eliksirów, bo potrafił się z nią dogadać i nigdy nie dawał jej sposobności
do szydzenia z własnej osoby. No, prawie zawsze; pozostawała sprawa jego
włosów.
- Zanim ci podziękuję, to musisz umyć włosy.
Severus
wykrzywił twarz w wyrazie urazy.
- Oj! No już! – pogłaskała
go po ramieniu. – Nie gniewaj się na mnie.
- Jesteś szalona –
powiedział, krzywiąc twarz w miłym(?) uśmiechu. – O co chodziło?
-
A takie tam – zrobiła ręką ruch, który miał uzmysłowić jej
towarzyszowi, żeby lepiej nie zadawał pytań.
- Za pięć minut mam lekcje
– oznajmił i przyspieszył kroku. – Ty zresztą też.
-
Pamiętam. Sklerozy jeszcze nie mam.
- A z którą klasą masz?
Zdębiała, nie wiedząc, co powiedzieć. Zwyczajnie zapomniała. Odwróciła
się na pięcie i z szybkością mugolskiej rakiety popędziła do pokoju
nauczycielskiego. Znów się spóźni na lekcję. Zresztą nigdy nie była
punktualna, nawet gdy chodziła do szkoły jako uczennica.
Liv miała w
głowie totalną pustkę. Powieki zamykały się jej samoczynnie, a nieznośne
mrowienie w karku nie pozwalało jej na jakikolwiek ruch głową. Siedziała w
swoim gabinecie nad stertą wypracowań klas czwartych i chciało się jej
ryczeć, kiedy czytała niektóre fragmenty. Czy ona była tak złą nauczycielką,
czy te dzieciaki tak słabo kojarzyły? Szczyt nastąpił, gdy przeczytała
wypracowanie jednego z Puchonów. Odłożyła je ze zgrozą i poszła się czegoś
napić; tylko że niczego nie mogła znaleźć. Nie pozostawało nic innego, jak
tylko iść na nocny spacerek do kuchni. Wychodząc z pokoju, wróciła się i
zamknęła je zaklęciem. Nie mogła pozwolić żeby wydarzenie z poprzedniego
wieczora się powtórzyło.
Korytarze zdawały się żyć w nocy własnym
życiem, duchowym życiem można by było rzec. Co jakiś czas Liv słała
pozdrowienia do ducha, który akurat przelatywał przez ścianę, by po chwili
wtopić się w inną. Nuciła pod nosem melodię wymyśloną przez siebie i w
którymś momencie zaczęła podskakiwać, robić obroty, po prostu tańczyć do tej
melodii. Jej szata powiewała przy tych piruetach, a w którejś sekundzie
zdjęła ją, zaczynając tańczyć coś w rodzaju baletu nowoczesnego. Przerwała,
gdy usłyszała klaskanie.
- Brawo, Liv – powoli odwróciła się z
zażenowaniem i popatrzyła na osobnika, który wciąż klaskał. – Naprawdę
ładnie tańczysz.
- Dzięki, Remus – prawie jęknęła. – Skąd ty
tu?
Nawet nie zauważyła, że jej bluzka odsłania dużą część jej stanika.
Tego p a m i ę t n e g o stanika. Ciężko dyszała ze zmęczenia. Było jej
zimno. Wiadomo, przecież grudzień, a ona stała w samej bluzce, w dodatku
rozpiętej, bez szaty wierzchniej i w spodnich, których nie odważyłby się
założyć żaden szanujący się Eskimos, bez uprzedniego przerobienia ich na
szalik, choć i na szalik się nie nadawały.
Remus przez kilka chwil
mrugał tylko oczami i przyglądał się jej dziwnym wzrokiem chłopaka, któremu
z niewiadomych przyczyn coś przysłoniło cały świat. W przypadku Remusa Lupin
tym „czymś” była bluzka Liv O’Connell. Remus poczuł nagły
skurcz w żołądku i zaraz oprzytomniał.
- Dumbledore mnie wezwał –
odpowiedział, podchodząc do zdenerwowanej Liv.
Uśmiechał się lekko, a
skurcz nie puszczał. Czuł się trochę zmieszany, ale przecież wczoraj widział
ją nagą („ Remus, chyba się czymś od Blacka zaraziłeś –
stwierdził w myślach), myślach nic takiego się nie stało, a teraz…
- Dlaczego? – rzuciła Liv, próbując odwzajemnić uśmiech chłopaka.
Wzrokiem wodziła po korytarzu w nadziei, że zlokalizuje swoją własność.
Nic. Następnym razem będzie pamiętała, żeby nie zakładać czarnych rzeczy.
Ten kolor wyjątkowo pasuje do Snapea, ale jej jak widać sprawia same
kłopoty.
- Pewnie chodzi o wczorajszą akcję – stwierdził,
wzruszając ramionami.
„Tak. Jeszcze dołoży ci żebyś się do mnie nie
zbliżał” – pomyślała z goryczą.
Jej dziadek był wyjątkowo
miłym człowiekiem, ale też wyjątkowo nie lubił, kiedy ktoś przystawia się do
jego podopiecznej. Kochany Albus.
- A ty gdzie wędrujesz o tej porze?
– wydusił z siebie.
- Do kuchni – rzekła kurtuazyjnie.
Pragnęła się teraz zapaść pod ziemię. Pragnęła, by w tej chwili zjawił
się Severus, ale tego jak na złość nigdzie nie było. Pragnęła, by mnieć pod
ręką swoją różdżkę i zmienić strój. Chociaż te spojrzenia Remusa dodawały
jej wiary, że tego faceta coś do niej ciągnie. Punkt dla niej.
- Jesteś
głodna? – uniósł brwi do góry.
- Nie – uśmiechnęła się do
niego. Tym razem przyszło jej to zaskakująco łatwo.– Nie mam nic do
picia.
- Acha… - zagryzł wargę. – To ja idę.
„Remus,
ty nie idź, ty uciekaj, bo zrobisz coś czego nie powinieneś” –
powtarzał sobie czarodziej.
Odwrócił się do niej plecami i wolnym
krokiem, który zdawał się być jednak rejteradą dla niego i zachęceniem do
dalszych poczynań dla Liv, odchodził od dziewczyny, która w głowie miała już
ułożony odpowiedni plan działania.
- Do zobaczenia – pomachała mu
nieznacznie dłonią.
„Powinnam się napić czegoś mocniejszego niż
woda.” – pomyślała, zdając sobie sprawę, że to będzie długa noc.
– „ Remus, słodziutki, zaczynamy
zabawę.”
$@$@$
Remus wchodząc do
dyrektorskiego gabinetu był uśmiechnięty, ale mina mu zrzędła, kiedy
Dumbledore wniósł oczy ku niemu.
Albus Dumbledore był człowiekiem o
wielkim autorytecie nie tylko u zwykłych szaraczków, ale też czarodzieji
należących do najznakomitszych rodzin. Tych z czystą krwią też.
Remus
uważał go za osobnika, któremu się ten autorytet należał w zupełności i
nadal miał w pamięci, co dyrektor zrobił dla niego. Tylko ten jego wzrok mu
się teraz nie podobał.
- Dzień dobry, dyrektorze – przywitał się
jak na dobrze wychowanego młodego mężczyznę przystało.
- Miło mi cię
widzieć, Remusie – wskazał mu fotel.
- Czy coś się stało,
profesorze? – spytał, siadając i jednocześnie lustrując wzrokiem twarz
profesora.
- Tak – Dumbledore odłożył pióro, którym uprzednio pisał
na jakiś pergaminie i wyprostował się w swoim fotelu. – W jakich
okolicznościach spotkałeś się wczoraj z Livvy?
- Że co, proszę? –
wybałuszył oczy na psora.
Zaskoczyło go to pytanie. Czy on kochał tą
dziewczynę i bardziej interesował się nią, niż akcjami? Remus czasami
podejrzewał, że właśnie tak jest. Tylko pokażcie mu człowieka, który nie
lubi tej pannicy! Nawet Severusa Snapea przekabaciła na swoją stronę,
co, według Remusa i jego przyjaciół, było niemożliwe.
- W jakich
okolicznościach spotkałeś się wczoraj z Livvy? – powtórzył uprzejmie
starszy mężczyzna.
- Pan profesor, wybaczy, ale to były sprawy natury
prywatnej – w sekundę później pożałował, że wypowiedział to zdanie.
- A czy ja mogę wiedzieć, co to za „sprawy natury
prywatnej”? – Dumbledore zatrzepotał rzęsami, a na jego twarzy
pojawił się uśmiech, który szczerze Remusa zaciekawił.
- Miałem po prostu
do niej sprawę – kolejny błąd.
„Liv O’Connell, ty mnie
kiedyś do grobu wpędzisz, skoro teraz zaczynam wykręcać się przed własnym
dobroczyńcą” – na jego czole pojawiła się maleńka kropelka potu.
Remus Lupin nigdy nie lubił, kiedy dyrektor zachowuje się tak jak teraz.
To było gorsze niż tortury Hiszpańskiej Inkwizycji.
- Sprawę? –
dyrektor uniósł do góry brwi i wykrzywił twarz w grymasie zainteresowania. I
znowu zatrzepotał rzęsami!
- Tak. – odparł tępo. Za grosz nie
chciał, żeby Dumbledore dowiedział się, że jego ukochana podopieczna prawie
nie zabiłaby mu jednego z członków Zakonu Feniksa. Przecież nie był
skończonym draniem i nie zrobiłby Liv takiego świństwa. Tylko, że psorowi
chodziło o coś zupełnie innego i dopiero po dłuższej chwili Remusowi
przyszło do głowy, o co. – Proszę się uspokoić – powiedział
szybko. – Do niczego nie doszło, przysięgam!
Po kilku sekundach
chciał walnąć się w głowę za swoją własną głupotę. Teraz się zacznie.
-
Remus, uważaj – rzekł ostrzegawczym tonem Dumbledore. – Może i
jestem staromodny, ale wolałbym żeby pozostała dziewicą do dnia ślubu.
Inaczej mówiąc: Nie przeleć jej przed nocą poślubną, proszę – błysnął
zębami.
Remus teraz potrzebował dodatkowej ilości czasu, by przyswoić
słowa profesora. Nie przypuszczał, że ten ułożony, miły, uwielbiany i…
ekchem… staromodny, ale chyba bynajmniej nie słowach jak było widać,
dyrektor Hogwartu potrafi doprowadzić drugiego człowieka do takiego stanu w
jakim był młody Lupin. Albus Dumbledore miał jeszcze kilka asów w rękawie.
- Może pan spać spokojnie – zapewnił słabym głosem. – Ja się
do niej nie dotknę.
- Remus, ja się o ciebie boję – stwierdził z
rozbawieniem Dumbledore.
- O mnie? – oczy Remusa rozszerzyły się
jeszcze bardziej.
- Tak. Livvy jak sobie coś wbije do głowy, to trudno
jej jest to wyciągnąć. Lepiej na siebie uważaj.
- Dziękuję za radę,
profesorze – powiedział głosem o pół oktawy wyższym niż zazwyczaj.
- To byłoby wszystko. Dziękuję ci, że przyszedłeś pomimo tak późnej
pory.
- Dobranoc.
Podniósł się z fotela. Serce biło mu trochę wolniej
niż zazwyczaj, czyli krew nie dochodziła do mózgu w zwykłym tempie, co mogło
być przyczyną jego demencji.
- A akcja się naturalnie n i e u d a ł a?
– spytał dyrektor, znów pisząc coś na pergaminie.
- Dokładnie
– odpowiedział, wychodząc już z pokoju.
Wciąż czuł się trochę
rozkojarzony słowami Dumbledora i jak cień snuł się przez korytarze do
wyjścia. Miał tylko nadzieję, że nie spotka teraz Liv O’Connell. Ta
dziewczyna naprawdę kiedyś wpędzi go do grobu.
No więc tak. Wiem, że zdania nie zaczyna
sie od no więc, ale szczegół. Przeczytałam, znalazłam parę błędów, ale nie
wszystkie napiszę.
QUOTE |
Severus, szczerze mówiąc, musimy pogadać |
Słuchajcie...
Ja wam mogę powiedzieć
wszystko o ortografi, interpunkcji itp., ale jak co do czego przychodzi to
mam 2 z dyktanda ( o przepraszam raz był 5-, ale z "ch" i
"h"). Krótko mówiąc w praktyce moja znajomość tych rzeczy się nei
sprawdza.
A co do tego "Severus" to jest coś takiego u
mnie i moich kumpli, że żaden nie powie do mnei Sylwio, Rysiu (przezwisko,
nie czepiać się) czy też nie zwruci się do kogo kolwiek np. Aniu, Mażenko,
Radku i szczerze mówiąc uznaję to za naturalne. A charakterki np. Liv brałam
z życia (pozdrówka dla Baśki <= pierwowzór). Postacie zachowują się
mniejwięcej w taki sposób w jaki zachowałyby się moi znajomi.
Co do
literówek to mnie już oczy bolą.
I mam prośbę:
Niech ktoś zrobi mi
przyjemność i wytknie mi wszystkie błędy, proszę .
Byłoby naprawdę miło.
Cześć.
No, part dobry, tylko czasem powtórzenia,
a na nie jestem uczulona. Ale nie bede cie o nic obwiniać, bo to ja cie
ponaglałam, nie?
Poza tym part podobny stylem do poprzedniego, a to duży
plus. Przy Dambledorze trzepoczącym rzęsami usmiałam się jak głupia. Już nie
moge doczekać sie następnego partu, ale pytać cię o niego nie śmiem, bo z
pewnością się wkurzysz.
Publiczne Gomnazjum im. św. Stanisława Kostki w
Starym Gralewie
woj. mazowieckie
gm. raciąż
Powiat płońsk.
Już
myslałam... nieważne.
Czas na błędy!
I było daleko od Hogwartu
gdzie był jej opiekun, który był również dyrektorem brytyjskiej placówki
oświaty.
To zdanie pozostaje dla mnie nie jasne. Zrezygnuj z niego lub go
rozdziel.
- Wierze
Nawet jesli miała byc to mowa potoczna, to
ustalone reguły każa piasać poprawnie, wbrew sposobowi, jak wyraz jest
wymawiany. Wierzę.
po prostu tańczyć do tej melodii
niepotrzebne
powtórzenie "melodii". Zamień to to jakos na jakis opis (ja tez
powtórzenia lubię).
Blacka zaraziłeś – stwierdził w myślach),
myślach
Znów.
- Tak. Livvy jak sobie coś wbije do głowy, to trudno
jej jest to wyciągnąć. Lepiej na siebie uważaj.
Jak Livvy sobie cos wbije
do głowy, trudno(...)
Takie błędy każdemu się przytrafiają, ale musze
cię usprawiedliwić - part dłuższy i w miare szybko.
A to, co podobało
mi się najbardziej. Takie sugestie dyrektora na temat ślubu...
Remus, uważaj – rzekł ostrzegawczym tonem Dumbledore. –
Może i jestem staromodny, ale wolałbym żeby pozostała dziewicą do dnia
ślubu. Inaczej mówiąc: Nie przeleć jej przed nocą poślubną, proszę –
błysnął zębami.
Parcik świetny, oprócz tego, że jest pare
błędów (nie będę wymieniać, bo zrobili to już za mnie powyżej) Podobało mi
się. Dumbel dbający o Livvy w taki "nowoczesny" sposób... niezłe.
Chociaż nie sądzę, żeby znał takie słowo jak "przelecieć"... Chyba
że mówiłby o sowie No ale wszystko się może zdarzyć :]
Czekam na następną
część
No, pora na moją opinię. Jak było
podkreślane: romans, ale fantastyczny jak na romansidło. Tak ogólnie to
błędów się nie czepiam, bo sama ich robię mnóstwo, a poza tym wolę ocieniać
treść i styl, od ortografii. A stylu i treści nie mam się jak czepiać, bo to
mi się po prostu straszliwie podoba.
Loodziska błagam powiedzcie skąd to
"Moja jest tylko racja i to święta racja, bo nawet jeżeli jest i twoja,
to
moja jest mojsza niż twojsza, i zaprawdę powiadam wam, że to właśnie
moja
racja jest najmojsza" pochodzi bo ja to już gdzieś widziałem
XDDDDD
QUOTE (Bozo @ 20-02-2004 22:27) |
Loodziska
błagam powiedzcie skąd to "Moja jest tylko racja i to święta racja, bo
nawet jeżeli jest i twoja, to moja jest mojsza niż twojsza, i zaprawdę powiadam wam, że to właśnie moja racja jest najmojsza" pochodzi bo ja to już gdzieś widziałem XDDDDD |
No, no.... Powiem szczerze że opowiadanko
jest świetne Zastanawiam się, skąd ty masz tyle odwagi żeby publikować
swoje dziełka (choć to jest cool) - ja też piszę ale niestety trochę się
boję że się nie spodobają i że już mnie to przytemperuje do końca
<< Słuchajcie ludzie!!! Nie było jeszcze żadnego
opowiadania o Tonks. Chcecie??? Właśnie kończę je pisać i nie wiem, czy
publikować>>
hahahahahhahahahahhahhah ^^
Jeny,
zaczęłam to czytać z myślą 'Boże, romans, to będzie straszne, jak ja to
przetrwam i jeszcze o Lupinie, Boooooniek...' ale zwracam honor.
Uśmiałam się ^^. Jeden z najlepszych fficków miłośnych na tym forum.
Przynajmneij da się tą miłość znieść, nie ejst taka cukierkowa i oklepana.
Podoba mi się, tylko nei zmień stylu i będzie dobrze.
"- No! I
jeszcze coś… Czy ty nigdy nie zamykasz drzwi do swojego gabinetu?
– wykrzywił twarz w czymś, co miało przypominać powagę.
- Słucham?
- Drzwi. Gabinet. Zamykać. Trzeba. Bo ktoś się wkradnie. – mówił
do niej, jak do małego dziecka." to mi się podobało i motyw ze
stanikiem. Nie podobało mi się to, że ten nieszczęsny ręcznik spadł, bo to
tandetne było.
I jakim cudem Remus ma 20 lat?
QUOTE (Syriiuszka @ 03-04-2004 12:16) |
I jakim cudem Remus ma 20 lat? |
ej, ja też mam egzaminy za miesiac, nie
stresuj sie tym, przecie to tylko kartkówka, na którą tzreba się łądnie
ubrać ^^
Gratulacje !! Dawno nie czytałam tak ciekawego opowiadania. Poza tym TAKIEGO Lupina to jeszcze nie było Fajnie by było jakbyś coś jeszcze napisała. Pozdrawiam.
Fajnie?! Fajnie?! JA
już dawno coś w przypłuywie głupawki napisałam,a le ża forum się... nie wiem
jak to nazwać! Po prostu wyparowało! Kurna! NAwet nei wiecie jak
ja długo czekałam!
Dobra.... A wiecie, że w czoraj byłam w
Częstochowie... Dobra, pal sześć! O to...
Manewry –
3
Korekta by Jade
Remus siedział w domu Jamesa z
Syriuszem i czekał na pana domu. Za godzinę mieli stawić się w Hogwarcie na
zebraniu Zakonu, więc jechali razem. Peter już wcześniej zapowiedział, że go
nie będzie, a ani Remus, ani Syriusz nie wnikali w tą sprawę, sądząc, iż ich
przyjaciel poderwał w końcu jakąś panienkę.
- Chłopaki, mam do was
prośbę – Lily usiadła obok Remusa z małym Harry’m na rękach.
– Popilnujcie Harry’ego, co?
- Dawaj go – odparł szybko
Syriusz. – Kocham swojego chrześniaka.
- A twój chrześniak kocha
ciebie – dodał Remus, widząc jak dziecko garnie się do Syriusza.
-
A co? Zazdrosny?
- Nie.
- Widzisz, maleńki, wszyscy są o ciebie
zazdrośni, nawet taki stary fryk jak wujek Remus.
- Nie słuchaj tego
kretyna, Harry, bo ci się jeszcze w główce poprzekręca – szepnął
żartobliwie do chłopca, który tylko pisnął radośnie – Widzę, że się ze
mną zgadza.
- To jeszcze małe dziecko i nic nie rozumie – odparł
Syriusz pewnym tonem.
- Niektórzy sądzą, że dzieci takie jak Harry
rozumieją więcej niż dorośli… - jego wzrok opadł na wcześniej czytany
artykuł w gazecie. – choć podobno niektórzy nigdy nie dorastają
– ta aluzja zdecydowanie była przeznaczona dla faceta imieniem Syriusz
Black.
O, taaak… Remus doskonale wiedział jak wyprowadzić Syriusza
z równowagi. Szczerze mówiąc były na to dwa sposoby, ale nikt o zdrowych
zmysłach nie posłałby się samodzielnie na przymusowy pobyt u dentysty. Bo
tym drugim sposobem były kobiety, a dokładniej jedna z nich. No zgadujcie,
kto? Dokładnie! Panna Olivia O’Connell, która posłała potomka
rodziny Blacków do stu diabłów. Syriusz dostał na jej punkcie lekkiego
bzika, no bo w końcu się mu oparła, nie?
Remus mimowolnie przypomniał
sobie scenę sprzed kilkunastu dni i nie potrafił odpędzić od siebie obrazu
Liv jak ją Pan Bóg stworzył. To nie było w jego stylu, aby tak się
zachowywać, ale przecież nikt tu czytać w myślach nie potrafi, prawda?
Prawda?!
Lupin rozejrzał się nerwowo i trochę przerażonym, a
jednocześnie zaciekawionym wzrokiem spojrzał na towarzysza i dziecko. Trzeba
było to przyznać… To było dwoje dzieci, tyle że jedno miało latek
dwadzieścia, a drugie cztery miesiące, i bynajmniej żadno z nich czytać w
myślach nie potrafiło, więc Remus usiadł wygodniej na kanapie i wbił wzrok w
sufit. Doprawdy był to wyjątkowo ciekaw widok, a szczególnie jeżeli nie
zwracało się na niego najmniejszej uwagi. Remus pamiętał każdy najmniejszy
szczegół ciała Liv, które zdążył utrwalić podczas jakże krótkiej chwili.
- Dobra! – krzyknął James, który prawie spadł ze schodów w
pośpiechu. – Huncwoty, do roboty!
- Huncwoty… - zaśmiał
się Syriusz. – Słyszałeś go, Lunatyku? A mi się zdawało, że
przynajmniej on p o w i n i e n być dorosłym.
- Jak widać nawet cuda nie
działają na was dwóch – rzekł zgryźliwie Remus.
Kiedy jeszcze
kilka dni temu w szoku odchodził z Hogwartu po rozmowie z Dumbledorem, nie
przypuszczał, że będzie tu wracał bez „strachu”, że Liv go
dopadnie, że złapie go w swą pajęczą sieć utkną z czułych słówek, że…
on da się w nią złapać.
Bo widzicie… on jednak była facetem, a co
za tym idzie czuł to samo, co każdy normalny facet, i nie miało tu
znaczenia, iż jest tym, kim jest. Remus nigdy zbytnio nie przejmował się
dziewczynami, ponieważ (mając również na uwadze swoją chorobę) bał się
takowych wytworów Matki Natury, która musiała się chyba nieźle namęczyć
tworząc coś takiego… coś takiego cudownego. Tak, teraz to widział.
Kobiety w swej przebiegłości i (to musiał przyznać) urokowi wbiły się do
jego umysłu z siłą tornada. Szkoda, że dopiero teraz (oj, tak – dop.
Sylwia) i szkoda, że za sprawą „szaleństwa Blacka” (czyt.
Liv).
Do cholery! Ta dziewczyna była okropna i bezmyślna,
spóźnialska, wredna i okropnie pyskowała! Ale jemu się podobała.
Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, co nie uszło uwadze
Syriusza, który od dłuższego czasu wpatrywał się w zamyślonego
przyjaciela.
- Zakochałeś się – stwierdził bez ogródek.
Remus
drgnął na te słowa i powoli wyprostował się w swoim fotelu w gabinecie
dyrektora. Jego jasnobrązowe oczy skierowały się na postać czarnowłosego
pantoflarza siedzącego po jego lewicy; gdyby wzrok mógł zabijać, Black
leżałby teraz na podłodze z dziurą w głowie.
- Dlaczego tak sądzisz?
– zapytał się Remus głosem urażonym, pełnym jednocześnie
zaciekawienia.
- Ten twój uśmiech wszystko wyjaśnia – Syriusz
wzruszył ramionami, nie zwracając na ton głosu i groźne błyski w oczach
Lupina. – Już myślałem, że to się nigdy nie stanie, ale jednak!
– klasnął uradowany w dłonie.
- Nie jestem zakochany! –
sprzeciwiał się uparcie. – Nie jestem, a ty mógłbyś przestać się
głupio na mnie patrzeć i robić sobie śmiechy-chichi – zacisnął mocniej
zęby.
- Jesteś, kochany Lunatyku, bo się temu sprzeciwiasz –
wtrącił się James swoim zwykłym dobitnym tonem. – Widzisz, bracie, to
jest tak jak człowiek zakocha się po raz pierwszy – nigdy się do tego
nie przyzna.
- Jesteście chorzy – skwitował Remus będąc w stanie
mieszkańca wariatkowa po przyjęciu lekkiej dawki leków uspokajających.
– Obaj!
- Mów sobie, co chcesz, a my wiemy swoje, co nie,
Rogaczu? – Syriusz klepnął przyjaciela po plecach, na co ten wydał z
siebie coś, co miało być potwierdzeniem, ale zdyszanym poprzez brak dopływu
powietrza do płuc. – A my się dowiemy, w kim.
Na ostatnie słowa
Remus prawie wykorkował. Myśl jakoby Syriusz Black, którego manią była Liv,
miałby dowiedzieć się, że… Ej! On się wcale nie zakochał w
Liv! Remus Lupin nie zakochał się w tej dziewczynie! To było
niedorzeczne i… i… i głupie! On?! Zakochany?!
Buachachachacha!!!! Wyjątkowo śmieszna stwierdzenie! On
się po prostu nie mógł zakochać w Liv! To, to było nie możliwe!
Merlinie, nie…?
- Witajcie, chłopcy! – do owalnego
gabinetu wszedł największy czarodziej współczesności (choć niektórzy mogli
się z tym nie zgadzać) we własnej osobie.
Wyrwany z rozmyślań, Remus,
przywitał się z psorem w taki sam sposób jak tamtego wieczoru, gdy jako
niczego nie domyślający się młody człowiek wszedł w paszczę lwa, jaką był
ten oto gabinet.
Lupin musiał przyznać straszną prawdę: ma pecha w
życiu, ten pech przekracza swoje granice, owy pech sprowadza na niego swoich
krewnych w postaci niepomyślności innych ludzi! A wszystko w ciągu
jednego tylko roku, od kiedy miał zaszczyt poznać pewną dziewczynę z
Irlandii.
Ale dlaczego ta dziewucha tak siedziała w jego umyśle?!
Dlaczego nie potrafił przestać o niej myśleć?! Czemu, na Merlina, chciał
ją z nów zobaczyć?!
- Re-mus! – ocknąwszy się z jednej z
wielu zadum, które ostatnio zdarzały mu się wyjątkowo często, zdał sobie
sprawę, że Syriusz macha mu przed oczyma swoją dłonią, a James obwieszcza
dyrektorowi, po czemu wilkołaczek zachowuje się tak a nie inaczej.
-
…i myślimy z Łapą, że Remus wpadł jak śliwka w kompot! –
zakończywszy swą przemowę, James, rozsiadł się w swym fotelu jak pan na
włościach, a Dumbledore spojrzał na Remusa.
To było identyczne
spojrzenie, jakim patrzył na niego, kiedy ostatnim razem się widzieli, co
dobrze nie wróżyło. Remus autentycznie struchlał pod tym spojrzeniem i
zdołał powiedzieć tylko:
- Ja się nie zakochałem – a powiedział to
z taką skruchą, że każdemu z obecnych wydawało się, że kłamie.
-
Oczywiście, chłopcze – rzekł dyrektor z powątpiewaniem.
Remus
myślał, że zapadnie się zaraz pod ziemię. Jego policzki poróżowiały, serce
zabiło odrobinę szybciej, a cała jego postura mocno wcisnęła się w fotel.
Teraz czekał tylko, żeby wyjść z tego piekielnego gabinetu i móc się dostać
do kuchni, gdzie czekała na niego mocna kawa, choć w tym przypadku chętnie
napiłby się czegoś mocniejszego.
$#$#$
Coś
zaskwierczało i w lochach rozległ się wybuch przypominający ten z Hiroszimy
i Nagasaki. Z sufitu posypały się spore odłamki tego ostatniego, a z
jedynego okna, jakie było w sali do eliksirów wyleciały szyby. Z regałów
pospadały wszelkie składniki, z których korzystał Mistrz Eliksirów. I
wszystko byłoby dobrze, gdyby to ten ostatni wywołał wybuch, ale na
nieszczęście zawinił, kto inny. Na nieszczęście Mistrz był w swoich
komnatach, na nieszczęście wybuch było słychać tylko w szkolnych lochach, bo
gdyby nie te grube ściany, to ktoś przecież mógłby uratować winnego przed
rozwścieczonym Śmierciożercą, jakim był Severus Snape.
Ten
dwudziestoletni mężczyzna właśnie podążał do swojej pracowni, do swojego
Królestwa Niebieskiego na Ziemi. Na swoich niedomytych włosach wciąż miał
biały tynk, tak samo zresztą było na jego ramionach, a co za tym szło ten
biały proszek pobrudził mu ulubioną koszulę! Do kroć set! Gdyby nie
chodziło tu o jego pracownie, ukochane „warsztatum perfekto” to
za tą koszulę zabiłby najpierw.
Kopniakiem wywarzył i tak rozwalone już
drewniane drzwi. Jego oczom ukazał się widok największej tragedii jego
życia, rzezi niewiniątek, jakimi były jego składniki i tsunami, które
pozbawiło go wszystkich ksiąg, jakie dla bezpieczeństwa trzymał w zamkniętej
szafie w pracowni. A w środku tego wszystkiego stała niewinnie wyglądająca
osóbka o obecnie śnieżnobiałych włosach oraz szatach oblepionych oczami,
językami, jelitami i innymi komponentami eliksirów.
- Niech
zgadnę… - jęknął, wstrzymując tym samym wypowiedź winnej tego
wszystkiego osoby – Czarny Pan i Dumbledore byli tu na popołudniowej
herbatce, a Dumbledore dał temu bydlakowi za mało mleka do jego
naparu?
Śnieżnowłosa pokręciła przecząco głową.
- To może niejaka
Olivia chciała przyrządzić ową herbatkę, zapomniawszy, że mamy coś takiego
jak skrzaty domowe? – zapytał ironicznie.
- Robię wyjątkowo dobrą
herbatę, o czym mogłeś się już nieraz przekonać! – żachnęła się
dziewczyna.
Severus zrobił ku winowajczyni kilka kroków i zatrzymując się
kilka metrów od niej. Jego twarz zrobiła się sino-żółta, a usta wykrzywiły
się w grymasie szaleństwa.
- Więc co się stało, na
Melina?!?!?!?!?!?!?!?! – ryknął,
zaciskając pięści, aż jego palce zbielały zupełnie.
Sapał jak byk na
toreadora, widząc jak ten macha mu przed oczami czerwoną płachtą. Para mu
dosłownie z nosa leciała! Ale nie, trzymał się jeszcze! Był
dzielny! Nie po to przecież przetrzymał wszystkie wariactwa Czarnego
Pana, żeby teraz dać się pokonać takiej smarkuli! Gówniara nie wygra z
nim, z Severusem Snapem! NA WRZÓD NA TYŁKU CZARNEGO PANA, NIE POKONA
GO!
- Chciałam zrobić eliksir miłosny – poinformowała go,
cofając się do tyłu.
Zaskoczony mężczyzna opuścił na chwilę wzrok,
spostrzegając, iż cała podłoga pokryta jest szarawą, gęstą mgłą. Czuł jak
pulsuje mu mała żyłka na skroni, jak żyła na jego szyi napina się, jak dolna
powieka jego prawego oka niebezpiecznie zaczyna drgać.
- Eliksir miłosny
– powtórzył, podnosząc głowę do góry.
Jego czarne oczy błyszczały,
rzucały błyskawice, których sam Zeus by się nie powstydził, a z ust prawie
dosłownie ciekła mu piana, jak u zakażonego wścieklizną zwierzęcia.
Liv
dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak Severus ubóstwiał swoje laboratorium.
Tyle, że jej poczucie przyzwoitości, sumienie, które zawsze trzymało ją w
ryzach akurat w tej sekundzie musiało pojechać na Karaiby, zwalniając
miejsce dla panicznego strachu. Od kiedy tylko weszła do tego lochu miała
przeczucie, ze coś się stanie! Dumbledore zawsze jej mówił, że kobieca
intuicja nigdy się nie myli, a ona się zastanawiała skąd on mógł o tym
wiedzieć. Musiała również przyznać, że jest jedną z najbardziej bezmyślnych
osób, jakie udało się jej dotąd poznać. Żeby nie posłuchać własnej
intuicji!!!! Przecież mogła tu nie wchodzić! Mogła
również nie wrzucać do kociołka oka traszki, które znajdowało się teraz na
jej bluzce, ale było już za późno.
- Eliksir miłosny – głos
Severusa przypominał jej coraz bardziej głos szaleńca.
- Gniewasz się?
– zapytała niewinnie, strząsając z siebie trochę flaków jakiegoś
małego zwierzątka.
Mężczyzna nie odpowiedział, ale za to zaczął ganiać
ją po całym pomieszczeniu, krzycząc przy tym wszelkie wyzwiska, jakie tylko
znał, nie omijając przy tym zwrotów nadających się do cenzury. Liv starając
się uciec przed rozsierdzonym Snapem, wskakiwała na pozostałości stołów i
krzesła. Na podłodze znalazło się jeszcze więcej żabiego skrzeku, zatęchłej
wody i śmierdzącego czegoś tam niż poprzednim razem. Kilka słoików
roztrzaskało się o ścianę dosłownie parę centymetrów od jej głowy, bo Mistrz
Eliksirów stracił cierpliwość na gonitwę i przystanął na sekundę, by chwycić
szklane naczynia.
- Severusie! – krzyknęła poważnym tonem.
– Severusie, pomyśl, co powie dziadek jak się dowie, co robisz!
– zdarzyła się uchylić przed kolejnym pociskiem w postaci tym razem
miedzianej miski.
Odpowiedział jej tylko szalony śmiech
czarnowłosego.
Taka sytuacja (czyt. Severus stoi i rzuca czym popadnie, a
Liv stara się zachować swój człowieczy wygląd) trwała do momentu, aż Snape
odzyskał chęć do gonitwy, ale i ta nie trwałą zbyt długo. W pewnej chwili
czarny, przerośnięty nietoperz zniknął z oczu Liv, a do uszu dziewczyny
doszło tylko głuche chlupnięcie i stłamszony jęk.
- Severusie? –
zawołała cicho.
- Zabiję cię! – odpowiedział głosem jeszcze
bardziej wściekłym niż uprzednio, kiedy trwała pogoń.
- Więc żyjesz
– ucieszyła się. – Mów dalej, to postaram się cię znaleźć!
- Przysięgam ci, O’Connor, że popamiętasz mnie do końca swojego
nic nie wartego żywota!
- Ja też cię kocham, staruszku.
- Kto tu
jest starcem, smarkulo?! Ty masz jeszcze mleko pod nosem!
-
Oczywiście. Wiesz, że ze starszymi zawsze trzeba się zgadzać?
- Nie
jestem stary!!!!!!!!
- A, tu jesteś!
– wykrzyknęła uradowana, łapiąc za czarne coś, co okazało się koszulą,
porwaną koszulą i pociągając za nią, powodując dalsze jej zniszczenia.
Z
szarawego dymu wyłonił się jak wampir wychodzący z trumny wściekły Severus
Snape, i prawie automatycznie zerknął na koszulę; jego twarz przybrała kolor
twarzy trupa wyciągniętego z rzeki.
- Moja… moja… - Severus
z niedowierzaniem wpatrywał się w rozerwany lewy rękaw, oderwaną kieszeń i
puste miejsca po pourywanych guzikach.
- Nie jest tak źle –
pocieszyła go z uśmiechem. – Kilka guzików tu i tu, kilka łatek tam i
siam, i będzie wyglądała jak nowa!
Severus spojrzał na nią
wilkiem… nie, on nie spojrzał na nią wilkiem, to było by zbyt mało. On
popatrzył na nią swoim słynnym snapeowskim spojrzeniem, które przeznaczał
tylko dla znienawidzonych uczniów, co oznaczało, że jeżeli zaraz stąd nie
wyjdzie znajdą jej ciało rozszarpane przez śmiercioślady**.
- Może jednak
pomogę ci posprzątać? – zaoferowała się.
-
WON!!!!!!!! – ryknął wskazując jej
drzwi, o przepraszam, nie „drzwi”, ale miejsce, gdzie kiedyś się
znajdowały.
- Tylko się nie przemęcz – rzuciła jeszcze za siebie, a
obok jej głowy przeleciała połowa słoju, by w sekundę później roztrzaskać
się o ścianę. – Zrozumiałam aluzję i już mnie nie ma – i już jej
nie było.
Parę godzin po tym wydarzeniu wciąż siedziała w swojej
łazience, próbując zmyć ze swoich włosów jakiś śmierdzący, biały szlam.
- Nigdy wiecej eliksirów, rozumiesz, Olivio?! – krzyknęła na
swoje odbicie w lustrze, mierząc w nie szczotką do włosów.
- Gdybyś
wierzyła w swoje siły, to być tam nie poszła, moja droga –
odpowiedziała jej bezczelnie dziewczyna z lustra.
- A ty nie bądź taka
wymądrzała! – ryknęła starając się rozczesać pasmo włosów, na
którym nie było już cuchnącej mazi.
- Ja się nie wymądrzam, ale mówię
prawdę! – oburzyło się odbicie.
- Wymądrzasz się, kochana!
– stwierdziła Liv jak stara ciotka.
- A ty jesteś upartym
osłem! – ryknęła lustrzana dziewczyna. – Nie przyjmujesz do
wiadomości, że Lupin mógłby zainteresować się tobą bez pomocy środków
doraźnych!
- Jakich „środków doraźnych”?
- Takich,
które przestałyby działać po pewnym czasie, ale wtedy Remus byłby już twój i
biedaczek nie mógłby się od ciebie uwolnić!
- Bzdury gadasz!
– rozeźliła się, porzucając szlam na włosach.
- Jesteś jak czarna
wdowa! Zrób z siebie aniołka!
- Oszalałaś!
Dziewczyna z
lustra zachichotała, kręcąc głową.
- Kochana, jestem twoim odbiciem w
lustrze, czyli jeżeli ja zwariowałam to ty również – wskazała na Liv
palcem.
Liv wpatrywała się w lustro z dziką furią. Była tak wściekła, że
nie zauważyła, iż błoto zniknęłoł z jej włosów i teraz wglądają jak przed
tym nieszczęsnym eksperymentem w lochach.
- Jesteś idiotką, Olivio
– powiedziała, kiwając głową.
Wyprostowała się i jeszcze raz
spojrzała na siebie.
Jeszcze trzy lata temu wyglądała… lepiej.
Miała błyszczące oczy i włosy, a jej cera była wręcz idealna. A teraz? Jej
blask przygasł, a cera stała się blada w porównaniu z tą, jaką miała zanim
wylądowała na mglistej wyspie. Wyglądała jakby przez dłuższy czas nie dbała
o siebie. A przecież to robiła! Tylko te stresy z pracą i… innymi
rzeczami. Jeżeli chciała mieć Remusa to koniecznie musi coś zrobić ze
sobą! Przecież każdy facet poleci na piękną dziewczynę, a ona mogła
określić się mianem „ładnej”.
Wchodząc do pokoju zapaliła
światło i krzyknęła. Na jej kanapie siedział sobie wysoki, czarnowłosy
mężczyzna, ale nie był to Severus. Butnie uśmiechał się do niej nie kto inny
jak Syriusz Black we własnej osobie.
Tak, Liv musiała to przyznać: miała
pecha w życiu, ten pech przekraczał swoje granice, owy pech spraszał do niej
swoją rodzinę w postaci Syriusza Blacka. Tylko, że jeżeli jest tu Syriusz to
jest również Remus, a to oznacza, że będzie miała trochę roboty… Ale
najpierw Black…
Boże…
_____________________________________________________________
_______________________
* tak się wyraża moja mamusia, kiedy żartujemy z
bratem z kogoś.
** nie czytałam tłumaczenia Polkowskiego, więc zostaje
przy tłumaczeniu internetowym.
Ps.
JAK ja się cieszę!
QUOTE |
z nów |
QUOTE (avalanche @ 02.05.2004 09:08) |
Treść jak zwykle mi
się podobała. Lekko a zarazem zabawnie (patrz tłumaczenia Remisa). Brakowało
mi więcej takich przekomarzań na lini Syriusz - Remis. Myślę, że gdybyś to
rozwinęła byłoby jeszcze zabawniej - zupełne osaczenie ^^ No ale tak jak jest też jest dobrze. |
QUOTE (avalanche @ 02.05.2004 09:08) |
Mam nadzieję, że nie będziesz długo kazać czekać na następną część. |
Powiem to tak - jestem zachwycona!!! Szkoda tylko, że tyle czasu zajęło mi znalezienie twojego ficka.... Ale znalazłam, i tylko to się liczy Co do błędów
QUOTE |
A ty nie bądź taka wymądrzała! |
Podoba mi się, podoba mi się i jeszcze raz
podoba. Chyba głównie z powodu imienia głównej bohaterki- Olivia, ja tez się
tak nazywam i takze mówią do mnie Liv, Livvy, chociaż najczęściej po prostu
Oliwka
Zauważyłam kilka literówek, ale zdaje się, ze nie ja
jedna
W kazdym razie opowiadanko na przyzwoitym
poziomie.
Pozdroffka
Fajne, tego rodzaju opowiadania (Remus
zakochany) prawie nie czytałam.
Czekam na następny part
więcej Syriusza! Koniecznie.
Podoba mi się, nawet
bardzo!!!!
Rzeczywiscie takie jakieś insze od
innych!!!
Błędy zauważyłam ale nie chce mi się ich teraz
szukać.
A tak nawiasem mówiąc to chyba wiem po co Liv ten sztylet
(oglądałam "COŚTAM - Duch z Luwru") i był taki rytułał w egipcie,
że... a po co będę wam zdradzać...
QUOTE | ||
Remisa? Rozumiem, że miało być Remusa. |
Morda miało być Remus ale wyszło Remis bo się
mi tak już zakodowało z wiadomych powodów.
dobra koniec finito z
wytłumaczeniami
Ogłoszenie
parafialne!!!
Z powodu braku netu.. tymczasowo
Sylwia nie zamieści kolejnej części "Manewrów"... na pocieszenie
dodam, iż skończyła pisać czwartą część i prawdopodobnie już zabrała się za
piątą... Pozdrawiam
Jade
DOROTKO TY SIĘ PRZYGOTUJ, ŻE ZA JAKIS
CZAS BĘDZIESZ POPRAWIAĆ DWA ROZDZIAŁY!
\HAHA
chwała Ci Sylwuniu !!!
tylko jedno zastrzeżenie... mogę się z tym
nieco ociągać, ponieważ szykuje mi się na 17 test z całego roku z
matmy (urok liceum) :/ więc się będę musiała trochę pouczyć na niego
ale damy radę
PoZdRo 4u and Robiego
całuski :*
Ja nie wiem ludzie kochani czy dawać
Jade do korekty następny rozdział, bo jak ona go przeczyta (a już poczęści
wie, co ja tem zrobiłam) to mnie zapewne ochrzani, a jak wyprzeczytacie to
pewne osoby ochrzanią mnie jeszcze bardziej.
Tak więc stoję przed
dylematem: Dać czy nie dać (o to jest pytanie ^^)? Albo inaczje: Dać tak jak
jest teraz, czy może napisać od poczatku?
/Po krótkim
zastnowieniu/
Dam jak poprawię, więc zastrzega się, że do przyszej
soboty nie zobaczycie tu nic. Dziękuję za uwagę
Pozdrawiam
S.
Sylwia... a ryj to Ty byś czasem nie
chciała??
wrrrr.. ja tu chcę jak najszybciej to dostać do korekty, a
nie...
długo to będziesz poprawiać słońce?
mam szczerą nadzieję, że
nie... i się nieco spręż jakbyś była taka łaskawa
PoZdRo :*
P.S.: sorry, że trochę niemiło, ale mam
ostatnio cholernego stresa i się nie mam zbytnio jak rozładować :/ trudno
się mówi..
To będzie mój pierwszy post na tym forum
od jakiejś połowy roku, więc za wszystkie skróty myślowe itp, autorka
serdecznie przeprasza i obiecuje poprawę.
Paznokcie me tracę w skutek
obgryzania
i oczy me zwolna mgłą zachodzą-
gdyż oto Sylwia, rodzima
przyjaciółka
z tego samego forum pochodząca
nie jest w tej łasce, by
dać nam złaknionym
u jej stóp próżno na wieki klęczącym
jakąś pożywkę
dla zlęknionych zmysłów
i nowych wyobrażeń dróg zamkniętych
pętli...
I oto w ziemi tej wielkie narzekanie
manewry manewrami
wciąż znowu tłumione
czy kiedyś powrócą w pełnej swej potędze
by
rzucić nami o ścianę lub o podług miejsce?
Bo i Harry się chowa i Snewek
niemiły
gdy z Remusem stają do wielkiej gonitwy
o sławę i chwałę, co
ją ciągle ważą
gdzieś w komnatach Seva, gromiastego
nietoperza.
Powiedz nam, gromowładana autorko wspaniała
co za
czasu dzierżyłaś laskę nieba syna,
wspaniałego Hermesa, bogów nam
posłańca;
Kiedy w twym zamyśle część następna będzie?
I czy większą
się okaże niż poprzednie dzieła,
co nam nakazały swoją wyobraźnię
na
tak różne tory zaraz przekierować?
Bo już pierza chmury z nieba nam
spadają
i śpiewają w hurze elizejskie córy:
"Oto część następna,
widzicie ją przeto".
Ale gdzież, o Sylwio, ten wieniec
zwycięstwa?
Mów, nie lękaj się; sługi większych niźli
nasi wielcy
panowie i nauczyciele
krzywdzić nie w zwyczaju, ani w żadnej
myśli!
( )
by Alisia
<obłękanczy śmiech i
różowe policzki>
Jezu... nie wiem, co powiedzieć... Jedna chce mi dać
w ryj inna pisze mi tu poematy! Aaaa... szczęka opada!
Dobra. Już się uspokajam, ale gęba nadal mi się szeroko
uśmiecha.
Następny rozdział... mówiłam, ze musze poprawić, a że
Dorota mnie nieco oświeciła o samcach (nadal mi nie przeszło) to dodałam co
nie co
Jeżeli dam go do korekty, to będziecie go mieć, ale
zastrzega się, że są pewne sceny za które mnie pozabijacie
I jest scena, która... ekchem... ja nei pisze erotyków, ale jak mnei coś
strzeli to... oj, oj...
Pozdrawiam.
Sylwuśka
Ps.
Się
pochwalić musze, że stworzyłam do Manewrów okładkę, chcecie?
QUOTE |
Następny rozdział... mówiłam, ze musze
poprawić, a że Dorota mnie nieco oświeciła o samcach (nadal mi nie przeszło)
to dodałam co nie co Jeżeli dam go do korekty, to będziecie go mieć, ale zastrzega się, że są pewne sceny za które mnie pozabijacie I jest scena, która... ekchem... ja nei pisze erotyków, ale jak mnei coś strzeli to... oj, oj... |
daj daj! Zapewne i tak mi sie
niespodoba, ale chętnie zobaczę XD
Więc dobrze, moi milusińscy…
Zastrzega się, że kiedy to pisałam miałam nagły przypływ głupawiki nie
wiadomo, czym spowodowany, ale poprawiłam i dodałam coś (błędy to już
sprawka Jade, więc mnie nie bić).
A tak… szukałam stworzenia
zwanego potocznie „Samcem”, który nadałby się do pewnej
sceny… skoro Sevka doprowadziłam do stanu dłuższej nie używalności, a
James to chłopak dzieciaty i żonaty, Peterka nie ma, a zresztą i tak by się
nie odważył… to pozostaje Syriusz… Uch, ja wiem, że niektóre z
was mnie po tym będą ochrzaniać, ale na kogoś musiało trafić… Ale
obiecuje, że go potem przywrócę do łask, lecz teraz, a przynajmniej w tym
rozdziale to tak nie będzie…
Życzę smacznego… nie
zakrztuście się tym tylko…
Dedykacja – dla Abbadona,
Silvera, Roberta, Marka, Radka, Arka i innych samców (nie obrażajcie się,
ale ostatnio cały wasz gatunek mi podpada) (i nie, Moon, ty jesteś dobry
chłopak )
PS.
Tęskniliście? Wiem, że nie…
Sylwia
Manewry –
4
- Co tu robisz? – wysyczała
gniewnie.
Syriusz rozszerzył uśmiech do granic możliwości swojej mimiki.
Przez ponad pięć minut wpatrywał się w Liv jakby patrzył na jeden z cudów
świata, ale ona sądziła, że patrzy na nią jak rzeźnik na swą przyszłą
ofiarę.
Bo prawdą było, że ona nie znosiła tego człowieka*. Kiedy
niespełna rok temu ktoś taki jak Syriusz Black przekroczył próg gabinetu jej
dziadka, a ona w tym samym czasie siedziała przy biurku tego ostatniego, jej
kobieca intuicja, której wtedy jeszcze słuchała, podpowiedziała jej, że
nadchodzą kłopoty. I nie myliła się; jeszcze tego samego dnia zaczęły się
jego próby poderwania jej. Zamęczał ją jakimiś kawałami, z których ona i tak
nic nie rozumiała oraz nawet nie próbowała zrozumieć. Chciała tylko, aby
sobie poszedł i dał jej spokój. Tylko że ten facet był wyjątkowo uparty.
Dopiero niedawno, gdy wykrzyczała mu, że prędzej umówi się z samym Lucyferem
dał jej trochę odetchnąć od swojej osoby.
Doprawdy nie wiedziała, jakim
cudem większość dziewczyn potrafiła się w nim nawet zakochać. Trzeba było
jednak przyznać, że był przystojny i mógł się podobać, ale ta jego
gadatliwość ją przerażała. No i był jeszcze Remus. Remus, który był
odwrotnością tego człowieka, który właśnie zostawił w spokoju jej kanapę i
zaczął niebezpiecznie zbliżać się do niej.
- Nie cieszysz się, że mnie
widzisz? – zapytał wyzywająco.
Nie odpowiedziała od razu, ale
skierowała się najpierw do swojej sypialni. Będąc już w pokoju, trzasnęła za
sobą drzwiami i panicznym wzrokiem omiotła pomieszczenie.
Jak zwykle na
łóżku i krześle było pełno jej ubrań, które już dawno powinny znaleźć się w
pralni, ale jakimś cudem skrzaty wolały się do niech nie zbliżać. Zaczęła
przeczesywać sterty swoich szmatek w poszukiwaniu rzeczy nadającej się do
użycia, a potem na spalenie. Przecież nie może zostać żaden ślad zbrodni.
Jakiej, zapytacie? Otóż ona była pewna, że w którymś momencie ich
konwersacji, która musiała nadejść akurat dzisiaj, dojdzie do tego, że ten
typek zacznie ją molestować i będzie musiał się bronić! Krótko mówiąc
zamierzała mu najpierw wydrapać oczy, następnie obciąć język i…
kolejną myślą było, żeby pozbawić go męskości, ale przecież nie będzie taka
wredna i nie zrobi z niego eunucha.
Choć po zastanowieniu… Syriusz
był tylko jednym z wielu, którzy myślą, że ulegną im wszystkie, a Liv zawsze
mówiła, że należy się takim nauczka…
- Ile ty tam będziesz
siedzieć?! – jej rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez
głos tak zwanego Łapy.
- Czego ty chcesz?! – odkrzyknęła,
wyciągając w końcu bluzkę spod tony innych ubrań. – Ile razy mam ci
mówić, żebyś dał sobie spokój?! – jęknęła, próbując założyć bluzkę
na siebie. Moja głowa utyła, czy jak?! – zirytowana, nie
zauważyła, że padła na łóżko, które zgrzytnęło złowrogo.
Liv zamarła.
Powoli próbowała zdjąć bawełnianą bluzeczkę, nie robiąc przy tym zbędnych
ruchów.
- Spokojnie, dziewczyno… - nie dokończyła.
Potężny jęk
zabrzmiał w sypialni, szkoda tylko, że nie wydobył się z gardła Liv, która
zdrętwiała. Potem jakby na złość nauczycielce Obrony jedna noga jej łóżka
pękła, druga poszła w jej ślady, a potem cały mebel przełamał się na pół,
przyprawiając dziewczynę o łzy. Liv leżała pomiędzy pozostałościami jej
łóżka, nie potrafiąc uwierzyć w to wszystko. Jej mózg zdawał się wyjechać na
wakacje (ja też bym chciała – dop. Sylwia), bo Liv… no cóż,
można rzecz, że ona była po prostu w takim szoku jak nigdy wcześniej.**
-
Olivio! – Syriusz walił w drzwi sypialni z całej siły.
Liv
natomiast, będąc w coraz większym wstrząsie, macała dłonią podłogę,
natrafiając na drzazgi mebla, który już nigdy nie będzie taki sam jak
kiedyś.
Aż się łza w oku kręci… Te łóżko z dębowego drewna, ze
swoimi zdobieniami w postaci małych krasnali i prymitywnym baldachimem było
miejscem, które odwiedzała najczęściej. Co noc wślizgiwała się pod ciepłą
kołderkę (a przynajmniej myślała, że będzie ciepła, jednak skrzaty uparcie
nie chciały wchodzić do jej sypialni), by zakosztować słodyczy niebiańskiego
snu, który regenerował jej siły witalne po każdym ciężkim dniu.
Teraz
przepadło! Jej ukochany mebelek leżał, nie dając znaków życia i nic nie
zapowiadało poprawy.
A ona się śmiała. Słyszał to dokładnie, nawet przez
zamknięte drzwi. W jej śmiechu było pełno niedowierzania i szaleństwa. To
był jeden z tych śmiechów, które można usłyszeć na oddziale dla psychicznie
chorych. Syriusz jednak nadal nie wiedział, co było jego powodem.
Wtem
drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły się na oścież. Black’owi oczy
zrobiły się wielkie jak talerze.
- Powinnam zrzucić parę kilo –
mruknęła ze śmiechem, przechodząc obok niego.
Oczy Syriusza powiększyły
się do rozmiarów koła od roweru i wciąż rosły.
Liv trochę rozmarzonym
gestem powiesiła na krzesełku swoja bawełniane bluzkę i odwróciła się ku
mężczyźnie.
- Słuchaj, Syriusz – zaczęła, ale nie dane jej było
skończyć, bo oto doszło do niej, że Syriusz patrzy na nią jakoś tak…
dziwnie!
Jego twarz wyrażała zaskoczenie (w postaci szeroko otwartych
oczu), zadowolenie (w postaci głupkowatego uśmieszku i odgłosów przerywanego
śmiechu) oraz totalne oddalenie się od świata rzeczywistego. Biorąc pod
uwagę, że to ostatnie dość często pojawiało się na jego śniadej twarzy, to
jednak dwie pierwsze nigdy, w mniemaniu Liv, nie powinny znaleźć się tam w
połączeniu.
Liv z lękiem wpatrywała się w coraz bardziej rozradowaną
postawę Syriusza. Jej dłonie mimochodem starały się wydobyć spod ziemi
choćby odłamek czegoś, co mogło jej przysłużyć do obrony. Jednak jej
nieszczęściu nie było końca – ktoś skrupulatnie pozbierał wszystkie
szpargały z jej biurka. No teraz się wzięły za sprzątanie - pomyślała z
irytacją o domowych skrzatach.
Gdy ona w tym czasie starała się
wykombinować jakąś drogę ucieczki, Syriusz zajęty był widokiem, który
przyszło mu oglądać. Swoimi ciemnymi oczami prawie dotykał roznegliżowanego
do połowy ciała dziewczyny. Swoją pierwotną częścią mózgu wyobrażał sobie
już jak zaciąga ją do jej sypialni
„Ona jest twoja!”
– mówił Syriusz z Epoki Kamienia Łupanego.
„Ona jest
moja…” – powtarzał Syriusz wpatrujący się w ten osobliwy
cud natury.
„Zaczekaj, przyjacielu” – wtrącił się
Syriusz dobrze wychowany. – „Nie możesz jej tak po prostu…
zgwałcić!”
Na stwierdzenie Syriusza dobrze wychowanego, Syriusz
zapatrzony speszył się trochę.
„Nie zgwałciłbym jej” -
stwierdził poważnie jak na siebie. – „Chce ją tylko
pocałować” - dodał.
„Merlinie, broń tej niewiasty przed tym
źle wychowanym, młodym człowiekiem” – powiedział z żalem, Black
kulturalny.
„Ługa-Buga!” – wrzasnął ten z
Prehistorii. – „Uuuuu!!!!! Bierz ją,
człowieku!”***
Olivia, nie zdając sobie sprawy z kwestii, które
obecnie rozważał młody Black, dalej próbowała znaleźć sposób, aby wyjść z
tej opresji cało. Facet ciągle wpatrywał się w nią niczym wygłodniały wilk
na bezbronną owieczkę, a ona nawet nie wiedziała, czemu.
Dopiero, gdy do
jej rozkojarzonego rozumku dotarła myśl, że on wpatruje się na pewno nie w
jej twarz, zdecydowała się podążyć za jego wzrokiem. Jakież było jej
zaskoczenie (napisane z wyjątkowym sarkazmem – dop. Sylwia), kiedy
stwierdziła, że Syriusz jest typowym samcem – wzrokowcem (czego i tak
dawno mogła się domyśleć). Jednak nie to było całkowitym powodem jej
zaskoczenia, bowiem kolejną informacją, jaka dotarła do Liv, była ta, że
stoi teraz na środku pokoju, przed nią sterczy zapewne napalony samiec, a
ona nie posiada swojej bluzki! Stoi przed napalonym Syriuszem tylko w
staniku! Przynosisz mi pecha - stwierdziła, wpatrując się w ten stanik,
który już nieraz stawał się powodem jej zawstydzenia, i za każdym razem
chodziło o Remusa… dlaczego, no dlaczego nie mogło być i tym razem tak
samo?!
Z twarzy dziewczyny słynęła cała krew, a Liv wyglądała teraz
jak marmurowy posąg.
- Uznaję to za zachętę – owe wypowiedziane
przez Syriusza słowa były chyba najtragiczniejsza rzeczą, jaką mogła teraz
usłyszeć.
- Nie odważysz się – jej głos wcale nie był przekonujący.
Black zrobił jeden krok ku niej, a ona w tym czasie krok do tyłu,
omijając sprytnie biurko zagradzające jej drogę.
- Nie zrobię ci krzywdy
– powiedział przekonująco z taka pewnością siebie, że Liv poczuła
silny skurcz w żołądku.
- Piłeś coś? – zapytała ponownie cofając
się.
- Nie – odparł urażonym tonem, a ostatnim, czego ona teraz
chciała było to, żeby go rozłościć.
Olivia wzięła głęboki wdech. Oczami
dosłownie strzelała we wszelkie znane sobie strony, aby tylko uciec. Ale
chyba coś zwane losem musiało się na nią uwziąć, bo z nikąd ani ucieczki,
ani pomocy.
Kiedy Liv wypuściła powietrze, wiedziała już, że ma poważny
kłopot.
"Sevek, gdzie ty, kiedy cię potrzebuję?!" -
rozpaczała, przeklinając równocześnie tego nietoperza.
Zawsze, od
zarania dziejów, to jest od kiedy się znają, ten nietoperz zjawiał się w
odpowiednich chwilach, ale ostatnio zaniedbał haniebnie swoje obowiązki,
szlajając się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, z kim! A ona tu umiera ze
strachu! O, gdzie ty, Sevek, gdzie ty.. ty parszywa namiastko faceta,
przerośnięty nietoperzu, hańbo wszystkich samców na równi z Blackiem i
Voldemortem, i jego sługusami, którzy kolorystycznie ci pasują, żmijo na
piersi wyhodowana jesteś!? (autorka pozwoliła sobie zostawić to bez
komentarza, bo to mówi za siebie – dop. Sylwia)
Syriusz łakomymi
oczami wodził po gołych skrawkach ciała Liv. Jej jędrna skóra o
brzoskwiniowym odcieniu, zgrabne palce dłoni, brzuch i dekolt proszące się o
pocałunki powodowały u niego reakcję, której nie dało się już powstrzymać.
Lecz to nie to korciło go najbardziej. Jego męska wyobraźnia zainteresowana
była głównie tym, co widoczne nie było. Ten piekielny stanik… jak on
chciał go zedrzeć z jej ciała…
Już sam nad sobą nie panując,
zaczął już nie kroczyć, ale iść do niej jak idzie spragniony do oazy na
pustyni. Nie zauważył nawet, że na zewnątrz, jakimś dziwnym zrządzeniem
losu, panuje ulewa, że pioruny odbijają się od szyb w oknie, że po jego
lewej stronie, na stoliku leżała różdżka jego przyszłej ofiary, oraz że sama
ofiara rozpaczliwie starała się nie przewrócić przez porozstawiane na swej
drodze doniczki z kwiatami.
Liv co rusz potykała się o jakieś rośliny w
glinianych misach, które sama tam rozstawiła, sadząc, że przysporzą temu
salonikowi trochę uroku. Obecnie obiecała sobie, że gdy to wszystko się
skończy wywali je na zbity pysk.
Syriusz przyspieszył kroku i już prawie
chwycił Liv za rękę, kiedy ona zwinnie się mu wymknęła.
Dziewczyna
skierowała się ku drzwiom wyjściowym. Z każdą chwilą upragnione wyjście
stawało się dla niej coraz bardziej wyraźne i dostarczające jej
proporcjonalnie do tego coraz więcej radości. Prawdziwa euforia, która
nawiedziła ją z sekundą, gdy była na tyle ich blisko, że mogła swobodnie
dosięgnąć mosiężnej klamki prysła, kiedy zamiast klamki w swojej dłoni
poczuła rozgrzaną, męską pięść.
Liv przełknęła ciężko ślinę i z
największym oporem podniosła głowę do góry. Jedynym, co zdążyła zauważyć,
były przymglone oczy chłopaka z roku Blaków, a potem zacisnęła mocno wargi i
poczuła jak usta Syriusza dotykają jej policzka.
Poczuła jak przechodzą
ją ciarki pod dotykiem jego ust, kiedy z policzka przesunął je bliżej
zaciśniętych warg. Coś kazało Liv zamknąć oczy, coś niespodziewanie zamąciło
jej w umyśle. Dłoń Syriusza, którą trzymał na jej plecach, zaczęła kierować
się do jej szyi, wzdłuż karku. Nie potrafiła się bronić, bo wiedziała, że to
bezcelowe.
Syriusz podniósł ją lekko. Za sprawą jakiś czarów znalazła się
przy swoim biurku, a on napierał na nią swoim ciałem. W jego pocałunkach,
które błądziły po jej twarzy było tyle męskiej dumy, tyle żądzy i
podniecenia, że Liv bała się poruszyć. W jego ramionach była jak
przysłowiowy słup soli, jak grecki posąg – piękny, ale bez życia.
I
kiedy wydawało się jej, że wszystko stracone drzwi prowadzące do jej komnat,
otrzorzyły się szeroko. Olivia wydała z siebie pomruk niezadowolenia, bo oto
nadarzyła się jej okazja, aby się wyswobodzić.
Gość jednak nawet nie
drgnął, tylko wpatrywał się w dwoje ludzi, którzy bynajmniej nie wyglądali
na nienawidzącą się parę.
- Widzę, że przeszkadzam – rzekł przez
zęby, ale Liv rozpoznała w jego głosie głos Remusa.
Mocno szarpnęła się,
próbując wydostać się z objęć Syriusza. Chłopak oderwał się od niej i
przekręcił głowę w stronę przyjaciela.
- Lunatyku, czy nikt nie nauczył
cię pukać? – zapytał, uśmiechając się bezczelnie.
Olivia widziała
jak twarz Lupina wydłuża się i czerwienieje, jak zaciskają się jego pięści i
z jaką wściekłością patrzy na przyjaciela, który na ustach miał pozostałości
szminki Liv.
Kiedy tak stał w drzwiach otwartych na oścież, Liv zdała
sobie sprawę z całej sytuacji. Domyśliła się jak ona teraz może wyglądać w
jego oczach. Poczuła jak łzy napływając jej pod powieki.
Patrząc to raz
na Remusa, raz na Blacka, nie wiedziała co ma zrobić, dopóki ten ostatni nie
odezwał się do Remusa, prosząc go, aby zostawił ich samych. Wtedy nie
zastanawiała się długo i zrobiła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
Zamachnęła się i kolanem z całej siły ugodziła Blacka między nogi. Syriusz
wydał z siebie zduszony jęk, a gdy przychylił się, łapiąc się jednocześnie
za krocze, ona wymierzyła mu na dokładkę prawego sierpowego.
Syriusz
przewalił się na podłogę jęcząc w niebogłosy.
- Nigdy… więcej
– wydyszała zmienionym głosem osoby wściekłej – tego… nie
rób…
Cała dygotała zarazem z zimna i wściekłości. Jej dłonie, mocno
zaciśnięte w pięści, zbielały momentalnie. Całą duszą chciała coś zrobić
Blackowi, zrobić mu coś, co pozwoli mu pamiętać ją do końca jego życia.
Remus, zamurowany, wpatrywał się na wijące się ciało Łapy, by po
sekundzie przenieść wzrok na bladą jak ściana twarz Liv. Teraz już nie
wiedział, co tu się stało. Kiedy przyszedł, choć nawet sam nie wiedział,
dlaczego to robił, zastał obejmującą się parę w preludium miłosnego
uniesienia, a teraz te same osoby nie były już tak ze sobą… zżyte. A
wręcz przeciwnie! Remus nawet nie wiedział, co ma teraz myśleć, ale
wiedział, co ma zrobić.
Zdjął z siebie płaszcz i owinął nim Liv.
-
Wyjdź na korytarz – szepnął do niej.
Liv skinęła tylko głową i bez
słowa zostawiła Lupina i Blacka samych.
Remus pokręcił się trochę po
pokoju, starając się ułożyć sobie jakieś racjonalne wyjaśnienie całej
zaistniałej sytuacji, ale jedyne, jakie wymyślił było na niekorzyść dla
Syriusz.
- Zdajesz sobie sprawę, że molestowanie jest karalne? –
zapytał ostro mężczyznę leżącego wciąż na podłodze.
Ten wydał z siebie
tylko cichy jęk.
Remus wywrócił oczami.
- Pogadamy potem –
warknął, wyciągając różdżkę. – To powinno ci pomóc.
Liv apatycznie
patrzyła na pokazujące się co kilka sekund pioruny. Ich ostry wygląd zawsze
przyprawiał ją o nocne koszmary. Chciało jej się płakać, gryźć, wyć do
księżyca i napić się czegoś bardzo, bardzo mocnego. Nie czuła się
skrzywdzona, czy coś w tym stylu. Ona była pełna próżnej złości, która nie
pozwalała się jej uspokoić na tyle, żeby mogła wypowiedzieć przynajmniej
jedno słowo bez uprzedniego wyładowania emocji, na czymkolwiek lub
kimkolwiek.
I co ona powie Remusowi?! Jak mu to wytłumaczy?! To
Black zaczął! Fakt, sprowokowała go, ale nie zdawała sobie z tego
sprawy… była w szoku, po tym jak wylądowała na podłodze między dwiema
połówkami swojego łóżka. Co ona ma mu powiedzieć? Że to nie tak? A jeżeli
nie będzie chciał jej słuchać?
"Dlaczego się nim tak
przejmujesz?" - zapytała samą siebie, przyciskając mocno drżący palec
do ust - "Przecież.. przecież nie traktujesz go poważnie… To
miała być przygoda… wyzwanie, nie zakochanie."
Czując łagodny
dotyk na ramieniu odwróciła się, a z jej oczu pociekły łzy.
Remus,
wychodząc z komnat Liv, ostatni raz rzucił okiem na przyjaciela i zatrzasnął
za sobą drzwi. Przełknął ciężko ślinę, nadal wpatrując się w mosiężną
klamkę. I co miał teraz zrobić? Nie był pocieszycielem na poziomie kobiet
pokrzepiających swoje przyjaciółki. Co najwyżej mógłby poklepać ją po
plecach i powiedzieć, żeby się nie martwiła, że on już sobie pogada z
Syriuszem. I zrobi to!
Mocniej zacisnął dłoń na klamce.
Black tym
razem przesadził. Remus wiedział, że czasami odbija temu chłopakowi, ale
jeszcze nigdy nie posunął się do tego stopnia. "Tym razem się
policzymy" - przysiągł sobie, kręcąc z westchnieniem
głową.
Odwracając głowę w kierunku, gdzie powinna znajdować się
dziewczyna, myślał, co jej powiedzieć, jak uspokoić. Kobiety to
skomplikowany system różnych nerwów, które często pozostają nie zrozumiałe
dla normalnego faceta, wiec jakim cudem ma coś o tym wiedzieć wilkołak? Na
pewno nie z doświadczenia.
Stała przy oknie, zapewne obserwując błyski
zza szyb. Obtuliła się jego płaszczem jakby był on jedyną opoką jaką
posiadała. Remus zauważył, że była bez butów, a jej ramiona drgały.
Ze
strachem uniósł rękę, aby położyć ją, w pierwszym uspokajającym geście, jaki
przyszedł mu na myśl, na jej barku. Kiedy jej dotknął jakiś prąd przeszedł
po jego palcach, a dziewczyna obróciła się ku niemu.
- Na Merlina, nie
płacz – szepnął, widząc jej łzy.
Było coś w płaczącej kobiecie, co
sprawiało, że nie potrafił się ruszyć, a wszelkie słowa zalegały mu w
gardle.
A ona przytuliła się do niego, jakby chciała sprawdzić, czy on
tu naprawdę jest. Niepewnym ruchem dotknął jej pleców, by po chwili móc
swobodnie ją objąć. Przez tę jedną minutę, kiedy przyzwyczajał się do jej
dotyku, na myśl przychodziły mu różne rzeczy, ale żadnej nie odważył się
zrobić. Ani pogłaskać ją po włosach, ani otrzeć łzy z jej policzków. Tak jak
teraz było mu dobrze – bez zbędnych słów i ruchów mógł tak trwać w
nieskończoność.
- Remusie – cichy szloch przy jego piersi wyrwał
go z oszołomienia, w którym się znalazł. – Remusie… ja… ja
nie chciałam… - mocniej wtuliła się w niego.
Lupin przez sekundę
rozważał, co zrobić.
- Przestań – powiedział, zdając sobie sprawę,
że jest to jedyne słowo, które teraz może wypowiedzieć z powodu ściśniętego
gardła. – Przestań.
Liv podniosła głowę w górę, napotykając wzrok
Remusa. Wpatrywała się w niego, a dopiero po jakimś czasie doszło do niej, w
jaki sposób on na nią patrzy. Jego oczy jakby pojaśniały jeszcze bardziej,
niż w chwilę temu, gdy zwróciła się ku niemu.
Znała takie spojrzenie.
Jej nogi zrobiły się jak z waty, kiedy jego dłoń niezgrabnie poruszyła się,
by objąć ją mocniej. To co innego niż z Syriuszem - przeraziła się
jednoczenie szczęśliwa z tego gestu. Bijące od Remusa ciepło ogrzewało ją od
wewnątrz. Jej spojrzenie przeniosło się z jego oczu na usta i Liv wiedziała
już, że teraz nad niczym nie panuje. Jeszcze wczoraj miała wszystko
obmyślane – daje Lupinowi napić się eliksiru miłosnego i ma go w
swojej garści. A teraz? Na pewno tak nie było. Nie było ani eliksiru, ani
tego, że Remus jest jej za jego pomocą. Był Remus i ona i nic więcej. Z
rozpaczą pomyślała, że przyjdzie jej teraz zapłacić za rozpoczęcie tej
zabawy.
- Liv – wypowiadając jej imię, Remus miał głos ochrypły,
ale rzeczą dla niej oczywistą było to, że nie wynikało to z przeziębienia. W
tonie, w jakim powiedział jej imię było napięcie, oczekiwanie i prośba, aby
zakończyła to, do czego miało między nimi dojść.
Jeszcze piętnaście
minut temu, Olivia miała w głowie tylko morderstwo Syriusza i ukrycie potem
jego ciała albo pozostawienie mu śladu po sobie. Obecnie wciąż wpatrywała
się w bladoróżowe usta Remusa i z dziką rozkoszą chciałaby ich dotykać.
Przymknęła na chwilę oczy. Widziała to, co chciała zobaczyć, choć tylko
w wyobraźni. Widziała jak oboje, splątani w silnym uścisku, leżą na
łóżku.
"To nie tak" - przestraszyła się.
Lupin objął
wzrokiem całą posturę Liv. Czuł jak dostaje prawie gorączki i chociaż wokoło
było przeraźliwie zimno, a dziury w szybach pozwalały dostać się do środka
zamku lodowatym wiatrom, jemu nie było zimno.
Wiedząc, co robi dłonią
dotknął jej szyi, co spowodowało, że zadrgała – wydało mu się, że to z
zimna – zaciskając swoje palce na jego koszuli. Rozgrzanym czołem
dotknął jej czoła, które temperaturą nie różniło się wiele od jego. Potem
przesunął głowę tak, żeby jego wargi mogły musnąć skórę na jej czole. I znów
drgnęła, ale jej uścisk stał się bardziej niezdecydowany.
Naraz przeraził
się, że chce od niego odejść. Otworzył, przymknięte dotąd, oczy i popatrzył
na nią nieprzytomnie. Ona, jakby odczuwając ten sam niepokój, raptownie
ujęła jego dłoń obejmującą jej szyję. Remus nie rozumiał, co chce zrobić.
Liv w letargu poprowadziła ją niżej, do rozcięcia płaszcza. Lupin poczuł
napiętą, gładką skórę i chropowatą koronkę. Niech ona przestanie póki
jeszcze czas - błagał w duszy. I wtedy Liv nagle zesztywniała, jakby
przytomniejąc.
- Nie! – wykrzyknęła, odsuwając się od
chłopaka.
Patrzyła na rozszerzone źrenice oczu Remusa, potem jak jego
usta układają się układają się w te same słowo, które wymówiła.
Remus
oparł się ciężko o ścianę, chcąc ochłonąć. Całym ciałem czuł jak drży
– pierwszy raz doświadczył czegoś podobnego.
- Co się z nami
dzieje? – zapytała innym głosem Liv.
Opanował się, aby nie
wypomnieć jej, że to wszystko zaczęło się od tego dnia u niej, od jej
spojrzenia. Zacisnął mocno powieki.
"NIE PATRZ NA NIĄ,
CZŁOWIEKU" - krzyczał na samego siebie.
- Powinnaś się przespać
– stwierdził na głos, połykając końcówki wyrazów.
Liv zaśmiała się
krótko.
- Nie mam gdzie – oznajmiła.
- Zaraz go stamtąd zabiorę
– powiedział szybko, myśląc o Syriuszu.
Dziewczyna pokręciła
przecząco głową.
- Moje łóżko przełamało się na pół – powiedziała
cicho. – Powinnam chyba trochę schudnąć – dorzuciła, chcąc
rozładować atmosferę.
- Nie… - zaprzeczył nieprzytomnie. –
Jesteś śliczna – nie otworzył nawet oczu, by na nią spojrzeć, ale
odchylił tylko głowę w tył, napotykając ścianę.
Obrzuciła go zdziwionym
spojrzeniem.
- Zwariowałeś, Lupin – stwierdziła, zawiązując pasek
od płaszcza wokół talii.
- Mówię prawdę… ja nigdy nie kłamię
– dodał poważnym tonem. – Naprawię ci łóżko, ale zaraz potem się
położysz… Już dość miałaś na dzisiaj przeżyć.
Prawie oderwał się
od kamiennego muru, robiąc kilka kroków w kierunku drzwi do pokoi Liv.
Dziewczynę zatkało, kiedy przekroczyła ich próg. Jakiś metr pod sufitem
(a trzeba zaznaczyć, że ściany prywatnych komnat nauczycieli w Hogwarcie
były wyjątkowo wysokie) wisiał sobie, będąc pod działaniem zaklęcia
lewitacji, Syriusz Black, ciągle trzymając się krocza.
Gdy zobaczył Liv
natychmiast wyprostował się i oderwał dłonie od zaatakowanego przez nią
uprzednio miejsca. Oczy miał wielkie jak spodki od filiżanek, a jego usta
mocno się zacisnęły. Pod prawym okiem ściekała mu na policzek strużka
krwi.
"Nie wiedziałam, że potrafię tak bić" - pomyślała z
uznaniem dla samej siebie. Jej usta wykrzywił specyficzny uśmiech człowieka
zadowolonego z udanej zemsty.
Z jej sypialni rozległ się trzask, a w
chwilę potem wyszedł z niej Remus, obwieszczając, że łóżko jest całe.
-
To my idziemy – powiedział zerkając z ukosa na Blacka.
Olivia
kiwnęła głową w nadziei, że Remus odprowadzi tego idiotę i do niej wróci.
Nie wrócił. Ona miała jednak przed oczami obraz Syriusza powieszonego nad
podłogą i wyglądającego jak siedem nieszczęść na kacu.
Ciężko upadła na
najbliższy fotel. Jej usta ciągle wykrzywiał figlarski uśmieszek, a jej
ramiona nieustannie drgały od stłumionego wybuchu śmiechu. Zerknęła na swoje
piersi.
- Jesteś szczęśliwy – stwierdziła. – Od teraz będę
cię zawsze zakładać, jeżeli Remus będzie w pobliżu – powiedziała do
swojego stanika.
- Mógłbyś uważać!? – wydarł się Black,
kiedy po raz kolejny oberwał w głowę jakąś odstającą od ściany chimerą.
-
A co ja takiego robię?! – żachnął się Remus, wyjąc w duszy ze
śmiechu.
Syriusz zaklął pod nosem.
- Już nie udawaj! Ał!
– płaskorzeźba małpy uderzyła go prosto w nos.
Remus odwrócił się
do rozmówcy.
- Za dużo mleka piłeś jak byłeś mały – powiedział,
czekając na wybuch przyjaciela.
Ten jednak wzruszył tylko ramionami,
omijając kolejną chimerę.
- Mamusia zawsze mówiła :”Pij mleko!
Będziesz wielki!” – humorystycznie starał się naśladować
apodyktyczny ton swojej matki.
Remus pokręcił głową z postanowieniem, że
jeszcze trochę Syriusza pomęczy za to, co on i James zrobili mu u
dyrektorze. Zaczął więc temat Liv.
- Ta dziewczyna jest cudowna!
– stwierdził z przekonaniem Black, choć skrzywił się lekko.
- A
szczególnie, kiedy uderza w twoją męską dumę swoim zgrabnym kolankiem?
– zapytał ironicznie Remus, wkładając ręce do kieszeni.
Ukradkiem
zerknął na poczerwienioną twarz Łapy i uśmiechnął się półgębkiem. Wiedział,
co go boli (dosłownie i w przenośni) i zdecydowanie potrafił to przeciwko
niemu wykorzystać.
- Chyba tym razem trafiłeś na taką, której nie za
bardzo się podobasz, co? – stwierdził dziarsko, skręcając w prawy
korytarz prowadzący do ich pokoi.
Kolejny jęk Syriusza przyprawił go o
kaszel, który miał ukryć śmiech.
"Jeszcze z tobą nie
skończyłem" – pomyślał otwarcie dla samego siebie. Remus Lupin
miał plan, plan przez wielkie, wręcz ogromne „P” i ten plan
prawie całkowicie skierowany był przeciw Syriuszowi. Szczerze to Lupin miał
już dość wybryków swojego przyjaciela i zamierzał utrzeć mu nosa.
Skręcając w kolejny korytarz napotkał znienawidzoną przez niego kotkę
woźnego. Brzydkie stworzenie popatrzyło na niego ze wstrętem i z zadartym do
góry ogonem poczłapało, jakby chciało okazać Remusowi swoją wyższość. Sam
zainteresowany nie zwrócił na starą kocicę uwagi, za to jego przyjaciel
mruczał pod nosem wszelkie przekleństwa jakie przyszły mu go głowy.
Remus podniósł do góry różdżkę i jednym ruchem sprowadził Syriusza na
posadzkę – byli już przy drzwiach do ich pokoju. Black uśmiechnął się
wdzięcznie do Remusa, ale chłopak złapał go za kark i wręcz wrzucił do
pokoju, w którym James Potter siedział właśnie przy biurku zajęty pisaniem
listu. Na widok padającego na podłogę przyjaciela zerwał się z krzesła.
-
Co się tu dzieje?! – krzyknął w kierunku drzwi.
- Musimy z nim
pogadać – stwierdził Remus spokojnym głosem. – Przegiął.
_____________________________________________
* Acha, tak zabijcie
mnie te, które ubóstwiacie Syriusza
** pozdrowienia dla Anki, która to przeżyła i po wielu
namowach zgodziła się na użycie TEGO zdarzenia do TEGO opowiadania.
***
zacytowane, dosłyszane w szkole
Bo widzicie, drodzy panowie, że
większość z was to chamy, ale zawsze musi być jakiś błędny rycerz, który
pozwala nam wierzyć, że jest takich rycerzy więcej :* .
PS do
Doroty:
Wystarczająca ilość opisów, czy wciąż za mało?
żeby nie było wątpliwości ani tego typu
rzeczy..
opowiadanie jest świeżo po korekcie (nawiasem mówiąc
mojej)...
a co do Syriusza w roli tego 'złego'...
TYLKO NIECH
MI KTOŚ SPRÓBUJE RUSZYĆ SYLWKA (bez obrazy), TO DOSTANIE PRZEZ CZEREP TAK,
ŻE PO RAZ PIERWSZY W ŻYCIU ZOBACZY GWIAZDY W ŚRODKU DNIA..
no.. chyba się
wystarczająco jasno wyraziłam.. a teraz pozdro dla wszystkich samców
Jade, spoko, nie musisz
interweniować!
Super, podobało mi się, w pewnym miejscu nie bardzo
wiedziałam o co chodzi ale potem się skapnęłam...
Motyw z syriuszem wcale
nie był tak bardzo...ekhm... że tak się wyrażę - niemoralny jak myślałam, że
bedzie (czegoż to ja się w życiu naczytałam to nawet nie wiesz!) i
dlatego jest fajnie. Podoba mi się reakcja Remusa (myślałam, że bardziejs
ię wnerwi...)...
Pozostaje tylko jedno:
NEXT PART
PLEASE!!!
UUUUUUUh, to jest ŚWIETNE po
prostu.
Muszę przyznać, że miałam nad wszystkimi fanami
"manewrów" tą wyższość, że przeczytałam wszystkie dotychczasowe
party na raz (wczoraj zaczęłam, dzisiaj -(bo wczoraj zaczęłam późno)
SKOŃCZYŁAM). naprawde SIUPEŁ, szczególnie, że początek nie zapowiadał aż tak
fajnego ficka, a z każdą częścią stawał się on coraz lepszy WIELKIE POCHWAŁY
DLA AUTORKi.
Co do malutkich literóweczek, czy błędzików - każdemu
się mogą zdarzyć, a całosc jest naprawde extra, szczególnie podobały mi się
te inteligentne wstawki pt. kto kiedy CO pomyslał (Syriusz, khehe
). No i mialam delikatna odmiane po Treacherous temptation,
które naprawde juz połamało wszelkie granice, a u Ciebie SYLWIO jest miło i
subtelnie, za co WIELKIE DZIĘKI
ładny PEAN, Co ???? ;P
Mordoklejko.. wiem, że nie muszę i miałam w
zamierzeniach nie interweniować, ale ostrożności nigdy za wiele i zawsze
ostrzec można
I tu niestety muszę Cię rozczarować Madame
Rosmerto...
nie Ty posiadasz tęj "wyższość", lecz jeśli
ktokolwiek ją ma, to ja (ach ta wrodzona skromność:D)..
dlaczego?
bo
czytam party "Manewrów" jako pierwsza (nie liczać Sylwi), gdyż do
mnie należy ich korekta..
przyznaję.. czasem nie jest dokładna i mnie
także zdarzają się literówki, ale wynika to jedynie z faktu.. zaangażowania
się w czytanie ficka i z mojej nieuwagi
PoZdRo dla wszystkich odwiedzających.. oraz dla
samców, w szczególności cukierków :>
Obiecałam wam okładkę do
"Manewrów" więc oto i ona, ale nie wiem,c zy się wam szybko załaduje
hehe. baldzio ładna ta okładka, ale
sądzę, że byłaby jeszcze ładniejsza gdyby się na niej znaleźli główni
bohaterowie
Jade=> ZAZDROSZCZĘ CI
STRASZNIE!!!!!!!
A nie mogłybyście
tak czasem dać mi też do korekty następną część????
Podwójna korekta
to podwójna poprawność
Przemyślcie tą NIEMORALNĄ PROPOZYCJĘ (jestem dobra z
ortografii i gramatyki )
Proooooooszę
pozdroofka
tak, wiem, ze byłoby lepiej
zobaczyć tak Olivię i Remusa, ale nei znalazła odpowiednich artów
wtedy bo teraz mam coś odpowiedniego i postaram się zrobic kolejną
Albo jak ktoś ma fotkę lub art (lepiej art) ze stanikiem to
do mnie proszę!
A co do korekty - a weź się spytaj Jade *_* jak
ona się zgodzi...
QUOTE (Syriiuszka @ 13.06.2004 16:06) |
a mi sie okładka wgrywa i wgrywa i wgrac nie może... |
No spokojnie, już się wgrało =)
Ej darling, mam pytanko dotyczace fabuły, zamierzasz zrobić z Syriusza gnoja (to się muszę nastawić psychicznie) cyz tylko takiego 'nieszkodliwego' kolesia jak do tej pory? ^^
QUOTE (Syriiuszka @ 13.06.2004 16:49) |
No
spokojnie, już się wgrało =) Ej darling, mam pytanko dotyczace fabuły, zamierzasz zrobić z Syriusza gnoja (to się muszę nastawić psychicznie) cyz tylko takiego 'nieszkodliwego' kolesia jak do tej pory? ^^ |
Oklaski dla Sylwi. Świetnie Ci to wyszło.
Jak napisałam że zamieścisz tam sceny których nigdy Ci nie wybaczymy to az
sie przestraszylam,nie wiem jak inni ale ja Ci wybaczam :)Spodziewałam się
czegoś o wiele gorszego. No i muszę cos jeszcze napisac.Od kiedy czytam
Manewry uświadomiłam sobie że takich facetów jak Remus Lupin nie ma na
świecie. Ta część uswiadomila mnie jeszcze bardziej. W skrócie: Sylwia,ta
część jest równie dobra jak poprzednie - oby tak dalej !
Sylwia, świtna okładka, tylko autora trzeba byłoby napisać (chyba że to ten napis w rogu - odczytac go za bardzo nie mogę!!!)
QUOTE (Mordoklejka @ 15.06.2004 17:46) |
Sylwia, świtna okładka, tylko autora trzeba byłoby napisać (chyba że to ten napis w rogu - odczytac go za bardzo nie mogę!!!) |
QUOTE (Hefaj of Gryffindor @ 15.06.2004 22:01) | ||
Amen. |
Czesc.Irwena(jedna z fanek Manewrów)
chwilowo nie ma internetu więc prosiła mnie żebym napisała jej komentarz to
czwartej części. No więc...Irwenka powiedziała że nigdy Ci nie wybaczy co
zrobiłaś z Syriusza(ale pewnie się później Ci wybaczy)
Ale od siebie
muszę dodać że mi się podobają wszystkie części i czekam z niecierpliwością
na następne części.
Wiedziałam, ze przy najmniej jedej
osobie się nie spodoba, ale no cóż nie zamierzam tego zmieniać.
A TU znajdziecie nową okładkę. Chyba lepsza od tamtej.
Zaczynam zapominać jak sie to
wszystko zakończyło w poprzednim parcie...Prosze nie bądź taka i daj
następny part. To jest dobre, a nawet bardzo dobre opowiadanie i masz sporo
fanów (jak to brzmi...) którzy czekają z niecierpliwością...
a teraz dobra wiadomosc..
wczoraj
dostalam piata czesc do korekty..
niestety mam teraz utrudnione warunki
pracy, poniewaz monitor mi sie spalil, a poza tym caly system sie sypie i
musze zrobic formata..
gdyby nie to, ze mam komputer podlaczony do TV
(dzieki Bogu za karty graficzne z wyjsciem telewizyjnym) nie byloby mowy o
zadnej korekcie..
mimo przeciwnosci (typu zlewajace sie literki) postaram
sie jak najszybciej dokonac poprawy i przekazac part autorce, zeby mogla
wkleic na forum
QUOTE (daigb @ 08.07.2004 18:00) |
wspolczuje, ale i tak czekam na nastepnego parta pozdrowionka |
QUOTE (Hungarian Horntail @ 08.07.2004 11:43) |
Prosze nie bądź taka i daj następny part. |
QUOTE (Galia @ 06.07.2004 09:59) |
Dziewczyno dawaj next
parta ,ale już, teraz , zaraz, natychmiast! W końcu ile można czekać na kontynuację ulubionego opowiadanka ? Czekam na ciąg dalszy... czekam i lepiej zebym się doczekała!!! |
QUOTE (Mira @ 05.07.2004 20:31) |
co?
nieeeee!, to opowiadanko jest miodzio... może nawet dlatego że wystepuje w nim Lupin? |
QUOTE (kaola @ 05.07.2004 20:07) |
chociaż do romansów czuję wstręt, to muszę przyznać, że ten jest... wciągający! kiedy będzie więcej? |
QUOTE (hermionqa14 @ 30.06.2004 15:59) |
Dodawaj szybko next parta , bo zgupieje ! |
QUOTE (Meridien Auris @ 08.07.2004 23:24) |
TAAAKKKK!!!!!! To przez Lupina! Wszytko przez niego! Zakochałam się w nim! I dlatego to pisze, bo wszystko, co już napisałam było z nim związane! WOW! A tak na marginesie - miałaś kiedyś co do tego jakieś wątpliwości |
QUOTE (Mira @ 08.07.2004 22:29) | ||
ależ skąd Lupin to też moja ulubiona postać z HP, dlatego jestem ucieszona jak ktoś tak utalentowany, jak Ty może pisac o nim ficzka, na dodatek romansik (czego mało o Lupinie jest) a tak na marginesie zna może ktoś jeszcze inne ficzki o Lupinie? chetnie poczytam wenki zyczę! pozdrawiam! |
Zacznijmy od najważniejszej sprawy… A no 30 czerwca br. niejaka Jade^_^ zaliczyła siedemnasty roczek swego żywota. Wstyd się przyznać, ale o tym oczywiście zapomniałam (przeprosiłam, ale ona nie lepsza – nie pamiętała ile ja mam lat ) (a tak w ogóle to obie jesteśmy sklerotyczki). Z tej okazji dla tak pomocnej, kochanej i szczerej dziochy mam najlepsze życzenia – życzę więc zdrowia i tej całej zwykłej wiązanki oraz… ona wie czego… a raczej kogo. I to coś, co pod spodem, to jak teraz na to patrzę to tak, jakbym pisała to dla niej, bo to już i tak było jej dedykowane.
A tak na marginesie to mam mały dylemat, co do tego opowiadania. Co za tym idzie, póki go nie rozstrzygnę to raczej części 6. nie zobaczycie (uch, te moje poczucie wyższości ).
I jeszcze coś – drobne pytanie – kto wysyła mi listy z pogróżkami na maila?! To karalne kurna (chyba) jest…
Dedykacja:
Dla Jade, która doprowadza mnie do niekontrolowanego śmiechu i z którą gada się jak z nikim innym. God bless you, Dorotka!
Meridien Auris (przyzwyczajać się, ludziska)
Manewry - 5
Liv stanęła na przeciw drzwi prowadzących do gabinetu Severusa. Łapczywie łykając powietrze do płuc, starała się chwycić za klamkę i wejść do owego pokoju, ale tak jakoś nie potrafiła. Może się bała? Albo po prostu zadziałał jej zdrowy rozsądek? Nie mogła tego jednoznacznie określić, ale po dziesięciu minutach, z westchnieniem, odeszła z kwitkiem.
Już od kilku dni, po kilka razy dziennie, stawała przed tymi drzwiami, starając się zrobić ten ruch. Chciała wejść i przeprosić Severusa za swoje zachowanie, lecz miała przed nim cykora. Trzeba to przyznać! Miała cykora, tchórzyła i nic nie mogła na to poradzić!
Podobnie rzecz się miała z Syriuszem. Tylko, że tu było odwrotnie, bo to on raczej miał cykora przed nią. Co raz, gdy widział ją na zebraniach, czy nawet na korytarzu, zatrzymywał się kilka metrów od niej, bąkał coś niezrozumiałego i uciekał ile wlezie. No, może nie uciekał, ale starał się zejść jej z drogi. Liv nie była pewna, czy robi to ze względu na jej atak w samoobronie na jego męskość i ten sierpowy, czy może wręcz ktoś nakazał mu się trzymać od niej z daleka.
Jeżeli to drugie było prawdą, to Liv doskonale wiedziała, komu ma to zawdzięczać.
Remus od pamiętnego wydarzenia również jakby jej nie zauważał, co doprawdy zabolało ją jak bolało wrogów Vlada nabijanie na pale*. Z uporem jednak szukała jego towarzystwa i po pewnym czasie z zaskoczeniem stwierdziła, że chłopak (ba! Mężczyzna!) przesiaduje w wieży astronomicznej i patrzy na gwiazdy. Kiedy go tam znalazła za pierwszym razem, coś nie pozwoliło jej do niego podejść. Siedziała w ciemnym kącie i zamiast na mrugające ponad nią światełka wpatrzona była na skuloną postać siedzącą na parapecie.
Obok niej właśnie przebiegło kilkoro piątoklasistów, krzycząc do niej „Dzień dobry, pani profesor!” jakby zależało od tego ich życie. Liv uśmiechnęła się pobłażliwie i pomachała im ręką. Co jak co, ale uczniowie od piątego roku w górę traktowali ja jak kumpla, a siódmy rok prawie wcale nie widział w niej nauczycielki. Mogła się założyć, że jakby ktoś poddał taki pomysł, to zostałaby zaproszona przez nich na imprezę. Ich dobre humory kończyły się jednak szybko, kiedy przychodził czas sprawdzianów, a te były wyjątkowo dla nich wredne – jak sami stwierdzili, bo przecież nie mogli oskarżać jedynego nauczyciela, który traktuje ich „po normalnemu” i nie odejmuje punktów za pięcio czy dziesięciominutowe spóźnienie, jak to mieli w zwyczaju inni profesorowie.
- Albo ten, pożal się Boże, Mistrz Eliksirów! – krzyknęła pewna Krukonka na jednej z luźniejszych lekcji – I te jego przetłuszczone włosy! Czy on je myje choćby raz na dekadę?!
- Nie – wtrącił Gregory Tom Dawson III ze swoimi przeciągnięciami sylab i akcentem, podobnym do mówienia w trakcie jedzenia, z którego był dumny, a Liv uznała kiedyś, że powinien go opatentować – Mogę się założyć, że Severus S. kiedyś je umyje, ale to będzie w przyszłym stuleciu, bo w tym zużył już szampon, kiedy mył je ostatnio.
Pomimo kawalerskiego tonu, jakim było to powiedziane, nikt się nie zaśmiał, ale niemal czterdzieści par oczu wpatrywało się w Liv.
- Mamy wolność słowa… podobno. – stwierdziła stukając piórem w blat biurka – W Proroku to raczej nie obowiązuje, bo oni piszą, co im Ministerstwo każe, ale tu i teraz cenzury nie ma… przynajmniej na razie. Gregory, z łaski swojej nie wspominaj o ilości razy, kiedy Severus Snape mył swoje włosy, bo sądzę, że to było robione częściej niż na wiek. – w owej chwili niespełna cztery dziesiątki par oczu zdawały się nie rozumieć, co mają zrobić – Co sądzicie o naszym duchowym nauczycielu? – zapytała, opierając się o biurko i unosząc lekko brwi
W sali zapanował jednoczesny jęk i, dla odmiany, donośne, wysoce fachowo wyreżyserowane chrapanie.
Liv potrafiła znieść dużo. Nawet bardzo dużo, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze doświadczenia, ale jeżeli coś zaczynało układać się nie po jej myśli wolała zrobić kilka kroków w tył i odstąpić od swego. Była osóbką – choć dość małej postury – wysoce upartą, czasami niemal upierdliwą – jeżeli jej na czymś zależało – oraz niezbyt trzymającą się ziemi. Co było już kolosalnym błędem, Bóg dodał jeszcze do tej mieszanki duszę romantyczki. Ona była do tego zazdrosna jak dziadowski bicz. Z tego powodu Liv często traciła to, co już zdobyła. Żaden chłopak nie wytrzymał dłużej niż miesiąc, a rekordzista zostawił ją już po trzech dniach.
Ale teraz poprzysięgła sobie, że będzie miała chłopa (nie, nie chłopaka, ale chłopa!) na resztę życia albo nie nazywa się Olivia O’Connell!
- Ciekawe – stwierdził lodowaty głos tuż za nią – Nie sądziłem, że jesteś aż tak zdesperowana. Trzeba było powiedzieć, to przedstawiłbym ci kilku znajomych.
Liv, która znieruchomiała w pół kroku, wyprostowała się, przekręciła na pięcie niczym rasowy żołnierz i stanęła twarzą w twarz z głównym nietoperzowatym Hogwartu.
- Witaj, Severusie, jak tam dzionek? – zapytała, szczerząc się do niego w swoim najsłodszym z możliwym uśmiechu
- Według najnowszej plotki powinienem się teraz spalić na popiół, nie sądzisz? – zapytał dziarsko, a Liv zrobiło się gorąco
- A może on jej po prostu wampirem? – poddała pomysł na pewnej lekcji z szóstoklasistami, a oni – ku jej przerażeniu – przyznali jej racje i ogłosili to po całej szkole w ciągu zaledwie kilku przerw
- Gdzie teraz jesteś? – Severus wyrwał ją z zamyślenia
A myślała! Ona myślała, każda komórka w kolorze szarym wytężała się, aby znaleźć sposób wyjścia z niewygodnej sytuacji.
- W trumnie. – odpowiedziała szczerze, starając się nie myśleć za głośno, bo to było przy tym facecie wręcz karalne
- A co to miało być? – oburzył się – Jakaś aluzja do mojego… rzekomego, oczywiście… wampiryzmu? Uwierz mi, kochana, że ja wampirem bynajmniej nie jestem, a kiedy dowiem się, kto puścił tą głupią płotkę to ukręcę gnojowi kark. – rzekł z taką pewnością siebie, że Olivia wolała się nie odzywać i tylko przełknęła cichutko ślinę
- A jak tam Black? – zapytał, skręcając w kierunku Wielkiej Sali
- Dostał po mordzie i go nie ma. – mruknęła, prostując się natychmiastowo, co i tak nie zrobiło na jej towarzyszu wymaganego efektu
- Słucham? – zakrztusił się nie wiadomo czym i oparł się o ścianę
- I nie tylko po mordzie. – odrzekła, patrząc jak Severus zanosi się śmiechem, a trzeba wspomnieć, że on prawie nigdy się nie śmiał, toteż dziewczyna uznała, że Mistrzunio zdradza objawy utraty zdrowych zmysłów
Wzruszyła ramionami, wciąż jednak patrząc na kolegę po fachu z lekkim przerażeniem w oczach.
- To ja pójdę…
- Tylko… tylko… - obecnie Severus, panicz na wiosce Snape, tarzał się na środku korytarza, nie mogąc zakończyć zdania
- Ciesz się, że tobie twojej… wątpliwej… męskości nie uszkodziłam! – krzyknęła dobre dwadzieścia metrów od niego, wypowiadając „wątpliwej” jak najciszej
Jeszcze u wejścia do Wielkiej Sali dało się słyszeć szaleńczy śmiech przyszłego członka Zakonu Mieszkańców Oddziału Zamkniętego w Świętym Mungo.
--/\--
Liv miała nałóg. Nie jeden, to prawda, ale kilku już się pozbyła, a reszta niestety się jej trzymała niczym przysłowiowa rzepa psiego ogona. A najgorzej to ona miała z czytaniem. To była mania, której nijak nie potrafiła przezwyciężyć. I żeby to była jeszcze literatura fachowa, którą ubóstwiał Severus albo powieści kryminalne polecane jej przez Dumbledora, lecz ona zaczytywała się w romansach, które były tak ckliwe, że czasami nawet jej robiło się mdło.**
- … i… i… i… i wtedy Eufrozyna popatrzyła na śniadą twarz Carlosa… O matko… zdając sobie sprawę ze swojego tak wielkiego uczucia do tego kawalerzysty. Niczym nie skrępowana przywarła do jego nagiego, zanurzonego do połowy w wodzie ciała. Czując jak jego mięśnie drżą pod jej dotykiem, zatopiła jedną dłoń w jego mahoniowym włosach, a drugą… Co do ch***ry?!
Jakiś niepowołany gość właśnie próbował przebić się do niej przez drzwi do jej sypialni, gdzie zagrzebana w białą kołderkę, uzbrojona w trzy paczki Nieprzemakalnych Chusteczek Apsika i pięć romansów z jej ukochanego cyklu „Upojne noce” - tomy od 55 do 60 - wprawiała się w nastrój. A teraz to wszystko poszło się kochać, bo ktoś się do niej dobijał! Nie daruje, nie daruje!!!!!!!
Wytarła chusteczką załzawione oczy, a potem jeszcze wysmarkała nos, krzycząc niezbyt zrozumiale „Zaraz”.
- Pani psor, mamy coś dla pani! – chór dziewczęcych głosów zabrzmiał tak zgranie, że aż w uszach Olivii zadźwięczały dzwony
Liv zatrzymała się dwa kroki przez drzwiami. Że usłyszała, to co usłyszała, to była bardziej pewna, niż w to, co mówił dzisiaj do niej dziadek, a starała się wtedy wnikliwie w niego wsłuchiwać. Co szło za tym, że do jej uszu dochodziły teraz ciche piski i chichotanie, dziewczyny musiały mieć w zanadrzu coś intrygującego, a Liv była ciekawska z natury, jak każdy szanujący się bliźniak, więc jej ręka zaczynała ją już niemal świerzbić, by chwycić za klamkę. Kiedy chichot przybierał na sile, w jego ślady szła ciekawość Liv, i choć wiedziała, że powinna je odesłać do dormitoriów to jednak zaprosiła je do środka. Najpierw jednak jej niemal granatowe oczy zaokrągliły się, widząc, co dziewczęta trzymają w dłoniach. A dużo tego było!
Cóż – stwierdził jej aniołek***, a Liv przełknęła ślinę - Jak mówi przysłowie ciekawość to pierwszy stopień do piekła, kochana, a Ty wpakowałaś się…
Nie dane było aniołkowi skończyć, ponieważ swym piskliwym głosikiem wtrącił się diabełek:
HA! – krzyknął, i musiał szczerzyć swoje kły (Liv była tego pewna), bo dalsze słowa mówił z taka ochotą jakby właśnie zwęszył najlepszy interes na świecie – Ale brak ciekawości jest stopniem drugim!
Toteż ona jest jeszcze do odratowania – wyśpiewał aniołek, zapewne brzdąkając swoją harfą.
A idź ty sobie, gdzie słońca nie widać! – ryknął diabełek, przypuszczalnie poklepując się po zadku - Liv jest dorosłą kobietą, która zna granice. A trzeba dodać, że żadnych do tej pory nie przekroczyła - dodał mocniejszym głosem - Tak więc stul pyszczek, bo jeszcze zachlapiesz sobie swoją szatę wypraną w Perwolu**** i spadaj na bambus!
A zdawało mi się, że mam iść, gdzie słońca nie widać. – zakpił niewinnie aniołek -Wyrażaj się precyzyjniej, Lucyferku, bo niedługo sam nie będziesz rozumiał, co mówisz i…
Osz, Ty chamie zafajdaczony! – ryknął naraz piekielnik, a Liv usłyszała odgłos jakby pękającej struny (co z tego, że jedna Gryfonka wcisnęła jej właśnie butelkę do rąk?). W głowie słyszała odgłosy bijatyki, szamotania się dwóch osób, aż w końcu oczami wyobraźni zobaczyła, co się działo.
Oto dwóch rosłych mężczyzn – jeden z kręconymi, jasnymi włoskami i złotawą, przekrzywioną aureolą nad głową, a drugi w kurtce motocyklisty, z przylizanymi, czarnymi włosami (macho man –dop. Merid) i wystającym mu z portek ogonkiem – biło się niczym dwa koguty. Diabełek co rusz atakował aniołka, ale ten bronił się oddając ciosy, aż w końcu – cały czerwony na twarzy – przeszedł do kontrataku i z całej siły przyłożył diabełkowi w jego gładko wygoloną gębusię tak, że Lucyferek padł jak długi na matę. Aniołek wzniósł w geście zwycięstwa ramiona do góry, przy okazji poprawiając aureolę.
Liv ogarnął wtedy sprzeciw, a dziewczęta, które zdążyły się już rozgościć w jej sypialni, zaczęły ją niebywale denerwować, żeby nie powiedzieć, iż przyprawiały ją o białą gorączkę.
- Sądzę… - BRZDĘK!
Olivia zamarła w pół zdania, bo zobaczyła jak aniołek obrywa w głowę swoją harfą, a diabełek szczerzy się jakby wygrał z mistrzem boksu podwórkowego (i co z tego, że w tej samej chwili spojrzała na trzymaną w ręku butelkę ognistej?).
- Za co pijemy? – zapytała idąc powoli ku dziewczętom, zamykając uprzednio z trzaskiem drzwi.
- Za męski ród, pani psor!***** - odezwała się Hannah Wspaniała, jak nazywała ją Liv, bo ta dziewczyna wszystko robiła wspaniale… może nawet za wspaniale
W prawym uchu, Olivia usłyszała piskliwy śmieszek. Potrząsnęła głową.
- Za facetów? – dopytała się, jakby nie zdawała sobie sprawy, że o nich chodzi – Samców, znaczy?
- Dokładnie, prze pani! – Dorothy McAdams wydawała się być teraz dla Liv wręcz boginią (trzymała kieliszki, proszę się nie dziwić) – Bo widzi pani… niech pani siądzie, a Kate otworzy butelkę… faceci to kurna zło konieczne, ale czasami ciężko przeginają.
- Trzeba się wtedy kogoś poradzić. – Kate Smith wybełkotała wypowiedziane wcześniej zdanie z taką precyzją, że upewniła swoją nauczycielkę, iż piła już wcześniej – A jest tu tylko pani… pani sorko! ŁOŁ! – dziewczyna zachichotała, kiedy udało się jej otworzyć butelkę (Jakby to była sztuka godna Leonarda – pomyślała zgryźliwie Liv)
- A co z McGonagall? – spytała, podnosząc jedną brew do góry
Dziewczyny rozmytym wzrokiem spojrzały na nią.
- Pani chyba żartuje, sorko! – krzyknęła Dorothy, kręcąc głową, jakby chciała, żeby się jej urwała – Stara Zasuszona i gadanie przy Ognistej o facetach?! Pani koniecznie musi się napić! – i nie zwracając uwagi na powarkiwania, wyrwała Kate butelkę, którą Gryfonka trzymała w ramionach, jak małe dziecko, by wcisnąć ją Liv
W nozdrzach zawirował jej ciężki zapach alkoholu. Po raz kolejny usłyszała cichy śmiech diabełka i chwyciła butelkę.
- Drogie panie… przecież jesteśmy dorosłe… chyba… ZA FACETÓW!!! – dotknęła ustami do ogrzanego dłońmi szkła, przechylając butelkę
Trwało sekundę zanim alkohol wypłynął z jej wnętrza i wlał się jak potop do gardła Olivii. Momentalnie zrobiło się jej gorąco. Odstawiła szkło od warg i zmrużyła oczy. Coś jej dudniło w głowie, ale to zbagatelizowała. Padła za to niczym nosorożec na łóżko, nie przejmując się zupełnie, że powtórnie całe było dopiero od kilku dni. Miłe uczucie rozbudzenia opanowało jej ciało, a z każdym następnym łykiem Liv stawała się coraz bardziej podatna na paplaninę swoich towarzyszek.
- Niech nam pani wytłumaczy.. - zagadnęła Kate, zabierając od Liv butelkę – facetów.
Olivia zamrugała powiekami.
- Ich się nie da wytłumaczyć. – zaśmiała się – Oni są jak Czarna Magia – tylko niektóre z nas potrafią skapować, o co im chodzi. Choć można się domyśleć, co im właśnie chodzi po głowie.
- Oni są płascy jak deska! – wykrzyknęła nagle Hannah – Wszyscy!
- Nie! – zaprotestowała Liv, czując jak zalewa ją fala oburzenia – Nie wszyscy!
Dziewczyny zastygły, wpatrzone w chwiejną postać nauczycielki.
- Są dranie, to fakt niepodważalny. – oparła się o szczyt łóżka – Lecz raz na jakiś milion trafia się książę z bajki, taki, któremu z oczu aż zionie ciepłem, który potrafi również… kiedy trzeba… pokazać, że nie jest słabeuszem…
Liv zaróżowiła się na twarzy i przymknęła powieki. Coś plątało się jej po głowie.. coś, co było na tyle silne, że dziewczyna odchyliła głowę do tyłu. Tuż przed jej oczyma stanął Remus w rozpiętej koszuli i uśmiechający się do niej. Czuła niemal jego zapach – jabłka i trawa.
Jakby zza mgły usłyszała śmiechy dziewczyn.
- Co?!
- Sorka się zabujała. – oświadczyła pretensjonalnie Dorothy, przeciągając przy tym sylaby – I nawet wiemy, w kim!
- Oświeć mnie. – warknęła Liv, zabierając whisky od Kate, która teraz przechylała się wte i wewte i jęknęła, kiedy zabrano jej alkohol
- Sorkaaa… - czknęła, otwierając szeroko zamglone, zielone oczy – Uuuu… przepraszam… to niech Hannah dokończy… czki… bo ja chyba… czki…
- Ta pijaczka chciała powiedzieć.. – zaśmiała się Puchonka – że się sorka zabujała… w… w… w… w… on chyba Lupin miał na nazwisko, tak? – dziewczyna puknęła Kate, która wpatrywała się z uporem w butelkę (pustą!), którą ponownie starała się opróżnić Liv
Odzewu brak.
Dorothy macnęła niecierpliwie ręką na nauczycielkę Obrony, bo w jej mniemaniu nic już nie dało się z niej wyciągnąć. Po stwierdzeniu, że O’Connor ma słabiuteńką głowę, wyciągnęła jeszcze jedną butelkę. Oczy zebranych zabłysły.
- Niech pani pomyśli. – bełkotała Kate – Niech pani pomyśli… taki… taki, kurna, nie wart niczego samiec, który przydaje się tylko do zapłodnienia może tak namotać w życiu! – z całej siły walnęła pięścią w łóżko
- Ale dlaczego tylko… czki… do zapłodnienia! – zaprotestowała momentalnie Dorothy – Oni też się przydają, kiedy… czki… chce się człowiek rozładować… wiecie… czki… co mam na myśli? – porozumiewawczo mrugnęła do profesorki
Małą sypialnię Olivii O’Connor prawie rozerwał głośny śmiech czterech ululanych panien.
- Pamiętam! Pamiętam! – krzyknęła Hannah, podnosząc do góry wskazujący palec – Był taki… miodzio po prostu! Taki mniamniuśny (szkoda mi gwiazdek – Radek to chyba hołd dla ciebie z tym zdankiem – Merid), że człowieka zatykało na środku korytarza jak szedł z resztą kumpli. Jakie oczka! Szkoda, że już go nie ma…
- Ty o Blacku mówisz. – zaśmiała się cicho Kate – Ciiii… ja nikomu nie powiem… hahaha… ciii… to tajemnica. – przytknęła sobie dłoń do ust i runęła na podłogę
- Ale teraz są lepsi! – stwierdziła niezgrabnie Hannah – Ten Robert od Krukonów… jaki on muskularny!!!! – wciągnęła ze świstem powietrze do płuc
- Harry Jameson jest ładniejszy… - zauważyła cicho Kate, próbując wgramolić się na łóżko i zabierając przy tym whisky od Dorothy
- I ten Tom… no ten… ten od was, Kate… ten z fioletowymi ślepiami! – Hannah mocno rąbnęła Kate w plecy, co zaowocowało, że ta wypluła na podłogę całą whisky, jaką miała przełknąć
- Oooo… - Dorothy wskazała palcem na kałużę, która powiększała się z każdą sekundą, chichocząc przy tym jakby dostała potężnym rozśmieszaczem
Liv była daleko od tej kałuży. Jej umysł wyluzował się na tyle, że dziewczyna rozłożyła się wygodnie na łóżku, tak, że nie przeszkadzała przy tym dwóm Puchonkom i Gryfonce. Co rusz zagryzała wargę, żeby nie krzyknąć tego, co pałętało się jej po głowie. Prawie czuła jego dotyk na swoich piersiach i oddech na twarzy. Czy to było normalne? Z pewnością. Poza tym była pijana przez duże „P”, więc nie miało dla niej znaczenia, że ktoś w ogóle jest koło niej.
W końcu któraś z dziewczyn trąciła ją, podając butelkę. Liv wypiła pozostały w niej alkohol jednym haustem. Silne wirowanie w głowie spowodowało, że straciła and sobą kontrolę.
Remus siedział w wieży astronomicznej, na parapecie okna wychodzącego na wioskę. Z daleka widział Wrzeszczącą Chatę, Trzy Miotły i inne, znane ze szkolnych lat, miejsca, do których prowadziło wiele ukrytych przejść. Nadal pamiętał ich wyprawy, gdy na granatowym niebie zawisł księżyc w całej swojej okazałości. Nawet Dumbledore nie wiedział, jakie jego były uczeń miał wyrzuty sumienia z powodu tych wypadów.
Mechanicznie odwrócił się, wyciągając z płaszcza różdżkę, kiedy od strony wejścia dobiegły go podniesione głosy.
- PO KIEGO GROMA DAWAŁEŚ IM TE BUTELKI?! – zaryczał pierwszy z głosów
Remus zeskoczył z parapetu.
- BO CHCIAŁY!!! – wrzasnął drugi – A poza tym wiesz, że mam słabość do Hannah, kiedy na mnie patrzy…
- TY ZBOCZONY BAŁWANIE!! – zaczął trzeci głos – TKNIESZ TYLKO MOJĄ SIOSTRĘ, A MORDĘ CI TAK OBIJE, ŻE MAMUŚKA CIĘ NIE POZNA!!!
- ZARAZ NAS WOŹNY PRZYŁAPIE, JAK SIĘ NIE ZAMKNIECIE!!!! – przerwał im stanowczo głos czwarty
Remus opuścił różdżkę i z wyczekiwaniem wpatrywał się w drzwi.
Po chwili do okrągłej sali wieży astronomicznej wdarło się nikłe światło z rozwieszonych na klatce schodowej pochodni.
- Eeee… czy ja Cię skądś nie znam? – zapytał jeden z przybyłych
- Remus Lupin – przedstawił się z krzywym uśmieszkiem – Dla przyjaciół Lunatyk.
Na momencik zaległa cisza, po czym cała czwórka naraz chciała uściskać mu dłoń.
Patrzcie jaki jestem popularny – pomyślał zgryźliwie, starając się pochwycić nazwiska obecnych chłopaków.
Kiedy zapytał ich, dlaczego szwędają się w nocy po szkole, zalali go opowieścią o tym, jak jeden z nich dał trzem dziewczynom trzy butelki Ognistej. Próbując się przekrzyczeć nawzajem powiadomili go, że szukają ich już dwie godziny, a on spadł im z nieba.
- Ale… - próbował ich uciszyć, lecz oni nadal zachowywali się, jak przekupki na targu – ZAMKNĄĆ SIĘ!!!
Cisza.
- Dobra. – odetchnął – Dlaczego wzięły te butelki?
Cisza i wzruszenie ramionami.
Remus nie siedział w tym od wczoraj i doskonale wiedział, że ktoś coś zbroił. Toteż skrzyżował ramiona na piersi, zacisnął zęby, przez co jego szczęka nabrała szlachetnych rysów i zaczął swoją mowę przedwyborczą, która zawsze działała na jego przyjaciół. A na tych podziała?
- Musicie zrozumieć, że dziewczyny nie są jakimiś krowami, które zrobią to, co im karzesz i kiedy chcesz. To ludzie, istoty myślące, choć czasami tego nie okazują ( Wrrr – Meridien Auris), ale trzeba je szanować, bo mogą być na tyle niebezpieczne, że będziecie każdą z nich pamiętać z osobna, kiedy coś zrobią. A uwierzcie mi, że ona mają łeb nie od parady! Kobieta to osoba będąca niezastąpioną. Jakby nie było ich na świecie to, kto by was, młotki, urodził?! Przecież nie ja! Kobiety was wychowały.. – tu rzucił ostre spojrzenie na jednego z chłopaków, który już otwierał usta – i kobiety wychowają wasze dzieci… jeżeli takowe przyjdą na świat… Więc szacunek, panowie, szacunek, bo inaczej to będzie z wami krucho! – zakończywszy, odetchnął raz jeszcze i już z milszym wyrazem twarzy zapytał - Więc jak było?
- Było stanowczo zbyt mało szacunku. – rzekł Puchon, jakby był zaskoczony tym, co powiedział – I musimy je teraz jeszcze szybciej znaleźć!
- Więc pomyślcie racjonalnie! – stwierdził Remus. – Gdzie mogły pójść?
Dwóch Puchonów, Krukom i Gryfon spojrzeli po sobie, wzruszając ramionami. Dwóch nawet przybrało postawę myśliciela, co chyba i tak im nie pomogło.
Jeżeli ja się tak zachowywałem w wieku lat siedemnastu, to już wiem, dlaczego nie miałem dziewczyny. – pomyślał Lupin z goryczą.
Ostatnio jego myśli plątały się nieustannie wokół płci przeciwnej. Próbował sobie przypomnieć, czy w szkole była jakaś dziewczyna. Ku jego zaskoczeniu przed oczami stanęła mu pewna dziewczyna, która przyjechała do Hogwartu na jeden tylko rok. Nie wiedział, jakim cudem mógł zapomnieć Laurę******. Ona jedna była swego czasu dla niego kimś więcej niż przyjacielem. Kochał? Może. Jednak teraz nie było Laury, ale Liv.
Liv… Olivia… Cholera! One poszły do niej! (ale zaskoczył – Merid)
Remus stanął przed drzwiami do komnat nauczycielki Obrony. Który to już raz ostatnimi czasy patrzył się na nie jak na największego wroga? Wiedział jedno – zbyt często się tak działo. Toteż nie próbował nawet pukać, bo wiedział, że jeżeli już to Liv siedzi w swojej sypialni, a z nią reszta upitych – zapewne – dziewczyn. I na co mu przyszło!
W życiu nie przypuszczałby, że przyjdzie do jakiejkolwiek kobiety z zamiarem skonfiskowania alkoholu. Co innego jeżeli chodziło o jego przyjaciół. Nieraz James i Syriusz przedobrzyli na przyjęciu, a on musiał ich ratować, bo Peter nie miał również mocnej głowy. Co było zaskoczeniem dla niego samego tylko on mógł się takową pochwalić w gronie Huncwotów. Nie lubił alkoholu, zatem nigdy mu w to nie uwierzyli, ale był raz, kiedy dzięki niej wyrwał się z nielada kłopotów podczas akcji.
Krukon o posturze godnej średniowiecznego rycerza (Ogromny on był!) walnął z całych sił w wiotkie drzwi, które jęknęły i wypadły z zawiasów. Remus przez dłuższą chwilę z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w nie, teraz leżące na podłodze salonu Liv.
O Boże. – pomyślał momentalnie, zerkając na Krukano - To już eksperymenty na niemowlakach muszą robić?
- Hej! – krzyknęła jakaś dziewczyna z burzą rudych loków na głowie i szacie Hufflepuffu – Te drzwi… czki… należą… czki… do sorki!
- Dorothy! – krzyknął Krukon – Co Ty… O nie! Idziemy! – podszedł do niej i jednym zwinnym ruchem rzucił ją sobie przez ramię jak worek kartofli
Kiedy odchodził od wejścia do sypialni, pozostałym ukazały się trzy zaskoczone twarze. Jedna z nich z pewnością należała do Olivii.
- No, siostrzyczko… - zaczął jeden z Puchonów, podchodząc do blondynki
Drugi uczeń Hufflepuffu podreptał za nim.
- To wieży! Ale już!
- Nie bądź taki surowy… - wtrącił chłopak po jego lewicy
- Ty mi nie mów, barani zboczeńcu, jak mam wychowywać siostrę! – uciął rozmowę – I Ty też do wieży!
Puchon chwycił dziewczynę za przegub ręki i pociągnął ją za sobą. Jeszcze dłuższy okres czas słychać było, jak Puchonka wyzywa brata od najgorszych.
Teraz zostało dwóch Gryfonów (w tym jeden były) i dwie pijane panie.
Remus i… Tom(?), chyba tak się nazywał ten chłopak, spojrzeli na siebie. Byli zgodni, że jedna z nich trzeba zabrać do wieży Gryffindoru, a drugą zająć się na miejscu. Tom poszedł na pierwszy ogień.
- Kate. – zwrócił się ostrożnie do Gryfonki, która patrzyła na niego maślanymi oczami – Kate, słonko, choć zaprowadzę cię do wierzy. Dam ci cukierka jak ze mną pójdziesz! – zaoferował
Remus zaskoczony patrzył jak Kate wyciąga się i staje tuż przez Tomem.
- Tom. – zamruczała namiętnie
- Eeee… - mruknął inteligentnie chłopak
- Lubię truskawkowe, mas takie?! – klasnęła uradowana w dłonie i straciła przy tym równowagę
Ledwie Gryfom ją złapał zaraz zarządziła, aby zaniósł ją na rękach do samiutkiej wieży. Tom jęknął donośnie, ale wyszedł z uczepioną go Kate.
- Remus. – szepnęła Liv, tak seksownie, że Remus przełknął ślinę
- Fajnie… - westchnął drętwo
_________________________
* - Jeżeli dobrze pamiętam, bo oczywiście wszystkie moje książki gdzieś zniknęły i sprawdzić tego za bardzo nie mogę, to Vlad był księciem, który swoją siedzibę miał w Rumuni, a dokładniej na obszarze Transylwani. To on był pierwowzorem Drakuli z powodu, w jaki traktował swoich wrogów, jeńców wojenny, a nawet własnych poddanych – nabijał ich na pale. Krążyły opowieści, że książę pije krew swoich ofiar – jak coś nie tak, to proszę powiedzieć.
** - I kto tu jeszcze się zaczytuje, moi kochani? Zgłaszać się, przyznawać! Po kolei! Proszę nie tarasować wejścia! Zgłoszenia do okienka 1, a nie przepraszam tam już zajęte, to do 2! Dziękuję! Wall Street się kłania!:P
Wbiega jakaś dziewczyna z okrzykiem „JA PIERWSZA!!!!” i łokciami, nogami oraz kopniakami tarasuje sobie drogę do okienka nr. 2.
- Jestem uzależniona! – wrzeszczy. – Będę miała jakąś dopłatę z Ministerstwa Zdrowia, czy znowu jakaś ustawa zapobiegająca nałogom weszła i nic nie dostanę??? CO?! Muszę jeszcze dopłacić?! A spadaj, pani! – i wybiega z powrotem na ulicę, szukając wzrokiem najbliższej księgarni lub Kiosku „Ruchu”, by zakupić nowy egzemplarz „Upojnych nocy” .
*** - doszłam już dawno do takiego wniosku, że ludzie mają to do siebie, że każdy z nas ma dwie lub więcej „postaci” czy też inaczej mówiąc „świadomości” albo jeszcze inaczej – kilka diabełków i aniołków. Tak jak w przypadku opisanego tu już Syriusza (Syriusz z Epoki Kamienia Łupanego i ten Kulturalny) obie świadomości łączyły się w jedną postać – Syriusza Blacka z burzą hormonów, chociaż już dawno powinno mu to przejść . Teraz przyszedł Czas na Olivię. Jeżeli czytasz to po przeczytaniu całego teksu to wiesz, co ona tam sobie myśli, ale jeżeli zobaczyłeś trzy gwiazdki i automatycznie popędziłeś na dół strony, to WRACAJ, GDZIE SKOŃCZYŁEŚ!!!
**** - ja się powstrzymać nie mogłam!!!!
***** - po pierwsze za dużo się robi tych gwiazdek, a po drugie to te opowiadanie staje się feministycznie, nie sadzicie?
****** - Laura została zaczerpnięta z mojego innego opowiadania, które obecnie znajduje się w przeredagowaniu. Potem dopiero Alisia, bo już ona o tym dawno wie, dostanie je do korekty i wtedy i wy zobaczycie je na Magicznym. I znowu będzie Lupin – zakochałam się w tym facecie!
Za pomoc w napisaniu powyższego rozdziału dziękuję: Mojemu bratu i jego kumplom, którzy są niekiedy męskimi szowinistycznymi świniami, Jade, z którą rozmowy przez telefon dają mi tyle pomysłów…, Żartom o blondynkach i nie tylko z bloga www.anty-men.blog.pl (reklamę robię) oraz moim kolegom i koleżankom z klasy, którzy są niezastąpieni.
Całuski :*
Meridien Auris
Doczekałam się!!! ( Tu nastąpił niekontrolowany wybuch radości)
Masz talent, w pewnych chwilach dostawałam takich ataków chichotu, że o mało co nie spadłam z krzesła. Szczególnie podobała mi się ta filozofia dziewcząt w zakresie facetów po wypiciu Ognistej. Znam to, znam.
Duża dla ciebie.
Ty mnie tam o nic nie podejrzewaj, ja poprostu uwielbiam Lupina i to opowiadanie.
No...nawet mi się podobało ALe pogubiłam się w czasie akcji...no bo Lupin jest już po szkole, James jeszcze żyje...ale oni sa w Hogwarcie...to ile gdzies mają lat?? Z góry dzięki za wyjaśnienia Co do parta jeszcze to...Czekam na nastepnego...możesz w przybliżeniu podac kiedy nastąpi uroczyste wklejenie MANEWRÓW 6 ???
QUOTE (Hungarian Horntail @ 11.07.2004 16:44) |
No...nawet mi się podobało ALe pogubiłam się w czasie akcji...no bo Lupin jest już po szkole, James jeszcze żyje...ale oni sa w Hogwarcie...to ile gdzies mają lat?? Z góry dzięki za wyjaśnienia Co do parta jeszcze to...Czekam na nastepnego...możesz w przybliżeniu podac kiedy nastąpi uroczyste wklejenie MANEWRÓW 6 ??? |
na usta ciska mi się tylko jedne określenie - świetne!!
zdarzyło się pare literówek, a tak nie znalazłam błędów (zbyt dobrze się czytało)
no teraz jestem ciekawa jak zacznie się 6 część!
pozdrwiam!!!
wierna fanka Remuska
QUOTE (madziula @ 13.07.2004 22:37) |
.Remus (abstynent )...usilujacy ..powstrzymac sie przed...przerżnięciem(sorki za wyrażenie ale jakoś tak pasuje ) Liv.... |
jeszcze się pytasz =)
co do poprzedniego parta
Bardzo podobał mi się ten "pojedynek" diabełek vs. aniołek ^^ Rozczulająco śmieszny. Podoba mi się że wtrącasz takie pomysły do fabuły - dziwne pomysły mają swój urok.
QUOTE (Mira @ 11.07.2004 22:44) |
zdarzyło się pare literówek, a tak nie znalazłam błędów (zbyt dobrze się czytało) |
QUOTE (Galia @ 11.07.2004 12:21) |
Szczególnie podobała mi się ta filozofia dziewcząt w zakresie facetów po wypiciu Ognistej. |
QUOTE (..:Ala:.. @ 12.07.2004 11:16) |
twoje opowiadanie jest zaje*****. Nie czytałam takiego od czasu....... hmm....... Sary Black Story (inna stronka), dawaj następnego parta bo mnie bo wariatkowa wezmą :/ a tego CHYBA nie chcemy |
QUOTE (hermionqa14 @ 12.07.2004 14:13) |
Opowiadanie jest nieziemskie, po prostu czadowe , tylko błagam rozwiąż jak najszybciej ten dylemat i daj siódemkę! Pozdrowionka i dużo wenny twórczej! |
QUOTE ( Jade^_^ @ 11.07.2004 19:15) |
Sylwia pisała, że ma dylemat do rozwiązania i do czasu, aż jej się nie uda, to nie będzie parta… |
QUOTE ( Hungarian Horntail @ 11.07.2004 15:44) |
no bo Lupin jest już po szkole, James jeszcze żyje... |
QUOTE (Hungarian Horntail @ 11.07.2004 15:44) |
ale oni sa w Hogwarcie... |
QUOTE (Hungarian Horntail @ 11.07.2004 15:44) |
to ile gdzies mają lat?? |
QUOTE (Hungarian Horntail @ 11.07.2004 15:44) |
Z góry dzięki za wyjaśnienia |
QUOTE (Hungarian Horntail @ 11.07.2004 15:44) |
Co do parta jeszcze to...Czekam na nastepnego...możesz w przybliżeniu podać kiedy nastąpi uroczyste wklejenie MANEWRÓW 6 ??? |
QUOTE |
Nie przyjemny |
Podoba mi się... lubie kiedy do punktu kulminacyjnego prowadzi wiele zawiłości...niby już...ale jeszcze nie Dlatego podoba mi sie twoje opowiadania i dlatego z chęcią je czytam. Niestety smutną wiadomością jest ze następna cześć będzie dopiero po wakacjach...no ale DAMY RADE!!!
wiesz sorry za to że ci nie wybaczyłam tego z Blackiem.... ja wiem... chlip... ale byłam przyzwyczajona do innych ficków....
a twój jest świetny.
bardzio mi się podoba.
taaak.
do roboty! czekam na następną część
QUOTE |
słóp soli |
Nareszcie! Wróciłam z wakacji, i
pierwsza strona na kórą zajrzałam to oczywiście harrypotter.org.pl, potem
Fan Fiction i Manewry! I co widzę? 2 nowe części! Fajne, naprawdę,
tylko to opowiadanko się nieco zboczone zrobiło Nie no, żartuję, jest super. Tylko że nie dla dzieci ( i kto
to mówi - he he).
Ale Remus to naprawdę porządny facet. Naprawdę mało
który nie wykorzystałby takiej okazji (ciekawe, co by zrobił Syriusz
) . Rany, Sylwia, ja też się chyba w nim (Remusie) też
zakochałam. Szkoda, że tacy faceci nie istnieją, nie?
A jak dla mnie
powinno być go duuuużo więcej w książkach!
Czekam na następną
część!!!!! Niech ci pomoże w pisaniu!
Aha, mam pomysł: jak skończysz
Manewry, to może razem napiszemy opowiadanie o spotkaniu Remusa i Liv po
latach???? Mam na to materiał....
Witam, długo Cię nie męczyłam swoją skromną
osobą. To samo jednak tyczy się też Ciebie, czekam na komentarz!
Na
samym początku mojej bezczelnej oceny pragnę Ci powiedzieć, że chyba
nadejdzie niedługo taki dzień, w którym rzucę to wszystko w cholerę i nie
napisze ani linijki. Powód: nie ma sprawy, w którą mnie w jakiś sposób nie
wkręcą. Czy nawet w tym temacie musi być jakieś odniesienie do mojego
tragicznego "dzieła". Ludzie!
QUOTE |
Odezwa do S. - Iza,
widzisz to Ty!? Myśli - Moje opowiadanie jest zaje*****, nie czytałaś takiego od Sahar Black Story… Do wariatkowa Cię wsadzą? Ponowna odezwa do S. - Iza, widzisz to Ty?! |
QUOTE |
Z tego, co pamiętał powinna mnieć komnaty |
QUOTE |
bardzo go wnerwiła. |
QUOTE |
Jego przyjaciele widzieli jak się wścieka niewiele razy, a za każdym razem wściekał się na któregoś z nich. |
QUOTE |
To, co zobaczył ostudziło jego zapędy. |
QUOTE |
To wyprowadziło go zupełnie z równowagi. Nie panował nad sobą zupełnie |
QUOTE |
nie normalna |
QUOTE |
Mam 20 lat i szmat życia przed sobą |
QUOTE |
by po nie długim czasie |
QUOTE |
o którym nawet nie chciała nic wiedzieć. Wiedziała jedynie, że miała wtedy osiem lat i |
QUOTE |
- Severus, szczerze mówiąc, musimy pogadać – wstała i chwyciła mężczyznę pod ramię. |
QUOTE |
by mnieć pod ręką swoją różdżkę i zmienić strój |
QUOTE |
o wielkim autorytecie nie tylko u zwykłych szaraczków, ale też czarodzieji należących do najznakomitszych rodzin. Tych z czystą krwią też. |
QUOTE |
Nawet Severusa Snapea przekabaciła na swoją stronę, co, według Remusa |
QUOTE |
- Tak. – odparł tępo. |
QUOTE |
Bo widzicie… on jednak była facetem |
QUOTE |
- Jesteś, kochany Lunatyku, bo się temu sprzeciwiasz |
QUOTE |
Buachachachacha!!!! |
QUOTE |
– Olivia O’Connell |
QUOTE |
- Przysięgam ci, O’Connor, |
QUOTE |
Dedykacja – dla Abbadona, Silvera, Roberta... |
QUOTE |
, którzy kolorystycznie ci pasują, żmijo na piersi wyhodowana jesteś!? |
QUOTE |
szczerząc się do niego w swoim najsłodszym z możliwym uśmiechu |
QUOTE |
- A może on jej po
prostu wampirem? – poddała pomysł na pewnej lekcji z
szóstoklasistami, a oni – ku jej przerażeniu – przyznali jej
racje i ogłosili to po całej szkole w ciągu zaledwie kilku przerw - Gdzie teraz jesteś? – Severus wyrwał ją z zamyślenia A myślała! Ona myślała, każda komórka w kolorze szarym wytężała się, aby znaleźć sposób wyjścia z niewygodnej sytuacji. - W trumnie. – odpowiedziała szczerze, starając się nie myśleć za głośno, bo to było przy tym facecie wręcz karalne - A co to miało być? – oburzył się – |
QUOTE |
albo powieści kryminalne polecane jej przez Dumbledora, |
QUOTE |
gdzie zagrzebana w białą kołderkę, uzbrojona w trzy paczki Nieprzemakalnych Chusteczek Apsika i pięć romansów z jej ukochanego cyklu „Upojne noce” - tomy od 55 do 60 - wprawiała się w nastrój. |
QUOTE |
Po stwierdzeniu, że O’Connor ma słabiuteńką głowę, |
QUOTE |
Remus wolał być idiotą, niż narazić się Dumbledorowi. |
Jestem mile zaskoczona ze Manewry6
pojawiły sie przed koncem wakacji.
Musze powiedziec ze nie zeszlas z
poziomu,jest równie dobry jak poprzednie czesci. Na początku mozna bylo sie
posmiac,a potem...no cóz,troche inaczej.
Szkoda tylko ze tak dlugo trzeba
czekac,bo jestem ciekawa co bedzie dalej.
Bardzo mi sie
podobalo.Pozdrawiam
Ech…
Przygryzając długopis w
zębach, przez kilka minut starała się powstrzymywać. Przed czym? Przed tym,
czego robić nie powinna, a jednak zrobi. Dlaczego? Bo panna Sylwia ma tak w
naturze, że jest wredna i odpisze na komentarz S.B. (jak to brzmi! Jak
Służba Bezpieczeństwa! O matko! W co ja biedna się wpakowałam!
Zaraz będę internowana!).
Dobra, żarty na bok…
Izunio,
nie wiem, dlaczego… albo raczej wiem i już raz to tłumaczyłam, że te
zwracanie się do kogoś w ten sposób nie jest dla mnie naturalne. Wiem
jednak, że jest to poprawna pisownia i jak Boga kocham, postaram się tego
trzymać, choć czasami będę od tego odchodzić. Dlaczego? Bo czasami nie da
się powiedzieć czegoś zgodnie z obowiązującymi formami. I to się gwarą zwie.
(PS. Mazowsze rządzi! A Wisła przegrała z Królewskimi – właśnie
się mecz skończył)
Tak też było z tym „wnerwiła”,
„wyżył” i kilkoma innymi przykładami. Na początku miałam taką
opcję, żeby napisać to opowiadanie w języku potocznym (i tak w całości było
napisane, ale że Robak „przez przypadek” wykasował je całe to
musiałam napisać od nowa i się poprawiam). Wypomniała mi to już Psychopatka
i choć wytłumaczyłam wtedy, o co chodziło, to jednak przyznałam jej rację
(choć tego nie napisałam) i potem starałam się już użyłaś Poprawnej
Polszczyzny (chociaż sama nie wiem, czy takowa jeszcze istnieje i czy oprócz
„polskiej inteligencji” ktoś jeszcze jej
używa).
Widać, że jednak mnie nie zlewasz
Że jak? Po
proszę po polsku. *krzywy uśmiech*
Nie wiem co mam myśleć o tych
pięćdziesięciu Śmierciożercach. Voldemort ma powodzenie? Rozumiem, pierwsza
wojna. Ale czy on miał aż tylu ludzi? Bo Śmierciożercy byli jego
najbliższymi sprzymierzeńcami. Tez sztylet chronili chyba wszyscy... Dobra,
daruje sobie wywody na ten temat, ale mówię Ci szczerze - pięćdziesiąt to
trochę za dużo. Niech będzie dwadzieścia to to kupie, teraz
nie.
Chodzi o to, moja kochana, że jak człowiek jest w opałach,
nie myśli zbytnio racjonalnie i stara się tylko przeżyć, to nawet z małej
garstki ludzi może zrobić się mała armia. Tak też było w tym przypadku. Może
faktycznie przesadziłam, ale również stwierdzenie, iż Śmeirciożercy byli
najbliższymi sprzymierzeńcami i miało by być ich tylko ze dwadzieścia osób
– sama elita, to zkolei mi nie pasuje. Voldemort (a mogę się o to
założyć) działał równocześnie w kilku krajach – przykład, były już
dyrektor Bułgarskiej Szkoły Magii, czy też Instytutu, którego nazwiska nijak
nie mogę sobie na sto procent przypomnieć, bo chodzi mi po głowie Karkarow i
Karłakow i za Chiny Ludowe, Rosję Carską i Kapitalistyczne USA… no, po
prostu nie pamiętam jak miał na nazwisko i tyle!. Sądzę, że gdyby chciał
to sprowadziłby do Brytanii ponad pięćdziesięciu Śmierciozęrców.
Tak poza opowiadaniem - Dziwią mnie wpisy, z których
dowiaduję się, że to pierwsze opowiadanie o Remusie - i o tego romans. Ja
czytałam i to wręcz cudowny. Panienka miała na imię Andrea i w końcu
historii się hajtają. To taki mój niewinny
dopisek...
„Apokryf” Dziewczyny Hagrida, czy też
Minerwy opowiada wprawdzie o Remusie i Andreii, ale to nie jest czysty
romans, tam nawet nie pada stwierdzenie, że ktoś komuś się podoba (a
przynajmniej tak to pamiętam). Nie jest również tam napisane, że się
Hajtneli czy też ślubowali sobie wierność, miłość i te inne rzeczy, aż po
grób. To, że Andrea jest w ciąży dodał sam chyba od siebie Arthur W. i z tą
wszyscy wiedzą, że się „Hajtneli”. – Sorry, że tak
wtrąciłam.
A pyzatym był czysty romans z Lupinem w robi głównej, tylko,
że autorka zrobiła z niego Romea, co siłą rzeczy sprawiało, iż mi ciarki
przechodziły po plecach. A jak przeczytałam ostatnio dodany rozdział
„Ostatniego Bastionu”, to mi się za przeproszeniem flaki w
środku po wykręcały na lewą stronę.
Był także świetny romans, ale to już
na FFnet – nie pamiętam tytułu, lecz z przekonaniem stwierdzam, że
było tam coś o motylach. Świetne to było. Tylko teraz wywaliłam gdzieś to
opowiadanie i nie wiem, gdzie. Czytał je ktoś?! Dziewczyna jest mugolką,
a że Remus jest czarodziejem dowiaduje się z „HP i Więzień
Azkabanu”. Była tam tez scena na plaży, gdzie nauczyciele z Hogwartu
nie chcąc, żeby w/w panna dowiedziała się o nich mówią, że nazywają się jak
aktorzy grający ich w filmach o HP! I Syriusz jest tam wolny… No,
pomórzcie sierotce Sylwuni (o Królu na Niebiosach, jak ja nienawidzę
zmiękczeń imion… błech…)!
Dzięki z góry.
A za
to:
Sylwia Ty cholero jedna, to wcale nie jest beznadzieje. Nawet mnie
ciekawi co będzie dalej. To jakaś nowość Mam nadzieję, że dalej nie
popsułaś opowiadania. "Manewry" zapowiadają się ciekawie, biorę
się dalej do roboty.
i jeszcze za to:
I to by było na
tyle moja kochana. Jestem zmęczona, nie dostałam pierniczków, więc trochę
się nad tym wymęczyłam. Pisz dalej, na pewno przeczytam. "Manewry"
to Twoje najlepsze opowiadanie, pamiętaj o tym i za przeproszeniem nie
spierdziel go!
Dostaniesz takiego kopniaka, jakiego za czasów
podstawówki nie dostałaś! Co nie jest beznadziejne?! Co nie
jest?! IZO, (Chrystusie panie, po cholerę ta głupia zasada?) Ty chyba
okulary powinnaś nosić! JA noszę! I co, co widzę?! Widzę, że
nikt tu mojego zdania nie podziela. Toż to jest beznadziejne! Ba,
mało! To się nadaje na makulaturę i to tą najgorszą! Co, nie
prawda?!
Spierdziele…
A tak na marginesie…
Ja
czuję po kościach, w tętnicach, żyłach, naczynkach włosowatych, że nie
pobiję tego opowiadania, albo będzie mi je bardzo trudno pobić. To tak jak z
Twoją Sarą – musisz nieźle kombinować (chociaż podobno nasz naród z
tego słynie) żeby stworzyć coś, co zdobędzie tyle fanów, co Saga.
A
komentarz dla ciebie, to chyba nigdy nie powstanie… ledwo wyrabiam się
z tym opowiadaniem, a wena znów poleciała samolotem na Bermudy.
Podoba mi się postać Liv. Jest taka naturalna, młoda i szalona.
Zawsze chciałam mieć taką psorkę, ale na to już za późno...
Obiecaj mi coś – jak zaczniesz znęcać się nad biedakami,
próbując nauczyć ich angielskiego, to wspomnij, to co żeś tu napisała zgoda?
O tej nauczycielce.
Remus jak zwykle kochany, pełen ciepła -
szczególnie ślicznie wyszła Ci ta ostatnia scena.
Ta, co ląduje
w jej łóżku? Ślicznie? Eee…
Podsumowując:
Najlepiej
wychodzą mi romanse. Niestety muszę stwierdzić, że oprócz tego, to chyba
jeszcze tylko jeden nabazgram i dam sobie z nimi spokój, ponieważ pewna moja
koleżanka twierdzi (tu cytat): „Sylwuś, ty się marnujesz!”.
Inna mówi do tej, co twierdzi, że się marnuję: „Głupia jesteś.”
Ale trza się słuchać starszych (fakt faktem zaledwie o dni cztery, ale
zawsze mi to chuchro wypomina tę różnicę).
Izo, ty się nie poddawaj,
sama kazałaś mi pisać, jak kiedyś na gg w podpisie nabazgrałam, że daję
sobie spokój. Racja racją, nie tylko ty chciałaś mi coś zrobić, tyle że ty
zareagowałaś najgorzej ze wszystkich. Więc, wprawdzie wiem, że to karalnie,
to jednak zaszantażuję Cię:
SKOŃCZYSZ PISAĆ OPOWIADANIA, TO JA
KOŃCZĘ TEŻ!!! Kropka i wykrzykniki.
Czy Sylwuśka
napisze do końca wakacji całe „Manewry”? Czy po drodze do
zakończenia nie zamorduje swego brata (który notabene dziękuje za
pozdrowienie i również karze pozdrowić)? Czy Wilczek i Zazdrośnica
Pomieszana Ze Złośnicą będą razem?
Czas na to będzie we wrześniu…
lub grudniu…
Pierniczka życzę
Merid A.
(Rysia dla
znajomych)
PS.
QUOTE
Buachachachacha!!!!
Wiesz jak tego nie znoszę...
Buachachachacha!!!!
hmmmm... no to czekamy darling, czekamy
namiętnie i ej, no weź mi zrechabilituj Syriuszaaaa ^^
QUOTE (Syriiuszka @ 12.08.2004 13:33) |
weź mi zrechabilituj Syriuszaaaa ^^ |
Właśnie, nie chodzi o to, żeby z niego
zrobić zaraz super bohatera i herosa, ale tak troszeczkę, troszeczkę go
upozytywnić... ^^"
Zanim zacznę moją odpowiedz - widziałaś
deszcz meteorytów? Ale pięknie było! Jestem wciąż nieprzytomna, z
kotkami sobie siedziałam na tarasie w nocy i patrzyłam w niebo. Dodam, że
jedna kotka nazywa się Kitiara na cześć Sylwii (tak! Kitiara uth Matar
ma na imię Sylwia). Co do "Ostatniego Bastionu" - przeczytałam
cały, ale pominęłam sceny erotyczne Voldemorta z Lupinem. Inne gejowskie to
któregoś momentu, zależy od tego jaki miałam humor. Ale Remus nie pasuje mi
zwyczajnie do TAKICH scen! Z kobietą, oczywiście - ale nie
mężczyzną! No i "OB" jest również autorstwa Nagini
Tyle dobrego, odpisuje.
odpisze na komentarz
S.B. (jak to brzmi! Jak Służba Bezpieczeństwa!
Właściwie to
podoba mi się ta Służba Bezpieczeństwa. Chronię użytkowników forum przed
samą sobą i Selką :"D Jak zły nastrój, to niech mi się tylko ktoś po d
rękę nawinie... Ale nie o tym pisać powinnam ^^
Co do tej poprawnej
polszczyzny to masz racje. Teraz nie ma chyba ludzi, którzy by się takową
posługiwali, ale starajmy się jak najmocniej potrafimy. Jednak mowa tu o
opowiadaniach, a nie luźnych wypowiedziach - w tym moich. Jestem raczej
człowiekiem, który lubi luuuz Dobra, przyznaje. Sącze sobie od obiadku piwko z bratem i
trochę głupawka mnie bierze. Ale staram się zachować powagę.
Kwestia
pięćdziesięciu Śmierciożerców jest już dla mnie jasna. Dziękuje za
wytłumaczenie. Wolałam się upewnić co na to mi odpowiesz.
Co do
innych opowiadań o Remusie. Hajtneli (^^) się z Andreą w "Oswoić
smoka". Wiem o tym, ale autorka wyraziła na pewno na to zgodę. Prawda,
nie wyjawiali sobie uczuć. Jedynie ostatni rozdział jest taki sentymentalny.
Czytałam go chyba dwa lata temu... Nie wiem dokładnie, ten czas tak szybko
leci. Nie znam niestety opowiadania o którym piszesz. Mało czytam opowiadań
z FF.netu. Jak mi coś polecą to się zabieram. Samej nie chce mi się
wybierać.
Dostaniesz takiego kopniaka, jakiego za czasów
podstawówki nie dostałaś!
Co do kwestii kopniaków to ja
szczęście przed maturą dostałam takiego, że prawie nie wylądowałam na
chodniku. No chodź mądralo
Pamiętam jak chciałaś przestać pisać. Nie mogłaś ze
mną wytrzymać i skazałaś mnie na Roberta Różnica między nami jest jednak taka, że ja mam 19 latek i
nie w głowie mi pisanie ff. Dokończę "Prochy", możesz być tego
pewna, ale co dalej? Sama piszesz komedie romantyczną.
Obiecaj
mi coś – jak zaczniesz znęcać się nad biedakami, próbując nauczyć ich
angielskiego, to wspomnij, to co żeś tu napisała zgoda? O tej nauczycielce.
Słowo, że nie zapomnę. Biorę sobie to do serca Mam cichą nadzieję, że jak już będę miała swoich uczniów,
któryś mi nie wytknie grzechów mojej przeszłości, czyli Sagi. Ojej, krucho
by było!
Pierniczka życzę
Dziękuję, właśnie dostałam
całą paczkę od wujka z Torunia. W czekoladzie! Mniam!
Chyba
to już wszystko.
Pa :*
QUOTE (Syriiuszka @ 12.08.2004 14:00) |
Właśnie, nie chodzi o to, żeby z niego zrobić zaraz super bohatera i herosa, ale tak troszeczkę, troszeczkę go upozytywnić... ^^" |
No, ja bym nie mogła niestety, chociaż
nie miałabym nic przeciwko =P
Po powrocie z kolonii odpalam kompa i co
widze...?"Manewry-6" ...Czytam i jak zwykle jestem mile
zaskoczona...CZekam ze zniecierpliweiniem na nastepna czesc. A co do
Lupina..niezly jest....tylko ze , niestety takich facetow nie ma
Niezmiennie po pochłonięciu parta czekam
na więcej i to szybko!
Lupin jest poprostu super ( ja też chcę takiego faceta
). Czyli jesteś Wielka .
EDIT: Są kkate, naprawdę są tylko jest ich niewielu
QUOTE |
ja też chcę takiego faceta |
Czyli jeszcze tylko (Mordzia udaje, że
liczy)
troche ponad tydzień do Manewrów 7
????!!!!
JJJJJJJJJEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!
;!!!!!!!!!!!!11111
QUOTE (Galia @ 23.08.2004 15:57) |
Lupin jest poprostu super ( ja też chcę takiego faceta ). |
Dziewczyny ale wcale nie jest powiedziane,
że Merid wklei następną część 1 wrzesnia o północy!!!!
Równie dobrze może to zrobic w połowie miesiąca... Chociaż
nie chciałabym... Najlepiej to niech ona sama nam to powie!
Kkate, nie psuj nam humoru! Już
zebrałam zarcie na libację!
QUOTE |
Kkate, nie psuj nam humoru! Już zebrałam zarcie na libację! |
No i o to chodziło...
Taaaa... *Mordzia siada na podłodze z wieeeelkim kubłem popcornu i skrzynką coli*
To kiedy zaczynamy?
Oby jask najszybciej!!!!!
Trzeba dorzucić jeszcze stos batoników i żyć nie umierać!!!!
Taaa.... Tylko Merid gdzieś zniknęła, bo
nie ma jej ani na forum, ani na gg....
Kkate mi kazała:
Spokój ludzie. Fakt faktem nie napisałm wszytkiego, co chciałam, bo brakło mi weny, ale część jest.
To by było na tyle
Cześć!
QUOTE |
Kkate mi kazała: |
Ło jesiuńku ... przeczytałam całość, która dotą d się ukazala i muszę to powiedzieć : TO JEST JEDEN Z NAJLEPSZYCH FICK'ów JAKI CZYTAŁAM (i będę cytać ) NA TYM FORUM !!!!!!!! No dobra ... nie powiedziałam tego tylko wykrzyczałam
Mam ogromną nadzieję, że dasz jak najszybciej nową część. Pozdrawiam i życzę veny.
Kiniulka, na moje to to napisałaś!
Ale tu się offtop zrobił!
Więcej lepiej nic nie piszmy, bo mopże być źle...
Ja równiez zyczę weny Meriden
I razem z resztą czytelników czekam na parta.
1 września się kończy... Manewrów nie ma
Czekamy dalej... Ale domyślam się, że Merid była dzisiaj bardzo zaaferowana nową szkołą, mam rację?
kkate,wlasnie to chcialam napisac.
Jestem zalamana nową klasą.Po dwu tygodniowej nieobecnosci na forum przypomnialam sobie o nowych Manewrach.Ale widze ze ich jeszcze nie ma. Moze to i lepiej ? Oslodzi mi troche gorzkie pierwsze dni w nowej szkole...
No, chyba się za mną stęskniliście? Przez całe wakacje siedziałam przy Manewrach, po nocach poprawiałam inne opowiadanie, a rankami czytałam „Mitologię” Parandowskiego - już w lipcu nam lekturę zadali, możecie uwierzyć?! *bulwersuje się*
I mimo wszystko „Manewrów” nie ukończyłam. Podczas pisania przyszedł mi jednak dziwny pomysł, a co za tym idzie - fani S.B. będą mieli coś na poprawienie nastrojów
A tak poza tym: Ło, jejuśku, dali nam nową tapicerkę na forum!
Dedykacja:
Dla Sary Black - bo miałam u niej dwie dedykacje i trzeba się jakoś odwdzięczyć i ponieważ (co ważniejsze) jest wyszczekana (jak cię obraziłam, to przepraszam, ale to chyba prawda). I za to, że chyba nie doczeka się komentarza.
Manewry - 7
Słońce leniło się tego dnia nie mniej niż Liv O’Connell zazwyczaj. Jak tylko mogło, opierało się konieczności pojawienia nad horyzontem. Co szczególnie mu się nie podobało to to, że tego poranka nad całą Brytanią szalał zimny wiatr, a nad samym Hogwartem śnieżyca. Nie było się jednak, czemu dziwić, ponieważ był grudzień, a dokładnie to jeszcze pozostał tydzień do gwiazdki i dyrektor wysyłał uczniów do domów.
Toteż wszyscy nauczyciele powinni teraz żegnać swoich podopiecznych na sali wejściowej… wszyscy, ale jeden nauczyciel, a raczej nauczycielka nadal sobie smacznie chrapała, nie zdając sobie sprawy z godziny, którą przed chwilą wybił zegar, ani z kim dzieli łóżko.
Olivia zamruczała przez sen, przekręcając się na bok. Zrobiło się jej zimno, więc mocniej przywarła do ciepłego czegoś, co towarzyszyło jej całą noc. Rękę położyła na barku „tego czegoś”, jej noga splotła się z jego nogą. Było jej błogo. Nawet gdyby to rzeczywiście nie był sen - a uważała, że to jednak jest sen - to postarałaby się o to, żeby nie wstawać do końca dnia, tygodnia… życia… Miłe ciepło leżącego przy niej CZEGOŚ było tak przyjemne, że wydawało się, iż można by zapłacić za nie każdą cenę.
Nagle coś uderzyło w okno, na co Liv przebudziła się, lecz nadal leżała, nie otwierając oczu. Przeklinając wszystko, na czym świat stoi, otarła się ociężale o swojego towarzysza, przytulając się do niego jakby do swojego Misia, który wałkował się teraz za łóżkiem. Jakby, ale to raczej Misio nie był. Chyba.
Zmarszczyła brwi. Samoczynnie nasunęło się jej pytanie, czym jest to COŚ, co teraz przytulała.
Misiu? - pomyślała. - Nie, to nie misiu, bo on ma futerko. Albo dziewczyny go wczoraj ogoliły. Wrrrrr… Jeżeli to naprawdę zrobiły nie przepuszczę ich do następnej klasy. A właśnie… - teraz prawie wdrapała się na „Misia”. - Nie mam łupania w czaszce, ani mdłości… Eeee… jakiś słaby był ten alkohol. O czym myśmy gadały? A tak, o facetach. Hie, hie… idealny temat przy Ognistej - uśmiechnęła się. - Hmmm… chyba… nie, nie chyba, bo nawet na pewno… O matko i córko… synu i ojcu też… FILM MI SIĘ URWAŁ!!! Łe… no… no super, jak gadałam jakieś głupoty i dziewczyny to zapamiętały to będę mieć niezły bigos na głowie…chlip, chlip… - uderzyła pięścią w materac, a ona odskoczyła ku górze, jak na trampolinie.
Nagle COŚ pod nią poruszyło się. Liv znieruchomiała natychmiastowo, ale oczu nie otwierała w dalszym ciągu.
Eeee… teraz to na pewno nie jest Misio… w ogóle rozmiary się nie zgadzają… ale mogły go skubane powiększyć! Ale wtedy by się nie poruszał! Ludzie! Ludzie, kto leży w moim łóżku?! - drgnęła niepewnie, a przez jej twarz przeszedł wiele mówiący skurcz paniki i szoku. - To niemożliwe… dobra, jestem spokojna. Liv, słoneczko moje kochane, ZACZNIJ MYŚLEĆ!!! To takie trudne dla ciebie? Nie? No to pomyśl, kto pod tobą leży - stwierdziła twardo, zaciskając zęby. Oczy ciągle miała zamknięte. - Dobra, dobra, dobra… czekaj, może otworzysz oczy? To bardzo proste, wystarczy tylko podnieść powieki do góry… No, dalej. Na co czekasz? Kurna, na odwagę czekam, ot co! - jej głowa bezwładnie opadła na pierś CZEGOŚ. - Okey, co do jednego to obecnie mam nie powtarzalny dowód - to facet! Nawet silny facet, biorąc pod uwagę bicepsy na jego ramionach. Chwila… czy ja mam majtki? Tak mam. A on? Merlinie, przecież nie sprawdzę! Nie, on chyba coś na sobie ma. Ale kto to jest? Matko i córko, to musi być ktoś ze szkoły. Jak to jest jeden z uczniów to chyba złoże natychmiastową rezygnację! A jeżeli to Severus? Jiiii…!!! Nie, nie, nie, Liv, nie myśl o tym, nie o Sevie! To, kto tu jeszcze jest? Znaczy w zamku… nie w łóżku. Jest Filch (hie, hie, dobry żart) jest Black (Jezusie Chrystusie, Buddo, Jahwe, Kriszno, Allachu i kto tam jeszcze jest - NIE!!!) jest Potter (Żonaty, dzieciaty, zbyt przyzwoity i to na pewno nie on!) jest… mamusiu kochana… jest Lupin (tu obiekcji brak, choć on by tu na stówę i jeszcze trochę nie wylądował! Prędzej dałby się wykastrować… ale lepiej żeby tego nie robił) Kurna, co za ranek! Nigdy więcej żadnych alkoholi! Niech mi ktoś kiedyś o tym przypomni, dobrze? - głęboko wciągnęła powietrze, które przyniosło ze sobą zapach mężczyzny. I zdrętwiała jeszcze bardziej. - Uno momento… ja skądś ten zapach znam… zbyt dobrze znam… nieee… no przecież go odrzuciłam!
- Livvy, ja wiem, że jesteś niewyżyta, ale zejdź ze mnie - brawurowo zażartował sobie z niej głos, nikogo innego jak Remusa Lupina.
Liv zbierało się na płacz. Fala wstydu, jaka ją zalała była niczym Tsunami i nic nie mogło się jej oprzeć. Chcąc, nie chcąc musiała jednak podnieść głowę i spojrzeć w jasne oczy chłopaka. Śmiały się do niej!
- Czy…? - wydukała.
- Liv, ja tylko żartuję, ale na serio powinnaś ze mnie zejść - mówił tak sennie, że dziewczynie wydało się wręcz nierzeczywiste, co teraz przeżywała.
Nie ruszyła się.
Niemrawe ruchy chłopaka, jego nieprzytomny wzrok i jeszcze pierwsze jego słowa były dla niej jak wstrząs elektryczny - tak silny, że zupełności wystarczyłby na wpakowanie jej do Świętego Munga na cały rok. Boże, co ona takiego zrobiła, że znalazła się (jak to brzmi!) w jego ramionach… na nim!
- Tak, patrz tak dalej na mnie, to z pewnością będziemy mieć dzieci - powiedział, tracąc najwyraźniej cierpliwość.
- A skąd Ty o tym wiesz?! - krzyknęła zaskoczona i szybko usiadła na nim.
- Bo tak mówiłaś… - ziewnął. - Liv, ja wiem, że ludzie wygadują głupoty, jak są pijani - najzabawniejsze było to, że ona naprawdę chciała mieć z nim dzieci.
Dziewczyna zadrżała. Nie potrafiła spojrzeć mu raz jeszcze prosto w oczy. Czuła jakby coś ją dusiło od środka, nie pozwalając jej oddychać, racjonalnie myśleć. Co raz starała się przełknąć choć trochę drogocennego powietrza, lecz zawsze kończyło się to na niekontrolowanym napływie łez do jej oczu.
- Liv - Remus niemal mechanicznie położył dłoń na jej policzku. - Liv, malutka…
Boże, on całkowicie nie rozumiał już kobiet. Co tym stworzeniom chodziło po głowie? Teraz, wcześniej, później… kiedykolwiek! Dlaczego ona musi przy nim płakać? To już sadystyczne, biorąc pod uwagę, że przecież nie potrafi sobie z tym radzić.
A ona, jakby nigdy nic, wtuliła się w niego. Czuł dotyk jej skóry, zbyt szybki, konwulsyjny oddech, który przerywał co chwilę szloch. Niemal widział jak jej oczy, które teraz ukryły się w jej czuprynie ciemnych włosów, stawały się wręcz czerwone od łez.
Co zrobić?
Powiedzieć coś?
Przytulić?
Na Merlina, ten, kto wymyślił kobietę, nie zdawał sobie sprawy, co robi. Uczynił żywym tak dziwne i grzeszące wręcz tajemniczością stworzenie, które miało zawsze na celu przyćmić rozum mężczyzny. Tak… to też prawda, ale prawdą było również stwierdzenie, że jednak przez nich to ONI, faceci, mężczyźni, samce… mieli przerąbane - inaczej ująć się tego nie da.
Remus niepewnym ruchem pogładził gołe plecy Liv. Uspokajająco przytulił do siebie drżącą postać i nijak nie wiedział, co ma robić dalej.
I nagle, dzięki jego wznoszonym wcześniej modłom, sam Pan Bóg musiał przywołać jego Anioła Stróża, który chyba poszedł na jakąś balangę porządku. Oj, on już sobie wyobrażał tego człowieczka z pijaczą łysiną na głowie, malutkimi oczkami i o chwiejnym kroku - jednym słowem, nieodpowiedzialny pijak. Bo jak inaczej on mógł wyglądać, skoro Remus był tym, kim jest, a dodatkowo przydarzały się mu TAKIE sytuacje?!
Ale mniejsza z tym! Ważne, że pierwszy raz w swoim żywocie wywiązał się z obowiązku, ponieważ Liv ucichła.
Remus odetchnął z ulgą.
- Powiem Ci jedno - szepnął jakby zaraz miał dostać chrypy - albo dwie rzeczy. Po pierwsze, ja na serio tylko żartowałem.
Dziewczyna podniosła na niego zamglony wzrok.
- Po drugie, - zaczął ponownie coraz bardziej niepewnym głosem. Czuł się jakby ktoś na siłę wpychał mu te słowa do gardła - kobieto, błagam Cię, załóż na siebie stanik.
Liv zmarszczyła brwi, jak gdyby nie wiedziała, o co chodzi. Czyżby Amnezja Alkoholowa?
- Jestem facetem - stwierdził z przekonaniem. Bojąc się, że zaraz zacznie to kwestionować, odezwał się ostrzej: - Do cholery, jestem nim i nie waż się teraz odzywać! Zrobisz to, co powiedziałem, bo za siebie nie ręczę! - zacisnął mocniej zęby, licząc po cichu do dziesięciu, starając się zająć czymś swój (jak sam zresztą stwierdził) zboczony, nastawiony na molestowanie seksualne umysł czym innym niż tylko odczuciem, jakie wzbudzał w nim dotyk skóry tej dziewczyny.
- Liv. Stanik. TWOJE NAGIE PIERSI!!! Biust, inaczej mówiąc! Cycki, jak mówi Syriusz! Litości!!!
A ona dalej patrzyła na niego, jak na ostatniego przedstawiciela bezmózgowców, choć ten gatunek nadal był potęgą. Po chwili Olivia spaliła raka. Jestem bez stanika? I on…? Oj, nie dobrze.
Szybko chwyciła za kołdrę. Szarpiąc się z nią kilka sekund, wreszcie zdołała okryć nią swoje piersi. Podniosła wysoko brodę, chcąc wyglądać na osobę pewną siebie w tej sytuacji, tylko że szkarłat na jej policzkach temu przeczył. Uparcie chciała popatrzeć Remusowi w oczy, pokazać mu, że wszystko jest w porządku.
I niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba, wytrzeszczyła oczy na chłopaka, nie mogąc się poruszyć. Poczuła coś twardego pod sobą, coś, czego tam być nie powinno… to znaczy… to tam powinno być, ale… nie powinno teraz… „ożyć”! Tak, dobre słowo, „ożyć”!
Zrobiło się jej gorąco. Na twarzy pojawiły się biało-czerwone plamy, a Liv była jak podróżny na rozstaju dwóch dróg. Chociaż bardziej pasowała jej, no ta... łatwiejsza...
Nie! O, nie! - zaraz przywróciła się do pionu, a raczej próbowała to zrobić. - Co to, to nie! Nie! Cholera, co mam zrobić?! Ej, to jeszcze rośnie! Matuszko kochana! Zejść? Nie zejść? Zejść, stanowczo zejść! - nie ruszyła się.
Remus patrzył na nią przymkniętymi oczami, jakby czekał na jej reakcję. Powoli zaczęła rozumieć, że teraz to i tak wszystko zależy od niej. Czyli, Remus Lupin, chłopak… powiedzmy szczerze… w którym się zakochała… on… no! TEGO! O cholera…
Jej policzki spurpurowiały jeszcze bardziej i była już pewna, że czym prędzej powinna uciekać. Tylko gdzie?
Może na dobry początek wystarczy nie kusić losu?! - wrzasnął na nią oburzony aniołek, a diabełek chichotał cicho w kącie. - Zejdź z niego!!!!
Olivia poczuła się jakby oblano ją lodowatą wodą i dodatkowo uderzono jeszcze wiadrem, dla lepszego rezultatu. Odskoczyła do tyłu jak oparzona i wylądowała na ścianie, waląc w nią z całej siły tyłem głowy. Zamgliło się jej przed oczyma i musiała zamknąć na chwilę powieki. Niemal wszystkie konstelacje zaświeciły się w ciemności. Zobaczyła Wielką Niedźwiedzicę, Pegaza i Pas Oriona. Nagle gwiazdy zaczęły tańczyć, robić kółeczka i poruszać się w tą i z powrotem.
Ktoś ścisnął jej dłoń. Niewinne dotknięcie podziałało na nią, jak ogień i szybko, niemal z przerażeniem otworzyła oczy. Zaledwie kilka cali przed sobą zobaczyła teraz bursztynowe oczy Remusa. Błyszczały żywym ogniem.
- OLIVIO!!! - zagrzmiał denny głos zza drzwi, po czym owe drzwi zatrzęsły się niebezpiecznie. - Olivio, czyś Ty całkowicie rozum straciła? Albo totalnej sklerozy dostała? - głos stał się trochę bardziej spokojny, ale nadal słychać w nim było wściekłość. - Wszyscy uczniowie już wyjechali - zamilkł na chwilę, po czym już całkowicie spokojnie mówił dalej - Rozumiem, że Twoja obecność wtedy była niekonieczna, lecz już miesiąc temu tłumaczyłem Ci, że o dwunastej masz być w głównym holu. Przecież wiesz, że dzisiaj przyjeżdżają Czerwoni - Severus bynajmniej nie zamierzał dać jej chyba dzisiejszego dnia spokoju.
Liv jęknęła i z zadziwiającą łatwością odwróciła wzrok od brązowych oczu chłopaka. Zwinnie wymknęła się z łóżka i chwyciła pierwszą z brzegu podkoszulkę.
- Dzięki za przypomnienie! - krzyknęła, choć nadal nie kojarzyła dzisiejszego przybycia tak zwanych „Czerwonych”.
- Miło słyszeć, że jeszcze żyjesz - zaśmiał się Severus, budząc w niej przy tym demony zagłady Mistrzów Eliksirów pracujących obecnie w Hogwarcie.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, wampirze! - warknęła, patrząc się z uporem na dębowe drzwi. Z miłą chęcią walnęłaby w nie jakaś klątwą. A nóż widelec, może i Severus by przy tym oberwał?
- Jakże mi miło, że się mną tak interesujesz - zacmokał. - Ale, księżniczko, czy mogłabyś się, DO CHOLERY JASNEJ, POŚPIESZYĆ? Jest dziesięć po! Dziesięć minut po ustalonej godzinie! MASZ SZCZĘŚCIE, ŻE CZERWONI NIE GRZESZĄ PUNKTUALNOŚCIĄ!!! A poza tym… - dodał - NIE JESTEM WAMPIREM!!!
W sekundę potem oboje z Remusem usłyszeli zgrzytnięcie drzwi wejściowych. Punkt dla niej.
Liv oparła się o zimną ścianę i tak nagle się od niej odsunęła, że niemal straciła równowagę. Nie, ta ściana nie była zimna, tylko wręcz lodowata. Trzeba będzie pomyśleć o ogrzewaniu ściennym - jeżeli coś takiego istniało.
Zerknęła na leżącego na boku Remusa i coś ją drgnęło. Nie poruszał się. Jego sylwetka przywodziła na myśl kłodę drewna.
Liv wciągnęła głośno powietrze do płuc. Trzema szybkimi susami przebiegła odległość dzielącą ją od łóżka i niemal upadła na nie. Chwyciła jednak ramię chłopaka i okręciła go w swoją stronę, na plecy, tak, że mogła widzieć jego szarą twarz i podkrążone oczy. Wyglądał źle. Nie wiedziała, jakim cudem nie zauważyła tego wcześniej.
- Co ci jest? - spytała zduszonym z przerażenia głosem.
Delikatnie położyła dłoń na jego piersi. Miał zadziwiająco gorącą skórą, co ją zaniepokoiło jeszcze bardziej.
- Nic, zaraz mi przejdzie - stwierdził, podnosząc się i zmęczonym wzrokiem poszukał ubrania.
- Może powinieneś iść do Skrzydła Szpitalnego? - zaproponowała, mając przeczucie, że coś mu dolega, a to coś w jej mniemaniu mogło być bardzo niebezpieczne.
- Może… - mruknął.
Wydało jej się, iż nie zwraca na nią niemal żadnej uwagi. Toteż zmarszczyła brwi i z szybkością błyskawicy dorwała się do swych czystych rzeczy, by poszukać czegoś odpowiedniego. Tak, odpowiedniego… Bzdura! Ona nawet nie sprawdzała czy coś jest pomarańczowe czy czarne albo krwistoczerwone! Mechanicznie wyciągnęła z szafy pierwszą lepszą sukienkę i pomaszerowała się przebrać.
Wściekła na cały świat - tak można było ją nazwać, tak można było określić stan, w jakim była obecnie Olivia O’Connell. Każda najdrobniejsza rzecz przyprawiała ją o drgania, które niechybnie były preludium do wyznaczonego na określoną godzinę pandemonium.
Severus zastanawiał się, czy to on ją tak rozzłościł. Miał w tym niejaką wprawę, choć do kunsztu Lupina było mu jeszcze daleko. A może to on? Hehe, chyba w końcu trafiła kosa na kamień, przy czym to Olivia była Kosą, a biedny Lupin - Kamieniem. Mistrzunio był niebywale ciekaw, czy szybciej stępi się kosa, czy może skruszy kamień.
Miał niebywałą ochotę spytać O’Connell czy wie, że jej kochaś ma drobną tajemnicę, ale przeszkodził mu w tym ostry blask z końca korytarza, w którym się znajdowali.
Severus natychmiast się wyprostował, a jego czarne oczy zmrużyły się. Z daleka widział jakąś zawisłą w powietrzu, różnobarwną plamę.
- Portal - stwierdziła bez zająknięcia Olivia, stając przy jego boku. Miała zaciętą minę.
Z portalu wychodziły kolejne osoby, co spotkało się z zaskoczeniem Severusa. Nic przecież nie mogło się zjawiać w ten sposób w Hogwarcie! Czyżby o czymś nie wiedział, a wiedziała ta młodociana?
Poczuł ukłucie zazdrości. Przecież powinien być z tym bardziej obeznany niż ONA!!!
Niemal tuzin polskich aurorów w swoich tradycyjnych, szarych pelerynach maszerowało w zwartym szyku ku nim. Pod materiałem, przypominającego len, widoczne były ich siwe mundury obszyte czarną lamówką. Na postawionych sztywno na sztorc kołnierzykach, które ciasno opasały ich szyje, widniały małe flagi z biało-czerwonych pasków.
Wśród przeważającej większości mężczyzn znalazła się jedna kobieta. Z daleka można było dostrzec jej długie, brązowe włosy i niesamowicie niebieskie oczy.
Severus uśmiechnął się krzywo.
Tyle lat minęło, a jednak. Nic, nic się nie zmieniła. Dziewczyna, która zawsze twierdziła, że Severus nie ma sumienia, lecz jego przebłyski, szła w jego kierunku. Mężczyzna poczuł, że jeżeli ona i Olivia zjednoczą się, to na przykład Black bardzo na tym ucierpi. W całej szkole słynna była niechęć , jaką żywili do siebie Syriusz Black i Laura Olszak. Czuł w kościach, że jej wizyta tym razem pozostawi trwałe piętno. Dobre czy złe, to już zależy od człowieka.
Idący na czele podstarzały mężczyzna w średnim wieku, obrzucił ich zaciekawionym spojrzeniem. Czarne włosy, poprzecinane przez srebrne niteczki, których było dość sporo, i niewielka blizna nad skronią dawały obraz zaprawionego w bojach Szefa. Muczienko.
- Witamy w Hogwarcie - odezwała się Olivia z szerokim uśmiechem, podając dłoń Muczienko.
- Miło nam, że w końcu dotarliśmy - powiedział z wyraźnym wschodnim akcentem. - Mieliśmy pewne kłopoty, lecz już po wszystkim - uśmiechnął się.
- Profesor Dumbledore czeka na was w swoim gabinecie - stwierdził szorstko Severus, łypiąc groźnie na podstarzałego Aurora. Oj, jego nie polubi.
Muczienko skinął głową.
Remus łyknął lekarstwo i skrzywił się. Nigdy go nie lubił.
- No, dobry chłopczyk - powiedziała żartobliwie Madame Poppy. - Widzisz, nie było tak źle!
Zdołał wymusić jakiś cień uśmiechu.
Starsza kobieta posłała mu za to szeroki, poczciwy uśmiech, lecz on wiedział, że kryje się za nim współczucie. Denerwowało go to. Nie dość, że doświadczał tego od każdego, kto dowiedział się o jego chorobie, to jeszcze potem wydawało mu się, że każdy tak na niego patrzy. Było to na tyle uciążliwe, że czasami wymykał się spod czujnego oka Syriusza - biedak postawił sobie z zadanie pilnowanie go chyba do końca jego życia - i uciekał na wieżę Astronomiczną. Tam zawsze był spokój i mógł swobodnie myśleć i marzyć.
O czym marzył? Nie, nie o tym, jakby to było, gdyby nie był wilkołakiem, bo o tym wiedział doskonale. Byłby dużo śmielszy, bo nie bałby się, że ktoś odkryje kim jest. Co by za tym szło, to już teraz miałby pewnie rodzinę… taką własną. Zawsze kochał dzieci. Nie wiadomo jednak było, czy wilkołaki mogą mieć „normalne” potomstwo, więc ta myśl sprawiała mu ból. Nie mógł przecież nikogo narażać.
Jego marzenia dotyczyły tak przyziemnych spraw, że każdemu wydałoby się, iż zamiast o nich myśleć, trzeba zakasać rękawy i je wykonać. Po pierwsze, chciał mieć miotłę. Taką najlepszą, żeby szczęka Syriuszowi opadła, a Jim chciał pożyczać ją na mecze. Wręcz modlił się o jakąś porządną ocenę z Historii Magii - zawsze zasypiał na tych lekcjach, a potem dostawał za marne ocenki, jak na jego gust.
Podziękował pielęgniarce i wyszedł zanim zaczęła go pytać o wszystko, co mógł wiedzieć, aby tylko podtrzymać rozmowę. Wsadził ręce do kieszeni i poszedł okrężną drogą, koło gabinetu dyrektora, by dojść w końcu na błonia.
Lupin szedł ze zwieszoną głową. Nie widział niemal nic, oprócz krańca swojego płaszcza. I jakież było jego zdziwienie, kiedy jakaś dziewczyna naskoczyła na niego (dosłownie!) i oboje rąbnęli o podłogę.
Chłopak miał już szczerze zbesztać tę panienkę. Tylko, że to postanowienie oddaliło się niepocieszone, bo wpatrujące się w niego błękitne oczy, śmiały się tak jak dziecko śmieje się na widok wielkiego cukierka.
- Jak się masz, Remusie?!
____________________________________
Dzięku wielkie, dla:
Avy i Jade. I uprtej Kkate
Heeeeej!!!!
Nareszcie! Wracam ze szkoły i co widzę? "Manewry 7"! Boże, Merid, nawet nie wiesz, jak mnie to ucieszyło i natchnęło do nauki (tak, tak.... już mam się uczyć! Ależ nas męczą w tych szkołach ). Ale co do ficka:
ABSOLUTNIE FANTASTYCZNY JAK ZAWSZE. Czytając, usiłowałam wyobrazić sobie półnagą Liv budzącą się obok.. nie, przepraszam... NA Remusie. Po prostu świetne. A przyjazd tych Polaków i tej niebieskookiej laski zapowiada naprawdę niezły dalszy ciąg! Oby tak dalej! Dzięki za tą część i czekam na kolejne! Życzę weny!
P.S. Niestety, nie zrobiłam tak jak zapowiadałam, czyli nie przeczytałam Manewrów z popcornem i colą, ale to wyłącznie z braku kasy Niestety, parta pochłonęłam bez żadnych zapasów przy sobie, ale na głodnego (nawet obiadu nie zdążyłam zjeść) i zaraz po szkole... He he... Ale zrobię to jeszcze raz, na spokojnie...
Dzięki ci za next part! Już myślałam, ze nie dożyję tego wiekopomnego wydarzenia! Jak zazwyczaj part- genialny, jesteś wieeelka! ( piłaś mleko?)
Czekam na Manewry - 8
Jesteś wieeeelllka...Pozostaje nam tylko czekać...Na Manewry 8. Ale mam nadzieje ze teraz nie będziemy musili czekac prawie 2 miechy..Nie rób nam tego...
Nie chce mi się długo czekac więc życzę weny...pomogłabym w lekcjach ale nie wiem czy byłabym w stanie
O ja, praktycznie caly wieczor czytalam Manewry w calosci =) Lekura wciagajaca, na prawdęXD Nie musze chyba mowic, ze baaardzo mi sie ten fick podoba... Romans, ale wcale nie taki ckliwy, z wyidealizowanymi bohateroami (zle to ujelam, Lupin jest przeciez idealem=))... Niekotre momenty podobaly mi sie bardziej, inne troche mneij, ale calosc sklada sie na super opowiadanie. Ostatni rozdzial, w calosci, bardzo fajnyXD
Ehh... przez ten ff moim idolem staje sie LupinXD
Its not enought, I want more!!!
Tylko jedno.....
DZIĘKUJĘ.....
Ło matko!!!
Jakie to fajne
Dzięki. Meridien, ty nawet nie wiesz ile ludzi wyszło z dołka dzięki Manewrom.
W imieniu ich wszystkich dziękuję XD
powodzenia w dalszym pisaniu, czekam na next parta!!!
eeeeeee no to zaczynamy od poczatku! ludzie cieszymy sie ze jest nowy part ale znowu nachodzi mnie pytanko do Meridien: kiedy nastepna czesc?? pewnie ja wkurze tym pytaniem ale wole zadac je pierwsza niz ktoras tam z kolei...co do tego parta to byl fajny, nie jakis nadzwyczajny tylko fajny i sympatyczny. tak to dobre slowa na opisanie mojej minki gdy juz przeczytalam go! iiiiiiiiiiiiiii najbardziej sie usmialam z tego fragmentu gdy nasza Olivia probowala wstac z jej ukochanego lozeczka (nota bene przydalby jej sie ten koktajl danona, wypadla mi nazwa z glowy) ale przyznaj sie Meridien, ty tez tak powoli wstajesz?? pozdrowka
Na początku - Dzięki za tak miłe słowa. Szczerze powiem, że i mi się ten rozdział podoba (trace moją spójność ze światem rzeczywistym).
daigb, tak masz rację. Ja też jestem leniem z umiłowania i temperamentu. Po prostu lubię dłuuuuuuuuugo spać, a potem jeszcze się trochę powylegiwać w cieplutkim łóżeczku (spoko, jestem tam tylko ja )
A kiedy będzie następny rozdział? Poczekacie trochę, bo musze sobie dać czas na anpisanie następnego. 8 jest już napisania, poprawiona, ale wolę dać wam to trochę później, żebyście znów nei musieli czekać dwa miesiące... czy ileś tam...
Pozdrówka
2 miesiące ? Meridien,czemu zmuszasz nas do tak dlugiego czekania ?
Nie bylo mnie na forum dwa tygodnie( przez to gimnazjum mam tyle rzeczy jeszcze do roboty i jeszcze czytam Krzyzaków...).Spotkalam w szkole Irwene,a ona mi mówi : Eowina! Czytalas Manewry 7 ? - A ja zaskoczona i ucieszona za razem po lekcjach pobieglam do domu i przeczytalam nowego parta. Nie zawiodlam sie. Podobala mi sie tak jak poprzednie czesci
Coz moge jeszcze napisac ? Zgodze sie z Irwenką - ten ff wyciąga z dolka,bardzo go lubie
I tak jak reszta forumowiczow czekam na nastepnego parta
pozdrawiam.
Buuu ... Meridien daj nowe Manewry ... Tak długo nie ma nic nowego. ... Bardzio plosiem ... Wklej nowe Manewry
Dobra, słuchjacie:
Dam wam "Manewry 8", jeżeli będzie tego chcieć przynajmniej dwadzieścia osób.
Tylko pamiętajcie - potem nie bedize ich też długi czas, bo ja naprawdę nie mam teraz czasu.
Ja, ja, ja, ja chcę!!! Ja się podpisuję obiema łapkami i odciski butów też dam!!! Głos 1 (???)
III... Proszę państwa tłum szaleje i skanduje...
DAĆ MANEWRY!!! DAĆ MANEWRY! DAĆ MANEWRY!!! DAĆ MANEWRY!
Dziękuje za dedykacje! Szczególnie jestem wdzięczna, bo rozumiem Liv z całego serca. Jestem wyszczekana, o tym wiedzą chyba wszyscy. Do tego trochę szalona i zbyt chętna do pijackich imprez. Dlatego też czytając ten rozdział przypomniałam sobie jak ja znalazłam się w podobnej sytuacji. Na szczęście nie przekroczono aż takich granic i ja nie chciałam mieć z nim dzieci. Ja nawet nie chciałam z nim rozmawiać, ale dla przyzwoitości chodzić musiałam z tym czubem. Najgorsze dwa tygodnie mojego życia... To matura była przyjemna!
Nie widziałam błędów. Specjalnie ich nie szukałam, ale jakby coś było nie tak, to bym to zauważyła.
Męcz ich i dręcz! Daj następny rozdział na miesiąc Oj, zła Izunia.
Ale nie napisze zlituje się, bo zbyt często takie słowa padają w tym temacie
Pozdrawiam
<B>Sarah Black</B>
skąd chcesz te dwadzieścia osób skołować?
ja daje góra osiem
MY CHCEMY MANEWRY!!!!!!!!!!MY CHCEMY MANEWRY!!!!!!!!!!MY CHCEMY MANEWRY!!!!!!!!!!MY CHCEMY MANEWRY!!!!!!!!!!MY CHCEMY MANEWRY!!!!
No, już pięć głosów....................
Ja też się dopisuję!!!!!!!!!!!!!!! I powiem innym znajomym forumowiczom , żeby mnie poparli.
Kogo mamy? Więc - Galia, Szyszmora, ja.... Sarah Black i Child of Bodom jednoznacznie się nie opowiedzieli, ale....
Tylko słuchajcie - weźcie jakoś tak zaznaczcie te swoje głosy, żeby Merid łatwo mogla je policzyc.... Np. tak jak ja:
CHCEMY MANEWRY 8!!!! - kkate (głos nr... 3?)
Dziewczyny (Galia, Szyszmora itd.) - jakbyscie mogly, zedytujcie posty i uwidocznijcie swój głos
Czekamy dalej.....
No ja też się dołączę..nie wiem ktory top głos..4???
Ale krzyczeć nie będę....pisz Sylwuniu jak cie najdzie wena (mogę tak do Ciebie mopwic ? ) ...ja tam moge poczekac...i nie stresuj sie tymi postami .,.rób swoje...Wazne zebys Ty byłą zadowolona z tego co stworzysz
P.S: Jak dawno mnei tu nie bylo.....stare czasy sie przypominaja ...
Możesz być pewna, że ja również będę czekać na następne Manewry . Tak jak Child uważam, że 20-stki nie da się uzbierać , więc nie rób nam, fanom, czegoś tak okropnego. Nie daj się prosić i wlkej to co już napisałaś .
Ja nie daje głosu, by Sylwia nie musiała dawać. Na moje to uzbiera za jakieś dwa tygodnie, czy kiedy JA sobie wróce do domu. Wtedy sobie przeczytam Manewry Ślizgonka jestem w końcu.
Pozdrawiam
S.
No dobra, Sylwia, rozumiemy cię i rób co
chcesz, zresztą... ty sama wiesz najlepiej.................
chce
[czyli głos numer ileśtam]
hmmmmmmmmm to ile juz tych osob jest?? tez
bym chciala ale nie sadze by Meridien wklepala nam ten 8 part! tak tylko
powiedziala by miec spokoj!
pozdrowionka
O ile dobrze nas policzylam to jest już 8 osób złaknionych nowych Manewrów.
Wniosek:
To nawet nie połowa tego ile zażyczyła sobie Meridien .
dopisuje sie do listy
chociaz to moze lepiej ze musimy troche poczekac ? Sylwia,pisz sobie w spokoju 8-parta a my poczekamy... nie mamy wyboru
pozdrawiam
jakby co teraz jestem fanką nie mogaca sie dozekac nastepnej czesci... TY sie Meridien nie tlumacz tylko pisz kolejna czesc
a ja sie zgadzam z Childem (nie, to nie wazelina )
chcialabym juz Manewry 8, lubie to czytac i o czym bedziemy z Luizą gadać w szatni wf-owej?
ale wolałabym jakbys to dokonczyla i byla zadowolona z tego co napisałas
i pamietaj ze piszesz dla siebie, a my tylko cie dopingujemy nie wazne czy bedzie 20 osob, czy 100 czy nikt, ale pisz dalej!
tak... do roboty XD
Nie wiem co wam się tak pali. Nie przesadzajcie, potraficie na pewno wytrzymać.
Zresztą dla autorki może to będzie większy komfort psychiczny jak wam da 8 mając napisaną 9 ^^" /ja przynajmniej zawsze tak miałam że wolałam mieć na przód choć jeden part napisany/
uczcie się lepiej a nie tu na forach rozrywki szukacie! XD
Tak dla niewtajemniczonych to ta Luiza od Irweny to ja
A tak do avalanche: tez wole miec troche wiecej napisanych ff. A poza tym jestem na forum tylko w weekendy(i to nie zawsze). Czytaliscie Krzyzaków ? Okropne...
Sylwia,pisz sobie spokojnie. A na dobry początek - - dla ciebie.
pozdrowionka.
Kończe juz Krzyzaków !! Ciesze sie ze podjelam z nimi walke.W niedziele ostateczna rozgrywka
A co tutaj tak cicho ?
Nie bylo mnie tydzien a tutaj tak malo postów...
pozdrawiam.
bo chyba uswiadomilismy sobie ze nabijamy posty co do krzyzakow to czytalam i ch ale na szybko i nazbyt wiele nie chce z nich pamietac! pozdrowionka
wy tu o krzyzakach, a kiedy next part bedzie?
A to zależy... Kiedy Sylwia zdecyduje.... bo, jak pisała, moze wkleić już teraz, bo ma, ale wtedy będziemy musieli strasznie długo czekać na jeszcze następnego, którego nie ma....
A szkoła mnie wykańcza, więc Merid tym bardziej, i tym bardziej może byc zajęta.
Co do Krzyżaków - czytałam w zeszłym roku, i była to najgorsza książka jaką w życiu czytałam... (no, może przebija ją Robinson Cruzoe - to był dopiero nudziarz !), i ta, którą czytałam najdłużej - chyba 3 miesiące. Ale ledwo, ledwo do końca dobrnęłam. Należą mi się gratulacje, no nie?
Krzyżacy, Qvo Vadis i Pan Tadeusz .... to najgorsze lektury jakie kiedykolwiek czytalam. Co do Manewrów to poczekam jeszcze troche jeżeli tak trzeba. Chociaż szczerze mówiąc wolałabym przeczytać je już teraz a nie z utęsknieniem czekać codziennie. Wolałabym poczekać na następną część a tę mieć już za sobą.
co do lektur: moze wlaczymy do nich
Manewry? fajniej by bylo tyle ze
wtedy panie Meridien musialaby sie postarac szybciej skonczyc!
pozdrowka krzyzacy sux
Mam kłopoty z internetem.
Teraz
siedzę w czytelni i uczę się na WOS. I szczerze uważam, że niedługo wykituję
i zmienię tą parszywą budę. I nie ja jedyna!!!!
Co do
zrobienia Z "Manewrów" lektóry, to jaki nauczyciel by się na to
zgodził ??
Ale tak poza tymn. Dam wam ten rozdizał, kiedy tylko
będę mieć sprawnie działąjący internet. To nie długo... Nie mam siły w ogóle
pisać, więc bardzow am przepraszam, ale jest tak, a nie inaczej. Spróbuję w
sobotę coś nabazgrać, ale nie ręczę za siebie.
Zresztą obiecałam
Dorce, ze ten rodział będzie dłuższy, a ja nie łamię danego słowa.
Buziaki i trzymajcie za mnie kciuki.
Merid.
Ps.
Jeżeli kiedyś wejdzie tu Robert i napiszę coś w rodzaju "Moja siostra
nie żyje", to to będize szczera prawda. Wykończę sie tutaj.
co wy mówicie........Najgorszy był Pinokio.........
o, czyzby moje wpisanie Manewrow do spisu lektur sie przyjelo? jak milo! a co do nauczycieli, to napewno by sie jacys narwani znalezli Meridien: poczekamy na ten twoj dluzszy part, jeszcze wlasciwie mozemy wytrzymac....narazie nie jestesmy w depresji....ale kto wie?
Och... ja ja tu dawno nie byłam ...może i lepiej krócej będę czekać..
Ja tam sie nie będę do żadnych głosowań dołączać, sama wiem, że jak ktoś mnie do czegoś zmusza ...to mi wychodzi najgorzej
So...Sylwuśka , trzymaj się w tej budzie, rozumiem Cię...paść można..
Ja Ci życzę i sama bym bardzo tego chciała, żebyśw końcu napisała parta i powiedziała: Podoba mi się ... wtedy by było supcio, nawet gdybym musiała czekać rok.. ...Buziaczki ;-*;-*;-*
P.S: Nawiąże jeszcze do "Krzyżaków", kurcze czy ja jestem jedyną osobą,ktorej sie ta książka podobała? Dla mnie nudna była tylko jedna bitwa ..of cors nie pod Grunwaldem ..poza tym SUPER..^^
hmmmmmmm chyba jednak jestes ta jedyna osoba...ja tam takich ksiazek nie lubie! za duzo brutalnosci (?) no dobra....
co do Meridien...niech se pisze dziewcze kiedy chce! to w koncu jej opowiadanie a nie nasze....
tak a propos: wiem ze nabijam posciaka!
pozdrowka
oł je.
to ja też nabiję.
Madziula - nie, nie jestes jedyna - mam kolezanke fanke "Krzyżaków".
czy każdego już szkoła wykańcza? chryste, jest 4 pazdziernika, a ja nie mam na nic sily.
Kaola - nie tylko ciebie. Ja też mam dosyć
- dzisiaj miałam 8 godzin, 2 klasówki i 2 kartkówki
I 5-kartkową pracę domową. Czy to nie lekka przesada????
Meridien chyba też jest wykończona... Na to wygląda, bo się
ostatnio nie odzywa...
Madziu - dla mnie Krzyżacy byli zbyt.. he
he... brutalni.. odcinali sobie głowy, ręce i różne inne rzeczy
No niby Peter w 4 tomie sobie obciął rękę, no
ale... oj no tak jakoś....
Dobra, to nie na temat.
Czekamy na Manewry!
Błagam ja chce Manewry! Ile można czekać ! To przecież jeden z bestsellerów ! MANEWRY ! MANEWRY ! MANEWRY ! nie moge już wytrzymać normalnie pisać pisać plizzzzzz
co wy mówicie........Najgorszy był Pinokio.........
Pinokio tez byl straszny ;/
Ja tez czekam na Manewry.Ale nie poganiam Cie Sylwia,pisz spokojnie
A to dla fanów i autorki Manewrów -
podzielcie sie
A dla mnie najgorsza była "Sierotka Marysia".
Matko, ledwo przez to przebrnęłam xD
Hmm....kiedy next part?
'sierotka marysia'?
mnie tego nie kazali czytać, z tego, co pamietam.
i ja nie wiem, czemu nikomu sie nie podobala 'awantura o basie'. toż to urocze było. XP
Najgorsza lektura? To z pewnością był "Dywizjon 303". Normalnie masakra!!!
Nie ma nic gorszego od książki wojennej...
Dobra ludzie, kazałabym wam się za przeproszeniem przymknąć, bo się "troszeczkę" nie na temat zrobiło
Jeszcze go zamkną, a tego przecież nie chcemy. Jak Merid będzie chciała wkleić nexta, to wklei. Koniec.
ęłęóEkchem… powiem jedno - czytać! Doczekaliście się, kochani.
Dla Natalki Z. - wiem, ze raczej tego nie zobaczy, ale to zdecydowanie dla niej.
MANEWRY - 8
- Jak się masz, Remusie?
Zainteresowany zamrugał powiekami, jakby niedowierzał w to, co widzą jego własne, wilkołacze oczy, które przecież zawsze były w wyśmienitym stanie i remontu bynajmniej nie potrzebowały!
Syriusz uznałby to za niebywałe szczęście (pomińmy fakt, że akurat TEJ dziewczyny wręcz nienawidził). Przecież nie zawsze zdarza się, że w ciągu jednego dnia człowiek znajdzie się w sytuacji, gdzie dwie różne kobiety będą na nim leżały! Oczywiście nie równocześnie! A w dodatku ten dzień się jeszcze nie skończył.
- Skąd Ty tu? - wydukał w końcu.
Uśmiech dziewczyny był zaraźliwy - było tak zawsze i chyba na zawsze tak pozostanie. Tak też Remus, nieszczęsny uczestnik leżanki na środku hogwarckiego korytarza, zaczął się szczerzyć, jak przysłowiowy idiota.
- Z portalu! - usłyszał w odpowiedzi.
- Miło Cię widzieć - oznajmił trochę głośniej.
- Wzajemnie! - zaśmiała się od razu dziewczyna. - Co słychać? Tak dawno cię nie widziałam! Urosłeś! Dlaczego nie odpisałeś?! - grad pytań, którym go zalała, był jak grecka rzeka - niby nic, a poczekajcie jak wody przybędzie.
- Chcę pomarańczę! - obwieściła, spoglądając na niego spod długich, czarnych rzęs.
- Dostaniesz ją, jak tylko się wyswobodzę.
- Lupin, niewygodnie ci?
- Wręcz przeciwnie! Ale na czyichś oczach? Nie lepiej w ustronnym miejscu?
- Taa... Trzy Miotły?
- O której?
- Dziewiąta?
Lupin skinął głową.
- Wiesz, że mogą mnie wziąć za szpiega? - odezwała się ponownie.
- Kto?
- Moi koledzy po fachu.
- Towarzystwa nie chcę. Do tanga dwie osoby wystarczą.
- Lupuś, jak ja się za Tobą stęskniłam! - przylgnęła do niego już chyba na zawsze.
- Lauro, a ja myślałem, że doczekam spokojnie lat seniorskich*...
- A co do lat seniorskich - szepnęła mu do ucha - źle wyglądasz.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo jesteś za mała.
- Mała? A kto Ci tyłek ostatnim razem uratował?
- Moody.
- Och, przymknij się - wydęła karminowe ustka i wstała najwyraźniej niepocieszona.
A Remus, jak zawsze, chciał jej dopiec - najwidoczniej odezwały się w nim stare nawyki - i tylko jeszcze płomienniej uśmiechnął się do niej.
Laura Olszak była dziewczyną z rocznika Remusa, o wyjątkowo zaraźliwym uśmiechu - ale to zostało już dawno powiedziane, tak też powiedzieć trzeba o niej coś więcej. Owa panna miała wzrost zawsze imponujący, przez rok, gdy chodziła wraz z Huncwotami go Hogwartu, doganiała nim takich wielkoludów, jakimi byli w tamtym czasie Severus, Syriusz i Remus. Obecnie, stojąc twarzą w twarz z dawnym prześladowcą była od niego minimalnie niższa, czego Remus bynajmniej nie zapomni jej obwieścić. Swoją postawą przypominała dawne kobiety, które niekiedy musiały walczyć o swoje domy. Spod płaszcza i szarego munduru odznaczała się jej talia, a wyżej... ekhem... Łagodne rysy twarzy dawały obraz poczciwej przedstawicielki rodzaju żeńskiego, ale nie było to prawdą. Sam Lupin nadal pamiętał, jak na sam koniec roku szkolnego "podziękowała" mu za wszystkie psoty i wygłupy, na które była wystawiona, a których zarzewiem byli niemal we wszelkich przypadkach właśnie Huncwoci.
Doszło nawet do tego, że sprzymierzyła się z Severusem, i oboje wyrządzili Remusowi i spółce dużą krzywdę. Syriusz nigdy tego nie zapomniał. Jego męska duma, nie mogła i nie potrafiła stłamsić w sobie pragnienia zemsty. Skończyło się na tym, że Laura wyjechała z Hogwartu po roku. Ku radości Syriusza i nieszczęściu Severusa, który stracił najwierniejszego kompana.
A Lupin? Lupin żywił do niej dziwne uczucie - tak, jak był nieśmiały względem innych dziewcząt, do niej potrafił powiedzieć wszystko, nawet ją obrażając. Raz podsłuchała, kiedy rozmawiał z jedną z jej znajomych, po czym, gdy dziewczyna się oddaliła, a Remus dostrzegł Laurę, stwierdziła z zaskoczeniem: "Lupin, Ty jesteś kulturalny!!!" A on śnił o niej niemal każdej nocy.
- Co jeszcze powiesz? - zaciekawił się, wkładając ręce do kieszeni.
Laura przekręciła głowę w prawo, dotykając nią niemal do ramienia i spojrzała na niego uważnie. Lupin jęknął.
- Spróbuj tylko, a chyba po raz pierwszy wasz auror zostanie pogryziony przez wilkołaka - obiecał jej natychmiastowo.
Zamrugała powiekami.
- Aż tak widać, co robię? - zapytała z goryczą.
- Zawsze widać, co robisz - odparł, uszczęśliwiony nagłym powrotem do lat szkolnych. - Ilekroć, miałem dyżur w pokoju wspólnym, a Ty wychodziłaś do łazienki, to słychać Cię było w całej wieży. Pomijając już fakt, że, gdy Ty miałaś dyżur, zawsze dziwnym trafem na drugi dzień nasza czwórka budziła się z oślimi uszami niczym król Midas, brodami jak u Hagrida, czy też ogolonymi nogami - przy ostatnim skulił się w duchu. Nie tylko nogi im ogoliła.
Laura zachichotała na wspomnienie nadzwyczaj udanych kawałów.
- Ale musisz przyznać, że nigdy nie pozostawałam dłużna! - odkrzyknęła z pasją.
- Ależ oczywiście!
- Więc zaprowadzisz mnie przed naszą wędrówką do gospody, do swoich kumpli. Słyszałam, że Jamie został tatusiem.
- Aha, a o Syriusza się nie pytasz?
Zapadła nagła cisza. Laura zmarszczyła brwi, tym samym pojawiała się na jej czole głęboka zmarszczka.
- Lupin…
- Dobra! - Remus uniósł w górę ręce w geście poddania się pod dyktando tej dziewczyny. Ona nie omieszkała tego nie wykorzystać. Natychmiast chwyciła go za ramię i dalej szli, jak zakochana para.
Liv zgrzytała donośnie zębami.
Co to miało znaczyć? Jakaś dziewucha rzuca się na niego, a on zaraz szczerzy się do niej, podobnie jak sroka do gnata! Faceci polecą na każdą, ale żeby być tak zdesperowanym, aby od razu przyklejać się do kogoś takiego jak ta Polka? Toż to przesada! Brakuje, jest lepszym słowem, mu kobiet zainteresowanych jego towarzystwem?! NIE! Więc dlaczego…?
- Przeprasiam - odezwał się jeden z polskich aurorów, niezręcznie kładąc jej dłoń na ramieniu, by zwrócić jej uwagę na własną osobę.
Z uszów Liv niemal fukała para, jednak zdołała się na tyle uspokoić, aby odwrócić się do mężczyzny. Aż powaliło ją to, co zobaczyła. Stał przed nią boski Apollo w swych najlepszych latach. Jasna cera, na której można było dostrzec czerwone plamy, zapewne ze zdenerwowania pojawiające się na przystojnej twarzy Polaka, była jak białe złoto, które Liv uwielbiała ze wszystkich szlachetnych metali. Kędzierzawe, blond włosy zostały obcięte na krótko, tak, by nie sprawiać właścicielowi większego kłopotu z ich układaniem. Niemal brzoskwiniowe, zręcznie tworzące łuk nad oczami brwi zostały lekko uniesione w górę. Same, podobne bursztynom, wielkie oczy, w których tliły się zaciekawione iskierki oraz jakiś cień, którego niemal podświadomie, Olivia starała się nie zauważać, wyglądały tak, jakby same z własnej woli śmiały się do dziewczyny. Nie mniej była ona również przytłoczona postawą mężczyzny stojącego zaledwie dwa, czy trzy kroki dalej. Polak spoglądał na nią sponad jej głowy, będąc chyba najwyższym człowiekiem, jakiego młoda nauczycielka Obrony widziała w życiu. Szerokie barki wydawały się być na tyle mocne, aby wytrzymać ciężar nie tylko samej Olivii, jak również kilku jej kopii.
- Em… - odezwał się z wahaniem, taksując malutką w porównaniu ze sobą Liv, tak jakby była jedną z lalek z porcelany, którą ustawiono na wystawie sklepu z butami i była ona najbardziej intrygującą częścią owej wystawy.
- Czym mogę panu służyć? - zapytała, zszokowana, że potrafiła zachować stoicki spokój, bo jej kolana niebezpiecznie podążały ku przodowi, gnąc się przy tym i mięknąc zarazem.
- Ja… sporo słyszeć… o Hogwart… - wykrztusił, a kilka dodatkowych plam pokazało się na jego alabastrowej cerze. Olivia uśmiechnęła się do niego, rozumiejąc, iż zapewne chcę zwiedzić zamek. Jak tak, to zgoda! - pomyślała naraz, przejęta tym, iż może przebywać blisko takiego przystojniaka. Przez myśl nawet jej nie przemknęło tak często pojawiające się w nich imię i to, że właściciel tego imienia właśnie rzuca jej ukradkowe spojrzenia i szarzeje na twarzy.
- Podobno… macie wspaniałą… - zawahał się. Jak ślicznie wyglądał, kiedy się nad czymś zastanawiał, a mała kropelka potu spływała mu po czole!
- Bibliotekę? - rzuciła pierwsze co przyszło jej do głowy. Fakt faktem nie było to miejsce bardzo wygodne na „randki we dwoje”, ale lepsze to niż nic.
Spojrzenie czystego już teraz koloru bursztynu rzucone przez zdezorientowanego mężczyznę, wywołało w niej dziwną reakcję. Rozciągnęła swój uśmiech do niemal nieprzyzwoitych rozmiarów i zaciągnęła biedaka bliżej okna, gdzie byli na tyle daleko od pozostałych, że Liv była spokojna. Usiadła z drobną pomocą towarzysza na parapecie jak każda szanująca się uczennica, którą notabene nie była i figlarnie spojrzała na niego.
Tak, miała rację. Uśmiech tego człowieka zwalał z nóg. Dobrze się składa, iż siedzi, nie stoi, bo wyłożyłaby się na podłodze niczym Remus Lupin…
Przelękła się nagle. Wystarczyło jedno spojrzenie boskiego Apollo, aby zapomniała o Remusie i reszcie świata. Czy to było aż tak proste? Doświadczenie nauczyło ją, że kiedy tak się dzieje, to nie kocha się naprawdę. Czy było możliwe, by to, co czuła do Remusa było zwykłym zauroczeniem, które minie po krótkim czasie?
I znowu to samo - jęknął donośnie diabełek.
A czy Ty nie mogłabyś raz tak nie myśleć? - żachnął się energicznie aniołek. - Zaufaj Panu! Zacznij wierzyć w jego dobrą siłę!
Albo po prostu podetnij sobie żyły… na jedno wychodzi - dodał od siebie diabełek.
Przez ułamek sekundy było cicho, ale potem nastąpiła vendetta aniołka. Coś pod czaszką dziewczyny zaczęło pulsować tak boleśnie, iż niemal oderwała się ponownie od rzeczywistości. Potem poczuła, jakby ktoś wsadził jej do głowy młot pneumatyczny i próbował rozbić czaszkę od środka, brocząc przy tym w zwojach mózgowych niczym w pierwotnym bagnie myśli.
W tym czasie Polak mówił coś do niej. Jego usta poruszały się niemo. Będąc całkowicie pochłoniętą swoimi myślami, dziewczyna słuchała go jednym uchem. Zdołała tylko przytakiwać i nic więcej. Nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna usilnie próbuje ją wypytać o ceny tutejszych mioteł i tym podobnych spraw, którymi faceci zawsze starają się zbałamucić dziewczyny. Nic z tego, ponieważ:
- po pierwsze, była to Liv O’Connell, a co za tym szło, był to skręt w ślepą uliczkę - dziewczyna znała się tak na samochodach, jak Budda na sztuce wojennej.
- po drugie, nie było jej przy nim. Duchowo, ale zawsze.
- po trzecie, ona była uparta, a właśnie doszło do niej, jak diabełek krzyczy:
Już nie będę, tylko odłóż swoją harfę! Słyszysz?! Odłóż ją! Kto Ci dał aureolę?!
A Tyś, czego majstrował w Liv?! Wara mi z oczu!
Jesteś pewien, że nie pomyliłeś stron? - zapytał na ostatku diabełek.
Zła istoto potępiona na wieki podaj mi proszę herbatę, bo coś czuję, że zaraz mi głowa pęknie, a napar z liści herbacianych zawsze mnie uspokaja - aniołek zwrócił się tymi słowami do towarzysza niedoli, rozciągając się na wygodnym fotelu. Diabełek zatrzymał się jak rażony piorunem, zaklął (aniołek odchrząknął) i poszedł do kuchni.
Liv uśmiechnęła się, czując jak zdrowy rozsądek wraca. Zeskoczyła zwinnie na podłogę.
- Przykro mi, ale muszę… naprawdę muszę iść do swoich pokoi i sprawdzić bardzo, ale to bardzo ważną rzecz - stwierdziła i nie czekając na odpowiedź od syna Latony pomaszerowała do „domu”.
Natrafiła niestety na roześmianych „zakochanych”, stojących tuż przy drzwiach do jakiejś sali. Niczym mocne pchnięcie nożem, Olivia poczuła ukłucie zazdrości i nagłą chęć zrobienia czegoś, co raczej nie należało do jej obecnych obowiązków - opiekowała się przecież gośćmi.
Nie zatrzymując się, krocząc kolejnymi korytarzami i przechodząc obok gderających jak zazwyczaj obrazów, obmyślała zemstę doskonałą. W jej umyśle powstawały najróżniejsze sceny i żadna z nich nie była na tyle łagodna, by można ją bez zbędnych cięć przedstawić zebranym. Sama amerykańska cenzura za czasów złotej Ery Kina, gdyby nakręcono film na podstawie myśli ciemnowłosej dziewczyny, spaliłaby owe wątpliwej jakości dzieło w sekundę po rozpoczęci seansu. Były to więc rzeczy straszne, mrożące części ludziom krew krążącą po całym ciele.
Ostatecznie zostało, JAK NA RAZIE, wybrane rozwiązanie mogące nieco rozładować napiętą do ostateczności malutką postać Liv. Potem dopiero, kiedy już pozbędzie się tych szybkich emocji i zacznie logiczniej myśleć, będzie potrafiła podjąć właściwą decyzję. Już jednak teraz wiedziała, ze będzie musiała przystać na sojusz, który był dla niej jak wrzód na tyłku. Stare przysłowie mówi jednak: „W miłości i na wojnie wszelkie chwyty dozwolone”. Inne mówi również, że aby dość do celu nie należy przebierać w środkach.
A tak na marginesie - Voodoo zawsze ją ciekawiło…
Liv pisnęła po raz kolejny i schowała swój palec do ust - ta wstrętna igła ponownie zaatakowała jej biedny, pokuty już chyba w tysiącach miejsc palec. Pomijając ból i to, że dziewczyna szczerze zastanawiała się czy ma jeszcze linie papilarne, to ta bezczelna igła była już dobrze powyginana. Oczywiście Olivia nie wiedziała, jakim cudem tak się stało! Szyła zgodnie z tym, jak tłumaczyła jej Minerwa - spokojnie (dodając od siebie kilka „niegroźnych” przekleństw), z wyczuciem (pomijając chwilę, kiedy igła po raz pierwszy się skrzywiła) i myśląc przy tym, jak gdyby rozwiązywała jakąś krzyżówkę (rzecz jasna nie zawsze).
- Dlaczego to musi tak boleć? - zastanawiała się na głos.
Bo inaczej nie miałabyś nerwów… albo mózgu… - stwierdził teatralnym szeptem diabełek.
- Stul pysk - warknęła, zabierając się ponownie do pracy.
Ten Dumbledore nie potrafił Cię wychować - zagaił ostrzej El Diablo.
- Bo się zbyt często wtrącałeś, szczurze - rzekła, wiercąc wzrokiem lniany materiał.
Aha, powiedz lepiej coś, czego nie wiem - zaśmiał się, machając ogonkiem.
Liv uśmiechnęła się chytrze, a jej lazurowe oczy zaświeciły diabelsko.
- Powiem ci, że właśnie powinieneś się odwrócić, bo aniołek się obudził - powiadomiła go, wyobrażając sobie czerwoną z furii twarz jasnowłosego aniołka. Jak diabełek ucieka przed latającą harfą też sobie nie omieszkała wyobrazić.
W końcu zapanowała błoga cisza i tylko bijący w szyby śnieg, cichutko sprowadzał Liv na ziemię. Palące się wokoło niej świece dawały miłe dla zmęczonych oczu światło, które oblewało pomieszczenie miodowym blaskiem. Na biurku w stosie ustawiono zbiór przeróżnej wielkości książek, obłożonych to w skórę, to znów w twardą tekturę lub inne materiały. Pierwszy wolumin, na którego okładce wytłoczono tytuł „Religia i magia - poznajcie Kult z Karaibów”, była grubości przysłowiowej pajdy chleba (bardzo gruba) i unosił się od niej zapach ciężkiej stęchlizny. Co było jednak najciekawsze, podobnych jej tomów było więcej niż się zdawać mogło. Nie znajdowały się one tylko na blacie dębowego biurka, ale również istniały jeszcze dwie sterty - jedna w sypialni, kolejna w łazience.
Olivia była osobą o wielkiej determinacji. Lubiła także być wystarczająco dobrze przygotowaną do wyznaczonego sobie celu, tak aby nie mogła potem sobie czegoś zarzucić. Przy ostatniej akcji popełniła tylko mały błąd, a skończyło się to dla niej… hm… całkiem szczęśliwie. Niestety, albo raczej stety, tym razem nie mogła sobie na to pozwolić. Zbyt wiele zależało do tego - gdyby, nie daj Boże, się pomyliła to Remus Lupin nieźle by oberwał, a jego śmierci, mimo pozorów, nie chciała. Tak więc nie miała obecnie przy sobie nawet jego włosa, paznokcia czy tym podobnych rzeczy. Miała za to niemal ukończoną laleczkę.
Wielkie czarne, zrobione z guzików od jednej z jej sukienek, oczy wpatrywały się w nią bez zbędnych uczuć. Duża głowa koloru podobnego do odcienia szarości na mundurach Polaków, sterczała sztywno na nieproporcjonalnym ciele. Obraz beztalencia do robótek ręcznych Olivii O’Connell był aż nad wyraz widoczny w biednej zabawce.
Tuż obok lewego kolana dziewczyny leżały z pozoru niewinne nożyce krawieckie - przyszłe narzędzie zagłady, które już niedługo miało brać udział w istnym pandemonium, a na tę chwilę czekały już dobre kilkadziesiąt minut. W końcu, kiedy Liv zrobiła ostatni węzełek na mocnej nici, którą zszywać można było skórę, odezwały się cicho, trącone kolanem przez właścicielkę.
Olivia spojrzała z zachwytem na swoje dzieło.
- To zaczynamy - stwierdziła, kładąc laleczkę na podłodze.
Ze świec ułożyła krąg, w środku którego znalazła się teraz lniana podobizna Lupina i uklękła, biorąc w rękę nożyce.
Jakieś trzy korytarze dalej, Remus siedział właśnie w pokoju, przysłuchując się rozmowie Laury z Jim’em. Potter dziwnie spokojnie przyjął ją i zaczął rozmowę, która dla Remusa była jakaś nienaturalna. Nadal miał w pamięci ostatnie spotkanie tej pary, a nie należało ono do najprzyjemniejszych.
- Zgadzam się! - krzyknął nagle Jim i cały pokój zapełnił się chichotem Laury. - Zgadzam się na wszystko, tylko powiedz mi, jak wtedy nas oszukałaś!
Lupin zauważył, że piwne oczy przyjaciela błyszczą w zaciekawieniu i podnieceniu. Zrozumiał, iż oto nadeszła pora, gdy James Potter miał dowiedzieć się, jakim cudem Laura wywiodła ich w pole, podczas kiedy oni skręcali się z wysiłku, by zrobić jej jakiś kawał. Był bowiem czas, kiedy takowego nie dało się zrobić owej pannie. Gdzie oni już wszystko przygotowali i byli pewni jej pojawienia się, to akurat natykali się wtedy na Filcha i musieli zwiewać. Innym razem czatowali na nią tuż przy wejściu do wieży Gryffindoru, ale jednak to nic nie dało - po całej nieprzespanej nocy dowiedzieli się, że non stop była w wieży, chociaż nie widzieli jak wchodziła.
- Wcale was nie oszukałam! - żachnęła się, wydymając usta. - Jamie, pomyśl!
- Nawet nasza mapa nic nie dawała! - krzyknął rozochocony Jim. Przez te lata musiał myśleć o tym nieustannie. - Myślałem już, że do wieży prowadzi jakieś inne wejście, że któryś z nas zdradził i Ci wszystko wypaplał, że… nie wiem, co jeszcze!
- Ależ to jest prostsze niż myślisz! - zaśmiała się perliście.
- Laura, wiedźmo wredna, powiedz biedakowi - wtrącił się Lupin; jego to również ciekawiło.
- Przecież wiecie, że wiele osób was nie lubiło…
- Tak jak ciebie! - krzyknął z rogu pokoju Syriusz, który siedział tam w ciemnościach, aby najwyraźniej nie wystawiać się na spojrzenie błękitnych oczu Polki.
Remus odruchowo spojrzał na dłonie Laury, które teraz zacisnęły się mocno, gotowe skruszyć najtwardsze głazy.
- Ludzie… - ciągnęła dalej Laura, ale było widać, że ledwo wytrzymuje obecność Syriusza - potrafią być pożyteczni, jeżeli wiedzą o planach wroga i jego również nie lubią… Tak było w tym przypadku. W szkole było przecież wielu uczniów i istniało bardzo małe prawdopodobieństwo, że któryś z nich was nie zobaczy. Jak zobaczył, mówił o tym mi lub Sevkowi i sprawa była przesądzona. Kiedy jednak takiego kogoś nie było… - tu Jim wyostrzył słuch, tak samo zresztą jak Remus i Syriusz, który zrobił to acz trochę niechętnie. - Używałam przecież telepatii! Coście myśleli?! Że to potrafię, a nie korzystam?!
Jim i Remus wyglądali jakby przed chwilą zostali chlaśnięci z liścia po twarzach. Z szeroko otwartymi, zdziwionymi do granic możliwości oczami wyglądali tak komicznie, że Laura zaczęła się gromko śmiać.
- No, dobrze, ale… - Jim z dziwnym wyrazem twarzy, będącym połączeniem szoku i przerażenia, pochylił się ku niej - Jak się dostawałaś do wieży…?
- Portale - powiedział zamiast niej Syriusz.
- Dokładnie - przytaknęła z drobną niechęcią.
- Wiedziałem o tym już wtedy… - zaśmiał się cicho - tylko nie byłem pewny.
Remus spoglądał to na niego, to na Laurę. Człowiekowi postronnemu, który nie znał ani jego, ani jej, mogło się wydawać, że ta rozmowa jest jakaś przyjacielska - jakże mógł się ten człowiek mylić! Już dawno, Lupin poznał sposoby mogące wytrącić Laurę z równowagi. Jednym z nich była właśnie rozmowa o jej zdolnościach - bo do tego właśnie zmierzał Syriusz. Był to lód tak kruchy, a woda była tak głęboka, że tonący nie mógł dostać pomocy z nikąd, ponieważ nikt nie był na tyle głupi, aby wtrącać się, kiedy Laura Olszak jest wściekła. Nawet Liv, która była złośnicą z krwi i kości, nie sięgała Laurze do kolan.
Złośnica zamachnęła się i z całej siły dźgnęła lalkę w nogę. Mało. Potem oberwała rękę. Mało! Na kolejny diabelski ogień poszedł brzuch szmacianej ofiary. Wtedy zaczęło się to, co było nie uniknione. Lazurowe oczy Olivii O’Connell błyszczały od czystej wściekłości.
- A żeby Ci żylaki powyskakiwały, łotrze jeden - powiedziała, niemal krzycząc, kiedy nożyce tkwiły jeszcze w brzuchu lalki. - Hemoroidy! Hemoroidów Ci życzę! Żeby Cię tyłek tak bolał, jakby Cię tysiąc chorych na wściekliznę psów pogryzło! - szarpnęła, wyciągając ostrze z biednej szmacianki.
Voodoo należało do jednej z dziedzin Czarnej Magii, a że wypada znać swego wroga - czego kilka chwil wcześniej dowiedli Syriusz i Laura - to nauczycielce Obrony wypadało tę sztukę poznać. Tak też Remus John Lupin miał kłopoty większe niźli te, których doświadczył do tej pory.
Olivia podniosła raz jeszcze żelazne narzędzie zemsty. Zmrużyła oczy, biorąc głęboki wdech. Z chwilą wypuszczenia powietrza z płuc, z całej swojej siły, Liv nadziała na ostre nożyczki w miejscu, gdzie mężczyzna powinien mieć swoją „dumę” i podniosła laleczkę w górę.
- A żeby Ci opadał za każdym razem jak będziesz chciał - wysyczała z niebywałą przyjemnością. - Żebyś żadnej nie zadowolił, póki nie będę to ja. Żebyś za każdym razem, kiedy z jakąś babą się chciał ******** będziesz musiał tony viagry** brać, a żeby i to nie starczyło!
Chwyciła szmaciankę i zdjęła ją z ostrzy. Spojrzała na nią z obrzydzeniem i zanim jeszcze pomyślała, stwierdziła:
- I chcę, żebyś miał biegunkę… już teraz…
W tej samej chwili, Remus poczuł, że jego żołądek odmawia mu posłuszeństwa. Nie zważając na zdziwienie wszystkich dookoła, pobiegł do najbliższej toalety.
________________________________
* - Poczuwam się do odpowiedzialności, aby wam wytłumaczyć o co chodzi. Ava mówiła mi, że nie spotkała się z takim określeniem, więc większość z was zapewne również. „Doczekać do seniorskich lat” to to samo, co „doczekać późnej starości”
** - Tak, ja wiem, że wtedy nie było viagry, ale to tak mi pasowało, że po prostu nie mogłam sobie tego odmówić. Wybaczcie.
Ps.
Czytałam coście tutaj nabazgrały (faceta tu raczej żadnego nei ma) (chyba?) i mam wam coś do powiedzenia:
- "Krzyżaków" nie lubię, a przecyztałam je tylko dlatego, że się o to załolżyłam (jak zwykle, zresztą)
- Ale to nie jest najgorsza książka jaką czytałam
- "To przecież jeden z bestsellerów " <= moje samo uwielbienie zostało miło połechtane, ale to nei zmienia faktu, że i tak za takowe "Manewry" nie uważam.
- 'sierotka marysia' <= hie, dotąd te krasnoludki pamiętam
- Ej! A "Konu Leonarda da Vinci" to nikt nie czytał? Albo przynajmniej "Aniołów i demonów"?
I bardzo dziękuję za zrozumienie. Ja was po prostu Kocham, wy zadziory!
Meridien Auris
Doczekalam sie wreszcie nowego parta Dzięki Meridien.
FF jak zwyle - podobal mi sie
Konczy sie ciekawie... Remus ma klopoty
Skoncze tak jak zwykle - CZEKAM NA NOWEGO PARTA Ale musze sie jeszcze nacieszyc 8 Manewrów.
To ja chyba zaczelam dyskusje o Krzyzakach.... kurcze...
I jeszcze cos dla Sylwi -
Witam
Teraz moje emocje nieco opadły, ale... ufffff...
dzisiaj sobie spokojnie klikam po forum, wchodzę sobie na swój temacik o Huncwotach, a Eowina: "Czytałaś nowe Manewry?"
Ja myślałam, że jej o 7 chodzi, więc mnie to specjalnie nie wzruszyło, ale czytam to jeszcze raz i nagle... he he zaskoczyłam : "NOWE MANEWRY? RAAAANY!!!!!"
Wchodzę i widzę posta Sylwii. "No i się doczekaliście" Rzuciłam się na tekst i go przeczytałam... Delektując się każdym słowem
Nic dodać nic ująć. Może było parę literówek, ale co tam... nie szkodzi!
Mmm, widzę, że teraz jest coraz ciekawiej... Teraz to nie jest wyłącznie o Remusku i Liv... A oboje się nieźle wkurzają na siebie... A to wszystko przez Polaków (no co, najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny!!! chłopaki może też).
Zazdrość potrafi być straszna... ojoj, biedny Luniaczek.... i jego problemy żołądkowe i inne
Ja to opowiadanie po prostu kocham! Dziewczyno życzę Ci abyś jakiegoś Nobla dostała
Z niecierpliwością będę czekać na następne "Manewry". Ale nie wiem czy sie doczekam
Pozdfrawiam.
Nie ma za co kkate
Przylączam sie do pozdrowien, Sylwia - nie przesadzaj ze cos takiego napisac trzeba miec talent !
a ja jestem po kkate druga najbardziej oddana fanka tego ficka fajnie ze dodalas nowy part ale chyba niezbyt mi sie podobal...tzn part na b. dobrym poziomie ale cos mi tutaj takiego porzadku i spokoju nie bylo (w tekscie nie w fabule) tylko takie male zastrzezonko pozdrowka
No nareszcie nowy part - już myslałm, że się nie doczekam. Jak zwykle mi się podobało. Czekam na więcej i życzę weny.
Gal
To znowu ja... cóz mogę powiedzieć...odnosnie Manewrów, ładny styl jak zawsze, ale part średni trochę nudny.....jak dla mnie
po prostu nei czytałam go z takim przejęciem jak poprzednich..
P.S: A tak "Anioły i Demony" świetna ksiązka, wprawdzie niec zytałam, ale koleżanka mi opowiadała , niestety tylk odo połowy, a moze mniej...czekam moze pojawi sie w naszych bibliotekach to na pewno ją złapie..=)..a "Kod(..)" może sobie zamówie ....;-)
UUUUUUUUU. Biedny Remus, na jego miejscu uciakaBbym. Fanfick odjazdowy. Jedwabisty, że się tak wyrażę.
"Kod Leonarda da Vinci" czytałam, niestety, i już gdzieś pisałam, co o tej książce myślę - największa bzdura, i histroii moich lektur (a ksiązki pochłaniam w ilościach nieprzyzwoitych wręcz). JEDYNA zaleta tej ksiazki jest taka, ze czyta sie ja w jeden dzien, i jest na prawde wciagajaca. wad ma pelno, teraz nie mam sily w palcach;) zeby wymieniac, gdzies w temacie 'ksiazki' chyba juz pisalam...
a co do 'manewrów' - wreszcie!!!!! jest bardzo dobrze - jak zawsze, z reszta. krótko troche, ale nie nazekajmy XP
romans w 100% - ale ostrzegalas juz na poczatku. az mi sie troche za slodko miejscami robilo (biorac pod uwage, ze wlasnie czytam "Miłość w czasch zarazy" Marquez'a) - ale ogólnie bardzo, bardzo dobrze. moze nie genialnie, jak poprzednie, ale kazdy fick ma gorsze i lepsze party;>
mam nadzieje za na nastepna czesc nie bedzie trzeba czekac miesiąca.
w kazdym razie - pisz, pisz, pisz!
pozdrawiam cieplutko:)
No nareszcie. Fajnie tak sobie poczytać coś tak świetnego po dniu usłanym ( a może usranym??) kolejnymi pałami. Tak...." Ludzie z normalnych szkół po lekcjach chodzą na dystoteki, a wy musicie sie uczyć. Ale pociesze was- zawsze możecie sie przepisać" ....sor Nowicki potrafi optymistycznie nastawić na następne 8 godzin....
Jak kkate jest pierwsza, a daigb jest druga, to ja chyba jestem zerowa....Albo 1/2. Tak....To brzmi lepiej...
-czyli to co szyszmorki lubią najbardziej.....Oczywiście dawać!!
No to w takim razie mamy przynajmniej trzy dziewczyny jako fanki Manewrów nr 1 Podzielę się tym stanowiskiem, spoko
Więc, Sylwusiu kochana, czekamy aż ci się uda coś stworzyć !
Smaczego
Dołączam się do klubu " Fanek Manewrów" . Czekam na następne party!!!
Wreszcie nowe Manewry
Czytajac poczatek nie moglam sobie przypomniec co sie dzialo wczesniej (oczywiscie sprawdzenie strone wczesniej koncowki siodemki bylo by dla mnie za duzym wysilkiem) ale nawet szybko sobie przypomnialam. Zauwazylam ze dwa razy, ze piszesz "Ty" w srodku zdania z duzej litery:
"Manewry" były pierwszym fanfikiem jaki przeczytałam na tym forum. A było to z pół roku temu, może nawet więcej. I to chyba własnie one skłoniły mnie w koncu do zarejestrowania się na tym forum. ^^ Ostatnia część jak dla mnie - miodzio.
Daję za nie.... ...trzy czekoladki.
A ja mam pytanie do Meridien...Ile mniej wiecej zamierzasz napisać partów "Manewrów"?
Z utęsknieniem czekamy na kolejną część ;]
ejjjjjjjj az 4 osoby na pierwszym miejscu? makabra! za duzo! stanowczo za duzo! nie zgadzam siem! jeszcze w porzo z tym 1 miejscem dla kkate, 1/2 dla szyszmory moje 2, dobra, jedna osoba jeszcze tak...reszta niech sie gryza w nochal!
Nareszcie doczekałam się upragnionych Manewrów nr 8 To był bardzo, bardzo fajny part (tak jak z resztą pozostałe ). Obiecuję, że będę cierpliwie czekać na nową część i nie będę Cię zamęczać postami typu "Kiedy next part". Jak będą to będę się cieszyć .. Jak ich długo nie będzie to ... dalej będę czekać Pozdrawiam i życzę veny.
Wiecie, jak się zakłada fun club to nr. jest zwykle osoba, która go założyła.
A co do tego: "Skąd TY tu" -> jeszcze raz mówie: NIE DO MNIE Z TYM, bo od tego jest Jade
"Kod Leonarda da Vinci" to dobra książka, świetny, zagmatwaty pomysł, który bardzo mis ię spodoba, że aż żałuje, że sama takeigo bym nie wymyśliła.
Manewrów będzie 12 rozdziałów i 13 to będzie Epilog.
A propo... szykuję wam małą sądę.
Kkate i Jade - w dwie chyba wiecie, o co chodzi. Nie wyspowiadać sie na ten temat!
Dolączam sie do fanklubu ?
Kiedy bedzie ta sonda ? Chetnie zaglosuje.
pozdrowienia - szczegolnie dla kkate i Irweny(która niestety nie moze teraz z nami tu byc)
No a co my z tym klubem zrobimy po zakończeniu Manewrów??
No fajnie, taki niewinny tekst, a cały klub sie z tego zrobił
Jak tam po dniu nieustających kłamstw?? Moie o dniu Edukacji Narodowej, rzecz jasna .Ja jestem teraz na informastyce i nie moge znieść widoku faci jedzęcej czekoladki....Dlaczego uczniowie nie dostają???
No wypadało by, żerby nasz klub sie jakoś nazywał, bo fanklub manewrów, to tak nudno.....
U mnie na dzień nauczyciela wszyscy dostali kwiatki Konkretnie czerwone różyczki
A kochana wychowawczyni bukiecik oraz śliczną filiżankę + herbatka z najlepszego sklepu z herbatką, czyli Herbaty Świata w M1 - kto jest z mojego miasta, ten wie....
A co do fanklubu - wszystkich zainteresowanych proszę na gg do mnie : 1446299. Ustalimy fakty tam, zamiast nabijać tu posty albo skrzynkę PM-ową
P.S. Jak widzicie, że jestem niedostępna, też piszcie, wcześniej czy później odbiorę, a poza tym często siedzę na niewidocznym, bo nie lubię jak piszą do mnie ci, z którymi gadać nie chcę
Mieliscie wolne w dzien nauczyciela ? Nam zrobili wolny dzien Moi nauczyciele dostali po jednej czerwonej rózy.
kkate,napisalabym ale mam zepsute gg
A tak poza tym to dobre pytanie - co my zrobimy jak Meridien opublikuje ostatni part(Meridien,to pytanie takze do ciebie?) Co my zrobimy bez Manewrów ?
pozdrawiam
Ja musiałam iść dzisiaj do szkoły. Maiałam dzień nauczyciela i otrzęsiny w jednym
Czy wy czasem nie przesadzacie??? Z tym fan clubem? JA nie zakazuje,ale...
Bo to będzie fanklub nie tylko
"Manewrów", ale ogólnie Lupina....
Tylko musimy ustalić parę szczegółów.... Chętnych do przyłączenia
się proszę o kontakt na gg do mnie albo daigb, ewentualnie na PMa...
tak w ogóle to szukamy odpowiedniej nazwy, macie propozycje??
P.S. Merid, jak idzie pisanie???
No cóż... Za to opowiadanie wzięłam się dzisiaj rano, i skończyłam je może przed godziną... I na gorąco mogę powiedzieć tylko, że dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania o Lupinie. Znakomicie balansujesz, nie przekraczając granicy żenującej szmiry ani ociekającego lukrem słodzika. Każdy part jest świetny i bardzo wciągający - nie można się już oderwać, kiedy zacznie się go czytać. Żałuję, że nie zaczęłam wcześniej przygody z "Manewrami" Widzę, że tutaj się jakieś fankluby pod przewodnictwem kkate tworzą No, jestem pod dużym wrażeniem... A dziś już niewiele ficków (oprócz ficków z portkey. org, które czytuję namiętnie) potrafi mnie wciągnąć w takim stopniu i wywrzeć na mnie takie pozytywne wrażenie. Z pewnością należy do nielicznych "perełek" na tym forum, które czyta się naprawdę przyjemnie. Zauważałam nieliczne błędy, ale one przy reszcie po prostu odchodzą w niebyt... Bardzo lubię postać Liv... Charakterowo to nawet mnie przypomina, dlatego jest mi tak bliska. A Remus jawi się niczym ten książe na białym koniu. Niektóre momenty są do tego stopnia zabawne, że później siostra wypytywała mi się, dlaczego rechoczę jak jakaś żaba. Czekam z niecierpliwością na następną część wspaniałych "Manewrów".
A propos "Krzyżaków" - nazwijcie mnie wariatką, ale ta książka naprawdę mi sie podobała... Może poza nielicznymi momentami, które są tak nudne, że nie do przetrawienia. Choć ogólnie to lektur nie lubię - nie znoszę, jak mi ktoś coś narzuca.
Acha, jeszcze jedno! Macie kolejną fankę tego opowiadania! Jest naprawdę wspaniałe
Co do fanklubu to mysle intensywnie nad
nazwą i nie moge wymyslic.
Meridien,moze pomozesz ?
Dzwoneczku,a co do Krzyzaków.To po miesiącu odetchniecia od nich doszlam
do wniosku nie byli tacy zli w niektórych momentach fajni... Jak na
Sienkiewicza oczywiscie:)
A i jeszcze dla autorki Manewrów :
Ekhm,
Kochani!
Mam przyjemność zakomunikować wszem i wobec, że oto (i tu
następują fanfary
) dołącza
do was kolejna wielka fanka (która to już z kolei???) wspaniałych Manewrów i
oczywiście Remusa Lupina. Przeczytałam tego ficka w kilka dni (niestety nie
miałam możliwości zrobić tego za jednym razem) i muszę powiedzieć, że jestem
pełna uznania dla Merid - masz rzeczywiście niesamowity styl pisania i
talent (nie próbuj nawet zaprzeczać, bo i tak wszyscy z pewnością podzielają
tę opinię ). Cóż mogę jeszcze powiedzieć… po prostu pisz dalej,
bo masz do tego dar! To wszystko.
WIELKA DLA
MERID. MIŁEGO PISANIA!!
Pozdrooffka :-*
sekta jakaś =P
strach się bać XD
Ja też chcę do fanklubu! Ja też!
Ava- jasne, że sekta. Sekta rządzi, sekta radzi, sekta nigdy cię nie
zdradzi.
Ja
to nawet werbuję nowych członków 5 osób czytało dzięki mnie
"manewry''!!!
Werbuj dalej, Galia
Zostałaś oficjalnie przyjęta.
Więc... jacyś nowi chętni?
Jakby co, to mamy już:
1. Ja, czyli kkate -
przewodnicząca
2. daigb - wice
3. Szyszmora - II wice
4.
Anulcia - członek fanklubu
5. Eowina - członek fanklubu
6. Galia
- członek fanklubu
Ludzie, myślcie nad nazwą!!! Co do
działalności, to ja powoli planuję... na wzór takiego stowarzyszenia na
forum Veritaserum, którego jestem członkiem
Ava --> O do licha, nakryłaś nas
Witam : )
Co do nazwy to nie mam
pomysłów kkate
Ale mam nowe gg wiec jakbyscie cos chcieli to moj nowy numer : 4026782
pozdrowionka
a to dla czytelników Manewrów
-
Jeszcze ja ... jeszcze ja chce do fanklubu
Kochani fani ,,Manewrów" i Remus
Lupina! Oto powstał temat naszego nowego fanklubu - zajrzyjcie TUTAJ!
Podabaly mi sie wszystkie party,ale kurcze
ten ostatni z ta laleczka jakos nie takos .byl ok
tylko to VooDoo mi nie pasuje.Czekam na nastepna czesc!jest
super!
A to na zachetke:
I przeczytałam dzisiaj całe Manewry, bo
chciałam zapisać się do Fanklubu Lupina...
Dziękuję wszystkim tym,
którzy ustaliali regulamin Fanklubu...
I kazali Manewry
przeczytać...
Bo się w Manewrach zakochałam...
Pewnie nie będę
mogła spać w nocy z wrażenia... Ale co tam...
Pozrowienia dla
autorki i fanów Manewrów...
Słuchajcie, wygrzebałam na stronce, gdzie znajdują się między innymi bardzo
ładniutkie rysunki, taki obrazeczek, który przedstawia Remusa i jakąś
dziewczynę. Wygląda ona dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie Liv, więc
pomyślałam, że dam go tutaj. Co o nim sądzicie?: KLIK!
PS. Scenki takiej nie
było w MANEWRACH, ale kto wie, czym nas jeszcze Merid zaskoczy??
Obrazek bardzo ładniuśki jest
. Także chciałabym się zapisać do fanklubu
"Manewrów" , tylko nie wiem jak to zrobić i do kogo się zgłosić
Pozdrowionka dla wszystkich !
megi, kochana --> to fanklub nie tylko "Manewrów", ale w ogóle Remusa
Jak chcesz się dowiedzieć szczegółów, to przeczytaj temat, do którego wejdziesz klikając na obrazek w moim podpisie.
Pozdro.
Anulciu ---> ja też kocham te arty (kto ci dał adres strony....? No kto? ) , ale ten nie skojarzył mi się akurat z tym fickiem... tylko z czymś innym
...ale on nie może bo jest sadystką....
on czy ONA, Szyszmoro????????
Dziecie kochane! Powróciłam!
Jestem świerzo po formacie! Własnoręcznym, dodatkowo!
Co do
opowiadania, to stwierdzam, że... sie pisze. Ci, którzy mają mój nr. gg
mogli przeczytać w moim podpisie, że... 5 stron napisanym, a to jeszcze nei
koniec.
Mogę wam już zapowiedzieć, że jak modzi albo admin wejdą wtedy
na "Manewry", to przeniosą je do "Kwiatu Lotosu". Ale
nie myślcie, że będzie tak łatwo!
O, nie, kochanie, nie ma takm
łatwo!
Całuski! :*
Meridien
Ps.
Dziękuję za wszytkie czekoladki!
hieh....fajnie ze piszesz...milo z twojej
strony
no to niesmiertelne pytanie zadam: na kiedy dopiszesz
reszte i ja tu zamiescisz?
aha, i jeszcze jedno: gratuluje formatu
kompa
pozdrowionka
Po pierwsze nei wiem... po drugie mylą mi
się literki (ava świadkiem!) po trzecie
dziękuję za
gratulacje!
MeRiD gratuluję formatu kompa
<o tą ikonę mi chodziło, tą MEDŻŻŻŻŻŻŻŻŻZIK!
MAG!>
zapraszam na herbatę z dodatkiem prochów!
<dla kolegi będę zbierać zioła
>
Marid no powiedz pliiiiiiiiiiiiiiiis kiedy NeXt PaRt?
a nie powiem! Idźcie sobie do wróżki,
jak chceta wiedzieć. Teraz to jestem zdolna tylko do pisania pop**********
przyśpiewek... po zarzyciu alkoholu (bezalkoholowego, oczywiscie!)
Zaczynam usychać...
Proszę. Oto 2
słoiczki Nutelli, żeby Ci się słodziutko pisało.... =>
Przyznam się, że zaglądałam na to forum
dosyć częstwo, alby poczytać "Manewry", jednak dopiero co się
zalogowałam i mniemam, że pozostanę stałym bywalcem.
Powiem, że owe
opowiadanie zrobiło na mnie duże wrażenie, choć z nóg nie powaliło. Jest to
chyba najlepsze, opowiadanie z udziałem Remusa Lupina, oczywiście w roli
głównej.
Wszystko jest napisane ładnie, zgrabnie i stylistycznie.
Przynam, że podziwiam... Każdy odcinek czytałam z uwagą i skupienie, gdyż
nie chciałam ominąc żadnych szczegółów.
Talent pisarski to Ty
posiadasz, bez dwóch zdań. Komponujesz wszystko odpowiednio, idealnie
budujesz zdania, zaciekawiasz czytelnika. Sprawiasz, że z każdym nowym
rozdziałem chce się więcej i więcej. I do tego nigdy się nie ma dosyć.
Apetyt na to opowiadanie rośnie w miarę jedzenia.
Oczywiście nie będę
piała, że czekam na kolejny odcinek "Manewrów", bo to chyba to
jest logiczne.
Pozdrawiam
CC
Prosze...maneeeewry...
czekam i czekam a tu nic! Prosze bardzo,bardzo prosze nastepna
czesc!
mniam
dla Ciebie! Pisz i weny zycze!
Ludzie! Mi się chce już ryczeć!
Nie dość, ze dostałam kichawki na francu, to dotatkowo pisałam sprawdzian z
giełdy!
Jutro jeszcze do szkoły! Boże, nie mam czasu!
Oj, nie martw się, bedzie dobrze...
W tę sobotę wszyscy chyba do szkoły idą
mówcie za siebie ;p
Ajsz...nudzi mi się, chyba normalnie aż
napiszę..
Nie bede powtarzac na co czekam..bo to przeciez jasne..ze
czekam..
Przyznam sie że ostatniego parta nie doczytalam,bo jakos mi
nie przypadl do gustu ale TEN przeczytam na pewno
A..i Szyszymorko..czyz te wielokropki to jakas aluzja..do dawnych
czasow? ^^
Wiem,ze nie tak mi sie przypomnialo
Powoli się oduczam,ale mi cięzko
..a dla Sylwusi dawka magnezu..bo potrzebuje siły..rozumiem
co czujesz, mnie też szkołą przytłacza, a Ty zapewne masz tego jeszcze
wiecej ..1 LO , jak sie nie myle ...TRZYMAM
KCIUKI i TRZYMAJ SIE...
P.S: Ja sie musze do 15.11 z reli 43
pyt. nauczyc ..Boże
ratuj..a jak narazie nie zajrzalam nawet..tak..
i jako niezwykle
"inteligentna" osoba zapisalam sie na konkurs z niemca...
Szkoda palcow..na klawiaturze tracic, nie ma co..cieżko jest i jeszcze
sama sobie ten cieżar na siebie ściagam..
P.s 2: tak troche sie
rozpisalam o sobie..powiedzmy, zeby pokazac ze rozumiem naszą
autorke..tyle..
moja klasa zamiast isc do szkoly w sobote
wybralismy sie do kina a tak
poza tym to witam was,dawno mnie nie bylo na forum
Meridien - ,i
jeszcze ci napisze,ze przeczytalam Kod Leonarda da Vinci(mowilas ze
przeczytalas),swietna ksiązka,glowny bohater strasznie kojarzy mi sie z
Lupinem(echm...),ale teoria Graala to dla mnie jedna wielka bzdura...
pozdrawiam
moja klasa zamiast isc do szkoly w sobote
wybralismy sie do kina a tak
poza tym to witam was,dawno mnie nie bylo na forum
Meridien - ,i
jeszcze ci napisze,ze przeczytalam Kod Leonarda da Vinci(mowilas ze
przeczytalas),swietna ksiązka,glowny bohater strasznie kojarzy mi sie z
Lupinem(echm...),ale teoria Graala to dla mnie jedna wielka bzdura...
pozdrawiam
ludzie nie czepiajcie sie,cos mi ostatnio forum nie dziala !! jak
ktos mądry mi powie jak usunąc tą wiadomosc to ją wykasuje ....
Wszytko o Manewrach
Założyłam bloga, gdzie
będe pisała o pewnych rzeczach związanych z opowiadaniem. Nie chcę abyście
zaśmiecały forum. Wszelkie pytania kierować tam i na wszytkie odpowiem.
Zapraszam
Merid
Wow, czytam to od wczoraj (między reklamami
na Harrym Potterze ) i to
jest fajne, cudowne, piękne, boskie itp. itd.
Teraz będe chyba
codziennie włazić na ten temat.
dla
ciebie
Podpis Podpis Podpis Podpis Podpis
Podpis
MÓJ Podpis
kobieto, po co ty to piszesz ze chcesz
kolejne manewry? wszyscy tego chca wiec niepotrzebnie to piszesz. a co do
merid, to niech sobie pisze na spokojnie bo gdyby nas posluchala i dala
parta to prawdopodobnie nie bylby taki klawusny jak poprzednie. tylko tyle
mialam do powiedzenia
Hejka! Niedawno zapisałem się do
fanklubu i przeczytałem jeden z najlepszych ficków, ale coś długo nie ma
next parta!
I w najbliższym czasie na pewno nie
będzie... przez wichurę, która przeszła niedawno przez Polskę, Merid popsuł
się komputer i teraz nie ma w domu w ogóle dostępu do netu.. skąd wiem?
Od dwóch dni próbowała się do mnie dodzwonić i w końcu dzisiaj jej się
udało (a to przez to, że dkopiero dzisiaj odzyskałam komórkę) i kazała
przekazać tą smutną wiadomość
PoZdRo
Naczelny Korektor
MF
ech biedna Meridien... I biedna JA!
A ja takj czekałam czekałam czekałam czekałam czekałam czekałam
czekałam czekałam czekałam czekałam czekałam czekałam czekałam czekałam
czekałam czekałam czekałam czekałam czekałam czekałam
i nic i teraz
okazuje sie ze jeszcze sobie
poczekam poczekam sobie poczekam poczekam
sobie poczekam poczekam sobie poczekam poczekam sobie poczekam
poczekam...szkoda:(
no ale trudno...
I ukarał Bóg biedne fanki Manewrów zsyłając
wichurę, która odcięła Merid od neta...
Czekamy, ale nie wiem, czy nikt nie zemdleje bez dawki Manewrów.
pozdrawiam
Gali
P.S./szept/ a ja wciągnęłam kolejną
koleżankę w Manewry / opentańczy śmiech/
ej no dupa. i trzeba będzie jeszcze dłużej
czekać. buu ):
[hehe, widzicie fajna jestem i też przeczyałam
sobie Manewry =P]
Łoj łoj .... a "Manewrów" jak nie
było, tak nie ma =(.
No to se jeszcze poczekamy.
No bo Sylwia miała komp popsuty, no! A
teraz wszystko jest ok, ale czy coś tworzy, to nie wiem. Zapewne po trochu
tak.
Damy radę
Nimfka w odpowiedzi: nie mamy
wyboru!
I znowu leciałam jak głupia, bo a nóż pojawiła się
kolejna część Manewrów... Się zawiodłam.
Ale czekam.
Pozdrawiam.
Merid : Damy radę ?
Wielbiciele
Manewrów : DAMY RADĘ.
Nie śpiesz się... Jakoś musimy doczekać.
Gall
Musimy... może będzie po świętach...
oby.
edit: Nimfadora, bardzo mi przykro, ale popełniłaś okropny
błąd ortograficzny.
W tym wypadku piszemy nuż.
Zwołuję komisję do ustalenia, czy pewna osoba o inicjałach K.K.
i
nicku: "Nimfadora" nie powinna znać tej zasady ortograficznej.
Skład komisji (nicki):
Przewodniczący: Piotrek
Doradcy:
kkate, vigga
Zasługi komisji:
Piotrek - Oficjalny Tytuł
Mistrza Ortografii Miasta Kraśnika dla lat 16 (ma lat 13)
kkate -
Oficjalny Tytuł Mistrza Ortografii Miasta Radomia do lat 16 (ma lat 14)
vigga - średnia 5,9
kij wam w oko faszyści
ortograficzni!
anarchy!
O_o
Interesujące. Jestem w
komisji nawet o tym nie wiedząc. Miło.
Piotrek, już mnie tak nie
przeceniaj - to było w podstawówce a konkurs był do 13 lat
Tak mi się wydaje.
Ale w zeszłym roku wygrałam szkolny
konkurs! Ooo! Dobra, nieważne. Meridien, czekamy. Nimfuś, nie
przejmuj się tym
o borze jaki to był ochydny błont!
tszeba jom wyhłostać, żeby zapamientała!
Na gg proszę:
1. kkate
2.
vigga
Ponieważ vigga nie zna mojego numeru, to: 5397637.
Oh, mój borze, nie hłostajcie, jam
niewinna.
Piotrek, nie popisuj się.
Czy mi się zdanie, Nim, czy już
rozmawialiśmy o tym na gg? Bez takich, proszę.
ech, ale wam sie nudzi....nie mogliscie
pmkowac?! tylko tutaj...to przeciez temat manewrow a nie ortografii!
doslownie nabijanie postow! jak smialiscie? a ja i
tak jestem za nimfadorka....kazdy moze zrobic blad...pozdrowionka
Ja tez jestem za Nimfką!
W końcu
forum to nie wypracowanie, nie?
Mój wujek przysłał mi fajną
kartkę świąteczną. Kiedy ją czytałam mało co się nie poplakałam ze smiechu.
Było tam z pięć błędów ortograficznych i ze swa stylistyczne. Ehym...
Właściwie to to nie było smieszne.
Usycham bez kolejnego parcika
Manewrów...
Zaraz się zaczną walki w kisielu...
Dajmy sobie spokój.
Och, jakaż dyskusja! No dobrze, dajmy
temu spokój. A czy ktoś wie, co sie dzieje z Merid?
Spokój ludzie! To naprawdę beznadziejna
dyskusja.
Skoro widzisz, że jest na gg, to Twoje jest
OK. Czemu się nie odzywasz????
No bo widocznie nie możemy na siebie
trafić. A poza tym jestem chora, mam grype, a jak mi jest lepiej, to zajmuję
się różnymi sprawami tajnymi
OFFTOPIC!!
Hej, kkate, a o mnie zapomniałaś? Ja też być fanka Manewrów!!!!!!
Khe, khe, offtopy są super... XP
Ruszamy temacik! Ja tęsknię za
manewrami, a wy?
muszę was niestety zmnartwić.. póki co..
Manewry nie istnieją.. w dosłownym znaczeniu tych słów... Merid nie ma
tymczasowo neta, a do tego brat skasował jej dysk.. i to nie są żadne
żarty...
PoZdRo dla wszystkich zdołowanych tym faktem
Naczelny Korektor MF
czemu to sie stalo?! to nie moze byc
prawda!! a ja tak tesknilam i czekalam na nowy part!!
to bylo za
dobre zeby istnialo? (uwaga,
wierze w przesady)...mam nadzieje ze bedzie pisac je dalej....i mam nadzieje
ze to niedlugo nastapi ..... pozdrawiam
Dlaczego? Tak diagb było za dobrze...
A już
myślałam, że jeśli forum powstało, to "Manewry" też będą
publikowane.
Cóż nalezy poczekać i mieć nadzieje, że wszystko się jakoś
ułoży i w najbliższym czasie będziemy się cieszyć z nowej publikacji.
Pozdrawiam
CC, pełna nadziei
widzę, że tu małe niedopowiedzenie
wystąpiło... a więc prostuję.. Manewry nie istnieją, ponieważ przez swojego
brata ma skasowany dysk, a tym samym skasowane Manewry... jednakże, jako jej
korektor i krytyk mam na dysku część jeszcze nie opublikowaną, którą prześlę
Merid, jak tylko odzyska neta... niestety nie mam pojęcia kiedy to
nastąpi... mogę napisać tylko jedno.. cierpliwości..
PoZdRo
Naczelny Korektor MF
Mam nadzieję, że juz niedługo Manewry się pojawią.
Mi tez kiedyś KTOŚ * wymowne spojrzenie na klasowego bossa, Kubę B.* skasował opowiadanie jakieś 20-rozdziałowe z dyskietki (jedyna kopia). Myslałam że go utopię, powieszę, zasztyletuję i w ogóle. Wiem jak to boli.
Współczuję Merid.
i cierpliwie czekam na cud.
:*
Ja miałam coś podobnego - tata zrobił formata nie pytając nikogo o zdanie. Jaka ja byłam wściekła! Potraciłam opowiadanka, które pisałam wtedy (głupie i bezsensowne, ale miło byłoby się pośmiać ), wszystkie obrazki, fotki... Miałam tylko jakieś 5% z tego na dyskietkę przezornie zgrane, i chociaż to dobrze. A teraz znów mój dysk pęka w szwach i lepiej, żeby mi ojciec z czymś takim nie wyskoczył, bo go na żywca poćwiartuję Rozumiem Merid.
Miejmy nadzieję, że Merid wkrótce odzyska neta, aby mogła nas uraczyć kolejną częścią doskonałych "Manewrów" :*
Manewry
Czytałam to kiedyś tutaj jak byłam zwykłym ''gościem''...
Ja też nie mogę się doczekać, kiedy będzie następna część...
Mam nadzieję, że autorka szybko odzyska net
Kisses,
Daphne
Cierpliwość jest cnotą
Mar dla was wszytkich
Pozdrawiam
Merid wnerwiona
Chwała Merid Przynajmniej wiemy, że żyjesz
Marid, może i cierpliwość jest cnotą, ale wiesz, co za dużo to nie zdrowo... Czytanie tego zajeło mi jakieś trzy czy cztery dni(przeklęci rodzice, uważają że za dużo siedze i na pół godziny dziennie mi pozwalają tylko siedzieć, ehh:/) i myślałam że będzie coś nowego, świeżego, a tu nic, pustka, cisza, jak makiem zasiał... I takie małe pytanko, jest może nadzieja na nową cześć jeszcze w tym roku?
Biorąc pod uwagę to, że nareszcie kończy się szkoła i chyba wena mi ostatecznie wróci, to raczej tak. Sądzę, jednak, że mojego rekordu w pisaniu JEDNEGO odcinka chyba już nikt na tym forum nie pobije. 10 miechów jakie spędziłam w tej zakichanej budzie wyzeło mnie z tego, co miałam najlepsze. Zobaczymy co zostało...
Merid, napewno coś zostało i na 100% no może jednak dajmy 99% uda ci się coś spłodzić jak tylko złapiesz wene( ale ona, cholera, jest czasem strasznie szybka, zdarza się czasem że aż za szybka) miejmy tylko nadzieje że twoja wena zmęczyła się już uciekaniem i trochę zwolni...
Słusznie. Ja już usycham bez nowej części, ale oczywiście rozumiem, że wcześniej nie dałaś rady. Ech, szkoła. Liceum.
Wiedz tylko, że jak chcę poprawić sobie humor, to czasem czytam swoje ulubione kawałki Chyba druknę to sobie i przeczytam jeszcze raz od początku do końca. Kochanego Remusa nigdy nie za wiele, a naprawdę dobrych opowiadań z nim w roli głównej aż tak dużo nie ma.
Trzymaj się ciepło, i w razie potrzeby pisz na dobrze sobie znany login tlena
Kaśka, dziocho jedna w swym rodzaju, ja na serio się staram; Kate, do ciebie też to mówie. Ja swym jestestwem i brakiem weny ludzi już wykańczam. Do nikogo się nie odzywam, tylko przez białą kartką w Wordzie siedzę (Coś mi się zdaje, że już sporą licznę kumpli z neta straciłam ) i nic!
Ide się upić. Tylko kurna kawałów brak!
Merid stracona
PS.
Natka, jak to czytasz, to jak mnie zobaczysz, to mnie zastrzel.
Napisze tak... niektóre sekwencje oowiadania są do dupy..... Poza tym obleci. Z postu na post piszesz lepiej. No i co mogę jeszcze powiedziec, zyskałas nowego czytelnika No, to kiedy nastepna częśc???
Zalogowałam się na MF-ie tylko dla Manewrów. Śledziłam je od poczatku, choć się nie udzielałam. Wiadomość o zawieszeniu pisania tego opowiadania była więc nieco dołująca. Cieszę się, więc, ze wracasz do tworzenia. ^^
Mam jednak nadzieję, ze tym razem dokończysz juz Manewry.
Niedawno jednak przeczytałam wszystko od początku i musze zwrócić uwage na pewne rzeczy, które mnie nieco rażą.
Np. wstawki w nawiasach od Autorki w tekście. Nie wiem czemu tak mi to przeszkadza, ale ja wprost tego nie cierpię. Wolę jak ktoś napisze wszystko co chce dodac POD wklejonym opowiadaniem, a nie W TEKŚCIE.
Znaki zapytania. Jeden wystarczy. Coś takiego: ??????????????????????? wygląda mało estetycznie. I tak wszyscy wiedzą o co chodzi. ^^
Doczekaliście się. Przedstawiam wam najdłuższy z napisanych przeze mnie rozdziałów „Manewrów”. Musieliście na niego dłuuuugo czekać, ale mam nadzieję, że spodoba wam się, szczególnie, że natrudziłam się nad nim (wiem, wiem, ale pomarzyć przecież można, a ja mam do tego duże skłonności).
Dobra, oto 9, życzę smacznego.
Dedykacja:
Dla wszystkich tych, którzy lubią Syriusza… zlitowałam się nad wami. Niech to rozjaśni wasze oblicza .
Dla chłopaka, który na Angielskim mówi po niemiecku.
PS. Oj, chyba za to wpakują mnie do Kwiatu Lotosu
Pisane przy akompaniamencie „Aya Benzer” , „Top” , „Bombaci” , „Teyze” oraz innych piosenek z płyty Mustafy Sandal’a.
Manewry – 9
Laura patrzyła z niedowierzaniem, jak Remus po raz kolejny od dwóch dni idzie cały zielony na twarzy do toalety. To dziesiąty raz, od kiedy się obudził, a minęła zaledwie trzecia godzina, od tamtego czasu – jak poinformował ją Jim. Co najdziwniejsze, ten sam Potter przysięgał, że na jego oczach pielęgniarka dawała Remusowi lekarstwo na jego dolegliwość.
Polka już nic nie rozumiała. Doskonale pamiętała, że lekarstwa w Hogwarcie były niekiedy lepsze niż te podawane w Świętym Mungo. Po kościach czuła, iż to ma coś wspólnego z klątwami. Za dobrze się na tym znała. Ileż to razy używała ich na Huncwotach, aby teraz ich działania nie rozpoznać?!
- Severusie – zagaiła zgoła niewinnie.
- Hm? - spojrzał na nią ostentacyjnie.
- Pamiętasz, jak kiedyś załatwiliśmy całą ich czwórkę…?
- Wiele razy to robiliśmy – odparł, spoglądając przez sekundę na siedzących nieco z boku w pokoju nauczycielskim Jim’a i Syriusza. – Wiele razy również przez to obrywaliśmy.
- Tak – pokiwała głową, jakby sobie to przypominała. Na jej pełnych ustach błąkał się lekki uśmiech. – Ale był raz, gdy nawet sam Dumbledore nas ochrzanił.
- To było wtedy, kiedy jeden z nich nie zdążył do łazienki – szepnął z uśmiechem pełnym zadowolenia. – I szczerze, to nie żałuję tego jednego razu.
Laura błysnęła zębami.
- Ja też – przyznała szczerze.
Wojna tocząca się między nimi a Huncwotami trwała lat pięć. Podczas niej użyto tyle niedozwolonych zaklęć, że raz ministerstwo przysłało specjalnego inspektora, ponieważ podejrzewano, iż w Hogwarcie dochodzi do notorycznych spotkań sług Sami-Wiesz-Kogo. Choć zarówno Laura jak i kilka innych osób mówiło na niego Voldemort – co stanowiło w tamtych czasach oznakę niebywałej odwagi – nie zainteresowano się nimi. I wojna trwała nadal. Nawet, kiedy inspektor był nadal w szkole. Ostatecznie można przyznać, że wygrali jej przeciwnicy. Ale tego, co zrobił Syriusz Black nie zapomni do końca życia.
- Nie wierz facetom! – mówiła zawsze jej przyjaciółka. Powinna jej słuchać, bo miała rację.
Syriusz Black spoglądał co kilka chwil w kierunku pary siedzącej pod oknem. Jego brązowe oczy mrużyły się przy tym, jakby chciały przewiercić na wylot obie postacie.
- Zazdrosny? – spytał Jim z lichym uśmiechem.
Syriusz obruszył się.
- O kogo? – zapytał tonem, który miał obwieścić zgrozę sytuacji, która nastanie, po odpowiedzi przyjaciela.
Jednak osobnika, który tak dobrze zna Black’a, jak jego najlepszy przyjaciel trudno jest zbić z tropu.
- Snivellusa?
- O, tak! Zakochałem się w Smarku!
- Tak też przypuszczałem! – podchwycił natychmiast Jim. – Tyle razy mówiłeś o jego lśniących włosach… Zawsze podejrzewałem, że jesteś homo, a te dziewczyny to tylko na pokaz!
- Aha!
- To może napiszesz do niego list miłosny?
- Dobry pomysł. Zaczekaj… - zamyślił się niczym filozof. – Może tak: „Kochany Smarku… Jak ja kocham twe smolne ślepia, których śmiertelne blaski rozgrzewają mnie od środka, a twoje jakże puszyste włosy przypominają mi watę cukrową!”
- Black, może byś napisał ten list, zamiast wykrzykiwać to na całą salę? – poprosił grzecznie Severus Snape, który właśnie miał wyjść z pokoju nauczycielskiego.
Syriusz wlepił tępy wzrok w punkt gdzieś ponad ramieniem Jim’a.
- A jednak homo! – wykrzyknęła uradowana Laura. – Jimie, powiedz żonie, że wisi mi kasę za zakład w czwartej klasie! – zaśmiała się na cały głos i triumfalnie wyszła.
Jim popatrzył litościwie na bruneta. Syriusz potrafił wpakować się w kłopoty nawet o tym nie wiedząc, co stanowiło nawet dla niego, James’a Potter’a, wyzwanie nie do pobicia.
Syriusz szepnął jakby do siebie:
- Ja jej jeszcze pokażę – i wybiegł z pomieszczenia, odprowadzony przez tłum zdziwionych oczu.
*&*
Laura Olszak miała to do siebie, że była jak medal ze swoimi dwoma stronami. Potrafiła być miła, uprzejma i pomocna, by za chwilę stać się wcieleniem Kali i żądać krwawej zemsty. Z tego również powodu część osób z Hogwartu zapamiętało ją jako mieszankę Chaplina i Matki Teresy z Kalkuty, a inni woleli jej wręcz nie pamiętać.
Dużo wody już upłynęło, od kiedy po raz ostatni widziała te zatęchłe mury. Nie, wcale za nimi nie tęskniła. Najbardziej brakowało jej ludzi, których tu spotkała. Ta cała gadka o sentymentach co do korytarzy czy sal byłych szkół jej w ogóle nie ruszała. Wręcz uciekała od szkoły i tym podobnych rzeczy.
Jakby na złość samej sobie, Laura była też osobą, która kiedy upatrzy sobie za cel, na przykład osiągnięcie najlepszego wyniku na roku, to każdy może być pewien, że tak będzie. Ale musiała mieś ku temu powód. A utarcie nosa pewnej smarkuli, która myśli, iż zjadła wszystkie rozumy było takim powodem. Biedna mała nadal nie może ścierpieć, że dała się zamienić w lamę podczas najważniejszego egzaminu.
Laura będąc piętnastolatką stwierdziła, że jej powołaniem jest zostać Aurorem. Już wcześniej zagłębiała się w klątwach, a o ich przydatności wiedziała więcej niż niejeden z dorosłych czarodziei. Za to mogła z czystym sumieniem podziękować czworgu swoim wrogom, bo, jak już to wiele razy było podkreślane - ona i Huncwoci byli niczym dwa barany walczące o samicę. W tym przypadku samicą był honor, a tego ani Laurze, ani im nie brakowało.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Tak, to były ciekawe czasy.
- Laura, zaczekaj! – krzyknął, aż nazbyt przypominający odgłos wydawany na waltorni, głos.
Laura, z pokorą, jaką u niej widać tylko, kiedy szykuje się do czegoś złowieszczego, stanęła i poczekała na wołającego ją mężczyznę.
Owy mężczyzna wyglądał jakby właśnie przebiegł kilkanaście kilometrów sprintem, po czym wskoczył jeszcze do rwącej rzeki i płynął pod prąd. Doskonale widziała, jak na jego czole pojawiają się maleńkie kropelki wody i niemal niezauważalnie spływają w dół po bokach twarzy. Laura perfekcyjnie wiedziała, że zapewne będzie chciał teraz wyglądać, jak przysłowiowy facet z neolitu – męski i dostojny. Tyle tylko, że tamtych facetów charakteryzowały nie tylko już wymienione cechy, lecz również dzikość.
- Tak? – a jej głos był niczym miód spływający na kromki chleba – tak kiedyś głos Laury opisał jeden z jej znajomych, a prawda była taka, że panna Olszak dysponowała trochę durowym altem, w którym częściej słyszało się ironię niż ciepło.
- Co byś powiedziała, gdybym zaprosił cię na kolację?
Jeżeli porównanie do greckiego posągu, który wyszedł spod dłuta Fidiasza, wyszłoby urodzie Laury na dobre, to mogło się takie porównanie stworzyć. Ale ograniczymy się do stwierdzenie, że dziewczynę zamurowało od stóp do głów.
A ON się do niej uśmiechał! Uśmiechał! I to ciepło!
- Milczenie oznacza zgodę – szepnął z sukcesem tak dokładnie wypisanym na twarzy, aż Laura zadrżała.
Kiedy On odszedł zaczęła kląć jak szewc. Na światło dzienne posypały się wszystkie wyzwiska, jakie mogła przypomnieć sobie tej chwili. A było ich dużo.
Osz ty chamie jeden, bęcwale ***(dłuższa cenzura)*** Nie doczekanie twoje!!!! – tak oto pokrótce przedstawiały się jej myśli, kiedy zawiłymi korytarzami pędziła ku swemu, jak myślała, wybawieniu.
Ale pytanie brzmiało – Jak, u licha, mijała wejść do męskiej toalety??????
Remus był już wyczerpany. Nie dość, że wyjątkowo bolały go pewne części ciała (nie tylko brzuch!), to dodatkowo gorączkowo myślał o człowieku, który mu to zrobił. Bo było dla niego jasne, iż nie stało się to za sprawą jakiegoś przysmaku podwędzonego z kuchni. Nie widział też związku swoich dolegliwości z wilkołactwem, więc pozostawało jedno – ktoś rzucił na niego klątwę! Ba! Mógł dać głowę, że ktoś bawił się kukiełkami!
- To żenujące – jęknął, skręcając w kolejny korytarz.
Jeszcze tylko kilka metrów – Remus usłyszał donośne bulgotanie w żołądku.
Tylko metr – Zdąży!
Chłopak wpadł niczym tornado z wysp Haiti do toalety na trzecim piętrze i zaraz potem schował się w jednej z kabin.
Przysięgam, że kiedy dorwę tego żartownisia, to zobaczy, z kim zaczął. Zachciało mu się wygłupów? Jeszcze zobaczymy! – syczał w myślach, zdając sobie sprawę, że długo potrwa zanim znajdzie odpowiednią karę dla tego, kto mu to zrobił.
Wtem usłyszał, jak drzwi otwierają się.
- Nie patrzę! – wrzasnął podenerwowany głos. – Naprawdę nie patrzę! Słowo honoru!
- Laura?
- Noo…
Boże kochany, co ona tu robi?!?! – strach teraz zajrzał mu tak głęboko w oczy, jak nigdy wcześniej.
Ale zaraz potem przyszedł gniew.
- Pomyliłaś drzwi?! – warknął, tak jak zwykł robić to dawniej, gdy zalazła mu za skórę.
- Nnie…
Na Merlina! Ona się jąka! – na jego twarzy pojawił się wiele mówiący uśmiech – ironia plus zadowolenie równa się Remus Huncwotem.
- Więc?
- Booo…
- Tak?
- Mam…
- Co masz?
- Prośbę.
- Jaką?
- Możemy pomóc sobie nawzajem…
- Jak?
- Bo wiesz, że siedzisz tam… przez kogoś.
- Aha.
- A ja ci mogę pomóc… go znaleźć.
Remus zamilkł (a cichy chlupot zabrzmiał w jego kabinie) i poczerwieniał. I ze wstydu spowodowanego pewnym odgłosem i dlatego, że zapomniał, kogo ma zaraz obok siebie. Laura mogła mu pomóc bardziej niż jego przyjaciele!
- Jak rozumiem, nic za darmo – mruknął, coraz bardziej zażenowany.
- Aha!
Laura najwidoczniej odzyskała pogodę ducha i mogła teraz mówić już bardziej dosadnie.
- Musisz zrobić tylko jedną rzecz – stwierdziła niemal błagalnie.
- Jak pomożesz mi ty, to ja zrobię dla ciebie wszystko! – zapewnił gorąco.
- Wyjdziesz za mnie?
*&*
Liv czuła się samotna i opuszczona przez wszystko i wszystkich. Siedząc pod oknem w swojej sypialni, tuliła do siebie swojego misia i szczerze miała gdzieś i Remusa, i tę panienkę od Polaków, i uporczywe wyrzuty sumienia. Te ostatnie wywodziły się z tego, że nie rozumiała, jakim sposobem jej zaklinanie osiągnęło taki skutek. Chciała żeby tak się stało… ale też tego nie chciała!
Nie potrafiła dokładnie określić, co czuje, ani też tego, czego chce. W tej chwili była jedną z wielu kobiet przechodzących najkoszmarniejsze dni w ciągu całego miesiąca. Syndrom przed miesiączkowy - jedne z najbardziej groteskowych, a zarazem przerażających słów, jakie istnieją. Ta, która przez to przeszła wie, co to znaczy, ale istnieją ci, którzy nigdy nawet o tym nie słyszeli. Owe persony nieznające zagrożeń, jakie za sobą niesie syndrom przed miesiączkowy często wkraczają na złowrogą ziemię, a czas ich jest policzony.
Jednym z takich idiotów był Severus Snape.
- Olivio, do cholery!
Severusowi zdawało się dzisiejszego ranka, że przynajmniej tego dnia będzie spokój. Niestety pomylił się sromotnie, bo o to pannie O’Cośtam zachciało się stawiać fochy.
O, biedny ignorancie – pożałował go nawet sam diabełek.
Chyba po raz pierwszy się z tobą zgadzam – przytaknął aniołek.
Severus w swoim życiu znał bliżej tylko dwie kobiety, które nie były jego matkami – Bellę i Laurę, a Liv napatoczyła się jakiś czas temu i jeszcze jej dobrze poznać nie mógł. Toteż biorąc po uwagę, że dwie poprzednie takowych kłopotów raczej nie przechodziły, a matki raczej o takie rzeczy nie pytał, jego niewiedza była usprawiedliwiona.
Niestety Liv to nie obchodziło.
- Jeżeli nie wyjdziesz stamtąd…!
Wielki nietoperz, prawdopodobny wampir i „żmija wychowana na piersi” stanął jak wryty.
Oto drzwi otworzyły się z przeraźliwym piskiem (chłopak zadrżał), a w nich stanął Anioł Zemsty. Niczym niezmącony strach zapanował nad wątłym teraz ciałem Mistrza Eliksirów, który podświadomie zaczął rozliczać się ze Stwórcą ze swoich grzechów.
Filigranowa postać z różdżką w jednym ręku, a pluszowym misiem w drugiej, zrobiła krok ku niemu, a on był już gotów uciekać gdzie pieprz rośnie albo i dalej, ale coś nie pozwalało mu się ruszyć. Niebezpieczeństwo było coraz bliżej i jakaś część jego świadomości starała się wymyślić jakieś wyjście, inna za to chciała o wszystkim zapomnieć, następna bała się.
- Czego? – warknęła wściekła dziewczyna.
Severus nie miał odwagi się odezwać.
- CZEGO? – zapytała donośniej i zrobiła krok ku niemu.
Severus w dalszym ciągu nie odzywał się, ani również nie ruszył się z miejsca. Pot spływał mu po policzkach, w oczy zajrzał prawdziwy, dziki strach. Nie był do tego przyzwyczajony i nie wiedział, co robić… ale jedno zrobić mógł!
- POMOCY!!!!! –wydarł się, przerażony perspektywą poniesienia śmierci z rąk krasnoludka.
Sekundę później rzucił się na podłogę, chcąc uniknąć bliskiego spotkania z zaklęciem, którym uraczyła go Olivia. Zakrył głowę rękoma i starał się nie zauważać promieni przelatującymi tuż nad jego głową – szczęśliwym trafem wskoczył za fotel, który osłaniał jego nogi, głowa za to musiała się sama bronić.
Boże, Boże, Boże! Zlituj się! – modlił się gorączkowo Severus Snape, który dla wtajemniczonych pozostawał zatwardziałym ateistą.
Bóg się nie zlitował, a Liv rozkręciła się na dobre, co dało Severusowi kolejny powód do niewiary w jakiekolwiek siły wyższe, które chronią lub skazują ludność tego świata. W ostatnim przypadku coś mu zgrzytało, lecz nie miał czasu, aby głębiej się nad tym zastanawiać – musiał przecież przeżyć.
Czy „Żył pełnią życia” to dobry pomysł na napis na nagrobek?” – odezwał się cichy głosik, którego panicz Snape nie słyszał od jakiś dziesięciu godzin.
Yyyyyy… – pomyślał bardzo inteligentnie.
Co? – zarechotał wysoki, skrzekliwy głos.
Severus nie zdążył odpowiedzieć. Nagle poczuł swąd palących się włosów.
Krzyk, który rozległ się w chwili następnej był niczym połączenie okrzyku bojowego Xeny i pisku Kastratów.
Liv oprzytomniała w jednym momencie. Musiała zamrugać kilkukrotnie powiekami, bo nie mogła uwierzyć w obraz, którego była świadkiem. Oto Severus S. Snape latał po całym salonie, starając się ugasić pożar, jaki rozpętał się na jego czarnej czuprynie. A piszczał przy tym!
Na ustach Liv wykiełkował słaby uśmiech, ale zaraz potem zreflektowała się i rzuciła mu na pomoc. Wrzeszcząc pierwsze z brzegu zaklęcie, które miało coś wspólnego z wodą, biegła za Severusem, wymachując dodatkowo przy tym dziwacznie różdżką. Efekt tych zabiegów był po prostu piorunujący – dosłownie! Tuż pod sufitem pojawiła się nagle mała ciemnoszara chmurka, która szybko powiększała swoje rozmiary, aż objęła cały sufit. W chwili kolejnej rozległ się złowieszczy grzmot, błyskawica rozjaśniła pokój (na szczęście nie trafiając w żadną rzecz godną uwagi), a na Liv i Severus’a runął deszcz nie gorszy niż monsunowy z Indii.
Laura pluła sobie w brodę, że była aż taka głupia i poszła do Lupina ( Tego gada nieopierzonego, jajorodnego, jajogłowego bęcwała ). No, ale pomysł był dobry! Taka prawda! Poudawać kochającą się parę do czasu jej odjazdu (wtedy ten Pies zawszony zastawiłby ją w spokoju), a wówczas pomogłaby mu odnaleźć osobę, która spowodowała jego… drobny dyskomfort. Ale nie! Dupek się jeszcze roześmiał. I gdzie się podziali się ci słynni angielscy dżentelmeni??? No, tak… Bardzo dobre pytanie…
Te jakże interesujące rozważania przerwał, szanownej panience Polce grzmot. Laura stanęła jak wryta na środku korytarza. Bo Laura miała jedną mają wadę. Cholernie bała się burzy – inaczej się tego określić nie da. Zwykle w takich wypadkach zaszywała się gdzieś głęboko pod kołdrą, nakładając najpierw na swój pokój odpowiedni zaklęcie i nawet nie myślała, aby wyścibić nos spod cieplutkiego okrycia. Tym razem jednak nie było o tym mowy ze względu na towarzyszących jej kolegów i innych idiotów, z którymi raczej nie chciała się widywać szczególnie, kiedy była przerażona.
Głośno przełykając ślinę, zwróciła głowę ku najbliższemu oknu. Zważywszy na to, że Olszakówna zmarszczyła swoje ciemne brwi, a ja jej czole pojawił się wiele mówiący mars i lekko wytrzeszczonymi oczyma koloru nieba za oknem wpatrywała się w niespotykanie piękny dzień, jaki można było spotkań w Szkocji, stało się wiadome, że coś tu śmierdziało.
Laura wyprostowała się i poruszyła lekko ramionami. Wszystkie trybiki w jej głowie zaczęły gorączkowo pracować nad wyjaśnieniem tej sprawy. Po krótkiej obserwacji, zauważyła, że spod jednych drzwi, które kiedyś należały do nauczyciela Obrony (i zdaje się, że nadal należały), wypływał strumyk wody. Lekka konsternacja, jaka nastąpiła po owym odkryciu minęła Laurze szybko.
Zastąpiła ją złość.
Dziewczyna wyciągnęła szybko swoją różdżkę i szarpnęła za klamkę drzwi i… otworzywszy szeroko usta i wytrzeszczywszy oczęta, stanęła jak wryta. To był Armagedon we własnej osobie – błyskawice, grzmoty, kłębiące się chmury i Severus z nadpalonymi włosami, a przy nim takie małe coś, co zdaje się było Olivią O’Connell. Laura zmusiła się do zachowania spokoju, choć biorąc pod uwagę okoliczności burzowe było to w jej przypadku bardzo trudne. Wysyczała zaklęcie, machnęła różdżką, poczym wiadomy patyk czarodziejski schowała. Czekała. Na co czekała, tego akurat nie wiedziała, ale miała nadzieję, że niebiosa się zlitują w jakikolwiek sposób. Oczywiście nie nastąpiło nic, co można by było uznać za jakieś objawienie – nie pojawił się żaden święty, nie było żadnych głosów jak w przypadku Dziewicy z Lotaryngii. Było natomiast głośne i wyjątkowo wulgarne przekleństwo, którego dopuścił się jedyny w tym gronie przedstawiciel płci brzydkiej. Poczym rzucił się na Olivię.
- Zabiję!!! – ryknął jakby jako dodatek do tego, co powiedział wcześniej.
Laura zobaczyła scenę żywcem wyjętą z programu Benny Hill’a.
Deszczówki nie było, pozostałości po uderzeniu błyskawic zostały usunięte, jedynie wrogie spojrzenie i szopa spalonych włosów na głowie Sev’a świadczyły na niekorzyść Liv. Ale ona nie miała wyrzutów sumienia. Skoro ten bałwan sam się napatoczył to była jego wina.
- Severusie, przestań – powiedziała łagodnie Laura, dzierżąc w dłoni nożyczki krawieckie. – Nie bądź dzieckiem.
- Który facet… - mruknęła Liv, ale widząc, że szponiaste dłonie „pana od eliksirów” zaciskają się spazmatycznie na poręczy fotela, zamilkła.
- Zgadzam się z tobą – stwierdziła głośno Laura, niezrażona zachowaniem mężczyzny. – Faceci zawsze będą dzieciakami!
Czarne oczy zwęziły się niczym ślepia drapieżnika. A Laura dalej stała z podniesionymi do góry nożyczkami i uśmiechała się kpiąco do niego. Zdaniem Liv trochę przesadziła… Nie, mało powiedziane! Liv zastanawiała się, czy ta kobieta ma jakiś instynkt samozachowawczy!
Z gardła Snape’a wyłonił się wrogi pomruk.
- W łóżku też tak mruczysz? – Polka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Olivia, cokolwiek można by było o niej powiedzieć, instynkt samozachowawczy miała rozwinięty lepiej niż niejeden agent CIA. Z intuicją również w tyle nie była, a że i ona i wcześniej wspomniany instynkt właśnie wszczęły dziki alarm w głowie Liv, to po prostu, nie bacząc na nic, owa panna cofnęła się kilka kroków bliżej drzwi.
- Nie dotkniesz ich – wycharczał mężczyzna. – Do jutra odrosną same.
Laura zaśmiała się perliście. Liv znalazła się jeszcze bliżej wyjścia.
- Durniu jeden, zapomniałeś wszystkiego, co żeśmy się uczyli? – wysyczała Laura, przybliżając twarz do Severusa, tak, że niemal stykali się nosami. – W czwartej klasie wywołałeś taką samą burzę. Z tego, co pamiętam jeden z piorunów trafił Filch’a i biedaczek… dotąd ma trochę miej włosków na głowie…
- Jest charłakiem…
- Tak! – krzyknęła. – Tak! Ale stary Albus starał mu się pomóc. Ty, kochany, masz takie szczęście, że Olivia nie skoncentrowała się wystarczająco i nie upiekła twoich… notabene niezbyt zadbanych włosów… na węgielki do mugolskiego grilla! – to powiedziawszy wyprostowała się i spojrzała na Severus’a strasznie nieprzyjemnym wzrokiem.
Snape poczuł się bardzo mały.
- No, widzę, że przemówiłam ci do rozsądku – uśmiechnęła się półgębkiem. – Olivio, podejdź tu, drogie dziecko. Masz niepowtarzalną okazję zobaczyć jak się ścina włosy jaszczurowi.
Liv zamarła i od jakiś dwóch minut wpatrywała się wytrzeszczonymi oczami w dziewczynę. O, kurde… – pomyślała natychmiast. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Laura wyciągnęła różdżkę i kilkoma szybkimi ruchami zamieniła wiszące na ścianie lustro w toaletkę a’la Ludwik VI z pięknymi złoceniami. Krzesło, na którym usadowił się Snape zakręciło się niczym małe tornado wraz ze swoim pasażerem i nagle zatrzymało, przemienione w zielony, fakt faktem, niezbyt gustowny, fotel na kółkach. Severus wydawał się teraz bardziej zielony niż zazwyczaj i Liv przestraszyła się, że zaraz zobaczy na swoim dywanie wszystko, co skonsumował na śniadanie i obiad. Sekundę później cała sylwetka chłopaka została zakryta przez jego własny płaszcz, przemieniony w „płachtę od fryzjera”, jak to zwała Liv.
Laura stanęła na lekko rozstawionych nogach i zakomenderowała:
- Olivio, muzykę proszę!
Z chwilą, kiedy rozbrzmiała muzyka, którą puszczała właśnie jedna z wiodących muzycznych magicznych rozgłośni, Laura, podrygując, podeszła do przerażonego Seva, posławszy mu zniewalający uśmiech (na który Snape był zdaje się uodporniony) i stanęła za nim. Chwyciła spalone do połowy pasemko i… Severus zerwał się z krzykiem.
Muzyka grać przestała.
- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz?! – zapytał histerycznie, trzymając się za głowę.
Laura popatrzyła na niego twardo i wskazała palcem fotel.
- No… ale…
- Severusie Snape, pomimo, że dwojga imion, to drugiego nie powiem, bo obrażać cię nie chcę, ale jeżeli zaraz nie usiądziesz, to ogolę cię na łyso i tak chodzić będziesz, aż sobie tupecik przykleisz, a i przy tym raczej żadnej panny nie poderwiesz, wielki czarny wampirze bezzębny!!!
Severus grzecznie usiadł, a muzyka znów rozbrzmiała. A Liv w duchu nie przestawała się śmiać.
Pomimo, że były to nożyczki krawieckie, to jednak Olszak posługiwała się nimi wręcz po mistrzowsku. Ze zmarszczonym czołem, patrzyła się czy czasem nie ucięła tu za dużo, tam za mało. Natomiast jej pacjent miał zaciśnięte oczy, nie potrafiąc patrzeć na przerażającą scenę, która rozgrywała się na jego głowie. Śmierć tylu niewinnych włosów, tak skrupulatnie codziennie namaszczanych różnymi olejkami, nawet mugolskimi piankami i maseczkami, aby uzyskać niepowtarzalny ich blask! Ach! Nie, on na to patrzeć nie mógł! Toż to barbarzyństwo!!! Chlip… Chlip…
Kolejne pasma wzbijały się w powietrze,
By zaraz opaść w geście poddania się tej pogance,
Co świętości severusowej fryzury nie znała.
Ach! Jak, jak można w barbarzyństwie takim pozostawać?!
Karę za to wymyślić należy!
Nożyczki fryzjerskie złamać!
Szkodę naprawić!
Cholera, tylko jak kobiecie się przeciwstawić…?
O to było i pytanie, co sen z powiek spędza!
Ale bowiem Bóg wymyślił te stworzenie i… co zrobić z nim nie wiedział…
Więc, Dobry Bóg postanowił, że jako z przyjaźni, da to robactwo płci przeciwnej…
Co wtedy jeszcze głupia była,
Skazując ją przy tym!
Ale do kary wracając…
Może do morderstwa należało się posunąć,
Aby zniewagę zmyć z honoru swego?
Albo różdżkę jej złamać…?
Severus Snape „Zemsta na kobiecie, co mi włosy obcinała”
Nie wiedząc, co po tak (wątpliwym) wielkim dziele, jakie Sev ułożył sobie w myślach, może jeszcze zrobić, otworzył jedno oko, ale zamknął je szybko. Zauważył tylko, że włosy ma już o połowę krótsze! Barbarzyństwo.
A muzyka ciągle leciała…
Aż w końcu umilkła.
- No, panie wampir! – zawołała wesoło Olivia.- Otwórz swoje piękne oczka!
Szczerze mówiąc, Severus postanowił właśnie nigdy więcej swoich oczków nie otwierać. Stwierdził również, że ktoś chwyta go za powieki i gwałtem je podnosi.
- Cześć! – uśmiechnęła się do niego Laura. – Słuchaj, barani łbie, ja mam cię już szczerze dość, więc nie każ mi używać zaklęć, żebyś wykonał to, co my chcemy – warknęła. Tyrady jednozdaniowe były jej specjalnością.
To rzekłszy puściła jego powieki i odsunęła się, stając ramię w ramię z Olivią, zasłaniając mu widok na lustro.
Obie panie przechyliły głowy.
Popatrzyły na siebie.
I wręcz eksplodowały śmiechem.
I dopuściły go do lustra.
I Severus niemal padł trupem.
I drzwi się otworzyły.
Remus popatrzył na obecne towarzystwo, uśmiechnął się nieznacznie.
- Cześć, Syriusz! Nie wiedziałem… - mężczyzna spojrzał na niego. - SEVERUS?!
Przez następne godziny Severus’a S. Snape’a trzymano jak najdalej od Syriusza G. Black’a, a i ten ostatni starał się nie wychodzić ze swej nory, chyba, że w nagłych przypadkach, takich jak trzęsienie ziemi, tornado, pożar czy powódź… choć swoją drogą niemal nic z wymienionych nie mogło mieć miejsca w tej części kraju. Ostatecznie wygrzebać się stamtąd musiał, bo zapiekło go przedramię. I jak to bywa musiał wyjść, bo inaczej czekało go kilka (jak nie kilkanaście, co zależało od stanu psychicznego pana V.) „Crucio!”. Ech.. ten świat jest niesprawiedliwy…
W każdym razie z Hogwartu wydostać się musiał. Jak to zrobi? Zobaczy się po drodze.
Cicho było. I ciemno! Ale co mu tam! Lepsze to niż rozjaśniona Pokątna. Severus wytknął głowę zza drzwi i zaraz schował ją z powrotem. Miał cichą nadzieję, że idący korytarzem Black go nie zauważył. Swoją drogę, Severus‘a ciekawiło, co wymieniony z nazwiska tu robi o tak późnej porze.
Jego rozważania przerwało raźne gwizdanie i zgrzyt otwieranych drzwi.
Syriusz Black stanął przed lustrem. Z drobnym zaskoczeniem notabene, zwarzywszy na to, ze ta tymi drzwiami lustra być nie powinno. Syriusz zmarszczył brwi. Jego odbicie zrobiło to samo. Uniósł rękę i pomachał nią. Jego odbicie też. Zrobił minę pijaczyny. Jego odbicie też.
Choć było to naturalne, to jednak Black swoim szóstym zmysłem (lub po prostu psim węchem) węszył jakiś podstęp. Choć było ciemno, to jednak widział lustro dość dobrze i… swoją szarawą cerę, zakrzywiony nos i ciemne ślepia??!!
Syriusz wyciągnął rękę i chwycił „odbicie” za kołnierz. Na oczy zaszła mu czerwona płachta.
- Snape – wycharczał.
- Black – wysapał były ślizgon – nie powinieneś już spać?
Syriusz zamknął oczy i zaczął liczyć do dziesięciu. Co jak co, ale morderstwa lepiej pod nosem Dumbledore’a nie popełniać.
- Twoje włosy – powiedział dziwnie spokojnie. – Są jak… moje!
Severus w duchu poprzysiągł Laurze jeszcze większą, bardziej dotkliwą zemstę niż przewidywał wcześniej.
- Coś ty zrobił? – zapytał dodatkowo Black.
Severus szybko przeanalizował wszystkie za i przeciw. Wziął pod uwagę, że znak piecze go coraz bardziej i to, że Black jest jeszcze bardziej przewrażliwiony na punkcie swojego wyglądu i swej oryginalności niż był sam Snape. Koniec końców stwierdził:
- Zapytaj Laury – i wyrwawszy się, uciekł.
Następnego dnia Remus J. Lupin został gwałtownie wyciągnięty z łóżka, gdzie śnił swoje słodkie sny o Liv. Nieprzytomnie popatrzył na Syriusza, który miotał się po pokoju i perorował o jakiejś fryzurze, Snape’ie i Laurze. Zamroczony jeszcze umysł Remusa nie skojarzył za bardzo, więc chłopak runął z powrotem na łóżko. Dopiero, kiedy Syriusz wylał mu na głowę szklankę wody, oprzytomniał.
- Co!? Gdzie?! Kiedy?! Dlaczego?!
- CO? Masz wstać – odpowiedział grzecznie Syriusz. – Gdzie? Tu, w Hogwarcie, a potem w Hogsmeade. Kiedy? TERAZ! Dlaczego? Bo tak chcę!
- A niby co ja jestem? Służka, wyleź spod łóżka?!
- Co ty jesteś? Remus John Lupin, dwu imienny wilkołak, który za cztery dni będzie miał pełnię – powiedział Syriusz, wyjmując z szafy ubrania swoje i Lupina. – Jeśli chodzi o służki… cóż w naszym świecie możemy mieć tylko skrzaty, a one dość ponętne nie są.
Remus uniósł oczu ku sufitowi. Syriuszek miał dziś dobry humor.
- A co, polecasz jakąś?
- Szczerze mówiąc, nie, ale wiesz… jestem jeszcze młody.
- Co nie znaczy, że sprawny.
- I kto to mówi?
- Ja. I mam co do ciebie pewne podejrzenia.
- Uwierz, przyjacielu, że jestem całkowicie sprawny.
- Na umyśle pewnie tak…
- Remus, jak chcesz dożyć do pełni, to nie podważaj moich zdolności, bo samo przeczytanie „Kamasutry” ekspertem cię nie czyni.
Lupin uśmiechnął się krzywo.
- Ale pozwala odróżnić mężczyzn od… - nie dokończywszy zdania, zapiął koszulę do końca i nałożył płaszcz. – Idziemy? – wyszczerzył się.
Syriusz posłał mu spojrzenie zranionego psa.. zranionego i wściekłego.
- Idziemy,
W Hogsmeade był tylko jeden fryzjer. Dość… niezwykły, ale o tym potem. Obrotów zbyt wielkich nie miał, lecz i tak zaglądano tam od czasu do czasu z ciekawości. Budynek, gdzie mieścił się zakład był ukryty po między Zonkiem a, wyglądającym na elżbietański, domem mieszkalnym. Prowadziła do niego wybrukowana ścieżka, przy której ktoś ustawił wielkiego Mikołaja i kilka reniferów, a wszystko było przyozdobione taką ilością kolorowego brokatu, że przebłyskiwał nawet przez śnieg, który okrył je miękką pierzynką. Budynek nie był duży. Pomalowany został na jasno różowy, śmiem powiedzieć cukierkowy kolor i przyozdobiony przez tysiące kolorowych mugolskich świeczek, które mrugały radośnie. Niewiadomo z czego sączyła się spokojna melodia „Cichej nocy”. Remus poczuł ciepło wokół serca.
Które minęło, kiedy wszedł do owego Salonu przy akompaniamencie dzwonka, który obwieszczać miał przybycie klientów. Po czym po prostu zdębiał.
Ściany pomalowane na wściekle różowy kolor, sufit z kolei przyozdobiony freskami przedstawiającymi młodych greckich bogów bawiących się na jakiejś polanie z… niewiadomo czym, bo to raczej ni kobieta ni mężczyzna nie było. Do sufitu ktoś (chyba jakiś szalony architekt wnętrz) przykręcił żyrandol wyrwany z Wersalu, z którego zwisało zielone boa z piór. Przy ścianie z lewej strony stała sobie kanapa w paski zebry (czyli nigdy nie kończący się spór – czarne na białym, czy białe na czarnym), a ułożone na niej poduszki obszyte tonami cekinów nijak do niej nie pasowały. Co więcej na środku ciemnej drewnianej podłogi położono perski dywan.
A w samym środku tego stał ktoś… Ktoś w lśniącej niebieskiej sukni wieczorowej z rozporkiem do biodra, z którego wystała bardzo zgrabna noga w czarnych kabaretkach i na, co najmniej, dziesięciocentymetrowych szpilkach z ”meszkiem” na pasku, jaki się spotyka u porannych pantofli. Ale co tam! Oczy Remusa powędrowały znacznie wyżej do wąskiej tali i wielkich, wielkich, bombowcowych** wręcz piersi, które z trudem mieściły się w staniku. Remus przełknął ślinę i zerknął jeszcze wyżej i… szczęka mu opadła. Patrzyła na niego… e, osoba, tak to dobre określenie… z wielkimi ustali pomalowanymi na krwistoczerwony kolor obramowane o kilka tonów ciemniejszą konturówką, z dużym nosem i sowimi oczami, powiekami pomalowanymi grubo na granatowo-błękitny kolor z dużą dozą brokatu i przyklejonymi sztucznymi rzęsami długości pięciu centymetrów. Co więcej na głowie sterczała przerażająca fioletowa peruka, wysokości ponad pół metra.
TO BYŁ FACET!!!
- Syriusz! – zagruchotał(a) fryzjer(ka) nienaturalnie wysokim głosem. – Mon chéri![ /i] ***
Black pokazał w uśmiechu swoje białe, równiutkie, jakby ktoś uciął je przy linijce, zęby.
- Dominique! – objął wyższego/wyższą (niepotrzebne skreślić) o dobre dwadzieścia centymetrów. – Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem!
- [i]Dieu! – krzyknął/krzyknęła. – A ja za toi! Je pense à toi au moins chaque semaine!
Remus, pomimo, że francuskiego znał tyle, co grecki, czyli wcale, domyślił się, iż ta dwójka zna się dość dobrze. Patrzył na ową dziwaczną parę z podniesionymi brwiami i czuł coraz większą konsternację.
- Dominique, przyszedłem oddać się w twoje cudowne rączki! Możesz zrobić z moimi włosami, co tylko zechcesz! – powiedział Syriusz, odrywając się na chwilę od niego/niej i chwytając go/ją za dłonie.
Dominique zatrzepotał(a) swoimi długimi rzęsami i zmarszczył(a) swoje idealne brwi.
- Je ne sais pas ce que tu veux faire – wydukał(a).
Syriusz pokręcił z rozbawieniem głową i jego czarne włosy, co prawda z deczka przydługie według Remusa, opadły mu po chłopięcemu na czoło.
- To nie ja mam to zrobić, ale ty, mon chéri! – poprawił francuza/francuzkę, poczył obszedł zdębiałą owym stwierdzeniem osobę i usiedł na kwiecistym fotelu. – Tnij! – dodał na koniec i w pomieszczniu rozległ się płacz.
- Ale ty masz idealne włosy ! – wychlipał(a) z silnym akcentem. – Niczego im nie potrzeba! Moze tylko przystrzyc...
- Nie! – przerwał mu/jej Syriusz. – Tnij, maluj, nakręcaj... wszytko jedno! Znudziła mnie ta fryzura. Chcę jakiejś odmiany. Ale nie lubię zbyt awangardowych rzeczy, więc nie przesadź, chéri.
Teraz Remus miał przyznać, że pycha jego przyjaciela jest po prostu nie do przewidzenia. Żaden przecież normalny facet nie zareagowałby w ten sposób, prawda? A może...
Dominique, pochlipując, podeszła do Syriusza, pogładziła jego włosy i zabrała się do pracy.
Przez co najmniej godzinę, Remus siedział na, jak się okazało, bardzo wygodnej sofiei patrzył jak włosy Syriusza staja sie coraz to bardziej krótsze, zostają nażelowane i ułożone w wymaganej pozycji. Po czym fryzjerka, czy też fryzjer, bo zależało jak na to aptrzeć odsunał się i Lupin mógł w całej okazałości podziwiać, co też stworzyły jego (albo jej) dłonie.
Syriusz Gracjan Black **** nie przypominał tego huncwota, który przyszedł tu przez trochę ponad godziną z głupim pomysłem w głowie. Jego dość długie włosy były obecnie przerobione na fryzurę bardziej męską, która uwydatniała jego silny zarys szczeki. Fryzurę miał po prostu jak typowy mugolski biznesmen – czyli taką, która nie wymaga czasu.
- Świetnie! – oznajmił, dotykajac lekko włosów,Syriusz. – Merci, Dominique!
Black uściskał fryzjera/fryzjerke, która zdawał(a) się być już jedną nogą w depresji, a już na pewno w demencji i, pogwizdując, wyszedł.
Remus dźwignął się i stanął przed drzwiami, myśląc nad głupotą niektórych.
- Dobrze, że nie chciał dredów – odezwał się baryton obok niego. Dominique zapalał(a) właśnie papierosa. – Tego to już bym nie wytrzymała!
Remus wybuchnął szczerym świechem.
*&*
Boże Narodzenie nastąpiło szybko, ale jego nastój można było wyczuć już na kilka dni wcześniej. Niestety nie wszyscy to odczuwali i dopiero w dniu wigilijnym nagle zdali sobie sprawę, że powinni cos kupić. Do takich osób należał pewien pan, który całkowicie zasłużył na swoje nazwisko. Ciemne oczy, czarne jak heban włosy nadawały nazwisku Black coś więcej niż tylko oddźwięk, ale i, jak dziwnie by to nie zabrzmiało, blasku.
Syriusz Black z szacownego rodu, którego korzenie sięgały jeszcze czasów sprzed Wilhelma Zdobywcy, obudził się w Wigilię, nagle zdając sobie sprawę, że padł ofiarą sklerozy w jej najczystszej postaci. Wytrzeszczonymi oczami popatrzył na uśpionych jeszcze przyjaciół i zerwał się, zrzucając kołdrę na podłogę. Chwycił ubrania i w ekspresowym tempie ubrał się, nie zwracając uwagi, że założył spodnie Remusa, pomimo, że były na niego trochę za ciasne, a koszula, którą zapinał, należała do Jim’a. Co należało do niego, to tylko skarpetki i buty, bo płaszcz zagarnął Potter’owi, ale akurat mało go to obchodziło.
Wybiegł na korytarz, kierując się od razu do wyjścia. Na przelatującego obok niego Irytka rzucił zaklęcie ciszy zanim jeszcze biedny poltergeist zdołał się odezwać. Pędził na złamanie karku, układając w myślach listę zakupów.
Wylądował na Pokątnej w piętnaście minut po wyjściu ze swojego pokoju. Zdyszany, bez tchu oparł się o najbliższy budynek. Serce mało nie wyskoczyło mu z piersi, kiedy gnał przez błonia. Zdał sobie wtedy sprawę, że powinien bardziej skoncentrować się na swoim ciele niż robił to dotąd. Każdy Śmierciożerca dogoniłby go zanim zrobiłby pierwszy metr.
Wziąwszy się garść i wytarłszy czoło, wyprostował się i skierował ku najbliższemu jubilerowi – jeżeli nie masz pomysłu na prezent dla kobiety, kup jej precjoza. W tym jednym musiał zgodzić się z resztą męskiego rodu. Kwiaty lub biżuteria i babka zawsze będzie zadowolona. Kolegom po fachu, to jest Jim’owi, Remusowi i Peter’owi (kiedy ten ostatni się pojawi) co kupić wiedział, tak jak Staruszkowi.
Co jak co, ale Syriusz postanowił nie porzucać jeszcze marzeń o Olivi O’Connell. Chłopaki (czyt. Remus i Jim bardzo… zdenerwowani) kazali mu się do niej nie zbliżać, ale nie mówili nic o dawaniu prezentów. Tak więc u Złotnika Arkadego wybrał dla niej wiele mówiące serce na łańcuszku. Z przyjemnością zauważył też odpowiedni prezent dla tej… Laury. Broszka przedstawiająca wampirze zęby powinna utwierdzić ją w przekonaniu, jak bardzo mu na niej „zależy”. Miał nadzieję, ze już następnego dnia wyniesie się z Hogwartu i pofrunie wysysać krew innym niewinnym stworzeniom oprócz niego.
Przypominajka dla Peter’a, Wielkie Pudełko Czekoladek Mamusi dla Lily, Magicznie Odnawialny Gryzak firmy „Dzieciaki-Mamuśki & Inc.” dla chrześniaka, Poradnik „Jak wychować magiczne dziecko dla kompletnych idiotów” dla Jim’a, „Kamasutra dla magicznie niewtajemniczonych” dla Remusa, zamówienie na całoroczne dostawy cytrynowych dropsów (zapłacone z góry) dla Dubla i nowe oprawki dla McGonagall, bo stwierdził, że już dość nanosiła się biedaczka tych spiczastych z cyrkoniami, przypominających skrzydełka elfów.
Cóż, ostatecznie, co najwyżej zakują go w kajdany i zostawią Smarkowi na pożarcie… ale przecież biedny Snape jeszcze nie ma prezentu!!!
Wysyłając do Lily i Jim’a (bo już dwa dni temu Jim się wyniósł z Hogwartu, ale wrócić obiecał) prezenty, widział już mściwą minę młodego ojca, który bardzo był wyczulony na punkcie synka swego i słyszał śmiech Lily. Posyłając Przypominajkę Peter’owi, zdał sobie sprawę, że chłopak powinien już dawno ją dostać. Natomiast pakując prezenty dla obecnych w zamku, myślał o ich reakcjach i na twarzy wykwitł mu wredny uśmieszek.
Nie zauważony przez nikogo wrócił do szkoły i ukrył wszystkie prezenty w sobie tylko znanym miejscu i odszedł.
W sobie tylko znanym miejscu…?
Wielka choinka ustawiona w Wielkiej Sali iskrzyła się złotem i srebrem. W powietrzu unosił się zapach żywicy i różnorodnych potraw ustawionych na okrągłym stole. Toczące się wśród uczestników wieczerzy rozmowy były wesołe, zabawne, jakby oni wszyscy starali się oderwać od świata zewnętrznego.
Liv i Laura, od kilku dni w zażartej komitywie, siedziały obok siebie i dość głośno komentowały nowe fryzury panów, znacząco patrząc na siedzącego Visa Vi Severus’a, który starał się nie zwracać uwagi na owe… panie, bo jakby ich nie chciał nazwać, to zaraz mu się przypominało, że Laura się natychmiast w taki czy owaki sposób dowie i wtedy będzie się miał z pyszna. Po ostatnich przeżyciach Snape podobnież zmądrzał (a przynajmniej mu się tak wydawało), więc w kolejne kłopoty zamiaru się wplątywać nie miał.
Brunet kolejny, który również od czasu do czasu rozumem wręcz grzeszył, wypijał właśnie swoją działkę soku dyniowego, kiedy przyjaciel jego, zwany za młodu Lunatykiem, choć raczej nie lunatykował, odezwał się:
- Przyjacielu drogi – Remus Lupin uśmiechnął się – nie w smak ci potrawy? Zjadłeś mało.
Black, co powtarzane już nieraz było, ze szlachetnego rodu pochodzący, podniósł swoją brew jedną i na przyjaciela zerknął.
- Ależ skąd, kamracie – zaśmiał się, w małpę się bawiąc. – Jakże bym mógł? Przy tak zacnym towarzystwie i wieczerzy? Atoli jednak diety się trzymać muszę.
- Ach! – westchnął tamten. – Więc brzuszka ci przybyło, panie?
Syriusz, człek prawy i prawdomówny, co żadnemu i żadnej nie przepuści, odstawił swą szklanicę i posłał przyjacielowi, niedoli towarzyszowi szlachetnie urodzonemu spojrzenie nieprzystające.
- Ty, głupku, do mej wagi nie bij, bo sparzyć się możesz!
- Czyżem uraził cię, przyjacielu?
- A juści!
- A więc przepraszać nie będę, bo, co prawda to prawda, że za często ci się zdarza, a narcyzm twój za wielki nawet dla nas tu z tobą obcujących.
- A ja myślałem, że Boże Narodzenie to czas, kiedy jest się miłym dla ludzi…
- Dla zwierząt też, Black! – wtrącił Snape Severus i oberwał pasztecikiem.
Nie ten jednak dzień był ważny. Dnia następnego, z rana samego po tym jak pierwszy kur skrzeczeć zacznie i naruszy świętość odpoczynku nocnego, wszyscy wstaną i prezenty pod choinką znajdą. I na to czekać należy!
Tak też było, że przyjaciele w liczbie czterech, w tym dwie damy zacne i świątobliwe, wstali zawczasu i przybiegli do Sali Wielkiej, aby podarków szukać. I zawieść się nie mogli, kiedy to już z daleka zobaczyli kolorowe pudła, wstęgami przewiązane. W chwilę potem pokazał się panicz Snape wraz z zacnym dyrektorem oraz panną McGonagall słynącą ze swych praktyk nauczania każdych, nawet idiotów, w sprawach magicznych. Wszyscy jeszcze w bieliźnie nocnej stali, lecz nic sobie z tego nie robili, bo przecież prezenty czekały.
Ale, porzućmy już ton ten, co w użytku był kilka wieków wstecz.
Tak więc, jak już powiedziane było, pod choinką były prezenty, a większość obecnych w Hogwarcie osób znalazła się w Wielkiej Sali.
Syriusz dziarskim krokiem podszedł do dyrektora i puknął go łokciem w bok.
- Może pan dyrektor zabawi się w świętego Mikołaja? – podsunął.
Dumbledore spojrzał na niego, potem na swoja wnuczkę i z uśmiechem stwierdził: - Pod warunkiem, że Livvy będzie elfem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zamieniła swoją koszulę nocną i szlafrok w zielony strój mikołajowego elfa z zakręconymi butami i pasiastymi skarpetkami.
Remus trącił jej czapkę i rozległ się wesoły dźwięk dzwoneczka.
Kiedy spojrzeli znów na dyrektora ten był już ubrany na biało-czernowo lub czerwono-biało, w zależności kogo by się zapytało. Brodę miał kędzierzawą, jakby użył papilotów, a dorobiony brzuszek wyglądał jak gdyby był skrupulatnie hodowany od kilku lat.
- Ho ho ho! – zawołał Dumbledore. – Czy są tu grzeczne dzieci?!
- NIE! – usłyszał w odpowiedzi jeden zgodny krzyk.
- O cholercia.
- Dziadku, pomyliłeś się – zwróciła mu uwagę Livvy. – Tą kwestię wypowiada Hagrid.
- A tak ,przepraszam – odchrząknął. – Ho HO! – zagrzmiał tym razem. – Czyli wszystkim po rózdze!?
- Ale skopaliśmy tyłki kilku Śmierciożercom! – pochwalił się Syriusz.
- HO HO! – krzyknął Dumbledore. – Niech wam będzie, ale ty – wskazał na Black’a – masz rózgę jak się patrzy!
Syriusz skrzywił się z lekka w ferworze śmiechu.
- Kto chce pierwszy dostać prezenty? – zapytał „Święty Mikołaj” .
Oczywiście Syriusz wgramolił się mu na kolano i wyszczerzył się wyjątkowo niewinnie.
- Nie wiedziałem, że to potrafisz – powiedział dyrektor.
- Faceci zawsze będą dziećmi, więc niewiele musiał się starać – stwierdziła odkrywczo Olivia, podając stosik prezentów dla Syriusza, które on natychmiast porwał i wyniósł się z kolan staruszka.
- A zdjęcie?! – dopytał się Dumbledore.
- Może kiedy indziej – odparł Syriusz, zajęty otwieraniem prezentu od Lupina. – Ale wtedy, jak już będę sławny, to z autografem – urwał, kiedy jego wzrok padł na wnętrze pudełka, w którym znajdował się prezent. – HA! HA! – zaśmiał się sztucznie, wyjmując czerwone bokserki w reniferowe głowy. – Dziękuję, przyjacielu – zwrócił się do Remusa, za którym ukrywała się pękająca ze śmiechu, Laura. Poczekajcie na swoje prezenty – pomyślał mściwie. – To może teraz następny ktoś?
- Ja! – wyrwał się Laura i również usiadła na kolanie dyrektora. – Ale ja proszę ze zdjęciem!
- Najpierw prezenty – zaśmiał się starszy pan. – A ty to byłaś grzeczna?
Laura zamyśliła się efektownie.
- No… raczej śmierciożercom nie pokopałam tyłków…
- Ha! – krzyknął Syriusz.
- …ale mogę się pochwalić złapaniem kilku niebezpiecznych przestępców w swoim regionie Europy – zakończyła z dumą, ignorując śmiech Black’a.
- No to niech będzie! – odparł Dumbledore i podał jej paczki.
Laura położyła wszystkie, a było ich siedem, na najbliższym stole. Wzięła pierwsza z brzegu.
- O, patrzcie, od Syriusza – posłała mu najsłodszy uśmiech na świecie. – Zobaczmy co on tez mi podarował…
Uśmiechając się kpiąco pod nosem, Syriusz obserwował rozwój wydarzeń. Do momentu, aż dziewczyna znieruchomiała i wytrzeszczyła oczy.
- Podoba ci się? – zapytał najbardziej miło, jak tylko mógł z siebie wykrztusić.
Laura spojrzała na niego, nie zmieniając wyrazu twarzy. Patrzyła na niego niesamowicie niebieskimi oczami, w których dostrzegł jakiś błysk, który zniknął jednak zbyt szybko, aby mógł się nad nim zastanowić.
- No pokaż, co dostałaś – rzekł dziarsko Snape, podchodząc do Polki. – Fiu… - gwizdnął. – Co za cacko! – stwierdził, wyjmując z pudełka… łańcuszek z serduszkiem, który trafić miał do Liv.
Syriusz poczuł, że zaschło mu w ustach.
- Pomogę ci – usłużenie rzucił Severus i założył Laurze wisiorek na szyi. – No, co by nie powiedzieć, ładnie ci w nim, Lauro. – powiedział, kiwając głową.
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, Sev padłby trupem z dziurą w głowie wielkości piłki tenisowej po podwójnym ataku Laury i Syriusza.
Niezrażony dodał jeszcze:
- A więc jednak Bi, Black.
Na policzkach Syriusza wykwitł ceglasty rumieniec. Dla dodania narodowych polskich barw, Laura zbielała na twarzy.
Dumbledore chrząknął.
- Kto następny?
Laura rzuciła Syriuszowi porozumiewawcze spojrzenie i chyba w tej chwili byli ze sobą pierwszy raz zgodni od niewiadomo kiedy.
- Może Snape? – podsunął Syriusz.
- Tak! – dorzuciła się Laura. – Idź przyjacielu! – zwróciła się do Severus’a.
- Ależ dziękuję, ale pozwolę… - zamilkł czując na brzuchu różdżkę Laury.
- No idź – powiedziała ze swoim smirkiem. – Nie zapomnij tylko usiąść na kolanach Mikołaja, Sevuś.
Przepadł.
- Oczywiście – przytaknął mężczyzna, podążając w stronę Dumbledore’a.
Zarumieniony Severus ostatecznie z dziwnym grymasem na twarzy usadowił się na żądanym miejscu. Potem spjrzał, acz niechętnie, na swego pracodawcę. I zesztywniał.
Boże, drogi! – przeraził się ateista. – Co on robi?!
A Dumbledore, po prostu trzepotał rzęsami.
- Więc jak, Severusie? – zagaił. – Byłeś grzeczny?
Tak – odpowiedział w myślach. – Zabiłem kilku ‘niewinnych’ ludzi, kilku innych torturowałem, a ciebie zaraz strzelę, jak nie przestaniesz furkotać tymi rzęsami!!!
Chrząknąwszy, nie uznał za stosowne, żeby odpowiadać na to pytanie głośno, a zabrawszy prezenty wręcz wybiegł z Sali przy wtórze cichego chichotu.
- Drogie panie – odezwał się Remus w kilka godzin później. – Mam zaszczyt zaprosić was na sylwestrowe przyjęcie w gronie zasłużonych przyjaciół WIECIE-SKĄD – mrugnął do nich porozumiewawczo.
- Ja nie wiem, ale pewnie i tak się dowiem – stwierdziła Laura. – Ja zawsze się wszystkiego dowiem – dodała specjalnie dla Syriusza.
- I dobrze – stwierdził tamten, unosząc wysoko brodę.
- Obowiązują kostiumy wszelkiego rodzaju – dodał Remus.
- Adama i Ewy też? – dopytał się Syriusz.
No i faktycznie, dowiedziała się wszystkiego. Prawie wszystkiego. Nie wiedziała gdzie jest, ale wiedziała z kim. Otaczał ją właśnie ze wszystkich stron sławetny Zakon Feniksa. W przeciągu godziny poznała wszystkich jego członków, którzy żyli i zjawili się na balu. Przed jej oczami fruwały postacie żywcem wyjęte z poszczególnych epok, legend, bajek czy sztuk teatralnych.
Zerknęła n ubranego w stylu lat trzydziestych Remusa i puknęła go łokciem.
- Taak?
- Porwij tę Greczynkę wreszcie do tańca – poradziła, widząc jak wodzi oczami za Olivią. – Wydaje się niezbyt zadowolona, że to nie ty ją teraz obściskujesz, tylko jeden z braci Prewett’ów [sprawdź, czy dobrze napisałam, Dorka]
Remus zmarszczył brwi, patrząc na roześmianą twarz Liv.
- Niby skąd to ci…
- Jakby nie patrzeć, to jednak jestem kobietą – roześmiała się dźwięcznie, szeleszcząc suknią z osiemnastego wieku a’la Maria Antonina przed rewolucją. Na szczęście obyło się bez peruki. – Swoje wiem.
- Wiec lepiej zajmij się Syriuszem – kiwnął w kierunku pochmurnego jegomościa z dziewiętnastego wieku w wysokim cylindrze.
Laura spurpurowiała.
- Remus, jak tam Kamasutra? – odgryzła się, myśląc o prezencie jaki dał mu Black.
- A dziękuję – odrzekł bynajmniej niespeszony Lupin. – Nawet nie wiesz, jakie rzeczy można robić z różdżką.
Laura zamilkła, przyjmując swoją porażkę z honorem.
Gdy wybiła północ z sufitu pięknie przystrojonej sali balowej posypały się balony, a kolejny z braci Prewett’ów skradł jej całusa. A potem poczuła szarpnięcie w tył i spojrzała prosto w oczy Black’a, machinalnie rozchylając usta. Zrobiło jej się gorąco.
- Tak – przytaknął na niewypowiedziane pytanie. – Wracamy.
Pomachał w kierunku Remusa i Olivii, którzy zdaje się też już chcieli się ulotnić. W chwilę potem byli już w Hogwarcie, ale Laura zdołała ochłonąć.
Kiedy więc podeszli do jej pokoju, odwróciła się do niego i grzecznie podziękowała za odprowadzenie.
Syriusz złapał dłoń Laury, zanim dziewczyna zdążyła zniknąć w swoim pokoju.
- U nas istnieje tradycja… - zaczął – całusa o północy… a ja żadnego nie dostałem – przypomniał jej.
- Widocznie nie zasłużyłeś – mruknęła, uśmiechając się lekko.
Black’owi zawsze podobało się, kiedy Laura się uśmiechała. Różowiła się wtedy jak pączek różany, a w jej policzkach pojawiały się małe dołeczki.
- Jesteś pewna? – zapytał, muskając opuszkami palców jej dłoń. – Byłem przecież grzeczny.
- No… - Laura położyła mu dłoń na karku, ponieważ znów ogarnął ją ogień. – Może nawet trochę zbyt grzeczny…
Syriusz zajrzał w oczy dziewczyny, które swym błękitem dorównywały tylko niebu i poczuł jak pewien dobrze mu znany płomień ogarnia całe jego ciało. Mimowolnie wyobraźnia zaczęła nasuwać mu szczególne obrazy jego i dziewczyny, która posłała mu lekki uśmiech.
A był to uśmiech szczególny. Laura słynęła ze swego ironicznego smirka, z przesyconej sarkazmem gadki i badawczego spojrzenia. Teraz ani w jej uśmiechu, ani w mowie nie było śladu cynizmu, tylko oczy patrzyły na niego jakby chciały odgadnąć jego myśli.
I odgadły.
Laura zrobiła krok w jego kierunku. Jej wolna ręka, która uprzednio masowała kark Syriusza, teraz zatopiła się w jego hebanowych włosach. Niby powiew wiatru, Black poczuł na policzku jak Laura muska go swoimi wargami.
Syriusz przyciągnął Laurę do siebie, a ona skwitowała to cichym chichotem.
- Nie wiem jak ty – szepną Syriusz ochrypłym od pożądania głosem - ale ja długo nie wytrzymam.
- Ja też nie jestem z kamienia – zakomunikowała Laura i przywarła ustami do jego warg.
Byli tego samego wzrostu. Syriusz potrafił jednak sprawić, że Laura poczuła się jak mała dziewczynka, którą koniecznie trzeba się zająć. Tuż przy swojej piersi czuła twardy tors Syriusza, który spokojnie unosił się przy każdym jego oddechu. Jakby nie wiedząc, co robi przyparła biodrami do ud chłopaka. Ale wszystko co czuła, to co zostało opisane, gasło przy całym czarze pocałunku.
Syriusz, pomimo tego, co twierdziła zawsze Laura, umiał całować. Wodził wargami po jej ustach, niemal torturując ją tym, ponieważ robił to tak powoli, jakby był pewien, że musi robić to w ten sposób. Laura jęknęła na to cichutko, a on jakby tylko na to czekał, pogłębił pieszczotę.
Laura uwolniła rękę z uścisku Syriusza i zarzuca mu ją na szyję. Przywarła mocno do niego, niby w obawie, że pocałunek zostanie przerwany. Wyczuła grę twardych mięśni tuż pod jego cienką koszulą.
Dreszcz przeszył jej ciało, kiedy ich języki zetknęły się ze sobą. Jej pożądanie było już nie do wytrzymania. Zapragnęła poczuć Syriusza tu i teraz i nie miało znaczenia, że stoją na korytarzu i ktoś może ich zobaczyć.
Nie tylko ona czuła się, jakby zaraz miała spłonąć. Na jej brzuch naciskała gotowa już do miłosnego aktu męskość Syriusza.
- Dość – szepnęła, odrywając się od ust chłopaka.
Sama nie wiedziała jakim cudem stoi na równych nogach, jakim cudem nie straciła przytomności, jakim cudem pozostałe jeszcze resztki rozumu wtrąciły się do tej miłosnej gry.
- Nie tutaj – dodała, kiedy zszokowany Syriusz otworzył ze zdziwienia oczy.
Szarpnęła się, by wyswobodzić się (ze smutkiem, trzeba przyznać) z ramion Syriusza i chwycić za mosiężną klamkę. Drzwi skrzypnęły, jakby ktoś chciał je zamordować, nagle w ciemnym pokoju zapaliły się lampy, oblewając go ciepłym, miodowym światłem.
Syriusz wstrzymał oddech. Laura stała przy komodzie. Gra cieni podkreślała jej zgrabne wypukłości i łagodne wcięcia. Włosy połyskiwały brunatno-miedzianymi iskierkami. Oczy chłopaka pociemniały z pożądania.
Oddech Syriusza stał się nagle szybszy, tak jak bicie jego serca, które zdążyło się już nieco uspokoić po pocałunku. Powoli podszedł do dziewczyny i ujął jej twarz w swoje dłonie.
- Czy ty wiesz, co ze mną robisz? – zapytał prosto w jej usta.
- Nic, czego byś nie chciał – odparła zuchwale.
Syriusz uśmiechnął się i musną wargi Laury.
Szczerze – Laura nie wiedziała, co robi. Nie rozumiała, dlaczego to robi. Ale wiedziała, że nawet, gdyby teraz wypędziła Syriusza ze swojego pokoju, to i tak prędzej czy później znów znaleźliby się w takiej sytuacji. Ona nie znosiła Syriusza, ale zdaje się, że stare przysłowia mają w sobie więcej odniesień do rzeczywistości, niż tylko zgrabnie dobrane, rymujące się wyrazy. Kto się czubi, ten się lubi – mówiło jedno. Nie myliło się?
Syriusz zdawał się nie myśleć i tak było mu wygodnie. Miał przy sobie Laurę i nic mu więcej do szczęścia nie było potrzebne. Mógł dotykać jej skóry, całować ją tak jak marzył wiele razy.
Obszerny materiał sukni Laury szeleścił przy każdym ich ruchu. Osiemnastowieczna dama ze swoim kochankiem, który bardziej przypominał wielkiego człowieka doby romantyzmu, drobnymi krokami zatoczyła koło.
Laura odchyliła głowę do tyłu, pozwalając pieścić swoja szyję. Czuła jak język Syriusza tworzy na jej skórze kółka, fale wzdłuż miejsca, gdzie na pewno wyczuł jej tętno. Ogarniała ją coraz silniejsza, rwąca rzeka, która uwolniła się po wiosennych roztopach. Rzeka pełna niekontrolowanych uczuć, ruchów i namiętności. Nigdy nie sądziła, że do tego dojdzie!
Syriusz dłońmi odnalazł sznurowadła i zapinki gorsetu. Jednocześnie całując dekolt dziewczyny, najszybciej jak potrafił odsznurowywał, rozluźniał, ostatecznie rozpinał znikome zapinki.* Laura odetchnęła głęboko, zastanawiając się jakim cudem nie udusiła się przez te godziny. Zazdrościła Liv stroju nimfy- powiewnego, lekko tylko przewiązanego złotym sznurem.
Teraz mogła oddychać!
Syriusz zdawało się też to zauważył i przywarł wargami do jej piersi, a ona wydała z siebie jęk. Długi, ochrypły, napęczniały uczuciami, który tylko jeszcze bardziej pobudził Syriusza do działania.
Jego ręce błądziły po jej ciele i to już samo w sobie wystarczyło, by była dla niego gotowa. Oh, ile już czasu, ile czasu minęło…
Nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się w łóżku, rozebrana, a tak samo nagi Syriusz spoglądał na nią góry, potem już z pomiędzy jej piersi. Laura załkała cicho, kiedy chwycił jedną z nich i zaczął lekko ssać sutek. Jednak jego druga ręka nawet nie miała zamiaru tknąć jej drugiej piersi. Powędrowała gdzieś niżej, uczyła się kształtów Laury na pamięć, a potem pogłaskała ją po wnętrzu jej uda, aż dotarła do najbardziej niebezpiecznego miejsca na całym ciele dziewczyny. A potem wsunął w nią palce.
Laura jęknęła i uniosła biodra, by silniej odczuć jego bliskość. Pieszczoty na piersi i ruchy jego palców w niej były czymś niezwykłym i ledwo wytrzymywała napięcie, jakie się ujawniło. Jednocześnie ogarnęło ją coś, czego się nie spodziewała – opętała ją wręcz energia, której pozbyć się mogła tylko w jeden sposób.
Przejechała opuszkami palców po jego żebrach, brzuchu, aż w końcu ujęła w dłoń jego nabrzmiałą męskość.
- Nie rób tego – ostrzegł ją z gardłowym pomrukiem.
- Myślisz, że posłucham?
Syriusz znieruchomiał na chwilę, kiedy jej palce poruszały się na jego penisie i odetchnął głęboko, kiedy przestały. Spojrzał na Laurę spode łba.
- Ty wredna istoto – mruknął i pocałował ją.
To nie był pocałunek słodki, ale dziki, bo Syriusz zawsze miał w sobie coś dzikiego, drapieżnego, co tak przyciągało do niego najpierw dziewczyny, potem kobiety.
Całował ją długo, pieszcząc przy tym każdy skrawek jej ciała, aż w końcu Laura nie potrafiła już wytrzymać i oderwała się od niego.
- Na litość Boską! – krzyknęła, przywierając do niego jeszcze mocniej. – Syriusz!
- Tak, kochanie?
- Nie bądź chamem…
- A jestem…?
- Jeszcze nie… - pokręciła szybko głową, czując jak znów robi niesamowite rzeczy ze swoimi palcami.
- Co chcesz ode mnie, Lauro?
- Nie baw się ze mną.
- A robię to?
- Tak! – krzyknęła, kiedy ugryzł ją w ramię. – Syriusz, chodź do mnie… słyszysz? Chodź…
- Wedle życzenia… - widziała jak w ciemności jego oczy zabłysły.
Ale Syriusz był panem siebie samego i tak łatwo nie zamierzał dać jej tego, czego chciała. Potarł najpierw kciukiem jej wrażliwy punkt.
Laura wygięła swoje ciało w łuk, pewna, że dostanie wszystko, czego chciała, czego potrzebowała. Poruszała się pod nim wolno, jakby z ociąganiem, czując jak napięcie w podbrzuszu staje się nie do wytrzymania.
Wcisnęła paznokcie w plecy Syriusza i oplotła jego biodra nogami. Syriusz stracił panowanie nad sobą i wbił się w nią, aż krzyknęła. Nie był delikatny, ale też ona tego nie chciała. Poruszał się z furią, coraz szybciej z im większą intensywnością oboje czuli słodki ból oczekiwania, aż w końcu Syriusz znieruchomiał, a Laura głęboko wciągnęła powietrze i przyciągnęła go do siebie jeszcze mocniej.
Sprawa miała się inaczej z Olivią i Remusem. Tu po prostu zadziałał instynkt, którego oboje mieli w znacznym nadmiarze, a Liv tym bardziej. Po prostu z chwilą, kiedy z Remusem stanęli na progu jej pokoi, już i tak rozjuszona dziewczyna powiedziała:
- Lupin, ja mam już tego dość!
Remus zmarszczył brwi.
- Albo wchodzisz i się mną porządnie zajmiesz, albo cię tam zaciągnę i zgwałcę! Jakem O’Connellówna z dziada pradziada i babki prababki. Doszło?
Remus wytrzeszczył oczy.
- Boże, faceci się beznadziejni – jęknęła, chwyciła go za poły marynarki i przyciągnęła. No i oczywiście pocałowała. Jakżeby inaczej! Ale następstw tego nie przewidziała.
Bo Remus, chociaż z lekka ciemnawy w tych sprawach, to potrafił pewne rzeczy. Po sekundzie przejął kontrolę nad pocałunkiem i chwycił Liv w ramiona. Nie wiedzieć kiedy, usłyszała, że drzwi zatrzaskują się za nimi. Stanęli na środku jej salonu i bynajmniej nie stali tam bezczynnie.
Remus całował ją, pieścił, dotykał raz delikatnie, raz stanowczo. A ona odpowiadała mu tak samo.
- Obudziłam potwora – szepnęła bez tchu, a Remus na potwierdzenie ugryzł ją w płatek ucha.
Przylgnęła do niego, jakby chciała się z nim scalić dosłownie i w przenośni.
Aż nagle go odepchnęła. Remus zakołysał się zszokowany. Szczerze mówiąc, dobrze że ona to zrobiło, bo sam nie miałby siły.
- O Boże – westchnęła Liv, kładąc dłoń na falującej piersi. – Gdzieś ty się tego nauczył.
Remus zamrugał oczami.
- Słucham?
- Całowanie.
- Aaaa…
Olivia wzięła kolejny głęboki oddech i stwierdziła:
- Dobrze, mogę oddychać - a rzuciwszy wymowne spojrzenie Lupinowi, dodała: - Chodź tu.
Lupinowi zakołysało się w głowie i zamknął oczy.
- Daj mi dwa powody, dla których miałbym to zrobić – wycharczał ochrypłym głosem.
Liv przekalkulowała w myślach wszystko, co mogła mu powiedzieć i zdała sobie sprawę, że najlepiej skubańca zaskoczyć. Chrząknęła.
- Byś się zdziwił, o czym… em… dość często myślę – zacięła się na chwilę.
- O czym?
- O nas – powiedziała, opierając się o biurko. – Nagich.
Remus przegnał ślinę.
- Nagich – powtórzył, otwierając oczy. Zastanawiał się, kiedy jego krew już całkiem zamieni się we wrzątek. - Musze ci się przyznać, że nie jesteś jedyna.
Jej oczy pociemniały.
- Chodź tu.
- Moment, Liv – przerwał jej, choć sam nie wiedział, po jaką cholerę to robi. – Drugi powód.
Olivia O’Connell zacisnęła palce na biurku, aż zbielały jej knykcie.
Koniec.
- Kocham cię.
Przepadło.
Remus otworzył szerzej oczy, zamrugał powiekami i stwierdził filozoficznie w myślach: Wpadłem Przemierzył trzema susami odległość, jaka dzieliła go od Liv i znowu pochwycił ją w ramiona.
Ubrań pozbyli się nadzwyczaj szybko, już po chwili ciesząc się dotykiem swych gorących ciał. To było niezwykłe, musieli przyznać oboje. Czysty Chaos.
Świat trząsł się u podstaw, tynk odrywał się od sufitu. Cały Hogwart zaraz miał runąć do jeziora! A oni stali, całując się, potem idąc powoli do sypialni (Remus lekko kierowany przez Liv), a Ziemia rozchodziła się u podstaw.
Łóżko nie było lepsze. Prze ułamek sekundy Liv zmarszczyła brwi i zamartwiła się o biedny mebel. A później istniał dla niej już tylko Remus. Zalała ją fala ognia.
Wiedziała, że wszystko odbiera inaczej niż z innymi. Zawładnęło nią dziwne napięcie, a umysł przepełniała pewność, że to na niego, Remus czekała od początku swojego życia, że był jej pisany. Ledwie jej dotknął, a już była cała rozpalona, pragnąca jego pieszczot. Otoczyła go ramionami i pocałowała w obojczyk.
- Gdzie jesteś? – doszedł ją głos niby z zaświatów.
- Oj, bardzo daleko – wiła się pod jego dotykiem – ale zawsze obok ciebie… przy tobie…
- Dobra odpowiedź – mruknął, przykrywając swoimi twardymi wargami jej usta.
Syciła się nim, jakby w przekonaniu, że trzeba, że musi robi to wasze, tak na wszelki wypadek, bo nigdy nie było wiadomo, co strzeli temu facetowi do głowy. Czuła, że musi go mieć w sobie, żeby wypełnił ją do końca, aby nią zawładnął ostatecznie.
Remus, niepoprawnie (i niech Bogu będą za to dzięki) drżącymi palcami dotknął jej piersi, które nabrzmiały już od jego pieszczot i spojrzał w oczy, szukając przyzwolenia.
- Chodź do mnie – wyszeptała, podnosząc biodra. Czy on nie widzi jakie przeżywa męki?!
- Poczekaj – pokręcił głową, całując jej szyję, gładząc wnętrze ud.
- Niby na co?
- Liv…
- Mowy nie ma – odparła, przewracając go na plecy i siadając na nim okrakiem.
Remus wydał z siebie gardłowy jęk aprobaty. Położył dłonie na jej biodrach i uniósł swoje, wchodząc w nią jeszcze głębiej.
- Patrz na mnie – powiedział, podnosząc swój tułów i spoglądając jej prosto w oczy. – Chcę cię widzieć jak szczytujesz. Patrz mi w oczy.
Liv poruszała rytmicznie biodrami, czując jak w jej podbrzuszu rozpętuje się huragan, który z każdą chwilą przybierał na sile. Oparła dłonie na szerokiej klatce piersiowej Remusa. Sapnęła przy tym, naprężając ciało.
Jednak nie zamknęła oczu. Wpatrywała się w bursztynowe tęczówki i z zaskoczenie stwierdziła, że ukrywają się w nich małe plamki. Dwie w lewym oku, trzy w prawym; razem pięć.
Remus przytulił ją mocniej do siebie, całując szyję dziewczyny, gładząc jej plecy. Spajali się ze sobą w ogniu, który mógł ich spalić, jak Arlekina i jego ukochaną tancerkę.
- Kocham cię – szepnął, gdy Liv nie wytrzymała i zamknęła oczy, kiedy jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a z gardła wydobył się krzyk spełnienia. W chwilę potem podążył za nią.
Długo jeszcze siedzieli w takiej samej pozycji. No, do momentu, gdy Liv popatrzyła na niego, odgarnęła mu włosy z czoła i stwierdziła:
- Masz tu zostać.
- A jak nas ktoś tu zastanie? – uśmiechnął się zaczepnie.
- Remus, ty matole…
*&*
Syriusz spał. Był wykończony i niesamowicie usatysfakcjonowany. Już od dawna się tak nie czuł. Szczerze mówiąc to nie czuł się tak nigdy. To było coś innego i wiedział, że bez Laury nie zdarzy mu się to nigdy więcej.
Przeciągnął się przez sen i przekręcił na bok. Chciał przytulić się do miękkiego kobiecego ciała. Gdy jego ręka trafiła w nicość, zmarszczył brwi, otworzył już całkiem przytomne oczy i zaklął.
Bardzo fajnie, uciekła od niego.
Tyle, że on jej na to nie pozwoli. Trafiła kosa na kamień.
O tej porze, to jest o godzinie piątej, korytarze były puste i Syriusz bardzo się z tego cieszył. Przeczesał już dwa piętra, a po Laurze nadal nie było śladu. Koniec końców natknął się na kogoś innego.
Remus wyglądał tak jakby znalazł garniec ze złotem na końcu tęczy i dodatkowo wygrał na loterii… albo po prostu spędził noc z Liv. Tak, zdecydowanie to drugie – pomyślał, przystając aby nie przeszkadzać parze w pożegnaniu. Kiedy pożegnanie przedłużyło się do dziesięciu minut, darował sobie subtelności i podszedł do całującej się pary.
- Ja bardzo przepraszam, ale ja w sprawie Laury – wyszczerzył się, kiedy oboje czerwieniąc się, spojrzeli w jego stronę.
- A co ona znowu wymyśliła? – warknął Remus, zasłaniając sobą Liv, która pomimo, ze powinna już dawno się schować, nadal stała za swoich kochankiem z marsem na czole.
- Co ciekawe, nie mam zielonego pojęcia - powiedział szczerze Syriusz, wciskając dłonie w kieszenie dziewiętnastowiecznych spodni. – Po prostu zniknęła.
Liv wciągnęła głośno powietrze, poczym zniknęła w swoich pokojach.
- A tej co? – mruknął Black, a Lupin skwitował to wzruszeniem ramion. – Dasz mi sprawozdanie? – palnął nie z tego ni z owego.
- A ty mi? – dopytał się jego przyjaciel, uśmiechając się asymetrycznie.
Syriusz obruszył się i nic nie powiedział. Jedynie ceglasty rumieniec świadczył, o czym myśli.
- Aż tak…?
- Lepiej – mruknął Syriusz.
- Idziemy! – krzyknęła Liv , która wyskoczyła jak diabeł z pudełka. – Zdaje się, że jest tam, gdzie myślę.
Mężczyźni spojrzeli na siebie znacząco. Nic nie rozumiejąc, poszli jednak za krasnoludkiem, który (co Lupin mógł potwierdzić, a Syriusz skwapliwie nie zwracał na to uwagi) wyjątkowo kokieteryjnie poruszał pupą. A szli dość długo, aż znaleźli się na błoniach, a potem weszli do Zakazanego Lasu.
- Gdzie my idziemy? – zapytał w końcu Lupin, kiedy minęli co gorsza zbyt znaną mu polanę i kierowali się w stronę obozowiska centaurów. Miał nadzieję, że jego najgorsze przypuszczenia się nie potwierdzą.
- Do centaurów – potwierdziły się.
- Ona tam będzie? – odezwał się zaskoczony Syriusz. Centaury nikomu nie pozwalały zbliżać się do swych obozowisk.
- Na sto procent – zapewniła go szybko Olivia. – Pierwszego stycznia, od północy do północy, centaury mają święto Księżyca. Niebo jest wyjątkowo czyste, jakbyś nie zauważył, to ich czary.
- A co ma z tym wspólnego Laura? – Remus schylił się, by nie oberwać gałęzią.
- Laura jest kapłanką w dębowych kręgach – stwierdziła spokojnie. – Zawsze, kiedy mogła, uczestniczyła w tym obrządku.
- No świetnie – mruknął Syriusz. – Kochałem się z kapłanką.
- Źle ci było? – odezwał się głos tuż nad nimi.
Cała trójka, jak na komendę, podniosła głowy. Nic nie zobaczyli.
- Lumos – powiedziała Liv, kierując światło w tamtym kierunku.
Laura siedziała na gałęzi i kołysała się do tyłu i przodu. Długie spodnie zlewały się niemal z panującą czernią, tak samo jak peleryna.
- Wyszłaś na polowanie? – warknął rozjuszony Syriusz. – Złaź stamtąd, bo jeszcze sobie coś złamiesz!
Laura uniosła do góry brwi i wykonała efektowny zeskok.
- Jestem cała twoja – zaśmiała się.
- Miło mi to słyszeć – żachnął się Black, chwytając ją za rękę i ciągnąc w kierunku polany. – Czyś ty rozum postradała?! Dodatkowo, nawet nie napomknęłaś, że jesteś… no… jak to się nazywa?
- Kapłanką - podsunęła usłużnie Liv, niemal wyczuwając, że Laura nie przetrzyma tej jego tyrady.
- Właśnie! Dziękuję ci bardzo, Olivio. A wracając do sprawy Laury… - doszedłszy do polany, zatrzymał się i ścisnął ramiona dziewczyny. – Z tego, co wiem, co takie rzeczy są zabronione u was – syknął, przybliżając twarz do jej twarzy. – Co by pomyślał, ten Mucośtam, jakby się dowiedział, że jesteś kapłanką?
Laura spojrzała z lękiem na Syriusza. Wyrwała mu się.
- Ty nic nie wiesz – powiedziała ostro. – U nas jest całkiem inaczej!
Remus rzucił ostrzegawcze spojrzenie w stronę przyjaciela. Ten jednak wpatrywał się tylko w poczerwieniałą twarz dziewczyny, nie zwracając uwagi na Liv i Remusa, którzy chcieli za wszelką cenę powstrzymać tę dwójkę od kłótni.
- Laura, spokojnie, nie słuchaj go – powiedziała Liv swoim jasnym głosem, podchodząc do Polki.
- Wy… wy boicie się tego cholernego Lorda! – zarzuciła Syriuszowi Laura. Cały tłumiony starach, gorycz i żal wybuchnęły w niej. – A my boimy się własnych władz i to nie dlatego, że mamy takie a nie inne prawo, ale dlaczego, że jeżeli tylko coś przeskrobiemy to ci z Moskwy mogą nas zabić i nic im się nie stanie! To nie to samo, co z mugolami! Nas zabijali Hitlerowcy, potem Rosjanie! Wszystko dlatego, że byliśmy zbyt silni! A po co, myślisz, jesteśmy tutaj?? Bo chcemy coś zrobić, a wy możecie nam pomóc! Oni chcą dogadać się z tym szaleńcem!
Laura była na tyle wzburzona, że nie panowała już nad tym, co mówi, a wypowiadała rzeczy, których nie powinna. Nie zastanawiała się jednak nad tym. To był jej błąd.
- Nie powinnaś tego robić – oświadczył nieco ochrypnięty głos po polsku.
Laura zamknęła oczy i odwróciła się, tak jak Liv, która stała tuż obok niej. Kilka metrów od nich stał ktoś ukryty w cieniu, lecz Polka dobrze wiedziała, kim jest. Muczienko.
- Zdaje się, że wy naprawdę macie więcej honoru niż rozumu – powiedział mężczyzna, wchodząc w światło Księżyca.
Laura bała się odezwać, bo ten człowiek był nieobliczalny. Już kilka razy widziała, do czego był zdolny, nie wiedziała tylko, jak daleko sięga jego „determinacja”.
Czarne oczy Muczienki zmrużyły się niebezpiecznie.
- Pewnie chciałabyś zapłacić za to, tak? – zaśmiał się cicho. – Nie, spokojnie, nie będę aż taki bezwzględny! Każdemu przecież może się coś wymknąć.
Choć jego słowa dawały nadzieję, Laura nie mogła jakoś uwierzyć w jego dobre serce. Nie mogła jednak ryzykować i szybkim krokiem podeszła do niego.
- Co chcesz zrobić? – zapytała drżącym głosem.
Muczienko uśmiechnął się obłudnie.
- Ciebie stracić nie możemy, bo jesteś za dobra – zapewnił ją – ale mały chłopiec nie jest nam w niczym potrzebny…
W Laurze zamarło serce. Zaskoczona wpatrywała się w mężczyznę, nie mogąc uwierzyć, że by dać jej nauczkę zaatakuje najmłodszego członka jej rodziny. Mała Gosia była w tym wszystkim niewinna.
- Zrobię, co zechcesz, ale ją zostaw – powiedziała zrozpaczona.
- Mogłabyś nawet robić za moją dziwkę, ale kara musi być – skwitował Muczienko, szczerząc się z zadowoleniem.
Mężczyzna skierował się w kierunku zamku, a Laura dalej stała, patrząc na niego. Coś w niej pękło.
- Muczienko! – zawołała.
Jej szef przystanął i spojrzał na nią w oczekiwaniu.
- Adam był moim przyjacielem, tak jak inni. – powiedziała spokojnie, wyciągając różdżkę.
Przez chwilę widziała jak i Muczienko stara się wyciągnąć swoją, ale było już dla niego za późno. Ku niemu poszybował zielony promień, który trafił go w samą pierś.
Zapadła cisza.
Liv zakryła usta dłonią. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. I nie była jedyną osobą, która nie potrafiła tego zrobić. Remus i Syriusz wpatrywali się to w martwego mężczyznę, to w Laurę, która upuściła różdżkę i zgarbiona, stała w tym samym miejscu, nie ruszając się nawet o centymetr.
Pierwszy oprzytomniał Remus. Podszedł do dziewczyny i objął ją.
- Trzymaj się – szepnął cicho. – Liv zabierz ją stąd, a ja z Syriuszem coś tu zrobimy – dodał już znacznie głośniej.
Olivia ruszyła szybko w stronę Polki. W myślach liczyła non stop do dziesięciu, by choć trochę się uspokoić i być podporą dla dziewczyny.
Będąc już przy Laurze przytuliła ją niczym siostrę. Zaczęły odchodzić.
- To ty rozumiesz coś w ich języku – odezwał się cicho Syriusz do Lupina. – Co ona mówiła?
- Chodziło o jakąś karę – mruknął chłopak.
Syriusz rzucił ostatnie spojrzenie na oddalające się i poszedł za Remusem do ciała. Nachylił się nad nim i już miał chwycić Muczienkę za ramię, gdy nagle ten poruszył się. Syriusz i Remus krzyknęli razem w przerażeniu.
- Zdawało mi się…
- …że on się poruszył? – dokończył za Black’a Lupin.
Obaj popatrzyli na siebie.
- Nieee – odparli jednocześnie, kręcąc głowami.
Remus złapał za jedno ramię, a Syriusz za drugie. Przekręcili trupa na plecy i zaczęli ciągnąć w stronę Zakazanego Lasu. Spostrzegli, że tuż przed nimi zatrzymały się dziewczyny. Patrzyły ze strachem w oczach w ich kierunku.
- Co? – zdziwił się Syriusz, lecz one poruszały tylko ustami. Tylko Liv wskazała coś po między chłopakami.
Obaj najpierw spojrzeli po sobie, a potem na Muczienkę.
Z ich płuc wydarł jeden wspólny ryk przerażenia.
Syriusz i Remus naraz odskoczyli od Muczienki. Histerycznie wpatrywali się w postać, która kiedyś musiała być człowiekiem. Ale dawano temu…
Kawałki skóry z twarzy mężczyzny odrywały się, pozostawiając po sobie czerwone miejsca, gdzie widać było grające jeszcze mięśnie mimiczne. Po chwili jednak zarastały one, na nowo pokrywając się skórą, która była mocno zaróżowiona i jakby nieco przezroczysta, ale to wrażenie zaraz znikało, bo stawała się ona coraz bardziej zwyczajna. Powrócił lekki zarost, który był tak znany wśród żeńskiej części populacji.
Jednak nie tylko na twarzy działa się ta makabryczna przemiana. Dłonie, zapewne cały tułów, czubek głowy przypominały jedną wielką ranę, z której jednakże krew nie płynęła. Muczienko nie krzyczał, nie wił się z bólu, nie wzywał pomocy – wyglądał spokojnie i godnie, widocznie przyzwyczajony do tego, co działo się z jego ciałem.
Syriusz poczuł się chory, gdy patrzył, co dzieje się z tym stworzeniem. Coś krzyczało mu koło ucha „Uciekaj! Uciekaj stąd!” On jednak stał nadal, nie potrafiąc oderwać oczu od metamorfozy, która teraz objęła także ubranie Muczienki. Ono wręcz płonęło na nim!
- Syriusz – szepnął Remus ochrypłym z przerażenia głosem. – Powiedz, że jeszcze nie oszalałem… że to iluzja…
O, Syriusz dużo by dał, żeby to naprawdę była iluzja! Tak, żeby to była tylko iluzja i nic więcej. Ale to nie były urojenia, ani mary specjalnie na nich zesłane. To, co działo się przed ich oczami było rzeczywiste i przerażało właśnie tym.
Nic nie odrzekł na zadane pytanie. Patrzył się ciągle na upadające na śnieg kremowe kawałki i proch pozostały po spalonym odzieniu. Nic, nic nie mogło się równać z tym widokiem. Żaden czarodziej nie mógł powiedzieć, że widział coś bardziej niesamowitego, a jednocześnie przerażającego.
Z ostatnim pyłkiem pozostałym z ubrania mężczyzny (choć można by się zastanawiać, czy należy mówić o nim jako o mężczyźnie) wszystko się skończyło. Muczienko wyglądał jak zwykły człowiek, tylko biło od niego czymś, co pozostało dla Syriusza nieodgadnione, ale Laura i Liv wiedziały, co to jest.
Obie, tak bardzo podobne do siebie, dziewczyny z zaróżowionymi policzkami wpatrywały się w postać leżącą niemal u ich stóp. A było na co popatrzeć! Pominąwszy wcześniejsze wydarzenia, i Liv, i Laura doszły do wniosku, że oto mają przed sobą żywe bóstwo. Sam Apollon czy Eros, Helios, który słynął ze swej urody, nie mogli się równać z tym mężczyzną.
Muczienko zaczął się powoli podnosić. Z jego nagrzanego ciała parował ledwie widoczny pot. Wyglądało, to tak, jakby powolutku spalał się w swoim własnym żarze. Był teraz znacznie wyższy niż uprzednio i znacznie bardziej potężny. Laura mogła z premedytacją stwierdzić, że bijąca od niego erotyka była wręcz porażająca.
Dziewczyna czuła, że w miarę jak Muczienko stawał wyprostowany, ona wręcz płonie. Kolana ugięły się pod nią, a w ustach zrobiło się sucho z przejęcia. Teraz.. teraz chciała być blisko niego! Jakie to głupie! Ale chciała to zrobić!
Muczienko był nagi, taki jakim go stworzył Pan Bóg i raczej nic nie dało się na to poradzić. Syriusza i Remusa to raczej nie interesowało – byli przecież zbudowani tak jak i on. Tyle tylko, że chyba żaden z nich nie podejrzewał, co to oznacza dla ich towarzyszek. Co najwyżej Remusowi przeszło przez głowę, iż Liv i Laura odwrócą wzrok, speszone tym widokiem. Przeliczył się jednak.
Ku swemu przerażeniu obserwował, jak Muczienko odwraca się od nich i staje naprzeciw dziewcząt. Widział, że obie wstrzymały oddech. Stały z szeroko otwartymi ustami, czerwone na twarzach i z takim błyszczącym wzrokiem, jakim obdarowała go kiedyś Liv. Wyglądały jakby je zaczarowano.
Muczienko coś do nich mówił, a one tylko kiwały głowami. Potem jakby nigdy nic zaczęły zdejmować z siebie ubrania, powoli, leniwie, aby najwyraźniej sprawić tym przyjemność Muczienko. A on i Syriusz nie ruszyli się ani o milimetr. Bo zaklął ich Muczienko, choć nie zdawali sobie z tego sprawy.
Liv czuła się szczęśliwa, wręcz odurzona ekstazą, jaką czuła w swym ciele. Wpatrzona w swego… pana (tak, był jej panem!) stawała się coraz bardziej wyuzdana. Jej ciało przeszywał dziwny dreszcz, kiedy spoglądała w szare oczy mężczyzny.
Jaki on był piękny! Mocno zarysowane kości policzkowe i szczęka czyniły go pociągającym bardziej niż niejednego ze współcześnie żyjących. Szerokie bary, wąskie biodra i ta dzikość skrywająca się w jego postaci… Liv westchnęła cichutko, robiąc krok ku Muczienko. Naraz zamknęła oczy, czując śnieg pod stopą, a w chwilę potem zrzuciła z siebie ostatni fatałaszek, jaki na sobie miała.
- Chodź – nakazał stanowczo, tak jak zwraca się właściciel do niewolnika.
Liv przystąpiła do niego. Dotknęła rozpalonej skóry o oliwkowej barwie. Już samo to wystarczyło, by stała się gotowa dla niego.
Laura miała znacznie silniejszą wolę niż jej towarzyszka. Szkolenia, jakie przeszła jeszcze w Akademii pozwalało się jej w jakiś sposób oprzeć się jego sugestiom. Przemawiał do jej podświadomości. Był silny, potężny na tyle, żeby nakazać jej pozbycia się odzienia, ale nie potrafił zmusić jej, by się mu poddała do reszty. Nie mógł sprowadzić jej do siebie, jak to zrobił z Liv. Za to podsycał w niej pragnienia, które były jak kolce w jej duszy.
- Chodź – szeptał znacznie łagodniej, niż uprzednio.
Laura rzuciła szybkie spojrzenie na przyklejoną do niego Liv i poczuła skurcz w żołądku. O, ile by oddała za to, by stanąć przy nim i oddać mu się, lecz zrobić tego nie mogła.
Na pięknej twarzy Muczienki pojawił się grymas złości. Przycisnął do siebie silniej Liv i pocałował, mocno, namiętnie. Dziewczyna objęła go ufnie.
- Najdroższa – przemówił głębokim, kłamliwie zachrypniętym i wyjątkowo przekonującym głosem – zajmij się tymi chłopcami – wskazał na Remusa i Syriusza, uśmiechając się wrogo.
Nie wiadomo skąd w jego dłoni znalazł się nóż, który podał następnie Liv, wyprawiając ją do „zajęcia się chłopcami”.
Remus miał nadzieję, że to koszmar, skądinąd dość niezwykły, ale jednak. No bo jak wytłumaczyć to, że ukochana idzie w twoim kierunku z nożem w ręku i dziwnie słodkim uśmiechem na ustach? Co innego gdyby szła z wałkiem… a przynajmniej tak mu się wydawało. I co innego, gdyby był pijany… Chryste! Merlinie! Leninie! To przechodziło ludzkie pojęcie!
- Remus – odezwał się cicho Syriusz. – Remusku, kochany przyjacielu, chcę żebyś wiedział, że w testamencie nic ci nie zapisałem, ale po drugiej stronie postaram się ci to wszystko jakoś wynagrodzić.
Lupin przeszył przyjaciela wzrokiem nie gorszym niż ten, który charakterystyczny był dla Severusa Snape’a. Że też teraz zachciało mu się żartów! Ponownie spojrzał na idącą ku niemu dziewczynę.
W innej sytuacji zapewne szczerzyłby się jak jakiś idiota, patrząc na ten sam widok. Niestety obecnie do śmiechu wcale mu nie było, a wręcz przeciwnie. Nie mógł się ruszyć, a samo myślenie na nic się nie zdawało. Był… przepraszam, BYLI, jako że tuż obok Remusa stał sobie Syriusz Black, w poważnych tarapatach.
A Olivia była coraz bliżej. Kołysząc uwodzicielsko biodrami, zachowywała się, jakby chciała zahipnotyzować ich obu. Brązowe włosy zakrywały jej piersi, ale nic więcej.
Remus poczuł tak zwane motylki w żołądku. Tylko, dlaczego, do cholery, w takim momencie?!
- Olivio, chyba nie chcesz nam zrobić krzywdy? – zapytała ni stąd, ni zowąd najstarsza latorośl rodu Black’ów, która (a wszystko na to wskazywało) nie zdoła przekazać cennego zbioru genów następnemu pokoleniu.
Dziewczyna spojrzała na niego półprzytomnie, rozmarzonym wzrokiem powiodła po jego sylwetce i uśmiechnęła się leciutko.
- Remus, jak z tego wyjdziemy cało, to możesz ją sobie wziąć – stwierdził Syriusz. – Mogę ci nawet dopłacić.
- A skąd ta zmiana? – dopytał się Remus, który w duszy już zaczął odmawiać rachunek sumienia.
- Szczerze, to dziwnie się czuję, jako obiekt seksualny tej dziewczyny, kiedy ma nóż w dłoni – przyznał się chłopak.
- Ahaaaa…
Lupin wybałuszył oczy, głos zamarł mu w gardle. Liv lekko dotknęła nożem wewnętrznej strony jego uda. Uśmiechnęła się przy tym z zadowoleniem, bezdusznie, z kasandrycznym błyskiem w oku. A Remus poczuł się nagle tak, jakby naraz wzleciał wysoko i tak samo szybko spadł na jakąś twardą skałę. Zaszumiało mu w głowie, tętno przyspieszyło biegu.
Syriusz wiedział swoje, jeżeli chodzi o kobiety otumanione – że są BARDZO niebezpieczne. Liv była niebezpieczna jak diabli albo nawet jeszcze bardziej. A szczególnie dla Remusa Lupina, który zakochał się i tak się nieszczęśliwie składało, że akurat właśnie w niej. Syriusz doskonale rozumiał jak czuje się teraz jego kumpel – wiedział, jakie to uczucie, kiedy ogarnia cię gorączka, której musisz się pozbyć, bo inaczej strawi cię żywym płomieniem. Czuł się ostatnio tak wiele razy i nigdy jeszcze nie doszło do tego, że wyleczył się całkowicie. Nie wiedział, czy współczuć Remusowi, czy samemu sobie. Jednakże czekał ich jeden los… chyba, że stanie się cud…
Remus na taki cud nie liczył. Tak naprawdę to on już nic nie pojmował, bo rozłączył się ze światem rzeczywistym. Teraz już tylko potrafił czuć. A czuł dużo.
Rozpalona skóra błagała o ukojenie, o pocałunki. Zaspokoić mogła to jedynie Liv, wiedział o tym. Ona jednak bawiła się. Raz dotykała go swoimi dłońmi, raz ostrzem noża. Merlinie, cóż to była dla niego za udręka!
Liv popatrzyła na niego tymi swoimi niemal granatowymi oczami, a on zatracił się w nich. Nie bacząc na ostrze w ręku ukochanej, chwycił ją w pół i przyciągnął do siebie. Przywarł ustami do jej warg, które pamiętały jeszcze pocałunek Muczienki.
Nóż upadł na śnieg.
Syriusz nie przeoczył tego. Starał się skupić i poruszyć, jednak nic to nie dawało, bowiem zaklęcie nadal było mocne. Rzucił szybkie spojrzenie w kierunku Remusa i Liv i westchnął. Tych dwoje na nic mu się nie przyda. Byli za bardzo pochłonięci sobą, aby zrozumieć cokolwiek. Ale wiedział już przynajmniej jak przejąć kontrolę nad Laurą, gdyby nie zdołała się oprzeć Muczience.
Laura była silna, lecz każdy ma granice swojej wytrzymałości, a ona niemal już je przekroczyła. Muczienko obejmował ją, szeptał do ucha słowa, od których robił się jej coraz bardziej gorąco, sprawiał, że zapominała, co dzieje się wokół niej. Wiła się niego ramionach, stawała się coraz uleglejsza. Starczyła jednak jedna chwila, kiedy jej wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Syriusza, a już powracała na Ziemię. To on ją tu utrzymywał, dzięki niemu jeszcze się nie poddała.
Pewnie o tym nie wiedział. Dlaczego? Nie może się domyślić? I dlaczego ona tak chce do niego iść, chwycić go za rękę? Żeby poczuć się choć trochę bezpieczniej? Tak, chyba tak… bo po cóżby innego?
W nieczęstych przebłyskach świadomości, Laura musiała podjąć decyzję, co ma zrobić. Musiała jakoś przechytrzyć swego byłego szefa – to pewnie, ale jak? On nie mógł się zorientować.
Kobiety znają przeróżne sztuczki. Laura też kilka znała, a najprostsza były słowa. Odpowiednio dobrane mogły zdziałać cuda.
Polska wzięła głęboki wdech. Poczuła słodki zapach skóry mężczyzny.
- Panie – szepnęła pełnym uległości głosem. – Panie, proszę…
Muczienko wyczuł jak przylgnęła do niego silniej i by ostatecznie mieć pewność, że jest jego, położył Laurę na śniegu. Przygniótł ją ciężarem swojego ciała. Dziwnym zbiegiem okoliczności, dotyk zimnego puchu i piersi dziewczyny podniecił go mocniej niż cokolwiek innego. Przesunął dłońmi po biodrach dziewczyny, wyczuwając coś, czego jego mniemaniu nie powinno tam być, ale jakie to miało teraz znaczenie?! Jakie znaczenie miało to, że tak niedawno chciała go zabić?!
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, prowadząc swoją dłoń w te rejony dziewczyny, które dotąd były jej słodką tajemnicą. Pogładził wewnętrzną stronę jej uda i doszedł to Tego miejsca. Laura wygięła się pod wpływem rozkoszy (a przynajmniej się mu tak wydawało). Była jego, to dla niego stała się gotowa i nie zamierzał z tego zrezygnować.
Musnął ustami jej piersi, sutki, które już dawno stwardniały. Spojrzał na lśniącą od potu twarz towarzyszyli i jednym szybkim ruchem wdarł się w nią.
Laura krzyknęła z przerażenia, zanim zdała sobie sprawę z tego, że nie powinna tego robić. Jednak Muczienko poruszał się w niej dalej, głuchy na jej krzyki – jeżeli jednak już je słyszał, to zapewne wziął je za znak rozkoszy, jaką miała przeżywać Polka. Ona jednak czuła się źle, chciała, żeby zrobił swoje i pozwolił jej odejść.
Muczienko zachowywał się jak dzikie zwierzę. Niby na początku czuły i delikatny, teraz interesował się tylko swoją przyjemnością.
Po twarzy dziewczyny spłynęły łzy.
Syriusz zacisnął powieki, z całych sił koncentrując się na przerwaniu zaklęcia. Jego oddech stał się ciężki, po czole spłynęły mu cienkim strumykiem kropelki potu. Musiał przerwać ten urok!
Nagle krzyk zniweczył wszelkie jego próby. Otworzył szeroko oczy i serce w nim zamarło. Muczienko posunął się za daleko!
W uchu usłyszał cichy brzdęk. Nie wiedział jak, ale chwycił leżący na śniegu nóż i rzucił się na mężczyznę.
Wszystko potoczyło się tak szybko, że Syriusz nie zauważył nawet jak podczas szamotaniny puścił ostrze. Teraz siłował się z Muczienko, starając się przewrócić go na ziemię. Jednak jego przeciwnik był znacznie silniejszy niż on i ostatecznie to właśnie on wylądował na glebie.
Syriusz i Muczienko znaleźli tak blisko siebie, że Black przez dłuższy czas wpatrywał się w czarne oczy przeciwnika. Mrożący krew błysk zrodził się w tych oczach, a potem zgasł nagle. Mężczyzna osunął się na Syriusza i już nie wstał.
Black odepchnął od siebie bezwładne ciało. Spojrzał na Laurę, która stała tuż nad nim, blada jak ściana wpatrywała się w niego, a po policzkach spływały jej łzy. Dalej za nią leżeli Liv i Remus, ale to nie interesowało Syriusza.
- Należało mu się – szepnął, wstając. – To nie twoja wina – powiedział, obejmując Laurę.
Kątem oka spojrzał na ciało. Cienka strużka krwi spływała na lewy bok mężczyzny. A Laura go zabiła.
*- zdaje się, że mało jest gorsetów z zapinkami, ale ja się wzorowałam na gorsecie, który miała moja siostra. Nie mam zielonego pojęcia skąd ona go wytrzasnęła.
**-
Jasiu w szkole siedzi na pierwszej ławce. Wchodzi pani nauczycielka w sukience z dużym dekoltem i wisiorkiem w kształcie samolocika na złotym łańcuszku. Jasiu z uporem wpatruje się w dekolt nauczycielki. Nauczycielka po chwili pyta:
- No co, Jasiu? Podoba ci się samolocik?
A Jasiu na to:
- Nie, ale te dwa bombowce tak!
***- tłumaczenia z francuskiego:
- Syriusz! Mój drogi![ /i]
- Dominique! Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem!
- [i]Boże! A ja za tobą! Myślę o tobie co najmniej co tydzień!
- Dominique, przyszedłem oddać się w twoje cudowne rączki! Możesz zrobić z moimi włosami, co tylko zechcesz.
- Nie rozumiem, co chcesz zrobić
**** - jak Boga kocham nie wiem, jak Syriusz ma na drugie i czy w ogóle jakoś ma, ale że jak wszyscy to wszyscy, to tak wybrałam.
ps
DO ZOBACZENIA ZA ROK
przeczytane i poprawione przez moi oczywiscie.. opowiadanko jak zwykle siuperasne... oraz łosiałamiające i żajebiste...
pozdro dla wszystkich
od moi
czyli
Jade
Naczelnego Korektora MF
Świetne
Dlaczego za rok???????????
"Świetne"
Ta - nie ma to jak długa, sycąca wypowiedź, doskonale ujmująca całą treść przedstawionego wyżej opowiadania - pozazdrościć elokwencji...
***
A co do Ciebie, Droga Meridien - to w ogóle fajnie, że żyjesz - już się obawiałam, że ktos Cię zadźgał, potraktował prądem,udusił, bądź wykorzystał gdzies pod monopolowym:)
Rozmarzyłam sie trochę... no ale, wracając do tematu- to oczywiście i tak dobrze wiesz, jak rewelacyjnie piszesz.
Przeczytanie tego wszystkiego zajęło mi sporo czasu,ale nie powiem - warto było.
Twoje teksty są przyjemne, zabawne i mają w sobie to COŚ, co sprawia,że nawet za rok, ale jednak - wrócę po więcej
Aha - mimo wspaniałej treści ficka, muszę dodać, że zauwazyłam też kilka powtórzeń, czy niepoprawnych form gramatycznych, którymi powinnas się zająć, ale - z całą pewnością nie odebrało to poziomu twojej pracy...
Gratuluję
Czekamy na więcej...
Chyba, a nawet jestem pewna, że zaserwowałam wam nie tą wersję, co potrzeba... ech...
Co do PS.
Od osatniego parta, którego napisałam minął rok
Wiesz... jak masz drugą wersję to możesz wkleić :] My nie mamy nic przeciwko
Przeklejam komentarz z innego forum
Hm. Kochana Sylwio, z czystym sumieniem mogę ci powiedzieć, że jak jakiś mod przeczyta lub chociażby przeleci wzrokiem ostatni odcinek, bez wahania przeniesie to oto opowiadanie do "Kwiatu Lotosu". No, trudno żeby nie
Odcinek rzeczywiście długi, i to cholernie, no ale przeczytałam na raz. Mało który fick jestem w stanie przeczytać na komputerze bez przerywania.
Błędów wytykać nie będę, no ale kilka ich było, zazwyczaj takich drobnych literówek. Bardzo to jednak w czytaniu nie przeszkadza.
W kilku momentach musiałam siłą powstrzymywać się od wybuchnięcia śmiechem, jako że moja "kochana" siostrzyczka jeszcze śpała, i to całkiem niedaleko mnie, no ale... niektóre teksty i sformułowania były boskie No, a Syriusz rzeczywiście się zrehabilitował, i to do tego stopnia, że było go nawet więcej niż Remusa wink.gif No ale przeynajmniej teraz nikt nie powinien mieć pretensji o przedstawienie Łapy w złym świetle.
Świetny pomysł z obcięciem Severusowi jego puszystych włosów... Hmm jak sobie wyobraziłam tą scenę, muszę przyznać, że wyglądało to naprawdę komicznie.
W ogóle jak zwykle fajny, oryginalny styl, taki raczej na luzie i dość nietypowy, no ale ja to lubię. Może momentami było ciut za dużo dodatkowych komentarzy w nawiasach....
Scena erotyczna... no ta, wiedziałam, że coś takiego w końcu zdarzyć się musi, ale nie spodziewałam się, że od razu podwójna ;] Tak szczerze mówiąc, to nie wczytywałam się super dokładnie w szczegóły, no ale wiesz, to chyba było opisane nieźle.
Mrr, ale Remus się dziki zrobił... Normalnie jak nie on, i momentami, czytając cały odcinek w ogóle, miałam wrażenie że jest taki trochę inny, nie taki ułożony i spokojny, no ale Twój Remus zawsze taki był, a teraz dodatkowo pokazał swoją drugą naturę evil.gif
Syriusz to zupełnie inna sprawa, akurat on jest wybitnie Syriuszowaty i ogólnie też boski ^^
No tak, o ile sceny Syriusz/Laura i Remus/Liv w czytaniu i ogólnej akcji nie przeszkadzały, o tyle średnio mogę pojąć tą końcową scenę z Muczienko Chyba muszę przeczytać to jeszcze raz, bo tak na dobrą sprawę to nie wiem, co się z nim stało i po co.
I to chyba tyle... wiem, że na następną część pewnie długo sobie poczekamy, no ale... trzeba to jakoś zakończyć, no nie?
Manewry czytam od początku,ale dopiero teraz jestem zalogowanym użytkownikiem...Więc mam zamiar komentować każdy nowy part.. Na tematostatniej części : po tak długiej przerwie,w ciągu której zdążyłam 2 razy przeczytać wszytskie party 'Manewrów' wreszcie jest....poczekałam aż w domu będzie cisza i spokój i zabrałam się do czytania. I cóż moge powiedzieć : apetyt zaspokojony...nowa część ostrzejsza, ale wreszcie Lupin zdecydował się na ten krok i dał się do końca uwieść Liv...Syriusz też nieźle sobie poczyna Dalsza część , po tych 'łóżkowych sensacjach' też wielce interesująca, ciekawa jestem jak dalej poprowadzisz ten wątek...no i czekam z niecierpliwością na next parta,mam nadzieje że nie będe musiała czekać aż rok..
Pozdro dla wszytskich fanów 'Manewrów'
Ja chyba jednak będę miała zupełnie inne zdanie niż poprzednicy. Za co lubiłam to opowiadanie, za jego wyrafinowanie, dobry smak i lekkość czytania. Teraz się wszystko zmieniło. Dosłownie. Przyznaje się, że zrobienie z tego opowiadania erotyka, było grzechem i to naprawdę wielkim. Ja osobiście (można mnie za to zabić, albo jeszcze coś innego zrobić) sądzę iż zrobił się z tego tani pornol, z długą przedakcją. Poprostu nie mogę ścierpieć tej zmiany.
Akcja - jakoś nie mogę zrozumieć jej do końca, wydarzenia bardzo szybko się zmieniają, nie wiadomo dla czego, w poprzednich publikacjach, wszystko się jakby ciągnęło (to akurat mi się podobało). Bohaterowie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniają swe charaktery. Stają się naprawdę dziwni. Syriusz, Remus, ech...
Myślę, że ta przerwa niezbyt pozytywnie na Ciebie wpłynęła. Nawet sam Twój styl pisania stał się słabszy, w samym opowiadaniu było mnóstwo błędów, zarówno literówek, jak i braków czy w nieodpowiednych miejscach postawionych spacji, po dziwną składnie zdań.
Sądzę, iż można było dopracować to opowiadanie. Napisać je "nie w tylu erotyka". POprostu zrobić z tego kawał dobrej roboty, który dopracowywany był przez tak długi czas, a wyszłoby z tego coś naprawdę świetnego. Coś do czego nie mogłabym się przyczepić. Nadrabiasz może długością, jednak nie niweczy to wszystkich wyżej wymienionych przeze mnie błędów. Sądzę, że erotyka nie jest Twoim najmocniejszym stylem, dlatego tak z czystej dobroci radziłabym wrócić do stylu, który był prezentowany w początkowych publikacjach "Manewrów"
Z pozdrowieniami
CC
<przytakuje>
zgadzam się całkowicie z CC. erotyka Ci nie przysłużyła.
i tylko uzupełnie (jeśli można) co brakowało mi w wypowiedzi poprzedniczki.
Straciło to swoją subtelność (strasznie pasuje mi to słowo odnośnie pierwszych partów ;pp nie wiem czemu), delikatność (chodzi mi o styl) i lekkość. Po prostu sama słodycz była, którą aż miło się było delektować.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)