Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Biel To Nie To Samo Co Czerń... [cdn], Pomieszanie z poplątaniem...

Aggy
post 24.05.2006 18:04
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Narazie tylko tyle... powinno coś się pojawić dopiero we wtorek... miłego oceniania i szukania błędów turned.gif

I rozdział

Biel to nie to samo co czerń...
ale obie posiadają cechę wspólną...
mają plamy


Młody chłopak leżał na podłodze w dość obskurnym i małym pokoju. Tępo wpatrując się w sufit. Światło księżyca delikatnie oświetlało jego twarz, resztę ciała spowijał w objęciach cień. Oczy były nieruchome tak samo jak jego ciało. Jedynie ruch klatki piersiowej zdradzał to iż nadal żyje. Oddychał miarowo i dość płytko. Leżał jeszcze tak przez dłuższy czas. Dopiero kiedy mrugnął zaczął głębiej oddychać a z gardła wydobywał się głęboki śmiech. Paniczny śmiech. Nie podobny do śmiechu aktorów grających osoby niezrównoważone umysłowo. Było w nim zbyt wiele realizmu i rzeczywistości. Śmiech stawał coraz się głośniejszy i jeszcze bardziej przerażający. Nagle śmiech się wyciszał się z wolna tak samo jak się rozpoczął, kiedy zapadła zupełna cisza chłopak usiadł. Wsparł gołę na rękach zasłaniając oczy i kiwał się w tył i w przód. Mrucząc coś do siebie zupełnie niezrozumiale. Powtarzając coś jak mantrę. W końcu przestał się kiwać, przetarł oczy i potrząsnął głową. Siedział jeszcze przez chwile z zamkniętymi oczami, ale w końcu je otworzył. I choć było w miarę ciemno musiał przymrużyć oczy. Kiedy przyzwyczaił się do tej „ciemności” zaczął się rozglądać po pokoju, jakby pierwszy raz w życiu go widział. Po krótkich oględzinach, oparł się na łokciach a głowę wychylił maksymalnie do tyłu.

‘Nigdy więcej… Nigdy więcej’ ponownie opadł na podłogę i niemalże natychmiast zasnął.

Znowu leżał nieruchomo oddychając spokojnie. Światło księżyca zaczęło się przesuwać z wolna po pokoju przesłaniane od czasu do czasu przez chmury. W końcu i księżyc zaczął zachodzić a na jego miejsce zastępowało słońce. Powoli wspinające się po nieboskłonie. O wiele wyżej niż jego poprzednik. Życie w Little Surrey, które zasnęło wraz z nocą na nowo się budziło i wracało do życia. Nawet na Privet Drive. A tym bardziej przy numerze 4. Wszyscy domownicy zebrali się w kuchni, aby spożyć śniadanie.
Prawie wszyscy. Jedno miejsce było wolne, ale było zastawione. Jednak nikt nie zwracał uwagi na to puste miejsce i dalej w spokoju jedli. Kiedy zbliżała się siódma, wuj Vernon wyszedł do pracy. A ciotka Petunia wyszła zaraz po nim na zakupy. Jedynie ich syn został w kuchni przeżuwając jeszcze jakieś warzywo wpatrzony w telewizor. Jego uwagi poświęconej jakiemuś porannemu programowi nie odciągnęły powolne kroki za drzwiami do kuchni. Dopiero, kiedy drzwi otworzyły się, ten odwrócił głowę i spojrzał z pogardą na swego kuzyna, który zdążył w tym czasie podejść do lodówki i otworzyć ją.

‘Nie wolno ci…”

‘Tak, i co jeszcze?’ odpowiedział zgryźliwie nie wychylając głowy z lodówki.

‘Zobaczysz!’ zaparł się Dudley ‘Powiem mamie. Dobrze wiesz, że zabroniono ci zaglądania do lodówki…’

‘Zamknij się Dudley! Nudzisz mnie tym nawijaniem z samego rana.’ wysyczał starając się opanować i zatrzasnął lodówkę znalawszy coś bardziej pożywnego od warzyw i owoców.

‘I tak oberwiesz…’ odszczeknął po dłuższej chwili, kiedy rozmówca zasiadł naprzeciw niego.

‘Tak, i co jeszcze?’ powtórzył chłopak.

‘Oberwiesz za wczorajszą noc’ dodał Dudley z wyraźną wyższością w głosie.

‘Ciekawi mnie, za co…’ oprał znudzony ‘I jak?’

‘Ty dobrze wiesz, za co…’

‘Dobra, idę. Nie lubię się powtarzać i przebywać z takimi mugolami jak ty’

Chłopak wstał od stołu i zabrał swoje śniadanie, zupełnie nie zwracając na panikę swojego kuzyna, po czym wyszedł z kuchni i podążył do swojego pokoju na piętrze. Przeskakując, co dwa stopnie kopnął w lekko uchylone drzwi i wszedł do środka. Do swojego małego i obskurnego pokoju. Kopniakiem zatrzasnął za sobą drzwi a śniadanie położył na biurku obok pustej i zaniedbanej klatki. Spojrzał na nią z lekkim sentymentem, ale natychmiast się opanował. Powrócił do zakłóconej konsumpcji śniadania. Spoglądając w okno, gdzie nie wyraźnie widział odbicie swojej twarzy. Bardziej doroślejszej i surowszej. Wyostrzone rysy twarzy i delikatny zarost, plus maska pod tytułem pogardy dla wszelkiego stworzenia „niższego” ode mnie. Dawały niesamowity urok. Dłuższe czarne włosy, nadal tak rozczochrane, również czyniły swoje. Zjadł zaledwie jedną kanapkę stwierdzając, że zupełnie nie jest głodny. Chociaż niecałe dziesięć minut temu był wstanie zjeść hipogryfa z kopytami, teraz czuł się najedzony. Wzruszył lekko ramionami a resztę wyrzucił do kosza na śmieci. Przeciągnął się leniwie rozprostowując kości. Znacznie urósł w te wakacje. Stał się wyższy od Dudleya o całą głowę, co wykorzystywał w ich nieustannych potyczkach, które od dłuższego czasu sam rozpoczynał i zwyciężał. Zawsze, kiedy sądził, że już przegra, coś jakby budziło się w nim i dodawało więcej siły i zwinności. Z początku zastanawiało go to trochę, ale zaniechał rozwodzenia się nad tą kwestią. Bo i po co? Grunt, że wygrywał i to, że to kuzyn leżał na ziemi znokautowany i obolały a on praktycznie bez żadnych obrażeń stał nad nim i patrzył zwycięsko na klęskę pokonanego.
Spojrzał na budzik stojący na nocnym stoliku. Było już wpół do dziewiątej. Sam się zdziwił gdzie ten czas mu tak szybko umykał. Wstał nadal się rozciągając i podszedł do szafki. Otworzył szufladę i wyciągnął paczkę papierosów, rzucił je od niechcenia na łóżko i przebrał się w jakieś bardziej wyjściowe ubrania niż stara rozciągnięta koszula i zniszczone spodnie.
Ciemne jeansy spadające opierające się na biodrach i ciemna dość ciasna koszulka uwydatniała jego mięśnie i zgrabną sylwetkę. Schował papierosy do kieszeni, przejrzał się w lustrze. Jeszcze bardziej mierzwiąc sobie włosy, uśmiechnął się cynicznie i wyszedł z pokoju. Praktycznie zeskoczył ze schodów. Nawet nie zdążył powiedzieć, że wychodzi a już był za drzwiami idąc do parku.
Mijał ludzi zmierzających w przeciwnym kierunku. Do pracy. Na szczęście miał jeszcze wakacje. Ale i te nie mogą trwać wiecznie, choć gdyby się postarał na pewno by trwały wiecznie. Dla niego.
Właściwie wakacje kończą się dopiero za dwa tygodnie a ostatni tydzień miał w spędzić w Dziurawym Kotle pod czujnym okiem państwa Weasleyów. Nie zachwycał go ten pomysł, ale musiał nadal odgrywać rolę grzecznego i ułożonego chłopaczka. Uśmiechnął się do siebie i wyciągnął papierosy z kieszeni. Obrócił pudełko w palcach i wyciągnął papierosa, przystanął na chwilę i zapalił go. Kiedy dotarł do parku usiadł na jednym z murków w głębi. Jednak nie siedział tak długo sam. Spokój zmącili jego znajomi. Po krótkiej wymianie zdań, ruszył z nimi przez park, jak każdego dnia.

Zupełnie gdzie indziej… w głębi lasu.

‘No zadeptały ją cholibka… Niech no ja zobaczę jakiegoś przerośniętego kuca! No normalnie kłaki mu wyrwę, łeb ukręcę i rzucę na pożarcie pozostałym!’ olbrzym stał nad ciałem jakiegoś stworzenia, zaciskając ze złości pięści. ‘Ja im jeszcze pokaże, kto rządzi w tym lesie’

‘Uspokój się Hagridzie. Twój gniew nie wróci jej już życia’

‘No wim dyrektorze… ale przez tyle lat sobie tutaj żyły… no i akurat teraz się tamtym ubzdurało coś…’

‘Chodź Hagridzie… trzeba jej zorganizować godny pochówek’ łagodny głos dyrektora zdawał się wpływać na gajowego, gdyż ten powoli się uspokoił i otarł wielkie łzy rękawem. Oboje stali tak przez chwilę w milczeniu, które przerwało czyjeś i przedzieranie się przez krzaki, ale nie reagowali na to.

‘Znalazłem zgubę profesorze… nie znam się… ale chyba trochę przemarzło no i wystraszone jest’

‘Dziękuje ci Remusie. Hagrid się nim zajmie… Ja już muszę wracać do szkoły… mam jeszcze kilka spraw na głowie…’ dyrektor pożegnał się ze współpracownikami i ruszył w kierunku zamku.

‘Popilnuj brzdąca przez chwilę… tylko…’ Hagrid na nowo się rozkleił

‘Dobrze Hagridzie’ odpowiedział natychmiast Remus ‘Będę w twojej chatce’

Remus ruszył śladami dyrektora trzymając małe zawiniątko przy piersi. Delikatnie je głaskając. Musiał uważać na zarośla i krzaki. A mając zajęte obie ręce nie było to łatwe zadanie nawet dla niego. Idąc powoli nasłuchiwał odgłosów idącego gajowego, ale nic nie słyszał. W końcu po długiej wędrówce udało mu się wyjść na skraj lasu. W miarę możliwości otrzepał się z liści i gałązek. Opatulił jeszcze bardziej zawiniątko i ruszył w kierunku chatki. Wszedł do środka i od razu zawiniątko położył przy jeszcze ciepłym kominku, rozwinął je trochę, właściwie tak, wystawała tylko główka przedziwnego stworzenia, które akurat zdążyło zasnąć. Lupin postanowił zrobić herbatę sobie i przyjacielowi. Kiedy w końcu wygodnie usiadł na krześle nadszedł Hagrid. Nie robił tyle hałasu, co zazwyczaj, więc nie obudził śpiącego przy kominku. Olbrzym usiadł na krześle i nalał sobie ciepłej herbaty. Pociągnął łyk i spojrzał z wielką troską na malucha.

‘Bidula… został sam… zupełnie sam’

‘Jak to?’ zdziwił się towarzysz ‘Przecież żyją stadnie?’

‘Noo taaa… żyją. Ale matka je wychowuje przez pierwsze trzy lata i się trzyma z dala od pozostałych… jeszcze by coś się stało malcowi. A to jak hipogryfy strasznie zawistne i pamiętliwe bestie’

‘No to się z nim stanie Hagridzie?’

‘Nie wiem… sam nie wiem… nawet nie wiem jak odchować takiego biedaka… bo nigdy jeszczem nie podpatrzył jak się odchowują… ale tu można działać metodą prób i błędów… gorzej cholibka z tymi kontrolami ministerialnych dupków. Jeszcze go wywęszą i coś biedakowi zrobią…’ Hagrid na nowo się rozklejał, ale Remus natychmiast podjął odpowiednie działania.

‘Na pewno coś Albus wymyśli… ukryje go jak nie w lesie to w zamku. Przecież lochy są dostatecznie duże, żeby mógł tam sobie mieszkać…’ jednak na te słowa Hagrid jeszcze szybciej zmierzał ku całkowitemu rozklejeniu. ‘Hagrid nie bądź małym dzieckiem. Mówię ci coś na pewno się wymyśli, aby go ochronić’

Hagrid uśmiechnął się smutno i napił się herbaty. Później siedzieli tak w milczeniu, spoglądając na zawiniątko. Może przesiedzieli tak z godzinę czy dwie, aż Remus ogłosił, że niestety musi już iść. Odstawił filiżankę, pożegnał się z Hagridem i wyszedł z chatki. Rozejrzał się czy nikogo nie ma w zasięgu wzroku i ruszył w stronę bramy szkoły.
Hagrid siedział tak jeszcze przez dłuższą chwilę, w końcu i on miał swoje obowiązki jako gajowy i nauczyciel. Wyszedł zostawiając malucha samego w ciemnym pomieszczeniu. Kiedy cichutko zamknął drzwi, stworzonko przeciągnęło się leniwie nadal mając zamknięte oczka i zwinęło się w kłębek, oddychając miarowo.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 24.05.2006 18:23
Post #2 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



hm.

dziwne. Dobrze napisane, ale jakieś takie bezpłciowe narazie ;d Może stąd, że przedstawiłaś/łeś wstępnie sytuację.

W sumie nie ma co oceniać, jak dasz więcej to może się to wszystko poskłada.


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nimfka
post 24.05.2006 18:32
Post #3 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 322
Dołączył: 10.08.2004

Płeć: Kobieta



Nie czuje się powalona. Znalazłam kilka ładnych błędów (piszemy "Niepodobny", a nie "Nie podobny"!), wielokrotnie brakowało przecinków albo były postawione w dziwnych miejscach.
W ogóle jakieś to takie mało realistyczne i naciągane. Za dużo wielokropków. Sporo powtórzeń. Nie mam pojęcia do czego to zmierza (wiem, gdybym czytała następne części to dowiedziałabym się, ale mnie do przeczytania to nie zachęca).
Dla mnie raczej słabe.


--------------------
"Without music, life would be a mistake"
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 29.05.2006 18:52
Post #4 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Postanowiłam wcześniej wlepić ciąg dalszy... Usprawiedliwiam się zarazem, że choć piszę cieżko u mnie z interpunkcjią... a kropki robię już z czystego przyzwyczajenia i są to też dla mnie swoiste pauzy... ^^''

II rozdział

A jeżeli okazałoby się
że czerń to biel
a biel to czerń
co wtedy?


Chłopak spojrzał na zegarek. Wskazywał już wpół do dziesiątą wieczór a od samego rana nie było go w domu. Oznajmiając że musi już wracać spotkał z wielkim sprzeciwem, w końcu postawił na swoim. Zresztą zrobiło mu się trochę zimno w tym krótkim rękawku. Pocałował dziewczynę, którą obejmował, później szepnął jej coś do ucha że aż się zarumieniła porządnie. Podał rękę kolegom.

‘Ale Potter. Pojutrze o tej samej porze’ odparł jeden z nich

‘Taaak. Tak, o tej samej porze… o ile wcześniej nie zawisnę’ i uśmiechnął się cynicznie.

‘Dobra to zbywaj się jak masz wisieć.’

Na odchodnym puścił dziewczynie oko i ruszył do domu.. Spojrzał jeszcze raz na zegarek stwierdzając z przerażaniem że droga do domu zajmie mu co najmniej godzinę drogi.

‘No to teraz będę wisieć’ uśmiechnął się do siebie.

Przyśpieszył znacznie kroku, prawie biegnąc. Kilka razy kogoś potrącił, prawie wpadłby pod samochód ale i tak nie umniejszało mu to drogi. W końcu kiedy dotarł pod dom było dobrze po dziesiątej. Na szczęście drzwi były jeszcze otwarte, cichutko wszedł do środka i jeszcze ciszej podążył na górę. Doskonale wiedział gdzie trzeba nastąpić na stopień żeby nie zaskrzypiał, dodatkowo telewizor w salonie był dość głośny więc i tak niewiele by usłyszał ktokolwiek. Nie chciał mieć kolejnej awantury. Wszedł do swojego pokoju, zamknął za sobą drzwi i od razu położył się na łóżku zmęczony. Zamknął oczy i już zasypiał kiedy…

‘Budź się Potter!’

Harry zerwał się z łóżka. Wiedział że jeszcze nie zasnął i tym bardziej że to mu się wcale nie śniło. Rozejrzał się po pokoju. Jego spojrzenie utkwiło na kimś, kto siedział w ciemnym koncie pokoju.

‘Co do cholery…’

‘Wyrażaj się Potter. Nie jesteś na podwórku’ odparła z aktorskim znudzeniem tajemnicza osoba.

‘Czego?’ warknął cicho chłopak, który powoli się rozbudzał i wcale nie był tym zbytnio zachwycony że przerwano mu jego dopiero co rozpoczęty odpoczynek.

‘Więcej szacunku dla dorosłych gówniarzu!’ prawie krzyknął nieznajomy. Harry natychmiast spojrzał na drzwi i nasłuchiwał przez chwilę, po czym odpowiedział jeszcze bardziej wściekły.

‘Głośniej się nie da? Nie wszyscy muszą wiedzieć, że tu jesteś… kimkolwiek jesteś’

‘Czyżby Złoty Chłopak Trzmiela miał jakieś kłopoty z rodziną?’ rozmówca nie ukrywał zdziwienia przyprawił ją jedynie o nutkę sarkazmu.

‘Nawet gdyby’ mruknął pod nosem ale natychmiast dodał. ‘No więc czego chcesz?’ Harry nadal nasłuchiwał czy ktoś nie idzie na górę.

‘Tylko porozmawiać’

‘Słucham’

‘Ale może na początek pytanie… takie krótkie’ osoba zaśmiała się cicho i dokończyła zupełnie beztrosko ‘W zasadzie to ona kazała mi się ciebie zapytać. Powiedz no Potter jak ci się żyje bez tego zapchlonego kundla Blacka?’

‘Ty skuuu…’

Reakcja Harry`ego była niemalże natychmiastowa. Czuł, że złość wzbierała w nim od dłuższego czasu, a ten ktoś właśnie przekroczył granice krytyczną jego samo kontroli, na jaką było go stać. Bez zastanowienia rzucił się na przeciwnika. Ten z kolei nie wydawał się być tym zaskoczony ale i tak chłopak zdołał go zwalić z krzesła i przygnieść. Dopiero wtedy w świetle księżyca zobaczył kto to jest. Wcześniej podejrzewał kto to mógł być ale jego wersja wydawała się dość nieprawdopodobna. Teraz się potwierdziła.

‘Malfoy’ wysyczał przez zaciśnięte zęby lekko dysząc, patrząc ze zdumieniem na przygniecionego Śmierciożerce.

Ten uśmiechnął się triumfalnie i widząc zaskoczenie przejął inicjatywę. Jednym uderzeniem ogłuszył na chwilę chłopaka i chwilę później znalazł się na górze a chłopak na dole. Wyciągnął różdżkę i przystawił ją do gardła pokonanego. Malfoy rozejrzał się po pokoju lekko zniesmaczony i odparł po chwili przytrzymując wyrywającego się.

‘Mógłbyś zrobić porządek w tym pokoju Potter, naprawdę. Wiem że dom Weasleyów wygląda jak chlew, ale nie musisz się upodabniać do nich aż tak bardzo, może jeszcze zmienisz kolor włosów na rude?’ Harry jeszcze bardziej wściekły, szarpnął mocniej i krzyknął w furii. Jednak nic to nie pomagało.

Malfoy ponownie go uderzył, tym razem o wiele mocniej łamiąc mu nos. Krew z nosa poplamiła mu dłonie i rękawy szaty, ale nie przejmował się tym. O wiele ciekawszym widokiem okazał się dławiący własną krwią chłopak. Na twarzy mężczyzny po raz kolejny pokazał się triumfalny uśmiech, jednak nie było dane mu trwać tak długo. Usłyszał krzyki dochodzące z dołu i kroki na schodach. W tym samym momencie chłopak przestał się wyrywać ale zadrżał. Malfoy spojrzał na drzwi, później na chłopaka. A ten, choć nadal miał trudności z oddychaniem również patrzył na drzwi z przerażeniem. Malfoy musiał przyznać, że mało kiedy go coś zaskakuje ale taka reakcja chłopaka. Zrobiła swoje. Nieświadomie zwalniając uścisk spowodował że chłopak wyrwał się mu. Ale nie zaatakował go tylko natychmiast sięgnął pod łóżko i rzucił mu jakiś materiał, a sam skoczył do drzwi i zaparł się o nie z całej siły. Krew w dalszym ciągu obwicie sączyła się z nosa, plamiąc mu spodnie i koszulkę. Ktoś kopnął w drzwi z całej siły.

‘Schowaj się do cholery!!! Szybciej!!!’ wyszeptał wściekły.

Malfoy opamiętał się po chwili, kiedy doszły go krzyki zza drzwi domagające się ich otwarcia. Zorientował się że chłopak rzucił mu pelerynkę niewidkę. Szybko narzucił ją i oddalił się do swojego wcześniejszego miejsca pobytu. Przyglądając się w milczeniu wszystkiemu.
Potter w dalszym ciągu walcząc z drzwiami powoli dawał za wygraną. Był już niejako zmęczony, po za tym co raz trudniej mu się oddychało. Rozejrzał się jeszcze raz po pokoju upewniając się że nie widać Malfoya. W końcu ściągnął swoje okulary i rzucił je w gdzieś w kąt. Odsunął się od drzwi i stanął przy łóżku. Do pokoju wpadł jego wuj Vernon wściekły jak byk. W lewym ręku trzymając jakiś kij. Jeszcze bardziej wściekły spojrzał na zakrwawionego chłopaka.

‘Co tu się dzieje?!’ krzyknął. Odpowiedziała mu cisza. ‘Pytam się! Niewdzięczniku!’ Harry nadal milcząc spuścił głowę niczym zbity pies. Mężczyzna podszedł do niego, nadal tak wściekły jak na początku a może i bardziej. ‘Ogłuchłeś?! Ty dziwadle?’ i uderzył go z całej siły w twarz. Chłopak zachwiał się, ale nadal nic nie powiedział.

Tym czasem Malfoy stał w kącie przyglądając się ogłupiały całej scenie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Shmanii
post 29.05.2006 21:35
Post #5 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 80
Dołączył: 28.05.2006
Skąd: Avalon




Przeczytałam oba rozdziały. Napisane ładnie i wogóle, ale jakoś mi nie leża, szczególnie ta teza z butnym Potterem, ktory pali (mugolskie papierosy a fe tongue.gif ) i jeszcze kilka innych. na błędy ortograficzne (o ile były) nie zwracam uwagi bo sama robię, to samo tyczy się z interpunkcją. Ogólnie moze być al enie moj styl.


--------------------
"Trzeba wiele lat, by znaleźć przyjaciela
wystarczy chwila, by go stracić"
(Stanisław Lec)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 08.06.2006 18:03
Post #6 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Długa przerwa spowodowana brakiem czasu i brakiem jakiegokolwiek zainteresowania i brakiem wyrażenia chęci czy mam kontynuować czy też nie... huh.gif

III rozdział

A wszystko w co dotychczas wierzyliśmy to przykra iluzja


‘Panie dyrektorze. Harry nie odpisuje na nasze listy, nie daje żadnego znaku życia…’

‘Tak, tak. Wiem o tym panno Granger. Również mnie to nie pokoi tak samo jak i was’ dyrektor również był tym zaniepokojony i zasmucony.

‘Niech pan coś zrobi! Nie można tego tak zostawić samemu sobie!’

‘Panie Weasley, gdybym wiedział, co mam zrobić już na pewno bym to robił. Proszę się uspokoić i radzę zająć się czymś innym’

Ron już chciał wygłosić swój protest, ale nie zdążył bo Hermiona pociągła go za łokieć i wyprowadziła z kuchni. Gdzie zostali już tylko dorośli. Wszyscy zasiedli za okrągłym stołem, milknąc. Nikt nie ważył się odezwać. A wokół nich panowała smutna i dość nieprzyjemna sytuacja. Nawet dyrektor nie oferował już cytrynowych dropsów. Sam był bardzo zmartwiony. O ile dobrze się orientował Harry nie odpisywał na żadne listy, ani też nie dzwonił. Mundgus i Figg, choć nadal go śledzili i pilnowali, coraz rzadziej go widzieli i wiedzieli co się dzieje a przez ostatni tydzień ani razu go nie zobaczyli. Po prostu wymykał im się jakimś trafem. Oczywiście wcześniej poinformowali Dumbledora że zadaje się z dość dziwnym towarzystwem i sam zmienił się nie do poznania. Z początku nie reagował na to, sądził że po stracie Syriusza musi się trochę wyszaleć. Ale później sobie uświadomił że jego brak jakiejkolwiek reakcji zawsze prowadził do czegoś niedobrego, to i tym razem było już za późno aby coś zrobić.
Milczenie w końcu przerwał Remus, nadal zmęczony po pełni.

‘Idę zobaczyć się z Harry`m’ i wstał od stołu zabierając swoją wysłużoną kurtkę.

‘Idę z tobą’ oznajmił pan Weasley, również wstając od stołu. ‘Dzieci by mi nie darowały’
uśmiechnął się smutno i podszedł do drzwi. Zaraz po nim w milczeniu wstał Kinshley znacząco wpatrując się w jedną osobę, która nie siedziała przy stole. Osoba ta spostrzegła że chodzi właśnie o nią i odparła lodowato.

‘Mnie tam nie zobaczycie. Idźcie sami’ jednak chwilę później pożałował że w ogóle się odezwał.

‘Severusie oni mogą potrzebować twojej pomocy. A jeśli z Harry`m coś się stało? Twoje lecznicze eliksiry są nieocenione’ wtrącił się dyrektor.

Już sam ton jego głosu wyrażał że nie przyjmuje żadnych sprzeciwów. Po za tym wszyscy zgromadzeni w kuchni swoim milczeniem wyrażali swoje zdanie na temat aby poszedł z innymi. Severus widząc że nie ma innego wyjścia, wstał i założył swój płaszcz i chcąc czy nie chcąc podążył za ekipą ratowniczą. Mruknął pod nosem tylko coś o podwyżce i ratowaniu gówniarzowi po raz kolejny skóry. Wyszli z domu i aportowali się.

Tym czasem…

Nadal przykryty pelerynką-niewidką Lucjusz siedział pod drzwiami pokoju, do którego ten mugol zaciągnął chłopaka. Już dobre pół godziny wsłuchiwał się w odgłosy dochodzące zza drzwi. Z każdą kolejną minutą coraz mocniej zaciskał swe palce na różdżce, próbując się opanować. Z zamkniętymi oczyma powtarzał w myślach wszystkie zaklęcia torturujące, które chciałby wykorzystać na mugolu, za każdą minutę spędzoną w tym domu, przed tymi drzwiami. Gdy w końcu doszedł do Avady Kedavry, odgłosy ucichły. Wytrącony z równowagi mężczyzna zerwał się na równe nogi.

‘Przecież nie mogłem’ wyszeptał, zwalniając uścisk z różdżki.

Nagle drzwi się otworzyły a on momentalnie nie zwracając uwagi na zdyszanego „byka” wślizgnął się do środka. Chwilę później drzwi za nim zamknęły się, a Lucjusz stał jak wryty. Pomijać fakt, że salon był zrujnowany. Wszystko było potłuczone, poszarpane i rozwalone na kawałeczki. To najbardziej zszokowany był widokiem Pottera, który leżał pod stolikiem do kawy, próbując się z spod niego wydostać. Malfoy podszedł do niego z wolna uważnie obserwując go. A raczej przyglądając temu, czego dokonała mugolska ręka. Odrzucił stolik do kawy a raczej sam jego blat, który był położony na chłopaku. Potter wyglądał okropnie. Rozcięcia na całym ciele, połamane kości policzkowe, nos (co było jego sprawką), ręka i chyba żebra. A Potter jeszcze miał siłę się ruszyć i próbować wstać.
Lucjusz zrzucił pelerynkę i przyklęknął przy nim. Spróbował go dotknąć, ale chłopak spojrzał na niego wściekły, a z głębi gardła wydobył się bulgoczący warkot, który stawał się co raz głośniejszy. Mlafoy cofnął rękę.

‘Co u diabła?’ ale po chwili w jego oczach pojawił się błysk zrozumienia.

Oboje patrzyli na siebie, przez jakiś czas. Kiedy Dobiegł ich czyjś głos.

‘Co ty wyrabiasz w moim domu?!’ szlachcic zerwał się na równe nogi wyciągając różdżkę. Głos należał do tego drania, który tak katował chłopaka. ‘Pytam się do cholery?!’ wyraźnie był rozeźlony, a Lucjusz już miał plan. Na jego twarz wstąpił ironiczno-szlachecki uśmiech.

‘Ty go tak urządziłeś?’ zapytał beztrosko.

‘Nawet gdyby. Ale co ty dziwadle robisz w moim domu?’ odparł nadal w wojowniczym nastroju dostrzegając ten „m patyk” jak go określał.

‘Więc to ty?’ zapytał ponownie tym razem bardziej dociekliwiej

‘Przecież i tak nie jest twój! Więc po co ci taka wiedza idioto?!’ zapadła chwilowa cisza. Malfoy dał się nacieszyć nią temu mugolowi, ale przerwał ją z premedytacją.

‘Fakt. Nie mój’ jego oczy zmieniły się w dwa zimne srebrne sztylety. ‘Ale również i nie twój’ na jego twarzy pojawił się zwolna kontrolowany gniew. ‘On należy do Czarnego Pana ty nędzna kreaturo’ i w mgnieniu oka wycelował różdżką w przeciwnika, jednak w tym samym momencie coś popchnęło go.

Kiedy Lucjusz próbował nie stracić równowagi usłyszał przeraźliwy krzyk mężczyzny i głuchy warkot. Gdy stanął na równie nogi. To co zobaczył zapadło mu głęboko w pamięć. Mężczyzna leżał na ziemi walcząc z jakimś zwierzęciem, które tylnimi łapami rozdrapywało mu skórę na rękach i brzuchu a przednie przytrzymywały mu głowę. Zęby zatopiły w szyi, dusząc delikwenta nadal warcząc. Malfoy bezwiednie odwrócił się do tyłu, ale w ułamku sekundy dostrzegł że Pottera nie ma za nim a pelerynka niewidka nadal leżała na swoim miejscu. Spojrzał jeszcze raz na zwierze, które akurat w tym momencie skręcało kark mugolowi. Dało się usłyszeć głuche chrupnięcie kości a ciało mężczyzny zwiotczało. Zwierze obróciło się teraz w stronę szlachcica, dalej warcząc. Jego czarno zielone ślepia wpatrywały się w niego.
Mężczyzna nie ruszał się z miejsca. Stał zupełnie rozluźniony a na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.

‘No Potter. Ładna forma…’ przerwał słysząc trzask aportowania się. ‘Lepiej wróć do normalnej, bo goście idą’

Zanim zdążył dokończyć zwierze już przemieniło się w chłopaka, który leżał nieruchomo na ziemi nadal nie rozstając się z rzeczywistością. Lucjusz podwinął rękawy i usiadł na czystym skrawku sofy patrząc na chłopaka a w ręce obracając różdżkę.
Do domu weszło czterech ludzi. Wszyscy stanęli w progu salonu. Malfoy spojrzał na nich lekko zmęczonym wzrokiem.

‘Zakon cię odwiedził’ mruknął cicho, wręcz niesłyszalnie.

Czterech mężczyzn kolejno weszło do salonu, rozglądając się po pobojowisku. W milczeniu a raczej osłupieniu przeprowadzili oględziny.

‘Lepiej zajmijcie się Potter`em a nie salonem to z nim jest nie najlepiej’ w głosie blondyna wyraźna była nutka złości, ale szybko się opanował.

Remus przyklęknął przy chłopaku, powoli dotknął go.

‘Zabieramy go do Hogwartu’ powiedział cicho, lecz stanowczo.

Weasley przyjrzał się ciału wuja Vernona, jeszcze bardziej zszokowany niż uprzednio.

‘Pan Malfoy również z nami pójdzie’ dodał auror ‘Expelliarsmus’

Severus stał z boku przypatrując się wszystkiemu z boku a głównie Potter`owi, który pomimo takich obrażeń nadal nie stracił przytomności. Coś w głębi umysłu mówiło mu że ten rok nie będzie najłatwiejszym. Szczególnie dla Złotego Chłopaka. A i jego „przyjaciela” teraz też czekały niezłe tarapaty.

Ten post był edytowany przez Aggy: 24.06.2006 20:38
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 16.06.2006 16:38
Post #7 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Hmmm... nie jest to żadne tłumaczenie. Wszystko to zrodziło się w mojej głowie a wszelkie zdarzenia, postacie czy też sytuacje są przypadkowe.
A błędy się zdarzają składniowe stylistyczne i wszelkie inne... wiem i przyznaje się do błędu... postaram się pisać jaśniej i bardziej zrozumialej i walczyć w błędami...

IV rozdział

Komu wtedy zaufać
Sobie czy wrogowi?


Ciemna restauracja. O dość mrocznym charakterze. Ściany pomalowane w ciemnych kolorach, zazwyczaj zlewających się ze sobą. Jedna ze ścian była kamienna, tak jak podłoga, nie pokryta żadną farbą. Z sufitu leniwie zwisały lampy i pajęczyny. Sala była dość duża i mieściła sporo gości. A dziś był wyjątkowy ruch. Kelnerzy w ciemnych szatach uwijali się pomiędzy stolikami, uprzejmie pytając, co podać do jedzenia lub picia, odbierając rachunki i zanosząc potrawy. Przy barze również było tłoczno. Początkujący barman powoli nie nadążał z obsługiwaniem klientów. Odkąd tutaj pracował, nie było tu tak dużego ruchu. Dopiero, kiedy jego pomocnik przyszedł zwolna uporał się z nadmiarem zamówień.

‘Czemu dziś tak dużo gości? Zazwyczaj nie ma ich zbyt wielu’ zapytał cicho szykując koleją wódkę.

‘Rozejrzyj się Drew’ odpowiedział półgębkiem. ‘Przyjrzyj się im, wtedy zrozumiesz. A teraz wracaj do pracy’

Barman imieniem Drew oddalił się by zrealizować kolejne zamówienie, kiedy szykował drinka rzucił okiem na zgromadzonych. Na pierwszy rzut oka nie różnili się niczym zbytnio od gości, jacy zazwyczaj przychodzili. Jednak to było tylko pierwsze wrażenie, które go zmyliło. Drew wrócił do swoich obowiązków wzruszając lekko ramionami.
Półtorej godziny później zapotrzebowanie na drinki jakoś osłabło, wtedy wycierając szklanki mógł się już lepiej przyjrzeć ludziom w restauracji. Nadal twierdził, że są normalni. O ile można być normalnym przychodząc tutaj. Ale jego wrodzone przeczucie coś krzyczało, żeby jak najszybciej stąd uciekał. Wtedy dostrzegł, że powoli wszyscy na niego spoglądali z nieukrywaną złością, obrzydzeniem a nawet nienawiścią. Pięć minut później, jeden z gości podszedł do niego i zapytał z nieukrywaną złością.

‘Czego ty tutaj jeszcze robisz człowieku’ ostatnie słowo wręcz wypluł.

‘On już wychodzi…’ odparł ktoś za niego i szarpnął go.

Przybiegł po niego starszy barman i wściekły, że nadal tam tkwił, wytargał go za ubrania i zaprowadził do ich pomieszczenia. Gwizdnął do kogoś na sali i zamkną drzwi. Drew nadal nic nie rozumiejąc stał oszołomiony. W pomieszczeniu byli wszyscy, kelnerzy, kucharze, szatniarki, sprzątacze a nawet sam dyrektor. Już miał się zapytać, co to wszystko ma znaczyć, wtedy usłyszał głos jego szefa.

‘Co ty dam do licha ciężkiego jeszcze robiłeś Karington? Żona się z tobą rozwiodła?! Dziewczyna ci nie zrobiła dobrze?! Nie zaliczyłeś roku?!’

‘Ale… panie… ale… ja…’ wyjąkał oszołomiony, zupełnie nie wiedząc o co chodziło.

‘Przepraszam szefie’ wtrącił się szybko jego współpracownik. ‘Ale podejrzewam, że Drew… znaczy Karington… nie wiedział’ odparł spokojnie obejmując Drewa ramieniem.

‘Ale o… o czym? O czym nie wiedziałem?’ zapytał jeszcze bardziej zaskoczony.

‘Dzisiaj jest zebranie arystokracji’ odparł chłodno ochroniarz.

‘Przecież oni by nie przychodzili tutaj na Nokturn…’ zaprotestował, wyrywając się z objęcia. Ochroniarz zapalił papierosa i spojrzał na młodzieńca z niejaką podejrzliwością.

‘A czy wspomniałem, że to arystokracja…’ zaciągnął się dymem, który przytrzymał chwilę w płucach. ‘Demonów’

Skrzydło Szpitalne… Hogwart

Harry obrócił się na prawy bok, ale niemalże natychmiast zbudził go okropny ból na całym ciele. Zerwał się z łóżka, czego również pożałował chwilę później. Zasyczał obejmując obolałymi rękoma klatkę piersiową. Siedział tak przez chwilę starając się uspokoić i nie myśleć o tym przeszywającym bólu rozrywającym żebra i płuca. Po dłuższej chwili kiedy był wstanie zająć się czymś innym zrozumiał że jest w Hogwarcie i było dobre południe. Spojrzał po sąsiednich łóżkach, ale uprzytomnił sobie że trwają jeszcze wakacje i raczej nikogo nie spotka w skrzydle. Nagle usłyszał czyjeś kroki na korytarzu. Spojrzał na drzwi, nadal skulony obejmując klatkę piersiową. Ponownie przeszył go okropny ból. Syknął wściekły i zacisnął pięści z całej siły znowu starając się myśleć o czymś innym. Ale ból minął tak samo szybko jak równie szybko jak się pojawił. W tym samym momencie do skrzydła weszło kilka osób. Harry spojrzał w ich stronę. Okazało się że to dyrektor, madam Pomfrey, profesor McGonagall, Lupin, Kinshley i kilka innych osób, których nie znał oraz przerośnięty nietoperz. Zawarczał cicho. Jednak nie wiedział na kogo jest bardziej wściekły, czy na dyrektora czy na tego śmierciojada. Wszyscy podeszli do jego łóżka i okrążyli je. Chłopak poczuł w momencie jak na wystawie dla psów, ale szybko się z tym pożegnał uważając to za coś irracjonalnego.

‘Harry jak się czujesz?’ zapytał troskliwie dyrektor.

‘Dobrze dyrektorze’ skłamał

‘Czy wiesz, po co tutaj przyszliśmy?’

‘Nie dyrektorze’ tym razem powiedział prawdę.

‘Panie Potter wysłało nas tu Ministerstwo Magii w celu wyjaśnienia kilku spraw’ głos przejął jakiś mężczyzna o siwych włosach, choć nie wyglądał na starego.

‘Słucham…’

‘Otóż… dnia 19 sierpnia bieżącego roku, w godzinach wieczornych był u pana, panie Potter obywatel Malfoy, Lucjusz Malfoy. Czy potwierdza pan to?

‘Tak’ odpowiedział sucho, nie bardzo rozumiejąc o co chodzi.

‘Czy potwierdza pan to, iż znęcał się nad panem fizycznie panie Potter?’

‘Nie’ po kręgu przebiegł cichy szmer.

‘Czy potwierdza pan to, iż to właśnie pan Lucjusz Malfoy zamordował pańskiego mugolskiego wuja Vernona Dursleya?’

‘Nie’ odparł, nadal nie rozumiejąc co się stało.

‘Więc co robił u pana, panie Potter pan Malfoy?’

‘Przyszedł porozmawiać’

‘Więc nie wie pan kto zamordował pańskiego wuja?’

‘Nie wiem’ i zapadła cisza pełna skupienia. Wszyscy wpatrywali się w Harry`ego niczym zaklętego, nawet Severus spojrzał podejrzliwie na chłopaka.

Wszyscy byli zaskoczeni. McGonagall pobladła, Pomfrey usiadła na sąsiednim łóżku, urzędasy z ministerstwa cofnęły się o krok do tyłu patrząc na niego podejrzliwie, dyrektor stał nic nie mówiąc, Snape nie ukrywał zaciekawienia tym, co właśnie Złoty Chłopak jego pracodawcy powiedział a Lupin zachowując zimną krew, zapytał ponownie z powagą.

‘Harry? Czy na pewno nie wiesz kto to zrobił?’

‘Tak’

‘Na pewno?’

‘Ależ oczywiście!!!’ krzyknął zdenerwowany. ‘Czy wy do cholery jesteście głusi czy mam inaczej wam to przetłumaczyć!’

Na nowo zapadła cisza, tym razem pełna przerażenia. Przerwał ją jeden z urzędników ministerstwa, który do tej pory się nie odzywał.

‘Wnoszę o przesłuchanie pana Pottera przed specjalną komisją i potwierdzenia prawdziwości jego zeznań’
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 24.06.2006 20:41
Post #8 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Tak sądzę, że to ostatnia część przed wakacjami... i chyba tylko pozostanie wam pisanie posów wink2.gif... poprawiłam rozdział III za co dziękuje i to bardzo estiej turned.gif
Byc może znowu się pojawią jakieś błędy...
Miłego czytania życzę turned.gif i wakacji biggrin.gif


V rozdział

Gabinet dyrektora…

‘Severusie’ profesor wzdrygnął się minimalnie. Wiedział co taki ton głosu dyrektora mógł oznaczać. Nic dobrego. ‘Severusie, zajmij się wszystkimi aktami po tym przesłuchaniu. Zbyt wielu jego szpiegów w ministerstwie, aby zlekceważyć to’

‘Tak dyrektorze’ odparł sucho.

‘Minevro, wyślij sowę do ministerstwa że najwcześniej będziemy mogli być 26 sierpnia. Usprawiedliw to tym że obrażenia Harry`ego są ciężkie i pielęgniarka jeszcze nie zezwala na transport chłopaka a tym bardziej przesłuchanie pod Veritaserum’

‘Już się robi dyrektorze’ i wyszła z gabinetu.

‘Pomppy? Kto został z Harry`m?’

‘Lupin, panie profesorze’

‘Zajmij jego miejsce a jemu poleć by jak najszybciej udał się do Sfory’ kobieta skinęła nerwowo głową i wyszła. Teraz w pomieszczeniu pozostawał tylko Mistrz Eliksirów i Dumbledore.

‘Dlaczego Lupin ma iść?’ zapytał po chwili Severus.

‘Nie, Severusie. Masz dzisiaj zebranie o ile pamiętam. I wątpię byś był w stanie wrócić na czas. Nie chcę Cię niepotrzebnie narażać’

Severus spojrzał na dyrektora udając zdziwienie, ale naprawdę pałał żądzą mordu słysząc te słowa. Mruknął coś o leczniczych eliksirach i wyszedł wściekły niczym osa.

Skrzydło szpitalne…

Remus siedział przy stoliku przeglądając jakieś notatki, spoglądając od czasu do czasu na Harry`ego, który zasnął dopiero po silnych eliksirach. Trochę się zdenerwował. Trochę? Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, przewracając kartkę. Jeżeli to co zaprezentował przed urzędnikami było tylko małym stresem. To jakoś nie miał ochoty zobaczyć jak wygląda jego furia. On po prostu wskoczył na łóżko i zaczął się wydzierać na nich posądzając ich o zwątpienie w jego osobę. Remus dawno temu nie słyszał takiego wrzasku i krzyku, normalny człowiek zapewne zdążyłby wypluć swoje płuca. Następnie rzucił się na jednego uderzając go z całej siły i warcząc jak dziki. Remus wiedział co jest tego powodem. Dlatego dziękował wtedy wszystkim bogom, jacy tylko istnieli że Harry nie zamienił się wtedy w to, co mógł się zamienić. Zupełnie przypadkowo spojrzał na Severusa w tym momencie. On sam wyglądał jakby zaraz miał uciec i schować się przed wszystkim. Niewiele osób wiedziało o jego. Przypadłości. Która zamknęła drogę na wszelkie uczelnie i laboratoria Europy i świata, ale otworzyła też mniej wdzięczne zajęcia. Mężczyzna otrząsnął się z ponurych myśli i wrócił do notatek. Zorientował się że Harry na niego patrzy i to zdaje się od dłuższego czasu. Uśmiechnął się do niego ciepło i zapytał…

‘Jak się czujesz Harry?’

‘Dobrze’ odparł chłopak kładąc się na plecy patrząc na sufit.

‘Powinieneś jeszcze spać. Po tych eliksirach’ stwierdza mężczyzna ciepłym głosem.

‘No powinienem’ odpowiada krótko. Remusa coś zaniepokoiło i równocześnie zaciekawiło.

‘Harry… mogę o coś zapytać?’ odpowiedziała mu cisza. Spróbował powoli. ‘Harry co się z tobą stało. Nie byłeś taki przed…’

‘Śmiercią Syriusza’ do kończył za niego

‘Nie, Harry przed wakacjami! Nie byłeś taki…’

‘Cyniczny, oschły, zimny, niedelikatny, gburowaty, samolubny, nienawistny, wybuchowy, napastliwy, porywczy, chamski, butny, ironiczny, po prostu nie do wytrzymania. Cóż może upodabniam się do starego nietoperza’ Harry nadal nie odrywał wzroku od sufitu, za co Remus był wdzięczny.

Był oszołomiony. Nie wiedział jak bardzo chłopak się zmienił przez wakacje, albo zmieniał się stopniowo, tylko nikt tego nie widział. Bo i jak? Czy te ostatnie wydarzenia tak na niego wpłynęło. Takie pobicie mogło odcisnąć trwały ślad nie tylko na ciele i psychice. A z tego, co widział na raporcie było widać ślady pobicia nawet sprzed wielu tygodni od tego incydentu. Jeszcze raz spojrzał na chłopaka ze zdumieniem i wrócił w milczeniu do swoich notatek. Chwilę później do skrzydła weszła madam Pomfrey oświadczając że ma udać się na zlecenie dyrektora do Sfory. Remus pożegnał się z Harry`m, który kompletnie nie zareagował na niego i wyszedł. Czekało go teraz trudne zadanie. Ale nie tak trudne jak Harry`ego. Uśmiechnął się smutno mając cichą nadzieję że uda mu się przezwyciężyć wszelkie przeciwności. Tak jak robił to dotychczas.

Lochy… punkt widzenia Severusa…

Nie chce mnie niepotrzebnie narażać. Cholera!!! Ja co dzień życie narażałem i z pewnością nadal będę aż do śmierci lub do momentu kiedy nie będę w stanie utrzymać różdżki w ręku. Dopóki będę przebywał w lochu z bandą idiotów a w szczególności z Longbottonem na czele, którzy nawet nie wiedzą jak obsługiwać się kociołkiem. A teraz łaskawie mnie informuje że moje życie jest zbyt cenne. Trzeba było mi o tym przypomnieć nim wróciłem do tego bydlęcia. A nie teraz! Przynajmniej już bym nie musiał oglądać tego nadętego Pottera. Ominęłoby mnie tyle ciekawych zaklęć, jakże interesujących i obfitujących w skutkach. Chociaż cierpienie uszlachetnia. Jak powiadali ci z najmądrzejszych mędrców. Ciekawie co by powiedzieli sami czując ten ból? Jak powoli rozrywa każdą część ciała, niszczy… unicestwia każdy neuron i receptor. Jestem naprawdę ciekaw. Choć z pewnością kilka osób by wytrzymało ból. Nie krzyknęłoby tak jak ja, albo by nie padło na kolana. Ale takich jest naprawdę niewielu i jeszcze mniej w nich rasy ludzkiej. Pomimo, iż sam nie jestem człowiekiem, na razie doszedłem tylko do etapu nie krzyczenia. Dalej jakoś nie mam ochoty próbować wejść na wyższy poziom, „godnego znoszenia bólu”.
Co to zaś za listy? – otwiera jeden z nich i czyta. Oczy szybko przebiegają po linijkach tekstu a zdumienie powoli odbija się na twarzy adresata. Kiedy kończy czytać lekturę postanawia się napić coś mocniejszego. Nie mógł w to uwierzyć, co właśnie przeczytał.

Drogi Severusie…

Wiem, że dość trudno będzie ci w to uwierzyć, co będzie tutaj napisane, ale MUSISZ przeczytać ten list do końca. Błagam! Nie spalaj go przed zakończeniem jak to bywa w twoim zwyczaju… Chciałabym się z Tobą spotkać Sev… ale najwcześniej będę mogła dopiero za jakieś dwa miesiące. Wtedy wrócę do kraju. Tam gdzie zawsze. Napiszę ci jeszcze dokładnie, kiedy. Powinien dość w miarę szybko i sprawnie o ile Poczta zaś nie nawala jak lata temu.
Nie mogę i nie jestem Ci w stanie wyjaśnić wszystkiego w liście. Powiem ci tylko tyle że wszystko co pisali było absolutną i wierutną bzdurą. Spowodowało to wszystkie nieszczęścia… zarówno twoje jak i moje…
Ze mną wszystko w jak najlepszym porządku. Dlatego przyrzeknij, że nie będziesz mnie szukał, pisał ani nikomu rozpowiadał o tym liście. Proszę Cię Sev. Wytrzymaj. JA tyle wytrzymałam bez ciebie… bez twojej osoby… proszę.

Twa kochająca gwiazda…

PS
Spal ten list… Na pewno go zapamiętałeś już.


Koniec punktu widzenia Severusa…
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
koala
post 27.06.2006 12:55
Post #9 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 83
Dołączył: 23.05.2006
Skąd: z Centrum Dowodzenia Wszechświatem =3

Płeć: Kobieta



Ff świetny, nicodzienny, innowacyjny, jednakże nie podoba mi się
końcówka ostatniego parta. Rozdział pomimo literówk jest fajny,
ale po tym "liście" mam w ustach niesmak jak po zjedzeniu całej
paczki cukierków.

Poza tym "kochające gwiazdy" jakoś nie pasują mi do mrocznego
i wrednego Seva! Nie, nie! W żadnym wypadku.

Pozdrawiam i zostawiam czekolada.gif na wenę.


--------------------
Nie wiem jaka broń zostanie użyta w trzeciej wojnie światowej,
ale czwarta będzie na maczugi. [Albert Einstein]user posted image

***
logiczna konsekwencja katolickiej ideologii
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Wanda
post 18.08.2006 16:24
Post #10 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 29.12.2005




Cóż, ja nie zagłosuję.
Opowiadanie mi się nie podoba, ale są różne gusta i guściki, czyż nie? Zaciekawił mnie wątek z demonami i Lucjuszem, chyba dlatego przeczytałam całość.
Kompletnie nieudana postać Pottera i Snape'a. Potter nigdy, nigdy nie będzie miał CIS-u. Severus zupełnie nie taki jak trzeba - i ten list od ukochanej na końcu - oh, pliz! Litości! Zniesmaczona jestem.
Lupin jest Lupinowski. Lupinowaty. Ale o takiego Lupina nie trudno - dla mnie jest to postać prosta i szara, trudniej jest już pisać o Glizdogonie.
Dyrektor. Jakiś taki... bezbarwny. Sama nie wiem. Gdzie cytrynowe dropsy? Wesołe iskierki w oczach? Gdzie badawcze spojrzenia? No nie wiem, co z tego będzie.
Niektórym się podoba, więc nie będę oddawała głosu - może się poprawi.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 18.08.2006 23:12
Post #11 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



No cóż... zgadzam się z Wandą, że postacie są dość bezbarwne. Ogólnie jest sporo błędów różnego rodzaju, ale za dość oryginalną fabułę duży +.
Radzę po napisaniu kolejnego fika, a przed wklejeniem go na forum, przeczytać całość jeszcze raz i poprawić błędy. To naprawdę pomaga. Pozdrawiam i czekam na kolejne posty.


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 27.08.2006 19:00
Post #12 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Po wakacyjnej przerwie... bez weny... cudem dalej coś napisałam... miłego czytania i wyłapywania kolejnych błędów... =p... ach i dzięki za komentarze... podnoszą na duchu... turned.gif

VI rozdział

Dumbledore wszedł do jednego z pomieszczeń przeznaczonych dla gości. Jednak ono zmieniło swoją rolę. Stało się swego rodzaju aresztem. Dyrektor zamknął za sobą drzwi, jego badawcze spojrzenie od razu padło na mężczyznę siedzącego na oknie i wpatrującego się w nocne niebo.

‘Lucjuszu’ Dumbledore zaczął spokojnie, mężczyzna drgnął oderwany od swego zajęcia. Spojrzał na gościa bez żadnego wyrazu i nic nie odpowiadając znowu zwrócił się ku oknu. Dyrektor na nowo spróbował. ‘Lucjuszu. Taką postawą nie pomożesz sobie’

‘Nie jestem już pod pańską jurysdykcją. Jedynie te pieprzone obręcze mnie tutaj trzymają. A i tak już mi nic nie pomoże’ odparł chłodno ukazując srebrną obręcz na szyi, ale nadal nie spoglądał na dyrektora. Nie chciał patrzeć w jego błękitne oczy.

‘Wiem Lucjuszu’ dyrektor spodziewał się takiej odpowiedzi, ale nie w takim tonie. ‘Proszę tylko abyś wysłuchał mnie i jedynie odpowiedział na kilka pytań’

Zaległa cisza. Malfoy siedząc przez jakiś czas bez ruchu, obrócił się w stronę gościa, spojrzał na niego z wyższością, jednak nie spoglądał w oczy i nic nie odpowiadając znowu zwrócił się do okna.

‘Co jeżeli tego nie zrobię? Odbierze pan punkty Ślizgonom?’ Lucjusz uśmiechnął się drwiąco do okna, nadal bacznie oglądając niebo. Dumbledore nic nie odpowiedział. Wyciągnął tylko różdżkę i wyczarował sobie fotel.

‘Pozwolisz, że sobie usiądę Lucjuszu. Już nie taki młody jestem, a i kości nie te’

‘Proszę bardzo’

Dumbledore usiadł wygodnie w fotelu i nadal obserwując arystokratę rozpoczął na nowo podjęty już temat rozmowy, tyle że z innej strony.

‘Pan Potter jak już zapewne mniemasz nie jest człowiekiem Lucjuszu. Stał się jednym z was’ zrobił krótką pauzę czekając na jakąś reakcję, ale ta nie nastąpiła. Blondyn nadal siedział nieruchomo. Dyrektor złączył dłonie i zaczął nieco wolniej mówić a głos stał się o wiele poważniejszy. ‘Jednakże mamy mały problem z tym związany. Trudno nam ustalić kim dokładnie teraz jest pan Potter. Gdyż stał się bardzo… za bardzo skryty i zamknięty w sobie. Chciałbym wiedzieć czy nie wiesz przypadkiem, kim może być pan Potter’ dyrektor ponownie zrobił pauzę nadal bacznie obserwując mężczyznę. ‘Bardzo nam na tym zależy Lucjuszu’ dodał po chwili.

‘Już się domyśliliście, że nie jest człowiekiem?’ zapytał sprawiając wrażenie oszołomionego tą wieścią, ale zaraz potem jego głos zmienił ton na złośliwą ironię. ‘Szybko. W porównaniu do mojej rodziny’ Lucjusz po raz kolejny obrócił się do dyrektora, jego twarz była pełna opanowania a głos dystyngowany przywdzianą złośliwą uprzejmością. ‘Chyba jednak nie jest aż tak skryty, jak pan to ujął dyrektorze. Sądzę iż szybko uda się panu rozwiązać ten problem. Ja niestety nie jestem wstanie wam pomóc, choć bardzo bym chciał. W końcu to Ten Który Przeżył atak Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać’ po czym wrócił do poprzedniego zajęcia.

Oboje siedzieli w milczeniu, przez dłuższy czas. Arystokrata nadal spoglądał w okno, a dyrektor na arystokratę, cierpliwie czekając na jakąś reakcję rozmówcy. Minęło sporo czasu zanim Lucjusz ponownie obrócił się do dyrektora najwyraźniej nie mogąc znieść jego spojrzenia na sobie. Na jego twarzy pojawiła się złość a oczy zamieniły się w dwa srebrne sztylety. Zaczął cicho i spokojnie.

‘Chce pan wiedzieć Dumbledore, kim się stał pański Złoty Chłopak?’

‘Tak Lucjuszu’ dyrektor odparł czekając w spokoju na dalszy przebieg wydarzeń.

‘Żeby mu tylko pomóc?’ Lucjusz zapytał ponownie

‘Tak, chce mu pomóc’

‘I chce pan mnie prosić o pomoc?’ kolejny pytanie.

‘Tak, proszę ciebie o pomoc’ Malfoy roześmiał się po tej odpowiedzi. Jego śmiech skończył się równie niespodziewanie jak się zaczął, po czym odpowiedział.

‘Mnie rasistę, Śmierciożercę, największą szuje jaką mogła nosić matka Ziemia, przedstawiciela jednego z największych rodów arystokratycznych?’ zamilkł nagle, poczym zaczął mówić co raz głośniej. ‘Mnie Lucjusza Vespesiana Malfoya? Mnie pan prosi o pomoc? Ja mam pomóc pańskiemu Złotemu Chłopcu? Którego pragnie i Czarny Pan… i żeby tylko on. Po co?’ zapadła cisza. Dyrektor nadal bacznie przyglądał się Lucjuszowi nic nie mówiąc w dalszym ciągu czekając na rozwój sytuacji. Malfoy uśmiechną drwiąco. ’Po co? By uchronić go przed tą przeklętą obrożą?’ jego głos nieco złagodniał, lecz nie na długo. ‘Nie, Dumbledore!!!’ krzyknął. ‘Niech gówniarz poczuje się jak spętany, zamknięty w czterech ścianach! Niech poczuje jak tłamsi się instynkty!’ mężczyzna był wściekły a głos również ociekał gniewem. ‘Może wtedy nauczy go to wtedy więcej szacunku. Bo jak na razie jemu go brakuje’

‘Lucjuszu…’ zaczął dyrektor, ale mu przerwano krzykiem.

‘Nie dyrekotrze… jakoś nigdy pan nie protestował. Nie protestował pan kiedy mi i innym zakładali obroże, abyśmy stali się mniej groźni dla otoczenia. Pan nie musiał iść na pogrzeb osób, które były sobie wstanie odrąbać łeb, aby już nie czuć tego na karku. Nie widział pan wyrazu twarzy własnego syna, który czuje się jak zwierze w mugolskim parku z dzikimi zwierzętami. Nie stawał pan w obronie mojego syna, wiedząc że nawet nie będąc jeszcze po pierwszej przemianie musiał nosić to paskudztwo. I niby na jakiej podstawie ja teraz mam pomagać Potterowi?…’ Lucjusz nie był wstanie dalej mówić.

Obręcz zaczynała działać, mężczyzna spadł z okna czując destrukcyjną obręczy moc, która porażała ciało. Dyrektor natychmiast zerwał się z fotela chcąc pomóc mężczyźnie, ale on tylko warknął wściekle odtrącając pomoc. Przez jakiś czas leżał nieruchomo dysząc ciężko starając się uczepić jakiejś pozytywnej myśli i wypełnić nią cały umysł, aby nie oszaleć. Powoli odnalazł jedno dobre wspomnienie, zaczął nad nim rozmyślać. Jednakże pozytywna energia z nim związana rozchodziła się powoli i niestety Lucjusz musiał jeszcze wytrzymać tą torturę i upokorzenie leżąc bezbronny pod nogami obrońcy mugoli. On Lucjusz Malfoy. Leżąc jeszcze przez jakiś czas próbował przełknąć rozgoryczenie i poniżenie. W końcu zacisnął zęby i powoli wstał. Dumbledore wyciągnął doń pomocną dłoń, chcą pomóc mu wstać, ale arystokrata próbując ratować resztki honoru wstał sam i na nowo usiadł na oknie. Dyrektor zaczął przyglądać się mu jeszcze uważniej, ale nie pytał się czy może mu jakoś pomóc. Widział w jego oczach urażoną dusze i honor. Uznał że lepiej nie poruszać kwestii dalszej pomocy. Po dłuższej chwili bacznej obserwacji ponownie spróbował poprosić o pomoc.

‘Lucjuszu… proszę tylko abyś nam powiedział, kim jest Harry’ blondyn spojrzał na dyrektora spode łba i cicho odparł.

‘Dowie się tego. O ile wcześniej na kogoś się nie rzuci i go zabije. Wtedy od razu stawiają pod murem i przystawiają pistolet do karku’ na twarzy mężczyzny pojawił się diabelski uśmiech.

Dyrektor stał jeszcze przez chwilę. Zrezygnował z dalszych prób przekonania Lucjusza do współpracy tej nocy. A po tym upokorzeniu jakie przeżył stało się to wręcz niemożliwe. Dumbledore wyszedł z pokoju pożegnawszy się i ruszył przez ciemne korytarze do swojego gabinetu, naprawdę zmartwiony tym co powiedział mu arystokrata w przypływie gniewu. Czyżby rzeczywiście zapomniał o tych wszystkich nie-ludziach, jacy uczęszczali do szkoły za jego kadencji. Przecież pomagał im. Wielokrotnie bronił, kiedy coś zrobili, nawet wtedy kiedy ukończyli szkołę. Ale nic nie mógł zaradzić na obręcze. Obręcze to jeden z fundamentów nienawiści nie-ludzi do czarodziejów. Nadal nie mógł pojąć na jakiej podstawie obdarzali nimi wszystkich nie-ludzi, których udało im się wykryć. Wiele on nich słyszał i tak naprawdę do tej pory nie wiedział ile z tego jest prawdą. Z tego wszystkiego najpewniejsze było to iż obroże wykonywano odrębnie na każdy rodzaj nie-ludzi. Nikt też nie był wstanie ująć słowami, jakie to uczucie jest. Wszyscy porównywali to do dzikiego zwierzęcia, które zostało okaleczone i nie dane mu było powrócić na łono natury aby tylko je udomowić. Dumbledore postanowił przemierzyć jeszcze kilkanaście korytarzy by móc w spokoju pomyśleć. Tyle spraw się ostatnimi czasy zaczęło się rozpadać. Wiele rzeczy zdążyło się diametralnie pozmieniać i tym samym popsuć dalsze plany i zamiary. A tyle planów i zamiarów jeszcze przed nim, które również mogą się pozmieniać. Nie chciał tego. Ale coś w głębi jego umysłu cichutko mu szeptało, że i tak nic nie zaradzi temu wszystkiego. Choćby starał się jak tylko mógł. Nie stał się panem Losu. To Fortuna robi pierwszy ruch, a wszyscy pozostali musza się dostosować tak, aby nie zginąć. Gra w te klocki wymagała naprawdę wielkiej elastyczności i nigdy nic nie można było zakładać z góry, przynajmniej na tak długą metę jaką on zakładał. Dumbledore jeszcze wiele godzin chodził po korytarzach rozmyślając nad tym czy naprawdę popełnił aż tyle błędów chcąc tylko uchronić wszystkich. Czyżby robił to zupełnie niepotrzebnie? Czy wystarczyło dać wszystkim wolną rękę, a nie za nich wybierać? Czy trzeba było zostawić wiele rzeczy swojemu biegowi? Czy na próżno zmieniał wszystko tak aby wszystkim żyło się o wiele lepiej? Wiele podobnych pytań pojawiało się w jego głowie i nie mógł na nie odpowiedzieć. Nie mógł. Nie wiedział, co mogło się stać, gdyby nie próbował temu wszystkiemu zapobiec.

‘Co raz więcej pytań bez odpowiedzi. Co raz więcej… zbyt wiele ich’ dyrektor poczuł przykrą pustkę, która wypełniła jego serce. ‘Starość się zbliża mój drogi Albusie’ mruknął do siebie spoglądając w witraż przedstawiający jesienny pejzaż. W końcu postanowił udać się na spoczynek po tak ciężkim i zadziwiającym dniu.

Tymczasem….

Drzwi do skrzydła szpitalnego uchyliły się lekko i ponownie zamknęły. Zapadła kompletna cisza. Nie było nawet jedynego pacjenta. Harry`ego. Który postanowił się wybrać na nocną przechadzkę po szkole. Bez pelerynki, której nawet nie miał. Szedł powoli korytarzami nie zważając na to gdzie idzie. Po prostu przed siebie i tam gdzie coś go zaciekawiło lub coś zwróciło jego uwagę. Noc odkrywała przed nim nowe możliwości, odsłaniała wiele korytarzy, na które wcześniej normalnie nie miałby wstępu bo były zamykane, a nie dostrzegał ich po pelerynką. Teraz stały otworem tak samo jak wiele innych rzeczy. Wszystko stało się o wiele jaśniejsze i wyraźniejsze. Czuł swoją moc, wiedział że jest wielka. Po dwóch godzinach nocnego spaceru szkolnymi korytarzami i zgłębianiu ich tajemnic wzdłuż i wszerz Harry stanął przed bordowymi drzwiami. Nie wiedział skąd się tutaj wzięły, zazwyczaj była tutaj pusta ściana. Pokój Życzeń to nie był gdyż nie było to te piętro. A może i było tylko nie zorientował się, kiedy tutaj zaszedł. Rozejrzał się, ale nie widział figur stworzeń strzegących wejścia. Wzruszył ramionami i nie zastanawiając się długo nacisnął na klamkę i powoli otworzył drzwi, przeszedł przez próg. Pomieszczenie wyglądało jak zwyczajny pokój z sypialnią. Wszedł głębiej nadal rozglądając się zupełnie nieświadomy tego że nie jest sam. Musiał zbadać otoczenie. Pokój był w kolorach ciemno bordowych i szarych. Pod ścianami ciągły się półki z książkami na środku stał stolik a wokół niego trzy fotele. Po lewej stronie stało wielkie łóżko a po prawej biurko, wysiał tam też jeden obraz, który aktualnie był pusty i co dziwniejsze nie było w pokoju kominka. Na przeciwnej ścianie był szereg okien. Na jednym z nich ktoś siedział. Ktoś kto wpatrywał się w zupełnie niespodziewanego gościa. Harry również go spostrzegł. Skłonił lekko głową mówiąc.

‘Dobry wieczór panie Malfoy’

Lucjusz przymrużył oczy obserwując bacznie Pottera. Zszedł z okna i ruchem ręki wskazał na fotele. Harry obrócił się by zamknąć drzwi i usiadł na jednym z bordowych foteli. Naprzeciw niego usiadł mężczyzna nadal nie spuszczając go z oczu.

‘Czyżbyś nauczył się manier Potter?’ odparł chłodno ukrywając zdziwienie, co udało się doskonale.

‘Możliwe’ odparł cicho po dłuższej chwili.

‘Ale jednak nie do końca’ skomentował szybko. ‘Nie przypominam sobie abym cię zapraszał tym bardziej o tej porze nocy. Wręcz już poranka’

‘Tak, wiem proszę pana i przepraszam’ odpowiedział z pełną pokorą w głosie. Lucjusza zastanowiło to czy aby nie udawał swej uległości.

‘Po co tutaj przyszedłeś Potter? Porozmawiać? To chyba raczej nie z odpowiednią osobą. A może się zgubiłeś?’

‘Przecież pan chciał ze mną wtedy rozmawiać tej… niefortunnej nocy. Więc przyszedłem, aby dokończyć tą rozmowę’ odparł spokojnie nie zwracając uwagi na aluzje arystokraty.

‘Kłamiesz Potter. Stary Trzmiel cię tutaj przysłał’ wysyczał wściekły, że dyrektor nadal próbuje go przekonać do współpracy. ‘Myślisz że uwierzę w twoją nagłą przemianę w grzeczne dziecko?’

‘Stary Trzmiel i fanatyk… nie, nie on kazał mi przyjść. A nawet gdyby kazał i tak bym tego nie zrobił. Przyszedłem tutaj sam od siebie dla siebie, rozumie pan, panie Malfoy?’ teraz Harry wysyczał mu prosto w twarz nie ukrywając swej złości i nienawiści.

‘Cóż się stało?’ zaśmiał się rozmówca w dalszym ciągu nie przekonany do końca w szczere intencje Pottera. ‘Złoty Chłopak się buntuje przeciwko swojemu panu?. Co raz bardziej mnie zaskakujesz Potter’

‘On nie jest moim panem. Nie jestem niczyją własnością. Nawet Czarnego Pana’ chłopak nadal nie zmieniał tonu wypowiedzi.

‘Więc po co tutaj przyszedłeś? Czego szukasz „dla siebie” jak zgrabnie to ująłeś’ zmienił temat wiedząc już że chłopak nie mógł udawać. Nie da się wyćwiczyć gorzkiej nienawiści w głosie. Nawet Severus Snape. Mistrz Eliksirów i Obłudy, musi porządnie nienawidzić by mówić takim tonem głosu.

‘Przecież to pan, panie Malfoy chciał ze mną rozmawiać’ odparł spokojnie Harry widząc odrobinę zaufania w zachowaniu mężczyzny.

‘Szczerze?’ zamyślił się przez chwilę. ‘Ta rzekoma „rozmowa” to miał być tylko pretekst’ uśmiechnął się lekko.

‘Pretekst? Do czego?’

‘Potter nie udawał większego idioty niż nim jesteś’ odparł znudzony. ‘Powinieneś doskonale wiedzieć, dlaczego przyszedłem do ciebie’ zapadła chwila ciszy.

Lucjusz obserwował chłopaka, przez chwilę czekając na jakąkolwiek reakcję. Niestety zawiódł się. Potter po prostu sobie siedział czekając na ciąg dalszy jego opowieści. Westchnął ciężko i zaczął mówić.

‘Po mym małym zniknięciu z więzienia, postanowiłem się zrekompensować i dać Czarnemu Panu to czego tak bardzo chce i jakoś nigdy nie może tego otrzymać’ Lucjusz oparł się wygodnie w fotelu i ciągnął opowiastkę. ‘Pociągnąłem za odpowiednie sznurki i co nie co się dowiedziałem. Później to była kwestia czasu. A wszystko dzięki twojej zasłudze, Potter. Sam wędrowałeś po praktycznie całej okolicy, nie trudno wyłowić cię z tłumu, tym bardziej dla kogoś takiego jak ja’ na twarzy Lucjusza pojawił się lekki uśmiech wyższości. ‘Wystarczyło cię przez jeden dzień śledzić by trafić w odpowiednie miejsce’

‘Więc dlaczego nie zaprowadził mnie pan od razu do Czarnego Pana?’ zapytał nie rozumiejąc wszystkiego.

‘Z kilku powodów’ rzekł powoli. ‘Po pierwsze, do Czarnego Pana nie można dostać się bez jego… zaproszenia. Więc i tak bym musiał cię gdzieś przetrzymać. Po drugie ten twój mugol niespodziewanie złożył nam drobną „wizytę”. Po trzecie twoi znajomi z Zakonu również wpadli zupełnie niezapowiedzianie. No i po czwarte możliwe, że najważniejsze… nie jesteś człowiekiem’ na nowo zapadła cisza, przerwana dopiero przez Harry`ego.

‘Wiem, że nie jestem człowiekiem’ na jego twarzy pojawiła się kpina i ironia zupełnie tak jak w głosie. ‘Normalni ludzie nie zachowują się tak jak ja. Więc albo oni są nienormalni albo ja… a na epidemie dziwności to nie ma, na co liczyć. Więc to ja nie jestem w porządku’

‘Po części masz racje Potter’

‘To znaczy?’

‘Wiesz Potter CZYM chociaż jesteś, jeśli nie jesteś człowiekiem?’

‘Czymś, co zachowuje się jak zwierze…’

‘Nie jesteś zwierzęciem Potter!’ krzyknął wściekły Malfoy słysząc tą uwagę. ‘Nie daj sobie tego wmówić, bo się nim rzeczywiście staniesz’ warknął słysząc tą ignorancję. ‘Jesteś czymś o wiele bardziej potężnym i silniejszym. Należymy do tego samego gatunku, ale innego rodzaju. Oboje jesteśmy nie-ludźmi. Tyle, że ja i moi przodkowie byli potocznie mówiąc Myśliwymi. Jedni z najsilniejszych demonów, jakie nosiła Matka Ziemia. Natomiast ty Potter jesteś, kimś bardzo rzadkim szczególnie w dzisiejszych czasach. Jesteś Wilkiem… nie, nie wilkołakiem’ wytłumaczył widząc zdziwienie Harry`ego. ‘Wilk to nie ty samo, co wilkołak. Tym bardziej, że jesteś Czarnym Wilkiem’
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 27.08.2006 22:11
Post #13 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



Coraz lepiej... wciągnęło mnie! smile.gif Błędów ortograficznych nie zauważyłam, interpunkcyjnych było sporo, gdzieniegdzie brakowało ogonków przy 'ą' i 'ę'...
Tekst przyjemnie się czyta - przyznam szczerze i bez bicia, że stworzyłaś całkiem przyjemny klimacik... Czarny Wilk... lubię takie ficki.
Pozdrowionka i czekolada.gif dla Ciebie.


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 27.08.2006 23:21
Post #14 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Błędów w tym ficku co niemiara, język, ogólnie mówiąc, średni, akcja dosyć powolna i mało prawdopodobna... i tylko fabuła zaciekawiła mnie na tyle, żebym przeczytał to do końca. Aggy - NAPRAWDĘ powinnaś znaleźć tzw. "betę", czyli kogoś, kto sprawdzi twój tekst przed wklejeniem go na forum i wskaże ci błędy (względnie je poprawi). Bo fabuła fabułą, ale wybacz - opakowanie bywa tak samo ważne jak produkt. A czasem nawet ważniejsze.
QUOTE
Kompletnie nieudana postać Pottera i Snape'a. Potter nigdy, nigdy nie będzie miał CIS-u.

Wando - co to jest CIS?


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 27.08.2006 23:50
Post #15 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



Pozwól, że odpowiem:
CIS - cynizm, ironia, sarkazm wink2.gif


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 09.09.2006 15:42
Post #16 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Ogłoszenie....

Postanowione.... żeby nie zbierać więcej pouczeń niż aprobaty tego co robię.... pójdę za pomysłem kolegów, koleżanek.... ukłon w ich stronę.... poszukuje bety...
hmmmm... więc dopóki będe jej poszukiwać.... kolejne części.... możliwe.... choć to wysoce prawdopodobne.... nie będą się ukazywać....
Jeżeli ktoś by był chętny do pomocy... proszę o PW

Z góry dziękuje...

Miłego^^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 10.10.2006 20:25
Post #17 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Po długiej nie obecności... i fasku w poszukiwaniach bety... (mur) wklejam następną część... i niech ktoś się zlituje i powie coś pocieszającego... pozdrawiam

VII rozdział

‘Czarnym Wilkiem?’ zapytał lekko oszołomiony chłopak, zastanawiając się czy ma przypadkiem omamów słuchowych.

Wiedział, że ostatnio dziwnie się zachowywał. Ale żeby była to wina tego, że stał się tym czymś? Było to dość irracjonalne stwierdzenie. Sądził, że to wina jego nowego uzależnienia. W głowie Harry`ego zapanował istny mętlik. W tym czasie arystokrata zaczął mówić nie zwracając uwagi na lekkie zdezorientowanie chłopaka.

‘Czarne Wilki. Najsilniejsi nie-ludzie’ rozpoczął leniwie. ‘I najrzadsi. Jest was trzech w samej Wielkiej Brytanii Potter, a przynajmniej tyle powinno być. Swoje apogeum istnienia przeżywaliście w późnym średniowieczu. Jednak nawet wtedy nie było was zbyt wielu’ przerwał na chwile spoglądając z zaciekawieniem na chłopaka, ale natychmiast powrócił do swej opowieści. ‘Powstaliście z inicjatywy człowieka. Jak większość nie-ludzi. Ten człowiek chciał stworzyć dla siebie ochroniarzy, którzy mogliby go strzec i zarówno eliminować potencjalnych wrogów. Niestety. Jak większość zamroczonych swoją osobą czarodziejów popełniła wiele błędów. On popełnił tylko jeden z tych wielu, ale za to największy’ Lucjusz ponownie zatrzymał się na chwilę spoglądając Potterowi prosto w oczy. ‘Dał Czarnym Wilkom wolną wolę, dużą inteligencję, bystrość i zdolność samodzielnego myślenia. A mianowicie do swoich eksperymentów wykorzystał człowieka’ nachylił się w kierunku chłopaka a jego glos stał się chłodny, wręcz lodowaty. ‘Dlatego Potter wraz z innymi nie-ludźmi jesteśmy tak niebezpieczni’ zapadła cisza, nie było nic słychać oprócz cichych oddechów Lucjusza i Harry`ego oraz odległych odgłosów Zakazanego Lasu. ‘Ale wracając do tej historii…’ na nowo Malfoy rozpoczął historię zmieniając ton głosu w trochę beztroski i wracając do poprzedniej pozy. ‘Czarne Wilki będąc, co raz gorzej traktowane, w końcu doszły do banalnego wniosku, że ich stwórca sam sobie zagraża’ jego głos stał się tak obojętny jakby opowiadał o nudnym artykule z Proroka Codziennego. ‘Zabiły go w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. A w kilka tygodni po tym zajściu czarodzieje postanowili „wytępić tę anomalię” jak ujął to zgrabnie ówczesny dowódca aurorów. Więc wtedy zaczęła się prawdziwa rzeź…’

‘Dlaczego? ’ zapytał, przerywając wypowiedź Malfoya nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał na temat anomalii.

‘Potter kiedy ty się nauczysz?’ odparł udając znużonego ciągłym powtarzaniem. ‘Człowiek boi się tylko tego, co jest do niego podobne lub może go zabić. Najczęściej te dwie rzeczy są połączone’ mówił to zupełnie beznamiętnie, ale Harry wyczuł w jego głosie lekkie nutki zdenerwowania. ‘Jako że nie-ludzie pasowali do tego opisu wyśmienicie, by nie powiedzieć idealnie… postanowili się pozbyć konkurencji’

Harry słuchał słów arystokraty niedowierzając swoim uszom. W jego umyśle ciągle panował chaos a teraz doprawiano go o to jedno zdanie, jedno jedyne zdanie „wytępić tę anomalię”. Czuł się jakby zupełnie nie na miejscu, że to nie jego świat i nie jego rzeczywistość. Uświadamiając to sobie poczuł ukłucie nagłej złości. „Przecież moi rodzice uczyli się tutaj i żyli w tym świecie”. A on nagle stał się nie-pasujący do tej układanki.

Lucjusz przerwał dostrzegając, że Potter przestał go słuchać. Spoglądał na niego z lekkim poirytowaniem. W końcu nie wytrzymał.

‘Potter. Ja nie mam zwyczaju powtarzania się za każdym razem, kiedy to TY postanowisz się odłączyć od rzeczywistości’

‘Jak wyglądają Czarne Wilki?’ zapytał po chwili kompletnie ignorując wcześniejszą uwagę mężczyzny i opanowując wszystkie emocje.

Lucjusz siedział przez chwilę nieruchomo. W jego głowie zaświtała dziwna myśl, że Potter nie zachowuje się normalnie a przynajmniej tak jak powinien. Z doświadczenia wie, że „normalni ludzie” którzy nagle dowiadują się iż przez „wypadek” stali się nie-ludźmi reagują dość chaotycznie na tą wieść i często popadają w głęboką depresje zakończoną samobójstwem albo stają bardzo agresywni. Natomiast aktualny stan Pottera nie można było zaliczyć do żadnego z powyższych przypadków. Zachowywał się tak jakby nie był w tym świecie. Wędrował gdzieś poza granice tej rzeczywistości, a tutaj pozostawił tylko ciało. Będąc zupełnie obojętnym na informacje, jakby słuchał dziesiąty raz tej samej nudnej historii o miłości. W końcu postanowił odpowiedzieć na zadane wcześniej pytanie, pozostawiając swoje wątpliwości na późniejsze rozważania. W ciszy, spokoju i z filiżanką herbaty.

‘Czarne Wilki posiadają tylko dwie formy. Ludzką i zwierzęcą. Czarodziej, który was stworzył nie był Mistrzem Transmutacji, więc poprzestał tylko na tym etapie…’

‘Zwierzęcą?’ Harry ponownie przerwał wypowiedź arystokraty, ten w odpowiedzi zmierzył go chłodnym wzrokiem, przymknął na chwilę oczy i wziął głęboki wdech uspokajając się.

‘Tak… Potter. Zwierzęcą. Znaczy to tyle, iż pod wpływem pewnych czynników zamieniacie się w zwierzę’ Lucjusz wyprzedzając kolejne pytanie chłopaka, kontynuował odpowiedź. ‘Zmieniacie się w dość sporych rozmiarów wilki. Mniej więcej rozmiarów dorosłego kuca. Wilka o ogromnej sile i wytrzymałości’

Chłopak siedział jak urzeczony i słuchał słów Malfoya. To robiła jedna połowa niego. Natomiast druga nadal przetrawiała wcześniejsze słowa, które tak wybiły go z równowagi. Spojrzał kątem oka za okno. Okazało się, że jest już dość wczesny poranek a za niedługo madame Pomfrey wstanie i poda mu leki. Jeżeli odkryłaby jego nieobecność, jego sytuacja mogłaby się znacznie pogorszyć. Nie uprzedzając o swoich zamiarach wstał, mruknął coś o Skrzydle Szpitalnym i wyszedł. Wyszedł zostawiając arystokratę, który starał się jakoś uspokoić. Niestety nie podziałało, ucierpiał na tym stolik i szklanka wisky. Mężczyzna powrócił do swego wcześniejszego zajęcia. Zupełnie zapominając o dylemacie, jaki pozostawił na później. Usiadł wygodnie na parapecie i znowu stał się obserwatorem.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 12.10.2006 17:13
Post #18 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



No! Wreszcie! Ja się już nie mogłam doczekać! Chciałam Ci nawet zaproponować moją skromną osobę jako betę, ale po pierwsze moje wiadomości się zaparły przeciwko mnie i nie chciały wysłać, a po drugie - nie mam specjalnego doświadczenia z betowania tekstów (mogłabym Ci ewentualnie pokazać parę dyplomów z różnych konkursów ortograficznych i interpunkcyjnych biggrin.gif)...
W każdym razie - wracając do tematu - tekst świetny. Bardzo przypadają mi do gustu wszelkie ff-y z nieludzkimi formami Pottera, a ten mimo że nie jest idealny, to jednak wciąga. I za to duży plus. Poza tym postać Lucjusza Malfoy'a coraz bardziej mnie intryguje... i cóż jeszcze?
Czekam na następne części i weny życzę.

Ten post był edytowany przez Ailith: 12.10.2006 17:17


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 18.10.2006 20:56
Post #19 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



No i światło dzienne ujrzała kolejna część opowiadania a to wszystko dzięki Ailith... to w jej kierunku wielki ukłon...
I co sądzicie o tym wszystkim? ^^


VIII rozdział

Mimo iż rok szkolny jeszcze się nie zaczął, jeden z uczniów już przesiadywał w bibliotece. Madame Pince nie przeszkadzał zbytnio ten fakt, kiedy przeprowadzała spis książek, jakie tam posiadała. Był to nowy wymóg ministerstwa oraz jego „widzimisie” - jak to ujęła w momencie, w którym dowiedziała się o tym rozporządzeniu. Tak więc jeden z uczniów pomagał jej od czasu do czasu. Przenosił ciężkie tomy starych ksiąg, na których nie można było użyć magii, a przydatna była jedynie siła mięśni. Pomimo tej pomocy uczeń nadal miał sporo czasu, aby zająć się tym, po co tutaj przyszedł. Godzinami wertował najróżniejsze księgi: z historii magii, historii transmutacji, zaklęć i czarnej magii. Jednak z każdą kolejną i następną przewróconą kartą zaczynał coraz bardziej wątpić, że kiedykolwiek znajdzie to, czego szukał. Korzystając z okazji przeglądnął cały dział Ksiąg Zakazanych. Jednak i tam nie znalazł nic, co odpowiedziałoby na jego pytania. W końcu po trzech dniach intensywnych poszukiwań, kładąc ostatnią książkę na biurku bibliotekarki, westchnął zrezygnowany. Zastanawiał się gdzie mógłby jeszcze coś znaleźć, przez co początkowo nie zwrócił uwagi na to, co mówiła do niego madame Pince.

‘Skończyła ci się lektura kochany?’ zauważyła, zabierając książkę i chowając ją pod blat. Chłopak nic nie odpowiedział. ‘Potter, kim jesteś?’ zapytała znienacka. Harry wzdrygnął się słysząc to pytanie, ale natychmiast się zreflektował.

‘Nie rozumiem o co pani chodzi.’ odparł chłodno. Madame Pince spojrzała na niego podejrzliwie i uśmiechnęła się lekko. Wstała od biurka i podeszła do drzwi, które znajdowały się za nią.

‘Chodź, Potter’ otworzyła drzwi i weszła do środka, a chłopak, nadal nie rozumiejąc, o co chodzi, podążył za nią, czując w głębi duszy, że nie wszystko jest stracone.

Zszedł po krętych schodach. Rozglądnął się, próbując dostrzec jakiś znajomy element wystroju lub coś, co pozwoliłoby mu zorientować się gdzie jest, ale nic takiego nie znalazł. Normalnie byłoby za ciemno, aby coś dojrzeć, ale teraz, kiedy doskonale widział w ciemnościach nie stanowiło to żadnej przeszkody. Bycie nie-człowiekiem miało swoje plusy. Doskonale widział za dnia, jeszcze lepiej o zmroku, słyszał najdrobniejszy szmer czy szept, po krokach był wstanie rozpoznać, kto nadchodzi i wyczuć jego zapach. Stał się również o wiele bardziej sprawniejszy fizycznie. Pomimo tych zalet, bywało to często męczące. Wtedy kompletnie tracił panowanie nad sobą i mógł przypadkiem zniszczyć wszystko dookoła. Na szczęście zawsze w takich sytuacjach był sam.

W końcu Harry dotarł do jakiegoś pomieszczenia. Najwyraźniej były to lochy, gdyż brakowało okien. Za to stało tam mnóstwo regałów zapełnionych i uginających się pod ciężarem książek. Tworzyły swoisty labirynt, a gdzieś pomiędzy już uwijała się madame Pince, składając księgi i tomy na wielki, okrągły stół, który stał pośrodku owego labiryntu regałów. Harry stał oszołomiony przez jakiś czas, dopóki kobieta nie przestała znosić książek i leciutko zdyszana zapytała:

‘To chyba to, czego szukasz?’

‘Co to…?’ zapytał, nadal będąc w szoku i pochodząc powoli do stołu.

‘To’ powiedziała, wskazując na regały i książki ‘To są moje prywatne zbiory. Mieszkam w szkole, żywić mnie żywią, więc wypłatę przeznaczam na książki’

‘Ale co ja mam z tym wspólnego?’ zapytał, udając głupiego. Doskonale widział tytuły na woluminach. Nie były to zwykłe książki.

‘Przecież szukasz czegoś, Potter? Czyż nie?’

‘No tak… ale…’

‘Więc podaję ci pomocną dłoń’

‘Ale dlaczego?’

‘Bo też nie jestem człowiekiem’ na twarzy kobiety pojawił się uśmiech podobny do tego, który widział u Malfoy’a, kiedy ten wyjawił mu, że nie jest zwykłym człowiekiem. ‘Wszystkie książki, jakie można znaleźć na górze są legalne, a przynajmniej większość z nich. Jedne są ogólnodostępne, a reszta mieści się w dziale Ksiąg Zakazanych. Natomiast w tej szkole jest jeszcze mnóstwo książek nielegalnych i wysoce nielegalnych. Niektóre z nich mają nauczyciele, pozostałe znajdują się tutaj. W moich zbiorach. To tu znajdziesz Potter odpowiedzi na pytania, jakie krążą ci po głowie.’.

‘Nie jest pani człowiekiem…?’ kolejne kłamstwo.

‘Panie Potter, proszę nie robić ze mnie idiotki. Doskonale po panu widać, że jest pan nie-człowiekiem. Chociażby teraz, przy tym świetle. Normalny człowiek nie przeczytałby zupełnie nic, a pan już się zapoznał z tytułami woluminów’ kobieta uśmiechnęła się lekko i usiadła przy stole.

Harry dopiero teraz zwrócił uwagę na oświetlenie. Faktycznie zapalone były tylko cztery świece, po jednej na każdej ze ścian, a pomieszczenie nie było małe.

‘Co jest w tych księgach?’

‘To, czego szukasz na swój temat’ odparła obojętnie. ‘No właśnie, Potter. Kim ty jesteś?’

‘Czarnym Wilkiem’ odparł chłodno, przyglądając się jej reakcji. Ale nic nie zauważył, kobieta po prostu siedziała niewzruszona.

‘Kto ci powiedział? Przecież tego nawet Dumbledore nie wie?’

‘Lucjusz Malfoy’

‘A no tak… pan hrabia zawitał w nasze skromne progi’ teraz w jej głosie można było wyczuć wyraźną ironię i sarkazm. Wysoce podobny do tego, jakim posługiwał się znienawidzony Mistrz Eliksirów.

‘Dlaczego dyrektor pozwala na to?’ teraz Harry przejął pałeczkę lawiny pytań.

‘A czy ty zgadzasz się ze wszystkimi decyzjami i z każdym zdaniem Dumbledore’a…? Szczególnie ostatnimi czasy?’ zapadła cisza. Pytanie za pytanie. Harry czując, że oczekuje odpowiedzi, pokręcił głową. ‘Widzisz? Dyrektor też kazał mi zniszczyć wszystkie książki, ale przez pewien incydent wymogłam na nim zatrzymanie tych wszystkich dzieł. Jak widzisz udało się i nadal można się cieszyć wiedzą zawartą na tych stronnicach’ chłopak uśmiechnął się, słysząc tą wyraźną ironię w głosie kobiety. ‘Tutaj są prawdziwe perełki, Potter. „Białe kruki” i książki, które zostały całkowicie zniszczone z powodu treści, jakie zawierały. Znajdziesz tu też wiele informacji na temat swojego gatunku’

‘A te książki na górze? One też zawierają treści, które są niebezpieczne?’

‘Tak, zawierają. Na szczęście ci debile z ministerstwa nie umieją czytać pomiędzy wierszami. Po za tym nikt nie kwapi się ich nawet przejrzeć, ale po tej inwentaryzacji będę musiała tutaj przenieść niektóre książki’ na twarzy Harry`ego pojawiło się zrozumienie. Czując się coraz bardziej ośmielony, usiadł na krześle.

‘Kto jeszcze wie o Tej bibliotece?’

‘Jakieś sześćdziesiąt cztery osoby, ty jesteś już sześćdziesiąty piąty’

Zaczęli rozmawiać, a rozmawiali na przeróżne tematy. Madame Pince - teraz już Elizabeth - dotychczas wydawała się Harry`emu tylko zwykłą, marudzącą starą panną. Teraz przekonał się, jak bardzo się mylił. Stała się jedną z niewielu osób mu przychylnych. Co on mówi? Przecież jedynymi osobami, jakie się do niego odzywają są Remus i Malfoy. Reszta wydawała się o nim zapomnieć. Obecnie do grona dołączyła również Elizabeth. Harry potrzebował tego. Potrzebował wsparcia innych nie-ludzi. Za niedługo miał iść na przesłuchanie, właściwie to już za kilkanaście godzin. Był już kiedyś na przesłuchaniu w ministerstwie, ale to, na które miał się w najbliższym czasie stawić różniło się od poprzedniego. Z opowiadań obojga mężczyzn, teraz także kobiety, wynikało, że nie słynęły one z humanitarności. Wszyscy mieli związane z nimi niemiłe wspomnienia.
Czas mijał beztrosko i szybko. W końcu Harry pożegnał się i obiecał znowu wpaść na rozmowę. Wspiął się po schodach i wyszedł z biblioteki. Dopiero na górze przypomniało mu się, iż obiecał jeszcze Malfoy’owi, że również go odwiedzi przed przesłuchaniem, na którym ten również miał być obecny. Przyśpieszył kroku, wiedząc, że jest już trochę spóźniony. Dopiero zbliżając się do pokoju arystokraty zwolnił nieco, wyczuwając obecność nie tylko jego obecność. Podszedł powoli do drzwi. Słyszał rozmowę kilku mężczyzn i dyrektora, czuł dokładnie ich zapach, również Dumbledore’a, który... był cytrynowy. Nadal zaniepokojony powoli wszedł do pokoju. Jego przeczucia nie zawiodły go. Kiedy otworzył drzwi natychmiast zamknął je za nim jakiś wysoki mężczyzna, ubrany w szary mundur. Harry poczuł się nieswojo i było mu strasznie duszno, pomimo iż wszystkie okna były pootwierane. W pokoju było dwudziestu innych, wysokich i postawnych mężczyzn, ubranych tak samo jak ten przy drzwiach, dyrektor i Malfoy. Pierwszy przemówił dyrektor wstając z fotela. Chłopak dostrzegł, że w jego oczach nie było tych zwyczajowych wesołych iskierek, które zawsze w jakiś tajemniczy sposób dodawały otuchy. Teraz, bez nich, wydawał się smutny i posępny, również jego głos stał się taki.

‘Och. I jest pan Potter. Przepraszam cię, Harry za zamieszanie, ale przesłuchanie zostało przesunięte. Ma się odbyć o trzeciej rano, czyli za jakieś czterdzieści pięć minut. Szukałem cię wcześniej, aby ci powiedzieć, ale nigdzie cię nie było…’ zaczął, ale przerwał mu jeden z tajemniczych osobników:

‘Przepraszam dyrektorze, ale nie mamy czasu. Chcielibyśmy się jak najszybciej z tym uporać. Mamy ciekawsze zajęcia, niż doprowadzanie ich na przesłuchania’ dyrektor nawet nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ mężczyzna dał znak rozpoczęcia zadania.

Harry został obrócony w kierunku drzwi i wyprowadzony na korytarz. Trochę inaczej przedstawiała się sprawa z Lucjuszem, ponieważ nie dał się wypchnąć z pokoju. Stał jak wryty i ani drgnął dopiero, kiedy dyrektor spojrzał na niego znacząco, ten ruszył się z miejsca. Podążyli w kierunku Wielkiej Sali. Harry musiał silić się na spokój, kiedy czuł ręce mężczyzn na swoich barkach - starał się o tym zapomnieć. W końcu musiał coś wymyślić, aby oszukać Veritaserum i zastanowić się nad wiarygodną wersją wydarzeń, która nie pogrążyłaby ani jego, ani Malfoy’a. Tak więc miał się czym zajmować aż do rozpoczęcia przesłuchania.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 21.10.2006 18:51
Post #20 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



Wiesz co sądzę na temat tego tekstu - jak dla mnie to skarbnica ciekawych i oryginalnych pomysłów...
... a jednak się do czegoś przyczepię... mianowicie do zapisu dialogów... dlaczego ja mam wrażenie, że to tłumaczenie? smile.gif
Strasznie mi się tu podoba postać Lucjusza Malfoy'a, nie mówiąc już o Potterze. Dobry pomysł z panią Pince, nigdy nie dostrzegałam w niej ciekawszej postaci... aż do teraz...
Pozdrawiam i weny życzę.


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 03.11.2006 20:00
Post #21 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Kolejny rodział... smile.gif może się spodoba turned.gif i po raz kolejny ukłon w stronę mojej bety za wyrozumiałość ^^"


IX rozdział

Harry niewiele pamiętał z tego, co wydarzyło się później, kiedy podano mu Veritaserum. Wszystko wydawało się dziać tuż obok niego. Ktoś krzyczał żeby tego nie robili, ale ktoś inny upierał się, że to koniecznie. Chciał coś powiedzieć, sprzeciwić się. Jednak pod działaniem Veritaserum, nie mógł nic zrobić. Niewiele pamiętał z lekcji eliksirów. Nie był nawet pewny czy przerabiali dany eliksir. Wiedział natomiast, że Veritaserum jest jak mugolski bandyta: zmusza cię do mówienia, a kiedy milczysz zadaje ból, aby z wyciągnąć z ciebie wszystko, co wiesz. Teraz, kiedy leżał w skrzydle szpitalnym, starając się sobie przypomnieć to wszystko, od początku wydawało mu się to o wiele gorsze. Coś sprawiało mu jakiś dziwny ból, pustkę i w jakiś dziwny sposób zniechęcało.

‘Oni są nienormalni’ mruknął i usiadł na łóżku.

Wiele słyszał od Malfoy’a. Dlaczego inni nie-ludzie tak bardzo nie znoszą ludzi? Nie mógł sobie tego wówczas tego wyobrazić. Wydawało mu się to irracjonalne. Teraz stało się prawdą.

‘Ludzie są nienormalni’ i usiadł na łóżku. ‘Są nienormalni’

Była piąta rano, więc na dworze było szaro i zimno, ale jemu to nie przeszkadzało. Harry spojrzał na swoje ręce, na których jeszcze było widać czerwone pręgi kajdan i łańcuchów, którymi przywiązali go do krzesła. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Dopiero po dłuższej chwili oględzin swoich rąk rozejrzał się, nasłuch..ąc czy kogoś nie ma w pobliżu. Wstał z łóżka, ubrał się i założył buty. Postanowił złożyć komuś krótką wizytę. Wymknął się cichutko ze skrzydła i podążył znajomym korytarzem. Zastanawiając się, jak doszło do tego, że zaczął tak przepadać za towarzystwem tej niegdyś znienawidzonej osoby. Jeszcze trzy tygodnie temu byłby wstanie zabić go z premedytacją. Zupełnie jak swego wuja, a może i w o wiele ciekawszy sposób. Nie wnikał w to. Liczyło się tylko i wyłącznie tu i teraz. To właśnie on pokazał mu, kim jest i powiedział, kim się stał. Opowiedział o nim samym. No i zawdzięczał mu życie. Uświadomił mu, że nie jest jakimś tam „niewydarzonym zwierzęciem”, które potrafi jedynie zabijać, aby przeżyć i nie jest też demonem, jak sądziła większa część świata magicznego i mugolskiego. Chociaż te, jak dochodził do wniosku po głębszym namyśle, nie żyły nigdy w Brytanii. To tylko ludzie zaczęli nazywać nie-ludzi demonami. To on wyjaśniał mu różnicę między poszczególnymi rodzajami oraz ich powstania. Mężczyzna miał tak ogromną widzę, że niejeden człowiek szczerze mu zazdrościł. Mógł służyć jako encyklopedia wiedzy na temat nie-ludzi. Wiedział dużo nie tylko na ich temat, ale również czarodziei i mugoli. Co go bardzo zaskoczyło. Znając jego wcześniejszą postawę wobec zwykłych nie-magicznych ludzi. Każdy, kto go zna zdziwiłby się i zastanowił czy to naprawdę nie jest ktoś inny. W końcu Harry stanął pod dobrze znanymi drzwiami. Nawet nie pukając nacisnął klamkę i pchnął drzwi, wiedząc, że nawet o takiej porze mężczyzna nie będzie spał. Nie mylił się. Siedział przy biurku bazgrząc coś na pergaminie. Harry wszedł bez standardowego zapytania czy przeszkadza i od razu poczuł się jak u siebie w domu.

‘Czy ty Potter masz przypadkiem myśli samobójcze po tym przesłuchaniu?’ zapytał chłodno, dalej coś pisząc i nie obracając się nawet w stronę chłopaka.

‘Nie’ odparł tamten zupełnie spokojnie.

‘A powinieneś’ zapadła cisza zmącona tylko skrobaniem pióra po pergaminie, a kiedy i to ucichło, chłopak ponownie się odezwał, teraz nieco poważniej.

‘Czemu?’

‘Potter, czy dyrektor nic ci nie mówił?’ odwrócił się do niego, zaskoczony niewiedzą chłopaka.

‘Może i coś mówił’ odparł beztrosko i wzruszył ramionami.

‘Więc czemu tu jeszcze siedzisz?’

‘Chciałem się dowiedzieć jak długo Ty będziesz jeszcze tutaj siedział?’

‘Dopóki ty nie wyjaśnisz w jaki sposób zabiłeś swojego wuja’ odparł cicho, obracając się do biurka i powracając do pisania.

‘Przecież powiedziałem im już wszystko. Czego jeszcze chcą?’ Harry był tym trochę zdenerwowany i jednocześnie przerażony perspektywą kolejnego przesłuchania.

‘Nie, Potter. Nic im nie powiedziałeś. Kiedy tylko doszło do tego tematu, zacząłeś się śmiać jak głupi i nie dali rady nic z ciebie wyciągnąć. A jedyne, co od ciebie usłyszeli to to, że z chęcią zrobiłbyś to jeszcze raz’

‘Bo to prawda’ ponownie obojętność chłopaka doszła do głosu.

‘Nie dziwię ci się Potter. Ale lepiej byłoby im tego nie mówić’ mężczyzna zanurzył pióro w kałamarzu i wykreślił jakieś zdanie na pergaminie, mówiąc:
‘Teraz może cię czekać nawet Azkaban’

‘Przecież powiedziałem im wszystko’ powtórzył obojętnie.

‘Ty jako Potter tak, ale do głosu doszło twoje inne JA. To bardziej… hmmm… agresywne’

‘I dobrze’ padła krótka odpowiedź. Harry wstał i wyszedł z pokoju.

Lucjusz ponownie się odwrócił. Kiedy usłyszał w głosie chłopca taką obojętność na jego twarzy odmalowało się ogromne zdziwienie

‘On faktycznie ma myśli samobójcze’ pomyślał jeszcze.

Jakiś czas po tej rozmowie powróciły do niego myśli na temat tajemniczego zachowania Pottera. Zastanawiał go fakt, czemu tak obojętnie chłopak reaguje na wszystkie wieści. Nie-ludzie często reagują dość impulsywnie i pod wpływem emocji. On natomiast był całkowicie obojętny na wszystkie wiadomości. Czuł, że jeszcze wynikną z tego poważne kłopoty. Spojrzał kątem oka na do połowy zapisany pergamin i ponownie chwycił pióro do ręki, ciągle głowiąc się nad reakcjami Pottera. W końcu przekreślając już dziesiąty raz jedno i to samo zdanie, zaczął się zastanawiać nad tym problemem z dala od pergaminu. Usiadł przy oknie, rozmyślając przy szklaneczce whisky.

Kilka minut później…

Harry podążał korytarzami pogrążony w ponurych rozmyślaniach. Jednak jego przechadzkę zakłóciły czyjeś kroki. Harry od razu poznał, że to dyrektor. Miał specyficzny, lekki chód, wydawałoby się jakby latał, ale nie mógł tego robić, bo coś mu przeszkadzało. Chłopak nie mylił się. Niecałą minutę później stał przed nim dyrektor w błękitnych szatach. Spojrzał zatroskany na Harry’ego i oparł brodę na złożonych dłoniach.

‘Chodź Harry, przejdziemy się’ powiedział, wskazując palcem korytarz. Harry ruszył za nim trochę niechętnie.
‘Chciałbym abyś wyjaśnił mi kilka rzeczy. Wtedy mógłbym ci lepiej pomóc’
Zapadła chwila ciszy.
‘Nadal nie jestem zupełnie pewien, kim jesteś’ Dumbledore westchnął cicho. ‘Na pewno Lucjusz już wyjaśnił ci wszystko. Ostatnio często go odwiedzasz i dużo ze sobą rozmawiacie. Jednak mnie nic nie mówi. Gdyby powiedział, również i jemu bym pomógł. Oboje milczycie’ dyrektor także zamilkł, nadal idąc, choć teraz już zmierzał w stronę holu.
Nie odzywał się dopóki nie zeszli po schodach.
‘Przejdźmy się po błoniach, zresztą i tak muszę odwiedzić naszego gajowego’
Drzwi otworzyły się przed nimi i ruszyli przez zielone błonia szkoły.
‘Teraz z pewnością chciałbyś się dowiedzieć, dlaczego ci to mówię…’

‘Wiem dyrektorze’ wysyczał.

‘Więc dlaczego żaden z was nie daje sobie pomóc? Jestem w stanie to zrobić, ale jeżeli nadal będziecie zamknięci w swoim świecie, nic nie uczynię’
Ponownie zapadła cisza, tym razem o wiele dłuższa od poprzedniej. W końcu dyrektor zdecydował się ją przerwać.
‘Nie mogę ryzykować życia innych uczniów’ wyjaśnił spokojnie, spoglądając z troską na chłopaka.

Harry wziął kilka głębszych oddechów i zacisnął bezsilnie pięści. ‘Będę mieć blizny’ pomyślał i starał się jakoś uspokoić. Wzruszył lekko ramionami i przeczesał włosy palcami. Dyrektor spojrzał na niego pytająco, ale natychmiast zmienił temat rozmowy.

‘No, a teraz do Hagrida. I tak już jesteśmy spóźnieni’

Oboje ruszyli w stronę chatki gajowego szkoły. Dumbledore nucił coś wesoło pod nosem, a tymczasem Harry`ego nawiedzały czarne myśli. Nagle gdzieś w głowie usłyszał cichy szept. ‘Spokojnie… jeszcze życie stanie się piękniejsze i bardziej krwiste’ Harry uśmiechnął się lekko, rozwiewając czarne chmury krążące nad jego głową. Postanowił posłuchać cichego głosiku w jego głowie.

‘Będzie piękne i krwiste…’ mruknął do siebie cicho.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Modrzew
post 04.11.2006 13:21
Post #22 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 30.10.2006




O rety... Przebrnęłam przez to z trudem. Pomysł nienowy, Potter jako nie-człowiek pojawiał się w olbrzymiej ilości fanficków, żeby więc zaciekawić czytelnika trzeba naprawdę dobrze o tym napisać.
Niestety, to opowiadanie NIE JEST dobrze napisane!
Olbrzymia ilość błędów, nieporadny język, fatalne dialogi.
Interpunkcja, literówki, ortografy... Brr.
Sporo błędów świadczących wymownie o braku umiejętności posługiwania się językiem polskim - chociażby coś, co aż bije po oczach - brak umiejętności używania rodzajników.
Autorowi myli się płeć bohaterów!
Przykład najjaskrawszy - słowo: "oba" - odmiana przez osoby sprawia autorowi straszliwą trudność. I ani razu w tekście opowiadania nie zostało to napisane dobrze!
"Obaj" - dotyczy dwóch mężczyzn.
"Oboje" - to mężczyzna i kobieta.
"Obie" - to dwie kobiety.
"Obojgu" - mężczyźnie i kobiecie.
"Obydwóm" - dwóm mężczyznom...
Dalej mi się nie chce wymieniać...

No i brak logiki, jeśli idzie o treść.

Autorze, czy masz betę? Chyba nie, więc jak najszybciej poszukaj kogoś, kto Ci pomoże!

Ten post był edytowany przez Modrzew: 04.11.2006 14:24
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katon
post 09.11.2006 21:36
Post #23 

YOU WON!!


Grupa: czysta krew..
Postów: 7024
Dołączył: 08.04.2003
Skąd: z króliczej dupy.

Płeć: tata muminka



Styl masz taki hmmm... taki, że sporo czytałaś, próbujesz szukać, czasem znajdujesz, czasem trafiasz boleśnie kulą w płot.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aggy
post 20.12.2006 20:12
Post #24 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Hmmm.... przepraszam, przepraszam, przepraszam... przewiduje, że w najbliższym czasie nie zostanie dodany żaden nowy rozdział gdyż mój dysk uległ destrukcji i razem z nim wszystkie rozdziały... a jedyne co pozostało po nich to tysiące skrawków papieru i krótkich pomysłów.... no i jak to znowu poskałdać... ^^" ech... cóż... postaram się coś odtworzyć... ale to i tak potrwa...

nutella.gif coś na osłodzenie czasu wyczekiwania.... no i Wesołych turned.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
patix
post 20.12.2006 21:39
Post #25 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 126
Dołączył: 28.08.2006

Płeć: Kobieta



Moim skromnym zdaniem: piszesz dosyć ciekawie, temat zaczął się oryginalnie, ale... no właśnie w końcu zaczął mnie nudzić. Na błędy starałam się nie zwracać uwagi. Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu Rowling - a tu kompletne zaskoczenie. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. No ale chyba warto szukać własnego stylu. Co mnie zaskoczyło?
Vernon bijący Harry'ego - litości (i jeszcze zdemolował salon, co do niego szczególnie niepodobne), Harry palący mugolskie pety (pfe) i dający się poniewierać Vernonowi; jakieś dziwaczne spotkania Pottera nie wiadomo gdzie i z kim; Lucjusz Malfoy czający się pod peleryną niewidką w pokoju Harry'ego (czyżby miał jakieś wyrzuty sumienia?); Dumbledore jest również jakiś inny, niż ten, którego znam z książek... Nie ma tej nutki oryginalności, ekscentryczności. No i za mało postaci. Krótkie wspomnienie Rona, Hermiony, Dudley'a, ciotki Petunii chyba wcale nie było. Gdzie F&G, Luna, Ginny? Niby nie zaczął się jeszcze rok szkolny, ale jednak. Troszkę więcej akcji...
I te przesłuchania. U niektórych zauważam tendencję, że jeśli przydadzą bohaterowi dużo cierpienia (zwłaszcza fizycznego), pogłębią jego portret psychologiczny czy coś w tym stylu.
Teraz milsza część - najbardziej podoba mi się rozwinięcie pani Pince; może nie chodzi o to, że jest nie-człowiekiem, ale raczej o tę jej ukrytą bibliotekę... :)
Pomysły z demonami są dość ciekawe, ale żeby nie były jeszcze tak nachalnie wałkowane - Rowling ma ekstra tendencję do wprowadzania wszystkiego po szczypcie. Część dowiadujesz się tutaj, wcześniej było coś innego, na co kompletnie nie zwracasz uwagi, a okazuje się kluczem do zagadki. Rozumiesz o co chodzi. Myślę, że w trakcie pisania coraz bardziej się rozkręcasz, więc czekam na cd.
I jeszcze jedno - w ff często próbuję sprawdzić, czy postać pasuje do literackiego pierwowzoru a raczej oryginału. Gdyby nie było napisane jasno i wyraźnie, że Harry to Harry, a Lucjusz to Lucjusz, nie domyśliłabym się po ich zachowaniu, kim są. Mam nadzieję, że to zdanie nie jest zbyt zawiłe :).
Koniec końców - zdrowa 4, ale mam powody twierdzić, że brniesz w stronę ideału.
Uff...
Pozdrawiam, patix


--------------------
i don't think he wanted to kill James ... i mean,it's Voldy!~he'd kill everyone and everything
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.04.2024 16:35