Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

8 Strony < 1 2 3 4 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Le Désir Et La Haine

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 60 ] ** [93.75%]
Gniot - wyrzucić [ 4 ] ** [6.25%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 64
Goście nie mogą głosować 
fumsek
post 08.08.2004 09:40
Post #26 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



Za cholerę nie mogę przypomnieć sobie

żadnych przyzwoleń I przywilejów…
Oto to co spłodziłam przed kilkoma chwilami…

ROZDZIAŁ VI Jutrzejsze niepokoje...

Lustrzane odbicie postawiło przed nim obraz człowieka, lekki zarost, nagi tors, męskie rysy i kryjące się w nich zmęczenie. Zmarszczył brwi, golił się. Cholera! Natrafił na rany wymierzone jego skórze przez paznokcie wieczornej partnerki.
Granger... ociekający ironią uśmiech pojawił się na pełnych wargach Draco Malfoya w odpowiedzi na powracające wspomnienie ostatniej nocy.
Komu przyszłoby na myśl, że mała Granger okaże się tak wyuzdana.
To otworzyło nowe horyzonty. Znikły wszelkie hamulce, wszelkie zasady. Nie istniała już kwestia czystej czy brudnej krwi.
Zareagowała tak niespodziewanie, tak zastanawiająco... Jego krew krążąca coraz szybciej odpłynęła gwałtownie w dół ciała, gdy w pamięci powróciły mu jej jęki i krzyki.
Zareagowała tak niespodziewanie, tak zastanawiająco...
I po raz pierwszy od tak dawna spał, spał nieprzerwanym snem.
Interesujące. Bardzo interesujące.
Święta Granger, dziewica i męczennica okazująca się zwykłą sprośną świnią, dorównującą jego partnerką rozpusty. Granger budząca w sobie czysto zwierzęce odruchy…
Piekło nigdy nie jest tak ekscytujące jak wtedy, gdy skrywa się za twarzą anioła...
***
Przeciągnęła się przed lustrem, odnajdując w jego odbiciu ciało tak podobne do swojego a zarazem tak inne. Raport seksualny. To była jej pierwsza styczność z seksem od sześciu, długich miesięcy. Koniec celibatu. Seanse z psychomagami przynosiły pierwsze owoce...
Hermiona Granger w rozdrażnieniu podniosła łopatki, które po chwili bezwiednie opadły. Nie miała ani czasu, ani ochoty na strach. Jej umysł obrał jedną myśl, na której spoczywała całkowita koncentracja... Poczuć go w sobie, jeszcze raz...
Grymas wykrzywił jej twarz. Weszła do gniazda węży. Skarciła swój umysł obłąkańczo analizujący wszystko to, co natarczywie krążyło jej w głowie. Żadnego cholernego analizowania...
Wybuchła śmiechem szaleńca, naga opadła na łóżko. Tkwiąca w niej odraza do siebie samej była jak uporczywy owad, który, pomimo iż wciąż odganiany, powraca. Jedna mała wiązka w jej głowie wyparła tę obrzydliwość. Czuła się tak... żyjąca, pierwszy raz od dawna, od wieczności... Poczuła coś, do cholery poczuła coś...
Coś tak silnie uzależniającego, niczym biały proszek, który dłonie narkomana łapczywie w sobie zamykają.
Wiążąc siły podniosła się, zmarszczyła brwi widząc ślady jego rąk na udach. Świnia! Te jego cholerne, brudne łapy...
W każdej najmniejszej cząstce jej samej wrzała nienawiść do jego osoby, tak silna i tak niezmienna... Kpiący uśmiech zagrał na jej wargach. Teraz wiedziała coś jeszcze.
Nazwany niegdyś „bogiem seksu”, zasłużył na to w pełni...
***
W jednym z pomieszczeń małego mieszkania atmosfera stawała się cięższa z każdą minutą. Ginny Weasley bezwiednie zataczała koła przypominając zwierzę bez celu przemierzające każdy centymetr swojej klatki.
Natrafiła wzrokiem na zielone spojrzenie.
- Harry- zabrzmiało w głuchej ciszy- wiesz równie dobrze, że to nie jest do niej podobne, nigdy nie wychodziła bez słowa pożegnania.
Siedzący pogrążony w myślach człowiek, brutalnie z nich wyrwany wstrząsnął ramionami, jego twarz zalał wyraz znużenia.
- Wiem doskonale, i to mnie niepokoi.
- Mnie również.
- Będę spokojniejsza jeśli tam pójdziemy...
- Ginny, dzwoniła żeby przeprosić delikatnie dając do zrozumienia, że chyba potrzebuje odrobiny spokoju.
Ich spojrzenia ponownie się spotkały.
- Ktoś z nią był?
- Nie, wyszła sama. W każdym razie jest to tylko to, co mi powiedziała.
- Okłamała cię- spokój jej głosu obudził niepokój.
- O czym ty do cholery mówisz?!
- Powołałam się na swoją intuicję... Jestem prawie pewna, nie była sama tej nocy.
- Do cholery Ginny czy ty o czymś wiesz?
- Nie. Ale jeśli interesuje cię moje skromne zdanie, to myślę, że po prostu spotkała kogoś, z kim spędziła czas i to jest chyba właśnie to, czego jej trzeba.
Zatrzymał na niej wzrok, zdumiony, ogłupiały...
- Straciła człowieka, którego kochała sześć, pieprzonych miesięcy temu! I do cholery Ginny przypominam ci jedynie, że mówimy o twoim bracie i o moim przyjacielu.
Nagły wybuch, którego siła dotknęła również jej. Zadrżała.
Zatrzymał go natychmiast, widząc zielone spojrzenie za ścianą łez.
- Harry- mówiąc położyła dłoń na jego ramieniu- wiesz ile dla mnie znaczył, ale nie chciałby widzieć jej rozgoryczenia, tej skorupy, w której się zamknęła. Chciałby żeby znów zaczęła żyć, po prostu żyć... I dla tego momentu zdecydowała się wtedy wyjść. Są chwile, w których mnie przeraża. Czasem wydaje mi się być martwą za życia...
- Trzeba dać jej trochę czasu, Ginny. Była gwałcona i torturowana, nie zapominaj o tym. Żadne z nas nie wyszło nietknięte z tej przeklętej wojny, ale ona wyniosła z niej więcej ran niż wszyscy inni...
- Wiem Harry- szeptała – Chciałabym widzieć ją na nowo próbującą czegoś. I jeśli tym jest znalezienie szczęścia z kimś innym, to uwierz, będę pierwszą, która udzieli jej swojego pełnego poparcia.
- Nie zmienię zdania, wciąż jest zbyt wcześnie... Nie pozbyła się jeszcze tego całego cholernego żalu, w którym tkwi- ton jego głosu miarowo uspokajał się.
Skuliła się w jego ramionach, niezdolna do dłuższego duszenia łez.
- Wie... wiem- oddech urywany, mieszany ze spazmami płaczu stawał się szybszy, złamała się kompletnie - Nie wierzę w to, nie chce w to wierzyć! Nigdy więcej nie zobaczę go w tych drzwiach, nigdy więcej nie usłyszę tego głosu...
Był tak blisko niej, zdawali się być jednym ciałem, jedna duszą... Ukrył zmęczoną twarz w jej włosach.
- Bezustannie o tym myślę... On umarł w bólu, upodlony. To jest tak..., to jest tak żałosne, tak cholernie żałosne...
- A to wszystko po to, by przyznano mu ten pieprzony order... Pośmiertny Order Merlina…
Posługiwał się tonem cynika, cynika odartego ze wszelkich złudzeń.
- Ludzkość potrzebuje bohaterów, nie katów.
Spoglądali na siebie, odnajdując i odczytując każdą z myśli. Żadne z nich nie miało ochoty by tam być, ale Order Merlina był najwyższym istniejącym wyróżnieniem, a nieobecność byłaby zlekceważeniem pamięci tych wszystkich, którzy oddali swe istnienia by zachować inne.
Zastygli w uścisku, padając ofiarą palących wątpliwości, trwogi, ale i zdziwienia tym małym cudem, wspólnym rankiem, we dwoje. Ocaleni od świata w ruinie, z nadzieją w sobie na nadejście dnia, w którym znów zaczną żyć. Żyć, zamiast po prostu przeżyć…

Ten post był edytowany przez fumsek: 11.05.2008 17:00
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miaka
post 08.08.2004 15:58
Post #27 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 16.05.2004




No...na Twoje szczęście dotrzymałaś tego terminu. Hm....I znowu krótkie zdania, które stwarzają charakterystyczną aurę wokół opowiadania tłumaczonego przez Ciebie. Fajnie oddałaś myśli bohaterów. Człowiek czytając..momentalnie przenosi się do tego "innego" świata, jednak....czy a zawsze musze mieć jakies wąty.... dry.gif ?!

QUOTE
Święta Granger, dziewica i męczennica okazująca się zwykłą sprośną świnią dorównującą jego partnerką rozpusty.

Ostatniej części tego zdania nie rozumiem....
QUOTE
- Okłamała cię- spokój jej głosu obudził niepokój.

powtórzenie....
-------
Na koniec jednak cos miłego.....
QUOTE
Piekło nigdy nie jest tak ekscytujące jak wtedy, gdy skrywa się za twarzą anioła...

JAK JA KOCHAM TO ZDANIE!!!!!!
-------------------------
Bużka dla Ciebie kiss.gif :*
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
fumsek
post 08.08.2004 17:05
Post #28 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



QUOTE (Miaka @ 08.08.2004 15:58)
QUOTE
Święta Granger, dziewica i męczennica okazująca się zwykłą sprośną świnią dorównującą jego partnerką rozpusty.

Ostatniej części tego zdania nie rozumiem....

--> czyt.--> święta Granger okazała się gorszą dzi*ką niż poprzednie.
momentami nie ma to jak dosadność...

Ten post był edytowany przez fumsek: 08.08.2004 17:11
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miaka
post 08.08.2004 17:13
Post #29 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 16.05.2004




QUOTE

QUOTE
Święta Granger, dziewica i męczennica okazująca się zwykłą sprośną świnią dorównującą jego partnerką rozpusty.


QUOTE
Ostatniej części tego zdania nie rozumiem....


--> czyt.--> była gorsza dzi*ką niż poprzednie
momentami nie ma to jak dosadność...

Jeżeli tak, to powinno być:
Święta Granger, dziewica i męczennica okazująca się zwykłą sprośną świnią dorównującą jego partnerkom rozpusty.....smile.gif

Ten post był edytowany przez Miaka: 08.08.2004 17:14
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
fumsek
post 15.08.2004 23:21
Post #30 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



Dzielnie walcząc z zamykającymi się oczętami i z łbem, który już niemalże leży na klawiaturze spłodziłam o właśnie to...

ROZDZIAŁ VII Order Merlina

Elita magicznego świata odpowiedziała obecnością na wyjątkowo zapowiadające się „światowości”. Sobotni wieczór, minister składa hołd bohaterom wojny. To jedna z tych „wielkich ceremonii”, na których zaznaczenie swej obecności i zainteresowania nosi znamiona świętości...
Żenada, kretyńska żenada... – wciąż miała to w głowie, nie była w stanie zdusić tych myśli-to ile musieliśmy znieść, ten brud którego nie możemy zmyć, żadne z nich go nie dostrzega... Pożywką dla nich stała się myśl o pięknym widowisku, po którym zapomną... Ilu spośród nich wie, że Ron przed śmiercią był gwałcony i torturowany? Przede wszystkim... ilu spośród nich naprawdę chce wiedzieć?
We wnętrzu siebie krzyczała. Jej złość, jej trwoga, jej bezsilność. Dlaczego nie było to jedną z tych dobrych myśli, przychodzących wtedy, gdy najbardziej ich potrzebujemy...
Ale nie odważyła się na wypowiedzenie tego pytania pełnym głosem.
Pomijała milczeniem uśmiechy pochlebców gratulujących jej otrzymania najwyższego odznaczenia: Orderu Merlina, pierwszej klasy. Pochlebców upajających się zazdrością.
Ta, wszechobecna, dusząca hipokryzja wywoływała u niej mdłości.
Nieobecność Harry’ego i Ginny byłaby jej zgubą, utonęłaby w tym bagnie fałszywego piękna, w tym złudzeniu normalności...
Byli jedynym powodem, dla którego tam szła. Żadne z nich nie było w stanie od tego uciec. Zbyt wielu poświęciło swe istnienia by uratować inne, prowadząc tym samym magiczny świat ku zwycięstwu.
Widząc go, chwilami budziła w sobie litość. Ciężar spoczywający na jego barkach... Tak niezwykłą była jego siła, skąd ją czerpał? Wystarczały jego spojrzenia, zwracane w kierunku Ginny, gdy wierzył w to, iż nikt nie jest w stanie ich zobaczyć, o jak bardzo się mylił... Miała odpowiedź...
On kochał ją, ona kochała jego. I to było bodźcem pozwalającym im istnieć.
Ona Hermiona Granger niegdyś „panienka wiedząca wszystko” nie miała nic. To co kochała odeszło, to co kochała opuściło ją. Była tam, otoczona skorupą skrywającą każde z ciemnych uczuć, żal wydzierający każde z jaśniejszych wspomnień, tworząc przed światem barierę w postaci pięknej otoczki, której ludzkie oko nie było w stanie przeniknąć. Piękna zewnętrznie, wewnętrznie pusta muszla.
Tymczasem, każda jej cząstka jednocześnie kipiała jakąś nieodgadnioną żywotnością. Każde zakończenie nerwu, każde włókno było świadome jej obecności.
W krótkiej chwili jej spojrzenie napotkało inne, ale skarciła siebie samą szukając go ponownie. Ignorancja. On odpowiedział tym samym.
Draco Malfoy miał w sobie tę prawdę, którą miała w sobie Hermiona Granger, nie mogli tu dłużej zostać.
To dziwne przyciąganie, mieszanka seksualnego głodu i palącej nienawiści były nazbyt gwałtownymi, by można było je wstrzymywać jeszcze choćby chwilę dłużej. Zagadką, na którą nie udzielimy odpowiedzi było pytanie, czy obydwoje pragnęli to zniszczyć?
Odmawiała sobie wspomnień tamtej nocy, ale przyszedł moment, w którym stało się to niemożliwym. Mieszanka bólu i przyjemności, poddania i dominacji... Nie trzeba było wiele by wpaść w sidła piekielnej zależności.
Czysto seksualne potrzeby zwracające się ku dawnemu nieprzyjacielowi być może przybierały jedyną formę ucieczki od tego brudu, w którym tonęła...
Jej myśli zaciekle walczyły z ciałem, które szukało Ślizgona. Kilka chwil wcześniej widziała go prowadzącego „kurtuazyjną” rozmówkę z Knotem i Dumbledore’m, dyskusja zmieniała charakter na nieco bardziej... ożywiony.
Po chwili wydawał się zniknąć. Może wyszedł...
Jej ramiona bezwiednie podniosły się by po chwili opaść, próbowała udowodnić sobie samej, iż jest w stanie jeszcze wytrzymać.
Dobrze się nad tym zastanowiwszy mogła zrobić to samo, wyjść. Ta typowo francuska ekspresja wycisnęła gorzki uśmiech na jej wargach.
Skierowała spojrzenie w stronę przyjaciół, tańcząc przed orkiestrą zdawali się być nieświadomi czyjejkolwiek obecności. Głowa Ginny bezwiednie spoczęła na ramionach Harry’ego. Obydwoje zamknęli oczy pozwalając się nieść muzyce.
Opuściła pomieszczenie z przesadną ostrożnością, przepłynęła niezauważona... Pozostawiając za sobą schody bez celu przemierzała korytarze, wdychając zapach wyniosłości, hipokryzji kryjący się w każdej szczelinie.
Drzwi, na nich tabliczka. „Korneliusz Knot- minister magii”. Po zlustrowaniu jej wzrokiem jedyną pozostałością był czysto ironiczny uśmiech widniejący na jej wargach. Weszła.
Biuro Knota było obrazem człowieka. Pompatyczne i aroganckie. Duże okno wysunięte w przód pozwalało na kontrolowanie sytuacji, w przed momentem opuszczonej sali. Tkwiła w ciemnościach, nie zapaliła światła. Nikt nie mógł jej widzieć. Zbliżyła się, obserwując, zafascynowana. Nikły śmiech uwolnił się z jej gardła widząc Szalonookiego śledzącego zachowania Knota.
Głuchy dźwięk spadającego przedmiotu wyostrzył jej czujność. Zastygła w bezruchu. Przyspieszenie rytmu serca, niepokój... Czuła czyjąś obecność. Uświadomiła sobie, że czuła ją przez cały czas. Gorący oddech intruza, miała go na swym karku.
- Nie jesteś z przyjaciółmi Granger?
- Jak możesz zauważyć- odpowiedziała nie spoglądając na postać ocierającą się o jej plecy.
Cholerna cisza...
- Dlaczego nie jesteś z nimi?
Nie odpowiedziała. Poczuła zalewające ją znużenie. Znużenie tą grą... Jej nieobecność uwalniała drzemiący w nim gniew. Nie chciała stawić czoła prawdzie.
Bardzo dobrze. Ale to co przed nią odkryje, to to, że nie należy do grupy tych, których zignorowanie ponosi za sobą bezkarność... Gwałtownie uchwycił jej ramiona, niczym lalkę, utwierdził w niej swe spojrzenie.
- Pytam jeszcze raz. Dlaczego jesteś tu, nie z nimi?
- Zostaw mnie- wypluła sarkastycznie.
Pochylił się. Stali tak przez chwilę, jego wargi zaledwie muskały jej usta.
- Ponieważ jesteś taka jak ja. Tkwisz w ciemnościach, nie wiesz czym jest światło.
Dość wstępów. Dość fałszywych prawd. Doprowadzasz mnie do szału obnażając to, co tak usilnie staram się ukryć. Moje myśli wypełnione tobą odbierają ci te strzępy rozsądku...
Ich wargi spoiły się w jedno. Brutalnie. Ponieważ ta bestialskość była jedynym, możliwym sposobem komunikacji pomiędzy nimi. Gwałtowność. Nienawiść. Ich wspólny język.
Zatopiła zęby w jego wargach. W odpowiedzi przycisnął ją do ściany. Bez przerwania pocałunku. Wydała z siebie głuchy jęk, gdy jego dłonie powędrowały wzdłuż jej gładkich ud. Wbiła paznokcie we wnętrze dłoni Draco, poczuła jego palce w sobie. Lustrował ją wzrokiem obłąkańca, napawając się tym widokiem. Widokiem jej błyszczących w ciemności oczu. Była bardziej niebezpieczna niż jakikolwiek narkotyk. Ale on nigdy nie potrafił oprzeć się niebezpieczeństwu.
Ubóstwiał to. Ten zastrzyk adrenaliny. Zatracenie się w swym wnętrzu, najciemniejszych zakamarkach, własnym rozgoryczeniu...
Ta dzika ekscytacja przynosząca najsilniejsze uczucia...
Czysta nienawiść nie jest jedynym afrodyzjakiem. To również potęga fantazji...
Uwalniając się z więzienia szat zanurzył się w niej. Każdy kolejny ruch głębszy. Zamknęła oczy, widząc to uchwycił jej podbródek, przyciągną ku swej twarzy.
- Nie- powiedział- chcę żebyś na mnie patrzyła, gdy robię ci dobrze.
Chcę cię podbić. Chcę pokuty. Uczcijmy naszą nienawiść i skonsumujmy nasze grzechy. Witaj w moim piekle... Teraz będzie i twoim.
- Spójrz na mnie.
Te proste słowa zaprowadziły ją na skraj wyimaginowanej przepaści. Jej koncentracja spoczęła na odczuciach. Czuła jego ruchy stające się coraz bardziej brutalnymi, jego rysy wykrzywione w spazmie przyjemności. Zamknął w swych rękach przeguby jej dłoni.. piętnując jej ciało...
- Chcę cię mieć na wszelkie możliwe i wyobrażalne sposoby, szlamo- wyszeptał te słowa przywierając twarzą do skóry jej ramion.
- Gdzie chcesz, jak chcesz, kiedy chcesz...- słowa uwalniały się bezwiednie zmagając z urywanym oddechem.
Ogień trawił jej ciało. Miotając jej duszą, każdą cząstką jej samej... Napięcie rozluźnione eksplozją przyjemności zalewającej ich w pełni... Dwa ostanie ruchy, uwolnił się z czysto zwierzęcym pomrukiem. Cielesne powiązanie przynoszące gorzki posmak, pochłaniające obydwoje...
Dwa współgrające ze sobą oddechy, urywane, zachłannie połykające powietrze...
Przed odsunięciem się, spoglądali zafascynowani, wszystko powróciło, wygładzili ubrania.
Żadne nie świadome do końca swoich pragnień, najczarniejszych myśli głęboko zaszytych w otchłani umysłu. Żadne nie zdające sobie sprawy z tego, że ten moment był początkiem...

Ten post był edytowany przez fumsek: 11.05.2008 17:33
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nimbuska2000
post 16.08.2004 10:02
Post #31 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 166
Dołączył: 13.05.2004

Płeć: Kobieta



Bardzo interesujące.Widać,że każdy part "dorośleje" za każdym razem...
Ten ból i żał i nienawiść...
Po prostu miodzio biggrin.gif


--------------------
-To żałosne. No, mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić. Wiesz co, może zaczniesz chodzić z McLaggenem, wtedy Slughorn mianuje was królem i królową Ślimaków...
-Możemy przyprowadzić gości-powiedziała Hermiona, która z jakiegoś powodu zrobiła się purpurowa na twarzy- i zamierzałam zaprosić ciebie, ale skoro uważasz, że jesteś ponad takie głupoty, nie będę nawet próbowała! (...)
-Zamierzałaś mnie zaprosić?- Zapytał Ron zupełnie innym tonem.
-Wyobraź sobie, że ta.- Odpowiedziała ze złością Hermiona.- Ale jeśli wolisz, żebym chodziła z McLaggenem... (...)
-Nie, nie chcę- powiedział bardzo cicho Ron.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miaka
post 16.08.2004 10:19
Post #32 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 16.05.2004




Jest ok. Fajny part...nie ma to jak kochać się w gabinecie Knota:D:D Jednak parę błędów jest. Na privie wskażę jakie.
QUOTE
QUOTE
Ponieważ jesteś taka jak ja. Tkwisz w ciemnościach, nie wiesz czym jest światło.

QUOTE
Chcę cię podbić. Chcę pokuty. Uczcijmy naszą nienawiść i skonsumujmy nasze grzechy. Witaj w moim piekle... Teraz będzie i twoim.

==>.....(tu następują westchnienia).....<==
-------------------
muszę do Ciebie zajść i oddać sweterek!! czarodziej.gif <==wiem że kochasz tą buźkę tongue.gif

Ten post był edytowany przez Miaka: 16.08.2004 10:19
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Girl of Gryffindor
post 17.08.2004 21:40
Post #33 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Mężczyzna



Coz... na forum FF zaczelam bywac ze 2 tygodnie temu gdzies tak, przeczytalam juz sporo w sumie tu ficow... I na ogol sie nie wypowiadam na ich temat, mowiac scislej to jest pierwszy fan fick na ktorego temat cokolwiek pisze.

A postanowilam zadac sobie ten trud... bo coz, ten fic jest chyba najlepszym jaki dotad tu przeczytalam. Owszem, sa osoby, ktore rowniez pisza bardzo interesujaco, w dobrym stylu, ale to jest pierwsze opowiadanie, ktore mnie tak konkretniej poruszylo... Przy czytaniu roz. 6, kiedy Ginny rozmawia z Harrym na temat Rona, mialam autentyczne lzy w oczach. I nie tylko w tamtym momencie sie tak czulam, bylo takich wiecej, tylko ze ten byl taki najkonkretniejszy.

Jestem tu troche na zasadzie pasozyta - czytam dla wlasnej przyjemnosci, zeby zabic troche glod na kolejna czesc HP:PP, a nie dla krytyki, dlatego tez automatycznie nie zwracam raczej uwagi na literowki i jakies pomniejsze bledy (a wiekszych w twoim opowiadaniu nie ma), wiec krytykowac nie bede.

Natomiast chce jeszcze napisac, ze piszesz naprawde swietnym stylem. Wiem, ze ty "tylko" tlumaczysz, ale poza fabula, sama tworzysz caly klimat tego opowiadania, sama dobierasz slowa i okreslenia... Masz bardzo bogate slownictwo, i bardzo dobrze idzie ci pisanie opisow wszelkiego rodzaju.

Chociaz zdecydownie nie chce zeby prawdziwy HP tak sie mial konczyc (ja uwielbiam Rona!!!), i ogolem cale opowiadanie mnie na przemian przygnebia (co sie stalo z Hermiona jaka znalismy z czasow szkolnych?? To co jej sie przytrafilo zrobilo z niej wrak czlowieka...) i wzrusza (juz o tym wczesniej pisalam), to bardzo, bardzo mi sie podoba. Kiedy skonczysz ten fic, musisz koniecznie pisac nastepne, bo kto jak kto, ale Ty zdecydowanie masz talent.

No i czekam na nastepnego parta!!!!!!!!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Teodora
post 20.08.2004 10:24
Post #34 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 260
Dołączył: 18.06.2004
Skąd: dworzec kurski

Płeć: Kobieta



fumsek powiem jedno prawie miałam łzy w oczach a mnie naprawde trudno wzruszyc

wspaniałe


--------------------
m
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
fumsek
post 24.08.2004 19:25
Post #35 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



Ja pierd... skończyłam... tym razem więcej dialogu, to pewnie dlatego tak opornie mi szło, zdecydowanie wolę stwarzanie opisów, ale odbije sobie w 9 tongue.gif

ROZDZIAŁ VIII Igraszka lwa i węża

Od niemalże trzech lat po opuszczeniu Hogwartu biuro Albusa Dumbledora pozostało niezmiennym. Draco nie miał okazji by powrócić tu podczas wojny. Wchodząc skonstatował przyjemny nieład panujący we wnętrzu, odbicie wspomnień sięgających czasów szkolnych.
Pośród natłoku przedmiotów starzec, postura suchego, naznaczonego czasem człowieka spoglądającego na niego z uprzejmym uśmiechem.
Niezmienny i uspokajający... Diaboliczny staruch...
Odwzajemnił uśmiech doprawiając go szczyptą nieskrywanej ironii. Złośliwy starzec o lisiej przebiegłości.Z powodzeniem mógłby być opiekunem Ślizgonów.
Walka zapowiadała się szorstko. Naprężył łopatki. Bezwiednie stawiane kroki postawiły go w centralnej części izby. Minuty oschłej ciszy. Lustrujący wzajemnie przeciwnika. Lew węża, wąż lwa. Pierwszy patrzący z życzliwością, drugi z oczekiwaniem.
Wciąż zastanawiał się, co miał na myśli Knot przysyłając go tu, do jedynego człowieka potrafiącego obudzić strach w Voldemorcie? W jego głowie zaczęły formować się jeszcze nie do końca jasnemyśli...
- Draco... Sprawiłeś mi przyjemność swoją wizytą. Nie widzieliśmy się od...
Dyrektor zatrzymał się usilnie przeszukując swe zakurzone wspomnienia.
- ... Od ceremonii rozdania Orderów, dyrektorze- odpowiedział.
Ton jgo głosu zdradził, że nie jest naiwny na tyle, by uwierzyć w rzekomą amnezję dawnego dyrektora.
Partia pomiędzy nimi się rozpoczęła. Pierwszy ruch w grze, Draco miał w sobie wątpliwość, czy dobrze zrozumiał zamiary.
- Tak, to już trzy miesiące!
W jego głosie brakowało dawnego spokoju.
Malfoy przesunął się, palce jego dłoni swawolnie wędrowały po nierównościach regałów biblioteczki. Brak najmniejszej szczypty kurzu... Nic, żadnych śladów. Dziwaczność na obraz właściciela tego miejsca.
- Dlaczego tu jestem?
Nie należał do kryjących dosadność pod potokiem pięknych słów.
- Dla przyjemności twego kompana, moje dziecko.
Młoda twarz wyrażająca znużenie...
- Grajmy otwarcie. Mam dość podwójnych znaczeń.
Albus westchnął. Młody człowiek o rysach pełnych zmęczenia krył w swym spojrzeniu więcej niż mógłby przypuszczać. On, dyrektor Hogwartu obserwował latami młodzieńca w zawiei wyborów, błąkającego się między cieniem a jasnością przed ostatecznym wyborem: służbie światłu w ponownym połączeniu z ciemnościami...
Widział syna wiernie śledzącego szlaki swego ojca. I syna, który swojego ojca zabił. Jego wzrok spoczywał na człowieku pełnym pogardy dla swego istnienia, który zawsze będzie uważał sibie samego za potępionego ojcobójcę.
- Draco... Rozmawiałeś z Korneliuszem, co ci powiedział, dokładnie?
- Dokładnie, że to musiałbyś być ty, jeśli chciałbym... hmmm jakiego wyrażenia użył? A tak, to musiałbyś być ty, jeśli chciałbym jakiegoś sensownego poparcia do tego, żeby zwrócono mi to, co do mnie należy.
Sarkazm był ewidentny. Twarz starca pozostała niewzruszoną.
- Co wywnioskowałeś?
- To, że pociągałeś za wszystkie sznurki - wypluł chłodno - Jeśli procedura będąca w toku, od tak dawana wciąż pozostaje nierozwiązaną, to tylko dlatego, że ty tego chcesz...
Obydwoje lustrowali swe twarze, każdy starając się odczytać myśli drugiego.
- Jesteś bardzo bystry Draco- pozwolił ostatecznie uwolnić się tym słowom.
Rysy młodego człowieka zacisnęły się.
- Dlaczego? - pytał pełen wyrzutu - Powiedz mi dlaczego?! Nie byłem doskonałym narzędziem w waszych rękach przez ostatnie miesiące? Nie otrzymaliście tego, czego tak bardzo chcieliście, dzięki mnie?
- To nie jest takie proste...
Dłoń Ślizgona bezwiednie zacisnęła się w pięść opadając na powierzchnię biurka. Wszystko zadrżało.
- Cholera, i kto to komplikuje?! Chcę tylko żebyście oddali mi dom, w którym się urodziłem! Oddajcie mi to, do czego mam prawo!
Gorzki smak bezsilności dotarł do jego gardła. Spojrzenie starca wypełniła litość... ta cholerna litość. I smutek.
- Pokaż mi swoje ręce, Draco.
Zdumienie. Niezrozumienie.
- Słucham?
- Wyciągnij dłonie przed siebie, na wprost.
Zrozumiał. Strach zacisnął swe szpony na jego wnętrznościach, gniew wrzał na jego wargach.
Podniósł je nieznacznie, nie spuścił spojrzenia wciąż utwierdzając je współtowarzyszu.
Był tam, niezdolny do zapanowania nad ich drżeniem.
- Jesteś uzależniony, moje dziecko - spokój jego głosu był nie do niesienia.
Potrzebuję tego natychmiast, tak bardzo potrzebuję...
To zdanie krążyło w jego głowie jak pieśń bez końca, wciąż powracając.
Jak się dowiedział... Zresztą czy to ważne? Albus był wciąż na bierząco, nic nie umknęło jego uwadze, kilkakrotnie wydawało mu się, że drzemie w nim diabeł.
Zmusił się do odwrócenia głowy, wiążąc wszystkie swe siły starał się zdusić łzy zniechęcenia, łzy zwątpienia, które pomimo stawianych oporów obłąkańczo szukając przesmyku, uwalniały się spod jego powiek.
Malfoy nie miał prawa do tego... nie miał prawa do ukazania swej słabości... przed nikim.
Szmer skrzydeł, spokojny szelest... Dotyk, delikatny niczym muśnięcie motylich skrzydeł... Fawkes usiadł na jego ramieniu. Draco zatonął w jego złocisto brązowym spojrzeniu, uczucie nieskończonego spokoju wdarło się do każdej cząstki ciała. Oddał się zapomnieniu, pozostawiając swój ból, bezsilność poza istnieniem, poza marzeniem o pięknie, poza wszystkim...Płakał...
Ale Draco nie chciał tego. Przede wszystkim tego. Nie chciał zapomnienia. Nie chciał wyrzeczenia się swego gniewu.
Żadnego spokoju, bez przebaczenia dla Draco Malfoya...
Przywołał drzemiącego w nim demona, odepchnął gwałtownie feniksa.
Zwierzę usadowiło się na swej żerdce utwierdzając w nim smutne spojrzenie. Starzec stojący nieopodal połykał każdy ruch... Żadna z łez nie pozostała niezauważoną...
Ale jego towarzysz odmówił mu spojrzenia, nie zmiękł.
- Zostaw mnie w spokoju! – wysyczał wściekle -Tak, jestem cholernym narkomanem! No i? Mam cię za nic, ciebie i tych wszystkich dupków ślepo przestrzegających zasad!
Dłonie rozjuszonego młodzieńca zacisnęły się na gardle zmęczonego starca, szata wciąż nieskazitelna pod palcami ściśniętymi gniewem...
- Gówno obchodziło was to całe bagno, wiedziałeś o tym, co musiałem zrobić by przeżyć? Wiedziałeś? W momencie, w którym dostaliście wasze informacje, cała reszta mogła równie dobrze iść do diabła! Wiedzieliście o tym, co Voldemort mi zrobił, wiedzieliście!?
- Tak wiedziałem... Lub przynajmniej miałem pewne obawy...
Głos starca był szeptem. Eksplozja czystej nienawiści...
Rozluźnił uścisk, powoli... powoli...
- Macie to wszystko gdzieś.
- Mylisz się Draco- zaprzeczał, ta gwałtowność dotknęła również jego- Martwię się o ciebie.
Dłonie starca spoczęły na jego łopatkach.
- Niszczysz siebie samego.
- Oddajcie to, co do mnie należy.
- Nie mogę. Nie dopóki będziesz w tym stanie.
Rzucił mu pogardliwe spojrzenie.
- Owszem, możesz. Możesz i zrobisz to, Dumbledore. Uwierz mi, nie zniszczę siebie samego.
Ramiona starca bezwiednie opadły. W jednej chwili ciężar lat stał się okrutnie ciężki.
Twarz niewzruszona, zamykająca obraz burzących się w nim uczuć, dumne spojrzenie, ostatni z Malfoy’ów odwrócił się i opuścił biuro swego dawnego dyrektora.
Potrzeba uśmierzenia palącego bólu, zaspokojenia głodu zemsty...
Ciepłe, wątłe ciało Granger wijące się pod nim... Błagające, jęczące.
Gdy do niej przybędzie zastając ją... gorzko pożałuje... bądź pogrąży się w całkowitej rozkoszy.
Wszystko zależało od punktu widzenia...


Ten post był edytowany przez fumsek: 11.05.2008 18:50
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Neonai
post 27.08.2004 18:52
Post #36 

Jolene


Grupa: czysta krew..
Postów: 3818
Dołączył: 20.10.2003
Skąd: z nizin.

Płeć: Kobieta



le desir et la haine. pożądanie i nienawiść. brawa dla autorki, brawa dla tłumaczki. mocne, soczyste, dosadne. czyta się niesamowicie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kelyy
post 29.08.2004 11:23
Post #37 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 202
Dołączył: 23.04.2003
Skąd: Jelenia Góra




Opowiadanie trzeba przyznać, że świetne, ale i cholernie trudne i emocjonalne. Trzeba potrafić zrozumieć te uczucia. Tera jek to czytam jest jedenasta, słoneczko świeci, to nie ten klimat, dlkatego nie mogłam do końca wczuć się w ten fick. Porządanie, nienawiść, ból, żal, opętanie, gorycz...te uczucia tworzą cały ten fick. Nie powiem, że jest dobry, zły, najlepszy czy najgorszy. On jest po prostu inny...


--------------------
Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujmy zdefiniować kształt gruszki.
Jaskier, "Czas Pogardy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eden_ka
post 30.08.2004 00:02
Post #38 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 149
Dołączył: 08.05.2003
Skąd: Neverland




wlasnie pochlonelam wszystkie rozdzialy... podoba mi sie... nawet bardzo... Na prawde trudne opowiadanie, zmusza do myslenia, zastanowienia sie... Widac, ze pieknie to tlumaczysz, dalejsz sporo od siebie... Nie spodobaly mi sie tylko dwie rzeczy - troche za czesto uzywasz okreslenia "bezwiednie"... pewnie i autorka tak to napisala, ale mozna by to jakos zamienic. Nie jest to w zadnym wypadku powtorzenie, ale takich "pieknych i poetyckich" (tak jakos to odczuwamXD) okreslen nie ma co naduzywac, bo troche zaczynaja razic.
I drugie: w pierwszym parcie... i chyba trzecim myslniki zamiast znalezc sie w jednej linijce z tekstem sa poprzenoszone do nastepnej linijki i wyglada jakby ktos to mowil... Tak, widzialam, ze Miaka juz ci o tym napisala, ale widze ze nie poprawilas tego jeszcze...
Oczywiscie czekam z zapartym tchem na nastepne czesci!


--------------------
user posted image
"While I crawl into the unknow - cover me
I'm going hunting for mysteries - cover me
I'm going to prove the impossible really exists" - Bjork
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nimbuska2000
post 30.08.2004 08:47
Post #39 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 166
Dołączył: 13.05.2004

Płeć: Kobieta



Wcześniej jakoś nie czułam tego klimatu.A te trzy ostatnie party były cudowne.
Te party rzeczywiście zatrzymały mi się w pamięci.Ogólnie nie ma słów by opisać te opowiadanie.
Ps.Powodzenia w tłumaczeniu.


--------------------
-To żałosne. No, mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić. Wiesz co, może zaczniesz chodzić z McLaggenem, wtedy Slughorn mianuje was królem i królową Ślimaków...
-Możemy przyprowadzić gości-powiedziała Hermiona, która z jakiegoś powodu zrobiła się purpurowa na twarzy- i zamierzałam zaprosić ciebie, ale skoro uważasz, że jesteś ponad takie głupoty, nie będę nawet próbowała! (...)
-Zamierzałaś mnie zaprosić?- Zapytał Ron zupełnie innym tonem.
-Wyobraź sobie, że ta.- Odpowiedziała ze złością Hermiona.- Ale jeśli wolisz, żebym chodziła z McLaggenem... (...)
-Nie, nie chcę- powiedział bardzo cicho Ron.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Teodora
post 30.08.2004 13:32
Post #40 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 260
Dołączył: 18.06.2004
Skąd: dworzec kurski

Płeć: Kobieta



chaliłam cie, chwlę i chwalic cie będę bo masz talenta nie wiem który raz to napisze może pierwszy ale opowiadanie a tym bardziej tłumaczenie są piękne...


--------------------
m
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miaka
post 30.08.2004 14:41
Post #41 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 16.05.2004




no jednym słowem dno dry.gif ....w porównaniu z następnym IX partem biggrin.gif tongue.gif
Poczekam tylko, aż zamieścisz na KL swoje opowiadanko, albo tłumaczenie ( chociaż wiem, że nie masz w czym wybierać. Może jednak skusisz się na jakiegoś Slasha biggrin.gif tongue.gif). Uważaj tylko na przecinki. A teraz koment z dedykacją dla wszystkich orginalnie postujących... dry.gif :
"Super pisz dalej!"... dry.gif

Ten post był edytowany przez Miaka: 30.08.2004 14:42
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
fumsek
post 01.09.2004 11:22
Post #42 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



QUOTE(Neonai @ 27.08.2004 18:52)
le desir et la haine. pożądanie i nienawiść. brawa dla autorki, brawa dla tłumaczki. mocne, soczyste, dosadne. czyta się niesamowicie.

rozszyfrowała mnie... smile.gif tytuł może i pasujący ale wydał mi się tak banalny, że wolałam go w oryginalnej wersji...

mam zaszczyt przedstawić panstwu jeden z dwóch, moich ulubionych rozdziałów...
pap pam param:

ROZDZIAŁ IX Tracąc kontrolę

Godziny. Godziny, podczas których doprowadzał ją do szaleństwa. Przeguby dłoni przewiązane, ciasno przytwierdzone do żerdzi łóżka. Hermiona Granger miała wrażenie popadania w senną rzeczywistość. Przygryzła wargi. Chciał się znów odsunąć, pozostawiając ją na skraju orgazmu. Straciła rachubę, nie zdając sobie sprawy, który już raz torturuje ją w ten sposób.
Nie była niczym więcej jak jedynie ciałem. Ciałem uległym, ciałem-przedmiotem, obiektem, palącym, kwilącym, sponiewieranym. Jak pies skomlący o chwilę ciepła. On, świnią czerpiąca nieopisaną przyjemność z odmawiania jej.
Nie była na to gotowa. Nigdy nie była. Kilka lat wcześniej, jej seksualność rozbudzona gwałtownie ciekawością popchnęła ją do kupna egzemplarzu powieści Pauline Reage, Histoire d’O, łapczywie pochłoniętej w zaciszach swego pokoju.
Zaintrygowana. Przepełniona wstrętem. Wzburzona.
W prawdziwym życiu te sadomasochistyczne jednostki wydały się nie tylko dziwne, ale nieco śmieszne.
A tymczasem ona była tam niczym jedna z nich, ona, Hermiona Granger, przykuta do własnego łóżka, naga, otwarcie uległa dominacji innego ciała nad swoim. Padając pastwą obsesyjnej, trzymiesięcznej, seksualnej historii...
Przyjemność, przyjemność bez końca, godziny namacalne, dotykalne jak ostrza noży, następujące po sobie jak zapalające się światła neonów brudnych, śmierdzących miast.
Dnie i noce odzierające z najskrytszych myśli, odkrywające najgłębsze i najbardziej niedostępne tajniki ludzkiego umysłu. Ból, przyjemność. Zatracić się w cierpieniu przeobrażającym się w tak łapczywie odczuwaną przyjemność.
Dwie skrajności, dwa tak ściśle powiązane uczucia...
Przybył do niej w stanie ekstremalnej ekscytacji.
Przewidziała to.
Draco nigdy nie ukrywał przed nią swojego uzależnienia. Zdarzało mu się zaspokajać swój narkotyczny głód w jej obecności. Jak gdyby był to moment doskonały...
Igła spadła na ziemię z tłumionym hałasem, chciała protestować. Dłoń Draco brutalnie zamykająca jej usta, penetrował ją na nowo, lekko poruszając się w jej wnętrzu, znów prowadząc na skraj przepaści. Odsunął się, wykorzystując moment wolności, zatopiła zęby w jego dłoni gotowa do obłąkańczych krzyków furiatki.
Smagający policzek, zamilkła.
- Zamknij się dzi*ko!
Ubóstwiał uczucie absolutnej władzy będące owocem narkotycznego upojenia, tworzące mieszankę z uległością partnerki. Zatonął w jej spojrzeniu, błagającym, mylącym zupełne poddanie z przyjemnością.
Tymczasem czuł wciąż, że jakaś cząstka jej samej mu umyka. Każdego dnia.Ignorował to. Dla tego momentu, w którym to on miał kontrolę.
- Jesteś moja małą zabawką...- zachrypnięty szept uwalniał się z jego warg wpływając wprost w jej ucho.
Hermiona zamknęła oczy, wspomnienie, tak bardzo bolesne... Loch, sącząca się wilgoć, smród wydalin wyzierający z każdej ze szczelin... Dwa dzikie bydlaki... Uderzenia...
Kropla słonej wody, spływająca wzdłuż jej policzka.
Krótkotrwałe piękno tej samotnej łzy uderzyło go do głębi.
Wbrew sobie zebrał palcem z niemalże świętością, doskonałą, nikła kroplę...
Zimny pot zalał mu kark.
On również nie zdołał powstrzymać tej jednej łzy... Niegdyś.
Voldemort miał prawo do wszystkiego. Miał prawo do wszystkiego co dotyczyło jego osoby.
I teraz on, Draco Malfoy mógł uczynić wszystko Hermionie Granger. Upojenie świadomością własnej mocy przyprawiało go o zawrót głowy. Mógł wszystko zrobić. Mógł wszystko jej zrobić.
- Kilka razy, za dnia- szeptał - zadawałem sobie pytanie, dokąd moglibyśmy zajść, ty i ja. Bez zgubienia nas...
Chłonęła każdy jego detal, zafascynowana słowami, widokiem upadłego anioła, jasne włosy sklejone potem, oczy przypominające dwa srebrne księżyce... Rozszerzone źrenice.
- To, co mnie ekscytuje bardziej niż wszystko inne, to absolutna pewność, że nie mamy żadnego limitu w cierpieniu... jak i w przyjemności.
Pomiędzy wstrętem a niepojętym przyciąganiem śledziła wzrokiem jego ruchy. Napełniał strzykawkę. Jego prawdziwe intencje pozostawały nieodgadnionymi dopóki nie położył się na niej.
- Nie draniu! - rozdzierający krzyk- Nie, przestań!
Walczyła niczym furiatka, świadoma powolnej destrukcji, zewnętrznej jak i wewnętrznej, przepełnionej aktami barbarzyńskimi.
Zaprzestała walki, gdy ponownie w nią wszedł. W tym samym czasie igła penetrując jej ciało, uwalniała zawartość strzykawki, kokaina mieszająca się z krwią, rozcieńczająca się w jej żyłach...
Jęknęła pod efektem sprzężenia się narkotyku i łapczywych dążeń zaspokojenia seksualnego głodu.
- Tak, tak, tak...
Ich ciała spojone w jedno, poruszające się w jednakowym tempie, każdego dnia dalej, głębiej w poszukiwaniu ich wspólnego piekła, niesieni na czarnych skrzydłach lubieżnej przyjemności...
Hermiona zatonęła w czystej rozkoszy, czystej nienawiści, wciąż z tą myślą burzącą ład jej umysłu, codzienną, świadomą mniej lub bardziej, jej motywem przewodnim...
Nienawiść mnie wyzwoli...
Lustrzana powierzchnia powyżej komody przywołująca ze swych głębi odbicie dwóch ciał, walczących szaleńczo, jedno przeciw drugiemu...


Ten post był edytowany przez fumsek: 11.05.2008 19:21
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nimbuska2000
post 01.09.2004 15:12
Post #43 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 166
Dołączył: 13.05.2004

Płeć: Kobieta



Fascynujące.Tyle powiem.Podziwiam cię za tłumaczenia a tymbardziej podziwiam autorkę...


--------------------
-To żałosne. No, mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić. Wiesz co, może zaczniesz chodzić z McLaggenem, wtedy Slughorn mianuje was królem i królową Ślimaków...
-Możemy przyprowadzić gości-powiedziała Hermiona, która z jakiegoś powodu zrobiła się purpurowa na twarzy- i zamierzałam zaprosić ciebie, ale skoro uważasz, że jesteś ponad takie głupoty, nie będę nawet próbowała! (...)
-Zamierzałaś mnie zaprosić?- Zapytał Ron zupełnie innym tonem.
-Wyobraź sobie, że ta.- Odpowiedziała ze złością Hermiona.- Ale jeśli wolisz, żebym chodziła z McLaggenem... (...)
-Nie, nie chcę- powiedział bardzo cicho Ron.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kelyy
post 01.09.2004 15:30
Post #44 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 202
Dołączył: 23.04.2003
Skąd: Jelenia Góra




A ja się odłamie, ten part może i był fascynujący, ale nie podobał mi się tak jak poprzednie, ale i tak świetnie...


--------------------
Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujmy zdefiniować kształt gruszki.
Jaskier, "Czas Pogardy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miaka
post 06.09.2004 17:10
Post #45 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 16.05.2004




Po wielu perypetiach w końcu mogę tu zamieścić komenta...no i cóż innego mogę napisać jak nie to, że IX part był boski. Pełen opisów, które wwiercają się do naszego umysłu i zostają tam w pełni ukazane z wręcz obrzydliwym realizmem. Ale będzie jeszcze lepszy, prawda tłumaczko?? biggrin.gif biggrin.gif

QUOTE
- Zamknij się dzi*ko!

Błagam nie kropkuj tego....to jest Kwiat Lotosu...tu można....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
fumsek
post 06.09.2004 17:20
Post #46 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



[quote]- Zamknij się dzi*ko![/quote]
Błagam nie kropkuj tego....to jest Kwiat Lotosu...tu można....
[/quote]
a ja starałam się grać dobrą ciocię i chronić was choć w minimalnym stopniu przed tym demoralizatorskim gradem ale widzę, że sami się domagają, ale nie ulegnę i nie zmienę biggrin.gif
EDIT: w sumie coś w tym z prawdy jest biggrin.gif

Ten post był edytowany przez fumsek: 06.09.2004 17:39
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miaka
post 06.09.2004 17:34
Post #47 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 16.05.2004




QUOTE
a ja starałam się grać dobrą ciocię i chronić was choć w minimalnym stopniu przed tym demoralizatorskim gradem ale widzę, że sami się domagają, ale nie ulegnę i nie zmienę


No błagam.....możesz wciskać taki kit komuś kto Cię nie zna... biggrin.gif "Kwiat..." jest właśnie po to żeby demoralizować, ale tych starszych użytkowników forum, którzy wchodząc tu, już tym samym dają świadectwo, że są choć w części zepsuci biggrin.gif biggrin.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eden_ka
post 11.09.2004 13:59
Post #48 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 149
Dołączył: 08.05.2003
Skąd: Neverland




wspanialy rozdzial...
W prawdzie ciezko mi powiedziec, czy lepszy od reszty, bo dosyc dawno juz je czytalam, ale tak czy siak jest dobry...
Coraz ciezej czytelnikowi wierzyc, ze to sie jednak dobrze skonczy... (Jesli oczywiscie ktos mial taka nadzieje na poczatku...)
Czekam na nastepna czesc, ciezko powiedziec mi cos wiecej...


--------------------
user posted image
"While I crawl into the unknow - cover me
I'm going hunting for mysteries - cover me
I'm going to prove the impossible really exists" - Bjork
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Neonai
post 12.09.2004 00:07
Post #49 

Jolene


Grupa: czysta krew..
Postów: 3818
Dołączył: 20.10.2003
Skąd: z nizin.

Płeć: Kobieta



wiesz co fumsek 3 lata nauki francuskiego nie poszły jednak w las (:
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
fumsek
post 12.09.2004 16:47
Post #50 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



trochę trzeba było poczekać, mam nadzieję że warto...

ROZDZIAŁ X Wewnętrznie

Depresja jest podłym stanem... Organizm, do którego się wedrze czasami nie zdaje sobie sprawy, że ma w sobie pasożyta... Potrzeba elementu zewnętrznego by świadomość go odnalazła.
To był przypadek obrazujący Hermionę Granger. Jadła, piła, oddychała nie czując w sobie życia.
Dni przemijające, zatrute posępną apatią, wszystkie tak podobne jeden do drugiego, straciła rachubę czasu.
Jedynymi momentami, w których życie krążyło w niej, były momenty intensywnej aktywności seksualnej z Draco. Nie próbował już nigdy więcej zmuszać jej do narkotyków. Zdarzały się dni, w których podążała jego śladem, ale większość czasu odmawiała. On był jej narkotykiem, jej zależnością, silniejszą niż heroina czy kokaina, nie one tego nie potrafiły...
On sprawiał jej większy ból, on był gwałtowniejszy, on był tym, czego tak bardzo potrzebowała w przeraźliwym spazmie głodu wypełniającym jej życie... Czuła jedynie jak to życie ulatuje z niej, bez możliwości zatrzymania go. Jedynym sposobem na zachowanie resztek człowieczeństwa było cierpienie jej fizyczności. Móc coś jeszcze poczuć, cokolwiek...
Niegdyś tak skora do tego by wszystko wiedzieć, wszystko przeczytać, poznać każdy najmniejszy szczegół. Teraz tak obojętna, tak wypalona.
Tonęła, była coraz głębiej, a otoczenie pozostawało zupełnie tego nieświadomym...
Unikała Harry’ego i Ginny jak zarazy, uciekała przed spektaklem ich szczęścia przyprawiającego ją o mdłości.
Rodzina? Nie znała nowinek. Od dwóch lat mieszkali w Dublinie, gdzie ojciec został przeniesiony służbowo.
Nie kontaktowała się z nimi więcej niż raz na tydzień by porozmawiać o banałach. Nie czuła żadnej wewnętrznej wspólnoty. Ta „emocjonalna pępowina” została odcięta dawno temu.
Jeden telefon, nie podobny do tysiąca innych, szok. Potrzeba było momentu by jej umysł przyjął to, czego dostarczały mu uszy, potrzebowała momentu, by zrozumieć to, co mówi ten głos przerywany szlochem. Słyszała słowa bez chwytania ich prawdziwego znaczenia. Rozłączyła się, robiła to nie raz.
Jej ojciec zmarł. Jego serce nie wytrzymało.
Niekontrolowane drżenie, upadła na ziemię, kolana zderzające się z zimną posadzką.
Zwinęła się na ziemi niczym embrion, zamykając ciało w uścisku ramion, na próżno szukających schronienia przed mrokami rzeczywistości.
Tatuś nie żyje, tatuś nie żyje, tatuś nie...
Słowa te krążące w jej głowie powoli wchłaniały się w jej świadomość. Gardło ściśnięte, niezdolne do wyrzeczenia choćby słowa, ona niezdolna do wylania choćby jednej łzy, wzmagające się drżenie. To co nie wyraziło się moralnie, wyrażało się fizycznie. Podczas długich godzin pozostawała osłabiona na ziemi, bez jednego ruchu...
Nagła myśl, musi się przygotować i wyjechać, do matki, najszybciej jak to możliwe, ciało odmawiające posłuszeństwa...
Dziwne, obcą była jej myśl o uprzedzeniu Harry’ego i Ginny, jeszcze bardziej obcą, Draco.
Nie myślała o nich.
Brutalna rzeczywistość zniszczyła ochronną skorupę, w której się zamknęła. Nie była niczym więcej niż młodą, wątłą, słabą kobietą z okaleczona psychiką.
Naga, pozbawiona otoczki, bezbronna, rzucona na pożarcie wygłodniałej, okrutnej rzeczywistości.
***
Na lotnisku matka i córka odnalazły się. Hermiona spotykającą się z kimś obcym, z tą kobietą o oczach spustoszonych bólem, zmęczonych rysach. Wysłuchała kilku zdań.
Nie, on nie cierpiał. Nie, nie miał czasu by zrozumieć tego, co nadchodziło.
Długie chwile w jej ramionach, tak nieznajomych. Matka nierozpoznająca córki. Córka nierozpoznająca matki. Ta kobieta przedwcześnie naznaczona czasem, doświadczeniem, wojną...
Hermiona nigdy nie widziała konfliktu pomiędzy matką i ojcem. Bez słowa zaakceptowały jego przeniesienie.
Droga przebyta w absolutnej, suchej ciszy. Po znalezieniu się w rodzinnym apartamencie, obiecała Harry’emu stale informować o zmianie sytuacji. Przychyliła się do ich propozycji pójścia w orszaku.
Nie czuła się na tyle odważną by znosić ich obecność tego dnia, ani ich, ani spektaklu ich związku, splecionych rąk. Do znoszenia atmosfery przesiąkniętej uczuciami, których ona nigdy nie doświadczy, nie teraz, nie kiedy Rona już nie ma.
Próżne starania pocieszenia matki, powoli docierała do niej bezużyteczność tych zdań. Słuchała tych wszystkich pozbawionych sensu słów.
W kącie pokoju gościnnego przygotowanego dla niej długo myślała, myślała o nim.
Przesuwając dłoń po swym ciele widziała jego dłonie, wargi. Bezwiedny głuchy jęk, uwalniany z jej ust pod chwilą wyimaginowanej przyjemności, której on jej odmawiał.
Okrutne uczucie jego nieobecności wdarło się do każdej części jej samej. Drżała, drżała błagając o zapomnienie. Zapomnieć pogrążając się w ich wspólnym upadku...
Przygryzała wargi do krwi by nie krzyczeć, jego obecność była dla niej koniecznością. Tak bardzo potrzebowała tego by tam był, obok niej, ze swym bezczelnym, ociekającym ironią uśmiechem, z tym błyskiem w oczach, gdy był przy niej, w niej...
Potrzebowała jego głosu, jego obecności... Dominacji, której doświadczała każda cząstka jej ciała, każda cząstka umysłu...
Poddanie było elementem ich natury. Pan potrzebował niewolnika, niewolnik potrzebował pana...
Ukryła twarz, paznokcie wbijające się w satynowa powierzchnię. Bez wytchnienia szukała snu, który jednak nie przychodził.
Bezustanne próby opłakiwania tragedii, jakże próżne. Ta wewnętrzna zapora nie chciała się otworzyć. Łzy nie chciały płynąć.
Ostatecznie pogrążyła się w zapomnieniu, ciało i umysł w bezładzie. Okryta snem bez marzeń...


Ten post był edytowany przez fumsek: 11.05.2008 20:16
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

8 Strony < 1 2 3 4 > » 
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 13:11