Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Magiczne Forum _ W Labiryncie Wyobraźni _ Być Szlachetnym [cdn?]

Napisany przez: Kitiara 10.12.2004 19:15

Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Napisany przez: Galia 11.12.2004 13:18

Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną autorkę. Słowem : Podobało mi się ( tak wiem, że to trzy słowa) smile.gif
Masz lekkość pisania, iktórej można tylko pozazdrościć.
Jedno mi tylko nie pasuje :
Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetloną ulicę.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał


Ulicę? W Hogwarcie ?

Pozdrawiam
Gall

Napisany przez: Kitiara 11.12.2004 21:00

Piątek, 02.11.2004

Harry spał spokojnie. Tej nocy dostał jeszcze Eliksir Bezsennego Snu.
Na śniadaniu został entuzjastycznie przyjęty przez wszystkich gryfonów i nie mógł szczerze się nie uśmiechnąć.

Wieczorem Ron i Hermiona byli u niego zaledwie pięć minut i nie zdążył im nawet opowiedzieć o dziwnej rozmowie Dumbledore'a i Snape'a, ani o swojej rozmowie z mistrzem eliksirów.
Pomponia Kwoka Nadgorliwa Opiekunka Pomfrey bardzo szybko wygoniła jego przyjaciół.
"Severus, Albus, a teraz jeszcze oni i to drugi raz" - myślała nastroszona.
- Musisz mieć spokój - powiedziała do Harry’ego dobitnie.
Chłopak wzruszył tylko ramionami i po raz trzeci wziął się za czytanie artykułu.

- Zabiję Percy'ego - powiedział mściwie Ron ładując do ust ogromny kawał ciasta czekoladowego.
- Jak on może gadać takie bzdury? - najeżyła się Hermiona, smarując tosty grubą warstwą dżemu. - Wiecie co teraz grozi Lupinowi, Hagridowi i...
- Komu? - zapytał ciekawie Ron.
- No wszystkim mieszańcom, wilkołakom, wampirom i półolbrzymom, bo olbrzymów chyba raczej nie ruszą... - powiedziała szybko. Omal nie wygadała się, że Snape jest wampirem. Wiedziała o tym już od trzeciego roku nauki.
Harry popatrzył na przyjaciółkę przenikliwie, ale nic nie powiedział.
- Będę musiała poważnie porozmawiać z Ritą Skeeter - dodała jeszcze Hermiona.

Resztę śniadania spędzili w milczeniu, a potem Ron poszedł się byczyć (piątek miał wolny) a Hermiona z Harrym udali się na Eliksiry.
Teoretycznie piątek był najlżejszym dniem nauki dla Harry'ego bo miał tylko jedne zajęcia. Ale za to jakie. Cztery godziny męki ze Snapem. Raz w tygodniu a dobrze.
Chłopiec westchnął przeciągle
Dostał się na Eliksiry za protekcją McGonagall, a poziom był bardzo wysoki, było mu ciężko i dlatego dziękował Bogu, że ma pod ręką Hermionę.
Na tych zajęciach byli jedyną parą gryfonów i nie uczęszczał na nie żaden puchon. Roiło się za to od krukonów i ślizgonów.

******
Odpowiedzi od Lucjusza i Narcyzy przyszły tuż przed piątkowym śniadaniem i Severus musiał odłożyć ich przeczytanie na czas lunchu. Coś jeść przecież powinien.
Później czekały go cztery godziny NUT-ek z szóstym rokiem.
"Jezu, Potter..." - pomyślał.
"Jak nic ten wścibski bachor do niedzieli dowie się, że jestem wampirem i pewnie domyśli się też, że zabiłem Notta. Jest bardziej niż pewne, że ta przeklęta Granger wie już, że jestem wampirem i najpóźniej do soboty będzie znała prawdę o morderstwie tego sukinsyna... Chryste. Tylko się powiesić." - W takim wesołym nastroju mistrz eliksirów zjadł swoje śniadanie.

***
- Zapraszam do środka, moi mili - powiedział sarkastycznie do uczniów przybyły punktualnie na zajęcia Severus Snape.
- Co by wam zaproponować, żebyście się nie nudzili przez cztery następne godziny ?- zaczął gdy wszyscy już usiedli. - Jesteśmy nieco do przodu z materiałem, może w takim razie małe powtórzenie wiadomości, co? - głos mężczyzny nasączony był drwiną.
Cieszyła się tylko jedna osoba poza Snapem. Hermiona.
Harry był bliski płaczu i nawet Draco lekko pobladł, i stał się prawie przezroczysty. Pomimo, że był bardzo dobry z Eliksirów i naprawdę lubił ten przedmiot to ostatnio zbyt często zajmował się Parkinson (po prawdzie - bardziej to ona zajmowała się nim, co z pewnych użytecznych przyczyn wcale mu nie przeszkadzało), by mieć głowę do nauki.

- Widzę, Potter, że jesteś szczęśliwy...
Harry miał autentyczną ochotę zemdleć, a Hermiona spojrzała na kumpla ze współczuciem.
Draco Malfoy zaśmiał się radośnie. Szybko jednak był zmuszony przestać suszyć zęby.
- Pan Malfoy, jak widzę pozazdrościł koledze z Gryffindoru, że będzie pytany jako pierwszy - powiedział złośliwie Snape. - Draco zawsze był ambitny... W takim razie, może pan Malfoy opowie wszystkim, jakie właściwości posiada krew nietoperza i w jakich eliksirach ma zastosowanie.
Malfoy lekko pożółkł.
"On jest ostatnio okropny" - pomyślał blondas.
Akurat o tej pieprzonej krwi nietoperza nie wiedział zbyt dużo. Harry natomiast wiedział wszystko i przeklął w duchu durny rechot Malfoya. Gdyby nie ten kretyn, on dostałby to pytanie.

Dukanie Malfoya zostało ocenione na Marny, a on sam dowiedział się, że w aktach szkolnych widnieje czarno na białym, że jego ojciec miał z eliksirów zawsze Powyżej Oczekiwań lub Znakomity.
- Po prawdzie, Draco - powiedział Sev ze swym ironicznym uśmieszkiem - nawet James Potter nie dostał chyba nigdy z tego przedmiotu nic poniżej Akceptowalnego.
- Chyba już zupełnie zawładnęły tobą hormony - dodał chłodno i złośliwie się uśmiechnął.
Snape beztrosko wstawił mu ocenę do dziennika, usiadł nonszalancko na rogu biurka z dziennikiem na kolanach i doskonale się bawił zamętem, który postanowił zasiać.

Wszystkich opanował strach.
"Będzie się działo" - myśleli uczniowie.
Tylko Grangerowa była wybitnie spokojna i Malfoy miał ochotę za ten spokój jej "przypieprzyć", pomimo faktu, że przy okazji chętnie by ją "przeleciał" (ostatnio Draco był bardzo nieskomplikowany "w obsłudze"). Parkinson wyglądała przy Omnibusce gryfonów jak patyczak.

- No moi drodzy, widzę, że wasza wiedza to bardzo ulotna rzecz... - powiedział Snape po przepytaniu Anetty Stell, bardzo inteligentnej Krukonki o dużych, niebieskich oczach i łagodnym uśmiechu.
Dostała tylko Akceptowalny, ponieważ profesor zapytał ją o temat, którego jeszcze nie skończyli omawiać. Miała wymienić wszystkie skutki ukąszenia wampira wraz z możliwościami ich leczenia.

- No, Potter nie martw się, teraz twoja kolej - Severus jadowicie się uśmiechnął.
Harry przełknął głośno ślinę.
- Powiedz mi, Potter, z czego chciałbyś zostać przepytany?- rzucił szokującą propozycję Snape. Nigdy wcześniej, tak się nie zachował. Wszyscy z niepokojem wlepili wzrok w swojego nauczyciela.
Harry wietrzył podstęp, więc cóż biedny mógł odpowiedzieć?
- Nie wiem, sir.
- Nie wiesz... - Sev uniósł wysoko brwi. - Dlaczego Potter, ty nic nigdy nie wiesz? Mam ci postawić Koszmarny?
- Nie, po prostu niech mnie pan zapyta o cokolwiek, sir.
- Aż taką ma pan wiedzę, panie Potter? - Snape uśmiechał się jadowicie, a ton jego głosu był cichy i drwiący. - Imponujące. Dobrze, zatem podaj mi właściwości czegokolwiek i zastosowanie czegokolwiek w eliksirach. Słuchamy. Po raz pierwszy jestem szczerze zainteresowany twoją wypowiedzią.
Niektórym uczniom zaschło w gardle, a zwłaszcza zielonookiemu gryfonowi, którego twarz ozdabiały w tej chwili już trzy blizny.
Draco Malfoy pomyślał, że byłoby to nawet zabawne, gdyby nie fakt, że to dopiero początek jatki, i że on sam jeszcze nie raz może być dziś w niebezpieczeństwie. Fakt, że dostał już ocenę, niczego nie gwarantował. Snape był nieobliczalny. A z tego, co teraz Blond Bóg Seksu Slytherinu obserwował, mistrz eliksirów bił właśnie swój rekord nieobliczalności.

Na ponad minutę zapadła martwa cisza.
- No, Potter, czas ucieka. Inni też pożądają podzielenia się swoją wiedzą.
"Kto pożąda dzielenia się wiedzą, ten pożąda" - pomyślał Draco zapatrzony w kształtne, spore i zmysłowo rozchylone wargi Hermiony i zdecydowanie pożądał, czegoś zupełnie innego. Od jakiegoś czasu niepodzielnie rządziły nim hormony i ledwie sobie z tym radził, zwłaszcza, że Pansy cały czas rozbudzała go erotycznie. W tej chwili na przykład gładziła go, co jakiś czas po tyłku. Zaczynało go to trochę irytować, ale nie chciał zwracać na siebie uwagi nauczyciela.

- No, kto mi powie o czymkolwiek? - Snape nie ukrywał drwiącego rozbawienia. - Może panna Granger? Mylę, że pani zna odpowiedzi na wszystkie pytania, świata, czyż nie?
"Granger, to mogłaby cokolwiek zrobić mi tymi swoimi ustami" - pomyślał Malfoy z rozmarzeniem.

Harry'ego nagle olśniło i poderwał do góry rękę.
- Tak, Potter? - zapytał zaciekawiony Snape.
- Chciałbym jednak samodzielnie odpowiedzieć na to pytanie, sir.
- Słucham. - Sev uśmiechał się ironicznie.
Harry wciągnął ze świstem powietrze.
- Cokolwiek ma właściwości jakiekolwiek, a zastosować można je jakkolwiek w jakimkolwiek eliksirze... - wypalił Harry, modląc się w duchu o to, by nie wylecieć z hukiem z zajęć za bezczelność i nie ściągnąć pogromu na wszystkich obecnych.
Malfoy zapomniał nawet na chwilę o wargach Hermiony, a Pięknousta Granger spojrzała z podziwem na swojego serdecznego kumpla.

Severus uniósł lewą brew i popatrzył po uczniach z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Jestem pod wrażeniem - powiedział nagle, a uczniowie zaczęli zastanawiać się czy mają odetchnąć, czy raczej szykować się na rzeź niewiniątek.
- No proszę, proszę... Potter, ty potrafisz myśleć..
Severus kpiąco rozejrzał sie po klasie.
- Możecie uczyć się od kolegi błyskotliwości umysłu. Pan Harry Potter, Bohater Wychodzący Cało Z Każdej Opresji dostaje Powyżej Oczekiwań.
- Dziękuję, sir - bąknął niewyraźnie zaskoczony Harry.
Wszyscy uczniowie byli w stanie permanentnego szoku. Nie minęła jeszcze godzina, a Snape już ich zaskoczył ponad normę.

- Parkinson - powiedział jadowicie nauczyciel po chwili milczenia - z czego pani chciałaby odpowiadać? Zastrzegam, że nie może być to temat dotyczący eliksirów upiększających, ani rozważania o nowej, rozwianej fryzurze Malfoya juniora. Zamieniam się w słuch.
- Eee... - zaczęła mocno i elokwentnie mopsowata blondi zabierając dłoń z uda Dracona, co ten przyjął z wyraźną ulgą. Napięcie erotyczne na lekcjach, nie było wskazane, zwłaszcza na lekcji eliksirów i zwłaszcza wtedy, gdy na przeciwko siedziała całkiem ładna orzechowooka brunetka z lekko rozchylonymi wargami.
- Eee...? Możesz jaśniej, Parkinson? - zapytał Snape.
- Wiem bardzo dużo na temat krwi smoka.
- Pani raczy żartować, panno Parkinson - powiedział drwiąco mistrz eliksirów. - W zeszłym tygodniu był z tego sprawdzian. Proszę podać bardziej imponujący temat..
- Może beozar, sir?
- Parkinson, jesteś po prostu bezczelna - Severus był wyraźnie poirytowany. - Ten temat wałkowany jest od pierwszego roku i wszyscy, nawet Longbottom, mają materiał dotyczący beozaru w jednym palcu. To miało być coś imponującego.
- Próbuję was głąby zmusić do myślenia. Do tej pory myślący okazał się tylko Potter, chociaż zaczął, jak zwykle, zaczął tragicznie. Ale wkopał się i wybrnął. Bo pomyślał logicznie. Czy wy naprawdę jesteście bandą osłów? Przecież to Eliksiry Zaawansowane. Idę wam na rękę i pytam z czego chcecie odpowiadać, ale to nie mogą być tematy dla przedszkola. To są zajęcia dla najlepszych, a panna Malowana Lala wyjeżdża mi z beozarem...
- O co mam zapytać koleżankę Parkinson, panno Granger? - zapytał patrząc drwiąco na Hermionę, a każde jego słowo nasączone było jadem.
Hermiona nie ukrywała lekkiego uśmiechu satysfakcji. Panna P. P. zwyzywała ją po śniadaniu od grubych krów, tylko dlatego, że Gryfonka, w przeciwieństwie do niej nosiła rozmiar 70C a nie 70A i w odróżnieniu od Mopsicy posiadała coś takiego jak biodra. Na nieszczęście Parkinson, Granger była na nią zła a przy okazji była łebska.
- Niech panna Parkinson - powiedziała Hermiona z niewinna miną - opowie o zastosowaniu wilczych kłów w eliksirach przeciwbólowych i o skutkach niewłaściwego przechowywania wywarów, które zawierają ten składnik.
Był to temat z początku bieżącego roku. Obszerny i trudny.
Snape gwizdną.
- Chyba wiesz,Granger, że jeżeli panna Parkinson nie da rady na to pytanie odpowiedzieć, co jest bardzo prawdopodobne, wziąwszy pod uwagę jej ostatni blondwłosy obiekt studiów, zajmujący jej każdą wolną chwilę... będziesz musiała zrobić to ty.
- Oczywiście, panie profesorze - grzecznie odrzekła Hermiona, która miała to "obkute na blachę".
Nędzna wypowiedź Ślizgonki została oceniona na Marny.
- A teraz pani, panno Granger. Dokładnie i powoli, żeby panna Parkinson wszystko mogła zrozumieć. - Severus był dziś tak jadowity jak tylko mógł.
Hermiona odpowiedziała śpiewająco.
- Jak widać można się nauczyć - rzeczowo stwierdził Snape- Siadaj Granger, Znakomicie.
- Dziękuję, sir - powiedziała grzecznie dziewczyna.
"Ciekawe, czy ona wszystko robi znakomicie?" - pomyślał jednoznacznie Draco.

- Widzę - Snape nie zamierzał dziś popuścić cugli - że Malfoy, Parkinson i Potter bardzo chcą się z nami podzielić jeszcze trochę swoją wiedzą.
Sam nie wiedział dlaczego chce dręczyć akurat ich. Jedynym racjonalnym obiektem z tych trzech był Potter. No, ale czy wszystko musi być racjonalne?
Severus miał napięte wszystkie nerwy bo chciał jak najszybciej przeczytać listy, a czekały go jeszcze trzy godziny użerki z buzującymi hormonalnie nastolatkami. Musiał sobie jakoś umilić życie.
- Parkinson - wypalił Snape - cechy charakterystyczne Wywaru Żeńszeniowego w stosunku do innych eliksirów regenerująco-ujędrniających. To chyba powinnaś wiedzieć?
Powinna. Ale znała tylko trzy istotne cechy z sześciu
- Akceptowalnie - ocenił mistrz. - Resztę wymieni pan Malfoy.
- Nie wiem, sir - przyznał się chłopak bez bicia.
- Chryste, Draco - westchnął ciężko profesor. - W takim razie opowiedz o zastosowaniu kłów smoczych w eliksirach przeciwbólowych. Podaj nazwy wszystkich eliksirów przeciwbólowych w których jest stosowany i skutki ich przedawkowania. Jak pamiętacie są tylko cztery takie wywary. - Ostatnie zdanie nauczyciela było wyraźną podpowiedzią, A mimo wszystko Draco poczuł się pokrzywdzony.
- To trudniejsze pytanie od tego, które dostała Pancy - wypalił. - Nie mówiąc już o tym jakim sianem wykręcił się Potter.

To był duży błąd.
- Kwestionujesz moje sposoby pytania i oceniania, Malfoy? - wycedził jadowicie Snape - Slytherin stracił właśnie przez ciebie 5 punktów. Oczekuję odpowiedzi na zadane pytanie.
- Nie mam pojęcia, sir - odrzekł upokorzony i zły Draco.
Pierwszy raz w życiu stracił punkty u swojego opiekuna.
- Potter, może ty mi na to pytanie łaskawie odpowiesz?
Harry ku swej uldze wiedział trochę na ten temat i dostał A.
- No, jak widzę Potter, jesteś w stanie czegoś się nauczyć. Zadziwiające. - Severus nie mógł darować sobie tego komentarza.

Później zapytał Hermionę. Zapytał ją o eliksiry o działaniu narkotycznym, które mieli rozpocząć zaraz po bieżącym temacie, czyli po skutkach ukąszenia wampira i sposobach ich leczenia. A ponieważ Granger była zawsze do przodu dostała P.

- A propos panno Granger - zagadnął ją Severus gdy Hermiona usiadła - czy ty kiedykolwiek z czegokolwiek dostałaś mniej niż P?
- Nie, sir - odrzekła.
- Kujonica - wysyczała Pancy.
- Mówiłaś coś, Parkinson? - spytał chłodno Snape?
- Nic, sir - odrzekła szybko dziewczyna.
- Tak też myślałem. Wyjmijcie pergaminy. Zrobimy sobie mały teścik.
Test trwał godzinę (trzeba było wpisać odpowiednie terminy, cechy, bądź właściwości w puste miejsca), i był dosyć trudny, ale nie piekielnie trudny.
Severus zrobił im aż dwudziestominutową przerwę (norma wynosiła 5-10 min.), w czasie której poszedł sobie wypić drinka, "co by mu nerwy nie puściły".
Przez ostatnie półtorej godziny omówił do końca bierzący temat i zadał kobylaste wypracowanie na temat eliksirów przeciwbólowych.

***

Gdy Snape wyszedł na przerwę w lochu zapanował istny harmider.
- Jezu co go ugryzło?- Blais Zabini*, śliczna czarnowłosa Ślizgonka była wyraźnie zdenerwowana. – Dostanę na pewno Akceptowalny z tego testu. Jeśli będę miała szczęście. – dziewczyna westchnęła.
- Zadowolony, Potter? – Malfoy był wściekły. – Po tej akcji z torturami, nawet Snape zaczął ci pobłażać.
- Odwal się od niego - syknęła Hermiona.
- Nie będziesz mi rozkazywała szlamowata suko - warknął wkurzony Draco.
– Licz się ze słowami, Malfoy – Harry nie zamierzał pozwolić na obrażanie swojej przyjaciółki.
- Bo co mi zrobisz, laskę? – Ślizgon bezczelnie się uśmiechnął.
Harry nie wytrzymał. I tak był w stanie silnego napięcia psychicznego, a jeszcze bezczelne docinki Malfoya...
Gryfon wyciągnął różdżkę:
- Tormento!
- Harry!!! Nie ! - wrzasnęła w tym samym momencie Herm wytrącając mu różdżkę.
- Odczep się – zasyczał chłopak z całej siły odpychając od siebie przyjaciółkę z wyrazem odrazy na twarzy.
Różdżka Harry'ego podleciała w górę i zanim upadła na stół, zaklęcie walnęło w ścianę naprzeciwko, między Blais i Pansy, która wrzasnęła. Ścina została po części rozwalona. Draco Malfoy lekko pobladł, ale był tak zły, że nie zamierzał odpuścić.
- Reparo – Zabini zachowała przytomność umysłu. Hermiona po raz setny zastanawiała się dlaczego to nie ona jest Prefektem, tylko da głupia Parkinson.
– Odbiło ci?! – warknęła patrząc na roztrzęsionego zielonookiego gryfona.
Harry posłał jej spojrzenie Puszka.
- A ty, Draco – Blais spojrzała z pogardą na Malfoya – mógłbyś chociaż raz zachować się godnie. Bywasz obleśny.
- A co zazdrosna jesteś o Pottera? Sama wolisz zrobić mi loda? – zapytał z drwiną w głosie Ślizgon. - Nie ma sprawy możesz być następna.
Dziewczyna poczerwieniała z jawnego oburzenia.
- Chamie jeden – wysyczała – jeszcze raz tak do mnie powiesz, to potraktuję cię tym samym zaklęciem co Potter.
- Jeżeli masz tą samą celność, to chyba powinienem ze strachu narobić w gacie.
- Mógłbyś z szacunku dla samego siebie i rodu z wieloletnią tradycją, z którego się wywodzisz – ciągnęła niezrażona Blais – nie wypominać komuś, że był torturowany i z tego drwić.
Harry się wzdrygnął.
- Jak nie wiesz co to są tortury – wysyczała Zabini – mogę ci zademonstrować. Na te zajęcia twoi oddani goryle nie chodzą.

Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Harry spuścił wzrok.
- Słuchajcie – odezwała się Anett , widząc zmieszanie gryfona – co myślicie o wczorajszym artykule i wypowiedzi nowego Wiceministra Magii?
- To, co napisali – ciągnęła – kupy się nie trzyma. – Jak można odmawiać komuś uczciwego procesu, tylko dlatego, że jego ofiara dawała hojnie kasę na Ministerstwo. Uważam, że to straszne. Myślą tylko o forsie. Tępe dupki.
- Jak dorwę Percy’ego to mu nakopię za te jego pomysły z czystkami – wysyczała Hermiona
- Hola, Granger – Draco zaśmiał się paskudnie. – Od niedzieli, to on będzie mógł dokopać tobie, a nie ty jemu. – Radziłbym ci się zacząć martwić o tego przerośniętego kretyna, gajowego i Lupina – głos Draco był zjadliwy – Może w końcu odgórnie wezmą się za szlamy.
Parkinson zachichotała a Blais popatrzyła na nią z politowaniem.
„Prefekt – pomyślała drwiąco – Malfoy chociaż czasami myśli i wykazuje się inteligencją, ale ona?”

Andrew Scott, wysoki długowłosy brunet z Ravenclawu popatrzył uważnie na Malfoya.
- Tobie się zupełnie we łbie poprzewracało Malfoy, prawie tak samo jak temu Weasleyowi.
No i rozgorzała zażarta dyskusja na temat czystek, korupcji i polityki w ogóle.
Kiedy wszedł nauczyciel wrzało jak w ulu, ale wystarczyło jedno ostrzegawcze spojrzenie Snape’a, aby zrobiło się cicho.
- Co tu się dzieje? – spytał chłodno.
- Rozmawialiśmy o wczorajszym artykule, sir – wypaliła Pancy i wszyscy spojrzeli na nią jak na idiotkę, włącznie z jej blond sympatią i z nauczycielem.
Severus usiadł za biurkiem i posłał uczniom spojrzenie chorego na wścieklizną hipogryfa.
Do końca zajęć musieli notować nowe wiadomości w bardzo szybkim tempie, bo profesor nie był w dobrym humorze i nie zamierzał powtarzać.
Zapanował ogólny jęk, gdy ze złośliwym uśmiechem podyktował temat wypracowania na następny piątek.
- Trzy rolki pergaminu – dodał złośliwie – równo trzy rolki, ani o jedno zdanie mniej, ani więcej.


* Wiem, wiem, w oryginale Zabini to facet! Ale w tym ff-ie jest (nie)stety kobietą. Musicie mi to wybaczyć.

***

Po zajęciach mistrz udał się pospiesznie do swojej kwatery.
Prometeusz hasał po Zakazanym Lesie a Severus czytał korespondencję.

Godzina 17:00,Restauracja „Black Cat”, West London, Resurrection Avenue 3 - głosił lakoniczny liścik Narcyzy.

Snape zrobił sobie drinka i rozłożył pergamin zwrotny od Lucjusza.
List był na szczęście długi i szczery, oraz napawał ziarnem nadziei.
Co prawda Malfoy jeszcze nie wiedział jaką decyzją podejmie po wyjściu z Azkabanu, który miał opuścić już za tydzień, ale nie robił Severusowi żadnych wyrzutów co do jego stanowiska i mistrz eliksirów pomyślał, że Lucjusz od dawna mógł podejrzewać jego zmianę stron.
Śmierciożerca napisał, że doskonale pamięta Annę Salior i rozumie oraz w pełni popiera czyn Snape’a. I mimo, że w sumie jest mu obojętne tępienie jakiejkolwiek rasy to pomoże na tyle ile będzie mógł, aby ten bzdurny pomysł Ministerstwa o cofnięciu Dekretu i ewentualnym oczyszczeniu świata czarodziejów z niebezpiecznych „elementów” nie został urzeczywistniony, ponieważ jeden z jego najlepszych kumpli jest wampirem.
Na końcu kazał mu się trzymać i w żadnym wypadku nie przyznawać się do winy.
Severus odetchnął i wrzucił list do płonącego kominka.

***
******

Napisany przez: NiMfUśKa 12.12.2004 18:56

tongue.gif trochę chore ale mi się podoba xD biggrin.gif

Napisany przez: Raistlin 12.12.2004 19:23

No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w kosmos(a nawet dalej). I muszę cie pochwalić za szybkie dodawanie następnych części(cholernie nie lubie jak ktoś nie dodaje następnych partów). Czyli ogólnie nie jest źle(sam sobie zaprzeczam tongue.gif ), pisz następne opowiadania(ale mają być długie i fajne). Odemnie czekolada.gif nutella.gif dla ciebie.

Napisany przez: Kitiara 12.12.2004 21:30

QUOTE
trochę chore

Dalej jest nawet dużo bardziej chore tongue.gif
Taka moja uroda. I uprzedzam, że zbytnio kanoniczna nie jestem, zwłaszcza w tym ficu.

Raist, szybko daję nowe kawałki bo mam już bardzo dużo tekstu i tylko dlatego. Nie dziw się, że niektórzy żadko zamieszczają odcinki swoich opowiadań. Po prostu są podczas pisania - nie zebym skończyła już tego kolosa, chyba nawet do świąt nie dam rady skończyć:]
A za milkę i kawę dziękuję. Obydwie bardzo lubię smile.gif

Napisany przez: Kitiara 12.12.2004 22:16

Sobota, 03.11.1996


Sobota mijała Severusowi dosyć spokojnie, a w Proroku nie ukazał się żaden niepokojący artykuł.

Snape pojawił się punktualnie o 17 na miejscu spotkania.
- Witaj Severusie – Narcyza Malfoy wyglądała jak zwykle prześlicznie, ale wyglądała także na zmęczoną i przygnębioną.
Czarnowłosa* piękność wspięła się na palce i pocałowała mistrza eliksirów na powitanie w policzek.
Mało kto mógł sobie pozwolić na taką poufałość w stosunku do wysokiego, czarnookiego i czarnowłosego mężczyzny, ubranego teraz w czarny garnitur i czarny płaszcz.
Ona mogła. Mało tego – mogła liczyć także na odwzajemnienie tego gestu.
- Witaj Narcyzo –Severus objął ją i pocałował w czoło.
Mimo, że ubrana w szykowny czerwony kostium pod równie szykownym ciemnogranatowym płaszczem kobieta nie była niska (teraz mierzyła 184 cm – bez swoich butów, tylko sześć centymetrów mniej), to Severus i tak przerastał ją o głowę.

Weszli do środka i zajęli stolik w najciemniejszym i najcichszym miejscu.
"Black Cat" był urządzony w tonacji zieleni i granatu. Na stolikach stały dodatki w postaci świeczników i popielniczek w kolorze srebra, a ściany ozdobione były pięknymi freskami o roślinnych i zwierzęcych motywach, i Narcyza zastanawiała się po raz setny skąd się wziął, u diabła, w nazwie tej restauracji czarny kot.
Jak się okazało, pani Malfoy przezornie dokonała wcześniej rezerwacji.
- Co ja bym bez ciebie zrobił – zażartował Severus.
- Co wy, mężczyźni, zrobilibyście bez kobiet – poprawiła go rezolutnie Narcyza mrużąc swoje orzechowe oczy.
Mistrz eliksirów posłał jej swój najbardziej ironiczny i złośliwy uśmiech, którego uczniowie bali się jak ognia. Piękna brunetka nie obawiała się jednak swego towarzysza nawet w najmniejszym stopniu i tylko szeroko się uśmiechnęła.

Wzięli menu i Narcyza z rozbawieniem zaproponowała drinka o wdzięcznej nazwie „Orgazm”.**
Mężczyzna nie mógł nie wygiąć ust w imitacji radosnego uśmiechu.
- Czego ci mugole nie wymyślą, żeby sobie życie osłodzić – skomentował złośliwie.
- Dobra, ja stawiam dwa orgazmy – stwierdziła roześmiana kobieta. Severus mimo beztroskiego śmiechu towarzyszki dostrzegał piętno cichego smutku na jej twarzy. Chociaż nie łączyły jej bliskie i przyjazne stosunki z Syriuszem, to przecież Black był jej bratem.
- Nie możesz mi postawić drinka – żachnął się w odpowiedzi mistrz. – Jestem dżentelmenem.
- Jasne Severusie, a ja mugolską baletnicą – pani Malfoy uśmiechnęła się złośliwie.
- W istocie zabawne, droga przyjaciółko – jadowicie zripostował mężczyzna.
- Nalegam Severusie. Ja bardzo potrzebowałam gdzieś wyjść, a nie miałam okazji. Jestem ci wdzięczna za ten wypad. Poza tym doskonale wiesz, że na brak pieniędzy nie narzekam i muszę odreagować to, że mój durny mąż dał się zamknąć za tą swoją słuszną sprawę oczyszczenia świata.- kobieta wyglądała na zdeterminowaną postawić na swoim.
Chociaż Narcyza lojalnie trzymała stronę męża, nigdy nie zaangażowała się w jego „hobby” na tyle, aby przystać jawnie do Śmierciożerców. Wolała pozostać na uboczu.
- Obiecuję ci, że ten wypad jeszcze ci bokiem wyjdzie – powiedział Snape z przekąsem. - A co do czyścicieli... czytałaś wczorajszy artykuł tej kretynki Rity Skeeter w Proroku Codziennym?
- Czytałam... Wiesz – Narcyza zmarszczyła brwi – Lucjusz opowiadał mi kiedyś o tym sadyście, co zdechł. Jakoś wcale mu nie współczuje, chociaż jego śmierć była okrutna... Zaraz, zaraz – kobieta popatrzyła uważnie na swojego rozmówcę –Severusie, to TY go zabiłeś?! – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
Wampir jedynie skinął głową.
- Zawsze byłeś uroczy – przy tych słowach, Narcyza ciężko westchnęła i wyciągnęła papierosy.

- Mówiłem ci, że to spotkanie wyjdzie ci bokiem... Narcyzo ty przecież rzuciłaś palenie...
- Tak. Do momentu aresztowania Lucjusza... Przejdziemy do rzeczy?
Severus przyjął od Narcyzy papierosa i podał jej ogień. Obydwoje zaciągnęli się w milczeniu.

- Przejdziemy do rzeczy, ale za nim ja otworzę swoją duszę przed tobą, ty musisz mi powiedzieć co się stało.
- To ty masz duszę? - Narcyza uniosła kpiąco brew.
- Nie zmieniaj tematu...
- O co ci chodzi? - kobieta doskonale udawała szczere zdziwienie.
- Przecież widzę, że coś cię gryzie. Jesteś czymś zmartwiona.
- Och, Severusie . Mój brat nie żyje a mąż jest w więzieniu.. - Narcyza zaciągnęła się mocno i uciekła spojrzeniem w bok, udając, że interesuje ją fresk przedstawiający sploty bluszczu na.
- Tut, tut... jest coś jeszcze Nari - Snape nie dawał za wygraną. Czasami używał w wobec niej zdrobniałej formy imienia, tak jak teraz. Była wysoka, miała silny charakter, ale kryło się w niej też coś subtelnego, co czasem wzbudzało czułość. Tą nieuchwytna na pierwszy rzut oka cechę mógł dostrzec tylko ktoś, kto dobrze ją znał. Tak samo jak ukrywane przez nią zmartwienie.
- Więc jak będzie? -zapytał łagodnie mężczyzna przygaszając papierosa.
Na chwilę zapadła martwa cisza.

- Draco - wypaliła nagle Narcyza. - Jest coraz gorszy.
- Draco jest teraz w Hogwarcie - zdziwił się Severus.
- Napisał do mnie... - pani Malfoy zgniotła niedopałek w popielniczce i tęgo pociągnęła ze szklaneczki.
- No i...?- mężczyzna uniósł brew.
- List przyszedł wczoraj wieczorem, Severusie - Narcyza odetchnęła głęboko. - Mój syn napisał, cytuję: Potter dostał wciry od Śmierciożerców. Ktoś go torturował przez dwa dni. Podobno Nott (podsłuchałem pod Pokojem Nauczycielskim). - Narcyza odchrząknęła i zapaliła kolejnego papierosa. Mężczyzna także nie pogardził, gdy go poczęstowała.
- To prawda, no i co w tym niepokojącego? To, że podsłuchiwał?- zapytał Snape.
- Poczekaj, to nie wszystko - Narcyza zaciągnęła się potężnie - dalej było tak: Cieszę się mamo, że mu w końcu ktoś porządnie dokopał. Może nie będzie już tak zadzierał nosa. Jednak jest na tym świecie jakaś sprawiedliwość.
Przy stoliku zapadła cisza na dobrą minutę.

- No i co o tym sądzisz? – Narcyza uniosła brew zupełnie jak jej towarzysz.
- Wierzyć mi się nie chce - odrzekł mężczyzna. - Wiem, że się nie cierpią...
Draco chyba nie do końca sobie zdaje sprawę, czym są tortury, zwłaszcza tortury Notta, bo to przecież cały odrębny rozdział. Odpisałaś mu?
- Tak, dziś pewnie dostał mój list. Napisałam mu, że powinien się wstydzić.
- No i dobrze - uciął temat Severus.
- Sev - Narcyza mogła zdrabniać jego imię ile tylko chciała. Większość znajomych Severusa jednak nie miała takich przywilejów. Używanie zdrobnień wobec mistrza eliksirów niosło dla większości ludzi dosyć niemiłe konsekwencje. - Za bardzo mu pobłażasz.
- Jest Prefektem - mężczyzna nie bardzo wiedział co powiedzieć, zwłaszcza, że matka Dracona miał rację.
- Właśnie! To go czyni jeszcze bardziej aroganckim - Narcyza westchnęła. - Posłuchaj drogi przyjacielu. Draco jest niemal wierną kopia Lu, ale mój mąż chyba nigdy nie byłby w stanie cieszyć się z tego, że ktoś został skatowany. Nott był bestią. Mój mąż też torturował i nadal bywa okrutny, ale są jakieś granice, których nigdy nie przekroczy, a przynajmniej mam taką nadzieję... Nott używał strasznych metod i po Potterze na pewno to widać...
- Narcyzo - powiedział łagodnie Severus - twój mąż wie czym są tortury Notta bo je widział. Twój syn - nie. A przecież wiesz jak on nie cierpi Pottera.
- Aha. Zupełnie tak jak ty...
- Ja go traktuje obiektywnie - żachnął się mężczyzna.
Narcyza uśmiechnęła się z przekąsem.
- Jasne, Sev - ty zawsze jesteś wzorem obiektywizmu. - Severus posłał jej spojrzenie Puszka, któremu znudziła się bezmięsna dieta, czym kobieta wogóle się nie przejęła.
- A co do Dracona - ciągnęła pani Malfoy niezrażona zimnym błyskiem w oczach towarzysza - rzeczywiście nie znosi latorośli Potterów. Ciągle wymyśla mu nowe ksywki. Nazywa go Bohaterem Dla Ubogich, Księciem Z Blizną, a ostatnio Mam - Znamię - Po - Czarnym - Panu - I - Wszystko - Mi -Wolno.
- Właśnie - uciął Sev elegancko i wykończył swojego (podwójnego) drinka.
Przywołał kelnera i zamówił "jeszcze raz to samo."
- Chwila - Narcyza figlarnie przechyliła głowę - to samo, ale tym razem ja też chcę podwójny orgazm. - Mówiąc to szeroko się uśmiechnęła, a młody kelner zanim odszedł od stolika z zamówieniem wyraźnie się zrumienił i wydukał "oczywiście, mademe."
- No tak - zaczął Severus - w końcu to wy, kobiety stworzone jesteście do orgazmów wielokrotnych - na twarzy mistrza eliksirów wykwitł pokrętny uśmieszek .
- Podobno tak. Ale wy nie potraficie nam tego zapewnić – elegancko zripstowała kobieta.
- Czy twoje słowo musi być zawsze ostatnie, Narcyzo?
- Tak! A co do Dracona - Kobieta stanowczo nie pozwoliła sobie przerwać i Severus wyraźnie skrzywił się, gdy usłyszał imię "Draco" - to jak dla mnie, możesz mu nawet od czasu do czasu przywlać. Robi się nie do zniesienia. A to, że jest inteligentny i sarkastyczny, wcale nie ułatwia mi wychowywania tej bestii. Poza tym urósł tak, że przewyższa mnie o pół głowy, co bardzo uszczupla mój autorytet. Chyba zacznę go bić... - Ostatnie zdanie dodała z desperacją w głosie.
- Możesz go sobie lać, w końcu masz do tego święte prawo matki, ale w Hogwarcie uczniów się nie bije. Mogę mu najwyżej przysolić szlaban w Zakazanym Lesie, jeżeli przegnie za bardzo - mężczyzna chciał jak najszybciej skończyć niemiły dla siebie temat wychowawczy.
-Trzymam cię mocno za słowo Sev. Ja już sobie przestaję z nim dawać radę...
Narcyza zapaliła trzeciego papierosa i poczęstowała towarzysza.
- No, teraz możesz przejść do tych poważniejszych rzeczy.. Jeśli się nie mylę w naszej rozmowie często będzie padać słowa Percy Weasley - Narcyza skrzywiła się przy imieniu młodego karierowicza...


*I znowu podle zmieniam ważną rzecz ignorując oryginał, w którym matka Dracze ma włosy koloru blond. Poszłam za głosem serca i zrobiłam z niej kruczoczarną brunetkę.
W końcu wywodziła się z rodu Czarnych, którzy mieli raczej ciemne włosy. Stąd ta zmiana.

**Orgazm – to nie tylko sami – wiecie – co, ale także nazwa drinka. Ponoć bardzo dobrego (sama niegdy nie piłam, ale zamierzam spróbować, jak tylko będę miała okazję).


***

Severus rozmawiał z Narcyzą ponad godzinę.
Wypili przy tym dosyć sporo i poszły im wszystkie paierosy jakie mieli.
Narcyza obiecała wykorzystać wszelkie znajomości w Ministerstwie i przyznała ku zdziwieniu Severusa, że bardzo mądrym posunięciem byłoby przejście Lucjusza i jej na stronę Dumbledore’a.
Jak się okazało w dalszej konwersacji, Narcyza miała ku temu ważne powody.
Czarny Pan był coraz bardziej fanatyczny.
Lucjusz opowiadał jej, że "Crucio" z ust przywódcy pada na zebraniach coraz częściej i z coraz błahszych powodów.
Sam Voldemort odwiedził ją tydzień po aresztowaniu Lucjusza i zażądał aby wyciągnęła męża jak najszybciej z więzienia - ponieważ jest mu potrzebny. Minęło sporo czasu i kobieta obawiała się kolejnej wizyty, mimo że Malfoy miał wyjść już za tydzień.
Podczas tamtych odwiedzin Czarny Pan wyraził swą dużą nadzieję (czytaj zażądał), że Draco wstąpi w szeregi Śmierciożerców jak tylko ukończy Hogwart. Do tej pory nie było o tym wyraźnie i "na głos" mowy i Narcyza uświadomiła sobie, że nie chce aby jej syn został tyranem mugoli i szlam.
To było jej dziecko - pragnęła dla niego jedynie szczęśliwego stabilnego życia z jakąś rozsądną czarownicą u boku.
Gdyby Lucjusz został szpiegiem Jasnej Strony, mogliby liczyć na dodatkowe zabezpieczenia (oprócz dotychczasowych silnych zaklęć ochronnych) swojej posesji - Dragon Tower i opiekę Dumbledore'a.
Narcyza była trzydziestosześcioletnią kobietą, której nudziło się już ryzykowanie męża i narażanie na ryzyko jedynego syna.
Narcyza zaczynała się bać Voldemorta, który był coraz bardziej okrutny nawet dla swoich poddanych.

Snape dał jej również do przemyślenia bardzo ryzykowną, ale i bardzo mądrą propozycję.
Jeżeli Lucjusz i Narcyza postanowią wstąpić do Zakonu Feniksa i przenieść się w bezpieczne miejsce, Severus zostanie ich Strażnikiem Tajemnicy.
Obydwoje wiedzieli, że to ryzykowne, a jednak Narcyza ufała mu - bo nigdy jej nie zawiódł - i obiecała przemyśleć sprawę, oraz porozmawiać z mężem, gdy ten tylko wróci do Dragon Tower. Było jej jedynie żal zostawiać ukochane domostwo i przenosić się w "bezpieczne miejsce".
Tak, Narcyza Malfoy była rozsądną kobietą, która najchętniej nie angażowałaby się już w nic niebezpiecznego. Tak bardzo chciała stabilizacji i spokoju dla swojej rodziny.
Czy żądała zbyt wiele?
Wkrótce miało się okazać, że tak...

Do Hogwartu Severus wrócił około ósmej wieczorem.
Był nieco podniesiony na duchu ale i tak miał złe przeczucia.
Jego wampirza intuicja mówiła mu, że wydarzy się coś bardzo złego. Że wydarzy się dużo złych rzeczy.
Intuicja ta - zazwyczaj nieomylna - mówiła mu też, że nie będą one dotyczyć bezpośrednio jego osoby, tylko uczniów.
Severus zaczynał szczerze bać się poniedziałku.

***

Harry spał spokojnie i głęboko. Pani Pomfrey dała mu trochę Eliksiru Bezsennego Snu, a ilość którą dostał wystarczyła spokojnie na trzy wieczory.
kładąc się spać, Gryfon pomyślał z wisielczym humorem, że koszmary będzie miał dopiero z poniedziałku na wtorek, ale zawsze, jak się obudzi , może wypić zawartość fiolki, którą dostał od mistrza eliksirów, a która spoczywała teraz bezpiecznie w szufladzie z bielizną.

Całą sobotę był śledzony przez Hermionę, która bała się, żeby nie popełnił jakiegoś głupstwa. Przejęła się bardzo jego myślami samobójczymi i pilnowała go niczym kwoka niesfornego kurczęcia łażąc za nim nawet do jego dormitorium. Dopiero, gdy Harry koło godziny trzynastej spytał czy zamierza iść z nim także do ubikacji, a Ron zaczął się histerycznie śmiać, odpuściła sobie trochę, ale i tak miała na oku swojego zielonookiego kumpla.
Mimo faktu, że było to irytujące miało też swoje dobre strony. Harry bardziej przejmował się łażącą za nim Hermioną niż możliwością samobójstwa.
Przejmował się też bezpieczeństwem Hagrida, a zwłaszcza Lupina i kiedy Dumbledore dorwał go na korytarzu, i zapytał jak się czuje, chłopiec podzielił się swoimi obawami.
Albus pocieszył go i zapewnił, że Remus przyjedzie do Hogwartu we wtorek i zostanie tu dopóki będzie taka potrzeba.
"Mam po co żyć chociaż do wtorku" pomyślał chłopiec z przekąsem i ironią .
Harry pamiętał, jak przez mgłę, że Lupin przesiedział z nim cały krytyczny okres w skrzydle szpitalnym. Teraz od Dyrektora dowiedział się, że wilkołak wrócił do swoich spraw dopiero, gdy było już pewnikiem, że chłopak będzie żył.

Po południu Hermiona i Ron wyciągnęli go na długi, raczej milczący spacer po błoniach, który przebiegał w miarę spokojnie poza jednym małym acz przykrym incydentem, kiedy Hermiona w przypływie macierzyński uczuć spróbowała go objąć.
- Wszystko się dobrze ułoży, zobaczysz - dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia Harry'ego.
Chłopak się wzdrygnął jak oparzony i odskoczył. Zrobiło mu się niedobrze i chociaż wiedział, że to irracjonalne, zezłościł się na Hermionę.
- Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał.
Był wściekły, a Ron spojrzał na niego tak jakby go widział po raz pierwszy w życiu.
"Cholera, ale ze mnie idiotka - pomyślała Hermiona. - Przecież on teraz nie da się do siebie w żaden sposób zbliżyć."
- Przepraszam Harry, poniosło mnie - powiedziała cicho.
- Nie szkodzi - chłopak był zdenerwowany.
- Mówiłem wam, że teraz będzie zupełnie inaczej. Jeżeli chcecie nadal się ze mną przyjaźnić, musicie pamiętać, że ja już nie jestem normalny i nigdy nie będę - w jego głosie było tyle goryczy i smutku, że Ron zaczął protestować.
- Przestań Harry, nie mów tak. Nie mów, że jesteś nienormalny. Masz tylko problemy w relacjach z innymi, ale to w twoim przypadku jest zrozumiałe...
- Och, zamknij się Ron! - Hermiona była wściekła za głupotę i brak taktu rudzielca.
- Nie szkodzi, Herm - Harry smutno się uśmiechnął.
- Och. Najpierw ja popełniam gafę, teraz Ron. Jak ty z nami wytrzymujesz? - Hermiona próbowała załagodzić sytuację.
- Właśnie irytująca wiewióra i panna wiem-to-wszystko. Współczuję ci Harry - Ron szybko podłapał starania przyjaciółki.
Potter był im za to wdzięczny.
- Jesteście okropni, ale i tak was kocham.
- My ciebie też - dodali skwapliwie zgodnym chórem.
Przez następną godzinę spacerowali w prawie całkowitej ciszy i tylko od czasu do czasu, któreś z nich rzucało uwagę na temat pogody, albo jakiegoś ciekawego widoku.

Do Zamku wrócili dopiero na kolację i Harry stwierdził ze zdziwieniem, że jest trochę głodny.
Później udali się do biblioteki pisać wypracowanie na poniedziałek dla McGonagall bo na NUT-ki z Transmutacji dostali się wszyscy troje.

***

Harry leżał w ciemnym dormitorium. Sam.
Ron i Hermiona byli we wspólnym. Mnóstwo ludzi było we wspólnym...
Ale on chciał być sam.
A kiedy był sam, jego myśli były czarne jak smoła.

Jeden łyk...
Ron, Hermiona, Hagrid, Lupin, Luna...
Jeden łyk i będzie po wszystkim…
To nie boli. Chwila dziwnego smaku w ustach, a później tylko czysty niebyt...

Ron, Hermiona, Dumbledore...
Rodzice, Syriusz… może ich spotkam tam po drugiej stronie...
Ale tu są ci, którym na mnie zależy...
Jedna chwila i skończy się ból, rozpacz i cierpienie...
Lupin, Hagrid, Percy i jego nikczemne zamiary...
A co mnie to wszystko obchodzi?
Hagrid i Lupin.
Fiolka z trucizną…
Fiolka i list od Severusa Snape’a.
List...


Harry wstał i zapalił światło. Podszedł do szuflady z bielizną. Otworzył ja, sięgnął na sam spód i wymacał pergamin i fiolkę.
Buteleczkę postawił na szafce przy łóżku.
Po raz enty przeczytał list. Coś mu zgrzytało i nie wiedział co.
Harry otworzył fiolkę. Przez chwilę przyglądał się jej z fascynacją. Płyn był jasnozielony i bardzo przejrzysty. Ładny...
Powąchał truciznę. W ogóle nie miała zapachu.
Czuł się dziwnie z tą fiolka w dłoni. Jak jakiś bóg. Mógł odebrać sobie życie, ale nie musiał. Miał władzę na tym, czy żyć dalej, czy umrzeć tu i teraz.
A tą władzę dał mu nie kto inny, ale ktoś kto go z wzajemnością nienawidził. Może właśnie to go do tej pory powstrzymało przed wypiciem?
A może to, co napisał Snape? Że wierzy w jego siłę i szlachetność...
Harry nie wiedział.

„Snape miał wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta” – pomyślał nagle.
„Miał wątpliwy zaszczyt...”
Harry zakręcił fiolkę i z powrotem odstawił ja na szafkę nocną
Wziął w lekko drżące od psychicznego napięcia ręce list, który znał już prawie na pamięć. Przebiegł szybko wzrokiem do poszukiwanego miejsca. Przeczytał

Miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście...

Miałem..
.

Dlaczego napisał to w czasie przeszłym?” pomyślał chłopak.
„Dlaczego nie napisał mam wątpliwy zaszczyt...
Przecież artykuł o śmierci Notta pojawił się dopiero następnego dnia. A ten list niewątpliwie dostałem w nocy...”
Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
„Może chodzi oto, że miał, bo nie utrzymuje z nim już kontaktów?”
To przypuszczenie jednak wydało mu się naciągane. Jeżeli piszemy o osobie żyjącej, nie piszemy o niej w czasie przeszłym, automatycznie używamy czasu teraźniejszego.

Harry zignorowałby to słowo – „miałem” - gdyby nie fakt rozmowy Snape’a z Dumbledorem w skrzydle szpitalnym i reakcja mistrza eliksirów na tytuł artykułu w „Proroku Codziennym”. To wszystko razem z nie winnym słówkiem „miałem” dawało mieszankę wybuchową.
Harry'emu przebiegł po plecach zimny dreszcz.
„Nie wierzę...” – pomyślał.
„Muszę wiedzieć... muszę.”

Spojrzał na zegarek. Była dwudziesta pierwsza.
„Potrzebuję się przejść. Nie wyrobię...” – myślał gorączkowo.

Schował szybko fiolkę i pergamin do szuflady.
Zszedł powoli do Pokoju Wspólnego, gdzie panował istny harmider, bo część Gryfonów grała w Eksplodującego Durnia, część gadała, a część po prostu się kłóciła. Hermiona czytała.
Chłopak zdawał sobie sprawę, że nie uniknie zagajenia. Najchętniej wziąłby pelerynę niewidkę, ale po co? Chciał być niewidzialny jedynie w tej chwili.

- Cześć Harry, zagrasz z nami? – zapytał ze szczerą sympatią Seamus.
- Nie – Harry uśmiechnął się przepraszająco – idę się przejść. Muszę pomyśleć.
Hermiona spojrzała na niego znad książki. Chyba nie zauważyła nic niepokojącego, bo wróciła do lektury.

***

Harry sam nie wiedział jak znalazł się przy wejściu do lochów, gdzie omal nie wpadł na Snape'a, który właśnie udawał się do Dumbledore'a, aby zdać mu krótką relację z rozmowy z Narcyzą Malfoy.
- Co ty tutaj robisz, Potter? - warknął mistrz.
- Spaceruję - grzecznie odpowiedział uczeń.
- O tej porze powinieneś być w swoim Pokoju Wspólnym, dormitorium, albo w łazience, ale nie na korytarzu.
Mimo, że Harry urósł trochę przez wakacje i był bliski osiągnięcia magicznego dla płci brzydkiej progu stu osiemdziesięciu centymetrów, musiał podnieść głowę, że by spojrzeć nauczycielowi w oczy.
- Tak się zastanawiałem - zaczął - czy lepiej wypić truciznę, czy iść do kuchni po nóż, bo przyzwyczaiłem się do bólu, ewentualnie...
- To jest wejście do lochów, a nie do kuchni, Potter - zimno odrzekł Snape.
- Ehem. Ale Pan mi przerwał... jest jeszcze jedno wyjście.
- Jakie, Potter? - spytał poirytowany Snape. - Nie, żeby mnie obchodziło jak chcesz pożegnać się z tym światem, ale skoro potrzebujesz się wygadać... - ironizował Severus. - Cóż to za fascynujące, trzecie wyjście? Umieram z ciekawości.
- Owszem, dosyć ciekawe, chociaż może nie fascynujące... - Harry był całkowicie spokojny. - Pan.
Snape autentycznie się zdziwił.
- Możesz jaśniej, Potter? Jak chcesz, żebym cię słuchał to mów z sensem.
- Dlaczego napisał mi pan w liście, że miał przyjemność znać Notta. Dlaczego użył pan czasu przeszłego?

Severus zaklął w duchu.
"No wiedziałem, że ten bachor się w końcu domyśli. To Granger pewnie wie już od czwartku. Cholera, dlaczego pisałem ten list przy wódce?"
- Nie utrzymywałem z nim przez długi czas kontaktu, Potter - gładko skłamał bez najmniejszych wyrzutów sumienia. W końcu Wielki Harry Potter jemu kłamał, kiedy tylko się dało. - A tak wogóle to nie powinno cię chyba obchodzić, nie sądzisz?
- Też tak najpierw pomyślałem, że nie utrzymywał pan z nim kontaktów - powiedział niezrażony Harry - ale istnieje jeszcze fakt pana rozmowy z profesorem Dumbledore’em w skrzydle szpitalnym. To się trochę kupy nie trzyma.
- Wiesz Potter , że twoja arogancja, bezczelność i twoje wścibstwo pobiły właśnie światowy rekord? - głos Snape'a był chłodny, łagodny i jadowity.
- Nie prowokuj mnie do tego, żebym się na ciebie wściekł - palce profesora powoli zacisnęły się na połach jego szaty.
- Nie boję się - Harry wzruszył ramionami. - Najwyżej zginę. Forma samobójstwa dobra, jak każda inna. Sprowokuj wampira i masz życie z głowy.
Severusa przytkało na dobry moment. Stał przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć.
Ale Sev jak to Sev, szybko odzyskał nad sobą kontrolę i rzekł (bo cóż innego mógłby rzec):
- Szlaban, Potter. Poczekasz tu na mnie. Idę na chwilę do Dyrektora... Albo nie... Pójdziesz ze mną i poczekasz przed gabinetem.
Harry wzruszył ramionami i grzecznie poczłapał za zdenerwowanym Severusem.
- Nie wiem czemu nie udusiłem cię poduszką w skrzydle szpitalnym - zdziwił się na głos Severus. - Chyba mięknę na stare lata.
- Bez przesady profesorze. Nie jest pan jeszcze taki stary - Harry bez żenady mówił to co mu na myśl przyszło. - Inna sprawa, że zachowuje się pan czasami, jakby miał siedemdziesiątkę na karku.
- Licz się ze Słowami, Potter - warknął zirytowany Snape - nie jestem twoim kumplem.
- Na szczęście- Harry miał generalnie wszystko gdzieś.
- Gryffindor traci dziesięć punktów - gładko oznajmił Severus.

Doszli do kamiennej chimery i nauczyciel krzywiąc się lekko wypowiedział hasło:
- Musy świstuny.
Harry parsknął pogardliwie. To było osobliwe zjawisko: Snape mówiący "musy świstuny."
- Maniery, Potter - wysyczał nauczyciel.

- Co będę robił na szlabanie? - zapytał od niechcenia Harry, kiedy wspinali się po kamiennych schodach.
Severus popatrzył na niego złośliwie.
- Będziesz sprzątał jeden z lochów, po mojej wczorajszej uroczystej kolacji - powiedział słodkim tonem. - Wszędzie krew i flaki. Oczywiście nie możesz użyć magii.
- Bardzo śmieszne, sir - sarkastycznie odrzekł Harry, bezczelnie krzyżując ręce na piersi.
- Nie pasuje ci ten ton, Potter - odgryzł się gładko Snape.
Severus popatrzył na niego uważnie. Chłopak powoli zaczynał budować wokół siebie szczelny anty-emocjonalny mur.
- Poczekaj tu, Potter. Zaraz przyjdę.
- Tak jest, sir - drwiącym tonem odrzekł Harry.
Snape spojrzał na niego nieprzyjaźnie.
- Jeżeli będziesz podsłuchiwał, to urwę ci łeb - bardzo łagodnie powiedział profesor.
"W takim razie będę."- przewrotnie pomyślał chłopak, chociaż tym razem postanowił być dyskretny.
Oparł się o ścianę i czekał.

*
Harry nie czekał długo.
Po jakichś pięciu minutach Snape wyszedł z gabinetu Dyrektora.
- Idziemy, Potter – warknął.
Szli w całkowitym milczeniu, aż do lochów.
- Gdzie to miejsce krwawej uczty? – spytał grzecznie Harry.
Snape posłał mu spojrzenie wygłodniałego bazyliszka.
- Myślisz, że to zabawne? – zapytał wyprutym z emocji tonem, krnąbrnego ucznia.
- No. Nawet, nawet – spokojnie odrzekł chłopak.
Severus popatrzył na niego uważnie.
Harry Potter absolutnie się niczego nie obawiał.
Harry Potter był absolutnie spokojny.
Od Harry'ego Pottera wionęło absolutną obojętnością
Harry Potter wzbudzał w nim absolutną irytację.
- Potter, masz czelność nabijać się z zaistniałej sytuacji i uważać ją za zabawną? Tobie naprawdę ta blizna w jakiś sposób uszkadza mózg. Musi tak być, bo inaczej kierował byś się czymś takim jak zdrowy rozsądek.
Harry popatrzył na nauczyciela obojętnie.
Mistrz eliksirów wyglądał na poirytowanego, zmartwionego ale i spokojnego.
- Chodź ze mną do pracowni. Dam ci coś pożytecznego do roboty – Snape westchnął niemal boleśnie. – Naprawdę żałuję, że nie użyłam tej poduszki, a była taka duża. Idealna na narzędzie zbrodni – w głosie Severusa brzmiało niemal rozmarzenie.
Harry poczuł przewrotne rozbawienie i nawet zachichotał.
- Po co poduszka. Mógł mi pan urwać głowę, albo wypruć flaki. Mieliby chociaż o czym pisać – powiedział drwiąco.
- Potter – głos nauczyciela był łagodny, cichy i niemal troskliwy – może powinienem zawiadomić szpital Św. Mungo. Tam jest specjalny oddział dla takich jak ty.
- Może... – odrzekł spokojnie Harry – ale lepszy jest chyba Hotel Cmentarz z robakami za współlokatorów.
Snape pokiwał głową z politowaniem.
- Chodź dziecko – powiedział łagodnie – dam ci zajęcie na najbliższe dwie godziny i może przestaniesz bredzić.
Harry potelepał się za sunącym z gracją Severusem.
Po drodze do pracowni zahaczyli o jeszcze jedno pomieszczenie wyglądające jak skład i Snape wziął stamtąd michę dżdżownic.
- Poporcjujesz je, chyba już przez tyle lat nauczyłeś się chociaż tego, Potter – powiedział łagodnie.
- Ja w tym czasie sprawdzę wasze piątkowe wypociny – głos nauczyciela był zimny i drwiący. - Zrobiłem wam naprawdę prosty test, a wy mieliście miny, jakbym wam dał zagadnienia z siódmego roku. Żałosne...

Parę minut później Harry siedział i rozkładał dżdżownice do słoików ze specjalną zalewą.
„Fuj” pomyślał patrząc na galaretowatą ciecz o nieprzyjemnym zapachu.
Cała trudność polegała jedynie na tym aby małe i duże dżdżownice były wsadzone oddzielnie.. Chodziło o to, że duże były używane do innych eliksirów niż małe. Ilość składników była bardzo istotną sprawą.
Od biurka dochodziły do niego odgłosy szeleszczących kartek i co jakiś czas skrobanie pióra.
Harry kilka razy podniósł wzrok i miał wrażenie, że Snape jest podłamany tym, co sprawdza.
Chłopak miał nadzieje, że dostanie A. Mina Snape’a jednak nie wróżyła żadnych dobrych ocen.
Nauczyciel uwinął się ze sprawdzaniem w półtorej godziny. Popatrzył na Harry'ego, który kończył już robotę.
- Wiesz, że dostałeś Powyżej Oczekiwań, Potter? – Snape nie wiedział właściwie, po co to mówi, ale gdy chłopak upuścił słoik z wrażenia, uznał że było warto.

Harry bąknął „przepraszam”, szybko sprzątnął słoik, w którym na szczęście nie było dżdżownic i wziął następny. Ten miał być już ostatni.
- Jest tylko jedno Z. Zgadnij kto je dostał.
- Hermiona? – spytał obojętnie Harry.
- Jak się tego domyśliłeś? – z drwiną zapytał Severus i uważnie popatrzył na chłopca. – Ogólnie test wam poszedł bardzo nieciekawie. Tylko jedno Z, trzy A, dwa P, aż sześć M. i nawet jedno K. Straszne, a myślałem, że macie przejrzyste notatki z zajęć. – Severus westchnął boleśnie.
- Może, ty mnie Potter oświecisz, co się z wami dzieje? – Spytał chłodno – Czy wy w ogóle myślicie? A czym myśli ta durna Parkinson, która dostała jako jedyna Koszmarnie?
- Pan pozwoli, że przez grzeczność nie odpowiem na ostatnie pytanie..
Severus spojrzał na Harry'ego spod uniesionych brwi.
- Nie trzeba, Potter. To były pytania retoryczne. Wiesz, co to są pytania retoryczne, chłopcze? – spytał łagodnie.
- Oczywiście, sir – odrzekł grzecznie chłopak. – A pan wie, co to jest ironia? – Harry pomyślał, że Severus może się na taką bezczelność wkurzyć, ale miał to gdzieś.
Snape jednak się nie wkurzył, a jedynie krzywo uśmiechnął.
- Nie za cwany jesteś, Potter, jak na te twoje szesnaście lat?
- Pięć lat zajęć z eliksirów robi swoje – odpalił Harry bezczelnie.
„No, teraz to go pewnie wkurzyłem” – pomyślał.
Ale ku jego z dziwieniu Severus się nie zdenerwował.
Mistrz eliksirów się zaśmiał. Był to odrobinę gorzki, podszyty jakimś ulotnym smutkiem śmiech, ale jednak, śmiech. Szczery, dosyć miło brzmiący śmiech...

Severus był szczerze rozbawiony.
Okazało się, że Potter nie tylko potrafi logicznie myśleć, ale na dodatek wykazuje się dosyć posuniętą inteligencją.
„Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważyłem?” - pomyślał
Może po prostu nie chciałeś – podpowiedział mu cichy głosik, gdzieś z wnętrz głowy, który Severus przezornie "olał".

Harry'ego delikatnie mówiąc trochę wryło.
Patrzył na swojego nauczyciela z otwarta buzią.
Severus Snape z nim normalnie (no prawie) rozmawiał.
Severus Snape nazwał Ślizgonkę „durną".
Severus Snape się szczerze śmiał..
Profesor popatrzył rozbawiony na Harry'ego
- Widzę Potter, że nie grzeszysz ani brakiem bezczelności, ani też inteligencji. Trzeba ci to szczerze przyznać.
- Cóż, panie profesorze, inteligencje dziedziczy się w końcu po matce.
Severus popatrzył na niego dziwnie i Harry wolał nic więcej na ten temat nie mówić.
"Przegiąłem, czy jeszcze nie? – pomyślał. - Jeżeli nie, to przegnę teraz, ale muszę o to zapytać."
- Czy może mi pan powiedzieć - zaczął najgrzeczniej jak potrafił - co takiego zrobił Salomon Nott?
W oczach mistrza eliksirów zapalił się niebezpieczny blask.
- Coś ty powiedział, Potter? – wysyczał jadowicie.
- Pytałem, co zrobił Not, sir – cierpliwie powtórzył chłopak. - Bo przecież nie chodziło o to, co zrobił ze mną.
Harry odłożył na bok ostatni słoik, a Severus patrzył na niego zimno.
- Salomon Nott zrobił bardzo wiele rzeczy, Potter – w słowach Snape’a dźwięczały kostki lodu. – Ale to nie powinno cię absolutnie obchodzić. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie... A teraz, skoro skończyłeś zmiataj do siebie.
- I tak w poniedziałek cała szkoła będzie mówić tylko o tym. Wolałem się dowiedzieć od pana, a nie z plotek albo z prasy.
- Najlepiej zrobisz, jak pójdziesz grzecznie spać i nie będziesz interesował się sprawami, które ciebie nie dotyczą, Potter.
Harry zaczynał być zły.
- Ta sprawa jak najbardziej mnie dotyczy, sir. I nie tylko mnie ale całej szkoły.
W końcu jest pan tu nauczycielem i cały ten cyrk odbije się na Hogwarcie, a zwłaszcza na dyrektorze.
- Twoje wścibstwo i bezczelność Potter, są wręcz popisowe. Czy ty nigdy nie oduczysz się arogancji? – z irytacją spytał Severus.
- Chyba nie – bezczelnie odpowiedział Harry – Nie, bo mam to w genach.
Chłopak wstał i ruszył do wyjścia.
Czarne oczy mistrza eliksirów śledziły uważnie każdy jego ruch.
Wyglądał jak puma obserwująca swoją ofiarę.
Potter jak zwykle musiał go wkurzyć.
Harry odwrócił się przy wejściu do profesora.
- Dobranoc, sir – powiedział chłodno.
- Poczekaj, Potter – Severus mimo szczerej złości, czuł że powinien coś jeszcze powiedzieć – Najlepiej byłoby dla ciebie abyś nie wiedział zupełnie nic. Najlepiej, żeby żaden z uczniów nie interesował się zbytnio tym, co będzie się działo. Zostawcie to ludziom dorosłym. Dla własnego dobra i bezpieczeństwa. – Severus starał się mówić spokojnie i łagodnie, a Harry patrzył na niego bardzo uważne i wyglądał tak, jakby rozumiał o co chodzi. Powoli mijał mu gniew na profesora. - Im mniej wiecie, tym mniej wam grozi. Wierz mi, jeżeli dojdzie do przesłuchiwania uczniów, a jest to możliwe, zrozumiesz o co mi chodziło. Nie macie pojęcia jakich środków potrafi używać Ministerstwo, kiedy tego potrzebuje i oby żadne z was nigdy się nie przekonało. Przekaż moje słowa Granger. Niech się w ogóle tym nie interesuje. A teraz żegnam.

Harry miał w głowie absolutny mętlik. Uczniowie przesłuchiwani?
A jeżeli tak się stanie? Percy robił się fanatycznym sukinsynem. Nie, on już był fanatyczny. Harry poczuł zimną falę strachu. I nie bał się o siebie. Bał się o Hermionę.
"Percy wie, że ona jest inteligentna. A jak będzie chciał ją przesłuchać?" - pomyślał.
Właściwie nie wiedział dlaczego się boi. Przecież Hermiona była do niedawna koleżanką szkolną nowego Wiceministra Magii. Chyba nie mógłby jej zrobić nic złego? A mimo wszystko czuł jak jego żołądek zwija się w supełek na myśl o przesłuchiwaniu uczniów.

***

- Gdzieś ty był?!- Hermiona była zdenerwowana. Czekała cały czas w Pokoju Wspólnym. - Już miałam cię iść szukać.
- Miałem szlaban u Snape'a. Gdzie Ron?
- Poszedł do siebie. Jaki szlaban?!
- Dostałem go teraz, za spacer po korytarzach nocą.
- Całkiem słusznie - ucięła Hermiona.
- Hermiono, jak zapewne wiesz, Snape jest wampirem - Harry nie bawił się we wstępy.
- A ty skąd o tym wiesz?! - Herm była zaskoczona.
Harry opowiedział jej szybko o rozmowie między Dumbledorem i Severusem, ale o liście jej nie wspomniał.
- O rany jęknęła Hermiona. Coś z tym trzeba zrobić... Zabiją nam nauczyciela - była zdenerwowana i bliska płaczu.
- Ten Nott, który cię torturował - zaczęła jeszcze - on musiał zrobić coś strasznego...
- Zapewne, ale Snape nie chciał mi powiedzieć co. Powiedział tylko, że zrobił wiele złych rzeczy.
- To ty z nim o tym rozmawiałeś? Ładny szlaban...
- Nie przerywaj mi i słuchaj uważnie. Prosił, żebyśmy się tym nie interesowali. Gdy przyjdą ludzie z Ministerstwa, mogą chcieć nas przesłuchiwać. Lepiej milczeć i nie wiedzieć nic.
- Nie mogą tak po prostu zabić Severusa Snape'a bez procesu! - Hermiona prawie krzyknęła – Tylko dlatego, że jest wampirem. Tyle lat tu naucza i jakoś nikogo nie ukatrupił!
- Czytałaś artykuł. Mogą.
- Ale przecież trzeba coś zrobić. Dumbledore na pewno coś wymyśli... – dziewczyna była zdesperowana.
Harry popatrzył na nią dziwnie.
- On nie jest wszechmocny, Herm – jego słowa były zimne i stanowcze.
- Harry, trzeba zawsze mieć nadzieję...
- Ja już nie mam żadnej - słowa kumpla brzmiały jak wyrok. – Dobranoc.
Chłopak poszedł na górę, a Hermiona jeszcze przez godzinę siedziała i gapiła się w ogień.

***
******

Napisany przez: Galia 13.12.2004 17:04

Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie dialogi Snape vs. Potter. CZekam z niecierpliwością na dalsze części, bo dobrze wiem, że masz napisane sporo... Opłaca sie znać różne fora... biggrin.gif

Napisany przez: Kitiara 13.12.2004 23:54

Niedziela, 04.11.1996

Niedziela mijała Harry'emu w ciszy i spokoju.
Wyspał się, bo całą noc otulało go błogosławieństwo Eliksiru Bezsennego Snu.
Hermiona już tak za nim nie łaziła, zaczęła za to śledzić Snape'a.
Harry dorwał ją przed obiadem.
- Hermiona, ja ci cos mówiłem.
- Co? - zapytała niewinnie.
- Nie in-te-re-suj się - chłopak uniósł znacząco brew.
- Hej, i kto to mówi - broniła się dziewczyna.
- Teraz to co innego. Naprawdę lepiej nic nie wiedzieć. A poza tym to uważaj na siebie, bo mam złe przeczucia - Harry ruszył do stołu Gryfonów. Hermiona miała się udać za nim ale ktoś położył jej dłoń na ramieniu i odchrząknął. Znała to chrząknięcie i przeszły jej po kręgosłupie potężne ciary.
- Panno Granger - usłyszała cichy, męski głos przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu.
- Tak, sir? - spytała grzecznie nie odwracając nawet głowy.
- Jeśli będziesz za mną chodziła to sobie porozmawiamy na osobności i obiecuję ci, że nie będzie to przyjemna pogawędka. Zrozumiałaś? - dłoń profesora zacisnęła się lekko na jej ramieniu, nie na tyle, żeby zadać ból, ale na tyle, żeby Hermiona zrozumiała, że nauczyciel mówi jak najbardziej poważnie.
- Tak, sir.
- Kultura wymaga, żeby patrzeć rozmówcy w oczy, Granger. No to jak będzie, zrozumiałaś mnie czy nie?
Hermiona odwróciła się powoli i uniosła wzrok.
- Zrozumiałam, sir.
- Doskonale - Severus puścił jej ramię - a teraz jazda jeść obiad.

- No i co? - zapytał drwiąco Harry, kiedy usiadła już przy stole.
- Czego on chciał? - zainteresował się Ron.
- Nic takiego. Co, no i co, Harry? - dziewczyna była poirytowana.
- Mówiłem, żebyś sobie dała spokój - odpowiedział.
- O co chodzi? - dopytywał się zaciekawiony rudzielec.
- Hermiona polubiła ostatnio łamać regulamin - Harry nie zamierzał wdawać się w szczegóły.
- Coś przede mną ukrywacie - stwierdził Ron nakładając sobie obfite ilości pieczonych udek.
- Słuchaj. Tu nie chodzi o jakieś fajne tajemnice do odkrycia. Są rzeczy, którymi lepiej się nie interesować, a Hermiona to robiła i dostała ostrzeżenie. Koniec dyskusji.
- A skąd wiesz o czym mi mówił Snape, co? - dziewczyna popatrzyła na niego ze złością.
- Miałaś bardzo wymowną minę, Herm.
- Chyba się więcej nie dowiem - westchnął zawiedziony Ron.
- Raczej nie - ucięła zwięźle Hermiona.

***
Po obiedzie Harry poszedł napisać wypracowanie na poniedziałek z OPCM
Nowa nauczycielka – Nymphadora Tonks – była młoda, fajna i trochę ciapowata, ale, jak się okazało, uczyć potrafiła i była dosyć wymagająca. W końcu Dumbledore przyjął ją do Zakonu, więc nie mogła być złą czarownicą. Poza tym, jako Zmiennokształtna, nadawała się na wywiadowcę.
Mieli z nią zajęcie w poniedziałki i wtorki, i w każdy wtorek zadawała im wypracowanie. Tematy były ciekawe i chodziło w nich przede wszystkim o własne przemyślenia, a nie tylko spisanie wiadomości z książek. Harry naprawdę lubił je pisać. Jak do tej pory dostawał na Obronie same Znakomite - zarówno z teorii jak i z praktyki.
TO wypracowanie dotyczyło wampiryzmu i chłopak podejrzewał, że jako nauczycielka, była wtajemniczona w pochodzenie Snape’a i gdyby wiedziała jaki cyrk zacznie się od czwartku, pewnie nie zadałaby im takiego tematu.
Harry miał w trzy godziny już wszystko, czyli dwie i pół rolki pergaminu.
Usiadł wygodnie i postanowił przeczytać swoje dzieło w poszukiwaniu błędów. Do kolacji pozostała jeszcze godzina.
Nie minęła minuta gdy usłyszał za plecami chłodny, drwiący głos:
- No, no. Cóż za elokwencja, prawie trzy rolki. Żebyś się tak do wypracowań z eliksirów przyłożył, Potter – za nim stał Severus Snape z jakimś ogromnym tomiszczem pod pachą.
- Profesor Tonks zadaje nam ciekawe tematy.
- Nie wątpię. Ona sama to także ciekawy przypadek- w głosie nauczyciela pobrzmiewała nutka złośliwości. – Pogrom jaki siała w sali eliksirów przez pierwsze cztery lata swojej nauki w Hogwarcie jest już legendarny. Nawet Longbottom jej nie dorównał.
Harry popatrzył uważnie na nauczyciela.
- To pan uczył Tonks, znaczy profesor Tonks? - zapytał zdziwiony. Ale od razu zrozumiał, że przecież ona też musiała chodzić do szkoły.
- Oczywiście. Co w tym dziwnego?- zapytał rozbawiony kobiecy głos. - Skończyłam Hogwart siedem lat temu – obok Snape’a jak gdyby nigdy nic stała sobie Tonks.
Severus skrzywił się nieznacznie na jej widok.
Kobieta miała tego dnia czarne proste włosy do ramion. Jej duże niebieskie oczy były roześmiane.
- Owszem, dosyć dużo kociołków wysadziłam w powietrze. Ale na piątym roku byłam już całkiem dobra.

Snape uśmiechnął się kwaśno i wyjął Harry'emu bezceremonialnie z ręki pergamin.
- Wampir. Wróg czy przyjaciel – przeczytał z zimną drwiną w głosie. – Powiedz mi kobieto, czy to temat z Obrony Przed Czarną Magią, czy może z Filozofii?
Czarownica wzruszyła ramionami.
- Ja tylko próbuje zmusić uczniów do myślenia. Ale skoro ci się to nie podoba... – Tonks uśmiechnęła się rozbrajająco.- W takim razie następne wypracowanie jakie zadam będzie zatytułowane: Rozpoznawanie i skuteczne tępienie wampirów. Nowy Wiceminister Magii bardzo szybko postara się o cofnięcie Dekretu o Ochronie Wampirów i taki temat będzie wręcz poprawny politycznie. Co ty na to Severusie? – ostatnie pytanie nasączone było złośliwością.
- Język ci się wyostrzył Tonks – skomentował Snape. – Dowcip też. Jeszcze trochę a staniesz się inteligentna.
- Tobie to nie grozi Severusie – gładko odcięła się młoda czarownica.
Harry'emu zachciało się śmiać.
Tonks jeździła sobie po Mistrzu Eliksirów jak po łysej kobyle i wcale nie dała się zbić z pantałyku, chociaż cięty dowcip Severusa niejedną kobietę doprowadził już do szewskiej pasji lub do łez.
Snape popatrzył na nią ironicznie.
- Nie możesz mi dać szlabanu ani odjąć punktów – Tonks suszyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Ale mogę – głos Snape’a był zimny jak lodowiec górski - którejś pięknej nocy przegryźć ci tętnicę szyjną, Nymphadoro – specjalnie użył jej imienia, którego nie cierpiała.
- Po co czekać do nocy? – powiedziała niezrażona Tonks, teatralnym gestem odrzucając głowę do tyłu, zbierając włosy w dłoń i odsłaniając, całkiem zgrabną, szyję – Proszę gryź, nie krępuj się. Zawsze byłeś moim ulubionym profesorem.
Harry uśmiechnął się szeroko. Młoda czarownica wcale nie obawiała się swojego kolegi po fachu. Wręcz przeciwnie, darzyła go chyba jakąś przewrotną sympatią. A Snape też nie wyglądał na kogoś kto nie cierpi Tonks. On ją tolerował – a to już był sukces. Okupowała w końcu jego wymarzone stanowisko OPCM.
Gryfon pomyślał, że takie wzajemne nastawienie ich do siebie może wynikać z przynależności do Zakonu.
- Umyj kark Tonks, to pogadamy – jadowicie wysyczał Severus.
Kobieta wybuchła perlistym śmiechem. Harry też nie wytrzymał i się zaśmiał.
Snape jedynie uśmiechał się krzywo z politowaniem.
- Jak zawsze jesteś miły i uroczy. Och Severusie, jak mi brakuje twoich szlabanów – ironizowała Tonks.
Pewnie Snape by jej jeszcze coś powiedział, ale pani Pince wyrosła przy nich jak spod ziemi.
- Ja rozumiem uczniów - powiedziała z miną wygłodniałego sępa –ale nauczyciele.. Wstyd! Po tobie się tego nie spodziewałam Severusie. Albo będziecie cicho, albo was wyproszę.
Snape posłał bibliotekarce spojrzenie wściekłego hipogryfa i udał się ze swoim tomiszczem do jednego ze stolików przy oknie.
Tonks natomiast wzruszyła ramionami i pomaszerowała do działu ksiąg zakazanych.

Harry spokojnie przeczytał trzykrotnie swoje wypracowanie i chciał już wyjść gdy dobiegł go teatralny szept od strony lewej.
- Harry, jeżeli skończyłeś, to daj, sprawdzę od ręki.
Chłopak rozejrzał się. Pani Pince smacznie zasnęła za swoim biurkiem.
Harry podszedł do swojej profesorki i podał jej zwinięte rolki.
- Proszę. To trochę tandetne i patetyczne, ale chyba nie dostanę Koszmarnego.
- Na pewno nie, jesteś bardzo dobry z Obrony.
- Ale nie z filozofii – jadowicie wysyczał Snape spod okna.
- Cicho Severusie, pani Pince zasnęła – Tonks uśmiechnęła się złośliwie.
Mistrz Eliksirów uniósł groźnie brew i trzasnął swoim tomiszczem, Bibliotekarka obudziła się i aż podskoczyła przy tym z wrażenia. Rozejrzała się nieprzytomnie. Wyglądała tak komicznie, że Harry i Tonks musieli zakryć usta rękami, żeby nie parsknąć ze śmiechu.
Snape wstał i odniósł książkę na biurko Pince. Wychodząc posłał jeszcze bardzo wredny i bardzo złośliwy uśmiech w kierunku Harry'ego i Tonks.

***
Harry zjadł niewiele i Hermiona zaczęła głośno martwić się o jego zdrowie.
- Daj spokój – warknął w odpowiedzi chłopak i dziewczyna zamilkła jak niepyszna.
Ron popatrzył tylko na nich niepewnie, ale wolał się nie wtrącać.

Po kolacji Hermiona stwierdziła, że chce jeszcze zajrzeć do biblioteki coś sprawdzić i Harry, ku jej zdziwieniu, zaproponował swoje towarzystwo.
Po korytarzach wałęsało się mnóstwo uczniów, wyszukujących jakiekolwiek preteksty, aby tylko nie iść jeszcze do siebie. Niektórzy rozmyślali nawet o jakiejś drace.. W końcu weekend był już na finiszu i należało zaszaleć.
Harry dojrzał jak Ginny i Luna suną w stronę Sali Transmutacji z podejrzanymi ładunkami pod pachami. Ginevra* z klasą podtrzymywała tradycje założona przez jej dwóch bliźniaczych starszych braci – knuć, psocić i kłamać w żywe oczy. Całkiem nieźle jej to wychodziło.
Ginny Weasley puściła Harry'emu oko, a on tylko wzruszył ramionami.

- Hej, Potter! Idziesz ze swoja dziewczyną do Biblioteki? – dobiegł ich lodowaty, drwiący i bez wątpienia ślizgoński głos.
- Nie zwracaj uwagi - syknęła Hermiona, zupełnie niepotrzebnie, bo Harry zignorował odzywkę.
- Powiedz, Potter, bardzo płakałeś, gdy przeczytałeś o śmierci Notta? Podobno wiele was łączyło. – Na przystojnej acz wrednej twarzy Malfoya wykwitł złośliwy uśmiech.
Kilku Ślizgonów się zaśmiało, ale większość uczniów patrzyła z zainteresowaniem i niepokojem.
Harry zacisnął zęby.
- Przestań – Blaise spojrzała nieprzyjaźnie na Ślizgona. – A ty Pansy nie rżyj jak idiotka. Podobno jesteście Prefektami.
- Nic ci do tego – warknęła urażona Parkinson.
Malfoy totalnie "olał" czarnowłosą koleżankę.
- No jak, nosisz żałobę, Potty? – Draco był zły na matkę, że ochrzaniła go w liście za podejście do całej sprawy, więc musiał sobie ulżyć. A najlepiej było sobie ulżyć na obiekcie, który spowodował jego złe samopoczucie.
- Zamknij się Malfoy, kretynie! – nie wytrzymała Hermiona.
Harry'ego od zaciskania zębów zaczęła już boleć szczęka.
Draco nie zamierzał jednak ani się zamknąć, ani dać za wygraną.
- Lepiej ty się zamknij, durna szlamo! – kulturalnie odpowiedział Gryfonce.
Podszedł do nich i z całej siły odepchnął dziewczynę, tak, że omal nie wpadła na ścianę. Hermiona krzyknęła z bólu i zaskoczenia.
- DRACO!!! – Blaise chciała zatrzymać blondyna, ale Crabb złapał ją za rękę i tylko syknęła z bólu i bezsilnej złości.
- Ciebie Granger, powinien ktoś porządnie przelecieć, może się wtedy nauczysz gdzie twoje miejsce - Draco uśmiechnął się paskudnie.
- Cham! – obydwie dziewczyny – Hermiona i Blaise – były zbulwersowane.
- Powiedz Potter, podobało ci się? Całkiem ładne masz te blizny... Co na to twoja biedna szlamowata matka? Pewnie przewraca się w grobie. W końcu jej syn jest prawdopodobnie gejem i na pewno - masochistą.
- Jak śmiesz? – wysyczała Hermiona.
Malfoy wyciągnął rękę i przesunął dłonią po policzku Harry’ego.
- Podobam ci się, Potter? – spytał ze złośliwym uśmiechem. Jedynie Crabb i Goyle wyglądali na zadowolonych i nawet na twarzy Parkinson uśmiech już zbladł.
Zabini była zdegustowana, ale nie mogła się nigdzie ruszyć, bo jej ramię ściskał Crabb. Wyrwała mu się i roztarła rękę.
Malfoy przesadził.
Harry błyskawicznie wyciągnął różdżkę i przycisnął ją do gardła Dracona.
- Tknij mnie jeszcze raz Malfoy, a przysięgam, że cię zabiję – głos Gryfona był lodowaty i nieprzyjemny.
Ślizgon jeszcze nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie i szczerze powiedziawszy trochę się przestraszył.
- Tobie kompletnie odbiło, Potter – warknął.
- Mówię całkowicie poważnie. ZABIJĘ CIĘ...

- Co tu się do jasnej cholery dzieje?! – zimny głos Mistrza Eliksirów eksplodował w korytarzu niczym erupcja Etny. Wszyscy, którzy byli w pobliżu skulili się w sobie, część chciała się schować pod ziemię albo uciec.
Snape szybkim spojrzeniem ogarnął sytuację.
- Odejdź, Malfoy – Harry wcale nie przejął się obecnością groźnego nauczyciela. Był wściekły. – Odsuń się, albo walnę w ciebie jakimś przykrym przekleństwem, sukinsynu..
Draco odsunął się niepewnie od Gryfona. Na szyi miał ślad po różdżce Harry'ego.
- Jesteś psychicznie chory, Potter – wysyczał. – Powinieneś się leczyć.
- Czy ktoś mi łaskawie raczy wytłumaczyć, co tu zaszło? – chłodno spytał Snape.
Popatrzył na szarą na twarzy Granger, która miała łzy w oczach, potem na plakietkę Prefekta na piersi Parkinson i odwrócił się w stronę pobladłej i zbulwersowanej Zabini.
- Ty mi powiesz – zwrócił się do Ślizgonki.
Draco zdziwił się niepomiernie.
To ON był prefektem.
To JEMU groził Potter.
Wszystko powinno być JASNE.
Harry nadal ściskał w ręku różdżkę i wilkiem patrzył na Malfoya. Wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł rzucić w niego Cruciatusem lub Kedavrą.
- Schowaj to, Potter – powiedział spokojnie nauczyciel – zanim kogoś uszkodzisz.
Chłopak z ociąganiem wsunął potencjalne narzędzie zbrodni do kieszeni.
Hermiona miała go ochotę przytulić i pocieszyć, ale wiedziała, że takie postępowanie przyniosłoby zgoła skutek odwrotny do zamierzonego, więc patrzyła tylko wściekle na Malfoya. Bardzo chciała strzelić go po gębie, albo dać mu porządnego kopa w zgrabny, szlachecki tyłek.

Blais Zabini popatrzyła niepewnie na nauczyciela.
- Rozejść się!- warknął Snape. – Zostają tylko Zabini, Malfoy, Potter i... Parkinson... Reszta wio! Nie, ty Granger też zostaniesz – dodał po chwili.
- Słucham Zabini, powiedz co się stało – Snape specjalnie zapytał właśnie ją. Bo była z jego domu. Bo była inteligentna i taktowna. Bo wyglądała na poruszoną.
Dziewczyna najdelikatniej jak potrafiła opisała całą sytuację, pomijając milczeniem zachowanie kolegi względem Hermiony. Nie po to by go chronić, ale by oszczędzić upokorzenia Gryfonce. Jako kobieta mogła zrozumieć jak podle czuje się Granger.
- Rozumiem – zimno stwierdził Snape. – Oddaj mi odznakę, Parkinson.
- Słucham?! – mopsowata twarz dziewczyny wyrażała ogromne, niekwestionowane zaskoczenie.
- Oddaj mi odznakę. Nie interweniowałaś. Ty Malfoy, też oddaj mi swoją.
- ŻE, CO?!?! – wrzasnął zbulwersowany blondyn.
- To co słyszałeś i zachowuj się... Oddaj mi odznakę. Jeżeli mi udowodnisz, że nadajesz się na Prefekta - oddam ci ją z wielką chęcią. Ale na razie z wielką przykrością musze ci ją odebrać.
- Nie rozumiem pana – warknął Draco odpinając swoja odznakę.
- Porozmawiam sobie z tobą na osobności to może zrozumiesz – spokojnie odpowiedział nauczyciel odbierając obydwie plakietki.
Jedną z nich wręczył zaskoczonej Blaise.
Hermiona patrzyła na to szeroko otwartymi oczami. Draco także. Parkinson patrzyła tępo. Harry patrzył cały czas na Malfoya. Jak rozjuszony Hardodziob.
- Proszę - powiedział do wbitej ze zdziwienia w grunt Ślizgonki. - Od dzisiaj ty jesteś Prefektem. Tylko ty... Mam nadzieję, że sobie poradzisz z tą bandą kretynów.
- Dziękuję sir – wyjąkał Blaise.
- Możesz odejść Zabini.
Dziewczyna odeszła zdziwiona i zszokowana postępowaniem nauczyciela.

- Coś ci się stało, Granger? - Spytał Snape pozornie obojętnie, patrząc na Hermionę, która roztarła odruchowo bolące ramię.
- Nic, sir - odrzekła, mocno rumieniąc się, dziewczyna.
- Jak nie chcesz mówić to twoja sprawa - łagodnie skomentował nauczyciel.
- Ty Draco pójdziesz ze mną i utniemy sobie małą pogawędkę - zwócił się po chwili do Ślizgona.
Malfoy wyglądał na podłamanego, sfrustrowanego, złego i zawstydzonego, i Hermiona poczuła chłodną satysfakcję.
- Pamiętaj - ciągnął spokojnie nauczyciel - że od dzisiaj, będziesz oceniany dużo surowiej niż dotychczas. Pochodzisz ze szlacheckiego rodu z tradycjami, który od wieków szczyci się tak zwaną czystością krwi, Malfoy. - Snape popatrzył krzywo na Dracona. - To zobowiązuje. Masz mi udowodnić, że jesteś szlachcicem. O ile mi wiadomo, szlachcic powinien zachowywać się szlachetnie. Zobaczymy czy potrafisz, bo jak dotąd jakoś tego nie zauważyłem... Granger, Potter... – zwrócił się do Gryfonów - ...marsz do siebie i to już, bo wlepię wam szlaban. A ty masz go pilnować co by nie uszkodził po drodze ani siebie, ani, nie daj Boże, kogoś innego. Jazda!
- Dobrze, sir - powiedziała grzecznie Hermiona. Jedyną odpowiedzią zielonookiego było pogardliwe spojrzenie rzucone w kierunku Malfoya, który teraz wyglądał nieciekawie i wcale nie był już pewny siebie.
- Idziemy - Snape spokojnie zwrócił się do Dracona.
- Chodź, Harry - powiedziała Hermiona cichutko - jakoś odechciało mi się iść do biblioteki...
Chłopak popatrzył na nią spode łba i poczłapał w kierunku wieży Gryffindoru.

Harry poszedł prosto do dormitorium.
Wypił resztki eliksiru od pani Pomfrey i walnął się w ubraniu na łóżko.
Podjął bardzo mocne postanowienie, że nigdy w życiu nie zapłacze.


* Ginevra - mimo, że zdrobnienie imienia majmłodszej latorośli Weasley'ów nieodmiennie przywodzi na myśl imię Virginia to tak (Ginevra) ma w oryginale na imię Ginny, więc musiałam zmienić.


***
Usiądź – spokojnie powiedział Snape.
Draco osunął się bezwładnie na krzesło, na przeciwko biurka nauczyciela, oczekując surowej nagany i porządnego szlabanu.
Nic takiego jednak nie nastąpiło.
- Napijesz się czegoś? – spytał Severus ucznia.
- Eee... słucham? – Draco był szczerze zdziwiony.
- Pytałem czy się czegoś napijesz, Draco. W końcu piętnastego listopada kończysz siedemnaście* lat i jesteś prawie pełnoletni.
- Eee... – zaczął bardzo elokwentnie Ślizgon – w takim razie napiję się z panem. Tego samego co pan.
- Doskonale. Chcę z tobą bardzo poważnie porozmawiać. Opowiem ci o czymś, co wydarzyło się prawie osiemnaście lat temu. Mam nadzieję, że zrozumiesz swój ogromny nietakt w stosunku do Pottera i że go... przeprosisz.
- ŻE CO?! - były rzeczy na tej ziemi, których Malfoy nie zrobiłby za nic i przepraszanie Pottera było jedną z nich. Zrobiłby za to w zamian wiele innych rzeczy, na przykład...
„Dlaczego nie każe mi się przespać z Hermioną Granger? – pomyślał nie wiadomo dlaczego Malfoy. – Oj, chyba mi odbija...” – blondyn otrząsnął się odganiając od siebie przyjemne i całkowicie nie na miejscu myśli dotyczące orzechowookiej Gryfonki. Zdawał sobie sprawę z niedorzeczności swoich rozwarzań, ale to wcale mu nie pomagało.

- To, co słyszałeś – dobiegła go jak zza światów odpowiedź nauczyciela, sprowadzając go na ziemię – i pamiętaj o manierach. Nie jesteś Potterem.
- A co ma do tego wydarzenie sprzed prawie osiemnastu lat ?– zapytał już zupełnie przytomnie chłopak.
- Ogromnie dużo. Jak posłuchasz, co ci mam do powiedzenia, zrozumiesz – Snape postawił na biurku dwie szklaneczki napełnione Brandy z lodem.
Wyciągnął papierosy i poczęstował już zupełnie zaszokowanego Malfoya.

Palili, sączyli drinki, a Severus opowiadał cichym, spokojnym i matowym głosem, wydarzenie sprzed lat, przeżywając po raz kolejny koszmar, którego nie mógł i nie chciał zapomnieć.
Draco ani razu mu nie przerwał. Był wstrząśnięty. Mimo, że wypił trzy porządne drinki, czuł się podle trzeźwy.

- Mój ojciec naprawdę to zrobił? – spytał gdy tylko nauczyciel skończył swoją upiorną opowieść. Snape oczywiście pominął milczeniem obietnicę, którą złożył tamtego dnia Salomonowi. Wyszedł z założenia, że Draco raczej nie wie, iż Mistrz Eliksirów jest wampirem. Dowie się w poniedziałek. Wtedy też domyśli się, kto zabił Notta.
I oby Percy nie zechciał go przesłuchiwać.
Severus musiał mu opowiedzieć o tych tragicznych wydarzeniach. Nie było innej rady, aby dotrzeć do krnąbrnego, zakochanego w sobie blondyna.
Snape widział, że chłopak jest wstrząśnięty tym, co usłyszał i zwrócił uwagę na jego nienaturalną bladość przebijającą się nawet przez zdobytą podczas wakacji opaleniznę, ale nie widział innej rady, jak przemówić mu do rozsądku.
Snape się mylił, co do jednej rzeczy.
Draco już dawno domyślił się, że jego opiekun jest wampirem i powoli zaczynało do niego docierać, co się stało.
Nie bał się Mistrza Eliksirów, czuł do niego tylko ogromny szacunek. Nott nie zasłużył na to żeby żyć...
Malfoy nie zdradził jednak ani jednym gestem, czy słowem, że domyśla się prawdy.
- Mój ojciec zachował się jak bohater – Draco poczuł dumę na myśl o odwadze swojego rodziciela. – On wiedział, że Czarny Pan go za to ukarze, prawda?
- Tak, Draco. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby twój ojciec mu nie przerwał, rozerwałbym Notta gołymi rękami. Jak widzisz zawdzięczam Lucjuszowi życie. Lord nie wybaczyłby mi tak ogromnej niesubordynacji.

Draco robił się na przemian bardzo blady i szary. Snape przyglądał mu się z zaciekaniem
- Ja... nie miałem pojęcia – Malfoy spuścił wzrok i zaczął namiętnie miąć w palcach swoją szatę.
- Wiem, że nie miałeś pojęcia – odrzekł chłodno nauczyciel. Ale to cię nie usprawiedliwia. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę?
Draco zarumienił się jak piwonia.
Teraz, gdy siedział sobie w ciszy i spokoju, dotarło do niego, jakim był chamem. I nie miało tu znaczenia, że on i Potter się nie cierpią. Tu chodziło o coś więcej.
- Tak, sir – wyszeptał i Severusowi autentycznie ulżyło.
„Będą jeszcze z niego ludzie” – pomyślał .
Draco chyba podlej czuć się nie mógł. Wolałby, żeby Snape wytargał go za uszy, nawet publicznie i nawrzeszczał na niego, niż opowiedział mu tą całą makabryczną historię.
Przystojny blondyn czuł się przez to tak, jakby osobiście brał udział w torturach Pottera i wcale mu to nie poprawiało samopoczucia.
- Czy rozumiesz, dlaczego zabrałem ci odznakę Prefekta? – spytał łagodnie Snape.
- Chyba tak. Chodzi o mojego ojca...
- Nie tylko Draco. Można kogoś nie lubić, nawet nienawidzić, ale są pewne niepisane granice, których się nie przekracza. Jesteś młody i masz szansę wyrosnąć na porządnego człowieka. Nie to co ja – Severus pociągnął ostro ze szklanki.
- Niech pan tak nie mówi. Pan jest absolutnie w porządku – zaprzeczył zapalczywie i szczerze Ślizgon.
- Nie. Nie jestem w porządku – uciął zimno nauczyciel. – Ja też torturowałem ludzi. Czy to ważne w jaki sposób? A tobie pobłażałem przez tyle lat. Gdybym traktował cię surowiej nie doszłoby dziś do tej przykrej sytuacji.. – Severus nalał po jeszcze jednym drinku. – Czy ty nie pojmujesz, że Potter jest bliski skończenia ze sobą? Może nawet dobrze by zrobił, bo w imię czego ma się męczyć dalej z takim życiem... – Draco popatrzył uważnie na profesora.
- Pan mu współczuje.... – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
- A dlaczego nie? – Severus zapalił kolejnego Marlboro i poczęstował ucznia. – Zrozum chłopcze, że ja wiem, co potrafił zrobić z człowieka Nott. I tego tak naprawdę nie da się opisać..
- Rozumiem...- Draco zaciągnął się głęboko.
- To, co pan mi opowiedział... Ja nigdy nie zastanawiałem się nad tym na czym polegają tortury. Ani nigdy nie pomyślałem, że czarodziej może się posługiwać mugolskimi środkami, i że mogą one być tak drastyczne i okrutne. Jak on mógł robić takie rzeczy dziesięcioletniemu dziecku, nie rozumiem... – chłopak ukrył twarz w dłoniach.
- Jeszcze wielu rzeczy nie będziesz w stanie zrozumieć w swoim życiu Draco – głos Snape’a był łagodny i niemal smutny. – Grunt aby samemu nie dotknąć dna. Idź do siebie i zastanów się nad tym co usłyszałeś. I pamiętaj – w ostateczności wybór zawsze będzie należał do ciebie.

„Moje życie jest puste jak dzban – myślał blondyn idąc do Pokoju Wspólnego – moi przyjaciele kochają tylko moje pieniądze, moja rozwydrzona, płaska jak decha dziewczyna tak samo... ach i kocha jeszcze moje szlachectwo... kretynka myśli, że się z nią ożenię – chłopak zaśmiał się gorzko na tą myśl.- Jestem zapisany od urodzenia do Śmierciożerców i będę w przyszłości torturował szlamy i mugoli... cóż za zaszczytny cel życiowy...” - na twarzy młodzieńca wykwitł cyniczny, smutny uśmiech.
Tej nocy Draco Malfoy nie zmrużył oka ani na minutę.

***
******

Napisany przez: Kitiara 14.12.2004 00:22

Poniedziałek, 05.11.1996


"Śniadanie… Kurwa… Kolejne śniadanie w gronie tych debili Crabba i Goyle’a, i tej durnie rechoczącej się Parkinson..." - Draco strząsnął gniewnie rękę dziewczyny ze swojego uda. Pansy spojrzała na niego ze złością i odwróciła się obrażona do Millicenty.
Draco Malfoy był niewyspany.
Draco Malfoy był zły.
Draco Malfoy był przygnębiony.
Draco Malfoy był rozgoryczony
Draco Malfoy MIAŁ DOŁA.

Harry jadł powoli i bardzo, bardzo mało.
„Przeżyję tylko ten dzień, żeby wiedzieć, co się stanie – pomyślał rzeczowo – a dziś wieczorem... sayonara, żegnaj piękny świecie...”
Hermiona patrzyła na niego przygnębiona, ale nie mówiła nic, Chłopak nie wyglądał tak, jakby chciał o czymkolwiek rozmawiać.
Spojrzała na stół Ślizgonów.
Parkinson plotkowała z Millicentą.
Blais siedziała jak zwykle spokojnie i chyba jadła bardzo niewiele.
Malfoy... Malfoy wyglądał dziwnie, był jakiś przygaszony, spokojny.
- Na kogo tak się gapisz? – spytał Ron.
- Och, ja się tylko zamyśliłam – powiedziała rozproszona dziewczyna.
Śniadanie dobiegało już końcowi, gdy do Wielkiej Sali weszło dwóch wysokich mężczyzn, ubranych w granatowe, oficjalne szaty.
Dumbledore wstał. Wyglądał na skonsternowanego.
- Mieli panowie przyjść dopiero po południu.
Wiceminister Magii całkowicie go zignorował.
- Jak pan widzi Dumbledore, przyszliśmy wcześniej – odpowiedział, lekceważącym tonem, dyrektorowi.
Drugi mężczyzna miał ciemną karnację i był nieco starszy od Percy’ego, a jego dosyć przystojną twarz szpecił wyraz okrucieństwa i cynizmu.
- Pozwolicie państwo – zaczął drwiąco Weasley – że przedstawię mojego współpracownika... Igor Matrojew – mężczyzna ukłonił się przy tych słowach zdawkowo – jest z pochodzenia Bułgarem. Mianowałem go Przewodniczącym Komisji Do Walki Z Wampiryzmem I Wilkołactwem...
- Chciałem ci przypomnieć Percy, że Dekret O Ochronie Wampirów nadal obowiązuje – zimnym głosem przerwał wiceministrowi dyrektor.
- Już niedługo, Dumbledore i radziłbym ci zwracać się do mnie z należytym szacunkiem.
Uczniowie byli w szoku. Nawet ci, którzy nie darzyli Albusa zbyt dużym poważaniem, uważali teraz, że Percy zachowuje się po chamsku.

- Jak wiecie, a raczej jak większość z was nie wie... – drwiącym głosem ciągnął Percy – ...jeden z waszych nauczycieli jest wampirem – po sali przeszedł szmer niedowierzania. – Automatycznie też jest podejrzanym w sprawie o morderstwo Salomona Notta i zostanie dziś po południu zabrany na przesłuchanie do Azkabanu.
- Jeżeli mam zostać przesłuchany po południu, to w takim razie, co panowie robią tu w czasie śniadania? – zapytał uprzejmie Snape.
- Jesteś podejrzany o morderstwo – warknął Percy – więc się nie pytany nie odzywaj.
Severus popatrzył na Dracona. Chłopak nie był ani trochę zdziwiony.
„Wiedział.... Domyślił się już wczoraj. Inteligentny gnojek...”
Uczeń posłał mu uspakajające i smutne spojrzenie.
W Malfoyu zaszła jakaś subtelna odmiana. Snape westchnął i popatrzył łagodnie na blondyna.
Draco odwrócił wzrok.
Teraz Malfoy patrzył na Hermionę. Dziewczyna z niedowierzaniem wpatrywała się w Percy’ego. Wyglądała na wstrząśniętą.
- Ale pytanie, które zadał profesor Snape jest istotne – podjął wątek Albus. – Co panowie robią tu o tak WCZESNEJ porze?
- Wypełniamy obowiązki – odwarknął Percy, a jego towarzysz uśmiechnął się cynicznie. – Zginął szlachetny człowiek i jesteśmy tutaj w związku z tą sprawą... Zabieramy na przesłuchanie pana Dracona Malfoya – wszyscy byli absolutnie zdziwieni. – Pan Malfoy zawsze był ulubionym uczniem Snape’a dlatego zostanie przesłuchany...

Harry zaśmiał się głośno.
- Nott szlachetnym człowiekiem? – spytał zimno. – Powiem ci coś Percy, ten twój szlachetny człowiek torturował mnie przez prawie dwie doby. Nawet nie wiesz do czego był zdolny. Powinniście wystawić pomnik jego mordercy, jak już go znajdziecie. Takie jest moje zdanie.
- Tak twierdzisz, Potter? – lodowatym tonem spytał nowo upieczony Wiceminister. - W takim razie ty też zostaniesz przesłuchany. Takie oszczerstwo nie ujdzie ci płazem.
- Zarzucasz mojemu uczniowi kłamstwo, Percy? – spytał chłodno Dumbledore.
- Po pierwsze, przypominam o wymaganym w stosunku do mnie szacunku, dyrektorze, a po drugie, wszyscy wiedzą, że Potter ma od dawna urojenia!
- Jak śmiesz! Ja wierzę Harry'emu, jakbyś nie widział to ma blizny nawet na twarzy! - wrzasnęła Hermiona
- Z szacunkiem, panno Granger – wycedził przez zęby Percy, taksując Hermionę wzrokiem tak, jakby była towarem na wystawie. Dziewczyna poczuła się dziwnie i odwróciła wzrok. - Twierdzisz, że Potter mówi prawdę? A myślałem, że jesteś inteligentna.
- Nie do twarzy ci z sarkazmem, Percy. Poza tym nie potrafisz go używać – Hermiona była wściekła. – Jesteś ślepy i głuchy na wszystko co ci nie pasuje i woda sodowa ci do głowy uderzyła. Wlazłbyś w tyłek każdemu, kto sypnie trochę grosza i kto posiada władzę. Powinieneś się wstydzić.
- Coś ty powiedziała Granger? – spytał chłodno Weasly. Ron spuścił wzrok. Było mu cholernie wstyd za brata. Chciał się zapaść pod ziemię. – Sama tego chciałaś. Zapraszam. Ciebie też przesłuchamy. Wiedz, że robię to z niemałą satysfakcją, mała mądralo. Nauczę cię szacunku do władzy.
Hermiona podeszła na ugiętych nogach do dwóch mężczyzn, Dracona i Harry’ego. Percy nadal bezczelnie taksował ją wzrokiem.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że nabrała kobiecych kształtów, ale żaden chłopak tak paskudnie jeszcze na nią się nie gapił. Poczuła się niepewna i zażenowana, a idąc odruchowo zapięła szatę, aż pod samą szyję.

- Weasley – warknął Dumbledore – jak śmiesz grozić mojej uczennicy?
Harry jeszcze nie widział go nigdy tak poirytowanego. Nawet do Voldemorta zwracał się per „Tom”. Nigdy nie mówił do nikogo po nazwisku, a przynajmniej on tego nie słyszał.
- Dumbledore, racz się uspokoić – Percy popatrzył z wyższością na Dyrektora – ja ją tylko pouczam. Jest bezczelna.
- Bo mówi ci prawdę w oczy? – spytał szyderczo Snape.
- Milcz ,śmieciu – Percy walną Severusa z całej siły w twarz. – Mówiłem ci już, że nie masz prawa głosu.
Draco popatrzył na wiceministra jakby ten był kupą łajna.
Czarnowłosy mężczyzna zwrócił lodowaty wzrok na Weasleya.
- Zrób to jeszcze raz to cię zabiję – powiedział bardzo cicho i spokojnie.
- Śmiesz mi grozić? Czeka cię dziś przesłuchanie i to, co teraz powiedziałeś Snape, na pewno nie świadczy na twoją korzyść..
- Mało mnie to obchodzi, Wesley – spokojnie odpowiedział wampir. – Zaryzykuję i jeżeli jeszcze raz mnie uderzysz, urwę ci łeb. Świat na tym nie straci...
Coś w głosie czarnookiego przekonało wiceministra, żeby potraktował groźbę poważnie.
- Jesteś żałosną imitacją wiceministra, Weasley. Po raz pierwszy żal mi twoich rodziców. Uderz profesora Snape’a jeszcze raz, wyświadczysz światu przysługę.
- Porozmawiamy sobie na przesłuchaniu, Malfoy – jadowitym szeptem powiedział Percy.
- Nie wątpię, że się na nas wyżyjesz – spokojnie skomentował Harry.
- Milcz, Potter. Grozi ci proces o pośmiertne zniesławienie jednego z najbardziej szanowanych członków naszej społeczności.
- To niedorzeczne! – Hermiona była oburzona.
„To mi się śni. To nie może być prawda. Percy nie może być aż takim draniem” – myślała gorączkowo.
Wiceminister nachylił się nad nią i powiedział tak cicho aby tylko ona, Harry, Ron, Draco i ten drugi facet mogli to usłyszeć. Nie pomyślał, że Snape też słyszy. Ze względu na swoje, ostrzejsze od zwykłych ludzkich, zmysły
- Ty Granger, jesteś małą zarozumiałą, szlamowatą suką. Pokażę ci gdzie jest twoje miejsce. I albo spokorniejesz albo pożałujesz, że się urodziłaś – Percy uśmiechnął się do niej paskudnie.
Hermiona poczerwieniała z upokorzenia i zażenowania. Nie wierzyła własnym uszom. Nawet Draco popatrzył na Percy’ego jakby go widział po raz pierwszy w życiu.
- Jesteś sukinsynem – wysyczał cicho Harry.
Percy dał mu w twarz. Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem i złapał się z piekący policzek.
- Percy jak mogłeś!!! – Ron wydarł się na całe gardło ze swojego miejsca przy stole. – NINAWIDZĘ CIĘ!!! NIGDY NIE BYŁEŚ I NIE BĘDZIESZ MOIM BRATEM!!! – chłopak wybiegł z sali ze łzami w oczach.
Uczniowie stali jak sparaliżowani. Ci, którzy znali osobiście Wesley’a nie mogli w to uwierzyć. Owszem zawsze był ambitny, ale to? Harry się z nim kolegował a on teraz go uderzył. Zaczęli bać się o swoich kolegów, którzy mieli zostać przesłuchani. Współczuli nawet Malfoyowi.
Dumbledore spojrzał nieprzeniknionym wzrokiem na mężczyznę, który tryumfalnie patrzył na trójkę przestraszonych teraz uczniów.
- Nie radziłbym ci robić tego po raz drugi – powiedział bardzo cicho stary czarodziej.
Snape wstał. Spojrzał z pogardą na Percy’ego.
- Teraz wyjdę, a ty mnie nie będziesz zatrzymywał, Weasly. A nie zrobisz tego, bo jeżeli tu zostanę i zobaczę albo usłyszę coś jeszcze, to nie zdzierżę i cię zamorduję.
Severus odwrócił się i wściekły wyszedł z sali.
- Doskonale – powiedział spokojnie wiceminister. – Wasz nauczyciel już prawie podpisał na siebie wyrok.
- To jeden z moich najlepszych profesorów i nie pozwolę go zabić. Rozumiesz? Nigdy nie zrobił NIC co zasługiwałoby na śmierć – w oczach Albusa zaiskrzyły ogniki gniewu, zastępując obecnie w nich, niemal zawsze, rozbawienie.
- A przynależność do Śmierciożerców? – drwiąco zapytał młody mężczyzna.
- Odkupił to lojalnością i oddaniem w walce o słuszną sprawę. Poza tym , zapominasz Percy o tym, że Nott był także Śmierciożercą, a o ile mi wiadomo, nigdy z tym nie zerwał i był nim także w chwili swej śmierci. Masz bardzo wybiórcze postrzeganie rzeczywistości... Zawiodłem się na tobie.
- Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz, Dumbledore. Nikt nie udowodnił, że Nott był nadal Śmierciożercą po powrocie Sam- Wiesz – Kogo.
- I nikt nie udowodnił, że nim nie był.
- Być może, ale to nie zmienia faktu, że zginął szlachetny człowiek. Koniec tej bezowocnej dyskusji. Zabieram was na przesłuchanie do Ministerstwa.
- Jeżeli pozwolisz Percy... To moi uczniowie i zamierzam uczestniczyć w ich przesłuchaniu.
- Możesz z nami iść, Dumbledore. Ale jeżeli myślisz, że zostaniesz wpuszczony na salę przesłuchań to grubo się mylisz. – Dumbledore popatrzył na Percy’ego smutnym, zmęczonym wzrokiem i wyszedł powoli zza stołu. Całe grono pedagogiczne wyglądało jak wbite w siedzenia, tak samo uczniowie .
- Minervo, moja droga dopilnuj, aby wszystko szło zgodnie z planem. Lekcje i tak dalej...
- Dobrze, Albusie – powiedziała cicho doświadczona czarownica. Tonks była blada i próbowała pocieszyć spojrzeniem przestraszoną Hermionę, ale ta wyglądała jak nieobecna.
- Percyvalu Weasley – odezwała się nagle McGonagall – zawsze byłeś ambitny, ale myślałam, że wyrośniesz na porządnego człowieka, a ty... Nie wiem co powiedzieć, chyba powtórzę słowa pana Malfoya, żal mi twoich rodziców... - jej głos był smutny i cichy . Wiceminister rzucił jej pogardliwe spojrzenie.
- Idziemy - warknął
Przewodniczący Komisji Do Walki Z Wampiryzmem I Wilkołactwem powiódł wzrokiem po sali z bezczelnym uśmiechem i wyszedł wraz z Percym, trojgiem uczniów i dyrektorem. Na sali jeszcze przez minutę panowała martwa cisza.

***
Severus był wkurzony.
Wypił całą szklankę Smirnoffa i wypalił trzy papierosy, odpalając jednego od drugiego.
Dopiero wtedy poszedł na zajęcia...
Spóźnił się dziesięć minut, ale uczniów to nie zdziwiło, nie dzisiaj.

*
Na kolejnych dwóch godzinach miał piąty rok Gryffindor – Slytherin.
Ginny Weasly wyglądała tak jakby miała wybuchnąć w każdej chwili płaczem.
- Panno Weasley – powiedział cicho - dobrze się pani czuje?
Dziewczyna cicho chlipnęła w odpowiedzi i pokiwała głową.
- Widzę , że chyba jednak nie...
- Ja bardzo przepraszam – z oczu czerwonowłosej Gryfonki obficie popłynęły łzy – ja przepraszam za Percy’ego – zaczęła szlochać niepohamowanie.
- Idź dziecko do skrzydła szpitalnego i poproś o coś na uspokojenie, a potem możesz wrócić, albo iść do siebie. Jak wolisz... – Severus zionął obojętnością
Ginny popatrzyła z niedowierzaniem na profesora.
- Dziękuję – szepnęła.
– Ja nadrobię materiał – dodała jeszcze od progu i wybiegła za drzwi.
Całą drogę do ambulatorium przepłakała.

*
Snape nikomu nie wlepił szlabanu, ani nie odjął punktów.
Za bardzo martwił się tym, co może dziać się w Ministerstwie.
Wcale nie podobało mu się to, jak Percy i ten cały Igor Matajew, czy jak mu tam było, patrzyli na Granger. W ogóle mu się to nie podobało.
Nie podobało mu się też, że Wiceminister Magii dał Potterowi w twarz. Świadczyło to tylko o tym, że zdolny jest do ogromnej podłości.
O czwartej po południu zaczął się niepokoić.
O piątej niepokoił się już bardzo.
O szóstej był zdenerwowany i szczerze się bał.

***
Był w stanie skrajnego napięcia nerwowego, gdy w pokoju nauczycielskim, w samym środku nienormalnej ciszy, Tonks, z hukiem, upuściła na podłogę pięć dzienników szkolnych.
- NA MIŁOŚĆ CHRYSTUSA ZBAWICIELA!!! – wydarł się mistrz eliksirów na Bogu ducha winną ciamajdę, tak że kobieta omal nie wywróciła się na upuszczone dzienniki. – Myśl Nymphadoro nad tym co robisz! Kiedyś głowę zostawisz przy łóżku i przyjdziesz bez niej na śniadanie!
- Nie tylko ty się denerwujesz, Severusie – łagodnie zwróciła się do niego Minerva.
Tonks zbierała dzienniki ze łzami w oczach. McGonagall miała rację. Ona bardzo się martwiła, zwłaszcza o Hermionę. Nie wiedziała dlaczego akurat o nią. Po prostu tak było. Po twarzy pociekły jej łzy zdenerwowania, wstrzymywane od dobrych kilku godzin.
Severus popatrzył na nią spode łba.
- No już nie rycz – zaczął ją „łagodnie” pocieszać. - Jestem tak zdenerwowany, że nawrzeszczałbym nawet na swoje odbicie w lustrze.
- To wampiry odbijają się w lustrze? – Tonks zdobyła się na żart i próbowała wytrzeć łzy.
- W ludzkiej postaci tak – Severus wzruszył ramionami.
- Trzeba było urwać mu głowę – wychrypiała, rycząc już na cały głos, biedna Nymphadora – i ... nasrać do szyi! – dokończyła efektownie i wybuchła śmiechem przez łzy.
- Tonks! – krzyknęła oburzona McGonagall, ale sama się uśmiechnęła na myśl o sytuacji opisanej przez koleżankę po fachu.
Teraz prawie całe grono nauczycielskie się odprężyło.
- Tonks ma rację – pisnął Flitwick.
Snape popatrzył na maleńkiego nauczyciela jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Tonks położyła dzienniki na stole, wyjęła chusteczkę i wytarła nos. Posłała zbulwersowanej pani Pince spojrzenie złego Puszka i usiadła ciężko.
- Nie oddamy cię bez walki, Severusie.
Nauczyciele przytaknęli
- Zanim McNire wyjmie topór, walne w niego Cruciatusem – z wielką powagą powiedziała zapięta, jak zwykle, na ostatni guzik Minerva
Severus patrzył z lekkim niedowiarzaniem na swoich kolegów. Zaczynało mu być głupio. Oni trzymali jego stronę. No tak lojalność ludzi po fachu. Ale mimo wszystko...
Był dla nich niemiły, sarkastyczny, złośliwy, a oni go lubili.
„Ludzie są dziwni” pomyślał, nie pierwszy i nie ostatni raz w swoim życiu, Severus.
- Przestańcie, bo się zarumienię. Wiecie, że jesteście nienormalni? – warknął, a większość belfrów uśmiechnęła się pod nosem.
- My też cię kochamy, Severusie – powiedziała uprzejmym tonem Nymphadora i blado się uśmiechnęła popijając swoją rumiankową herbatkę.
„Paranoja” – pomyślał Snape i wrócił do swoich notatek z zajęć. Nie chciał zostawiać dodatkowej roboty Minervie ani Albusowi. Zawsze był dokładny...

***
Uczniowie i dyrektor wrócili dopiero po kolacji, tuż przed ósmą.
Wyglądali nieciekawie.
Miał wrażenie, że Granger, Potter i Malfoy postarzeli się o co najmniej pięć lat. Byli milczący i wszyscy mieli jakieś dziwnie smutne oczy.
Nie było w nich żadnych, widocznych emocji.
Wiceminister i jego kumpel zabierali go do Azkabanu. Severus wypił punktualnie przed kolacją swój napój, a teraz tego żałował. Percy i Igor musieli zrobić coś strasznego, a on nie będzie się nawet mógł transformować, a jeżeli go zamkną już dziś, co nie było wcale niemożliwe, to już nie pomści tych dzieciaków. Mają odpowiedni eliksir i będą go w niego wlewać, aż do upojenia.

Potter wyglądał tak jakby podjął ostateczną decyzję, co do samobójstwa.
„Mogę mu tylko pobłogosławić, sam chciałbym mieć ten luksus, przyznać się i koniec... Ale Dumbledore mnie potrzebuje, Zakon mnie potrzebuje...” – Severus ciężko westchnął.
Najbardziej przeraziło go spojrzenie Hermiony.
Było najbardziej puste.
Było doskonale obojętne.
Tchnęło największym spokojem.
Spojrzał jej głęboko w oczy, a ona z bólem odwróciła wzrok.
Mistrz Eliksirów popatrzył z nienawiścią na Percy’ego.

- Idziemy, Snape – warknął wiceminister uśmiechając się niemal radośnie,
- Trzymaj się, Severusie – powiedział cicho Dumbledore.
- Niech pan się o mnie nie martwi, dyrektorze – równie cicho odrzekł profesor.
- Jesteśmy z tobą – Minerva McGonagall robiła wszystko, żeby nikt nie zobaczył w jej oczach łez.
- Cóż za wzruszające pożegnanie – rzucił na odchodne Weasley.
Percy popatrzył na swoich niedawnych nauczycieli, bez których nigdy nic by nie osiągnął z pełną buty wyższością. Omiótł spojrzeniem Wielką Salę.
Rona tam nie było. Była za to jego mała siostrzyczka, Ginny.
Patrzyła na niego.
Patrzyła z pogardą i obrzydzeniem.
Percy nie poczuł się dotknięty.
On już nie miał rodziny...

***
******

Napisany przez: Kitiara 14.12.2004 13:47

Ostrzeżenie:
Ta część zawiera opis brutalnych czynów i chociaż starałam się nie skupiać na szczegółach i jak najdelikatniej opisywać sceny drastyczne ostrzegam o tym, że takowe się pojawiają.



Poniedziałek, 05.11.1996
Przesłuchanie uczniów.


Albus, Hermiona i Draco siedzieli na drewnianej ławeczce przed jedną z Sal Przesłuchań, na ostatnim piętrze gmachu. Pomieszczenie było opieczętowane zaklęciem wyciszającym, więc nawet gdyby w środku waliło się i paliło nie usłyszeliby najcichszego szmeru.
W środku siedział Harry. Siedział tam już godzinę.
Dyrektor zaczynał się martwić, ale postanowił nie pokazywać nic po sobie, żeby nie denerwować uczniów. Spojrzał na zegarek. Była dziesiąta dwadzieścia sześć.
„Pięćdziesiąt sześć minut”- pomyślał poirytowany.
- Napijecie się czegoś? – zapytał Hermionę i Dracona.
Prze cały czas, gdy Gryfon był przesłuchiwany, siedzieli w pełnym napięcia milczeniu. Hermiona myślała z niepokojem o tym, do czego mogą posunąć się mężczyźni przesłuchujący Harry’ego. Draco rozmyślał nad słowami profesora Snape’a”, a konkretnie nad tym, co oznacza „bycie szlachetnym” i jak daleko od tego ideału odbiega postawa nowego Wiceministra Magii.

Teraz dwoje młodych ludzi spojrzało na starszego mężczyznę z wyrazem zaskoczenia w oczach.
- Co? – spytał niezbyt inteligentnie Draco.
- Pytałem czy się czegoś napijecie. Tu na dole jest bufet, zjadę winda i coś wam przyniosę. Nie wiem jak wam, ale mi chce się pić.
Dwójka uczniów popatrzyła na siebie niepewnie i oboje szybko odwrócili wzrok. Hermionę irytowało to, że Draco wyglądał tak pociągająco z tym swoim dziwnym, smutnym wyrazem twarzy i głębokimi cieniami pod oczami. Z zainteresowaniem wlepiła wzrok w swoje pantofle.
- No, co wam przynieść?
- Kawę - odpowiedzieli równocześnie.
- Dobry wybór, ja też napiję się kawy – Dumbledore uśmiechnął się blado.
- Albo czekolady – wypalili obydwoje jak na zawołanie.
- No to może się decydujcie szybciej – Albus uśmiechnął się trochę szerzej.
- Herbaty – w obydwu młodych głosach zabrzmiała determinacja.
Gryfonka i Ślizgon spojrzeli na siebie mało przyjaźnie i popatrzyli wyrzutem na Dyrektora Hogwartu.
- W takim razie przyniosę wam kawę i jakieś ciastka – to mówiąc odwrócił się i pomaszerował do windy.

Gdy Dumbledore wrócił, zjedli w milczeniu cynamonowe ciastka i wypili kawę. Żadne z trojga ludzi nie potrafiło w pełni cieszyć się ich wybornym smakiem. Atmosfera był zbyt napięta.

*

Harry usiadł na niezbyt wygodnym krześle i patrzył ja dwóch mężczyzn zajmuje dwa wygodne fotele za obszernym biurkiem naprzeciw niego.
Chłopak rozejrzał się po sali. Nie była zbyt duża i nie było w niej żadnych zbędnych mebli, bo i po co.
- Teraz Potter, odszczekasz grzecznie, to, co powiedziałeś dziś rano – powiedział Weasley.
- Nie zamierzam nic odszczekiwać – spokojnie odpowiedział chłopak.
- Nie? Słyszałeś Igor, on nie – za –mie – rza - nic – od – szcze –ki - wać – Percy przedrzeźniał Harry'ego z kretyńską miną i przesłuchiwany pomyślał, że urzędas wygląda jak pawian popisujący się przed widownią w ZOO.
Czarnowłosy mężczyzna o piwnych oczach, z których wyzierała skłonność do okrucieństwa zarechotał głośno.
- Pan Potter – powiedział zimno – sam jeszcze nie wie, co mówi... Jeżeli będziesz z nami współpracował, to skończy się to szybko, łatwo i przyjemnie. Jeżeli nie, będziemy... niemili. – Mężczyzna mówił płynnie po angielsku, a w jego niskim głosie o ciemnej barwie pobrzmiewał, jedynie nikły, obcy akcent
Harry uśmiechnął się krzywo.
- Dlaczego nie widzę tu żadnego pióra, ani pergaminu? Zeznania nie będą spisywane? – zdziwił się nieszczerze.
- Inteligentna bestia z ciebie, Harry – wycedził Percy. – Ale w tym przypadku spisywanie zeznań mija się z celem. Ani ty, ani ten śmieć, Malfoy, syn Śmierciożercy, ani Mądralińska Granger nie jesteście warci marnowania papieru.
- Ja mam inne zdanie na ten temat. Nie wiem o co ci chodzi, ale w żadnym wypadku nie grasz fair, Percy.
- Nie jestem twoim kolegą, więc radziłbym ci zwracać się do mnie z należytym szacunkiem. O intencje, które mną kierują się nie martw. Mam na celu jedynie dobro społeczeństwa... Cel uświęca środkii. Nie wiedziałeś o tym?
- Nie wiedziałem, że można upaść tak nisko jak ty – Harry pogardliwie wydął usta.
Percy wstał, a Igor obserwował kumpla spod półprzymkniętych powiek drapieżnym wzrokiem.
- Jesteś źle wychowany – powiedział spokojnie rudowłosy mężczyzna i uderzył Harry’ego w twarz. Uderzył go na płask, wierzchem dłoni, tak aby nie uszkodzić skóry, a sprawić ból. – Następnym razem jak mnie znieważysz, użyje Tormentera, Potter.
Harry wiedział, co to znaczy. To była legalna wersja Cruciatusa, używana często przez Aurorów. Zaczynał się coraz bardziej bać o Hermionę. Ona nie była uległa i nie będzie miała lekko. Sam przyzwyczaił się już do bólu na tyle by wytrzymać wszystko, co panowie z Ministerstwa mogą mu zaoferować. O dziewczynę jednak się niepokoił.

- Powiedziałem prawdę. Salomon Nott mnie torturował przez dwa dni. Dlaczego nie zejdziecie do piwnicy jego domostwa i nie sprawdzicie? Obok spichlerza jest sala tortur. Chodzi o to, że wy nie chcecie znać prawdy. – W głosie Harry'ego brzmiała rezygnacja.
- Jesteś upośledzony przez ten swój kretyński znak na czole, Potter. Każdy o tym wie. Uroiłeś sobie, że byłeś torturowany, a teraz oczerniasz człowieka, który należał do jednego z najznakomitszych rodów czarodziejskich czystej krwi... Możemy ci to wybaczyć pod warunkiem, że odwołasz teraz to, co powiedziałeś i obiecasz nie powtarzać nikomu tych bzdur.
- Od kiedy czysta krew ma dla pana takie znaczenie, panie Wiceministrze Magii? – spytał drwiąco Harry
- Och, Potter... Czysta krew jest istotna, ale skąd ty możesz to wiedzieć? W końcu twoja matka pochodziła z mugolskiej rodziny...
- Spróbuj ją obrazić chociaż jednym słowem, to pożałujesz – wysyczał Harry.
- A co mi zrobisz? Twoja różdżka jest na dole, musiałeś ją zdać... Posłuchaj Potter, ty będziesz miły dla nas, my będziemy mili dla ciebie, zrozumiałeś?
- Nie będę kłamał. Powiedziałem prawdę i tylko prawdę i nie zmienię swoich słów.
- A cóż to jest prawda, możesz mi powiedzieć? – Percy sparafrazował jedno z najbardziej znanych pytań w historii procesów. – Cóż to jest prawda, Potter? – powtórzył drwiąco.
Igor Matrojew zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony słowami kolegi.
Chłopak był przerażony. Zaczynał bać się nawet o Malfoya.
Oni mieli swoją prawdę.
Oni byli głusi na wszystko.
Oni nie zamierzali mu odpuścić.
- Nigdy nie zrozumiesz prawdy, Percy, bo jesteś kłamliwym sukinsynem – powiedział wypranym z emocji głosem Harry Potter.

Ból był straszny. Ale chłopak zacisnął zęby i wytrzymał. Zdołał nawet nie uronić ani jednej łzy.
- Uprzedzałem cię, Potter. Uprzejmość to istotna rzecz w kontaktach międzyludzkich. – Percy usiadł ponownie za biurkiem i położył na nim nogi.
Harry wstał, obolały, z podłogi.
- Chciałbym skorzystać z łazienki – powiedział cicho
- Proszę bardzo, panie Potter - Igor wskazał na drzwi za swoimi plecami. -Poczekamy. Nam się nigdzie nie spieszy.

- Potter – powiedział Percy, gdy Harry wrócił i usiadł na krześle – będziemy tu siedzieć dotąd, aż zrobisz to o co cię prosiłem. My mamy czas.
I siedzieli w martwej cisz prawie godzinę.
W końcu Igor wstał.
- To nie ma sensu. Chodźmy lepiej coś zjeść – powiedział do towarzysza.
Percy podniósł swój szlachetny, wiceministerski tyłek z fotela i popatrzył na Harry'ego.
- Dobrze. A tobą Potter zajmiemy się jak wrócimy. Tym razem dużo skuteczniej. Zrozumiesz może w końcu, co powinieneś zrobić.
„Nie to, co powinienem, tylko to co jest dla ciebie i twojej kariery wygodne” – pomyślał cynicznie Harry i wstał z krzesła.

*
Harry wyszedł za pięć jedenasta. Za nim wyszli Percy i Igor.
- Idziemy na dół napić się i coś zjeść – powiedział znudzonym tonem Wiceminister - a ty, Potter, przemyśl dokładnie to, co ci mówiłem. Przesłuchanie wcale nie musi być przykre.
- To oni cię jeszcze nie skończyli przesłuchiwać? – Hermiona była zbulwersowana.
- Powiedzieli, że mają czas.
- O co im do jasnej cholery chodzi. Ile można przesłuchiwać jedną osobę?! – nie wytrzymał nerwowo Draco.
Harry popatrzył na niego obojętnie.
- Nie chciałem im powiedzieć, tego co chcieli usłyszeć. Aha i nie używają Veritaserum, widocznie nie zależy im zbytnio na prawdzie – Harry uśmiechnął się krzywo, nie chciał ich niepokoić faktem, że nie ma sporządzanych żadnych notatek z tego pseudo-przesłuchania.
- To chyba dobrze – powiedziała Hermiona. – Nikt z nas nie wkopie profesora. Ups...
- Ja też znam prawdę – powiedział spokojnie Draco, a Dumbledore smutno się uśmiechnął. – I wiesz co, Granger, nie cieszyłbym się zbytnio z tego, że nie chcą użyć Veritaserum. Szczerze powiedziawszy raczej bym się tym martwił – blondas popatrzył na Hermionę dziwnie i gdyby dziewczyna go nie znała, pomyślałaby, że widzi w jego oczach troskę.
- Nie martwcie się na zapas – powiedział uspakajającym tonem Albus, który sam, wewnętrznie, niemal umierał z niepokoju o swoich uczniów. – Ale Draco i Harry mają rację. To świadczy tylko o tym, że nowy Wiceminister Magii wcale nie kieruje się dobrem wspólnym, a jedynie swoją własną wizją porządku publicznego. Cóż, jakoś trzeba to tymczasem przecierpieć.
I znowu zapadła cisza. Nie licząc małej chwili, gdy Dumbledore zapytał Gryfona o to, czy się czegoś napije i czy nie jest głodny, na co chłopak stanowczo i zwięźle odpowiedział „nie”, i poszedł na piętnaście minut do łazienki, gdzie wypalił cztery papierosy pod rząd.

*
Mężczyźni wrócili dopiero za dwadzieścia pierwsza i Percy drwiącym gestem, zaprosił Harry’ego z powrotem do Salę Przesłuchań. Chłopiec wstał i powlekł się w kierunki drzwi. Wyglądał jakby szedł na własną egzekucję.

- Witamy ponownie, panie Potter – Igor Matrojew rozsiadł się wygodnie w fotelu, popatrzył uważnie na Harry'ego i rzucił na biurko papiery, które ze sobą przytaszczył. Chłopak pomyślał, ze mężczyzna wygląda jak sęp obserwujący swoją ofiarę.
- No, Potter, zmieniłeś zdanie? – spytał Percy stawiając na biurku niedopitą kawę.
Harry popatrzył na nich zimno i usiadł bez słowa.
Mężczyźni spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Igor zaczął spokojnie przeglądać przyniesioną makulaturę.
- Nie masz mi nic do powiedzenia, Harry? – spytał chłodno Wiceminister.
- Co mam zrobić, żeby ci otworzyć oczy, co? – spytał Harry – Mam ci pokazać swoje blizny?
- Możesz robić co zechcesz. Nawet urządzić mini-przedstawienie, Potter... Jak już mówiłem, nam się nigdzie nie spieszy.
Zdesperowany chłopak zdjął szatę, a następnie rozpiął i zaciągnął koszule. Wcale nie chciał by ktoś oglądał jego oszpecone torturami ciało, ale miał nikłą nadzieję, że trafi Percy’emu do rozsądku.

Cóż.. Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, po raz kolejny w życiu naiwnie zaufał dobrej woli drugiego człowieka i po raz kolejny się zawiódł.
Wiceminister Magii doznał chyba lekkiego szoku bo pospiesznie odwrócił z obrzydzeniem wzrok i Harry poczuł przewrotną satysfakcję. Matrojew natomiast parzył na niego bez żadnego skrępowania, a nawet ze znudzeniem i z obojętnością.
- To niesmaczne, Potter – powiedział Percy. – Racz się ubrać.
- Ale zrobił mi to twój święty, niepokalany Nott. Dlaczego nie chcesz patrzeć? Nie podoba ci się ta część jego działalności? – Harry cynicznie się uśmiechnął. – Nie byłem jego jedyną ofiarą, on miał ich dużo, dużo więcej i zasłużył sobie na to, co go spotkało – głos chłopaka był bardzo cichy, bardzo stanowczy i bardzo smutny.
- Dosyć – Percy walnął pięścią w biurko – nie wiem kto ci to zrobił Potter, może nawet, sam sobie to zrobiłeś w jakimś napadzie szału – Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. – ale nie będziesz nikogo oczerniał.
- Tak, sam sobie to zrobiłem, Percy. Sam sobie wyrwałem hakiem ciało na lewym boku. - głos Harry’ego był cichy, chłodny i cyniczny. - Musisz tego spróbować, nawet nie wiesz jak to rajcuje, zwłaszcza jeżeli wcześniej napijesz się eliksiru czuwania... ty pokręcony skrwielu.

Policzek, który wymierzył mu Igor był dużo bardziej bolesny od tego, jaki otrzymał od Percy’ego. Matrojew bił o wiele mocniej niż jego kolega . Tak mocno, że Harry się przewrócił.
- Pan wiceminister chyba ci mówił coś o uprzejmości, gówniarzu, prawda? – spytał cicho i łagodnie. – To było małe przypomnienie.
Chłopak poczuł pod powiekami palące łzy wstydu, bólu i poniżenia. Zacisnął zęby, wstał, bez słowa się ubrał i usiadł.
- Panie Potter, skoro nie chce pan współpracować, musimy użyć małej siły perswazji - zaczął Igor.
Harry nastawił uszu.
„Chyba nie będą mnie szantażować?” – pomyślał naiwnie.
- Pana Malfoya sympatią pan raczej nie darzy, więc sobie daruję wykład o jego pobycie w więzieniu i planowanym wypuszczeniu go na wolność dnia dziewiątego listopada bieżącego r oku, czyli za cztery dni... – Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicy żołądka
- Ale panna Granger to twoja bliska koleżanka... Jej rodzice to mugole... Prawda? – spytał od niechcenia, a Harry wcale nie zamierzał odpowiadać. – Nie chciałbyś chyba, Potter, by przydarzył im się jakiś przykry wypadek...
Chłopak zamrugał z niedowierzenia. Popatrzył zszokowany na Percy’ego, który uśmiechał się z wyższością
Zapadło milczenie. Długie piętnastominutowe milczenie, w czasie którego Harry stracił wiarę w sprawiedliwość.

- Nie ośmielicie się – wyszeptał wreszcie przesłuchiwany. Czuł się tak, jakby cały mózg mu wyparował, a w głowie została czarna dziura wypełniona pustką.
- Pomyśl spokojnie, czy twój upór jest wart śmierci dwojga ludzi, Harry.
- A co cię obchodzą mugole?- syknął chłopak.
- Mugole są niegroźni i zabawni, a czasem nawet się przydają, tak jak teraz. Gorzej z takimi wyszczekanymi szlamami jak Granger – warknął Percy, a w jego głosie brzmiała groźba..
Spojrzenie chłopca wyrażało totalny szok.
- Dlaczego ją wyzywasz? Przecież kiedyś się z nią kolegowałeś... – nie mógł uwierzyć Harry. Jego mózg wrócił na swoje miejsce, ale był teraz odwrócony na lewą stronę i nie funkcjonował prawidłowo.
- To nie wyzwisko, tylko adekwatne określenie, tak jak czarodziej, mugol, czy Śmierciożerca – spokojnie powiedział Percy, jakby tłumaczył coś małemu dziecku.
- To obraźliwy epitet stosowany między innymi przez Voldemorta... - Percy się wzdrygnął na dźwięk tego imienia - ...i Śmierciożerców. Określenie to czarodziej pochodzenia mugolskiego. Nie jestem idiotą.
- Zwał, jak zwał, panie Potter, czy to istotne? – odezwał się Matrojew. – Widzę , że nie boisz się wymawiać imienia najpotężniejszego czarodzieja wszechczasów, Potter – a Harry'emu wydało się, że usłyszał w głosie mężczyzny nutkę czci dla Voldemorta. – To albo wielka odwaga, albo głupota...
- Największym czarodziejem jest Albus Dumbledore – warknął Harry.
- Nieistotne... – Igor popatrzył uważnie na chłopca. – Istotne jest to, jakiego wyboru dokonasz. Myślę, że szlachetnego...
Harry popatrzył z bezsilną złością i smutkiem na obydwu mężczyzna.
- Obydwaj jesteście skurwielami, słyszycie?! JESTEŚCIE SKOŃCZONYMI SKuRWIELAMI!!!
Podwójny Tormrnter rzucił Harrym o ścianę i chłopak osunął się na podłogę. Omal nie zemdlał. Jeszcze chwila, a zacząłby krzyczeć, a z uszu i nosa chłopaka pociekłaby krew. Oni jednak wiedzieli kiedy przestać, by na ciele przesłuchiwanego nie zostawić śladów przemocy fizycznej.

Harry usiadł na podłodze i zapłakał z bezsilnej złości.
Siedział tak przez następne czterdzieści pięć minut zaciskał pięści, a z oczu kapały mu łzy.
Miał straszną ochotę zapalić, ale był prawie pewien, że mężczyźni odmówią mu tej przyjemności.
Obydwaj urzędnicy patrzyli na niego bez słowa i czekali na jego „szlachetną decyzję.”

*
Dumbledore spojrzał na zegarek. Była za piętnaście druga. Westchnął cicho.
- Martwi się pan? – spytał Draco. Od kiedy tu byli wypalił już piętnaście fajek ze zdenerwowania i wyciągnął szesnastą. Zajrzał do paczki. Zostały mu sporo, bo czternaście.
- Trochę – skłamał Albus. - Nie pal tyle, Draco...
- Psychicznie nie wyrobię, jak nie zapalę, sir.
- Jak uważasz – Dumbledore był zaniepokojony o Harry’ego, ale o pozostałą parę uczniów, która jeszcze nie została przesłuchana, także.
Draco od jakiegoś czasu nie chodził palić do łazienki. Wziął jeden z plastikowych kubeczków i napełnił go po części wodą, tworząc w ten sposób prowizorkę popielniczki. Było w miarę ciepło i blondyn zdjął już dawno swoja szatę i położył, schludnie złożoną, na ławce. Siedział sobie na podłodze pod ścianą, naprzeciwko dyrektora, żeby mu nie dmuchać dymem. Skrzyżował nogi, włożył papierosa do ust i zapalił. Z kieszeni spodni wyjął gumkę i związał długie już, sięgające do ramion piękne, jasne włosy. Oparł plecy o ścianę, zamknął oczy i zaciągnął się głęboko. Krawat z barwami Slytherinu leżał obok na podłodze.
Draco urósł sporo przez wakacje, tak samo zresztą jak Ron, czy Harry i teraz był już młodym mężczyzną. Młodym, przystojnym mężczyzną.
Hermiona wróciła z łazienki i obrzuciła go na pozór obojętnym spojrzeniem. Jego ciemnoszara koszula doskonale współgrała z odcieniem oczu chłopaka. Związane włosy odsłaniały silnie zarysowane kości policzkowe, a ciemna oprawa oczu pięknie kontrastowała z włosami i delikatną opalenizną skóry.
Wyglądał pociągająco, a papieros dodawał mu tylko uroku.
Hermiona miała przez chwilę ochotę usiąść przy nim, nawet poprosić go o papierosa i zapalić w jego towarzystwie. Paliła bardzo mało, a teraz miała na to ogromną wręcz chęć, ale miała też swoją dumę i dlatego skierowała kroki w kierunku ławki, na której siedział Dumbledore. Usiadła, założyła nogę na nogę i wsparła brodę na dłoni. dyrektor Hogwartu wyglądał jakby drzemał.
Draco popatrzył spod półprzymkniętych powiek nad Hermionę. Zmoczyła włosy i odgarnęła je za uszy. Wyglądała... ładnie.

- Chcesz zapalić, Granger? – spytał chłopak na tyle grzecznie na ile potrafił i zaciągnął się mocno.
- Nie, dzięki – skłamała Hermiona. – A w ogóle skąd wiesz, że palę?- dziewczyna wydęła z pogardą usta i Draco po raz tysięczny w tym roku pomyślał, że są piękne. Była w wakacje w Rzymie i mocno się opaliła, a jej wargi miały kolor bladych malin i były po prostu śliczne. Ona cała była... śliczna.
„Hola, Draco!” – sam siebie w myślach zganił Ślizgon.
- Ja wiem wszystko – odrzekł nonszalancko i zgasił papierosa
- Jak zwykle nad wyraz skromny i uprzejmy... – Hermiona się skrzywiła.
- Hej, wiem, że nie byłem dla ciebie miły, ale teraz jestem twoim towarzyszem niedoli. – Hermiona nie wierzyła własnym oczom, Malfoy się do niej uśmiechnął. - Chodź, nie krępuj się mam jeszcze... trzynaście – powiedział zapalając następnego.
- Idź, Hermiono – Dumbledore popatrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, zza swoich okularów – połówek. – Ja muszę was na chwilę opuścić – Albus wstał i ruszył w kierunku łazienki.

Gryfonka podniosła się z ociąganiem i usiadła obok Ślizgona. Draco wyciągnął w jej stronę paczkę papierosów.
- Widziałem cię w październiku jak paliłaś za chatką Hagrida. Nieładnie... – Blondyn posłał jej złośliwy uśmiech.
- Odwal się – odcięła się ze złością i wyjęła papierosa
- Radziłbym ci poćwiczyć trochę pokorę, Granger, zanim wejdziesz tam... – chłopak skinął głową w kierunku drzwi, za którymi przebywał w tej chwili Harry.
- Oni chyba nie lubią, gdy tak im się odpowiada.
Hermiona wzruszyła ramionami, ale w duchu przyznała Draconowi, który właśnie podpalał jej papierosa, racje.
- Od dawna palisz? – spytała obojętnie.
- Od piątego roku, ale dopiero od wakacji nałogowo. A ty?
- Od wakacji, ale ja palę bardzo mało.
- Rozumiem. Denerwujesz się?
- A ty byś się nie denerwował, gdyby siedział tam teraz twój przyjaciel? – zirytowała się Hermiona i zaciągnęła się mocno dymem. Odprężyła się lekko.
- Nie wiem – odpalił Draco. – Widzisz, Granger, ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam prawdziwych przyjaciół. – W jego głosie była szczerość i gorycz, i Hermiona spojrzała na niego niepewnie, niemal z sympatią, ale za chwile powiedziała całkowicie chłodnym tonem:
- A czyja to wina Malfoy? Chyba nie moja...
- Rozumiem twoją delikatną aluzję. Nieważne...
Zapadła cisza i spokojnie dopalali papierosy.
Gdy skończyli Hermiona udała się do bufetu po litrową butelkę wody mineralnej.

*
- Namyśliłeś się, Harry? – spytał, w końcu, siedzącego na podłodze chłopaka, Weasley.
- No, panie Potter, liczymy na mądrą decyzję z pana strony – Matrojew popatrzył Gryfonowi głęboko w oczy. – Jak będzie?
Harry czuł się absolutnie bezsilny.
- Dobrze – powiedział i automatycznie poczuł pogardę do samego siebie. – Zgadzam się.
- Ach, więc jesteś rozsądnym, młodym człowiekiem, Potter – Percy uśmiechnął się paskudnie. Słucham...
- Odwołuje wszystko, co powiedziałem o Salomonie Nottcie i obiecuje nikomu więcej nie mówić o tym i zaprzeczać, jakoby Salomon Nott kiedykolwiek mnie torturował...
- To rozumiem – Igor uśmiechnął się paskudnie. – Inteligentna młodzież zamieszkuje Wielką Brytanię. To się chwali. Moja matka była rodowitą Brytyjką, oczywiście czystej krwi – dodał patrząc z pogardą na Harry’ego.
Chłopak poczuł, że jego krew wrze, ale nie dał się sprowokować.
- Dobra, koniec pieśni – radośnie stwierdził Weasley. – Idziemy rozprostować kości.
Jesteś wolny, Harry. Musisz tylko jeszcze poczekać na swoich znajomych ze szkoły - Jeżeli też są tacy chętni do współpracy, jak ty, będzie dobrze – Igor uśmiechnął się drapieżnie, a Harry poczuł lodowaty dreszcz niepokoju biegnący wzdłuż kręgosłupa.

*
Wyszli równo o drugiej, w momencie kiedy Hermiona wróciła z butelką wody pod pachą.
- No i znowu sobie na nas poczekacie – Percy wyglądał na radosnego.
- Nie wątpię – syknął pod nosem Draco.
- Mówiłeś coś, Malfoy? – spytał niemal uprzejmie wiceminister.
Draco nadal siedział pod ścianą. Podniósł wzrok na Percy’ego.
- Mówiłem dobrze, sir – chłopak bezczelnie popatrzył urzędnikowi w oczy, a w jego głosie pobrzmiewał cynizm z domieszką ironii.
- Potter się oduczył arogancji, ciebie też to czeka, Malfoy.
- Ja się arogancji nigdy nie oduczę – Harry popatrzył na Percy’ego obojętnie i wyjął papierosa. – Odziedziczyłem tą cechę po moim szlachetnym rodzicielu i jestem z niej dumny.
- To zupełnie tak jak ja, Weasley – Draco uśmiechnął się szeroko do wiceministra i puścił mu figlarnie oko.
- Zobaczymy Malfoy, czy będziesz taki hardy na przesłuchaniu.
- Nie sądzisz chyba, że będę ci lizał buty, Percy?– Draco poczuł się zirytowany.
Dumbledore posłał blondynowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Jeżeli będę ci kazał, to wyliżesz mi nie tylko buty – warknął Weasley, a Matrojew zaśmiał się beztrosko.
Draco zrobił się najpierw czerwony na twarzy, a po chwili niemal bardzo blady.
Nie był do końca pewien, czy się nie przesłyszał.
Hermiona przygryzła wargę i spuściła wzrok. Poczuła się zażenowana i zaniepokojona słowami mężczyzny. Jej też – tak jak wcześniej Draconowi - zrobiło się za ciepło i teraz siedziała trzymając szatę przewieszoną przez prawe ramię.

Harry osunął się pod ścianę tuż obok Hermiony. Wziął od przyjaciółki wodę i pił teraz dużymi łykami. Był obolały i czuł się wyschnięty w środku. Odstawił butelkę i wytarł usta.
Zaśmiał się cicho i spojrzał z pogardą na wiceministra.
Dumbledore wstał. Był zły.
- Posłuchaj Percy, licz się ze słowami. Jeżeli nie zauważyłeś to tu siedzi MŁODA KOBIETA!
- Wszystko zależy od nich - spokojnie odpowiedział urzędnik. – Co prawda, w większej mierze może od Malfoya. Jego chcę zapytać o parę istotnych rzeczy. – Ale tej młodej kobiety słowa skierowane do Malfoya także dotyczą, Dumbledore – Percy popatrzył z jednoznacznym wyrazem twarzy na Hermionę.
Dziewczyna nie wytrzymała psychicznie. Rzuciła swoją szatę i pomaszerowała, wściekła, do łazienki. Trzasnęła drzwiami tak, że aż poszło echo.
„Nie będę pokorna i nie będę z nikim współpracować, nie będzie jakiś pieprzony urzędas obrażał mojej godności” - pomyślała roztrzęsiona.
Odkręciła kran i zanurzyła głowę pod zimną wodą.

Draco, Harry i Albus patrzyli wstrząśnięci na 2iceministra.
- Strasznie mi przykro, że ukończyłeś moją szkołę, Percy – powiedział smutnym głosem Dumbledore. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Ja też żałuję, że nie uczęszczałem do Durmstrangu. Tam jest o wiele wyższy poziom. A co do panny Granger, radzę jej przekazać, żeby więcej nie zachowywała się tak po chamsku jak przed chwilą. Ona jest najbardziej bezczelna i wyszczekana z całej trójki tych bachorów. Niech lepiej panuje nad sobą.
- Nie jestem pewien, kto tak naprawdę zachował się po chamsku, szanowny panie wiceministrze – Harry był po przesłuchaniu i było mu wszystko jedno.
I tak zamierzał się otruć dziś wieczorem...
- A ja jestem pewny. Właśnie patrzę na chama – powiedział spokojnie Draco, wstając z podłogi i spoglądając Percy’emu prosto w oczy.
- DRACO! – Dumbledore spojrzał przerażony na blondyna.
Był pewien, że młody urzędnik da mu w twarz.
Percy nic takiego nie zrobił. Popatrzył z nienawiścią na obydwu chłopców i podszedł do Malfoya, który spoglądał na niego spode łba, zupełnie tak jak Harry na Dracona dzień wcześniej.
Percy spojrzał mu głęboko w oczy z odległości zaledwie pięciu centymetrów, i mimo że rudy mężczyzna miał 190 cm wzrostu, Draco nie musiał wcale wysoko podnosić głowy, bo był niewiele niższy. I wcale, ku zaskoczeniu Wiceministra, nie odwrócił wzroku.

- Ani mi się waż znów uderzyć któregokolwiek ucznia. Draco miał racje. Molly na pewno wpoiła ci szacunek do kobiet i dobrze by było gdybyś go przestrzegał. – warknął poirytowany Albus, ale Weasley nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
- Malfoy – powiedział bardzo cicho, tak żeby tylko chłopak go usłyszał. - Twój ojciec siedzi w więzieniu... Chyba nie chcesz, żeby stała mu się krzywda? Żeby na przykład ruszyło go sumienie i popełnił samobójstwo... Licz się ze słowami – Percy uśmiechnął się paskudnie. - Z Granger zrobię wszystko, na co będę miał ochotę, a ty będziesz siedział cicho, właśnie ze względu na swojego starego.... Radziłbym wysoko posuniętą kulturę osobistą... Jasne?
Draco zrobił się niemal idealnie przezroczysty. Nie był w stanie nic powiedzieć.
- Jasne? – wysyczał Percy.
- Tak – głos blondyna był ledwie słyszalny.
- Tak jest, sir – warknął cicho wiceminister. – Więc, jasne?
- Tak... jest, sir – chłopak czuł się tak, jakby śnił jakiś surrealistyczny koszmar.
- To rozumiem... – Percy odwrócił się i ruszył razem z Igorem w kierunku windy.

*
Draco osunął się, niemal bezwładnie, pod ścianę. Albus patrzył na niego uważnie, ale nie pytał o nic. Wiedział, że chłopak i tak mu nie odpowie.
W żołądku starszego mężczyzny uformował się ogromny supeł i powoli się teraz zaciskał. Dumbledore usiadł na ławce i ukrył twarz w dłoniach.

Harry patrzył uważnie na Ślizgona. Chłopak wyjął papierosy. Gryfon zauważył, że drżą mu ręce. Zaczął się zastanawiać, co takiego powiedział mu Percy. Draco wyglądał tak jakby miał się za chwilę popłakać, albo wpaść w szał. Albo jedno i drugie.
„Wolę nie wiedzieć, co usłyszał” –pomyślał Harry.
Malfoyowi trzęsły się trochę dłonie i upuścił papierosa.
- Cholera! ... Przepraszam, panie dyrektorze... – popatrzył niepewnie na starszego mężczyznę.
- Nic nie słyszałem, jestem już stary i chwilami przygłuchy – Albus machnął uspakajająco ręką.
Draco obdarzył mężczyznę spojrzeniem pełnym wdzięczności i szacunku.
„Ja miałem go za starego głupca. A on dba o nas wszystkich tak samo i jest wyrozumiały...”- pomyślał ze skruchą
Chłopak podniósł papierosa i zapalił. Był roztrzęsiony. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od Percy’ego. Zaciągał się tak mocno, że skończył palić już po czwartym „machu”. Odetchnął głęboko.

Harry wyjął swoje papierosy i także zapalił. Dumbledore tylko pokiwał głową z dezaprobatą, ale nic nie powiedział. On też (chociaż trudno w to uwierzyć) miał kiedyś szesnaście lat. A poza tym okoliczności były wyjątkowe i Albus był zbyt wściekły na Ministerstwo, by zastanawiać się nad tym, czy na korytarzu wolno palić. Szczerze powiedziawszy nic, a nic go to nie obchodziło.
- Masz Potter. – Harry spojrzał w górę. Draco podawał mu „popielniczkę”.
Gryfon strzepnął popiół już dwa razy bezpośrednio na wypucowaną podłogę holu. Była co prawda szara, ale mimo wszystko... Percy był nieobliczalny.
Zielonooki chłopak wziął od Ślizgona plastikowy kubeczek i postawił obok siebie na ziemi.
- Mogę zapalić razem z tobą? – spytał Draco.
- Po pierwsze, z tobą nie rozmawiam, a po drugie, miałeś się do mnie nie zbliżać.

Wróciła Hermiona i usiadła na ławeczce obok dyrektora. Był spokojna i smutna.
Dumbledore ją objął, a ona przytuliła się, z wdzięcznością, do starszego mężczyzny.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział staruszek nieumyślnie kłamiąc w dobrej wierze.

- Po pierwsze to są wyjątkowe okoliczności, a po drugie nie masz różdżki, Potter – odpowiedział blondyn czarnowłosemu Gryfonowi, patrząc uważnie na Dumbledore’a i Hermionę.
- Za to, mogę cię udusić...
- Posłuchaj – powiedział Draco bezceremonialnie sadowiąc się obok Harry’ego. – Przepraszam za ten wczorajszy incydent. Zachowałem się jak cham.
Harry nie wierzył własnym uszom.
- Jak cham i jak gówniarz... – Draconowi wcale nie przyszło łatwo przyznanie się do błędu, oj nie...
Gryfon nie zamierzał mu ułatwiać zadania.
- Naprawdę, sam bym nigdy nie zauważył... – Harry uśmiechnął się sardonicznie.
- Boże! – Ślizgon się zirytował. – Potter, mi naprawdę przykro za wczoraj i za czwartkowy poranek też... Mówię poważnie. Nie chcę, żebyś mi wybaczył, nawet tego nie oczekuję, chcę tylko zapalić w twoim towarzystwie... – Malfoy nie mógł sam wierzyć to co mówi, po prostu czuł, że tak powinien.
Harry popatrzył na niego uważnie, a potem poczęstował go bez słowa papierosem.

Hermiona obserwowała z zaciekawieniem Dracona i Harry’ego. Obaj byli wysocy i przystojni. I jacyś tacy poważni. Jeden był jej przyjacielem a drugi zagorzałym wrogiem, ale czy ona chciała żeby ten blondyn pozostał jej wrogiem nadal? Tego dziewczyna wcale nie była taka pewna.
Czuła do niego uraz za wszystkie złe słowa, które jej powiedział, ale dziś zachowywał się inaczej, jakby dojrzalej.
Ślizgon spojrzał na nią i Hermiona odwróciła wzrok. Miał piękne oczy i patrzył na nią jakoś tak dziwnie, jakby ze smutkiem.

- Boję się o nią – powiedział bardzo cicho Malfoy do Pottera.
Harry spojrzał na Hermionę przytuloną do Dumbledore’a.
- Ja też – szepnął.
- Dumbledore, chyba też jest trochę zaniepokojony – Draco zaciągnął się mocno.
Obydwaj popatrzyli na lewo. Albus ścisnął lekko ramię dziewczyny i mocniej ja do siebie przytulił, jakby na potwierdzenie obaw obydwu młodzieńców.
– Może niech Granger uda, że zachorowała, albo co... - czarnowłosy chłopak usłyszał zdesperowany szept.
- Ona na to nie pójdzie – cicho i stanowczo stwierdził Harry – Jest za bardzo honorowa i ambitna, Malfoy.
- Zdążyłem się tego domyśleć. Do dziś pamiętam, jak potrafi przylać w mordę – Gryfon popatrzył zaciekawiony na współpalacza , wydawało mu się, że w głosie Dracona zabrzmiał sentyment.
- Jak tęsknisz za tym, to jej powiedz, myślę, że chętnie przywali ci po raz drugi.
Malfoy zarumienił się jak piwonia.
- Och, zamknij się – syknął.
- Rany, Malfoy – wysyczał Harry – Hermiona ci się podoba...
- Wcale nie! – to powiedziane było stanowczo za szybko, za głośno i zbyt zapalczywie i Draco przeklął siebie w duchu za taką reakcję.

Hermiona i Albus spojrzeli na nich odruchowo.
Draco zarumienił się jeszcze rozkoszniej i dziewczyna przygryzła delikatnie dolna wargę, gdy na niego spojrzała.
„Po co on tak wygląda?” – pomyślała skonsternowana i szybko odwróciła wzrok przytulając się mocniej do dyrektora. Malfoy był jej wrogiem i koniec. Wcale nie zamierzała się stąd ruszać. Było jej dobrze w objęciach starszego siwowłosego i siwobrodego pana, który zachowywał się teraz nie jak profesor, ale jak ukochany dziadek, którego nigdy nie miała...

Gryfon uśmiechnął się zalotnie i uniósł łobuzersko brew
- Nie, a krowy latają – wyszeptał.
- Idę do łazienki – urażonym tonem zakończył rozmowę Draco.
Reszta oczekiwania minęła w ciszy i spokoju. Jak to mawiają mugole - nie bez racji - cisza zawsze występuje przed burzą...

***
Panowie przyszli dopiero o godzinie czwartej. Wyglądali na zadowolonych.
- Zapraszamy – Igor uśmiechnął się szeroko.
Obydwaj zdjęli oficjalne, granatowe szaty i trzymali je na rękach.
Draconowi bardzo nie spodobał się ten luz i cwaniacki wyraz twarzy Przewodniczącego Komisji Jakiejś Tam .
- Madame pierwsza – Percy uśmiechnął się niemal kurtuazyjnie.
Hermiona nagle bardzo się przestraszyła. Popatrzyła na Albusa wzrokiem wystraszonej sarny. Starszemu mężczyźnie ścisnęło się serce, ale powiedział ciepłym, cichy głosem:
- Idź, dziecko.
Dziewczyna wstała, ale zamknęła swoją dłoń na dłoni starego czarodzieja.
- Niech pan idzie ze mną – łamiącym się szeptem, i niespodziewanie dla samej siebie, poprosiła Hermiona.
- Wiesz, że nie mogę – cicho odpowiedział Dumbledore.
Gryfonka puścił dłoń mężczyzny. Wzięła z ławki swoją szatę, którą Harry ładnie złożył, po tym jak wybiegła do łazienki. Przytuliła ją do siebie obronnym gestem, tak jakby ten kawałek materiału mógł obronić ją przed wszelkim złem.
Dumbledore patrzył na nią z niepokojem.
- Po co ci to? – Percy roześmiał się Hermionie w twarz i wyrwał czarną szatę z jej rąk. Dziewczyna poczuła od mężczyzny słabo wyczuwalny zapach alkoholu i przestraszyła się jeszcze bardziej. Wiceminister odrzucił jej szatę na środek podłogi, jak zużytą szmatę.
Draco bez słowa wstał, zabrał z podłogi czarne okrycie i podał je z powrotem Hermionie. Popatrzył Percy’emu prosto w oczy, odwrócił się i usiadł obok Albusa.
Dziewczyna przytuliła do siebie szatę.
Percy ponownie ją wyrwał z jej rąk i ponownie rzucił na podłogę.
- Percy! – wstrząśnięty Albus popatrzył z przerażeniem na wiceministra.
- Mamy czas – powiedział spokojnie Igor.
Harry zabrał szatę przyjaciółki z podłogi, złożył ją i położył na ławce.
Popatrzył na Percy’ego ze szczerym smutkiem i bez słowa poszedł do łazienki.

Igor pchnął lekko dziewczynę w stronę drzwi i Hermiona weszła niemal na ugiętych nogach do sali przesłuchań. Boże jak ona się bała. Chyba wcześniej nie bała się tak nigdy w życiu. Nawet podczas walki w zeszłym roku. To był zupełnie inny lęk.
Nieokreślony. Paraliżujący. Ogarniający zimną falą całe wnętrze, zmysły i umysł.
Lęk przed niewiadomym.
- Pan też, panie Malfoy – Hermiona usłyszała głos Percy’ego i część kamienia zaległego na jej piersiach opadła. Zdecydowanie bardziej wolała być tu nim, niż sama. - We dwójkę będzie wam raźniej – mężczyzna uśmiechnął się cynicznie.

Albus i Harry popatrzyli na siebie z lekką ulgą. Teraz bali się o pannę Granger trochę mniej.
Draconowi jednak nie ulżyło. Percy będzie koniecznie chciał mu pokazać, że to on tu rządzi i nie wiadomo do czego może się posunąć. Teraz chłopak przeklinał siebie za to, że nie powstrzymał się i nazwał go chamem.

*
- Proszę – nonszalancko powiedział Percy do Malfoya i Draco w szedł do Sali Przesłuchań.
Weasley wyjął różdżkę i wyczarował jeszcze jedno krzesło.
Chłopak z ogromnym niepokojem wyczuł, że, od obydwu mężczyzn, zajeżdża alkoholem.
Igor i Percy rzucili niedbale swoje szaty na ogromne biurko.
„Ciekawe, co na to Knot” – pomyślał cynicznie Ślizgon.
Spojrzał na przestraszoną współtowarzyszkę. Przez chwilę miał ochotę ją przytulić...
- Siadajcie! - rozległ się głos Wiceministra Magii
Draco i Hermiona usiedli na niewygodnych krzesłach, a Igor Matrojew zaczął nucić jakąś wesołą melodię.
- Od czego by tu zacząć.... – Percy wygodnie rozsiadł się w fotelu i bez żenady lustrował odkryte do kolan nogi dziewczyny i jej spory biust opięty granatową bluzką. Hermiona bawiła się niezręcznie krawatem z barwami Gryffindoru i patrzyła zażenowana w podłogę.
- Z całym szacunkiem – odezwał się potomek Lucjusza Malfoya na tyle grzecznie na ile potrafił, biorąc pod uwagę niedorzeczność sytuacji. – Chciałem zwrócić panom uwagę na to, że pili panowie alkohol podczas pracy. Tak chyba nie wypada...
- Nie ty będziesz oceniać, co wypada, a co nie – Percy popatrzył na niego jak na insekta.
Hermiona z zakłopotania przygryzła odruchowo i nieświadomie dolną wargę, nie mając pojęcia, że ten gest wygląda niezwykle pociągająco i jedynie pobudza erotycznie obydwu zaprawionych alkoholem mężczyzn.
- Najpierw małe przedstawienie sytuacji, prawda Igorze? - Percy uśmiechnął się cynicznie, a jego bułgarski kamrat odpowiedział takim samym uśmiechem.
- Najpierw ty Granger. Jesteś szlamą i nie masz nic do powiedzenia, chyba, że cię o coś zapytamy. Jesteś z góry na pozycji przegranej... Szlamy jak szlamy, są i
trzeba je tolerować. Ale szlamy wyszczekane i aroganckie tak jak ty, to nic innego jak śmieci... Pamiętaj, że każde impertynenckie słowo z twoich ust, będzie odpowiednio ukarane. Siedź więc cicho na tyłku, słuchaj i bądź grzeczna.
W oczach dziewczyny zalśniły łzy, ale przełknęła zniewagę i milczała.
- Malfoy – zwrócił się, szeroko uśmiechnięty, wiceminister do zszokowanego jego słowami chłopaka – jesteś synem Śmierciożercy. Każdy Śmierciożerca to śmieć, odpad społeczny, ty jako syn Śmierciożercy Lucjusza Malfoya, też automatycznie jesteś śmieciem. Jesteś więc na takiej samej pozycji co Granger, ale ty możesz mówić. Odpowiesz mi na kilka pytań i to od ciebie, w dużej mierze, będzie zależało jak długo przesłuchanie będzie trwało i w jakiej przebiegać będzie atmosferze... Zrozumiałeś?
- Tak, sir – pobladłymi wargami wyszeptał młodzieniec.
- Nie słyszałem, panie Malfoy – Igor odwrócił się od okna w stronę blondyna.
- Tak , sir! – powiedział głośniej, zachrypniętym, ze niepokoju i oburzenia, głosem Draco.
- Tak lepiej.. – Matrojew usiadł wygodnie w fotelu i bezczelnie zaczął gapić się na Hermionę, która zapragnęła jak najszybciej stąd wyjść.

- Powiedz, Malfoy – zaczął Percy – przyjaźnisz się z profesorem Snapem? Nie wiem jak wampir może być profesorem, ale u Dumbledore’a wszystko jest możliwe.
- Nie. Profesor Snape przyjaźni się z moim ojcem, a nie ze mną. To istotna różnica.
- Pozwól, że o istocie różnic będę decydował ja, a nie ty – sucho skomentował Percy.
- Zawsze byłeś traktowany przez niego nieco lepiej niż inni uczniowie, to prawda?
- Profesor Snape zawsze odnosił się do mnie raczej ciepłym tonem, ale on wyróżnia wszystkich Ślizgonów. – Draco dostrzegł niebezpieczny błysk w oczach swego rozmówcy i szybko załagodził sytuację. – No, mnie chyba trochę bardziej wyróżnia – dodał szybko.
- Rozumiem. Od jak dawna wiesz, że jest wampirem?
- Od dwóch lat to podejrzewałem, teraz już mam, co do tego pewność – spokojnie powiedział Draco. – Myślę, że moi rodzice o tym wiedzą, ale mi nigdy o tym nie powiedzieli.
- Powiedz mi, czy kiedykolwiek zachowywał się agresywnie wobec uczniów, albo użył przemocy fizycznej?
- Nigdy - odpowiedział spokojnie Draco.
Obawiał się, że Percy będzie się czepiał, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Pamiętasz, co robił Profesor Snape wieczorem w Noc Duchów, trzydziestego pierwszego października bieżącego roku? To znaczy, czy był na uczcie?
Draco udawał, że się zastanawia. Jeżeli powie, że został do końca, Percy zarzuci mu kłamstwo, jeżeli powie, że wyszedł jak zwykle wcześniej, Snape przesunie się z pozycji podejrzanego, na pozycję oskarżonego.
- Uczta trwała do 23, a on wyszedł około 22 – skłamał Draco. Severus wyszedł z uczty o 21.
- Czy wyglądał na złego albo zdenerwowanego? Czy zachowywał się dziwnie?
- Absolutnie nie – powiedział ze spokojem Draco, najprawdziwszą prawdę.
Teraz zdał sobie sprawę, że najostrzejszy belfer był tego wieczora nadzwyczaj spokojny, ale o tym wolał nie mówić.
- Czy widziałeś go później tego wieczora?
- Tak – skłamał gładko chłopak – przyłapał mnie o północy jak łaziłem po korytarzu i kazał mi wracać do siebie. Był w koszuli nocnej
Później Draco zapisał to, co zeznał na jakimś karteluszku, który miał w kieszeni i podał po kryjomu wychodzącemu, za urzędnikami, Mistrzowi Eliksirów, który bardzo szybko schował kartkę w głębiny swojej szaty.
- A ty to pamiętasz? – z drwiną zapytał Percy.
- Tak, przecież to było zaledwie parę dni temu... Dlaczego nikt tego nie zapisuje? – zdziwił się nagle blondyn.
- To my jesteśmy od zadawania pytań a nie ty – wtrącił się Matrojew, ziewając leniwie.
Draconowi nie podobało się to, że jego przesłuchanie poszło tak gładko.
„Niedobrze” –pomyślał.

- Granger – zwrócił się Percy do Hermiony – od kiedy wiesz, o tym, że profesor Snape jest wampirem?
- Od trzeciego roku nauki w Hogwarcie.
- I nigdy cię to nie zaniepokoiło?
- Nigdy w żaden sposób, nie dał mi powodu do niepokoju – gładko i grzecznie odpowiedziała Hermiona.
„Chcę stąd wyjść” – pomyślała.
- Rozumiem... A w Noc Duchów? Nie zachowywał się dziwnie? Malfoy inaczej go postrzega niż ty..
- Był spokojny – odpowiedziała Hermiona. – Zachowywał się tak jak zwykle.
- Dobrze. Grzeczna dziewczynka – powiedział protekcjonalnym tonem Percy. Gryfonka nie znosiła takiego tonu. Skrzywiła się odruchowo.
Bardzo nieznacznie się skrzywiła, ale ten piekielny Matrojew musiał to zauważyć.
- Czy coś się pani nie podoba, panno Granger? – spytał z bezczelnym, wyuzdanym uśmiechem.
Hermiona była zaskoczona i skonsternowana.
- Nie, dlaczego? – zapytała szybko.
- Miałaś bardzo niezadowoloną minę. Osłodzić ci życie? – mężczyzna otaksował wzrokiem jej młode ciało.
Hermiona miała ochotę stamtąd uciec. Wybiec, albo zapaść się pod ziemię z zażenowania.
- Ja... – zaczęła. – Ja tylko się zamyśliłam.
- Ty nie jesteś tu od myślenia, Granger –powiedział zimno Percy – Jesteś od słuchania i wykonywania poleceń.
„Chcę do mamy. Chcę być ze swoimi rodzicami” – pomyślała dziewczyna z desperacją.
- Czy przesłuchanie jeszcze trwa? Przecież odpowiedzieliśmy już na pytania. Czemu nie możemy wyjść? - zapytał Draco.
- Czemu nie możemy wyjść? – przedrzeźniał go Wiceminister. – Temu, Malfoy, że jesteś bezczelnym sukinsynem, który odzywa się nie pytany i jeszcze śmie sam zadawać pytania. Rozumiesz?
Draco lekko pobladł.
- Przepraszam, sir – powiedział, żeby załagodzić sytuację. – Nie chciałem być niegrzeczny...
Hermiona była mu tak wdzięczna, za te słowa, że miała ochotę go pocałować w policzek.
- Ale byłeś – zimny głos Igora zabrzmiał jak wyrok. – Byłeś niegrzeczny, nawet zasugerowałeś, że pan Wiceminister Magii jest chamem...
„Wiedziałem.. Chryste wiedziałem...” – pomyślał z rozpaczą Draco i zalała go fala zimnego strachu. - Możesz wytłumaczyć dlaczego to zrobiłeś? – zapytał spokojnie Matrojew.
Draco gorączkowo szukał w głowie jak najgrzeczniejszych słów.
- Powiedziałem to, bo byłem zdenerwowany – zaczął bardzo powoli a serce łomotało mu w piersi jak szalone – a pan Wiceminister, w moim mniemaniu, zachował się nieelegancko w obecności kobiety...
- Zła odpowiedź – zimno odpowiedział Percy.
Malfoyowi żołądek razem z sercem podeszły do gardła.
Hermiona z niepokojem obserwowała zaistniałą scenę.
Draco przełknął ślinę.
- To co mam powiedzieć? Przecież odpowiedziałem tylko na zadane mi pytanie – w jego głosie pobrzmiewał niepokój.
- Panno Granger – lodowatym głosem spytał Percy – gdzie tkwi błąd w odpowiedzi Malfoya?
- Nie wiem, sir - Hermiona się bała , chciała wyjść, nie wiedziała o co chodzi i nie chciała wiedzieć... Ci faceci zachowywali się nielogicznie.
- Przecież ty, kurwa, wiesz wszystko. Jak to jest?
Hermiona nie wiedziała, co ma powiedzieć i była bliska płaczu. Draco zresztą też.
- Przecież mówiłem na początku, kim jesteście w tym pokoju. W ogóle kim a raczej czym jesteście, zwłaszcza na tej Sali Przesłuchań... Śmieciami.
Śmiecie nie mogą wyrażać własnego zdania, ani tym bardziej zwracać nikomu uwagi. Nie chodziło o to, że pan Malfoy jest dżentelmenem. Pan Malfoy jest po prostu aroganckim dupkiem, który śmie wyzywać Wiceministra Magii od chamów, sam nim notabene będąc.
Percy myślał, że sprowokuje Dracona, ale chłopak przełknął dumę i powiedział cicho, lecz wyraźnie :
- Więcej to się ni powtórzy, proszę pana.
To, niestety, zirytowało tylko Percy’ego.
- Od kiedy to syn Lucjusza Malfoya staje w obronie czci szlam? – spytał chłodno mężczyzna. – Podejdź do mnie, Granger!- warknął nagle.
Hermiona skuliła się i popatrzyła ze strachem na wiceministra, ale wstała i podeszła do biurka. Stanęła tam nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić i Draco zapragnął dać Percy’emu w twarz.
Tyle razy nazywał ją szlamą i dopiero teraz zrozumiał, jakie to musi być upokarzające. Hermiona miała w oczach łzy i widać było, że strasznie się boi, a to że się boi, wcale nie polepsza jej sytuacji, bo automatycznie stawia ją w pozycji ofiary. Draco był mężczyzną i doskonale rozumiał mechanizmy, którymi kierowali się dwaj urzędnicy. Najgorsze było to, że wypili wcześniej alkohol.

Percy wstał, obszedł biurko dookoła i stanął tuż przy Gryfonce.
- Lecisz na nią? – spytał sucho Dracona obejmując w pasie sparaliżowaną ze strachu dziewczynę.
- Słucham?– zapytał zdziwiony i przestraszony chłopak.
- Czy ci się, innymi słowy, podoba? – Percy patrzył na niego zimno.
- Uważam, że jest ładna - odpowiedział Draco dyplomatycznie.
- I nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym ją pocałował? – Igor roześmiał się po tych słowach kolegi.
Sparaliżowany złością i strachem Draco zaczął szybko i intensywnie myśleć.
Czuł jak jego mózg odkształca się pod wpływem tego co obserwuje.
- Chyba powinien zapytać pan o to ją, a nie mnie – powiedział w końcu.
- Kolejny błąd. Ani ona, ani ty nie macie prawa głosu... – to mówiąc Percy gwałtownie pocałował dziewczynę, wsuwając jej na siłę język prawie do gardła. Hermiona nie zdążyła nawet krzyknąć.
”Pocałunek” był przykry i bolesny. Percy śmierdział alkoholem i zrobiło się jej niedobrze. Dziewczyna była zaszokowana i w odruchu samoobrony ugryzła mężczyznę. Percy złapał się za krwawiącą wargę.
- Ty suko! – warknął.
„Kurwa – pomyślał załamany Draco- „Kurwa, kurwa.”
- Przepraszam, ja nie chciałam – Hermiona bardzo szybko zrozumiała swój błąd. Po policzkach ciekły jej łzy strachu i upokorzenia.
- Ty suko! – Percy uderzył ją, z całej siły, w twarz i Hermiona ze szlochem wpadła na biurko.
Igor patrzył na scenę z zimną, wyrachowaną obojętnością.
Malfoy nie wytrzymał.
- Zostaw ją w spokoju. W końcu to ja cię nazwałem chamem. Pozwól jej wyjść...
W odpowiedzi Percy uderzył dziewczynę po raz drugi.
Hermiona krzyknęła z bólu i zaskoczenia, opierając się całym ciałem na biurku.
- Zostaw ją w spokoju! Wyżyj się na mnie, chory sukinsynu, ale jej pozwól wyjść!
W jednej sekundzie Draco oberwał w twarz od Igora, tak, że upadł na ziemię.
- Pozwól, że nie ty będziesz decydował o tym, co tu się dzieje, Malfoy – powiedział, nachylając się nad nim z cynicznym uśmiechem, Matrojew.
Hermiona szlochała głośno z przerażenia i nawet nie modliła się już o cud.
Dracona oplótł blady strach, ale po raz pierwszy nie bał się o siebie, tylko o kogoś innego. To było o wiele trudniejsze i o wiele bardziej przerażające.

*
- Siedzą tam już pół godziny - powiedział niespokojnie Harry.
- Ty siedziałeś o wiele dłużej.
- Tak, ale na mnie chcieli wymusić, żebym odwołał wszystko, to co powiedziałem i Nottcie.
- Odwołałeś?
- Musiałem – cicho odpowiedział Harry
- Rozumiem... – Dumbledore schował twarz w dłoniach.
- Powiedz mi – odezwał się do chłopaka, który odpalał teraz niemal jednego papierosa od drugiego. - Oni nie zapisują tych zeznań? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Nie.
- Tak myślałem. Mam nadzieję, że Draco i Hermiona wyjdą stamtąd jak najszybciej...
Ale ani Hermiona, ani Draco nie wyszli jeszcze przez półtorej godziny.

*
Percy patrzył pogardliwie na leżącego, niemal u jego stóp, Dracona.
- Widzę, że jednak masz ochotę wylizać mi buty... – Igor zaśmiał się bezbarwnym, lodowatym śmiechem..
- Proszę – Draco miał łzy w oczach. – Przysięgam na grób dziadków, że nigdy o nic nikogo nie błagałem, ale ciebie teraz błagam, wypuść ją, przecież nic ci nie zrobiła.
- Owszem – zimno odrzekł Percy – ugryzła mnie.
- Ale cię przeprosiła – chłopak czuł się tak jakby walił głową w mur.
- Przeprosić to żadna sztuka. Sztuka to zapanować nad sobą.
Hermiona obserwowała z przerażeniem całą sytuację.
Jej serce biło jak oszalałe, nogi miała jak z waty. Nie mogła w ogóle racjonalnie myśleć.
- To daj dobry przykład, jak przystało na Wiceministra Magii i nie rób krzywdy Hermionie Granger. Wypuść ją. We mnie możesz rzucać przekleństwami ile tylko zechcesz. Co zrobiła ci ta dziewczyna?
- Malfoy, czy ty robisz się szlachetny? – spytał Percy a Igor zarechotał. – Wiesz co, nie pasuje to do ciebie... Igorze zapomnieliśmy sprawdzić coś istotnego, ale to za chwilę. Najpierw utnę sobie pogawędkę z Granger. Powiedz mi, spałaś kiedyś z facetem? – spytał, a Matrojew uśmiechnął się obleśnie i spojrzał z zainteresowaniem na Hermionę.
- Nie – dziewczyna wolała grzecznie odpowiedzieć.
- Nie wiesz, co tracisz...
Draco miał ogromną ochotę spytać Percy’ego o to czy spał z facetem skoro tak twierdzi, ale wiedział, że pogorszyłby tylko i tak nieciekawą sytuacje, w której się znaleźli. Chłopak podniósł się z podłogi i usiadł na swoim niewygodnym krześle.

- Dziwne – Percy popatrzył na Hermionę z wyuzdanym uśmiechem – mam wrażenie, że robisz dobrze każdemu, kto ma na to ochotę...
Draco nie mógł uwierzyć własnym uszom, Hermiona też.
Nie powiedziała zupełnie nic tylko zarumieniona wbiła wzrok w podłogę.
Była przestraszona, ale była też zła, gdyby miała teraz w ręku różdżkę na pewno próbowałaby zabić Weasleya.
- Weasley, czy tobie sprawia przyjemność obrażanie kobiet? – Draco nie mógł sobie darować. – Takie zaburzenia się leczy.
Percy podszedł do chłopaka i dał mu w twarz.
- Matrojew bije lepiej - bezczelnie odrzekł Draco.
„Bardzo dobrze, niech się zajmie mną, nie nią”- pomyślał.

Hermiona podeszła na chwiejnych nogach do krzesła i usiadła.
- Czy ktoś ci pozwolił usiąść Granger”? – spytał Igor. Dziewczyna wstała zakłopotana.
- Siadaj Granger – Percy machnął ręką. - Na razie zajmiemy się twoim blond kolegą. Odsłoń lewe przedramię, Malfoy.
Draco podwinął rękaw aż pod samą pachę. Na ręce nie miał żadnych tatuaży, ani podejrzanych znaków.
- Byłbym zapomniał... Draco bardzo dopraszał się o to abyś go uderzył, Igorze.
- Faktycznie – powiedział z miną filozofa Matrojew i walnął Malfoya w twarz.
Blondyn efektownie spadł z krzesła. Na lewym policzku miał silnie czerwony znak.
Podniósł się, usiadł z powrotem i uśmiechnął się drapieżnie.

Hermiona patrzyła na niego z ogromnym zdziwieniem i zainteresowaniem.
Wydawał się zadowolony z faktu, że zostawili ją w spokoju. Robił wszystko, żeby jej nie skrzywdzili i Hermiona obiecała sobie solennie, że nie da powiedzieć o Malfoyu złego słowa.
Teraz bała się już mniej, niepokoiła się tylko o rozwydrzonego blondyna.
Draco posłał jej w odpowiednim momencie uspokajający uśmiech i trochę jej ulżyło, powróciła jej też trzeźwość myślenia.
Hermiona była zła na siebie, bo według własnych kryteriów zachowała się jak histeryczka.
- Okey – powiedział Percy i ścisnął różdżkę w dłoni. – Mogłeś rzucić jakieś zaklęcie maskujące, ale szybko to zweryfikujemy.
- Revalo – powiedział kierując różdżką w lewe przedramię młodzieńca.
Hermiona się skrzywiła. To było nieprzyjemne zaklęcie. Jeżeli ktoś ukrywał na ciele znak, ujawniając go paliło żywym ogniem, jeżeli nie ukrywał, także było bolesne. Powodowało powstawanie rozjątrzonej rany, która na szczęście goiła się po kilku godzinach.
Draco zacisnął powieki i głośno syknął z bólu, a z oczu pociekły mu łzy. Zrobił się tak biały jak ściana za nim, później bardzo szybko poszarzał, a na końcu zrobił się chorobliwie blady.
Hermiona zacisnęła zęby ze złości, ale na razie przezornie milczała.
- Jeszcze nie jesteś pieskiem Lorda? Ciekawe... – Percy uśmiechnął się paskudnie.
Draco powoli opuścił rękaw koszuli, żeby nie urazić rany, która krwawiła i bolała jak sto diabłów.
Hermiona miała ochotę podejść do niego nie chciała się jednak narażać na kpiny Igora i Percy’ego.
Dwaj przesłuchujący ich mężczyźni wyglądali na spokojnych i w jej sercu zrodziła się nadzieja, że teraz ich wypuszczą. ..

*

- Już za dziesięć piąta – Harry ciężko westchnął.
- Nie martwmy się na zapas, pewnie nic złego się nie dzieje – Dumbledore starał się pocieszyć jak mógł chłopaka, który umierał z troski o przyjaciółkę. Albus szedł o zakład, że chociaż Harry nigdy by się do tego nie przyznał, to niepokoił się też o Malfoya.

*

- Twój ojciec siedzi w więzieniu za straszne zbrodnie... – Powiedział Percy.
- Niektórzy uważają, że za zbrodnie ojców trzeba płacić... – wszedł mu w słowo Igor.
- A ty jak myślisz, Malfoy?
Chłopak uśmiechnął się szeroko mimo silnego bólu. Nie zamierzał dać się złamać, sprowokować, ani po raz kolejny podpuścić.
- Ja nie myślę. Ja śmieć – powiedział z rozbrajającą szczerością i uśmiechnął się jak kretyn.
Obaj mężczyźni zaczęli się śmiać.
- Dobra, Malfoy, uznajmy że tak powinno być. Musisz w takim razie płacić za grzeszy ojca...
- Czy grzechy jego ojca są większe od grzechów Notta? – zimno spytała Hermiona
- Miałaś się nie odzywać - lodowatym tonem powiedział Percy.
Stało się to czego Draco obawiał się najbardziej. Szybko posłał ostrzegawcze spojrzenie dziewczynie, ale ona ku jego rozpaczy patrzyła uporczywie na Percy’ego.
- Nie mogę już tego słuchać. To nie jest przesłuchanie, tylko jakaś chora parodia przesłuchania. Nie będzie żadnych dokumentów potwierdzających wszystko, co tu było powiedziane, nie widzę też nigdzie, żadnego Veritaserum. Mówisz o grzechach Lucjusza Malfoya, a bronisz człowieka, który był podłym, chorym psychicznie, niewyżytym sadystą. To nie jest normalne...
Draco z każdym słowem Hermiony, czuł jak grunt powoli usuwa mu się spod nóg. Teraz nie był w stanie zrobić dla niej chyba już nic.
Trudno mu było jej nie zrozumieć. Doskonale ją rozumiał i rozumiał też coś jeszcze... że właśnie wbiła ostatni przysłowiowy gwóźdź do swojej trumny.

Na sali zapadła grobowa cisza i w jednej chwili Hermiona zrozumiała, że popełniła BŁĄD.
Ogromny BŁĄD.
BŁĄD jej życia.
Draco schował twarz w dłoniach i klął w duchu na czym świat stoi.
Percy wstał i podszedł powoli do Hermiony.
- Wstań powiedział jadowitym szeptem.
Wstała posłusznie, chociaż czuła, że uginają się pod nią kolana.
- Masz jednak niewyparzony jęzor – powiedział Percy niemal łagodnie.
- Powiedz mi Granger, co mam zrobić z taką suką jak ty, żeby się nauczyła, co jej można a czego nie?
Hermiona wolała nie odpowiadać. Bała się.
Percy spokojnie zaczął rozpinać guziki jej bluzki. Dziewczyna mimo opalenizny zrobiła się niemal trupio blada.

Draco patrzył ze zgrozą na scenę rozgrywającą się przed jego oczyma.
- Co ty wyprawiasz, Percy? – spytał najspokojniej jak umiał. – Tego chyba twoje kompetencje nie obejmują, a jeżeli tak, to coś przeoczyłem. Może drobnym druczkiem? – jadowity sarkazm w jego głosie tylko rozbawił obydwu urzędników.
Percy spokojnie kontynuował rozpinanie bluzki Hermiony. Dziewczyna stała sztywno, całkowicie sparaliżowana strachem
- Nasz śmieć ma poczucie humoru i jednak trochę myśli – skomentował słowa chłopaka Matrojew.
Percy uśmiechnął się obleśnie do Hermiony, która znowu była bliska płaczu, chociaż cały czas powtarzała sobie w myśli, że płakać nie będzie.
Wiceminister spokojnym tonem zwrócił się do dziewczyny:
- Zdejmij bluzkę.
Hermiona popatrzyła na niego tak jakby nie rozumiała, co mówi ale zdjęła rozpiętą bluzkę.
Stała tam w staniku, krawacie, spódnicy, pończochach i butach, i czuła się tak idiotycznie i tak bardzo upokorzona, że chciało jej się płakać i śmiać jednocześnie.
Draco patrzył na to ze zgrozą i odrętwieniem.
Nie mógł nie zauważyć, że Hermiona ma piękne ciało i sam siebie znienawidził za tą myśl.
- Powiedzcie mi ludzie, co wy robicie i co na to minister? – chłopak był zdesperowany.
- Robimy to, co uważamy za stosowne – powiedział Igor. - A na pana ministra mam tyle haków, jeszcze z jego lat młodzieńczych, że pewnych rzeczy nie może zauważać, jeżeli chce zachować stołek i nie trafić do Azkabanu. Poza tym jest tak głupi, że i tak nie zauważa wielu praw – słowa Matrojewa cięły ciszę jak ostry nóż.
- Ktoś kiedyś się dowie – powiedział zapalczywie Draco.
- Kto i kiedy? – spytał Percy odwracając się od pobladłej dziewczyny i patrząc mu w oczy. - Przypominam ci, że twój stary jest w więzieniu, a nawet jak już wyjdzie z Azkabanu, są sposoby... A twoi rodzice, Granger – Percy owinął wokół dłoni krawat sparaliżowanej strachem dziewczyny, tak, że chcąc nie chcąc, musiała się do niego przybliżyć – to zwykli mugole. Oni są nieuważni i zawsze coś niemiłego może się im przytrafić... – z oczu Hermiony popłynęły łzy.
- Taka duża dziewczynka i płacze, szkoda – Weasley uśmiechnął się z udawanym współczuciem, a Matrojew obojętnie patrzył na to co robi jego kolega po fachu.
- Powiedz Malfoy – Percy popatrzył na Dracona – nie chciałbyś jej przelecieć?
Chłopak poczuł zimny dreszcz na karku.
- Pozwól, że ze względu na szacunek do kobiet i do urzędu, który piastujesz, powstrzymam się od mówienia o tym na co mam w tej chwili ochotę. - Chłopak poczuł pod powiekami piekące łzy bezsilnej złości.
- Zwykły dupek z ciebie Draco – spokojnie skomentował mężczyzna i rzucił dziewczynę brutalnie na biurko.
Hermiona leżała skulona na ogromnym meblu. Wyglądała jak bezbronne jagnię osaczone przez sforę wilków.
Malfoy wcale nie starał się po

Napisany przez: Kitiara 14.12.2004 14:12


*
- Jest piętnaście po piątej – Harry zgasił kolejnego papierosa.
Dumbledore wstał i zaczął się przechadzać tam i z powrotem po korytarzu.
Był już bardzo mocno zaniepokojony.

*
Hermiona zwinęła się do pozycji embrionalnej i cicho popłakiwała.
Półnaga dziewczyna z całej siły ściskała w prawej dłoni krawat z barwami Gryffindoru.
Draco popatrzył na nią. Miała pusty, szklany wzrok i wpatrywała się bezmyślnie w ścianę jej palce z całej siły zacisnęły się wąskim czerwono-złotym pasku materiału, jakby ten gest miał uratować ją przed całkowitą utratą kontaktu z rzeczywistym światem. Wyglądała jak kupka nieszczęścia.
Percy roztarł ręką zadrapanie na policzku, a Matrojew stwierdził, że „ta mała dziwka go ugryzła” i Draco popatrzył na Bułgara jak na coś obrzydliwego, a mężczyzna spokojnie nałożył zaklęcie maskujące na swoją mocno krwawiącą wargę. Wiceminister zrobił dokładnie to samo ze swoimi „obrażeniami” i zwrócił się całkowicie załamanej emocjonalnie dziewczyny.
- Złaź Granger – Hermiona wyglądał tak jakby nie dosłyszała.
- Schodź, chyba że masz ochotę na jeszcze – Percy obdarzył dziewczynę paskudnym uśmiechem.

Draco popatrzył na niego z pogardą. Miał ochotę wydrapać mu te bladoniebieskie, wodniste oczy, albo pobić go do nieprzytomności.
Hermiona zwlekła się powoli z mebla, uklękła i podniosła z podłogi swoją granatową bluzkę. Na jej pełnych, pięknych piersiach widniały zadrapania i sińce.
Dziewczyna przycisnęła swoją bluzkę do klatki piersiowej.
- Idź do łazienki i doprowadź się do porządku – Igor patrzył na nią jakby była zwykła , zużytą rzeczą i młody blondyn wyobraził sobie jak ćwiczy na nim wszystkie najgorsze znane mu przekleństwa.
Hermiona nadal klęczała bezmyślnie trzymając w objęciach bluzkę.
- Rusz się, głupia dziewucho – warknął Percy, a jedyną reakcją dziewczyny były płynące po policzkach łzy.
- Ona jest w szoku – powiedział lodowatym szeptem Draco. Wstał, podniósł z podłogi majtki oraz podarty stanik i podał je dziewczynie, modląc się, aby uraz psychiczny jakiego doznała nie był zbyt silny.
- Słyszysz mnie? – spytał cicho klękając przy niej i ku jego uldze, Hermiona nieznacznie kiwnęła głową.
- Proszę - podał jej resztki garderoby. Stanik był co prawda rozdarty, ale zapięcie, które znajdowało się z przodu puściło pod wpływem silnego szarpnięcia, więc ostatecznie nadawał się do użytku.
Hermiona wzięła od niego bardzo wolno swoją bieliznę.
- Idź do łazienki – żeby dotrzeć do niej musiał mówić bardzo wolno i łagodnie. Popatrzyła na niego szeroko otwartymi, ale jakby niedowidzącymi oczami. – Zaprowadzę cię - dodał cicho – dobrze?
Skinęła lekko głową . Draco podniósł się z klęczek, podał jej rękę i pomógł wstać
- Zaprowadzę ją do łazienki – zwrócił się obojętnym tonem do obydwu mężczyzn.
- A ktoś ci dał na to pozwolenie? – Igor uśmiechnął się paskudnie.
- Jakby pan nie zauważył, panie Matrojew, ta dziewczyna jest w stanie silnego szoku psychicznego. Zaprowadzę ją do łazienki i żaden z was mi w tym nie przeszkodzi, a jeżeli będzie próbował, to nie ręczę za siebie. Potrafię strzelić w mordę tak mocno jak pan, Igorze – głos chłopaka wyprany był z wszelkich emocji, chociaż w środku wszystko się w nim gotowało. Draco nie mówił na próżno, był bardzo silny, a lata gry w Quiddich, wliczając w to regularne letnie treningi nie odejmowały mu ani rozwijającej się nieźle masy mięśniowej, ani zwinności, ani krzepy. Hermiona popatrzyła na niego nieco przytomniej. Igor wyglądał tak jakby chciał przyłożyć blondynowi, ale Percy pojął chyba, że blondas mówi całkiem poważnie, a poza tym bawiła go cała sytuacja i niekonwencjonalne zachowanie Malfoya.
- Pozwól mu Igorze – uśmiechnął się wiceminister z wyższością i machnął ręką.
Matrojew wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę okna.

- Chodź – Hermiona drgnęła gdy ją objął, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi i przyciskając ją do siebie obronnym gestem, spokojnie obszedł powoli biurko i zaprowadził dziewczynę do łazienki na końcu sali.
- Dasz sobie radę? – spytał z troską, kiedy już otworzył drzwi, a Gryfonka przekroczyła próg pomieszczenia
Popatrzyła na niego całkiem przytomnie i pokiwała głową. Nadal przyciskała do siebie granatową bluzkę. Z jej dużych orzechowych oczu powoli znikał wyraz otępienia. Zaczęły pojawiać się ból, smutek i pustka. Chłopak nie wiedział już, co gorsze. Miał ochotę wziąć coś bardzo ciężkiego i po prostu to rozwalić.
Teraz wiedział jak siedemnaście lat temu czuł się profesor Snape, a ten nadęty pseudo-urzędnik twierdził, że każdy wampir to niebezpieczne zwierzę, tylko w takim razie kim byli, sam Percy Weasley, czy nie-świętej pamięci Salomon Nott? Oto jest pytanie...
Zamknął drzwi i powoli wrócił na swoje miejsce.
Percy patrzył na niego i uśmiechał się z cyniczną wyższością.
- Czujesz się teraz lepiej? – spytał blondyna.
- Czuję się podle i mam ochotę zetrzeć ci z twarzy ten uśmieszek.
- Chodź i spróbuj, sprawdzę, czy masz tak silny cios jak Igor - drwiąco odpowiedział Percy, a Matrojew zaśmiał się szyderczo.
Weasley powiedział to w złą godzinę, a jego kumpel w złą godzinę się zaśmiał.
Draco był tak wściekły, że wstał i podszedł do wiceministra.
- Bawi cię to? – zapytał i walnął go prawym sierpowym w szczękę, omal nie wybijając mu zębów i przewracając go na ziemię razem z fotelem.
Draco Malfoy udowodnił nowemu Wiceministrowi Magii, że jego cios bywa dużo lepszy od ciosu Igora Matrojewa

*
Hermiona zamknęła drzwi od łazienki na kluczyk i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała strasznie. Włosy miała rozczochrane, a oczy czerwone jak królik i opuchnięte. Całą twarz miała załzawioną. Na jej piersiach widniały ślady brutalnych „pieszczot”, dwóch mężczyzn, którzy upajali się zdobyta od niedawna władzą.
„Zwierzęta” pomyślała obojętnie dziewczyna.
„Faceci to zwierzęta...”
Jakiś nieśmiały głos w jej głowie zapytał od razu:
Harry też? A Ron? A nawet ten cholerny Draco Malfoy i wielu innych, których znasz, np.: twój ojciec, Albus Dumbledore?....
„FACECI TO ZWIERZĘTA” natarczywa myśl nie zamierzała jej dać spokoju.
Hermiona odkręciła zimną wodę i przemyła twarz.
„Teraz będę tak samo porąbana jak Harry, jeżeli nie lepiej” - pomyślała ironicznie.
Nagle doszedł ją jakiś łoskot z pomieszczenia obok. Zaniepokoiła się lekko, ale nie za bardzo.

*
Draco, niemal od razu, przestraszył się tego, co zrobił.
On w przeciwieństwie do dwóch urzędników nie bił dłonią na płask, ale walnął Weasley’a pięścią. Nawet nie wiedział, że ma aż tak skuteczny cios.
Cieszył się teraz, że sygnet rodowy miał na serdecznym palcu dłoni lewej, nie prawej, bo wiceminister straciłby właśnie dwa lub trzy zęby i nie wiadomo, co mogłoby mu przyjść w odwecie do głowy. Nie bał się o siebie, w końcu go nie mogli zabić, bo tego Dumbledore na pewno by nie podarował. Bał się o tą przemądrzałą Granger.
Matrojew zaśmiał się głośno.
- Widzę, że umie pan bić panie Malfoy. My też potrafimy bić. I to bić tak, żeby nie było śladu, ale żeby tylko bardzo, bardzo bolało. Poza tym zapomniałeś o tym, że my w przeciwieństwie do ciebie mamy przy sobie różdżki.
Draco słuchał jednym uchem, co mówi Igor. Będą go bić, czy nie będą, było mu za jedno. Trudno, jego ojciec zniósł przed siedemnastu laty Cruciatus w wykonaniu Voldemorta i pewnie znosił to dużo częściej, on też może wytrzymać.
Znowu pomyślał o Granger. Młody Malfoy nigdy wcześniej nie był świadkiem ani tortur, ani gwałtu. Nie miał do tej pory pojęcia jak to wygląda.
Draconowi nie mieściło się w głowie jak można kogoś zgwałcić. Nie po tym, co tu zobaczył. Czuł zimną odrazę do Weasleya i Matrojewa.

Percy wstał i wytarł krew z twarzy. Patrzył na blondyna z dziwnym wyrazem oczu.
- Chyba lubisz ból, Malfoy – powiedział biorąc do ręki różdżkę – może dać ci małą lekcję, tego czym jest PRAWDZIWY BÓL.... Tormento!
To było długie, mocno niemiłe doświadczenie i Draco naprawdę bardzo głośno wrzasnął z bólu. Czuł się tak, jakby roztapiały mu się wszystkie wnętrzności.
Kiedy Percy zdjął z niego przekleństwo, chłopak leżał jeszcze przez dłuższą chwilę zwinięty z bólu na posadzce.
- Przyjemne? – spytał bardzo łagodnie Percy? – Jeśli jeszcze raz podniesiesz, na któregoś z nas rękę, nie omieszkam dać tej samej lekcji nie tylko tobie, ale także pannie Granger. Dotarło?
- Tak – usłyszał cichą odpowiedź blondyna.
- Wstań gnoju i usiądź.
Draco posłusznie podniósł się na łokciach i poczłapał do niewygodnego krzesła, przed oczami miał czerwoną mgłę.
„Jak w takim razie smakuje Cruciatus?” – pomyślał z przerażeniem i poczuł dreszcz odrazy na myśl o Voldemorcie, który rozdaje to przekleństwo, na prawo i lewo, swoim poddanym.

*
Hermiona podwinęła spódnicę i spróbowała obmyć się chłodną wodą. Czuła jak po jej udach spływa nasienie obydwu mężczyzn razem – była tego całkowicie pewna – z jej krwią. Kiedy tylko dotknęła wrażliwego miejsca między udami poczuła tak silny ból, że omal nie krzyknęła, momentalnie też zrobiło jej się słabo i niedobrze . Popatrzyła na swoje uda. Ku jej zdziwieniu, krwi wcale nie było tak dużo i wsiąkła już prawie cała w pończochy. Hermiona z wyrazem obrzydzenia na twarzy zmyła tyle ile się dało i krzywiąc się z bólu założyła majtki.
Odkręciła cieplejszą wodę i obmyła dłonie. Z Sali Przesłuchań dobiegł ją przeraźliwy krzyk Malfoya i mocno się wzdrygnęła.
„Sadyści” – pomyślała z pogardą.

*
- Mogę zapalić?- Draco nie wytrzymał i w końcu o to zapytał.
- Nie możesz – odpowiedział gładko Percy.
- Proszę – chłopaka zaczął już skręcać. Zostały mu tylko trzy papierosy i ledwie wytrzymywał.
- Wypuśćcie nas w końcu. Wszystko wam powiedzieliśmy, czego jeszcze chcecie?
- Ile razy będę ci powtarzać, Malfoy – chłodno powiedział Percy – że nie ty tu jesteś od zadawania pytań.
- Ja po prostu muszę zapalić.
- To naucz się panować nad swoimi potrzebami, gówniarzu – Igor był bardzo bezpośredni.
Draco zaśmiał się głośno.
- Ty chamie, prze chwilą zgwałciłeś dziewczynę i zamierzasz mnie uczyć panowania nad sobą? Zabawny jesteś, żeby nie powiedzieć żałosny.
Tym razem był to podwójny Tormenter i Draco trochę dłużej krzyczał, dłużej też leżał na podłodze i dochodził do siebie. Z oczu leciały mu łzy, a z nosa krew.
- Skurwiele – powiedział bardzo cicho, ale wyraźnie i dostał kopniaka w bok.

*
Hermiona założyła na obolałe piersi stanik, wsunęła ręce w rękawy bluzki, zapięła się pod samą szyję i poprawiła krawat.
„Wyglądam idealnie” – pomyślała z sarkazmem patrząc w lustro.
Z pomieszczenia obok dobiegł ją ponownie krzyk, tym razem dłuższy i dziewczyna zaniepokoiła się bardziej.
„Czego te chamy jeszcze chcą?” - pomyślała z irytacją.
Jeszcze raz przemyła twarz i wróciła na Salę Przesłuchań.

*

- Za dziesięć szósta – powiedział Harry gasząc przedostatniego papierosa z paczki. – Chyba mi nerwy puszczą.
- Uspokój się, nasze nerwy nic tu nie pomogą...
- Panie profesorze, może niech pan spróbuje tam zapukać. Ta bariera dźwiękoszczelna chyba działa tylko w jedną stronę, nie? – spytał chłopak z nadzieją w głosie.
- Najprawdopodobniej, Harry... Zapukam jeżeli nie wyjdą do szóstej, dobrze?
- Dobrze, panie profesorze, dziękuje – Gryfon troszeczkę się uspokoił.
- Bardzo dużo palisz, Harry, zupełnie jak Draco. Nie powinniście tego robić, zwłaszcza w tak młodym wieku.
- Ja normalnie palę dużo mniej, ale dziś jestem tak zdenerwowany, że mógłbym nie wyjmować papierosa z ust.
- Ech... ta młodzież – powiedział Dumbledore z udawaną irytacją, żeby rozładować nieco sytuację i Harry zdołał się nawet uśmiechnąć.

*
To, co zobaczyła Hermiona po wyjściu z łazienki spowodowało, że ogarnęła ją zimna furia. Malfoy leżał na podłodze. Był poszarzały z bólu. Z nosa ciekła mu dosyć obficie krew i dziewczyna od razu rozpoznała działanie Tormentera. Nie mogło to być nic innego, ponieważ Cruciatus był przecież zakazany. Percy wymierzał właśnie blondynowi kolejnego kopniaka.
- Od kiedy to kopie się leżącego? – zapytała z drwiną.
- Od kiedy ten leżący używa bardzo brzydkich wyzwisk, panno Granger.
- Nie istnieje wystarczająco mocne wyzwisko, aby mogło cię obrazić, Percy – głos Hermiony był lodowaty.
- Widzę, że panienka czuje się już całkiem dobrze, żeby nie powiedzieć rewelacyjnie – stwierdził jadowitym, sugestywnym tonem Matrojew.
- Nie wiem czy kiedykolwiek będę czuła się całkiem dobrze, panie Matrojew – odpowiedziała mu cynicznie Hermiona..
- Wzruszyłem się, Granger – odezwał się Percy, a Igor zarechotał.
- Jeszcze nigdy nie przebywałam w jednym pomieszczeniu ze świniami... - Hermiona nie wytrzymała psychicznie, bo mimo strachu odczuwała też silną nienawiść, pogardę, obrzydzenie i złość. Było jej permanentnie niedobrze, a widok kopanego i krwawiącego obficie Dracona nie poprawiał jej psycho -fizycznego stanu - ...To całkiem ciekawe, chociaż nie do końca miłe doświadczenie.
- Uprzedzam cię, Granger po raz ostatni, licz - się - ze – sło - wa - mi, dziwko – Dziewczyna poczuła się tak, jakby Weasley dał jej w twarz. Zarumieniła się ze złości i upokorzenia i poszła usiąść.
Draco podniósł się z wysiłkiem i poszedł w ślady koleżanki.
- Skoro ja jestem według ciebie dziwką, to zastanów się kim ty jesteś.
- Po pierwsze postaraj się do mnie nie mówić na „ty”, a po drugie ja doskonale wiem kim jestem i jakie mam możliwości. Zrozumiałaś suko?
- Zrozumiałam, psie.
- Uważaj... – głos Igora był zimny jak lód a Percy uderzył ją w twarz
- Mam prośbę – powiedział Malfoy głośno i wyraźnie, patrząc na Hermionę, a w jego słowach dało się wyczuć zarówno złość jak i troskę. - Czy mogłabyś ich nie prowokować? I tak nie wiem kiedy nas wypuszczą, a nie chciałbym tu siedzieć do jutra.
Hermiona popatrzyła na niego wyzywająco, ale wiedziała, że chłopak ma rację.
- A propos prowokacji, jeżeli jeszcze raz powiesz do któregoś z nas skurwielu, chamie, albo użyjesz innego wyzwiska, Malfoy to twoja piękna znajoma będzie miała zaszczyt... zrobić mi laskę.
Hermiona zrobił się blada jak ściana i podniosła z niedowierzaniem i obrzydzeniem wzrok na Weasleya.
- Wyrażaj się, w końcu jesteś wiceministrem – chłodno skomentował blondyn..
- I właśnie dlatego, że nim jestem, lepiej nie zwracaj mi znowu uwagi na temat mojego słownictwa, albo tego, co robię. Chyba że spodobał ci się Tormenter, Malfoy.
- Tak jest, sir – drwiąco odpowiedział chłopak – i będę też zaszczycony panie wiceministrze, mogąc zrobić panu laskę. Może przy okazji coś panu odgryzę...
- Mówiłeś coś o prowokacji, Malfoy? – Hermiona była na niego zła.
- Och, zamknij się Granger, idiotko – przy tych słowach puścił do niej oko i wykonał nieznaczny ruch głową w kierunku biurka. Malfoy miał plan i nie zamierzał siedzieć w tym pokoju ani minuty dłużej. W końcu był Ślizgonem, czyż nie? Wcześniej nie mogli nic zrobić, ale teraz sytuacja nieco się zmieniła. Dziewczyna ostrożnie spojrzała na mebel i ujrzała tam, całkiem spokojnie spoczywające, obydwie różdżki urzędników. Błyskawicznie załapała o co chodzi.
- Nie jestem idiotką, kretynie – odwarknęła, a chłopak uśmiechnął się szeroko.
- A ja myślałem, że w Gryffindorze są sami narwańcy, którzy rzadko kiedy używają rozumu. Najpierw robią, później łaskawie myślą. Najlepszy przykład – Wielki Harry Potter.
- Och jaki sprytny i mądry się odezwał. Jakbyś był sprytny i mądry, to byśmy stąd dawno wyszli!
- Jasne, Granger, coś jeszcze?! Rzeczywiście, jesteś wyszczekaną, suką! – spojrzał przy tym na nią przepraszająco.
- CHAM!!! – Hermiona wstała i kopnęła go w goleń, oczywiście niezbyt mocno, chociaż chłopak teatralnie syknął z bólu.
Obydwaj mężczyźni zaśmiali się radośnie. Byli zachwyceni kłótnią, a tych kilka drinków wypitych wcześniej, nieco osłabiło ich uwagę. Byli pewni, że przesłuchiwana para kłóci się naprawdę.
- CHAMKA!!! – wrzasnął Draco, wstał i chwycił ją za włosy, sycząc jej przy okazji do ucha. - Sorry, Granger, siła wyższa.
- Patrz, Percy, mamy przedstawienie za darmo – zaśmiał się Matrojew. - Chyba im nerwy puściły.
- Gryfonka i Ślizgon w jednym pomieszczeniu to zawsze niebezpieczna mieszanka - zarechotał Weasley – Granger mogłabyś mu przylać w mordę? Podobno całkiem nieźle to robisz.
- Z miłą chęcią – Hermiona trzasnęła Malfoya dosyć mocno w twarz (żeby wyglądał przekonująco), a on widowiskowo pchnął ją na biuro, na którym leżały upragnione różdżki. Nie zrobił tego zbyt mocno, ale Hermiona zatoczyła się teatralnie i Draco musiał oddać sprawiedliwość jej aktorskim zdolnościom.
Roztarł naprawdę piekący policzek.
- Suka - powiedział podchodząc do biurka i rzucając jej spojrzenie z serii „przepraszam, że to mówię”.
Obaj panowie byli tak zaciekawieni rozwojem wydarzeń, że całkowicie przestali uważać. I o to chodziło...
Hermiona i Draco jak na komendę chwycili leżące na biurku różdżki i wycelowali je w Igora i Percy’ego, którzy automatycznie przestali się śmiać.
- Niespodzianka – powiedział chłodno Malfoy.
- Albo nas wypuścicie, albo zrobimy wam krzywdę – Hermiona obracała w dłoniach różdżkę Percy’ego
- Nie zapominaj, Granger, o rodzicach, a ty Malfoy o swoim starym – wysyczał wiceminister.
- Jak was pozabijamy – to... No cóż. Nic się nie stanie ani mojemu ojcu, ani rodzicom Granger, prawda? Pójdziemy tylko siedzieć. Poza tym nie zrobisz im nic bo przysięgam ci, że wszyscy dowiedzą się o tym, co tu zaszło. Absolutnie wszyscy, Percy, dotarło? – na twarzy Dracona wykwitł paskudny uśmiech. - Skończy się ciepła posadka i może nawet dostaniesz tą samą celę, w której siedzi teraz mój stary. Jak widzisz szantaż działa w obydwie strony... I lepiej, niech mój ojciec wyjdzie w ten piątek, tak jak było zaplanowane, bo może mi się coś niechcący wypsnąć i to przy Dumbledorze...
- Zapominasz o rodzicach panny G. – Igor uśmiechnął się złośliwie.
- Do twojej wiadomości – ja mugoli mam gdzieś, więc lepiej u - wa –rzaj – cie. Draco popatrzył przepraszająco na Hermionę, ale ona doskonale rozumiała, że musi tak się zachowywać i tylko nieznacznie pokręciła głową.
- Ale panna G. Na pewno nie... – wysyczał Percy.
-Ach, właśnie kochanie, czy udało się któremuś z nas odnaleźć twój punkt G? – Matrojew uśmiechnął się obleśnie.
- Nie zmuszaj mnie, żebym cię przeklęła, chamie – Hermiona czuła dziką satysfakcję mówiąc bezkarnie to wyzwisko.
- W tej chwili interesuje mnie tylko jak stąd wyjść. Poza tym Albus Dumbledore może moich rodziców w razie potrzeby skutecznie ochronić.
- Tylko, że on jest już stary i długo nie pożyje – stwierdził spokojnie Percy znacząco się uśmiechając.
- Ale tupet! – Hermiona popatrzyła ze złością na Wiceministra. – On jest tak potężny, a Hogwart jest tak obwarowany zaklęciami ochronnymi, że nic by ci nie wyszło z tych misternych planów, podły sukinsynu! – Nie mogła się oprzeć pokusie i nie rzucić paru epitetów.
- Myślę, Granger, że skurwiel lepiej pasuje, nie sądzisz? – Draco był szczęśliwy, że może się w końcu trochę werbalnie wyżyć.
- Masz rację... Jak to jest być śmieciem, co? Bo posiadanie władzy, to fantastyczna sprawa – wysyczała Hermiona.
- Moglibyśmy was nieźle urządzić, ale zależy nam na szybkim wyjściu, nieprawdaż? – Draco podrapał się końcem różdżki za uchem i uroczo się uśmiechnął.
- Zgadza się - skinęła głową dziewczyna. - Tak więc teraz otworzycie grzecznie drzwi i dopiero przed samym wyjściem, gdy będą uchylone oddamy wam różdżki, jasne?
- Pamiętajcie, że wasz profesor za to zapłaci – wycedził Percy przez zaciśnięte zęby.
- Jeżeli zrobicie mu krzywdę – Hermiona mówiła bardzo spokojnie – Dumbledore wam tego nie podaruje, a radziłabym się go trochę bać, skoro obawia się go sam Voldemort.
- Następna odważna, zupełnie jak Potter... – skomentował Igor – nie boisz się wyzywać jego imienia na daremno? – Draco wzdrygnął się słysząc imię Lorda . Nie miał biedny pojęcia, że to nie koniec jego „wesołych” przygód, i że dzisiejszej nocy przyjdzie mu się spotkać z Czarnym Panem oko w oko...
- To nie Bóg, panie Matrojew, chyba że dla pana – odrzekła chłodno Hermiona patrząc mu odważnie w oczy. – I pamiętajcie, że mogłabym się na was bardzo brzydko zemścić, tu i teraz, ale wolę poczekać na bardziej dogodną sytuację. ..
Dziewczyna rzuciła jeszcze maskujące zaklęcie na opuchniętą wargę Wiceministra i krwawiący nos Dracona.
- Wychodzimy – powiedział szeroko uśmiechnięty Ślizgon.
Był zmęczony. Chciało mu się pić i palić, a tak naprawdę, to najchętniej urżnąłby się do nieprzytomności...

*

Harry wyjął swojego ostatniego papierosa, ale zaraz go schował i wstał pospiesznie bo drzwi do Sali przesłuchań właśnie się otworzyły i stanęli w nich Draco i Hermiona, a zaraz za nimi wyszli urzędnicy.
Dumbledore mimo swojego podeszłego wieku bardzo szybko znalazł się przy chłopaku i dziewczynie i mocno obydwoje przytulił, na co Draco bardzo się zdziwił i trochę zmieszał.
Albus wskazał dwojgu młodym ludziom ławkę, a sam zwrócił się do Percy’ego:
- Chciałbym z tobą porozmawiać... na osobności – popatrzył znacząco na Matrojewa.
- Będę w bufecie – Igor zwrócił się do Weasleya i ruszył w kierunku windy rzucając jeszcze nieprzychylne spojrzenie w kierunku trojga młodych ludzi.
Dumbledore zniknął z Percym w sali przesłuchań

Harry’emu wystarczyło jedno spojrzenie na Hermionę i Dracona, żeby wiedzieć, iż stało się coś niedobrego.
Obydwoje usiedli w całkowitym milczeniu na ławce. Byli bladzi i wyraźnie zdenerwowani. Dlatego właśnie Harry o nic nie zapytał. Postanowił tylko wieczorem porozmawiać z Hermioną o ile będzie miała mu coś do powiedzenia. Bo on miał jej coś do powiedzenia przed swoją śmiercią i liczył na wzajemność i szczerość.
Draco wyjął z kieszeni papierosy a Hermiona wyciągnęła do niego niepewnie rękę. Uśmiechnął się blado, poczęstował ją i podał jej ogień. Później zapalił sam.
Był po nieprzespanej nocy i po ciężkim psychicznym szoku, ale trzymał się całkiem nieźle, jedynie jego cienie pod oczami się pogłębiły.
Harry wyjął swojego ostatniego papierosa i zapalił. Usiadł obok Hermiony i postawił w jej nogach pseudo-popielniczkę, która była już dwa razy opróżniana i wyglądała tragicznie. Hermiona siedziała między dwoma chłopakami, więc taka lokalizacja plastikowego kubka wydawała się najlepsza.
Dziewczyna czuła się fatalnie i nie wyglądała najlepiej. Harry zauważył, że ma zaczerwienione oczy i przeniósł wzrok na Malfoya. Blondyn oparł głowę o ścianę, zamknął oczy i bardzo głęboko się zaciągnął. Mięśnie twarzy miał napięte, wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego. Zacisnął mocno powieki, a na jego czole pojawiła się głęboka pionowa zmarszczka.
Harry zaklął w duchu. Był pewien, że Percy i ten jego cały bułgarski Przewodniczący Komisji mającej na celu wybicie wampirów i wilkołaków zrobili coś okropnego. Tylko że ani Draco, ani Hermiona nie wyglądali na ludzi, którzy chcą o tym rozmawiać. Wręcz przeciwnie. A on to doskonale rozumiał i szanował ich milczenie. Zaciągnął się i odwrócił wzrok. Cieszył się, że chociaż już wyszli z przesłuchania.

Hermiona czuła się podle. Skrzywiła się z bólu kiedy siadała na ławce i strasznie zapragnęła zapalić, na szczęście Malfoy był na tyle uprzejmy by dać jej jednego ze swoich ostatnich papierosów.
Jej łono nie było jedynym obolałym miejscem. Bolały ją piersi i wewnętrzna strona ud. Hermiona widziała oczami wyobraźni jakie sińce będzie na nich miała już dziś wieczorem, a najpóźniej rano i wiedziała, że bardzo będzie bolało ją jutro całe ciało.
Czuła się bezsilna, zła, poniżona i upokorzona. Czuła się zeszmacona i miała ochotę umrzeć. Teraz rozumiała już samobójcze zapędy Harry'ego.
Pod powiekami poczuła zdradliwe łzy, więc szybko skończyła palić i poszła do łazienki, żeby broń Boże nie zauważył ich Malfoy, ani Harry.
Zamknęła się w kabinie i wybuchła niekontrolowanym szlochem.

*

- Percy – zaczął Dyrektor Hogwartu bez ogródek – nie wiem, co tu się działo, ale na pewno nie było to normalne przepisowe przesłuchanie, ani w wypadku Harry’ego, ani w wypadku Hermiony i Dracona. Nie użyliście Veritaserum – z tego akurat stary czarodziej był w duchu zadowolony, o czym nie zamierzał informować Wiceministra Magii – ani nie spisywaliście, tego co tu zostało powiedziane i tego co się stało. Czuję od ciebie alkohol, a chciałem zauważyć, że jesteś w pracy. Nie powiem, co o tym myślę, bo nie chcę obrazić urzędu, który piastujesz.
- Do rzeczy, Dumbledore – Percy zrobił kwaśna minę.
- Właśnie zmierzam do sedna sprawy – Albus popatrzył na niego zza swoich zabawnych okularów – połówek, a jego wzrok wcale nie był rozbawiony, lecz śmiertelnie poważny.
- Znam swoich uczniów Percy. Myślałem też, że znam ciebie, ale niestety się pomyliłem. Jak już mówiłem znam swoich uczniów i wiem, że stało się tu coś złego. Harry i tak wygląda od tygodnia bardzo źle i cokolwiek byście mu nie zrobili na przesłuchaniu, bardziej już jego stanu pogorszyć nie mogło. Obawiam się o niego, ale w tej chwili to nieistotne. Hermiona i Draco wyglądali na młodych, nieco przestraszonych, młodych ludzi kiedy tu chodzili, a gdy wyszli wyglądali jak całkiem dorośli i doświadczeni ludzie. Nie będę wnikał, co tu się stało. Prawda wcześniej, czy później wyjdzie na jaw, Percy...
- Nie mam nic do ukrycia – wszedł poirytowany mężczyzna w słowo dyrektorowi Hogwartu – a wszystko co robię, robię dla dobra społeczności wszystkich czarodziejów, Dumbledore.
- Wiem, że według ciebie cel uświęca środki. Ja mam nieco inne zdanie na temat życia, ale nie o to mi w tej chwili chodzi.
- Jeżeli okaże się kiedykolwiek, że skrzywdziłeś w jakikolwiek sposób Hermionę, lub Dracona odpowiesz za to Percy, gwarantuję ci. Jest takie mugolskie powiezienie: Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. Wiedz, że jest ono realne i się sprawdza. Zobacz co spotkało Notta – Dumbledore westchnął – i nie krzyw się tak. Możesz zabronić Harry’emu mówienia prawdy i go szantażować, ja jednak wiem, co zaszło i przeraża mnie to ,jak bardzo Ministerstwo jest krótkowzroczne...
- Coś jeszcze? Nie mam zbyt dużo czasu.
- Nie masz? A podobno miałeś bardzo dużo...
- Nie mam czasu na bezsensowne rozmowy z tobą, stary głupcze – warknął Weasley.
- Uważaj na to, co mówisz - głos Dumbledore’a był cichy acz stanowczy. – Piastujesz urząd Wiceministra Magii i obowiązują cię pewne normy. Nie wiem tylko, czy można tego od ciebie wymagać skoro obrażasz młode, niewinne dziewczyny i pijesz alkohol podczas pracy. Bardzo się na tobie zawiodłem...
- Streszczaj się Dumbledore...
- Już kończę – Albus uniósł do góry dłoń w geście uspokojenia. – Chcę tylko uprzedzić, że jeżeli zrobicie dzisiaj krzywdę Severusowi, to ja nie będę na to spokojnie patrzył. Dopóki nie ustalicie, kto jest winny, o ile kiedykolwiek ustalicie, nie macie prawa karać podejrzanych. Naucza u mnie od lat, jest wzorowym profesorem i współpracownikiem, kiedy odejdę ze stanowiska dyrektora, a Minerva przejmie mój urząd on zostanie Wicedyrektorem Hogwartu. Jest najlepszym Mistrzem Eliksirów jakiego kiedykolwiek zatrudniłem, dlatego radziłbym obchodzić się z nim delikatnie. – Wiceminister popatrzył na starego człowieka nieprzyjaźnie.
- To, że jestem stary Percy, nie oznacza, że jestem głupi i ślepy. I pamiętaj, że ja też mam dużo do powiedzenia w naszej społeczności, wielu ludzi mnie słucha i szanuje. Ja też mam znajomości, zupełnie tak jak ty. Ale ja mam jeszcze dużo większe doświadczenie od ciebie i nie jestem krótkowzroczny, więc lepiej nie rób sobie we mnie zagorzałego wroga podłym postępowaniem. Nie jestem zaślepiony utopijnymi mrzonkami i nigdy nie wyrzekłbym się bliskich dla własnej kariery, ale twoje priorytety to twoja sprawa. – Dumbledore poprawił okulary.
- Za Severusa ręczę własnym życiem. Wiem, że w gruncie rzeczy jest dobrym, choć zgorzkniałym z powodu nielekkiego życia człowiekiem, ... Nie krzyw się, nie do twarzy ci z tym... i na pewno nie dopuściłby się żadnej bezsensownej zbrodni... To wszystko... Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy.
- Cóż za wzruszająca tyrada, Dumbledore.... Dobrze, że nie jesteś moim przełożonym – A teraz pozwól, że skończymy ten temat. Mamy udać się po podejrzanego.
Dumbledore popatrzył na niego niezbyt przyjaźnie i obydwaj ruszyli do drzwi.

*
- Co ona tam tak długo robi – zdenerwował się Harry po pięciu minutach.
- Daj jej spokój, okey? – Draco popatrzył na niego nieprzychylnie.
- Po prostu się martwię – odwarknął brunet.
- Poradzi sobie – mimo że tak odpowiedział, Draco też czuł się zaniepokojony.
- Czemu was tak długo trzymali.? – spytał Gryfon.
- Bo sobie popili i chcieli się zabawić naszym kosztem – spokojnie wypalił Draco – ale jeżeli pozwolisz, to nie chciałbym o tym mówić, i nie radzę ci pytać o to Granger.
- CO?!! Jak to sobie popili?! – Harry był zdegustowany i oburzony. Wstał i kopnął podbitym blachą glanem w ścianę, żeby sobie ulżyć. – Co oni, kurwa mać, w pracy piją?! – wściekał się chłopak.
Draco popatrzył na niego uważnie.
- Mnie nie pytaj jak działa ten burdel na kółkach, zwany Ministerstwem. Ja umywam od tego ręce – głos chłopaka był chłodny i spokojny. Malfoy wygodnie rozwalił się na ławce i oparł się o ścianę. - Ojciec chciał żebym tu pracował, ale moja noga po tym, co tu usłyszałem, zobaczyłem i odczułem na własnej skórze, dobrowolnie NIGDY tego chlewu nie przekroczy. Mam to w głęboko w dupie. I tobie też bym doradzał takie podejście do sprawy, Potter. Temat zamknięty. Jak chcesz, możesz sobie pokląć. Albo idź rozwal tą doniczkę, co stoi na oknie, może ci ulży. Ja osobiście mam ochotę tylko się upić, więc jeżeli masz jakąś dobrą wódkę be my guest tonight... Amen.
Harry popatrzył na niego ze złością.
- Nie mam wódki – powiedział ze złością.
- Nie ma sprawy, ja mam całkiem sporo i się zaleję w trupa. Jak chcesz możemy się zalać razem, Potter. Mnie to szczerze mówiąc wali..
Harry uniósł brew i usiadł obok blondyna.
Zaczął zastanawiać się nad perspektywą picia wódki z Malfoyem
„Chyba ze mną coś nie tak” – pomyślał.
- Pierdolę to wszystko – powiedział nagle.
- Tak trzymać - odpowiedział obojętnie Draco.
Blondyn, ziewną, wstał i poszedł do łazienki po Hermionę.
- Granger, możesz wyjść? Bo Potter zaraz obgryzie wszystkie paznokcie.
Cisza.
- Żyjesz?! – spytał głośniej

Hermiona już nie szlochała, pochlipywała cichutko, kiedy usłyszała jak Draco ją woła.
- Nie utop się! – krzyknął trochę zaniepokojony chłopak
- Bardzo śmieszne! – odwarknęła.
- Dobrze się czujesz?
- Doskonale, Malfoy! A jak myślisz, półinteligencie?!
- Dobra to było głupie pytanie. Cofam, ale wyjdź, przecież nie możesz tak po prostu zamknąć się na całe życie w kiblu – próbował zażartować.
„Ale ze mnie kretyn” – pomyślał .
- Ale z ciebie kretyn – zawtórował jego myślom głos Hermiony.
- Wiem, właśnie to samo pomyślałem, ale nic ci nie da zamykanie się w WC, naprawdę. Lepiej poproś Pomfrey o jakiś uspakajający eliksir jak wrócimy. Wiem, że to brzmi dosyć obcesowo, ale chyba nic lepszego nie możesz zrobić.
„Lepiej już nic nie będę mówił...” – pomyślał.
- Zaraz przyjdę. Powiedz Harry'emu, żeby się nie martwił.
- Okey – powiedział Draco i wrócił na ławkę.
- Już wychodzi. - Harry popatrzył na niego zdziwiony, ale postanowił zmilczeć.
Dogadali się, a to było bardzo ciekawe. Gryfon miał jednak inne zmartwienie.
- Nie mam fajek – powiedział załamany Harry.
- Przykro mi. Mam ostatniego i pewnie też go nie wypalę, tylko oddam Granger. Co prawda mówiła, że nie pali prawie wcale, ale teraz na pewno nie odmówi.
- Nie wiem, co zrobił Percy – powiedział cicho Harry – że się ze sobą dogadujecie, a ty nawet jesteś w stanie oddać jej ostatniego papierosa. I chyba nawet nie chcę wiedzieć.
- Mądre słowa Potter. Nie chcesz wiedzieć, gwarantuje ci to. Wszystko mnie boli nawet mózg. – Draco uśmiechnął się cynicznie.
- Mózg nie może boleć, niema połączeń nerwowych – usłyszeli zimny dziewczęcy głos.
- Możliwe – powiedział Malfoy patrząc na Hermionę – ale mnie boli.
- Suń się Harry – dziewczyna niemal wepchnęła go na Dracona, a sama usiadła pół metra od nich.
Obydwaj popatrzyli się na siebie i brunet odsunął się nieco od blondyna
- Sądzę, że zapalisz, Granger – Malfoy wyjął paczkę. – To ostatni i w sumie nie powinienem cię nim częstować, ale to tylko durny przesąd.
- Nie zabiorę ci ostatniego szluga.
- Bierz kobieto, tobie się bardziej przyda niż mi.
Hermiona wzięła od niego papierosa i podziękowała, a Harry kurtuazyjnie podał je ogień.
- Mógłbym powiedzieć, że lepiej jest być kobietą, ale chyba nie zawsze, więc tak nie powiem – „mądre” słowa Dracona rozbrzmiały w momencie gdy Dumbledore wychodził z Sali Przesłuchań.
- Jeżeli masz zamiar bredzić Malfoy, to nie odzywaj się wcale – warknęła dziewczyna
- Idziemy kochani – powiedział Dumbledore.


***

Wracali w milczeniu. Musieli aportować się w Zakazanym Lesie, a stamtąd mieli jeszcze milę do przejścia.
Istniała możliwość transportu proszkiem Fiuu, ale obydwaj urzędnicy mieli ochotę pokazać jeszcze dobitniej, że „oni mają czas”.
Jedynie Matrojew i Weasley rozmawiali półgłosem. W połowie marszu Igor zaśmiał się a Percy popatrzył niedwuznacznie na Hermionę.
- Gdyby wzrok umiał zabijać już byś nie żył przyjacielu – powiedział do niego Matrojew kiedy Hermiona spojrzała z pogardą i nienawiścią na Wiceministra.
- Lubię ostre kobiety – zarechotał Percy.
- Masz tupet – Malfoy popatrzył na niego spode łba. – nie ma co.
- Milcz, gnoju – Igor posłał mu wściekłe spojrzenie, a Draco odwzajemnił się tym samym.
- Nie stresujcie mi uczniów. Chciałem zauważyć, że teraz ja też posiadam różdżkę i na pewno umiem z niej skuteczniej korzystać niż wy – dało się słyszeć łagodny i stanowczy głos Dyrektora Hogwartu.
- To zależy z której różdżkii – Igor pozwolił sobie na niewybredny żart i obydwaj urzędnicy się zaśmiali.
Dumbledore zganił ich jedynie spojrzeniem, ale nic nie powiedział, żeby nie rozjątrzać i tak napiętej sytuacji.
Harry popatrzył na Weasleya i Matrojewa z niekłamanym obrzydzeniem. Ich bezczelność była wręcz pokazowa.
Hermiona przymknęła oczy i zmieszana udała, że nie słyszy.
Draco nie mógł jednak nic nie powiedzieć. Cały czas ukradkiem obserwował Hermionę i widział, że odczuwa ogromny ból przy każdym kroku.
Harry i Dumbledore też na nią zerkali, ale nie z taką uwagą i tak często jak blondyn. No i oni w przeciwieństwie do niego, nie wiedzieli, co się z nią dzieje.

Dziewczyna szła ze skrzyżowanymi na piersi rękami, ściskając dłońmi ramiona, żeby nie syczeć z bólu i miała ochotę usiąść i się popłakać. Co chwila zaciskała zęby, albo przygryzała dolną wargę i modliła się, żeby mieć siłę i dojść do końca.
- Nie macie szacunku ani dla kobiet, ani dla starszych ludzi – powiedział zimno Malfoy – jeszcze jedna chamska odzywka i zacznę ćwiczyć na was przekleństwa, Weasley.
- Daj spokój, Draco – odezwał się łagodnym głosem Albus – do nich i tak to nie trafi, a ty się tylko zdenerwujesz.
- Ja już jestem zdenerwowany i nie mam zamiaru słuchać takich tekstów.
- Jaki honorowy – zaśmiał się Percy.
- Szkoda, że ty nie wiesz, co to honor, Wiceministrze zakichany – warknął Harry.
- Uspokójcie się! – Dumbledore się zdenerwował.
Nie wiedział, co jest Hermionie, ale przypuszczał, że dziewczyna nie ma siły iść dalej, a w życiu się do tego nie przyzna, podczas gdy zostało jeszcze prawie pół mili do przejścia. Miał zamiar zaproponować postój, ale Draco go ubiegł.
- Proponuję, żebyśmy się na chwilę zatrzymali – powiedział cicho.
- Nie zamierzamy – odwarknął Percy.
- Chciałem zaznaczyć, że idą z nami starszy mężczyzna i kobieta, Percy. Może byś w końcu to zauważył.
Hermiona popatrzyła na niego z wdzięcznością i bez czekania na dalszy rozwój dyskusji o postoju usiadła na najbliższym pniaku.
- Jestem głodny – stwierdził Harry, siadając niedaleko Hermiony, która zbyła jego wypowiedź wzruszeniem ramion.
Draco podszedł prosto do niej i zapytał cicho, kucając tuż obok.
- Dasz radę dojść?
- Chyba tak, ale jeszcze chwila a stanęłabym i zaczęła wyć. Dzięki.
- Drobiazg. To w kocu jeszcze spory kawałek... Jak nie dasz rady to po prostu cię zaniosę – wypalił nagle.
- Chyba cię pogięło! – Harry odwrócił się zdziwiony w kierunku krzyczącej dziewczyny.
- Nie twierdzę, że nie – powiedział grzecznie niezrażony Malfoy do Hermiony („chyba się starzeję” – pomyślał przy tym) – ale moja propozycja jest, jak najbardziej serio.
Draco wstał i podszedł do Harry’ego.
- Czego?! – ładnie spytał Potter.
- Tego! – Malfoy postanowił równie uprzejmie zacząć rozmowę.
Blondyn poprawił swoje rozwichrzone uczesanie i usiadł obok Gryfona na trawie.
- Moja propozycja, co do wódki jest aktualna. Masz niewidkę, więc przedrzesz się niedostrzeżony przez Filcha. Wejście do...
- Wiem gdzie jest wejście do waszego Pokoju Wspólnego – warknął Harry.
- Spoko, luz. Hasło: „Gryfoni to dupki” – Draco uśmiechnął się szeroko, a rozczochrany jak zwykle brunet popatrzył na niego lodowato. – To żart Potter. Hasło brzmi: „Czerwony smok”. Moje dormitorium jest od razu po lewej jak wejdziesz po schodach na trzecią kondygnację... Aha, schody facetów są na prawo. Chyba spamiętasz.
- Owszem, nie wiem tylko czy chcę tam iść – powiedział Harry niemal ze złością.
- Jeżeli jednak zechcesz, to bądź tak o 24, może jeszcze nie będę nawalony.. A tak w ogóle, trochę wyluzuj.
- Chce mi się palić – warknął Gryfon.
- A mi nie? – Draco uśmiechnął się sardonicznie.
- Dobra, dobra. Przemyślę, Malfoy... A co ci tak zależy na moim towarzystwie? – spytał podejrzliwie.
- Nie zależy mi zbytnio. Po prostu uważam, że tobie też się to przyda, a poza tym pić z tymi dwoma głąbami, albo do lustra to żadna przyjemność... Vincent i Gregory nawalą się po kilku setkach.
- Ja pewnie też – sucho stwierdził Harry.
- Tak, możliwe... Ale szczerze powiedziawszy, Potter, ty posiadasz jakąś inteligencję w przeciwieństwie do Crabba i Goyle’a. Jak tak dalej pójdzie, zaczną się uwsteczniać. – powiedziawszy to Draco zaczął się zastanawiać, czy nie zmieni dormitorium. Tylko który Ślizgon z jego roku się zamieni? Nie ma szans... Chyba, że prywatna kwatera...
„Sam się zacznę przez nich cofać w rozwoju” – pomyślał filozoficznie.
- Zastanów się, Potter. Wódki ci u mnie dostatek. W końcu jestem zamożnym szlachcicem i należę do Slytherów.
Harry popatrzył na niego wymownie.
To było dziwne, ale zaczął się zastanawiać, nad przełożeniem swojego samobójstwa na wieczór następny, tylko po to by pić z Malfoyem – sowim odwiecznym wrogiem – wódkę.
„Chyba mnie zupełnie pokopało, że proponuje Potterowi wspólne picie” – myślał w tym samym czasie Draco.

Mimo protestów Weasleya i Matrojewa postój trwał ponad 20 minut.

***

Gdy sześcioro ludzi doszło do Zamku była za 15 ósma.
Hermiona była blada z bólu i zmęczenia i myślała, że po prostu usiądzie na podłodze w ogromnym holu, ale się powstrzymała.
Kiedy doszli do wielkiej sali, kolacja właśni się kończyła i część uczniów już wyszła.
Hermiona spostrzegła, że Severus Snape przygląda się jej z troską i szybko odwróciła wzrok, tak jakby bała się, że mężczyzna może z jej spojrzenia wyczytać całą prawdę.
„Niech oni już sobie pójdą.” – pomyślała rozdrażniona. Chciała tylko się czegoś napić i iść spać, ale wiedziała, że i tak tej nocy nie zaśnie. Nie da spać jej ból i to nie tylko ten fizyczny.

******

Napisany przez: Kitiara 14.12.2004 14:16


Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Martwił się o Harry'ego i Hermionę i zastanawiał się cały czas, co jego podły brat jest teraz w stanie uczynić.
Chłopak siedział samotnie w Pokoju wspólnym, patrzył w płonący ogień na kominku i myślał.
Percy się zmienił.
Zmienił się na gorsze.
To prawda, że zawsze był ambitny i poprawny politycznie. Aż do bólu.
Ale ani ojciec, ani matka ani Ginny, on, Bill, Charli, czy bliźniaki, nie pomyśleliby, że może kiedyś wyrzec się rodziny i podejmować tak bezwzględne kroki w dążeniu do osiągnięcia prywatnych korzyści i wprowadzenia wyznawanych przez siebie wartości jako obowiązujących w całej społeczności czarodziejów Wielkiej Brytanii.
Ron go NIENAWIDZIŁ. Rudowłosy chłopak nienawidził swojego rodzonego brata bardziej niż kogokolwiek i kiedykolwiek do tej pory.
Ron nim gardził i brzydził się nim. Było mu przykro i nie wiedział jak spojrzy teraz w oczy swoim przyjaciołom, bo wstydził się za postępowanie Percy’ego. Nie wiedział jak spojrzy w oczy Dumbledore’owi. Po prostu nie wiedział.
A co dziwniejsze współczuł mistrzowi eliksirów, którego przecież tak bardzo nie cierpiał.
„Nawet jeżeli Snape zabił Notta, to co? On nie zasługiwał na to by żyć - myślał rozgoryczony rudzielec – Percy też nie zasługuje, taki wstyd...”
„Nie mam brata o imieniu Percy...– pomyślał z bólem w okolicy serca – nie mam brata...”

Ron wiedział jedno, że nawet jeżeli rodzice kiedykolwiek wybaczą marnotrawnemu synowi, on tego nie zrobi i Ginny też nie. Nie po tym, co dziś widzieli i słyszeli.
Biedna Ginny cały dzień chodziła zapłakana....
Ron poczłapał do dormitorium. Nie miał ani siły, ani ochoty rozmawiać dziś z Harrym i Hermioną. Chciał się położyć i umrzeć ze wstydu. Ale nie umarł. Zasnął za to po piętnastu minutach niecierpliwego przewracania się w łóżku.

***

Ginny Weasley już nie płakała.
Siedziała przy stole Gryffindoru i z pogardą patrzyła na Percy’ego, który przyszedł po Snape’a, i teraz uśmiechał się z wyższością rozglądając się po sali.
Popatrzył prosto na nią. Dziewczyna wytrzymała pełen cynizmu wzrok brata, sama odwzajemniając mu się spojrzeniem pełnym obrzydzenia.
Kiedy Matrojew i Weasley opuścili Wielką Salę, Ginny zauważyła jak Malfoy podaje ukradkiem jakąś kartkę wychodzącemu za nimi mistrzowi eliksirów, który szybciutko ją schował.
Uśmiechnęła się smutno, pozwalając sobie na nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze.

*
Severus popatrzył uważnie na obydwu mężczyzn za którymi wyszedł z Wielkiej Sali. Tym razem mieli na sobie poza szatami, również płaszcze. Weszli tu przecież jedynie na chwilę.
„Ale się na mnie wyżyją. Na wampiry nie działa żadne Veritaserum. Będą stosować Tormentera, albo nawet Cruciatus. W końcu będziemy na terenie Azkabanu..”
- Snape – powiedział jakby w odpowiedzi na jego myśli Percy – wiesz, że masz ogromny zaszczyt, jako jedyny z podejrzanych wampirów być przesłuchiwany przez Przewodniczącego jednej z najznakomitszych Komisji Ministerstwa i samego Wiceministra.
- Pozwolisz, że nie skomentuję, Weasley. Powiem tylko, że to zaszczyt wybitnie wątpliwy...
- Podobno wampiry są wytrzymałe na ból – głos Igora był lodowaty.
„Ciekawe, czy ty jesteś, sadysto?” – pomyślał Severus. Kilka spojrzeń w zimne, pełne pogardy oczy Bułgara, powiedziało mu o tym człowieku bardzo wiele.
Poczuł silny skurcz żołądka na myśl o trojgu przesłuchiwanych wcześniej uczniach, zwłaszcza na myśl o Hermionie.
„I tak się dowiem co się stało – pomyślał – a jak się dowiem i mi się to nie spodoba, to nie ja będę tym, kto nie przeżyje kolejnego przesłuchania...” – pomyślał.
Bo Severus wiedział, że na jednej nocy pełnej poniżenia i cierpienia się nie skończy.

- Poczekajcie – Dumbledore szedł w ich kierunku szybkim krokiem – Severusie, zapewne musisz zostawić tu różdżkę. To lepiej od razu mi ją daj.
Mistrz eliksirów posłusznie oddał żądaną rzecz Dyrektorowi Hogwartu.
- Jutro rano zaczął Albus patrząc na Percy’ego - punktualnie o siódmej pojawię się w Sali Przesłuchań w Azkabanie osobiście, by odebrać profesora Snape’a, chyba że raczycie odesłać go wcześniej. Wtedy – zwrócił się do czarnookiego mężczyzny – nie krępuj się i spokojnie skieruj się do mojego prywatnego kominka, Severusie.
- Dobrze panie dyrektorze – grzecznie odpowiedział Snape.
- Patrz jaki układny, Igorze - Percy wyglądał na rozbawionego. – Oswojony wampir – dodał z pogardą, a Matrojew zarechotał obelżywie.
Severus przypomniał sobie swoje słowa sprzed paru lat, wypowiedziane tym samym tonem: „oswojony wilkołak”.
Po raz pierwszy poczuł się niesprawiedliwy wobec Remusa Lupina..

- Jest już późno – odezwał się pretensjonalnym tonem Percy. – Jakbyś był tak uprzejmy Snape, to skorzystamy z transportu Fiuu. Możesz nas zaprowadzić do swoich prywatnych komnat?
Severus bez słowa skierował się do lochów, a dwaj mężczyźni pospieszyli za nim.

******
Silne szarpnięcie obudziło piękną czarnowłosą kobietę, która jeszcze przed chwilą smacznie spała na wielkim małżeńskim łożu.
- Lucjuszu to ty? – spytała nieprzytomnie, ale zaraz uświadomiła sobie, że jej mąż jest w więzieniu i złapała błyskawicznie różdżkę celując nią w mężczyznę stojącego przy łóżku.
Rozległ się zimny, wysoki nieco piskliwy śmiech i Narcyza powoli opuściła trzymany w ręku przedmiot.
- Witaj panie – wyszeptała lekko ochrypłym ze strachu głosem.
Ostatnio coraz bardziej się go bała.
„Co on tu robi?!” – pomyślała zestresowana pani Malfoy.
- Narcyzo... moja droga – lodowaty głos spowodował, że nieprzyjemne ciarki rozeszły się po całym ciele kobiety – trochę tu ciemno...
- Shilonya – szepnęła kobieta i w sypialni zapaliło się trzynaście ogromnych, zielonych świec.
- O co chodzi, Panie? – spytała Narcyza – wychodząc z łóżka i zarzucając na cienką satynową koszulkę szlafrok, który miała pod ręka, tak samo jak różdżkę.
- Draco... niedługo skończy siedemnaście lat...
Narcyzę przeszedł lodowaty dreszcz.
- Ale miał zostać przyjęty w szeregi twych poddanych dopiero gdy ukończy Hogwart... – wyszeptała pobladła kobieta.
Voldemort machnął niedbale ręką i zwrócił na nią swoje przerażające, czerwone oczy.
- I tak będzie... o ile się nadaje... – na twarzy Lorda wykwitł okrutny uśmiech.
Narcyza poczuła lodowaty szpikulec przerażenia.
„Co to znaczy o ile się nadaje?” – pomyślała gorączkowo.
Czarny Pan rozpalił ogień w jej kominku i teraz patrzył nań w zamyśleniu.
- Zapewne słyszałaś o Próbie, Narcyzo? – twarz kobiety zrobiła się szara jak popiół.
- Tak, Panie – odrzekła posłusznie pobladłymi wargami
Owszem wiedziała czym jest Próba. Sprawdzała jak bardzo ktoś jest odporny na ból i ile może znieść.
Nie wszyscy kandydaci na Śmierciożerców byli jej poddawani, tylko ci co do których Czarny Pan miał wątpliwości, lub ci od których oczekiwał bardzo wiele. Narcyza była całkowicie pewna, że chodzi o tą drugą opcję i to wcale jej nie pocieszyło.

W kominku pojawiła się sylwetka Bellatrix.
- Witaj siostrzyczko – powiedziała zimnym tonem i uśmiechnęła się zupełnie jak Lord. Jej wygląd uległ znacznej poprawie od kiedy uciekła z Azkabanu.
- Witaj Bell – odpowiedziała pani domu.
Tych dwoje potrafiło być bardzo okrutnymi, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Panie – zaczęła Narcyza – czy to oznacza, że próba ma się odbyć teraz?
- Tak Narcyzo. Teraz i w twoim domu... Powiedzmy o północy – głos Voldemorta brzmiał jak wyrok.
Kobieta spojrzała na budzik przy łóżku, była 23:15.

***
Dumbledore siedział w fotelu i jak zwykle przeglądał mugolską prasę. Ale tym razem było to o dwie godziny później niż zazwyczaj. Tej nocy nie zamierzał spać, nie potrafiłby usnąć.
Nagle usłyszał znajome skwierczenie w kominku. Popatrzył w tym kierunku zza swoich okularów połówek i odłożył „Londyńskiego Gońca.”
Gość był ze wszech miar niespodziewany.
- Witaj, Narcyzo – powiedział zdziwiony.
- Dobry wieczór Dyrektorze... przyszłam po Dracona – powiedziała bez ogródek.
- Zabierasz go ze szkoły? – zdziwił się stary czarodziej.
- Tylko na tą noc, muszę koniecznie poważnie z nim porozmawiać...
Dumbl wiedział, że nie mówi całej prawdy, ale przecież nie mógł jej do tego zmusić. Podał jej hasło do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i ciężko westchnął.

***
Draco, Vincent i Gregory wypili dopiero po dwie setki wódki,
- Wicie co? – zaczął Draco. – Jak chcecie, to idźcie spać, jak poczekam na Pottera sam.
Crabb popatrzył na blondyna.
- Nie ma problemu, możemy z tobą pić – powiedział.
- Jasne – dodał Goyle.
- Okey... – Draco tak naprawdę, nie mógł się doczekać Gryfona. Sam nie wiedział dlaczego ma z nim ochotę porozmawiać.

Usłyszeli pukanie do drzwi dormitorium.
- Proszę – powiedział z nadzieją Draco. Było wpół do dwunastej i Potter mógłby się w końcu pojawić.
Ale w drzwiach nie było Harry'ego. Stała tam ubrana w śliczny granatowy kostium, jego matka.

Draco rzucił się kobiecie w ramiona. Narcyza nigdy nie była wylewna, ale na pewno bardziej przystępna od ojca, no i mógł jej o wszystkim powiedzieć. Zawsze go wysłuchiwała.
Sam Draco też nigdy nie zachowywał się tak, jak w tej chwili i kobieta zdziwiła się serdecznym przywitaniem ze strony syna, ale za chwilę przytuliła go mocno.
- Mamo – szepnął – cieszę się, że cię widzę.
Miał ochotę popłakać się w jej ramionach i opowiedzieć o wszystkim, co się dziś wydarzyło, ale zebrał się w sobie i odsunął od niej nieco.

- Dobry wieczór – kobieta usłyszała zgodny chór dwóch męskich głosów i skinęła głową w stronę Crabba i Goyle’a
Narcyza popatrzyła z dezaprobatą najpierw na kieliszki, potem na otwartego Rasputina, a w końcu na syna i westchnęła.
- Miałem naprawdę ciężki dzień – powiedział Draco wzruszając ramionami.
Narcyza zmierzwiła mu włosy, ale chłopakowi przeszła ochota na czułości, przynajmniej w momencie gdy patrzyli na niego kumple.
- Mamo... – powiedział z lekkim wyrzutem i się zarumienił. – Co cię sprowadza?
- Muszę cię zabrać na noc do Dragon Tower.
- Do domu, po co? – zdziwiła się młodsza kopia Lucjusza.
- Zaraz ci wszystko powiem, idziemy Draco... Dobranoc chłopcy – rzuciła jeszcze w kierunku Vincenta i Gregory’ego.

Zeszli do Pokoju Wspólnego i Narcyza szybko wytłumaczyła o co chodzi.
Spodziewała się przerażenia ze strony syna, ale on ku jej zdziwieniu jedynie lekko pobladł i skinął posłusznie głową.
Spojrzał w oczy matce i cichym, monotonnym, wypranym z emocji głosem opowiedział o przesłuchaniu.
Kobieta wyglądała na załamaną.
Przytuliła syna mocno do siebie i pogłaskała go po głowie, a Draco przełknął mężnie zdradzieckie łzy. Czarny Pan nie lubił żadnych przejawów słabości...
- Przykro mi za to, co napisałem w liście o Potterze, mamo – powiedział cicho – przeprosiłem go.
Narcyza uśmiechnęła się blado i spojrzała synowi w oczy.
- Jestem z ciebie dumna. Ze wszystkiego co dziś zrobiłeś.
- Także z tego, że omal nie wybiłem zębów Weasley’owi?
- Z tego przede wszystkim – powiedziała Narcyza z groźnym błyskiem w oczach.
- Wiesz, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, mamo? Najlepiej nie mówić nawet tacie...
- Rozumiem to doskonale, synu. Jak on mógł was tak podle szantażować? Skurwiel.
Draco popatrzył uważnie na matkę. Bardzo rzadko przeklinała, a to o czymś świadczyło.
- Matko, ja po tym wszystkim, co dziś widziałem i słyszałem i po tym, co wczoraj wieczorem opowiedział mi profesor Snape, o tym co Nott zrobił siedemnaście lat temu... – kobieta skinęła głową na znak, że wie o co chodzi. – Ja... nie mogę być sługą Voldemorta – Narcyza wzdrygnęła się słysząc to imię, a Draco ku swojemu zdziwieniu nie odczuł żadnego strachu.
- Nie mogę... jeżeli wstąpię w jego szeregi to tylko po to, by go szpiegować dla Dumbledore’a.
Narcyza spojrzała na syna ze zdziwieniem.
- Znienawidziłem dziś wszelkie podziały rasowe, mamo. - Ty pewnie nie rozumiesz, ale... mi zawalił się cały świat, wszystko w co wierzyłem. Nie będę potrafił nigdy nikogo torturować... Brzydzę się wszelką przemocą, nawet myśl o seksie mnie odrzuca – pospiesznie wytarł napływające do oczu łzy.

- Rozumiem, synku, doskonale rozumiem. Wiesz, ale że musisz być teraz silny... – pani Malfoy wyglądała na zaniepokojoną. Wyciągnęła dłoń i wsunęła niesforny kosmyk blond włosów syna za jego kształtne ucho.
- Uspokój się mamo, wszystko będzie dobrze – chłopak nie zamierzał się poddawać. Czy może spotkać go coś gorszego, niż to, co spotkało dziś Granger? Albo od piekła, które było udziałem Pottera, czy tej mugolskiej dziewczynki przed siedemnastu laty? To było raczej całkowicie niemożliwe.
- Pokaż mi lewe przedramię, Draco – poprosiła kobieta.
Chłopak posłusznie podwinął rękaw. Rana była już niewielka i tylko lekko szczypała.
Narcyza kiwnęła głową, uspokojona. Musiała sprawdzić, nie wdało się żadne zakażenie. Zdarzało się to bardzo rzadko, ale jednak...
Patrzyła z niedowierzaniem i szczerą dumą na swojego syna. Teraz była o niego trochę spokojniejsza.
Draco stał się dorosłym mężczyzną.

***

Po powrocie Dubledore’a i trójki przesłuchiwanych uczniów do Zamku, pofesor McGonagall bez słowa zabrała Harry'ego, Hermionę i Dracona (w końcu opiekun jego Domu był teraz niedostępny) do swojego gabinetu, gzie poczęstowała ich herbatą i kanapkami, ale wszyscy troje skonsumowali bardzo niewiele.
Minerva nie nalegała ani na to, żeby jedli ani na to, żeby opowiedzieli jej przebieg przesłuchania. Kobieta widziała, że są zmęczeni i że nie mają wcale ochoty rozmawiać na temat tego, co zaszło w Ministerstwie.
Najbardziej niepokoił ja smutny, zabarwiony cierpieniem i odległy wzrok Hermiony, oraz stępione, obojętne spojrzenie Harry’ego. Co do Draco odniosła wrażenie, że chłopak tchnie jakimś wewnętrznym spokojem i niespotykaną u niego wcześniej powagą. Wicedyrektor dostrzegła też w jego spojrzeniu smutek, ból i coś w rodzaju zwątpienia.
Nie naciskała na żadne z nich i pozwoliła im spożyć posiłek w zupełnej, niemal dzwoniącej w uszach ciszy, za co wszyscy troje byli jej bardzo wdzięczni.

*

Harry i Hermiona poszli do Pokoju Wspólnego gdzie siedzieli milczący, zbywając wszelkie pytania kolegów i koleżanek niecierpliwymi machnięciami ręką i irytacją. W końcu o 22 zostali sami z trzaskającym w kominku ogniem.
Obydwoje rozumieli dezercją Rona, wiedzieli, że wstydzi się za swojego wyrodnego brata.
- Muszę z tobą porozmawiać – zaczął Harry.
- O co chodzi? – spytała obojętnie.
- Widzisz – Harry zwilżył językiem wargi, to wcale nie było takie łatwe - ja nie mogę już dalej tak żyć. Nie potrafię...
Dziewczyna spojrzała na niego, a w jej wzroku pojawiło się zainteresowanie i niepokój.
Harry opowiedział jej o liście od mistrza eliksirów, o tym, że dostał truciznę , i że zamierza ją wypić dziś w nocy.
Hermiona mu nie przerywała. Wiedziała, że jest mu i tak trudno o tym mówić.. Zadała mu tylko jedno pytanie kiedy skończył.
- A Ron? Zamierzasz mu powiedzieć?
- On nie zrozumie... ale napiszę mu list. Tak będzie najlepiej.
Dziewczyna patrzyła na niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Słuchaj, Herm. Wiem, że to jest w pewnym sensie ucieczka, że jestem zwykłym tchórzem, ale ja już nigdy nie będę normalny... nigdy. Nie chcę tak żyć.
- Rozumiem Harry. Wbrew pozorom rozumiem cię doskonale.

- Czy mogę liczyć na taką samą szczerość z twojej strony? – spytał chłopak łagodnie, po dłuższej chwili milczenia.
- Nie rozumiem...
- Opowiesz mi, co się stało na Sali Przesłuchań? Przepraszam, ale obydwoje wyglądaliście strasznie po wyjściu stamtąd, zwłaszcza ty. Ja i tak tą prawdę zabiorę do grobu.
- Przykro mi Harry, ale ci o tym nie opowiem. Nie mogę i nie chcę – stanowczo odpowiedziała Hermiona.
Popatrzyła na niego uważnie i chłopak ujrzał w jej oczach powagę, zaciętość i determinację.
- Ale w związku z tym, co usłyszałam, ja też mam ci coś do powiezienia, drogi przyjacielu – mówiła cicho i łagodnie. - Możesz się otruć lub nie, tylko pamiętaj, że jeżeli wypijesz dziś tą truciznę, to ja pójdę w twoje ślady .

- CO ?! – wrzasnął wiecznie rozczochrany syn Jamesa P. i wstał z wrażenia, z fotela, gapiąc się nieprzytomnie na przyjaciółkę.
- To, co słyszałeś – Hermiona była niebezpiecznie spokojna i poważna.
- Nie wiem jak to zrobię... Może gwizdnę jakąś truciznę z pracowni Snape’a lub jego gabinetu, albo po prostu pójdę do kuchni pożyczyć nóż i podetnę sobie żyły siedząc w gorącej wodzie, w komfortowej łazience Prefektów – jej głos był monotonny i cichy, bez żadnych głębszych emocji, poza ledwie wyczuwalnym smutkiem.
- Nie możesz tego zrobić! – głośno i wyraźnie powiedział przestraszony Harry.
Czuł, że jego przyjaciółka mówi całkowicie serio.
- Tylko tak mówisz, żebym ja się nie zabijał – powiedział niemal z rozpaczą – to... To zwykły szantaż.
- Nie – powiedziała spokojnie Hermiona i w to jedno słowo brzmiało jak wyrok – Nie mogę ci zabronić się otruć, ale ty też nie możesz mi zabraniać zrobić z moim życiem tego, co zechcę. Jeżeli ty się poddasz, to czemu ja miałabym się męczyć z moją beznadziejna od dziś egzystencją... To by było nie fair.
- Boże, co zrobił ci Percy skoro tak mówisz?! – Harry był zrozpaczony, wściekły i poirytowany – No co? Zwariowałaś?! Co on takiego mógł zrobić do jasnej cholery, że myślisz o podcinaniu sobie żył – chłopak był bardzo wkurzony – bo przecież cię nie zgwałcił...

Jedno spojrzenie Hermiony wystarczyło mu za odpowiedź.
- Nie wierzę – powiedział Gryfon cicho. – Nie wierzę, że to zrobił.. – Harry zwątpił całkowicie. – Nie wierzę... – dziewczyna patrzyła na niego smutno – a ten...
- Matrojew, też. – ucięła jego rozważania Herm.
- Ale oni przecież nie mogli tego zrobić – Harry wyglądał jakby chciał przekonać samego siebie. Zaczął chodzić tam i z powrotem po Pokoju Wspólnym. – Nie mogli, oni działali z urzędu, nic nie usprawiedliwia ich zachowania, absolutnie nic. Hermiona, powiedz, że to nieprawda... Ron tego nie przeżyje...
- Ron – się - o - ni - czym – nie – do – wie. Nikt się o tym nie dowie, Harry – dziewczyna patrzyła na niego wymownie i była bardzo stanowcza
- Herm, musisz o tym komuś powiedzieć. Przecież kto jak kto, ale chyba ty wiesz, co to jest nadużycie władzy, prawda?
- NIKT SIĘ O TYM NIE DOWIE, HARRY! To moje ostatnie słowo...

- Rozumiem – Harry zrobił się bardzo blady – nie będę pytał czym wam grozili, bo łatwo się domyślić. Gryfon ukrył twarz w dłoniach, czuł się fatalnie.
- To niedorzeczne. Ten pierd*lony kujon Percy, nie mógł stać się takim bydlakiem. Nie pojmuję tego – chłopak był zbyt wstrząśnięty, by odczuwać ogrom gniewu jaki miał pojawić się w jego sercu następnego dnia. – Mam wrażenie, że mi się to śni.
- Powiedz mi, czy... nie wiem jak mam o to zapytać. Jak oni mogli to zrobić przy świadku i czy on do jasnej cholery...
- Harry – przerwała mu Hermiona łagodnym głosem – Draco Malfoy nie mógł zrobić absolutnie nic, poza pogorszeniem mojej sytuacji.
- Boże , no przecież...
- Przestań! Dał Percy’emu w twarz i absolutnie nic więcej nie mógł zrobić! On był w tak samo opłakanej sytuacji jak ja – Hermiona była zirytowana irracjonalnym zachowaniem Harry'ego. - Jeśli cię to pocieszy, dostał takim Tormenterem, że poszła mu z nosa krew, a jak sprawdzali za pomocą zaklęcia Revalo, czy ma Mroczny Znak...
- Dobrze już, dobrze, wiem że nic na to nie mógł poradzić... Tylko nie potrafię zrozumieć tych... Boże wszechmocny! Nie mam nawet na nich odpowiedniego określenia... – Chłopak popatrzył z troską na dziewczynę.
Chciał cos powiedzieć, albo zrobić, cokolwiek co mogłoby przynieść jej ulgę, ale nie miał pojęcia, co.

Hermiona dostrzegła jego współczucie i litość. Szybko wstała.
- Idę pod prysznic – powiedziała – a ty, ty Harry zrobisz co zechcesz, mi to jest zupełnie obojętne...
- Ale mi, kurwa, nie jest obojętne, czy podetniesz sobie żyły, czy nie!
- To, co zamierzasz? – spytała dziewczyna.
- Urżnę się razem z Malfoyem. Ot co.
- Słucham?!?! – dziewczyna była szczerze zdziwiona.
- Uwalę się do nieprzytomności, może mi ulży. KURWA! Zabiję Percy’ego.
- Rób, co uważasz, ja idę się myć i spać. Dobranoc.
- Dobranoc... Nie sądzisz, że to brzmi dziwnie?
- Nawet bardzo. Życie to jedno wielkie gówno, Harry.
Chłopak nie mógł znaleźć przeciwko temu twierdzeniu żadnego sensownego argumentu.

***
******

Nie będzie mnie co najmniej do sboty - badania w szpitalu:(
Dlatego dałam wam więcej - na zapas.
Trzymajcie się ciepło, kit

Napisany przez: Raistlin 14.12.2004 20:00

Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wytrzymał bez tego opowiadania.
Opinia o opowiadaniu: patrz poprzedni post biggrin.gif

Ps: Kit to była nuttela nie kawa turned.gif

Napisany przez: harciomaniak 20.12.2004 21:42

Siemka!!!
Może to nie będzie zbyt konstruktywny post
No ale jednak Post!!!
DZISIAJ JEST PONIEDZIAŁEK!!!
A mówiłaś że nie będzie cie DO soboty!!!
No ale tak to twoje opowiadanie jest
Supeerrrrr!!!!
Gratuluje tak świetnego pomysłu na Ficka
Chociaż te opisy zmroziły mi krew w żyłach
(o czym ostrzegałaś) to były super
Pozdrówka i Weny w kontynuowaniu tak wyśmienitego ficka!!!!

Napisany przez: sonka 20.12.2004 23:05

Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowych odcinków.Jak mi przekazała wróci prawdopodobnie dopiero po Świętach. Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość.
pozdrawiam cieplutko
sonka

Napisany przez: anagda 25.12.2004 12:32

mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błędów treściowych (chociażby ten Severus i ulica w Hogwarce) i stylistycznych jest fajnie. ja zaczęłam czytać to pomyślałam "jak fajnie! zapowiada się ciekawe opowiadanko nie potterowski". jednak kilka kolejnych wersów trochę mnie zawiodło, ponieważ jednak pojawił się w nich Potter. ale cuż. i tak całkiem, całkiem. czytywałam gorsze. i to dużo gorsze.



ps. co się stało z Kit? w szpitalu? mam nadzieję, że to nic poważnego.... sad.gif przeslijcie jej ktos pozdrowienia. bynajmniej ode mnie.

Napisany przez: Kitiara 26.12.2004 08:48

Noc z poniedziałku 05.11.96 na wtorek 06.11.1996
Przesłuchanie Severusa Snape’a



Sala w której znalazł się Severus była spora, ale nie ogromna.
Stały tam dwa normalne krzesła i jeden fotel....
Stalowy fotel z okuciami na ręce i nogi. Mistrz Eliksirów uśmiechnął się do siebie cynicznie.
Gdyby nie był pod działaniem Wywaru Amorficus, te stalowe obręcze na nic by się nie zdały. W chwili silnego, niekontrolowanego bólu, strachu i wściekłości, transformacja nastąpiłaby błyskawicznie, a siła i szybkość jakimi dysponował w takiej chwili wampir, były dla zwykłego śmiertelnika wręcz niewyobrażalne.
Widocznie Percy tego nie wiedział. Ale mało kto miał taką wiedzę.
Musieliby mieć obręcze dwimerytowe.* Ich nie byłby w stanie rozerwać żaden wampir. Ale pragmatyczny, zakochany w idealnym porządku społecznym Weasley w takie przesądy nie wierzył. Poza tym miał swoją stal.
„Ciekawe gdzie łańcuchy?” – pomyślał Severus cynicznie.

- Zapraszamy – głos Percy’ego odbił się echem od kamiennych ścian, a sam mówiący wskazał Severusowi drwiącym gestem stalowe siedziszcze.
- Piłem swój eliksir, ale wy chyba mi nie ufacie, prawda? – sarkastycznie spytał Sev.
- Absolutnie nie – głos Percy’ego był zimny.
Mistrz eliksirów spokojnie usiadł w fotelu, ale zanim dał się przykuć, chwycił Weasleya za ramię i pociągnął ku sobie, tak że jego usta znalazły się na poziomie uszu wiceministra.
- Nie wiem, co im zrobiłeś. Nie mam pojęcia, co zrobiłeś tej małej Granger, ale jeśli się dowiem i prawda nie będzie mi się podobała, to pożałujesz, że się urodziłeś.
Weasley obdarzył go cynicznym i pełnym wyższości spojrzeniem.
- Grozisz mi siedząc na własnym przesłuchaniu? Na twoim miejscu bym tego nie robił, Snape.
- Ja tylko cię ostrzegam. Nie grożę ci. Jeżeli czujesz się zagrożony, to znaczy że masz nieczyste sumienie...
Igor przykuł go mocno – o wiele za mocno, tak aby sprawić przesłuchiwanemu jak największy ból - za nogi i ręce do fotela .
Wampir ani razu nie odwrócił swojego wzroku od ciemnych, epatujących okrucieństwem oczu mężczyzny i ani jeden mięsień twarzy nie drgnął mu z bólu.
Bułgar uśmiechnął się zimno.

- Mam bardzo czyste sumienie, Snape – Severus popatrzył na Percy’ego. – Czyste jak łza. A wiesz dlaczego?
- Oświeć mnie, Weasley – mężczyzna uśmiechnął się zimno, ale w jego czarnych oczach była jedynie powaga.
- Sumienie mąci postrzeganie rzeczywistości. Ja mam je kryształowo czyste, bo go... nie używam.
Wzrok wiceministra krył wyzwanie, pogardę i cyniczne samozadowolenie.
Oczy Severusa pociemniały jeszcze bardziej – o ile to możliwe - od tłumionego gniewu.
- Wiedz, że tego co teraz powiedziałeś nie zapomnę nigdy. I nie spocznę dopóki nie dowiem się, co zrobiłeś tym dzieciakom, nawet jeżeli zastraszyłeś ich i nawet jeśli będę musiał użyć Veritaserum. Ja nie mam szesnastu lat.
- Ale jesteś istotą rozumną. Ograniczoną – mężczyzna uśmiechnął się z pogardą, a jego kumpel zarechotał - ale rozumną. Nie chcesz chyba, żeby stało się coś Lucjuszowi, albo rodzicom Granger, więc nich cię to absolutnie nie obchodzi. Cel uświęca środki, Snape.
- Ty sukinsynu – wysyczał wampir – masz szczęście, że jestem przykuty, bo wybiłbym ci kilka zębów.
Wiceminister dał mu wyraźnie do zrozumienia, że użył wobec uczniów przemocy i to zapewne zarówno psychicznej jak i fizycznej. A on nie mógł nic zrobić, zaś szukanie prawdy mogło jedynie spowodować jakieś nieszczęście. Świadomość bezsilności, tylko wzmogła irytację i złość Severusa. Ale wampir wiedział, że wcześniej czy później wszystko się wyjaśni. Należy być tylko cierpliwym i mieć plan. Na razie nie miał jeszcze żadnego planu, ale wkrótce...
Te rozważania nieco go uspokoiły.

- Koniec tej bezsensownej gadki – Igor uśmiechnął się drapieżnie – pan, panie Snape nie ma absolutnie nic do powiedzenia, chyba, że będą to odpowiedzi na nasze pytania. Veritaserum na pana nie podziała, ale są pewne skuteczne i całkowicie dozwolone środki uzyskania prawdy.
- Prawdy, czyli tego co chcecie usłyszeć? – Severus wszedł mu w słowo. Wampir uśmiechnął się przy tym sardonicznie
- Milcz – tym razem mówił Percy. – Istnieją nie tylko środki legalne. Są też nielegalne, ale trudne do wykrycia. Na przykład coś takiego jak bicie, które nie zostawia na ciele widocznych śladów
Wampir zaśmiał się okrutnie.
- To ma być przesłuchanie?! Nie chodzi mi o mnie, ale o tych troje dzisiaj. Jeżeli ich skrzywdziliście, to naprawdę mocno pożałujecie. To jeszcze prawie dzieci.
- Dobrze rozwinięte dzieci – Matrojew uśmiechnął się paskudnie – dobrze rozwinięte zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym.
- Bardzo dobrze powiedziane Igorze – Percy się zaśmiał.
Wzrok Severusa był zimny jak lód i Weasleya naprawdę przeszedł dreszcz strachu gdy spojrzał przykutemu mężczyźnie w oczy.
- Nie radzę więcej rzucać przy mnie takich komentarzy, panie Matrojew – powiedział bardzo łagodnie wampir. - Po prostu nie radzę, zwłaszcza że mam świetną pamięć i jako ograniczona, ale rozumna istota rewelacyjnie kojarzę fakty.
- Myśląca bestia? – zapytał ze śmiechem Percy.
- Na pana nieszczęście, wiceministrze, niestety tak – Severus uśmiechnął się pobłażliwie i drapieżnie za razem.
- Przejdźmy więc do rzeczy, Snape... – Weasley wziął jedno z krzeseł i ustawił oparciem naprzeciwko fotela, w którym „zasiadał” mistrz eliksirów i usiadł na nim okrakiem, poprawiając urzędową szatę.
Rudowłosy mężczyzna ułożył wygodnie ręce na oparciu i od niechcenia zaczął bawić się swoją różdżkę.
W jego oczach Snape widział całkowity brak jakichkolwiek uczuć. Za to było w nich chłodne zainteresowanie i poczucie wyższości oraz władzy. Ten człowiek uważał, że jest ponad prawem i jest całkowicie bezkarny. Że w imię tego w co wierzy i co chce osiągnąć, może zrobić wszystko.
Mimo, że nigdy nie lubił tego gówniarza, Severus poczuł coś na kształt ukłucia żalu, że Percy stał się tym, kim (czym?) się stał.

- To normalne, że włóczyłeś o tak później porze w koszuli nocnej po Zamku? – spytał w końcu z niedowierzaniem Weasley?
Mistrz Eliksirów wcześniej, dyskretnie przeczytał, to co napisał mu wychowanek. W duchu pochwalił chłopaka za szybkie myślenie i przebiegłość.
Teraz na wszystkie pytania odpowiadał zgodnie z tym, co zeznali Malfoy i Granger.
- Doskonale wiesz, że tak. Kilka razy w tygodniu wychodzę tylko po to, żeby przyłapać na łażeniu żądnych przygód uczniów. Dzięki mnie mają te swoje przygody i szlabany także...
- Z tym akurat nie mogę się nie zgodzić, ale jakoś nie wierzę ani tobie, ani Malfoyowi. Musieliście ustalić wcześniej zeznania.
- Po co mielibyśmy ustalać zeznania? Przesłuchiwany miałem być tylko ja. Trzeba było użyć na Draconie Veritaserum, skoro sądzisz, że łgał.
- Skąd mam wiedzieć, czy nie dałeś mu nic, co niwelowałoby działanie Veritaserum?
- Niby kiedy?
- Nie ty zadajesz tu pytania, Snape – sucho stwierdził Igor, który zapisywał zeznania przy małym stoliku, na prawo od nich. To przesłuchanie musiało zostać udokumentowane.
- No dobrze... A jak wytłumaczysz fakt, że osobiście znałeś Notta? Ciebie wpuściłby bez problemu do domu. A nie było śladu żadnego włamania.

Snape przeklął się w duchu za to, że nie zostawił upozorowanych śladów włamania, wystarczyło wywarzyć drzwi i rzucić różdżkę Salomona gdzieś w kąt.
- Nie utrzymywałem z nim kontaktów od lat. Jedynie parę razy powiedziałem mu dzień dobry na Pokątnej, lub w Hogsmeade. Poza tym nigdy nie darzyłem go przyjaźnią. To nie była bliska, serdeczna znajomość. Kiedyś musieliśmy utrzymywać kontakty bo obydwaj należeliśmy do Śmierciożerców. Od kiedy jestem po tej drugiej stronie z tym panem raczej unikałem kontaktu. Nigdy nie lubiłem jego chorobliwego zamiłowania do przemocy. Należał do najokrutniejszych z nas. Bił nawet na głowę panią Lestrange, która a ksywę Żelazna Dama, albo po prostu Kacica.
- Twierdzisz, że Nott był okrutnikiem? – Percy uśmiechnął się cynicznie.
- Nie twierdzę. Ja to po prostu wiem. Widziałem na własne oczy, co potrafił robić z ofiarami, ten szlachetny i nobliwy przedstawiciel naszego świata – głos przesłuchiwanego był drwiący.
- Może mi jeszcze powiesz, że to on torturował Pottera, co?
- Nie mam żadnych wątpliwości, że to był on. Widziałem jak wyglądał Potter gdy profesor Dumbledore przyniósł go do skrzydła szpitalnego. Nie mam pojęcia tylko jak udało mu się odbić tego dzieciaka w pojedynkę, ale widocznie ma swoje sposoby – spokojnie wyjaśnił Severus.

Percy skrzywił się z dezaprobatą
- Jasne – powiedział.
- Sprawdźcie jaką cudowną Salę Tortur ma, a raczej miał obok piwnicy nobliwy, stateczny pan Nott, który z tego, co wiem nie zerwał nigdy ze Śmierciożercami.
- Oczywiście – wiceminister uśmiechał się z drwiną i wyższością. – Wiesz, że Potter mówił to samo? Nie wiem po co chcecie oczerniać tego wspaniałego człowieka. Osobiście nie mam żadnych wątpliwości, że nie był zwolennikiem Lorda w chwili śmierci. Natomiast nie mam tej pewności, co do ciebie. Może nawet zrobiłeś to ty, na zlecenie tego czerwonookiego szaleńca.
Severus nie mógł uwierzyć w zaślepienie człowieka, który go przesłuchiwał.
- Od lat jestem wierny Dumbledore’owi jak przysłowiowy pies – powiedział urażony. - Nie zamierzam słuchać tych oszczerstw.
- Ale sam wygadujesz oszczerstwa wobec Notta. Był wspaniałym czarodziejem i dobrym pracownikiem mnisterstwa.
- Powiedz, że wkładał do wspólnej kasy sporo galeonów.
- Milcz, Snape. Łżesz jak pies. Nie wiem dlaczego ktoś go zabił, ale się dowiem i jeżeli to byłeś ty, to w końcu się przyznasz. Mamy sposoby.
- Nie wątpię, że macie. Jedną z nich jest szantaż.
- Na ciebie mamy inne metody.
- Notta zabił ktoś, kto był na niego wściekły. Może Nott wykończył kogoś z rodziny tej osoby. Wampir mógł wykonać jedynie brudną robotę na czyjeś zlecenie – spokojnie powiedział Severus.
- Tak mówisz, Snape?... To się okaże...
- W jego organizmie znaleziono Eliksir Czuwania... ale udoskonalony o dodatkowe składniki. Powiedz Snape, jaki wampir w Wielkiej Brytanii zna się jeszcze tak dobrze na eliksirach jak ty, co?
- Każdy – spokojnie odpowiedział Severus. – Każdy wampir zna się na eliksirach i ma do nich smykałkę. Osobiście znam jednego z wampirów zamieszkującego w Anglii. Lazarus Astratto. Zna się świetnie na eliksirach... Jak każdy z nas. To, że jakiś wampir zawodowo nie zajmuje się eliksirami o niczym nie świadczy. Ja na przykład uzyskałem specjalizację w Czarnej Magii i Obronie przed nią,a uchodzę za jednego z najlepszych mistrzów w tej dziedzinie – Percy słuchał uważnie mężczyzny. Doskonale wiedział, że przesłuchiwany mówi prawdę.
– Większość z nas nie lubi zajmować się warzeniem mikstur zawodowo, wolimy traktować to jako hobby, ja także, ale nauczam tego przedmiotu na wyraźną prośbę Albusa Dumbledore’a.
- Tak go kochasz? – zadrwił Wiceminister, a Matrojew się zaśmiał.
- Nie – Severus popatrzył Percy’emu prosto w oczy. Tak bardzo jestem mu oddany i tak go szanuję. Wiesz, co to jest szacunek, Weasley?
- Doskonale wiem, Snape i zamierzam nauczyć cię szacunku do władzy, bo jak na razie zwracasz się do mnie po nazwisku, a to nie wypada.
Bez słowa uprzedzenia, wceminister rzucił w Severusa Tormenterem.
To, żeby nie wrzasnąć kosztowało przesłuchiwanego mężczyznę bardzo wiele, bo Percy trzymał go pod klątwą dosyć długo i wampir musiał mocno zacisnąć szczęki.
- Proszę zwracać się do mnie i mojego współpracownika z należytym szacunkiem – zimno powiedział Weasley, kiedy przesłuchiwany był w stanie złapać pierwszy swobodny oddech.
Mistrz Eiksirów Hogwartu popatrzył na Igora Matrojewa. W oczach Bułgara lśniła okrutna ciekawość i sadystyczna uciecha.
„Jeżeli myślicie że się przyznam, to grubo się mylicie” – pomyślał Severus, który właśnie coś zrozumiał.
Nie chodziło o to, że Percy jakoś wybitnie podejrzewa akurat jego. W końcu tyle lat Snape go uczył i ten rudy kretyn wiedział, że nigdy nie podniósł na żadnego ucznia ręki, chociaż był bardzo surowy i karał Gryfonów zbyt często.
Nie pasowało do niego zupełnie popełnienie tak okrutnej zbrodni, w sprawie której był teraz przesłuchiwany.
Nie mieli ani żadnych dowodów, ani nawet poszlak. Jakikolwiek trop urywał się nigdzie...
Nie mogli skazać żadnego z wampirów – bo żaden nie przyzna się do przestępstwa, którego nie popełnił, ani nie byłby na tyle głupi aby przyznać się do zbrodni popełnionej. Chcieli z tego dochodzenia uczynić precedens, który pozwoli tępić bezkarnie wampiry i urządzać tak jak niegdyś obławy na wilkołaki podczas pełni księżyca... I musieli znaleźć kozła ofiarnego, a on – Severus wydawał się idealny do tej roli z kilku powodów.
Całe to dochodzenie miało na celu wrobienie konkretnie jego, tylko po to by odegrać się przy okazji na nie lubianym nauczycielu, a przede wszystkim - żeby pokazać Dumbledore’owi, że jest starym głupcem, który nie ma racji i może powinien ustąpić ze stanowiska. Bo Albus jako myślący, potężny i wpływowy przy czarodziej zagrażał ludziom pokroju Weasley’a.
Na jego miejsce można by wsadzić odgórnie jakiegoś posłusznego Ministerstwu matoła, który tańczyłby jak mu zagrają. Wystarczyło udowodnić, że dyrektor Hogwartu zatrudnia niebezpiecznego przestępcę.
To olśnienie spowodowało, że Severus postanowił działać bardzo powoli, bardzo dyskretnie i bardzo przebiegle, a jako „zawodowy” Ślizgon nie powinien mieć z tym większych problemów. Co dziwne ta myśl go uspokoiła bo wiedział na czym stoi...


*Dwimeryt – Termin zaczerpnięty z pięciotomowej sagi Sapkowskiego o Wiedźminie. U Sapkowskiego dwimerytowe obręcze na przegubach hamowały zdolności magiczne uniemożliwiając uprawianie czarów. Był to metal antymagiczny.
Tu: jest to metal odporny na siłę wampira, czy nawet olbrzyma.
Bardzo rzadki i praktycznie nieużywany, uznany przez większość czarodziei za głupi przesąd.


******

- Jesteście o prawie dziesięć minut za późno – zimny głos Voldemorta przeszył ciszę w sypialni państwa Malfoy.
- Chciałem porozmawiać z matką na osobności... Sprawy osobiste, Panie – Draco był wprawdzie niespokojny, ale ku swemu zdziwieniu, Lord nie przeraził go tak bardzo jak się tego spodziewał. Owszem budził respekt i miał straszne, czerwone oczy, ale Draco nie potrafił odczuwać wobec niego ani szacunku, ani jakiejś większej bojaźni. Pierwszy raz go wdział i Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać trochę zawiódł jego wyobrażenia.
- Panie, to zaszczyt oglądać cię na własne oczy – chłopak powiedział z powagą i ukłonił się nisko... ale nie za nisko.
- Twój syn to prawdziwy szlachcic i człowiek honoru, Narcyzo – powiedział mile zaskoczony dojrzałą, pełną czci postawą młodzieńca, Voldemort – nie sądzę, aby zawiódł moje oczekiwania...
Narcyza uspokoiła się już prawie całkiem. Jej syn zachowywał się tak jak powinien i wzbudził zaufanie Lorda.

- O tak – zimny głos Bellatrix emanował podziwem dla młodego Malfoya – wyrosłeś na przystojnego, młodego mężczyznę Draco. Powinniśmy mieś z ciebie dużo pożytku.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, a później zwrócił zaciekawione oczy na matkę.
- To twoja ciotka, Draco... Bellatrix Lestrange – wyjaśniła łagodnie pani Malfoy.
- Witaj ciociu, cieszę się że cię widzę – młodzieniec ucałował z kurtuazją rękę dorównującej mu wzrostem, szczupłej kobiety.
- Rzeczywiście, Panie... prawdziwy szlachcic – Bellatrix zaśmiała się przy tych słowach niemal dobrodusznie. – Witaj drogi siostrzeńcu, zasłużyłeś na dzisiejszy przywilej... Myślę, że wywiążesz się z Próby znakomicie.
Czarny Pan uśmiechnął się pobłażliwie.
- Pozwolisz Narcyzo, że udamy się z twoim pierworodnym do salonu... Ty lepiej zostań tutaj, chyba że chcesz oglądać Próbę Dracona, ale uprzedzam, że to nie jest miły widok...
Narcyza lekko pobladła, a chłopak posłał jej uspokajające spojrzenie i nawet uśmiechnął się lekko. Skinęła głową i usiadła na łóżku. Musiała się napić...

******

Harry nie mógł przyswoić sobie tego, czego właśnie się dowiedział. Jego umysł odmawiał przyjęcia do wiadomości faktu, że Percy Weasley i Igor Matrojew zgwałcili dzisiaj jego przyjaciółkę.
Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie powinny się zdarzać.

W ogóle nie chciało mu się spać.
Leżał w swoim łóżku przebrany w pidżamę i co jakiś czas patrzył na zegarek.
Jego myśli były czarniejsze niż noc.
Harry był odpowiedzialny za życie Hermiony i wcale mu się to nie podobało.
Szczerze powiedziawszy, chłopak miał ochotę udusić kogokolwiek – nawet śpiącego na łóżku obok Rona – tak jakby zabójstwo miało mu zrekompensować to, że nie może skończyć ze sobą.
A co to cię obchodzi, co zrobi Hermiona? – odezwał się w jego głowie podstępny głos.
Och zamknij się!

Kiedy myślał o Hermionie to wcale nie wydawało mu się oczywiste, że ona może tak po prostu podciąć sobie żyły, albo się otruć, co miało miejsce gdy zastanawiał się nad samym sobą.
„Muszę oddać truciznę Snape’owi jak wróci – pomyślał – żeby mnie nie kusiła.... cholera!”

******

Crabb i Goyle byli już nieźle wstawieni, gdy Harry zapukał do drzwi ich dormitorium.
„Boże co ja tu robię?” – myślał Gryfon.

- Pro <hick> szę – powiedział przerywanym pijacką czkawką głosem Gregory.
- Czy myślisz, że to Draco? – wykazał się myśleniem Vincent.
- On <hick> by chy <hick> ba nie pu <hick> kał , nie? – myślenie jego kumpla było nieco bardziej logicznie, mimo czkawki.

Harry zdjął pelerynę i wszedł.
- Cześć – powiedział niepewnie.
- Cześć - odpowiedzieli mężnie chórem, Crabb i Goyle.
- Gdzie Malfoy?
- Po Dracona przyszła całkiem niedawno jego mama i powiedziała, że musi go zabrać – stwierdził Vincent.
- Aha, dobra, to ja nie będę przeszkadzał.
„Nie dość, że kurwa, Hermiona został zgwałcona, to jeszcze krwa, nie mogę się upić razem z Malfoyem” – pomyślał z goryczą.
- Nie <hick> przeszka <hick> dzasz – wyjaśnił mu kurtuazyjnie osiłek z czkawką.
- Właśnie. Chodź się napij. Może Draco zaraz wróci? – wykazał się kojarzeniem faktów osiłek bez czkawki.
No i Harry się napił.
A ponieważ nie był przyzwyczajony do picia wódki, zwłaszcza z bardzo niewielką ilością popitki, po godzinie świat pozyskał w jego oczach nieco inne barwy, a nawet konsystencję i Gryfon musiał koniecznie iść spać. Tylko, że jak wstał od razu się zatoczył.
„Śpią...” – zarejestrował z opóźnieniem ten fakt umysł zielonookiego bruneta.
Harry bardzo intensywnie zaczął myśleć, chodź przychodziło mu to z trudem i po trzech minutach walnął się na łóżko swojego zagorzałego wroga, Draco Malfoya.

******

Percy i Igor przez kolejną godzinę zabawiali się rzucaniem w Severusa Tormenterem, a on, ku ich irytacji jakoś nie chciał przyznać się do winy.
Jakiekolwiek stalowe obręcze na przeguby rąk i nóg stały się absolutnie zbędne, gdyż Snape zwisał teraz bezwładnie z wycieńczania.
Przesłuchiwany krzyknął tylko raz. Kiedy dostał podwójną i bardzo długą klątwą Wtedy nawet zemdlał.
W tej chwili głowa opadła mu na piersi, a z nosa i uszu sączyła się krew.
- Nie przyzna się – powiedział cicho Percy do Igora. – Znam go, sukinsyn się nie przyzna, nawet jeżeli on to zrobił a w to wątpię. Dalsze stosowanie Tormento może go tylko zabić, albo doprowadzić do utraty zmysłów. A martwy albo niepoczytalny Snape na nic się nam nie przyda i nawet może zaszkodzić. Dumbledore to potężny czarodziej. Stary głupiec, ale potężny... Lepiej go nie drażnić.
- W końcu się przyzna – Matrojew spojrzał na zegarek. Była za piętnaście dziesiąta.- Zróbmy sobie kwadrans przerwy, Percy. Zjadłbym coś.
- Dobrze – Weasley popatrzył niechętnie na wycieńczonego mężczyznę w stalowym fotelu.

Severus z wielkim wysiłkiem wsparł głowę na oparciu. Wyglądał okropnie.
Gdyby Percy używał sumienia, zapewne by go w tej chwili ruszyło, ale on był postępowym czarodziejem. Tak postępowym, że parę godzin wcześniej zgwałcił dla zwykłej rozrywki szesnastolatkę, tylko dlatego, że mógł sobie na to pozwolić, bo występował z pozycji władzy.
Wiec jak mógł ruszyć go widok sponiewieranego wampira? Przecież TO nie było nawet w pełni człowiekiem....
Matrojew podszedł do Severusa i nachylił się do jego ucha.
- Nie wiem czy go zabiłeś czy nie... i tak szczerze to mało mnie to obchodzi. Ale przyznasz się... Jeżeli nie dziś to w sobotę wieczorem, na kolejnym przesłuchaniu. Będziemy cię przesłuchiwać aż do skutku, kutasie.
- Pieprz się – bardo cicho i bardzo łagodnie odpowiedział Snape, a Matrojew splunął mu w twarz i z całej siły walnął go w splot słoneczny, tak że czarnookiemu mężczyźnie zabrakło na dłuższą chwilę tchu.

Urzędników nie było co najmniej przez trzy kwadranse i Severus w tym czasie mógł trochę odpocząć. Bolało go po prostu wszystko.
Najbardziej doskwierało mu to, że nie może wytrzeć z twarzy swojej krwi i śliny Matrojewa.
Wiedział jedno. Całkiem poważnie brał pod uwagę nie tylko nie wypicie swojego eliksiru przed kolejnym przesłuchaniem, ale nawet zażycie cudownego specyfiku, niwelującego działanie Wywaru Amorficus, na wypadek gdyby chcieli go nim uraczyć w Azkabanie na siłę. Jak on nienawidził tego miejsca...
„Jeżeli nic innego nie da się zrobić, to cóż... wykończę ich jako wampir, a później skończę ze sobą, bo i tak za coś takiego czeka mnie śmierć, nawet po uczciwym procesie.” – Severus ze względu na Zakon i na Albusa, żywił jednak mimo wszystko nadzieję, że da się znaleźć inne wyjście z sytuacji.

- Witamy ponownie, panie Snape – przerwał niewesołe rozważania Mstrzowi Eiksirów, chłodny głos Matrojewa.
Severus posłał mu drapieżne spojrzenie i uśmiechnął się cynicznie.
- Odpocząłeś sobie trochę? – drwiąco spytał Weasley, siadając ponownie na krześle naprzeciwko przesłuchiwanego.
- Nie spisujecie tego, co ze mną robicie? – głos Seva pełen był sarkazmu i zimnej ironii.
- Widzę, że wróciłeś do pełni sił – Percy uśmiechnął się sardonicznie.
- Nie pasuje ci ten uśmiech, Weasley – odezwał się łagodnie Snape. Masz zbyt chamski wyraz twarzy..

Przez następną godzinę skuty łańcuchami Severus poznał smak wszystkich możliwych ciosów, zwłaszcza w nerki.
Wampiry są bardzo wytrzymałe na ból. Po dziesięciu minutach Snape mógł normalnie chodzić i nawet za bardzo nie było widać po nim, przez co przeszedł.
Wampiry są bardzo wytrzymałe na ból, ale to nie oznacza, że odczuwają go mniej intensywnie od ludzi.
Mężczyzna leżał skuty łańcuchami na podłodze i ledwie łapał oddech, po kolejnym bardzo sprawnie wymierzonym, niezbyt silnym, ale za to bolesnym kopnięciu Matrojewa, w żołądek. Był bliski omdlenia.
„Ciekawe masz umiejętności, sukinsynu” – pomyślał przeszyty kolejną falą fizycznego cierpienia, Snape.

- Nie przyzna się dziś – Percy zwrócił się bardzo cicho do kumpla. – A nie możemy go załatwić, ze względu na tego stukniętego starucha z Hogwartu.
- Wiem, na sobotę postaram się przygotować... coś specjalnego.
- Dobrze... Wstawaj, Snape!.
- Nie mam siły – warknął wampir – dajcie mi pięć minut.
Matrojew rozkuł go z łańcuchów i brutalnie pomógł mu usiąść na fotelu.
- Masz nawet dziesięć minut, my musimy jeszcze porozmawiać na osobności – chłodno stwierdził Percy i obydwaj mężczyźni znowu zostawili go samego.

Był obolały i zmęczony
Zastanawiał się, co powie Dumbledore’owi, bo przecież nie całą prawdę. Nie chciał go denerwować.
Strasznie chciało mu się pić.
Nie wódki, nie.
Chciał są napić zwykłej wody.
I musiał zapalić.
Koniecznie
Inaczej zwariuje.
No i jego pęcherz też dawał o sobie znać.
Nawet nie wiedział kiedy wrócili jego oprawcy.

Mistrz Eiksirów skorzystał z prymitywnej łazienki.
Umył dokładnie twarz i napił się łapczywie wody z kranu.
Czuł się już na tyle dobrze, na ile mógł po tym co go spotkało.
Spojrzał w lustro i stwierdził z zadowoleniem, że wygląda w miarę normalnie i może spokojnie udać się do Albusa.

***
- Jestem – powiedział Severus ochrypłym głosem, pojawiając się dziesięć minut po północy w kominku, w gabinecie dyrektora.
Dumbledore oczywiście pozwolił mu palić tyle ile tylko chciał.
Wampir zrelacjonował mu swoje nieciekawe przemyślenia i przebieg przesłuchania, pomijając fakt znęcania się nad nim, czego Albus i tak się domyślał.
Oczywiście dyrektor nie mógł też dowiedzieć się o planie awaryjnym na sobotę.

- Narcyza zabrała przed dwunastą Dracona do Dragon Tower... Nie podoba mi się to - powiedział nagle zmartwiony Albus.
- CO? W nocy?! – mistrz eliksirów momentalnie poczuł się dużo mniej zmęczony i obolały.
- Tak. Mówiła że niedługo wróci, a ona chce z nim tylko pilnie porozmawiać. Widziałem, że jest zdenerwowana i nie chce, lub nie może mówić nic więcej.
„Kurwa” – pomyślał Severus.
- Cholera – powiedział na głos – znowu nie zasnę...
- Masz – Dumbledore podał mu Eliksir Bezsennego Snu, który przygotował już wcześniej. – Ja też dziś wypije porcję – dodał widząc skrzywioną minę podwładnego.
Severus wziął niechętnie fiolkę, ale wiedział że Albus ma rację. W końcu musiał trzeźwo myśleć w czasie zajęć.
- Nie ma sensu zamartwiać się w tej chwili, zobaczymy, co sam Draco będzie miał do powiedzenia jutro rano – dodał uspakajającym tonem Dumbledore.
- O ile cokolwiek będzie chciał, lub mógł powiedzieć, Albusie.
- Ta prawda Severusie, to prawda, ale my nie mamy wpływu na to kiedy i co nam powie...

***
******

Napisany przez: Kitiara 26.12.2004 09:10

Noc z poniedziałku 05.11.96, na wtorek 06.11.1996
Próba Dracona Malfoy’a



Dragon Tower była obwarowana ogromną ilością zaklęć zabezpieczających i ochronnych, tak że rzucanie na terenie posiadłości Malfoy’ów klątw niewybaczalnych było całkowicie bezpieczne, chyba że ministerstwo wystosowałoby odgórny nakaz zobowiązujący właścicieli do zdjęcia większości magicznych blokad i zabezpieczeń, ale ja do tej pory to nie nastąpiło.
Salon na dole był ogromny i mogło w nim pomieścić się swobodnie dwadzieścioro ludzi, a jeszcze mieliby sporo miejsca do tańca. Stała tam jedynie spora kanapa, stół i wygodne, stylowe krzesła Sporo miejsca zajmował rzeźbiony w jasnym marmurze kominek, ozdobiony onyksami. W tej chwili był całkowicie wygasły, ale w salonie i tak było ciepło.
Jeżeli chodzi o meble był tam jedynie ogromnych rozmiarów barek z alkoholem opieczętowany stałym zaklęciem chłodzącym.

Voldemort spokojnie nałożył blokadę wyciszającą pomieszczenie i zablokował skomplikowanym zaklęciem drzwi.
Draco spokojnie podszedł do barku i zapytał się „zacnych” gości, czy czegoś się nie napiją, bo on owszem.
- Draco, nie powinieneś być pod działaniem jakichkolwiek środków odurzających czy znieczulających. Musisz być całkowicie świadomy – suchym tonem wyjaśniła mu „kochana” ciocia.
- Bellatrix ma rację... – głos Voldemorta był cichy i niemal łagodny, ale chłopak i tak widział w jego oczach zamiłowanie do okrucieństwa.
- Ja jednakże chętnie napiję się Whisky bez wody i lodu i tak pewnie jest chłodna.
- Proszę bardzo, ciociu – powiedział Draco. Zrobił dla Bellatrix drinka i podał go kobiecie.
- Nie denerwujesz się?
- Może trochę – odpowiedział jej zgodnie z prawdą Malfoy.
- Jesteś dojrzały jak na swój wiek, drogi siostrzeńcu. To się chwali.
- Trochę ostatnio przeżyłem i zobaczyłem, ciociu. - Draco uśmiechnął się smutno.
- Jesteś silny fizycznie? – spytał go chłodno Voldemort, gdy Lestrange sączyła swojego drinka obserwując siostrzeńca lekko zmrużonymi oczami, co nadawało jej wygląd niebezpiecznej kocicy.
- Tak, Panie – grzecznie odpowiedział Draco.
- Bardzo?
- Nie wiem czy bardzo, Panie – chłopak wzruszył ramionami. - To musieliby ocenić inni, ale potrafię naprawdę mocno przyłożyć.
Bellatrix uśmiechnęła się drapieżnie.
- To dobrze, chłopcze. Ale ty już raczej chłopcem chyba nie jesteś, co?
- Możesz się do mnie ciociu zwracać, jak uznasz za stosowne – dyplomatycznie odpowiedział blondyn.
- Dżentelmen i dyplomata, który potrafi przyłożyć – Lord uśmiechnął się z satysfakcją – będziesz nawet lepszy od swojego ojca, jeśli się postarasz, Draco... Liczę na ciebie – młodzieniec popatrzył Voldemortowi prosto w czerwone ślepia.
- Postaram się nie zawieźć cię, Panie – powiedział i skłonił leciutką głowę.
- To dobrze, bo ja nie lubię wybaczać – głos wysokiego, chudego mężczyzny był zimny i spokojny. - Mówisz, że jesteś silny fizycznie, i ja ci wierzę. Chcę tylko sprawdzić, czy posiadasz siłę wewnętrzną, hart ducha i wytrzymałość, Draco. Zostajesz poddany tej Próbie nie dlatego, że nie ufam twoim rodzicom, czy tobie... Po prostu od ciebie będę wymagał trochę więcej niż od zwykłego poddanego.
- Rozumiem, Panie – odparł Draco pokornie. Przynajmniej na tyle pokornie na ile było go stać.
Bellatrix odstawiła na stół opróżnioną szklankę.
- Przedstawienie czas zacząć – powiedziała takim tonem, jakby mówiła o Jasełkach wystawianych przez mugolskie dzieci i Draco po raz pierwszy tej nocy naprawdę się przestraszył.

*

Narcyza skończyła drugiego, mocnego i bardzo dużego drinka, i nie czuła w ogóle działania alkoholu.
Jej syn, siostra i Czarny Pan byli w salonie już trzy kwadranse.
Mimo dojrzałej postawy Dracona, kobieta bała się o swojego jedynaka, zwłaszcza, że znała możliwości Kacicy.
W końcu był jaj jedynym dzieckiem...
Kobieta podeszła do małego, podręcznego barku przy łóżku i nalała sobie kolejnego drinka.

*

Kiedy Narcyza przyrządzała sobie trzecią białą Martini z lodem, Draco po raz kolejny umierał z bólu na podłodze salonu. Tym razem chyba naprawdę. Po raz pierwszy rzeczywiście głośno krzyczał, a z oczu pociekły mu łzy. Z nosa spływała mu obficie krew, a całe ciało wstrząsane było silnymi konwulsjami.
„Zabijcie mnie” – pomyślał nieprzytomnie.
- DOSYĆ!!! – Voldemort zdjął szybkim ruchem klątwę z bliskiego utraty zmysłów młodzieńca.
- Poniosło cię, Bello. Chcesz go zabić, albo wysłać do Św. Mungo, jak Longbottomów? – zapytał chłodno.
- Rzeczywiście, wybacz mi Panie, to kwestia przyzwyczajenia – Draco przez zasłonę cierpienia usłyszał zimny śmiech ciotki.
„Z czego ona się śmieje?” – pomyślał jak w malignie. Wydawało mu się, że ma gorączkę. Przez kilka minut poddawany był niemal nieustannemu Cruciatus. Bolało go absolutnie wszystko, począwszy od czubka głowy, a skończywszy na palcach u stóp. Miał wrażenie, że jeszcze chwila tortury, a nosem wraz z krwią wypłynie mu mózg.
Teraz oddychał ciężko, modląc się w duchu aby to się skończyło. Chociażby śmiercią. Było mu wszystko jedno.

Voldemort podszedł do chłopaka.
- Masz dosyć, Malfoy? – usłyszał wsparty na łokciach, rozrywany niemiłosiernym cierpieniem, jakie sprawiało mu teraz nawet oddychanie, syn Lucjusza.
Draco spróbował zebrać myśli.
- Tylko od ciebie... Panie zależy... kiedy skończy... się Próba – odpowiedział łamiącym się z bólu głosem i podniósł mętny wzrok na swoich oprawców.
- Wstań – blondyn zacisnął zęby i podniósł się nieludzkim wysiłkiem na nogi. Ku swojemu zdziwieniu dosyć mocno na nich stanął.
- Jesteś wytrzymałym młodzieńcem, Draco – sucho powiedział Lord. – Pierwszą część próby przeszedłeś pomyślnie.
- Pierwszą? – zapytał niepewnie chłopak.
- Nie obawiaj się – Bellatrix uśmiechnęła się zimno. – Druga część ma na celu sprawdzić jedynie twoją lojalność i gotowość do posłuszeństwa.
- Rozumiem – Draco przełknął ślinę. Jakoś nie mógł pozbyć się narastającego po ostatnich słowach Czarnego Pana lęku.
- Na czym polega ta druga część Próby, Panie? – Draco starał się, żeby głos mu nie drżał.
- Cierpliwości – chłodno odrzekł Lord – dowiesz się już niedługo...
Mężczyzna spojrzał na ścienny zegar. Było kilka minut po pierwszej.
- Dowiesz się gdy pojawi się McNair ze swoim podopiecznym, lub podopieczną... Zobaczymy...

Dopiero teraz chłopak zaczął się naprawdę bać.
Lęk przed nieznanym jest najgorszy, a Draco obawiał się, że będą mu kazali zrobić coś potwornego. Nawet wolał nie myśleć, co...

******

Zanim Severus wypił eliksir, zrobił sobie porządnego drinka z czystej.
„Boże – pomyślał – jeżeli Narcyzę odwiedził Czarny Pan, a pewnie tak było, to może to oznaczać tylko koszmar, albo przeogromny koszmar...”
Tym pierwszym, była według Severusa Próba, którą jako wampir koniecznie musiał przejść - i to nie jej pierwsza część, ale druga. Najgorszą opcję stanowiła Próba i następujące po jej drugiej częśći wypalenie Mrocznego Znaku.
„Boże, miej tego chłopaka w swojej opiece” – pomyślał w gruncie rzeczy niewierzący w żadne bóstwa Snape.

******

Dwadzieścia po pierwszej w kominku pojawiła się sylwetka Przewodniczącego Komisji Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń, który bynajmniej nie był sam.
Razem z McNairem było dziecko. Na oko dziesięcioletni chłopczyk, który był przestraszony i płakał.
- Witaj, Panie – powiedział niedoszły zabójca Hardodzioba skłaniając lekko głowę. – Witaj, Bello.
Musiał przy tym mocno trzymać wyrywającego się dzieciaka.
Draco patrzył na to coraz bardziej przerażony.
Chłopiec miał ciemne włosy i duże niebieskie, zapłakane oczy, które wlepiał teraz z przerażeniem na otaczających go ludzi.
- Szlama czy mugol? – obojętnie spytał Lord.
- Mugol, Panie.
Dzieciak zaczął płakać głośniej. Draco pomyślał, że chłopaczek przestraszył się nie tylko Voldemorta, ale też tych obcych nieznanych słów.
- Zobaczymy Draco, jak bardzo potrafisz być lojalny wobec swojego przyszłego Pana – zimno powiedziała Bellatrix.

Młodzieńca przeszył lodowaty szpikulec grozy.
„Chyba nie każą mi torturować tego dziecka... chyba nie” – myślał gorączkowo.
Wiedział, że nie będzie miał wyjścia, jak wykonać każdy rozkaz. Musiał wzbudzić zaufanie tej trójki, zwłaszcza Żelaznej Damy, jak wyraził się kiedyś o tej wysokiej, okrutnej kobiecie jego ojciec i Czarnego Pana, który musiał uwierzyć, że Draco Malfoy po ukończeniu Hogwartu będzie jednym z jego najwierniejszych sług.

- Zamknij się, gówniarzu! – Bellatrix podeszła sprężystym krokiem do McNaira i chłopca, i popatrzyła na dziecko zimnym, drapieżnym wzrokiem – Nie uczono cię, że chłopcu nie wypada płakać?
Draco nie mógł jej nie podziwiać. Nie cierpiał jej, obawiał się jej, ale przy tym ją podziwiał. Było w niej coś takiego, co wzbudzało szacunek i respekt, nawet większy niż u Lorda.
Mimo skłonności do okrucieństwa biła od niej siła, miała w sobie jakąś niepokojącą charyzmę i z tego, co Draco słyszał, potrafiła znieść nawet największy ból.
Dzieciak zamilkł, jak przypuszczał Draco bardziej ze strachu niż z posłuszeństwa.
- Tak lepiej – czarnowłosa czarownica uśmiechnęła się drapieżnie. – Taki duzi chłopcik nie mozie płakać – dodała drwiącym tonem.
Chłopaczek przełknął ślinę i popatrzył z przerażeniem na wysoką, pochyloną nad nim kobietę.

McNair i Bella usiedli wygodnie na kanapie i kazali sobie podać drinki. Malfoy oddałby wszystko za szklankę czystej, ale wiedział, że mu nie wolno.
Lord stanął wsparty wygodnie o gzyms kominka.
- Masz różdżkę, Draco? - spytał spokojnie.
- Nie wziąłem ze szkoły – cicho powiedział chłopak. Nienawidził w tej chwili matki, za to, że nie uprzedziła go o drugiej części Próby. Nawet nie pomyślał, że Narcyzie, która właśnie teraz dopijała trzecią Martini do głowy nie przyszło, że Lord każe szesnastolatkowi torturować dziecko.
- Nie szkodzi, weź różdżkę Belli... – kobieta rzuciła mu różdżkę, którą Draco sprawnie złapał.
- Co mam zrobić? – spytał przestraszony nie na żarty i próbując za wszelką cenę ukryć zdenerwowanie. Głośno przełknął ślinę.
- Za pierwszym razem zawsze jest trudno. Nie martw się przyzwyczaisz się - spokojnie powiedział McNair, tak jakby chodziło o jakiś ekstremalny sport, a nie znęcanie się nad człowiekiem.

Dzieciak znowu płakał, ale nikt poza młodzieńcem tym się nie przejmował.
- Użyj Cruciatusa – spokojnie powiedział Czarny Pan.
Draco całym wysiłkiem woli powstrzymał drżenie rąk i wycelował różdżką w malca, który teraz błagał, żeby nie robić mu krzywdy.
- Crucio – powiedział, ale zabrzmiało to niepewnie i cicho, więc nie przyniosło większego rezultatu, bo chłopczyk nawet nie krzyknął.
Draco czuł się podle. Chętnie zamieniłby tą cześć Próby, na kolejne pół godziny, a nawet godzinę własnego cierpienia.
Wolał nie myśleć o tym, co robi i starał się nie patrzeć temu dzieciakowi w oczy.
Tak było łatwiej, chociaż i tak piekielnie trudno.

- Musisz chcieć zadać ból, pokażę ci – Bellatrix bez uprzedzenia wstała i wyjęła różdżkę z dłoni Malfoya. Jej Cruciatus, mimo że niezbyt głośno powiedziane doprowadziło malca do wrzasku. Bella była mistrzynią.
Chłopiec darł się przeraźliwie, a Draco chciał się znaleźć jak najdalej stąmtąd.
Modlił się o to, żeby się nie popłakać i nie okazać słabości. Musiał być silny i musiał tą tragikomedię odegrać do końca. Ale to było jeszcze gorsze od patrzenia na gwałt i nie wiedział czy psychicznie wytrzyma.
„Weź się w garść – pomyślał – musisz być posłuszny temu szaleńcowi, nie masz właściwie wyboru.”
- Teraz ty – powiedziała Bellatrix wręczając mu różdżkę i spokojnie wracając po do picia drinka.
„Jeżeli będą mi kazali go zabić – odmówię” – pomyślał młodzieniec.
„Coś wymyślę i się wymigam. Jestem w końcu Ślizgonem.”
Blondyn odetchnął głęboko.
- Crucio – powiedział sucho jak najobojętniejszym tonem, a jego szare oczy były teraz całkowicie zimne bo wyobraził sobie, że rzuca klątwą w Wiceministra Magii. Tym razem chłopak naprawdę wrzasnął, a Lestrange zaśmiała się ochryple.
Chłopak popatrzył na McNaira i Voldemorta. Ten pierwszy patrzył na wszystko drwiącym, obojętnym wzrokiem. Czarny Pan natomiast wyglądał na zadowolonego:
- Widzę, że szybko się uczysz – powiedział pobłażliwym i pełnym samozadowolenia tonem.
„Na twoje nieszczęście, bardzo szybko” – pomyślał zimno Draco.
Jego następne Cruciatus doprowadziło dzieciaka do omdlenia i krwawienia, bo Malfoy tym razem wyobraził sobie, że jego różdżka skierowana jest na Voldemorta.
W tej chwili nienawidził trojga osób w tym salonie i nienawidził siebie za to, co robi. Ale jeżeli chciał zostać szpiegiem Dumbledore’a musiał się tak zachowywać.
- Dosyć – Lord machnął dłonią. - Widzę, że jesteś lojalnym młodzieńcem, gotowym wykonać każdy rozkaz. – Nie każę ci zabijać tego dzieciaka. Na to będziesz miał szansę przed samym wstąpieniem w moje szeregi.
- Tak jest, Panie – sucho odpowiedział Draco, starając się nie słuchać płaczu chłopca ocuconego właśnie przez McNaira.
- Żegnaj mały – Bellatrix wyjęła z rąk Draco swoją różdżkę – Avada Kedavra.
W jednej chwili ustał płacz dziecka.

Voldemort zdjął blokadę z drzwi.
- Z zaklęciem wyciszającym sam sobie poradzisz – powiedział.
- Będziesz dobrym współpracownikiem – dodał zimno Lord. – Możesz przekazać matce i swojemu ojcu, gdy już wyjdzie z Azkabanu, że mają wspaniałego syna... Na nas już czas, mamy jeszcze sporo spraw do załatwienia. Bella, weź ciało, trzeba je gdzieś wywalić.
Malfoy musiał zaciskać zęby, żeby nie wybuchnąć płaczem, ani żeby nie zacząć wrzeszczeć. Skinął więc tylko głową gdy troje czarodziejów udało się w stroną kominka.
- Pozdrów ode mnie Narcyzę i przekaż jej gratulację – powiedziała Bellatrix zanim znikła w płomieniach.

Kiedy Draco został sam, chwycił ogromny wazon stojący na stole i z wrzaskiem rzucił nim z całej siły o ścianę.
Upadł na kolana i wybuchł niepohamowanym szlochem.

*

Narcyza wypiła czwartego drinka i zaczęła się naprawdę niepokoić o syna. Siedziała i czekała, a była już godzina druga trzydzieści.
„Chyba go nie zabili, nie zrobili mu krzywdy...” - myślała.

Drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem.
Narcyza obejrzał się przestraszona. W progu stał jej syn. Wyglądał strasznie. Miał zapuchnięte od płaczu, czerwone oczy i potargane włosy.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytał zimno.
Matka patrzyła na niego nic nie rozumiejąc.
Chłopak podszedł do łóżka, na którym siedziała kobieta i potrząsnął nią mocno.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś na czym polega druga część Próby, mamo?! DLACZEGO??!!!
- Nie wiedziałam – wyjąkała. Narcyza na wyglądała na autentycznie zaszokowaną i Draco trochę się uspokoił. – Myślałam, że będą tylko sprawdzać twoją wytrzymałość na ból. Naprawdę, synku. Nie wiedziałam.
Chłopak bez słowa podszedł do barku i nalał sobie sporą szklankę Brandy, którą ku zdziwieniu matki wypił trzema dużymi łykami. Zamknął oczy i wciągnął ze świstem powietrze.
- Musiałem torturować jakiegoś mugolskiego bachora i patrzeć jak umiera – powiedział z wyraźnym bólem.
- Przykro mi, kochanie – wyszeptała matka i Draco widział, że naprawdę jest jej przykro.
- Pójdę już – chłopak pozwolił się przytulić, ale tylko na małą chwile. Nie mógł teraz znieść niczyjego dotyku, nawet matki. Bolało go wszystko, a najbardziej bolało go w środku, gdzieś w okolicy serca. To był tępy, nieustępliwy ból, którego nie ukoiła ani trochę szklanka wypitego przed chwilą alkoholu.
Narcyza rozumiała swojego syna. Odsunęła się od niego. Na jej twarzy malowało się cierpienie.

Draco wziął z gzymsu kominka garść proszku Fiuu i nagle przyszła mu do głowy pewna szalona myśl, ale wiedział, że ta myśl jest słuszna. Popatrzył poważnie na matkę.
- Przekaż ojcu – powiedział zimno - że jeżeli nie zostanie szpiegiem Dumbledore’a, to ja się go wyrzeknę.
- Synu – szepnęła przerażona kobieta – nie wiesz, co mówisz...
- Doskonale wiem, mamo. Kocham cię. Ojca też kocham, chociaż może nieco inaczej. W końcu on zawsze był taki chłodny, oficjalny i mało przystępny. Dużo mniej niż ty. Przekaż mu, że jeżeli nadal będzie wierny temu choremu sadyście to ja się go wyrzekną i zrobię to na piśmie. Zrzeknę się całego majątku i wszystkich dóbr, niech robi z tym co zechce. – Draco zacisnął dłoń na trzymanym proszku. – Ja mówię poważnie mamo – dodał bardzo cicho.
- Wiem, kochanie, wiem – odpowiedziała szeptem.
- Przekażesz mu?
- Przekażę – Narcyza uśmiechnęła się smutno.
- Do zobaczenia, mamo – chłopak wrzucił proszek w ogień i po paru sekundach kobieta została sama z własnym, zrujnowanym życiem. Po jej policzkach popłynęły obficie łzy.
„To wszystko przez ciebie, sukinsynu – pomyślała z mocą o Voldemorcie – tak bardzo cię nienawidzę.”

***

Draco pojawił się w kominku Pokoju Wspólnego Slytherinu za dwadzieścia trzecia nad ranem.
„Nici ze spania... może chłopaki nie wypili całej wódki – pomyślał z nadzieją – ciekawe czy był u nich Potter?”
Chłopak udał się do swojego dormitorium i ogarnął wzrokiem oświetlone światłem księżyca pomieszczenie. Na podłodze stała nie dokręcona butelka z resztką wódki i walały się kieliszki.
Vincent i Gregory zasnęli w ubraniu i butach.
Na jego wyrku spał Potter. On jako jedyny był w pidżamie. Blondyn go szturchnął, ale Gryfon nie wykazał żadnych oznak życia
„Świetnie, będę spał z Potterem w jednym łóżku...” – ale to akurat było najmniej niemiłym wydarzeniem z ostatnich dwudziestu czterech godzin.

Draco podniósł butelką, ocenił ilość płynu na dnie i wziął sobie małą szklankę.
Wódki było jak na jego oko akurat. Wypił ją duszkiem.
Zamknął oczy, pozwalając żeby alkohol rozgrzał jego wnętrze i usiadł na swoim łóżku, przesuwając na bok nogi rozczochranego i pijanego jak bela bruneta.
Chłopak spał w okularach.
„Chryste” – pomyślał Draco z politowaniem i zdjął mu szkła
Zapalił jednego z papierosów, które zostały Harry'emu, a teraz leżały na szafce przy jego łóżku. Popiół strzepywał do stojącej na podłodze popielniczki.

Wstał, ściągnął buty kumplom i przykrył ich kocami.
Przebrał się do snu (czytaj: rozebrał do naga) i postarał się nie wracać myślami ani do zgwałconej Hermiony, ani do przerażonego dzieciaka, którego osobiście całkiem niedawno torturował..
W ogóle nie żałował tego, co powiedział na odchodnym matce. Z każdą chwilą upewniał się w słuszności swojej decyzji.
Westchnął głęboko i wyciągnął spod Pottera kołdrę, tak żeby go przy okazji nie zwalić z łóżka, które na szczęście było całkiem duże.
„To jest żałosne, a ja jestem za trzeźwy” – pomyślał, ale postanowił już więcej nic nie pić.
Po co mu kac w czasie zajęć? I tak wystarczy, że nie spał poprzedniej nocy, a dziś będzie spał bardzo krotko i zapewne bardzo źle.
Położył się obok pijanego Gryfona i naciągną na nich obu kołdrę.
Podniósł się na łokciu i powiedział prosto do ucha bruneta, tak jakby ten mógł go usłyszeć:
- Znaj moje dobre serce, Potter. Powinienem cię wykopać z wyrka na podłogę, pijaku zatracony... Masz szczęście, że nie chrapiesz.
Jakby w odpowiedzi na jego słowa Crabb chrapnął krótko i potężnie z sąsiedniego łóżka
„Żałosne” – pomyślał Draco zamykając oczy.

***
******

Napisany przez: Raistlin 26.12.2004 17:52

No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, i jak zawsze opowiadanie super.
Pisz dalej, odemnie czekolada.gif

Ps. Do twojego dawniejszego posta: Kit ja sie nie dziwie, że ludzie nie dodają tak długo części opowiadań, tylko że mnie denerwuje jak ktoś dodaje nieduży kawałek opowiadania po miesiącu lub dłużej.

Pps: Masz na jakimś innym forum to całe opowiadanie??



Napisany przez: Kitiara 27.12.2004 16:55

Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wklejam części regularnie. Przynajmniej na razie:)
Gorzej będzie jak dojdę do ostatniej, którą mam skończoną, wtedy będzie już wolniej...

Okey - oto następny "part":


Wtorek, 06.11.1996


Severus obudził się całkowicie wypoczęty, ale gdy wstał, przypomniały mu o sobie bólem narządy wszystkie wewnętrzne i całe ciało.
Kaskadą wróciły do jego umysłu wszystkie przykre myśli i wspomnienia z minionego dnia i minionej nocy.
„Życie jest piękne” – pomyślał cynicznie, idąc pod prysznic.

******
Hermiona otworzyła oczy. Przez jedną, małą chwilę czuła się dobrze, ale szybko przypomniało jej się wszystko, co przeżyła poprzedniego dnia.
W ogóle nie chciał wstawać z łóżka.
„Mogłabym tu zostać, zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić... – pomyślała - Ciekawe, czy Harry pił w nocy z Malfoyem?”
Wstała i skrzywiła się z bólu gdy postawiła pierwsze kroki.
Podreptała powoli pod prysznic.
Czuła się otępiała, tak jakby nie chciała dopuścić do świadomości tego, co stało się na przesłuchaniu, chociaż zdawała sobie sprawę z realizmu tych okropnych wydarzeń.
Opłukując ciało z piany, odważyła się obejrzeć wnętrze swoich ud.
Były idealnie sine i idealnie obolałe. Hermiona zaczęła się zastanawiać, jak w ogóle będzie chodziła tego dnia.
„Cudownie” – pomyślała bliska płaczu, wycierając się ręcznikiem.

******
Ron obudził się o siódmej rano.
Popatrzył na łóżko obok. Było puste.
„Gdzie on może być?” – pomyślał z niepokojem rudzielec.
„Włóczy się gdzieś czy co?”
Chłopak ziewnął i się przeciągnął.
Postanowił sprawdzić, czy Harry nie zasnął przypadkiem w Pokoju Wspólnym.

******
Wpół do ósmej Draco leżał już z otwartymi oczami i palił drugiego papierosa. Papierosa Harry’ego.
Ślizgon obudził się prawie zupełnie odkryty, bo Wielki Pijany Harry Potter zabrał większość kołdry.
Teraz Malfoy odgrywał się paląc papierosy Gryfona, nie zabrał mu jednak w odwecie całej kołdry, a jedynie tyle ile mu było potrzeba.
Potterowi było jego zdaniem stanowczo za dobrze.

Blondyn potrząsnął brunetem.
- Wstawaj! – powiedział głośno – bo spóźnimy się na śniadanie.
- Odwal się, Ron, – wymamrotał nieprzytomny Harry. – Boli mnie głowa.
- Nie dziwne, będziesz miał cały dzień przesrane. Ciesz się, że nie mamy eliksirów i nie jestem żaden Ron.
- Daj mi do cholery jasnej spokój, Neville. Chcę spać – wyjęczał nakrywając głowę kołdrą, Gryfon.
Draco wstał i szybko się ubrał.
„Powinienem się umyć... mam to w dupie” – pomyślał przytomnie.
Usiadł na łóżku i zapalił kolejnego papierosa, już ostatniego z paczki wiecznie rozczochranego zielonookiego bruneta.
Gdy skończył palić, zgniótł niedopałek i brutalnie ściągnął z Harry'ego kołdrę.
- Cholera – wymamrotał chłopak.
- Wstawaj, Potter, bo cię zrzucę! Myślisz, że będziesz się wylegiwał w moim wygodnym, ślizgońskim wyrku cały dzień? – Malfoy był poirytowany.
- Guzik mnie obchodzi, że masz kaca. Też czasem miewam coś takiego, chociaż pewnie nie w takim natężeniu jak ty teraz.
Harry zaczął się rozbudzać.
„O co mu chodzi z tym jego ślizgońskim łóżkiem?”
- To moje łóżko i nie jesteśmy w Slytherinie, tylko w Gryffindorze.... Seamus – nie miał pojęcia kto go budzi, znowu strzelił jakimś imieniem, które przyszło mu na myśl. – I dlaczego mówisz do mnie po nazwisku?
- BO ZAWSZE TAK DO CIEBIE MÓWIĘ, GŁĄBIE KAPUŚCIANY! – nie wytrzymał Draco.
Crabb i Goyle otworzyli na chwilę oczy, ale zaraz posnęli ponownie, mamrocząc coś do siebie.
„Ich też powinienem obudzić... ale brak śniadania raczej im nie zaszkodzi, poza tym śpią w swoim dormitorium i w swoich łóżkach.”

Harry odwrócił się nieprzytomnie na plecy i otworzył oczy.
Boże, ale ten gest bolał, ależ bolał.... Głowa mu pękała na dwie części. Chłopak się skrzywił i ponownie zamknął oczy. Za drugim razem otworzył je bardzo powoli, a następnie przetarł powieki.
Czyjaś dłoń podała mu okulary i Harry założył je na nos.
Jakże się zdziwił.
Był w obcym dormitorium.
Leżał w obcym łóżku.
Miał straszliwego kaca.
Nad nim stał wkurzony Draco Malfoy, który był niewątpliwie lokatorem tego dormitorium i właścicielem łóżka w którym on teraz leżał.
No tak, przecież mieli razem pić, tylko blondasa nie było, gdy przyszedł. Powoli wszystko zaczynało mu się przypominać.
„O w mordę goblina!” – pomyślał mało ambitnie zdechły Gryfon.

- Rusz swoją szanowną dupę, Potter i idź do siebie się ubrać. Wystarczy mi, że musiałem z tobą spać w jednym łóżku. Moim łóżku. Zabrałeś mi prawie całą kołdrę i było mi zimno, ponieważ mam zwyczaj sypiania nago, a teraz nie chcesz się stąd ruszyć. Spadaj pókim dobry, pijaku zatracony.
Do Harry'ego zaczęło powoli docierać, co mówił Ślizgon.
- Nie wywaliłeś mnie? – spytał zdziwiony.
- Było mi cię żal, ale teraz jestem wpieniony, Potter, więc lepiej się rusz. Chcę pościelić – Draco mówił już nieco spokojniej, ale nadal wyglądał nieprzyjaźnie.
Harry zwlókł się i usiadł na podłodze. Wziął swoje papierosy.
- Nie ma – powiedział żałośnie. – Musiałem wszystkie wypalić do wódki... powinieneś tu przewietrzyć.
Draco szybko zaścielił łóżko i patrzył teraz spod uniesionych brwi na Gryfona.
- Coś ty, Potter, naprawdę? – zadrwił. – Dzięki za radę, sam bym się nie domyślił... – podszedł do okna i je uchylił.
- Masz papierosy? – spytał z prośbą w głosie Harry
- Mam, bo co?
- Poczęstuj – blondas popatrzył na niego z nieprzeniknionym wyrazem oczu. – Proszę – dodał Harry, przeklinając się w duchu za to, że musi prosić Malfoya.
Draco podszedł do swojej szafy, wyjął nową paczkę Marlboro i poczęstował Harry’ego. Sam także zapalił i usiadł na podłodze obok swojego gościa.

- Po co musiałeś iść z matką do domu? – spytał nagle Harry.
- Nie twój zakichany interes!
- Okey, już nie będę pytał.
- Ja myślę.
Dopalili w milczeniu i Harry założył na siebie pelerynę niewidkę
Każdy krok w drodze do Pokoju Wspólnego powodował odzew w jego głowie i kiedy już doszedł na miejsce miał wrażenie, że jego nieszczęsny łeb jest wielki jak balon.
Ściągnął pelerynę i podał zaskoczonej, jego nagłym pojawieniem się, grubej damie, hasło.
- GDZIŚ TY BYŁ ?! – w głowie Harrey’ego eksplodowały kaskady bólu.
- Nie krzycz Ron.... – brunet starł łzy bólu z oczu.
Ronald W. Stał na środku Pokoju Wspólnego i patrzył na niego z wyrzutem.
- Piłem w nocy wódkę w Slytherinie, a teraz mam gigantycznego kaca.....
- CO?!
- Ciii, proszę... O której mamy opiekę?
- O dziesiątej piętnaście.... piłeś wódkę w Slytherinie? – zapytał z niedowierzaniem rudzielec.
- Tak, nie pytaj teraz o nic, idę spać. Obudź mnie na Opiekę...

******
Severus mało co przełknął na śniadaniu.
Zauważył, że nie ma Pottera.
„Może się wreszcie otruł?” – pomyślał obojętnie.
„W końcu to wcale nie byłoby dziwne...”
„Sam się otruję... Cholera, przecież nie mogę...”
Popatrzył uważnie na Granger. Była jakaś taka, sam nie wiedział... Poważniejsza, spokojniejsza, przygaszona? Trudno było mu nazwać swoje przeczucia...
W tej chwili bardziej interesował go Draco.
Spojrzał na stół swoich podopiecznych.
Malfoy mówił coś ze złością do tej tępej Parkinson.
„Jeszcze trochę i wywalę ją z zajęć... obniża poziom... ale go wkurzyła...”
Draco był blady i wycieńczony. Jego cienie pod oczami nie mogły być już chyba głębsze.
Był poważny, smutny, zgaszony i zdechły. Wyglądał tak, jakby miał się w każdej chwili popłakać, albo zacząć rzucać w ludzi przekleństwami bez powodu. Albo i jedno, i drugie.
„Muszę dziś z nim porozmawiać” – pomyślał mistrz eliksirów wracając do swojej nieszczęsnej parówki z musztardą, na którą tak naprawdę nie miał jakiejś większej ochoty.

*
- Gdzie Harry? – spytała Hermiona przy stole Gryfonów.
- Śpi. Ma kaca.
- To jednak pił wódkę z Malfoyem – obojętnie powiedziała Hermiona, przeżuwając niechętnie kanapkę z szynką.
- Z Malfoyem?.... Możesz mi powiedzieć, co się do cholery dzieje?
- Jeżeli jeszcze nie zauważyłeś to dzieje się ostatnio bardzo dużo nieprzyjemnych i dziwnych rzeczy – odpowiedziała zimno dziewczyna. – Daj mi w spokoju zjeść.
Ron jej się przyjrzał. Była taka sama jak zwykle. A jednak coś się w niej zmieniło. Nie mógł określić, co dokładnie. Była jakby doroślejsza i jakaś taka dziwnie przytłumiona i smutna.
Ron westchnął i zabrał się do jedzenia.

Hermiona patrzyła z uwagą na stół nauczycielski. Wszyscy byli tam wyjątkowo poważni. Poważni aż do bólu. Nawet wiecznie uśmiechnięta Tonks.
Dziewczyna przyjrzała się Mistrzowi Eliksirów. Wyglądał bardzo statecznie, dostojnie i był jakiś spokojny i jakby smutny. Wyraźnie bardzo intensywnie nad czymś myślał.
„Mam nadzieję, że mu nic nie zrobią...”
Zwróciła wzrok na stół Slytherinu.
Nie chciała się przyznać sama przed sobą, że interesuje ją, czy Draco Malfoy pojawił się na śniadaniu, ale tak właśnie było.
Przyszedł. Wyglądał jak przepuszczony przez magiel, ale przyszedł.
Parkinson mówiła mu coś na ucho, ale on wydawał się jej w ogóle nie słuchać, a po chwili powiedział jej chyba coś bardzo niemiłego, bo dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła się do siedzącej po jej lewej stronie Blaise, która wcale nie wydawała się tym zachwycona.
Draco spojrzał prosto na Hermionę i Gryfonka szybko odwróciła wzrok.

„Czemu ona mi się tak przygląda? – pomyślał Malfoy – pewnie myśli, że wczoraj nie starałem się zbytnio jej pomóc... Cóż ma prawo być zawiedziona, może powinienem jednak bardziej się postarać” - nałożył sobie jajecznicę i zaczął jeść bez większego apetytu.
Chłopak wiedział, że takie obwinianie się nie ma większego sensu, ale inaczej nie potrafił.
- Draco – usłyszał znowu ten mdlący, wysoki głos z lewej strony.
- Czego znowu, Pansy?! – warknął.
- Co ty taki jesteś, co? – zagruchało dziewczę elokwentnie i położyło blondynowi dłoń na udzie, którą Ślizgon strącił ze złością, irytacją, a nawet z obrzydzeniem w szarych oczach.
- Daj mi spokój! – warknął. – Miałem wczoraj ciężki dzień i ciężki wieczór i nie mam ochoty na żadne migdalenie się z tobą, ani na twoje słodkie gadki.
- Dobrze, już dobrze. Ale myślę, że pokochanie się dziś wieczorem nie zrobiłoby ci źle, skarbie – zagruchała mu do ucha, a jego ewidentnie zemdliło na myśl o seksie.
Po tym co wczoraj widział w ogóle go mdliło, ale zemdliło go potrójnie na myśl o seksie z Parkinson.
„Co jest, tyle razy się z nią pieprzyłem...” - pomyślał
„Właśnie uprawialiśmy jedynie seks, a nie miłość... ohyda” – pomyślał z obrzydzeniem.
- Pansy, czy do ciebie dociera, że ja nie chcę?! – zirytował się.
- Możesz powiedzieć, co ci jest? Odbiło ci? Jeden dzień w towarzystwie Dumbledore’a, Pottera i tej szlamy, Granger i już ci się poprzestawiało?
- Coś ty powiedziała?! – wycedził chłopak, patrząc na „swoją dziewczynę” zimnym, złym wzrokiem.
Pansy wyglądała na absolutnie zdziwioną.
- Jeszcze raz użyjesz określenia szlama w jakimkolwiek kontekście, a przyłożę ci w twarz, Pansy – wysyczał cicho. – Zrozumiałaś? Masz przy mnie tak nie mówić.
- Naprawdę coś ci się stało – dziewczyna była wstrząśnięta i zaszokowana – naprawdę, coś...
- TAK! – kilka osób spojrzało na nich z zaciekawieniem i Draco zniżył głos o kilka tonów – Wiesz co mi się stało? DOROSŁEM, może ty też powinnaś, co? A teraz daj - mi – spo - kój.
Pansy obraziła się na niego i nie odezwała się aż do końca śniadania, z czego blondyn był absolutnie zadowolony.
„Głupia krowa” – pomyślał o dziewczynie, z którą chodził już trzeci rok. Nagle uderzyła go z mocą myśl, że żadna normalna dziewczyna by go nie zechciała tylko taka wywłoka jak Pansy. Dlatego z nią był. Ani Ginny, ani Hermiona, ani Blaise, nawet taka postrzelona Lovegood by go pewnie nie zechciała. Żadna laska, która reprezentowała sobą coś więcej niż fryzurę, makijaż i wieczną ochotę na seks.
Draco nic więcej już nie zjadł, jedynie udawał że je i dłubał w jedzieniu.

******
Harry, Ron i Hermiona nie rozmawiali zbyt wiele w ciągu dnia.
Hermionę irytowała troska w współczucie w oczach Harry'ego oraz zaciekawiony wzrok Rona.
Była dla obydwu chłopców nieprzyjemna i często odwarkiwała.
O ile Harry rozumiał ją i starał się jej nie denerwować, o tyle Ron doprowadzał ją do szału.
W końcu Harry wziął go na bok, powiedział mu coś cicho i Ron przestał się narzucać z ciągłymi pytaniami, ale nadal przyglądał się Hermionie z zaciekawieniem.

Po obiedzie Ron postanowił porozmawiać z przyjaciółmi.
Poszli do dormitorium chłopców, żeby nikt im nie przeszkadzał.
- Słuchajcie, przepraszam za Percy’ego. Nie wiem, co się z nim stało. Zawsze był jakiś inny od nas wszystkich, ale to co stało się teraz... przepraszam. – Rudzielcowi było ciężko mówić i był bliski płaczu.
- Słuchaj, Ron. Przecież to nie twoja wina. Nie możesz obwiniać się o to co robił twój brat - stwierdził spokojnie Harry.
- Wiem, ale mi strasznie za niego wstyd, chociaż nie uważam go już za swojego brata i nie chcę go znać to i tak boli.
- Wiem Ron, ale nic nie poradzisz na to, że Percy wybrał taki sposób życia, jaki wybrał. Nie możesz się tym zadręczać – powiedział Harry łagodnie.
-Tylko... ja chciałem, żebyście wiedzieli co czuję. Jak bardzo mi przykro – Ron ze złością wytarł zdradliwą łzę z kącika oka.
- Wiemy, Ron – Hermiona po raz pierwszy tego dnia spojrzała na niego łaskawie. Uświadomiła sobie jak musi mu być ciężko. Przecież jago rodzony brat zachował się wczoraj na oczach wszystkich jak świnia. Pomyślała z bólem o Ginny, która też musiała się czuć podle. Obiecała sobie, że z nią później porozmawia.
- Nie przepraszaj już. Nie jesteś taki jak... on. – Hermiona się skrzywiła, nie chciała nawet wymawiać imienia wiceministra magii.
- Rozumiemy, że czujesz się źle i cię nie obwiniamy - cicho powiedział Harry.
- Na pewno nikt ani o tobie, ani o Ginny nie myśli źle, Ron... – dodała jeszcze od siebie Hermiona.
Ta rozmowa pomogła wszystkim trojgu, zwłaszcza Ronowi.
Odetchnął trochę, gdy powiedział przyjaciołom co go gryzie. Martwiło go tylko zachowanie Hermiony.
Harry powiedział mu jedynie, że dla niej jako dziewczyny, przesłuchanie było czymś naprawdę okropnym, zwłaszcza że Percy i Igor wcale nie starali się być mili dla żadnego z nich.
Ronowi jednak nie dawało spokoju to, że jego przyjaciółka ma chwilami taki nieobecny, pusty i smutny wzrok, i patrzy nieprzytomnie w jeden punkt. Martwił się o Hermionę i czuł, że dziewczyna coś ukrywa. Coś bardzo przykrego.


******
Severus dorwał Dracona tuż po kolacji i kazał mu się udać ze sobą do swojego gabinetu.
Chłopak ruszył niechętnie za sowim opiekunem. Zastanawiał się o czym Mistrz Eliksirów chce z nim rozmawiać.

- Siadaj Draco – zaczął mężczyzna spowity w czerń. – Profesor Dumbledore powiedział mi dziś w nocy coś, co mnie zaniepokoiło... Twoja matka zabrała cię na noc do Dragon Tower. Możesz mi powiedzieć po co?
- Nie mogę, sir – gładko odpowiedział Draco.
- Rozumiem... w takim razie odpowiadaj tylko tak lub nie na moje pytania. W sobotę widziałem się z twoją mamą i sobie porozmawialiśmy. Mam powody, aby się martwić twoją nocną wizytą w domu.
Chłopak popatrzył uważnie na mistrza eliksirów.
- Zgadzasz się na taki rodzaj rozmowy? – zapytał łagodnie Severus.
- Tak, sir.
„Co tracę? Przecież ten facet i tak wiele rzeczy wie i wielu się domyśla, niech pyta” – pomyślał chłopak.
- Dobrze. Czy twoja wizyta miała związek z Czarnym Panem?
- Tak, sir. – Draco odpowiedział cicho i odwrócił wzrok.
- Czy dotyczyła tak zwanej Próby?
- Tak – Draco starał się nie denerwować, ale mu to nie do końca wychodziło. – Mogę zapalić, sir? – spytał cichutko.
- Oczywiście, proszę bardzo
Draco popatrzył na ukochaną popielniczkę profesora i wyjął swoje Marlboro.
- To jaspis? - zapytał
- Owszem, mam do tego cuda swoisty sentyment – Draco popatrzył na Snape’a uważnie. Kogo jak kogo, ale jego nie podejrzewałby o żadne sentymenty. – Może ci kiedyś o tym opowiem... Posłuchaj Draco, ja też musiałem przez to przejść. Wiem, że Próby nie można nazwać inaczej, jak Swoim Małym Prywatnym Piekłem. Obiecuję nie wypytywać cię szczegóły.
Chłopak był mu wdzięczny za te słowa. Zaciągnął się mocno.
- Przepraszam, nie poczęstowałem pana, proszę bardzo.
- Dziękuję – Severus wyjął papierosa i zapalił. – Powiedz, czy przeszedłeś wczoraj, a raczej dzisiaj w nocy Próbę, Draco? – Snape był zły na siebie, że musi go oto pytać, ale właściwie nie miał wyboru, przecież musiał wiedzieć.
- Tak, sir – z ciężkim westchnieniem odparł blondyn. Chłopak spuścił wzrok i odgarnął kosmyk włosów za ucho.
- Czy zostałeś poddany obydwu jej częściom?
- Tak, sir – Draco wyglądał, jakby miał się popłakać.
„Cholera” –pomyślał Mistrz Eliksirów.
- Musiałeś kogoś zabić? – zapytał nienawidząc sam siebie za te pytania, a głos lekko mu zadrżał przy ostatnim słowie.
- Nie, sir. Musiałem torturować jakiegoś mugolskiego chłopca – w oczach Ślizgona pojawiły się łzy, a był to bardzo niecodzienny, żeby nie powiedzieć egzotyczny, widok – Ale później zabiła go na moich oczach ta Lestrange, moja ciotka – Draco wytarł wierzchem rękawa oczy.
- Rozumiem. Zadam ci tylko jeszcze jedno, jedyne pytanie, mogę? – głos nauczyciela był łagodny.
- Niech pan pyta – chłopak wzruszył ramionami, zgasił papierosa i sięgnął po następnego.
- Czy wypalono ci Mroczny Znak?
- Nie, sir. Mam być przyjęty w ich szeregi dopiero gdy skończę Hogwart.
Severus ciężko westchnął, wyjął swoje papierosy i zapalił.
- Nie zamierzam być wierny Voldemortowi – spokojnie powiedział nagle chłopak. – Mam zamiar szpiegować dla Dumbledore’a, właśnie dlatego muszę udawać bardzo lojalnego sługę. Chyba pan to rozumie?
Severus patrzył szczerze zaskoczony na Dracona.
- Wiesz co mówisz?
- Wiem doskonale – Malfoy skrzywił się z bólem – Wiem. Powiedziałem też matce, że jeżeli ojciec nie zacznie szpiegować dla Jasnej Strony, to się go wyrzeknę i zrzeknę się wszelkiego dziedzictwa Malfoyów. Na piśmie urzędowym.
- Draco, to bardzo poważna sprawa, ale chyba o tym wiesz – oczy młodzieńca wyrażały dojrzałość i zdecydowanie. Severus westchnął ciężko.
- Rozumiem cię. Nie wiem tylko skąd u ciebie taka nagła zmiana i taka dojrzała, męska decyzja.
- Ja wczoraj usłyszałem i zobaczyłem za dużo, by tolerować niepotrzebną, nikomu nie służącą przemoc i jakikolwiek rasizm, sir. To wszystko.
Severus popatrzył uważnie na swojego ucznia. Wiedział, że wpływ na jego decyzje miały nie tylko wydarzenia nocne, ale i to co stało się na przesłuchaniu. Bał się jednak na razie o to pytać. Bał się odpowiedzi.

Mężczyzna wyjął z szuflady biurka odznakę prefekta i wręczył ją Ślizgonowi.
- Proszę – powiedział. - Jesteś już dojrzałym, młodym mężczyzną. Nikt inny w Slytherinie nie zasłużył na nią bardziej niż ty. Od dzisiaj prefektami jesteście ty i Blaise Zabini. Powodzenia.
- Nie wiem czy zasłużyłem - powiedział zdziwiony chłopak. - Przez tyle lat byłem beznadziejnym, rozpieszczonym gnojkiem, może nadal jestem.
- Twoje słowa przekonują mnie tylko jeszcze bardziej, że podejmuję słuszną decyzję – Severus uśmiechnął się smutno, a jego twarz wyrażała spokój i ulgę.– Rzadko zdarza się by ktoś dorósł tak szybko jak ty. Będziesz dobrym prefektem, Draco.
- Dziękuję – wymamrotał blondyn i wziął do ręki odznakę.
Patrzył na nią zupełni inaczej niż na początki piątego roku. Wtedy kojarzyła mu się z poczuciem władzy, teraz z odpowiedzialnością...

*
Kiedy Draco opuścił gabinet Severusa, udał się na poszukiwanie dyrektora Hogwartu. Zamierzał mu o wszystkim powiedzieć sam i powiedzie już teraz.
- Granger, ty durna szlamo, uważaj jak chodzisz! – usłyszał znajomy głos byłej
Prefekt Slytherinu.
Pansy darła się na Hermionę, która musiała na nią niechcący wpaść. Gryfonka była załadowana, jak zwykle, mnóstwem książek i teraz schyliła się, żeby je pozbierać bąkając przy okazji jakieś przeprosiny do Ślizgonki.
- Gówno mnie obchodzi, że byłaś zamyślona. Uważaj jak chodzisz! Takich łamagowatych szlam nie powinni przyjmować do szkoły!
Hermiona podniosła książki i spojrzała ze złością na Pansy.
Poza nimi i Draco na korytarzu pierwszego piętra, była jeszcze tylko Cho Chang ze swoją koleżanką, ale jakoś nie uznały za stosowne, żeby zareagować, mimo że Chang była prefektem naczelnym.
Podobno ta cała azjatycka piękność nie lubiła zbytnio Hermiony, chociaż według Draco nie usprawiedliwiało to jej bezczynności, a poza tym uważał Cho za dziewczynę ładną, płytką i cukierkowatą. Nie lubił jej.

Teraz naprawdę się zdenerwował; zarówno na Parkinson jak i na Chang.
Pansy obrzuciła pogardliwym spojrzeniem Hermionę i zamierzała odejść.
- Chwileczkę! – Draco nie zamierzał tego tak zostawić.
- Jedna mała chwilę, Pansy.
- Nie gadam z tobą. Jestem na ciebie wkurzona.
- Gówno mnie obchodzi, czy jesteś na mnie wkurzona, czy nie. – Draco przedrzeźnił wcześniejszą wypowiedź Parkinson, a obydwie Krukonki zaczęły przyglądać się z zainteresowaniem sytuacji na korytarzu.
Hermiona popatrzyła na chłopaka z zaciekawieniem.
- Mogę wiedzieć Chang dlaczego nie interweniujesz, w momencie gdy ktoś używa zwrotu szlama? Myślałem, że jesteś prefektem naczelnym. To chyba do czegoś cię zobowiązuje?
Cho zdziwiła się niepomiernie.
- Od kiedy to, Malfoy, obchodzą cię takie rzeczy? O ile wiem sam nadużywasz określenia szlama – powiedziała drwiąco.
- Już nie. I nie będę jako prefekt tego tolerował.
- Widzę, że powróciłeś do łaski – zadrwiła Ślizgonka.
- Przymknij się, Parkinson! – warknął.
Dziewczyna pobladła. Draco był cholernie zły, a wtedy nie bywał przyjemny.
- Masz w tej chwili przeprosić Granger, albo pójdziemy razem do dyrektora. Nie sądzę, żeby był zachwycony.
Hermiona zrobiła oczy jak spodki.
- Chyba cię porąbało! Nie ma mowy! – Pansy była zła.
- Jak ty się do mnie odzywasz, Parkinson? – spytał rozjuszony chłopak. – Trochę kultury. Podobno jesteś dziewczyną, chociaż czasem nie jestem tego pewien.
Teraz wszystkie cztery młode kobiety patrzyły na niego jakby miał co najmniej cztery głowy, albo inne dodatkowe części ciała.
- Przeproś ją w tej chwili, albo wyciągnę z tego odpowiednie konsekwencję.
Pansy wytrzeszczyła na niego oczy. Chłopak mówił zupełnie poważnie.
Na korytarzu zapadła absolutna cisza.
- Widzę, że nie zamierzasz zrobić tego, co grzecznie cię proszę...
- Nie chcę, żeby ona mnie przepraszała – stanowczo powiedziała Hermiona.
- Mało mnie obchodzi czy tego chcesz, Granger. Panna Parkinson cię przeprosi. Albo będę dla niej nieprzyjemny. No więc jak będzie, Pansy?
- Przepraszam.
- Pełnym zdaniem, kochanie – drwiąco powiedział Draco.
- Przepraszam, że nazwałam cie szlamą. – Pansy miała niewyraźną minę.
- Tak już lepiej – Draco patrzył uważnie na zdziwioną Hermionę.
- Mogę już odejść panie prefekcie? – wycedziła wściekła i upokorzona Pansy.
- Za chwilę. Muszę to powiedzieć przy świadkach. Następnym razem od razu pójdziesz do dyrektora. Mówię poważnie. Nie zamierzam tego tolerować... Możesz sobie iść, gdzie chcesz. Żegnam – powiedział zimno.
Pansy odeszła. Była wściekła.

- No, no, co ci się stało, Malfoy? – zadrwiła Cho.
- Nic nadzwyczajnego, Chang. Ty też następnym razem wylądujesz u dyra za brak interwencji – powiedział chłodno.
- Wszystko w porządku? – zapytał Draco zaszokowaną całym wydarzeniem Hermionę.
- Chyba tak.
Chang przyglądał się im spod przymkniętych powiek. Wyglądała jak kocica, która obserwuje mysz.
- Następnym razem nie łaź z taka ilością książek po korytarzu, Granger. Jeszcze komuś zrobisz krzywdę.
Hermiona patrzyła mu prosto w oczy. Draco poczuł się niepewnie. W końcu tyle razy sam nazywał ją szlamą, a teraz zachował się wręcz irracjonalnie.
Miał ochotę ją przeprosić ale na pewno nie przy Chang i tej Arabelli Scott, czy jak jej tam na chrzcie nadali.
Nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji ze strony chłopaka, Hermiona odwróciła się, żeby odejść.
- Uważaj na siebie – powiedział jeszcze cicho zanim się oddaliła i rzucił zimne spojrzenie Cho Chang, która właśnie pomyślała, że z Dracona jest bardzo przystojny mężczyzna.

*
Draco miał nadzieję, że zastanie Albusa Dumbledore’a w pokoju nauczycielskim i ku jego uldze ta się właśnie stało.
Kiedy tylko zapukał i wszedł, zwrócił się od razu do siwobrodego czarodzieja.
- Profesorze Dumbledore, chciałbym z panem porozmawiać.
- Proszę bardzo, Draco – powiedział ciepło mężczyzna.
- Ale ja chciałbym z panem porozmawiać na osobności, sir – dodał grzecznie chłopak.
Większość nauczycieli obecnych w pomieszczeniu posłała mu zaciekawione i zdziwione spojrzenia.
- W takim razie poczekaj chwilkę na zewnątrz, zaraz pójdziemy do mojego gabinetu, Draco - spojrzenie starszego mężczyzny wyrażało ciepłe zainteresowanie i cień troski.
- Dobrze, panie dyrektorze, poczekam – Draco wymamrotał coś na kształt przeprosin do reszty nauczycieli i wyszedł na korytarz.
Chciał mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą.

*
- Czego się napijesz, Draco? – zapytał Albus gdy już byli na miejscu.
Chłopak nigdy wcześniej nie był w gabinecie dyrektora i teraz rozglądał się z zaciekawieniem. Jego uwagę przykuły zwłaszcza portrety poprzedników Dumbledore’a, które łypały na niego z zaciekawieniem.
- Kawy, herbaty, a może coś mocniejszego? – przy ostatnich słowach w oczach starego czarodzieja zalśniło leciutkie rozbawienie, ale Draco dostrzegł w nich też nikły smutek, lekko obawę i zmęczenie.
- Poproszę kawę, sir i dziękuję – usłyszał Ślizgon z niedowierzaniem własny głos.
„Chyba powinienem poprosić o wódkę, nie?” - pomyślał z przekąsem.
- Dobry wybór, chłopcze – powiedział Albus i po chwili obydwaj mężczyźni siedzieli przy dwóch kubkach gorącej, aromatycznej kawy.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać, Draco? – zapytał łagodnie Dumbledore.
Chłopak westchnął głośno.
- To w cale nie jest takie łatwe, sir i nie wiem jak zacząć.
- Najlepiej od początku – ciepło zachęcił dyrektor.
- No właśnie... tylko, że ja nie mogę zacząć od początku... No dobrze.
Draco opowiedział mu o swojej Próbie i o decyzji, co do szpiegowania Voldemorta po ukończeniu Hogwartu i po wstąpieniu w szeregi Śmierciożerców.
Profesor ani razu mu nie przerwał, za co chłopak był mu niezmiernie wdzięczny.
Cały czas patrzył na czubki swoich butów, a na koniec dodał, że zrozumie, jeżeli zostanie wyrzucony ze szkoły, bo w końcu torturował nielegalną klątwą małego mugola.
Gdy skończył, nieśmiało popatrzył na Dumbledore’a.
Nie dostrzegł ani gniewu, ani odrazy w stosunku do swojej osoby. W oczach starego mężczyzny była jedynie troska, zrozumienie i współczucie. Draco po raz kolejny musiał sam przed sobą, ze wstydem, przyznać że źle ocenił tego starego, mądrego człowieka, który tak naprawdę dbał o uczniów jednakowo, ale on był takim egoistą, że nie potrafił tego ani zrozumieć, ani docenić.
- Nie zostaniesz wydalony ze szkoły, Draco... – powiedział cicho Albus a chłopak ponownie spuścił wzrok – i nie dyskutujmy o tym więcej. Chciałbym jednak abyś jeszcze raz przemyślał swą bądź, co bądź trudną decyzję. Abyś się zastanowił. To nie jest łatwe zadanie.
- Wiem, sir. Ale ja doskonale zdaję sobie sprawę z konsekwencji mojej decyzji. I naprawdę tego chcę. Już nie zmienię swojego postanowienia. Inaczej nie potrafię.
Albus uważnie popatrzył na Ślizgona. We wzroku chłopaka, w jego glosie była zapalczywa determinacja, ale też powaga i stanowczość. Młody Malfoy patrzył mu prosto w oczy i był zupełnie szczery.
Albus Dumbledore zrozumiał, że siedzi przed nim dorosły młody mężczyzna, który dobrowolnie i z pełną świadomością wszystkich konsekwencji zdecydował się poświęcić dla dobra innych.
- Widzę, że już to przemyślałeś. Jesteś odważny, Draco. Odważny i mądry. Zawsze w ciebie wierzyłem
Malfoy junior zdawał się zaskoczony tymi słowami. Był trochę zażenowany. Zarumienił się i spuścił wzrok.
„Jak on się zmienił i to w ciągu jednego dnia. Co ten chłopak musiał przejść.” – pomyślał ze smutkiem Albus.

- Chciałem panu o tym powiedzieć osobiście i od razu, dyrektorze. Mogą zdarzyć się różne rzeczy... – Draco międlił w palcach swoją szatę.
- Rozumiem cię, Draco. Chciałbym ci jeszcze zadać jedno pytanie – głos mężczyzny był bardzo łagodny. – Zastanów się, czy nie warto na nie odpowiedzieć szczerze, chociaż podkreślam, że nie będę naciskał.
Draco popatrzył nieufnie na profesora a jego nozdrza rozdęły się, jakby wietrzył jakieś niebezpieczeństwo. Momentalnie stał się czujny, ale skinął posłusznie głową.
- Powiedz mi, co stało się w czasie przesłuchania? Obydwoje z Hermioną wyglądaliście na załamanych, chociaż bardzo staraliście się to ukryć.
- Nie mogę o tym mówić – sucho stwierdził chłopak.
Szukał jakichś słów, które mogłyby zasugerować dyrektorowi, że jego wylewność może mieć opłakane skutki.
- Widzi pan – zaczął ostrożnie – istnieją pewne obiektywne fakty, które nie pozwalają mi o tym mówić. Mam nadzieję, że pan rozumie, co mam na myśli..
- Doskonale rozumiem, Draco – starszy mężczyzna wyglądał na załamanego.
Albus Dumbledore zrozumiał, że potwierdziły się jego najgorsze obawy, że Percy i jego współtowarzysz dopuścili się nadużycia władzy w stosunku do uczniów Hogwartu. Mało tego, że zastraszyli ich i szantażowali.
Mimo stanowczości w głosie Dracona, Albus postanowił jednak spróbować dowiedzieć się prawdy. Czuł, że Percy zrobił coś naprawdę karygodnego, poza tym był zwolennikiem twierdzenia, że prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Dlatego spróbował jeszcze raz.
- Obiecuję, Draco, ze to co powiesz nie wyjdzie poza ten gabinet, jeżeli ci na tym zależy i nikt więcej się o tym nie dowie. Uwierz mi. Lepiej jest zrzucić brzmię z serca, wygadać się, niż dusić w sobie ból, złość i gniew. Nawet ten słuszny gniew. Nikt poza mną się o tym nie dowie, obiecuję.
Draco miał naprawdę ogromną ochotę się wygadać, ale się bał.
Bał się, że starszy, miły pan, przestanie być miły, a stanie się bardzo wściekły i w tej wściekłości podejmie jakieś działania, które ściągną nieszczęście, bądź to na rodziców Hermiony, bądź na jego ojca. Sam nie wiedział co ma robić. Z drugiej strony Dumbledore był wcieleniem spokoju i stateczności. Na pewno dużo w życiu widział i słyszał i pewnie mimo wewnętrznego gniewu, przyjąłby to ze spokojem. Ale mimo wszystko. Jak on ma o tym mówić, skoro nawet trudno mu o tym myśleć? Więc zawzięcie milczał wbijając wzrok w podłogę. Był bliski załamania nerwowego
- Draco, ja mówię poważnie. Nikt się nie dowie. Wiem, że nie chcesz mówić nie dlatego, że jesteś tchórzem. Po prostu nie możesz, ale naprawdę poczujesz się lepiej kiedy mi o tym powiesz.
Po tych słowach, chłopak się zirytował.
- Nie, – powiedział głośno i dobitnie – ja się nigdy nie poczuję lepiej. Niech mi pan wierzy. Nigdy już nie będę tym samym człowiekiem, którym byłem i chyba nigdy nie będę już normalnie funkcjonował. Ale to moje zmartwienie – Draco wstał. Wiedział, że jest niesprawiedliwy, i że Dumbledore chce dla niego jak najlepiej, tylko że nie potrafił postąpić inaczej.
- To twój wybór, chłopcze. Jeżeli jednak będziesz chciał porozmawiać, zawsze znajdę dla cienie czas i pamiętaj, że potrafię być dyskretny – starszy mężczyzna mówił cicho i łagodnie
- Nie sądzę, panie dyrektorze, żebym miał ochotę o tym rozmawiać – powiedział zimno Draco. – Do widzenia, sir – dodał już cieplejszym tonem – i dziękuję, że mnie pan wysłuchał i zrozumiał.
- Nie dziękuj, Draco. To mój obowiązek wysłuchiwać uczniów. Do widzenia i przemyśl to, co ci mówiłem.
Malfoy bez słowa opuścił gabinet dyrektora i udał się do siebie.

Z jednej strony mu ulżyło – bo powiedział o swojej decyzji, ale z drugiej czuł się nie fair w stosunku do dyrektora. Przecież ktoś dorosły musi się o tym dowiedzieć, tylko jak o tym mówić z praktycznie obcym człowiekiem? Matka to było zupełnie co innego. I jej też nie powiedział dokładnie wszystkiego. Tego nie dało się opowiedzieć, bo jak? Jak mówić o takim bestialstwie. Starał się już o tym nie myśleć, ale i tak, kiedy brał prysznic, wszystko nagle wróciło do niego z taką siłą, że osunął się na kolana i zaczął łkać jak małe dziecko.

******
O godzinie dziewiątej, Severus siedział w swoim gabinecie. Skończył sprawdzać wypracowania czwartoklasistów i sączył sobie spokojnie drinka z czystej i soku dyniowego, zastanawiając się czy nie napisać do Narcyzy z prośbą o wcześniejsze spotkanie, gdy do drzwi zastukał dyrektor i przyniósł list od pani Malfoy.
Prawie zawsze poczta do Severusa przechodziła przez ręce Dumbledore’a, bo u Mistrza Eliksirów nie było przecież żadnych okien.
- Proszę, Severusie - powiedział uprzejmie Albus.
- Dziękuje, panie dyrektorze.
- Bardzo proszę. Był u mnie Draco...
- Powiedział ci, co zamierza, Albusie?
- Tak i z jednej strony jestem z niego dumny, a z drugiej martwię się o niego.
- To tak jak ja.
- On się bardzo zmienił w tak krótkim czasie, zastanawiam się przez jakie piekło musiał przejść zarówno w ministerstwie, jak i w Dragon Tower... Biedny dzieciak.
- Już nie dzieciak, panie dyrektorze.
- To prawda, Draco Malfoy nie jest już dzieckiem – Dumbledore westchnął głęboko. Dobranoc, Severusie.
- Dobranoc, Albusie.

Gdy dyrektor wyszedł, Mistrz Eliksirów odpieczętował starannie zalakowaną korespondencję.
Narcyza prosiła o spotkanie w Środę, w Świńskim Ryju, w Hogsmeade o jedenastej w nocy. Prosiła, żeby nie odpisywał jeżeli zamierza się pojawić. Miał napisać do niej tylko wtedy, gdy nie będzie mu pasował termin bądź miejsce, ale jemu odpowiadało wszystko. W sumie ucieszył się, że Narcyza napisała do niego zanim on to zrobił.
Spalił list w rozpalonym kominku i delektował się papierosem, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – powiedział zdziwiony.
Persona, którą ujrzał w drzwiach wprawiła go w istny szok.
- Dobry wieczór, panie profesorze – powiedział rozczochrany, zielonooki chłopak, zbyt podobny do ojca, by Severus mógł zachować wobec niego bezstronną postawę obojętności.
- Potter, co ty robisz poza wieżą Gryffindoru... – spojrzał na ścienny zegar – dziesięć minut po dziewiątej wieczorem, możesz mi wytłumaczyć?
- Chciałem z panem porozmawiać – Harry miał smutną i poważną minę.
- A czy to nie może poczekać do rana? – spytał lekko poirytowany Mistrz Eliksirów.
- Nie, sir. Ja już od rana chciałem z panem porozmawiać, tylko wcześniej nie czułem się dobrze – chłopak spuścił wzrok. Snape dopiero teraz zwrócił uwagę, że Gryfon nie ma na sobie szaty a jedynie dżinsy i jakąś za dużą powyciągana bluzę.
„Boże, w co on się ubiera?! A raczej w co ubiera go ta kretynka, Petunia Dursley?” – pomyślał.
- Siadaj, Potter i mów o co chodzi – głos profesora był spokojny i zmęczony.
Harry bez słowa wyjął fiolkę z trucizną i postawił ją na biurku.
Snape wyglądał na zaskoczonego. Popatrzył chłopakowi w oczy z wyrazem oczekiwania.
- Nie będę tego potrzebował – zaczął nieśmiało Harry. - Podjąłem decyzję, że będę żyć i eee... i to by było na tyle – Harry przeklął się w duchu za rażący brak elokwencji.
- Tak szybko? – Snape wyglądał na bardzo zdziwionego. – Nie minął nawet tydzień, a ty już podjąłeś decyzję? – jego brwi uniosły się lekko.
Gryfon przełknął głośno ślinę.
- Tak, sir – powiedział bardzo cicho.
Czuł się podle kłamiąc. Ale czy on kiedykolwiek powiedział cokolwiek do tego człowieka zupełnie szczerze? Nigdy. Taka była prawda. Zawsze łgał Severusowi Snape’owi. Zawsze. Tylko, że teraz do cholery jasnej musiał, co wcale nie polepszało jego podłego samopoczucia.
- I chcesz, żebym ci uwierzył, Potter, tak? – pytanie było postawione bardzo łagodnym tonem.
- Taka jest prawda.
- I chcesz, żebym uwierzył, że nic tobą nie kierowało przy podjęciu tej decyzji? Że to twój własny, osobisty wybór, który nie jest niczym uzależniony, tak, Potter? – znowu ten łagodny głos, bez cienia tak znajomej drwiny, czy sarkazmu.
- Tak – powiedział Harry bezczelnie patrząc profesorowi w oczy. – Nie mogę inaczej i nie chcę.
„Pieprzona Hermiona... nie... pieprzony Percy Wielki Wiceminister Weasley” – pomyślał ze złością chłopak.
- Rozumiem. Jak zwykle kłamiesz, Potter, ale ja już zdążyłem się przyzwyczaić – Harry nie mógł znieść tej łagodności w głosie Snape’a. Zacisnął zęby. Miał ochotę zabić kogoś za zaistniałą sytuację, kogokolwiek, najlepiej siebie, ale siebie właśnie nie mógł.
- Nie będę naciskał, żebyś powiedział mi co się stało... – Severus widział cichą desperację w oczach chłopaka. - Szczerze powiedziawszy, to nawet boję się tego co mógłbym usłyszeć... Możesz odejść, Potter. Cokolwiek skłoniło cię do podjęcia tego kroku... nieważne... może tak nawet będzie lepiej. Idź już do siebie.
Ale Harry nie odszedł, to co powiedział Snape spowodowało, że właśnie bardzo chciał mu powiedzieć prawdę. Chciał raz w życiu być szczery z tym zgorzkniałym, nieszczęśliwym mężczyzną. Chciał być bardzo szczery. I wobec Snape’a i wobec siebie.
Bo właśnie do niego dotarło, że Severus Snape był nieszczęśliwy. Gdyby było inaczej, Mistrz Eliksirów nie byłby takim zgryźliwym i złośliwym osobnikiem, jakim był..

- Tak naprawdę – zaczął cicho, a Severus popatrzył na niego uważnie. – Tak naprawdę, to chciałem otruć się ubiegłej nocy i nadal chcę, tylko z pewnych przyczyn, całkiem ode mnie niezależnych, po prostu nie mogę... Jeżeli to zrobię... ale o tym nie mogę powiedzieć. Mówię tak , bo chciałbym być z panem szczery. Teraz panu i tak nie jest łatwo – „jeżeli kiedykolwiek było” dodał w myśli. - Po co jeszcze miałbym kłamać panu w żywe oczy? Mam dosyć kłamstw... – Harry czuł się dziwnie, ale jednocześnie bardzo mu ulżyło.
Severus wziął w zamyśleniu fiolkę z trucizną i zaczął ją obracać w dłoniach.
- Widzę , że dorastasz... jeżeli już nie jesteś dorosły, Potter – spokojne, wyważone słowa profesora zaskoczyły Harry’ego. – Dzieje się z tobą to samo, co z Draco Malfoy’em i mimo, że powinno chyba cieszyć, iż obydwaj staliście się ostatnio bardziej dojrzali, to jednak tak szybki skok w dorosłość niepokoi i skłania do refleksji.. Jak już mówiłem nie będę naciskał, jeżeli którykolwiek z was zechce zdradzić, co tak naprawdę stało się w ministerstwie, to obiecuję dyskrecję, ale nie zamierzam tego z żadnego z was wyciągać. Ani z was, ani z panny Hermiony Granger. Możesz jej to przekazać – Harry skinął w odpowiedzi głową. – Wszystko jasne, Potter?
Harry skrzywił się słysząc po raz kolejny swoje nazwisko. Nie lubił tego. Od pamiętnego zdarzenia podczas lekcji Oklumencjii w zeszłym roku to nazwisko wywoływało w nim zbyt ambiwalentne uczucia. Zwłaszcza kiedy wymawiał je Mistrz Eliksirów. Harry miał ochotę powiedzieć to dużo wcześniej, ale nie miał odwagi. Teraz postanowił iść za ciosem.
- Tak, sir. I mam prośbę. Nie proszę, żeby pan mi mówił po imieniu - przy tych słowach poczuł się idiotycznie - w końcu jestem uczniem... ale ja od jakiegoś czasu nie znoszę, gdy ktoś zwraca się do mnie po nazwisku, które zostawił mi – Boże jakie to było trudne - ... człowiek, który był moim... ojcem... Nienawidzę tego nazwiska zwłaszcza w pańskich ustach. – Harry skrzywił się z bólem. Gdy mówił, patrzył cały czas w czubki swoich butów.
W końcu to z siebie wyrzucił. Oczekiwał drwiny ze strony Snape’a, ale nie doczekał się niczego i po jakiejś minucie dzwoniącego w uszach milczenia nieśmiało podniósł wzrok.

Snape przyglądał mu się uważnie. Nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył. Harry nie widział, co ma myśleć, bo w oczach starszego mężczyzny dostrzegał ból. Nie ironię, nie drwinę, tylko ból.
Severus Snape nie powiedział nic, bo nie wiedział, co właściwie ma powiedzieć. Nie po raz pierwszy pożałował, tego jak potraktował Pottera, gdy go nakrył w Myślodsiewni. Owszem miał prawo być wściekły, ale i tak były chwile, że wyrzucał sobie tą wybuchową reakcję.
Nigdy nie był pewien, co chłopak tak naprawdę wtedy czuł, ale teraz chyba już widział. Harry’emu było po prostu bardzo przykro i po raz pierwszy ucieszył się, że Potter nie widział jego wspomnień do końca, nie ze względu na własną osobę, ale ze względu na ciemnowłosego chłopaka w okularach, który siedział teraz przed nim, i któremu było najwidoczniej strasznie głupio. Severus wiedział, że powinien coś powiedzieć, tylko do jasnej cholery, co?
Nie miał bladego pojęcia.
Harry ponownie spuścił wzrok pod wpływem intensywnego spojrzenia czarnych, głębokich oczu.
- Ja tylko chciałem... – zaczął.
Przełknął ślinę i poczuł że się rumieni. Dlaczego to było takie trudne?
- Chciałem, że by pan wiedział, że mi przykro i...
- Dosyć! – przerwał mu stanowczo Snape, widząc, że Potter jest bliski łez i sam czując silny dyskomfort zaistniałej, cholernie niezręcznej sytuacji. – Nic więcej nie musisz mówić – dodał łagodniej, starając się, ku własnemu zdziwieniu nie używać nazwiska chłopaka.
Harry popatrzył na niego nieśmiało i przygryzł w zakłopotaniu dolną wargę.
Severus westchnął ciężko.
- Przemyśl jeszcze raz to, co ci mówiłem i idź zanim wlepię ci szlaban za łażenie po Zamku późnym wieczorem.
- Dobranoc, sir – wyjąkał Harry i bardzo szybko ruszył do drzwi, a kiedy wyszedł z gabinetu otarł łzy, która bezczelnie śmiały zacząć spływać z jego oczu. W końcu obiecał sobie, że już nigdy więcej nie zapłacze.

*
Severus jeszcze długo gapił się bezmyślnie w fiolkę z zielonym płynem, spoczywającym w jego dłoni.
Wspomnienia z przed lat powróciły do niego z taką siłą jak nigdy wcześniej...

- Dobrze ci się wisi, Snivelku? – drwiący głos tego zadufanego w sobie Casanovy Blaca, zadźwięczał tuż przy jego uchu.
Szumiało mu w głowie, a całą twarz miał czerwoną, bo do jego mózgu napłynęło mu mnóstwo krwi. Hektolitry krwi.
Ten kretyn Pettigrew zarechotał opętańczo.
Severus miał ochotę pozabijać ich wszystkich.
Pottera, Blaca, Pettigrew i Lupina, który bezmyślnie patrzył na to, co robią jego kumple i wcale nie reagował, a nawet tą szlamowatą smarkulę Evans, która robiła za siostrę miłosierdzia.
Nienawidził litości.
Już jako dziesięciolatek przyrzekł sobie, że nigdy nie będzie płakał i nigdy dla nikogo nie będzie miły ani dobry, bo po co jeżeli ludzie są źli? Jego własny ojciec był tyranem. Szybko wyrobił sobie zdanie, że wszyscy ludzie są zdolnymi do okrucieństwa, dwulicowymi szumowinami i są podli. Wszyscy i ci zwykli, i ci którzy tak jak on byli wampirami, czy wilkołakami. Dlaczego on miałby być inny? Tylko czy on posunąłby się do czegoś takiego do czegoś względem niego posuwał się Święty James Potter ? Chyba nie.
Teraz byłby go w stanie rozszarpać lub udusić, tyle że nie mógł bo wisiał głową w dół i był pod działaniem Drętwoty.
- Żałosne – zimny kobiecy głos dobiegł od lewej strony.
- Nie wtrącaj się siostrzyczko – Black wyciągnął w stronę Narcyzy różdżkę.
- Nie zamierzam. A poza tym, czym mi grozisz? Ja jestem już na siódmym roku. Pójdę Syriuszu i nie będę się wtrącać, ale mam nadzieję, że Severus kiedyś cię dorwie i spuści ci niezły wpierdol. Będę się o to modliła. Żałosne, Potter, wiesz? – jej głos był jak kostki lodu – odwróciła się i odeszła szybkim krokiem, posyłając zebranym wokół widowiska uczniom drwiące i pełne pogardy spojrzenie.
- Wredna małpa – powiedział cicho Potter. – Sorry, Syriuszu, w końcu to twoja kuzynka.
- W porządku, jest wredną małpą i wtrąca się do nie swoich spraw – Black wzruszył ramionami.
- No? – Rozległ się drwiący głos Pottera – ktoś chciałby zobaczyć Snivellusa bez majtek?
Część młodzieży uśmiechała się niepewnie, część była lekko zgorszona lecz zaciekawiona, niektórzy demonstracyjnie odeszli. Bali się podskoczyć Potterowi i Blackowi, w końcu było czego się bać, a poza tym kto narażałby się dla tego dziwaka, Snape’a?
Severus wisząc pomyślał w miarę przytomnie, że uczniowie tak naprawdę nie wierzą, że Potter posunie się do tego o czym mówi, on też wolał w to nie wierzyć.
Ale Potter się posunął...
Większość ludzi patrzyła ze zgrozą i odrazą na zgiętego wpół ze śmiechu Blacka i kwiczącego, tak, dosłownie kwiczącego Pettigrew.
- Jesteś chory, Potter – odważył się rzucić ktoś spośród tłumu i odejść oburzony.
- Och, więc to jednak prawda, Syriuszu – powiedział James drwiąco, patrząc na obnażonego, poniżonego na oczach innych, Severusa.
- Co, James? – zarechotał Black.
- To, co mówią o facetach z dużymi nosami – w głosie Jamesa brzmiała złośliwa drwina.
Nawet nie zastanowił się nad tym, co pomyślałaby o nim w tej chwili jego ukochana Evans. To co zrobił bardzo go ubawiło, cieszył się też, że sprawił tyle radości swojemu przyjacielowi, który śmiał się do łez.
- Przestańcie – rozległ się chłodny głos Lupina.
- Daj spokój, Remusie – warknął Black..
Lupin odszedł. Nie odzywał się do nich przez kilk godzin.
- I co z tego, James, że Snivelek ma dużego? – drwił zimnym, złośliwym głosem Black. - Przecież i tak każda dziewczyna wolałaby chyba przespać się ze strażnikiem Azkabanu.
Bardzo niewiele osób się zaśmiało. Ale Glizdogon rechotał za dziesięciu chłopa.

Boże, Severus nigdy nie czuł się tak strasznie jak w tamtej chwili.
Poczuł jak zdradzieckie łzy złości, nienawiści i poniżenia zaczynają napływać mu do oczu, ale mężnie je przełknął. Nigdy nie będzie płakał. Mogą mu zrobić co tylko chcą i tak się kiedyś zemści. Zemści się z nawiązką. Ale na pewno, żaden z nich nie zobaczy jego łez. Nigdy...
Tamtej nocy płakał, ale w samotności... Starał się plakać bezgłośnie, tak żeby nikt go nie usłyszał, dławiąc się własnymi łzami.To był ostatni szczery płacz w jego życiu.


Ostatni. Severus poczuł łzy sływające bezwiednie po jego policzkach, w dłoni ścickał fiolkę z trucizną. Czuł się jak w transie. Jak w transie odkręcił buteleczkę, zamknął oczy, zacisnął zęby i szybkim ruchem wylał zawartość do rozpalonego kominka.
„Nie mogę, nie teraz... Muszę się czegoś napić.”
Wytarł ze złością kilka pojedynczych łez
Wyjął z barku butelkę Smirnoffa.
„Schlam się najlepszym mugolskim alkoholem – pomyślał ironicznie. – Cóż za marnotrastwo...”
Czuł się zmęczony i rzeczywiście taki był. Nie zjadł też za wiele tego dnia. Wystarczyły tylko dwie pełne szklanki, żeby, odurzony alkoholem, zasnął z głową wspartą na biurku.

******
- Witaj Remusie – dyrektor uśmiechnął się do mężczyzny, który pojawił się punktualnie o dziesiątej wieczorem w kominku, w jego prywatnej kwaterze.
- Witam pana dyrektora.
- Cóż tak oficjalnie Remusie... Napijesz się czegoś?
- Tak, poproszę gorącej herbaty, Albusie – Lupin uśmiechnął się smutno. Wyglądał na zmęczonego. – To co się dzieje... – powiedział przepraszająco - nie musisz mnie ukrywać... Po co się narażasz?
- Ach, zaraz się narażam – żachnął się Dumbledore. - Nie mogę nie pomóc jednemu ze swoich najlepszych ludzi. - Albus machnął ręką, dając do zrozumienia, że nie ma o czym dyskutować.
- Będziesz mógł tu zostać, jak długo to będzie konieczne, Remusie.
- Myślę, że Severus nie będzie zachwycony, zwłaszcza w obecnej sytuacji... Co z Harrym? – Zapytał nagle Lupin z troską…
- Chyba dobrze, chociaż przeżywa ciężkie chwile. Nieźle sobie radzi jak na szesnastolatka.... Stała się przykra rzecz i wiem, że jesteś zmęczony, ale o tym musisz się dowiedzieć, bo dotyczy to także Harry'ego. – Albus zdał Remusowi relację z przesłuchania trojga uczniów, czym Lupin wydał się bardzo zaniepokojony.
- Czemu przesłuchiwali uczniów, Albusie? Czyżby z jakichś powodów zależało im na tym, by to Severus został oskarżony? Tak a propos – brwi Remusa zwęziły się w grymasie dezaprobaty - ktokolwiek zabił Notta, zasłużył na szacunek, a nie na śmierć... – Albus popatrzył karcąco na młodszego maga.
- Wydaje mi się, że to byłaby niezła okazja aby usunąć mnie ze stanowiska – powiedział po chwili dyrektor – i na moje miejsce dać kogoś... wygodnego dla ministerstwa...
Remus pokiwał głową ze zrozumieniem, irytacją i tak niecodzienną u niego złością.
- Wystarczy udowodnić, że zatrudniasz niebezpiecznego dla otoczenia przestępcę... Ohyda – Remus wyglądał na zmęczonego i smutnego.
- Nic nie da się poradzić na ludzką głupotę, Remusie – dawno już się o tym przekonałem... Ale mam nadzieję, że coś da się zrobić. W końcu nie jestem aż takim głupcem za jakiego ma mnie Percy Weasley.
- Gnida – Remus nie krył jawnej nienawiści. – Jak dowiem się, że zrobił coś Harry’emu albo Hermionie, to osobiście go odwiedzę.
- Widzę, że młody Malfoy zbytnio cię nie obchodzi – Remus skrzywił się lekko na słowa starszego mężczyzny, ale bez większej odrazy. – Musisz wiedzieć, że on się ostatnio bardzo zmienił i to właśnie po tym przesłuchaniu. Chociaż on już od rana był inny... Żebyś tylko mógł widzieć twarze Hermiony i Dracona, gdy wyszli razem z tego pomieszczenia – Albus się skrzywił.
- Razem?!
- Tak... Mi też się to nie podobało – powiedział dyrektor z naciskiem. – Ale nic na to nie mogłem poradzić - dodał widząc minę Lupina. – Poza tym, w tych okolicznościach... Cóż wydaje mi się, że Hermiona miała szczęście, iż przesłuchiwali ją razem z Draco. Nie patrz tak, on zachował się bardzo dojrzale. Naprawdę uważam za szczęście to, że byli przesłuchiwani razem.
- Czemu? – Remus zmarszczył brwi. – To chyba wbrew procedurze.
- Chodzi mi o Percy’ego, a konkretnie o to jak patrzył na pannę Granger i jak się do niej odnosił. Naprawdę lepiej, że weszli tam razem, chociaż i tak moja intuicja podpowiada mi, że Percy dopuścił się jakiegoś nadużycia. Mam nadzieję tylko, że nie było to nic okropnego.
Lupin wyglądał na podłamanego
- Jeżeli dopuścił się jakiegoś bestialstwa to odwiedzę go podczas pełni... I nie patrz tak na mnie.
- Lepiej mi się nie narażaj. Siedź cicho i nie bądź drugim Severusem... No tak wygadałem się, – staruszek westchnął – ale i tak to powinieneś wiedzieć.
- To jednak on zabił Notta?! Boże! – Remus zbladł.
- Chciał się przyznać, ale mu kategorycznie zabroniłem. Ministerstwo nie ma żadnych dowodów, a Severus jest zbyt cenny, by go stracić.
- To prawda. Chyba mu po cichu pogratuluje, że wykończył tego śmiecia.
- Remusie... – powiedział z wyrzutem Albus
- Muszę się napić – Wilkołak zrobił minę cierpiętnika.
- Ja też – rzucił ku zdziwieniu Lupina, Dumbledore, który prawie niegdy nie pił alkoholu. – A przede wszystkim musze ci opowiedzieć o pewnej decyzji młodego Malfoya, która zapewne bardzo cię zadziwi...

***
******

Napisany przez: Justa 28.12.2004 12:42

Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki otacza Śmierciożerców.
Wreszcie jakiś FF o tej złej stronie!
Czekam na dalsze rozdziały!!

Napisany przez: Raistlin 28.12.2004 13:20

Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodajesz regularnie to dla mnie jest to dalej za mało smile.gif I nie musisz mi mówić na jakim innym forum masz bo już i tak wiem biggrin.gif

Opinia o opowiadaniu: patrz poprzednie posty, aha i oczywiście czekolada.gif dla ciebie żebyś dodawała szybko tutaj nastepne części i pisała następne (też szybko smile.gif )

Napisany przez: Kitiara 28.12.2004 13:26

Środa, 07.11.1996

Harry, Ron i Hermiona cieszyli się z pobytu Lupina w Hogwarcie, Snape nieco mniej, ale go ignorował, a nawet odnosił się do niego z chłodną uprzejmością i szacunkiem. W obecnych warunkach, kiedy jechali praktycznie na tym samym wózku, nawet Severus odpuścił sobie złośliwości, zwłaszcza że Remus był wobec niego grzeczny i niemal przyjacielski.

Środa była dniem spokojnym. Żaden artykuł spędzający sen z powiek nie ukazał się w „Proroku Codziennym”. Wszyscy w Hogwarcie byli jakby senni i przygaszeni.
Hermiona porozmawiała sobie z Ginny, która zdawała się uspokojona zapewnieniem, że nikt nie żywi do niej żalu za zachowanie brata a nawet, że część uczniów szczerze jej z tego powodu współczuje.

Severus nie odczuł zbytnio skutków kaca. Po obiedzie wysłał Prometeusza do Lucjusza, składając mu w liście tą samą propozycję, którą złożył Narcyzie – przejście na stronę Dumbledore’a i całkowite zaufanie jemu i Dyrektorowi.
Spotkanie z Narcyzą, polegało na wysłuchaniu jej żalów i na pocieszeniu nieszczęsnej kobiety. Obiecał jej wszelką, możliwą pomoc, włącznie z możliwością przechowania całej rodziny Malfoyów w Hogwarcie, jeżeli Lucjusz pójdzie na zaproponowany układ i Narcyzie nieco ulżyło.
Co prawda, Snape nie rozmawiał jeszcze na ten temat z Albusem, ale wiedział, że stary czarodziej by się zgodził..
Tej nocy spał w miarę spokojnie.

***
******


Czwartek, 08.11.1996

- Co jest z tobą, Severusie?- Lupin zauważył, że czarnooki mężczyzna w ogóle go nie słucha.
- Że co? – zapytał nieprzytomnym głosem Snape.
Przed chwilą widział płaczącą jak bóbr Granger. Jak go tylko zobaczyła, wytarła szybko łzy i udawała, że wszystko jest OK. Nie chciała w ogóle powiedzieć o co chodzi. Zastanawiał się, co jest grane i jakoś nie mógł dojść przyczyny, a raczej bał się dopuścić do świadomości swe najgorsze przypuszczenia
- Nieważne, chciałem tylko dowiedzieć się kiedy masz kolejne przesłuchanie, ale to nie jest w tej chwili istotne, a poza tym, widzę, że czymś się martwisz...
- W sobotę – lakonicznie odparł Severus.
- Jeżeli nic się nie zmieni – dodał po chwili. - I lepiej, żeby nikt nie dowiedział się, że tu jesteś, bo wtedy dyrektor Hogwartu będzie miał na głowie całe Ministerstwo Magii z Knotem na czele... Chociaż akurat z tym głąbem świetnie sobie poradzi.
- Myślisz, że nie wiem, jakie zagrożenie stanowię dla Albusa?! – Żachnął się wilkołak. - Ale przecież wiesz jaki on jest. Jak się uprze...
- Wiem, wiem.. – Severus machnął ręką. – Po prostu myślę na głos. I cała ta sytuacja mnie wpienia. Mówiłem, że się przyznam, kropną mnie i będzie spokój... Ale nie... Severusie jesteś potrzebny – czarne oczy mężczyzny znikły pod zasłoną równie czarnych, gęstych rzęs, a z jego gardła wydobyło się głośne westchnienie.
- Rozumiem... ja tu jestem z tego samego powodu. Zakon mnie nie może stracić...
Do prawie pustego pokoju nauczycielskiego weszła Tonks.
- Bo to prawda, Remusie. Jesteś zbyt cennym nabytkiem dla Feniksa, aby cię narażać, Severus zresztą też – rzuciła zaniepokojone spojrzenie w kierunku Mistrza Eliksirów.
Ten facet był nieprzewidywalny. Ale chyba zbyt mocno posłuszny Albusowi, by robić jakieś głupstwa – np. Iść do Ministerstwa i się przyznać do zabójstwa Notta. Tak, ona i Minerva, też już o tym wiedziały – w końcu były w Zakonie.
Poczuła dziwny niepokój na myśl, że Severusowi może się coś stać, ale szybko odsunęła od siebie takie myśli.
- Tak Nymphadoro. Cenne nabytki. Jak w ZOO, albo na wystawie osobliwości...
- Doskonale wiesz, że nie to miałam na myśli, Severusie. – Obruszyła się młoda kobieta – I czy mógłbyś mi mówić Tonks? Bardzo proszę. W końcu ja zwracam się do ciebie po imieniu.
- Ja do ciebie też.
- Dlaczego ciągle musisz być złośliwy?
- Ten typ tak ma, Tonks – Lupin popatrzył na Snape’a z życzliwym rozbawieniem.
- Tak bardzo chcesz, żebym zwracał się do ciebie per Tonks? Pragniesz żyć ze mną w przyjaznych stosunkach? - ironizował Snape.
- Pracujemy razem i należymy do tego samego tajnego stowarzyszenia, to chyba normalne, że mi na tym zależy – odpowiedziała spokojnie.
- Ona ma racje, Severusie. – Lupin uśmiechnął się blado.
- Ma... Chociaż raz wżyciu – sarkastycznie stwierdził Snape. – Niech ci będzie Tonks...

***
- SEVERUSIE! – na korytarzu przed wielką saląrozległ się wysoki, nieprzyjemny kobiecy głos. Niedawno skończyła się czwartkowa kolacja i w pobliżu nie było prawie nikogo. Tylko Hermiona czytała jakieś ogłoszenia na tablicy przed salą, Draco Malfoy omawiał na boku sprawy organizacyjne z Blaise Zabini, Harry i Justyn gadali tuż obok Hermiony zajadając ostatnie kanapki, a Luna z jakąś inną Krukonką oglądały album ze zdjęciami na ławeczce obok.
Wszyscy uczniowie odwrócili głowy. W drzwiach stała Trelawney i krzyczała w kierunku Mistrza Eliksirów oddalającego się w stronę lochów.
Mężczyzna obejrzał się poirytowany i zaczął iść z powrotem w kierunku Sybilli, która się nie zamierzała ruszyć się z miejsca.
- Góra do Mahometa, czy Mahomet do góry, Trelawney? Jak masz do mnie sprawę to przyjdź do lochów.
Kobieta się wzdrygnęła.
- Doskonale wiesz, że nienawidzę tego okropnego miejsca, Severusie – wyjęczała.
Uczniowie nadstawili uszu.
- Czyżby twoje wewnętrzne oko szwankowało w ich pobliżu? – zadrwił mężczyzna a obecna przy rozmowie młodzież wyczuła, że może zrobić się całkiem zabawnie, nawet Hermiona zaczęła okazywać zainteresowanie, a Harry omal nie udławił się kanapką, powstrzymując parsknięcie śmiechu.
- Nigdy nie miałeś zdolności do jasnowidzenia. Wolałeś czytać o tych swoich eliksirach, albo czarnej magii. Zawsze taki przyziemny. Pamiętam cię jeszcze w szkole, wiecznie z książką, zupełnie jak ta Granger. No, ale ona też nie ma za grosz talentu do przewidywania przyszłości – Trelawney rzuciła krytyczne spojrzenie na Hermionę, której wzrok pozostał zimny jak lód.
- Sybillo, oszczędź mi tych głupot i przejdź do sedna sprawy. Nie mam czasu na wykłady o wewnętrznych oczach.
Draco uśmiechnął się szeroko. Teraz uczniowie naprawdę bez skrępowania zaczęli się przysłuchiwać rozmowie, co Severusowi absolutnie nie przeszkadzało.
- To co ci powiem, musi być utrzymane w tajemnicy.
- Nie mam żadnych tajemnic – warknął Snape. – Mów o co chodzi i kończmy ten cyrk!
- Za grosz szacunku, do tak szlachetnej dziedziny...
- DO RZECZY, KOBIETO! – Mężczyzna się zirytował.
- Dobrze. Sam tego chciałeś... – Sybilla zawiesiła efektownie głos i Draco oraz Blaise musieli podejść bliżej, aby dobrze słyszeć.
- Grozi ci ogromne niebezpieczeństwo. Śmierć czyha w cieniu. Uważaj na siebie. – Jej głos był cichy i sugestywny, a ona sama wyglądała na poruszoną tym, co mówi. Hermiona usłyszała tuż przy lewym uchu cichy męski chichot.
- Coś nowego, nie Granger? – Spytał ją rozbawiony Ślizgon. Blaise wywróciła oczami. Harry, Justyn, Luna i jej koleżanka z Ravenclawu wyglądali na zdegustowanych słowami nauczycielki.
- Naprawdę, Sybillo? Jak długo nad tym myślałaś? - Głos Snape’a epatował drwiną i ironią. – Zaiste poruszyło mnie to, co mówisz. Urzekła mnie twoja historia... A teraz pozwól, że wrócę do poważnych zajęć.

Granger była oburzona tym, co usłyszała i nie zamierzała milczeć. Po pierwsze uważała Trelawney - nie bez przyczyny - za oszustkę i panikarkę. Po drugie, domyślała się, że Mistrz Eliksirów i tak żyje teraz w stresie, i dokładanie mu takich wrażeń, nawet jeżeli nie bardzo go to obchodziło, uznała za zachowanie na granicy chamstwa.
- Pani wybaczy, – chłodno stwierdziła Hermiona – ale w zaistniałej sytuacji, to co pani mówi, jest nietaktowne. Nie ma pani wstydu? Przecież wszyscy wiedzą o prowadzonych przesłuchaniach. To naprawdę żałosne, co pani wyprawia. Niech pani chociaż raz powstrzyma się przed tymi beznadziejnymi wróżbami.
Zatkało absolutnie wszystkich, nawet Severusa. W życiu by się do tego nie przyznał, ale podziwiał w tej chwili tą małą Gryfonkę.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?! – Trelawney była oburzona.
- Ona ma rację, pani profesor. Dlaczego pani to robi? Musi pani tak się zachowywać, czy co? – Draco miał swoistą uciechę, patrząc na minę nauczycielki Wróżbiarstwa.
- Ta szkoła schodzi na psy! – Sybilla była wściekła, w ogóle nie obeszło jej to, że naprawdę zachowała się nietaktownie, a jej oburzenie jest komiczne. Widziała tylko swoją urażoną dumę. – Żeby prefekci byli tacy bezczelni! Dziesięć punktów od Slytherinu i dwadzieścia od Gryffindoru! Chamstwo! – Odwróciła się ze złością i odeszła.
- Kto tu jest chamski? – retorycznie zapytała pod nosem Blaise.
- Panno Zabini... – Upomniał Severus swoją podopieczną, ale jego głos był łagodny i wyrozumiały.
- Niech pan nie przejmuje się tym, co ona mówi. – Luna wstała i podeszła do reszty. – Według jej przepowiedni powinnam już umrzeć co najmniej trzy razy.
- Ja, co najmniej dziesięć – Harry wzruszył ramionami.
- Lovegood, gdybym ja się tak wszystkim przejmował, a zwłaszcza tym, co mówi Sybilla Trelawney, to już dawno nabawiłbym się wrzodów, niestrawności i jakiejś psychozy - spokojnie i chłodno powiedział Mistrz Eliksirów - A wy – zwrócił się do Hermiony i Draco, machając im przed nosami różdżką – macie... – wszyscy zamarli po tych słowach - ... po piętnaście punktów, tylko niech to nie zostanie rozdmuchane na całą szkołę, bo nie ręczę za siebie. Żegnam młodzieży i radzę zachowywać się stosownie... – uniósł sugestywnie brew i odszedł.
Grupa uczniów stała przez kilka chwil w niemym osłupieniu, a później, wszyscy rozeszli się bez słowa. To, co usłyszeli i zobaczyli było tak niesamowite, że nie dało się ani opisać, ani skomentować.

***
******

Napisany przez: Raistlin 28.12.2004 13:36

No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie poczytam z 10 min a tu tak krótko sad.gif
Dodawaj szybko następne części opwiadania bo sobie przypominam bardzo fajną klątwe biggrin.gif

Napisany przez: Kitiara 28.12.2004 14:13

Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapraszam do działu "Kwiat Lotosu". A kolejna część pojawi się już jutro rano:)

Napisany przez: Raistlin 28.12.2004 14:30

A tam rano ja chce dzisiaj smile.gif No ale cóż nie można miec wszystkiego wink.gif Chyba zastosuje sie do twojej rady(albo pójde na forum Miriell).

Napisany przez: Kitiara 29.12.2004 13:57

Lojalnie uprzedzam o dwóch, całkiem śmiałych scenach erotycznych. Proszę się jednak nie bać, to tylko erotyka, zapewniam, że nie ma nic współnego z wyuzdaną pornografią:)

Piątek, 09.11.1996

Piątkowy poranek był chłodny i mglisty.
Lucjusz Malfoy obudził się w swojej celi i przetarł oczy. Dziś wychodził na wolność. Nie wiedział tylko kiedy, ale przypuszczał, że wypuszczą go przed południem. Położył się na niewygodnej pryczy i popatrzył w sufit. Severus prosił go by przemyślał jego propozycje przejście na stronę Dumbledore’a. To nie wchodziło jednak w grę.
Po pierwsze nie chciał tego robić.
Po drugie nie mógł tego zrobić, bez narażenia siebie i swojej rodziny – i nie chodziło tu o brak zaufania do Seva, ale o bezwzględność czerwonookiego.
Po trzecie – honor mu nie pozwalał. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić jak prosi Dumbledore’a o przebaczenie i składa mu propozycję swojej pomocy.
Będzie musiał dziś w nocy udać się do przyjaciela i z bólem odmówić Severusowi przyjęcia propozycji.
Lucjusz nie zdziwił się, że Snape jest zdrajcą, tak samo jak nie dziwiło go to, że zabił Salomona Notta, którego jasnowłosy, dystyngowany arystokrata absolutnie nie żałował. Malfoy Senior głośno westchnął.
- Życie jest wspaniałe – powiedział na głos zimnym i drwiącym tonem.

***

Dwie godziny później stał już przed własną posiadłością. Marzył tylko o prysznicu...
No może nie tylko, ale najpierw musiał zmyć z siebie ten brud.

Narcyza przywitała go zwykłym pocałunkiem w policzek. Tak naprawdę miała ochotę rzucić mu się na szyje, rozpłakać i zwierzyć ze wszystkich utrapień, zwłaszcza z tych matczynych, ale wiedziała, że Lucjusz nie znosi wylewności. Nie on...
Całe życie udawała dystyngowaną, chłodną panią Malfoy, która podtrzymuje ognisko domowe zbudowane na małżeństwie z rozsądku. Od dziecka byli sobie przeznaczeni i wiązał ich małżeński kontrakt, ale ona zakochała się w nim niemal od pierwszego wejrzenia i nigdy nie miała okazji powiedzieć temu wyrachowanemu, chłodnemu człowiekowi, który był jej mężem, co do niego czuje. Ten jego wieczny dystans i chłód. Nawet wobec niej i wobec Dracona, a przecież wiedziała, że Lucjusz kocha swojego syna, że ją szanuje i o dba niemal jak o siebie samego.
Bo Lucjuszowi od dzieciństwa wpajano, że rodzina jest najważniejsza.
Owszem miał mnóstwo kochanek, z czym się nie krył i czego nie zabraniał Narcyzie – tylko, że ona tak go kochała, że nawet przez myśl nie przeszłoby jej aby zdradzić Lucjusza.
On mógł mieć każdą, ale nigdy nie porzuciłby rodziny. Dlatego niezbyt często zaszczycał swoimi erotycznymi względami własną żonę, zbytnio nie troszcząc się o jej potrzeby seksualne, ponieważ uważał, ze Nari, tak jak on ma tylu kochanków ilu zechce. Cóż za błąd...

- Witaj – powiedziała. Miała na sobie ładną granatową sukienkę nad kolana i pachniała swoimi ulubionymi perfumami – Channel no. 5; były mugolskie, ale dobre i drogie. Wyjątek wszakże potwierdza regułę.
Spojrzała na męża. Dla niej zawsze wyglądał pociągająco.
Lucjusz usunął zarost prostym zaklęciem, gdy tylko odzyskał różdżkę – nienawidził zbędnego owłosienia, a długie, potargane teraz i przybrudzone włosy opadały mu na plecy niemal do pośladków. Objął żonę i pocałował ją w czoło:
- Witaj – powiedział. – Muszę iść pod prysznic. Pójdziesz ze mną? – zalotnie uniósł brew.
Narcyza lekko drgnęła. Rzadko się kochali, a on zawsze był gwałtowny i namiętny. Nie to, żeby jej ta namiętność przeszkadzała. Zawsze potrafił ją zaspokoić, ale nie okazał jej nigdy zbytniej delikatności, poza nocą poślubną, kiedy musiał być bardzo czuły ze zględu na jej dziewictwo, co wprawiło go w zły nastrój na cały tydzień. Taki już był.
To naturalne, że po tych kilku miesiącach w więzieniu na miał ochotę na seks. Narcyza się z tym liczyła, ale zawsze silnie reagowała na propozycje uprawiania fizycznej miłości. Może dlatego, że były niezbyt częste, a ona przecież tak bardzo pragnęła bliskości własnego męża i tylko w ten sposób mogła ją uzyskać.
Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że sama nigdy nie ośmieliła się mu tego zaproponować. Może to był błąd?
- Och, ja już byłam pod prysznicem... – Narcyza lekko się zarumieniła. Lucjusz to uwielbiał. Fascynował go fakt, że jego żona reaguje tak za każdym razem, kiedy chce się z nią kochać.
- Idź – dodała – ja na ciebie poczekam w sypialni.
Lucjusz lubił seks. Uważał też swoją małżonkę za atrakcyjną kobietę i dobrą kochankę, a teraz był tak wyposzczony, że nie zamierzał czekać ani minuty dłużej. Przewrócił oczami.
- Sypialnia – powiedział znużonym tonem. – Zawsze tylko sypialnia. Mam ochotę na coś innego. Idziesz ze mną, kochanie.
Jej rumieniec lekko się pogłębił. Do tej pory nigdy nie robili tego pod prysznicem. Tak naprawdę nie robili tego nigdzie poza łóżkiem...
- Ale – szepnęła.
- Nie ma żadnego ale, kochanie – Lucjusz wziął żonę na ręce i zaniósł do łazienki.

*
- Umyjesz mi plecy, kochanie? - spytał zalotnie Lucjusz.
Stali całkiem nadzy w przestronnej kabinie prysznicowej, a z góry spływała na nich, kojącym strumieniem, ciepła woda.
Narcyza uśmiechnęła się nieśmiało, ale skinęła głową i spełniła prośbę męża. Mężczyzna zamruczał jak zadowolony z życia kot. Nrcyza, jak zwykle, podziwiała z fascynacją jego piękne ciało. W więzieniu stracił na wadze, ale to nie odjęło mu ani męskości a ni osobistego uroku. Nawet trochę na tym zyskał. Rysy twarzy stały się ostrzejsze, bardziej drapieżne i jego ciało... Lucjusz skończył niedawno czterdzieści dwa lata ale miał piękną i smukłą młodzieńczą sylwetkę. Szerokie ramiona, wąską talię i biodra. Płaski, umięśniony brzuch.
Narcyza uwielbiała jego ciało – czasem nachodziły ja myśli pełne zazdrości dotyczące wszystkich kobiet, które tak ochoczo zaliczał jej mąż, ale to ona była jego żoną i wiedziała, że Lucjusz nigdy jej nie zostawi. To zawsze napawało ja dumą i pozwalało zachować godność osobistą wobec innych ludzi i we własnych oczach.
Później Lucjusz umył plecy swojej małżonce. Nie mógł się powstrzymać i sięgnął dłońmi do jej pełnych jędrnych piersi i powoli rozsmarował na nich aromatyczny cedrowy płyn do kąpieli.
- Powinniśmy to robić częściej - szepnął jej do ucha.
Och, żebyś wiedział, że tak - pomyślała Narcyza i zmróżyła oczy z rozkoszy
Lucjusz obrócił ją gwałtownie i pocałował jej rozchylone wargi. Narcyza czuła jak ciepła woda rozkosznie obmywa jej ciało i czuła jak język męża bezkarnie błądzi po jej podniebieniu i zębach.
Mężczyzna oderwał się od swojej żony i niechętnie sięgnął po szampon. Nie za bardzo lubił myć włosy, bo były dosyć gęste i długaśne. Kobieta patrzyła jak jej mąż wmasowuje szampon w długie, potargane blond włosy.
- Pomogę ci – powiedziała cicho. Malfoy uśmiechnął się zadziornie i schylił głowę, żeby kobiecie było wygodniej uporać się z rozprowadzeniem szamponu.Spłukała z nich pianę i Lucjusz wyżął na tle, na ile ile mógł, wodę.
- Chyba je skrócę... o połowę – powiedział.
- Nie rób tego, – Narcyza lekko się krzywiła – lubię je takie jakie są.
- Naprawdę? W takim razie nie obetnę
- Dziękuję – Kobieta się uśmiechnęła – jej włosy były nieco krótsze od włosów męża, i Lucjusz już dawno zastrzegł, że nie chce aby je ścinała. Nie zrobiła tego i teraz on postanowił przychylić się do jej prośby. Ceniła u niego ta prostą honorowość.
- Naprawdę chcesz to zrobić pod prysznicem? – spytała niepewnie.
- A ty nie? - fakt, że przy okazji błądził palcami po jej pośladkach, nie ułatwiał Narcyzie koncentracji na rozmowie.
Omal nie wyrwało się jej „ z tobą wszędzie, najdroższy.” Jakoś bała się okazania aż takiej szczerości.
Popatrzyła mu w oczy.
- No nie wiem...
- Ale ja wiem - odsunął się nieco od żony i omiótł zachłannym wzrokiem jej smukłe i zaokrąglone, w odpowiednich miejscach, ciało.
Mimo tylu spędzonych współnie lat, pani Malfoy lekko się zarumieniła. Rumienic żony jedynie pobudził, spragnionego erotycznych uniesień, Lucjusza. Pchnęł ją delikatnie, tak że oparła się o ścianę i gwałtownie ją pocałował.
Odwzajemniła pocałunek zanurzając dłonie w mokrych włosach swojego męża. Uwielbiała się z nim kochać. Był wtedy taki gorący, znikał z jego zachowania cały dystans i chłód. Ich języki splotły się w upojnym gorącym tańcu odbierając obojgu chwilowo oddech.
Mężczyzna zaczął masować duże, jędrne piersi kobiety i Narcyza pomyślała, że za chwilę straci przytomność. Wnętrze kabiny było mocno zaparowane, język męża wdzierał się niemal do jej gardła a piersi ogarnął płomień rozkoszy rozchodząc się obezwładniającą falą aż do jej podbrzusza i niżej. Kobieta poczuła, że robi się wilgotna i jęknęła głośno odrywając swoje wargi od jego natarczywych ust. Potrafił rozpalić jej pożądanie do białej gorączki.
"No i po co mi tyle babek na boku, skoro w domu mam istną tygrysicę?" - pomyślał z radością.
Lucjusz oparł ręce o ścianę przyciskając Narcyzę swoim twardym cudownie gorącym ciałem. Poczuła na podbrzuszu jego ogromną erekcję i omal nie krzyknęła z podniecenia i rozkoszy. Pochylił głowę i zaczął lizać i przygryzać delikatnie jej twarde jak kamyki sutki. Jedną dłoń wsunął między uda żony rozchylając delikatne płatki jej kobiecości. Z gardła Narcyzy wyrwał się głuchy okrzyk rozkoszy. Delikatnie dotknął łechtaczki, aby za chwilę wsunąć palce do jej gorącegio i mokrego wnętrza. Kobieta krzyknęła głośniej, a Lucjusz uniósł żonę tak, żeby mogła objąć nogami jego biodra i gwałtownie ją wziął. Poruszał się w niej szybko, ale z wyczuciem doprowadzając Narcyzę do szaleństwa. Wbiła palce w jego łopatki krzycząc imię męża i szlochając z rozkoszy. Mężczyzna nie pozostał jej dłużny i jęczał głośno prosto do lewego ucha żony, czym tylko potęgował jej podniecenie. Osiągnęli długi, wspólny i zniewalający orgazm. Lucjusz osunął się na kolana przytrzymując niemal zemdloną kobietę i całując gwałtownie jej usta.
- Jesteś cudowna, Nari – wyszeptał.
- Jesteś mistrzem, Luc – pani Malfoy nie pozostała mu dłużna

*
Siedzieli w salonie. Odprężeni cudownym seksem pod prysznicem popijali białe półwytrawne greckie wino.
Narcyza postanowiła powiedzieć mężowi zarówno o tym, co spotkało ich syna pamiętnej nocy, której wspomnienie miało dręczyć ją jeszcze wiele lat, jak i o decyzji Dracona. Bała się o tym mówić. Bardzo się bała. Lucjusz był chłodny i opanowany, ale gdy wybuchał gniewem lepiej było mu schodzić z drogi – obecne dwa skrzaty domowe: Dymek i Popiołka (małżeństwo), mimo że pracowały w Dragon Tower dopiero od roku, już potrafiły wyczuć niebezpieczeństwo i wiać zanim pan straci cierpliwość.
Jak słusznie podejrzewała, o Severusie już wiedział, czego nie omieszkał jej przed chwilą zakomunikować, rozwiewając przy tym płonne nadzieje kobiety, na to że przyjmie propozycję przyjaciela. Och, i na neutralność też się nie godził...
Jedyne, co zrobi to postara się powstrzymać zapędy młodego Weasleya – w końcu nadal zajmował ważne miejsce w radzie nadzorczej Ministerstwa Magii i miał swoje marionetki.

- Luc – zaczęła łagodnie Narcyza – przemyśl to jeszcze raz, dobrze? Tak bardzo zależy mi na bezpieczeństwie twoim i Dracona.
Mężczyzna popatrzył na nią uważnie.
- Widzisz, nasz syn został niedawno poddany Próbie – Lucjusz odłożył egzemplarz „Proroka Codziennego” na bok i wbił w żonę wzrok.
- I co? – zapytał.
- Przeszedł ją pomyślnie, bardzo pomyślnie... aż za pomyślnie. Musiał torturować jakiegoś dziesięcioletniego mugola i patrzeć jak dzieciak umiera, Lucjuszu. On to bardzo przeżył... Wiesz nasz syn bardzo się zmienił.
- To dobrze, że pomyślnie przeszedł Próbę - chłodno stwierdził Lucjusz i Narcyzę przeszły ciarki.
„Jak mu powiedzieć o decyzji syna?” – pomyślała z niepokojem.
- Co masz na myśli mówiąc, że się zmienił? - mężczyzna nieznacznie zmarszczył brwi.
- Wydoroślał – Narcyza opowiedziała o przesłuchaniu Dracona, pominęła jednakże milczeniem fakt, że był świadkiem brutalnego gwałtu. Powiedziała jedynie:
- Opowiedział mi, co się tam stało w tajemnicy, więc nie mogę go zawieść i zdradzić ci wszystkiego, ale to, czego był świadkiem nasz syn, jest potworne i mam nadzieję, że Percy Weasley szybko popełni jakiś błąd i wyleci z pracy. Sama chętnie mu w tym pomogę - łyknęła kolejną porcję wina. Tym razem dużą. Przeszły ją ciarki obrzydzenia na myśl o tym, co zrobili Percival i Igor. Jako kobieta czuła do nich silną, niewysłowioną nienawiść i nie dającą się opisać odrazę.
- Lucjuszu, to co widział syn i to, co usłyszał z ust Weasleya i tego Matrojewa bardzo zmieniło jego podejście do życia. Obawiam się też, że został mocno zraniony i może nigdy nie otrząsnąć się z takiego szoku. Nie dość, że widział coś naprawdę bestialskiego i sam został brutalnie potraktowany, to jeszcze tej samej doby przeszedł Próbę. Musisz zrozumieć, co się z nim dzieje. Ja osobiście jestem z niego dumna.
- Możesz powiedzieć w końcu, o co chodzi, a nie owijasz w bawełnę, Nari ? – zapytał poirytowany Malfoy senior z nutką podejrzliwości w głosie.
- Nasz jedyny syn podjął decyzję, a ja... nie mogłam nic na to poradzić. Poza tym w głębi serca przyznaję mu rację, Lucjuszu – i Narcyza cichym jednostajnym i wypranym z emocji głosem wyłożyła zaszokowanemu mężowi „kawę na łąwę.”

Wysoki, postawny mężczyzna wstał. Nawet w zwykłym ciemnozielonym szlafroku wyglądał dostojnie i groźnie. Piękne – czyste teraz włosy, w których odbijał się złotymi refleksami blask promieni słonecznych, opadały miękko na jego wyprostowane plecy.
- Chcesz powiedzieć, że mój syn stawia mi warunki? – głos Malfoya był zimny jak lód. – A ty go w tym zuchwalstwie popierasz? Ciekawe...
- Posłuchaj – powiedziała Narcyza cichutko, modląc się by zachował spokój i cierpliwość, która nie była jego mocną stroną. Na szczęście znała męża na tyle, że wiedziała jak z nim postępować... Przynajmniej w teorii, bo Lucjusz był nieobliczalny.
- Posłuchaj, kochanie – przełknęła nerwowo ślinę. – Musisz zrozumieć. Gdybym tylko mogła ci powiedzieć, co zaszło w ministerstwie, ale obiecałam Draconowi milczenie. Bardzo mu zależało na dyskrecji i to nie ze względu na siebie, a na tą małą Granger. Chodzi o to, że ich szantażowano.
- Co mnie obchodzi ta szlama? – powiedział rozdrażniony i podszedł do okna, głęboko oddychając by opanować wzbierający w nim, w jego mniemaniu słuszny, gniew. – I co ona obchodzi Dracona, co?
Kobieta się lekko zirytowała.
- Wiesz co, chyba Draco jest mądrzejszy od własnego ojca! Właśnie ci tłumaczę, że nie mogę powiedzieć, co zaszło, a gwarantuje ci, że i ciebie by to ruszyło... Chyba... Nie jestem pewna, bo wiem co wyczyniacie z mugolami na tych swoich zebraniach!
- Uspokój się kobieto – popatrzył na nią z wyższością – Co to za histeria? Od kiedy szlamy cię obchodzą? Parę miesięcy pobyłem w więzieniu i mi rodzina powariowała!
- Nie histeria, a zimny bezsilny gniew, mój mężu. Gniew z powodu okrucieństwa i bestialstwa wobec bezbronnej nastolatki! – poniosły ją trochę nerwy. – I wobec naszego syna też. On mają po niespełna siedemnaście lat, Lucjuszu. To jak potraktowano ich i zapewne Pottera, który już dostał swoją dawkę katorgi od Notta, o czym pewnie wiesz od Severusa, jest... Nie mam słów! Nie ma nic, co mogłoby usprawiedliwić Weasleya, a oni będą milczeć bo muszą. Biedne dzieci... – w jej oczach pojawiły się łzy. Lucjusz zmarszczył brwi i do niej podszedł
- Naprawdę musiało się stać coś strasznego – objął ją pocieszającym gestem. – Ale to nie usprawiedliwia decyzji naszego syna... Znaj moje dobre intencje. Odpuszczę mu tą zniewagę, jeżeli przemyśli sprawę i mnie przeprosi. Nie będzie o czym mówić... Rozumiem, że to była pochopna decyzja.
Tym razem to Narcyza wstała i podeszła do okna.
- Nie, Lucjuszu – powiedziała chłodno – On nie zmieni zdania. Nie widziałeś jego oczu, kiedy to mówił. To jego świadomy i dobrowolny wybór. Najwyżej będziesz musiał go wydziedziczyć. On się z tym liczy. On się z tym pogodzi...
- Jak śmiesz! – Lucjusz podszedł do żony i złapał ją z całej siły za ramię.
- Zostaw mnie, – powiedziała przestraszona - to boli.
- To ma boleć – zacisnął dłoń mocniej robiąc jej sińca. – Jesteś moją żoną i masz mi być posłuszna – jego głos był jak płynny lód. – Jeżeli ja go wydziedziczę, ty też się go wyrzekniesz, tak jak on mnie.
- Nigdy w życiu, Lucjuszu - powiedziała ze smutkiem. - Kocham go bardziej niż siebie samą. Wiem, co czuje i go rozumiem. Nie mogę nie trzymać jego strony, bo wiem, co się stało, co przeżył i jak się zmienił. Nawet nie wiesz jak bolą mnie te słowa, ale jestem kobietą i jestem matką. To nasz jedyny potomek. Nie mogę myśleć i mówić inaczej. Przykro mi.
- Przykro ci? Zrobiłaś się obrończynią szlam i mugoli! Popierasz syna który chce się mnie wyrzec i stawia mi niedorzeczne warunki i jest ci, kurwa, przykro?! Tylko przykro? – Wykręcił jej rękę tak, że zaczęła szlochać z bólu, a później brutalnie ją odepchnął – Ja cię nauczę posłuszeństwa!
Narcyza się przestraszyła. Jego głos był zimny i jadowity, a oczy zwęziły się jak u węża.
- Posłuchaj – zaczęła rozcierając obolałe ramię.
- Zamknij się i się rozbieraj!
Reakcja żony na te słowa zdziwiła i zaszokowała Lucjusza. Narcyza zaśmiała się zimno.
- Jasne, tylko to potraficie. Każdy mężczyzna, który nie może sobie poradzić z kobietą gwałci ją. Niesamowite... Jak śmiesz?
- Jestem twoim mężem i mam prawo!
- Chcesz wiedzieć, co zrobił Weasley razem z tym zakichanym Bułgarem?! Powiem ci, skoro taka z ciebie świnia to ci powiem!
Lucjusza zatkało. Jego żona nigdy tak do niego nie mówiła.
- Nie powinnam i mam nadzieję, że masz na tyle rozsądku, by zachować to w tajemnicy. Później możesz zrobić ze mna co zechcesz; zgwałcić, a nawet pobić do nieprzytomności, drogi małżonku i nauczyć mnie gdzie moje miejsce, ale najpierw mnie wysłuchasz!
Lucjusz nie zareagował od razu, tylko dlatego, że był zszokowany zachowaniem swojej, dotychczas trzymajacej zawsze jego stronę, żony. Na chwilę zaległa martwa cisza, a potem kobieta zaczęła mówić.

W postawie Narcyzy i w jej głosie było coś takiego, że Malfoy senior musiał wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. W miarę jak jego żona mówiła, Lucjuszowi odpłynęła z twarzy cała krew. Zaczynał ją rozumieć, a co gorsza zaczynał rozumieć swojego syna.
Draco potraktowany jak śmieć, razem z tą mugolską dziewuchą Granger.
Draco bity i upokarzany praktycznie za nic.
Draco szantażowany i torturowany, tylko dlatego, że jest jego synem, i że starał się nie dopuścić do nadużyć wobec niewinnej dziewczyny.
Draco zmuszony do patrzenia na bestialski gwałt, którego dokonano zwłaszcza po to, by go jeszcze bardziej poniżyć i udowodnić, że nie ma absolutnie nic do powiedzenia.
Draco zmuszony do słuchania krzyku i płaczu tej dziewczyny, jego znajomej ze szkoły. I cóż, że szlamy? W tamtej chwili była tylko bezbronną młodą kobietą, a jego niespełna siedemnastoletni syn mógł jedynie słuchać i patrzeć... absolutnie nic nie mógł poradzić na to, co rozgrywa się przed jego oczyma.
Później torturowany ponownie, lecz już przez ludzi Lorda, zmuszany do torturowania mugolskiego dziecka i do patrzenia jak mały umiera w bólu, upokorzeniu i przerażeniu. .
Wszystko w ciągu jednej doby... Czy człowiek dorosły i doświadczony mógłby to znieść bez szwanku dla swojej psychiki? A przecież jego jedyny spadkobierca, Draco, był tylko nastolatkiem.
Żona nie oszczędziła Lucjuszowi Malfoyowi najdrobniejszego szczegółu, o nie... Powiedziała wszystko, co usłyszała od rozżalonego i pałającego bezsilnym gniewem syna.

Lucjusz poczuł się podle. Zawstydził się, że zamierzał zrobić ze swoją żoną dokładnie to samo, co ten kretyn Weasley i jego kumpel zrobili Granger.
Musiał się napić. I to nie wina, czegoś mocniejszego.
Narcyza obserwowała jak jej mąż podchodzi do barku i nalewa sobie dużą szklankę Szkockiej. Jej także nalał – nieco mniej - i podał trunek roztrzęsionej kobiecie, siedzącej na podłodze. Wypiła patrząc na niegoniego koso. Jej długie czarne włosy opadały na zapłakaną twarz. Postanowiła mu wykrzyczeć cały swój ból, tłumiony przez wszystkie lata małżeństwa. Kiedy spróbował ją objąć, strąciła ze złością jego ramię.
- Nie skrzywdzę cię powiedział.
- Oczywiście, że nie. Już bardziej skrzywdzić mnie nie możesz.
Spojrzał na nią bez odrobiny zrozumienia. W jaj głosie było morze goryczy.
- Tyle lat. Tyle lat żyję z tobą pod jednym dachem. Jestem ci wierną i oddaną małżonką, a ty w taki sposób chciałeś mnie potraktować... - ocean goryczy i żalu.
- Przepraszam cię - powiedział ze skruchą i popatrzył żonie w oczy.
- Jak to byłaś mi wierna?! – zapytał nagle bezbrzeżnie zdziwiony gdy dotarł do niego cały sens wypowiedzi małżonki. Wziął za pewnik, że ona też miała kochanków. To było naturalne, przecież była piękna i miła nielichy temperament.
Nie słuchała go.
- Poświęciłam dla ciebie wszystko, nawet karierę zawodową, bo chciałam być dobrą żoną, dobrą matką i ostoją naszego ogniska domowego. Dbam o ciebie, tak jak chyba nie dba żadna żona arystokraty. Przyjmujesz wszystko, co ci daję bez słowa podziękowania, tak jakby ci się to należało, z racji tego że mnie poślubiłeś. I dobrze, przyjmuj bo ci daję ze szczerego serca... - jej głos się lekko załamał. - Ale traktuj mnie z szacunkiem, tak jak zazwyczaj to robisz, a nie tak... jak teraz...
- Więcej to się nie powtórzy – Lucjusz czuł się naprawdę nie w porządku. Wszystko co mówiła Narcyza było prawdą. Zawsze mógł na nią liczyć i absolutnie zawsze brała jego stronę, aż do teraz. Ależ był głupi, że tak się do niej odniósł. Z takim zaślepieniem i szowinizmem. W ogóle jej nie słuchał bo uważał, że zawsze będzie mu ślepo posłuszna.
- Nawet nie wiesz jak mnie zraniłeś.
- Wiem i czuję się podle.
Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs. Naprawdę było mu przykro.
- Nawet nie wiesz jak cierpiałam, gdy byłeś z innymi kobietami, nawet nie wiesz...
Spróbował znów ją objąć, ale ponownie go odtrąciła. Było w niej tyle goryczy, tyle żalu i smutku, a w jej oczach tlił się tak bezbrzeżny ból, że mężczyzna poczuł się jak ostatnia świnia.
- Narcyzo, ja myślałem...
- Wiem, co myślałeś... że też mam kochanków. Wy, mężczyźni... oceniacie nas według swoich włąsnych kategorii..
- Ale nie wiem, dlaczego? Przecież mogłaś mieć kogo chciałaś...
Zaśmiała się gorzko.
- Nie rozumiesz, prawda? Naprawdę nie rozumiesz?
Spojrzał zakłopotany na kobietę, która odgarnęła włosy z czoła i popatrzyła na niego z żalem i czymś czego nie potrafił określić, albo nie chciał przyjąć do wiadomości.
- Kocham cię. Przez całe to nasze durne, zaplanowane przez rodzinę małżeństwo cię kochałam. A ty? Uprawiałeś ze ną miłość fizyczną od święta. Czasami raz na dwa tygodnie. Jaka kobieta to zniesie, powiedz jaka?
„Taka, która kocha” –pomyślał i zrobiło mu się słabo.
Narcyza wstała.
- To bez sensu, i tak nie rozumiesz...
Podeszła do stolika, wyjęła z leżącej tem paczki papierosa i zapaliła. Patrzył na nią cały czas, gdy zaciągała się dymem, tak jakby to miało ukoić jej ból.
Zgasiła niedopałek i otarła z twarzy łzy.
Mimo tego, że była wysoką kobietą i miała silny charakter, sprawiała teraz wrażenie kruchej istoty potrzebującej wsparcia. Wyzwoliła w nim opiekuńcze instynkty i coś o czym myślał, że tego nie posiada – poczucie winy.
Podszedł do żony, ukląkł przy niej i ucałował jej dłonie. Popatrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Ten wyniosły człowiek klęczał przed nią i całował jej ręce, jakby był jej sługą a nie panem i władcą.
- Przebacz mi moją głupotę – powiedział.
Narcyza nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Pogłaskała jedynie włosy mężczyzny, który złożył głowę na jej kolanach.
- Czemu mi nigdy nie powiedziałaś? – spytał po dłuższej chwili unosząc na nią wzrok pięknych, szarych oczu, które zazwyczaj chłodne, emanowały teraz rozgoryczeniem, ale także ciepłem i czułością.
- Bo byłeś zawsze opanowany, wyniosły i nieprzystępny. Myślałam nawet, że mnie wyśmiejesz i powiesz, że jestem sentymentalną idiotką... Bałam się odrzucenia i nadal się boję.
- Ależ byłem ślepym kretynem.
- To prawda – nie zamierzała mu ułatwiać, nie po tych zimnych słowach i po tym jak ją potraktował.
- Byłem chamem bez skrupułów i traktowałem cię jak swoją własność.
- To prawda.
- Jestem świnią, bo chciałem poniżyć kobietę, która jest moją żoną i która mnie kocha.
- To prawda – powtórzyła to jak litanię.
- Wybaczysz mi? – spytał pokornie znowu całując jej dłonie.
- Przecież ja cię kocham – jej słowa były jak balsam, a jednocześnie raniły go bo przypominały mu jego niesprawiedliwe i złe postępowanie wobec własnej żony.
- Boże, a ja ciebie zdradzałem i sprawiłem ci jeszcze większy ból. Jak mogłem nie domyślić się, że mnie kochasz? Jak mogłem być taki ślepy?
- Nie obwiniaj się aż tak. W końcu nigdy ci nie powiedziałam... – ton głosu kobiety był bardzo łagodny.
Pochyliła się by pocałować jego usta.
- Przepraszam – wyszeptał cicho. – Już nigdy nie sprawię ci bólu. Nigdy cię nie zdradzę. Nigdy. Jesteś prawdziwym skarbem, którego nie potrafiłem docenić. Wynagrodzę ci wszystko na tyle, na ile potrafię.
Narcyza zamknęła oczy. Wiedziała, że Lucjusz mówi poważnie, że nie rzuca tych słów pochopnie jak smarkacz, że jest świadomy swoich deklaracji. Popatrzyła na niego. W szarych oczach mężczyzny szkliły się łzy.
- Kochaj się ze mną – wyszeptała. – Proszę.
Nigdy wcześniej go o to nie prosiła, zawsze on składał tego typu propozycje. Popatrzył na nią z czułością i niemal zakłopotaniem. W jej oczach tliły się iskry, tłumionej latami, miłość.
Wziął swoją piękną żonę na ręce i zaniósł do sypialni.

Rozbierał ją powoli i bardzo delikatnie całował. Był tak czuły jak nigdy wcześniej. Narcyza zamknęła oczy i cicho westchnęła, gdy jej mąż zaczął bardzo delikatnie ssać jej sutki. Czuła się jak w niebie.
Pchnął ją lekko na ogromne łoże z baldachimem.
Kobieta ułożyła się wygodnie na ciemno-bordowej satynowej pościeli i pozwoliła Lucjuszowi całować i pieścić swoje ciało.
Był niesamowity. Tak delikatny i czuły, że nie mogła w to uwierzyć.
Całował jej szyję i gładził płaski brzuch, a ona wsunęła palce w miękkie, długie włosy mężczyzny, szepcząc cicho jego imię.
Obsypywał pocałunkami jej dekolt i ramiona, pieścił wnętrze ud, aż zaczęła głucho jęczeć i zacisnęła mocniej dłonie na jego włosach.
Lucjusz wsłuchiwał się w reakcje swojej żony jak w najpiękniejszą muzykę. Musnął wargami jej brzuch i pocałował wnętrze lewego uda. Polizał delikatnie jej ciepłe i wilgotne z podniecenia łono. Narcyza cicho krzyknęła.
Wiła się w gorączce, kiedy wsunął w nią język i całował, smakując z rozkoszą, jej gorące wnętrze.
Nie pieścił jej tak od nocy poślubnej i teraz kobieta miała wrażenie, że umiera z pożądania. Zaczęła go nawet błagać by ją posiadł, ale nie słuchał jej próśb. Całował ją aż osiągnęła szczyt uniesienia, krzycząc głośno jego imię. Popłakała się z rozkoszy i kiedy ją wziął, scałował delikatnie łzy z policzków kobiety.
Poruszał się w niej bardzo powoli, zmysłowymi ruchami, tak że po chwili znowu zaczęła jęczeć i prosić go o więcej. Objęła nogami jego biodra i zacisnęła dłonie na plecach męża. Lucjusz cicho krzyknął i wtulił twarz w czarne, gęste włosy kobiety.
- Nie przestawaj – szepnęła mu do ucha.
Powoli jego ruchy stały się szybsze i obydwoje zaczęli głośno jęczeć. Krzyknęła cicho, kiedy osiągnęł spełnienie, a on doszedł na szczyt rozkoszy zaraz po niej. Poczuł, ze po jego policzku spływa łza i wtulił twarz w czarne, jedwabiste włosy żony. Później bardzo długo leżeli przytuleni w zupełniej ciszy. Narcyza poczuła, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie.

*******
Zielonooki chłopak leżał na boku. Był zwinięty w kłębek. Kłębek cierpienia.
Tylko obraz matki, której ciepła i oddania, nigdy nie dane mu było poznać, trzymał go przy zdrowych zmysłach.
Ogarniały go ciemności. Ciemności cierpienia, upokorzenia i całkowitej beznadziei. Nie dane mu było nawet gonie umrzeć. Nawet to zostało mu wydarte przez bezlitosną rękę kata. W końcu będzie błagał o śmierć, a ona nadejdzie dopiero wtedy, gdy zostanie z niego,jedynie bezwolny strzęp człowieka.
Już teraz był nikim. Był zabawką w ręku chorego psychicznie zwyrodnialca. Był rzeczą...
Czuł na wargach smak własnej krwi. Nie wiedział, że tak mocno je przygryzał, żeby nie krzyczeć.
Boże, jak to bolało... I nie chodziło tylko o ból fizyczny. Dużo gorszy był ten drugi ból. Emocjonalny i psychiczny ból zranionego do głębi swej jaźni nastolatka.
Poniżenie.
Upokorzenie.
Brutalny koniec niewinności.
Boże, jak to bolało.
Harry czuł się zbrukany.
Chciał umrzeć.

Czerwone, zimne, bezdenne w swej obojętności i okrucieństwie oczy, które TO oglądały.
Dlaczego ten sadysta chciał na to patrzeć?
Nie... Dlaczego on na to w ogóle pozwolił?
Przecież było widać, jak bardzo pogardza zamiłowaniami Notta.

Harry wiedział dlaczego.
Lord radował się jego cierpieniem.
Każdym cierpieniem...
A TO było upadlające i odbierało chłopcu całą ludzką godność, przynajmniej na czas trwania odrażającego „aktu”*.

Niech on już nie wraca. Nigdy.
Jeżeli go chociaż dotknie, to Harry zwymiotuje, mimo że nie ma już czym...
„Przytul mnie mamo, chcę być z tobą” – chłopak poczuł, jak po jego policzkach płyną łzy.
To tak bolało, bardziej niż można sobie wyobrazić, bardziej niż cokolwiek do tej pory...

Nie wiedział, ile czasu tak leżał.
Usłyszał znienawidzony odgłos otwieranych drzwi.
- Podobało ci się, Potter? – cichy bezlitosny szept i dłoń ocierająca się o blady, zapadnięty policzek w parodii czułości, tak jakby sami bogowie zakpili z rozpaczliwej tęsknoty szesnastolatka, za niewinnym dotykiem ukochanej matki, którą znał jedynie z ruchomych zdjęć i z cudzych, niewesołych wspomnień...
Szczupłe ciało przeszywa dreszcz obrzydzenia. Mdłości są niemal nie do wytrzymania, ale nic więcej się nie dzieje..

- Chcesz jeszcze? – ciche słowa brzmią jak wykrzyczany z całą mocą wyrok.

BOŻE, NIE...
Dlaczego on go nie zostawi?
Harry w tej chwili nie potrafił nawet nienawidzić.
Potrafił tylko się bać i cierpieć...

„Nie zrobi tego ponownie, prawda?” – zrozpaczona, samotna myśl, jak ostatnia deska ratunku, majaczy gdzieś na horyzoncie świadomości chłopca z potarganymi, czarnymi włosami. Chłopca o jasnozielonych oczach, tak bardzo przypominających radosne, dobre oczy jego matki.
Kolejna kpina okrutnych bogów...

Palce oprawcy muskają bliznę w kształcie błyskawicy na jego czole...

Zielonooki, nagi chłopiec jest dosyć wysoki, ale teraz wydaje się tak mały i bezbronny, że na jego widok serce ścisnęłoby się każdemu.
Może nawet Severusowi Snape’ owi?
Może nawet Lucjuszowi Malfoy’owi?

Harry nie krzyczy, kiedy zostaje brutalnie przerzucony na obolały brzuch.
Nie, on tylko bezgłośnie szlocha...



* Termin akt nie oznacza zwykłego czynu ludzkiego, ale czyn wzniosły, stąd cudzysłów .
Drugą przyczyną takiego zapisu, jest znaczenie tego słowa, w odniesieniu do seksualnej aktywności człowieka, określanej często jako„akt małżeński, „akt seksualny”, lub „akt płciowy”.


*
Obudził się w środku nocy zlany zimnym potem.
Czuł się potwornie brudny i wiedział, że tego brudu nie da się zmyć.
Niczym...
Nigdy już nie będzie czysty. Nigdy...
Płakał przez sen i wcale nie zamierzał przestać płakać po przebudzeniu.
Harry zwinął się jak embrion w łonie matki, której zapachu ani dotyku nie pamiętał, chociaż rozpaczliwie starał się go sobie przypomnieć.
Tej nocy już nie zasnął.

*
Dzień mijał Harry’emu jak w malignie, a na eliksirach omal nie przysnął.
Nie rozruszał go nawet Lupin, który zaprosił go wieczorem do swojej skromnej, tymczasowej kwatery w lochach (sic!) i poczęstował kremowym piwem.
Rozmowa się nie kleiła. Harry był opryskliwy i niemiły, chociaż Remus bardzo starał się, aby poprawić mu humor. Na szczęście mądry mężczyzna nie naciskał chłopca, aby ten powiedział co mu leży na sercu. Wiedział, że Harry sam mu powie, jeżeli poczuje taką potrzebę.

***
Na lekcji ze Snapem, Potter, nie odpłyną w krainę snu tylko dlatego, że mistrz eliksirów mniej więcej w połowie zajęć stwierdził.
- Byłbym zapomniał. Panna Granger przyjdzie dziś do mojego gabinetu o 19...
- Pan Malfoy też - dodał po chwili namysłu.
Wszyscy byli tym zaintrygowani i Harry’emu trochę przeszła senność.
Severus powiedział to bardzo łagodnie i nie zamierzał nic wyjaśniać podczas zajęć.

- O co chodzi? - zapytał cicho Harry po Eliksirach.
- Pewnie o to, że widział jak płakałam i skojarzył to z przesłuchaniem... Dumbledore na pewno powiedział mu, że byliśmy przesłuchiwani razem.
- Hermiono – powiedział Harry z powagą – czuję, że jemu możesz opowiedzieć, co cię spotkało. On pary z gęby nie puści. Prędzej umrze, a na wampiry Veritaserum przecież nie działa.
Przyjaciółka popatrzyła na niego przenikliwie.
- Zmieniłeś się Harry. Kiedyś tak byś nie powiedział – uśmiechnęła się bardzo blado. – Wydoroślałeś.
- I kto to mówi – spojrzał jej łagodnie w oczy.
„Żałosne...Teraz powinienem ją objąć”
- Ale z nas emocjonalne kaleki, co? –zapytała gorzko dziewczyna jakby czytała w myślach Harry'ego.
- Taaa... – odpowiedział ze smutnym uśmiechem. – Załóżmy klub: STOWARZYSZENIE KALEK EMOCJONALNYCH. Nie podchodzić, nie odzywać się i, broń Boże, nie dotykać. Grozi spięciem, lub innymi poważnymi uszkodzeniami na ciele i umyśle.
- Pięknie to ująłeś. Jestem za – odpowiedziała Hermiona.
Nagle poczuła za sobą czyjąś obecność. Ciepło drugiego człowieka.
- Zakładacie klub upośledzonych emocjonalnie? – pytał chłodny męski głos. – A mogę się zapisać?
Hermiona obejrzała się.
Tak myślała...
Draco Malfoy miał poważne i, mimo zimnej drwiny w szarych oczach, niemal smutne spojrzenie.
- A ty co? Nabijasz się? - zapytał Potter. Nie miał ochoty na żadne utarczki słowne.
Jakby na potwierdzenie słów Draco, i ku konsternacji Harry'ego i Hermiony, dał się słyszeć cichy i niemal wściekły głos Parkinson.
- Nie. On jest impotentem. – Dziewczyna odwróciła się z jadowicie złośliwym uśmiechem, patrząc bezczelnym wzrokiem na swojego byłego chłopaka.
- Życie jest, cholera, piękne, prawda? – Rzucił Draco zimnym, drwiącym i ironicznym głosem w przestrzeń.
- Jesteś chorą, zimną, suką, Parkinson – powiedziała Hermiona i ruszyła szybkim krokiem do biblioteki.
To było naprawdę bardzo dziwne. Panna Granger nigdy wcześniej nie wyraziła się o nikim per „suka”.
- Odbiło ci, Parkinson? – spytał Harry arktycznym tonem. – Dlaczego tak mówisz? I to publicznie?
Dziewczyna lekko się zmieszała, ale nie za bardzo i tylko na chwilę. Nie była aż tak inteligentna, żeby czuć zażenowanie.
- Daj spokój, Potter – Draco wzruszył ramionami. - Ona ma racje. Przynajmniej po części. Nie, Pansy? Ale uwolniłem cię od swojego przykrego towarzystwa. Możesz poszukać sobie prawdziwego mężczyzny.
- To ja z tobą zerwałam – odrzekła zimno Ślizgonka.
- Bo nie miałem ochoty na seks... z tobą – zadrwił Draco. Pansy zaniemówiła.
- Owszem, ty zerwałaś, – dodał po chwili - ale ja się z tego bardzo cieszę. – Jego głos był niczym płynny lód.
- Jeszcze pożałujesz – wysyczała przez zaciśnięte zęby jak jadowita żmija. Odeszła od Harry'ego i Dracona rzucając im pogardliwe spojrzenie na „do widzenia”.

- I co się tak gapisz? Impotenta nie widziałeś? – zadrwił po chwili milczenia Malfoy patrząc z pełnym goryczy rozbawieniam na oniemiałego Gryfona.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteś impotentem – Harry wzruszył ramionami.
- Na razie. Przynajmniej emocjonalnym... Ach i straciłem cały pociąg seksualny do Pansy Parkinson.
- Temu akurat się nie dziwię – powiedział chłodno Harry. – Nie mam pojęcia, jak do niej w ogóle można czuć jakikolwiek pociąg.
- Wiesz co, Potter? Ludzie popełniają błędy i przeżywają rozczarowania. Takie jest życie. Grunt to odnaleźć swoje miejsce i swoje powołanie. To uspakaja, daje siłę i uwalnia, chociaż częściowo, od przeżytych koszmarów.
Harry patrzył na Malfoya, jakby go nigdy wcześniej nie widział. Przed nim stał zupełnie inny człowiek.
- Mówisz tak, jakbyś znał już swoje powołanie – powiedział po chwili siląc się na obojętność.
- Bo tak jest – spokojnie odrzekł blondyn.
- A możesz mi zdradzić, co to za wzniosły cel? - w głosie Gryfona pojawiła się nikła nutka sarkazmu i ironii.
Ku jego zdziwieniu, Draco się uśmiechnął. Szczerze.
- Nie, Potter. Może kiedyś, ale nie teraz. Poza tym... raczej byś mi nie uwierzył.
Kiedy odszedł, Harry jeszcze przez chwilę stał, zastanawiając się nad wymową usłyszanych słów. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Draco Malfoy zmusi go, do zastanawianiasię nad sensem życia.

******
Hermiona pisała zawzięcie wypracowanie na poniedziałek. Na kolacji pojawiła się tylko na chwilę i szybko uciekła do biblioteki. Nie chciała myśleć o czekającej jej rozmowie z Severusem Snape’m. Jeszcze nie wiedziała co mu powie. (Zaczęła myśleć, że może rzeczywiście należy komuś o tym opowiedzieć, a on, jako istota niepodatna na działanie serum prawdy, nadawał się do tego idealnie).
Ale najchętniej nie mówiłaby mu zupełnie nic.
I ten cholerny Draco Malfoy. Jego obecność na pewno pomoże jej w „zwierzeniach”. Na pewno! Zwłaszcza świadomość, że widział jej upokorzenie i ból, będzie niezwykle uspakajająca i odprężająca.
„Cudownie!” – na pergaminie pojawił się ogromny kleks.

- Jest za pięć siódma. Musimy iść do Snape’a. – Przy stoliku wyrósł jak spod ziemi, obiekt jej rozmyślań.
Tak naprawdę w pojawieniu się Dracona w bibliotece nie było nic tajemniczego. On też pisał wypracowanie, ale w przeciwieństwie do panny Granger nie odpłynął myślami i patrzył co jakiś czas na zegarek
Irytował ją. Irytował ją, jego spokój. Jego niemal ciepły stosunek do niej, zupełnie inny niż kiedyś. Zrozumienie w jego oczach. Współczucie. Nienawidziła tego współczucia.
- Zaraz idę – syknęła opryskliwym tonem.
Zero złości ze strony Ślizgona i żadnych drwin. Żadnego, rzuconego swobodnie i od niechcenia ”maniery, Granger”. Tylko kilka słów, które wkurzyły ją jeszcze bardziej.
- Dobrze, poczekam na ciebie przed biblioteką.
Chciała mu odwarknąć, ale wyszedł.

*
- Proszę – rozległ się męski głos, gdy Draco zapukał do drzwi Mistrza Eliksirów.
Dwoje uczniów weszło niepewnie. Stanęli na progu, nie bardzo wiedząc, co zrobić.
- Siadajcie – powiedział łagodnie Snape, w ogóle nie przejmując się tym, że żadne z nich uprzejmie go nie przywitało.
- Czego się napijecie? Gorącej kawy, a może czekolady? – Spytał kiedy usiedli
- Ja się napije kawy, dziękuję – powiedział Draco. - Po co pan nas wzywał? – spytał jeszcze, mając nieprzyjemne wrażenie, że zna powód tej wizyty.
- A ty, Hermiono? – po raz pierwszy Snape odezwał się do niej po imieniu i dziewczyna uniosła na niego zdziwiony wzrok.
- Ja, chyba czekolady... Albo nie, też kawy – szybko zmieniła zdanie
Kiedy na biurku stały trzy kubki gorącego, aromatycznego napoju, Severus powiedział cicho i bardzo spokojnie.
- Chciałem z wami porozmawiać o przesłuchaniu.
- Cholera, wiedziałem! - wyrwało się Draconowi. – Przepraszam, sir... – dodał skruszony. Ku jego zdziwieniu, profesor nie rzucił w jego stronę żadnych słów nagany.
- Dlaczego chce pan z nami o tym rozmawiać? – spytała chłodno Hermiona.
- Bo widzę, że coś jest nie tak. Zwłaszcza z tobą, panno Granger – jego głos był sugestywny i Gryfonka się zarumieniła.
- Ale może my nie chcemy o tym rozmawiać – powiedział zimnym tonem Malfoy. – Zwłaszcza Hermiona.
„Dałem ciała – pomyślał od razu chłopak - teraz to on już WIE, że stało się coś okropnego, a nie tylko tak przypuszcza” – rzucił przepraszające spojrzenie dziewczynie i odniósł wrażenie, że ją to tylko rozdrażniło.
Severus nie dał nic po sobie poznać, gdy usłyszał wypowiedź Dracona, chociaż doskonale zrozumiał sens tych słów.

Dziewczyna doznała kolejnego szoku. Malfoy użył jej imienia. Po raz pierwszy w życiu.
„Może mi się to tylko śni?” – Pomyślała z nadzieją. Ale nic innego nie wskazywało na to, że jest to sen.
- Opowiecie, co się stało, czy będziecie w milczeniu cierpieć i czekać na cud? Cuda się nie zdarzają. A prawda, wcześniej czy później, wyjdzie na jaw.
- Nie możemy o tym mówić – słowa Dracona były zimne i dobitne.
- Ale może powinniście. Wiecie, że potrafię milczeć jak grób? Dosłownie.
- Ja nie powiem ani słowa – zaperzył się chłopak.
- Możesz mówić, dzisiaj twój ojciec wyszedł z więzienia – słowa Hermiony były nasączone pogardą i Draco poczuł się gorzej, niż w dniu kiedy dostał od niej w twarz.
- Rozumiem, że chodzi o szantaż. Jakoś się nie dziwię. I radziłbym ci, Granger żebyś złośliwe komentarze zostawiła na później – powiedział cicho Snape. Hermionie zrobiło się głupio.
- Przepraszam – rzuciła w przestrzeń i żaden z mężczyzn nie był pewien, do którego z nich mówi.
- Nie powiem ani jednego, marnego słowa. Amen! – Draco wyzywająco spojrzał na Severusa.
- A ty, Hermiono? - Snape zdawał się nie przejmować urażonym blondynem. Wiedział, że słowa Granger ubodły go do żywego.
- Nie potrafię. Nawet choćbym chciała. Nie mam ochoty. Nie chcę. Nie mogę.– Hermiona poczuła, że jeżeli powie na ten temat chociaż słowo to zwymiotuje albo się popłacze.
- Okey – Severus westchnął. - Spróbujemy inaczej.
Hermiona i Draco popatrzyli na niego z zaciekawieniem. Severus Snape, Postrach Leniów Hogwartu był łagodny i cierpliwy.
- Nie zamierzam was do niczego zmuszać, ani serwować wam Veritaserum. To by było podłe z mojej strony.
Granger i Malfoy byli w szoku. On był dla nich miły, wyrozumiały, wręcz opiekuńczy.
- Czy któreś z was chce zapalić? – Hermiona mocno się zdziwiła słowami nauczyciela, ale zarówno ona, jak i Draco poczęstowali się papierosami.
- Powiedzcie mi, czy oni stosowali wobec was przemoc psychiczną?
- Owszem - powiedział zimno Draco, który miał się nie odzywać. – Już na wstępie poinformowano nas, że jesteśmy jedynie śmieciami i zasugerowano, że wszystko co powiemy, a nawet to czego nie powiemy, może być wykorzystane przeciwko nam.
- Jak to poinformowano was, że jesteście śmieciami?! – oczy Severusa pociemniały i wyglądały, jak dwa węgle rozjarzone ogniem świętego oburzenia.
- Ja jestem śmieciem, bo jestem szlamą – powiedziała chłodno dziewczyna i obydwaj panowie wzdrygnęli się, na dźwięk tego słowa z jej ust. - A Malfoy, ponieważ... - skrzywiła się lekko przy tych słowach - jest synem Śmierciożercy.
- Oni byli po alkoholu – z wyrzutem dodał Draco.
Severus postanowił zachować spokój, chociaż wiedział, że teraz byłby w stanie zabić tych dwóch kretynów, którzy mieli się za wielkich i szacownych urzędników.
- Rozumiem – powiedział nauczyciel zimnym, opanowanym tonem, przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu.
- My to też doskonale rozumieliśmy – odrzekł Draco biorąc bez pytania kolejnego papierosa i odpalając go od poprzedniego (to był chyba jego rekord), co zostało taktownie nie zauważone przez profesora.
- Jedyny problem stanowił fakt, że nawet w chwilach największej pokory z naszej strony, traktowano nas jakbyśmy byli bezczelnymi arogantami –głos chłopaka był wyzuty z wszelkich emocji.
- Używali magicznych tortur legalnych, bądź nielegalnych? Percy to świnia i wszystkiego można się po nim spodziewać – Severus miał w tej chwili gdzieś swoją mało wychowawczą wypowiedź.
- Tormentera, ale tylko w stosunku do Malfoya – powiedziała zimno Hermiona. – Ach i Revalo – spojrzała na chłopaka niepewnie, ale ku jej konsternacji i złości, na którą nic nie mogła poradzić, przyjął to bardzo spokojnie
- Tak myślałem... – Severus ciężko westchnął i ponownie zapalił, biorąc dobry przykład z ucznia.
- A przemoc fizyczna? – zaczął i zauważył, że obydwoje wzdrygnęli się z obrzydzeniem.
– Tak, czy nie? – spytał cicho, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
Niepewne kiwanie głowami. Severus zamknął oczy.
„Boże, daj mi siłę, bo mnie szlag trafi i pójdę do Percy’ego osobiście.”
- Bili was? – Czuł się jak świnia gdy o to pytał. Wiedział, że po tej rozmowie będzie musiał się upić.
- Tak – Draco wyglądał na człowieka bliskiego płaczu
- Ciebie też, Hermiono? – spytał cicho.
Kiedy dziewczyna pokiwała głową, Severus zamknął oczy i policzył do dziesięciu.
„Jutro pomorduję ich jak parszywe psy” – pomyślał z nienawiścią.
- Bardzo mocno? – spytał łagodnie, nienawidząc siebie za te słowa.
- Ja mocno nie dostałam, tylko Draco – Hermiona popatrzyła niepewnie na nauczyciela.
- Możesz nie pieprzyć głupot ? – spytał oburzony chłopak mając gdzieś fakt, że „wyrażał się” przy nauczycielu. Snape jednak nie zwrócił na to uwagi.
- Weasley dał Hermionie tak mocno w twarz, – powiedział wracając się do nauczyciela - że omal nie zabiła się, wpadając na to jego parszywe biurko. Czy to jest mocno panie profesorze, czy jeszcze nie? Może pan już skończy to bezduszne przesłuchanie – ze złoscią położył nacisk na ostatnie słowo. Wiedział że jego gniew nie jest do końca słuszny, ale nie mógł inaczej. Severus przyjął jego rozdrażnienie nad wyraz spokojnie.
- Posłuchaj, Draco. Mi nie sprawia to absolutnie żadnej przyjemności, przecież o tym wiesz. Szczerze powiedziawszy, czuję się podle. Ale z doświadczenia wiem, że takie milczenie wcale nie musi pomóc, może wręcz zaszkodzić. Myślisz, że mi jest łatwo?
- Przepraszam – zaczął chłopak – ja po prostu...
- Rozumiem – przerwał mu profesor – nie musisz się tłumaczyć.
Hermiona popatrzyła na Severusa z nadzieją. On mógłby jej pomóc. Tylko, że ona nie była w stanie opowiedzieć, tego co ją spotkało. To był koszmar...
- Muszę o to zapytać – popatrzył na Hermionę niemal ze skruchą w czarnych oczach. – Najwyżej nie odpowiesz.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zrozumieniem.
„Boże, błagam, niech ona odpowie nie” – to nie była myśl, tylko modlitwa, ale wzrok panny Granger zdradzał zbyt wiele bólu, by ta modlitwa mogła zostać wysłuchana.
- Czy oni cię zgwałcili? – ciche słowa zabrzmiały jak krzyk pośrodku głuchej nocy. Samemu mężczyźnie zadającemu pytanie, wydawało się, że coś w nim powoli pęka, bo ogromne oczy dziewczyny powiedziały mu już wszystko. Żołądek Severusa związał się w ciasny supeł, a serce stanęło na chwilę w miejscu.
- Jak pan śmie? – zimny ton Draco Malfoya wyrwał go z chwilowego otępienia i szoku. Snape znał już odpowiedź na swoje pytanie.
- Jest pan sadystą. Nie chcę tego słuchać – ciągnął pobladłymi wargami chłopak. – Chodź, Hermiona, wychodzimy.
Ale Hermiona nie wstała i Draco też nie ruszył się z miejsca zdziwiony jej zachowaniem.
- W porządku – powiedziała cicho, sama zaskoczona swoim spokojem i tym co mówi. – Moja odpowiedź brzmi tak.

Zapadła głucha, martwa cisza. Severus ukrył twarz w dłoniach i ogromnym wysiłkiem woli powstrzymał cisnące się do oczu łzy. Draco łez nie powstrzymywał. Ostano przestał wstydzić się płaczu.
- Jest pan zadowolony? – spytał łamiącym się głosem.
- Przepraszam – dodał po chwili, gdy dostrzegł ból w oczach nauczyciela.
Hermiona była bardzo blada, ale spokojna.
- Dobrze się czujesz? - spytał Severus i nagle zły sam na siebie, dodał. – Och, co za durne pytanie. Przepraszam, że je zadałem.
- Nie szkodzi. Nie jest tak źle – uśmiechnęła się blado.
- Czym wam grozili? Tobie Draco, tym że skrzywdzą ci ojca…A tobie, Hermiono?
- Chodzi o moich rodziców – dziewczyna była smutna i przestraszona. – Nikomu pan nie powie, prawda? – podniosła na nauczyciela zalękniony wzrok.
- Nie powiem nawet swojemu odbiciu w lustrze. I obiecuje, że prędzej Ministerstwo Magii zawali się na głowę Knotowi, Percy’emu i Matrojewowi, niż stanie się krzywda twoim rodzicom. Już ty się o to nie bój. I tak są pod ochroną, a jak szepnę słówko Dumbledore’owi... Nie patrz tak, nie powiem mu co zaszło... Włos im z głowy nie spadnie, Hermiono.
- Dziękuję – powiedziała i spróbowała się uśmiechnąć.
- Nie ma za co, dziecko.

Draco nie słuchał tej rozmowy. Wspomnienia z ministerstwa naszły go zbyt silną falą. Znowu. Siedział i cicho płakał.
- Draco, co ci jest? – zapytał nagle z niepokojem Snape.
- Och nic, ja tylko tak, przepraszam - zaplątał się we własnych beznadziejnych wyjaśnieniach. – Nie chcę o tym mówić..
Więcej już nie był w stanie powiedzieć, bo miał ściśnięte gardło.
- Hermiono, pójdziesz sama? Dasz radę? – zapytał Snape
- Tak – powiedziała, patrząc z zaciekawieniem na Ślizgona. – Na pewno - dodała widząc zaniepokojoną minę Severusa.
- Wiesz, że zawsze możesz przyjść i porozmawiać?
- Wiem, panie profesorze i dziękuję.
- Możesz odejść, Granger i nie masz mi za co dziękować. Jestem twoim nauczycielem.
- Mimo wszystko dziękuję. Dobranoc, sir.
- Dobrano, Hermiono – odpowiedział Snape
- Cześć – rzuciła do Malfoya patrząc na niego niepewnie.
Skinął jej tylko głową, bo nie był w stanie odpowiedzieć i starł wierzchem rękawa białej bluzy, płynące z oczu łzy.

- O co chodzi, Draco? – spytał łagodnie Severus po wyjściu Hermiony. -Wiesz, że możesz ze mną rozmawiać otwarcie...
- Otwarcie? – wzrok chłopaka był zimny jak lód, a w szarych tęczówkach dostrzec można było kryształki skondensowanego bólu.
Severus przymknął oczy, widział że Draco cierpi i znał prawdopodobną przyczynę takiego stanu rzeczy. W końcu sam kiedyś patrzył na cudze cierpienie. Zstawiło to niezabliźnioną ranę w jego sercu.
Tylko, że on, Severus, mógł coś zrobić; zostałby za to ukarany, ale mógł. A Draco mógł jedynie patrzeć na to, co się działo. Być bezsilnym obserwatorem rozgrywającej się przed jego oczami tragikomedii napisanej przez samo życie. Tragikomedii, w której paradoksalnie został umieszczony, nie jako aktor a widz.
Tragikomedii, która miała mu pokazać jak mało znaczy i jak niewiele może.
Bezsilność jest najgorszym z możliwych stanów. Snape o tym wiedział.
I nie miał pojęcia, jak pomóc chłopakowi.

- Posłuchaj – zaczął po kilku minutach przytłaczającej ciszy, w której było słychać nawet upadające na biurko łzy młodego Malfoya. – Mogę tylko domyślać się co czujesz. W pewnym sensie wiem jak to jest kiedy można tylko patrzeć...
- Nie wiem pan – zimne skalkulowane stwierdzenie, nie pozostawiające żadnego minimalnego marginesu zastrzeżenia czy błędu w myśleniu. Czyste, chłodne stwierdzenie faktu.
Ciche słowa rozbrzmiały w głowie profesora jak wystrzał armatni, odbijając się echem od ścian czaszki i pozbawiając Snape’a jakichkolwiek argumentów. Jakichkolwiek. Bo on przecież ich nie miał. Tak po prostu. Nie był postawiony w pozycji kogoś, kto nie może zrobić absolutnie nic. Zawsze mógł. Mało tego - nigdy się nie odważył, a czasami po prostu nie miał ochoty.
Dopiero te trzy sowa dały mu pełny obraz tragedii, jaką przeżył Draco, a to był tylko początek... Koszmar ciągnął się późno w nocy i kończył patrzeniem na śmierć niewinnego dziecka, którego Malfoy junior też nie mógł uratować, nawet gdyby chciał – oni mieli przewagę nie tylko w liczbie ale i w umiejętnościach.
„Cholera jasna” – pomyślał zrozpaczony Severus.
- Nie wie pan – powtórzył chłopak. –J a nie mogłem zrobić zupełnie nic, mogłem tylko pogorszyć jej sytuację. Tylko pogorszyć. Wie pan jak to jest? Co się wtedy czuje? – Głos chłopaka był zimny, drwiący i sarkastyczny. – Mogę panu opowiedzieć.
- Draco, to co się stało nie było twoją winą, zrozum; zamartwianie się i obwinianie niczego nie da...
- Nie było moją winą?! Właśnie że było... nie potrafiłem trzymać mordy na kłódkę i nazwałem tego wszarza Weasleya chamem, tylko dlatego to zrobił, żeby mi pokazać, jaką ma władzę nade mną i nad Granger.
- Ten wszarz, jak go określiłeś, zrobiłby to i tak. Wierz mi Draco. Tacy ludzie nie mają skrupułów.
- Łatwo panu mówić.. Ja musiałem słuchać jak ona krzyczy.. Nie rozumie pan?!Ona błagała o pomoc! – Draco był bliski furii, prawie krzyczał na profesora. – Błagała o pomoc, której nie mogłem udzielić. Niech mi pan nie pieprzy o obwinianiu się! Ja jestem winny! Jestem współwinny i jestem gnojem, bo nic nie zrobiłem!
- Nie mogłeś, przecież wiesz, że nie mogłeś, Draco – Severus mówił do niego łagodnie i cicho. Nie miał pojęcia, jakie słowa mogłyby do niego trafić, chyba żadne. Jeszcze nie teraz, a może nigdy...
- Oczywiście, że nie – wysyczał chłopak ze złością. – Doskonale o tym wiem, nie wiem tylko jednego i pan , panie profesorze nie jest mi w stanie pomóc.
- Możliwe, że nie, ale spróbuję – Severus uczepił się nadziei, że może jednak jest w stanie chociaż trochę uśmierzyć cierpienie młodego człowieka.
- Spróbuje pan? – głos Dracona był cichy i poważny. Chłopak wstał i podszedł do drzwi a nauczyciel go nie zatrzymywał.
- To niech mi pan powie, jak z tym żyć. – Po tych słowach otworzył drzwi i wyszedł.
Snape nie upił się do nieprzytomności tylko dlatego, że miał go odwiedzić stary przyjaciel.

***

Napisany przez: Kitiara 29.12.2004 14:06

(*)Lucjusz Malfoy pojawił się o północy w kominku, w prywatnej kwaterze mistrza Eliksirów.
Severus patrzył jak wysoki blondyn otrzepuje z siebie kurz. Lucjusz spojrzał na przyjaciela a następnie wyciągnął ręce w geście powitania i obydwaj się uścisnęli.
- Witaj.
- Witaj.
Cisza.

- Nalej wódki, Sev - powiedział nagle Lucjusz. Na to mistrz uśmiechnął się blado.
- Jestem ci wdzięczny za te słowa.
- Potrzebujesz tego, Severusie?
- Owszem, Lucjuszu.
Malfoy patrzył jak gospodarz rozlewa wyborną Brandy do literatek i magicznym zaklęciem dodaje lód.
- Nawet nie wiesz jak ja tego potrzebuję - Lucjusz usiadł i ukrył twarz w dłoniach.
Jasnowłosy wypił duszkiem wódkę i opowiedział rozmowę z Narcyzą, pomijając kwestię gwałtu panny Granger milczeniem, ale ku jego zdziwieniu Severus powiedział:
- Już wiem, co zaszło na przesłuchaniu, powiedziała mi o tym w zaufaniu sama Hermiona... Twój syn strasznie to przeżył, może nawet bardziej niż Próbę.
- Nie wiem, co mam zrobić, Severusie, po prostu nie wiem. Narcyza wyznała mi miłość po prawie dwudziestu latach małżeństwa i prosiła bym spełnił ultimatum Dracona, ale ja naprawdę nie wiem co będzie dobrym posunięciem...
- Czyli wreszcie się zdecydowała powiedzieć ci, jak bardzo cię kocha... – Severus uśmiechnął się do siebie. Od dawna wiedział o tej skrywanej miłości i chwilami zazdrościł swemu przyjacielowi. – Trochę to długo trwało, ale chyba warto, prawda Lucjuszu?
Lucjusz nie skomentował słów przyjaciela, nie było czego. W końcu własnej, dwudziestoletniej głupoty komentować nie powinien. Patrzył tylko w ogień jakby tam mógł znaleźć odpowiedź na wszelkie życiowe bolączki.

- Powiedz mi, co ja mam zrobić, jak postąpić. Nie chcę stracić ani Narcyzy, ani Dracona, nie wiem którą drogę wybrać, nie wiem co zrobić.... Sever, a ty... co ty czułeś kiedy się od niego odwróciłeś?
- Ulgę.
- Ale przecież narażałeś własne życie...
- Lucjuszu, ja byłem w zupełnie innej sytuacji, nie miałem rodziny, ani nikogo na kim by mi zależało. Własna śmierć byłaby dla mnie wyzwoleniem, dlatego czułem ulgę.
- Ja niestety nie mogę poczuć tej ulgi....
- Skoro nie możesz to znaczy, że już wybrałeś.
- Wybrałem... - Lucjusz nie był pewien swoich słów. - Mówisz, że wybrałem... może rzeczywiście, tylko co?
- Bądź neutralny. Po cichu wspomagaj nasz Zakon, ale nie narażaj życia jako szpieg.
- Nie być ani po jednej ani po drugiej stronie... Nie być szpiegiem... może to byłby nawet dobry pomysł gdyby...
- Gdyby co?
- Gdyby mój syn nie zadeklarował, że się mnie wyrzeknie jak nie zostanę szpiegiem jasnej strony. Cholera...
- Ale z synem możesz się dogadać, Luc.
- Ale nie mogę się zgodzić, żeby to on się narażał, przecież to jeszcze dziecko... Dla mnie zawsze będzie dzieckiem! - Lucjusz Malfoy prawie krzyczał.
- Ja nie pozwolę na to, żeby on został skrzywdzony w jakikolwiek sposób, to mój syn i musze go chronić! – zachowywał się tak jakby dopiero teraz zrozumiał, że Draco jest jego skarbem. Jego synem i jedynym dziedzicem.
- On już nie jest dzieckiem, Lucjuszu. Nie po tym, co przeżył. Nie poznasz go. To poważny młody mężczyzna.
- Ale to MOJE DZIECKO!!! Severusie, czy gdybyś był na moim miejscu narażałbyś własne dziecko? Czy byłbyś do tego zdolny, czy poświęciłbyś życie ukochanych osób?!
- MUSISZ LICZYĆ SIĘ Z TYM, ŻE TWÓJ SYN PODJĄŁ ODPOWIEDZIALNĄ DECYZJĘ I NIE MOŻESZ MU TEGO ZABRONIĆ! Możesz się jedynie z tym pogodzić, porozmawiać z nim, znaleźć kompromis.
- Mogę mu pomóc – powiedział Lucjusz po kilku chwilach milczenia. Na twarzy starszego maga pojawiła się determinacja, nagle zrozumiał co musi robić.
- Jak? Zostając dalej wiernym psem Voldemorta?! - Snape był zdenerwowany
- Nie, zostając pieprzonym szpiegiem starego Dropsa... – powiedział zbolałym głosem Lucjusz. Nagle decyzja okazała się taka łatwa. To znaczy Malfoy senior zrozumiał, że jest ona słuszna; łatwa ona nie była i nigdy nie będzie.
- Przecież to mój jedyny potomek. Nie wiem czy jeszcze będziemy mieli z Nari dzieci, przecież już trzy razy poroniła. Poza tym Narcyza błagała mnie, żebym coś zrobił, a ta cudowna kobieta mnie kocha i chyba jestem jej coś winien za tyle lat cierpienia.... Wiesz jak musiała ją boleć każda zdrada z mojej strony? – Lucjusz westchnął przeciągle i nalał sobie następną porcję alkoholu, Severusowi też. Mistrz Eliksirów był zdziwiony nagłą zmianą w postawie przyjaciela. Był nią niemal zakłopotany. Czuł że źle ocenił Lucjusza, nie licząc na tak mądre posunięcie z jego strony.
- Szpiegując dla tego powalonego Chrabąszcza, mogę im zapewnić maximum bezpieczeństwa na jakie stać Dumbledore’a – kontynuował Malfoy. - Co jak co, akurat bezpieczeństwo zapewnić on potrafi. Może do ukończenia przez Dracze Hogwartu wszystko się zmieni, może będzie lepiej, może nie będzie musiał wchodzić w struktury Śmierciożerców? Może, może, może...
- Sam powiesz o tym Albusowi, czy ja mam to zrobić? – spytał łagodnie Severus.
- Ty powiedz... Ja z nim porozmawiam w przyszłym tygodniu, teraz chcę się widzieć z Draconem... Koniecznie – Lucjusz wypił jednym haustem połowę szklaneczki.

*Cały ten fragment pomogła mi napisać kochana Nag (która teraz jest bez kompa i cierpią na tymm wszystkie Jej i nasze wspólne opowiadania, których jeszcze nie skończyłyśmy). Dzięki Naguś:]

*
- Co się stało? – Draco przetarł zaspane oczy.
- Ciii... – powiedział Snape. – Chodź, ktoś chce z tobą porozmawiać.
- O tej porze? – blondyn ziewnął, a ten gest był tak niewinny i chłopięcy, niemal uroczy, że Severusowi ścisnęło się serce.
„Biedny dzieciak” – pomyślał, mimo że jakiś kwadrans wcześniej przekonywał Lucjusza w sprawie dorosłości Malfoya juniora.
- Chodź ze mną... tylko załóż na siebie cokolwiek, na golasa chyba nie pójdziesz...
Draco włożył czarne sztruksy, które wymacał obok łóżka i wstał by poszukać jakiejś bluzy. Jedna z jego ulubionych ciemnogranatowych leżała także przy łóżku, więc ją naciągnął przez głowę i ponownie potężnie ziewnął, patrząc z wyrzutem na nauczyciela.
- Gdyby to nie było nic pilnego, nie budziłbym cię, przecież wiesz.
- Wiem, sir... I przepraszam za moje zachowanie, pan chciał dobrze. I sam pan przeżył nie mniejszy koszmar.
- Nie szkodzi – powiedział Severus. Draco usłyszał w jego głosie szczere współczucie i zrozumienie. – Nic złego nie zrobiłeś ani nie powiedziałeś. Jesteś silny i na pewno poradzisz sobie w życiu, teraz chodź ze mną.

Kiedy weszli do kwatery Severusa, Draco stanął w progu jak rażony piorunem. Od razu przeszła mu wszelka senność.
- Musimy poważnie porozmawiać, synu – powiedział grobowym głosem Lucjusz Malfoy.
Draco patrzył na ojca w niemym szoku. Nie wiedział, że tak szybko dojdzie do tej rozmowy. W ogóle zapomniał nawet o tym, że Lucjusz miał wyjść dziś z więzienia...
- Zostawię was samych – powiedział Snape, rozumiejąc powagę sytuacji. - porozmawiajcie swobodnie... Pójdę do swojego laboratorium, popracować nad składem nowego eliksiru.
- Dziękuję, Severusie – podziękował uprzejmie Lucjusz.
- Siadaj, synu – rzekł po wyjściu Mistrza Eliksirów. – Jego głos był spokojny, ale prawie zawsze taki był i Draco nie wiedział czego może się spodziewać.
Usiadł posłusznie.
- Napijesz się ze mną Brandy? – zapytał Lucjusz senior.
- Tak, ojcze – odrzekł Draco. - Poproszę.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu popijając alkohol i paląc papierosy.
- Powiedz mi, czy to ładnie stawiać ojca przed takim wyborem? – zapytał z łagodną naganą w głosie starszy mag.
- Ale ja tak musiałem, ojcze – odpowiedział Draco poważnym tonem. Ne mogłem inaczej postąpić... I nie zrobiłem tego po to, by cie krzywdzić... Kocham ciebie i mamę.
- Wiem – ku jego zdziwieniu ojciec nie zdenerwował się, wypowiedzianymi wprost, słowami prawdy. – Ale mimo wszystko tak się nie robi. Powinieneś ze mną porozmawiać.
- Rozmawiam – Draco wiedział, że jest w tej chwili bezczelny, ale zaryzykował. Ojciec wyglądał, jak człowiek który właśnie podjął ważną decyzję. I Draco wiedział, że na jej zmianę nie jest w stanie wpłynąć nikt. W końcu sam po kimś odziedziczył ośli upór. Nie wiedział tylko jednego, że teraz była osoba, która mogła wpływać na tego surowego mężczyznę dużo bardziej niż dotychczas. Narcyza Malfoy.
Reakcja ojca była dziwna. Lucjusz się roześmiał.
- Jesteś prawdziwym Malfoyem... Dziadek byłby dumny z twojej odpowiedzi... Lakonicznie i na temat.
- Od kogoś się tego nauczyłem, ojcze – Lucjusz pokiwał ze zrozumieniem głową. Zaciągnął się po raz ostatni i zaczął przygaszać resztkę papierosa w ukochanej popielniczce Severusa.
- Matka powiedziała mi, co zaszło na przesłuchaniu – powiedział poważnym tonem, wypuszczając nosem dym.
Draco pobladł i wyglądał na wkurzonego.
- Nie denerwuj się. Nie mogła inaczej postąpić... Widzisz, Draco zachowałem się wobec niej jak świnia i... nieważne. Nie bój się nikt o tym się nie dowie.
- Jeżeli zrobiłeś matce jakąś krzywdę, zamorduję cię – powiedział zimno Malfoy Junior i Lucjusz wiedział, że mówi poważnie.
- Nie. Opamiętałem się.
- Wiesz co jeszcze powiedziała mi Narcyza? Że zawsze mnie kochała. I kocha nadal. Nie jestem jej godzien... – Draco dostrzegł że jego ojciec jest bliski płaczu. Nigdy wcześniej nie widział, żeby Lucjusz miał w oczach łzy.
- Jestem z ciebie dumny – powiedział nagle do syna. - Dumny ze wszystkiego co zrobiłeś, a najbardziej dumny z tego, że trzasnąłeś tego pieprzonego Weasleya w zęby. Trzeba było mu je wybić.
Draco patrzył na niego jak oniemiały.
- Ryzykanctwo też po kimś odziedziczyłem – powiedział w końcu i nieznacznie uśmiechnął się do ojca.
Lucjusz wyglądał na zaskoczonego tymi słowami.
- Wiem o Annie Salior ojcze i o jej rodzicach... Dlaczego wtedy nie odszedłeś szpiegować dla Dumbledore’a? Dlaczego? – Spytał chociaż znał odpowiedź, która nastąpiła po dłuższej chwili niemej ciszy.
- Byłem z byt dumny. I nadal jestem, ale nie mogę ignorować próśb kobiety, która przez całe nasze wspólne życie mnie kochała, i która nie otrzymała nic w zamian.
Draco popatrzył na ojca szeroko otwartymi oczami. Był pewien, ze się przesłyszał.
- To znaczy, że... – zaczął niepewnie.
- Tak – wszedł mu w słowo ojciec. - To oznacza, ze przyjąłem twoje ultimatum.
- Tak się cieszę, tato – Draco rzucił się Lucjuszowi na szyję. – Dziękuję.
Mężczyzna nie był przyzwyczajony do takich poufałości, ale przytulił syna.
- Dobrze, już dobrze – powiedział wypranym z emocji głosem, chociaż był wzruszony. – Siadaj, nie rób mi tu scen.
Chłopak odsunął się zawstydzony własnym wybuchem emocjonalnym.
- Powiedz mi Draco, skąd wiesz o tej tragedii sprzed siedemnastu lat. Zapewne od Severusa, ale w jakich okolicznościach ci o tym powiedział?
Draco zarumienił się jak buraczek na wiosnę i spuścił głowę.
- No, o co chodzi? – spytał łagodnie i ciekawie Lucjusz.
- Bo ja byłem strasznym chamem i dokuczałem Potterowi... z powodu tortur. Bardzo niewybrednie mu dokuczałem... Teraz mi wstyd. Właśnie wtedy profesor mi o tym opowiedział, żeby mi pokazać moją głupotę, ignorancję i okrucieństwo.
- Rozumiem. Wiem wszystko na temat Notta. Severus ze mną korespondował. Sam bym go załatwił gdybym miał okazję. Do tej pory żałuję, że go nie wykończyłem.
- Profesor Snape też. Powiedział, że był zwykłym tchórzem. Ale ja tak nie uważam. Niezależnie od tego, że któryś z was zabiłby Notta, tamta dziewczynka i jej rodzice umarliby i to w jeszcze większych męczarniach. Tom Marvolo Riddle jest wcieleniem zła i okrucieństwa. To czerwonooki sadysta uwielbiając zadawać ból. Teraz już to wiem i wiem na co go stać.
Lucjusz Malfoy był zdziwiony dojrzałą i spokojna wypowiedzią syna. Rzeczywiście Severus miał rację, że Draco wydoroślał, może był nawet poważniejszy od własnego ojca. Severus jak zwykle miał rację. Lucjusz westchnął.
- Matka mi opowiadała o twojej Próbie, podobno przeszedłeś ją wspaniale. Czarny Pan jest z Ciebie dumny. Jutro zapewne wezwie mnie na prywatną pogawędkę... Posłuchaj mnie uważnie. Wszystko co stało się w Ministerstwie Magii – mężczyzna zauważył jak jego syn krzywi się i drży na wspomnienie tych przykrych wydarzeń – jest tajemnicę. Nie zdradzę się ani jednym słowem i ani jednym gestem, że coś wiem. Możesz być pewien. Będę się nawet słodko uśmiechał to tego skurwiela wiceministra i kretyna ministra. A co do rodziców Granger.... – mężczyzna westchnął przeciągle przy tych słowach. - Najlepiej powiedzcie o tym szantażu Dumbledore’owi. On potrafi zapewnić ochronę każdemu. Nikomu więcej nie mówcie... Wiem że to dla ciebie, jak i dla niej, jest bardzo przykre. Jemu jednak powinniście zdradzić ten sekret, zwłaszcza, że stary Trzmiel na pewno wielu rzeczy się domyśla... Nie zdziwiłbym się gdyby znał myśli uczniów.
- Jak możesz mówić o koszmarze, że jest czymś przykrym, tato? – powiedział z wyrzutem chłopak. – Myślisz, że dla Granger to było po prostu bardzo niemiłe? Nie masz pojęcia o czym mówisz... No, może masz... – w jego głosie zabrzmiała zimna drwina i Lucjusza przeszył dreszcz obrzydzenia na wspomnienie wszystkich tych nocy, kiedy, odurzony narkotykami, alkoholem i adrenaliną, brał udział w krwawych orgiach i brutalnych gwałtach,
- Zrobiłem w życiu wiele złych rzeczy, Draco i nie jestem z nich dumny. Postaram się wszystko wam wynagrodzić... Tobie i mamie... I zrobię wszystko by uratować Severusa... Wiem, że byłem zimnym, surowym i nieprzystępnym ojcem, ale to nie znaczy, że cię nie kochałem i nie kocham. Jesteś moim jedynym synem, miłuję cię z całego serca i nie pozwolę ci zniszczyć sobie życia takim durnym ultimatum. Nie godząc się na nie narażałbym cię na jeszcze większe niebezpieczeństwo, niż sam siebie chcesz narazić.

Draco spuścił wzrok i milczał. Siedzieli w takiej ciszy kilka minut.
- No, na mnie już czas – Lucjusz wiedział, że jego syn pogrążył się w bolesnych wspomnieniach z przesłuchania i wiedział, że nic na to nie może poradzić. - Muszę jeszcze porozmawiać z mamą, a jutro jest jakieś posiedzenie w Ministerstwie Magii, na którym się muszę pojawić. ... Życz mi szczęścia na nowej drodze życia synu – ostatnie zdanie zakrapiane było dużą dawką ironii.
- Ja też jestem z ciebie dumny tato – powiedział Draco, gdy ojciec uścisnął mu dłoń i podszedł do kominka. - Jestem dumny, że podjąłeś taką a nie inną decyzję i jestem dumny, że narażałeś siedemnaście lat temu własną skórę, aby uchronić tamtych troje mugoli przed niewyobrażalnymi cierpieniami. Naprawdę.
- Dziękuję, synu– na twarzy Lucjusza pojawiło się spotykane tam niezwykle rzadkie zjawisko, zwane rumieńcem. – Ty zrobiłbyś pewnie na moim miejscu to samo.
- Nie wiem tato, czy bym się odważył. Ale wiem jedno – w oczach Dracona zagościł niebezpieczny, niemal fanatyczny błysk a jego głos był zimny jak lód i Lucjusz Malfoy popatrzył z zaniepokojeniem na swojego syna. – Wiem, że kiedyś zamorduję Percy’ego Weasley’a, i że to nie będzie lekka śmierć.
Starszy blondyn nie miał zielonego pojęcia, co mógłby odpowiedzieć na taką deklarację i nie odpowiedział nic. Jego syn mówił poważnie...

***
******

Napisany przez: siistars 29.12.2004 15:25

Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? cry.gif

Napisany przez: Kitiara 29.12.2004 15:34

Hej, chwila moment!
Wklejam codziennie... - to po pierwsze.
Po drugie -> ten odcinek nie zmieścil się w jednym poście i to jest MAŁO?

Wiecie co?
Takie podejście do rzeczy zaczyna mnie wnerwiać...


Napisany przez: Justa 29.12.2004 17:17

Śliczne...
cry.gif
a ja powiem szczerze że mi sie bardzo podoba że dajesz codziennie rozdziały i że nie dajesz ich za dużo na raz tylko powoli po jednym smile.gif, dzięki temu opowiadanie wciąga smile.gif

Napisany przez: Raistlin 29.12.2004 18:46

Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas przyszedł na krytyke. Ostatnio sobie wszedłem na forum Miriell, żeby popatrzeć ile tego masz napisane, przeczytałem jedną część opowiadania(którą tu właśnie wkleiłaś) i pare postów. I właśnie w którymś z nich został poruszony temat alkoholu w twoim opowiadaniu.
Zastanowiłem sie i doszedłem do problemu nie tylko alkoholu ,ale też papierosów.
Chodzi mi o to, że zastanawiam sie skąd oni maja tyle wódki(i nie tylko) a także papierosów. Na dodatek tak jak piszesz większość jest mugolska np. wódka Smirnoff,czy papierosy Malboro(według mnie mogłaś wymyślić jakieś czarodziejskie ale to tylko moja (nie)skromna opinia).Przecież żeby mieć tyle tego oni by musieli ze sobą do Hogwartu w kufrze przywieść tyle tego, że hej(a wątpie żeby tak zrobili), a na dodatek nie często wychodzili choćby do Hogsmeade, a o mugolskich wioskach czy miastach nawet nie wspominająć, gdzie mieli by możliwośc zakupienia alkoholu czy paierosów. Zastanawiałem się też nad tym, że oni mają tylko 16 lat a piją litry alkoholu, np. przy Snapie czy tam przy kimś innym a nawet samemu lub z kumplami, i fajczą bardziej niż kominy, nawet w obecności Dumbla. No na tym koniec (ale sie rozpisałem co nie? biggrin.gif ). Mam nadzieje Kit że to przeczytasz i odpowiesz na dręczące mnie pytania.

Edit:

Aha i jeszcze zauważyłem że ty się pomyliłaś przy ocenach: piszesz akceptowalny zamiast zadowalający(taki mały błąd ale mnie to razi)

Napisany przez: Kitiara 29.12.2004 19:01

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist.smile.gif
Mogę wiedzieć czemu czytałeś na mirriel? aż tak jesteś niecierpliwy?:]
Dobra, nieważne. Chyba masz durzo czasu wolnego.

Po pierwsze - sytuacja jest bardzo stresogenna, a wtedy człowiek częściej sięga po używki. Czy czarodzieje czymś się pod tym względem różnią od mugoli? Wydaje mi się, że nie. A Dumbledore to przecież bardzo tolerancyjny człowiek.
Po drugie - to czarodzieje, więc sobie z uzupełnienem zapasów alkoholu potrafią pradzić.
Po trzecie - tu się biję w piersi - nie chce mi się wymyślać nazw czarodziejskich trunków (obiecuję poprawę!) blush.gif .
Po czwarte - jestem osobą bardzo tolerancyjną jeśli chodzi o alkohol; gdy miałam 16 lat regularnie chadzałam na piwo i wychodzę z założenia, że psychicznie zdrowy człowiek, nawet jeżeli zdarza mu się w wyjątkowych chwilach wypić trochę więcej, nie naraża się zbytnio na uzależnienie. Wiem z autopsji i widzę po moich znajomych... Częściej spijają się te osoby, które bardzo rzadko po alkohol sięgają, nie zaś ci którzy piją w miarę często i z umiarem. Może to brzmi dziwnie, ale też to znam z własnego doświadczenia. Włosi na przykład, codziennie piją do obiadu wino i wodę. Dużo już w życiu widziałam, Raist:)
Pozdrawiam serdecznie, kit

PS: Lepiej czytaj na tym forum, bo przed wklejaniem poprawiam błędy, które uda mi się wyłapać i czasem "udoskonalam" tekst. Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania to "wal"!

Napisany przez: Raistlin 29.12.2004 19:16

Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu "w piekle mam już naszykowany kocioł z moim nazwiskiem więc mi tu nie pieprz o ciekawości" biggrin.gif (troche zmieniłem)

A jestem i mam dużo czasu smile.gif

Do pierwszego: tu sie zgadzam
Do drugiego: możesz mi wytłumaczyć jak? normalnie chyba nie wyczarują Smirnoffa z powietrza (chyba nie ma takiego zaklęcia)
Do trzeciego: mam nadzieje bo inaczej...
Do czwrtego: wierze ci na słowo, choć z moich obserwacji jest inaczej ale nie będziemy się o to kłócić, a z doświadczeń na własnej skórze to nic ci nie powiem bo nie pije smile.gif "Dużo już w życiu widziałam Raist:)" a w to nie wątpie biggrin.gif

Do ps: tak zrobie będe walił odrazu smile.gif


Napisany przez: Kitiara 29.12.2004 19:54

QUOTE
Do drugiego: możesz mi wytłumaczyć jak? normalnie chyba nie wyczarują Smirnoffa z powietrza (chyba nie ma takiego zaklęcia)

Nie wiem, możliwe, że jest. W końcu można wyczarować krzesło, albo kubek kawy:]
Chodziło mi jednak o coś innego. Czardziej może "przemycić" bardzo wiele alkoholu - wystarczy rzucić na bagaż ,który go zawiera, zaklęcie zmniejszajace, czyż nie?smile.gif


QUOTE
"w piekle mam już naszykowany kocioł z moim nazwiskiem więc mi tu nie pieprz o ciekawości"
-> dawaj link do tego FF-a!

Napisany przez: Raistlin 29.12.2004 21:01

Tu masz racje i z tym się zgadzam

Jak znajde to dam smile.gif (ale masz mi tu wkleić jutro dobry kawał twojego opowiadania)

Edit:

Znalazłem. Nie będe dawać ci linka bo zawsze jak ktoś dawał linka to zazwyczaj mi sie nie właczał, więc ci powiem gdzie znaleźć:

4 (ewentualnie 5) strona tego działu, fic autorstwa: Toroj, nazwa: Hapy Niu Jer (pewnie znasz) i to by było na tyle.

Pozdrawiam
Raistlin

Napisany przez: Mira 29.12.2004 22:53

fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszować autorce wykonania jak i pomysłu. Cieszy mnie to ze dajesz codziennie tak dłuuugaśnie party, a to jest rzecz rzadka na forum i to się chwali.
Pozdrawiam i życzę dalszej weny do tworzenia nowych dzieł wink.gif

Napisany przez: Galia 29.12.2004 23:07

To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna cyniczna i bez serca.
Sposób pisania masz bez zarzutu, styl też. Jednak treść... Powiem szczerze treść ma się nijak do charakterów bohaterów.. Bez przesady Percy i gwałt... Dumbledore i taka bezsilność ? Tylko Snape mi się podoba.
I powiem ci szczerze, że ze względu na pewne sceny wolałabym widzieć tego FF na Lotosie zamast tutaj...

Napisany przez: Kitiara 30.12.2004 00:47

Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest erotyk.
Dumbledore'a specjalnie właśnie tak przedstawiłam - > chodzi mi o podkreślenie faktu, że nie ma ludzi wszechmocnych. Zrobiłam to więc z premedytacją:]
A co do Percivala Weasleya. Po raz drugi czytam piąty tom HP - tym razem w tłumaczeniu pana Polkowskiego i coraz bardziej dochodzę do wniosku, że z niego mógłby zrobić się absolutnie zimny drań (nie cierpię tej postaci od pierwszego tomu).

Dzięki, że uważasz, iż sposób pisania mam bez zarzutu. Ja tam bym sobie trochę zarzuciła:]

Pozdrawiam!

Napisany przez: Kitiara 30.12.2004 01:21

Sobota, 10.11.1996

Narcyza i Lucjusz rozmawiali prawie do świtu. W końcu niewyspany mężczyzna musiał stawić się na posiedzeniu rady nadzorczej ministerstwa. Dyskutowany był projekt ustawy mającej na celu unieważnienie Dekretu o Ochronie Wampirów. Przewodniczącym był on, ale główny głos w sprawie miał, obecny na zebraniu i wydelegowany na nie w imieniu Ministra i Wiceministra, Matrojew.
Lucjusz go nie znał, ale od pierwszego wejrzenia szczerze znienawidził. I wiedział, że niechęć do tego człowieka, poczułby nawet, gdyby nie miał pojęcia o tym, jak Igor zachowywał się na przesłuchaniu uczniów.
- Pan Lucjusz Malfoy, jak mniemam – Bułgar wyciągnął rękę do jasnowłosego maga.
- Pan Igor Matrojew? – Lucjusz podał mu dłoń z wewnętrznym obrzydzeniem. Uśmiechał się przy tym nieszczerze.
- Tak. Jest pan uderzająco podobny do swojego syna, to znaczy powinienem powiedzieć, że pański syn jest uderzająco podobny do pana... – uśmiechnął się cynicznie Igor.
„Ty sukinsynu” – pomyślał przewodniczący rady nadzorczej, nadal łaskawie się uśmiechając.
- Owszem, jest podobny do mnie pod bardzo wieloma względami... – jasnowłosy mag nie mógł puścić płazem wrednej miny Matrojewa.
Igor zmrużył nieznacznie ciemne, zimne oczy i Malfoy ucieszył się widząc na twarzy rozmówcy nutę konsternacji.
- Wchodzimy? – zapytał nonszalancko Lucjusz.
- Oczywiście – Matrojew otworzył kurtuazyjnym gestem drzwi do Sali Posiedzeń.

******
Narcyza musiała to zrobić. Severus był zbyt cennym przyjacielem i człowiekiem (tak, człowiekiem), by pozwolić go zabić.
Musiała interweniować. Gdy tylko Lucjusz aportował się do ministerstwa, kobieta wzięła szybki prysznic, założyła prostą, bordową sukienkę nad kolana i spięła włosy w luźny węzeł.
Musiała wstawić się za Severusem Snape'em u wiceministra magii.
Musiała, mimo, że ten człowiek wzbudzał w niej odrazę i niechęć.

*
- Proszę wejść – usłyszała, pani Malfoy, protekcjonalny ton, kiedy zapukała do gabinetu Percivala Weasleya. Przywołała na twarz najbardziej uroczy uśmiech na jaki ją było stać, w tej mało uroczej sytuacji, i weszła do środka.
Kobieta zdecydowanie odmówiła zostawienie różdżki na dole w recepcji. Powołała się na to, że jest żoną przewodniczącego rady nadzorczej. Może nie upierałaby się tak, gdyby nie opowieść syna o zdolnościach nowego wiceministra. Wątpiła w to, że odważyłby się na tknięcie żony tak ważnej persony w politycznym świecie czarodziejów, ale wydawał jej się człowiekiem niebezpiecznym. Nie tyle nieobliczalnym, co nadambitnym. Nie wiadomo, co może takiemu strzelić do głowy. Nie to, żeby nie umiała się obronić, ale ON miał różdżkę...
- Pani Malfoy... Witam. Co panią sprowadza w moje skromne progi?
- Chciałabym porozmawiać w pewnej ważnej sprawie. Bardzo ważnej, panie wiceministrze.
- Dla pani zawsze znajdę czas – Percy uśmiechnął się obłudnie i uzyskał taki sam uśmiech w odpowiedzi.
- Dziękuje panu, jest pan dżentelmenem – powiedziała słodkim tonem, w duszy miała jednak ochotę mu nakopać. Nie mogła przestać myśleć o tym, co zrobił z nastolatką, która nie miała żadnych szans na obronę.
Wkurzało ją najbardziej to, że musi być dla niego miła i uprzejma.
„Obłudny sukinsyn” – pomyślała uśmiechając się promiennie i siadając na zaproponowanym jej wygodnym krześle.
- O co chodzi, pani Malfoy? Jeżeli tylko nie przekracza to moich kompetencji, ani nie kłóci się przyjętym prawem... w znacznym stopniu, na pewno pomogę. – Tu uśmiechnął się dwuznacznie do kobiety, co Narcyza przyjęła z lekkim wewnętrznym impulsem niepokoju.
„Jestem przewrażliwiona, czy co?” – pomyślała.
- Chodzi o wspaniałego człowieka, od lat przyjaciela naszej rodziny, który jest podejrzany w sprawie o morderstwo Salomona Notta.. – Percy ściągnął w zadumie brwi i popatrzył na kobietę, jakby ją oceniał. Narcyza poruszyła się nieznacznie na krześle. – Chodzi o Severusa Snape’a. Przyszłam się za nim wstawić... Nie wierzę, żeby był winny. Jest na to zbyt... szlachetny.
- Ale rozumie pani, że kogoś skazać musimy... – powiedział bez ogródek wiceminister.
„Najlepiej kogoś, kto udowodni, że Dumbledore zatrudnia w Hogwarcie przestępców i należy go zdjąć z zajmowanego stanowiska” – pomyślała z jadowitym sarkazmem.
- Obawiam się, że nie należy zaprzestać przesłuchań. To zbyt niebezpieczna zbrodnia. To sprawa precedensowa...
„Tak, sprawa pozwalająca ci na wprowadzenie w życie ustawy, o której marzysz od dawna.” – Narcyza była lekko poirytowana, ale uśmiechnęła się uroczo do rozmówcy.
- Przecież jest pan wiceministrem i tylko od pana zależy, czy Severus będzie nadal przesłuchiwany, czy uwolniony z braku dowodów, a nie sadzę, żeby w tej sprawie były jakieś dowody... Niech pan posłucha. Mój mąż znał ofiarę. Nott był człowiekiem o silnych skłonnościach sadystycznych. Mógł sobie narobić wrogów, rozumie pan? Mógł go zabić jakiś wampir, nawet spoza granic naszego kraju, możliwe że za pieniądze. To się zdarza.
- Rozumiem, że Potter bredzi o sadyzmie Notta. Ale pani i pani mąż? Dziwne...
- Panie wiceministrze, ja nie bredzę, tylko wiem co mówię – powiedziała z mocą, ale od razu się opamiętała. – Bardzo pana o to proszę, Severus jest dobrym przyjacielem i dobrym człowiekiem. Nie jest mordercą.
„On jedynie zrobił to, co należało zrobić już dawno” – pomyślała, z cyniczny przekonaniem, kobieta.
Weasley znowu przyjrzał jej się uważnie, zbyt uważnie. Narcyza miała ochotę zapalić, ale wiedziała, że Percy tego nie lubi.
- Bardzo pani na tym zależy, prawda?
- Oczywiście. Przyjaźnię się z Severusem od lat i go dobrze znam. Wiem, że nie jest zdolny do zbrodni.
- To wysoce prawdopodobne, że Snape jest niewinny, – powiedział obojętnym tonem mężczyzna - ale jak już wspominałem, ktoś musi za tą zbrodnię zapłacić, pani Malfoy... Jak bardzo zależy pani na uniewinnieniu Severusa Snape’a? – To pytanie wzmogło czujność Narcyzy i spojrzała głęboko w oczy mężczyzny. Patrzył na nią z jawnym zainteresowaniem.
- Może pan wyrażać się jaśniej? - spytała nieco bardziej agresywnie, niż miała zamiar.
- Spokojnie... Do porozumienia można dojść zawsze, pani Malfoy – nie podobał się jej ton głosu mężczyzny. Mówił powoli, jakby zastanawiał się nad czymś istotnym, jakby rozważał za i przeciw, a przy tym bez żenady błądził wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce.
- To zależy jakie porozumienie ma pan na myśli... – odpowiedziała ostrożnie, badając teren, po którym stąpa.

Percy nie odpowiedział od razu. Wstał i podszedł na chwilę do okna, potem odwrócił się i usiadł na brzegu biurka, bardzo blisko Narcyzy Malfoy.
- To jest uwarunkowane tym, jak bardzo pani zależy na sprawie i co jest pani w stanie poświęcić, żeby osiągnąć swój cel.
- Nie rozumiem... – Narcyza naprawdę była zdezorientowana.
Chyba nie był na tyle bezczelny, żeby zaproponować jej coś nieprzyzwoitego?
Jago sugestywny wzrok wydawał się jednak przeczyć takim przypuszczeniom. Kobiecie zrobiło się gorąco.
- Narcyzo – zaczął poufale i kobieta poczuła jak opuszcza ją wszelka nadzieja. – Narcyzo...
- Od kiedy jesteśmy na ty – spytała chłodnym, oficjalnym tonem. Już nie uśmiechała się do niego przyjaźnie.
Zignorował jej uwagę.
- Jesteś piękną kobietą, Narcyzo. Niejedna dwudziestolatka pozazdrościłaby ci figury i urody – był bardzo pewny siebie i spokojny. Czarownica nie wierzyła własnym uszom. – Moglibyśmy ubić mały interes z korzyścią dla obu stron i... z obopólną satysfakcją.
Patrzył na nią w sposób tak jednoznaczny, że się zarumieniła. Wstała i spojrzała na wiceministra z góry.
- Czy ty mi proponujesz seks, Weasley? Bo jeżeli tak, to bardzo mi przykro. Mam męża, którego kocham, i którego do tej pory nie zdradziłam, chociaż miałam okazję zrobić to z tuzinem przystojniejszych i o niebiosa kulturalniejszych mężczyzn od ciebie. Jesteś bezczelny.
- Mów mi po imieniu – Percy był arogancki i bardzo bezpośredni. – Może mi powiesz, że byłaś wierna przez dwadzieścia lat? Taka kobieta jak ty? – Podszedł do niej i przejechał dłonią po jej policzku. Wzdrygnęła się i odsunęła prawie pod drzwi.
- TAK! I nie pozwolę się obrażać. Jesteś chamem. Chcesz skazać Seva nie dlatego, że jest winny, ale ze względu na własną karierę. I taka propozycja... Powiedz mi, jak śmiesz?!
- Twój wybór. Mogłaś mieć to, co chciałaś, ale skoro wolisz być dwulicowa, proszę bardzo.
- Kto tu jest dwulicowy? – jej głos był zimny i obojętny. – Powiem ci jedno, większego konformisty i oportunisty od ciebie w życiu nie widziałam.
- Nie wiesz co tracisz.. – uśmiechnął się lubieżnie.
- Wiem, czego nie tracę. Szacunku do samej siebie... I nie mów do mnie takim tonem, ani nie patrz na mnie w ten sposób. Chyba nie chcesz, żebym zwróciła śniadanie na tą piękną drewnianą klepkę, Weasley. Żegnam i pamiętaj, że skażecie Severusa Snape’a na śmierć dopiero po moim trupie! – wyszła i trzasnęła drzwiami.
Pan wiceminister przez kilka minut nie mógł otrząsnąć się z szoku. Nie miał pojęcia, jak mogła odrzucić tak wspaniałą propozycję. W końcu był młodym, przystojnym mężczyzną i na dodatek świetnym kochankiem...

***
Lucjusz miał serdecznie dosyć. Nie ustalili na tym beznadziejnym zebraniu absolutnie nic. Zdania były podzielne i Malfoy musiał odłożyć spotkanie na poniedziałek, żeby nie doszło do rękoczynów, do których sam chwilami był skłonny się posunąć. Zwłaszcza w stosunku do mówiącego, w jego mniemaniu bzdury, Matrojewa i kiedy sobie przypominał, co ten facet zrobił z bezbronną nastolatką.
Wyszedł z Sali Obrad o godzinie pierwszej. Był głodny i zły. Przed salą czekała jego żona i Lucjusz lekko się rozchmurzył, ale kiedy przyjrzał się jej uważnie, na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz niepokoju i napięcia.
- Co się stało, Nari? I co ty tu robisz, kochanie? – początkowo pomyślał, że Narcyza przyszła sprawdzić, jak idą obrady lecz jej mina i roztrzęsienie świadczyły o tym, że stało się coś przykrego, i że była w ministerstwie załatwić jakąś sprawę.
- Tak, stało się... – Narcyza wiedziała, że jeżeli mu o tym powie, nic dobrego z tego nie wyniknie, ale była nie tylko zła na Percy’ego. Ona była wściekła.
- Zejdźmy do bufetu na kawę, bo jestem głodny jak pies. Wszystko mi opowiesz.
- Wedle życzenia mój drogi.

Przy kawie opowiedziała mu swój plan ratowania Severusa i ku jej zdziwieniu, Lucjusz przyznał jej rację.
- Powiedz mi teraz, moja droga, co tak bardzo cię zbulwersowało?
- No właśnie to, że z mojego planu nici...
- A to czemu? Przecież jesteś upartą jednostką – zdziwił się pan Malfoy.
- Otóż, mój drogi mężu, pan wiceminister zrobił mi bardzo ciekawą propozycję – Narcyza zawiesiła efektownie głos, a następnie wypaliła o co chodzi.
Lucjusza krew zalała.
- A to skurwiel! – wrzasnął, a część ludzi obecnych w bufecie spojrzało na niego z jawną dezaprobatą.
- Uspokój się – syknęła Narcyza. – Twoje nerwy nic nie dadzą, a on mi przecież nic nie zrobił... i nie zrobi.
- On mnie jeszcze popamięta – Lucjusz nie słuchał żony. Wybiegł z bufetu i pognał do windy, aby jak najszybciej dostać się do gabinetu wiceministra.

*
Nie musiał długo szukać Weasleya. Percy stał na korytarzu i rozmawiał z Matrojewem. Śmiali się. Fakt wesołości obydwu mężczyzn wkurzył Lucjusza tak, że oczy zaszły mu czerwoną mgłą . Bez uprzedzenia strzelił wiceministra w twarz, tak, że ten się zatoczył i wpadł na ścianę.
- Lucjuszu, przestań! – krzyknęła Narcyza, która ruszyła w ślad za swoim wściekłym mężem.
- Ty sukinsynu! – wrzasnął Malfoy. - Masz moją żonę za zwykłą dziwkę?! – strzelił go drugi raz i Percy runął jak długi na ziemię.
- Lucjuszu zostaw go! Nie warto! – pani Malfoy dopadła męża i próbowała go odciągnąć.
Lucjusz był zaślepiony gniewem. Kopnął leżącego na ziemi mężczyznę. Zdawał sobie sprawę, że ten kopniak nie był już za obrazę żony. W tej chwili Malfoy uświadomił sobie z mocą, jak ciężkiej zbrodni dopuścił się kilka dni temu wiceminister. Kopniak był za Hermionę Granger i za jego syna, chociaż tego na głos blondyn nie powiedział.
Narcyza była za słaba, żeby poradzić sobie z rozjuszonym mężem.
Matrojew, który doznał szoku nagłym wybuchem Lucjusza, teraz się opamiętał i pomógł kobiecie opanować sytuację.
Ten incydent miał daleko idące konsekwencje...

******
Mistrz Eliksirów dostał wczesnym popołudniem sowę z Ministerstwa Magii z zawiadomieniem, że jego przesłuchanie zostało przesunięte o dwa tygodnie, czyli na dwudziestego czwartego listopada.
Wcale się nie ucieszył.
„Świetnie - pomyślał. Przez tyle czasu na pewno przygotują dla mnie coś specjalnego.”
Severus Snape jednak nie lubił niespodzianek, zwłaszcza takich.
Jakby ten list przysporzył mu jeszcze za mało "radości", wieczorem dostał pocztę od załamanej Narcyzy.

Lucjusz znowu jest w więzieniu. Ja już tak dłużej nie mogę. Uprzedź Dumbledore’a, że go jutro osobiście odwiedzę.
Z poważaniem i miłością, Nari.


„Tylko się powiesić” – pomyślał optymistycznie Postrach Hogwartu i zapalił kolejnego papierosa.

***
******

Napisany przez: AtA_VH 30.12.2004 16:04

świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne sceny z dużą dokładnością. to odrobinkę razi, ale tylko troszkę.

wogle... jesteś świetną, wszechstronną pisarką (jestem po lekturze "I Believe..." wink.gif ). Tylko tak dalej biggrin.gif i utrzymaj tempo dodawania nowych części:) (duży plus, po jesteś jedną z niewielu, która tak szybko dodaje nowe party, ale ktoś już chyba o tym pisał smile.gif )

zauważyłam, że lubisz "znęcać się" nad Hermioną:) albo samobójstwo, albo gwałt, albo próba gwałtu... czyżbyś jej nie lubiła ? tongue.gif


Napisany przez: Kitiara 30.12.2004 17:37

QUOTE
chociaż opisujesz pewne sceny z dużą dokładnością

Łoj to prawda, to prawda!
wiem o ty, mam taką dziwaczną manię:)
He, he, he
może wkleję wam jeszcze dziś kolejny odcinek:]


No to wklejam!

Poniedziałek, 12.11.1996

Poniedziałkowe śniadanie spędzane było przez trójkę przyjaciół w absolutnej ciszy. Ron coraz silniej czuł, że Hermiona i Harry coś przed nim ukrywają.
Nagle, stało się coś, co mogło tylko zdenerwować obecnych na śniadaniu uczniów i nauczycieli. Do Wielkiej Sali wparował, nie kto inny, jak sam wiceminister w obstawie dwóch ochroniarzy, których zażądał sobie po incydencie z Malfoyem.
Severusa krew zalała i spojrzał ze złością na dyrektora, który wykonał, uspakajający gest dłonią, w jego kierunku. McGonagall zacisnęła, z dezaprobatą, usta w wąską kreskę. Reszta nauczycieli wraz z Lupinem, który siedział przy stole profesorskim patrzyła na przybyłych z jawną dezaprobatą.
Najgorzej jednak przyjęła tą wizytę Hermiona. Kiedy zobaczyła Percy’ego w drzwiach z wrażenia opuściła łyżkę, którą jadła owsiankę i pobladła, a usta jej posiniały. Poczuła, że robi jej się słabo i niedobrze.
Malfoy jedynie zacisnął pięści i patrzył na aiceministra z pogardą i nienawiścią.

- Co tutaj robisz? – Dumbledore nie silił się na żadne grzecznościowe zwroty.
- Przyszedłem po dwoje uczniów, aby przesłuchać ich ponownie... Draco Malfoy... – Percy wymówił to nazwisko z taką nienawiścią, że Albus nie miał wątpliwości, co do motywów ponownego przesłuchania – ...i Hermiona Granger muszą zostać poddani przesłuchaniu jeszcze raz.
Po tych słowach Harry pobladł i z przerażeniem popatrzył na przyjaciółkę. Hermiona poczuła jak ziemia wokół niej wiruje w zawrotnym tempie i zamknęła oczy, z których potoczyły się obficie łzy strachu i bezsilności.
- Hermiona, nie płacz. Ja na to nie pozwolę – powiedział cicho zielonooki do dziewczyny. Gryfonka pokręciła z rezygnacją głową .

- ABSOLTNIE WYKLUCZONE! - Draco był wściekły. Wyszedł zza stołu Ślizgonów i ruszył w kierunku stołu nauczycielskiego. – Możesz zabrać jedynie mnie. Granger z tobą nigdzie nie pójdzie – powiedział to tak, aby tylko Weasley go usłyszał. Jego oczy ciskały niebezpieczne błyski i widać było, że jest poważny i wzburzony; wręcz zgorszony zachowaniem wiceministra.
- Pójdziecie obydwoje i to bez dyskusji, gówniarzu!
- Zapomnij, Weasley – Draco odwrócił się i ruszył w kierunku stołu Gryfonów.
- Hermiona, wychodzimy stąd – powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy go słyszeli, czym wzbudził zdziwienie na twarzach uczniów i nauczycieli. – To jawna kpina, panie wiceministrze.
- Dasz radę wstać i wyjść? – zapytał cicho Hermionę, widząc w jakim jest stanie.
Mogła jedynie niepewnie pokiwać głową i Draco był niemal pewien, że jeżeli się podniesie to zemdleje, ale od czego miał swoje własne silne ręce?
Hermiona wstała bardzo powoli, przytrzymując się obydwoma rękami stołu i modląc się o to, by nie stracić przytomności. Gdy pomyślała, że musi przejść obok tej kreatury w ludzkim ciele, zrobiło się jej niedobrze.
- Wszystko będzie okey, nigdzie cię nie zabiorą, przysięgam – Draco wyszeptał jej to do ucha i dziewczyna popatrzyła na niego z bezbrzeżną nadzieją. Chłopakowi ścisnęło się serce bo tak naprawdę nie mógł być w stu procentach pewny tego, co się stanie.
- Nie pozwolę cię zabrać - dodał zimno Harry i Hermionie troszeczkę ulżyło.
- Chodź – powiedział Draco i podał dziewczynie ramię. Hermiona była w takim stanie, że uczepiła się go niemal z desperacją.
- Weasley, czy ty nie masz wstydu?! – zapytał ze złością. – My wychodzimy, dyrektorze – jego wzrok skierowany na Albusa był pełen nadziei i błagania.
- Pójdziecie teraz grzecznie z nami – powiedział wiceminister.
- Mylisz się, ewentualnie mogę iść jedynie ja – odrzekł spokojnie Draco, przytrzymując słaniającą się na nogach dziewczynę.
- Granger też pójdzie – Percy posłał chłopakowi perwersyjny uśmiech i gdyby nie to, że Malfoy podtrzymywał Hermionę, urzędnik dostałby pięścią w twarz.
- Po moim trupie! – warknął Harry zrywając się z miejsca. – Ona nigdzie nie pójdzie!
- Czyżby, Potter? – zadrwił Weasley.
- Tak. Harry ma rację – głos Dumbledore’a był zimny – Żadne z moich uczniów z tobą nie pójdzie. Nigdy więcej. Do widzenia.
- Nie ty o tym decydujesz – warknął Percy. – A wy dokąd? – złapał Dracona za lewe ramie, które chłopak mocno wyszarpnął. – IDZIECIE Z NAMI BEZ DYSKUSJI!
- NIGDZIE Z WAMI NIE IDZIEMY! - Draco przytrzymał Hermionę i odsunął się od wiceministra. – Chcesz ją zabić, sukinsynu? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Weź tylko mnie – w oczach Draco czaiła się desperacja i Weasleya to jedynie ubawiło.
- Pójdziecie obydwoje, a ty Dumbledore grzecznie na to pozwolisz. Prawda, Granger? – Hermiona nie była w stanie odpowiedzieć, kręciło się jej w głowie. Sam głos tego człowieka powodował, że wystąpił jej na plecy zimny pot, a całe ciało trzęsło się jak w febrze.

Dumbledore był wściekły.
- Nigdzie z tobą nie pójdą. To moi podopieczni. Nie pozwolę ich krzywdzić. Nie wiem, co im zrobiłeś, - dyrektor nie zamierzał na razie zdradzać, że mimo wszystko wie całkiem sporo - ale cała trójka po przyjściu z przesłuchania wyglądała, jakby wróciła ze swego prywatnego piekła. Nie zgadzam się na dręczenie mi uczniów! Poza tym, obydwaj znamy haniebne przyczyny twojej wizyty, wiceministrze. Odejdźcie, inaczej zmusisz mnie do użycia wobec ciebie przemocy, a wiesz, że potrafię być niemiły. – Jego głos był zimny, a oczy ciskały błyskawice. Albus był na granicy stracenia panowania nad sobą, a Hermiona na granicy omdlenia. Słaniała się na nogach do tego stopnia, że Draco musiał ją podtrzymywać obydwiema rękami.
W końcu ją podniósł. Nie mógł postąpić inaczej, bo miał wrażenie, że dziewczyna zaraz się przewróci. Popatrzył z nienawiścią na Weasleya i spokojnie wyszedł.

Zaniósł Hermionę do pierwszej sali lekcyjnej i posadził ją na ławce. Dziewczyna przelatywała mu przez ręce, była całkowicie bezwolna i roztrzęsiona. Płakała cicho.
- Nie płacz – Draco delikatnie otarł jej łzy. – Ten sukinsyn się do ciebie ni zbliży, rozumiesz? – Hermiona pokiwała lekko głową.
- Poczekaj, przyślę do ciebie Pottera, nie zemdlejesz przez pięć minut?
- Chyba nie.
- Lepiej się połóż – mówiąc to ułożył ją delikatnie na ławce i wyszedł szybkim krokiem.
Po kilku minutach przyszedł do niej Harry.
- Chodź, Hermiona – powiedział. - Ciebie nie zabiorą, tylko Malfoy z nimi poszedł... z własnej woli. Dumbledore jest załamany.
Popatrzył na nią. Ona też wyglądała na załamaną.
- On go zabije – powiedziała cicho. - Weasley zabije Dracona.
Dziewczyna powoli wstała i ruszyła do drzwi. Jednak napięcie psychiczne, które towarzyszyło jej przez ostatnie chwile, nagła ulga, okropna wiadomość, którą usłyszała przed chwilą i to, że ostatnio nie jadła prawie nic, nie pozostały bez odzewu. Hermiona Granger przeszła dwa kroki i zemdlała.

******
Draco siedział na niewygodnym krześle w małej sali, która musiała być gabinetem wiceministra. Istotnie, to był jego gabinet.
Weasley patrzył na niego zza swojego biurka uśmiechając się obleśnie. Chłopak nie mógł wziąć ze sobą różdżki, był całkowicie bezbronny i zdany na łaskę Percy’ego.
- Myślisz, że jesteś odważny, Malfoy? – spytał z pogardą rudowłosy.
- Nie, myślę, że jestem tu z powodu mojego ojca. Poszedłem z tobą tylko dlatego, żeby nie spotkał go przykry wypadek w Azkabanie. Nie jestem odważny.
Percy zaśmiał się okrutnym, wypranym z emocji śmiechem.
- Jaki skromny... Jeszcze uwierzę, że jesteś szlachetnym człowiekiem, Malfoy.
- Na pewno bardziej szlachetnym od ciebie – zimno odparł młodzieniec. Wiedział, że może nie przeżyć tego przesłuchania i to niezależnie od tego co zrobi, czy powie. Percy czuł się upokorzony odmową jego matki i tym, że został pobity przez Lucjusza. Draco był doskonałym narzędziem do zemsty. Jego położenie komplikował też fakt, że nie zjawiła się z nim razem Granger, a to nie usposabiało, siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny, przyjaźnie.
Oczywiście, że Percival go nie zabije. Nie podczas przesłuchania i nie własnymi rękami. Ale może go na przykład zamknąć w Azkabanie, a tam działy się różne nieprzyjemne rzeczy.

- Pogadamy sobie jak mężczyzna z mężczyzną... Chyba wiesz Malfoy, że bardzo nie odpowiada mi brak panny Granger na naszym małym przyjęciu, co?
- Kolejne przyjęcie z twoim udziałem, jak raczyłeś nazwać tą parodię przesłuchania, mogłoby się skończyć dla niej dosyć tragicznie. Już i tak jest cieniem człowieka, możesz sobie pogratulować. – Draco był zły i postanowił powiedzieć Weasleyowi, bez względu na konsekwencje, kilka miłych słów.
- Chcę, żeby pan wiedział, szanowny panie wiceministrze, – zaczął z fałszywym szacunkiem - że gdy będę tylko miał taką okazję, zabiję pana jak psa... Uduszę cię gołymi rękami, ale najpierw cię wykastruje chory sukinsynu za to, że na moich oczach zniszczyłeś przyszłość wspaniałej dziewczynie i za to, że potraktowałeś moją matkę jak dziwkę. Pamiętaj psie, że nigdy, dopóki żyję nie wybaczę ci tego. Rozumiesz?
- Niczego nie nauczyłeś się, Malfoy – Percy wstał i podszedł do przesłuchiwanego. – Absolutnie niczego. Zapomniałeś, że jesteś tylko śmieciem, tak? Chcesz, żebym ci przypomniał?
- Możesz mnie nawet zabić... Znajdzie się kiedyś ktoś, kto ci dokopie, Weasley.
- Nie chcę cię zabijać i cię nie zabiję, Malfoy, zrobię ci coś o wiele gorszego...
W oczach Weasleya pojawił się tak niebezpieczny i fanatyczny błysk, że Drac mimo całej odwagi, której miał w sobie wiele i mimo determinacji by zachować zimną krew, naprawdę zaczął się bać.

******
Hermiona ocknęła się w skrzydle szpitalnym i zobaczyła, że pochylają się nad nią trzy zatroskane twarze. Dwie z nich należały do dyrektora szkoły i Severusa Snape’a, trzecia do Lupina. Nagle zza trzech głów wyłoniła się czwarta, której właścicielką była pani Pomfrey.
- Czy Draco już wrócił z przesłuchania? – zdołała tylko zapytać i wywołała tym konsternację na wszystkich twarzach, które się nad nią pochylały.
- Dziecko – powiedział Dumbledore. – Draco wyszedł z panem wiceministrem jakieś dziesięć minut temu. Udali się do ministerstwa za pomocą proszku Fiuu. Nie mam pojęcia kiedy wróci.
- Ach... Ale ja i tak wiem, że Percy go zabije. On nie zniesie tego, co stało się w sobotę, prawda panie dyrektorze?
- Nikt nikogo nie zabije – stanowczo odrzekł Albus. – Nawet tak nie myśl.
- Jak go zabije, to ja ukatrupię wiceministra – mściwie dodał Snape.
- Severusie! – Dumbledore popatrzył na Mistrza Eliksirów z wyrzutem.
- Ja pomogę Severusowi – spokojnie dodał Lupin i wyzywająco spojrzał na Albusa.
- Jesteście obydwaj niepoważni. Nikt nikogo nie będzie mordował. Draco został zabrany na przesłuchanie, a nie na egzekucję! - starszy mężczyzna zmarszczył, przy tych słowach, groźnie brwi.
- Tak? – oczy Severusa ciskały zimne błyski. – Jeśli Percy go nie zabije, to uszkodzi go o wiele bardziej. Ja byłem przesłuchiwany przez tego człowieka i wiem lepiej od pana, dyrektorze, do czego Weasley jest zdolny. Wiem czym mi groził i wiem co jest w stanie zrobić. To chory sukinsyn.
- Wyjdź w tej chwili, Severusie i nie denerwuj Hermiony – powiedział surowym tonem Albus. – Albo zostań i bądź cicho, dobrze? Ona sama doskonale wie do czego zdolny jest Percy, też była przesłuchiwana.
Severus zarumienił się jak piwonia:
- Ma pan rację, dyrektorze, przepraszam – popatrzył na bladą dziewczynę z wyraźną troską. Hermiona miała nieobecny, szklisty wzrok, wyglądała tak, jakby trawiła ją gorączka.
Pani Pomfrey także to dostrzegła i nakazała stanowczym głosem opuścić salę wszystkim trzem panom. O dziwo posłuchali jej bez szemrania..

***
- Gdzie pan się wybiera, panie dyrektorze? – spytał Snape Albusa, gdy ten z determinacją złapał garść proszku Fiuu, leżącą na kominku w pokoju nauczycielskim.
- Do Korneliusza Knota – uprzejmie odrzekł Albus. – To niedorzeczne co wyprawia Percy Weasley i on jako minister powinien ukrócić jego prywatę!
- Życzę powodzenia, ale podejrzewam, że Weasley ma na niego niezłe haki.
- Nawet jeżeli tak jest, – w oczach dyrektora zabłysnęły ogniki irytacji – to dzisiejsze przesłuchanie Dracona jest jawną prowokacją i bezprawiem. Minister nie będzie miał żadnego wyboru i mnie usłucha...
- Obyś miał rację Albusie.
- Mam rację, Severusie, mam rację... – jego głos był jasny i stanowczy i Mistrz Eliksirów poczuł lekką ulgę.
Niestety tylko lekką. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ostatni kwadrans i kolejny, który Albus straci na interwencji, to prywatne piekło Draco Malfoya. Mężczyzna bał się, że Percy posunie się do czegoś naprawdę okrutnego.

***
Percy Weasley wychylił głowę ze swojego gabinetu i poprosił do siebie swoich napakowanych ochroniarzy.
Kiedy weszli, Weasley usiadł okrakiem na biurku i wyjaśnił chłopakowi z uśmiechem pełnym pogardy, wyższości i poczucia władzy:
- Tych dwóch panów to mugole, którzy doskonale potrafią bić, nawet lepiej niż pan Matrojew, Malfoy. Ty z tego, co wiem lubisz dobre bicie.
- Ten pan... – zwrócił się teraz do dwóch mężczyzn o byczych karkach i czerstwych twarzach, obracając w dłoni od niechcenia różdżkę – ...groził mi bardzo przykrą śmiercią. Czy moglibyście mu wytłumaczyć, że to duży błąd?
Dwóch napakowanych panów tak skutecznie pokazało Draconowi jego błąd, że po trzech minutach ledwie trzymał się na krześle, a z ust i nosa sączyła mu się krew.
- Stop, kretyni! – warknął wiceminister. – Mieliście bić tak, żeby nie zostawiać śladów!
Szybkimi ruchami różdżki zamaskował obrażenia blondyna, włącznie z dużym limem pod okiem, co oczywiście nie zredukowało bólu, jaki czuł chłopak.
- Pojąłeś Malfoy, kim a raczej czym jesteś? Jeśli tak to słucham.
- Dla ciebie jestem śmieciem, ale tak w ogóle należę do gatunku Homo Sapiens – powiedział obolałymi wargami młodzieniec.
- Uważasz, że jesteś zabawny, Draconie Malfoy, tak? – Weasley wyszczerzył się ze złością do chłopaka. – Ci panowie... – mówił już bardzo spokojnie - ...mieli obiecaną zabawę z milutką ciemnooką szlamą, ale dzięki tobie ta zabawa ich ominęła i nie sądzę, żeby z tego powodu byli szczęśliwi.
Na te słowa Dracona oblał zimny pot i poczuł jednocześnie niewysłowioną ulgę. Ulgę, że Hermiona jednak nie zjawiła się na przesłuchaniu. Gdyby stał upadłby z wrażenia.
- Jesteś nienormalny, Weasley – powiedział cicho, patrząc wiceministrowi prosto w oczy. – Jesteś nienormalnym i niemoralnym sadystą. Ona mogłaby tego nie przeżyć, czy ty sobie z tego dajesz sprawę?
- Ona jest stworzona do tego, żeby korzystać z jej wdzięków. Widziałeś jakie ma cycki, Malfoy? Od kiedy zrobiłeś się taki moralny ? – drwił Weasley z okrutnym uśmiechem. – Jeżeli zechcę uzyskam nakaz na przesłuchanie tej słodkookiej dziwki i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Ani Dumbledore, ani twój stary, który chciałem ci przypomnieć, siedzi w więzieniu... Więc uważaj na swój niewyparzony jęzor.
- Nigdy nie pozwolę ci zabrać jej na przesłuchanie, będę wolał ją otruć, Weasley i oszczędzić jej upokorzenia i bólu – wiceminister popatrzył uważnie na swojego więźnia. Dojrzał w jego oczach niezwykłą powagę i determinację. Ze złością skierował na niego różdżkę.
- Tormento – powiedział zimno.
Dwóch mężczyzn patrzyło, z obojętnym wyrazem tępych twarzy, jak młodzieńcem wstrząsają spazmy cierpienia. Wiceminister tak długo trzymał go pod działaniem klątwy, że gdy ją zdjął, Draco bezwładnie osunął się na podłogę. Z jego nosa ponownie polała się krew, a oczy miał zasnute mgłą niewyobrażalnego cierpienia. Jeszcze kila sekund i zemdlałby, albo stracił zdrowy rozsądek.
- Nie będę się z tobą pieścił, Malfoy... Moi ludzie mieli obiecaną rozrywkę i nie zamierzam im tej rozrywki odmawiać – słowa wiceministra docierały do leżącego na podłodze chłopaka jak przez mgłę. Nie do końca rozumiał ich znaczenie i był tak obolały, że jego zmysły funkcjonowały wolniej, niż normalnie. – Możesz być pewien, że gdy ja z tobą skończę, oni z tobą dopiero zaczną...
- Grey, Warner, wyjdźcie, zawołam was jak już znudzi mi się zbawa z Malfoyem w niech pan zobaczy, panie Wiceministrze jaki jestem wytrzymały na ból. Nie martwcie się, do tego co chcecie z nim zrobić będzie się doskonale nadawał.
Mężczyźnie opuścili salkę i stanęli przed drzwiami by pełnić straż.

******
Dumbledore nie owijał w bawełnę.
- Korneliuszu – powiedział wyszedłszy z kominka w gabinecie ministra – musisz przerwać to haniebne przesłuchanie, którego właśnie dopuszcza się wiceminister.
- Och, on ma prawo...
- On nie ma żadnego prawa mścić się na tym chłopcu za własne porażki. Przerwij to w tej chwili, inaczej sam to zrobię i nie będę przy tym uprzejmy.
Niebieskie oczy Albusa patrzyły chłodno na Korneliusza. Rzadko kiedy wyglądały jak kryształki lodu, a właśnie tak wyglądały teraz. Knot poczuł się nieswojo.
Wiedział, że nie ma innego wyjścia, nie mógł przecież pozwolić na bezkarne wtargnięcie dyrektora Hogwartu na przesłuchanie, ale nie mógł mu tego też zrobić. Draco był uczniem Albusa, a wiceminister nie miał nakazu przesłuchania i to co robił, rzeczywiście było samowolką. Ciężko westchnął i ruszył ze starym czarodziejem do drzwi.

***
Do leżącego na ziemi chłopaka dotarło w końcu w pełni to, co powiedział Weasley. Podniósł się, z heroicznym wysiłkiem, i na powrót usiadł na niewygodnym krześle. Całe ciało bolało go jak wysmagane biczem.
- Jak ci się podoba pomysł zabawy z moimi milusińskimi ochroniarzami, co? Może lepiej było przytargać ze sobą Granger? – drwił wiceminister.
- Pieprz się, Weasley – cicho odrzekł Draco. – Pieprz się razem ze swoimi ochroniarzami, chory sukinsynu.
Percy zaśmiał się zimno i uderzył Dracona na płask w lewy policzek, potem w prawy i znowu w lewy.
- O ile się nie mylę, to oni będą pieprzyć ciebie, Malfoy... I zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem.
Draco zaczął się śmiać. Jego śmiech był pełnym goryczy śmiechem szaleńca i tak nagle jak się zaczął, tak nagle się skończył.
- Możesz ze mną zrobić, co zechcesz. Nie dbam o to, szanowny panie wiceministrze, ale wiedz że zawsze będę lepszy od ciebie. Zawsze. Nawet jeśli mnie zmieszasz z błotem i stłuczesz jak niewiernego kundla, będę bardziej ludzki od ciebie i ludzi twojego pokroju, mam nadzieję, że to rozumiesz.
Kolejne klątwy, które wstrząsały ciałem chłopaka, posypały się jak grad. Przerwy jakie dostawał od swojego oprawcy między kolejnymi atakami bólu trwały nie więcej jak piętnaście - trzydzieści sekund. Dziesięć minut później Draco leżał wyczerpany na podłodze, kaszlał i pluł krwią. Pan wiceminister nie stronił też od "kar cielesnych" i Draco czuł się okropnie.
Weasley wlał mu do gardła eliksir wzmacniający i zamaskował widoczne obrażenia. Młodzieniec poczuł się lepiej, ale tylko fizycznie. Tak na prawdę, dopiero teraz, zaczął się bać. Wiedział, że to co go czeka odbije się na nim o wiele bardziej od zestawu razów i klątw, które zaserwował mu Wiceminister.
- Słuchaj, Malfoy – Percival uśmiechnął się do młodzieńca z wyższością. – Nauczysz się dziś bardzo pożytecznej rzeczy. Nauczysz się ponosić konsekwencje podjętych przez siebie czynów.
- Obym nigdy nie upadł tak nisko jak ty, Weasley. Od dziś będę się modlił tylko o to – w głosie blondyna nie było ani cienia sarkazmu. Draco mówił całkiem poważnie i wyglądał na przygnębionego.
- Myślisz, że jesteś taki cwany, Malfoy? Zobaczymy co powiesz za godzinę – Weasley wykrzywił twarz w grymasie kogoś kto jest "lepiej poinformowany”.
Draco Malfoy się bał. Naprawdę się bał. Ale prędzej połknąłby własny język, niż okazał strach przy Percym. Wiceminister nie był w stanie wyczytać z jego szarych oczu nic więcej poza jawną pogardą. Nie wpłynęło to pozytywnie na jego uczucia względem „przesłuchiwanego”.
- Nauczę cię pokory i okazywania szacunku starszym, mądrzejszym i wyżej postawionym od ciebie, bezczelny gówniarzu – oznajmił Weasley bardzo spokojnym, suchym i rzeczowym tonem.

Niestety, pan Wiceminister nie zdążył spełnić swej, jakże nęcącej obietnicy, ponieważ drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem, a w nich ukazali się, zakłopotany Korneliusz Knot i wściekły Albus Dumbledore.
- Obawiam się, panie Weasley, że będzie pan musiał skończyć przesłuchanie już teraz – powiedział cicho minister. – Nie miał pan nakazu ani nie działał pan bezpośrednio z ramienia Ministerstwa Magii i chociaż osobiście nie mam zastrzeżeń, co do faktu, że na pewno miał pan istotne powody by przesłuchać Draco Malfoya... – w tym momencie Dumbledore posłał mu spojrzenie Puszka na diecie bezmięsnej – ...to jednak w zaistniałej sytuacji, dyrektor Hogwartu ma prawo go zabrać, zwłaszcza że, jak sam powiedział, nie chciał swojego ucznia puszczać na przesłuchanie. Pan Malfoy pojawił się tu z własnej, nieprzymuszonej woli i wbrew postanowieniu Albusa Dumbledore’a, który ma w tej chwili prawo do kierowania jego losem, jako przełożony i opiekun uczniów, szkoły do której przesłuchiwany uczęszcza. Przykro mi, ale na tym musi pan zakończyć... Ufam, że w niedalekiej przyszłości, będzie pan mógł spokojnie dojść prawdy, ku chwale Ministerstwa...
- Dosyć tego, Korneliuszu! – Dumbledore wyglądał tak, jakby miał za chwilę stracić cierpliwość, a to zdarzało się niebywale rzadko. – Jesteś ministrem magii, a do człowieka, który jest tobie podległy, zwracasz się jak jego sługa. Śmiem nazwać to żałosnym, niegodnym twej funkcji postępowaniem.

Zarówno Knot jak i Weasley mieli bardzo niewyraźne miny. Percy przy okazji był wściekły, bo ominęła go okazja upokorzenia Malfoya juniora, a przez to "dokopania" Malfoyowi seniorowi, ale obiecał sobie odrobić zaległości jak najszybciej.
Starając się zachować spokój powiedział.
- Oczywiście, Dumbledore... – jego usta wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu. - Ale nie zdziw się jeśli w niedalekiej przyszłości uzyskam nakaz dający mi prawo do przesłuchania Malfoya... i panny Granger – ostatnie słowa powiedział patrząc prosto w oczy Dracona, który, o ile to możliwe, zrobił się dużo bledszy niż był.
- Ja też mam sporo do powiedzenia w tej sprawie, Weasley – cierpko odrzekł Albus - i mam szczerą nadzieję, że nie uzyskasz takiego pozwolenia. To szczyt hańby, aby czarodziej z tak dobrego domu jak twój, upadł tak nisko, że przez Ministerstwo Magii, załatwia prywatne porachunki.
Knot wyglądał tak, jakby chciał zaprotestować przeciwko „oszczerstwom wobec wiceministra”, ale Albus uciszył go jednym, wymownym spojrzeniem

Dumbledore, który uważnie przyglądał się Draconowi, dostrzegł, że wyraz ulgi, który pojawił się na jego twarzy, po wypowiedzi Percy’ego, ustąpił na nowo przerażeniu. Posłał chłopakowi uspakajające spojrzenie i to trochę pomogło.
Dyrektor Hogwartu nie był głupi. W istocie był bardzo mądrym człowiekiem i domyślił się, że Draco był bity i traktowany klątwami, a następnie obrażenia na jego ciele zostały zamaskowane za pomocą magii. Zdusił w swym wnętrzu słuszny gniew i łagodnie powiedział.
- Idziemy Draco.... z powrotem do Hogwartu.
Podszedł do kominka i bezceremonialnie wziął w dłoń garść proszku Fiuu.
- Do zobaczenia, Malfoy... Mam nadzieję, że następnym razem pojawisz się tu ze swoją koleżanką, panną Granger – Draco zacisnął zęby i pięści słysząc z ust wiceministra te bezczelne słowa, a Dumbledore łagodnie położył wolną dłoń na ramieniu młodzieńca.
- Przekaż jej serdeczne pozdrowienia - dodał z jadowitym uśmiechem Percy.
Albus był wstrząśnięty bezczelnością tego człowieka, ale nie mógł okazać swojego oburzenia z wiadomych powodów
Jednak Draco nie puścił tego mimo uszu. Rzucił się na Weasleya z pięściami i, gdyby nie szybka interwencja Dumbledore’a, pobiłby go, dając wiceministrowi świetny powód do przesłuchań, a nawet do zamknięcia go w Azkabanie.
Proszek Fiuu rozsypał się po podłodze, a Albus trzymał w ramionach wyrywającego się młodzieńca.
- Niech pan mnie puści - warknął Draco, a widząc złośliwe rozbawienie w oczach wiceministra, poczuł jeszcze większą wściekłość.
- Uspokój się – Dumbledore przytulił go do siebie opiekuńczym gestem.
- Nie dawaj Weasleyowi pretekstów do dalszych perfidnych poczynań – wyszeptał mu do ucha i poczuł jak ciało chłopaka lekko się odpręża, a on sam kiwnął potwierdzająco głową.
Stary czarodziej nabrał w dłoń kolejną porcję proszku.
- Przeprosiłbym za niego, jest zdenerwowany, chociaż w zaistniałej sytuacji nie ma za co przepraszać – powiedział sucho w kierunku obydwu urzędników.
Zanim Dumbledore i Malfoy znikli w kominku, Draco popatrzył Percy’emu w oczy i spokojnie powiedział.
- Jeżeli zbliżysz się do Hermiony Granger na odległość mniejszą niż kilka metrów, nie ręczę za siebie, Weasley. Lepiej to zapamiętaj. I zapomnij o jakimkolwiek przesłuchiwaniu tej dziewczyny - Percival, po tych słowach, jedynie perfidnie się uśmiechnął.

*
- Jak się czujesz, Draco? – spytał łagodnie Dumbledore, kiedy z naleźli się w jego gabinecie.
- Bywało lepiej – chłopak spróbował się uśmiechnąć.
- Dobrze się trzymasz – Albus ku zdziwieniu chłopaka nalał sobie i jemu po małej szklaneczce Ognistej Whisky.
- Dziękuję – powiedział Malfoy i wypił trunek jednym haustem.
Dumbledore upił łyk ze swojej szklanki. Przyglądał się uważnie młodzieńcowi. Dałby sobie rękę uciąć, że chłopak nieźle dostał w kość. Nie chciał jednak naruszać jego dumy i sprawdzać obrażeń fizycznych, jakich Draco doznał podczas „przesłuchania”.
- Bardzo cię maltretował? – spytał cicho, pozwalając chłopakowi na powiedzenie tylko tego, co ten zechciał powiedzieć.
- Myślałem, że będzie o wiele gorzej – odpowiedział szczerze Ślizgon. – Dziękuję, że pan interweniował... naprawdę.
W głosie Dracona było coś takiego, że Albus się przeraził i podziękował w duszy wszystkim znanym i nieznanym bogom, że tak szybko udało mu się przerwać cyrk, jaki odstawił wiceminister. Nie pytał jednak o przyczynę błysku zwierzęcego strachu w oczach młodzieńca, który zagościł tam jedynie na chwilę, ale dla takiego wytrawnego belfra jak Dumbledore, był bardzo wyraźny. Wiedział, że było to coś, o czym chłopak na pewno by mu nie powiedział.
Wstał, położył rękę na ramieniu Dracona i ścisnął je uspokajająco.
- Dobrze, że nie pozwoliłem iść Hermionie – głos Malfoya był bardzo cichy. – Nie wiem co by się stało... A raczej wiem tak dobrze, że nie pozwoliłem jej iść. Niech pan nigdy nie dopuści do tego, żeby ją przesłuchiwano, błagam. – Draco ujął w swoją dłoń rękę starego mężczyzny, spoczywającą na jego ramieniu i spojrzał dyrektorowi, z niemą desperacją, głęboko w oczy. – Nich mi pan to obieca.
- Obiecuję – odpowiedział szczerze i z mocą Dumbledore. – Wiceminister nie przesłucha Hermiony, chyba, że po moim trupie, a nie zamierzam zbyt szybko umierać.
- Dziękuje – Malfoy blado się uśmiechnął do starego czarodzieja.
Albus tylko skinął głową.
- Idź do skrzydła szpitalnego, Draco – powiedział po krótkiej chwili milczenia – weź od pani Pomfrey jakiś eliksir na wzmocnienie i Eliksir Uspokajający a potem idź do siebie i się prześpij. Nie musisz dzisiaj być na żadnych zajęciach, czuj się usprawiedliwiony.
- A co z Hermioną? – zapytał nieśmiało blondyn.
Dumbledore uśmiechnął się łagodnie.
- Na razie jest w ambulatorium, ale powinna niedługo wyjść. Sam z nią możesz porozmawiać. To jej powinno pomóc, bo się o ciebie martwiła. Chyba zresztą słusznie.
- Hermiona się martwiła o mnie?! – Draco wytrzeszczył, całkiem zabawnie, oczy i Albus się uśmiechnął szerzej.
- Owszem... zresztą sama ci powie w skrzydle szpitalnym.
Chłopak wstał i ruszył do drzwi.
- Panie dyrektorze... – odezwał się już w progu.
- Słucham, Draco? – Dumbledore popatrzył na niego ciepło zza okularów połówek.
- Przepraszam, że kiedyś pana nie doceniałem i... dziękuję za wszystko – chłopak się zarumienił i spuścił wzrok.
- Nie musisz ani mnie przepraszać, ani mi dziękować. Po prostu bądź dalej taki, jaki jesteś teraz, Draco. Do widzenia.
Młodzieniec wydukał niewyraźnie pożegnanie i ruszył do ambulatorium. Czuł się zmęczony i tak wyczerpany psychicznie, że dzień wolny od zajęć wydał mu się błogosławieństwem.

*
Wszedł cicho na, urządzoną w bieli, salę szpitalną. Nikogo tam nie było poza skuloną na łóżku, drobną dziewczyną, która cicho płakała.
Podszedł na palcach i pochylił się nad nią.
- Cześć, Hermiona. Co się stało? – spytał szepcząc prosto do jej ucha. Dłonią delikatnie rozczesał zmierzwione loki dziewczyny.
Gryfonka podniosła na niego załzawione oczy.
- Draco? – spytała niepewnie. – Nie zrobili ci krzywdy? – wypaliła zanim się zastanowiła nad tym co mówi i zarumieniła się lekko.
- Nie, niezbyt wielką – blondyn uśmiechnął się do niej uspokajająco. – A ty dobrze się czujesz? – zapytał z troską.
- Tak – skłamała. Wcale nie czuła się dobrze. Gdy go nie było zamartwiała się nie tylko przesłuchaniem Dracona, ale także tym, ze jej okres spóźniał się dwa dni. Dwa dni to nie było wiele, ale w sytuacji, w której się znalazła, napawało ja to niemałym strachem.
- Marnie łżesz – powiedział dobrodusznie Draco.
- Ty też – odcięła się Hermiona. – Myślisz, że nie słyszę z jakim trudem przychodzi ci mówienie? Ciekawe ile zaklęć maskujących musiał użyć Weasley, żeby nie było widać jak mocno się na tobie pastwił, zwłaszcza za to, że... mnie tam nie było – powiedziała z gorzkim uśmiechem.
- Jeszcze jedno słowo, a się wkurzę. Nie ma w tym cienia twojej winy. Dobrze wiesz, że chciał się wyżyć ze względu na mojego ojca – głos chłopaka był spokojny i stanowczy.
- Owszem i dobrze wiem, że potem chciał się wyżyć także za to, że nie poszłam na przesłuchanie. – Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę z motywów postępowania Percy’ego.

- Czego pan sobie życzy, panie Malfoy? – zapytała chłodno pani Pomfrey, wyłoniwszy się zza zaplecza ambulatorium.
Draco wyjaśnił grzecznie o co chodzi i wypił podane eliksiry.
- Proszę iść do siebie i nie denerwować mi pacjentki – dodała zrzędliwie.
- On mnie nie denerwuje – powiedziała zimno Hermiona. – A poza tym, to czuję się już lepiej i chcę wyjść... Obiecuję, że nie pójdę dziś na żadne zajęcia i będę odpoczywać – ostatnie zdanie dodała, gdy Pomponia otworzyła usta, by zaprotestować.
- Skoro cię nie denerwuje, to widocznie tak jest... – pani Pomfrey wolała dać za wygraną. Wiedziała, że Hermiona jest niezłym uparciuchem. - Możesz iść Granger, ale najpierw napij się jeszcze kilka łyków Eliksiru Wzmacniającego, nie zaszkodzi ci na pewno.
Dziewczyna grzecznie przyjęła fiolkę z płynem i wypiła małą porcję.
- Dziękuję za opiekę, pani Pomfrey. Do widzenia – powiedziała i wstała z łóżka.
- Do widzenia – Draco uśmiechnął się do pielęgniarki i ruszył do wyjścia w ślad za Gryfonką.

- Poczekaj, odprowadzę cię, jesteś blada i marnie wyglądasz – Draco potrafił czasem walić komplementy w stylu Harry’ego.
- Dzięki, ale ty też nie wyglądasz szałowo – Hermiona skrzywiła się i posłała mu wiele znaczące spojrzenie. – A jakby zdjąć z ciebie zaklęcia maskujące to pewnie w ogóle byłoby kiepsko – po ostatnich słowach popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Przecież wiesz o co mi chodziło, Hermiono – Draco uśmiechnął się do niej przepraszająco i za chwilę skrzywił się z bólu, bo dała o sobie znać rozwalona warga. – A co do tych zakląć maskujących, wcale nie było ich tak dużo.
- Mam się przekonać? Założę się, że jeżeli było ich mało to dotyczyły poważnych obrażeń.
- Oj wcale, że nie. Nic mi nie jest – Draco obruszył się jak mały chłopiec.
Hermiona przystanęła w miejscu i popatrzyła na niego uważnie.
- Nic ci nie jest? – zrobiła dwa kroki w jego stronę. - Skoro nic ci nie jest to pozwolisz, że pójdę z tobą do twojego dormitorium, zdejmę z ciebie zaklęcia maskujące i po prostu to sprawdzę?
Draco miał już odmówić, ale postanowił wykorzystać sytuację i wyciągnąć z niej wszystkie przyczyny podłego nastroju.
- Nie ma sprawy, pod warunkiem, że później szczerze mi opowiesz dlaczego płakałaś – Hermiona była zaskoczona taką odpowiedzią. Przez chwilę nie mówiła absolutnie nic, a w końcu kiwnęła lekko głową.
- Zgoda – powiedziała – opatrzę ci rany i powiem ci, co mnie gryzie.
- Rany! – żachnął się Draco. – Kilka siniaków, rozwalona szczęka... – w porę ugryzł się w język.
- No, widzę, że trochę tego jest – Hermiona uśmiechnęła się niemal złośliwie.
- Wcale niedużo i prawie nie boli – łgał, jak najęty, Malfoy junior.
- Spoko, sama sprawdzę – Hermiona wyjęła z kieszeni szaty różdżkę i sugestywnie zaczęła się nią bawić.
- Potrafisz być okropna, wiesz? – Draco zmarszczył z dezaprobatą nos.
- Wiem, Ron nawet stwierdził kiedyś, że czasem się mnie boi – dziewczyna popatrzyła na Ślizgona sugestywnie.
- Ja się nie boję, ale nie chciałbym dostać od ciebie po pysku tak jak w trzeciej klasie. Naprawdę bolało – Draco uśmiechnął się szczerze i wywołał blady uśmiech na twarzy koleżanki, co sprawiło mu niemałą ulgę.
- Mam nadzieję, że mi więcej nie przywalisz – dodał wzruszając lekko ramionami.
- To zależy tylko od ciebie. Jak będziesz grzeczny i miły dla kolegów i koleżanek to nic ci nie grozi – udzieliła dobrej rady Hermiona i ruszyli dalej korytarzem.
- Mam być grzeczny i miły? – Draco wymówił obydwa słowa, jakby uczył się czegoś nowego. – A możesz mi podać definicje tych dziwnych rzeczy? Nie bardzo wiem o co chodzi.
- Tego akurat nie musisz mi tłumaczyć. A jak nie wiesz to twój problem.
- Próbowałem cię tylko rozweselić – chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Nie, próbowałeś mi zdradzić pewną prawdę o sobie, ale tego już dawno się domyśliłam – odrzekła Gryfonka.
- Ha, ha, ha... bardzo zabawne – Draco miał na ten temat własne zdanie.
- Nie zabawne, tylko tragiczne – Hermiona wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła.
- I tak przekonam cię, że się mylisz.
– Zobaczymy – dziewczyna posłała mu spojrzenie pod tytułem „udowodnij” i znowu przystanęła. Byli już prawie w lochach.
- Idź do siebie, ja zaraz przyjdę – powiedziała.
- A ciebie gdzie niesie?
- Coś załatwić. Nie martw się, nic mi się nie stanie, idź do siebie – Hermiona zaczęła się irytować.
- No już dobrze, pójdę... będę grzeczny – uśmiechnął się od ucha do ucha, jak małe dziecko czekające na pochwałę.
- No popatrz. Rewelacja...
- Powiedziałbym, że rewolucja... Masz na mnie zły wpływ.
- Zły?
- Aha. Tracę powoli reputację drania i nic na to nie mogę poradzić. Dobra, spadam – Draco popatrzył na nią z zaciekawieniem i ruszył do siebie.

Chwilę później Hermiona udała się do sali eliksirów i przeprosiła na chwilę Snape’a.
Nauczyciel nakazał ciszę, oznajmił że wraca za kilka minut i wyszedł z Gryfonką.
- Nie jesteś w skrzydle szpitalnym?
- Nie, już wyszłam... Mam do pana prośbę, ale musimy się udać do pańskiego gabinetu.
Severus bez słowa ruszył korytarzem i Hermiona zdziwiła się trochę jego uległością.
- A o co chodzi? – zapytał po drodze.
- Eee... potrzebuję jakichś maści albo eliksirów kojących obrażenia zewnętrzne i przyspieszających gojenie.
- Chyba nie dla siebie?! – przestraszył się nauczyciel.
- No... nie – Hermiona wolała nie kłamać.
Snape otworzył zaklęciem gabinet i zaprosił ją do środka. Popatrzył uważnie na uczennicę. Wyglądała na zakłopotaną. Nagle go oświeciło.
- Bardzo z nim źle? – spytał. Cały czas martwił się o Dracona i nawet zapomniał być niemiły, co bardzo odpowiadało czwartoroczniakom pozostawionym w tej chwili samym sobie.
- Jeszcze nie wiem, sir – Hermiona lekko się zarumieniła i kiedy zobaczyła zmarszczone czoło nauczyciela dodała: – Zaklęcia maskujące.
Snape powiedział pod nosem coś, co brzmiało podobnie do „Weasley”, „skurwiel” i „cham”, ale dziewczyna przezornie udała, że nie słyszy

Severus podszedł do szafki z zapasami i zaczął ją przeglądać. Nie dopytywał się już o nic, co Hermionie bardzo odpowiadało. Po paru chwilach podał jej maść, która przyspieszała gojenie i działała łagodząco oraz jeden ze średnio silnych eliksirów przeciwbólowych.
- Są twoje Granger, nie musisz ich odnosić... Mam spory zapas –dodał, gdy zobaczył, że zamierza zaprotestować.
- Dziękuję – wymamrotała i znowu się zarumieniła.
Mistrz Eliksirów pomyślał z roztargnieniem, że Hermiona jest bardzo ładną dziewczyną, ale szybko musiał odsunąć od siebie te rozważania, bo to przypominało mu o niechlubnym czynie Weasleya, co rodziło w nim gniew i mogło się odbić bardzo negatywnie na uczniach.
- Nie ma za co, Hermiono. Masz dziś zwolnienie z lekcji i Draco pewnie też, co? – spytał z niewielką dawką ironii i sarkazmu.
Dziewczyna skinęła głową.
- Jeszcze raz dziękuję, sir.
- Jeszcze raz nie ma za co i możesz przekazać panu Malfoyowi, że was przepytam na najbliższych zajęciach, skoro macie dzisiaj takie luzy... obiboki... – Snape uśmiechnął się lekko.
Panna Granger była jedną z bardzo niewielu osób w szkole, której nie dziwiło, że Severus ma poczucie humoru i jedną z niewielu, która jego poczucie humoru rozumiała, a nawet doceniała. Odpowiedziała nauczycielowi bladym uśmiechem.
- Dobrze, przekażę, sir.
Hermiona wyszła i poczekała za progiem na Snape’a.
Kiedy nauczyciel wyszedł, wyglądała tak jakby się nad czymś zastanawiała. W końcu spojrzała Severusowi w oczy i powiedziała.
- Jest pan wspaniałym człowiekiem, profesorze.
Zanim w ogóle dążył cokolwiek odpowiedzieć, a nawet przyswoić sobie do końca jej słowa, odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w kierunku Pokoju Wspólnego uczniów Domu Węża.

***
Harry bardzo martwił się o Hermionę, którą zostawił w skrzydle szpitalnym. Był też zaniepokojony o Malfoya. To, o czym mu opowiedziała Hermiona, skłoniło go do przypuszczenia, że Percy Weasley odbije sobie w nikczemny sposób nieobecność dziewczyny na przesłuchaniu. Zielonooki wzdrygnął się na tą myśl i przeszły mu po plecach ciarki obrzydzenia gdy przypomniał sobie dwóch nowych ochroniarzy wiceministra.
„Dzięki Bogu Hermiona nie poszła” – przeleciało mu przez myśl.
To, że Draco i Harry nie byli ani przyjaciółmi, ani kolegami, a nawet się nie cierpieli nie zmieniało faktu, że od dnia wspólnego pobytu w Ministerstwie Magii, patrzyli na siebie nieco inaczej.
Potter, w głębi duszy, podziwiał Malfoya za dobrowolny udział w przesłuchaniu ale zastanawiał się po jaką cholerę Draco się pakował w coś takiego. Przecież Dumbledore nie chciał go puścić, a Weasley był wściekły.
Harry nie miał przecież pojęcia, że głównym powodem dla którego Draco poszedł z Wiceministrem i jego gorylami, był strach o ojca. Malfoy junior słusznie przypuszczał, że, jeżeli nie stawi się na przesłuchaniu, z Lucjuszem może być bardzo krucho.

*
Na Transmutacji, Harry siedział jak struty. Chciał jak najszybciej wyjść i pobiec do ambulatorium, ale lekcja dłużyła mu się niemiłosiernie. Co jakiś czas zerkał na wolne miejsce Dracona obok Blaise Zabini i na samą Blaise, a puste krzesło obok niej budziło w nim większy niepokój niż chciałby to sam przed sobą przyznać. Zabini była przygaszona i jakby zrezygnowana. Widać było, że cała sytuacja trochę ją przeraża. Zresztą, gdy Harry rozejrzał się po klasie, dostrzegł że wszyscy uczniowie mają niewyraźne miny. Pomyślał, że każdy z niech boi się, iż w każdej chwili może zostać wezwany na przesłuchanie. Zielonooki Gryfon domyślał się jeszcze jednej rzeczy. Uczniowie byli przerażeni tym jak Hermiona zareagowała na wizytę wiceministra. Panna Granger, która była wiecznie opanowana, rzeczowa i wygadana, pobladła, trzęsła się jak osika i nie była w stanie sama przejść kilku kroków, a na koniec jeszcze straciła przytomność...
Blaise spojrzała na puste miejsce po lewej stronie Harry’ego.
„Cholera” – pomyślała i zwróciła spojrzenie na krzesło po jej prawej stronie. Draco, z którym ostatnio była w dosyć dobrych stosunkach nie chciał jej powiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się w ministerstwie. Raz tylko mu się wyrwało, że to było okropne i on nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać na ten temat. Ale to, co Zabini zobaczyła w Wielkiej Sali, było straszne. Jeszcze nikogo nie widziała w takim stanie w jakim była rano Granger. Wieść, o omdleniu Hermiony, rozeszła się jak błyskawica i Blaise postanowiła ją odwiedzić w skrzydle szpitalnym.
Ron z niepokojem obserwował Harry’ego. Martwił się o Hermionę i tylko o Hermionę. Miał swoje powody. Zawsze postrzegał ją jako silną osobowość, a to, jak zachowywała się w Wielkiej Sali, napełniło jego serce czymś w rodzaju grozy i teraz nie mógł się w ogóle skupić na tym, co mówi McGonagall.
Sama nauczycielka także wydawała się przygaszona i nieobecna duchem. W ogóle atmosfera w Hogwarcie bardzo się zachmurzyła po wizycie wiceministra...

***
Harry szedł szybkim krokiem do ambulatorium. Chciał porozmawiać z Hermioną. Wiedział, że ona bardzo martwi się o Malfoya i w sumie nie dziwił się, że tamtych dwoje zbliżyło się do siebie od dnia tragicznych wydarzeń. Jedynie Ron, który biegł teraz żeby nadążyć za Harrym, był tym zdziwiony a nawet zdegustowany.
Potter zastanawiał się, czy mu nie opowiedzieć o całym zajściu, ale wolał żeby zrobiła to Hermiona.

- Dzień dobry pani Pomfrey! - zawołał od progu ambulatorium. – Co z Hermioną? – spytał rozejrzawszy się po pustej sali.
- Właśnie, co z nią? – dopytywał się zasapany Ron, który niemal biegł za przyjacielem.
- Wyszła razem z Malfoyem jakąś godzinę temu. Pewnie jest u siebie w dormitorium. Ma dziś zwolnienie z zajęć.
- Z Malfoyem?! - krzyknął Ron.
- Malfoy już wrócił? – zdziwił się w tym samym momencie Harry. – I co z nim? – zapytał od razu ze szczerym zainteresowaniem, które bardzo zdziwiło Pomponię.
- Nie jest chyba źle, chociaż brał eliksir przeciwbólowy i wzmacniający – powiedziała i wzruszyła ramionami.
- Jak zwykle robi z siebie męczennika – prychnął Ron.
- Nie sądzę – wzrok Harry’ego, który spoczął na przyjacielu, był lodowaty. – Istnieje coś takiego jak zaklęcia maskujące Ron, a poza tym... Ty nie masz pojęcia, jak wygląda przesłuchanie u pana wiceministra, ja mam.
Pani Pomfrey odchrząknęła znacząco i chłopcy wyszli z ambulatorium.
- Ron... – powiedział cicho Harry. – Ja nie chciałem, żebyś poczuł się winny. – To nie jest twoja wina, że Percy zachowuje się tak okropnie.
Ron stał ze spuszczoną głową i wyglądał jakby miał się popłakać.
- Nie pozwalam ci się obwiniać, to niedorzeczne... - Harry zmusił się żeby poklepać przyjaciela po plecach i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Tak, ja wiem, ale czuję się podle, Harry – Ronald Weasley uśmiechnął się smutno.
- Nie powinieneś... Nie powinieneś, Ron.
Rudzielec uśmiechnął się smutno. Wiedział, że jego przyjaciel ma rację, co nie zmieniało faktu, że, niestety, czuł się winny.

Minęła ich Blaise, która też kierowała się do ambulatorium. Przechodząc uśmiechnęła się lekko do Harry’ego, który się zarumienił.
- Idziecie do Hermiony Granger? – przystanęła zadając pytanie.
- Nie, już byliśmy – Ron potrząsnął głową. – Nie ma jej w skrzydle szpitalnym... Prawdopodobnie jest w swoim dormitorium.
- Szkoda, chciałam z nią porozmawiać.
- Czemu? – spytała zdziwiony Harry.
- Dlatego, że zachowywała się bardzo dziwnie w Wielkiej Sali. Szczerze powiedziawszy, przestraszyłam się – Zabini wbiła wzrok w podłogę. – To było irracjonalne. Gadałam z nią kilka razy i to jest w ogóle... niepodobne do tej dziewczyny... Ona była zawsze taka... opanowana – Blaise popatrzyła przepraszająco na Rona i Harry’ego.
- Sorry, może ja nie powinnam się tym interesować. Nawet nie wiem dlaczego chcę z nią porozmawiać, po prostu chcę - zaczęła się tłumaczyć. - Wydaje mi się, że wiceminister zrobił jej coś strasznego, inaczej Draco nie wykłócałby się, żeby została... O, on też się ostatnio dziwnie zachowuje... Zmienił się na lepsze... nawet bardzo.
- Malfoy zmienił się na lepsze?! – Ron zrobił okrągłe oczy ze zdziwienia.
- Tak, a co w tym dziwnego? – spytała czarnowłosa Ślizgonka. – Przecież każdy może się zmienić... Na lepsze lub gorsze, to normalne – dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Ale Malfoy? – rudzielec miał minę sceptyka.
- Tak, Malfoy – powiedział spokojnie Harry. – On chyba dostał niezła lekcję od życia, nie tylko na tamtym przesłuchaniu. Na dzisiejszym zapewne też. Coś go gryzie. Sprawia wrażenie zupełnie innej osoby niż był wcześniej, nie zauważyłeś tego Ron?
- Możliwe, ale ja i tak bym mu nie ufał – Ronald Weasley pokręcił niepewnie głową i wbił wzrok w ścianę.
Harry mu się nie dziwił. Jego rudowłosy przyjaciel nie miał pojęcia, co Draco przeżył w Ministerstwie Magii. Potter miał. I wcale nie zazdrościł Ślizgonowi jego zmian na lepsze.
- Zaraz mamy kolejne zajęcia... Opiekę – przypomniała Blaise urywając dyskusję na temat przemian osobowościowych Dracona Malfoya. – Idziecie?
Obydwaj chłopcy skinęli głowami i potelepali się smętnie, za koleżanką z grupy, na błonia.

******

Napisany przez: Kitiara 30.12.2004 17:46

******
Hermiona dotarła w końcu do portalu prowadzącego do pokoju wspólnego Ślizgonów. Draco na nią czekał.
- Nie podałem ci hasła – powiedział i uśmiechnął się do niej przepraszająco.
- Nie szkodzi... tylko musiałeś tu czekać.
- Przecież nie siedzę tu godzinami – Malfoy przewrócił oczami i wstał spod ściany.
- Eliksiry Zaawansowane – mruknął i portal w ścianie otworzył, przed nimi, wrota do królestwa uczniów Domu Węża.
- Ale skomplikowane hasło – Hermiona wzruszyła ramionami i weszła jako pierwsza, bo Malfoy postanowił być dżentelmenem.
- Dobrze, że nie ma tych kretynów, moich współlokatorów. Poważnie zastanawiam się nad prywatnym dormitorium. Moich starych na to stać, mnie też, bo mam tyle złota, że mógłbym wykupić całą tą szkołę... - nagle lekko się zarumienił, bo uświadomił sobie co mówi. - Sorry, nie chciałem żeby to zabrzmiało jak chwalenie się, czy coś, ale po co ja się męcze z tymi matołami? – zadeklarował Draco.
- Może jesteś masochistą? – podsunęła mu odpowiedź Hermiona.
- Och, masochistą jestem na pewno... Pytanie tylko do jakiego stopnia? – Draco usiadł na swoim łóżku i rozejrzał się po umiarkowanym bałaganie, zrobionym przez kumpli.
– Sorry za ten bajzel, Hermiona i powiedz czego się napijesz. Osobiście polecam piwo imbirowe.
- Dziękuję, poproszę – Hermiona postanowiła się skusić i po paru chwilach oboje siedzieli na łóżku z otwartymi butelkami, schłodzonego piwa, w dłoniach.
- Możesz mi powiedzieć, co tak pilnie załatwiałaś, zanim tu przyszłaś? – zapytał zaciekawiony Draco.
- Skoro mam ci opatrzyć rany, to musiałam zdobyć jakąś maść i eliksiry, nie sądzisz? – Hermiona nie patrzyła mu w oczy, ale wbiła wzrok w swoją butelkę. - Musiałam zawrócić głowę Snape’owi. Ale nie był zły... Cieszy się, że już jesteś w Hogwarcie - dziewczyna odważyła się spojrzeć w szare oczy swojego rozmówcy.
-Zamierzasz opatrzyć mi rany? Kobieto, ja nie wracam z wojny, tylko z przesłuchania – Draco próbował bagatelizować całe zajście i nawet nieźle mu to wychodziło.
- Tak, a Percy Weasley to dobry wujek, który pogłaskał cię po głowie, dał cukierka, zadał kilka niegroźnych pytań i wypuścił z powrotem do szkoły, prawda? Daruj sobie ironię, Draco... Ja też potrafię być ironiczna - Hermiona nie dała się zbyć byle gadką.
- Jesteś cholernie upierdliwą i skrupulatną heterą, mówił ci to ktoś? – blondyn popatrzył na nią z przekornym uśmiechem.
- Rzadko kiedy słyszę coś innego, ale nikt nie wali tak prosto z mostu jak ty teraz... Ludzie mi to zazwyczaj sugerują. Myślałam, że to Ślizgoni są mistrzami aluzji – dziewczyna nie mogła sobie darować drobnej złośliwości.
- Jestem po prostu szczerym, uczciwym człowiekiem. Co w sercu to i na języku. – Malfoy chyba przygotowaną odpowiedź na każdą okazję.
- Zapewne... Łżesz tylko czasami, jak ci to potrzebne – Hermiona uśmiechnęła się krzywo i dopiła piwo imbirowe. – Ściągaj szatę i bluzkę, sprawdzę, jakie ciosy, poza przekleństwami, stosował na tobie pan wiceminister.
- E tam, nie sądzę, żeby stosowanie jakichś specyfików było potrzebne – Draco nie miał najmniejszej ochoty chwalić się swoimi obrażeniami.
- Może pozwolisz, że ja to ocenię, co? – spytała, rzucając mu zirytowane spojrzenie i chłopak, z ociąganiem, ściągnął z siebie szatę i jasnoszarą koszulę.

Hermiona bez słowa uprzedzenie rzuciła zaklęcie demaskujące na twarz chłopaka i posłała mu spojrzenie pełne współczucia, i zawodu.
- Nic ci nie zrobił – powiedziała z wyrzutem. – Aż boję się sprawdzać stan twoich żeber i pleców.
Draco wzruszył ramionami i z zakłopotaniem odwrócił wzrok.
- Ale... to wcale nie jest takie straszne – powiedział cichym i niepewnym głosem.
Poczuł o wiele silniejszy ból w urażonych miejscach, kiedy zostały odsłonięte za pomocą magii. Maskujące zaklęcia miały bowiem właściwości tłumiące odczuwanie dyskomfortu urazów zewnętrznych.
- Nie, nie jest to nic odbiegającego od normy – powiedziała Hermiona. - Masz tylko podbite oko, rozwaloną szczękę i zapuchniętą lewą stronę twarzy. Lepiej nic nie mów, tylko siedź cicho – stwierdziła Gryfonka z irytacją i chłopak wolał jej posłuchać.
- Masz, eliksir przeciwbólowy – powiedziała podając mu fiolkę.
- Piłem.
- Nie wykręcaj się, ten na pewno jest silniejszy i dostałam go od Snape’a. – To najlepsze źródło eliksirów w tej szkole, nie sądzisz?
Chłopak westchnął i wypił specyfik.
- Obrzydliwe – powiedział.
- Bo to lekarstwo – rzeczowo stwierdziła Hermiona. Wzięła do ręki maść i ją otworzyła. Nałożyła niewielką ilość mazi na dłoń. Pachniała dziwnie, ale przyjemnie.
- Czuję miętę – stwierdził Draco, rozszerzając zabawnie nozdrza. – Daj powąchać – dodał i popatrzył na Hermionę niemal z błaganiem.
- Wariat... To nie jest do wąchania, tylko do opatrywania obrażeń.
- Uwielbiam miętę – chłopak zrobił maślane oczy i wlepił wzrok w dłoń dziewczyny.
- Jesteś nienormalny, Malfoy.
- Wiem, Granger.
- Masz – podsunęła mu dłoń pod nos.
- Urocze – powiedział, ale po chwili, skrzywił się i sykną, bo Hermiona delikatnie zaczęła smarować okolice podbitego oka.
- Szczypie?
- Troszeczkę... krótko, intensywnie i zaraz przestaje – Draco uśmiechnął się szeroko. – Mogę cię zatrudnić jako pielęgniarkę?
- Nie stać cię.
- Owszem, stać. Tobie zapłaciłbym nawet sto galeonów za godzinę opieki i pewnie zbankrutowałbym po miesiącu, ale co mi tam.
- Wariat – Hermiona popatrzyła na chłopaka z politowaniem i uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Powtarzasz się... Poza tym nie jestem wariatem tylko cudotwórcą... Ty się uśmiechasz! – Draco wyszczerzył się radośnie i syknął z bólu, bo rozwalona szczęka dała o sobie znać.
- Nie tylko jesteś cudotwórcą, ale jesteś nad wyraz skromnym człowiekiem – odpowiedziała dziewczyna poważnym, mentorskim tonem.
- Oczywiście – uroczyście oświadczył Malfoy.

Hermiona delikatnie nasmarowała wszystkie urażone miejsca na twarzy Ślizgona i przyjrzała się swojemu dziełu. Chłopak wyglądał żałośnie i komicznie zarazem.
Maść, która miała początkowo zielonkawy kolor, nabrała, po minucie, intensywnie niebieskiej barwy i teraz Draco był niebiesko – sino – blady.
- Wyglądasz zabawnie – stwierdziła i wzięła do ręki różdżkę – Dobra teraz sobie obejrzę twoje żeberka.
- Nie, bo są wrażliwe i mam łaskotki – zaprotestował Malfoy.
- Nie zamierzam się obmacywać, jak nie masz na nich żadnych śladów to cię nawet nie tknę... ale podejrzewam, że masz obrażenia – stwierdziła stanowczo orzechowooka Gryfonka.
- Niewielkie.
- Pozwól, że to sprawdzę.
Po chwili oczom Hermiony ukazał się malowniczy siniec po lewej stronie, wrażliwych na łaskotki, żeber Malfoya.
Dziewczyna przyłożyła jednak dłoń ze strony prawej i chłopak syknął z bólu.
- No ładnie... masz, wypij jeszcze kilka łyków tego przeciwbólowego badziewia.
- Niedobre!
- Wiesz co? Ile ty masz lat, Malfoy? Pij bo wleję ci to na siłę do gardła.
Z tą siłą trochę przesadziła, ale Draco nie chciał słuchać ani narzekania, ani gróźb, a poza tym czuł się poturbowany. dlatego grzecznie przełknął dwa łyki lekarstwa.
- Powinnam ci posmarować ten siniec, chociaż to bardziej obrażenie wewnętrzne, niż zewnętrzne. Pozwolisz?
- A smaruj – Draco wzruszył ramionami i położył się na plecach. W duchu przyznał, że, pomimo delikatności Hermiony, ten zabieg był bolesny.
- Musisz się odwrócić i pokazać mi plecy – powiedziała cicho, gdy skończyła smarować siną powierzchnię żeber.
- Nie muszę – zamarudził Draco jak krnąbrne dziecko. – Ale mogę – uśmiechnął się uprzejmie do Hermiony i usiadł na łóżku po turecku tyłem do dziewczyny.
- Nie baw się ze mną w semantykę, tylko bądź grzeczny, tak jak w tej chwili –zgasiła go gładko panna Granger i rzuciła Revalo na zgrabny grzbiet Ślizgona.
- Chryste, Draco... – zdołała wydukać. – Co on na tobie ćwiczył?
- To był zwykły, skórzany pas – odpowiedział rzeczowo Malfoy.
- Chyba pejcz – dziewczyna miała na ten temat inne zdanie niż jej pacjent.
- Och, nie! – pośpieszył z wyjaśnieniami blondyn. – Po prostu chwilami zarabiałem klamrą... To naprawdę nic w porównaniu z Tormenterem, Hermiono. Poza tym... bił mnie naprawdę krótko – dodał szybko.
- I to ma mnie wprawić w dobry nastrój?! Co za świnia!
- Kto, ja? – niewinnie spytał dziedzic Dragon Tower.
- Doskonale wiesz kto, Malfoy – powiedziała już spokojniej dziewczyna. – Niech go szlag.
Przez chwilę nie wiedziała jak ma się zabrać do śladów po uderzeniach skórzanym pasem. W miejscach uderzeń klamry były brzydkie rozcięcia z zaschniętą krwią i niemal całe plecy chłopaka były sine.
- Cholera, będzie cię mocno szczypało. Może i bił cię krótko, ale za to bardzo skutecznie. Powinieneś to pokazać dyrektorowi.
- Nie zamierzam się skarżyć jak małe dziecko! I nie ma strachu, wytrzymam.
- O to się nie martwię, tylko głupio mi się do tego dotykać.
- Aż taki jestem obleśny? – spytał z rozbawieniem Draco, ale Hermiona nie uznała tego za śmieszne.
- Doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło – odwarknęła dużo bardziej niemiło, niż zamierzała. – Głupi dowcip!
- Och, sorry, chciałem być zabawny i trochę mi nie wyszło... Wiem, że jestem sexy i na mnie lecisz... – zamilkł i omal nie zaczął walić głową o ścianę i przeklinać własnej głupoty.
- Twoje poczucie humoru mnie dobija – powiedziała ku jego uldze całkiem spokojnie Hermiona. – Ale powiedzmy, że bredzisz i jesteś niepoczytalny - dodała zimno i zaczęła delikatnie nakładać maść na skatowane plecy Dracona.

Czuła się dziwnie. Normalnie gdy pomyślała o dotykaniu kogoś, zwłaszcza chłopaka, ogarniało ją obrzydzenie a nawet lęk. Teraz tak nie było. Czuła się potrzebna i użyteczna. Nawet odczuwała swego rodzaju satysfakcję z tego, że może pomóc Draconowi.
Po kilku minutach, kiedy opatrzyła mu plecy, mniej więcej do połowy, chłopak cicho się odezwał.
- Przepraszam, ja zawsze muszę palnąć coś jak chory w kubeł – w jego głosie brzmiała autentyczna, wzruszająca skrucha. – Nie bądź na mnie zła za to, że jestem kretynem, Herm.
- Nie jestem zła... - zawahała się na chwilę - ...i nie jesteś kretynem, w porządku?
- Bardziej niż w porządku, dziękuję... Wiesz, że będziesz musiała mi teraz powiedzieć, dlaczego płakałaś w ambulatorium?... Obiecałaś.
Hermiona lekko się wzdrygnęła. Skupiła się, tak bardzo, na tym żeby nie urazić wrażliwych i obolałych miejsc na ciele Ślizgona, że zapomniała o tej obietnicy.
- Wiem – powiedziała cicho.
- Ale nie chcesz, prawda? – zapytał z żalem Draco. – To... to jak bardzo nie chcesz, to nie mów.
Dziewczyna zamarła z maścią na dłoni. Czegoś takiego się nie spodziewała.
- Ależ, oczywiście, że ci powiem – obruszyła się lekko i wróciła to przerwanego zajęcia. Musiała się mocno skupić, żeby nie urazić rozerwanego kawałka skóry, tuż przy kręgosłupie nad kością krzyżową.
„Ależ musiało boleć” – pomyślała krzywiąc się lekko.
- Naprawdę, nie musisz. Nie mogę cię do tego zmuszać. I nie chcę tego robić.
Głos chłopaka był cichy i kojący.
- Powiem ci, Draco. Z własnej, nieprzymuszonej woli - Hermiona nagle zapragnęła podzielić się, z nim, swoimi obawami. Może właśnie dlatego, że nie nalegał i że był taki.. taki kochany. Dziewczynie, w tej chwili, nie przychodził na myśl żaden inny przymiotnik opisujący Dracona.
On był po prostu taki był.

Hermiona posmarowała dokładnie i delikatnie całe plecy chłopaka.
Draco znosił wszystko cierpliwie i w ciszy. Syknął tylko dwa razy, w momencie, kiedy dotykała najbardziej uszkodzonych miejsc.
Dziewczyna czuła się zawstydzona własnymi odczuciami. Tym, że pomyślała o Draconie Malfoyu jako o kimś, kto jest kochany. Zupełnie tak, jakby jej myśli były co najmniej nieprzyzwoite. Poczuła nawet, że się zarumieniła.
„Ja naprawdę jestem psychicznie chora” – pomyślała z zażenowaniem. Sama przy tym nie była pewna, czy myśl ta dotyczyła odczuć względem chłopaka, czy wstydu wywołanego takimi refleksjami.
Czuła też ogromne współczucie do Dracona i była mu wdzięczna za to, że nie pozwolił jej iść na przesłuchanie, i przy okazji naraził się na większy gniew wiceministra.
- Przepraszam – powiedziała nagle do młodego Malfoya..
- Za co? – chłopak odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią, rozwartymi ze zdziwienia, oczyma.
- Za to, że przeze mnie... przez to, że nie poszłam, bardziej cierpiałeś podczas przesłuchania – Hermiona zarumieniła się i spuściła skromnie wzrok. Bezmyślnie bawiła się zakręconą tubką maści.
- Herm, nie wolno ci tak myśleć, słyszysz?
- Ale to prawda...
- Ach tak, no jasne... To twoja wina, że Weasley jest ostatnią świnią, zapomniałem – powiedział z jadowitą ironią. – Nawet nie próbuj myśleć o sobie źle, zabraniam ci tego, rozumiesz? Doskonale wiesz, że i tak by mnie potraktował podle, może nawet jeszcze gorzej... Nie wolno ci się obwiniać o to, że ktoś jest sadystą i niewyżytym sukinsynem... nie wolno.
Po policzku Hermiony popłynęła pojedyncza łza i Draco bardzo delikatnie otarł ją kciukiem. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, ale bardziej z ogólnej niechęci do samego dotyku, niż z powodu tego, co poczuła.
Gest chłopaka był subtelny, miły, niemal... przyjemny. To wrażenie znowu ją zawstydziło.
- Obiecaj mi, że nie będziesz się obwiniać – usłyszała cichy szept tuż przy swoim uchu.
Odsunęła się od niego, wstała i usiadła przy stoliku.
- Nie mogę... Ja wiem, że to dziwne, ale i tak czuję się winna, że tak mocno oberwałeś.
- Przestań! – Draco się zdenerwował, ale zaraz nakazał sobie spokój. – Nie mów tak i postaraj się tak nie myśleć, proszę.
Wstał i usiadł naprzeciwko niej.
- Obiecaj mi, że się postarasz, dobrze?
Hermiona niepewnie pokiwała głową i spojrzała mu w oczy.
- Spóźnia mi się miesiączka, niewiele, ale i tak się boję – powiedziała nagle i Draco przez chwilę nie miał pojęcia o co jej chodzi i po co mu o tym mówi. Zmarszczył brwi i wbił w nią zaciekawione, łagodne spojrzenie.
- Boję się, że mogę być w ciąży.
Dopiero wtedy do niego dotarło o co chodzi.
- Dlatego płakałaś, tak? – spytał z troską, a Hermiona tylko pokiwała głową.
- I dlatego, że martwiłam się o ciebie. Ale to niepokoi mnie coraz bardziej.
- Posłuchaj, to że ci się spóźnia miesiączka nie oznacza, że no wiesz... – Draco nie mógł powiedzieć tego na głos. – Ostatnio jesteś zestresowana, przygnębiona i to normalne, że możesz mieć problemy ze zdrowiem.
Dziewczyna pokręciła smutno głową.
- Mam przeczucie Draco... Bardzo silne przeczucie, że jestem... w ciąży. Jeżeli to prawda, będę musiała się pozbyć tego dziecka, pomożesz mi? – Hermiona wlepiła szczery, ufny i pełen nadziei wzrok w Malfoya.
Chłopak patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Trudno było odgadnąć o czym myśli. W końcu odezwał się, a jego głos, chociaż był cichy, brzmiał stanowczo.
- Owszem, możesz liczyć na moją pomoc, ale nie na taką, Hermiono.
Dziewczyna zamrugała ze zdziwienia i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Pomogę ci w każdy możliwy sposób. Zapewnię ci opiekę, wsparcie finansowe, nawet powiem oficjalnie, że to moje dziecko i uznam je za własne, ale nie pozwolę ci się go pozbyć.
- Dlaczego?! – spytała z agresję. – To tak jakbyś mi nie chciał pomóc!
- Uspokój się – powiedział cicho chłopak. – Zrozum, jeżeli naprawdę jesteś w ciąży to dziecko może być dla ciebie wybawieniem...
- Jesteś nienormalny!
- Wysłuchaj mnie do końca, dobrze? – wbrew sobie Hermiona uspokoiła się i patrzyła uważnie na Dracona, czekając, aż powie to co ma do powiedzenia.
- Jeżeli pozbędziesz się dziecka możesz jedynie poczuć się gorzej, a w przyszłości nabawić się poczucia winy... U ciebie to całkiem możliwe, już czujesz się winna za rzeczy, za które nie ponosisz najmniejszej odpowiedzialności.
Dziewczyna prychnęła z pogardą.
- Wiem, że ci się to wydaje niedorzeczne, ale to dziecko może ci pomóc zacząć żyć na nowo pełnią życia Hermiono. Jeżeli jesteś w ciąży, zrobię wszystko dla ciebie i dla tego malucha, ale tobie nie pozwolę zrobić nic, co mogłoby jedynie pogorszyć twoją sytuację. Aborcja ci nie pomoże.
Hermiona patrzyła na niego z niemym wyrzutem.
- Herm, nie pozwolę, żeby ktokolwiek powiedział na ciebie choćby jedno złe słowo, ale nie rób nic, co może pogorszyć twoje samopoczucie i twoją sytuację, proszę... Wiesz... moja mama nie mogła mieć więcej dzieci, wszystkie wcześniejsze ciąże zanim urodziła mnie i te późniejsze kończyły się poronieniem, a moi rodzice chyba chcieliby mieć więcej dzieci... Ja też chciałbym mieć rodzeństwo, to chyba normalne... – chłopak wbił smutny wzrok w podłogę i nerwowo splótł palce obu dłoni. - Może stąd mam takie, a nie inne zdanie, ale naprawdę nie sądzę aby pozbycie się ciąży było dla ciebie czymś dobrym.
- No i co? Będę samotną matką, tak? Wspaniała perspektywa – jej mina wyrażała załamanie i smutek.
- W ogóle mnie nie słuchasz. Ja bardzo chętnie zostanę ojcem tego dziecka i nikt niepowołany nie musi wiedzieć, że jest inaczej.
- Zwłaszcza jeśli będzie rude! – Hermiona była zrozpaczona.
- Ty masz lekko rudawe włosy – powiedział roztropnie Draco.
- Ale z ciebie się optymista zrobił. Tylko to nie ty jesteś w ciąży... – powiedziała ze smutkiem.
- Wiem, że nie ja, ale ty przecież też nie masz pewności, że jesteś, a poza tym... pomogę ci jak tylko będę mógł... Nie rób głupstw, Hermiono, proszę. To tylko może pogorszyć sprawę. Po co masz wpędzać się w nowe poczucie winy. Pomyśl nad tym. Dam tobie i twojemu dziecku wszystko co niezbędne. Przysięgam na grób dziadków.
Hermiona popatrzyła na niego zdziwiona, a w jej oczach czaiła się nieufność.
- Czemu to mówisz? Nie rozumiem, cię.
- Bo chcę ci pomóc... Nie ufasz mi?
- A dlaczego miałabym ci ufać, dlaczego miałabym ufać komukolwiek? – zapytała i zmarszczyła czoło. – Niby z jakiej racji, miałbyś mi bezinteresownie pomagać?
- Chociażby z takiej, że wtedy, w ministerstwie, nie mogłem ci w żaden sposób pomóc i do tej pory czuję się winny. Nienawidzę bezsilności. A poza tym... ja po prostu chcę się na coś w końcu przydać. – Hermiona dojrzała w oczach Malfoya szczerość i determinację. Wiedziała, że mówi prawdę, ale bała się dać wiarę jego słowom.
- Czy jesteś w ciąży, czy nie jesteś, pomogę ci Hermiono, nawet wbrew tobie... bo zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa. Nie zasługujesz na cierpienie, które cię dotknęło... Nikt nie zasługuje, a zwłaszcza nie ktoś taki jak ty... – Draco patrzył na Hermionę ze smutkiem, współczuciem, ale też z nadzieją.
Dziewczyna wstała i podeszła do drzwi. Czuła się źle. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, czuła że nie ma prawa przyjąć jego pomocy, nie w taki sposób. Czuła się chora, zbrukana i niegodna, aby przeżyć chociaż jedną szczęśliwą chwilę. Nie widziała dla siebie żadnego ratunku i nie chciała go widzieć.
- Ja naprawdę nie wiem, co mam myśleć... – powiedziała zanim opuściła dormitorium Ślizgona. - Powiem ci szczerze, że boją się zaufać komukolwiek, nie czuj się urażony... Może i masz dobre intencję.. na pewno masz. Ale ja jestem... nienormalna i nie potrafię ci uwierzyć. I już nigdy nie będę normalna, więc daj sobie spokój i mi nie pomagaj. MI NIE MOŻNA POMÓC. – Jej głos drżał, a Draco mógł dostrzec, w orzechowych oczach, lśniące łzy.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zaprzeczyć, lub ją zatrzymać, drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem za Hermioną Granger.

***
******

Napisany przez: AtA_VH 30.12.2004 19:41

uh... koniec ostatniego parta dość pesymistyczny. niemniej jednak piszesz jak zwykle - znaczy świetnie. tak trzymać smile.gif . dawaj szybciutko następne party (wiem, takie popędzanie jest wkurzające. przyzwyczajaj się do ciężaru sławy tongue.gif ). pozdrowienia, AtA

Napisany przez: Kitiara 03.01.2005 12:33

Środa, 14.11.1996

Śniadanie środowe stanowiło dla Harry'ego mały koszmar. Nie dosyć, że znowu śniły mu się „szczęśliwe chwile” spędzone z Nottem to na dodatek porządnie martwił się o Hermionę.
Cały wtorek nie odezwała się niemal słowem, a na pytania i zagadywania ze strony jego lub Rona odpowiadała zdawkow, i ze zniecierpliwieniem. Teraz siedziała i wpatrywała się w owsiankę jakby ta była, co najmniej, rojem obleśnych robali spacerujących po jej talerzu.
- Herm, co z tobą?– zapytał z troską.
- Właśnie, co się dzieje? – łagodnie dopytał się Ron.
- Niedobrze mi. Zaraz zwymiotuję – odpowiedziała rzeczowo orzechowooka i zamknęła oczy, biorąc duży wdech przez usta. Była blada i wyglądała na chorą.
- Czym ty masz wymiotować, przecież nie zjadłaś ani kęsa... – zdziwił się brunet. – Jesteś blada. Zaprowadzić cię do łazienki?
- Nie, już mi przechodzi, zjem tylko kromkę suchego chleba i popije gorzką herbatą – powiedziała Hermiona, której nieco pomogło kilka głębokich wdechów.
Dziewczyna wzięła chleb i bardzo powoli zjadła go, każdy kęs popijając herbatą i krzywiąc się lekko.
„Teraz to już jestem pewna, że noszę w sobie cholernego pasożyta” – pomyślała z żalem i nienawiścią. - To już nie jest zbieg okoliczności, cholera jasna...”

*
- Dracuś – zaświergotała Pansy – podaj mi paróweczkę.
- Kobieto, czy ty mogłabyś mówić jak normalny cywilizowany człowiek, a nie posługiwać się takimi durnymi zdrobnieniami? – Blaise spojrzała ponad ramieniem Dracona na Parkinson, która z powrotem zaczęła się przystawiać do przystojnego blondyna.
- Proszę – powiedział zimno chłopak, nakładając parówkę na talerz swojej byłej dziewczyny. – I mogłabyś się o mnie nie ocierać, Pansy, bardzo cię o to proszę... W końcu potrzebujesz prawdziwego mężczyzny, więc z łaski swojej w końcu go sobie znajdź.
- Ależ mój drogi – zaszczebiotała Parkinson i poprawiła misternie ułożoną fryzurę. Blaise zastanawiała się, jak kobieta może mieć tak mało godności i nie pojmować szytej grubymi nićmi aluzji. – Przestań robić z igły widły... Wiesz, nawet najlepszym zdarza się chwila słabości, nie musimy się rozstawać.
Draco pomyślał, że krew go zaleje.
- Pansy, – wysyczał zimnym jak arktyczne powietrze głosem – nie ma mowy o tym, żebyśmy byli ze sobą na nowo. Ja za bardzo się zmieniłem, a ty tego nie potrafisz zrozumieć. Wybacz, ale jesteś zbyt płytką dziewczyną, żebym chciał mieć z tobą coś wspólnego.
- Tak? – spytała czerwona ze złości i upokorzenia Parkinson, a Blaise w duchu modliła się żeby chłopak nie wybuchł. Widziała, że Malfoy ostatnim wysiłkiem woli wstrzymuje się od jakiegoś agresywnego słowa, czy gestu i posłała mu kojące spojrzenie. Draco je pochwycił i skinął jedynie głową. Zabini już spokojnie zwróciła wzrok na stół Gryffindoru i zapatrzyła się na Hermionę.
„Z nią jest coraz gorzej. Co z nią się dzieje?” – pomyślała. Jeszcze nie rozmawiała z Gryfonką i postanowiła zrobić to dzisiaj.
- Uważasz, że jesteś dla mnie za dobry, co? – Pansy kontynuowała swój wywód, który dochodził do uszu zamyślonej Balise. – Pamiętaj, że jeżeli teraz się nie zdecydujesz, to nie będziesz miał już do mnie żadnego powrotu.... Wiem, że wolisz tą szlamowatą dziwkę, Granger, bo ja ci się już znudziłam... Dobrze, ale szczerze tego pożałujesz.
- Jak ty ją nazwałaś? – Draco z brzękiem opuścił widelec i spojrzał na dziewczynę z odrazą. Nagle odechciało mu się jeść.
- Szlamowatą dziwką – spokojnie i nie bez satysfakcji odpowiedziała Pansy.
Blaise powoli odwróciła wzrok w kierunku koleżanki ze Slytherinu i patrzyła na nią z niedowierzaniem i ze zgrozą. Teraz modliła się w duchu nie tylko o opanowanie się Dracona, ale także o cierpliwość dla siebie samej.
- Jeszcze raz wyrazisz się w ten sposób o Hermionie, a dam ci po gębie tak mocno, że rodzona matka cię nie pozna, Pansy. Zapamiętaj – w szepcie Dracona pobrzękiwały kostki lodu i fragmenty tłuczonego szkła. – Nie jesteś warta nawet tego, żeby obok niej usiąść
Pansy zaśmiała się chłodno.
- Do tego doszło? Że uważasz tą szlamę za lepszą ode mnie, tak?.
- Jeszcze jedno słowo, Pansy – spojrzenie Dracona mówiło samo za siebie i dziewczyna postanowiła zwracać uwagę na to, co mówi. - Zamilcz, bo mnie krew zalewa jak słyszę twój głos.
- Jesteś świnią, Draco....
- Zamknij się, Pansy! – Blaise nie mogła tego dłużej słuchać. – Zamknij się. Jesteś ślepa, głucha i głupia jak but. Odznaczasz się głębią emocjonalną kałuży, o ile jakąkolwiek emocjonalność posiadasz... Jesteś tak płytka, że nie sposób tego zmierzyć, a poziom twojej inteligencji już dawno osiągnął depresję i jak widzę, i słyszę, nie ma szans aby wzrósł, bo ty sama tego nie chcesz. Jeszcze jeden niewybredny epitet pod adresem Granger i walnę w ciebie jedną z najgorszych klątw jakie znam, a wierz mi, trochę tego jest!
- Wam obojgu po prostu odbiło... Ty Blaise zawsze byłaś dziwaczna, ale Draco... – Pansy popatrzyła na chłopaka z pogardą.
- Powiedziałam ci, żebyś się zamknęła, Parkinson – zimno powtórzyła Zabini. – Draco nie przejmuj się nią – zwróciła się do chłopaka i nie zwracała uwagi na to, że Pansy patrzy na nią z jawną odrazą. – Nie słuchaj w ogóle, co do ciebie mówi i się nie denerwuj, nie warto. Zjedz coś jeszcze.
- Jakoś nie mam ochoty – Draco popatrzył na Blaise przepraszająco, ale zabrał się za parówkę i jakoś ją skonsumował.
- Dobry chłopiec – skomentowała niebieskooka brunetka i Draco uśmiechnął się do niej przyjaźnie.

Pansy ostentacyjnie walnęła widelcem w talerz, dopiła sok z dyni i z hukiem wstała od stołu.
- Smacznego - stwierdziła zimno i odeszła powolnym, kołyszącym krokiem w stronę drzwi.
- Kiedyś ją uszkodzę – powiedział Draco.
- Po co? Chcesz siedzieć za tą wywłokę? – Zabini nie ukrywała swojego zdegustowania. – Sorry. Ja tak o niej mówię, a w końcu z nią chodziłeś.
- Nie szkodzi. Sam się sobie dziwię.
- Bardzo się zmieniłeś. Do tego stopnia, że zaczynam cię podziwiać – powiedział szczerze Blaise.
- Tylko się we mnie nie zakochaj, bo taki zimny drań jak ja na pewno to wykorzysta – zażartował chłopak.
- Nie ma szans, Draco – spokojnie odparła Blaise.
- Nie?
- NIE – odrzekła stanowczo i pewnie Zabini.
- O! Kogoś mamy na oku?
- Nie o to chodzi – Blaise lekko się zarumieniła. – Po prostu traktuję cię jak kumpla.
- To dobrze – chłopak uśmiechnął się do niej.
- Martwię się o nią – Blaise skinęła głową w kierunku stołu Gryfonów.- Sama nie wiem czemu. Przecież ta cała Granger nigdy mnie nie obchodziła, nawet tak naprawdę jej nie znam. Tylko ona... ona zachowuje się jakoś dziwnie.
Draco popatrzył na Hermionę.
Od poniedziałkowej rozmowy nie zamienił z nią ani słowa. Była taka smutna, przygaszona i nieobecna, że wydawało się chwilami, iż traci kontakt z rzeczywistością.

Dziewczyna skończyła męczyć kromkę chleba i dopijała gorzką herbatę.
- Lepiej? – spytał z troską Ron?
Pokiwała niepewnie głową i znowu się skrzywiła. Jej żołądek stawał się powoli nieprzewidywalny. Przez moment wszystko było dobrze i nagle poczuła jak się przekręca na drugą stronę, by po chwili znowu nie czuć żadnych mdłości.
Harry dolał jej jeszcze herbaty i zapytał, czy nie chce mięty. Hermiona pokręciła przecząco głową.
„Boże, przeszły mi chyba na dobre. Może nie zwrócę tego, co zjadłam” – ledwie zdążyła tak pomyśleć, jej żołądek znowu zaczął wyczyniać dziwne harce i dziewczyna bardzo szybko musiała wstać. Wybiegła z Wielkiej Sali mając nadzieję, że zdąży dotrzeć do najbliższej łazienki.
Harry zerwał się i pobiegł za Hermioną, a Draco i Blaise popatrzyli na siebie niepewnie.
- Jej coś jest – spokojnie stwierdziła Zabini. - Ona chyba jest chora. Widziałeś jej twarz?
- Możliwe – powiedział spokojnie chłopak w duchu klnąc na czym świat stoi.
„Kurwa – pomyślał – czy zawsze jak coś się wali to już do samego końca?”
Wyglądało na to, że tak.
Od stołu Gryfonów wstał także Ron i poszedł szybko za swoimi przyjaciółmi.
- Wiesz, co, Draco? – zaczęła Blaise. – Może też chodźmy zobaczyć co się stało, co?
Malfoy junior wstał niepewnie i wyszedł razem z koleżanką.
„Aż za dobrze wiem, co się prawdopodobnie dzieje” – pomyślał z przekąsem, ale wolał ten fakt zachować wyłącznie dla siebie.
Zebrani na sali uczniowie patrzyli na wszystko z zaciekawieniem. Luna i Ginny wstały niemal jednocześnie, tuż po wyjściu Malfoya i Zabini.

Nauczyciele patrzyli z troska na wybiegającą z Wielkiej Sali i lekko poszarzałą na twarzy uczennicę. Tonks nawet wstała z zamiarem ruszenia na pomoc dziewczynie, ale Severus ją zatrzymał.
- Wystarczy, że poszli Weasley i Potter... i cała reszta, która ruszyła za nimi – powiedział cicho. Nic się jej złego nie stanie.
Sam jednak czuł wewnętrzny niepokój. Posłał znaczące spojrzenie w kierunku dyrektora, który wyglądał na ogromnie zatroskanego.

*
Ron, Ginny, Luna, Blaise i Draco stali dosłownie dwa metry za wejściem do Wielkiej Sali i obserwowali z konsternacją jak Harry pochyla się nad wymiotującą bezsilnie na klęczkach Hermioną.
- Kurwa mać! – powiedział Draco na głos, chociaż pomyślał o wiele gorzej.
Blaise popatrzyła na niego bykiem, a Ron oznajmił.
- Zamknij się, Malfoy, okey? - ku jego zdziwieniu blondyn nie skomentował tych słów. Wyglądał tak jakby w ogóle nie słyszał, co do niego mówi rudzielec.
Piątka uczniów Hogwartu obserwowała bez słowa, jak Potter czyści różdżką podłogę holu i mówi coś cicho do płaczącej histerycznie dziewczyny.

- Hermiona, spokojnie – szepnął cicho Harry – nie płacz już, nie płacz. Co się stało?
- Przecież sam widzisz, co się dzieje – Hermiona mówiła łamiącym się głosem. – Jestem do cholery w ciąży. Na sto procent. Powiedz mi, co ja mam robić? – chlipała i przełykała łzy.
- O, Boże – Harry zbladł. – Hermiona, ja pomogę ci jak tylko będę mógł. Przecież wiesz.
- Wiem, wiem - ironizowała. – I nie tylko ty mi pomożesz... Jakiś ty, cholera, szlachetny.
- Hermiona, przestań.
- Już Malfoy mówił mi to samo. Powiedział, że może nawet wziąć na siebie odpowiedzialność za to dziecko, podać się za ojca... Następny kretyn.
- Hermiono – w głosie Harry’ego była ukryta gorycz i żal. – Dlaczego tak mówisz? Dlaczego myślisz tak o ludziach, którzy chcą ci pomóc?
- Bo ja nie chcę pomocy. Nie chcę tego dziecka i nie chcę niczyjej pomocy, Harry, rozumiesz? Mi nikt nie może pomóc. – rozpłakała się jeszcze głośniej i ukryła twarz w dłoniach. – Idź sobie, zostaw mnie samą.
- Nie mogę cię tak zostawić, nie w takim stanie – Harry usiadł przy dziewczynie i delikatnie pogładził ją po plecach. To było dziwne, ale nie poczuł znajomego skurczu żołądka, który odzywał się ostatnio zawsze w zbyt dużej bliskości drugiego człowieka.
- Wszystko mi jedno – Hermiona spróbowała wytrzeć łzy i wstać, ale była zbyt słaba i roztrzęsiona. Łzy popłynęły ponownie, a ona z powrotem osunęła się pod ścianę.
- Czy to przedstawienie? – Harry popatrzył z konsternacją na obserwujący ich, z odległości kilku metrów, tłumik uczniów. – Wynoście się albo do siebie, albo z powrotem na Salę.
- Chcieliśmy tylko pomóc – z wahaniem powiedziała Zabini, a Luna bezceremonialnie podeszła do Pottera i Granger.
- Hermiona, dasz rade iść do skrzydła szpitalnego? – spytała z troską.
- Nie potrzebuje tam iść! – odwarknęła jej Gryfonka.
- Nie możesz tu zostać – powiedziała niezrażona Luna. – Za chwilę skończy się śniadanie i wszyscy będą wychodzić. Chodź. Pomogę ci dojść. Jesteś strasznie blada. No chodź.
Luna mówiła tak cicho i spokojnie, że Hermiona w końcu dała się przekonać.
Jeszcze raz spróbowała wstać i tym razem udało jej się utrzymać równowagę mimo chwiejnych nóg.

Ginny i Blaise także podeszły do Luny i Hermiony, a Harry wstał.
Spojrzał na Rona i Draco, którzy stali cały czas w tym samym miejscu. Rudzielec wyglądał na zaszokowanego, a blondyn na zrezygnowanego i zmartwionego. Obydwu łączył widoczny w ciemnobrązowych i szarych oczach cień smutku i niepokoju
- Nie chcę iść do ambulatorium – powiedziała stanowczo Hermiona. – Nic mi nie jest, chcę do siebie.
- Tak, a ja jestem święty turecki – powiedział Harry. – Dziewczyny, zaprowadźcie ją, dobrze? – Jasne, Harry – Ginny uśmiechnęła się blado. – Chodź, Herm – zwróciła się łagodnie do koleżanki
- Proszę – Blaise podała orzechowookiej, zapłakanej Gryfonce chusteczkę i Hermiona przyjęła ją z wdzięcznością.
Kiedy wszystkie dziewczyny odeszły, a z wrót Wielkiej Sali zaczęli wysypywać się uczniowie, Harry podszedł do Dracona i Ronalda.
- Malfoy, muszę z tobą porozmawiać... na osobności – powiedział cicho. – Wybaczysz nam Ron, prawda? – zwrócił się przepraszającym tonem do przyjaciela.
- Eee..., jasne – odpowiedział zupełnie zaskoczony rudzielec. – Tylko, że zaraz mamy Transmutacje.
- Akurat to może poczekać – Harry wzruszył ramionami. – Poświęcisz mi chwilę swojego cennego, arystokratycznego czasu, Malfoy?
- Słuchaj, Potter. Możesz sobie ten sarkazm włożyć do kieszeni, dobra? Jakbyś nie zauważył to ta sytuacja, ani trochę mnie nie bawi. Więc zachowuj się jak dorosły człowiek i nie wyjeżdżaj mi z aluzjami, które są absolutnie nie na miejscu.
- Dobra, dobra – Harry uniósł dłonie w pokojowym geście. – Jestem roztrzęsiony i muszę na kimś odreagować. Pech chciał, że trafiło na ciebie.
- Spoko – Draco postanowił nie zwracać uwagi na ironię Pottera. - Powiedz mi tylko, gdzie ty chcesz pogadać w spokoju i gadaj szybko, bo jak raczył zauważyć szanowny pan Ronald Weasley – tu Ron posłał blondynowi kose spojrzenie – mamy za pięć minut Transmutację i nie chciałbym się zbyt mocno spóźniać. McGonagall byłaby wniebowzięta odejmując mi 15 punktów za kwadrans spóźnienia.
- Znam takie jedno miejsce – powiedział Harry. – Jeżeli się zgodzisz ze mną pogadać możemy to zrobić tam.
- Okey, w końcu, co mi szkodzi...
- Ron, zobaczymy się na Transmutacji, dobrze?
- Dobra – odrzekł rudzielec.
Ostatnio działo się mnóstwo dziwnych rzeczy, za którymi Ron nie nadążał. Był ciekaw o co chodzi i postanowił pociągnąć przyjaciela za język, ale dopiero wieczorem, przed snem, w zaciszu dormitorium.

*
Harry zaprowadził zdziwionego Ślizgona do łazienki Jęczącej Marty .
- No, ładnie... – powiedział blondyn. – Co tu robią Gryfoni? Palicie mocniejsze ziółka? – Draco uśmiechnął się złośliwie i wyciągnął papierosy z kieszeni szaty.
- Jasne – zadrwił Harry. – Bardzo mało osób wie o tym wspaniałym i zacisznym miejscu, więc lepiej nikomu nie rozgadaj. Brunet uśmiechnął się do siebie na wspomnienie wydarzeń sprzed czterech lat gdy ważył z Hermioną i Ronem Eliksir Wielosokowy.
- Nie ma strachu... Więc o co chodzi? – Draco poczęstował Pottera papierosem i zapalił sam.
- Powiem wprost. Nie wiem, co robić. Moja najlepsza przyjaciółka została brutalnie zgwałcona i teraz jest w ciąży. Możesz mi powiedzieć, czy nie mogłoby być do janej cholery, jeszcze gorzej? Ona nie chce żadnej pomocy. Ani mojej, ani twojej. Tak mi powiedziała. No i co teraz?
- A ty skąd o tym wiesz? O tym, co się stało w Ministerstwie, co? – zapytał zaszokowany Draco po chwili głuchego milczenia.
- Od Hermiony – spokojnie odpowiedział Harry. – Opowiedziała mi o tym wieczorem po przesłuchaniu.
- Powiedziała ci?
- Tak. Wiesz... w pewnym sensie to nie dałem jej zbyt dużego wyboru... – Harry poczuł, że się rumieni na wspomnienie tamtej rozmowy - ...ale to dłuższa historia. Istotne jest to jak pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce przyjąć.
- Pomóc na siłę – spokojnie odpowiedział blondyn. – Ja nie zamierzam zrezygnować z pomagania Granger, tylko dlatego, że ona stwierdziła, że tego nie potrzebuje, nie chce, i że nic ani nikt nie może jej pomóc. Gówno prawda, Potter. Trzeba tylko mieć dobre chęci.
- Trochę trudno jest pomagać osobie, która tego nie chce – brunet zaciągnął się papierosem i ciężko westchnął.
- Ale nie jest to niemożliwe. Niezależnie od tego, co zrobi lub powie ta uparta dziewucha, nie zamierzam jej zostawić w potrzebie, zwłaszcza, że to co się stało, stało się po części z mojej winy – tym razem to blondyn zarumienił się lekko.
- No, Malfoy. Teraz to bredzisz. W takim razie, czuj się winny temu, że ja byłe przesłuchiwany w cywilizowany sposób i temu, że torturował mnie Nott. Na jedno wyjdzie. Większej bzdury w życiu nie słyszałem. – Harry popatrzył na Dracona z niedowierzaniem i pokręcił głową.
- Może i jestem powalony, ale czuję się winny i zamierzam jej pomóc – Draco wszedł do pierwszej lepszej kabiny i posłał z biegiem nurtu klozetowego niedopałek swojego papierosa.
- Myślisz, że ja nie zamierzam?! – wściekł się Gryfon.
- Tego nie powiedziałem. Wiem, że chcesz jej pomóc, tylko ta dyskusja jest całkowicie bezsensowna... Chyba, że chcesz ustalić kto poda się za ojca dziecka, żeby Hermiona nie wyszła na puszczalską, jak zaczniemy jej pomagać za bardzo i w sposób nie zorganizowany.
- Eee... – Harry popatrzył na Dracona z zażenowaniem. – No, chyba w obecnej sytuacji w moje ojcostwo mało kto by uwierzył, zwłaszcza wśród nauczycieli.
- Też tak sądzę... Poza tym, ja mam bardziej znaczące nazwisko... – zażartował Draco.
- A ja za to bardziej sławne, Malfoy – odciął się Harry z uśmiechem.
- Nie wiem, czy w ogóle którykolwiek z nas będzie miał szansę podać się za ojca, bo z tego, co wiem, ona szybciej usunie tą ciąże, niż ją donosi – spoważniał nagle blondyn.
- Może tak by było lepiej.
- Może... – Draco popatrzył bezmyślnie w przestrzeń. – Może... Wiesz co? Moja mama poroniła trzy razy. Raz zanim się urodziłem, i dwa razy kiedy już byłem na tym nieszczęsnym padole łez...
Harry słuchał z otwartymi ustami. Omal nie upadł z wrażenia. Malfoy mu się zwierzał.
- Ja nie wiem, czy to dobry pomysł, pozwolić jej przerwać ciąże, ale to że zawsze chciałem mieć rodzeństwo i nie dane mi było je mieć, że to trochę zakłóca obiektywność mojego myślenia. Nie wiem.... Może gdyby urodziła to dziecko, ono by jej pomogło stanąć na nogi, a jak pozbędzie się go to, no nie wiem... Czy to jest czymś dobrym? Przecież to nie jest wina tego dziecka.
„A może ona wcale nie jest w ciąży” – pomyślał z nadzieją.

- Wiesz, co, Malfoy – powiedział Harry po chwili milczenia. – Gadasz jak filozof i żądasz ode mnie odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzi nie znam ani ja, ani nawet profesor Dumbledore. Zwróć się do wyższej instancji.
- Potter, ja tylko rozważam na głos możliwe warianty.
- Wiem. Nieciekawe są te warianty. I tak jej nie można zmusić do podjęcia słusznej decyzji. Sama musi wybrać.
- To jest oczywiste. Jak jej powiedziałem, że nie pomogę jej usunąć ciąży to stwierdziła, że w takim razie nie chcę jej pomóc w ogóle. Może za bardzo naciskałem? Bywam kretynem, Potter.
- Nie tylko ty.
- Musimy iść na Transmutacje.
- Trwa już od kilku minut – Harry spojrzał na zegarek.
- To idziemy, najwyżej stracę dwadzieścia punktów. Luz - blondyn uśmiechnął się gorzko.
- Nie tylko ty.

Spóźnili się prawie dwadzieścia pięć minut i McGonagall odjęła im po dziesięć punktów i przysoliła wspólny szlaban na ósmej wieczorem u Snape'a .
Hermiona nie pojawiła się na tych zajęciach. Leżała w skrzydle szpitalnym gdzie dostała Eliksir Wzmacniający oraz krople miętowe na żołądek. Następnego dnia po obiedzie i tak wymiotowała jak kot.

***
- Myślisz, że Hermiona naprawdę jest w ciąży? – spytał w pewnym momencie Draco znad swojego wiadra rogatych żab.
- No, wiesz... Wymiotowała, nie może jeść, mówi, że jej się o kilka dni opóźnia miesiączka. Ona jest święcie przekonana, że jest w ciąży – dodał jeszcze na zakończenie swojego wywodu Harry.
- No właśnie, ONA jest o tym święcie przekonana, ale wcale nie musi tak być – Ślizgon zamyślił się na chwilę i bardzo pieczołowicie zabrał się za swoje żaby. Harry zamarł i wpatrywał się w swojego rywala ze Slytherinu przez dobrych kilka chwil.
- Co masz na myśli? – spytał w końcu przeciągając sylaby i mrużąc podejrzliwie oczy.
- Chodzi o to, że... No, Hermiona ostatnio je bardzo nieregularnie, mogła się też czymś zatruć, jest zestresowana i to wszystko może mieć wpływ na to, że opóźnia się jej miesiączka, i że ma mdłości, a jak jeszcze wmówiła sobie, że na pewno jest w ciąży, to... może być tylko jeszcze gorzej.
- Myślisz, że nie jest? – Gryfon wyglądał na bardzo zdezorientowanego
- Boże, Potter, ja nic nie myślę, po prostu przypuszczam... Nie mam pojęcia, czy jest w ciąży, czy nie. Musiałaby się przebadać. Ale przecież nie pójdzie z tym do Pomfrey – Draco sprawiał wrażenie poirytowanego i zmartwionego.
- Nie pójdzie – powtórzył jak echo Harry i zabrał się za oprawianie wyjątkowo wielkiej, oślizgłej ropuchy, ale był tak bardzo zaintrygowany słowami Dracona, że zwierz z głośnym plaśnięciem upadł na kamienną posadzkę lochu.
- Rany, Potter... Co ty, nawet żab nie potrafisz porządnie oporządzić? – spytał Draco doskonale naśladując zimny i wyprany z emocji głos Mistrza Eliksirów. – Masz szczęście, że Snape tego nie widział.
- No, mam. Słuchaj, Malfoy... Może jej pomógłby Snape. Wiesz, może istnieje jakiś eliksir, za pomocą którego można sprawdzić, czy dziewczyna spodziewa się dziecka, co? Mógłbyś go podpytać, on chyba wie o całej sprawie.
Draco kiwnął lekko głową.
- Czasami masz łeb na karku, Potter – powiedział i szczerze się uśmiechnął. – Porozmawiam z mistrzuniem. Ale teraz bądź łaskaw skupić się na tych rogatych paskudztwach, bo znowu zaczniesz je rozrzucać po podłodze.
Harry rzucił mu kose spojrzenie, ale nic nie odpowiedział. Tym razem Draco Malfoy miał rację.

***
******

Napisany przez: AtA_VH 03.01.2005 18:38

przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej na mirriel.glt.pl, bo nie wytrzymuje nerwowo (to forum wiecznie mi się zacina) wink.gif . Kit, jesteś śwetna. świetnie piszesz. nie mogę sie doczekać, kiedy będziesz wrzucać jakieś inne opowiadanka. i proszę mi tu nie pisać o włażeniu w dupę z wazeliną dry.gif . po prostu.... jesteś the best.

trochę tylko męczą literówki. sad.gif nie mogłabyś tego wrzucać do worda, zeby posprawdzać? to jest naprawdę wnerwiające.

cóż, tak czy siak - masz talent. pozdrowionka, AtA

Napisany przez: Raistlin 03.01.2005 18:59

Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała pare następnych części opowiadania(to sie chwali).
I jak zawsze dialogi Malfoy vs Potter , które mi przynajmniej się cholernie podobają.
No i troche w opowiadanku jest tych literówek, więc na następny raz postaraj się żeby było ich mniej (bo inaczej...).

Ps: może wyjde na debila ale co znaczy "kose spojrzenie"? blush.gif

Napisany przez: Justa 03.01.2005 19:00

QUOTE
przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej na mirriel.glt.pl, bo nie wytrzymuje nerwowo (to forum wiecznie mi się zacina)


Ja też już tam przeczytałam... bo sie nie da wytyrzymać, a forum mi też baaaardzo często nie działa sad.gif

Napisany przez: AnDzIkA 03.01.2005 19:03

Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, że wkleiłaś je tu Kitaro. Czytałam już trochę więcej odcinków niż tu jest i mogę przyznać, jestem pod wielkim wrażeniem zarówno Twoich pomysłów jak i wyobraźni. Jedyne czego mogę Ci teraz życzyć to duużo wolnego czasu i weny.

czekolada.gif <------ I oby następne części pojawiły się jak najszybciej.

Podrawiam,
AnDzIkA

PS. Literówki rzeczywiście są, ale nie przeszkadzają mi tak bardzo.

Napisany przez: Kitiara 03.01.2005 21:10

Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem), cholera, tak.
Word mi się ostatnio trochę wali.
Ale już niedługo będzie git, bo kumpel jutro przychodzi coś z tym zrobić.
Niestety - co innego pisac długopisikiem, co innego na komputerku, zwłaszcza, że nigdy nie chodziłam na kursy pisania na kompie - sama doszłam do jako takiej, nawet sporej, szybkości klikania.
Obiecuję, że kolejne odcinki będą lepiej dopracowane.
Dziękuję Wam za wsie komenty.
Pozdrawiam serdecznie, Kit.

PS: dzięki Raist, za to że podobają Ci się dialogi Malfoy/Potter. Uwielbiam je pisać, czuję się wtedy taka perfidna i przewrotna...*twisted*

Napisany przez: Potti 03.01.2005 22:46

już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojego autorstwa- pomyślałam, że nie polubię Twojego stylu pisania. powiedzmy, że się sporo pomyliłam ;> pal licho literówki, Haroldy i inne tego typu... po prostu mnie wciągnęło. może od następnego parta spróbuję zwracać uwagę na błędy.

i mam tylko takie jedno pytanie, bo nie wiem jak się nastawić psychicznie na kolejne party: skończyłaś to już? (oczywiście party z Mirriel zdążyłam pochłonąć) ;p

Napisany przez: Emily Strange 03.01.2005 23:01

Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do roboty i ładnie pisze i się nie obija tongue.gif
A ty Potti bierz z niej przykład i won do pisania tongue.gif

Napisany przez: Kitiara 04.01.2005 12:08

Czwartek, 15.11.1996

Hermiona wyszła z łazienki i usiadła pod ścianą. Była blada i wyglądała bardzo mizernie.
Zwróciła cały obiad.
Harry usiadł obok niej i mocno ją przytulił. Nie czuł się źle, chyba świadomość tego, że dziewczyna została - tak samo jak on - mocno zraniona, powodował, że mógł ją teraz objąć i nie poczuć mdłości.
- To koniec. Jestem w ciąży.
- Powinnaś się przebadać.
- Tak, jasne. Pójdę do pani Pomfrey i jej powiem: zostałam zgwałcona podczas przesłuchania, czy może mnie pani przebadać i powiedzieć mi czy jestem w ciąży? – Hermiona popatrzyła z niemym wyrzutem na przyjaciela i odsunęła się od niego. Strasznie bolał ją żołądek i kręciło się jej w głowie.
Na śniadanie zjadła tylko jednego tosta i popiła go herbatą. Nic jej nie było aż do obiadu, podczas którego Harry wmusił w nią cały talerz rosołu, a później z własnej woli pochłonęła jeszcze udo z kurczaka i kawałek ciężkostrawnego ciasta z czekoladą. Wiedziała, że nie powinna tyle jeść na niemal pusty żołądek, ale rosół pobudził tylko jej apetyt.

- Chodź, Hermiona. Pójdę z tobą do ambulatorium... Nie patrz tak na mnie, nie powiemy pani Pomfrey, że znowu wymiotowałaś. Powiedz jej, że boli cię brzuch i niech cię przebada, może się po prostu czymś strułaś.
- Jasne, a miesiączka? – popatrzyła na niego nieprzyjaźnie, ale posłusznie wstała i ruszyła za Harrym do skrzydła szpitalnego.

*
Madame Pomfrey wypytała ją dokładnie o to, co jadła cały dzień.
- Nic dziwnego, że boli cię żołądek dziecino. Zjadłaś za dużo na raz...
Hermiona i Harry patrzyli z zaciekawieniem, jak pielęgniarka podchodzi do szafki z eliksirami i wyjmuje małą buteleczkę z jadowicie żółtym płynem.
- Masz, to są krople na pobudzenie apetytu. Zacznij brać od jutra... Dwie kropelki na język na parę minut przed każdym posiłkiem. Jeżeli będziesz czuła głód to oczywiście ich nie zażywaj.
Hermiona kiwnęła pokornie głową i wzięła fiolkę z rąk Pomponii.
- I radzę ci się wyspać, wyglądasz tak, jakbyś nie odpoczywała od kilku dni – pielęgniarka otaksowała dziewczynę uważnym spojrzeniem, pod którym Gryfonka lekko się zarumieniła. To, co powiedziała pani Pomfrey było prawdą. Od niedzieli prawie nie zmrużyła oka. Spała po trzy, cztery godziny, martwiąc się swoją bardzo prawdopodobną ciążą.
Pani Pomfrey ponownie podeszła do gabloty z różnego rodzaju wywarami. Harry przyglądał się zachłannie zróżnicowanym pod względem zawartości i wielkości butelkom, w których przebywały płyny wszelkiej maści i o różnym stopniu płynności. Jedna z butelek zawierała klarowną, jasnoczerwoną ciesz.
Chłopak ostatnio zainteresował się eliksirami. Od niedawna nie czuł się tak zestresowany na zajęciach w lochach, jak kiedyś, i okazało się, że przedmiot prowadzony przez Severusa Snape’a jest bardzo ciekawy, chociaż niezmiernie obszerny i trudny.
„Zaczynam być miłośnikiem eliksirów” – pomyślał z odrobiną ironii, ale także z jakimś wewnętrznym spokojem.
- Proszę, to eliksir na sen bez snów – powiedziała pielęgniarka odwracając się od szafki i wręczając Hermionie kolejną fiolkę. - Musisz przez kilka nocy go używać. Pij jeden porządny łyk przed położeniem się do łóżka.
- Dobrze, pani Pomfrey – powiedziała dziewczyna i zawahała się na chwilę. – Dziękuję – dodała jeszcze i uśmiechnęła się blado.

- No, widzisz? – powiedział Harry z nadzieją po wyjściu z ambulatorium. – Pani Pomfrey powiedziała ci, że cierpisz z przejedzenia.
- Oby to była prawda – sarkastycznie odrzekła Gryfonka i przyspieszyła kroku.
Chciała znaleźć się już u siebie w dormitorium, znowu miała ochotę płakać. Nikt jej nie rozumiał, a Harry najwidoczniej uznał, że jest przewrażliwiona i wydaje się jej jedynie, że będzie miała dziecko.
Ale ona WIEDZIAŁA, że jest w ciąży.

******

Draco wpatrywał się w Mistrza Eliksirów. Czarnooki mężczyzna intensywnie myślał, co zdradzała silnie pogłębioną pionowa zmarszczka na czole.
- Ja, bym poczekał jeszcze kilka dni... Ale należałoby ją przepadać.
- Tylko, że ona za cholerę przebadać się nie da.
- A ty byś się dał ? – Severus wbił swoje bezdenne, czarne oczy w oczy Dracona, który po chwili odwrócił wzrok i lekko się zarumienił.
Mistrz Eliksirów westchnął ciężko.
- Co ja się z wami mam... – pokręcił z irytacją głową i podszedł do szafki pełnej eliksirów leczniczych.
Wyjął fiolkę z granatowym płynem i usiadł przy biurku, by napisać kilka zdań na pergaminie, który starannie zwinął i opieczętował.
Draco czekał w milczeniu przez dobrych pięć minut, przyglądając się spokojnym, opanowanym ruchom nauczyciela. Palce Severusa były długie i zwinne. Chłopaka uderzyła myśl, że w ruchach profesora jest mnóstwo niewymuszonej gracji i elegancji.
- Proszę. Daj to pannie Granger, tylko sam nie czytaj, bo jak się dowiem, a się dowiem... – Severus zawiesił efektownie głos i uniósł brew – ...to wiesz sam, jaki będę wtedy dla ciebie miły. A teraz zmykaj... I wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. Jesteś już dorosły.
Draco wyglądał na obruszonego insynuacją, jakoby miał zaglądać do cudzej korespondencji.
- Dziękuję – powiedział lekko naburmuszonym tonem. – Wiesz doskonale, że potrafię być dyskretny.
- No idź już, idź. Jest dosyć późno, a ja jeszcze muszę popracować nad udoskonaleniem Wywaru Mandragorowego.
- Dziękuję jeszcze raz i życzę owocnej pracy – Draco uśmiechnął się blado i wyszedł po cichu z gabinetu Mistrza Eliksirów.
Severus westchnął i usiadł przy biurku.
„Mam nadzieję, że ona nie jest w ciąży” – pomyślał. – „I tak cierpi, po co jej dodatkowy stres?” – schował twarz w dłoniach, westchnął i zamyślił się głęboko. Czuł, że już tego wieczoru nie da rady popracować nad udoskonaleniem składu żadnego eliksiru.

***

Draco doskonale wiedział gdzie powinien szukać Hermiony. Oczywiście w bibliotece.
Był bardzo ciekaw, co Snape napisał w liście do Gryfonki , ale był też zbyt honorowy by odpieczętować go i przeczytać. Doskonale wiedział, że nauczyciel nie rzucił na zwinięty pergamin zaklęcia zabezpieczającego, dając mu tym samym do zrozumienia, że ma do niego pełne zaufanie. Draco za nic nie chciał tego zaufania zdradzić, ani stracić.
Hermiona siedziała nad jakimś tomem dotyczącym transmutacji czasowej ludzi w zwierzęta.
„Przecież to będzie dopiero w przyszłym roku” – pomyślał Malfoy junior. – „No tak, ale panna Granger musi być zawsze do przodu z materiałem.”
- Hermiona... – odezwał się cicho.
Dziewczyna uniosła ciemnokasztanową główkę znad książki i spojrzała na niego z zaciekawieniem i lekkim zniecierpliwieniem. Nie rozmawiali od czasu tamtej wymiany zdań w jego dormitorium, kiedy opatrzyła mu obrażenia z ministerstwa i Draco nie wiedział jak ma poprowadzić dialog.
- Proszę – zaczął ostrożnie – to jest list od Snape’a do ciebie... i dał ci też tą fiolkę. Miałem ci tylko to dostarczyć.
- Dziękuję – odpowiedziała nieco oschle i podejrzliwie.
Do tej pory nie mogła mu wybaczyć, że chciał jej narzucić sposób postępowania.
- Ja przepraszam, że wtedy sugerowałem ci, co masz robić, a czego nie. Przepraszam. - Zrobisz , co zechcesz, a ja to zaakceptuję i ci pomogę, jeśli oczywiście będziesz chciała moją pomoc otrzymać – uśmiechnął się niepewnie.
Ku jego zdziwieniu, Hermiona także odpowiedziała uśmiechem.
- Nie szkodzi, ja zareagowałam trochę za ostro, ale to akurat mi się zdarza ostatnio... zbyt często – Malfoy dostrzegł w jej oczach coś na kształt skruchy i wpatrywał się w nią przez chwilę, lekko oniemiały. To przecież on powinien czuć się winny.
- Eee... – Draco ku swojemu rozdrażnieniu i konsternacji nie wiedział, co odpowiedzieć, i lekko się zarumienił.
„Na pewno wyglądam jak Potter w chwili zaćmienia umysłowego” – pomyślał poirytowany. Hermiona patrzyła jednak na niego bez cienia antypatii.
- Ja już pójdę... Nie zamęcz się tym czytaniem – odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi. Czuł się, przy tym, nieco idiotycznie.
- Do zobaczenia, Draco – usłyszał za sobą cichy głos i odwrócił się, żeby posłać jej uśmiech z serii „wszystko się ułoży”.
„Boże” – pomyślał wbrew temu spokojnemu uśmiechowi. – „Czemu wszystko musi być takie zagmatwane?”

Hermiona otworzyła pergamin i przeczytała równe, czytelne pismo Mistrza Eliksirów. Wywar, który jej dał pozwalał na ustalenie prostego faktu, czy jest w ciąży, czy nie. Był na tyle skuteczny, że już w trzecim dniu ciąży dawał bezbłędny wynik, którego nie należało kwestionować.
Wystarczyło wypić zawartość fiolki i po godzinie – dwóch udać się do łazienki. Hermiona jednak za bardzo bała się prawdy, żeby wypić eliksir. Była przekonana o swojej ciąży, a mimo wszystko obawiała się potwierdzenia własnych przypuszczeń w rzeczywistości.
Już i tak przeraziły ją dwa momenty w których wymiotowała.
„Wypiję jutro” – pomyślała z lękiem, wmawiając sobie, że nie motywuje ją do tego czysty strach, a zwykłe zmęczenie i chęć skupienia się na nauce.
Po kwadransie musiała opuścić bibliotekę, bo nie mogła się skupić na dalszym czytaniu.

Zasypiała z myślą o flakoniku, który bezpiecznie spoczywał pod jej poduszką.
Kolejnego dnia miał potwierdzić jaj największe obawy, a właściwie to, czego była pewna.
W piątek okazało się jednak, że picie eliksiru od Snape’a było zupełnie niepotrzebne.

***
******

Napisany przez: Raistlin 04.01.2005 14:57

No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jestem zły na ciebie za coś takiego mad.gif Mam nadzieje że jeszcze dzisiaj dostaniemy następna część bo inaczej...

Ps: do jasnej ch****y co znaczy to "kose spojrzenie"?? wytłumaczcie mi.

Napisany przez: Kitiara 04.01.2005 17:11

Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spojrzenie nieufne, nieprzyjemne, pełne niechęci. Mówi się czasem też "patrzeć na kogoś bykiem."
Tak przy okzji wyjaśnie jeszcze inny termin, o który ktoś mnie kiedyś pytał:
"Sardoniczny uśmiech" - uśmiech pełen wyższości, ironiczny albo lekko pogardliwy.
Jakbyście mieli jeszcze jakieś pytania to piszcie.

Napisany przez: Raistlin 04.01.2005 20:40

A mamy pytania mamy: kiedy następny part?? smile.gif

No i dzięki ci Kit, że mi to wytłumaczyłaś bo wogóle nie wiedziałem co to znaczy smile.gif

Pozdrowienia i życze weny na nie napisane jeszcze party.


Napisany przez: Cat 05.01.2005 11:09

QUOTE
Mówi się czasem też "patrzeć na kogoś bykiem."

Patrzeć wilkiem.
LUB
Patrzeć jak spod byka.
Dziękuję za uwagę.

Napisany przez: Kitiara 05.01.2005 15:24

Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak najbardziej droga Cat, ale patrzeć bykiemtożie:]

Raistlin, co ty taki nieuświadomiony?!
Bez skojarzeń proszę.

Kit w baaaaaardzo dobrym chumorku:]

PS: PART - grube płótno konopne lub lniane; taśma pleciona ze szpagatu, używana na szleje i inne wyroby rymarskie.
Part (muz.) - termin oznaczający część utworu śpiewaną przez danego śpiewaka, np. w operze lub musicalu.
Part (reg. kaszubskie) - część połowu przypadająca na każdego z rybaków.
Podane za Słownikiem języka polskiego, pod redakcją Witolda Doroszewskiego.
Proponuję używanie słowa "część", "odcinek", itp...
Ktoś już gdzieś na ten temat pisał, między innymi Toroy, ja tylko przypominam.


Piątek, 16.11.1996

Harry’ego obudziły silne mdłości. Znowu miał koszmarny sen, w którym Nott używał żelaznego haka.
Zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać, starając się odsunąć od siebie myśli dotyczące pobytu w sali tortur „nobliwego obywatela” społeczności brytyjskich czarodziejów.
Harry niepewnie przejechał palcami po bliźnie na prawym boku. Skrzywił się lekko czując pod palcami delikatne wybrzuszenie. Zagryzł dolną wargę i spróbował przesunąć opuszkami palców po bliźnie jeszcze raz, bez obezwładniającego uczucia obrzydzenia.
„To moje ciało” – powtarzał sobie w duchu, błądząc palcami po „uroczej” pamiątce. Blizna była ledwie wyczuwalna i bardzo blada. Chłopak dowiedział się, że może całkowicie się jej pozbyć, zwłaszcza jeżeli jeszcze troszeczkę urośnie. Rana po haku była jednak na tyle głęboka, że nie dała się zaleczyć całkowicie żadnymi eliksirami, ani medycznymi zaklęciami, dlatego musiał męczyć się ze szramą, która przypominała mu najgorszy okres w życiu.
„Nie chcę być emocjonalnym kaleką” – pomyślał z żalem, zdając sobie sprawę, że teraz musi ciężko nad sobą pracować by odzyskać równowagę psychiczną i wiedział, że przede wszystkim musi CHCIEĆ pogodzić się z tym, co go spotkało, i chcieć żyć dalej jak normalny człowiek. Musi bardzo chcieć.
Na początku zbytnio mu na tym nie zależało, ale od momentu spotkania z Blaise w bibliotece zaczął naprawdę zastanawiać się nad sensem życia, zaczął pragnąć normalności.
Może dlatego, że Zabini nie patrzyła na niego jak na poszkodowanego, na ofiarę, ale jak na człowieka.
Harry westchnął głęboko. Było jeszcze ciemno, więc zacisnął mocno powieki i spróbował zasnąć ponownie.

******
Hermiona obudziła się o siódmej. Czuła się podle bolała ją głowa, bolał ją brzuch, miała stan podgorączkowy.
„Chyba jestem chora” – pomyślała i po omacku udała się do łazienki.
Dziesięć minut później siedziała na łóżku i łkała z ulgi jak mała dziewczynka.
- Nie jestem w ciąży - szeptała sama do siebie. – Nie jestem...

******
Harry patrzył z zaciekawieniem na swoją przyjaciółkę. Hermiona mężnie zmuszała się do zjedzenia drugiej kanapki. Była blada i co chwilę lekko się krzywiła, jakby coś ją bolało, ale nie wyglądała na nieszczęśliwą.
- Herm nie wyglądasz najlepiej – powiedział cicho. - Nic ci nie jest?
- Wszystko w porządku – odrzekła i uśmiechnęła się lekko.
- Na pewno? – zmarszczył brwi i popatrzył prosto w jej ciemne oczy.
- Właśnie, bo jesteś taka blada – włączył się do rozmowy Ron.
- Och, wszystko w porządku. Bardzo boli mnie brzuch i trochę mnie mdli, ale czuję się świetnie - oznajmiła uśmiechając się jeszcze szerzej.
Harry z Ronem wymienili zaciekawione spojrzenia.
- Weź i mnie oświeć – cicho powiedział Ronald Weasley. – Albo mi się wydaje, albo jesteś zadowolona z tego, że masz mdłości i boli cię brzuch.
- Powiedzmy, że mi z tym dobrze i mi to nie przeszkadza, chociaż jest dokuczliwe – odrzekła i ugryzła następny kęs kanapki.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet – skomentował Harry.
Hermiona w odpowiedzi puściła mu perskie oko, a zielonooki jedynie wzruszył ramionami.
Ron natomiast pałaszował jajecznicę, zastanawiając się jednocześnie jak można czuć się szczęśliwym z powodów bólu brzucha i mdłości.

Hermiona nie przejmowała się zaciekawionymi spojrzeniami przyjaciół, uśmiechała się tylko pod nosem, a gdy skończyła śniadanie, udała się szybko do pani Pomfrey po eliksir przeciwbólowy.
Nie cierpiała miesiączki, ale tym razem była po prostu wniebowzięta faktem, że znienawidzony zwykle okres, w końcu raczył się pojawić.

******
- Cześć, co robisz? – słodki jak miód, kobiecy głos wyrwał Dracona z zamyślenia.
Zbliżała się pora kolacji, a chłopak ślęczał nad zadaniem domowym na przyszły tydzień, bo był to jeden z tak zwanych kolosów.
- Piszę wypracowanie o Eliksirach Medycznych stosowanych w piątym wieku przed naszą erą na terenie Azji – odrzekł spokojnie, patrząc w bardzo ciemne, niemal czarne, oczy filigranowej brunetki.
Nie była to do końca prawda. Starał się oczywiście skupić i napisać to cholerne wypracowanie dla Snape’a, ale nie bardzo mu wychodziło, bo myślał o Granger i jej domniemanej ciąży...
- Aha, fajny temat – dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła obok niego, wyrywając Malfoya z ponownej sesji zamyślenia. – Obszerny, ciekawy i zaskakujący. Pomóc ci?
- Słuchaj Chang, ja naprawdę świetnie sobie radzę – mimo lekkiej irytacji i roztargnienia, starał się być uprzejmy i grzeczny. Uśmiechnął się lekko i popatrzył Cho prosto w oczy.
- Jak wolisz... Wiesz zaimponowałeś mi wtedy, kiedy ochrzaniłeś Parkinson za zachowanie wobec Hermiony – oznajmiła jeszcze słodszym niż na początku głosem.
- Za to ty mi nie zaimponowałaś brakiem reakcji – odrzekł chłodno.
Irytowała go. Niemal wszyscy faceci w szkole oglądali się za nią i marzyli by się z nimi umówiła. Niemal, gdyż Dracona ta cukierkowa, śliczna jak z obrazka dziewczyna, po prostu irytowała. Teraz zaczynała go na dodatek bardzo denerwować.
Sam nie potrafił wyjaśnić braku jakiejkolwiek sympatii wobec niej. Po prostu jej nie lubił od początku, a ostatnio stwierdził, że nie lubi jej jeszcze bardziej.
- Nie musisz być taki oschły i niemiły – oświadczyła niezrażona, patrząc mu, nieomal wyzywająco, w oczy.
- Ja po prostu taki jestem, Chang. Jestem, bo chcę taki być. Zastanawiam się jak przeszło ci przez gardło imię Grangerówny. Niemal cała szkoła wie, że jej nie lubisz, Chang – Draco starał się nie być zbyt lodowaty w obejściu, ale za bardzo mu nie wyszło. Od jego spojrzenia mógłby zatrząść się nawet miś polarny, tylko niestety, nie Cho.
- Och, może i na początku jej nie lubiłam. Teraz jest mi całkowicie obojętna. Wiesz, kiedyś spotykałam się z Harrym i głupio pomyślałam, że ona może mu się podobać... A przecież ona jest tak mało atrakcyjna i taka z niej kujonica, że to chyba raczej niemożliwe... Ewentualnie mógłby się nią zainteresować jakiś ślepy i przygłuchy kretyn, nie sądzisz? – uśmiech dziewczyny był jadowicie słodki.
- Chang, to co ja sądzę, to moja prywatna sprawa – grzecznie oznajmił Draco, chociaż gdzieś w głębi duszy miał ochotę strzelić ją w tą śliczna buźkę i sprawić, że przestanie się bezczelnie uśmiechać.
- Jaki niemiły, pewny siebie i zimny... Cały Draco Malfoy – oświadczyła. – Podobasz mi się, wiesz?
Draco miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymał. Był wściekły i rozbawiony jednocześnie. Prawie każdy facet na jego miejscu posikałby się ze szczęścia. Nawet bohaterski Potter przeszedł przez fazę fascynacji Cho Chang. Czasami Draco zastanawiał się czy aby wszystko z nim w porządku, skoro nie leci na „najgorętszą laskę w szkole”. Nigdy jednak nie zastanawiał się nad tym głębiej, ani zbytnio się tym nie przejmował. Tłumaczył sobie, że Cho Chang nie jest w jego typie, ale jego antypatia musiała mieć jakieś głębsze podłoże, które nie do końca sam rozumiał. Ta dziewczyna wyzwalała w nim negatywną energię i go drażniła.
- Cały Draco Malfoy – powtórzył chłodnym, obojętnym tonem, kiedy już stłumił w sobie dziką wesołość. – A co ty o mnie wiesz, Chang? – uśmiechnął się ironicznie. – Jedyne co wiesz, to jak zaliczyć kolejnego faceta Dlaczego nie zwrócisz uwagi na kogoś, kto się tobą interesuje, albo się za tobą ugania? Sam znam paru takich. Dlaczego podoba ci się ktoś, kto jest zimny, pewny siebie i przy tym niemiły, co? – zadrwił.
- Bo to jest dużo bardziej ekscytujące – odrzekła i położyła dłoń na jego kolanie.
Draco uśmiechnął się do niej, a jego uśmiech był fałszywie słodki i zimny.
- Wybacz Chang, ale mnie osobiście to nie ekscytuje – delikatnie, acz stanowczo zsunął dłoń dziewczyny ze swojego kolana.
- A to dlaczego? – spytała Cho. Mimo, że wyglądała na niezadowoloną, nadal była arogancka i pewna swoich możliwości, co tylko rozdrażniło go bardziej. Zamknął z trzaskiem książkę, z której korzystał i przepraszająco popatrzył na poirytowaną pannę Pince. Teraz na pewno nie byłby w stanie napisać nic sensownego.
- Może to dziwne jak na kogoś, kto jest z Domu Węża – oznajmił lodowatym tonem – ale generalnie, żmijami się nie interesuje, chyba że z punktu widzenia zastosowania ich jako składników do eliksirów. – Nie chciał być przykry, ani złośliwy, Bóg mu świadkiem, że się starał. Musiał jednak powiedzieć coś, bo inaczej strzeliłby Chang po twarzy, a to raczej nie było kulturalne zachowanie. Jej zdziwiona, niemal zaszokowana mina, jedynie go rozbawiła. Nie byłby sobą gdyby wstając od stołu nie dodał:
- Tobie też nie radziłbym się interesować tak nietypowymi osobnikami jak ja – uśmiechnął się z jeszcze większą dozą słodyczy i zmrużył oczy. – Wiesz, przykro mi to mówić Chang, ale jako przygłuchy i ślepy kretyn, nie jestem wart twojej drogocennej ekscytacji. Do zobaczenia. – Malfoy odwrócił się na pięcie i wymaszerował z biblioteki. Od bardzo dawna nie czuł się tak zadowolony z siebie.

Cho Chang nie mogła uwierzyć, że jakiś mężczyzna raczył jej dać kosza. Była jednak na tyle inteligentna, żeby odpuścić sobie przygłuchego i ślepego kretyna, Draco Malfoya, nawet jeżeli miał mnóstwo galeonów na koncie i był przystojny. Zdawała sobie sprawę, że dla niej jest całkowicie nieosiągalny.

******
Blaise uśmiechnęła się przyjaźnie i usiadła obok orzechowookiej Gryfonki. Było późno, ale z biblioteki jeszcze można było korzystać.
- Cześć – powiedziała nieśmiało. – Piszesz wypracowanie z Transmutacji?
- Tak – Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi. Zawsze uważała, że Zabini nie do końca pasuje do Slytherinu. Cicha, spokojna, nigdy nie wyzywała dzieci pochodzenia mugolskiego od szlam. Nie przesiadywała w bibliotece tak często jak Hermiona, ale miała bardzo dobre oceny.
- Dobrze się czujesz? – spytała ostrożnie Ślizgonka Wydawało się jej, że pomimo bladości i podkrążonych oczy, Gryfonka jest spokojniejsza niż zwykle i nie wygląda już tak, jakby w każdej chwili mogła się rozpłakać. – Wyglądasz jakoś tak... lepiej niż przez kilka ostatnich dni – posłała jej przy tych słowach przepraszający uśmiech.
„Ale się popisałam taktem” – pomyślała od razu z lekkim przekąsem.
- A od kiedy się interesujesz moim losem? – spytała po chwili ciszy Hermiona. W jej głosie nie było ani odrobiny sarkazmu, raczej niedowierzenie i lekkie zaciekawienie. Blaise nigdy z nią nie rozmawiała; może poza kilkoma razami w bibliotece na temat wypracowań dla Snape’a, ale były to rozmowy lakoniczne i dotyczyły jedynie zajęć, a teraz temat schodził na rejony życia osobistego.
- No, po prostu... Może to głupio wyszło. Ale ostatnio byłaś taka mizerna, przygaszona i wyglądałaś na zdesperowaną. Już dawno zbierałam się na odwagę, żeby z tobą pogadać, a że dziś wyglądasz na nieco mniej przybitą niż zwykle... – odetchnęła głębiej i przełknęła ślinę - ...W końcu zebrałam się w sobie i postanowiłam cię zagadnąć. – Blaise ponownie przełknęła nerwowo ślinę, obawiając się słusznej złości i irytacji ze strony Granger. W końcu nie miała prawa interesować się jej samopoczuciem.
– Nie gniewaj się, ja tylko... po prostu chciałam wiedzieć... Oczywiście zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciała ze mną rozmawiać.
- W porządku. Miałam mały kryzys, ale powoli wracam do siebie – Gryfonka popatrzyła uspokajająco na Zabini. – To bardzo osobiste i więcej ci nie mogę powiedzieć, ale dziękuję za troskę.
Twarz Blaise rozpogodziła się nieco i nerwy prawie całkowicie z niej opadły.
- Ja po prostu uważam, że jesteś w porządku – oświadczyła. – Inaczej taki wartościowy chłopak jak Harry by się z tobą nie przyjaźnił – wypaliła z rozpędu.
Hermiona zmrużyła lekko oczy i popatrzyła na Ślizgonkę z półuśmiechem.
„Cholera” – pomyślała Blaise.
- Znaczy, chciałam powiedzieć, że on też jest... no, w porządku – Zabini zarumieniła się mocno i odwróciła wzrok. – No i w ogóle, i pewnie ten cały Weasley też jest okey, skoro się z wami zadaje.
Hermiona wpatrywała się w Blaise z zaciekawieniem i z coraz bardziej rosnącą sympatią.
- Przestań, Zabini – oświadczyła w końcu. – Przecież to, że Harry ci się spodobał, to nic strasznego. Nie musisz się tłumaczyć... I owszem, to wartościowy chłopak, tylko teraz trochę ciężko się do niego w jakikolwiek sposób zbliżyć, bo zbyt wiele przeszedł. Sama coś o tym wiem.
- Na pewno – Blais wbiła w Hermionę zatroskany wzrok. – Słuchaj... – zaczęła bardzo niepewnie i oblizała nerwowo wargi. – Ja nie chcę być wścibska, ale domyślam się, że na przesłuchaniu w ministerstwie zaszło coś okropnego – Zabini zauważyła jak Gryfonka blednie i jak mocno zaciska dłoń na gęsim piórze. – Draco nie chce mi o tym nic powiedzieć, chociaż ostatnio się prawie zaprzyjaźniliśmy...
- Przestań – syknęła Granger. – Nie mów ani słowa więcej. Nie chcę o tym nawet myśleć – Hermiona spojrzała z bólem i irytacją na Blaise.
- Okey, ja tylko... Przepraszam, nie chciałam się urazić, ani sprawić ci przykrości, Hermiono – Zabini wyglądała jak ucieleśnienie szczerej skruchy.
- W porządku, po prostu o tym nie wspominaj, dobrze? – Gryfonka wyglądała na bliską załamania nerwowego.
- Oczywiście, to na pewno przykre dla ciebie i dla niego. Jestem idiotką, jeszcze raz przepraszam. – Blaise zarumieniła się mocniej niż kilka chwil wcześniej i poczuła pod powiekami piekące łzy. Nie chciała być namolna, a jednak okazała się właśnie taka. Gruboskórna i małostkowa.
- Nie zrobiłaś nic złego. Wiem, że nie powiedziałaś tego ze zwykłej chorej ciekawości... Po prostu nie potrafię o tym rozmawiać i nie wiem czy kiedykolwiek będę mogła... – gorycz w słowach Hermiony zasmuciła i przestraszyła Blaise.
- Rozumiem i jeszcze raz przepraszam... Cieszę się, że czujesz się trochę lepiej – Zabini posłała Hermionie niepewny uśmiech
- Dziękuję – Hermiona popatrzyła na swoją nową koleżankę z zainteresowaniem. – Wiem, że jesteś szczera i masz dobre intencje.
Zabini skinęła tylko głową.
- Ty też jesteś w porządku, Blaise – oświadczyła Hermiona. Jej orzechowe oczy patrzyły łagodnie i ciepło, i Ślizgonka odetchnęła z ulgą.
- Dzięki, Herm... Eee... chyba mogę do ciebie tak mówić? – Blaise patrzyła niepewnie na Grangerównę.
- Możesz Blaise, oczywiście...
- Pozwolisz, że skorzystam z tej cudownej Księgi transmutacji przez wieki? Jest tylko jeden egzemplarz – Zabini uśmiechnęła się. Tym razem bardzo szczerze i bardzo szeroko.
- Nie krępuj się – Hermiona zamoczyła swoje pióro w inkauście i wróciła do skrobania na pergaminie.
- Dzięki serdeczne – Blaise rozłożyła pergamin i zabrała się za wykańczanie swojego obszernego wypracowania dla McGonagall.

******
Hermiona wykąpała się w ogromnej wannie Prefektów, Długi, powolny masaż jakuzzi bardzo jej pomógł a zapach olejku z drzewa sandałowego ukoił jej roztrzęsione nerwy, które przez ostatnie dni miała napięte do granic możliwości.

- Pani Prefekt Gryffindoru – usłyszała Hermiona po wyjściu z łazienki kobiecy głos. Słodki i łagodny głos. – Witam koleżankę po fachu.
Granger spojrzała w ciemne, duże oczy Chang. Krukonka taksowała ją oceniającym wzrokiem i dziewczyna poczuła się nieswojo pod jej spojrzeniem.
Cho musiała z niechęcią przyznać przed samą sobą, że Pierwsza Kujonka Hogwartu ma zgrabną figurę i całkiem ładną buzię. Jej atutem były gęste, poskręcane, kasztanowe loki i duże orzechowe, ostatnio wypełnione melancholią, oczy. Zgrabne biodra i pełne, chociaż nie za bardzo obfite piersi, podkreślał obcisły bawełniany podkoszulek i skromne, zabudowane figi w białym kolorze. Hermiona narzucała właśnie bordowy szlafrok na ramiona
- Cześć, Cho – odpowiedziała z rezerwą. Chang miała przewieszoną przez ramię czarną, mocno prześwitującą koszulkę i kusy szlafroczek o tym samym kolorze. – Życzę miłej kąpieli – panna Granger nie wykazywała ochoty do konwersacji, co wcale nie zraziło panny Chang.
- Masz ostatnio powodzenie – powiedziała niewinnym tonem Prefekt Ravenclawu. Zbyt niewinnym i zbyt cichym.
- Słucham? – Hermiona spojrzała na „koleżankę po fachu” z jawnym zdziwieniem, niemal szokiem w orzechowych oczach i zamrugała, zaskoczona, powiekami.
- No, podobasz się chłopakom. Fajnym chłopakom – powiedziała słodko się uśmiechając i w taki sposób jakby tłumaczyła coś małemu dziecku.
- Wiem, co to znaczy mieć powodzenie. Nie wiem tylko, o co ci chodzi – ostrożnie i bardzo chłodno oświadczyła Hermiona, nieufnie patrząc na Cho.
- I jaka skromna – słodycz w głosie Chang mogłaby przyprawić o mdłości i przyprawiła o mdłości pannę Granger. Hermiona czuła, że Cho chce jej powiedzieć coś, co wcale nie będzie miłe, mimo że udawała przyjaźnie nastawioną.
- Na przykład... taki Draco Malfoy – Krukonka skromnie spuściła wzrok i mówiła na pozór obojętnym tonem. Hermionę przeszły zimne dreszcze. Instynkt samozachowawczy podpowiadał jej, żeby uciąć tą bezsensowną rozmowę i iść spać, ale oczywiście nie posłuchała ani instynktu, ani głosu rozsądku.
– Wiesz, co powiedział? – ciągnęła Chang niewinnie. - Właściwie to komplement z ust tak ustawionego i tak przystojnego faceta... chociaż niezbyt subtelny, ale wiesz jacy są mężczyźni... – nieznacznie się skrzywiła i przewróciła oczami. - Gadał z jakimś Ślizgonem z siódmej klasy i niechcący usłyszałam...
Coś w Hermionie krzyczało głośno, żeby nie słuchała głupot, które wygaduje Chang, ale jej ciekawość i ta przejmująca nieufność do mężczyzn, którą ostatnio nabyła, kazały jej stać i słuchać.
- Ale może nie chcesz tego wiedzieć... W końcu mężczyźni są dosyć gruboskórni – w głosie Krukonki zabrzmiała fałszywa troska.
Hermiona milczała i Cho uznała to za przyzwolenie. Jej uśmiech stał się słodszy od miodu. Podeszła do drzwi łazienki i otworzyła je na oścież. Jeszcze raz otaksowała obojętnym wzrokiem Hermionę.
- Chociaż w sumie... taka dziewczyna jak ty powinna cieszyć się z tego, co powiedział o niej pierwszy łamacz serc niewieścich w tej budzie - powiedziała niezwykle cicho. - Według Malfoya Granger... – Chang zawiesiła efektownie swoją wypowiedź – ...jesteś do przerżnięcia....
cichy i słodki ton głosu Cho wyrył się w świadomości Hermiony jak ślad po ostrym skalpelu. Krukonka odwróciła się i weszła do łazienki z triumfalnym uśmiechem na ustach.

Hermionie cała krew odpłynęła z twarzy. Zrobiła się blada jak płótno i musiała mocno oprzeć się o zimną ścianę, do której przytknęła po chwili rozpalone czoło.
„To niemożliwe, on by tak nie powiedział” – myślała w gorączce, a po jej policzkach płynęły gorące łzy.
Ale przecież wszyscy oni są tacy sami, są jak dzikie zwierzęta – odezwał się w jej głowie znienawidzony, demoniczny i fałszywie miły głos.
Odetchnęła głęboko kilka razy i ruszyła na ugiętych nogach do Wieży Gryffindoru.
Nie pamiętała jak doszła do siebie, szła po omacku, bo drogę powrotną przysłaniały jej łzy. Rzuciła się na łóżko i wybuchła niepohamowanym, cichym i pełnym goryczy szlochem.

******
Draco czuł się wyprowadzony z równowagi przez Cho Chang. Nigdy wcześniej nie myślał, że ta dziewczyna mogłaby zwrócić uwagę na kogokolwiek ze Slytherinu. Zazwyczaj gdy mijała go na korytarzu miała minę pełną wyższości i pogardy, a on odwdzięczał się jej tym samym z niewymuszonym i naturalnym wdziękiem Ślizgona. Dopiero od momentu, gdy zachował się w sposób nietypowy, Cho rzeczywiście zaczęła na niego inaczej patrzeć, ale Malfoy junior był zbyt zaabsorbowany własnymi problemami, aby to zauważyć.
Ciepła woda lejąca się strumieniem na jego nagie ciało wydawała mu się niedostatecznie gorąca, więc ją podkręcił.
Teraz miał wyrzuty sumienia, że potraktował Krukonkę zbyt ostro, ale gdy tylko przypomniało mu się, w jaki sposób Chang wyraziła się na temat Hermiony, całe poczucie winy wzięło w łeb i chłopak zaklął cicho pod nosem.
Właśnie, Hermiona...
Od poprzedniego dnia kiedy zamienił z nią kilka zdań, dając jej eliksir od Snape’a, w ogóle z nią nie rozmawiał. Dzisiaj wydawała mu się spokojniejsza i kilka razy chciał ją zagadnąć, ale przez cały dzień był zabiegany i ciągle coś załatwiał. Ostatnio cały czas był rozkojarzony i zalatany do tego stopnia, że zapomniał nawet o swoich siedemnastych urodzinach.
„Jestem dorosły” – pomyślał z przekąsem i znowu puścił nieco gorętszą wodę.
Tak naprawdę to nikt nie pamiętał o jego urodzinach poza Millicentą i Blaise, które złożyły mu wieczorem ciche życzenia i poza matką, której list z życzeniami dotarł dopiero w piątek rano wraz z prezentem. Jak zwykle był to piękny i gustowny podarunek. Tym razem Draco dostał od Narcyzy szmaragdowy golf z wełny lequera. Zwierzątka te pokryte były miękką i ciepłą białą wełenką, która miała właściwości antyalergiczne. Były małe, ruchliwe, a gdy się je ogoliło, na nowo porastały gęstym puchem w ciągu jednej doby. Zostały wyhodowane przez mago-hodowców i swetry wyprodukowane z ich wełny robiły furorę na czarodziejskim rynku... Tak, Narcyza Malfoy zawsze odznaczała się niezwykle dobrym gustem.
Draco westchnął ponownie. Martwił się o matkę, martwił się o ojca, martwił się o Grangerównę. Martwił się o mnóstwo rzeczy.
Doszedł szybko do wniosku, że musi porozmawiać z Hermioną i jeszcze raz przeprosić ją, że sugerował, a nawet narzucał jej rozwiązanie, w przypadku gdyby okazało się, że jest w ciąży...

Zakręcił wodę, wytarł ciało białym ręcznikiem frotte, przetarł zaparowaną taflę szkła nad umywalką i spojrzał w lustro.
„Boże....” – pomyślał. Schudł i zrobił się znowu blady; opalenizna, której się dorobił latem w końcu zaczęła schodzić.
- Stary, weź się za siebie – oznajmiło mu odbicie kręcąc z politowaniem głową.
Draco nie uznał za stosowne odpowiadać nic na tę oczywistą prawdę, wzruszył jedynie ramionami i zabrał się za szorowanie zębów...

******
Severus Snape pracował w swoim uroczym osobistym laboratorium, do którego nikt poza nim ( i Dumbledore’em) nie miał wstępu. A to nad czym pracował obecnie, było bardzo skomplikowanym i delikatnym dziełem. Opracowywał najskuteczniejszy jak dotąd eliksir na gojenie ran. Miał mieć bardzo silne i szybkie działanie ze względu na rzadki składnik dostarczony przez... Charliego Weasleya.
Severus uśmiechnął się pod nosem. Tak, miał doskonałe układy z rudowłosym znawcą smoków, który dostarczał mu zarówno jadu, kłów, jak i krwi tych niebezpiecznych i fascynujących stworzeń. I właśnie do tego eliksiru Charli dostarczył mistrzowi w dziedzinie warzenia chwały i usidlania zmysłów, krew bardzo rzadkiego smoka, Lewiatana Słowackiego .
Weasley omal nie zapłacił za zdobycie tego rzadkiego i drogocennego płynu, własnym zgonem. Wyszedł jednak z akcji z niegroźnym dla życia draśnięciem pazurów Lewiatana, które przeorały mu klatkę piersiową i cudem uniknął o stokroć bardziej niebezpiecznych kłów smoka nasączonych śmiertelnym jadem, wykorzystywanym w śladowych ilościach do eliksirów o działaniu usypiającym, halucynogennym oraz w niektórych antidotach.
Charli Weasley zdobył krew i udał się na szybką rekonwalescencję do specjalistycznego punktu dla dragonów, jak sami siebie nazywali miłośnicy skrzydlatych bestii.
Lewiatan poczuł się urażony i zawstydzony faktem, że grupce marnych ludzików udało się go przechytrzyć i zdobyć nieco (jedną kwartę) jego cennej krwi. Resztę dnia przespał w swojej ogromnej klatce, bijąc przez sen ogonem w bezsilnej irytacji i frustracji. Gdyby to piękne, umaszczone na tak intensywną , że aż wpadającą w granat, czerń, stworzenie wiedziało jak jego krew jest cenna, zapewne poczułoby się dumne. Takiej świadomości Lewiatan jednak nie posiadał, więc pozostało mu tylko przełknąć mężnie porażkę w samotności.

Teraz Snape trzymał w dłoni cenne sześć uncji, które było mu potrzebne do wywaru opracowywanego przez Mistrza Eliksirów Hogwartu od ponad roku. Skład i sposób przyrządzenia określił dokładnie już trzy miesiące wcześniej. Eliksir zawierał między innymi sproszkowaną mandragorę i jad rzadkiego węża australijskiego (magicznego zresztą) Sperratona. Krew Lewiatana Słowackiego należało dodać na sam koniec i właśnie teraz, pochylony nad kociołkiem Severus, dokonywał tego z pełnym samozadowolenia uśmiechem.
Zamknął oczy i policzył do trzech. Powoli wlał połowę krwi, czyli trzy uncje i zamieszał zawartość kociołka sześć razy z godnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara, a po chwili dodał resztę płynu o ciemno-bordowej barwie i zamieszał trzynaście razy w stronę odwrotną.
Odsunął się na bezpieczną odległość, modląc się o powodzenie misji i przyglądał się podejrzliwie płynowi buzującemu teraz i dymiącemu na potęgę.
„Nie wybuchnij!” – powtarzał w duchu czarnowłosy. – „Nie wybuchnij, bo cię rozwalę!”
Zapach specyfiku był dziwny, nieco mdlący i słodki, ale nie duszący. Severus wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć zmiany zachodzące w eliksirze. Zabulgotało, zadymiło mocniej i para opadła z cichym sykiem do kociołka.
Mistrz podszedł bliżej i nachylił się nad swym dziełem.
Płyn miał piękną, przejrzyście bursztynową barwę i Severus uśmiechnął się niemal radośnie.
- Jestem genialny – powiedział na głos, z wrodzoną sobie skromnością i pokorą. – Teraz tylko mały test...
Severus nalał do małej fiolki próbkę nowo wyprodukowanego, dla potrzeb świata czarodziejów, wywaru i przyjrzał się jej uważnie. Barwa i konsystencja były idealnie zgodne z jego wyliczeniami.
Wziął przygotowany wcześniej ostry nóż myśliwski, który zawsze nosił pod szatą na wszelką okazję (na przykład mogło zdarzyć się, że jakiś Gryfon, chociażby Potter, wkurzy go do tego stopnia, że Severus będzie musiał go wykończyć, żeby nie psuć sobie zdrowia i nerwów) i zrobił spore, dosyć głębokie nacięcie na lewym przedramieniu, tuż pod Mrocznym Znakiem.
Mężczyzna syknął z bólu, poczekał chwilę i wylał na ranę troszkę eliksiru. Zaszczypało potężnie i Snape musiał zacisnąć zęby, żeby nie krzyczeć. Przez kilka sekund, dłużących się jak godziny, wydawało się, że eliksir nie zadziała, aż nagle krew zaczęła płynąć mniej obficie, a szerokie nacięcie zaczęło się szybko zabliźniać. Po minucie Severus patrzył zaszokowany i zafascynowany na cienką, różową i świeżutką bliznę. Musiał przyznać, że efekt zaskoczył nawet jego samego.
Zagwizdał i ze złośliwym uśmiechem wyobraził sobie minę i klątwy Charliego Weasleya, jakie zacznie rzucać młody miłośnik smoków, kiedy otrzyma list od mistrza eliksirów z prośbą o całą kwartę krwi Lewiatana Słowackiego.

******
Hermiona nie mogła zasnąć. Nie wierzyła w to, co powiedziała jej z taką satysfakcją na ślicznej umalowanej subtelnie twarzy, Cho Chang. Ale przecież Krukonka nie miała żadnych podstaw do tego, żeby kłamać. Nie lubiła Ślizgonów, wszyscy o tym wiedzieli, nie lubiła także Hermiony, ale jej kłamstwo i tak nie miałoby większego sensu.
Poza tym część psychiki panny Granger bardzo starała się ją przekonać, że Malfoy to taka sama świnia jak każdy inny samiec.
Z jednej strony czuła, że nie może tak być, Draco nigdy nie powiedziałby nic takiego, z drugiej jej zraniona dusza skłaniała się ku daniu wiary w tą niedorzeczną informację. Przecież wszyscy mężczyźni są tacy sami....
„Ale on nigdy nie zachował się wobec mnie w taki sposób....” – pomyślała. – „Nie od chwili, kiedy razem ze mną i Harrym przeszedł przez piekło przesłuchań. To niemożliwe.”
Czyżby? – odezwał się w jej głowie cichy, jadowity głosik. – Aż taka naiwna jesteś, Granger? Przecież to Ślizgon. Co by nie zrobił, pozostanie Draco Malfoyem, a Malfoyowie nigdy nie byli święci. Skąd wiesz jak chłopcy, nawet ci najbardziej mili, nieśmiali i pozornie uczciwi rozmawiają między sobą o dziewczynach?
Hermiona zatkała uszy, ale nie mogła uciszyć tego wrednego, wbijającego się w jej umysł jak nóż w masło, szeptu. Zacisnęła powieki i skuliła się pod kołdrą. Poczuła kolejną porcję łez goryczy, żalu i nienawiści na policzkach.
Świadomość, że ktoś, kto okazał się wobec niej dobry, delikatny i taktowny mógłby być podłym, dwulicowym człowiekiem bolała jak nigdy nic wcześniej. Ktoś, komu zaufała i kogo zaczęła traktować jak prawdziwego przyjaciela, okazywał się być nic niewartym sukinsynem, który wcale nie zmienił się na lepsze.
„Ale przecież wiem, że się zmienił. Wiem, bo widzę, słyszę i czuję w głębi serca, że jest inny. Dlaczego? Dlaczego świat jest taki podły?” – myślała przełykając łzy i starając się nie krzyczeć z bezsilnej złości i rozpaczy.
Ból, który czuła gdzieś w okolicy serca był tak silny, że zacisnęła zęby na własnej dłoni zwiniętej w pięść, po to żeby zagłuszyć wewnętrzne cierpienie, które stawało się nie do zniesienia.
I chociaż powtarzała sobie, że to nie może być prawda, ta część jej, która postrzegała wszystkich mężczyzn jako złych, okazała się zbyt silna, żeby mógł zwyciężyć głos rozsądku... Kiedy udało się jej w końcu zasnąć, była wyczerpana rozpaczą, nienawiścią i bezsilnym płaczem.

***
******

Napisany przez: Kitiara 06.01.2005 16:50

Sobota, 17 listopda 1996

- Chodź Draco, mam dla ciebie prezent z okazji urodzin – zazwyczaj chłodny głos Mistrza Eliksirów, brzmiał teraz prawie ciepło.
- Och, panie profesorze, to pan jednak pamięta – Draco kończył właśnie jeść śniadanie i teraz patrzył wymownie na swojego ojca chrzestnego.
- Tak, pamiętam, pamiętam. Wcześniej nie miałem prezentu. Wiesz, że robienie prezentów to nie jest moja mocna strona. Nie wiedziałem co ci kupić, ale przed wczoraj mnie olśniło i nie kupiłem NIC – Severus niemal szeptał. Po co inni Ślizgoni mieliby wiedzieć, co mówi do Dracona.
- Już idę, poczekaj – odszepnął chłopak i uśmiechnął się lekko. Jego opiekun wyglądał na poruszonego.
„Ależ on wychudł” – pomyślał Snape. – „Niedługo będą z niego sama skóra i kości.”- Przyjrzał się krytycznie chrześniakowi i ruszył do wyjścia. Postanowił na niego poczekać.
Draco powoli dopił sok z dyni i znowu popatrzył na stół Gryffindoru. Hermiona wyglądała na strasznie przybitą. Już było z nią lepiej, a teraz sprawiała wrażenie jakby miała się w każdej chwili rozpłakać. Spojrzała na niego jeden raz, a w jej oczach było tyle wyrzutu i żalu, że chłopak zaczął się zastanawiać o co jaj chodzi. Może było jej przykro, że ostatnio nie próbował zbyt często z nią rozmawiać? Może tego potrzebowała? Obiecał sobie, że spróbuje ją złapać jeszcze przed południem, zapewne w bibliotece.

*
- Hermi, co z tobą? Wczoraj miałem wrażenie, że czujesz się lepiej, a dziś jesteś strasznie smutna. Zobacz, trzęsą ci się ręce – ostatnie zdanie Harry powiedział tak cicho, że tylko sama zainteresowana mogła go usłyszeć.
- Wczoraj rano okazało się, że nie jestem w ciąży – powiedziała cichutko i Harry pokiwał głową ze zrozumieniem. Naprawdę mu ulżyło. Złapał się na tym, że zastanawia się, czy poinformowała o tym Malfoya, i czy sam nie powinien oznajmić Slizgonowi, że ma o jedną troskę życiową mniej.
„Czyżbym zaczynał go lubić?” – pomyślał z sarkazmem.
Ron popatrzył z zaciekawieniem na przyjaciół i Harry posłał mu uspokajający uśmiech.
- To już wiem dlaczego wczoraj byłaś pogodna, a co się stało dzisiaj? – bardzo łagodnie spytał Chłopiec Który Przeżył.
- Nie wyspałam się – chłodno ucięła temat rozmowy. Było widać, że nie spała dobrze. Harry jednak zastanawiał się mocno, co było powodem tego niewyspania.
Spojrzał na stół Puchonów, później na stół Slytherinu, gdzie Snape zaczął właśnie rozmawiać z Malfoyem, w końcu jego wzrok padł na Krukonów. Cho Chang patrzyła prosto na niego. To nie było miłe spojrzenie, raczej pogardliwe. Nie przejął się zbytnio i nie odwrócił wzroku. Już dawno się w niej odkochał. Uśmiechnęła się kpiąco i rzuciła lodowate spojrzenie Hermionie.
„A ta co?” – pomyślał. – „Znowu zazdrosna o Hermionę. Jezu, przecież nie spotykamy się ze sobą” – Harry powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że jednak świat jest mocno pokręcony. Zadziwiające są zwłaszcza istoty zwane kobietami. Żeby je zrozumieć, zapewne trzeba się urodzić jedną z nich.
Jego źrenice zatoczyły delikatny łuk i wróciły do stołu szacownego Domu Węża.
Draco wyglądał na lekko przybitego, zmęczonego i – co można myło zauważyć już wcześniej - schudł. Harry zastanawiał się jak ten aroganci gówniarz mógł tak szybko zmienić się w dorosłego, logicznie myślącego młodzieńca. Myślał nad tym, co sam by czuł będąc na miejscu arystokraty. Wiedział jedno – na przesłuchaniu w ministerstwie nie chciałby być na jego miejscu. Wzdrygnął się lekko i przeniósł wzrok z arystokraty na miejsce po jego prawicy.
Obok Dracona siedziała Blaise. Zawsze kiedy na nią patrzył łapała jego wzrok. Nie miał pojęcia, jak ona to robi. Teraz było dokładnie tak samo. Kiedy spojrzał na nią, niemal natychmiast jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem ciemnoniebieskich oczu dziewczyny. Wyglądała zdecydowanie lepiej od Malfoya i zdecydowanie bardziej wolał patrzeć na nią. Uśmiechnęła się delikatnie do niego i Harry odwzajemnił uśmiech.
„Jest piękna” – pomyślał.

„Ciekawe czy Harry jest takim samym chamem jak Draco?” – przemknęło w tym samym momencie przez umysł Hermiony . Nie chciała takich myśli. Jej świadomość buntowała się przeciw nim, ale nie mogła poradzić nic na własne odczucia. Powtarzała sobie, że to niemożliwe, żeby Draco w taki sposób pomyślał, a co dopiero powiedział. Kiedyś tak, na pewno był do tego zdolny, ale nie po tym wszystkim, co ostatnio przeżył. Dla niego to też było piekło. A jednak; czuła żal, przygnębienie i bezsilną złość wobec niego...
Ogromna część jej wierzyła słowom Cho Chang, w końcu Cho była dziewczyną i nie miała żadnych obiektywnych podstaw do tego by kłamać, a Draco Malfoy nadal był arystokratą, nadal potrafił być złośliwy i zapewne zawsze potrafił dobrze grać.
Doszło do tego, że pomyślała źle nawet o Harrym, który przeżył rzeczy dużo gorsze od Dracona, ba nawet od tego co spotkało ją. Hermiona w skrytości ducha podziwiała przyjaciela. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić ogromu cierpienie, który go dotknął, a teraz patrzyła na niego i zastanawiała się, czy jest zwykłym samcem. Harry, ten nieśmiały chłopak, którego prywatne piekło było dożo bardziej przepastne od jej własnego. Nawet Draco musiał wycierpieć więcej niż ona. Tortury Voldemorta... Coś w niej krzyczało, że żaden z jej przyjaciół (do których należał od niedawna także Malfoy) nie byłby zdolny do słów, które zacytowała jej Chang, a jednak nie potrafiła tego odrzucić. Coś kazało jej w to wierzyć.

Cho Chang, co jakiś czas, patrzyła na Hermionę. Nie czuła żadnych wyrzutów sumienia. Kiedyś nie była tak zimna, ale życie nauczyło ją, że wyrachowanie pozwala jej dostać zawsze to, czego się chce. Już nie była płaczliwa, już pogodziła się ze śmiercią Cedrica. Teraz postanowiła „chwytać dzień” pełnymi garściami i brać od życia - niekoniecznie uczciwie - to, czego pragnęła, bądź potrzebowała.
Nie miała pojęcia, o tym co spotkało Hermionę, może wtedy nie powiedziałaby jej czegoś takiego, a może... a może powiedziałaby tym bardziej. To mogła wiedzieć tylko Cho. Kiedy Gryfonka na nią nie patrzyła, Chang posyłała jej spojrzenia pełne chłodnego triumfu. Jeżeli nawet miałaby nie zdobyć Malfoya, to ta mała kujonka także nie będzie go miała.

- Coś się stało? – spytał nagle Harry i Hermiona uświadomiła sobie, że gapi się na niego od dobrych dwóch minut.
- Nic, tylko się zamyśliłam – dziewczyna wróciła do konsumowani ciasta porzeczkowego. Tak naprawdę nie czuła nawet smaku, ale musiała czymś się zająć i odegnać od skibie bolesne myśli.
- Hermiona, nie kłam - tym razem odezwał się Ron. – Coś cię gryzie i nie chcesz żadnemu z nas powiedzieć, założę się, że prędzej powiedziałabyś Malfoyowi – w jego głosie było rozżalenie, ale i prawdziwa troska o dobro dziewczyny.
- RON! – Harry nie mógł ścierpieć nieuleczalnej zawiści przyjaciela wobec Malfoya. Nie mógł mu powiedzieć o tym, co stało się w ministerstwie, ze względu na obietnicą złożoną Hermionie, ale starał się jak mógł przemówić rudzielcowi do rozsądku. Jak na razie nie bardzo mu to wychodziło. Potter za bardzo się temu nie dziwił – w końcu Ron niemało nasłuchał się pod adresem swojej rodziny od młodego arystokraty – ale wiedział, że takie słowa sprawiają Hermionie ból.
Reakcja panny Granger zaskoczyła ich obydwu. Dziewczyna pobladła, zdawała się też nie dostrzegać troskliwości obu chłopców. Odłożyła widelczyk do ciasta i wstała.
- Żaden facet nie zrozumiałby tego, co czuję. Żaden samiec – powiedziała niemal z nienawiścią. Jej wargi drżały. – Żaden z was.
Ron wyglądał na przerażonego słowami przyjaciółki i otworzył usta w niemym szoku, a Harrym wstrząsnęło.
„Boże, przecież mimo wszystko ona nigdy aż tak nie reagowała...” – pomyślał, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu dreszcz silnego niepokoju. Wiedział, że na pewno coś się stało. Nie miał tylko pojęcia co. Zachował na tyle zdrowego rozsądku, by łagodnie powiedzieć.
- Herm usiądź, przecież nie musisz o niczym mówić...
Hermiona spojrzała na niego nieufnie, ale usiadła z powrotem.
- Hermiona, co z tobą? – Ronald patrzył przestraszony na przyjaciółkę. Jej twarz wyrażała skrajną rozpacz, jej ręce się trzęsły. Zamknęła oczy i potrząsnęła głową, jakby chciała coś od siebie odpędzić.
- Ron, błagam – szepnął Harry i popatrzył na niego prosząco. Weasley wzruszył tylko ramionami, ale się już nie odezwał.
- Hermiona – powiedział bardzo cicho Harry . – Nie musisz się tłumaczyć, ale powiedz mi jedno, czy ktoś ci coś zrobił? Bo jeżeli tak , to osobiście ukatrupię...
Dziewczyna potrząsnęła przecząco głową.
- To może czegoś się dowiedziałaś, Hermi, może ktoś ci coś przykrego powiedział? Wiesz, że możesz na mnie liczyć...
- Wiem, ale nie potrafię ci zaufać tak jak kiedyś – nagle wszystkie wewnętrzne tamy puścił i dziewczyna cichutko się rozpłakała. Ron patrzył na nią z głębokim współczuciem, nic nie rozumiejąc. Prawe cały stół Domu Lwa i część uczniów siedzących przy pozostałych stołach zwróciło uwagę na zachowanie Prefekt Gryffindoru. Harry łagodnie wziął Hermionę za rękę i wyprowadził z Wielkiej Sali. Nie chciał żeby była przedmiotem plotek; i tak snuto wystarczająco głupie, bądź po prostu okrutne domysły.
Rzucił tylko Ronowi spojrzenie pod tytułem: „później pogadamy”, zastanawiając się czy nie powiedzieć mu o wszystkim w tajemnicy.

„Histeryczka” – pomyślała chłodno Cho, patrząc na roztrzęsioną Granger i Pottera, który wyprowadzał ją z sali, i spokojnie wróciła do konsumowania zasmażanej parówki z żurawiną.

***
- O co chodzi, Miona? – Harry posadził dziewczynę w fotelu w pokoju wspólnym i popatrzył na nią łagodnie. Właściwie śniadanie jeszcze się nie skończyło i poza młodym Malfoyem, i profesorem Snape’em byli jedynymi osobami, które opuściły Wielką Salę.
- Nieważne, po prostu ludzie okazują się często dużo gorsi niż myśleliśmy...
- Ach, zauważyłaś coś ,co cię przygnębiło, tak? – chłopak pomyślał na głos.
- Nic nie widziałam i nie chcę widzieć! – odpowiedziała ostro. – Wystarczy mi to, co wiem...
„Aha, czyli jednak ktoś, coś powiedział...” – Harry uważnie przyglądał się przyjaciółce. Nagle złapał się na myśli, że mógłby ją przytulić, tak po prostu, i nie poczuł przy tym żadnego obrzydzenia, ale Hermiona wyglądała na osobę, która raczej nie chciałaby być przytulona. Siedziała z rękami splecionymi na piersi i wpatrywała się w jeden punkt na podłodze.
- Hermiona, nie przejmuj się tym, co zawistni ludzie mówią na twój temat – powiedział bardzo cicho i delikatnie położył dłoń na jej ramieniu. Wzdrygnęła się i musiał zabrać rękę..
„Było z nią dużo lepiej i znowu jest fatalnie” – pomyślał. – „Niech tylko dorwę osobę za to odpowiedzialną” – Harry złapał się na tym, że ani na chwilę nie wątpił, iż tym kimś na pewno nie jest Draco.
- Nie przejmować się? Nawet jeżeli jest to ktoś komu zdążyłam zaufać? Łatwo ci mówić – uśmiechnęła się smutno i wytarła pojedynczą łzę.
- Tylko nie mów, że Malfoy coś palnął, jeżeli tak to przez głupotę. Nie wierzę, żeby chciał cię skrzywdzić....
- O tak, przez głupotę..... – Hermiona wyglądała tak, jakby Harry właśnie ją uderzył.
- Co on ci powiedział? – spytał Potter niemal ze złością. Już zaczynał myśleć o Malfoyu inaczej, nawet Blaise powiedziała, że chłopak się zmienił na lepsze... I to wszystko miałoby się okazać nieprawdą. Harry otrząsnął się wewnętrznie, próbując odgonić irracjonalną - jak mniemał - złość. Absolutnie w to nie wierzył; mógł mieć uraz do Malfoya, ale miał też oczy... Dlatego ciągnął dziewczynę za język, chociaż sprawiało jej to ból. Zresztą był wobec niej delikatny, bo sam doskonale wiedział, czym jest cierpienie i zdawał sobie sprawę, że nikomu innemu Hermiona nie powiedziałaby tyle, co może powiedzieć jemu, jeśli okaże się wystarczająco cierpliwy.
- Nie mi, tylko o mnie! – odwarknęła i skuliła się w sobie, a na jej twarzy pojawiły się rezygnacja i smutek.
- Był na tyle bezczelny, że powiedział coś na twój temat w twojej obecności.? To zupełnie jak stary, dobry Malfoy... – Harry nie dawał za wygraną. Uparł się, że wyciągnie z Hermiony wszystko, nawet gdyby musiał świsnąć Veritaserum z gabinetu Snape’a.
- Nie przy mnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jest zbyt cwany, nie sądzisz? – skrzywiła się boleśnie i odwróciła wzrok.
- Zaraz, zaraz... Chcesz mi powiedzieć, że ktoś ci przekazał wesołą nowinę, a ty w to uwierzyłaś? – Harry uniósł bardzo wysoko brew (jak rasowy Snape, lub Malfoy) i wbił zaciekawione spojrzenie w Hermionę. Ona nie była zwykła wierzyć w to, co usłyszała od osób trzecich. Była sceptyczna wobec wszystkich „życzliwych” i tym podobnych osobników; cóż - widocznie aż do teraz.
- Cholera jasna! – Hermiona zerwała się z fotela i spiorunowała przyjaciela wzrokiem rozjuszonego smoka. – Nie twój interes Harry! Daj mi święty spokój.
- Boże, Hermiono, przecież nie każę ci się spowiadać. Nigdy nie wierzyłaś w plotki... Co takiego usłyszałaś, że wierzysz i że tak to przeżywasz i najważniejsze OD KOGO?!
- Harry jesteś facetem, myślisz, że mogę z tobą uczciwie rozmawiać? – spytała sarkastycznie.
- Możesz, bo jestem przede wszystkim twoim przyjacielem i ...
- Wybacz, ale ja mam inne zdanie – dziewczyna nie miała zamiaru dać mu dokończyć. - a teraz przepraszam, muszę iść do biblioteki.
- Jest sobota, możesz iść w każdej chwili, masz czas.
- Nie, nie mam - warknęła
- Hermiono nie gniewaj się na mnie – powiedział z żalem. – Nie chciałem cię zdenerwować, ani być wścibski, po prostu nie chcę żebyś cierpiała.
Dziewczynie zrobiło się po prostu głupio i usiadła na powrót obok Harryego.
- Przepraszam, wiem, ale ja nie chcę o tym mówić.
- Okey, rozumiem i już o nic nie pytam. Ale jak się dowiem, że ktoś ci nagadał bzdur i przez to jesteś taka przybita, to nie ręczę za siebie.
Hermiona wzruszyła ramionami. Była przyzwyczajona do tego, że „jest przybita”.

******
Prezent, który otrzymał od swojego ojca chrzestnego, bardzo przypadł Draconowi do gustu. Eliksir, który leczył fizyczne obrażenia, nawet te głębokie, był po prostu genialny. Severus zgodził się także żeby nazwa była taka, jaką zaproponował chłopak: po prostu „Lewiatan”. Tak więc fiolka – i to porządna – Lewiatana spoczywała teraz w wewnętrznej kieszeni szaty Ślizgona.
Szedł sobie spokojnie do biblioteki, mając nadzieję, że spotka Hermionę i rzeczywiście była tam, i jak zwykle coś czytała. Udało mu się dojrzeć okładkę „Tysiąca magicznych ziół i grzybów”. Uśmiechnął się do siebie. Wyglądała uroczo; pochylona i zupełnie pochłonięta lekturą. Bezgłośnie poruszała wargami i marszczyła czoło, przy każdym fragmencie, który bardziej ją zainteresował. Przez kilka chwil po prostu stał i patrzył, bo nie mógł oderwać od niej oczu. W końcu otrząsnął się i cichutko do niej podszedł.
- Cześć – powiedział po prostu. – Czy mi się wydaje, czy bogini mądrości mnie po prostu unika? – zażartował, pochylając się i zaglądając jej w oczy.
Drgnęła na dźwięk jego głosu i odwróciła od niego wzrok. Zaniepokoiło go to, a jeszcze bardziej zaniepokoiły go wypowiedziane chłodnym tonem słowa:
- Jestem zajęta.
- Chciałem po prostu z tobą porozmawiać... – Draco nie stracił nadziei chociaż poczuł bolesny skurcz w żołądku.
- Naprawdę? – sarkazm.
Zdziwiony zamrugał powiekami. Poczuł, że stoi na bardzo niepewnym gruncie i ostrożnie zaczął konwersację od początku.
- Wiesz, miałem niedawno urodziny i już myślałem, że mój chrzestny o nich zapomniał, ale dał mi dziś fantastyczny prezent. Spodobałby ci się... – wiedział, że Gryfonka interesuje się eliksirami, dlatego wspomniał o podarunku. Popatrzyła na niego zarazem z kpiną i z żalem. Gdyby nie ten żal, widoczny na dnie jej orzechowych oczu, Draco zapewne poczułby się urażony, a tak poczuł po prostu wątpliwości i silny niepokój.
- Czy jest coś jeszcze, czym chciałbyś się pochwalić, poza tym, że jesteś dorosły, i z tej okazji dostałeś fascynujący prezent od Snape’a? Bo, jak już wspominałam, jestem zajęta.
Chłopaka ubodła drwina w jej głosie, ale nic nie dał po sobie poznać. Hermiona zachowywała się zupełnie irracjonalnie i doszedł do wniosku, że musi mieć to jakąś głębszą przyczynę.
- Herm, ja się nie chwalę, ja po prostu próbuje z tobą rozmawiać – odrzekł łagodnie, chociaż jej słowa bardzo go zabolały.
- A może po prostu sugerujesz mi, że to nieładnie z mojej strony, iż nie raczyłam pamiętać o twoich siedemnastych urodzinach? – podjęła wątek dziewczyna, jakby zupełnie nie słyszała tego, co powiedział do niej Ślizgon. – Może w ramach prezentu powinnam rozłożyć przed tobą nogi...
Po tych słowach, Draco zupełnie stracił głowę. Nie wiedział co ma myśleć, co ma czuć, a tym bardziej powiedzieć. Cisnęły mu się na usta słowa: „kobieto, co ty bredzisz?”, ale odnosił wrażenie, że nie są ani trochę odpowiednie na tą okazję.
„Boże, co z nią?” – pomyślał ze zgrozą, a głośno spytał, starając się przy tym, aby jego głos nie drżał zbytnio (prawie się udało) i aby był łagodny (w tym osiągnął perfekcję):
- Nie bardzo zrozumiałem o co ci chodziło. Mogłabyś powoli i łopatologicznie, jak do człowieka opóźnionego w rozwoju?
Hermiona nawet nie raczyła na niego spojrzeć.
Draco był bliski frustracji. Czuł się tak jakby miał za chwilę się rozpłakać. Był zdezorientowany i głęboko dotknięty zachowaniem Hermiony. Czuł się bezsilny.
- Herm, ja naprawdę nie wiem o co ci chodzi... – powiedział z desperacją. – Skąd w tobie tyle rozżalenie i dlaczego mówisz takie rzeczy?
- Jakie? – spytała obojętnie. – Po prostu złożyłam ci propozycje – Hermiona wiedziała, że zachowuje się podle, ale była niemal przekonana, że Draco jest zwykłym samcem. I chociaż głos rozsądku bardzo mocno krzyczał: „robisz błąd, dziewczyno!”, nie zamierzała zatrzymać tej farsy. Głos rozsądku był w mniejszości i miał ogromną konkurencję w postaci urazu psychicznego, zranionych uczuć i rozżalenia. Zmieszanie Dracona sprawiło jej nawet wewnętrzną satysfakcję.
- O co chodzi? – dodała jadowicie słodko. – Przecież podobno jestem do przerżnięcia... – w jej głosie dało się wyczuć niewyobrażalne cierpienie. Szok widoczny w szarych oczach młodzieńca sprawił jej przewrotną – chociaż niezbyt dużą i zaprawioną ogromną dawką goryczy - przyjemność
Dla chłopaka to było już zbyt wiele. Wpatrywał się w Hermionę jakby ją widział po raz pierwszy w życiu. Ona zaś spokojnie go ignorowała; czytała i robiła notatki. Malfoy zupełnie stracił głowę. Zamknął oczy i policzył do dziesięciu, żeby uporządkować myśli i dopiero po dłuższej chwili się odezwał. Mówił cicho, spokojnie i łagodnie, chociaż aż gotowało się w nim od emocji, i to niekoniecznie tych pozytywnych.
- Nie wiem dlaczego tak mówisz. Nie wierzę, żebyś sama na to wpadła i nie rozumiem dlaczego uwierzyłaś w coś takiego. Nie mam też pojęcia od kogo usłyszałaś taką brednię, ani tym bardziej dlaczego. Nie pojmuję z jakiej racji dajesz wiarę takim okrutnym plotkom i traktujesz mnie jak zwykłego chama – w miarę jak mówił narastała w nim frustracja i poczucie krzywdy. Hermiona wydawała się go w ogóle nie słyszeć, co sprawiło, że zaczynał być zły, a nawet wściekły.
- Spójrz na mnie jak do ciebie mówię! – warknął w końcu. – Spójrz na mnie i wyjaśnij mi, o co ci do cholery jasnej chodzi? – rozpaczliwie starał się nie krzyczeć, bo nie chciał zostać wywalony z biblioteki przez panią Pince. To nie było łatwe bo miał ochotę wrzeszczeć na całe gardło.
- Myślałam, że wyraziłam się jasno. Może ty wyjaśniłbyś mi, dlaczego udajesz świętego? – Hermiona także zaczynała być zła. Uznała, że Draco jest arogancki i bezczelny.
- A ja myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, i że nigdy w życiu nie uwierzyłabyś w żadną plotkę o swoim przyjacielu.... – nie dokończył, bo Hermiona mu przerwała.
- Ja też wiele rzeczy myślałam, na przykład, że mogę ci zaufać – wysyczała wściekle.
Zabolało, zabolało go tak, jakby dała mu w twarz
- Rozumiem, że jednak wolisz ufać komuś, kto udaje zatroskanego twoim szczęściem – jego głos był cichy, Draco wręcz szeptał. - Że wolisz wierzyć w plotki, bo chyba sama nie wpadłaś na to, że mógłbym w takich kategoriach o tobie pomyśleć, tym bardziej powiedzieć. A Jeżeli tak, to masz bardzo bujną wyobraźnię – ostatnie zdanie mu się po prostu „wymsknęło”. Nie mógł powstrzymać potoku słów. Był zbyt rozgoryczony.
Odetchnął głęboko i spróbował się uspokoić. Hermiona drgnęła i spojrzała na niego niemal z nienawiścią.
- Powiedz po prostu, kto ci nagadał takich głupot? – w głosie Dracona została już tylko desperacja i ogromny żal. Zdawał sobie sprawę, że cokolwiek Hermiona usłyszała, przyjęła to tak , a nie inaczej, bo została bardzo okrutnie potraktowana przez los. To w niczym nie zmieniało faktu, że czuł się pokrzywdzony, ale chociaż tłumaczyło dlaczego musiał tak się czuć. Mimo, że starał się do niej dotrzeć, Hermiona nie wyglądała na chętną do współpracy.
- Może Pansy, której bardzo często zdarza się powiedzieć głośno i dobitnie impotent, kiedy przechodzę obok niej? Ona na pewno życzy ci z całego serca dobrze – ciągnął swoją wypowiedź, a w tonie jego głosu Hermiona słyszała sarkazm, chłodną drwinę i zwykły żal. – Może Thomas Fallet z siódmego roku z Hufflepuffu, uganiający się za Chang, która uparła się, że go zignoruje i robi słodkie oczy do mnie, chociaż mnie mdli na jej widok... A może Magnus Terrence, Krukon; z tej samej przyczyny, oczywiście, co Thomas. Całkiem możliwe, bo obydwaj mnie po prostu chorobliwie nienawidzą, jedynie za to, że istnieje i mam się dobrze, a nie tylko z powodu tej słodkiej, durnej Cho...
Hermiona po raz pierwszy słyszała, żeby jakiś chłopak w taki sposób wyrażał się o Chang i spojrzała z zaciekawieniem na Dracona. Poza tym wzmianka o niej w niewytłumaczalny sposób zaniepokoiła panią Prefekt Gryffindoru. Chłopak mylnie zrozumiał jej zaintrygowany wzrok.
- Tak, kochanie – rzekł sarkastycznie, patrząc jej w oczy. – W tej szkole znajdzie się trochę życzliwych mi, lub tobie osób... – zmarszczył brwi głęboko odetchnął. - Nieważne, od ciebie pewnie i tak się nie dowiem kto, ale obiecuję ci, że jeśli się dowiem, to ta osoba będzie biedna. Nie pozwolę zniszczyć ci życia przez zwykłe chamstwo... A teraz wybacz, muszę się przejść – wstał i wyszedł szybkim krokiem, rzucając spojrzenie niezadowolonego hipogryfa, w kierunku pani Pince, która jak zwykle patrzyła na niego bardzo nieprzychylnie.

...uganiający się za Chang, która uparła się, że go zignoruje i robi słodkie oczy do mnie, chociaż mnie mdli na jej widok... – tych kilka słów rozbrzmiewało w umyśle Hermiony, cofając się uparcie jak zepsuta płyta i powodując, że czuła się dziwnie nierealnie. Nie mogła się już skupić na nauce. Serce zjechało jej w okolice żołądka i tam pozostało na pewien czas, a potem wróciło na miejsce, boleśnie przy tym się kurcząc.
„Ależ nie, to niemożliwe” – pomyślała. Odłożyła książkę i wyszła na ugiętych nogach z biblioteki. Wirowało jej w głowie i myślała, że za chwile straci przytomność. Oparła się o ścianę i przytrzymała się jej kurczowo. Chciało jej się płakać. Odetchnęła kilka razy głęboko. Wiedziała już co musi zrobić...

***
- Virginio, możesz podać hasło? – Draco zamrugał zalotnie i spojrzał na wychodzącą zza portretu Grubej Damy dziewczynę. Za nią pojawił się Longbottom i ujął w swoją dłoń drobną rączkę rudowłosej.
- Ładnie proszę! – Malfoy ukłonił się udając, że zamiata kapeluszem.
- Mam na imię Ginewra... Kiedy to do ciebie dotrze, matole? – dziewczyna zmarszczyła z irytacją brwi.
- Ale Virginia tak słodko do ciebie pasuje, zupełnie jak virgin...
- Nie jestem dziewicą i nie rób słodkich oczu, bo nie jesteś w moim typie. I w ogóle po co miałabym slytherińskiej żmii podawać hasło, co? – spytała słodkim tonem panna Weasley.
- Bo się zakochałem i muszę z kimś pogadać, a mianowicie z Harrym P. – na twarzy Malfoya wykwitł krzywy uśmieszek.
- No, no – Neville wyglądał na rozbawionego.
- Wiesz, Longbottom, nie liczy się płeć, liczy się uczucie... Błagam podajcie hasło desperatowi – zrobił zbolałą minę, a kiedy obydwoje Gryfonów spojrzało na siebie z dziwnymi minami, spoważniał i rzekł:
- Słuchajcie, muszę pogadać z Potterem... Nie zamierzam nikogo zaczepiać, ani demolować wam pokoju wspólnego, a to, o co mi chodzi jest naprawdę ważne przynajmniej dla mnie, no i nie tylko... – wyglądał na maksymalnie sfrustrowanego
- Wiesz, jakby ci to powiedzieć? Harry jest u siebie z Blaise; ona mu pomaga w eliksirach, a on jej w Transmutacji, ale spróbuj szczęścia... Dormitorium faciów z szóstego roku jest na pierwszej kondygnacji, trzecie drzwi na lewo – oznajmiła rudowłosa. – Hasło to: Eliksir Wielosokowy...
Gruba Dama odskoczyła od ściany, przepuszczając niechętnie Malfoya i mrucząc coś pod nosem o „zboczonych Ślizgonach, którzy nie powinni mieć wstępu do szacownego Domu Lwa”. Draco ją zignorował..
- Dzięki – rzucił w stronę oddalających się Nevilla i Ginewry. – Jestem twoim dłużnikiem młoda.
Ginny jedynie uśmiechnęła się zaskoczona postawą chłopaka.
- Co w niego wstąpiło? – spytał Longbottom.
- Nie wiem, ale cała trójka uczniów, którzy byli przesłuchiwani trochę się zmieniła, nie zauważyłeś? – spytała Ginny i ścisnęła mocniej jego dłoń.
- Tak, ale nie myślałem, że jemu cokolwiek może pomóc – Neville pochylił się i pocałował Ginny w policzek.
- Wiesz, Draco Malfoy wygląda całkiem ładnie kiedy się uśmiecha – powiedziała zalotnym tonem panna Weasley i niewinnie uśmiechnęła się do swojego chłopaka.
- Czy ty mnie podpuszczasz, Ginewro?
- Ależ skąd, sprawdzam tylko, czy ci się jeszcze podobam, a poza tym to prawda – dziewczyna wyszczerzyła się i radośnie obserwowała konsternację malującą się na twarzy Nevilla.
- Głuptasie, przecież kocham tylko ciebie – roześmiała się perliście i ucałowała go w usta.
- Młodzież to teraz w ogóle wstydu nie posiada – oburzyła się Gruba Dama i oczywiście została całkowicie zignorowana. Jak zwykle...

*
W Pokoju Wspólnym było kilkoro młodziutkich Gryfonów i ... Ronald Weasley. Colin wybałuszył gały kiedy ujrzał osobę, która odważyła się postawić nogę w progu „salonu” Domu Lwa. Większość młodziaków wyglądała na zaintrygowanych i niemal przestraszonych. Draconowi zachciało się śmiać. Zrobił groźną minę, ale gdy zobaczył, że oczy jakiejś drugoklasistki zaszły łzami, westchnął i powiedział:
- Czy ja wyglądam jak bazyliszek?
- Nawet gorzej – Ron wyciągnął różdżkę i skierował ją na Malfoya.
- Wiem, że ostatnio schudłem i w ogóle – Ślizgon powoli wyciągnął swój przyrząd do czarowania i podał go rudemu chłopakowi. – Masz, jestem teraz nieuzbrojony. Malfoy bez różdżki, to tak jak bazyliszek bez zębów jadowych – zażartował. Przestraszona drugoklasista odprężyła się nieco, ale nadal łypała podejrzliwie w jego stronę.
- Jakoś nadal ci nie ufam – brat aktualnego Wiceministra Magii zmarszczył brwi. Był mile zaskoczony działaniem Malfoya juniora, lecz nie dał tego po sobie poznać.
- Nie masz podstaw, ale tym razem radziłbym ci pozytywne nastawienie. Jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało... Przepraszam resztę towarzystwa, ale czy moglibyście nas zostawić samych? - spytał i swoim zwyczajem uniósł jedną brew.. – Muszę porozmawiać z nim na osobności – wskazał głową w kierunku Ronalda. – To naprawdę ważne.
Młodsze lwiątka patrzyły niepewnie na dwóch szóstoklasistów, a rudzielec uważnie obserwował niecodziennego gościa. Mina blondyna była nieprzenikniona, ale brakowało na niej zwykłego wyrazu przebiegłości, czy wrednego uśmiechu. Ślizgon był raczej poważny.
- Dobra, idźcie – powiedział Ron. – Nasze dormitorium jest zajęte, a wy możecie wrócić tu już za pół godziny.
- Gwarantuje, że nic się nie stanie waszemu koledze – Draco splótł dłonie na plecach i odchrząknął.
- Oczywiście, prędzej stanie się coś tobie – potwierdził jego słowa Gryfon.
- Tak naprawdę chciałem porozmawiać z Potterem, ale twoja siostra powiedziała, że jest zajęty, łasiczko – Draco nie mógł sobie darować drobnej złośliwości.
- Owszem... I radziłbym ci się zachowywać z odpowiednią dozą szacunku w stosunku do mnie, nie jesteś u siebie w Slytherinie, tchórzofretko.
Draco skrzywił się nieznacznie.
- Mam uraz do osób, które naciskają na szacunek wobec siebie i mają na nazwisko Weasley.
Ron zaczerwienił się lekko. Czuł się podle za każdym razem, gdy ktoś wspominał o jego wyrodnym bracie.
– Sorry, ale mnie to po prostu stresuje – dodał Draco widząc nieciekawą minę chłopaka.
- Mam tak stać, czy pozwolisz mi usiąść na kanapie, albo na fotelu? – spytał „gość” po chwili krępującego milczenia.
- Siadaj i mów szybko, o co ci chodzi, bo nie zamierzam ci poświęcać dużo czasu.
- A ja nie zamieram zabierać czasu tobie – Draco usiadł w fotelu naprzeciwko tego, który zajmował Ronald. – Wiesz co się stało Hermionie? To znaczy inaczej... Wiesz może kto nagadał jej na mój temat takich bzdur, że niedobrze mi się robi jak o tym pomyślę? Chciałbym z tą osobą sobie... porozmawiać – ton jakim Ślizgon wypowiedział ostatnie słowo nie nasuwał żadnych wątpliwości, co do jego intencji morderczych, względem delikwenta.
- Nie, nie wiem, ale mogłem się domyślać, że chodzi o ciebie. Nie wiem jak to robisz, ale wszystko, co złe, to ty Malfoy. I widzę, że bardzo ci zależy na utrzymaniu swojego... dobrego imienia – ze zjadliwą ironią powiedział Ron.
- Szczerze? Zwisa mi w tej chwili moje dobre imię, ale to co usłyszała Hermiona, w jej przypadku nie było zwykłym łgarstwem... Ślizgona zamilkł na chwilę, dobierając odpowiednie słowa. - Było najgorszym świństwem jakie można było jej obecnie zrobić... I nie obchodzi mnie, że ten ktoś o tym nie wiedział. Każdy powinien liczyć się z konsekwencjami słów które wypowiada...
Ron patrzył w zamyśleniu na Dracona. Nigdy by nie przypuszczał, że przyjdzie mu do głowy, iż facet o nazwisku Malfoy wygląda na szczerze zmartwionego drugą osobą.
- Wierz mi Ronald, mam gdzieś to, co zostało o mnie powiedziane, chociaż za samą plotkę tego rodzaju powinno się walić prosto w zęby. Obchodzi mnie natomiast bardzo to, jak odpiło się to na Hermionie... Wiesz, przesłuchanie w ministerstwie było dla nas czymś w rodzaju traumatycznego przeżycia – Ron zamknął oczy, bo przypomniała mu się reakcja Hermiony na ostatnią wizytę jego cholernego brata w Hogwarcie.
- Sorry – powiedział Draco niepewnie, widząc, że Ronald W. jest bliski łez. – Nie chciałem, żeby to wyszło tak, jakbym ci wypominał pokrewieństwo z Percivalem – chłopak wypluł z pogardą ostatnie słowo. – On jest... jedyny w swoim rodzaju.
Na kilka chwil zapadła pełna konsternacji cisza, w czasie której, przepełniony poczuciem winy za zachowanie brata, Ron wbijał wzrok w bardzo ciekawy wzór na bordowym dywaniku przed kominkiem, a Draco z zakłopotaniem międlił róg swojej czarnej szaty.

W pewnym momencie przez dziurę w portrecie wsypał się tłumek rozchichotanych czwartoklasistek i to trochę przywróciło ich do rzeczywistości. Dziewczyny zamilkły na ich widok skonsternowane.
- Możecie iść do siebie? Proszę – Ron spojrzał na nie z poważnym wyrazem twarzy i dziewczęta skierowały się z zafrapowanymi minami do swojego dormitorium.
- Nie mam pojęcia co jest powodem podłego samopoczucia Hermiony. Cóż, Harry też wspominał, że wycisnąć mu się dało z niej jedynie to, iż czegoś się dowiedziała, ale nie wie biedak czego i mocno go to gryzie – Ron nie raczył wspomnieć, że oznajmił wtedy przyjacielowi, że cokolwiek złego usłyszała Herm na temat Malfoya, było to zapewne prawdziwe. - Widzę, że ty wiesz trochę więcej.
- Wiem po prostu, co usłyszała, bo... jakby to powiedzieć, raczyła mi rzucić tę prawdę prosto w oczy – sarkastycznie oznajmił Ślizgon.
- Nie, wierz mi, że nie chcesz wiedzieć tego, co usłyszała Hermiona – powiedział szybko, gdy zauważył, że Weasley zamierza go o to zapytać. – Naprawdę...
- Okey, nie chcesz to nie mów...
- Po pierwsze to naprawdę podłe, a po drugie, jakoś nie chce mi przejść przez gardło....
- Nie mówcie mi, że tak zwyczajnie sobie rozmawiacie – usłyszeli nagle dobrze znajomy głos. Harry, który zszedł po sok dyniowy, był co najmniej zdziwiony.
- Och, nie tak zwyczajnie Potter – oznajmił Draco, gdy ochłonął z zaskoczenia. – Weasley najpierw mnie rozbroił.
Ron wyszczerzył się do przyjaciela i pokazał mu, że trzyma dwie różdżki, a Draco podrapał się za uchem i zrobił bardzo dziwną minę.
- Jak tam eliksiry? – spytał Ronald.
- Całkiem dobrze, a co? – Harry doskonale udawał Greka.
- A tak spytałem, z ciekawości.
Potter nie komentował słów przyjaciela
- W jakiej sprawie przyszedłeś? – spytał za to Dracona i popatrzył na niego z zainteresowaniem.
- Hermiona – krótko i zwięźle odpowiedział Malfoy.
- Ach tak...
- Usłyszałem od niej parę bardzo nieprzyjemnych rzeczy i bardzo chciałbym wiedzieć, co się stało. To znaczy kto wcisnął jej na mój temat totalne bzdury i to takie, że mnie krew zalewa jak pomyślę...
- Aha, więc wiesz, co takiego usłyszała Hermiona. A mi nie chciała powiedzieć.... – Harry wzruszył ramionami.
- Och, ona mi tego nie powiedziała, przynajmniej nie tak normalnie... To nie było przyjemne i naprawdę nie chcesz wiedzieć, co to było – dodał na wszelki wypadek.
- Wcale mnie to nie ciekawi – obruszył się Gryfon, który właśnie układał w myśli jak najkulturalniej brzmiące pytanie.
- Powiedzmy – westchnął Draco rzucając mu spojrzenie z serii: „wiem lepiej”, a Rona aż zżerało zainteresowanie. Wiedział jednak, że nie ma szans się niczego dowiedzieć.

***
Hermiona szła po omacku korytarzem. Sama nie wiedziała, które uczucia władające teraz jej wnętrzem są silniejsze. Wstyd za własną głupotę i naiwność, i za to, że sprawiła przykrość Draconowi, czy nieokiełznany gniew, który rósł w niej z minuty na minutę. Hermiona zaczynała być po prostu wściekła, a wtedy lepiej było jej schodzić z drogi.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiła był spacer do najbliższej czynnej damskiej łazienki, gdzie obmyła twarz lodowatą wodą. Później spojrzała w lustro i widząc gorycz oraz ogień wzburzenia we własnych oczach, odetchnęła głęboko i policzyła do dziesięciu. W szacie i ciepłym swetrze zrobiło się jej nieznośnie gorąco, i wiedziała, że za taki stan rzeczy odpowiadają buzujące w niej emocje. Gdyby w tej sekundzie natknęła się na Cho, rzuciłaby w nią pierwszym okropnym przekleństwem jakie przyszłoby jej na myśl, albo strzeliłaby ją bez uprzedzenia w twarz, a nie o to chodziło pannie Granger.
Najdziwniejsze było to, że nie czuła zbyt wielkiego żalu w sensie własnej krzywdy. Najbardziej bolał ją fakt, że tak okrutnie potraktowała chłopaka, który nawet w najmniejszym stopniu nie zasłużył na słowa krytyki. Była wściekła za to, że Cho swoim wyrafinowanym kłamstwem przyczyniła się do cierpienia Malfoya. Bo on na pewno cierpiał, o tym Hermiona była przekonana. Raz po raz zalewała ją fala świętego oburzenia, gdy przypominała sobie fałszywy i pseudo-niewinny uśmiech Krukonki.
- Suka – powiedziała cicho sama do siebie i nagle zdała sobie sprawę, że kiedyś nie użyłaby takiego określenia.. Ale kiedyś było kiedyś, a teraz było teraz.
- Podła, bezwstydna zdzira – wysyczała i poczuła, że trochę jej ulżyło, ale gniew na Chang wcale nie zmalał. Obmyła twarz jeszcze raz i szybkim krokiem ruszyła w stronę Wieży Gryffindoru. Musiała się przebrać i trochę ochłonąć. Jeszcze nie wiedziała, co dokładnie zamierza powiedzieć Cho, ale liczyła na swoją inwencję twórczą.

***
Hermiona jak burza wpadła do pokoju wspólnego, powodując, że trzej młodzieńcy doznali lekkiego szoku. Nie była blada i przygaszona. Jej wzrok ciskał błyskawice, a policzki były lekko zarumienione. Na twarzy panny Granger malował się wyraz zaciętości i zdecydowania
- Wow, Hermiona, wyglądasz jakbyś chciała kogoś zabić - wydukał Ron, a Harry zamarł z dwoma szklankami soku z dyni w dłoniach. Draco zmarszczył brwi i patrzył na nią z zaciekawieniem. Hermiona poszła w stronę schodów, prowadzących do żeńskich dormitoriów. Poczuła falę silnego wstydu na widok Malfoya i przygryzła z konsternacją dolną wargę. Niemal wbiegła na górę, gdzie szybko zdjęła szatę, i zamiast ciepłego swetra włożyła czarny, bawełniany półgolf, który doskonale zgrał się z obcisłymi (teraz luźnawymi) dżinsami w tym samym kolorze. Lekko wilgotne od potu włosy spięła wysoko i ciasno, żeby jej nie przeszkadzały i chwyciła swoją różdżkę.
Najchętniej wzięłaby jeszcze zimny prysznic, ale była zbyt rozgniewana i zdeterminowana, by tracić na to czas.

***
- Co w nią wstąpiło? – spytał Ron.
- Po prostu jest wściekła – odrzekł Harry.
- Zgadnijcie na kogo – sarkastycznie oznajmił Draco.
- To się dopiero okaże, w końcu nie rzuciła się na ciebie, raczej była zaskoczona i skonsternowana twoim widokiem. Chyba ją ktoś inny wpienił – trzeźwo zauważył Chłopiec Który Przeżył.
Zza balustrady schodów prowadzących do dormitoriów męskich, wyłoniła się damska głowa okolona długimi i gładkimi czarnymi włosami.
- Kąpiesz się w tym soku Harry? – spytała zaciekawiona Blaise i uniosła wysoko brwi, gdy jej wzrok padł na „całokształt” pokoju wspólnego.
- Co ty tu robisz, Smoku? – spytała i zostawiła jedną brew zalotnie uniesioną, a Harry poczuł niechciane ukłucie zazdrości..
- Rozmawiam sobie – Draco nie mógł nie posłać Blaise uroczego uśmiechu ala Casanova.
- Przyszedłeś po mnie? Mrrrrrrrau – Draco szczerze się roześmiał, a Ron zachichotał. Musiał przyznać, że Blaise była fajna.
- Cześć Blaise – usłyszeli nagle opanowany i chłodny dziewczęcy głos. Hermiona schodziła pełnym gracji krokiem z kondygnacji, która znajdowała się naprzeciwko tej, „okupowanej” przez Ślizgonkę.
- Witaj... Herm? – Blaise zacięła się lekko, uniosła brwi w geście zdziwienia i złożyła ręce na piersi. – U lala – dodała i zagwizdała cicho.
Panna Granger nie wyglądała już jak zastraszone i przybite dziewczątko. Wyglądała jak pewna siebie młoda kobieta, która wie czego chce. Posłała blady uśmiech czarnowłosej i zasalutowała jej różdżką.
- Wyglądasz jakbyś szła się pojedynkować i ten błysk w twoich oczach... Tak wygląda albo kobieta zakochana, albo żądna zemsty – z uznaniem oświadczyła mieszkanka nobliwego Domu Salazara.
- Zgadnij, co kieruje mną – cicho syknęła Granger i sugestywnie podrapała się końcem różdżki za uchem.
- Nie wiem kto ci podpadł, ale nie chciałbym być na jego miejscu... – powiedziała Blaise po części na poważnie, po części z rozbawieniem.
Hermiona zdążyła troszeczkę ochłonąć i sprawiała wrażenie rozgniewanej, ale przy tym bardzo racjonalnej osoby, świadomej własnej siły oraz własnej racji.
- Czy ja zmieszczę się pod tą kanapą? – spytał niepewnie Draco.
- He...he...he – Blaise posłała mu spojrzenie pełne współczucia. – Nawet jeśli, to już nie zdążysz...
Hermiona nie zwróciła uwagi na słowa Malfoya.
- Kto? – spytał rzeczowo Harry. – Kobieta czy mężczyzna?
- Kreatura – sucho odrzekała panna Granger.
- Jezu, Herm... z tymi spiętymi włosami wyglądasz jak rozgniewana McGonagall – oznajmił Ron ściskając obie różdżki w dłoni i przełykając ślinę.
- Dziękuję za komplement, Ronaldzie – sarknęła dziewczyna, ale uśmiechnęła się lekko. Ron się zarumienił i odwzajemnił uśmiech.
- Zdradź mi tajemnicę. Na ucho. Proszę... – Zabini przestępowała z nogi na nogę.
- Czyli jednak nie ja... – Draco rozejrzał się nieprzytomnie po otoczeniu.
- Toż ci głąbie powiedziałem – Harry zmarszczył brwiami a Ślizgon tylko wzruszył ramionami.
- Zobaczysz kto, Blaise... Jeśli tu łaskawie poczekasz – powiedziała Hermiona. – Ale zanim wyjdę chciałam was chłopaki przeprosić za tekst przy śniadaniu – popatrzyła na Rona i Harry’ego z prawdziwą pokorą i skruchą. – I ciebie też chciałam przeprosić – spuściła wzrok, bo nie miała odwagi spojrzeć Malfoyowi w oczy.
Podeszła do dziury w portrecie i powiedziała bardzo cicho.
- Draco, poczekaj na mnie, proszę – rzuciła mu niepewne spojrzenie i szybko wyszła.

Widok smutnego i zmęczonego wzroku Ślizgona tylko podsycił jej gniew. Szła bardzo szybko, nie oglądając się za siebie i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie uczniów, których spotkała po drodze. Miała też w dużym poważaniu pogwizdywania i zaczepki niektórych chłopców. Jeszcze nikt tak szybko jak ona nigdy nie doszedł od Wieży Gryffindoru do Wieży Ravenclawu. Nie miała pojęcia jakie jest hasło i właśnie głowiła się nad tym jak je zdobyć, gdy nagle wpadła (dosłownie) na Lunę.
- Spadasz mi z nieba – powiedziała do szalonej blondynki. – Czy Chang jest w waszym wspólnym, a jeżeli tak, to jakie jest hasło? To naprawdę ważne.
- Hermiona? Wyglądasz jakoś... inaczej. Podoba mi się twój image.
- Lepiej mi powiedz to, co chcę wiedzieć, Luna, a nie zachwycasz się moim wizerunkiem kobiety upadłej – powiedziała niecierpliwie Hermiona z zadowoleniem stwierdzając, że określenie którego użyła jest całkiem zabawne w swojej przewrotności.
- Ale Cho tam nie ma, parę minut temu wyszła do biblioteki... Pójdę z tobą, bo też tam się wybieram.
Hermiona przewróciła oczami i ruszyła za panną Lovegood.
- Chciałaś z nią o czymś pogadać? W końcu obie jesteście Prefektkami..
- Tak, chciałam bardzo poważnie porozmawiać z panienką Mam Wszystkich w Dupie Bo Jestem Piękna Chang – wycedziła z jadowitym, iście ślizgońskim uśmiechem Granger.
- Chyba ci podpadła – Luna aż gwizdnęła, widząc mordercze błyski w oczach koleżanki.
- Nawet nie pytaj – odrzekła Hermiona marszcząc gniewnie brwi. Lovegood nie spytała. Patrzyła z fascynacją, jak cichutka i przybita od rana dziewczyna, zamieniła się nagle we wściekłą, gotową do walki lwicę. Domyśliła się jednego, że Chang musiała zachować się wybitnie paskudnie.

***
- Czy ktoś nie powinien za nią był iść? – niepewnie spytał Ron drapiąc się po głowie.
- Da sobie radę – oznajmił Harry.
- Nie o to mi chodziło... Może kogoś uszkodzić po drodze – Weasley spojrzał na przyjaciela wymownie. Na chwilę we wspólnym zaległa cisza
Draco tylko westchnął i ukrył głowę między kolanami.
- A temu co? – Ronald popatrzył z niepokojem na Ślizgona. – Nawet nie waż mi się tu rzygać!
- Mówił ci ktoś, Weasley, że jesteś szurnięty? – spytał Malfoy nie podnosząc głowy.
Harry zarechotał radośnie, a Ron wyglądał na urażonego. – Skąd ci do tego rudego łba przyszło, że ja chcę wymiotować, co? – Draco poparzył litościwie na Ronalda.
- Tak jakoś, – powiedział Ron – ale mógłbyś mnie nie obrażać, dobra? Następnym razem walnę w ciebie przekleństwem za taki tekst.
- Okey, przepraszam – Ślizgon nie miał ani ochoty, ani siły na kłótnię.
- Chyba nici z naszej nauki, Harry – oznajmiła nagle Blaise.
- Aha – elokwentnie poparł ją Potter.
- Posiedzimy tu i poczekamy na rozwój wydarzeń – Zabini walnęła się na kanapę i zaprosiła na nią gestem zielonookiego. – Będziesz tak stał z tym sokiem?
Chłopak wzruszył ramionami, usiadł obok niej podał dziewczynie szklankę.
Przez kolejne trzy kwadranse siedzieli w niemal zupełnej, pełnej oczekiwania ciszy i tylko parę razy prosili zaciekawionych Gryfonów, żeby im nie przeszkadzali i szli do siebie. Ich skład wzbudzał sensację, ale ludzie grzecznie szli im na rękę, słysząc łagodną prośbę, i widząc to samo napięcie na czterech różnych twarzach.

***
- Mogę cię prosić na słówko? – szepnęła nad wyraz grzecznie Hermiona nachylając się nad zaczytaną w „Eliksirach na każą okazję” Cho.
Dziewczyna podniosła na nią leniwie wzrok i naprawdę mocno się zdziwiła. Spodziewała się ujrzeć pobladłą, niepewną siebie istotę, a ujrzała surowe oblicze kobiety, która chłodno i uprzejmie się do niej uśmiechała.
- A możesz poczekać pięć minut? – spytała lekceważącym tonem. Za nic na świecie nie dałaby po sobie poznać, że wygląd i postawa Hermiony zrobiły na niej jakiekolwiek wrażenie.
- Nie mogę. Muszę pogadać z tobą od ręki, to ważne i jeżeli nie chcesz, żebym naprawdę się na ciebie wkurzyła, ruszysz swój zgrabny tyłek i wyjdziesz razem ze mną – Hermiona mówiła bardzo cicho i spokojnie, ba nawet się przy tym się uśmiechała, ale jej różdżka wbiła się nieprzyjemnie w lewy bok Cho.
- Nie ośmielisz się – syknęła ze złością Krukonka. – Wszyscy wiedzą, że jesteś psychicznie chora... Stałaś się lepszym okazem od Lovegood - rzuciła pogardliwe spojrzenie Lunie, która usiadła kilka stolików dalej i obserwowała poczynania Hermiony. - Już naprawdę ostro ci odbija – dodała jeszcze, a w odpowiedzi w oczach Granger zalśniły iskierki chłodnej drwiny.
- No widzisz – odezwała się Gryfonka przymilnym tonem. – Skoro jestem niepoczytalna, stać mnie na wszystko, Chang, a na pewno stać mnie na rzucenie w ciebie paskudnym przekleństwem.
- Jesteś naprawdę szurnięta – po tych słowach różdżka Hermiony wbiła się mocniej w lewy bok Cho. - Nie wiem o co ci chodzi, wariatko – syknęła ze złością Krukonka.
- Gdzie się podział ten miły, słodki ton, którym uraczyłaś mnie wczoraj? – Hermiona uniosła brwi, udając szczere zdziwienie.- Jak ruszysz swój szanowny tyłek, to się dowiesz. Nie każ mi się niecierpliwić – z każdym słowem uśmiech na ustach Gryfonki stawał się coraz bardziej chłodny, a jej ton coraz bardziej ociekał sztucznym miodem.
Cho Chang przemyślała wszystkie za i przeciw. Według jej obliczeń wyszło, że Hermiona Granger mówi całkiem poważnie. Wstała z ociąganiem i obydwie dziewczyny wyszły przed bibliotekę. Jak się nietrudno domyślić, ze względu na sobotę, teren w tym miejscu był opustoszały.
- Chciałbym się dowiedzieć, komu konkretnie Draco Malfoy powiedział, że jestem do przerżnięcia? – Granger miała ogromną satysfakcje, obserwując pełną zaskoczenia minę Krukonki.
- A czy ja znam Slizgonów z imienia i z nazwiska? – odpowiedziała ironicznie Cho.
- Gdybyś była dobrze wychowana wiedziałbyś, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie – Chang po tych słowach uśmiechnęła się z wyższością i Hermiona opanowała impuls strzelenia jej z całej siły w twarz. – Wiedziałbyś też, – kontynuowała spokojnie, sugestywnie bawiąc się różdżką - że nie jestem głupią gęsią i opowiadanie mi wierutnych bzdur niekoniecznie musi się kończyć dobrze dla tego, kto je opowiada.
- Możesz jaśniej Granger? – Cho otaksowała ją bezczelnym spojrzeniem od stóp do głów i popatrzyła na nią z impertynenckim uśmiechem.
- Nie igraj ze mną, bo jestem wystarczająco zdenerwowana. Przez ciebie powiedziałam bardzo przykre słowa komuś, kto na to nie zasłużył, Chang. Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę i lepiej bądź ze mną szczera.
- Wzruszyłaś mnie, a teraz pozwól mi wrócić do poważnych rzeczy i sama zajmij się swoją zwichrowaną psychiką – bez cienia szacunku odrzekła Chang i to był jej błąd. Hermiona błyskawicznie przystawiła czubek różdżki do gardła Krukonki i bardzo cichym, jadowitym tonem wysyczała przez zaciśnięte zęby:
- Chciałam po dobroci, ale z taką żmiją jak ty po dobroci się nie da, Chang...
Cho, zaskoczona reakcją Hermiony, nie była w stanie nic powiedzieć, zwłaszcza, że różdżka Gryfonki wbijała się boleśnie w czułe miejsce pod brodą.
- W tej chwili pójdziesz ze mną i przeprosisz Draco Malfoya za to, co mi wczoraj powiedziałaś. A jeśli uczynisz chociaż jeden gest, lub powiesz po drodze coś, co mi się nie spodoba, to każę ci go przeprosić publicznie i na kolanach. Nie zmuszaj mnie do bycia bardziej wredną niż muszę. Zrozumiałaś? – dziewczyna odsunęła na chwilę różdżkę, tak żeby Cho mogła odpowiedzieć na jej pytanie.
- Jesteś chorą, walniętą suką, Granger – powiedziała zła i lekko przestraszona Krukonka.
- Ale nie jestem jadowitą żmiją, ani zimną, wyrachowaną zdzirą, Chang. I może byś raczyła odpowiedzieć na moje pytanie. Zrozumiałaś, co do ciebie mówiłam, czy mam powtórzyć? – w głosie Gryfonki brzmiały stalowe nutki, dlatego Cho wolała grzecznie przytaknąć, i udać się za Hermioną do Wieży Gryffindoru. Panna Granger całą drogę nie przestała się rozkosznie uśmiechać.

******

Napisany przez: Kitiara 06.01.2005 16:51

******
W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, rozkosznie się uśmiechając, Severus Snape uśmiechał się do siebie bardzo złośliwie i ... kombinował.
Otrzymał rano zawiadomienie, przypominające mu o wieczornym przesłuchaniu, a sam dyrektor rozbawił go tym, co odpisał wiceministrowi nocą, w odpowiedzi na urzędowe pismo wzywające Hermionę Granger i Dracona Malfoya na przesłuchanie w sobotę o godzinie osiemnastej. Otóż stary dobry Dumbledore odesłał urzędową sową pismo następującej treści:
Pan Draco Malfoy i panna Hermiona Granger nie stawią się na żadnym przesłuchaniu z kilku powodów:
1) obydwoje byli już przesłuchiwani i powiedzieli wszystko, co mogli powiedzieć,
2) są pod moją opieką i nie dam ich krzywdzić,
3) to nie żadne przesłuchanie, tylko jawna kpina ze sprawiedliwości,
Z brakiem jakiegokolwiek poważania:
Dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore

PS: Radzę Panu, Panie Wiceministrze wypuścić Lucjusz Malfoya na wolność i to do soboty w wieczór. To wstyd i hańba, żeby zamykać uczciwego i szanowanego członka społeczności czarodziejów, Przewodniczącego Rady Nadzorczej i wielkiego filantropa z powodu takiej błahostki jak przetrącone żebro (zwłaszcza, jeżeli wcześniej obrażało się żonę tegoż obywatela). W przeciwnym razie podejmę środki mające na celu zdegradowanie pańskiej pozycji, panie Weasley, ku czemu posiadam o panu wystarczającą ilość informacji, więc radzę przemyśleć moją propozycję pozytywnie.


Albus mógł sobie pozwolić na taki bezczelny dopisek bo: po pierwsze był Albusem, a po drugie nie bał się już o życie państwa Granger; Narcyza odpisała, że godzi się na propozycje dyrektora i właśnie w tej chwili rodzice Hermiony byli w trakcie „przeprowadzki”. Sam Dumbledore został zaś ich Strażnikiem Tajemnicy. Dyrektor Hogwartu nie bał się też o życie pana Malfoya. Wiedział, że Percival za bardzo kocha swój urząd by zignorować wyraźne ostrzeżenie.

Tak, Severus Snape miał wiele powodów do radości. Uśmiechnął się jeszcze raz i napełnił nowym eliksirem - na wszelki wypadek - kolejną fiolkę. Dziś na przesłuchaniu nie zamierzał być grzeczny, nie zamierzał też pozostawać przez cały czas w ludzkiej postaci. A jeżeli jego „wystąpienie” nie przyczyni się do dobrowolnej rezygnacji Percivala z urzędu wiceministra, wymyśli coś innego.
„Jestem geniuszem zła” – przyszło mu do głowy i zaniósł się wewnętrznym chichotem.

******
- Przepraszam, nie przeszkadzam? – spytała szeptem Hermiona przekroczywszy próg pokoju wspólnego. Troje młodych ludzi siedziało w ciszy, popijając sok dyniowy i niepewnie zerkając co jakiś czas jedno na drugie. Dziewczynie ulżyło, gdy zobaczyła, że młody Malfoy jednak na nią poczekał. Wcale nie była pewna tego, że go zastanie. W końcu bardzo go zraniła, więc dlaczego miałby wysłuchiwać jakichkolwiek jej próśb?
- No co ty? – Blaise uśmiechnęła się szeroko.- Wszystkich grzecznie wyganiamy, ale tobie pozwolimy z nami posiedzieć.
Panna Granger westchnęła tylko i spojrzała nieśmiało na Ślizgona.
- Draco, pozwól na chwilkę. Ktoś chce z tobą porozmawiać – powiedziała łagodnie. Kątem oka dostrzegła jak Blaise i Harry rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia. Ron wyglądał na zdezorientowanego, a Draco zmarszczył ze zdziwienia brwi.
- Ze... ze... mną? K... ktoś? – spytał mało elokwentnie, pokazowo przy tym się jąkając.
- Tak, z tobą, chodź – Hermiona niepewnie się do niego uśmiechnęła i oparła się ręką o ścianę tuż obok dziury zostawionej przez portret.
Draco ostrożnie wyjrzał na korytarz, a później spojrzał na Gryfonkę i ironicznie się uśmiechnął.
- Nie zamierzam gadać z Chang – powiedział spokojnie. – Nie lubię jej.
- Powinieneś z nią porozmawiać – upierała się Hermiona.
- Dlaczego? – nie dawał za wygraną.
- Bo cię o to proszę... Okey, błagam cię – dodała cicho – To dla mnie ważne...
Chłopak potrząsnął głowa i popatrzył zdziwiony, i zakłopotany na dziewczynę.
- Wiesz, że to dziwaczna prośba.
- Wcale nie, Draco – odrzekła. Spojrzała na niego prosząco i usiadła obok reszty towarzystwa, które przyglądało się jej z zainteresowaniem

Draco westchnął i wyszedł na korytarz, zastanawiając się o co może chodzić. Portret Grubej Damy zamknął za nim swe podwoje
- Okey, mów czego chcesz i spadaj, bo nie przepadam za twoim towarzystwem – oznajmił „grzecznie” Krukonce. Chang wbiła w niego mało przyjemne spojrzenie i bez ogródek oświadczyła:
- Twoja dziewczyna kazała mi cię przeprosić. Pojęcia nie mam, co jej odbiło, ale tego właśnie chce – powiedziała z pogardą. Draco splótł dłonie na piersi i uniósł wysoko brwi. To co usłyszał było dosyć ciekawe.
- Chang, po pierwsze, Hermiona nie jest moja dziewczyną, chociaż, jako głupi i ślepy kretyn, muszę przyznać, że mi się podoba – oznajmił. – Po drugie, jeżeli kazała ci mnie przeprosić, widocznie miała ku temu konkretny powód, nie sądzisz? Chociaż szczerze powiedziawszy mało mnie on interesu... Zaraz, zaraz – Draconowi nagle wpadły poszczególne klapki w mózgu na właściwe miejsca i popatrzył na Krukonkę podejrzliwie. – Mówisz, że Hermiona kazała ci mnie przeprosić?
- Sam widzisz, że jest stuknięta – beztrosko oświadczyła Cho, źle rozumiejąc jego zaintrygowaną minę.
Malfoy patrzył na nią jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Nagle dotarło do niego za co Chang miała go przeprosić. Powoli zaczął w nim narastać gniew. Ale jego twarz pozostała niewzruszona i spokojna.
- Jak mogłaś powiedzieć jej coś takiego? – spytał bez ogródek. - Skąd ci do głowy takie brednie przyszły, co? – jego głos był niebezpiecznie cichy, a dziewczyna popatrzyła z zaciekawieniem na Ślizgona.
- Przecież na nią lecisz – spokojnie oznajmiła. – A skoro tak, nie powiedziałam nic niezgodnego z prawdą. Ujęłam to tylko wprost.
Chłopak zacisnął zęby i zamknął oczy. Starał się opanować wzbierającą w nim jak huragan furię.
- Masz ciekawy sposób interpretowania cudzych słów – powiedział cicho po chwili ciężkiego jak ołów milczenia.
- Nie mów, że nigdy nie myślałeś o niej w kategoriach seksualnych. W końcu jesteś facetem – ton jej głosu był pełen kpiny.
- Jesteś wulgarną szmatą, Chang – powiedział ze złością chłopak.
- Po mówię otwarcie o seksie? – sarknęła, a Draco poczuł, że zalewa go czysta wściekłość.
- Nie – odrzekł zimno. – Bo kłamiesz i używasz niewybrednych określeń.
Jej ironiczny śmiech sprawił, że Ślizgon przestał próbować opanowywać wszystkie emocje, które nim targały, ale dał się im ponieść.
- Zamknij się! – krzyknął, wykręcając ręce dziewczyny do tyłu i przytrzymując je w żelaznym uścisku.
- To boli – warknęła zła i trochę przestraszona Cho.
Malfoy był po prostu wściekły. Pochylił się nad nią i uśmiechnął się drapieżnie
- Ma boleć Chang... A słowa potrafią czasami bardziej zranić niż czyny! – w jego głosie była nie tylko wściekłość, ale też smutek i bezsilny gniew.
- Taki poczułeś się urażony? – zadrwiła mimo strachu Cho.
- Powiedziałem, żebyś się zamknęła! – warknął. –Nie masz bladego pojęcia jaką krzywdę wyrządziłaś Hermi swoim wulgarnym kłamstwem! Nie masz za grosz wstydu, nie potrafisz nawet przeprosić za oszczerstwo ani mnie, ani jej, chociaż to co zrobiłaś było po prostu obrzydliwe!
Odepchnął ją z całej siły i się odsunął.
- Brzydzę się tobą! - mówiąc to wytarł dłonie o poły szaty z wyrazem niesmaku na twarzy.
- Obydwoje jesteście chorzy... – zaczęła Krukonka, ale Ślizgon nie pozwolił jej dokończyć.
- Nie przeginaj Chang, bo pójdę po różdżkę i wyzwę cię na pojedynek, którego prawdopodobnie nie przeżyjesz... – wysyczał ze złością.
- Pasujesz do Granger – powiedziała Cho jadowitym szeptem. – Do dziś nie byłam pewna czy jest wredną suką, która udaje nieprzystępną i cnotliwą pannicę, czy nie.... Teraz jestem pewna, że jest.
Draco już zupełnie nad sobą nie panował. Trzasnął Chang z całej siły w twarz i popatrzył na nią wyzywająco.
- Jeszcze jedno słowo... – wyszeptał, a Cho z niewyjaśnionych powodów wolała się nie odzywać, ani nie oddawać Malfoyowi, chociaż miała w kieszeni szaty różdżkę. Żaden facet nigdy jej nie uderzył. A on ja po prostu strzelił bez zastanowienia w policzek...
Gruba Dama zaczęła wyzywać Dracona od gburów, ale kiedy posłał jej swój uroczy, zimny uśmiech zamilkła.
- Odejdź – powiedział bardzo cicho. Nadal był zły, rozżalony i rozgniewany, ale uznał, że nie warto marnować nerwów na taką żmiję. - Nie chcę od ciebie żadnych przeprosin – ciągnął spokojnie nie patrząc nawet na zszokowaną jego zachowaniem dziewczynę. – A jeżeli chodzi o Hermionę, to gdybyś nawet przepraszała ją na kolanach, nie naprawisz tego, co czuła, kiedy... Lepiej odejdź zanim cię uszkodzę gołymi rękami i módl się, żebyśmy nie spotykali się sam na sam na korytarzu. Żegnam...
Miała ochotę powiedzieć mu parę przykrych rzeczy, ale widząc gniew w jego szarych oczach, odwróciła się i odeszła dumnym krokiem.

Draco stał na korytarzu jeszcze przez dobrą minutę i oddychał głęboko, usilnie starając się ukoić rozkołatane nerwy. Gruba Dama przyglądała mu się z zaciekawieniem, ale wolała nic nie mówić. Co prawda Ślizgon nie miał różdżki, mógł mieć jednak ukryty sztylet w bucie (strażniczka Wieży Domu Lwa miała traumatyczne przeżycia związane z bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z Blackiem dzierżącym w dłoni nóż).
- Eliksir Wielosokowy – powiedział w końcu grobowym tonem Draco, posyłając jej niemiłe spojrzenie i chcąc nie chcąc musiała odskoczyć od ściany wpuszczając go do środka.

***
- Dlaczego on ma gadać z Cho? – spytał zaciekawiony Harry.
- Chang chce go przeprosić..... – Hermiona spuściła skromnie wzrok i nalała sobie soku z dyni. Paliło ją niemiłosiernie uczucie wstydu. Wstydu, że uwierzyła w takie niedorzeczności, jakie wcisnęła jej Krukonka. Złość powoli minęła, zostawiając żal do samej siebie za niesprawiedliwe słowa pod adresem Dracona, których już nie mogła cofnąć.
- Chce? – Blaise zmarszczyła czoło. – Chce czy musi?
- Powiedzmy, że chce – ucięła Gryfonka.
- Rozumiem....
- Co ona takiego powiedziała o Malfoyu? – spytał Harry.
- Och, totalny kit mi wcisnęła, a ja, głupia, w to uwierzyłam! – wykrzyknęła dziewczyna ze złością. – To ja go powinnam przepraszać, za swój brak rozumu. Cholera!
- Spokojnie, Herm – Ron patrzył na nią ze zdziwieniem i lekką konsternacją, Blaise z zaciekawieniem, a Harry z zainteresowaniem i cieniem zrozumienia.
- Każdemu zdarza się uwierzyć w bzdurę – Zabini popatrzyła na nią łagodnie.
- Jasne... i powiedzieć parę przykrych rzeczy osobie skrzywdzonej przez los, także zdarza się każdemu, Blaise... – Hermiona wyglądała jakby miała za chwilę się rozpłakać.
- Herm, chciałem ci przypomnieć, że ty też zostałeś skrzywdzona, może nawet bardziej – powiedział cicho Potter.
- Wcale nie bardziej – dziewczyna popatrzyła na niego z wyrzutem. – Spróbuj się postawić na jego miejscu, Harry.
W duchu musiał przyznać Hermionie trochę racji. Nie miał pojęcia jak przeżyłby patrzenie na gwałt i własną całkowitą niemoc. Nawet sobie nie mógł tego wyobrazić. Bezsilne patrzenie na cudzą krzywdę wydawało mu się czymś strasznym.
- Herm, masz prawo do tego by cierpieć, czuć się pokrzywdzona i do tego, żeby dokonywać błędów. Założę się o sto tysięcy galeonów, że Draco nie chowa do ciebie urazy...
- Wiem, Harry, ale mi jest strasznie głupio... Nawet nie wiesz jakich bzdur mu nagadałam w bibliotece. Mam ochotę walić głową w ścianę, wyć i wyrywać sobie włosy z głowy... Nieistotne, po prostu mi cholernie przykro – uśmiechnęła się smutno do przyjaciela i pozwoliła mu się przytulić.

Blaise i Ron patrzyli na pozostałą dwójkę, nie bardzo rozumiejąc o co im chodzi. Mogli się tylko domyślać, że rozmawiają o przesłuchaniu. Rona zaskoczył niebywale fakt, że przytulili się do siebie jak gdyby nigdy nic. Hermiona Popatrzyła na Blaise i na Ronalda, a z jej gardła wydobyło się głośne westchnienie.
- Chyba mogę wam powiedzieć, chyba – szepnęła cicho.
Zabini uśmiechnęła się nieśmiało, a Ron wbił w przyjaciółkę zatroskane spojrzenie. Hermiona zamknęła oczy i mocno przytuliła się do Harry’ego.
- Zostałam zgwałcona przez Weasleya i Matrojewa, Draco nic nie mógł na to poradzić, a jego interwencja mogła mi tylko zaszkodzić... Przepraszam Ron – dodała, gdy zauważyła, że jej przyjaciel gwałtownie pobladł i jest bliski łez.
Blaise wypuściła swoją szklankę z dłoni. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że szkło z brzękiem rozbiło się o posadzkę. Ron Weasley otarł łzy cisnące się do jego ciemnych oczu. Poczuł się tak okropnie jak nigdy wcześniej w całym swoim nastoletnim życiu.
- Proszę, nie mówcie o tym Gin, ona by się załamała – powiedział drżącym z emocji głosem.
- Boże - szepnęła Blaise ze łzami w oczach. – Tak mi przykro...
- Nie powiem nic Ginny, Ron. A ty nawet nie waż się obwiniać o czyny twojego brata – powiedziała stanowczo Hermiona. Miała ochotę się rozpłakać, ale z drugiej strony poczuła się lepiej. Troszkę jej ulżyło. Nie za bardzo, ale to zawsze było coś. Popatrzyła przepraszająco na resztę towarzystwa i usiadła przy kominku.

Przez dziurę w portrecie zaczął się ktoś gramolić, a wszyscy spojrzeli w tym kierunku. Draco podniósł wzrok i Blaise aż się wzdrygnęła. Był blady, usta miał zaciśnięte, a w szarych oczach jeszcze tlił się gniew.
Bez słowa nalał sobie szklankę soku z dyni, wypił kilka łyków i z furią cisnął dopełnione do połowy szkło o gzyms kominka.
- Kurwa! – warknął ze złością i wytarł wierzchem dłoni usta.
- Trochę mi ulżyło – oznajmił po chwili, patrząc na zaskoczonych i lekko przestraszonych uczniów.
- To był poroniony pomysł – powiedział do Hermiony niemal ze złością. Nie odpowiedziała, a jej wzrok cały czas spoczywał na buzujących w kominku płomieniach. – Prędzej pocałuję sklątkę tylnowybuchową w odwłok niż dam się przeprosić tej szmacie. Poza tym nie mnie powinna przepraszać tylko ciebie Herm, mi tylko popsuła i tak już podły humor.
- Nie potrzebuje jej przeprosin – powiedziała cicho Granger.
- Ja też nie – odwarknął Malfoy.
- Chciałabym wiedzieć, co ona takiego powiedziała, że zioniesz ogniem i masz żądzę mordu w oczach... – spytała Blaise, roztrzęsiona jeszcze po tym, co usłyszała od Hermiony; było jej niedobrze. Ślizgon nie zamierzał odpowiadać.
- Dlaczego zbiłaś szklankę? – zmienił gładko temat patrząc pod nogi Blaise, gdzie leżało stłuczone szkło i widać było niewielką kałużę soku..
- Po prostu ją upuściłam – Zabini się wzdrygnęła, a chłopak uważnie na nią popatrzył. Zarumieniła się i odwróciła wzrok.
– Dobra nie będę wnikał – Malfoy przeniósł spojrzenie na Rona i doznał szoku. Rudzielec był blady i patrzył gdzieś przed siebie w jeden punkt. Wydawał się nie reagować na nic i na nikogo.
- Co z nim? – spytał Draco przyglądając się Gryfonowi. – Co ci się stało Weasley? – zrobił kilka kroków w jego kierunku i lekko się pochylił.
- Daj mu spokój – ucięła stanowczo Hermiona.
- Możecie powiedzieć, co tu się stało? - zapytał zaintrygowany. - Bo wyglądacie jakbyście wrócili z pogrzebu, a Chang jeszcze żyje... – próbował rozładować sytuację, mimo że sam odznaczał się podłym samopoczucie.
Nikt mu nie odpowiedział. Blaise unikała jego wzroku, Harry patrzył na niego ze smutkiem, Ron wydawał się nieobecny, a Hermiona w zamyśleniu grzebała pogrzebaczem w kominku. Draco podniósł swoją różdżkę i z westchnieniem uprzątnął szkło i sok z dyni. W samą porę bo przez portret wsypało się stadko drugorocznych Gryfonów, którzy wbili w niego zaciekawiony wzrok. Głośna grupka stała się w jednej chwili grupką bardzo cichą.
- Co im zrobiłeś? – pisnęła jakaś dziewczynka, mylnie interpretując nieciekawe miny Gryfonów i Ślizgona stojącego, wydawałoby się nad nimi, z podniesioną różdżką. Po tych słowach schowała się za wyższego od siebie chłopca
- Nic, sprzątałem stłuczoną szklankę – Draco opuścił różdżkę
- Spadajcie, dobrze? – z rozdrażnieniem powiedział Harry widząc zainteresowanie dzieciaków stanem Rona, który teraz schował twarz w dłoniach i wyglądał na totalnie załamanego.
- Już was nie ma – warknęła Hermiona, widzą brak jakiejkolwiek reakcji. – To nie jest cyrk. Zostawcie nas samych.
Młodsi Gryfoni woleli nie zadzierać ze starszymi kolegami i rozeszli się bez słowa do swoich dormitoriów, łypiąc niepewnie na Blaise i Dracona.

Malfoy jeszcze przez chwilę stał, w końcu usiadł obok Pottera i Zabini. Obserwował jak Hermiona powoli podchodzi do Rona, kuca obok niego i mówi mu coś cicho do ucha. Weasley podniósł na nią zrozpaczone spojrzenie i zamrugał powiekami, spod których spłynęły ogromne łzy. Zaskoczony Ślizgon wbił oniemiały wzrok w Harry’ego i Blaise. Jego oczy zdawały się zadawać nieme pytanie o wszystko, co zaszło podczas jego nieobecności we wspólnym. Oboje jednak pokręcili w milczeniu głowami i Draco z westchnieniem dalej obserwował Hermionę oraz Rona.
Weasley rozpłakał się cicho i przytulił do siebie przyjaciółkę..
- Przepraszam Herm, tak mi przykro, naprawdę – powiedział z rozpaczą.
- Wiem, wiem, przecież to nie twoja wina. I Ron... udusisz mnie – oznajmiła Hermiona, a rudzielec lekko rozluźnił uścisk wokół jej szyi.
- Sorry – zarumienił się mocno i nieśmiało spojrzał jej w oczy.
- Nie płacz, jesteś wspaniałym chłopakiem i zabraniam ci się tak niedorzecznie obwiniać – panna Granger delikatnie wytarła kciukiem łzy z twarzy przyjaciela i z wahaniem dotknęła wargami jego policzka.

- Powiedzcie mi w końcu, do jasnej cholery, co tu się dzieje! – Draco nie wytrzymał psychicznego napięcia i zerwał się z kanapy, zwłaszcza że poczuł falę zazdrości, w momencie, gdy Hermiona pocałowała Ronalda w policzek. – No, czy ktoś mi powie?!
- Draco, weź się uspokój – Blaise wyciągnęła dłoń i poklepała go po pośladku. – Ron jest tylko przyjacielem Hermiony. Siadaj grzecznie na tyłku, albo jak już stoisz to nalej mi soku, okey?
Mina Dracona była przezabawna. Wyrażała wściekłość, dezorientację i rozżalenie z powodu niedoinformowania, a także lekkie zawstydzenie. Hermiona poczuła jak na jej policzki wypełza delikatny rumieniec. Miała ochotę strzelić Blaise po głowie i coś jej powiedzieć, ale ostatecznie się powstrzymała
- Cholera, nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz, Zabini! – Malfoy zrobił się buraczany na policzkach i posłał koleżance spojrzenie ala hipogryf na diecie bezmięsnej, czym Blaise absolutnie się nie przejęła. – A sok możesz sobie nalać sama, masz rączki!
- Dżentelmen – sarknęła w odpowiedzi, a Draco teatralnie wywrócił oczami, nalał jej soku i podał go z ukłonem do samej ziemi, rozchlapując nieco z rozpędu na posadzkę.
- Dziękuję – grzecznie oznajmiła Ślizgonka.
- Sorry za mój wybuch, ale coś ściemniacie.
- Nie wiemy nic, czego ty byś nie wiedział i wcale z powodu tej wiedzy nie czujemy się szczęśliwi – Blaise surowo zmarszczyła brwi. – A teraz siądź na dupie i bądź grzeczny.
Draco oklapł na kanapę jak skarcony szczeniak. Patrzył z niedowierzaniem na Hermionę, która coś bardzo cicho mówiła do Rona. Weasley nie wyglądał już na smutnego. Był ewidentnie rozgniewany.
- Ukatrupię go – oznajmił Ronald zimno. – Poszatkuję go na drobne kawałeczki i spalę... Nigdy nie traktowałem go do końca jak brata. Zawsze miał jakieś powalone jazdy, ale teraz przeszedł samego siebie... Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej Herm? On już by nie żył!
Draco wlepił intensywne spojrzenie w Hermionę. Był bardziej niż zaskoczony. Wcześniej nie chciała w ogóle mówić gwałcie, a teraz opowiedziała aż dwóm osobom o przykrym zdarzeniu z przesłuchania.
- Ukatrupię go na miejscu, jak go tylko gdzieś zobaczę... I ta gnida miała czelność przychodzić jeszcze raz do Hogwartu. Niech on się modli, żeby mnie nie spotkać – Ron był coraz bardziej wściekły.
- Zabijesz gnidę i wsadzą cię do Azkabanu, jak za morderstwo porządnego obywatela, nobliwego, jak Nott... – sarkastycznie oznajmiła Blaise i przepraszająco spojrzała na Harry’ego, który automatycznie się wzdrygnął.
- To wsadzą – Dracona nie odstraszała wizja więzienia, kiedy snuł wyobrażenia o morderstwie aktualnego Wiceministra Magii. - Ale musisz Weasley poczekać w kolejce. Ja mam pierwszeństwo w urwaniu łaba twojemu starszemu bratu, później możesz go poćwiartować i spalić.
- Nieprawda, ja mam prawo i obowiązek go wykończyć, bo przynosi wstyd rodzinie, której się przy okazji wyrzekł, i którą pogardza! – wściekle wysyczał Ronald – Gdzie moja różdżka?!
- Przestańcie – szepnęła nagle Hermiona – dobrze?
Obaj chłopcy zamilkli zawstydzeni i wybąkali pod nosem przeprosiny.
- Oj, chłopy, kiedy wy rozumu nabierzecie – westchnęła Blaise i podeszła do zasmuconej Hermiony, która siedziała teraz na podłodze i wyglądała jak siedem nieszczęść. – Kretyni – dodała dla lepszego efektu, gdy siadała obok koleżanki.
- Dobrze się czujesz, Herm? – spytała łagodnie, a Gryfonka pokiwała twierdząco głową i posłała jej nieśmiały uśmiech.
- Trochę mnie zmęczyła i zszargała mi nerwy rozmowa z Chang – powiedziała cicho. – Czuję się przez to wszystko psychicznie wypruta.
- Nie trudno mi w to uwierzyć – Blaise spojrzała na swój zegarek i zrobiła okrągłe oczy. – Wiecie, że już trwa od piętnastu minut obiad? Dlatego prawie nikt nie przychodzi.
- To w takim razie ja idę – powiedział Ron i spojrzał ze smutkiem na Hermionę.
- Idziesz? – spytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową
- A ja chętnie pójdę – powiedziała Blaise. – Jesteś pewna, że nie chcesz jeść?
- Tak – Hermiona powolutku wstała z podłogi. – Idźcie ja sobie coś poczytam w dormitorium.
Harry, Blaise i Ron ruszyli w kierunku wyjścia, ale Draco nadal siedział na kanapie i wpatrywał się w Hermionę.
- Nie idziesz Malfoy? – spytał zielonooki.
- Po rozmowie z Chang odebrało mi apetyt na miesiąc – spokojnie odparł Ślizgon.- Zostanę z Hermioną – dodał łagodnie i dziewczyna lekko drgnęła słysząc z jego ust swoje imię. Nie wiedziała jak spojrzy mu w oczy, po tym co od niej usłyszał w bibliotece, ale bardzo chciała z nim porozmawiać i go przeprosić.

*
Kiedy trójka uczniów wyszła przez dziurę w portrecie, Hermiona nieśmiało usiadła obok Dracona.
- Przepraszam, byłam podła – powiedziała niemal szeptem. Draco nie odpowiedział; wpatrywał się w ogień buzujący na kominku.
- Masz prawo się na mnie gniewać – dodała niepewnie i aż podskoczyła, bo kilkoro drugorocznych lwiątek płci męskiej z rykiem zbiegło po schodach spiesząc się na obiad, który już dobiegał półmetka. Chłopak znowu nic nie odpowiedział.
Kiedy dzieciaki wyszły przez dziurę w portrecie, odwrócił się i spojrzał Hermionie w oczy.
- Przepraszam – uciekła wzrokiem na bok, bo nie mogła znieść jego szczerego i wyczekującego spojrzenia. Czuła się podle.
„Ależ musi być wściekły” – pomyślała wbijając spojrzenie w posadzkę.
- Herm, spójrz na mnie – powiedział cicho i poczekał, aż zwróci na niego ciemnoorzechowe oczy.
„Boże, on wcale nie jest zły” – pomyślała. O wiele bardziej wolałby ujrzeć iskierki gniewu w jego spojrzeniu, a nie to co widziała. Nie smutek, ciepło, zrozumienie i łagodność. Przez to czuła się jeszcze gorzej.
- Tak mi wstyd – wyszeptała. – Tak bardzo...
- Cii... – Draco nie pozwolił jej dokończyć i delikatnie położył palce na wargach dziewczyny.
Drgnęła pod wpływem jego dotyku, ale chłopak nie cofnął dłoni, tylko pogłaskał ją po policzku. Jego pieszczota była lekka, była ledwie muśnięciem, ale sprawiła, że żołądek Hermiony na moment zamienił się miejscami z sercem, by za chwile wrócić na swoje miejsce i lekko się skurczyć. Wzdrygnęła się, czując do siebie złość za nielogiczną reakcję, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi.
– Przestań się tłumaczyć, błagam. Nie mam do ciebie żalu. Na początku byłem urażony, ale teraz już nie jestem, Herm. Nie mam najmniejszych powodów. To ja przepraszam, że przeze mnie musiałaś usłyszeć od Chang przykre słowa. Nie powinienem jej sugerować, że tysiąc razy bardziej wolę ciebie od takiej płytkiej laluni jak ona. Ale zdenerwowała mnie i.... przepraszam – nagle zdał sobie sprawę ze znaczenia słów, które powiedział. – Nie bądź na mnie zła.
Harmonia wpatrywała się w niego zaskoczona, zdziwiona i trochę zakłopotana.
- Wiem, odznaczam się głębią emocjonalną kałuży. Sorry, Herm – był mocno zmieszany, bo nie chciał je wprowadzić w konsternację. Zaklął w duchu nad własną głupotą.
– To ja już sobie pójdę – dodał i zdjął swoją szatę z oparcia kanapy.
- Draco, poczekaj – Hermiona nie miała zamiaru pozwolić mu odejść, nie po tym co usłyszała.
Zaczekał. Siedział i bezmyślnie międlił w dłoniach materiał szaty.
- Nie mów o sobie w taki sposób. To ja popisałam się głębią emocjonalną kałuży dzisiaj w bibliotece, nie ty. Uważam, że jesteś wrażliwy i... dzięki za komplement – Draco popatrzył na nią mile zaskoczony i niepewnie się uśmiechnął. Nie wiedział czego się spodziewać, ale na pewno, nie tego co usłyszał.
- Nie chcę żebyś wychodził, bo bardzo dobrze się z tobą czuję...
Amen. Powiedziała to, powiedziała coś, czego tak bardzo, wręcz panicznie, bała się powiedzieć wcześniej.
Chłopak nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Dopiero teraz dostrzegła jak wiele jest w jego oczach troski i uwielbienia. Było zadziwiające jak bardzo szare tęczówki Draco Malfoya mogą być ciepłe i łagodne. Nie potrafił, nie mógł i nie chciał się dłużej powstrzymywać. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i musnął wargami usta dziewczyny. To nawet nie był całus, a zaledwie nieśmiałe dotknięcie warg.
Hermiona zamarła, ale nie wyglądała na przerażoną, nie próbowała go też odepchnąć. Dojrzał w jej oczach obawę, ale także wyczekiwanie i ciekawość. Niepokój i nadzieję.
- Tyle rzeczy chcę ci powiedzieć – wyszeptał jej do ucha. Zsunął przy tym dłonie na plecy dziewczyny przygarnął ją do siebie.
Nie opierała się. Mimo napięcia, które czuła, dała się przytulić i pozwalała mu na nieśmiałe pieszczoty.
– Boje się, że mogę sprawić ci przykrość. Nie chcę cię zrazić do siebie, ani w żaden sposób zranić, Herm...
- Wiem Draco i wiem, że mnie nie zranisz – wtuliła twarz w miękki ciemnogranatowy sweter. Był ciepły i przyjemnie pachniał, pachniał nim. Objęła go mocno, z całych sił próbując odsunąć od siebie wszystkie złe wspomnienia, rozpaczliwie pragnąc odczuwać prawdziwą, niezmąconą radość z bliskości drugiego człowieka.
- Mogę się skrzywdzić... niechcący – powiedział cicho, czując się szczęśliwy, że obdarza go takim zaufaniem.
- Nie, ty mnie nie skrzywdzisz, wiem, że mnie nie skrzywdzisz w żaden sposób. Ja tylko nie potrafię normalnie reagować – powiedziała i usłyszał w jej głosie rozpaczliwą prośbę, błaganie o zwyczajne, szczęśliwe życie.
- Nie wolno ci myśleć w takich kategoriach... a ja nic od ciebie nie chcę i niczego nie oczekuję, Herm – jego głos był ciepły i cichy. Draco pieścił delikatnie ramiona dziewczyny i pogładził palcami wrażliwą skórę na jej karku. Zesztywniała pod wpływem przyjemnego dreszczu, który przebieg jej wzdłuż kręgosłupa.
- Przepraszam – powiedział i przytulił ją mocniej.
- Nie chcę, żebyś mnie przepraszał. Chcę, żebyś mnie dotykał, żebyś do mnie mówił, żebyś był blisko – wyszeptała odwzajemniając delikatną pieszczotę. To co zrobiła było cudowne, zbyt cudowne... Łagodnie odsunął ją od siebie, ujął jej przeguby i uniósł ręce dziewczyny do ust. Całował każdy palec, kciukami pieścił wnętrze dłoni i tulił je do swojej twarzy.

Była zaskoczona jego reakcją. Westchnęła cicho i zabrała ręce, ale tylko po to by wsunąć je w miękkie włosy chłopaka. Przyciągnęła go do siebie i przytuliła twarz do jego ciepłego policzka.
- Nawet nie wiesz jaki jesteś cudowny – powiedziała bez zastanawiania się nad wymową tych słów.
- Ja? – spytał zaskoczony, a po chwili złożył czuły, nieśmiały pocałunek na jej ustach. - Jesteś kochana – wyszeptał i pocałował ją jeszcze raz. Hermiona zamknęła oczy i ufnie pozwalała mu na wszystko. Był tak delikatny, że ledwie dotykał jej warg swoimi, rozbudzając w niej tylko pragnienie prawdziwego pocałunku, ale jeszcze za bardzo się bała i niestety jej strach był silniejszy od pragnień. Draco zachowywał się tak jakby o tym wiedział. Nie zrobił żadnego gwałtownego ruchu. Wszystkie jego pieszczoty były niewinne i subtelne, a on sam przemawiał do niej cicho i łagodnie. Czuła się przy nim cudownie i bezpiecznie.
- Jesteś mądra, kochana i dobra – szeptał jej do ucha. - Jesteś wspaniałą, uroczą dziewczyną. Uwielbiam twoją bliskość, uwielbiam ciebie całą. Tak bardzo chciałbym ci pokazać ile dla mnie znaczysz, jak bardzo cię potrzebuję – jego szept stawał się coraz bardziej urywany, gwałtowny i czuł, że do oczu napływają mu łzy.
– Tak bardzo pragnę twojej bliskości, tak bardzo pragnę ciebie, chciałbym cię całą pieścić i całować, chciałbym ci dać wszystko, co tylko można dać drugiej osobie...
Wtulił twarz w jej szyje. Poczuła na skórze jego gorący oddech i ciepłe łzy, i przytuliła go mocno.
- Przepraszam za to, co mówię, ja... przepraszam – wyszeptał.
- Nie powiedziałeś nic złego Draco, już dobrze... – nie przeszkadzały jej gorące wyznania chłopaka, ale były czyś nowym i zaskakującym. Była oszołomiona tym co powiedział i z trudem dobierała słowa. - Nie wiedziałam, że coś do mnie czujesz – Nie wiedziałam... - podniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i starła z policzków Dracona łzy.
- Po prostu się zakochałem. Podobno czasem się to ludziom przytrafia – patrzył na nią łagodnie, a Hermiona się zarumieniła.
- We mnie? – spytała ze zdziwieniem.
- Nie, w Grubej Damie – odrzekł bardzo poważnym tonem. – Tylko nie wiem jak jej to powiedzieć. Pomożesz mi? W końcu znasz ją lepiej...
- To ja jej powiem sama – Hermiona nie wytrzymała i uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała jego poczucie humoru.
- Dzięki, nie wiedziałem jak cię o to poprosić. Mnie mogłaby się przestraszyć. Z tego co wiem, nie przepada za Ślizgonami – powiedział i pocałował Hermionę w policzek. – Kocham cię, czy to takie dziwne? - dodał z delikatnym uśmiechem.
Drgnęła i przytuliła się do niego.
- Zaskakujące – odpowiedziała cicho. Sama też coś do niego czuła, ale ani nie potrafiła swoich uczuć nazwać, ani o nich mówić. Ba, ona nawet nie potrafiła się z nimi do końca pogodzić. Teraz, kiedy Draco powiedział, że ją kocha, zrobiło się jej ciepło na sercu. Nie miała wątpliwości, co do tego, że chce być kochana przez tego człowieka.
- Mam nadzieje, że nie poczułaś się źle po wszystkim, co ci powiedziałem – patrzył na nią poważnie.
- Nie, bo to co powiedziałeś było... piękne – zawahała się na moment i spuściła nieśmiało wzrok.
- Kiedy się rumienisz, kocham cię jeszcze bardziej – palnął bez zastanowienia. – Sorry.
- Nie przepraszaj za wszystko, bo dam ci po łbie – zirytowała się lekko Hermiona.
- Okey, to ja może nic nie będę mówił – oznajmił grzecznie i ją objął.
- Tak lepiej...........
Siedzieli przez kilka minut w zupełnej ciszy. Było im po prostu dobrze i żadne z nich nie chciało, żeby ta chwila się kończyła. Skończyła się jednak szybko, bo Gryfoni zaczęli wracać z obiadu i każda z grupek, które wchodziły przez dziurę w portrecie rzucała im zdziwione, a czasem nawet pełne zgorszenia spojrzenia, bo nie raczyli się od siebie odsunąć i siedzieli cały czas objęci na bordowej kanapie pokoju wspólnego.
Hermionę zdenerwował do tego stopnia pełen oburzenia wzrok niektórych uczniów Domu Lwa, że w końcu pokazała jakiejś wybitnie zdegustowanej czwartoklasistce język, a Draco nie wytrzymał i się roześmiał.
- Co cię tak cieszy, Malfoy? Jej brak wychowania? – zażartował Harry, który właśnie przelazł przez dziurę.
- A chcesz w zęby, Potter? – odpowiedział grzecznie pytaniem na pytanie Draco.
- Wzbudzacie powszechne zainteresowanie, czy to dziwne? – Harry uśmiechnął się szeroko. Miał dobry humor, bo Blaise poprosiła go żeby dokończyli naukę następnego dnia, w niedzielę, a dziś zaproponowała spacer po błoniach; byli umówienie równo za godzinę. Jego samopoczucie psuł tylko „marginalny” fakt, że Zabini nie była w stanie logicznie myśleć i się uczyć po tym, co usłyszała od Hermiony. Dlatego posłał przyjaciółce spojrzenie pełne troski.
- Może nie dziwne, ale nie przepadam, gdy ludzie patrzą na mnie jak na okaz w ZOO – spokojnie odrzekł Ślizgon, opiekuńczo ściskając ramię dziewczyny, a Hermiona próbowała w tym czasie zabić wzrokiem kolejne stadko zadziwionych lwiątek i lwiczek. Dosyć dobrze jej wyszło, bo stadko szybko rozproszyło się do swoich pokoi.
- Herm, zaraz zaczniesz zionąć ogniem jak prawdziwa smoczyca – powiedział zadowolony ze swego wyostrzonego dowcipu Harry.
- Długo nad tym myślałeś? – Gryfonka uniosła jedną brew i zabawnie zmarszczyła nos.
- Cały obiad – odrzekł niezrażony Potter.
- Och, nie wątpię w to - Draco rzucił mu rozbawione spojrzenie. – Gdzie Ronaldini?
- Kto?! – krzyknęli razem Hermiona i Harry.
- Weasley, co nie pasuje do niego? – spytał niewinnie Malfoy, a Granger uśmiechnęła się złośliwie. Miała dla Rona nową ksywkę.
- Roniasty udał się na randkę z szaloną Lovegood. Dziś chyba jakieś dziwne fluidy wiszą nad Hogwartem – popatrzył znacząco na obejmującą się dwójkę, ale został totalnie zignorowany .

Chwile później Draco z kamiennym wyrazem twarzy pokazywał środkowy palec dwóm siódmoklasistom, którzy właśnie weszli prze dziurę w portrecie i patrzyli na niego mało przychylnie. Naprawdę mało przychylnie.
- Chcesz zarwać w zęby, Malfoy? – spytał ciemnoskóry Antony Hopes i Hermiona nie wytrzymała.
- Słuchajcie, jeśli wam przeszkadza widok Dracona, możecie iść do siebie. Nie zamierzam go wyrzucać. To jest miejsce, gdzie mogą swobodnie przebywać różni uczniowie...
- My jesteśmy u siebie, a on nie – włączył się Thomas Derris; wysoki blondyn z ciemnoniebieskimi oczami i aparycją tolkienowskiego elfa.
- Dracona – zadrwił Anthony i Ślizgon powoli wstał.
- Chodź, Herm – powiedział cicho – Nie będziemy się narzucać. Chcesz się przejść?
Panna Granger była w dość bojowym nastroju, ale nie chciała prowokować żadnej kłótni, dlatego wstała i obrzuciła starszych kolegów z domu nieżyczliwym spojrzeniem.
- Kultura aż bucha – powiedziała.
- Nie masz wstydu, Herm – powiedział z przekąsem Thomas i nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Draco błyskawicznie przyłożył różdżkę do jego piersi i zimno się uśmiechnął.
- Powiedz coś takiego jeszcze raz, – oznajmił arktycznym tonem – a tak cię urządzę, że rodzina cię nie pozna, rozumiesz? Możesz mnie nie lubić, nawet powinieneś, bo ja nie lubię ciebie, ale nie radzę ci obrażać Hermiony. Mam nadzieję, że dotarło.
Thomas i Anthony patrzyli na nich z drwiną, ale Derris lekko pobladł i Hermiona poczuła wewnętrzną satysfakcję. Kilkanaścioro uczniów, którzy stopniowo schodzili się do wspólnego, przyglądało się zajściu z zaciekawieniem.
- Muszę poprzeć kolegę ze Slytherinu w całej rozciągłości – grzecznie powiedział Harry, wzbudzając tym powszechny szok. - Nie radzę żadnemu z was mówić źle o Hermionie, bo mogę być wtedy bardzo nieprzyjemny.
- U, Harry, ale jesteś ostry! – Ginny wysunęła się do przodu, żeby mieć lepszy widok i pociągnęła za sobą Nevilla. – Oszukałeś mnie Draconie Malfoy, mówiłeś, że zakochałeś się w Harrym – uśmiechnęła się szelmowsko, gdy zobaczył, że chłopak delikatnie ujmuje w swoją dłoń rękę Hermiony. Ślizgon posłał jej spojrzenie z serii: „już nie żyjesz”, a panna Granger „uratowała” go z opresji mówiąc:
- Tak naprawdę bujnął się w Grubej Damie, tylko nie wie jak ma jej to wyznać...
- To wpadłeś, ona wszystkim daje kosza – oznajmił z grobową miną Longbottom.
- Dzięki, będę pamiętał. Chodź Herm, może spotkamy po drodze Irytka i zrobimy jakąś drakę...
- Powodzenia – powiedział Harry i udał się do swojego dormitorium.

- I co ja mam ci teraz zrobić? Ale mnie wrobiłaś. Zakochał się w Grubej Damie – powiedział z wyrzutem gdy szli korytarzem w stronę lochów. - Połowa z tych głąbów gotowa w to uwierzyć.
- Hej, Gryfoni nie są głąbami! – oburzyła się Hermiona. – Załóż szatę, zmarzniesz – dodała po chwili z troską. – I dlaczego idziemy do ciebie?
- Nie idziemy do mnie – Draco uśmiechnął się tajemniczo, a Hermiona wbiła w niego zaintrygowane spojrzenie. - To znaczy do mnie, ale gdzie indziej... Ach, i na pewno nie zmarznę, gdy idziesz obok mnie, Miona – mówiąc to ścisnął opiekuńczo jej dłoń.

******
Severus sam miał się stawić na przesłuchaniu i jakoś mało go to obeszło. W ogóle miał podejrzanie dobry humor. Po kolacji gwizdał sobie wesoło w Pokoju Nauczycielskim, podczas układania dokumentów i wszyscy patrzyli na niego co najmniej dziwnie.
- Co z tobą Sever? – cicho spytała Tonks. – Jesteś masochistą? Idziesz na przesłuchanie i pogwizdujesz sobie „Dziewczynę Aurora?”
- Raczej „Dziewczynę Śmierciożercy” – Snape uśmiechnął się przebiegle, a koleżanka po fachu wywróciła oczyma.
- Coś kombinujesz ....
- Ja? – niewinnie spytał Severus. – Niby co?
- Ty mi powiedz...
- Tajemnica, skarbie – mówiąc to mrugnął do niej szelmowsko. – Lepiej się nie interesuj – dodał po chwili z poważną miną. – Nie zamierzam nikogo obrabować ani zabić, bądź spokojna.
- Jakoś mnie nie uspokajają twoje słowa- nauczycielka skrzyżowała dłonie na piersi i popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Przyrzekam, że nie zrobię nic okropnego... Tonks – po tych słowach objął ją i pocałował w policzek, wywołując chrząknięcie pani wicedyrektor.
- Sev, co z tobą? – Tonks zamrugała ze zdziwieniem powiekami. Nie żeby jej się nie podobało, ale to było dziwaczne zachowanie jak na oschłego Mistrza Eliksirów.
Mężczyzna uniósł wysoko brew i szepnął jej do ucha.
- Za dwie godziny mam być na przesłuchaniu – zawiesił głos. – Nie wiadomo, czy przeżyję – jeszcze raz zamilkł i dotknął wargami jej ucha, a Nymphadora uśmiechnęła się rozbawiona. – Czy tak piękna kobieta jak ty zaszczyci moje kwatery i moje... łóżko przed niebezpieczną misją, z której mogę nie wrócić? – Tonks zachichotała rozkosznie, wywołując kolejne chrząknięcie Minervy.
- Jesteś niemożliwy – odsunęła się i spojrzała mu prosto w oczy, a Mistrz Eliksirów posłał jej niemal lubieżny uśmiech, pod wpływem którego uroczo się zarumieniła.
- Teraz jestem w stu procentach pewna, że wrócisz cały i zdrowy, Severusie – powiedziała. – Coś wymyśliłeś i nie chcesz się ze mną podzielić wiadomościami. Szelma.
- Jeśli nikt nic nie wie, jest bezpiecznie i tak jak ma być – oświadczył z powagą i Nymphadora o nic więcej się nie dopytywała.

***
To było irytujące. Ten śmieć, to zwierzę siadło sobie spokojnie na fotelu do przesłuchań i bezczelnie się uśmiechało. Wiceminister był wściekły. Nie dość, że godzinę temu wypuścił Lucjusza Malfoya z Azkabanu, ulegając „namowom” Dumbleodre’a, to jeszcze musiał znosić zadowolonego z życia Severusa Snape’a.
- Zaraz zetrę ci ten uśmiech z twarzy, durna bestio – powiedział zdenerwowany Weasley.
- Czekam, panie wiceministrze – grzecznie odpowiedział Mistrz Eliksirów.
Matrojew przykuł go bardzo mocno, czym mężczyzna absolutnie się nie przejął. Wlał w siebie tyle Amorfikusa, że przemiana nie sprawi mu najmniejszego problemu. Według niego mogli sobie stalowymi obręczmi tyki podetrzeć.
Igor Matrojew uderzył go pięścią w twarz a Percy Weasley poprawił z drugiej strony.
- Mocny pan jest panie wiceministrze, jak ktoś jest skrępowany – powiedział cicho Snape. Percy jedynie krzywo się uśmiechnął a Igor rozmasował kostki.
- Jakie to uczucie dać w twarz bezbronnej nastolatce? – spytał czarnooki po chwili, a jego głos był bardzo łagodny. Gdyby Percival nie był zdenerwowany bezczelnym – w jego mniemaniu – listem dyrektora Hogwartu – i gdyby nie był zbyt pewny siebie, ten łagodny ton obudziłby jego czujność.
- Bardzo miłe uczucie – odpowiedział opryskliwie. – Zwłaszcza gdy gówniara prowokuje swoim bezczelnym pyskowaniem. Cyniczny uśmiech na twarzy Weasleya zagotował krew w żyłach Severusa, ale wampir nie dał nic po sobie poznać.
- To znaczy, że Hermiona Granger była bezczelna i do wszystkiego co jej zrobiliście was sprowokowała, tak? – spytał jeszcze łagodniej i jeszcze ciszej.
- Kto tu jest przesłuchiwany Snape? Ja, czy ty? I ona i Malfoy kręcili i kłamali nam w żywe oczy, by cię chronić. Uważam, że nauczka którą dostali jest za słaba i należałoby ją powtórzyć – Severus poczuł jak przed oczami zaczyna mu drgać czerwona mgiełka wściekłości.
- Kolejne przesłuchanie tych bezczelnych bachorów to tylko kwestia czasu i odrobiny pieniędzy na konto Knota....
- Jeszcze jedno słowo i pożałujesz, że się urodziłeś, Percy... – Severus musiał zamknąć oczy, bo czuł jak trafia go przysłowiowy „jasny szlag”. Przemiana w chwili złości mogła wymknąć się spod kontroli a na pewno nie o to mu chodziło.
- Grozisz mi? – Weasley spojrzał w jego kierunku mało przychylnie.
- Nie, ja po prostu obu was ostrzegam. Lepiej się obchodźcie dzisiaj ze mną delikatnie, jeżeli nie chcecie, żeby mnie... poniosło.
Matrojew popatrzył z pogardą na Mistrza Eliksirów:
- Jesteś zakuty w stal zwierzaczku – oznajmił chłodno.
- Jestem tez na stal odporny jak każdy wampir, ale wy nie wierzycie w przesądy na temat dwimerytu. Nie rozumiem jak możecie być tak naiwni....
- Każde dziecko wie, że żaden wampir nie jest w stanie rozerwać stalowych obręczy – nie zważając na Severusa dokończył Percy.
- Założymy się, Weasley? – chłodno spytał Snape.- A propos wilkołaków, Lupin jest w Hogwarcie i wspominał coś o tym, że chce odwiedzić cię przy najbliższej pełni księżyca.... Ach, nie chciałbym być na twoim miejscu, gdy oswojony wilkołak Albusa dowie się, co zrobiłeś małej Granger – Severus zacmokał z dezaprobatą. – Możesz być bardzo biedny, Percy.
- A co takiego zrobiłem? – niewinnie spytał Weasley, notując w pamięci, że „pieprzona szlama nie trzymała mordy na kłódkę, więc jej rodzice będę biedni”. Nie wiedział tylko, że jej rodzice od kilku godzin są nietykalni i tak samo jak Malfoyowie są chronieni tajemnica, której strażnikiem jest sam Dumbledore.
- Obaj wiemy co, Weasley – Severus zdziwił się, że jest w stanie tak spokojnie odpowiedzieć. Odzyskiwał panowanie nad sobą i oto właśnie mu chodziło. – Obaj wiemy, co i pamiętaj, że istnieje coś takiego jak Veritaserum, oraz obdukcja, i że prędzej czy później odpowiesz za to co zrobiłeś, bo to tylko kwestia czasu. Nie pomoże ci ani piastowany urząd ani żadne koneksje, nie wtedy gdy Dumbledore się wścieknie.... – Percy patrzył zaskoczony na Snape’a, który niezrażony ciągnął dalej. – No i właśnie dochodzę do sedna sprawy. Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia. Ustąpisz ze stanowiska i rozwiążesz tą niedorzeczną Komisję, którą ostatnio powołałeś. Zrobisz to po dobroci i nikt nie ucierpi... Radziłbym posłuchać. Jeżeli nie pójdziesz mi na rękę będzie z tobą bardzo źle.

Wiceminister patrzył na Snape’a jak na dziwadło. Patrzył i cynicznie się uśmiechał. Severus także się uśmiechał i także cynicznie, a Matrojew roześmiał się na całe gardło.
- Zwierzaczek nam stawia ultimatum – Igor podszedł do fotela i uderzył z całe siły pięścią w twarz Severusa, który poczuł jak łamie mu się nos. Jęknął, a do oczu napłynęły mu łzy.
- Naprawdę chciałem po dobroci – powiedział bardzo cicho po dłuższej chwili kiedy był już pewien, że nie straci przytomności z bólu.- Próbowałem. Powiem ci jedno, jeżeli mnie nie posłuchasz to marnie skończysz. Lupin cię nie lubi, Draco Malfoy planuje na tobie morderstwo z zimną krwią, a ja marzę o tym, żeby cię wypatroszyć, powiesić na linie głową do dołu i patrzeć jak umierasz. Wybór należy do ciebie. Radziłbym posłuchać durnego zwierzaka i wyjechać z kraju co najmniej na rok..... Dodam, że Dumbledore może być bardzo nieprzyjemny kiedy zechce, a właśnie zaczyna chcieć.
- Przestań jęczeć, Snape – warknął zirytowany, ale także lekko zaniepokojony jego słowami Percy. Wstał i po cichu zaczął coś tłumaczyć swojemu kumplowi, a Severusowi było to bardzo na rękę.
Oni szeptali, a Mistrz Eliksirów zamknął oczy i skupił się na częściowej, powolnej przemianie. Po minucie poczuł przypływ energii, siły, wyczuł też jak jego, i tak wrażliwe zmysły , nabierają nienaturalnej wręcz ostrości. Mógł czuć zapach krwi obydwu mężczyzn i doskonale słyszał o czym mówią. Nie zdziwiło go, że planują jego szybką śmierć. Jego mentalne umiejętności osiągały właśnie apogeum i mógł poczytać sobie w myślach, i we wspomnieniach Matrojewa i Weasleya jak w otwartych księgach. Otworzył swoje żółte gadzie oczy i jednym ruchem zerwał ze swoich rąk, i nóg stalowe obręcze.
Zaskoczenie obu mężczyzn działało na jego korzyść. Co prawda Weasley bardzo szybko wyciągnął różdżkę z zamiarem rzucenia Drętwoty. Nie zdążył jednak nic zrobić, a już po sekundzie leżał z rozerwaną szatą i okropnymi szramami w poprzek piersi, z których sączyła się krew. Matrojewa na chwilę sparaliżowało i Snape jednym, niewyobrażalnie szybkim dla ludzkiego oka, ruchem powalił go na zimną kamienną posadzkę. Igor stracił przytomność i wampir przykuł bezwładnego mężczyznę do fotela. Trochę przeszkadzały mu szpony, ale sobie poradził. Przerażony Weasley zaczął drzeć się z bólu wniebogłosy, co rozdrażniło tylko przeczulone zmysły wampira.
- Zamknij się, mięczaku – warknął. - Bo w szale mogę się zapomnieć i przegryzę ci tętnicę, a tego bardzo bym nie chciał.
Percy zaczął drzeć się jeszcze głośniej i Severus musiał zatkać mu usta szponiastą dłonią.
- Przymknij mordę. Nie zabiję cie gnoju, bo podpisałbym na siebie wyrok.
Weasley przestał krzyczeć, bo po prosu nie mógł wyć z zatkanymi ustami .
- Ale śmierdzisz strachem, panie wiceministrze – powiedział ochrypłym, nieludzkim głosem Snape. – Podobno krew nikczemników smakuje całkiem dobrze – drapieżny uśmiech na strasznej i niemal pięknej w swym okrucieństwie twarzy wampira przeraził Weasleya jeszcze bardziej.
- Już nie żyjesz, zobacz co mi zrobiłeś, świrze! – wrzasnął sparaliżowany grozą rudowłosy mężczyzna.
- Co? – łagodnie spytał Severus powolutku wracając do ludzkiej postaci. Jedynie oczy jeszcze pozostały żółte. Wyjął z kieszeni szaty fiolkę i wylał jej zawartość na szramy Percy’ego, które momentalnie zaczęły się zabliźniać. Weasley wrzasnął z bólu, bo mocno go Zaszczypało. Następnie, Severus Snape, podniósł różdżkę wiceministra i prostym zaklęciem załatał mu ubranie.
- Będą ślady – powiedział niedbale. – Ale blade... Wiesz, że mogło odbyć się bez tego? – dodał nad wyraz łagodnie, patrząc z politowaniem i pogardą na szybko oddychającego Weasleya, który jeszcze do końca nie wyszedł z szoku.
- Jesteś chory – Weasley powoli zaczął się podnosić z ziemi.
- Czy pozwoliłem ci wstać? – Severus uniósł brew. – Teraz ja mam różdżkę i ja tu żądzę, a ty w tej chwili jesteś śmieciem, tak jak byli nimi moi uczniowie... Jak to jest być śmieciem, Percy, hę?
- Teraz to ja sobie z tobą i Matrojewem porozmawiam...

I porozmawiał... Rozmawiał do tego momentu, w którym przyznali mu rację i postanowili iść mu na rękę. Wtedy dopiero zostawił ich w spokoju i wrócił do Hogwartu. Oczywiście nie uwierzył żadnemu z nich i postanowił uprzedzić Dumbledore’a, że prawdopodobnie już w poniedziałek zostanie ogłoszony wyrok śmierci na niego, czyli na Severusa, a jak „dobrze pójdzie” Hermiona i Draco zostaną skazani na Azkaban za chronienie groźnego przestępcy. Dyrektor musi to wiedzieć, żeby być przygotowanym na „odparcie ataku”.
„Weasley ma przerąbane” – pomyślał niemal radośnie, lądując w kominku swojej kwatery.

******
Hermiona wpatrywała się w sufit. Nie mogła zasnąć. Tak wiele rzeczy dziś przeżyła, że była zbyt podniecona by spokojnie odpłynąć do krainy Morfeusza. Trochę gryzło ją sumienie. Gryzło ją, bo o dużo silniejsze bicie serca i co najważniejsze – o rumieńce, przyprawiała ją nie myśl o tym, że rodzice są bezpieczni w rezydencji państwa Malfoy (tam właśnie zabrał ją Draco), ale wspomnienie delikatnego pocałunku jakim obdarzył ją blondyn po tym jak powiedział jej „dobranoc”. Właściwie to nawet nie był pocałunek, bo zaledwie musnął wargami i językiem usta dziewczyny, ale jej ciało przeszedł cudowny, subtelny dreszcz przyjemności, a serce wykonało podwójne salto.
Oczywiście cieszyła się też z tego, że jej mama i tata są otoczeni opieką samego Dumbledore’a, który strzeże ich tajemnicy, tylko największe emocje wzbudzało wszystko, co wiązało się Draconem. Nie mogła do końca uwierzyć, że ją kocha, ale wiedziała, że nie kłamie, nie po tym przez co przeszli obydwoje i przez co przeszedł sam z rozkazu Voldemorta.
- Draco mnie kocha – szepnęła sama do siebie dotykając koniuszkami palców swoich warg. Zamknęła oczy i podjęła ponowną próbę zaśnięcia, tym razem udaną.

***
******

Napisany przez: Raillie 06.01.2005 17:40

Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezposrednio o Harrym. Ja tam wole romansidla o Draco i Herm tongue.gif

Napisany przez: Raillie 06.01.2005 21:02

Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czytac to opowiadanie. Uważam, że jest świetne, czyta się je strasznie szybko i strrasznie wciąga. smile.gif Już niedlugo biore sie za czytanie kolejnych Twoich ff, zostaly mi już chyba tylko 2 albo 3 sad.gif Niestety... Bedę musiala szukac na forum kogos o podobnym stylu do twojego albo sama w koncu cos napisac. Tobie mimo wszystko zycze weny i mam nadzieje, że niedlugo wrzucisz coś nowego do poczytania. Pozdrawiam

Napisany przez: AnDzIkA 06.01.2005 21:20

Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisałam, podobają mi się też inne Twoje opowiadania, ale to najbardziej. Podoba mi się postawa Dracona. Taki opiekuńczy...

Więc życzę dalszej weny i wytrwałości przy pisaniu dalszych części.


AnDzIkA



PS. Raillie, wystarczyło edytować posta, aby napisać coś innego. Po co nabijać posty?

A dla Kitary wielka czekolada.gif za tą część.

Napisany przez: Raistlin 07.01.2005 20:13

Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na temat znaczenia słowa "part", wiesz zazwyczaj pisze część a wtedy tak jakoś mnie naszło smile.gif , a teraz przejdźmy do krytyki: zamiast nas tu uświadamiać czytaj uważnie tekst bo w tym odcinku znalazłem pare błędów (co zazwyczaj w poprzednich częściach się nie zdarzało)
np. brak paru znaków przestankowych i interpunkcyjnych, pomyłki w podawaniu liczby osób i kilka literówek. No i to by było chyba na tyle.

Pozdrawiam

Ps. kiedy następna część?? smile.gif

Pps: Na jakim jeszcze forum oprócz tego i Miriell publikujesz swoje opowiadania??

Napisany przez: Kitiara 08.01.2005 18:13

Proszę bardzo.
Kolejny "odcinek"
Z góry przepraszam, że krótki, niezbyt ciekawy, i że mało się w nim dzieje.
To taka "przejściowa" trochę część.


Uwaga: Scena erotyczna, ale bardzo delikatna

Niedziela, 18 listopada 1996

Niedziela była słoneczna i ciepła. Dlatego po śniadaniu wszyscy z szóstego roku udali się na do Hogsmeade lub na błonia, no prawie wszyscy...
Harry zamknął podręcznik do Transmitancji i popatrzył na Blaise łagodnie.
- Doskonale, panno Zabini - powiedział uśmiechając się szeroko. - Znakomity.
- Dziękuję panie profesorze... - odwzajemniła jego uśmiech. - Czuję się jak idiotka, ucząc się w niedzielę - otrząsnęła się i popatrzyła na chłopaka uważnie.
- Nie mam ochoty iść na obiad - dodała po chwili... - A ty?
Harry pokręcił przecząco głową i zmarszczył nos. Nie był głodny.
- To co porobimy? - zapytała nieśmiało Blaise i skupiła cała swoja uwagę na dłoniach Harry'ego. Jeszcze nigdy nie przyglądała się tak uważnie czyimś rękom. A dłonie Harry'ego Pottera były bardzo ciekawe. Czyste, choć nierówno obcięte paznokcie, plamki po atramencie na opuszkach palców i odciski po treningach. Jego dłonie były ładne - przynajmniej dla niej. Takie... potterowe i chyba to się najbardziej liczyło.
- Może porozmawiamy... o.. Quiddichu? - palnął Harry i zaraz przeklął się za głupotę.
"Tak Potter to było genialne, może porozmawiamy o Quiddichu, a ją to akurat interesuje. Ciamajda z ciebie i kretyn" - pomyślał. - "Boże, co ona tu w ogóle robi? Ze mną... Przecież ze mną nie umówi się żadna normalna, śliczna dziewczyna. A ona jest bardzo śliczna."
Blaise popatrzyła na Harry'ego. Zauważyła, że lekko się zarumienił, zażenowany swoimi ostatnimi słowami, i delikatnie się uśmiechnęła.
- Oczywiście, może być o Quiddichu... Możemy rozmawiać o czym tylko zechcesz i robić to, co chcesz... - teraz ona poczuła się głupio.
"Super, a Hermiona twierdziła, że to ona jest kretynką... no teraz to dałam ciała" - pomyślała zrozpaczona swoimi słowami.
- Uważaj bo wezmę to na serio - Harry, ku jej uldze, zażartował, a chwile później miał ochotę wyjść z siebie, stanąć obok i dać sobie samemu kopa.
"Rany Boskie, zabrzmiałem jak kretyn, pewnie się obrazi i da mi w zęby... zaraz ona się uśmiecha... jak ona się ładnie uśmiecha..."
- Czy ja powinnam się bać?
- Podobno bywam niebezpieczny... Na eliksirach....
- Oj przestań, nie jest tak źle - Blaise przysunęła się do Harry?ego i pogłaskała jego dłoń. - Ostatnio idzie ci całkiem dobrze.
- Aha, zobaczymy na zajęciach - powiedział chłopak. W pierwszej chwili omal odruchowo nie cofnął ręki, ale ze zdziwieniem i konsternacją zauważył, że dotyk jej palców jest po prostu miły. - Nie wierzysz w moje pedagogiczne umiejętności?
- Nie wierzę w swoje zdolności do warzenia eliksirów...
Zabini nie mogła się oprzeć i dotknęła delikatnie policzka Harry'ego.
- Jesteś zupełnie inny niż kiedyś myślałam... - powiedział cicho. - Miałam cię za nadętego, aroganckiego dupka, a ty jesteś fantastycznym, nieśmiałym i kochanym człowiekiem.
"Ups. Chyba się zagalopowałam."
- Ja przepraszam.. ja nie powinnam tak mówić, zachowałam się idiotycznie, przepraszam Harry...
- Blaise, spokojnie, wcale nie zachowałaś się idiotycznie... ja... lubię szczerość. Wolę to od tego fałszu i zakłamania jakie prezentują sobą inni... i ty.. eee... naprawdę myślisz, że jestem kochany?
- Ja - Blaise zrobiła się buraczana na buzi, chciała nawet cofnąć rękę, ale Harry przytrzymywał ją zbyt mocno. - Tak.. myślę, że taki jesteś.
- Ty też jesteś wspaniała dziewczyną... naprawdę.
Chciała zaprotestować i powiedzieć coś, cokolwiek, ale nie potrafiła. Mogła tylko wpatrywać się w jego jasnozielone oczy. Jak w transie wyciągnęła wolną dłoń, zdjęła delikatnie okulary chłopka i odłożyła je na stolik.
- Uwielbiam twoje oczy - wyszeptała nieśmiało, a jej umysł powtarzał rozpaczliwie, że uwielbia nie tylko oczy Pottera, ale uwielbia go całego, że po prostu absolutnie i totalnie się zakochała.
Harry podświadomie oczekiwał dreszczów obrzydzenia i strachu, ale gdy nic takiego nie nastąpiło bardzo delikatnie przyciągnął dziewczynę do siebie i pocałował ją w rozchylone usta. Pocałunek był nieśmiały i subtelny. Ich usta ledwo się dotknęły. Żadna ze stron nie była pewna, czy ta druga osoba sobie tego życzy. Kiedy jednak Blaise nie odepchnęła Harry'ego, ten ośmielił się dotknąć jej warg końcem swojego języka.
- Chcę się z tobą kochać - wyszeptała dziewczyna po kilku chwilach niewinnych, delikatnych pieszczot. - Proszę... - Jej dłonie powoli zaczęły rozpinać ciemnogranatową koszulę chłopaka. Harry lekko drgnął, ale pozwolił się rozbierać do mementu, gdy odpięła ostatni guzik i rozsunęła koszulę.
- To nie jest dobry pomysł - oznajmił myśląc z zawstydzeniem o bliźnie na boku, ale Blaise delikatnie dotknęła jego brzucha i pocałowała go w kark.
- Owszem - odpowiedziała cicho. - Doskonały - powoli zsunęła materiał z jego ramion, patrząc mu prosto w oczy. - Chcę ci pokazać, że dotyk nie musi być zły, może być bardzo dobry - muskała wargami jego obojczyki, a jej palce błądziły delikatnie po klatce piersiowej Harry'ego i zataczały subtelne kółeczka wokół sutków.
- Pragnę cię i potrzebuję - szepnęła mu prosto do ucha. Odsunęła się i popatrzyła na jego nagi tors. Nie przestraszyła się i nic nie powiedziała. Uklękła na podłodze, by całować i pieścić dłonią bliznę chłopaka.
- Blaise... - Harry zarumienił się i próbował ją odsunąć, ale nie pozwoliła na to.
- Ale ja nigdy... - wyszeptał niepewnie.
- Cii... - nie dała mu dokończyć. - To nic. Pozwól mi...
Wstała, ściągnęła swoją niebieską bluzkę i zdjęła czarny stanik. Miała ładne, jędrne piersi z małymi jasnoróżowymi sutkami. Zdjęła gumkę i jej gęste czarne włosy rozsypały się na plecach. Wzięła ze stolika swoją różdżkę, rzuciła zaklęcie na drzwi do dormitorium i rozebrała się zupełnie do naga, a Harry patrzył na nią jak urzeczony. Miała zgrabne, dziewczęce jeszcze ciało, chociaż jej biodra były już wyraźnie zarysowane.
- Sama mam cię rozebrać? - spytała łagodnie, siadając obok niego. Nie odpowiedział, tylko nieśmiało dotknął jej piersi i Blaise westchnęła cichutko. Pocałowała go. Głęboko, zmysłowo i powoli, a jej dłonie spokojnie sięgnęły do rozporka chłopaka. Rozebrała go i lekko pchnęła na łóżko, przykrywając własnym rozpalonym ciałem. Dotyk nagiej skóry Blaise na jego skórze był tak cudowny, że Harry jęknął cicho. Dziewczyna pieściła językiem jego sutki i sięgnęła dłonią w dół by gładzić jego męskość. Omal nie krzyknął z rozkoszy, kiedy go dotknęła
On nie miał żadnego doświadczenia, ona małe, ale na tyle duże, że doskonale wiedziała co i jak. Przeturlała się na plecy i pociągnęła go za sobą. Teraz Harry był na górze; całował jej szyję i piersi. Robił to troszkę nieporadnie i zbyt gwałtownie, ale Blaise to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Wsunęła dłonie w jego gęste włosy i zamknęła oczy. Jęknęła głośno, kiedy nieśmiało dotknął jej wilgotnego łona.
- Harry, proszę... - szepnęła przyciągając go mocno do siebie i wyginając ciało w łuk.
Kochali się bardzo krótko i bardzo niezgrabnie. Harry był zbyt podniecony i niedoświadczony by dać Blaise rozkosz. Doszedł zbyt szybko, zbyt gwałtownie i opadł na jej ciało bez sił, przepraszając ze łzami w oczach za swoje zachowanie.
- Harry, jesteś cudowny i nigdy nie było mi tak dobrze jak teraz tobą - powiedziała stanowczo dziewczyna, tuląc go mocno do siebie. Kiedy próbował powiedzieć coś jeszcze zamknęła mu usta pocałunkiem.
- Nic nie mów, proszę, po prostu mnie przytul.
Spełnił jej prośbę i leżeli w czułym uścisku i w zupełnej ciszy.

******
- Nadal nie wiem czy to dobry pomysł - Lucjusz leżał na wznak w wielki małżeńskim łożu i przypalał cygaro z serii limitowanych magicznych cygar (odpowiednio zakonserwowanych i "wzmacnianych") "Cool Wizard's Style".
Rzadko palił cygara, a jeszcze rzadziej palił w łóżku. Ale obecna sytuacja nie należała do naturalnych i normalnych pod dachem rezydencji państwa Malfoy.
Piętro wyżej w mniejszej sypialni (gościnnej) przebywała para mugoli, a on właśnie ostatecznie przylepił sobie etykietkę "Zdrajcy Czarnego Pana"...
Narcyza skrzywiła się nieznacznie. Nie lubiła zapachu cygar męża.
- Myślę, że Dumbledore to odpowiednia ochrona dla nas i dla nich - mówiąc zmarszczyła mocniej nos. - To śmierdzi, co za świństwo tam dodają?
- Sproszkowany pazur smoka kochanie. Daje mentalnego kopa, w niewielkich dawkach nie uzależnia i pobudza czachę do myślenia, a ja muszę trzeźwo myśleć - tonem mentora odrzekł mężczyzna.
- No właśnie, trzeźwo, a nie na wspomagaczach - kobieta z dezaprobatą pokręciła kształtną głową.
- O co ci chodzi, Nar? Raz do roku to i goblin ma prawo do orgazmu - Lucjusz wykorzystał radośnie świńskie powiedzenie czarodziejów i piękność przy jego boku westchnęła przeciągle.
- Luc, wiem, że ta sytuacja nie jest dla ciebie łatwa, ale wierz mi, że dla mnie też nie i dla państwa Granger tym bardziej. Nie widzisz jacy ci biedacy są skrępowani? - przytuliła się do męża i pogłaskała jego lśniące jasne włosy rozsypane na poduszce. - Wcale im nie ułatwiasz życia, kiedy łypiesz na nich z ukosa. Dobrze, że nie było cię, gdy Hermiona z Draconem przyszła ich odwiedzić. Pewnie by się przestraszyła...
Lucjusz zachichotał:
- Ach, już tak mam! Pamiętasz jak Draco do dziesiątego roku życia bladł ze strachu i wargi mu się trzęsły gdy mu rzucałem najgroźniejsze spojrzenia?! - radośnie oznajmił.
- No, a potem po części na niego przeszło! I co w tym zabawnego, Luc? - wykrzyknęła Narcyza, ale uśmiechnęła się pobłażliwie. - Widzisz? Rechoczesz jak błazen i powiesz mi, że to co jest w tych cygarach, nie ma skutków ubocznych - dodała ze złośliwym uśmiechem.
- Nie drwij ze mnie - Lucjusz zrobił groźną minę i wydmuchnął potężny kłąb dymu prosto w twarz żony, która zaczęła teatralnie kaszleć.
- To naprawdę nieprzyjemnie śmierdzi! - kobieta podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła odpędzać dłonią dym. Oczom Lucjusza ukazały się jędrne piersi żony.
- Ale świetnie smakuje! - oznajmił wbijając pożądliwy wzrok w dwa ponętne sutki.
- Yah! - to była jedyna odpowiedź Narcyzy na zapewnienia o walorach smakowych cygara.
- Co robisz? - zdziwiła się, gdy pan Malfoy zaczął przygaszać, do połowy wypalone, cygaro.
- Chcę się zająć czymś przyjemniejszym. Czymś, co bardziej mnie odstresuje - mężczyzna uśmiechną się szelmowsko.
- Skąd wiesz, że ja też tego chcę? - spytała zalotnie, odrzucając burzę czarnych włosów.
- Nawet jeśli nie, to zaraz zechcesz - wymruczał prosto w jej kark. Dłonie Lucjusza delikatnie ścisnęły piersi żony by za chwilę czule je gładzić. Narcyza westchnęła głośno i przytuliła go do siebie z całej siły. Obdarzali się coraz śmielszymi pieszczotami i pocałunkami, powoli odpływając w krainę rozkoszy, aż tu nagle... usłyszeli pukanie do drzwi, które zburzyło subtelny nastrój romantyzmu.
- Nie otwieraj - błagalnie szepnął Lucjusz, ale Narcyza nakładała już jedwabny granatowy szlafrok na nagie ciało.
- Spokojnie - powiedziała i pocałowała go delikatnie. ? Trzeba być kulturalnym.
Mężczyzna jęknął z rezygnacja i opadł na poduszkę.

- Dzień dobry, w czymś pomóc? - spytała stojącą w drzwiach Jane Granger. Mugolka była już całkiem ubrana. Miała na sobie dżinsy i jasnoniebieski golf.
- Tak, ja tylko chciałam panią spytać, gdzie jest kuchnia... - kobieta uśmiechnęła się niepewnie. - Dzień dobry panu - dodała zerkając niepewnie na Lucjusza, który patrzył na nią wzrokiem bazyliszka.
- Dobry - odburknął.
"Ciekawe dla kogo?" - pomyślał z irytacją.
- Oczywiście, zaprowadzę panią - grzecznie oznajmiła Narcyza, łypiąc groźnie na męża. Lucjusz się nie przejął. Podniósł zgniecione i do połowy wypalone cygaro, i ostentacyjnie podpalił je różdżką.

***
- Mieliśmy kiedyś skrzata domowego, ale już nie mamy... - oznajmiła Narcyza wyjmując mleko z lodówki. Nie takiej zwykłe mugolskiej oczywiście, ale czarodziejskiej, w której chłód utrzymywał się za pomocą czarów.
- Aha - mało elokwentnie odpowiedziała jej rozmówczyni i "sublokatorka", nie wiedząc jak i o czym rozmawiać Mugolskie były jedynie piekarnik i zlew, ale i tak kuchnia, zbytnio od kuchni państwa Granger, się nie różniła. Mnóstwo szafek, półka z przyprawami, wspomniana wcześniej lodówka i ogromna miska z kostkami lodu; zresztą taka sama jak ta, którą Jane widziała wcześniej w salonie. Pomieszczenie było po prosu obszerniejsze i bardziej bogato urządzone, to wszystko. Może też było tu nieco mroczno, ze względu na ciemną kolorystykę dominującą w rezydencji tych "dziwnych ludzi". Jane skarciła się w duchu za tą myśl. Jej córka przecież też był czarownicą.
- Wie pani co? Nigdy nie wierzyłam w czary, nawet jak byłam młodsza, a moja córka... - mugolka pokręciła głową. - Dziwne...
- Narcyza - odezwała się łagodnie czarownica i kobieta z burzą kasztanowych loków na głowie, spojrzała na nią pytająco.
- Mam na imię Narcyza, dla przyjaciół Nari - dodała i upiła łyk mleka ze szklanki.
- A mi proszę mówić Jane...
- W życiu dzieją się różne dziwne rzeczy, Jane powiedziała pani Malfoy. - Ja nigdy nie pomyślałam o tym, że pod moim dachem kiedykolwiek zamieszkają mugole i proszę - uśmiechnęła się łagodnie.
- Twój mąż za nami nie przepada... Narcyzo... Wręcz nas nie cierpi - pani Granger zarumieniła się przy tych słowach.
- Cóż, nie przepada za mugolami, to prawda, zwłaszcza jeżeli mieszkają pod jego dachem i przerywają mu z samego rana miłosne igraszki z żoną - wypaliła czarownica, szelmowsko się uśmiechając.
- Ach, przepraszam! - Jane popatrzyła ze skruchą na Narcyzę.
- Nic się nie stało, odrobimy w nocy, albo po południu, nie ma problemu - czarnowłosa machnęła ręką i jej rozmówczyni nieco się odprężyła.
- Mój Sean jeszcze śpi jak zabity. Chciałam zrobić dla nas śniadanie... Oczywiście wszelkie koszty związane z utrzymaniem nas... - nie dokończyła bo pani Malfoy niemal natychmiast jej przerwała.
- Nawet o tym nie myśl, Jane! Jesteśmy naprawdę zamożnymi ludźmi i nie poczujemy, że wydaliśmy trochę więcej, nawet gdybyśmy mieli was utrzymywać latami. I tu nie chodzi tylko o pieniądze. Nie ma o czym mówić - ostatnie zdanie powiedział z mocą i dolała sobie mleka.
- Ależ jest! - pani Granger okazała się tak samo upartą osobą jak ona. - Jesteśmy dentystami, prowadzimy prywatną klinikę stomatologiczna i stać nas na bardzo wiele rzeczy! To byłby wstyd, gdybyśmy żerowali na waszej dobroci!
Narcyza zamarła ze szklanka w dłoni. Jeszcze nigdy nikt, w stosunku do jej rodziny nie użył określenia "dobry" w takim sensie, w jakim zrobiła to, ta - obca w zasadzie - kobieta.
- Jaka tam dobroć - mruknęła pod nosem rumieniąc się mocno. - Zwykła przysługa.

- Nie ma mowy o zwracaniu żadnych kosztów - oznajmił zimno Lucjusz Malfoy, stając w drzwiach kuchni. Ton jego głosu i mina świadczyły o tym, że przyzwyczajony jest do wzbudzania posłuchu, szacunku, a nawet strachu wśród innych. - A ty Nari, mogłabyś wziąć przykład z porządnej kobiety i przynieść mężowi śniadanie do łóżka.
- W zasadzie to miałam nawet taki zamiar, ale skoro mi rozkazujesz... - Narcyza zrobiła minę urażonej.
- Dobra, dobra - burknął Lucjusz. - Idźcie stąd obie. - Ja zrobię śniadanie dla wszystkich. Za godzinę w salonie...
Obydwie kobiety wyglądały na totalnie zaskoczone. Mężczyzna poprawił zielony szlafrok i popatrzył na nie wyzywająco.
- Luc - Narcyza odzyskała po kilku chwilach zdolność logicznego myślenia. - Jak ty zrobisz sam śniadanie, to nie wiem czy się najemy... Jane idź do siebie i przyjdź za godzinę z mężem do salonu. Ja i Lucjusz przygotujemy coś do jedzenia.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Jane! ? Kobieta uśmiechnęła się szeroko i niemal wypchnęła panią Granger z kuchni. - Za godzinę w salonie, w pełnym rynsztunku! ? krzyknęła wesoło i Jane poszła zaskoczona na górę.
- Jane ? przedrzeźnił żonę Lucjusz. - Masz nową przyjaciółkę?
- Och, na pewno jest milsza od ciebie! - odgryzła się pani Malfoy. - A teraz bądź grzeczny i posmaruj kromeczki masełkiem, kochanie - dodała ze słodkim uśmiechem.
- A co będę z tego miał? - Lucjusz łakomie popatrzył nie na kromki chleba, a na żonę, której przez tyle lat nie doceniał.
- Zastanowię się jeszcze... - kobieta stanęła na palce i cmoknęła go w policzek. - Teraz mam na głowie śniadanie.

******
- Lewiatan - szepnęła Hermiona, która doskonale znała nowe hasło do Wieży Slytherinu. Ściana posłusznie rozstąpiła się przed nią i dziewczyna weszła do środka. Draco prosił ją, żeby przyszła do niego po obiedzie i przyszła, ale teraz nie była zadowolona, bo we pokoju wspólnym siedziało dwóch Ślizgonów z siódmej klasy, których właściwie nie znała i... Pansy Parkinson. Ani śladu Malfoya. Postanowiła zignorować ich i ruszyła prosto w kierunku schodów wiodących do męskiego dormitorium.
- Granger, - zagadnęła ją słodko Pansy. - powiedz jaki masz pożytek z faceta, który niestety chwilowo nie może? - dwóch chłopców zaniosło się rubasznym śmiechem.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale nie raczyła odpowiedzieć na prowokacyjne pytanie blondynki.
- Pytałam cię o coś, nędzna szlamo! - warknęła Parkinson. - Kultura wymaga grzecznych odpowiedzi na pytania.
Hermiona poczuła nagłą złość.
- Skąd wiesz, że nie może, Parkinson? - popatrzyła wyzywająco na Ślizgonkę. I tak, niezależnie od tego, co by powiedziała, Pansy będzie rozpuszczać o niej niewybredne plotki.
- A co, już mu przeszło? - Scott Naile, ciemnooki i ciemnowłosy przystojniak podszedł do Gryfonki. - A może chciałabyś się zabawić ze mną, co? Skoro dajesz Draconowi, mogłabyś dać i innym. Draco jest dobrym kumplem, podzieli się... - złapał ją za ramię.
Hermiona zbladła i poczuła niemiły skurcz w żołądku. Skuliła się w sobie i spróbowała się wyrwać, ale chłopak mocno ją trzymał. Przestraszyła się. W pomieszczeniu nie było nikogo więcej, a Draco przecież obiecał, że będzie właśnie tu na nią czekał. Poczuła do niego żal i zachciało się jej płakać. Szarpnęła się; tym razem silniej, ale Scott mocno ją do siebie przyciągnął obiema rękami. Krzyknęła i kopnęła go w goleń, ale to tylko go rozwścieczyło.
- Myślisz, że możesz sobie tak bezkarnie tu przychodzić- Przecież jesteś tylko szlamą - warknął. - Coś za coś, Granger..
- Puść mnie! - wrzasnęła przerażona. Nie panowała już zupełnie nad sobą, rozszlochała się na dobre. Puścił ją i popatrzył na nią zaskoczony.
- Jesteś walnięta - oznajmił z pogardą
Hermiona była przerażona, miała mdłości i cała się trzęsła. Jej twarz zrobiła się nienaturalnie blada, tak że nawet Pansy poczuła niepokój. Orzechowooka nie miała siły zrobić kroku na przód, więc przytrzymała się balustrady i osunęła się na posadzkę. Miała wrażenie, że albo zemdleje, albo zwymiotuje.
Pansy podeszła do niej i spytała
- Granger, co ci jest ?
Gryfonka wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na Ślizgonkę.
- Nie zbliżaj się do mnie, ani nie waż się mnie dotykać. Żadne z was niech się do mnie nie zbliża ? podniosła się powoli, otarła wolną dłonią łzy z oczu i oparła się o balustradę. Starała się uspokoić oddech.
Scott, Pansy i Stewart - bladolicy okularnik z szopą rudobrązowych włosów - patrzyli na nią w niemym szoku.
- Co tu się dzieje? - Draco właśnie schodził do wspólnego. Od razu rzucił mu się w oczy niespotykany na co dzień widok i nienaturalna bladość Hermiony.
- Nic, twoja nowa dziewczyna miała napad szału - zimno oznajmiła Parkinson.
- A ja widzę, że jest roztrzęsiona. Coście jej zrobili? - Draco zignorował sarkazm w głosie Pansy i świadomie nie zdementował słów "twoja nowa dziewczyna". Wyglądał na wściekłego.
- Zupełnie nic - powiedział ze słodkim uśmiechem Scott. - Niewinnie sobie zażartowałem, a ona wpadła w histerię.
- Niewinnie, tak? - oczy Dracona zwęziły się niebezpiecznie. - Wolę nie wiedzieć jak niewinnie, bo pewnie bym cię zamordował. Jeżeli ktokolwiek tknie Hermionę choćby jednym palcem, to ubiję jak bezpańskiego psa - warknął.
- Chodź Miona - jego ton był teraz czuły i łagodny. Troje Ślizgonów, którzy obserwowali go ze zdziwieniem, byli zaskoczeni delikatnością tego, znanego z zimnego i cynicznego postępowania, chłopaka. Nie byli w stanie nawet skomentować, tego co widzą.

Hermiona przytuliła się ufnie do Malfoya i pozwoliła się zaprowadzić na górę. Szła niemal na ugiętych nogach i Draco cały czas łagodnie do niej przemawiał. Posadził ją na łóżku w dormitorium i wyczarował dla niej gorący kubek czekolady.
- Co się stało? - spytał cicho gdy już wypiła kilka łyków.
- N... nic, naprawdę...
- Już widzę to nic, Hermiono. Gdyby to było nic, nie leciałabyś mi przez ręce i nie byłabyś biała jak to prześcieradło.
- Gdybyś na mnie tam czekał do niczego by nie doszło! - krzyknęła z wyrzutem. - Przepraszam - dodała cichutko.
- To ja przepraszam, że nie czekałem. Opowiesz mi co się stało, czy mam ci podać Veritaserum? - Nie chcę o tym mówić - po jej policzku potoczyła się pojedyncza łza.
- Wiem, że nie, kochanie. Wiem. Ale nie możesz dusić tego w sobie, nawet jeżeli ci trudno. Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.
Hermiona spuściła wzrok i zacisnęła dłonie na kubku.
- Herm, nie musisz teraz o tym mówić, możesz opowiedzieć kiedy indziej. Nawet nie wiesz jaki jestem wściekły na tego dupka!
- No właśnie... Nie lubię jak jesteś zły, a ty się wściekasz...
- Wściekam się, bo ci zrobił krzywdę, skarbie. Przecież nie na ciebie.
- Ale i tak tego nie lubię...
- A jak obiecam, że nie pobiegnę do niego z wyciągnięto różdżką, opowiesz co się stało?
Pokiwała głową i zaczęła mówić. Mówiła tak cicho, że musiał usiąść bardzo blisko i pochylić się, tak aby mu nie umknęło żadne słowo. Zacisnął zęby i wysłuchał jej do końca. Bardzo żałował, że obiecał dziewczynie powstrzymać się przed użyciem przemocy.
- Już dobrze, nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić. A jemu i tak dam nauczkę... kiedy cię nie będzie w pobliżu - ostatnie słowa dodał gdy zobaczył, że buzia Hermiony wykrzywiła się lekko. Pogładził ja po plecach.
- Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty....
- Nie będę miał kłopotów, powiem mu po prostu parę słów i tyle, nie martw się.
Popatrzyła mu w oczy i kiwnęła głową. Jego spojrzenie było szczere i jasne, nie potrzebowała martwić się o to, że mógłby kłamać.
- Chciałem cię zabrać do Dragon Tower, do rodziców - Draco zmienił delikatnie temat. - Wczoraj tak krótko się z nimi widziałaś. Jesteś w stanie wybrać się do nich teraz?
Kiwnęła w odpowiedzi głową i przygryzła dolną wargę.
- Nie jestem normalna, prawda? - spytała niepewnie.
- Nie wolno ci tak ani myśleć, ani mówić, Hermiono - odrzekł stanowczo. - To nie prawda. Osoby, które cię krzywdzą są podłe, a nie ty nienormalna, tak nie można.
- Reaguję histerycznie, jak wariatka - dodała z masochistycznym uporem, jakby w ogóle nie słyszała, co chłopak do niej powiedział.
- Herm... - Draco spojrzał na nią z wyrzutem. ? To nie twoja wina, że zostałaś brutalnie zgwałcona. To nie twoja wina, że się boisz... Mogę cię przytulić? - zapytał łagodnie, niepewny jej reakcji, po tym co przeżyła niemal przed chwilą. Czuł bezsilną złość na ludzką głupotę, ale przecież nic nie mógł na to poradzić.
- Możesz, ty możesz wszystko - szepnęła, wtulając się w niego ufnie.
- Nieprawda, nie wszystko, skarbie... Jeszcze bardzo długo nie, ale to cudownie, że pozwalasz mi się przytulić.
- Tobie naprawdę pozwoliłabym na wszystko - usłyszał w jej głosie desperację i serce skurczyło mu się z bólu. Tak bardzo ją kochał, że niemal fizycznie czuł jej cierpienie, jej potrzebę bycia normalnie odczuwającym człowiekiem.
- Tak ci się tylko wydaje, ale potrzebujesz czasu, czułości, ciepła i bezinteresownej miłości, a ja pragnę ci to dać z całego serca, Miona, i nic... zupełnie nic nie chcę w zamian... - chłonęła każde jego słowo wszystkimi zmysłami, całą sobą. Upajała się jego łagodnym pełnym ciepła tonem głosu. Był chyba jedynym człowiekiem na ziemi (poza Harrym), który mógł liczyć na jej pełne zaufanie. Nawet z rodzicami witała się dużą dozą rezerwy i nic nie mogła na to poradzić.
Przez chwilę siedzieli w zupełnym milczeniu, a Draco tulił do siebie Hermionę. Żadne z nich nie odczuwało potrzeby mówienia. Rozumieli się doskonale bez słów W końcu spytał ją łagodnie:
- Herm, powiedz mi co z twoją domniemaną ciążą? Ja nic nie wiem, ale jeżeli nosisz w sobie dziecko, to tylko od ciebie zależy, co z tym chcesz zrobić...
- Nie będę miała dziecka... Nie jestem w ciąży. W piątek dostałam miesiączki. Przepraszam, że ci nie powiedziałam wcześniej... - popatrzyła na niego ze skruchą.
- Nie szkodzi - Malfoyowi bardzo mocno ulżyło. Ze względu na Hermionę. Miałaby tylko dodatkowy problem i stres. - Cieszę się, że masz o jeden kłopot mniej - uniósł jej dłoń do ust i delikatnie pocałował.
- Lepiej się czujesz? - spytał z troską. - Mamy trochę czasu, kolację możemy zjeść u moich rodziców, jeżeli będziesz chciała trochę pobyć ze swoimi, nie musimy jeść w szkole. Zanim wybierzemy się do Dragon Tower możesz jeszcze trochę sobie posiedzieć, odpocząć jeśli chcesz. Ja mogę poświęcić ci cały mój czas. Chociaż pożytecznie go spędzę - uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Dziękuję - powiedziała cicho i lekko się zarumieniła.
- Nie dziękuj mi za coś, co robię z radością, Miona... Potrzebujesz czegoś? - zapytał cicho.
- Tak, chciałabym skorzystać z prysznica, trochę się odświeżyć - czuła się brudna i zbrukana, chciała z siebie zmyć wszystkie złe wspomnienia, wszystko co ją raniło.
Draco nie okazał nawet cienia zaskoczenia, był w stanie spełnić nawet najdziwniejszą jej zachciankę. - Proszę bardzo - uśmiechnął się do niej łagodnie. - Chodź, dam ci ręcznik. Poszedł z nią i wyjął świeży, ciemnozielony ręcznik frotte. - Łazienka jest do twojej dyspozycji.
- Dzięki - odwzajemniła uśmiech.

Hermiona się myła, a Draco cierpliwie na nią czekał i zastanawiał się jak ich odwiedziny zostaną przyjęte przez Narcyzę i Lucjusza. Wiedział, że chcieliby pobyć sami, ale miał nadzieję, że zrozumieją, iż Hermiona potrzebuje kontaktu z rodzicami, zwłaszcza z mamą. Pragnął też po cichu, żeby dziewczyna odważyła się powiedzieć rodzicom, co ją spotkało, bo oni na pewno potrafiliby okazać jej odpowiednią dozę troski, opieki, zrozumienia i miłości, a teraz potrzebowała tego bardziej niż kiedykolwiek.
- Powiesiłam ręcznik na pręcie przy prysznicu - głos Gryfonki wyrwał go z zamyślenia.
- Okey - odpowiedział i uśmiechnął się do niej delikatnie. - Jesteś pewna, że chcesz porozmawiać z rodzicami?
- Tak, nawet bardzo - dziewczyna popatrzyła na niego z wdzięcznością. - Dziękuję, że chce ci się fatygować i w ogóle... Jestem też wdzięczna twojemu tacie i mamie.
Draco zaczerwienił się tak mocno, ze musiał odwrócić wzrok.
- Nie dziękuj mi więcej, proszę. A moi starzy... No, oni trochę się ostatnio zmienili, zwłaszcza ojciec - spojrzał na nią przepraszająco.
- Ty też się zmieniłeś - Hermiona uśmiechnęła się delikatnie. - Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że możesz okazać się taki kochany jak jesteś teraz ? nie odpowiedział, bo nie miał pojęcia co miałby rzec i czuł, że w tej chwili dorównałby elokwencją Potterowi, w jego najbardziej "kwiecistych przemowach". Było mu niewypowiedzianie głupio przyjmować od niej jakiekolwiek komplementy, czy przeprosiny, ale sama zainteresowana zdawała się nie zawracać sobie tym głowy.
- Dzięki-? bąknął tylko niewyraźnie. - Idziemy?
- Tak i nie bądź taki skromny, bo się zamienisz w skrzata domowego - zażartowała delikatnie.
- Tak jest, Hermiona Granger łaskawa pani, Smoczuś już będzie grzeczny - radośnie podchwycił temat Draco.
Hermiona nie wytrzymała i cmoknęła go w policzek, a chłopak rozpromienił się jak słoneczko na malunku mugolskiego przedszkolaka.

***
- Rany, nie w salonie, ktoś może nas odwiedzić, Luc... - Narcyza zaśmiała się i opuściła granatową sukienkę, którą jej mąż namiętnie podwijał.
- Hehehe, to dodaje pikanterii - mężczyzna miał na ten temat swoje własne zdanie, nieco odmienne od tego, które reprezentowała jego żona.
- Luc, przestań... Grangerowie mogą....
- Cicho, myślisz, że oni nie chcą pobyć trochę sami? Daj spokój. Przecież mają wszystko na górze. Zjedli z nami obiad i na pewno zajmują się czymś pożytecznym - oznajmił stanowczo, wsuwając dłoń pod granatową sukienkę Narcyzy. Jego język błądził po karku żony i kobieta powoli dawała się przekonać do pomysłu uprawiania miłości na ciemnozielonej sofie w salonie. Tak naprawdę była zachwycona zachowaniem męża. Wcześniej nigdy nie okazywał jej takiego zainteresowania, nie był tak spragniony jak teraz. I chociaż ją to troszeczkę krępowało, czuła się chciana, pożądana i szczęśliwa.
Powoli poddała się pieszczotom i pocałunkom Lucjusza. Było jej tak cudownie, że jęknęła głośno i przyciągnęła go do siebie mocno.

- O ŻESZ CHOLERA! - rozbrzmiał w salonie mocny, młodzieńczy głos, bynajmniej nie należący do Lucjusza. - HERMIONA, NIE PATRZ!
Narcyza pisnęła jak małoletnia uczennica przyłapana przez mamę na schadzce z chłopakiem, a Lucjusz nie przejmując się, że ma do czynienia z dwoma kobietami, gromko oznajmił:
- KURWA, DRACO, ALE MASZ WYCZUCIE! - miał w oczach żądzę mordu. Już drugi raz dziś przerwano mu miłe sam na sam z żoną i czuł ogromną frustrację. Hermiona zarumieniona, z rozdziawioną buzią, obserwowała, jak Narcyza poprawia swój strój i misternie zaczesany kok.
- Wstydziłabyś się, mamo - sapnął wzburzony Draco.
- A ty myślisz gówniarzu, że znalazłem cię w skrytce u Gringotta, czy że podrzucił cię skrzat domowy?! - ze złością zawołał zirytowany i bliski płaczu Lucjusz, nie przejmując się panną Granger, która miała ochotę zapaść się pod ziemię, albo po prostu zniknąć.
- Lucjusz! - warknęła Narcyza, widząc zmieszanie dziewczyny i rzuciła rozjuszonemu mężowi znaczące spojrzenie.
- Przepraszam - bąknął skruszony pan Malfoy, uświadamiając sobie nagle obecność nieszczęsnej Grangerówny.
- Mamo, sorry - Draco doszedł do siebie. - Ale, no wiesz... Szok.
- Dobra, nie tłumacz się, junior - machnęła ręką, rozbawiona rozpaczą męża, Narcyza. - A nie mówiłam, Luc? - spytała z satysfakcją, a Luc zgrzytnął tylko zębami i poszukał wzrokiem papierosów.
- Przepraszam, Hermiona, naprawdę - Narcyza uśmiechnęła się łagodnie.
- Nic się nie stało - dziewczyna nie śmiała podnieść wzroku, a Draco miał ochotę zamordować własnych rodziców.
- Twoi mama i tata są piętro wyżej, zaprowadzić cię? - spytała kobieta podchodząc do Gryfonki i całując ją w policzek. Hermiona drgnęła lekko, ale się nie odsunęła.
- Tak, dziękuję - bąknęła, rzucając jej spojrzenie pełne wdzięczności.
- Nie ma za co, chodź.

- Cholera - oznajmił Lucjusz, gdy Narcyza i Hermiona znikły na schodach.
- Dokładnie tak - zgodził się Draco.
- Nie miałeś kiedy?!
- Nie miałeś gdzie?!
- To mój dom!
- Wiem, wiem! Spokojnie - chłopak podniósł dłonie w geście poddania. - Wkurza mnie fakt, że ona musiała na to patrzeć - skrzywił się i spojrzał na rodziciela z wyrzutem.
- A co ja wróżka jestem? - spytał z pretensją mężczyzna. - A zresztą, siadaj, nie stercz tak i podaj mi papierosy z kominka.... Tak, możesz się poczęstować - Lucjusz uprzedził pytanie syna i obydwaj zapalili.
- Mogę się przyłączyć? - spytała Narcyza, która szybko zaprowadziła Hermionę do Seana i Jane, i teraz zeszła do dwóch mężczyzn jej życia.
- Jasne mamo - Draco uśmiechnął się do niej i Narcyza wepchnęła swoje zgrabne pośladki między męża i syna.
- Dziękuję za pozwolenie - oznajmiła, biorąc sobie papierosa i puszczając oko do Lucjusza.
- Wyglądasz jakbyś chciał coś powiedzieć - zwróciła się do syna, który cicho odchrząknął i wbił wzrok w wygasły kominek. Owszem chciał, ale nie wiedział jak. Najlepiej było wprost, ale jak to zrobić wprost?
Zaciągnął się mocno i wypalił:
- Kocham Hermionę.
Lucjusz zachłysnął się dymem.
- Nie miałeś w kim się zakochać? - spytał z irytacją. Postanowił być naburmuszony.
- Lucjusz! - warknęła Narcyza. - Jak możesz?! - przeniosła wzrok na syna i jej oczy złagodniały. - Jesteś pewien, że to miłość?
- Niczego nigdy bardziej nie byłem pewny i nigdy wcześniej nie kochałem żadnej dziewczyny. Tak, na pewno - spojrzał szczerze matce w oczy i wzruszył ramionami. - Stało się.
- A będziesz potrafił okazać jej cierpliwość, szacunek i zrozumienie? Liczysz się z tym, że...
Draco nie dał matce dokończyć.
- Tak, mamo, potrafię i WIEM, że nie będzie mi łatwo, zwłaszcza, że ona mi tak bezgranicznie ufa... Ale chcę podjąć taki wysiłek, właśnie dla niej. Jej jest o wiele ciężej niż mi, nie sądzisz? - ostatnie pytanie zadał z żalem.
- Wiem, kochanie... i wierzę w ciebie - uśmiechnęła się łagodnie i przytuliła Dracona.
- A ja nie mam nic do powiedzenia w tym domu?! - zagrzmiał Lucjusz, który poczuł się pominięty.
- Oczywiście, że masz tato - Draco rzucił ojcu rozbawione spojrzenie. - Ale przecież nic nie mówisz...
- Zaskoczyłeś mnie. Zawsze nie lubiłeś Grangerówny - mężczyzna podrapał się za uchem i zgasił papierosa w popielniczce.
- To było kiedyś, a teraz jest teraz. Myślę, że powinieneś się z tym pogodzić.
- Nie muszę się z niczym godzić - Lucjusz machnął ręką. - Jesteś już dorosły i widzę, że zmądrzałeś. Nie sądzę, że mógłbyś dokonać złego wyboru - uśmiechnął się krzywo i puścił synowi oko.
- Dzięki, zawsze wiedziałem, że nie jesteś aż takim sztywniakiem na jakiego wyglądasz - Malfoy junior nie mógł sobie odpuścić.
- To miło, że masz tak dobre zdanie o ojcu - z tonami sarkazmu i ironii w głosie, odrzekła głowa rodziny, a Narcyza roześmiała się serdecznie.
- Kocham was obu, a to chyba oznacza, że nie jest ze mną dobrze, bo jesteście po prostu okropni! - zażartowała i objęła obu mężczyzn. - Jestem dumna z moich chłopów! - oznajmiła.

***
Podczas gdy Narcyza i dwóch mężczyzn jej życia gawędziło beztrosko w salonie, Hermiona siedziała naprzeciw swoich rodziców i międliła w palcach niebieski golf.
- Herm, powiedz nam co się dzieje. Jesteś jakaś przygaszona. Wczoraj aż tak bardzo nie było po tobie tego widać, ale dziś... - Jane usiadła obok córki i przytuliła ją mocno. Hermiona odziedziczyła po niej kasztanowe loki, ale oczy miała po swoim ojcu, przystojnym, niemal zawsze uśmiechniętym, ciemnym blondynie o radosnym usposobieniu. Teraz Sean był jednak poważny i z troską patrzył na swoje jedyne dziecko.
Dziewczyna spuściła wzrok, zamrugała powiekami i poczuła jak po jej policzku toczy się ogromna łza.
- Ja nie wiem, jak wam o tym powiedzieć, naprawdę... Chyba was zawiodłam...
- Kochanie - pan Granger zmarszczył brwi. - Jak dotąd mieliśmy tylko powody do dumy, jeśli chodzi o ciebie. Cokolwiek zrobiłaś, postaramy się to zrozumieć, bo cię kochamy.
Hermiona pokręciła głową i ukryła twarz w dłoniach.
- Nie, teraz jest zupełnie inaczej i już nigdy nie będzie tak samo. Nie jestem już taka... jak byłam - poczuła, że traci nad sobą panowanie, a tak bardzo nie chciała się rozpłakać.
- Dla nas zawsze będziesz ukochaną córeczką - Jane przytuliła ją mocniej. Poczuła nieokreślony niepokój. - Kochanie, możesz powiedzieć nam absolutnie o wszystkim, my cię nie potępimy.
- Wy nie rozumiecie - dziewczyna drgnęła. - Ja już nigdy nie będę normalna... - czuła jak ogarnia ją czarna rozpacz. - Nigdy.
- Cii... Powiedz o co chodzi, dobrze? - Sean kucnął przy córce i ujął jej drobne dłonie.
- Ja, ja zostałam brutalnie zgwałcona przez dwóch mężczyzn z ministerstwa, podczas przesłuchania - głos jej się załamał i poczuła jak pękają wszystkie tamy. - Jestem zbrukana i strasznie mi źle, boję się, że już nie zasługuję na waszą miłość i szacunek - czuła jak po jej twarzy spływają łzy. - Przepraszam.
Cisza jaka zapanowała w pokoju państwa Granger była ciszą doskonałą. Obydwoje nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli, a Jane była tak wstrząśnięta, że nie potrafiła nawet się rozpłakać.
- Kochanie - poruszony Sean usiadł obok Hermiony i ją przytulił. Oboje mocną ją obejmowali, głaskali po plecach, całowali jej mokre od łez policzki i chociaż poza żalem, i współczuciem czuli także wściekłość, okazali jej jedynie milczące zrozumienie i czułość. O nic więcej nie pytali, nic nie mówili. Tylko byli przy niej. Dziewczyna była im bezgranicznie wdzięczna. Zachowali się cudownie i dali jej poczucie bezpieczeństwa.
- Dziękuję - szepnęła i mocno ścisnęła dłonie rodziców..

******
Dumbledore patrzył w sufit ze zmarszczonym czołem. Wyglądał na przygnębionego, poirytowanego i zdecydowanego. Severus odczytał to jako dobry znak. Taki Albus mógł być bardzo nieprzyjemny dla osób, które mu podpadły i o to chodziło. Lupin siedział za to milczący i przygnębiony, ale w jego brązowych oczach dało się też dostrzec gniew i determinację.
Remus zapałał tak ogromną nienawiścią do Percy'ego, że chyba nawet wzajemna nienawiść Snape'a i Blacka z lat szkolnych musiała być niczym w porównaniu z tym, co czuł teraz wilkołak.
- Też tak uważam Severusie. Zupełnie nie ufam wiceministrowi - spokojnie powiedział dyrektor. - Nie obawiajcie się jednak. Żadne przesłuchanie Dracona, ani Hermiony nie będzie miało miejsca, a ty Severusie nie bój się o własne życie. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
- Już od dawna się o siebie nie boję. Mną proszę się nie przejmować, dyrektorze - oschle odparł Snape.
- Zabraniam ci tak mówić, a nawet myśleć Severusie - Albus zmarszczył groźnie brwi, a Lupin miał wrażenie, że starszy mężczyzna z trudem powstrzymał się od walnięcia pięścią w stół.
Mistrz Eliksirów wolał nic więcej nie mówić.
- Jakie kroki pan podejmie, dyrektorze? - spytał z szacunkiem Remus, delikatnie zmieniając drażliwy temat.
- Och, mam wiele pomysłów - Albus uśmiechnął się łagodnie. - Parę pomysłów i parę możliwości. Najpierw musze wiedzieć co zamierza szanowny pan wiceminister, a potem działać...
- Jak zwykle tajemniczy - Snape wlepił czarne, bezdenne oczy w swojego przełożonego.
- Nie tajemniczy. Ostrożny i rozważny... Poza tym, jest jeszcze parę spraw do przemyślenia i muszę się nimi zająć.
- To zrozumiałe - Remus kiwną głową. - Ja najchętniej zrobiłbym Percivalowi krzywdę, chociaż na codzień uchodzę za spokojnego...
- Trzeba zachować cierpliwość - oznajmił łagodnie Dumbledore. - Zło zawsze kończy marnie i jeżeli Percy nie przyjmie do wiadomości treści listu, który zamierzam mu wysłać dzisiejszego wieczoru, to cóż... zapewne też nie skończy dobrze.
Te słowa wyraźnie podniosły na duchu obydwu pozostałych mężczyzn. Dyrektor i dwaj jego zaufani ludzie rozmawiali jeszcze przez jakiś czas w zaciszu gabinetu Dumbledore?a snując plany i przypuszczenie, co do najbliższych wydarzeń.

***
******

Napisany przez: Raillie 08.01.2005 19:03

Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił mnie, życzę weny, żebyś mogła jak najszybciej wrzucić nam kolejnego parta. Pozdro

Napisany przez: Raistlin 08.01.2005 21:01

Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieciekawy to juz się nie zgodze.
Mam tylko jedno pytanie dotyczące tego odcinka, dlaczego Harry nie mówi Blaise po imieniu??

Pozdrawiam

Ps: kiedy następny part i ile tak jeszcze do końca tego opowiadania??

Napisany przez: Kitiara 09.01.2005 12:38

QUOTE
Mam tylko jedno pytanie dotyczące tego odcinka, dlaczego Harry nie mówi Blaise po imieniu??

Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że sparafrazuje to, co w piatym tomie powiedział na leksji eliksirów Snape do Harry'ego:
Tell me, Majere, can you read?

Bez obrazy Raist, ale naprawdę przeczytaj jeszcze raz i ze zrozumieniem.
Pozdrawiam,
rozbawiona własna "elkwencją" kit:]

Napisany przez: Silda 09.01.2005 13:49

Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to trochę czasu, ale myślę, że warto było.
Tylko.

'na plakietkę Prefekta na piersi Parkinson' yhm to nie jest plastikowa, papierowa ni żadna inna pakietka, z tego co pamiętam, Tom Riddle miał tarczę, to się raczej kojarzy z czymś przyszytym z materiału, jak nasze mamy na PRLu miały na mundurkach. Co dalej, papierosy... Nie żybym miała coś przeciwko (a mam), bo to Twoja wizja, ale przy ich częstotliwości palenia Hogwart musi nieźle śmierzdzieć. Ja sama nie palę, nie rozumiem tej ideologii i kiedy czytam coś w rodzaju 'ponownie zapalił, biorąc dobry przykład z ucznia' albo 'zaciągnął się z rozkoszą dymem' to mi się w kieszeni otwiera. Kolejna rzecz, to ciąża Hermiony. Naprawdę, już myślałam, że znowu będzie pokrzywdzona przez los i urodzi, ale tym razem bardzo dobrze wymanewrowałaś akcją i odczułam autentyczną ulgę, że jednak nie jest w ciąży. Poza tym cała sytuacja z wszechmocnym Percym kojarzy mi się z Procesem, są oskarżeni i nawet nie wiedzą o co, nie mają żadnego prawa do obrony i własnego zdania... absurd, zgroza, zgroza... (powiedział Kurtz i umarł). Podoba mi się sposób w jaki opisujesz ich dylematy i paranoje. To nadaje temu opowiadaniu charakter, jest niebezpieczne, realistyczne i na początku, gdzie wydarzenia rozgrywały się na gruncie czysto moralnym, byo takie hmm jak coś jest dobre, nie wiem jak to określić smile.gif Jeśli jednak chodzi o Hermionę i tą malutką Anne, mam wrażenie, że każda kobieta, jaka dostała się w szpony Złych będzie teraz gwałcona i siniaczona. To pozbawia elementu zaskoczenia, o, kolejne przesłuchanie, pewnie znowu ją zgwałcą. Nie, żeby to nie był dramat, ale czytelnik robi się obojętny. Kończąc swoje wypociny chciałąm jedynie napisać, że ilość jest tekstu jaką wyprodukowałaś jest porażająca, opisujesz wszystko bardzo szczegółowo, co Ci się oczywiście chwali.

Pozdrawiam i czekam z niecierpiliwością na ciąg dalszy smile.gif

Napisany przez: Kitiara 09.01.2005 16:53

Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze jestem tolerancyjna dla palenia i picia, chociaż nie pochwalam pijaństwa. Wiem, to małe zboczenie:] i nie dziwię Ci się, ze tak zareagowałaś.

Co do plakietki to nie mam pojęcia jaka ona jest - chyba metalowa, przypinana do szaty. blush.gif

QUOTE
Poza tym cała sytuacja z wszechmocnym Percym kojarzy mi się z Procesem, są oskarżeni i nawet nie wiedzą o co, nie mają żadnego prawa do obrony i własnego zdania... absurd, zgroza, zgroza...

Bo ma Ci się kojarzyć z "Procesem". Właśnie powieść Kafki zainspirowała mnie do tej niemiłej i niemal absurdalnej w swojej brutalności sceny. Nareszcie ktoś, kto to zauważył. smile.gif
Chwała Ci za to!
Proces wywarł na mnie ogromne wrażenie i chociaż czytałam go ostatnio trzy lata temu nadal mam w pamięci nieco groteskowy obraz perypetii głównego bohatera. W jego bezsilności było poruszajcego i szokująco realnego.

Co do gwałtów i siniaczeń; nie jestem aż tak bezduszna aby zaaplikować Hermionie kolejny gwałt, ale nie jestem też tak "wyrozumiała" żeby oszczędzić jej cierpienia. Świat nie jest słodki. I, może to wyda się Ci paradoksalne, ale właśnie dlatego, że wierzę w zdolność ludzi do bycia dobrymi, bardzo rzuca mi się w oczy zło i bardzo mnie boli.

BARDZO DZIĘKUJĘ Sildo za obszerny i dopracowany komentarz. Poproszę jeszcze trochę takich;]

Pzdrawiam serdecznie, kit:)

Napisany przez: Silda 10.01.2005 17:43

O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic, rodział The Secret Diary: '...błyszczącą, srebrną odznakę prefekta'.
Ale hmm jeszcze coś Ci miałam napisać... Ah. Co do zła i dobra i związanej z tym głupoty ludzkiej, to podzielam Twój punkt widzenia. Raczej nigdy nie będę mieć litości dla świadomie zadawanego cierpienia, a szczególnie po próbnej maturze z historii, gdzie tematem było "wyjaśnij na przykładach, procesach, wydarzeniach, dlaczego cywilizację XX wieku nazywa się cywilizacja śmierci". Uświadamialiśmy sami siebie. No, to by było na tyle. Pozdrawiam smile.gif

Napisany przez: Tajemnicza 11.01.2005 00:34

...WOW...Brak słów by określić to co o twoim opowiadaniu sądzę...cudowne i bardzo perfekcyjne. Moim skromnym zdaniem cąle opowiadanie mogłoby byc częścia ksiązki i bylo by o wiele ciekawiej. Normalnie nie wiem co pisac zeby zrobić to jak Ri =P W oczy rzucilo mi sie tylko jedno: "odpiła" hehehe =) Dla mnie to az głupio wygląda.
Wracając do opowiadania: jest naprawdę bardzo dobre, ale kilka rzeczy jest juz spowszechnione. Np. ciąża Hermiony. To jush normalka =P Przyzwyczailam się. Zmiana ich wszytskich czyli Severa, Draca i reszty, tak troche dla mnie nie do uwierzenia jest, ale czesto sie tak pisze wiec sie z tym pogodze juz ostatecznie =) Watpie czy ktos zrozumie to co pisze ale ja zawsze byłam jestem i bede chaotyczna =P
Całe opowiadanie i historia ktora przydarza się bohaterom jest niezwykle dopracowana. Wszytko się ze sobą zgadza. Tylko nie jestem pewna tego czy od zmiany day przesluchania Severusa minęlo naprawdę 2 tygodnie. To mnie boli, ale przymru(ó)ze oko tongue.gif Ja nie wiem, jak tobie wogle sie udało napisac to opiwadanie tak zeby wszytsko dos iebie pasowało...serdecznie ci tego gratuluję. Doznania w tym ficku czesto pokładają się z moimi. Często az mi sie plakac chce z ich bezsilności. Czesto sie wzruszam, chociaz u mnie to naprawde rzedkie zjawisko... =)
I tak nie napisałam tego co chiałam do tej pory. Ja nie wiem Kit skąd ty bierzesz tyle talentu. Ja nie potrafie opisac tego jak gratuluję ci i szczerze zazdroszczę talentu. Mi nigdy w zyciu nie udalo napsiać czegos normalnego, co daloby się czytac. Kocham twoje opisy zdarzen i wogle jak wsztsko drobnostkowo i szczegolowo opisujesz... Jestem elna czystego powdziwu.
Przepraszam za wszytskie błedy i jeszcze raz gratutluję i skladam całusy =*
Ps. Dawaj szybko następny dcinek, bo wytrzymac nie moge.
Ps2. Napisz jak duzo zostalo ci tego opowidania. Mam nadzije ze dużo.
Ps3. Wydrukowałam sobie to opiwadanie bez ostatnich 5 czesci i wyszlo mi 79 stron; czcionka 5,5 verdana... Duzooo....

Napisany przez: Kitiara 11.01.2005 12:33

Dzięki, Tajemnicza...
Postaram się wkleić następny kawałek dziś w nocy, ale niestety całego opowiadania nie jest jeszcze wcale tak dużo. "Pisze się powoli" tongue.gif
Pozdrawiam, kit

PS: o tak, Silda, niestety przyszło nam żyć w ciekawych czasch...

Napisany przez: Kitiara 10.04.2005 15:05

Niedziela - Północ, 18 listopada, 1996

Lord Voldemort lubił cmentarze. Takie jak ten przy Lake Street na przedmieściach Londynu. Z tego względu właśnie na cmentarzach odbywały się czasem spotkania jego sług i z tego też względu właśnie tu spotkał się z człowiekiem, który chciał dołączyć do grona jego poddanych.
Mężczyzna był zakapturzony, dokładnie tak samo jak Czarny Pan i patrzył na czerwonookiego mistrza zła z wyraźnym podziwem.
- Mówisz, że mój wierny sługa mnie zdradził.... - Lord nie mógł do końca uwierzyć w to co usłyszał przed chwilą, a usłyszał wiele. Ponoć Lucjusz Malfoy zamierzał zostać szpiegiem Dumbledore'a, o ile już nim nie był...
Kandydat na Śmierciożercę nie wydawał się kłamać, mógł być jednak Oklumentą i wtedy Tom nie doszukałby się fałszu, nawet gdyby stojący przed nim mężczyzna łgał mu w żywe oczy. Mało kto jednak był na tyle dobry w Oklumencji, więc Lord postanowił wziąć pod rozwagę jego słowa.
Z drugiej strony, nie wydawało mu się, żeby Malfoy zdradził. Pasowało to do niebo jak bukiet róż do łapy goblina. No i jego syn - Draco. Czyż nie okazał się wspaniałym materiałem na Śmieciożercę? Należało jednak być ostrożnym. We wszystkim.
- Zdajesz sobie sprawę, że Lucjusz Malfoy służy mi od lat i zawsze był wierny? Jeżeli to oszczerstwo, to czeka cię stosowna kara...
- Wiem, Panie - mężczyzna odpowiedział nad wyraz pewnym tonem, co jednak, jak nauczyło Voldemorta życie, jeszcze o niczym nie świadczyło..
- Masz jakieś dowody? - zimno spytał czarnoksiążnik.
- Na razie tylko moje słowo, Panie... Ale możesz przecież sprawdzić jego lojalność.
- Nie mów mi co mogę, a czego nie - wysyczał Lord. Nienawidził, gdy ktoś sugerował mu rozwiązania.
- Jak sobie życzysz, Panie. Ale na twoim miejscu przyjrzałbym się też uważnie jego synowi. Draco Malfoy diametralnie zmienił swój stosunek do szlam. Chyba się nawet w szlamie zakochał....
Lord bez uprzedzenia skierował swoją różdżkę na mówiącego:
- Crucio - oznajmił zimno i mężczyzną wstrząsnęły spazmy niekontrolowanego bólu. Omal nie zawył. Był jednak tak zaskoczony, że jedynie upadł na wilgotną trawę cmentarza. Voldemort patrzył przez chwilę obojętnie na leżącego po czym schował różdżkę między poły swej szaty.
Kiedy się odezwał, jego głos był łagodny i spokojny.
- Ze mną nie rozmawia się jak z kolegą. To przypomnienie. Ja żądam bezgranicznego szacunku...
Zamilkł i patrzył jak mężczyzna podnosi się na nogi i powoli ociera krew z nosa. Nadal miał zaciśnięte z bólu zęby, ale zaczął powoli dochodzić do siebie.
- Zrozumiałeś? - spytał z lodowatą pogardą mistrz zła.
- Tak jest, Panie - odrzekł drżącym i pełnym szacunku głosem kandydat na Śmierciożercę.
- A wracając do tego, co raczyłeś mi oznajmić... - wycedził Lord.
- W moich szeregach nie ma miejsca na miłość do szlam - w czerwonych oczach rozbłysła drwina. - Wiele moich sług się o tym przekonało. Jeżeli to prawda, Draco Malfoy, wcześniej czy później, będzie musiał poświęcić swoją miłość dla mojej służby... Poświęcić w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Mężczyzna stojący naprzeciwko uśmiechnął się drapieżnie i Voldemort pomyślał przez chwilę, że w to młode ciało wstąpił Świętej Pamięci Salomon Nott. Tom nie przeżył zbyt mocno jego straty. Nott był fanatykiem. Z wiekiem mógłby stać się zdziwaczały i zaszkodzić sprawie. I to jego niepoprawne zamiłowanie do mugolskich tortur...
- Czy mogę już odejść, Panie, czy masz dla mnie jeszcze jakieś zadania? - wyrwał go z zamyślenia głos zakapturzonego jegomościa.
- Zadania? Nie mam, chyba że potrafisz mi w pojedynkę sprowadzić Pottera - w głosie Lorda zabrzmiała jadowita drwina. - Możesz odejść, tylko pamiętaj, że mnie się nie okłamuje... zwłaszcza w tak istotnych sprawach. Za to grozi tylko jedna kara...
- Tak jest , Panie - pokornie odrzekł kandydat do Próby. Skłonił się nisko przed Voldemortem, załopotał szatą i w mgnieniu oka uniósł się nad ziemię jako słusznych rozmiarów czarny kruk. Ptak odleciał z łopotem smolistych skrzydeł, krakając triumfalnie, a Lord jeszcze przez chwilę wpatrywał się w noc.
Jeżeli to, co usłyszał było prawdą, Lucjusz, Draco i oczywiście Narcyza (Lord wyznawał zasadę odpowiedzialności zbiorowej - przynajmniej jeżeli chodziło o najbliższe rodziny jego sług, co procentowało niezwykle wysokim współczynnikiem lojalności), poniosą odpowiednie konsekwencje, chyba że okażą się wierni, wtedy kto inny rozstanie się z tym światem. Lord nawet nie zaprzątał sobie głowy, tym co spotka szlamę, w której rzekomo zakochał się Draco - to przecież było oczywiste. Należało jednak wymyślić plan na kolejne spotkanie Śmierciożerców. Na tę myśl, uśmiech na nieludzkiej twarzy Voldemorta stał się przerażająco błogi.

***
******

Poniedziałek, 19 listopada, 1996

Harry posłał nieśmiały uśmiech w kierunku stołu Ślizgonów, a Blaise odpowiedziała mu tym samym. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co między nimi zaszło. Miał mieszane czucia. Ta dziewczyna w jakiś niespotykany sposób potrafiła pokonać jego opory i lęki, lecz nie to było najistotniejsze.
Potter zrozumiał, że nigdy nie był zakochany w Cho, to była jedynie fascynacja i zauroczenie ładną dziewczyną za którą uganiał się co drugi Hogwartczyk. Teraz czuł coś zupełnie innego. Blaise poruszyła jakieś nieznane mu dotąd rejony jego duszy. Czuł się tak jakby znał ją od lat i znał, ale tylko pobieżnie, a miał wrażenie, że dzielił z nią całe swoje życie. Czuł coś na kształt szczęścia, chociaż nie wiedział, czy Blaise nadal go chce. Może to dla niej była tylko przygoda? W końcu był cholerną chodzącą legendą...
Wiedział, że takie myślenie jest irracjonalne, ale nie mógł poradzić nic na fakt, że ciężko mu uwierzyć, aby tak ładna i inteligentna dziewczyna obdarzyła go jakimiś uczuciami. Ta cecha charakteru różniła go zasadniczo od Jamesa. Harry nie był pewny siebie w kontaktach z płcią przeciwną - jego ojciec natomiast bardzo...

Przeleżeli w łóżku całe niedzielne popołudnie, zamieniając ze sobą zaledwie kilka zdań. Cisza im nie ciążyła. Potrafili po prostu być. Nigdy wcześniej nie doświadczył niczego takiego i wiedział jedno: albo ta, albo żadna. Jeszcze raz uśmiechnął się do Zabini, tym razem pewniej i szerzej, a ona puściła mu perskie oko i lekko się roześmiała.
Harry był tak zajęty myśleniem o Blaise, że zapomniał o jedzeniu i dopiero po chwili uświadomił sobie, że jest głodny. Ron siedział zamyślony po jego lewej stronie - wyglądało na to, że tym razem nie zje tyle co zwykle, ale to od jakiegoś czasu było normalne. Nagle Potter uświadomił sobie, że jego przyjaciel schudł dobrych parę kilogramów i ma podkrążone oczy.
- Zjedz tosta, Ron - powiedział łagodnie. - I na miłość boską przestań siebie obwiniać o całe zło tego świata bo ci przyłożę...
Rudzielec uśmiechnął się blado i nałożył sobie trzecią zaledwie kromkę, tego ranka, a Harry spojrzał w prawo.
Hermiona wpatrywała się w talerz i wyglądała na smutną, przygnębioną i niewyspaną.
- Herm, co z tobą? - spytał łagodnie. - Wczoraj wszystko było w porządku...
Dziewczyna drgnęła i lekko się skrzywiła. Zastanowiła się, co ma odpowiedzieć przyjacielowi. Może wprost: "Słuchaj Harry, śnił mi się gwałt, który przeżyłam"? Powiedziała jednak zupełnie co innego.
- W porządku... Załapałam lekki dół, zaraz mi przejdzie. Wiesz przecież, że u mnie to ostatnio normalne - uśmiechnęła się blado i Harry objął ją delikatnie. Drgnęła, co obudziło jego czujność. Przytulił ją mocniej i spojrzał przyjaciółce głęboko w oczy. Poczuł, że się powoli odpręża i pogłaskał ją po policzku.
- Herm, jeżeli ktokolwiek powie ci coś przykrego albo obrazi, lub skrzywdzi w jakikolwiek sposób, masz mi natychmiast przekazać. Tak, masz naskarżyć jak mała dziewczynka do starszego brata - dodał gdy zobaczył, że marszczy z dezaprobatą nos. - Jesteś w uprzywilejowanej sytuacji i to wykorzystaj.
Hermiona pobladła i odsunęła się gwałtownie.
- Dla ciebie to uprzywilejowana sytuacja? - spytała drżącymi wargami i Potter przeklął się w duchu za elokwencję godną oświadczającego się goblina.
- Przepraszam, źle się wyraziłem, Herm. Wiesz, że nie to miałem na myśli. Jeszcze raz sorry. Wybacz moją głupotę..
- W porządku. Po prostu już chyba nigdy nie będę normal...
- Nawet nie waż mi się kończyć - uciął Harry i położył palec na jej ustach, a Ron odwrócił się w ich stronę i spojrzał na Hermionę z lekką przyganą.
- Zachowujesz się jak Draco - dziewczyna wyglądała na obrażoną.
- To znaczy, że coś w tym musi być, prawda? - uciął jej wywody na samym wstępie.
- Jesteś kochana, ale przestań myśleć o sobie w takich kategoriach!
- A tobie wolno? - zaperzyła się Granger.
- Staram się z tym walczyć, ty też spróbuj.
- Myślisz, że nie próbuję? - Hermionę ogarniał gniew. Nie mogła poradzić nic na to, że czuła się winna. Starała stłamsić w sobie to uczucie, ale wrażenie, że w tragedii, której doświadczyła tkwi jakaś cząstka jej własnej winy, było silniejsze od niej, a teraz przyjaciel wyrzucał jej, że nie chce nad tym pracować.
- Może nie jestem taka silna jak ty! - omal nie krzyknęła, a Harry i Ron popatrzyli na nią łagodnie. Weasley znowu wyglądał jakby miał się popłakać.
- Herm, ja też cierpię...
- Wiem, przepraszam...
- Też cię przepraszam...
- Już zawsze będziemy tak ze sobą rozmawiać?
- Mam nadzieję, że nie. Przecież teraz nie zawsze tak rozmawiamy... - skinęła w odpowiedzi głową.
- Tylko jak mam doła - nieśmiało się uśmiechnęła i Harry się rozpromienił.
- I zawsze możecie na mnie liczyć - odezwał się nieśmiało Ron.
- Wiemy - Harry i Hermiona odpowiedzieli jednocześnie i popatrzyli z wdzięcznością na przyjaciela. Ron nie mógł wytrzymać spojrzenia Hermiony, jeszcze nie, i odwrócił szybko wzrok. Dziewczyna wydawała się to rozumieć.
- Zjedz coś jeszcze - powiedział Harry do Hermiony.
- Dobrze - odrzekła nakładając sobie jajecznicę na bekonie. - Wiesz, śnił mi się dziś cały ten koszmar z ministerstwa... Dlatego tak marnie wyglądam - powiedziała bardzo cicho. Nie chciała, żeby Ron ją usłyszał, bo zaraz zacząłby przepraszać.
- Doskonale wiem co to znaczy i szczerze ci współczuję, Hermiono - odrzekł Potter, ujmując jej dłoń.
Skinęła głową i nieznacznie się uśmiechnęła.
- Dziękuję...

*
Przy stole nauczycielskim panowała przygnębiająca cisza. Severus był napięty jak struna. Każdy szmer powodował, że prostował się na krześle oczekując wkroczenia wiceministra wraz ze swoja świtą u boku i nakazem aresztowania w dłoni. Nie wiedział jak na to zareaguje Dumbledore, był bowiem pewny, że po niego przyjdą. Napięcie, które czuł w dużej mierze związane było z troską o uczniów.
Przyzwyczaił się już do wizyt wiceministra w porze śniadaniowej, dlatego teraz też spodziewał się go w Hogwarcie rano.
Przyglądał się z troską Hermionie i zastanawiał się jak dziewczyna będzie dawała sobie w życiu radę, zwłaszcza jeżeli Weasley zechce ją przesłuchać, a sam Knot będzie starał się mu to umożliwić. Podejrzewał, że w swoim wyrachowaniu, wiceminister zechce przesłuchać także Dracona i Pottera. Ot tak, po to, żeby pokazać Dumbleore'owi, że dyrektor jest już stary i niewiele może....
Percy nie pojawił się jednak podczas śniadania, co wcale nie uspokoiło Snape'a. Jakoś nie wierzył w to, że list który zamierzał wysłać poprzedniego dnia Albus, wpłynął na decyzję Weasleya.
Zmartwieniem Severusa, nie był tylko Weasley. W nocy przyśnił mu się nie kto inny, tylko sam Voldemort. Voldemort śnił mu się bardzo rzadko (dzięki Bogu) i nigdy nie działo się to bez powodu. To, że w marzeniu sennym Mistrza Eliksirów nie wydarzyło się nic naprawdę złego, nie oznaczało, że sen ten nie był niepokojący a nawet - na swój sposób straszny i nieco irracjonalny.

Czarny Pan stał przed lustrem i poprawiał na sobie odświętne czarne szaty. Severus stał obok i przypatrywał się temu z zaciekawieniem.
- Gdzie się wybierasz, Panie? - spytał w końcu.
Lord odwrócił się do niego i nagle obaj znaleźli się na jakimś cmentarzu. Severus spojrzał na płytę nagrobną i doszedł do wniosku, że jest to grób podwójny, ale litery były zamazane i za nic na świecie nie mógł ich odczytać. Wydawały się tańczyć mu przed oczami i im bardziej się wysilał, tym mniej mógł dostrzec.
- Czyj to grób, Panie? - zwrócił się w końcu do Voldemorta.
- Jeszcze nie wiem, czy ten grób powstanie - Severus nienawidził wyrazu błogości na upiornej twarzy Voldemorta.
- Nie rozumiem...
- Ja też nie Severusie, w ogóle nie wiem czy ktoś umrze...
- Gdzie jesteśmy? Co to za cmentarz, Panie? - we śnie Snape się nie bał, był zaintrygowany tym co widzi, niepokój przyszedł dopiero później
- Mój, Severusie.
Snape się rozejrzał. Cmentarz sprawiał wrażenie upiornego. Severus podszedł do mogiły obok i lekko się wzdrygnął. Na płycie widniały słowa "Anna Salior". Zaraz obok wznosił się nagrobek bez żadnego napisu. Był bardziej okazały od innych.
- Przygotowałem go dla Pottera - nie bez dumy oznajmił Czarny Pan. - Są tu wszystkie moje ofiary.
- Imponujące, Panie - Severus mówił prawdę. Cmentarz był całkiem spory.
Snape popatrzył jeszcze raz na nagrobek, który się z nim "droczył", ale nic z tego nie wyszło i nie udało mu się odczytać napisu.
- Kto miałby tu leżeć, Panie? - spytał jeszcze raz ignorując stare, mądre porzekadło o skutkach ciekawości.
Voldemort popatrzył na niego pustym wzrokiem.
- Nie wiem - odrzekł zupełnie szczerze. - Nawet nie wiem, czy ktoś ma tu leżeć, przecież już ci mówiłem - do głosu Voldemorta zakradło się rozdrażnienie i Snape chciał go już przeprosić za arogancje, ale nagle znalazł się w jakimś obszernym salonie. Voldemort też tam był. Siedział w fotelu, a u jego stóp leżała, zwinięta w kłębek Nagini. Severus patrzył jednak na ramię Lorda, na którym spoczywał duży, czarny kruk.
- To moja nowa maskotka - powiedział niedbale Czarny Pan. Kruk popatrzył w oczy Snape'a, a jego wzrok wydawał się kpić z Mistrza Eliksirów. - Powinieneś do mnie wrócić. Może dałbym ci drugą szansę...
Severus już miał coś odpowiedzieć, ale kruk na ramieniu Voldemorta zakrakał głośno, budzik w kwaterze mistrza zadzwonił i Snape został brutalnie wyrwany z królestwa Morfeusza.


Severusa intrygowały najbardziej dwie rzeczy: nagrobek i kruk, ale za nic na świecie nie mógł dojść do tego, co one symbolizują i czy w ogóle są symbolami. W nosił na przedramieniu Mroczny Znak i na pewno w jakiś sposób mógł odbierać nastroje Voldemorta. Widocznie Lord coś planował skoro przyśnił mu się tak wyraźnie, a Snape'owi bardzo się to nie podobało. I tak miał na głowie mnóstwo zmartwień. Ten pokręcony sen tylko pogarszał jego nastrój.
Weasley i Matrojew byli jak na razie wystarczającymi problemami i Severus nie miał chęci martwić się jakimiś ewentualnymi zamysłami Lorda, ale wyglądało na to, że nie miał wyboru.

******
Harry też miał sen i musiał mu się on przypomnieć akurat na zajęciach z Transmutacji. Właściwie to nie był sen, ale, jak zwykle - wizja. Widział Voldemorta stojącego na cmentarzu i uśmiechającego się upiornie. W jego uśmiechu była jakaś groteskowa błogość. Wizja była krótka i ulotna, oraz dużo mniej niepokojąca niż wszystkie poprzednie, dlatego Potter ani się nie obudził, ani nie przeraził i szybko zapomniał, że coś widział. Żył tym, co działo się w jego sercu i miał inne, dużo bliższe i realne problemy niż osławiony Tom Marvolo Riddle. Tymi problemami byli przede wszystkim Hermiona i Ron, ale także - ku zdziwieniu i konsternacji Bohatera z Blizną - Severus Snape i Draco Malfoy, których los, ostatnio, przestał mu być obojętny...

Teraz wizja do niego powróciła ze zdwojoną mocą i skrzywił się lekko. McGonagall tłumaczyła właśnie skomplikowaną transfigurację wody w ciała stałe. Jak sama zaznaczyła na początku zajęć miał to być najtrudniejszy temat w tym semestrze i Harry starał się maksymalnie skupić, a uśmiechający się na tle ponurego cmentarza, jego stary dobry wróg Voldemort, na pewno mu w skupieniu nie pomagał.
Blizna na czole lekko go zakuła, więc Harry zmarszczył brwi i odegnał natrętny obraz, koncentrując się na robieniu sensownych notatek.

- Ruch nadgarstka przy transfiguracji wody jest nieznaczny, ale MUSI być pre-cy-zyj-ny - perorowała starsza, dystyngowana czarodziejka, akcentując każdą sylabę wyrazu, aby podkreślić jego wagę. - Zapiszcie sobie, że przegub ma być rozluźniony, lecz nie do maksymalnego stopnia, a przy inkantacji formy zaklęcia, odpowiedniej do rodzaju substancji jaką chcemy otrzymać, dłoń odgina się nieznacznie do góry, a palce z różdżką wykonują delikatny i krótki ruch zgodny z kierunkiem obrotu wskazówek zegara. - Minerva zademonstrowała opisany przed sekundą manewr i Draco Malfoy zaklął w duchu. "Trick" (tak na ruchy nadgarstka mówili potocznie uczniowie Hogwartu), jak zwykle, wyglądał na niewinny i prosty i zapewne, jak zwykle, był cholernie skomplikowany. Spojrzał na Ronalda Weasleya i ku jego uldze ujrzał minę pełną rozpaczy, tak bardzo podobną do swojej własnej. Popatrzył na Hermionę i mimo woli, odwrócił z irytacją wzrok. Na niej trudności nowego zaklęcia nie zrobiły wrażenia. Nic nowego. Patrzyła z zaciekawieniem na nauczycielkę, która powtórzyła ruch nadgarstka. Draco westchnął i wbił z rezygnacją swoje szare tęczówki w McGonagall.
"Sadystka" - pomyślał rozpaczliwie.
- Wiele wody upłynie - pozwoliła sobie na niewinny żart nauczycielka - zanim opanujecie do perfekcji ten rodzaj transmutacji... Proszę wziąć różdżki do rąk, poćwiczymy sobie sam ruch nadgarstka.
Uczniowie z ciężkimi westchnieniami sięgnęli po przyrządy do czarowania.

******
Percy Weasley zżymał się ze złości. Po raz kolejny czytał list od dyrektora Hogwartu, który dostarczyła mu sowa w niedzielę późnym wieczorem.
"Cholerny stary dziad" - pomyślał wściekle.
Nie mógł zrozumieć, jak Dumbledore może mu sugerować rezygnację ze stanowiska. Jak śmie pisać, że on - Wiceminister Magii - ma zdymisjonować i na piśmie uzasadnić swoją decyzję nadużyciem władzy i zastosowaniem psychicznej i fizycznej przemocy wobec trójki uczniów Hogwartu - Harry'ego Pottera, Draco Malfoya i Hermiony Granger?
- Twoje niedoczekanie stary, postrzelony pierdzielu - powiedział na głos, bez odrobiny szacunku, zgniatając mściwie list, który znał już niemal na pamięć. Ze zgrozą i obrzydzeniem wyobrażał sobie uszczęśliwioną minę Lucjusza Malfoya, w momencie, gdy na zebraniu Rady Nadzorczej podałby pod głosowanie swój pisemny wniosek o dymisję... Jeszcze z takim, a nie innym uzasadnieniem, o jakim mu pisał stary czarodziej.
Miał taki cudowny plan na poniedziałek...
Chciał przesłuchać tych troje jeszcze raz, a Snape'a zamknąć w Azkabanie i kazać mu czekać na wyrok - oczywiście w grę wchodziła jedynie kara główna.
Jednak rady Albusa i jego sugestia, że w razie nieprzystosowania się do tychże rad, Percy może gorzko pożałować, spowodowały, że musiał się porządnie zastanowić nad dalszymi krokami.
Myślał wcześniej nawet o przystąpieniu do zwolenników Voldemorta. Czarny Pan jednak za bardzo go przerażał, a poza tym, gdyby został pokonany, on - Percival Weasley, trafiłby do twierdzy Azkaban i to, być może, z wyrokiem śmierci na karku. Poza tym Lucjusz Malfoy ponoć wciąż należał do świty Śmierciożerców - oczywiście to były nieoficjalne plotki, bo Ministerstwo nadal nie podjęło otwartej wojny z Lordem Zła, a Malfoy, mimo że trafił do więzienia, został szybko wypuszczony. To oczywiście o niczym nie świadczyło. Lucjusz miał ogromne pieniądze i ogromne wpływy. Poza tym zdrowy rozsądek podpowiadał wiceministrowi, że dumny arystokrata nie zrezygnował ze starych przyzwyczajeń. Przynależność do tej samej organizacji, do której należał Lucjusz, wydawała mu się raczej obrzydliwą perspektywą na życie i to też przemawiało przeciwko sprzymierzeniu się z Voldemortem.

Percival Weasley wrzucił z wściekłością zmięty list do kominka i złapał czysty pergamin.

Zrobię to, co uznam za stosowne, Dumbledore. A jeżeli zechcę - ty będziesz się patrzył na to jak wygląda "nadużycie władzy", które według mnie jest słusznym jej użyciem w obronie dobra społecznego. Zrobię to wtedy kiedy będę chciał i jak będę chciał, Dumbledore, a swoje rady możesz sobie wsadzić głęboko w starą i zapewne mądrą rzyć. Nie będzie mi groził ktoś, kogo czas jest na wyczerpaniu i kto niebawem całkiem zeświruje.
Beż poważania:
Wiceminister Magii Percival Weasley


***
Godzinę później, Albus Dumbledore ze smutkiem, ale i dojrzewającym coraz mocniej gniewem w jego sercu, podarł list Percivala i wrzucił go do kominka w swoim gabinecie. Od tej chwili był już całkowicie pewny, że Percy jest stracony i żadne słowa do niego nie trafią.

******
List otrzymał także Lucjusz Malfoy.
Mężczyzna był blady i przygnębiony.
We wtorkowy wieczór miało się odbyć "specjalne zebranie" Śmierciożerców i arystokrata, poczuł niemal pewność, że Lord ma jakieś wątpliwości, co do tego, czy jego sługa jest lojalny. Świadczył o tym suchy, oficjalny i niemal patetyczny ton listu.
Lucjusz bał się o własne życie. Ale o wiele bardziej bał się o żonę i syna i ogarniało go przerażenie na myśl o wątpliwej jakości atrakcjach, jakie może mu przygotować jego "ukochany pan".
"Cholera" - pomyślał i natychmiast przyszła mu do głowy jedyna osoba, która mogła mu pomóc. Stary Dobry Sarkastyczny Snape.
Właściwie nie wiedział jak Mistrz Eliksirów mógłby mu pomóc, ale rozpaczliwie liczył na to, że Severus coś wymyśli.

******
Narcyza patrzyła na swojego męża z konsternacją. Lucjusz grzebał widelcem w puree z sosem pieczarkowym. Był milczący, zamyślony i bardziej oficjalny niż zwykle. Państwo Granger byli natomiast lekko zakłopotani odczytując zachowanie pana domu jako niechęć wobec ich obecności.
- Luc, zjedz coś. Czym się tak martwisz? Czy zaszło coś w ministerstwie? – nieśmiało i ostrożnie zagadnęła Narcyza.
- Nie – ku jej uldze Lucjusz odpowiedział bardzo łagodnie. – Nie chodzi o pracę. Później z tobą porozmawiam... – nerwowo zastukał widelcem w talerz, pokręcił głową i wstał od stołu. – Przepraszam cię i państwa także. Nie jestem głodny i muszę pomyśleć. Proszę się mną nie przejmować, życzę smacznego – zdobył się nawet na blady uśmiech, za co Narcyza była mu wdzięczna, ale była też zaniepokojona, bo jej mąż wyglądał na mocno podenerwowanego.
- Przepraszam za Luca – uśmiechnęła się przyjaźnie, chociaż troszeczkę nerwowo, do swoich gości. – Musiał przeżyć coś niemiłego, albo niepokojącego. Proszę się czuć swobodnie...
Reszta obiadu minęła w milczeniu, a Narcyza z niepokojem zastanawiała się nad zmartwieniem męża.

******
Po wszystkich zajęciach, tuż przed kolacją, Draco zawitał do biblioteki. Szukał Hermiony. Siedziała nad jakimś wypracowaniem, ale wyglądała na nieobecną duchem i trochę smutną. Bezszelestnie podszedł do jej stolika i usiadł obok.
- Co jest, Herm? – spytał łagodnie.
- Nic – uśmiechnęła się do niego blado.
- A ja widzę, że coś – zaczął ostrożnie. – Cały dzień jesteś przygnębiona... Jeśli ktoś powiedział ci coś przykrego...
- ... albo w jakikolwiek sposób mnie zranił, – wpadła mu w słowo Hermiona – to mam ci o wszystkim opowiedzieć, a ty się odpowiednio delikwentem zajmiesz. Tak?
Draco został „wzięty z zaskoczenia” i tylko uniósł w zdumieniu brwi.
- Aha. A skąd wiesz? – zapytał po chwili z delikatnym rozbawieniem i uprzejmym zdziwieniem. Ku jego uldze dziewczyna uśmiechnęła się trochę pewniej.
- Harry to samo powiedział mi dzisiejszego ranka – wyjaśniła.
- No, Potter się dżentelmen zrobił – wycedził ironicznie Draco, ale w jego szarych oczach dostrzegła ciepło i rozbawienie.
- Macie wiele cech wspólnych – oznajmiła, niemal jadowicie, Hermiona. – Upór, przekonanie o własnej racji i skłonność do nadopiekuńczości.
Malfoy zarumienił się lekko i zmarszczył nos, ale ogniki wesołości nie zniknęły z jego szarych tęczówek.
- Nie skomentuję tego dogłębnie – oznajmił z niesmakiem. – Powiem tylko, że primo; Potterowi wydaje się że ma rację, a ja MAM rację. Secundo; nie jestem uparty ale stanowczy, Potter natomiast odznacza się uporem osła – Hermiona poczuła napływ dobrego humoru. – Terzio; to nie jest nadopiekuńczość, ale odpowiedzialne podejście do zapewnienia ci bezpieczeństwa i dbałość o twoje dobro – przy ostatnich słowach spoważniał. – No, co się stało? – z czułością położył dłoń na jej plecach.
- Nic takiego – spochmurniała i odwróciła wzrok.
- Jest postęp. Już nie nic, ale nic takiego – odpowiedział łagodnie Draco.
- Śniło mi się przesłuchanie – Hermiona przełknęła ślinę i poczuła że po jej policzku płynie łza. Wytarła ją ze złością.
Draco nic nie odpowiedział. Jedynie podniósł jej dłoń do ust i czule ją ucałował. Usłyszeli chichot jakichś dzieciaków i Malfoy odwrócił się w tamtą stronę z irytacją. Autorami śmiechu było kilku chłopców z drugiej, góra trzeciej klasy, ale gdy popatrzył na nich wzrokiem zirytowanego Puszka, przestali się śmiać.
- Smarkacze – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Mogę ci dotrzymać towarzystwa? – zwrócił się łagodnie do Hermiony, ale przy okazji łypnął groźnie na niesubordynowanych małolatów..
Skinęła głową. Była wdzięczna Draconowi za to, że nie drąży nieprzyjemnego tematu i za to, że po prostu przy niej jest.

******
Harry przechadzał się po błoniach. Mroźne powietrze zabarwiło jego policzki na zdrowy, mocny róż. Opatulił się szczelniej płaszczem i ruszył w kierunku jeziora.
- Się masz, Harry - usłyszał nagle znajomy tubalny głos gajowego Hogwartu. – Coś ostatnio do mnie nie zaglądasz - czarne oczy Hagrida wyrażały troskę i zaciekawienie. – Wiem, że ostatnio macie wszyscy troje swoje problemy, ale może by dziś po kolacji wpadli do mnie na herbatke? Jak nie zechcesz...
- Ależ nie! - ku jego zdziwieniu i radości, Harry uśmiechnął się promiennie. – Przyjdę z Ronem i Hermioną, Hagridzie. Na pewno.
Oczy Rubeusa zalśniły radością.
- A jak tam Ron? Bardzo mu źle przez brata?
- Jest przygnębiony jego zachowaniem, ale na pewno przyjdzie.
- Powiedz mu, że z niego równy chłop – zagrzmiał Hagrid z mocą.
- Powtórzę mu i przyciągnę jego i Hermionę wieczorem. Trzymaj się Hagridzie!
- Ty też Harry i do zobaczenia!
Harry pomachał dłonią w kierunku oddalającego się do swojej chatki gajowego i ruszył w kierunku jeziora.

*
- Harry... – zielonooki chłopak odwrócił się w kierunku głosu i zanim ujrzał właścicielkę ciepłego szeptu poczuł siarczystego całusa w policzek. Zarumienił się lekko.
- Cześć, Blaise – wydukał i także ucałował jej policzek.
- Co się dzieje? Unikasz mnie? – dziewczyna odrzuciła gęste czarne włosy do tyłu i zajrzała przenikliwie w jasnozielone oczy Pottera.
- Nie, tylko nie byłem pewien, czy ty chcesz mieć ze mną nadal coś wspólnego. To znaczy... – chłopak spuścił wzrok i przygryzł dolną wargę. – Przepraszam... ale ja przecież nie jestem do końca normalny i w ogóle, a ty jesteś piękną i mądrą dziewczyną, i ... – zaciął się i odwrócił od Blaise lekko załzawione oczy. Nagle uświadomił sobie, że może ją tylko unieszczęśliwić.
- Harry... – Zabini wzięła rękę Pottera w swoją dłoń. – Ale z ciebie głuptas. Nie wolno ci tak mówić, bo mnie ranisz... Jesteś dobry i kochany. Nie pozwalam ci myśleć o sobie źle. Zabraniam ci, rozumiesz, Potter? – Harry uśmiechnął się blado. Blaise doskonale potrafiła naśladować sposób mówienia Snape’a
- Rozumiem, madame...
- Tak lepiej! Mogę z tobą pospacerować?
- To będzie dla mnie zaszczyt – Harry kurtuazyjnie podał ramię Blaise, a ona równie kurtuazyjnie je przyjęła.

***
- Hagrid nas zaprosił? – Hermiona popatrzyła na Harry’ego i uśmiechnęła się. Byłby to promienny uśmiech, gdyby nie cień smutku w oczach dziewczyny.
„Zapewne nigdy w pełni nie będzie radosna” – pomyślał Potter. – „Zupełnie jak ja...”
- Tak – odwzajemnił jej uśmiech. – Idziesz z nami, Ron, prawda? – popatrzył znacząco na przyjaciela.
- Ja... – Ron przełknął ślinę. – No, nie wiem... Co teraz może o mnie myśleć Hagrid? Może nawet nie chce mnie oglądać...
- Och! Przestań, Ron! – Hermiona walnęła łyżką w opróżniony talerz, a rudzielec lekko podskoczył na krześle.
- Ron, Hagrid CHCE żebyś przyszedł – odpowiedział stanowczo Harry. – Dał mi to wyraźnie do zrozumienia.
Weasley zamrugał powiekami i uśmiechnął się niepewnie.
- Przestań siebie obwiniać, to niepoważne – głos Pottera był niemal zmęczony. – Jak to powiedział Hagrid, równy z ciebie chłop, Ron. Weź to pod uwagę, okey?
- Stary, dobry, poczciwy Hagrid – Ron uśmiechnął się raczej smutno, ale widać było, że poczuł ulgę. – Oczywiście, że z wami pójdę.
- Wreszcie mówisz do rzeczy – ucięła chłodno Hermiona, ale postarała się posłać ciepłe spojrzenie swojemu rudowłosemu przyjacielowi. Przeniosła wzrok na stół nauczycielski. Hagrid uśmiechał się do niej przyjaźnie.

***
- Hagrid, to my! – Harry walnął pięścią w drzwi chatki gajowego.
- O cholibka! – Rubeus otworzył im i mocno się zarumienił. - Nie zdążyłem posprzątać, tak szybko wy przyszli... Wejdźcie! – zaprosił ich gestem do środka.
Kieł od razu rzucił się radośnie na Pottera, by namiętnie wylizać mu twarz.
- Spokojnie, Kieł! – Harry roześmiał się i odepchnął psa.
- Leżeć, Kieł! – tubalnie ryknął Hagrid i psisko, szczeknąwszy parę razy radośnie na powitanie, ułożyło się posłusznie przy kominku.
- Czego się napijecie? Hierbatki? – zapytał rozweselony wizytą przyjaciół gospodarz.
- Tak, poprosimy – Hermiona wiedziała, że odmowa uraziłaby półolbrzyma o wrażliwym sercu, a poza tym na zewnątrz panował tak przenikliwy chłód, że nawet po krótkim spacerze ich organizmy domagały się czegoś gorącego.
- Powiedzcie, co tam u was? Z tego, co ja widział Harry, masz dziewczynę!
- Och! – Harry poczerwieniał i spuścił wzrok. – To znaczy spotykam się z Blaise Zabini, a Ron z Luną! – dodał szybko, żeby zetrzeć przekorny uśmiech z twarzy przyjaciela.
- Ona jest Ślizgonką – zdziwił się Hagrid, patrząc z zaskoczeniem na Harry'ego. – No nic, zawsze wydawała mi się spokojna i raczej miła – jego czarne oczy przeniosły się teraz na rudzielca.
- Oj, my z Luną tylko tak... – Ron zaczerwienił się mocniej niż Harry i popatrzył koso na przyjaciela.
- Szalona Luna? – zagadnął Hagrid.
- No co?! – wyzywająco krzyknął Weasley.
- Ostatnio mnie odwiedziła – Hermiona po tym oświadczeniu spojrzała ze zdziwieniem na gajowego. – Pytała, czy pokażę wam chrapaka krętorogiego. Niech skonam, jeśli wiem, co to takiego! – Hagrid starał się nie wybuchnąć śmiechem. – Całkiem sympatyczna chociaż postrzelona – dodał widząc nieciekawą minę Rona.
- Ona jest w porządku - zaperzył się ten ostatni.
- Nie mówię, że nie jest – Rubeus starał się spoważnieć. – Ale pomysły ma nie z tej ziemi.
- Jej tato jest redaktorem naczelnym Żonglera – Hermiona powiedziała to takim tonem, jakby zawód ojca Luny wszystko wyjaśniał.
- Aha! – wyglądało na to, że gajowemu rzeczywiście wystarczało takie wytłumaczenie.
- Zapytaj Hermiony z kim ona się spotyka – ze złością oznajmił Ron, który miał dosyć znaczących uśmiechów pozostałych trojga osób.
- O! Z kim, Hermiono? – Hagrid wydawał się zainteresowany sercowymi rozterkami nastolatków, a Ron odetchnął z ulgą; w końcu zeszli z tematu Luny.
- Eee... To nic takiego – panna Granger wbiła wzrok w podłogę i przeklęła w duszy Weasleya.
- Nie wstydź się Herm – Rubeus usiadł obok niej. – Proszę – podał jej parujący kubek, a raczej wielki kubas.
- Dzięki – bąknęła i ostrożnie odebrała naczynie od gajowego. – To taka skomplikowana historia – uśmiechnęła się przepraszająco.
- Jeżeli nie chcesz, to nie mów – powiedział łagodnie Hagrid, ale jego czarne oczy lekko posmutniały.
- Och, powiem, okey, tylko nie wypytuj mnie o szczegóły... Ja, to znaczy... Eee... Zakochał się we mnie Draco Malfoy – zarumieniła się lekko i niemal poczuła gęstnienie powietrza. Hagrid na chwilę zaniemówił.
- Spotykasz się z Malfoyem? – zapytał z niedowierzeniem, gdy w końcu odzyskał głos. – CHOLIBKA! Nie odwiedzaliście mnie tylko dwa tygodnie i takie rewolucje zaszły między uczniami... Nich skonam! - Hagrid w zamyśleniu podrapał się po brodzie.
- Hermiona... – zaczął niepewnie po chwili milczenia Rubeus. – Wiesz jaki jest Malfoy. Czy ty wierzysz, że on naprawdę cię kocha? – w głosie gajowego zabrzmiała szczera troska. Co prawda, Hagridowi obiło się już o uszy, że Draco zmienił się bardzo w ostatnich dniach, mimo swej poczciwości jednak, półolbrzym nie był skłonny od razu uwierzyć w przemianę młodego arystokraty.
- On się zmienił – Hermiona powiedziała na głos to, o czym Hagrid myślał.
Harry i Ron przezornie milczeli. Potter posłał jedynie Weasleyowi pełne dezaprobaty spojrzenie, na co Ron tylko wzruszył ramionami.
- Wiem, że do brzmi niedorzecznie, Hagridzie, ale to prawda...
- Fakt, na ostatnich zajęciach nie puszczał durnych komentarzy i był dziwnie spokojny – Rubeus westchnął. – Wy troje też jesteście poważniejsi. To wszystko przez te przesłuchanie, tak? – Hagrid z troską powiódł spojrzeniem po trójce nastolatków i z niepokojem zauważył, że Ron jest bliski łez, Harry zaciska usta, a Hermiona blednie. – O rany, cholibka, zawsze coś walnę... – dodał zasmucony i przejęty reakcjami przyjaciół.
- Nie szkodzi, Hagridzie – Harry popatrzył przyjaźnie na gajowego. – Nie da się udawać, że nic się nie stało i wszystko jest okey.
- Percy to śmieć! – wybuchnął nienawistnie Ron.
- Nie mów tak, on jeszcze zrozumie, że robi źle – powiedział z nadzieją w głosie Hagrid i popatrzył łagodnie na rudzielca. – A ty jesteś całkowicie w porządku.
- Nie, on się nie zmieni, Hagridzie – słowa Rona były zimne i stanowcze. – To po prostu niemożliwe. Przekroczył wszelkie granice.
- Możecie o nim nie mówić?! - Harry prawie krzyknął, bo zauważył że w oczach Hermiony zalśniły łzy. – Nie poruszajmy nieprzyjemnych tematów!
Dziewczyna popatrzyła na niego z wdzięcznością.
- Sorry – nieśmiało przeprosił Ron.
- W porządku – Hermiona otarła pojedynczą łzę i spróbowała się uśmiechnąć. Marnie jej to wyszło i Hagrid posmutniał.
- Nie martw się, Miona – pogładził wielką dłonią niesforne loki Gryfonki. – Nie będziemy już o tym wspominać – Rubeus może i był dosyć prymitywnym osobnikiem, ale potrafił zauważyć, że wymiana zdań sprzed kilku chwil sprawiła Hermionie ból.
Z tego samego powodu nie zaczął jej o nic wypytywać i okazywać wścibstwa.

Reszta wizyty minęła im na rozmowie o wszystkim i o niczym. Już nikt ani razu nie wspomniał nawet słowem o tym, co dzieje się w Ministerstwie Magii, ani o poczynaniach nowego wiceministra.

******
Narcyza, przez cały dzień, nie miała okazji aby zapytać swojego męża o przyczynę pochmurnego nastroju, bo Lucjusz najzwyczajniej w świecie jej unikał. Kobieta była przygnębiona i zaniepokojona, i gdy wieczorem poczuła, jak małżonek kładzie dłoń na jej ramieniu, drgnęła i odwróciła się przodem do Lucjusza.
- Nari, - szepnął – muszę udać się do Severusa po radę...
- Do Severusa? – Narcyza wyrwała ramię i popatrzyła chłodno na męża.
- Do Severusa, tak?! Ja przecież nie jestem odpowiednią osobą, z która mógłbyś porozmawiać, której mógłbyś się zwierzyć! Jestem TYLKO TWOJĄ ŻONĄ! – kobieta wykrzyczała ostatnie słowa.
- To nie tak... – Malfoy wyglądał na skonsternowanego, a na jego bladej twarzy pojawił się lekki rumieniec. – Nari, zanim ci opowiem o co chodzi, MUSZĘ porozmawiać ze Snape’em. Nie chcę cię niepotrzebnie martwić Chcę mieć pewność, że wszystko będzie dobrze – Lucjusz modlił się w duchu, aby Severus był w stanie mu pomóc. Nie chciał ze swoimi problemami iść do Dumbledore’a. Szczerze powiedziawszy byłoby mu głupio, ale rozpaczliwie potrzebował jakiegokolwiek wyjścia z podbramkowej sytuacji, w której się znalazł. Miał bardzo przykre wrażenie, że za jego niesubordynację zapłaciliby Narcyza i Draco; zapłaciliby w sposób straszny, a do tego dopuścić po prostu nie mógł.
- Jak wrócę, wszystko ci opowiem, kochanie, nie gniewaj się... – Narcyza zmarszczyła brwi i wbiła pełne dezaprobaty spojrzenie w swojego małżonka.
- Przepraszam, Nari – Lucjusz przełknął ślinę. – nie mogę inaczej postąpić. Nie gniewaj się na mnie, proszę – podszedł do niej i mocno ucałował policzek żony. – Poczekaj na mnie, powiem ci wszystko, gdy wrócę, przysięgam.
Narcyza skrzywiła się lekko, ale skinęła głową.
- Do zobaczenia, mam nadzieję, że bardzo niedługo – Lucjusz wziął garść proszku Fiuu z kominka i z westchnieniem wrzucił go w buzujący ogień.
- Hogwart. Kwatery prywatne Severusa Snape’a – wyrecytował kiedy znalazł się w płomieniach.

***
Severus w zadumie obserwował Lupina.
- Chcesz mi powiedzieć, że składasz mi gratulacje z powodu mordu na Salomonie Nottcie?- spytał w końcu, z drwiną, Snape.
- No... nie dosłownie Severusie W końcu to morderstwo... Ale nie zasługiwał na to, aby dalej żyć – w głosie wilkołaka pojawiły się, obce mu, stalowe nutki nienawiści.
- Wstrząsnęło tobą to, co zrobił z Potterem? – bardziej stwierdził niż zapytał Mistrz Eliksirów i podał Remusowi parujący kufel z eliksirem. Przez twarz Lupina przebiegło drgnienie cierpienia i odrazy.
- Dziękuję – machinalnie odebrał naczynie z rąk wampira.
- Nie wiem, jak on może z tym żyć – głos wilkołaka był tak cichy, że Snape nie miał pewności czy mówi do niego, czy sam do siebie, zdecydował się jednak zareagować i odpowiedzieć:
- Ja także nie wiem, Lupin. Faktem jednak jest, że wybrał życie, a nie... – Severus westchnął i nie dokończył.
Remus wzdrygnął się po raz drugi i mocniej ścisnął w dłoniach dymiący kufel.
- Jeszcze raz dzięki, Severusie... Ten eliksir bardzo mi pomaga – taktownie zmienił temat.
- Nie ma za co – grzecznie odrzekł Mistrz Eliksirów.
- Dobranoc, Severusie.
- Dobranoc.

Gdy tylko zamknęły się za wilkołakiem drzwi, Severus usłyszał głuchy stukot i zimne przekleństwo.
- Czy ty, do cholery, zawsze musisz mieć lodowaty kominek? – Lucjusz, z miną pełną dezaprobaty, wygramolił się z rzeczonego kominka i machnięciem różdżki rozpalił w nim ogień.
- Jak zwykle wejście z klasą, Lucjuszu – z kwaśną miną odrzekł Mistrz Eliksirów. – Co tu robisz? – nie krył swojej irytacji czarnooki.
- Jak zwykle uprzejme powitanie – Malfoy senior nie pozostał dłużny przyjacielowi.
- Po prostu jestem zdziwiony twoją wizytą. Siadaj i mów, co cię sprowadza – ton głosu Snape’a trochę złagodniał.
Lucjusz usiadł w jednym z foteli i westchnął.
- To, co ci powiem, nie bardzo ci się spodoba. Nie spodoba ci się też moja prośba – mający tendencję do pełnego wyższości obchodzenia się z otoczeniem arystokrata, miał teraz bardzo niepewną i niemal przestraszoną minę.
- Kawy z prądem? – usłużnie zapytał Severus, któremu nagle przyszło do głowy, że wizyta przyjaciela jest ściśle związana z jego niemiłym snem o Voldemorcie. Wcale nie pomogło mu to w uspokojeniu nerwów związanych z dziwnym brakiem odzewu Weasleya na list Dumbledore’a. Przyczyniło się jedynie do tego, że jego nerwy napięły się jeszcze mocniej.
- Z prądem? – zdziwił się Lucjusz.
- Tak mugole mówią o dodatku promilowym, Luc – wyjaśnił Mistrz Eliksirów. – Konkretnie mam na myśli, zakupiony w Trzech Miotłach, rum Hokus-Pokus.
- W takim razie poproszę...
- Mów, co ci leży na wątrobie – łagodnie ponaglił Snape. – Nie zamierzam z tobą siedzieć całą noc.
- Dostałem list od Czarnego Pana... Szykuje jutro wieczorem specjalne spotkanie, jak zrozumiałem, ze mną w roli głównej... – Severus zamarł z butelką rumu Hokus-Pokus w dłoni. - Pocieszające jest tylko to, że nie każe mi wziąć ze sobą rodziny. Wiesz, to oznacza, że ktoś mu doniósł o mojej rzekomej zdradzie, ale ma do mnie na tyle zaufania, że chce mnie po prostu sprawdzić... Tylko, że ja do cholery jestem marny w Oklumencji... Więc jak tylko coś mu się nie spodoba... Ratuj Sev! – Lucjusz nie wytrzymał psychicznie i ukrył twarz w dłoniach. Był bliski załamania nerwowego.
Przez kilka chwil panowała pełna napięcia cisza, podczas której Snape w zamyśleniu przygotował kawę. Z jakichś niewyjaśnionych powodów, nie uznał za stosowne, aby opowiadać swojemu gościowi niepokojący sen. Doszedł do wniosku, że mógłby wpędzić blondyna w stan lekkiej psychozy maniakalno-depresyjnej i wolał to przemilczeć.
- Ma być Bellatrix, McNair, Avery i może ktoś jeszcze, nie wiem. Sami najznakomitsi, włącznie ze mną... – arystokrata potarł nerwowo skroń i wziął drżącą ręką kubek parującej kawy.
- Nie wiem jak ci pomóc Luc... Poproś Dumbledore’a – Severus zmarszczył czoło.
- Myślałem o tym, ale strasznie głupio mi go o coś prosić... Tyle lat nim pogardzałem – Malfoy skrzywił się lekko. – Jesteś łebski facet, wymyśl coś...
- Łebski facet – prychnął czarnooki i łypnął koso na swego gościa. - Też coś – łyknął potężnie z kubka . Mimo pełnej dezaprobaty miny, poczuł się mile połechtany komplementem.
- Jestem Mistrzem Eliksirów a nie Wielkim Harrym Wyjdę z Każdej Opresji Bohaterem – dodał Snape tonem niemal zrzędliwym. – O właśnie! Poproś Pottera. Jemu się już tyle razy udało wynieść swój chudy tyłek z tarapatów, że mógłby ci pomóc.
- Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz – zaperzył się Malfoy.
- Och, no już dobrze. Ale jak mogę ci pomóc, skoro moimi najmocniejszymi stronami są czarna magia i eliksiry, a nie ratowanie ludzkości? – westchnął Snape i nagle na jego czole pojawiła się silnie zarysowana pionowa zmarszczka, a ręka z kubkiem zatrzymała się o milimetry przed wąskimi ustami profesora Hogwartu.
„O bogowie! Chyba jestem uratowany!” – Lucjusz jak zahipnotyzowany wpatrywał się w minę Severusa. Oznaczała ona tylko jedno – czarnowłosy na coś wpadł i teraz to analizował. Malfoy wstrzymał oddech i w kwaterze Mistrza Eliksirów zapadła głucha cisza.
- Pomogę ci – powiedział w końcu Snape, a Lucjusz poczuł ogromną ochotę, aby zatańczyć kankana. – Nie wiem czy to wypali. Do jutra i tak nic bardziej pożytecznego nie wymyślę, a to może się powieść, będę musiał tylko być bardzo ostrożny i muszę mieć twoją zgodę na tak... zaawansowaną pomoc. Musisz mi zaufać, Lucjuszu. Zaufać totalnie i bez zastrzeżeń.
- Masz moje zaufanie, stary – Malfoy miał ochotę ucałować Snape’a w same usta, ale uznał za stosowne powstrzymać się od takich czułości.
- Dobrze, w takim razie nadstaw ucha, bo nie zamierzam się powtarzać...

***
Kiedy po godzinie, Lucjusz wrócił do domu i opowiedział swojej żonie co się dzieje, Narcyza pokiwała smutno głową tylko i oznajmiła:
- Mam nadzieję, że takie ryzyko się opłaci.
- Ja też – Malfoy senior westchnął głęboko. – Ale ufam mądrości i logice Severusa, Nari.

***
******

Napisany przez: Raistlin 17.04.2005 19:22

Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz czasami może być męczące dla ludzi mających mało czasu. biggrin.gif Znalazłem parem błedów ortograficznych i literówek, ale jeśli pisze się coś tak długiego to nieuniknione. Tak ogólnie to wszystko w porządku, więc żadnych uwag pomagających w pracy nie mam oprócz jednej standardowej: pisz dalej a ja sobie będe czytał i oceniał. A co do mojej ostatniej wypowiedzi to nie pozostaje mi nic innego niż palnąć sobie w łeb i zapaść się pod ziemie.

QUOTE(Kitiara @ 11.01.2005 12:33)
PS: o tak, Silda, niestety przyszło nam żyć w ciekawych czasch...
*



Jak mówią przysłowie "żyj w ciekawych czasach" jest najgorszym przekleństwem jakie istnieje smile.gif

QUOTE(Kitiara @ 10.04.2005 15:05)
(Lord wyznawał zasadę odpowiedzialności zbiorowej - przynajmniej jeżeli chodziło o najbliższe rodziny jego sług, co procentowało niezwykle wysokim współczynnikiem lojalności)

*



Coś mi tu kojarzy się z czasami I i II wojny światowej i Hitlerem ,czyżby jakaś aluzja??

Napisany przez: Kitiara 24.04.2005 08:53

Noc z poniedziałku 19 listopada, 1996 na wtorek 20 listopada, 1996
Klub Samopomocy Kalek Emocjonalnych, czyli o tym, jak Harry próbuje pomóc Hermionie i sam się pozbierać.


To Hermiona poprosiła Harry’ego o „godzinę szczerości.” Wiedziała, że nikt inny nie jest w stanie pomóc jej tak, jak zielonooki brunet. Był tak samo poraniony jak ona, a może nawet bardziej, ale Hermiona przyzwyczaiła się do tego, że Harry zawsze był silny. Poza tym, właśnie ze względu na tą duchową bliskość, chciała z nim porozmawiać, pragnęła uzyskać jakiekolwiek wsparcie emocjonalne i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze...
Zielonooki zgodził się poświęcić jej swój czas, chociaż wiązało się to z zarwaniem nocy. Zgodził się bardzo chętnie, a nawet ucieszył się, że Hermiona poprosiła go o poważną rozmowę; że obdarzyła go bezgranicznym zaufaniem.
Umówili się o północy w pokoju wspólnym, bo o tej godzinie w dzień powszedni nie powinno już nikogo tam być i rzeczywiście nie było.

Hermiona usiadła przy kominku i poprawiła czarną szatę zarzuconą na ciemnozieloną koronkową koszulę nocną. Szata była rozpięta i, ubrany w granatową pidżamę z flaneli, Harry mógł „podziwiać” wystające obojczyki przyjaciółki i jej szczuplutką szyję. Była tak szczupła, że czarne okrycie wydawało się topić ją w swoich połach. Dziewczyna sprawiała przez to wrażenie kruchej i wrażliwej istoty.
„Gdyby nie Blaise, mógłbym zakochać się w Hermionie” – ta myśl wywołała szczery uśmiech na twarzy Harry’ego i Hermiona odwzajemniła się mu tym samym. Harry usiadł po turecku, obok niej, na dywanie przed kominkiem. Wziął pogrzebacz i zruszył brewiona, a dziewczyna obserwowała jak ogień igra wesoło w szkłach jego okularów.
- O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał cicho.
Milczała przez chwilę, a on jej nie poganiał.
- Draco mnie kocha – szepnęła w końcu.
- I...? – Potter nigdy nie pomyślałby, że stać go będzie na, tak daleko posuniętą, cierpliwość.
Znowu umilkła – spuściła wzrok i bezmyślnie bawiła się różdżką.
- On mnie kocha, a ja... – zająknęła się i zmarszczyła z irytacją brwi.
- Mogę cię o coś spytać? – Harry delikatnie położył dłoń na jej ramieniu. Skinęła głową.
- Mówisz, że Malfoy cię kocha, a czy ty kochasz jego? – przez chwilę wydawało mu się, że to zbyt aroganckie pytanie, że Hermiona szczelniej zamknie się w swojej emocjonalnej skorupie.
- Ja... nie wiem... Czasami wydaje mi się, że tak... Tylko widzisz, ja nie mam pojęcia, czy w ogóle jestem zdolna do miłości... wobec mężczyzny, nie wspominając nawet o... – Hermiona zarumieniła się mocno i zacisnęła palce na różdżce z taką siłą, że zbielały jej knykcie.
- Chodzi ci o miłość fizyczną, tak? – Harry zdziwił się, że powiedział to tak spokojnie, łagodnie i naturalnie. Orzechowe oczy dziewczyny wyrażały wdzięczność. Skinęła lekko głową i, ku swej irytacji i złości, poczuła, że rumieni się jeszcze bardziej.
- Hermiona, ja naprawdę nie wiem, co ci odpowiedzieć – zauważył, że mina przyjaciółki robi się chmurna i smutna. – Powiedz mi, czego oczekujesz od tej rozmowy, a przysięgam, że spróbuję ci pomóc, choćbym miał stanąć na głowie i zaklaskać uszami – dziewczyna uśmiechnęła się blado po tej deklaracji.
- Nie wiem... Chcę ci po prostu zwierzyć się z tego, co się ze mną dzieje. Nie wiem tylko jak... Bardzo chciałabym wszystko odczuwać tak normalnie, jak... Jak zdrowa kobieta, a nie potrafię – zmarszczyła brwi i przygryzła wargę. – To mnie męczy, Harry. Czuję się podle wobec Dracona, czuję się winna, zbrukana, nieczysta... Czasem czuję nienawiść wobec niego i wobec siebie. To takie skomplikowane, przepraszam... – Harry dojrzał w jej oczach łzy.
- Nie wolno ci myśleć, że to twoja wina, nie wolno myśleć ci źle o sobie samej – głos chłopaka był miękki i łagodny. – Wiem, że to trudne, ale musisz powtarzać sobie, że jesteś w porządku i, że jesteś warta miłości – drgnęła po jego ostatnich słowach i znowu zacisnęła mocno palce na różdżce.
Harry miał ochotę kląć. Miał ochotę wybiec z zamku, znaleźć wiceministra i rzucać w niego wszystkimi klątwami jakie zna, albo po prosu powoli go mordować, tak, żeby czuł jak umiera. Ale wiedział, że musi odsunąć od siebie wszelką nienawiść i odegnać wszystkie złe, mącące umysł myśli.
- Tak, ja wiem, Harry – jak przez mgłę dotarł do niego głos przyjaciółki i chłopak wrócił do rzeczywistości. – Ale to takie... strasznie trudne... Najgorsze jest to, że czasami myślę bardzo źle o Draconie – przełknęła ślinę i Harry niemal mógł poczuć jej wstyd i zażenowanie własnymi myślami. – Tak jakby on był... zwykłym samcem, któremu... zależy tylko na jednym, a przecież wiem, że to nieprawda... – zamilkła na chwilę, jakby chciała dobrać odpowiednie słowa.
- Czasami chce mi się wyć, bo tak bardzo chciałabym mu okazać czułość i oddanie, a nie umiem... Chciałabym dać mu siebie i nie potrafię... - rozkleiła się zupełnie i przestała wycierać płynące po policzkach łzy. – Chciałabym tak normalnie i po ludzku się z nim kochać, ale nie jestem w stanie... Przepraszam, Harry... Nie chciałam się rozbeczeć.
- No, to teraz chociaż wiem, że ci na nim bardzo zależy – Harry uśmiechnął się łagodnie do Hermiony. – Nie przejmuj się, możesz sobie płakać ile chcesz... Malfoy nawet nie wie, jakie ma szczęście.
- Chyba nieszczęście – zadrwiła dziewczyna.
- HERM! – zielonooki uległ irytacji, ale przy okazji się zarumienił; w końcu w kategoriach związku z Zabini, myślał o sobie dokładnie tak samo.
– Rozumiem cię – dodał dużo ciszej. – Ja nie mogę pozbyć się wrażenia, że unieszczęśliwiam Blaise.
- Właśnie... Co właściwie między wami jest? Tak na siebie patrzycie... – Hermiona nie kryła swojej ciekawości. Harry nawet ucieszył się tym faktem, bo przestała płakać i wyglądała na spokojną.
- Tak naprawdę, to chyba całkiem sporo – Potter w zamyśleniu popatrzył na ogień. Lekko się zarumienił i zmarszczył brwi, a Hermiona przyglądała mu się uważnie. – Ona... My... kochaliśmy się w niedzielę – nie do końca wierzył w to, że powiedział to na głos.
- To było piękne – dodał niemal szeptem i niepewnie spojrzał na przyjaciółkę.
Hermiona patrzyła na niego z niedowierzeniem. Jej orzechowe oczy pociemniały, przybierając barwę gorzkiej czekolady, a wargi były lekko rozchylone.
- Naprawdę? – zapytała niepewnie i Harry usłyszał w jej głosie nie tylko zaciekawienie i fascynację, ale także lęk. Popatrzył na nią łagodnie. Wyglądała dziewczęco i kobieco zarazem. Była niczym ucieleśnienie zmysłowości i niewinności. Teraz mógł zrozumieć, jak to się stało, że Draco Malfoy stracił dla niej głowę.
- Tak, Herm. Naprawdę – zawahał się. Nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, tak aby jej nie zrazić, ani nie zranić. – Chyba bardzo się zakochałem. Wiem tylko, że nie chcę jej stracić, skrzywdzić, ani unieszczęśliwić.
- Ale jak to jest? – spytała cicho, niemal z desperacją Gryfonka.
- Tego nie da się opisać, Herm... To trzeba przeżyć... Przepraszam – ostatnie słowo dodał, gdy zauważył, że jej wargi niebezpiecznie drżą.
- Widzisz? – wyszeptała. – Z tobą wszystko jest w porządku, a ja jestem nienormalna...
- Hermiona, przestań! Ani ze mną nie jest wszystko w porządku, ani ty nie jesteś nienormalna – zaprzeczył stanowczo Harry. – Po pierwsze; ja jestem chłopakiem, a ty dziewczyną. I nie próbuj mi wmawiać, że to nie ma nic do rzeczy, bo ma bardzo wiele. Po drugie, nic ci nie pomoże takie niesprawiedliwe myślenie o sobie, tylko ci zaszkodzi! Cicho, nic nie mów! - niemal krzyknął gdy zauważył, że Hermiona zamierza się odezwać.
- Na pewno myślisz sobie: łatwo mu tak mówić – Hermiona zamrugała, bo poczuła się tak jakby przyjaciel czytał w jej umyśle. – Otóż wiedz, że wcale nie jest mi łatwo, bo ja DOSKONALE WIEM CO CZUJESZ! Wiem i dlatego potrafię zrozumieć, że tobie jest trudniej, może nawet o wiele trudniej, bo Percy, w przeciwieństwie do tego pokręconego Notta, był kiedyś naszym kolegą – Hermiona wzdrygnęła się mocno.
- I mogę się założyć o wszystko co chcesz... – ciągnął swój wywód Harry – ...że Draco Malfoy też rozumie twoją sytuację i też mu jest ciężko, ale nie dlatego, że to z tobą jest coś nie tak, tylko dlatego, że ten świat jest kurewsko niesprawiedliwy, Herm! Rozumiesz?! – dał się ponieść emocjom, ton jego głosu był szorstki, i trochę się przestraszył, że dziewczyna znowu się rozklei, ale Hermiona patrzyła na niego spokojnie i lekko skinęła głową.
- Ja wiem, Harry, ale to mi prawie nic nie daje. Jestem taka... rozbita wewnętrznie – wbiła w niego z desperacją wzrok. - Co mam zrobić, żeby przełamać lęk? – spytała cicho.
Harry westchnął i poczuł jak ulatnia się z niego powoli cała złość na niesprawiedliwość życia na ziemskim padole.
- Musisz myśleć dobrze o sobie samej, Miona – ton jego głosu był teraz cichy i spokojny. Przytulił ją do siebie. Hermiona nie odsunęła się, tylko zamknęła oczy i objęła swojego przyjaciela.
- Dotyk nie musi ranić, nie musi być zły - bezwiednie powtórzył słowa, które powiedziała do niego Blaise. – Dotyk może być bardzo dobry, Hermi – gdy mówił, delikatnie gładził jej miękkie włosy. Westchnęła i przytuliła się do niego mocniej.
- A jak to nie pomoże? – spytała nieśmiało.
- Z czasem pomoże, zobaczysz... To nie zależy tylko od ciebie, a Mal... – Harry ugryzł się w porę w język – ...Draco przecież cię nie skrzywdzi – poczuł, że Hermiona się uśmiecha.
- Musisz z nim porozmawiać, wiesz? – drgnęła lekko po tych słowach.
- Wiem – usłyszał jej odpowiedź tylko dlatego, że wargi dziewczyny znajdowały się tuż przy jego uchu.
- I ty i ja potrzebujemy czasu, żeby na nowo zacząć cieszyć się życiem – Harry nie zdawał sobie sprawy ile jego słowa znaczą dla Hermiony. Chłonęła każde z nich i karmiła się zawartą w nich nadzieją jak manną z nieba.
Poczuł, że tuli się do niego jeszcze mocniej.
– Potrzebujemy czasu, ale wszystko się ułoży, Miona, zobaczysz.

Siedzieli objęci jeszcze przez dobry kwadrans. Już nie rozmawiali, ale ani Harry, ani Hermiona nie mieli tej nocy żadnych koszmarów.

***
******

Wtorek, 20 listopada, 1996

Teraz, Severus który dzień wcześniej martwił się brakiem jakiejkolwiek reakcji wiceministra na - jakże wymowny - list dyrektora Hogwartu, modlił się o jeszcze jeden dzień zwłoki ze strony Weasleya. Na szczęście jego modlitwy zostały wysłuchane. Przynajmniej do jedenastej. Na razie nie martwił się tym, co wymyśli Percival. Martwił się tym, czy powiedzie się zaplanowany przez niego fortel. Mistrz Eliksirów skrzywił się lekko na myśl o słowie „fortel.” Nie bardzo pasowało do tego co zamierzał zrobić, ale też nic innego nie przychodziło mu do głowy, jako określenie dosyć karkołomnego planu, który stworzył wraz z Lucjuszem.
- Zawsze miewałem postrzelone pomysły – mruknął sam do siebie oglądając fiolki eliksirów stojące, schludnie poukładane, za szklaną gablotą. Był dumny ze swojej kolekcji. Wiele z tych specyfików własnoręcznie udoskonalił, a procedury do niektórych z nich – jak na przykład do Lewiatana – samodzielnie opracował.
Dzień jednak dłużył mu się niemiłosiernie. Tak naprawdę pragnął, żeby nadeszła już kolejna doba... żeby było po wszystkim.
- Raz goblinowi stryczek – oznajmił swemu odbiciu w lustrze. Wyglądał gorzej niż zwykle, bo się nie wyspał. Niby jak miał spać w obliczu czekającej go przygody, na miarę przygód Chłopca Który Przeżył? To porównanie wywołało ironiczny uśmieszek na jego wąskich wargach.
- Jakiś ty optymistyczny, kochasiu – odpowiedział sarkastycznie lustrzany Snape.
- Jakbym sam o tym nie wiedział – Severus lubił mieć ostatnie zdanie, nawet w dyskusji z własnym odbiciem.
- Potter pewnie wyszedłby z tego bez szwanku – Snape z lustra miał, ku irytacji Mistrza Eliksirów, takie same potrzeby jak on.
„Mogę zgodzić się na szwank... w umiarkowanym stopniu – pomyślał Naczelny Postrach Hogwartu i posłał szyderczy uśmiech swemu bezczelnemu odbiciu. Zdobył się nawet na pokazanie, swojej podobiźnie, środkowego palca, co nie poprawiło mu zbytnio nastroju, – odbicie bowiem zrobiło to samo – ale lekko go odprężyło.

- Zaiste, Severusie, ciekawy z ciebie... obiekt do obserwacji – rozbawiony kobiecy głos pogłębił krzywy uśmieszek na wargach czarnookiego.
- Mogłabyś pukać, NIMFADORO...
Mimo, że drzwi były uchylone, Snape był przeczulony na punkcie prywatności. Nie, żeby Tonks o tym nie wiedziała, ale uchylona drzwi, to uchylone drzwi...
- A ty, w końcu, mógłbyś umyć włosy – odcięła się gładko. Sama miała, tego dnia, czarne gęste i cienkie warkoczyki sięgające aż do pasa.
- Zajmij się swoim wyglądem – warknął Mistrz Eliksirów. – Wyglądasz jak jakaś ladacznica, a nie nauczycielka – napięte nerwy nie pomagały mu w utrzymaniu poprawnych stosunków z otoczeniem, zwłaszcza że, ze swej natury, bywał aspołeczny.
- Jak zwykle kurtuazyjny i pełen kultury wobec kobiet – naburmuszyła się Tonks i poprawiła ciemnobordową szatę.
- Jeżeli będziesz zachowywała się odpowiednio, ja nie będę robił ci insynuacji, Nimfadoro – wycedził.
- Co cię dziś ugryzło, Snape? – kobieta zmarszczyła brwi. Wyglądała na urażoną.
- Powiedz po co przyszłaś i nie zadawaj głupich pytań – powiedział, już nieco łagodniej, Severus.
Pani profesor wzruszyła ramionami.
- Chciałam zapytać, dlaczego twój pupilek, Malfoy, nie pojawił się na dzisiejszych zajęciach OPCM?
- A się nie pojawił? – zdziwił się Snape.
- Cóż, pewnie urządza swoje nowe dormitorium... Poprosił mnie, abym mu załatwił u dyrektora prywatny pokój – mimo zaskoczenia, nie mógł sobie darować złośliwego komentarza. Po chwili jednak zmarszczył brwi. Uświadomił sobie, że Dracona nie było również na śniadaniu. Co prawda, czasami zdarzało mu się na nie nie przyjść, ale w obliczu tego, co usłyszał przed chwilą od Tonks i biorąc pod uwagę problemy Lucjusza, poczuł ukłucie niepokoju.
- Uważasz, że to zabawne? – poirytowana Nimfadora nie zwróciła uwagi na zmiany jakie zaszły w obliczu Mistrza Eliksirów. – Wiem, że mu pobłażasz, ale ja nie zamierzam dawać mu taryfy ulgowej! Powtórz temu krnąbrnemu arystokracie, że ma mi napisać, na następny wtorek, dwie rolki pergaminu na temat przeciwzaklęć stosowanych w zwalczaniu klątw mącących umysł! Dziękuję za uwagę – zirytowana, nieobecnym spojrzeniem Severusa, Tonks wyszła pospiesznym krokiem z gabinetu Snape’a.
Severus zanotował sobie w pamięci, co ma przekazać Draconowi Malfoyowi i wyszedł zaraz po Tonks, ale on skierował swoje kroki w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów.

*
Severus Snape zapukał cicho do nowego dormitorium Malfoya juniora. Odpowiedziała mu głucha cisza. Zapukał jeszcze raz – trochę głośniej. Znowu nic. Czując jak po plecach pełznie mu strumyk lodowatego niepokoju, powoli, jakby z namysłem, nacisnął klamkę. Ku jego uldze nie musiał używać Alohomory.
Wszedł do niezbyt dużego pomszczenia urządzonego w gustownych barwach szmaragdowej zieleni, srebra i ciemnego granatu. Widok, który ujrzał, uspokoił go, ale i niepomiernie zdziwił...
Draco leżał, na dębowym łóżku. Miał na sobie zielony sweter, który podarowała mu na siedemnaste urodziny Narcyza i czarne lekko wytarte dżinsy, teraz odrobinę za luźne. Spał. Jego twarz miała łagodny, niemal anielski wyraz, a klatka piersiowa unosiła się w miarowym oddechu.
Severus podszedł po cichu do swojego podopiecznego i delikatnie dotknął jego czoła. Było chłodne.
Draco ściskał w prawej dłoni zwitek pergaminu i Snape mógł się jedynie domyślać, że jest to list od jego ojca, który zapewne spędził chłopakowi sen z powiek, co zaowocowało poranną drzemką, która mogła przeciągnąć się aż do obiadu. Poczuł się podle na myśl o tym, że musi go obudzić, ale chłopak miał zaraz kolejne zajęcia i pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że przespał obronę przed czarną magią.
Severus lekko potrząsnął barkiem młodzieńca. Draco jedynie wymruczał coś z dezaprobatą i przekręcił się na lewy bok, nie wypuszczając przy tym, kawałka pergaminu z dłoni.
- Draco, wstawaj – natarczywie wyszeptał mu do ucha Mistrz Eliksirów, tym razem, mocniej szarpiąc jego ramię.
Malfoy drgnął i usiadł. Wyglądał na zdezorientowanego. Rozejrzał się nieprzytomnie.
- Co się stało, panie profesorze? – spytał zachrypniętym głosem i potężnie ziewną. Popatrzył na kartkę w swojej dłoni i zmarszczył z dezaprobatą brwi.
„Cholera” – pomyślał.
Snape uznał, że teraz nie będzie zadręczał pytaniami na temat tego, co zawiera pergamin.
- Draco, jest prawie południe. Przespałeś obronę przed czarną magią – nauczyciel mógł zaobserwować, jak czoło chłopaka się marszczy, a on sam wzdycha żałośnie. – Przyszła do mnie Tonks i oznajmiła, że nie raczyłeś się pojawić. Masz napisać na wtorek dwie rolki pergaminu na temat przeciwzaklęć stosowanych przy zwalczaniu klątw mącących umysł. Nie była zadowolona.
- Ojej... – zdołał jedynie wydukać chłopak i Severusowi zrobiło się go żal. – Przeproszę ją – dodał żałośnie - i napiszę to wypracowanie... Gniewa się pan?
- Nie gniewam się Draco – ale idź, przemyj twarz, zarzuć na siebie coś... mniej mugolskiego i nie opuszczaj dziś już żadnych zajęć, dobrze?
- Ten sweter nie jest mugolski – odpowiedział automatycznie Draco. – Zaraz włożę szaty i doprowadzę się do porządku. Dziękuję, że pan mnie obudził – popatrzył z wdzięcznością na profesora, ale poza tym wyglądał na unieszczęśliwionego.
- Nie masz za co dziękować. To mój obowiązek – chłopak popatrzył jeszcze raz na złożony pergamin, a na jego twarzy pojawiły się troska i niepokój. – I nie martw się, wszystko będzie dobrze – dodał Severus, modląc się w duchu, by to była prawda.
Draco spojrzał z ufnością na swojego ojca chrzestnego i lekko skinął głową.
- Mam nadzieję, że to się powiedzie – szepnął, patrząc wymownie na nauczyciela. Snape nie musiał pytać o co chodzi.
- Ja też, ale już muszę iść... Mam zajęcia z piątym rokiem. Półgłówki – sarknął i chłopak lekko się uśmiechnął.
Draco popatrzył jeszcze raz na list od ojca i westchnął przeciągle. Pozostało mu tylko cierpliwie czekać i wierzyć, że wszystko dobrze się zakończy. Podniósł wzrok i patrzył w zamyśleniu na oddalające się plecy Severusa Snape’a, który znowu wziął na siebie odpowiedzialność za czyjeś życie.

******
Podczas obiadu Draco był piekielnie głodny. Westchnął i nałożył sobie górę zapiekanki ziemniaczanej.
- Widzę, że apetyt dopisuje – uśmiechnęła się Blaise.
- Nie jadłem śniadania – burknął Ślizgon i popatrzył koso na swoją dobrą koleżankę, która miała ogromną szansę na zostanie jego przyjaciółką.
Blaise wzruszyła ramionami i ukroiła sobie bardzo skromną porcję szarlotki.
- A ty, jak widzę, albo dbasz o linię, albo żyjesz miłością – ze złośliwym uśmiechem obserwował, jak na policzki Zabini wypływają delikatne rumieńce.
- Zajmij się swoim życiem uczuciowo-erotycznym, drogi kolego – świadczyła raczej chłodno.
- A co to jest życie e-ro-tycz-ne? – z zimną ironią przeliterował Draco. Uśmiechnął się sarkastycznie do Ślizgonki i zabrał się z entuzjazmem za zapiekankę.
- Jeśli ci tego brak, to zwróć się do Pansy. Ona bardzo chętnie przypomni ci, co to takiego – Blaise rzuciła Malfoyowi zaciekawione spojrzenie. Draco lekko się skrzywił i potrząsnął głową.
- Nie odbieraj mi apetytu, kochanie – sarknął.
Zabini zmarszczyła nos i się uśmiechnęła. Zaczęła powoli konsumować szarlotkę i obserwowała jak jej sąsiad pochłania ogromną porcję ze swojego talerza, a następnie nakłada sobie mnóstwo orzechowego puddingu.
- Rany, Draco! - oznajmiła
- To tylko zastępuje mi to sławne życie erotyczne – entuzjastycznie zareagował Ślizgon. – Przydałaby się czekolada...
- Draco, co z tobą? Jeszcze wczoraj nie przeszkadzał ci brak doznań seksualnych. Co jest? - Zabini nie ukrywała swojego zainteresowania. Odłożyła widelczyk do ciasta, upiła łuk kompotu z żurawiny i wbiła intensywne spojrzenie ciemnoniebieskich oczu w Malfoya.
Chłopak przełknął, westchnął i zaczął nerwowo stukać łyżeczką w talerz.
- Och, Blaise – zrobił rozżaloną minę, ale za chwilę spoważniał. – Co ja ci będę tyłek zawracał?
- Widzę, że naprawdę coś się stało. I nie zawracasz mi tyłka, Draco. Mów – oznajmiła bardzo cicho. Nie miała ochoty, aby podsłuchiwali ich inni mieszkańcy Domu Węża. Nie sądziła także, aby Malfoy chciał być podsłuchiwany.
Westchnął ciężko i powoli przeżuł kolejną porcję puddingu
- Mam lekkiego doła – oznajmił – Ojciec do mnie napisał i martwię się teraz o niego. Takie tam... – po jego minie Zabini odgadła, że „takie tam” są dosyć spore, mimo że Draco starał się przywołać na twarz lekceważący uśmiech. Nie była jednak wścibska i nie dopytywała się o szczegóły.
- Takie tam... – powtórzyła w zamyśleniu. – Jest ci źle, co?
Chłopak skinął głową.
- No... Skąd wiesz?
- Trudno nie zauważyć, Draco. Jest ci źle i potrzebujesz kogoś bliskiego, żeby cię pocieszył. Tak naprawdę nie chodzi o seks... Nie tylko. Chodzi o bliskość drugiego człowieka, prawda?
- Mówisz tak, jakbyś siedziała w moim umyśle... Chcesz puddingu? – uśmiechnął się smutno.
- Nie, dziękuję. Wolę szarlotkę - odwzajemniła uśmiech. – Ty naprawdę wyglądasz markotnie.
Draco tylko skinął głową
- Wiesz to dziwne. Z jednej strony naprawdę czuję, że seks by mi trochę pomógł... Ale przez to jest mi jeszcze bardziej źle...
- Weź, przestań! – żachnęła się Blaise. – To nie twoja wina, że masz takie, a nie inne potrzeby... I przestań dłubać bezmyślnie w tym puddingu – wyrwała mu z irytacją łyżeczkę z dłoni
- Nic nie rozumiesz... – sprawiał wrażenie jeszcze bardziej markotnego.
- Rozumiem bardzo wiele, Draco – jej spojrzenie było jasne i szczere.
- Zapewne... Mam iść do Parkinson, a ona mi pomoże – zakpił.
- Na żartach się nie znasz – odrzekła chłodno.
- Chyba bym się porzygał, gdybym poszedł z nią do łóżka – ciągnął niezrażony Ślizgon.
- Nie mów o rzeczach niesmacznych przy jedzeniu – ofuknęła go Zabini.
- Okey. A w takim razie, co mi radzisz? Żebym zaciągnął do łóżka kobietę, którą kocham? – zapytał z gorzką ironią i spojrzał znacząco na stół Gryffindoru.
- NIE. Ale nie możesz mieć wyrzutów sumienia, tyko dlatego, że odczuwasz napięcie erotyczne, to nic ci nie pomoże.
- Ach, rozumiem. Mam zaakceptować wszystko co czuję, tak? – ironia Dracona stała się zjadliwa.
- Posłuchaj. Nie tylko ty cierpisz – Blaise obruszyła się lekko. – I nie tylko twoi rodzice mają problemy... Jeżeli uważasz, że jesteś pokrzywdzony przez los, pomyśl chociażby o Hermionie. Pomyśl też o tym, że ja także kocham kogoś doświadczonego przez życie – Ślizgonka była zirytowana i nie ugryzła się w porę w język.
„Cholera” – pomyślała, a Malfoy cicho zagwizdał.
- No, no... – powiedział, z zaciekawieniem przyglądając się dziewczynie.
- No co?! – fuknęła.
- Nic – uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Niech tylko zobaczę, że dokuczasz Harry’emu – Blaise złagodniała, ale wbiła w Dracona żarliwe spojrzenie.
- Nie zamierzam mu dokuczać... I masz rację, Hermiona cierpi bardziej niż ja. Sorry za to użalanie się nad sobą – Draco wyglądał na skruszonego.
- Nie szkodzi, każdemu może się zdarzyć – Blaise popatrzyła na niego z łagodnym uśmiechem... – Jak tam nowe dormitorium? – zmieniła nagle temat i uśmiechnęła się szerzej.
- Cicho, spokojnie i nie śmierdzi przepoconymi skarpetkami.
Zabini nie mogła się nie roześmiać.
- Na razie nie śmierdzi – zakpiła cicho.
- Blaise... – wyrzut w szarych oczach Malfoya był nad wyraz wymowny.
- Wiesz, że żartuję.
- Ale to durny żart...
Skinęła głową.
- Potter ma szczęście – oznajmił nagle Draco, patrząc uważnie na Blaise. Zarumieniła się lekko.
- A tam, zaraz szczęście... – duknęła. – Granger też nie trafiła źle – dodała cicho.
- Na malkontenta. No, całkiem nieźle – zakpił Draco.
- Masz dziś dzień słabości. Zdarza się najlepszym. Napij się herbatki i się odpręż – zamilkła na chwilę i spojrzała na stół Gryfonów. – Trochę ci zazdroszczę. Też bym chciała żeby Harry popatrzył na mnie tak, jak Hermiona patrzy na ciebie.
- Co?! – Draco błyskawicznie rozejrzał się po sali, ale panna Granger właśnie zamknęła oczy i ziewnęła lekko.
- Nie widziałem – westchnął żałośnie.
- Wiesz, może to i lepiej – Blaise uśmiechnęła się szczerze i puściła Draconowi oko.

******
- Słyszałem, że masz prywatne dormitorium, burżuju – Harry podszedł po kolacji do Malfoya i uśmiechał się teraz pobłażliwie.
„Niech zgadnę od kogo wiesz” – pomyślał Ślizgon, a na głos spytał:
- No, mam. I co? – uniósł brew i teatralnie zawiesił głos.
- Nic. Poza tym, że jesteś wygodnicki, Malfoy.
Po tej deklaracji, na ustach Dracona pojawił się uśmiech pełen samozadowolenia, ale w jego szarych tęczówkach zaigrały ogniki wesołości.
- Zazdrościsz...
- Nie, ale chciałbym je zobaczyć bo nie wiem, czy mogę puścić do ciebie Hermionę...
- Jeżeli chodzi ci o ilość miejsca, to łóżko jest naprawdę duże – Malfoy miał bardzo poważną minę i wpatrywał się w Harry’ego wyczekująco. Potter westchnął i pokręcił głową.
- Herm chciała cię dziś odwiedzić – oznajmił. – Ale po twojej deklaracji na temat łóżka, wnioskuję, że lepiej jej nie puszczać – dodał obserwując przy tym minę Ślizgona. Całą ironia wyparowała z oblicza Malfoya i chłopak szczerze się uśmiechnął.
- Naprawdę chce do mnie przyjść? – wyglądało na to, że puścił mimo uszu ostatnie słowa Gryfona.
Harry pomyślał, że taki uśmiech na twarzy Malfoya to istny cud.
- Chce, ale tak jak wspominałem, nie wiem czy pozwolę jej iść – stanowczo oznajmił Harry, obserwując go z rozbawieniem.
- Ty tylko o jednym, Potter – Draco zrobił minę nieszczęśliwego, uczciwego człowieka, posądzonego o niecne zamiary.
- Pozwól, że nie skomentuję.
- No, myślę... A teraz lepiej mi powiedz o co chodzi, Potter, bo chciałbym trochę posprzątać przed przyjściem Hermiony, okey?
Harry westchnął przeciągle.
- Słuchaj... Draco – Malfoy postarał się aby Gryfon nie mógł dostrzec zaskoczenia na jego twarzy. To, że mówił do niego po imieniu nie było do końca normalne. – Ją teraz bardzo łatwo zranić. Bądź ostrożny, bardzo cię proszę. W końcu jesteś tylko człowiekiem.
Malfoy spochmurniał i spuścił wzrok
- Myślisz, że o tym nie wiem? Ale mogę ci zagwarantować, że nigdy świadomie jej nie skrzywdzę i... że bardzo ją kocham.
„Ona ciebie też” – pomyślał Harry.
- Wiem, ale bardzo się o nią martwię. Czasami jest taka niemądra... Wiem, że to bardzo trudne, ale musisz być mądry za was oboje.
- Och, Potter, nie przypominaj mi o moim ciężkim życiu – Draco udał, że ociera pot z czoła i westchnął. – O tym też wiem – dodał z lekkim sarkazmem.
- Ale to moja przyjaciółka, Malfoy i chciałem się tylko upewnić - w głosie Gryfona pojawił się chłód.
- Doskonale to rozumiem – bardzo łagodnie odrzekł Draco. – Przepraszam, jeżeli cię uraziłem. Wiem, że się o nią martwisz i naprawdę to doceniam.
Wzrok Pottera nieco złagodniał, po tej deklaracji.
- To dobrze – odrzekł grzecznie.
- Powiedz Hermionie, że hasło to nadal Lewiatan... I nie trap się, odprowadzę ją do Wieży Gryffindoru.
- Powtórzę i proszę cię... Bądź dla niej delikatny i wyrozumiały.
„Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić” – pomyślał Draco, ale skinął głową. Wiedział, że Potter ma rację i zdawał sobie sprawę, że musi wykazywać mnóstwo rozsądku i cierpliwości.
Harry uśmiechnął się do niego, niemal jak przyjaciel, i odszedł.
Myśl o odwiedzinach Hermiony trochę ożywiła Dracona i poprawiła nieco jego podły nastrój. Zaczął nawet wierzyć, że wszystko dobrze się ułoży i na chwilę przestał się zamartwiać.

***
Hermiona zapukała cicho do drzwi dormitorium Dracona i powolutku otworzyła drzwi. Rozmowa z Harrym trochę jej pomogła uporządkować własne uczucia i przyszła po to, żeby zrozumieć je jeszcze dogłębniej.
- Nie przeszkadzam ci? – spytała od progu.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz – mimo ciepła w jego głosie, wyczuła, że jest jakiś nieswój.
- Wejdź, Herm. Chyba nie będziesz stała w drzwiach? Proszę, usiądź gdzie chcesz...
Hermiona weszła i po cichu zamknęła drzwi.
- Ładnie tu – szepnęła i usiadła przy stole rozglądając się wokoło.
Dormitorium było mniejsze od poprzedniego, ale sprawiało wrażenie obszernego. Stało w nim bowiem tylko jedno łóżko i jedna szafa na ubrania, a nie po trzy meble, tak jak w tym zajmowanym przez Dracona wcześniej. Meble były dębowe, a w oknie wisiały ciemnoniebieskie zasłony. Ślizgon mógł się też pochwalić niewielkim kominkiem, w którym teraz wesoło buzował ogień. Chłopak usiadł na szerokim, wygodnym łóżku, przykrytym granatową narzutą, i zapatrzył się w przestrzeń. Był ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie, co jeszcze bardziej podkreślało jego szczupłość i bladość skóry.
- Mi też się podoba. Mam tu ciszę i spokój, a teraz tego mi najbardziej potrzeba – powiedział i po chwili się zarumienił, zdając sobie sprawę ze znaczenia swych słów.
- To znaczy... To, że potrzebuję trochę samotności, nie oznacza, że przeszkadza mi twoje towarzystwo - uśmiechnął się do niej przepraszająco. – Tak naprawdę, cieszę się ze do mnie przyszłaś, Herm.
- Dziękuję – odpowiedziała, przyglądając mu się badawczo. – Coś się stało? Wyglądasz na smutnego...
W pokoju było bardzo ciepło i przytulnie. Dziewczyna zdjęła szatę i przewiesiła ją przez krzesło.
- Trochę martwię się o rodziców – przyglądał się jej białej bluzce i szkolnej spódniczce w kratę, która wydawała się teraz trochę za luźna. Mimo wieczornej pory, nadal miała na sobie krawat w barwach Gryffindoru.
– A tak w ogóle wszystko jest w porządku – dokończył. Nie chciał opowiadać o swoich troskach i dawać jej dodatkowych problemów do zmartwień.
- Napijesz się czegoś? – spojrzał na dziewczynę z czułością. Patrzyła na niego ciepło, cieplej niż zazwyczaj i uśmiechała się łagodnie. Zrobiło mu się gorąco od tego uśmiechu i musiał odwrócić wzrok.
- Nie, nic nie potrzebuję – odrzekła spokojnie. – Chciałam tylko pobyć z tobą, Draco.
Zdziwił się jej słowami. Z konsternacją stwierdził, że lekko się zarumienił i odchrząknął cicho.
- Dziękuję, ja też potrzebuję twojej bliskości, Herm.
Po chwili milczenia Hermiona wstała, podeszła do chłopaka i delikatnie pogładziła go po jedwabistej czuprynie. Zdjęła buty i wspięła się na łóżko, siadając za Malfoyem. Objęła go za szyję i przytuliła twarz do jego karku. Zamrugał z zadziwienia i objął dłońmi przedramię dziewczyny. Położyła drugą rękę na jego klatce piersiowej i przytuliła się mocniej.
- Co się stało? – spytał mile zaskoczony i pocałował przegub jej dłoni.
- Nic, chcę być blisko ciebie – orzekła po prostu i potarła pieszczotliwie policzkiem jego kark. Zamknął oczy i odwrócił głowę, żeby cmoknąć ją w czoło. Hermiona uśmiechnęła się i musnęła wargami jego usta, a Draco poczuł przyjemny prąd rozchodzący się po jego ciele.
„Powinienem się odsunąć” – pomyślał, ale nie zrobił tego. Była tak blisko niego. Pachniała cynamonem, rumiankiem i czymś jeszcze, czymś ulotnym i zmysłowym. Uwielbiał ten zapach. Uwielbiał ją.
- Kocham cię – westchnął.
- Ja ciebie też, Draco – usłyszał szept tuż przy swoim uchu, poczuł jej ciepły oddech.
Zakręciło mu się w głowie. Nie wiedział czy od tego oddechu, czy od jej niespodziewanych słów, które właśnie dotarły do jego świadomości.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham – powtórzyła cicho, a jej wargi musnęły płatek jego ucha. Draco westchnął i zacisnął mocniej powieki
Odsunęła się nieco od niego. Pieściła palcami delikatnie jego kark. Musiał zacisnąć zęby, żeby nie zacząć jęczeć. Chciał powiedzieć, żeby przestała, ale nie potrafił.
- Pragniesz mnie? – zapytała cicho. To pytanie otrzeźwiło go na chwilę. Odwrócił się do niej i ujął dłonie dziewczyny w swoje ręce.
- Czemu pytasz?
- Bo chcę być tylko twoja, Draco – patrzyła na niego tak żarliwie jak nigdy wcześniej. Nikt nigdy na niego tak nie patrzył, jak teraz ona. Poczuł, że jego serce przyspiesza, a ciało ogarnia fala gorąca Pragnął jej niemal do bólu i nie potrafił sobie z tym poradzić. To, że chciała aby jej pragnął, wcale nie pomagało mu zapanować nad własnymi reakcjami i uczuciami.
- Wiesz, że tak – wyszeptał.
Pocałowała go w usta. Jęknął cicho, kiedy zaczęła delikatnie ssać jego dolną wargę.
„Boże, nie wytrzymam” – pomyślał.
Draco nigdy wcześniej nie doświadczył takiej tęsknoty, jaka teraz ogarnęła całe jego ciało. Czuł, że za chwilę całkowicie przestanie się kontrolować. Łagodnie odsunął ją od siebie. Jego oddech był ciężki i płytki, a serce tłukło się w klatce piersiowej jak spłoszony ptak.
- Przestań, Herm – wyszeptał ochryple. – Proszę.
Popatrzyła na niego z wyrzutem. Nie mógł znieść jej spojrzenia i odwrócił wzrok
- Dlaczego? Nie chcesz mnie? – spytała niemal płaczliwie.
Zamknął oczy i próbował się uspokoić.
- Chodzi o to, że aż za bardzo cię pragnę, Herm... Ale ty jeszcze nie jesteś gotowa. Zraniłbym cię bardzo, gdybym wykorzystał twoje zaufanie i twoją miłość... Przepraszam, że nie przerwałem tego wcześniej.
Jej oczy pociemniały i Draco pomyślał, że dziewczyna za chwilę się rozpłacze. Ale ona prychnęła jak rozwścieczona kotka.
- WYKORZYSTAŁ?! – niemal wykrzyczała to słowo. – Ja chcę z tobą być! Kocham cię i pragnę ci się oddać, a ty bredzisz coś o wykorzystywaniu i mnie odrzucasz! – wyglądała na złą i rozżaloną.
Malfoy zmełł cisnące mu się na usta przekleństwo.
- Posłuchaj – powiedział łagodnie. Ty jeszcze nie jesteś gotowa do fizycznego zbliżenia, chociaż ci się wydaje, że tak.. Zrobiłbym ci ogromną krzywdę, gdybym teraz spróbował się z tobą kochać...
- Robisz mi ogromną krzywdę, tym, że nie chcesz spróbować... – już nie była taka zła, ale usłyszał w jej głosie ogromny żal.
Za to Draco poczuł, że wzbiera w nim gniew. Wstał i popatrzył na Hermionę niemal z irytacją.
- Nawet nie wiesz, ile mnie kosztuje panowanie nad sobą – powiedział chłodno. – Nie masz pojęcia jak bardzo cię pragnę, ale zrozum, że jest jeszcze za wcześnie... – pokręciła z żalem głową, ale uważnie słuchała jego słów.
- Chcesz się przekonać, że mam rację? – spytał z desperacją. -Mam cię skrzywdzić, żeby ci udowodnić, jak jesteś krucha i podatna na zranienia? – w tonie jego głosu słychać było rozgoryczenie. Odetchnął głęboko i spojrzał na nią z miłością.
- Doceniam to, że mi ufasz – mówił już łagodniej. – Jestem dumny z tego, że darzysz mnie miłością, i że chcesz mi tą miłość ofiarować – cały jego gniew ulotnił się, gdy ujrzał jej zatroskany wzrok. Przygryzła wargę i wyglądała na zawiedzoną, ale też lekko skrępowaną.
Odwróciła, z cichym westchnieniem, wzrok. Draco ukląkł naprzeciwko Hermiony i zajrzał jej głęboko w oczy
- Skąd możesz wiedzieć, że nam się nie uda, skoro nawet nie próbujemy? – spytała cicho.
- Bo jest na to za wcześnie, kochanie, a ja mam tylko siedemnaście lat i boję się o swoje reakcje... – w jego spojrzeniu była jedynie czułość.
- I tak uważam, że powinniśmy spróbować... Ale przecież nie mogę cię zmusić – Hermiona nadal wyglądała na zawiedzioną, lecz w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Mówił ci ktoś, że jesteś uparta?
- Nie jestem uparta, tylko zakochana – teraz naprawdę się uśmiechała.
- Uparta też – Draco wiedział lepiej. – A Potter miał rację, twierdząc, że bywasz niemądra – dodał tonem mentora.
Hermiona zmarszczyła brwi i popatrzyła na Dracona wilkiem.
- Obgadywałeś mnie razem z Harrym? – dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną. – Doprawdy... A mówią, że to kobiety plotkują.
- Nie obgadywaliśmy cię. Potter się o ciebie martwi i zależy mu na twoim szczęściu. Wspomniał tylko, jak widzę zgodnie z prawdą, że bywasz niemądra... Musiałaś się tego nabawić ostatnimi czasy – Malfoy uśmiechnął się szeroko, widząc, że dziewczyna się rumieni.
- Od kiedy zakochani myślą racjonalnie? – odgryzła się z cichym fuknięciem.
- Popatrz na mnie – uśmiech Dracona stał się jeszcze szerszy.
- Widocznie nie jesteś zakochany – odcięła się trochę za ostro.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza i Draco odezwał się jako pierwszy.
- A może po prostu kocham cię bardzo mocno, Miona... Kocham cię bardziej niż siebie samego – jego wzrok był teraz poważny i łagodny. – Jak możesz w to wątpić? – dodał z lekką urazą.
Hermiona poczuła ukłucie skruchy.
- Wiem, że mnie kochasz – powiedziała cicho i czule pocałowała go w policzek. – Nienawidzę tylko faktu, że muszę być traktowana... – zamilkła na chwilę i westchnęła z irytacją - ... jak jakaś istota upośledzona w rozwoju – przy ostatnich słowach skrzywiła się lekko.
- Upośledzona możesz być jak ci przyłożę – Malfoy nie krył rozdrażnienia.
- Ty nie bywasz niemądra, Herm. Ty czasami mądra bywasz – dodał i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Powiedz coś takiego jeszcze raz, a przestanę być miły. Myślisz, że takie podejście do sprawy ci pomoże? – zmarszczył brwi i popatrzył na nią z wyrzutem.
Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami, ale przełknęła ślinę i oznajmiła mężnie:
- Wiem. Ty mnie kochasz i się o mnie troszczysz, a nie traktujesz jak dziecko specjalnej troski... To chcesz mi powiedzieć?
- No widzisz? Potrafisz mówić do rzeczy, Herm – usiadł obok niej i mocno ją objął, a Hermiona ufnie przytuliła się do niego.
- Wiesz, że masz piegi na nosie? – spytała po chwili, wpatrując się w jego twarz.
- Ty też – odrzekł krótko.
- Wiem... – przechyliła głowę i przyjrzała mu się uważniej. - Twoje są urocze.
- Nawzajem – Draco uśmiechnął się szczerze.
- Skoro nie chcesz się ze mną kochać, to chociaż mnie pocałuj. Przecież się na ciebie nie rzucę – jej oczy były teraz bardzo ciemne, a na ustach błąkał się niemal figlarny uśmiech.
- Na pewno? – spytał z udawanym strachem, a dziewczyna westchnęła z irytacją. Dotknęła wargami jego policzka i spojrzała mu w oczy ze szczerą miłością. Draco poczuł jak jego ciało zalewa fala ciepła i czułości. Pocałował ją. Powoli i delikatnie. Jego usta były miękkie i ciepłe. Hermiona westchnęła cicho, zamknęła oczy i oddała czuły pocałunek.
- Kocham cię, Miona – wyszeptał chwilę później i przytulił ją do siebie mocniej.

******

Napisany przez: Kitiara 24.04.2005 08:55

Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył w czerwone oczy bestii. Stał na zimnej kamiennej posadzce Mrocznego Dworu; miejsca, w którym często zbierali się Śmierciożercy i kwatery Czarnego Pana. Był to stary, zniszczony dworek, nie używany od lat i mieszczący się na obrzeżach Wiltshire.
- Wiesz dlaczego tu jesteś, Lucjuszu? – chłodno spytał Voldemort.
- Jestem tu, bo kazałeś mi przybyć, Panie – odrzekł bez zająknięcia mężczyzna
- A może domyślasz się dlaczego? – wycedził czarnoksiężnik, a jego źrenice zwęziły się niebezpiecznie.
- Nie wiem, Panie. Ale przybyłem tu, bo jestem twoim wiernym sługą – głos arystokraty nawet nie drgnął i Czarny Pan przyjrzał mu się z ukontentowaniem Nie wychwycił w głosie, postawie czy gestach sługi żadnego fałszu. Malfoy był pełen pokory i oddania wobec swojego mrocznego władcy. Niemniej jednak Voldemort ściszył swój głos do niebezpiecznego syku i rzekł:
- Właśnie... Ciekawe, czy jesteś moim wiernym sługą. Mam nadzieję, że tak...
Mężczyzna ledwie dostrzegalnie drgnął i przełknął ślinę, ale nie dał nic po sobie poznać.
- Pewien człowiek, który chce wstąpić w moje szeregi, twierdzi, że nie jesteś lojalny wobec mnie i chcesz zostać szpiegiem Dumbledore’a – Tom wypluł z pogardą nazwisko dyrektora Hogwartu. – O ile już nim nie jesteś...
Malfoy spojrzał odważnie w czerwone oczy Voldemorta.
- Nigdy nie zdradziłem cię, Panie i nigdy nie zdradzę – rzekł z mocą.
Czarny Pan znowu nie wyczuł ani odrobiny strachu czy obłudy w swoim Śmierciożercy.
- Obecni tu, wraz z tobą, moi słudzy zgodnie twierdzą, że nigdy nie padł na ciebie cień podejrzenia, i że jesteś moim oddanym i wiernym przyjacielem...
Określenie „przyjaciel” wywołało u mężczyzny zimny dreszcz obrzydzenia, na szczęście niezauważony przez mówiącego
Malfoy popatrzył na resztę zebranych. Nie było ich wielu, zaledwie garstka. Tak jak przypuszczał: Macnair, Lestrange, Avery i Rookwood.
„Oddział elitarny śmierciojadów” – ta myśl wywołała niemal uśmiech na wargach nieoszlifowanego diamentu arystokracji czarodziejów.
- Ja też ci ufam Lucjuszu – podjął swój wywód Lord. – Co prawda miałeś chwilę słabości, gdy opuściłem moich poddanych, pokonany w niewytłumaczalny sposób, przez tego bachora Potterów – Malfoy znowu usłyszał w głosie Pana ton pełen bezgranicznej pogardy.
- Zeznałeś pod przysięgą, że byłeś pod działaniem Imperiusa... Zawsze czuję ogromny żal, gdy o tym pomyślę... – stojący naprzeciw mężczyzna mógłby przysiąc, że to co czuł Voldemort na pewno nie było żalem. Raczej obrzydzeniem i zimną niechęcią.
- Nie lubię sobie o tym przypominać, to mnie drażni – Czarny Pan skrzywił się z niesmakiem, a przedstawiciel szanowanego w magicznym świecie rodu przygotował się wewnętrznie na cios.
- Crucio – oznajmił zimnym szeptem Lord i po chwili Lucjusz zwijał się na kamiennej posadzce, zaciskając z bólu zęby, a z kącika jego warg sączyła się krew.
W wyniku szoku, umysł Malfoya był w tej chwili bardziej podatny na penetrację, ale nie krył w sobie żadnych niemiłych niespodzianek i Czarny Pan popatrzył na swojego sługę łaskawiej.
- Wstań, Lucjuszu – rzekł, pełnym pobłażliwości tonem, Tom Marvolo Riddle, a na jego pozbawionych warg ustach wykwitł sardoniczny uśmieszek.
Malfoy podniósł się powoli i spojrzał w nieludzkie oczy czarnoksiężnika. Jak zwykle ujrzał tam okrutne samozadowolenie i bezduszny chłód.
„On stał się potworem” – pomyślał szarooki czarodziej i szybko odesłał niebezpieczną myśl, gdzieś poza granice swojej świadomości.
„Obym tylko zmieścił się w granicach czasu” – pozwolił sobie na bezgłośne rozważanie w momencie, gdy Voldemort popatrzył, zamyślony, w zupełnie innym kierunku.
- Co ja mam z tobą zrobić, Malfoy? – zastanowił się na głos czerwonooki pogromca szlam i mugoli.. – Nigdy, poza tą niewielką niesubordynacją, o której wspomniałem, mnie nie zawiodłeś. Ale czymże ona jest przy twoich wysiłkach, które podjąłeś cztery lata temu, aby przywrócić mi moc? – wywód Czarnego Pana spowodował odprężenie sługi, będącego teraz „na dywaniku” u zagadkowego Toma i zaciekawił Bellatrix Lestrange, która uniosła wyżej ciężkie powieki, aby lepiej przyjrzeć się swojemu szwagrowi. Siedząc w Azkabanie, nie miała pojęcia o tym, że Lucjusz „podarował” małej Ginny Weasley potężny pamiętnik Riddle’a
- Zaopatrzenie tej smarkuli w moje wspomnienia, było zaiste świetnym posunięciem – ciągnął Lord. – A za to, że Potter popsuł wtedy twoje wysiłki, absolutnie cię nie obwiniam... Ten gówniarz znowu miał więcej szczęścia niż rozumu – czarnoksiężnik wykrzywił swoją okrutna, bladą twarz w grymasie niesmaku i pogardy absolutnej.
- Możesz mi powiedzieć, Malfoy, jak ten szczeniak to robi? Nie ma nawet siedemnastu lat, a wszystko idzie mu jak po maśle...
Mężczyzna wolał nie odpowiadać na postawione przez Lorda pytanie. Znał go na tyle, żeby wiedzieć, ze nie o odpowiedź tu chodzi. Marvolo, po prostu, zastanawiał się głośno nad dalszą strategią postępowania.
Lucjusz spojrzał w kierunku grupki zebranych Śmierciożerców, czyli na elitę Voldemorta. Lestrange przyglądała mu się z jawną aprobatą, a nawet podziwem i mężczyzna zmusił się do lekkiego uśmiechu, chociaż poczuł niemiły skurcz w okolicach żołądka.
- Wierzę w twoją lojalność, Lucjuszu – powiedział w końcu Lord. – Nie wiem tylko czemu ktoś pozwala sobie na takie insynuacje wobec ciebie... Następnym razem nie przejdę nad tym tak obojętnie jak teraz – coś w głosie Voldemorta powiedziało Malfoyowi, że tym razem także nie obędzie się to bez echa. Czarny Pan nigdy niczego nie traktował tak poważnie jak lojalności wobec siebie. Chciał dać tylko swemu słudze do zrozumienia, że następny raz może się skończyć, dla podejrzanego o zdradę, bardzo tragicznie.
- Musisz jednak Lucjuszu, dowieść swojej lojalności – arystokrata poczuł niemiły ucisk w gardle. – Dlatego mam dla ciebie zadanie i propozycję... nie do odrzucenia – Marvolo zawiesił głos i wbił spojrzenie czerwonych ślepi prosto w szare oczy podwładnego.
Po ciele mężczyzny rozeszła się fala niepokoju, ale zachował kamienny wyraz twarzy, na której nie drgnął nawet jeden mięsień.
- Zadanie jest proste... W Hogwarcie jest ktoś, kto bardzo pomaga Dumbledore’owi i chroni Pottera... Chcę aby, w ciągu tygodnia, Severus Snape znalazł się na tym drugim, lepszym podobno świecie – sługa Voldemorta pobladł nienaturalnie po tych słowach, ale, starając się by jego głos nie zadrżał, odpowiedział stanowczo:
- Tak jest, Panie...
- Moja propozycja natomiast brzmi następująco – Tom wyglądał na zamyślonego, a jego nieludzkie oczy wpatrywały się w jakiś, wiadomy tylko jemu, punkt. – Twój syn jest już pełnoletni, a podczas Próby udowodnił, że nadaje się na mojego lojalnego sługę, dlatego życzę sobie, aby jutro, punktualnie o północy, aportował się tutaj, przed moją rezydencją. Bello, – zwrócił się do czarnowłosej Śmierciożerczyni – odbierzesz panicza Malfoya i przyprowadzisz go bezpośrednio do mnie, to znaczy do nas... Chcę żeby wszyscy moi poddani byli świadkami zaszczytu jaki spotka chłopaka – zasyczał Lord.
- Tak jest, Panie – kobieta skłoniła głowę w geście pełnym czci i oddania, a w tonie jej głosu brzmiała duma, wywołana wyróżnieniem jej spośród elity Śmierciożerców.
Mężczyzna nie pokazał po sobie, jak mocno słowa Czarnego Pana nim wstrząsnęły. Jedynie pokornie schylił głowę i powiedział służalczym tonem, za który od razu siebie znienawidził:
- Co tylko rozkażesz, Panie...
Wiedział, że nie może postąpić wbrew woli Lorda i prosić o odroczenie terminu wprowadzenia Dracona w szereg sług tego czerwonookiego potwora. To tylko wzbudziłoby podejrzenia Voldemorta i by go rozdrażniło, chociaż standardowo nowi byli rekrutowani spośród tych młodych ludzi, którzy ukończyli szkołę. To była wskazówka dla Malfoya, że mimo swej łaskawości Czarny Pan musi mieć dowód lojalności. Najbardziej przerażało mężczyznę to, że prawdopodobnie młodzieniec będzie zmuszony dokonać czegoś potwornego. Bał się też jak tą wiadomość przyjmie sam zainteresowany, ale wierzył w to, że Malfoy junior jakoś przetrwa i da sobie radę.
- Zanim będziecie mogli się oddalić, - przerwał pełną nabożnego napięcia ciszę gospodarz spotkania - chcę was zatrzymać i pokazać wam jaka kara czeka kłamców i mącicieli - po tych słowach zbladła nawet, znana ze stalowych nerwów i zamiłowania do tortur Bellatrix Lestrange, a Augustus Rookwood przełknął nerwowo ślinę.
Z ust Voldemorta wydobyła się seria syczących, nieprzyjemnych dźwięków, od których wszystkim zebranym ścierpła skóra. Do mrocznej komnaty wpełzł ogromny żółty wąż i ułożył się u stóp swego pana.
- Idź po tego kłamcę, Augustusie – chłodno oznajmił Lord.
- Tak, Panie – mężczyzna ukłonił się, a Malfoy mógł dostrzec, że jego mina nie wyraża zadowolenia.
Po kilku chwilach Rookwood wrócił z zakapturzonym jegomościem.
- Pokaż swoją twarz – zimno oznajmił Voldemort.
- Jak rozkażesz, Panie – odpowiedział mężczyzna i niepewnym ruchem ściągnął kaptur.
- Znasz go, Lucjuszu? – spytał sucho czarnoksiężnik.
- Pracuje w ministerstwie... Od niedawna – twarz mężczyzny nic nie wyrażała, ale po jego kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz. – To Igor Matrojew... Bardzo zaprzyjaźnił się z nowym wiceministrem - ton mężczyzny jest chłodny, obojętny i zaprawiony pogardą. – Karierowicz i, z tego co wiem, sukinsyn. Nie lubimy się – położył nacisk na ostatnie słowa, a Nagini zasyczała złowrogo.
- Ach tak? Powiedz mi, Matrojew, dlaczego oczerniłeś jednego z najbardziej oddanych mi sług? – wycedził czerwonooki, a jego okrutne spojrzenie zdawało się przewiercać Igora na wylot. Matrojew nerwowo przełknął ślinę. Jako nie zarejestrowany animag dowiedział się wiele, ale nie na tyle dużo, żeby móc dostarczyć jakieś dowody i teraz uświadomił sobie, jaką głupotą z jego strony był pośpiech. Przecież Malfoy służył Voldemortowi od lat i prawdopodobnie nigdy wcześniej nie dał mu powodów do podejrzeń. Ciemna karnacja Bułgara zbladła lekko, a on sam szukał rozpaczliwie jakiegokolwiek wytłumaczenia. Lucjusz Malfoy patrzył na niego zimno, a na ustach arystokraty błąkał się okrutny uśmieszek wyrażający nienawiść. Igor nie mógł sobie przypomnieć na czyjej twarzy widział wcześniej taki uśmiech, ale na pewno nie była to twarz bladolicego arystokraty, który miał teraz nad nim ogromną przewagę.
- Panie, jeżeli dasz mi jeszcze trochę czasu....
- Raczysz sobie żartować, Matrojew – uciął Voldemort. – Przez ciebie musiałem zwołać dzisiejsze zebranie... Poza tym Nagini dawno nie jadła nic porządnego .
O ile to możliwe, twarz Igora stała się idealnie biała jak pergamin i może Lucjusz poczułby dla niego litość, gdyby się nim tak bardzo nie brzydził. Avery lekko poszarzał po ostatnich słowach Czarnego Pana
- Dlaczego ten człowiek miałby cię oczerniać, Lucjuszu? – spytał chłodno Lord wbijając czerwone oczy w Malfoya, a Nagini zwróciła swój łeb w stronę mężczyzny.
- Nie wiem, Panie – gładko odrzekł wpływowy czarodziej. – Już mówiłem. Jest karierowiczem i się nie lubimy, mógł to zrobić z czystej zawiści, a może dla sławy – niedbale dorzucił i cynicznie się uśmiechnął. Czuł bezgraniczną nienawiść i satysfakcję.
Zachowanie Lucjusza było nienaganne. Lord nie wyczuł u niego ani odrobiny strachu, czy cienia fałszu i obłudy. Za to Igor Matrojew śmierdział strachem na odległość. Był zdenerwowany i pocił się jak mysz. Voldemort skrzywił się z pogardą.
- Nienawidzę zdrajców, ani oszczerców... Jak mogłeś myśleć, że uwierzę ci na słowo, skoro ten mój sługa licznymi czynami dowiódł swojej lojalności i nadal jej dowodzi, a jego syn jest o wiele lepszym materiałem na Śmierciożercę niż ty?
- Panie, pozwól mi...
- Milcz, Matrojew! Dosyć mam twoich kłamstw! Nie wiem, co chciałeś tym osiągnąć, ale Lucjusz jest czysty jak łza... – zawiesił głos i powiódł po zebranych uważnym spojrzeniem - ...a przynajmniej takie sprawia wrażenie. – Malfoy poczuł lekki dreszcz niepokoju. – Nieistotne. Jeżeli zdradzi mnie kiedykolwiek, poniesie odpowiednią karę, a dziś ukażę ciebie, Matrojew. Dla przykładu... Żeby każdy, kto będzie chciał robić nieprawdziwe donosy, najpierw kilka razy zastanowił się, czy mu się to opłaca. Zapewniam, że nie.
Igor pobladł jeszcze bardziej i ze zgrozą popatrzył na ogromnego węża, który, jakby rozumiejąc na co się zanosi, zwrócił swoje straszne ślepia w jego stronę, wysunął rozwidlony język i zakołysał łbem. Cierpliwość widoczna w oczach gada jedynie bardziej go przeraziła.
Voldemort uśmiechnął się okrutnie i wydał z siebie krótkie, zimne syknięcie.
Nagini błyskawicznie rzuciła się na swoją ofiarę a wrzask, jaki odbił się od kamiennych murów, był tak nieludzki, że Avery zatkał na chwilę uszy. Macnair zatrząsł się lekko z obrzydzenia, Rookwood wyglądał tak, jakby miał za chwilę stracić przytomność, albo zwymiotować, Malfoy wzdrygnął się, ale nie odwrócił wzroku od okrutnej rzezi, a Lestrange przymknęła na chwilę oczy i potrząsnęła z odrazą swoimi gęstymi włosami. Czarny Pan patrzył z zimnym zainteresowaniem jak jego osobiste „zwierzątko” rozrywa Matrojewa na strzępy.
- Mam nadzieję, że pojęliście dzisiejszą lekcję – powiedział po kilku chwilach wymownej ciszy Voldemort, a jego nozdrza rozszerzyły się tak, jakby czarnoksiężnik z lubością chłonął smród krwi i świeżych trzewi.
Dopiero spojrzawszy ponownie na zmasakrowane brutalnie zwłoki Matrojewa, przedstawiciel czarodziejskiej arystokracji przymknął na chwilę oczy. Dotarło do niego z mocą, co stałoby się z nim, gdyby wykonał chociaż jeden fałszywy ruch, albo powiedział coś – cokolwiek – co nie spodobałoby się Lordowi.
Myślał, że jest odporny na rzeź, ale nagle poczuł silny skurcz żołądka i musiał głęboko odetchnąć. Kątem oka zauważył, że Bellatrix robi to samo, a Augustus pozieleniał lekko na twarzy. Macnair i Avery byli nienaturalnie bladzi.
- Możecie odejść, jutro was wezwę na spotkanie – oznajmił Czarny Pan z jawną satysfakcją przyglądając się Nagini, która spokojnie konsumowała jeszcze ciepłą ofiarę.

Kiedy srebrnowłosy czarodziej znalazł się na zewnątrz Mrocznego Dworu wciągnął haust świeżego powietrza, po czym aportował się przed rezydencją Malfoyów. Ze zdziwieniem dostrzegł, że jego dłonie lekko się trzęsą; zaczęły do niego docierać wszystkie konsekwencje słów Voldemorta. Spojrzał na złotego roleksa – sam nigdy w życiu nie założyłby czegoś tak ekstrawaganckiego, ale „szlachectwo zobowiązuje” - ozdabiającego jego prawy nadgarstek i odetchnął z ulgą. Eliksir kończył swoje działanie już za kilka minut.
„Wredny zawsze ma szczęście” – pomyślał z sarkazmem i stłumił kolejną falę mdłości. Musiał objąć dłońmi żelazną bramę prowadzącą na teren posiadłości Dragon Tower i pochylić głowę. Założyłby się o wszystko co ma, że Augustus Rookwood rzyga w tej chwili jak struta Pani Norris. Znowu musiał się otrząsnąć i wziąć głęboki wdech. Nie wiedział ile czasu tak stał, oddychając głęboko z zamkniętymi oczami. Kiedy je otworzył, ujrzał że palce zaciśnięte na kracie są dłuższe i bledsze niż były wcześniej.
„Wielosokowy przestał działać” – pomyślał Severus Snape, podał chimerze strzegącej bramy hasło Wyzwolony umysł i ruszył powoli w kierunku pysznej budowli, aby podzielić się ze swoim przyjacielem niewesołymi nowinami.

***
Lucjusz wpatrywał się bezmyślnie w dogasający kominek, a Narcyza wyglądała na całkowicie przytłoczoną; w jej oczach lśniły łzy.
- Rozumiem, że mam cię zabić? – spytał chłodno Malfoy i wbił stalowo-szare tęczówki w czarne oczy Mistrza Eliksirów.
- Dobrze rozumiesz... Myślę, że powinieneś mnie otruć. Czarny Pan uznałby to za niezwykle wyrafinowane i zabawne, a uczniowie Hogwartu zapewne odetchną – zimne słowa Snape’a ociekały sarkazmem
- To nie jest zabawne, Sever! –ostro zripostował Lucjusz. – A jeszcze mniej bawi mnie fakt, że Draco ma mieć jutro wypalony Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Osobiście wolałbym własną egzekucję, przeprowadzoną z odpowiednią pompą.
- Lucjuszu! – Narcyza spojrzała na męża ze zgrozą i dezaprobatą.
- Och, Nari! Ja będę musiał na to patrzeć.
- Możesz go wspierać duchowo – chłodno oznajmił Mistrz Eliksirów. – To, że będziesz przy Draconie, da mu oparcie psychiczne.
- Ale nie sprawi, że mniej przeżyje to piekło! Draco może zrobić coś głupiego... – Malfoy senior zmarszczył brwi i westchnął przeciągle.
- Może psychicznie nie wytrzymać – Narcyza weszła mężowi w słowo.
- Mogę mu zaaplikować Eliksir Zimnej Krwi – Snape skrzywił się lekko przy tych słowach.
Narcyza i Lucjusz wpatrywali się z niesmakiem i zaskoczeniem w swojego przyjaciela; słyszeli co nieco o tym specyfiku.
- Draco nie jest Oklumentą nawet w tak minimalnym stopniu jak ty, Luc. A ten eliksir pomoże mu zachować spokój i opanowanie... Co prawda pozbawi go, na parę godzin, także odczuwania współczucia i innych głęboko ludzkich uczuć.
- Właśnie! – sarknęła Narcyza. – Będzie się zachowywał jak Zombie, któremu wszystko jedno czy rzuca zabijającym czy Cruciatusem, albo innym paskudztwem i będzie mu obojętne w kogo tym rzuca. – Narcyza nie kryła swojej odrazy, a jej spojrzenie było zimne i antypatyczne.
- Mogę mu dać niewielką ilość – Snape się zamyślił. – Tyle tylko, żeby nie odczuwał wszystkiego zbyt mocno...
- Nari, – Lucjusz spojrzał łagodnie na żonę – wiesz, że tak będzie najlepiej...
Myślał, że Narcyza na niego 'nawarczy', ale kobieta westchnęła jedynie cicho.
- Wiem – szepnęła.
- Jest tylko jeden problem – Severus w zamyśleniu przesunął wskazującym palcem po swojej dolnej wardze. – Obawiam się, że Draco nie zechce wypić nawet minimalnej dawki eliksiru. Oczywiście postaram się go namówić...
- Oczywiście... – Lucjusz zagapił się bezmyślnie w przestrzeń. – Ale ja nie zamierzam ciebie truć – dodał stanowczo.
- Nie masz wyboru...
- Coś wymyślę. To znaczy, wymyślimy coś razem – Malfoy spojrzał na Snape’a, a w jego oczach czaiła się desperacja. – Ale chociaż jedna rzecz pozytywna z tego wynikła. – słowa arystokraty zaprawione były mściwą satysfakcją. – Ten śmieć Matrojew zdechł. Może w najbliższej przyszłości trafi też szlag Percivala Weasleya.
Narcyza wzdrygnęła się wewnętrznie i zaczęła zawzięcie podsycać w kominku ogień, żeby nie wygasł do końca.

***
******

Napisany przez: Kitiara 26.04.2005 10:43

Hej!
Ale mnóstwo komentarzy!
Dzięki!
Nie po to wklejam tyle teks, zeby potem zobaczyć taką pustkę w temacie...
Miałam wkleić kolejny odcinek, ale się zawzięłam.
wklęję, jeżeli pojawi się jakikolwiek komentarz.

Dziękuję z góry i pozdrawiam Forumowiczów, Kit.

Napisany przez: harciomaniak 26.04.2005 20:01

Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie znalazłem żadnych błędów!!! Gratuluje!!!!!!!! nutella.gif czekolada.gif landrynki.gif krowki.gif czekam na następne części!!!!!! Pozdrowionka biggrin.gif

Napisany przez: Avin 26.04.2005 20:23

Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I wiesz co ci powiem?? Dobrze robisz!!!. Fick jest jednym z niewielu opodwiadań, do których nie mam żadnych zastrzerzeń(chyba się powtarzam, to samo pisałam przy "Ręka Boga"). Moim zdaniem twój najlepsz fick. Tak trzymaj!!! krowki.gif na wenę.

P.S. Kiedy next part??

Napisany przez: Kitiara 28.04.2005 09:34

]Środa, 21 listopada, 1996

- Hermiona, co to za mina? – Harry jadł tosta i wpatrywał się z zaciekawieniem w przyjaciółkę.
- Niby co? – Granger obrzuciła go niechętnym spojrzeniem.
- Wyglądasz na... – chłopak poszukał w myślach odpowiedniego przymiotnika - ... niezadowoloną i zawiedzioną. Coś się stało?
- Raczej NIC – oświadczyła dobitnie Hermiona, a brwi Harry’ego podjechały niespotykanie wysoko.
- Oświeć mnie, bo raczę nie rozumieć, madame – rzekł, a w jego jasnozielonych oczach pojawiła się nieokiełznana ciekawość.
Gryfonka prychnęła jak rozdrażniona kocica.
- Nic, to znaczy nic – syknęła i nałożyła sobie jajecznicy.
- Coś dziś nie w humorze jesteś – Potter próbował wyglądać na umiarkowanie zainteresowanego, a nie na istotę którą rozsadza z ciekawości, ale mu to nie wychodziło. - Wścibstwo posłało trolla do piachu, Harry – oznajmiła Hermiona ze słodkim uśmiechem i zwróciła ciemne oczy na stół Slytherinu. Jej przyjaciel mógłby przysiąc, że popatrzyła na Malfoya z czymś w rodzaju rozżalenia, niepewności i rozdrażnienia. Zaciekawienie chłopaka osiągnęło górny pułap.
- Nie chcesz mówić, to nie mów – rzekł i zaczął się wiercić na krześle.
„Spytam Malfoya o co chodzi” – postanowił.
Nagle zdał sobie sprawę, że Draco bezmyślnie grzebie widelcem w swoim talerzu i wygląda tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać, albo psychicznie załamać.
- Co złego dzieje się z blondasem? – spytał.
- Sama bym chciała wiedzieć – sarkastycznie odrzekła Hermiona
- Ja mówię poważnie...
Dziewczyna podążyła za wzrokiem przyjaciela i poczuła się tak, jakby jej ktoś porządnie przyłożył. Draco był bardzo smutny, przygnębiony i totalnie niewyspany.
„Jestem skończoną egoistką” – pomyślała.
- Nie wiem – odezwała się cicho, a Harry mógł przysiąc, że dojrzał w jej oczach skruchę. – Wczoraj wspominał, że martwi się o ojca... – nagle dotarło do niej, że znając Dracona, mogło to być coś poważnego. W końcu Malfoyowie nie należeli do istot wylewnych.
- Ależ ze mnie głupia pinda – sapnęła dosyć głośno.
- Że, co?! – Harry z wrażenia upuścił widelec, a Ron, przez ramię przyjaciela, popatrzył na pannę Granger.
- Egoistyczna, bezmyślna pinda – dodała Hermiona nie zwracając uwagi na chłopców.
- Znowu mówisz szyfrem – prychnął Potter, gdy już podniósł widelec, a dziewczyna spojrzała na niego wymownie. - Harry, na łysiejącego Merlina! Nie musisz. Zawsze. Wszystkiego. Wiedzieć – Harry zrobił usta w ciup, a jago wzrok starał się powiedzieć „no przecież o nic się nie dopytuję”; ale tylko się starał i Granger, mimo nieciekawego samopoczucia, uśmiechnęła się zadziornie.
- Wiesz co, kochanie? –zakpiła cicho. – Ludzie mają coś takiego jak życie osobiste i chyba nie sądzisz, że będę ci się zwierzać ze wszystkich intymnych szczegółów mojego żywota, co?
„I tak zapytam, o te intymne szczegóły, Malfoya” – postanowił w duchu z mściwą satysfakcją Harry. – „A niech mi spróbuje nie powiedzieć...”
„Moja ciekawość mnie wykończy” – dodał po chwili.
- Chyba jestem nie w temacie – nieśmiało wtrącił się Ron i nawet jego piegi pociemniały z zaciekawienia.
- Ty też zamierzasz mnie wypytywać co, gdzie, kiedy, z kim, i jak? –Hermiona pokręciła z politowaniem głową.
- Nie, ja po prostu w ogóle nie mam pojęcia o co chodzi – żałośnie oznajmił Weasley.
- A ja straciłem wątek – dodał Potter.
- Ech, chłopaki, wyluzujcie, bo dostaniecie wrzodów – zarówno Ron jak i Harry doznali lekkiego szoku. Zabrzmiało to w ustach Hermiony dosyć egzotycznie. Ron tylko wzruszył ramionami, a Harry oznajmił mężnie:
- Wedle życzenia – ale wbił zachłanne spojrzenie w Malfoya, który teraz potężnie ziewał i przeklinał w myślach Voldemorta, Śmierciożerców i cały świat.

***
Draco siedział i sceptycznie obserwował błękitny eliksir, który dał mu Severus Snape.
W nocy odwiedził go ojciec i oznajmił mu „radosną wieść”. Malfoy junior sam był zdziwiony swoim spokojem, gdy dowiedział się jaki „zaszczyt” go spotkał. Później, przed śniadaniem, Mistrz Eliksirów podarował mu tą fiolkę.
„Tylko dwa łyki; jeśli wezmę więcej, pozbawię sam siebie ludzkich uczuć... Ale czy ja w ogóle chcę to brać?”
Rozważania przerwało mu pukanie do drzwi dormitorium.
- Ki diabeł?! – warknął sam do siebie. Skończył się obiad, a on nie miał tego dnia już żadnych zajęć. Wiedział, że powinien zacząć wypracowanie dla Tonks, ale, z niewiadomych przyczyn, nie miał wcale do tego głowy.
- No i czego ty, Potter, ode mnie chcesz? – spytał zrzędliwie zobaczywszy swego gościa
- Co ty, jakiś taki, dzisiaj? – Harry sprecyzował powód swej wizyty.
- Jaki? – zapytał Draco z heroiczną, jak na swój stan emocjonalno-psychiczny, cierpliwością.
- Nieprzyjemny? Niewyspany? Przygnębiony? Poza tym, sprawiasz wrażenie niezadowolonego z życia, zupełnie jak Hermiona – Harry poczynił wysiłki, żeby zabrzmiało to jak najbardziej obojętnie.
- Wejdź ciekawski, zielonooki gryfiaku – oznajmił z przekąsem Malfoy, co dobitnie utwierdziło Pottera w przekonaniu, że jego wysiłek poszedł na marne. – Po co ja ci mówiłem, jak brzmi hasło do wspólnego? – zastanowił się na głos i doszedł do wniosku, że dobrze zrobi mu szklaneczka ognistej.
- Zaraz ciekawski... – wzruszył ramionami „gryfiak”.
- Ze skóry wychodzisz, żeby się dowiedzieć, co zaszło wczoraj między mną a Hermioną – oznajmił, z sardonicznym uśmiechem, gospodarz dormitorium.
- Wcale nie!- odrzekł za szybko i zdecydowanie za głośno, Harry.
Draco pomyślał, że skoro Potter już przylazł, może się trochę rozerwać jego kosztem i zapomnieć na chwilę o swoich okropnych problemach.
- Napijesz się? – spytał gościa, gdy napełniał szklaneczkę, a Harry skinął głową.
- Wiesz, Hermiona miała dziś taką nieciekawą minę, bo nie chciałem jej zaspokoić oralnie – powiedział Draco zachowując na twarzy wyraz powagi.
- ŻE CO?! – Malfoy po tej deklaracji Gryfona, uznał że warto było walnąć głupi tekst, zwłaszcza, że mina Harry’ego była przekomiczna.
Draco zachichotał i podał mu szklankę.
- Potter, - oznajmił – bądź tak dobry i schowaj ciekawość do kieszeni. Myślisz, że będę ci się zwierzał? – popatrzył uważnie na rumieńce Chłopca z blizną.
- Jesteś wyuzdany – orzekł Harry z niesmakiem i opróżnił szklaneczkę jednym haustem.
- A co mam powiedzieć wścibskiemu gryfiakowi? Zresztą to nie było dalekie od prawdy – z satysfakcją obserwował, że Harry znowu się rumieni i otwiera szeroko oczy. – Chociaż gdyby o taką formę pieszczot poprosiła, wcale bym nie odmówił – ciągnął niezrażony, a Potter aż usiadł, na krześle, z wrażenia
Gryfona przysłowiowo zatkało. Otworzył i zamknął usta, aż w końcu zdołał wydukać.
- Słuchaj, Malfoy, jeżeli w jakikolwiek sposób skrzywdzisz Hermio... – ale nie dokończył, bo mina Dracona, z rozbawionej, stała się bardzo rozdrażniona.
- Wiesz co? Zaczynasz mnie wkurzać. Może i powiedziałbym ci, co się stało, bo przez tą całą, chorą sytuację zacząłem traktować cię jak kumpla... No i co wybałuszasz gały?! – Malfoy omal nie rąbnął szklanką o ścianę. Nagle ogarnęła go irracjonalna złość. Miał nerwy napięte jak postronki, a Potter swoim wścibstwem tylko go irytował. – Może bym powiedział, ale zachowujesz się jak ciekawski gówniarz i właśnie przeszła mi ochota na szczerość. I jak śmiesz mi sugerować, że mógłbym skrzywdzić Hermionę, Potter?!
Harry poczuł się idiotycznie.
Draco Malfoy był wściekły i miał rację.
Najpierw przyszedł i popisał się wścibstwem wyższego rzędu, a teraz zranił Ślizgona niedorzecznymi przypuszczeniami.
W dormitorium zapadła niezręczna cisza.
Draco patrzył na Harry’ego bardzo nieprzychylnie, a Gryfon wbił wzrok w podłogę i mocno się zarumienił.
- Przepraszam – powiedział po chwili Harry i niepewnie spojrzał w stalowoszare i zimne jak lód oczy Malfoya. Ślizgon nic nie odpowiedział i nadal wpatrywał się w gościa. Gniew zaczynał powoli się z niego ulatniać, zwłaszcza, że mina zielonookiego wyrażała szczerą skruchę.
- Najpierw zachowuję się jak wścibski cham, a teraz to. Naprawdę mi przykro...
- Nie szkodzi – bardzo chłodno odrzekł Draco. – To u ciebie nieuleczalne, Potter. Myślę, że kiedyś się przyzwyczaję.
„O ile dożyję tej chwili” – pomyślał z mściwym masochizmem i od razu skarcił się w duchu za takie rozważania. Miał przecież dla kogo żyć i za nic na świecie nie chciałby sprawić Hermionie bólu swoim przedwczesnym odejściem z tego świata.
Już wiedział, że weźmie te dwa łyki eliksiru.
Harry miał już się odciąć, ale dostrzegł w spojrzeniu Ślizgona tępy ból i przygnębienie.
- Hermiona uznała, że potrzebna jest jej terapia wstrząsowa i zaproponowała mi, żebym się z nią kochał – wypalił nagle Malfoy; pragnął się wygadać, powiedzieć o wszystkim co go niepokoi, martwi i doprowadza do szału, o wszystkich swoich uczuciach.
„Może , jak się wyżalę Potterowi, to nie zacznę walić głową w ścianę ani nic z tych rzeczy” – czuł się psychicznie wyżęty, czuł że jeszcze trochę szarpiących nerwy przeżyć i wyląduje na oddziale zamkniętym u Świętego Mungo. Że jeżeli komuś nie opowie o wszystkim, to po prostu oszaleje.
Harry z wrażenia upuścił szklankę.
- Cały ty, Potter – westchnął, ku zdziwieniu Gryfona, bez odrobiny sarkazmu, Draco. – Reparo.
- Dzięki... –Harry popatrzył na całą i zdrową szklankę, którą Malfoy postawił na stoliku. – To nie wszystko, prawda? – dodał jeszcze i zaraz tego pożałował. – Przepraszam, nie chciałem być...
- ... ciekawski, - dokończył za niego gospodarz dormitorium. - Tak, Potter, to nie wszystko... Draco westchnął i usiadł na drugim krześle obok swojego niezapowiedzianego gościa.
- Jak nie chcesz, to nie mów – oznajmił Harry ze skruchą.
- Jakbym nie chciał, to w ogóle nic bym nie powiedział, chyba na tyle mnie znasz? – Draco wziął papierosy ze stołu i popatrzył na Pottera łaskawiej. – Zapalisz? – spytał kurtuazyjnie i wyciągnął paczkę w kierunku Gryfona. – Jak będziesz chciał się jeszcze napić to krzycz, nie krępuj się; wykorzystam cię i się komuś zwierzę, może mi trochę ulży...
Harry nie wiedział, co myśleć o słowach Dracona Malfoya, bo chłopak zachowywał się nieco dziwnie. Gryfon zaczął dochodzić do wniosku, że młodego arystokratę musi dręczyć coś naprawdę poważnego, skoro mówi o „zwierzaniu się” i to komuś, kto jeszcze do niedawna był jego zagorzałym wrogiem. Ponieważ Potter nie miał pojęcia jak zareagować na dotychczasowe wyznanie Malfoya i jego deklarację, wzruszył tylko ramionami i powiedział, to co przyszło mu do głowy:
- Mówiłem ci, Malfoy, że Hermiona bywa niemądra – przypalił sobie papierosa różdżką i od razu stwierdził, że palnął bezmyślny tekst.
Ale, ku jego zdziwieniu i uldze, Draco jedynie zaciągnął się mocniej i oznajmił:
- Odniosłem wrażenie, że ostatnio bardzo rzadko kieruje się zdrowym rozsądkiem – spojrzał odważnie na swojego gościa. – Tylko jakoś się jej nie dziwię, Potter, a ciebie chciałem przeprosić za mój wybuch... Nie powinienem zachowywać się prowokacyjnie, nawet jeśli jesteś najbardziej ciekawską i wścibską osobą jaką znam – Harry z wrażenia omal nie wypuścił papierosa z dłoni.
Draco przepraszał go za całkowicie usprawiedliwioną irytację ze swojej strony. Coś było bardzo nie tak...
Po słowach Malfoya Gryfon poczuł się jeszcze bardziej skonsternowany.
- Eee... Nie szkodzi, miałeś prawo sobie zażartować i się na mnie zezłościć – musiał przyznać, że to było dziwne; szczera rozmowa z Malfoyem, ale ostatnimi czasy, wszystko stało się dziwne i już nie będzie takie samo jak kiedyś.
- Pewnie masz rację, Potter – odrzekł obojętnie Draco, strzepując popiół do popielniczki na stole.
Harry przyglądał się w zamyśleniu jak Ślizgon powoli zaciąga się dymem tytoniowym, wpatrując się natarczywie w sufit dormitorium. Na czole szarookiego chłopaka pojawiła się pionowa zmarszczka i Gryfon pomyślał, że ostatnio często tam gości; zdecydowanie za często jak na jej siedemnastoletniego właściciela.
Draco spokojnie dopalił papierosa i westchnął przeciągle. Harry zaś, w ciszy, palił razem z gospodarzem kwatery. Wiedział, że chłopak myśli intensywnie nad tym co może i chce powiedzieć swojemu gościowi i nad tym jak w ogóle zacząć rozmowę.
- Czy ty w ogóle chcesz wysłuchać moich pretensji do świata, Potter? – zapytał nagle Malfoy i wbił uważne spojrzenie w zielone oczy Harry’ego. – Wiesz, to dosyć egoistyczne z mojej strony, bo chcę się wygadać, a Hermiony nie chcę martwić...
- Jeżeli ufasz mi na tyle żeby opowiedzieć o swoich problemach, to mów... Nie spodziewaj się jednak, że dam ci receptę na twoje zmartwienia, Malfoy – Harry przygasił niedopałek i westchnął.
- Nie oczekuję tego... – po krótkiej deklaracji Dracona znowu zapadła chwila ciszy, a potem Malfoy wziął głęboki oddech i opowiedział Harry’emu Potterowi o tym co spotkało jego ojca i o tym co czeka jego samego nadchodzącej nocy.

******
Severus wpatrywał się we własne dłonie splecione na biurku w gabinecie dyrektora Hogwartu. Albus siedział naprzeciw niego, a oczy starego czarodzieja wyrażały przygnębienie i smutek
- Żal mi go – Snape był zdziwiony tym co powiedział.
- Mi też Severusie... Nie mogę na to pozwolić.
- Chcesz pojawić się na zebraniu Śmierciożercow? – jedna z brwi Mistrza Eliksirów wystrzeliła do góry.
- Może to dobry pomysł, Severusie.
- Doskonały, dyrektorze – Snape uśmiechnął się jadowicie.
- Swoim sarkazmem mógłbyś obdarzyć połowę ludzkości, a jeszcze trochę by zostało – zauważył Dumbledore, a czarnowłosy jedynie prychnął pod nosem.
– Wiem, że jesteś potężny, jak diabli, ale ich tam będzie kilkudziesięciu... Chyba, że chcesz mnie tam wziąć ze sobą. Ale śmiem przypuszczać, że tylko zaszkodzilibyśmy Draconowi, zamiast mu pomóc. Jest mądry i silny, poradzi sobie, poza tym dałem mu Eliksir Zimnej Krwi. Mam nadzieję, że wypije dwa łyki.
– Ja też mam taką nadzieję – głosie starego czarodzieja zabrzmiała ulga i z aprobatą popatrzył na swojego wiernego współpracownika. - I wiem, że na razie nie można nic zdziałać. Draco nie będzie wierny Tomowi; wiem o tym, chociaż ubolewam nad tym, co będzie musiał przejść dziś w nocy i chce mi się płakać gdy pomyślę jak będzie się czuł po powrocie do Hogwartu, gdy eliksir przestanie działać...
Obaj mężczyźni zamyślili się na parę chwil.
- Jak zapewne się domyślasz Severusie, – łagodnie zboczył z tematu Albus - nie zamierzam pozwolić ci umrzeć...
Snape się skrzywił. To była całkiem dobra okazja, żeby zejść z tego świata i jednocześnie zapewnić spokój Potterowi, Malfoyowi i Granger, usuwając pretekst do dalszych prób przesłuchań nastolatków, czyli samego siebie.
- Lucjusz też mówi, że znajdzie inny sposób... Chociaż zasugerowałem mu, że otrucie mnie rozbawiłoby Czarnego Pana i ucieszyło wielu uczniów... Zdawał się nie podzielać mojego punktu widzenia – Mistrz Eliksirów ironicznie się uśmiechnął i wbił nieprzeniknione spojrzenie w Dumbledore’a,
- Wybacz, Severusie... Ale ja też nie uważam twojej śmierci za zabawną. Ani przez otrucie, ani w żadnej innej formie... – Albus zachował spokój i odważnie wpatrywał się w bezdenne czarne oczy podwładnego, które tak wielu ludzi wyprowadzały z równowagi, albo po prostu wprawiały w konsternację.
- No tak, – ciągnął Snape, uśmiechając się sardonicznie i jadowicie zarazem oraz cedząc każde słowo –wampira raczej trudno otruć, ale jest parę fajnych trucizn, które skutecznie mogą nas wykończyć, dyrektorze. Wszystkie mają pewną małą wadę; wiążą się ze śmiercią w męczarniach... ale to szczegół, który się, jak to mówią ładnie mugole, wytnie...
Albus Dumbledore był łagodnym, spokojnym i nad wyraz cierpliwym człowiekiem. Do czasu. Teraz jego jasnoniebieskie oczy nabrały stalowego połysku i cięły spojrzeniem jak sztylet.
- Przestań, Severusie, mówić takie rzeczy – głos starszego człowieka był łagodny, cichy i spokojny, ale Snape wiedział, że staruszek zaczyna być na niego po prostu wściekły. Chciał wyprowadzić go z równowagi, ale wiedział, że Albusa wyprowadzić z równowagi się nie da. Cóż, osiągnął chociaż tyle, ze go zdenerwował.
- Czy ty nigdy się nie wściekasz? – zapytał, niemal z zaciekawieniem, przyglądając się dyrektorowi. Dumbledore westchnął przeciągle i złączył czubki palców obu dłoni.
- I to mówi człowiek, który hołduje zasadzie nie uzewnętrzniania uczuć? – te słowa mogłyby być ironiczne, ale w tonie głosu starego maga nie było ani ironii, ani kpiny. Nie było tam też sarkazmu, mimo że Severus w akcie szału wyrzucił rok wcześniej ze swego gabinetu Pottera, omal nie zabijając go słoikiem z preparatami do eliksirów, o czym dyrektor Hogwartu doskonale wiedział. Snape czuł, że sam za chwilę straci panowanie.
- Nie człowiek, ale WAMPIR, panie dyrektorze – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Zwierzak, który ludzkich uczuć nie posiada, bo posiadać nie może, prawda?
- Nie sprowokujesz mnie, Severusie... – ku irytacji Snape’a Dumbledore odchylił się na krześle i przyjrzał się uważnie profesorowi.- Co zaś do braku ludzkich uczuć... Nie tylko je masz, ale czasami jesteś bardziej ludzki niż inni...
Mistrz Eliksirów prychnął niemal pogardliwie. Niemal, bo szanował Albusa Dumbledore’a i traktował go jak przyjaciela.
- I masz doskonałą intuicję... - coś w oczach starego czarodzieja sprawiło, że Snape odwrócił z lekka konsternacją wzrok.- Ja bym się nie odważył dać Harry’emu takiego wyboru, jaki dałeś mu ty, Severusie.
Wampir popatrzył na dyrektora Hogwartu jak na wyjątkowo ciekawy okaz chrapaka krętorogiego, czy innego zjawiska podobnego kalibru. Jednak zdziwienie i niemy szok ustąpiły powoli narastającej złości. Wzrok mężczyzny świdrował starego czarodzieja z niedowierzaniem i niemal z nienawiścią.
- Niech cię szlag, Albusie – nie wytrzymał napięcia psychicznego Snape... – Kiedy wysondowałeś mi umysł, kiedy spałem?!
- Nie sondowałem twojego umysłu Severusie, a nawet gdybym chciał, to jesteś za dobrym Oklumentą, abym mógł sforsować twoje wspomnienia...
- Do ciężkiej cholery! – Severus tracił nad sobą panowanie. – Nie zamydlaj mi oczu głupimi komplementami! – walnął pięścią w stół. – Skoro nie masz skrupułów, czemu nie przeczesałeś umysłu Granger, zamiast czekać, aż sama wyjawi bolesną prawdę?!– Snape już nad sobą nie panował. Ogarnęła go zimna furia. Miał dosyć wszystkiego. Zakonu, Voldemorta, Wojny a nade wszystko Albusa, który z niezmąconym spokojem obserwował teraz swojego podwładnego.
- NO ODPOWIEDZ MI, DUMBLEDORE! – wrzasnął i rąbnął pięścią jeszcze raz, tak mocno, że omal nie zgruchotał sobie kości. Dyrektor Hogwartu ani drgnął.
Mistrz Eliksirów zamknął oczy i zacisnął zęby z bezsilnej wściekłości.
- Nie użyłem Legilimencji, nie w stopniu zaawansowanym... Po Harrym naprawdę wiele widać, nawet zbytnio nie musiałem się wysilać. Jestem starym człowiekiem, a starzy ludzie dostrzegają o wiele więcej niż wydaje się młodym... Czasami tylko zapominają jak to jest gdy ma się te pięćdziesiąt, albo sto lat mniej
- Teraz zapewne dasz mi umoralniający wykład na temat mojego postępku... – Snape już nie był wściekły. Z rezygnacją wpatrywał się w biurko na którym oprał łokcie i ukrył twarz w dłoniach.
- Mylisz się Severusie... Nawet bym o tym nie wspomniał, gdyby nie twój przytyk do własnego pochodzenia... Doskonale o tym wiesz...
- Tak, wiem – odrzekł poirytowany i trochę zawstydzony Severus; w końcu miał zamiar wyprowadzić Albusa z równowagi i oczywiście mu nie wyszło. – I ciągle zapominam, że jesteś wszechwiedzący! – dodał zgryźliwie.
- Nie wszechwiedzący, Severusie – Albus udał, że nie dostrzegł ironii w tonie głosu profesora. – Po prostu dużo widzę i rozumiem, czasami jest to prawdziwym przekleństwem.
Snape poczuł ukłucie skruchy na dnie serca. Dumbledore miał rację. Czasem niewiedza była błogosławieństwem, a wiedza ciążyła u szyi jak młyński kamień. Znał to za autopsji. A przecież dyrektor był człowiekiem o ogromnych pokładach empatii i bardzo musiało go boleć dostrzegane wokół zło i szerząca się niesprawiedliwość. Wszystko złe, co dotykało uczniów, dotykało poniekąd samego Albusa Dumbledore’a.
- Przepraszam za mój wybuch, dyrektorze – powiedział zmęczonym tonem Mistrz Eliksirów.
- Nie przepraszaj za to, że jesteś człowiekiem, Severusie – Snape miał wrażenie, że staruszek podkreślił ostatnie słowa swojej wypowiedzi i odruchowo wzdrygnął się wewnętrznie. – Okazywanie emocji nie jest niczym złym...
- I kto to mówi? – czarnooki nie mógł się oprzeć pokusie „odgryzienia się.”
- To, że jestem opanowany, nie oznacza, że emocje są mi obce... Doskonale wiesz, że potrafię odczuwać zarówno radość jak i gniew, a także je okazywać. Och, ty nawet odgadujesz moje nastroje, Severusie, czyż nie? –zażartował niewinnie staruszek, a w jego jasnoniebieskich oczach zaigrały ciepłe iskierki rozbawienia.
Severus nie mógł się nie uśmiechnąć. Albus Dumbledore był jedyną osobą, która potrafiła dotrzeć do jego wnętrza... Jedyną osobą, którą tak naprawdę do siebie dopuszczał, jedyną której ufał bez zastrzeżeń. Gdyby był sentymentalny, mógłby w duchu traktować dyrektora Hogwartu jak ojca, ale Severus Snape sentymentalny nie był i nie zamierzał być. Ani teraz ani nigdy.

***
******

Napisany przez: Tenebris69 28.04.2005 12:45

Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słonecznego dnia (czytaj: w wakacje) uzupełnie mój zapis tego opowiadania w Wordzie i zacznę go czytać jeszcze raz od początku. Dlaczego?
Sklerotyczka ze mnie i muszę sobie co chwila przypominać akcję. =P

Ech...
Najbardziej mnie zawsze denerwuje jak polecam komuś żeby przeczytał to opowiadanie, a on mi na to:
- Eee... nie. Bo to erotyk.

<BUM>
Nic tylko się powiesić.
Mam przygotowaną specjalną formułke, którą wklejam za kazdym takim razem za pomocą poczciwego KOPIUJ/WKLEJ. biggrin.gif

Napisany przez: Kitiara 28.04.2005 22:49

- Eee... nie. Bo to erotyk.


Ekhem, podobno punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia...
Ale to chyba tak zwana nadinterpretacja tegoż "dzieła"... Powiedzmy hiperinterpretacja. : ) ) )

Napisany przez: Moonchild 02.05.2005 15:50

Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie czyta się szybko, łatwo i przyjemnie, ale.... No własnie zawsze musi być to ale. Nie podoba mi się treść. Na początku było całkiem fajnie. Widać że akcja jest przemyślana i wszystko ładnie opisane a nie zrobione "po łebkach" jak w większości opowiadań zamieszczonych na tym forum. No ale przestało mi się podobać kiedy zaczełas te wszytskie wątki romantyczno - erotyczne pomiedzy Harrym i Blaise oraz Hermioną i Malfoyem... Jeszcze Harry'ego i Blaise przeżyję, ale drugiej pary po prostu nie mogę. Jakoś totalnie mi to nie pasuje...
Za to bardzo podobała mi się kreacja niektórych bohaterów. Np. Snape jest bezbłędny poza tym Lucjusz + Narcyza też są nieźli smile.gif

Napisany przez: Kitiara 05.05.2005 12:07

Inicjacja Dracona Malfoya
Północ, z 21 na 22 listopada 1996 roku


Draco pojawił się na wyznaczonym miejscu i o wyznaczonej porze; zgodnie z zaleceniami ojca. Posłużył mu do tego świstoklik, który Lucjusz Malfoy spreparował z kapsla po kremowym piwie.
Rozejrzał się po ciemnej i mrocznej okolicy. Stał otoczony starymi bukami i dębami, a dookoła panowała głucha cisza. Światło księżyca ledwie przebijało się przez konary drzew.
Chłopak czuł nienaturalny spokój. Wystarczyło tyko kilka kropel Eliksiru Zimnej Krwi aby pozbyć się niepokoju i skrupułów przed tym, co miało nastąpić. Miał jednak świadomość, że jego obojętna zgoda na wszystko jest tylko ułudą, która pryśnie zaraz po tym, jak cudotwórczy specyfik przestanie działać.
Teraz po Draco Malfoyu nie było widać by się wahał, czy obawiał i nie będzie nic widać, nawet wtedy gdy na dnie serca poczuje ukłucie winy, strachu, czy żalu. Przygotowany przez Severusa eliksir był doskonały. Czarny Pan ujrzy, w oczach nowego sługi, jedynie spokój i opanowanie, oraz to co Draco będzie chciał mu pokazać – pokorę i bezwzględne posłuszeństwo.
Specyfik, który zażył młody arystokrata, był "wspaniały", ale czy on – syn Smieciożercy – był gotowy na to, co zbliżało się wielkimi krokami? Nie wiedział...
Zobaczył ją już po krótkiej chwili od momentu „wylądowania” na miejscu swego przeznaczenia. Biała maska na twarzy kobiety jeszcze bardziej podkreślała, w oczach młodzieńca, groteskowość sytuacji.
Bellatrix Lestrange nie odezwała się ani słowem. Wzięła swojego siostrzeńca za rękę i poprowadziła go w kierunku nieprzyjemnie wyglądającej budowli, która przypominała stary, zapuszczony zamek; chociaż tak ogromna nie była.
Draco westchnął w duchu i zebrał w sobie całą odwagę.
Bella posłała mu pełne uznania spojrzenie, które mógł dostrzec nawet w spowijającym wszystko mroku nocy. Wzdrygnął się wewnętrznie, ale posłał jej krzywy malfoyowski uśmiech i pewnie zacisnął palce na dłoni swojej ciotki.
„Przedstawienie musi trwać” – pomyślał i omal się nie roześmiał pustym, pozbawionym wesołości śmiechem szaleńca.

Bellatrix wprowadziła siostrzeńca do ogromnej, wypełnionej krwawym poblaskiem kamiennej sali i zajęła miejsce w półokręgu utworzonym przez Śmierciożerców.
Draco rozejrzał się obojętnie po mrocznym pomieszczeniu. Zewsząd otaczały go zamaskowane i obleczone w czerń postacie. Na środku sali stał ogromny fotel, przypominający tron, a na nim w niedbałej pozie spoczywał Czarny Pan.
Kiedyś Draco Malfoy marzył o przystąpieniu do armii Voldemorta. Uczestnictwo w ich spotkaniach wyobrażał sobie jako wzniosłą misję w walce z zakałami czystej krwi. Jeszcze niecały miesiąc temu przeszywał go dreszcz podniecenia na myśl o poczuciu władzy jakie da mu znęcanie się nad ofiarami, o bezkarnym zadawaniu cierpienia i śmierci szlamom i mugolom.
Tak było kiedyś, a teraz? Teraz wzdrygał się na myśl o przemocy czy to fizycznej, czy psychicznej. Teraz najważniejszą w jego życiu osobą była, niegdyś pogardzana i znienawidzona przez niego, szlama Granger. Bardzo szybko usunął niebezpieczną myśl na dno umysłu i spojrzał w czerwone oczy swojego przyszłego Mistrza. Skłonił lekko i z szacunkiem głowę. Zdziwiła go łatwość zachowania chłodnego umysłu i zimnej krwi. Przy poprzednim spotkaniu z Lordem musiał się nieźle postarać; w tej chwili wystarczyło się minimalnie skupić.
Teraz wyraźnie dostrzegał źródło upiornego blasku, które go zaintrygowało, gdy tylko wszedł. Owe „światło” pochodziło z trzynastu czarnych świec stojących w obsydianwych świecznikach ustawionych po lewej stronie „tronu” Voldemorta. „Zaklęcie Prawdziwej Krwi” – pomyślał z przerażającym dla samego siebie spokojem.
Zaklęcie to nie należało do klątw, ale wymagało wcześniejszego, dosyć brutalnego rytuału. Należało zabić kogoś niewinnego i bezbronnego, a następnie spić z pucharu kilka łyków krwi ofiary. Ten, kto dokonał owego makabrycznego czynu, mógł, za pomocą odpowiedniej inkantacji, tak zaczarować płomień by jarzył się czerwienią i dawał purpurowy poblask. Zupełnie niepotrzebne okrucieństwo, ale za to jakie efektowne...
Nie uchodziło wątpliwości kim był mag, który dokonał rytuału. Sam rytuał i forma zaklęcia pochodziły ze starożytnej Persji i należały do najmroczniejszych praktyk czarno-magicznych uchodzących, przynajmniej w krajach cywilizowanych, za wymarłe.
- Witam cię, Panie – powiedział, jasnowłosy chłopak, cichym, pełnym uległości, ale i stanowczym tonem.
- Witaj, Draco – odrzekł Voldemort, nie spuszczając z młodzieńca przenikliwego spojrzenia czerwonych oczu. – Wiesz po co cię wezwałem? – głos Tego Którego Imię Wzbudza Strach był cichy i niemal miękki.
- Tak, wiem dlaczego mnie wezwałeś, Panie – Malfoy junior doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy czekają na jakąś krótką przemowę z jego strony. – Ogromny to dla mnie zaszczyt, że zechciałeś mnie uczynić swoim pełnoprawnym sługą. Sercem bowiem od dawna oddany jestem twej służbie, Panie – mówiąc, patrzył na gospodarza ceremonii, ale jego wzrok nie był butny lecz, mimo śmiałości, zachował odpowiednią dawkę pokory.
Pośród czarnych, zakapturzonych i zamaskowanych postaci rozległ się pomruk aprobaty, w którym zanikło pojedyncze westchnienie ulgi, które wyrwało się z piersi mężczyzny, stojącego niemal po środku półokręgu.
Na Lucjusz Malfoya spłynęło błogosławione odprężenie, co nie znaczyło, że całkowicie odzyskał spokój ducha. „Ceremonia” miała dopiero nastąpić, a inicjacja Śmierciożercy nie była ani niczym miłym, ani przyjemnym.
- Draconie Malfoyu, czy jesteś gotowy dołączyć do moich wiernych sług? – spytał Voldemort, uporczywie wpatrując się w młodego mężczyznę.
- Jeżeli tylko mi pozwolisz, Panie – odrzekł Draco.
Bardzo chciał, żeby już skończyła się ta maskarada. Chciał mieć wszystko za sobą. Móc wrócić do swojego dormitorium, wypić fiolkę eliksiru na sen bez snów, zapomnieć o wszystkim i odpłynąć w błogosławioną krainę Morfeusza. Wiedział jednak, że to makabryczne przedstawienie dopiero się zaczyna, i że on będzie jego głównym bohaterem.
- Nie tylko pozwalam ci wstąpić w moje szeregi, Draco. Ja tego od ciebie wymagam – zimny głos, przeszył lodowatym dreszczem ciało młodzieńca.
Na chwilę zapadła dzwoniąca w uszach cisza, a potem Voldemort wydał swój wyrok:
- Przyprowadź tę mugolską wywłokę, Glizdogonie...
Określenie „mugolska wywłoka” mogło równie dobrze dotyczyć mugolki, jak i szlamy; dlatego Draco nie miał pojęcia o jaki rodzaj „gorszego gatunku ludzi” chodzi Czarnemu Panu.
Niski, przykurczony człowieczek, ze srebrną dłonią, zniknął za drzwiami komnaty.
Po chwili wrócił, wlokąc ze sobą, wyrywającą się i wyraźnie przerażoną nastolatkę.
Serce Dracona Malfoya przestało na chwilę bić. Wpatrywał się w szczupłą, bezgłośnie szlochającą istotę, a przez jego umysł przebiegła okrutna, bolesna myśl
„Hermiona...”
Lord z pogardą obserwował szamoczącą się dziewczynę. W końcu Peter brutalnie uderzył ją w twarz. Zachwiała się i upadła. Powoli uniosła głowę. Spod kasztanowych, gęstych loków spoglądały z niemą grozą duże oczy.
Malfoy junior nigdy nie czuł do siebie takiej pogardy jak teraz. Pogardy wywołanej przez falę ulgi, która napłynęła wraz z wejrzeniem jego przyszłej ofiary. Tęczówki dziewczyny nie były ciemnoorzechowe; miały barwę bursztynu. Musiała być też młodsza od Hermiony. Na oko można było dać jej czternaście, góra piętnaście lat.
Zmusił się w duchu by nie odczuwać ani bólu, ani współczucia. Teraz, pod działaniem Eliksiru Zimnej Krwi wszystko było tak cholernie proste.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, nie krzyknęła też, gdy została uderzona, przestała nawet bezgłośnie szlochać. Patrzyła tylko ze zgrozą na wszystko co ją otaczało. Na upiorne czarne świece, na zamaskowane, epatujące zimnem i grozą dziwaczne i straszne postacie. W końcu ponownie odważyła się spojrzeć na Dracona, a w jej bursztynowych oczach zabłysła nikła nadzieja i niema prośba o pomoc.
„Pewnie wyglądam najmniej przerażająco ze wszystkich” – pomyślał sarkastycznie Malfoy junior. Zapewne się nie mylił. Na jego twarzy nie było groteskowej białej maski, a oczy miały naturalny, szary kolor.
- Pokaż jej czym jest ból, a mi czym jest lojalność, Draco – usłyszał zimny cichy głos, przewiercający jego zmysły jak sztylet.
Zwinięta u podnóża „tronu” Nagini zasyczała złowrogo.
Dziewczyna wzdrygnęła się wyraźnie słysząc nieludzki głos i wstrętny przeciągły syk. Teraz w szarych tęczówkach, stojącego naprzeciw niej młodzieńca, dojrzała tylko obojętność i chłód. Nie było tam nikłego blasku człowieczeństwa, który jak jej się wydawało, dostrzegła wcześniej.
Malfoy junior uśmiechnął się okrutnie i zimno. W swojej wyobraźni niemal zobaczył pełen szyderstwa i samozadowolenia grymas wykrzywiający twarz Lorda.
- Crucio – powiedział spokojnie Draco, celując różdżką w dziewczynę.
Nie myślał, nie czuł i nie zastanawiał się nad tym, co robi. Po prostu szedł wydeptaną ścieżką swojego przeznaczenia.

******

Informuję Cię, Snape, że mój współpracownik Igor Matrojew nie pojawił się dzisiaj w pracy. Mam powody, by podejrzewać Cię o eliminację tego człowieka. Chyba wiesz, co mam na myśli, mówiąc o eliminacji, Snape?

- O tak, został wyeliminowany! - sarknął na głos Mistrz Eliksirów.

Nie musisz mi odpowiadać, to było pytanie retoryczne

„Cóż za daleko posunięta elokwencja i świetne poczucie humoru” – pomyślał, ze złośliwą satysfakcją, adresat listu i wrócił do lektury z cynicznym półuśmiechem na wąskich wargach.

Jutro zamierzam osobiście wręczyć Ci wezwanie na kolejne przesłuchanie, które odbędzie się, mam nadzieję, jak najszybciej.
Czuję się osobiście zagrożony Twoją sobą przebywającą bezkarnie na wolności i stanowiącą niewątpliwe niebezpieczeństwo dla ludzi działających z ramienia sprawiedliwości i w świetle prawa.


Przeczytawszy ostatni akapit, Severus splunął i zaklął szpetnie, nazywając po imieniu owe „prawo” i „sprawiedliwość”.

Nie oczekuję odpowiedzi dlatego Hermes odleciał zaraz po dostarczeniu Ci tej korespondencji. Mam nadzieję, że wszystko jest dla Ciebie jasne, Snape.
Z wyrazami rozczarowania:
Wiceminister Magii Percival Weasley


Severus przeczytał podpis, parsknął z pogardą i już miał podrzeć pismo, ale nagle pomyślał, że powinien podzielić się jego treścią i „informacjami” jakie uzyskał na temat tajemniczego zniknięcia Matrojewa, z Albusem Dumbledore’em.
Co prawda był już kwadrans po północy, ale dyrektor na pewno nie spał, tak samo jak nasz bohater Severus Snape, Narcyza Malfoy oraz Harry Potter, który modlił się do wszystkich, znanych mu i nie znanych, bóstw o to, by Draco wrócił cały i zdrowy do swojego dormitorium. Hermionie nie powiedział o niczym. Uznał, że Malfoy junior ma rację oszczędzając jej dodatkowych zmartwień.
Severus Snape westchnął przeciągle i założył na szarą koszulę nocną czarny szlafrok. Zwinął list od wiceministra w rulonik i poszedł poważnie porozmawiać z dyrektorem Hogwartu.

***
******

Napisany przez: Raistlin 08.05.2005 20:08

Do Moonchild:

QUOTE
Np. Snape jest bezbłądny


Chodziło ci o to , że nie błądzi?? Czy chciałaś napisać, że jest bezbłędny? No cóż jak będziesz mogła to powiedz o co ci chodziło.

No cóż Kit, nie miałem czasu, więc dopiero teraz skomentuje twoje opowiadanko.
Musiałem sie troche namęczyć, bo od ostaniego mojego komentarza nie czytałem
"Być szlachetnym",więc troche miałem do nadrobienia. No ale w końcu przeczytałem i moge się wypowiedzieć.

Po pierwsze od dawna mi się cisneło na usta, że masz tendencje do robienia z dobrych złych(Percy,Cho), a ze złych dobrych(Snape,cała rodzinka Malfoy'ów). To troche mi zawsze nie pasowało.
Po drugie oczywiście znalazłem troche literówek i chyba jeden błąd ortograficzny,(być może się czepiam, ale taka moja natura) co jest prawie nie do wyelminowania podzas pisania czegoś takiej długości, więc nie narzekam.
Po trzecie opowiadanie jak zwykle długie(co się chwali), ciekawe(to też sie chwali), trzymające w napięciu(i to się chwali), no i oczywiście twoja specjalność dialogi Draco/Harry(co oczywiście się chwali).

Pozdrawiam, życze weny i nie omdlenia rąk podczas pisania następnych części.

Ps. Ile jeszcze do końca opowiadania?

Napisany przez: Moonchild 08.05.2005 21:09

QUOTE
Chodziło ci o to , że nie błądzi?? Czy chciałaś napisać, że jest bezbłędny? No cóż jak będziesz mogła to powiedz o co ci chodziło.


Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarła.

Ta część mi się bardzo podobała. Żadne większe błędy mi się nie rzuciły w oczy, najwyżej jakies drobne literówki. Czekam na ciąg dalszy smile.gif

Napisany przez: Kitiara 11.05.2005 10:07

QUOTE
masz tendencje do robienia z dobrych złych(Percy,Cho), a ze złych dobrych(Snape,cała rodzinka Malfoy'ów).

Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świata na czerń i biel, bo dostrzegam odcienie szarości. Mój Lucjusz wcale nie jest do końca dobry, po prostu nie jest bezwzględnie zły i ma ludzkie odruchy, a Snape już na pewno nie jest ucieleśnieniem niewinności. Jest zdolny do okrucieństwa, ale jako członek Zakonu i były Śmierciożerca umie odróżnić dobro od zła i gardzi tchórzostwem i podłością ludzką.Poza tym weźmy postaci które wymieniłeś jako dobre w wersji kanonicznej Percy i Cho
Wybacz, ale Percy nie jest dobry. W kanonie jest przedstawiony jako ambitny człowiek nastawiony na karierę i zdolny wyprzeć się własnej rodziny, gdy jest mu to na rękę. Cho. Cóż o niej wiemy? Że jest płaczliwa, przewrazliwiona, nieco egoistyczna (nie zauważyłam, żeby współczuła Harry'emu, za to ciągle chodziła zapłakana). Nie wiemy czy jest dobra czy zła, ale wiemy na pewno, ze wzięła stronę swojej przyjaciółki z Ravenclawu, gdy ta okazała się nielojalna wobec całej grupy GD i postąpiła naprawdę paskudnie. Czy to są takie stricte dobre postaci, jak np. Dumbledore? Nie.
O Malfoyach natomias prawie nic nie wiemy. To, że sa wyznawcami religii czystej krwi nie oznacza, ze są jakimiś potworami. Nie mamy pojęcia, czy potrafią współczuć, czy nie.
Sposób w jaki przedstawiłam tak a nie inaczej konkretne postaci to wynik mojej sympatii i antypatii do nich, a taże wynik tego, co kazałam im w tej historii przeżyć. Nie sa tą ot takie sobie przygody, które nie mają większego wpływu na nasze wybory życiowe, dlatego też niektóre postaci mogą wydawać się "dziwne", a już na pewno niekanoniczne.

QUOTE
Ile jeszcze do końca opowiadania?

Na prawdę nie wiem i le zajmie mi skończenie tej histroii. Na pewno jeszcze kilka odcinków się pojawi.

Pozdrawiam, Kit :]

Napisany przez: Raistlin 11.05.2005 14:49

Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie przekonuje. Mianowicie rodzina Malfoy'ów. Weźmy Lucjusza: jest w armii Voldemorta, podczas walki w Ministerstwie z rzucaniem zaklęć, które mogły zabić, szydzenie z Artura Weasley'a i bijatyka z nim(II tom) i dużo jeszcze innych sytuacji, których mógłbym wymieniać. Dobrze to teraz Narcyza: o niej nic prawie nie wiem, więc ją pozostawmy. No i w końcu Draco: Jak mówiłaś jest z rodziny wyznającej czystość krwi, więc szydzenie ze szlam pomijam, ale np. wyśmiewanie się z Harry'ego, biedy Weasley'a, i z wielu innych rzeczy nie uznasz Kit za choć troche dobre i nie pamiętam żeby komuś okazał współczucie(we wszystkich 5 częściach HP).

Pozdrawiam Raistlin :]

Ps. Kiedy następny odcinek??

Napisany przez: Kitiara 14.05.2005 10:20

Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego!
Przecież już pisałam, że kazałam moim bohterom zmienić się pod wpływem dosyć drastycznych wydarzeń i własnych przemyśleń.
Skąd wiesz, co myśli taki Draco Malfoy? Tak naprawde nie wiemy o nim nic. Wiemy za to aż za dużo o rozterkach rozwydrzonego Pottera (bo on staje się powoli rozwydrzony, a ja mu na to w tym opku nie pozwoliłam).
Może wstrząsajaca opowieść, którą Draco usłyszał w tym opowiadaniu od Snape'a naprawdę by zadziałała?
Sądzisz, że oglądanie brutalnego gwałtu, przesłuchanie w takiej a nie innej formie i to, co usłyszał wcześniej z ust ojca chrzestnego nie powinno na niego wpłynąć?
Pamiętajmy też o tym, że Narcyza pochodzi z Blacków tak jak Syriusz i Draco to jego kuzyn, a więc moze mieć niektóre cechy charakteru, czy osobowości takie jak on, ale my o tym nie wiemy, nie ma u Rowling opisów uczuć i przemyśleń Malfoya. Niektóre cechy (te dobre) rozwijają się z wiekim. Spójrzmy na nastoletniego Jamesa i Syriusza właśnie. A jacy się stali jako dorośli ludzie? Zdolni do największych poświęceń.
U pani Rowling mamy Dracona, który nie przeżył nic wstrząsającego (a nawet tego nie wiemy, bo może przeżył i nauczył się nie okzywać uczuć), a ja spróbowałam właśnie pokazać, że każdy może się zmienić, nawet taki "zły i okropny" Malfoy, czy jeg tatuś.

Okey, dosyć tego dobrego, bo czasu nie mam i zmykać muszę.
Pozdrawiam :]

Napisany przez: Raistlin 14.05.2005 20:20

No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej upierać przy mojej wizji Malfoy'ów złych i niedobrych(a nawet gnuśnych smile.gif ). A wiesz, że nawet tak myślałem, że Potter w 5 tomie stał się nie rozwydzrzony(według mnie nie jest tak źle z nim) co denerwujący tymi swoimi rozterkami, więc tu się zgadzam z tobą. Co do Dracona, Lucjusza i Narcyzy może dowiemy się nieco więcej o nich w 6 tomie (może JKR zacznie pisać przemyślenia Draca zgodnie z twoim życzeniem).

Pozdrawiam

Raistlin :]

Napisany przez: Forhir 15.05.2005 17:45

Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe.."). Mam nadzieje na szybka kontynaucje ficka i czekam z niecierpliwoscia:)

Napisany przez: Empire 16.05.2005 21:04

- A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej otaczającymi Cie ludźmi, a mniej piciem i słuchaniem muzyki? - odezwał się do mnie tuż koło mojego ucha dziewczęcy głos. Bardzo melodyjny. Yasie miała naprawde bardzo dobry głos, powinna grać w jakiejś kapeli...
- No? - zdjęła mi z uszu słuchawki
- No co? - odparłem, nie odwracając się
- No woła Cię świat co jest dookoła - usiadła mi na kolanach, zabrała z ręki butelkę i rzuciła, rozbijając o pobliską skałę. Nie lubiłem jak ktoś psuje mi wino i wiedziała o tym. Ona nie lubiła jak piję, zwłaszcza w takim nastroju i w takich ilościach i ja o tym wiedziałem. Można więc powiedzieć, że w tym momencie byliśbyśmy kwita... gdyby była moją żoną. Nie była.
- Niech nie woła bo sobie gardło zedrze - burknąłem
- Skoro tak bardzo martwi Cię los jego gardła to może jednak zająłbyś się czymś więcej niż zawartość butelki czy hdd laptopa... - powiedziała, patrząc mi w oczy. Usiadła akurat w taki sposób, żeby wyeksponować dziurę w spodniach od wewnętrznej strony prawego uda... podłóżne rozcięcie ciągnęło się w górę ubrania i zdawało się nurkować głębiej... usiadła tak specjalnie, dobrze wiedziała że prawie nie ma facetów odpornych na ten myk a pozatym kiedy chciała, potrafiła bardzo zręcznie ukrywać "uszkodzenie".
- Butelka i laptop to też część świata - odparłem, też drążąc ją wzrokiem
- Tak, ale na nich świat sie nie zamyka... reszta też ma swoje prawa - przekżywiła głowę lekko w bok. Zachodzące słońce odbijało się od jej policzka i wyglądała w tej chwili jeszcze ładniej Zostanę – zdziwiła go stanowczość w jej głosie. – Zostanę i będę pilnować, żeby nie dopadły cię koszmary, pod warunkiem, że ty będziesz czuwał nade mną.
- Będę, ale co ze mnie za anioł z takim gustownym tatuażem na przedramieniu, chyba upadły – uśmiechnął się gorzko i przytulił ją delikatnie.
- Może i upadły, ale mój – delikatnie pocałowała go w zaczerwieniony jeszcze od uderzenia policzek.

***
******

Napisany przez: Forhir 17.05.2005 22:06

jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade wytrzymac nie wchodzic na stronke z dalsza czescia tego opowiadanka biggrin.gif

Napisany przez: Raistlin 18.05.2005 13:14

No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zaczynać posta) opowiadanie bez błędów, oprócz jakiejś tam jednej literówki co może się zdarzyć. Treść jak zawsze ciekawa i niecierpliwie czekam na następną część.

Ave smile.gif

Napisany przez: Eydie 18.05.2005 19:27

Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka...dobroduszna postawa Dracona. Jak dla mnie to on jest jeszcze z byt cierpliwy. Powinien ( wg. mnie, nic nie narzucam) się pożądnie wściec...Ale i tak jest nieźle smile.gif

Eydie


Załączona/e miniatura/y
Załączony obrazek

Napisany przez: Kitiara 19.05.2005 12:19

QUOTE
Powinien ( wg. mnie, nic nie narzucam) się pożądnie wściec...

No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i na zewnatrz tego nie pokazał.
Jakoś wydaje mi się (to mój subiektywny poglad), że jeżeli facet byłby swiadkiem gwałtu, to nie wściekałby się aż tak mocno na jego ofiarę. Poz tym, kto powiedział, że Draco, który jest jednostką specyficzną, jeszce się nie wścieknie? Na pewno nie ja i na pewno nie świadczy o tym dalszy ciag opowiadania, który, jak na razie, mam napisany na brudno. Zdradzam Wam tajemnicę, ale trudno. Draco się jeszcze wścieknie i to jak rozjuszony smok, któremu ktoś próbuje wydłubać oko.
Cierpliwości...

Napisany przez: Kate64100 26.05.2005 13:07

Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, przecierz w książce Rrowling nie pisze o nim, nie pisze jaki on jest. Mmoże i są wzmianki że jest bezczelny wredny itp, ale skąd wiadomo że on jest taki naprawde, może to tylko maska, może świetnie udaje, może woli żeby inni myśleli że jest zimny i twardy, może woli ukrywać uczucia? Może kiedyś Rowling nas oświeci jeśli chodzi o prawdziwy charakter Mmalfoy'a i innych?(złudna nadzieja, bardzo złudna)... Opowiadanie bardzo mi się podoba, najbardziej ze wszystkich jakie czytałam happy.gif Czy byłaby szansa na następny rozdzialik w najbliższych dniach? happy.gif

Napisany przez: Kitiara 26.05.2005 22:44

Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że to nie kolejny rozdzialik...
Chę tylko napisać, że jutro, czyli w piątek powinna kolejna częśc tutaj zawitać.
Mam nadzieję, że dosyć długa :]

Napisany przez: Kate64100 28.05.2005 12:36

Piękne, cudowne, ale nie podejżewałabym Hermiony o to. Jeszcze niedawno na jego widok prawie mdlała, a teraz mu grozi. Błędów się nie doszukałam, tak mnie to wciągnęło. Nie będe prosić, ani bładać by szybko był nowy rozdział, bo sama dobrze wiesz kiedy będzie, choć to mnie nie powstrzyma od posiadnia nadziei. Poprostu świetnie nadajesz się na autorke, takich, i nie tylko takich, opowiadań happy.gif happy.gif happy.gif

Napisany przez: Kitiara 09.06.2005 09:22

Ło matko....
Aż boję się zagladać do "I believe..."
Dlaczego nie przeniosło mi wszystkich postów?
Brakuje tu duzej ilości tekstu
Okey, nie miałam roboty, to ją mam....


Czwartek, 22 listopada 1996 rok

Rudowłosy chłopak siedział w swoim dormitorium i rozłożył przed sobą list od „kochanego brata” Percivala Weasleya. Dostał go poprzedniego wieczoru, ale nie mógł się zebrać i go przeczytać aż do teraz. Udawał, że zaspał na pierwsze śniadanie, żeby mieć spokój i ciszę w dormitorium. Spojrzał na rząd równych czarnych liter, które wiły się niczym jadowite węże. Zebrał się na odwagę i zaczął czytać.

Drogi Ronaldzie, piszę do Ciebie by Cię ostrzec przed Potterem, który jednak jest niezrównoważony (miałem okazję się o tym przekonać, podczas gdy go przesłuchiwałem razem z Igorem Matrojewem) i przed Severusem Snapem. Podejrzewam, że jest on winny śmierci nie tylko Salomona Notta, ale także mojego bliskiego współpracownika Igora. Widzisz Ronaldzie; Igor Matrojew nie pojawił się dzisiaj w pracy nie zawiadomiwszy o swojej absencji ani mnie, ani ministra Knota, a to do niego nie podobne. Igora nie ma też w domu, ani w innym z często uczęszczanych przez niego miejsc. Dlatego nie dziw się, gdy jutro w porze śniadania odwiedzę Snape’a i wręczę mu zaproszenie na kolejne przesłuchanie. Jak na razie tylko on jest podejrzanym w tej sprawie...
Wracając do meritum, drogi Ronaldzie, chciałbym Cię prosić o pomoc. Oczywiście, muszę wyjaśnić na wstępie parę spraw, bo ponieważ jesteś pod stałym wpływem Granger i Pottera, na pewno zdążyli Ci już nasączyć umysł oszczerstwami na mój temat. Nie obwiniam Cię o to, że źle o mnie myślisz. Każdy może ulec wpływom bliskiego środowiska. Liczę jednak na Twój zdrowy rozsądek, na braterską lojalność i na to, że pozytywnie przemyślisz propozycję, którą zamierzam Ci złożyć. W końcu jesteś Weasleyem, jak ja i na pewno dokonasz właściwego wyboru.


Ron na chwilę zamknął oczy. Jak Percy śmiał mu wypominać bliskie pokrewieństwo? Jak śmiał odnosić się do lojalności wobec rodziny? Przecież to on sam odciął się od Weasleyów. Zerwał kontakty z matką, ojcem i rodzeństwem. Ron nie mógł pojąć jak Percy może być do tego stopnia bezczelny. Odetchnął i powrócił do czytania listu.

Otóż mam do Ciebie wielka prośbę. Jak brat do brata. Uważaj na Ginny!
Z całej naszej rodziny to właśnie ona jest najbardziej bezbronna i narażona na destrukcyjny wpływ Pottera i tej Granger. Pamiętaj, ona jest nasza jedyna siostrą i wszystko co robię, robię wyłącznie z myślą o Niej i o Tobie. Bo tylko Wy mi zostaliście..


”Masz raczej nadzieję, że my będziemy na tyle głupi by uwierzyć w twoje słowa” – pomyślał ze złością i rozżaleniem Ron.

Mam nadzieje, że zrozumiecie, iż moje intencje są szczere i mam na myśli tylko Wasze dobro oraz szeroko pojęte dobro całej społeczności czarodziejów, zwłaszcza teraz gdy Sam-Wiesz-Kto wrócił i zagraża naszej stabilizacji i ładowi. Zadawanie się z Potterem może ściągnąć na Was kłopoty. A ja nie chce by mój jedyny; tak Ron, jedyny, gdyż oprócz Ciebie i Ginny nie mam już żadnej rodziny, brat był narażony na kłopoty.

- A kto ci kazał się rodziny wyrzekać?– wysyczał przez zaciśnięte zęby Ron i pobladł z narastającej złości.

Pomyśl, co przeszedłeś przez tego chłopaka! W pierwszej klasie o mało nie zginąłeś, przez jego ciekawość, w drugiej ledwo uniknąłeś wyrzucenia ze szkoły, a Ginny śmierci, w trzeciej Black! O czwartej wolę nawet nie wspominać, a piątą.... Ron! Ty musisz uważać, Potter sprowadza na Ciebie nieszczęścia! Zaklinam Cię,
trzymaj się od niego jak najdalej! Ten chłopak to kłamliwy furiat, rzucający oskarżenia na niewinne osoby! Salomon Nott był jednym z najuczciwszych ludzi, a on tak zszargał jego opinię.
I Granger... Mam podstawy przypuszczać, że zadaje się z Malfoyem, a przecież to syn Śmierciożercy, niebezpieczny człowiek. W każdej chwili może osobiście wstąpić w szeregi Sam-Wiesz-Kogo. Granger to bardzo ambitna dziewczyna i nie wiadomo, czy sama nie przejdzie kiedyś na ciemną stronę. Jej pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy. Śmierciożeracami byli i są bardzo różni ludzie.
Przez wzgląd na własne dobro miej się na baczności, byłbym Ci też bardzo wdzięczny gdybyś wspomniał mi czasem o różnych niedorzecznych plotkach jakie usłyszysz w szkole, bo takie plotki krążą na pewno. Wszystko co Ci powiedzą Potter, albo Granger podziel przez dwa i lepiej dziel się ze mną nietypowymi nowinami. Na pewno wyjdziesz na tym dobrze, a na dodatek spełnisz swój obywatelski obowiązek.
Liczę na Twoją szlachetność, zdrowy rozsądek i poczucie obowiązku.
Twój kochający brat Percival Weasley


Kochający... Kochający... Kochający...
Te słowo sprawiło, że przed oczyma Rona pojawiły się czerwone plamki. Jego oddech stał się ciężki, puls nierówny, a kolor twarzy alarmująco upodobnił się do kolor włosów.
Chłopak bardzo powoli zaczął drzeć list na kawałki, a kiedy to zrobił wrzuci strzępy do kominka. Przez chwile patrzył jak wiadomość od "kochającego brata" płonie i wyszeptał cicho.
- Ja nie mam brata.
Czuł taką wściekłoś jak nigdy, ale był jednocześnie dziwnie spokojny. Popatrzył na Hermesa. Ptak cierpliwie czekał na odpowiedź, a teraz huknął ponaglająco.
- Współczuję ci takiego pana – powiedział cicho rudzielec, wziął pergamin i odpisał znienawidzonemu bratu w dwóch zdaniach:

Niech się pan trzyma ode mnie, od Mojej Młodszej Siostry, oraz od Moich Przyjaciół, a także od Dracona Malfoya z bardzo daleka, panie mało szanowny wiceministrze magii.
Bez szacunku i z wyrazami Głębokiej Pogardy, pana były brat, Ronald Weasley


******
Przez całe drugie śniadanie Hermiona siedziała jak na szpilkach.
Draco nie pojawił się ani wcześniej, ani teraz. Nie było go też na pierwszych zajęciach. Harry plątał się, gdy próbowała się dowiedzieć, czy jej przyjaciel wie coś na temat Malfoya, więc po drugim pytaniu „odpuściła”, nie chcąc go zmuszać do kłamstwa. Niepokoiła ją też pogłębiająca się apatia Rona i jakiś dziwny, zacięty wyraz jego twarzy, a także fakt, że rudzielec wymienił kilka porozumiewawczych, smutnych spojrzeń ze swoją siostrą.
Westchnęła, odsunęła od siebie talerz z grzankami i wstała od stołu. Musiała sprawdzić co dzieje się z najbliższą jej, w tej chwili, osobą.
- Gdzie idziesz? –smętnie spytał Potter, a Weasley uniósł na nią stroskane spojrzenie.
- Idę dowiedzieć się, co dzieje się z Draconem – odrzekła cicho.
- Nie zjadłaś tostów – głos Rona był bezbarwny, a on sam wydawał się błądzić myślami gdzieś daleko od miejsca przebywania jego cielesnej postaci.
Harry lekko się zarumienił i przygryzł dolną wargę..
- Ty coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć – w głosie dziewczyny nie było słychać wyrzutu. – Pewnie dlatego, że on ci zabronił...
Chciała już wyjść, gdy nagle wszedł koś, kto nie był tu mile widziany. Percy Weasley wkroczył, w towarzystwie swych goryli, z dumnie uniesioną głową, a Ginny i Ron, jak na komendę, wstali jednocześnie i, nie patrząc nawet na starszego brata, wyszli szybko z Wielkiej Sali, omijając przybyłych szerokim łukiem. Percival zdawał się jednak wcale tego nie zauważać i był lekko podenerwowany. Severus i Albus znali przyczynę takiego stanu rzeczy i obydwaj czuli w tej chwili cichą satysfakcję, z powodu „nagłej i niewyjaśnionej absencji” Matrojewa w ministerstwie.
Weasley popatrzył prosto na stojącą przy stole Gryffindoru dziewczynę.
Hermiona cofnęła się i opadła na krzesło, a jej twarz przybrała kolor pergaminu. Poczuła napływające niepohamowaną falą mdłości, skrzywiła się i z trudem opanowała odruch wymiotny. Schyliła głowę i zaczęła miarowo i spokojnie oddychać. Nie mogła jednak powstrzymać zimnego potu spływającego strużką wzdłuż kręgosłupa, dreszczy i silnego skurczu żołądka, który spowodował, że jej twarz wykrzywiła się w cierpieniu.
- Herm, on nie zrobi ci krzywdy – szepnął cicho i troskliwie Harry. – Nikt mu na to nie pozwoli, ani dyrektor, ani Snape, ani ja, ani nikt.
Chłopak pomyślał o Lupinie, który spokojnie jadł śniadanie w swojej kwaterze. Dumbledore nie chciał go narażać, chociaż Remus usilnie nalegał na to by jeść wraz ze wszystkimi i móc spojrzeć w oczy wiceministra, gdy tylko się dowiedział o tym, że Severus ma otrzymać wezwanie na przesłuchanie do ministerstwa. A dowiedział się szybko. W tej chwili on, Albus i Severus tworzyli najsilniejszy człon Zakonu, a eksterminacja Wilkołaków i Wampirów obchodziła Zakon Feniksa nie mniej niż planowana eksterminacja i podporządkowanie „szlam” i mugoli lepszej rasie ludzkiej.
Jednak to Dumbledore rządził zarówno szkołą jak i Zakonem, więc Remus siedział grzecznie u siebie, pijał herbatkę i czytał Proroka Codziennego...
- Herm, spokojnie, nic ci nie grozi – Harry delikatnie dotknął pleców przyjaciółki. Drgnęła, ale po chwili spróbowała się do niego uśmiechnąć. Był to blady, smutny uśmiech zalęknionego zwierzęcia.
- Wiem, Harry – wyszeptała. – Ale to, że tak reaguję... To silniejsze ode mnie.
- Nie masz się czego wstydzić Hermiono. To ten skurwiel powinien wstydzić się spojrzeć do lustra – Harry czuł jak zalewa go fala zimnej nienawiści. Miał ochotę wstać i po prostu przyłożyć Percy’emu z całej siły w twarz.
- Harry...
Chłopak objął ją obronnym gestem i obserwował zimnym wzrokiem, jak wiceminister wręczą Severusowi, z krzywym uśmiechem, zalakowany zwój pergaminu. Poczuł ogromną satysfakcję, gdy zobaczył, że po kilku chwilach rudy mężczyzna musiał odwrócić wzrok od czarnych, przenikliwych, nieustępliwie wpatrujących się w niego oczu Mistrza Eliksirów.
Percival jeszcze raz obrzucił pogardliwym spojrzeniem Wielką Salę i ruszył do wyjścia wraz ze swymi gorylami.
- Zimny, oślizgły sukinsyn – powiedziała bardzo głośnio i wyraźnie Blaise, co okazało się być jej błędem, gdyż zrobiła to za szybko. Była jednak blada z wściekłości i nie potrafiła się powstrzymać. Ze łzami w oczach obserwowała Hermionę, która posłała jej ostrzegawcze i przestraszone spojrzenie.
Wszyscy uczniowie i nauczyciele wpatrywali się w napięciu w Percivala, który „zaszczycił” swoją obecnością stół Ślizgonów. Stanął naprzeciwko czarnowłosej dziewczyny i wpatrywał się w nią natarczywie. Blaise nie odwróciła wzroku. Wstała i z kpiącym uśmiechem patrzyła mu prosto w twarz.
- Zabini... – powiedział w zamyśleniu wiceminister. – Zdajesz sobie sprawę, że obraziłaś urzędnika wypełniającego swoje służbowe obowiązki, prawda? Jestem tu oficjalnie...
- Skąd założenie, że mówiłam o panu? – grzecznie odrzekła dziewczyna nie odrywając spojrzenia od jego oczu. – Nie rozumiem. Czyżby uważał się pan za kogoś wzbudzającego negatywne emocje? - mina dziewczyny wyrażała szczerość i niewinność.
Wiceminister poczuł jak wzbiera w nim gniew. Smarkula go wykiwała i zrobiła z niego kretyna. Przez chwilę nie wiedział jak ma zareagować i kilka sekund milczał.
- Jesteś cwana i bezczelna, Zabini, – powiedział w końcu chłodno - ale pamiętaj, że cwaniactwo nie zawsze wystarcza.
- Dziękuję za dobrą radę, sir – odrzekła bez zająknięcia i patrzyła wyzywająco, jak mężczyzna odwraca się i wychodzi szybkim, żołnierskim krokiem z Wielkiej sali, a za nim pokornie podążają dwaj mężczyźni. Blaise doznała nagłego olśnienia Zrozumiała, że ostatnie wydarzenia sprawiły, iż Draco Malfoy nie stanie się drugim Percivalem Weasleyem, chociaż miał ku temu ogromne zadatki.

******
Severus westchnął i usiadł na jednej z niewielu kamiennych ławeczek przed Zamkiem. Było zimno i wiał przenikliwy wiatr, ale to nie przeszkadzało Mistrzowi Eliksirów. Przeszkadzały mu natomiast natrętne myśli i zmartwienia. Zapalił własnoręcznie skręconego papierosa i głęboko zaciągnął się aromatycznym dymem. W tej chwili najbardziej zastanawiało o jak wybawić Malfoya z kłopotu „wykończenia go”. Jeżeli bowiem Lucjusz nie wykona rozkazu Voldemorta, Voldemort na pewno pozbędzie się bezużytecznego sługi, na którym nie można polegać.
- Najlepszym rozwiązaniem byłoby samobójstwo – powiedział na głos. – I smok by się nażarł i dziewica by przeżyła.
Severusa bawiły mugolskie baśnie dotyczące wyszukanego gustu smoków. Często zwykł żartować, że być może to mugole maja rację. Mugolski mit tłumaczył bowiem doskonale zastraszający spadek populacji tych wspaniałych, potężnych bestii w ostatnim stuleciu.
- Może pomóc? – Snape ponownie zakosztował smaku przedniego tytoniu, który przeszmuglował dla niego stary dobry Dung, i powoli się odwrócił.
- Wiesz, Tonks, że naprawdę mogłabyś? Rozwiązałabyś w ten sposób wszystkie moje problemy i mogłabyś poćwiczyć klątwę zabijającą.
- Jak zwykle tryskasz dobrym humorem i optymizmem – prychnęła czarownica. – Mogę? – spytała i nie czekając na odpowiedź usadowiła się u boku mężczyzny.
- Ależ oczywiście, nie krępuj się – odrzekł Severus, łypiąc koso na niechciane, obecnie czerwonowłose, towarzystwo.
- Nie będę pytać, czemu deklarujesz chęć zejścia z tego świata, zwłaszcza, że ostatnio deklarujesz ją dosyć często...
- I dobrze, bo doskonale wiesz, że bym ci na to nie odpowiedział - wszedł jej w słowo Snape.
- Jak zwykle jesteś dżentelmenem w każdym calu, ale to także nie jest temat, który mnie interesuje...
- Czy ty mnie śledzisz? – ponownie przerwał jej Mistrz Eliksirów
- Nie pochlebiaj sobie... Wyszłam na spacer i gdy cię zobaczyłam, pomyślałam, że zapytam o coś z czystej ciekawości, a także ze zwykłej troski o dobro uczniów.
Severus uniósł brew, zagasił niedopałek i usunął go jednym, nieznacznym machnięciem różdżki.
- Na żadnym ze śniadań, ani na obiedzie nie widziałam Malfoya i z tego, co wiem, nie zjawił się też na żadnych zajęciach. Nie za bardzo mu pobłażasz?
- Posłuchaj – Severus czuł, że wzbiera w nim złość. Tonks nie miała pojęcia, co przeżywał Draco i nie miała prawa mówić o nim tak, jakby korzystał z wyjątkowych przywilejów.
- Słuchaj, Nymphadoro – powtórzył zgrzytając zębami. – Jeżeli Draco Malfoy jest zwolniony z zajęć, to na pewno nie z błahej przyczyny. Czy uważasz, że z powodu zwykłego bólu zęba McGonagall pozwoliłaby mu opuścić Transmutację? – z irytacją poprawił wysoki kołnierz płaszcza i prychnął pogardliwie. – Poza tym, nie miał dzisiaj lekcji z tobą, prawda?
- Dobrze, już dobrze! Nie unoś się tak – Nymphadora rozłożyła ręce w geście poddania się i dobrej woli.
- Nie unoszę się, tylko mnie irytujesz, kobieto. Jesteś, do diabła, jego kuzynką, a nie cierpisz go jak parszywego kundla.
- Ty za to lubisz go za nas oboje – odrzekła cierpko Tonks.
Owszem, Snape miał rację. Nie cierpiała ani swojej ciotki, ani jej męża, ani ich rozpieszczonego bachora. Malfoy działał jej na nerwy, zwłaszcza, że podobny do swojego ojca. Po matce odziedziczył jedynie kształt oczu i ust. Z wiekiem wyładniał, co jeszcze bardziej drażniło Tonks. Nie cierpiała pewnych siebie, aroganckich samców i mimo, że Draco był jeszcze chłopcem, właśnie tak go postrzegała.
- Jesteś do niego uprzedzona – zadrwił Mistrz Eliksirów. Tonks nie mogła zaprzeczyć, ale nie miała też ochoty przyznawać mu racji.
- Może – warknęła.
- Na pewno. Wy, Gryfoni macie problem z przyznaniem się do stereotypowego myślenia i do uprzedzeń... A Malfoyowie, czy chcesz, czy nie, to nie tylko wredni Ślizgoni, ale też twoja rodzina.
- Tak, Snape – Tonks wyraźnie się zdenerwowała. – To moja matka – Andromeda wyrzekła się rodziny i, wszystkim na złość, wyszła za mugola. Ona wypaliła dziury w gobelinie rodowym, tam gdzie tkwi jej nazwisko i nazwisko Syriusza. A ja wredna i wyrodna czarownica skalana mugolską krwią odcinam się zawzięcie od rodziny, która mnie kocha i czeka na mnie z otwartymi ramionami! – kobieta mówiła coraz głośniej, a jej oczy ciskały błyskawice. Tonks wstała i gwałtownie poprawiła płaszcz. Severus był na tyle zaskoczony jej wybuchem, że nie powiedział nic, jedynie przyglądał się jej z zaciekawieniem.
- Może już pójdę. Mam szlamowatą krew i jeszcze się ubrudzisz. Mój nieskalany kuzynek woli omijać mnie szerokim łukiem i może ty też powinieneś – przełknęła cisnące się do oczu łzy. Jak śmiał jej przypominać, że Malfoyowie są jej rodziną? Jaką rodziną... Nigdy nie przyznawała się przed nikim, nawet przed samą sobą, że takie odrzucenie jest bolesne. Doskonale sobie z tym radziła i poczuła się wyprowadzona z równowagi słowami Severusa.
- Chciałem ci przypomnieć, Tonks, że to ty za mną łazisz, a nie ja za tobą, i że jestem jeszcze większym wyrzutkiem świata czystych czarodziejów, niż ty. Chyba zapomniałaś o moim wampiryzmie... A twój nieskalany kuzynek, jak raczyłaś go określić, nie stracił do mnie szacunku, chociaż się o tym dowiedział – głos mężczyzny był cichy, spokojny i zimny. – Nie masz bladego pojęcia, co ten chłopak teraz przechodzi. Tak się składa, że ja niestety mam i nie życzę sobie wysłuchiwać żadnych aluzji na temat Dracona, ani na temat jego rodziców.
- Wedle życzenia – warknęła czarownica i odwróciła się w kierunku zamku.
- Tonks, pamiętaj, że on był przesłuchiwany, tak samo jak Potter i Granger. Oni wszyscy potrzebują teraz wsparcia i zrozumienia
- Możliwe, ale od kiedy pamiętam, Draco był rozpieszczonym gówniarzem – odpowiedziała, już spokojniej.
- Cóż, już nie jest. Ale może w końcu sama raczysz porozmawiać ze swoim kuzynem, zamiast się zastanawiać, co z nim nie tak. Może się w końcu zainteresujesz. Przecież jesteś też jego nauczycielką – wstał i ruszył do Hogwartu.
Nymphadora nie odpowiedziała. Stała jeszcze przez chwilę zamyślona przy ławeczce. W końcu poprawiła płaszcz i powoli wróciła do Zamku.

******
Hermiona uchyliła powoli drzwi dormitorium. Na szczęście były otwarte i mogła bez problemu wejść do środka. Tak, jak kilka godzin wcześniej powiedział jej Severus Snape, Draco spał. Leżał zwinięty w kłębek pod kołdrą i miarowo oddychał. W Wielkiej Sali rozpoczęła się właśnie kolacja, ale ona nie była głodna i chciała go zobaczyć jak najszybciej. Ponieważ Mistrz Eliksirów zapewnił ją, że nic złego Malfoyowi się nie stało, że jedynie nie czuje się najlepiej, został w swoim dormitorium i jest zwolniony ze wszystkich zajęć, postanowiła poczekać do końca lekcji. Czas jednak dłużył się jej niemiłosiernie i, gdy Transmutacja dobiegła końca, niemal wyfrunęła z sali.
Podeszła do łóżka i usiadła na samym brzegu. Na szafeczce obok stała fiolka eliksiru na bezsenny sen i coś w Hermionie drgnęło nieznacznie. Skoro Draco pił ten specyfik, musiał przeżyć coś niedobrego... Ale przecież Snape by jej nie okłamał, prawda? Oczywiście, że nie... Chyba że, chyba że po prostu nie chciał jej martwić czymś naprawdę przykrym, czymś takim jak...
Hermiona bardzo delikatnie i powoli odkryła Dracona i ujęła w swoją dłoń lewą rękę chłopaka. Na przedramieniu widniał świeżo wypalony Mroczny Znak. Poczuła silny skurcz serca i wzdrygnęła się, zaciskając palce na jego ciepłej skórze.
A więc o to chodziło. Dlatego Draco był przygnębiony, a profesor Snape miał tak poważną i zatroskaną minę, gdy z nią rozmawiał, pomimo, że jego głos był spokojny i niemal łagodny. Chłopak, w którym się zakochała został w nocy Śmierciożercą. Już nie dziwiła się, że na szafeczce stoi eliksir na sen bez snów.
Najpierw poczuła złość, że nic jej o tym nie powiedział, ale po woli dotarło do niej, że nie mówił jej nic z troski o nią. Była przekonana, że powiedziałby jej w najbliższej przyszłości. Nie chciał aby martwiła się zamiast spać. Mogła to zrozumieć, chociaż bolało ją to, że się przed nią nie otworzył.
Hermiona westchnęła przeciągle, zdjęła buty oraz szatę i delikatnie wsunęła się pod kołdrę. Przytuliła się do pleców chłopaka i mocno go objęła. Draco zamruczał przez sen i poruszył się nieznacznie. Miał na sobie tylko cienki podkoszulek i bokserki i dziewczyna przywarła do niego całym ciałem, chłonąc jego naturalne ludzkie ciepło. Zamknęła oczy, słuchając miarowego oddechu młodzieńca. Spał jak małe dziecko. Zacisnęła powieki i sama próbowała zasnąć, ale nie mogła, bo myślała cały czas o tym, co musiał przeżywać. Odruchowo przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Spokojnie gładziła jego policzek i jasne, rozsypane na poduszce włosy. Nie wiedziała ile czasu mogła tak leżeć obok niego, gdy Draco westchnął cicho i otworzył oczy. Skrzywił się lekko wracając do rzeczywistości. Poczuł delikatne muśnięcie na policzku, odwrócił się i ze zdziwieniem popatrzył na Hermionę. Spojrzała na niego łagodnie i przytuliła policzek do jego barku.
- Miona, – wyszeptał trochę nieprzytomnie – chyba powinnaś być na zajęciach.
Ziewnął i uświadomił sobie, że za oknami jest już ciemno.
- Byłam na wszystkich lekcjach – odrzekła cicho – Przyszłam tutaj, zamiast iść na kolację, Draco.
- Niedobrze, powinnaś normalnie jeść...
- Jak mogłam jeść, skoro martwiłam się o ciebie? Dlaczego mi nie powiedziałeś? – w tonie jej głosu usłyszał cichy zarzut, a orzechowe oczy wpatrywały się w niego z troską i powagą.
- Dlaczego? – wyszeptała jeszcze raz widząc jego zakłopotanie i wymownie pogładziła lewe przedramię młodzieńca. Westchnął w odpowiedzi i nieznacznie drgnął, a na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec.
- Nie chciałem cię niepokoić i martwić – powoli odwrócił wzrok. – A teraz... Teraz chyba się mną brzydzisz i nie ma się czemu dziwić, bo brzydzę się sam sobą... – nie patrzył na nią. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Nie dlatego, że miałby w nich zobaczyć obrzydzenie. Bał się, że zobaczy czułość, przebaczenie i miłość. Bał się tego i tego nie chciał. Chciał się położyć i umrzeć, miał ochotę pobiec do Snape’a i nawrzeszczeć na niego za eliksir, który pomógł mu zachować jasność umysłu, a może nawet uratował mu życie. To nie było ważne, bo on nie chciał żyć po tym, co zrobił, a wiedział że musi. Przerażał go fakt, że teraz będzie zmuszony robić takie rzeczy, jak ostatniej nocy, bardzo często. W końcu został Śmierciożercą. I nie mógł zrezygnować. Obiecał już Dyrektorowi, że zostanie szpiegiem, a poza tym z tej organizacji nie można się było po prostu wypisać. Nagle wszystko wydało mu się cholernie trudne, wręcz niewykonalne.
- Draco, nie mów tak – Hermiona przycisnęła usta do jego nagiego ramienia. – Przecież wiesz, że nie mogłabym czuć do ciebie odrazy. Kocham cię.
Malfoy poczuł wzbierający w nim gniew i złość, bo nie mógł już zrobić nic, żeby odwrócić bieg wydarzeń.
- Widzisz znamię na mojej ręce?! – warknął. – Jak myślisz, co musiałem zrobić, aby dostąpić zaszczytu wejścia w szeregi Czarnego Pana?
Hermiona patrzyła na niego w milczeniu. Wiedziała, ze nie może mu pomóc, że on sam musi sobie ze wszystkim poradzić, ona jedynie może go kochać i okazywać mu zrozumienie.
- Patrzysz na mnie tak, jakbym to ja ucierpiał! – krzyknął i dziewczyna mimowolnie drgnęła
Malfoy wstał ze złością z łóżka i walnął pięścią w stół.
- Do ciężkiej cholery! To ja torturowałem jakąś niewinną dziewczynę, a potem z zimną krwią ją wykończyłem! – Draco krzyczał coraz głośniej. - I nie czułem przy tym prawie nic, Hermiono! Nic poza nikłą świadomością, że robię coś złego! Tak jakby to była kradzież kremowego piwa! – nadal patrzyła na niego z bólem i czułością, co go irytowało coraz bardziej.
- k...., HERMIONO! JESTEM MORDERCĄ, A TY MI WSPÓŁCZUJESZ?!
NIECH SZLAG TRAFI SNAPE’A I TEN JEGO ELIKSIR ZIMNEJ KRWI!
W oczach Hermiony zalśniło zrozumienie. Gorzej być nie mogło. Bo po zażyciu wspomnianego eliksiru, mógł mieć tylko jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- NIECH SZLAG TRAFI WSZYSTKO! – Draco osunął się na podłogę i ukrył twarz w dłoniach.
Hermiona wstała i powoli do niego podeszła.
- Draco...
- Idź sobie i zostaw mnie w spokoju... – już nie krzyczał, teraz mówił bardzo cicho i wyczuła drżenie w jego głosie.
- Draco...
- Idź, Hermiono...
- Nie mogę cię zostawić i nie chcę – odpowiedziała stanowczo i usiadła obok niego. – Zmarzniesz.
- No i dobrze. Szkoda tylko, że od tego nie można umrzeć – odrzekł z irytacją.
- Draco... – dziewczyna położyła dłoń na jego ramieniu. – Nie mogę ci powiedzieć, że wiem, co czujesz, bo to niemożliwe. Mogę ci tylko powiedzieć, że niezależnie od tego, co będziesz musiał zrobić, ja cię nie przestanę kochać, bo wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, rozumiesz? –zamilkła na chwilę i przytuliła się do niego. - Wiem, że nie chcesz torturować i zabijać, wiem, że sprawia ci to ból. I chociaż nie mogę sprawić, żeby twoje życie się odmieniło, mogę cię kochać i być przy tobie w takich chwilach jak ta. Chyba, że nie chcesz...
Malfoy poczuł się zawstydzony swoim wybuchem.
- Przepraszam – wyszeptał. – Jestem użalającym się nad sobą egoistą.
- Wcale nie. Masz prawo być zły, wściekły i rozżalony. Masz prawo krzyczeć, przeklinać, walić pięścią w stół. Masz prawo wykrzyczeć swój żal, zamiast tłumić go w sobie. Ale nie wolno ci sugerować, że mam cię nienawidzić, albo odwrócić się od ciebie, albo cię zostawić, bo ja po prostu nie mogę tak postąpić. Ranisz mnie właśnie wtedy, a nie wtedy gdy chcesz wykrzyczeć swój słuszny gniew i żal... Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Draco skinął głową i popatrzył przepraszająco na Hermionę.
- Tak, tylko że... To jest okropne uczucie... czuję się tak, jakbym zrobił krzywdę osobiście tobie i czuję obrzydzenie do siebie, bo ulżyło mi, że ta dziewczyna nie jest tobą. Ty nie rozumiesz, bo nie byłaś w takiej sytuacji, Herm. Nie wiesz jak to jest i nie wiesz jak to jest robić takie rzeczy ze spokojem ducha, a potem, gdy ten cholerny eliksir przestaje działać, czuć się tak podle, że mogłaby pomóc tylko sama śmierć. Nie wiesz jak okropnie się czuję, wiedząc, że kocha mnie taka wspaniała istota jak ty, na której miłość nie zasługuję nawet w najmniejszym stopniu... – przerwała mu, kładąc palce na ustach chłopaka.
- Cii... Właśnie zacząłeś mówić takie rzeczy, jakich ci mówić nie pozwalam.
- Ale ja tak właśnie czuję...
- Cii... Nie mów już nic, dobrze? – skinął głową i przygarnął ją do siebie mocniej. – I nie miej żalu do profesora Snape’a. On chciał dla ciebie dobrze i tylko pomógł ci przejść przez to mniej boleśnie. Przecież wiesz.
- Wiem – Draco pocałował delikatnie jej wargi. – I tak naprawdę wcale nie chciałem, żebyś sobie szła, bo cię potrzebuję... Powiedziałem tak, bo...
- Wiem – nie pozwoliła mu dokończyć. – Wiem, kochanie. Przecież sobie nie poszłam.
Chłopak poczuł silny przypływ czułości zmieszany z pożądaniem. Tak bardzo jej pragnął, tak potrzebował jej bliskości, że czuł niemal fizyczny ból na myśl o stracie Hermiony. Zaczął ją gwałtownie całować. Robił to z takim zapamiętaniem, że dziewczyna zesztywniała, a on się opamiętał i zwolnił.
Po chwili zaczęła oddawać mu ostrożnie gorące pocałunki. Przestraszyła się jego namiętności, ale zbyt mu ufała, za bardzo pragnęła dać mu szczęście, żeby go odepchnąć. Wstał i zaniósł Hermionę na łóżko. Nie protestowała, chociaż czuła gdzieś wewnątrz serca silną obawę. Posadził ją delikatnie i usiadł obok. W jej oczach zobaczył tyle oddania i ufności, że jego ciało, serce, duszę, umysł zalała nowa fala czułości. Wsunął dłonie pod jej koszulę. Gładząc nagie plecy dziewczyny całował jej policzki i szyję, a jego pieszczoty, chociaż delikatnie, stawały się coraz bardziej śmiałe. Pozwoliła mu zdjąć swoją koszulkę i cichutko jęknęła, gdy zaczął gładzić jej brzuch. Rozpiął jej stanik i zdjął go delikatnie, a dziewczyna odwróciła z zawstydzeniem głowę.
- Popatrz na mnie – wyszeptał jej do ucha. – Jesteś piękna, a ja bardzo cię kocham i nie mógłbym cię skrzywdzić
- Wiem...
- Że jesteś piękna? – zażartował i pocałował delikatnie jej ramię.
- Że mnie nie skrzywdzisz – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Tego nie powiedziałem, nadal sobie nie ufam. Ufam sobie coraz mniej, bo za bardzo cię pragnę.
- Ale ja ufam tobie.
Liczył się z tym, że do niczego nie dojdzie, ale nie mógł się oprzeć całkowicie temu, co czuł, zwłaszcza, że teraz potrzebował jej bliskości wręcz rozpaczliwie.
- Widzę... i widzę, że jednak się boisz – pocałował ją bardzo delikatnie. – Nie bój się, Miona. Nie bój się.
Zacisnęła mocno powieki, pozwalając jego dłoniom dotykać nagich piersi, a wargom błądzić po ramionach. Wszystko, co robił było przyjemne, ale Hermiona czuła coraz silniejszy wewnętrzny opór, który starała się zepchnąć gdzieś na dno umysłu i którego nie mogła się pozbyć. Rozpaczliwie starała się skupić tylko na tym, że jest jej dobrze, zwłaszcza, że Draco delikatnie całował jej piersi, co było wręcz cudownym doznaniem, tak cudownym, że cicho jęczała, ale natarczywy strach narastał w niej coraz bardziej, jej oddech się przyspieszył, a serce biło coraz mocniej. Poczuła pod powiekami gorące łzy. Zacisnęła do bólu dłonie na kołdrze i zacisnęła zęby. Poczuła obrzydzenie do samej siebie i do Dracona, obrzydzenie, którego nie chciała czuć, które było czymś obcym, złym, ale tak silnym, że nie mogła się mu oprzeć. Przyjemność się gdzieś ulotniła. Poczuła że jest jej niedobrze.
Draco delikatnie całował jej szyję piersi i brzuch, jego dłonie gładziły biodra dziewczyny. Nie zauważył, że coś jest nie tak, bo za bardzo pochłonęło go zachwycanie się jej ciałem, smakiem i ciepłem skóry. Delikatnie przesunął palcami po wnętrzu jej uda. Hermiona szarpnęła się i odepchnęła go mocno.
- Przestań! - krzyknęła. - Nie dotykaj mnie!– odsunęła się od niego i okryła się swoją koszulką.
Draco był przez chwilę tak zdezorientowany, że nie wiedział co się dzieje. Przysunął się i chciał ją objąć, ale uderzyła go w twarz i zerwała się z łóżka. Był zaszokowany i nawet poczuł wzbierający w nim gniew, ale wtedy dostrzegł, że Hermiona płacze i ścisnęło mu się serce.
Stała przyciskając do siebie koszulę i szlochała cicho. Dotarło do niej, że spoliczkowała go z całej siły bez żadnej przyczyny. Dotarło do niej, że Draco miał rację i że musi upłynąć naprawdę sporo czasu, żeby mogła cieszyć się fizycznym zbliżeniem z drugą osobą. Dotarło do niej, że może nigdy nie będzie w stanie normalnie odczuwać.
- Przepraszam – wyszeptała i rozpłakała się na dobre.
„Biedactwo” - pomyślał
- Nic się nie stało, Miona – powiedział łagodnie.
- Przepraszam...
- Chodź do mnie, kochanie. Nie bój się, chcę cię tylko przytulić.
- Za to, że cię potraktowałam tak podle? – założyła koszulkę i zaczęła ją zapinać.
- Nie się nie stało, Miona, chodź.
Usiadła na samym brzegu łóżka, daleko od niego i wbiła wzrok w podłogę. Była zawstydzona, przestraszona, trzęsła się od tłumionego szlochu.
Draco powoli się do niej przysunął i delikatnie pogłaskał ją po plecach. Drgnęła mocno i cofnął dłoń. Czuł się sfrustrowany, niezaspokojony, a jednocześnie zawstydzony i zły na siebie za to, że ma gdzieś na dnie duszy żal do Hermiony
- Nie płacz – powiedział proszącym tonem. – Nie płacz, nie gniewam się na ciebie, bo nie mam za co się gniewać. Przytulę cię tylko, dobrze?
Objął ją i gładził jej gęste włosy, aż powoli się uspokoiła.
- Widzisz? Jestem całkiem beznadziejnym przypadkiem – otarła łzy i siąpnęła żałośnie nosem.
- Ja widzę tylko, że potrzebujesz czasu i mojej cierpliwości, ale ja chyba zbyt cierpliwy nie jestem.
- Jesteś. Przepraszam za to, że cię uderzyłam. Ja nie chciałam, nie wiem jak to się stało. Nie zrobiłeś mi nic złego.
- Herm, ja się na ciebie wcale nie gniewam. Przecież wiesz.
- Wiem, Draco i jeszcze bardziej mi przez to źle... Pozwolisz mi ze sobą zostać? – popatrzyła na niego prosząco.
- Pozwolę – uśmiechnął się do niej łagodnie. – Jeśli ze mną zostaniesz, to może nie będę miał koszmarów. Jesteś moim aniołem – zarumieniła się po takim komplemencie i bąknęła coś pod nosem o „aniołach, które biją”.
- Jesteś moim aniołkiem, Miona i koniec – Draco wiedział lepiej.
- A ty moim – rumieniec Malfoya był o wiele bardziej widowiskowy od rumieńca Granger.
– Okey, ja będę strzegł ciebie, a ty mnie – powiedział po chwili. –Zostań, chyba że wolisz wrócić do siebie, po tym jak się popisałem...
- Zostanę – zdziwiła go stanowczość w jej głosie. – Zostanę i będę pilnować, żeby nie dopadły cię koszmary, pod warunkiem, że ty będziesz czuwał nade mną.
- Będę, ale co ze mnie za anioł z takim gustownym tatuażem na przedramieniu, chyba upadły – uśmiechnął się gorzko i przytulił ją delikatnie.
- Może i upadły, ale mój – delikatnie pocałowała go w zaczerwieniony jeszcze od uderzenia policzek.

***
******

Napisany przez: Kate64100 09.06.2005 15:54

Weszłam na forum, potem na fan fiction i jaka była moja radość gdy ujrzałam że pojawił się następny rozdział. Lecz niestety, nic nie trwa wiecznie. dry.gif Patrze, a to już było, początek może już nawet trzeci raz. Co za załamka cry.gif cry.gif cry.gif Mam nadzieje że w końcu uda ci się wkleić rozdział który jeszcze nie zaglądal tu na forum, byle w końcu... cry.gif cry.gif cry.gif

Napisany przez: Kitiara 16.06.2005 22:17

Piątek, 23 listopada, 1996 roku

Hermiona nie mogła zasnąć. Myślała nad tym, co się stało i nad tym, co jeszcze może się stać. Nad władzą Voldemorta i nad tym, co to oznacza dla przyszłej egzystencji Draco Malfoya i dla przyszłej egzystencji całego świata czarodziejów, a takze mugoli. Nie mogła na to nic poradzić, ale mogła zaradzić innemu złu. Mogła zrobić coś aby Percy nie mógł doprowadzić do skazania Severusa Snape’a na karę śmierci. Mogła przynajmniej spróbować.
Westchnęła i poczuła jak Draco mruczy coś przez sen i mocniej zaciska dłoń na jej talii. Pogładziła go uspokajająco po miękkich, jasnych włosach, a jej serce skurczyło się boleśnie. Nie potrafiła dać mu czułości i akceptacji jakiej teraz potrzebował. Poczuła jak jej pogarda i palaca nienawiść do wiceministra rośnie z każdą sekundą.
- Obyś zdychał w piekle sukinsynu. Całą wieczność – wyszeptała z goryczą i zmarszczyła czoło w zamyśleniu. Nagle to co musi zrobić stało się takie oczywiste. Nie wiedziała tylko jak wytrzyma bliską obecność wiceministra i lekki skurcz obrzydzenie i strachu spowodował wzbierającą w niej złość.
„Do cholery, Hermiono, przecież zawsze byłaś silna” – pomyślała z irytacją. – „To ten sukinsyn zrobił z ciebie niemal kłębek nerwów. Doskonale wiesz, co należy zrobić i zrobisz to.”
Te myśli uspokoiły ją. Nie lubiła bezczynności, a ostatnio czuła się jakby wpadła w jakąś senną apatię. Nienawidziła być bezsilna, a przecież nie musiała być.
Mogła przejąć znowu kontrolę nad całym swoim życiem. Nad swoimi myślami,
czynami i nawet uczuciami. Wystarczyło się wysilić.
Wcześniej rzeczywiście nie mogła nic zrobić, a przynajmniej nie widziała takiej możliwość, ale teraz, gdy wyszła z najgłębszego dołka i nie czuła się już tak rozbita, mogła coś zdziałać. Teraz, gdy jej rodzice byli w bezpiecznym miejscu i mieli taką ochronę, że nawet Voldemort im nie zagrażał (Albus raczej nie wyjawiłby mu, że jest Strażnikiem Tajemnicy państwa Granger), nie musiała się martwić tym, że coś złego zrobią im Percy lub Matrojew. Poczuła dreszcz silnej nienawiści i obrzydzenia na myśl o Bułgarze. Z niewyjaśnionych przyczyn obawiała się go bardziej niż Percy’ego, miała nawet wrażenie, że pasowałby na Śmierciożercę. Ba! Nawet na następcę samego Czarnego Pana.
Wiedziała, że Dumbledore na razie nie powie nic na temat zajść podczas przesłuchania uczniów ze względu na to, że nie miał na to zgody samych zainteresowanych. Na razie. Poza tym, dyrektor miał naprawdę wiele spraw na głowie i po co ma robić coś, co ona równie dobrze, a nawet – w tym wypadku skuteczniej, może zrobić samodzielnie?
„Czas przestać się mazgaić i zacząć działać Hermiono Granger” – uśmiechnęła się na tę myśl
Hermiona czuła, że naprawdę może uratować Mistrza Eliksirów i już wiedziała co zrobi zaraz po śniadaniu. Nieważne, że będzie musiała opuścić zajęcia z tymże Mistrzem. Nie mogła czekać, a przede wszystkim nie chciała. Uśmiechnęła się i już po kilku minutach spała jak niemowlę.

***
Chłopiec Który Przeżył także miał problemy z zaśnięciem.
Harry posiadał zmysł „dziania się” i czuł, że coś się niedługo wydarzy, a jeżeli nie, to on już się postara, aby się wydarzyło. W końcu miał na nazwisko Potter i był nieodrodnym synem Huncwota. Nosiło go. Jego rzadko spotykany zmysł w końcu doprowadził go do tego, że wyciągnął spod łóżka pelerynę niewidkę i udał się na spacer po Hogwarcie. Ten sam zmysł (który zawsze powodował, że wpadał w kłopoty, albo, że trafiał w wir jakichś ważnych wydarzeń, co często wiązało się z tym samym), doprowadził go do drzwi gabinetu nauczycielskiego, a ostry i wyćwiczony w takich sytuacjach słuch Harry’ego zatrzymał go przy drzwiach. Nie ulegało wątpliwości, że ktoś był w gabinecie. Później okazało się, że było to kilka osób i wszyscy należeli do Zakonu Feniksa. Okazało się też, że mówią o bardzo ważnych sprawach. Bardzo istotnych i dotyczących ważkich przedsięwzięć sprawach. Potter pobił samego siebie. Podsłuchał tajne obrady Zakonu. I mimo, że była to tylko narada na której rozpatrywano pewne możliwości działań, to wystarczyło mu w zupełności wszystko co usłyszał z ust Snape’a, Dumbledore’a, Lupina, Tonks i MacGonalgall. Coś zaczynało się dziać, a on znając wstępne założenia Zakonu mógł pomóc jego członkom.
„Obym tylko im nie zaszkodził” – pomyślał krytycznie, mając na uwadze swoje niezbyt mądre posunięcie strategiczne, w wyniku którego stracił ojca chrzestnego, a serce ścisnęło mu się lekko z żalu, poczucia winy i poczucia krzywdy.
Nie wiedział, że Hermiona Granger skutecznie przyczyni się do rozwiązania niektórych problemów Zakonu, a tym samym, być może, nie dopuści do katastrofy, która nastąpiłaby w wyniku osobistej ingerencji Pottera, zwłaszcza, że Harry postanowił być po raz kolejny bohaterem i uratować zagrożonego (i ze strony ministerstwa i ze strony Voldemorta) Severusa Snape’a.

***
Draconowi również było ciężko zapaść w błogi sen. Uczucie niezaspokojenia i pogłębiającej się frustracji nie pomagało mu bynajmniej w odprężeniu, zwłaszcza, że obok niego leżała kobieta, której pragnął coraz bardziej. To było jak błogosławieństwo i przekleństwo. Przez jakiś czas udawał po prostu, że spokojnie śpi, starając się oddychać cicho i miarowo. W końcu naprawdę odpłynął w krainę Morfeusza. Przez pierwsze godziny otulał go błogi stan nieświadomości i nie miał żadnych marzeń sennych. W końcu jednak raj zamienił się w piekło.

Znowu tam był. Stał przed podestem, na którym zasiadał czerwonooki król chaosu i pogardy. Ale on nie patrzył na Voldemorta. Patrzył na martwą dziewczynę leżącą u jego stóp. Miała szeroko otwarte oczy. Bursztynowe jasne tęczówki wyrażały szok, niedowierzanie i ból. Przecież nie musiał jej torturować i zabijać. Przecież mógł odmówić. Owszem, mógł, ale czy rzeczywiście to była tylko jego prywatna decyzja?
Naraziłby się na „święty gniew”, naraziłby swojego ojca i swoją matkę; być może naraziłby Hermionę, bo czy dla Czarnego Pana było czymś trudnym użycie Legilimencji po to by sprawdzić, dlaczego jego podwładny odmawia wykonania rozkazu?
„To tylko sen” – pomyślał desperacko.
Ta myśl mu jednak niewiele pomogła, bo sen był po prostu rekonstrukcją tego, co wydarzyło się naprawdę. Był nawet gorszy, bardziej wyrazisty, namacalny. Wszystko było przejaskrawione. Krwistoczerwone płomienie czarnych świec niemal parzyły. Białe maski Śmierciożerców wydawały się jeszcze bardziej upiorne niż w rzeczywistości. Voldemort wydawał się w jakiś sposób bardziej realny i potężniejszy niż na jawie.
Czarny Pan zszedł i ruszył w stronę Dracona, a wokół nich zamknął się powoli milczący krąg zamaskowanych ludzi. Malfoy chciał się obudzić. Za nic na świecie nie chciał przechodzić przez to ponownie. Jeden raz wystarczył. Zdecydowanie wystarczył. Wystarczył na całe życie.
Tak naprawdę prawie nic się nie stało. Nie było potężnych zaklęć, ani nie musiał pić żadnych dziwnych mikstur, jak sobie to kiedyś wyobrażał. Voldemort po prostu spojrzał mu w oczy i dotknął trzema palcami jego przedramienia.
- Jesteś mój – wyszeptał, a Draco nie poczuł ani bólu, ani pieczenia, ani żadnego innego dyskomfortu poza dziwnym nieokreślonym chłodem, który rozszedł się po jego ciele powoli docierając do serca i mózgu.
Stał jak sparaliżowały chociaż chciał uciec; uciec jak najdalej.
- Jesteś mój powtórzył Voldemort, a jego czerwone oczy przenikały do najdrobniejszej cząstki duszy Dracona Malfoya i chłopak czuł, że jakaś niewidzialna siła obejmuje jak imadłem jego umysł i wolę.
Za wszelką cenę chciał się oprzeć tej sile i wyrwać z okropnych wspomnień wywołanych przez jego podświadomość i odpowiednio przerysowanych. Sen był straszny. W rzeczywistości Voldemort nie powtarzał tego zdania, w rzeczywistości nie patrzył mu w oczy tak długo i tak intensywnie. W rzeczywistości nie uśmiechał się aż tak upiornie jak teraz. Czarny Pan ze snu Dracona pochylił się nad młodzieńcem i Malfoy mógł poczuć jego lodowaty oddech.
„Oddech nie może być zimny” – pomyślał ze zgrozą i znowu zapragnął się obudzić. Czuł jak strużki chłodnego potu spływają mu wzdłuż kręgosłupa.
- Jesteś mój – szept wdarł się do jego umysłu, przeszywając jego ciało i duszę.
Draco szarpnął się wewnętrznie i podniósł dłoń, żeby zatkać uszy i nie dopuścić do siebie tych dwóch przerażających słów. Zacisnął powieki i zaczął powtarzać sobie, że wszystko co się dzieje jest nieprawdą.


Otworzył oczy, tylko po to popatrzeć Mu w twarz i powiedzieć, że go nienawidzi. Ale Voldemorta już nie było. Leżał w swoim dormitorium, i obejmował śpiącą Hermionę. Poczuł jak powoli schodzi z niego napięcie. Całe ciało miał obolałe i był spocony. Popatrzył na jej twarz niezbyt wyraźnie widoczną w bladej poświacie księżyca. Mógł jednak dostrzec, że śpi spokojnie, a jej klatka piersiowa unosi się w miarowym oddechu. To go uspokoiło.
- On się myli, jestem tylko twój – szepnął wtulając twarz w jej miękkie włosy.
- Draco – wymruczała w odpowiedzi, a on przytulił ją mocniej.

******
Rano przy śniadaniu Hermiona wydawała się być rześka, wypoczęta, a nawet podekscytowana i Harry, mimo głowy zaprzątniętej rewelacjami, które podsłuchał w nocy pod pokojem nauczycielskim, zwrócił uwagę na jej dziwne pobudzenie. Nie wytrzymał i w pewnym momencie zagadnął przyjaciółkę.
- Draco Malfoy jest aż tak dobry? – uśmiechnął się nieco ironicznie, ale też łagodnie.
- Słucham? – Hermiona wyglądała na wyrwaną z własnych, zaprzątających całe jej jestestwo rozmyślań.
- No – Gryfon odchrząknął i znacząco uniósł brew, zastanawiając się co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to nietaktownie.
Potter, jesteś wścibski – usłyszał przy tym wewnętrzny głos rozsądku, który niebezpiecznie przypominał najłagodniejsze brzmienie głosu Mistrza Eliksirów.
„Zgiń, przepadnij siło nieczysta” – pomyślał pospiesznie w odpowiedzi.
- Tak? – ozdobiona delikatnymi rumieńcami twarz Hermiony przybrała wyraz oczekiwania.
- No, – zaczął ponownie Harry, ignorując głos Snape’a rozbrzmiewający pod jego czaszką – Draco Malfoy chyba cię, yyy... uszczęśliwił – na wszelki wypadek uśmiechnął się jak ucieleśnienie niewinności, myśląc przy tym, że wyraził się, co najmniej, jak bałwan.
Ku jego zdziwieniu, Hermiona jedynie parsknęła sarkastycznie.
- Nie wiem, czy, jak to określiłeś potrafiłby mnie uszczęśliwić, ale może dzisiejszej nocy się dowiem.
Harry bardzo starał się nie wyglądać na zaciekawionego, ale Hermiona nie dała się zwieść.
- Uderzyłam go – powiedziała ze skruszoną miną, ale po sekundzie jej twarz wyrażała zaciętość. – Bóg mi świadkiem, że już nigdy tak nie postąpię, choćbym miała mu kazać przywiązać się do łóżka – w jej głosie zabrzmiała lekka desperacja.
- Przecież on cię nie przywiąże – wymamrotał zaskoczony Harry, ale Hermiona wcale nie zwróciła uwagi na to, że coś raczył wtrącić i kontynuowała swoją wypowiedź:
- Muszę jedynie coś zrobić, a wtedy, hmm... poczuję się dużo lepiej. Wiem to – jej głos brzmiał stanowczo
Przysłuchujący się wymianie zdań przyjaciół Ron zapytał nie bez konsternacji, szoku i zaskoczenia, chociaż starał się brzmieć rzeczowo i łagodnie:
- Nie do końca rozumiem, Hermiono. Dziś w nocy nie byłaś jeszcze gotowa na nic, poza, zgaduję, jedynie przytuleniem, a teraz planujesz tak po prostu przeistoczyć się w boginię seksu? – skrzywił się zdając sobie sprawę, że użył niefortunnego sformułowania, ale żadne inne nie przyszło mu do głowy.
Hermiona roześmiała się krótko i dźwięcznie, wprowadzając tym samym obu przyjaciół w konsternację:
- Tak jakby, Ron. Tak jakby... – uśmiechnęła się i puściła rudzielcowi perskie oko.
Ron posłał Harry’emu rozbrajające spojrzenie z serii „weź mnie oświeć, bo nie rozumiem”, ale ten wzruszył jedynie bezradnie ramionami, a jego mina była bardzo podobna do miny rudowłosego.
- Hermiono, coś ty wymyśliła? – spytał Harry, tym razem nie kryjąc ciekawości, ale także zatroskania,.
- Och, muszę zrobić jedną, małą rzecz – w jej głosie zabrzmiał entuzjazm, a w oczach pojawił się chłodny i niemiły błysk.
„A później drugą, nieco trudniejszą, ale na pewno dam radę” – dodała stanowczo w myślach.
- Nie pchaj się w kłopoty – poprosił Potter z troską.
- Tylko ty masz na to patent? – spytała jadowicie słodko. – Ja już przemyślałam wszystkie za i przeciw – dodała po chwili łagodniej i bardzo poważnie. – Wiem co robię. Wiem, co powinnam zrobić już kilka dni temu. Jestem to winna samej sobie, a także tej szkole. Dłużej nie wytrzymał własnej bezczynności i stagnacji. – była stanowcza i tak bardzo spokojna, tak bardzo pewna siebie, jak przed niemiłymi wydarzeniami z ministerstwa i Harry, znając roztropność Hermiony, dał jej w myślach swoje błogosławieństwo, jednocześnie modląc się, aby nie naraziła się na żadne niebezpieczeństwo. O nic więcej nie pytał. Wiedział, że przyjaciółka i tak powie im o co chodzi, jeśli uzna to za stosowne. Ron także milczał i jedynie przyglądał się Hermionie z nadzieją. Wyglądało na to, że zrobiła kolejny krok na drodze ku wyjściu z traumatycznego odrętwienia.
Panna Granger, jako pierwsza, pospiesznie wyszła ze śniadania i niemal biegiem dotarła do dormitorium dziewcząt szóstego roku Gryffindoru. Chwyciła szkatułkę zawierającą proszek Fiuu i wziąwszy w garść odpowiednią jego ilość zbiegła do pokoju wspólnego. Zaczerpnęła chust powietrza, wrzuciła proszek w ogień płonący w kominku i mocno ściskając różdżkę wstąpiła pewnie w zielone płomienie.
- Gabinet Wiceministra Magii – powiedziała głośno i wyraźnie.
„Witam w świecie moich reguł, Percy” – pomyślała ze złośliwym uśmiechem.

******
Severus Snape był poirytowany.
Każdy z planów rozpatrywanych podczas nocnej dyskusji miał gdzieś słaby punkt. Jeżeli da się skazać na więzienie to uniknie tym samym „śmierci” z ręki Lucjusza; innymi słowy nie będzie musiał symulować zmarłego, ale w tedy zostanie pozbawiony możliwości pomagania Zakonowi i, co najbardziej prawdopodobne, szybciej zostanie ukarany śmiercią główną niż więzieniem.
Jeżeli będzie udawał otrutego przez Malfoya to uratuje swoje życie, uniknie kolejnych przesłuchań i, co najważniejsze, uratuje skórę Lucjuszowi, ale to nie przynieście żadnych konkretnych efektów w walce z Voldemortem. Była jeszcze inna możliwość. To Lucjusz mógłby udawać nieboszczyka; to znaczy Severus Snape „zabiłby” Malfoya, ale tu tkwiło dosyć poważne niebezpieczeństwo. Czarny Pan zapewne bardzo by się wściekł. Albo rozkazałby Draconowi ukatrupić Mistrza Eliksirów na jego własnych oczach (Voldemorta nie interesowałoby jak chłopak miałby tego dokonać; on wydawał polecenia), albo ukatrupiłby młodego arystokratę w szale potwornej złości, karając tym samym niepowodzenie jego ojca. Albo jedno i drugie. Oczywiście mógł też zrobić coś zupełnie innego. Bóg jeden wie co, a debatujący nocą członkowie Zakonu jakoś nie bardzo chcieli dowiedzieć się tego w praktyce. Voldemort nie myślał kategoriami psychicznie zdrowego człowieka. On nawet nie był człowiekiem, a tym bardziej zrównoważonym. Dlatego trzecie z wyjść wziętych pod uwagę na naradzie Feniksa zostało, niemal natychmiast i jednogłośnie, odrzucone przez obradujących członków.
Kolejne, ostatnie już z rozważanych rozstrzygnięć, było najbardziej kontrowersyjne i najbardziej narażone na fiasko, ale, w razie powodzenia, dawało największe szanse na postępy w wojnie ze Śmierciożercami i ich Panem. Severus miałby wrócić na łono Czarnego Pana, niczym syn marnotrawny ukorzyć się i podjąć rolę podwójnego szpiega. To nie było po prostu ryzykowne. To był krok desperata i szaleńca, ale Mistrz Eliksirów był w stanie go podjąć. W najgorszym wypadku czekałyby go tortury i śmierć z ręki Voldemorta, ale w najlepszym... On, Lucjusz i Draco mogliby doprowadzić do zakończenia wojny. W końcu Snape był świetnym oklumentą i legimentą. Mógłby wiele zdziałać. Albus jednak nie chciał stracić jednego ze swoich najlepszych ludzi i ten pomysł nie został zaaprobowany. Jeszcze nie, bo Severus wymusił na Dumbledorze zwołanie obrad całego Zakonu Feniksa. Severus miał nadzieję, że całe zgromadzenie, włącznie z Albusem, da się w końcu przekonać do tak drastycznego, ale i dającego nadzieję przedsięwzięcia. Tylko on ryzykował i tylko on ponosił ewentualne konsekwencje. Tak straszne konsekwencje, że Snape, który nie bał się bólu i śmierci, czuł zimny dreszcz strachu gdy myślał o tym, co potrafi wymyślić Voldemort na ostatnie godziny życia ofierze swojego gniewu. Ale Czarny Pan był na tyle nieobliczalny, że równie dobrze mógłby go przyjąć z powrotem. Nie wybaczyłby mu, bo on przecież nigdy nie wybacza. Kazałby Mistrzowi Eliksirów udowodnić swoją lojalność. Severus był niemal pewien, że jego zadanie polegałoby na sprowadzeniu Pottera, a wtedy dostałby trochę czasu i możnaby było urządzić zasadzkę na Śmierciożerców. Gdyby zaistniała potrzeba, ochroniłby Pottera własnym ciałem, bo ten chłopak nie mógł zginąć, on musiał zabić. Zawsze go chronił, chociaż ten przeklęty bachor nie miał o tym bladego pojęcia. Pomoże Potterowi zlikwidować czerwonooką bestię, choćby miał sam przy tym zginąć i, szczerze powiedziawszy, wolał zginąć w taki sposób niż zakończyć życie z rąk ministerstwa, czy Czarnego Pana w chwili próby powrotu w szeregi śmierciojadów. Bo wiedział, że tego spróbuje. Nawet jeżeli kolejne obrady, które miały się odbyć tej nocy na Grimmauld Place, skończą się odmowną decyzją Zakonu Feniksa. Nawet jeżeli ma narazić Zakon na utratę swojej, jakże użytecznej osoby. Ponieważ wiedział, że w ten sposób ma szanse najlepiej się przysłużyć w walce z Voldemortem. Nawet jeżeli miałby opuścić wyznaczone przez wiceministra na sobotę przesłuchanie, bo Albus załatwi ewentualne konsekwencje jego niestawienia się przed Percym, choćby zwyczajnym, ale oficjalnym stwierdzeniem „Severus był mi potrzebny”. Na szczęście Wizengamot liczył się z dyrektorem Hogwartu, chociaż miał w swoich szeregach czarodziei, którzy zgrzytali zębami na myśl o tym, że „stary zramolały, kochający szlamy dziad” ma jeszcze coś do powiedzenia. Poza tym większość ministerstwa ogółem bała się go , bo dziad był na tyle potężnym czarodziejem, aby wzbudzać zaniepokojenie samego Voldemorta i, ku rozpaczy wszystkich przeciwników Dumbledore’a, okazało się, że miał rację bredząc o powrocie Czarnego Pana do grona żywych i niebezpiecznych, a tym samym wzrósł jego autorytet. Nie dało się też ukryć faktu, że w ministerstwie byli ludzie wierni ideom głoszonym przez Albusa i szanujący jego decyzje.
W obecnej chwili Snape nie wiedział, że zostanie oczyszczony z zarzutów i że ma z głowy całe ministerstwo i jego naciski. I nie miał pojęcia, że wolność i swobodę zapewni mu uczennica, na którą w chwili obecnej był zwyczajnie wściekły. Dlatego jego irytacja wzrastała z każdą sekundą.
- Czy możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewa Granger, Potter? – warknął, obrzuciwszy salę eliksirów uważnym spojrzeniem obsydianowych oczu.
Hermiona Granger nigdy się nie spóźniała, zupełnie tak jak on, ale dziś pojawił się dwie minuty po czasie, a jej nie było. Absencja Gryfonki tylko pogorszyła nastrój wampira.
- Nie wiem, gdzie jest Hermiona, panie profesorze – grzecznie odrzekł Harry i na wszelki wypadek nie usiadł, w przeciwieństwie do reszty uczniów.
- Nie wiesz, czy jak zwykle kłamiesz w żywe oczy? – głos Snape’a stał się niebezpiecznie cichy i łagodny, a chłopak mimo woli poczuł zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.
- Na prawdę nie wiem, sir. Wiem jedynie, że coś chciała załatwić... Przynajmniej tak mówiła przy śniadaniu – zmusił się do bezpośredniego patrzenia na profesora i nie odwracał wzroku. – Nie miałem pojęcia, że opuści zajęcia, to nie w jej stylu – mówił cicho i był coraz spokojniejszy i pewny siebie.
„Mówienie Snape’owi prawdy jest całkiem przyjemne i łatwe” – pomyślał z zaciekawieniem.
Severus zmarszczył brwi i przyglądał się Harry’emu prze chwilę z pewną dozą zainteresowania. Nie wydawało się by kłamał, a spojrzenie zielonych oczu było jasne i przejrzyste.
„Zadziwiające” – pomyślał sarkastycznie Snape.
Draco z niepokojem obserwował puste miejsce obok Gryfona, a w sali panowała dzwoniąca w uszach cisza. Zirytowany Severus Snape nie był czymś, co uczniowie chcieliby podziwiać podczas lekcji z Eliksirów Zaawansowanych. Nie było nawet słuchać oddechów młodych adeptów magii i czarodziejstwa. Wszyscy byli przekonani, że Harry dostanie szlaban i straci kilka punktów za impertynencję.
- Rozumiem, Potter – gładko odrzekł nauczyciel i nieznacznie machnął dłonią. – Możesz usiąść, a koleżance z Gryffindoru przekaż, że ma się stawić po kolacji u mnie w gabinecie. Jasne? – obsydianowe spojrzenie oczu Snape’a wwiercało się w mózg Harry’ego, niczym wiertło najwyższej jakości.
- Tak jest – odrzekł krótko i nad wyraz grzecznie Gryfon, spuszczając szybko wzrok.
„Na smród trolla, gdyby odczytał moje nocne wspomnienia mógłbym się już pakować" – pomyślał z sercem bijącym nieco zbyt szybko.
Na szczęście Severus już na niego nie patrzył; wyczarowywał na tablicy składniki i instrukcję przygotowania kolejnego, skomplikowanego jak system zabezpieczeń magicznych Gringotta, eliksiru.

- Draco, nic się jej nie stało, w przeciwnym wypadku Harry byłby bardzo zaniepokojony – wyszeptała Blaise kącikiem warg, obserwując uważnie plecy nauczyciela i posłała Malfoyowi uspokajający uśmiech.
- No, przecież jest...
- Jak dla mnie, to trochę go zaniepokoił nasz kochany nietoperz, sam wiesz jaki jest... Teraz skrobie coś spokojnie na skrawku pergaminu.
- Snape? – spytał, niezbyt przytomnie, Draco.
- Harry – Ślizgonka przewróciła oczami. – On chyba coś kombinuje... - zmarszczyła brwi i przyjrzała się uważnie prefektowi; wyglądał raczej mizernie.
Severus rzucił groźne spojrzenie w ich stronę, a Blaise natychmiast ucichła, uśmiechając się niewinnie.

Harry złożył karteczkę i rzucił na nią odpowiednie zaklęcie. W chwili, gdy Severus odwrócił się ponownie w stronę tablicy z zamierzeniem wyjaśnienia zamieszczonej na niej instrukcji, chłopak szybko posłał latający zwitek papieru w stronę Dracona, który chwycił go i powoli rozwinął wiadomość. Przeczytał nabazgrane w pośpiechu zdania, a na jego twarzy pojawiła się mieszanina szoku, zaintrygowania, a także czegoś na kształt uznania i podziwu. Szybko jednak opanował się, przywołał na twarz najbardziej obojętny uśmieszek i skinął głową w kierunku Harry’ego.
- Teraz są zajęcia – szepnął do Blaise, która z wszelką cenę starała się przeczytać co było na karteczce i teraz łypała na przyjaciela z niemym wyrzutem. Udało się jej dojrzeć jedynie pierwszych kilka słów „w nocy podsłuchałem...”, co tylko rozbudziło jej zaciekawienie. Posłała kose i pełne niezadowolenia spojrzenie swojemu chłopakowi z Gryffindoru, który jedynie wzruszył ramionami i przepraszająco się uśmiechnął.
„Szowiniści” – pomyślała przewrotnie Zabini i uzbroiła się w cierpliwość, co w jej wypadku nie było zbyt trudne. Nie pozostawało jej nic innego jak westchnąć i uważnie słuchać wywodu Mistrza Eliksirów, który właśnie bardzo łagodnie tłumaczył, że nie ręczy za swoje reakcje, jeśli jakiś „głąb” doda sproszkowane skrzydła ważki zanim eliksir paraliżujący zacznie wrzeć i, tym samym, zniweczy swoją pracę. Blaise była pewna jednego. Nie chciała być jednym z głąbów.

***
Hermiona była wściekła na samą siebie.
Skąd jej przyszło do głowy, że tak po prostu dostanie się do wiceministra? Wrzuci trochę proszku Fiuu do kominka w Gryffindorze i najzwyczajniej w świecie wyląduje w kominku Percivala? Zapewne było to możliwe tylko z gabinetu dyrektora i z jeszcze paru miejsc, które mają bezpośrednie połączenie.
Nawet do Dragon Tower, prywatnej twierdzy Malfoyów podłączonej dooficjalney sieci Fiuu, można się było dostać kominkiem pod warunkiem, że miało się magiczną przepustkę, było się z rodu Malfoyów, lub z Malfoyem się podróżowało. Gdyby każdy mógł się tak po prostu dostać do wiceministra, lub ministra, to najwyżsi raną urzędnicy magicznej Anglii nie mogliby się odpędzić od interesantów, także tych lekko stukniętych.
- Jesteś kretynką, Herm – powiedziała sama do siebie, rozmasowując obolały tyłek, po tym jak świat wokół niej zawirował, została „wypluta” przez kominek na posadzkę pokoju wspólnego i wyrżnęła pupą o podłogę.
Rozzłoszczona udała się do po kolejną porcję proszku i wróciwszy powiedziała z nieco mniejszą pewnością, ale za to z dużym zaangażowaniem:
- Kominek dla interesantów, Ministerstwo Magii.
„Jeżeli nic takiego nie ma to wyląduję z powrotem w Wieży Gryffindoru” – pomyślała pewnie i z determinacją, przy okazji zaciskając zęby i masując lewy pośladek, który ucierpiał bardziej.
Znowu wylądowała na czterech literach, ale tym razem był to ładnie oświetlony i przyjazny hol:
- Auć – powiedziała żałośnie, nie rozumiejąc, dlaczego ładny i puszysty dywan nie złagodził jej upadku i posłała w jego kierunku pełne wyrzutu spojrzenie.
Wstała, rozglądając się niepewnie. Była to najzwyklejsza poczekalnia, przypominająca mugolską, ale fotele dla gości były wyjątkowo duże i miękkie oraz , o czym Hermiona nie wiedziała, dopasowywały się magicznie do postury siadającego. W poczekalni był zaledwie jeden mężczyzna z jakimś wyrostkiem. Syknęła pod nosem i znowu roztarła sobie pośladki, a dwaj pozostali interesanci patrzyli na nią z umiarkowanym, nie przekraczającym przeciętnego, zainteresowaniem. Gryfonka doszła do wniosku, że najwidoczniej najbardziej popularnym przejściem jest rozwalająca się budka telefoniczna, ona jednak nie miała czasu wędrować Merlin wie którędy i dlatego spróbowała rzadziej używanej opcji. Być może mało kto wiedział, że można się w taki sposób do ministerstwa dostać. W końcu ona nie miała o tym pojęcia, a jedynie, jak to mówią mugole, spróbowała „w ciemno”.
- Ojojoj! – usłyszała męski, lekko zachrypnięty głos po swojej lewej stronie: - A panienka do kogóż, i czy nie powinna panienka w tej chwili przebywać w szkole?- głos należał do sympatycznie wyglądającego staruszka w brązowo-rudej szacie. - Przepraszam za ten kominek, od miesięcy walczę z zarządem transportu magicznego, żeby wyłożył trochę galeonów na jego remont... Ostatnio pewna staruszka wylądowała prawie na przeciwległej ścianie – zamilkł widząc, że dziewczyna lekko blednie, wyobrażając sobie zapewne przerażenie staruszki przelatującej przez hol.
Oczy mężczyzny były piwne, ciepłe i wyrażały zaciekawienie.
- Och, dzień dobry panu – Gryfonka skłoniła się grzecznie i uśmiechnęła niepewnie. – No tak, powinnam być w szkole, ale zaczynam zajęcia dopiero za godzinę.... mam okienko – skłamała tak gładko, że sama się zdziwiła.
- Aha – starszy pan przyjrzał się jej uważniej i Hermiona przywołała najbardziej niewinny uśmiech. Podziałało.
- A w jakiej sprawie pojawiła się panienka w ministerstwie?
I tu zaczęła mieć problem. Przecież nie powie, że przyszła szantażować wiceministra.
- Ja... Chciałabym porozmawiać z wiceministrem... To naprawdę ważna sprawa i przeznaczona tylko dla jego uszu. To wiąże się z ważnym śledztwem. Widzi pan, ja nie powiedziałam wszystkiego podczas przesłuchania uczniów Hogwartu... – spuściła wzrok udając ogromne zakłopotanie.
Starszy pan westchnął:
- Ach ta młodzież... Ma panienka szczęście, że pan Weasley jest dziś w biurze i przegląda korespondencję... Niepokoi się trochę o swojego bliskiego współpracownika, tego Bułgara, ale nie może zrezygnować ze swoich obowiązków i nie odpowiedzieć na urzędowe pisma, oraz listowne prośby interesantów... Proszę się udać za mną, pokażę panience jak dojść do portierni...
- Ale przede mną...
- Ten pan chce się dostać na piąte piętro i musi poczekać pół godziny. Proszę za mną...
Starszy pan poprowadził ją do portierni, przy której stała zażywna czterdziestolatka z ogromnym kokiem w kolorze ciemnego bursztynu.
- Imię i nazwisko oraz sprawa – powiedziała chłodnym i oficjalnym tonem posyłając Gryfonce nieprzychylne spojrzenie, które zapewne dotyczyło jej szkolnego uniformu.
- Hermiona Granger. Przyszłam w ważnej sprawie do pana wiceministra. To naprawdę istotne... - odpowiedziała najgrzeczniej jak potrafiła, modląc się aby zażywna matrona nie zażądała wyjaśnień – ...muszę z nim porozmawiać.
- Tak istotne, że urwałaś się z lekcji? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie i Hermiona leciutko się zarumieniła. Już miała coś powiedzieć, ale staruszek ją wyręczył:
- Ta panienka zaczyna zajęcia za godzinę, Gertrudo... – Gertruda łypnęła na mężczyznę.
- Jasne, Albercie – sarknęła, ale wręczyła Hermionie plakietkę z napisem „Hermiona Granger. Sprawa poufna do wiceministra.” – Gabinet pana Wealseya znajduje się na drugim piętrze, przy windzie trzeba skręcić w prawo i cały czas iść prosto, trafisz bez problemu - Gryfonce ulżyło chociaż zbytnio się nie zdziwiła, przy „misji ratunkowej” także nie mieli problemów z wejściem na teren ministerstwa. - Pan Weasley przyjmie cię bez problemu, o ile nie będzie zajęty.
„Przyjmie mnie, przyjmie” – pomyślała i popatrzyła na Gertrudę dużo pewniej, chociaż fakt urwania się z lekcji ciążył jej boleśnie na sumieniu.
- Proszę teraz udać się do rejestracji różdżek.... Kilka kroków w prawo – powiedziała kobieta, wskazując kierunek.
- Dziękuję – odrzekła Hermiona szybko i niezbyt grzecznie, ruszając w kierunku rejestracji. Była niemal pewna, że kobieta po prostu wie, iż jest na najzwyklejszych wagarach.
„A czy ja zawsze muszę być taka cholernie poprawna i grzeczna?” – pomyślała buntowniczo.
Zarejestrowanie różdżki trwało jak zwykle króciutko i po kilku chwilach mogła udać się do windy.

***
- Dziękuję za pomoc w śledztwie, panie Malfoy, ale nie sadzę, żeby ta patetyczna mowa ku czci pospolitego wampira robiła na mnie wrażenie – Percy patrzył z pogardliwym rozbawieniem na Lucjusza. Bawiło go, że może tak po prostu obojętnie przejść obok tego, co powiedział wielki Malfoy.
To w ogóle była zabawna sytuacja. Nie liczący się zazwyczaj z nikim i niczym, przewodniczący rady nadzorczej i członek zarządu ministerstwa, przyszedł do niego, po to by złożyć oświadczenie w obronie Severusa Snape’a.
- To nie była mowa patetyczna, panie wiceministrze. Przedstawiłem tylko moje wątpliwości, co do morderczych skłonności Mistrza Eliksirów Hogwartu. Przyznaję, że bywa antypatyczny i mało go obchodzi, co mówią o nim inni, przynajmniej pozornie. Ale nie wyobrażam go sobie w roli mordercy Notta...
„Och, doskonale sobie wyobrażam jego drapieżny uśmiech, gdy wyrywał mu serce, czy co tam mu wyrwał...” – pomyślał przy tym z chłodnym rozbawieniem Lucjusz.
Severus był zbyt potrzebny Dumbledore’owi, poza tym był jego wieloletnim przyjacielem. Przyjaźń jest świętością, zwłaszcza dla Ślizgonów.
- Przyjaźnie się z nim od lat i myślę, że dobrze go znam.
- Tak, tak, Śmierciożercy są ze sobą bardzo zżyci, na pewno – Percy wydął pogardliwie usta i Lucjusz poczuł ogromną ochotę, aby mu te usta zmiażdżyć pięścią, ale oczywiście tego nie zrobił.
- Owszem, wiele nas łączy – Malfoy udał, że nie usłyszał kąśliwej uwagi na temat ideologicznej przynależności. – Ze względu na to, że tak dobrze go znam i za niego ręczę, a także z uwagi na fakt, iż dyrektor Dumbledore ceni sobie Severusa jako nauczyciela i współpracownika... naukowego – uniósł po malfoyowsku brew – radziłbym zastanowić się nad bezustannym przesłuchiwaniem go, i to w aurze niemal niewątpliwej winy, panie wiceministrze.
- Przemyślę pańskie oświadczenie, proszę się nie martwić – Weasley założył nogę na nogę i z niecierpliwością czekał, aż Lucjusz raczy wyjść. – Czy w czymś jeszcze mógłbym panu pomóc?
- To wszystko panie wiceministrze. Ufam, że niedługo wyjaśni się sprawa tajemniczej absencji pana współpracownika i przewodniczącego komisji... nie pamiętam całej nazwy, nie jestem dobry w zapamiętywaniu czegoś, co mnie nie absorbuje, ani czegoś czego nie popieram – Lucjusz nie mógł się powstrzymać od jadowitej ironii i miał nadzieję, że nie przesadził.
„Ja chyba nie życzę dobrze Severusowi” – pomyślał, obserwując grymas niesmaku i złości na twarzy Percivala.
- Naprawdę mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. Mnie też doskwiera całe to zamieszanie, panie Weasley – dodał już z powagą i łagodniejszym tonem. Zastanawiał się, czy w ogóle znajdą ciało Bułgara, ale z opowieści Snape’a wynikało, że jest to najzwyczajniej nieprawdopodobne.
- Jasne. Zastanawiam się, czy pański przyjaciel nie miał nic wspólnego z tą absencja – odgryzł się wiceminister, a Lucjusz poczuł, że wzbiera w nim gniew.
- Jak jeszcze mogę zrozumieć, że ktoś mógłby podejrzewać Severusa o morderstwo, tak już mi się w głowie nie mieści, że można go uważać za idiotę, który eliminuje kogoś, kto mu zalazł za skórę i to w momencie, gdy toczy się przeciwko niemu śledztwo. A już w zupełnie nie rozumiem, jak mógłby podejrzewać go oto jego uczeń. Jeżeli skończyłeś Hogwart, Weasley, to chyba wiesz, że Snape jest człowiekiem inteligentnym!
- No, może i jest, ale czy do końca człowiekiem, to bym polemizował – Weasley uśmiechnął się wyniośle.
- Slytherinie, daj mi cierpliwość – wysyczał Malfoy, ale po sekundzie się zreflektował; przecież nie przyszedł się kłócić.
– Mam nadzieję, że naprawdę weźmie pan pod uwagę wszystko, co powiedziałem – dodał już bardzo spokojnie, niemal z pokorą. – Nie odrywałbym się od własnych zajęć, gdybym nie miał tak dużej pewności, co do niewinności Mistrza Eliksirów Hogwartu, panie wiceministrze. A teraz kłaniam się i życzę spokojnej pracy – formułka grzecznościowa paliła Lucjusza w język i omal się nie wykrzywił, ale zdołał przywołać na twarz łaskawy, pełen rezerwy, niemal miły, typowy dla Malfoyów, urzędowy uśmiech.
- O to proszę się nie martwić – Percy łaskawie raczył odwzajemniając grzeczny grymas.
„I tak wiem, że masz gdzieś wszystko, co powiedziałem, urzędowa gnido” – pomyślał Malfoy, nadal heroicznie się uśmiechając.
- Dziękuję, że raczył mnie pan wysłuchać, wiceministrze – Lucjusz skłonił się chłodno, acz uprzejmie i ruszył do drzwi. Żałował, że nie mógł załatwić tego z Knotem, wszak Knot z niewyjaśnionych przyczyn, robił to czego chciał Weasley, poza tym to Percy prowadził przesłuchania.
„Spadaj, przerośnięty ambicjonalnie arystokrato” – pomyślał Weasley, obiecując sobie, że skarze Snape’a najszybciej jak będzie mógł, chociażby po to, żeby zrobić na złość Lucjuszowi.

***
Hermiona wpatrywała się w drzwi gabinetu.
„Wiceminister Magii Percival Weasley” głosił mieniący się delikatnie złoty napis na mahoniowych drzwiach. Stała przez chwilę i wpatrywała się w napis.
„A jeśli nie dam rady?” – pomyślała nagle. – „Jeżeli popatrzę na niego i słowa uwięzną mi w gardle? Może wejdę i po chwili, po prostu, wybiegnę z mdłościami na zewnątrz?” – nagle zaczęła mieć wątpliwości, ale trwały one tylko kilka chwil.
„Cholera, parzcież masz już dosyć samej siebie i dosyć całej tej chorej sytuacji. Czas coś z tym zrobić” – z zaciętą miną zrobiła krok do przodu i musiała bardzo szybko się cofnąć, bo drzwi się otworzyły, ktoś zamaszystym krokiem opuścił gabinet i je zamknął.
- Co ty tu robisz, Granger? – Lucjusz Malfoy popatrzył na nią z ogromnym zaciekawieniem.
- Och... – Hermiona zarumieniła się lekko i wbiła wzrok w podłogę. – Przyszłam tu w sprawie profesora Snape’a – powiedziała niepewnie i uniosła wzrok.
- To zupełnie jak ja. Zapewne Severus by się wzruszył twoją troską, chociaż nie byłby zachwycony, że opuszczasz dla niego lekcje... A z kim teraz masz zajęcia?
- Z... profesorem Snape’em.... – jakoś nie chciało się jej kłamać.
- Och.... Chyba będzie trochę zły....
- Wiem, ale po prostu muszę to zrobić. Już nie mogę bezczynnie siedzieć, bo mnie to doprowadza do szału. Rozumie pan? – Lucjusz zdziwił się jej silnym, pewnym i niemal zdesperowanym tonem głosu.
- Jeżeli uważasz, że możesz coś zrobić...
- Nie uważam – Hermiona przerwała mu niegrzecznie wpół zdania. – Ja to wiem, panie Malfoy.
- Rozumiem – mężczyzna zamyślił się na chwilę. – Dostałaś się do ministerstwa z zewnątrz?
- Nie, kominkiem. I tak samo zamierzam wrócić – dodała szybko.
- Obawiam się, że to niemożliwe, bo kominek dla interesantów jest jednostronny. Zbyt niebezpiecznie jest nim podróżować z powrotem.
Hermiona wyglądała na załamaną.
„Świetnie, nie uda mi się wrócić na drugą połowę eliksirów. Cholera, ciekawe jak w ogóle wrócę....” – zamrugała, tłumiąc łzy bezsilności.
- Będę na ciebie czekał w bufecie, Granger. Udasz się do Hogwartu z mojego gabinetu. To dziwne, że tak inteligentna czarownica jak ty nie pomyślała o powrocie...
- Skąd mogłam wiedzieć, że jeżeli istnieje coś takiego jak ten cholerny kominek dla interesantów, to nie można nim wrócić? – odwarknęła niegrzecznie. Nie lubiła gdy ktoś sugerował jej, że czegoś nie wie, albo nie jest wystarczająco rozgarnięta. Najgorsze, że Malfoy miał rację
- W porządku, Granger – chłodnym, ale też łagodnym tonem odrzekł Malfoy. – Chcę ci jedynie pomóc wrócić do szkoły. Jeżeli masz z tym jakiś problem, to ja nie zamierzam tego analizować.
- Przepraszam. Jestem trochę zdenerwowana – Hermiona poczuła się idiotycznie. - Chcę to jak najszybciej załatwić i zdążyć na drugą połowę Zaawansowanych Eliksirów. Przy pana pomocy uda mi się zapewne wrócić nawet wcześniej. Dziękuję.
- Nie ma za co, Granger – Lucjusz leciutko się zarumienił, gdyż był nieprzyzwyczajony do szczerych podziękowań, a podziękowanie Hermiony było jak najbardziej szczere. Musiał odwrócić wzrok od jej ciepłego spojrzenia. - Jak nie pojawisz w ciągu pół godziny w bufecie, to włamię się do tego gabinetu – dodał już swoim zwykłym, oziębłym tonem, a jego szare tęczówki zalśniły chłodem. – Powodzenia – nie czekając na jej odpowiedź ruszył szybkim krokiem w kierunku windy. Hermiona patrzyła za nim jeszcze przez chwilę, potem odwróciła się i zapukała do drzwi.
- Proszę wejść – usłyszała i weszła do środka.
„Raz hipogryfowi wio” – pomyślała zamykając cicho drzwi.
- Dzień dobry, panie wiceministrze – zdziwiła się, że je głos zabrzmiał tak spokojnie, tak chłodno. Zdziwiła się, że jest w stu procentach opanowana, jej umysł jest jasny, a myśli klarowne. Zdziwiła się, że nie czuje strachu, nie poci się, a ręce jej nie drżą ze zdenerwowania.
Tak jak o niej można było powiedzieć, że jest spokojna, opanowana i pewna siebie, tak trudno było to samo stwierdzić patrząc na Percivala Weasleya. Szok był najlepszym określeniem wyrazu jego twarzy.
- Granger? – spytał tonem, sugerującym że zobaczył zjawę, a nie osobę z krwi i kości. – Możesz mi powiedzieć co tu robisz? – dodał już spokojniej.
Zirytował się tym, że nie dostrzegł w jej oczach strachu, ani niepewności. Widział jedynie pogardę, determinację i spokój.
- Stęskniłaś się za mną? – wydął pogardliwie usta i czekał na reakcję dziewczyny. Nie było żadnej reakcji, a przynajmniej nie taka jakiej oczekiwał. Błysk obrzydzenia i nienawiści w oczach Hermiony nie był tym, czego pragnął. Nie wzdrygnęła się, nie odwróciła oczu, nadal patrzyła mu prosto w twarz.
- Przyszłam panu powiedzieć, żeby dał pan spokój profesorowi Snape’owi. Proszę wysłać dziś do niego jakąś oficjalną notę z informacją, że zeznania Mistrza Eliksirów i innych osób w sprawie zabójstwa Salomona Notta, nie dają podstaw do dalszych podejrzeń wobec Severusa Snape’a. Tylko tyle chciałam powiedzieć, panie wiceministrze.
- Jesteś nad wyraz bezczelna Granger, wiesz o tym?
Hermiona nie odpowiedziała. Tylko na niego patrzyła.
- Przychodzisz tu i dajesz mi wytyczne, co do postępowania w sprawie brutalnego morderstwa i uważasz, że tak po prostu cię posłucham? Ty naprawdę jesteś niezrównoważona – wstał i podszedł do dziewczyny, która stała niemal przy drzwiach i nie zamierzała się stamtąd ruszyć.
Hermiona zacisnęła zęby, a jej palce mocno zwarły się na różdżce.
- Nie podchodź nawet o milimetr bliżej – warknęła, szybkim ruchem przystawiając mu różdżkę do gardła.
- Granger, ja też mam czym rzucać zaklęcia – Weasley prawie się roześmiał.
- Możliwe, ale to ja znam więcej przykrych klątw i uroków i jestem od ciebie dużo szybsza i skuteczniejsza w posługiwaniu się magią, chociaż moi rodzice to mugole.
- Nie odważysz się, Granger – głos wiceministra był zimny.
- Przecież jestem niezrównoważona.
- A czy ktoś wie, że tu jesteś? – spytał odtrącając jej dłoń z różdżką.
- Owszem, Lucjusz Malfoy. I lepiej więcej mnie nie dotykaj.
- No proszę. To ciekawe, bo on także chciał abym zaprzestał przesłuchań Snape’a. Ciekawe.
- Raczej dające do myślenia. Mistrz Eliksirów jest niewinny, a pan, panie wiceministrze, dzisiaj oficjalnie powiadomi go o tym sowią pocztą.
Tym razem Percy naprawdę się roześmiał i usiadł z powrotem za biurkiem.
- Daruję ci ta bezczelność, bo mnie rozbawiłaś.
- Ja wcale nie zamierzałam pana rozbawić, panie Weasley – tym razem Hermiona podeszła do niego i nieproszona usiadła naprzeciw wiceministra.
- Bijesz rekordy chamstwa, głupia dziwko.
Poczuła, że wzbiera w niej gniew:
- Zrobisz to Percy. A jeżeli dziś Snape nie dostanie od Ciebie takiego listu to oficjalnie oskarżę cię o gwałt i napiszę do „Proroka Codziennego” o tym jak mnie potraktowałeś. Dobrze słyszałeś, podam to do prasy, chociaż nienawidzę metod dziennikarskiego rozdmuchiwania plotek – dodała z satysfakcja, gdy zauważyła, ze Percy pobladł. - Jak myślisz, Knot cię obroni przed Wizengamotem i przed przesłuchaniem pod Veritaserum? Przecież Draco Malfoy był świadkiem, tego co mi zrobiliście razem z Matrojewem. I też może zeznawać pod działaniem Serum. Ja też mogę to zrobić.
- Granger, nie wyobrażam sobie, że chciałabyś przez to wszystko przechodzić. Wiesz jak potraktuje cię prasa i nie tylko prasa? – spytał chłodno, ale jego głos drżał.
Hermiona poczuła jak ogarnia ją zimna furia.
- Kto powiedział, że chcę? – jej oczy były zimne i pełne nienawiści. – Kto ci powiedział sukinsynu, że zrobię to z ochotą? A może zapomniałeś przez co przeszłam dzięki tobie? Uważasz, że może być coś gorszego? Bo ja tak nie uważam. Zrobię to, jeżeli nie dasz mi wyboru. Jestem silniejsza niż ci się wydaje i mogę ci to udowodnić. Mogę ci udowodnić, że ze mną nie wygrasz. Wybieraj, Percy. Albo dziś Severus Snape otrzyma oficjalną sowę z ministerstwa, albo wieczorem wyślę sowę do Rity Skeeter. Kto jak kto, ale ona na moją prośbę stawi się w Hogwarcie w sobotę z samego rana, żeby zrobić ze mną wywiad.
Wstała i patrzyła na zaskoczonego, złego, ale i targanego wewnętrznymi rozterkami Weasleya.
- To wszystko z mojej strony, panie wiceministrze – rzuciła od progu.
- Nie zrobisz tego – patrzył na nią z nienawiścią, ale i ze strachem.
- Sprawdź mnie – uśmiechnęła się pogardliwie, wyszła z gabinetu i trzasnęła drzwiami.
Dopiero teraz poczuła zdenerwowanie i musiała oprzeć na chwilę prawą dłoń o ścianę. Ale nerwy bardzo szybko się jej uspokoiły. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się sama do siebie, po czym spokojnie ruszyła w stronę windy.

***

Napisany przez: Zigi 17.06.2005 14:50

Poprostu Genialne .. najbardziej mi sie podoba Hermoina ,która twardnieje
i daje popalić Percy'emu ... po prostu niesamowite . Zastanawia mnie postępowanie Voldemorta ,który nie birerze udziału w oficjalnej "grze" , bo Ministrstwo jest tak jakby trzecią możliwością
ani za Voldemortem ani "Dumbeldorem" więc jego postawa jest dziwna ,, nie broni swoich popleczników jak chocby Lucjusza i Draco przed Panem Wiceministrem ;p
Ale Genialne czekam na następne części

Napisany przez: Raistlin 22.06.2005 14:48

Po krótkiej przerwie jestem znowu i wchodzę na ff i widzę następny odcinek "Być szlachetnym". Podobał mi się i oprócz kilku literówek i ortografów, błedów nie znalazłem. Jak powiedział Zigi też mi się podoba Hermiona, która daje popalić Percy'emu. Ten moment mnie rozśmieszył:

QUOTE
Ron posłał Harry’emu rozbrajające spojrzenie z serii „weź mnie oświeć, bo nie rozumiem”, ale ten wzruszył jedynie bezradnie ramionami, a jego mina była bardzo podobna do miny rudowłosego.


Pozdrawiam i czekam na kolejny odcinek

Raistlin

Napisany przez: Kitiara 27.06.2005 18:48

Ech, komentarzy jak na lekarstwo pod poprzednią częścia, może dlatego, że zbyt szybko wklejałam te części, które były napisane i przyzwyczailiście się do obszerniejszego i często pojawiającego sie tekstu.
Cóż, mam nadzieję, że nadrabiam jakością i życzę miłej lektury smile.gif


******
Snape stukał nerwowo paznokciem o blat biurka i uważnie obserwował uczniów. Zdenerwowanie kilkoma niemiłymi aspektami jego stojącej pod znakiem zapytania egzystencji i zaniepokojenie nieobecnością uczennicy, która okazywała ostatnio, ze zrozumiałych dlań przyczyn, zachwianie silnego w gruncie rzeczy charakteru, nie ograniczało bynajmniej jego percepcji i umiejętności wychwytywania wszelkich objawów niepodporządkowanie się uczniów do reguł obowiązujących na jego terytorium. W jakiś dziwaczny, nieokreślony sposób, irytacja czy zniecierpliwienie Severusa, zwiększały jeszcze jego zdolności dostrzegania niepożądanego ruchu i wyostrzały słuch na podejrzane szelesty. Uczniowie to wiedzieli i czuli. Tak, jak Snape miał szósty zmysł, który sprawiał, że wyłapywał w mig niesubordynację (nawet taką, która jeszcze nie zaistniała, ale według niego mogłaby zaistnieć), tak uczniowie z biegiem lat wyrabiali sobie zmysł czujności, który, najczęściej bezbłędnie, wykorzystywali podczas zajęć z Mistrzem Eliksirów Oraz Zastraszania Hogwardzkiej Młodzieży. Niezachowanie ostrożności bowiem groziło niemiłymi konsekwencjami. Powiedzenie Szalonookiego Moody’ego „stała czujność” nabierało na lekcjach eliksirów szczególnego znaczenia i to dla obu stron toczącej się na sali cichej wojny.
Wszyscy uczniowie, w niemym skupieniu, warzyli eliksir paraliżujący, usilnie starając się pamiętać o przestrodze nauczyciela i o tym, żeby nie zyskać niezbyt miłego miana głąba, bądź równie uroczego matoła.
Lekcja upływała w ciszy i spokoju, mniej więcej, do trzech czwartych pierwszej części podwójnych zajęć eliksirów.
Wtedy bowiem wydarzyło się coś ciekawego.
Draco, zaniepokojony nieobecnością Hermiony, sfrustrowany nie rozładowanym napięciem seksualnym, strapiony myślami o własnym losie w szeregach Lorda i zaintrygowany tym, co napisał mu Harry, nie był w stanie wystarczająco się skupić na warzeniu eliksiru.
- Draco, nie... – zdążyła cicho sapnąć na wdechu Blaise, ale było już za późno.
Malfoy wrzucił, z niezbyt przytomną miną, ostatni składnik wywaru – sproszkowane skrzydła ważki. Do wrzenia płynu pozostały jeszcze przynajmniej trzy minuty i niepożądana reakcja eliksiru była natychmiastowa. Już nie miał szans stać się klarowny i jasnożółty. Zrobił się mętny, a jego kolor przywodził na myśl zbutwiałą sałatę.
Do Dracona dotarło w ciągu dwóch sekund, że zrobił kardynalny błąd. Biorąc pod uwagę nastrój Severusa, mógł być to ostatni błąd jego życia.
Frustracja, niepokój i wszystkie inne, nękające go emocje, przelały się poza brzegi jego psychicznej wytrzymałości. Zwątpił.
- Żesz, kur*wa mać! – oświadczył głośno i dobitnie zdesperowanym tonem, a w jego oczach zalśniły łzy złości. – A tak się starałem – dodał ciszej łamiącym się głosem.
Severus zamarł z miną wyrażającą całkowite niedowierzanie, a jego zimny, bezdenny wzrok przewiercał duszę Malfoya na wylot.
Uczniowie zastygli, przestali nawet oddychać. Powiało taką grozą, że nikt nie usłyszał, iż drzwi cicho się otworzyły.
- Przepraszam za spóźnienie, panie profesorze – głos Hermiony zabrzmiał nienaturalnie głośno. Zamknęła drzwi, a Snape powoli odwrócił głowę w jej kierunku.
Harry zaczął się zastanawiać, czy Mistrz Eliksirów nawrzeszczy na Dracona i da mu szlaban, czy raczej porządnie ochrzani Hermionę i odbierze jej co najmniej sto punktów.
Severus zdawał się być rozdarty, ale tylko przez ułamek sekundy.
- Siadaj, Granger. Eliksir paraliżujący będziesz miała okazję przyrządzić innym razem. Powiedzmy jutro w południe na szlabanie. Oczywiście tracisz punkty. Ile minut się spóźniłaś? – to było pytanie retoryczne, o czym wiedziała nawet wyrywająca się zwykle do odpowiedzi Hermiona. – Powiedzmy pięćdziesiąt – Granger wolała się nie wychylać z podpowiedzią „czterdzieści pięć”.
- Malfoy – Severus odwrócił się do swojej drugiej ofiary. – Czy ja przed chwilą usłyszałem z twoich ust bardzo niekulturalne określenie, czy mi się zdawało?
- Nie zdawało się panu – mimo ulgi na widok Hermiony, Draco poczuł znajomy niepokój. Nie pomagała mu świadomość, że Severus traktował go zwykle ulgowo i, że był jego chrzestnym. Snape posiadał umiejętność paraliżowania wzrokiem. Zupełnie jak bazyliszek.
„Może to jego forma animagiczna” – pomyślał z roztargnieniem młodzieniec. – „Może ja w końcu zwariuje, zamkną mnie na oddziale zamkniętym i będę miał święty pokój” – dodał po chwili w myślach. Czuł, że wszystko, co się dzieje wokół niego, powoli zaczyna go przerastać. Miał ochotę nawrzeszczeć na Hermionę, że przez nią zawalił eliksir, bo martwił się jej nieobecnością, miał ochotę napyskować nauczycielowi, że ma tego wszystkiego dość. Miał ochotę kogoś uderzyć, a nawet zamordować, najlepiej Pansy, która patrzyła teraz na niego z wyższością, niesmakiem i z drwiącym uśmieszkiem.
- Na lekcjach się nie przeklina, Malfoy – łagodnie powiedział Snape i podszedł do Dracona. Zajrzał do jego kociołka i z nieodgadnioną miną wyczyścił jego zawartość. – Dzisiaj niestety nie zaliczyłeś zajęć. Tracisz dwadzieścia punktów i masz szlaban u Filcha. Powiedzmy o ósmej. On ci na pewno wymyśli coś ciekawego.
- Tak jest, sir – odrzekł Draco przez zaciśnięte zęby.
Był na niego zły. Snape doskonale wiedział, jak ciężkie przejścia miał poprzedniej nocy, a jednak zafundował mu mękę z woźnym. Poczuł się potraktowany bardzo niesprawiedliwie. Chciało mu się płakać, ale przełknął łzy.
- Gdybyś naprawdę się starał, nie zrobiłbyś podstawowego błędu – chłodno dodał Severus.
Draco nie odpowiedział. Stał ze spuszczoną głową i zaciskał pięści, żeby nie wybuchnąć, żeby się nie wściec.
Mistrz Eliksirów spokojnie podszedł do Hermiony, która obserwowała całe zajście nic nie rozumiejąc i zdążyła się dopiero rozpakować, i Harry’ego. Harry właśnie przed chwilą dodał do wrzącego eliksiru ostatni składnik i teraz wywar nabierał odpowiedniego kolorytu i konsystencji.
- Nawet Harry Potter zrobił doskonały eliksir, Draco – rzucił niedbale nauczyciel, sam nie wiedząc dlaczego, stosował się do prośby chłopca sprzed kilku dni, żeby nie mówić do niego po prostu Potter. Odpowiedział sam sobie, że taki ma kaprys i tak mu się podoba.
Blaise łagodnie położyła dłoń na plecach Malfoya.
- Nie denerwuj się – szepnęła, widząc jak jest podminowany i bliski zrobienia jakiegoś głupstwa. – Nie trzeba, wiesz, że ona taki jest. Przecież widać, że ma zły dzień. Nie denerwuj się, nie warto. Potraktowałby tak każdego kto skrewił. O wiele gorzej potraktowałby Harry’ego, przecież wiesz.
Wiedział. I gdyby nie ona, po prostu wyszedłby z sali i walnął drzwiami, albo nawrzeszczał, że ma wszystko w dużym poważaniu, bo spieprzony eliksir to nic w porównaniu z tym, że torturował i zabił bezbronną dziewczynę. Przygryzł dolną wargę tak mocno, że pociekła mu krew. Ale ból pozwolił mu się opanować, tak samo jak cichy szept Blaise.
- Na Boga, panie Potter, będę ci zmuszony postawić Znakomity – głos nauczyciela był zimny i drwiący.
Hermiona patrzyła ze zgrozą jak Draco zaciska powieki. Widziała stróżkę krwi na jego brodzie. Widziała jak ukrywa twarz w dłoniach i zaciska pięści na swoich jasnych włosach. Wiedziała do czego musiał się posunąć, żeby wejść w szeregi Śmierciożerców. Mogła się tylko domyślać w jak okropnym był nastroju, jak mu był źle, jak bardzo czuł się rozbity, zraniony i zły. Wiedziała, że jej wczorajsze zachowanie nie wpłynęło na niego dobrze, wiedziała, że musiał się zamartwiać jej nieobecnością. Dopiero teraz do niej dotarło, że mogła udać się do ministerstwa w porze obiadu, ale była tak bardzo niecierpliwa, że nie mogła usiedzieć na tyłku. Zupełnie jak Harry, który teraz stał zarumieniony ze spuszczoną głową, marząc tylko o tym, aby Snape przestał. Marząc o tym, żeby jego kociołek wybuchł. O czymkolwiek, co przerwałoby całą tą farsę.
- Szkoda tylko, że tego samego dnia, w którym ty okazałeś się ... geniuszem, – jadowity sarkazm niemal się wylewał z Mistrza Eliksirów – jeden z moich najlepszych uczniów zachował się jak matoł. Czy wy zamieniliście się umysłami? – Severus zawał sobie sprawę z tego, że jest po prostu podły. Doskonale. Ale nic nie mógł poradzić na to, że takie zachowanie mu psychicznie pomagało. Inaczej by zwariował. Musiał być sarkastyczny, zimny, zdystansowany do wszystkiego i wszystkich, bo to pomagało mu zachować zdrowy rozsądek i sprawiało satysfakcję z panowania nad sytuacją. Cóż z tego, że ta satysfakcja byłą chora? Cóż z tego, że ranił innych? Cóż z tego, skoro, kiedy był zwyczajnie zły, mógł logicznie myśleć. Jego wampirza natura często przysparzała mu wewnętrznych rozterek, ale sarkazm, ironia, oraz lodowata drwina zawsze pomagały mu zachować zimną krew i utrzymywały jego umysł na najwyższych obrotach, a nerwy pod ścisłą kontrolą.
Owszem, nie musiał być aż tak podły. Ale był sfrustrowany, zirytowany i po prostu chciał taki być.
- Niech pan natychmiast przestanie – Hermiona popatrzyła na nauczyciela bez lęku. – Czy pańskie problemy wydają się panu mniejsze, gdy może pan bezkarnie wyżyć się na uczniach? – sama była zdziwiona własną odwagą.
Nauczyciel utkwił w niej wzrok, ale ona nie spuściła oczu, nie zarumieniła się, nie wzdrygnęła.
Teraz uczniowie skupili się na pannie Wiem-To-Wszystko z myślą, że tym razem Snape’owi do końca puszczą nerwy i zrobi coś strasznego. Każdy z uczniów Hogwartu, chociaż raz w życiu, wyobrażał sobie jak Severus robi coś strasznego. Było to niesprecyzowane coś, ale, mimo swej abstrakcyjności, budziło w duszach młodzieży nieokreśloną grozę. Uczniowie usilnie starli się, aby, cokolwiek się stanie, nie dopuścić do ostateczności, czyli do tego, żeby Mistrz Eliksirów uczynił owo niezidentyfikowane straszne coś. Adepci szóstego roku mieli w tej chwili niejasne przeczucie, że dokonał się przełom i owo coś za chwilę nastąpi. Nikt jednak nie był w stanie powiedzieć: „Przestań, Granger!”. Wszyscy po prostu patrzyli. Patrzyli i czekali. A Hermiona była spokojna, tak spokojna, jak zawsze na wszystkich lekcjach. Spokojna, opanowana i zdecydowana powiedzieć nauczycielowi to co myśli.
- Nie tylko pan ma ciężkie życie i duże problemy. Nie obchodzi pana, że, być może, swoimi urągającymi uwagami bardzo pan kogoś rani, sprawiając, że jego życie staje się o wiele trudniejsze? Przecież pan doskonale o tym wie – nie była zła. Było jej cholernie przykro, że zawiodła się na nauczycielu, który zdążył już jej udowodnić, że ma serce na właściwym miejscu. Tym bardziej bolesne było, iż nie raczy tego serca słuchać.
- To było tak pouczające Granger, że jestem zmuszony odebrać ci kolejne pięćdziesiąt punktów. Daje nam to okrągłe sto, ale jako Prefekt powinnaś dawać dobry przykład innym uczniom, nie zaś tak skandalicznie się spóźniać - nauczyciel mówił bardzo spokojnie i był opanowany, chociaż w głębi duszy poczuł ukłucie bólu, bo Hermiona miała rację. Teraz czuł się jeszcze podlej, ale to uczucie go przecież rzadko kiedy opuszczało. Na przykład w tedy, gdy mógł jej wysłuchać i wesprzeć ją duchowo. Ze złością odepchnął od siebie sentymenty. – Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz.
- Tak jest, sir – odrzekła grzecznie.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? Jeżeli tak, to czekam. Z przyjemnością pozbawię Gryffindor kolejnych punktów – chłodna drwina wcale nie ubodła Hermiony. Mimo zawodu jaki czuła, w przeciwieństwie do Gryfonów, a nawet większości Ślizgonów, rozumiała Snape’a.
- Nie, profesorze. Nie chcę już nic powiedzieć, przecież pan doskonale o tym wie.
Ostry dźwięk oznajmiający przerwę spowodował, że kilkoro uczniów podskoczyło.
- Twój podziw dla mojej wiedzy jest wzruszający, ale nadal masz szlaban w sobotę. Wszyscy jazda na przerwę... Ty zostajesz, Malfoy – dodał, chociaż Draco wcale nie ruszył się ze swojego miejsca. Patrzył z utęsknieniem na Hermionę.
„Znowu dostałem tytuł bydlaka Hogwartu” – pomyślał ironicznie Severus, obserwując, jak uczniowie w pośpiechu opuszczają salę.
Tylko Hermiona i Blaise wychodziły bardzo powoli i spokojnie. Mistrz Eliksirów leciutko się zarumienił, gdy Granger rzuciła mu przygnębione spojrzenie.
- Zabini – prawie warknął.
- Tak, sir? – Ślizgonka grzecznie odwróciła się w jego stronę. – Przekaż, że macie dłuższą przerwę. Całe trzydzieści minut. I niech mi żaden tuman nie pojawi się tu wcześniej.
- Dobrze profesorze, przekażę. I ufam, że nikt nie odważy się wejść tu przed czasem. Zbyt dobrze radzi pan sobie z tumanami – w jej głosie nie było drwiny, ironii, sarkazmu. Mówiła cicho, niemal zmęczonym tonem. Nie mógł się na nią wściec, bo patrzyła na niego tak łagodnie, jak tylko ona potrafiła w całym Domu Węża. Jej niebieskie oczy były smutne.
- Zabini, porady psychologiczne zachowaj dla innych, choćby dla Pottera – odrzekł łagodnie. – Możesz nawet założyć razem z Granger poradnię na terenie Hogwartu. Ja nie mam nic przeciwko temu. Jedynie nie skorzystam. Rozumiemy się?
Blaise tylko skinęła głową. Snape zawsze był dla niej zagadką. W jakiś dziwny, niewytłumaczony sposób go lubiła i szanowana.
- Ja i tak wiem, że pan nie jest zły – powiedziała i powoli wyszła z sali, czekając na jakiś docinek. Nie doczekała się.

Severus usiadł obok Dracona. Przez pierwsze minuty panowała cisza i Snape patrzył tylko na przygnębionego Ślizgona. Później wyczarował dwa kubki mocnej i aromatycznej kawy z mlekiem.
- Proszę, Draco – powiedział łagodnie, prawie pewien, że chłopak odmówi.
Malfoy jednak przyjął napój.
- ...kuję – burknął niewyraźnie. – One tak mogą stać? – Snape wiedział, że chłopak ma na myśli eliksiry.
- Nic im się nie stanie. Ty, jednak, nie wyglądasz najlepiej.
- Och, nie przejmuj się mną, ojcze chrzestny. Nic mi nie jest. Ja tylko torturowałem i zabiłem jakąś gówniarę. Czy to istotne? Ważne, że mam ten cholerny znak...
- Taki zgorzkniały sarkazm, w twoim wieku, to niezdrowy nawyk.
Draco jedynie zaśmiał się zimno.
- I kto to mówi, prawda? – Severus upił duży łyk kawy.
- Wiem, że ci ciężko – podjął po chwili. – Naprawdę wiem, ale na lekcjach się nie klnie.
- Owszem, ale aż tak przyjemny nie musiał pan być, profesorze – ironicznie odrzekł chłopak.
- Nie musiałem. Nigdy nie muszę – łagodnie odpowiedział mu na zarzut Snape. – Po prostu jestem.
- Nie da się nie zauważyć – Draco już nie ironizował, po prostu stwierdził fakt.
- Prawda? – Severus popatrzył na niego uważnie. – Niedługo będziesz snuł się po Hogwarcie jak duch i warczał na wszystkich. Będziesz nieprzyjemny, zgorzkniały i złośliwy. Wszyscy będą cię unikać. Tak jak mnie.
Draco nie odpowiedział. Jedynie wzruszył ramionami.
- Bycie szpiegiem to ciężki chleb powszedni. Zwłaszcza bycie podwójnym szpiegiem.
- Pan nie boi się wrócić w szeregi Voldemorta i szpiegować – warknął Draco, dopiero po sekundzie uświadamiając sobie, że mówi to, co napisał mu na karteczce Potter.
„Świetnie, chcę szpiegować, a na dzień dobry okazuje się, że nadaję się do tego, jak złoto leprokonusów na spłacenie długów” – pomyślał smętnie, intensywnie główkując, jak ma wytłumaczyć się z tego, co właśnie powiedział. - Doprawdy? – spytał Snape przeciągając sylaby.
- To znaczy... Założę się, że po cichu pan o tym myśli, zwłaszcza teraz. Czyżbym się mylił? – Draco modlił się w duchu, żeby Severus to kupił.
Profesor patrzył na niego intensywnie. W końcu potrząsnął z irytacją swoimi tłustymi włosami.
- To, co zamierzam, lub nie, to moja prywatna sprawa, a jeżeli nawet, to na pewno tobie to nie zaszkodzi.
- Mi nie, gorzej z panem.
Mistrza Eliksirów zdenerwowała arogancja chłopaka.
- Gorzej będzie z tobą, jeśli będziesz się w nocy pałętał po zamku i podsłuchiwał! – Snape niemal warczał. – Uważasz, że jesteś na tyle dobrym oklumentą, że Czarny Pan nie będzie mógł swobodnie wydobyć z twojego umysłu tego, czego nie powinien wydobyć?
Malfoy chciał już powiedzieć, że to nie on podsłuchiwał, ale Potter, w porę jednak ugryzł się w język. Harry nie napisał mu, na szczęście, wszystkiego. Tylko o wymyśle Severusa, poza tym wspomniał, że resztę mu opowie po obiedzie w łazience Jęczącej Marty. Właśnie w tej chwili Draco zrozumiał, że nie powinien słuchać tych ciekawych wieści, a Snape ma cholerną rację. Jak zwykle zresztą.
- Nie uważam... I nic więcej nie słyszałem – Draco westchnął przeciągle. – Ma pan rację. Nie powinienem interesować się tym, co robi Zakon.
- Owszem i powinieneś brać lekcje oklumencji. Najlepiej u dyrektora.
- Wolę u pana. On mnie... onieśmiela – Draco zarumienił się widowiskowo.
- Słuchaj. Dumbledore nie chowa do ciebie urazy. To nie ten typ.
- Wiem, a to sprawia, że mi jeszcze bardziej głupio.
- To niech ci nie będzie. Dziś o ósmej masz zajęcia z dyrektorem. Codziennie godzinę. Ja to załatwię. I nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów. Będziesz na te zajęcia uczęszczał z Potterem – omal się nie zaśmiał w duchu nad własna przewrotnością.
- Ale przecież... – Draco wyglądał na zdezorientowanego.
- Daruję ci ten szlaban. Jesteś człowiekiem sfrustrowanym. Wymsknęło ci się.
- Ale Hermionę potraktował pan... – zaciął się jakby szukał odpowiedniego słowa.
- ... podle. Wiem – Snape zacisnął wargi. – Nie lubię gdy ktoś czyta w moich myślach, jak w otwartej księdze. Zwłaszcza, jeżeli taka osoba nie jest legilimentą, a ma jedynie cholernie niezawodną intuicję i zmysł obserwacji.
- Chyba rozumiem – Malfoy westchnął.
- Pannie Granger musi na tobie bardzo zależeć, skoro zaryzykowała starcie z hogwardzkim złośliwym nietoperzem.
- Zaraz nietoperzem... A Hermiona podobno mnie kocha, przynajmniej tak twierdzi. I może rzeczywiście tak jest, bo nawet spała ze mną i to w jednym łóżku... Nawet się dała przytulić...
- Czy ja coś już mówiłem o zgorzkniałości i sarkazmie? – mimo ironii w głosie, Snape popatrzył na swojego ucznia z troskliwym zrozumieniem.
- Przynajmniej sobie poćwiczę, od czasu do czasu, mięśnie prawej ręki...
- Draco, wstydziłby się mówić tak do nauczyciela, nie sądzisz?
- Do nauczyciela tak, ale do ojca chrzestnego chyba mogę?
- Może jednak z większym szacunkiem i nie jak do kumpla?
- Może ja bym wolał wódki, a nie kawy?
- A może ja wiem lepiej, co tak naprawdę wolisz?
- To może wyręczysz moją prawą dłoń?
- Właśnie straciłeś dziesięć punktów Draco. Bawimy się dalej?
- .......
- Z takim tekstem możesz wystartować do Pottera. Być może chłopak się ucieszy.
- Przepraszam. Jestem sfrustrowany, poirytowany i zły. Po prostu mnie poniosło.
- Wiem. Dlatego żyjesz. Jesteś cały i zdrowy. A ja jestem spokojny. Na razie... Też się martwiłem jej nieobecnością.
- Wiem... A co do Pottera, czemu ty go tak straszliwie nie cierpisz? – zaciekawienie.
- Traktuję go normalnie. Czy to moja wina, że jest impertynenckim gówniarzem? – gładka, spokojna odpowiedź, nie pozostawiająca wątpliwości, co do niechęci Severusa do rozmowy na ten temat.
- Aha – pełne zrozumienie dla intencji rozmówcy.
Chwila ciszy.
- Nie sądzisz, kochany ojcze chrzestny, że nasza rozmowa jest nieco pokręcona?
- Owszem, ale chyba zadziałała na ciebie pozytywnie?
- Chyba tak... Masz rację z tą oklumencją.
- Wiem.
- Jak zwykle skromny.
- Lepiej ćwicz silną wolę i oklumencję zamiast prawej ręki – delikatna ironia.
- Cieszę się, że wierzysz w moją silną wolę i panowanie nad sobą. Dziękuję za wsparcie – tony ironii i goryczy.
- Doskonale wiesz, że żartowałem. Ale nie w sprawie oklumencji.
- Wiem.
- Lepiej?
- Tak. Ale nadal czuję złość, że mnie ośmieszyłeś.
- Przepraszam.
Draco zamrugał ze zdziwienia.
- Przecież nikt z ciebie się nie śmiał.
„Niechby ktoś spróbował”
- Poza Pansy.
- .......
- Była zadowolona.
- Ma szczęście, że nie zauważyłem.
- Domyślam się.
Severus westchnął i spojrzał na zegarek.
- Lekcja będzie za kwadrans. Idziesz na przerwę?
- Nie, drogi wuju. Posiedzę z tobą. Pokontemplujemy razem nad naszym ciężkim losem.
- Obyż to było zabawne.
Milczeli obaj aż do rozpoczęcia lekcji. Severus zebrał próbki eliksirów i naprawdę wstawił Harry’emu do dziennika wielkie Z. Wbrew własnej woli Potter poczuł dziwną dumę, a Blaise szeroko się do niego uśmiechnęła. Mistrz Eliksirów kazał uczniom przeczytać o właściwościach eliksiru paraliżującego z podręcznika i zakończył lekcję grubo przed czasem.
- Panno Granger, – powiedział, gdy uczniowie zaczęli opuszczać salę – proszę zostać.
Hermiona posłusznie kiwnęła głową.
- Trochę dużo punktów ci uciąłem – powiedział cicho, gdy zostali w sali sami.
- To nic, sir.
- Twoi współdomownicy zapewne tak nie pomyślą.
- Nie szkodzi, sir. Jestem Prefektem, a spóźniłam się na zajęcia.... I to poważnie się spóźniłam.
- Mhm... I wystarczyłoby odjąć ci te pięćdziesiąt punktów, a nie całe sto. Lubię pokazywać uczniom, gdzie ich miejsce i jestem niesprawiedliwy, prawda? – powiedział bardzo łagodnie i patrzył na nią z wyczekiwaniem
- Jest pan nauczycielem i skoro odjął mi pan więcej punktów, to widocznie sobie na to zasłużyłam. Trudno – Hermiona mówiła cicho i była bardzo spokojna. Po prostu była grzeczna.
- Granger, to irytujące. Jako wredny i złośliwy belfer chcę cię sprowokować do tego, żebyś naraziła się na kolejne kary, a ty zawstydzasz mnie swoją dojrzałą postawą – Severus z rozmachem zamknął dziennik i uniósł lewą brew.
Hermiona patrzyła na niego niepewnie. Wydawał się zadowolony? Może nie. Ale na pewno usatysfakcjonowany.
„Co za dziwny, nieodgadniony typ” – pomyślała zaniepokojona. Zawsze niepokoiły ją rzeczy, których do końca nie mogła zrozumieć, czy ogarnąć. Co nie przeszkadzało jej szanować Snape’a. I, co najdziwniejsze, lubiła go. Denerwował ją, był podły, niesprawiedliwy, złośliwy, a jednak go lubiła. I wiedziała, że się nie myli szanując tego człowieka.
- Pewnie potrafisz uwarzyć ten eliksir? – spytał po chwili ciszy.
- Chyba tak, sir. Nie próbowałam, ale czytałam kiedyś dokładną instrukcję. Nie jest łatwy, ale robiliśmy już na zajęciach trudniejsze eliksiry. Powinnam sobie dać radę.
- Jak będziesz chciała poćwiczyć to mi powiedz, udostępnię ci wtedy pracownię.
Hermiona zmarszczyła brwi.
- Ale przecież mam zrobić eliksir paraliżujący jutro....
- Odpuszczę ci ten szlaban, Granger – wszedł jej w słowo nauczyciel.
- Dziękuję ...
- Tylko więcej się nie spóźniaj.
Hermiona nagle doznała olśnienia. Przecież Severus Snape mógł się o nią martwić. I na pewno tak było. Postąpiła niemądrze spiesząc się tak ze swoją misją. Ale nie żałowała. Teraz była dużo spokojniejsza.
- Oczywiście, sir.
- Czy będzie dużym nietaktem, jeżeli spytam, co okazało się ważniejsze od zajęć z eliksirów zaawansowanych? – znowu uniósł brew i wpatrywał się w nią z zainteresowaniem.
- Nie, ale.... Nie powiem panu, bo... – uśmiechnęła się łobuzersko. – Bo nie chcę psuć niespodzianki.
- Granger, ty jesteś po prostu bezczelna – powiedział, ale w jego głosie kryło się rozbawienie i zainteresowanie.
Zaintrygowała go. Naprawdę zaintrygowała. Na chwilę przestał się przejmować dręczącymi go problemami. Zaczął zastanawiać się, co zmalowała ta układna, zawsze przygotowana na zajęcia i oczytana uczennica.
- Przepraszam, ale naprawdę nie mogę powiedzieć. I nie jest pan wredny. Jest pan w porządku, tylko ma pan trudny charakter.
- Powinnaś teraz dostać szlaban – odrzekł łagodnie. – Jesteś irytującą, mądrzącą się pannicą, ale masz szczęście, bo mi to nie przeszkadza. W odpowiednich dawkach. I nie próbuj mnie zmieniać Granger.
- Wcale nie zamierzam. Już panu mówiłam, że jest pan wspaniałym człowiekiem. Nadal tak uważam.
- Granger, właśnie przekraczasz dopuszczalną dawkę irytacji – nie lubił gdy ktoś tak do niego mówił. Stanowczo nie lubił. Dlatego szybko zmienił temat. - Mam nadzieję, że ta... niespodzianka nie wpakuje cię w kłopoty.
- Nie, sir. Na pewno nie. Dziękuję, że darował mi pan jutrzejszy szlaban.
- Idź już, Granger. Do końca zajęć jest jeszcze trochę czasu. Idź porozmawiać z Draconem.
Zarumieniła się lekko.
- Porozmawiam. Do widzenia, sir.
- Do widzenia – Severus z westchnieniem usiadł za biurkiem. Postanowił sprawdzić część wypracowań czwartego roku.

******
- Cześć, Potter. Gadałem z Hermioną i ona nie raczy mi powiedzieć gdzie była – tak Draco zaczął rozmowę w łazience Jęczącej Marty.
- Też tego nie wiem, jeśli chcesz zapytać. Cześć – Harry spojrzał na zegarek. – Zaraz powinna być reszta.
- CO?!
- Chcę to powiedzieć jeszcze paru osobom. To naprawdę ważne. Być może uda nam się coś zdziałać.
- Słuchaj, Potter, nie wiem czy to mądre posunięcie. Zwłaszcza, że nie jesteś w Zakonie. Ja też nie jestem... Jeszcze... – Harry uniósł brwi i z zaciekawieniem przechylił głowę. – Możesz zaszkodzić zamiast pomóc, a ja... No, lepiej żebym nie wiedział o niczym.
- Dlaczego?
- Nie każ mi tłumaczyć.
- Malfoy, wiem, że się zmieniłeś. To dziwne, ale ufam ci, dlatego tu jestem razem z tobą. Poza tym, jeżeli wszyscy, który przyjdą, zgodzą się, że najlepiej nic nie robić, to nic nie zrobimy.
- Tak, ale je nie powinienem wiedzieć o takich sprawach. O działaniach podjętych przeciwko Czarnemu Panu – skrzywił się nieznacznie i Harry pomyślał, że u kogoś już widział taki grymas twarzy.
- Czemu? – spytał Gryfon niepewnie, chociaż czuł jaka może być odpowiedź i po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.
Draco przyglądał mu się przez chwilę. Krótko, ale bardzo intensywnie. Po czym, bez słowa, zdjął szatę i podwinął rękaw koszuli.
Harry wpatrywał się w czarną czaszkę i węża, czując jak jego czoło pulsuje bólem.
- Potter... Wiem od Snape’a, co się stało w ministerstwie pod koniec zeszłego roku. Hermiona, ty i Longbottom omal nie zginęliście. Gdyby nie profesjonalna pomoc... aż strach pomyśleć. Nie zdradzaj nic istotnego, nie rób nic, co mogłoby się skończyć tragicznie. I nic, absolutnie nic mi nie mów.
Harry się zamyślił. Chciał powiedzieć wszystkim z GD, ale bardzo szybko doszedł do wniosku, że lepiej aby wiedzieli o tych sprawach tylko nieliczni, a teraz zrozumiał, że najlepiej jest nikomu nic nie mówić i nic nie robić. Zdecydowanie nic nie robić. Przypomniał sobie eskapadę pod koniec piątego roku i poczuł tępy ból w okolicach serca.
Draco przyglądał się chłopcu z blizną, modląc się w duchu, by Harry postanowił wszystko zachować w tajemnicy, by nie narażał siebie i innych uczniów, by nie podjął pochopnych, dyktowanych jego zapalczywością i chęcią działania, decyzji, które mogą doprowadzić do tragedii. Nie muszą, ale mogą. A on nie mógł mu zabronić działać. Nie miał ku temu żadnych praw. Mógł jedynie, wykorzystując zaufanie Pottera, spróbować przemówić mu do rozsądku i właśnie tego próbował.
- Ale jest wieli uczniów, którzy ćwiczyli w zeszłym roku zaklęcia obronne na tajnych spotkaniach i myślę, że umiemy bardzo dużo – nieposkromiona ciekawość i chęć przygody drzemiące w nieodrodnym synu Jamesa, były trudne do ugaszenia, poskromienia, czy nawet wyciszenia. - Moglibyśmy...
Draco poczuł, że wzbiera w nim irytacja i gniew. Dlatego Harry nie miał okazji powiedzieć, co mogliby.
- Zamknij się, Potter, i mnie posłuchaj – powiedział bardzo cicho, niemal niedosłyszalnie, ale Harry zamilkł i popatrzył na niego zaskoczony.
Malfoy spokojnie zablokował drzwi do łazienki i rzucił zaklęcie wyciszające.
- Co robisz? – spytał podejrzliwie i niepewnie Harry, ściskając mocniej swoją różdżkę.
- Daruj sobie stałą czujność i chociaż raz posłuchaj głosu rozsądku – Draco prychnął sarkastycznie i wbił poważne spojrzenie w jasnozielone tęczówki chłopaka stojącego naprzeciwko.
- A jak oni wejdą?
- Poczekają sobie, Potter, a ty mnie posłuchasz. Zrobisz co zechcesz, ale najpierw mnie wysłuchasz. Nie mogę ci zabronić narażać własnego życia, bo to twoje życie, ale pomyśl o tym, czy warto narażać siebie i, tym bardziej, innych? W Zakonie są wyszkoleni w walce czarodzieje, także Aurorzy, a my, nieważne jak dobrze wyćwiczeni, jesteśmy tylko uczniami. Powiedz, jakie masz szanse sam na sam z Czarnym Panem? A jakie, gdy jest otoczony swoją świtą, nawet jeżeli będzie z tobą kilkoro uczniów? – Harry, zdając sobie sprawę, że słucha pytań retorycznych, cierpliwie czekał, aż Malfoy skończy swój wywód. - Ja też będę w tej świcie, Potter i rzucę w ciebie niewybaczalnym, gdy musiał, bo nie mogę wzbudzać podejrzeń, a oklumenta ze mnie taki, jak z bazyliszka zwierzątko domowe. I Pamiętaj, że jestem w klątwach dobry, a będę celował na pewno w ciebie i tylko w ciebie, bo to ty jesteś autorem poronionych pomysłów. Co się stanie, jeżeli któreś z uczniów zginie? – poczuł jak zimny dreszcz biegnie mu wzdłuż kręgosłupa na myśl o śmierci Hermiony i wzdrygnął się lekko. - Będziesz mógł z tym żyć? Chyba tak, skoro jakoś żyjesz, mimo, że przez twoja głupotę zginął bliski ci człowiek.
Na wspomnienie Syriusza, Harry poczuł ukłucie bólu, poczucia winy i bezgranicznej wściekłości, ale, na razie, jeszcze milczał, zwłaszcza, że Ślizgon nie ironizował. Może najgorsze był właśnie to, że Malfoy mówił spokojnie i niemal łagodnie.
- Przykro mi, Potter, że Black nie żyje, ale może to powinno cię czegoś nauczyć, nie sądzisz? Może zastanowiłbyś się i najpierw pomyślał, a potem działał– dodał cicho Ślizgon i podszedł do drzwi, bo ktoś zawzięcie chciał się dostać do środka.
- Proszę o chwilę cierpliwości - oznajmił Lunie i Ronowi, po czym, nie czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony, ponownie zamknął drzwi i je zablokował.
Harry nie ruszył się z miejsca.
- Zrobisz, co zechcesz. Powiesz im co zechcesz, ale pamiętaj, że jeżeli cokolwiek stanie się Hermionie, a ty przeżyjesz, to najpierw potraktuję cię klątwą rozpalonych noży, a potem dopiero zacznę się martwić, czy jest to coś bardzo poważnego, czy raczej nie. Wybór należy do ciebie. Ja wychodzę, bo nie mogę znać planów wroga. Żegnam. Harry zaniemówił. Chciał nawrzeszczeć na Malfoya, ale w jakiś niespotykany sposób odjęło mu mowę, bo Ślizgon miał rację. Cholerną i niepodważalną rację.
Draco zdjął zaklęcie wyciszające i podszedł do drzwi.
- Malfoy, zaczekaj – Harry mówił tak cicho, że ledwie było go słychać, ale Draco odwrócił się w jego stronę z wyczekującym wyrazem twarzy. - Masz pieprzoną rację. Narażam siebie i innych i nie słucham dobrych rad. W zeszłym roku nie posłuchałem Hermiony, a w tym nie mam najmniejszej ochoty posłuchać ciebie. Chciałem jeszcze dodać, że sam na siebie rzuciłbym jakąś klątwę, gdyby coś złego stało się Hermionie, ale mam nadzieję, że się nie stanie. Przynajmniej nie przeze mnie, bo mimo, że nie chcę cię posłuchać, wiem, że muszę to zrobić. Inaczej czekają mnie kolejne nieprzespane noce spowodowane poczuciem winy – Harry przestał się przejmować schodzącymi się pod łazienką wybranymi członkami GD. Mogą poczekać. - Rany, czasem czuję się jakbym miał sto lat... – smętnie spuścił dłonie i usiadł po turecku na kafelkach.
- Wiem coś o tym – Draco usiadł naprzeciw niego.
- Oni przyszli i co ja im teraz powiem? Muszę coś wykombinować - Harry intensywnie wpatrywał się w swoją różdżkę, jakby magiczny przedmiot miał moc udzielenia mu odpowiedzi.
Malfoy milczał przez kilka chwil, bijąc się z własnymi myślami, po czym, sam nie wierząc, że to robi; że poświęca się dla tego bezmyślnego Gryfona, zadają sobie dodatkowy trud i narażając się na irytację oraz utyskiwania opiekuna Slytherinu, oznajmił:
- Zawołaj ich, Potter. Ja im coś powiem. Powiem, że chciałbym zorganizować małe integracyjne przyjęcie w lochach. Jutro, powiedzmy około dziesiątej wieczorem... Nie, dzisiaj, bo do jutra mogę się rozmyślić.... Nie wieżę, że to powiedziałem.
„Muszę zaprosić Milli, ona jest całkiem w porządku i podniesie poziom procentowy Ślizgonów” – pomyślał od razu, zakładając, że Blaise jest już pod łazienką.
- Ty... ty tak na poważnie? – Gryfon wbił niedowierzające spojrzenie w Ślizgona i zaniemówił na chwilę. – Naprawdę?
- Idź po nich szybko, bo się rozmyślę – syknął Draco, unosząc jedną brew i bardzo wrednie się uśmiechając.
- Dzięki, Malfoy – Potter uśmiechnął się szeroko i tylko złośliwy, pełen rezerwy grymas, siedzącego naprzeciw chłopaka, powstrzymał go od uściskania arystokraty.
Harry zdjął blokadę i wpuścił do środka przybyłych uczniów, zostawiając je przez chwilę uchylone, bo zauważył, że ostatni z zaproszonych zbliżają się do łazienki. Byli to Justin Finch-Fletchey i Hanna Abot z Hufflepuffu.
Draco powoli wstał i uśmiechnął się niewyraźnie do przybyłych, obserwując z rozbawieniem pełne zaciekawienia i konsternacji twarze. Justin i Hanna mieli spojrzenia wyrażające wrogość i obawę.
- Co on tu w ogóle robi, Harry? – warknął nieuprzejmie Dean Thomas, nie spuszczając oczu z Dracona. Powstrzymał się jednak od komentowania obecności Blaise, bo zdążył zauważyć, że jest blisko z Harrym.
- Chyba nie powiesz mi, że on chce być w gwar... razem z nami? – Justin patrzył na Pottera niechętnie i z naciskiem.
- Nie! – uciął wymianę zdań Harry. – Draco Malfoy chciałby wam... nam coś powiedzieć. Więc uspokójcie się i go posłuchajcie.
Tylko Luna Lovegood wyglądała tak, jak zwykle. Jedyną zmianą w jej fizjonomii było zaciekawienie.
- Powiedz, czy macie w lochach dużo mechołazów? – zapytała sennym głosem, a Ron ścisnął znacząco jej dłoń i spiekł raka.
Draco został wyrwany ze swego toku myślowego i zamrugał ze zdziwienia, a wszyscy zebrani zaczęli wpatrywać się w Lunę, za co Malfoy był im wdzięczny.
- Mecho... co?!
- Mechołazy lęgną się w wilgotnych, zimnych i zapuszczonych miejscach – spokojnie wyjaśniła Luna. – Pewnie jakiegoś widziałeś, chociaż to trudne, bo upodabniają się do otoczenia.
- Luna, proszę – błagalnie syknął Ron
- Nawet jak widziałem to nie zauważyłem, bo, jak sama stwierdziłaś, upodabniają się do otoczenia. Poza tym lochy nie są zapuszczone, a w istnienie mechozazów, czy jak im tam, śmiem wątpić, Lovegood.
- Mechołazów – grzecznie poprawiła Krukonka. - To, że w nie nie wierzysz, nie oznacza, że ich niema – dodała stanowczo i łagodnie.
Harry uśmiechnął się w duchu, na wspomnienie nargli lęgnących się w jemiole i chrapaka krętorogiego.
Hermiona z rozbawieniem obserwowała delikatną irytację Dracona i, kiedy spojrzał na nią w poszukiwaniu duchowego wsparcia i, jak przypuszczała, cierpliwości, posłała mu szeroki uśmiech.
Malfoy nie mógł się długo dąsać na nią za to, że nie wyjawiła celu swojej porannej „podróży”. Odwzajemnił się jej delikatnym półuśmiechem, odchrząknął i oznajmił:
- Chciałem was zaprosić na małą imprezę... integracyjną – Blaise prawie wybuchła śmiechem, bo Draco wymawiając ostatnie słowo omal się nim nie udławił. Poza tym zarówno ona jak i Hermiona czuły, że nie to miało być pierwotnym tematem spotkania i spojrzały na siebie znacząco.
Wszyscy obecni byli zbyt zaskoczeni, żeby żywiej zareagować. Justin i Hanna popatrzyli na siebie z zaciekawieniem i niepewnością, a Dean bardzo cicho i pogardliwie prychnął, za co dostał kuksańca od Ginny, która ściskała cały czas dłoń Neville’a.
- Impreza odbędzie się dzisiaj o dziesiątej w lochach. Jeszcze tylko nie wiem w którym lochu, ale się dowiem – Draco zaczął warczeć, więc znowu poszukał, pełnego czułości i rozbawienia, spojrzenia swojej dziewczyny. – Nie może zacząć się wcześniej, bo razem z Potterem mamy o ósmej... – chciał już powiedzieć prawdę, ale zająknął się i skończył zupełnie inaczej – eee... korki z eliksirów.
Teraz stan zadziwienia zebranych osiągnął apogeum i tylko Luna uśmiechała się sennie.
- Co?! – Harry wlepił oniemiały wzrok w Ślizgona.
- Ach, jeszcze nie wiesz? No to już wiesz. Resztę powiem ci na osobności – Malfoy bardzo szybko uciął temat. – A wracając do meritum, to ten tego... – błagalnie popatrzył na Zabini, która starała się zachować powagę. – Blaise podjęła się trudu urządzenia wybranej sali w lochach... – ku jego uldze Ślizgonka lekko skinęła głową – i dlatego mam prośbę do dziewcząt żeby jej pomogły.
- Załatwione – Hermiona puściła mu perskie oko.
- Ja też chętnie pomogę – Ginny nie wnikała w pobudki kierujące Malfoyem. Widziała, że się zmienił i uznała, że przydałby się jakiś odstresowywacz, nawet jeżeli miałaby to być impreza w królestwie Snape’a.
- Ja też. Pójdziemy Ron, prawda? – Luna cmoknęła rudzielca w policzek.
- Eee... Oczywiście, Lun.
- A ja nie wiem, czy to dobry pomysł - Hanna Abot wyraziła swoją wątpliwość. Ona i Justin wyglądali na pełnych wątpliwości i lekko przestraszonych.
„Puchoni!” – pomyślał z irytacją Draco.
- I co, Malfoy? Potrujesz nas wszystkich? – sarkastycznie i pełnym wrogości głosem spytał Dean.
- Posłuchaj Thomas. Czy ja cię ciągnę na tą iprezkę? Jeżeli uważasz, że zamierzam cię otruć, to nie przychodź. Aha. Każdy oczywiście przynosi coś do żarcia.
- Co z wami, ludzie? - Justin wziął stronę Deana. – Przecież to Ślizgon. On nie może mieć czystych intencji.
Hermionie prysnął cały dobry humor i wpatrywała się z zaniepokojeniem w Malfoya. Tylko czekała aż wybuchnie.
- Tak sądzisz? – Draco podszedł bardzo blisko do Puchona, a jego głos upodobnił się do syku węża. – Skoro się boisz, wypierdku hipogryfa, to nie przychodź. Może inny mają większe mózgi niż ty i się nimi posługują. Nie każdy kieruje się uprzedzeniami.
- Draco... – szepnęła Hermiona, ale popatrzył na nią tak, że wolała milczeć.
- To nie uprzedzenia tylko prawda. Ślizgoni są źli, Malfoy. A ty jesteś kwintesencją tego, co ślizgońskie – Dean nie zamierzał milczeć.
Draco nie zaczął miotać przekleństwami. Zaśmiał się tylko zimno, tak zimno, że Dean, Hanna i Justin poczuli lodowaty dreszcz.
- Owszem, Thomas. Ślizgoni to perfidne zło, Gryfoni to sprawiedliwi bohaterowie, Krukoni to inteligentne kujony, a Puchoni to pracowici tchórze. Dlatego współpraca między domami to czysta utopia. Ja, chociaż raz, chciałem pierwszy wyciągać rękę i tylko się potwierdziły moje przypuszczenia.
- Nie będziesz mnie obrażał bezkarnie, Malfoy – Justin był czerwony z wściekłości.
- Pieprzę ciebie i twoją domową dumę i będę mówił wszystko , co uznam za stosowne. Źli ludzie nie liczą się z innymi.
- Jeszcze jedno słowo, a potraktuję cię przekleństwem – zimno powiedział Dean.
- Przestańcie w tej chwili! – ku zdziwieniu wszystkich, to Neville zabrał głos. Wyglądał na zdegustowanego.
- Malfoy chciał dobrze, a my wdajemy się w beznadziejne kłótnie. Mało tego, Malfoy ma rację. Dopóki będziemy się kierować stereotypowym myśleniem, dopóty będzie między nami podział.
- Największy podział jest między Slytherinem, a resztą domów. Ciekawe dlaczego?! – wybuchnął Dean.
- On nas obraża, a ty stajesz po jego stronie?! – Hanna była oburzona, a Justin tak wstrząśnięty, że nic nie mówił.
Hermiona i Harry milczeli, bo wiedzieli, że ich głos będzie potraktowany jako nieobiektywny.
- Justin obraził go pierwszy, Hanno – łagodnie powiedziała Blaise. – Justin i Dean mogą obrażać Dracona i mnie, a my mamy na to nie reagować?
- Malfoy nikogo nie obraził. Swoją wypowiedzią chciał tylko podkreślić, jak stereotypy ograniczają nasze spojrzenie na innych – Neville podjął się dokończenia tego, co chciał powiedzieć. – Owszem, zrobił to nieładnie, ale Dean i Justin go sprowokowali w bardzo przykry sposób.
- Ja swoje powiedziałem. Kto chce ten przyjdzie, a kto nie chce, niech nie przychodzi – Malfoy wyglądał na urażonego, ale też był stanowczy. Musiał wziąć głęboki oddech, aby się uspokoić.
- Percy był w Gryffindorze – bardzo cicho powiedział Ron, a Hermiona się wzdrygnęła. – Był w Gryffindorze, a nie w Slytherinie... A wyrzekł się rodziny dla własnej kariery. I... sami zresztą widzicie, jak się zachowuje... Jak upija się władzą – Ginewra nie mogła powstrzymać żałosnego półuśmiechu, a Blaise pełnego obrzydzenia grymasu.
Dean popatrzył w skupieniu na swoje buty.
- Ale Malfoy zawsze był podły. Dlaczego teraz mielibyśmy mu zaufać?
- Bo ludzie się zmieniają, Justin. Właśnie to próbowali powiedzieć Ron i Neville – podsumowała Ginewra.
Zapadła niezręczna cisza. Draco usiadł na uboczu i natarczywie wpatrywał się w przeciwległą ścianę. Było mu wszystko jedno.
- Nie myślałem, że to nie będzie tak wyglądało – powiedział cicho Harry. – Strasznie mi przykro, Malfoy.
- W porządku – odrzekł cicho Draco i wyciągnął papierosy. Zapalił i zamknął oczy. Odpłynął i się wewnętrznie wyciszył. Pomogło.
- A wam chciałem powiedzieć, że zrobicie jak zechcecie. To tylko impreza i teraz czuję się podle, bo nie mogę uwierzyć, że niektórzy z was tak niegodnie się zachowali .
- Zaraz niegodnie –prychnął Dean, a Justin wyglądał na rozdartego wewnętrznie. Teraz Hanna obserwowała swoje obuwie, przygryzając dolną wargę. Nieoczekiwanie poczuła chęć, by usiąść przy Malfoyu i powiedzieć „przepraszam”, ale się powstrzymała. To byłoby złamanie pewnych niepisanych zasad.
- Tak, niegodne Dean i czuję się współwinny, za twój występ! – Harry podniósł głos, ale za chwilę złagodniał. – W ogóle czuję się winny. To wyszło tak spontanicznie... ale myślałem, że powiecie po prostu popieram, nie popieram; przyjdę , nie przyjdę, a nie, że będziecie się licytować, kto jest lepszy, a kto gorszy. Koniec zebrania. Każdy zrobi to, co uzna za stosowne.
- To na razie – powiedział cicho Dean Thomas i wyszedł, zastanawiając się nad wszystkim, co usłyszał. Był urażony i czuł się niesprawiedliwie potraktowany, a z drugiej strony natarczywy wewnętrzny głosik podpowiadał mu, że nie ma racji. Musiał pomyśleć.
Justin i Hanna bąknęli po cichym „cześć” i odeszli.
- Mam nadzieję, że jednak przyjdziecie – rzucił za nimi Harry.
Abot niepewnie się uśmiechnęła i wzruszyła lekko ramionami, a Finch-Fletchey odrzekł szybko:
- Raczej nie, Harry, i miłej zabawy – po czym oddalił się niemal ciągnąc za rękaw koleżankę z Hufflepuffu.
- Okey, my będziemy na pewno – oznajmił Neville obejmując mocno Ginewrę.
- Jasne – Ginny uśmiechnęła się i pomachała zebranym na pożegnanie.
- My też – Ron uśmiechnął się do Harry’ego. – Mam gdzieś kilka butelek kremowego.
- Och, ja mam nawet ognistą Whisky. Dwie butelki, więc jedną mogę wziąć – Luna wyszczerzyła się promiennie.
- Och, Lovegood... To wiele wyjaśnia – skomentował z lekką ironią Draco.
- Nie pijam przed snem, jeśli o to ci chodzi – Luna nadal uśmiechała się szeroko i, jak zwykle, nieco sennie.
- Myślałem raczej o jednym strzemiennym przed śniadaniem – wyraził swoje przypuszczenie Malfoy
Ron popatrzył na Dracona wzrokiem sugerującym mu milczenie i Malfoy uniósł dłoń w pokojowym geście.
- Nic nie mam, stary, do twojej kobiety. Jest pozytywnie szurnięta, czym jedynie podwyższa poziom reprezentacyjny Ravenclawu.
- Malfoy... – bardzo cicho syknął Weasley.
- Spoko, Ron. Luzik – Luna cmoknęła go siarczyście w policzek.
- Twoje komplementy, Draco, mogłyby zrobić furorę – Hermiona musiała się roześmiać.
- Tak, najlepiej opatentuj księgę niezawodnych miłych zwrotów – dodała ze złośliwym uśmiechem Blaise.
- Ha, ha, ha – oznajmił Malfoy bez zbytniej wesołości. – Właśnie próbuję, na swój własny i uroczy sposób, oznajmić, że Lovegood jest w porządku, nawet pomimo swoich jazd, a może dzięki nim. To jest komplement – uciął i zaciągnął się mocniej papierosem.
- Ty też jesteś okey, Malfoy – Luna posłała mu senno-rozmarzone spojrzenie spod przymkniętych powiek. – Chodź, Ron. Obiecałeś, że poszukasz ze mną muchożuczków na błoniach. Pewnie są w najgłębszej trawie.
- Jasne Lu. Cześć wam – i Ron, zarumieniony jak dojrzała botwina, wymaszerował razem z Luną.
- Muchożuczki, mechołazy i inne takie... Cała Lovegood – Draco zagasił niedopałek na framudze okiennej.
- A spontaniczne ściemnianie na potęgę to cały ty, Draco Malfoyu – Zabini położyła dłoń na plecach przyjaciela.
- Nie wiem o czym mówisz – skłamał gładko i bez zająknięcia Harry biorąc w obronę Ślizgona.
- Pewnie ma na myśli swoje osobiste zgłoszenie do dekorowania wybranego na imprezę integracyjną lochu – sprostowała panna Granger.
- Och... – Potter zarumienił się widowiskowo, a na policzkach Malfoya pojawił się nieco delikatniejszy róż.
- No cóż, to była spontaniczna myśl i tak mi się zdaje, że pomożesz...
- Na pewno spontaniczna. Nie udało się wymyślić na poczekaniu nic innego? –delikatnie zadrwiła Ślizgonka
- Oj, no coś ty, Blaise! – Harry próbował udawać święte oburzenie.
- Daruj sobie, kochanie... Umiem czytać, także przez ramię. Nie doczytałam tylko, co takiego podsłuchałeś pod tym gabinetem...
- Aha – Hermiona popatrzyła na Gryfona z nagłym zrozumieniem. – Czyżbyś, Harry, planował kolejną misję ratunkową?
- Nie do końca – odpowiedział za Pottera Malfoy. – Coś w tym guście. Na pewno jakąś misję, ale ja, jak wiesz, kochanie, nie powinienem za dużo wiedzieć o misjach przeciw Czarnemu Panu i, zanim się dowiedziałem, wypisałem się z przedsięwzięcia. Jak się okazało, Potter myśli, chociaż wolno i, tuż po tym jak zaczęliśmy rozmawiać, doszedł do wniosku, że jednak nie warto narażać siebie i innych, zwłaszcza, gdy w pobliżu są czarodzieje starsi i zaprawieni w boju, którzy doskonale sobie poradzą. Wpadł na to, ale już nie wpadł na alternatywny temat zebrania. Oto cała prawda o spontanicznej imprezie. Jeszcze tylko wybłagać Snape’a o pozwolenie. Nic prostszego. Ma dziś doskonały humor – ostatnie zdanie było zaprawione kilogramem sarkazmu.
- A te korki z eliksirów? – spytała ciekawie Blaise.
- O to nie pytajcie. Kiedyś wam powiemy.
- Jak sami się dowiemy – zawtórował ironicznie Harry.
- Nie bój się, dowiesz się jeszcze dziś.
- Ach. I wszystko jasne. Pewnie będziecie mieć jakieś tajne nauczanie... może z oklumencji – Hermiona przewróciła oczami. – Możecie to zachować w tajemnicy. Blaise i ja doskonale to rozumiemy. Muszę ci jednak powiedzieć, Draco, że zacząłeś być cholernie skromny.
- Hę? – Malfoy uniósł brew i wpatrywał się w Hermionę z tak niewinnym zaciekawieniem, że musiała posłać mu szeroki uśmiech.
- Skromny, jak jasna cholera.
- Hermiono, nie przeklinaj. Nie pasuje ci. I nie wiem o co ci chodzi.
Blaise, z zaciekawieniem, nadstawiła uszu.
- Draco, skarbie, jeśli chcesz żebym uwierzyła, że Harry sam zdecydował się zrezygnować z misji ratowania świata i okolic, to musisz mnie najpierw porządnie spić i mówić bardziej przekonywująco.
Nie wiadomo, który z panów poczerwieniał bardziej.
- Draco zapewne użył delikatnej siły perswazji – zażartowała Zabini.
- Oj, użył, nie użył. Będzie impreza i trzeba ją, kochane kobietki, przygotować. Ale najpierw muszę iść do Snape’a... Może mnie nie zagryzie.
- Och, może nawet będzie miły – Hermiona zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Co ty wykombinowałaś? – Draco nieufnie zmarszczył nos.
- Nic, smoczku – Granger mocno ucałowała go w usta.
- To nawet nie jest taki zły pomysł, żeby cię spić – arystorata uśmiechnął się wrednie.
- Malfoy! – Harry się oburzył, a Blaise i Hermiona zachichotały.
- Cały ty – podsumowała Gryfonka.
- Ja chociaż nie szukam muchożuczków i nie interesuję się mechołazami. A ty wyluzuj, Potter, bo żółć cię zaleje.
- Przestańcie – Blaise spojrzała na zegarek. – Niedługo mamy Zaklęcia, a ja jeszcze chciałam skoczyć do biblioteki.
- Pójdę z tobą – ofiarowała jej swoje towarzystwo Hermiona i prawie wybiegły z łazienki, machając chłopakom na pożegnanie.
- A my pogadamy o korkach z eliksirów, Draco – Gryfon wlepił zaintrygowane spojrzenie w Ślizgona.
- Ja najpierw idę do Snape’a. Pogadamy przed kolacją... Harry.
- Jak wolisz.

***

Napisany przez: Julka 27.06.2005 22:06

Bardzo podoba mi się to opowiadanie. Jest poruszające, ale ani trochę kiczowate. Podobają mi się pairingi, HG/DM to mój ulubiony. Jest bardzo mało będów, może kilka literówek i błędów interpunkcyjnych. Zachowania wszystkich postaci są uzasadnione. Części dodawane są całkiem szybko, co bardzo się chwali. Zawsze czekam z niecierpliwością na kolejny kawałek.
Niech cię muzy natchną i czekolada.gif dla ciebie na zachętę.

Napisany przez: Zigi 30.06.2005 12:49

No no Dobry wujek Severus już nie taki dobry .. postać Snape'a jest przez Ciebie genialnie kierowana .. najpierw powie potem pomyśli (jeśli chodzi o uczniów oczywiściee) ale czy nie właśnie taki jest nasz Severus .. a Draco sie wyrabia .. pomysł z integracją .. niezły .. to mi wygląda na długą przyjaźń miedzy HP i Malfoyem ..zobaczymy .. genialne .. czekam na następne cześci

Napisany przez: Raistlin 01.07.2005 17:55

Co tu dużo mówić: przeczytałem i ten odcinek zadymiście mi się podobał. Jeden z lepszych, które napisałaś. Jak zawsze znalazłem, trochę literówek i chyba 2 błędy ortograficzne, ale jak to mowią "shit happen".

QUOTE
Teraz uczniowie skupili się na pannie Wiem-To-Wszystko z myślą, że tym razem Snape’owi do końca puszczą nerwy i zrobi coś strasznego. Każdy z uczniów Hogwartu, chociaż raz w życiu, wyobrażał sobie jak Severus robi coś strasznego. Było to niesprecyzowane coś, ale, mimo swej abstrakcyjności, budziło w duszach młodzieży nieokreśloną grozę. Uczniowie usilnie starli się, aby, cokolwiek się stanie, nie dopuścić do ostateczności, czyli do tego, żeby Mistrz Eliksirów uczynił owo niezidentyfikowane straszne coś.

Ten moment mnie rozbroił, a także dialog pomiędzy Snapem a Malfoyem i jak zawsze Malfoy vs Potter.
Jak zawsze też nie pozostaje nic innego niż życzyć nie zniszczonej klawiatury od stukania i nie opuchniętych palców (też od stukania).

Pozdrawiam

Raistlin

Napisany przez: Forhir 05.07.2005 01:22

sliczniutkie dalej biggrin.gif Czekam na kolejne parciki.

Napisany przez: Bella 07.07.2005 13:01

Swietne opowiadanie!nie moge sie juz doczekac imprezki Draco!

Ps.Severus jest wspanialym ojcem chrzestnym biggrin.gif

Napisany przez: Sznurówka 08.07.2005 13:32

Czytam od dłuższego czasu, więc wypadałoby skomentować.
To opowiadanie bardzo mi się podoba, mimo brutalności i wulgaryzmów, o które na innym forum kruszą kopie.
Wulgaryzmów jest tutaj sporo, ale uważam, że dodaje to tylko realizmu. Przecież taki malfoy nie powie " O kurczątko ". Szczególnie w sytuacji w jakiej się znajduje. Tak samo nie dziwię się, że wymsknie się też Hermionie. Okoliczności łagodzące są jak najbardziej.
Od początku zastanawia mnie użycie do roli sadysty Percy'ego. Niby zawsze ambitny aż do przesady, ale chyba nie zdolny do gwałtu? Malo prawdopodobne, przynajmniej według mnie.
Ogromny plus za paring Draco - Hermiona. Tak na marginesie, to jest to moja ulubiona para.
Severus wampirem? Jeszcze się z tym nie spotkałam. Bardzo fajna postać. Niby kanoniczna, a jednak nie do końca.
Dumbledore zdecydowanie za mało działa. Facet, którego boi się Voldemort, a nie może poradzić sobie ze swoim byłym uczniem? Albus to Albus. Nie dałby skrzywdzić żadnego dzieciaka z Hogwartu. Nie chcesz go pokazywać jako osobę wszechmocną? Okey. Tylko nie rób z niego takiej ciamajdy. Hermiona tutaj więcej robi niż on.
Podaba mi się twój styl. Masz wzloty i upadki jak ktoś już wcześniej zauważył. Rozmowy Sever/Draco i ta ostatnia Draco/harry są daprawdę dobre. Ironii i sarkazmu masa i to nie tylko u Ślizgonów.
Pozdrawiam i czekam na następną część.

Napisany przez: .:+Yena+:. 21.07.2005 15:10

Uwielbiam ten sarkazm Severusa, jest mia bardzo bliski blush.gif
czekam na następne party, a dla ciebie, Kit, czekolada.gif na zachętę

Napisany przez: Natalia 23.07.2005 13:25

ff wspanialy nie moge sie doczekac dalszej czesci
w tym ff sa moje ulubione postacie(tz Lucjusz, Sever, Hermionka i Draco) i w dodatku wspaniale przedstawione:)
obys szybko dodala dalsza czesc

Napisany przez: Majka 05.08.2005 13:27

wczoraj przeczytałam wszystko i muszę powiedzieć, że masz naprawdę super styl i w ogóle extra smile.gif jak zresztą wszystkie Twoje opowiadania. Bardzo często autorzy FF (przynajmniej tych, które ja czytałam, a czytałam sporo), piszą, że albo Voldemort jest już pokonany albo w ogóle o tym nie wspominają. W Twoim opowiadaniu jest wszystko super opisane, nie pomijasz istnienia Sama-Wiesz-Kogo i za to wielki plus dla Ciebie. No i z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki.
Z pozdrowieniami,
Majka smile.gif

Napisany przez: Jurika 14.08.2005 17:43

Super opowiadanko jestem zachwycona i ze zniecierpliwieniam czekam na ciąg dalszy. Rękę Boga i to przeczytałam w jeden dzień. Opowiadanie przyjemnie się czyta i jest jednym z fajniejszych jakie czytałam.
Tylko co do postaci to też uważam że przesadzasz jezeli chodzi o Dumbledore'a to trochę przesadzasz w tym jego "siedzeniu z założonymi rękami". No ale to ty jestes autorką tego opowiadania.
Pozdro. Mam nadzieję że następny part już niedługo smile.gif

Napisany przez: Natalia 16.08.2005 13:01

no wlasnie szkoda ze nie ma dalszej czesci
na Mirriel juz jest i jest WSPANIAŁA

Napisany przez: Kitiara 29.08.2005 11:07

*
Draco nie poszedł od razu do opiekuna Domu, bo po drodze do lochów przypomniało mu się, że musi dopisać zakończenie wypracowania dla Flitwicka. Ty było tylko kilka zdań i nie musiał korzystać z żadnej literatury, dlatego zostawił je na koniec.
„Pójdę do Snape’a po kolacji” – ta myśl podniosła go na duchu. Stwierdził, że do tego czasu nabierze więcej odwagi, a Mistrzowi Eliksirów może nieco poprawi się humor. Z Harrym jednakże spotkał się przed Wielka Salą w porze kolacji, tak jak mu obiecał.
- Potter, chodzi o Oklumencję. Hermiona jak zwykle się nie pomyliła. O ósmej przed tą cholerna chimerą. Ciekawe kto poda nam hasło.
- Muchożuczki – usłyszeli lekko zachrypnięty i wesoły głos Dumbledore’a. – Tak brzmi hasło – starszy pan puścił perskie oko. – Widzę, że Draco mnie wyręczył, Harry, i już wszystko wiesz. Do zobaczenia, chłopcy.
- Ja tego nie powiem – Draco zacisnął usta i skrzywił się z niesmakiem, gdy już minął mu szok.
- Poświęcę się, Malfoy.
- A skąd Mionie wpadła do głowy Oklumencja i dlaczego ty, Potter, nie jesteś tym zdziwiony? – Ślizgon nagle zrozumiał, że to nie było całkiem normalne.
- Snape dawał mi lekcje w zeszłym roku
- Korki z eliksirów... – Draco zagwizdał. – Dałem się nabrać.
- Dałeś, Malfoy, ale Miona i tak cię kocha, chociaż nie jesteś rozgarnięty – Harry uśmiechnął się złośliwie.
- To ja jestem Ślizgonem, Potter – skomentował Draco wredny błysk w oczach Gryfona i wydął usta z wyższością. Odwrócił się na pięcie i dumnym krokiem wmaszerował do Wielkiej Sali.
„A ja coś pół na pół z Gryfonem” – pomyślał z sarkazmem Harry. – „Może dlatego mam tak chwiejny charakter.”

******
Severus Parseleus Phineas Snape dostał sowę. Sowa dotarła do Wielkiej Sali w połowie kolacji i pofrunęła prosto w kierunku stołu nauczycielskiego, gdzie zręcznie ominęła michę z owocami i severusowski puchar ze zmrożonym sokiem porzeczkowym, lądując z gracją naprzeciw Mistrza Eliksirów. Wyciągnąwszy uprzejmie nóżkę, Hermes zastukał dziobem w pucharek, informując, że chce mu się pić. Zaskoczony Snape odwiązał list od Wiceministra Magii (znał już jego puchacza aż za dobrze), modląc się w duchu, aby kolejne przesłuchanie nie przypadło w terminie spotkania Zakonu. Dyrektor, w tym samym czasie, wyczarował szklany spodeczek z wodą i podsunął posłańcowi pod dziób. Hermes zahukał z wdzięcznością, cierpliwie poczekał, aż Severus całkowicie pozbawi go lekkiego, acz ważnego ładunku, po czym wdzięcznie skłonił łebek i upił kilka łyków wody.
Nikt nie zauważył, że Hermiona w napięciu ściska widelec, wpatrując się w uporczywie w minę nauczyciela Eliksirów.
„Niech to będzie to, błagam. Jeżeli Percy połknął haczyk, to już nie będzie miał odwrotu i będzie skończony. Niech to się okaże to, proszę...” – myślała natarczywie, a raczej zaklinała w myślach wszystkich bogów i los, by jej sprzyjały. Hermiona nie zamierzała odpuścić wiceministrowi. Z góry założyła, że i tak powie wszystko Skeeter, i tak. Jakoś przeżyje nagonkę prasy wokół siebie. Poza tym, zdawała sobie sprawę, że Albus nie dopuści do niej tych krwiożerczych piranii w najmodniejszych szatach.
Hermes podziękował za wodę cichym huknięciem i pospiesznie odleciał.
- Och, wiceminister nie oczekuje odpowiedzi... – Albus nie wiedział, czy to dobrze, czy też źle. Tym bardziej nie wiedział tego Severus.
Powoli i ostrożnie, jakby miał do czynienia z bąblowiakiem złocistym*, Snape rozwinął pergamin i, od razu po przeczytaniu kilku pierwszych wersów, rozdziawił usta jak małe dziecko, które po raz pierwszy widzi słonia lub inne egzotyczne zwierzę. Jeszcze raz z przesadną dokładnością przeczytał pierwsze zdania listu i, z głośnym, niewinnym „och jej!”, popatrzył na Albusa, jakby u niego szukając wyjaśnienia dziwnej wiadomości z ministerstwa. Dyrektor zmarszczył brwi, Hermiona zmarszczyła je także, Ron i Harry zwrócili zaciekawione spojrzenia w kierunku stołu nauczycielskiego.
- Wiceminister zamyka dochodzenie przeciwko mnie – powiedział szeptem Severus, podając list dyrektorowi, tak, jakby nie ufał własnemu zmysłowi wzroku i własnemu rozumowi. – Brak dowodów i, cytuję: poświadczenie uczniów oraz Dyrektora Hogwartu, Albusa Dumbledore’a skłaniają do przerwania przesłuchań... Dobrze przeczytałam? – Snape nieufnie zerknął przez ramię Dumbledore’a.
Minerwa i Tonks łypały z zaciekawieniem w kierunki Mistrza Eliksirów i dyrektora, a pani Hooch spytała wprost:
- Dacie potem przeczytać ten fascynujący list?
- Och, Rolando – Albus uśmiechnął się i spojrzał na nauczycielkę życzliwie zza swoich okularów połówek. – Jutro z samego rana ma wyjść dodatek do Proroka Codziennego w związku z tą sprawą.
- Stałeś się sławny, Severusie – Tonks cmoknęła z uznaniem i delikatna ironią.
- Nie wydaje się to panu dziwne, dyrektorze? – szepnął Snape do Dumbledore’a, ignorując przytyk koleżanki z Zakonu.
- Nawet bardzo, Severusie. Wręcz podejrzane. Ale... To przecież dobrze, przynajmniej na razie, prawda? – Albus uśmiechnął się łagodnie
- Ano, prawda, dyrektorze – profesor wzruszył ramionami, westchnął i rozejrzał się po sali w poszukiwaniu niesubordynacji uczniowskiej. Nie znalazł takowej, ale jego wzrok padł na pannę Granger i dojrzał w jej oczach ulgę i zrozumienie.
Wbił w uczennicę czarne, bezdenne oczy i wpatrywał się w nią uważnie.
„Ona wie o tym liście. Spodziewała się tego i jest zadowolona, że dostałem to pismo od Weasleya. Tylko skąd wie?” – w zamyśleniu zabrał się do zupy, co chwila zerkając z zaintrygowaniem na Hermionę, która już spokojnie zajęła się swoim obiadem.

* Piękna, magiczna roślina o złotawych liściach i miłym, lekko piżmowym zapachu, ze względu na swoje zdolności regenerujące i ujędrniające, wykorzystywana w eliksirach upiększających. Ma brzydki zwyczaj pokrywać swędzoco-bolesnymi bąblami skórę, na którą jej stężony sok dostanie się bezpośrednio.

***
Severus nucił cicho „Latający dywan o czwartej pięć”, zastanawiając się uporczywie, dlaczego dostał taki list od Weasleya i dlaczego Granger wyglądała tak, jakby tego właśnie się spodziewała. Odpowiedź na to drugie pytanie tłukła mu się o brzeg czaszki, irytując dając mu znać, że czeka tuż na skraju świadomości gotowa do wydobycia. Mistrz nie lubił takich stanów. Wiedział, że zna przyczynę zachowania Gryfonki, przynajmniej po części, nie mógł tylko sprecyzować swoich przypuszczeń. Podejrzewał, iż to przez podekscytowanie faktem, że ma wolna rękę jeśli chodzi o działalność dla Zakonu. Przynajmniej do chwili śmierci z rąk Voldemorta. Gdzieś na dnie swojego nie skamieniałego do końca serca, miał jednak nikłą nadzieję, że Lord pozwoli mu wrócić w szeregi, jako skruszonemu słudze. Ta nadzieja tliła się delikatnym światełkiem, nie śmiąc rozbłysnąć zbyt jasno. Severus Snape nie lubił rozczarowań. Dlatego zdecydowanie wolał być przygotowany na najgorsze.
Nagle ktoś zapukał cicho do drzwi i wszedł do gabinetu.
- Przepraszam, panie profesorze. Czy mogę na chwilę zająć pana cenny czas? – spytał Draco na tyle nieśmiało i z tak niewinnym uśmiechem, że Snape urwał zadziwiająco melodyjne i przyjemne dla ucha mruczenie w pół nuty, spoglądając nieufnie na ucznia .
- Możesz... Cóż się stało Draco?
- Ach... nic takiego – obojętne wzruszenie ramion uświadomiło nauczycielowi, że jednak jest to znaczące „coś”.
- To znaczy? Proszę precyzyjniej – Snape oderwał się od robienia porządku w gablotce z eliksirami, usiadł i wskazał Malfoyowi krzesło naprzeciw siebie. – I raczej szybko – dodał, spoglądając na zegar stojący na biurku. – Za dwadzieścia minut masz Oklumencję.
- Wiem – Draco odchrząknął.
- No, słucham. Coś chciałeś mi powiedzieć, synu chrzestny.
- Znaczy... Jest taki projekt i potrzebuję twojego pozwolenia, ojcze chrzestny, profesorze, opiekunie, Mistrzu Eliksirów, et cetera, et cetera... – z wielką estymą podjął Ślizgon.
- Coś mi ściemniasz, skoro jesteś aż tak uprzejmy i wymieniasz wszystkie moje tytuły - Severus uniósł lewą brew, ale w kąciku jego warg czaił się lekki uśmieszek.
„Bogom niech będą dzięki” – pomyślał Malfoy widząc cień bliskiego uśmiechu.
- Znaczy... Spodobał mi się pomysł integracji między-domowej... – Draco zamilkł, gdy tylko dostrzegł minę nauczyciela, mówiącą jednoznacznie „bujać to ja mogę ciebie, a nie ty mnie”. – No dobrze, nie spodobał się, ale chciałbym z kilkoma osobami z innych Domów trochę się pointegrować... Skromne party w którymś z mniej używanych przez ciebie, o Skarbnico Wszelakiej Wiedzy Warzelniczej, lochów – Malfoyowie umieli od wieków przypodobać się ludziom, co Draco z zapałem właśnie czynił. – Gdybyś, Panie Chwały i Sławy We Flakonach Zawartych, zechciał jakowyś niewielki loszek udostępnić, byłbym ci wdzięczny, o Mistrzu Mazideł, Wywarów i Eliksirów.
- Lepiej skończ mówić, zanim któryś z twoich komplementów mnie zabije, Draco – przerwał Snape z rozbawieniem.
- Ale tak na serio, panie profesorze. Bardzo proszę o udostępnienie lochu. Przekażę Blaise i Hermionie, który dostaliśmy, o ile jakiś dostaniemy, i one trochę go urządzą przed imprezą... A zresztą, co to za impreza? Nie wiem czy będzie dziesięć osób – chłopak wzruszył ramionami i Severus wiedział, że w tym momencie jest poważny.
- Weź loch dziewiąty.
„Niemożliwe... Wiem, że dla mnie zawsze jest miły, no milszy niż dla innych. Ale nie zgodziłby się tak szybko, zwłaszcza z takim humorem, jaki miał dzisiaj. Musiało go naprawdę spotkać coś miłego... Jak Hermiona tego się domyśliła?”
- Dziękuję... Nie byłem pewien czy się zgodzisz, ojcze chrzestny – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Hermiona powiedziała, żebym się nie martwił, bo prawdopodobnie samopoczucie ci się dziś jeszcze poprawi. Nie dosłownie, ale coś w tym stylu.
- A i owszem. Poprawiło mi się, tylko, do cholery, skąd ona mogła wiedzieć, że dostanę to pismo z ministerstwa? O, za dużo powiedziałem.
Draco nadstawił uszu.
- O, Skarbnico Wiedzy i Umiejętności Godnych Geniusza – zaintonował Draco. – Cóż za pismo żeś otrzymał, Opiekunie Szlachetny Zacnego Domu Salazara Slytherina?
- Nie przeginasz z tymi peanami na moją cześć? I z ciekawością?
- Chyba nie – Draco nieśmiało wzruszył ramionami i postarał się, aby jego uśmiech przywodził na myśl dziewicę uszczęśliwioną faktem, że dał się jej pogłaskać śnieżnobiały jednorożec.
- Dowiesz się jutro. Z prasy. I jeśli chcesz mieć loch dziewiąty, to lepiej już wyjdź.
- Oczywiście, sir. I jeszcze raz, dziękuję – Draco skłonił się i pospiesznie wyszedł z gabinetu Mistrza Eliksirów, bojąc się, że mężczyzna zmieni zdanie.
- Już nie opiekun szlachetny i skarbnica wiedzy, ale zwykły sir. Niewdzięczny młokos – mrukną sam do siebie Snape, po raz kolejny wytężając umysł w poszukiwaniu wyjaśnienia zagadki skąd Granger wie o liście i skąd wiedziała, że go otrzyma. Właśnie wtedy przypomniała mu się cała rozmowa z uczennicą, tuż po zajęciach z Eliksirów Zaawansowanych.
- Na ogolonego Salazara! – krzyknął teatralnym szeptem i ruszył na poszukiwanie „cholernie nieostrożnej” uczennicy.

******
- No dobrze, moi drodzy – Dumbledore uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił i Harry odwzajemnił uśmiech. – Który z was mi wyjaśni czym jest Oklumencja?
- To coś jak zamykanie umysłu przed inwazją siły obcej. Zbudowanie muru wokół własnych intencji, nie myślenie o niczym, wyciszenie umysłu. Ojciec mi kiedyś to tłumaczył, ale to strasznie zagmatwana sprawa. Niby prosta, a jednak...
- Bardzo dobrze, Draco. Slytherin zdobywa pięć punktów. Harry, wyjaśnij koledze precyzyjniej, czym jest szlachetna sztuka Oklumencji. Draco zapomniał o czymś ważnym.
Harry zarumienił się, doskonale zdając sobie sprawę, że powinien być już dobry nie tylko w teorii, ale i w praktyce. Zaniedbał Oklumencję w sposób zastraszający. Winił o to Snape’a i jego sposób nauczania, ale gdy zastanowił się nad tym głębiej, musiał przyznać, że za bardzo nie przykładał się do ćwiczeń. Po prawdzie, nie przykładał się w ogóle. Świadomość, że udało mu się raz pokonać Mistrza Eliksirów nie pomagała; to był tylko dowód, że gdyby się starał to prawdopodobnie nie doszłoby do tragicznych wydarzeń w Ministerstwie Magii. Prawdopodobnie Syriusz by żył. Odsunął od siebie bolesną myśl. Teraz też miał bliską osobę, dla której warto ćwiczyć Oklumencję, warto żyć, warto istnieć. Blaise. Uśmiechnął się i spokojnie odpowiedział, mając doskonale w pamięci słowa Severusa Snape’a na temat emocji.
- Przede wszystkim należy całkowicie zapanować nad emocjami. Nie tylko nic nie myśleć, ale też nie okazywać żadnych uczuć. Wyciszyć złość, smutek, a tym bardziej nienawiść, nie wspominając już o strachu. Zwłaszcza, gdy się stoi przed Voldemortem.
Draco już się nie wzdrygiwał, gdy słyszał to imię. Nie, ale silny dreszcz jaki poczuł, spowodował, że skrzywił się lekko i odruchowo dotknął lewego przedramienia. Ze strachem i skruchą popatrzył na dyrektora, ale ten udał, że nie zauważył gestu młodzieńca.
- Doskonale, Harry. Pięć punktów dla Gryffindoru.
Cała lekcja przebiegała w, mniej więcej, podobnej atmosferze. Po omówieniu Oklumencji, przeszli do Legilimencji, a potem do ćwiczeń. Więcej było teorii niż praktyki, a Harry mógł obserwować, jak Draco zawzięcie próbuje obronić się przed siłą umysłu Dubledore’a i trzykrotnie pada na posadzkę.
Za trzecim razem siarczyście zaklął i jął przepraszać namiętnie dyrektora, który jedynie udał, że czyści małym palcem ucho i nie za dobrze dosłyszy.
Harry’emu nie poszło dużo lepiej, ale dostanie się do jego umysłu zabrało Albusowi kilka sekund więcej, niż sforsowanie zapory Malfoya.
- Draco, za bardzo się starasz – wyjaśnił Ślizgonowi błąd Dumbledore. – Poza tym możecie stosować tarcze obronne, prawda Harry?
- Tak – Potter energicznie skinął głową.
- Ale chcąc kłamać pewnemu potężnemu czarnoksiężnikowi, nie będę mógł wyczarowywać tarcz – naburmuszył się Malfoy, niezadowolony, że Gryfonowi poszło lepiej.
- Nie, ale możesz od tego zacząć. Harry ćwiczył już w zaszłym roku, Draco. To naturalne, że idzie mu nieco lepiej.
- Chcę spróbować jeszcze raz – Draco dumnie uniósł brodę i wyzywająco, ale z należytym szacunkiem, popatrzył dyrektorowi w oczy.
- Innym razem, Draco – łagodnie i stanowczo odrzekł dyrektor. – Teraz macie obaj zapewne coś dużo milszego do roboty – jego niebieskie oczy rozbłysły zza okularów połówek. - Idźcie już, idźcie. Jutro spotykamy się w tym samym miejscu i o tej samej porze.

******
Severus nie mógł znaleźć Hermiony. Nie było jej w bibliotece, ani w Wieży Gryffindoru, więc postanowił poszukać Gryfonki w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
Zastał tam jedynie Crabbe’a i Goyle’a, którzy stroili się przed lustrem. Widok był niecodzienny, więc Severus pozwolił sobie na chwilę zabarwionej ironicznym rozweseleniem kontemplacji unikalnego zjawiska. Vincent w granatowym garniturze i Gregory we fraku emanującym klasyczną czernią, wyglądali całkiem nieźle. Jednak dobry efekt psuły miny, które ćwiczyli przed lustrem, a które zapewne miały być bardzo męskie i pociągające dla płci przeciwnej.
- Nie widzieliście gdzieś Granger? – spytał miękkim głosem Snape, z przewrotną radością obserwując, jak dwóch skonsternowanych osiłków wpada na siebie z rozmachem, próbując ustalić źródło dźwięku.
- Och, sir! – Crabbe wygładził granatowy kołnierz.
- Granger poszła kilka minut temu razem z Blaise, żeby urządzi... – Vincent kopnął kumpla w kostkę. – Poszły się uczyć do biblioteki – dokończył pospiesznie Goyle.
- Nieładnie jest kłamać swojemu opiekunowi. Wiem, że doprowadzają do porządku loch dziewiąty, który przeznaczyłem na waszą imprezę... integracyjną.
- Przepraszamy, sir, więcej to się nie powtórzy! – wyrecytowali chłopcy zgodnym chórem.
- Do następnego razu. I na miłość boską! Chyba nie idziecie na bal? – dodał jeszcze od progu portalu.
- O co mu chodziło z tym balem? – zmarszczył brwi Goyle.
- To zapewne taki żarcik – Crabbe zrobił wszechwiedzącą minę.
- Aha – wyjaśnienie Vincenta było wystarczające dla Gregory’ego.

*
- Granger, dziecko drogie, oderwij się na chwilę od czyszczenia stołu na zakąski i podejdź do mnie – Severus stał w progu lochu dziewiątego, obserwując jak Hermiona, Blaise, Ginewra i Luna uwijają się z różdżkami po nieco zaniedbanym pomieszczeniu. No dobrze - bardzo zaniedbanym.
„Chociaż wyczyszczą mi to i coś się w tej sali urządzi. Może kolejne laboratorium” – pomyślał, obserwując jak Gryfonka odwraca się w jego stronę i marszy brwi, a potem szelmowsko się uśmiecha, wcale nie zdziwiona jego wizytą.
„Normalnie spiorę ją pachem na goły tyłek” – pomyślał z rozbawieniem, ale i ze złością. Musiał przyznać się sam przed sobą, że przestraszył się, iż Hermionie mogło się stać coś złego i nadal się o nią bał. Co go, u diabła, obchodziła ta cholerna przemądrzała Gryfonka? Próbował skarcić sam siebie, ale choćby nie wiadomo jak się starał nie mógł już tak o niej myśleć. Już nie.
- Oczywiście, sir. O co chodzi? – spytała grzecznie, podchodząc do nauczyciela, ale z jej ciemnych tęczówek nie zniknęły ogniki rozbawienia. Tylko trochę przybladły, gdy spojrzała w oczy Snape’a.
- Nie tutaj, Granger. A wy sobie nie przeszkadzajcie – rzucił do reszty dziewcząt, które przestały skupiać się na praktycznym użyciu różdżek przy sprzątaniu.
Puścił Hermionę przodem i z rozmachem zamknął drzwi, potężnym trzaskiem przyprawiając Ginny, która zdążyła się już odwrócić w kierunku ściany, prawie o palpitację serca.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie podział się dziś rano twój rozum, Granger? – spytał bardzo łagodnie i bardzo, ale to bardzo chłodno, Mistrz Eliksirów, nie siląc się na żaden wstęp do rozmowy.
- Był na swoim miejscu, sir – grzecznie odrzekła Gryfonka, ale przewrotne rozbawienie już się z niej ulotniło.
- Naprawdę? To było rozważne? Szantażować Wiceministra Magii? – Snape doskonale zdawał sobie sprawę jakiego argumentu użyła Hermiona. – Masz gdzieś to, że się narażałaś? Powiedz mi, Granger, czy to beztroska Pottera jest taka zaraźliwa, czy masz się za aż taką dobrą czarownicę, co? –zauważył, że podniósł głos i lekko odchrząknął. Nienawidził tracić panowania nad sobą, a jednak były takie sytuacje, kiedy je nieodmiennie tracił.
- Ani jedno, ani drugie, sir. Po prostu, zagrałam tymi samymi kartami, co Percy – wypluła ostatnie słowo ze wstrętem. – Już się go nie boję. Nie można bać się tchórza i karierowicza – była zbyt młoda, by mówić z tak zaciętą pogardą. – Nawet już go nie nienawidzę. Jest żałosnym sukinsynem. Skończonym sukinsynem.
- Minus dziesięć punktów za niewybredne słownictwo w obecności nauczyciela, Granger – gładko podsumował jej wypowiedź Mistrz Eliksirów. – Nadal podtrzymuję tezę, że zgubiłaś gdzieś po drodze do ministerstwa rozum.
Hermiona westchnęła i spojrzała na nauczyciela. Nie chciała się tłumaczyć, ale najwidoczniej Snape przesadnie o nią się bał. Nagle uświadomiła sobie, co to znaczy. Zależało mu na jej bezpieczeństwie i chciał ją chronić. Z jego perspektywy była to głupia brawura. Tylko dlatego nie zdenerwowała się na zasugerowaną jej bezmyślność.
- Sir, ja wiem, że to dla pana wygląda tak, jak wygląda. Tak, jakbym myślała, że jestem na tyle mądra, cwana i w ogóle, że mogę sobie iść tam tak po prostu, i że na pewno nic mi się nie stanie. Tak, jakbym krnąbrnie narażała się tylko po to, żeby pan mógł spokojnie pracować dla Dumbledore’a i Zakonu. Ale z mojej perspektywy to nie jest tylko, to jest AŻ. Rozumie pan? – wpatrywała się w czarne oczy Mistrza Eliksirów z nadzieją, że do niego trafiła, ale nic z nich nie mogła wyczytać.
- Narażałaś się na ogromne nieprzyjemności i poszłaś tam podczas zajęć. To nie w porządku. Trwały lekcje i wszyscy się o ciebie martwili. Dumbledore nic o tym nie wie, ale chyba powinien. Nie sądzisz? – nie podobało mu się to, że poczuł niechciane wzruszenie jej zaangażowaniem i troską. Patrzyła na niego tak, jakby był kimś naprawdę ważnym. I dobrym. Prawdziwa, cholerna Gryfonka.
- Pan nie może iść do więzienia, ani... nawet nie chce o tym mówić. A mi nie mogło stać się nic naprawdę złego. Przeszłam przez kontrolę i zarejestrowałam różdżkę, którą miałam cały czas przy sobie. On nie mógł mi nic zrobić. Jedynie powiedzieć mi parę przykrych rzeczy. Ale proszę mi wierzyć, że nie pozostałam panu wiceministrowi dłużna, profesorze... Nie mogłam inaczej. Bez szantażu on by się nie zgodził – Hermiona rozkręciła się i mówiła coraz żarliwiej. - Czy pan wie, że Lucjusz Malfoy wychodził z gabinetu Percivala, gdy przyszłam? I był tam w tej samej sprawie, co ja. Starał się o zaprzestanie przesłuchań Mistrza Eliksirów Hogwartu. Chyba coś w tym jest. A ja miałam jedynie argument, który mogłam wykorzystać, czy to coś złego? - To nie powinien być jakiś głupi argument, który ratuje mój nic nie warty tyłek, Granger! – Snape się zirytował. – Powinnaś go oskarżyć, a nie szantażować. Zniżasz się do jego poziomu! – zgrzytnął zębami tak, że aż rozniosło się po lochach echo.
W oczach Hermiony zaiskrzył gniew i poczucie krzywdy.
- Może pan nie ma siebie samego za wartościowego człowieka, ale nie ma pan prawa mnie zmuszać, żebym myślała dokładnie tak samo. Nie zrozumiał mnie pan, a raczej nie chciał mnie zrozumieć. Bardzo panu dziękuję.
Była bliska płaczu. Czuła się jak idiotka, jakby się wygłupiała, chociaż wiedziała, że postąpiła słusznie. Było jej cholernie przykro, że porównał ją do człowieka, który bez skrupułów wykorzystał swoją pozycję, by ją upokorzyć w najpodlejszy sposób.
„Mam talent w gnojeniu ludzi”– pomyślał ze złością Snape.
- Przepraszam, Granger, za to co powiedziałem przed chwilą – nienawidził przepraszać, ale za głupotę należało ponieść karę. - Po prostu nie mogę zrozumieć...
- Nie chce pan zrozumieć – warknęła, wycierając łzy i nie przejmując się tym, że jest niegrzeczna.
- Właściwie to powinienem ci podziękować, bo umożliwiłaś mi pewien istotny ruch w pracy dla Zakonu – Snape zignorował jej wybuch. - Ale jednocześnie narażałaś się na nieprzyjemności i opuściłaś połowę lekcji. Jednym słowem zrobiłaś coś bardzo ważnego i jednocześnie się wygłupiłaś. Musisz zrozumieć, że moje odczucia są w tym momencie skrajnie ambiwalentne – Severus zmusił się do tego, by wytrzeć kolejną łzę z policzka Hermiony. To było całkiem miłe - zobaczyć w jej spojrzeniu zaskoczenie i wdzięczność.
„Boże, co się ze mną dzieje? Od kiedy zabiłem tego skurwiela zaczynam być coraz bardziej ludzki...”
Szybko zabrał dłoń i poczuł, że lekko się zarumienił.
- Wpędzasz mnie w schizofrenię, Granger – orzekł ze zjadliwym sarkazmem, ale jego mina była całkiem poważna.
Roześmiała się lekko. Nie rozumiała, dlaczego poczucie humoru Snape’a nie odpowiadało większości (poza zjadliwymi i obraźliwymi komentarzami oczywiście). Jej zdaniem było w porządku.
- Nie jestem głupia i dokładnie przemyślałam wszystkie za i przeciw, zanim tam poszłam – siąpnęła nosem. - Wiedziałam, że Percy nie będzie miły, ale ja też potrafię być nieprzyjemna. Jak długo można użalać się nad sobą i nic nie robić, skoro można zrobić coś pożytecznego? Poza tym, wcale nie jestem taką altruistką. Poszłam tam też ze względu na siebie – Severus uniósł w zaskoczeniu brwi i stwierdził, że słucha dziewczyny z zainteresowaniem. – Chciałam przekonać samą siebie, że potrafię stanąć z nim twarzą w twarz i zachować panowanie nad sobą. W gruncie rzeczy jestem dosyć silna i już nie mogłam znieść tego, co się ze mną dzieje. Chciałam przestać się tak bardzo bać. Nie było mi łatwo, ale mina wiceministra, gdy wychodziłam, warta była zachodu. Może pan żałować, że jej nie widział.
„Ale jeszcze pan zobaczy o dużo lepszą” – dodała w duchu.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że to, co zrobiłaś, pomogło ci i czujesz się teraz lepiej... – Snape ostrożnie dobierał słowa i był bardzo zdziwiony.
- Och, właśnie tak jest, panie profesorze – zdobyła się na szczery uśmiech.
Zrobiło mu się przykro, że tak nieprzyjemnie potraktował ją na początku rozmowy, ale przecież się o nią martwił.
„Ja już mam zawansowana schizofrenię” – pomyślał zjadliwie. – „Co najwyżej może się pogłębić.”
Hermiona patrzyła w zamyśleniu na dziwną minę nauczyciela, która wyrażała ni to zaskoczenie, ni konsternację. W gruncie rzeczy, wyglądał uroczo zabawnie, ale wolała mu tego nie mówić. Nie z takim doborem słownictwa. Zachciało jej się śmiać, gdy zrozumiała, że Snape jest po prostu bezradny i zupełnie nie wie co powiedzieć i jak zareagować. Był teraz niesamowicie słodki.
- No dobrze, Granger. Wracaj porządkować salę – nauczyciel bardzo szybko odzyskał rezon, ale nadal widać było, że jest poruszony.
- Dobrze, sir – ruszyła w kierunku lochu, ale zatrzymała się nagle i spojrzała na nauczyciela w taki sposób, w jaki nigdy nie patrzył na niego żaden uczeń. Z zaufaniem i wdzięcznością.
- Dziękuję za troskę – nie zastanawiając się nad tym, co robi, wspięła się na palce i cmoknęła Severusa w policzek, po czym szybko pobiegła do koleżanek, trzaskając drzwiami głośniej, niż kilka minut wcześniej Snape.
Kiedy Severus otrząsnął się z pierwszego szoku, miał ochotę zabrać Hermionie dziesięć punktów za niestosowne zachowanie wobec nauczyciela i wlepić jej szlaban u woźnego, ale gdy zupełnie doszedł do siebie (czyli po dobrych pięciu minutach stania przed drzwiami) uznał, że byłby to przejaw histerii.
„Zapewne śni mi się tylko jakiś koszmar. Ja nie troszczę się o uczniów spoza Slytherinu. W ogóle zbytnio się o nikogo nie troszczę i żadna uczennica nigdy nie dała mi całusa...” – był zażenowany i zły, że dał się tak perfidnie podejść. Na czułość.
On nie był czuły i nigdy nie będzie, a Granger powinna o tym wiedzieć, a nie zachowywać się jak sentymentalna idiotka. Stop. Granger nie jest sentymentalną idiotką. To on reagował paranoidalnie. Granger nie oczekiwała od niego opieki i czułości. Ona tylko mu podziękowała za troskę. Za coś zgoła niespotykanego u zgorzkniałego Snape’a, za coś, o czym nie powiedział wprost, ale co było oczywistym faktem. Troszczył się o nią. Ciężko było mu to przyjąć do świadomości, ale, gdy już się przyznał przed samym sobą do troskliwość wobec Hermiony, poczuł się lepiej.
Spojrzał na drzwi lochu numer dziewięć i ogarnął go dziwny żal.
Osoba, której do niedawna nie cierpiał, uświadamiała mu z każdym dniem coraz skuteczniej, że warto żyć i warto dostrzegać w ludziach dobro. Warto czuć. Tylko dlaczego robiła to akurat wtedy, gdy był na najlepszej drodze do rozstania się z życiem? Chyba na tym właśnie polegała przysłowiowa ironia losu.
Uśmiechnął się gorzkim, paskudnym, typowo ślizgońskim uśmiechem i ruszył do siebie. Musiał przygotować dobrą argumentację na nocne zebranie Zakonu, które miało się odbyć równo o północy.

*
- Czego on chciał? – spytała z troską Ginny.
- Och, zapewne odjąć Hermionie punkty – Luna sennie przewróciła oczami. – Hej, Blaise, uważaj! Tam mogą być jajeczka mechołazów. Czyść ostrożniej.
Ginewra zachichotała cicho, a Lovegood się tym nie przejęła.
- Oj, Luna, Luna – powiedziała śpiewnie i ze śmiechem Zabini, ale posłała Krukonce pełne sympatii spojrzenie. – Coś ty taka radosna, Herm? Jak rany. Normalnie rozkoszna.
- Widziałam zakłopotanego, skonsternowanego i niepewnego Mistrza Eliksirów. Tylko parę chwil, ale wierzcie mi, dziewczyny, to jest coś. Wyglądał tak słodko, że dałam mu całusa.
- I jeszcze żyjesz? – Luna posłała Granger pełne podziwu i pozbawione senności spojrzenie.
- Miona, możesz cofnąć płytę? – Ginny wpatrywała się oniemiała w przyjaciółkę, podczas, gdy panna Lovegood odzyskała już swoją nieodmienną senność i wypatrywała mechołazów i ich jajeczek.
- Dałaś mu całusa? Ale to mój opiekun! – Blaise rzuciła w Hermionę ściereczką, którą czyściła kominek. Była rozbawiona, ale jednocześnie zazdrosna. Lubiła Snape’a.
- Oj, Blaise. Wiesz, jak on strasznie stara się pokazać jaki jest okropny, podły i nieludzki, a ja mu robię na złość. Daj mi trochę radości z życia – Hermiona zrzuciła z siebie zakurzoną szmatę. – Fuj! – dodała z obrzydzeniem.
- Jak można mieć radość z całowania Snape’a w policzek? – skrzywiła się Ginewra.
- Och, są różne upodobania, a o gustach się nie dyskutuje – stwierdziła dyplomatycznie Luna.
- Snape jest w porządku – buńczucznie i wyzywająco oznajmiła Blaise.
- No nie. Ciebie mogę zrozumieć, to w końcu twój opiekun i na pewno nie raz pokazał, że dba o Ślizgonów, ale Hermiona? – Ginny nie dawała za wygraną.
- Daj już spokój, Ginny. Snape ma ogromne serce, które skrywa za pokładami lodowatego sarkazmu, dystansu do wszystkiego i wszystkich, oraz wyrachowanego egoizmu. Nie twierdzę, że jest miły, ale jest człowiekiem, w którym warto dostrzec coś więcej niż jego pancerz ochronny, który pokazuje światu.
- Skoro tak twierdzisz – Ginewra wzruszyła ramionami.
Hermiona zdenerwowała się pobłażliwym i pełnym znaczącego „ i tak swoje wiem” wzruszeniem ramion panny Weasley.
- Ginny! – z irytacją zmarszczyła brwi. - Nie masz pojęcia jaki jest naprawdę Snape. Ja też dobrze go nie znam i zapewne nigdy nie poznam, ale on jest w głębi duszy zdolny do ogromnego dobra. To nie są moje mrzonki, czy domysły. Ja to po prostu wiem, bo się o tym przekonałam, więc skończmy ten temat.
Hermiona mówiła na tyle pewnie i poważnie, że młodsza Gryfonka skinęła jedynie głową i więcej nie próbowała się droczyć.
Kwadrans później, loch numer dziewięć wyglądał już dosyć dobrze i brakowało mu jedynie płomieni w kominku, oraz odrobiny wystroju.
- Czy któraś z nas potrafi wyczarować konfetti albo coś w tym stylu? – spytała Ginewra, patrząc jednoznacznie na pannę Granger.
- Mogłabym wyczarować srebrny pyłek unoszący się nam nad głowami. To dosyć trwały czas, ale konfetti? To nie bal.
- Przydałyby się jakieś serwetki – oznajmiła Luna.
- Wiecie co? Jest wpół do dziewiątej, a cała ta impreza zaczyna się o dziesiątej. Zdążymy szybko wskoczyć w coś ładniejszego i przynieść jakieś przekąski i napoje z kuchni – oznajmiła Ginny. - A ten pyłek jest w porządku. Tylko czy nie może być złoty? – uśmiechnęła się wrednie. – Najlepiej złoto-czerwony.
- Srebrny mniej rzuca się w oczy i bardziej pasuje – zgasiła jej zapędy Luna.
- Okej, idziemy po coś do jedzenia, ale tylko po zakąski - Granger przejęła inicjatywę. - Przynieście też jakieś serwetki i takie tam. Ja mam gdzieś ciemnozielone... – popatrzyła znacząco na Ginny - ... będą do srebrnego pyłku pasowały.
- Może ty zmień dom, Hermi – Ginewra uśmiechnęła się wrednie.
- W Gryffindorze jest mi dobrze.
Obie przekomarzały się całą drogę do Pokoju Wspólnego i Hermiona zauważyła, że, po raz pierwszy od fatalnego w skutkach przesłuchania, dzień minął jej bez myślenia o własnym nieszczęściu.

*
Dwadzieścia minut po dziewiątej, wszystkie dziewczyny były już z powrotem w lochu. Przebrały się i teraz wymieniały komplementy, rozstawiając serwetki, dwa półmiski z ciastkami i krakersami oraz tacę z serami pleśniowymi.
- Wow, Hermiona, co za szyk! – Ginewra zatrzepotała umalowanymi rzęsami.
Panna Granger pokręciła nosem. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała uciec i założyć golf.
- Dobra, dobra, każdy wie, że jesteś jedną z najładniejszych dziewcząt w szkole... obok Cho-Chang... Nie jestem ubrana zbyt wyzywająco? – niepewnie wzruszyła ramionami, patrząc z uznaniem na białą bluzkę Ginny ze sporym dekoltem w szpic
- No, coś ty? – Luna posłała jej rozbudzone spojrzenie. Sama ubrała się we wrzosowy kostiumik, w którym wyglądała zaskakująco ładnie. Miała, jak jej koleżanki, bardzo delikatny makijaż, który tuszował nieco duże i wyłupiaste oczy Krukonki.
- Hermiona, dam ci kopa w tyłek, jak jeszcze raz coś takiego powiesz – Ginny potrząsnęła gniewnie upiętymi wysoko lokami, ślicznie okalającymi jej drobną twarzyczkę.
Blaise się nie odzywała. Uniosła tylko obie brwi i znacząco spojrzała na dzierżony w dłoni nóż, którym kroiła sery na niewielkie kostki gotowe do spożycia.
Panna Granger podciągnęła bluzkę, krzywiąc się nieznacznie. Założyła ją po raz pierwszy w życiu, chociaż jej kuzynka ze Stanów przywiozła ją w zeszłym roku i dała jej w prezencie. Dziewczyna nie była po prostu przyzwyczajona do noszenia takich ciuchów. Był to ładny, prosty ciemnozielony top bez ramiączek, którego kolor doskonale współgrał z kolorem jej oczu i włosów. Bluzka była zapinana na trzynaście haftek z przodu i nie miała szans się obsunąć, a, mimo to, Hermiona poprawiała ją co minutę.
- No bo, ten tego... widać mi trochę piersi... i mam odsłonięty pępek...
- Rany boskie! Hermiona! – Zabini nie wytrzymała nerwowo i zaczęła machać nożem tak zaciekle, że dopiero Ginny, uchylając się z cichym piskiem z pola rażenia, przywołała właścicielkę potencjalnego narzędzia zbrodni do porządku.
Dziewczyna Malfoya nie wyglądała na przekonaną.
- Ja też mam odsłonięty pępek - Blaise wskazała czubkiem noża na swój brzuch. – I też pokazuję kawałek biustu. A moje spodnie są niższe, niż twoje.
Zabini miała na sobie klasyczną czerń. Skórzane spodnie i bawełnianą bluzkę z lycrą, która miała jedno ramię odkryte, a lewy rękaw sięgał do łokcia z zaczynał się dopiero na obojczyku. W rezultacie Ślizgona pokazywała niezły kawałek swojej prawej piersi.
- Ale ty wyglądasz fajnie...
- Na Salazara wykastrowanego przez Puchona! Weźcie ją ode mnie, bo skrzywdzę! – Blaise nie była w stanie nic więcej powiedzieć.
Luna rozpalała właśnie w kominku. Odwróciła się, popatrzyła zaciekawiona na Hermionę i orzekła:
- Jesteś dziwna, wiesz?
- No, skoro Luna ci to mówi – Ginny miała na to tylko jeden komentarz.
Hermiona uśmiechnęła się niepewnie. Po prostu nie była przyzwyczajona do takich ubiorów i czułą się dziwnie z odkrytym fragmentem brzucha i gołymi ramionami.
- Wyluzuj, kobieto! Wyglądasz bardzo dobrze. A twój strój nie jest wyzywający, rozumiemy się? Masz świetny gust – Blaise z uznaniem patrzyła na czarne spodnie z dzianiny, które lekko rozszerzały się od kolan, ku dołowi.
- Dzięki, Blaise.
- W końcu gadasz do rzeczy – pochwaliła ją Ginewra.
- Nie mamy szklanek – zauważyła rezolutnie Luna.
- Chłopaki pewnie przyniosą – Ginny nie wyglądała na stuprocentowo pewną swoich słów.
- Ta, jasne – Zabini wyraziła maksymalny sceptycyzm. – Same będziemy drałować.
Drzwi otworzyły się na oścież i wparowała Millicenta Buldstrode z ogromnymi płóciennymi siatami w obu dłoniach. Musiała sobie nacisnąć klamkę łokciem. Zaklęła siarczyście i kopniakiem zamknęła drzwi.
- Któraś z szanownych księżniczek mi pomoże, czy mam sobie poradzić sama?
Z kieszeni czarnych dżinsów sterczała różdżka nowoprzybyłej, a na jej głowie sterczały nierówno obcięte i wystrzępione w malowniczym nieładzie włosy ufarbowane na czarno. Millicenta wyglądała bardzo dobrze w takiej fryzurze, a czerwone pasemka, które wyczarowała na imprezę, ładnie harmonizowały z ciemnobordową wydekoltowaną, luźną jedwabną bluzką.
Hermionie ulżyło. Buldstrode miała zdecydowanie większy biust niż ona, a, co za tym idzie, więcej go ukazywała każdemu, kto zechciał patrzeć. Panna Granger patrzyła uważnie na potężnie zbudowaną Ślizgonkę i zastanawiała się, czy ta pamięta jak ją urządziła na drugim roku w Klubie Pojedynków. Po kilku sekundach doszła do wniosku, że nie.
Blaise podbiegła do koleżanki i wzięła od niej jedną z siatek.
- O żesz w mordę! – oznajmiła głośno. – Czy to kamienie? – spytała sapiąc i stawiając siatę przy stole. Stół był naprawdę ogromny. Na szczęście.
- Nie. Jedynie dwanaście literatek, dwanaście kieliszków i dwanaście długich szklanek. Tu – Millicenta triumfalnie uniosła drugą torbę – są cztery dwulitrowe butelki soku... No co?
- Jesteś wielka, że przyniosłaś szkło – Luna się rozpromieniła. – Chłopaki na pewnie o tym nie pomyślą.
- Przyniosą, ale alkoholizm. Mordy pijackie – podsumowała chłopaków panna Buldstrode. – A to, że jestem wielka, to wiem, mówić mi nie musisz – wyszczerzyła się radośnie. – Założyć Nelsona, malutka? – spojrzała radośnie na Hermionę i puściła jej perskie oko, pozbawiając Gryfonkę złudzeń, co do kwestii pamiętania zajścia z drugiego roku.
- Nie, dzięki – panna Granger posłała jej pokojowy uśmiech.
- A myślałam, że tak lubisz – Ślizgona udała, że jest smutna, po czym wystawiła szybko i sprawnie, dwie butelki soku dyniowego, jedną porzeczkowego i jedną pomarańczowego, na stół.
Hermiona, pogodzona już z „pokazywaniem biustu” i uspokojona faktem, że ktoś odsłonił jego większy kawałek niż ona, zajęła się teraz podciąganiem swoich biodrówek, które doskonale trzymały się w odpowiednim miejscu z racji dopasowania.
- Hermiona... – ostrzegła ją szeptem Ginny. – Będę bić po łapach.
- Jak rany! – Blaise nie siliła się na szept. – Rozpuściłaś włosy i ci na ten twój oooogromny biust opadają, a majtki ci zza spodni nie widać. Mam poucinać te paluchy?
- Nie – powiedziała po prostu Granger i skrzyżowała ramiona. Patrzącej na nią nieufnie Blaise, posłała niewinny uśmiech, mówiący „już będę grzeczna”.
- Twierdzi, że jest wyzywająco ubrana – pospieszyła z wyjaśnieniem Ginny, strzepując okruchy krakersów ze swoich szarych lnianych spodni w kancik.
- To ja wyglądam jak lafirynda. Zapal ze mną zioło, Granger. Przejdzie ci.
- Buldstrode! – Ginny była oburzona i jakby zachwycona. – A co na to Snape?
Wzrok Millicenty mówił „za naiwną mnie masz?”
- Nie wie – odrzekła po prostu. – A jak mu powiesz i tak to oleje. Jestem ze Slytherinu – Ślizgonka wyciągnęła skręty własnej roboty z tylnej kieszeni dżinsów, a różdżkę położyła z boku na stole, obok różdżek pozostałych kobiet. – To jest najlepszy tytoń zmieszany z kołowaciakiem trójlistnym. Jest mocniejszy od marihuany, więc daje się go pół na pół z tytoniem. Nie uzależnia tak jak maryśka, przynajmniej nie czarodziei, – uśmiechnęła się przekornie – i pachnie dużo lepiej. – Dam ci maszka jeśli chcesz.
Ku zaskoczeniu Buldstrode, Hermiona z zaciekawieniem zapuściła żurawia do paczki po zwykłych camelach i oznajmiła:
- Może później.
- Będą jeszcze z ciebie ludzie. A ty, Blaise, nie patrz na mnie tak sceptycznie. Wiesz, że nie jestem żadną narkomanką, ani nikogo jeszcze w nałóg nie wpędziłam. Ale impreza to impreza – Millicenta potrząsnęła głową, aż zatrzęsło się siedem kolczyków, które miała w lewym uchu
- Wiem, że ty masz stalową wolę i silny charakter, ale czy Hermiona też? – Zabini sceptycznie popatrzyła na pannę Granger.
- Twierdzisz, że nie mam silnego charakteru? – panna Granger zaperzyła się lekko.
Wzrok Zabini mówił „doskonale wiesz, co mam na myśli, Granger”, a Hermiona westchnęła z irytację.
- Nie będę jej namawiać do zażywania, dawać, ani sprzedawać tego cuda, bo mam za mało i nie zamierzam być dilerem i robić na tym kasy. Poczęstuję ją jedynie kilkoma sztachami na imprezie, jeżeli zechce i to tyloma, ile uznam za stosowne, czyli niezbyt wieloma – Buldstrode przyjrzała się krytycznie Granger. - Jest prawie dorosła.
- A ja nie zamierzam ani tego kupować, ani brać. Blaise, tłumaczyłam to już dziś Snape’owi, a teraz tłumaczę tobie. Mój rozum jest w odpowiednim miejscu. A o Mistrza Eliksirów nie pytaj. Za długa historia.
- Nie mamy najważniejszej rzeczy. Sprzętu grającego – zauważyła nagle Ginewra.
- O to powinien postarać się gospodarz imprezy, nie sądzisz? – oświeciła ją z ironicznym uśmiechem Millicenta. – Już go w jednej rzeczy wyręczyłam. Znając pana Malfoya juniora przyniesie wódę, ale czy sprzęt? Zależy jaki...
- Jeszcze się nie napiłaś, a już masz skojarzenia – Blaise zmarszczyła brwi, uśmiechając się krzywo.
- Ja zawsze mam skojarzenia.
- To w normie, jak każdy Ślizgon – podsumowała Hermiona
- Masz coś do Ślizgonów, maleńka?
- Nie mów do mnie maleńka!
- Nie każdy – Blaise usiłowała wyprowadzić Hermionę z błędu.
- Granger, czy to prawda, że jesteś z Draconem? – Buldstrode patrzyła teraz na Hermionę z zaciekawieniem. – Nie zwykłam dawać wiary plotkom. A słyszałam jedynie o tej bezmózgiej Pansy, że, cytuję, więc wybaczcie dobór słów, Draco posuwa teraz tę gryfońską, przemądrzałą szlamę – Millicenta doskonale przedrzeźniała sposób wysławiania się Pansy.
Hermiona zarumieniła się i zacisnęła usta w wąską kreskę. Odwróciła się tyłem do Ślizgonki i poszła przycupnąć na ławeczce przy kominku.
„Wcześniej, czy później, należało się spodziewać takich plotek. Powinnaś być przygotowana, naiwniaczko” – pomyślała, co wcale nie poprawiło jej samopoczucia.
- Granger, przecież uprzedzałam o nietaktownym słownictwie – zdziwiona zachowaniem Gryfonki, Millicenta spojrzała pytając na Blaise.
- Milli – Zabini prawie szeptała, a jej mina wyrażała skrajną powagę. – Powstrzymaj się od takich komentarzy przy Hermionie. Nie mogę ci więcej powiedzieć, ale wiem, że masz coś takiego jak zdrowy rozsądek i nie jesteś ani plotkarą, ani ciekawską kwoką, więc mnie posłuchasz. Proszę. Nie.
- Okey, okey – Buldstrode uniosła ręce w geście poddania i podeszła do Hermiony.
- Nie chciałam być niemiła i opryskliwa, Granger.
- Wiem, nie przejmuj się moimi ekstremalnymi reakcjami. Zgwałcone kobiety tak mają.
Millicenta otworzyła bardzo szeroko podkreślone błyszczykiem wargi i wlepiła wzrok w Gryfonkę.
- Przepraszam, ale chyba się przesłyszałam – zdołała wydukać po piętnastu sekundach.
Hermiona mówiła głośno, dlatego pozostałe dziewczęta przestały rozmawiać.
Blaise patrzyła na Gryfonkę w skrajnym szoku. Ginny i Luna zamarły w miejscu, a ich miny były bardzo podobne do wyrazu twarzy Millicenty.
- I tak dowiecie się jutro z prasy. Wolę uprzedzić delikatny sposób udzielania informacji przez dziennikarzy. Nie mogę tego dłużej ukrywać, bo to mnie rujnuje psychicznie. Boję się tych Zombie, latających z piórami i proszących o sensacyjny wywiad, ale mam już serdecznie dość – uśmiechnęła się blado.
- Nie pytajcie kto, kiedy, jak... Jutro, najpóźniej w porze obiadu, cała szkoła będzie mówić tylko o tym.
Ginny miała straszne przeczucie i próbowała odsunąć je gdzieś w dalsze pokłady świadomości, ale nie mogła
- Przepraszam, zepsułam wam imprezę... Cóż za takt.
- Przymknij się, Granger. Powiedziałaś i koniec – Buldstrode przerwała kajanie się Gryfonki. - Żadna z nas nie ma na nazwisko Parkinson, ani Chang, i teraz nie usłyszysz durnych komentarzy. Dobrze, że to powiedziałaś.
Hermiona podeszła do smutnej Ginewry.
- To... on, prawda? – spytała cichutko panna Weasley ze spuszczoną głową i obie doskonale wiedziały kogo oznacza owy on.
Panna Granger jedynie skinęła głową, a Ginny przełknęła łzy i zrobiła wszystko, żeby się nie rozpłakać. Odważyła się spojrzeć Hermionie w oczy. Jej koleżanka patrzyła na nią be z cienia wyrzutu. Przyjaźnie, z zakłopotaniem i niepewnością.
- Mogę? – Ginewra, nie miała pojęcia, dlaczego to robi, po prostu zrobiła. Objęła Hermionę i mocno przytuliła. - Przykro mi, Herm. Jestem całym sercem z tobą. Zaskoczona Gryfonka odzyskała władzę nad swoim ciałem i odwzajemniła uścisk Ginny.
- Wiem i dziękuję – powoli wysunęła się uścisku siostry Rona, który pewnie zdziwiłby się dojrzałym zachowaniem swojej maleńkiej siostrzyczki.
- Ja też jestem z tobą i zawsze będę po twojej stronie. Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać – ledwie Hermiona uwolniła się z opiekuńczych ramion Ginewry, wylądowała w uścisku Blaise. - Jestem z ciebie dumna. Podjęłaś słuszną decyzję – wyszeptała jej do ucha Ślizgonka.
- Chodź, ja też cię przytulę – Luna była niebywale poważna i jakby smutna. – Pozwolisz?
Hermiona skinęła głową i dała się objąć Krukonce, sama otaczając ją ramionami.
- Jestem z tobą, Hermi.
- Dziękuję.
Millicenta Buldstrode wyglądała na kobietę rozdartą. W końcu teatralnie westchnęła i otworzyła na oścież silne ramiona, a Hermiona popatrzyła na nią sceptycznie.
- Nelsona zakłada się od tyłu, Granger – zachęciła ją żartobliwie. – Chodź, póki się nie rozmyśliłam. To nie ślizgońskie.
Granger wylądowała w niebywale miłym uścisku z policzkiem przyciśniętym do piersi panny Buldstrode.
- Czuję się jak w ramionach matki. Miękko i przytulnie – Hermiona zdobyła się na żart, chociaż była tak bardzo wzruszona zachowaniem wszystkich dziewcząt, że w oczach zalśniły jej łzy
- Prosisz się jednak o jakiś fajny chwyt. A tak serio, to jak ktoś po jutrzejszej sensacyjnej wiadomości w prasie będzie ci robił durne aluzje, wal do mnie jak w dym, a przetrącę szczękę.
Millicenta sprawiła, że dziewczyny trochę się odprężyły.
- Strasznie wam dziękuję – Hermiona patrzyła na koleżanki z wdzięcznością. – Pomogłyście mi... naprawdę.
- Jesteśmy świetnym kółkiem terapeutycznym – Blaise uśmiechnęła się szeroko i przyjaźnie.
- To prawda, Blaise, jesteście. I bardzo was proszę, nie przejmujcie się mną zbytnio. Już się trochę wygrzebałam z dołka. Specjalne traktowanie może mi tylko zaszkodzić. I przepraszam, że zepsułam wam imprezę.
- Nic nie zepsułaś. Jeszcze jedno słowo i uszczypnę cię w tyłek. To dopiero będzie traumatyczne przeżycie, Granger – oznajmiła Millicenta grobowym tonem.
Hermiona musiała się roześmiać. Blaise zarechotała, wyobrażając sobie Milli szczypiącą Herm w pośladek. Luna i Ginny patrzyły zaskoczone na pannę Buldstrode. Wydawało się, że chyba już ją zaakceptowały, może nie jako koleżankę, ale dobrą znajomą ze Slytherinu.
Ginewrze było bardzo przykro, a jednocześnie wiedziała, że nie może się czuć winna. Obiecała sobie, że pomoże Hermionie i całkowicie spisze Percy’ego na straty. Nie, już spisała. Żal jej tylko buło rodziców. Ale, z drugiej strony, im szybciej stracą złudzenia, tym lepiej.
Uśmiechnęła się bardzo łagodnie do Hermiony, której „terapia grupowa” pomogła nawet bardziej niż wizyta w ministerstwie. Czuła się tak, jakby straszliwy ciężar uciskajacy jej serce stracił, już na zawsze, większą część swojej wagi.

******
Severus Snape patrzył na czarodziejów i czarownice zebranych przy Grimmauld Place 12 . Ich miny wyrażały zdziwienie, zdumienie, szok. Większość kręciła z dezaprobatą głowami, a Molly Weasley odważyła się nawet na niego nakrzyczeć, nazywając go „nierozważnym młokosem, który bezmyślnie idzie na śmierć”. Zignorowała przy tym pełen troski szept Artura, który sugerował, że Ślizgoni są jacy są, ale nie robią nic nieostrożnie, a już na pewno nie narażają pochopnie własnej skóry. Snape przeczekał wybuch Molly, po czym spokojnie zapytał, kto zgadza się z jego planem, jeszcze raz podkreślając, że Czarny Pan jest nieobliczalny i równie dobrze może zgodzić się na jego powrót, a co za tym idzie, on będzie mógł donosić Dumbledore’owi o planach Śmierciożerców z najlepszego źródła, a nie z misji, w których szpieguje podwładnych Voldemorta. Mistrz Eliksirów nie dał im wyboru. Z góry oznajmił, że niezależnie od decyzji członków Zakonu Feniksa on podejmie ryzyko powrotu w szeregi bestii. Chciał jednak znać opinie współtowarzyszy.Wszyscy zebrani milczeli i nawet Mundugus zachowywał powagę, słysząc na co porywa się mrukliwy i nieprzystępny, ale bardzo dobry członek stowarzyszenia. Kilkoro zebranych musiało dokonać rewizji swoich poglądów na temat Snape’a. Okazało się, że wcale nie był egoistycznym tchórzem.
Minerwa zacisnęła usta, Tonks obserwowała z założonymi rękami sufit, udając, że wcale nie zbiera się jej na płacz, Dumbledore był bardzo zatroskany i w zamyśleniu bawił się swoją długą, siwą brodą, a Lupin oznajmił grobowym tonem:
- Wczoraj nie wyrażałem zgody, a dziś podtrzymuje swoje zdanie. Sam zauważyłeś, że Czarny Pan jest nieobliczalny. Przykro mi, ale jesteś potrzebny Zakonowi żywy, a nie martwy, albo... – tu Wilkołak zaciął się na chwilę i zacisnął dłonie na czarnej szacie. – Albo przykuty do łóżka na oddziale zamkniętym Świętego Mungo i wegetujący jak roślina.
Cisza w salonie, o ile to możliwe, pogłębiła się jeszcze bardziej.
- Nie lepiej podciąć sobie żyły? – sarkastycznie spytał Kingsley. – Mugolski sposób, ale o wiele szybszy i założę się o własną cnotę, że o niebo mniej bolesny – postawny Murzyn zażartował, starając się nieco rozładować sytuację. Podziwiał Snape’a za odwagę, ale był przekonany, że tak okrutny i straszny czarnoksiężnik, jakim jest Voldemort, za żadne skarby nie pozwoli Severusowi na powrót. Nie był idiotą.
- Skoro się założysz o własną cnotę, to jednak wolę Czarnego Pana, Schacklebot. A Bydlę, przez duże be, nie jest idiotą, ale psychopatą. Oni często zmieniają zdanie, a ich nieobliczalność działa w obie strony. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie jest niebezpieczny. Wręcz przeciwnie.
- Nienawidzę jak to robisz – Kingsley naburmuszył się nieznacznie.
- Co? – niewinnie zapytał Severus, doskonale zdając sobie sprawę, że chodzi o praktyczne użytkowanie Legilimencji.
- Niektórzy lubią odrobinę prywatności. To moje myśli.
- Nie zmieniajcie tematu! Severus nigdzie nie pójdzie! Bo... bo mu nie pozwolę! – wybuchła Tonks.
Wszyscy wpatrywali się teraz w Nymphadorę.
- A co zrobisz? Przywiążesz go jedwabną chustką do łóżka? – zakpił grzmiącym głosem Alastor Moody.
- Chociażby – odrzekła stanowczo, wytrzymując spojrzenie najdziwniejszej pary oczu, jaką w życiu widziała i nie dając się wyprowadzić z równowagi.
- Snape, mówiąc o stałej czujności, nie miałem nigdy ba myśli brawury, chłopcze. Chociaż muszę przyznać, że w tym szaleństwie jest metoda.
- Tak. Jak popełnić samobójstwo – prychnęła Molly.
- Myślałem, że mnie tak lubicie, iż zgodzicie się na mój plan bez wahania, a nawet z radością. Widzę, że się myliłem – zakpił Mistrz Eliksirów.
- Lubienie nie ma tu nic do rzeczy – Minerwa zacisnęła usta i posłała Severusowi karcące spojrzenie, wobec którego żaden uczeń nie pozostawała obojętny, nawet ten siódmoroczny.
- Ja już skończyłem edukację, szanowna pani wicedyrektor – Snape pozwolił sobie na sardoniczny półuśmiech.
- Trzeba się chwytać każdej metody, jak się ma takiego narwańca w drużynie – Shacklebolt wtrącił „nieśmiało” swoje zdanie.
- Tylko po co, skoro narwaniec podjął już decyzję. Ograniczcie się do wyrażania własnego zdania bez żadnych komentarzy – spokojnie oznajmiła czarnowłosa Nemezis uczniów Hogwartu.
- Właśnie to robimy – Molly patrzyła na mężczyznę nieprzychylnie, ale w jej oczach kryła się także troska, dlatego Snape zgrzytnął zębami i zwrócił wzrok na dyrektora.
- Znasz moje zdanie, ale cię nie będę powstrzymywać, Severusie. Dodam jedynie, że każdy plan, który ma chociaż minimum szans na powodzenie, jest planem wartym wypróbowania. To tyle jeśli chodzi o skorygowanie mojego stanowiska. Żeby było jasne. Nadal nie popieram, a jedynie się godzę– ostatnim zdaniem Dumbledore zapobiegł oburzonemu „Albusie!” autorstwa McGonagall.
- A ja... Przepraszam, Molly – Artur, który dotąd milczał, westchnął przeciągle. – Ja popieram Severusa i daje mu swoje błogosławieństwo.
Pani Weasley nie oburzyła się tylko dlatego, że była zbyt zaskoczona. Tonks siąpnęła nosem i bardzo starała się zrobić nie-smutną minę.
- Dziękuję Arturze – cicho odparł zaskoczony Snape, wpatrując się w tych zebranych, którzy nie odezwali się ani słowem. Mieli prawo.
- Snape, jesteś równy gościu – Mundungus sapnął żałośnie. – W sumie będzie mi cię brakowało.
- On jeszcze nie umarł! – krzyknęła Tonks.
- Właśnie, jeszcze – pocieszył ją Dung z nieszczęsną miną.
- Ona zaraz się rozpłacze, Dung – Molly z najwyższą dezaprobatą spojrzała na nieokrzesanego mężczyznę.
Dung wzruszył ze skruchą ramionami i zapatrzył się w podłogę.
- Idź z Bogiem – dodał cicho.
- Czemu nie, będzie ci raźniej – sarknął Kingsley.
- Ja wcale się nie rozpłaczę – żałośnie zaprotestowała Nymphadora przeciwko zarzucaniu jej skłonności histerycznych, po czym szybko zaczęła mrugać powiekami, żeby tylko nikt nie zauważył zbierających się wbrew jej woli łez.
- Dosyć tego! - Albus rzadko podnosił głos, ale teraz miał dosyć przepychanki słownej. – Nie kłóćmy się. Severus chce podjąć to ryzyko dla naszego wspólnego dobra. Powinniśmy go wesprzeć duchowo, a nie przekomarzać się jak małe dzieci.
- I ty to mówisz, Albusie – skomentowała z wyrzutem w głosie Minerwa.
- Tak, ja. Bo tak jest słusznie.
- Wesprzeć, a potem wyprawić naprawdę piękny pogrzeb. Ciekawe, czy będzie co włożyć do trumny – bardzo cicho wyraził swoje zdanie Shacklebolt.
- Za to będzie piękny nagrobek. Z wielkim napisem Nigdy cię nie zapomnimy, Severusie Snape. Rest In Pace. Oddani towarzysze i przyjaciele – dodał od siebie Lupin.
Bill i Charlie do tej pory się nie odezwali. Żadnemu z nich nigdy nie przyszło do głowy, że będzie musiał kiedykolwiek pomyśleć o Snape’ie z najwyższym szacunkiem. Okazało się, że człowiek, nawet ten magiczny, to istota bardzo omylna. Dlatego Bill postanowił w końcu się przemówić.
- Chciałem powiedzieć, że... Jestem z panem, profesorze. I życzę panu powodzenia – zarumienił się tak mocno, że nawet jego kolczyk zdawał się przybrać różową barwę. Chociaż spuścił wzrok i tak czuł palący, pełen dezaprobaty wzrok matki. Był pewien, że jeszcze dziś usłyszy co nieco na ten temat. Zaskoczony i skonsternowany Snape burknął coś na kształt „..ę...uję”, i także się zarumienił, chociaż nie tak mocno jak potomek Weasleyów.
- Ja też chciałbym wyrazić swoje poparcie i szacunek – Charlie z wahaniem zdjął ze swojej szyi łańcuszek z kłem smoka. – I chciałem dać to panu na szczęście. To mój talizman – w oczach młodego czarodzieja pojawił się cień sentymentu. - Nie wiem, czy naprawdę chroni, ale pecha mi nigdy nie przyniósł.
Severus przyjął podarek w całkowitym osłupieniu, bo żadne z rudowłosego potomstwa Weasleyów nigdy nie okazało mu poważania i nie przyznało mu na głos racji, nie mówiąc już o wsparciu duchowym. Szybko jednak przybrał poważną, pełną dostojeństwa minę i podziękował Charlesowi.
- Zamierzam to zrobić jutro w nocy i bardzo proszę, żeby nikt nie próbował mnie powstrzymać. Dziękuję za to, że zechcieliście przyjść na spotkanie w tej sprawie.
- Ciekawe kto będzie uczył eliksirów, kiedy już cię pochowamy, ale jakoś sobie damy radę – twarz Nymphadory wyrażała zarazem troskę, lęk, ale też złość i zawziętość. – Zarzucasz Harry’emu brawurę i brak rozwagi, a sam idziesz na pewną śmierć! Pieprzony altruista... – głos młodej czarownicy załamał się nagle, a ona popatrzyła ze skruchą na zebranych. - Przepraszam, ja wiem, że ty chcesz dobrze, Sev, ale boję się, że już nie wrócisz.
- Wszyscy się boimy, Tonks – łagodnie powiedział Dumbledore.
- Przemyśl to, Severusie – Molly i Minerwa powiedziały to zgodnym chórem, a Snape westchnął ciężko. Był zaskoczony reakcjami zebranych. Zwłaszcza zachowaniem młodych Weasleyów, Lupina, wobec którego nie krył nigdy własnej niechęci, i Tonks.
- Już to przemyślałem. Dogłębnie. Chciałem tylko wyjaśnić, że nie wybieram się do Czarnego Pana z pustymi rękami i niezabezpieczony. Zażyję kilka odpowiednich eliksirów, a także specjalnymi zaklęciami obłożę szatę i strój spodni. To dobre i mocne zaklęcia...
Nikt nie odważył się wygłosić uwagi, że nawet najlepsze magiczne zabezpieczenie nie uchroni Mistrza Eliksirów przed Avadą. Nie tą rzuconą przez Voldemorta.
- Jeżeli pozwoli mi dojść do słowa, są duże szanse na to, że moja misja się powiedzie i nie trzeba będzie wydawać galeonów na wystawny pogrzeb – zażartował z ironicznym uśmieszkiem.
Nikt nie raczył się roześmiać. Tylko Kingsley wraz z Mundungusem i Lupinem zdobyli się na blade, niewesołe uśmiechy. Za to Molly zaproponowała oschle, że pójdzie do kuchni zrobić herbatę, a Tonks szybciutko podreptała za nią.
Mistrz Eliksirów dopiął swego. Jego pomysł zyskał przyzwolenie. Trudno było mówić o aprobacie, przynajmniej jeżeli chodziło o większość zebranych, ale akceptacja to już coś.
„Oby tylko się powiodło” – Snape naprawdę tego chciał. Ze względu na dobro całej społeczności czarodziejskiej.

******

Napisany przez: Kitiara 29.08.2005 11:16

Impreza w lochu numer dziewięć rozwijała się powoli. Ron i Neville pojawili się kwadrans po dziesiątej niosąc ze sobą zapasy alkoholu i lewitując tacę kanapek przyrządzonych przez skrzaty , a Draco wraz z Harrym wparowali kilka minut po nich bez zbędnych bagaży, jeno z wódką. Gryfon był uśmiechnięty i uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok swojej wydekoltowanej dziewczyny, a Ślizgon miał nadąsaną minę. Obaj mieli na sobie czarne dżinsy, ale Malfoy postanowił ubrać się w szarą koszulę, bo nie chciał wyglądać identycznie jak Harry Patrzcie Jakie Mam Umiejętności Potter, czego nie omieszkał powiedzieć rozczochranemu zielonookiemu współ-uczniowi Oklumencji.
- Co się stało? – Hermiona od razu zauważyła, że Draco jest niezadowolony.
- Nic – odpowiedź przypominała bardziej warknięcie niż mowę ludzką.
- Ćwiczenie.... pewnych magicznych umiejętności poszło mi nieco lepiej niż jemu i dlatego się nastroszył – wesoło odpowiedział Harry. – Nie pociesza go nawet fakt, że ja trenowałem to prawie rok, znaczy udawałem, że...
- No i się wydało – Hermiona uśmiechnęła się krzywo, a Harry siarczyście się zarumienił. Draco zaś wyglądał na usatysfakcjonowanego wpadką Gryfona.
- Nic nie poszło ci lepiej, Potter. Jak zwykle miałeś fart, a Dumbledore nie dał mi drugiej szansy – Malfoy miał własną interpretację zdarzeń.
- Chciałeś powiedzieć czwartej – Harry miał zbyt dobry humor, żeby się sprzeczać, ale nie mógł sobie darować.
- A przekląć cię, Potter? – uprzejmie spytał młody Śmierciożerca.
- A przekląć was obu? – zza Hermiony wyłoniła się Millicenta. – Chociażby za to, ze żaden z was nie raczył przynieść sprzętu grającego, a ponoć jesteście gospodarzami tej żałosnej imprezy integracyjnej.
- Jak ci się nie podoba, Buldstrode, możesz wracać – zaperzył się Draco.
- Zaprosiłeś mnie.
- Ale teraz ma chandrę – Chłopiec, Który Przeżył żartobliwie trącił łokciem Chłopca Który Był Tchórzofretką.
Ślizgon posłał Gryfonowi mordercze spojrzenie.
- Powiedziałabym, że ma zespół napięcia przedmiesiączkowego – oznajmiła Hermiona wydymając usta.
- Bardzo zabawne – burkliwie sarknął Draco, gdy usłyszał chichoty i parsknięcia Millicenty, Rona, Ginny i Harry’ego.
- Zabawne jest twoje dąsanie się.
Malfoy wbił spojrzenie w niewielki, ale kuszący dekolt Hermiony, bo zauważył, że wpatrywanie się weń go uspokaja.
- Crabbe i Goyle przyniosą sprzęt Blaise – taktownie zmienił temat. - Nie wiem co zrobiła, ale to mugolskie cholerstwo tu działa. I przyniosą płyty didy.
- Płyty sidi – poprawili go chórem Hermiona i Harry.
- Zwał jak zwał.
- O! Blaise to sprzęciora grającego już nie masz – Millicenta zachichotała radośnie.
- Zaprosiłeś tych... no... mało myślących osiłków? – zdziwił się Ron, w ostatniej chwili zastępując „głąbów” mniej rażącym określeniem.
- Powiedz, Weasley, wprost, kretynów – Buldstrode nie siliła się na takt.
- Przyjdą Crabbe i Goyle? – zaciekawił się Neville.
- Przyturlają się – Blaise szeroko się uśmiechnęła. – Spokojnie, oni nie są groźni. Jeżeli Draco nie rzuci komendy bierz! to nic się nie stanie.
- Blaise... – Draco zmarszczył z dezaprobatą brwi, łypnął karcąco na Zabini i powrócił do kontemplacji dekoltu Hermiony.
Wpatrywał się bez krępacji i wyjaśniał kwestię Crabbe’a i Goyle’a.
- Hermiona zasugerowała, że skoro tyle lat się ze mną kolegują, to wypada ich zaprosić. Uznałem, że ma rację. Poza tym, tak jak mówi Blaise, są niegroźni.
- Herm ma ładna bluzkę, prawda Malfoy? – dyplomatycznie zagaiła Luna, widząc, że Hermiona zaczyna być skrępowana bezpardonowym gapieniem się Dracona
- Co? – nieco nieprzytomnie zapytał Draco, po czym zarumienił się, odchrząknął i zaczął plątać się w wyjaśnieniach. – Tak, eee.... No, tego, ładna zieleń...
„Ale obciach” – pomyślał z rozpaczą.
Chóralny kwik, jaki wydały z siebie Blaise, Ginny i Millicenta, był mało uroczy i bardzo głośny.
- Ładna zieleń! Ty, poeto, ty! – rechotała Buldstrode.
- Mówiłam? – Hermiona z żalem popatrzyła na Blaise. – Idę się przebrać.
- Nie! – zaprotestował głośno Draco.
- Ni się waż – usta Blaise ozdobił złośliwy uśmiech. – Twierdzi, że jest wyzywająco ubrana – pospieszyła z wyjaśnieniem.
- Hermiona... – Malfoy przytulił pannę Granger. – Przepraszam – wyszeptał jej do ucha. – Chciałem się odstresować – miał dosyć żałosny głos i Gryfonka zmiękła.
- Spuszczę na to zasłonę miłosierdzia i litości. W porządku.
- Pożycz mi trochę cierpliwości wobec płci przeciwnej, maleńka – Buldstrode uniosła filuternie brwi.
- Ona ma tę cierpliwość tylko wobec mnie... I dlaczego mówisz do niej maleńka? – Draco okazał swą podejrzliwość.
- Bo ją podrywam – bez zająknięcia odparła Millicenta, znowu wywołując kwik dziewcząt, tyle że tym razem najgłośniej śmiała się Luna.
- Myślisz, że sprzęt dotrze cały, czy w kawałkach? – Blaise, gdy tylko skończyła się śmiać, zareagowała z opóźnieniem na ostrzeżenie Millicenty.
- Robimy zakłady? – Ron się wyszczerzył.
- Wieża Philipsa, jedna z najlepszych na mugolskim rynku. Mam nadzieje, że w całości...
- Nie przesadzajcie. Parę razy omal nie zrobili krzywdy mi zamiast komu innemu, ale jeżeli zagroziłem, że pozamieniam ich w insekty, gdyby coś się stało z płytami i wieżą, to będą na nią uważali.
Jak na zawołanie, gdy tylko Draco skończył mówić, pojawili się jego sławni ochroniarze.
- Vincent, nie upuść... pamiętasz co mówił Draco – w głosie Gregory’ego zabrzmiała lekka panika, a na szerokiej twarzy pojawił się wyraz skupienia. Goyle miał w jednej dłoni siatkę z płytami, w drugiej zaś siatę ze słodyczami przeróżnej maści. Crabbe natomiast dzierżył sprzęt.
- Dobra, Greg, przecież trzymam.
- Cześć wszystkim! – oznajmili radośnie, gdy już wleźli się do środka.
"Cześć" pozostałych było bardzo ciche i niewyraźnie. Wszystkim zgromadzonym w lochu zachciało się śmiać. Crabbe i Goyle ubrani byli jak na oficjalny zjazd, bądź bal, i chyba bardzo mocno się wyperfumowali.
- Czemu ja ich nigdy nie odróżniam? – nieco żałośnie spytała Hermiona, tłumiąc niekontrolowany wybuch śmiechu. - Mówiłem, żebyście się nie ubierali zbyt elegancko – cicho oznajmił Draco.
- No co? Wyjściowe szaty zostały – pochwalił się Vincent.
Deklaracja osiłka spowodowała, ze już nikt nie mógł utrzymać swojej radości na wodzy. Wesoły śmiech rozszedł się echem po lochu numer dziewięć.
Później mogło być już tylko weselej i dopiero o godzinie czwartej nad ranem wszyscy porozchodzili się do swoich dormitoriów.

- Dobrze się czujesz? – spytała panna Granger Ginewrę na schodach do dormitoriów uczennic z Gryffindoru. Gdy impreza się skończyła, Ginny została brutalnie zmuszona przez rzeczywistość do tego, żeby myśleć o tym, co zrobił Hermionie jej starszy brat i wyglądała na smutną i przygnębioną.
- Ty mnie pytasz o samopoczucie? – uśmiechnęła się gorzko. – Herm...
- Tak, bo wyglądasz markotnie i się przejmujesz. Przestań, Gin.
- Nie tak łatwo.
- Wiem. I mam nadzieję, że wszystko w porządku, prawda? To znaczy, nie puszczą ci nerwy?
- Nie, nie martw się, nie będę ryczała. Obiecuję. – Ginny spróbowała się uśmiechnąć i prawie się jej udało. – Śpij dobrze, Herm. I pamiętaj, że będę cię wspierać.
- Wiem. Dobranoc, Ginny.
Ginewra skinęła głową i pocałowała Hermionę w policzek.
Kilka minut później, gdy przebrała się w pidżamkę i położyła, złamała obietnicę daną Hermionie. Rozpłakała się.

***
******


Sobota, 24 listopada, 1996 roku

Rita Skeeter byłą bardzo zaabsorbowana listem, który dostała wieczorem od tej „małej, zarozumiałej Granger”. W sobotę rano ubrała się, zjadła śniadanie, obejrzała pierwszą stronę dzisiejszego wydania Proroka z naburmuszonym Percivalem na zdjęciu i rzuciła jeszcze raz okiem na artykuł swojego autorstwa dotyczący uwolnienia Snape’a z wszelkich podejrzeń. Była zaintrygowana tą sprawą. Wiceminister Magii, do tej pory zawzięcie zmierzający do postawienia Mistrza Eliksirów Hogwartu w stan oskarżenia, odstępuje nagle od sesji przesłuchań.
„Czyżby bał się przesłuchiwać wampira sam”? – pomyślała z rozbawieniem, a także zaciekawieniem, niekwestionowana królowa pióra. Niekwestionowana przynajmniej we własnym mniemaniu. Zniknięcie Matrojewa było kolejnym wydarzeniem wzbudzającym ciekawość prasy i wywołującym liczne spekulacje. Było też ze wszech miar niepokojące. Zaginionego czarodzieja było o wiele łatwiej odnaleźć specjalnie przeszkolonej do tego grupie Aurorów, niż mugolskiej policji zwykłego niemagicznego przedstawiciela rasy ludzkiej. A Igor M. zapadł się jak kamień w wodę.
Dlatego Ritę zżerała ciekawość, co takiego może jej zaserwować Hermiona Granger, która zasugerowała, że ma prawdziwą bombę informacyjną. Dziennikarka nie zamierzała spóźnić się na spotkanie w dużo mniej uczęszczanym od Trzech Mioteł Świńskim Ryju.

******
Harry od rana rozmyślał o Zakonie Feniksa, a raczej o tym, że podczas gdy on się całkiem dobrze bawił, na Grimmauld Place 12 dyskutowano nad pomysłem Snape’a. Harry czuł się dziwnie. Wiedział, że Severus niezależnie od wyniku spotkania uda się do Voldemorta, ale nie chciał żeby Mistrz Eliksirów zginął. Ale czy właściwie kiedykolwiek chciał? Tak naprawdę. To fakt - nienawidził go, nie cierpiał, życzył mu często śmierci, ale przecież nie tak na poważnie. Harry podejrzewał, że, niezależnie od tego jak i kiedy umarłby Severus Snape, on byłby tak samo poruszony. Teraz, gdy zaczął patrzeć na Mistrza Eliksirów nieco inaczej, po prostu się o niego bał. Snape był zbyt ważnym członkiem Zakonu, aby go stracić. Poza tym, chociaż nie chciał się sam przed sobą do tego przyznać, wiedział, że bez Severusa Hogwart nie będzie już tym samym miejscem.
Po tym, co podsłuchał, nie mógł nie podziwiać i nie szanować Snape’a. Uznał jednak, że bez odpowiedniego wsparcia nauczyciel nie ma szans.
Przy śniadaniu Harry podjął mocne postanowienie, że, od dziś począwszy, co wieczór będzie wyczekiwał przy wejściu do lochów na Mistrza Eliksirów. Żeby aportować się z terenów Hogwartu trzeba było udać się na jedną z polan w Zakazanym Lesie, a wcześniej opuścić zamek. Potter zdecydował się negocjować z Severusem Snape’em.
Po podjęciu tak doniosłego postanowienia Harry uprzejmie zainteresował się swoją ziewającą przyjaciółką, która bardzo szybko pochłaniała tosty i co chwilę spoglądała na zegarek.
- Nalej mi kawy, Harry – zagaiła Hermiona. – Nie, nie tej, czarną poproszę.
- Chcesz cukru? – Ron postanowił być nie mniej rycerski od kolegi.
- Kostkę poproszę. Dzięki, Harry, dzięki, Ron.
- A gdzie ci tak śpieszono? – zaciekawił się rudowłosy, aż mu piegi zaiskrzyły.
- Jestem umówiona. W Hogsmeade. Proszę za mną nie iść.
- Z kim? – Potter wydawał się zaniepokojony. – Chyba nie z wiceministrem, czy kimś takim.
- U Percivala byłam wczoraj. Dziś... to zupełnie inna sprawa.
Harry z wrażenia upuścił łyżeczkę do herbaty, a Ron zakrztusił się tak, że Hermiona musiał mocno walnąć go w plecy. - Prosiłabym, żebyście nie informowali o tym Dracona. Sama mu powiem w odpowiednim czasie. Moja wczorajsza wizyta miała na celu... O! Zaraz się dowiecie.
Do sali wpadli ptasi posłańcy z pocztą. Ruda sowa podleciała prosto do Hermiony, która odebrała swój egzemplarz Proroka Codziennego, zapłaciła jaj knuta i podała gazetę Harry’emu.
Chłopiec, Który Przeżył zaniemówił na dłuższą chwilę. Hermiona odchyliła się, aby Ron mógł też poczytać gazetę.
- Co? – głos rudowłosego był zaledwie zachrypniętym szeptem.
- To co widzisz – Hermiona uśmiechnęła się łobuzersko.
- Ale jak to zrobiłaś? – Ron nie posiadał się ze zdziwienia.
- Hermiono, co zrobiłaś żeby to osiągnąć? – głos Harry’ego był pełen troski i powagi.
Nie zwracał uwagi na narastający w Wielkiej Sali szum spowodowany zapoznaniem się tych uczniów i nauczycieli, którzy zamawiali magiczny dziennik, z najnowszymi rewelacjami.
- Nic nie zrobiłam – szczery wzrok i ciche słowa Hermiony sprawiły, że Harry się zarumienił. – Jedynie z nim porozmawiałam. A teraz wybaczcie, śpieszę się.
Zanim zdążyli zareagować Hermiona szybko wymaszerowała z Wielkiej Sali.

*
Severus obserwował jak panna Granger prawie wybiega z sali nie czekając na koniec śniadania, a Draco z wstaje zaraz po niej i, nie ukrywając własnego zirytowania, rusza do drzwi. Snape wstał i zatrzymał Ślizgona w progu Wielkiej Sali.
- Panie profesorze! – grubiańsko warknął chłopak i wyrwał ramię z uścisku.
- Tak, Draco? – spytała Snape tonem „o ile mnie pamięć nie myli jestem nauczycielem i wymagam szacunku”
- Przepraszam... Ona znowu gdzieś polazła i znowu będę się o nią martwił... Mam jakieś głupie przeczucie, że to dzięki niej pan nie będzie więcej przesłuchiwany i boję się o nią.
Severus wzniósł wzrok ku niebu i grobowym tonem zaprosił Dracona do swojego gabinetu, gdzie wyjaśnił mu spokojnie, że jego przeczucie nie jest głupie.
Młody Malfoy dostał szału.
- Normalnie wleje jej na goły tyłek skórzanym pasem, będę posypywał solą i pytał czy jeszcze jej nie za mało!! - w jego głosie słychać było wściekłość, ale i ogromną troskę. Gdy skończył się miotać, usiadł na krześle, zapalił papierosa i zaciągnął się jak smok, czyli zgodnie ze skojarzeniami jakie wzbudza jego imię.
- Chciałbym zobaczyć jak się nad nią pastwisz – ironicznie syknął Mistrz Eliksirów.
Draco zrobił żałosną minę.
- Nic mi nie mówi...
- A jak myślisz, dlaczego nie wspominała ci o wczorajszej wizycie?
- Bo bym jej zrobił karczemną awanturę? – pytanie było ciche i niepewne.
- To było pytanie retoryczne. Ale można tak na nie odpowiedzieć
- Ale on nic jej nie zrobił...
- Jak widać nic. Draco, powiedziała, że ta wizyta wzmocniła ją psychicznie. To, że poszła tam, spojrzała mu w oczy i przedstawiła swoje ultimatum, pomogło jej poczuć się lepiej. To są jej słowa.
Malfoy skinął głową i przeciągle westchnął.
- Ale dziś...
- Myślę, że dziś opowie ci gdzie była, gdy tylko wróci.
- Skąd pan to wie. Mówiła coś? – Draco siedział jak na szpilkach.
- Nie, ale gdy wychodziła była zdeterminowana, ale też spokojna... wewnętrznie stabilna, jeśli można tak powiedzieć. Dzięki Legilimencji można wyczuć takie rzeczy. A pozwoliłem sobie jej użyć. Nie chciałem znowu się martwić i denerwować. Gdybym wyczuł, że coś jest nie tak. Na przykład, że jest zaniepokojona, zatrzymałbym ją.
Draco uważnie patrzył w czarne, pełne troski oczy Mistrza Eliksirów.
- Ależ cię walnęło ojcze chrzestny... Do tej pory miałeś szczególną pieczę nade mną i, jak podejrzewam, Potterem, a teraz jeszcze będziesz trzymał pod opiekuńczymi skrzydłami cholernie przemądrzałą i pewną siebie Gryfonkę. I zrobisz to z podszeptu serca. Przepraszam, nie chciałem wygłaszać sentymentalnej gadki.
- Wybaczam – Severus uśmiechnął się sarkastycznie i nieco smutno. Był to słodko-gorzki uśmiech człowieka, który za wiele zła w życiu widział, by uśmiechać się radośnie.
Snape poczuł się dziwnie na myśl, że prawdopodobnie, to jego ostatni dzień spędzony w Hogwarcie. Że może już za kilkanaście godzin pożegnać się ze światem.
Pomyślał o Tonks. To było irytujące. Ta młodziutka czarownica śmiała czuć do niego coś więcej niż sympatię, podczas gdy sama sympatia wobec jego osoby wydawała mu się czymś niedorzecznie śmiesznym. Śmiała go lubić, a być może, nie daj Merlinie, coś więcej.
- Więc mówi pan, żebym się nie martwił?
- Dokładnie. Hermiona sobie poradzi.

******
Hermiona wpatrywała się z ironicznym uśmiechem w Ritę Skeeter. Widać było, iż dziennikarka jest podekscytowana i czeka na coś sensacyjnego, mimo, że za wszelką cenę starał się ukryć zaciekawienie pod maską obojętnego uśmiechu. Ku uldze obu kobiet, w Świńskim Ryju poza barmanem nie było prawie nikogo. Siedział jedynie jakiś niemłody ,podpity od rana czarodziej.
- Witam - rzucała młodsza czarownica i usiadła naprzeciw starej wyjadaczki.
- Cześć. Mam nadzieję, że to, co chcesz mi powiedzieć, jest warte mojego zachodu.
- Nie przejmuj się, Rito, jest – Hermiona wymówiła jej imię z pewnym lekceważeniem i dziennikarka zacisnęła zęby, uśmiechając się przy tym krzywo, co nadało jej twarzy wyraz pogardliwego sępa.
„Hiena” – pomyślała z rozbawieniem Granger.
- No więc? – spytała Rita kilka minut później, gdy już złożyły zamówienie.
Starała się brzmieć jak najbardziej obojętnie, ale jej nowe czarodziejskie pióro (tym razem wściekle różowe), czułe na nastroje właścicielki, zaczęło drżeć z emocji w torbie, zmuszając ją do mocnego przytrzymania własności w dłoniach i uspokojenia swojej niespożytej, dziennikarskiej ciekawości
- Jeszcze nawet nie dostałam drinka – Hermiona uniosła brew i wzruszyła ramionami. – Wyluzuj trochę, Skeeter, wszystkiego się dowiesz.
Gryfonka miała wewnętrzną satysfakcję z przetrzymywania łowczymi sensacji w niepewności. Ale jednocześnie dodawała sobie wewnętrznie otuchy. Widziała zaciekawienie, jakie wzbudziło uwolnienie Severusa Snape’a z zarzutów. Słyszała szmer na Wielkiej Sali spowodowany tym wydarzeniem. To, co miała do powiedzenia Ricie, było dużo bardziej wstrząsające i kontrowersyjne. Nie chciała sobie wyobrażać, jak głośne szepty, i nie tylko szepty, zaczną się, gdy w porze obiadowej sowy przyniosą uczniom i nauczycielom specjalne wydanie Proroka.
- Jesteś bezczelna, Granger.
- Owszem, ale ty musisz być dla mnie miła. Chyba pamiętasz o naszej małej umowie?
- Pamiętam – dziennikarka skrzywiła się, jakby poczuła coś wybitnie śmierdzącego.
- To dobrze.
Kilka minut później, gdy Hermiona upiła nieco Słodkiego Oczarowania*, a Rita raczyła się Kawą Starego Aurora**, Gryfonka oznajmiła:
- Okey, możesz pisać, póki nie zmienię zdania i stąd nie wybiegnę.
- Póki nie zmienisz zdania? – zaciekawienie Rity ustąpiło na chwilę złości – To moja praca! Zrywasz mnie w sobotę z łóżka, a teraz mówisz coś o rozmyślaniu się?
- Przymknij się i słuchaj! – Hermiona podniosła głos, ale nakazała sobie wewnętrzny spokój i dodała dużo łagodniej. – Nie masz pojęcia ile kosztowało mnie przyjście tutaj. Udzielę ci krótkiego wywiadu na temat tego, co wydarzyło się w ministerstwie podczas przesłuchania uczniów Hogwartu.
Rita wyjęła z torebki pergamin i jaskrawo-różowe pióro, na widok którego Hermiona skrzywiła się boleśnie.
- Nie mogę się doczekać – syknęła dziennikarka sarkastycznie, ale pióro zadrżało z niecierpliwego zaciekawienia, przecząc chłodnemu uśmiechowi swojej właścicielki.
- Zostałam zgwałcona przez Wiceministra Magii.
Starsza czarownica zamarła i nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Jej pióro zaś z wrażenia upadło na podłogę. Można było odnieść wrażenie, że zemdlało zamiast Rity Skeeter.

******
Nie chciał tego robić i czuł niechęć dla własnej słabości. Ale coś należało tej smarkatej Aurorce od siedmiu boleści powiedzieć. Zapukał do komnaty Nymphadory Tonks.
„Proszę” było tak ciche, jakby właścicielka głosu chciała zaraz potem dodać „nie wchodzić” i ostatkiem woli powstrzymała się nieuprzejmości.
- Severus... – czarownica wydawała się zaskoczona.
Już na pierwszy rzut oka, Snape zauważył, że była niewyspana, co go nie zdziwiło. Ale wyglądała też na osobę, która musiała sobie nieźle popłakać, co wywołało na jego ustach grymas niesmaku, maskujący niechciane drgnienie serca. Wszystko w niej było smutne i przygaszone. Poczynając od lekko zaczerwienionych oczu, poprzez ciemnoszarą sukienkę, a kończąc na włosach, które były dziś w kolorze popielatego blondu, sięgały ramion i wiły się lekko niczym smętne węże. Mistrz Eliksirów pamiętał, że to naturalne „upierzenie” Nymphadory - według niego najlepsze ze wszystkich jakimi kiedykolwiek ozdobiła swoją głowę. To było cholernie przygnębiające – widzieć uosobienie radości życia w szarych, nijakich barwach i do tego smutne. Przygnębiające nawet dla tak aspołecznego osobnika jak on. Rozejrzał się po pokoju. Nie zauważył żadnego różu, za to dojrzał gust i dobry smak.
- Przyszedłeś, żebym mogła sobie na ciebie popatrzeć, zanim skończysz w dębowej, gustownej trumnie? O ile będzie co do niej włożyć.
- Testament napisałem już dawno. W trumnie będzie urna, więc nie muszę się zachować w całości.
Mimo bólu i dziwnej tęsknoty, Tonks zdołała się gorzko roześmiać.
- Przyszedłem ci powiedzieć, żebyś skończyła histeryzować jak małe dziecko i pogodziła się z tym, co konieczne. I żebyś się przestała głodzić wpatrując się bezmyślnie w potrawy na stole.
Severus oczekiwał kolejnego przytyku, ale się zawiódł.
- Pamiętam jak w trzeciej klasie wybuchł mi eliksir powodujący kurczenie się ludzi i zwierząt – powiedziała cicho czarownica. - Ale żeś wtedy na mnie nakrzyczał. Zabrałeś mi pięćdziesiąt punktów i wlepiłeś miesięczny szlaban. Błam się ciebie i cię nie lubiłam. Doceniłam cię jako nauczyciela dopiero gdy dostałam się na zaawansowane. Ale nie wtedy. Wtedy znienawidziłam cię tak bardzo, że w wieczornej modlitwie poprosiłam Pana Boga, abyś umierał w mękach. Wiedziałam, że jest nierychliwy i sprawiedliwy. Nie musiał jednak czekać do dnia, kiedy nie tylko będę cię cenić, ale... nieważne – wolała nie wdawać się w szczegóły. Nie chciała znowu się rozpłakać, ani słuchać sarkastycznych, jadowitych uwag.
Severus nie dal po sobie poznać, jak bardzo słowa Tonks go poruszyły. Zmarszczył brwi.
- To świadczy, że jako dziecko byłaś bardziej rozgarnięta – drobna złośliwość jak zwykle pomogła mu się opanować.
- Skąd wiedziałam, że usłyszę właśnie coś takiego. Teraz ci lżej na sercu? – Tonks pokazała, że także potrafi być uszczypliwa.
- To, jak się czuję nie ma nic do rzeczy – odrzekł rozdrażniony.
- Mam w dupie, ja się czujesz, Snape! – Nymphadora poczuła się urażona i zlekceważona, a w jej niebieskich oczach zabłysnął gniew i żal. – Za to obchodzi mnie jak ja się czuję!
Severus został wyprowadzony z równowago dokładnie na sekundę. Uśmiechnął się cierpko i oznajmił:
- Ładne kwiatki*** – skinął głową w kierunku parapetu. – Odstresuje się podlewając je konewką.
- Żebyś wiedział, jak ja cię nienawidzę, Snape. Za ten twój cynizm. Za to twoje pokazywanie wszem i wobec, jaki to jesteś zdystansowany do wszystkiego i wszystkich, opanowany, a przy okazji, jakim to jesteś nieczułym draniem. Nienawidzę cię.
- I tak trzymać – poparł ją Severus.
Broda Tonks zadrżała nieznacznie, ale powstrzymała się przed płaczem.
- Ale najbardziej nienawidzę cię za to, że zaczęło mi na tobie zależeć, Snape. Że się w tobie zakochałam. Nienawidzę cię tak bardzo, że mogłabym cię udusić tu i teraz. Przynajmniej miałabym pewność, że będziesz umierał w mękach.
Chociaż podejrzewał, że Nymphadora musi coś do niego czuć, Mistrz Eliksirów poczuł szysze bicie serca, niepokój i złość, które opanował w ciągu kilku sekund, nie zmieniając przy tym kamiennego wyrazu twarzy.
- Bredzisz Tonks, a ja nie mam czasu na słuchanie bredni- czuł się jak ostatnia świnia, gdy to mówił. Ale przecież nie mógł powiedzieć nic innego.
Nymphadora prawie się rozpłakała, ale tylko prawie. Zacisnęła zęby.
- Wynoś się - syknęła. Wynoś się z mojej kwatery. Chociaż z niej, bo już za późno, żebyś wyniósł się z mojego życia.
- Do widzenia – Severus wyszedł i cicho zamknął drzwi.
„Przepraszam, Tonks” – pomyślał i poczuł się idiotycznie.
Dzień wcześniej doszedł do wniosku, że ma schizofrenię, a teraz się w tym tylko utwierdził. Kilka razy miał ochotę ją pocałować. A teraz nagle zapragnął zawrócić i kochać się z nią do utraty sił. Wiedział jednak, że mu nie wolno. Na pewno nie teraz. A może nigdy.

******
Draco czekał niecierpliwie na Hermionę. W swoim dormitorium wytrzymał w spokoju jedynie godzinę o od tego czasu czatował w holu wejściowym. Co jakiś czas otwierał wierzeje do Zamku i szukał wzrokiem nadchodzącej dziewczęcej postaci. Nie wiedział gdzie udała się Hermiona i jaką drogą. Może kominkiem? Albo poszła do Hogsmeade. Nie miał pojęcia, dlatego miotał się przy wejściu, co kilka minut otwierając drzwi i wypatrując jej z utęsknieniem. Nie wiedział jak zareaguje gdy ją zobaczy, bo jego uczucia były skrajne i wzburzone. Od chęci przytulenia jej, po pragnienie nakrzyczenia na nią, lub dania jej siarczystego klapsa.
„Chyba już wiem, jak czuje się kobieta z napięciem przedmiesiączkowym” – pomyślał na zewnątrz, paląc papierosa.
Ca jakiś czas otwierał drzwi, wyglądał kilka chwil i wracał, albo wychodził, wypalał w pośpiechu papierosa (było zimno) i wracał do czynności niespokojnego maszerowania tam i z powrotem po ogromnym korytarzu.
Po dwóch godzinach oczekiwania jego nerwy były napięte do granic możliwości. Miał już zamiar iść do Wieży Gryfonów i sprawdzić, czy nie wróciła kominkiem.
Postanowił jednak jeszcze raz otworzyć drzwi i prawie na kogoś wpadł.
- Draco? – zdziwił się ten ktoś i nieśmiało się uśmiechnął.
- Gdzieś ty była?! Martwiłem się jak nie wiem! – Objął opatuloną w ciemny płaszcz postać i mocno pocałował w otwartych na oścież odrzwiach Zamku. Usta Hermiony były cudownie chłodne i słodkie.
Po chwilo odsunął ją od siebie i dał jej tak siarczystego klapa w pośladek, że poczuła go nawet przez warstwę spodni i płaszcza. Wstrząsnął obolałą ręką i oznajmił:
- Wczoraj polazłaś do wiceministra nic mi nie mówiąc. Ładnie to tak?
- Skąd wiesz?!
- Od Snape’a. Widział jak się zmartwiłem twoją dzisiejszą ucieczką przy śniadaniu. Mam ochotę zlać cię na goły tyłek.
- Jesteś perwersyjny – oznajmiła i pokazała mu język.
- Nie prowokuj, bo dopiero mogę być. Spowiadaj się gdzie byłaś.
Przewróciła oczami.
- Miałam iść prosto do ciebie i opowiedzieć ci wszystko. Więc może udamy się gdzieś, gdzie jest ciepło. Czyli właśnie do ciebie.
W tym samym momencie zza węgła wyłonił się Filch i gromkim głosem oznajmił:
- A co to ma być?! Już do środka i zamykać te drzwi!
Hermiona weszła wraz z Draconem do holu, a Malfoy warknął mało uprzejmie:
- Sam se je pan zamknij**** – i pobiegł korytarzem ciągnąc za sobą rozbawioną sytuacją dziewczynę. Sprint uchronił ich od „zdobycia” szlabanu, ale i tak zmuszeni byli słyszeć pełen dezaprobaty gderliwy głos woźnego.
- Obściskiwać się na samym progu szkoły. Bezwstyd! Och, gdyby tak móc skorzystać z możliwości chłosty!
- Mówiłaś coś o mojej perwersji? – Draco uśmiechnął się łobuzersko i uniósł brew.
- Ale on cały czas o tym samym. Brak wyobraźni.

***
Draco w milczeniu patrzył na Hermionę.
- Masz rację. Gdybyś mi powiedział, w życiu bym cię do ministra nie puścił. A wyjęcie Mistrza Eliksirów spod wszelkich podejrzeń to bardzo ważna sprawa. Nadal jestem na ciebie zły, ale cię podziwiam. Muszę przyznać, że zrobiłaś to, co powinnaś, ale i tak bym cię nie puścił.
- Gadasz jak potłuczony – uśmiechnęła się łagodnie.
- Bo cię kocham. Mam czasem ochotę zamknąć cię u siebie w dormitorium i chronić przed wszystkim, co tylko wyda mi się złe. Ale nie robię tego, bo wiem, że to niezdrowe pragnienia – wyszczerzył się. – Widzisz? Potrafię sam siebie zdiagnozować i panować nad odchyłami.
- Gratuluje, Draco – Hermiona udała świętą powagę.
- No a dziś? – Malfoy uniósł lewą brew i uśmiechnął się delikatnie. – Tylko nie mów, że złamałaś słowo dane Weasleyowi i udzieliłaś po kryjomu jakiegoś wywiadu – zażartował.
- Owszem, Draco. Konkretnie Ricie Skeeter... Miałam ci powiedzie od razu po powrocie. Trochę się boję nagonki prasowej, ale jakoś wytrwam. Zwłaszcza z takim obrońcą jak ty.
Malfoy siedział z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- Przecież... Ale on jest teraz w kropce. Hermiona, nie wiem, czy mam ci pogratulować, czy wlać ci na goły tyłek pachem, tak jak chciałem wcześniej. Odwaliłaś kawał dobrej roboty, ale naraziłaś się na niezdrową ciekawość otoczenia, niewybredne plotki, a nawet na to, że prasa oczerni cię, nazywając kłamczynią.
- Wiem, Draco. Ale nie sadzę, aby Dumbledore pozwolił dziennikarzom zbyt gęsto zadomowić się w Hogwarcie. Zapewne stanowczo odprawi każdego kto tu zawita.
Malfoy skinął głową, nadal zszokowany, ale też dumny z pomysłowości i trzeźwego myślenia swojej kobiety.
- Przerąbane – powiedział.
- Nie ma tego złego. Nie mieszałam cię w to na razie. Nie mówiłam, że byłeś świadkiem. Ale na pewno zwołają Wizengamot, będą mnie przesłuchiwać i zapewne poczęstują Veritaserum. Trochę mi głupio, bo nie dałam ci wyboru. Będziesz wtedy musiał wyznać, że byłeś przy tym i brałeś udział w całej tej farsie. Czyli, też będziesz wzywany na przesłuchania. Już poważne i zapewne przy szumnym udziale prasy. I będziesz wysłuchiwał durnych pytań w stylu a czy nie próbowałeś przeciwdziałać tak jaskrawemu nadużyciu władzy, młodzieńcze?. Tak, przerąbane, Draco. Koszmar, mój smoczusiu. Przepraszam – zmarszczyła nos i smętnie się uśmiechnęła.
- Spoko, spoko, damy radę... Smoczusiu?
- Nie gniewasz się?
- Smoczuś był zły i jeszcze ze sobą toczy walkę wewnętrzną, ale już mu przychodzi, bo bliska obecność lwiczki działa na niego kojąco.
Hermiona roześmiała się perliście.
- Jesteś porąbany, kochanie.
- Nieco. Nie będę czekał na przesłuchania, żeby powiedzieć prawdę. To zamknie wielu ludziom gęby. A jeśli ktoś coś na twój temat powie, to moc Merlina go nie obroni.
Hermiona westchnęła.
- Nie śmiem mieć wątpliwości. Ale, tak jak mówiłeś, damy radę – przytuliła się do niego mocno.

******
Tak, jak obiecał, Draco wstał, gdy sowy w porze obiadu zostawiły już Wielkiej Sali specjalny dodatek Proroka i poprosił o ciszę zszokowanych lekturą uczniów i nauczycieli. Zaskoczony i dumny z Hermiony Harry ścisnął uspokajająco jej rękę przeczytawszy nagłówek gazety, a teraz popatrzył uważnie na Malfoya.
- Chciałem wszystkim, zapoznającym się z najnowszym artykułem pani Skeeter, oznajmić, że byłem świadkiem tego haniebnego wydarzenia w ministerstwie i uprzedzić, że jeżeli usłyszę, iż ktoś w związku z tą sprawą mówi, lub mówił źle na temat Hermiony Granger, to własnymi rękami rozpruję brzuch i wyciągnę flaki. Dziękuję za uwagę.
- Och... normalnie go kocham za subtelność – oświadczył Harry ironicznie, ale się uśmiechnął i potoczył wyzywającym wzrokiem po twarzach wszystkich, który ośmielili się z ciekawością przyglądać Hermionie.
- Ja go kocham z zupełnie innych powodów, ale o gustach się nie dyskutuje, Harry – Hermiona obdarzyła go przekornym uśmiechem, co Potter zignorował.
Zaraz po Draconie wstał Dumbledore i wygłosił krótką mowę broniącą stanowiska Hermiony, a na koniec poprosił uczniów o delikatne i taktowne traktowanie poszkodowanej koleżanki, wyrażając nadzieję, ze nauczycieli o to prosić nie musi.
- Ciebie, Draco, prosiłbym o nieco subtelniejsze wrażanie własnego stanowiska – obdarzył łagodnym spojrzeniem Ślizgona.
- Tak jest, sir – grzecznie odrzekł Ślizgon, groźnie przy tym łypiąc na tych, którzy wydawali mu się podejrzani.
- A pannę Granger zapraszam do gabinetu zaraz po obiedzie – bardzo delikatnie uśmiechnął się do Hermiony, która oddała mu subtelny uśmiech.
Severus Snape wpatrywał się w nią oniemiały i pełen podziwu, który skrzętnie ukrywał, a reszta nauczycieli była zbyt wstrząśnięta, by cokolwiek powiedzieć.
- Zapraszam do konsumowania – dokończył Albus i usiadł na swoim miejscu.
Ronowi zachciało się płakać, ale Hermiona zauważyła to i położyła głowę na jego ramieniu.
- Z taką obstawą, jak was dwóch, i taką strażą przednią oraz tylną, jak Draco i Milli, nic mi się stać nie może. No i jest jeszcze, Dumbledore, oraz wszyscy którzy mnie wspierają duchowo – Hermiona posłała uspokajające spojrzenie Ginny.
Osiągnęła bardzo wiele, bo Ron nieśmiało się uśmiechnął.
Wszyscy byli zbyt poruszeni, by zauważyć, ze Cho Chang wyszła blada z Wielkiej Sali.

* ognista whisky, sok malinowy, sok truskawkowy i plasterek cytryny
** kawa z bimbrem czarodziejskim, o wiele silniejszym od mugolskiego o lekko imbirowym posmaku
***, **** dwie perełki tekstowe, w wykonaniu Erin, ze zjazdu DK w Warszawie, który odbył się dnia 27 lipca, 2005 roku wink.gif))

Napisany przez: Natalia 29.08.2005 21:57

Wspaniałe, Wspaniałe i jeszcze raz Wspaniałe
Najbardziej podobała mi sie wypowiedz Draca w Wielkiej Sali, (hehe rozpruje flaki:P)
koment Harry'ego:P:D, no i oczywiscie rozmowa Seva z Tonks hehe dobre to było:P:D
biedna Tonks buuu
obys tak dalej wspaniale pisala
nie moge sie juz doczekac dalszych czesci
zycze duzoooo weny i czasu:D


Napisany przez: Bella 30.08.2005 13:46

O nie! fick cudowny ,ale ta Tonks zakochana w Sevie przeraża mnie .Niechciałabym czytać romasu w wykonaniu Sev\tonks no ale oczywiście to wszystko zależy od autorki, jednak sam pomysł mnie odrzuca to po prostu jakoś tak nie pasuje dry.gif

Napisany przez: Natalia 30.08.2005 14:02

Bello moim zdaniem to tak fajne sie wszystko łączy:P
a ja mysle ze tematem tego ff nie jest i nie bedzie romans Tonks/Sev
ja tylko powiedzialam ze mnie sie to podoba kazdy ma swoje zdanie i ja je szanuje:PP
pozdrowienia

Napisany przez: Raistlin 30.08.2005 14:56

Ja nie muszę dużo pisać o opowiadaniu bo i tak wiadomo co o nim sądzę. biggrin.gif odcinek jak zawsze mi się podobał i mam nadzieję, że dostaniemy szybko następny odcinek.
Znalazłem chyba dwie literówki, lecz jedyna którą zapamietałem to było, że napisałaś błam zamiast bałam, ale to tylko jeden taki mały błąd.

Pozdrawiam

Raistlin

Napisany przez: Katty 31.08.2005 22:21

Właśnie skończyłam czytać Twój fic...O Bosh, usiedziec nie mogę!! Masz niesamowity talent, wspaniale opisujesz postaci!! Oj jak ja chciałabym wiedzieć, co dalej z Draco/Hermi, Ron/Luna, Harry/Blaise, no i Snape'em(A może Snape/Tonks?? smile.gif ) Życzę weny i niecierpliwie czekam na kolejnego part'a!!

Fanatyczna Fanka

Napisany przez: Angelo666 07.09.2005 19:51

Pewnie nie wprowadzę nic nowego do tematu, no ale.......

Bardzo mi się podoba Twój styl pisania....
Fabuła też bardzo ciekawa...

Nie pozostaje nic innego jak chwalić biggrin.gif:D i pytać, kiedy następny... yyyyy... "part"... Lubię to określenie i jakby nie patrzeć to jest to część in inglisz :]........

Na serio podobają mi się Twoje opowiadania i jak narazie nie spotkałem nic, co mi nie pasuje....

Pozdro... i 3maj się cieplutko, Kit......

Angelo

Napisany przez: Tomak 13.09.2005 16:31

O Jezu jak ja załuje ze wczesniej tego nie przeczytałem całosci ale tylko kilkanascie pierwszych zdan i mnie to nie zaciekawiło. Ten fick jest poprostu super. Fabuła zarabista. Co z opisami to nie wnikam bo sie nie znam ale ogółnie to zarąbiscie. Gdy Percy podszedł do Blaise miałem nadzieje ze bedzie jakas draka zeby Harry się mógł wykazac. Z niecierpliwością czekam na next part. Ten ostatni zakonczony w takim miejscu ze az chce sie czytac dalej. Wczesniej przeczytałem "I Believe In A Thing Called Love" i spodobał mi się. Skłoniło mnie to do przeczytania tego ficka i nie zawiodłem się jest super. czekam na next part.

Napisany przez: Kitiara 30.09.2005 12:11

Hej, przepraszam, że tak długo.
Nie było mnie w wawie...
Za to dam Wam dłuuugi fragment ; )


******
Nie minęła godzina od dostarczenia przez sowy specjalnego dodatku Proroka Codziennego, a Hermiona już zaczynała mieć dość. U Dumbledore’a była zaledwie kilka minut. Starszy czarodziej zapewnił ją, że może liczyć na jego wsparcie i, jeżeli będzie zwołany Wizengamot, on też weźmie udział w posiedzeniach i przesłuchiwaniu, chociaż miał nadzieję, że ktoś w Ministerstwie pójdzie po rozum do głowy i Hermiona będzie przesłuchiwana przez jedną, dwie osoby, a nie przez tabun zaciekawionych czarodziei i czarownic, którzy na przemian będą jej zadawać mało delikatne pytania. Jakkolwiek było to mało prawdopodobne, ze względu na to, że Percy był osobą publiczną. Gryfonka podziękowała i wyszła. Przez kolejne pół godziny natknęła się na co najmniej pół tuzina grupek rozmawiających szeptem, ale gdy przechodziła szepty milkły, w nią zaś wpatrywało się z zaciekawieniem kilka par oczu. Nawet w bibliotece nie mogła spokojnie posiedzieć. Nastroju nie poprawiała jej też pewność, że Dumbledore walczy w tym samym czasie z dziennikarzami, którzy bardzo chcieliby wejść na teren Hogwartu i zapytać ją „dlaczego oczernia Wiceministra Magii”. Rzeczywiście. Albus już kilkakrotnie odesłał z kwitkiem niechcianych gości i zaznaczył, że jeżeli się pojawią na terenie szkoły nie ręczy za swoje nerwy. Na szczęście, fiukający do jego gabinetu przedstawiciele czarodziejskich mediów, mieli na tyle rozsądku żeby z nim nie zadzierać. Albus pomyślał z rozbawieniem, że najmniej licząca się z odmowę Rita Skeeter nie musiała się starać o „audiencję”, bo już przeprowadziła wywiad z Hermioną. Sama zainteresowana czuła natomiast, że rośnie jej ciśnienie.
„Jak ludzie mogą być tak wścibscy” – pomyślała z najwyższą irytacją, gdy już ostentacyjnie trzasnęła książką, którą czytała, posłała zerkającym w jej stronę, szepczącym konspiracyjnie trzecioklasistom spojrzenie z serii „gdyby wzrok mógł zabijać” i wymaszerowała z biblioteki. Pocieszyła się, że Draco też jest teraz obserwowany niczym intrygujący obiekt w ZOO, a i Mistrz Eliksirów budzi powszechne zaciekawienie. Kiedy postanowiła odwiedzić Dracona, była już na skraju erupcji nerwów. Jeszcze jedna szepcząca grupka, jeszcze jedno pełne współczucia spojrzenie a wybuchnie. Idąc napotkała kilka spojrzeń i grupek, ale na szczęście nie eksplodowała. Dopóki nie znalazła się w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Siedziało tam kilkoro czawarto- i piątorocznych uczniów, których gwar umilkł, gdy tylko weszła. Na kanapie przy kominku, w półleżącej pozycji spoczywała Pansy, a Scott Naile, ten sam, który doprowadził już raz Hermionę na skraj załamania nerwowego, karmił mopsowatą piękność winogronami.
„Urocze” – pomyślała sarkastycznie panna Granger i śmiało ruszyła ku schodom do dormitorium męskiego.
- Granger, dlaczego dałaś dupy wiceministrowi, a teraz robisz z niego gwałciciela? Tak dobrej uczennicy chyba nie wypada postępować w ten sposób.
”Oleję tę szmatę. Nie zareaguję” – pomyślała z mocą Gryfonka lecz poczuła, że jej krew szybciej krąży w żyłach, a w uszach zaczyna delikatnie szumieć. Zamknęła oczy i zacisnęła pięści. Kilkoro młodszych uczniów się roześmiało, aczkolwiek cicho i niepewnie. Słowa Parkinson były nadto wulgarne by wzbudzić powszechną wesołość.
- Ona jest z tych, które mówią nie, myślą tak, a po wszystkim mają do siebie żal, że uległy... Albo chciała po prostu coś osiągnąć, a teraz marzy jej się sława – zaczął snuć na głos swoje rozważania Naile.
Krew Hermiony osiągnęła poziom wrzenia, a szum narastał z każdą sekundą. Była tak wściekła, że ostatkiem woli powstrzymała się od rąbnięcia w słodką parkę jakimś obrzydliwym przekleństwem, które pierwsze przyszłoby jej na myśl. Zamiast tego powoli podeszła do Pansy i Scotta.
- Cześć – powiedziała zimno. – Boli cię, że dałam ci kosza przy twojej... przyjaciółce? – ostatnie słowo zabrzmiało jak wyzwisko. - Granger, niezła z ciebie dupa, ale wyszczekana szlama, a ja nie lubię wyszczekanych szlam – Scott nie dał po sobie poznać, że jest zdziwiony ponad wszelką miarę. Ostatnio była zalękniona i zdolna niemal do morderstwa. Ale ta zdolność wynikała ze zwierzęcego strachu. Teraz w jej oczach pałał gniew, nie strach. Naile był inteligentny i zdawał sobie sprawę, że poprzednie zachowanie Hermiony musiało wynikać z traumatycznego przeżycia i Gryfonka nie kłamie. Ale była tylko szlamą. Nie zamierzał jej współczuć ani, tym bardziej, jej szanować, czy też szanować jej uczuć. Chętnie sam by ją zgwałcił, tylko po to by ją moralnie pognębić. No, może nie tylko po to.
- A ja bardzo nie lubię takich wulgarnych miłośników taniego chamstwa, którzy myślą, że są zabawni, uroczy i z tego powodu wszystko im wolno. Przepraszam, wolno im bo mają czystą krew – ostanie słowa wypluła, jak coś, czym miałaby się za chwilę udławić.
- Przegięłaś, Granger. Nie będziesz opluwała mojego pochodzenia.
- Ja twojego pochodzenia nie opluwam, w przeciwieństwie do tego, co ty robisz wobec mnie. Nawet się nie odzywaj Parkinson, gdy ja mówię! – Pansy zamilkła, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Wzrok Gryfonki był tak rozogniony, że wolała nie ryzykować. Cała szkoła wiedziała, że Hermiona zna mnóstwo paskudnych zaklęć. To, że ich nie stosowała na koleżankach i kolegach, nie znaczyło, że nigdy ich nie użyje. – Tak trudno ci pojąć, że ludzie, którzy nie są czarodziejami czystej krwi, albo w ogóle nie są magiczni, są także ludźmi? Że mają uczucia, myśli, potrafią cierpieć i kochać, cieszyć się, tak jak wy? Czujesz się lepiej gdy mi ubliżasz? Dobrze ci z myślą, że opluwasz mnie jakbym była zwykłą kurwą, podczas gdy zostałam brutalnie pozbawiona dziewictwa? Nie krzyw się i nie udawaj tak delikatnego. Zachowujesz się jak najgorszy cham. Nie uchodzi to czarodziejowi z dobrego, arystokratycznego rodu. Tobie Parkinson trudno cokolwiek uświadomić, bo jesteś całkowicie niereformowalna. Możesz mnie nienawidzić, bo jestem z mugoli i jestem Gryfonką, ale jako kobieta powinnaś mieć na tyle wstydu, żeby nic nie mówić. Milczeć. Nie współczuć, lecz zachować powagę i milczenie, jak przystało na prawdziwą kobietę. Więcej od ciebie nie można wymagać, ale myślałam, że chociaż tyle - mówiła naprawdę spokojnie, ale to były tylko pozory. W środku gotowała się z tłumionego gniewu.
Scott był tak zaskoczony, że przez chwilę nie wiedział jak ma się zachować. Hermiona, według jego mniemania była bezczelna, ale wbrew sobie poczuł, że się lekko rumieni, a jakiś bardzo cichutki głosik podpowiada mu, że Granger się nie myli. Zignorował go jednak.
- Mówisz, że nie jestem kobietą? Ty mugolska wywłoko...
- Mówiłam, że jesteś niereformowalna – Hermiona zacisnęła dłoń na różdżce i w duchu poprosiła Merlina i wszystkich wielkich magów o jeszcze chwilę cierpliwości. - Powiem dosadniej; jesteś głupia – zignorowała to, że Pansy stanęła naprzeciwko niej. Ślizgonka zamachnęła się i uderzyła Hermionę w twarz.
- Zejdź mi z oczu – Gryfonka wyjęła różdżkę i wycelowała nią w Pansy. – Natychmiast. Inaczej, nie zważając na obecność świadków, coś ci zrobię. I to będzie bolało.
Pansy była wściekła, ale oddaliła się do swojego dormitorium, bo Hermiona wyglądała w tej chwili na osobę zdolną do wszystkiego.
- Ostra jesteś – Scott uśmiechnął się łobuzersko. – Pansy to słodka idiotka, ale ty jesteś prawdziwą lwicą. Tylko trzeba by stępić ci pazury i wyrwać kły.
- Jeszcze jedno słowo, a strzelę ci dużo mocniej, niż mnie ta słodka pinda przed chwilą. Nie wstyd ci mówić tak o dziewczynie, z którą się prowadzasz? Mam ochotę się wyrzygać gdy cię słucham – Naile po raz drugi teatralnie się skrzywił. - Nie zwymiotować, a wulgarnie wyrzygać. Prosto na ciebie. Nie masz wstydu. O sumienie bym cię nie podejrzewała, ale wstyd to podobno coś bardzo naturalnego. Jak widzę, nie u każdego człowieka - mówiła spokojnie, ale jej oczy zdradzał jak bardzo jest wzburzona.
- Jaka elokwentna – Scott spokojnie wstał i podniósł z podłogi swój dyniowy sok. W kryształowej szklance. Wolał nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. – Pozwolisz, że cię trochę poskromię, kocico. Moje dormitorium jest bardzo blisko dormitorium Draco... – więcej nie zdążył powiedzieć, bo Hermiona miała już serdecznie dość.
Naile Scott nigdy wcześniej nie miał do czynienia z klątwami zadającymi cierpienie. Teraz zwijał się z bólu na podłodze, jego sok z dyni się rozlał a szklanka pękła. Jak przez mgłę pomyślał, że Cruciatus musi być nie do przeżycia, skoro tak wygląda Tormenter. Hermiona nie trzymała go zbyt długo pod klątwą, zwłaszcza, że zdawała sobie sprawę z niszczycielskiego wpływu swojej wściekłości na siłę zaklęcia. A Naile nie krzyczał, bo był zbyt zaskoczony i za bardzo cierpiał przez tych kilka sekund ciągnących się jak wieczność, żeby móc krzyknąć.
Cisza jaka zapadła we Wspólnym Ślizgonów była niemal gęsta. Nikt się nie wtrącał, bo Ślizgoni nie lubią mieszać się w sprawy innych, gdy jest chociaż nikła szansa, że może im to zaszkodzić.
- Jesteś niebezpieczna. Powinienem iść z tym do Snape’a, ale znaj moje dobre serce.
- To ty lepiej się módl, żebym ja nie poszła do Snape’a jeśli jeszcze raz tak się do mnie odezwiesz. I módl się, żeby on się o tym nie dowiedział – niezachwiana pewność z jaką mówiła Hermiona, zmusiła go do spojrzenia jej w oczy. Były jeszcze pociemniałe od gniewu, ale wydawała się spokojniejsza.
- Natychmiast mnie przeproś, Scott. Natychmiast, bo przećwiczę na tobie cały arsenał klątw, które znam. Nie pozwolę się obrażać w taki sposób i nie pozwolę, żebyś robił mi niedwuznaczne propozycje. Przeproś i zachowuj się wobec mnie na przyszłość bardzo grzecznie, bo mogę być niemiła.
Widziała kropelki potu na jego czole i oczy płonące nienawiścią. Ale i czymś jeszcze. Respektem. Nie patrzył już na nią z pobłażliwą, przyprawioną pogardą wyższością. I, gdyby Scott Naile spotkał kiedykolwiek Bellatrix Lestrange, teraz Hermionę porównałby do niej.
- Poniżyłaś mnie, Granger i zadałaś mi ból.
- Ty poniżyłeś mnie pierwszy i pierwszy zadałeś mi ból. Słowa mogą być gorsze od fizycznego cierpienia. Żądam przeprosin. To przywilej. Ciebie, w przeciwieństwie do Parkinson, uznaję za bardziej rozgarniętego. W związku z tym żądam przeprosin. Inaczej pójdziesz ze mną do Snape’a albo ja do niego pójdę i wtedy się przekonasz, co na twoje chamstwo powie twój opiekun. Czekam.
Przez kilka chwil było bardzo cicho. Patrzyli na siebie w milczeniu i żadne z nich nie chciało odwrócić wzroku.
- Przepraszam, Granger – wycedził w końcu Scott, zdając sobie sprawę, że Gryfonka mu nie odpuści i wiedząc, że Severus Snape nie puściłby mu tego płazem wobec żadnej dziewczyny.
- Przepraszasz za co? – uprzejmie zadała pomocnicze pytanie Hermiona, celując różdżką w najczulszy punkt na ciele Ślizgona i nie spuszczając oczu z chłopaka.
- Przepraszam za to, że cię obraziłem. Więcej to się nie powtórzy.
- Trzymam cię za słowo – Hermiona uniosła różdżkę i uśmiechnęła się kpiąco. Miło było zmusić kogoś do posłuszeństwa i okazania pokory.
Nagle z zewnątrz wparował do Wspólnego nie kto inny, jak sam Mistrz Eliksirów.
- Co tu się dzieje? – zapytał omiótłszy spojrzeniem pomieszczenie i zatrzymując się wzrokiem na Hermionie i Naile’u.
- Zupełnie nic, panie profesorze. Chciałam odwiedzić Dracona i upewniałam się tylko, czy jest na górze – uśmiechnęła się niewinnie, co skłoniło Snape’a do uniesienie brwi.
- Jasne, Granger, a ja byłem w Hufflepuffie – zażartował Severus, co wywołało ogromne zdziwienie wśród jego podopiecznych nie wyłączając Scotta. – Idź do niego i przekaż, że ma się zjawić tu za pół godziny. Chcę zrobić krótki spotkanie moim uczniom... A wy, na co czekacie? Przekażcie to innym – zwrócił się do swoich „poddanych”. – Raus! – dodał jeszcze do tych, którzy raczyli być opieszali
Scott Naile, wstając i delikatnie rumieniąc się pod przenikliwym wzrokiem nauczyciela, który na szczęście o nic go nie wypytywał, nie mógł pojąć, jak to możliwe, że Mistrz Eliksirów nie odjął punktów Gryfonce, która stała naprzeciwko niego z różdżką. To było niepojęte. Czuł się niezręcznie i przeszył go dreszcz zimnego niepokoju, gdy Severus groźnie się uśmiechnął, uniósł brew, po czym, zamiótłszy połami płaszcza, ulotnił się z Pokoju niczym czarny dym.
„Nieprzenikniony typ” – nie po raz pierwszy pomyślał Naile. Był za swoim profesorem całym sercem, ale w takiej chwili jak ta zastanawiał się, czy Snape rzeczywiście nie zabił Salomona Notta. Cóż, szczerze powiedziawszy wcale by się nie zdziwił.

*
Severus miał na celu jedynie oznajmić uczniom, że zna sytuację panny Granger od jakiegoś czasu, bo ona i Draco opowiedzieli mu o tym wcześniej. Sedno sprawy polegało na uprzedzeniu podopiecznych, że, niestety, nie będzie miał na względzie tego, kto z jakiego jest Domu, jeżeli usłyszy na temat Hermiony plotki, głupie żarty, czy cokolwiek, co godzi w jej godność. Malfoy siedział na podłodze z podkulonymi kolanami i wpatrywał się w nauczyciela, który na zakończenie oznajmił:
- Nie będę wygłaszał tak kwiecistej mowy, jak Draco w Wielkiej Sali, co nie znaczy, że nie mam wyobraźni – okrutnie się uśmiechnął i łypnął na Scotta. – Żadnych plotek i niewybrednych uwag. Mogę zostać mordercą – przy ostatnich zdaniach wpatrywał się kpiąco w Pansy Parkinson, która bardzo mocno się zarumieniła. Po czym omiótł spojrzeniem wszystkich ściśniętych we Wspólnym Ślizgonów i, łopocząc połami płaszcza, wyszedł.

***
Hermiona, wchodząc do Pokoju Wspólnego Gryfonów, natknęła się na wychodzącą z niego Minerwę McGonagall, która poprosiła ją do swojego gabinetu, gdzie oświeciła dziewczynę , jak to każdy opiekun urządził krótkie spotkanie swoich podopiecznych w celu proszenia ich o taktowne zachowanie wobec niej – Hermiony. Następnie surowa pani profesor upewniła Gryfonkę o tym, że może na nią liczyć i że ona – Minerwa, zawsze będzie jej służyła radą i wsparciem. Hermiona kiwnęła głową, wybąkała podziękowanie i przeprosiła, że nie powiedziała o tym, co zaszło w Ministerstwie, wcześniej, co McGonagall przyjęła z profesjonalnym zrozumieniem i niespotykaną u niej wyrozumiałością. Potem Hermiona mogła już spokojnie zająć się sobą, a grupki „prześladujących” ją uczniów jakby się przerzedziły. Generalnie miała spokój aż do rana. Do czasu porannej poczty.

******
Harry wyznał Blaise, co podsłuchał pod pokojem nauczycielskim. To znaczy powiedział jej, że Snape coś planuje w związku z Czarnym Panem, nie powiedział jej zaś co właściwie się święci. Nie chciał, żeby Zabini się martwiła. Potter był tak zaabsorbowany decyzją Mistrza Eliksirów, tak kłóciło się to z jego wcześniejszym podejściem do tego człowieka, że nie mógł się odprężyć nawet, gdy Blaise delikatnie zaczęła pieścić go za uchem i wyszeptała, że bardzo tęskni za jego bliskością. Zamyślony, wpatrywał się w jakiś odległy punkt.
- Harry, co się z tobą dzieje? – spytała z troską Ślizgonka.
- Ja... sam nie wiem. Przepraszam, Blaise. To wszystko mnie przerasta.
- Nie powiedziałeś mi wszystkiego, prawda? – w jej głosie nie było wyrzutu. – W porządku, widocznie nie powinnam wiedzieć.
- Tak. Nie powiedziałem ci dokładnie całej prawdy Ale po prostu nie mogę. Przepraszam, ja sam nie powinienem o tym wiedzieć. Może rzucę w siebie Obliviate – nagle Potterowi taka myśl wydała się bardzo kusząca. Nie musiałby się martwić o tego cholernego wampira i żyłby w błogiej niewiedzy. Cały problem polegał na tym, że nie wiedział jak dobrze rzucić tak złożone zaklęcie, którego przecież nigdy jeszcze nie używał, a tym bardziej jak zastosować je na sobie bez szwanku dla własnego zdrowia psychicznego, dlatego z żalem musiał porzucić ten pomysł. Na szczęście Balsie rozumiała jego samopoczucie i potrafiła tak wobec niego się zachowywać i tak z nim rozmawiać, że nawet kilkakrotnie się uśmiechnął, a raz szczerze się roześmiał. Śmiał się z Dracona, który na piątym roku, chcąc udoskonalić swoją miotłę, w niewytłumaczalny sposób sprawił, że wyrosły mu ośle uszy. Cały weekend przeleżał w dormitorium (bo nie chciał, aby dowiedział się o tym ktokolwiek spoza Domu Węża) i w końcu Snape, który się dowiedział o tym od litościwej Zabini, przyszedł w niedzielę wieczorem i kilkoma bolesnymi (było słychać) zaklęciami przywrócił Malfoyowi normalny narząd słuchu. Blaise umiała opowiadać bardzo barwnie.

*
Draco patrzył na Harry’ego wzrokiem wygłodniałej Godzili.
- Znowu miałeś fart.
- W tym roku po prostu ćwiczę – Harry uśmiechnął się lekko. Był to blady uśmiech, zważywszy na to, że już za parę chwil miał iść i czatować na Mistrza Eliksirów. Coś mu podpowiadało, że natknie się na Snape’a idącego na misję już za pierwszym razem, czyli dziś.
- Fart. Cale życie masz fart – Draco się skrzywił. – Wyjdziesz na zewnątrz zapalić?
- Wyjdę – Potter pomyślał, że papieros dobrze mu zrobi. Jeżeli nie pomoże, to przynajmniej go odpręży. Polemizowanie z wolą Severusa wydawało mu się bardzo trudne, z każdą chwilą bardziej abstrakcyjne i niedorzeczne, a nawet niebezpieczne. Ale do odważnych świat należy. – A jeśli chodzi o fart. To rzeczywiście. Często mam więcej szczęścia niż rozumu. Dlatego jeszcze żyję. Tak przynajmniej twierdzi Herm.
- Że jeszcze żyjesz? – Malfoy paskudnie się uśmiechnął.
- Potrafisz być cholernie irytujący – Harry niemal wyrwał papierosa z paczki, którą Ślizgon podsunął mu pod nos
- Ale nie jestem aroganckim Hogwardzkim Zbawicielem, Któremu Zawsze Wszystko Idzie Lepiej Niż Innym – Draco wypuścił dym delikatnymi kółeczkami. – Ale tego nie potrafisz, Potter – dodał z mściwą satysfakcją.
- Nie wszystko, a Oklumencja, i nie lepiej niż innym, a lepiej niż tobie – Harry nie był dłużny, aczkolwiek kółeczka wzbudziły w nim lekką zawiść i nieco zmieszanego z zaskoczeniem podziwu. – Używasz jakiegoś zaklęcia? – zapytał podejrzliwie.
- Nie – z fałszywą skromnością odrzekł Malfoy. – Robię to bez użycia magii. Możnaby powiedzieć, że po mugolsku
Nie kłamał. Wypuszczanie ustami dumnych kółeczek było jego chlubą. Najnormalniej w świecie się popisywał. Zupełnie jak pięciolatek, którego poczucie godności zostało nadwątlone przez rówieśnika. Wiedział to i było mu z tym dobrze.
- Normalnie... jesteś straszny. Masz niemożliwy do zaakceptowania, zmanierowany sposób bycia, Malfoy – Harry uśmiechnął się krzywo, ale był to uśmiech pełen przewrotnej sympatii. – Czy ty musisz być najlepszy?
- To chyba dziedziczne – Draco zdołał się szczerze uśmiechnąć. Bez przekory i złośliwości. – Tak, myślę, że tak. Ale nadal uważam, ze Oklumencja to fart.
- A może jednak ma wpływ to, że wcześniej miałem już z nią styczność? – Harry starał się trafić do rozsądku Ślizgona.
- Może trochę, a reszta to ślepe szczęście. Urodziłeś się w skarpetkach Merlina*.
- Niech ci będzie – Harry szczerze się roześmiał.
- Idę spać. Mam dość tych spojrzeń o rany! to ten, co widział gwałt, ciekawe, czy się podniecił? – Draco uśmiechnął się paskudnie i złośliwie.
- Jesteś cyniczny, wulgarny i obleśny.
- Nie ja, tylko ci co tak patrzą.
- A może są to spojrzenia ciekawe, czy on bardzo to przeżył i czy to właśnie sprawiło, że zmienił się ostatnimi czasy?
- Takich spojrzeń nie zauważyłem – z pełną godności pewnością siebie odrzekł Malfoy. – Jeżeli takie były, to dużo rzadziej. Zdarzają się czasem oj, biedny, nieszczęśliwy, Tak – Mi – Go – Żal - Malfoy. Litość to coś strasznego.
- k..... A może to tylko współczucie?! – Harry ze złością strzepnął popiół, jakby chciał się wyżyć na papierosie.
- Częściej litość. Widziałem nawet pogardę, kpinę, ale najczęściej niezdrową ciekawość, Potter.
- No dobrze, ludzie są ciekawscy. Wiem coś o tym. Ale nie bądź takim cynikiem. Dużo osób po prostu wam szczerze współczuje. Tak myślę.
- Nie mierz wszystkich swoja miarą, bo się przemierzysz.
- Rany, co za życiowa mądrość! – Potter przewrócił oczami. – A co? Mam mierzyć twoją?
Draco zarumienił się mocno i zacisnął usta w wąską kreskę.
„Oho, przegiąłem. Będzie awantura” – pomyślał Gryfon.
Awantury jednak nie było.
- Nie jestem dumny z tego, co robiłem, Potter.
- Wiem, nie chciałem wypominać. Po prostu... tak wyszło.
- Rozumiem. Ja naprawdę pójdę się już położyć. Dobranoc – Draco nie był zły.
- Dobranoc, Malfoy. Spokonej nocy.
- Wzajemnie.
Ślizgon wszedł do Zamku, a Harry jeszcze przez chwilę stał na chłodnym powietrzu i zbierał odwagę na swoja „misję”.

******
Severus dokładnie przygotowywał się do wizyty u Czarnego Pana. Czarny strój był już obłożony zaklęciami dającymi największą możliwą magiczną ochronę jego skórze. Wzmocnil zaklęciami odzienie ze skóry Smoka Rosyjskiego Gładkołuskiego. Materiał ten nadawał się na najlepszej jakości spodnie i bluzy chroniące, takie jak Snape właśnie zakładał na siebie. Smoki z tego gatunku miały ciemne ubawienie opalizujące granatem, ale Snape zdobył ubranie, które zostało ufarbowane na najwyższej jakości czerń. Kosztowało go sto galeonów, ale było warte takiej ceny. Samo w sobie stanowiło tak dużą ochronę, że łagodziło skutki Cruciatusa, a magicznie wzmocnione stanowiło jeszcze lepsze zabezpieczenie. Należało jeszcze tylko pomodlić się o to, aby Voldemort nie celował jedynie w głowę. Smok Rosyjski Gładkołuski charakteryzował się tak dużą gładkością łusek, iż zdawało się,że grzbiet bestii jest gładki. Stąd jego nazwa i stąd tak drogie wyroby odzieżowe z jego skóry, bo nadaje się ona nie tylko na kurtki, ale, z powodu swej niebywałej miękkości, a zarazem wytrzymałości i płynnego zachodzenia na siebie łusek, najczęściej była zużywana na bluzy i spodnie. Gładka, miękka i mocna. Idealna na taka wyprawę. Severus spojrzał krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Wydawała się w takim przyodziewku jaszcze wyższy i szczuplejszy niż w rzeczywistości.
- Być może patrzysz na mnie ostatni raz, przystojniaku – z sarkazmem stwierdził Snape z odbicia.
- Ogranicz się do komentarzy, które ci przystoją, cwaniaku – cicho warknął Mistrz Eliksirów i szybko zamknął szafę odgradzając się od zwierciadła.
Na wszelki wypadek Snape uraczył się także minimalną dawką Eliksiru Zimnej Krwi. Na okoliczność gdyby Czarny Pan, przyjmując go z powrotem w swoje szeregi, zażyczył sobie tak wyrafinowanego dowodu lojalności, że jego niewzruszona natura mogłaby nie pozostać niewzruszona, co było bardzo prawdopodobne. O ile Voldemort, w pierwszym szale wściekłości spowodowanym bezczelną arogancją Severusa, nie rzuci go na pożarcie Nagini, albo nie urządzi takiej serii tortur, której Mistrz Eliksirów nie wytrzyma, lub też nie poczęstuje go szybką klątwą zabijającą. Z trojga złego Severus najchętniej wybrałby Avadę. Miał jednak nadzieję na czwarte wyjście. Tortury i przyjęcie w szeregi uwarunkowane testem lojalności najwyższej klasy.
Snape założył na siebie czarną szatę, wziął do ręki różdżkę, omiótł spojrzeniem swoją prywatna kwaterę i wymaszerował z niej żołnierskim krokiem zanim zaczął rozmyślać, że jednak warto żyć. Eliksir Zimnej Krwi miał zadziałać za kilkanaście minut, ale zanim Severus dotrze do punktu aportacyjnego i pojawi się na miejscu przeznaczenia, na pewno zobojętnieje w wystarczającym stopniu. W końcu nawet na co dzień nie uchodził na wylewnego typa.
Już z daleka zważył, że ktoś na niego czeka przy wejściu do lochów, a gdy zobaczył, kto to jest, skrzywił się nieznacznie.
- Co tu robisz, Potter? – spytał marszcząc brwi.
- Powiedzmy, że spróbuję odwieść pana od szalonego czynu.
- Po co ci peleryna niewidka i skąd wiesz? – był zły, był po prostu wściekły, bo eliksir jeszcze nie zaczął działać, a on uświadomił sobie, że Potter podsłuchiwał tajne zebranie. W nocy.
- Ja. Podsłuchiwałem...
- No jasne, jakżeby inaczej! – sarkastycznie warknął Snape. – Minus dwadzieścia punktów i marsz do łóżka, pókim dobry.
- Dlaczego pan chce iść sam i dlaczego pan się naraża? – Harry wydawał się głuchy na słowa nauczyciela.
- Bo tak, Potter, i nie zamierzam tego tłumaczyć takiemu bezczelnemu, aroganckiemu gówniarzowi jak ty. Spadaj, pókim dobry.
- Proszę tego nie robić – Gryfon starał się brzmieć jak najbardziej profesjonalnie, spokojnie i nie panikować. – A jeżeli już pan musi, to proszę wziąć mnie... Będę pod peleryną w razie potrzeby.
„Mam nadzieję, że nie wyglądam, jak desperat...” – pomyślał przy tym.
Snape znowu miał zrugać niegrzecznego, ze wszech miar zasługującego na naganę i wydalenie ze szkoły ucznia, gdy do jego świadomości dotarł sens słów chłopaka.
Poparzył uważnie w jasnozielone oczy właściciela czarnych, zmierzwionych włosów. Wszystko w Harrym zdawało się desperacko protestować przeciwko eskapadzie Mistrza Eliksirów. Zwłaszcza włosy, które zdawały się dużo bardziej potargane niż zwykle.
- Potter, czy ja dobrze usłyszałem? – Snape nie wiedział, czy ma się roześmiać, czy jeszcze bardziej zdenerwować. – Chcesz iść ze mną i mnie osłaniać?
- No. Tak, sir.
- Sir? - Mistrz Eliksirów uniósł brew. Potter zwracający się do niego z szacunkiem z własnej woli był czymś zgoła niezwykłym.
Harry wzruszył ramionami i żałośnie popatrzył na pelerynę, którą trzymał w ręku.
- Wracaj do siebie – powiedział łagodnie Severus. – Wracaj i idź spać i nie myśl o tym, co robię. Ty, Potter masz zupełnie inną misję do wykonanie i nie możesz zginąć.
- Ale...
- Żadnych ale. Jestem dorosły i sobie poradzę, tobie natomiast może stać się krzywda. Czarny Pan nie musi cię widzieć, żeby móc cię wyczuć. Oddaj mi to – gdy Harry nie zagregował sam, stanowczym ruchem wyjął z jego dłoni pelerynę. Wymruczał nad nią niezrozumiałe dla chłopaka słowa i oddał mu ją.
- Do jutra nie będzie działała. Muszę mieć pewność, że za mną nie pójdziesz. Idź do siebie i nie nadużywaj mojej cierpliwości – Severus czuł się tak dziwnie, jak tylko mógł się czuć człowiek jego pokroju. Nie chciał nawet dopuścić do siebie myśli o tym, że jest wzruszony zachowaniem Harry’ego. W ogóle o tym wolał nie myśleć. Miał wrażenie, że Gryfon jest zły, ale tą złość przytłumia żal. Potterowi, z niewiadomej przyczyny, zachciało się płakać i już nic nie odpowiedział.
- Złego licho nie bierze. Idź spać.
Chłopak patrzył, jak jego nauczyciel oddala się z pola widzenia. Stał w miejscu i patrzył, trzymając w dłoni bezużyteczną w tej chwili pelerynę niewidkę. Patrzył jeszcze, gdy Snape był już na drodze do wyjścia z Zamku, w głównym korytarzu. Stał i czuł jak po policzkach spływają mu gorące łzy.

***
Lord Voldemort poczuł, że ma gościa. Był w swojej ulubionej siedzibie, w domu Riddle’ów i obmyślał pewien plan. Siedział na ogromnym fotelu z dłońmi złączonymi czubkami palców, gdy dosyć mocno poczuł czyjąś obecność, co oznaczało jedno. To musiał być Śmierciożerca.

*
Gdy Severus Snape aportował się w miejscu przeznaczenia był już kwadrans po północy, bo kilka minut zajęła mu sama lokalizacja miejsca pobytu Czarnego Pana. Nie było to trudne, bo nosił jego znak rozpoznawczy, ale do łatwych także nie należało. Przed posiadłością zawahał się na chwilę, mimo świadomości, że Ten – Którego – Imienia – Nie – Wolno – Wymawiać na pewno już wie o jego przybyciu. Poczuł chwilową, ale nieodpartą ochotę aportować się z powrotem. Ale czyż nie wyszedłby wtedy na tchórza? I Czy nie zaprzepaściłby jedynej okazji? Bo jeżeli raz się podda, przerażony tym, co może go spotkać, to już po raz wtóry nie spróbuje. Eliksir zaczynał jednak działać i działał także zimny, wyrachowany umysł Snape’a i Mistrz Eliksirów nie zawrócił. Wszedł do domu. Powoli zbliżył się do salonu i spojrzał na fotel stojący, w tej chwili, tyłem do niego. Strach nie był przytłaczający tylko dlatego, że pił to paskudztwo, ale mimo niego czuł strach, więc musiał użyć całej swojej zdolności do Oklumencji, by go opanować i zamaskować. Tylko kłamca okazuje, ze się boi.
- Panie – powiedział cicho i przyklęknął na jedno kolano, gdy fotel się obrócił. – Panie, wróciłem do ciebie – podniósł wzrok na Voldemorta. Czerwone oczy nie wyrażały nic poza okrucieństwem.

******
Hermiona ponownie poszła do biblioteki. Po kolacji. Tym razem nie gapiła się na nią żadna grupka i nikt jej nie obgadywał. Pogrążyła się w lekturze dotyczącej najstarszych i najgroźniejszych eliksirów, ale już po pół godzinie ktoś jej przeszkodził. Usłyszała nieśmiałe chrząknięcie i uniosła głowę. Obok zajmowanego przez nią stolika stała Cho Chang. Cho była blada i miała zaczerwienione oczy. Musiała długo płakać. Hermiona nie zwróciła jednak na jej wyraz twarzy uwagi. Poczuła raczej zimną satysfakcję, niż współczucie. Przynajmniej w pierwszym momencie. Chang nie oczekiwała innej reakcji. Była przygotowana na ignorancję, a nawet na wrogość, więc nie zraziła jej postawa panny Granger, ani jej nieczułe, pełne wzgardy spojrzenie.
- Wiem, że nie chcesz mnie oglądać, a tym bardzie j ze mną rozmawiać – powiedziała cicho. – Rozumiem to. I zapewne mało cię obchodzi fakt, że trudno mi teraz spojrzeć w lustro bez rumienienia się.
- Rzeczywiście, Chang. Mam to gdzieś – Krukonka wyczuła chłód i nieufność.
„Jakżeby inaczej”- pomyślała ze smutnym sarkazmem Cho.
- Wiem. Ale to prawda. Mam prośbę. Przeczytaj to – podała Hermionie zalakowaną kopertę. – Do Dracona nie potrafię napisać, może dlatego, że mam pewność, iż podrze mój list.
- A skąd pewność, że ja tego nie zrobię? – zimno spytała Hermiona.
- Na to nie mam żadnej pewności. Ale... – Chang zarumieniła się mocno. – Ale mam nadzieję, że najpierw przeczytasz.
Hermiona skinęła głową. Nieufnie, bez uśmiechu, bez cienia szansy na przebaczenie w ciemnoorzechowych, przenikliwych oczach. Ale skinęła. Ciężar na sercu Cho Chang nieco zelżał. Myślała, że się uodporniła. Że potrafi być tak wyrachowana i zimna w dążeniu do celu, iż nic jej nie złamie, nic jej nie zmiękczy. Aż do dzisiejszego śniadania. Kiedy przeczytała nagłówek. Kiedy przypomniała sobie, jak Hermiona zareagowała na jej chłodne, pełne ironii „wyznanie” w Łazience Prefektów, zrozumiała, że skrzywdziła ją bardziej niż mogła sobie wyobrazić. To jej uświadomiło, że jest nazbyt wrażliwa, aby być zimną suką, jaką bardzo chciała być, gdyż to ułatwiało życie. Najpierw poczuła żal i złość na samą siebie. Później przyszła złość na Wiceministra Magii, a dopiero na końcu wstyd, przed którym broniła się jak tylko mogła. Wyszła z Wielkiej Sali, bo przeczytawszy nagłówek, nawet nie zagłębiając się w treść, poczuła chłód, który ogarnął nie tylko jej wnętrze. Miała wrażenie, że temperatura spadła poniżej zera, a wszystko wokół pokrywa się szronem. Dopiero później zrozumiała, że to był wynik strachu, lodowatego przerażenia spowodowanego świadomością, że ona też jest kobietą, też mogła być przesłuchiwana i też mogło ją spotkać to, co spotkało Hermionę. Nawet przez chwilę nie pomyślała, że Granger kłamie mimo, że jej nie lubiła. Miała niezachwianą pewność, że Gryfonka mówi prawdę. Bo potrafił dodać dwa do dwóch. I już wiedziała, dlaczego Draco tak ją potraktował. Wracając z biblioteki zaśmiała się zimno. Ona potraktowałaby siebie o wiele gorzej. Teraz chciała, żeby Hermiona spoliczkowała ją, a nawet ją opluła. Może poczułaby się ukarana i może by jej całkowicie ulżyło. I tak poczuła nikłą ulgę, gdy Hermiona zgodziła się przeczytać list od niej. Może nie będzie jej tak bardzo nienawidziła. Wystarczyło, że ona sama siebie w tej chwili nienawidzi. Ale i tak większą nienawiść czuła do Percivala Weasleya.

******
Severus klęczał na jednym kolanie z nisko pochyloną głową. Starał się nie bać i błogosławił swój zdrowy rozsądek, który kazał mu wypić to cholerne paskudztwo tłumiące emocje. Wolał nie patrzeć w oczy swego Pana i Władcy. Teraz potrzebował pokory. Rzucił tylko jedno spojrzenie, miał nadzieję przepełnione skruchą, i spuścił wzrok. Cichy syk uświadomił mu, że w pokoju jest Nagini, zapewne zwinięta w kłębek przy kominku. Zastanawiał się, czy jest tu ktoś jeszcze, czy Voldemort radzi sobie świetnie sam w towarzystwie najlepszej i chyba najwierniejszej przyjaciółki, która nie miała powodów byt się go bać, w przeciwieństwie do wiernych sług czerwonookiego mistrza Czarnej Magii. Czarny Pan poruszał się bezszelestnie i Snape bardziej wyczuł, niż usłyszał, że wstał ze swojego prymitywnego tronu. Zamknął oczy i przygotował się na ból. Voldemort nigdy nie rozmawiał z tymi, którzy zdradzili lub zawiedli. Pierwsze co robił, to:
- Crucio – chłodny, wysoki głos zabrzmiał cicho, niemal pieszczotliwie, ale klątwa miała siłę na tyle ogromną, że Severus upadł. Nie stracił przytomności tylko dlatego, że chronił go specjalny strój i magiczna osłona. Dzięki temu także nie zaczął wrzeszczeć, a z nosa i uszu nie buchnęła mu posoka. Voldemort nie patrzył gdzie celuje. Severus mógł się o to założyć. Podziękował swojemu ślepemu szczęściu, że mag nie trafił w twarz. Pomysł z ubraniem i zaklęciami ochronnymi był równie dobry, co ten z Eliksirem Zimnej Krwi. A może i lepszy. Zapewne uchronił Snape’a przed ewentualnym skończeniem w Świętym Mungo, może nawet w izolatce dla niebezpiecznych magicznych wariatów. Ta myśl omal go nie rozśmieszyła. Leżał i dochodził do siebie. Przygotowywał się też wewnętrznie na kolejny cios, który nie nastąpił. Wcale nie pocieszyło to Severusa. Oczyścił umysł i wziął głęboki oddech.
- Wstań, śmieciu i zdrajco. Nie zabiję cię. Zrobię ci mały pokaz kary za nielojalność. Jeżeli przeżyjesz i zachowasz zdrowe zmysły, dam ci kolejną szansę. Ostatnią szansę, Snape. I nie myśl, że ci wybaczyłem i kiedykolwiek wybaczę. Wiesz, że nie wybaczam, więc albo jesteś bezczelny, albo naprawdę wybrałeś służbę dla mnie, a nie dla tego kochanka szlam i mugoli.
Severus niemal ucieszył się, że tak dobrze przewidział zachowanie Voldemorta. Że zrobił to, co zrobił, przed opuszczeniem wspaniałego azylu jakim był Hogwart i zażył wspaniały specyfik Ratio Veritas** pozwalający zachować zdrowy rozsądek oraz chroniący i wzmacniający umysł.
- Lucjusz Malfoy dostał tydzień na to by cię wykończyć. Może dobrze, że nie zrobił tego zbyt szybko. Zawsze byłeś wytrzymałą bestią. Jeżeli wyjdziesz z Kręgu Lojalności cało, dostaniesz najbardziej wymagające i ważne zadanie do wykonania. Być może zesłały mi cię niebiosa, Snape.
Severus poczuł ukłucie niepewności. Mogło okazać się, że zadanie go przerośnie. Spokój ostatnich słów Voldemorta przeraził go bardziej, niż gdyby przeraziła go furia Czarnego Pana. Zresztą Mistrz Eliksirów nie dał się zwieść. Czuł nienawiść sączącą się niczym jad z ust Voldemorta. Podejrzewał, że Harry’ego Pottera musi teraz bardzo boleć głowa.

*
Harry rzeczywiście poczuł silny ból. Tak silny, że wyrwał go ze snu
dopiero co zapoczątkowanego za pomocą eliksiru, bez którego by nie zasnął. Wziął więc niewielką porcję od madame Pomfrey, która go o nic nie pytała, i wypił połowę flaszeczki zanim położył się do łóżka. Starał się o niczym nie myśleć, a specyfik zadziałał niemal od razu i Harry zasnął tylko po to, by po kilku chwilach obudzić się złapać za czoło. Wiedział, że ból jest spowodowany wściekłością Voldemorta. I wiedział, że tak go jeszcze nie bolało. To był silny ból, ale nie rozrywający – raczej tępy i pulsujący. Tak jakby Czarnym Panem nie wstrząsała gwałtowna, nieokiełznana nienawiść, ale nienawiść zimna i wyrachowana, którą ten potwór się delektował, i która wypełniała jego żyły niczym lodowaty jad. Harry nie miał eliksiru przeciwbólowego, ale podejrzewał, że i tak, w tym konkretnym przypadku, nie pomogłaby mu nawet najsilniejsza mikstura tego typu. Zamknął oczy, modląc się żeby ból się skończył. Tępe pulsowanie było dużo gorsze od krótkotrwałego, bardzo silnego bólu. Zrobiło mu się niedobrze i był pewien, że za chwilę zwróci wszystko, co zjadł w ciągu kolacji. Właśnie wtedy ból stopniowo zaczął łagodnieć. Potter zrozumiał, że Voldemort postanowił spożytkować swoją nienawiść do Snape’a w jakimś własnym, poronionym celu. Uspokoił swoje emocje bo miał plan. Harry wcale się nie ucieszył. Poczuł niemiły skurcz przerażenia i lodowaty dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Jak on nienawidził odczytywać nastrojów tego potężnego bydlęcia, które myślało, że jest nadczłowiekiem. Bał się. Skulił się na łóżku i odegnał wszystkie myśli. Ból powoli mijał, a eliksir mógł spokojnie działać dalej. Zielonooki, rozczochrany chłopiec usnął ponownie w ciągu dwóch minut.

******
Draco wziął prysznic bardzo późno. Dopiero o północy wyszedł ze swojej łazienki w samym ręczniku na biodrach i przeżył szok, gdyż na jego łóżku siedziała Hermiona. Miała na sobie czerwoną pidżamkę i rozpięty granatowy szlafrok, a jej mina wyrażała dziwną mieszankę: niepewność, konsternację i silną determinację. Roześmiałby się, patrząc na nią, ale nie uważał tej sytuacji za zabawną.
- Co tu robisz? – spytał z dystansem. Bardzo nie chciał przeżywać tego, co już raz było jego udziałem. Nie chciał się napalić i dostać kopa w tyłek po raz drugi. Rozsądek podpowiadał mu, że bez kolejnych prób nie da się odnieść sukcesu, ale on nie miał siły na takie próby. Gdyby nie stres, napięcie, strach o ojca i Severusa, przerażenie misją, którą Lucjusz otrzymał od Voldemorta, świadomość, że każdego wieczora może poczuć nieprzyjemne mrowienie w lewym przedramieniu, wzywające go na zlot Śmierciożerców, zapewne takie próby byłyby dla niego jedynie sprawdzianem silnej woli, którą przecież posiadał. Jednak w tej sytuacji, w której był, nasilające się niezaspokojone pożądanie do dziewczyny, którą kochał, powodowało głęboką frustrację. Coraz mniej ufał własnemu systemowi samokontroli. Zbyt wiele czynników go osłabiało. Zanim jeszcze Hermiona otworzyła usta, on już był gotowy na nią się zdenerwować. Gryfonka wyczuła jego niezadowolenie i dystans, i wcale im się nie dziwiła, ale była sobą – upartą, dążącą do celu młodą osóbką - więc przyszła.
- Przyszłam do ciebie – odpowiedziała po prostu.
Dostrzegł jej zakłopotanie, ale nie zamierzał jej nic ułatwiać. Było mu wystarczająco źle, żeby jeszcze grać miłościwego człowieka. Nie miał już siły.
- Po co? – nie chciał żeby jego głos brzmiał aż tak lodowato, jak zabrzmiał. Trudno. Hermiona zmieszała się jeszcze bardziej. Był nieprzystępny, chłodny, niezadowolony i poirytowany. Zachowywał się obco. Wiedziała, że to system samoobrony, ale myślała, że jak zwykle okaże jej zrozumienie. Widocznie się przeliczyła. Czy rzeczywiście była taką egoistką, żeby myśleć iż znowu okaże jej tyle cierpliwości co poprzednio? Miała nadzieje, że im się uda. Ale poprzednio też miała taką nadzieję.
- Na pewno nie po to, żeby cię denerwować i sprawiać ci przykrość, Draco – nie chciała zabrzmieć, jakby miała pretensję. Ale właśnie tak brzmiał ton jej głosu. Draco poczuł bezsilną wściekłość.
- Hermiona, powiem ci coś – wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Albo zaraz stąd wyjdziesz, albo nie zważając na to, co przeszłaś, brutalnie cię przelecę, bo nie mam już siły się powstrzymywać. Po co przychodzisz do mnie w nocy, w samej pidżamie i szlafroku? Czy po prostu uwielbiasz mnie dręczyć, czy też sprawdzasz ile mogę znieść? Gwarantuję ci, że dziś nie zachowam się tak rycersko jak poprzednim razem – wiedział, że jest niesprawiedliwy, że Hermiona nie z własnej winy nie może się przemóc, że bardzo chciałaby się z nim kochać i boli ją, zapewne bardziej niż jego, że nic nie wyszło z ich pierwszego razu. Ale już po prostu nie mógł. Jego psychika przysłowiowo wysiadała.
Hermiona zarumieniła się. Był grubiański, niemal wulgarny. Draco zmiękł, widząc że sprawił jej przykrość.
- Przepraszam za brak taktu, ale ja już nie mam siły i nie ręczę za siebie. Idź, Hermiono – tym razem jego głos brzmiał łagodniej, jak błaganie, a sam Draco wydawał się nie zły, a zmęczony.
Gryfonka nie mogła poradzić nic na to co czuła. Wzbudzał w niej tyle przeróżnych uczuć i prawie same pozytywne. Wystarczyło, że usiadł ze zrezygnowaną miną na krześle i głęboko westchnął, a ona już była gotowa go przytulić. Nigdy nie była osobą, która tłumiła swoje reakcje. Podeszła do Dracona, uklękła przy nim i pocałowała jego ramię.
- Wyjdź – wyszeptał, patrząc przy tym na nią nieufnie. Zesztywniał, a jego twarz wyrażała prawie wrogość. – Przestań, w tej chwili, i wyjdź – czuł, że za chwilę nie będzie mógł trzeźwo myśleć. Całkowicie przestanie myśleć. Pragnął jej tak bardzo, że dotyk miękkich i ciepłych warg Hermiony parzył go, a całe ciało ogarniała bolesna tęsknota.
Nie wiedziała, jak się zachować. Chciała mu ulżyć, chciała być przy nim, a jednocześnie wiedziała, że Draco ma racje, że powinna wyjść, że jeszcze jest za wcześnie. Czuła się rozdarta. Nie wyszła tylko przytuliła policzek do jego ramienia.
- Draco, nie gniewaj się. Ja po prostu bardzo cię kocham i nie wiem co robić – czuła się zagubiona i chciała pocieszenia. Przemknęło jej przez myśl, że to dosyć egoistyczne pragnienie, ale nic na nie nie mogła poradzić.
Malfoy najnormalniej w świecie się wściekł. Gdyby się nie wściekł, mógłby bardzo mocno skrzywdzić Hermionę. Wściekł się zamiast rzucić się na nią jak wygłodniały wilk na owcę.
- k.... mać! – wrzasnął, odpychając ją brutalnie i podrywając się z krzesła. – Czy ja wyrażam się niejasno? WYNOŚ SIĘ, ROZUMIESZ?!
- Draco, ja... – nie wiedział co robić. Przestraszyła się jego wybuchu, mimo że doskonale rozumiała jego frustrację, złość i żal.
- ZAMKNIJ SIĘ! Nie chcę tego słuchać! Nie chcę się do ciebie zbliżać! Nie mam najmniejszej ochoty na to, żebyś mi naobiecywała Bóg wie co, rozpaliła mnie, a potem wylała mi na głowę kubeł zimnej wody jak zwykła, oziębła suka!! – wściekłość, żal, gniew wylewały się z niego niczym trucizna. Dopiero gdy przestał krzyczeć, zrozumiał, co w ogóle powiedział. Nie chciał użyć aż tak ostrych słów. Nie aż tak. Spojrzał na nią. Nie była zła. Nie była nawet zakłopotana. Właściwie jej twarz nie wyrażała zupełnie nic. I to właśnie go zaniepokoiło najbardziej. Chciał ją przeprosić, ale nie znalazł żadnych słów na swoje usprawiedliwienie, a poza tym nadal był zły i czuł się pokrzywdzony. Gdy się dobrze przyjrzał minie Hermiony, dostrzegł jak powoli pojawia się na niej gniew. Zawstydził się tego, co powiedział i szybko odwrócił wzrok. Co nie oznaczało, że nadal nie był zły i sfrustrowany. Przy okazji po prostu pożałował ostrych słów, które dobitnie wyrażały to, co czuł. Hermiona wstała. Chyba nie potrafiła sobie wyobrazić jak bardzo mu źle. Wiedziała o tym i starała się zrozumieć, ale porównanie, którego użył, zabolało jak wszyscy diabli. Serce ściskało się jej, gdy zobaczyła, że jest bliski załamania nerwowego. Ale złość i żal nie pozwalały jej milczeć.
- Ja się nie prosiłam o twoją miłość. Nie kazałam ci się dobrze traktować. Gdybym była oziębłą suką, to zapewne bym do ciebie nie przyszła ani wtedy ani teraz, bo gówno by mnie obchodziły twoje potrzeby. Jak widać, całkiem niepotrzebnie mnie obchodzą - mówiła cichym, drżącym głosem i z każdym słowem jej gniew rósł. Malfoy wolałby, żeby wrzeszczała. Mówiła cicho, więc nie była zła, ale wściekła i zapewne rozżalona.
„Hipogryf mi mordę lizał... Ale sama się prosiła” – nawet jego wewnętrzny głos zdawał się kłócić sam ze sobą
- Czułem się okropnie, gdy dałaś mi w twarz – warknął, spojrzawszy nią koso.
- A ja przed chwilą poczułam się dokładnie tak, jakbyś ty mnie spoliczkował – odrzekła z powagą, po ślizgońsku unosząc jedną brew i obserwując jego reakcję
- No i widzisz, jesteśmy kwita – odburknął arogancko, ale się przy tym zarumienił.
- Tak, jesteśmy kwita, skarbie. Dobranoc – miała ochotę go uderzyć i nawrzeszczeć na niego, ale, zupełnie tak jak Draco, czuła się psychicznie wykończona i jedynie prychnęła pogardliwie.
- Przepraszam – usłyszała, gdy była już przy drzwiach i obejrzała się na niego z irytacją. Powiedział to patrząc w podłogę i marszcząc nos. Nie lubił popełniać błędów i przyznawać się do błędów. Nie lubił przepraszać. Ale ONA była wyjątkiem. I właśnie wtedy to poczuł. Myślał, że jest tak zdenerwowany i wyczerpany psychicznie, że wyobraźnia płata mu figle. Ale uczucie było zbyt wyraźnie. Zapomniał, że w jego dormitorium jest kobieta, którą kocha, i że właśnie próbował ją przeprosić za pełne jadu słowa. Zaklął szpetnie i złapał się za lewe przedramię. Pobladł przy tym bardziej ze strachu niż z bólu, chociaż skóra piekła żywym ogniem.
Nieprzyjemne mrowienie” – pomyślał z sarkazmem, przypominając sobie wyjaśnienia Severusa.
Hermiona pobladła jeszcze bardziej niż Malfoy. Doskonale zrozumiała gest, który przed chwilą wykonał. Była zagniewana, ale kochała tego niepoprawnego idiotę. Gniew pozostał, lecz ustąpił pola trosce i strachowi o Malfoya. Zamarła w progu i nie wyszła.
- Nie miał kiedy... Do ciężkiej cholery, skurwiel nie miał kiedy robić sobie schadzki! – Draco w pośpiechu, nie zwracając uwagi na Hermionę, ściągnął z siebie ręcznik i, klnąc pod nosem, zaczął szukać jakichś ubrań. Ubierał się szybko i bezładnie, więc klnąc jeszcze głośniej i siarczyściej, niż kilka chwil wcześniej, był zmuszony zdjąć bluzę i założyć ją na prawą, a nie na lewą stronę. Hermiona, w innych okolicznościach, roześmiałaby się, bo widok niemal chudego, gołego, miotającego się i zakładającego ciuchy w zupełnym nieładzie Malfoya był pocieszny, ale nadal była na niego zła i za bardzo się o niego bała, żeby się roześmiać. Wbrew pozorom te dwa uczucia uzupełniały się i tworzyły spójny obraz emocjonalnego stanu Hermiony.
Nie miała pojęcia o co chodzi Voldemortowi. Draco zapewne też nie miał. Wglądał raczej idiotycznie, latając po pokoju, jak niedorozwinięty mieszkaniec domu bez klamek. Idiotycznie i nieporadnie.
„Draco Wielki Szpieg Dumbledore’a Malfoy” – pomyślała nieco sarkastycznie panna Granger, poprawiając sobie, tym samym, w nikłym stopniu humor.
- Gdzie jest ten pierdolony eliksir?! – młodzieniec był bliski płaczu, ale dziewczyna wiedziała o jaki eliksir chodzi i, krzywiąc się nieznacznie, poszukała charakterystycznej fiolki wzrokiem. Stała tam, gdzie Gryfonka widziała ja wcześniej. Na stoliku.
- Proszę – podała ją z odrobiną irytacji miotającemu się obłędnie Ślizgonowi, który wyjął korek i jednym haustem wypił do dna. Po czym mruknął „dziękuję”, narzucił na siebie ciepłą czarną szatę, zabrał maskę oraz różdżkę i prawie wybiegł, nie zastanawiając się nad tym, czy Hermiona będzie na niego czekać czy nie. Porozmawia z nią jutro; o ile przeżyje. Skurczyło mu się serce, gdy usłyszał, jak przez mgłę, cichutkie „uważaj na siebie”. Nawet nie chciał myśleć o tym, że powiedział jej tak okrutne słowa, a ona mimo wszystko troszczy się o niego.
„Zła jak osa i się troszczy” – pomyślał ze smutną ironią. Doskonale wiedział, że jeszcze się nasłucha. – „Schizofreniczka i paranoik. Dobrana z nas para. Nie ma co...” - poczuł chęć, aby wrócić, przytulić ją i powiedzieć jak bardzo ją kocha. Ale nie miał teraz na to czasu. Biegł do miejsca aportacji.

Hermiona została w dormitorium młodego arystokraty całkiem sama. Czuła się opuszczona i bała się. Złość na Dracona zeszła na drugi plan i przyczaiła się w cieniu troski i obawy, czekając na swoją kolej. Nagle zrobiło jej się bardzo zimno i otuliła się szczelnie szlafrokiem. Zacisnęła usta i położyła się z otwartymi oczami na łóżku. Niech Draco się wścieka, gdy wróci. I tak będzie na niego czekała.

*
Gdy Draco pojawił się w miejscu spotkania, było tam już kilkunastu Śmierciożerców. Zaraz po nim pojawił się kolejny i, mimo maski, młody Malfoy poznał swojego ojca.
Po Lucjuszu pojawił się jeszcze ktoś, a po nim nastąpiła „mowa” Voldemorta.
Draco wiedział, że jeżeli Lord zechce, żaden mugol nie dowie się, co tu się dzieje. Zapewne już o to zadbał. Kilka pożytecznych zaklęć i wszystko pozostanie w rodzinie. Uśmiechnął się w duchu na myśl o porównaniu do rodziny. Gdyby wiedział, czym jest mugolska mafia, zapewne zaśmiał by się na cały głos.
- Wezwałem was, bo jeden z moich niewiernych sług raczył wrócić – zimna, jadowita ironia skomponowana z wysokim, piskliwym głosem, brzmiała przerażająco. – Chce odkupić swoje winy i wiernie mi służyć – kpił dalej Czarny Pan, a Draco, zanim jeszcze spojrzał na postać stojącą w niewielkim oddaleniu, już wiedział, że Lord mówi o Severusie.
- Większość z was wie, czym jest Krąg Lojalności – Lucjusz wzdrygnął się i spojrzał na swojego syna. Nie uśmiechało mu się, że jego jedynak będzie za chwilę zmuszony do torturowania swojego ulubionego nauczyciela. Draco zaś nieufnie rozdął nozdrza. Określenie Krąg Lojalności w ustach Voldemorta brzmiało bardzo niepokojąco. Cieszył się, że eliksir zaczyna działać. To znaczy, ucieszyłby się, gdyby mógł, po pod działaniem eliksiru nie dało się normalnie odczuwać emocji. Nawet niewielka ilość, którą wypił poprzednio, bardzo mu to uniemożliwiała. Draco uczył się na błędach, dlatego teraz wypił normalną porcję, a może zbyt dużą? Nieważne. Raczej nie przedawkował, a nawet jeśli, to, jak już zdążył się doczytać, większe skutki uboczne mu nie groziły. Jedynie ból głowy, apatia i lekkie rozdrażnienie, gdy eliksir zacznie ulatniać się z organizmu. Jeżeli o niego chodziło, to ostatnio czuł się tak bardzo często.
- Lucjuszu – głos Lorda był łagodny. Zbyt łagodny. – Kiedy zamierzałeś go otruć?
Malfoy senior chciał stąd jak najszybciej odejść. Iść w cholerę, nie patrzeć na to i nie brać w tym udziału. Voldemort przywołał go od stołu, przy którym siedział wraz z małżonką i państwem Granger. Narcyza wpadła na wspaniały pomysł, żeby zapoznać się z mugolskimi rozrywkami. Grangerowie wytłumaczyli im więc zasady swojej ulubionej gry, którą, ku uciesze pani domu, mieli przy sobie. Lucjuszowi, o wstydzie, bardzo spodobały się Scrable i w momencie gdy zapiekło go przedramię, doskonale się bawił ogrywając resztę osób. Zdecydowanie wolał grać w tej chwili w mugolskie gry. Mógłby nawet przegrywać. Tylko, na obłąkanego Merlina w tekturowych skarpetkach, nie torturować swojego przyjaciela.
- Chciałem zdobyć najlepszą truciznę, taką, po której ten zdrajca długo by się męczył. Jutro miałem się udać na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Przepraszam, panie, że z tym zwlekałem.
Cruciatus nie był zbyt silny. Można go było porównać do jednorazowego klapsa, którym swoje dziecko uraczył zirytowany jego niesubordynacją, ale w gruncie rzeczy wyrozumiały rodzic.
- Snape – warknął Voldemort. – Wiesz, co masz robić. Wy zresztą też, a ten kto nie wie, szybko się na uczy – uśmiechnął się paskudnie. Nagini zasyczała, wysuwając rozwidlony język. Lord przemówił w języku wężów i gad podpełznął do niego, ułożywszy się przy fotelu, na którym ponownie zasiadł mistrz ceremonii. Piętnastu Śmierciożerców stanęło w wokół Severusa, który już zdjął szatę i odłożył różdżkę, tak że Voldemort ze swoim „tronem” zamykał krąg. Po jego prawej stronie stanęła Bellatrix Lestrange, po lewej Glizdogon, który pojawił się, jak wydawało się Snape’owi, znikąd i Mistrz Eliksirów domyślił się, że Piter mieszka tu z Voldemortem i jest jego osobistym sługą; jego pieskiem, maskotką do poniżania i najbardziej prymitywnych usług. Nie trzeba być wielkim psychologiem, aby zrozumieć, że obecność tak żałosnej istoty jak Pettigrew wzmacnia poczucie własnej wartości i wielkości w oczach Czarnego Pana. Severus nie wiedział czy bardziej żal mu Glizdogona, czy raczej go nim gardzi, bo na nienawiść według niego nawet nie zasługiwał. A może jedno i drugie. Nie miał czasu nad tym się zastanawiać. Jego uczucie gdzieś się ulotniły. Eliksir działał w pełnej mocy.
- Zachwyćcie mnie swoim kunsztem. Bello, ty zacznij – kurtuazyjny szept Voldemorta nie zrobił na Snape’ie żadnego wrażenia. - Tak jest, Panie – z chłodnym posłuszeństwem odrzekła kobieta.
Severus spojrzał w zimne oczy Lestrange i poczuł zazdrość. Ona nie musiała pić eliksiru, żeby pozbyć się ludzkich uczuć.
- Crucio – Bellatrix nie siliła się na wymyślne klątwy. Jej Cruciatus był znany i zdobyła sobie sławę mistrzyni w rzucaniu tego zaklęcia. Niektórzy mówili, że jest w tym lepsza od samego Czarnego Pana.

***
Tonks przemknęła w czarnej szacie korytarzami lochów.
„Może jeszcze nie poszedł, może jakoś dam radę go przekonać...” – myślała desperacko, sama nie wierząc w to, co chodzi jej po głowie. Serce biło jej tak mocno, że uderzenie odbijały się głuchym łoskotem pod czaszką młodej czarownicy. Była prawie pewna, iż nie zastanie Severusa Snape’a, ale trzymała się kurczowo cichej, desperackiej nadziei. Zapukała. Zapukała po raz drugi i trzeci. Nacisnęła klamkę i nie poczuła oporu. Wcale nie musiała wchodzić, żeby mieć pewność. Ale weszła. Zapaliła światło i smutnym, przestraszonym spojrzeniem ogarnęła kwaterę Mistrza Eliksirów. Poszedł. Poszedł bez pożegnania i najprawdopodobniej już nie wróci. Ale czego mogła się spodziewać? Że daj jej całusa w policzek na „do widzenia”, zwłaszcza, że żadnego „widzenia” już prawdopodobnie nigdy nie będzie? Nie byłby wtedy Severusem Snapem, a ona by się beznadziejnie w nim nie zadłużyła. Wiedziała to, rozumiała, a jednak to nie zmniejszało bólu. Tak bardzo chciała trzymać się dzielnie.
„Nienawidzę tego egoisty” – pomyślała z mocą. Nie pomogło. Zgasiła światło, osunęła się na podłogę i cicho zapłakała.

***
Kolejne klątwy, które musiał przyjąć na siebie Severus, zamroczyły mu trochę umysł, ale cierpienie fizyczne i zaklęcia oraz eliksiry nadal trzymały go na nogach, nie pozwalając mu stracić przytomności. Trzymały go na nogach dosłownie, bo nawet gdy upadał po chwili podnosił się i czekał na kolejną dawkę bólu. Siódmy w kolejce był Draco. Snape był o tym przekonany. Czarodziej był bardzo szczupły i nieco niższy od większości pozostałych zebranych, a jego szare oczy pozostawały zupełnie obojętne. Zimne.
„Grzeczny chłopiec” – pomyślał Mistrz Eliksirów z uznaniem, obiecując sobie, że, jeżeli przeżyje bez szwanku na umyśle, pochwali Malfoya za profesjonalizm i słuchanie dobrych rad. Teraz miał nadzieję, że Draco wykaże się inwencja twórczą, tak samo jak jego ojciec, który zastosowywał Klątwę Lodowego Ostrza. Bolesną i cholernie nieprzyjemną. I... wzbudzającą aprobatę Lorda.
Młodzieniec już całkiem pozbył się skrupułów i niepewności. Eliksir był naprawdę skuteczny. Dziwne. Wiedział dlaczego nie odczuwa współczucia, dlaczego do głowy przychodzą mu spokojnie najpaskudniejsze przekleństwa i pojawia się ciekawość jak zdziałają. Wiedział, że to nie jest naturalna reakcja, a mimo wszystko, mimo świadomości, że potem będzie żałował, że będzie mu źle, że będzie się wstydził, podobała mu się ta chwila. Chwila całkowitego panowania nad sobą i nad sytuacją.
- Dance Macabre*** - to była jedna najgorszych klątw o jakich czytał, i którą mogła być bardzo groźna. Na szczęście Eliksir Zimnej Krwi nie zagłuszał zdrowego rozsądku, a jedynie uczucia, i Malfoy junior nie włożył w klątwę zbyt wielkiego zaangażowania i nie zamierzał pod nią trzymać profesora długo. Nie chciał, żeby Severus stał się rośliną, albo umarł.
Zanim Draco skończył mówić Severus pobladł. Rzeczywiście, młodzieniec wykazał się daleko posuniętą inwencją twórczą. Snape miał okazję po raz pierwszy i ostatni zapoznać się z tą rzadko używaną klątwą torturującą. Dlaczego nazywała się tańcem śmierci nikt nie wiedział, bo z tańcem nie miała zbyt wiele wspólnego. Za to ze śmiercią na pewno. Powodowała stan agonalny. Wszystko przestawało normalnie funkcjonować. Serce zwalniało rytm do tak wolnego, iż prawie nie wyczuwalnego, drogi oddechowe nie pracowały prawidłowo, uniemożliwiając normalne oddychanie. Severus miał wrażenie, że się dusi. Dusi w sposób okropny. Nie mógł oddychać i czuł jak tlen powoli opuszcza jego mózg. Osunął się na kolana. Poczuł strach. Nie mógł ani krzyczeć, ani w żaden inny sposób zareagować, bo ciało ogarnął paraliż. Gdy już pomyślał, że to koniec, że teraz umrze, albo straci zmysły, wszystko ustało. Pierwszy haust powietrza był bolesny i Severusa złapał okropny kaszel. Oddychał ze świstem i spróbował się uspokoić. Teraz, serce, które przed chwilą prawie nie wybijało rytmu, biło mocno i równo. Za szybko. Spokój wrócił po kilku sekundach. Severus zaczął na spokojnie rozważać, jak by się czuł bez Eliksiru Zimnej Krwi, skoro i tak się bał? Szybko porzucił makabryczne myśli i spojrzał na kolejnego oprawcę.
Crabbe, albo Goyle. Trudno było powiedzieć, zwłaszcza, że obaj stali obok siebie. Byli tak samo potężnie zbudowani i tak samo tępi i okrutni. Snape wiedział, że ósmą i dziewiątą torturą będzie Cruciatus. Nie pomylił się.

***
Dumbledore nie spał. Czekał na swojego profesora. Severus poszedł bez słowa. Nawet nie powiedział, o której się wybiera. Nawet jemu. Albus rozumiał Mistrza Eliksirów. Snape nigdy nie był sentymentalny, więc z nikim się nie pożegnał, chociażby tak na wszelki wypadek. Dyrektor siedział w złoto-niebieskim szlafroku i popijał maleńkimi łykami kawę z dodatkiem rumu. Miał szczerą nadzieję, że Severusowi uda się i wrócić z niebezpiecznej wyprawy. A przy okazji żal mu było także Nymphadory Tonks.

***

* oczywiście jest to odpowiednik mugolskiego określenia „w czepku urodzony”
** (łac.) rozum prawdziwy
*** (łac.) taniec śmierci

Napisany przez: Kitiara 30.09.2005 12:20

Severus prawie nic nie widział. Był zamroczony z bólu. Avery potraktował go klątwa, która powodowała, że uszami , nosem i ustami leciała mu krew. Nie znał wcześniej tej klątwy i nie chciał jej znać. Wściekły Voldemort potraktował tym samym jego oprawcę, zaznaczając, że nie chce aby Snape wykrwawił mu się na śmierć. Marne to było pocieszenie, patrzeć jak Avery trzęsie się ze strachu, gapiąc się z niedowierzaniem na kałużę własnej krwi pod stopami. Nagini zasyczała wściekle, czując świeżą posokę i Lord musiał ją uspokoić.
Draco był zadowolony, że zażył znienawidzony eliksir. Inaczej by zwymiotował. Nie wykluczał też takiej możliwości w późniejszym terminie. Mimo spokoju i opanowania chciał, aby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Chciał wrócić, wypić eliksir na sen bez snów i położyć się do łóżka. Ja najszybciej. Lucjusz miał podobne myśli. On już był tak zaprawiony, że nie potrzebował „wspomagaczy”. Dlatego teraz było mu niedobrze. Jednak, jako weteran, trzymał się i był niemal szczęśliwy, że został Snape’owi ostatni uczestnik nietypowej zabawy. Glizdogon.
Piter patrzył z uciechą na mękę Snape’a. Od dziecka lubił przyglądać się jak Severus cierpi. Zawsze cieszył się, gdy James i Syriusz dokuczali temu mrocznemu dziwakowi. James i Syriusz - jego dawni przyjaciele. Poczuł ukłucie silnego żalu i tęsknotę za latami młodości, kiedy jeszcze nie zafascynował się poczuciem władzy jakie daje służba Złu, a jego jedynymi grzechami były nastoletnie wybryki. Potem wszystko się zmieniło. Dorósł i wstąpił w szeregi Śmierciożerców. Nigdy jednak nie był prawą ręką Voldemorta, tak jak Snape, który kiedyś grał pierwsze skrzypce zaraz po Czarnym Panu. Peter mu zazdrościł. Ale teraz to on był górą. To on pomógł odrodzić się Księciu Zła (Lord bardzo lubił sam tak o sobie mówić, bo bawiło go porównanie do biblijnego Szatana). On w nagrodę za swoje poświecenie otrzymał srebrną dłoń. On służył Panu na co dzień, gdy ten przebywał w domu Riddle’ów, tak jak teraz. On, a nie ten śmieszny, żałosny, nie lubiany Severus Snape. Zastanawiał się czym ma potraktować tego śmiecia. Chciał się przypodobać swemu Lordowi, ale był też zawiedziony, że Czarny Pan chce Snape’a żywego i na dodatek chce mu przydzielić jakieś ważne zadanie. Ale cóż. Pan każe, sługa musi, nieprawdaż? Niski, przygarbiony mężczyzna uśmiechnął się posępnie, zadowolony, że może potraktować Severusa jakimś obrzydliwym zaklęciem. Nagle jego uśmiech się rozjaśnił.
„Niedobrze” – pomyślał Lucjusz i to samo pomyślał jego syn, chociaż bez zbędnych emocji.
- Impotentatum - szepnął celując między nogi Severusa. Gdyby Snape nie był półprzytomny z bólu i zmęczenia zapewne by się zdziwił.
Lucjusz nie wiedział, czy ma się śmiać, czy raczej bać. Snape przeżył, był ledwo żywy, ale przeżył. Jak zdecyduje się zemścić na tym pokurczu za ohydną klątwę, może być bardzo źle w kręgu wzajemnej adoracji śmierciojadów. Draco w zamyśleniu podrapała się po brodzie.
„Czemu ja na to nie wpadłem?” – pomyślała z wyrachowanym zaciekawieniem. – "Pewnie dlatego, że to mój ulubiony nauczyciel".
Voldemort spojrzał na swego srebrnorękiego sługę ze zdziwieniem, a potem cicho zachichotał. To był makabryczny śmiech, a Severus naprawdę dziękował wszystkim bogom, że zażył eliksir Zimnej Krwi. Inaczej, z chwilą gdy poczuł chłód miedzy udami i zdał sobie sprawę, że ta ludzka kreatura dobrze rzuciła klątwę, udusiłby, a raczej spróbowałby udusić, Glizdogona.
- Och, mimo wszystkich tych strasznych cierpień, Severusie, czyż to nie ta ostatnia klątwa była najbardziej pomysłowa i upokarzająca? – Lord był rozbawiony, a Peter rozpływał się ze szczęścia, gdyż został doceniony.
- Sam nie może, to na innych się mści – zażartował bardzo cicho Avery, nachylając się do ucha Malfoya seniora. Zrobił to tak umiejętnie, że Voldemort nie zwrócił uwagi, a Lucjusz zakaszlał, żeby się nie roześmiać. Obaj Śmierciożercy wiedzieli, że klątwa jest czasowa, a poza tym można przyspieszyć jej pozbycie się specjalnymi eliksirami. Niemniej jednak Snape został impotentem na co najmniej trzy doby i na pewno go to nie cieszy. Każdy z tu obecnych poczułby się po prostu obrażony, a nie ukarany i tak zapewne czuł się Severus. To był prawdziwy chwyt poniżej pasa. I dosłownie i w przenośni. Lucjusz, który nie lubił Pettigrew, pomyślał mściwie, że teraz Snape, mając jakiś genialny plan (wiedział, że Snape nie jest szczery z Voldemortem) i pojawiając się w ich szeregach, może się „ładnie” odwdzięczyć szczurzastemu, jeżeli tylko mu się zachce. Teraz zapewne Mistrzowi Eliksirów kręciło się w głowie i chciało mu się bardzo spać. Lucjusz się nie mylił. Gdyby Severus wiedział czym jest mugolska wyżymaczka, pomyślałaby, że czuje się przepuszczony przez to urządzenie co najmniej trzykrotnie.
- Snape, jeszcze stoisz, chociaż chwiejnie – Lord uśmiechnął się krzywo. – Posłuchaj uważnie, bo nie lubię się powtarzać. Masz... trzy doby na dostarczenie mi planu zabezpieczeń Hogwartu i wysłaniu Dumbledore’a w jakąś podróż służbową. Coś wymyślisz.
Lucjusz miał wrażenie, że się przesłyszał. Razem z Gregorym Zabini popatrzyli na siebie, niedowierzając. Nikt poza Dumbledore’em nie znał „dokładnych” zabezpieczeń Hogwartu i marne szanse, by ktoś je poznał tak dobrze, jak stary Drops. Nie z nim takie numery. Voldemort musiał o tym wiedzieć.
- Panie... - wycharczał Snape i odkaszlnął. – Dumbledore nigdy nikogo nie zapozna z dokładnymi planami zabezpieczeń – starał się mówić pokornie. – Zdołam się dowiedzieć jak najwięcej. Na Veritaserum był nie liczył, ten stary szczwany lis na pewno jest przygotowany na takie okoliczność. Dla Albusa Dumbledore’a dobro dzieciaków to rzecz święta.
- Wiem, Snape. Nie jestem idiotą – prychnął Tom Marvolo Riddle. – Dowiesz się tyle ile zdołasz i dasz mi te plany. Po cholerę chcę żeby ten białowłosy dziadyga zniknął na kilka dni? To po pierwsze. Jest jeszcze drugi punkt programu. Tu nie powinieneś mieć żadnych problemów. Daj mi plan wszystkich dormitoriów zamieszkałych przez szlamy i ich nazwiska. Zrobimy sobie małą imprezę na terenie Hogwartu. Może w Wielkiej Sali.
Mimo eliksiru, Draco leciuteńko pobladł i z niezmąconym spokojem pomyślał: „przesrane”. Lucjusz poczuł jak jego serce zamienia się miejscami z wątroba, potem z żołądkiem, a potem ląduje gdzieś w okolicach tchawicy. Bardzo starał się po sobie nic nie okazać. Czasami maski były całkiem fajne i przydatne. Mistrz Eliksirów nie mógł tak pomyśleć - nie miał maski. Zamrugał niepewnie oczyma i wycharczał:
- Tak jest, Panie – miał nadzieję, że brzmi pewnie i dobitnie.
- Jeśli umiesz liczyć, spotykasz się ze mną we wtorek o północy z planami. A to, Snape, stary duchu, żebyś przypadkiem nie zapomniał o co cię prosiłem.
Cruciatus był silny, chociaż jak na Voldemorta niezbyt mocny. Zabolał bardziej niż pierwszy, ale Snape nie krzyknął, bo zemdlał. Lucjusz Malfoy dałby sobie uciąć wszystkie cztery kończyny i tę piątą , zakładając się, że omdlenie Severusa nie było spowodowane klątwą Czarnego Pana. Raczej zadaniem...

***
Harry znów się obudził. Tym razem ból był inny. Palący, niczym ogień, chwilami silniejszy, chwilami słabszy. Serce mu się skurczyło. Voldemort był zadowolony. Tak cholernie, nienawistnie radosny, że nie dał mu spać. Potter, po raz pierwszy z mocą i pewnością siebie, pomyślał, że chętnie rzuci w tego bydlaka Avadą.

***
- Czego chcesz, Parkinson?
Wszyscy się już aportowali, poza nim. Bartolomeus został i podszedł powoli do swego Pana.
- Panie... – skłonił się z czcią. – Córka ostatnio do mnie napisała ze szkoły...
- Tak? – głos Voldemorta zabrzmiał nieszczerą obojętnością.
- Draco Malfoy zerwał z nią dla Hermiony Granger. To szlama, z którą był przesłuchiwany. Ta, która twierdzi, że zgwałcił ją Weasley...
- Nie czytuję prasy... Ale wy... W końcu od czego mam moich poddanych – westchnął teatralnie. - Ech... Szkoda, że Weasley jest zbyt tchórzliwy, by przyłączyć się do mnie. Gwałciłby te swoje szlamy trochę częściej i bez narażenia na procesy, a tak... Słucham, mów dalej.
- Ponoć jest mu bardzo bliska. Nie wiem, czy to dobrze. Chłopak jest jeszcze młody. Ale szlama? – Parkinson nie mógł się pogodzić z tym, że jego córka została odrzucona przez tak znakomitą partię, jak Malfoy. I to przez kogo?
- Och, spokojnie – Lord niemal zamruczał. – Draco Malfoy będzie miał jeszcze okazję udowodnić, że wie, co dla niego dobre. Słyszałeś co planuję. Idź już, ale zanim się aportujesz... Crucio – zamknął oczy, zdjął zaklęcie i poczekał, aż Bartolomeus przestanie krzyczeć, a potem szlochać. – To tak dla przypomnienia, że mnie się nie oszukuje, Barty.
Nagini syknęła cicho, jakby chciała przytaknąć, a Voldemort usiadł w fotelu i pogłaskał gładki, żółty grzbiet gada.

******
- Wracaj do domu, ojcze – Draco trzymał lejącego mu się przez ręce, nieprzytomnego Severusa Snape’a. – Poradzę sobie.
- Ciekawe, jak go dotaszczysz do Zamku – Lucjusz wpatrywał się w syna. Obaj zdjęli okropne, anonimowe maski i schowali je w poły szat. Poświata księżyca, który miał za kilka dni osiągnąć pełnię, doskonale oświetlała twarze obu mężczyzn. Malfoy senior zamiast oczu widział lodowe, szare bryłki, które nic nie wyrażały.
- To tylko mila.
- mila, w zupełnej ciemności. A Severus jest teraz bezwładny, więc wydaje się dwa razy cięższy. Pomogę ci.
„No tak, eliksir ogranicza także strach” – pomyślał starszy z czarodziejów.
- No, bezwładny... W każdym tego słowa znaczeniu – zakpił Draco.
- Naprawdę, mam nadzieję synu, że to paskudztwo niedługo przestanie działać. Gdyby nie Eliksir Zimnej Krwi, dałbym ci po łbie za ten marny żart – Lucjusz poczuł się urażony i zniesmaczony. – Sprzedam ci małą niepisaną zasadę. Nigdy nie poniżaj w Kręgu Lojalności, tego kto jest karany i sprawdzany. Lord był może i zadowolony, ale On nigdy nie stanie w tym kręgu, Draco. Sprawiaj ból, bądź okrutny, bezlitosny jak dziś i bierz ten cholerny eliksir jeśli musisz, ale nie poniżaj.
- Rozumiem – chłodna odpowiedź i chłodne spojrzenie, ale Lucjusz wiedział, że jego syn – prawdziwy syn kryjący się za maską zupełnej obojętności – naprawdę zrozumiał. – Podziała jeszcze pół godziny. Potem powoli zacznie się ulatniać z mojego organizmu.
- Wtedy już będziemy prawie na miejscu.
Draco wolał już nie polemizować z ojcem, który wykazywał bardzo często bezwzględny upór. Obaj zaczęli lewitować ciałem nieprzytomnego Severusa.
- Nie zrozum mnie źle, ojcze. Ale to miłe – mieć poczucie władzy nad własnymi emocjami, nad sytuacją. Nie czuć żalu i wyrzutów sumienia... – Draco skrzywił się na myśl, że za godzinę, gdy działanie Eliksiru Zimnej Krwi już całkiem minie, będzie w pełni sobą i będzie musiał skonfrontować się z tym co zrobił.
- Doskonale wiem o czym mówisz, synu, naprawdę...
- Peter Pettigrew zawsze był taki złośliwy? – młodzieniec szybko zboczył z nieprzyjemnego tematu.
Lucjusz z namysłem zmienił kierunek ruchu korpusu Mistrza Eliksirów, omijając dwie zrośnięte wierzby. Wstrząs mózgu nie był tym, czego potrzebował teraz jego stary przyjaciel.
- Kiedy on, ojciec Pottera , Syriusz Black - twój wuj, Remus Lupin i Severus zaczynali edukację, ja już rozpoczynałem czwarty rok nauki. Powinienem być na roku trzecim, ale zostałem wcześniej przyjęty. Raz na jakiś czas, jakiś dzieciak, wstępuje w szeregi szkoły dla czarodziejów rok wcześniej, bądź rok później, chociaż opóźnienia spowodowane są czynnikami zewnętrznymi – na przykład chorowitością, czy czymś takim. Co powoduje, że adeptem zostaje się wcześniej – tego nie wiem, faktem jest, że gdy oni zaczynali edukację, ja rozpoczynałem czwarty rok nauki...
Draco słuchał z zainteresowaniem i nie przerywał. Ojciec rzadko kiedy coś opowiadał, a już na pewno nie o latach młodości.
- James Potter i Syriusz Black stali się szybko bardzo popularni i lubiani. Lupin i Pettigrew zaprzyjaźnili się z nimi, chociaż Peter pozostawał nieco w ich cieniu. Remus był spokojny, stonowany, a Pettigrew niemal modlił się do Pottera i Blacka, zwłaszcza do Pottera, który mu imponował jako świetny Ścigający. Severus Snape był natomiast odludkiem. Nie lubianym, niepopularnym outsiderem, którego fascynowały najmroczniejsze tajniki magii. Gdy był na trzecim roku, znał chyba więcej przekleństw niż ja w tamtym czasie, a to o czymś świadczy, nieprawdaż? – Lucjusz odchrząknął, a jego syn skinął lekko głową.
- Black i Potter przyjęli sobie za punkt honoru dręczyć Snape’a. Z jednej strony Severus nienawidził Jamesa za jego popularność i nie przepuścił okazji, żeby go przekląć, z drugiej Potter robił to samo. Poza tym Syriusz i James mieli... nieładny zwyczaj dokuczać Severusowi, że się taż wyrażę, zbiorowo. Lupin nigdy temu nie przyklaskiwał, chociaż nie zrobił nic żeby ich powstrzymać. Faktem jest, że był wybrykami kolegów nieco hmm... zażenowany. Ale Pettigrew, o, to ci był dopiero ciekawy przypadek... Możnaby powiedzieć, że na swój sposób lubiłem patrzeć na te popisy, a raczej w chory sposób fascynowało mnie obserwowanie zachowań Petera. Synu, wierz mi lub nie, ale on dosłownie kwiczał z uciechy. Im żart był bardziej prymitywny, im bardziej postępowanie tych dwóch było nie fair, tym bardziej Pettigrew się cieszył. Prawie sikał po nogach, gdy Potter popisywał się porzucaniem i łapaniem znicza. To było ze wszech miar żenujące. Kiedyś zapytałem Lupina, dlaczego nie zwróci swojemu koledze uwagi, że ten zachowuje się jak ostatni debil, ale spojrzał na mnie tylko wymownie i odszedł. Najpierw myślałem, że potraktował mnie z góry. Gdy już wydoroślałem, doszedłem do wniosku, że wzrok Remusa wyrażał wtedy zwykłą rezygnację, tak jakby mi chciał powiedzieć to i tak nic nie da, Malfoy. No i oczywiście, jak by nie było, przyjaźnili się. Powiem ci synu szczerze, czułem już w szkole, że Peter pod tą pokrętna adoracją Pottera skrywa rosnącą zawiść i nienawiść. On nic ciekawego sobą nie reprezentował, był całkowicie bezbarwny i bez przyjaciół byłby niczym. Byle jakim, szarym uczniakiem. I powiem ci jeszcze jedno... O wiele lepsza była jawna nienawiść Severusa, której nigdy wobec Jamesa nie ukrywał, i która rosła z każdym rokiem bardziej, zgadnij dlaczego... – tu uśmiechnął się ironicznie – ...niż to, co reprezentował Pettigrew. To on został Strażnikiem Tajemnicy Potterów, Draco. I on ich zdradził Czarnemu Panu. Dowiedziałem się o tym dopiero niedawno. Wrobił Syriusza Blacka w Azkaban, a sam zamienił się w szczura i ukrywał się, czekając na dogodny moment, by przysłużyć się Czarnemu Panu.
Gdyby nie eliksir hamujący emocje, Draco byłby wstrząśnięty, ale i tak był poruszony i zaskoczony.
- To ci dopiero nowina. Z całym szacunkiem, jak można zdradzić najlepszego przyjaciela? – Ślizgoni cenią sobie lojalność ponad wszystko, więc młodemu Malfoyowi nie mieściło się to pod przysłowiowym sufitem
- Przyjaciół, Draco... James i Lilien byli jego przyjaciółmi i powierzyli mu swój sekret. Syriusz Black był jego przyjacielem i gnił tyle lat w Azkabanie, bo Peter go wrobił, nie tylko w służbę Lordowi, ale w zdradę Potterów. Okrutne, ale prawdziwe.
- Teraz jest w końcu kimś – podsumował z zimną ironią młodzieniec.
- O tak, teraz coś znaczy, cokolwiek by to nie było...
Resztę drogi ojciec i syn przebyli w milczeniu, skupiając się na wprawnym lewitowaniu bezwładnego Mistrza Eliksirów.

***
Gdy Draco Malfoy był już w Zamku i pożegnał się z ojcem, czuł się wyczerpany. Głowa go bolała i powoli ogarniało go zanurzenie. Wiedział, że to skutek Eliksiru Zimnej Krwi, który przestawał działać i pozwalał młodzieńcowi odzyskać kontrolę nad sobą. Chłopak spojrzał na nauczyciela, który spoczywał teraz na posadzce w wielkim holu. Wcześniej Lucjusz nie chciał, aby Mistrz Eliksirów zbyt szybko powrócił do świadomości i zaczął rozpamiętywać zadanie, które dostał o Voldemorta, ale teraz Draco postanowił spróbować go ocucić.
- Enervate – wyszeptał cicho i profesor Snape powoli otworzy oczy.
- Draco? – spytał niepewnie Severus, czując jak do ciała wraca ból wszystkich uzyskanych klątw i wyglądał tak, jakby nie wiedział gdzie się znajduje i co się z nim dzieje. Rozejrzał się nieprzytomnie i otrząsnął się. Na chwilę mrużył oczy, po czym je otworzył i wstał z posadzki. Zrobił to zbyt szybko i lekko mu się zakręciło w głowie, zatoczył się i uczeń przytrzymał go, żeby nie upadł.
- Dziękuję, Draco – powiedział niewyraźnie Mistrz Eliksirów. – Chyba pójdę do siebie...
- Pójdziemy do skrzydła szpitalnego, panie profesorze. Nalegam – stanowczo oznajmił Malfoy. – Jest pan zbyt poturbowany, żeby nie dać się przebadać nadgorliwej pani Poppy.
- Najpierw muszę zameldować dyrektorowi, co zaszło...
- Ja mu wszystko powiem, przecież tam byłe. Proszę się nie martwić. Jutro pan porozmawia z Albusem Dumbledore’em. Powiem mu tylko to, co powinien wiedzieć. Przepraszam, ze pana tak paskudnie potraktowałem – zarumienił się i spuścił wzrok. Zaczynał być sobą. Zaczynał rozważać wszystko co się stało, wszystko co powiedział Voldemort. Zaczynał bać się o szkołę i o Hermionę. Nie miał pojęcia, co się teraz stanie i wolał o tym nie myśleć.
- Zrobił pan to, żeby móc porządniej szpiegować dla dyrektora, prawda? – Draco prowadził powoli Mistrza Eliksirów do ambulatorium. Czarnowłosy mężczyzna skinął głową.
- Myślałem, że każe mi przyprowadzić Pottera, a ja coś wymyślę. Jego żądanie... To znaczy liczyłem się z tym, ze to może być coś tak niedorzecznego, miałem jednak i nadzieję i prawie pewność, że skoro Potter dał się mu tak we znaki, to jednak... Nieważne. Strasznie chce mi się pić. Boże, co ja zrobiłem.
- Panie profesorze. Proszę się nie obwiniać. Cieszę się, ze pan przeżył.
- Wolałbym zginać, niż dostać takie zadanie.
- Wierzę w pana. Wiem, że pan coś wymyśli – desperacja jaka czaiła się w głosie młodzieńca, była aż nadto słyszalna.
- Spróbuję, Draco. I nie bój się, osobiście dopilnuję, żeby Hermionie nic się nie stało.
Młody arystokrata jedynie pokiwał głową, a w gardle straszliwie mu zaschło, co znaczyło, że Eliksir Zimnej Krwi już zupełnie przestał działać.

******
Albus Dumbledore wiedział, że Severus Snape wyszedł cało z opresji. Nie podejrzewał, nie przypuszczał, ale wiedział. Gdy poczuł, że pod jego chimerą stoki ktoś, kto chciałby wejść do środka, ale nie zna hasła, wyszedł ze swojego gabinetu i poszedł po ową osobą. Obstawiał Dracona Malfoya.

*
Po wymówieniu kilkunastu „głupawych haseł na miarę Dumbledore’a”, Draco po prostu się wściekł.
- Czy nie możesz mnie po prostu wpuścić, głupi przerośnięty sępie?! No, no co może być hasłem?! Jeszcze o ósmej były muchożyczki, tak jak wczoraj! Co ile czasu ten pokręcony staruszek zmienia hasło?! Głupie ptaszysko! – Malfoy patrzył morderczym wzrokiem na chimerę, która nie zamierzała się ruszyć. – Oby cię łuski pokryły i byś sczezła pokrako. Będę tak stal aż mnie wpuścisz... Mam ważne wiadomości dla dyrektora! – tym razem Draco wpatrywał się głupiego, przerośniętego sępa hipnotycznie i starł się być przekonujący, ale kamienna strażniczka ani drgnęła. – Jesteś gorsza od przesiąkniętego różem, przesłodzonego, durnego pufka w kropki, który nawet nie istnieje – młodzieniec nigdy pufka w kropki nie widział, ani nie słyszał o istnieniu takowych. Chimera miała klasę i wyglądała groźnie, więc to, co powiedział, wydało mu się odpowiednio mocnym znieważeniem mrocznego strażnika. Chimera odskoczyła, a Draco zobaczył schody i zbliżającego się Albusa.
- Eee... Otworzył pan?
- Och nie, drogi chłopcze, dopiero dochodzę do przejścia. Jak ci się udało zgadnąć hasło?
- Chyba pan nie chce powiedzieć, że hasło to pufek w kropki? – chłopak miał straszne przeczucie, że to jednak jest to.
„Nie powiem tego po raz drugi” – pomyślał, mając na uwadze codzienne lekcje Oklumencji.
- Och tak! Zapraszam do siebie – starszy czarodziej nagle spoważniał. – Jak mniemam masz wieści na temat Severusa Snape’a... Powiedz, czy Poppy się nim już zajęła?
- Tak, panie dyrektorze – nie było sensu się dziwić tym, że Dumbledore wie o miejscu pobytu Mistrza Eliksirów Tak samo jak nie miało żadnego znaczenia rozpatrywanie jak taki stateczny, poważny i potężny czarodziej może wymyślać dziwaczne, śmieszne a nawet głupie hasła. Próbować rozgryźć dyrektora Hogwartu, to jak prosić się o ból głowy. Dlatego Draco po prostu odrzekł:
- Tak. Dała mu eliksir przeciwbólowy i wzmacniający, i położyła go do łóżka. Chciał iść do siebie, ale go nie puściła i wlała w niego fiolkę bezsennego.
- To bardzo dobrze.

*
- On chce plany zabezpieczeń Hogwartu – Draco popijał cudowną herbatę z prawdziwym marynarskim rumem i wpatrywał się w Dumbledore’a, zastanawiając się, jak staruszek zareaguje. Ku jego zdziwieniu, dyrektor jedynie skinął głową, zupełnie jakby się spodziewał takiej wiadomości, i nieco posmutniał.
- Mistrz Eliksirów miał nadzieję, że on... Voldem... przepraszam, jakoś nie potrafię wymówić jego imienia. Nie po tym co dziś się działo... – Malfoy zarumienił się i spuścił wzrok.
- Nie szkodzi, Draco. Mów.
- Że On zechce, aby profesor wydał mu Harry’ego Pottera. Profesor Snape zasugerowała mi, że wtedy wiedziałby jak postąpić. Pewnie miał jakiś plan, a tak... Panie dyrektorze, On chce także plan do dormitoriów wszystkich uczniów mugolskiego pochodzenia. Chyba chce ich torturować...
Albus Dumbledore znowu się nie zdziwił, jedynie sprawiał wrażenie bardziej zasmuconego niż przed chwilą. Draco zaczął się zastanawiać, czy stary czarodziej kiedykolwiek czuł przed czymkolwiek strach. Krążyła plotka, że jest tak potężny iż sam Czarny Pan się go obawia, ale nigdy nie słyszał, żeby to Dumbledore czuł przed czymkolwiek obawę. Zanim zastanowił się i ugryzł się w język, dał się ponieść ciekawości i zapytał:
- Panie dyrektorze, czy pan się boi? Nie pytam czy pan jest przerażony, tak jak na przykład ja... Pytam się, czy pan się boi i czy kiedykolwiek pan czuł przed czymś strach...
„Chyba nie jestem oślizgłym gumochłonem i zachowałem chociaż taktowy ton... mam nadzieję” - pomyślał i już gotów był przepraszać, ale zauważył, że Dumbledore patrzy na niego nad wyraz życzliwie.
- Oczywiście, Draco. Tylko głupiec się nie boi. Nie można jednak dać się strachowi omamić i otumanić, dać mu przejąć nad sobą kontrolę. Trzeba go oswoić, tak aby jedynie tlił się na dnie duszy i o sobie przypominał. Trzeba go ujarzmić, przytrzymać z kark i pamiętać, żeby nigdy, przenigdy nie lekceważyć przeciwnika. Cały czas się boję. O to, czy powiedzie się kolejna misja Zakonu. O was - uczniów. Staram się wiec żebyście byli bezpieczni. Strach musi być motorem do działania. Nie może paraliżować. Ale to, że nie widać po mnie strachu, nie oznacza, że się nie boję, Draco.
- Chyba rozumiem...
- Nie gniewam się, że o to spytałeś – Draco, po raz nie wiadomo który, miał wrażenie, że profesor czyta w jego myślach. Powstrzymał cisnące mu się na usta słowa „skąd pan wie, co chciałem powiedzieć” i cicho podziękował.
- To pytanie świadczy o twojej inteligencji, a nawet mądrości, chłopcze. Nie denerwuj się i nie martw się na zapas. Jeszcze nie jestem taki stary, żeby czegoś nie wymyślić. Masz – Dumbledore stuknął w stół różdżką i pojawiła się w tym miejscu mała fiolka z Eliksirem na sen bez snów. – Idź do siebie i wypij. Hermiona pewnie już zasnęła, albo obgryza paznokcie z niepokoju. Musisz być silny, chociażby dla niej. Dasz radę.
- Ja... – Draco otworzył na chwilę usta ze zdziwienia, ale szybko się otrząsnął. To, co wiedział Dumbledore było niemal zatrważające, ale i pełne pociechy. Nie wyglądał też na załamanego wiadomościami, które otrzymał od Ślizgona; raczej na kogoś, kto jest zdeterminowany zrobić coś konkretnego. Draco wołał nie wiedzieć co. – Dobranoc, panie dyrektorze i dziękuję za wszystko.
- Dobranoc, Draco. Śpij dobrze.
Gdy młody człowiek wyszedł, Albus usiadł i w zamyśleniu złączył czubki palców obu dłoni. To, co chciał zrobić było niebezpieczne, ale jeżeli zrobi to z kimś, kto znał się na rzeczy... wtedy są duże szanse powodzenia.

******
Hermiona rzeczywiście zasnęła, ale jej sen był tak płytki i niespokojny, że obudziła się zanim jeszcze Draco dotknął jej ramienia.
- Miona, idź lepiej do siebie, skarbie – powiedział cicho.
- Wyrzucasz mnie? Czekałam na ciebie, bo się martwię, a ty teraz mnie wyrzucasz na zimny korytarz. Nieładnie.
- Przecież wiesz, że to nie tak.
- Wiem tylko, że jestem zimna suką – wstała i sięgnęła po szatę.
- Hermiona... – wyglądał jak zbity pis. – Ja, przepraszam. Wiesz, że... że ja tak nie myślę, że byłem zły. Przepraszam.
- Wiem. Ale to nie sprawia, że mniej zabolało – teraz jej głos był nieco miększy.
- Czuję się strasznie. Najpierw cię obraziłem, a potem wypiłem to świństwo i torturowałem Snape’a. Mam ochotę się położyć i umrzeć.
Gryfonka wpatrywała się przez chwilę oniemiała w swojego rozmówcę.
- Ale jak to? – poczuła skurcz żołądka. – Ale... co mu jest?
- Jest w skrzydle szpitalnym. Hermiono, ja nie chciałem... Wiesz, to był tak zwany Krąg Lojalności. Do dzisiaj jeszcze nie wiedziałem co to takiego. Teraz już wiem. Kolejny sposób znęcania się nad innymi i upodlenia swoich poddanych. On nas upadla, wiesz? Każe nam torturować swoich przyjaciół i współwyznawców Jego chorej religii w imię lojalności i ukarania niesubordynacji... Mistrz Eliksirów został ponownie przyjęty w Jego szeregi. Będzie mógł lepiej szpiegować i efektywniej zginąć z ręki czerwonookiego świra. Alleluja! – roześmiał się niewesołym, trochę przerażającym śmiechem.
- Przestań – wyszeptała Hermiona. – Przestań się tak śmiać.
Ale Draco śmiał się coraz głośniej. Nagle wszystko wydało mu się tak surrealistyczne i niedorzeczne, że aż zabawne. Okropnie zabawne. Smutnie zabawne.
Hermiona już nie prosiła go żeby przestał. Obserwowała jak śmiech powoli przeradza się w urywane łkanie. W końcu Ślizgon upadł na podłogę i zwinął się jak embrion, zaciskając dłonie na głowie. Płakał całkowicie bezgłośnie. Trząsł się od urywanego, suchego szlochu i panna Granger nie wiedziała, co ma zrobić. Czy naprawdę potrzebował jej obecności? Wydawało się, że tak. Ale czy ona była tak silna, żeby z nim zostać. Po raz pierwszy zaczęła na poważnie zastanawiać się, czy powinni być razem. Czy wytrzyma psychicznie z człowiekiem, który cały czas jest narażony na takie przygody jak dzisiejsza. Wyobraziła sobie takie napady w przyszłości i ogarnęło ją ogromne zwątpienie. I ona – czy on zdoła być z nią cały czas? Przecież potrzebował fizycznej bliskości drugiego człowieka bardziej niż ktokolwiek kogo znała. Wiedziała o tym, a nie mogła mu tego dać. Nie w pełni.
- Boże, co ja robię – usłyszała nagle cichy głos i zdała sobie sprawę, że zaciska powieki i gryzie dolną wargę prawie do krwi. Otworzyła oczy i nieprzytomnie popatrzyła na Dracona. Podszedł do niej, usiadł obok na łóżku i ją objął.
- Dumbledore powiedział, że powinienem być silny także dla ciebie, a ja użalam się nad sobą i histeryzuję.
- Jesteś tylko człowiekiem – słyszała własny, wyprany z emocji głos.
„Gówno prawda. Potrzebuję twojej siły i wsparcia. Mimo, że jestem silna. Jestem kobietą.”
Ze wszech miar egoistyczna myśl. Wiedziała o tym. Draco – tak samo jak ona – miał prawo do chwili słabości. A co osłabiło ją, jej współczucie i być może miłość? Kłótnia? To, że odkryła fakt, który znała od dawna? Że Draco Malfoy potrafi ranić? I to, że jest tylko człowiekiem, który ma swoje potrzeby i jej to wykrzyczał? Miał prawo się wściec, a teraz miał prawo pozwolić sobie na krótkotrwałe złamanie nerwowe. Prawda? Ale ona też miała prawo poczuć się skrzywdzona, miała prawo żądać opieki od swojego mężczyzny. Nie zmuszała go, żeby ja kochał. Poczuła, że delikatnie gładzi ją po karku i przytuliła policzek do jego ramienia. Uderzyła ją świadomość, jak bardzo go kocha.
- Jesteś tylko człowiekiem – tym razem wierzyła w to co mówi. – Nie możesz od siebie oczekiwać, że zawsze będziesz opanowany, silny. Masz uczucia.
- Hermiona, ja wybrałem swój los. Wiedziałem, że tak to będzie wyglądać i nie powinienem z siebie teraz robić męczennika. Ty nie wybrałaś sobie tego, co cię spotkało w Ministerstwie. – Po raz pierwszy nie wzdrygnęła się z obrzydzeniem na wspomnienie gwałtu. Zacisnęła jedynie powieki. - Wiesz, jak się czuję, gdy pomyślę o tym, co ci powiedziałem i w jaki sposób to zrobiłem? Nie powiem, bo zacznę przeklinać.
- Nie musisz. Ja ci coś na ten temat powiem. Jesteś obleśnym, zgniłym gumochłonem, Malfoy – jej oczy lśniły smutkiem, ale i delikatną drwiną. - Lepiej ci?
Poczuł jak ogarnia go wewnętrzne ciepło. Próbowała go trochę rozbawić, sprawić, żeby poczuł się lepiej. Naprawdę lepiej. Po raz chyba tysięczny pomyślał, że przez ogromy okres czasu wyzywał i poniżał dziewczynę, która nie tylko była inteligentnym, chłonącym wiedzę w zastraszającym tempie molem książkowym, ale także wartościową, mądrą i pełną ludzkich uczuć istotą.
- Tylko troszeczkę, Granger. Pokaż na co cię stać.
- Sklątka tylnowybuchowa bez odwłoka – bardzo szybko „pokazała na co ja stać” Gryfonka.
- Mój stan psychiczny minimalnie się poprawia. Kontynuuj, waćpanno.
- Jesteś tak odpychający, jak pleśń przykrywająca zgniłe odchody górskiego trolla, jesteś bezmózgim troglodytą, płazem bez inteligencji, ropuchą rogatą w stanie degradacji i czym tylko jeszcze chcesz.
Draco się uśmiechnął.
- Mówiłem ci, że cię kocham?
- Nie, durny glonojadzie, a twoje komplementy są warte tyle, co odchody pufka.
Malfoy uśmiechnął się jeszcze szerzej i mocno pocałował Hermionę w policzek.
- No, to mówię ci teraz, że cię kocham.
- Ale ja ciebie nie – zrobiła nadąsaną minę, a jej wzrok był lekko rozżalony.
Draco spoważniał.
- Kocham cię bardzo mocno i nigdy więcej tak się do ciebie nie odezwę, Herm. To co ci powiedziałem i to... to porównanie było okropne. Naprawdę przepraszam.
- Wiem. Przeprosiny przyjęte. Nie wiem dlaczego, ale kocham cię nadal – pocałowała go delikatnie w usta. – Kocham bardzo mocno. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym się z tobą kochać, Draco... Przepraszam, że nie potrafiłam się do końca przełamać. Kiedyś mi się na pewno uda – bardzo nie chciała się rozpłakać, ale lekko siąpnęła nosem.
- Tylko się nie rozklejaj, proszę. Już jedno z nas to dziś robiło.
- Mam ochotę się rozkleić, Draco, chociaż bardzo próbuję tego nie robić. Kocham cię i nie mogę ci tego w pełni okazać, Mistrz Eliksirów leży poturbowany w skrzydle szpitalnym, jutro pewnie dostanę jakieś durne pisma z Ministerstwa i będą chcieli mi dać Veritaserum, przesłuchiwać mnie i tak dalej. Tam mnie Dumbledore już nie obroni przed dziennikarzami... Wiem, sama chciałam. Nie mogę już ego ukrywać. Ale to przykre, gdy wszyscy gapią się na ciebie i cię obgadują.
- Nie puszczę cię samej na żadne przesłuchanie i do Ministerstwa. Ja też przy tym byłem i jeżeli będziesz musiała się spowiadać, to w moim towarzystwie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wiem, że to slogan, ale będzie okey. Nie pozwolę zadawać ci upokarzających pytań. Dumbledore też na to nie pozwoli, bo też na pewno pójdzie z nami. Zobaczysz – przytulił ją i mocno pogłaskał po plecach.
Poczuł zimny dreszcz niepokoju, myśląc o żądaniu Voldemorta, ale czuł się też uspokojony tym, co mu powiedział Dumbledore.
- Dziękuję. Mogę zostać, prawda? – odchyliła się i patrzyła na niego pytająco.
- Oczywiście, że tak – to było trudne, ale nie potrafił jej powiedzieć, że ma wrócić. Nie wtedy, gdy tak patrzyła.
- Powinni ci postawić pomnik za cierpliwość, Malfoy.
- Może mi kiedyś postawią, Granger.
- Wiesz, że jestem ci bardzo wdzięczna? I że bardzo ci ufam?
- A ty wiesz, że ja nie do końca ufam sobie?
- Szkoda. Moglibyśmy znowu spróbo...
- Nawet nie wiesz jaka jesteś uparta. No, może wiesz.
- Wiem. Przepraszam za mój upór. Próbuję cię złamać, ale jesteś zbyt cnotliwy.
- Wszyscy Malfoyowie tacy są... oddam się dopiero po ślubie.
Hermiona roześmiała się i cmoknęła go w ucho.
- Przestań, jeszcze ci uwierzę, Draco.
- Powinnaś.
- Jedyne co powinnam, to zostać z tobą.
Nie odpowiedział, tylko pogłaskał ją po policzku.
- W takim razie się kładź. Ja musze wziąć prysznic. Czuję się brudny po tym... wszystkim.
Skinęła głową ze zrozumieniem.
- Śpij już, kochanie, dobrze? Musisz się wyspać.
- Dobrze, Draco. Obiecaj, że napijesz się Eliksiru na sen bez snów, nawet gdybyś miał iść po niego do pani Pomfrey.
- Nie muszę, Dumbledore kazał mi zrobić to samo – Draco wyciągnął z szaty buteleczkę i postawił ją przy łóżku.
- Teraz mogę spokojnie zasnąć – uśmiechnęła się do niego.
- Kocham cię – pocałował ją w czoło i poszedł powoli do łazienki. Czuł się strasznie brudny.

***
******

Napisany przez: Tomak 30.09.2005 15:06

Super odcinek. Akcja się rozkęca coraz bardziej. niemoge sie doczekac nastepnych kawałków mam nadzieje ze ukaze sie troche szybciej niz ten. A jak nie to trudno jakos poczekam

Napisany przez: Kitiara 02.10.2005 13:00

Hmm...
Odechciewa mi się wklejać kolejne części, kiedy widzę tak "ogromy" odzew po moim naprawdę imponująco długim odcinku. Naprawdę - brak komentarzy nie zachęca do poświęcania się. Nie mówię o powalajacych ilościach, ale chociaż trzy sensowne mogłyby się znaleźć.
Dziękuję.

Napisany przez: Tomak 02.10.2005 13:28

Halo niech ktos przeczyta i skomentuje zeby byly dalsze party!!!!

@Kitiara
Wklejisz dzisiaj dalszą część ?? Pliska wklej. Przez nastepny tydzien niebede miał dostepu do kompa. Wklej jeszcez dzisiaj.

Napisany przez: Potti 02.10.2005 18:37

hm. od jakiegoś czasu parring Draco & Herm, który lubiłam, przestał mnie kręcić. w ogóle czytanie ficków, w ogromie tego co się ostatnio u mnie dzieje- wydaje mi się trochę... nudne. ale tutaj, kiedy widzę kolejną część, jakoś wracam. bo lubię. wcześniej się nie odzywałam, bo ciągle mi się myli, że ''Być szlachetnym'' jest na Kwiecie Lotosu. ale teraz wracam (:

cieszę się, że zaczęło się- oprócz przeżyć emocjonalnych bohaterów- dziać coś konkretnego. w poprzednich odcinkach wyznanie Hermiony, które popchnęło lawinę, teraz zadanie Voldemorta (btw- mam pytanie, czytałaś już Księcia Półkrwi?).

i na koniec- nie będę wypominać literówek etc., bo to nie ma sensu. tylko jedna nieścisłość. Lucjusz przecież nie chodził do szkoły z Jamesem, Syriuszem, Peterem, Lupinem i Snapem. był starszy. chociaż rozumiem, że wygodnie było zrobić to celowo, a to w końcu fan fick, zbytnio mi to więc nie przeszkadza :}

czekam na dalszą część
i przy okazji- czy na Mirriel jest już coś więcej? =)

Pozdrawiam!

Napisany przez: Kitiara 03.10.2005 14:14

Potti, nie czytałam szóstki, dopiero kilka pierwszych rozdziałów dla smaku, żeby szybciej skńczyć szlachetnego i grr.... - nie lubię jak mi ktoś opowiada... : )
Mam taki zakład sama ze sobę, że mogę szóstke przeczytać, jak skończę to pisać.
Zdaje mi się, że Malfoy chodził do Hogwartu, a od Snape'a jest bodaj trzy lata starszy, jakoś to wyliczyłam tongue.gif . Jeżeli na ten temat jest w HP6, to nic o tym nie wiem.
Para Herm i Draco jest moją ulubioną, bo są tak cholernie różni i ciekawi, że gdyby Rowling nie pisała schematycznie, to na pewno w siódmej części zrobiłaby z nich ciekawą i burzliwa parę. Joaśka, jak dla mnie, pisze pod schemat (przynajmniej jeśli chodzi o niektórych bohaterów), co mi nie przeszkadza lubić jej książki. Pisze, mimo wszystko, fantastycznie.
Pozdrawiam ; )

Tomak, Skarbie, wczoraj nie było mnie już w domu, jak wklejałeś swego posta i nie miałam okazji go przeczytać - wyszłam do pracy a pracuję do 22 i wracam o 23 ; (
Wklejam teraz...


Niedziela, 25 listopada, 1996

Harry dziobał swoją zapiekankę z szynką i raz po raz rzucał bardzo nerwowe spojrzenia w kierunku stołu nauczycielskiego. Snape’a nie było. Rzadko spóźniał się na posiłki, a teraz minął już kwadrans od początku śniadania. Gryfon nie był co prawda przerażony, dlatego, że dyrektor wyglądał na spokojnego. Kto jak kto, ale Dumbledore wiedziałby o zgonie Mistrza Eliksirów i na pewno nie wyglądałby wtedy tak jak w tej chwili. Albus miał skupioną minę człowieka, który rozważa w zamyśleniu jakiś problem – kalkuluje i wylicza w myślach za i przeciw. W momencie, gdy Harry ze zdenerwowania opuścił widelec, niebieskie oczy starego czarodzieja spoczęły na nim, przekazując mu część swojego spokoju.
„Czy on zawsze musi być tak cholernie opanowany? Niechby chociaż raz pokazał jakieś emocje!” – spokój, który na niego spłynął pomieszał się z irytacją. Potterowi przypomniał się od razu jego napad szału w pokoju dyrektora pod sam koniec piątego roku nauki. Sędziwy mag pozostał niewzruszony, podczas gdy Chłopiec, Który Powoli Dorabiał Się Psychozy Maniakalno-Depresyjnej demolował mu miejsce pracy. Teraz jego współpracownik z Zakonu prawdopodobnie dogorywał, albo lizał rany w szpitalu Św. Mungo, albo był torturowany przez tego czerwonookiego szatana zadręczającego uczciwych czarodziei, a on marszczył brwi i się głęboko nad czymś zastanawiał. Och, co Harry dałby za to, żeby mieć tak stalowe nerwy jak siwowłosy profesor.
Hermiona podniosła jego widelec i rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie.
- Miałeś koszmary? – spytała z troską, a on pokręcił przecząco głową.
- Harry, będziesz kończył tą zapiekankę? Bo niepotrzebnie stygnie na twoim talerzu – Ron wpatrywał się w przyjaciela i postukiwał swoim widelcem w jego talerz.
- Och, weź ją Ron – Potter uśmiechnął się, raczej z roztargnieniem, i przełożył prawie nietkniętą za to mocno podziobaną zapiekankę na talerz wiecznie głodnego rudzielca.
- Dzięki, Harry. Co z tobą? Lubisz je przecież.
- Nie mam apetytu stary, na serio – uśmiech zielonookiego stał się jeszcze bardziej roztargniony.
- Ale coś jeść musisz – Hermiona nałożyła przyjacielowi kawałek orzechowego ciasta. – Jest bardzo dobre, naprawdę Harry.
- Dzięki... mamusiu
Hermiona zarumieniła się lekko i popukała się w czoło łyżeczką od herbaty, a Ron cichutko zachichotał, za co został zavadowany spojrzeniem jej orzechowych oczu.
Harry zaczął przyglądać się innym nauczycielom, skupiając się na Lupinie, Minerwie i Tonks, którzy należeli do Zakonu Feniksa. Remus łypał niepewnie to na krzesło Snape’a to na dyrektora – widocznie miał ten sam dylemat co Harry. Minerwa w niesamowitym skupieniu mieszała herbatę, co jakiś czas stukając w szklankę łyżeczką – raczej nerwowo – albo skubiąc biały ser na swoim talerzu. Najbardziej intrygujący obiekt stanowiła jednakże Tonks. Potter jadł powoli ciasto, które nałożyła mu Hermiona i które rzeczywiście smakowało wyśmienicie, i wpatrywał się z zaciekawieniem w najmłodszą członkinię ciała pedagogicznego Hogwartu. Nymphadora chwilami bladła i patrzyła na swój talerz z wyrazem trwogi na twarzy, aby za parę sekund radośnie się uśmiechać, a wtedy jej policzki rozkwitały uroczym rumieńcem. Wydawała się roztargniona, nawet bardzo roztargniona. W ciągu dwóch minut obserwacji Harry widział dwa upadki łyżeczki Tonks i trzy fikołki jej widelca. Miał momentami wrażenie, że młoda czarownica się za chwilę rozpłacze, a momentami był niemal pewien, że Nymphadora zatańczy z radości kankana na stole. Było widoczne, że przeżywa wewnętrzny konflikt sprzecznych emocji. Zielonookiemu wydawało się, że Tonks bardzo się męczy własnymi przeżyciami.
„Nigdy nie zrozumiem kobiet” – pomyślał, całkowicie nie wiedząc, co ma sądzić o uroczo roztrzepanej pani profesor.
A owa kobieta, niezrozumiała dla Chłopca, Który Wszystko Chciałby Wiedzieć I We Wszystkim Brać Udział, nie potrafiła pojąć samej siebie i tego co czuła. A skala jej uczuć, emocji i wrażeń była ogromna. Radość i ulga, że Severus jednak żyje i wyjdzie z tego cały (Dumbledore znalazł ją pod drzwiami kwatery Mistrza Eliksirów i powiedział jej, co dzieje się z obiektem jej uczuć) omal jej nie uskrzydliły. Ale zaraz po nich pojawiły się niepokój, zażenowanie, a chwilami nawet skrajna rozpacz. Powiedziała mu, co do niego czuje i teraz bała się reakcji mężczyzny. Severus był skomplikowanym przypadkiem. Tym sarkastycznego samotnika, nie liczącego się z niczyimi uczuciami. Tonks mogła się po nim spodziewać wszystkiego od pogardliwej ignorancji własnej osoby aż do złośliwych, upokarzających uwag brutalnie depczących jej kobiecą godność. Mogła spodziewać się... Merlin jeden wie czego. A zapewne nawet Merlin nie byłby w stanie tego przewidzieć. Bardzo głośno i żałośnie westchnęła, zwracając tym samym na siebie uwagę połowy uczniów i wszystkich nauczycieli.
- Przepraszam – bąknęła i wbiła wzrok w swój talerz.
- Ech... Co z nią? – Ron wydawał się równie zaintrygowany zachowaniem Tonks jak Harry.
- Z kim? – spytała Hermiona, odrywając się od swojej zapiekanki z szynką.
- Tonks, Hermi. Jest obecna - nieprzytomna i dziwna.
Grangerówna obserwowała przez kilka chwil Nymphadorę.
- Cóż, może się zakochała – wzruszyła ramionami i zamarła z widelcem tuż przy ustach. Mistrz Eliksirów leżał w skrzydle szpitalnym, a Tonks zachowywała się dziwacznie. Czyżby??
„Nie możliwe” – Hermiona otrząsnęła się z nagłego olśnienia i pochłonęła kęs specjału.
- Co ze Snape’em? – zapytał nagle Ron. – Umarł? – uśmiechnął się, dając do zrozumienia, że to żart.
Hermiona spiorunowała go wzrokiem i wyglądała na zgorszoną, a Harry... Cóż. Zareagował dosyć ostro.
- Nie waż się tak mówić, ani myśleć – warknął i zrobił się dziwnie blady.
- Co wam jest? – Weasley zamrugał ze zdziwienia i łypał na oboje przyjaciół.
- NIC! – odpowiedzieli jednocześnie i Hermiona, marszcząc brwi, popatrzyła na Harry’ego, a Potter odwdzięczył się tym samym. - Musimy porozmawiać? – spytał niepewnie zielonooki.
- Owszem. Na to wygląda.
- O co chodzi? – oczy Rona były okrągłe niczym galeony.
- Och... Ron, jak to wszystko się jakoś wyprostuje, to naprawdę ci powiem. To nie jest nic wesołego i możesz bez tego żyć. Uwierz mi – Hermiona patrzyła z irytacja na rudzielca.
- Jestem waszym przyjacielem – zdenerwował się Ron – A wy nic mi nie mówicie!
- Hmm... To jest coś, czego nie powinniśmy wiedzieć – Potter mocno się zarumienił.
- No to co?! Mało razy dzieliliśmy razem takie tajemnice?! – rudzielec wyglądał na rozczarowanego i rozżalonego.
- To nie tak, że nie chcemy ci nic powiedzieć. Och, okey – Granger zawierciła się niespokojnie na krześle. – Harry, pójdziemy po śniadaniu do łazienki jęczącej, a Ron pójdzie z nami. Ale Ron, błagam.... dyskrecja nade wszystko. To naprawdę bardzo ważne. Nic nie wiesz i nic nie słyszałeś, dobrze? – wpatrywała się intensywnie w Weasleya. – Przyrzeknij.
- No oczywiście. Przecież wiecie, że się nie wygadam – chłopak wydawał się oburzony taką insynuacją, aż po czubki swoich marchewkowych włosów. – Jesteśmy przyjaciółmi, a wy ciągle coś ukrywacie. Sorry, że krzyczałem.
- W porządku, Ron. W sumie rozumiemy – Harry poważnie popatrzył na kolegę. - Musisz wiedzieć, że to jest naprawdę... No, trochę niebezpieczne. To eee... Grubsza sprawa. A ja wiem o tej całej aferze ze Snape’em... – Harry popatrzył na Hermionę bardzo przepraszająco – ... bo podsłuchiwałem...
Panna Granger prychnęła, a jej mina mówiła „jakże mogłam się nie domyśleć, Harry".
- Gdyby się dowiedział, że ktoś o tym wie ode mnie to...
- Różdżka, kociołek, dla Pottera dołek – grobowym głosem dokończyła Hermiona.
- Oj... Hermi – Ron wpatrywał się w nią z grozą. – No wiesz?
- Dzięki, droga, ukochana przyjaciółko – zakpił Chłopiec Zagrożony Dołkiem.
- Nie ma za co. Możesz na mnie zawsze liczyć – puściła mu oko.
Ron się roześmiał.
- Powiedz, Harry, jak można jej nie uwielbiać?
- Spytaj Malfoya – Potter znacząco skinął głową w kierunku stołu Slytherinu.
- A ty mnie nie uwielbiasz? – Hermiona przytuliła się bokiem do swojego wiecznie rozczochranego przyjaciela i przymilnie potarła policzkiem jego ramię.
- No, no okey, lubię cię, nawet bardzo, ale nie w chwilach, gdy przepowiadasz mój zgon z ręki mojego wroga.
- Myślałem, że twoim wrogiem jest Sam – Wiesz – Kto, Harry – Ron z rozbawieniem przyglądał się, jak Potter próbuje odsunąć delikatnie, klejącą się do niego Hermionę.
- Och, to mój największy wróg, ale Snape też nie kocham, a tym bardziej on mnie... Hermi, nie pomyliłaś mnie z kimś? Mam czarne włosy i jestem w Gryffindorze...
W odpowiedzi Hermiona pocałowała Harry’ego w policzek i pokazała mu język.
- Chciałam się przytulić do przyjaciela, gburze. A Draconowi nie zaszkodzi odrobina zazdrości.
- Możesz się przytulić do mnie – Ron wyszczerzył się i rozchylił swoje długaśne ramiona, w których za chwilę utonęła panna Granger.
- Dzień migdalenia – Harry uniósł brew i z rozbawieniem patrzył na Malfoya, który z morderczą miną dziobał widelcem to, co miał na swoim talerzu, wpatrując się przy tym w ich trójkę. Blaise ze śmiechem coś do niego mówiła, aby po chwili machnąć ręką i puścić Harry’emu perskie oko. Potem spoważniała i utkwiła wzrok w stole nauczycielskim.
Draco miał ochotę wstać i przyłożyć w nos zarówno Potterowi jak i Weasleyowi, a na Hermionę nakrzyczeć. Doskonale wiedział, że nie powinien być zazdrosny, ale niestety był. Bardzo. Nic nie pomogło nabijanie się Blaise Zabini. Miał ochotę ukraść swoją dziewczynę i zamknąć na klucz.
„Muszę z tym walczyć, to niezdrowe” – pomyślał i zamienił widelec we własnej dłoni na nóż. Poczuł, ze humor zdecydowanie mu się poprawia.
„Jestem stworzony na seryjnego mordercę” – uniósł nieznacznie brew i uśmiechnął się diabelnie do rozbawionego Pottera. Chłopiec, Który Śmiał Być Blisko Jego Dziewczyny nie przejął się sugestią mordu na jego osobie. Hermiona odkleiła się od tego okropnego piegowatego rudzielca i uśmiechnęła się promiennie do Ślizgona. Jeszcze przez chwilę próbował morderczo na nią patrzeć i dźgał swoje jedzenie, ale bardzo szybko położył nóż obok talerza. Gdy przesłała mu całusa ponad stołami, Harry pomyślał, że Draco Malfoy wygląda na sympatycznego i bardzo miłego osobnika. Kto powiedział, że Malfoyowie nie potrafią się ciepło uśmiechać?

******
- Pomponio, w tej chwili daj mi coś, co przyspiesza zniwelowanie działania tej cholernej , upokarzającej klątwy! – Severus wyspał się i pod fachowa opieką pielęgniarki szybko dochodził do siebie. Teraz próbował wytłumaczyć tej „nadopiekuńczej kokoszce”, że pozbawienie go fizycznego wymiaru męskości jest kwestią nie tylko uszczerbku na zdrowiu, ale przede wszystkim na honorze.
- Ależ Severusie, przecież jesteś samotnikiem. Nie rozumiem – Poppy doskonale bawiła się irytacją Mistrza Eliksirów. – I nie mów do nie pełnym imieniem, nie lubię tego.
Snape zgrzytnął zębami i łypał na pielęgniarkę nienawistnie. Pech chciał, że nigdy nie trzymał żadnych eliksirów na taką okazję i nie znał zaklęć odczyniających taki stan. Po prostu nigdy nie przypuszczał, że będzie mu to potrzebne. On, przygotowany na wszystko!
- Och, przecież to też uszczerbek na moim zdrowiu – zarówno fizycznym jak i psychicznym i, chyba po raz dziesiąty, tłumaczę ci, że to kwestia męskiej dumy! Na Merlina w zbroi przeciw-pchelnej! Taki stan odbiera mi część godności i pewności siebie... Poppy...
- To coś może ci odebrać pewność siebie, Severusie? – zakpiła cicho Pomponia.
- W tej szkole sarkazm to moja działka – odciął się Snape.
- Ale powiedz, po co? Nie masz nikogo, bo przecież nie chcesz mieć i nie zamierzasz mieć dzieci, więc?
- Czy ja mówię po goblinicku, albo wydaję z siebie chrząknięcia trolla, czy ty jesteś po prostu złośliwa i cieszysz się, że zostałem upokorzony? – Mistrz Eliksirów wpatrywał się w pielęgniarkę z narastającą konsternacją i złością.
„Tylko nie wpadnij w furię, bo ta przeklęta siostrzyczka miłosierdzia nigdy ci nie pomoże” – pomyślał i zacisnął dłonie na kołdrze.
- No... Nie powiem. Ale nieco pokory by ci się przydało, mój drogi – Poppy odchrząknęła i poszła na zaplecze nucąc coś pod nosem.
Mimo całego opanowania, jakie Snape w sobie nosił, i mimo tego iż był wyznawcą stoicyzmu, krew się w nim zagotowała.
- Na litość Boga! To nie ma nic wspólnego z pokorą, a z moją GODNOŚCIĄ! I nie mów do mnie mój dogi chłopcze! I daj mi natychmiast jakiś przeklęty eliksir, który działa, albo potraktuj mnie odpowiednim zaklęciem! Nie znam się na tym!
Gdyby wzrok mógł ciskać niewybaczalne, stająca w progu na zaplecze kobieta zapewne wiłaby się w mękach albo po prostu padłaby trupem.
- No właśnie. Nie potrafisz o nic poprosić, Severusie. Ty żądasz mojej pomocy. Nie ma w tobie ani odrobiny uległości.
- Pompo... Poppy – słowo zabrzmiało jak warkot chorego na wściekliznę niuchacza. – Bądź prawdziwą miłosierną istotą.
Pomponia złożyła dłonie na piersi i patrzyła wyczekująco na swojego krnąbrnego i niewychowanego pacjenta.
- Zrób coś z tym... – zacisnął zęby i zmarszczył brwi. – Proszę.
- Nie dosłyszałam.
- Na diabła rogatego w szklance whisky! Proszę! Proszę! Proszę! Za-do-wo-lo-na? – czarne oczy jarzyły się chęcią mordu na niewinnych.
- Mogłoby być lepiej. Ale jak na ciebie całkiem nieźle. Zastanowię się – znikła na zapleczu, uśmiechając się do siebie przekornie. „Wredna, pewna siebie, złośliwa małpa” – pomyślał Severus i zaczął układać sobie bezgłośnie litanię epitetów na Poppy. Na głos wolał nic nie mówić. Zależało mu na przyśpieszeniu niwelacji klątwy impotencji. Co by sobie pomyślała o nim Tonks! To znaczy, nic go nie obchodziło, co ona o nim myśli... No, ale prestiż jego mrocznego jestestwa! Ta głupia Tonks powinna natychmiast wynieść się z jego myśli! Jak ona śmie zajmować jego cenny czas i jeszcze cenniejszy umysł?! Zaklął szpetnie pod nosem i przestał wymyślać epitety dla Pomponii, a skupił się na wywaleniu ze swojej głowy obrazu „cholernej Nymphadory”. Miał nadzieję, że pomoże mu rozmyślanie o torturach jakie zada temu szczurzemu pokurczowi, który go znieważył. Pomogło, chociaż niewiele. Obraz katuszy zadawanych Glizdogonowi szybko zaczął się mieszać ze scenami przedstawiającymi jego i Tonks w pozach nie mających nic wspólnego z cierpieniem. Severus skapitulował i spróbował zasnąć.

******
Ron wpatrywał się w swoich przyjaciół.
- Ale to oznacza... – zaczął – ...że Snape może wrócić na dobre do Sami – Wiecie – Kogo.
- Po pierwsze do Voldemorta – Hermiona była nieubłagana. – Po drugie Ron... Snape chce lepiej szpiegować dla Zakonu. Myślę, że on liczył się z tym iż Voldemort go będzie torturował i na końcu go zgładzi, ale zaryzykował. Jak widać... z pozytywnym skutkiem.
- No. Sam nie wiem – Weasley nie był przekonany. – Ale skory mówi tak najmądrzejsza młoda czarownica w tej szkole – wzruszył ramionami i spróbował się uśmiechnąć.
- Teraz, gdy wiceminister oczyścił Snape’a z zarzutów i Lord go przyjął ponownie w swoje szeregi, to nasz kochany Mistrz Eliksirów może naprawdę dużo zdziałać. Wiecie co, chyba mu ufam – Harry westchnął przeciągle. – Pójdziemy odwiedzić go w skrzydle szpitalnym?
- No, chyba możemy – rudzielec wyglądał na skonsternowanego.
- Oczywiście, że pójdziemy – Hermiona prychnęła. - Ale jak któryś z was coś chlapnie, to... Sami wiecie co.
- Wiemy, wiemy – Ron uniósł dłonie w geście kapitulacji. – To co mu jest?
- Cierpi na rozwolnienie – Harry uśmiechnął się złośliwie, a jego rudowłosy kolega zachichotał opętańczo.
- Jesteście obaj całkowicie niepoważni – Hermiona ukryła uśmiech i z naganą patrzyła na przyjaciół. – Może po prostu rozchorował się na żołądek.
- Może.. hahaha... wyrostek?– Ron mówił, chichocząc nieprzerwanie, bo nie dawała mu spokoju przezabawna wizja Mistrza Eliksirów biegającego co pięć minut do ubikacji.
- Może być – orzechowooka zmarszczyła brwi. – Ale przestań się śmiać, bo będę zmuszona rzucić na ciebie Zaklęcie Permanentnej Powagi, Ron.
- Och, już dobrze – rudzielec wziął głęboki oddech.
- No to co? Idziemy, rozumiem? – Harry dojrzał dwie kiwające potakująco głowy. – Tylko nic nie wiecie.
- Oczywiście, Harry.
- Myślicie, że bardzo się ucieszy z naszych odwiedzin? – Ron wyszczerzył się elokwentnie.
Hermiona przewróciła oczami, a Harry uśmiechnął się złośliwie i oznajmił:
- Jak cholera, Ron.

******
- Powiedz mi co się stało, Draco – Blaise zatrzymała przyjaciela na schodach do dormitorium męskiego.
- Stało z czym?
- Z kim... - mówiła bardzo cicho. – Co z profesorem Snape’em. Czy to coś związanego z... No wiesz. Z tajną organizacją do której wstąpiłeś? – teraz już szeptała.
Malfoy rozejrzał się po Wspólnym Ślizgonów. Połowa z obecnych zerkała na nich ciekawie. Dużo osób miało miny – zanim pospiesznie odwrócili wzrok, kryjąc się przed jego spojrzeniem – które tak go denerwowały. Wyrażały niezdrową fascynację jego osobą, po tym co raczył oznajmić w Wielkiej Sali dzień wcześniej.
- Chodź pogadać do mnie, Blaise. Nie mam ochoty na towarzystwo osób zastanawiających się nad tym, czy byłem przerażony, czy też podniecony patrzeniem na gwałt Hermiony.
- Draco! Tu są dzieci! – krzyknęła Zabini. – A wy moglibyście zachować minimum taktu i nie obgadywać Malfoya i Granger po kątach, i nie patrzeć na nich jak na jakieś dziwaczne magiczne istoty... czasem jak na trędowatych. Ci z was, którzy czują pogardę, powinni rzucić sami na siebie zaklęcie zdrowego rozsądku, niestety jeszcze nie wynalezione.
- Idziemy nie tylko rozmawiać – bardzo głośno powiedział Draco, kpiąco unosząc brew. – Uwielbiam Hermionę, ale na razie ma uraz, a ja mam potrzeby... Prawda, Blaise?
- A ja mam chłopaka, kretynie i chociaż raz mógłbyś nie prowokować niezdrowej wyobraźni innych!
- Zabini, kochanie! Połowa z nich i tak sobie dopisze odpowiedni scenariusz twojej wizyty w moim dormitorium – zimne oczy Draco omal nie spowodowały płaczu u wpatrzonego w niego jedenastolatka, Adriana Speekey. Rodzice Adriana zawsze podziwiali szanowanych w świecie magicznym Malfoyów i, gdy chłopczyk przyszedł do Hogwartu i dostał się do Slytherinu, Malfoy junior został jego idolem, a teraz patrzył na niego jak młody, gniewny bóg. Blondyn zmarszczył brwi i pozwolił nieco złagodnieć swoim szarym tęczówkom, gdy zauważył, że śniademu chłopcu o bursztynowych oczach drży broda. – Patrz, mały, i się ucz – powiedział łagodnie. – I pamiętaj, że człowiek uczy się całe życie. Nawet przyjaciel może ci wbić nóż w plecy i nawet największy wróg może podać ci dłoń gdy toniesz. Nie zawsze wszystko jest takie jakie się wydaje – popatrzył na innych uczniów. – Miłego plotkowania – zadrwił zimno i odwrócił się na pięcie. – Chodź – dodał bardzo cicho do Blaise, skinąwszy na nią dłonią.
Jedenastolatek w odpowiedzi pokiwał entuzjastycznie głową, szczęśliwy że jego guru zwrócił na niego uwagę. We Wspólnym było chyba z pięćdziesiąt osób, a Draco mówił do niego. I mówił jak do dorosłego. Kiedy Zabini i Malfoy zniknęli na schodach, mały Speekey zgromił morderczym wzrokiem dwie chichoczące trzecioklasistki i paru starszych uczniów, którzy patrzyli pogardliwie za oddalającą się parą. Poprzysiągł sobie, że każdy wróg Dracona Malfoya zostanie jego wrogiem na wieki.

******
Ron nerwowo przestępował z nogi na nogę i podglądał, przez lekko uchylone drzwi, jak Severus Snape je rosół z kury.
- Chyba nie wejdę – powiedział cicho. – Z tego, co mówił Harry, to on pozna bardzo szybko moje wspomnienia i... i co wtedy?
- Och, Ron! – Hermiona potrafiła doskonale krzyczeć szeptem. – Myślisz, że teraz mu się chce używać Oklumencji i Legilimencji? Siedzi sobie pod kołdrą, a pani Pomfrey mu usługuje. I zapewne ma na głowie inne, ważniejsze rzeczy, niż poznawanie twoich myśli.
- Właśnie, Ron. Poza tym prędzej sondowałby mój umysł, a o tym, że ja wiem co zaszło i że podsłuchiwałem powiedziałem mu sam, więc nie będzie nas... szpiegował mentalnie. Hermiony też nie. Myślę, że jej współczuje – Potter posłał Gryfonce łagodny uśmiech.
- W tej chwili to ja jemu współczuję bardziej – zarumieniona panna Granger zrobiła minę zagubionego w czasoprzestrzeni pufka. – Nawet nie wyobrażam sobie, jak go teraz będzie traktował na wszystkich spotkaniach jego cudowny Pan. Pewnie kazał mu zrobić coś okropnego i teraz Mistrz Eliksirów zastanawia się jak z tego wybrnąć.
- Nie myślmy o rzeczach przykrych – Harry wyglądał na zniecierpliwionego. - Ron, przestań gryźć wargi i robić przestraszoną minę. Idziemy.
- Ale nie myślicie, że on... No... Sami – Wiecie – Kto chce dostać się do szkoły?
- Ron, przestań! – Hermiona pobladła. – Nawet tak nie myśl.
- Ale to możliwe...
- Ron – Harry patrzył pewnie na przyjaciela. – Mamy Dumbledore’a. Nawet jeżeli to prawda, dyrektor o tym się dowie. Wiem, że Snape powie mu o wszystkim. A jak się dowie, to jak sądzisz? Wpuści tu Voldemorta ?– zignorował fakt, że jego przyjaciel się wzdrygnął; nawet go to zdenerwowało. – Tak, VOLDEMORTA. On chce żebyśmy drżeli nawet przed jego imieniem. To daje mu władzę nad światem czarodziejów i trzyma nas w szachu. Wzmagając nasz strach, czyni nas bardziej bezwolnymi. Trzeba się bać przestać wymawiać to imię. Przecież to tylko przestawienie jego prawdziwego nazwiska. I am Lord Voldemort i złożone jest z liter tworzących prawdziwe miano czerwonookiego – Tom Marvolo Riddle. Co jest w tym strasznego?! Przecież tłumaczyłem to wam obojgu. Czarodzieje, bojąc się wymawiać tego imienia, sami na siebie sprowadzają nabożny strach; dużo większy niż jest potrzebny. Jeśli się boisz wymówić to imię, dajesz mu nad sobą władzę! – Harry ani się spostrzegł, kiedy zaczął mówić zbyt donośnie.
„Cholera” – pomyślał, zerkając na drzwi. Jak na zawołanie, otwarły się one na oścież, a pani Pomfrey oznajmiła:
- Profesor Snape kazał wam wejść, twierdząc, że niezdrowo jest stać i się zastanawiać. Chętnie was zobaczy – uśmiechnęła się przekornie i zniknęła na zapleczu.
- Umphf.. – to była jedyna reakcja dźwiękowa, do jakiej zdolny był Ron.
- Och, Ron, na stugłowego Godryka Gryffindora! – Hermiona wywróciła oczyma i śmiało przekroczyła próg sali szpitalnej, a za nią wszedł Harry, zachęcająco kiwając na przyjaciela, który bardzo starał się skulić sam w sobie i wydawać się mniejszy, lecz nie bardzo mu to wychodziło przy wzroście metra dziewięćdziesięciu.
Severus Snape siedział na łóżku w swojej szarej koszuli nocnej i w czarnym ( a jakże!) atłasowym szlafroku. Pusty talerz po rosołku stał z boku, a twarz, jedynego w tej chwili pacjenta ambulatorium, zdobił pełen ironii i sardonicznego rozbawienia uśmiech.
- No, no! Odwiedziła mnie sama trójca Gryffindoru! Czekacie na mą śmierć? – zakpił.
- Panie profesorze! – Hermiona wydawała się oburzona.
- Dobrze, dobrze, Granger. Powiedzcie mi czym sobie zasłużyłem na taki zaszczyt? – ironizował dalej Snape.
- Nie wiem, sir, ale przyszliśmy pana odwiedzić – Harry bezczelnie wpatrywał się w profesora. – Wypadałoby powiedzieć dzień dobry.
Ron omal nie udławił się z wrażenia, słysząc, jak Harry poczyna sobie z postrachem Hogwartu. Czyżby to, co zawsze powtarzał Snape o arogancji jego przyjaciela, miało realne podstawy w rzeczywistości? Wyglądało na to, że tak.
- Jasne, Potter. Dzień dobry i minus dziesięć punktów od Gryffindoru. Mam nadzieję, że wiesz za co?
- Byłem bezczelny, sir i sugerowałem panu, że źle się pan zachował – bez zająknięcia odrzekł rozczochrany Gryfon, nie spuszczając wzroku z czarnych jak noc i równie mrocznych oczu profesora. Hermionie zachciało się śmiać, a Ron, w przeciwieństwie do niej, zaczął odczuwać lekką grozę.
- Racja, Potter, racja. To dwa przewinienia, czyli zgodzisz się ze mną, że powinienem odjąć jeszcze dziesięć punktów Gryffindorowi, prawda? – łagodnie odrzekł nauczyciel. - To będzie razem... dwadzieścia – profesor mówił z namaszczeniem, udając, że się nad czymś zastanawia.
- Tak. Liczyć pan potrafi – w tym momencie, nawet Hermiona poczuła, że może się to źle skończyć.
- Przeginasz... - syknęła bardzo cicho, ale Snape nie zrobił nic strasznego, uśmiechnął się jedynie. No dobrze. To był straszny uśmiech. Ron pobladł.
- Dobrze. Zobaczymy jak poradzisz sobie z wypracowaniem na najbliższe zajęcia. Powiedzmy... Trujące magiczne rośliny, ich zastosowanie we wszelkiego rodzaju eliksirach. To będzie... dokładnie pięć rolek pergaminu. Ni mniej, ni więcej. To długi, trudny temat, ale pięć rolek powinno ci wystarczyć, chłopcze – przerażający uśmiech Snape’a był teraz jedynie ironiczny.
- Dobrze, sir – Harry poczuł się nieco zrezygnowany, ale wiedział, że Blaise mu dopomoże w pisaniu wypracowania.
- Panie profesorze, przyszliśmy się tylko spytać jak się pan czuje i czy... czy czegoś panu nie potrzeba – Hermiona przejęła pałeczkę konwersacji.
- Granger, dziecko, wiesz, że ze mną nie warto się zaprzyjaźniać?
- A kto mówi o przyjaźni, sir? Odwiedzamy tylko w skrzydle szpitalny swojego nauczyciela. Poza tym, to był pomysł Harry’ego – dziewczyna uśmiechnęła się rozbrajająco
- Chorego profesora? – brwi Snape podniosły się, po czym tylko jedna z nich wróciła na dół. Wydawał się rozbawiony na swój gorzki, ironiczny sposób.
- Harry mówił, że ma pan problem z rozwol... znaczy wyrostkiem, sir – Ron stwierdził, że jak już kłamać to na całego i od razu, po co czekać, aż przysłowiowy smok (odpowiednik mugolskiego niedźwiedzia z wyliczanki)pożre delikwenta?
Snape wyglądał dziwnie. Jakby miał się roześmiać. – I my chcieliśmy spytać, czy już lepiej – Weasley zastanawiał się, czy Mistrz Eliksirów kupuje jego tekst i podejrzewał, że raczej nie za bardzo..
- Z moim wyrostkiem wszystko w porządku... już w porządku, Weasley. Dziękuję. I, dzięki za troskę, ale rozwolnienia nie mam. Ron się przeraził. I nie chodziło o nauczyciela. Straszliwie zachciało mu się roześmiać na cały głos. Wiedział, że to nie jest dobry pomysł. Hermiona zgromiła go wzrokiem, co niewiele pomogło.
- Potter, słyszałem, że robisz wykłady na temat Czarnego Pana – zakpił nauczyciel, przenosząc wzrok na Harry’ego. – Musisz wiedzieć, że sprawa z Jego imieniem nie jest taka prosta. Nie możesz zażądać, żeby wszyscy nagle zaczęli beztrosko szarżować Jego mianem.
- Ale strach przed imieniem rzeczy wzmaga strach przed samą rzeczą - najzdolniejsza uczennica Hogwartu musiała się wtrącić. - W tym przypadku jest tak samo, profesorze. Harry ma rację. Nie możemy się trząść, gdy słyszymy jego imię. Skoro przeciętny czarodziej zatyka sobie uszy, drży i wybałusza oczy, słysząc słowo Voldemort, to jak zareagowałby, gdyby go zobaczył. Zemdlałby?
- Najprawdopodobniej, Granger. Lepiej nie przesadzać z szarżowaniem imieniem Czarnego Pana. U niego nic nie można lekceważyć. Tak samo jak nie można lekceważyć czarnej magii, którą On doskonale opanował. Nie radziłbym więc lekceważyć tego... zwykłego przestawienia liter.
- Ja mam nieco inne zdanie, sir – Harry wpatrywał się przekornie w Snape’a. – Trzeba zachować respekt przed Voldemortem, ale przestać się bać wymawiać jego imię. Myślę, że to odebrałoby mu nieco pewności siebie, wkurzyło, a tym samym nieco osłabiło jego koncentrację – myśl, która zakwitła w głowie Chłopca, Który Przeżył sprawiła, że zapomniał iż mówi do nauczyciela. - Zająłby się bardziej odbudowywaniem swojego nadwątlonego wizerunku niż czynieniem zła. Myślę że wtedy możnaby było skuteczniej walczyć z Voldemortem.
- Widzę, że tworzysz nową taktykę wojenną, Potter – Snape ironicznie się uśmiechnął. – Napisz o tym pomyśle do Ministerstwa, może wezmą to pod uwagę.
Czarnowłosy Gryfon poczuł się urażony, co, oczywiście nie zraziło Snape’a.
– Albo może zróbmy inny eksperyment. Zamiast przestać mówić o Czarnym Panu Sam – Wiesz – Kto, wszyscy zaczną mówić o tobie, Potter, Sam – Wiesz – Który - Chłopiec. Byłoby zabawniej.
- Pan doskonale wie, że wcale nie zależy mi na sławie i robi mi pan na złość! – Harry prawie się wściekł.
- Minus dziesięć punktów. Maniery – gładko podsumował Mistrz Eliksirów. – Chciałem ci tylko uświadomić, że nieważne jest jak będziemy Voldemorta nazywać, ale jak będziemy z Nim walczyć, Potter.
Harry czuł niewysłowioną chęć rzucenia w Sanpe’a Cruciatusem. Straszna chęć.
„Ten sukinsyn nigdy się nie zmieni” – pomyślał z nienawiścią.
- Ale w tym, co powiedział Harry, jest ziarno prawdy, profesorze – Hermiona próbowała rozrzedzić nieco, mocno gęstniejącą atmosferę. - Nie mamy jednak szans, żeby uświadomić to innym.
- Przyszliśmy tu rozmawiać o Sami – Wiecie – Kim, czy odwiedzić profesora?! – Ronowi już nie był rozbawiony, a częstotliwość z jaką padało sowo Voldemort nie działała na niego dobrze.
- O tym mówiłaś, Granger? – zakpił Snape.
- Właśnie o tym. Ale Ron ma świętą rację. Mam nadzieję, że już nic pana nie boli. Znaczy, że nie boli pana brzuch – Hermiona starała się aby jej uśmiech był bardzo niewinny. Snape popatrzył na nią podejrzliwie i lekko wydął usta.
- Dziękuję. Już mówiłem, że mi lepiej – nie dał po sobie poznać, co myśli o jej wypowiedzi.
- Nie chce pan czegoś z kuchni? – pytała nadal z niewinną minką, mając nadzieję, że profesor nie pogniewa się zbytnio na Harry’ego, jeżeli się czegoś domyśla.
- Nie, dziękuję. Nie musicie się męczyć moim towarzystwem i nie musicie mnie zadręczać swoim. Wracajcie do swoich spraw – Snape znowu wyglądał na lekko rozbawionego. Tak jak na początku ich wizyty.
- No to... Do widzenia, sir – Ron nie wiedział już co ma myśleć o Snape’ie.
- Do widzenia, Weasley – miękko odrzekł nauczyciel. – A ty, Potter, jeśli bardzo chcesz poćwiczyć na mnie niewybaczalne, to może nie na terenie szkoły. Wynocha, a ty zostajesz Granger.
- Ja wcale... – Harry nagle zdał sobie sprawę z tego, ze był tak wściekły iż jego myśli aż prosiły się o „odczytanie”, ale nauczyciel nie dał mu do kończyć i wszedł mu w słowo:
– Uciekaj, Potter, i mnie nie drażnij.
- Ja... Ja prosiłem żeby pan nie mówił do mnie po nazwisku! – a wciekłoś wróciła ze zdwojoną siłą. – Umie mnie pan tylko obrażać i odbierać mi punkty!
- Harry, proszę. Opamiętaj się – Hermiona położył dłoń na jego ramieniu i próbowała go uspokoić.
- A ja prosiłem cię, Potter, żebyś przestał się zajmować sprawami, które ciebie nie dotyczą, a nie posłuchałeś. Po raz kolejny masz gdzieś co mówi do ciebie nauczyciel. W życiu byś nie pomyślał, że chodzi o twoje dobro, prawda? – Snape nie wyglądał na aż tak złego jak Harry, ale był mocno urażony i poirytowany. - Myślę, że jesteśmy kwita, Synu Jamesa Pottera. Może tak do ciebie mówić? A może po prostu nazywać cię Wybrańcem i będzie okey?
Potter poczuł pod powiekami gorące łzy. Nie przyjął do wiadomości słów dotyczących jego dobra. Skupił się na czym innym. Snape jak zwykle go obrażał i poniżał.
- Jest pan podły – oznajmił warkliwie i nieuprzejmie. – Myślałem, że warto myśleć o panu lepiej, ale nie warto. Ciągle tylko słyszę jaki to jestem beznadziejny.
- Harry... – wyszeptał pobladły Ron, bojąc się reakcji nauczyciela.
- Mam do ciebie prośbę, drogi Chłopcze Przeznaczony Do Zgładzenia Voldemorta. Miej sobie wybiórcze postrzeganie na świat. Słuchaj tych, którzy się do ciebie łaszą, aby chociaż trochę pobyć w twoim cieniu. Bo, czy chcesz, czy nie, jesteś sławny, Potter, i nic na to nie poradzisz – profesor mówił niebezpiecznie cicho. – Ale na przyszłość nie wpieprzaj się w to, co ja robię, i nie zatruwaj mi życia swoją osobą. A teraz po prostu wyjdź, bo źle działasz na moje nerwy.
Wściekły Gryfon wybiegł ze skrzydła szpitalnego.
- Idź go uspokoić, Ron – poprosiła Hermiona i Ron pobiegł za przyjacielem, zaskoczony, że Snape nie zabrał Harry’emu kolejnych pięćdziesięciu punktów.

******

Potti, w tej chwili na Mirriel jest dokładnie tyle samo, co tu ; )

Napisany przez: you-know-who 03.10.2005 18:24

Super part Kit biggrin.gif Dawno nie odświeżałaś Szlachetnego, ale rozumiem, praca itp. Cieszę się, że w końcu znalazłaś czas. A to w podziękowaniu
-> czekolada.gif landrynki.gif

A to, by przyjemniej ci się pisało dalej-> nutella.gif landrynki.gif

Napisany przez: Zwodnik 04.10.2005 14:08

Jeeejeku. To była dłuuga noc. Ale warto było. (łyknąłem całość łącznie z "Ręką Boga", jakby kto pytał) Już się tego pewnie naczytałas, ale ty po prostu masz, trudno to inaczej określic, "dar słowa". Produkujesz ogromne ilości tekstu i naprawdę rzadko kiedy jest się czego czepić. Naprawdę szczerze podziwiam. Są wątki które powtarzają się w większej ilości Twoich opowiadań,ale w przeciwieństwie do niektórych nie uważam tego za wadę. Każde czyta się równie dobrze. A jeśli coś się powtarza, to ja w każdym razi czuję się po prostu "na znajomym gruncie" i wcal mi to nie przeszkadza. Do tego nie mogę pozbyć się wrażenia, że niektórych bohaterów "skądś" znam. Może to tylko moje osobiste wrażenie, ale Blaise ma w sobie sporo z Lilien. Zaś Tonks (z tego opowiadania) dziwnie kojarzy mi się z Arabell, i bynajmniej nie jest to tylko kwestia paringów.

Ale oczywiście nie byłbym sobą, gdybym się czegoś nie czepił, taki wredny charakter. Tym nie mniej piszę to bez odrobiny pretensji czy złośliwości. Wiem, że do tego opowiadania to akurat doskonale pasuje biorąc pod uwagę przezycia bohaterów, ale jednak ociupinkę zbyt często powtarza się schemat

xxx robi/mówi coś głupiego/obraźliwego
yyy jest święcie urażone lub wogóle nie reaguje
xxx: sorry, przepraszam itd
yyy: nic się nie stało


Takie sytuacje są całkowicie zrozumiałe, ale IMHO jest już tutaj ich lecutki przesyt. Zwłaszcza, gdy po kilka przypada na jeden dialog wink2.gif

No i kolejny szczególik, który mi się rzucił w oczy (prawdopodobnie dlatego, że całą tą "bombę tekstową" łyknąłem za jednym zamachem: Nott torturujący Snape'a (i sam obrywający za to)...czy Snape nie wyprawił go dawno temu do krainy wiecznych łowów wink2.gif ? A jesli to jakiś inny członek tej szacownej familii (ale raczej nie syn, bo ten był z tego co pamiętam +/- w wieku Malfoya) wypadałoby to odpowiednio zaznaczyć.

Jeszcze raz wielkie brawa za całokształt.

Pozdrawiam



Napisany przez: Kitiara 05.10.2005 13:31

Zwodniku, dzięki.
Miał być Avery, nie Nott. Nie wiem dlaczego, ale te dwa nazwiska czasami mi się mylą. Są zupełnie inne, a jednak... Oba pasują mi do osób o skłonnośćiach sadystycznych - może dlatego. Już poprawiłam.

Tonks i Blaise.
Ta druga ma sią kojażyć z Lilien - w azmierzeniu miała byc charakterologicznie do niej podobna.
A Tonks Ci się kojarzy z Arabell? Hm.... Raczej nie powinna. Jest inna i wydaje mi się, że to widać. Bardziej wrażliwa i łagodna wobec uczniów. W przeciwieństwie do Araball, nie miała problemów z wyznaniem uczucia i jest bardziej "nierówna" emocjonalnie. Boi się jedynie reakcji Snape'a i tu jest ogromne podobieństwo. Ale kto reakcji Snape'a by się nie bał? Chyba tylko pewny siebie, arogancki Potter ; )

Pozdrawiam
PS: kolejna część jutro

Napisany przez: Kitiara 07.10.2005 11:55

******
Było wpół do dwunastej. Nymphadora Tonks skończyła właśnie sprawdzać prace domowe trzecioklasistów i na poniedziałek zostały jej jeszcze wypracowania siódmego roku. Była roztargniona, co zauważył Lupin, który siedział od kilkunastu minut w pokoju nauczycielskim i czytał Proroka. Na szczęście magiczne pióra profesorów były tak udoskonalone, że, unosząc się nad pergaminem, sprawdzały wszystkie błędy interpunkcyjne, ortograficzne, stylistyczne i literówkowe, a nauczyciel mógł skupić się na treści i przemyśleniach piszącego, poprawiając osobiście błędy logiczne, rzeczowe i odnieść się do całościowego ujęcia tematu przez ucznia.
- Tonks, może pomóc ci z drugą stertą? – spytał z łagodnym uśmiechem wilkołak. - Nie jestem ignorantem w tym temacie i przez rok nauczałem twojego przedmiotu. Wybacz, że to mówię, ale wyglądasz na rozkojarzoną i przemęczoną... Ja też nie spałem dobrze. To jak, przyjmiesz pomoc?
„Ha, na pewno nie spałeś tak źle jak ja...” – pomyślała, ale odwzajemniła życzliwy uśmiech Lupina.
- Oczywiście, Remusie. Jeżeli będziesz tak dobry...
- To pomoże mi nie myśleć o rzeczach mniej przyjemnych – Nymphadora doskonale wiedziała o jakich „nieprzyjemnych rzeczach” mówi jej współtowarzysz z Zakonu. Ją samą, po pierwszym nawale emocji dotyczących Severusa, zaczęły nękać przykre myśli związane z tym, czego od Snape’a mógł sobie zażyczyć Voldemort. Wszystko razem powodowało u niej mieszankę smutku, strachu, niepewności, zażenowania i ogromnego roztargnienia.
Remus odłożył gazetę, poszukał w szufladzie jakiegoś nauczycielskiego pióra i dosiadł się do koleżanki. Machnął różdżką i wypociny uczniów z ostatniego roku podzieliły się na dwie równe kupki. Mężczyzna obserwował jak Tonks z ogromnym westchnieniem zabiera się za pierwszy pergamin. Uśmiechnął się smutno i wziął pierwszą kartkę ze stosiku po swojej stronie stołu. Wspólna praca okazała się bardzo owocna, bo godzinę później wypracowania uczniów siódmego roku były już sprawdzone i ocenione.
- Jeśli uda ci się znaleźć chwilę czasu, rzuć okiem na te, które sprawdzałem, bo być może nie oceniłem według twoich kryteriów. - Och, tylko spojrzę, Remi. Już uczyłeś Obrony, więc nie mam wątpliwości, czy oceniłeś należycie te prace, czy nie. Dziękuję jeszcze raz za pomoc.
- Nie ma za co.
- Jak miło zobaczyć zgodna współpracę dwojga profesorów – Dumbledore wyrósł nad nimi jak spod ziemi. Roztargniona Tonks podskoczyła na krześle i nawet Lupin delikatnie drgnął.
- Raczej pani profesor i byłego profesora, który wcale nie jest wytrawnym pedagogiem – sprostował wilkołak.
- Och, jakbym ja nim była – Tonks uśmiechnęła się na poły smutno, na poły z zażenowaniem.
- Oboje jesteście w tym dobrzy. Po co ta skromność? – niebieskie oczy Albusa zalśniły zza okularów połówek. – A teraz wybacz, Remusie, chciałbym porwać Tonks.
- Już wychodzę, dyrektorze, a nikogo nie ma poza nami w Pokoju Nauczycielskim. W końcu jest niedziela – Lupin uśmiechnął się i skinieniem pożegnał starszego czarodzieja i Nymphadorę.
Dumbledore usiadł naprzeciwko Tonks i złączył czubki palców.
- Moja droga, czy nie powinnaś kogoś odwiedzić? – spytał bardzo łagodnie.
- Eee... – zarumieniła się jak piwonia i zamrugała powiekami. – Pójdę, trochę później. Teraz... jestem zajęta...
Wcale nie była zajęta. Bała się iść do skrzydła szpitalnego. Bała się drwin Severusa, a jeszcze bardziej jego obojętności, lub pogardy.
- Tonks – wydawało się jej, że w ciepłym tonie głosu Albusa pobrzmiewa nutka irytacji i zniecierpliwienia. – Wiem, że to wampir, ale cię nie pogryzie.
- Och, nie o to chodzi. Ja naprawdę pójdę. Później... – popatrzyła na rozmówcę prawie błagalnie i zacisnęła dłonie na podołku prostej, czarnej sukienki. Czuła się bezradna w obliczu mądrości i stanowczości Dumbledore’a.
- Pójdziesz teraz, Tonks. Nie możesz tego odkładać – bardzo spokojnie i pewnie odrzekł stary mag. – Zrób to dla siebie i dla niego.
- Dla niego! – prychnęła pogardliwie. – Jego nic nie obchodzi. Nic, poza wojną, Zakonem i psychicznym znęcaniem się nad Potterem. Przepraszam za nieuprzejmość.
- Powinnaś iść.
- Wiem.
- Obiecuję ci, że nie będzie tak źle jak myślisz.
- Mam nadzieję... – uśmiechnęła się niepewnie, a Albus odpowiedział jej szczerym, pełnym życzliwości uśmiechem.
- Dziękuję za wsparcie – wstała i zabrała wszystkie wypracowania. – Najpierw zaniosę to do siebie i zaraz idę do skrzydła szpitalnego.
- Och, tym się nie przejmuj! – Dumbledore machnął różdżką, pozbawiajac czarownicę balastu zapisanych pergamnów. – Są już w twojej kwaterze.
Westchnęła przeciągle i ruszyła do drzwi.
- Powodzenia – dobiegł ją wesoły głos staruszka.
Cicho odrzekała „dziękuję” i poszła prosto do skrzydła szpitalnego. Nie chciała oszukiwać tego uczciwego i, co najważniejsze, doskonale znającego się na ludziach, człowieka.

******
- Wiem, że Harry nie zachował się uprzejmie, ale nie musiał pan aż tak mu... dokopać. Przepraszam, sir, ale inne słowo mi nie pasuje – Gryfonka uśmiechnęła się pojednawczo. – On jest taki... Przecież pan wie, jak musi mu być ciężko po wszystkim, co przeżył. Co on panu takiego zrobił, że go pan nie cierpi tak bardzo? Bardziej... niż innych Gryfonów – spróbowała zażartować.
- Granger, nie interesuje się, a Potter, no cóż... On pewnych rzeczy nie chce przyjąć do swego szlachetnego łba, poza tym odziedziczył po ojcu całą arogancję. Zresztą widziałaś. I nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.
„A wiec to tak” – pomyślała Gryfonka, a na głos powiedziała:
- Jeśli nie chce pan rozmawiać o swoich problemach to trudno. Rozumiem. Zastanawia mnie tylko, co takiego zrobił panu James Potter, że jego syn wybitnie źle działa panu na nerwy – Snape zgromił ją spojrzeniem, ale nic nie powiedział. – Nie chcę być ciekawska, chciałam tylko zauważyć, że Harry nie może personalnie odpowiadać za to, co zrobił lub powiedział jego ojciec, a... przypuszczam, że w dużej mierze o to chodzi – Severus wyglądał w tej chwili tak, jakby miał zamiar ją zabić i była już pewna, że jej przypuszczenia są słuszne. – Przepraszam, ja tylko mówię to, co myślę, i próbuję panu dać dobrą radę, sir, bo wiedzę, że Harry Potter jest w jakimś stopniu pana problemem. Ja nie chcę być bezczelna, próbuję pomóc – niepewnie patrzyła na nauczyciela, z nadzieją, że ten nie wybuchnie gniewem.
- Cała ty, Granger – warknął Mistrz Eliksirów. – Ale za dobre rady dziękuję z góry, doskonale potrafię sobie ze wszystkim poradzić sam. A Potter na pewno nie jest żadnym moim problemem. - Zacięta mina, z jaką to powiedział, sugerowała Gryfonce, że jednak Potter to istotne dylemat Severusa. - Za wcinanie się w moje życie odejmuję ci dziesięć punktów, Granger i ciesz się, że tak mało – Snape wpatrywał się w swoją uczennicę nieprzychylnie, ale i z troską , i nie czekał na jej odpowiedź. – Kazałem ci zostać w innym celu. Po pierwsze chciałem spytać, czy to Potter oświecił cię o tym, co zaszło w nocy?
Hermiona zarumieniła się i spuściła wzrok. Nie chciała przedstawiać Dracona w nieprzychylnym świetle, czyli jako człowieka, który nie trzyma języka za zębami, ale nie chciała też wrabiać Harry’ego jeszcze bardziej. Kłócić się natomiast z intuicją Mistrza Eliksirów było, według niej, nieelegancko.
- Spytałaś mnie czy nic już mnie nie boli, a dopiero potem się poprawiłaś. Śmiem podejrzewać więc, że wiesz, co mi jest – kontynuował dosyć łagodnie Snape.
- Ja wczoraj wieczorem byłam u Dracona, akurat jak dostał... wezwanie od... Sam pan wie... Bałam się o niego, wiec poczekałam w jego dormitorium aż wróci. No... No i powiedział mi, że musiał pana torturować. Jest mu bardzo przykro.
- Wiem, że mu przykro, Hermiono. Nie bój się, nie uważam go za niedyskretnego głupka. Kocha cię i nie chciał milczeć – nie wiadomo dlaczego właśnie w tym momencie pomyślał o Tonks, co spowodowało, iż skrzywił się nieznacznie. Szybko odrzucił tą myśl. – Wiem, że nie wygadasz się nikomu, Granger. Prawda? – dodał miękko.
Hermiona skwapliwie pokręciła głową.
- Oczywiście, że nie, profesorze – oznajmiła z gorliwością.
- To dobrze... Powiedz mi, czy dostałaś jakieś pismo z Ministerstwa?
- Ja... Jeszcze nie, może dlatego, że jest niedziela – Hermiona od razu zrozumiała o co chodzi nauczycielowi. Pogrzebała w swojej podręcznej torbie i wyciągnęła dziennik czarodziejów. – W Proroku też nic nie piszą – oznajmiła. – Dziennikarze snują jedynie spekulacje na temat mojego ewentualnego przesłuchania. Na terenie Hogwartu nikt mnie nie dopadł. Myślę, że to za sprawą dyrektora. Potrafi być surowy i nieustępliwy kiedy chce. Zostawić panu swój egzemplarz? Przejrzałam go razem z przyjaciółmi i to mi wystarczy.
- Jeżeli możesz, to zostaw. Dziękuję... Wiesz, że teraz nie będziesz miała spokoju? Oskarżyłaś nobliwego obywatela, samego wiceministra – wypluł sarkastycznie to zdanie, niechętnie wpatrując się w gazetę.
- Wiem, sir. Jakoś sobie poradzę.
- Granger, podjęłaś niebezpieczną grę. Szantażowałaś wiceministra i zrobiłaś go w trolla górskiego. Musi być wściekły. Ten człowiek ma władzę. Wściekły człowiek, który ma władzę i który trzyma w szachu swojego przełożonego, a prawdopodobnie tak jest z Weasleyem i Knotem, może być niebezpieczny, a przynajmniej w ogromnym stopniu zatruć życie. W tym przypadku raczej to drugie. No i są jeszcze dziennikarze...
- Tak, ale od czego jest Veritaserum? Mogę zeznawać nie tylko przed Wizengamotem, ale też przed jakimś wysoko postawionym urzędnikiem, w odosobnieniu, pod działaniem Serum Prawdy – zawierciła się niespokojnie i zmarszczyła brwi. – Do stu goblinów pilnujących złota Salazara! Mogę nawet przed Wizengamotem zeznawać pod Veritaserum!
Snape uśmiechnął się prawie przyjaźnie.
- Przed Wizengamotem zeznaje się w pełni władz umysłowych i bez wpływu środków zewnętrznych. Można powiedzieć, że na takim etapie przesłuchań Serum Prawdy jest zabronione. Ma się też często swojego obrońcę... W tym przypadku, będzie zapewne przyznany ci też oskarżyciel...
- Mi?! – Hermiona zerwała się na równe nogi. – To ja oskarżam Percy’ego! To on ma prawo do obrony i do oskarżyciela! Ja mogę być jedynie świadkiem! TO JA JESTEM OFIARĄ, NIE ON! – Tupnęła nogą, a jej oczy rzucały wściekł iskry. – Jak to? – spytała już spokojniej, skrzyżowawszy ramiona na piersi i wpatrując się ze złością w nauczyciela.
- Proszę o spokój, inaczej cię wyproszę – oznajmiła Poppy, wychylając się zza zaplecza.
- W porządku, panna Granger już jest spokojna i nie będzie krzyczała – oznajmił Severus, a Hermiona skinęła głową.
Pomponia obrzucił oboje pełnym rezerwy spojrzeniem i wróciła na zaplecze segregować nowe maści.
- Nie ja ustalam reguły gry, Granger. I nie chodzi o to, że oskarżyłaś, ale kogo oskarżyłaś. Niestety... tak to będzie wyglądało. Tak samo jest w przypadku tego, co mówi Potter o Nottcie. Lepiej uznać, że chłopak kłamie, bo Nott był szlachetny i nobliwy, i garściami sypał galeony w kieszeń Ministerstwa. Na szczęście przewodniczącym Wizengamotu jest znowu Dumbledore. Na pewno wyznaczy ci dobrego obrońcę.
Hermiona zaklęła bardzo cicho i bardzo szpetnie.
- Udam, że nie słyszałem, Granger – łagodnie oznajmił Snape.
- Przepraszam, że krzyczałam. Sama obawiałam się takiego obrotu sprawy, ale mimo wszystko... to przykre, że wysokie stanowisko daje aż takie przywileje... – westchnęła z rezygnacją i oklapła na łóżko. – Sama chciałem tego wszystkiego – westchnęła jeszcze raz, tym razem głęboko. – Chciałam i dam sobie radę.
- Granger, nie mów w taki sposób. Chyba, że chciałaś zostać zgwałcona. To Weasley sam tego chciał i niech teraz się martwi. Myśl w ten sposób, a to na pewno doda ci pewności siebie, której raczej ci nie brakuje. Malfoy na pewno nie pozwoli przesłuchiwać cię samej i będzie tam Albus. Ja tylko uprzedzam, że Weasley ma tekę wiceministra i może być tak nieprzyjemny jak wsza w du... w intymnym miejscu.
- Rozumiem – uśmiechnęła się lekko. - Ale to ja mówię prawdę i to ja jestem poszkodowana. To upokarzające, że muszę się tłumaczyć. U mugoli też tak jest, dlatego tak mało kobiet zgłasza odpowiedniej władzy, że zostały zgwałcone. Boją się, że będą traktowane jak winne, a nie jak ofiary.
- Dumbledore nie pozwoli cię traktować źle... Hermiono. Jeżeli nie dasz po sobie poznać, że się boisz i będziesz patrzeć im głęboko w oczy, poradzisz sobie. Z tym raczej nie powinnaś mieć problemu. Wiem, że po twoim zeznaniu Weasley będzie się musiał bardzo gęsto tłumaczyć.
- Dziękuję, sir.
- Nie ma za co. Teraz uciekaj do biblioteki czytać na temat przebiegu procesów i przesłuchań przed Wizengamotem.
Hermiona roześmiała się dźwięcznie.
- Po raz pierwszy nie mam ochoty zaznajamiać się w teorii z tym, co mnie czeka w praktyce. Pójdę na żywioł, jak mawiają mugole, sir.
- Dobre powiedzenie, Granger. Teraz znikaj, bo nie chcę, żeby Draco Malfoy zaczął być zazdrosny. Szczeniak rzuca doskonałe Dance Macabre.
Spoważniała, a wargi jej zadrżały.
- Dziecko, nie gniewam się na niego. A to, że zna tak dobrze niebezpieczne klątwy, to w jego przypadku błogosławieństwo. Sama wiesz dlaczego.
- Omal się nerwowo nie załamał, a pan mówi o błogosławieństwie – odrzekła z żalem i złością dziewczyna.
- Granger, doskonale wiesz, co mam na myśli. Jest mu ciężko, ale to dobrze, że potrafi wzbudzić uznanie Czarnego Pana, rozumiesz? Dużo gorzej byłoby, gdyby nie wypił eliksiru, a jego dłoń by zadrżała, gdyby się zbyt długo wahał. To ma ogromne znaczenie. Jeżeli masz wrażenie, że coś wypomniałem, to się mylisz. Chciałem zażartować i wyszedł mi nieociosany, tępy dowcip.
„Tłumaczę się uczennicy. I to takiej, która mnie zawsze drażniła... Straszne” – pomyślał, ale bez większego zwątpienia we własny, mroczny image. Jego jaźń zaczęła się godzić na dopuszczenie Hermiony do tego wrażliwszego Severusa, zagłuszanego na co dzień przez niedostępnego, złośliwego cynika.
- Wcale nie. To ja jestem przewrażliwiona. Dowcip nie był zły, sir – znowu miała ogromną ochotę dać mu całusa w policzek, ale bała się, że teraz wygłupiłaby się na całego. Dlatego jedynie cicho pożegnała Snape’a i ruszyła do wyjścia. Gdy zamykała drzwi omal nie zderzyła się z Draconem.
- Och, witam – szepnął Draco, uśmiechnął się szelmowsko i domknął drzwi za Hermionę. Blaise zachichotała, kiedy Ślizgon przycisnął swoją dziewczynę do ściany i zapytał bardzo cicho:
- To przedstawienie poranne, to co miało znaczyć, co?
- Och, no wiesz? – Hermiona zarumieniła się lekko. – Ron i Harry to moi przyjaciele.
- A te całusy, szerokie uśmiechy w moją stronę, to co to było, hę? Prowokacja, czy próba wywołania zazdrości? – panna Granger wiedziała, że nie jest zły, a jej już minęło pierwsze zaskoczenie. Uśmiechnęła się złośliwie:
- To i to – odrzekła buńczucznie.
Blaise ponownie cicho się zaśmiała.
- Oj, przeginasz, skarbie ty mój – powiedział, ale uśmiechnął się szeroko i pocałował ją prosto w nos. – Teraz cię nie puszczę – przytulił policzek do jej policzka.
- Puścisz... Prawie wbiłeś mnie w ścianę i odczuwam pewien dyskomfort. Fizyczny i psychiczny... - Odsunął się, ale zaraz ją do siebie przytulił.
- Tak lepiej? – stał troskliwie, puszczając przy tym oko Zabini, która znowu wydała z siebie chichot, bo Draco miał strasznie przekorną i szelmowską minę.
- Zdecydowanie – głos Gryfonki był nieco przytłumiony, bo wtuliła twarz w ramię Ślizgona.
- Poczułbym się zaszczycony, ale tak samo przeklejałaś się dziś rano do Pottera i Weasleya – zadziorna mina Malfoya zrobiła się leciutko rozżalona.
- Mieliśmy odwiedzić psora – orzekła Zabini z rozbawieniem.
- Jak już ją dorwałem, to trochę potrzymam i pomolestuję pytaniami – odrapał Draco, a Blaise z rozbawieniem wywróciła oczyma, udając, że się niecierpliwi.
- Wcale nie tak samo – Hermiona odchyliła się lekko i popatrzyła chłopakowi w oczy. – I nie robiłam nic takiego – delikatnie dotknęła wargami wrażliwego punktu na jego szyi. Malfoy pomyślał, że za chwilę umrze i poczuł nieodpartą chęć, aby porwać Hermionę, zanieść do siebie i...
„Na wielkiego Salazara, nie w środku dnia! Nie chcę być erotomanem!” – pomyślał prawie rozpaczliwie.
Już nim jesteś – usłyszał wewnętrzny głos, który brzmiał jak jego ojciec w chwili patetycznej przemowy. – Masz to uwarunkowane genetycznie
- Dzięki, tato – mruknął na głos.
- Z ojcem rozmawiasz? – zadrwiła Blaise. – Bo przecież Hermiona nie jest podobna do Lucjusza Malfoya – Ślizgonka wydawała się zaintrygowana i rozbawiona.
- No, nie jest – zarumienił się. – To tylko eee... No wiecie, każdy czasem to ma... Taki wredny wewnętrzny głosik. Stary prześladuje mnie wszędzie, nawet gdy go nie ma. I bywa przy tym wybitnie złośliwy.
- To u waszej rodziny coś naprawdę niespotykanego – powiedziała Zabini poważnym tonem. – Jestem pod wrażeniem.
- Bu haha – nadął się syn wspomnianego Lucjusza. – Możesz się nabijać, ale mnie to drażni i rozprasza.
- Smoczek po prostu tęskni za rodzicami – zadrwiła Hermiona, ale uśmiechnęła zaraz łagodnie i jeszcze raz cmoknęła Dracona w szyję.
- Weź przestań, bo zaraz zrobię coś na oczach Blaise – powiedział żałośnie.
- Rządzi tobą twoja cielesna powłoka, Malfoy – Zabini żartobliwie uniosła oczy ku niebu. – Zero aury wewnętrznej. Nie to co Severus Snape. Jest taki mmm... mroczny – głos Ślizgonki zabrzmiał jak pomruk. – Gdy wchodzi do klasy wszyscy milkną i zapada cisza.
- No jasne – zakpił Draco. – Aurę ma taką, że pierwszoroczni pewnie boją się oddychać.
- Och tak, ma aurę i w ogóle jest w porządku – Hermiona uśmiechnęła się porozumiewawczo do Blaise. – Ale Draco... – odsunęła się troszeczkę i oparła dłonie na klatce piersiowej młodzieńca. – Wiem, że żartowałaś, ale on jest naprawdę kochany i cierpliwy – spoważniała na chwilę. – Powiedziałabym, że jest słodki, ale pewnie by się obraził – dodała jeszcze z delikatnie kpiącym uśmiechem.
- Na ciebie się za to nie obrazi – pewnie oznajmiła Blaise, obserwując z satysfakcją rumieniec Dracona. – Prawda, Smoczuś?
- Nie, na Mionę się nie obrażę – cicho odrzekł Smoczuś.
- Nie? – spytała przekornie Gryfonka, szeroko się uśmiechając. – Jesteś przesłodki, Draco – wspięła się na palce i mocno ucałowała usta Malfoya. – Jak miód akacjowy – dodała ciszej, dotykając wargami jego ucha.
- Sadystka – jęknął żałośnie i wbił błagalny wzrok w Hermionę. – Dręczysz mnie, wiesz o tym? – ujął jej dłonie w swoje własne i pieścił je delikatnie.
- Tak, Draco, też cię bardzo kocham – wydęła usta.
- Widzisz jaka ona jest Blaise? Widzisz? – żałośnie poszukał pociechy u przyjaciółki.
- Widzę. Kocha cię i okazuje ci swoje przywiązanie. Powiedziałbym, że jest ci oddana. Co jeszcze chciałbyś wiedzieć? – zamrugała niewinnie powiekami, a Hermiona roześmiała się i znowu dała całusa Draconowi, ale tym razem przytrzymał ją, by pogłębić i przedłużyć pocałunek.
- Mmm.... Lepiej sobie idź, bo normalnie zrobię ci to przy ścianie, Miona. Uciekaj – bardzo delikatnie ja odepchnął i patrzył na nią nieufnie, a jednocześnie łakomie. Wyglądał przy tym tak pociesznie, że Blaise roześmiała się głośno.
- Draco, wybacz, ale żebyś... siebie widział... w lustrze. Biedactwo. Wybuduję ci pomnik, symbolizujący twoją stalową wolę, ale miej już... normalną minę. Inaczej śmiechem mnie wykończysz!
- Hahaha! – powiedział Draco z rozpaczą, rozśmieszając Zabini jeszcze mocniej. – Stalowe to ja mam w tej chwili co innego – dodał mściwie, rozbawiając ją jeszcze skuteczniej i Ślizgonka osunęła się na podłogę, chwytając się za brzuch.
- Draco! – Hermiona zarumieniła się mocno i posłała mu spojrzenie pełne dezaprobaty.
- No co? - wzruszył ramionami. - Prawdę mówię – popatrzył na Gryfonkę przepraszająco, a potem pobłażliwie na swoja przyjaciółkę, która skręcała się ze śmiechu na posadzce.
- Łiiiiii... – pisnęła przeciągle Blaise, nie mogąc złapać tchu, a w jej oczach zalśniły łzy radości. – Przepraszam, Hermiona... – wydyszała i wzięła głęboki oddech. – Wyobraź sobie rzeźbę Dracona na której wszystko jest z marmuru i tylko sama – wiesz – która – część ciała ze stali! – nie wytrzymała i roześmiała się jeszcze głośniej. Granger nie mogła się nie uśmiechnąć, a Malfoy zavadował Zabini wzrokiem. – A pod spodem napis Człowiek o stalowej woli – potężny wybuch śmiechu ją osłabił i musiała się uspokoić. – Nienawidzę mojej wybujałej wyobraźni – powoli podniosła się do pozycji stojącej i oparła dłonią o ścianę. – Przepraszam – dodała jeszcze, wycierając łzy.
- Nabijasz się ze mnie – poważnie oznajmił Ślizgon.
- No co ty, serio? Sam dałeś mi temat, to teraz się nie czepiaj.
- Oj, Blaise. Niby jesteś taka poważna i dorosła, a czasami strasznie dziecinna – Hermiona uśmiechnęła się szeroko do Zabini.
- Wiem. Idź, bo on dostanie zawału serca, albo czegoś innego. Albo nie idź, bo na mnie się rzuci, taki wygłodniały – zażartowała.
- Ciebie nie będę lubił przez najbliższy kwadrans – zaoponował Draco z naburmuszoną miną i pokazał Blaise język.
- Mówiłaś coś o dziecinnym zachowaniu? – wskazała dłonią Malfoya.
- To facet – sprostowała Gryfonka.
- Och, jakie wy miłe jesteście – Draco był na granicy śmiertelnego obrażenia się na obie.
- Lepiej idźcie do profesora. Zrobicie mu niespodziankę, chyba, że nas słyszał – łagodnie oznajmiła panna Granger. - A ty przestań, Draco. Wiesz, że cię kocham i szanuję. Nie pokłóćcie się przypadkiem – pomachała dłonią, przesłała cmoka Draconowi i zniknęła w korytarzu.
Draco ostentacyjnie wpatrywał się w ścianę. Był lekko urażony.
- Będziesz się dąsał, czy wejdziesz razem ze mną do środka? – spytała Blaise łagodnie.
- Oczywiście. Naśmiewasz się ze mnie, a potem mówisz coś o dąsaniu się – zmarszczył brwi
- Draco... Nie naśmiewam się. Podejdź czasem do samego siebie i swoich potrzeb z dystansem, uśmiechnij się, a na pewno będzie lepiej – położyła rękę na jego ramieniu, prawie pewna, że się od niej odsunie, ale on przykrył jej dłoń swoją własną.
- Staram się, ale czasami jest mi trudno – nie był zły.
- Wiem o tym i wiem, że się nie gniewasz. Jesteś tylko, jak zwykle, przewrażliwiony na swoim punkcie. To u was, Malfoyów normalne – uśmiechnął się ciepło – I ma swój urok, byle nie w nadmiarze.
- Właśnie nadmiar jest najbardziej uroczy – ironicznie się uśmiechnął. – Chodź, nawiedźmy naszego kochanego nietoperza.
Blaise zaśmiała się cicho i zapukała w drzwi.
- Ciągle przeszkadzacie rekonwalescentowi i robicie hałas pod drzwiami - Pomponia nie wyglądał na zachwyconą. - Takie śmichy – chichy to we Wspólnym. Nie wiedziałam, że jesteś tak popularny Severusie. Znowu masz gości. Proszę zachowywać się kulturalnie, ja na chwilę wychodzę – dodała z godnością, wpuszczając Dracona i Zabini, która skinęła posłusznie głową.
Severus nie mógł odpowiedzieć nic Pomponii z prostej przyczyny. Eliksir, który mu wręczyła minutę wcześniej pielęgniarka, i który w dwie, najpóźniej trzy doby miał zniwelować jego nabytą niemoc, palił gardło żywym ogniem, a smakował tak obrzydliwie, jak tylko lekarstwo smakować może. Mężczyzna wytrzeszczył oczy, chwycił szklankę wody, którą miał w pogotowiu, i szybko zapił ohydny wywar. Wciągnął mocno ogromny haust powietrza, łyknął kolejną porcję wody, opróżniając szklankę, i orzekł w przytomności uczniów:
- Nie znam składu tego czegoś i raczej nie chcę znać. Ale na pewno zawiera piołun.
- Owszem, chociaż to nie najważniejszy składnik, Severusie – odrzekła obojętnie, ale uśmiechnęła się przy tym z wyższością. – Będę za pół godziny. Nie denerwować pacjenta i nic nie ruszać – powiedziała surowo do uczniów i wyszła.
- Dwa razy dziennie mały łyk – syknął pod nosem Snape i wyczarował kolejną porcję wody w szklance, a następnie powoli wypił połowę. – Co was do mnie sprowadza, czyżbym naprawdę zdobywał popularność? – zadrwił. – Przed chwilą miałem tu trójcę Gryffindoru.
- Ja widziałem tylko Hermionę – Draco wyglądał na zaskoczonego.
- Och, Potter jak zwykle uniósł się godnością, a Weasley pobiegł uratować go przez aktem samobójstwa – zakpił nauczyciel, jadowicie się uśmiechając. – Was mogę zrozumieć, jesteście ze Slytherinu.
- Tak i troszczymy się o pana zdrowie – odrzekła grzecznie Blaise, siadając na łóżku. – Mogę, sir, prawda?
- Oczywiście, ciebie też zapraszam, Draco – poklepał miejsce po swojej drugiej stronie.
- Czemu pan nie leży? – spytała Zabini łagodnie. – W pana stanie należałoby odpocząć i się wzmocnić.
Draco odchrząknął, co zostało uroczo zignorowane przez Ślizgonkę, a Severus wbił w dziewczynę czarny, pełen gniewu wzrok, który szybko zwrócił na chłopaka.
- Malfoy, czy wśród uczniów ktoś jeszcze, poza Potterem, który ma ohydny zwyczaj podsłuchiwania, Weasleyem, któremu na pewno Potter to opowiedział, Granger, do której masz słabość i Zabini, z którą mnie odwiedziłeś, wie o tym co zaszło w nocy? – spytał łagodnie i bardzo chłodno.
- Nie, sir – Ślizgon delikatnie się zarumienił. – Przynajmniej jeśli o mnie chodzi, a nie sądzę, by Potter poleciał to rozpowiadać. Weasley to jego przyjaciel i też raczej nie będzie się chwalił, że to wie. Możemy więc przyjąć, że wraz ze mną jest to pięcioro uczniów.
- Obiecuję dyskrecję – Blaise się uśmiechnęła przepraszająco.
- W twoją dyskrecję nie wątpię, Zabini – Snape drwiąco uśmiechnął się do Dracona.
Malfoy zarumienił się mocniej i zaczął oglądać swoje buty.
- Draco też nic nie powie, sir.
- Mam nadzieję – Severus uciął temat dwoma krótkimi słowami. – Co to były za rechoty pod drzwiami?
- Planowałyśmy wraz z Hermioną zbudować Draconowi pomnik z marmuru i stali, ale on nie chce, sir – Zabini wstrzymała śmiech i próbowała być poważna.
Szare tęczówki chłopaka zalśniły oburzeniem.
- A po co ta stal? – zaciekawił się Snape, po cichu radując się z konsternacji Dracona.
- Blaise... – syknął ostrzegawczo Malfoy.
- Żaby oddać cześć jego stalowej, niezłomnej woli i wielkiemu samo-opanowaniu. To człowiek z zasadami, godzien ze wszech miar zaufania.
Draco zacisnął usta w wąską kreskę.
- Powiedzmy, że tak było – podsumował Ślizgon cicho, przeciągając sylaby.
- Rozumiem – Snape obserwował ucznia z rozbawieniem. – Cóż chcecie wiedzieć o mym stanie zdrowia? Bo jeśli o mnie chodzi, czuję się dobrze i mogę stąd wyjść, ale ta kwoka chce mnie trzymać pod obserwacją do wieczora, tak na wszelki wypadek, a Dumbledore kazał mi się jej słuchać – profesor był wyraźnie niezadowolony. – Wlała we mnie tyle eliksirów wzmacniających i regenerujących, że mógłbym przenieść o własnych siłach rzeczony pomnik Malfoya – zakpił na sam koniec wypowiedzi.
Draco udał, że nie widzi szerokiego uśmiechu Blaise, która jednak szybko spoważniała i oznajmiła:
- Pani Pomfrey zna się na leczeniu, profesorze. Widocznie powinien pan zostać.
- Wiem, wiem.... Nie lubię tylko tak bezczynnie leżeć, Zabini.
- Potrzebuje pan czegoś? – Draco wykazał się zmysłem praktycznym, udając, że nie widzi koleżanki.
- Nie.... Albo... Przynieście mi po kolacji Najmroczniejsze Tajniki Czarnej Magii Dla Zaawansowanych. Dam wam oczywiście glejt – Severus wyczarował różdżką pergamin, pióro i kałamarz, po czym napisał pozwolenie dla uczniów na wyniesienie najbardziej zabezpieczonych dwóch tomów w całym dziale Ksiąg Zakazanych. – Nie pytajcie po co, to ważne dla bezpieczeństwa wszystkich uczniów. I nie ważcie się tam zaglądać. Nie mieliście do czynienia z tomem dla początkujących. Jeśli chcecie zachować zdrowe zmysły, nie oglądajcie ilustracji i nie czytajcie wersów. Dobra nauczycielska rada. I przynieście to bezpośrednio do mnie.
Draco zabrał wręczony mu pergamin i starał się zachować powagę, oraz pełen godności wyraz twarzy nie wyrażający ogarniającego go zaciekawienia. Wraz z Blaise rozmawiali z profesorem jeszcze kilka minut, po czym wyszli z ambulatorium bardzo zaintrygowani, ale zdeterminowani by zachować całkowitą dyskrecję. Wiedzieli, że skoro Severus chce dostać tą księgę, na pewno wie co robi.
Gdy Malfoy zamknął drzwi, oboje ujrzeli przyczajoną pod nimi w odległości kilku kroków Tonks. Wyglądało na to, że waha się, czy wejść.

******

Napisany przez: Potti 08.10.2005 15:48

nice (:
mam nadzieję, że Snape nie zatraci swojego zewnętrznego wizerunku zimnego i niedostępnego. ale też nie będę miała pretensji, gdyby trochę złagodniał- przesada w którąkolwiek stronę jest niezdrowa.
no, czekam na dalsze losy Dracona i Hermiony, a teraz też Severusa i Tonks. tylko parring Harry/Blaise wydaje mi się trochę nudny. Harry potrafi pyskować tylko Severusowi (a już przecież w książce dawno nie jest grzecznym, nieśmiałym chłopcem i z tymi humorami jak u kobiety z napięciem przedmiesięczkowym- bardziej mu do twarzy), Blaise nawet jemu nie, jest łagodna jak baranek. trochę żeby poiskrzyło :}

Napisany przez: Tomak 08.10.2005 17:16

Snape powinien zostac taki zimny i nieprzystepny taki jest super. Harry tez jest dobry tylko jak dla mnie taki troche za grzeczny. Powinien pokazac na co go stac ze juz nie jest taki jaki był. Owszem troche się zmienił ale jak dotąd tylko troche. Dopiero teraz zaczął pyskowac Severuskowi. Harry&Blaise nie jest wcale takie złe mi się podoba. Snape&Tonks no niewiem zobaczymy jak dalej się rozwinie. Draco&Hermi tez nie jest taki złe.
Czekam na nastepne czesci mam nadzieje za akcja się nie spowolni ale tez nie rozkręci się za szybko.

Napisany przez: Kitiara 20.10.2005 09:32

******
Harry siedział w dormitorium i czytał mugolską powieść „Duma i uprzedzenie”, którą poleciła mu Hermiona dla odprężenia się, lub uspokojenia. Po tym jak dogonił go Ron, powiedział mu, że wszystko z nim w porządki i że chce być sam, a za troskę mu dziękuje i wtedy przypomniał sobie o tym, że Granger pożyczyła mu coś miłego do czytania, co „na sto procent nie jest podręcznikiem”. Weasley poszedł po Lunę, żeby wyciągnąć ją na spacer po błoniach, a zielonooki postanowił zacząć wyżej wymienioną lekturę i rzeczywiście pomogło mu to przestać myśleć o Snape’ie i snuć mordercze plany. Dormitorium było puste, bo wszyscy gdzieś się rozpierzchli, zwłaszcza, że dzień był naprawę ładny. To bardzo odpowiadało Harry’emu. Powieść Jane Austen spodobała mu się na tyle i na tyle dobrze go zrelaksowała, że zapomniał o obiedzie, a że nie chciało mu się jeść, czytał spokojnie dalej. „Pan Darcy” wybitnie skojarzył mu się z Draco Malfoyem, przynajmniej pod niektórymi względami, więc Potter postanowił skończyć czytanie do wieczora i wręczyć książkę arystokracie. Uznał, że każdy kto ma na nazwisko Malfoy powinien ją przeczytać. Ktoś zastukał do drzwi i chłopak niechętnie odłożył powieść, zaznaczając ją kawałkiem pergaminu, w miejscu, w którym skończył czytać.
- Proszę! – krzyknął i po chwili już nie był zirytowany tym, że ktoś mu przerwał, bo zobaczył w drzwiach uśmiechniętą, czarnowłosą dziewczynę, której ciemnoniebieskie oczy jarzyły się wesołością, a usta ułożyły się w ujmujący, przyjazny uśmiech. - Cześć, Harry! Ron powiedział, gdzie cię znaleźć w ten uroczy dzionek, kiedy połowa uczniów biega po błoniach, ale nie wiem czy nie przeszkadzam, bo podobno chciałeś być sam – powiedziała na jednym wdechu, cały czas radośnie patrząc mu w oczy i Harry pomyślał, że mógłby utonąć w ciemnym błękicie tęczówek Blaise. Prawie do niej podbiegł, by ją pocałować.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz.
- Och! Zachowujesz się, jakbyśmy się nie widzieli co najmniej miesiąc – uśmiechnęła się jeszcze szerzej mile zaskoczona jego ciepłym powitaniem.
- Fajnie, że przyszłaś. Czytam bardzo dobrą powieść, wiesz? No chodź, usiądź! – wrócił na łóżko i niecierpliwie poklepał miejsce obok siebie. Blaise bez wahania przyjęła zaproszenie.
- Duma i uprzedzenie? – przeczytała tytuł książki i jej uśmiech, o ile to możliwe, rozjaśnił się jeszcze bardziej. – To jedna z moich ulubionych powieści. Cieszę się, że ci się podoba.
- Hermiona mi ją dała jako coś odprężającego. Ewoluowała w pojęciu lekkich lektur od czasów pierwszej klasy... Wtedy Historię Hogwartu uznawała za odskocznię od nauki – zakpił.
Zabini bardzo głośno się roześmiała.
- Łiii... – pisnęła po raz drugi tego dnia. – Historia Hogwartu lekką lekturą! Wybacz, Harry. Ja też bardzo lubię się uczyć, chociaż dla ciebie brzmi to zapewne dziwacznie, ale nigdy nie uznałabym tej cegły za relaksacyjną książkę – mówiąc to przypomniała sobie, że miała iść po obiedzie do biblioteki razem z Draconem i zanieść Mistrzowi Eliksirów dwa tomy księgi, o którą prosił.
- O, cholera! Harry, przepraszam, coś ważnego mi się przypomniało. Muszę lecieć – bardzo mocno cmoknęła go w usta. – Profesor Snape mnie o coś prosił i teraz mi się przypomniało. Naprawdę przepraszam – ucałowała go jeszcze raz, nie zwracając uwagi na nienawistny grymas, jaki się pojawił na ustach Pottera na dźwięk słowa „Snape”. – Wrócę do ciebie za pół godzinki, może trzy kwadranse. Poczytaj sobie w tym czasie, to naprawdę świetna książka. Pa! – już była za progiem i Gryfon odkrzyknął „pa!” do zamkniętych drzwi. Poczuł, że irytacja i nienawiść do Mistrza Eliksirów wracają ze zdwojoną mocą i szybko zabrał się za lekturę.

******
Tonks patrzyła za oddalającymi się Draconem i Blaise. Jej kuzyn, jak zwykle przywitał ją uprzejmym „dzień dobry pani” i to samo uczyniła Zabini, ale to na jasne włosy odchodzącego chłopaka zerkała Nymphadora, zastanawiając się nad tym, co o młodym Malfoyu mówił jej kilka dni temu Severus. No właśnie, Severus. Westchnęła, zapukała i nieśmiało uchyliła drzwi.
- Mogę? – zapytała, zastanawiając się, gdzie jest wiecznie pilnująca pacjentów Pomponia.
- Och, Tonks, jasne, wejdź...
Było oczywistym, że Snape jest zdziwiony, a Nymphadora pomyślała, że wygląda biednie w czarnym szlafroku, z niezdrową cerą i przetłuszczonymi włosami.
Nie miała pojęcia, że chciał, aby go odwiedziła, ale mimo tej chęci poczuł się „wzięty z zaskoczenia”.
- Myślałem, że życzysz mi śmierci po naszej ostatniej rozmowie i kto, jak kto, ale ty mnie nie odwiedzisz na pewno. Ale i tak masz drugie miejsce. Był u mnie Potter z przyjaciółmi, tyle że kwiatów mi nie przyniósł – ironizował, patrząc na nią raczej pogardliwie.
- Skąd wiedziałam, że nie rzucisz mi się w ramiona, nie ucałujesz i nawet nie powiesz, że to miło iż przyszłam cię odwiedzić? – odrzekła nader sarkastycznie, nie czując, ku własnej uldze, zbyt dużego skrępowania. Była zdziwiona i zadowolona, że jej obawy zostały gdzieś za drzwiami. Nie zamierzała pozostać dłużna w walce na słowa. – I tak jesteś nad wyraz uprzejmy, jak na siebie. A aluzji, co do kwiatów nie rozumiem. Przecież ich nie przyniosłam.
- To nic nadzwyczajnego, że czegoś nie rozumiesz. No, ale darzysz mnie uczuciem, mogłabyś coś wyczarować – zadrwił, obserwując jak się rumieni.
„Całkiem ładnie jej z tymi wypiekami” – pomyślał z rozbawieniem, zastanawiając się, jak by zareagowała na propozycję wspólnej, niezobowiązującej nocy.
Nymphadora zagryzła wagi, po czym uśmiechnęła się złośliwie.
- Ależ owszem, wiem nawet jaką roślinkę ci podaruję – powiedziała i machnęła różdżką. – Oto odpowiedni kwiat dla ciebie, Sev – zakpiła, a Severus wlepił wzrok, troszkę oniemiały, w ordynarnego kaktusa, który pojawił się na stoliku przy łóżku i który nawet nie raczył zakwitnąć.
- Bardzo ładny – wydął usta i wpatrywał się w kobietę z mieszanką sarkazmu i zaciekawienia. – Wyglądasz jak zakonnica w tej zakrywającej wszystko poza twarzą kiecce.
- Cieszę się, że ci się podoba – udała, że nie słyszy ostatniego zdania. - Jest tak samo delikatny jak ty, kłuje dokładnie tak samo, może tylko mniej dotkliwie i zapewne jest tak samo przyjemny w dotyku, Snape. A poza twarzą mam odkrytą również szyję i dłonie.
- Och. Skoro tak, to po co do mnie przyszłaś? – wykrzywił usta w sardonicznym grymasie pobłażania. – Równie dobrze mogłaś sobie wyczarować kaktusa i gadać do niego. Nie zwracałby uwagi na twój wygląd – powiedział to tak, jakby uważał ją za wyjątkowo nieatrakcyjną.
- Jesteś nie tylko nieuprzejmy, ale i ordynarny. Nie pozwalasz innym nawet spróbować być dla siebie miłym, z góry będąc niemiłym dla innych. Przyszłam zapytać jak się czujesz, ale potraktowałeś moje intencje tak dosadnie, że zapytam, czy odpowiednio mocno jesteś poturbowany? Mam nadzieję, że tortury bolały, Severusie – była urażona, a w jej oczach dostrzegł żal.
- Och, wiesz przecież o tym i mi się naprzykrzasz – zdjął szlafrok i wsunął się pod kołdrę, opatulając się nią pod samą brodę. Nie podobało mu się to, że w głębi duszy ma wyrzuty sumienia za to, że traktuje ja tak wyniośle i pogardliwie. I nie podobało mu się, że boli go sposób w jaki powiedziała o tym, co go spotkało, chociaż wiedział, że mówi to w złości.
- Tak. Potter też ci się pewnie naprzykrzał. Ciekawe co usłyszał od nauczyciela, do którego przyszedł z wizytą. Pewnie coś miłego, skoro o nim wspomniałeś – Tonks się zezłościła. – Lubisz wbijać innym ciernie w najsłabsze miejsca. To okrutne, Snape, ale przecież o tym wiesz.
- I ty o tym także wiesz, a przyłazisz i mnie drażnisz. A o tym cholernym aroganckim, bezczelnym bachorze racz nie wspominać, Nymphadoro – podniósł się na powrót do pozycji siedzącej, przytrzymując kołdrę pod brodą i patrząc na nią bardzo nieprzychylnie. – Rozumiem, że wiesz, iż kaktus symbolizuje nienawiść? – spytał jeszcze pogardliwie.
- Wiem, a ty wiesz, że nie o moją nienawiść chodzi, ale o twoją nienawiść do wszystkich i wszystkiego, do siebie samego pewnie też. Jak taki jesteś dobry w symbolice, to zrozumiałeś wymowę tego konkretnego kaktusa. Czyżbyś wolał dostać czerwoną różę? Po co? Żeby sobie trochę dotkliwiej ze mnie zakpić? – ironizowała, a jej wzrok ciskał błyskawice. – Myślałam, że da się normalnie z tobą porozmawiać, życzyć powrotu do zdrowia bez nadwerężania nerwów, ale jak widać nie.
- No właśnie. Nie. Więc mnie zostaw w spokoju. I zrób coś z tymi mysimi włosami. Czasami robisz koszmarne eksperymenty, ale są na pewno lesze od tego, co masz na głowie w tej chwili – wiedział, że robi jej prawdziwą przykrość, ale nie chciał, aby wzbudzała w nim ciepłe uczucia, a tak właśnie zaczynało się dziać.
„Nie miała w kim się zadurzyć? Głupia siksa!” – pomyślał z irytacją i obserwował z bólem, jak Tonks spuszcza wzrok, a jej policzki znowu różowieją. Kiedy na niego spojrzała, widziała w czarnych oczach tylko obojętność. Postanowiła skończyć tę rozmowę.
- Mogłabym ci odpowiedzieć, żebyś najpierw spojrzał na siebie i umył głowę, a dopiero potem krytykował fryzury innych, ale tego nie zrobię – Snape poczuł się lekko zakłopotany, bo Tonks wcale nie patrzyła na niego ze złością, ale z czymś na kształt współczucia. Mówiła bardzo cicho i łagodnie.
- Wiem, że ten cholerny sarkazm i jadowita złośliwość to system obronny, tak jak stała czujność u Alastora, ale ja nie przyszłam się z tobą pokłócić, ani żeby cię krzywdzić, Severusie. Chciałam ci tylko powiedzieć, że bałam się o ciebie, że cieszę się, że przeżyłeś i mam nadzieję, że szybko wydobrzejesz. Widzę, że czujesz się całkiem dobrze i cieszy mnie to. Przepraszam za to, co powiedziałam o torturach. Wież, że tak nie myślę – westchnęła i zamilkła na chwilę. Snape patrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Możesz sobie rzucać we mnie inwektywami. I tak mi na tobie zależy, chociaż to zadziwia mnie samą. Trzymaj się i wracaj do zdrowia – machnęła różdżką w kierunku kaktusa. – Zaraz powinien zakwitnąć. Wiesz, że cię nie nienawidzę... no może czasami – wydawało się jej, iż mężczyzna powstrzymuje się od uśmiechu. – Do widzenia – odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi.
- Tonks – usłyszała i zatrzymała się wpół kroku, ale się nie odwróciła. – Nie nabijałbym się z róży – Severus zasępionym wzrokiem wpatrywał się w kaktusa, który wypuścił piękne ciemnogranatowe kwiaty.
- Nie, wcale – sarknęła Nymphadora robiąc ostatni krok przed otworzeniem drzwi.
- Nie – odrzekł po prostu. – No może troszeczkę - był pewien, że się uśmiechnęła.
- Troszeczkę – zakpiła delikatnie, nadal stojąc do niego tyłem i rzeczywiście uśmiechając się lekko.
- Przepraszam za wzmiankę o włosach – pierwszy wyraz zabrzmiał bardzo cicho, ale Tonks je usłyszała. Była tak zaskoczona, że odwróciła się i spojrzała na mężczyznę. Wzruszył ramionami i wydął pogardliwie wargi. Był zły na siebie, że przeprosił, a jednocześnie cieszył się, że dał radę to zrobić.
- Jeszcze mówisz to słowo bardzo niewyraźnie, ale kiedyś ci się uda. Wierzę w ciebie – uśmiechnęła się do niego szczerze.
- Spadaj, zanim powiem coś mniej miłego – zakopał się pod kołdrą ze złym przeczuciem, że naprawdę bardzo lubi Tonks i to od dawna.
- Też mi było miło, dobranoc – zadrwiła łagodnie i wyszła, zostawiając go z wyrzutami sumienia. Wyrzutami za złe potraktowanie Nymphadory i zupełnie innymi, które wyrzucały mu, że ma wyrzuty wobec Tonks. Nadmiar myśli i sprzecznych emocji go przytłaczał.
- Agrh! – warknął akurat w momencie, gdy wróciła Poppy. Pielęgniarka popatrzyła na niego z dezaprobatą, a on pokazał jej pod kołdrą środkowy palec i humor mu się nieco poprawił.

******
„Draco na pewno stoi pod biblioteką i klnie jak pijany goblin... Mam tylko nadzieję, że robi to cicho” – myślała Blaise, idąc bardzo szybko korytarzem i próbując nie zastanawiać się jak mocno przeklina Snape, który nienawidził, gdy uczniowie spóźniali się z czymkolwiek. W tym wypadku dotyczyło to także Ślizgonów.
Gdy dotarła do biblioteki, prawie biegła.
- No i gdzie byłaś?! Czekam dwadzieścia minut! – Draco przywitał ją warkotem zezłoszczonego smoka.
- Eee... Zapomniałam, przepraszam, ale już jestem. Przestań się wściekać. To tylko skleroza.
- Czy ta skleroza ma przypadkiem na nazwisko Potter? – Malfoy pogardliwie wydął usta.
- Merlinie słodki – syknęła z irytacją. – Czy Malfoyowie muszą mieć to, czego nie ma prawie żaden facet poza Dumblem i Snape’em, a mianowicie in-tu-ic-ję? –ostatni wyraz przesylabizowała prawie ze złością, a na końcu warknęła, sprawiając, że Ślizgonowi poprawił się nieco humor.
- Chyba ktoś się zdenerwował – zakpił, zalotnie ruszając lewą brwią.
- Ktoś się dopiero może zdenerwować. Czeka w skrzydle szpitalnym i na pewno nie będzie miły, jak postoimy jeszcze trochę pod tymi drzwiami, wymieniając uprzejmości.
- Nie ja się spóźniłem, Zabini – bardzo grzecznie sprostował blondyn, szczerząc się prawie idiotycznie. – Wiesz, że czeka nas jeszcze batalia z tą podejrzliwą sępicą? – spoważniał i sarkastycznie wykrzywił wargi.
- To lepiej wchodźmy. Masz to pozwolenie, prawda?
- Nie. Dałem je Hagridowi. On teraz hoduje jakieś stwory, które uwielbiają żreć zapisany pergamin – Draco udał, że się nad czymś zastanawia. – Myślisz, że brak tego glejtu ma jakieś znaczenie?
- Idź, ty jełopie z twoim pokurczonym poczuciem humoru – dziewczyna popukała się w czoło. - Wyjmuj pergamin i właź pierwszy. Albo lepiej daj go mi, myślę, że bardziej nadaję się do negocjacji z panią Pince.
- Przezywasz mnie i nic nie dostaniesz – Draco wyciągnął przepustkę do świata zakazanych lektur i pomachał nią przed nosem koleżanki. – Panie przodem – dodał, kurtuazyjnie otwierając drzwi przed Zabini i gestem zapraszając ją, aby przekroczyła próg biblioteki jako pierwsza.
Ślizgonka rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie z serii „lepiej, żebyś zachował powagę, inaczej leżymy”, przywołała na twarz niewinny i uprzejmy uśmiech i wkroczyła do przybytku wiedzy i mądrości, obdarzając panią Pince dwornym dygnięciem.
- Dzień dobry – rzekła grzecznie. – Przyszliśmy wypożyczyć coś dla profesora Snape’a. Jest w skrzydle szpitalnym, a pani Pomfrey i dyrektor zabronili mu opuszczać ambulatorium do wieczora.
Pani Pince obrzuciła uczennicę uważnym, podejrzliwym spojrzeniem, a następnie jej wzrok przeniósł się na towarzysza dziewczyny. Kobieta skrzywiła się delikatnie, Draco natomiast przybrał minę chodzącej niewinności i postarał się, aby jego uśmiech nie był kpiącym grymasem.
„Ty podejrzliwa, wredna babo. Chłopa ci brak” – pomyślał, widząc jej nieufnie rozdęte nozdrza.
- Dzień dobry – powiedział. – Oto nasze pozwolenie na skorzystanie z działu ksiąg zakazanych – wręczył bibliotekarce pergamin od Mistrza Eliksirów.
Pani Pince przeczytała równe, pochyłe i pełne zawijasów pismo, a wzrok, który następnie podniosła na uczniów, ciskał gromy.
- Myślicie, że dam się na to nabrać?! Nic bardziej prostszego dla uczniów z szóstego roku, jak podrobienie pozwolenia i podpisu nauczyciela – mówiła cichym warkotem. – Chcecie wynieść najniebezpieczniejszą księgę, a czy wiecie, że niewłaściwe jej użycie mogłoby spowodować fatalne w następstwach skutki?! – mogłaby konkurować w krzyku szeptem z Hermioną Granger.
- Ależ, pani Pince... – Blaise była skonsternowana. – Przecież my ją chcemy dla profesora Snape’a... Zabronił nam do niej zaglądać, mamy ją zanieść prosto do skrzydła szpitalnego.
Bibliotekarka wydawała się w ogóle nie słuchać. Jej pełen nieufności wzrok utkwiony był w Draconie.
- Wynocha mi stąd. Niech Severus osobiście przyjdzie po książkę, jak mu na niej zależy. To zbyt niebezpieczne – ucięła, rzucając pozwolenie profesora na stół i wracając do swojej przerwanej lektury.
Zabini przestraszyła się, że Malfoy wybuchnie, bo chłopak pobladł i zacisnął zęby.
„Ty szantrapo z piekła rodem” – pomyślał Draco, po czym zamiast wybuchnąć, odezwał się nad wyraz uprzejmie i cicho:
- Pani Pince, przepraszam, że przeszkadzam pani w czytaniu...
Czarownica nie raczyła podnieść wzroku znad książki, a Blaise zdawało się, że nawet prychnęła cicho zniecierpliwiona.
„No, Draco, zobaczymy jakim potrafisz być dyplomatą” – pomyślała, gotowa interweniować w każdej chwili, zanim Malfoy i Pince zaczną rzucać w siebie przekleństwami. Nie była zbytnio zdziwiona reakcją czarownicy. Ślizgoni byli traktowani w sprawach Czarnej Magii nieufnie, zwłaszcza przez „sępicę”.
- I nie chcę być niegrzeczny – kontynuował młody arystokrata – ale wydaje mi się, że zanim pani oskarży nas o oszustwo, wypadałoby sprawdzić pismo pod względem wiarygodności.
Pani Pince spojrzała na niego, jak na coś wybitnie przykrego do oglądania, po czym machnęła różdżką nad pergaminem i oznajmiła wyniośle:
- Po co miałam tracić czas na rzucanie podstawowych zaklęć sprawdzających, jak to też potraficie obejść? Zwłaszcza ty, Malfoy. Proszę bardzo, teoretycznie jest z nim wszystko w porządku.
Draco miał minę, która sugerowała, że bibliotekarka zaraz przekroczy cienką linię jego cierpliwości. Blaise sama poczuła się urażona tym, że kobieta z góry zakłada ich nieuczciwość. Rzeczywiście mogła sprawdzić to pismo. Mogła też użyć bardziej skomplikowanych zaklęć, niż rozpoznawcze, ale nie chciało się jej. Wolała potraktować ich z góry jak nieuczciwych uczniów, którzy chcą sobie poharcować z najbardziej niebezpiecznymi zaklęciami, urokami i eliksirami Czarnej Magii.
- Bardzo przepraszam, pani Pince – wtrąciła się Zabini. – Uważa pani, że Ślizgoni są tak naiwni, aby nieudolnie podrabiać pozwolenia, zwłaszcza kogoś takiego jak profesor Snape? Ja bym nie próbowała.
- Właśnie. Jesteście ze Slytherinu – podsumowała kobieta, jakby to jedno stwierdzenie przeważało o wszystkim.
„Draco, tylko spokojnie” – mówiła mina Blaise, która łypnęła ostrzegawczo na przyjaciela. Zupełnie niepotrzebnie. Malfoy przywołał na twarz sardoniczny, ale bardzo uprzejmy uśmiech i kurtuazyjnie odchrząknął.
- Wybaczy pani pewna małą uwagę. Profesor uprzedził nas, że niebezpieczne jest zaglądanie do owych dwóch tomów, jeżeli nie jesteśmy zapoznani z księgą dotyczącą podstaw i coś wspominał o naszym zdrowiu psychicznym. Jeśli o mnie chodzi, chętnie oddam przywilej zaniesienia obu tomów pani, bo moje zdrowie psychiczne jest mi bardzo miłe. Ale Mistrz Eliksirów kazał nam je przynieść, więc to dla niego chcemy zrobić, a pani nam to utrudnia. Oczywiście, może pani odmówić i poczekać, aż przyjdzie tu wściekły po kolacji, żądając natychmiast wydania mu obu woluminów i mówiąc pani bardzo niemiłe rzeczy, aczkolwiek radziłby sprawdzić pismo od profesora za pomocą bardziej zaawansowanej magii, a nie zarzucać nam brak rozwagi, bezmyślność i igranie z ciemnymi mocami.
- Posłuchaj, młody człowieku. To że pochodzisz z arystokratycznej rodziny nie oznacza, że masz prawo traktować mnie z góry i straszyć mnie zdenerwowanym Severusem Snapem. Byłam bibliotekarką w tej szkole już wtedy, gdy on się tu edukował i potrafię sobie z nim poradzić, a ty nie będziesz mi mówić, co mam robić, Malfoy – pani Pince nienawidziła, gdy ktoś podważał jej autorytet, nawet gdy robił to grzecznie, do Malfoya zaś miała od zawsze uprzedzenia i mu nie ufała. – I nie będziesz mi zarzucał braku umiejętności w używaniu bardziej zaawansowanej magii. Bez tego wydałabym za wiele ksiąg zbyt wielu smarkaczom. Te tomy, które chcecie dostać, są zbyt niebezpieczne. Prawie nikt z nauczycieli z nich nie korzysta, bo po prostu się boi, a jeżeli to ktoś robi, to bardzo rzadko i są to albo Severus, albo dyrektor, albo Minerwa. I nikt do tej pory po te księgi nie wysyłał uczniów, nawet Snape, więc nie sądzę, żeby wysłał was. Do widzenia – i obrażona zabrała się za dalsze czytanie.
Draco myślał, że go krew zaleje. Zamknął oczy, na jego policzki wystąpił delikatny rumieniec, a piegi na nosie aż zalśniły. Korzył się przed „tą durną przewrażliwioną Pince” i był uprzejmy, a ona zarzucała mu wyrafinowanie i niegodziwość. Nie żeby nigdy nie był wyrafinowany i niegodziwy, ale dlaczego akurat wtedy, gdy naprawdę zachowywał się uczciwie, ona mu nie chciała zaufać?
- Dlaczego pani nie sprawdzi tego pisma dokładniej, pani Pince? – Blaise nie mówiła już grzecznie, ale stanowczo i z irytacją. – Przecież Draco nie zarzucił pani braku umiejętności posłużenia się zaawansowaną magią weryfikacyjną, tylko niechęć do jej użycia i oskarżanie nas o niecne zamiary. Dlaczego pani nam utrudnia wykonanie polecenia profesora Snape’a?
- Żadne z was nie będzie mi niczego zarzucać. Są to najniebezpieczniejsze księgi w zbiorze, chyba wyraziłam się jasno. Jeżeli użyliście skomplikowanej odmiany zaklęcia kamuflującego nieprawdziwość pisma , nie dojdę do tego przez najbliższe dwadzieścia minut, albo i dłużej, a Severus może sobie przyjść po te księgi wieczorem. Jeszcze raz do widzenia.
- Widocznie zależy mu na tym, aby mieć je wcześniej, ponieważ kazał nam je przynieść po obiedzie, a jest zbyt uprzejmy wobec Dumbledore’a, żeby wyjść ze skrzydła szpitalnego przed wieczorem, skoro dyrektor go prosił, by tam pozostał – Draco mówił przez zaciśnięte zęby, cedząc każde słowo przez sitko swojej złości i zapominając o formie grzecznościowej „pani”. – Proszę dokonać wszelkich starań, aby zweryfikować to pismo, bo ja się stąd nie ruszę bez tych ksiąg – złożył ręce na piersi. – Proszę je sprawdzić, nawet gdyby miało to zająć pół godziny. Nie będzie mi nikt zarzucać kłamstwa bez udowodnienia mi go. Nawet pani – chłopak miał zawzięty wyraz twarzy.
Blaise była oburzona i nie odzywała się, żeby nie powiedzieć bibliotekarce nic nieprzyjemnego. Liczyła w myśli do dziesięciu. „Sępica” zaś wyglądała przez chwilę na zaskoczoną do tego stopnia, że nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ale tylko przez chwilę. Obcując z młodzieżą hogwardzką bardzo szybko nauczyła się stanowczości i pewności siebie. Popatrzyła na Dracona z lekką pogardą i orzekła:
- Lepiej idź, Malfoy, wraz z panną Zabini, do profesora i powiedz mu, że sam ma się zgłosić po te księgi, jeżeli chce je mieć. O ile naprawdę was po nie przysłał – dodała ze mściwą satysfakcją.
- Pani wybaczy! – Blaise nie wytrzymała, a jej spojrzenie niemiłosiernie zavadowało starszą czarownicę. – Traci pani z nami czas na bezsensowną dyskusję, a profesor czeka i się niecierpliwi. Traktuje nas pani jak przestępców, podczas, gdy nawet nie mieliśmy do dzisiaj pojęcia, że tego rodzaju woluminy mogą być w Hogwarcie. Nie uśmiecha mi się noszenie profesorowi czegoś tak niebezpiecznego, ale jeszcze bardziej nie uśmiecha mi się słuchanie tego, jak pani nas traktuje! – zaczęła podnosić głos. - Miałam iść do profesora i powiedzieć mu, że nie dostaniemy tych tomów, ale pani zawziętość i uprzedzenie doprowadzają mnie do szału! To pani niech idzie do Mistrza Eliksirów, jeżeli nie chce się pani sprawdzać jego pozwolenia i nie ufa nam pani! Proszę zamknąć na kwadrans bibliotekę, iść i się go spytać, a my grzecznie poczekamy na zewnątrz! I zapewniam, że nie rzuciliśmy na profesora Imperiusa!!! – ostatnie zdanie wykrzyczała z mocą i posłała bibliotekarce tak wyniosłe i pogardliwe spojrzenie, że ta wstała i wychyliła się zza biurka, mierząc Zabini wzrokiem pełnym oburzenia. Draco z podziwem i satysfakcją patrzył na Blaise.
„A miała pilnować mnie” – pomyślał lekko rozbawiony i jednocześnie mocno zdenerwowany postępowaniem pani Pince.
- Minus dziesięć punktów, panno Zabini – syknęła pani Pince. – Hałasujesz w bibliotece. – I minus kolejne dziesięć od każdego z osobna za zwracanie się do mnie bez odrobiny szacunku, co daje razem trzydzieści. Nie będę wychodzić stąd na dłużej niż pięć minut i uniemożliwiać nauki tym, którzy tu przebywają.
Nieliczni adepci magii i czarodziejstwa, uczący się przy bibliotecznych stołach zaczęli zwracać uwagę na „przedstawienie” i wstrzymali oddechy w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.
- Przepraszam, wydaje mi się, że byliśmy dla pani uprzejmi – Draco zmarszczył brwi, ale wybuch Blaise podziałał na niego oczyszczająco, i mówił cicho oraz łagodnie. – Pani zamiast sprawdzić pozwolenie od Mistrza Eliksirów potraktowała nas jak kłamców, a teraz jeszcze odejmuje nam pani punkty za słuszne rozgniewanie się z naszej strony. Chodź, Blaise – wziął rozgoryczoną dziewczynę za rękę i pociągnął do wyjścia. – Czarodziej charłakowi ustępuje, a charłak się dobrze czuje, no chodź! – nie mógł sobie nie ulżyć mądrym powiedzeniem.
Zabini wyrwała dłoń z uścisku chłopaka.
- Nie pójdę, dopóki ona nie sprawdzi tego pisma, albo nie pójdzie spytać Snape’a, czy jest oryginalne! Mam to w nosie. Ja też mogę unieść się honorem, nie tylko ty, Draco – wywarczała cicho swoje zdanie.
Pani Pince zaniemówiła z oburzenia. Zarówno z powodu mądrości, którą zacytował Malfoy, jak i z racji tego, że Blaise mówiła o niej w osobie trzeciej i bez żadnego szacunku. Nie była przyzwyczajona do tak ogromnej bezczelności. Nie zauważyła też, że potraktowała uczniów niezbyt sprawiedliwie. Była urażona i obrażona.
- Wynoście mi się oboje z biblioteki i żebym was nie widziała tu przez tydzień. Nie obchodzi mnie, jak będziecie odrabiać zadania. Po te księgi Snape ma przyjść sam, jeżeli to naprawdę on chce je mieć – usiadła i zabrała się do lektury, a jej pierś falowała z oburzenia. Zabini warknęła „wedle życzenia” i wybiegła rozmyślnie trzaskając drzwiami, a Draco oznajmił cicho:
- Przyznam, że ma pani talent. Blaise uchodzi z bardzo grzeczną uczennicę i trudno ją tak wyprowadzić z równowagi. Jest uczciwa i wrażliwa, chociaż trafiła do Slytherinu.
Bibliotekarka zacisnęła usta i udawała, że Malfoy nie istnieje. Chłopak zwinął pismo od Severusa w rulonik i schował w poły szaty, którą nosił mimo dnia wolnego od zajęć.
- Do widzenia. Dziękujemy za pomoc, pani Pince, i miłego czytania – dodał zanim wyszedł, a potem kulturalnie i cicho zamknął za sobą drzwi.
„Sępica” obdarzyła zimnym i nieprzyjemnym spojrzeniem zaciekawionych gości biblioteki, po czym wróciła do czytania, ale pozostała rozdrażniona aż do kolacji.

*
- Blaise, poczekaj – zawołał Draco, za koleżanką, która już szła w kierunku Wieży Gryffindoru. – Nie zamierzasz o tym powiedzieć Snape’owi?
- Nie. Idę do Harry’ego. Snape sam nas o to spyta po kolacji i wtedy odeślę go do tej chorej na przerost ambicji nad możliwościami, chudej, wrednej Pince. Ale mnie wpieniła. Musiałam wyjść, inaczej powiedziałabym coś takiego, że... sam wiesz. Dziękuję, że chociaż ty zachowałeś zimną krew.
- Nie ma za co. Chwilami było trudno, ale nie wiesz nawet jaką miałem satysfakcję, gdy grzecznie podziękowałem jej za pomoc i kulturalnie zamknąłem za sobą drzwi – powiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Serio? Hehehe... Bardzo dobrze. Strasznie się wygłupiłam? – była trochę zakłopotana.
- Blaise. Wdaje mi się, że wygłupił się ktoś inny.
- Skoro tak twierdzisz... Idę wyobracać Pottera, pewnie poprawi mi się samopoczucie.
- Mam iść do Snape’a sam, podczas gdy ty będziesz się oddawać rozpuście w ramionach Gryfona - Bohatera?
- Draco, facet zawsze traktował cię z taryfą ulgową, nawet jak na Ślizgona. Idź i krótko przedstaw sytuację. Ta wygłodniała wrażeń, sucha sępica będzie miała z nim wieczorem piekło. A ja nie zamierzam się rozpuszczać. Miałam na myśli niewinne myzianie.
- Ty i niewinne - zakpił, ale uśmiechnął się przyjaźnie.
- Ja to nie ty... Może poproś jakiegoś nauczyciela, żeby z tobą wziął te księgi. Ja już tam nie wrócę, bo nawrzucałabym jej dziś od najgorszych. Cholera jasna! Jesteśmy prefektami, po co mielibyśmy wygłupiać się, podrabiać to pismo i tym podobne?!
- Słyszałaś. Jesteśmy ze Slytherinu – zadrwił. – Chyba rzeczywiście pójdę po jakiegoś psora. Może ktoś będzie w Nauczycielskim. Pa, Blaise.
- Pa! – machnęła mu ręką na pożegnanie i ruszyła w swoją stronę.

******
Tonks zaszyła się w pokoju nauczycielskim, wyczarowała wir anty-dymny i zapaliła magiczne, drogie cygaro. Tak naprawdę nie paliła. No, trochę po śmierci Syriusza, ale tylko miesiąc. Głównie zwykłe papierosy mugolskie, ale kupiła sobie też cygara i teraz paliła przedostatnie z nich. Miała ochotę i tyle. Magiczny wiaterek pochłaniał każdą wydmuchiwaną przez nią strużkę dymu. Nie wiedziała co myśleć o Severusie. W sumie nie było tak źle, zwłaszcza, gdy postanowiła przestać odbijać piłeczki i szczerze powiedziała po co przyszła. Chciał, czy nie, musiał w końcu zachować się wobec niej ładnie. Była pewna, że ma kaca moralnego, bo jej nie dosolił na wyjściu i miała z tego powodu ogromną uciechę.
„Zmiękczyłam drania chociaż na marną chwilę” – pomyślała radośnie, zaciągając się z lubością cygarem Cool Wizard Style.
- A co na to dyrektor, profesor Tonks? – usłyszała drwiący męski głos i zwróciła głowę w kierunku drzwi, w których najspokojniej stał sobie Draco Malfoy. – Mogę wejść?
- Dyrektor na to nic, jeżeli nie poczuje, a nie poczuje. A czy możesz, wejść to się jeszcze zastanowię, Malfoy.
- Potrzebuję jakiegoś nauczyciela, pani profesor. Miałem problem w bibliotece, bo pani Pince nie chciała sprawdzić wiarygodności pozwolenia na skorzystanie z zakazanych. Uprała się, że te księgi są niebezpieczne i nie chciała ich wydać Blaise i mi, z góry zakładając, że chcemy je dla zabawy. Skoro znalazłem panią, to może pani zechce mi pomóc.
- Daruj sobie panią, drogi kuzynie – zakpiła. – Jest niedziela i nie jesteśmy na zajęciach – była w połowie cygara i czuła już przyjemne odprężenie. Dodatek z pazura smoka nie był zabroniony, chociaż bezpośrednie wąchanie proszku z tego specyfiku już nie było do końca legalne. – Czemu nie poszukasz kogoś czystej krwi i zadawalasz się szlamą, hę? – nie wiedziała dlaczego tak odezwała się do Ślizgona. Może chciała zobaczyć jak zareaguje? Może chciała sprawdzić czy Snape miał rację, mówiąc, że Malfoy Junior się zmienił. Może. Spojrzała na niego, ponownie zaciągając się aromatycznym dymem. Niektórym nie pasowało, że był aż tak mocny, co było zasługą pazura. Jej nie. Draco nie dał nic po sobie poznać. Nadal stał na progu i wpatrywał się w Nymphadorę. Po chwili wzruszył ramionami i odparł:
- Ostatnio stałem się mało wybredny – wzruszył ramionami. Nawet zakochałem się w szlamie... Tonks. Rozumiem, że imienia Nymphadora nie lubisz? Przynajmniej tak słyszałem. I palisz cygara z klasą. Ulubione mojego starego – uśmiechnął się w całkiem sympatyczny sposób. - Wszędzie poznam ten zapach, nawet jeżeli po kilku sekundach jest wchłaniany przez anty-dym. Nie drwił. Wiedziała, kiedy Malfoyowie drwią. Zaciągnęła się przedostatni raz, zastanawiając się, czy na jej ocenę sytuacji nie ma wpływu obecny w tytoniu pazur smoka, ale chłopak szybko rozwiał jej wątpliwości.
- Wiem, że nasza rodzina nigdy nie była dla ciebie zbyt... miła. Ja naprawdę nie mam nic do twojego pochodzenia, Tonks.. Pani profesor. Sam nie wiem, czy wypada mi mówić do ciebie na ty, chociaż jest niedziela. Nie wiem, czy sobie po prostu nie zakpiłaś z naszego pokrewieństwa. W końcu masz do tego prawo – ostatnie zdanie powiedział z zimnym, sarkastycznym uśmiechem.
- Nie zakpiłam – wzięła ostatni „wdech” i przygasiła cygaro w wyczarowanej przez siebie, prowizorycznej popielniczce, po czym dwoma machnięciami różdżki usunęła i popielniczkę, i wir. – A ty od kiedy nie masz nic do czyjegoś pochodzenia, co... Draco?
- Od kiedy zrozumiałem, że to nie jest najważniejsze, ale to długa historia i może kiedyś ci ją opowiem, droga kuzynko – zachowywał dystans, bo nie wiedział jak czarownica zareaguje. Nie dziwił się jej nieufnej postawie wobec jego intencji, czy nawet zachowań. Była dla Malfoyów i Blacków czarną owcą, przynajmniej jak dotąd, a on już nie zamierzał jej tak traktować. Tonks uśmiechnęła się nieco smutno, ale przyjaźnie.
- Daj to pozwolenie. I powiedz o co chodziło. I oczywiście wejdź.
- Dzięki, Tonks. Ono naprawdę jest w porządku, możesz sprawdzić. Profesor Snape chciał te tomy do skrzydła szpitalnego, a do wieczora nie może wychodzić – położył pergamin na stole.
- Profesor Snape, powiadasz? Och, ale to naprawdę niebezpieczne tomy! Zastanowił się, polecając wam je przynieść?! – była trochę poirytowana.
- Zabronił je otwierać, a my na pewno kochamy swoje zdrowie psychiczne na tyle, żeby go posłuchać. Mieliśmy je od razu zanieść. Pince uznała, że chcemy sobie poharcować z czarna magią i na pewno zadaliśmy sobie mnóstwo trudu, aby ten pergamin wyglądał na oryginalny i że obłożyliśmy go zaklęciami utrudniającymi jego weryfikację. Blaise zdenerwowała się i sobie poszła, ale Mistrz Eliksirów czeka i nie będzie zachwycony. Może pani ze mną pójdzie do biblioteki...
- Już mówiłam, że jest niedziela i mówi mi Tonks, Draco – uśmiechnęła się, a Malfoy pomyślał z rozbawieniem, że ma lekko poszerzone źrenice. – Chodź. Pomogę ci, chociaż ani ty nie zasłużyłeś na pomoc, ani Severus na to, żeby coś dla niego zrobić – zażartowała z kpiącym uśmiechem. - Mam po prostu dobre serce.
Roześmiał się i odparł:
- To rodzinne, Tonks.
Rzuciła mu całkiem wredne spojrzenie, zabrała pergamin od Snape’a, po czym oboje udali się walczyć z „sępicą”.

******
Finnigan odchrząknął i Harry musiał przestać całować Blaise.
- Przepraszam. To naprawdę nie jest przykry widok, tylko publiki raczej nie chcecie mieć – uśmiechnął się „intruz”, ale na Zabini patrzył raczej podejrzliwie. – Zaraz powinien wrócić Dean i już nie będzie tak przytulnie.
- Masz rację. Nie chcemy, ale to też wasze dormitorium, więc może pójdziemy się przejść – powiedziała Ślizgonka, widząc nieufność w oczach Seamusa. – Chodź, Harry. Jest bardzo ładna pogoda.
Potter wzruszył ramionami.
- Jeśli chcesz, to nie ma sprawy. Pa, Seamus.
- Miłego spaceru – odrzekł Finnigan, w chwili gdy drzwi dormitorium przekroczył ich czarnoskóry kolega.
- Nie wyraziłem zgody na przebywanie Ślizgonów w moim dormitorium – powiedział z kwaśną miną. – Spadaj, Zabini.
- Nie przyszłam do ciebie, tylko do Harry’ego, to także jego dormitorium, Thomas.
- Nie kłóćcie się – poprosił spokojnie Seamus, który poczuł się zażenowany całym zajściem. Na pewno nie chciał mówić nic, co uraziłoby jego przyjaciela, ale nie chciał też żadnych sporów. – Harry i Zabini już wychodzą, Dean.
- Oczywiście, że wychodzimy, ale chciałbym ci coś powiedzieć – wtrącił się Chłopiec, Który Właśnie Się Zirytował. - Nie tylko ty tu mieszkasz, więc Blaise może do mnie przychodzić kiedy zechce – wziął dziewczynę za rękę i poprowadził w kierunku wyjścia.
- Jasne. Tylko teraz muszę tu porządnie wywietrzyć – powiedział ze złośliwym uśmiechem Thomas.
Seamus zaniemówił i wpatrywał się w kumpla szeroko otwartymi oczami. Nie lubił Ślizgonów, nie ufał im, ale uważał, że to już przesada. Harry natomiast był tak zaskoczony, że nawet się nie zdenerwował, jedynie osłupiał. Ale Blaise doskonale obroniła się sama. Była już wystarczająco rozdrażniona tym, że pani Pince zasugerowała w bibliotece, iż Ślizgoni to samo zło. To, co powiedział Dean, przelało czarkę goryczy, łagodnej na co dzień panny Zabini.
- Radziłabym, Thomas, od razu rzucić we mnie Avadą. Oczyściłbyś wtedy atmosferę na dobre – warknęła. – I gdzie się podziała twoja gryfońska szlachetność? To przecież my, Ślizgoni, jesteśmy źli, złośliwi i prowokujemy do kłótni. Gryfoni to chodzące anioły – kpiła z uśmiechem pełnym wyższości i pogardy, i Harry, który miał w tym względzie niewielkie wątpliwości, pomyślał, że jednak trafiła do odpowiedniego Domu. - Może zabrzmi to dziwnie w ustach podłej wrednej, obłudnej, podstępnej Ślizgonki, ale to powiem. Jesteś dwulicowym, uprzedzonym sukinsynem, Thomas – odwróciła się ze złością i wyszła, nie czekając nawet na swojego chłopaka. Harry odzyskał trzeźwość myślenia, posłał Deanowi spojrzenie pełne zajadłej nienawiści, zacisnął rękę na różdżce i wyszedł za Blaise.
- Chyba przesadziłeś – powiedział cicho Seamus, na co drugi Gryfon nie raczył odpowiedzieć, a jedynie ostentacyjnie zmarszczył nos i otworzył okno.
- Ślizgoni zawsze będą przebiegłymi żmijami, nawet jeżeli wyglądają tak jak ona – powiedział chwilę później, gdy już siedział na łóżku i sprawdzał swoje wypracowanie. Finniganowi nie chciało się dyskutować z przyjacielem. Postanowił wyjść i spróbować umówić się z Padmą Patil.

******
„Sępica” wpatrywała się nieufnie w Nymphadorę.
- A sprawdzała pani to pismo? – zapytała, rzucając przy tym Malfoyowi spojrzenie pełne zniesmaczenia.
- Pani Pince, jestem pewna, że jest oryginalne. Żaden uczeń nie odważyłby się podrabiać pozwolenia i podpisu Mistrza Eliksirów z obawy, że ten skonsumuje go na lunch, niezależnie od tego, czy jest ze Slytherinu, czy nie. Tutaj kończy się pobłażanie i faworyzowanie jego Domu, dobrze pani wie. Zresztą, po co miałabym sprawdzać? Pani się nie chciało. Przyszłam razem z Malfoyem, bo inaczej nie otrzymałby tych ksiąg. Czemu pani go naraża na szlaban, który wydłuża się wprost proporcjonalnie do czasu oczekiwania Severusa Snape’a? – Tonks z zaciekawieniem przyglądała się bibliotekarce, która teraz zacisnęła usta i zmarszczyła brwi. Nachyliła się nad biurkiem tak, aby móc zaglądać nauczycielce Obrony głęboko w oczy i Draco z irytacji zgrzytnął zębami.
- Kochana, chyba nie myślisz, że jestem pod Imperiusem? – Tonks szeroko się uśmiechnęła.
- Nie ufam mu za grosz – Pince jeszcze raz spiorunowała Malfoya wzrokiem i chłopak omal nie powiedział czegoś niecenzuralnego. W zamian za to uśmiechnął się paskudnie, wcale nie siląc się na uprzejmość. Zapas grzeczności dla „sępicy” już wyczerpał.
- Hmm... A ja owszem, przynajmniej w tej sprawie. Proszę nie robić ceremonialnych trudności i wdać nam te tomy. Jestem nauczycielką. Ja chyba nie musze mieć na nie pozwolenia? – Nymphadora uśmiechnęła się szeroko. – A jeżeli pani nie wierzy także mi, to proszę przebadać ten pergamin odpowiednią serią zaklęć. Pani wybaczy, ale to pani zakres obowiązków, nie mój.
Bibliotekarka jeszcze przez kilka sekund patrzyła niezbyt przyjaźnie na dwoje natrętów, ale po chwili wzięła różdżkę i podeszła do działu ksiąg zakazanych. Tonks obserwowała, jak pani Pince mruczy coś w skupieniu, trzymając różdżkę skierowaną na pierwszy wąski regał, który po chwili rozsunął się, a do przodu wysunęła się półka, na której spoczywały dwie ogromne księgi. Malfoy cicho gwizdnął, a Nymphadora położyła palec na ustach.
- Jakie ceregiele – wyszeptał chłopak.
- Z tego, co wiem, całkiem potrzebne ceregiele. Lepiej nie otwieraj po drodze tej, którą będziesz niósł. Chyba, że przeszedłeś dwa pierwsze stopnie wtajemniczenia i rzucasz niewybaczalne bezgłośnie, samą myślą – uśmiechnęła się sarkastycznie. – Mają zbyt silną aurę zła, by zaglądał do nich ktoś nie wtajemniczony i obeznany z tematem. Sama bałabym się robić z nich użytek.
Draco uznał w duchu, że to naprawdę byłoby coś. Rzucać niewybaczalne myślą.
- Ale czy to znaczy, że Snape tak potrafi? Rzucać klątwy mentalnie? – spytał zaintrygowany.
- Najwidoczniej – Tonks ucięła jednym słowem jego fascynację tematem. – A ładnie to tak mówić po nazwisku o chrzestnym?
Malfoy tylko wzruszył ramionami.
- Przecież nie odbierzesz mi punktów – zuchwale spojrzał jej w oczy.
- To zależy tylko od ciebie, Draco – uśmiechnęła się paskudnie. – Jestem twoją nauczycielką, a ty prefektem, i wiesz, jak masz się zachowywać, prawda?
Na tym ich rozmowa została przerwana przez trzask grubych tomów, które pani Pince położyła na biurku. Księgi były naprawdę opasłe, a strony miały spięte skórzanymi paskami przytwierdzonymi do czarnych jak noc okładek. Malfoy, urzeczony, wpatrywał się w woluminy i nawet Tonks obdarzyła je spojrzeniem pełnym szacunku, ale to Draco podszedł do biurka bibliotekarki i z czcią pogładził pierwszy tom. Pod palcami poczuł delikatnie, niemal elektryzujące dreszcze i dziwny, przenikający całe ciało chłód, tak, że musiał cofnąć dłoń, co nieco go otrzeźwiło.
- Och, wow! Robią wrażenie... – teraz jego wzrok był pełen oczarowania, respektu i odrobiny strachu. – Przyznam się, że mimo wszystko odczuwam ogromną chęć otworzenia chociaż pierwszej strony, ale pamiętam słowa profesora i, choćby nie wiem co, nie otworzę. Aż tak na mnie nie działają – zaśmiał się trochę nerwowo. Tak naprawdę nie był w stu procentach pewny, czy, gdyby zostawiły go samego, nie otworzyłby którejś z ksiąg, ale wiedział, że Zabini, z którą przyszedł wcześniej, podobnie do Tonks, nie uległaby aż tak ich czarowi. Był Śmierciożercą, a ojciec przekazał mu zamiłowanie do Czarnej Magii. Może i miał dopiero siedemnaście lat, ale zdawał sobie sprawę, że te dwa fakty czynią go bardziej podatnym na moc ksiąg.
- Teraz już wiesz, Malfoy, dlaczego nie chciałam wam ich dać? Nie używam tego typu słownictwa, ale one są cholernie niebezpieczne.
- Pani Pince – Draco nie silił się na uprzejmy ton. – Nie otworzyłbym żadnego z tych tomów mimo pokusy, a pani nie chciała nam ich wydać przede wszystkim dlatego, że jesteśmy ze Slytherinu. Sama pani to zasugerowała.
- W tej chwili przestań, Draco - zgromiła go Tonks, widząc, że młodzieniec ma ochotę powiedzieć coś jeszcze. – Doskonale widzisz jak działają, więc się nie wściekaj bez potrzeby, a ty, moja droga, na następny raz po prostu sprawdź dokładnie pismo od nauczyciela – rzuciła jeszcze w stronę bibliotekarki i podała Malfoyowi jeden z tomów, sama obarczając się drugim. Pożegnali panią Pince, co chłopak zrobił bardzo chłodnym, oficjalnym tonem i ruszyli do skrzydła szpitalnego.

******
Blaise wrzucała kamyczki do wody, a Harry siedział i wpatrywał się w spokojną toń jeziora, którą mąciły jedynie robione przez Ślizgonkę „oczka”.
- Chcesz, żeby jakiś Tryton wyskoczył i ci pogroził palcem? Na przykład jeśli dostanie w czoło, albo w coś delikatniejszego – uśmiechnął się przekornie.
Zabini roześmiała się wesoło i cisnęła największym z kamyków, które zebrała.
- Tak jakbyś nie wiedział, że nie siedzą tuż przy powierzchni, a w głębinach.
- Merlin ich tam wie.
- Może nawet Merlin nie wie. Prędzej Salazar.
- Jasne, Ślizgoni i ich wielki przodek-założyciel wiedzą wszystko. A najwięcej wie Snape. Wie nawet co myślę i to lepiej ode mnie – Potter wyglądał na zgorzkniałego.
- Harry, nie chciałam sprawić ci przykrości, tylko zażartować. Co znowu zrobił nasz kochany nietoperz? – Blaise usiadła na trawie obok chłopaka i wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem.
- Och nic – Harry uśmiechnął się tak cierpko i sarkastycznie, że Zabini przez chwilę była pewna, iż rozmawia z rzeczonym „nietoperzem”. - Poza tym, że znowu usłyszałem, jaki to jestem arogancki, bezczelny, a na dodatek głupi. Nie chce mi się na ten temat gadać – uciął i zacisnął usta.
- Rozumiem. Jeśli nie chcesz, to nie mów, ja tylko sugeruję, że czasem wygadanie się pomaga.
Prychnął i Ślizgonka nie ciągnęła dalej tego tematu. Jeżeli zechce to jej powie o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Zamiast pytać, czy naciskać, pocałowała go w kark.
- Powiedz, czym myjesz włosy? Bardzo ładnie pachą. Czuję rumianek, melisę i... nie wiadomo co.
- Szamponem – odrzekł zwięźle, ale uśmiechnął się, na co liczyła Blaise.
- Mhm... Powinieneś być w Slytherinie. Zapytam w takim razie inaczej. Jakim szamponem myjesz włosy?
- Ziołowym. Jeżeli spytasz mnie o skład, to cię wyśmieję.
- Jakbym nie wiedziała. Ale chociaż dobrze, że wiesz jak się nazywa. Wy, mężczyźni, często nie rozróżniacie szamponu od mydła.
- Na przykład Snape – mina Pottera wyrażała obrzydzenie i antypatię.
- Harry, to ty nie chciałeś na jego temat rozmawiać. Jesteś taki sam jak on – chłopak wyglądał na oburzonego porównaniem, a jego uśmiech zmył się, jak plama w starciu z najlepszym środkiem czyszczącym, ale to nie zniechęciło dziewczyny do dalszej przemowy. - Obaj macie coś do siebie i nie raczycie tego sobie spokojnie wyjaśnić. - Zabini zmarszczyła brwi i z irytacją zgrzytnęła zębami. - Wiem, że Snape ma straszny charakter, ale tobie by nie ubyło magicznej mocy, gdybyś zaproponował mu spokojną rozmowę. Wiem, że jest antypatyczny, zbyt naburmuszony i zbyt pyszny, żeby zaproponować zawieszenie broni, ale ty mógłbyś okazać się tym mądrzejszym. W wielu sprawach jesteś dojrzalszy od mistrzunia, chociaż jest nauczycielem i ma sporo lat więcej niż ty. A przynajmniej mógłbyś powstrzymać się od takich komentarzy, jak ten przed chwilą.
Na twarzy Harry’ego zakwitł grymas wściekłości. Ze złością wstał i teraz to on ciskał kamieniami, ale robił to o wiele zajadlej i z miną tak zaciekłą, że Blaise posmutniała.
- Harry, chodź i usiądź. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Mówię tylko to, co myślę.
Potter odwrócił się i spojrzał na swoją dziewczynę z mieszaniną irytacji, wzburzenia, smutku i zawziętości. Zabini podkuliła kolana i oparła na nich brodę, wpatrując się w zielone oczy Gryfona, które wcale nie były w tej chwili przyjazne i jasne. Pociemniały, a Harry wyglądał tak, jakby miał za chwilę zacząć wrzeszczeć, albo nawet ją uderzeć. Wytrzymała to zajadłe spojrzenie, nie zwracając uwagi na to, że chłopak trzyma ręce wzdłuż ciała i zaciska pięści.
- Snape mnie nienawidzi, bo jestem kopią mojego ojca, a mój ojciec był jego zagorzałym wrogiem i nie cierpiał go za to, że Snape kochał Czarną Magię i był antypatycznym odludkiem – wypalił nagle Potter, zaciskając zęby, co upodobniło jego głos do syku rozwścieczonego węża. – I mam powody przypuszczać, że mój stary bywał w tej walce nie fair. Nie był aż taki fantastyczny, jak kiedyś myślałem, że był. Zadowolona? – kopnął jakiś Bogu ducha winny kamyk, który o pół cala ominął głowę Blaise, i pospiesznie ruszył w kierunku Zamku. Zabini była tak zaskoczona i poruszony wyznaniem, że nie ruszyła się z miejsca. Poza tym, była całkiem pewna, że w tej chwili Harry nie chciał niczyjego towarzystwa. Nawet jej, a może zwłaszcza jej. Ze złością otarła pojedynczą łzę i zavadowała wzrokom kilkoro młodziutkich uczniów, którzy się jej przyglądali. Wstała, otrzepała płaszcz i stwierdziła, że nie może nawet udać się do biblioteki, żeby coś poczytać, pouczyć się i zebrać myśli, bo przecież nie ma tam wstępu przez najbliższy tydzień. Miała ochotę iść i nawrzeszczeć na Harry’ego, na Snape’a i na Pince. Zacisnęła zęby i zaklęła cicho z frustracji. Bardzo powoli zaczęła iść do Hogwartu, a minę miała posępna i zamyśloną. Postanowiła, że zaszyje się w swoim dormitorium i poczyta jakąś dobrą powieść, bo inaczej zwariuje.

******

Napisany przez: Kitiara 20.10.2005 09:36

- Nie był zadowolony, że czekał tyle czasu – powiedziała Tonks, gdy zamknęła drzwi do ambulatorium.
- Na pewno nie był, gdy sugerował mi, że lepiej byłoby dla mnie, gdybym pozostał w postaci tchórzofretki i dając mi dziś o dziewiątej szlaban z Filchem. Jestem umoczony. Do północy mogę zapomnieć o spaniu. I jeszcze muszę o tym powiadomić Blaise - Draco patrzył pochmurnie na Nymphadorę, która zaczęła zastanawiać się, jak wybawić Malfoya i Zabini od niemiłej kary, na którą w najmniejszym stopniu nie zasłużyli, ale Snape był Snape’em i przebywanie w ambulatorium na pewno nie czyniło go uprzejmiejszym i milszym.
– Porozmawiamy spacerując po błoniach? – spytała łagodnie Nymphadora.
Skinął głową i poczłapał w milczeniu za nauczycielką.
- Wiesz, że ta niewydymana, sucha złośnica zabroniła nam przez tydzień korzystać z biblioteki?! A Snape daje nam teraz szlaban, bo czekał! Nieważne, że nie przez nas!– wykrzyczał ze złością, gdy wyszli na świeże powietrze..
- Minus dziesięć punktów. Wyrażaj się. To nie jest twoja koleżanka, a nawet gdyby była koleżanką, to twoje słownictwo nie musi być wulgarne, Draco – Tonks rzuciła mu pełne niesmaku spojrzenie. – Prefekt nie może być tak chamski w obejściu.
- Przepraszam, ale... no, sama przecież wiesz... To nie jest fair – zawstydził się, ale w duchu czuł, że mógłby powiedzieć o bibliotekarce dużo gorzej.
- To czemu nie powiedziałeś Severusowi o tym, że pani Pince zabroniła wam korzystać z biblioteki? Na pewno wtedy nie dałby ci szlabanu. Chyba...
- To chyba, czy na pewno? – chłopak patrzył koso, wykrzywiając wargi w złośliwym uśmieszku.
- Chyba na pewno – czarownica wzruszyła ramionami, uśmiechając się nieznacznie.
- Właśnie. Bywa tak antypatyczny, że aż mi przykro. Tylko czemu bywa antypatyczny dla mnie, skoro mam taryfę ulgową? – Draco ze złością zacisnął zęby i wydobył z kieszeni szaty papierosy.
- Porozmawiam z nim – powiedziała Nymphadora, zanim zastanowiła się nad tym, co mówi. – Powiem, że swoje już oberwaliście od sępicy – uśmiechnęła się łagodnie do ucznia. – Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi.
- Bardzo zabawne – odrzekł, podpalając papierosa różdżką. – Nie patrz tak, nie jestem w Zamku, ale na zewnątrz, i jestem pełnoletni. Nie możesz odjąć mi za to punktów.
- Nie zamierzam, tyle, że jesteś bardzo młody.
W odpowiedzi wzruszył ramionami i wyciągnął paczkę w kierunku nauczycielki, ale Tonks pokręciła odmownie głową,
- Jeden coolec w zupełności wystarczy. Mocne są.
- Coolec? – Draco uniósł brew i zaczął wypuczać z ust dym w postaci kółeczek. – Mój stary mówi na te cygara cooldasy. Coolec brzmi w porządku.
- Cooldas też – Nymphadora wpatrywała się w swojego kuzyna, starając się zgłębić, co też on może myśleć na temat ich rozmowy i na temat niej samej. Szare oczy nie wyrażały niczego konkretnego i wydawał się skupiany na nadawaniu odpowiedniego kształtu dymowi, który wydmuchiwał. Był też niezaprzeczalnie przystojny. Cerę miał tak jasną, że niemal alabastrową i kilka piegów na nosie, które dodawały mu jedynie uroczej chłopięcości. Pszeniczne włosy opadały mu na ramiona, a krótsze kosmyki zawadiacko spadały na oczy chłopaka i musiał je, co jakiś czas, odsuwać. Był bardzo szczupły, co wyostrzyło jego rysy, które z biegiem lat upodobniły go nieco do matki, ale nadal był niemal idealną, młodszą kopią Lucjusza. Wyglądał zdecydowanie dobrze, a dzięki piegom i włosom wręcz niewinnie.
"Nic bardziej mylnego” – pomyślała Tonks, skupiając spojrzenie na szarych, chłodnych i nieprzeniknionych oczach. Nikt nie da się zwieść tej pozornej niewinności, gdy zajrzy w stalowe, przenikliwe i zdecydowanie zimne tęczówki Malfoya. Nie był typem, którego, ot tak, można pokochać. A jednak Hermiona podobno go kochała. Severus twierdził, że Draco się zmienił, sugerując przy tym, że na lepsze, ale sam przecież nie był aniołkiem. Ślizgon z zaciekawieniem przekrzywił głowę i zaczął przyglądać się nauczycielce.
- O co chodzi? – spytał zupełnie nie speszony, jedynie zaintrygowany jej zainteresowaniem swoją osobą. – Czyżbym ci się spodobał, kochana kuzynko? – wypuścił dym nosem, zupełnie jak smok, a jago oczy zalśniły przewrotną wesołością. – Jesteśmy dosyć blisko spokrewnieni, ale to normalne. Wszystkie rody czystej krwi praktykują małżeństwa między krewnymi, tyle że ja już jestem zakochany w innej.
- A ja nie jestem czystej krwi, Draco – odrzekła Nymphadora spokojnie, a jej usta wykrzywił nieprzyjemny, drwiący uśmiech. Malfoy musiał na chwilę odwrócić wzrok.
- Cóż, ja już tak bardzo nie patrzę na czystość krwi, a ty pewnie zastawiasz się, co ten Malfoy znowu kombinuje, bo przecież czystych intencji mieć nie może, prawda? – tym razem to kobieta zmuszona była zdjąć spojrzenie z rozmówcy, ale za chwilę ponownie spojrzała mu w oczy. Spojrzała bardzo odważnie.
- Jakie mam podstawy do tego, by o tobie dobrze myśleć? Twoi rodzice i ty zawsze mną pogardzaliście. Mną - nieczystą, moją matką - zdrajczynią czystej krwi, moim ojcem – obrzydliwym, prostackim mugolem i jedynym wujkiem, który mnie i moją rodzinę kochał oraz akceptował – Syriuszem. Zaczęliście o nim mówić dobrze dopiero wtedy, gdy niesłusznie wylądował w Azkabanie, jako ten, który zdradził najlepszych przyjaciół. Ale cóż, że zdradził, skoro okazał się lojalny wobec czystej krwi Blacków? – Tonks była bliska wybuchu, prawie warczała. – Niech ta czysta krew będzie przeklęta, o ile już nie jest! – dodała z błyskiem nienawiści w oczach. Malfoya przysłowiowo zatkało. Stał nieruchomo jak pomnik i naprawdę nie wiedział, co może odpowiedzieć. Dopiero po chwili zebrał myśli i całkiem trzeźwo oznajmił:
- Och... Masz sporo racji, ale ojciec... Pamiętam to jak dziś... Powiedział wtedy, gdy wsadzili Blacka, że... Że okazał się godny czystej krwi, ale zarazem złamał podstawową zasadę lojalności... – Draco nie miał wrażenia, że się tłumaczy. Nymphadora była jego bliską krewną i był jej coś winien za te wszystkie lata pogardy i nie przyznawania się Blacków i Malfoyów do Tonksów. Jeszcze miesiąc temu pewnie tak by nie pomyślał, ale teraz było teraz, i nagle zapragnął powiedzieć jej wszystko. Opowiedzieć o swoim życiu i o swoim postanowieniu - o tym, że wstąpił szeregi Voldemorta, by szpiegować Śmierciożerców.
- Wiesz, my, Ślizgoni, cenimy sobie wierną przyjaźń. Może to nie jest tego typu przyjaźń, jaką prezentują Gryfoni, ale na pewno opiera się na lojalności i nie dopuszcza tak obrzydliwej zdrady... To nie tak, że mu przyklasnęliśmy... Pamiętam, że matka chodziła posępna cały tydzień, bo nie wiedziała czy cieszyć się z nawrócenia brata, czy potępić go za wiarołomstwo wobec najlepszych przyjaciół, którzy ufali mu jak bratu. Czarny Pan nie mógł sprostować wieści i powiedzieć, kto tak naprawdę wydał Mu Potterów, bo właśnie wtedy Sam – Wiesz – Który – Niemowlak – W – Cholernie – Niewytłumaczalny – Sposób odebrał mu moc. Teraz wtajemniczeni wiedzą, że to Glizdogon okazał się być skończonym skurwielem... Przepraszam za ostatnie słowo – spochmurniał i zgasił niedopałek, który tlił się w jego prawej dłoni.
Tonks westchnęła przeciągle.
- Wiem o tym. To on był ich Strażnikiem Tajemnicy na prośbę Syriusza... – zaśmiała się ironicznie z odrobiną histerii. - Syriusz myślał, że... że Peter nie będzie aż tak narażony na inwigilację ze strony zwolenników Voldemorta, jak on. Bo wszyscy wiedzieli, że Syriusz był dla Jamesa jak brat... Później nie potrafił sobie wybaczyć, że namówił ich na powierzenie swojego losu w ręce Pettigrew... - nagle poczuła, że jej oczy wilgotnieją, a wargi niebezpiecznie drżą. – Tęsknie za Syriuszem – dodała bezradnie i rękawem szaty niezdarnie otarła kilka pojedynczych łez, modląc się, żeby nie rozbeczeć się na błoniach, na oczach Malfoya i innych uczniów, którzy na pewno nie zrezygnowaliby z widoku płaczącego nauczyciela.
Draco wpatrywał się w nauczycielkę z ponurym zasmuceniem. Robiła wszystko by nie wybuchnąć szlochem, który w widoczny sposób wzbierał w jej piersi.
- Tonks – szepnął w końcu. – Chodź, usiądziemy na wolnej ławeczce – objął ją ramieniem, posyłając kilkorgu, obserwującym ich z daleka uczniom, agresywne spojrzenie. – Nie płacz, bo jak większość facetów świruję przy szlochającej kobiecie i nie wiem co zrobić.
Podeszli do ławki i Draco zauważył kątem oka, że minął ich wzburzony Potter, ale nie miał w tej chwili czasu zastanawiać się, co było powodem złego humoru Chłopca, Który Wiecznie Miał Jakieś Problemy.
- Nie rozpłaczę się i nie narobię ci kłopotu... Już mi lepiej – Tonks uśmiechnęła się bardzo smutno.
- Może jednak sobie zapalisz?
- Nie, nie trzeba...
Nymphadorę nagle uderzyła myśl, że siedzi przy młodym człowieku, który był świadkiem gwałtu jej ulubionej uczennicy. Mało tego – jej koleżanki.
- Dzięki Tonks, że nie patrzysz na mnie z tym niezdrowym zaciekawieniem, z jakim patrzy większość uczniów i niektórzy nauczyciele. Mam na myśli Sprout, Sinistrę i Trelawney – uśmiechnął się krzywo. – Za to, że nie rozważasz, czy byłem pod wrażeniem, podniecony, czy też obrzydzony. Z niektórych spojrzeń można tyle wyczytać, że aż robi się przykro – był w widoczny sposób rozgoryczony, a jednocześnie sarkastycznie rozbawiony. – Jakoś nikt, chyba nikt nie pomyśli, że tak naprawdę to czułem wszechogarniającą niemoc. Czułem się jak przymusowy widz, który może jedynie zaszkodzić głównej aktorce przedstawienia. Jestem cyniczny, co? – znowu wyjął papierosy, ale tym razem trzęsły mu się ręce i upuścił paczkę. Zaklął tak obrzydliwie, że był pewien, iż Nymphadora odbierze mu punkty. Zamiast tego, czarownica schyliła się i podniosła paczkę, nim on zdążył się po nią schylić.
- Proszę – powiedziała cicho. – I pamiętaj, że to nie była twoja wina.
Zgrzytnął zębami i zapalił różdżką papierosa.
- Co ty możesz wiedzieć na temat mojej, lub nie mojej winy. A żebyś, kur**, wiedziała, że ja się do tego przyczyniłem i czasami mam ochotę po prostu wyć. Nienawidzę o tym zdarzeniu myśleć. Nienawidzę.
Tonks patrzyła jak zawzięcie zacisnął usta i wpatrywał się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Ścisnął w palcach papierosa, tak, że prawie go zgniótł i drżącą dłonią uniósł go do ust, zamykając oczy i zaciągając się głęboko.
- Nie odejmiesz mi punktów za przekleństwa? – spytał zuchwale.
- To nie była twoja wina – powtórzyła stanowczo, nie zwracając uwagi na prowokację chłopaka. Mogła mu jedynie współczuć. – Cokolwiek zrobiłeś lub powiedziałeś, to nie była twoja wina – miała ochotę go przytulić, pogładzić po plecach, ale bała się jego agresywnej reakcji i odtrącenia. Czuła, że tego nie zniesie, nie w tej chwili. - Takie zadręczanie się wyniszcza cię tylko i to zupełnie niepotrzebnie. Może teraz ja ci się wydam cyniczna, ale pomyśl chociaż przez chwilę, co by się stało, gdybyś nie był razem z Hermioną? Gdyby w pomieszczeniu nie było nikogo poza nimi i gdyby zupełnie nic ich nie hamowało? Pomyślałeś o tym? - Tak – Draco spojrzał na nią z tak głęboką nienawiścią i z takim żalem, że wzdrygnęła się mocno. – Gdyby weszła sama, Dumbledore przerwałby to po półgodzinie, bojąc się o nią, i pewnie do niczego by nie doszło, a tak był spokojny, bo z nią wszedłem – uśmiechnął się zimno i zaciągnął tak głęboko, że zaczął kaszleć. – I co? I, kur**, nic. Pozwoliłem tym bydlakom wyżyć się na niej – ścisnął niedopalonego papierosa w dłoni, nie zwracając uwagi na to, że parzy sobie dłoń. Ból fizyczny był dużo lepszy od emocjonalnego.
- Draco! – Nymphadora chwyciła go za rękę i siłą rozchyliła mu palce. Niedopałek upadł pod ich nogi, a kilkoro uczniów obejrzało się w kierunku krzyczącej nauczycielki.
- Co ty robisz? – Tonks spojrzała mu troskliwie w oczy. – To ci nie pomorze – przeniosła wzrok na jego dłoń. Myślała, że się wyrwie, powie żeby się od niego odpieprzyła, ale nie zrobił tego. Nie zrobił zupełnie nic. Nie raczył jej też odpowiedzieć. Na dłoni miał trzy małe, ale paskudne oparzenia.
Blaise, która przechodziła obok, obejrzał się i zobaczyła nauczycielkę Obrony, trzymającą w swoich dłoniach rękę jej przyjaciela i wpatrującą się w nią z niepokojem.
- To trzeba opatrzyć – usłyszała Zabini głos Nymphadory i podeszła do ławki.
- Dzień dobry – powiedziała grzecznie i spojrzała na poparzenia. – Co ci się stało? – popatrzyła na Dracona, marszcząc brwi.
W odpowiedzi posłał jej spojrzenie z serii „zajmij się sobą”.
- Zapomniał, że papierosa nie gasi się w garści – oświeciła Ślizgonkę Tonks.
- Draco... – Blaise kucnęła i zajrzała mu w oczy. – Co ty robisz?
Malfoy wyrwał rękę i wstał.
- Odpieprzcie się ode mnie, siostry miłosierdzia – powiedział ze złością.
Tonks wstała także i spojrzała na niego z naganą.
- Minus pięć punktów. Zapominasz, że jestem nie tylko twoją kuzynką, ale i nauczycielką. Jesteś prefektem, powinno być co najmniej dziesięć, ale rozumiem twój żal i rozgoryczenie, rozumiem twoją wściekłość. Nie mogę jednak pozwolić na takie zachowanie, Draco. Nie przeginaj.
Roześmiał się złowrogo i nieco histerycznie.
- Gówno wiesz o moich uczuciach, droga Nymphadoro.
Tonks miała wrażenie, że patrzy na Snape’a po fizycznej metamorfozie.
- Draco! – krzyknęła oburzona Blaise i lekko uderzyła go w ramię.
- Tracisz kolejne pięć punktów – oznajmiła niezrażona nauczycielka.
- Twoją dłoń trzeba opatrzyć– wtrąciła się Zabini, patrząc prosto na Ślizgona.
- Już to mówiłam. Idziemy do ambulatorium.
- Mogę iść sam - odwarknął
- Założę się, że nie pójdziesz – Tonks mówiła łagodnie, ale zaczynał ją irytować.
- A co cię to obchodzi czy pójdę? A co byś miała do tego, gdybym się powiesił, utopił, strzelił sobie w łeb Avadą, lub wypił truciznę? – patrzył na nią arogancko i uśmiechał się z wyższością, i Nymphadora poczuła nieodpartą ochotę trzaśnięcia go w twarz. Ale musiała się pohamować. Była panią profesor.
- Jeśli nie przestaniesz, to osobiście rzucę w ciebie Drętwotą i przetransportujemy cię siłą do skrzydła szpitalnego. Chcesz robić z siebie pośmiewisko? – Zabini nie siliła się ani na uprzejmość, ani na łagodny ton. Była zirytowana i rozdrażniona. – Myślisz, że tylko ty masz problemy? Tylko ty cierpisz za miliony? Otrząśnij się i zrób coś ze sobą, zamiast żałośnie biadolić.
- Już wystarczy, Blaise – uspokoiła ją Tonks, zanim dziewczyna zdążyła powiedzieć coś, czego mocno by pożałowała.
- A co? Pokłóciłaś się ze swoim ukochanym? – zadrwił zimno Draco, z satysfakcja patrząc na delikatny rumieniec przyjaciółki. – Bo widzę, że wracacie oddzielnie.
- To nie ma nic do rzeczy – odwarknęła.
- Zajmij się sobą i Harrym, a ode mnie się odczep. Aha. Z ramienia i woli Snape’a mamy szlaban u Filcha. O dziewiątej – uśmiechnął się drwiąco.
- Już się odczepiam – uniosła dłonie do góry i zrobiła dwa kroki w tył. – Użalaj się nad sobą sam. Do zobaczenia na szlabanie.

Gdy Blaise dotarła do swojego pokoju, położyła się na łóżku i zwinęła w kłębek. Czuła się obolała. Pokłóciła się z przyjacielem i z chłopakiem. Obaj się na nią obrazili, a ona chciała im tylko pomóc. O incydencie w bibliotece wolała nawet nie myśleć, bo trafiał ją przysłowiowy jasny szlag.
- Powiedz, czy Potter jest dobry w łóżku? – dobiegł ja szczebiot Pansy i dopiero teraz zauważyła, że w dormitorium są jeszcze dwie dziewczyny. Nie odezwała się, bo to, co miała ochotę powiedzieć tej słodkiej idiotce, było po prostu mocno niecenzuralne.
- Nie widzisz, kretynko, że ona nie ma ochoty na gadki-szmatki, a już na pewno nie na temat seksu? – panna Bulstrode posłała Parkinson spojrzenie pełne litości i irytacji.
- Dzięki, Milli – jęknęła Zabini żałośnie. – Doła mam – pisnęła. – Mam drażliwego chłopaka, wyrodnego przyjaciela, pani Pince wyklęła mnie z grona tych, co mogą przekroczyć jej przybytek... Mam ochotę położyć się i umrzeć – wpatrywała się w potężną koleżankę i czułą ulgę mówiąc, co ją boli. Drugą z współlokatorek postanowiła ignorować. – A ja chciałam dobrze.
- Ach, to Potter chyba nie jest najlepszy w te uroki – Parkinson zachichotała, uznając swoje słowa za dobry żart.
- Możesz ją udusić, Milli? – spytała Blaise zwijając się w kłębek jeszcze szczelniej.
- Nie chce mi się – Millicenta ziewnęła ostentacyjnie. – Ależ miałaś dziś dzień. Pince nie lubi Ślizgonów, to fakt. A faceci są drażliwi i obrażają się o byle co, to też przecież wiesz. Ty próbujesz pomóc, podajesz serce na dłoni, a taki troll albo unosi się honorem, albo obraża, albo zamyka w skorupce samczej samodzielności, wierząc święcie, że jest w stanie sam wszystko załatwić, a ciebie traktuje jak intruza. Norma, kochanie.
- Mówisz tak, jakbyś siedziała w mojej głowie.
- Ależ wy jesteście sztywne – Pansy rzuciła dziewczynom pełne pogardy spojrzenie, przerywając na chwilę bardzo absorbujące zajęcie, jakim było piłowanie paznokci.
- A ty małostkowa i żenująca – sparowała Bulstrode.
Parkinson obraziła się i nie odzywała więcej. Ku niekłamanej uldze Blaise i Millicenty.
- Faceci są denerwująco przewidywalni – przysadzista dziewczyna zwróciła się do Zabini.
- Ale to nie znaczy, że boli mniej – czarnowłosa Ślizgonka siąpnęła nosem. – I jeszcze mam szlaban razem z tym niewdzięcznikiem Malfoyem. U Filcha. Dał nam go Snape, a dał nam przez tą cholerną Pince. Ech...
- Oho! Widzę, że potrzebujesz się odstresować. Chodź, pójdziemy do kuchni podręczyć skrzaty domowe. Może mają piwo kremowe. No chodź – dodała Millicenta, widząc, że Zabini jest już idealną kulką i zakrywa uszy rękami. – Nie zwijaj się tak, bo ci tak zostanie – Blaise pisnęła cichutko w odpowiedzi. – Nie możesz tak leżeć i popiskiwać, rusz swój wielmożny tyłek, kobieto. Napijemy się piwka kremowego i wsuniemy jakieś ciasto. Może mają jeszcze to czekoladowe z bitą śmietaną – Bulstrode odwołała się do odwiecznej potrzeby pocieszenia się czymś absolutnie słodkim i nad wyraz kalorycznym, którą zna każda kobieta.
Zabini rozwinęła się nieco i wlepiła wzrok w Millicentę, która stał nad nią z wyczekującym uśmiechem.
- Myślisz, że tam jest dużo bitej śmietany? – spytała prawie z nadzieją.
- Dużo. Tony, Zabini. Oddam ci swoją. Oczywiście nie całą.
Blaise rozwinęła się całkowicie i powoli wstała.
- I zdejmij tą ciepłą szatę – rozkazała Ślizgonka o posturze matrony, a jej polecenie natychmiast zostało wykonane. – No widzisz, masz golfik, nie zmarzniesz, dziecinko.
- Nie mów do mnie, jak do małego dziecka – Zabini naburmuszyła się, zupełnie jak owe wspomniane przez nią dziecko, i tupnęła nogą.
- Okey, Blaise, tupnęłaś bardzo dorośle i w nagrodę dostaniesz dwie butelki piwa kremowego – Bulstrode uśmiechnęła się przekornie, a koleżanka uraczyła ja spojrzeniem godnym bazyliszka. – No, co, maleńka, podskoczysz mi? – Millicenta wzięła się pod boli i poruszyła sugestywnie prawą brwią.
- Spadaj – nadęła się Zabini i oklapła na łóżko.
- Idziemy do kuchni – oznajmiła Millicenta tonem nie znoszącym sprzeciwu. – No już, up, up, up! – podniosła szczupłą Ślizgonkę jak piórko i postawiła przed sobą.
- Ojej...
Zabini poczłapała do drzwi, a Bulstrode ruszyła za nią pogwizdując.
- Potter będzie jeszcze dukał, jak bardzo mu na tobie zależy, patrząc w podłogę i udając, że czyści okulary, a Malfoy będzie burczał niewyraźne przeprosiny, mnąc fragment szaty. Zobaczysz. - Zabini mimowolnie się uśmiechnęła. - A w Pince kiedyś piorun strzeli, albo zgwałci ją Snape!
- Och, obrzydliwe! – krzyknęła Pansy, powodując, że dziewczęta, które stały przy drzwiach, zatrzymały się na progu i patrzyły na nią z wyczekiwaniem, wiedząc, że nie skończyła. – A propos gwałtów, czy myślicie, że Granger sprowokowała Weasleya, a teraz robi z siebie ofiarę? Bo mi się to wydaje całkiem możliwe.
Powracający do Blaise, całkiem znośny humor, ulotnił się w tempie ekspresowym, a Millicenta miała ochotę zawyć przez swój niewyparzony jęzor.
Wzrok Zabini przeszywał Parkinson niczym ostry sztylet. Dziewczyna zaciskała wargi i miała ogromną ochotę rzucić w tą słodką kretynkę czymś naprawdę bolesnym. Ale tylko patrzyła, a to wystarczyło, by Pansy poczuła się nieswojo.
- Jeżeli zapytasz jeszcze, czy Malfoy mógł czuć podniecenie patrząc na ten gwałt, to całkowicie zwątpię w to, że kobiety ewoluowały wyżej niż mężczyźni, Pansy. Takie egzemplarze jak ty, powinno się szybko i bezboleśnie eliminować. Miłego piłowania paznokci i rób to częściej, bo dobrze ci wychodzi.
Gdy wyszły, Bulstrode usunęła się, pozwalając Zabini trzasnąć drzwiami.
- Dzięki – powiedziała z mściwą satysfakcją Blaise i odetchnęła głęboko.
Żadna z nich nie skomentowała zajścia sprzed chwili, uznając, że nie warto i nawet nie ma o czym mówić. Pansy Parkinson, natomiast, zastanawiała się w zaciszu dormitorium, czy ojciec powiadomił już Czarnego Pana o oburzającej zdradzie czystej krwi ze strony Dracona Malfoya.
Do ona zapukała dziobem popielata sówka średniej wielkości i Pansy otworzyła jej, zabrała od ptaka list i pozwoliła posłańcowi spocząć na parapecie. Powoli rozwinęła pergamin, przeczytała wiadomość, po czym uśmiechnęła się kpiąco i odpisała na odwrocie:

Mam nadzieję, że popatrzę na niezłe przedstawienie w Hogwarcie. Cały czas miałam nadzieję, że Snape to równy gość. Nie ufałabym za to za grosz Draconowi Malfoyowi, ojcze. Ale to już pewnie przekazałeś Komu Trzeba.
Powiadomię Cię, gdyby Dumbledore cały czas siedział w Zamku, a Snape jednak okazał się zdrajcą i miłośnikiem mugoli i szlam.
Pozdrów mamę, kochająca Pansy.

PS: Czy uważasz, że Czarny Pan pozwoli mi poćwiczyć niewybaczalne na Hogwardzkich szlamach? Mogłabym się podszkolić w rzucaniu klątw, a nie tylko patrzeć, jak wy się zabawiacie.


Gdyby teraz Blaise mogła spojrzeć w jej oczy, przestraszyłaby się błysku nienawiści i mściwej satysfakcji, a jeszcze bardziej przestraszyłaby się wiedząc, co wywołało ten błysk. Pansy przytwierdziła list z odpowiedzią do nóżki ptaka, wypuszczając posłańca bez poczęstowania go nawet kroplą wody. Sowa kłapnęła zza okna dziobem, wyrażając tym swoje oburzenie, i odleciała.
- Niech tatuś o ciebie dba, Zia. W końcu to on mi cię kupił – oznajmiła Ślizgonka, zatrzaskując okiennice i uśmiechając się z wyższością. Usiadła i ponownie zabrała się za piłowanie paznokci.

***
- Byłeś dla niej szorstki. Nawet bardzo.
- Tak, Tonks, a ona dla mnie była przemiła – Draco wpatrywał się zasępiony w swoją poparzoną dłoń. Czuł dziwną satysfakcję z bólu, który mu dokuczał.
- Chciała ci tylko pomóc, a ty odrzuciłeś wszelką pomoc, i moją, i jej – nie mówiła tonem nauczycielki, a jej głos były cichy, nie natarczywy i Malfoy spochmurniał jeszcze bardziej.
- Taaa... Wiem. Tylko ja nie chcę, żeby mi współczuła, albo żebyś ty to robiła, Tonks – powiedział stanowczo, ale wyglądał na zagubionego i bardzo przygnębionego, tak jakby wewnętrznie nie był przekonany do własnych słów.
- Nie możesz mi jednak zabronić mówienia, tego co myślę. To nie była twoja wina. Amen. Nie krzyw się, bo sam Merlin przyznałby mi rację. To się nazywa masochizm, na dodatek ekshibicjonistyczny, bo się z tym obnosisz. Lubisz cierpienie? Spytaj Hermiony, co myśli o twoim poczuciu winy – zamilkła, czując, że wchodzi na grząski grunt, ale Draco nie wyglądał na wściekłego, nawet złość mu już trochę przeszła. Zmarszczył nos i sarkastycznie oznajmił:
- Gadasz jak jakiś psycholog mugolski, Tonks. Pedagogika to twój rejon, rzuć to aurorstwo w cholerę.
Uśmiechnęła się.
- Wiem, że byłeś zbyt zaabsorbowany uczuciami związanymi ze wspomnieniem gwałtu, żeby zauważyć jak markotna była Zabini, gdy do nas podeszła. Obiecaj, że ją przeprosisz, Draco.
- Jak ona przeprosi mnie.
- Draco, słuchasz, co do ciebie mówię? Była przybita, szła tu smętna, a jednak chciała ci pomóc, mimo własnych zmartwień, a ty co? Wybacz, ale rozdrażniona, chmurna kobieta, którą odtrąca przyjaciel nie może powiedzieć nic miłego. Poza tym... miała sporo racji. Musisz nauczyć się przepraszać, tak naprawdę przepraszać, nie oglądając się na wzajemność. To ważna cecha szlachetności.
- Mam w du... gdzieś szlachetność – warknął, łypiąc na Nymphadorę koso. – I skąd wiesz, że się z nią przyjaźnię?
Miał tak zabawna minę, gdy „gryzł się w język”, że Tonks się uśmiechnęła, ale był to smutny uśmiech.
- Oj, Draco... Żebyś wiedział, jaki w tej chwili jesteś podobny do Syriusza. Ten łobuzerski błysk w oku i brak pokory... Cały on. A gdybyś się nie przyjaźnił z Blaise, ona by ci nic takiego nie powiedziała, mój drogi, a ty byś jej nie odpowiedział w ten sposób. Tak kłócą się ludzie, który wiele o sobie wiedzą – uśmiechała się łagodnie.
- Oj, zaraz, że się pokłóciliśmy...
- No już dobrze, dobrze. Chodź do ambulatorium. No, chodź. Albo chodź do mnie, mam eliksir na poparzenia. Tak lepiej?
W odpowiedzi pokiwał głową, nadal posępny, ale już nieco ułagodzony, i odsunął niesforny kosmyk z oczu. Zupełnie jak Syriusz. Tonks poczuła bolesny skurcz serca i straszliwą ochotę, żeby go przytulić, nawet rozpłakać się przy tym. Tylko, że miała jeszcze zbyt wiele żalu do całej rodziny Malfoyów i zbyt była nieufna, chociaż czuła, że Draco wydoroślał i jest inny, niż myślała. Musiała przyznać w duchu rację Severusowi Snape’owi. Uśmiechnęła się dzielnie i ruszyła przodem, a chłopak telepał się za nią powolutku w oddaleniu kilku kroków. Pomyślał, że Tonks jest w porządku i poczuł się straszliwie abstrakcyjnie, gdy porównała go do Syriusza. Nie chciał przyznać się przed sobą, że się wzruszył. Nymphadora odwróciła się, by spojrzeć, czy za nią idzie, w chwili gdy znowu odsuwał denerwujący kosmyk włosów i nie mogła powstrzymać pojedynczej łzy. Cieszyła się, że Malfoy wbija wzrok we własne buty.

******

Napisany przez: Potti 21.10.2005 17:10

muszę się przyznać, że często sprawdzam czy jest tu coś nowego i się ucieszyłam (: a part fajny, nasuwa mi się dziwna konkluzja, że wszyscy faceci są do siebie podobni ;p
chyba nie mam większych zastrzeżeń, czekam na cd!

Napisany przez: Natalia 21.10.2005 17:12

Uwielbiam tego ff Tonks i Sev sa slodcy:)smile.gif
dobrze ze nie przedstawiasz Seva nagle jak jakiegos ckliwego idioty
lubie jak mowi zlosliwie smile.gif
Draco tez jest fajny a ta scena w bibliotece była fajna:P:D
Już nie moge sie doczekac kolejnego odcinka:P

Napisany przez: Dorcas Ann Potter 23.10.2005 15:45

Kit, to opowiadanie jest kolejnym dowodem geniuszu Twoich opowiadań. Gratuluję. Czytałam je przez ostatni tydzień (rodzice zaganiali do matmy, jestem w klasie o takim właśnie profilu - matematycznym, w którym klasa liczy zaledwie 22 osoby, więc trzeba odrabiać prace domowe turned.gif) Bardzo mi się podoba., Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy (i kto to mówi, nawet nie przeczytałam całego... Ale czytam, czytam). Serdecznie pozdrawiam i zabieram się za czytanie.
Cassuś

Napisany przez: Kitiara 28.10.2005 10:27

Dorcas, proszę nie pisać nic o geniuszu, bo wiekszej bzdury nie słyszałam : D
Toż to nie jest nawet bardzo dobre. Ot czytadło powstałe w mojej chorej głowie smile.gif
Ale dziękuję za komplement.

QUOTE
Już nie moge sie doczekac kolejnego odcinka:P

Kolejny odcinek będzie, jak mój Beta sprawdzi, a sprawdzi jak będzie miał czas. Dziś mu w każdym razie wysyłam.

Pozdrwaiam.

Napisany przez: Tomak 28.10.2005 15:10

Jak zobaczyłem ze jest twój post miałem juz nadzieję że to nowy part. Czekam z nieciepliwością a opowiadanie wcale nie jest złe mi sie bardzo podoba i chyba nie jestem odosobniony w tej ocenie

Napisany przez: smagliczka 29.10.2005 18:47

Droga Kit! ( ale to oficjalnie zabrzmiało biggrin.gif )

wczoraj zaczęłam czytać twoje opowiadanie( włącznie z Ręką Boga) i muszę przyznać ,że jest naprawde świetne ( nie wzdragaj się tak jak ktoś mówi o geniuszu wink2.gif bo to naprawde zasłużona opinia)

jak na razie jestem dopiero w połowie opowiadania...musze się ukarać bo wpadłam wczoraj w jakiś trans i zupełnie pogwałciłam swoje zasady mówiące o zdrowym trybie życia- siedziełam czytająć twoje opowiadanko do 3:30 w nocy!!!

ZWARIOWAŁAM!!!!

JEST NAPRAWDE ŚWIETNE!!! biggrin.gif , podoba mi się twój płynny i lekki styl pisania oraz wielowymierowość postaci, wybacz , że w tym momencie nie napisze dłuższej opinii o opowiadaniu ale zrobię to na 100% jak przeczytam całość- czyli w poniedziełek masz to jak w banku wink2.gif

Napisany przez: Dorcas Ann Potter 31.10.2005 11:22

Kit, tego określić inaczej nie można. Twoje opowiadania, jak wiem, są kontrowersyjne: jedni wpadają nad nimi w zachwyt, a drugim się nie podobają. Ja należę do tej pierwszej kategorii ^^

Napisany przez: smagliczka 01.11.2005 15:24

Kit! przeczytałam wszystko! 
Miałam napisać w poniedziałek, ale nie starczyło mi sił i jasności umysłu. Jednak zmieściłam się w planowanym przez siebie limicie czasu wink2.gif .

Na początek muszę stwierdzić,że jestem pod ogromnym wrażeniem obszerności twojego dzieła!!!

Jak na moje oko ( zważywszy ile czasu zajęło mi czytanie całości ) to „opowiadanie”, żeby nie powiedzieć „ książka”, ma jakieś 500 stron!!!!

To imponujące!!!   

Nie jestem zaprawiona w ocenianiu opowiadań, więc już na wstępie muszę powiedzieć, że moje opinie będą wysoce subiektywne i podyktowane wyłącznie własnymi upodobaniami w tym względzie.

Osobiście nigdy nie bawiłam się ( dzięki Bogu) w pisanie opowiadań. Po pierwsze dlatego, że brak mi talentu w tej dziedzinie, który ty niewątpliwie posiadasz, po drugie dlatego, że na pewno zabrakłoby mi determinacji i wytrwałości w pisaniu rak długiej opowieści w tak ciekawy sposób  .

Totalnie nie interesowały mnie również błędy występujące tu i ówdzie, których tak naprawdę nie sposób uniknąć zważywszy na długość rozdziałów, dlatego też nie będę ich przytaczać.

Jestem natomiast pod dużym wrażeniem twojego stylu literackiego, i jeśli jeszcze nie poważnie nie myślałaś o karierze pisarki, może winnaś się zastanowić wink2.gif.

Świetnie budujesz napięcie, atmosferę ( szczególnie tą mroczną), twoi bohaterowie mają skomplikowane życie emocjonalne oraz nieodgadnione do końca charaktery.

Bardzo przypadł mi do gustu sposób przedstawiania przez ciebie tych ciemnych, „ złych” scen, to prawdziwe aż do bólu, w szczególności ludzka głupota i okrucieństwo.

Oczywiście były też słabsze momenty, których niestety nie przytoczę, bo nie wiem jakbym miała teraz to znaleźć w tekście, kiedy bohaterowie prowadzą dość denne dialogi. Co mnie jeszcze irytowało ( generalnie w pierwszej połowie opowiadania) to nadużywanie przez ciebie określeń w stylu: „ spojrzenie puszka na diecie bezmięsnej” lub „ wygłodniałego bazyliszka”. Owszem nadawały się one do humorystycznych scenek, ale w tych poważnych po prostu mnie rozwalały, Np. takie „spojrzenie” rzucone przez Dumbledora podczas drugiego przesłuchania Darcona w ministerstwie nie pasowało po prostu do poważnej napiętej sytuacji.

A teraz słówko o samej fabule i postaciach.

Twoi bohaterowie są tak cholernie dojrzali i opanowani jak na swój wiek i po tym co przeszli, że aż dziw bierze…:/

Wydaje mi się, że w zwykłym życiu nawet dorosły emocjonalnie człowiek miałby problemy z dojściem do siebie przez dłuższy czas…no, ale przecież reguły rządzące tymi postaciami odstają nieco od standardów, więc nie mam się w zasadzie, czemu dziwić wink2.gif

Podobało mi się, że zwróciłaś uwagę na życiowy dualizm, gdzie obok tragicznych wydarzeń toczy się zwyczajne życie, które jest również udziałem rozdartych bohaterów czy chcą, czy nie. Zwykłe codzienne troski, mimo swej śmieszności w obliczu traumatycznych przeżyć, zaprzątają im jednak głowę…jak to zwykle w życiu bywa ( eh).

Ucieszyło mnie bardzo, że niejako „ odczarowałaś” brutalnego i zimnego drania Lucjusza, robiąc z niego człowieka z krwi i kości. To sprawiło, że jawi się czytelnikom nie tylko jako bezwzględny śmierciożerca , ale również jako mający uczucia (ale nie mający wyjścia sługa szaleńca) ojciec i mąż.

No i oczywiście MISTRZOSTWO ŚWIATA- POSTRACH UCZNIÓW HOGWARU    to Severus Snape żywcem wyjęty z moich wyobrażeń!!!

Dziwi mnie trochę postać Dracona Malfoya, bynajmniej nie dlatego, że dokonała się w nim zmiana i zwrot ku jasnej stronie, ale fakt, iż zmiana stron nastąpiła niemal z dnia na dzień , RACH! CIACH! Diametralny zwrot! Bez żadnego bicia się z myślami, bez wahania i wewnętrznej walki- trochę mi tego zabrakło, bo ludzie naprawdę rzadko dokonują tak szybkich nawróceń…ale zdarza się to, a poza tym to ty jesteś autorką, więc nie zamierzam niczego sugerować 

Istną zagadkę stanowi dla mnie Percy Wesley, który okazał się być niezłym skur…czybykiem!
Być może wyjaśnisz później, w jakich okolicznościach aż tak się zmienił, bo przecież był tak drobiazgowo przestrzegającym prawo gryzipiórkiem, co prawda zaślepionym, no, ale zawsze stojącym jednak po stronie dobra. A tu zachowuje się jak rodowity śmierciożerca!!!

Osobiście bardzo mnie interesuje, czy tylko ślepe zamiłowanie do władzy aż tak go zmieniło…może się tego dowiemy, może nie, tak po prawdzie to przecież ty pociągasz za sznurki …ale postać super!!!

On jest kwintesencją ludzkiej podłości i głupoty ( zupełnie jak Umbridge z oryginału) i jawi mi się w jeszcze gorszym świetle niż niejeden śmierciożerca!!!

Mam jeszcze pytanko, bo może czegoś nie zrozumiałam, byłam zmęczona i nie doczytałam, albo po prostu głupia jestem!!!

Albus jest Strażnikiem Tajemnicy tylko państwa Granger??? Bo przecież nie może być Strażnikiem Tajemnicy Malfoy’ów, oni wciąż mieszkają u siebie nie ukrywając się wcale, a o ich miejscu zamieszkania wie znaczna część śmierciożerców z Lordem na czele, a Strażnik Tajemnicy chroni tak naprawdę informacji o miejscu pobytu danej osoby.

Odpowiadam więc sobie, że Albus w takim razie zaproponował Malfoy’om tylko OCHRONĘ a nie bycie Strażnikiem Tajemnicy, no bo jakiej tajemnicy miałby strzec? Przecież nie informacji o przejściu Lucjusza na „jasną stronę”? (bo jak wiadomo donosił już o tym Lordowi niejaki nieszczęsny Matrojew).

Tu mi się trochę pokręciło, i już nie wiem jak mam to rozumieć. Czy Albus jest w końcu Strażnikiem Tajemnicy również państwa Malfoy czy nie? A jeśli tak, to jaka to tajemnica?

Ach wiem, że głupia jestem!!!

To tylko jedna intrygujące mnie sprawa, bo co do samego opowiadania, to muszę się wyrazić w samych superlatywach!!!  .
Naprawdę bardzo mi się podoba i ciekawi, jak dalej potoczą się losy bohaterów. Cóż, pozostaje mi tylko pogratulować super pomysłu, lekkiej ręki i wytrwałości w pisaniu.

Życzę natchnienia i pozdrawiam! ( no tak tym razem zakończyłam oficjalnym tonem !!! )

Napisany przez: Potti 05.11.2005 10:16

chyba ktoś naprawdę nie ma czasu:)

Napisany przez: smagliczka 23.11.2005 15:56

łeeee...zaglądam tu co jakiś czas...i wciąż nie ma i nie ma...buuu...chyba nie zapomniałaś, co?? sad.gif

nie chcę być UPIERDLIWA, bo sama nie lubię, jak się mnie pogania oraz postów w stylu " KIEDY NASTĘPNY PART???!!!"

ale spytam...

KIEDY NASTĘPNY PART??? tongue.gif ,nie żebym niecierpliwa była ale ciekawa tylko...ah

mam nadzieję, że mi nie skasują tongue.gif mojej ambintnej wypowiedzi, ale wydaje mi sie, że ne mówie tylko w swoim imieniu...

Napisany przez: Katarn90 23.11.2005 18:10

Ręka Boga to wg mnie dobry ff, ale nie ma głębszego sensu. Skupia się na wymyślnych torturach i nie byłem chętny do czytanie "bycia szlachetnym". Ale odważyłem się i.... ścięło mnie z nóg. MISTRZOWSKIE OPOWIADANIE!! A scena przesłuchania uczniów przejdzie chyba do historii...
Tak więc - Ręka Boga - nie!
Być Szlachetnym - tak!

Napisany przez: haren 03.12.2005 20:59

Kiedy będzie następna częśc?
Zakochałam sie w twoich opowiadaniach zwłaszcza w tym i "Everytime".
Kiedy następna częśc?????????????????????????????????? wub.gif

Napisany przez: porucznik184 07.12.2005 20:19

no cóż, nie komentuje za często, ale muszę stwierdzić: opowiadanko(wlasciwie to juz powiesc smile.gif ) genialne, kiedy nastepne party??? :]

Napisany przez: Kitiara 11.12.2005 14:24

QUOTE
Albus jest Strażnikiem Tajemnicy tylko państwa Granger???

Oczywiście, co oznacza, według mnie, że Voldemort zna posiadłość Malfoyów, ale nie ma poojęcia o tym, że tam zamieszkują też Grangerowie. Innymi słowy, nawet jezeli odwiedzi Malfoyów, a państwo Granger będą u siebie, on o tym nie będzie miał pojęcia. W końcu to magia.

Tytułem wstępu: przepraszam, że tak długo czekaliście, ale miałam w domu remont i bajzel, więc przez dwa tygodnie byłam odcięta od kompa i netu, a nie miałam czasu udać się do kafejki.

Barty - bardzo Ci dziękuję za korektę : )


Poniedziałek, 26 listopada, 1996

Hermiona nastawiła budzik na godzinę siódmą, ale obudziła się o szóstej trzydzieści i nawet nie marzyła o ponownym zaśnięciu.
„Cholerny Wizengamot” – pomyślała i uświadomiła sobie, że nie umówiła się z Dumbledore’em, a przecież mieli się udać do Ministerstw w godzinie, o której w Hogwarcie podawano śniadanie. Wstała cicho, żeby nie budzić współlokatorek i zauważyła na stoliku przy łóżku niewielki, złożony na dwoje kawałek pergaminu, na którym widniał napis „do panny Granger” i od razu domyśliła się, kto był jego autorem. Krótki liścik zawierał prośbę, by zjawiła się za kwadrans ósma w gabinecie dyrektora, zawierał także hasło. Mogła nawet przyjść wcześniej, jeśli miała ochotę. Wyglądało na to, że stary mag czytał w jej myślach. Hermiona uśmiechnęła się lekko i poszła wziąć prysznic. Nabrała nagle pewności, że przesłuchanie wcale nie będzie takie straszne, zwłaszcza, że już wiedziała, jak się ubierze i jak będzie się zachowywać. Nie zamierzała rozkleić się przed Wizengamotem, ani zachowywać pokornej postawy. Mówiła prawdę, a racja była po jej stronie i nic nie musiała udowadniać. Poza tym zamierzała pojawić się ubrana schludnie i elegancko, ale na sposób mugolski. Ze względu na rodziców i na to, że była z nich dumna i ich kochała. I nie zamierzała nikogo przepraszać, ani za swój strój, ani za obciążające Wiceministra zeznania. Nie zamierzała też pleść frazesów jak jest jej przykro donosić o tak niecnym czynie ze strony osoby na wysokim stanowisku. W gruncie rzeczy wcale nie było jej przykro. Była spokojna i pewna siebie. Puściła gorącą wodę i zamknęła oczy, dodając sobie energii jej ożywczym strumieniem. Nie zdawała sobie do końca sprawy, że nuci stary mugolski kawałek „You are so beautiful to me”.

******
Po tym, jak McGonagall oznajmiła, że dyrektor udał się z Hermioną Granger do Ministerstwa na wstępne przesłuchanie w związku z jej kontrowersyjnym wywiadem dla „Proroka Codziennego”, Ron poczuł się paskudnie. Nie był nawet w stanie zjeść połowy tego, co zazwyczaj. Czuł na sobie spojrzenia pełne ciekawości lub, co gorsza, pogardy. Zagęszczenie spojrzeń było dużo większe niż dotychczas i nie mógł mieć żalu do tych uczniów, którzy patrzyli na niego nieprzychylnie. W końcu był bratem Wiceministra. Z troską popatrzył na swoją młodszą siostrę. Ginny grzebała widelcem w talerzu, ale, gdy na nią spojrzał, podniosła wzrok i ich oczy się spotkały.
- Nie zamartwiaj się – powiedział cicho.
- I kto to mówi – odrzekła sarkastycznie i gorzko się uśmiechnęła.
- Może nas nie zlinczują – humor Ronalda od jakiegoś czasu bywał coraz częściej typowo brytyjski.
- Ron, ja zlinczuję ciebie, jeżeli nie przestaniesz czuć się winny za Percivala – Harry nie zamierzał dłużej milczeć. Jego jasnozielone oczy zabłysły irytacją, zanim nie wrócił do konsumowania jajecznicy.
- Nic nie poradzę na to, jak się czuję – odrzekł Ron raczej opryskliwie. Od wczoraj stosunki miedzy nimi były chłodne, a, ściślej rzecz biorąc, Harry z powodu rozterek emocjonalnych zachowywał ogromną rezerwę wobec wszystkich i wszystkiego. Także wobec przyjaciela.
- Ale nikt cię za to tak naprawdę nie obwinia, ani ciebie, ani Ginny – Potter stwierdził, że odrobina łagodności i szczerości mu nie zaszkodzi. Nawet uśmiechnął się miękko i ciepło do Ginewry, która siedziała naprzeciwko nich, po czym przeniósł wzrok na osobę, która zbliżyła się do ich stołu.
- Ty na pewno nie, Harry – Ginny spróbowała odwzajemnić uśmiech. – I na pewno nie Hermiona.
- Ani nikt przy zdrowych zmysłach – usłyszała odpowiedź zza swoich pleców.
- Cześć, Malfoy – powiedziała smętnie, nie odwracając się
- Cześć, gołąbki gryfońskie – Draco wolał od razu przywitać się ze wszystkimi, także z tymi, którzy nie mieli żadnej ochoty na towarzystwo Ślizgona.
Większość osób przy stole patrzyło na niego jak na intruza, a inni z chorą ciekawością, ale niektórzy mieli w oczach szczere współczucie, o którym wspominała mu Tonks. Sam nie wiedział, co jest bardziej irytujące.
- Może chcesz usiąść? – spytał Longbottom i Draco poczuł się surrealistycznie. Zrobiło mu się nagle niebywale głupio, bo od kiedy pamiętał, dokuczał Neville’owi jak tylko potrafił. Ostatnimi czasy to się zmieniło, ale przeszłości nie da się, tak po prostu, obejść szerokim łukiem i żyć dalej. „Robię się strasznie wrażliwy i uczuciowy” – pomyślał z lekkim rozbawieniem.
- Dzięki, Longbottom, postoję...
Ale Neville zdążył już posadzić sobie Ginny - delikatnie protestującą - na kolanach i Draco był zmuszony skorzystać z jego uprzejmości.
- Nie ma za co... Oj, Gin, nie wyrywaj się. Ja wiem, że wolałabyś posiedzieć na kolanach u Draco Malfoya, ale naprawdę jestem o ciebie zazdrosny – z rozbawieniem patrzył jak jego dziewczyna sztywnieje i lekko się rumieni.
- Jesteś okropny – Ginewra spiorunowała wzrokiem Dracona, chociaż mówiła do Neville’a.
- Przecież ja nic nie powiedziałem – Ślizgon uniósł ręce w geście poddania i starał się ignorować pełne nienawiści spojrzenia niektórych Gryfonów. Uśmiechnął się za to do dziewczyny i puścił jej oko.
- Bo nie pozwalam ci siedzieć na kolanach u Malfoya? – Longbottom uśmiechnął się łobuzersko.
- Bo mi coś insynuujesz – sapnęła wściekle.
- Czyżby siedzenie na kolanach było czymś zdrożnym? Chyba nie myślisz o czymś więcej? - Neville najwidoczniej dobrze się bawił, dokuczając Ginny.
Nawet Ron pogodził się z tym, że jego siostra dorosła i, pomimo swojego stanu psychicznego, uśmiechnął się prawie łobuzersko.
- Normalnie mam ochotę ci przywalić, Nev – warknęła rudowłosa.
- Musisz się, Longbottom, pogodzić z moim nieodpartym zwierzęcym magnetyzmem – Draco podchwycił temat z charakterystycznym dla siebie, rozbrajającym urokiem zimnego drania.
- Pozwolisz, że wyprowadzę twojego nowego kolegę z błędu, Neville? – bardzo grzecznie i z bardzo złośliwym uśmiechem skomentowała całe zajście Ginewra.
Longbottom, Weasley i Potter zachichotali, a Malfoy zrobił minę człowieka cierpiącego.
- Ranisz moje uczucia, wiewióreczko. A zresztą, nie przyszedłem do ciebie, tylko do Pottera – spoważniał i wbił wzrok w zielonookiego. – Musimy pogadać, nie sądzisz?
Potter nachmurzył się, ale nie protestował.
- Skoro tak uważasz – odrzekł zimno.
- Musimy i moje uważanie nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli sądzisz, że mi było łatwo tu przyjść i narażać się na ciepłe spojrzenia osób łaknących mej śmierci w męczarniach, to się mylisz. Ale ostatnio przywykłem do tego i do ciekawości też. Powinienem się na jeden dzień zgłosić do magicznego ZOO i sam sobie zafundować napis na klatkę, najlepiej z napisem "osobnik, który patrzył na gwałt swojej koleżanki ze szkoły i jej nie pomógł" – jadowita gorycz jego słów sprawiła, wszyscy ciekawscy poczuli lekkie zawstydzenie. Gryfoni milczeli.
- Pod spodem jeszcze powinien być dopisek "możesz zadać trzy pytania, jeśli wrzucisz galeona na pomoc dla bezdomnych psidawek i szpiczaków" – Draco nie zamierzał przemilczeć własnych odczuć, nie mógł spokojnie znosić cichego i chorego zaciekawienia własną osobą. - Powinni mnie też jakoś śmiesznie ubrać, albo nie, najlepiej gdybym był nagi, bo ludzie mogliby naocznie sprawdzić, czy podnieca mnie słowo „gwałt”.
- To, co mówisz, Malfoy, jest naprawdę chore – Longbottom nie zamierzał pocieszać Ślizgona. – Większość ludzi wcale tak cię nie postrzega, robi to zdecydowana mniejszość.
- Powinieneś iść do skrzydła szpitalnego i poprosić o coś na uspokojenie – Ginewra mówiła bez ironii. – Może cię drażnić głupota ludzka, ale taką gadką pogarszasz własne samopoczucie.
- Nie lituj się nade mną – warknął Draco.
- Nie lituję się, Malfoy. Dawałam ci tylko dobrą radę. Jeśli nie zauważyłeś, ja i Ron też stanowimy bardzo ciekawy obiekt obserwacji – odrzekła całkiem spokojnie.
Ślizgon musiał jej przyznać w duchu rację.
- Każdy wie, że nie można odpowiadać za czyny brata.
- I nie można obwiniać się za coś, na co nie miało się wpływu, Malfoy – cicho dodał Neville. – Jeśli powiesz, że się nad tobą lituję, dam ci po łbie.
Draco rzucił mu spojrzenie pełne przekory i złości, ale zmilczał, bo Longbottom był poważny.
- Potter – zwrócił się ślizgoński intruz do Harry’ego, który się nie odzywał – za kwadrans tam gdzie zawsze, stoi?
- Stoi, Malfoy – odpowiedział Harry i odprowadził Malfoya wzrokiem.
- Szczerze powiedziawszy, skoro już tam był, na pewno mógł jakoś pomóc Hermionie. Poczucie winy nie bierze się znikąd – spokojnie i chłodno oznajmił Dean, pogardliwie wzruszając ramionami.
- Tak, ja pewnie też mogłam swojego brata telepatycznie powstrzymać od popełnienia przestępstwa i Ron także, nie za bardzo nam się tylko chciało – Ginewra wyglądała na złą i urażoną.
- To co innego – odpowiedział Thomas.
- Możliwe, ale też rodzi irracjonalne poczucie winy – grzecznie wtrącił Neville.
Gryfoni, którzy siedzieli blisko, przysłuchiwali się tej wymianie zdań.
- Jeżeli chodzi o winę i o jej poczucie, to na pewno w stosunku do Malfoya nie jest nic irracjonalnego. Zapomnieliście, że to Ślizgon? – Dean był pewny siebie i mówił z wyższością, ale w jego głosie dało się też słyszeć urazę.
- Myślę, że powiedziałeś już wystarczająco dużo – Seamus spojrzał na kolegę znacząco.
- I nie masz pojęcia, czym jest poczucie winy – Ron zacisnął usta, wstał i wyszedł, tylko po to żeby nie wybuchnąć płaczem, albo przylać Thomasowi, a Ginny mruknęła pod nosem „dzięki, Dean”.
Neville westchnął i uznał, że nie ma sensu przemawiać Thomasowi do rozsądku.
- Powiem ci coś, Dean – Harry był zdziwiony, że jego głos brzmi tak spokojnie, a on jest opanowany, bo w głębi duszy najchętniej przyłożyłby czarnoskóremu Gryfonowi prosto w zęby. – Też byłem w Ministerstwie i równie dobrze to ja mógłbym się znaleźć na jego miejscu i mógłbym zrobić tyle samo, co on, czyli gówno. Mogło się też zdarzyć tak, że Hermiona weszłaby tam sama i wolę nie myśleć, co zrobiliby jej, gdyby nikt nie patrzył, skoro zgwałcili ją na oczach innego ucznia. Może do tej pory już by nie żyła, bo utopiłaby się, albo podcięła sobie żyły – Ginewra poczuła zimy, przenikliwy dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, ale wiedziała, że Harry nie mówi bez racji. - Widzisz, ja w przeciwieństwie do ciebie, jestem mu wdzięczny, że tam był i pomógł Hermionie wykaraskać się później z dołka psychicznego. I, chociaż to brzmi egoistycznie, dziękuję swojemu ślepemu fartowi, że to nie ja musiałem bezsilnie patrzeć na poniżenie mojej przyjaciółki. Gdybyś chociaż przez chwilę racjonalnie pomyślał, zrobiłoby ci się żal Malfoya i byś mu współczuł, zamiast pieprzyć takie niedorzeczności. Nie masz pojęcia do czego jest zdolny zwykły kujon Percy. Ja się przekonałem na własnej skórze i jeżeli jeszcze raz powiesz coś takiego, jak przed chwilą, to uszkodzę cię, nie zważając na konsekwencje.
Po „przemówieniu” Harry’ego zapadła pełna konsternacji cisza, a Seamus gotów był przysiąc, że Dean rumieni się pod swoją ciemną karnacją.
- Przepraszam wszystkich, że wychodzę wcześniej, ale jestem umówiony – dodał Potter i wstał od stołu.

******
Dumbledore nie zdziwił się tym, że Hermiona przyszła wcześniej, nie zdziwił się też jej strojem. Gryfonka miała na sobie czarne, klasyczne spodnium z wciętym w pasie żakietem, a pod spodem kremową bluzkę. Krawat z barwami Gryffindoru nadawał jej wyglądowi odrobinę kokieterii, a zarazem dziecięcości, wynurzając się zza zapiętego żakietu i stanowiąc jedyną ozdobę szyi dziewczyny. Włosy upięła w gładki kok, zużywając przy tym sporo „Ulizanny” i wykorzystując zaklęcie wygładzające, tylko dwa pasemka włosów opadały wzdłuż policzków dziewczyny, delikatnie się kręcąc. Miała bardzo delikatny makijaż. Albus uznał, że ma do czynienia z młodą kobietą, która chce walczyć o sprawiedliwość, a przede wszystkim już wie, jak to zrobić.
- Witam, Hermiono. Pięknie wyglądasz – powiedział i wyciągnął do niej dłoń.
- Dziękuję, pan też nie grzeszy brakiem elegancji – uśmiechnęła się zafascynowana niecodziennym, dystyngowanym wizerunkiem dyrektora, ściskając pewnie jego rękę.
Dumbledore miał na sobie długą, granatową szatę bez cienia ekstrawagancji, jego głowę zaś zdobiła idealnie czarna tiara, ale krótsza niż zazwyczaj, co dodawało mu powagi. W rezultacie nie wyglądał teraz na wesołego staruszka, ale potężnego czarodzieja, którym w istocie był.
- Z takim towarzyszem mogę stawić się przed dziesięcioma Wizengamotami – dodała z uznaniem panna Granger.
- Z takim nastawieniem możesz wyjść zwycięsko z dwudziestu przesłuchań, Hermiono, nawet gdybym nie był przewodniczącym – zrewanżował się dyrektor Hogwartu.
- Dziękuję. Przy panu, mimo wszystko, czuję się pewniej – jej policzki lekko się zaróżowiły.
Albus Dumbledore nie odpowiedział, pogładził tylko swoja długą, białą brodę i zaprosił dziewczynę gestem, by usiadła.
- Napijesz się herbaty, zanim wyruszymy w podróż kominkiem? - spytał. – Proponuję cynamonowo-miętową.
- Poproszę.

******
Draco siedział na parapecie okiennym w łazience Jęczącej Marty i palił. Na szczęście nigdzie nie było widać upierdliwego ducha dziewczyny. Martwił się o Hermionę, ale miał nadzieję, że wróci szybko wraz z Dumbledore’em i podzieli się z nim tym, co zaszło na przesłuchaniu, i, oczywiście, miał nadzieję, że wszystko jest w porządku.
Drzwi otworzyły się cicho i wszedł Potter.
- Cóż takiego ważnego chciałeś mi powiedzieć, Malfoy? – powiedział sarkastycznie i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni swoje papierosy.
- Jeśli zamierzasz w ten sposób ze mną rozmawiać, to po prostu wyjdę, a ty zostań i poczekaj na Jęczącą, na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa – Draco nie był dłużny Gryfonowi.
- A jak mam z tobą rozmawiać? Mam się obchodzić jak ze śmierdzącym jajkiem? A może mam się zwracać do ciebie per paniczu?
Malfoy zgniótł niedopałek o framugę i sprzątnął peta machnięciem różdżki.
- Okey, skoro tak, rzeczywiście pomyliłem się, proponując ci poważną wymianę zdań – zeskoczył z okna i wyminął palącego Harry’ego.
- Poczekaj, Malfoy i nie strzelaj fochów jak panienka – Gryfon mówił już bez drwiny.
- Posłuchaj, Potter. Masz prawo mnie nie lubić, ale jak będziesz się do mnie odzywał w ten sposób, to potraktuję cię w końcu Cruciatusem. Też mam coś takiego jak nerwy.
- Od pierwszego roku zachowujesz się jak wielki pan, któremu wszystko wolno, bo ma tatusia z wpływami i z niezliczoną ilością galeonów. Bezkarnie ranisz innych, a jeżeli ktoś sobie z ciebie zakpi, śmiertelnie się obrażasz. I nigdy się nie oduczysz przypieprzania się do cudzych rodziców. Ja też bardzo chętnie potraktowałbym cię Niewybaczalnym – Harry strzepnął popiół na posadzkę i zaraz go usunął różdżką.
- Właśnie dlatego chciałem porozmawiać – odrzekł spokojnie Draco. – Ale ty bynajmniej tego nie ułatwiasz, bohaterze.
- Och! I odpieprz się od mojego bohaterstwa! Ja się o to cholerną bliznę na łbie nie prosiłem! Może chcesz się zamienić?! Bo ja bardzo chętnie! – Harry był po prostu wściekły i kiedy się zaciągał drżała mu dłoń. Miał ochotę nakopać Malfoyowi i rzucać w niego najgorszymi przekleństwami.
- Uspokój się, Potter. Doskonale wiesz, że nie przyszedłem tu po to, żeby ci dokuczać, to ty zacząłeś od podtekstów, nie ja.
Harry zaklął tak obrzydliwie, że Ślizgon się zadziwił, i posłał rozmówcy spojrzenie pełne nienawiści, ale w duchu musiał przyznać temu jasnowłosemu kretynowi rację. Przynajmniej częściowo.
- Owszem, bo nie tylko ty masz patent na zaczynanie, Malfoy, chociaż bardzo to lubisz – wycedził Gryfon przez zęby, a Draco jedynie wzruszył ramionami.
- Wiem, że wczoraj to ja zacząłem, ale dłużny mi nie pozostałeś, zresztą dłużny nie byłeś nigdy – Ślizgon uśmiechnął się gorzko i ironicznie.
- Wara ci od moich, rodziców – warknął, podsumowując wczorajszy wieczór, Harry, i łypiąc na Malfoya nieufnie i ze złością.
- Och, Potter, nic mi do twoich rodziców, dobrze o tym wiesz... I przepraszam, jeżeli uraziłem twoją dumę – Draco skrzywił się nieznacznie.
- Nawet, kiedy przepraszasz, to w sposób obraźliwy. Mi też serdecznie przykro, że mogłem nadepnąć ci na odcisk, sugerując, że twoi starzy nie są idealni i święci.
- Nie zamierzasz odpuścić, prawda? – zirytował się Malfoy.
Harry wyrzucił swój niedopałek przez okno, dając tym samym upust złości i zamknął na chwilę oczy, tylko po to, żeby nie uderzyć rozmówcy w twarz, bo, mimo całego gniewu, wiedział, że Malfoyowi jest teraz ciężko z wielu powodów, a przemoc nie załatwiłaby sprawy. Przemoc nie załatwiała niczego. Popatrzył Draconowi w oczy. Jego spojrzenie było raczej poważne, smutne i tylko na dnie zielonych tęczówek tliły się iskry złości i rozdrażnienia.
- Nie. Bo ja mam jakieś moralne prawo nie trawić twojego ojca, przez którego omal nie umarła na drugim roku siostra mojego przyjaciela, i który zawsze mnie nienawidził, a nawet chciał mnie zabić, podczas gdy ty nie znałeś moich rodziców, którzy może i nie byli idealni, ale na tyle silni, że przeciwstawili się złu i oddali za mnie życie, niechcący robiąc ze mnie sierotę. Więc mógłbyś łaskawie nie stawiać między twoimi i moimi uwagami znaku równości, Malfoy. Zwłaszcza, że moi starzy od dawna nie żyją, a ja nigdy nie mogłem im podziękować za to, że istnieję.
Malfoy nie wiedział jak nazwać emocje, które nim zawładnęły. Przecież wiedział, że rodzice tego irytującego, rozczochranego głąba od dawana nie żyją, że Potter jest sierotą. Wiedział o tym zawsze, tylko nigdy nie zastanawiał się, jak to jest być na miejscu Pottera. A teraz, gdy Potter powiedział to na głos, Draco poczuł, że jest mu głupio i nie czuje się dobrze ze świadomością, że to on pierwszy najechał na rodziców Gryfona, prowokując go do riposty. Wrodzona duma, niechęć przyznawania się do błędu i wyolbrzymione poczucie własnej wartości powodowały, że trudno mu było się z tym pogodzić. Milczał, bo nie wiedział, co powiedzieć, i zdawał sobie sprawę, że cokolwiek teraz powie, to będzie ironia, sarkazm, zimna drwina, a tak mówić nie powinien, bo Potter nie był sarkastyczny, tylko poważny. Należałoby szczerze przeprosić i przyznać, że zachował się jak debil. Już raz przepraszał Pottera, ale to było co innego. Obecne okoliczności były bardziej krępujące, a Malfoyowie nienawidzili krępujących sytuacji i unikali ich jak ognia. Draco wbijał spojrzenie w swoje drogie, ciemnobrązowe pantofle ze smoczej skóry. Ale nagle nieznośna stała się myśl, że Potter ma na nogach cholernie tanie i cholernie zniszczone mugolskie trampki. Podniósł wzrok na Gryfona, który spokojnie stał i czekał na odpowiedź, albo jakąkolwiek reakcję.
- Owszem, zachowałem... zachowywałem się często jak palant, wczoraj też, ale nie musiałeś przypominać mi, że to twoi rodzice byli lepsi od moich. Mogłeś mnie walnąć, albo coś... Nie musiałeś mówić tego, co powiedziałeś, Potter – pomyślał, że Harry rzuci mu w twarz tekst o użalaniu się nad sobą, tak jak Blaise poprzedniego dnia, ale to nie nastąpiło.
- Nie, nie musiałem Malfoy, ale nie tylko ty masz licencję na ranienie innych. Myślisz, że mówiłem to z radością? Myślisz, że cieszę się, gdy myślę o kimś źle, bo muszę tak myśleć? Jeżeli tak, to się mylisz. Nie przyszło ci do głowy, że mnie zraniłeś i zdenerwowałeś, a ja miałem prawo odpłacić ci urokiem za klątwę? Oczywiście, że nie. Jesteś Malfoyem – w głosie Harry’ego nie było ironii, ale spokój, a nawet zrozumienie, co jeszcze bardziej wyprowadziło Dracona z równowagi.
- Och, zapewne, biedny Harry Potter jest wiecznie krzywdzony przez tego wrednego Malfoya... – ale nie zabrzmiało to ani jadowicie, ani przekonywująco. Tak naprawdę Draco mówił cicho i był prawie smutny.
- Nie jesteś po prostu zły – powiedział nagle Harry i jego samego zdziwiły te słowa, ale wiedział, że są na miejscu. – Tak samo jak ja nie jestem po prostu dobry i nigdy tak o sobie nie myślałem, chociaż ciebie rzeczywiście postrzegałem jako wcielenie zła.
- Nie pozostawiałem wam większego wyboru. Ani tobie, ani Weasleyowi, ani Granger. Oni mieli pecha, że są twoimi przyjaciółmi, a ja cię nienawidziłem... - odpłacił się szczerością za szczerość Ślizgon. - Wiesz, że było mi przykro wtedy, gdy wyciągnąłem do ciebie rękę, a ty odrzuciłeś moją propozycję przyjaźni? – powiedział nagle, bo nie zdążył ugryźć się w język
Harry zamrugał ze zdziwienia, ale bardzo szybko wrócił mu rezon.
- Chyba musisz przyznać, że twoja propozycja przyjaźni była raczej kontrowersyjna, a ja przez nią nie chciałem iść do Slytherinu, chociaż tiara bardzo chciała mnie do niego przydzielić. Pomyślałem, że tam trafiają same pewne siebie, wredne typy, takie jak ty.
- Niewiele się pomyliłeś, co? – Draco nagle się uśmiechnął, nieco smutno i sarkastycznie, a potem wzruszył ramionami.
- Chyba bardzo, w końcu Blaise jest Ślizgonką.
- Wyjątek potwierdza regułę, Potter – patrzyli sobie w oczy i żaden nie odwrócił wzroku.
- A ty?
- Co ja?
- Zmieniłeś się, Malfoy.
Draco pierwszy odwrócił spojrzenie i wymruczał coś, co według Harry’ego zabrzmiało jak „głupie farmazony”.
- Przepraszam za czepianie się twoich starych – wyrzucił nagle z siebie Ślizgon, dopóki miał ochotę i odwagę to zrobić, i popatrzył na Harry’ego z uśmiechem, który mu nie do końca wyszedł. Gryfon mógł podziwiać przez dwie sekundy nieco krzywy grymas ust rozmówcy.
- Ja też przepraszam, Malfoy.
Draco zazdrościł mu w tej chwili. Zazdrościł umiejętności przepraszania i przyznawania się do błędu. Potterowi dużo lepiej wyszły przeprosiny i uśmiech, który rozjaśnił nieco jego chmurną twarz. Malfoy pomyślał z irracjonalną zawiścią, że Harry jest od niego przystojniejszy.
- Zawsze będziesz lepszy ode mnie, Potter – w głosie Ślizgona nie gościła ironia, pewność siebie, czy poczucie wyższości. Malfoy stwierdził fakt.
Chłodny, spokojny, nawet szorstki głos Dracona, spowodował, że Harry zarumienił się lekko. Wypowiedziane takim tonem słowa nabierały mocy prawdziwego komplementu. Bez wazeliniarstwa.
- Mówiłem ci już, że nie jesteś taki zły. A ja wcale nie jestem taki dobry.
- Przestań pieprzyć, Potter, doskonale wiesz, że zawsze byłeś uczciwy, chociaż nie święty. Jesteś lepszy i lepszy pozostaniesz. Tak po prostu jest.
- Hermiona by cię nie kochała, gdybyś się nie zmienił na lepsze, gdybyś nie był kimś dobrym - Harry nie potrafił nic innego odpowiedzieć i nadal nie mógł się nadziwić, w jaki sposób stalowy wzrok Dracona mięknie i jak robi się ciepły na myśl o Hermionie.
Po twarzy Malfoya przemknął skurcz bólu. Tak bardzo się bał, że ją straci.
- To ona jest dobra, Potter i na pewno lepsza niż ty – powiedział, prawie z agresją.
- Teraz muszę się z tobą zgodzić i nie zamierzam protestować. I nie bój się, jest silniejsza, niż ci się wydaje.
- Może.
- Na pewno – stanowczo sprostował Harry. - Dziś nie narobimy sobie kłopotów u Dumbledore’a. Nie chcę tracić punktów. Obiecaj, że się nie wygłupisz.
- Nie tylko ode mnie to zależy – Draco znowu się zirytował.
- Wiem. Ja obiecuję zachowywać się jak człowiek cywilizowany.
- Ja też – niechętnie dodał Malfoy od siebie. – Zadowolony?
- Zadowolony będę, jak nie zrobimy sobie znowu obciachu.
- Ja też nie chcę narażać swojego Domu na straty punktów, Potter. Bądź spokojny.
- Zamierzam uwierzyć ci na słowo, dobry człowieku – Harry uśmiechnął się nieco ironicznie, ale także ciepło.
- To nie ja ci wmawiam, że jestem dobry, ale ty mi, Potter, więc zrezygnuj z aluzji – warknął Draco.
- Niektóre rzeczy nigdy się w tobie nie zmienią – Harry zakończył rozmowę z szerokim uśmiechem, machnął ręką i wyszedł pierwszy z łazienki, zostawiając Ślizgona nieco niezadowolonego. To on powinien mieć ostatnie słowo.

******
Wizengamot... Hermiona wpatrywała się odważnie w dwudziestu czarodziei i dziesięć czarownic. Odmówiła siadania, bo czuła się lepiej, gdy mogła stać - nie musiała wtedy tak wysoko podnosić głowy, żeby patrzeć na zgromadzenie. Wiedziała, że jej pełne spokoju i pewności zachowanie nie wszystkim się podoba, a w szczególności nie Knotowi, który, jako Minister Magii, wygłosił wstępną mowę. Hermiona jej nie słuchała. W pierwszej chwili poczuła niepokój i myślała, że nie podoła. Przed nią były same poważne i surowe twarze, więc na początku szukała wzrokiem Dumbledore’a, który zajmował miejsce na środku zgromadzenia, na niewielkim podwyższeniu po prawicy Korneliusza Knota. Z każdą chwilą jednak wracała jej pewność siebie i wróciła już zupełnie, gdy usłyszała pierwsze pytanie zadane przez Ministra:
- Dlaczego nie ma pani na sobie szaty? – nieco pretensjonalny ton urzędnika tylko ją zirytował, a w oczach zabłysły jej ogniki dumy i godnie uniosła głowę.
- Proszę odpowiedzieć, panno Granger – łagodnie zachęcił ją głos przewodniczącego. Dumbledore uśmiechnął się bardzo nieznacznie, pewien, że Hermiona wybrnie z tego pytania bez szwanku. Nie pomylił się.
- Jestem pochodzenia mugolskiego – powiedziała dobitnie. – A taki strój jest wśród nas strojem odświętnym. W ten sposób chciałam wyrazić swój szacunek dla przedstawicieli magicznego prawa czarodziejów, panie Ministrze. Jestem szlamą, dlatego tak się ubrałam – nie zwróciła uwagi na pełne zdziwienia i dezaprobaty pomruki. – Jestem z tego dumna, a mój strój nie uwłacza Ministerstwu Magii. Chciałam w ten sposób pogodzić dwa światy, do których należę.
Przez chwilę Knot był skonsternowany, ale zaraz odrzekł:
- To jest jednak zgromadzenie Wizengamotu, czyli, jak zauważyłaś, przedstawicieli czarodziejskiego prawa, dlatego powinnaś przyjść w szacie. I zwracam uwagę na słownictwo.
- Myślę, że wytłumaczenie panny Granger było w pełni uzasadnione i dobrze uargumentowane, zalecałbym więc przejście do właściwego przesłuchania, a nie skupianie się na stroju stojącej przed nami młodej damy – wesołe iskierki zamigały przez chwilę w niebieskich oczach starszego pana, a kilkoro obecnych członków zgromadzenia uśmiechnęło się lekko. Dumbledore szybko jednak spoważniał.
- Ale słownictwo, panno Granger, proszę trzymać na wodzy – dodał oficjalnie.
- Tak jest, sir, oczywiście. Przepraszam. Wiceminister nie stronił od takiego słownictwa podczas przesłuchania i dlatego tak się wyraziłam, nie z braku szacunku do szanownego zgromadzenia, ani do siebie samej. Będę o tym pamiętać – Hermiona wiedziała, że nie może sobie pozwalać na taką arogancję i szczerze obiecała poprawę.
Znowu przebiegł szmer zdziwienie i niezadowolenia, ale Hermiona usłyszała też kilka pomruków aprobaty dla jej dojrzałej odpowiedzi.
- Rozumiem. Możemy przystąpić do przesłuchania – Albus skinął głową w kierunku Amelii Susanne Bones - kierownika Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
- Proszę nam dokładnie opowiedzieć, co wydarzyło się podczas przesłuchania dnia piątego listopada bieżącego roku, panno Granger – powiedziała łagodnie i poważnie czarownica. – Proszę się nie krępować, nikt nie zamierza cię osądzać, chcemy cię jedynie wysłuchać.
Gryfonka przełknęła ślinę i głuchym głosem spytała, czy ma opowiedzieć o całym przesłuchaniu, czy tylko o gwałcie. W odpowiedzi Bones delikatnie poprosiła, żeby mówiła tylko o domniemanym przestępstwie Wiceministra i jego współpracownika, chyba że coś miało bezpośredni związek z dokonanym na niej rzekomym gwałcie. Amelia nienawidziła się za to, że musiała użyć określeń „domniemany” i „rzekomy”, bo oczy Hermiony w chwili pytania powiedziały jej całą prawdę, a ta prawda ją nieco przestraszyła. Ale prawo to prawo, a przesłuchanie to przesłuchanie.
Przez kilka chwil dziewczyna uporczywie milczała i myślała, że nie będzie w stanie wydusić z siebie słowa. To było trudniejsze niż sobie wyobrażała. Zgromadzeni czarodzieje patrzyli na nią w zupełnej ciszy i zauważyła, że Knot na chwilę pogardliwie wydął usta. Ten nieznaczny gest, który jej tak wiele powiedział, sprawił, że ostatecznie się przemogła i zaczęła mówić. I mimo, że chwilami załamywał się jej głos i musiała sobie robić przerwy, dotrwała do końca bez płaczu. Tylko kilku pojedynczych łez nie była w stanie powstrzymać. Była wdzięczna, że nikt ją o nic nie wypytywał, pomimo że chwilami mówiła nieskładnie i trochę bezsensownie. Widocznie uszanowali jej stan ducha i jej przeżycia. Widocznie jej wierzyli. Poczuła ulgę i dziwny smutek, a widok bladej twarzy Knota, który nie uśmiechał się już z wyższością, sprawił jej cichą i gorzką satysfakcję. Wysłuchała mowy końcowej Dumbledore’a z przymkniętymi oczami, ale połowy słów w ogóle nie zarejestrowała, bo miała ochotę jak najszybciej wybiec z tego miejsca i ulżyć sobie szczerym szlochem. Po tym, jak musiała odtworzyć swój największy koszmar, scena po scenie i szczegół po szczególe, czuła się tak abstrakcyjnie i dziwacznie, że nawet nie wiedziała, kiedy Albus zabrał ją do gabinetu Ministra Magii i wprowadził do kominka. Była prawie nieprzytomna. Wszystko zdawało się przytłumione i nierealne – dźwięki i barwy zamazywały się i zlewały ze sobą. Dopiero „lot” z jednego kominka do drugiego nieco ją otrzeźwił. Dyrektor z troską doprowadził uczennicę do krzesła, a gdy Hermiona usiadła, spytał, czy wszystko w porządku i czy nie chce jakiegoś drinka, albo mocnej kawy. Potrząsnęła głową, wymamrotała, że nic jej nie jest i spojrzała w pełne troski, niebieskie oczy starego człowieka. Kiedy spróbowała się uśmiechnąć, rozpłakała się i ukryła twarz w dłoniach.

******
Wszystkie lekcje były męką dla Harry’ego Pottera. Męką, bo po tym jak porozmawiał z Malfoyem i wyjaśnili sobie parę spraw, cały czas myślał o tym, jak niesprawiedliwie potraktował poprzedniego dnia Blaise. Nie wytrzymał i pobiegł do niej przed obiadem
- Blaise, poczekaj – zamiast Zabini odwrócił się Malfoy, który szedł z nią ramię w ramię. Dziewczyna obejrzała się dopiero po krótkiej chwili. Harry rzucił Draconowi znaczące spojrzenie i arystokrata mruknął do koleżanki, że zajmie jej miejsce przy stole obok siebie, uśmiechając się przy tym dwuznacznie. Ślizgonka skinęła lekko głową i wyczekująco patrzyła na swojego chłopaka. - Słucham – powiedziała z lekką rezerwą, chociaż miała ochotę go przytulić.
- Ja... – wydawał się zakłopotany i nie wiedział przez chwilę, jak zacząć.
„Cały Potter” – pomyślała.
- Chciałem tylko przeprosić za wczoraj... To w końcu nie twoja wina, że moje relacje ze Snape’em są tak popieprzone, jak tylko mogą być. Nawet bardziej, niż ci się wydaje. W ogóle ja sam jestem jakąś pomyłką natury i w ogóle nie powinno mnie być na świecie od piętnastu lat. Ale jestem i to wszystko jest... no... takie porąbane – Harry zdał sobie sprawę, że mówi raczej od rzeczy i zamilkł, rumieniąc się mocniej niż na początku.
- Chociaż raz, Potter, muszę się z tobą zgodzić. Podejrzewałem od zawsze, że jesteś pomyłką natury – chłodny i drwiący, chociaż łagodny, męski głos sprawił, że Harry zatrząsł się ze złości. Ale czego można się było spodziewać po tym podłym nietoperzu? Tylko tego, że pojawi się nagle za twoimi plecami z jakąś sarkastyczną, wredną uwagą. Tak jak teraz.
- Dzień dobry, sir. Piękny dzień dziś mamy, prawda? – wycedził i obejrzał się, a jego zielone oczy ciskały gromy.
Snape uniósł brew, uśmiechając się z delikatną drwiną. Blaise modliła się, żeby nie zaczęli rzucać w siebie przekleństwami. Według niej kiedyś musiało do tego dojść. Chyba że jeden z nich zachowa rozsądek i trzeźwy umysł, i do tego nie dopuści. Na Pottera właśnie przestała liczyć.
- Dzień dobry – spokojnie odrzekł nauczyciel. – Owszem, Potter, przepiękny nie licząc mżawki i mgły - dodał miękko. - A teraz przepuść mnie, chłopcze – i ujął łagodnie ramiona Harry’ego, po czym przesunął go nieco w lewo, robiąc sobie dojście do stołu nauczycielskiego. Dopiero teraz Gryfon zauważył, że stał tak niefortunnie, iż ostatni z docierających na posiłki profesorów nie miał jak przejść. Zacisnął zęby i zmełł wulgarne przekleństwo, przełykając podwójną porażkę. Pogoda była paskudna, ale jak mógł liczyć na to, że wprawi Mistrza Eliksirów w konsternację? Tego złośliwego, wrednego, zimnego chemika a’la Batman? I jeszcze to jego stanie w przejściu do stołu nauczycielskiego. Żenada.
- Harry... To tylko Snape... I nie był dla ciebie nieprzyjemny – łagodnie uspokoiła go Zabini, kładąc dłoń na ramieniu Gryfona. Był tak rozdrażniony, że omal się jej nie wyrwał, ale opamiętał się w ostatniej chwili.
- Nie, wcale...
- Nie, był po prostu sobą, Harry. Myślałam, że go znasz – Blaise wpatrywała się w oczy Pottera i na chwilę zapomniał o Snape’ie i o tym gdzie jest. Po prostu musiał ją pocałować. I zrobił to w chwili, gdy Severus właśnie mówił dyrektorowi, że u niego „wszystko w porządku, jedynie Potter zastanawia się, czy załatwić go po postu Avadą, czy też zmyślnie otruć, albo udusić.”
- Nie sądzę... – odrzekł Albus z jasnoniebieskim błyskiem w oku, patrząc na Harry’ego i Blaise. Ta ostatnia odsunęła się od chłopaka i wyszeptała Harry’emu do ucha:
- To Wielka Sala, a ty stoisz przy stole nauczycielskim.
Zarumienił się, ale nadal ją obejmował.
- Smacznego – powiedział i udał się w kierunku swojego stołu, ignorując złośliwy i rozbawiony wzrok Snape’a. Dopiero gdy zabrał się za stek, jego myśli wróciły do Mistrza Eliksirów.
Hermiona przyglądała się z zaciekawieniem jak morderczo traktuje płat mięsa - jakby ćwiartował wroga. Miała szczęście, że nie widziała, jak okrutne spojrzenie rzuca w kierunku stołu nauczycielskiego.
- Myślę, że Harry wybierze coś bardziej spektakularnego, żeby cię unicestwić, Severusie – Albus z uśmiechem nałożył sobie największy stek, a Snape powiódł oczami za jego spojrzeniem, w kierunku stołu Gryfonów i ujrzał pałający zielony płomień tęczówek Pottera skierowany prosto na niego, oraz widelec, który wbił się morderczo w kawał soczystego steku i powędrował do ust chłopaka. Żaden z nich nie oderwał wzroku od oczu tego drugiego.
- Obawiam się, mimo wszystko, Albusie, że ten szczeniak robi mi po prostu dwuznaczne insynuacje – kąciki ust Snape’a zadrgały.
Harry oblizał usta, gdyż stek był bardzo soczysty, na co dyrektor zachichotał jak złośliwy chochlik.
- Och, te steki wyglądają apetycznie, dyrektorze – Severus prawie wymruczał, nie odrywając spojrzenia od Pottera. Sugestywnie zwilżył językiem wargi i Harry z wrażenia upuścił widelec.
- Nic ci nie jest? – spytała troskliwie Hermiona, nurkując pod stół. Podniosła sztuciec, który upadł przy jej krześle, i oddała przyjacielowi.
- Zrobię mu tysiąc ran kłutych i wypiję puchar jego krwi – wysyczał wściekle Harry i Hermiona uznała, że na razie nie będzie z nim rozmawiać. – A potem go wskrzeszę i zrobię to jeszcze raz.
Granger uznała, że nie warto tłumaczyć Harry’emu, że żadna magia nie wskrzesi umarłego, a tym bardziej, że zabicie wampira jest niebezpieczne i trudne, nie wspominając o tym, iż krew wampira jest w dużych ilościach trująca. Całkiem słusznie uznała, iż to jedynie podsyciłoby zawziętość chłopaka.
- W dormitorium mam eliksir uspokajający – łagodnie powiedział Ron, patrząc z niepokojem na niezdrowe rumieńce przyjaciela. Nie powiedział nic więcej, bo płomień, zielony jak zaklęcie zabijające, uderzył w jego oczy zza okularów Harry’ego, a widelec Pottera znowu gwałtownie zagłębił się w kawałku steku. Harry posłał morderczy i nieco obłąkany uśmiech Snape’owi, który całkiem spokojnie kroił swoją porcję mięsa. Tak spokojnie, że Potter miał ochotę poćwiczyć na nim Cruciatus, chociaż wiedział, że nie będzie mu to dane. Na szczęście miał swój soczysty stek.

*
- Panie profesorze! – zawołała za Snape’em Hermiona. – Ma pan teraz chwilę czasu? – skrzywiła się lekko, słysząc zza pleców nieco dramatyczne „zdrajczyni” Harry’ego.
- Jeśli chcesz porozmawiać o Potterze i o tym jak niesprawiedliwie go traktuję, to nie mam nawet sekundy, a jeśli chodzi o coś istotnego, to mogę poświęcić ci kwadrans. Zapraszam do siebie.
- Kiedy pan przestanie być tak sarkastyczny? – spytała z lekką irytacją, prawie za nim biegnąc, gdyż Snape stawiał długie, sprężyste kroki.
- Nigdy, Granger – odrzekł lakonicznie i przewróciła jedynie oczami, wiedząc, że w tym temacie nic nie wskóra.
Ostatnie chwile drogi przebyli w milczeniu.
- Zapraszam – kurtuazyjnym gestem przepuścił ją przed sobą do swojej prywatnej kwatery. – O co chodzi, Granger?
- Chciałam prosić o wypisanie pozwolenia do biblioteki.
Uśmiechnął się przewrotnie.
- Och, tylko uważaj, bo Pince może bardzo uważnie sprawdzać jakiekolwiek pozwolenia ode mnie, albo dla zasady uznać je za fałszywe – zdziwione spojrzenie Gryfonki spowodowało, że spoważniał i nieco zmiękł. – Nieważne, Granger. Mieliśmy małą scysję z panią P. W czym ci mogę pomóc? Ale najpierw powiedz mi jak się czujesz i czy bardzo cię dziś maglowali. Jeżeli Knot był nieuprzejmy mogę z nim trochę porozmawiać – wskazał jej uprzejmie krzesło przy biurku, a sam siadł naprzeciwko, wyciągnął pergamin, inkaust i orle pióro. Hermiona wpatrywała się przez chwilę w nauczyciela, w końcu uśmiechnęła się nieco smutno i powiedziała:
- Nie musi pan z nikim... rozmawiać. Zadano mi tylko jedno konkretne pytanie i zrobiła to pani Bones... Potem cały czas mówiłam ja i nikt mi nie przerywał, ani nie wypytywał mnie szczegółowo i chyba większość mi uwierzyła. Czuję się całkiem dobrze, sir – westchnęła przeciągle, ale Snape wiedział, że mówi prawdę i czuje się lepiej.
- Ulżyło ci, ale zapewne dopiero później, prawda? – nie zdawał sobie sprawy, że w jego głosie pobrzmiewa troska, ale Hermiona była tego świadoma i uśmiechnęła się do niego tak, że prawie zaniemówił. Zachował jednak powagę i zimną krew. Jak to Severus.
- Prawda... Ale ja przyszłam do pana po pozwolenie na korzystanie z lektur dotyczących ludzkiej seksualności, sir – patrzyła uważnie na minę profesora. Zdziwienie było zbyt delikatnym określeniem, aby opisać wyraz jego twarzy, ale po chwili oblicze Mistrza Eliksirów wyrażało jedynie spokój.
- Mogę wiedzieć, dlaczego nie poprosiłaś o to swojej opiekunki? – zmarszczył brwi i umoczył orle pióro w atramencie.
- Wolałam poprosić pana... tak po prostu, bez żadnego konkretnego powodu... Może najzwyczajniej w świecie pana polubiłam – prawie się roześmiała widząc, jak Snape omal nie zrobił kleksa z wrażenia.
- Jak będziesz sadziła mi dyrdymały o sympatii to żadnego pozwolenia nigdy ci nie wypiszę, Granger – czarne oczy nie były tak bezdennie oziębłe, jak Severus chciałby, żeby były. Spokojnie skończył pisać pozwolenie i, zanim go podał Gryfonce, spytał chłodno:
- Czy to, co powiedziałem, jest jasne?
- Oczywiście, sir – wyciągnęła rękę i znowu się tak uśmiechnęła. – Przepraszam za szczerość, zawsze byłam bezpośrednia.
- Ja też jestem bezpośredni i mówię wprost, że lubienie mnie nie może wyjść nikomu na dobre i powinno być surowo zabronione – łagodna kpina była przesiąknięta goryczą.
- Uwielbiam pana poczucie humoru, profesorze. Dziękuję za pozwolenie i do widzenia – prawie wyfrunęła z tym swoim uroczym uśmiechem.
- Bezczelne Gryfonki! – oznajmił na głos Severus wszem i w wobec, ale słyszała go jedynie jego kwatera i lustro. – Lubić się jej mnie zachciało! – żachnął się i spojrzał w swoje mroczne odbicie, ignorując przyjemne ciepło, rozlewające się wokół serca.
- Uuu! Kto tu kogo lubi mistrzuniu i kto o kogo się troszczy – zakpiło jego odbicie i Snape musiał wyjść, żeby nie rozbić lustra.
„Paranoja” – pomyślał udając się do sali eliksirów. Uśmiechnął się krzywo na myśl o doprowadzeniu jakiegoś ucznia na skraj rozstroju nerwowego i prawie zatarł ręce.

******
- Naprawdę chcesz iść na kolację? Proszę, pobądź ze mną, nawet w kuchni... skrzaty dadzą ci wyżerkę, Blaise... – Harry trzymał Zabini mocno za rękę i odciągał ją od Wielkiej Sali. Już w ogóle nie myślał o Severusie Snape’ie, zdecydował, że lepiej wychodzi mu myślenie o czarnowłosej Ślizgonce.
„Mam słabość do ciemnowłosych” – pomyślał z lekkim rozbawieniem i mocno ją pocałował.
- Minus dziesięć punktów od Gryffindoru, Potter – głos Mistrza Eliksirów był łagodny i niemal ciepły. – Całujesz publicznie moją uczennicę. Ładnie to tak? – minął obejmującą się parę z lekko drwiącym półuśmiechem i puścił perskie oko Zabini, tak, żeby Harry tego nie zauważył. Miał dobry humor i czuł się „wewnętrznie lekki”. Nie mógł znaleźć innego określenia na opisanie swego samopoczucia, jedynie właśnie lekki. Omal nie poklepał po plecach rozzłoszczonego Pottera, który zacisnął dłoń na różdżce i zaczął w myśli liczyć do dziesięciu. Snape w życiu by się nie przyznał, że „wyznanie” Hermiony ma dla niego jakiekolwiek znaczenie. Czymże było lubienie Severusa Snape’a? Jego nie można lubić, powinno się go obawiać, szanować go, liczyć się z nim. A ona go lubiła. Mało tego – ośmieliła mu się to powiedzieć. A co najgorsze – on sam czuł na myśl o tym dziwne ciepło w okolicy żołądka, które przemieszczało się niebezpiecznie blisko serca. No i była jeszcze Tonks. Najbardziej przeraził go fakt, że myśląc o swoim sercu i odczuwanym, absolutnie nie mającym prawa zaistnieć, cieple pomyślał od razu o Nimfadorze. Na pewno dodała mu lubczyku do porannej kawy, na pewno. Inne wytłumaczenie nie istniało. To, że ta głupia, niezdarna siksa zwariowała na tyle, żeby coś do niego czuć, nie robi na nim najmniejszego wrażenia, absolutnie żadnego.
- Dobrze się czujesz, Severusie? – głos Albusa wyrwał go ze swoistego transu, a raczej z zapatrzenia się w siedzącą po jego lewej stronie Tonks, która miał nadal naturalny, raczej mysi kolor włosów, ale ubrana była w zieloną, powłóczystą suknię z dosyć dużym dekoltem.
- Doskonale, dyrektorze – miękki, niski głos spowodował, że Nimfadora spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła. – Myślałem o czymś.
- A nie o kimś? – niebieskie błyski zza okularów połówek dopadły czarne oczy, które zachowały swój stalowy chłód. - Myśli pan, że piersi kurze w sosie chrzanowym są warte zachodu? – zimnym tonem zmienił temat Mistrz Eliksirów. - Och, piersi zawsze są warte zainteresowania, Severusie, sam powinieneś o tym wiedzieć najlepiej.
- Ależ Albusie! – Minerwa była lekko zdegustowana, chociaż mina Severusa sprawiła, że kąciki jej ust zadrgały.
To była jedna z chwil, w których Mistrz Eliksirów Hogwartu marzył o zamordowaniu Dumbledore’a. Tonks udała, że się krztusi, a Snape posłał jej mordercze spojrzenie i zacisnął usta w wąską kreskę, po czym ostentacyjnie nałożył sobie puree ziemniaczane i sałatę, obficie polewając to sosem vinegret.

******

Napisany przez: Kitiara 11.12.2005 14:34

- No widzisz? Dobrze znać przydatne zaklęcia, których prawie nikt nie zna.
- I dobrze jest śmiać się z Pottera razem ze Snape’em.
- Nie moja wina, że puścił mi oko.
- Nie musiałaś się w odpowiedzi tak radośnie szczerzyć – Harry, nadal trochę naburmuszony, usiadł na łóżku Blaise, a ona przewróciła oczami.
Przydatnym nazwała zaklęcie zapraszające, które łamało bariery wiekowe, lub bariery płci, jak w przypadku tej strzegącej dormitoriów dziewczęcych przed „inwazją” chłopców.
- Och, Harry, wiesz, że teraz najnormalniej stroisz fochy? I ty i Snape zachowujecie się trochę jak duże dzieci. Przestań się dąsać, proszę – objęła go i pocałowała. – Jak to dobrze, że skrzaty mają tyle słodyczy – chwyciła ogromną porcję ciasta czekoladowego i podała Potterowi talerz z łakociami. Ze smętną miną podniósł do ust karmelową szyszkę.
- Mniam, prawda? – spytała dziewczyna, przełknąwszy pierwszy kęs.
- Prawda – Harry szybko zjadł swój smakołyk i pocałował umazane czekoladą usta Ślizgonki. – Ale to bardziej mi smakuje.
- Mmmm... – wydobyło się z gardła Blaise, zanim go delikatnie odepchnęła. - Bez takich, dobra? Kolacja niedługo się skończy, a ja chciałam porozmawiać.
- Rozmawiamy – radośnie zauważył Potter, wsuwając dłoń pod jej bluzkę i podkoszulek. – Bez słów – dodał i pocałował ją w szyję.
- Harry... – tym razem odsunęła się bardzo stanowczo, chociaż dłonie, które gładziły ją po plecach były naprawdę cudowne. – Ja mówię poważnie.
Gryfon westchnął przeciągle i z irytacją zmarszczył brwi.
- Chciałem nie myśleć o Snape’ie, a ty właśnie każesz mi to robić.
- Chciałam cię tylko prosić, żebyś się nie wyżywał na mnie emocjonalnie, tak jak zrobiłeś to wczoraj, Harry – zobaczyła, że się rumieni. – I przeprosić, jeżeli byłam zbyt natarczywa. Nie chciałam i nie chcę cię zmuszać do zwierzeń, na które nie jesteś gotowy. Chodziło mi tylko o to, że... Harry, jeżeli zaczniesz się zachowywać dojrzale, szanować profesora Snape’a, jeżeli przestaniesz być wobec niego arogancki, to on też da ci spokój, a jeżeli zdobędziesz się na odwagę, zachowasz dojrzale i poprosisz go o szczerą rozmowę, to wtedy nawet zacznie cię szanować, czego oczywiście zewnętrznie nie okaże, ale to, że Snape czegoś nie okazuje, nie oznacza, że nie ma uczuć, Harry.
- Dziękuję. Już go polubiłem – sarkastycznie oznajmił Potter. – Teraz proszę o sesję związaną z pobytem u świętej pamięci Notta, panno Zabini.
Rozgniewała się. Naprawdę się rozgniewała.
- Dobrze, skoro uważasz, że jestem nieczułą intelektualistką, to nie będę z tobą rozmawiała. Skoro nadaję się tylko do łóżka, to proszę, zróbmy to, tylko szybko, bo za dziesięć minut wrócą Millicenta i Pansy.
- Ale mi nie o to chodziło, Blaise - Potter wydawał się całkowicie zaskoczony i nieco bezradny.
- Nie? Mi też nie chodziło o to, żeby dać ci gotową receptę, chciałam tylko doradzić, a ty potraktowałeś to protekcjonalnie. Widocznie nie nadaję się według ciebie do szczerych rozmów – skrzyżowała ramiona na piersi i patrzyła na niego bardzo nieprzychylnie.
- Wcale tak nie myślę, przecież wiesz...
- Nie, nie wiem, po twoim wczorajszym występie nad jeziorem i tym, co mi przed chwilą powiedziałeś, nie wiem – oznajmiła zimno.
- Och, Blaise – znowu się zirytował. – To nie takie proste!
- A czy mówię, że proste? Powiedziałam ci tylko, co o tym myślę, nie kazałam ci przecież lecieć do Snape’a w tej chwili i wyciągać go z Wielkiej Sali, błagając o poważną rozmowę. Zdaję sobie doskonale sprawę, że to trudne. Gdyby tak nie było, Severus Snape dawno by z tobą porozmawiał. Wiem też, że to on powinien ci zaproponować rozmowę, bo jest nauczycielem, ale jeszcze nie spotkałam nikogo tak emocjonalnie skrytego i zamkniętego jak on. Do jego emocji, uczuć, do jego ludzkich odruchów trzeba się przebijać przez gruby mur obojętności i cynizmu. Nigdy mi się nie zwierzał, bo to przecież Snape, ale założę się o tysiąc galeonów, że miał przesrane dzieciństwo i, zapewne też wczesną młodość.
Harry zarumienił się lekko, słysząc o dzieciństwie Snape’a, ale tym razem jego rumieńca nie wywołało wspomnienie dotyczące ojca i Syriusza znęcających się nad młodym ”Smarkerusem”, ale obraz skulonego, czarnowłosego chłopca patrzącego ze strachem na mężczyznę, który wrzeszczy na kobietę.
- Ja też mam przesrane dzieciństwo. Nie znasz mojej mugolskiej rodziny, Blaise – powiedział cicho.
- To tylko nieco wam porozumienie. Ale nikt nie powiedział, że życie jest łatwe – odrzekła spokojnie. - Poza tym, nie obraź się, ale podejrzewam, że jego dzieciństwo było dużo gorsze od twojego. Masz przyjaciół w szkole, a jakoś Snape’a nie wyobrażam sobie jako duszy towarzystwa. Nie zdziwiłabym się, gdyby miał przerąbane i w domu, i w szkole. Pewnie był dziwakiem i odludkiem, a tacy mają najgorzej.
- Och, ciekawe, skąd ty to wszystko wiesz! – Harry był zły, bo przecież Zabini miała rację.
- Bo obserwuję ludzi. Mogę wiedzieć, dlaczego się na mnie wściekasz? – spytała, przenikliwie patrząc mu w oczy.
- Wcale się nie wściekam – odrzekł już spokojniej. – Tylko drażni mnie, że jesteś taka pewna tego, co mówisz. Nie możesz wiedzieć tego na pewno – nie patrzył jej w oczy. Przygryzł dolną wargę i wbił wzrok w podłogę.
- Mało prawdopodobne, żebym nie miała racji - patrzyła na niego uważnie i z troską. -Wystarczy popatrzeć na Mistrza Eliksirów i kilka razy z nim porozmawiać, żeby dojść do takich wniosków. Wiele osób na pewno tak myśli, ale przecież nikt go o to wprost nie zapyta. Sam wiesz dlaczego. Dziwi mnie tylko, że to cię denerwuje.
- Wcale mnie nie denerwuję – wysyczał zielonooki, zaciskając dłoń na różdżce.
- Jak uważasz, Harry. Nie zmuszam cię do zwierzeń – powiedziała łagodnie Blaise, pocałowała go w policzek i zmierzwiła jego wiecznie potargane włosy. – Jeżeli cokolwiek, kiedykolwiek mi powiesz, to będzie twoja decyzja. Chcesz jeszcze jedną szyszkę?
Pomyślała, że chłopak musi wiedzieć więcej, niż jej się wydaje i ta wiedza wcale mu nie pomaga. Jednak nie chciała go naciskać, nie wtedy, gdy mogła jedynie wywołać awanturę, albo doczekać się tego, że Gryfon się na nią obrazi. Była cierpliwa.
- Przepraszam Blaise, już ci mówiłem, że to trudne.
- Już ci mówiłam, że wiem o tym i cię rozumiem, Harry. Nie musisz się tłumaczyć. Proszę – podała mu talerz z łakociami i tym razem Potter wybrał ciasto czekoladowe.
- Nikt nie da ci takiej dobrej kolacji jak ja – Zabini odstawiła talerz, tym razem częstując się szyszką.
- Raczej skrzaty domowe zatrudnione przez Dumbledore’a – spróbował się uśmiechnąć, ignorując kaca moralnego, spowodowanego brakiem szczerości wobec Blaise. Ale naprawdę nie potrafił jeszcze o tym rozmawiać. Kac był tym większy, że ona wcale nie nalegała na to, żeby się zwierzał. Wyszedł mu przez to nieco sztuczny grymas, a Zabini roześmiała się i stwierdziła, że „seksownie się krzywi”, co spowodowało, że twarz lekko mu się rozjaśniła.

******
Draco nie miał kiedy spytać Hermiony, czy wszystko w porządku i jak się czuje po porannym przesłuchaniu. Nie miał ani czasu, ani okazji. Dopiero po kolacji. Domyślił się, że jest w bibliotece i tam też ją znalazł, ale nie od razu. Nie siedziała przy żadnym z dużych stołów, ale przy jednym z tych mniejszych, dwuosobowych, przytulnie zaszytych między wysokimi regałami i niewidocznych na pierwszy rzut oka. Podszedł do niej na palcach i nachylił się nad jej uchem:
- Witaj – szepnął.
Prawie podskoczyła, szybko zatrzasnęła książkę, którą czytała, zakryła okładkę rękami i się odwróciła.
- Nie rób tak więcej – sapnęła. - Przestraszyłeś mnie.
- Zauważyłem. Mogę wiedzieć, co tak zaabsorbowało całą twoją uwagę? – ciekawie się jej przypatrywał, a po chwili usadził swoje cztery litery na krzesełku obok, nie spuszczając z niej wzroku.
- Idź do siebie, zaraz do ciebie przyjdę. Doskonale wiem, o czym chcesz porozmawiać – zmieniła temat, a oczy Dracona zalśniły jeszcze większą ciekawością.
„Święta Petronelo od pechowych łgarzy, co za denerwujący typ!” – pomyślała z irytacją.
- A właśnie, że nie wiesz – uśmiechnął się chytrze. – Nie wiesz i wykręcasz się od odpowiedzi. Co czytasz? – teraz mruczał jej prosto do ucha.
- Same nudy. Eliksiry kulinarne, takie tam... – przysunęła książkę bliżej siebie i przytrzymała mocniej. Spróbowała się przy tym niewinnie uśmiechnąć.
- Ale kłamiesz – pocałował ją w policzek. – W żywe oczy łżesz – udawał święcie oburzonego, uśmiechając się łobuzersko. – No pokaż – stanowczo wysunął jej książkę z rąk, a Hermiona poczuła rezygnację.
- Ych... – sapnęła z irytacją i skrępowaniem, gdy Draco z zaskoczeniem i wyraźnym rozbawieniem przeczytał tytuł.
- A są ryciny? – spytał zadziornie, trącając ją łokciem.
- Pacan – zakłopotanie i irytacja ustąpiły miejsca politowaniu dla głupoty charakteryzującej męski ród.
- To nie ja czytam takie poradniki – zripostował od razu. - Kto ci dał pozwolenie? – nadal zawadiacko się uśmiechał. - Snape. I, jak zauważyłeś, czytam, a nie oglądam, ale możesz otworzyć. Obrazki też są. Dla takich mniej rozgarniętych, którzy nie czytają – wydęła pogardliwie usta.
- Lwiątko się zdenerwowało, ale całkiem niepotrzebnie...
- Nie mów do mnie w taki sposób – zaperzyła się.
- Nawet włosy ci się nastroszyły, to jak mam mówić?
Nagle spoważniał i pocałował ją prosto w nos.
- Wcale nie musisz czytać takich bzdur – odsunął od niej książkę.
- To nie są bzdury, a ja nie muszę, tylko chcę – zmarszczyła się z dezaprobatą, chociaż uwielbiała, kiedy w jego oczach pojawiała się ta troskliwość i... delikatne zakłopotanie.
- Chodzi mi o to, że nie musisz. No wiesz... – zarumienił się lekko.
- Wiem, że nic nie muszę Draco – teraz to ona go pocałowała w nos.
- Ja naprawdę, no wiesz, nie oczekuję od ciebie, no tego, ten... – ze złości na samego siebie przygryzł wargę. – Przepraszam za brak elokwencji, ale nie wiem, co mówić, żeby cię nie zranić, ostatnio tak się taktownie popisałem, że boli mnie patrzenie w lustro, a ty... No właśnie, to mnie trochę zawstydza – zrobił skwaszoną minę. Był Malfoyem, a Malfoyowie z reguły nie przyznają się, że cokolwiek ich zawstydza. Malfoyów z reguły nie zawstydza nic.
- Nic nie poradzisz na to, że pragniesz.. czegoś więcej niż przytulanie i pocałunki – rozkoszowała się tym, jak ładnie różowieją jego policzki.
- No nic, znaczy... ale ja...
- Tak, wiem, niczego ode mnie nie oczekujesz, ale ja nie mogę patrzeć jak się męczysz i nie mogę znieść tego, że jestem taka nie-zde-cy-do-wa-na. Chcę być zdecydowana! – zawierciła się niespokojnie, zastanawiając się, czy aby na pewno mówi z sensem.
- To do tego potrzebne ci książki? Wcale nie musisz czytać o tym, co masz robić, żeby było mi jak w niebie – Draco przedrzeźniał mentorski ton. – Wystarczy mi, kiedy jesteś blisko.
Teraz to ona się zarumieniła, ale spojrzała na niego z przyganą.
- Tak, to wszystko czego potrzebujesz. Wystarczy, że siądę obok ciebie i już jesteś zaspokojony. Ciekawy z ciebie przypadek - zakpiła.
- Hej, doskonale wiesz, o co mi chodziło! Po co ci te dyrdymały pod tytułem jak sprawić, „żeby on umierał z rozkoszy”, czy coś w tym guście – Draco śmiesznie zamachał rękami, i przysięgłaby, że parodiował Parkinson, zaczytaną w kolorowych piśmidłach.
- Draco, to nie jest "Czarownica", tu nie piszą o tym w taki sposób – uśmiechała się pobłażliwie. Tak naprawdę miała ochotę się roześmiać, ale nie chciała go zrazić.
- Może nie w taki, ale coś w tym stylu.
- Nieprawda. W zupełnie innym. Nie jestem Pansy – poczuła się urażona jego szyderczym tonem.
- Wcale nie chciałem ci nic takiego zasugerować – popatrzył na nią koso.
- Doskonale wiesz, że nie czytuję bzdur. Po prostu krępuję cię to, że czytam... coś takiego. Ale zdecydowanie nie powinno.
- Wcale mnie nie krępuje – z zachwytem patrzyła na powracający rumieniec.
- Malfoy – zmarszczyła brwi, okazując cierpliwość na miarę kochającej matki wobec krnąbrnego dziecka – Sam mówiłeś, że to cię zawstydza.
- Zmieniłem zdanie – popatrzył na nią wyzywająco.
Roześmiała się. Musiała zakryć usta dłonią, inaczej wybuchłby radosnym śmiechem na całą bibliotekę. Nikt nie wzbudzał w niej tak sprzecznych uczuć, jak on. Draco natomiast udawał święcie poważnego.
- Naprawdę... nie wiem, skąd się biorą takie okazy, jak ty – sapnęła.
- Skądinąd – odrzekł i szczerze się uśmiechnął. – Pewnie cieszysz się, że mój ojciec nie ma większej liczby potomstwa, co?
- Zrobiłby wtedy krzywdę całej społeczności czarodziejów. Już zrobił.
Patrzył na nią z wymownym milczeniem.
- Widocznie mam słabość do wykolejeńców moralnych.
- Dziękuję za komplement.
Pocałowała go w policzek, żeby się nie obraził. Z Malfoyem wszystko było możliwe.
- Proszę – szepnęła i pocałowała go jeszcze raz.
- Powiesz mi jak było rano? No wiesz... – wpatrywał się intensywnie w jej ciemne oczy.
- Całkiem dobrze. Nie wypytywali mnie szczegółowo ani nic takiego. Byli raczej wstrząśnięci i trochę skrępowani. Ale powiedziałam im o twojej obecności, bo nie chciałam kłamać i teraz pewnie ty dostaniesz wezwanie. Przepraszam.
- Za co? – przytulił ją i pocałował w czoło. – Bardzo chętnie im powiem, co myślę o Weasleyu. Wiesz, że żal mi Ronalda i Wiewióry? Tak jakoś mi przykro, jak na nich patrzę.
- Mi też, ale rodziny się nie wybiera. Pomyśl o biednej Molly, albo o koledze z pracy swojego ojca – Arturze.
- Zawsze się z nich nabijałem i nieco głupio mi o nich myśleć – za zakłopotaniem zmarszczył nos i podrapał się szerokim końcem różdżki aa uchem.
- Ale z Rona i Ginny wcale, co? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Z Wiewióry się nie śmiałem. No, nie za bardzo... Zdradzę ci sekret. Podobała mi się przez jakiś czas. Nadal uważam, że jest bardzo ładna...
- Taaak? – wyczekujące spojrzenie Hermiony nieco go rozbawiło. – A ja nie jestem?
- Jesteś – powiedział to tak stanowczo, że się uśmiechnęła. - Dla mnie jesteś najpiękniejsza, ale sama przyznasz, że Weasleyówna to taka trochę miss szkoły, a ty zawsze chodziłaś z tymi rozczochranymi włosami, które teraz tak naprawdę uwielbiam...
- Rozczochrane włosy, tak? – złożyła ręce na piersi i zmarszczyła brwi.
- No, nie tak jak u Pottera...
Przerwała mu, kładąc palce na jego ustach.
- Skończ zanim twoje komplementy całkowicie wymkną ci się spod kontroli – zajrzała mu głęboko w oczy. Uśmiechała się. Znowu się zarumienił.
- Nie chciałem żeby to zabrzmiało w ten sposób. Ja naprawdę kocham ciebie i twoje nastroszone włosy... – zamilkł, słysząc swoje brednie i odkaszlnął. – Znaczy, po prostu cię kocham.
- Dziękuję. A moje włosy już się nie gniewają – uśmiechnęła się rozbrajająco. - Natomiast zadziwia mnie fakt, że czarodziej czystej krwi bujnął się w szlamie – spoważniała.
- Nie mów tak... – o ile wcześniej Draco po prostu się rumienił, teraz miał na policzkach krwiste plamy.
- Przez tyle lat tak często mi to przypominałeś, że czasami łapałam się na tym, że w ten sposób o sobie myślę, a teraz nie chcesz tego słuchać? To nie było miłe, ale z czasem się przyzwyczaiłam – nie wiedziała, dlaczego mu to mówi, dlaczego się żali. Przeprosił ją i nie zrobił tego raz, ale czasami jej się to po prostu boleśnie przypominało. – Miałam kilka takich momentów, że podejrzewałam cię o nieszczerość, o to że się bawisz moim kosztem, że...
- Hermiono, przestań! – był naprawdę zaszokowany.
- To ty przestań – znowu położyła palce na jego ustach. – Posłuchaj mnie. Bardzo trudno kochać kogoś takiego jak ty. Masz apodyktyczny charakter i czasami... zapominasz być miły, a gdy wpadasz w szał, po prostu się ciebie boję. - Ale ja nie potrafiłbym zrobić ci krzywdy! – patrzył na nią z konsternacją i niedowierzaniem. I z poczuciem winy.
- Daj mi skończyć, Draco – powiedziała stanowczo. – Chciałabym, żebyś po prostu docenił to, że cię kocham i że chcę cię kochać. Takie durne uwagi pod tytułem „po co czytasz te głupoty” sprawiają, że czuję się przez ciebie wyśmiewana. Wiem, że to tylko żarty, którymi maskujesz swoje ludzkie uczucia, ale to nie jest przyjemne. Czy nie mógłbyś powiedzieć mi czegoś miłego? Tylko dowcipkujesz, albo każesz mi wyjść ze swojego pokoju, bo „inaczej się zapomnisz”. Jak mam nad sobą pracować, jak mam się przełamać, skoro nie za bardzo chcesz mi pomóc?
Nie wiedział, co ma zrobić, albo powiedzieć. Było mu po prostu wstyd. Nie miał pojęcia, że ona w ten sposób to odczuwa.
- Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak wypominanie, wiem, że dla ciebie to też trudne i wcale cię nie obwiniam. Tylko, no wiesz...
- Nie chciałem cię zranić. I naprawdę żałuję tych wszystkich lat, kiedy zachowywałem się jak palant i ci dokuczałem. - Wiem.
- Tak naprawdę to dziękuję ci za szczerość – przytulił ją mocno. – Potter miał rację – uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- W czym? – naprawdę się zaciekawiła.
- W tym, że jesteś silniejsza niż mi się wydaje. Co nie zmienia faktu, że i tak jesteś krucha, a ja chcę się tobą opiekować. Przepraszam, że się zbłaźniłem.
- Nie gniewam się, to u ciebie naturalne. Nie przestanę cię z tego powodu kochać ani interesować się tym jak sprawić, żebyś „umierał z rozkoszy”... Uwielbiam kiedy się rumienisz.
- Zauważyłem – stwierdził nieco zgryźliwie, ale i tak patrzył na nią z uwielbieniem. Odruchowo spojrzał na zegarek i zaklął.
- Właśnie powinienem wchodzić do gabinetu dyrektora – wyjaśnił Hermionie.
- Jasne, jasne, unikasz poważnej rozmowy na TE tematy – zakpiła.
- No oczywiście, zwłaszcza, że już jestem spóźniony – spojrzał na nią z urazą.
- Wiem, odpłacam ci tylko urokiem za klątwę.
- Też cię kocham, trzymaj się ciepło i... – pochylił się do jej ucha - ...ucz się dalej – wyszeptał i pocałował ją w policzek. Był bezgranicznie szczęśliwy, gdy dla odmiany zarumieniła się Hermiona.

******
- Jak tam młodzi gniewni, Albusie? – Severus postawił na stole dyrektora bimber własnej roboty, pędzony na akonicie. Oczywiście na jego bardzo niewielkich ilościach. Dumbledore popatrzył niezbyt przychylnie na butelkę.
- Dziś zachowywali się jak dorośli ludzie. Czy ty chcesz mnie spić, albo wprowadzić w jakiś trans? To jest bardzo mocne.
- A pan jest bardzo delikatnym typem, dyrektorze – zażartował Mistrz Eliksirów. – Czy mogę usiąść?
- Oczywiście, Severusie – stary mag machnął różdżką i na stole pojawiły się dwa małe kieliszki, do których Snape nalał trunku.
- Muszę cię spić i wywieźć gdzieś daleko. Jutro w nocy czerwonooki upomni się o plany zabezpieczeń naszej ukochanej uczelni i o rozmieszczenie dormitoriów mugolaków. Mam ogromną ochotę upozorować własną śmierć, a najlepiej naprawdę się wykończyć. Nawet nie wiesz, jak się boję o te dzieciaki.
- Severusie, nawet ty nie wiesz o tym, jak zabezpieczone są pokoje tych dzieci. Zakładam, że Voldemort zdaje sobie sprawę z tego, że nie możesz poznać wszystkich moich małych tajemnic, prawda?
- Prawda, poza tym, jeżeli nam się uda, nie będzie się nawet o tych tajemnicach przekonywał, bo nie zdąży. Ale jeżeli coś pójdzie nie tak, to nie tylko panowie w maskach i czerwonooki potworek dostaną po zadach, ale także my dwaj.
- Wiesz, że nie podejmowałbym takiego ryzyka, gdybym nie widział naprawdę ogromnych szans na powiedzenie. Demony zazwyczaj są honorowe.
- Tak, kiedy nie czują twojego strachu, widzą twą moc i potęgę, i kiedy mają dobry humor – Severus wypił swoją porcję i wlał sobie kolejną, a Albus umoczył jedynie usta w swoim kieliszku.
- Mmm... Bardzo dobry, Severusie, jak zwykle. Z tym humorem to trochę przesadziłeś.
- Być może, ale nie gwarantuję, że się nie przestraszę, a Og jest o wiele mądrzejszy i wiele groźniejszy od Czarnego Pana, chociaż z zupełnie innych powodów. Dlatego siedzi przeważnie w zaświatach.
- I może warto go wezwać, zanim zrobi to ktoś inny, Severusie – całkiem logicznie zauważył Dumbledore.
- Nie sądzę, żeby Voldemort chciał sobie sprowadzać do współpracy konkurencję i to potężniejszą od siebie. Ma manię wielkości – Snape wychylił kolejny kieliszek.
- I jest nieobliczalny – łagodnie dodał dyrektor Hogwartu. – Dlatego pentagram narysuj już dzisiaj. Pojutrze udaję się do Edynburga na konferencję Magicznej Rady Seniorów. Sam ją zwołałem i możesz powiedzieć, że zasugerowałeś mi konieczność omówienia pilnych spraw naszego świata w odpowiednim gronie, a ja na to poszedłem. Zjazd będzie trwał trzy dni, ale będziemy mieć ze sobą kontakt ponadmentalny, więc pojawię się tu w ciągu paru sekund.
- To oznacza, że jutro w nocy musimy to zrobić – Snape się skrzywił, a potem dodał ze swoim jadowitym uśmiechem. – Rozumiem, że lepiej nie informować czerwonookiego, iż jest pan jedynym czarodziejem, który może aportować się w każdym miejscu tego zamku w każdej chwili, dyrektorze?
- To radziłbym zachować w tajemnicy – Albus pogładził swoją długą brodę. - A teraz wznieśmy toast za powodzenie naszej małej misji.

***
******

Napisany przez: Mesjasz Ciszy 11.12.2005 20:46

Świetne opowiadanie. Przeczytałam od początku aż do ostanio wklejonej części za pierwszym razem i chyba się zakochałam wub.gif Pisz dalej i oby jak najwięcej.

Napisany przez: porucznik184 11.12.2005 20:55

ah, tak, to wlasnie to co lubie....... :]

jedno jedyne zastrzezenie mam :
na samym koncu jest fragment w ktorym Albus mowi Snape'owi zeby narysował pentagram.... troche zbyt okultystycznie mi to zabrzmialo i za malo czarodziejsko (w sensie HP smile.gif )

no, ale to tylko moje subiektywne odczucia. fic swietny, pozostaje tylko czekac na next party :]

Napisany przez: Tomak 12.12.2005 18:37

Bombowy kawałek poprostu super. a zakonćzony w takim miejscu... Heh czekam z niecierpliwością na następny odcinek .Pozdro

Napisany przez: smagliczka 13.12.2005 19:43

łaaa...no wreszcie się doczekałam biggrin.gif suuuper jak zwykle z resztą, no i zakończyłaś w takim ciekawym momencie, że teraz będzie mie męczyć mój brak cierpliwości...jana cholera co też oni wymyślili???

muszę sie jescze raz powtórzyć...jestem pod ogromnym wrażeniem twojej twórczości...obszerność idzie wraz z zachowaniem wysokiego poziomu...a chyba po napiszaniu tylu rozdziałow może sie obniżyć wena...a Tobie chyba raczej się podnosi niż spada!!!


bardzo ...bardzo fanie... biggrin.gif

WARTO BYŁO CIERPLIWIE CZEKAĆ!

Napisany przez: Dorcas Ann Potter 18.12.2005 13:18

Kitiaro, czasem za długo opisujesz jeden dzień, co mi oczywiśącie całkowicie nie przeszkadza smile.gif.

Jak zwykle super (znowu nieodpowiednie wyrażenie smile.gif)

Może byś wkleiła ostatni rozdział 'Zmowy...' do Kwiatu? Bo jest tylko 8, a 9 brak smile.gif.

Napisany przez: haren 23.12.2005 23:55

przeczytałam. jednym tchem przeczytałam.
szybko przeczytałam.
bardzo, bardzo szybko przeczytałam.
sama piszę opowiadanie, więc wiem jakie to straszne gdy ktoś cię zmusza byś pisała dalszą częśc.
ale ja właśnie nie mam wyboru.
zmuszam cię.
wiem, ze masz mnie pewnie za kolejną idiotkę, która zachwala co popadnie.
ale ja taka nie jestem, przynajmniej na idiotkę się nie uważam.
tyle miałam ci do "napisania".

Napisany przez: Ciasteczko 28.12.2005 16:34

o kurcze.
czytam to od dosc dawna bo mi caly czas cos przeszkadza :|
ale jest fantastyczne!
ogolnie najbardziej z postaci podoba mi sie snape :>
jest genialny :-)
a blaise to taki odpowiednik lilien z 'i belive...' co nie smile.gif?

pozdrawiam i czekam na kolejną część :*

a to na osłode : czekolada.gif

Napisany przez: RappaR 15.01.2006 12:03

Fan Fiction świetny, miło się czyta, przy czytaniu mniejszych błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych się nie zauważa. Jeśli zaś chodzi o treść to skomentują ją po kolei:
Draco Malfoy - stanowczo go za dużo. Zrobiłaś z niego głównego bohatera kosztem innych, a najlepszą postacią według mnie nie jest: u Ciebie stał się "rycerzem bez skazy". Dobry, wyrozumiały, skromny, slachetny - jak Ginny w Kanonie - cokolwiek zrobi jest wspaniałe. Nie jest to złe, jeśli jest tego mniej, jednak mi to u głównego bohatera trochę przeskadza.
Hermiona Granger - świetnie przedstawiona, mimo że jej dużo nie czuje sie tego przesytu co przy Malfoju. Postać której nie mam nic do zarzucenia.
Harry Potter - postać według mnie świetnie skonstruowana. Silnie emocjonalna, targana na przemian różnymi silnymi uczuciami, mająca wręcz hustawkę nastrojów, która jednak wynika z zewnątrz. Po prostu weług mnie najlepsza postać, zaś Blaise wydaje sie jej świetnym uzupełnieniem. Zdecydowanie go za mało i za bardzo go pomijasz. Według mnie to on powinienem być głównym bogaterem, a nie Malfoy.
Blaise - postać, która jest świetnym uzupełnieniem Pottera, jak już wspomniałem. Za rzado się pojawia, a na dodatek jeszcze rzadziej z Potterem co traktuję jako minus.
Snape - postać według mnie mnoga. mam wrażenie, którego nie mam przy innych postaci - jest wiele Severusów Snapów, którzy mają różne charaktery i się zamieniają ze sobą mejscami w różnych momentach.
Fabuła - bardzo dobry pomysł, JEDNAK to co planujesz z demona jest według mnie z leksza denne. Demonów, zwykle nie trawię i nie lubię jak się pojawiają w niektórych światach. Weług mnie świat Rowling jest całkowicie nieodpowiednia do istnienia drugiej strefy obok, gdzie żyją jakieś potężne istoty, które można przyzwać. Już nieumarli bardziej pasują. Do innych rzeczy nie mogę się przyczepić. I jeszcze sztampowe pytanko:
Kiedy następna część tongue.gif biggrin.gif
Ps. Potter jest BARDZO BOGATY, odziedził OGROMNY majątek po Ojcu i z tego co mi wiadomo ubierał się w rzeczy NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI, patrz SZATA WYJŚCIOWA i WIZYTY NA POKĄTNEJ. Więc raczej nie oszczędzał by na trampkach. Podejrzewam, że masz tak minimum 1,9, może nawer 2 metry. Jednak średnia wzorstu jest 1,77. Więc raczej niski Percy raczej nie ma 1,9. Gdybys obniżył wzorst wszystkim o 20 cm nawet, nikt by nie uznał tego za jakąś bandę kurdupli. Jestem w Gimnazjum i mało który gimnazjalista mnie przewyższa, a mam "tylko" 1,85.

Napisany przez: hermionka_7 16.01.2006 13:11

Po prostu nie mam słów... zachwyciło mnie i się w tym zakochałam... Snape jest genialny laugh.gif Błędów nie wytykam (nie ma po co, a na pewno i tak prawie w ogóle ich nie ma biggrin.gif ), treść jest wink2.gif,a bohaterowie.... wub.gif miodzio
KIT! KIT! KIT! DAWAĆ MI TU NEXT PART'A! (przyłączcie się proszę do moich apeli, bo genialna autorka gotowa jest się obrazić i co się z nami stanie w oczekiwaniu na kolejną część?! )
niezależnie od wszystkich twoich komentarzy, krowki.gif landrynki.gif czekolada.gif nutella.gif zelka1.gif dla Ciebie na wenę, zachętę itp. biggrin.gif
Czekamy..... huh.gif mad.gif cry.gif sleeping.gif

Napisany przez: Kara 18.01.2006 13:39

Do przeczytania tego ficka zachęciła mnie Dorc...

QUOTE
Jeżeli chcesz przeczytać coś Kitiry zobacz "Być Szlachetnym" tego na pewno szybko nie przeczytasz

I to prawda trochę czasu mi to zajęło gdyż tak na co dzień nie udawało mi się dostać do kompa...Ale...WARTO BYŁO!!!
Droda Kitiaro...Dorc ma 800% rację że jesteś geniuszem...Jesteś iluzjonistą pióra...Ja również jestem fanką twoich ficków i powieści i czekam na dalszą część z nieskrywanym wielkim wyczekiwanie.Weny życzę.

Pozdrawiam

Kara

Napisany przez: Natalia 26.01.2006 18:15

heh Sevcio jest cudny smile.gif kazdy Twoj ff jest genialny:) troche juz ich zdazylam przeczytac:D przyznam ze z poczatku zaczelam czytac tylko dlatego ze w Twoich ff (tych ktore przeczytalam) jest Albo Sevcio:) Luc:) Albo Draco:) ewentualnie ktos ze Slizgonow:) ale z czasem czytalam dlatego ze mi sie bardzo podobaly:)
pisz dalej tak fajnie
juz nie moge sie doczekac dalszej czesci:)
pozdrawiam

Napisany przez: Ciasteczko 29.01.2006 00:53

Kit błagam Cię nie katuj nas już dłuzej i wrzuć cos tongue.gif
Bo ja cierpie na głód fickowy tongue.gif

pozdr.

Napisany przez: Kitiara 29.01.2006 14:08

Już Was nei katuję, już wklejam.
Przepraszm za długie oczekiwanie i mam nadzieję, że się spodoba.

Barty, dzięki za korekę, jak zwykle ; )

Wtorek, 27 listopada, 1996

Budzik zadzwonił równo o siódmej. W pierwszym odruchu Draco miał go zamiar wyłączyć i przestawić na wpół do ósmej. Zaraz przypomniał sobie jednak, że ma się stawić o ósmej przed Wizengamotem i skrzywiwszy się nieprzyjemnie, usiadł na łóżku. Nie dostał oficjalnego wezwania sowią pocztą, ale wręczył mu je osobiście Dumbledore, zaraz po zajęciach Oklumencji. Malfoy miał ochotę olać to i zostać w Hogwarcie, albo ubrać się byle jak i żuć podczas przesłuchania magiczną gumę, robiąc od czasu do czasu ogromne balony. Problem polegał na tym, że to wcale nie pomogłoby Hermionie, a z niego zrobiło głupka. Drugi szkopuł zaś wynikał z faktu, że nie miał byle jakich ciuchów; jego rodzina nie mogła sobie pozwolić na taką ekstrawagancję, a on też nie za bardzo mógł im psuć reputację. No właśnie! Co by na to powiedział jego ojciec? Albo gdyby się nie stawił? Poza tym przecież musiał tam iść. Był naocznym świadkiem gwałtu i po prostu musiał zeznawać. Czuł jednak okropny dyskomfort na myśl o tym, że będzie musiał opisywać to, co widział, a także swoje emocje. I tak trudno mu było wyrzucić to ze swojej pamięci, mimo że usilnie starał się zapomnieć. Teraz będzie mu jeszcze trudniej. Bał się też tego, co może zrobić lub powiedzieć, gdyby ktoś, na przykład Knot, zadał mu o jedno pytanie za dużo.
Otrząsnął się i poszedł pod prysznic, a gdy ogolił się zaklęciem, przyszedł mu do głowy pomysł. Eliksir Zimnej Krwi. Niemal pobiegł do szafeczki, w której go ostatnio schował, ale gdy tylko wyciągnął rękę, cofnął ją szybko. Przy Czarnym Panu musiał udawać chłód i obojętność ze względu na dobro swoje i innych, chociażby własnego ojca. Ale teraz? Byłby zwykłym tchórzem, który boi się własnych emocji i własnej słabości. Gdyby zrobił to w tej chwili, piłby eliksir za każdym razem, kiedy miałby się znaleźć w trudnej sytuacji, a przecież nie o to chodziło. Nie chciał się uzależnić od znieczulenia emocjonalno-psychicznego, chociaż myśl o wypiciu eliksiru była kusząca. Zbyt kusząca.
Odwrócił się i ruszył w kierunku szafy z ubraniami.
„Założę najbardziej odświętną, cholerną szatę jaką mam” – pomyślał prawie mściwie i modlił się jedynie, aby nie spotkać Percy’ego Weasleya.

******
Korneliusz Knot miął swój melonik i wpatrywał się niepewnie w Percivala Weasleya.
- Jak to nie mogę tymczasowo pełnić funkcji wiceministra Magii? – spytał rudowłosy czarodziej i, prężąc się jak struna, podszedł do Knota, wbijając w niskiego, korpulentnego człowieczka rozjuszone spojrzenie. Gdyby Minister nie był tak poruszony i zakłopotany, tym, co przekazał swojemu zastępcy, zapewne dojrzałby tam także iskrę zwierzęcego strachu. Zwłaszcza, że poszukiwania współpracownika Weasleya, Igora Matrojewa, jak dotąd spełzały na niczym i już prawie nikt nie wierzył, że Bułgara da się odnaleźć. Knot jednak, jak zwykle zakłopotany w towarzystwie kogoś, kto swoją postawą i zachowaniem budził większy szacunek niż minister Magii, nie dojrzał przerażenia, kryjącego się pod maską złości.
- Dopóki nie wyjaśni się ta cała sprawa rozpętana przez Granger... Dzisiaj przesłuch..emy Malfoya juniora. Dosłownie za dziesięć minut – Korneliusz wzruszył ramionami i popatrzył na wiceministra prawie przepraszająco. – Musisz zrozumieć, że jej zeznanie brzmiało, jakby to powiedzieć... bardzo przekonywująco.
- Co mnie to obchodzi, jak brzmiało? Ważne, że ta smarkula łże jak niedomyty mugol, ale czego można się spodziewać po dziewusze wychowanej wśród nich! – wysyczał Percy przez zaciśnięte zęby.
- Przykro mi – Knot wyprostował się na tyle, na ile mógł i odchrząknął. – Na razie jesteś podejrzany o nadużycie władzy i wykorzystanie swojej pozycji wobec bezbronnej nastoletniej czarownicy. Tymczasowo twoje miejsce zajmie osoba wybrana wczoraj późnym wieczorem przez Radę Nadzorczą. Na razie, podczas godzin pracy, będziesz przebywał w odosobnionej sali, pod nadzorem dwóch Aurorów i będziesz objęty zaklęciem, które nie pozwoli ci na zbyt daleką aportację. Tak postanowiła Rada Wizengamotu. Potrwa to tak długo, dopóki nie będziesz oczyszczony z zarzutów, albo nie zostaniesz oskarżony. Musisz udostępnić ten gabinet, hm... Lucjuszowi Malfoyowi – Korneliusz cały się spiął, wymawiając to nazwisko. Malfoy wygrał z Averym i to tylko jednym głosem, ale wygrał. Knot spodziewał się więc różnych reakcji po Percivalu, który, delikatnie mówiąc, nie przepadał za Malfoyami. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło. Młody Weasley ryknął jak ranny smok i przez chwilę Knot miał wrażenie, że czarodziej chwyci go za gardło i zacznie dusić. Percival jednak podniósł najbliższe krzesło i rąbnął nim w ścianę z taką siłą, że widowiskowo się roztrzaskało.
- Czy ten pieprzony śmierciojad ma całą radę w kieszeni?! A może także Wizengamot?! – Weasley obnażył zęby i Knot cofnął się asekuracyjnie w kierunku drzwi, a różdżkę trzymał w pogotowiu.
- Posłuchaj, jak mówiłem, to tylko tymczasowo – Minister postanowił zignorować uwagę o przynależności ideologicznej Lucjusza. - Jeżeli jesteś niewinny, wszystko się szybko wyjaśni.
„Nie wiem tylko, po co Granger miałaby kłamać” – pomyślał całkiem logicznie, na głos jednak tego nie powiedział, gdyż zachowanie
wiceministra nie wróżyło nic dobrego.
- Jeżeli, Knot? – syknął Percy.
- Posłuchaj – Minister poczuł delikatne ukłucie irytacji. – Sprawy mają się tak, jak się mają. Nie pogarszaj swojej sytuacji nieracjonalnym zachowaniem. Napraw to krzesło i oddaj gabinet Malfoyowi. Wiem, że go nie cierpisz, ale nie poradzisz nic na wynik głosowania rady. Też mam nadzieję, że nie potrwa to dłużej niż czterdzieści osiem godzin.
Korneliusz nie miał stuprocentowej pewności, co do niewinności Percy’ego. Prawdę powiedziawszy, jakąkolwiek pewność w tym względzie powoli tracił i wcale nie był z tego powodu nieszczęśliwy. Percy mógł wyciągnąć na światło dzienne brudy z jego młodości. Na szczęście jego bliski współpracownik nie mógł się odnaleźć, a to właśnie Matrojew wyśledził młodzieńcze wybryki obecnego Ministra. Knot od dawna już wstydził się błędów i niedopatrzeń, których był winien jako młody urzędnik i nie zamierzał babrać się w przeszłości. Gdyby Igor przepadł bez śladu, na co wyglądało, a Percy trafił do więzienia, Korneliusz spałby o wiele spokojniej. Poza tym Weasley nie zachowywał się jak człowiek niewinny. Przynajmniej nie jak człowiek, który ma czyste sumienie.
Wiceminister wpatrywał się w rozwalone krzesło wzrokiem, który na szczęście nie miał zdolności obracania przedmiotów i ludzi w pył, inaczej roztrzaskany mebel już by nie istniał, a Korneliusz poszedłby w jego ślady.
- Reparo – warknął niemile Percival i po chwili krzesło z cichym stukiem odzyskało swój normalny kształt.
- Tak już jest lepiej. Dziękuję za współpracę. Proszę za mną – Knot odetchnął i poprowadził Wealseya do drzwi.
W progu Percy rzucił avadujące spojrzenie Lucjuszowi, czekającemu na rozwój wypadków, i poszedł z dwoma młodymi Aurorami do odosobnionej sali. Malfoy natomiast skłonił się ceremonialnie Ministrowi Magii i wszedł do swojego tymczasowego gabinetu.
- To kiedy oddajesz mi swoje stanowisko, Korneliuszu? – spytał sarkastycznie ze stalowym błyskiem w oku, obdarzając Knota uśmiechem pełnym pobłażliwej wyższości.
- Prosiłbym o zachowanie powagi, Lucjuszu – Knot nadął się majestatycznie, skinął głową na pożegnanie i wyszedł.
- Oczywiście, panie Ministrze – syknął pod nosem Malfoy.
Usiadł za biurkiem i uśmiechnął się z gorzkim cynizmem.
„Mam to, czego chciałem od zawsze, czyli władzę. Ciekawe czemu wcale mnie to nie cieszy...”

******
- Dziś maglują Malfoya... – bardziej stwierdził, niż zapytał Harry, ze smakiem wcinając kiełbaski i jajecznicę.
- Jakżeby inaczej – Hermiona się skrzywiła.
- Oj, przestań. Mówiłaś przecież, że Wizengamot wcale nie jest taki straszny i wszyscy traktowali cię łagodnie... Tylko ja mam niemiłe wspomnienia z nim związane – teraz dla odmiany skrzywił się Potter
- No właśnie – wtrącił się Ron i uśmiechnął nieśmiało. – Znaczy, że Malfoy nie ma tam źle.
„Chyba” – pomyślał, bo przyszło mu do głowy, że, być może dziewczęta traktują lepiej niż chłopców. Na głos jednak tego nie powiedział,
- Tak, ale wiecie, jaki jest Malfoy. Boję się, że coś palnie. Że się wygłupi, zacznie jakąś gadkę, czy zrobi coś bardzo niemądrego – panna Granger zmartwiła się i dziobnęła swoją kiełbaskę.
- Ej, Malfoy nie napieprzy głupot! To przykre, że to ja ci muszę coś takiego uświadamiać – Harry, mówiąc to, delikatnie się zarumienił. – Znaczy... On się teraz zachowuje bardzo dorośle. Nie narobi sobie kaszany, Herm.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem – Potter wzruszył ramionami i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Ja bym nie był taki pewny – powiedział bardzo cicho Ron. – Ale myślę, że da sobie radę – dodał pośpiesznie, widząc coraz bardziej zachmurzoną minę Hermiony.
- Daj spokój, przesłuch..ą go tak jak ciebie, może nawet mniej stresogennie, bo tylko jako świadka - Harry ze smakiem zaczął wchłaniać kolejną porcję jajecznicy, a wygłodzonemu, jak zwykle, Ronowi odstąpił dwie ze swoich kiełbasek.
- Tylko, Harry, oczywiście – panna Granger odłożyła swój widelec, demonstrując tym samym, że przeszła jej ochota na jedzenie.
- Rany boskie, Herm, przecież wiesz, że nie miałem na myśli nic złego i wcale nie uważam, że to coś, co nic nie znaczy. Kurde! – z wrażenia upuścił nóż. Ron podniósł go szybko.
- Wiem, Harry, uspokój się. Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? Jestem przewrażliwiona... – spróbowała się uśmiechnąć, ale Potter poczuł się już tym wszystkim zmęczony.
- Posłuchaj. Troszczę się o ciebie, staram się nawet tobą opiekować, nie zawracając ci głowy tym, co ja przeszedłem i co zrobił mi Nott. Uwierz mi, nie chciałabyś się zamienić, Herm – wstał i wyszedł, zostawiając na talerzu niedojedzoną jajecznicę.
- Kurna – Ron wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
- Jestem pipa – pociągnęła nosem Hermiona.
- Nie jesteś – Weasley nagle odzyskał cały rezon. – Przecież Harry nie chce o tym wcale mówić i myśleć, i w ogóle mu się nie dziwię. Tylko czekałem aż wybuchnie... Ale i tak nie był to potężny wybuch.
- Dzięki Ron. Chyba powinnam go przeprosić...
Weasley nie zaprzeczył. Zastanawiał się właśnie, czy wypada mu swobodnie jeść dalej. Nic nie mógł poradzić na to, że jego żołądek był przepastny.
- Znaczy... Mi się wydaje, że on się nie gniewa, Herm...
Granger potrząsnęła swoją kasztanową i bardzo gęstą czupryną.
- Jest jeszcze gorzej. Pewnie mu przykro i czuje się niezrozumiany – znowu zaczęła dziobać swoją kiełbaskę z pochmurną miną.
- Wiesz, jaki jest Harry. Szybko mu przejdzie, Hermiono. Masz prawo być nietaktowna, nie musisz wiecznie wszystkiego robić poprawnie – Ron poczuł przypływ weny. – Zresztą, nie powiedziałaś nic, co mogłoby go obrazić. Po prostu... – zaciął się nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Po prostu Harry jest tak samo przewrażliwiony jak ja – Hermiona uśmiechnęła się smutno. – Potrafisz być naprawdę kochany, Ron. Dziękuję – pocałowała go w policzek.
- Nie ma za co – Weasley swoim zwyczajem zaczerwienił się. – Hermi, czy ty będziesz... kończyła tą kiełbaskę? – spytał nieśmiało.
Zamiast odpowiedzieć roześmiała się i mruknęła coś o tym, że jest niemożliwy, ale odstąpiła mu swój talerz.

******
Draco, pozwól na chwilkę – Snape zauważył Malfoya przemierzającego lochy w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów.
- Tak? – szare oczy popatrzyły na niego pytająco.
- No, podejdź do mnie, chłopcze – Severus zmarszczył brwi zirytowany opieszałością ucznia.
- Chciałem tylko zapytać, jak się czujesz po wizycie w Ministerstwie.
- Całkiem dobrze. Omal się nie wygłupiłem, ale... No... Zawsze, gdy chciałem powiedzieć coś szczeniackiego, albo nie na miejscu, to Dumble... – przerwał widząc, jak brwi Mistrza Eliksirów w mgnieniu oka zlewają się w jedną surową i niezadowoloną kreskę. – Za każdym razem profesor Dumbledore patrzył na mnie w taki sposób, że się opamiętywałem. On naprawdę czyta w myślach.
- Wydaje ci się. To tylko wysoce posunięte zdolności oklumencyjne i legilimencyjne. Gdyby było inaczej, ja też czytałbym w myślach, a tego nie potrafię. Po prostu odczytywał twoje intencje, Draco... i dlatego w oklumencji tak ważne jest pozbycie się wszelkich emocji –Severus uniósł palec wskazujący i uderzył w mentorski ton.
- Ojcze chrzestny, ale ja naprawdę nie prosiłem o wykład – Draco przewrócił oczami i złośliwie się uśmiechnął.
- A chcesz szlaban u Filcha? – łagodnie spytał Snape.
- Ale za co? – Draco miał nadzieję, że wygląda grzecznie i układnie. Nie wyglądał.
- Za lekceważące podejście do nauczyciela.
- Mówiłem teraz do ojca chrzestnego – ze słodka minką odrzekł Malfoy.
- Tak, ale jesteśmy na terenie szkoły. Nie na darmo nazywacie mnie Postrachem Hogwartu. A teraz zmykaj, póki się nie rozmyślę, i nie spóźnij się na żadne zajęcia. Twoja matka tyle razy mi kazała się tobą opiekować, że chyba zacznę jej słuchać – uśmiechnął się jak człowiek, który nie umie się szczerze uśmiechać, czyli nieco krzywo.
- Dziękuję za troskę, sir – Draco odwzajemnił grymas i podążył we wcześniejszym kierunku.

*
- Czemu nie było cię na śniadaniu, Draco? – Goyle grzał swoje wielkie dłonie przy kominku.
- Bo miałem mały spacerek z dyrem – odrzekł lakonicznie Malfoy, patrząc przy tym nie na Vincenta, czy Gregoy’ego, który siedział obok najlepszego kumpla, ale na Parkinson, która wydawała się pochłonięta jakąś lekturą.
- Od kiedy to ty czytasz, Pansy? – nie mógł sobie darować drobnej złośliwości.
- Czytam wtedy, kiedy chcę, a ty nie wiesz o mnie wszystkiego – odrzekła i z powrotem wróciła do książki. – Miłosne zaklęcia i eliksiry na każdą okazję – wymruczał Draco, podchodząc i przechylając głowę, żeby przeczytać tytuł.
Millicenta, która siedziała w fotelu obok i piłowała zawzięcie paznokcie, zachichotała cicho.
- Och, tobie nawet ta książka by nie pomogła, jesteś za gruba – Parkinson postanowiła się nadąsać i wstać. – Idę się przyszykować na zajęcia.
Panna Bullstrode od razu przestała się śmiać. Parkinson nigdy nie wyróżniała się taktem, nigdy też nie myślała o innych, często też z tego względu raniła ludzi, niekoniecznie nieświadomie.
- Też cię kocham, sucha wywłoko – oznajmiła bardzo cicho i wróciła do piłowania paznokci, ale teraz już z chmurną miną.
- Pansy, ty za to jesteś za głupia, żeby tą książkę zrozumieć! – krzyknął Draco za oddalającą się Parkinson. Nie raczyła się nawet obejrzeć. Uśmiechnęła się jedynie okrutnie i poszła do siebie.
- Przepraszam, Milli – dodał już ciszej.
- Za co? –wzruszyła ramionami i nie odrywała wzroku od wykonywanej czynności.
- Za nią – Malfoy wyglądał na zmartwionego. – Oberwało ci się przeze mnie.
- Słuchaj, skończ ten temat, dobrze? – Millicenta rzuciła mu stanowcze spojrzenie.
- Okey, ja tylko... No, przykro mi, że ona była... jest taka podła.
Bullstrode przewróciła oczami.
- Dzięki za troskę, ale o coś cię prosiłam.
Draco zajął fotel, w którym wcześniej siedziała Pansy.
- Merlinie, gdzie ja miałem oczy? – powiedział bardziej do siebie samego, niż do kogokolwiek w pokoju, a zbyt wielu słuchaczy nie miał.
- Nie chcę się wyrażać, ale znam odpowiedź – Millicenta przerwała w końcu piłowanie paznokci i popatrzyła na Malfoya. – Gdzie byłeś, kiedy cię nie było? – spytała cicho.
- Wizengamot – odpowiedział krótko i już było wszystko jasne, bo cała szkoła rozmawiała o tym, że Granger była przesłuchiwana przez ten szacowny organ władzy czarodziejskiej.
- Coś jak ustalenie zeznań? – spytała jego rozmówczyni bardzo ostrożnie. Nie chciała się wykazywać taktem na miarę Parkinsonówny.
- No, coś w tym stylu. Przepraszam, ale nie chcę o tym gadać - schował twarz w dłoniach i westchnął przeciągle.
- Rozumiem. Blaise się martwiła.
- Bo jej wczoraj nie uprzedziłem, że nie będzie mnie na śniadaniu.
- Troskliwa kobieta.
- Ano.
- Zaraz mamy zajęcia, wiesz?
Pokiwał smętnie głową.
- Poczekamy aż Blaise zejdzie i pójdziemy z nią oraz z nimi, dobra? – wskazał głową Crabbe’a i Goyle’a.
Millicenta uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma sprawy – oznajmiła i wróciła do piłowania paznokci.

******
Cały dzień mijał wszystkim we względnym spokoju. Hermiona wybąkała przeprosiny tuż przed obiadem, a Harry oczywiście je przyjął, później spędził też urocze pół godziny na błoniach w towarzystwie Blaise. Po kolacji Dumbledore poprosił do swojego gabinetu Hermionę i Dracona, Potterowi zaś i Malfoyowi objaśnił, że nie muszą stawiać się u niego o ósmej i że „maja odwołany szlaban”; nikt przecież nie musiał wiedzieć, że pobierają lekcje oklumencji.

*
- Veritaserum? – spytał Draco nieufnie. – Oczywiście nie musimy wyrażać zgody, prawda?
- Oczywiście – Dumbledore przytaknął z powagą, spróbował swojej kawy ze śmietanką, po czym machnął nad kubkiem różdżką, wyczarowując na powierzchni sporą dawkę cynamonu.
- Czy ja także mogę prosić? – spytała grzecznie Hermiona, po czym otrzymała upragnioną przyprawę. Kiedy zamieszała parujący płyn, po gabinecie dyrektorskim rozszedł się przyjemny aromat.
Malfoy rozdął nozdrza, ale nie uraczył się cynamonem.
- Ja się godzę, ale pod warunkiem, że nie będzie mnie przesłuchiwał cały sztab – powiedziała po chwili napiętej ciszy panna Granger.
- Ty?! – Draco wyglądał na oburzonego. – Niech przesłuchają pod przymusem tego pieprzonego gwałciciela! Przepraszam Herm – dodał od razu skruszony.
- Radziłbym zachować spokój i powagę, panie Malfoy – rzekł spokojnie dyrektor.
- Oczywiście – chłopak westchnął i łyknął dużą porcję ożywczego napoju.
- Przesłuchiwaliby was tylko Minister, pani Bones i ja. Na takim przesłuchaniu znalazłby się też protokolant, zobowiązany specjalną przysięgą do milczenia. Byłyby więc obecne tylko cztery osoby – łagodnie wyjaśnił Albus, gładząc swoja siwą brodę.
- W takim razie wyrażam zgodę – odrzekła po prostu Hermiona i, już uspokojona, skupiła się na piciu kawy.
- Ale ja nie – Malfoy zmarszczył brwi i potrząsnął głową.
- Wydaje mi się, że wystarczy jeśli ja udzielę zeznań, prawda? – Gryfonka pytająco popatrzyła na Dumbledore’a.
Dyrektor skinął głową, uważnie przyglądając się wyraźnie zbuntowanemu chłopakowi.
- Nie wyrażam zgody na to, żeby przesłuchiwali ciebie, Hermiono – Draco popatrzył wymownie i autorytarnie na swoja dziewczynę. Poczuła złość; chciał mówić jej, co może robić, a czego nie. Już miała mu dobitnie wytłumaczyć, że sama o sobie decyduje, kiedy Malfoy zwrócił się bezpośrednio do poważnego i pełnego wyczekiwania Albusa:
- Jeżeli wystarczą zeznania tylko jednej osoby, to możecie przesłuchać mnie. Uważam, że dla Hermiony byłoby to trochę za wiele – dodał, łypiąc niepewnie na pannę Granger. Wcale nie musiała być zachwycona jego postawą. Miała zmarszczone brwi i wpatrywała się w niego natarczywie, ale nic nie mówiła.
- Mogę zeznawać tylko ja? – trudno było stwierdzić, czy pyta Dumbledore’a czy Hermionę.
- Możesz, bo byłeś bezpośrednim świadkiem zdarzenia – przytaknął Albus w zamyśleniu. – Chyba, że panna Granger mimo wszystko chce zeznawać.
Nie odpowiedziała. Wpatrywała się chmurnie w swój kubek. To co robił Draco było naprawdę miłe, bo chciał jej oszczędzić nieprzyjemności. Robił to w dobrej wierze. I jego zeznania będą tak samo ważne, jak byłyby jej. Bo był świadkiem. Podniosła w końcu wzrok. Patrzył na nią prawie błagalnie.
- Hermi, proszę, wystarczy im moje zeznanie. Nie chcę, żebyś robiła w tej sprawie cokolwiek, czego nie musisz robić...
Szare oczy zbitego szczeniaka prawie całkowicie pozbawiły ją chęci powiedzenia tego, co myśli. Prawie. Potrząsnęła głową i oznajmiła:
- A może ja też chciałabym ci zaoszczędzić tych zeznań, Draco? – spytała spokojnie.
Zarumienił się.
- Oj, wiem, ale ja... Proszę cię o to.
Gryfonka przygryzła dolną wargę, a potem przekornie się uśmiechnęła.
- Jestem dużą dziewczynką i naprawdę dam sobie radę.
- Hermiona, ja mówię poważnie... Skoro wystarczą moje zeznania, to dlaczego...
- Mogę powiedzieć dokładnie to samo – przerwała mu Granger.
- Mam pomysł – Dumbledore postanowił się wtrącić. – Może zeznawajcie oboje i nie będzie problemu – i kiedy Malfoy zrobił wielce nieszczęśliwą minę, Albus zmarszczył groźnie brwi. – Chciałem zauważyć, że Hermiona nie jest twoją córką i ma na tyle rozsądku, że wie, co mówi i robi, Draco.
- Dziękuję, sir – dziewczyna uśmiechnęła się do dyrektora.
- Profesor Dumbledore ma rację – oznajmiła Draconowi. – A jeżeli tak bardzo chcesz, możesz zeznawać pierwszy. - Kiedy tylko niezadowolony Ślizgon otworzył usta, zaczęła mówić dalej, nie dając mu dojść do głosu. - Słuchaj, nie możesz mnie trzymać pod kloszem, chociaż najchętniej byś to zrobił. Już nawet moi rodzice zrozumieli, że jestem prawie dorosła i liczą się z moim zdaniem. Ty też być mógł.
- Ale ja liczę się z twoim zdaniem! – Draco się zaperzył. – Chciałem ci tylko oszczędzić dodatkowych przykrości – wyglądał na nieszczęśliwego.
- Przykrości nie da się uniknąć, takie jest życie – wzruszyła ramionami Doceniam twoją troskę, ale możesz tę przykrość podzielić ze mną. Nie musimy się licytować o to, kto będzie zeznawał. Rozumiesz mnie? – zrobiła się trochę smutna i Malfoy się zawstydził.
- No, okey... Dobrze. Masz rację – wpatrując się we własne dłonie zaciśnięte na kubku.
- Doskonale, rozumiem, że oboje będziecie składać zeznania pod Veritaserum, tak? – Dumbledore złożył czubki palców, tak jak to miał w zwyczaju, i patrzył wyczekująco na dwójkę uczniów.
- Tak, sir – odpowiedzieli niemal jednocześnie.
- W takim razie jutro rano razem udajemy się do Ministerstwa. Wszystko nie potrwa więcej niż godzinę – Albus uśmiechnął się łagodnie, a Hermiona i Draco grzecznie się pożegnali i wyszli.
- Chciałem dobrze – Malfoy łypnął niepewnie na swoją dziewczynę.
- Wiem – ku jego zaskoczeniu, szeroko się uśmiechnęła. – Jesteś strasznie opiekuńczy. To fajne, chociaż troszeczkę przesadzasz. Mimo wszystko, kręci mnie to, że tak bardzo o mnie dbasz – przygryzła dolną wargę i popatrzyła na niego w taki sposób, że się zarumienił.
- Och, ciekawe, gdzie wyczytałaś taki fantastyczny tekst – Draco nie lubił się rumienić, więc koniecznie musiał powiedzieć coś kąśliwego.
- Nie obrażaj mnie, Malfoy . Naprawdę jesteś sexy z tymi rumieńcami – objęła go i wspięła się na palce, żeby go pocałować.
To było naprawdę za wiele. Był jej zbyt spragniony, żeby zachować chociaż minimum obojętności. Nawet nie wiedziała kiedy przycisnął ją do twardej ściany. Całował ją zachłannie, a jego dłoń wślizgnęła się pod ubranie Hermiony i głaskała delikatnie brzuch.
- Ty też mnie kręcisz, Granger, i nie masz nawet pojęcia jak bardzo – wymruczał jej do ucha, nie przestając pieścić ciepłej, gładkiej skóry.
- To zakrawa na perwersję, jesteśmy pod gabinetem dyrektora – wyszeptała, uśmiechając się tak, że był całkowicie pewien, iż jego krew właśnie zaczęła się gotować. Zastanawiał się tylko, jakim sposobem jeszcze żył.
- Merlinie, kobieto, gdybym wcześniej wiedział, jaka jesteś naprawdę, nawet bym nie spojrzał na Parkinson – oznajmił z gorącym przekonaniem.
- A jaka jestem? – jej spojrzenie, uśmiech, cichy, zmysłowy głos sprawiały, że miał ochotę wziąć ją tu i teraz, ale wiedział, że z wielu obiektywnych powodów nie jest to dobry pomysł. Cieszył się, że tak doskonale idzie mu nauka samodyscypliny.
- Granger, w tej chwili jesteś przede wszystkim denerwująca i złośliwa – uśmiechnął się wrednie. – Poza tym lubisz się mądrzyć. A tak w ogóle to jesteś cholernie seksowna, słodka, gorąca i, co najważniejsze, lecisz na mnie – znowu ją pocałował, tym razem delikatnie, i przesunął dłoń na jej plecy. Jęknęła cichutko, mocno wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła go do siebie.
- Oszaleję przez ciebie – wyszeptał w jej szyję.
- Może nie – odszepnęła i pogłaskała czule jego kark.
- Rany boskie, przestań, bo już oszalałem – odsunął się od niej gwałtownie i złapał ją za ręce. – Kocham cię, ale...
- Ja też cię kocham, więc może pójdziemy do ciebie – powiedziała to tak po prostu, a Draco aż zaniemówił.
- Książki cię zdemoralizowały – zażartował niepewnie.
- Mówiłam poważnie – popatrzyła mu prosto w oczy.
Przez chwilę milczał i chociaż bardzo jej pragnął, tak bardzo, że chciało mu się wyć, powiedział:
- Nie.
Posmutniała, wyrwała dłonie z jego rąk i zbiegła szybko po krętych schodach.
Dogonił ją, odwrócił ku sobie i mocno przytulił. Płakała.
- Miona, kochanie, nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę. Jeszcze aż na tyle sobie nie ufam.
- Ja ci ufam – wychlipiała, wściekła, że pozwoliła sobie na łzy. – Jesteś osioł.
- Zapewne masz rację. Ale gdybyś wiedziała, ile kosztowało mnie powiedzenie „nie”, nazwałabyś mnie bohaterem. - Nadal uważam, że jesteś osłem, Draco – popatrzyła na niego nieprzychylnie i otarła oczy rękawem szaty.
- Chcę mieć pewność, że cię nie skrzywdzę – powiedział łagodnie.
- Krzywdzisz mnie, kiedy dajesz mi kosza – warknęła nieuprzejmie.
- Nie daję ci kosza i nawet tak nie myśl, a zresztą... dobrze o tym wiesz – zajrzał jej głęboko w oczy. Miała dziwne spojrzenie; pełne oddania i czułości, a zarazem głębokiej urazy.
- Z twoim podejściem nigdy nie będziesz miał pewności.
- Hermiono, ale to naprawdę dla mnie nie jest aż tak ważne – powiedział marszcząc brwi.
- Zauważyłam – syknęła, a potem lekko się zarumieniła i miękko dodała. – I to sprawia, że jeszcze bardziej pragnę ci dać wszystko, co mogę.
Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, ale cisza nie była taka zła, bo w ciszy mógł się zastanowić. Jeszcze raz ją przytulił. Znowu naszło go pragnienie, żeby zabrać ją gdzieś daleko i ochronić przed wszystkim, co złe. Głaskał ją delikatnie po włosach, a Hermiona zamknęła oczy.
- To daj mi chociaż jeden dzień... Sobie też. Może to nadopiekuńczość z mojej strony, ale ja chcę dla ciebie jak najlepiej... I nie wydaje mi się, żeby kilka dni czekania coś zmieniło, chyba że na lepsze...
- Gbur – szepnęła, ale bez złości.
- Pójdę z tobą do łóżka, w chwili, gdy będę absolutnie pewien, że tego chcesz i, uwierz mi, będę w stanie to stwierdzić, Herm – popatrzył na nią i się uśmiechnął.
- Czyli mam tak próbować aż do śmierci? – na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Obiecuję, że w chwili, gdy mnie przekonasz, nie będzie odwrotu I chyba będzie to całkiem niedługo, bo robisz, kochanie, niesamowite postępy – szeroki uśmiech Dracona i jego wiele mówiące spojrzenie, spowodowały, że się zarumieniła, ale nie odwróciła wzroku.
- Jeśli jeszcze raz mnie wyprosisz ze swojego dormitorium, to więcej nie przyjdę - zagroziła
- Chyba już mi się nie uda... – objął ją i ruszyli wzdłuż korytarza w kierunku Wieży Gryffindoru. Wiedział, że go posłucha i na pewno nie przyjdzie tej nocy, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby zrobiła to przed końcem tygodnia. Naprawdę

******
- Czy ja cię wzywałem, Severusie? – czerwone oczy wpatrywały się w leżącego na podłodze mężczyznę. Snape zaciskał zęby z bólu, ale jakoś wykrzesał z siebie siły, żeby odpowiedzieć:
- Nie, Panie.
- Dobra odpowiedź, prawda Nagini?
Wąż zasyczał cichutko u stóp swojego pana. Niepokojące, błyszczące oczy gada wwiercały się w niego i Snape przysiągłby, że pupilka Voldemorta jest cholernie inteligentną bestią. Nagini wysunęła łeb do przodu, a potem cofnęła się i mrugnęła oczkami jak klejnoty, jakby chciała przyznać mu rację. Jej wzrok miał właściwości hipnotyzujące i Snape odwrócił spojrzenie.
- Skoro nie, to co tu robisz? – łagodnie zapytał Voldemort. Zbyt łagodnie.
- Przyniosłem ci plany zabezpieczeń Hogwartu, Panie. Tak jak prosiłeś. Miały być na dzisiaj... Plany rozmieszczeń dormitoriów, w których znajdują się także dzieci mugolskiego pochodzenia. Mam też ich nazwiska... – to, że Czarny Pan nie mówił nic o nazwiskach mugolaków, nie oznaczało, że nie chciał ich mieć. Snape doskonale wiedział, że to był szczegół, którego miał się bez trudu domyślić.
- Doskonale, ale ja cię przecież jeszcze nie wezwałem. Jesteś gorliwy Snape, możnaby powiedzieć nadgorliwy... – Voldemort roześmiał się cicho.
Severus nie ośmielił się podnieść z podłogi. Wolał nie wiedzieć, jakie byłyby konsekwencje wstawania bez pozwolenia czerwonookiego. Cichy i niemal minutowy Cruciatus sprawił, że Mistrz Eliksirów Hogwartu prawie nie widział na oczy, w uszach mu szumiało i czuł nieznośny, pulsujący ból w czaszce, który nie chciał przejść od razu po zdjęciu zaklęcia. Być może nie przejdzie przez najbliższe godziny.
- Pomińmy milczeniem fakt, że zjawiłeś się za wcześnie, w końcu nic takiego się nie stało. A Dumbledore? – Voldemort spytał o to jakby od niechcenia.
- Wyjeżdża jutro na Konwent, który sam zwołał, Panie. Za moją małą namową oczywiście.
- Rozumiem. Wstawaj i daj mi te plany oraz nazwiska. Rozumiem, że to wszystkie zabezpieczenia Hogwartu? – Czarny Pan postukał nieaktywnym końcem różdżki w magiczną mapę.
- Wszystkie, o których wiem, i o których udało mi się wyciągnąć wiadomości od starego, Panie – powiedział usłużnie Severus. I nie kłamał. O żadnym innym zabezpieczeniu nie wiedział.
- Multum zaklęć ochronnych, blokady magiczne... - mruczał pod nosem Voldemort. – Z większością nie będzie problemu, niektóre jednak zajmą trochę czasu, ale sobie poradzimy. Założę się, że ten kochaś mugoli i szlam ma coś, czego nawet tobie nie wyjawił – czerwonooki wykrzywił się sarkastycznie. – Ale najwyżej się zaryzykuje.
- Wątpię w to, żebym o czymś nie wiedział. Ten stary głupiec mi ufa jak rodzonemu synowi – Snape zdobył się na pogardliwy grymas i tym razem oczywiście skłamał. W tej chwili cieszył się z własnych zdolności oklumencyjnych.
Voldemort miał zamiar zapytać o Malfoya i jego rzekome spoufalanie się z jedną ze szlam, ale stwierdził, że to w tej chwili najmniej istotna rzecz. Sprawa z synem Lucjusza wyjaśni się wystarczająco podczas „odwiedzin” w Hogwarcie.
- Możesz się oddalić, Snape – Voldemort skrzywił się pogardliwie, aby po chwili badawczo przyjrzeć się swemu słudze.
- Następnym razem nie radzę ci zjawiać się przed wezwaniem. Mogę nie być tak pobłażliwy, jak teraz. Żegnam, Severusie.
- Żegnam cię, Panie – pokornie odrzekł Mistrz Eliksirów i aportował się na skraju Zakazanego Lasu. Ledwo dotarł do zamku. Dłuższy niż trzydzieści sekund Cruciatus, rzucony na dodatek przez Voldemorta, osłabiał nawet najbardziej wytrzymały organizm. Nie wykluczając wampirzego. .
Snape specjalnie udał się wcześniej do Voldemorta. O północy miał zaplanowany mały sabat z Dumbledore’em i musiał być w Hogwarcie. Liczył się z karą, ale osłabienie było mu bardzo nie na rękę. Zaklął cicho i oparł się o framugę drzwi sali wejściowej. Przed oczami zadrgały mu czerwone mroczki. Otrząsnął się i pewnie stanął na nogi. Do Voldemorta wybrał się przed dziesiątą wieczorem, więc nie mogła być godzina późniejsza niż jedenasta. Oznaczało to, że ma jeszcze godzinę na wlanie w siebie środków wzmacniających i pobudzających. . Dumbledore zapewne się o niego niepokoił, więc najpierw postanowił udać się do niego. Po kilku krokach usłyszał nieprzyjemny świst nad głową i skrzywił się z odrazą. Nie musiał patrzeć do góry.
- Czego chcesz, Iryt? – warknął i zgrzytnął nieprzyjemnie zębami.
- O! Irytek drażni tłustowłosego profesorka – poltergeist zachichotał złośliwie.
- Słuchaj, nadęta, bucowata podróbo ducha... wiesz, że ze mną nie warto zaczynać, prawda? – spytał Snape prawie przymilnie i raczył w końcu popatrzeć do góry.
Irytek trzymał w dłoni coś, co niezbicie przypominało łajnobombę, i wyglądał jakby się zastanawiał, czy ma ją upuścić na profesorską głowę.
- Prawda? – spytał Severus jeszcze raz, jeszcze bardziej przymilnie.
Irytek zdecydował się schować cuchnącą broń do magicznej kieszeni, w której nosił ukryte jeszcze kilka wymiotek produkcji Weasleyów i gryzące frisbee. Zaniechał napadu na Mistrza Eliksirów. Do dziś pamiętał, jak nieprzyjemnie było wisieć do góry nogami przez dobę w podziemiach, a do tego nie móc wydobyć z siebie głosu. Ponadto Snape wyglądał na wybitnie niezadowolonego. Duszek przybrał minę niewiniątka, co nadało jego fizjonomii jeszcze złośliwszy wyraz, niż kwitł na niej zazwyczaj. Uśmiechnął się wszechwiedzącym uśmiechem i wydał z siebie odgłos pierdnięcia.
- Moje nerwy są na wyczerpaniu, Iryt – oznajmił chłodno i spokojnie Severus.
- A gdyby Irytek powiedział... – poltergeist nie dokończył, bo zrobił to za niego profesor:
- ... że coś wie? – brew Snape’a podjechała do góry.
Irytek milczał przez chwilę denerwująco, ale groźne spojrzenie nauczyciela zadziałało. Poltergeist czuł niejaki respekt tylko wobec trojga ludzi i jednego ducha. Krwawego Barona, McGonagall, Dumbledore’a i Naczelnego Postrachu Hogwartu. Zawirował w powietrzu i zanucił:

Zabini i Potter obściskują się ciemną nocą
W Pokoju Życzeń, pod kocem strasznie się pocą.
Co tam się działo, lepiej nie zobaczyć,
Może jeszcze w korytarzu da się ich wypatrzyć.


- Dosyć – warknął Snape. – Co ty wiesz o poezji, Iryt? – dodał kpiąco.
Poltergeist zignorował tę zniewagę. Oczywiście nie mógł wiedzieć, co działo się w Pokoju Życzeń, jednak był na siódmym piętrze i wszystko sobie „dośpiewał”.
- Teraz pewnie odprowadza ją do pokoju wspólnego Slytherinu. Łiii! – zagwizdał przeciągle i uciekł, chichocząc opętańczo.
W Severusa wstąpiły nagle nowe siły. Najpierw postanowił udać się do lochów, następnie zażyć eliksiry, a dopiero potem iść do dyrektora..

***
Stali tuż przy ścianie, prowadzącej do pokoju wspólnego Ślizgonów. Całowali się
- Idź już, Harry – szepnęła Blaise, wysuwając się z jego uścisku, ale on znowu ją przyciągnął i długo całował.
- Nie chcę iść – wymruczał jej do ucha.
Zachichotała.
- Idź, bo jeszcze nas nakryje nietoperz i będziesz miał przerąbane – zażartowała.
- Snape mnie nie obchodzi. - Warknął Harry, zachmurzając się nieznacznie.
- Ależ cię napadło. Uwziąłeś się, żeby go nie cierpieć, tak? – złożyła ręce na piersiach i wpatrywała się w Pottera.
Przez kilka chwil panowała martwa cisza. Gryfon zacisnął zęby.
- Nieważne, Harry – powiedziała już miękko. – Idź, bo jest późno.
- Zabini ma rację, Potter – usłyszeli chłodny głos. – Lumos – rozbłysło nikłe światło. - Minus pięć punktów od Slytherinu, Blaise i wracaj do dormitorium. Do dormitorium, powtarzam. – Dodał dużo bardziej stanowczo, gdy nie ruszyła się z miejsca.
- Tak jest, sir – powiedziała i podała hasło, po czym, ociągając się, weszła przez uruchomiony portal.
- Długo podsłuchiwałeś? – spytał bez cienia poważania Gryfon.
Cały szacunek, który zrodził się w nim ostatnimi czasy do Mistrza Eliksirów, ulotnił się przez ostatni dzień. Czuł znowu wszechogarniającą nienawiść i wmawiał sobie, że mu z tym dobrze.
- O ile pamiętam, Potter, jestem twoim nauczycielem i nie jesteśmy na „ty” – chłodno i łagodnie oznajmił Snape. – Powinieneś być już w łóżku.
- A pan nie powinien zachowywać się jak szpieg – warknął Harry. – Długo pan podglądał i podsłuchiwał? Jest pan żałosny – uśmiechnął się cynicznie.
Severus poczuł, że zalewa go fala wściekłości, ale się opanował.
- Nie pogarszaj swojej sytuacji, Potter. Na razie straciłeś tylko dziesięć punktów, ale może być dużo gorzej – był zadowolony, że jego głos nadal jest spokojny, bo wewnątrz omal nie eksplodował od tłumionej złości.
Harry nienawidził tego spokoju bardziej niż czegokolwiek na świecie. Bardziej niż Voldemorta. A przynajmniej tak zdawało mu się w tej chwili. Marzył o tym, żeby upokorzyć Severusa.
- Myślę, że odczuwasz radość, mogąc mną pogardzać i mścić się za to, jaki był dla ciebie mój ojciec – Gryfon miał w dużym poważaniu fakt, że nie był z profesorem „na ty”. - Jesteś żałosny. Już jako dziecko byłeś żałosny, Smarkerusie... – poczuł dziką satysfakcję, kiedy wymówił to przezwisko, tym potężniejszą, że ujrzał wyraz szoku na twarzy nauczyciela. - ...i tak ci zostało – dokończył ze złośliwym triumfem.
Potter nie poznawał swojego głosu. Prawie syczał i mówił z taką wściekłością, że nie brzmiał normalnie. Ekstremalne zaskoczenie i niedowierzanie, malujące się na obliczu Mistrza Eliksirów, sprawiły, że chłopak wykrzywił się w zjadliwym grymasie. Nie bał się nawet ewentualnej kary, nie obchodził go szlaban.
Bezbrzeżne zdziwienie i coś jeszcze, czego Harry nie mógł zidentyfikować, szybko ulotniły się z oblicza Severusa. Jego twarz wydawała się wykuta z kamienia. Harry czekał na jakąś reakcję, ale Snape nie odjął mu kolejnych punktów, ani nie dał mu szlabanu.
- Idź do siebie, Potter, i nie łaź więcej po nocy – powiedział po prostu zimnym, bezdźwięcznym, suchym i wypranym z emocji głosem.
Harry zamrugał ze zdziwienia, ale odwrócił się i prawie pobiegł ciemnym korytarzem. Dopiero na zakręcie przyświecił sobie różdżką i nawet nie włożył peleryny niewidki. Ręka mu się trzęsła, więc nikłe światło oświetlające mu drogę było niestabilne i migotliwe. Nie obchodziło go, czy zobaczy go Filch, albo czy spotka się ze złośliwym Irytkiem. Poczuł pieczenie pod powiekami.. Wmawiał sobie, że to tylko łzy wściekłości i że wcale, absolutnie wcale nie czuje się podle z powodu tego, co powiedział do Severusa Snape’a.

***
Severus sceptycznie wpatrywał się w krąg i pentagram. Był pewien, że wszystko zrobił dobrze i że krew Dumbledore’a i jego własna jest zmieszana w idealnych proporcjach. Musiał się jednak przez chwilę zastanowić.
Starał się nie myśleć o Potterze. Harry był, jaki był, ale nawet po nim nie spodziewał się takiej arogancji i bezczelności, a ściślej biorąc zwykłej podłości. Przez ułamek sekundy miał ogromną ochotę na to, żeby rozerwać chłopaka gołymi rękami, ale tak naprawdę było mu po prostu przykro. Doskonale wiedział, że Harry chciał mu dokuczyć, świadomie go obrazić i zranić. Kiedy pił swoje eliksiry, przyszła mu do głowy szalona myśl, żeby pokazać Potterowi do końca swoje najgorsze wspomnienie. Pożyczyć myślodsiewnię, wziąć bachora za kudły i go do niej zawlec, a potem wyrzucić na zbity pysk i zaaplikować mu tygodniowy szlaban u Filcha w godzinach nocnych. Zdawał sobie jednak sprawę, że to by nic nie dało, może jedynie Potter bardziej by go znienawidził. I wiedział, jakie jest wyjście z sytuacji. Szczera rozmowa. Ale gdy pomyślał o szczerej rozmowie ze Złotym Chłopczykiem Gryfonów, trafiał go szlag.
„Skup się Severusie” - pomyślał.
Właśnie dochodziła północ, więc czas na wzywanie demonów był idealny. Można je było wzywać o każdej porze, jednak północ i jej okolice były najlepszym rozwiązaniem.
- Severusie, czy coś cię trapi? – spytał łagodnie Albus.
„Nawet w takiej chwili próbuje się bawić w terapeutę” – Snape zmarszczył brwi z irytacją.
- Tak, zastanawiam się, czy wszystko jest w należytym porządku – oznajmił chłodno.
- I to naprawdę wszystko? – kojący głos Dumbledore’a podziałał mu jedynie na nerwy.
- Czy ty nie widzisz, co robimy?! – Snape zacisnął palce na srebrnym pucharze z krwią i spojrzał z niesmakiem na dyrektora. – Chcę przypomnieć, że za chwilę będziesz inkantował wezwanie Oga, więc może daruj sobie szczere, nocne rozmowy – wysyczał sarkastycznie.
- Każda pora jest dobra na szczere rozmowy, Severusie - bardzo łagodnie podsumował Albus.
- Ty chyba nie jesteś normalny? Mam to rzucić i ci się zacząć zwierzać? – omal nie rąbnął pucharem w Dumbledore’a, ale, gdyby to uczynił, musieliby od nowa mieszać swoją krew.
- A więc przyznajesz, że jest coś jeszcze – łagodnie podsumował jego wybuch siwowłosy mag.
Severus na chwilę zaniemówił. Następnie przymknął powieki, modląc się o cierpliwość.
- Jeżeli nawet coś jest, to jest to moja sprawa- wycedził. – I nie zamierzam o tym rozmawiać. A teraz pozwól, że skupię się na tym, aby ta cholerna posoka znalazła się w odpowiednich miejscach.
- Rozumiem, trzeba było tak powiedzieć od razu- łagodnie odrzekł Albus.- I nie denerwuj się, Severusie.
- Wcale się nie denerwuję – syknął. – Ale mnie rozpraszasz.
To nie była prawda i Dumbledore o tym wiedział, ale zmilczał. Snape miał doskonałą koncentrację i podzielną uwagę. Wampir popatrzył na cztery czarne świece, jeszcze nie zapalone i postawione tak, aby symbolizować cztery kierunki świata. Nie było zbyt jasno, bo mieli do dyspozycji jedynie światło z różdżki dyrektora, ale Mistrzowi Eliksirów ono wystarczało, zwłaszcza, że nie narzekał na kłopoty ze wzrokiem.
Krew rozlana w odpowiedni sposób z odpowiednią inkantacją miała być ochroną dla wzywających. Demon nie mógł się tak po prostu rzucić na magów, bo krew śmiertelnych go powstrzymywała i dawała wzywającym czas na pertraktacje. Dopóki zaklęcie ochronne nie zostało zdjęte z krwi, dopóty demona można było odesłać. Kiedy zaklęcie wzmagające ochronę zostało zdjęte i demon przekroczył barierę, należało liczyć tylko na to, że dotrzyma słowa. Na szczęście istoty te były prawdomówne i słowne... lecz także przebiegłe, więc należało uważać, jak się z nimi rozmawia. Wszystko musiało być precyzyjnie ustalone. Inaczej demon mógł znaleźć wygodne dla siebie luki w umowie i posiać nieco więcej zniszczenia niż się od niego oczekiwało, lub pozwlekać nieco z powrotem w zaświaty i podręczyć nieprzyjemnie śmiertelników. Na szczęście demony były wzywane bardzo rzadko.
Severus w skupieniu rozlał powoli krew kierując się od podstawy każdego ze świeczników ku następnemu, od kierunku północnego zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Krew musiała być rozlana bardzo wąskim strumykiem, a co było najważniejsze musiało jej wystarczyć. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę że średnica okręgu z wrysowanym pentagramem, na obrzeżach którego znajdowały się świece, wynosiła trzy metry. Snape szedł powoli, rozlewając intensywnie czerwoną ciecz i powtarzając rytmicznie „sanguine protecto”. Dumbledore natomiast przygotowywał się do inkantacji wywołującej demona.
Gdy młodszy czarodziej skończył, Albus zgasił nawet różdżkę.
Wymagana była ciemność.
Następne minuty były chwilami wyczekiwania i napiętego skupienia. Severus jedynie bardzo cicho powtarzał za dyrektorem, w odpowiednich momentach, „wzywamy cię, Ogu” i czuł jak wszystkie włoski na jego ciele powoli stają dęba. Na początku nie działo się nic, potem po kolei zapaliły się świece, ale w odwrotnej kolejności, niż Snape rozlewał krew. Ich blask był upiorny, lekko fioletowawy, ale, co dziwne, dawał wyraźne światło. Następnie obaj czarodzieje poczuli podmuch wiatru; suchego, przeraźliwie zimnego i nie poruszającego, ani szatami, ani płomieniami świec. Gdy Dumbledore zamilkł, nastąpiła chwila dzwoniącej w uszach ciszy. Severus miał wrażenie, że znajduje się poza czasem. Trochę się bał. No dobrze, bardzo się bał, więc popatrzył na spokojne oblicze Albusa i stłumił wszelki lęk. Ryk, który nagle usłyszeli, nie był wcale rykiem, ale z tym się na początku Snape’owi skojarzył. Brzmiał jak setki krzyczących z wściekłości i bólu ludzi. I chociaż był przeraźliwie głośny, nie ogłuszał, jedynie zmrażał krew i paraliżował. Nawet Dumbledore nieznacznie zadrżał. Po chwili w samym środku okręgu zmaterializował się Og.
- Kto śmiał zakłócić mi spokój? – upiorny chór potępieńczych głosów sprawił, że Severus zamknął na sekundę oczy i ogromnym wysiłkiem woli powstrzymał się od zatkania uszu, ale wiedział, że tego robić nie może, gdyż okazywanie słabości, czy strachu, było wysoce niewskazane. Określenie demon tysiąca głosów doskonale do Oga pasowało. Jego wygląd także nie podtrzymywał na duchu.
„I ja chciałem wywołać to kurestwo sam, i to bez odpowiedniego przegotowania. Merlinie, daj mi mądrość” – pomyślał z przerażeniem Snape i otworzył ponownie oczy. Dumbledore odchrząknął. Należało dopowiedzieć na grzeczne pytanie gościa.

***
******

Napisany przez: Natalia 31.01.2006 15:29

Czy to wazne ile trzeba bylo czekac na nastepny part??
wazne jest to ze sie pojawil i to w takiej dobrej(świetnej) jakosci
wiadome Draco jak zwykle boski Lu jako nowy Wiceminister heheh
wiadome:P
nie moglo byc inaczej
a jak Percy mogl powiedziec ze nasz Lucjusz jest nieuczciwy i ze tylko dzieki lapowce jest Wiceministrem smile.gifbiggrin.gif
przeciez on jest takii uczciwy:)
czekam na nastepnego parta biggrin.gif
nie musi byc szybko:) byleby taaki fajny jak caly ff
zycze weny
Natalia

Napisany przez: Tomak 02.02.2006 21:08

Wreszcie sie doczekalismy Rozdział jest super czyta sie go z przyjemnoscia Czekam na następne party mam nadzieje że będą szybko ale dla takiego opowiadania mozna poczekac

Napisany przez: Ciasteczko 05.02.2006 00:57

nareszcie ^^
ale sie ucieszyłam jak zobaczyłam że wkleiłaś kolejną część biggrin.gif
i chodźbym miała czekać nawet rok to bede trwać tongue.gif!
ale super jest, super :]

Napisany przez: Avadakedaver 11.02.2006 01:51

ludzie, skoro doczekaliśmy się czwartego, piątego i szóstego tomu Harry'ego w polsce, to na nic już dłużej nie będziemy czekać.
Wszystko ma swoje dobre strony.
Bądżcie optymistami i dajcie kobiecie spokój, bo się zestresuje.

Napisany przez: Tomak 11.02.2006 09:45

Dluzej to mozemy czekac jeszcze na 7 tom tongue.gif. Ale mi to nie przeszkadza znalazlem sobie kilka nowych fajnych ficków o hp i sobie czytam wiec mam co czytac zanim sie tu rozdzialik nie ujawni a na takie fajne opowiadanko mozna poczekac bo kazdy part jest swietny Sa lepsze i gorsze ale ogólnie poziom jest super

Napisany przez: Ajihad 12.02.2006 23:52

Nie mogę się już doczekać następnego parta! biggrin.gif
Ten koment wyjaśnia chyba moje uwielbienie do tego ff? tongue.gif

Napisany przez: Kitiara 26.02.2006 09:47

Witam!
Z góry przerpraszam za to, że mało.
Zaznaczam też, że następna cześć (dłuuuższa) powinna pojawić się w okolicach pierwszego weekendu marca.

Barty - dzieki za korektę (jak zwykle:)).

Pozdrawiam


Demon i Minerwa

Harry jeszcze nigdy nie był tak roztrzęsiony, biorąc prysznic. Wmawiał sobie, że cały rozstrój nerwowy to wina tego cholernego, wścibskiego Snape’a, że dobrze zrobił, traktując nauczyciela w ten sposób, w końcu Severus nigdy nie był dla niego miły. Ale tak, jak starał się uwierzyć w to, że nie zrobił nic złego, tak samo rosło w nim poczucie winy, tym większe, że Snape go nie ukarał, tylko kazał mu wracać do dormitorium. O wiele lepiej by się czuł, gdyby Mistrz Eliksirów odebrał mu pięćdziesiąt punktów albo dał miesięczny szlaban. Poczucie winy nasilało frustrację i gniew na Snape’a, którego nienawidził teraz tak bardzo, jak nigdy nikogo i niczego.
„Wredny, tłustowłosy oślizgły dupek!” – myślał ze złością, wcierając we włosy miętowy szampon.
Kiedy położył się do łóżka, nie mógł zasnąć, a gdy już to zrobił, spał niespokojnie i wybudzał się co jakiś czas, marząc tylko o tym, żeby zapomnieć o tym, co wydarzyło się przed ścianą Ślizgonów. Może tylko poza przyjemnością, jaką odczuwał, całując i będąc całowanym przez Blaise. Reszta mogłaby się nie zdarzyć.

******
Wstępna konwersacja Dumbledore’a z Ogiem była chyba najciekawszą rozmową, w jakiej Severus miał okazję kiedykolwiek uczestniczyć. Starał się nie myśleć o przerażającym wyglądzie i głosie demona, który wyglądał nieco jak duch, ale bardziej materialny. Ektoplazmo-podobna substancja, z której składał się Og, mieniła się chyba wszystkimi możliwymi kolorami, a upiorny kształt kreatury sprawiał tak niemiłe wrażenie, że Snape naprawdę musiał się wysilić, żeby nie odwracać wzroku. Ogromne cielsko ni to lwa, czy węża lub smoka, czegoś pośredniego między tymi trzema istotami, sześć pazurzastych, wielkich łap, trzy łby z kłami ostrymi jak brzytwy i zakręconymi rogami, oraz ogon – potężny i silny. Severus nie miał pojęcia, jak to coś mieści się w kręgu; demon wydawał się bowiem większy niż przestrzeń, w której się znajdował. Całość zdawała się dziwnie falować i przenikać powietrze oraz całe pomieszczenie, nie wypełniając go jednak. Portal drżał. Właśnie – portal. Snape’a bardzo szybko olśniło, dlaczego tak się dzieje. Czasoprzestrzeń jednego i drugiego wymiaru nałożyła się na siebie, i mimo mniejszej powierzchni po tej stronie, mogli obserwować Oga w całej, widzialnej postaci, lub tej jednej z wielu, jakie mogą przybierać demony.
„Podobno mogą” – pomyślał Mistrz Eliksirów, czując, że jego strach powoli staje się ciekawością. Demony nie musiały używać różdżek i transmutowanie się w cokolwiek było dla nich dziecinną igraszką. Znowu „podobno”; przecież mało kto miał do czynienia z demonami. Snape raz jeszcze zadał sobie pytanie, czy aby dobrze robią.
Jakby w odpowiedzi na bezgłośne rozważanie Severusa (który cały czas zabezpieczał się odpowiednim murem oklumencji), Og zwrócił na niego trzy płonące pary ogromnych oczu bez źrenic, które, mimo czerni, wydawały się gorące jak lawa. Wydał z siebie coś na kształt potężnego i krótkiego ryku, a po sekundzie, zamiast na przerażającego potwora, Dumbledore i Snape patrzyli na postawnego, czarnowłosego maga w czarnej jak noc szacie z purpurową podszewką, wysokich butach z czarnej smoczej skóry, dzierżącym w prawej dłoni czarną laskę ( „a jakże” - pomyślał z przekąsem Snape) ze srebrnym zwieńczeniem w kształcie głowy kota. Główka miała szeroko rozwarty pyszczek, zapewne w geście wściekłości i ukazywała naprężony srebrny jęzorek.
Mistrzowi Eliksirów przyszło niespodziewanie do głowy, że Lucjusz Malfoy zachłysnąłby się, widząc kogoś, kto wygląda tak dostojnie; dostojniej niż on. Jasna karnacja, oczy w kolorze ciemnego bursztynu, w ciemnej jak sadza oprawie, wąskie, acz pełne usta wykrzywione w drwiącym i drapieżnym półuśmiechu. Tak teraz wyglądał Og. Zamknął przejście między światami i był całkowicie materialny, ale Snape wiedział, że dopóki siedzi w kręgu, można portal otworzyć i odesłać go z powrotem. Magia rządziła się swoimi prawami, którym musiały podlegać nawet najpotężniejsze istoty.
- Myślę panowie, że tak będzie się nam lepiej rozmawiało. Może teraz pójdziemy w jakieś przytulne miejsce? – niski, przyjemny dla ucha i uprzejmy ton kusił swoją propozycją, lecz Severus i Albus mieli swoje plany.
- Oczywiście – spokojnie odrzekł dyrektor. – Ale po tym, jak ustalimy pewne szczegóły, jeśli pozwolisz Og.
- Przecież już wiem, o co chodzi – wysoki, przystojny mag wzruszył nonszalancko ramionami. Jego proste kruczoczarne i lśniące włosy sięgały niemal do pasa i Severus, nie wiedzieć czemu, poczuł się tym urażony, więc tym razem on postanowił się odezwać.
- Ale my chcielibyśmy czuć się pewnie i mieć twoje słowo w sprawie paru istotnych rzeczy, zanim się stamtąd wygramolisz.
- Może trochę uprzejmości? – niebezpieczny błysk przemknął przez jasną, urodziwą twarz.
- Ja jestem uprzejmy, Og. Dopiero mogę przestać być – Snape nie zamierzał bać się jakiegoś gogusia ze szpanerską laską.
- Severusie – niebieskie oczy Dumbledore’a zgromiły Snape’a zza okularów połówek.
„Chyba rzeczywiście zapominam z kim... czym mam do czynienia” – pomyślał Severus ze skruchą, ale na demona nadal patrzył niechętnie.
- Piękne imię – bez kpiny oznajmił Og i zmarszczył brwi. – Tak a propos, w tej... ciekawej postaci możecie mnie nazywać Asmodeuszem, nazwisko nie gra roli, wymyślcie coś, w końcu nie mogę chodzić po szkole nienazwany – demon wydął pogardliwie wargi.
- On zamierza chodzić sobie po szkole?! – wzburzony Snape spojrzał na Dumbledore’a, żądając wyjaśnień.
- Nic takiego jeszcze nie ustaliliśmy, O... Asmodeuszu – Albus grzecznie zwrócił się do demona, ignorując Mistrza Eliksirów.
- Tak tylko pomyślałem, że skoro mam chronić ten przybytek... – Og uśmiechnął się naprawdę niewinnie.
- Ochronić w odpowiednim momencie i zabrać z tego ziemskiego padołu kilku niebezpiecznych typów, a zwłaszcza jednego i z nim właśnie możesz mieć problem – Dumbledore łagodnie się uśmiechnął i pogładził swoją długą brodę. – Przede wszystkim musisz też przysiąc, że nie skrzywdzisz żadnego dziecka – zawahał się, widząc cień przebiegłości na pięknej i drapieżnej twarzy. – Żadnego ucznia, Asmodeuszu – adepci ostatnich lat w większości byli przecież pełnoletni.
Og roześmiał się szczerze.
- Widzę, że nie wyskoczyliście Wielkiemu Demiurgowi z pępka, ani tym bardziej kugucharowi spod ogona – powiedział radośnie, po czym bardzo szybko spoważniał. – Tak więc, drodzy panowie, przejdźmy do interesów i ustaleń, nazwijmy to... transakcji. Takim właśnie słownictwem posługują się ludzie, prawda?
- Przeważnie Mugole – sprostował Snape, uśmiechając się krzywo.
- Mugol, czy nie Mugol, każda nikczemna dusza smakuje tak samo dobrze – zażartował demon, uśmiechając się przebiegle.
- Skończmy te uprzejme przekomarzanie się i przejdźmy do rzeczy. Otóż, drogi Asmodeuszu, nie zdejmiemy z portalu zaklęcia dopóki nie będziemy całkowicie pewni, że postąpisz z nami i uczniami Hogwartu lojalnie i... troskliwie. Wiem, że jesteś słowny, wiem też, że przebiegły, ale mam nadzieję, że honor nie pozwoli ci złamać danego słowa.
- Nigdy go nie łamię, Dumbledore – oblicze Oga stało się surowe i pełne powagi, znikł stamtąd jakikolwiek cień uśmiechu, przekory, czy poczucia wyższości.
- Cieszę się. A więc po pierwsze czekam na złożenie obietnicy w sprawie nietykalności uczniów – Albus wpatrywał się w rozmówcę uważnie i w napięciu.
- A jeżeli jakiś chłopiec, czy też dziewczyna okażą się stać po tej złej stronie barykady, o której mówiłeś na początku?
- To też nie możesz ruszyć takiej osoby, bo każde z nich jest pod moja opieką, a Hogwart to ostoja bezpieczeństwa młodych czarodziejów, Asmodeuszu.
- Rozumiem, zastosuję się. Obiecuję w żaden sposób nie krzywdzić uczących się tu dzieci i młodzieży – spokojnie odpowiedział Og. – Słucham panów dalej.
Albus podjął uprzejmą konwersację, a Severus westchnął i zaczął sobie układać w myślach całą listę, nie wyłączając zastrzeżenia, że Asmodeusz nie ma prawa podrywać żeńskiej części kadry nauczycielskiej.

***
- Masz mnie za idiotkę, Albusie? – to były pierwsze słowa, jakie usłyszał od czekającej w jego gabinecie Minerwy.
- Ależ skąd, kochana! Skoro już tu jesteś, to może napijemy się herbaty? A może chcesz dropsa? – błękitne oczy uśmiechały się dobrotliwie zza okularów połówek.
To, że nie zdziwił się ani trochę i zachowywał się, jak gdyby nigdy nic, zdawało się ją jeszcze bardziej denerwować. Stateczna czarownica rozdęła białe nozdrza i zmarszczyła surowo brwi.
- Albusie! – zaczęła karcącym tonem. – Wywoływanie demonów to nie gra w magicznego pokera na galeony! Myślałam, że jesteś dużo rozsądniejszy. Myślisz, że mogłam się nie zorientować, co planujecie razem z Severusem?! Chyba znasz mnie na tyle, żeby wiedzieć, iż to się przede mną nie ukryje.
Dumbledore spoważniał.
- Jestem rozsądny w wystarczającym stopniu, Minerwo. I uwierz mi, wiem co robię.
Zazwyczaj taka deklaracja wystarczała, tym razem jednak sytuacja do zwyczajnych nie należała.
- I pewnie już jest po fakcie, co? – ze złością podeszła do niego i zgromiła go wzrokiem.
- Uspokój się i usiądź. Porozmawiajmy..
- Kiedy chodzi o dobro uczniów, to trafia mnie jasny szlag, Albusie! Ciebie też powinien, ale ty chyba najadłeś się szaleju i to tej trującej odmiany!
- Dobrze wiesz, że gdybym najadł się szaleju pięciolistnego, już bym nie żył – spokojnie odpowiedział stary czarodziej.
- Jak możesz zmieniać temat?! – spojrzenie McGonagall mogłoby powalić trolla. Tylko niestety, a może na szczęście, dyrektor Hogwartu nie był trollem. – Jestem wicedyrektorką i chyba należało mnie o tym powiadomić, nie sądzisz? – dodała już spokojniej i usiadła. Po czym machnęła różdżką i pojawiła się przed nią filiżanka mocnej kawy. W zamyśleniu potrząsnęła kokiem i powiedziała o wiele łagodniej:
- Daj mi tego swojego cudownego rumu, Albusie, wtedy zrobisz lepiej, niż zachwalając dropsy. A potem mi to wytłumacz, ale radziłabym ci, żeby wytłumaczenie było przekonywujące.
Pięć minut później, gdy McGonagall i Dumbledore spróbowali już swoich kaw z „prądem”, dyrektor odezwał się cicho:
- Nie mówiłem ci o tym, bo wiedziałem, że nie wyrazisz zgody. Ale wszystkie za i przeciw przemyślałem dogłębnie i obaj z Severusem przygotowaliśmy się do tego ze starannością większą, niż mogłoby ci się wydawać, Minerwo. Wiesz, że demony dotrzymują słowa. A druga rzecz, to fakt, że nie wypuściliśmy go z kręgu, dopóki nie zostały ustalone wszelkie szczegóły. Jestem pewien, że się uda. Zważ na to, że wcześniej nie zostaliśmy postawieni przed taką perspektywą, jaka rysuje się obecnie. Wiesz, co by się tu działo, nawet gdybyśmy wspólnie stawili czoła Śmierciożercom. Jak zniosłabyś torturowanie i gwałcenie dzieci? Teraz jest szansa, że skończy się to szybciej niż zacznie, bez strat po naszej stronie. Chociaż na zerowe straty nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności.
- A skąd wiesz, że Og nie tknie żadnego ucznia?
Błysk zza okularów powiedział Minerwie, że Dumbledore docenia tak daleko posuniętą błyskotliwość jej umysłu, ale zaskoczony nie był. Połechtało ją to mile po dumie.
- Dlatego, że dał słowo, tak samo jak na to, że żadnemu nauczycielowi nie stanie się krzywda i w stosunku do wielu innych spraw, a przemyślałem dokładnie każde posunięcie. Słowo demona, chociaż zabrzmi to bluźnierczo, jest święte. Wszyscy, którzy mieli z nimi styczność, to potwierdzają.
- Wszyscy, którzy przeżyli – sarkastycznie dodała McGonagall.
- Mugole mają bardzo trafne powiedzenie: „nie pchaj się na afisz, jeśli nie potrafisz” – Albus uśmiechnął się promiennie.
- Bardzo śmieszne! – Minerwa wydawała się urażona.
- Należy ponosić konsekwencje nieprzemyślanych czynów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tego robił bez odpowiedniego przygotowania i znajomości tematu. Może to cyniczne, co powiem, ale ci czarodzieje i mugole – bo i oni porywali się z różdżką na smoka - którzy zginęli przy takich eksperymentach, sami sobie są winni, Minerwo. Posłuchaj, Og okazał się przebiegły, ale skory do współpracy i ma nawet poczucie humoru. Polubisz go.
- Nie mów, że będzie się pałętał po zamku – skrzywiła się, ale nie była już wściekła.
- Przecież będzie wyglądał po ludzku. Wybrał sobie całkiem ładne imię – Asmodeusz.
- Powinnam cię walnąć Cruciatusem, Albusie.
- Proponowałbym Avadę, oczywiście jeżeli się nie uda, ale na to są marne szanse.
- Tą Avadę pozostawię sobie na uwadze, a jakże – wyprostowała się i z typową dla siebie dystynkcją upiła kolejny łyk aromatycznej kawy.
- Chyba znasz mnie na tyle, żeby wiedzieć, iż przy najmniejszym przebłysku niepewności, odesłałbym go z powrotem w zaświaty. To szlachetne, chociaż groźne istoty i budzą grozę swoim naturalnym wyglądem, ale jeżeli postać ludzka, którą przybrał Og, oddaje jakieś jego cechy, hm... charakterologiczne, to na pewno arystokratyczne maniery, dumę, słowność, elegancję i wdzięk oraz pewność siebie, nic, co by wzbudzało moje wątpliwości – podsumował Albus i złożył palce obu dłoni, wpatrując się wyczekująco w panią wicedyrektor Hogwartu.
Minerwa westchnęła i potrząsnęła głową, ale Dumbledore wiedział, że wygrał z jej sceptycyzmem, przynajmniej na tyle, żeby można było liczyć na jej współpracę.
McGonagall już miała coś powiedzieć, lecz do gabinetu wpadł Snape, wyglądając przy tym jak wcielenie furii. To mogło oznaczać jedynie, że albo Longbottom lunatykując nazwał go swoim tatą, albo Granger wyznała mu miłość, lub też, co najbardziej prawdopodobne, ktoś podważył jego kompetencje, bądź dobrał się do jego laboratorium.
- Masz go natychmiast odesłać tam, skąd przyszedł – czarne oczy Mistrza Eliksirów wwiercały się w Albusa z wyrazem ostatecznego szaleństwa.
- Severusie, po pierwsze się puka, po drugie nie mogę, bo złamałbym zawarty pakt, po trzecie uspokój się i powiedz o co chodzi.
- Ta piekielna kreatura śmie dawać mi rady dotyczące warzenia eliksirów i rządzi się w moim laboratorium. Chyba są jakieś granice gościnności? – wysyczał Snape i otworzył stojącą na stole butelkę rumu, po czym pociągnął prosto z gwinta.
- Smacznego – Albus uśmiechnął się.
- Twoje maniery, Severusie, są coraz gorsze – oświadczyła Minerwa.
- Naprawdę muszę mu na to pozwalać? – zignorował ją czarnowłosy mag.
- Demony maja słabość do wszelkich przejawów magii bezróżdżkowej i, czy chcą, czy nie, mają ogromną wiedzę na temat wszystkich rodzajów czarów, Severusie. Nie sądzę, żeby Og miał coś złego na myśli, dając ci jakiekolwiek rady, a to że uwarzy jakiś eliksir lub dwa chyba ci nie będzie przeszkadzało – Albus położył dłoń na ramieniu Mistrza Eliksirów.
- Musiałem wyjść, żeby się nie wściec. Nie chcę patrzeć, jak mi demoluje pracownię – warknął Snape, ale ogień nienawiści w jego czarnych oczach nieco przygasł.
- Bądź pewien, że ci jej nie zdemoluje – Dumbledore starał się jak mógł ułagodzić Snape’a. - Musimy wymyślić jakąś oficjalną wersję dotyczącą pobytu naszego gościa w Hogwarcie – dodał z powagą.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – Minerwa nieufnie rozdęła nozdrza.
- Mówiłaś, że masz kilka sióstr – niewinnie odrzekł Albus.
- Tak dokładnie to trzy.... – w jej oczach pojawił się błysk zrozumienia. – O nie, Albusie. Stawiam stanowcze veto!
- Och, dlaczego? – Severus wyglądał na rozbawionego. – Nie chcesz mieć przystojnego jak sam diabeł siostrzeńca? – uśmiechnął się sarkastycznie.
- Ty jesteś przystojny jak sam diabeł, Severusie. On nie może mieć zbyt ładnej gęby – odcięła się wicedyrektor.
- Zawsze, gdy wypijesz, to masz cięty język – zripostował Snape. Wyglądał na naprawdę rozbawionego.
- Posłuchaj, Minerwo – Albus odchrząknął. – Moglibyśmy powiedzieć, że O... Asmodeusz to twój siostrzeniec zafascynowany eliksirami, który przyjechał na kilka dni, żeby zdobyć trochę wiedzy od Severusa. To całkiem logiczny plan.
- Jeśli się na to zgodzę, to znaczy, że oszalałam – McGonagall nalała sobie do pustej już filiżanki trochę rumu i po chwili namysłu go wypiła. - Chyba muszę się dowiedzieć, jak mój siostrzeniec wygląda i go poznać, nie sądzicie panowie?
- Wiedziałem, że z ciebie równa babka – Severus wyszczerzył się i puścił wicedyrektorce oko, ona zaś zavadowała go spojrzeniem bazyliszka.
- W takim razie musimy udać się do laboratorium Severusa.
- Nie cierpię lochów – mruknęła Minerwa i odruchowo opatuliła się szczelniej szatą.

***
Asmodeusz przyglądał się z czcią wszystkim podpisanym fiolkom i plastikowym, szczelnie zamkniętym woreczkom. Z uznaniem odnotował, że w laboratorium panuje ład i porządek godzien warzyciela o najwyższych umiejętnościach i kunszcie. Uniósł głowę i zmarszczył lekko brwi, gdy usłyszał, że drzwi do pracowni się otworzyły. Najpierw „wpłynął” Snape, a za nim Albus i dystyngowana, wysoka czarownica.
- Na Merlina, Albusie, wszystkie cechy, poza słownością, które wymieniłeś, pasowały do Malfoya, ale nie uprzedziłeś mnie, że będę miała do czynienia z rewersem Lucjusza – Minerwa wpatrywała się w demona z zaciekawieniem i po swojemu rozdymała nozdrza.
- Mi też miło panią poznać – Og podszedł i skłonił się niedbale, po czym ucałował jej dłoń. – Mam na imię... Asmodeusz..
- Minerwa McGonagall, wicedyrektor Hogwartu – kobieta skinęła sztywno głową i odruchowo poprawiła kok.
– A kimże jest ten Lucjusz Malfoy? Dość intrygujące imię i nazwisko – zaciekawił się demon.
- Pewny siebie, arystokratyczny... zimny drań – pośpieszyła z wyjaśnieniem Minerwa.
- Lucjusz zapewne miał zostać demonem, jedynie dobry Bóg się omylił i przez przypadek umieścił go wśród śmiertelnych – z powagą oznajmił Snape.
- Severusie! – oburzyła się McGonagall, a Albus uśmiechnął się słysząc charakterystykę Malfoya seniora.
- Proszę o spokój – Dumbledore uniósł uspokajająco dłoń. – Asmodeuszu, oficjalnie jesteś siostrzeńcem Minerwy. A twoje nazwisko to... – pytająco spojrzał na panią Wicedyrektor.
- Rozencrantz – bez chwili namysły oznajmiła McGonagall.
- Doskonale – podjął stary, doświadczony mag. – Jesteś rozmiłowanym w eliksirach, hm... trzydziestoletnim młodzieńcem i przybyłeś tu, aby Severus podzielił się z tobą swoją szeroką wiedzą z tej dziedziny.
- Oczywiście – Og skinął głową. – To będzie dla mnie zaszczyt – dodał bez cienia sarkazmu. – Ta pracownia to prawdziwe dzieło sztuki – Asmodeusz rozejrzał się jeszcze raz z uznaniem po obszernym pomieszczeniu.
- Dziękuję – bąknął mile zaskoczony Severus. – Jeżeli będziesz chciał coś uwarzyć to eee..... nie krepuj się – dodał i tylko Dumbledore i McGonagall wiedzieli, jakie to dla niego trudne.
- Och, dziękuje – demon ucieszył się szczerze. – Może coś wymyślę... – dodał pod nosem, a Snape zgromił go wzrokiem.
- Tylko bez żadnych wybuchów, proszę – Mistrz Eliksirów starał się nie warczeć.
- Skądże znowu – Og wyglądał na oburzonego insynuacją. – Magia jest moją naturą, kocham ją i rozumiem, to nie do pomyślenia, żebym zrobił coś nie tak.
Powaga i pewność siebie Asmodeusza uspokoiły Snape’a. Czarnooki czarodziej skinął głową i pomyślał, że może sam czegoś się nauczy od ekscentrycznego gościa.
- To może panowie i pani, pójdziecie spać, a ja sobie popracuję – demon uśmiechnął się, a jego bursztynowe oczy zalśniły ekscytacją. – My nie potrzebujemy snu. Pozwolisz, Severusie, prawda?
- Pozwolę, pozwolę, tylko nie wypijaj mi zapasów – Snape zdobył się na żart.
- Gdzież bym śmiał – Asmodeusz skłonił się i ponownie uśmiechnął. – Wszystko pozostanie w należytym porządku. Dokładnie wszystko – dodał już z powagą, patrząc szczerze prosto w niebieskie oczy Dumbledore’a.
- W takim razie życzymy przyjemnej pracy – odrzekł Albus i skłonił się lekko. Asmodeusz odpowiedział tym samym i z furkotem czarnopurpurowej peleryny odwrócił się i ruszył w stronę stołów z kolbami i kociołkami.

*
- Wygląda na porządnego czło... gościa – oznajmiła kwadrans później Minerwa, gdy we troje rozmawiali na temat planów obrony Hogwartu w gabinecie dyrektora.
- W końcu jest twoim siostrzeńcem – Severus uśmiechnął się sarkastycznie, a wicedyrektorka przymknęła oczy i zaczęła liczyć do dziesięciu.
- Powiedzmy, że jesteśmy jedną wielką rodziną – podsumował beztrosko Albus. Był zadowolony, bo wszystko układało się po jego myśli. – Czy ktoś chce może cytrynowego dropsa?

***
******

Napisany przez: Ciasteczko 26.02.2006 15:52

pierwsza!
o maj gad!
ide czytać biggrin.gif

edit:
no cóż.
'siostrzeniec' mcgonnagall wydaje sie byc miłym ... młodzieńcem tongue.gif?
strasznie krótka ta część blink.gif
pozdr.

Napisany przez: Amania 09.03.2006 19:20

Właśnie skończyłam czytać całość (zaczęłam kilka dni temu). Musze powiedzieć, że nie będę oryginalna i powiem, że opowiadanie baaaardzo mi się podoba. smile.gif
W szczególności podziwiam pomysł opowiadania - jest nowatorski i niebanalny.
Poza tym bardzo ciekawie prowadzona jest fabuła, wszystkie elementy opowiadania zgadzają się ze sobą i nie ma nieścisłości.
Był co prawda fragment, który nie za bardzo mi się podobał - wtedy gdy akcja toczyła się głównie wokół Hermiony i Draco (troszkę przydługie to było), ale pod koniec jest coraz lepiej.
Ogólnie gratuluję i z całą resztą oczekuję na next part....

Napisany przez: Kitiara 11.03.2006 14:19

Kochani, miało być mniej więcej w pierwszy weekend, widocznie się nie wyrobiłam, zdaża się. Większość z Was pisząc komentarz nie wysila się na więcej niż na dwa zdania, a dziwicie się, że pisanie opowiadania trwa. Rzeczywiście, strasznie dziwne.

Barty - śliczne podziękowania za korektę ; )


Środa, 28 listopada, 1996

Harry nie pojawił się na śniadaniu, a podczas obiadu niczego nie tknął. Jego przyjaciele byli trochę zaniepokojeni, ale o wiele bardziej zainteresowała ich obecność wysokiego, przystojnego maga w czarnej pelerynie, zasiadającego po prawej ręce opiekunki Gryffindoru. Owo zainteresowanie podzielali zresztą wszyscy obecni w Wielkiej Sali. Profesor McGonagall zakomunikowała przed śniadaniem, że dyrektor towarzyszy Hermionie i Draconowi na kolejnym przesłuchaniu w Ministerstwie, a następnie uda się do Edynburga i nie będzie go w szkole przez trzy dni, po czym przedstawiła wszystkim swojego „siostrzeńca". Oznajmiła, że Asmodeusz Rozencrantz przybył, aby pogłębić wiedzę z zakresu Eliksirów, które go fascynują od dzieciństwa.
Panna Granger, która zauważyła drażliwość Pottera, wolała nie poruszać tematu jego braku apetytu i zamiast tego, po nalaniu sobie zupy szparagowej, zagadnęła:
- Ten Rozencrantz nie wygląda na takiego, który potrzebuje się uczyć jakiegokolwiek rodzaju magii, nie sądzisz Harry?
- No, wygląda tak... malfoyowato i trochę groźnie – wtrącił się Ron.
- Hę? – Harry zmarszczył brwi i przeniósł spojrzenie na stół nauczycielski, a jego wzrok prześlizgnął się szybko z demona na Snape’a. Severus dziobał widelcem w swoim talerzu i marszczył brwi. Wyglądał na zamyślonego, zakłopotanego i zirytowanego jednocześnie. Jego oczy napotkały spojrzenie Harry'ego. Chłopak pospiesznie wrócił do kontemplacji swojego talerza.
„Nie przeproszę go” – pomyślał z mocą.
- Dlaczego nawet się nie odezwiesz? – grzecznie spytała Hermiona.
- Dlaczego baby muszą zawsze zwracać uwagę na każdy nowy męski tyłek? Gilderoy też cię fascynował, a okazał się zwykłym dupkiem.
- Och! – Hermiona na chwilę zaniemówiła. – Wtedy miałam zaledwie trzynaście lat! – Syknęła z oburzeniem. – Ten cały Rozencrantz jest po prostu ciekawym typem, a ja po prostu próbuję z tobą rozmawiać, Harry. Ale skoro jestem głupią babą, to nie będę się odzywać - wydęła wargi i zajęła się swoją zupą.
- Hermi, nie przejmuj się - powiedział cicho Ron. - Dziś rano warczał na mnie jak wściekły smok, nawet nie wiem za co.
Hermiona wzruszyła ramionami i postanowiła ignorować Pottera. Spojrzała ponad stołami na Dracona, który uśmiechnął się do niej i skierował palec wskazujący lewej dłoni ponad głową Millicent na Pansy, po czym przewrócił teatralnie oczami i znacząco popatrzył na stół nauczycielski. Granger domyśliła się, że Malfoy próbuje jej przekazać, iż Parkinson jest mocno zainteresowana Asmodeuszem. Hermiona zauważyła szczebioczącą coś z ożywieniem Pansy, Bullstrode pukającą się w czoło i śmiejącą się półgłosem razem z Draconem. Parkinson posłała im obrażone spojrzenie.
Panna Granger postanowiła trochę się rozerwać. Przeprosiła grzecznie Rona, następnie Neville’a i braci Creevey’ów, po czym udała się do stołu Ślizgonów. Podeszła z uśmiechem do Millicent i Dracona i oznajmiła, starając się, aby jej głos zabrzmiał jak zmysłowe mruczenie:
- No co? Asmodeusz Rozencrantz jest bardzo fascynującym mężczyzną – zatrzepotała uroczo rzęsami, uśmiechając się znacząco do Malfoya, który spiorunował ją wzrokiem.
Bullstrode roześmiała się szczerze, a siedząca po prawej stronie Dracona Blaise złośliwie zachichotała.
- Co racja to racja, Herm, ale nie chcesz chyba, żeby Smoczek dostał niestrawności? – łypnęła uwodzicielsko na kolegę i tak, jak Granger chwilę wcześniej, zatrzepotała zalotnie rzęsami. Tym razem to ją Malfoy zavadował spojrzeniem.
- Baby są okropne. - Oznajmił urażony.
- Wiesz, Harry uważa dokładnie tak samo. Ciekawe, dlaczego? – Hermiona ukazała swoje białe uzębienie całemu światu.
- Odejdź, zanim cię ukarzę, o niewierna – grobowym tonem oświadczył Draco, co wywołało napad niekontrolowanej wesołości u Hermiony, Millicent i Blaise, która przy okazji opluła się herbatką.
- Ukarzę cię, niewierna – przedrzeźniała go Zabini. – Powinnaś się zacząć bać, Hermiono.
Reakcją Gryfonki był jedynie głośniejszy śmiech. Draco zaś miał arcykwaśną minę.
- Wyluzuj, o potomku czystokrwistych i seksiastych, dobrze będzie – pocieszyła go Bullstrode, dając mu kuksańca w bok. Hermiona i Blaise kwiknęły radośnie, przy czym panna Granger zrobiła to dużo głośniej i zakryła usta dłonią.
- Nie nabijaj się ze mnie - syknął Malfoy.
- Gdzież bym śmiała – Millicent wyszczerzyła się rozkosznie.
- Granger, wracaj w tej chwili na miejsce! Dziesięć punktów od Gryffindoru! – zagrzmiał od stołu nauczycielskiego Mistrz Eliksirów.
- Co to za spacery podczas jedzenia, panno Granger?! – dodała od siebie oburzona McGonagall, rzucając jednocześnie Severusowi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Młodzi muszą się wyszumieć – Asmodeusz wydął usta i puścił oko Minerwie, która z wrażenia omal nie upuściła widelca.
- Też coś - fuknęła.
- Ona nigdy nie była młoda. Urodziła się już jako wiedźma – oznajmił bardzo cicho Severus.
- Nie zmuszaj mnie, żebym zripostowała, Snape! I umyłbyś włosy, zanim zaczniesz krytykować innych – McGonagall poprawiła kok i uśmiechnęła się wyniośle.
Tonks wyszczerzyła się szeroko, łypiąc przy tym z zainteresowaniem na Asmodeusza, który zachichotał nieco złowieszczo.
Snape po prostu zgrzytnął zębami. Przekomarzanie się z wicedyrektor, przynajmniej w obecności uczniów, było niewskazane. Te małe drapichrusty mogłyby przestać traktować go tak poważnie, jak do tej pory. Dlatego dodał coś o wrednych jędzach, ale zrobił to już niesłyszalnym szeptem. Spojrzał też na Tonks z urazą i złością.
- Nie przejmuj się, mogę ci umyć te twoje włoski – szepnęła mu Nimfadora do ucha i to akurat w chwili, gdy podnosił do ust szklankę z sokiem, więc niemal się zachłysnął z powodu szoku. Tym razem to Tonks zachichotała złowieszczo. Severus uraczył ją spojrzeniem pełnym jadowitego wyrzutu.
- I coś jeszcze mi umyjesz? – syknął z przekąsem.
- Co tylko zechcesz, Sev - czarownica mrugnęła figlarnie.
Snape udał, że nie słyszy i wściekł się na siebie, czując, że lekko się rumieni.
- Zajmij się jedzeniem - dodał wyniośle, wywołując kolejny chichot u Tonks.
- Myślę, że pójdziemy dziś razem pod prysznic - sapnęła Nimfadora, kiedy już skończyła się śmiać. – Jeśli nie chcesz, to pójdę z Asmodeuszem - dodała kokieteryjnie.
- Jestem do usług. – Og skłonił się z wdziękiem, a Snape po prostu rąbnął pięścią w stół, po czym, na wszelki wypadek, rzucił mordercze spojrzenie całej sali.
- Jesteś wyuzdana i bezwstydna, Tonks, a TY mi coś obiecałeś. - zwrócił się z naciskiem do demona.
- Nie przypominam sobie, abym składał obietnicę bycia nieuprzejmym wobec kobiet. Damom nigdy nie odmawiam - oznajmił wyniośle demon i cmoknął lekceważąco.
Nimfadora zanotowała sobie w pamięci, żeby zapytać, co takiego obiecał Severusowi Asmodeusz, a Mistrz Eliksirów poczuł, że ma ochotę udusić Oga, a najchętniej przegryzłby mu tętnicę. Demon miał rację. Przecież nie podrywał ani Tonks, ani żadnej innej nauczycielki. To Tonks rzucała niemoralne propozycje, ale świadomość tego faktu nie ukoiła jego morderczych instynktów.
- Zbereźnico jedna. - syknął i zavadował Nimfadorę spojrzeniem. To spowodowało, że ponownie się roześmiała.
Snape postanowił nie odzywać się więcej.
Rolanda Hooch zadowoliła się obserwacją innych nauczycieli, błogosławiąc swój doskonały wzrok i słuch. Nie mogła powiedzieć, że źle się bawi.

***
- Przepraszam, Herm - Harry skrzywił się, ale posłał przyjaciółce zawstydzony uśmiech.
Rzuciła mu nieprzyjemne spojrzenie.
- Okay. Chciałabym tylko, żebyś nie wyżywał się na mnie, jeżeli masz jakiś problem - oznajmiła chłodno.
- Nie mam żadnych problemów – zaprzeczył gorliwie, rumieniąc się przy tym.
- Skoro tak mówisz - wzruszyła ramionami. – Cokolwiek zrobiłeś, powiedziałeś, lub czegokolwiek nie zrobiłeś, to twoja sprawa, Harry. Dopóki nie będziesz się chciał ze mną podzielić tym, co cię gnębi, dopóty nie będę się tego dopominała, ale jeżeli jest cokolwiek, co wpływa do tego stopnia na twoje relacje z innymi, to powinieneś coś z tym zrobić. Trzymaj się, ja idę do biblioteki. - Posłała mu poważny, pełen troski uśmiech.
Chciał już się pokłócić i zaprzeczyć, jakoby cokolwiek wpływało na jego relacje z innymi, ale już odeszła, a ponadto, co najgorsze, miała rację. Od rana chodził zły i naburmuszony, warczał na Rona, Seamusa i Neville’a, a teraz też na Hermionę. Oby tylko nie nawinął się Malfoy, bo już kompletnie straci nad sobą panowanie. Tak, Hermiona miała rację. Snape był jego problemem, nawet dosyć dużym, a od wczorajszego wieczoru urósł do rangi ogromnego problemu, zresztą na jego własne życzenie.
- Harry, czemu stoisz zasępiony pod wielką salą? Może pójdziesz do naszego Wspólnego i pograsz w gargulki z Draconem, Milli i ze mną, co? – Blaise objęła go i pocałowała w policzek. – Możemy wziąć też Crabbe’a i Goyle’a, będzie zabawniej - szepnęła mu jeszcze na ucho.
Uśmiechnął się, ale niepewnie pokręcił głową.
- Co ci jest? – Zabini spoważniała, chociaż łagodny uśmiech nadal błąkał się na jej wargach.
- Nic, naprawdę. Po prostu nie chcę grać z Malfoyem. O ile nie zapomniałaś, to za nim nie przepadam - skrzywił się.
- A mi się wydaje, że nie o to chodzi - skrzyżowała ręce na piersiach i uniosła brew.
- Tak, a o co? – zirytował się. – Myślisz, że mam jakieś problemy ze sobą, czy co?! – podniósł głos. – Jeżeli tak, to leć do Hermiony, jest w bibliotece. Zróbcie mi wnikliwą analizę, a potem mi ją przedstawcie! – ostatnie słowa wywrzeszczał.
Zdziwiona i zaszokowana jego wybuchem Zabini uniosła dłonie w pokojowym geście, po czym oznajmiła:
- Okay, cokolwiek ci jest, a jest coś na pewno, nie chcę o tym wiedzieć. Jak ci przejdzie, to możesz mi wyjaśnić, o co chodzi, ale twojego wrzasku nie zamierzam słuchać. Do zobaczenia. - Zanim zdołał cokolwiek dopowiedzieć i ochłonąć po swoim wybuchu, oddaliła się pospiesznie.
- Kur*wa mać! – warknął ze złością. Był na siebie zły, przecież wcale nie chciał zrazić do siebie Blaise.
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru - usłyszał za sobą spokojny i pełen mściwej satysfakcji głos Snape’a, który właśnie opuścił Salę w towarzystwie Asmodeusza. – Klniesz na korytarzu, jak zwykły mugol.
Przed oczami Harry’ego pojawiła się czerwona mgła wściekłości.
- Idź do pani Pomfrey, da ci coś na uspokojenie - zadrwił Severus.
- Nienawidzę cię – warknął po prostu Harry. – Nienawidzę! - Poczuł pieczenie pod powiekami i pobiegł czym prędzej do swojego dormitorium. Miał wszystko w bardzo dużym poważaniu. Cholerny Snape był przyczyną wszystkich jego problemów. Dokładnie wszystkich.

******
Asmodeusz przyglądał się z zainteresowaniem, jak Severus uważnie miesza składniki eliksiru Szkiele-Wzro. Pierwsza faza warzenia mikstury, przeznaczonej na potrzeby skrzydła szpitalnego, wchodziła w końcowy etap. Ruchy czarodzieja były precyzyjne i pełne gracji, co zadowalało demona i wprawiało go w dobry humor. Założyłby się, że Mistrz Eliksirów doskonale radzi sobie z rzucaniem bezgłośnych zaklęć i jest zdolny, przynajmniej jeśli chodzi o najprostsze czary, rzucać je bez użycia różdżki.
Severus niemal z czcią zestawił kociołek z ognia, obserwując ze zmarszczonymi brwiami kolor i konsystencję wywaru, i dopiero wtedy demon się odezwał:
- Ta czarownica z pomarańczowymi włosami... kocha się w tobie, prawda? – uśmiechnął się ironicznie. Był ponad wszelkie ludzkie słabości, także miłość. Jego żywiołem była magia i tylko magia, no i, oczywiście, kolekcjonowanie dusz.
Przez chwilę Snape wyglądał na wyprowadzonego z równowagi, ale jego oblicze szybko przybrało zwykły surowy wyraz.
- To, co rodzi się w głowie Tonks, naprawdę mało mnie obchodzi - oznajmił zimno.
„Śmiem w to wątpić" – pomyślał rozbawiony Og.
- Zapominasz, że nawet nie muszę stosować legilimencji, żeby to wiedzieć. Ta umiejętność po prostu cały czas mi towarzyszy i chociażbym chciał, nie mogę nie wiedzieć wielu rzeczy o osobach, na które patrzę i z którymi rozmawiam. Oczywiście nawet mnie może odepchnąć ktoś arcyzdolny, na przykład ty. - Niedbały ton był największym komplementem. Asmodeusz nie schlebiał Severusowi, po prostu stwierdził fakt.
- A ten dzieciak, który klął - Demon uśmiechnął się z wyższością. – Nie sądzę, żeby cię nienawidził. Przynajmniej nie tak mocno, jakby chciał. To zagubiony, pełen sprzeczności chłopak, który wiele wycierpiał, Severusie. Myślę, że uwielbiasz go poniżać.
- Wiesz co, Og? Najlepiej nie myśl i nie praw mi kazań. Jesteś tu na pewnych warunkach i doskonale wiesz, że nie możesz złamać magicznego kontraktu, nawet ty. Nie dałem ci też prawa do udzielania mi dobrych rad - bardzo zimno oznajmił Snape, chociaż słowa Asmodeusza go dotknęły i niemal nim wstrząsnęły. Były takie proste i tak trafnie oceniały sytuację.
- Nie wiem, co do tego ma magiczny kontrakt... – Og skrzywił się nieznacznie. – Jeśli chcesz w ten sposób funkcjonować, to nic mi do tego, ale myślałem, że wampiry są bardziej racjonalne.
- To moja sprawa, jaki jestem. – Severus uciął dyskusję nieco ostrzej niż zamierzał, wywołując u demona pełne wyższości i pogardy ciche prychnięcie. – Bądź tak dobry i skończ to warzyć, mimo że zapewne uznajesz ten specyfik za przyziemny – zadrwił, ignorując pełen gniewu błysk w bursztynowych oczach towarzysza. – Ja mam jeszcze trzy godziny zajęć z tymi nieukami.
- Dobrze, oczywiście, że skończę - odrzekł Asmodeusz grzecznie i wyniośle. – Idź i się wyżyj na dzieciakach – ostatnią uwagę wypowiedział szeptem, zdając sobie zresztą doskonale sprawę z tego, że Mistrz Eliksirów go słyszy.
Snape wymaszerował, gniewnie łopocząc połami szaty.
„Żeby nawet cholerny demon mi doradzał" – pomyślał ze złością, sunąc w kierunku Bogu ducha winnych Krukonów i Puchonów z trzeciego roku. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że skoro tak się działo, to coś w tym musiało być. Upór był jego drugą naturą
- Witam, niebożęta - zadrwił jadowicie, czując satysfakcję z powodu przestraszonych min puchoniątek. – Sprawdzimy sobie waszą wiedzę z ostatnich trzech lekcji - omal nie zachichotał złowrogo, widząc skrajne przerażenie na twarzach kilku uczniów Hufflepuffu.

******
Harry Potter, Chłopiec-Który-Wiecznie-Ma-Jakiś-Problem, dąsał się przez cały dzień. Po kolacji podszedł do niego Draco i klepnął go w plecy.
- Nie musisz tak ostentacyjnie dawać wszystkim do zrozumienia, że ze sobą rozmawiamy. - Warknął Gryfon, poprawiając okulary.
- O, jaki drażliwy. Istna czarownica z dobrego domu po przejściu smoczej ospy - zadrwił Malfoy, szczerząc zęby.
- Ciekawe, skąd masz taki dobry humor? – Harry nie krył irytacji.
- A ciekawe, skąd ty masz zły. Zastanawia mnie też, czemu przy okazji psujesz go także innym, na przykład Hermionie i Blaise. Zwłaszcza Blaise. Po rozmowie z tobą ma zachmurzoną minę - Draco zmarszczył brwi.
- Snape'a się czepiaj - prychnął Potter.
- O. To już wiem chociaż, o co, a raczej o kogo chodzi - Malfoy uśmiechnął się kwaśno. - Mam dobrą radę: idź i mu nawtykaj, ale nie wyżywaj się na innych.
- Mam w dupie Snape’a i ciebie też! – wrzasnął Harry.
- Fascynujące - podsumował z malfoywskim uśmiechem Draco. – Jednak wybacz, nie planuję pobytu w twoim, jak przypuszczam, wielce frapującym i uroczym tyłku.
Harry miał w pierwszej chwili ochotę walnąć Dracona jakimś okropnym urokiem, ale, co zdarzało się u niego rzadko, głęboko odetchnął i zamknął oczy, pozwalając sobie na chwilę wyciszenia emocji i refleksji. Malfoy miał rację. Zachowywał się okropnie, wyładowywał się na innych z powodu własnego podłego nastroju. A przyczyną wszystkiego był Mistrz Eliksirów, nie: to raczej skomplikowane relacje między nimi dwoma.
- Bardzo się wydurniam? – sapnął ze złością.
- Nie gorzej, niż zwykle - łaskawie odpowiedział Draco.
- Daruj sobie ironię - skrzywił się Harry.
- Zrób coś z tym. Naprawdę.
- Nie praw mi kazań – żachnął się Potter. – I powiedz mi, dlaczego ty, w przeciwieństwie do mnie, masz zajebisty humor?
- Cóż za wyszukane słownictwo.
- Nie zmieniaj tematu.
- Niby nie powinienem mieć, – Ślizgon wzruszył ramionami - przesłuchiwali mnie pod Veritaserum i, co najgorsze, także Hermi, ale ona to zniosła nad wyraz dobrze. To na pewno cię ucieszy: mój ojciec zastępuje wielkiego Percivala, a...
- Och, rzeczywiście, z radości chce mi się sikać – zadrwił Harry, a Draco uniósł ze zdziwieniem brwi.
- Po pierwsze, chodźmy stąd w ustronne miejsce, jeśli mamy rozmawiać, po drugie, może najpierw daj mi skończyć zdanie, a później wysilaj się na sarkazm.
Potter wzruszył ramionami i poszli razem do łazienki Jęczącej Marty.
- Ojciec mi powiedział, że Percy jest pod nadzorem kilku Aurorów, dopóki nie wyjaśni się cała sprawa. Teraz pewnie i jego nie minie Veritaserum – Draco uśmiechnął się złośliwie.
Potter nie mógł opanować wrednego chichotu.
- Powiedziałem to Hermionie, ale ona... Wiesz? To było dziwne. Uśmiechnęła się tylko smutno. Myślałem, że bardziej ją to ruszy, ale nie chciała na ten temat ze mną rozmawiać – Malfoy w zamyśleniu wyjrzał przez okno, a potem wyjął papierosy i bez słowa wyciągnął paczkę w stronę Harry’ego. Potter wzruszył ramionami, poczęstował się i wybąkał podziękowanie.
- Wcale jej się nie dziwię, że nie chciała o nim rozmawiać – powiedział po chwili milczenia Gryfon, kontemplując chmurę wydmuchanego dymu.
- Ja też nie. Tylko chodzi mi o to, że myślałem, że ją to uraduje w jakiś sposób, a wydawało mi się, że poczuła się tylko bardziej zmęczona i przygnębiona. Pewnie ma już dosyć... Potter, czy ty nie powinieneś skorzystać z okazji i złożyć jakiegoś oświadczenia o tym, że Matrojew i Weasley wymuszali na tobie fałszywe zeznania? – zapytał nagle Draco, ale widząc pochmurną minę Harry’ego ugryzł się w język. – Sorry, nie chciałem cię zdenerwować.
- Nie zdenerwowałeś mnie. Ja nawet się nad tym zastanawiałem – Potter zarumienił się, a potem nagle spoważniał i poparzył nieufnie na rozmówcę. – A zresztą, to nie twoja sprawa, Malfoy!
- Może i nie moja, ale chyba powinieneś rzucać urok, póki masz różdżkę w pogotowiu. Znaczy, to dobry moment na...
- Wiem, co to znaczy, Malfoy! – Harry zaciągnął się mocniej i odetchnął głęboko. – Nie wiem tylko, czy mi się chce opowiadać, jak to było – zgniótł wypalonego zaledwie do połowy papierosa o parapet, a na jego twarzy malowała się zawzięta chęć, żeby tylko nie stracić zimnej krwi. Nie przy Draconie.
- Rozumiem... ja... – młody arystokrata zawahał się na chwilę. – Sorry, Potter – dodał bardzo cicho i spiekł widowiskowego raka. – Wiem, jak bardzo musi ci być trudno... – ugryzł się w język. Co on tak naprawdę wiedział? To Potter był torturowany, nie on. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co było udziałem Gryfona. Mógł się jedynie domyślać, ale te domysły sprawiały, że robiło mu się słabo i niedobrze. Uświadomił sobie, że gdyby on znalazł się na miejscu Harry’ego, to na pewno wylądowałby na oddziale zamkniętym Św. Munga.
- Nie pieprz farmazonów, nie masz o tym pojęcia - bezlitośnie umocnił go w jego przypuszczeniach Harry, uśmiechając się zimno.
- Wiem – Draco nie zdołał powiedzieć nic więcej i wyrzucił swój niedopałek przez okno.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał jedynie nikły szelest szaty Dracona, który poczęstował Pottera kolejnym papierosem i sam zapalił.
- Mam swoje - warknął Harry, ale przyjął „poczęstunek”.
- Opalę cię kiedy indziej - chłodno odrzekł Malfoy.
- Nadal mi nie powiedziałeś, skąd ten dobry humor – Potter obrzucił Dracona zaciekawionym spojrzeniem.
Malfoy wydawał się odprężony zmianą nieprzyjemnego tematu.
- Och, chyba chodzi o to... – odchrząknął i spuścił skromnie wzrok, co jeszcze bardziej zaciekawiło Harry’ego. – No, chyba będzie coraz lepiej między mną a Hermioną - zaczerwienił się na tyle mocno, żeby poczuć irytację. – Zresztą nie twoja sprawa - dodał z rezerwą.
- Och, okey – Harry uśmiechnął się przekornie. – Wiem, że nie moja.
- Nie bój się, nie skrzywdzę jej – dodał jeszcze Draco, koso patrząc na Pottera.
- Nawet tak nie pomyślałem – Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej. – To ja ostatnio psuję jej humor. Przeproszę ją i wprawię w dobry nastrój, taki... romantyczny... Skorzystasz na tym – nagle Potter zaczął się śmiać, a wywołał to wyraz twarzy Dracona. Malfoy patrzył na niego z coraz większą nieufnością. W końcu nozdrza Ślizgona się rozdęły, a kiedy prychnął z pogardą, słysząc chichot Pottera, Harry roześmiał się jeszcze głośniej.
- Przep... raszam - wydukał Gryfon. – Chyba muszę odreagować parę spraw – odetchnął głęboko. – Ale Hermionę i Blaise naprawdę muszę przeprosić.
- Też mi się tak wydaje – Draco patrzył na niego z miną wyrażającą obawę, co do pełnego zdrowia psychicznego rozmówcy. – A tak poza tym, wszystko okey, Potter?
Harry prychnął.
- W sumie to nie, ale to moja prywatna sprawa, Malfoy, i coś z tym muszę zrobić, jak sam mówiłeś. Ale o nic mnie nie pytaj, bo i tak ci nie powiem – zaznaczył na koniec Gryfon, unosząc, dla zaznaczenia wagi swych słów, palec wskazujący do góry.
- Nie pytam – Draco wzruszył nonszalancko ramionami. – Chciałem tylko powiedzieć, że jak zwykle miałem rację – prychnął lekceważąco i uśmiechnął się sardonicznie.
- Nigdy nie nabędziesz takiej cechy jak skromność, co? Prędzej piekło zamarznie, jak podejrzewam – zakpił Harry i wywalił peta za okno.
- Fałszywa skromność jest gorsza od jej braku – Draco strzepnął niewidzialny pyłek, przyjmując przy tym minę filozofa.
- Czy coś mi sugerujesz? – teraz to Potter nieufnie patrzył na Malfoya.
- Ależ skąd – uśmiech Dracona był pełen słodkiej niewinności i tylko w szarych oczach było widać delikatny błysk przekory.
- Nie wiem, co Hermiona widzi w takim zadufanym w sobie arystokratycznym snobie, który lubi irytować innych – Potter cynicznie się uśmiechnął.
- Cóż, Granger sama bywa wybitnie denerwująca, nie sądzisz? – Malfoy uśmiechnął się bez złośliwości, jakby chciał powiedzieć, że nie chce mu się już przekomarzać. – Poza tym jest świetna w używaniu magicznej mocy i ciągnie ją do najlepszych.
Harry roześmiał się szczerze.
- Zmieni zdanie, tak skromnej i uroczej osoby, jak ty, ze świecą szukać. Zapewne wasze dziecko będzie drugim Merlinem – zakpił łagodnie.
- Będzie potężniejsze od Merlina, Potter. Nie obrażaj mojej ambicji – tym razem obaj się roześmieli.
- A jeżeli to będzie dziewczynka, to przyćmi samą Morganę – dodał jeszcze Harry, ścierając nieposkromione łzy wesołości.
- Nie martw się, zostaniesz ojcem chrzestnym – Draco wyszczerzył się radośnie i Potter znowu parsknął śmiechem.
- Może poćwiczymy oklumencję w Komnacie Życzeń, skoro nie ma Dumbledore’a? – Spytał nagle Harry, nadal mając rozweseloną minę. Był zdziwiony, że rozmowa z Malfoyem tak bardzo go odprężyła i odpędziła od niego chmurne myśli.
- Dobra myśl – Malfoy uśmiechnął się łaskawym uśmiechem arystokraty, mówiącego łaskawy komplement komuś z plebsu. – Wróg nie śpi, potrzebna jest stała czujność – zagrzmiał, całkiem dobrze naśladując Moody’ego.
- No, okey, ale ten, kto będzie drugi na siódmym piętrze, jest stęchłym bobkiem gumochłona – oznajmił Harry i pobiegł jak strzała w kierunku schodów.
Draco ostatnim wysiłkiem woli powstrzymał się przed rzuceniem Impendimento i ruszył w pogoń za Potterem. Nie rzucił w niego żadnym zaklęciem, po prostu wyminął go na zakręcie i nie mógł się oprzeć, żeby nie podstawić mu nogi.

*
- To po prostu oburzające! Żeby dwóch prawie dorosłych młodych ludzi biegało po korytarzach i robiło taki rwetes! W tym jeden z nich będący prefektem! I to w moim Domu! – Snape grzmiał, a jego czarne oczy rzucały groźne błyski. Gabinetu Mistrza Eliksirów nie dało się nazwać przyjemnym. Panował w nim przenikliwy chłód.
- Nie wątpię, że całe to zamieszanie jest winą Pottera, ale pan, panie Malfoy, powinien wykazać nieco rozsądku! – Severus zamknął na chwilę oczy i odetchnął bardzo głęboko, po czym ciągnął już o wiele ciszej i spokojniej, łypiąc jedynie na dwóch młodzieńców, stojących z niewyraźnymi minami i wbijających wzrok w podłogę. – Mogę wiedzieć, co było przyczyną tych hałaśliwych wyczynów poniżej godności jakiegokolwiek czarodzieja?
- Znaczy, my... – Draco wolał sam odpowiedzieć, znając awersję Mistrza Eliksirów do Harry’ego. – Nie ma profesora Dumbledore’a i chcieliśmy poćwiczyć oklumencję sami... – zamilkł, słysząc jak żałośnie to brzmi, Snape natomiast uniósł brwi i cmoknął z niesmakiem i zaciekawieniem.
- I do tego, panie Malfoy, należało rechotać jak opętane osły i robić tumult jak stado oszalałych hipogryfów, jak rozumiem? – jego cichy, przesączony jadowitą drwiną głos był zdecydowanie gorszy od krzyku. Zwiastował kłopoty. – Proszę mi to przybliżyć, bo nie do końca rozumiem – dodał z uśmiechem samozadowolenia. – Pan Potter jest zdolny, by zachowywać się jak osioł i do tego już przywykłem, ale co pana, panie Malfoy, skłoniło do takiej błazenady, nie mam pojęcia.
Obaj, Harry i Draco, uznali za niebywałego pecha spotkanie ze Snapem na siódmym piętrze, ale żaden z nich nie uważał za stosowne, aby grzecznie zapytać Mistrza Eliksirów, co ten robi na tak wysokich kondygnacjach. Teraz obaj byli przygnębieni, a Potter starał się na dodatek opanować coraz silniejszy gniew na Severusa. Mistrz Eliksirów, jak zwykle zresztą, bezkarnie i z jawną satysfakcją go obrażał.
- No, który z was mi wyjaśni, co do ćwiczeń w zakresie oklumencji mają wrzaski, rechoty, bieganie i podstawianie sobie nóg? I to na schodach... Chcecie zostać kalekami? To zgłoście się do mnie – wykrzywił się w nieprzyjemnym, cynicznym grymasie.
- Znaczy... My po prostu szliśmy do pewnego miejsca, gdzie można poćwiczyć bez problemu...
- Panie Malfoy, wiem, gdzie znajduje się Komnata Życzeń i wiem, do czego służy, znaczenie czasownika „iść” także znam i zapewniam was, że na pewno nie szliście. To był galop i to w niezbyt pięknym stylu. Żaden z was nie przypomina konia, jednorożca, hipogryfa, pegaza, czy thestrala i żaden z was nie biega z gracją cech..ącą te zwierzęta. Za to osły przypominaliście, panowie, na pewno, zwłaszcza, gdy słychać było rozchodzące się po całym korytarzu istne rżenie ćwierćinteligentów. Nie mam pojęcia, jak ukarać taką pustotę. Może sami wymyślcie sobie karę, bo bez konsekwencji tego nie zostawię. Już dawno skończyliście pierwszy rok nauki i powinniście dawać młodszym uczniom przykład. Więc słucham, może pan, panie Malfoy, wymyśli adekwatną karę. Liczę na pana wrodzoną inteligencję – opanowany i łagodny głos Snape’a miał jedną właściwość, której nie dało się podważyć. Dobijał. Sprawiał, że obaj – Harry i Draco – poczuli się jak prawdziwe osły, co nie zmieniało faktu, że świetnie się bawili, biegnąc z rykiem po schodach i korytarzach Hogwartu.
- Znaczy, wiemy że zachowaliśmy się idiotycznie i przykro nam z tego powodu... - zaczął znowu Draco.
- Już widzę, jak wam przykro – zadrwił Snape. – No, słucham?
- I ten, tego... – kontynuował Malfoy. – Należy się nam chyba szlaban i odjęcie punktów, może tak po pięć - Ślizgon nieśmiało się uśmiechnął.
- Raczysz sobie kpić, Draco. Oba domy tracą po piętnaście punktów, Potter dodatkowo pięć, za głupawy uśmieszek – dodał ironicznie.
- Wcale się nie śmieję! – zaprotestował Harry z rumieńcem oburzenia, a Draco wolał nic nie mówić, chociaż widział, że Potter nie kłamie. Mógł mu jedynie zaszkodzić.
- I kolejne pięć za przerywanie nauczycielowi – zaznaczył mściwie Severus.
„Jestem paskudny i zły” – pomyślał przy tym zarówno ze smutną refleksją, jak i przewrotnym rozbawieniem.
Harry poczuł znowu ten zapiekły i bezsilny gniew, który kazał mu wczoraj zachować się wobec profesora z najwyższą podłością. Dobry nastrój, który pojawił się za przyczyną rozmowy z Malfoyem, prysł niczym bańka mydlana w starciu ze szpilką. Zacisnął zęby i postanowił zmilczeć.
- Jeśli chodzi o szlaban, to mam dla was coś o wiele bardziej fascynującego. W piątek wieczorem, powiedzmy o ósmej, mam dostać ciekawy esej na temat eliksirów, naprawdę ciekawy, a temat pozostawiam waszej wybitnej inteligencji. Wypracowanie powinno zawrzeć się w pięciu rolkach pergaminu. Jeżeli mi się nie spodoba, napiszecie następny esej i tak do skutku. Mam nadzieję, że zdacie egzamin za pierwszym razem – uśmiechnął się pobłażliwie i cynicznie , widząc zatroskane spojrzenie Dracona i nienawistne Pottera. – A teraz znikajcie, zanim wymyślę coś gorszego.

- To może być coś gorszego? Jego nie zdołamy nigdy, niczym zaciekawić, przynajmniej w dziedzinie eliksirów – oznajmił z kwaśną miną Draco, gdy już wyszli. – Chyba darujemy sobie dzisiaj oklumencję – dodał stropiony.
- Nienawidzę go! Normalnie uparł się zrujnować mi życie! – warknął Harry. – Teraz jeszcze musimy drałować do biblioteki.
- Może Hermiona nam coś podsunie.
- Jasne, powie, że sami jesteśmy sobie winni!
- Możnaby poprosić jakiegoś nauczyciela o pozwolenie na korzystanie z działu Zakazanych i coś wymyślić.
- A jaki nauczyciel... – Harry urwał bo zza zakrętu wyłoniła się Tonks i rzuciła im z uśmiechem „cześć”.
- Tonks, spadłaś nam z nieba! – uradował się Harry.
- Daj nam pozwolenie na korzystanie z działu Ksiąg Zakazanych – Draco zrobił minę zbitego psa.
- Ach jasne, od razu – zakpiła i popatrzyła na nich podejrzliwie, uśmiechając się filuternie.
Obaj młodzieńcy zaczęli z entuzjazmem wyjaśniać, po co im to pozwolenie i, po pięciu minutach przekrzykiwania się, Tonks uciszyła ich i zapytała.
- Czy chodzi o to, że musicie napisać wypracowanie za karę? – obie głowy - jasna i ciemna – skinęły zgodnie. - I ma to być wypracowanie na temat eliksirów, które zaciekawi profesora Snape’a, tak? – głowy ponownie skinęły. – No dobrze, dam wam to pozwolenie, ale nie w tej chwili, przypomnijcie się jutro, okey?
Harry i Draco ponownie pokiwali głowami, po czym chóralnie podziękowali i oddalili się obaj w kierunku korytarza wiodącego do pokoju wspólnego Slytherinu.

***
- Harry i Draco stwierdzili, że spadłam im z nieba. Podobno zadałeś im fantastyczne wypracowanie – stwierdziła Nimfadora, zamykając za sobą drzwi.
- Po pierwsze, wchodzi się, gdy ta druga osoba powie „proszę”, po drugie, myślę, że nie wyjawili ci przyczyny otrzymania w prezencie dodatkowej pracy pisemnej, Tonksss – przedłużone „es”, którym Snape ozdobił wypowiedź, świadczyło dobitnie, iż przyczyną było coś, co bardzo zirytowało Mistrza Eliksirów. Tonks zastanowiła się nawet, czy nie bardziej od tego, że nie poczekała na łaskawe „proszę”. – Zapewne twój słodziutki kuzynek i ulubiony pupilek nie oświecili cię, że biegali jak oszalałe bydło korytarzami i schodami, rechocząc opętańczo i podkładając sobie na zakrętach nogi?
- Nie, ale mogę sobie to wyobrazić. Są młodzi, przechodzą tak zwaną burzę hormonów, co ciebie pewnie nigdy nie dotyczyło... – złośliwie zmrużyła oczy – ...i muszą czasem poszaleć. To przywilej młodości.
- Na litość boską, mają chyba od czegoś mózgi i wolna wolę! Rozumiem, że ty byś im nie odjęła punktów, co? – Snape przezornie przemilczał przytyk dotyczący burzy hormonalnej, ponieważ nie chciał Tonks zbytnio do siebie zrazić. Jego złośliwe alter ego kazało mu równie złośliwie odpowiedzieć, ale się powstrzymał.
- Odjęłabym, ale na pewno nie wlepiłabym dodatkowej pracy pisemnej – wzruszyła ramionami i potrząsnęła burzą pomarańczowych włosów, na które Severus popatrzył z niesmakiem. – Ty po prostu nie potrafisz zrozumieć, że wielu młodych ludzi ma niespożyty temperament i muszą niektóre sprawy odreagować, dlatego jesteś przesadnie surowy.
- Ty za to jesteś zbytnio pobłażliwa, więc szale się wyrównują – mruknął czarnooki mag i postarał się przybrać najbardziej obojętny wyraz twarzy, co nie było łatwe, bo Tonks podeszła do niego bardzo blisko, uśmiechając się przy tym jak rozleniwiona kotka. Mógł poczuć jej ulotny zapach i zobaczyć bardzo drobne piegi na dekolcie. Miała na sobie ciemnozieloną suknię, podkreślającą jej całkiem zgrabną kibić i współgrającą z pomarańczem włosów, podwiniętych filuternie na końcach. Snape stwierdził w myślach z irytacją, że specyfik pani Pomfrey doskonale leczył jego wstydliwą przypadłość nabytą po paskudnej klątwie. Odchrząknął i postarał się surowo zmarszczyć brwi.
- I tylko po to przyszłaś? – spytał chłodno.
- Nie - zmrużyła oczy jeszcze bardziej. – Przyszłam zapytać, czy nadal odrzucasz moją propozycję wspólnego prysznica.
Na chwilę naprawdę go zatkało, omal nie zachłysnął się powietrzem. Tonks zrobiła jeszcze jeden kroczek do przodu i poczuł jej ciepło, miękkość włosów na policzku i delikatną bryzę oddechu na szyi. Omal nie warknął z irytacji, czując jak po jego ciele przebiega przyjemny dreszcz. Przybrał jeszcze surowszą minę niż poprzednio i odsunął się od Nimfadory, unikając przy tym zbyt gwałtownych ruchów.
- Jestem dorosłym i poważnym człowiekiem, więc skończ z tym cyrkiem i daj mi spokój – powiedział z godnością. – Możesz iść pod prysznic z Asmodeuszem, on nigdy nie odmawia... damom – dodał jeszcze zgryźliwie, dając kobiecie do zrozumienia, że on na pewno nie ma jej za damę.
- Jesteś zazdrosny – Tonks uśmiechnęła się przekornie. – Zazdrosny i na dodatek bronisz się przed własnymi pragnieniami. Pies charłaka – zmarszczyła nos i cmoknęła z niesmakiem.
- Przed niczym się nie bronię – Snape opanował rumieniec i odchrząknął, przybierając jeszcze godniejszą pozę. – I na pewno nie jestem o ciebie zazdrosny – prychnął złośliwie.
- Och, jaki zimny i nieprzystępny – zamruczała Nimfadora. – Mam na ciebie jeszcze większą ochotę – dodała, popychając Mistrza Eliksirów na biurko, o które musiał się oprzeć. – Żeby tak rezygnować z uroków życia? Doprawdy, Snape – ugryzła go delikatnie w płatek ucha i nagle się odsunęła.
Wyposzczonemu Severusowi lekko zakręciło się w głowie i poczuł nieprzyjemny niedosyt, kiedy Tonks zrobiła krok do tyłu.
„Kawał cwanej lisicy” – pomyślał, opanowując impuls rzucenia się na czarownicę.
- Cóż, pozostaje mi iść pod prysznic samotnie i wyobrażać sobie, jakby to było z tobą – oznajmiła od drzwi, przeciągając każdą samogłoskę, po czym sugestywnie oblizała górną wargę i nacisnęła klamkę.
Nie miała pojęcia, że Snape potrafi być aż tak cichy, zwinny i szybki. Zanim zdążyła uczynić kolejny ruch, Mistrz Eliksirów przyparł ją do ściany
- Och, Sev – sapnęła i uśmiechnęła się tryumfalnie.
Jęknęła cicho, kiedy gorący język mężczyzny polizał jej szyję.
- Nigdzie nie pójdziesz – oznajmił autorytarnie Severus, błyskawicznym ruchem zsuwając jej z ramion suknię.
Roześmiała się cicho.
- Zrobimy to przy ścianie? – spytała, kokieteryjnie przygryzając dolną wargę.
- Nie tylko przy ścianie, mała niewyżyta tygrysico – oznajmił i ukąsił ją w ucho, a następnie w szyję.
- Ale fajnie – Tonks zachichotała znowu. – Nigdy nie robiłam tego przy ścianie, w fotelu, ani... od tyłu – wyszeptała mu do ucha.
- Ty wyuzdana Gryfonko – podsumował jej zapędy Snape i jednym szarpnięciem spowodował, że suknia całkowicie opadła z Nimfadory, odsłaniając krągłe piersi, skąpe jaskrawożółte figi i pończochy samonośne. Tonks odwzajemniła się za pomocą trzymanej cały czas w prawej dłoni różdżki i jednym, sprawnym machnięciem pozbawiła Mistrza Eliksirów czarnego, zapiętego na denerwującą ilość guzików wdzianka, a jej oczom ukazały się czarne bokserki i skarpetki tego samego koloru.
- Wcale nie jesteś taki chudy – uraczyła go komplementem Nimfadora. – Taki całkiem, całkiem i wszędzie masz... tyle ile trzeba.
- Wszędzie, to znaczy gdzie? – spytał, unosząc lewą brew.
Zachichotała i złapała go za pośladki, przyciągając do siebie mocno.
- Ty cholero – oznajmił Severus i mocno ją pocałował.
- Jestem dobrze wychowaną dziewczynką i nie wypada mi mówić takich rzeczy – wyszeptała chwilkę później, niecierpliwie pozbywając się butów.
- Ale robić to, co robisz, owszem? – zapytał, czując, jak wsuwa dłoń za jego bokserki.
- Robić owszem, Sev, robić owszem... – zamknął jej usta pocałunkiem i przyszło mu do głowy, że, jak na grzeczną dziewczynkę, ma całkiem sprawne paluszki.
Tonks nie zamierzała zbyt długo pieścić się ze Snapem, tylko w momencie, gdy Severus jęknął głośno, ściągnęła z niego bokserki, mężczyzna zaś dość nieporadnie wyplątał z nich nogi.
- Fajne skarpetki – oznajmiła Nimfadora. – Buciki to już zupełny szał – dodała, uśmiechając się figlarnie i oceniającym wzrokiem mierząc pantofle ze smoczej skóry (czarne oczywiście). – Nie wspominając już o osobistym... wyposażeniu.
- Podobno jesteś grzeczna – Severus zaczął się bawić jej piersiami.
- Przecież nic już nie mówię – wymruczała, prężąc się jak kotka.
Snape ściągnął z niej figi, całując przy okazji skórę Tonks i schodząc wargami coraz niżej, aż do pępka.
- No, pokaż czy masz sprawny języczek – zażartowała czarownica i po kilku chwilach była w stanie jedynie jęczeć, gdyż język Snape’a naprawdę był sprawny. Delikatnie zataczał kółeczka wokół stwardniałej łechtaczki i smakował jej wilgotne wnętrze.
- Jesteś sadystą, Snape – sapnęła.
- Myślałem, że spełniam twoje pragnienia, Nimfadoro – wymruczał prosto we wnętrze jej uda.
- Nie mów tak do mnie – szepnęła, ale uśmiechnęła się.
- A ty nie mów do mnie po nazwisku – odparł wstając i unosząc ja lekko w pasie.
- Dobrze, Sev – odrzekła z zapałem i oplotła jego biodra udami. – Ta ściana jest zimna i masz nie ogrzewany gabinet – poskarżyła się.
- Zaraz będzie ci gorąco, kochanie – zapewnił ją, uzasadniając swoje słowa czynami.
Krzyknęła cicho.
- Tak lepiej? – zapytał, figlarnie unosząc brew i wchodząc w nią głębiej.
- Zdecydowanie – sapnęła, wyginając się i dając do zrozumienia, że chce więcej.
- Jesteś silny i dobrze zbudowany... Och, Merlinie! –więcej nie byłą w stanie powiedzieć, gdyż Severus ja pocałował, poza tym była zmuszona skupić się na czymś zupełnie innym niż komunikacja werbalna. Określenie „mowa ciała” zdecydowanie bardziej pasowało do sytuacji, zwłaszcza że ciała – i jej i Severusa – rozumiały się całkiem dobrze, coraz lepiej i dosyć szybko doszły do niemal doskonałego porozumienia.
- Boże, przepraszam – wymruczał spocony Mistrz Eliksirów.
- Za co? – wyjęczała Tonks.
- Że skończyłem tak szybko i nie zdążyłaś... – nie dokończył, bo Nimfadora postanowiła go pocałować, napastliwie wsuwając mu język do ust i zmuszając ponownie do komunikacji pozawerbalnej.
- Nadrobisz – sapnęła minutę później.
Odpowiedział jej cichy i bardzo zmysłowy śmiech.

******
- Rycerz Gryffindoru, szlachetny Harry James Bliznowaty Potter uraczył nas swoją, jakże zaszczytną obecnością – oznajmił Draco uroczystym tonem, przekroczywszy progi Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Większość obecnych uczniów wydawała się zaskoczona i niemal zaszokowana, gdyż Malfoy wcześniej raczej wieszał psy na Potterze, niż się z nim publicznie pokazywał. To drugie było wręcz nie do pomyślenia. Harry obrzucił go rozbawionym i pełnym nagany spojrzeniem.
- Jednakże, szanowni panowie i wytworne damy, nie łudźcie się, iżby Harry James Blizna Na Sławnym Czole Potter chciał rozmawiać z wami wszystkimi i marnować dla was swój, jakże cenny, bohatersko-gryfoński czas – ciągnął jasnowłosy arystokrata w tym samym, podniosłym tonie. – Albowiem, – tu uniósł uroczyście dłoń – albowiem, bracia i siostry w Slytherinie, Harry chce rozmawiać jeno z jednym, a raczej jedną z nas. Mam zaszczyt obwieścić, iż Harry James Ze Sławną Blizną Na Czerepie Potter przybył w mojej skromnej eskorcie, sir Dracona Pogromcy Dziewic Puchońskich Malfoya... – rzeczony Malfoy z trudem utrzymywał powagę, a Potter musiał zakryć usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem - ... po to, by złożyć uszanowanie i porozmawiać na osobności z nadobną lady Blaise Boskooką Zabini. Dlatego upraszam w imieniu sir Pottera Bohatera... – w tym momencie większość osób zgromadzonych w pokoju wspólnym wykazywało oznaki szczerego rozbawienia i nie było już tak cicho jak na początku. – Cisza, motłochu! Rycerz mówi! – Draco nie mógł nie zareagować na brak powagi należnej jego przemowie, a Harry zaryczał najgłośniej, najdosadniej podważając autorytet Malfoya. Prawie wszyscy obecni zapłakali ze śmiechu, Millicent zaczęła bić brawo i wielu Ślizgonów poszło w jej ślady.
- No i jak tu można powagę zachować? – Draco złożył ręce na piersi, udając wielce obrażonego, w duchu zaś był uszczęśliwiony, że wywołał taką falę wesołości.
Harry uniósł obie dłonie, prosząc o ciszę.
- Ja już nie będę przemawiał jak sir Draco Pogromca Sami Wiecie Których Dziewic Malfoy – Millicent zakrztusiła się ze śmiechu, a Malfoy skromnie spuścił wzrok i zatrzepotał rzęsami. – Chcę po prostu porozmawiać z Blaise Zabini i chciałem zapytać, czy ktoś z was jej nie widział.
- Tu jestem – usłyszeli parę metrów wyżej rozbawiony damski głos.
Harry i Draco podnieśli głowy i ujrzeli Zabini i Granger stojące na schodach, prowadzących do dormitoriów Ślizgonek. Widocznie schodziły, a gdy usłyszały przemowę Draco, postanowiły poczekać i posłuchać.
- Rozumiem, że możemy wypożyczyć na kwadrans twoja kwaterę, Draco? – zapytała Blaise, uśmiechając się szeroko do przyjaciela.
- Oczywiście, tylko bez żadnych numerów – Malfoy posłał jej dwuznaczny uśmiech, który z wdziękiem zignorowała. – Więc, sir Potter? – czarnowłosa Ślizgonka zwróciła swoje „boskie” oczy na Harry’ego, który kurtuazyjnie podał jej ramię i za chwilę zniknęli na schodach wiodących do dormitoriów męskich.
Hermiona bez słowa chwyciła Dracona za rękę i wyprowadziła na korytarz.
- To jak to jest z tymi dziewicami? – spytała, uśmiechając się na poły frywolnie, na poły okrutnie. – No, smoczku kochany? – zrobiła krok do przodu i zaczęła się bawić jego krawatem, sugestywnie zaciskając pętlę.
- Chodzi ci o to, co powiedziałem o tych puchońskich? – zapytał, kładąc dłonie na jej dłoniach i gładząc je delikatnie. Uśmiechał się przy tym niezwykle niewinnie.
- No, tak jakby... – podeszła jeszcze bliżej, tak, że ich biodra niemal się stykały, a jej nos dotknął podbródka Dracona.
- To tylko taki... chwyt marketingowy, a poza tym... puchońskie są przereklamowane – szepnął jej do ucha.
- Ja ci dam puchońskie, ślizgońskie, krukońskie i jakiekolwiek inne – Granger wspięła się na palce i pocałowała go tak mocno i zachłannie, że zabrakło mu oddechu.
- Wow! – sapnął chwilę później. – Chciałem powiedzieć, że wystarczy mi, że zostałem pogromcą Hermiony Gryfońskiej Lwicy Czytającej Wiele Granger – wymruczał jej do ucha i pocałował ją o wiele delikatniej, niż ona jego.
Oddała pocałunek, chichocząc cicho.
- Powinieneś się urodzić wśród Indian, oni maja fioła na punkcie nadawania długich imion.
- Jeżeli chodzi o puchońskie, Hermiono – Draco nagle spoważniał, chociaż w jego szarych oczach błyszczała przewrotność. – To tylko taka gadka bez pokrycia, ale, o ile mnie pamięć nie myli, mówiłaś dziś coś o kimś fascynującym i to nie byłem ja – przekornie się uśmiechnął.
- Lubię, jak jesteś o mnie zazdrosny – panna Granger spuściła skromnie wzrok i zatrzepotała rzęsami, zupełnie jak Draco kilka minut wcześniej we Wspólnym.
Roześmiał się.
- I nawzajem – szepnął prosto do jej ucha.
Znowu się pocałowali.
- Mówiłem już, że cię kocham i szaleję za tobą? – spytał, prawie nie odrywając ust od jej ust.
Westchnęła i zaczęła czule ssać jego dolną wargę. Jęknął głośno, sprawiając, że zaangażowała się w pieszczotę jeszcze bardziej.
- O matko, kobieto – sapnął i odsunął się od niej niechętnie.
- Czy chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? – spytała figlarnie.
- Że jesteś słodka i kompletnie napalona, ale nie bardziej niż ja – powiedział z rozbrajającą szczerością.
- Powiedzmy, że masz rację – udawała, że się namyśla. – To ja się pożegnam i pozostawię cię, mój uroczy smoku, abyś sobie za mną potęsknił.
- Już tęsknie – delikatnie pogłaskał jej policzek.
Przytrzymała jego dłoń i pocałowała ją czule.
- To trzymaj się i tęsknij, ja idę do biblioteki... pouczyć się – dodała, gdy zauważyła jego dwuznaczny uśmiech. – Sama, bo z tobą nie będę mogła się skupić.
- Wiesz, że teraz będę musiał wziąć zimny prysznic? – spytał, a jego gorące spojrzenie sprawiło, że zarumieniła się lekko, ale nie odwróciła wzroku.
- Przykro mi – powiedziała żałośnie, lecz kąciki jej warg zadrgały.
- Przykro – zadrwił. – Delektujesz się moimi katuszami – dodał cierpiętniczym tonem.
- Skoro tak twierdzisz – wzruszyła ramionami. – Ale ja nie jestem taka... nieczuła, jak sądzisz – uśmiechnęła się tajemniczo.
- Co masz na myśli? – szare oczy rozbłysły ciekawością.
- Nic... szczególnego – cmoknęła go w policzek i szybko odeszła, uśmiechając się pod nosem.
- Hermiona, co ty kombinujesz?! –zawołał za nią, a ona odwróciła się, pomachała mu ze śmiechem i prawie pobiegła korytarzem.
„Potrzebuję tony lodu” – pomyślał przytykając czoło do zimnej ściany.

***
- Więc, sir Harry? Cóż chciałeś mi powiedzieć? – Blaise usiadła po turecku na zaścielonym łóżku Malfoya juniora i klepnęła zapraszająco miejsce obok siebie.
- Chciałem przeprosić za moje grubiaństwo i za wyżywanie się na tobie – zarumienił się i spuścił nos na kwintę.
- Coś jeszcze? – spytała, gdy usiadł obok.
- Chyba tak.
- Więc słucham – ścisnęła delikatnie jego dłoń, jakby chcąc dodać mu otuchy, a Harry popatrzył na nią niepewnie. Wzrok Blaise był łagodny i wyrozumiały, zdawał się go zachęcać i mówić, że może być całkowicie szczery.
- Harry, – podjęła Zabini po dłuższej chwili napiętego milczenia – naprawdę nie musisz się z niczego zwierzać jeżeli nie jesteś gotowy, albo po prostu nie chcesz, ale zrozum, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, naprawdę o wszystkim.
Westchnął i przytulił policzek do jej policzka.
- To nie takie proste – mruknął.
- Domyślam się.
- A masz czas? Bo to dłuższa opowieść i muszę sięgnąć do nieprzyjemnych wspomnień, nie tylko moich wspomnień...
- Nigdzie mi się nie spieszy, a Draco nas stąd nie wyrzuci – powiedziała, tarmosząc łagodnie jego niesforne włosy. Potter położył głowę na jej udzie i przymknął oczy. Pogłaskała go po policzku.
- To było całkiem niedawno, bo na piątym roku – zaczął. – I jak zwykle, przyczyną zdarzeń była moja nieokiełznana ciekawość...
Blaise gładziła go po twarzy i włosach, w skupieniu słuchając opowieści o myślodsiewni i wspomnieniach profesora Snape’a, w które Harry zajrzał, nie mogąc opanować swojego wścibstwa.
- Przykro mi, Harry – powiedziała, kiedy skończył. – To na pewno nie było dla ciebie miłe.
- Było okropne – przyznał szczerze Harry. – Czułem się po prostu paskudnie. Żałowałem nawet, że nie trafił we mnie tym słoikiem, pewnie we mnie nie celował i po prostu chciał żebym szybciej się wyniósł. Ale gdybym oberwał, chyba poczułbym się lepiej. Dziwaczne, nie?
- Wcale nie dziwaczne, Harry. Bardzo łatwo to zrozumieć. – Blaise zamyśliła się na chwilę i nawinęła kosmyk włosów Pottera na palec. – Twój ojciec, jak sam mówiłeś, później się zmienił. Wiele osób w tym wieku świruje – westchnęła przeciągle. – Poza tym, ty przecież taki nie jesteś. Świadczy o tym żal i gorycz, które czułeś; może nadal czujesz.
Potter nagle strącił jej dłoń i usiadł.
- Nieprawda, Blaise. Wczoraj zachowałem się jak ostatni cham i to mnie najbardziej męczy. Wiem, że Severus Snape ma wobec mnie uraz, że mnie nie cierpi, tak jak ja jego, albo nawet bardziej, ale... Wstyd mi za to, co wczoraj wieczorem mu powiedziałem, jak... jak już poszłaś – Harry musiał przełknąć ślinę, bo poczuł, jak w gardle rośnie mu ogromna gula.
Blaise się nie odezwała, nie próbowała go przytulić, czując, że w tym momencie odtrąciłby każdy przejaw czułości i troski. Wysłuchała tego, co miał do powiedzenia i milczała nadal.
- Jestem okropny, prawda? Nie odebrał mi punktów, nie dał mi szlabanu, zupełnie nic. Popatrzył na mnie tylko... dziwnie i kazał mi iść do siebie. To mnie jeszcze bardziej rozwścieczyło, a dziś powiedziałem mu, że go nienawidzę, bo odjął mi punkty za przeklinanie na korytarzu. Powiesz mi, jakim jestem wielkim dupkiem? – popatrzył na nią z ironicznym i smutnym uśmiechem.
Blaise przyglądała mu się uważnie. Potrząsnęła głową i powiedziała łagodnie:
- Nie jesteś dupkiem, Harry. Przecież widzę, jak się męczysz, gdybyś był dupkiem, to nie obchodziłoby cię, że postąpiłeś źle. Zrobiłeś wczoraj coś naprawdę paskudnego i mogę ci dać tylko jedna radę. Dopóki nie przeprosisz Snape’a, będzie ci źle. Nieważne jak cię potraktuje, powinieneś go przeprosić. Zresztą nie sądzę, żeby drwił z twojej skruchy. - Położyła niepewnie rękę na jego ramieniu i, ku jej uldze, nie odtrącił jej, ale przykrył dłoń dziewczyny swoją. – Wiem, że potrafisz go przeprosić.
Skinął głową.
- Dziękuję – powiedział cicho.
- Nie ma za co, Harry – uśmiechnęła się ciepło i pomyślał, że kocha ten uśmiech i że bardzo kocha Blaise.

******
Hermiona nacisnęła klamkę i sapnęła z dezaprobatą. Drzwi były zamknięte i właściwie tego się spodziewała, wprawiło ją to jednak w lekką irytację.
„Alohomora” – szepnęła, celując różdżką w zamek i przyjmując z radością prawie niedosłyszalne skrzypnięcie i pojawienie się szpary w drzwiach. Pchnęła je lekko i weszła na palcach do cichego, pogrążonego w mroku pomieszczenia, po czym zamknęła drzwi i powolutku przekręciła klucz w zamku. Zdjęła kapcie oraz skarpetki i bezszelestnie, niczym kot, podkradła się do łóżka, wymijając zgrabnie stół. Blady blask księżyca nie dawał zbyt wiele światła, ale widziała bardzo dokładnie zarysy przedmiotów. Położyła różdżkę na szafce przy łóżku, zsunęła z siebie szatę i wślizgnęła się pod cudownie chłodną, satynową pościel w kolorze ciemnej wiśni. Zdjęła koszulkę i bieliznę, po czym przytuliła się do pleców Dracona. Przesunęła dłonią delikatnie wzdłuż boku śpiącego Ślizgona i uśmiechnęła się, czując pod palcami jedynie ciepłą skórę. Pieściła jego udo, czując jak drobne włoski unoszą się pod wpływem jej dotyku. Zaczęła całować jego ramiona i kark.
- Draco – szepnęła mu do ucha. – Draco, obudź się, proszę. – Jej kciuk zaczął zataczać subtelne kółeczka wokół pępka Malfoya. Jęknął sennie i odwrócił się w jej stronę, mamrocząc coś pod nosem.
- Ale śpioch – powiedziała nieco głośniej, nie odrywając palców od jego brzucha i przyglądając się ledwie widocznej w słabej poświacie księżyca twarzy chłopaka. – Draco, - odezwała się pełnym głosem – nie chcę cię wykorzystać.
Zamrugał powiekami i popatrzył na nią nieprzytomnie.
- Hermiona? – spytał niepewnie, po czym jego spojrzenie przeniosło się z jej twarzy na nagie piersi dziewczyny. – Hermi – wyszeptał czule i wyciągnął do niej ręce, całkowicie rozbudzony. – Powiedz, że to naprawdę ty i że mi się nie śnisz – wymruczał, dotykając wargami jej miękkich włosów. Poczuł, jak jej piersi ocierają się o jego skórę, a sutki twardnieją. Westchnęła cicho.
- Jestem tu naprawdę – pocałowała go lekko.
Przyciągnął ją mocno do siebie, zdając sobie sprawę, że oboje są całkowicie nadzy.
Przykrył ją swoim ciałem, przewracając ją delikatnie na plecy. Sapnęła i wygięła ciało w łuk. Całował delikatnie jej szyję. Odrzuciła do tyłu głowę i cichutko, ledwie słyszalnie pojękiwała. Jej ciało naprężyło się, kiedy jego język odnalazł różowy sutek.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Pragnę cię – wyszeptała. – Proszę, nie przestawaj.
- Jeżeli zrobię coś nie tak, cokolwiek... – zaczął troskliwie, ale nie dała mu skończyć.
- Proszę, Draco, nie przestawaj – poprosiła żarliwie. – Nie przestawaj.
Pocałował ją z uniesieniem, a jego palce wślizgnęły się delikatnie między jej uda. Głaskał ją czule, sprawiając, że stawała się coraz bardziej wilgotna. Hermiona jęczała i cicho powtarzała jego imię. Przytrzymał jej ręce, żeby nie przeszkadzała mu swoimi pieszczotami i całował delikatnie jej skórę. Czuła jego oddech, czuła jak z każdą kolejną pieszczotą ulatuje z niej poczucie rzeczywistości. Kiedy zaczął całować jej kobiecość, zaszlochała cicho i pozwoliła mu zabrać się do nieba.
Smakował jej wnętrze, zmuszając ją do nieustannych jęków. Jej biodra unosiły się i opadały, palce dłoni splotły się z jego palcami i zacisnęły mocno. Wielbił ją każdym czułym pocałunkiem, a Hermiona zacisnęła powieki i modliła się żeby nie stracić przytomności. Powtarzała jego imię niemal błagalnie, sprawiając że był jeszcze bardziej delikatny niż na początku. Zaprowadził ją na szczyt i otworzył przed nią bramy raju, a później leżała oddychając ciężko, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu i czuła jak Draco muska wargami jej brzuch i piersi. Pocałował ją powoli, łagodnie i oddała mu pocałunek. Czuła swój intymny smak i miękkość jego warg, cudownie wilgotny, sprężysty język i przyjemne ciepło oddechu. Zatracała się w tym, w nim i w jego czułości.
- Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
Usłyszała w jego łagodnym szepcie, jak mocno musi się kontrolować, jak bardzo jest rozbudzony, a myśli tylko o niej.
- Ze mną tak, z tobą chyba nie – szepnęła.
Nie odpowiedział tylko przytulił twarz do jej twarzy i westchnął. Dłonie dziewczyny ześlizgnęły się na jego biodra, delikatnie pieściła jego pośladki.
- Her... miona – wydukał i zacisnął powieki.
Czuła na policzku jego gorący, lekko wilgotny oddech i dotyk warg. Uniosła biodra i oplotła go nogami, dając do zrozumienia, czego chce. Jej łono otarło się lekko o jego erekcję i jęknął cicho.
- Draco – powiedziała niecierpliwie. – Mam cię błagać?
- Nie chcę cię skrzywdzić – wymruczał trochę nieprzytomnie.
- Nie jestem ze szkła – sapnęła.
- Co to, to na pewno nie – przyznał jej rację.
- Więc, kochanie? – ponagliła go, zaciskając uda na jego biodrach.
Wchodził w nią powoli i łagodnie, coraz głębiej. Musiał zagryźć wargi, żeby nie stracić panowania nad sobą. Hermiona mimowolnie zesztywniała i przez jedną, małą chwilę pomyślała, że nic z tego nie będzie. Poczuła jak zalewa ją fala zimnego strachu, a najgorsze chwile z jej życia wracają, chociaż tego bardzo nie chciała. Zacisnęła powieki i szarpnęła się, oganiając od siebie złe wspomnienia.
- Mam przestać? – spytał z troską, zaciskając zęby i modląc się o cierpliwość.
- Nie – powiedziała niepewnie.
- Powiedz, dopóki jestem w stanie się opanować – dodał cierpliwie.
- Nie chcę żebyś przestawał – powiedziała już pewniej. – Tylko... mów do mnie, proszę.
Mówił; dopóki był w stanie powtarzał jej, że jest cudowna, że ją kocha i jej potrzebuje. Odprężyła się i zamknęła oczy. Stwierdziła, że nie jest źle, że jest jej całkiem przyjemnie. Jęknęła i uniosła biodra. Draco był zbyt podniecony by kontrolować się dłużej. Jego ruchy staja się mocne i szybkie, ale jej to nie przeszkadzało. Objęła go mocno i westchnęła, gdy poczuła, że ciało jej kochanka pręży się w ekstazie, a w jej wnętrzu rozlewa się jego nasienie. Krzyknął i opadł na nią bezsilnie, oddychając ciężko. Czuł, jak delikatnie głaszcze go po włosach i karku i wtulił twarz w jej szyję.
- Przepraszam – sapnął.
- Prosisz się o kopniaka – odrzekła wprost. – Zamiast podziękować, błagasz o przebaczenie.
- Nie miałaś orgazmu – poskarżył się.
Roześmiała się cicho.
- Rozumiem, że ten wcześniejszy się nie liczy i nie liczy się to, że mi ten fakt absolutnie nie przeszkadza, tak? – uniosła głowę i pocałowała go w ramię.
- To... to nie tak – zaprotestował.
- Więc zamiast się zadręczać, daj mi odetchnąć pełną piersią i mnie przytul.
Odsunął się niechętnie i szybko ją do siebie przygarnął. Położyła głowę na jego klatce piersiowej i leżeli przez kilka chwil w zupełnej ciszy. Hermiona głaskała leniwie tors Dracona, a on przeczesywał palcami jej włosy.
- Dobrze mi – wymruczała cicho.
- Cieszę się, kocico – odparł rozleniwionym głosem.
- Chyba nie zamierzasz spać? – uniosła głowę i spojrzał na niego pytająco.
- Mało ci? – uśmiechnął się do niej.
- Powiedzmy – odrzekła.
- To znaczy? – zaciekawił się.
Nie odpowiedziała. Ułożyła się na nim wygodnie i pocałowała go delikatnie. Westchnął cicho, gdy jej wargi zsunęły się na jego szyję. Zamknął oczy, pozwalając sobie na leniwy jęk, kiedy Hermiona uznała, że chce lizać i ssać jego sutki.
- Budzisz we mnie dziką bestię – wymruczał.
- To niedobrze. Masz tak leżeć i być uległy – Gryfonka powiedziała wprost czego oczekuje.
Roześmiał się.
- Mówię poważnie – dodała.
- Ale ja czuję zew natury... – uśmiechał się przekornie i zmrużył oczy; mogła to zobaczyć mimo niezbyt silnej poświaty księżyca.
- Hm... – udała że się zastanawia, a jej dłoń powędrowała w dół. – Rzeczywiście.
- Miona – sapnął i bezwolnie poruszył biodrami.
- Nie bój się, odpowiednio się tobą zajmę, smoczku – zapewniła go, bawiąc się włoskami na jego podbrzuszu. Uniosła się na łokciach i zajrzała mu w oczy.
- Jestem zazdrosna o Parkinson – powiedziała szczerze.
- No co ty?! – był oburzony.
- Chodzi mi o przeszłość – wyjaśniła. – Kiedy pomyślę, że ta tleniona wypłosz cię dotykała, to normalnie wrrr...
- Już od dawna nie dotyka i, o ile mnie pamięć nie myli, chyba wolała brać niż dawać ... Jak widzisz jestem przyzwyczajony do dawania, więc...
- Żadnego więc – oznajmiła autorytarnie. – Masz grzecznie leżeć – dodała, gdy poczuła, że chyba nie zamierza być bezczynny.
Zamruczał coś z frustracją.
- Ładnie proszę – cmoknęła go w policzek.
- Przecież nic nie mówię.
- Grzeczny smoczek.
Jęknął w odpowiedzi, gdyż uznała za stosowne pogładzić jego coraz twardszą erekcję. Usta i sprężysty języczek Hermiony znaczyły powolutku szlak od zagłębienia jego szyi do mostka i pępka. Polizała delikatnie wzniesienie żeber, sprawiając, że wciągnął mocno powietrze. Powtórzyła pieszczotę jeszcze czulej i zajęła się ssaniem jego pępka.
- Her... mio... na – wysapał. – Oszaleję przez ciebie.
- Może nie – mruknęła, gładząc delikatnie wnętrze jego uda.
Kiedy pocałowała delikatnie męskość chłopaka, szarpnął się, odepchnął ją od siebie i uniósł się na łokciach.
- Draco! – Popatrzyła na niego gniewnie.
- Ja... nie wiem czy wytrzymam – oznajmił cicho. - Poza tym... nie musisz – poczuł jak się rumieni.
Sapnęła ze złością i irytacją.
- Pewnie, że nie muszę. Mogłam w ogóle nie przychodzić!
Chciał jej coś odpowiedzieć, ale położyła palce na jego wargach.
Przytulił ją lecz zgrabnie wywinęła się z jego objęć.
- Kocham cię, Draco. Chcę, żebyś zrozumiał, że ja tego chcę. Chcę cię tak pieścić, a nie muszę, czy czuję się zobowiązana – powiedziała z rozdrażnieniem.
Przyglądał się jej i miała wrażenie, że jest trochę zdezorientowany i zawstydzony. Zmiękła i pocałowała go.
- Chcę ci dać wszystko, co mogę. Chcę poznać smak twojego nasienia. – Zarumienił się o wiele mocniej, niż wcześniej i ją przytulił. – Potrzebuję tego – dodała prosząco.
Całował ją długo i delikatnie. Popchnęła go łagodnie na plecy i lekko zataczała okręgi językiem na jego skórze, schodząc coraz niżej. Otarła się policzkiem o jego udo. Jej wargi objęły główkę penisa, a palce gładziły mosznę. Ssała go czule, słuchając jego głośnych jęków. Draco zacisnął z całej siły dłonie na pościeli i ostatkiem woli starał się nie rzucać zbyt mocno na łóżku, żeby nie sprawić Hermionie przykrości. Poczuła jak jego ciało sztywnieje, usłyszała jak krzyczy jej imię, a jej usta zalewa jego sperma. Zmusiła się, żeby przełknąć i delikatnie scałowała kropelki potu z brzucha i klatki piersiowej Malfoya. Przyciągnął ją do siebie i głęboko pocałował. Jęknęła cicho i przytuliła się do niego, a Draco rozsądnie powstrzymał się przed przepraszaniem.
- Dziękuję – szepnęła cicho do jego ucha.
- Nie ma za co – odparł bez zastanowienia i już po chwili pomyślał, że jest kretynem bez grama elokwencji.
Hermiona zachichotała cicho.
- Kocham cię, nie śmiej się ze mnie – naburmuszył się zawstydzony.
- Och, czasami jesteś tak nieprzyzwoicie słodki, Draco – odrzekła i cmoknęła go w czoło.

***
******

Napisany przez: Amania 11.03.2006 15:42

Fajnie że jest już nowa część. smile.gif
Zatem do rzeczy:
Muszę powiedzieć, że ogólnie nieźle się uśmiałam. Ale mnie rozbawiły niektóre rozmowy, i stwierdzenia, przykładowo: "stęchły bobek gumochłona" - laugh.gif jak ty to wymyślasz ???
Bardzo podoba mi się wątek Oga. Opowiadanie zrobiło się jeszcze ciekawsze. Oby tak dalej. Zastanawiam się, co będzie dalej.
Chciałam pochwalić twoje dialogi - są zrozumiałe i wychodzą ci naturalnie.
W tym odcinku fajnie udało ci się przedstawić Pottera - jest taki, jakie są właśnie nastolatki - wybuchowy, ma zmienny humor, etc. To duży plus umieć wykreować naturalnie postać.
Nie zauważyłam żadnych błędów.
Trochę dużo jest tu scen sama-wiesz-jakich, co mnie osobiście niezupełnie odpowiada, ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę całokształt, wydaje się to być zrozumiałe.
To chyba tyle na razie z mojej strony.

Napisany przez: migotka 11.03.2006 16:44

jest nowy rozdział!!! biggrin.gif

Napisany przez: Coyote 12.03.2006 01:13

Wow, nareszcie następna część... Jak na razie wojenna kacja uspokoiła się, ale ciekawa jestem co z tym Ogiem będzie.

A czy nie sądzicie, że najwyższy czas przerzucić to do Kwiatu lotosu? happy.gif


Napisany przez: psawko21 12.03.2006 01:33

Kolejna świetna część, Kitiaro.
Przez niektóre fragmęty dosłownie spadałem z krzesł na ziemię dusząc się ze śmiechu.
Coyote dobrze mówi, coraz więcej tu wątków erotycznych, przydało by sięchociaż ostrzeżenie, że w danym parcie są takowe sceny.
Pozdrowienia i weny!

Napisany przez: Kiniulka 12.03.2006 17:13

Kitiaro jesteś WIELKA!!!

Nie spotkałam się jeszcze nigdy z osobą o tak wielkim talencie pisarskim. Twoje ficki ( w tym także ten, który czytam od kilku dni i w końcu udało mi się go przeczytać do końca tongue.gif ) są po prostu świetne!!!
W parcie zawierającym przesłuchanie uczniów.. tam gdzie miał zostać opisany gwałt Hermiony, zabrakło tekstu, ale mimo wszystko mi tam to nie przeszkodziło w dalszym czytaniu..
Ogólnie rzecz biorąc fick bardzo łatwo się czyta. Cieszy mnie to, że party są takie długie (przynajmniej jest co poczytać w chłodne, zimowe dni tongue.gif ). W niektórych miejscach zauważyłam literówki taki jak, np. zamiast on jest napisane ona itp. malutkie błędy, które nie przeszkadzają w czytaniu, bo z wątku można wywnioskować, o co chodzi. Bardzo rozbawiły mnie niektóre momenty jak np. wyliczanie przez Hermionę, jaki to jest Malfoy po powrocie z posiedzenia u Voldemorta, po tym jak na nią nakrzyczał.

Zmierzając już do końca. Fick bardzo przypadł mi do gustu. Chociażby dlatego, że Draco jest z Hermioną wub.gif (bardzo lubię takie parringi biggrin.gif ). Trochę mnie zmyliła ta zamiana Zabini w dziewczynę (hehe laugh.gif ), ale Twoje wytłumaczenie pomogło mi w zrozumieniu sytuacji blush.gif , była jeszcze sprawa koloru włosów pani Malfoy, ale w to też nie wnikam.. To jest fick Twojego autorstwa i nie trzeba się aż tak podporządkowywać temu, co w swoich książkach zawarła pani Rowling. Trochę różnorodności nie zaszkodzi wink2.gif

Życzę ci ogromnej weny na pisanie tak wspaniałych opowiadań jak tte, któresą na forum.

Pozdrawiam cieplutko i z niecierpliwością czekam na nowe odcinki blush.gif

Kiniulka



Napisany przez: RappaR 13.03.2006 20:04

Kolejna osoba chwali Pottera więc wprowadź go jeszcze więcej smile.gif Tak z 4 razy - przyrost geometryczny laugh.gif

Napisany przez: Neffi 05.04.2006 16:41

Ogólnie rzecz biorąc to, to co piszesz mi sie podoba, ale jest w tym kilka minusów, które mnie bardzo irytuja przy czytaniu. Mianowicie, najgorrsze jest to,że Draco za często PRZEPRASZA, za czesto sie rumieni(Malfoy'owie sie nie rumienia, a nawet gdyby to on robi to za czesto), więc kiedy piszesz, że powiedział coś chłodnym tonem, albo że jego oczy były zimne, to nie potrafię sobie jego takiego wyobrazic. Rumieni się i przeprasza, a potam jest zimny, chłodny - według mnie to jest kontrast, którego nie można pogodzić, nie w jego przypadku.W stosunku do Hermiony jest nadopiekunczy. Podobaja mi się dialogi, jakie piszesz między bohaterami, w sczegołności między Harrym a Draco, ale wszystko jest w porzadku, do momentu, kiedy Draco(lub Harry) nie powiedzą "przepraszam".

Napisany przez: WeEkEnD 14.04.2006 22:21

Czytałem tego fica 5 godzin i stwierdzam (mimo mnóstwa literówek i słabego początku), że jest IDEALNY!

Ciekawie przedstawieni bohaterowie, (jak zwykle u ciebie) zgoda między Gryffindorem i Slytherinem, parring HG/DM (lekko zużyty, ale co tam ;P) to tylko przedsmak. Czekam na kontynuację bo mnie szlag trafi jak sie nie dowiem co wyjdzie z tego ataku na Hogwart cry.gif

PISZ SZYBCIEJ

Napisany przez: yakuza 15.04.2006 11:54

W sumie to opowiadanie jest dobre oryginalne.Podoba mi się tu zachowanie nie których postaci takich jak Harry Severus Hermiona itd. Draco Malfoy jest trochę za "przepraszający" i za często się rumieni.NIE Podoba mi się ostatni akt tego rozdziału gdzie Hermiona ...Dracowi poprostu dla mnie to obrzydliwe

Napisany przez: WeEkEnD 15.04.2006 11:56

QUOTE(yakuza @ 15.04.2006 11:54)
W sumie to opowiadanie jest dobre oryginalne.Podoba mi się tu zachowanie nie których postaci takich jak Harry Severus Hermiona itd. Draco Malfoy jest trochę za "przepraszający" i za często się rumieni.NIE Podoba mi się ostatni akt tego rozdziału gdzie Hermiona ...Dracowi poprostu dla mnie to obrzydliwe
*



Co do tej obrzydliwości sie zgadzam :S

Napisany przez: Kitiara 16.04.2006 12:06

Przepraszam, że mało.
Obiecuję - czego dawno nie robiłam - po prostu mogę ze względu na zblizające się dla mnie dni wolne od pracy, których będzie kilka, że kolejny odcinek pojawi się najpóźniej w pierwszy weekend maja (ale nie ostatni kwietnia!).
Dziękuję za komentarze ; )
Dziękuję Barty'emu za korektę : )
Życzę miłego czytania i wesołych, rodzinnych Świąt oraz, oczywiście, bardzo mokrego dyngusa!
Pozdrawiam!


Noc ze środy 28. listopada na czwartek 29. listopada 1996

Severus nie lubił bezczynności i nie przepadał za pozycją horyzontalną. Ale w momencie, gdy był przedmiotem miłosnych czułości Tonks, wcale mu ten fakt nie przeszkadzał. Nimfadora delikatnie całowała klatkę piersiową mężczyzny i bawiła się włoskami na jego podbrzuszu. Przymknął oczy i zamruczał cicho, ale po chwili syknął z frustracją i wydał z siebie pomruk irytacji.
- Przestań! – warknął i niemal brutalnie ją z siebie zrzucił.
- Sev! O co ci chodzi?! – Oburzona czarownica wpatrywała się ze złością w swojego kochanka.
- Muszę wyjść – odrzekł i zaczął się ubierać. Bardzo szybko. Robił to wręcz w tempie błyskawicznym.
„Zapomniałem, zupełnie zapomniałem, a powinienem być przygotowany”.
- Niech to jasny szlag! - zaklął.
- Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć! – Nimfadora była zła na Snape’a, a jednocześnie czuła niepokój. Gdzieś na skraju świadomości wiedziała o co chodzi, ale nawet nie dopuszczała do siebie tej myśli. Lepiej nie.
Pobiegł do pokoju obok i przyniósł stamtąd zwinięty pergamin, po czym wybiegł jeszcze raz, klnąc na czym świat stoi, a kiedy wrócił, Tonks cicho krzyknęła i odruchowo przykryła się kołdrą po samą brodę. Maska Śmierciożercy nie była zbyt twarzowa, ani nie wzbudzała zaufania. Sklęła się w duchu za własną głupotę i podała Severusowi zwinięty, związany czarną wstęgą pergamin, próbując nie patrzeć na jego twarz oszpeconą tym... czymś. Chwycił rulon ręką obleczoną w cienką, czarną, skórzaną rękawiczkę. Mimo, że walczyła tyle razy ze zwolennikami Voldemorta, teraz wygląd milczącego Mistrza Eliksirów, zamaskowane oblicze, przywodzące na myśl okrutną śmierć i jego spokój budziły w niej strach. Czym innym było z nimi walczyć, w ferworze bitwy miotać zaklęcia i uchylać się od klątw, a czym innym patrzeć na nieruchomą, ohydną postać. Co zrobiłaby, gdyby ją dopadli i znalazłaby się w kręgu tych potworów, co by czuła? Co czułaby, skoro tylko jeden z nich, Severus Snape, którego znała i nie miała podstaw, żeby się go obawiać, wzbudzał w niej irracjonalny lęk? Co czuli mugole, którzy byli porywani, torturowani i często na koniec mordowani? Co czuł Snape, gdy ich katował? Odsunęła od siebie złe, obrzydliwe myśli.
- Przepraszam, że krzyczałam. Uważaj na siebie, ja ...poczekam. – Starała się patrzeć tylko na widoczne w wąskich szparach czarne oczy, omijając spojrzeniem białą, śmiertelną maskę na jego twarzy.
- Nie musisz, nie wiem kiedy wrócę – odrzekł sucho, ale łagodnie. – Dobranoc – dodał i dosłyszała w jego głosie mocny akcent sarkazmu, który sprawił, że przymknęła oczy i nic nie odpowiedziała.
Wyszedł i pobiegł do miejsca aportacji, a po drodze czuł, że jego ramię odzywa się znowu, tym razem jeszcze silniej. Voldemort się niecierpliwił i Snape przyspieszył. Tak naprawdę mało go obchodziło, ile Cruciatusów zarobi, zdążył się przyzwyczaić. Nie zamierzał jednak swoim stanem i wyglądem przyprawić o zawał serca Tonks, kiedy wróci, i chciał normalnie funkcjonować w czasie zajęć. To była jego ulubiona rozrywka.

*
- Crucio – to usłyszał i poczuł Severus, gdy pojawił się w komnacie swojego pana. Niezbyt silne, ale natarczywe i dość długie zaklęcie, pozbawiło go na chwilę tchu, gdyż był zmęczony biegiem.
- Wybacz, Panie – powiedział, klękając i skłaniając głowę. – Byłem w łóżku.
- Powinieneś być gotowy, Snape – cicho odrzekł Lord.
- Wiem, Panie.
Kolejną klątwę Cruciatus Severus nie tylko usłyszał i poczuł, ale także zobaczył, gdy przed oczami zatańczyły mu czarne, psychodeliczne cienie. Chyba wrzasnął, chociaż nie był tego pewien. Zacisnął zęby, żeby zapobiec kolejnym okrzykom cierpienia.
Voldemort zdjął zaklęcie i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. Snape, leżąc wyczerpany bólem na podłodze, słuchał miarowego stukotu jego kroków.
- Możesz wstać? – obojętnie spytał po dłuższej chwili czerwonooki.
- Spróbuję, panie – pokornie odrzekł Mistrz Eliksirów i uniósł się na łokciach, po czym przyklęknął na jedno kolano i ucałował rąbek szaty Voldemorta, który raczył podejść tak blisko swojego poddanego. Własna służalczość wywołała w nim odruch wymiotny, ale wiedział, że tak trzeba. Wolał trochę przesadzić w płaszczeniu się, niż zarobić tyle klątw, żeby nie móc szybko i sprawnie myśleć podczas rozmowy z Lordem.
- Podnieś się, sługo – łaskawie powiedział Czarny Pan i powoli odmaszerował do swojego tronu.
- Daj – rzekł krótko, zasiadłszy na podwyższeniu i wyciągnął chudą, długą rękę w kierunku Snape’a.
Snape podał mu pergamin i, po rozwinięciu, okazało się, że są to dwie płachty papieru, jedna z mapą zabezpieczeń i druga z planem rozmieszczenia dormitoriów uczniów mugolskiego pochodzenia.
- Aż tyle szlam – Czarny Pan skrzywił się z niesmakiem. – Cóż, dostarczą wam nieco zabawy – dodał obojętnie i z większym zainteresowaniem spojrzał na schemat zabezpieczeń szkoły.
- A teraz przybliż mi działanie magicznych blokad i zaklęć ochronnych, drogi sługo – powiedział po kilku chwilach.
Snape odkaszlnął i zaczął mówić.

******
Draco, w przeciwieństwie do Hermiony, która złożyła głowę na jego klatce piersiowej i oddychała miarowo, nie spał. Udało mu się zapaść w sen jedynie na godzinę, a kiedy się obudził, czuł się całkowicie wypoczęty. Pogładził jej gęste włosy, odchylił łagodnie jej głowę i uniósł się, żeby pocałować czoło dziewczyny. Poruszyła się nieznacznie, mrucząc coś niewyraźnie, i zacisnęła mocniej dłoń na jego ramieniu. Przytulił ją na powrót, uspokajająco głaszcząc jej ramiona. Zarzuciła nogę na jego brzuch, naprężyła się lekko i szeroko ziewnęła.
- Paszcza jak u lwicy –oznajmił Draco z lekkim uśmiechem. – A jaka czujna, jakby lwiątek swoich pilnowała.
W odpowiedzi Hermiona kłapnęła zębami tuż przy jego nosie i pocałowała go mocno.
- Przecież pilnuję nieporadnego smoczątka – powiedziała niewinnie po chwili.
- Znieważasz mnie, wiesz? – Draco zsunął dłoń na pośladek Gryfonki. – Chcesz dostać klapsa? – dodał słodkim tonem.
- Nie dasz mi klapsa – odpowiedziała pewnie. – Ale łapki nie zabieraj, tak mi dobrze.
Palce Malfoya leniwie przesuwały się po jej skórze, a Hermiona przytuliła się do niego mocniej i cicho zamruczała.
- Twoim zdaniem mam łapki? – spytał nagle.
- Łapeczki – przytaknęła. – Kochane łapeczki. Lubię jak mnie myziasz.
Roześmiał się, przewrócił ją na plecy i pocałował.
- Będzie coś więcej niż myzianie? – spytała figlarnie i zmarszczyła nos.
- A chcesz?
Energicznie pokiwała głową i przeturlała się na niego, nie zwracając uwagi na łagodne protesty chłopaka.
- Widzę, że wracasz do życia – szepnęła mu do ucha, a jej dłoń starała się o to, żeby wstąpiło w niego jak najwięcej energii.
Jęknął cicho i zamknął oczy. Nie było sensu tłumaczyć Hermionie, że to ona powinna być pieszczona.
- Przestań – syknął nagle i stracił jej rękę. – Przestań – dodał ciszej. – Muszę wstać.
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
- Po co? Przecież jest druga w nocy. – Nie wiedziała czy się złościć, śmiać, czy bać.
Malfoy zepchnął ją z siebie i z sykiem złapał się za lewe przedramię.
- O nie! Czego może chcieć od ciebie o tej porze? – Dziewczyna była po prostu oburzona. Oburzona i przestraszona.
- Nie wiem. – Założyłaby się o wszystko, że Draco bardzo się stara nie okazywać strachu. – Może jakieś krótkie zebranie? Nic nie wiem... – Siedział w zamyśleniu i rozcierał bolące miejsce na ręku.
- Ubieraj się szybko, nie chcę zamartwiać się o to, w jakim stopniu cię skatował za długie czekanie, Draco – Hermiona nagląco klepnęła go w ramię i mocno ucałowała jego policzek. – Będę czekać na ciebie, ale ty się lepiej pospiesz.
Malfoy wyrwał się z odrętwienia i zaczął w szybkim tempie ubierać, przeklinając cicho Voldemorta za jego brak poczucia czasu oraz taktu.
Hermiona z niepokojem obserwowała poczynania Ślizgona. Odwróciła się gdy zakładał maskę i płaszcz. W tym stroju nie miała ochoty go oglądać.

*
Draco wpatrywał się w chudą i wysoką postać, siedzącą w fotelu przypominającym tron. Voldemort nawet na niego nie patrzył i gładził łeb Nagini ułożony na jego kolanach. Ogromny wąż oplatał stopy swojego pana i poruszał nieznacznie końcową swojego długiego cielska. Zwierzą zasyczało cicho i pokazało na chwilę rozdwojony język.
- Witaj, Draco – powiedział cicho i łagodnie Lord. Efekt delikatności psuł jednak nieodłączny chłód jego głosu.
Malfoy wolałby chyba usłyszeć krótkie i wymowne „Crucio”, a potem twarde „zbyt długo czekałem”.
- Witaj, Panie – odrzekł, starając się nie myśleć, że błędem było nie wypicie Eliksiru Zimnej Krwi, i nie zwracać uwagi na suchość w ustach. Może czerwonooki nie będzie penetrował jego umysłu. Wydawał się raczej obojętny i rozluźniony, niemal zblazowany.
- Nie ciekawi cię, po co zostałeś wezwany? – spytał Voldemort, rzucając mu jedynie przelotne spojrzenie i ponownie utkwił wzrok w żółtej wężycy. Draco był pewny, że Nagini mruczałaby teraz, gdyby węże były do tego zdolne.
- Dowiem się w odpowiednim czasie, Panie, jeżeli tego zechcesz – odpowiedział pokornie skłoniwszy głowę.
Kolejne chwile ciszy niepokoiły Dracona, ale nie zamierzał tego okazywać. Nie musiał być wytrawnym znawcą psychologii, żeby wiedzieć, iż Lord testuje jego lojalność. Gdyby zauważył zdenerwowanie młodzieńca, miałby podstawy do podejrzeń wobec niego.
- Doskonała odpowiedź – odezwał się nagle Voldemort. – Zaskakujesz mnie.
- Dziękuję, Panie – Draco poczuł nieznaczną ulgę.
- Podobno rozstałeś się ze swoja dziewczyną, Pansy Parkinson – powiedział niedbale Czarny Pan; zbyt niedbale.
Ulga, którą poczuł młody arystokrata, natychmiast się ulotniła. Poczuł też nieznaczną irytację. Co kogokolwiek obchodzi z kim się spotyka, a z kim nie? Nawet Voldemorta.
- Tak, panie, ale nie wiem, co to ma wspólnego ze służbą dla ciebie...
Ból, który eksplodował mu pod czaszką, oszołomił Malfoya i chłopak osunął się na kolana.
- Wstań – usłyszał po chwili zimny, wysoki głos. – Niegrzecznie jest odpowiadać pytaniem na pytanie. Ja pytam, ty odpowiadasz. Zasady chyba są jasne, Draco. -
Voldemort mówił coraz łagodniej, niemal miękko, ale to powodowało u młodego Śmierciożercy jedynie dziwne skurcze żołądka. Malfoy nakazał sobie maksimum spokoju, zero paniki i trzeźwość myślenia.
- Jej ojciec jest niezadowolony z tego powodu – ciągnął dalej Czarny Pan. – Nie dziwię się... Malfoyowie mają mnóstwo galeonów i prestiżowe nazwisko – uśmiechnął się pogardliwie. – Mało obchodzi mnie jednak towarzyski zawód Parkinsonów. Bardziej obchodzi mnie coś innego. Podobno rzuciłeś Pansy dla szlamy. Jeżeli to prawda, radziłbym zmianę frontu. Zakochiwanie się w mugolakach nie służy dobrze na lojalność wobec mnie. Ale jeżeli chcesz ją tylko wykorzystać i zostawić, to absolutnie twoja sprawa.
Draco się nie odzywał. Czuł, że nawet nie powinien. Lord jedynie go ostrzegał. Gdyby oczekiwał jakichkolwiek wyjaśnień, albo odpowiedzi, oznajmiłby to wprost. Chciał jedynie aby Malfoy go słuchał. Słuchał i stosował się do jego słów.
- Czy to, co powiedziałem, jest dla ciebie dostatecznie jasne?
- Tak, Panie – Draco starał się mówić mocnym, pewnym głosem i zbyt głośno nie przełykać śliny.
- To dobrze. Crucio!
Ból trwał i trwał, i był przytłaczający. Voldemort zafundował mu długi, wyczerpujący wrzask spowodowany cierpieniem.
- Mam nadzieję, że mnie zrozumiałeś, i że mnie nie zawiedziesz.
- Nie zawiodę, Panie – Malfoyowi szumiało w uszach i czuł lekkie mdłości.
- Przekonamy się. Crucio.
Tym razem klątwa była lżejsza i krótsza, ale też wyczerpująca, chociaż Draco już nie krzyczał. Nie miał siły.
- Wstań – usłyszał i ledwie podniósł się na nogi, na których stał niepewnie i dość chwiejnie. Poczuł, że z nosa cieknie mu krew, i zrozumiał, że oberwał naprawdę mocno. Mocniej, niż mu się wydawało. Mdłości się nasiliły i kręciło mu się w głowie.
- Już niedługo będziesz miał okazję wykazania się lojalnością. Pokazania na kim ci zależy, a na kim nie, i wiem, że mnie nie zawiedziesz, a jeżeli kiedykolwiek mnie zawiedziesz Draco, uwierz, że będziesz tego szczerze żałował. Ja nie wybaczam.
- Nie zawiodę cię, Panie – powiedział Malfoy, zdziwiony, że udało mu się mówić głośno i wyraźnie, a nie bełkotać.
- Wiem, Draco, wiem...
Malfoy usłyszał w szepcie Voldemorta zarówno ostrzeżenie, jak i nutę pobłażliwości. Musiał nad sobą zapanować i użyć całej umiejętności, którą zdobył od Dumbledore’a, i którą ćwiczył sumiennie, żeby stłumić nienawiść do tego potwora siedzącego na podwyższeniu, jak jakiś groteskowy bóg. Nagini zasyczała, jakby przyznawała rację swojemu opiekunowi.
- Crucio – rzucił jeszcze niedbale Lord, znowu zwalając Malfoya z nóg.
Draco zagryzł wargi do krwi, zacisną pięści i nie krzyknął, a, po wszystkim, bardzo szybko i z ogromną determinacją się podniósł.
- Możesz odejść, będziesz naprawdę dobrym sługą... Jeżeli się postarasz.
- Tak jest, Panie – Draco szybko się skłonił i aportował, zanim zemdlał.
W miejscu aportacji, w okolicach Hogwartu, od razu upadł. Łapczywymi haustami łapał powietrze, modląc się, żeby nie stracić przytomności. Wstał i chwiejnie ruszył do Zamku.

******
- Severusie, bywasz bezrozumny – Pomponia stała nad utyskującym coś o babskim przewrażliwieniu Snape’em.
Mistrz Eliksirów leżał w łóżku, w skrzydle szpitalnym. Dostał eliksir przeciwbólowy i wzmacniający. Prawdę powiedziawszy przyjął je po ciężkiej walce z pielęgniarką i Nimfadorą.
- Prawie zawsze jest, a nie bywa – sprostowała Tonks.
Severus prychnął w odpowiedzi.
Pod koniec miłego towarzyskiego spotkania, Voldemort zafundował mu jeszcze kilka Cruciatusów, tak na wszelki wypadek, i, gdy wrócił, wyglądał nieco nieprzytomnie. Po dwudziestu minutach Tonks udało się zaciągnąć go do skrzydła szpitalnego i, po trwającej prawie kwadrans wojnie słownej, dał w siebie łaskawie wlać lekarstwa. Przez następne minuty sukcesywnie przegrywał zaś bitwę o swą godność. Zostawał na noc w ambulatorium. Poppy na to nalegała, jeszcze bardziej i troskliwie nalegała Nimfadora, a pielęgniarka taktownie nie zauważała zażyłości między nauczycielami.
Teraz leżał i cicho burczał pod nosem, rzucając obu kobietom groźne spojrzenia.
- Nie dąsaj się jak bachor. Dostaniesz eliksir na spokojny sen, a rano trochę eliksiru orzeźwiającego i wzmacniającego.
- Równie dobrze mogłem spać u siebie! – oznajmił Snape dobitnie i znowu zaczął cicho burczeć.
- Jedna noc cię nie zbawi.
- Upadek moralny! Dałem się umieścić pod skrzydłami tej kwoki Pomponii i to przez kogo? Przez ciamajdowatą Nimfadorę Znowu Coś Upuściłam Ups Tonks – wymruczał, ale bardzo wyraźnie.
Pani Pomfrey spurpurowiała z oburzenia, a Tonks jedynie uśmiechnęła się zjadliwie.
- Taki dżentelmen, a kobiety obraża. Czemuż to robisz, Sev? Bo chcemy ci pomóc?
- Zniewolić mnie chcecie i odebrać godność oraz sens mojego istnienia. W łóżeczku, w skrzydle szpitalnym! Phi!
- Jesteś gorszy od pierwszoklasisty – oznajmiła Poppy.
- Phi!
- Nie, myślę, że on zatrzymał się właśnie na tym poziomie rozwoju emocjonalnego – sprostowała Nimfadora.
- I kto tu kogo obraża?! – Severus już nie mruczał, prawie krzyczał.
- Jest noc, więc łaskawie mów ciszej – zwróciła mu uwagę Pomponia, nie ukrywając przy tym satysfakcji.
Pukanie do drzwi przerwało konwersację zebranych. Otworzyła Tonks, która stała najbliżej, i aż się cofnęła. W progu stał trupioblady Draco Malfoy, ściskając w ręku upiorną maskę Śmierciożercy.
- Chyba zemdleję... – oznajmił, poczym wmaszerował do środka i spełnił swoją obietnicę.

***
Hermiona obrzuciła szybkim spojrzeniem pogrążonego we śnie, po napojeniu odpowiednim eliksirem, Severusa Snape’a i podeszła Dracona.
- Gdzie Tonks? – spytał cicho Malfoy.
- Poszła do siebie. Podałeś jej hasło i powiedziałeś gdzie jestem – oznajmiła, siadając na łóżku.
- No, owszem, żebyś nie umierała z niepokoju – blade policzki chłopaka zaróżowiły się nieznacznie.
- Nauczycielka wie, że mamy romans – Hermiona uśmiechnęła się przekornie i pogłaskała włosy Ślizgona.
- To przy okazji moja kuzynka – Draco uśmiechnął się blado.
- Młoda panno, to nie czas na wizyty – usłyszeli miły, aczkolwiek stanowczy głos Pomponii. – Przyjdź rano, pan Malfoy musi wypić trochę eliksiru na sen bez snów i odpocząć.
- Tylko minutkę, bardzo proszę. – Hermiona rzuciła jej błagalne spojrzenie.
- Ale na pewno minutkę. – Pielęgniarka wyciągnęła ostrzegawczo wskazujący palec i znowu zniknęła na zapleczu.
- Czego chciał? – spytała Gryfonka marszcząc brwi.
- Porozmawiać.
- Nie kpij!
- Nie kpię. Dał mi parę... życiowych rad. – Malfoy uśmiechnął się trochę smutno. – Bardzo cię kocham – dodał jeszcze, ściskając mocno jej dłoń.
- Wiem, ja ciebie też... Mocno cię poturbował?
- Tylko kilka Cruciatusów, chociaż dosadnych... Jak widzisz, żyję i czuję się już lepiej po tym, co mi zaaplikowała pani Pomfrey.
Hermiona nie mogła się powstrzymać i zaczęła delikatnie całować twarz Malfoya. Przytulił ją mocno i dotknął chłodnymi wargami jej czoła.
- Idź spać, Miona.
- Dobrze, smoczku – odrzekła, cmokając go w usta.
Za jej plecami odchrząknęła Pomponia i panna Granger wstała z ociąganiem.
- Dobranoc Draco, dobranoc pani Pomfrey.
- Dobranoc, dobranoc, idź się wyspać, a ty masz wypić trochę tego.
- Bardzo chętnie – odpowiedział ze szczerą wdzięcznością Draco, sięgając po eliksir, który miał zapewnić mu spokojny, relaksacyjny sen.

***
******

PS: Czemu "kwiat lotosu"? To nie jest erotyk, na całe opowiadanie jest pięć scen erotycznych (z tymi w przedostatniej części włącznie), w tym jedna - podwójna - małżeńska. To nie jest opowiadanie erotyczne...

EDIT:
Owszem, Draco rumieni się i przeprasza, ale tylko wobec Hermiony, którą kocha. Według mnie jest to możliwe.

QUOTE
NIE Podoba mi się ostatni akt tego rozdziału gdzie Hermiona ...Dracowi poprostu dla mnie to obrzydliwe

O! Az tak bardzo jest obrzydliwe, że napisane wytłuszczonym drukiem.
Ciekawa teoria, a w drugą stronę Cię nie obrzydza?
Pewna panienka na DK twierdziła, że jest niezgodne z ludzką naturą (chodziło o inne, nie moje opowiadanie). I też chodziło tylko o miłość francuską w stosunku do mężczyzny, nie do kobiety. Ta sama osóbka uznawała seks za piękny... Przepraszam, ale ja nie potrafiłabym tych dwóch teorii pogodzić. Są sprzeczne.
Miłość frcuska nie jest nieczym obrzydliwym (chyba że ktoś nie zachowuje higieny, ale taką osobę trudno byłoby nawet pocałować), a jeżeli ktoś poczuł się urażony, to bardzo mi przykro.
Zdziwiające, że w drugą stronę jakoś nikogo nie razi.
Gdybym była facetem zrobiłoby mi się bardzo przykro.

Napisany przez: Toskana 16.04.2006 12:24

QUOTE
Hermiona obrzuciła szybkim spojrzeniem pogrążonego we śnie, po napojeniu odpowiednim eliksirem, Severusa Snape’a i podeszła Dracona.


Kit zjadłaś chyba do Dracona smile.gif

Ten błąd rzucił mi się w oczy, więcej nie zauważyłam.
Ale do rzeczy... , że krótkie to nic. Jak mawia mój polonista ,, nie liczy się ilość ,tylko jakość'' tongue.gif A odcinek bardzo mi się podobał, nareszcie Voldzio zaczyna działać smile.gif
Styl pisania jest poprawny i na wysokim poziomie. Najbardziej jednak lubię czytać dialogi Snape'a z innymi osobami. On mnie po prostu rozwala. I za to kocham Severuska.
Pozdrawiam
Toskana

Napisany przez: WeEkEnD 18.04.2006 13:20

Kolejny part znowu fajny, ale zauważyłem, że masz tendencję do zjadania ł.

Nie pisze się "zaczą", tylko "zaczął" np. Zapamiętaj to sobie ;]

Pozdro

Napisany przez: Kara 18.04.2006 17:49

Dawno mnie nie było wchodze a tu next part!!! Bardzo dobry co tu duzo gadac... Kit zastanawiałaś sie czasem żeby napisać ksiażkę??

Kara

Napisany przez: PrZeMeK Z. 20.04.2006 13:41

Przez dwie doby (tak, nie dni, ale doby) przeczytałem cały fick oprócz tej najnowszej części. Bardzo mi sie podoba, zwłaszcza cały watek przesłuchań i tego, jak się zmienili uczestniczący w nich ludzie był świetny. Tym niemniej mam jedną zasadniczą uwagę.
Troszkę nie trzymasz konwencji smile.gif . Mam na myśli to, że w Twoim ficku przeplatają się wątki bardzo "mocne" - przesłuchania, gwałt itp. - i wątki "zwykłe", takie jak romanse czy impreza w lochach. To dobrze, ale... moim zdaniem lepiej było pozostać w brutalnym świecie czarodziejów i nie próbować go "złagodzić". Ale to tylko moje zdanie.
Poza tym jest bardzo dobrze. Relacje i dialogi między bohaterami wychodzą Ci bardzo dobrze, sceny "u Voldemorta" nieco słabiej, ale i tak trzymasz poziom. Pisz dalej...
(A "Ręka Boga" była doskonała, choć ledwie zniosłem opisy tortur na dziesięcioletniej dziewczynce).

Napisany przez: dominisia888 22.04.2006 01:51

Przeczytałam do końca i szczerze nie jestem zadowolona, ze już nie mam co czyatć, nie lubię jak dobre szybko się kończy...

Kit naprawdę podoba mi się ten fick, uwielbiam jak Draco jest taki, zachował wiele cech typowo ślizgońskich, wredny, sarkastyczny, a zarazem czuły i delikatny, podobają mi się momenty w którym rumienie się rozmawaijąć z Hermioną. Dialogi jak zwykle u Ciebei bardzo naturalne, swobodne, szczególnie podobaja mi się wymiana zadń między Potterem a Severusem. Nie podoa mi się tylko fakt zrobienia z Zabiniego dziewczyny, jakoś mnie to razi, ale poza tym wszystko jest boskie, nawet Percy pasuje mi do roli bydlaka.

Pozdrawaim smile.gif

Napisany przez: Ciasteczko 23.04.2006 22:44

dawno mnie tutaj nie było biggrin.gif
i miałam przyjemność przeczytać dwie nowe części wink2.gif

kit jesteś boska wink2.gif

pozdr. :*

Napisany przez: Dyfuzja 28.04.2006 23:12

A więc.... Opowiadanko (opowiadanisko) bardzo mi się podoba i wogóle. Natomiast niektóre fakty przeszkadzają mi, dosyć mocno (ale to tylko moje zdanie i nie musicie się z nim liczyć).
1. Strasznie przeszkadza nazywanie Percy'iego Percivalem. Przyznaję się, nie mam pojęcia czy jest to zdrobnienie od tego imienia, ale wszyscy zawsze zwracali się do niego tym pierwszym. W książce Percival wystąpiło tylko w odniesieniu do dyrektora, ale nie wiem jak już mówiłam i nie będę się wykłucać. Ale mi przeszkadza.

2. Dotychczasową akcję którą spokojnie możnaby rozmieścić w ciągu kilku miesięcy, tyś wcisneła do jednego. Nie przeszkadzało mi to, póki nie spojrzałam na te daty. Bo 'Hermiona kazała Draconowi tak długo czekać' a są ze sobą niecały miesiąc a ona ma (miała) uraz.

3. Nic dziwnego że ff ma dużo ponad 300 stron. Gadania o niczym, wymuszonego jest zdecydowanie za dużo (mam wrażenie że jest tylko po to żeby wydłużać opowiadanie).
Prawie wszystkie rozmowy przebiegają wg jednego schematu:
a: cześć
b: cześć
(rozmowa, pół strony)
a: (palnie coś, mało śmieszny żart, głupia sugestia etc.)
b: (obraża się)
(kilka linijek)
a: b!
b: (załamane, tragedia życia)
a: przepraszam
b: nic się nie stało
(godzą się, b palnie coś, mało śmieszny żart, głupia sugestia etc.)
a: (obraża się)
b: (też się obraża)
a: (myśli 'ale mi przykro')
b: (myśli 'ale mi ptrzykro')
a: przepraszam.
b: nic się nie stało. przepraszam.
a: nic się nie stało.
(kolejne pół strony rozmowa o... nie wiadomo o czym)

4. Niektóre pary są wciśnięte na siłę. DM+H ok. HP+ZB też (choć ktoś kto nie czytał i tylko zobaczyłby inicjały mógłby mieć dziwne skojarzenia, nie można było wymyśleć innej dziewczyny?)
Ale RW+LL, GW+NL? Po co to? Stałoby się coś strasznego gdyby Ron nie miał dziewczyny? Druga para za to jest strasznie sztuczna i jak mówią do siebie 'Nev' to się zastanawiam czy to na pewno ci sami bohaterowie, szkolna miss z fajtułapą, ja nie dyskryminuję ale TO NIE PASUJE!
Nie przełknę zdrobnienia 'Lun'. Nigdy w życiu.

5. Ostatnie! Wiem że to już było, wiem że bohaterowie są zdesperowani, ale dlaczego wszyscy piją i/albo palą? I Dumbledore i nawet (sic) Tonks. Voldi nie, ale albo po prostu tego nie pokazano albo jest zapalonym obrońcą zdrowia. Czasami, jeden papieros, ok! (chociaż i tak by mnie to irytowało ale nie ważne) Ale ciagle?

Ale i tak będę czytać kolejne części bo mi się podobają .... Więcej akcji - mniej gadania o niczym.
To tyle.

PS. Właśnie zauważyłam. Czemu np. cech..ące jest napisane jako cech...ące?! Ja rozumiem że to jakaś cenzura czy coś, ale gdyby nie ona nikt nie zauważyłby tam tego malutkiego słóweczka! Przecież to narmalne słowo, w państwowych publikacjach i takich różnym nie wciskają żadnych gwiazdek ani kropek.

Napisany przez: Ciasteczko 05.05.2006 14:41

QUOTE(Dyfuzja @ 28.04.2006 23:12)
szkolna miss z fajtułapą, ja nie dyskryminuję ale TO NIE PASUJE!
*



pisze sie fajtułapa Oo?
ja myslałam zawsze że fajtłapa tongue.gif, uświadomcie mnie jak !!

i przy okazji co do tego fragmentu:

a dlaczego nie?
wszystko sie moze zdarzyc, a wg mnie ginny nie jest taka dziewczyna ktora interesuje sie kims ze wzgledu na wyglad czy cos rownie plytkiego.
mi np. ginny + nevill b. sie podoba (:, wreszcie odmiana po ginny + harry [owej pary wprost nie cierpie :|]
w kazdym razie czekamy na nową część [ o ile sie nie myle właśnie zaczął się pierwszy weekand maja :>?]

Napisany przez: em 05.05.2006 15:41

Dyfuzja - jeżeli chodzi cenzurę, na forum działa automat, który wyłapuje wszystkie "ch..e", nawet wewnątrz wyrazów, gdzie wyrazy te nie są przekleństwem, i wykropkowuje.

Napisany przez: Dyfuzja 05.05.2006 22:50

No dobrze, o wykropkowywaniu nie wiedziałam. O fajtłapach też nie. Ogólnie się spieszyłam. To są po prostu rzeczy, które mi przeszkadzają.

Napisany przez: Kara 06.05.2006 10:46

Dyfuzja--> Wiesz napisałaś tam w ostatnim punkcie że jeden papieros by ci nie przeszkadzał byle ciągle nie palili... a według mnie przez to że ciągle pala jest to bardziej zyciowe... Nie wiesz że przeciętny palacz prawie stale mniej więcej 15 minut od ostatniego papierosa stale czuje głód nikotynowy?? tyle...

Napisany przez: Wilczyca 14.05.2006 19:18

Kiedy następna część? dry.gif
Fani się niecierpliwią, a Ty każesz czekać nieskończoność tongue.gif

Napisany przez: Ciasteczko 22.05.2006 15:44

ja nic nie popędzam, ale nowy rozdział miał być w pierwszy weekand maja, a jest *patrzy na kalendarz* 22 maja - -'.

kitiaro czekamy xd.

Napisany przez: Summer 04.06.2006 12:30

Czytałam "Być Szlachetnym" wiele razy ale dopier teraz odważyłam się to skomentować. Czytając to opowiadanie czuje cos czego nie potrafie opisać. Ono wpada prosto do serca. To drugie (zaraz po "Ręce Boga") opowiadanie Kitiary, które czytałam, a które jest takie głębokie. Kitiara po prostu szacunek dla Ciebie za wyobraźnie i talent.

Napisany przez: Kara 05.06.2006 22:00

Now iesz trudno żebyś cos skumała z początku nie czytając "Ręki Boga" bo to jest tego jakby I część -.-'

PS Kitiaro fani się coraz bardziej niecierpliwia o chociaż znak ze zyjesz... pisanie potrzebuje czasu i weny wiemy ale po rpostu kochamy twoje ficki smile.gif

Napisany przez: Ines 10.06.2006 23:46

Przez ostatnie dni nie robiłam na kompie nic innego tylko czytałam Twoje opowiadanie. Jest cudne. Powinnaś napisać jakąś książkę. Wszyscy bohaterowie są tak realni, że normalnie zamykając oczy widzę siebię w ich świecie. Mam nadzieję, że nie każesz mi długo czekać na kolejną część smile.gif Jestem ciekawa co się dtanie z Voldziem smile.gif Mam wrażenie, że utnie sobie małą "pogawętkę" z Ogiem smile.gif A tak w ogóle to fajny ten Og biggrin.gif Cieszę się, że to nie jest jakiś przesadzony erotyk, ani opowiadanie dla dzieci z podstawówki... Powiem szczerze, że mając 18 lat zgorszyłam się czytając o przesłuchaniach... Ale strasznie realistycznie to ujęłaś. Bardzo mi się podobało, podoba i podobać będzie smile.gif


PS. Jeśli chciałabyś się zaznajomić, to wal prosto do mnie smile.gif Ja chętnie sobie z Tobą pogadam smile.gif I jeśli masz bloga jakiegoś, to bardzo chętnie poczytałabym go, bo czerpię na nadmiar wolnego czasu smile.gif

Pozdrawiam smile.gif

Napisany przez: haren 27.06.2006 22:13

już pisałam,że podoba mi się to opowiadanie.
i narazie nie zmieniłam zdania.
uważam tylko,że jest banalne, oklepane.
nie zaprzeczam,że talent jakiś faktycznie masz.
ale wykorzystujesz go w błędny sposób.
oczywiście wszystko co piszesz,
jest piekne,ładne i powabne.
ale nie ma sensu.
nie ma tu prawie orginalności.
powinnaś napisac coś według swojego pomysłu.
od początku do końca.
coś o bohaterach których sama stworzyłas.
o fabule która nie jest zaczerpnięta z niczyich opowiadań bądź książek.
jest poprostu twoja.
i nikt inny się podnią nie podpisze.
mam nadzieję,że zaczniesz pisac coś takiego.
i mam nadzieję,że zamieścisz to w jakimś miejscu do którego będę mogła dotrzec.
powodzenia!
pozdrawiam.
zuzias.

Napisany przez: fobrock_girl 29.06.2006 16:03

Wreszcie przeczytałam całość! Trochę mi to zajęło... Chociaż nie. Wcale się nie cieszę, bo co ja teraz będę czytać? cry.gif Wiem, że pewnie masz już tego dosyć, Kit, ale muszę to napisać.
Jesteś genialna.
Twoje teksty są genialne.
Czyta się je GENIALNIE!
Oczywiście, najpierw przeczytałam "Rękę Boga" i powiem Ci, że wręcz pokochałam Snape'a i Malfoya! Świetnie ich opisujesz, a ich mocarne dialogi to po prostu "cud, miód i orzeszki"! biggrin.gif
Jest trochę literówek, ale nie rażą zbytnio w oczka, czasami też "połykasz" końcówki wyrazów. Jeśli chodzi o sceny brutalne, czy erotyczne to nie rozumiem pretensji - przecież Kitiara zawsze odpowiednio wcześnie ostrzegała.
Na razie nic sensowniejszego mi do głowy nie przychodzi, więc odezwę się, jak mnie oświeci biggrin.gif

Napisany przez: Anubis 30.06.2006 11:52

skonczyłem czytać i mogę po prostu przyznać że to opowiadanie jest GENIALNE !!!!!!!! co prawda dość krótkie ale interesujące i warte przeczytania. oby tak dalej laugh.gif

Napisany przez: Valenthine 02.07.2006 17:02

Witam!
Bardzo podoba mi się ten FF, skoczylem go czytac kilka miesiecy temu i od tamtej pory nie widac nowych rozdzialow... Wiecie moze co sie dzieje? Jakie FF polecacie?
Pzdr.
Móh

Napisany przez: Tajemnicza 03.07.2006 18:52

Od kilku dni nic innego nie robie wieczorami tylko czytam opowiadania a ostatnio tylko to, Kitiaro =) Mimo ze juz wczesniej czyalam czesc tego opowiadania, wzielam sie za nie od pocztaku i nie moge wyjsc z powdziu dla twojej perfecji co do pisania. Do momentu rozwiązania całej sprawy z przesłuchaniem myslałam, ze teraz bada juz same normalnie wydarzenia, a na koncu zyli dlugo i szczesliwie. A tu? Masz ci los! Wplątałas Oga, który baaaaardzo, a to bardzo mi sie podoba. Jest taki... Nieodgadniony XD Opowiadanie niesamowicie sie rozwinelo i to mi sie podoba.
Twj styl pisania powoduje, ze trudno oderwac sie od mnitora. Jak zaczynam czytac o 23.40 to do 1.30 nie moge oderwac oczu i przestac czytac. Schodzę z kompa, gdy tata sie drze, ze jest pozno =P Z kazda czescia opowiadania moja ciekawosc rosnie i mam nadzieje ze wkrotce sa zaspokoisz. Czekam niecierpliwie na ciag dalszy.
Pozdrawiam =)

Napisany przez: alchemiczka 03.07.2006 22:03

a ja zaczęłam, ale oczy mi zaczęły łazwić od monitora po połowie pierwszej strony topicku. Więc pomyślałam sobie, ze sobie wydrukuje. Ale nie - to zajmuje najmnijesza czytalną moimi oczami czaionką z najmniejszymi marginesami 150 stron w całości, a na drukowanie czegoś takiego mnie nie stać (nie mam drukarki). Sory boys, będę się męczyć jak będę mieć czasem czas, bo jest zabawne. Ale od monitora zawsze mi oczy łzawią, więc siła wyższa mi nie pozwala.

Napisany przez: Kitiara 06.07.2006 14:48

Oto jest kolejna część tasiemca.
Przepraszam, że tak niewiele i że bez korekty. Niestety nie zdążyłabym dać Barty'emu do sprawdzenia (było "czyszczenie" na mirriel). Przepraszam także za to, że kazałam długo czekać. Postanawiam poprawę na najbliższą przyszłość.


Czwartek, 29 listopada 1996

Severus otworzył powoli powieki i poczuł ciepło promieni słonecznych oraz irytujący chociaż niezbyt silny ból głowy, po czym zobaczył ogromne oczy zawieszona nad nim i cicho krzyknął.
Luna Lovegood podskoczyła, a Snape zamrugał i zgromił ją spojrzeniem.
„Zbłaźnić się przy uczennicy” – pomyślał, patrząc na Lunę i jej jaskrawozielone kolczyki z koralików sięgające prawie ramion.
- Nie pojawił się pan na zajęciach i pytałam o pana. Profesor McGonagall powiedziała, gdzie pana znajdę, profesorze.
- Zajęcia?! To niemożliwe! - Poszukał wzrokiem jakiegoś zegarka, a kiedy żadnego nie zobaczył, krzyknął:
- Czemu mnie nie obudziłaś, Pomponio?!
- Cicho bądź! – Pielęgniarka wychynęła zza białych drzwi i obdarzyła Severusa nieprzychylnym spojrzeniem, a leżący w łóżku obok Draco jęknął przeciągle i zakrył kołdrą głowę. – Potrzebujesz przecież trochę odpoczynku, nic się nie stanie jak opuścisz jedno lub dwa zajęcia. Najwyżej zadasz dzieciakom dwa razy tyle, co zwykle. – Uśmiechnęła się ironicznie.
- Czyżbyś się starała być sarkastyczna, Pomponio?
Pielęgniarka zignorowała złośliwy przytyk i sprawdziła dłonią ciepłotę czoła Mistrza Eliksirów, po czym podeszła do młodszego pacjenta, bezceremonialnie zsunęła kołdrę z jego głowy i obmacała czoło. Malfoy sapnął, ale pozwolił pani Pomfrey na wszelkie zabiegi. Musiał też otworzyć oczy i stwierdził, że już nici ze spania, ale uświadomił sobie z ulgą, iż nie musi tego dnia uczestniczyć w żadnych lekcjach.
Poppy oznajmiła przybyłej Krukonce, żeby nie siedziała zbyt długo i znowu zniknęła na zapleczu.
- Cieszę się, że panu nic nie jest, profesorze – Luna uśmiechnęła się sennie i wstała.
- Pomyluna? – Draco odwrócił się od ściany i popatrzył ciekawie na Lovegood.
- Co to za przezwiska?! – Severus krzyknął ostrzej niż zamierzał. Był przeczulony na tym punkcie i nic na to nie mógł poradzić. – Przy mnie chociaż byś się hamował.
Zaskoczony Draco burknął coś niewyraźnie.
- Nie szkodzi, przyzwyczaiłam się – Luna roześmiała się i spoważniała po chwili. – Mam nadzieję, że szybko wróci pan do zdrowia.
- Jak to przyzwyczaiłaś się?- Snape nie ukrywał lekkiej irytacji. Wiedział, że koledzy przezywają Lunę, ale nigdy tego nie słyszał na własne uszy. Zrobiło mu się jej trochę żal. Z całego szóstego roku Ravenclaw-Hufflepuff tylko ona zainteresowała się powodem jego absencji na Eliksirach Zaawansowanych. To było zadziwiające, żeby martwił się o niego jakiś uczeń. Popatrzył na Lovegood uważnie.
- Po prostu się przyzwyczaiłam. Ludzie są jacy są. Muszą mieć jakiegoś kozła ofiarnego. – Wzruszyła ramionami. – Ale proszę nie krzyczeć na Dracona. On i Harry nigdy się ze mnie nie nabijali. Harry nawet pomógł mi szukać schowanych ubrań na pod koniec piątego roku.
- Potter to niedługo świętym zostanie. A jak twoi mędrkowaci koledzy będą ci chować ubrania, to zgłoś to któremuś nauczycielowi, najlepiej mi i uwierz, że żaden już nigdy tego nie zrobi.
- Nie życzę nikomu śmierci, profesorze. – Roześmiała się po tych słowach. - I dziękuję za troskę. Doskonale radzę sobie sama.
- Są rzeczy gorsze od śmierci – Severusa przywołał na twarz filozoficzno-okrutny uśmieszek wyrafinowanego nazisty.
- Hej, Pomy... pomyślałem – Draco się zająknął. – No, jak nie chcesz kablować profesorowi, możesz zawsze mi powiedzieć.
- Przebywanie w pobliżu Pottera owocuje skłonnością do rycerskości – prychnął Snape.
- Czemu pan go tak nie cierpi? – zaciekawiła się Luna. – On jest naprawdę miły i w porządku. Pan ciągle mu wypomina jaki jest sławny i drwi z niego przy innych uczniach, a nie ma pan pojęcia, że Harry tej sławy i popularności nienawidzi. Całkowicie niesłusznie pan go krzywdzi.
Draco popatrzył na Lovegood ostrzegawczo. Niewygodna prawda, którą lubiła ludziom mówić prosto w oczy, mogła tym razem przysporzyć jej kłopotów. Snape jednak mógł się wściec, a to nie było coś, co chciałby oglądać. Mistrz Eliksirów wydawał się jednak być zadziwiony do tego stopnia, że nawet nie czuł złości. Jedynie w osłupieniu przyglądał się Krukonce.
- Och, ale to nie moja sprawa – dodała nagle dziewczyna, uśmiechając się przepraszająco. – Do widzenia i trzymaj się, Draco – pomachała zszokowanemu i nieco przestraszonemu jej szczerością Malfoyowi.
- Lovegood zawsze tak po prostu mówi to, co myśli? – Severus nawet nie był poirytowany. Był zaskoczony.
- Owszem. Kiedy nie opowiada bajek o muchożuczkach, mechołazach i tym podobnych... – Draco na wszelki wypadek mówił cicho i spokojnie, ale Snape wcale nie wyglądał na kogoś, kto zamierza się zdenerwować. Wyglądał raczej jak osoba, która dostała czymś po głowie i jest zbyt oszołomiona, aby reagować normalnie. Wyglądał jakby coś do niego dotarło.
- Na dodatek wcale się mnie nie boi i, co najdziwniejsze, martwiła się o mnie... Zaskakujące, ale chyba nie znam swoich uczniów tak dobrze jak myślałem.
Severus mówił bardziej do siebie niż do Dracona, a Malfoy wolał milczeć w obliczu filozofowania opiekuna.
Snape położył się na wznak i oddał się kontemplacji. Draco Malfoy natomiast pomyślał, że Lovegood jest albo szalona albo odważna mówiąc takie rzeczy Mistrzowi Eliksirów. Albo po prostu ma wszystko w dużym poważaniu, jest spontaniczna i nie zastanawia się nad żadnymi konsekwencjami – w przeciwieństwie do całej jego rodziny, która zawsze dbała o pozory. Uśmiechnął się krzywo na tę myśl.

***
- Cześć, leniwy patałachu, robię dziś dla ciebie notatki. Dzień dobry, panie profesorze – Hermiona uśmiechnęła się szeroko, a zaraz potem dygnęła grzecznie.
- Słownictwo, Granger – zimno skomentował Snape. – Dzień dobry.
Hermiona zostawiła uchylone drzwi, a teraz łypała w ich stronę wyczekująco. Draco popatrzył w tym samym kierunku i wyszczerzył się nader złośliwie.
- Och, wejdź Potter, się nie krępuj – oznajmił głośno, a Severus nieznacznie prychnął.
- Się masz, Malfoy – kwaśno powiedział Harry, przestępując próg i posyłając arystokracie nieprzyjemne spojrzenie. – Dobry, panie profesorze – dodał patrząc wszędzie, byle nie na Snape’a.
- Bywało lepiej, acz źle nie jest. Hermiona robi mi notatki – oznajmił Draco i wlepił spojrzenie w pannę Granger.
- Wiem – bąknął Gryfon.
- Dzień dobry, Potter - raczył się odezwać z odpowiednim namaszczeniem nauczyciel, po czym przyjrzał się chłopakowi, który unikał jak mógł jego wzroku i teraz podziwiał sufit. Harry wyglądał niewyraźnie, jakby ktoś udzielił mu niezłej reprymendy. Snape pomyślał, że bardzo chciałby być tym kimś.
- Przyszliśmy sprawdzić, czy dobrze się czujecie, Ron nie mógł, bo zawalił dwa bardzo ważne wypracowania i przez najbliższe trzy dni musi siedzieć w bibliotece,w każdej wolnej chwili.
- Och, mówisz, że masz zastępstwo? – Draco zachichotał cicho.
Hermiona zgromiła swojego chłopaka wzrokiem.
- Nauka to bardzo ważna sprawa – oznajmiła, chcąc nie chcąc, mędrkowatym tonem.
- Niełatwo o tym przy tobie zapomnieć. – Harry zdobył się na uśmiech. – O innych rzeczach też nie... – dodał bardzo cicho.
„Oho, już wiemy, kto natarł Wybrańcowi nosa” – pomyślał Snape.
- Aha! – oznajmił na głos, nie mogąc się powstrzymać.
Wszyscy obecni obdarzyli go zaskoczonymi spojrzeniami. Najpierw nie wiedział skąd się wziął ten zdziwiony wzrok trojga uczniów i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że złośliwie uśmiecha się pod nosem, więc nadał swej twarzy surowy wyraz i odkaszlnął nieznacznie.
Hermiona się roześmiała, ale Draco i Harry wyglądali na skonsternowanych.
- I co cię tak bawi? – spytał Potter przez zaciśnięte zęby.
- To, jak bardzo jesteście do siebie podobni, Harry, ty i profesor Snape.
- SŁUCHAM?! – Harry nie krył wzburzenia, a jego twarz czerwieniła się i bladła na przemian.
- Panno Granger, minus pięć punktów za bezczelną insynuację – poparł Pottera Severus, czując złość i irytację, a zarazem przedziwne rozbawienie.
- Mam tego dość! Mam wszystkiego dość! Chciałem dobrze! Nawet starałem się go polubić, albo chociaż zrozumieć! – Harry bezceremonialnie wskazał palcem nauczyciela, ale jego jasnozielone oczy avadowały Hermionę. Severus zaś był tak zaskoczony, że zamiast odbierać mu punkty, słuchał, co Potter zamierza wykrzyczeć. – Ale mi się nie udało, bo on tego nie chce, Hermiono. Nienawidzi mnie i uwielbia mi ubliżać, poniżać mnie i sprawiać, żebym się czuł jak ostatni tuman! Nawet ty to powinnaś zrozumieć, skoro jesteś taka mądra i oczytana! Życzę wam wszystkim miłego dnia! – dodał na zakończenie tyrady i wymaszerował.
- I nawzajem – odpowiedziała bardzo cicho i niewyraźnie Hermiona, spuszczając wzrok. Sprawiała wrażenie jakby miała się za chwilę rozpłakać. – Przepraszam za Harry’ego – dodała i szybko wyszła za przyjacielem.
„Do diabła, chciałam tylko, żeby spróbował dogadać się ze Snape’em, a on strzela takie fochy. Uparty, zatwardziały muł! Obaj są zresztą tacy sami! Pufek ich chędożył, mam to gdzieś!”
Znalazła Pottera w jego dormitorium. Nie zważając na obecność Neville’a zaczęła krzyczeć:
- Chciałam ci tylko uświadomić, że jemu też jest trudno się przełamać! Ale jeżeli wolisz odstawiać takie cyrki, jak przed chwilą w ambulatorium, to proszę bardzo! To nie jest wina Snape’a, że próbowałam ci przemówić do rozsądku! Dwa zawzięte, wredne hipogryfy na przykrótkich łańcuchach! Pozabijajcie się, plujcie sobie ciągle jadem w oczy, mam to od tej chwili w dużym poważaniu! Miłego dnia, Harry!
Na koniec przemowy trzasnęła drzwiami i naprawdę poczuła się lepiej.
- Nie będę pytał o co chodzi. – Longbottom uniósł dłonie w geście poddania i pokoju.
- I lepiej tego nie rób, Neville – odrzekł zmęczonym głosem Harry, odwracając się do ściany. Bolała go głowa i postanowił się zdrzemnąć. Następne i ostatnie w tym dniu zajęcia miał dopiero za godzinę.

***
- Potter chyba się nie załamał nerwowo... – wyraził swoje stanowisko Draco, gdy tylko Hermiona zniknęła za drzwiami.
- Jak dla mnie, może zwariować i wylądować w Świętym Mungo, nie będę tęsknił za tym aroganckim gnojkiem – zimno odrzekł Snape, posyłając Malfoyowi spojrzenie mówiące „temat uważam za zamknięty, chyba, że chcesz aby cię spotkała krzywda”.
„Nie wątpię w to ani trochę” – pomyślał Ślizgon, ale wzruszył jedynie ramionami.
Pomponia wróciła z jakiejś, nieznanej pacjentom wyprawy i obrzuciła obu surowym spojrzeniem, po czym, jak zwykle, znikła na zapleczu ambulatorium.
Między uczniem i nauczycielem zapanowało niezręczne milczenie, które przerwało przyjście Oga.
- Witam – powiedział aksamitnym tonem, a jego wzrok spoczął na Snape’ie, jedynie na chwilę zahaczając o Malfoya. Tym razem miał na sobie szatę w bardzo ciemnej zieleni i Severus obrzucił niechętnym spojrzeniem jej statecznie falujące poły.
„Chodzi taki i konkurencję robi” – pomyślał z irytacją.
Og uśmiechnął się pod nosem, dając Mistrzowi Eliksirów do zrozumienia, że zna jego myśli, ale mało go one obchodzą. Snape opowiedział na uśmieszek tym rodzajem spojrzenia, który nazywa się potocznie morderczym. Draco natomiast patrzył na gościa z mieszanką fascynacji i nieżyczliwości. Jegomość emanował niesamowitą charyzmą i siłą osobowości, zaś magia wydawała się go otaczać subtelną, a zarazem bardzo wyrazistą aurą. Po prostu emanował magią i potęgą. Nie można było nie czuć przed nim respektu, ani nie zauważyć, jakim jest pięknym mężczyzną. Malfoy zdawał sobie sprawę, że wygląda przy nim bardzo niepozornie, a nie lubił czuć się od nikogo gorszy, prawdę powiedziawszy nie cierpiał tego.
Tym razem ironiczny uśmieszek Oga przypadł w udziale Draconowi.
- Mi też miło panów widzieć – powiedział w końcu lekko rozweselonym, ale raczej chłodnym tonem głosu. Wyglądał też na nieco urażonego. Dopiero wtedy Severus i Draco uświadomili sobie, że nie odpowiedzieli na jego grzeczne „witam”.
- Dzień dobry – Malfoy zreflektował się pierwszy i nieznacznie skinął głową, na co postawny mag odpowiedział tym samym, a to sprawiło młodzieńcowi dziwną przyjemność.
- Witam cię, Asmodeuszu – odrzekł nieco burkliwie Severus.
- Mimo wszystko, czuję do ciebie nić sympatii, Snape, naprawdę – Og nie mógł się powstrzymać od uwagi, którą wymówił jedwabistym i gładkim tonem. – I nie patrzcie na mnie w taki sposób. Prawie cała męska populacja Hogwartu wygląda tak, jakby chciała mnie zlikwidować. Ja naprawdę nie jestem tu po to, żeby uwodzić wam piękne białogłowy. Nawet te najbardziej interesujące i wybitnie uzdolnione. – Puścił szybkie i dyskretne oczko do Dracona przy ostatnich słowach.
- A skąd pan wie, że Hermiona jest wybitnie uzdolniona?! – Malfoy powiedział to bardziej agresywnie niż zamierzał.
Asmodeusz zaśmiał się krótko.
- Powiedzmy, że znam się na ludziach, zwłaszcza na czarodziejach – odrzekł grzecznie demon, rozbawiony nieufnym łypaniem Dracona. Po chwili spoważniał i dodał: - Przyszedłem porozmawiać z twoim nauczycielem, a ty mógłbyś się trochę przespać, nie sądzisz? – spytał łagodnie i bardzo sugestywnie, wpatrując się intensywnie w oczy młodzieńca.
- Wcale mi się nie chce spać... No, może trochę – ostatnie słowa były dziwne dla samego mówiącego. - Chyba rzeczywiście się zdrzemneee – ostatnią samogłoskę młodzieniec przeciągnął w szerokim ziewnięciu. Po chwili już smacznie spał.
- Ludzie to dziwny gatunek, taki potężny, a potrzebuje snu. Nawet wy - magiczni.
- Słuchaj, Og, chyba nie było w naszej umowie ćwiczenia twoich wybitnych zdolności magicznych na uczniach Hogwartu, zwłaszcza moich uczniach?! – Severus był urażony.
- Nie było też mowy, że nie mogę, w razie potrzeby, zastosować swoich umiejętności na którymś z uczniów – odrzekł gładko Asmodeusz. – Na twoim czy nie twoim, Severusie – dodał ironicznie. – Chyba nie chcesz, żeby twój uczeń usłyszał cokolwiek o naszych planach?
- Och! – Snape wyglądał na skonsternowanego. – O to chodzi... – dodał i łypnął znacząco w stronę zaplecza.
Chwilę później Pomponia Pomfrey postanowiła przespacerować się kilka minut po błoniach.
- Dziś? – spytał po prostu Og i usiadł w nogach łóżka, na którym spoczywał Mistrz Eliksirów.
- Nie można być tego w stu procentach pewnym, ale najpóźniej jutro... Mam jednak przeczucie, że dziś, a moje przeczucie rzadko bywa omylne. I na pewno nigdy się nie myli, gdy dotyczy rzeczy paskudnych. – Snape skrzywił się nieznacznie.
Demon prychnął pogardliwie.
- Twój Czarny Pan nawet nie zdąży wyciągnąć różdżki.
- Nie radziłbym go lekceważyć. Lekceważenie go może skończyć się bardzo źle. – Severus nie był takim optymistą jak jego towarzysz.
- Nigdy nie lekceważę przeciwnika, Snape – odparł Og na tyle zimno, że Mistrz Eliksirów się uspokoił.
- To dobrze.
- Pomoc nie będzie mi potrzebna, czuwajcie więc tylko nad uczniami i zróbcie wszystko, żeby byli jak najdalej od całego rozgardiaszu. Z mojej strony nic im nie grozi, ale... sam wiesz.
- Wiem aż za dobrze – burknął Snape.
- Czy Dumbledore pojawi się tu dostatecznie szybko?
- Owszem, bo tylko on może się tu aportować i ma odpowiedni medalion, którego drugą połowę mam ja – Mistrz Eliksirów dotknął odruchowo swojej piersi. - Specjalne zaklęcie, którym są opatrzone oba części talizmanu powoduje, że możemy się porozumiewać i wzywać nawzajem w błyskawicznym tempie, niezależnie od przeszkód mogących wystąpić na drodze komunikacji.
- Kontakt ponadmentalny, jak rozumiem – podsumował miękko Og.
Snape znowu wydał się skonsternowany. Tym razem faktem, że swoją wypowiedź mógł zamknąć w dwóch słowach.
- Dobrze rozumiesz – sapnął ironicznie.
- Wiesz co? Robisz wszystko, żeby nikt cię nie lubił. Robisz to specjalnie i chyba to lubisz. Mam ochotę zostać wśród was, śmiertelnych, trochę dłużej tylko po to, żeby postudiować sobie twoją osobowość, Severusie. Jak można być tak antypatycznym typem, a tym bardziej, jak można lubić i chcieć takim być? Zastanawiające i zupełnie nie pasuje mi to do waszego gatunku. Ludzie to istoty społeczne – w głosie demona nie było słychać ani wyższości, ani ironii, jedynie łagodne zaciekawienie. – Nieważne, czy jednocześnie jest się wampirem, albo wilkołakiem, człowiek jest społeczny i koniec – dodał, ubiegając przewidywalną uwagę Snape’a.
Snape prychnął z najwyższą pogardą i wydął wargi, z których wydobyło się po chwili mało sympatyczne „puff”.
- Analizuj sobie zaświaty, piekło i tym podobne, miłe krainy. Mnie zostaw.
- Piekło nie istnieje, chociaż to źle powiedziane... Nie istnieje w takiej formie w jakiej wam, ludziom, się wydaje. W pewnym sensie jest o wiele gorsze. Gdybym ci spróbował wytłumaczyć czym jest, nie zrozumiałbyś, gdybym ci pokazał, straciłbyś zmysły. Łagodny, niemal ciepły ton demona, nie zniwelował zimnego dreszczu niepokoju, który przebiegł po plecach Snape’a. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu słowa Oga przestraszyły go bardziej niż niejedno karkołomne zadanie Czarnego Pana.
- Abstrahując od piekła... Tak, jak wspominałem, pilnujcie dzieci, Śmierciożerców i Czarnego Pana zostawcie mi... Ich paskudne dusze nie będą zawiedzione trafiając do mnie, będzie im tak samo dobrze jak w piekle, a może i lepiej.
- Przestań z tymi piekielnymi gadkami! – warknął Snape.
- Ty zacząłeś – grzecznie usprawiedliwił się demon. – Tak a propos, Nott jest właśnie tam, chociaż nie sadzę, żebyś kiedyś miał się z nim spotkać.
Severus przełknął ślinę i aż sapnął.
- Naprawdę przeraża mnie twoja wiedza – powiedział całkiem poważnie.
- Myślałeś o nim... Nie martw się, odpłacają mu się pięknym za nadobne i będą mu się tak odpłać całą wieczność. – Piękną twarz Oga zeszpecił nieludzki uśmiech okrucieństwa.
Snape otrząsnął się z odczuwanego niepokoju.
- Już ci mówiłem. Przeraża mnie twoja wiedza i czuję do ciebie szacunek i respekt, nie musisz mnie doprowadzać do rozstroju żołądka. Wystarczy, że patrzysz komuś w oczy. Ta osoba bardzo szybko woli cię polubić, niż nie, uwierz, Asmodeuszu. – Ostanie słowa Severus powiedział już całkowicie spokojnie i ironicznie.
- Och, myślałem, że zechcesz wiedzieć – tym razem to demon wydawał się trochę skonsternowany. – Zapomniałem, że mówię o takich rzeczach w sposób... specyficzny.
„Tak, niemal z miłością” – pomyślał Snape z domieszka sarkazmu.
- Jest jeszcze coś – Severus odkaszlnął. – Wśród zamaskowanych Śmierciożerców będę ja i mój przyjaciel, Lucjusz Malfoy - taki szczupły, wysoki z długimi blond włosami. Mógłbyś być tak dobry i nas nie zabierać do swojego królestwa?
- Jasne – Og pokazał w uśmiechu białe, równe i ostre zęby. – Ten Lucjusz Malfoy to ojciec twojego ucznia? - Asmodeusz wskazał śpiącego nastolatka.
- Nienawidzę, jak ktoś jest wszechwiedzący.
- U mnie musisz się do tego przyzwyczaić, Severusie. Nic na to nie poradzę. - Og znowu szeroko i szczerze się uśmiechnął.
- Nie ma problemu, ale chociaż się tak pięknie nie wyszczerzaj. Przynajmniej nie przy najmłodszych uczniach, zwłaszcza Puchonach. Gotowi dostać zwału.
- Ty na pewno zawału nie dostaniesz – posumował gładko Og i z gracją wstał. – Wychodź stąd jak najszybciej i daj cynk, gdy zaswędzi cię ramię.
Zaswędzi” – pomyślał Snape z irytacją, obserwując spod zmarszczonych brwi wdzięcznie powiewającą szatę Oga, który płynnie i cicho wymaszerowywał z ambulatorium. – „Jakby cię tak coś zaswędziało, to z wrażenia byś się potknął.”

******


PS: Jestem wzruszona ilością i różnorodnością komentarzy. Naprawdę dziękuję i jeszcze raz przepraszam za czekanie. Ale zwróćcie uwagę, ze piszę też inne rzeczy i tutaj też staram się je wklejać.
POZDRAWIAM!

Napisany przez: niewymowna 06.07.2006 15:45

Może mi się tylko wydaje, ale ten part różni się od pozostałych. Nie wiem, czym, ale jestem pewna, że tak jest. Szczerze powiedziawszy, to trochę się zawiodłam, bo jest taki... nijaki. Jakby nie wyszedł spod Twojego pióra, Kitiaro. Nie chcę Cię urazić, ale masz duuuuużo większe możliwości. Mam nadzieję, że to chwilowe. Pozdrawiam i czekam cierpliwie na następnego parta.
PS. Bez obrazy...

Napisany przez: Ines 06.07.2006 22:04

Wreszcie pojawiła się kolejna część... Wchodziłam tu każdego dnia... Notka bardzo mi się podoba. A Asmodeusza kocham. słodki jest smile.gif I Draco i Severus też są świetni. Bardzo ich lubię, a większość autorów fanficków robi z nich takich okrutnych, wrednych śmierciożerców na dobre i na złe. Ogólnie chciałam powiedzieć (choć trochę się rozpisałam...), że twoje opowiadanie jest świtene i zmusza mnie do refleksji. Opisujesz to tak realnie, jakbyś stała właśnie przy bohaterach...

Dziękuję, za to opowiadanie. Nawet nie wiesz jak ono mi pomaga w życiu...
Pozdrawiam

Napisany przez: Ciasteczko 09.07.2006 16:06

krótkie coś to było.
ale spoko (: rozmowa snape'a z demonem :].
ale czasami zal mi harry'ego.
bo snape jest niesprawiedliwy wobec niego. ale ten typ tak ma tongue.gif.

pozdr.;*

//chcemy wiecej^^. ale poczekamy, bo my jestesmy wiernymi fanami xd.

Napisany przez: Ines 31.07.2006 23:11

Ja bym bardzo chciała przeczytać kolejną część... smile.gif
Mam nadzieję, że ją piszesz... Prawda??? <robi maślane oczy>

Napisany przez: kubas 01.08.2006 02:28

świetne, masz kolejnego fana wink2.gif
troche literówek a tak to miód na moje serce, niemoge doczekać sie nastepnych czesci i mam nadzieje ze jeszcze troche ich zostało

szacunek smile.gif

edit. Kiedy nastepne czesci?? blush.gif

Napisany przez: Annik Black 10.08.2006 00:01

OMG.... Jak ja kocham twoje ff-y Kit... A po przeczytaniu "Być Szlachetnym" i wcześniej "Ręki Boga" jestem w niebowzięta... Kobieto ty masz talent, chodź pewnie o tym wiesz.. (i tak talent to za mało powiedziane) i czekam na następną część z niecierpliwością... Żałuję że już skończyłam bo się przywiązałam do czytania tego ff... w końcu po 3 dniach xD No ale idę poszukiwać twej twórczości gdzieś indziej xD Au revoir ;*

Napisany przez: owczarnia 16.08.2006 16:23

No i znów to samo. "Czarnowłosy mężczyzna", "rudowłosy mężczyzna", "czarnowłosa ślizgonka", co to za maniera jakaś dziwaczna jest? Żeby oddać sprawiedliwość autorce muszę dodać, że we wszytskich opowiadaniach się to pleni, ludzie, co z wami? Przecież to kalki jakieś koszmarne są, ani to poprawnie, ani to po polsku... No i czy nie ma już żadnych innych przymiotników w tym kraju, jak tylko te określające kolor włosów??? Albo ewentualnie jeszcze (na zmianę) oczu?!?

Napisany przez: dorist92 18.08.2006 15:33

Nic nowego nie dodam do wypowiedzi poprzedników tongue.gif powiem tyle:świetnie piszesz i czekam na kolejne party biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif

Napisany przez: Tajemnicza 18.08.2006 21:25

Miesiac minal a tu łyso dry.gif Ale i tak czekam zawziecie. Ostatni part jakos tak jeszcze zwiekszyl moja ciekawosc. Postac Oga to jest cos, czego potrzebowałam =) Czekam z niecierpliwościa! xD

Napisany przez: Novinha 21.08.2006 02:31

Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...


Jak rzyć, prawda?

zwlekł powoli

Zwlekanie samo w sobie sugeruje powolność.

Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Oprócz Pomponii Pomfrey, jak rozumiem?

Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno.

Odważny - pod bieżącą zimną wodą włożyć głowę - ból jest potworny.

Wziął szafeczki swoją różdżkę

Czegoś mi tu brakuje?

„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Jak to jest cyniczne, to ja jestem Richelieu. A nie jestem. To jest klasyczny nastoletni wangst.


Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

Bo rozsądne jest dawać komuś truciznę by się zabił. Restart?


Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).


Tego tekstu też... nota odautorska w środku dzieła? Mrr, jak podstawówkowo...



Droga Kitiaro. Zdołałam doczytać jedynie do połowy pierwszej części tego oto "dzieła" zanim poczułam, ze więcej nie dam rady. Ty nie dość, że gwałcisz kanoniczność bohaterów - zmieniasz zupełnie jakiekolwiek zachowania, jakie mogliby przejawiać, ich język, stosunki między nimi, ich imiona - Ty do tego nie stosujesz żadnej chyba logiki poza logiką "zszokujmy bardziej", epatujesz bezsensowną przemocą, wulgarnością i bezsensem. Ale nie szokujesz. To, co ma być chyba dramatyczne jest śmieszne i głupie. Bohaterowie na przemian zrozpaczeni, pseudo-ironiczni i wściekający się nie przekonują. Do tego umykają Ci takie szczegóły jak gramatyka i ortografia. Nie mam pojęcia, dlaczego tak wiele osób pozytywnie oceniło to coś. Podoba im sie ten podstawówkowy styl?

Czytałam już rzeczy odważniejsze. I wiesz, jest jedna rzecz, o której powinnaś pamiętać - by pisać na kontrowersyjne tematy trzeba mieć potężny talent, inaczej wypada to głupio i słabo. Tak jak tutaj. Zdarzają Ci się ciekawe sformułowania. Mogłabyś nad nimi popracować. Ale ten tekst? Paskudny.

Powodzenia w dalszej zabawie w pisanie fanfików. Mam nadzieję, że zrezygnujesz z krwi i haków i nastoletniego dramatyzowania na rzecz odrobiny realizmu. Albo chociaż sensu. Albo interpunkcji.

Z poważaniem,
Novinha.

Napisany przez: Zwodnik 21.08.2006 23:47

Jako osoba, która od początku ocenia powyższe opowiadanie jak najbardziej pozytywnie, poczułem się wywołany do tablicy. I po pierwsze, absolutnie nie mogę się zgodzić z określeniem "podstawówkowy styl". Wogóle nie mogę się zgodzić z całością twojego posta. Po pierwsze, przyzwoitość nakazuje zapoznanie się z całością tekstu, zanim weźmie się za ocenianie. A już chwalenie się tym, że przeczytało się "połowę pierwszej części" jest wybitnie...z braku lepszego słowa...podstawówkowe. Dalej cytujesz kawałki teksty, zawierające drobe błędy (pomijam już fakt, że nie używasz żadnych dostepnych na forum rodków, aby lista ta była czytelna). Uważam to za przesadę. Między wypisanymi błędami znalazłem zacytowane całe zdanie, w które wkradła się literówka, polemikę dotyczącą wytrzymałości człowieka, wileką aferę z powodu POJEDYNCZEJ notki autorskiej (gdybyś zacisnęła zęby i przeczytała resztę wiedziałabyś, że jest to notka JEDYNA, dalej są już poprawne przypisy) która w dodatku nie szpeci całości, czy wręcz...krytykę światopoglądu jednego z bohaterów. No litości.

Gdybym nie czytając tego fica miał sugerować się Twoim komentarzem, wyobraziłbym sobie coś bez fabuły, z mnusfem buenduf ortograficznych, żałosną interpunkcją, w doatku z bohaterami, którzy z pierwowzorów czerpią tylko wygląd i imiona. Całość sprawia wrażenie krytyki napisanej wybitnie na siłę. Widać wyraźnie, że czytając skupiłaś się nie na treści, a na wyłapywniu potknięć. Z całym szacunkiem, krytykowac również trzeba umieć. Tobie tej umiejętności wyraźnie brakuje. Ocena to rzecz subiektywna i nikomu nic do tego. Ale stawiając konkretne zarzuty warto się postarać, żeby miały one coś wspólnego z rzeczywistością. Warto też unikać obrażania autora (i czytelników). Zwłąszcza, gdy jest to "przywitanie" z forum. A na koniec po przyjacielsku doradzę - nie czytaj innych ff tu zamieszczonych. Nie wytrzymasz.


Napisany przez: koala 22.08.2006 00:51

Novinha, nie jestem dobra w wygłaszaniu kwiecistych przemów ani pisaniu
długich postów (dysleksja). Szanuję twoje zdanie na temat tego ff jednak
nie spodobało mi się kilka rzeczy. NIE przeczytałaś opowiadania w całości.
Wnioskuję z tego, że twój post odnosi się do "połowy pierwszej części" dry.gif

QUOTE(Novinha)
Bo rozsądne jest dawać komuś truciznę by się zabił. Restart?
Nikt nie powiedział młodemu Potterowi:
- Daję ci truciznę. Idź się zabic!
Severus dał chłopcu możliwosc godnej śmierci (którą z pewnością nie można
nazwac powieszenia się na ręczniku).
Chętnie napisałabym coś jeszcze, ale ze względu na moją niewyparzoną gębę
powstrzymam się od tego. Chcesz znac całą prawdę? Pisz na PM.

Kit, mam tylko jedno zastrzeżenie (chyba już ktoś o tym wspominał, ale
nie chce mi się sprawdzac). Otóż...ilu w Hogwarcie może byc blondwłosych
mężczyzn, brązowookich Gryfonek, etc? Mnóstwo. Nie lubię takich epitetów,
ponieważ mogą się odnosic do wielu osób zamiast do jednej konkretnej.

Pozdrwaiam autorkę i zostawiam czekolada.gif na wenę.

Napisany przez: WeEkEnD 22.08.2006 01:31

Nie będę pisał litanii na dwie strony, bo to zrobiła już Koala i Zwodnik (słusznie z resztą). Droga Novinho- każdy może oceniać ficka jak chce, ale czy czasem nie przesadziłaś? Wypisałaś tyle wad (niektóre Twoje przykłady są całkiem bezsensowne, moim zdaniem), a przeczytałaś tylko pół pierwszej części. Nie oceniaj książki po okładce.
Kiedyś też oceniłem fick po przeczytaniu pierwszego parta, można powiedzieć że to nie była pozytywna ocena (tak jak Twoja w tym przypadku). Autor zachęcił mnie do dalszego czytania. I okazało się, że to naprawdę niezły fick, mimo iż nie było tego widac po wstępie.
Powiem tak: spręż się, zaciśnij zęby i przeczytaj całe dzieło Kitiary, a dopiero potem oceń. Tak bedzie lepiej >:]

Napisany przez: Ailith 27.08.2006 19:55

Jedno z najlepszych opowiadań na tym forum (i nie tylko)... może zawiera parę błędów, niedociągnięć, ale ma genialną fabułę i jest napisane przystępnie... bardzo wciągające. Po prostu cudowne...
Do Novinha: zgadzam się, że każdy może mieć swoje zdanie, ale z tą krytyką przesadziłaś. Wydaje mi się, że co najmniej połowa jest bezpodstawna.
Autorkę pozdrawiam gorąco i błagam o następny part. biggrin.gif

Napisany przez: Rosssa 25.09.2006 23:50

QUOTE(Ailith @ 27.08.2006 19:55)
Jedno z najlepszych opowiadań na tym forum (i nie tylko)... może zawiera parę błędów, niedociągnięć, ale ma genialną fabułę i jest napisane przystępnie... bardzo wciągające. Po prostu cudowne...
Do Novinha: zgadzam się, że każdy może mieć swoje zdanie, ale z tą krytyką przesadziłaś. Wydaje mi się, że co najmniej połowa jest bezpodstawna.
Autorkę pozdrawiam gorąco i błagam o następny part.  biggrin.gif
*



Novihno, mi tak samo wydaję się, że przesadziłaś z tą krytyką. Kitiara jest naprawdę wspaniałą pisarką i jej styl nie jest podstawówkowy.

Droga Kitiaro, naprawdę wspaniale piszesz, a te opowiadanie jest jednym z najlepszych w Kwiecie Lotosu, oczywiście inne Twoje dzieła też są cudne smile.gif
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam jak większość na kolejną część smile.gif

Napisany przez: my little heaven 25.10.2006 13:06

Moim skromnym zdaniem styl Kitiary nie jest podstawówkowy. Bardzo lubię jej opowiadania, bo są wciągające i właśnie dlatego mi się podobają bo przedstawiają wielu bohaterów w innym świetle, niż kanon. Opowiadania fan fiction są po to by ukazywać nasze fantazje na tematy, które nie zostały zawarte w oryginale powieści. Według mnie każda fantazja może w nich zaistnieć, byle dobrze wprowadzona. Bardzo podoba mi się świat przedstawiony przez Kitiarę i sympatyzuję z jej postaciami. Opowiadanie jest bardzo dobre, gratuluję happy.gif

Napisany przez: WildMare 30.10.2006 13:14

Witaj, Czytałam parę Twoich opowiadań i chyba się uzależniłam:) Po ciężkim dniu pracy biorę herbatę, ciastka i siadam przed monitorem by zagłębić się w ten magiczny świat, jedyne co chcę powiedzieć to Dziękuję i pisz dalej.

Napisany przez: Idril Celebrindal 31.10.2006 14:37

Nie uważacie przypadkiem, że popada się tutaj z jednej skrajności w drugą? Wiem, że istnieją fora, na których Kit jest uwielbiana, i że to forum do takich należy. Rozumiem, że niektórym pisanie Kit się podoba. Mnie się nie podoba.
Początkowe fragmenty "Być szlachetnym" były pierwszym fanfickiem, jaki przeczytałam w życiu. Młoda i głupia wtedy byłam, miałam niewyrobiony gust i brakowało mi porównania z innymi fickami. Dlatego oceniłam to opowiadanie nienajgorzej. Widziałam literówki, błędy stylistyczne itp., lecz potrafiłam to strawić. Później przeczytałam inne, o wiele lepsze teksty i dopiero wtedy zauważyłam, ile to opowiadanie ma błędów. Śledziłam je mniej więcej do momentu, w którym Hermiona razem z Draco wybrała się do posiadłości jego rodziców, odwiedzić Grangerów. Później wymiękłam.
Po pierwsze:
Fabuła. Ciągnie się i ciągnie, i ciągnie, nie widać rozwiązania żadnych wątków, autorka widocznie już nad tym nie panuje. Ten fick to tasiemiec bez końca. Tym nudniejszy, że w kółko powtarzają się te same motywy. Gdybym chciała sobie poczytać, jakie to cholerne zwyrodnienie panuje na świecie, to wzięłabym do ręki gazetę albo włączyła telewizor. Ewentualnie sięgnęła po powieść z mainstreamu, oni się lubują w takich tematach jak syf, kiła i mogiła. Magia wcale nie jest do tego potrzebna. A tutaj - jak nie maltretują, to gwałcą, jak nie gwałcą, to straszą, jak nie straszą to chociaż palą albo przeklinają. Ja rozumiem, że świat jest, jaki jest, ale nie trzeba pokazywać tego tak nachalnie. Epatujesz wulgarnością i okrucieństwem. Ale to do niczego nie prowadzi. Przeciwwagą ma być niby wątek miłosny. Niby, bo jest tak naciągany, sztuczny i nieprawdopodobny, że nie pełni swojej roli.
Tu dochodzimy do drugiej kwestii - kanoniczności bohaterów. A oni nazywają się Harry Potter, Hermiona Granger, Draco Malfoy, Percy Weasley. No właśnie, nazywają się. Bo to na pewno nie są Harry, Hermiona, Draco, czy Percy. Kanoniczność tutaj zdechła w pierwszych linijkach. Postawiłaś ich w niecodziennej sytuacji - rozumiem. Ale przemiany odbywają się powoli, stopniowo, a nie na "Ura!", byle szybciej, byle pchnąć akcję do przodu. Nie zrobiłoby dużej różnicy, gdyby ci ludzie nazywali się John Smith, Jennifer Thomas czy Terry Gilmore. I gdyby akcja miała miejsce w szkole z internatem. Jeżeli w bohaterach nie możemy odnaleźć ich pierwowzorów, to już jest tragedia.
Język, jakim jest to pisane, pretenduje do miana lekkiego, a humor - niewymuszonego. Ciekawa jestem, jacy ludzie rozmawiają w ten sposób - osiągasz taki efekt, że czytelnik zastanawia się, ile czasu spędzają bohaterowie na wymyślaniu "dowcipnych" odzywek. Raz na jakiś czas - ok, zgodzę się, jak najbardziej. Ale to tak, jakby do drożdżowej babki wsypać na 1 kg mąki 1 kg rodzynek. Owszem, można, pytanie tylko: kto to zje? Narracja jest najeżona kolokwializmami, które uszłyby w emocjonalnej narracji pierwszoosobowej, ale w narracji trzecioosobowej nie mają racji bytu.
Chcesz szokować. Ale twoje teksty wzbudzają raczej ironiczny uśmiech. Jeżeli to ma być angst - a chyba do takiego miana pretenduje ten tekst - to nie pomogą kipiące emocje, jeżeli nie są w tekście uzasadnione i dobrze opisane. Raczej śmieszą, niż przerażają.
Ciekawa jestem, jakich ludzi obserwujesz. Bo wszyscy - jak jeden mąż - palą, przeklinają, są rozchwiani emocjonalnie. Naprawdę nie wszyscy wśród młodzieży się zachowują. Tymczasem ty stosujesz śliczne uogólnienie, na dodatek nie podparte żadnymi rozsądnymi argumentami. Nie wierzę na przykład, by Hermiona ni z tego, ni z owego zaczęła palić.
I nie wierzę w twojego Percy'ego. To karierowicz, ale nie potwór w ludzkiej skórze.
Wzięłaś się za ciężki temat i poległaś. Lepsi i bardziej doświadczeni od ciebie mogliby go nie udźwignąć. Tymczasem ty serwujesz nam swobodne studium psychologii zgwałconych i torturowanych. Odarte z wszelkiego realizmu, ba! z sensu. Dlatego ten tekst jest zły.

Napisany przez: Malamanda 03.11.2006 16:41

Nie wiem co moge napisać po tak wspaniałym komentarzu Idril. Więc mi się podoba, ale... No własnie ALE. Nie będę tu przepisywać tego co napisała Idril, bo zgadzam się z nią w niektórych kwestiach. Tasiemiec, wiele wątków się powtarza, no i Percy, który może dorównać Voldemortowi. To była krytyka, ale przecież zasługujesz też na pochwałę. Bochaterowie nie są podobni do tych z książki, a o to chodzi. Każdy autor pisze swoją wersję wydarzeń, bo czy nie było by nudno, gdyby w każdym ficku Hermiona była taka sama, a Luna wciąż mówiła o narglach? Bochaterów Rowling można "pożyczać" i nie musza oni być w cale podobni do tych z naszych opowiadań. Np. Kitiaro ja kocham twojego Dracona w każdym ficku, więc i tu jest boski.

Napisany przez: Idril Celebrindal 06.11.2006 21:09

Sęk w tym, Malamando, że powinni być. Bo z jakiegoś konkretnego powodu nazywają się tak a nie inaczej. Po to czerpie się postacie z kanonu - żeby rozwijać tę wizję w oparciu o to, co napisała JKR. W oparciu, nie obok tego. Bo - pytam raz jeszcze - po co umieszczać w tekście postacie tak różne od pierwowzorów? Nie lepiej wymyślić własną postać? Tu nie chodzi o to, żeby Hermiona była wszędzie taka sama, a Luna mówiła tylko o narglach. Ale to, jakie są w kanonie, stanowi pewien wyróżnik. Co byś powiedziała, gdyby McGonagall przyszła pewnego dnia na lekcję w szacie z dekoltem do pępka i przywitała się "Joł, ziomki"? Wiem, że to przejaskrawienie, ale służy do zobrazowania pewnego trendu, który widzę u Kitiary, a który nazywam na własny użytek "chędożyć kanon". Bo to, że postacie zachowują się zupełnie inaczej niż w kanonie jest podyktowane zwykłym chciejstwem autorki.

Napisany przez: Malamanda 07.11.2006 20:05

QUOTE(Idril Celebrindal @ 06.11.2006 22:09)
Sęk w tym, Malamando, że powinni być. Bo z jakiegoś konkretnego powodu nazywają się tak a nie inaczej. Po to czerpie się postacie z kanonu - żeby rozwijać tę wizję w oparciu o to, co napisała JKR. W oparciu, nie obok tego. Bo - pytam raz jeszcze - po co umieszczać w tekście postacie tak różne od pierwowzorów? Nie lepiej wymyślić własną postać? Tu nie chodzi o to, żeby Hermiona była wszędzie taka sama, a Luna mówiła tylko o narglach. Ale to, jakie są w kanonie, stanowi pewien wyróżnik. Co byś powiedziała, gdyby McGonagall przyszła pewnego dnia na lekcję w szacie z dekoltem do pępka i przywitała się "Joł, ziomki"? Wiem, że to przejaskrawienie, ale służy do zobrazowania pewnego trendu, który widzę u Kitiary, a który nazywam na własny użytek "chędożyć kanon". Bo to, że postacie zachowują się zupełnie inaczej niż w kanonie jest podyktowane zwykłym chciejstwem autorki.
*


Może się źle wyraziła, ale nie chodziło mi o to, że postacie powinny być inne od tych z kanonu, ale, że nie powinny być dokładnie takie same, bo każdy autor musi mieć również miejsce na wcielenie własnych pomysłów. I wierz mi, nie wyobrażam sobie McGonagall w delkolcie do pępka laugh.gif biggrin.gif smile.gif Ale masz racje, powinny mocno przypominac te, które stworzyła Rowling.

Napisany przez: LilienSnape 23.12.2006 10:43

boze kobieto ty sie urodziłaś chyba z piórem w ręku ; ) to opowiadanie jest świetne .. takie głebsze i jakoś tak zmusza do wielu refleksji l ) z nicierpliwością czekam na koljna notke cry.gif

Napisany przez: Josephine 27.12.2006 22:42

To opowiadanie jest cholernie...

hmmm...

Superzastoprzeboskocudowne! smile.gif
Nie chce żeby wyszło, że sie podlizuje czy cos- tak uważam i ze zniecierpliwieniem czekam na nastepny 'odcinek' smile.gif

Podłanczam się do zdania LilienSnape - chyba urodziłas sie z piórem w reku!
Powinnas zacząc pisać książki! Z chęcia przeczytałabym każda! I myslę że nie tylko ja blush.gif
a tutaj cos na zachete do pisania - czekolada.gif zelka1.gif Miłego tworzenia wink2.gif

Napisany przez: Ines 28.12.2006 18:29

Powiedzmy, że jestem wytrwała i cierpliwa... ale do czasu smile.gif
Kochana Kitiaro, ostatni odcinek twojego opowiadania, który pojawił się w tym temacie, wklejony został 6 lipca! A jest 28 grudnia... Błagam cię, znajdź odrobinę natchnienia, posadź swoją muzę koło monitora i pisz... smile.gif
Tak bardzo chciałabym poznać zakończenie tego opowiadania. Bardzo przywiązałam się do bohaterów, których wykreowałaś. Stali się dla mnie kimś ważnym, prawie jak przyjaciele...
Dlatego błagam... Jeśli możesz, to napisz kolejną część smile.gif
Pozdrawiam serdecznie :*

Napisany przez: patix 07.01.2007 00:34

I wreszcie "durny kafel" uświadomił sobie, co oznacza "Kwiat Lotosu" (lub raczej - co zawiera).
Po kilku dniach czytania i płakania (moje oczy nie wytrzymały wpatrywania się w monitor) skończyłam Twoje FF.
Trochę mało Rona i Luny - nie jako pary, ale każdego z osobna. Jak Ron się pojawi, to albo ma pretensje, że nikt mu nic nie mówi, albo chce wyżulić kiełbaskę od Hermiony/naleśnika od Harry'ego (czy jakoś tak).
Lunę uwielbiam w każdej postaci - chyba nie da się jej zepsuć...

Czytając niektóre fragmenty, można odnieść wrażenie, że uczniowie (i nie tylko uczniowie) Hogwartu to opętane żądzą seksu istoty, które mają jeden cel: zaspokoić swoje potrzeby.
Jak to ktoś wcześniej zauważył ilość dowcipnych/zgryźliwych/ironicznych dialogów jest przytłaczająca. I stanowczo zbyt mało tu Magii.
Mam wrażenie, że Harry Potter to nie do końca Twoja bajka. Rzeczywiście mogłabyś napisać coś własnego, bo dobrego stylu (zwanego też talentem) na pewno nie można Ci odmówić. Czekam na starcie Vold-Og i zastanawiam się - komu kibicować. Przez Twoje FF zaczęłam lubić Voldiego i sama nie wiem, skąd się to wzięło.

Powieść (bo chyba jest to już powieść) jest niezła, bo inaczej nie zadałabym sobie trudu jej czytania lub jak "Rita o drapieżnym piórze" stwierdziłabym, że "Czytałam już gorsze rzeczy".

Teraz się zastanawiam, czy brać się za poprzednią część FF, której tytułu już nie pamiętam - ale to chyba skończyłoby się przypięciem powiek klamerkami do czoła. Jak na razie nie mam pomysłu jak to zrobić.
Czekam na cd. - mam nadzieję, że niedługo się pojawi.

EDIT: Mimo wszystko udało mi się przeczytać dzisiejszej nocy - klamerki nie były konieczne (ale skomentować nie dałam rady). Bardzo... milutkie opowiadanko. :)
A tak serio - może jednak "Ręka Boga" powinna stanowić drugą część opowiadania - taka mała retrospekcja (ewentualnie wpleciona w cały utwór); nie wszystko byłoby tak jasne i oczywiste - niedopowiedzenia mają swój urok.

Napisany przez: Pani N 30.03.2007 18:48

Zgadzam się z Idril, no. Nie podoba mi się po prostu. Idril właściwie wszystko powiedziała, ale mnie najbardziej mierzwią dialogi. Co to jest? Jedna rozmowa ciągnie się na dwie strony, podczas niej bochaterowie (1 i 2) zdążą:
-przekomarzać się,
-1 przypadkiem obrazić 2,
-1 przepraszać 2,
-2 nie chcieć wybaczyć 1 i mówić coś przykrego,
-1 obrazić się na 2,
-2 przepraszać 1,
-1 nie chcieć słuchać,
-2 krzyknąć coś baaaardzo obraźliwego,
-1 powiedzieć 2 "nienawidzę cię!",
-2 obrazić się i zacząć płakać,
-1 przepraszać,
-pogodzić się.
Chodzi mi o to że w jednej chwili 1 i 2 wrzeszczą na siebie, po chwili lądują w łóżu, potem znowu na siebie wrzeszczą, potem płaczą, potem się godzą i tak bez końca. To jest nie do wytrzymania!

I twoje pary też. Czy tylko dlatego że Hermiona jest z Draco, to każdy z głównych bohaterów też musi sobie znaleźć partnera? Pary Ron/Luna i Ginny/Neville są tak naciągane że się płakać chce (nie odbieraj tego za komplement).

***

QUOTE
Ale stawiając konkretne zarzuty warto się postarać, żeby miały one coś wspólnego z rzeczywistością. Warto też unikać obrażania autora (i czytelników). Zwłąszcza, gdy jest to "przywitanie" z forum.


Ok, po co obrażać czytelników i autora, ale a'propo tego przywitania się to nie wiedziałam że trzeba się ludziom podlizywać mimo żę coś się nie podoba, tylko dlatego że jest się "nowym". Zresztą Novinha jakoś specjalnie się tym nie przejeła (albo właśnie się tak przejeła) bo nie napisała już nic więcej.

edit:
Przeczytałam jeszcze raz post Novinhy. I co stwierdzam? Ona NIKOGO nie obraża. Jeżeli czujesz się Zwodniku obrażony, to współczuję Ci, ale to nie jej wina.

Napisany przez: Zwodnik 31.03.2007 20:19

Myśli. Dalej myśli. Drapie się w głowę. W końcu pacnął się w czoło i zrozumiał, o co chodzi

Pogratulować refleksu. Mam odpisywać, dlaczego napisałem tak a nie inaczej ? Czy zwrócenie uwagi na fakt, że to było grubo ponad pół roku temu zwolni mnie z tego obowiązku ? smile.gif

Napisany przez: Pani N 01.04.2007 18:11

Grubo ponad rok temu nie było mnie na tym forum dry.gif (albo dla uściślenia, nie byłam zalogowana)

Napisany przez: Adamina 17.05.2007 18:25

uwielbiam czytać i w swoim krótkim życiu przeczytałam całkiem sporo, co oczywiście nie ma oznaczać że sie chwalę tongue.gif chciałam Ci pogratulować takiego sposobu pisania jakim piszesz FF a takźe pomysłów. Czekam na kolejną część i mam nadzieję się doczekać kiedyś.. pozdrawiam ciepło.. i na koniec coś słodkiego zostawiam,by osłodzić Ci pisanie smile.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif

Napisany przez: Kitiara 05.06.2007 16:31

Witam!

Pierwsze primo - przepraszam, ze ta długo nie aktualizowałam.

Drugie primo - przepraszam, że wklajam mało i że nie jest to nic nowego (stary fragment), ale niestey nadal tracę fragmenty tekstów mimo kolejnego sformatowania twardziela na moim ukochanym Złomie, które zostało przeprowadzone całkiem niedawno

Trzecie primo - postaram sie poprawić i do końca czerwca wkleić kolejny fragment tekstu, i mam nadzieję, że będzie on dłuższy od bieżącego.


Późnym popołudniem Severus Snape opuścił skrzydło szpitalne i żwawym krokiem udał się do pokoju nauczycielskiego. Nie obeszło się bez kłótni z panią Pomfrey, ale, żeby być szczerym, Mistrz Eliksirów miał to w głębokim poważaniu. I oczywiście nie było w tym nic dziwnego, bo Nietoperz zazwyczaj miał taki, a nie inny stosunek do wszystkiego, zwłaszcza do wszystkiego co mówiła pani Pomfrey i co dotyczyło rekonwalescencji. Uważał z pełną stanowczożcią, że jest zdecydowanie nadopiekuńcza. Był też poirytowany własną słabością jaką w swoim mniemaniu okazał - zbyt długo przebywał w ambulatorium. Severus zgrzytnął parę razy zębami, idąc marszowym krokiem i zamaszyście powiewając połami szaty. Uczniowie, którzy zauważyli go w polu widzenia, szybko zbaczali z kursu Snape’a, gdyż mina nauczyciela wróżyła tylko jedno – szlaban lub utratę punktów. Nawet Ślizgoni starali się być niewidoczni. Postrach Hogwartu jednak sunął naprzód jak nieposkromiona lawina, nie zwracając na nic uwagi i ignorując wszystko – nawet młodzież, którą zazwyczaj z lubością dręczył. Z rozmachem otworzył drzwi do celu swoich zamaszystych kroków. Tonks uniosła spojrzenie znad sterty prac, które właśnie przeglądała, a Asmodeusz odwrócił się od McGonagall, z którą dyskutował o czymś przyciszonym głosem, i obrzucił przybyłego pełnym zaciekawienia spojrzeniem. Pani Hooch właśnie opuszczała pomieszczenie i zgrabnie wyminęła Severusa w drzwiach, mrucząc przy tym oszczędne słowa przywitania. Minerwa uniosła brew i otaksowała Snape’a krytycznie.
- Witam – rzucił Mistrz Eliksirów sucho i przestąpił próg pokoju dostępnego jedynie gronu pedagogicznemu Hogwartu.
- Witamy – odrzekła wicedyrektor powściągliwie. – Czy nie powinieneś być jeszcze w skrzydle szpitalnym, Severusie?
- Ściśle rzecz biorąc nie powinno mnie być tam już od rana – odrzekł, poruszając jedynie kącikiem warg, przez co jego głos zabrzmiał trochę jak wycedzony syk.
- Odważę się z tym nie zgodzić – dyplomatycznie wtrąciła się Tonks, uśmiechając się delikatnie.
- Akurat twoje zdanie mnie bardzo obchodzi, Nimfadoro– zgryźliwym tonem odparł Snape, podkreślając ostatnie słowo.
Tonks zarumieniła się i obdarzyła Snape’a spojrzeniem pełnym urazy, niemal złości.
- No tak, przepraszam – odrzekła z taką samą zjadliwością, cedząc sylaby. - Zapomniałam, że jesteś zimnym i samowystarczalnym pod każdym względem gadem, Severusie.
Zebrała sprawdzane prace i ruszyła do drzwi, nie spuszczając zimnego spojrzenia z mężczyzny, z którym spędziła niedawno bardzo upojne chwile.
- Pójdę przejrzeć je u siebie – oznajmiła, zwracając się do Minerwy, po czym jej wzrok, nadal chłodny i pełen rezerwy, znowu spoczął na Mistrzu Eliksirów. – Nie lubię przeciągów, ani zimnych miejsc – dodała z przekornym uśmiechem, zadowolona z efektu, jaki wywarła jej riposta na jej adresacie.
Wyglądał tak, jakby zapomniał języka w gębie. Widocznie nikt go wcześniej nie nazwał gadem, a już na pewno nie wprost. Na jego nienaturalnie bladych policzkach wykwitł nawet delikatny rumieniec. Wyminęła go z dumnie podniesioną głową i delikatnie zamknęła za sobą drzwi, zostawiając w pokoju nauczycielskim zgorzkniałego cynika, demona z misją do wypełnienia i starszą panią, która uwielbia przemykać nocą, korytarzami zamku, pod postacią burej kotki.
Snape naprawdę wolałby, żeby młoda czarownica trzasnęła drzwiami. Spode łba , czując delikatny dyskomfort, patrzył na Minerwę i Oga, którzy uśmiechali się tak samo delikatnie i z tak samo źle skrywaną ironią.
- Baby są jednak nieznośne – warknął Mistrz Eliksirów.
- Słuszna uwaga – zadrwił demon.
- I zielonoocy bruneci, zwłaszcza ci o nazwisku Potter, także są nieznośni – dodała z przekorą McGonagall, a Snape – tym razem naprawdę – zaniemówił i wbił w wicedyrektor spojrzenie, w którym zdecydowaną przewagę nad wściekłością wzięło pełne niedowierzania zaskoczenie.
- I niezbyt pojętni uczniowie – dołożył jeszcze trochę od siebie Asmodeusz, podpuszczając Minerwę, której praktycznie nie trzeba było wcale podpuszczać.
- I bezchmurne niebo też, a paskudna pogoda tym bardziej – kpiła dalej czarownica.
- Cóż za elokwencja! – wyrzucił w końcu z siebie Severus. – Macie mi jeszcze coś ciekawego do powiedzenia, czy to już wszystko? – mężczyzna pozbył się już osłupienia, w który wprowadziły go jawne drwiny z jego szacownej osoby. – Nigdy nie kryłem, że jestem niemiły i aspołeczny, i że wszystko mnie, mówiąc językiem tych niewychowanych bachorów, wali, a już w szczególności cudze uczucia. To nie moja wina, że wszyscy wokół próbują się na mnie otworzyć i, co najgorsza, mnie otworzyć. Cóż za obrzydliwa hipokryzja i tak wszyscy mnie nie cierpicie!
- A jednak warto było wykazać się elokwencją. Rzadko kiedy wygłaszasz większe przemówienia na temat swojej osoby– sucho oznajmiła Minerwa. – I tak, masz rację, lepiej okazywać wszem i wobec, że nie ma się uczuć i wszystkim dookoła wbijać szpile, udając, że wcale nie chcesz, aby ktokolwiek cię polubił, Severusie. Być samotnikiem, a w dodatku cynicznym i zimnym samotnikiem nie jest wcale tak źle; to bardzo wygodne i do niczego nie zobowiązuje.
- Ja nie okazuję, że nie mam uczuć, ja ich po prostu nie mam! – warknął rozjuszony już, ale i zdeprymowany, Snape.
- Mhm... Tworzymy sobie imidż mrocznego sukinsyna – zadrwił z wrednym uśmiechem Og. – Zawsze zaskakiwała mnie u ludzi, i chyba zawsze będzie, niezaprzeczalna zdolność do ranienia osób, na których im zależy. Gdyby to nie było żałosne, uznałbym tę umiejętność za godną podziwu.
- Do ciężkiej cholery! Wcale nie zależy mi na tej stukniętej Tonks! – wrzasnął Severus i poczuł taką furię, że aż zatańczyły mu przed oczyma czerwono-czarne plamy.
- Nikt z nas nie wspomniał nawet o Tonks – cicho i łagodnie skwitowała jego wybuch wicedyrektor.
Snape zaklął tak szpetnie, że Minerwa zamknęła oczy i skrzywiła się z niesmakiem, a Asmodeusz zacmokał zdegustowany i przewrotnie rozbawiony.
- Niech cię piekło pochłonie! – ryknął Snape, wskazując palcem na demona, i wymaszerował z pomieszczenia, trzaskając z całej siły drzwiami. Nieznacznie mu ulżyło.

***
Godzinę i szklaneczkę czystej Ognistej później, Mistrz Eliksirów kontemplował portret Grubej Damy. Wcale nie było tak łatwo. Oj nie. On, Postrach Hogwartczyków, Mroczny Sukinsyn (z niewyjaśnionych przyczyn to określenie Oga bardzo mu odpowiadało), Najbardziej Wredny Nauczyciel Wszechczasów i stuprocentowy Ślizgon nie potrafił zdobyć się na to, żeby przekroczyć przesiąknięte gryfoństwem progi. To znaczy, gwoli ścisłości, przekroczenie progu nie było większym problemem. Problemem było to, co zamierzał zrobić. Skręcał się wewnętrznie na myśl, że za chwilę się poniży i... O słodki Salazarze chroń przed samą świadomością o czynie, którego on – Genialny Warzyciel - podjął się dokonać. Tak naprawdę przedsięwzięcie, samo w sobie, nie było niczym nadzwyczajnym, ale dla Snape’a, owszem, było.
„Chyba już całkowicie oszalałam... Albo Og dodał mi coś do wódki...” – pomyślał i wspiął się na palce , wbijając wzrok w sufit.
- Hasło, kochanieńki – powtórzyła po minucie oziębłego milczenia gruba Dama, tym razem już mniej uprzejmie.
- Jeśli znowu powiesz do mnie per kochanieńki to tak urządzę, że nie wyrestaurują cię przez tydzień.
- To nie jest hasło – odburknęła matrona z obrazu, ale w jej oczach zalśniły respekt i poczucie urażonej godności.
Snape w odpowiedzi zgrzytnął zębami, a dama powstrzymała się przed sarknięciem „to także nie” – Mistrz Eliksirów potrafił być nieobliczalnie przykry, zwłaszcza dla wszystkiego, co gryfońskie.
- Zabić Smoka – wycedził w końcu Severus, świdrując niemal na wylot Grubą Damę i klnąc w duchu arogancką, jego zdaniem, głupotę hasła.
Portret posłusznie odskoczył, a Snape wkroczył na terytorium wrogiego Domu z uśmiechem wyrażającym okrutną rozkosz, którą czerpał z widoku jakiego stał się bezpośrednią przyczyną. Omiótł pogardliwym wzrokiem Gryfonów; co młodsi byli przerażeni, starsi natomiast epatowali dumą, nieufnym dystansem i słabo skrywaną niechęcią. Wszyscy natomiast byli ogromnie zaskoczeni. Niektórzy zamarli lub pootwierali ze zdziwienia usta. Wokół zapadło bardzo kłopotliwe milczenie.
- Chciałbym u siebie w gabinecie widzieć Pottera, najpóźniej za pół godziny – zaczął bez żadnych wstępów.
- Oczywiście, panie profesorze – ze schodów prowadzących do dormitoriów dziewcząt zeszła Hermiona i otaksowała gościa spojrzeniem pełnym dobrodusznego zaciekawienia. – Miło, że pan nas odwiedził.
Lekko kpiący, ale łagodny uśmiech Granger sprawił – co zaskoczyło Severusa – że poprawił mu się nieco humor. Doskonale wiedział, że każdy inny uczeń natychmiast zarobiłby szlaban i stracił punkty. Jeszcze nie tak dawno Granger spotkałoby to samo, być może z nawiązką. A teraz... teraz – co jeszcze bardziej go zdeprymowało – po prostu nie potrafiłby w ten sposób wobec niej postąpić. Ale obecnie robił różne przedziwne rzeczy. Na przykład chciał rozmawiać z Potterem. Omal nie otrząsnął się z tej myśli jak mokry pies.
- Pozwoli pani, panno Granger, że nie podzielę pani entuzjazmu – odparł sarkastycznie, ale kąciki jego warg minimalnie drgnęły, wywołując u niej promienny uśmiech, a u niego to piekielne uczucie, że ją lubi i - co najgorsze ze wszystkiego – chce ją lubić. – I posprzątajcie ten bałagan – dodał dla dodania sobie autorytetu.
„Zupełnie zwariowałem” – pomyślał, opuściwszy skażony gryfoństwem teren. – „Kompletnie mi odbiło. Slytherinie, o Wężousty, dodaj mi sił. „
Ostatnia myśl obudziła w Mistrzu Eliksirów Świadomość, że Potter jest obdarzony tym samym rzadkim darem, co magiczny patron, którego imienia przyzywa, co skutecznie pogorszyło mu poprawiony przez Hermionę nastrój. Zaklął szpetnie i zgrzytnął zębami, modląc się o taką ilość cierpliwości, żeby nie udusić Złotego Chłopca, gdy tylko ten przekroczy próg jego gabinetu. Bycie Mrocznym Sukinsynem było w porządku. Ale seryjnym mordercą nie chciał zostać. Przynajmniej na razie.

******

Potter niechętnie podniósł się z łóżka i łypnął na Hermionę nieprzychylnie.
- Nie mam ochoty tam iść.
- Harry, to jest nauczyciel. Możesz sobie go nienawidzić, ale jak cię wzywa, to powinieneś ruszyć cztery i litery i się do nie udać.
- Przecież wstaję – warknął chłopak.
- Ale marudzisz.
- Hermiono, prosiłbym cię, żebyś dała mi spokój. Ciebie Snape tak nie upokarza jak mnie. Nie masz pojęcia, co czuję.
- Tak, Harry. Jasne, że nie. Nie mam co to jest poniżenie. Możesz być jednak pewien, że o wiele bardziej wolałabym być poniżana tak jak ty, niż zgwałcona przez Percy’ego.
Potter zarumienił się mocno.
- Nie to miałem na myśli – bąknął, wpatrując się w dywan.
- Przepraszam – zreflektowała się dziewczyna. – Przepraszam Harry, ty przeszedłeś najgorsze piekło. Przepraszam.
Zaczytany Longbottom odchrząknął cicho z pieleszy swojego łóżka, bo poczuł się jak intruz. Hermiona spojrzała na niego z bladym uśmiechem.
- Mam nadzieję, że nam wybaczysz nieskrępowanie, Neville.
- Mam nadzieję, że wy mi wybaczycie, że zamiast wyjść w najlepsze sobie słucham. – Chłopak zaczął się podnosić z posłania. – Porozmawiajcie sobie w spokoju.
- Neville, zostań. Ja już wychodzę do Snape’a. – Harry skrzywił się teatralnie.
- Mam nadzieję, że zachowasz się kulturalnie. Bądź dorosły. Jeżeli będzie trzeba bądź dojrzalszy od profesora. Doskonale wiem, że potrafisz posługiwać się zdrowym rozsądkiem.
- Była już takie chwile, ze prawie zaczęliśmy się tolerować i rozumieć, ale.. Nie wiem, co się stało.
- Stało się to, że obaj jesteście zapartymi mułami – zirytowała się Hermiona. - Wydaje się wam, ze jesteście tacy dumni i honorowi, a jesteście w swej zapiekłej niechęci śmieszni jak zawzięte bachory. Przykro mi to mówić, ale to prawda.
- Ej, doskonale wiesz...
- Harry nie zaczynaj – przerwała mu Gryfonka. – Bierz tyłek w troki i już cię nie ma! Chyba nie chcesz stracić kolejnych punktów?
I tak stracę punkty, albo zarobię szlaban – sarknął chłopak.
- Wiem, mówiłam o dodatkowych punktach, Harry. O tak zwanym gratisie. Promocji. Okazji. Wybierz określenie, które ci się najbardziej podoba.
Longbottom nie mógł powstrzymać wesołości.
- Wiesz co? Doskonale zastąpiłabyś Snape’a, gdyby wykitował – skwitował Potter, ale uśmiechnął się nieznacznie. – Idę do jaskini bazyliszka.

***

- Dzień dobry, panie profesorze – powiedział Harry, stwierdzając z zadowoleniem, że jego głos brzmi grzecznie.
- Nie wierzę, panie Potter, że jest pan punktualny –zadrwił Snape. – Siadaj. – Wskazał krzesło naprzeciwko biurka
Harry się zdziwił własnym spokojem. Wzruszył ramionami, usiadł i spojrzał nauczycielowi głęboko w oczy.
- Nie spytasz, po co cię wezwałem? – spytał profesor łagodnie.
- Myślę, że skoro mnie pan wezwał, to sam mi pan powie, po co.
Severus uniósł brew i spojrzał na ucznia.
- Nie wiem, czy tę odpowiedź przypisać twojej wrodzonej arogancji, Potter, czy tego, że w nieudolny sposób usiłujesz być uprzejmy powiedział miękko, nie spuszczając z ucznia przenikliwego spojrzenia czarnych oczu.
- Panie profesorze, idąc tutaj domyślałem się, że zechce pan mnie wyprowadzić z równowagi, po to abym zrobił lub powiedział coś, co pozwoli panu odjąć mi punkty lub wlepić szlaban. Muszę ze smutkiem powiedzieć, że mnie pan nie zaskoczył. To przykre. – Harry był tak spokojny, że aż sam siebie zadziwiał. Ale postanowił, że odpłaci się urokiem za klątwę. Jak Salazar Godrykowi tak Godryk Salazarowi. Najwyżej to Snape zostanie wyprowadzony z równowagi. W najgorszym wypadku on wyjdzie z tego gabinetu z trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. Ale na Merlina – sprowokować się nie da. Nie tym razem.
Jedyną reakcja Snape’a było uniesienie brwi nieco wyżej, niż przed chwilą. Poza tym, Mistrz Eliksirów pozostał niewzruszony jak górski, stabilny głaz.
- Panie Potter – rzekł chłodno – sam muszę z przykrością stwierdzić, że jest pan arogancki, a więc także nie zostałem zaskoczony. Ze szczerym smutkiem odejmuję zatem panu pięć punktów. Mam nadzieję, że w końcu zrozumie pan, iż jestem nauczycielem, nie pańskim kolegą, na którym może pan ćwiczyć sarkazm i ironię. Czy to jasne, Potter?
- Tak jasne, jak ogień buchający w pańskim kominku, profesorze, i ogrzewający ten gabinet – grzecznie, acz szkliwie odpowiedział Harry.
W gabinecie było chłodno, a ogień, jak to zwykle bywało, nie był rozpalony. Severus Snape uśmiechnął się krzywo.
- Kolejne pięć punktów od Gryffindoru. Następnym razem będzie pięćdziesiąt. Twoi koledzy, Potter nie będą zadowoleni, jak sądzę.
Harry zacisnął zęby.
- Doskonale pan, wie, że jest pan w tej chwili nieuczciwy, perfidny i wykorzystuje pan swoje stanowisko – odciął się, wcale nie dbając o to, że właśnie przestał być grzeczny, i o to, że straci punkty.
- Nie, Potter, próbuję ci tylko wbić do tego zakutego łba, że nie jestem twoim kumplem, z którego możesz sobie kpić – łagodnie odrzekł Snape. – Zrobisz, co zechcesz. Radziłbym ci jednak zachowywać wobec nauczycieli należny im szacunek.
- Inni nauczyciele mnie nie upokarzają, aby poprawić sobie samopoczucie i marną samoocenę. Dlatego mogą na ten szacunek z mojej strony liczyć, profesorze. O to się proszę nie martwić – zadrwił Harry, niespodziewanie ponownie odzyskując chłodny spokój. Popatrzył na profesora pogardliwie i ostentacyjnie zmierzwił dłonią włosy. Zrobił to świadomie i z premedytacją. I poczuł satysfakcję, gdy na jedną, krótką sekundę, twarz Snape’a straszliwie pobladła
Severus nie krzyknął, nie zdenerwował się. Chwilowa bladość była jedyna reakcją, jaką zauważył Złoty Chłopiec. Kilka chwil panowała niezręczna cisza i Potter zaczynał czuć się nieswojo. Zaczynał nawet czuć, że zachował się bardzo niewłaściwie. I wtedy profesor się odezwał, nie komentując nawet słowem głupiego zachowaniu Gryfona
- Wezwałem cię po to, żeby cię ostrzec, abyś nie pchał się tam, gdzie nie trzeba. Wszyscy wiedzą, że cierpisz na syndrom bohatera. Ta szkoła może stać się terenem walki. Najlepszym wyjściem dla ciebie i dla wszystkich innych uczniów będzie ciche siedzenie we własnym dormitorium. Liczę na to, że zachowasz zdrowy rozsądek, cokolwiek by się nie działo, Potter. Dla dobra swojego i swoich przyjaciół. Możesz być pewien, że wszystko jest pod kontrolą. Profesora Dumbledore’a, profesor McGonagall i moją. Nie ma żadnych powodów do niepokoju i do szukania przygód. Uczniom nic się nie stanie, jeśli żaden z nich nie poczuje, w chwili niepokoju, że powinien interweniować. Potraktuj moje słowa bardzo poważnie.
Uczeń poczuł się skonsternowany. Snape potraktował go na tyle poważnie, że zdradził mu coś, o czym – co Harry wiedział doskonale – nie wie żaden uczeń. Być może powiedział to tylko jemu. Nieważne, że motywem Snape’a było – zgoła prawdziwe – przeświadczenie, że Gryfon lubi pchać się w kłopoty. Potraktował go, jako kogoś, komu może zaufać w ważnej sprawie, i nie przeszkodził mu w tym fakt, że chłopak zachował się przed chwilą jak bezmyślny i okrutny gówniarz.
- Mam nadzieje, że jest to dla ciebie zrozumiałe, tak samo, jak to, że nie upoważniam cię do przekazywania komukolwiek informacji, którą uzyskałeś. Jeżeli się dowiem, a dowiem się na pewno, że nie potrafisz dochowasz tajemnicy, konsekwencje będą dla ciebie opłakane i poznasz wtedy, czym jest prawdziwe upokorzenie, Potter. O ile oczywiście przeżyjesz, co może ci się tym razem nie udać, jeśli mnie nie posłuchasz. Czy wszystko rozumiesz, czy powtórzyć, albo ci zapisać? – Snape na koniec zakpił jadowicie.
- Rozumiem i nikomu nic nie powtórzę, sir – odrzekł Harry, zbity z tropu i skonfundowany.
- Gdybyś, przez własną głupią ciekawość zginął, Dumbledore nigdy by sobie nie wybaczył podjętych decyzji, obarczając się na resztę życia przytłaczającymi wyrzutami sumienia. A ja bardzo go szanuję i tego nie chcę. Właśnie dlatego tu jesteś i tylko dlatego z tobą spokojnie rozmawiam, zamiast wyrzucić cię na zbity niewyparzony pysk, po tym jak popisałeś się arogancją na miarę swojego rodziciela. A teraz zejdź mi z oczu, Potter, zanim odejmę ci kolejne punkty. – Mówiąc, profesor ani razu nie podniósł głosu, cały czas zachowując miękki, gładki ton i nie spuszczając chłodnego wzroku z oczu swojego gościa.
Harry bardzo starał się nie mrugać, ani nie odwracać spojrzenia, co było w obecnych warunkach nie lada heroizmem. A ponieważ był bohaterem – wytrzymał, chociaż wcale nie poczuł się z tego powodu lepiej.
Gdy Snape zamilkł, bąknął szybko „do widzenia, sir” i niemal wybiegł z gabinetu. Palił go ogromny wstyd. W pewnym sensie żałował, że nauczyciel nie wyrzucił go na „zbity i niewyparzony pysk”.

Napisany przez: Ines 06.06.2007 13:32

Matko... nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc nowy post! wink2.gif Szkoda, że Harry i Severus nie są "przyjaciółmi", ale mam nadzieję, że dojdą do porozumienia wink2.gif Matko, emocje mnie ponoszą jak to piszę...

Czekam niecierpliwie na Kolejną część i naprawdę cieszę się, że się odezwałaś wink2.gif
Życzę dużo weny i czasu na pisanie oraz powodzenia wink2.gif

Napisany przez: Tomak 17.06.2007 15:32

Aaaa... Yeah cały czas wierzyłem że jednak nie porzucisz ficka i do niego wrócisz i coś napiszesz. Skoro się nie myliłem to lece do czytania... WSZYSTKIEGO od POCZĄTKU bo nie wiele pamiętam tyle ficków przeczytałem od tamtego czasu że mi sie miesza no ale cóż mam nadzieje że będzie warto biggrin.gif Pisz, pisz. Czekamy !!

Napisany przez: Peeves 19.06.2007 11:57

Po przeczytaniu Ręki Boga, wiedziałam, że muszę przeczyta i to... no, stało się^^ zakochałam się w tym ficku. Szczególnie spodobała mi się przedstawiona tutaj postać Draco, taki jakiego lubię...
Zresztą zarejestrowałam sie tu, dlatego by skomentować własnie Być Szlachetnym.
O jego genialności nie ma się już chyba co rozpisywać, ale powiem tak, zmieniło to mój światopogląd, moje postrzeganie Śmierciożerców i Voldemorta... Teraz zdaję sobie sprawę z mojej głupoty i pomijając już moją głupotę to naprawdę ruszyło to moim sercem i czekam na kolejne części z utęsknieniem^^

Napisany przez: Josephine 24.06.2007 00:21

Następna część! Jak super smile.gif
Oczywiście świetna jak wszystkie pozostałe smile.gif
Czekam na ciąg dalszy. mam nadzieje, że nie pojawi sie po tak długim czasie jak ten part smile.gif

Napisany przez: pu_lina 20.07.2007 12:32

Kitiaro... Błagam... Wklej coś nowego, bo powoli usycham... To jest najlepszy FF jaki w życiu czytałam
pozdrawiam
pu_lina

Napisany przez: asiatal 10.08.2007 13:09

kiedy przeczytałam "I Believe..." daaaawno temu, stwierdziłam, że go nic nie pobije. Później przeczytałam go 2 razy i cały czas byłam tego zdania ale po przeczytaniu tego to stwierdziłam, że to chyba jest lepsze....... Żeby mi się podobał fanfic to nie trzeba wiele, ale jednak coś tam trzeba. Wymiatasz! Kocham Twoje opowiadania wink2.gif Tylko prooooooosze, dawaj częściej...... wink2.gif))))

Rzeczywiście irytujące są literówki. Tu brak haczyka, tu literki, ale czytałam gorsze pod tym względem np bez polskich liter....

Niektóre dialogi są takie jakieś........ dziwne ;p

Życzę weny do dalszego pisania nie tylko tego dzieła ale i do kolejnych

Na osłodę zelka1.gif

pozdrawiam, asiatal wink2.gif

Napisany przez: Tinsley 12.08.2007 20:50

Super:)Naprawde:)
Ale mogła być wkleić coś nowego:)<prosi>
Ładnie prosze:) blush.gif czarodziej.gif
N wene twórczą-----> landrynki.gif

Napisany przez: Tissaya de Vries 17.08.2007 21:15

ff o fantastycznym rozpoczęciu

dialogi między parami są nieco nudnawe

tak samo jak i relacje HG/DM
wtrące że czytałam twoje poprzednie ff z tym paringiem i wiem na co Cię stać (muszę przyznać że taki paring interesuje mnie bardziej niż Potter +granger czy jakikolwiek inny, przedewszystkim najczęściej akcja takich opowieści jest ciekawsza)

z kolei "ręka Boga" jest świetna i pod względem treści, tam odczucia bohaterów są opisane perfekcyjnie jak również i akcja."Być szlachetnym" momentami wudaje mi się zbyt przedłużane i cukierkowe a nawet choć rzadko się to zdarza nudnawe i według schematów.
nie to że jestem za przemocą chodzi mi raczej o błędy które wytknięto ci wcześniej a ja żeby nie zanudzać napisałam w skrócie.

pozdrawiam i czekam na następny rozdziałsmile.gif

Napisany przez: trf 03.09.2007 10:35

Świetny ff. Gratuluję i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!

Napisany przez: Mary_czerwona_czarownica 14.09.2007 16:22

To jest pierwszy ff, jaki w ogóle przeczytałam. I jest boski, nie spodziewałam się że z książek p. Rowling można czerpać inspiracje do takich opowiadań. Masz niesamowity styl pisania, strasznie wciągający, czytałam to do 3 w nocy i nie żałuję. Bardzo mi się podoba postać Dracona, a jego wewnętrzna przemiana jest ukazana z jakąś psychologiczną precyzją. Przekonałaś mnie też do Severusa, za którym wcześniej nie przepadałam. Masz bardzo bujną wyobraźnię i dziel się nią z czytelnikami. Błagam Cię nie porzucaj tego ficka! Będę wdzięczna za nawet bardzo malutki rozdzialik smile.gif tongue.gif

Życzę dalszej fantastycznej weny twórczej czekolada.gif landrynki.gif

Żeby Ci się słodko pisało biggrin.gif

Napisany przez: KeyeM 14.09.2007 16:32

tak Kitiaro pisz dalej! smile.gif
prosze Cie !! smile.gif

nie moge wytrzymac, jak wchodze na twojego ff, a tu brak nowego rozdzialu sad.gif
napisz cos jeszcze..chociaz zeby nas troche pocieszyc tongue.gif

to dla Ciebie czekolada.gif ..na wene smile.gif

pozdrawiam i czekam z niecierpliwoscia na kolejna czesc smile.gif

Napisany przez: Magic 15.09.2007 17:07

Nigdy nie byłem zbyt wygadany tym razem tez nie bede ;p ale musze powiedziec ze tekst dobrze mi sie czyta nie mozna narzekac ze jest nudny i z cała pewnoscia moge go ocenic na jeden z najlepszych jakich przeczytałem. Ogolnie bardzo podobaja mi sie twoje teksty ale najbardziej te ktore sa skonczone(taka mała aluzja) Mam nadzieje ze dokonczysz pisanie i nas nie zawiedziesz ;d Na zachete czekolada.gif

Napisany przez: VirginiaPotter 04.11.2007 17:37

Na ten ff trafiłam przydatkiem. Zaczęłam go czytać z nudów. I bardzo dobrze że się wtedy nudziłam. To jeden z najlepszych ff jakie kiedykolwiek czytałam. A czytałam wiele: od kilku beznadziejnych nieznanego autorstwa po "razem z Danger" :) i "I belive..." oczywiście Twojego autorstwa. Dlatego mam prośbę: napisz następny rozdział tego opka...taki ff nie może "umrzeć"

pozdro VP

Napisany przez: Alcis 19.12.2007 21:16

Suuper! Mogę powiedzieć, zupełmnie szczerze, że Twoje FF są najlepsze z całego, calusieńkiego Magicznego Forum. A juz najbardziej z wszystkich podobaja mi sie "I believe.." i "Zmowa ...". I napisz coś, (najlepiej książkę) bo piszesz wyśmienicie.
Z życzeniami weny twórczej,
Alcis

Napisany przez: Iglak17 09.01.2008 21:26

To naprawdę najlepszy fanfick, jaki do tej pory czytałam. Podoba mi się, bardzo podoba... to za mało powiedziane. Jestem pod wrażeniem. Tekst jest naprawdę świetny! Wciągnął mnie, jak prawdziwa książka. Kit, masz prawdziwy talent! Ale jesteś też okrutna... Tak dawno nie dodałaś nic nowego sad.gif smutno mi... bo to tak, jakby z książki - przyjaciela wyrwano kilka ostatnich rozdziałów cry.gif pusto... Kitiaro, proszę, błagam, wklej następną część czekolada.gif

Napisany przez: Alicja Spinnet 28.01.2008 14:22

Kitaro!! ;]
Przeczytałam. Raz. Potem drugi.
Kurczę podobało mi się, bardzo.
Oczywiście troszkę literówek się znajdzie, ale powala mnie twój styl pisania. Jejj... normalnie czuję, że jest on lepszy od Rowling. Uczeń przerasta mistrza, a raczej czytelnik 'poprawia' książkę.
Jeszcze do tej pory jestem w szoku, bo nie wierzę, że mogłabyś porzucić to dzieło.
Proszę nie poddawaj się, bo nie warto osierocać takiego cudownego tworu. To żyje swoim życiem.
Uważam, że powinnaś zakończyć (jakoś) "Być szlachetnym", ale oczywiście niczego Ci nie narzucam.
Pozdrawiam i życzę weny...

A.S.

P.S. Będę okrutna, ale mam nadzieję, że dręczy Cię poczucie winy za tak długotrwałe katusze dla Twoich fanów biggrin.gif hehe

Napisany przez: Pycia 29.02.2008 18:16

Droga Kitiaro,
słowa wielkiego uznania za to co robisz. Muszę powiedzieć, że "Być Szlachetnym" to najlepsze opowiadanie jakie czytałam do tej pory. Wciąga, trzyma w napięciu, rozśmiesza do łez, wzrusza... Naprawdę to wszystko można poczuć czytając ten TEKST (należą się Jemu wielkie literki biggrin.gif ).
Jednak minusem są błędy i literówki, lecz przy tak obszernym opowiadaniu nie dziwię się, iż takie się pojawiły.
Mam nadzieję, że ciąg dalszy za niedługo się ukarze.... To moja nieśmiała prośba tongue.gif
Powodzenia w dalszym, twórczym pisaniu
Pycia

Napisany przez: Anaphora 05.04.2008 22:22

Kitiaro jestem pod wrażeniem, naprawdę.
Opowiadanie jest długi, wielowątkowo i o tych wątkach nie zapominasz. Nie zaczynasz, by je potem zostawić bez zakończenia lub przypomnieć sobie o nich kilka rozdziałów dalej i ewentualnie dokończyć (jak to wiele osób robi).

Twój styl jest lekki i przyjemny, dlatego z wielką chęcią czytuję Twoje (lub Twoje i Nagini lub Sonki) opowiadania. Co więcej, mimo że piszesz nieskomplikowanie potrafisz zamieścić skomplikowane i poważne treści, a w tekście znajduje się miejsce na radość i łzy, miłość i nienawiść, lojalność i zdradę oraz wiele, wiele innych rzeczy.
Co więcej życie bohaterów nie składa się z pasma nieszczęść lub samych szczęśliwych wydarzeń, lecz jest warkoczem. Przeplata w sobie powodzenia, niepowodzenia i coś jeszcze.
Sam pomysł wydaje mi się być naprawdę ciekawy, warty rozwinięcia, pisania o nim i czytania przez długi, długi czas.

Kitiaro, chylę przed Tobą tiary w dwornym ukłonie i życzę Wena, na każde Twe skinienie.
Pełna podziwu

Anaphora

Napisany przez: !Nagini! 30.04.2008 13:44

Moim zdaniem ten ff jest świetny... aż brak mi słów. Dopiero od niedawna czytam ff-y z takim zapałem jak teraz ale widzę że najlepsze pisze nie kto inny jak ty Kitiaro. A to dla ciebie za wszystkie Twoje Fanfictiony: czekolada.gif landrynki.gif krowki.gif nutella.gif zelka1.gif

Napisany przez: reachel_riddle 30.04.2008 17:03

Wiem że może sie powtarzam ale to jest jeden z moich ulubionych ff, (a inne moje ulubione też są twoje). Tylko szkoda że go nie skończyłaś. Za to, że tak super piszesz daje ci: nutella.gif czekolada.gif zelka1.gif landrynki.gif

Napisany przez: em 30.04.2008 17:09

ostatnia część pojawiła się w czerwcu zeszłego roku, zatem jakieś 11 miesięcy temu, więc opowiadanie ląduje w LW. jeśli autorka zdecyduje się na kontynuację, proszę PM do moda.

Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)