Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Sangiunis Religo (spojler) [zak] do LW, jednopartówka

Sangiunis Religo (spojler) [zak] do LW
 
Dobre - zostawić [ 1 ] ** [100.00%]
Słabe - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 1
Goście nie mogą głosować 
smagliczka
post 12.12.2005 15:51
Post #1 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



Na wstępie chciałabym powiedzieć, że jest to moje pierwsze w życiu opowiadanko, więc nie wiem, czy dobrze mi wyszło- mam nadzieję, że nie najgorzej…sami ocenicie.
Z początku miało być znacznie krótsze ( w swym pierwotnym założeniu nawet miniaturka)…ale w trakcie pisania zaczęło żyć własnym życiem i jakoś tak…samo się rozrosło…

W temacie zaznaczyłam ,że zawiera SPOJLER, jednak nie stanowi on podstawy fabuły i nie jest na niego położony duży nacisk, więc jeśli ktoś, kto nie czytał jeszcze 6 części, będzie miał zamiar zgłębić treść SANGUINIS RELIGO, może nawet nie zwrócić na ów spojler większej uwagi, uznając go raczej za wytwór mojej wyobraźni…

…żeby już do końca zagmatwać…spojler to nie TO, co myślicie…

( tak po prawdzie ja również nie czytałam 6 części…ale dowiedziałam się paru rzeczy, i nie mogłabym sobie darować, gdybym nie wykorzystała tych informacji w moim opowiadaniu).

No nie będę dłużej przynudzać…życzę ciekawej lektury…acha wszystkie niezrozumiałe nazwy zostały wyjaśnione w słowniczku, który zamieszczam pod koniec opowiadania.

***

Czy istnieje gdzieś we wszechświecie takie miejsce,
w którym spotykają się wszystkie skrajności?...


…Zło i Dobro
…Śmierć i Życie
…Słabość i Siła
…Strach i Odwaga
…Smutek i Radość
…Ból i Przyjemność
…Napięcie i Spokój
…Niewola i Wolność
…Głupota i Mądrość
…Ciemność i Światło
… Nienawiść i Miłość
…Odrębność i Jedność
…Cierpienie i Ukojenie
…Potępienie i Zbawienie
…Wątpliwość i Pewność


…istnieje…

…w duszy każdego człowieka…

***

Ciemne listopadowe niebo przeszył oślepiająco jasny błysk.

Siwowłosy, sędziwy człowiek, obudził się nagle ze świstem wciągając powietrze. Już dawno nie odczuwał tak silnego niepokoju, mimo, iż czasy były naprawdę mroczne a za każdym rogiem czaiła się zdrada…nawet tych najbardziej zaufanych. Nic już nie było tak oczywiste i pewne, jak kiedyś, nawet to, co jest zwane dobrem i złem.

Mężczyzna wstał z łóżka, by nalać sobie szklankę wody.
Najbardziej denerwowało go to,że nie potrafił dokładnie sprecyzować przyczyny owego niepokoju, intuicja prawie nigdy go nie zawodziła, jednak czasami dawała o sobie znać w dość specyficzny, zgoła niekonwencjonalny i trudny do odczytania sposób. Człowiek uśmiechnął się smętnie patrząc w pustkę.

<Czyżby twoja podświadomość bawiła się z tobą w gierki Albusie???>

***

Siekł deszcz ze śniegiem, śliską breją pokrywając błotnistą drogę.

Samotna sylwetka majaczyła w strugach szalejącej burzy, zbliżając się chwiejnie w stronę ciemnego gmachu zamku.

Grzmot!

Twarz wycieńczonego wędrówką człowieka po raz kolejny spotkała się z klejącą mazią, która po wielu upadkach całkowicie oblepiła jego podartą, czarną szatę.
Nim dotarł do wielkich drewnianych drzwi, chroniących wstępu do zamczyska, upadał jeszcze parę razy. Wciągając spazmatycznie powietrze uwiesił się na wielkiej mosiężnej kołatce w nadziei, że drzwi nie zostały zaryglowane.

Nie były.

Słaniając się wszedł do pogrążonego w ciemnościach, cichego wnętrza.
Dochodziła druga w nocy, korytarze zamku były wyludnione.

Zaczął wspinać się po szerokich kamiennych schodach, a każdy jego krok odbijał się głuchym echem od obwieszonych obrazami ścian. Doskonale wiedział, gdzie ma się udać, znał topografię wnętrz prawie na pamięć…spędził tu przecież siedem lat swego żałosnego życia.
Czy uda mu się prześliznąć niepostrzeżenie?
Czy nie natknie się na osobę niepożądaną?

Wiedział, że zamek jest doskonale chroniony, a stary Albus już zapewne zatroszczył się, by nikt bez jego wiedzy do środka się nie dostał.

Jednak to nie długobrody Profesor stanowił dla nieproszonego gościa niebezpieczeństwo. Nie chciał się natknąć na kogoś, kto podniósłby niepotrzebny alarm.

Mówiąc szczerze w sytuacji, w jakiej się znalazł nikt już nie mógł mu pomóc.
Nikt nie był przyjacielem.
Każdy był wrogiem.
Nie można uciec od nieuniknionego!

<Tak czy inaczej za parę dni czeka mnie śmierć, czy to z Jego ręki… czy też z ręki Ministerstwa!>

***

Profesor zszedł do gabinetu, coś wyraźnie nie dawało mu spokoju…tylko co? Odpowiedź na to pytanie przyszła nagle i okazała się być prosta. Wzrok starego człowieka spoczął na kryształowej kuli, która jarzyła się zimnym niebieskim światłem.

Ktoś obcy przekroczył progi zamku!

Niemal jak na zawołanie zawirował znajdujący się nieopodal srebrny stożek.
Albus wiedział już, że nocny gość stoi w tym momencie przed drzwiami do jego królestwa nie mogąc wejść do środka z prostej przyczyny…nie znał hasła.

<Nigdy nie lekceważ wewnętrznego głosu Albusie, czasami to jedyny głos prawdy!>

Siwowłosy mężczyzna powoli wyjął różdżkę, która nawet, gdy spał spoczywała w wewnętrznej kieszeni jego nocnej szaty. Nie było chwili, aby się z nią rozstał. Stanowisko, jakie pełnił, odpowiedzialność za setki młodych ludzi nie pozwalały mu na chwile nierozwagi i braku czujności…zwłaszcza teraz, gdy niczego i nikogo nie można być pewnym!

Powoli, stąpając jak kot, zbliżał się do drzwi. Nie czuł strachu, długie lata wielu doświadczeń i nieprzyjemnych sytuacji sprawiły, że raz na zawsze pozbył się tego uczucia ze swojej duszy.

Strach paraliżuje i odbiera twą moc!- zawsze powtarzał to swoim uczniom.

Kto mógł go odwiedzać w środku nocy? Miał wielu wrogów, nie podejrzewał jednak, by jakikolwiek zjawił się tutaj tak niefrasobliwie narażając się na utratę własnego zdrowia albo nawet życia.

O tak! Albus nie należał do osób, które były bezradne w obliczu nieprzyjaciela!
Nigdy, co prawda nikogo nie zabił…ale potrafił wyeliminować przeciwnika tak skutecznie, że uchodził wśród czarodziejów za mistrza brutalnego, aczkolwiek bezkrwawego obezwładniania.

Stanął przed drzwiami koncentrując całą swą uwagę na osobie znajdującej się po drugiej stronie.
W mgnieniu oka otworzył gabinet przykładając różdżkę go gardła nieznajomego. Widok, jaki ukazał się jego oczom, sprawił, że ręka lekko mu zadrżała.

Stał przed nim znany mu dobrze młody człowiek, chociaż ciężko można było ludzką istotę w nim rozpoznać.
Umorusany od stóp do głów błotem, w podartej cienkiej szacie, o bladej, wykrzywionej bólem twarzy, na którą opadały mokre strąki czarnych włosów.

Dygotał na całym ciele…zapewne z zimna.

Albus powoli opuścił różdżkę świdrując przybysza przenikliwym spojrzeniem.

- Se…Severus?- zapytał szeptem.

Człowiek w odpowiedzi skinął głową, nie odważył się spojrzeć Albusowi Dumbledore’owi w oczy.
***

Czarodziej gestem zaprosił niespodziewanego gościa do środka nie spuszczając z niego wzroku.
Młodzieniec chwiejnym krokiem przekroczył próg gabinetu.

Zapadła niezręczna cisza…na ścianie, znacznie za głośno, tykał wielki drewniany zegar.

Dumbledore rzadko czuł się skonsternowany, czy zbity z tropu, jednak sytuacja, jaka właśnie rozgrywała się w jego pokojach w środku nocy, była mówiąc zdawkowo…dziwna i niepokojąca.

Okrążył swego byłego podopiecznego i usiadł za biurkiem bacznie mu się przyglądając…chyba po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powinien był powiedzieć.

Po chwili otrząsnął się jakby z letargu.

- Usiądź Severusie, proszę- rzekł wskazując krzesło naprzeciwko i siląc się na spokój.

Młody człowiek nie zareagował jednak na prośbę Profesora, stojąc cały czas na środku pokoju dyrektorskiego, oświetlonego ciepłym światłem wielu świec, i wbijając wzrok w owe, wskazane mu krzesło.

Z trudem łapał powietrze, oddychając nierówno i płytko, serce wybijało znacznie szybszy rytm niż zazwyczaj, źrenice miał rozszerzone a jego ciałem wstrząsały silne dreszcze, które nasiliły się jeszcze po przekroczeniu progów Dyrektora Hogwartu.

Nie dygotał z zimna.

- Mam p-panu coś d-do powiedzenia Prof.-fesorze- odezwał się nagle niskim, drżącym ledwo słyszalnym głosem - Dzisiejszej n-nocy… podjąłem decyzję ostateczn-ną.

Zamknął mocno powieki a przez jego twarz przetoczył się spazm bólu. Jego chude, długie palce zacisnęły się w pięści. Prowadził wewnętrzną walkę.

Adrenalina krążąca we krwi, choć uodparniała na fizyczny ból i ogromny wysiłek, nie pomagała jednak w psychicznym boju…boju, jaki będzie musiał za chwilę stoczyć z samym sobą.

Drżącymi rękami sięgnął do wnętrza resztek, swojej przemoczonej szaty wydobywając z niej różdżkę.
Zbliżył się do biurka, cały czas nie podnosząc wzroku na Dyrektora i położył ów przedmiot przed Albusem cofając się szybko na poprzednie miejsce.

- Pan pozwoli, że się sam rozbroję…t-to nie będzie mi już więcej potrzebne- powiedział znacznie głośniej i szybciej, jakby się bał, że nie zdąży skończyć, bo głos odmówi mu posłuszeństwa.

- Nie rozumiem, Severusie? Co chcesz przez to powiedzieć?- rzekł doświadczony stary czarodziej spodziewając się najgorszego.

Młody Snape poczuł na swoim gardle metalową obręcz, zaciskającą się z każdym oddechem.
Nie był w stanie tego powiedzieć!
Nie jemu! Człowiekowi, który jako jedyny darzył go kiedyś ciepłym uczuciem!
Dzięki, któremu mógł przetrwać najgorsze chwile upokorzenia!

Który, jako JEDYNY okazał mu zrozumienie i widział w min czującą istotę!!!

<Zdradziłeś Go!!! Zdradziłeś wszystko, w co wierzył, zaprzepaściłeś całą nadzieję, jaką w tobie pokładał!!>

<Jesteś śmieciem!!! Podłym, pieprzonym zdrajcą i tchórzem!!!>

<Nie jesteś godzien jakiejkolwiek litości!!! Jakiegokolwiek przebaczenia!!!>

<Nawet nie masz odwagi spojrzeć Mu w oczy!!! Bo wiesz doskonale, co tam zobaczysz!!! POGARDĘ!!!>

Głos krzyczący w głowie młodego człowieka, a w zasadzie żałosnej karykatury człowieka, był nieubłagany…i nie dawał się uciszyć żadnym znanym czarodziejom zaklęciem.
Prześladował on Severusa już od dłuższego czasu stając się jego największym…najokrutniejszym dręczycielem!

Albusowi rozszerzyły się źrenice.

<Czy to możliwe, że On…czy…Boże! Severusie…błagam niech TO nie będzie prawda!!!>

Jakby w odpowiedzi, stojący przed nim młodzieniec drgnął niespodziewanie podwijając szybko lewy rękaw szaty.

Oczom Dyrektora ukazał się widniejący na przedramieniu młodego mężczyzny Mroczny Znak…Znak przynależności do popleczników Lorda Voldemorta...największego czarnoksiężnika…oprawcy i bezwzględnego mordercy!

Profesor zamknął oczy czując jak coś z niego ulatuje…nie…nie chciał w to uwierzyć! Spełniło się jego najgorsze przeczucie!

- Jestem…byłem Śmierciożercą- szepnął Severus, gdy pętla na jego krtani rozluźniła się na tyle, by mógł wydać z siebie głos.

Znów zapadła cisza. Tym razem jednak znacznie cięższa do zniesienia dla obu rozmówców.

Czyż to nie dziwne, że to nie nasi wrogowie, ale ci, których kochamy zadają nam najboleśniejsze ciosy?

Tykający miarowo zegar wbijał swą rytmiczną melodię do mózgu, z każdym uderzeniem wahadła powodując silniejszą falę bólu, rozlewającą się po czaszce Severusa Snape’a.
Jego ciałem wstrząsnęła kolejna dawka drgawek.

- Ch-hciałem…myślałem, że…powinien Pan się d-dowiedzieć jako pierwszy…ja…- głos mu się załamał, nie był w stanie mówić.

Zacisnął zęby.

<Tchórz!!!>

Kolejny spazm bólu, tym razem, promieniujący od czarnego znaku na lewym przedramieniu sprawił, że Severus musiał ucisnąć go mocno dłonią, aby nie krzyknąć.

Czy starczy mu sił na to, co tak dokładnie i od dawna planował?
Czy ludzka istota, bo taką przecież był, jest w stanie znieść tyle bólu i cierpienia w ciągu jednej doby?

Albus ukrył twarz w dłoniach, które lekko mu drżały.

Cisza…

Czy można usłyszeć jak pęka serce?

- Ja…- zaczął cicho.

Spazmatyczny głęboki wdech.

- Ja…oddaję się w ręce Ministerstwa- wyrzucił to zdanie z siebie jak trujący jad.

Albus Dumbledore, spojrzał z bólem na żałosną chwiejącą się i ledwo trzymającą w pozycji stojącej postać…upodlaną i poniżaną w dzieciństwie…zawsze w cieniu …zawsze samotną…z góry, skazaną na potępienie…

….swojego byłego ucznia- Severusa Snape’a.

***

Czarodziej wstał.

Podszedł do młodego, uciskającego ramię, człowieka…lecz ten nie podniósł wzroku, oddychając z trudem, starał się powstrzymać konwulsyjnie drżenie mięśni.

Błoto kapiące z jego szaty utworzyło na marmurowej lśniącej podłodze brudną kałużę.

Albus nieznaczne przechylił głowę chcąc zajrzeć Severusowi w oczy. Młody człowiek gwałtownie się cofnął!

<Nie uchronisz się przed tym!!! Tchórzu!!! Jesteś żałosny…nie masz godności!!!>

- Nie pozwolę na to!- rzekł lekko drżącym głosem stary mężczyzna.

Jego twarz była silnie pomarszczona…zmęczona, lecz w stalowo-niebieskich oczach można było dostrzec determinację!

Wiedział doskonale, jak bezwzględni ludzie zasiadają w ławach Wizengamotu w Ministerstwie Magii.

Zbyt wiele razy był świadkiem rozpraw przeciw Śmierciożercom.

Czy mógł się zgodzić, aby jego uczeń, młody jeszcze i nierozważny człowiek, został skazany na dożywocie w najcięższym więzieniu, jakie istniało na Ziemi?...

…Albo na najokrutniejszą śmierć, która zgodnie z istniejącym Prawem była karą dla najbardziej zagorzałych zwolenników Voldemorta…jednak…karą wielokrotnie nadużywaną…

Skazywano na nią ludzi bez słuchania wyjaśnień! Ministerstwo bardzo szybko umywało ręce!

<Nie pozwolę, aby zamknęli Go w Azkabanie!!! Nie dopuszczę do tego, aby wydano Go w ręce Dementorów!!!>

- Nie pozwolę na to!- powtórzył- wyjaśnij mi…DLACZEGO?

Cisza…

- Severusie…?

Kolejny spazmatyczny wdech…kolejna fala bólu.

Jak miał to wyjaśnić? Jak wytłumaczyć, dlaczego został Śmierciożercą? Jak wytłumaczyć, dlaczego zdecydował się odejść?

Jak powiedzieć za pomocą słów coś, czego ludzka dusza i umysł znieść nie potrafią?
Dlaczego w takich chwilach słowa stają się bezużyteczne?!!!

- Czeka mnie śmierć…jeśli nie z rąk Ministerstwa…to z JEGO ręki!- wypowiedział na głos swe wcześniejsze myśli.

-Dlaczego przyszedłeś z tym do mnie?- Dyrektor nie dawał za wygraną.

< Czy to zawsze musi tak boleć? Dlaczego to musi być tak cholernie trudne?>

<Dlatego, że taki śmieć, jak ty, zasługuje tylko na cierpienie!>- odpowiedział Severusowi jego wewnętrzny dręczyciel.

- Spójrz mi w oczy…Severusie!- zażądał silnym głosem Albus.

Strach zmroził serce młodego człowieka, nogi ugięły się pod nim.
Poczuł silne mdłości.

Siwobrody Profesor był jedynym, znanym młodzieńcowi czarodziejem, który spojrzeniem potrafił przejrzeć duszę człowieka na wskroś!

Nawet Czarny Pan nie mógł się z Nim równać!

Snape pewnie pobladłby jeszcze bardziej gdyby to było możliwe.
Bardzo powoli podniósł głowę. Sine usta ze świstem wciągały powietrze.

Powieki miał opuszczone, do czoła przykleiły się strąki czarnych włosów. Zapadnięte policzki i głębokie cienie pod oczami nadawały i tak już wychudłej twarzy żałosny, chory wygląd.

Tętno znacznie przyspieszyło, zwisające wzdłuż ciała ramiona drżały bezwolnie.

Krótki, chrapliwy oddech.

Severus przeniósł wzrok na srebrną, długą brodę Dumbledore’a, potem bardzo powoli…z bólem w sercu zmusił się do spojrzenia w oczy istocie, której zadał najokrutniejszy cios, jaki może zadać człowiek ufającej mu osobie.
Cios zdrady!

Albus posiadał umiejętność więzienia wzroku swego rozmówcy na tak długo, na ile tego pragnął. Nigdy jednak nie nadużywał tej zdolności, nie chcąc pozbawiać ludzi wolnej woli oraz zadawać bólu, wdzierając się siłą do ich umysłów.

Uchwycił przerażone spojrzenie czarnych, rozszerzonych paniką oczu.

<Boże…On stał się zaszczutym zwierzęciem!>

Nie musiał używać sztuki zwanej Legilimencją, aby odczytać myśli młodego człowieka, jego wykrzywiona twarz i błyszczące gorączkowym ogniem oczy zdradzały wszystko.

Ból.
Strach.
Nieznośne poczucie winy.
Pogardę dla samego siebie.
Obrzydzenie.

…ale także…

Upór.
Zdecydowanie.

Przede wszystkim…jednak…

ROZPACZLIWE WOŁANIE O POMOC, któremu drżące w buncie ciało tak usilnie starało się zaprzeczyć.

Albus nie trzymał pod przenikliwym spojrzeniem swego gościa zbyt długo…zaledwie parę sekund.
Jednak Severusowi wydawało się, że trwało to całą wieczność!!!

Najgorsze do wytrzymania było dla niego to, że oczy Dyrektora nie ciskały mrożących błysków gniewu. Jego wzrok przepełniony był bólem, ale także zdziwieniem i współczuciem.

WSPÓŁCZUCIEM!!!

Młody Snape nie był w stanie znieść tego choćby chwili dłużej!

Szybko zacisnął powieki zginając się w pół z cichym jękiem, jakby otrzymał potężny cios w żołądek.

<Dlaczego On mi współczuje??!! Powinien mnie znienawidzić!!! Powinien zabić!!!>- gorączkowe myśli wypełniły jego umysł.

Oddychanie sprawiało mu coraz większe trudności.

Albus zbliżył się do udręczonego cierpieniem człowieka ostrożnie kładąc ręce na jego ramionach.

Reakcja była natychmiastowa!

Severus wyrwał się ze zduszonym w gardle krzykiem, jakby dotyk Dumbledore’a oparzył go boleśnie. Tracąc równowagę wpadł z impetem na sekretarzyk z książkami, kilka z nich spadło z głuchym łoskotem na podłogę.

Stary człowiek spojrzał ze zdziwieniem na młodego czarodzieja mrużąc oczy.

<Tom zastosował rozmyśle sztuczki, nie sądziłem… że posunie się w swym okrucieństwie wobec własnych sług tak daleko.>

Postanowił na razie nie dotykać Snape’a.

- Nie mogę się zgodzić na to, aby zabrały Cię służby ministerialne- powiedział łagodnie- nie wydam Cię Ministerstwu.

Młodzieniec tym razem z własnej woli utkwił pytający wzrok w oczach Profesora.

- D…dlaczego???- wysapał łamiącym ochrypłym głosem.

Nie rozumiał czemu sprawy wzięły taki obrót. Czyżby Dyrektor…zamierzał mu PRZEBACZYĆ?!

Temu, który działał przeciw Niemu, który dopuszczał się okrutnych czynów!

Torturował!!!

A nawet zabijał niewinnych ludzi!!!

Wykonywał rozkazy w milczeniu, nie mając odwagi odmówić! Sprzeciw wiązał się, bowiem z bolesną, często długotrwałą śmiercią!!!
Nie chciał TAKIEJ śmierci…ale teraz, jaka INNA śmierć mogła go czekać?

ZDRADZIŁ!!!

Lord zapewne dowie się o tym bardzo szybko…miał na to niezawodne sposoby!

- TU nic Ci nie grozi- odpowiedział Albus czytając w jego myślach.

- Dlaczego?- powtórzył Severus, do którego słowa wypowiedziane przed chwilą w ogóle nie dotarły.

- Bo ja, w przeciwieństwie do innych członków Wizengamotu, potrafię rozpoznać szczerą skruchę, Severusie- mówiąc to lekko się uśmiechnął- gdybym wydał Cię Ministerstwu, popełniłbym kolejny poważny błąd, którego prawdopodobnie nie dałoby się już naprawić…a tak, pozostaje jeszcze nadzieja.

Dygocący, wciśnięty w sekretarzyk człowiek nie bardzo rozumiał, o czym mówi Profesor.

Albus widząc dezorientację młodzieńca przeszedł przez gabinet i usiadł na wysokim, rzeźbionym, obitym czerwonym atłasem fotelu, ponownie wskazując Severusowi krzesło.

Ku wielkiej uldze Dyrektora, chłopak niepewnie ruszył z miejsca łypiąc podejrzliwie na drewniany przedmiot stojący na przeciwko dużego mahoniowego biurka, jakby upatrywał w tym jakiejś podstępnej pułapki.

Przez chwilę stał zastanawiając się czy powinien usiąść…czuł jednak, że rozmowa potrwa jeszcze bardzo długo, a on nie miał już sił, by utrzymać się na własnych nogach.

***

Albus wiedział doskonale, że tylko stawiając małe kroki, będzie mógł dotrzeć do zamierzonego celu.

W innych okolicznościach zaproponowałby przemokniętemu, drżącemu człowiekowi kubek odprężającej herbaty…jednak w tej sytuacji był niemal pewien, że Severus odmówi przyjęcia jakiegokolwiek przyjaznego gestu, uznając go raczej za atak niż dobrą wolę rozmówcy.

Musiał więc postępować bardzo ostrożnie, było to o tyle skomplikowane, że chciał przepytać swego gościa z rzeczy dla niego traumatycznych i trudnych do opowiedzenia, nie sprawiając mu przy tym nadmiernego bólu.

O ile to w ogóle było możliwe!

Mógł oczywiście użyć do tego celu Veritaserum, przesłuchiwane pod jego wpływem osoby mówiły o wszystkim nie stawiając najmniejszego oporu, niestety…bez żadnych emocji.

Albusowi natomiast zależało na tym, by dowiedzieć się, co jego gość tak naprawdę czuł na myśl o tych wszystkich czynach, jakich się dopuścił.

To było może bardziej okrutne, ale dawało pełniejszy obraz sytuacji…i jednocześnie mogło stanowić swoiste Katharsis dla przesłuchiwanego.

Stary czarodziej odetchnął głęboko spoglądając na siedzącego przed nim bladego człowieka, na którego twarzy obmalowała się rezygnacja.

- Wiem, że będzie to dla Ciebie niezwykle trudne- zaczął powoli- jednak skoro już tu przyszedłeś…chciałbym usłyszeć jak do tego doszło.

Severus wbił wzrok w zaciśnięte dłonie spoczywające na jego kolanach.

Przecież powinien się tego spodziewać od samego początku!!!

Mógł łatwo przewidzieć, że stary Dumbledore nie zadowoli się zwykłym przyznaniem do winy i żądał będzie szczegółowych wyjaśnień!!!

<Tylko jak do jasnej cholery mam Mu to powiedzieć?!!! Jak zacząć?!!!>

- Najlepiej będzie jak zaczniesz od początku, Severusie- rzekł Albus po raz kolejny odpowiadając na niezadane głośno pytanie.

Po dłuższej ciszy, widząc, że chłopak nie radzi sobie z ciężarem wspomnień postanowił mu pomóc.

- Najpierw chciałbym usłyszeć od Ciebie, jak zostałeś Śmierciożercą?

Severus nerwowo nabrał haust powietrza.

- To stało się pod koniec siódmej klasy…- zaczął bardzo cicho, prawie szeptem.

Albus nie zamierzał jednak zmuszać młodego człowieka, by mówił głośniej. Doskonale rozumiał, że nie jest do tego zdolny. Takich wspomnień nikt nie chciał rozpamiętywać, tym bardziej opowiadać.

- Nigdy nie byłem lubiany w szkole- kontynuował po chwili- Pan wie najlepiej, z jakich powodów.

- Wiem- szepnął bardziej do siebie niż do niego.

- Pragnąłem akceptacji, jakiegoś silnego sprzymierzeńca…byłem głupcem nie dostrzegając go w Panu.

Albus zamknął na moment oczy wypuszczając z płuc powietrze.

-Chciałem poczuć, że gdzieś przynależę…przez długich siedem lat odtrącali mnie w Slytherinie…bo…bo jestem mieszańcem. Nigdy, nawet w swych najśmielszych oczekiwaniach nie pomyślałem, że zostanie mi złożona taka propozycja- głos drżał mu wyraźnie chcąc za wszelką cenę ugrzęznąć właścicielowi w gardle.

Ja…ja Go wtedy podziwiałem- mówiąc to skrzywił się i wzdrygnął- wydawał mi się jedynym głosem prawdy, a fakt, że chciał mnie przyjąć…mnie, nieczystej krwi czarodzieja w swoje szeregi, sprawił, że nie wahałem się zbyt długo.

Oczywiście postawił warunki.

Przed oczami Severusa pojawiła się scena, o której śnił wielokrotnie. Moment przyjęcia w szeregi Śmieriożerców…

…………………………………………………………………………………………………...
Czarny Pan siedział w wysokim fotelu zamykającym krąg swych wiernych niewolników, z których przynajmniej połowa była przy nim ze zwykłego strachu przed porzuceniem kłopotliwej i zobowiązującej służby, duża część dla korzyści własnej, a tylko garstka owładnięta obsesją i ubóstwiająca ślepo swego Przewodnika.

Severus, jako nowy kandydat stał na środku sali, otoczony Śmierciożercami.

- Więc jesteś całkowicie pewien, że pragniesz zostać moim poddanym, wykonującym każdy rozkaz sługą?- zapytał przenikliwym chłodnym głosem Lord Voldemort gładząc przy tym wargi długim cienkim palcem.

Krąg ludzi nerwowo zafalował, dało się słyszeć szepty.

- Tak Panie, jestem tego pewien- odpowiedział drżącym głosem zaledwie17-letni chłopiec.

- Jesteś jeszcze bardzo młody…uważasz, że sprostasz wymaganiom mojej służby?

- Tak sądzę Panie…

- Tak sądzisz?!!!- zasyczał Lord wstając i powoli zbliżył się do sparaliżowanego młodzieńca.
Wydaje Ci się, że to zabawa, że urządzam tutaj klub wzajemnej adoracji? A może myślisz – kontynuował okrążając go - że podniesiesz poczucie własnej wartości wstępując w moje szeregi?
Przecież jesteś mieszańcem- powiedział z wyraźnym obrzydzeniem-…musisz czuć się przez to gorszy…

Mówiąc szczerze…to nie masz zbyt wielu czarodziejów w rodzinie…matka szlama…ojciec mugol…więc można powiedzieć, że praktycznie i TY jesteś szlamą.

Więc jak jest?- Lord zrobił dramatyczną pauzę.

Zawsze upajał się cierpieniem innych, uwielbiał poniżać i siać postrach.

- Nie Panie…nie dla tego…- zaczął przestraszony Severus.

- Więc dlaczego?!!!- przerwał ostro patrząc młodemu człowiekowi prosto w twarz.

Chłopak prawie podskoczył.

- Jesteś najpotężniejszym czarodziejem Panie…ja chciałbym się od Ciebie uczyć… o ile pozwolisz!!!- dodał pośpiesznie. Wiem, że jestem…prawie-szlamą- zawiesił głos zgoryczą-że nie jestem nawet godny Twej uwagi…możliwość zostania Śmierciożercą byłaby… ogromnym dla mnie zaszczytem- ostatnie słowa z przejęcia prawie wyszeptał.

Lord wydawał się być usatysfakcjonowany odpowiedzią młodego kandydata.

- Służba u Mnie wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami. Zapewne zdajesz sobie z tego sprawę. Nie jest to łatwa droga. Ty!!! Musiałbyś dodatkowo wykazać się wyjątkową lojalnością ze względu na swoje…mieszane pochodzenie…z zasady nie ufam prawie-szlamom- skwitował uśmiechając się jadowicie.

Severus przełknął ślinę.

- Musiałbyś wyrzec się swego mugolskiego ojca, to chyba nie ulega wątpliwości.
< NA RAZIE tylko wyrzec!!!>- pomyślał krzywiąc się złośliwie.

Akurat ta kwestia była dla Severusa rzeczą bardzo prostą…nienawidził Ojca!!!

- Musiałbyś – kontynuował Lord- wyrzec się, pod karą śmierci, swej ogromnej sympatii do tego…Albusa Dumbledore’a! Zerwać wszelkie kontakty!!!

Tak! Wiem, że go lubisz- dodał widząc zdziwione spojrzenie chłopca- w końcu jako jedyny okazywał ci swoje zainteresowanie, udawaną troskę, nieprawdaż???

On zawsze lubił kontrolować swych podopiecznych, usidlając ich umysły, bawiąc się uczuciami, udając „dobrego dziadka”, któremu można się wypłakać w rękaw…- kłamał wiedząc doskonale, że sprawia młodemu człowiekowi ogromny ból.

-Myślisz, że kłamię chcąc sprawić Ci ból?- spytał śmiejąc się w myślach!
Nie. Ja go dobrze znam!!! Znacznie lepiej niż Ty, chłopcze!- prawie krzyknął sprawiając, że stojący przed nim Severus skulił się w sobie.

<Czy mówił prawdę? Niby, czemu miałby kłamać?!>

Rzeczywiście, Albus Dumbledore zawsze odnosił się do Severusa z dystansem. Nigdy nie odpuścił żadnej kary, choć zapewniał o swojej sympatii.

Udawał, że nic nie widzi puszczając płazem wszystkie…no…prawie wszystkie utarczki, kiedy to nadmuchany do granic możliwości Potter i jego wierny towarzysz Black, wyżywali się na Severusie w sposób dość okrutny!!!

Zawsze jednak reagował, gdy było odwrotnie!!!

No i wychwalał tego Lupina, pod niebiosa, podczas gdy on, nigdy nie kiwnął palcem, żeby powstrzymać swych błyskotliwych koleżków!!!

Severus rozmyślnie nie dopuszczał do głosu ciepłych wspomnień związanych z Profesorem, nie chciał w tym momencie przypominać sobie, że tylko dzięki Niemu nie popadł w obłęd.
Fakt, że to nie, kto inny, jak sam Albus Dumbledore powstrzymał go przed samobójstwem, uratował przed samotną śmiercią, został zepchnięty przez Severusa na samo dno jego podświadomości!!!

Stał teraz przed największym czarodziejem w historii ludzkości!!! I to Jemu, nie Albusowi, winien był zaufanie!

Tak, Lord Voldemort nie mógł kłamać!!!

Severus przekonany skinął głową.

-Więc przystajesz na takie warunki? Dobrze!- podsumował zadowolony Tom Riddle.

Przez chwilę stał w milczeniu, uważnie przyglądając się Snape’owi, a na jego pociągłej ukrytej w cieniu kaptura twarzy pojawił się szyderczy błysk satysfakcji.

Dlaczego chciał przyjąć takiego parszywego mieszańca w swoje szeregi?

Cóż! Severus Snape…społeczny odrzutek…mógł okazać się bardzo przydatnym nabytkiem.

Doskonale władał mnóstwem czarno-magicznych zaklęć, których nie opanowali nawet najznakomitsi ze śmierciożerców, poza tym…był wybitny w sporządzaniu eliksirów wszelkiej maści…a Czarny Pan bardzo potrzebował kogoś takiego!

-Jeśli jednak zauważę choćby cień wątpliwości…-rzekł po dłuższej chwili-…to wiesz, co może Cię spotkać?

Stanął nad lekko drżącym młodym człowiekiem celując w niego różdżką.

- Crucio!

Chłopiec upadł na ziemię krzycząc niemiłosiernie…po raz pierwszy w życiu poczuł na własnej skórze klątwę torturującą, którą przecież znał doskonale. Wielokrotnie wyładowywał swoje emocje strącając za jej pomocą muchy z sufitu. Jednak one nie mogły krzyczeć…więc Severus nie potrafił ocenić jak wielki czują ból.

Tortura skończyła się tak nagle, jak się zaczęła. Snape znieruchomiał na zimnej posadzce dysząc ciężko.

Czuł jeszcze echo straszliwego bólu rozchodzące się po ciele.

Lord Voldemort włożył jednak w klątwę bardzo niewiele mocy. Nie chciał zniechęcić do służby czy zranić przyszłego Śmierciożercę, ale pouczyć.
Właściwie można to było nazwać lekkim kuksańcem.

-Więc wszystko jasne. Wstań, Snape!- rozkazał obojętnym głosem.

Severus dźwignął się na nogi zataczając się lekko.

- Od dnia dzisiejszego jesteś MOIM sługą. Wyciągnij lewą rękę.

Czarny Pan chwycił chłopca za przegub odsuwając rękaw powyżej łokcia. Przyłożył różdżkę do przedramienia wypowiadając- Insignio!- Severus poczuł ból, jednak w porównaniu z Cruciatusem, było to zaledwie pieczenie.

Na jego przedramieniu pojawił się Mroczny Znak przedstawiający czaszkę z rozwartymi szczękami, spomiędzy których wysuwał się wąż- symbol wszystkich popleczników Lorda Voldemorta.

To nie był jednak koniec ów dziwnego „pasowania” na sługę, Mistrz Ceremonii dotknął różdżką czoła młodego człowieka.

-Evoco servitus!- krzyknął.

Severus poczuł jak wszystkie siły magiczne, umysłowe, cielesne są wysysane przez punkt na jego czole- u nasady nosa.

Nie mogąc złapać tchu osunął się w czarną otchłań…
.......................................................................................................................................................


Młody czarodziej otrząsnął się ze wspomnień.

-Jakie warunki, Severusie?- usłyszał głos Albusa Dumbledore’a, który od dłuższego czasu uważnie obserwował zamyśloną twarz Snape’a.

Brudnego, trzęsącego się jak osika człowieka przeszyła po raz kolejny bolesna fala.

- Jakie- postawił- Ci- warunki?- powiedział bardzo wyraźnie Dyrektor, akcentując każde słowo.

- M…miałem wyrzec się ojca- wyrzucił na wydechu Snape- i jeszcze…

Znów powróciła żelazna obręcz, tym razem na tyle silna, że Severus musiał chwycić się za gardło. Wdychane przez niego powietrze z trudem przeciskało się przez krtań.

- Tak? Co jeszcze?- spytał cicho i łagodnie Albus domyślając się czego od chłopca mógł żądać Tom Riddle.

Profesor zawsze ciągnął niechętnych do współpracy za język, w tym momencie jednak nie sprawiało mu to żadnej przyjemności.

- Miałem zerwać z Panem wszelkie kontakty- zaczął od łatwiejszej kwestii- Jak skończony idiota dałem sobie wmówić, że…że manipulował mną Pan od samego początku…że jest Pan oszustem i głupcem- powiedział pustym głosem wyzutym z emocji.

Albus uśmiechnął się na te słowa. Spodziewał się czegoś znacznie gorszego!!!

- No tak, rozumiem… to bardzo podobne do starego Toma…-rzekł czarodziej.

Już wiedział dlaczego Severusowi tak ciężko było spojrzeć mu w oczy, wiedza ta przyniosła ogromną ulgę a także swego rodzaju dumę z siedzącego przed nim człowieka.

Młody Snape od samego początku służby u Voldemorta miał wątpliwości, czy dobrze postępuje. Miał wyrzuty sumienia - więc nie zaprzedał swej duszy!

-…On zawsze starał się uderzać w najbardziej bolesne punkty, pozbawiać wszelkiej nadziei, odcinać drogę ucieczki. Tak postępują wyłącznie ludzie, którzy sami nie mają dokąd uciec!

Severus zamarł.

Nie rozumiał dlaczego Albus Dumbledore nazwał Czarnego Pana tym imieniem lecz dziwniejsze było to, że mówił o Lordzie Voldemorcie najzwyczajniej w świecie, jakby rozmawiali o dobrym znajomym!
I, co ważne, całkowicie nie przejął się tym, że jego były uczeń w jednej chwili przekreślił silną łączącą go z Profesorem więź, wyłącznie dla zyskania akceptacji i zaufania Lorda.

Nie miał o to żadnego żalu!

A przecież tak usilnie budował zaufanie w ciągu tych siedmiu lat, kiedy to był jedynym przyjacielem dla osamotnionego chłopca.

Severus zaprzepaścił wszytko w jednej chwili swego życia, natomiast stary człowiek wcale nie żywił do niego pretensji!

- Błądzenie jest rzeczą ludzką, Severusie!- rzekł widząc zdziwienie swego gościa- ja również… popełniłem wiele błędów. Na twarzy starca można było dostrzec nikły smutek.

Ciszę, w której było słychać tylko ciężki oddech, wykręcającego w konsternacji własne palce, człowieka, przerwał nagle zegar.

Wybiło wpół do trzeciej.

***

Albus doskonale zdawał sobie sprawę, że nadszedł najwyższy czas, by powiedzieć młodemu czarodziejowi to, co przez ostatnie trzy lata nie dawało mu spokoju.

- Mówiąc szczerze…to również na mnie spoczywa ogromna odpowiedzialność za to, że stałeś się…tym, kim się stałeś! - powiedziawszy to spojrzał bardzo poważnie w czarne, zimne oczy byłego podopiecznego.

Powinienem był…uważniej się Tobie przyglądać…okazywać więcej uczucia- tym razem to Dyrektorowi przychodziło mówienie z trudem- bałem się…myślałem, że jak zacznę się zbytnio narzucać ze swoją troską…uznasz to za podstęp, przestaniesz mi ufać.

Nie chciałem byś pomyślał, że uważam Cię za ofiarę…dlatego zezwalałem na to, abyś samodzielnie rozwiązywał swoje problemy, starałem się nie pomagać za nadto!!!

Czas niestety pokazał…jak wielki błąd popełniłem, pozwalając Ci obcować z ciemnością w Twej własnej duszy…bez wskazania drogi światła.

To ja pierwszy Ciebie zdradziłem!

Siwowłosy czarodziej zamilkł. Severus drgnął silnie w geście zaprzeczenia.

- To nieprawda!!!- z gardła młodego mężczyzny wyrwał się ochrypły krzyk- niech Pan tak nie mówi- dodał już spokojniej.

To JA Pana zdradziłem…bo …byłem na tyle głupi…by nie zauważać Pańskich usilnych starań …by lekceważyć pomoc, jaką otrzymywałem!!!
Byłem zbyt dumny…by się przyznać, że jej wtedy bardzo potrzebowałem- głos ponownie zaczął mu drżeć.

Pan powstrzymał mnie przed samobójstwem…TO był jedyny BŁĄD, jaki Pan popełnił!

Już wtedy nie zasługiwałem na życie…tym bardziej nie zasługuje na nie teraz- dodał cicho po chwili.
Spuścił głowę i prawie zsunął się z krzesła, na którym siedział.

- KAŻDY, nawet najgorszy człowiek, zasługuje na życie!- powiedział dobitnie Albus.

- Tak?! Nawet morderca?!...Ja ZABIJAŁEM ludzi Profesorze!!!- krzyknął rozpaczliwie Severus.

- Robiłeś to z rozkazu Lorda Voldemorta!!! Nie DOBROWOLNIE…to zdecydowana różnica!!!- rzekł podniesionym głosem Dumbledore uciszając młodzieńca, gdyż ten zaniemówił słysząc z ust czarodzieja Nazwisko Którego Nie Wolno Wymawiać.

Serce Severusa tłukło się w piersi…jego oddech znów stał się szybki i chrapliwy

- Tak…z rozkazu…z rozkazu…Czarnego Pana …ZABIŁEM… WŁASNEGO… OJCA!!!- ledwo można było zrozumieć co mówi, ponieważ jego głos z trudem wydobywał się z zaciśniętej krtani.

Tym razem nie był z stanie powstrzymać łez napływających do przepełnionych goryczą, czarnych oczu. Wzrok zasnuła mu falująca mgła…

…………………………………………………………………………………………………..
- Zrobisz to, co powiedziałem!!! Chyba nie ośmielasz się odmówić?!!- Voldemort nie był tego dnia w nastroju do tolerowania sprzeciwów.

Zginęło trzech Śmierciożerców a dwóch zostało złapanych w potyczce z Aurorami. Musiał to jakoś odreagować, najprostszą metodą było zabawienie się okrutnie, z którymś ze sług. Severus doskonale się do tego nadawał, poza tym Lord nie wspominał mu, że będzie kiedykolwiek musiał zabić swego ojca…co dodawało całej sytuacji swoistej, w mniemaniu Riddle’a, pikanterii.

- Nie jest ci chyba szkoda tego MUGOLA!!!- rzucił z obrzydzeniem w głosie.

Severus nie miał śmiałości odmówić wykonania rozkazu, choć dobrze wiedział, że nie będzie w stanie nawet poprawnie wypowiedzieć zaklęcia.

Nienawidził swego Ojca!!! Już w dzieciństwie poprzysiągł mu śmierć!!! Wtedy jednak nie wierzył do końca w wypowiadane słowa. Nie sądził, że kiedyś stanie przed koniecznością spełnienia swej obietnicy!!!

Ojciec Severusa Snape’a, mimo, iż nie posiadał czarodziejskich zdolności, był człowiekiem wyjątkowo okrutnym. Bił własną żonę, która choć była czarownicą, nie mogła się mu przeciwstawiać, gdyż zabierał jej różdżkę.

Wykorzystywał swą fizyczną przewagę pastwiąc się, nie tylko nad bezbronną kobietą, ale również nad swym jedynym synem, który ku rozpaczy ojca był takim samym „dziwakiem”, jak jego matka!!!

Teraz, ten mężczyzna, przed którym Severus drżał będąc małym chłopcem kulił się na podłodze, u stóp Czarnego Pana bezgłośnie wołając o pomoc, rozszerzonymi ze strachu oczami.

- Czekam!- rzekł, zimnym, ociekającym okrucieństwem głosem, Voldemort.

Severus wiedział, że jego lojalność wobec Lorda, poddawana jest najcięższej z możliwych prób.

Czy podoła TAKIEMU zadaniu?
To, że nienawidził ojca nie znaczyło, że jest w stanie go zabić z zimną krwią!!!

Nie był przecież bezdusznym zwierzęciem…BYŁ CZŁOWIEKIEM!!!

Nie zareagował, stojąc cały czas z opuszczoną różdżką i wpatrując się w drżącą na posadzce żałosną osobę, która w tym momencie całkowicie nie przypominała silnego, pewnego siebie człowieka z przed lat.

- Jeśli za chwilę nie wykonasz mojego rozkazu mocno tego pożałujesz Snape!!!- syknął wściekły Lord celując w Severusa. Nie lubił krnąbrnych sług!

Młody Śmierciożerca podniósł różdżkę, nie potrafił jednak zmusić się do rzucenia klątwy uśmiercającej.
Ojciec spojrzał na swego syna tak, jak patrzy zwierzę wzięte na muszkę przez myśliwego, oczami pełnymi panicznego strachu!!!

Kropla zimnego potu spłynęła Severusowi po skroni, ręka mocniej zacisnęła się na niedoszłym narzędziu zbrodni!!!

- Zabij go!!!...Imperio!- ryknął Voldemort.

Severus poczuł, jak jego strach i napięcie gdzieś ulatują, ich miejsce natomiast zastąpiło cudowne uczucie odprężenia.
Zniknęły wszelkie myśli.
Pozostał jednak cichy głos uporczywie szepczący: zabij…zabij go…chcesz to zrobić…zabij…zabijaj…JUŻ!!!

- Avada kedavra!!!- usłyszał Severus, jakby z oddali, jak ktoś wykrzykuje formułę zaklęcia.

Oślepiające zielone światło świsnęło przecinając powietrze.

Mężczyzna, który przed chwilą kulił się na ziemi…teraz leżał z rozpostartymi ramionami.

Był martwy!!!

Powracająca do młodego Snape’a świadomość uprzytomniła mu, z czyich ust padła śmiertelna klątwa.

Zabił własnego Ojca!!!
…………………………………………………………………………………………………..


Młody człowiek osunął się z krzesła na podłogę.

Z początku jego ciałem wstrząsał bezgłośny płacz, po chwili zamieniając się w potępieńcze, nieludzkie wręcz, wycie.


***

Albus wstał i obszedł biurko.
Przystanął nad duszącym się własnymi łzami Severusem.

- NIE DOTYKAJ MNIE!- krzyknął rozpaczliwie chłopak, zanim czarodziej zdołał wykonać jakikolwiek ruch.

- Czy nie rozumiesz??!!!...Ja nie mogę tego ZNIEŚĆ!!!

Albus domyślał się, co stanowiło przyczynę tego, że chłopak nie był w stanie wytrzymać dotyku swego nauczyciela.

Jednak musiał się upewnić!

Dotknął głowy Severusa, z którego gardła wydobył się przeraźliwy wrzask.

Młody Snape poczuł ogromny, palący ból, mogący się równać tylko z klątwą Cruciatus.

Albus szybko cofnął rękę. Wiedział, jakim przekleństwem obłożył młodego człowieka Tom Riddle.

Była to starożytna, dawno już zapomniana, Czarna Magia.

Stary Profesor zetknął się z tą klątwą w swoim życiu jeszcze tylko raz, przed wieloma laty…wówczas jednak nie potrafił jej zdjąć.

Przekleństwo owe powodowało, że osoba będąca pod jego wpływem odczuwała ogromny, przeszywający ból, gdy spotykała się z dotykiem osób ją kochających, które życzyły jej, jak najlepiej…które pragnęły pomóc!

Skazywała takiego człowieka na straszne cierpienia, gdyż od nikogo nie mógł doznać pocieszenia…skazywała na samotną rozpacz…a w końcu na popadnięcie w obłęd albo śmierć!

Czarodziej wyjął różdżkę i wycelował ją w jęczącego, ciężko dyszącego na podłodze człowieka.

- Exsecratio libero! – wypowiedział, a z jego różdżki wystrzelił w kierunku Severusa strumień białego światła.

Ponowny wrzask Snape’a, tym razem znacznie dłuższy i przeraźliwszy, rozbrzmiewał mrożąc krew w żyłach Dumbledore’a.

Po chwili wszystko ustało, Severus upadł na twarz z wycieńczenia.

Albus schował różdżkę i ostrożnie chwycił chłopca za ramiona podnosząc go z podłogi.
Objął w szczelnym uścisku drżące ciało przyciskając mocno do siebie jego chude, kościste plecy.

Czuł nierówne bicie serca, słyszał ciężki, przerywany oddech i ciche łkanie.

- Już dobrze Sev…w porządku- szepnął mu w ucho.

Drżenie ramion nasiliło się nieznacznie.

- Uspokój się.

Z piersi chłopaka wyrwał się gorzki płacz.

- Zabiłem go…ON mi kazał…zmusił mnie…

Severus niemal zawisł, uwięziony w ramionach Dyrektora.

- Nie mogłem się przeciwstawić…nie panowałem nad tym…nie wiedziałem, co robię...Zabiłem...Zabiłem Ojca!!!

- Ciii…spokojnie…to nie była Twoja wina…nic nie mogłeś zrobić.

Napięcie w mięśniach młodego człowieka lekko zelżało.

- Nie Ty zabiłeś swego ojca…zrobiło to Voldemort…tylko Twoimi rękami- rzekł cicho.

Serce starego czarodzieja przeszyło ostrze bólu. Trzymał w ramionach, cierpiącego ponad ludzkie możliwości człowieka…właściwie jeszcze dziecko!
Severus Snape miał bowiem niespełna dwadzieścia lat!

Niczym nie zasłużył na TAKIE cierpienie!!!

Uwolnił chłopca ze swych ramion sadzając go na krześle, po czym zniknął na moment za dębowymi drzwiami, wracając niósł mały flakonik wypełniony szmaragdową substancją oraz kryształową probówkę.

Usiadł ponownie w dyrektorskim fotelu wyczarowując kubek z gorącą herbatą… odmierzył za pomocą probówki 0.3 uncje eliksiru i dodał do napoju.

- Wypij to…pomoże Ci- rzekł przysuwając w stronę młodzieńca parujący kubek.

Severus spojrzał zbolałym, pytającym wzrokiem na Profesora.

- Pij- powtórzył Albus wstając i wkładając gorące naczynie w jego dłonie.

Chłopak przełknął niewielką ilość napoju, czując jak błogie, odprężające ciepło rozchodzi się po jego ciele. Ból zelżał, mięśnie przestały drżeć konwulsyjnie.

Wziął większy łyk.

Ciężar spoczywający na płucach opadł umożliwiając Severusowi głęboki wdech.

Rozkołatane serce i rozkojarzony umysł uspokoiły swoją pracę.

Po raz pierwszy od długich trzech lat poczuł, że jest mu przyjemnie.



- Wybacz, ale muszę wiedzieć…- rzekł po dłuższej chwili Dumbledore- …ilu jeszcze ludzi zabiłeś?

Z płuc chłopca wyrwało się ciężkie westchnienie.

- Jeszcze…dwóch - odpowiedział bardzo cicho -…dwóch mugoli…mężczyznę…z rozkazu Czarnego Pana…lecz - oczy rozszerzyły mu się na wspomnienie tego wydarzenia - w tym przypadku…byłem świadomy swych czynów…

…i kobietę… bo…

…bo nie mogłem dłużej patrzeć na jej cierpienie!

- Zabiłeś z litości?...Co na to Voldemotr?! – spytał mocno zdziwiony Albus, dobrze wiedząc, że Tom nie toleruje okazywania żadnego współczucia.

Severus wzdrygnął się boleśnie na dźwięk imienia Czarnego Pana.

- Ukarał mnie…nie zabił, pewnie tylko dlatego, że okazałem się bardzo przydatny…

- Przydatny?

Severus ponownie głęboko odetchnął.

- Tak…ponad rok temu…w gospodzie Pod Świńskim Łbem…usłyszałem przez przypadek…

- Przepowiednię?!- przerwał Snape’owi Profesor- więc to byłeś Ty.-bardziej stwierdził niż spytał, rozumiejąc już, dlaczego Severus za swe nieposłuszeństwo nie stracił życia z rąk Voldemorta.

Albus dobrze wiedział, że przepowiednia, mówiąca o nadejściu pogromcy Czarnego Pana, mogła dotyczyć pewnego chłopca urodzonego w lipcu…jednak nie martwił się o niego…jego rodzina była przecież doskonale chroniona!

Tak. Strażnikiem Tajemnicy Lily i Jamesa był nie, kto inny, jak ich największy przyjaciel, Syriusz Black, od niedawna także Ojciec Chrzestny małego Harry’ego.
To właśnie Syriusz zaproponował im takie rozwiązanie.

Ten człowiek prędzej sam by zginął, niż zdradził miejsce ich pobytu!

- Ja…jednak nie usłyszałem całej…- kontynuował Severus-…wyrzucono mnie z gospody…Lord był bardzo zdenerwowany jej treścią…ale zadowolony.

Pewnie dlatego darował mi życie.

Później gorzko tego pożałowałem…jakieś cztery miesiące temu… zmuszony zostałem do oglądania tortur tego aurora…Franka Longbottom’a - zasłonił oczy dłonią dysząc ciężko - to pewnie jego syna dotyczyła przepowiednia, przecież urodziło im się dziecko z końcem lipca tego roku, jak …jak w przepowiedni…naprawdę nie wiem…jakim cudem zdołał uciec…

Albus znieruchomiał.

- Kto go torturował?- głos drżał mu wyraźnie, każde słowo wypowiadał z naciskiem, choć jego myśli krążyły wokół zupełnie innej sprawy.

Frank Longbottom cztery miesiące temu aportował się zmasakrowany, ledwo żywy w okolicach Hogsmeade…nikt nie był w stanie zrozumieć, jak tego dokonał.

Małżeństwo Państwa Longbottom’ów natomiast, już trzykrotnie opierało się Lordowi Voldemortowi …tak, jak mówiła przepowiednia!

- Nie wiem - rzucił słabo Severus ściągając Albusa na ziemię- zawsze byliśmy zamaskowani…mogę być pewien tylko jednej osoby…- zacisnął mocno pięści- Bellatrix Lastrange, ona zawsze przodowała we wszystkich torturach!

- Dobrze się stało, że do mnie przyszedłeś Severusie…być może wyłącznie dzięki temu… zbiegowi okoliczności… nie zginie niewinne dziecko- rzekł stary czarodziej, czując ogromną ulgę, nie wiedział, bowiem o drugim odpowiadającym opisowi przepowiedni dziecku, o synu Alicji i Franka.

<Muszę podjąć natychmiastowe kroki!!!>- pomyślał spoglądając na byłego ucznia i dziękując Bogu, że to właśnie On postanowił zdradzić tej nocy Lorda Voldemorta, przychodząc do starego Profesora i wyjawiając mu, nie zamierzenie, TAK istotne informacje.

Burzowa noc, która zaczęła się dla siwego czarodzieja niepokojem, zaprowadziła całkowicie nieoczekiwanie, wielki spokój w duszy zmęczonego człowieka.

Albus otrzymał od losu możliwość uratowania od śmierci dwóch bezbronnych osób…

….małego Longbottom’a

…oraz człowieka, którego większość dawno spisała na straty – Śmierciożęrcę Severusa Snape’a.

Zegar na ścianie przywołał do rzeczywistości obu czarodziejów pogrążonych we własnych myślach.
Minęła równa godzina od czasu, kiedy to młody czarodziej wkroczył do gabinetu Dyrektora Hogwartu.

***

Dumbledore’owi pozostało zapytać Severusa już tylko o jedną, może najistotniejszą rzecz, mianowicie:

„Dlaczego właśnie dzisiejszej nocy postanowił, z narażeniem własnego życia, porzucić służbę u Lorda Voldemotra?”

Gdy chłopak przekroczył w środku, szalejącej listopadowej burzy progi zamku, wydawał się być czymś bardzo przerażony, żeby nie powiedzieć wstrząśnięty…Albus chciał poznać przyczyny skłaniające młodego człowieka, do tak desperackiego kroku, jakim była zdrada potężnego czarnoksiężnika, samego Czarnego Pana.

Spojrzał na siedząca przed nim, wyczerpaną psychicznie przedłużającą się rozmową, sylwetkę młodego człowieka, który w tym momencie wydawał się być starszy, o co najmniej pięć lat.

- Chciałbym Ci zadać już ostatnie pytanie Severusie- rzekł czarodziej- i mam nadzieje, że mimo bólu postarasz się odpowiedzieć na nie, jak najszczerzej.

Chłopak podniósł wzrok na Profesora.

- Co takiego skłoniło Cię do porzucenia szeregów Śmierciożerców…co wydarzyło się dzisiejszej nocy, że przyszedłeś z narażeniem własnego życia aż tutaj, do mnie?

Snape zamknął powieki, wspomnienia wydarzeń, które miały miejsce przed dwoma godzinami, w telegraficznym skrócie przesunęły się przed jego oczami.
Ukazał mu się obraz osoby, która jako jedyna przez trzy lata jego służby nie odwróciła się od niego, myśl o niej pomagała mu przetrwać najgorsze chwile, mino, iż nie był w stanie poczuć ciepłego dotyku jej dłoni.

Jeszcze do niedawna był przekonany, że nikt jej nie tknie…że jest bezpieczna!

Jak bardzo się mylił…

…………………………………………………………………………………………………
Ciemnowłosa drobna kobieta kuliła się w rogu pokoju, z przerażeniem spoglądając na otaczających ją ludzi, jej różdżka wycelowana była w najbliżej stojącą osobę- Bellatrix Lastrange.

- No jak złotko- odezwała się drżącym z podniecenia głosem śmierciożerczyni- będziesz współpracować?

- A niby, co masz mi zaproponowania…zabraliście mi już wszystko! Nie mam nic do stracenia! Nigdy wam tego nie wybaczę!- krzyknęła, rozglądając się rozpaczliwie wokół, szukając drogi ucieczki.

Severus Snape stał z tyłu, przerażona kobieta nie mogła go rozpoznać, był zamaskowany.

Lord wysyłając go na misję nie uprzedził, że osobą, do której mają się udać będzie właśnie ona. Gdyby wiedział…nie przyszedłby tu. NIGDY!!!

Voldemort nie powiedział również innej ważniej rzeczy. Chłopak był przekonany, że śmierciożercy mają przekonać nieszczęsną kobietę, aby przeszła na ich stronę. Faktycznie, takie było pierwotne założenie…jednak okazało się to niemożliwe.

Nie chodziło o to by została śmierciożerczynią…nie…była przecież szlamą, jednak buntowała Snape’a…do tego stopnia utrudniając…różne sprawy…że Czarny Pan postanowił „ograniczyć” ich kontakty, kategorycznie zażądał aby Snape opuścił jej dom!

Mimo to, nadal stanowczo odmawiała współpracy!
Trzeba więc było podjąć bardziej radykalne kroki…zastosować szantaż.

Niespodziewanie Severus został mocno ściśnięty za kark i wypchnięty na środek pokoju. Czyjeś silne ręce chwyciły go za ramiona i zerwały maskę!

Z piersi czarnowłosej kobiety wyrwał się krzyk.

- Jeśli nie zechcesz współpracować- kontynuowała delektując się każdym słowem Bellatrix- na twoich oczach zabijemy kochanego Severuska.

Mówiąc to skierowała na Snape’a swoją różdżkę.

- Chyba nie chcesz oglądać czegoś takiego!!!

Severus zamarł, nie był w stanie uwierzyć w to, co stało się przed sekundą!!!

Jego umysł nie mógł zaakceptować tak rażącej sprzeczności!!!

Śmierciożerca grożący drugiemu śmierciożercy!!! I to, w jakim celu! Aby przekonać nieszczęsną kobietę???

Czy nie mogli jej po prostu ZOSTAWIĆ W SPOKOJU?!!!

Młody człowiek zatracił jasność myślenia…nawet gdyby bardzo chciał…nie udałoby się mu uciec, czy przeciwstawić.

Nie miał żadnych szans…jego różdżka spoczywała w wewnętrznej kieszeni czarnej szaty.

- Po co to robicie?!!!- usłyszał drżący z przerażenia głos.

- Ach!!! To bardzo ciekawe pytanie…moja droga!!! Właśnie! PO CO?!!- krzyknęła podekscytowana rozglądając się wokoło.

Trzech pozostałych śmierciożerców, znajdujących się w pokoju, zaśmiało się cicho.

- A no właśnie!!!...chcemy się trochę…rozerwać!- powiedziała radośnie.

Snape nie mógł uwierzyć własnym uszom.

-Nasz Severus jest taki spięty-dodała z udawaną troską w głosie- ma tyle pracy…non stop siedzi w tych swoich eliksirach…Czarny Pan w padł na pomysł, żeby go trochę…hmm… rozruszać.
Jak to mówią, dwie pieczenie, na jednym ogniu- zaśmiała się głośno wyraźnie rozbawiona własnym dowcipem.

To jak będzie?

Kobieta milczała sparaliżowana.

- Szkoda- skwitowała Lastrange.

Trzymanego w silnym uścisku młodzieńca przeszyła klątwa Cruciatus.

Po chwili leżał na podłodze z trudem łapiąc powietrze.

Kolejna dawka cierpienia uderzyła z podwójną siłą. Z nosa Snape’a buchnęła posoka… jego ciałem wstrząsały silne konwulsje…powoli tracił świadomość.

Drobna postać siedziała skulona pod ścianą…płakała.

- Od ciebie zależy czy przeżyje…- powiedziała ostro Bella - więc nie zastanawiaj się zbyt długo…

- Przestańcie!!! BŁAGAM!!!

Lastrange cofnęła zaklęcie.

Silne ramię postawiło Severusa na nogi, musiał być mocno podtrzymywany, aby się nie przewrócić.

- To jak…zgadzasz się na współpracę?

Cisza…słychać tylko tłumiony szloch.

Po co… ta c-cała… szopka- rzekła po chwili cicho drżącym głosem ciemnowłosa kobieta- p-rrzec-cież i tak …n-nas…zabijecie…

- W zasadzie masz rację- skwitowała śmierciożerczyni ostentacyjnie przyglądając się swoim paznokciom - po co przeciągać to żałosne przedstawienie.
To jak Snape…może ty to zrobisz…z ojcem sobie poradziłeś…chociaż teraz jest znacznie trudniej…nieprawdaż?

Severus ledwo trzymał się na nogach. Nie odpowiadał.

- No…nie mniej o to do mnie pretensji…sam wiesz, jaki jest Czarny Pan- uśmiechnęła się- musiałam być wiarygodna w tym, co robię…ale jak widać, na niewiele się to zdało.

Ona się nie zgodzi! Uparta z niej dziwka!

No dobra! Kończmy. Zasiedzieliśmy się trochę…na pewno nie chcesz, Severus?

Do pogrążonego w rozpaczy Snape’a nie docierało już żadne słowo…patrzył pustym wzrokiem na wciśniętą w ścianę osobę, która przestała płakać, czując, że nadchodzi nieuniknione.

Ostatnią rzeczą, którą ujrzał było zielone światło uderzające w pierś drobnej kobiety.

Gdy ocknął się z letargu, stał samotnie nad zimnymi już zwłokami.
…………………………………………………………………………………………………..


- Sev…? Severus?!

Podniósł głowę. Jego twarz była mokra od łez.

Jedyną odpowiedzią był dźwięk uderzającego o marmurową podłogę ceramicznego kubka, który rozpadł się na drobne kawałki.

Dopiero pierwszy zaczerpnięty haust powietrza przerwał tamę bolesnej rozpaczy. Severus zgiął się w pół ukrywając głowę między kolanami i zaciskając pięści na włosach.

- Chcesz wiedzieć?!- głos znów zaczął mu drżeć-...Koniecznie chcesz wiedzieć?!

TO CI POWIEM!!!- wrzasnął zrywając się z impetem i przewracając krzesło, na którym siedział.

Cofnął się o krok dysząc ciężko.

- NIC NIE ZROBIŁEM!!! STA ŁEM JAK TEN PEPRZONY TRZÓRZ!!! JAK PARSZYWY ZDRAJCA!!! STAŁEM I PATRZYŁEM!!!

TAK!!! BYŁO NA, CO PATRZEĆ!!!

Kolejny krok w tył.

DZISIAJ MOGŁEM SOBIE TYLKO POPATRZEĆ!!!…POPATRZEĆ… OSTATNI RAZ!!! …NA WŁASNĄ MATKĘ!!!

Upadł na kolana w kałużę brudnej wody zasłaniając twarz dłońmi.

<Zabiję ją!!!...zabiję!!!...nie dożyje rana!!! ZABIJĘ SUKĘ!!!>

- ZABIJĘ JĄ!!!- wykrzyczał na głos swoje myśli.

Albus wiedział, co się stało…trzy sekundy spojrzenia w oczy Severusa wystarczyły mu, aby przejrzał jego myśli. Klęczący przed nim w błotnistej kałuży człowiek był dzisiejszej nocy świadkiem morderstwa własnej matki!
Stał się zabawką w rękach Voldemorta!!!
***

Czarny Pan chodził nerwowo po pokoju oświetlonym wyłącznie blaskiem padającym z kominka, omiatając podłogę długą czarną szatą.
Czuł wyraźnie, że dzisiejszej nocy ktoś Go zdradzał…albo o zdradzie usilnie rozmyślał!

Tak!!! ON zawsze wiedział, kiedy jego słudzy mięli wątpliwości!!!
Doskonale wyczuwał, KTO nie jest mu do końca wierny!!!
Już od dłuższego czasu podejrzewał Snape’a…niebawem będzie wiedział na pewno!!!

Niespodziewanie z cichym trzaskiem aportowała się zakapturzona postać, przyklękając przed swym zwierzchnikiem.

- No i jak?!- spytał chłodnym głosem nie kryjąc swej irytacji.

- Panie…musieliśmy ją zabić…nie chciała się zgodzić- rzekła kobieta pochylając się z szacunkiem.

- Nie szkodzi Bello…wiedziałem, że nie da się przekonać!!!...Mnie chodzi raczej o…Snape’a- wysyczał ze złością.

- Nie zareagował Panie…nic nie powiedział…był chyba…wstrząśnięty!!!

- Gdzie jest teraz?!!!

- Nie wiem Panie…zostawiliśmy go przy zwłokach…

- Zostawiliście?- wycedził przez zaciśnięte zęby- Zostawiliście go? Przecież mówiłem wyraźnie, że chcę go widzieć TUTAJ- mówił łagodnie…zbyt łagodnie.

- PANIE…ja nie wiedziałam…myślałam…

- MILCZ!!!...CRUCIO!!!

Bellatrix głośno krzyczała wijąc się z bólu. Po paru, jakże długich sekundach, Lord cofnął klątwę.
Znieruchomiała z twarzą przyciśniętą do podłogi.

- GDZIE ON JEST!!!- krzyknął wzburzony do granic możliwości…nie mógł nigdzie wyczuć obecności Severusa…jakby ten zapadł się pod ziemię!
Nie mogę go zlokalizować!- syknął ze złością-…ale nie szkodzi…TO…poczuje na pewno!!!

Jednym kopnięciem przekręcił ciało, leżącej u jego stóp kobiety, szarpnął za lewy rękaw jej szaty przykładając różdżkę do Mrocznego Znaku.

- Ulcisum desertor!!!- wypowiedział głośno krzywiąc się przy tym z złośliwie.

W tym samym momencie kilkaset kilometrów dalej ciało młodego człowieka przeszył nieznany mu dotąd lodowaty sztylet.
***

Severus wrzasnął ze strachem łapiąc się za ramię.

Jego lewa ręka w jednej sekundzie stała się bezwładna i zimna. W miejscu gdzie był wypalony Mroczny Znak poczuł przerażająco chłodny ucisk, który lodowatą falą rozszedł się po całym ciele.

Miał wrażenie jakby znalazł się o objęciach samej śmierci.

Serce biło coraz wolniej… zmrożone płuca z wielkim trudem nabierały powietrza…poczuł, że się dusi…że zamarza…oczy zasnuła biała mgła…

Ze strachem spojrzał na rozmytą postać Profesora.

- On…już…wie…- wyszeptał z wielkim wysiłkiem upadając na twarz…

Po chwili wszystko ustało… Severus leżał na podłodze dygocąc z zimna.

Pierwszy haust powietrza spowodował niemiłosierny rwący ból w klatce piersiowej.

Przed oczami pojawiły mu się mroczki…odżywczy tlen zaczynał docierać do mózgu.

Albus Dumbledore pochylił się nad drżącym chłopakiem, mógłby przysiąc, że to, co przed chwilą ujrzał, było skutkiem mrożącej klątwy Frigidus ... tylko że jej nie sposób rzucić na odległość!

Dźwignął lodowate, słabe ciało młodego czło
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 12.12.2005 15:54
Post #2 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



chyba coś się ucieło...

Dźwignął lodowate, słabe ciało młodego człowieka pomagając mu wstać z podłogi.

- On już wie!- powtórzył Severus, patrząc czarodziejowi prosto w oczy- wie, że go zdradziłem…

…Zabije mnie!!!

Wyrwał się z objęć Dyrektora.

- Niech Pan mnie odda w ręce Ministerstwa!...Nie chcę ginąć z JEGO RĘKI!!!

NIE Z JEGO RĘKI!!!

Severusie, uspokój się- rzekł stanowczo Albus- nie mogę Cię wydać Ministerstwu…już Ci mówiłem.

Młody czarodziej oddychał szybko.

- Wolę już do końca życia gnić w Azkabanie!!! Niż dać się zabić temu…temu…

- SEVERUSIE!!!- ryknął Dumbledore- Nie dopuszczę ani do jednego!!! Ani do drugiego!!!

- TAK?! W takim razie SAM to zrobię!- krzyknął z rozpaczą Snape i szarpnął za klamkę chcąc opuścić gabinet Dyrektora.

Drzwi nie ustąpiły. Albus rozmyślnie zamknął je tuż po zaproszeniu swego gościa do środka.

- Wypuść mnie!- powiedział drżąc ze złości- Natychmiast mnie wypuść!!!

- Severusie bądź poważny…

- Nie chcę Twojego przebaczenia, rozumiesz?!!!...Nie przyszedłem tu po to, abyś mnie ratował!!! Byłem Śmierciożercą!!! Mordercą!!! …Nie musisz się nade mną litować!!!- wrzasnął rozdygotany młodzieniec rzucając krótkie spojrzenie na swoją różdżkę leżącą na biurku.

Dumbledore stał niewzruszony.

- Proszę mnie wypuścić- wysyczał zimnym, prawie spokojnym głosem Severus.

- Nie.

Przez chwilę obaj stali w milczeniu. Albus ostro patrzył młodemu człowiekowi w oczy.
Snape ciężko dyszał.

-Czy ty chcesz… czy masz zamiar...CZEGO CHCESZ DUMBLEDORE?!!!

- Byś się uspokoił i przestał myśleć jak szaleniec.

- SZALENIEC?!...JAK SZALENIEC!!!- chwycił się mocno za Mroczny Znak- … a skąd ty możesz wiedzieć…skąd możesz… czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę…TY NIC NIE ROZUMIESZ!!!

WYPUŚĆ MNIE DO JASNEJ CHOLERY!!!- krzyknął, ponownie szarpiąc za klamkę.

- Nie zrobię tego- rzekł spokojnie Albus powoli zbliżając się do Severusa.

Chłopak oparł się o drzwi i utkwił wzrok w skierowanej ku niemu różdżce.

- Zabij mnie…- wysapał –… wiem, że możesz to zrobić…szybka Avada …i po sprawie.

Albus z niedowierzaniem pokręcił głową podchodząc do chłopaka.

- Naprawdę uważasz, że byłbym do tego zdolny?- powiedział unosząc końcem różdżki podbródek młodzieńca- Pomyślałeś, że mógłbym…że chciałbym Cię ZABIĆ?

Oczy Severusa ponownie wypełniły łzy.

- Jeśli tego nie zrobisz…ON i tak mnie dopadnie…ON już wie…zabij mnie…PROSZĘ!!!

Stary czarodziej westchnął ciężko opuszczając różdżkę. W jego spojrzeniu pojawił się tajemniczy błysk.

-Uparty jak zwykle…- szepnął -…Fluentis! – niebieska stróżka mgiełki przeniknęła przez splot słoneczny do ciała Severusa.

Chłopak poczuł się tak, jakby otoczyła go miękka delikatna chmura. Gabinet zawirował mu przed oczami. Tracąc kontrolę nad zmysłami i własnym ciałem łagodnie osunął się na podłogę.

Został pozbawiony przytomności.

***

Dochodziła czwarta.

Stary człowiek siedział u wezgłowia dużego lóżka z burgundowym ciężkim baldachimem i długimi kotarami, w milczeniu przyglądając się leżącemu w nim Severusowi. Klatka piersiowa śpiącego młodzieńca miarowo unosiła się i opadała.

Dyrektor głęboko pogrążony w swych myślach zdawał się być woskową nieruchomą figurą.

Analizował wszystkie możliwe scenariusze.

Rozumiał doskonale, że im dłużej młody człowiek przebywał na terenie Hogwartu, tym bardziej malały szanse na to, że Lord przebaczy swojemu słudze nagłą dezercję.

Wiedział jedno! Severus nie mógł się u niego zbyt długo ukrywać. Voldemort bowiem szybko zorientuje się, że nie jest w stanie zlokalizować Snape’a i domyśli, że ten go zdradził przychodząc do jedynej osoby, której Czarny Pan się lękał.

Trzeba było działać bardzo szybko.

Najlepszym wyjściem z zaistniałej sytuacji byłoby, gdyby chłopak zgodził się zostać szpiegiem i powrócił w szeregi śmierciożerców.

Oddaliłby tym samym od siebie wszelkie podejrzenia. Żaden zdrajca przecież nie odważy się dobrowolnie powrócić…nie do Czarnego Pana!!!

Tylko…czy Severus się na to zgodzi?
Czy potrafiłby tak dobrze udawać?
Czy byłby zdolny do takiego poświęcenia?

Z zamyślenia wyrwało Albusa ciche jęknięcie…młody czarodziej odzyskiwał przytomność…

***

Severus powoli otworzył oczy. Z początku nie bardzo wiedział gdzie się znajduje i co właściwie się stało. Czuł się bardzo słaby, szumiało mu w głowie a przed oczami latały kolorowe plamy.

Z trudem wracała mu świadomość.

Nagle z zasięgu jego wzroku pojawiła się długobroda postać, niezbyt wyraźna, uśmiechała się.
Chłopak jęknął ponownie pozwalając powiekom opaść…nic nie pamiętał.

- Wybacz mi …ale nie miałem innego wyjścia - usłyszał znajomy głos- musiałem Cię obezwładnić…za chwilę odzyskasz władzę umysłową…fizyczną niego później.

- Gdzie…jes…tem?- spytał słabo młodzieniec walcząc z własnym otępieniem.

- W mojej sypialni…zaraz dojdziesz do siebie. Mam nadzieję, że nie uderzyłem zbyt mocno…ale sam rozumiesz…nie mogłem zastosować wobec Ciebie przemocy fizycznej…nie chciałem zrobić Ci krzywdy.

Zaklęcie, którego użył Profesor, choć wyglądało bardzo niewinnie, w rzeczywistości było niesamowicie potężne, niewłaściwie użyte mogło pozbawić człowieka przytomności na wiele dni, albo nawet spowodować śpiączkę!

Severus poczuł jak obezwładniająca go siła powoli ustępuje. Przytomniej rozejrzał się wokoło.

- Co się stało…?

- Powiedzmy, że straciłeś umiejętność logicznego myślenia a ja powstrzymałem Cię przed zrobieniem najgłupszej rzeczy, jaką mógłbyś zrobić…przed pójściem na pewną śmierć!

Młody człowiek z trudem uniósł ciążącą mu jeszcze głowę i spojrzał na mężczyznę rozpoznając w nim obecnego Dyrektora Hogwartu. Pamięć minionych wydarzeń wróciła do niego z uderzającą mocą.

W jednej chwili wszystko sobie przypomniał. Chciał zerwać się na równe nogi jednak ciało odmówiło mu posłuszeństwa.

- Obawiam się, Severusie, że nie możesz tu zbyt długo przebywać…- rzekł Albus uważnie spoglądając na zmagającego się z własnym ciałem chłopaka -…i musimy coś na to zaradzić.

- Nie rozumiem, o czym mówisz- stęknął opadając zrezygnowany na poduszki.

- Mówię o tym, że Voldemort już zapewne domyślił się, że się ukrywasz…a jeśli potrwa to dłużej domyśli się również tego GDZIE się znajdujesz.

- Ja się nigdzie nie ukrywam! Gdybyś mi nie przeszkodził już dawno opuściłbym Hogwart i…

- I już dawno byłbyś martwy- rzekł stanowczo Dumbledore- wierz mi, ze Śmierciożercami pojawiającymi się w środku nocy w Ministerstwie nie bawią się w ciuciubabkę. Prawdopodobnie wzięliby Cię za szpiega i zabili na miejscu.

- I miałbym problem z głowy!- krzyknął Severus z ogromnym wysiłkiem siadając na łóżku, choć jego kończyny były jeszcze bezwładne- A teraz mogę tyko czekać aż ON dokończy swego wspaniałego dzieła!

Albus westchnął ciężko wiedząc, że musi wreszcie przedstawić chłopakowi swoją propozycję.

- Jest pewien sposób…- zaczął ostrożnie czarodziej - aby Voldemort nie dowiedział się o twojej zdradzie…i byś mógł żyć nadal.

Zapadła cisza.

- Mógłbyś…- rzekł wahając się lekko -…zostać moim szpiegiem.

Severus poczuł się tak, jakby coś mocno chlasnęło go w twarz. Dumbledore proponował mu współpracę…czy raczej…powrót to piekła.

Przełknął gęstą ślinę czując suchość w gardle.

- To się nigdy nie uda - stwierdził pustym głosem- ON potrafi…ON penetruje myśli…a ja nie znam Oklumencji.

- To akurat nie stanowi żadnego problemu- odpowiedział pewnie Albus podchodząc do dębowej szafki i wyjmując z niej mały flakonik z przezroczystym płynem.

- Co to jest? – spytał zdziwiony młodzieniec, gdyż substancja swym wyglądem bardzo przypominała mu Veritaserum .

- Nie Severusie, to nie jest eliksir prawdy - rzekł Albus czytając w myślach Snape’a, jak w otwartej księdze- może wygląda tak samo…ale zapewniam Cię, że ma działanie zdecydowanie odwrotne.
To mój mały wynalazek…no, właściwie nie mój…ja go tylko troszkę pomogłem udoskonalić.

Ten eliksir uniemożliwia, podobnie jak sztuka Oklumencji, penetrację myśli i wspomnień osobie, którą chcesz…OKŁAMAĆ.

Uśmiechnął się szeroko.

<Już to sobie wyobrażam, co by się działo…gdyby, któryś z uczniów gwizdnął go z mojego gabinetu>.

- Ale Czarny Pan…jest bardzo silny…z pewnością poradzi sobie…z jakimś eliksirem!- odezwał się Severus niezbyt przekonany entuzjazmem Dyrektora.

- Zapewnia Cię, że nie…testowałem go już…i nie byłem w stanie rozpoznać kłamstwa …a sam wiesz najlepiej- spojrzał na młodzieńca znacząco unosząc brwi - że jestem NIEZŁY w penetrowaniu umysłów.

I nie wydaje mi się - dodał po chwili - że Tom jest ode mnie lepszy.

Ten eliksir ma naprawdę silne działanie – kontynuował – a to dzięki smoczej krwi, którą zawiera…właściwie bez tego składnika byłby praktycznie bezwartościowy…do takich celów, jak zamiar okłamania Lorda Voldemorta.

Severus silnie się wzdrygnął, jak zwykł to robić na dźwięk Imienia Którego Nie Wolno Wymawiać.

- Myśli Pan, że to wystarczy, by GO okłamać?!!!...- krzyknął wyskakując z łóżka i siłą rozpędu robiąc parę kroków, po czym upadł na twarz, gdyż jego ciało było jeszcze bardzo słabe.

Wydaje się Panu, że należy tylko zażyć jakieś tam Occuloserum !!! ... czy jak to się nazywa… żeby Czarny Pan był przekonany, że wszystko w porządku?!!!

To się na nic nie zda!!! Bo mam jeszcze TO!!!- szarpnął zębami za rękaw resztek własnej szaty, w którą nadal był ubrany, odsłaniając Mroczny Znak.

Dysząc ciężko próbował podnieść się z podłogi, jednak mięśnie odmawiały współpracy.

Albus spokojnie przyglądał się młodzieńcowi, którego na powrót zaczął opanowywać gniew. Wiedział doskonale, że źródłem tego gniewu, jak każdego z resztą, jest strach.

W tym przypadku strach bardzo uzasadniony.

- Wytłumacz mi Severusie, co chcesz przez to powiedzieć?- rzekł bardzo spokojnie Profesor obserwując z jak wielkim wysiłkiem chłopak usiłuje zmusić własne ciało do posłuszeństwa.

Doskonale domyślał się, że Mroczny Znak, którym słych sług naznaczał Voldemort może służyć nie tylko komunikowaniu się z nimi.

- Co chcę powiedzieć?!!!- wysyczał Severus rozkrzyżowany na podłodze – Otóż niech Panu stanie się wiadome, że ten znak nie jest wyłącznie ozdobnym tatuażem noszonym przez Śmierciożeców!!!

Cały się trząsł, a fakt, że nie mógł się podnieść dysząc ciężko u stóp Dumblerdore’a, wcale nie sprzyjał uspokojeniu ognia gniewu, który lizał mu wnętrzności.

- Mroczny Znak łączy Śierciożerców z Czarnym Panem…łączy tak silnie…że ON ma nad każdym swoim sługą całkowitą kontrolę!!!

To jest piętno, które uniemożliwia ukrycie swej zdrady… bądź zamiarów zdrady…dzięki niemu Czarny Pan zawsze zostaje powiadomiony…gdy któryś ze sług jest nieposłuszny…gdy planuje odejść!!!

Służba u NIEGO…to służba na całe życie!!!...albo na ŚMIERĆ!!!

Dumbledore stał w ciszy pozwalając Severusowi wykrzyczeć całą swą złość podniecaną dodatkowo niemożnością panowania nad własnym ciałem.

- Przed NIM niczego nie da się UKRYĆ!!!...Tego znaku nie da się zmazać!!!...A jest on potężnym narzędziem MANIPULACJI!!!...Jakiś cholerny ELIKSIR nic nie pomoże!!!

Z ogromnym trudem dźwignął się na łokciach, podnosząc wzrok na starego czarodzieja.

Albus patrzył niewzruszony na trzęsącego się z wysiłku Snape’a, którego oczy ciskały teraz lodowate błyskawice. Był zadowolony, dostrzegał w nim, bowiem ogromną siłę.

Jeśli prawdą było wszystko, co powiedział o Mrocznym Znaku, to przychodząc do Dyrektora Hogwartu musiał dokonać rzeczy praktycznie niemożliwej…musiał wytrzymać straszliwy ból…musiał przeciwstawić się wiążącej klątwie o ogromnej mocy…BYŁ SILNY!

Teraz już rozumiał, dlaczego tylu złapanych przez Aurorów Śmierciożerców popadało w obłęd…albo nie było w stanie podać jakichkolwiek nazwisk.

Uśmiechnął się z dumą na myśl o ogromnej determinacji, jaka musiała kierować Severusem, gdy postanowił zdradzić Lorda.

- NO I CZEGO SIĘ ŚMIEJESZ?!!!...UWAŻASZ, ŻE TO JEST ZABAWNE?!!!- wrzasnął doprowadzony do granic wytrzymałości młody człowiek widząc wyraz tryumfu na twarzy Dyrektora.

- Bynajmniej chłopcze- rzekł spokojnie.

Stanowczo chwycił rozeźlonego młodzieńca za ramiona, ten szarpnął się chcąc się wyrwać, jednak uścisk czarodzieja był na tyle silny, że spowodował tylko większy ból.
Chłopak nie poddawał się jednak, mimo, iż miał bardzo niewiele sił by móc się przeciwstawić.

Profesor z mozołem dowlókł Severusa z powrotem do łóżka, który wciąż bezskutecznie usiłował stawić opór zaciskając zęby z bezsilnej złości.

- Mówił Ci już ktoś, że jesteś uparty jak osioł?- spytał lekko rozbawiony, gdy ten opadł bezwładnie na pościel dysząc z wściekłości.

Teraz TY mnie posłuchaj…i nie waż się przerywać!- rzekł dobitnie- Sam fakt, że przyszedłeś tutaj, świadczy o tym, że jesteś w stanie oprzeć się mocy Mrocznego Znaku, jaki nosisz na swym ramieniu.

Mówił głośno i bardzo wyraźnie, akcentując każde słowo, jego twarz zmieniła wyraz na bardzo poważny, srogi, wręcz przerażający.

- A TO oznacza również, że jesteś w stanie oprzeć się LORDOWI VOLDEMORTOWI!

Palące się świece jakby przygasły sprawiając, że sypialnia pogrążyła się w półmroku.

-Istnieje sposób, aby przerwać to połączenie…znałem kiedyś doskonale Twego…jak to mówisz…Czarnego Pana…był moim uczniem!!!

I zapewniam Cię, że nadal jest TYLKO człowiekiem, który nie jest w sanie przewidzieć wszystkiego!!! Oczywiście nie przeczę, że jest bardzo potężny!!!...Jednakże, jak każdy CZŁOWIEK posiada słabości!!!

Młodzieniec znieruchomiał…to, co przed chwilą usłyszał przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Dumbledore wcale nie obawiał się Czarnego Pana!!!...On GO uważał za NORMALNEGO człowieka!!!

Jeszcze NIKT nie ośmielił się myśleć w ten sposób o najpotężniejszym czarnoksiężniku współczesności!!!

- Jego ogromną słabością- grzmiał coraz głośniej czarodziej- oraz głupotą jest lekceważenie i niedocenianie BIAŁEJ MAGII…uważa ją za GORSZĄ wiedzę magiczną nie poświęcając jej praktycznie ŻADNEJ uwagi!!!

Jednak BIAŁA MAGIA czerpie swą moc z niewyobrażalnie potężnego źródła!!!...Z którego Lord Voldemort w swym zaślepieniu NIGDY czerpał nie będzie!!!

To źródło bije w KAŻDEJ żyjącej istocie!!! Ale nie wszyscy podążają za JEGO głosem!!!

Czy zdajesz sobie sprawę, O CZYM mówię???!!!

Severus nie miał bladego pojęcia, O CZYM mówił Profesor, co nie zmieniało faktu, że był wstrząśnięty każdym jego słowem.

- Mówię o ODWIECZNEJ MOCY…o STWÓRCZEJ SILE CAŁEGO WSZECHŚWIATA!!! Tobie wydaje się, że Voldemort może Cię zabić…ale ja Ci powiadam ŚMIERĆ NIE ISTNIEJE!!!...Jesteś istotą NIEŚMIERTELNĄ…a ciało to tylko powłoka!

Jednak niektórzy potrafią umrzeć za życia!!!...Jednym z nich jest Lord Voldemort, którego wszyscy tak panicznie się boją,…oni też umierają oddając mu, za sprawą strachu, jaki w nich wzbudza, władzę nad WŁASNĄ DUSZĄ!!!

Więc pytam się teraz CIEBIE! Czy pragniesz być nadal jego NIEWOLNIKIEM uwięzionym we własnym strachu…czy chcesz odzyskać kontrolę nad WŁASNYM życiem?!!!

Chłopak leżał sparaliżowany na łóżku podpierając się łokciami i oniemiały patrzył na Albusa Dumbledore’a.
Przestał nawet oddychać.

Wysoki siwowłosy czarodziej, od którego w tym momencie biła zaskakująco potężna siła świdrował młodzieńca spojrzeniem nie do zniesienia.
Po chwili był już przekonany, że leżący przed nim, osłupiały z wrażenia, dwudziestoletni Severus Snape całkowicie i definitywnie porzucił CIEMNĄ STRONĘ.

- Więc dobrze- powiedział już zwyczajnym, spokojnym głosem- skoro taka jest Twoja odpowiedź.

Młody człowiek wypuścił szybko powietrze z płuc.

- C…co?- odezwał się ze strachem, nie dał przecież żadnej odpowiedzi.

Twarz starego człowieka dotychczas wręcz przerażająca swą powagą, nagle się rozpromieniła. Albus szczerze się uśmiechał.

- Wiem, że nawet połowy z tego, co powiedziałem nie zrozumiałeś…ale to nie jest najważniejsze, gdyż przejrzałem twoją duszę.

Nie jesteś złym człowiekiem…zbłądziłeś…spotkało Cię niewyobrażalne cierpienie…teraz pragniesz z całego serca naprawić swój błąd.

Inaczej nie przychodziłbyś tutaj…nie do mnie!

Wyciągnął różdżkę pochylając się nad młodzieńcem. Severus nie śmiał nawet drgnąć wpatrując się cały czas w oblicze człowieka, którego wielkiej mocy tak naprawdę nigdy nie był świadom.

Profesor ujął lewe ramię chłopaka przykładając koniec różdżki do Mrocznego Znaku.

- ABLUTUM FINIS!!!- wypowiedział głośno i wyraźnie.

Ciemnowłosy młody czarodziej wydał z siebie zduszony krzyk, bardziej z zaskoczenia niż z bólu, poczuł, że owa MOC, o jakiej mówił Dyrektor rozlewa się ciepłą falą po całym ciele niszcząc lodowaty żelazny uścisk w jego sercu, który przez trzy lata łączył go z Czarnym Panem jak z bezlitosnym pasożytem…poczuł się WOLNYM człowiekiem.

Zamknął oczy pogrążając się w błogostanie…odpłynął.


User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 12.12.2005 15:56
Post #3 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



Słońce już dawno skryło się za horyzontem a niebo, po którym przesuwały się nisko ciężkie chmury, znów przybrało ciemno-szary kolor.

Młody czarodziej był nieobecny duchem przez prawie czternaście godzin.

Listopadowy mokry dzień minął Albusowi bardzo pracowicie, zajął się, bowiem organizacją odpowiednich zabezpieczeń mogących uchronić małego Neville’a, synka Longbottom’ów przed niespodziewanym atakiem.

Dochodziło wpół do siódmej wieczorem, kiedy Severus Snape odzyskał przytomność w sypialni Profesora.

Usiadł na łóżku stwierdzając ze zdziwieniem, że jest czysty i ubrany w pachnącą świeżością koszulę nocną, a tuż obok, na krześle, leży idealnie złożona jego własna szata, która była w nieskazitelnym stanie.

Zerknął na lewe ramię. Mroczny Znak wciąż na min widniał.

- On nie zniknie- usłyszał głos Dumbledore’a, który stał w drzwiach o dłuższego czasu, przyglądając się Severusowi- dopóki Lord Voldemort dysponuje swą niszczącą mocą.

Pewnie jesteś głodny, spałeś cały dzień- mówiąc to wyczarował tacę z gorącym posiłkiem.

Chłopak nie odzywał się wodząc wzrokiem za Dyrektorem, który podszedł do łóżka przysuwając do niego mały stolik, na którym postawił srebrną tacę z jedzeniem.

Jednym machnięciem różdżki zapalił świece i usiadł obok niego.

- O co chcesz zapytać?- rzekł Profesor po dłuższej chwili milczenia wyraźnie czując, że Severusa wciąż trapią wątpliwości.

Chłopak utkwił wzrok w parującym talerzu pełnym zupy.

- Dlaczego…dlaczego Pan to robi?- odezwał się cicho-…ja nie rozumiem…przecież byłem…

- Wiem, kim BYŁEŚ, Severusie- przerwał łagodnie czarodziej- powtarzałeś to już wiele razy…i wiem, kim JESTEŚ.

Pytasz mnie-DLACZEGO?...każdemu należy się kolejna szansa…tym bardziej, człowiekowi…który uświadamia sobie własne błędy!!!

A teraz jedz, bo ostygnie, jak skończysz…zejdź do mojego gabinetu - dodał wstając.

Opuścił sypialnię zamykając za sobą drzwi i pozostawiając młodego Snape’a w nieznośnej wręcz ciszy.

Chłopak parzył przez chwilę w półmiski pełne smakowicie wyglądających potraw i zdał sobie sprawę, że faktycznie czuje ogromny głód…prawie od doby nic nie jadł.

Nie mogąc się dłużej powstrzymać chwycił za łyżkę i zaczął łapczywie pochłaniać posiłek.

Gdy skończył, czując się wystarczająco nasycony, odstawił pusty kubek po herbacie na srebrną tacę, która natychmiast zniknęła.

Nie spiesząc się za nadto zdjął z siebie nocną koszulę stwierdzając z niedowierzaniem, że wszelkie obrażenia, jakie miał na ciele zostały całkowicie uleczone…nie było po nich żadnego śladu.

A prawda była taka, że po koszmarnej nocy, kiedy to był torturowany, zmuszony do oglądania śmierci matki…

…kiedy zmagał się z ogromnym bólem towarzyszącym zdradzie Czarnego Pana…

…kiedy rozdzierany rozpaczą grzebał własnymi rękami zwłoki ostatniej kochającej go osoby…

…kiedy z niewyobrażalnym wysiłkiem aportował się w Hogsmeade i ledwo żywy, na skraju wyczerpania przemierzył w szalejącej burzy kilka kilometrów drogi do zamku…

…obrażeń na swym ciele posiadał wystarczająco dużo, by pozostawione samym sobie mogły stanowić zagrożenie dla zdrowia.

Młodzieniec stał przez chwilę nago przyglądając się własnemu, żałosnemu odbiciu w wielkim jak szafa lustrze.

Jego ciało było wysokie jednak wątłe i kościste, o szarym niezdrowym kolorze, przerażająco chude, sprawiało wrażenie szkieletu obleczonego skórą. Pociągłą bladą twarz zasłaniały długie do ramion, czarne włosy.

Te trzy lata, które spędził w szeregach śmierciożerców spowodowały, że przypominał raczej przezroczystą zjawę niż dwudziestoletniego człowieka.

Z niesmakiem odwrócił wzrok. Nigdy nie lubił na siebie patrzeć…tym bardziej teraz.

Zrobiło mu się niedobrze na samą myśl o tym, że najprawdopodobniej przed paroma godzinami na ów nagie ciało spoglądał Albus Dumbledore. Nie przepadał za własną fizjonomią, a pokazywanie jej jakiemukolwiek innemu człowiekowi byłoby chyba ostatnią rzeczą, jakiej pragnął.

Nienawidził swego wyglądu, tak jak nienawidził samego siebie…dziwiło go tylko jedno…

…stary czarodziej nie podzielał tej nienawiści... wybaczył mu wszystkie zbrodnie i dał drugą szansę…

…a on postanowił tę szansę wykorzystać…postanowił przyjąć wyciągniętą ku niemu pomocną dłoń.

Ubrał się starannie we własną, czystą już i wyglądającą jak nową szatę ponownie przeglądając się w lustrze. Jego „ubrane” odbicie było znacznie łatwiejsze do zniesienia, na, tyle, że zmusił się nawet do bladego, krzywego uśmiechu.

Nie był w stanie pojąć, jakie powody kierowały Profesorem, że postąpił wobec niego tak, a nie inaczej. Nie zamierzał jednak się spierać z Dumbledore’em przez sam szacunek dla jego osoby.

Podjął ostateczną decyzję. Zgodzi się na wszystkie warunki, jakie zaproponuje mu Dyrektor.

Powoli zszedł do tonącego w blasku świeć gabinetu.

***

Albus siedział w swym fotelu dyktując bezgłośnie treść listu samopiszącemu pióru. Na widok schodzącego po schodach Severusa przerwał pochłaniające go czynności i szybkim machnięciem różdżki usunął wszystkie papiery zaściełające grubą warstwą jego biurko.

- Usiądź Severusie, miałem trochę papierkowej roboty- rzekł uśmiechając się do chłopaka-…ale teraz przejdźmy do ważniejszych spraw.

Uważnie spojrzał na milczącego młodego człowieka.

-Powiedz… czy przystajesz na rozwiązanie, które Ci zaproponowałem…czy zgadzasz się zostać moim szpiegiem i powrócić w szeregi śmierciożerców?

Zapadła cisza.

Chłopak wziął głęboki oddech spoglądając prosto w niebieskie oczy, swego byłego nauczyciela. Nie dostrzegał w nich przymusu, raczej skupienie i spokojne oczekiwanie na odpowiedź.

- Tak- rzekł wyraźnie.

To jedno krótkie „tak” wypowiedziane przez młodzieńca sprawiło, że staremu czarodziejowi spadł z serca ogromny ciężar.

- Zawsze wiedziałem, że jesteś inteligentnym człowiekiem…to jedyne racjonalne wyjście z zaistniałej sytuacji- stwierdził bardzo poważnym tonem.

Pochylił się otwierając szufladę ukrytą pod blatem biurka, z której wydobył różdżkę Snape’a.

- Proszę, nadal będzie Ci potrzebna.

Na razie – dodał po chwili- zachowam wszystko w tajemnicy, jednak…za jakiś czas będę musiał zaprowadzić Cię do Ministerstwa, byś mógł złożyć stosowne zeznanie.

To niezbędne – rzekł widząc niepewne spojrzenie chłopaka - aby oczyszczono Cię z zarzutów…nie masz się czego obawiać, będę za Ciebie świadczył.

- No dobrze… – odezwał się po dłuższym milczeniu Severus - ale…skoro Pan przerwał połączenie…skąd będę wiedział, że Vol…

Nie mógł zmusić się do wypowiedzenia imienia czarnoksiężnika.

…że Czarny Pan mnie wzywa?

- To prawda, że połączenie zostało przerwane – odpowiedział Albus lekko się uśmiechając – Lord Voldemort nie może Cię już kontrolować za pomocą Mrocznego Znaku, jednakże, nadal będziesz odczuwał, gdy zapragnie Cię wezwać. Nie pytaj, jak to zrobiłem…mam swoje SPOSOBY.

I jeśli czujesz, że nie potrafisz inaczej…możesz wciąż nazywać Voldemorta-Czarnym Panem…mnie jest to zupełnie obojętne, wiedz jednak, że strach przed tym imieniem…nie ułatwia w żaden sposób opierania się jego niszczącej mocy.

Chciałbym abyś to zrozumiał.

Oczywiście- kontynuował- nie zamierzam Cię zmuszać do wypowiadania tego imienia…zdaję sobie sprawę, że na razie nie jesteś do tego zdolny…być może…nigdy nie będziesz.

Severus przełknął ślinę czując, że faktycznie może NIGDY nie poczuć się na tyle silny, by wmówić głośno imię Czarnego Pana. Nie po tym, co go spotkało z JEGO ręki.

- Chciałbym jednak...- rzekł po chwili Profesor stykając końce długich palców i uważnie przyglądając się chłopakowi- byś poznał prawdę o Imieniu Którego Nie Wolno Wymawiać i o człowieku, który je nosi.

Prawda jest taka, iż miano Lorda Voldemorta nadał sobie sam…w rzeczywistości nazywa się Thomas Marvolo Riddle a nazwisko swe odziedziczył…co może Cię mocno zaskoczyć…po własnym, mugolskim ojcu.

Snape’owi na te słowa opadła szczęka…znieruchomiał. Nie był w stanie uwierzyć, że Czarny Pan…bezwzględny czarnoksiężnik…morderca mugoli i szlam…zagorzały wyznawca czystości czarodziejskiej rasy…był MIESZAŃCEM!

- Tak Severusie- rzekł czarodziej widząc wrażenie, jakie swymi słowami wywarł na młodzieńcu- On NIE JEST czystej krwi!
Choć wszystkim usilnie wmawia, że tak właśnie jest…twierdząc uparcie, że wyłącznie czarodzieje CZYSTEJ KRWI mają prawo do życia!

Okłamuje w ten sposób wiernych mu śmierciożerców oraz samego siebie…do tego stopnia, że zaczyna powoli wierzyć we własne kłamstwo.

W oczach swych sług uchodzi za „boga” i taki wizerunek pragnie podtrzymywać…w rzeczywistości będąc zwykłym człowiekiem… zrodzonym z czarodziejki i mugola.

Albus zamilkł obserwując wyraz obrzydzenia, który zagościł na bladej pociągłej twarzy młodego człowieka.

- Więc kłamał…przez cały ten czas…- powiedział Severus kręcąc głową z niedowierzaniem- a mi…mi wyrzucał…mieszane pochodzenie…nie mogę w TO uwierzyć!

- Voldemort wszystkich poniża czerpiąc z tego ogromną siłę…pasożytując, na słabościach innych ludzi. SŁABOŚCIACH w jego mniemaniu.
Mimo wszystko jednak…jest potężnym czarodziejem. A to prowadzi nas do kolejnej kwestii, którą chciałbym z Tobą omówić.

Mianowicie-co odpowiesz Lordowi, gdy zapyta Cię, gdzie byłeś?
Obawiam się, że już się zorientował, że nie może Cię zlokalizować…gdyż przebywasz na terenie Hogwartu, a tu nie działają zwyczajowe prawidła magiczne.

Severus w rozterce ściągnął brwi przygryzając dolną wargę. Zdawał sobie sprawę, że zabezpieczania Zamku są na tyle silne, że Czarny Pan nie był w stanie sforsować ich swoim umysłem…co stawiało jego samego w dość kłopotliwej sytuacji.

Przychodząc do Dumbledore’a zniknął tym samym Lordowi z oczu, jakby zapadł się pod ziemię! A ten fakt Czarnego Pana raczej nie uszczęśliwił.

- Gdzie byłeś, zanim przekroczyłeś próg Hogwartu?- wyrwało go z zamyślenia pytanie Profesora.

Młodzieniec zamknął oczy czując, jak na samą myśl o minionych wydarzeniach ściska mu się serce.

- Byłem…w Salisbury…- rzekł cicho- …chciałem pogrzebać zwłoki matki…u podnóża wzgórza Old Sarum.

- W Salisbury?!- odezwał się niespodziewanie Albus, a w jego oczach błysnęły znane już niejednemu tajemnicze iskry.

To ZNACZNIE ułatwia sprawę! – rzekł zadowolony.

Severus nie bardzo wiedział, jak fakt, że tuż przed przybyciem do Profesora był w rodzinnym grobowcu jego matki, miał ułatwiać jakąkolwiek sprawę.

Stary czarodziej uśmiechnął się widząc, że chłopak nie nadąża za jego tokiem myślenia.

- Powiedz mi, gdzie leży Salisbury?- spytał, chcąc naprowadzić młodzieńca na odpowiedź tak dla niego oczywistą.

- Leży…w hrabstwie Wiltshire…około 84 mil na południowy-zachód od Londynu- rzekł niepewnie chłopak nie bardzo wiedząc, do czego zmierza Dumbledore.

- Nie o to mi chodzi…w pobliżu CZEGO leży Salisbury?

Severus usilnie starał się przypomnieć sobie w pobliżu, JAKIEJ, ważnej według Dyrektora miejscowości bądź rzeczy, może leżeć rodzinne miasteczko jego matki.
Rzadko w nim bywał, nigdy nie byli tam zbyt mile widziani, rodzina jego matki wyparła się córki i wnuka…z wiadomych powodów…byli INNI.

- W pobliżu…Winchester…Andover???

…Stonehenge?!- spytał już zupełnie zbity z tropu.

- WŁAŚNIE!- zagrzmiał Profesor- a dokładniej 8 mil na południe od Stonehenge!
Nadal nie rozumiesz, o co mi chodzi?

Zapewne wiesz, że Stonehenge jest starożytnym magicznym miejscem mocy…niezwykle SILNYM miejscem mocy!

Severus zaskoczony spojrzał na Dyrektora, oczywiście, że o tym wiedział, ale jaki to miało związek z NIM?

- Niektórzy twierdzą, że zbudował je sam Merlin, jednak według mnie to nie jest prawdą, a kamienne kręgi Stonehenge są ZDECYDOWANIE starsze niż sądzimy…i nie wydaje mi się również, by zbudował je człowiek, w każdym razie nie samodzielnie!

Moc owych kręgów – kontynuował po chwili- promieniuje na okolice na znaczne odległości, około 10- 15 mil. Salisbury będąc położone w niedalekiej odległości od Stonehenge, znajduje się tym samym w zasięgu jego promieniowania.

Zdajesz sobie sprawę, jakie oddziaływanie ma Stonehenge? – spytał czarodziej widząc dezorientację w oczach Severusa.

- Nic nie wiem na ten temat- odpowiedział zdziwiony chłopak, kompletnie nie rozumiejąc, o co może chodzić staremu człowiekowi.

- Otóż, jego MOC jest źródłem wielu ANOMALII, niewytłumaczalnych zarówno dla mugoli jak i czarodziejów.
Mówiąc prościej, będąc w zasięgu oddziaływania Stonehenge, byłeś dla Voldemorta tak samo „niewidoczny”, jak jesteś, przebywając w Hogwarcie.

Jeśli powiesz Lordowi GDZIE się udałeś…nie będzie podejrzewał Cię o zdradę…on doskonale wie o niesamowitych właściwościach kamiennych kręgów!

Severus poczuł, jak węzeł uciskający jego żołądek lekko się rozluźnił. Miał alibi.

Na drewnianym zegarze wybiła ósma, niemal równocześnie z ostatnim uderzeniem wahadła młodzieńca zapiekł nieprzyjemnie Mroczny Znak.

Czarny Pan wzywał swych Śmierciożerców.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 12.12.2005 15:57
Post #4 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



***

Zamaskowany Severus Snape aportował się w siedzibie Lorda Voldemorta.

Mimo, iż zażył uprzednio Occuloserum i nie czuł już żelaznego uścisku ubezwłasnowolnienia w swym umyśle, był sparaliżowany strachem!

Zewsząd z cichym trzaskiem, pojawiali się licznie Śmierciożercy, którzy odpowiedzieli na wezwanie swego zwierzchnika.

Gdy wszyscy zajęli swoje pozycje w milczącym kręgu, odezwał się sam Czarny Pan.

- Wezwałem was moi…WIERNI…słudzy, aby podzielić się z wami niesamowitymi odkryciami, których dokonałem.

Otóż!- zawiesił głos- Wśród tak znakomitych czarodziejów jak wy…uchował się… ZDRAJCA!- zasyczał przeciągle.

Krąg niespokojnie zafalował, jednak nikt nie ośmielał się choćby głośniej przełknąć śliny.

- Obawiam się, że jest nim nie, kto inny, jak…- nagle przerwał zaskoczony, przyglądając się jednemu z przybyłych.

- Ale cóż ja widzę?- szepnął – Severus Snape…raczył zaszczycić mnie swoją…obecnością?

Młodzieniec zacisnął mocno pięści w nadziei, że dzięki temu powstrzyma nerwowe drżenie dłoni.

- A już myślałem…- kontynuował Lord- …że rozstaniemy się …NA ZAWSZE.

Powoli zbliżał się do owładniętego paniką chłopaka, z nieodgadnionym wyrazem twarzy i błyszczącymi spod kaptura, chęcią mordu, oczami.

- Zastanawia mnie mocno...dlaczego mój mały DEZERTER…zapragnął…WRÓCIĆ!!!- wrzasnął przeszywającym głosem zrywając maskę z twarzy Snape’a.

- P-PANIE…- zaczął przerażony- …nie wiem o czym mówisz…ja NIGDY…

- ZAMILCZ!- zasyczał z lodowatym podmuchem Voldemort.
Wiem, że od wczoraj się ukrywałeś…GDZIE BYŁEŚ?!!!

- Panie!!!...- rzekł Severus osuwając się na kolana- ja nie uciekłem!!!...ja tylko…chciałem pochować…zwłoki matki!!!- trząsł się ze strachu, mimo iż mówił całkowitą prawdę.

- Taaak?...- odezwał się łagodnie Lord- …i mam w to uwierzyć, że przez całą dobę włóczyłeś się samotnie po cmentarzu…odprawiając pogrzebowy rytuał?

Mnie nie OSZUKASZ Snape!!!, Crucio!!!

Severus upadł na twarz z niewyobrażalnym wrzaskiem…jeszcze nigdy klątwa Cruciatus, którą wielokrotnie był traktowany przez Czarnego Pana, nie była tak silna!

Poczuł niemiłosierny wręcz ból, wnętrzności płonęły mu żywym ogniem, czaszka pękała wzdłuż ciemienia, tysiące ostrych sztyletów przekłuwało mu całe ciało.

Po dwóch minutach, kiedy już był pewien, że nie wytrzyma ani sekundy dłużej, wszystko ustało.

Z trudem łapał powietrze dygocąc konwulsyjnie na zimnej, kamiennej podłodze, powstrzymując silne mdłości.

- Panie! - wycharczał - ja Cię nie zdradziłem!...Nigdy!

- Jeśli tak! To gdzie w takim razie przebywałeś przez ostatnich 20 godzin?!- rzekł zimnym, opanowanym głosem Tom Riddle.

- W Salisbury P-panie!...t-tam jest rodzinny grob-bowiec mej matki!!!

- W SALISBURY!!!- jego głos potoczył się echem odbijając od kamiennych ścian-...Nieźle to sobie wykombinowałeś!... No dobrze…zaraz się dowiemy…czy mówisz prawdę!!!

PENETRO PEIERATUM!!!- wrzasnął celując w głowę zwiniętego na podłodze Severusa.

Młodzieniec poczuł jak coś z ogromną siłą wwierca mu się do mózgu poszukując zdrady bądź krzywoprzysięstwa. Usilnie starał się skupić na tym, co pragnie ujawnić, spychając jednocześnie ZAKAZANE informacje na samo dno swej świadomości.

Eliksir działał bezbłędnie. Lord nie był z wstanie wykryć kłamstwa. Nie wyczuwał cienia oszustwa czy rysy wątpliwości w umyśle udręczonego torturą Śmierciożercy…a ON zawsze potrafił to wyczuć!!!

Czyżby Severus Snape był mu wierny?

Czyżby mylił się posądzając go o zdradę?

To wydawało się Czarnemu Panu wręcz NIEMOŻLIWE!!! On nigdy się nie mylił, co do zamiarów swych sług! ZAWSZE bezbłędnie potrafił wykryć kłamstwo!!!

Opuścił różdżkę zaciskając szczęki z wściekłości.

- Nie wiem, jak TO zrobiłeś Snape…ale MNIE nie można wywieźć w pole!
MNIE nie da się okłamać…żadnym sposobem!!!- wycedził przez zęby.

CRUCIO!!!- zagrzmiał ponownie.

Ledwo przytomnego młodzieńca kolejny raz przeszyła straszliwa klątwa, tym razem czuł, że ból jest jeszcze większy…że rozdziera ciało na drobne kawałeczki…powoli…powolutku zabijając każdą żywą komórkę!

- No i jak Snape?!!! – usłyszał przebijający się do jego świadomości przez ścianę cierpienia świszczący głos.

Nadal uparcie twierdzisz, że mnie NIE zdradziłeś?!!!

- PANIEeeee…!!!- wrzasnął rozpaczliwie czując, że za moment zemdleje- NIGDYyyyy…!!!

Reszta Śmierciożerców stała sparaliżowana strachem, dziękując zapewne Bogu, że to nie ONI byli podejrzewani o zamiar porzucenia służby u samego Lorda Voldemorta!!!

Do dnia dzisiejszego nie uświadamiali sobie jak straszliwie Czarny Pan może karać za zdradę jego majestatu…zanim zada ostateczny, śmiertelny cios!!!

Lord cofnął klątwę.

- Czy mam uwierzyć w takim razie!!!...że nie masz do mnie ŻADNEGO żalu!!!...za to, że zabiłem TWOJĄ matkę?!!! – wrzeszczał owładnięty obsesją, całkowicie głuchy na usilne zapewnienia swego sługi o niewinności.

- P-panie…- łkał z bezbrzeżnej rozpaczy Severus- ja nigdy…ja zawsze…b-byłem Ci wierny…- czując jednocześnie obrzydzenie do samego siebie, gdy wypowiadał owe słowa.

- Wierny!!!...Nigdy nie byłeś mi WIERNY!!!...ŁŻESZ!!!- zasyczał Riddle wiedząc doskonale, że zwinięty u jego stóp człowiek nie mógł kłamać!

Nagle wysoka, stojąca nieopodal zamaskowana postać, odziana w długą czarną szatę, wystąpiła z kręgu padając na kolana.

- Panie!...Nie sądzę, by kłamał!- wypowiedział cicho męski, drżący ze strachu, głos.

- CIEBIE O ZDANIE NIE PYTAŁEM…MALFOY!!!- ryknął Voldmort- WIĘC SIEDŹ CICHO, JEŚLI NIE CHCESZ BYĆ NASTĘPNY!!!

Mężczyzna nazwany Malfoy’em skulił się z przerażenia na podłodze.

Voldemort poczuł się doprowadzony do granic wściekłości…jeszcze niedawno był święcie przekonany, o zdradzie Snape’a…a teraz…okazało się, że się mylił...że niezawodny dotąd instynkt…OSZUKAŁ GO!

Wiedział, że musiał popełnić jakiś błąd…pierwszy raz w życiu!!!...tylko…GDZIE go popełnił?!

Spojrzał z odrazą na jęczącego na posadzce Severusa…to ON był temu winien!...to ON był przyczyną jego konsternacji!!!
Nie mógł MU tego darować!!!

- CRUICIO PENITUS!!!- wrzasnął celując różdżką w ledwo oddychającego człowieka.

Młodego Snape’a trafiło zaklęcie, od którego większość ludzi traciła podczas tortur zmysły.
Zaklęcie Cruciarus o zwiększonej mocy…choć wydawać by się mogło, że wzmocnienie tej klątwy jest już w zasadzie niemożliwe!!!

Lord jednak słynął ze swojego specyficznego „hobby”, z zamiłowania do katowania…pastwienia się nad ofiarami w najbardziej okrutny ze sposobów…więc dokonał niemożliwego!!!

Młodym mężczyzną wstrząsnęły silne konwulsje...z uszu i nosa buchnęła posoka…powierzchnia skóry popękała krwawiąc licznymi strumieniami… świadomość odłączyła się od ciała…

…Severus poczuł, że umiera…

***

Na środku kamiennej sali leżał samotnie w agonalnym stanie młody,
zakrwawiony człowiek.

Był nieprzytomny.

Śmierciożercy w zupełniej ciszy opuszczali siedzibę Czarnego Pana.
Każdy z nich, bez wyjątków, był głęboko WSTRZĄŚNIĘTY.
To trzygodzinne spotkanie należało chyba do najgorszych, jakie miały miejsce w ciągu wielu lat ich służby.

- Lucjuszu- rzekł chłodno Voldemort- mógłbym Cię prosić…na słówko.

Mężczyzna zatrzymał się wpół kroku i odwrócił w stronę Lorda czując się tak, jakby ogromny wąż zwijał się wewnątrz jego ciała pożerając wnętrzności.

- Zdejmij maskę mój…przyjacielu- odezwał się jadowicie Riddle.

Sługa spełnił rozkaz. Stał teraz przed Czarnym Panem nie mogąc ukryć strachu w szarych oczach. Srebrno-blond włosy, rozsypały się wokół jego młodej, 26-cio letniej twarzy zielonej z przerażenia.

Czuł silne mdłości i nie potrafił złapać tchu patrząc w oblicze najokrutniejszego czarnoksiężnika w historii ludzkości.

- Wiesz, że bardzo Cię…cenię – wycedził po dłuższej chwili Lord, gdy już upoił się zapachem strachu.

Jestem mocno…ZAWIEDZONY…twoim dzisiejszym zachowaniem.

- Panie…- wysapał na wydechu młody człowiek upadając przed swym władcą na kolana- …wybacz mi…już nigdy tego nie zrobię!

- Mam taką nadzieję, Lucjuszu…bo jeśli coś takiego się powtórzy…choćby raz…możesz być pewien…że MOCNO tego pożałujesz!- wysyczał cicho, głosem pełnym okrutnej satysfakcji.

- Nie Panie…nigdy…

- To dobrze…a to dla przypomnienia…komu winien jesteś posłuszeństwo. Crucio.- wyrzekł bardzo spokojnie.

Malfoy stęknął zaciskając zęby z bólu i lekko drżąc na ciele.
Nie krzyknął jednak, gdyż klątwa w porównaniu z innymi, jakie rozdawał Voldemort, miała bardzo niewielką moc.

Czarny Pan nie miał zamiaru pastwić się nad swoim, jednym z najwierniejszych mu sług…zresztą, ulżył sobie dzisiejszego wieczoru już dostatecznie.

- To wystarczy…- rzekł po chwili opuszczając różdżkę- mam nadzieję, że się zrozumieliśmy? Wstań i zejdź mi z oczu!...I zabierz stąd Snape’a!

Lucjusz Malfoy podniósł z podłogi nieprzytomne, lejące się przez ręce, drobne ciało. Severus był bardzo lekki, więc bez problemu zarzucił go na ramiona opuszczając siedzibę Czarnego Pana.

***

Było już koło północy, gdy przez opustoszałą z ludzi, mokrą i ciemną ulicę szedł samotnie człowiek niosąc na swych plecach umierającego chłopaka.

Dobrze wiedział, że nikogo nie może powiadomić…a sam nie potrafił leczyć ran. Nie takich ran! Zdawał też sobie sprawę z tego, że, gdyby Lord dowiedział się, że on pomógł Snape’owi…że w jakikolwiek sposób ułatwił mu zniesienie kary, jaką wymierzył mu Czarny Pan…

…sam spotkałby się z JEGO ogromnym gniewem!

A to była chyba OSTATNIA rzecz, do jakiej chciałby dopuścić po dzisiejszym „ostrzeżeniu”.

Nie mógł narażać rodziny…Narcyzy…trzymiesięcznego synka!!!

Stanął przed oślizłą starą kamienicą. To właśnie tu zamieszkiwał ów nieszczęśnik, którego niósł na ramionach.
Wynajmował małe zatęchłe mieszkanko składające się wyłącznie z jednego pokoju z kuchnią i zagrzybionej łazienki, czy raczej czegoś, co łazienkę miało przypominać.

Lucjusz wywodził się z bogatego rodu czystej krwi czarodziejów. Nigdy nie poznał, czym jest ubóstwo.

Z niesmakiem wszedł do obdrapanego budynku, starając się po drodze niczego nie dotykać gołymi dłońmi.

W holu, w małej stróżówce siedział zasuszony, łysy mugol, ubrany w brudny granatowy fartuch.
Na dźwięk drzwi uderzających o framugę zerwał się z drzemki wyraźnie rozeźlony.

- Jasna cholera!- krzyknął ochrypłym głosem- wracają w środku nocy!…Pijani!...Z obitymi mordami!...Trzaskają drzwiami!...

Malfoy w ogóle nie zwrócił uwagi na starego mugola przechodząc szybkim krokiem przez hol i ignorując rozbrzmiewające wciąż za jego plecami złorzeczące krzyki.

Zaniósł Snape’a prosto do łóżka, nie zapalił nawet światła.

Przez chwilę stał w ciemnościach przyglądając się zakrwawionemu chłopakowi. Praktycznie go nie znał. Dlaczego ryzykował stając w jego obronie?

Tego nie wiedział. Po prostu…musiał.

<Boże! >- pomyślał zamykając oczy.

Jak bardzo chciał, aby Severus się wylizał!
W owej chwili niczego tak nie pragnął, jak właśnie TEGO!!!

Swoją drogą to bardzo ciekawe…że nawet najbardziej bezduszni z ludzi…mordercy…myślą o BOGU w chwilach, gdy nie potrafią znieść ciężaru własnego istnienia.

W milczeniu opuścił obskurny przybytek, w którym miał wątpliwą przyjemność gościć w swoim życiu już po raz drugi…i miał nadzieję, że ostatni.

Odetchnął głęboko wciąż stojąc pod obdrapanymi, pozbawionymi numeru, drzwiami do „mieszkania” Snape’a.

Nie wiedział, dlaczego TAK się czuł…to było zupełnie nowe dla niego uczucie…nie potrafił go nazwać.

Może to było…współczucie?

-…Idioci!…Oprychy!…Wandale!…- usłyszał na powrót krzyk staruszka.

Wychodząc przystanął chcąc zmodyfikować mu pamięć…jednak przez głowę przemknęła mu myśl, że…może ten stary człowiek, zainteresuje się stanem nieprzytomnego lokatora…może zaniepokoi się, gdy ten nie będzie dawał oznak życia…może…

Przełknął ślinę, która z trudem przecisnęła się przez krtań.

Pospiesznie wyszedł na ulicę, rześkie powietrze sprawiło, że poczuł się lepiej…przecież nic więcej nie mógł zrobić…prawda?

***
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 12.12.2005 15:58
Post #5 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



Było wpół do pierwszej.

Severus odzyskał na moment przytomność, czuł niewyobrażalny ból w całym ciele, prawie nie mógł oddychać. Z trudem podniósł powieki wpatrując się z ciemność.

Wiedział, że umiera…jeszcze wczoraj nie chciał ginąć z JEGO ręki…dzisiaj zaś, umrze samotnie…nikt nie dowie się, co się z nim stało…nikt mu nie pomoże…nazajutrz, być może, znajdą jego zimne zwłoki…w pustym mieszkaniu…nie wiedział jak tu się znalazł…nie miało to znaczenia…umierał…

To zadziwiające, jak szybko człowiek godzi się ze śmiercią…gdy patrzy jej prosto w twarz…

…do tego stopnia…że staje się ona jego wybawieniem.

Nie miał, po co walczyć o życie…nie widział nadziei…nie miał już nic… …matki…ojca…NIKOGO…był SAM…

…był sam przez całe swe życie…był sam, gdy umierał.

Zamknął oczy…po raz pierwszy w życiu…zaczął się modlić.

Dziwne…przecież nie wierzył w Boga…więc dlaczego?

Nie wiedział.

O co się modlił?…nie o ratunek…chyba…o przebaczenie? …

…tak… PRZEBACZENIE.

Na korytarzu usłyszał jakieś roześmiane głosy…ktoś wracał z nocnej zabawy…był… …szczęśliwy…

…czy on kiedykolwiek był szczęśliwy?…nie pamiętał.

Pod zamkniętymi powiekami przesunęły się obrazy z całego życia…w większości pełne cierpienia…tak…życie obchodziło się z nim okrutnie…od najwcześniejszych lat…

…teraz czeka go okrutna śmierć.

Jego marne egzystowanie na tym świecie…było tak krótkie…i tak długie…ciężkie.

Czy był zły?...nie…odczuwał spokój…niczego przecież nie można być tak pewnym, jak tego…że się umiera.

Ta pewność uspokaja.

<NIE PODDAWAJ SIĘ!!!>

Usłyszał wyraźny głos w swojej głowie…

< Słyszę głosy…Boże…Umieram …-JESZCZE NIE TERAZ- …Boże…Wybacz mi wszystko!>

Chciał zlekceważyć ten dziwny głos…jednak on usilnie i wyraźnie do niego przemawiał.

Czując, że zaraz ponownie straci przytomność…i być może już nigdy na powrót się nie ocknie…zapragnął…zapragnął z całego serca…żeby ktokolwiek wiedział o jego śmierci…żeby jego ciało nie gniło na łóżku…żeby go pochowano…

Nigdy nie spisywał testamentu…inni śmierciożercy, tak…ale nie on.

Po co?...nie miał przecież nic…CO mógłby oddać?…KOMU mógłby oddać?

Jego ostatnią wolą było…aby go pochowano z matką…

Tylko, kto?…kto mógłby tę wolę spełnić?…kto uznałby go za GODNEGO, takiego pochówku?…jego…śmierciożercę.

<DUMBLEDORE>

Resztką sił wydobył swoją różdżkę…nigdy by nie przypuszczał…że, ostatnią osobą o jakiej będzie myślał…umierając…będzie stary czarodziej…

- Im…imploratio…- wypowiedział z wielkim trudem.

Ciężkie powieki opadły…ogarnęła go się nieprzenikniona ciemność…


***

Sędziwy czarodziej wciąż siedział w swoim gabinecie,
mimo, iż pora była naprawdę późna.

Czekał.

Po raz pierwszy w życiu tak bardzo dłużyły mu się minuty…Severus nie wracał…już długo go nie było…za długo!
Najgorsze, do zniesienia było usilne przeświadczenie, że, być może, wysłał 20-letniego człowieka…na OKRUTNĄ śmierć!

<BOŻE błagam Cię!!!…Niech przeżyje!…Niech On przeżyje!…Jeśli przeżyje dzisiaj…przeżyje i później!!!>

Jakby w odpowiedzi od BOGA poczuł dobrze mu znane pulsujące ciepło w okolicach serca…zaklęcie IMPLORATIO, skierowane wprost do niego…przez kogo?

W umyśle ujrzał ciemny pokój…łóżko…a na nim…

-SEVERUS!!!- wyrwało się z jego gardła.

Nie wiele myśląc chwycił pierwszą lepszą rzecz, jaka nawinęła się mu pod rękę, w tym przypadku dzisiejszą gazetę, i stuknął w nią różdżką mówiąc- Portus.

Chwilę później wylądował w małym, pogrążanym w ciemnościach pokoiku.
Pod ścianą z odchodzącą zieloną tapetą stało stare, zapadnięte łóżko…leżał w nim nieprzytomny, zakrwawiony człowiek.

-Severus!- wyszeptał Albus podbiegając do nieruchomego ciała i padając obok niego na kolana.

Drżącymi palcami dotknął tętnicy szyjnej.

ŻYŁ!!!... puls prawie niewyczuwalny…ale jeszcze żył!

W pośpiechu przyłożył różdżkę do serca nieprzytomnego chłopca.

- Sano velocis!- wypowiedział wyraźnie, jednak głos lekko mu się łamał.

Zmasakrowany człowiek nabrał spazmatycznie powietrza. Pobudzony do pracy mięsień zaczął mocnej pąpować krew.

Dumbledore w mgnieniu oka znalazł się z powrotem z swoim gabinecie z bezwładnym drobnym ciałem na rękach

Był potężnym czarodziejem, jednak nie kształcił się w dziedzinie uzdrawiania…zaklęcia, jakie znał, były zbyt słabe, by mogły uleczyć umierającego Severusa.

W Hogwacie była jeszcze szkolna pielęgniarka, Poppy Pomfrey, jednak ona również nie poradziłaby sobie z tak ciężkim przypadkiem, zresztą stary czarodziej wolał na razie nikomu nie ujawniać, że przechowuje u siebie śmierciożercę!

Mógł wezwać któregoś z uzdrowicieli ze szpitala Św. Munga…tylko, że nie znał ich najlepiej, do żadnego nie miał takiego zaufania…by wyjawić prawdę o Severusie!!!

W tych mrocznych czasach, nie było do końca wiadomo, kto jest twoim przyjacielem, a kto wrogiem!

Do głowy przychodziła mu tylko JEDNA osoba.

Znał ją od bardzo dawna, co prawda urwał kontakty, jednak był pewien, że nie odmówi udzielenia tak niezbędnej pomocy. Nie, jeśli chodziło o ŻYCIE!

No i chyba najważniejsze…miał do niej CAŁKOWITE zaufanie!

- Tymoteusz- wyszeptał do siebie - jeśli nie TY, to nie wiem już, kto?

Niezwykle sprawnie i szybko położył nieprzytomnego młodzieńca do łóżka, szczelnie przykrywając go kołdrą.

Kolejny raz sprawdził puls. Serce biło bardzo słabo…ale miarowo.

Na zegarze dochodziła pierwsza w nocy, gdy Profesor Dumbledore ponownie opuścił teren Hogwartu za pomocą świstoklika.

***
Długobrody czarodziej odziany tylko w cienką szatę wylądował w zaśnieżonej, wąskiej uliczce. Nie zdziwił go kilkustopniowy mróz. O tej porze roku w Irkucku taka pogoda była normą.

Bez problemu odnalazł pochylony ze starości, zapadający się w gruncie, drewniany dom.
Ulica Lapina 23.

Nie zważając na ukradkowe spojrzenia przechodniów, którzy ze zdziwieniem obserwowali tak lekko ubranego człowieka, oparł się o zbutwiały parkan podwórza znikając wszystkim wścibskim mugolom z oczu.

Dom, który z zewnątrz wyglądał na opuszczoną ruinę, był w rzeczywistości największą kliniką magiczną w nadbajkalskim rejonie południowo-wschodniej Syberii.

Wielki złoty zegar stojący przy tablicy informacyjnej wskazywał równo dziewiątą rano.

Albus szybkim krokiem przeszedł przez sterylne, białe korytarze, mijając po drodze licznych pacjentów oraz ubranych w zielone szaty pracowników kliniki. Wiele lat temu bywał tu wielokrotne odwiedzając swego serdecznego przyjaciela, który był wówczas świeżo upieczonym uzdrowicielem.

W końcu holu znajdowały się drzwi, na których widniał błyszczący, napisany Cyrylicą, tytuł oraz nazwisko:

MASTIER

OZDOROWLIWANIJA

TIMEO ALIEKSANDR WLADIMIR DRUŻJESKIJ

Siwowłosy czarodziej zapukał.

- Da?…Zachaditjes…pażałsta! - odrzekł zza drzwi gruby, lekko ochrypły głos.

Dumbledore wstrzymując oddech przekroczył próg gabinetu.

- Albus?…na Boga!!!...Stary druhu...tyle liet!!!- krzyknął zaciągając po rosyjsku krępy, niski czarodziej, rzucając się swemu niespodziewanemu gościowi na szyję trzykrotnie całując go w policzki.

- Tymoteuszu…- rzekł Dyrektor uwalniając się z mocnego uścisku

- Ach ty wsjegda tak mnie nazywaleś!!!...Matko!...Kak dlugo ja tjebje nie widjel!!!- przerwał czarodziejowi uradowany uzdrowiciel.

Miał równie siwe włosy jak Dumbledore, jednak znacznie krótsze i kędzierzawe, podobnie jak brodę, która okalała jego okrągłą jak księżyc, rumianą twarz.
Odziany był w bladozieloną szatę, uniform noszony wyłącznie przez rosyjskich uzdrowicieli, na lewej klapie widniał duży złoty emblemat w kształcie „cedrowej” szyszki.

- Tymoteuszu!- powtórzył z naciskiem- Potrzebuję Twojej NATYCHMIASTOWEJ pomocy!!! Wiem, że nie jest zbyt uprzejmie zjawiać się po tylu latach prosząc o przysługę…jednak okoliczności są wyjątkowe!!! Tylko TY możesz mi pomóc!

Uzdrowiciela wbiło w ziemię. Dobrze znał Albusa, mimo tak długiej rozłąki nadal potrafił doskonale rozpoznać, kiedy jego serdeczny przyjaciel był naprawdę wzburzony czy zaniepokojony.

Bardzo rzadko to się zdarzało!

- Szto się stalo???...Kak mogę pomóc???- spytał szybko bez cienia wątpliwości, czy wahania w głosie.

- Umiera chłopak! Jest w bardzo ciężkim stanie!!!... Nie mogę go wysłać do Św. Munga w Londynie…błagam Cię!!! POMÓŻ!!!

- Kanjeszno!- odpowiedział jednym słowem patrząc prosto w niebieskie oczy swego gościa.. Nie było się, nad czym zastanawiać. Chodziło przecież o życie!

On NIGDY nie odmówiłby udzielenia pomocy umierającemu człowiekowi!

NIGDY nie wybaczyłby sobie gdyby nie zareagował na błagalną wręcz prośbę, zrozpaczonego najlepszego przyjaciela!

Wyciągnął różdżkę i stuknął nią w stojącą na biurku porcelanową matrioszkę, która rozjarzyła się blaskiem o barwie ciemnego złota. Po paru sekundach wynurzyła się z niej głowa młodej kobiety o jasnych włosach.

Przez chwilę rozmawiali po rosyjsku. Albus nie znał najlepiej tego języka jednak z grubsza zrozumiał, iż jego przyjaciel wyjaśniał właśnie, że nie będzie obecny przez jakiś czas i prosi o zastępstwo.
Po skończonej konwersacji głowa kobiety zniknęła.

- Taki wynalazek…sam znajesz…nie mam tu kominka…- rzekł doktor Drużjeskij widząc lekko zaskoczoną minę Albusa- …brak funduszy, ale mają nam zalatwitć.

Podszedł do wielkiej szafy z białego drewna wyjmując z niej niewielką, rzeźbioną szkatułkę.

- No! Już wsjo, szto potrzebne wzjel! No kak będziemy się tjeljeportowatć?

- Nie …na terenie Hogwartu nie można się teleportować…polecimy świstoklikiem- rzekł Profesor wyjmując z kieszeni szaty pomiętą gazetę.

- Ach tak…wasze zabezpiecienija.

Obaj złapali za gazetę i po chwili poczuli szarpnięcie w okolicy pępka. Mknęli z zawrotną prędkością do miejsca oddalonego o kilka tysięcy kilometrów na zachód od Irkucka.

***
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 12.12.2005 15:59
Post #6 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



Dwoje mężczyzn wylądowało gładko w gabinecie Dyrektora Hogwartu lekko uderzając stopami o podłogę.

- Gdzjie on?! – spytał szybko Tymoteusz.

- Na górze…w mojej sypialni- odpowiedział Albus pośpiesznie prowadząc uzdrowiciela po schodach. Przystanął przepuszczając swego przyjaciela w drzwiach.

Tymoteusz od razu skierował swe kroki w stronę łóżka, w którym leżał w agonalnym stanie nieprzytomny młodzieniec. Wyglądał tragicznie.

Oddychał płytko. Był zimny. Wręcz trupio blady.

- Gospodin pomiluj!!!- szepnął niski czarodziej na widok umazanego krwią człowieka, mierząc tętno na nadgarstku- Szto mu się stalo?!!!
Wygląda kak by…mial spotkanie z pędzącym pociągiem!!!

- Znacznie gorzej…- rzekł cicho Dumbledore.

Uzdrowiciel ściągnął kołdrę okrywającą drobną postać jednym machnięciem różdżki dematerializując resztki przesiąkniętej krwią szaty, w którą odziany był młodzieniec.

Nagie ciało Severusa ukazało całą prawdę o obrażeniach, jakie odniósł. Było jedną wielką miazgą.
Widniały na nim liczne rozcięcia skóry, z których wciąż małymi stróżkami sączyła się gęsta ciemnoczerwona krew tworząc grube, zasychające wokół ran strupy.

Tymoteusz uniósł delikatnie powiekę nieprzytomnego chłopca świecąc różdżką w źrenicę. Nie było reakcji na światło.

- To wygląda na…- głos mu zadrżał- …wielokrotny Criuciatus…kto by mogl?…do takiego stopnia?!...
Mówił raczej do siebie niż stojącego obok przyjaciela, jakby chciał się w ten sposób przekonać, że to, co widzi nie jest jakimś koszmarnym snem…tylko najprawdziwszą jawą!

Odłożył różdżkę na mały stolik obok łóżka i przyłożył dłonie do głowy umierającego, lodowatego człowieka, następnie delikatnie wsunął je pod potylicę.

- Przesunięte kręgi szyjne…pęknięta podstawa czaszki…silny wstrząs mózgu…

Powoli przeciągnął palcami po nagim ciele, zatrzymując się na wysokości klatki piersiowej.

- Uszkodzone lewe pluco…cztery zlamane żebra…

Zszedł niżej.

- Boże!…on ma zdruzgotane wnętrznosti…pęknięta sledzjona…krwotok…

Kto jest zdolny do zrobienija czegoś takiego??!!- wyrzekł na wydechu.

Jako MISTRZ UZRAWIANIA w irkuckiej klinice spotykał się z wieloma naprawdę ciężkimi przypadkami…widział tysiące czarodziejów w okropnym stanie…wiele ofiar nieudanych pojedynków…jednak jeszcze nigdy…czegoś takiego…jak dziś.

- Ten zmasakrowany chlopak byl katowany przez wiele godzjin…z zimną krwią!!!...Tortura chyba swjadomje zostala przerwana…tylko po to, aby ofiara umarla w straszliwych męczarniach!!!- rzekł nie mogąc do końca uwierzyć w to co mówi.

Nie potrafił wyobrazić sobie żadnego człowieka…żadnej czującej ludzkiej istoty, która byłaby zdolna do czynu tak okrutnego!!!

Nagle jego wzrok padł na wypalony na ranieniu Severusa Mroczny Znak. Odwrócił zszokowaną twarz w stronę starego druha, który przez cały czas stał w milczeniu nienaturalnie blady, obserwując czynności uzdrowiciela.

- Albusie- rzekł cicho, prawie szeptem a w jego ciemnych, orzechowych oczach zagościł błysk przerażenia- On jest slugą SAM- ZNAJESZ-KOGO!

- Był…- opowiedział pustym drżącym głosem Dumbledore- …przeszedł na naszą stronę…to właśnie JEMU zawdzięcza swój obecny stan!

Tymoteusz przez chwilę stał nieruchomo wpatrując się z niedowierzaniem w długobrodego czarodzieja, jego mózg potrzebował trochę czasu, aby przyswoić nieprawdopodobne informacje.

Odetchnął głęboko odwracając się na powrót do pacjenta. Nigdy nie lubił zadawać zbyt wielu niepotrzebnych pytań.

Choć był człowiekiem z natury gadatliwym, w pracy stawał się milczący…skupiony.

Z resztą po tym, co przed chwilą usłyszał, nie potrzebował już żadnych dodatkowych wyjaśnień.

Machnął różdżką w dość skomplikowany sposób, by zatamować krwawienie.

- Ja jeszcze nigdy się nie spotkal z takim przypadkiem…ale ma szansę z tego wyjść…to zależi czy jest silnyj…zrobię co się da- rzekł otwierając szkatułkę, która mieściła dziesiątki leczniczych eliksirów.

Albus zamknął oczy…była nadzieja…nikła…ale zawsze. Chciał się jej trzymać!

Uzdrowiciel wyjął z rzeźbionego pudełeczka cztery flakoniki napełnione kolorowymi substancjami oraz dwie małe kryształowe fiolki, literatkę i strzykawkę, stawiając wszystko starannie, w odpowiedniej kolejności na nocnej szafce.

Czynności swe wykonywał sprawnie, aczkolwiek bez zbędnego pośpiechu by ten, nie doprowadził do tragicznej w swych skutkach pomyłki. Musiał być całkowicie opanowany!

Wycelował różdżką w środek czoła młodego człowieka, wymawiając nieznane Albusowi zaklęcie.

Pod jego wpływem ciało Severusa zadrżało silnie, niczym w konwulsji, po chwili naprężyło się mocno wyginając w łuk i ze świstem nabierając powierza, po czym bezwładnie opadło na posłanie.

Mistrz Drużjeskij ponownie uchylił powiekę chłopca, tym razem źrenice zwężyły się pod wpływem wiązki światła.

- Nie ma uszkodzonego mózgu- rzekł w wyraźną ulgą w głosie.

Dumbledore ciężko odetchnął zasłaniając twarz trzęsącymi się dłońmi.

<BOŻE dziękuję Ci!>

- Jest duża szansa, że przeżije…ma mlody organizm…ile ma liet?- spytał spokojnym głosem, podczas uzdrawiania zawsze starał się myśleć racjonalnie i wyciszyć emocje.

- Równo za miesiąc…dwudziestego piątego grudnia skończy dwadzieścia- odpowiedział z wielkim z trudem.

- Toż to jeszcze prawie djecko!- rzekł z niedowierzaniem uzdrowiciel.

Wziął do ręki flakonik w jaskrawo niebieskim, gęstym płynem i odmierzył właściwą dawkę nalewając substancji do kryształowej fiolki.

Delikatnie rozchylił szczęki chłopaka powoli zakraplając eliksir prosto do gardła pacjenta.

Zimne ciało Severusa ponownie zaczęło dygotać, jednak nie tak silnie jak poprzednio, drżenie ograniczało się wyłącznie do małych impulsów nerwowych w mięśniach znajdujących tuż pod skórą.

Rosyjski uzdrowiciel doskonale znał się na swoim fachu. Nie bez podstaw został uhonorowany Orderem Restitutio Sanitas dla wybitnie władających leczniczą wiedzą magiczną, najbardziej zasłużonych czarodziejów.

Uratował już niejedno życie.

Dumbledore stał w niewielkiej odległości w całkowitym milczeniu, nie chcąc w żaden sposób rozpraszać człowieka, od którego zależało przecież TAK wiele!
W myślach błagał wciąż Boga, aby Severus z tego wyszedł!

Drużjeskij wziął kolejny flakonik, ty razem z klarowną substancją o barwie ciemnego bursztynu, w której pływały jakby małe drobinki złota.

Nalał eliksiru do literatki, napełniając ją mniej więcej do połowy, następnie chwycił strzykawkę naciągając niewielką ilość trzeciego, butelkowo-zielonego płynu.

Z precyzyjną dokładnością wbił długą cienką igłę w tętnicę szyjną drżącego na całym ciele młodego człowieka.
Powoli, z jednostajną prędkością, wstrzyknął zawartość strzykawki do pulsującej bardzo słabo tętnicy i wyciągnął igłę.

Po chwili ciałem wstrząsnęły kolejne silne konwulsje.

Uzdrowiciel musiał lekko przytrzymać Severusa, gdyż z jego ust chlusnęła na poduszkę brunatna, gęsta ciecz wyglądająca niczym rdzawe błoto. Odchylił na bok jego głowę, aby człowiek nie udusił się własną krwią.

Ujął w dłonie literatkę i wlał eliksir chłopcu do ust mocno zaciskając jego szczęki.

Młody Snape zaczął się krztusić, dostał silnych torsji, lecz Tymoteusz nie zwolnił uścisku wciąż silnie podtrzymując podbródek nieprzytomnego pacjenta, nie pozwalając, aby ten wypluł chociażby odrobinę bursztynowego płynu.

Po chwili torsje ustąpiły, Severus przełknął cały podany mu eliksir, mięśnie przestały drżeć, napięte ciało rozluźniło się.

Biegły w swej sztuce czarodziej przyłożył koniec różdżki do splotu słonecznego mrucząc skomplikowaną formułę zaklęcia. Rozbłysło jasne światło w kolorze indygo.

Chude, nagie ciało na chwilę zawisło w powietrzu, otoczone świetlistą mgiełką, po czym opadło z powrotem na posłanie.
Zniknęły wszelkie zewnętrzne obrażenia. Powierzchnia skóry została oczyszczona z zaschniętej krwi i brudu.

Uzdrowiciel ponownie odłożył różdżkę przykładając ręce do piersi chłopaka…w skupieniu wyczuwając płuca i serce…dotykając okolic żołądka… badając stan narządów wewnętrznych…dokładnie sprawdzając podbrzusze i miednicę.

Następnie bardzo powoli wsunął dłonie pod głowę Severusa delikatnie odchylając ją raz w jedną, raz w drugą stronę.

- Jest dobrze…- rzekł po dłuższych oględzinach- … rdzeń kręgowy pozostal nienaruszony…jego organizm zaczol wspolpracowatć …przyswojil eliksiry… obrazienija wewnętrzne zaczinają się powoli goitć…trochę to potrwa…ale powinien z tego wyjstć.

- Boże!!!...Tymoteuszu jesteś CUDOTWÓRCĄ!!!- wydusił Albus ze ściśniętą krtanią i szklącymi się oczami.

- Ja?...nieee…ten chlopak jest po prostu bardzo silnyj…inny by mogl tego nie wytrzimatć - rzekł uzdrowiciel ze szczerą pokorą w głosie.

Był skromnym człowiekiem, nigdy nie wywyższał się z powodu swych zasług, twierdząc uparcie, że jest tylko narzędziem w rękach OPATRZNOŚCI.

- Nie wiem JAK Ci się odwdzięczę!!!- rzekł stary profesor z mokrą od łez twarzą gdyż napływały do jego oczu w takiej ilości, że musiały znaleźć ujście.

- Mnje nie musisz…to mój obowiązek…żadna zasluga- odpowiedział lekko się rumieniąc - …nie mogl bym odmówitć mojemu drugu.

Po czym odwrócił się na powrót do spokojnie oddychającego, leżącego na łóżku młodzieńca.

Na stoliku pozostała jeszcze tylko jedna, niewykorzystana dotąd, kryształowa buteleczka zawierająca białą, mętną substancję, która jarzyła się srebrnym słabym światłem.
Odmierzył niewielką jej ilość odlewając do drugiej, czystej fiolki.

Następnie wycelował po raz kolejny w nieprzytomnego Snape’a, tym razem w serce wypowiadając bezgłośnie formułę zaklęcia.

Severus jęknął, wziął spazmatyczny wdech i otworzył oczy…jednak nie było to przytomne spojrzenie…jego wzrok wyglądał raczej, jakby znajdował się w transie…był nieobecny…pusty…bez wyrazu.

Tymoteusz przyłożył różdżkę do jego czoła mrucząc niezrozumiałe słowa w ogromnym skupieniu, na skutek czego, źrenice czarnych, zimnych oczu rozszerzyły się w nienaturalny sposób.

Siwy uzdrowiciel przez dłuższy czas spoglądał w nie bardzo uważnie…po około dwóch minutach cofnął zaklęcie przywracając wygląd oczu Snape’a do normalnego stanu.

- To niesamowite…ale w swym nieszczęstju…mial naprawde wiele szczęstija- rzekł tajemniczo po chwili milczenia.

Podał chłopcu do wypicia już ostatni eliksir, tym razem pacjent posłusznie przełknął zawartość fiolki, by po chwili opaść bezwładnie na poduszki.

- Mam nadzieje, że wsjo budjiet dobrze…reszta już zależit od kogoś innego…a ja nie mam wplywu na JEGO decyzje…jeścio tylko sprawdzę adin malenkij szciegól- rzekł lewitując bezwładne ciało i odwracając je twarzą do materaca.

To bardzo ważne…szto by energija prawidlowo przeplywala przez cialo – powiedział przeciągając powoli dłońmi wzdłuż kręgosłupa zaczynając od kości krzyżowej w stronę głowy.

Zatrzymał się na wysokości odcinka lędźwiowego delikatnie uciskając dwoma palcami punkt między kręgami. Dało się słyszeć wyraźne chrupnięcie.

Jego masywne ręce z niezwykłą wręcz precyzją potrafiły wyczuć najmniejsze choćby nierówności, znikome wewnętrzne przesunięcia.

Większą ilość czasu poświęcił na nastawienie kręgów szyjnych i atlasu łączącego je z podstawą czaszki.

Albus po raz pierwszy w życiu mógł dokładnie obserwować czynności, jakie wykonywał jeden z najznakomitszych uzdrowicieli. Zawsze uważał, że jest to najtrudniejsza i najbardziej odpowiedzialna z dziedzin wiedzy magicznej. Był pod ogromnym wrażeniem umiejętności Tymoteusza.

Do tego, by uzdrawiać przypadki takie jak ten, śmiertelne, wręcz beznadziejne, trzeba było mieć niesamowity talent, nerwy ze stali oraz odznaczać się ogromnym profesjonalizmem!

Krępy czarodziej odkręcił nagie ciało młodzieńca na powrót kładąc je na plecach i za pomocą zaklęcia odział w białą, bawełnianą koszulę, usuwając także ślady krwi i brudu z pościeli.

- Teraz może bytć nieprzitomnyj około dwie-trzi doby…wsio powinno przebiegatć spokojno…no może się tak statć…szto będzie miał atak niekontrolowanego krzyku i drgawek…nic wtedy nie rób…tak musi bytć…unieruchom tylko cialo, aby nie zrobil sobie krzywdy- udzielał Albusowi wskazówek przykrywając Severusa kołdrą- …nie podawaj mu żadnych eliksirów…dopiero jak odzyska siwadomostć…możesz datć coś przeciwbólowego…nie wcześniej!

Kak by zaczol krwawitć…przestal oddychatć…lub przestalo bitć serce- dodał po chwili patrząc wprost w niebieskie oczy Dumbledore’a- to bez względu na porę zgloś się do mnje.

- Tymoteuszu !!!- wysapał Albus rzucając się przyjacielowi na szyję- Boże…ja nie wiem JAK mam Ci dziękować?!!!...Mam u Ciebie ogromny dług wdzięczności…nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie go spłacić!!!

Czarodziej zwany od lat przez swego druha „Tymoteuszem” łagodnie oswobodził się z uścisku Profesora.

- Albusie…czyś zapomnial??...że to ja pierwszy mialem taki dlug wobec Tjebie?...a dzisiaj ja mogl go splatitć…chociaż po częśti- rzekł uśmiechając się lekko i chowając flakoniki do rzeźbionej szkatułki.

O nic się nie pytał. Nie musiał.

Nie potrzebował wiedzieć, DLACZEGO w sypialni samego Dumbledore’a, w jego własnym łóżku, leży nie kto inny, jak były śmierciożerca.

Ufał Albusowi…ufał jemu dobremu sercu i niesamowitej wręcz intuicji…dlatego nie zadawał zbędnych pytań.

Pytania siejące wątpliwości w dobro i mądrość nie są pytaniami, które należy wypowiadać…bo nie pochodzą z CZYSTEGO źródła.
Są raczej podszeptami ciemnej strony ludzkiej natury, która za wszelką cenę pragnie zachwiać wiarę w dobroć człowieka.

-No już najwyższa pora na mienija!...My chyba powinni odnowitć na powrót znajomośti… - skwitował na odchodne uzdrowiciel całując mocno Dumbledore’a swym rosyjskim zwyczajem- …moj prijatjielu!

- Jak już będziesz miał ten kominek daj znać!...Natychmiast podłączę go do mojej wewnętrznej sieci Fiuu!- rzekł Dyrektor silnie drżącym głosem wzruszony do głębi postawą człowieka, o złotym wręcz sercu.

- No to… Da swidanija Albusie!

- Do zobaczenia Tymoteuszu…ja nie potrafię, więc…niech Ci Bóg wynagrodzi!- odpowiedział łamiącym się głosem Albus.

- Już to zrobil- szepnął cicho uśmiechając się tajemniczo.

Największą, bowiem dla uzdrowiciela nagrodą jest chwila, w której ratuje komuś życie.

Była trzecia w nocy czasu Greenwich, gdy Timeo Drużjeskij opuścił Hogwart za pomocą świstoklika wyczarowanego z pomiętej gazety.


***

Stary czarodziej siedział w kompletnej ciszy w sypialni pogrążonej w ciemnościach.
Minęły już dwie doby od czasu, jak sprowadził umierającego Snape’a do Hogwartu.

Od chwili wyjścia uzdrowiciela, Severus miał trzy ataki…w tym momencie leżał jednak spokojnie w wielkim łóżku wyglądając jakby był martwy.

Jedynym dowodem na to, że jest inaczej, była unosząca się lekko i rytmicznie klatka piersiowa.

Dumbledore’a trapiły czarne myśli. Nie mógł się pozbyć się wrażenia, że tylko i wyłącznie z JEGO winy, młody, dochodzący dwudziestki człowiek, był zawieszony między życiem a śmiercią.

Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie maił wpływu na wiele wydarzeń, jakie rozegrały się podczas tragicznego wieczoru na spotkaniu śnierciożerców…czuł jednak, że gdyby nie namawiał chłopaka na współpracę… gdyby poszedł razem z nim do Ministerstwa…może nie doszłoby do tego...

…może Severus nie stałby teraz nad krawędzią przepaści prowadzącej do innego świata!!!

Czuł się obarczony odpowiedzialnością…winą…na jego, i tak już zatroskanym sercu, spoczął dodatkowy…niewyobrażalnie bolesny ciężar!

Tak. Poczucie winy jest chyba JEDYNĄ z tych destrukcyjnych mocy gnieżdżących się w umyśle człowieka, która tak okrutnie…szybko…boleśnie i definitywnie potrafi zniszczyć wszelkie szczęście…wszelki spokój!

Sędziwy człowiek był pogodzony ze zjawiskiem zwanym „śmiercią”…nie obawiał się jej gdyż nie uważał nigdy za koniec „życia”…tylko za zmianę jego formy.
On wiedział, że życie się nie kończy…bo jest wieczne…ciało natomiast jest tylko jednym z przejawów istnienia.

Wierzył, że człowiek jest czymś więcej niż swym ciałem, więc nie może umrzeć razem z nim.

Jednak, jak każda ludzka istota w chwili rozpaczy…nie potrafił usłyszeć odwiecznej prawdy, sączącej mądrość do jego duszy…gdyż był pogrążony w czysto człowieczym żalu i bólu…a w takim stanie nie sposób zrozumieć głosu mówiącego o nieskończoności istnienia.

W takich, jak ta chwilach, nawet najsilniejszy z ludzi potrafi się poddać ciemności będąc głuchym na usilne wołanie światła.

I choć wcale nie pragnie cierpieć… to jednak z własnej woli przeżywa cierpienie aż do wnętrza swego jestestwa…nie słucha żadnych głosów mądrości…nie chce pociesznia!

Dlaczego?

Nikt jeszcze nie udzielił ta to pytanie odpowiedzi…i być może nigdy to się nie stanie.

Człowiek jest istotą o bardzo skomplikowanej naturze…nie sposób zrozumieć mechanizmów nią kierujących.

Albus był wewnętrznie rozdarty…z jednej strony zdawał sobie sprawę, że nic, co wydarza się w życiu człowieka nie wydarza się bez jego woli…że istnieje coś takiego jak „przeznaczenie”, które człowiek SAM sobie wybiera, zanim się narodzi…a żyjąc dokonuje wyborów, które obfitują w liczne skutki…

…z drugiej jednak strony czuł, że…mógłby temu wszystkiemu zapobiec, gdyby tylko postąpił inaczej.

Teraz było już za późno! Nigdy się nie dowie.

Ten nieznośny dualizm istnienia w świecie kontrastów nie dawał mu spokoju…dręczył okrutnie.

Spojrzał ponownie na nieprzytomnego chłopaka…i po raz kolejny jego serce przeszyło otrze bólu.

Będąc uwięzionym we własnej rozpaczy i czarnych myślach trzymał się jednak nikłego światełka nadziei, że przynajmniej Severus przebywa obecnie w miejscu, gdzie nie czuje cierpienia…

***
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 12.12.2005 16:00
Post #7 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



***
Jasność…wszystko było wypełnione światłem…

Ból, jaki Severus odczuwał przed chwilą zniknął całkowicie…zdawało się, że w ogóle nie posiada ciała…był otoczony bielą…wszystko kołysało się łagodnie…

Trwał…to uczucie było najbardziej nieprawdopodobnym, jakiego kiedykolwiek zaznał…ciepło…blask…a on po prostu w nim BYŁ.

Spowity w lekko pulsującą jasność…a może żywą istotę…pragnął pozostać w tym stanie już na zawsze…
…nie doznawał niepokoju…cierpienia…tylko lekkość…błogość…

Miał ogromne trudności z nazwaniem tego, CO właściwe czuł…to było coś zdecydowanie większego…potężniejszego od szczęścia…wszystkie ziemskie uczucia przy TYM wydawały się być jakieś małe…banalne…śmieszne.

Spokój…nic poza spokojem…i ta jasność…piękna…

…gdyby ujrzał to światło w NORMALNYM świecie, zapewne musiałby zmrużyć oczy, by nie oślepnąć…
…lecz tu…mógł w nie spoglądać nie odczuwając przy tym żadnego bólu.

Całkowite ukojenie…po tych wszystkich cierpieniach…teraz…świadom swego istnienia…

…gdzieś…nie wiadomo gdzie…czuł się niewyobrażalnie szczęśliwy…

…otoczony ciepłem…nie wiedział jak długo to trwało…nie chciał wiedzieć…

Głos…spokojny, łagodny głos…w jego głowie…coś mówił…
…co ON mówił?...

Severus nie chciał słuchać…było mu zbyt dobrze…delikatnie drżenie…kołysanie…

…pragnął w nim pozostać na zawsze…nigdy nie musieć wracać…nie opuszczać TEGO miejsca!

NAGLE poczuł szarpnięcie!…został wprowadzony w silne wstrząsy…

…SKĄD one pochodziły?!...SKĄD ta raptowna zmiana?!

Błogostan, jaki odczuwał do tej pory, ustąpił nieprzyjemnemu wrażeniu klaustrofobii…
…przestrzeń dotąd nieograniczona…zaczęła się wokół niego zamykać…kurczyć!

Poczuł, że spada…spada coraz szybciej!...jakby był wysysany…nie spodobało mu się to!

…chciał stawić temu opór!...jednak nie potrafił…COŚ, z ogromną wręcz siłą, wypychało go na zewnątrz!…
…był ZŁY!…krzyczał w proteście!

…Oddychał z wielkim trudem…coś go ograniczało!…ściskało!...

…poczuł z powrotem własne ciało…było ciasne!…niewygodne!…

Niespodziewanie pojawił się silny ciężar…BÓL…
…WRÓCIŁ!

***

Pierwszy głębszy oddech sprawił mu ogromny trud…ból…

Powrót do rzeczywistości okazał się być niewyobrażalnie ciężkim zadaniem…nieprzyjemnym doznaniem!

DLACZEGO tu się znalazł?!...Przecież NIE CHCIAŁ wracać!!!

Jeszcze przed chwilą, cały składał się ze światła…teraz zaś, był cierpieniem…czuł tylko to!

Jęknął.

Dumbledore pogrążony w głębokim cieniu wysokiego fotela poderwał się z natychmiast siadając przy Severusie.

Chłopak odzyskiwał przytomność…więc BĘDZIE ŻYŁ!!!
Radości Profesora, jaką czuł w tym momencie, nie można było porównać z żadnym innym uczuciem…

…niesamowita ulga spłynęła w postaci ciepła na żołądek...ogromny ciężar spadł z serca.

Zapomniał na moment o wszystkich utrapieniach, które nie dawały mu spokoju w ciągu tych dwóch długich dni, kiedy to nieprzytomny chłopak leżący w jego łóżku…wydawał się wcale nie chcieć wracać do życia…jakby pozostanie w miejscu, w którym się znalazł, stanowiło łatwiejsze rozwiązanie niż walka o fizyczne istnienie.

Severus jęknął ponownie. Nie chciał otwierać oczu…nie chciał widzieć tego świata!

Pragnął zachować pod powiekami…choćby jeszcze przez chwilę…to niesamowite, piękne światło…

…jednak ono bladło z każdym oddechem, wymakało się z każdym uderzeniem serca…

Po chwili znikło całkowicie…pozostało tylko niemożliwe do opisania słowami…wspomnienie.

Podniesienie powiek stanowiło dla młodego człowieka nie lada wyzwanie!
Wydawało się być wysiłkiem ponad ludzkie możliwości!
Czuł spoczywający na płucach stukilowy odważnik…w głowie, pulsujący tępo ból…szum.

Albus pochyli się nad chłopcem delikatnie dotykając mokrego od potu czoła. Było zimne.

- Sev?...- szepnął

Młodzieniec wziął kolejny bolesny, głęboki wdech.

- Już dobrze…jesteś bezpieczny…

Chłopak z niewyobrażalnym trudem uniósł powieki, które zdawały się być zrobione z ołowiu. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się dookoła wykrzywiając twarz i mrużąc oczy z bólu.
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył był ciężki burgundowy baldachim…już go widział…ale gdzie?

- Severus…- usłyszał głos, w którym dało się wyczuć ogromną ulgę – …wróciłeś.

Spojrzał na twarz, pochylającego się nad nim człowieka i zrozumiał gdzie się znajduje.

- J-ja…- szepnął prawie niedosłyszalnie, jednak na jego wargach spoczął palec Dyrektora.

- Nic nie mów…nie trać energii.

- Pić…

Dumbledore przytknął szklankę do spierzchniętych warg chłopca, jednak ten nie był w tanie przełknąć płynu.
Napełnił więc długą fiolkę wodą i w takiej postaci zaaplikował napój Severusowi.

Młody człowiek przyjął to z ogromną wdzięcznością…odczuwał bowiem niesamowite wręcz pragnienie.

- Widziałem je…- rzekł słabo po dłuższej chwili, gdy już zebrał w sobie potrzebne ku temu siły.

- Co widziałeś?- pytał zdziwiony Albus.

- Światło…mówiło do mnie…- chciał unieść głowę jednak powstrzymał go stanowczy uchwyt ręki czarodzieja.

- Leż na Miłość Boską…- wysapał-… masz wstrząs mózgu.

- Więc to dlatego…- szepnął słabo.

Świat wirował przed jego oczami a pod czaszką szumiał rwący, górski potok.
Poczuł silne mdłości, by nie zwymiotować zamknął mocno oczy i zacisnął szczęki. Jednak pulsujący w całym ciele ból nie ustąpił.

Nie mogąc dłużej wytrzymać jęknął głośno.

Dumbledore trafnie odczytał gesty młodego człowieka, podając mu niezwłocznie eliksir przeciwbólowy.

Mięśnie chłopaka rozluźniły się, głęboko odetchnął odpływając na powrót do odległej krainy poza czasem i przestrzenią…tym razem jednak, zdecydowanie różniącej się od tej, w której przebywał przez ostatnie dwie doby.

Zapadł w sen…

***

Była ósma rano, gdy młody, nienaturalnie blady człowiek obudził się w wielkim łóżku po sześciu godzinach kamiennego snu.
Czuł, że wszelkie życiowe siły, jakich był pozbawiony przez tak długi czas, powróciły do niego całkowicie.

Choć jego ciało było jeszcze słabe był w stanie podnieść się z łóżka.
Mięśnie nieużywane przez prawie trzy dni powoli przypominały sobie o zadaniu, jakie pełniły.

Chłopak zrobił parę chwiejnych kroków, by za chwilę upaść się w ramiona Dyrektora, który właśnie wszedł do sypialni zastając młodzieńca w niezwykle zaskakującej…wręcz szokującej sytuacji…Był na nogach!!!

- Severusie!...- rzekł podniesionym głosem biorąc młodzieńca na ręce z ponownie kładąc do lóżka- …czyś ty zupełnie oszalał?!
Masz leżeć spokojnie!...Nie nadwyrężaj swego ciała…ledwo Cię odratowaliśmy!

Snape nie miał pojęcia, KTO poza Profesorem mógł go przywrócić do życia, jednak nie stawiał oporu…nawet gdyby chciał…nie miałby siły.

- Jak się tu znalazłem?- spytał po chwili milczenia- Skąd Pan wiedział gdzie jestem?...przecież umierałem…nawet nie wezwałem pomocy…

Albus spojrzał podejrzliwie na drobną, czarnowłosą postać.

- Nie wzywałeś?...A zaklęcie Imploratio…to nie ty skierowałeś je do mnie?- spytał zdziwiony.

Do Severusa powróciła pamięć tych strasznych wydarzeń…jak przez mgłę przypomniał sobie, że faktycznie użył wspomnianego zaklęcia…myśląc o Profesorze…jednak nie chciał wzywać wtedy pomocy…po prostu…tylko TO zaklęcie przyszło mu do głowy.

- Taak …- rzekł zamyślony- …prawda…użyłem go…chyba nieświadomie…

- Widać, że…w takim razie KTOŚ musiał nad Tobą czuwać… – rzekł stary czarodziej ściągając w skupieniu białe brwi- …miałeś chyba więcej szczęścia niż mógłbym przypuszczać…
…najwyraźniej…przeznaczone Ci było ŻYĆ!

- Żyć?...A niby, KTO o tym decyduje?...Ja wcale nie chciałem ŻYĆ!...- krzyknął zdenerwowany.
…Ja…chciałem… już tam zostać…- dodał cicho.

- Ale wróciłeś!...i nie bez powodu…wierz mi…takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem!... i NIGDY nie wydarzają się wbrew woli samego zainteresowanego…nawet…jeśli ta osoba w pełni sobie tego nie uświadamia!

Severus spojrzał gniewnie w niebieskie oczy Albusa.

Skąd ON mógł wiedzieć, co się stało?!…gdzie przebywał…czego doświadczał?!

Chłopak nie miał bladego pojęcia czy ŚWIATŁO, jakie wtedy widział, było prawdziwe, czy stanowiło tylko wytwór jego…wstrząśniętego mózgu…był jednak pewien jednego…bez względu na to, CO to było i GDZIE się wtedy znajdował…nie chciał wracać do świata, w którym czeka go wyłącznie ciernienie!

Ale wrócił…i był zmuszony dalej nieść swoje brzemię…

Z goryczą wypisaną na twarzy odwrócił wzrok, czując jednocześnie, że krtań zaciska mu się żalu…złości…bólu…

- Severusie…- rzekł Dyrektor widząc cierpienie młodego człowieka, które nie ograniczało się wyłącznie do jego fizycznego jestestwa- …posłuchaj mnie uważnie…wszystko już przemyślałem…upozoruję Twoją śmierć…nie wrócisz tam!

Zaskoczony Snape ponownie utkwił wzrok w oczach siwego czarodzieja.
Stary człowiek był poważny…zdecydowany na wszystko.

- A-ale…jak to?- zaczął zszokowany słowami Profesora- …p-przecież …j-ja nie mogę się tu ukrywać przez całe życie!
Jak Pan to sobie wyobraża?…Czarny Pan dowie się, że przeżyłem!...ON nie jest idiotą!...Przyjdzie Tu!...Albo pozabija rodziny uczniów chcąc się zemścić!!!

Czy Pan sobie zdaje sprawę z tego…do CZEGO ON JEST ZDOLNY?!!!- wrzasnął na całe gardło.

- Wiem…- westchnął ciężko Albus zamykając oczy- …ale nie mogę pozwolić…nie powinienem był Ci proponować czegoś takiego…mógłbym Cię ochronić…są sposoby…

- Myśli Pan, że ja się na to zgodzę?!- rzekł już spokojniej młodzieniec, wiedząc doskonale, że upozorowanie własnej śmierci nie mogło wchodzić w grę…zbyt dobrze znał prawa rządzące światem śmierciożerców…poza tym…- Nie jestem tchórzem!…nie zamierzam się przed NIM ukrywać…zobowiązałem się do czegoś…i nie zrezygnuję tylko dlatego, że…jestem w niebezpieczeństwie.

Głos zaczął mu drżeć, nie wierzył we własną decyzję…a raczej w to, że podjęcie jej nie sprawiło mu trudności…
…zgodził się na powrót do TYRANA…choć przecież miał inne wyjście…więc dlaczego?...Czyżby czuł się odpowiedzialny…za własne czyny i ich skutki ?

Bo skutki odczuł już na własnej skórze…jednak gdyby pozwolił sobie na ucieczkę…a potem Czarny Pan dowiedziałby się o tym…czy cały trud, jaki włożył w udawanie wierności nie poszedłby na marne?

Wiedział, że naraziłby w ten sposób nie tylko siebie…ale również INYCH niewinnych ludzi…na gniew Voldemorta!

Nie mógł na to pozwolić!!!

- Nie będę Pana obarczać kolejnym problemem…poza tym… gdy Czarny Pan dowie się, że po tym wszystkim, co MI zrobił…nadal chcę mu służyć…nie będzie miał już żadnych wątpliwości co do mojej wierności!

A to chyba jest WAŻNE, jeśli mam być szpiegiem- dodał już zupełnie spokojnie.

Dumbledore był sparaliżowany…nie takiej odpowiedzi się spodziewał z ust chłopaka, który jeszcze niedawno nie chciał ginąć z ręki Lorda…a potem umierał w straszliwych mękach właśnie z jego powodu.

Teraz ten młody człowiek podjął całkiem świadomie decyzję, która nie należała do najłatwiejszych…ale faktycznie…była najsłuszniejszą z możliwych…najbardziej odpowiedzialną…najdoroślejszą decyzją w jego życiu…

Spojrzał uważnie na siedzącego na łóżku, dyszącego ze zdenerwowania czarnookiego, długowłosego, bladego młodzieńca.
Wyglądał tak niepozornie…tak krucho…a miał tyle siły…był zdeterminowany.

- Skoro …- zaczął Dyrektor wahając się lekko - …nadal pragniesz…wypełniać to zobowiązanie…ja nie zmierzam Cię powstrzymywać.

Jestem pełen podziwu…nigdy bym nie przypuszczał, że…

…tak bardzo się zmienisz.

Severusa zamurowało. Wstrzymał oddech przyglądając się z niedowierzaniem długobrodej postaci siedzącej na wyciągnięcie ręki u wezgłowia łóżka.

Czy on właśnie usłyszał z ust tego człowieka…POCHWAŁĘ???
Jeszcze nigdy w swym życiu nie był doceniony…przez nikogo…nawet matkę.

Ta kobieta, choć o drobnej i delikatnej posturze, wychowywała go jednak twardą ręką…bez zbędnych czułości.
Tylko dzięki niej mógł się bronić…bo to ona, nie kto inny, nauczyła go dość skomplikowanej, ale jakże przydatnej sztuki Czarnej Magii.

- Jeśli właśnie taka jest Twoja decyzja…- kontynuował Albus- …pozostaje mi już tylko jedna rzecz do zrobienia.
Mówiąc to wyjął swoją różdżkę celując nią w chłopaka, którego ciemne źrenice rozszerzyły się ze strachu…a może z zaskoczenia…

- Co Pan chce zrobić???- wyrzucił na wydechu.

Albus tylko uśmiechnął się tajemniczo.
Rozbawiła go chwiejna postawa Snape’a, który z jednej strony postępował jak mądry, dojrzały emocjonalnie człowiek…z drugiej jednak nie potrafiąc zaufać nikomu…chyba nawet sobie samemu.

- LIBO DONO!- rzekł spokojnie, a Severusa uderzył złoty promień, który sprawił, że z ogromną siłą został wciśnięty w poduszkę.
Po jego ciele rozlało się przyjemne energetyzujące ciepło.

Młodzieniec oniemiały odwrócił twarz w stronę Dyrektora.

- Ty chyba zostałeś stworzony z samych skrajności, chłopcze…- rzekł Dumbledore a w jego oczach zagościły skierki-…i choć mi jeszcze nie ufasz…ja ufam Ci całkowicie…z czasem sam się przekonasz, że nie jestem twoim wrogiem.

Masz moje błogosławieństwo…i ochronę- mówiąc to uśmiechnął się ponownie i opuścił sypialnię pozostawiając samotnie zszokowanego młodego czarodzieja, który zapewne nie zdawał sobie sprawy, JAK wielkiej wagi był czyn Albusa Dumbledore’a…i ile będzie znaczyło JEGO zaufanie oraz poparcie w przyszłości.

***
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 12.12.2005 16:01
Post #8 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



***

Minął równy miesiąc od czasu jak Severus Snape zdradził Lorda Voldemorta, przychodząc w burzową noc do Hogwartu z zamiarem oddania się w ręce Ministerstwa.

Dziś był już oczyszczony z wszelkich zarzutów, jakie zostały mu postawione…oczywiście za sprawą małej …”interwencji”…Albusa Dumbledore’a.

Od czterech tygodni szpiegował Czarnego Pana, który przyjął go z ogromnym wręcz zdziwieniem.
Nie potrafił, bowiem uwierzyć w dwie rzeczy…że Snape przeżył…i że dobrowolnie wrócił.

Fakt ten, jak już wcześniej zauważył Severus, sprawił, że teraz Tom Riddle ufał swemu słudze całkowicie…przez myśl mu nawet nie przeszło, jak podstępnego spisku padł ofiarą!

Jednak młody człowiek nadal czuł, że bez względu na to, co zrobi, już NIGDY nie zmyje tej skazy ze swej duszy…i nie chodziło tu o opinię innych czarodziejów…o nią specjalnie nie dbał…raczej o głęboką odrazę do samego siebie.

Słyszał już głosy, iż „Śmierciożercą nie przestaje się być do końca swego życia”…i musiał przyznać, że w tym twierdzeniu było bardzo dużo prawdy…tak właśnie się czuł…jakby miał być na wieczność potępiony…

…mimo usilnych zapewnień Albusa, że każdy potrafi się zmienić, a potępiają tylko ludzie nie SRWÓRCA WSZYSTKIEGO, CO JEST.

Bijąc się z własnymi myślami zmierzał w stronę zamku. Tym razem jednak nie w strugach deszczu, jak przed miesiącem, lecz brnąc poprzez głęboki śnieg.

Była Wigilia Bożego Narodzenia.


***
Dochodziła jedenasta wieczorem, gdy wysoki, ubrany w czarną szatę, ciemnowłosy młodzieniec zjawił się w gabinecie Dyrektora Hogwartu.

- Ach Severusie- rzekł Albus na widok swego gościa- czekaliśmy na ciebie…dlaczego nie przyszedłeś na Wigilijną Kolację?

Chłopak stojąc wciąż w drzwiach podniósł wzrok na Profesora, a w jego oczach zagościł znany błysk ironii.

- Naprawdę?... - rzekł sarkastycznie- …Nie chciałem przeszkadzać.

- Przeszkadzać?...Przecież byłeś zaproszony.

Młody człowiek uśmiechnął się krzywo na te słowa…dobrze wiedział, że większość czarodziejów nauczających w Hogwarcie już wiedziała, że Dumbledore przyczynił się do ułaskawienia Śmierciożercy…i choć nigdy głośno tego nie powiedzieli ze względu na szacunek dla Albusa…to jednak nikt z nich nie potrafił zrozumieć takiego postępowania.

A zaproszenie TEGO człowieka do Hogwartu…i to w dodatku na Święta…było chyba ostatnią rzeczą, jakiej pragnęli w dniu tak uroczystym i …wesołym.

- Nie sądzę…- odezwał się cicho-…by Śmierciożerca był mile widziany przy Wigilijnym stole…raczej nikt, poza Panem, nie byłby zachwycony.
Wolałem oszczędzić wszystkim konsternacji…poza tym, nie przepadam za sztuczną świąteczną atmosferą…kiedy wszyscy udają twoich przyjaciół czekając tylko, na sposobność, by wbić nóż w plecy.

Stary czarodziej uważniej spojrzał na chłopaka, który stał na środku gabinetu nie chcąc siadać bez wyraźnego zaproszenia.
Nie skomentował jednak jego wypowiedzi dobrze wiedząc, że Severus miał całkowitą rację.

Większość nauczycieli była zszokowana decyzją Dyrektora i tym, co wydarzyło się trzy tygodnie temu.

Nigdy żaden Śmierciożerca nie zjawił się dobrowolnie na przesłuchaniu w Ministerstwie Magii…

…nikt jeszcze nie stawał w obronie sług Voldemorta…

…nikt nie świadczył na rozprawie w Wizengamocie zwracając się z prośbą o ułaskawianie, któregokolwiek z nich…

…i jeszcze nigdy żadne posiedzenie sądu nie odbywało się za zamkniętymi drzwiami…tak jak to!

Najwyraźniej cała sprawa przesycona była wielką tajemnicą…i każdy nauczyciel w Hogwarcie chciał ową zagadkę rozwikłać rozpuszczając setki plotek o Severusie Snapie…bynajmniej nie były to opinie pochlebne.

Wszyscy podejrzewali, że nadal pracuje dla Sam- Wiesz-Kogo, szpiegując jego największego wroga-Albusa Dumbledore’a, który wydawał się w ogóle tym nie przejmować!

Wręcz przeciwnie. Zapewniał o swym głębokim zaufaniu do Snape’a!
Ludzie nie potrafili tego pojąć! Przecież żadnemu śmierciożecy…choćby nawróconemu, ufać nie sposób!

- Usiądź Severusie…proszę- rzekł Albus wskazując krzesło- napijesz się czegoś?...a może zjesz?...mam tu przepyszne ciasteczka.
Mówiąc to machnął różdżką a mahoniowe biurko pokryły półmiski ze smakołykami.

- Nie dziękuję, nie jestem głodny- odpowiedział chłodno siadając przed czarodziejem.

Jego twarz wyrażała więcej niż mógłby powiedzieć słowami.

Nie był w stanie znieść tej gościnności…nienawidził Świąt Bożego Narodzenia.
Nigdy ich nie obchodził, był ateistą, podobnie, jak jego rodzicie…poza tym z owym okresem wiązały się niezbyt wesołe wspomnienia.

Jego ojciec zawsze wracał do domu pijany…więc Boże Narodzenie spędzał raczej w nieciekawej atmosferze…to był taki żałosny prezent, który dostawał każdego roku na własne urodziny.

Chłopak opuszczał na święta mury szkoły tylko dlatego, by mieć oko na matkę i ewentualnie móc stanąć w jej obronie.

Robiło mu się niedobrze ilekroć widział roześmiane, wesołe twarze na ulicach.
Nie rozumiał, z czego ci ludzie się cieszą…dlaczego są tak zadowoleni…podczas gdy on nie miał żadnych powodów do radości.

Zdecydowanie trudniej jest znosić własne cierpienie, kiedy wszyscy dookoła są w skrajnie odmiennych nastrojach! A tak było, co roku…

- Zdaję sobie sprawę, że nie jesteś w stanie świętować wraz z innymi- rzekł Profesor po dłuższej chwili ciszy - nigdy nie byłeś, a teraz masz jeszcze więcej powodów do zmartwień niż kiedyś.

Młodzieniec spojrzał ostro na Dumbledore’a. Nie lubił, gdy ten stary czarodziej wypowiadał na głos jego własne myśli…czuł się wtedy tak, jakby nie posiadał prawa do żadnej strefy prywatności.

Najgorsze jednak, były momenty, w których pobierał lekcje Oklumencji, wtedy siwobrody człowiek wdzierał się do jego umysłu wydobywając na powierzchnię wspomnienia, których młody Snape nie potrafił znieść…lub takie, których nie chciał sobie przypominać…bo były zbyt upokarzające!

Choć z drugiej strony był wdzięczny za tą naukę, gdyż dzięki niej mógł zamykać swój umysł przed penetracją Lorda zdecydowanie szczelniej niż wcześniej…no i nie potrzebował już zażywać tak wielkich ilości Occuloserum, które, jak każdy eliksir, można przedawkować z negatywnym skutkiem dla organizmu.

- Chciałbym w takim razie wiedzieć- kontynuował Albus - dlaczego zdecydowałeś się przyjść tutaj dzisiejszego dnia, skoro nie potrafisz znieść świątecznej atmosfery?

Blady młodzieniec siedzący na krawędzi krzesła odetchnął głęboko.

- Przyszedłem tu…by Panu podziękować…- rzekł przyglądając się własnym kolanom- …jeszcze tego nie uczyniłem i wydawało mi się, że…właśnie dzisiaj jest odpowiednia ku temu pora.

Już po raz drugi uratował mi Pan życie…nie wiem, czy było warto…ale mimo wszystko dziękuję. Dostałem kolejną szansę, choć większość nie podziela Pańskiej opinii na mój temat.

Słowa, które przed chwilą padły z ust Severusa były czymś nieprawdopodobnym.

Ten młody człowiek nie miał w zwyczaju dziękować, po pierwsze, prawie nigdy nie było, za co…po drugie, podziękowania jakoś w żaden sposób nie potrafiły się przecisnąć przez jego gardło…nawet, gdy wiedział doskonale, że powinien był ze złożyć.

Podobnie, jak przeprosiny.

Snape był typem człowieka o bardzo powściągliwej naturze…w większości nie okazywał uczuć, tym bardziej ciepłych, uznając to za przejaw słabości…rzadko też głośno przyznawał się do popełnionych błędów.

Nawet, gdy odczuwał wobec kogoś wdzięczność, nie potrafił jej wyrazić…nie można było się temu dziwić, nikt go przecież tego nie nauczył.

- Nie ma, za co, Severusie…zrobiłem tylko to, co uważałem za słuszne- odezwał się cicho, lekko zaskoczony Dumbledore – a co do reszty czarodziejów …to prawda, nie przepadają za Twą osobą, jednak…obawiam się, że będą zmuszeni się przyzwyczaić.

Na twarzy młodzieńca obmalowało się zdziwienie. Dyrektor zawsze miewał „niekonwencjonalne” pomysły, które inni ludzie zapewne nazwaliby szaleństwem.

- Nauczyciel eliksirów wraz z nadejściem nowego roku szkolnego przechodzi na emeryturę…- kontynuował spokojnie - …pragnę to stanowisko powierzyć Tobie…oczywiście, jeśli wyrazisz uprzednio swoją zgodę.

Severus zesztywniał wpatrując się z niedowierzaniem w jasnoniebieskie oczy rozmówcy i prawie zsuwając z krzesła, na którym siedział.

- Nie bądź taki zdziwiony…za szpiegowanie Voldemorta płacić Ci nie mogę…sam rozumiesz, dlaczego…a zostając nauczycielem dostawałbyś wynagrodzenie za uczciwą pracę, i to znacznie wyższe…niż za te eliksiry, które sprzedajesz na czarnym rynku- mówiąc to uniósł znacząco brew.

Chłopak otworzył usta chcąc zapewne zaprotestować, lecz Albus uciszył go dłonią i zgromił spojrzeniem.

- Nie sil się proszę na kłamstwa w mojej obecności!…Wiem doskonale, z czego żyjesz, zdaję też sobie sprawę z tego, że Lord nie płaci swoim śmierciożercom za „usługi”, więc, jak widzisz moja oferta jest dość atrakcyjna.

Młody Snape milczał nie wiedząc, co ma odpowiedzieć, wydawało mu się, że Profesor żartuje.

- Składam Ci całkowicie poważną propozycję…jesteś doskonałym kandydatem, najlepszym spośród wszystkich, jacy się do mnie zgłosili.

Otrzymałeś prawie same WYBITNE na egzaminach końcowych…jesteś wyjątkowo zdolnym czarodziejem, dlatego mógłbyś wykorzystać swe umiejętności w bardziej efektywny sposób niż dotychczas.

Poza tym zamieszkałbyś na kwaterze w Hogwarcie…- zawiesił głos wiedząc doskonale, w jakich warunkach mieszkał chłopak przez ostatnia dwa lata.

Severus co prawda wyprowadził się z zatęchłego mieszkanka tuż po śmierci matki…w spadku otrzymał rodzinny dom, sprzedał go jednak, gdyż zbyt wiele złych wspomnień się z nim wiązało…i za namową Albusa wynajął znacznie już przytulniejszy, choć nadal bardzo malutki, pokoik w Salisbury.

Czarnowłosy młodzieniec oparł łokcie o blat stołu ukrywając twarz w dłoniach.

Czuł się tak, jakby jego mózg miał za chwilę eksplodować na skutek wstrząsu i nieprawdopodobnych informacji, które do niego docierały z niewielkim opóźnieniem.

Nie wierzył w to, co usłyszał.

Otrzymanie pracy nauczyciela w Hogwarcie- jednej z lepszych szkół dla czarodziejów, jakie istniały na świecie, było ogromnym osiągnięciem i zaszczytem.

Wszyscy czarodzieje w Wielkiej Brytanii wiedzieli doskonale, jak wysokie kryteria stawiał Dyrektor przyszłym kandydatom na tak pożądane przez wielu stanowiska.

Dumbledore był, bowiem zdania, że nauczanie młodego pokolenia jest jednym z najbardziej odpowiedzialnych zadań, jakie stoją przed dorosłym człowiekiem.

Dokonywał, więc ostrej selekcji kandydatów na nauczycieli, chyba, że nie miał specjalnego wyboru, wtedy był zmuszony przyjąć, tego, kto się zgłosił.

- Uważa Pan- zaczął cicho, Severus- że…ja jestem najwłaściwszym kandydatem?...przecież nie posiadam żadnego doświadczenia…ja…


- Nikt na początku go nie posiada- przerwał chłopakowi Albus- praktykę zdobywa się z czasem…ale jestem przekonany, że poradziłbyś sobie doskonale.
Jesteś człowiekiem opanowanym, inteligentnym, świetnie znającym się na swoim fachu…czego mogę chcieć więcej?

- Oczywiście…- rzekł młodzieniec podnosząc wzrok na profesora- …jestem też mordercą, skrzywionym psychicznie sługą Czarnego Pana oraz nieobliczalnym czarodziejem władającym doskonale Czarną Magią.

Czegóż chcieć więcej!- rzekł podniesionym głosem.

Nie boi się Pan…- dodał głosem pełnym cynizmu a oczy błysnęły mu dziko-…że zrobię komuś…- nachylił się w stronę Dyrektora- …KRZYWDĘ?!...- wysyczał mrużąc powieki.

- NIE!- rzekł stanowczo Dumbledore patrząc wprost w czarne tęczówki bladego chłopaka- ponieważ niespełna miesiąc temu udowodniłeś, że jest inaczej…powracając z własnej woli w szeregi śmierciożerców, by nie narażać uczniów i ich rodzin!

Poza tym nie uważam, że jesteś nieobliczalny…raczej nerwowy…

…choć nie pokazujesz swych emocji otaczając się szczelnym murem, tak, jak robisz to w tej chwili przyjmując postawę pełną ironii…drwiny…cynizmu…sarkazmu…kpiny…udając kogoś zupełnie innego.

Znam doskonale tę maskę. Nosisz ją przez całe swe życie w nadziei, że ochroni Cię przed bólem. Zadajesz cios, zanim zada go Tobie ktoś inny.

ATAK…typowa postawa obronna!

W jego źrenicach błysnął groźny płomień i sam nachylił się teraz w stronę lekko zbitego z tropu młodzieńca, sprawiając, że ich twarze zbliżyły się do siebie na odległość paru cali.

Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem…tocząc milczący pojedynek.
Snape znosił to z trudem, choć pozostawał nieugięty.

- Czy ty chłopcze…CHCIAŁEŚ -MNIE -ZASTRASZYĆ?!- rzekł Dumbledore równie zimnym głosem jak Seveus, a w jego wypowiedzi dało się słyszeć ostrzegawczą nutę.

Chłopak jednak, nauczony agresywnej obrony, nadal ciskał zabójcze, pełne gniewu błyskawice w starego człowieka, który wydawał się mieć cichą satysfakcję, że doprowadza go do wściekłości swą niewzruszoną postawą. Zdecydowanie wygrywał ze Snapem!

-Zbyt wielu, podobnych Tobie już widziałem. Nie próbuj, więc mną manipulować, bo to Ci nie wyjdzie! Mnie nie tak łatwo oszukać, młody człowieku…
…nie ukryjesz przede mną swej prawdziwej natury, którą masz wypisaną w oczach!

Severus ze złością odchylił się na krześle jak najdalej twarzy Profesora pośpiesznie odwracając wzrok.
Wciąż jednak czuł na sobie świdrujące spojrzenie siwowłosego czarodzieja.

- Jak widzisz…ja również potrafię walczyć Twoją bronią, choć nie lubię…i rzadko to robię.
Radziłbym Ci, byś nie stosował wobec mnie takich sztuczek…bo każda różdżka ma dwa końce, bacz więc, czy właściwie ją trzymasz.

Dyrektor siedział przez moment w całkowitej ciszy pozwalając młodzieńcowi nieco ochłonąć, po czym spokojnie stwierdził:

- Nie musisz dawać odpowiedzi dzisiaj…jest jeszcze dużo czasu…o Voldemorta też się nie martw, prędzej się ucieszy, że będzie miał swoją „wtyczkę” w Hogwarcie niż znowu posądzi Cię o zdradę…wszystkiemu da się zaradzić- uśmiechnął się lekko wciąż bacznie przyglądając się chłopakowi.

- Nie wszystkiemu…- wydusił z goryczą po krótkiej chwili-…ja nigdy nie odkupię swych win…nigdy nie będę już „czysty”, choćbym nie wiem, co zrobił…na zawsze pozostanę śmierciożercą…nim nie przestaje się być.

Tego się nie zapomina- wyszeptał z zamkniętymi oczami.

- Masz rację, tego się nie zapomina…nawet nie powinno się zapominać- rzekł wyraźnie Albus – bo pamięć o własnych błędach sprawia, że nie popełnisz ich już nigdy w przyszłości…wiem, że to dość okrutne, ale taką cenę płacą wszystkie ludzkie istoty.

Jednak…istnieją sposoby na zmycie owego „brudu”, jak twierdzisz…na uwolnienie się od ciągłych prześladowań sumienia.

Tym sposobem może być uratowane życia drugiemu człowiekowi…lub wzięcie pod ochronę oraz wsparcie istoty na pozór bezbronnej, która ma niezwykle trudne zadanie do wykonania, a samotnie nie będzie w stanie mu podołać.

Tak się składa, że narodził się właśnie ktoś taki…pięć miesięcy temu.

Jeśli tego naprawdę pragniesz…mogę uwolnić Cię od owego brzemienia…zmyć piętno- kontynuował widząc coraz bardziej zdziwione spojrzenie Severusa- musisz jednak wiedzieć, że jest to niezwykle silna magia, kontrakt wiążący na całe życie.

Gdy go złamiesz…wtedy naprawdę BARDZO ciężko będziesz musiał pracować by odkupić swoje winy…może Ci nawet nie starczyć na to jednego życia!

Jeśli jednak zgodzisz się na takie rozwianie, to mogłoby ono stanowić swoiste Remedium dla twej duszy…ale tyko wtedy, gdy dopełnisz warunków kontraktu nie dlatego, że je jesteś nim związany…ale z potrzeby serca…inaczej cały trud nie miałby sensu.

Tu chodzi raczej o odpowiedzialność…nie o czcze przysięgi, ani o związanie się umową, której złamać nie można.

Od początku do końca TY decydujesz, jak postępujesz, jakich wyborów dokonujesz i w oparciu, o co. Twoje wybory winny być podyktowane uczciwością i dobrem…

NIE!!! „mniejszym złem” jak to twierdzą niektórzy, ani interesem własnym…zdajesz sobie sprawę, jak bardzo to jest trudne?

Jednak „nagroda” jest duża…zmazujesz, bowiem swe poprzednie winy…decyzja, jak zwykle z resztą, należy do Ciebie!

Skończył swą przemowę a w gabinecie zapadła cisza, którą burzyło tylko rytmiczne tykanie zegara.

- Nie wiem czy byłbym do tego zdolny- rzekł niepewnie Severus po paru minutach - co konkretnie miałbym zrobić?…Ochraniać tego dzieciaka?…Pomóc mu w tym zadaniu?
Właściwie to, o jakie zadanie chodzi?- spytał nie będąc pewnym czy chce poznać odpowiedź.

- Znasz początek przepowiedni…chodzi tu właśnie o chłopca, którego ona dotyczy i jego misji, z którą przyszedł na świat.

Severus przypomniał sobie treść części przepowiedni zasłyszanej przed prawie półtora rokiem, którą przekazał wtedy Czarnemu Panu:

OTO NADCHODZI TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA … ZRODZONY Z TYCH, KTÓRZY TRZYKROTNIE MU SIĘ OPARLI, A NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA…

- To znaczy, że mam mu pomóc zabić…- zapytał szeptem.

- Nie Severusie, on musi zrobić to sam…ty musiałbyś go ochraniać…pomagać znosić ten ciężar…nauczyć wszystkiego, co może się okazać najcenniejsze w walce…a wydaje mi się, że masz bardzo wiele zdolności, niezwykle przydatnych…i nie chodzi mi o sztuki magiczne…raczej o cechy charakteru…które mógłbyś pomóc wykształcić u tego młodego człowieka.

Przede wszystkim interesuje mnie odporność na stres…i umiejętność kontrolowania swych emocji…to akurat masz opanowane do perfekcji…i jeszcze parę innych, których nie jesteś świadom.

- I tylko to, jak nauka i opieka nad jakimś smarkaczem, miałoby mi pomóc odkupić swoje winy???- spytał niedowierzając, że może być to tak proste.

- To BARDZO wiele…widzę, że nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo- rzekł Albus uśmiechając się tajemniczo- byłeś sługą Lorda Voldemorta, wykonywałeś jego rozkazy, zabijałeś ludzi, torturowałeś, patrzyłeś jak torturują inni…byłeś karmiony nienawiścią i okrucieństwem…zapewniam Cię, że zadanie wymagające od Ciebie łagodności i cierpliwości może się okazać trudniejsze niż myślisz.

I właśnie, dlatego, że nie będzie dla Ciebie łatwe…może mieć taką zbawienną moc!

Nie znaczy to oczywiście byś w jakikolwiek sposób faworyzował tego chłopca…może nawet przeciwnie…powinieneś być dla niego bardziej wymagający, gdyż potrzebny mu będzie hart ducha i szkoła przetrwania.

- I myśli Pan, że potrafiłbym temu sprostać...skoro to takie trudne?

- Ty musisz to ocenić…ale tak, wydaje mi się, że jesteś w stanie…poza tym odnoszę wrażenie, że byłbyś wręcz idealną do tego zdania osobą.

Albus zdawał sobie sprawę, że przepowiednia mogła dotyczyć dwojga dzieci:
Neville’a Logbottom’a oraz Harry’ego Potter’a.

Miał jednak dziwne przeczucie, że to raczej temu drugiemu chłopcu przeznaczone jest być „pogromcą Czarnego Pana”.
Severus nie znał dalszej części przepowiedni mówiącej o „naznaczeniu” owego dziecka przez Lorda jako „równego sobie”.

Mały Neville pochodził z rodziny czarodziejów czystej krwi w prostej linii, Harry natomiast miał mieszane pochodzenie, choć oboje rodzice byli czarodziejami, od strony matki posiadał mugolskich kuzynów.

Tom Riddle nie był czarodziejem czystej krwi, istniało, więc ogromne prawdopodobieństwo, że podświadomie wybierze chłopca, który również jest mieszańcem.

Ponadto Dumbledore był świadom nienawiści Severusa, jaką żywił do ojca małego Harry’ego- Jamesa Potter’a.

Ta wzajemna niechęć zaczęła się już w czasach szkolnych i trwała do dziś, co dodatkowo mogło uczynić zadanie młodego Snape’a jeszcze trudniejszym, jednakże nadając mu tym samym znacznie silniejszą moc sprawczą!

- Więc jak…decydujesz się na takie rozwiązanie?- spytał po chwili widząc zaciętą minę młodzieńca.

- Jeśli tylko będę mógł zrzucić w ten sposób choć część ciężaru, jaki noszę…to tak, zgadzam się…jednak nadal nie wierzę, że to może pomóc w moim odkupieniu.

- Severusie…odkąd Cię znam wszystko podawałeś w wątpliwość- rzekł Dumbledore ponownie się uśmiechając- a ja zawsze zastanawiałem się, dlaczego w Tobie jest tak mało wiary…chyba masz po prostu przewrotną naturę.

Zanim jednak zrobię cokolwiek, muszę być stuprocentowo pewien, że świadomie, z własnej woli się na to godzisz, bo później nie będzie mowy o wycofaniu się z zawartego układu.

Severusowi przed oczami stanęły sceny, które wielokrotnie rozgrywały się w ciągu trzech lat jego służby u Czarnego Pana.

Przypomniał sobie, jak zabijał, torturował…czasami nawet zaczynało mu to sprawiać coś na kształt przyjemności…jakby zamieniał się powoli, pod wpływem niewolącej mocy Voldemorta, w kogoś zupełnie innego…bezdusznego…pozbawionego współczucia…

…W POTWORA!

Bał się tych własnych przeistoczeń…przerażały go, bo tracił nad sobą kontrolę, jakby odłączała mu się świadomość.

Teraz pojawiła się możliwość odkupienia własnych win…zrzucenia, chociaż części bólu, jaki przez cały czas tkwił w jego sercu…wystarczyło tylko się zgodzić.

No i jeszcze jedna, może najważniejsza rzecz, przemawiała właśnie za takim rozwiązaniem!

Będzie musiał nauczać i ochraniać dziecko, które w przyszłości zetrze Czarnego Pana z powierzchni ziemi…więc stanie się tak, jakby sam częściowo przyłożył rękę do jego unicestwienia!

Tak! Takie rozwiązanie stanowiło nawet swego rodzaju zemstę, za WSZYSTKO, czego Lord Voldemort w swym okrucieństwie się dopuścił!

Podjął decyzję.

- Dobrze! Zgadzam się!- rzekł stanowczym głosem, był całkowicie pewien.
Poza tym jego życie było już tak ciężkie, że nie miał nic do stracenia, nie ryzykował przecież potępieniem…bo dawno BYŁ potępiony.

- W takim razie niech się stanie! – odrzekł Albus uważnie patrząc w oczy młodzieńca, w których wyczytał ból, chęć zadośćuczynienia, upór, ale również małą niepewność co do skuteczności zaproponowanej mu metody.

Wstań Severusie.
To nie będzie bolało…aczkolwiek może być nieprzyjemne…a to, dlatego, że spoczywa na tobie ciężkie piętno.
Ale i lekarstwo będzie silne, wierz mi.

Chłopak podniósł się z krzesła i przeszedł razem z Dyrektorem na środek gabinetu.

- Zamknij oczy i…nie obawiaj się, nie zrobię Ci krzywdy- rzekł dostrzegając pewne wahanie na jego twarzy.

Widzę, że nadal nie potrafisz mi zaufać do końca…ale będziesz musiał…gdyż tylko ja znam Twoje wszystkie tajemnice…i wiedz, że mino to nie zamierzam Cię kontrolować czy zadawać bólu w jakikolwiek sposób…NIE JESTEM TWOIM WROGIEM!

Będziemy chyba musieli popracować nad wzajemnym zaufaniem…to niezbędne, jeśli stoimy po jednej stronie barykady.
Ale nie dzisiaj…teraz się rozluźnij…weź głęboki oddech.

Młodzieniec spełnił prośbę czując się chyba jeszcze bardziej spięty niż przed sekundą.

Dumbledore skrzywił się ze współczuciem obserwując wysiłek z jakim chłopak chciał zachować spokój wewnętrzny, podobnie jak podczas lekcji Oklumencji , kiedy to nie potrafił się wyciszyć i odprężyć…Albus dobrze wiedział, co stanowiło tego przyczynę.

<Jeszcze długa droga przed tobą, Severusie, ale jesteś silny…nawet nie wiesz jak bardzo!>

Wyciągnął różdżkę i przyłożył ją do piersi chłopaka, który stał z zamkniętymi oczami lekko, prawie niewyczuwalnie dygocąc na ciele.

- SANGUINIS RELIGO!!!- wypowiedział głośno a cały gabinet pogrążył się w oślepiającym świetle.
Snape poczuł ukłucie w sercu, bardzo silne, na chwilę stracił oddech, po czym ugiął kolana osuwając na podłogę.

Gdy otworzył oczy blask zniknął a wnętrze gabinetu wyglądało zwyczajnie.

Powoli podniósł się z kolan, rozglądając dookoła.

- Co to było?- spytał na wydechu- Nigdy nie widziałem czegoś podobnego!

- Dlatego kazałem Ci zamknąć oczy, byś nie stracił wzroku – rzekł spokojnie Albus- To jest właśnie przykład na to, jak łagodna i silna zarazem w swym działaniu, potrafi być BIAŁA MAGIA.

- Więc teraz jestem już związany z …dzieckiem przepowiedni…z synem Longbottom’ów?

- Być może – odpowiedział Dumbledore uważnie przyglądając się młodemu czarodziejowi, który zdziwiony utkwił wzrok w jego oczach.

- Jak to…być może?

- Widzisz, to prawda, że Neville Longbottom może być dzieckiem przepowiedni, spełnia praktycznie wszystkie kryteria…ale jest jeszcze jeden chłopiec, który także odpowiada opisowi przepowiedni.

- Jeszcze jeden?- spytał zszokowany- Kto?

Albus wziął głębszy oddech.

- Może być nim również syn człowieka, którego dobrze znasz…i raczej nie darzysz przyjaźnią…
…ten drugi chłopiec to…
…HARRY POTTER.

Severus Snape poczuł jak opada mu do żołądka jakiś dziwny ciężar…

…nie był to strach… …nie był to gniew…

…poczuł się jakby znalazł się w potrzasku…bez możliwości ucieczki!

Drewniany zegar wiszący na ścianie wybił północ, obwieszczając nadejście
Bożego Narodzenia.

W gabinecie zapadła długa, ciężka cisza…

KONIEC

Post Scriptum

Poniżej zamieszczam znaczenie, poszczególnych tajemniczych i niezrozumiałych zwrotów wykorzystanych w opowiadaniu.
Formuły, wymyślonych na użytek tej historii zaklęć oraz nazw pochodzą z języka łacińskiego.

ABLUTUM FINIS- zaklęcie usuwające ostatecznie niechciane połączenie z kimś lub czymś, Ablutum znaczy tyle co: obmywać, zmywać, oczyszczać…Finis, natomiast: ostatecznie oraz najwyższe dobro.

CRUCIO PENITUS- klątwa torturująca o większej mocy niż ta opisywana przez Joanne K. Rowling, zadająca ból na wskroś wdzierająca się do wnętrza, Crucio: znajome słowo już chyba wszystkim…oznacza pastwić się, katować…dodatek Penitus natomiast- aż do wnętrza, na wskroś. Jest to udoskonalone zaklęcie niewybaczalne.

EVOCO SERVITUS- zaklęcie za pomocą, którego Czarny Pan usidlał swych Śmierciożerców, Evoco- zawezwać, powołać do służby, Servitus- bezwzględne posłuszeństwo, niewola.

EXSECRATIO LIBERO- zaklęcie usuwające skutki ciężkich klątw, i uwalniające od nich…bowiem Exsecratio- znaczy tyle, co przekleństwo, klątwa, Libero- uwolnić, wolnym uczynić.

FLUENTIS- niezwykle silne i skuteczne zaklęcie pozbawiające w łagodny sposób przytomności, Fluentis znaczy po łacinie: odpływający, spokojny, rozluźniony, wiotki.

FRIGIDUS- klątwa mrożąca, powodująca uczucie przerażającego chłodu, nie sposób jej rzucić na odległość – ale Lord znalazł na to rozwiązanie- klątwa nie zabija, jednak u osoby zbyt długo trzymanej pod jej wpływem powoduje stan agonalny…Frigidus- zimny, mrożący.

IMPLORATIO- zaklęcie ratunkowe( jak zawołanie SOS)…po łacinie znaczy: wzywanie pomocy.

INSIGNIO- zaklęcie umożliwiające naznaczenie czegoś lub kogoś, postawienie znaku…Insignio- naznaczyć.

LIBO DONO- można powiedzieć, że jest to swego rodzaju błogosławieństwo…Libo, znaczy, bowiem: lekko, łagodnie dotknąć, ofiarować, poświęcić, Dono zaś: darować, odpuścić, przebaczyć.

OCCULOSERUM- nazwa eliksiru, który jest swego rodzaju umiejętnością Oklumecji w płynie, termin ten został zbudowany analogicznie jak Veritaserum…tylko, że Veritas- oznacza prawdę, Occulo natomiast- zataić, ukrywać…czyli jakby nie patrzeć- kłamstwo.

Order RESTITUTIO SANITAS- niezwykłe wyróżnienie mające na celu uhonorowanie zasług oraz osiągnięć w dziedzinie uzdrawiania. Bardzo niewielu uzdrowicieli zostało nim odznaczonych. Restitutio- przywrócenie, Sanitas- zdrowie…chyba nie trzeba nic więcej tłumaczyć.

PENETRO PEIERATUM- zaklęcie umożliwiające wykrycie kłamstwa, Penetro -wedrzeć się, spenetrować…Peieratum- krzywoprzysięstwo. Jednak jak każde zaklęcie…i to można oszukać.

SANGUINIS RELIGO- niezwykle silne zaklęcie wiążące ze sobą dwoje ludzi, w tym przypadku umożliwia ostateczne pozbycie się piętna i odkupienie swych win. Sanguinis oznacza krew…Religo- związać, nadal pozostaje zagadką, dlaczego właśnie tego zaklęcia użył bohater opowiadania. Oznacza ono ni mniej ni więcej jak silny związek krwi.

SANO VELOCIS- zaklęcie uzdrawiające, bądź w ciężkich przypadkach stanowiące „pierwszą pomoc”, Sano oznacza: uzdrowić, uleczyć przyprowadzić do rozsądku,
Velocis- szybki. Można to tłumaczyć jako- szybkie uzdrowienie.

ULCISUM DESERTOR- zaklęcie umożliwiające ukaranie nieposłusznego niewolnika, za jego sprawą wykorzystując Mroczny Znak, Lord Voldemort mógł karać na odległość swych sług, rzucając nawet te klątwy, które wymagały kontaktu fizycznego. Ulcisum oznacza mścić się, karać…Desertor- to oczywiście nikt inny jak: zbieg, dezerter.

I jeszcze by mej nadgorliwości stało się zadość…zaklęcia i nazwy zaczerpnięte z książki.

AVADA KEDAVRA- wymyślona przez Rowling formuła klątwy uśmiercającej, przed którą nie sposób się zabezpieczyć. Zaklęcie niewybaczalne.

CRUCIO- zaklęcie torturujące, zadające niewyobrażalny ból…Cruciatus- znaczy nic innego jak: narzędzie tortur, męka. Zaklęcie niewybaczalne.

IMPERIO- ostatnie z trzech zaklęć niewybaczalnych, umożliwiające rzucającej go osobie całkowitą kontrolę nad zachowaniami swojej ofiary…Imperio- znaczy tyle co: panować nad kimś, władać, rozkazywać.

LEGILIMENCJA- niezwykle trudna do opanowania umiejętność penetrowania umysłu, duszy i serca człowieka, pozwala na wydobycie uczuć i wspomnień drugiej osoby. Nazwa pochodzi z połączenia łacińskiego Legere- czytać, i Mens- umysł, serce, dusza, wyobraźnia.

OKLUMENCJA- równie trudna sztuka, zamknięcia swego umysłu i wspomnień przed penetracją…umiejętność przeciwstawienia się Legilimencji.
Termin zbudowany analogicznie jak poprzedni, z tym, że Occludo- znaczy zamknąć.

PORTUS- zaklęcie za pomocą, którego można zamienić dowolną rzecz w świstoklik- czyli błyskawiczny środek transportu, przenoszący na nieograniczone odległości.

VERITASERUM- eliksir zmuszający osobę, której został podany do wyjawienia całej prawdy i szczerego odpowiadania na zadawane pytania, uniemożliwia kłamstwo.
Veritas- prawda, Serum- serwatka, środek…co tłumaczy się jako eliksir.






…a dla kogoś, kto nie wie…

ALIBI- [łac.] potocznie- wytłumaczenie, dowodzenie polegające na wykazaniu, że osoba podejrzana o popełnienie przestępstwa nie była na miejscu zbrodni, gdy ją popełniono, Alibi-znaczy: gdzie indziej, w innym miejscu.

KATHARSIS- [gr.] w psychologii - zjawisko powstające w procesie psychoanalizy, polegające na ujawnianiu i odreagowaniu nieświadomych przeżyć o charakterze traumatycznym, wywołujących u człowieka objawy nerwicowe, pozwalające tym samym na wyzwolenie się od nich i osiągnięcie wewnętrznego spokoju.

REMEDIUM- [łac.] lekarstwo



***

no trochę sobie powklejałam...bo jakoś ucinało...

Ten post był edytowany przez smagliczka: 15.12.2005 00:07
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 13:21