Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Rozstania I Powroty, Dracono/Hermionowy melodramacik . :]

Nefretini
post 08.05.2010 22:02
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.

Płeć: Kobieta



Witam. biggrin.gif
Opowiadanie mam napisane całe, także nie będzie takich przerw jak w przypadku "...Zakładu".

Z dedykacją dla Lotosovej[za to, że cię rozbawiłam erotyczną dokładnością Hermiony biggrin.gif].

Piosenka przewodnia: "Little Things"

Rozdział I.

Zima, 1993r.
Szłam przez ciemny, ponury park. Ubrana byłam jedynie w koszulę za kolano i ciemne jeansy. Na szyi zamotaną miałam chustkę.
Drzewa złowrogo szumiały, linię nieba kilkakrotnie przeciął ptak.
Wiedziałam, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie mam już nic. Przecież minister nagle nie zmieni zdania i nie przywróci mi pracy!
Ale, na Boga, chciałam wierzyć- nie, ja wierzyłam- wierzyłam, że to nie jest koniec. Że może jeszcze coś się zmieni. Może nie wszystko stracone…
Cholera jasna, jak to nie?!
Za wszelką cenę nie chcę dopuścić do siebie tej pieprzonej świadomości. Tych myśli, które za każdym razem mocniej we mnie uderzają. Boję się ich.
Wiele razy rozważałam możliwość utracenia pracy, opracowywałam plan działania. Ale… Boże, nie sądziłam, że to może nastąpić tak szybko!
Pewnie, w innej sytuacji nie podchodziłabym do tego tak emocjonalnie, jednak teraz, kiedy mam na głowie tak wiele ważnych spraw, nie mogę, no po prostu nie mogę, stracić pracy!
Może gdybym nie oddawała się temu zajęciu tak bardzo, jak dotychczas... Ale, Jezu! Robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby zadowolić ministra! Zostawałam po godzinach, harowałam dla niego dłużej i wytrwalej, niż większość pracowników! I co mi z tego przyszło?!
Nie. Ja nadal w to nie wierzę.
Skręciłam w boczną drużkę. Mimo, że na dworze było bardzo zimno, nie chciałam wracać do domu- na który, wbrew pozorom, i tak nie było mnie stać.
Przez całe to zamieszanie zapomniałam o spotkaniu z Dracon’em. Spojrzałam na zegarek. 20:25. Pięknie, spóźniałam się już prawie pół godziny. Ale… chyba i tak bym nie poszła. Owszem, kocham go, jednak do szczęścia nie potrzebuję jego dołującej paplaniny. Naprawdę, obejdzie się.
Zaczęłam liczyć mijane drzewa, później pojedyncze gwiazdy na granatowym niebie. W końcu wzięłam się za liczenie plam na moim czystym płaszczu- bynajmniej taki był rano, jakoś przed siódmą bodajże.
Robiłam wszystko, zaiste wszystko, żeby tylko nie zadzwonić do durnego, starego ministra i nie zacząć błagać go o przywrócenie mi posady. To już chyba byłby akt desperacji, prawda?
Usłyszałam jakiś dziwny szelest.
No pięknie, jeszcze mi tu tylko gwałciciela do pełni szczęścia potrzeba. Cudnie po prostu!
Odruchowo włożyłam rękę do kieszeni w poszukiwaniu drewnianego patyka, który wielokrotnie już, uratował moje karkołomne życie- a raczej próby jego przetrwania.
- Hermiona?- usłyszałam tak dobrze znany mi głos- Hermiona?!
Cofnęłam się pod dosyć dużą sosnę i zaczęłam przyglądać akcji poszukiwawczej Dracon’a.
Kilkakrotnie swoim pseudo- strachem wprawił mnie w rozbawienie, ale tylko na chwilę. No bo jak ja mam się śmiać, będąc pozbawioną jakichkolwiek środków do życia?!
W końcu zdradziła mnie debilna gałązka, która przyczepiła mi się do ukochanych kozaków- na bagatela dwunastocentymetrowym obcasie.
- Hermiona?- jak wilk zaszedł mnie od tyłu- No nareszcie! Wszędzie cię szukam!
- No co ty nie powiesz.- mruknęłam, szukając sprawcy mojego ujawnienia. Po pięciominutowej walce z sosnowymi igłami, znalazłam winowajcę i nie kryjąc morderczych instynktów, połamałam dziesięciocentymetrową gałązkę na dwadzieścia kawałeczków.
Tak. Ulżyło mi.
Trochę.
- Uspokój się!- syknął, wyrywając mi z rąk drewienka.
Z lubością patrzyłam jak rozsypują się na kamiennej ścieżce.
Wyglądały jak nasze wspólne życie, które się skończyło.
Jezu…
On jeszcze nie wiedział co się stało. Pewnie myśli, że jestem jakaś pomylona, albo coś. Z drugiej strony jego zdanie na mój temat niewiele się zmieniło od trzeciej klasy Hogwartu, kiedy to posmakował mojej pięści na swoim arystokratycznym nosku.
Z dwojga złego wolę czasy szkoły, niż obecny stan mojego pseudo-ducha, a raczej jego cienia.
Cholera, zmieniam się w jakąś tanią poetkę. Niech żyją więc Harlekuin’y!
Ja w tym spędzie uczestniczyć nie będę.
Adieu!
***
Był późny wieczór, kiedy wreszcie dotarliśmy do domu. Nie pamiętam dokładnie momentu, w którym rozpoczęła się nasza kłótnia; wiem tylko, że było zimno i cholernie ciemno.
- Jak śmiesz?!- Uderzyłam ręką w kuchenny blat.
Draco okrążył stół w jadalni, po czym bardzo cicho powiedział:
- Do jasnej cholery, zachowujesz się jak ostatnia idiotka! Nie rozumiesz?! To TY wszystko spieprzyłaś!
Roześmiałam się.
- Ja? Malfoy! To przez ciebie teraz tu jesteśmy, nie przeze mnie! Nie widzisz tego?! Zniszczyłeś nas!
- Bo co? Bo powiedziałem ci parę „nie takich” słów?! Bo nie byłem na każde twoje zawołanie?!- wrzasnął.
Właśnie wtedy po raz pierwszy podniósł na mnie głos. To było niczym koniec pewnej epoki. Jakiegoś pieprzonego okresu w naszym życiu. Wydaje mi się, że właśnie tego najbardziej mi było potrzeba. Zrozumiałam. Zrozumiałam, że tak dalej nie mogę. Że Malfoy nie jest tym, z którym chcę spędzić resztę życia. Boże, ale dlaczego w taki sposób?
- Bo nie byłeś tym, kim miałeś być.-wyszeptałam, patrząc gdzieś ponad jego postać.
Chciałam to skończyć. Wyjść z tego domu i nigdy już nie wracać. Zdałam sobie sprawę, że jeśli zostanę w nim dłużej, to już nigdy go nie opuszczę. A przecież właśnie to było moim celem. Moim żałosnym postanowieniem noworocznym- z listy tych „najważniejszych”.
Jezu, jakie to dziwne. Jeszcze dzisiejszego poranka oddałabym za tego człowieka wszystko. Był moim mężczyzną. Kochankiem. Chłopakiem. Facetem. Był mój. Po prostu.
To z nim wiązałam swoją przyszłość; widziałam nas razem na ślubnym kobiercu, ze wspaniałymi kwiatami na ołtarzu. Widziałam nas razem starzejących się, jak chodzimy po naszym sadzie owocowym. Tak, to jego pragnęłam mieć przy sobie w chwili śmierci i z nim dzielić wspólny grobowiec. Z nim chciałam przestąpić progi wiecznego raju, zbawienia i szczęścia.
Chciałam z nim być. Tak na zawsze i bez pamięci. Bez ubrań i po ciemku. Po omacku. Bo ja naprawdę wierzyłam, że to on jest moim jedynym, ukochanym mężczyzną. Człowiekiem, dla którego dałabym odebrać sobie życie.
Naprawdę dziwny jest ten świat i jego drogi.
- O czym ty mówisz?- syknął, podchodząc bliżej.
Popatrzyłam na jego dłonie, kurczowo zaciśnięte na moich nadgarstkach. To było coś dziwnego, jakby z mojego życia na chwilę uleciał sens. Towarzyszyło temu tak irracjonalne uczucie, że porównanie tego do dreszczy byłoby żałosne. Naprawdę. Przez chwilę chciałam powiedzieć: „nic, żartowałam”. Ale nie mogłam. Co z tego, że rano go kochałam? Kiedy to było?!
- Odchodzę, Draco.- odparłam, delikatnie gładząc go po ręce- Muszę.
Odsunął się ode mnie, niemalże ze wstrętem. Jakby strzepywał ze swojego ciała resztki… Mnie.
Zapanowała cisza. Cisza, która swoim hałasem mogłaby roztrzaskać szyby i porozrywać zasłony. Cisza tak niesamowicie dziwna, przerażająca i obca, że aż niemożliwa. Nigdy nie sądziłam, że między mną a Malfoy’em zapanuje coś takiego. Przysięgam.
Chyba nawet zrobiło mi się z tego powodu przykro. Albo tak dobrze udawałam, że nabrałam samą siebie.
- Co to za bzdury.- warknął, po raz kolejny okrążając jadalniany stół- Teraz może powiesz „zostańmy przyjaciółmi”, co?!
- Draco, posłuchaj…- próbowałam mu coś wytłumaczyć.
No właśnie. COŚ. Bo tak naprawdę dlaczego to zakończyłam? Czy jestem w stanie podać chociaż jeden, racjonalny powód swojej decyzji?
- Na miłość Boską, Hermiona!- krzyknął- Nie rozumiesz co zrobiłaś?! Zniszczyłaś coś, za co gotów byłem oddać całego siebie! Zniszczyłaś NAS!...- urwał na chwilę, by popatrzeć mi w oczy- Tu naprawdę nie ma co tłumaczyć.- I wyszedł.
Tak po prostu zamknął za sobą te cholerne drzwi i… Wyszedł. Zniknął.
I już nie wróci. Nigdy.
Upadłam na kolana, łzy zbierały mi się pod powiekami. Ta scena, to co przed chwilą się działo… To chyba jeszcze do mnie nie dotarło. Mimo wszystko to była moja decyzja. Tylko i wyłącznie… Poczułam w ustach słone krople, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Coś się skończyło… Coś pięknego i tak bardzo niepowtarzalnego…
Wbiłam paznokcie w swoją skórę, drapałam ją, szczypałam, głaskałam… Byłam jak w amoku; nie panowałam nad sobą…
Chciałam… Chciałam, żeby to wszystko już się skończyło. Ten cholerny żal, ból… To zwątpienie i poczucie winy.
Przecież nie zrobiłam nic złego… Postąpiłam w zgodzie z własnym… No właśnie? W zgodzie z czym? Sercem czy Rozumem?
Paranoja.
Położyłam się na plecach i mocno zagryzłam wargę. Zmuszałam się wręcz, żeby nie wybiec za nim na korytarz. Nie mogłam. Chciałam, ale do jasnej cholery, nie mogłam!

Ten post był edytowany przez Nefretini: 08.05.2010 22:08


--------------------
"Puszczała się dziewczyna, puszczała z miłości,
Puszczała dla pieniędzy, puszczała z litości,
Aż taką masę razy upadła moralnie,
Ze całkiem się skurwiła – i wpadła fatalnie,
Albowiem w ciążę zaszła od jednego z gości:
Tak powstał SKURWYSYNDYK MASY UPADŁOŚCI.
"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Nefretini
post 30.05.2010 00:21
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.

Płeć: Kobieta



Wiem, że długo nie było dalszego ciągu, ale miałam problemy z laptopem. Ale już jest okey i dodaję. biggrin.gif

Rozdział pisałam przy piosence Guns N' Roses - Estranged.

Rozdział II
"I don't know how you're s'posed
To find me lately,
An what more could tou ask from me...
How could you say that I never needed you,
When you took everything.
Said, you took everything from me."


Dwa tygodnie później.

Szłam właśnie na rozmowę w sprawie pracy. Czwarty raz w tym tygodniu. W sumie niewiele myślałam o rozstaniu z Draconem. Od pamiętnego dnia zjawił się u mnie tylko raz - chciał zabrać swoje rzeczy. Nie wiem ile był, wyjechałam wtedy do rodziców. Domyślam się jednak, że na mnie czekał. To takie oczywiste.
Z biegiem czasu - o zgrozo, to zaledwie dwa tygodnie - dochodziła do mnie słuszność tej decyzji. I mimo, że w chwili zerwania skłonna byłam błagać go o wybaczenie, już następnego dnia stopniowo wracał mi rozsądek.
Czy czasem żałuję swojej decyzji? Owszem i to nawet częściej niż może się wydawać.
Ale szybko odpycham od siebie te myśli. Nie mam czasu się nimi przejmować. Ani teraz, ani jutro. Nigdy.

Samochody gwałtownie przecinały kolejne skrzyżowania, ludzie w dalszym ciągu nieudolnie udawali, że jesienna słota ich nie dobija. Mi się tego teatrzyku odechciało i gdy kolejny raz w tym miesiącu jakiś debil ochlapał mój czerwony trencz nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam wszystko, co mi ślina na język przyniosła. Może nawet wydałam na światło mugolskiego słońca świat czarodziejów… Nie wiem, nie obchodzi mnie to.
Poza tym zamiast słońca, na niebie były ciężkie, szaroczarne chmury deszczowe.
Spojrzałam na miejsce przyszłej pracy - potężny wieżowiec w centrum Londynu, z przeszklonymi szybami i ochroniarzami przed wejściem. Wyjęty jakby żywcem z amerykańskiego filmu o pięknych i bogatych.
Boże, aż mi się niedobrze zrobiło. Co ja, do cholery, tu robię?!
Jakiś postawny mężczyzna popchnął mnie w przejściu na tyle mocno, że wypadły mi z rąk papiery. Zbierając karty z podłogi zastanawiałam się nad słusznością swojej decyzji. Czy powinnam tu być? Czy praca za biurkiem doprowadzi do mojego spełnienia? A może robię to wszystko tylko po to, by zapomnieć o Draconie? Westchnęłam cicho, poczym zagryzłam wargę i gwałtownie się podniosłam. Od razu uderzył mnie odór sterylności mugoli i pseudo- postmodernistyczny wystrój wnętrza.
Gdy przechodziłam kolejnymi korytarzami, a koszmarne żarówki drażniły moje źrenice, miałam ochotę zniknąć.
Nie, nie chodzi tu o moją pewność siebie, mam raczej na myśli fakt, że wcześniej każdą pracę dostawałam ze względu na wyniki w szkole. A tutaj? Przecież nie pokażę nikomu zaświadczenia z Hogwartu i referencji z Ministerstwa Magii, mimo, że takowe posiadam.
Z każdym kolejnym krokiem robiło mi się coraz bardziej niedobrze. Żołądek zatrzymał się gdzieś w okolicach przełyku i za nic nie chciał opaść.
Przeklęłam w duchu swoją skłonność do plecenia głupot w stresowych sytuacjach. Domyślałam się, że mogę wypaść gorzej niż inne zainteresowane. A mimo to stawiłam się na tą rozmowę. W końcu nazywam się Granger, do cholery i nie jestem tylko kolejną, czyhającą na ciepłą posadkę, pustą laską!
Na miłość boską!

***

W tym samym czasie, w południowej części Anglii pewien arystokrata bardzo poważnie rozważał pewną czynność. Od jakiegoś czasu ściskał w dłoni słuchawkę telefonu i za nic nie chciał jej odłożyć, a tym bardziej wykorzystać.
O tak, Dracon Malfoy był bardzo zdenerwowany, a brak zdecydowania tylko wzmagał jego złość.
- Zadzwoń do niej.
Blaise Zabini - jeden z niewielu „zaufanych” ludzi blondyna, powtarzał jedno polecenie od godziny. Naprawdę zależało mu na szczęściu przyjaciela, nawet jeśli wiązała się z tym przyszłość z Granger.
Dzień wcześniej Malfoy nawiedził go w domu, w dość jednoznacznej sytuacji i uraczył cudowną historią zakończenia związku. Jak na wiernego druha przystało, już kilka godzin później Zabini siedział w gabinecie kumpla i zmuszał go do wykonania telefonu.
- Malfoy, jak zaraz do niej nie zadzwonisz, to ja to zrobię. - warknął, powoli tracąc cierpliwość.
- Do cholery, a jeśli teraz nie może rozmawiać?!
- To zadzwonisz później. - odparł Blaise z wszechwiedzącą miną. - Po prostu szukasz wymówki, bo się boisz.- dodał po chwili, poprawiając sobie krawat.
Draco popatrzył na niego z żądzą mordu w oczach. On nic nie rozumiał! To nie było takie proste, jak mogło się wydawać! Miał do niej zadzwonić. P i e r w s z y.
Tak, jakby mu w jakimś stopniu zależało…
A zależy? Owszem i to bardzo. Od czternastu dni zbierał się na ten telefon. Miał zadzwonić wczoraj, ale po wykręceniu numeru szybko odłożył słuchawkę i pojechał do Zabiniego. Przegadał z nim praktycznie całą noc, wypił trzy butelki szkockiej i… Nadal się bał.
Zachowywał się jak zwykły, pospolity mugol! W takich sytuacjach zapominał, że jest Malfoy’em. Nie miało to dla niego znaczenia. Z drugiej strony przyznanie do błędu było tak ciężkie i niewyobrażalnie upokarzające… Czasami myślał, że znajduje się w jakimś pieprzonym kręgu, z którego każde wyjście jest złe. Balansował po między upokorzeniem a druzgocącą porażką. I co w tym wypadku jest lepsze?
- Nie mogę. - powiedział, po jakimś czasie. - Nie dam rady.
Zirytowany Zabini z impetem uderzył w blat biurka, a szklanka ze szkocką niebezpiecznie się zachwiała.
- Dumbledore by przy tobie stracił cierpliwość, do jasnej cholery! – warknął, poczym podszedł do kumpla. – Słuchaj Malfoy, jeśli zaraz nie weźmiesz się w garść, to osobiście cię do niej zaprowadzę. – W oczach chłopaka można było dostrzec niepokojące ogniki.
Draco mimowolnie się wzdrygnął.
Nie miał ochoty na spacery do domu Hermiony. Nie był nawet pewny, czy mieszka w tym samym miejscu.
I nagle poczuł się strasznie samotny i smutny. Jedyna osoba, na której mu zależało, była gdzieś tam, daleko. W świecie, do którego on nie ma już wstępu.

***

- A więc witam panią na pokładzie, panno Granger! - powiedział postawny mężczyzna, w czarnym, dopasowanym garniturze.
Uścisnęłam dłoń swojemu nowemu szefowi. Byłam z siebie dumna. O to pokazałam światu, że jestem w stanie coś osiągnąć, bez niczyjej pomocy i wsparcia. Nie potrzebowałam już Malfoy’a, potrafiłam sama za siebie zadecydować i cholernie dobrze się z tym czułam.
Z szerokim uśmiechem na ustach opuściłam nowe miejsce pracy. Złapałam taksówkę i pojechałam prosto do domu.

Zdążyłam zaledwie zaparzyć sobie kawę i wziąć krótki prysznic, a już usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. Przeklinając w duchu, na czym świat stoi, zarzuciłam na siebie krótki szlafrok i otworzyłam drzwi.
W progu stał nie kto inny, jak Zabini - wielki przyjaciel Malfoy’a i mój dawny kolega.
- Blaise? - powiedziałam, przyglądając mu się z niemałym zaciekawieniem.
- Cześć Hermiona. - uśmiechnął się do mnie i pocałował w policzek.
- Cześć, cześć… Wchodź! - wpuściłam go do środka.
Przyjrzałam mu się uważnie: wyglądał nienajlepiej - miał podkrążone, zmęczone oczy i lekko przetłuszczone włosy. Zaczęłam się zastanawiać co sprawiło, że ten, zawsze doskonale wyglądający facet, był teraz w takim stanie.
„Może jest poważnie chory? Albo ktoś zmarł?”
Blaise usiadł na kanapie w salonie, a ja podałam mu kawę. Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy, co jakiś czas spoglądając na siebie z lekkim zainteresowaniem. W końcu nie wytrzymał:
- Musisz wrócić do Dracona.
Ze zdziwienia zakrztusiłam się kawą.
- Że co?!
Zabini splótł z zakłopotaniem palce i powtórzył:
- Musisz dać mu drugą szansę, Hermiona. Musisz, słyszysz?
Uniosłam wysoko brwi, to co mówił zupełnie nie mieściło mi się w głowie.
Ja? Mam wrócić do Malfoy’a? Dobre żarty!
Wzięłam głęboki oddech i odparłam:
- Słuchaj, Zabini. To, co było między mną a twoim przyjacielem, to sprawa zamknięta, okey? - urwałam na chwilę. – I nie chce mi się o tym w ogóle gadać.
- Ale ty nie wiesz, co się z nim dzieje! - przerwał mi, już nieźle wkurzony. - Ty nie wiesz co on od dwóch tygodni wyprawia!
- I jakoś mało mnie to obchodzi. – odwarknęłam czując, że zaraz po prostu go wyrzucę.
Jak on śmiał w ogóle do mnie przychodzić? I to jeszcze w takiej sprawie! Zrobiło mi się cholernie przykro. Nie sądziłam, że Draco posunie się do takich… metod.
- Hermiona, ja naprawdę nie przyjechałem do ciebie po to, żeby się kłócić…
- To super, co słychać w pracy? - przerwałam mu z jadowitym uśmiechem.
Blaise posłał mi miażdżące spojrzenie.
- Nie przerywaj mi. Chodzi o to, że Draco od waszego zerwania chce do ciebie zadzwonić, ale się boi. Myśli, że go już nie chcesz, a to przecież nieprawda… - mówił cicho i spokojnie. - Wiem, że nadal się kochacie.
- A skąd ty to możesz wiedzieć, co?! - warknęłam, próbując powstrzymać narastającą złość. - Spowiadał ci się?!
Zabini chłodno się uśmiechnął. Był naprawdę cholernie pociągającym facetem.
- Akurat na temat waszego związku wiem… Wszystko. Draco wiele mi o was mówił.
Momentalnie zaprzysięgłam sobie, że rozmówię się na ten temat z Malfoy’em zaraz po wyjściu tego strasznego, byłego ślizgona.
- Dobra, Zabini. - powiedziałam siląc się na spokój. - Jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to właściwie możesz już sobie iść. Nie mam ochoty na ani minutę więcej w twoim towarzystwie i radzę ci, żebyś mnie omijał przez najbliższe dziesięć lat, bo gotowa jestem użyć wobec ciebie przemocy. - wygłosiłam swoją tyradę, po czym otworzyłam mu drzwi.
Chłopak chwycił z wieszaka swoją kurtkę, a wychodząc powiedział:
- Granger, dziecko drogie, ty go za bardzo kochasz, żeby się dłużej okłamywać.
Wypchnęłam go ze swojego domu i zsunęłam po drzwiach na podłogę. Miałam ochotę zabić Malfoy’a. Jak on mógł?! Jak mógł poprosić Zabiniego, o to, żeby do mnie przyszedł z taką prośbą?! I dlaczego mu o wszystkim mówił?! Nie wystarczałam mu?

Czułam się strasznie. Po policzkach płynęły mi łzy. Draco kolejny raz mnie oszukał.

Ten post był edytowany przez Nefretini: 30.05.2010 00:24


--------------------
"Puszczała się dziewczyna, puszczała z miłości,
Puszczała dla pieniędzy, puszczała z litości,
Aż taką masę razy upadła moralnie,
Ze całkiem się skurwiła – i wpadła fatalnie,
Albowiem w ciążę zaszła od jednego z gości:
Tak powstał SKURWYSYNDYK MASY UPADŁOŚCI.
"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
NarcyzaBlack
post 11.07.2010 21:18
Post #3 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 13
Dołączył: 29.05.2010

Płeć: Kobieta



Błagam!!! Ja chcę kolejną część! Mam nadzieję, że zmiłujesz się nad biedną Narcyzą i wkrótce dodasz kolejną notkę, bo chyba moje serce pęknie cry.gif


--------------------
To będzie szybkie... może nawet bezbolesne... nie wiem... nigdy nie umierałem...
Lord Voldemort
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Nefretini   Rozstania I Powroty   08.05.2010 22:02
Serena van der Woodsen   Zacznę od tego, że Lotosova coś ostatnio sporo ded...   08.05.2010 23:44
Serena van der Woodsen   Ach! I jeszcze Dracon! W dopełniaczu tego ...   09.05.2010 00:01
Nefretini   1.A mogłabyś mi powiedzieć, gdzie tych spacji brak...   09.05.2010 00:12
Serena van der Woodsen   Spacji brakuje przed myślnikami. Przykładowe zdani...   09.05.2010 21:34
Dragongirl   pomijając błędy ortograficzne to chciałam powiedzi...   14.05.2010 14:43
Serena van der Woodsen   Kiedy nowa część, coo?   14.05.2010 21:57
Nefretini   niedługo :D Muszę się dorwać do kompa[teraz jestem...   14.05.2010 22:49
Nefretini   Wiem, że długo nie było dalszego ciągu, ale miałam...   30.05.2010 00:21
NarcyzaBlack   Błagam!!! Ja chcę kolejną część! M...   11.07.2010 21:18
katbest   Nef, proszę daj nam następna cześć. Już nie mogę w...   12.07.2010 13:47
Serena van der Woodsen   No w końcu :). Hmm.. Zbyt wiele więcej nie wyjaśni...   30.05.2010 22:35
NarcyzaBlack   Muszę przyznać, że dziwnie mi się czyta opowiadani...   31.05.2010 20:37
Nefretini   Nie koniecznie Hermiona jest nieczuła, a Draco tak...   01.06.2010 21:51
Lady_Gosha   -Yym....co to ja chciałam? -Napisać sensowny komen...   05.06.2010 03:09
Nefretini   Skoro nie mieści się w głowie, to takie rozwiązani...   05.06.2010 09:34
piekaras   Hmmm, ciekawe opowiadanie... Pierwszy rozdział był...   22.06.2010 15:07
Lady_Gosha   Puk,puk. -Nef?Jesteś tam? -...... Zobaczymy dalszą...   03.07.2010 16:12
Nefretini   Obiecuję, że wrzucę trzeci rozdział. Jednego możec...   03.07.2010 23:58
Lady_Gosha   Miło Nef ,że jeszcze o nas pamiętasz ;) . Z niec...   09.07.2010 21:54
Nefretini   Gosha, masz rację. Przyznaję, że ta scena rozmowy ...   11.07.2010 21:06
Nefretini   Obiecuje, ze dodam w najblizszym czasie, okej ? :)...   12.07.2010 21:44
Lady_Gosha   Będę się streszczać Nef.Oczekuję rozdziału w tym t...   13.07.2010 23:00
Nefretini   Bety nie mam - nie wiem, czy bede cierpliwym sluch...   14.07.2010 21:33
Lady_Gosha   Będziesz,będziesz już ja cię wyszkolę. ;) Nie...   19.07.2010 14:55
Lotosova   Cóż, za dedykację dziękuję... O tak, baardzo mni...   25.07.2010 20:53
Nefretini   O matko boska! Jakże się dzisiaj ucieszyłam, g...   31.08.2010 10:35
Lady_Gosha   Neffi ,kochanie. Ja cały czas cierpliwie czekam n...   05.09.2010 00:15
Nefretini   wysłałam Ci na mejla trzeci rozdział w dniu, w któ...   05.09.2010 11:10
Lady_Gosha   Niestety nic nie dostałam. Może spróbuj tak : wi...   05.09.2010 12:10
em   laski, takie rzeczy to na pm   05.09.2010 12:16
Nefretini   Dobra, nie mam jak się skontaktować z Goshą, więc ...   05.09.2010 22:42
katbest   Nef, zdajesz sobie sprawę, że cię ubóstwiam! ...   06.09.2010 18:38
Nefretini   Mam już nawet napisaną IV część. ale wiesz... nie ...   06.09.2010 18:40
katbest   Mogę dodać tysiąc komentarzy! Tylko wklej, dod...   07.09.2010 20:12
Lady_Gosha   Neff przykro mi ,że z tym moim betowaniem nic nie ...   11.09.2010 11:19
Nefretini   W tym odcinku kanoniczność poszła się wieszać. Wys...   25.09.2010 22:40
Lady_Gosha   Nie no ja jestem niepoprawną romantyczką . ŁŁLŁiii...   26.09.2010 13:37
Nefretini   Wkurza mnie kanoniczność, wolę niedojrzałą Granger...   26.09.2010 14:29
Lady_Gosha   Cieszę się kochanie :* . Świetnie . Możesz mi p...   27.09.2010 17:50


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 14.05.2024 11:51