Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> WRP (zak)

Sentretka
post 11.04.2003 16:32
Post #1 

nie mam pomysłu na status


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 24
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Mińsk Mazowiecki




Najpierw krótkie słowo wstępu. Kiedyś była sobie nawet dobra stronka o pokemonach, pokeballz (swego czasu miała 1000 odwiedzin dziennie), jednak w czasach odrobinę późniejszych do redakcji doszła Usa... Już pod koniec wakacji zaczęłyśmy pisać ficka, któy nie ma nic wspólnego z pokemonami, co najwyżej ma parę wzmanek o zajmowaniu się stroną - samą. Jest to komedyjka, z lekką nutką brazyli i trochę psychodeli naszej kochanej Usagi 4/6. Pisałam to z Usą, a jakże nawet więcej Usa niż ja, która byłam zbyt konkretna. Z obecnych obecnie na forum oprócz mnie i Usy w ficku występuje Miniaturka vel Kotasia i Macio. Kiedyś było to na forum, ale krótko i po prostu nikt nie czytał. Teraz, przy gronie krytykantów można go zamieścić. Co prawda potrzebuje on bardziej komentarzy niż krytyki, która wiele nie zmieni, bo fick, pisany niecały rok temu jest dawno skończony, ale... Sorry, że tekst jest na pół a nie na całą stronę, ale wszędzie, gdzie mam wersję najbardziej poprawioną (dla Us wiadomość: trochę z początku i największa brazyla) jest tak.. początek.. potem jest OK... Dobra.. Let`s go, bądź co bądź zbyt długi wstęp zniechęca. =)

WAKACJE REDAKCJI POKEBALLZ
czyli
miej szacunek do webmastera swego, bo możesz mieć gorszego (eee tam -
Us&Sent)


Wstęp:

Sentretka przeczesała dłonią włosy i spojrzała na Usę.
- Chciałabym już iść stąd... Głupia szkoła.... Jeszcze dwie lekcje....
- I tak mamy lepiej niż Mateo czy Pokeball....
- Eeeee tam, Mateo i tak się nie uczy, a conajmniej raz na tydzień jest na
wagarach, a Pokeball to na lekcjach nie myśli o niczym innym, niż jak
udoskonalić Pokeballz! - prychnęła Senti.
-Phe, ulepszyć Pokeballz! - prychnęła Usagi - jakby tak cały czas o tym
myślał, to ta strona wyglądałaby świetnie! Wiesz jaki z niego leń! Ja
myślę, że on to o czym innym myśli... i bynajmniej nie chodzi o coś, przy
czym lata się jak pan Bóg stworzył, i czego nie można by było pokazywać w
komixie dla dzieci... Wiesz, myślę, że on ma jakąś tajemnicę... Razem z
Mateo... Przecież pokazywałam ci wczoraj, u niego w pokoju, wiesz tą szafkę
na kluczyk zamykaną...
-Nom... I reakcja Mateo jak go zapytałam... Najpierw zrobił się zielony,
potem czerwony, a potem blady.... Ale to dziwne, bo zwykle przede nie ma
tajemnic - delikatny rumieniec przemknął twarz Senti, ale Uska tego nie
zauważyła.
- Gdyby chodziło o stronkę... nie, nie ukrywaliby tego tak! - Usagi nadal
filozofowała.
- Dobra, dobra, zostawmy to na później! Zaczyna się już francuski, no chodź!
- Od kiedy ty tak lubisz francuski?
- A kto powiedział, że ja lubię francuski?


część właściwa:

Lekcje nareszcie się skończyły. Usa i Senti wybiegły na podwórko. Słońce
pięknie świeciło. Już za tydzień wakacje.
- Wiesz co? Mam pomysła! - krzyknęła ni stąd ni zowąd Usa.
- Jak wpadasz na pomysł to uważaj żebyś się nie przewróciła!- jakże
inteligentnie zripsotowała Senti.
- Tia... Wbrew pozorom to mi też czasami zdarza się myśleć... Ale chodzi mi
o
lato... Wiesz że mam do dyspozycji świetny domeczek? Planuję przenieść się
do niego na lato całą redakcją! I wiesz co?
Mamy jipa! (no dobra, nie jesteśmy pełnoletni, nie możemy mieć prawa jazdy,
ale w naszym ficku go możemy mieć, bo taki se świat wymyśliłyśmy i już tongue.gif -
dop. Usa)
-No, nareszcie wydedukowałaś coś mądrego... To od razu lecimy powiedzieć to
reszcie...- i poleciały.


U Pokeballa w domu:
Uska siedzi czyta książke, i nałogowo obżera się landrynkami(różowymi!)
Senti siedzi przy kompie
Mateo i Pokeballa jeszcze nie ma
Elder obgryza paznokcie, żeby gdzieś wyładować nerwy
Jest jeszcze tylko Macio niejaki, który siedzi odwrócony tyłem do innych,
siedzi w kącie,i robi coś potajemnie. House Pokeballa wyznaczono za
headqaters redakcji. Reszta jakoś się nie zjawiała na razie. Kiedy nareszcie
dwa ostatkowe mutanty przyszły, zebranie się rozpoczęło. Jak na zebranie
przystało - prowiant musiał być. Problem w tym że cała lodówka była pusta i
nikt nie kwapił się z propozycją kupienia czegoś do jedzenia.
W końcu Mateo wstał. Jego mina zdawała wyrażać się zdeterminowanie.
Szaleńczy błysk w oku.
-Ja! Ja was zabieram! Na miasto! Zjemy na mieście!
-Ach, mój koffany!- w przypływie podziwu krzyknęła Senti. Usa jej
przytaknęła, ale dlatego że była głodna. Macio i Pokeball z resztą z takich
samych powodów się zgodzili.
-Taaa, Senti! Zabieram was!
-Gdzie? Do tej drogiej restauracji?
-Nie... Do Macdonalda-reakcja: _ - _: GLEBA

Tak więc za jakąś godzinę wszyscy byli w MaCdoladzie. Mateo podszedł do
lady. Spojrzała na niego bardzo ładna i młoda pani expedientka.
- Sześć! - i odszedł z miną niezdobytego macho. Pani ładna pobiegła za
Mateo.
Mateo odwrócił się i spojrzał jej w oczy z zapytaniem w swej
twarzy:"przecież mnie nie zdobędziesz, kobieto. Jam tak pikny, że nie dla
ciebie. Nie zasługujesz"
-Czego sześć?- spytała pani ładna.
-Eeee... Jam tak pikny, że... co? Ah, tak, sześć zestawów, i sześć Pepsi
dużych.
Podszedł do stolika mutantów (redakcji). Nie musiał dużo szukać, bo przy
stoliku redakcji był wyjątkowy hałas i spory "nie-wiado-mo-o-co". Usiadł,
ajego twarz mówiła:"Ja ich tylko tu pilnuję... Tylko pilnuję..." W końcu
pani ładna podeszła z tacą. Położyła na stole tacę i rachunek i odeszła. Na
tacy było sześć pepsiów, i sześć tekturowych domków. Cała redakcja rzuciła
się na jadło, jak na mutantów przystało. Niestety, porcje, jak wszystkie
zresztą w macdonaldzie są zdecydowanie za małe. Każdy pochłonął swoją porcję
w mgnieniu oka. Teraz każdy zapoznawał sie z zabawką. Pokeballowi trafiły
się uszy myszki Miki-kobiety. Czym prędzej je założył i zrobił głupią minę.
Brakowało mu tylko sukienki z falbankami, a wygądałby uroczo. Mateo otworzył
swoje opakowanie i miał... Małą syrenkę. (...) Usagi dostała plastikowy
pistolet na kulki, który wyglądał jak prawdziwy, a Usa uwielbia tego typu
zabawki i od razu zaczęła sie nią bawić. Na początek strzeliła byle gdzie.
Zabawnie było patrzeć, gdzie tym razem wyląduje kulka i jakich szkód narobi.
Za pierwszym razem przedziurawiła pepsi jakiemus staruszkowi. Napój zaczął
mu się wylewać. Starszy pan zaczął krzyczeć, i nie chcąco potrącił
przechodzącą obok pani ładną. Za drugim razem rozwaliła akwarium. Rybki
wpadły na stół jakiejś "Grubej ryby". Ten myślał, że to zamówiony przez
niego Macfish i zaczął je pałaszować z apetytem. Usa zaczęła skakać i
strzelać. Senti z miną "co za idiotka" rozpakowała swoją zabawkę. Trafiła
jej
się mini piła łańcuchowa.
-Cool jak mawiają cooleżanki z podwórka! (jakbym miała jakiekolwiek
koleżanki z podwórka - dop. Sent) Przez całe życie marzyłam!- od razu
zaczęła robić z niej użytek. Na początek przecięła palmę sztuczną. Macio
dostał pieska. Jego mina wskazywała na to, że z niego zbyt zadowolony nie
jest. Rzucił nim o stół. Głupi piesek Poo-chi! Beznadziejny! Kiedy tylko
rzucił psem, sprawił tym samym, że włączył się guzik. Pies zaczął się
przeistaczać. Po paru sekunadach siedział przed Maciem pies o zdeformowanej
twarzy, z blizną, i ze śliną cieknącą z pyska. W oczach miał chęć mordu.
Podbigł do jakiejś staruszki i zaczął jej szarpać nogę. Elder popatrzył na
swoją zabawkę z dziwną miną. Trafił mu się... zestaw teletubisiów. Wszyscy
zazdrościli Elderowi. To dopiero była broń! Położył ją przy jakimś maluchu.
Lekko trącił. Teletubisie zaczęły śpiewać. "Pinky winky,(pinky winky!), Lala
(Lala!), Poo (Poo!) (i czwartego nie wiem... ) Maluch zaczął płakać. Rozwył
się i uciekł do mamy. Jego brat był starszy o rok i trzymał się dzielnie.
Teletubisie podbiegły do niego i powiedziały: "Pobawmy się!". Zaczęły tulić
osobnika. Teraz się przełamał i zaczął krzyczeć. On także uciekł do mamy.
Redakcja zrobiła wielkie oczy. Jednak emocje opadły. Zabawki redakcja
odłożyła na bok na chwilę. Jednak głód się powrócił ze wzmożoną siłą, bo jak
wiadomo porcje w macdonaldzie są żałośnie małe. Wszyscy spojrzeli
wyczekująco na Mateo. Ten jednak odwrócił głowę w drugą stronę. On sam tesh
był jeszcze głodny i to strasznie.
Sentretka i Usa rzuciły się na Pokeballa i zaczęły przymilać. Walka "na
wdzięki" nie pomogła, więc zaczęły żucać hasłami typu "Szanujemy guru
swego :Pokeballa wspaniałego!", "Niech żyją webmasterzy!", lub "Koffany
Pokeball na prezydenta". Macio chodził obok dziewczyn z transparentem (który
nie wiadomo skąd wziął), który miał narysowany placek, a sam Macio
wykrzykiwał coś w stylu "Lubię placki! Lubię placki!". Mateo wiedział, że
spełnił obowiązek webmastera i z radością patrzył na mordęgi swego koompla.
W właśnie kulminacyjnym momencie podeszła do nich pani ładna.
-Przepraszam, ale... Nie zapłaciliście rachunku...
-No Mateo, zapłać koffany, ty dzentelchamie od siedmiu boleści!!!-rad z
tego, że ma choc przez chwilę spokój Pokeball mścił się na Mateo. Mateo ze
spokojną miną włożył rękę do kieszeni. Grzebał w niej przez minutę. Przez
pięć minut. Przez dziesięć. W końcu wszyscy zaczęli na niego patrzeć jeszcze
bardziej dziwnie, niż dziwnie. Po chwili Mateo z czeluści spodni wygrzebał
parę guzików.
-No, Mateo! Czyżbyś zapomniał dlaczego tak długo nie wracaliśmy ze szkoły?
-No, Pokeball! Czyżbyś zapomniał kto mnie tam zaciągnął i wyłudził forsę?
-Mateo! A kto to wybrał najdroższe, he?
-Pokeball! A kto mnie do tego namówił, he? Kto tu wspominał, że jest trochę
bardziej doświadczony, i może pokazać właściwą drogę?
-Kto tu wspominał, że potrzebuje rad, pomocy bo jest niedoświadczony?
(...)
-Eeee.... Mogłabym dostać zapłatę?-spytała pani ładna. Redakcja w mig pojęła
co trzeba zrobić. Usa przejęła dowodzenie. Wyjęła swój plastikowy pistolet.
Senti wzięła piłę. Elder wystawił teletubisie, czym mógł torować sobie drogę
do wyjścia. Za nim pobiegł Macio. Senti za Maciem, ztrasząc ludzi piłą.
Macio straszył psem. Pokeball i Mateo zostali. Teraz Usa przyłożyła pistolet
do głowy pani ładnej i krzyknęła z desperacją i poświęceniem w
głosie
-Uciekajcie!
- Usa! co za wielkie poświęcenie!
Została ostatnia i teraz
musiała to jakoś wykombinować. Nie myśląc wiele zaczęła strzelać gdzie
popadnie i biegła do wyjścia. Włosy unosiły się w powietrzu, biegła, na
nosie okularki, a na sobie szorty i bluzkę na ramionach... I to wszystko
razem wyglądało jak Lara Croft z gry Tomb Raider. Na sam koniec obejrzała
się i rzuciła paczke i powiedziała:
-Asta la niewiasta, baby!- uciekła do jipa, gdzie siedziała już cała
redakcja. Wiedziała, że to tylko budzik, więc to tykanie to takie mylne
było. Po prostu stary pomysł z filmów. W drzwiach wpdała na... Kotasię!
-Cześć Usa! Robiłam małe zakupki i dlatego się spóźniłam! Poszłam do domu
Pokeballa, ale jego mama powiedziała nam, że tutej będziecie, no i jestem!
Ojej, a co tu się stało?-powiedziała z miną "słodkiej idiotki" i udawała
głupią.
-Przepuść mnie! No! No wsiadajmy!
-A po co się tak spieszyć? Przecież do końca życia mamy jeszcze czas!-
Wątpie! Rusz tyłek, bo tego czasu nam wiele do końca nie zostanie!- w końcu
Kotasia przepuściła Usę. Oboje wskoczyły do Jeepa. Samochód kierowany przez
Pokeballa ruszył z piskiem opon. Ledwo ruszył, za nimi macdonald... wybuchł.
Było wielkie "BUM". Wszystko się zapaliło, a redakcja wiała.
-A jednak ten budzik to była bomba!-powiedział Elder, który kupił budzik.
Jeep pojechał prosto do domu Pokeballa. Wszyscy liczyli na to, że może jego
mama zrobiła jakieś zakupki...

- Rodziców nie ma, jedzenie nie ma - jęknął Mateo.
- Przynajmniej schudniemy - optymistka Usagi.
- Raczej umrzemy z głodu!
- Dobra, nie ma o gadać.... Jedzenia nie ma, ale pomyślcie chwilę... - Senti
spróbowała zmusić redakcję do zrobienia rzeczy niemożliwej - No dobra, wiem,
że nie myślicie, a więc wytężcie resztki mózg...
- Wczoraj myślałem nad klasówką! I tak mnie rozbolały te resztki, że dzisiaj
już wolę nie myśleć... Kto wymyślił myślenie? Jakiś tuman! - stwierdził
Mateo.
- I dostałeś pałę mój drogi.. więc ten ból, by niestety zmarnowany...
- DAJCIE MI SKOŃCZYĆ! - wrzasnęła Sentretka - POKEBALL, MOŻE GDZIEŚ TUTAJ SĄ
JAKIEŚ PIENIĄDZE?
- Wątpię... dzisiaj dokładnie przeszukałem dom, aby mieć na powrót ze
szkoły... Co prawda moi rodzice przeszli sami siebie, aby je chować...
- Trudno... Usa, Macio, Elder, Kotasia, a wy? Macie jakiś pomysł?
Milczeli, lecz ich mina pokazywała wszystko. Ale ponieważ ani Senti, ani
Mateo ani Pokeball nie byli dobrzy w odczytywaniu min, więc Usagi
powiedziała:
- Webmasterzy dowodzą, więc niech webmasterzy powiedzą, co teraz.
Sentretka odsunęła się od chłopaków.
- Tak, tak... Usa ma rację..... - powiedziała powoli.
- Ej, Sent, a co to ma znaczyć! Ty też masz hasło do pokeballz i przywileje
webmastera!
- Ale jestem redaktorką! - uśmiechnęła się słodko.
Pokeball westchnął.
- Koniec wizyty! Idźcie do swoich domów....
- Aleś wymyślił... - Sent przewróciła oczkami.
- No co!
- Ja też mam iść? - Mateo uwaznie wpatrywał się w Pokeballa.
- N-n-nie ty zostań pokażę ci... no sam-wiesz-co.
Wszyscy wyszli. Jednak Usa i Sent zatrzymały się za wyjściem.
- Mamy szansę sprawdzić, co oni robią!
Usłyszały dźwiek, który mógł oznaczać tylko jedno: zasuwanie zamka.
- Nie mamy.
- A może jednak..
- Daj spokój, dowiemy się kiedy indziej! W wakacje!
- No dobra...


--------------------
Nie... Ja tylko...
Jestem cały czas zmęczona.
Jestem naprawdę zmęczona.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sentretka
post 12.04.2003 16:22
Post #2 

nie mam pomysłu na status


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 24
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Mińsk Mazowiecki




I nikt tego nie rpzeczyta.. ale Sent daje dalej...
i już...

Tak więc Usa i Senti poszły do swoich domów, bo co miały zrobić? Usa miała już pewne teorie na temat ich tajemnic. Kiedy podzieliła się tymi spostrzeżeniami co do "tego, co chcieli robić w samotności", Senti jej przytaknęła i powiedziała, że to możliwe, ale po chwili zorientowała się, że mówi także o Mateo, więc opieprzyła Usę.

Nazajutrz w szkole:
Do klasy Pokeballa wchodzi Usa. Jest sama bo Kotasia i Senti jeszcze nie przyszła. Przy ławce Pokeballa siedział już Mateo. Oboje gadali z ożywieniem o czymś, lecz, gdy tylko spostrzegli Usę, od razu zamilkli i jakby się zmieszali."Już nie długo... Jeszcze tylko trochę i nareszcie wakacje, a wtedy dowiemy się co oni tam ukrywają..." Jak zwykle na dobry początek dnia- odstawiła kabaret, o (nie)wdzięcznej nazwie "Głópkowata twórczość Usagi". Tym razem ubrała opaskę na czoło, doskoczyła do ławki chłopaków i zaczęła im śpiewać:
"Kulfon, kulfon, koło twojej doopki,
buja się kawałek kupki!"- chłopacy wcale nie byli ździwieni, ciągle odstawia coś tego typu.
"Papier się już skończył, więc żaba Monika-
usta swe podtyka!"- rechot, rechot w wykonaniu Usagi. Koomple z klasy Pokeballa patrzą z zainteresowaniem. Zawsze są ciekawi co ta wariatka Usa znowu wymyśli. Klaszczą jej.
"Z kulfona łamaga,
więc żaba monika- językiem mu pomaga!"- ostatnią zwrotką Usagi podbiła serca publiczności jeszcze bardziej. Rozległy się oklaski. Kiedy owacje sie skończyły- Usa podeszła do chłopaków. Ci miny mieli ponure.
-Cześć!
-Cześć...
-co robicie?
-Siedzimy...- i tę inteligentną konwersację przerwało wejście Sentretki. Na początek Usa, Mateo i Pokeball się trochę ździwili, ale dopiero później zrozumieli w czym rzecz. Senti... Była u fryzjera... I efekt końcowy poniekąd szokował, ale całość całkiem wyglądała fajnie.
Nikt nie skomentował fryzury. To milczenie można by było zrozumieć jako: akceptujemy!
-Chodź Usa... Zostawmy ich samych... Muszę ci COŚ pokazać....

- No, co chciałaś mi pokazać?
- To! - Sentretka z dumą pokazała jakieś urządzonko i dodała - Jednorazowy aparat fotograficzny! W sam raz na wakacje!
- Exstra! - zachwyciła się Uska.
- Co tam macie? - zajrzał dziewczynom przechodzący akurat obok Elder.
- Nic takiego - Sentretka jakby nie chciała, aby Elder to zobaczył...

***

- To co robimy dzisiaj po południu? Wysadzamy następny Mcdonnald? - zapytała, już po lekcjach Uska Senti.
- Nie... jakoś na razie nie mam ochoty na zadne wspólne wypady z wami...
- Dobra, to zapytam Pokeballa i Mateo!
Niestety, oni byli zajęci "swoimi sprawami". A popołudnie minęło..

***

Kilka dni później...

- Hejka, Sent...
- Hey, Mateo. O co chodzi?
- Wiesz... jutro ostatni dzień szkoły... może byśmy znów się gdzieś wybrali?
- A, w tym tygodniu jeszcze nie wagarowałeś?
- Jak to nie?! Wczoraj! Ale ostatni tydzień, to trzeba...
- No doooooobra - Senti przerwała. - To jutro, jutro...
- U Pokeballa. Jak zwykle.
- OK.

***

Następnego dnia...

Sentretka wraz z Usagi weszły. Pusto, nikogo....
- Ej, słyszysz? Ktoś jest na górze! - stwierdziła Sent.
- Trzeba wejść.
- Aha..
I jak postanowiły (ale żeby postanowić, trzeba myśleć, a to niebywałe, że ktoś w tej redakcji jeszcze myśli....) tak zrobiły. Na górze i Usa usłyszała szmery. Szmery dobiegające z pewnością z pokoju Pokeballa.
- Może jednak lepiej było nie przenosić tego do ciebie?
-Daj spokój, dziewczyny już z pewnością zauważyły, że to było u ciebie!
- A teraz zauważą, że jest u ciebie!
Sentretka, nawet nie pytając się Usagi, czy to jest rozsądne (zresztą, gdyby to było rozsądne, to byłby ciekawy wyjątek od reguły... przy takich webmasterach wszyscy zdziwalczeli...) weszła do pokoju chłopkaków. Najwyraźniej byli nad czymś pochyleni. Gdy zauważyli wejście Senti, Pokeball szybko usiadł i zasłonił jak mógł swoim potężnym cielskiem, tak, żeby Sent nic nie zauważyła (i tak nie zauważyła, biedna krótkowidzka), a Mateo poderwał się.
- Se-sentreeee... wiesz, może wyjdziemy? Tak, wyjdziemy! - i wyciągnął Senti na korytarz, po czym zwlókł oszołomioną dziewczynę po schodach, tak samo Usagi i dodał:
- Wiecie... my....e.... jesteśmy baaardzo zajęci, wiec chyba dzisiaj nie będzie spotkania... powiedzcie to reszcie.. idźcie już, idźcie!
Dziewczyny chcąc nie chcąc wyszły.
- Widziałaś coś?
- Nie, ale jak tylko weszłam to Pokeball to wszystko zasłonił.. byli nad czymś pochyleni...
- Ale co to może być.... Uch! - Usagi wpadła na Eldera właśnie idącego w stronę domu.
- O, cześć dziewczyny... coś się stało?
- Tak... Mateo z Pokeballem są bardzo zajęci... i spotkania nie będzie... a może wiesz czym?
Elder wzruszył ramionami. No tak. Normalka.

Tak więc poszli do domu, bo co mieli zrobić. Senti poszła jeszcze do Usy, przedyskutować plan działania wyjazdu do domku. Szły ciemną ulicą, i miały farta bo znalazły pięć złotych. Obie żuciły się na pieniądza. Jakiś mały chłopczyk popatrzył na nie z litością i dorzucił złotówkę. U Usy teraz nikogo nie było, i wiadomo, że jedzenia pewnie też nie było. Obie poszły do sklepu. Za sześć złotych można poszaleć! Kupiły mrożone frytki za całe dwa złote, odżywczy napój "cola- żywiecka", za 1,50; za resztę kupiły paczkę landrynek (różowych!). Przy kasie siedział wysoki, przystojny brunet. Popatrzył na Usę i Senti. Jego mina wyrażała obojętność. Jednak kiedy wziął do ręki paczkę "różowych landrynek", od razu wuraz twarzy mu się zmienił. Dostał ślinotoku, i zaczął rozpakowywać paczkę. Za Us I sent stała jakaś matka z dzieckiem. Matka zaczęła się krzywić i ostatecznie wyszła ze sklepu. Za nią wyszło parę innych osób. W końcu została tylko Sent Us i kilka facetów, którzy prawdopodobnie mieli na to samo ochotę. Brunet zobaczył co jest w paczce. Teraz zaczął po kolei rozgryzać każdą landrynkę, sprawdzając czy nie ma w niej jakiejś fotki, lub czy w paczce nie ma jakiejś zabawki tak jak w Macdonaldzie, tylko, że bardziej sprośnej. Us i Sent korzystając z nieuwagi bruneta chwyciły swoje zakupy, oraz parę innych produktów, i pognały do domu, nie patrząc nawet co wzięły, ale w końcu wszystko było za darmo, bo brunet nic nie zauważył.


Doszły do domu Usy. Wszystkie światła były zgaszone. Nikogo nie było. Dziewczyny weszły do pokoju Usy. Senti była tu wieeeeeele razy, a mimo to, ciągle ten pokój ją czymś zaskakiwał.(a teraz będzie film z serii: Teatrzyk zdarzeń prawdziwych, bo tak jak w ficu jest naprawdę w moim pokoju:P) Usa otworzyłą dzrzwi i rzuciła zakupy na podłogę. Podeszła do kompa i nogą kopnęła przycisk "POWER". Senti weszła za nią. Na sam początek potknęła się o bombę atomową i o mało nie złamała nogi. Usa była rada, że bomba nie chciała wybuchnąć, bo była konstruowana przez nią, ale że zadziała, czyli o mało nie złamała nogi Senti. Wprawdzie nie tak jak miało być na początku, ale cóż... Usiadła Senti na krześle, żeby rozmasować nogę. Jednak zaraz wstała, bo na krześle było cmentarzysko słoni, tzn figurki i breloczki kościotrupów, cała sterta. Nie mogła usiąść na łóżku, bo ono było prawie pod sufitem. Pod łóżkiem biórko z książkami, mangami, komiksami, teczkami, farbkami, kredkami i innymi rzeczami. Usiadła na podłodze. Jakoś mimowolnie spojrzała do góry, a tam... Krzyknęła. Na karniszu firanki było zawieszonych pełno jaszczurek, pająków wielkości dłoni, i innego rodzaju robactwa. Wszystko wyglądało jak prawdziwe. Wstała i potknęła się o jakąś stertę gazet, wpadła na stojak z płytami, i w końcu dotarła do drugiej ściany pokoju.
Oparła się o dzrzwi szafy. Drzwi same się otwarły. Była to szafa z ubraniami. Wypadła z niej maska potwora, która wyglądała jak prawdziwa, siekiera-pamiątka z wycieczki, cały wór kamieni z podwórka, masa torebek i plecaków. Sent zobaczyła teraz czeluść szafy Usy. Cała masa ubrań skotłowanych i żuconych byle jak, zarówno na wieszakach jak i na półkach. Jeden strój leżał równo na wieszaku-Czarodziejki z księżyca(uszyty na bal so trzeciej klasy przez moją babcie krawcową:D Ona uszyła mi też strój Asha i parę innych. Suknia do komunii to tesh jej robota:P I stój elfa tesh...) Sent ździwiła się... formą stroju. Podobno już w trzeciej klasie ta spódniczka ledwo tyłek zasłaniała, ale było oki. Ale dziwiła się, bo w ten sam strój Usa poszła na dyskotekę karnawałową w piątej klasie, i próbowała sobie wyobrazić reakcję chłopaków z klasy i z nie klasy. (potwierdzam.... to były reakcje... Mam zdjęcie, właśnie z owe dyskoteki, jak chcesz, to ci dam...- -) Uska chciała założyc ten strój do klasy szóstej tesh na te samą dyskotekę, ale tym razem mama jej juz nie pozwolila...- -' Po za tym looknęła na biurko. Siedziały tam rzędem ustawione miśki, lalki, figurki pokemonów(- -') i czarodziejek. Na wszystkich ścianach było mnóstwo plakatów. Wszędzie pełno książek, gazet komiksow i wszelakich pierdół.(tego jest więcej do opisywania, ale ja już nie mam siły...)
-Rozgość się!- Usa wskazała kanapę na której siedział już pluszowy Pikachu w paru odmianach i o różnych wielkościach. Senti po uprzednim sprawdzeniu, czy nie ma na kanapie jakiś glonów, czy innych rzeczy usiadła i jak zwykle zaczęła przeglądać tajemnice tego pokoju. Uska w tym czasie nalała colę i wrzuciła frytki...

***

Dziewczyny po zjedzeniu wszystkiego co się dało przeszły do sedna sprawy. Zaczęły wybierać ciuchy i rzeczy, jakie trzeba zabrać na lato. Zrobiły spis przedmiotów, które trzeba kupić. Na pierwszym miejscu był:
a)papier toaletowy(dużo, dużo, duuuużo!)
b)żarcia i picia(podobnie jak wyżej)
c)landrynki i rzeczy niezbędne do przetrwania:granaty, zapalniczki, paliwo, scyzoryk, nóż-jak największy, bomby, goomowe kaczuszki(do kąpieli!), fistaszki, różowe klapciooszki dla wszystkich i nie wiedzieć czemu,: 4 harlequiny(prawdopodobnie dlatego, żeby straszyć innych durną fabułą.
Senti poszła do siebie do domu. Na drugi dzień było zakończenie roku.




--------------------
Nie... Ja tylko...
Jestem cały czas zmęczona.
Jestem naprawdę zmęczona.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sentretka
post 12.04.2003 20:00
Post #3 

nie mam pomysłu na status


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 24
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Mińsk Mazowiecki




Pyscho, tak z ciekawości: a ty przeczytałaś?

Msza z rana. Wszyscy na biało-granatowo, bądź na biało-czarno. Każdy ma w ręku kfiatka, lub prezent, albo to i to. Msza minęła. Tłumy uczniów podążały na salę gimnastyczną. Jak zwykle przemówienie, wierszyki, piosenki, prezenty, stypendia. Słowem typowe zakończenie roku. Potem w każdej klasie rozdawanie świadectw, dawanie kfiatków itp. Nareszcie koniec! Koniec całorocznej mordęgi!


Wszyscy wyszli ze szkoły i zaczęli wznosić radosne okrzyki. Cała zgraja mutantów- czyli redakcja zebrała się pod dużym rozłożystym drzewem. Zażądzili pójście gdzię razem. Wszyscy wymownie spojrzeli w stronę Pokeballa. Wiadomo, że pójście do Macdonalda odpadało z wiadomych powodów, a na nic innego stać redakcję nie było. "Oczywiście można iść do restauracji"-pomyślała Usa, ale zaraz powiedziała sobie "nie", gdy tylko wyobraziła sobie redakcję w eleganckiej restauracji. Zaczęła rechotać, a reszta zaczęła się na nią dziwnie patrzeć. Po chwili jednak powrócili do mordowania tym razem Pokeballa, żeby spełnił swój obowiązek nakarmienia wszystkich mutantów. Pokeball ugiął się. Poszli wszyscy do domu jego.


Pokeball usadził redakcję w swoim pokoju, a sam uciekł do kuchni. Już od samego progu zaczął robić pyszne jedzenie dla swojej ukochanej ekipy.
-Mama!!!! Żarcie zrób dla wszystkich tych ciołków, co u góry siedzą!- rozpoczął, po czym rozłożył się na krześle i pomagał mamie, np. podnosząc co chfilę nogi, żeby się nie potknęła. Kiedy jadło było gotowe, Pokeball zaniósł żarcie do góry. Nie skomentował satnu swojego pokoju, bo dobrze wiedział, że tak się stać musiało, jeżeli zostawiło się samą redakcję bez opieki.=)
Wszyscy się rzucili na żarcie. Pomińmy jak to wszystko wyglądało, co oni robili potem, i co gadali. Przenieśmy się już do momentu, kiedy to każdy członek redakcji siedział już w swoim domu, i pakował się na podróż. Przenieśmy się jeszcze dalej, kiedy to redakcja już się przespała, i poszła na zakupy, kupić rzeczy niezbędne, oraz to jak to było w supermarkecie.
Jesteśmy przy tym jak oni jadą do tego nowego domu-ich siedziby letniej.


***

Tak więc cała redakcja jedzie. Z przodu siedzi Mateo i Pokeball. Już dojeżdzają do domku. Białe ściany, czerwony dach, ogródek, niedaleko jezioro i las. Zaparkowali jeepa. Wysiedli i rzucili się do oglądania domu. W środku wszystko było już urządzone. Porożrzucali swoje bagaże do odpowiednich pokojów, i zeszli do kuchni, chyba wiadomo po co.(bosh, muszę szybko coś wymyśleć, bo inaczej akcja ficka będzie się toczyć tylko wokół jedzenia i jak to redakcja spożywała!)


Jest już wieczór. Wszyscy siedzą w salonie i oglądają tv. Nagle dzwoni telefon. Podnosi Usa. Cisza. Nikt się nie odzywa.
Kotasia patrzy wyczekujaco na Usę, aż ta powie łaskawie kto dzwoni. Usa nie odpowiada. Bo przecież nikt nie dzwonił. Po prostu głuchy telefon. Znowu wszyscy oglądają tv. Później rozchodzą się do swoich dormitoriów;)


RANEK
Usa śpi. Ktoś nią szarpie. Usa otwiera oczy. Patrzy na zegarek. Jest już 7. Sentretka ją szarpie. No tak... Ona to rany ptaszek, a inni pospać nie mogą... Usa musiała wstać. Senti nijak nie mogła dobudzić jednak Mateo, Pokeballa i innych. Sentretka wzięła ze sobą jeden z Harlequinów, jakie kupiła i poszła do chłopaków. Leżeli na kanpie, na łóżku, na ziemi i gdzieś tam jeszcze.
Sentretka wzięła głęboki wdech o zaczęła czytać zaznaczony fragment:
"... ona zsunęła z siebie nocną koszulkę i podeszła do niego powoli. On miał ten zmysłowy błysk w oku. Patrzył na nią, a jego wzrok mówił, że ją pożąda. W pokoju panował pół mrok. Zaczęli się namiętnie całować..."-chłopaki powoli podnosili głowy, a Senti czytała dalej i ostatecznie po takiej jednej minucie czytania byli na dobre rozbudzeni i chcieli jeszcze. Senti zatrzasnęła książkę, i wyznaczyła Elderowi misję:pójście do sklepu po chleb, mleko i coś do tego....


--------------------
Nie... Ja tylko...
Jestem cały czas zmęczona.
Jestem naprawdę zmęczona.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Psychopatka
post 13.04.2003 00:23
Post #4 

Prefekt Naczelny


Grupa: czysta krew..
Postów: 518
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Glajwic

Płeć: Kobieta



Teraz już przeczytałąm. Nie za bardzo mi do gustu przypadlo. Czesto uzywasz dziwnei brzmiacych zdan np:

"Nie myśląc wiele zaczęła strzelać gdzie popadnie i biegła do wyjścia. Włosy unosiły się w powietrzu, biegła, na
nosie okularki, a na sobie szorty i bluzkę na ramionach..."
Poza tym czy okreslenie Jip jest specjalnie tak pisane? Bo jak wiadomo pisze sie Jeep... ale ogolnie rzecz biorac to za bardzo to wszystko poplatane jak na moje skolatane nerwy... albo ta godzina tak na mnie dziala... nie wiem. Nie wypowiadam sie glebiej bo to nie fick mojej kategorii... nie lubei takich opowiadan i zwykle nie czytam. Teraz zrobilam wyjatek i nawet nie zaluje =) W koncu twoja praca, a kazda praca sie oplaca. Pozdro.


--------------------
Hey you little Jesus bride why have you smiled to me ?
Hey you little Jesus bride why have you sang to me ?
They say that God is inside us all, and sometimes
He is not in the way that I have preached for to wish to
but God is my lover and I love him too

//F.Ribeiro//
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
ikar
post 13.04.2003 00:44
Post #5 

Mały człowieczek...


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 368
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Wawa :D

Płeć: Mężczyzna



QUOTE
Mam zdjęcie, właśnie z owe dyskoteki, jak chcesz, to ci dam...-


^^ chcę - dawaj! ^^ tongue.gif laugh.gif tongue.gif laugh.gif tongue.gif <żart>, <żart>, <żart>, <żart> rolleyes.gif laugh.gif

Heh - cały fick (przeczytałem) można streścić jednym słowem - "Bziuuuum" biggrin.gif. A to ma swoje wady i zalety - można się pogubić, można śmiać się i właściwie nie wiedzieć z czego, a można i czytać toto z niesmakiem. Albo wszystko to na raz - i trochę tak było w moim przypadku... Nie wiem, czy się przejmiesz, ale faktycznie jest trochę literówek i nie gramatycznie zbudowanych zdań. Część można wytłumaczyć oczywiście tym, że to było specjalnie, ale do części i tak się mogę przyczepić =). Heh - teraz to nawet zaczekam na pojawienie się całości - chcę się dowiedzieć jak toto się skończy. Ale też wolę nieco inny - poważniejszy klimat (choć od czasu do czasu dobrze jest się przy takim czymś odstresować ^^).

Pozdroofka!


--------------------
"At least we had a chance to say... Goodbye"
Nie ma opowiadań doskonałych - są tylko takie, w których jeszcze nie znaleziono błędów... (albo już je poprawiono :D)
Tolerancja, Wolna wola, Miłość (:)), Optymizm :)
Największe polskie forum RPG by Forum: Strefa Forumowych RPG ^^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sentretka
post 13.04.2003 09:32
Post #6 

nie mam pomysłu na status


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 24
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Mińsk Mazowiecki




To akurat był przypis Usy o ile pamiętam do mnie ktoego nie usunęłam >< I akurat wklejony fragment jest autorstwa Usy.... Przypominam, że nie pisałam tego sama, tylko z Usą, i to jeszcze kiedy bziumu nie było! >< Hmm.. Poważniejszy klimat.. Jest dalej... Przypadkiem... Bo akurat ja pisałam... Trochę poważniej... Ale nie myślałam o niczym poważniejszym, naprawdę, już sobie układałam co dalej będzie właśnie w stylu komedii... zaczęła pisać Usa... I wyszło.. Poważnie... Hmmm.. To ja wklejam już całość a potem się załamuję, że oczywiście wiadomo było, że się nikomu nie spodoba >< (przy okazji Usę trzeba ściągnąć.. Chociaż ona powie to co zwykle: "że wiadomo było że nikt go nie zrozumie i po go Sent dawałaś") Hmmm.. Dobra.. Jak ktoś chce.. Całość.. Zaznaczyłam kto co pisał już... I ciekawa jestem czy zmienią się chociaż o trochę komentarze po całości (w co wątpię, chociaż są na to szanse...) Dobra, dość gledzenia:

Sentretka:

No więc ruszył biedaczek, w drodze mamrocząc coś w stylu "Zawsze ja.. zawsze ja i tylko ja!" ale takie mamrotanie nie sprzyja skupieniu, więc jedna siódma redakcji wkrótce wpadła na drzewo. Oszołomiony spojrzał na przeszkodę, która stanęła mu przed nosem, przetarł oczy i rozejrzał się. W pierwszej chwili przestraszył się... zgubiłem się! ale tak naprawdę był już na skraju lasku a z pobliskiej piekarni właśnie czuć było świezym pieczywem. A ponieważ mężczyźni mają wyjątkowo czuły węch, jeśli chodzi o rzeczy jadalne, więc szybko wydostał się z lasku. W miasteczku zakupił świeżutkie pieczywo... i gumę do żucia. Dokładniej mówiąc, wszystko wydał na dwie bułki i kilka kilogramów gumy do żucia. Nie, nie dlatego, żeby lubić gumę o smaku truskawkowym "Gucio" ale razem z gumą załączane były małe samochodziki. Elder zaś uznał, że będzie to coś, co zajmie całą grupę na długo (jego zresztą też).
Opuścił sklep, odprowadzony dziwnymi spojrzeniemi (no wiecie, na plecy miał zarzucony worek z samochodzikami i gumami, a w drugiej ręce torebkę z bułkami sztuk dwa) i wszedl do lasu. Niedawna nauczka, aby uważać jak się lazi nie dała mu nic do myślenia (zresztą, czego innego można by było się spodziewać po jednej siódmej redakcji pokeballz?) i wkrótce znów z oszołomieniem wpadł na drzewo. Tym razem zgubił się na dobre. Do domku nie mógł doprowadzić go żaden zapach, a chociaż najprawdopodobniej sześć siódmych redakcji zachowywało się bardzo głośno, to był zbyt daleko, żeby to usłyszeć.....

***

Tymczasem w domku...
- Elder coś długo nie wraca.. - stwierdziła Sentretka po dwóch godzinach czekania.
- Oby tylko mu się coś nie stało! - pobladł Pokeball.
- Martwisz się o niego? - zapytał Mateo ze zdziwieniem.
- Jasne, że nie - prychnął Pokeball - Ale co z jedzeniem??

Usagi:

Elder dalej się błąkał po lesie. Postanowił w końcu usiąść na pniu drzewa. Jak postanowił- tak zrobił. Usiadł, na ziemi położył worek z gumami, a obok siebie postawił historyczne dwie bułki. Usiadł po turecku. Zamknął powieki. Ręce złożył w taki specjalny sposób. Zaczął coś nucić pod nosem, i skupiać się w sobie. Próbował użyć techniki medytacji, ale nico z tego wyszło. Z Eldera marny buddysta. To medytowanie tak go zmęczyło, że rzucił się na owe dwie nieszczęsne bułki. Zasnął. Po około godzinie, dwóch małych chłopczyków przechodziło tamtejszą drogą. Spojrzały na Eldera. Potem na worek z samochodzikami i gumami i pomyśleli to co każdy zdrowy chłopak pomyślałby na ich miejscu:"Zjeść gumy, zabrać samochody"(a może na odwrót? Zjeść samochody, wziąść goomy?). Podeszli ostrożnie do Eldera, zastanawiając się, czy aby na pewno nie jest to jakaś pułapka, i czy aby na pewno zaraz nie obudzi się i ugryzie. Chłopcy widząc, że bestia śpi, sięgnęli do worka. Popatrzyli do środka. Wzięli dwa samochody z wierzchu, wsadzili do kieszeni. Wzięli na sam dobry początek dwie gumy i zaczęli rozpakowywać je powoli. Jednak nasi chłopcy nie przewidzieli paru szczegółów. Mogli wziąść worek i wiać, tym samym pozbawiając posiłku redakcji. Elder w tym samym momencie, kiedy chłopacy po cichu zaczęli zdzierać papierek z gumy, powoli otworzył oczy. Jakoże dzikie bestie mają dobry słuch, Elder usłyszał zdzieranie papierka. Chłopaki właśnie wkładali gumę do ust. Elder się zerwał i rzucił w stronę chłopaków. Ci byli tak oszołomieni nagłym przebudzeniem, że nie zdrętwiały im nogi i nie mogli uciekać.
-Jak!!!! Jak śmieliście ruszać moje gumy!!!!!!!(ej, do licha przecież to goomy całej redakcji!)- w oczach miał chęć mordu. Rzucił się na chłopaków, i zaczął wyciągać im te gumy z ust.
-No, ładnie! Doigraliście się!!!- wykrzyczał w stronę chłopców, jednocześnie oglądając gumy świeżo wyjęte im z ust. Chłopacy zaczęli uciekać. Elder nie namyślając się wiele chwycił worek z gumami i samochodami, i zaczął gonić chłopaków. W oczach miał ogień.
-Będziecie teraz prasować te goomy do skończenia świata! Żeby mi nie było na nich ani jednego śladu waszych kłów!!!-Elder powoli doganiał swoje ofiary. Nawet się nie spostrzegł, kiedy wybiegł z lasu, i miał parę kroków do domu...

* * * * *

-Kiedy ten Elder wróci!-wydyszał Mateo. Nikt mu nie odpowiedział. Prawdę mówiąc wszyscy zaczynali się powoli martwić, i podejrzewać, że Elder sam zjadł wszystko po drodze. W końcu Kotasia podeszła do okna. Widok ją zszokował. W pierwszej chfili nic nie mówiła, ale zaraz zadarła się:
-Eeeeeeeeeej!!! Loodzie!!! Elder na dwunastej!- wszyscy jak jeden mąż rzucili się do drzwi. Doszło do rękoczynów, kto mu otworzy. W końcu cała redakcja wlazła na podfoorko. Widok przedstawiał się następująco: Elder nadal goni chłopaków, a w oczach z sekundy na sekundę rośnie chęć mordu.
-Nie daruje wam!!!! Prasować mi tę goomę, ale już!!!- dalej swoje Elder
-Hej, Eld! No, dalej, daj jush temu spokój! My tu czekamy na posiek, no chodź!- zadarł się Pokeball, i chyba pierwszy raz zachował się jak na webmastera przystało, i zaczął bronić redakcji. W tym wypadku zaczął gonić Eldera, a dostał dodatkowego dopingu, kiedy zobaczył, że do goom dołączone są samochodziki. Redakcja mu dopingowała. Pokeball już prawie dopadł Eldera, a Elder doganiał chłopaków. Elder nareszcie chwycił chłopaków, a Pokeball Eldera. Elder schwycił chłopaków za karki i dalej swoje o "prasowaniu do końca świata" (czy mi się wydaje, czy on się powtarza?tongue.gif-Us), a Pokeball założył swoje okoolarki cool-odporne, made in Men-In-Black ( tu a propos zdjątka:P), i wyciągnął dwie sztuki Uzi. W stylu Lary Croft zaczął strzelać gdzie popadnie, a na sam koniec przyłożył pistolet do głowy Eldera.
-No dalej mały! (Elder przecież nie jest mały... - -') Dawaj worki, tylko bez żadnych noomerów koleś! No już!- powiedział w jakże męski i odważny sposób, lecz nie dokończył swej kwesti bo nagle z tyłu przeleciała wygłodniała szarańcza(czyt:redakcja), która już nie mogła patrzeć na tą nędzną farsę, jaką odstawia Pokeball, i postanowiła wziąść sprawę w swoje brudne łapki. Chfyciła worki i pognała do domu, zostawiając Pokeballa, który już nie miał naboi, sam na sam z Elderem i chłopakami. Chłopacy korzystając z zamiesznia zwiali, i wiedzieli, że jush nie ruszą cudzych goom. Elder patrzył teraz morderczym wzrokiem na Pokeballa. Pokeball przerwał mu w najlepszym momencie zemsty na chłopakach. Patrzył dalej na Pokeballa, a ślina zaczęła cieknąć mu z ust. Pokeball chętnie wszedłby teraz właśnie, kiedy brak mu naboi, do domu, ale spojrzał na drzwi zastawione przez redakcję, która w tej chfili bawiła się samochodzikami, i jednocześnie obserwowała przebieg wydarzeń. Nie! Zbyt wiele razy im podpadł! Nie mógł liczyć teraz na ich pomoc. Jest zdany w tym momencie tylko na siebie. Elder podszedł do Pokeballa. Pokeball cofnął się parę kroków do tyłu.
-Ty.... Ty... zapłacisz mi za to....-rozpoczął Elder- będziesz do końca śfiata prasował mi te goomy zamiast tych chłopaków....(no, to jush sie robi nudne... Elder! Wymyśl coś lepszego, bo to słyszeliśmy parę razy!)- Pokeball zbladł. Zobaczył przed chfilą piękny popis wściekłości Eldera, i teraz zaczął się bać. Czarne okularki (made by Men in Black:D) spadły mu na ziemię. Uzi z resztą tesh. Nie myśląc wiele (jak to było w jego zwyczaju;)) zaczął uciekać. Redakcja podobnie jak wcześniej dopingowała zamiast pomóc.
-Bravo Elder!
-Dobij Pokeballa!
-Naucz go jak się profadzi site!
-Oducz go tego lenistwa!
-Naucz go jak się prasuje!- tego typu okrzyki leciały ze strony wejścia do domku, gdzie stała redakcja.
-Jush ja wam pokaże! Zwalniam was! Wyrzucam washe texty!- coś w tym stylu mamrotał Pokeball, ale wiadomo, przecież, że i tak nikt go nie słuchał. Gadu- gadu do obiadu, przeciesh jak wyrzucici całą redakcję, to kto będzie prowadził site? Przecież nie Pokeball! Newsy- w ostateczności to tylko będzie robił, bo pisanie textów jest "za bardzo męczące, a po za tym można stracić status 'lenia największego pod słońcem', a to w rachubę nie wchodzi".

* * * * * * * * *

Elder siedzi i patrzy na Pokeballa. Pokeball wyciągnął deskę do prasowania i żelazko, i teraz wypełnia polecenie Eldera. Ta wyprasowana gooma miała jush średnicę około jednego metra. Pokeball prasował tak jush od kilku godzin, i nie zanosiło się na to, że będzie mógł przestać. Redakcja zpałaszoława jush wszystkie goomy. Nikt nie wspominał o dwóch bułkach, bo każdy bał się gniewu Eldera. Nawet redakcji znudziła się już zabawa samochodzikami. Teraz siedzieli i patrzyli na prasowanie Pokeballa. Sentretka wzięła taśmę celuloidową i zaczęła kleić czarne okularki (Made by Men in Black:D). Powoli jush wszystkim się nudziło.
Ciężki nastrój. Elder cały czas patrzył z byka na Pokeballa. Postanowił pójść do ubikacji . Chciał wejść na korytash, jednak niechcąco nedepnął na samochodziki, i zaliczył taką glebę, że aż dom zatrząsł się w posadach. Wszyscy, oprócz Pokeballa, który teraz z mściwym uśmiechem siedział na kanapie, rad z tego że chodź na chwilę ma spokój, no i oczywiście z tego, że Elder jest przesh chwilę nie przytomny, nie żucił mu się pomagać. Elder miał otwarte oczy, ale zdawał się nie przytomny. Wzrok miał nie obecny. Z ust ciekła mu.... krew? Nie, to przestarzałe! Leciała mu ślina, bo to dzisiaj w modzie.
Elder nadal nie przytomniał. Nawet Pokeball lekko się zaniepokoił (phe, a wcale że nie!-Pok). Mateo wspólnymi siłami z Maciem przenieśli go do pokoju na kanapę. Położyli. Elder pobladł jeszcze bardziej. Kotasia wpadła w lekką histerię, zastanawiając się czy Elder żyje. Senti przyniosła miskę wody i ścierkę ("Bendem robiła kompresy!"). Usa poleciała do szafki z lekarstwami i przyniosła wszystko co tam znalazła. Drżącymi rękami zalała aspirynę w tabletkach. Podstawiła Elderowi pod rękę stos tabletek różnych kolorów.
Elder po parutnastu minutach oprzytomniał jako-tako. Spojrzał rozkojarzonym wzrokiem na swoją redakcję.
Jush powoli przestawał być blady. Usa otwarła mu usta i wlała ową aspirynę (przedtem nie był w stanie jej wypić) i wrzuciła wszystkie tabletki do ust. Elder teraz zrobił się siny (bo zaczął się krztusić), usiadł na łóżku i zaczął machać rękami. Sentretka w ramach robienia mu kompresów wylała na niego całą wodę z miski. Elder jakoś przełknął tabletki, wodospad by Senti tesh jakoś przetzymał. W końcu zaczął ciężko dyszeć. Wzrok miał jush normalny, no i siedział o własnych siłach. Redakcja uznała to jako dobry znak i zaczęła wznosić trudne do zdefiniowania okrzyki (radości? Nie... Żalu? Chyba...) Wszyscy żucili się do tego by go oklepywać, i pocieszać. Pokeball podszedł do deski do prasowania, wziął z niej goomę do żucia o średnicy około metra i wepchnął do ust Eldera.
-Smacznego koleś!-krzyknął z obleśnym uśmiechem na twarzy Pokeball. Elder ponownie zaczął się krztusić. Znowu zbladł. Wypluł goomę i ogarnął wzrokiem redakcję. Wszyscy na niego dziwnie patrzyli. Elder domyślił się o co chodzi. Byli głodni! Było to widać w ich oczach! A bestie głodne są zdolne do wszystkiego! Przełknął ślinę. Rzucił się na łóżko i udawał że znowu zemdlał. Poczuł czyjąś dłoń na plecach. Odwrócił się. Kotasia. Patrzyła na niego w dziwny sposób. Wiedział czego chciała. (bez skojarzeń mi tu!)
-Pojedziesz do sklepu....-zaczęła opanowanym głosem, ale Elder wiedział, że pod tym spokojem kryje się całkiem coś innego.- Wrócisz z jedzeniem.... Masz wykonać zadanie, albo....- tu przejechała palcem po szyi i znów popatrzyła "dziwnie". Elder wiedział, że lepiej wykonać zadanie jak należy. Redakcja w stanie głodu jest zdolna do wszystkiego. Wiedział, że do jutra mógł dożyć, ale w postaci zupy, mrożonki, albo rzeczy tego typu, lub nawet wcale...- Pojediesz z.... Eeee... Pojedziesz z Pokeballem.- dokończyła Kotasia ze spokojem. Reszta na nią dziwnie spojrzała. Wszyscy wiedzieli, że po tym co było przed chwilą, nie wiadomo, co może się wydażyć. Pokeball łypnął okiem na Eldera, i vice-versa. Podali sobie ręce na znak zgody. Wsiadli do jeepa. Pomachali w stronę domku i zrobili głópie miny. Udawanie, że "nic-się-nie-stało" nie wychodziło im dobrze. W końcu pojechali. Kierował Pokeball. Obok niego siedział Elder. Kiedy tylko trochę odjechali od domu zaczęła się kłótnia namber łan. Bo Elder chciał kierować. I tak jadą i się kłócą. Doszło nawet do rękoczynów. Na trasie spotkali glinę, który ich zatrzymał.
-Prawo jazdy proszę, obudwu panów....
-He, he, ładną pogodę dziś mamy prawda?- zapytał głópkowato( jak to było w jego zwyczaju;D) Pokeball. Pytanie było conajmniej nie na miejscu, bo niebo było dziś zachmurzone, i zbierało się na deszcz.
-Jusz daję!-podał Elder, mimo, że wcale nie kierował. Policjant wziął i coś tam zaczął zapisywać.
-Eeeee.... A właściwie, to o co chodzi?- spytał w końcu Pokeball, po dłuższej chfili milczenia. Policjant dalej milczał. Po kolejnej chfili machnął ręką w stronę wozu policyjnego. Wyszedł z niego facet w okularkach, z tłustymi włosami, i mikrofonem. Za nim jeszcze jeden facio tylko, że ten drugi miał kamerę. Podeszli do jeepa.
-Czy oni się nadają?-spytał facet w okularkach. Policjant pokiwał głową. Facet dwa poatrzył na nasz duet, po czym podszedł do faceta jeden- w okularkach. Zaczęli coś szeptać między sobą. Zmierzyli wzrokiem nasz duet jeszcze raz. Chyba się rozmyślili, co do tego, co mieli zrobić, bo ostatecznie kazali jechać Elderowi i Pokeballowi.

Nareszcie dojechali do sklepu. Pokeball (uzgodnili, że Pokeball niech se jush prowadzi. W drodze powrotnej ma prowadzić Elder:D) Weszli do sklepu.
Prześli przez dzrzwi obrotowe. Pokeball nie namyślając się wiele wskoczył do wózka i zaczął się drzeć do Eldera: wieź mnie, wieź! Elder sam chciałby znaleźć się na miejscu Pokeballa, ale wymyślił inny sposób: będzie wieźć Pokeballa, a on sam będzie miał jedną nogę na wózku, a drugą na ziemi i będzie odpychał się jak przy jeździe na hulajnodze. Wobec czekających ich zabaw, całkiem zapomnieli o swoich sporach. Na jakiś czas...
Pojechali najpierw ku stoisku ze słodyczami. Pokeball wziął zgrzewkę "jajek niespodzianek", zaczął rozpakowywać jajka, jeść czekoladę, a wszystkie zabawki wkładać do kieszeni. Sam Elder, jako osoba bardziej wyrafinowana jadł batoniki, takie jak mu się pod rękę nawinęły, oraz cukierki Riesen. Jednak Elder i Pokeball też człowiek (że co?O_o), i pojemność żołądka ma ograniczoną, i wkońcu odeszli od stoiska. Poszli za to zrobić w końcu zakupy. Kupili obiad, oraz parę drobiazgów, potrzebnych, aby funkcjonować. Na obiad kupili 2 kilo soli, 4 torebki pieprzu, 10 gramów sera żółtego, i jedną paczkę delicji. Do drobiazgów zaliczało się: olej, paczkę wykałaczek, płyn ludwik(promocja! Rolka papieru toaletowego GRATIS!), oraz "Poradnik- jak samodzielnie wychodować paproć". Z zakupami nie podjechali jeszcze do kasy, bo przecież w supermarkecie jest tyyyyle różnych zajęć! Chłopaki po zjedzeniu takiej ilości słodyczy nabrali ochoty na coś bardziej treściwego. Załadowali żołądki jeszcze bardziej jakimś normalnym jedzeniem, bo wiedzieli co ich czeka w domu. Potem nabrali ochotę na zabawę. Oczywiście zabawa wózkiem to pierwsza rzecz. Pokeball siedział wśrodku, a jak na hulajnodze jechał Elder. Jeździli tak między regałami, jak na jakimś torze pszeszkód. Czasami trzeba skręcić, czasami ominąć kogoś, bądź wózek tego kogoś. Nie zawsze się to udawało, a co za tym idzie było parę rozwalanek. Parę razy nasz duet wpadł na stoisko z puszkami, zupkami, zabawkami lub innymi towarami. Czasami "niechcąco" wpadali na różnych ludzi. I tu dochodziło do rękoczynów... Parę razy chłopacy przypomnieli sobie o swoich sporach, no i wtedy... Np. Elder puścił wózek z Pokeballem, a sam z niego zeskoczył w odpowiednim momencie. I tak oto Pokeball leżał wśród konserw, dzrzemów i makaronów. On sam nie pozostawał święty. Wiadomo:"Jak polak z polakiem". On np. "niechcąco" wylał na niego mleko, i parę jogurtów. Nie będziemy opisywać, co jeszcze robili, w końcu palce tesh bolą od tego pisania...
Po za tym fajnie było oglądać reakcje co po niektórych, gdy widzieli dwóch chłopaków w tym samym mniej więcej wieku, pędzących na wózku, bądź bawiacych się zabawkami ze stoiska. Parę razy zdarzało wpaść się im na jakiegoś gliniarza, ale ogólnie było spoxik.

W końcu doszli do lady. Przy kasie stała pani... brzydka. Stara, gruba i brzydka baba. Na domiar złego nasz duet wpadł jej najwyraźniej w oko. Elder popatrzył w stronę goom do żucia. Pokeball tesh. Spojrzeli na siebie. Oboje odwrócili głowy, bo wiedzieli, że gdyby zaczęli się bić, to pożywienie mogłoby ulec zniszczeniu, a co za tym idzie, głodna redakcja sprawiłaby, że mieliby oboje spektakularny koniec. Stara babka zaczęła mrugać dziwacznie to jednym, to drugim okiem do Pokeballa. Ten starał się niczego nie zauważać. Babka spojrzała na Eldera. Elder niedbale żucił forsę na ladę. Babka odbierając forsę "niechcąco" (który raz pojawia się tu to słowo?) dotknęła jego ręki. Elder gwałtownie odsunął rękę. Może nawet zbyt gwałtownie, bo babka odczytała to jako "chcę się z tobą umówić", i zacząła tym razem ściskać rękę Eldera, co z kolei przeszło w szarpanie, a na koniec w przytulanie.
-Help! Pokeball, nie zostawiaj koompla w potrzebie!- głos Eldera był bardzo histeryczny. Przed chwilą jeszcze Pokeball śmiał się z adoracji grubej, brzydkiej baby, lecz teraz obudził się w nim jakiś duch przyjaźni, i chwycił babę pod brodę. I to był błąd. Baba puściła Eldera, a ten plasnął o posadzkę, zaliczając dziś już drugi raz glebę. Złapała Pokeballa i chciała go pocałować, bo to złapanie pod brodę, według niej było BARDZO wymowne, i teraz role się odwróciły, bo to właśnie Pokeball potrzebował teraz pomocy. Elder jakoś ostatkiem sił się podniósł. Chwycił jakiś transparent reklamujący wodę "Primaverra!!!" i palnął nim babę. Ta zemdlała. Rzuciła się ciężkim ciałem na ziemię. Obaj chłopacy odetchnęli z ulgą. Jako zapłatę za trud z babą wzięli sobie zgrzewkę batoników, goom, reklamoowek jednorazowych, dropsów i lizaków. Postanowili schować je do bagażnika na czarną godzinę. Wzięi zakupy i wyszli ze sklepu. Zgodnie z obietnicą- prowadził teraz Elder. Podczas jazdy nie było już, o dziwo, kłótni.

W końcu dotarli do domu. Nie trudno było przewidzieć, że nasza redakcja rzuciła się na jadło (czyt. : pieprz, sól, delicje, i 10 gram sera). I nie trudno było przewidzieć, że było to stanowczo za mało jak dla naszych mutantów. Ale nic to. Jakoś przetrzymali. Każdy poszedł do swoich zajęć.

Kotasia siedziała na kanapie przed telewizorem. W ręku trzymała chusteczkę, w którą co chfilę chlipała. W telewizji leciał właśnie 18998 odcinek telenoweli "Anielski Buntownik". Właśnie w tym momencie na ekranie pojawiła się tfarz Esmeraldy i Menuela. Menuel oświadczał się Esmeraldzie, bo ta była matką jego babci, która była żoną jej wujka, bo tamten nie kochał jej matki i uciekł z dziadkiem na grenlandię, bo chciał mieć z nim dziecko, które potem się zakocha w jej córce. Obok niej na kanapie siedział Pokeball. Minę miał na pierwszy rzut oka obojętną, ale tak naprawdę sam przeżywał ten serial, kto wie, może nawet bardziej niż Kotasia, choć starał się to ukrywać.
Usa tworzyła wypociny malowane- czyli obraski, i komixy, a Senti- wypociny pisane, czyli ff.
Macio siedział z Mateo u góry, i grał z jakąś "super-extra-rozwalnkę-89".
Nasz Elder bawił się teraz zabawkami z "Kinder niespodzianki", które przyniesł ze sklepu.
Tak jak przewidywano-rozpadało się. Była już 18. Burza dalej trwała. Błyskawice, i ciemność na polu, mimo, że w lecie przecież zawsze jest jasno do późna.

Sentretka:

Nagle zgasło światło. Kotasia i Pokeball chórem krzyknęli:
- W najciekawszym momencie!
Sentretka z Usagi:
- No i jak ja teraz skończę mój...
Przerwał im Macio z Mateo:
- Jeszcze trochę i....
Krzyki zakończył Elder:
- Gdzie jest moja zabaaaawka?
Po kilkunastu minutach wzajemnego wpadania na siebie i potykania się o samochodziki i resztę śmieci, żeńska część redkacji jako tako doszła do siebie i spróbowała uspokoić męską część redkacji. Ponieważ jednak męska część redakcji była w przewadze, dziewczyny zostawiły w spokoju chłopaków i poszły usiąść na kanapę, aby sie zastanowić. Gdy w końcu dotarły tam, Sentretka stwierdziła:
- Ciemno tu jak w grobie... równie dobrze mogłabym zamknąć oczy i tak nic nie widzę!
- Albo założyć okularki Pokeballa - dodała posępnie Usagi - Mamy jakąś latarkę?
- O ile sie nie mylę, na liście figurowały zapalniczki, ale latarka? - odparła Kotasia.
- Ja mam latarkę... - powiedziała Sentretka - ale jedną.... musimy uważać, żeby chłopaki od razu nam nie wyrwali.....
Dziewczyny jakoś dotarły do latarki. Było to urządzenie dość kiepskie, ale nieoceniona Senti wpadła na następny pomysł:
- Teraz musimy znaleźć jakieś ognioodoporne naczynie, włożyć tam coś łatwopalnego i podpalić zapalniczką!
Teraz już o wiele łatwiej szedł im marsz do kuchni po odpowiednie przedmioty, ale nagle wpadły na Macia z Elderem, którzy zauważyli latarkę.
- Macie latarkę?!
- Skąd?!
- My też chcemy!
- To moja latarka, więc nie dostaniecie - odparła Senti - Ale właśnie idziemy do kuchni po...
Nie skończyła. Nagle wszystko ucichło. Do uszu całej piątki dobiegł dźwięk, jakby drzwi wejściowe otworzyły się z jękiem. Po całym domu powiało lodowatym powietrzem, mrożącym krew w żyłach. Krzyk... Jeden? Nie, dwa... Znowu zaskrzypiały drzwi... I tak nagle jak wszystko się zaczęło, tak ucichło... W dodatku światło się zapaliło, a burza powoli cichła...

- Nareszcie! Chodźcie na dół, chyba drzwi się otworzyły! - krzyknął Elder.
Senti i Usa spojrzały na siebie znacząco. One miały inne zdanie o takich sprawach, ale nic nie powiedziały.
Drzwi jednak były zamknięte, a raczej przymknięte. Kotasia zamknęła je na klamkę i zasunęła zamek.
- Głodna jestem - stwierdziła Senti.
- Heh... Jedzenia nie mamy, a taką pogodę raczej nikt z nas nie wyjdzie! - odparła Kotasia.
Była to prawda: burza może ustała, ale deszcz, choć już nie tak mocny, nadal padał.
Nasza piątka stłoczyła się więc przed telewizroem, aby zapomnieć o głodzie. Usagi podniosła rękę z pilotem i nagle zatrzymała ją.
- Mateo i Pokeball.
- Co Mateo i Pokeball? No, zapalaj! - zdenerwowała się Sentretka.
- Nie zauważyliście?! Nie ma ich!
- A faktycznie, tak za cicho i za spokojnie... - stwierdził Elder - Musieli wyjść, dlatego słyszeliśmy otwieranie drzwi! Wpuścili zimne powietrze, a potem przymknęli drzwi!
- Chyba nie będziemy ich szukać po nocy i w deszczu? - stwierdziła Kotasia - Może są gdzieś w domu!
Jednak koffanych webmasterów w domu nie było, mimo, że redaktorzy zrezygnowali z oglądania telewizji i przeszukali cały dom.
- A więc pora podjąć decyzję: albo idziemy ich szukać, albo czekamy do rana - stwierdził Macio.
- Głosujmy: jest nas piątka... - powiedziała Senti - Ja jestem za, bo o ile o Pokeballa się nie martwię, to MateoCharizardowi, samemu zostawionemu na pastwę losu w towarzystwie Pokeballa może się coś stać!
- Ja jestem przeciw. Mam dosć Pokeballa, przynajmniej sobie od niego odpocznę! - stwierdził Elder - Najwyżej poszukajmy ich rano, będzie widniej...
- Ja głosuję jak Elder - pada deszcz - powiedział Macio.
- Ci mężczyźni! Ja jestem za! - powiedziała Kotasia.
- Ja jestem za Sentretką, a więc idziemy! Wy nie musicie, jak nie chcecie! - rozsądziła o wyniku głosowania Usagi.
- No tacy nie jesteśmy, idziemy!
Ponieważ jednak nikt z redakcji nie miał płaszcza przeciwndeszczowego, dziewczynki okryły się wspólnie workiem po gumach, a chłopcy chcieli wziąść rysunki Usy i ff`y Senti, ale dziewczny wyrwały im z okrzykami:
- Mój fanart!
- No co wy sobie myślcie!
Na koniec Sentretka wzieła latarke i cała piątka wybiegła: z przodu dziewczyny okryte wspólnie workiem, świecące latarką, a z tyłu moknący Elder z Maciem....

***

- Krążymy po tym lesie juz od 3 godzin! - zaczął narzekać w końcu Elder.
- Nie od trzech godzin, a od pół godziny - Sentretka spojrzała na zegarek.
- Wszystko jedno! Wracajmy!
- Taaak.. ale w którą stronę...?
Redaktorzy zaczęli się rozglądać. Fakt, skoro Elder zgubił się w lesie w ciągu dnia, to tym łatwiej było zgubić się w ciemnościach i deszczu.... Nie pozostawało nic innego, jak szukać dalej. nagle Sentretka drgnęła.
- Ktoś wołał! Słyszeliście?
Reszta spojrzała na nią z wyrazem na twarzy "Nie wszyscy mają taki doskonały słuch, jak ty"
Sentretka zignorowała ich, przetarła rękawem okulary i zaczęła się rozglądać.
- Ktoś wołał "Ratunku! Pomocy" . Najprawdopodobniej dobiegało to stamtąd! - pociągnęła ze sobą dziewczyny i chłopaków.
Jednak oni nie byli tacy zaaferowani, i w dodatku głodni i przemoknęci. Sentretka poświęciła się więc i puściła się biegiem. Reszta redakcji podążała za nią truchtem....

***

Teraz już wszyscy to usłyszeli. Redaktorzy zaczęli się rozglądać...
- Tutaj! - Kotasia wskazała jakąś dziurę.
Dziura miała jakieś 4-5 metrów głębokości. Miała jednak dość małą średnicę. Mimo to, w ciągu dnia na pewno można by było ją zauważyć i obejść...ale w ciemnościach była prawie niewidoczna. Na jej dnie stali nie kto inny, tylko Mateo i Pokeball. Ściany dziury, być może w ciągu dnia suche, pełne wystających korzeni i kamieni teraz powlokły się błotem. Niemożliwością było wydostać się z dziury, przynajmniej nie bez czyjejś pomocy. Sentretka ponownie poświęciła się i położyła na brzuchu, po czym krzyknęła:
- To wy?
- A kto inny! Pomóżcie nam! - krzyknął Pokeball.
Sentretka wstała, otrzepała się i spojrzała na redkację z miną "Ja już dość zrobiłam, teraz niech kto inny się wykaże w ficku"
Elder uśmiechnął się złośliwie i oparł o drzewo.
- A kto mi wepchnął gumę?
- A kto zwlekał z umieszczeniem moich tekstów? - dodała Usagi.
- A kto nam groził wywaleniem z redakcji? Jeszcze dzisiaj! - przyłączy się Macio.
Pokeball spuścił głowę i milczał, ale Mateo odparł:
- No chyba nie ja!
- Ty nie - zgodziła się Sentretka.
Gdy tylko słowa Sentretki dotarły do Pokeballa, przestraszył się:
- No chyba mnie tu nie zostawicie samego? Waszego koffanego webmastera?
Sentretka bez słowa ułamała jakąś długą gałąź i znowu się położyła na brzuchu.
- Wchodź.... Mateo.
Mateo nie potrzebował zachęty. Szybko chwycił gałąź i wdrapał się na górę. Pokeball z determinacją wyciągnął ręce, ale Sentretka wciągnęła gałąź.
- D-d-dzięki - wyjąkał cały czerowny Mateo.
- Nie ma za co - spokojnie powiedziała Senti - Co właściwie się z wami stało?
- Eeee... nieważne... - teraz Mateo cały sie palił ze wstydu.
- Mów, albo wrzucę cię do tej dziury!
- Ja! Ja! Ja wam powiem! Tylko pomóżcie mi wyyyyyjść! - zawył Pokeball.
- Cicho - ofuknęła go Senti - No... nie bój się! Mów!
Mateo skulił się, ale zaczął mówić.
- No więc....Obydwoje z Pokeballem wyszliśy z domu... po jakąś pomoc, no wiecie... czy elektryka....
- Nie kłam! Wiesz dobrze, że szliśmy do jeepa, aby pojechać do miasta i tam poczekać do rana! Ja sie pytałem nawet co z resztą redakcji, a ty odpowiedziałeś, że jakoś sobie poradzą.... - krzyknął Pokeball.
Usagi podeszła i zdecydowanym ruchem chwyciła Mateo za kołnierz, aby go wrzucić do dziury, ale Sentretka zablokowała ją i powiedziała spokojnie do Mateo:
- Mów dalej.
Usagi puściła kołonierz Mateo i zrobiła krok do tyłu.
- No... ale w tych ciemnościach i deszczu nic nie widzielismy i w końcu zaszliśmy za daleko.... i wpadliśmy do tej dziury - wytłumaczył Mateusz.
- A dalej? - zapytała Sentretka. Redakcja spoglądała na nią ze zdumieniem. Nigdy jeszcze nie widzieli jej tak stanowczej, a jednocześnie: tak spokojnej.
- Co dalej?
- No, co robiliście w tej dziurze, zanim przyszliśmy?
- N-nic.
- Wątpię, abyście przez prawie godzinę po prostu stali...
- Na początku próbowaliśmy się wydostać... Potem zaczęliśmy się zastanwiać co będzie... i wyrzucać sobie nawzajem, jacy byliśmy dla was - przełknął ślinę - no..... zaczęliśmy się bać, że nie przyjdziecie....
Sentretce najwyraźniej to wystarczyło. Kiwnęła głową.
- Wystarczy. A teraz, ty decyduj, czy wyciągamy Pokeballa? - z jej miny można było wyczyta jedno: gdy Mateo zadecyduje o losie Pokeballa, ona spowrotem zmieni się w cichą redaktorkę...

Usagi:

Mateo miał teraz mętlik w głowie. Został tak jakby rozdarty na dwie połowy. Nie wiedział co zrobić. Z jednej strony chciał pomóc koomplowi, współpracownikowi, tak jakby drugiej połówce,a z drugiej miał wielką ochotę zostawić go w tym dole i dać nauczkę za te wszystkie błędy, za te jego drażliwe cechy charakteru, za lenistwo, i ogólnie całą jego postać. Jeżeli wyciągnąłby go z tego dołu- uznali by go za mięczaka, uzależnionego od swojego kolesia, ale nie miał serca zostawić go tam w dole. Zemsta jest słodka, ale ta zemsta może obrócić się przeciwko niemu. Deszcz nie będzie padał wiecznie, i ziemia trochę wyschnie, a wtedy łatwo jest wyjść i Mateo wolał nawet nie myśleć co by było, gdyby Pokeball wyszedł i chciał się na nim zemścić. Chciałby być teraz na miejscu zwykłego redaktora, bo wtedy mógłby podjąć bez niczego decyzję, ale teraz jest jakby zastępcą szefa, i to on decyduje. Przełknął ślinę. Spojrzał na Sentretkę. Jej twarz nic nie wyrażała. Była dalej spokojna i opanowana. Ona to ma dobrze! Cokolwiek się stanie- ona jest bezpieczna, bo przecież nie jest szefową.
-Eeee.... Wiecie? Może zrobimy głosowanie? To dobry pomysł!
-Osz ty! Jak śmiesz! To nie ulega wątpliwości, że masz mnie wyciągnąć! Sam się prędzej czy później wydostanę, a wtedy to....- Mateo dalej nie słuchał. Nie chciał i jednocześnie chciał wyciągnąć go z tego dołu. Spojrzał jeszcze raz na Sentretkę. Gdyby ona miała jakieś zdanie i pokazała je, to na pewno wstawiłby się za nią, ale jak na razie go nie ma, a może ma tylko nie pokazuje go. Spojrzał na wściekłego Pokeballa. Mateo czekał teraz aż któryś członek redakcji przeważy szalę. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zostawić po środku, ale jak w takim wypadku zostawić to wszystko po środku? Na skraj brzegu podeszła teraz Usa. Gdyby Senti miała taką minę jak ona, to z pewnością Mateo zostawiłby teraz Pokeballa w tym dole, bo oczywiście by uległ Senti.
-No dobra ludzie i ludziska...- zaczęła na pozór spokojnym głosem- jak uważacie-czy on powinien tu zostać? Czy zasługuje na to, żeby tu siedział całą noc, a jak wiadomo dzisiejsza noc nie jest zbyt sprzyjająca siedzeniu w dołach... Czy powróciłby żywy z czegoś takiego? Prawdopodobieństwo jest małe. Nie liczmy ot takich drobiazgów jak burza, pioruny, zawalenie się ścian dołu, a tym samym pogrzebanie żywcem, czy złapanie jakiś chorób. Mówimy tu o czymś poważniejszym.... Ale czy Pokeball zasługuje na to żeby wyjść i wrócić sobie do domciu jakby nigdy nic? Obejrzeć serial, i pójść spać? No więc- kto jest za czym?- widać, ze Usa była za tym pierwszym-tzn. za zostawieniem w dole i daniem swoistej kary za wszystko, ale sama nie była do końca zdecydowana. Miny pozostałych członków redakcji wyrażały to samo- za to wszystko co Pokeball był im winien, powinni mu teraz dać nauczkę, ale z drugiej strony za bardzo nie chcieliby być na jego miejscu.
W końcu Mateo podjął decyzję. Miał wyraźny wyraz twarzy.
-Ja... Postanowiłem, że wyciągamy go... W końcu sami wiecie... no... przecież ... Eeee....- jąkał się- no w końcu, trzeba go wyciągnąć, bo według mnie to ta gooma Eldera była niezbyt dobrze wyprasowana!-rzucił pierwszy lepszy pretekst do tego aby wyciągnąć Pokeballa. Senti wzrokiem odpowiedziałą mu, że się zgadza. Była gotowa na każdą możliwość. Mateo coś ukłuło w okolicach serca. Coś się w nim odezwało. Poczuł, że się czerwieni. Przypomniał sobie moment zgaszenia światła- on wtedy zaproponował, zostawienie redakcji na pastwę losu. Równie dobrze on mógł siedzieć teraz tam, w dole. I równie dobrze on mógł teraz zostać wydany na sąd Pokeballa- swojej drugiej połówki. Aż mu się głópio zrobiło, że tak długo zastanawiał się nad wyciągnięciem koompla. Redakcja podeszła na skraj ścian dołu. Mateo wziął gałąź i położył się na ziemi. Podał jej drugi koniec Pokeballowi. Senti położyła się obok niego i także chwyciła za gałąź. Pokeball się jej złapał. Jednak deszcz cały czas lał i coraz trudniej było cokolwiek robić. Błoto było coraz większe z minuty na minutę. Wszystko było śliskie, i jak nie trudno przewidzieć- z powodu tej śliskości do dołu wpadł teraz Mateo razem z Senti. Usa i Elder próbowali schwycić ich za nogi ale nie zdążyli, i sami także runęli do dołu. U góry została teraz ih ostatnia deska ratunku- Macio i Kotasia.
-Pomóżcie! Będziecie wyciągać po jednej osobie, tylko ostrożnie, bo i wy wpadniecie!- krzyknął Elder. Jak na złość akurat w tym samym momencie zsnunęła się ziemia spod nóg Kotasi i Macia. Oni także wpadli do dołu. Teraz wszyscy siedzieli pośród kawałków ziemi i błota, cali brudni przemoknęci, głodni, lecz o dziwo- wcale nie źli. Co za ironia losu! Teraz to oni siedzą tu w dole, w każdej chwili może spaść na nich ziemia, może trzasnąć w nich piorun, bądź te "inne, dużo groźniejsze rzeczy", o których mówiła Usa. Może te jej gadki były głópie, o tych wszystkich paranormalnyc rzeczach, ale nabierały całkiem innego znaczenia, kiedy stawało się z nimi "oko w oko". Akurat w tym momencie całkiem niedaleko nich piorun trzasnął w drzewo. Wszyscy milczeli. A co z tymi "innymi" rzeczami? A jeżeli rzecywiście spotkają jakieś mary nikczemne, stworzenia, lub po prostu staną się więźniami tego oto dołu?...........

Sentretka:

- No cóż, może dzisiejsza noc nie sprzyja siedzeniu w dołach, ale nie mamy wyjścia - Sentretka próbowała przerwać milczenie.
- To moja wina.. - stwierdziła Kotasia - Powinnam bardziej uważać....
- Oj, Kotasia daj spokój, przecież to niczyja wina... - odparł Elder.
Wszyscy popatrzyli na siebie. Po raz pierwszy naprawdę byli sobie bliscy. Wspomnieli wszystkie te dni, kiedy nawzajem gnębili się... wyszydzali.... kłócili.... Zachowywali się jak banda dzieciaków.... Teraz dotarło do nich, że tak naprawdę nawzajem lubili się i byli sobie bliscy... Może gdyby zrozumieli to wcześniej, nie doszłoby do takiej sytuacji? Przede wszystkim po zgaszeniu światła trzymaliby się razem.... Mieliby latarkę Sentretki, więc bez względu na to czy wyszliby czy nie, nie zgubili by się - Senti oświetliła by miejsce przed domem i z łatwością trafiliby do jeepa.. albo siedzieli w ciepłym domku, w którym po chwili zapaliłoby się światło.... A inne chwile? No cóż, raczej nie byliby głodni: na wspólnych zakupach wszystko by kupili tak, aby się najeść... I dopiero trzeba było znaleźć się w takiej sytuacji bez wyjścia, aby nareszcie wszystko zrozumieć! Tylko, że teraz już to nic nie da.... Ile będą tu jeszcze musieli siedzieć? Licząc, że deszcz wkrótce przestanie padać i będzie ciepło ziemia i tak wyschnie w kilka dni.... Kilka dni bez jedzenia i picia?
- Może jednak jakoś się wydostaniemy? - znowu przerwała milczene Sentretka.
- Akurat! - powiedział Mateo - Gdy..... gdy siedzieliśmy tu z Pokeballem, próbowaliśmy! A było w miarę sucho... Teraz... j-jest to jeszcze bardziej niemożliwe... - mówiąc to jąkał się. Wszyscy zresztą czuli się niepewnie....Gdzieś w pobliżu uderzył następny piorun....

Usagi:

Wszystkim z minuty na minutę robiło się coraz bardziej nieswojo. Tak... Na co dzień tak na pozór nieczuli wobec siebie, i wcale siebie nielubiący- teraz byli sobie najbliższą rodziną. Deszcz stał się jeszcze gęściejszy. Worek po goomach, ten worek po tych nieszczęsnych goomach, które przysporzyły tyle kłótni i nie porozumień, Macio roztargał teraz tak, że stworzył się dwa razy większy "parasol". Zimno było nie do zniesienia. Najgorsze było błoto. Redakcja ostatecznie worek użyła jako podkładkę. Wszyscy na niej usiedli, ciasno do siebie przylegając, nie "przytulając", bo to byłoby teraz niewłaściwe określenie. Jako parasolu- każdy narzucił na swoją głowę kurtki/bluzy. Siedzieli tak w milczeniu przez jeszcze około pół godziny. Każdy zaczął się zastanawiać nad pytaniem "czy to musiało się stać?". Nawet gdyby Pokeball z Mateem wyszli, to przecież to także częściowo ich wina, bo ociągali się z wyciągnięciem Pokeballa, bo musieli "wyznaczyć karę".
Siedzieli i stali się więźniami nie tylko tego dołu, ale też więźniami samych siebie, więźniami swoich umysłów. Kolejny piorun rozświetlił niebo. Kotasia zadrżała. Łzy zaczęły cieknąć jej po policzkach. Schowała twarz w dłoniach. Elder i Usa- każdy po jednej stronie, objęli ją ramieniem, co miało być pocieszeniem, ale stało się odwrotnie, bo Kotasia zaczęła płakać jeszcze bardziej.
-Do licha, przecież musimy się stąd jakoś wydostać!- krzyknął z histerią w głosie Mateo. Odpowiedziała mu cisza. Kolejny piorun. Senti podniosła głowę do góry. Spojrzała na gwiazdy. Mimowolnie łzy napłynęły jej do oczu. Czuła jakby ostatni raz na nie patrzyła. Jakby to był już koniec, jakby nie miała dożyć jutra... Jakby już nigdy nie mogła zobaczyć słońca... Słońce- symbol otuchy i nadziei, i radości, jak wszystko w tym dole jakim teraz siedzieli robiło swoją robotę na odwrót, a mianowicie- zamiast dawać radość, dawało smutek. Ponownie zagrzmiało. Sentretka usłyszała jakąś muzykę. Jakby skrzypce. Grały melancholijną, smutną melodię, jakby tym samym obwieszczając koniec tej egzystencji, koniec tego wszystkiego. Zamknęła oczy. Skrzypce dalej grały. Melodia wydobywała się jakby z wnętrza jej samej. To tak jakby jednocześnie słyszała tą melodię, i nie słyszała. Poczuła się jak jakaś postać wskakująca w kulę lawy, która poświęciła wszystko teraz swojemu losowi, jakby już nic nie było ważne... Poczuła ciepło... Otwarła oczy. Patrzyła na nią Usa. Próbowała dodać jej otuchy. Obok niej-Senti, z drugiej strony siedział Mateo, a zaraz obok Matea Pokeball. W sumie układ wyglądał mniej więcej tak:Pokeball, Mateo, Sentretka, Usagi, Kotasia, Elder, Macio. Siedzieli w kręgu, bo jak wiadomo, nie było zbyt wiele miejsca. I ten krąg.... To tak jakby symbol jedności.... Mateo przychodziły do głowy teraz dziwne wizje. Zobaczył samego siebie- jak poszedł z Pokeballem z domu, jak wpadli do dołu, jak siedzieli tak tutaj w samotności, i nie mieli żadnej nadziei na to, że stąd wyjdą. Ta godzina- kiedy to w samotności zaczęli nawzajem na siebie bluzgać, wyrzucać wszystkie błędy,
a wkońcu usiedli, i zaczęli rozmyślać nad "a co, jeśli nie przyjdą?". Bo po prostu wiedzieli, że redakcja przyjdzie im pomóc, nie przewidzieli innej możliwości, po prostu musi przyjść i im pomóc. Stali się już jednością, choć sami o tym nie wiedzieli. Pokeball także miał wyrzuty sumienia. Bo chyba nie bez powodu wachali się nad tym czy go zostawić w tym dole, czy nie. To jakiś znak, że trzeba się zmienić, trzeba być lepszym, bo jak można zostawić swojego "koffanego webmastera?" (Pokeball-jeśli będziesz to czytał- zastanów się nad tym! Wiele rzeczy przecież w tym ficu jest szczerą prawdą, a zanim zaczęliśmy go wogóle pisać, to mieliśmy wytknąć błędy. Nie wiem jak Senti, ale ja liczyłam, że przynajmniej jeden członek redakcji weźmie sobie te błędy do serca... i poprawi się;) Macio po prostu nie myślał o niczym konkretnym. Był zły- na to że nie zadziałał w porę, że został ostatnią deską ratunku i zawiódł. Na ten dół, na Mateo, na Pokeballa, na deszcz, na redakcję, na ten głópi dom, na wszystko. Obwiniał się oto, że teraz siedział tu, a znim cała redakcja. Zresztą nie tylko on jeden, a wszyscy. A może to przeznaczenie? Żeby stać się lepszym wszyscy zostali tu przez jakąś niewidzialną rękę tu wepchnięci? Właśnie po to, żeby się nad sobą zastanowić?
Usa patrzyła do góry. Nagle serce jej zamarło- bo oto nad jej głową zobaczyła jakąś białą postać. Małe dziecko. Dokładniej- małą dziewczynke. Patrzyła na Usagi jakimś dziwnym wzrokiem, w którym to mieściła się zarówno złość, jak i miłość, zarówno piękno jak i brzydota. Wyrażal wszystko i nic. Usa zamrugała. Postać zniknęła. Elder chciał jak najszybciej stąd wyjść, ale jak wiadomo- złośliwość przedmiotów martwych, czyli w tym wypadku zegarka dawała o sobie znak. Sekundy wlokły się powoli. Każda sekunda- stawała się wiekiem. Usa zamknęła oczy. Oparła głowę o Senti. Było jej jakoś tak dziwnie dobrze i ciepło. Nawet nie spostrzegła się kiedy zasnęła.
Stała gdzieś. Sama nie wiedziała gdzie. Na jakimś korytarzu. Pusto, cicho... Wokół unosiła się tak jakby mgła. Przeszła parę kroków. Tak jakby ktoś wyłączył dźwięk, bo niczego nie było słychać. Nagle w jej ręce znalazł się nóż.... Patrzyła na ścianę... tylko, że teraz nie było przed nią ściany.... Patzryła na samą siebie... Było to coś w rodzaju lustra..... ale jednocześnie nie lustro.... Była tam ona sama.... W ręce tak trzymała nóż.... Ta Usagi w lustrze podniosła rękę znożem, gdzieś mniej więcej na wysokość serca... Zamachnęła się.... Już miała wbić ten nóż w serce..... Ale nagle otworzyła oczy i zobaczyła ponure oblicze Kotasi, siedzącej obok niej. Znowu znajdowała się w kręgu.... Kotasia miała nieobecny wzrok. Kiwała się to do przodu, to do tyłu. Cały czas panowała cisza. Nikt się nie odzywał, tak jaby się czegoś bał. Bo rzeczywiście- coś jakby wisiało w powietrzu...

Sentretka:


- Najlepiej po prostu spróbujmy zasnąć - zaczęła Senti - Ranek często przynosi nowe nadzieje.... jak np. we Władcy Pierścieni, tam mówiono o tym wiele razy..
- Czytałaś to? - spytał Macio, starając się opanować głos.
- Aha.
- Heh... czemu ja czytałam tylko Hobbita! Teraz nie wiadomo czy będę miała okazję... - westchnęła Usa.
- Będziesz - stwierdziła Sentretka z nagłą mocą - Nie bez powodu utknęliśmy tutaj, ale być może dostaniemy drugą szansę? A teraz śpijmy....
Wszyscy skulili się. Mimo wszystko chciało im się spać, tak więc przsunęli się blisko siebie, aby było cieplej i posnęli...

***

- A co wy tu robicie?
Redakcja obudziła się. Było wcześnie rano, ale przynajmnniej widno. Spojrzeli w górę. Nad dołem stał nie kto inny, jak Miszyman, czyli webmaster pokemonz. (Prawie każdemu znana była jest draka pomiędzy pokemonz a pokeballz, prawda?) Przyglądał im się dziwnie. Zresztą, trudno mu sie dziwić. Raczej nieczęsto spotyka się siedzącą w dole redakcję pokeballz, całą umazaną błotem, prawda?
- No chyba widzisz... - zaczął Mateo - Posłuchaj, może tak byś nas wyciągnął stąd zamiast się gapić...? Wszystko ci opowiemy!
- A jak? - zapytał spokojnie Miszyman.
- Heh.. Widzisz tą gałąź? No to po prostu nam podaj!
- Oj, no nie wiem... Nie chciało się być u Miszymana, co? Wolało się iść do Pokeballz?
- Nas też nurtuje trochę pytań, w tym skąd sie tu wziąłeś, ale najpierw nas wyciągnij... no przynajmniej kogoś z nas! - odparła Kotasia.
- Najpierw mi odpowiedzcie na pytania - mścił się Miszyman.
Redakcja zawstydziła się... przypomniała sobie wczorajszy wieczór, pastwienie się na nad Pokeballem i Mateo.... No, ale nie mogli drażnić Miszymana....
- No dobra - powiedział Macio - To jakie są te pytania?
- Po pierwsze, co tu robicie?
- No, wczoraj tu wpadliśmy...
- Wczoraj? Wczoraj była burza! Co robiliście na dworzu? I co robicie w tej okolicy?
Sentretka wzięła głęboki oddech. Dobrze, opowiedzą mu wszystko.
- A więc tak - zaczęła - przyjechaliśmy tu na wakacje, do takiego domku, tu w okolicy...Wczorajszej nocy owszem była burza i zgasło nam światło. Gdy się zapaliło, byliśmy rozdzieleni... Tzn. Pokeball i Mateo wyszli na dwór, a my zostaliśmy w domu. Poszliśmy ich szukać, siedzieli tu w dole - Sentretka zająknęła się. Dalej mówić ogólnikowo czy też opowiedzieć prawdę o dole?
Pomógł jej Pokeball, dość zresztą milczący od wczoraj.
- Najpierw wyciągnęli Mateo i wzięli go na spytki, co się z nami stało - przymknął oczy - Potem postawili go przed wyborem, czy mają mnie tu zostawić, czy też także wyciągnąć. Powinni mnie zostawić, zasługiwałem na to! Ale nie... pomogli mi... tylko, że koło tej dziury zrobiło się już ślisko i w końcu wszyscy powpadali... - otworzył oczy.
Miszyman nadal przyglądał się im dziwnie.
- No więc ja tutaj jestem na wakcjach u rodziny, byłem na spacerze z psem - gwizdnął i przyleciał jakiś psiak - Jak was to interesuje.... Hmmm a więc mam wam pomóc?
Redakcja nie odpowiedziała. Każdy bał się odezwać, aby nie zmarnować szansy na ratunek.. ale czy Miszyman pomoże? Do Pokeballz odeszło jego 4 dawnych redaktorów! Chociaż już to jakoś przetrwił było jasne, że ma jednak uraz do pokeballz!
Nagle pies Miszymana podszedł za blisko krawędzi i spadł, prosto w ręce Pokeballa.
- Mój pies...!
Pokeball westchnął:
- Mogę ci go podać, ale dziura jest za wysoka... Chyba jednak musisz mnie wciągnąć...
Miszyman podszedł, wziął gałąź i powiedział:
- A spróbuj mu coś zrobić.
- Przecież nic mu nie zrobię!
Po chwili Pokeball razem z psem byli już na powierzchni. Miszyman spojrzał na niego z góry i powiedział:
- To papa - po czym popchnął go w stronę dołu. Pokeball chwycił się jednak jakiegoś drzewa i nie spadł, a Miszyman oddalił się, razem z psem mamrocząc coś o wyjeździe stąd.
Redakcja milczała. Po prostu tak nieoczekiwane było to wszystko, że nikt nie mógł tego skomentować, ale wszyscy byli już spokojni: Pokeball zaraz ich wyciągnie. Ale czy na pewno? Przecież akurat nad nim dyskutowali i nad pozostawieniem właśnie go w dole!
Na szczęście, pewne chwile i wydarzenia łączą, a siedzenie całą noc w deszczu w dole do takich należało. Pokeball w końcu odwrócił się i wziął gałąź.
- Właźcie - z trudem wykrztusił.
Nie było zbędnych słów, sprzeczek: kto pierwszy, kto najpierw. Powoli, sekunda po sekudnie redaktorzy wychodzili z dołu. I po wszystkim.. Pokeball cisnął gałąź do dołu. Wszyscy patrzyli się na siebie. To milczenie było już nieznośne. A więc dostali tą drugą szansę, drugą szansę... której nie mogli zmarnować....

***

- No... to może... wrócimy do domu i się umyjemy? - powiedziała nieśmiało Usagi.
Wszyscy kiwnęli w milczeniu głowami. Tak trudno było się teraz odezwać! Nawet teraz, gdy było już po wszystkim... Siódemka powoli ruszyła i po chwili jakoś trafili do domu. O dziwo, nie błądzili. Całą drogę milcząc... Każdy jednocześnie chciał przerwać milczenie, ale i się nie odzywać.
- Zaraz, zaraz, my zamknęliśmy wczoraj drzwi? - zapytała Sentretka.
- Chyba ja wyszłam ostatnia... Nie, chyba zamknęłam je tylko na klamkę.... - odparła Usagi.
Miała rację. Z jednej strony może było to nieostrożne, ale z drugiej - najprawdopodobniej teraz mieliby problem, bo Usagi najprawdopodobniej zapodziałaby gdzieś w tym zamieszaniu klucze.
Powoli weszli do domu, rozejrzeli się. Koło kanapy leżał porzucony pilot. Jednak w mieszkaniu panował porządek, a przynajmniej w miarę. Mimo to wszystko wyglądało tak obco.... Sentretka weszła pierwsza i bez słowa poszła na górę. Kotasia poszła się umyć. Reszta niezdecydowanie stała w progu. Usagi zrobiła krok do przodu i powiedziała:
- Eeee... no co tak stoimy tutaj.....
- Tak, wejdźmy - kiwnął głową Macio i także wszedł, po czym usiadł na kanapie. Elder podążył za nim. Zostali webmasterzy.
- Na co jeszcze czekacie? Przecież nie będziemy tu czekać cały dzień! Przebierzmy się i obmyjmy z tego błota i ziemi, a potem może jakieś zakupy? - tym razem już normalnym głosem stwierdziła Usagi i weszła po schodach, zobaczyć co robi Senti. W tym czasie Kotasia wyszła z łazienki, gdzie się także przebrała. Do łazienki wszedł Macio. Dziewczyna usiadła zamiast niego na kanapie.
Usagi otworzyła drzwi. Sen siedziała przed kompem, który włączyła, ale nic na nim nie robiła. Kiwała się na krześle z nieobecnym wzrokiem.
- Co tutaj tak sama siedzisz? Chodź na dół...
Sentretka podniosła rękę i zaczęła strzepywać błoto z włosów.
- To moja wina. Powinnam zostać tam. T-to ja wyciągnęłam tylko Mateo i kazałam mu wybierać... Powinnam wyciągnąć ich obu, od razu!
- Oj, daj spokój, przecież wiesz tak samo jak wszyscy, że wina jest tak samo.... tzn. każdy jest tak samo winny. Było minęło. Nie jesteśmy już w dole. Jesteśmy w domu. Bądź co bądź żyjemy i teraz zamiast się gryźć powinniśmy coś zrobić z tą atmosferą, z tym milczeniem!
- Ja nadal czuję się, jakbym tam była. Ciągle przed oczami staje mi, jak wyciągnęłam Matea. Jak obydwoje spadliśmy. Jak ty z Elderem spadliście za nami. Jak ziemia obsunęła się spod nóg Kotasi i Macia. Jak traciliśmy powoli nadzieję.....

Usagi:

-To chyba był jakiś znak... Że powinniśmy coś zmienić.... Naprawdę nie ma sensu rozczulać się nad sobą.... Wszyscy jesteśmy winni.... Mam nadzieję, że jush więcej nie dojdzie do AŻ tak poważnych sporów.... Oczywiście przeczuwam, że będziemy dalej zgrają mutantów, ale coś się zmieni... Coś się już zmieniło....- Usa mówiła dalej, ale przerwał jej hałas z kuchni. Senti trochę się otrząsnęła i wstała. Zeszły razem na dół.
Tak.... Stara, dobra redakcja.... Milczenie trochę minęło, i na powrót redakcja stała się redakcją, choć ślady wczorajszej nocy widać było nadal... To aż unosiło się w powietrzu... Mateo przeszukiwał teraz wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Pokeball siedział przy stole i liczył pieniądze, potrzebne mu na zakupy. Niestety w domu nic nie było do jedzenia. Chłopaki dalej w cali w błocie, nie szli się jeszcze umyć. Nagle Pokeballa coś jakby tknęło. Wstał i pobiegł do jeepa. Po chwili wrócił z zakupami. Zakupy darmowe, czyli wzięte za mordęgę z grubą, starą babą. Rzucił na stół wafelki, batony, lizaki, goomy, reklamówki i inne rzeczy "zostawione na czarną godzinę". W tym samym momencie do kuchni wszedł Macio. Popatrzył na stół i zrobił wielkie oczy.
-Hehe, nie musicie dziękować mnie i Elderowi. Podziękujcie tej starej babie z super marketu.- powiedział Pokeball z tym swoim starym, dobrze wszystkim znanym, obleśnym i złośliwym uśmiechem. Jednak nie był to ten sam Pokeball co wczoraj. Coś tam się w nim zmieniło.
(tu następuje ciecie autorki tej części, czyli Usy. nie będę teraz opisywać jak oni dochodzili do siebie, jak robili zakupy, jak jedli, bo wątek jedzenia był najczęstszym wątkiem pojawiającym sie w tym ff - -' Pora to zmienić. Przenosimy się dalej, bo jest teraz popołudnie, i już po tym całym "dochodzeniu do siebie")

----------------------------
-Jak, myślicie, czy podczas naszej nieobecności ktoś był w domu? Nic nie zginęło, napewno byłyby ślady błota, i nie byłoby takiego porządku.
Ale to wszystko wydaje mi się takie jakieś.... Podejrzane...-powiedział Macio do redakcji. Wszyscy siedzieli teraz przed telewizorem.
-Prawdę mówiąc, ja też tak myślę... No wiecie, chodzi mi oto, że ktoś mógł przyjść tu, i zrobić głupi kawał... Po prostu po coś innego... Nie koniecznie chodzi mi teraz o pieniądze, czy rzeczy wartościowe.... Ale w tym domu czuje jakiś taki dziwny klimat teraz... Bo wiecie, tak jakby to nie był ten nasz dobrze znany dom, tylko jakiś obcy, inny... Jakby to nie był nasz dom... Nie nasz świat...- powiedziała Kotasia. Reszta powiedziała jej to samo. Dom inny teraz jest... Ogołocony jakby z naszych osobowości... Ściany zioną pustką... Już nie są tymi samymi ścianami... Pustka ścian na cały dom jakby się przenosi... i na domowników jego... Redakcja oczami już nie tymi samymi, na świat inaczej już patrzy.... Bo świat takę jest już zmieniony... I nie jest już ten sam... Dołek- element tak bez znaczenia... Nic się nie stało tej nocy, kompletnie nic. Po prostu redakcja trochę się zmieniła. I tyle. Tylko tyle. Absolutnie nic się przecież nie stało...

Sentretka (o nie.. tylko nie to... >< co z tego, że poprawione, to najgorszy fragment ><)

Mijały godziny. Redakcja już zachowywała się prawie normalnie. Zakupy Pokeballa i Eldera zostały szybko pochłonięte, ale następne zaopatrzenie odłożono do jutra. Było już koło 20, gdy Sentretka powiedziała:
- Idę się przejść, za chwilę wrócę, dobrze?
Reszta mruknęła coś, albo kiwnęła głowami na znak, że zrozumiała. Gdy dziewczyna wyszła, Mateo także wstał:
- Idę za nią.
- OK, OK - mruknął Pokeball, patrząc w telwizor.
Mateo zamknął drzwi.
Sentretka nie odeszła jeszcze daleko. Tego dnia była w miarę ładna pogoda, więc było w miarę jasno mimo późnej godziny.
- Mateo! Co ty tu robisz?
- Tak wyszedłem... zobaczyć, gdzie poszłaś...
- Ach, nigdzie... Po prostu miałam ochotę się przejść.... Jak chcesz to idź ze mną...
- Mogę pójść... Ale gdzie?
- Przecież mówię, że nigdzie... trochę po lesie i wrócić...
Po kilku minutach marszu w lesie Sentretka odetchnęła i powiedziała:
- Wracajmy już... Zaraz! Coś słyszę!
- Co?
- Cicho, cicho, nie ruszaj się.... czyjeś głosy, ale....

Nagle nasza dwójka zobaczyła autorów tych głosów. Była ich trójka. Ich wygląd znaczył jedno: lepiej się z takimi nie spotkać. A na pewno nie w ciemnym lesie, po nocy (trzeba patrzeć pozytywnie - nie padał deszcz =D)
- Kogo my tu mamy? Jakąś zakochaną parę? Dawajcie wszystkie cenne rzeczy, ale już! - krzyknął jeden z bandziorów.
- Stary, wyluzuj, nerwy źle wpływają na zdrowie - mruknęła Sent, mimo delikatnego zaniepokojenia.
- Nie macie? - z ohydnym uśmieszkiem powiedział drugi uroczy bandziorek - Zaraz się przekonamy.... - chwycił Sentretkę. Dziewczyna nadal pamiętała o "spokój i opanowanie" więc przypomniała sobie rady tatusia ^^ i nadepnęła bandziora na nogę piętą bucika ^^. Gdy miała odrobinę wolności, uderzyła faceta w... e... okolice rozporka ^^ aż go powaliło do tyłu, aż miło było patrzeć. Tu jednak wmieszał sie do walki trzeci i tak unieruchomił Sent, że ta nie mogła się już uwolnić za pomocą żadnych złotych rad ^^ Mateo próbował udowonić jaki on jest męski (taaaa.... ^^) ale pierwszy z bandziorów najwyraźniej nie lubił przemocy więc wyjął pistolet ^^
- Ha! Taaa.. sami... w nocy... przywiąż ją do drzewa, moi ludzie nie lubią się przepracowywać ^^
- Zawód powinien sprawiać przyjemność - mruknęła Sent, mimo, że powoli zaczynała dygotać ze strachu - Może od razu każ mu mnie zastrzelić?
Mateo spojrzał lekko dziwnie na Sentretkę. Tutaj stoi facet z pistoletem, a ona nadal sobie olewa całą sytuację.
- Dość pogawędek.. Będziecie mieli na to duuuużo czasu... za dużo... masz sznur! - rzucił bossik.
Mateo miał mały problem, ponieważ jakoś nigdy nie marzył o przywiązaniu Sent do drzewa, tym bardziej, że nie wiedział co dalej i co z nim. (no może czasem jak go naprawdę wkurzyłam ^^ - dop. Sent). Ale Sent, nadal w objęciach bandziora którą już zaczynał dusić zapach piwa od niego mruknęła:
- Na co czekasz?
Ten znokautowany przez Sent doszedł do siebie i najwyraźniej miał małe wątpliwości, czy przywiązanie do drzewa to dostateczna kara. Sent nie chciała, aby zaczął się wahać. Boss z pistoletem powtórzył kwestie Sent:
- Na co czekasz? Na naciśnięcie spustu?
- Sent....
Bandzior puścił Sent, aby Mateo mógł ją przywiązać. Chłopak powoli podszedł. Sent spokojnie ustawiła się, wygodnie i mruknęła mu do ucha:
- Nie wiadomo, co im może strzelić, a to na razie wygląda nie najgorzej, po co prowokować?
- Sprawdź, czy mocno - warknął ten z pistoletem do jednego z pozostałych. Tamten podszedł, poprawił to trochę, po czym do drzewa naprzeciwko przywiązał Matea.
- Teraz sobie postoicie... - zaśmiał się ten z pistoletem i wszyscy razem odeszli.

***

- Sentretka, przepraszam, ja... - zaczął Mateo.
- Yeah.. za co przepraszasz? W końcu myślałam, że będzie gorzej, wiesz, jak się bałam?
- Ty się bałaś? A te komentarze?
- Głupawki dostawałam już.... Uff... jak dobrze.... Jesteśmy w końcu niezbyt daleko od domku, wcześniej czy później nas w końcu odnajdą, no nie?

Usagi (c.d. monologu Sent)

Blech, oki doki, mogem to tak spać przywiązana do drzewa... Redakcja prędzej czy później może zacznie nas szukać, w tym przypadku, tak przypuszczam najwsześniej o wschodzie słońca, czyli, w przypadku naszej redakcji o godzinie 12 w połódnie. Jest ciepło, nie pada, nie ma burzy, bo jakby była i to taka z piorunami, to my pod tym drzewem nie bylibyśmy zbyt bezpieczni.... Czyli nie jest źle! Trafiliśmy na łagodnych loodzi, naprwdę nie wiesz chyba, co oni mogli nam zrobić! Mamy szczęście! Niestety.... NUDZĘ SIĘ!!! Mateo, nie przypuszczałam, że z tobą będę się tak nudzić kiedy zostaniemy przywiązani do drzewa! No zrób coś! Nie odzywasz się, nie narzekasz, nie żartujesz.... No! EEEEJJJJ!!!- Sentretka przez cały czas wygłaszała monologi tego typu. Mateo przez pierwsze dwie godziny nawet odpowiadał, i rozmawiał z Senti, ale teraz był jush nieźle śpiący, a problem polegał na tym, że Senti wcale nie była śpiąca.
-Ejjjj! M-a-t-e-o! Zaśpiewajmy piosenkę! No dalej bo mi się nudzi! (widzisz Mateo jaka ona jezd? Zastanów się poważnie zanim wleziesz w to na całego tongue.gif - Usa Wcale że nie! Ja taka nie jestem! To nie moja wina, że teraz ty piszesz... - Senti)- Mateo głowa dalej wisiała bezwładnie. Jednocześnie spał i nie spał. Miał dość, pierwszy raz w zyciu miał jej dość, tej Senti. A ona jak na złość zaczęła śpiewać coś w stylu : "Stary doooopeck farmę miał!!! I-ja- łi-ja-joł!!!"( przypomniało mi się jak raz tak mój koompel zaśpiewał na matematyce, kiedy gosciu zapytał się go "Ile to 2 raz 3? Pefnie koleś, klasa szosta wiedzieć nie będzie!" - -' Miałam taką fajną klasę^ ^, a teraz moj stan schizofremiczki zawdzięczacie im!^ ^ - Usa)) Zaczęła się drzeć na cały las. Śpief był tak głośny, że dotarł aż do domku redakcji i przekrzyczał telewizor.
-Hej, co to za darcie się?- spytał Macio
-Daj spokój, oglądajmy film- odpowiedziała Kotasia- i tak oto redakcję dalej nie interesowało to, co dzieje się z naszą dwójką.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

I oczywiście nasze znajome trio, dochodziło już do końca lasu. Zobaczyli światła z okien z domu redakcji. Wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Postanowili wejść do domu, w końcu to ich robota. Weszli tylnymi, kuchennymi drzwiami, które w tej chwili były otwarte. To Mateo, w pośpiechu wybiegając za Sentretką zostawił otwarte drzwi. Zaczęli podkradać się w stronę światła. Ale byłaby jatka, gdyby okazało się, że w domu są teraz same laski! Chociaż z chłopakami tesh pefnie dadzą sobie radę.... Podeszli do drzwi. Jeden z nich wyjrzał przez nie. Zobaczył całą naszą redakcje. Ruchem ręki przywołał swoich kolesiów. Zaczęli szeptać między sobą.

Redakcja siedzi i ogląda film. Nagle coś zamrugało. Po chwili zgasło światło, i wszystko inne. Nasi bohaterowie, przypomnieli sobie to co stało się ostatnim razem. W chwilę potem przypomnieli sobie o Mateo i Sentretce. Zbieg okoliczności? Przypadek? Czyżby oni także zostali wpadli do dołu teraz? Usłyszeli skrzypnięcie podłogi. Nikt się nie poruszył. Wiedzieli, że teraz muszą trzymać się razem, nie mogą się rozbiec.


A Mateo zasnął. Senti nijak nie mogła go dobudzić. Nie pomogły krzyki, piosenki, groźby, ani prośby. Patrzyła teraz na niego i czuła się osamotniona. Zazdrościła mu, że on śpi w najlepsze. Ona nie mogła zasnąć w takich warunkach. Poczuła się jakoś dziwnie. A co jeśli teraz coś zgraża redakcji? A ci osobnicy... Co oni robili w środku nocy w lesie? Pewnie jeszcze "byli na spacerze z psem"? Senti zaczęła się martwić. Gnębiło ją jakieś przykre uczucie.

-Jak myślicie? Czy coś się mogło im stać?- zapytał Macio
-Nie wiem... W każdym razie, przynajmniej dobrze, że sobie o nich przypomnieliśmy...- dopowiedziała Kotasia
-Ładni z nas koomple.... Chociaż kto wie? Może nic im nie jest? Pewnie zaraz włączy się prąd... Awarie jakoś ostatnio często się tu zdarzają...-szepnął Elder. Podłoga znowu skrzypnęła. Teraz było słychać ciężkie kroki.
-Kto tu jest?!- zadarł się Pokeball. Macio i Elder wstali. Elder przeskoczył kanapę i uderzył na oślep. Nie wiadomo czy coś trafił. W każdym razie, akurat w tym momencie, coś jakby się stało. Usłyszeli wszyscy jakiś diaboliczny śmiech. Jakiś błysk,


--------------------
Nie... Ja tylko...
Jestem cały czas zmęczona.
Jestem naprawdę zmęczona.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sentretka
post 13.04.2003 09:45
Post #7 

nie mam pomysłu na status


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 24
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Mińsk Mazowiecki




Sentretka:

- To jest jakieś chore - jęknęła Senti - Gdziekolwiek stąd wychodzimy - coś nas spotyka. I za każdym razem gaśnie światło.. Na razie było tak dwa razy. Jak następnego wieczoru znowu się tak stanie, to zacznę wierzyć, że to jakaś zasada....
- Ale teraz było rzeczywiście dziwnie.. Bo za pierwszym razem wszystko można normalnie wytłumaczyć - stwierdził Pokeball - Była burza, zgasło światło - normalne. Przypadkiem trafiliśmy do dołu, potem wy przyszliście, było coraz mokrzej - wpadliście wszyscy... Potem..
- Zaraz, zaraz - przerwała Usa - I tak uważacie mnie za wariatkę, więc coś wam powiem. Tej nocy, w dole...spojrzałam do góry i zobaczyłam małą dziewczynkę...Zamrugałam i już jej nie było...
- Doprawdy, super - westchnął Mateo - Może stąd po prostu wyjedźmy, wróćmy do swoich domów...
- Eeee tam - stwierdziła Usa - Jak na razie nikomu nic się nie stało, nie?
- Gdy komuś coś się stanie, będzie już raczej za późno, aby....
- Może po prostu się teraz prześpijmy...Przez to wszystko zrobiło się już rano.. (tutaj miałam problem z czasem w odcinku Usy, gdyż tych mężczyzn widzieli "wczoraj" a więc musiał być już następny dzień... co mi nie pasowało.. więc ostatecznie oni gadali do rana i rano przyszedł do nich policjant)

-----
(Tutaj następuje czas snu naszej redakcji. Jest już 12 w południe)
----

- No? To co dzisiaj robimy? - zaczęła Usagi.
Od tej nocy z dołem wszystko się skomplikowało: dotąd nie mieli takich problemów.
- Może choćmy po prostu po zakupy? - zaproponowała Senti.
Redakcja kiwnęła głową. Wszyscy razem (Jeden za wszystkich - wszyscy za jednego! tongue.gif) wpakowali się do jeepa i pojechali do miasta. Po poooorządnych zakupach (których połowę zjedli w czasie drogi powrotnej) jeep nagle stanął. Było to już w połowie drogi, która prowadziła koło skraju lasu...
- Co się stało? - zapytała w pustkę Kotasia.
Nikt jej nie odpowiedział. Elder, który prowadził, właśnie zrobił ruch, jakby chciał wyjść i sprawdzić co się stało, ale silnik jeepa ponownie sie zapalił. Wzruszając ramionami, Elder nacisnął gaz....
I wtedy to się stało. Jechał z przeciwnej strony, jak wariat. Czarny mercedes. Nawet nie zauważyli, kto prowadził. Prosto na nich. Czemu jechał po ich pasie? Uderzył. Jeep co prawda był większy od mercedesa, ale wystarczyło, żeby się przewrócił...

Usagi:

-Aaaaaaaaaaaaaaa!!!!!- krzyczał Elder. Poczuł straszliwy ból. Słyszał krzyki i inne rzeczy. Co to za wóz? Czy ktoś chciał się na nim, bądź na redakcji zemścić? Jakiś wróg? Miszyman? Nie, to niemożliwe.... Otworzył oczy. Zobaczył przed sobą autostradę. Jechał jeepem dalej. Spojrzał w lewo i za siebie. Zobaczył swoją redakcję- bladą, i wystraszoną. Patrzyli na niego dziwnie.
-Co się stało? Nagle....- rozpoczął Macio
-...nagle twój wzrok stał się taki....- Kotasia
-...taki niewidzący! Nieobecny!-Senti
-Jakbyś wpadł w jakiś trans!-Usa
-To trwało kilka sekund....-Mateo
-a potem zacząłeś strasznie krzyczeć...-zakończył Pokeball. Elder spojrzał na jezdnie. Była pusta aż po horyzont. Żadnego auta. Poczuł, że robi mu się słabo. Dalej kierował.
-Nie widzieliście kto to był?- spytał Elder. Widząc, ze jego przyjaciele jeszcze bardziej zbladli dokończył- no wiecie! W tym czarnym samochodzie!
-Nie... Nikogo nie widzieliśmy...- szepnęła Kotasia.
-Ale to czarne auto na nas wpadło! Specjalnie na nas wjechało, więc nie wmawiajcie mi teraz, że jestem wariatem!!!-ryknął Elder. Mateo i Pokeball chcieli wziąść mu prowadzenie auta, ale Elder się nie dawał. Popatrzył na nich z byka. Milczał. Czarny samochód.... Jak czarny karawn- powóz śmierci, jak zwiastun najgorszego, jak gość pukający do drzwi, który przyszedł po wieczność człowieczą....
Elder uważnie obserwował jezdnię. Wypatrywał czarnego samochodu, sam nie wiedział dlaczego. Redakcja dała mu spokój. Przez najbliższe dziesięć minut sytuacja się względnie uspokoiła. Wszystko było OK. Eldera nic już teraz nie zdziwiłoby w życiu. Spojrzał na horyzont. Serce w nim zamarło.... zobaczył czarnego mercedesa. Jechał prosto na nich. Wyglądał jak ktoś jadący po nich, po ich los, po ich przeznaczenie. Elder krzyknął. redakcja też. Czyli tym razem to nie była wizja? Przecież redakcja też teraz z nim krzyczy... A może nawet teraz w tej jego wizji po prostu redakcja krzyczy? Co jest teraz prawdą? Samochód już się zbliżał.....
Znowu uderzył. Elder nie miał wątpliwości: tym razem to nie była wizja. Wyraźnie widział, jak jeep przechyla się, jak redakcja krzyczy. Czuł ból, ból... Zaraz.. a może się wydostaną? On był od strony kierowcy, jeep przechylił się właśnie na ten bok (zaczynam bredzić....), więc miał coraz trudniej oddychać.... Kopnął w szybę i z trudem wyszedł. Po mercedesie ani śladu...na szczęście też ani śladu po tym, aby jeep płonął... Elder najchętniej byłby 100 kilometrów stąd, ale nie mógł zostawić redakcji! Co robić, co robić? Nie było chwili do stracenia. Nie było też zbyt łatwego sposobu na wydostanie ich,... Gdyby to był osobowy samochód! Chłopak najchętniej zawiadomił by kogoś, ale nie mógł. Musiał działać sam..
Podbiegł do tej samej dziury, z której wyszedł i z powrotem wlazł. Natrafił na czyjąś rękę.
- Eeeeee...jjj żyjecie? - próbował krzyknąć Elder.
Odpwiedziała mu cisza...
Delikatnie pociągnął ową czyjąś rękę. Była to ręka Usagi.
- Auuuu! - zawołała dziewczyna.
Chłopak delikatnie wyciągnął dziewczynę na świerze powietrze. Dzięki temu, że samochód nie płonął, każda sekunda nie była aż tak cenna i mógł sobie pozwolić na poświęcenie minutki Usagi.
- Żyjesz? - zapytał słabo.
- Jak widzisz - odparła wariatka (czyli Usa - dop. Senti No wiesz! Jak możesz - dop. Usa)
- Nic sobie nie złamałałaś?
- Ch-chyba nie - stwierdziła dziewczyna i zaczęła ruszać nogami i rękami - Co się właściwie stało?
- Nie.. potem powiem.. Teraz trzeba wyciągnąć resztę - wzdrygnął się.
Usa spojrzała na samochód.
- Pomogę ci - powiedziała.

Usagi:

Oboje jeszcze słabi szybko zaczęli ewakuować resztę. Na pierwszy ogień poszedł Macio (wyciągany przez Usę) oraz Kotasia (wyciągana przez Eldera). Nie było teraz czasu na patrzenie czy wszyscy mają ręce, nogi, głowy czy inne części ciała. Sprawna ewakuacja wydobyła z wnętrza samochodu jeszcze Mateo, Pokeballa i Sentretkę. Wszyscy wsparci na sobie nawzajem, zaczęli uciekać jak najdalej od samochodu, obawiając się "wielkiego BUM" . Uciekli do w las, choć nie wgłąb, ale także nie byli na skraju. Wszyscy usiedli, pokładli się na ziemi. Wielkiego Bum jeszcze nie było, ale mogło nastąpić w kaej chwili, i nie byliby wtedy zbyt bezpieczni. Byli za mało oddaleni od jeepa. Nie mogli pójść dalej z takim stanem.
-Czy wszyscy żyją?- spytał Elder
-Obawiam się że nie..... ja na przykład.- Usagi
-A czy wszyscy mają głowę?-Elder
-Ja nie mam! Patrz! Ona turlika się tam! O tam! Między drzewami! Widzisz? Uśmiechnęła się! Grzeczna główka!(GŁASK-GŁASK)-Usagi
-A może ktoś zgubił nogę, rękę, czy inną część ciała?-Elder
-Ja.....- niedokończona kwestia Usagi
-Zamknij sie, no! Popatrz na nich!
-Ja żyję!-odparła Sent nareszcie dopuszczona do głosu.
-I.... i .... i ja...- odparła Kotasia w najwyraźniej ciężkim stanie.(coraz dziwniejsze to, nie? Aura lasu podziałała na nich tak, że mieli tylko połamane części ciała? I byli na tyle silni, że potrafili jeszcze przenieść koompli tak daleko? No, no podziwiam ten las... A Elder-kierowca, i nic mu się nie stało?)
-Mateo! Żyjesz jeshcze?-Sent. Mateo nie odpowiedział. Nogę miał wygiętą pod nienaturalnym, delikatnie to ujmując, kątem. Macio leżał nieprzytomny. Pokeball żył.

Sentretka:

- Mateo! - powtórzyła Senti.
- Uhh... ja...
- Mateo! - Sentretka przykucnęła przy chłopaku - Nie damy rady iść z nimi! Ale zanim ci, którzy są w stanie iść, zawiadomią pogotowie... W dodatku nie mamy jeepa... Wszystko się komplikuje....
W Usagi odezwał się duch dowódcy tongue.gif
- Pokeball, ja, Elder idziemy po pomoc. Pokeball dasz radę? Tak? OK. Ty Sentretka zostań tu z nimi na wszelki wypadek i postaraj się trochę odejść stąd, ale nie za daleko, żeby was później znaleźć. Postaraj się ich jako-tako doprowadzić do porządku.. Jesteśmy bliżej domu czy bliżej miasta?
- Raczej domu, ale prawie tak samo. - odparł Elder.
- A więc lepiej biegnijmy do miasta. Szybko, szybko!
Nasza trójka zawróciła i zaczęłą iść jako-takim truchtem, tymczasem Sentretka została w trudnej sytuacji. Postanowiła policzyć urazy.
- K-Kotasia? Ty....?
- Ja w sumie czuję sie dobrze tylko poobijana...
- Mateo? Złamana noga.... Szkoda, że nie mam nozyczek, bo dobrze by było sprawdzic jakie złamanie, a nie mogę ci zdjąć spodni... Macio...
Macio był nadal nieprzytomny. Senti przygryzła wargę.

Usagi:

Sent czuła się coraz bardziej niepewnie. Z jednej strony nie mogła tak usiedzieć na miejscu, ale z drugiej nie chciała porzucać Matea... i innych tesh. Szkoda, że nie miała apteczki! O gdyby miała, wiedziałaby doskonale co zrobić! Np. ( i tu Senti wsatw coś... Ja tam nie wiem co... ty przecież czytałaś pełno takich książek... nie to co ja.... np. wstaw tu coś z tego "102 sposoby jak pomysłowo wykończyć delikwenta"...)
Na pierwszy ogień poszedł Macio. Próbowała go dobudzić, ale jej się nie udawało to jakoś... Wciąż miał zamknięte oczy.

TYMCZASEM................

Usa, Elder i Pokeball już prawie dobiegają do miasta. Oczywiście oni wszyscy także ledwo mogą iść, ale oczywiście dla przyjaciół są gotowi na wiele (ach, jacy oni szlachetni!:P). Ludzie jakoś dziwnie na nich patrzą. Nasze trio wchodzi do budynku. Podchodzą do recepcji. Pani z okienka dziwnie im się przygląda, jak wszyscy zresztą siedzący w hallu. Nie trudno im się dziwić. W końcu nagle ni s tąd ni zowąd wpada trójka nastolatków, każdy jest cały brudny, usmarowany, ubranie ma postrzępione, cali są w ranach i w niektórych miejscach zakrwawieni, wrok dziki, ledwo chodzą, podchodzą do okienka i coś wykrzykują.
-Już.... Już zawołam lekarza....- po chwili lekarz zszedł.
-Tam! Na drodze...- Elder
-Wypadek! Ledwo przeżyliśmy!-Usagi
-Czarny mercedes! Wjechał na nas specjalnie!-Pokeball
-Już... Już.... Jedziemy...- lekarz ubrał kurtkę i zawołał kierowcę karetki, oraz swoich dwóch pomocników. Wszyscy wsiedli do karetki. Trio chciało jechac z doktorem, ale ten nie pozwolił im i zostawił ich pod opieką pielęgniarek. Lekarz pojechał....
Sentretka niecierpliwie spoglądała raz w tę, raz w drugą stronę. To cud że wszyscy żyją, i że nic takiego im się nie stało! Złamania, stłuczki, potargane ubrania- przecież to normalka! Jakimś cudem im się udało. Sent spojrzała na las. Był ciemny i ponury jak zawsze. Jeep zrobił już wielkie BUM, akurat w momencie, kiedy trio dotarło na pogotowie. Dzięki Bogu naszym bohaterom uwięzionym na granicy nic się nie stało. Jakim cudem? Jakoś uchodzilili z życiem... I zawsze było to gdzieś w lesie, lub na granicy lasu.... Na horyzoncie zobaczyła czarne chmury. Widać je było jakby z końca lasu. Jakby te chmury wydobywały się z właśnie samego lasu. Popatrzyła na rannych. Kotasia zasnęła, podobnie jak Mateo, a Macio dalej się nie obudził. Sama Sentretka była trochę śpiąca, ale nie mogła zasnąć...... Chciała ich pilnować.... Jeśli by zasnęła, to przecież mogłoby się im stać coś złego, coś niedobrego.... Tak wyczuwała... W tym lesie wyczuwało się jakąś dziwną atmosferę....
Popatrzyła na miejsce skąd miała przyjechać karetka. Czekała. I nareszcie się zjawiła. Wysiadł z niej doktor, pomocnicy, i jakieś inne osoby jeszcze.... To dziwne.... ten doktor.... jego twarz coś przypominała Sent.... jakby już skądś ją znała.... Z zadumy wyrwał ją okrzyk: "Rusz się! Nie stój jak kołek!". Zaczęła pomagać jak mogła. W końcu w karetce zasiedli już wszyscy: Kotasia, Macio, Mateo, Sent, doktor, i inni. Sent usiadła na ławce i zaczęła ponownie przypatrywać się twarzy doktora...

Doktor badał po kolei wszystkich. Nic nie mówił. Pomocnicy jego też. Pracowali w milczeniu. W końcu dojechali. W szpitalu pielęgniarka zaprowadziła Sent do pokoju, gdzie był już Elder, Usa i Pokeball. Usiadła. Odetchnęła z ulgą bo wiedziała, że jakoś wykonała obowiązek pilnowania bardziej rannych. Nikt się nie odezwał do siebie. Wszyscy byli zmęczeni. Sent już nic nie czuła. Położyła się w pościeli. Ciepło, iało, cicho.... Powoli jakby ktoś przyciszył głośnik tego świata wszystko ucichło.... Obraz przed nią coraz bardziej był zamazany... W końcu całkiem znikł. Zamknęła powieki. Odpłynęła.... Wszystkie przykre sprawy odpłynęły w inną stronę... A Sent mogła płynąć spokojnie po swoim kursie, ze świadomością, że nikt jej nie będzie przeszkadzał w tym... Wypłynęła na morze snów...

-To dziwne.... Taka wielka kolizja.... Samochód bardzo późno wybuchł... A oni wszyscy żyją, i mają się dobrze....-szepnęła jakaś pielęgniarka w białym fartuchu, do mężczyzny stojącego obok. Ten mężczyzna był doktorem. Milczał przez cały czas. Po chwili jednak przemówił:
-Nie wiem... mnie samego to interesuje... Najbardziej interesujący jest kierowca... prowadził, zdeżył się z samochodem z naprzeciwka, a wyszedł z tego z zaledwie zadrapaniami... -odpowiedział doktor
-Policja chciałaby spisać raport.... problem w tym, że na razie nasi wszyscy świadkowie są nieprzytomni... Potem się obudzą, ale kto wie, czy będą cokolwiek pamiętać....
-Nikt nie widział w tej okolicy żadego mercedesa... Co dziwniejsze, samochód później znikł.... To nie żadne oszustwo, bo wszystkie obrażenia samochodu wyglądają prawdziwie, ale obrażenia na ludziach nie wyglądają prawdziwie....
-Myśli pan że to wszystko jest tylko upozorowane?
-Nie.... Niekoniecznie.... A gdyby mieli udawać to pewnie tylko dla odszkodowania.... Tak to trochę wygląda, ale ja myślę, że to się stało naprawdę.... Naprawdę potrącił ich ten samochód... po prostu.....
-.... po prostu mieli więcej szczęścia niż rozumu, tak?
-Można to tak nazwać.... Ale przecież wcale niekonicznie...... Zważ, że ostatni dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy, no i wogóle...
-Tak... W tych okolicach zdarza się wiele takich niewyjaśnionych przypadków....- Kotasia słuchała tego jak dotąd w milczeniu.... O kim oni mówili? Gdzie ona jest? Kim jest? Co ona tutaj wogóle robi? Co jej się stało? Kim oni są? Czuła jakieś ciepło, stan błogości i nieświadomości, który powoli, powoli się ulatniał. Powoli do umysłu dostawały się jakieś wizje, obrazy, powracały wspomnienia.... Zaraz, zaraz! Przecież.... Tak! Ona leży w szpitalu! Mieli wypadek! Kiedy? Wczoraj? Kilka dni temu? Miesiąc? Więcej? Ile czasu upłynęło od kąd zasnęła? Co jej jest? Wszyscy żyli, chyba.... Wszystkim nie stało się nic specjalnie groźnego.... Jakoś się tu znaleźli... Tak, przyjechała karetka, tu ich dowiozła, jakoś doszła do łóżka.... A co z resztą redakcji? Gdzie oni teraz są? Kotasia nie miała na nic siły. Ból głowy.... Potężny ból.... Każda myśl była w tym momencie dla niej jak igła wbijana do mózgu... Ból, ból... stan jakiegoś niekontaktowości ze światem... Ale jednocześnie kontaku z nim... Rozdarta tak właśnie na dwie połowy leżała na łóżku, wśród ciszy, mętni ludzkich myśli, spraw codziennych.... Do sali wpadało światło... W sali był pół mrok jakby jeszcze.... Jakaś jakby mgła... Nie taka jak na polu... Innego trochę rodzaju.... Jakby mgła mętni ludzkich umysłów znajdujących się w tej sali... i jakby ta mętnia przyozdobiła swoją osobą wszystkie te nagie i puste ściany... Kotasia z trudem otwarła oczy... Poczuła ból rozdarcia.... Teraz była już po jedej stronie... Po stronie świata i realności.... Spojrzała w okno... Słońce.... delikatne promyki wpadały między gałęzie, i przedzierały się do okna jakby chciały dadać otuchy.... przypomniała sobie moment kiedy siedziała w dole.... Wtedy właśnie nie wiedziała jeszcze czy kiedykolwiek zobaczy słońce.... Chciała krzyknąć, coś powiedzieć, pokazać coś, o coś spytać, dowiedzieć się paru rzeczy.... Nie mogła.... Nie mogła otworzyć ust... Leżała tak wpatrzona w okno pustym, szklanym wzrokiem.... Ponownie zamknęła oczy.... znowu przeszła na stronę nierealności, świata fikcji....

Mateo otworzył oczy. Co, gdzie, jak? A tak, tak, jest w szpitalu. Syknął. Noga. Nie, już nie bolała, ale gips był niewygodny. W-wypadek... czy wszyscy przeżyli? Nie, nie miał siły się podnieść... Zamknął oczy...
Macio obudził się i podniósł... Wypadek!
- Śpij, śpij... - powiedziała jakaś kobieta.
Z powrotem opadł na poduszki...

Sent:

- Ale ja naprawdę nie muszę leżeć! - Elder.
- Wasza czwórka także!
- Nie, nie!
Pokeball, Elder, Sentretka i Usagi próbują właśnie przekonać jakoś szpital, że czują się dobrze. Nagle Elder przystanął. Oparł się o ścianę.
Czarny mercedes... jedzie....m-mgła? Jedzie jeszcze raz... śmiech.....uderza....znowu m-gła... Kamienie, jakieś kamienie.... Lawina...
Elder zamrugał oczami.

Usagi:

Mateo pustym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Nie myślał o niczym. Zdażenia poprzedniego dnia powracały do niego co jakiś czas. Ale teraz nie myślał o niczym. Po prostu wpatrywał się w sufit. W całej tej monotonni obrazu sali szpitalnej w rzeczywistości były jednak jakieś elmenty niespokoju, burza, i bałagan. Sala szpitalna- jakże psychodeliczny element w tym momencie! Pacjenci są jakby uwięzieni w nim. Nie w budynku. Są jakby więźniami samych siebie, swoich umysłów... Chwila! Przecież.... Czy to już kiedyś nie było? Tak..... Właśnie kiedyś tak w tym dole, uwięzieni byli, we własnych umysłach. Bo wtedy największym problemem nie był dół, a ich umysł. Bo zostali zmuszeni do siedzenia w jednym dole ze swoimi byłymi ofiarami, i poczuli na własnej skórze to co czuli ich ofiary. Policja spisała raport. Lekarze wystawili diagnozę. Byli wolni. Redakcja Pokeallz mogła już iść do domu. Tak oznajmił lekarz. Stwierdził też, że dobrze by było, gdyby jednak jeszcze trochę zostali.
I zostali jeszcze. Sprzeciwiali się, co prawda, ale chyba trochę za słabo. Zresztą oni sami tego potrzebowali. Potrzebowali mieć kontakt ze światem. Powoli popadali w jakąś swoistą paranoję.... to jest naprawdę? Sen? To jest realne? "To w końcu co jest już realne?"
Ich oczy puste, które widziały świat innym niż jest w rzeczywistości, miały błędny wyraz. Wpadali coraz głębiej w otchłań umysłu, powoli jakby topiąc się w morzu myśli, niezrozumiałych, a jednocześnie zwykłych i prostych...

W końcu, po około tygodniu wyszli ze szpitala. Do domu dojechali taxówką. Wiedzieli, że na dłuższą metę to nie będzie możliwe, takie właśnie jeżdzenie na zamówienie. W końcu pieniądze nie czepiają się poszczególnych członków naszej redakcji. Trzeba wykombinować coś. Jakiś pojazd. Tylko skąd? Czy ktoś tam w rodzinie ma? Czy jakiś koompel jest, który jest niezawodny i użyczy wozu?

Sent:

- Usa.. - zaczął niepewnie Mateo - Pamiętasz, jak mówiłem, że powinniśmy wrócić z tych zwariowanych wakacji, a ty stwierdziłaś, że nikomu nic sie jeszcze nie stało? Teraz już nie możesz tak powiedzieć! Przecież widzisz, co....
- Nadal nikomu nic się nie stało - ucięła Usa - A poza tym...
Przerwał jej telefon. Kotasia odebrała.
- Słucham?
Po drugiej stonie - cisza. Już miała odłożyć słuchawkę, gdy nagle usłyszała śmiech. Wyzywający, złośliwy. Po chwili rozległ się drugi raz: tym razem wprost bombardował otoczenie. Rozlegał się nie tylko w słuchwace. W całym otoczeniu....Zamrugała oczami. Cisza. Redakcja się na nią dziwnie patrzy. Odłożyła słuchawkę.
- Słyszeliście ten śmiech?
Redakcja pokręciła głowami. Nagle Usa pstryknęła palcami.
- Zaraz po naszym przyjeździe też był telefon.... Głuchy.
Nagle telefon zadzwonił jeszcze raz. Nikt nie wyywał się do odbioru. W końcu po drugim dzwonku Pokeball wolno podniósł słuchawkę. Chwilę z kimś rozmawiał, po czym ją odlożył.
- Dzwonili moi rodzice - wyjaśnił - Pytali się czy wszystko w porządku...
- I co odpowiedziałeś?
- Że.. tak.
- No cóż, jest w porządku, nie ma co - stwierdziła Usa - Teraz trza by pomyśleć nad jakimiś środkiem transportu, przecież nie będziemy drałować w to i z powrotem przez las...
- Nie bedziemy, bo jutro stąd wyjeżdżamy. Nie jest w porządku. - Mateo.
- Mateo ma rację - stwierdziła Senti - Po co mamy się narażać?
Pokeball jednak pokręcił głową.
- Trzy razy mogliśmy zginąć, i przeżyliśmy...
- Do trzech razy sztuka! Nie wiadomo jak będzie za 4!
- A więc głosujmy!
Jednak oprócz Seni i Mateo wszyscy woleli zostać. Senti z rezygnacją poszła na górę. Postanowiła zrobić to, czego od dawna nie robił nikt z redakcji. Dać newsa na pokeballz.

***

- Senti, gdzie znowu idziesz? - zawołał Elder.
Senti pomachała mu jednorazowym aparatem fotograficznym.
- Zrobić parę zdjęć - odpowiedziała.
- Dobrze wiesz, że łażenie nocą po lesie jest niebezpiecz...
- Jeśli nie wrócę za godzinę, zacznijcie mnie szukać.
- A może ktoś z tobą pójdzie?
- Ja mogę - zaofiarowała się Usa.
- OK - kiwnęła głową Senti - I pamiętajcie: za godzinę. Ja mam zegarek, jakby co i na pewno jeśli wszystko będzie OK, wrócimy.
Senti wyszła. Pierwsze co zrobiła, to zdjęcie domu. Potem lasu.
- Po co to robisz? - zapytała Usa.
- Chcę dać parę zdjęć na pokeballz, żeby się nie zmarnował aparat.
Usagi przystanęła.
- Pokeballz! Od dawna nie było newsów.
- Były, były, ja dzisiaj dałam. Nieważne. Gdzie był ten dół?
- Chyba tam.
Obydwie dziewczyny doszły do pamiętnego dołu. Ciężko było na jego widok nie skrzywić się z odrazą. Senti szybko pstryknęła dwa zdjęcia.

Usagi:

-Choćmy już.... wyczuwam tu coś nie dobrego.... Naprawdę czuję się, jakby nas ktoś obserwował...-szepnęła Usa
-A ty jak zwykle swoje... Zawsze o takich rzeczach musisz gadać.... psycholka! A później ja ze strachu umieram!- odcięła się Sent.
-No ale wiesz... jestem psychicznym frajerem, i czasami zdarza mi się czytać w myślach, lub coś tam przewidzieć... i ja NAPRAWDĘ czuję coś niedobrego!- tym razem głos Usy zabrzmiał tragicznie. Miał w sobie coś z histerii. Sent oblał zminy pot. Znała już Usę na tyle, że wiedziała, iż czasami naprawde ma wieeele racji, i wiele rzeczy się sprawdza. Gęsia skórka, pot, ciemno w oczach.... Sent miała słabość do takich rzeczy. Lubiała, owszem ich słuchać, mieć z nimi kontakt, ale mimo wszystko chciała skończyć z takimi rzeczami raz na zawsze. Spojrzała za siebie w las. Ciemność. Nie ma nikogo. Niczego nie widziała. Widziała tylko otchłań i mętnię jakąś. Coś czarnego. Znowu zapadała w swój własny umysł. Krzyknęła. Naprawdę. Tym razem naprawdę, nie w świecie fikcji. Usa na nią spojrzała.
-Choćmy już.... To naprawdę nie był dobry pomysł z tym chodzeniem do lasu samemu, w szczególności już w środku nocy.- Usa.

Szły. Do domu miały niby niedaleko, a jednak droga powrotne dłużyła im się nie samowicie. Dziwna sprawa... przecież to niedaleko... już....o już za tym zakrętem... Nie? To za tym drzewem.... Nie? To gdzie to jest? Nie ma? Nagle ni z tąd ni zowąd znowu znalazły się nad dołem. Same nie wiedziały jak tam trafiły. Czyżby kręcili się w kółko? Przeszły parę kroków. Usa się potknęła. Wstała, rozmasowała kości i spojrzała w kierunku tego o co się potknęła. Coś białego. Tak dziwnie kredowo białego. Podeszła bliżej. Spojrzała. Ręka. Szkielet dłoni. Biały... tak piekielnie, przerażająco biały.... pod ziemią pewnie znajdowała się reszta ciała, a właściwie to reszta szkieletu. Usa spojrzała dokładniej. Ręka drgnęła. Złapała ją.... przenikliwe zimno, ciemno przed oczami, zimny pot.... znowu to uczucie zapadania w jakąś otchłań niezmierzoną.... w jakąś czeluść mroczną.... zimno, które przenika do szpiku kości... Krzyknęła. Poczuła czyjąś zimną rękę na ramieniu. Znowu krzyknęła. Obejrzała się za siebie. Sentretka. Patrzyła na nią dziwnym, niespokojnym wzrokiem. Usa spojrzała jeszcze raz w stronę, gdzie przed chwilą widziała rękę. Nic tam nie było. Może to po prostu jakieś majaki. W takim razie o co się potnęła? Odetchnęła. Czyli to nie było realne. Spojrzała na Sent. Jej chłodna dłoń wciąż spoczywała na ramieniu Usy. Jednak teraz nie było zwykłej dłoni człowieka. Była dłoń szkieleta w kolorze kredowo białym. Tam, gdzie przed chwilą była twarz Sent- była teraz twarz trupa. Łysa, naga czaszka. Tam, gdzie przed chwilą były niespokojne oczy Sent- teraz były dwa ogniki. Znowu to zimno.... znowu przjście na stronę fikcji.... znowu strach..... ten wielki strach.....

Usa dostała w twarz. Zobaczyła jak Sent nią potrząsa. Siedziała na ziemi w miejscu gdzie oglądała rękę trupa. Potrząsała nią Sent- normalna Sent, ni żaden truposz.
-Oprzytomniej! Dlaczego krzyczałaś? Co ci jest?
- Nic.... Błagam.... cho- choćmy.... pro- proszę.....- wydyszała Usa. Ruszyły. Cały czas towarzyszyło im przejmujące zimno i ta cisza.... Ta cisza tak dziwna.... że aż nienormalna.... jakby wszystko zamarło..... jakby cała natura zamarła..... jakby wszystkie drobne żyjątka nawet wyczuwały coś niedobrego.... chciały się ukryć.... schować..... przed czym? Cisza...... żadnego dźwięku..... cisza.........

Sent:

- Nie no! - krzyknęła w pustkę Senti.
Po chwili znów znalazły się nad dołem. Jakby tutaj utknęły. Nie mogły się wydostać.
- S-spróbujmy jeszcze raz - stwierdziła Usa - Co nam pozostało?
Jej głos jednak zawierał nutkę rezygnacji - nic innego nie mogły zrobić, ale to było chodzenie na marne. Znowu dół. Nagle obie dziewczyny poczuły lodowaty powiew, przejmujące zimno. Krzyknęły zduszonym krzykiem. Usagi leciała teraz, leciała z tym powiewem, po czym wylądowała w dole. Spojrzała w górę. Otaczały ją trupy. Zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, znów była na górze, koło Senti.
- Niech pomyślę - stwierdziła Sent - znowu coś zobaczyłaś?
- Ano. Siebie w dole.
- Lepiej stąd odejdźmy. Bo jeszcze sie spełni. Nie zdziwiłabym się.
Odwróciły się i wtedy.... Znów powiał wiatr. Tak mocny, że obydwie dziewczyny nie mogły się mu oprzeć.. Zawiał je prosto do dołu. Usa rozejrzała się. Siedzi, cała poobijana koło poobijanjanej Sent. Bez trupów. Wizja czy realia? Zresztą, co jest realnością?
- Mówiłam, że się nie zdziwię, no więc się nie zdziwiłam. - stwierdziła ponuro Sent - Minęła już godzina, więc licząc na punktualność naszej redakcji, zaraz zaczną....
- Czekaj - przerwała jej Usa - A jeśli, tak samo jak my nie mogłyśmy stąd odejść, oni nie będą mogli tu przyjść? A nawet jak przyjdą, to już nie odejdą?
- Masz rację... - cicho powiedziała Sent.
--------
Tymczasem u 5/7 redakcji...

- Godzina - stwierdził Elder.
- Znowu coś się stało... mam tego dość. Jutro wyjeżdżam. Może Usa też zmieni zdanie, skoro teraz jej się coś stało - stwierdził Mateo.
- Hmmm - zastanowił się Macio - Idziemy wszyscy, czy tylko część?
- Lepiej część - stwierdził Pokeball - Niech Macio i Kotasia zostaną, a jeśli nie wrócimy przez 2 godziny - idą po nas. Ja z chłopakami idę poszukać tych dziewczyn. Pasuje?
Pasowało. Wyszli w ciemny las....
------
A u Usuni i Sentuni...

- A może jakoś same wyjdziemy? - zaproponowała Us - Teraz nie ma takiego błota, więc...
Spróbowały. Jednak za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Po prostu było za ciemno, a poza tym i tak nawet gdy nie było tak mokro - dół był niezłą pułapką. Sentretka stwierdziła, że spróbują rano, ale w jej głosie wyczuwało się sceptyzm, który mówił: "Rano i tak stąd nie wyjdziemy; jednak nawet przy suchych ścianach to może sie nie udać". Nagle Senti zastrzygła uszami (no dobra, dobra, nie zastrzygła tylko nadstawiła uszy.. pasuje? - dop. Senti) a więc nagle Senti nadstawiła uszy.
- Chyba ktoś tu idzie. Zawołajmy.
Usa jednak nie słuchała. Senti więc krzyknęła w ciemność "Ejjj! Pomocy!" Po chwili nad dołem zjawił sie Mateo, Pokeball i Elder.
- Dziewczyny! - krzyknęli - Co się stało?
- Zaraz wam opowiem, lepiej stąd już chodźmy - stwierdziła Senti.
Ponieważ osatnią gałąź Pokeball wrzucił do dołu, Mateo wział druga i pomógł wyjść dziewczynom. Usa wyszła, ale była milcząca. Za to Senti w skrócie opowiedziała, co sie stało.
- Mówisz, że nie mogłyście dojść do domu, tak? - zapytał nagle Pokeball.
- T-ta-ak. I nie wiem właśnie, czy....
- Nie. Spójrz przed siebie.
Dół. Czy utknęli w tym lesie na dobre? Czy już nigdy się nie wydostaną?

US:

-No to w końcu już nie wiem.... wyjdziemy stąd, czy nie?- Usa
-A dlaczego byśmy mieli nie wyjść? Przecież zaraz dojdziemy do domu!-Mateo. Mateo miał najgorzej ze wszystkich. Dzięki niemu cała pielgrzymka posuwała się naprzód wyjątkowo powoli. Wiadomo, ze z jedną nogą w gipsie o kulach nie jest zbyt łatwo iść. Widać już było między drzewami jakieś błyski, które pochodziły od strony domu. A jednak.... a jednak wyszli.... a jednak nic im się nie stało... A jednak to po prostu tylko halucynacje były... to nic takiego... doszli do domu. Wszystko OK. Wszystko...
Weszli. Redakcja na ich widok przerwała oglądanie telewizora. Po krótkiej chwili wyjaśnienia wszyscy powróscili do swoich zajęć.

Jakąś godzinę później redakcja zmęczona oglądaniem tv (fakt, nie ma co, męczące zadanie) postanowiła zrobić coś innego. Trzeba zabić ostatnie wspomnienia. Były podzielone zdania, co do spędzenia tego wieczoru.
-Telewizor!
-Czytanie książek!
-Kolacja!
-Komp!
-A ja mam inny pomysł!- Usa- przygotuje specjalną kolację dla nas wszystkich! Później usiądziemy na podłodze w kręgu, zgasimy światło, zapalimy świeczkę, no i oczywiście nastąpi to, co tygryski lubią najbardziej! Poopowiadamy o duchach, czy innych paranolmalnych rzeczach!- wszyscy na nią spojrzeli. Nkt się nie odezwał. Wszyscy tego chcieli, ale jednocześni te ostatnie dziwne wydarzenia, i strach przed czymś...

Po zjedzeniu kolacji redakcja postanowiła skorzystać z propozycji Usy. Zapalili cztey świece. Zgasili światło. Usiedli w kręgu, na podłodze. I kolejny raz krąg... ten symbol w ich wypadku zjednoczenia... tak samo jak w tym dole.... i znowu tak samo siedzą tak w kręgu.
-To... to co? Zaczynamy> Opowiada ktoś pierwszy?- spytała Usa. Nikt się nie zgłosił. Milczenie jednak ustąpiło.

-No, nikt się do opowiadania nie kwapi? Dalej! Nie? No dobra, to może ja zacznę opowiadć....- Usa wzięła głęboki oddech. Objeła wzrokiem redakcję.- Eeeee... jakoś nic mi w tej chwili do głowy nie przychodzi!
-Ja! Ja chcę!-wyrwał się Macio. Pozostali spojrzeli na niego z uznaniem. Macio de tej pory nie wyrózniał się niczym specjalnym, a tu nagle taka akcja samego z siebie.- Więc opowiem może wam legendę o lustrach... wiecie.... no, to tak tylko dla rozgrzewki, tak na początek! Więc... jak tak patrzymy na lustra to widzimy tam drugi, inny świat.... lepszy, czy gorszy? Taki... taki sam, ale jednak inny... taki trochę jeszcze bardziej mroczny, tajemniczy.... gdy patrzymy tak na lustro, to widzimy ten nasz świat, ale jednocześnie nie jest on już nasz... wiecie, że podobno po drugiej stronie lustra jest drugi świat, tylko że cały w ciemnościach? Taki alternatywny świat... cały w mroku.... my żyjemy w świetle....- Sent wyjrzała za okno. Był nów. Ciemno. Czy aby na pewno żyją w świetle? Wiatr powiał, uniósł firanki. Macio dalej opowiadał- I wiecie, że podobno, kiedy jest nów, kiedy jest właśnie wtedy szczególnie ciemno, i kiedy to mrok ma przewagę, nie wolno przeglądać się w lustrze? Lustro jest wtedy ciemne, tak jak wszystko na świecie.... nie wolno się w nim przeglądć, bo można zostać wciągniętym do środka... można wtedy zostać zwyciężonym przez mrok...- Reszta redakcji mimowolnie spojrzała na lustro. Lustro znajdujące się na ścianie pokoju. Było duże, wielkie, tajemnicze. Mrok.... tak ciemny, i gęsty mrok..... w tym lustrze była ciemność.... ale kto wie, czy nie bardziej ciemniejsza niż naprawdę... wszystko w tym lustrze wydawało się takie same, a jednak inne.... Członkom redakcji zdawało się, że powoli zostają wciągnięci do środka. Wpadli w jakby jakiś trans.- Ej, no dajcie spokój, to stara legenda!- powiedział drżącym głosem Macio. Następną odważną osobą okazała się Kotasia.
-To może.... ja... ja będę teraz opowiadać....- rozpoczęła. Spojrzała po zebranych, jeszcze raz rzuciła płochliwe spojrzenie na lustro.- Posłuchajcie... Ja chciałam wam opowiedzieć.... no, może to będzie coś nietypowego... bo wiecie, wielu ludzi zastanawiało się nad końcem... świata, ludzi.... nad tym co wtedy będzie.... i wielu ćwiczy tę swoją rolę... tę rolę, którą kiedyś będzie musiał wypowiedzieć, wtedy, kiedy stanie kiedyś na scenie życia.... i kiedy tak zstanie oświetlony światłem reflektorów sprawiedliwości, to wyjdzie na jaw, jak przygotowywał się do przedstawienia... i jak wtedy wypadnie? Jak to wszystko będzie wyglądać? Wiecie, gdzieś przeczytałam... o takiej bogini... ona z kosą w ręce stanie, na czole znak saturna świecieć będzie, wiatr będzie dął.... a ona tak wlaśnie stanie.... i powoli zacznie zbierać żniwo... Kosa będzie nienagannie sprawować swą funkcję... aż w końcu wszystkiego nastąpi koniec.... nicość zapanuje.... po czaszkach iść będzie.... w morzu krwi się wykąpie.... i oczy jej.... te świecące oczy....
-Dość!-przerwała Sent- nie chcę wiedzieć, co jeszcze chcesz powiedzieć! Mam wogóle tego dość! Spać też jush nie pójdę!
-Uspokój się.....-Mateo-nie martw się... Dobra Kotaś, może przerwij? Chwila odpoczynku, i ruszamy dalej....

Wszystko w tym domu wydawało się z minuty na minutę coraz bardziej dziwne.... Ciemność, może się zdawać, że to nie możliwe, ale coraz bardziej była gęsta... Wiatr powiał.... świeczki nadal płonęły.
-No to... kto? Kto teraz? Myślę, że powiniśmy przestać gadać o legendach, a troche dać suchych faktów... wiecie, coś bardziej realnego, np. duchy....- Usa. Nikt nie skomentował jej wypowiedzi. Coś bardziej normalnego-duchy. Żadna nowość. Ona wszystko przekręca.
-No... kto? Bo mi nadal nic specjalnego do głowy nie przychodzi...-Usa
-Ty opowiadaj! Zapewniam cię, że wcale nie musi być coś specjalnego! Wszyscy wiemy, co znaczą twoje rzeczy zwykłe, i specjalne... nawet zwykłe są dziwne.... więc opowiadaj....- Macio
-Oki.... To może pewną historię związaną z tym domem?- milczenie- przyjmuję to jako "tak". Więc posłuchajcie... podobno ten dom, choć nie wygląda, ale tak naprawdę jest bardzo stary... I podobno kiedyś należał do pewnego faceta.... właściwie, to ten facet był bardzo, bardzo bogaty, i takich domków, jak ten tutaj to on mógł mieć dużo... i podobno raz w lecie postanowił się tak wybrać do niego, na około tydzień- dwa. Chciał tu pobyć w samotności, i właśnie przyjechał tu sam. Chciał choć na chwilę przestać gonić za karierą, pieniądzem. Na powrót poczytać, pomyśleć, skupić się w sobie, nabrać sił przed nowymi wyzwaniami losu. Nie wiadomo do końca, co się tu z nim działo. W każdym razie były to ostatnie wakacje jego życia. Znaleziono jego ciało jakieś dwa tygodnie później. Nie dzwonił, nie zjawił się w pracy. Wysłali kogoś, aby sprawdzić co się z nim dzieje. Znaleziono go jak leżał na łóżku, tam, na pierwszym piętrze- w swojej sypialni. Był całkiem ubrany. Leżał z otwartymi oczami. Taki szklany, pusty wzrok. I nie miał żadnych urazów wewnętrznych, ani zewnętrzych. Tak wykazała sekcja zwłok. Co dziwniejsze, w szpitalu podczas swojego pobytu, był dość częstym gościem. Miał wypadek samochodowy, wypadki w lesie. Podobno lekarze sekulowali, że umarł, nie na zawał serca, a z winy swojego umysłu. Wiele osób jest chorych z samotności. W tym wypadku tak nie było. U tego faceta nie było nic takiego. Był bardzo silny psychicznie. Nie miał schizofremi, ani nic tego typu. Po prostu... umarł. Nie ze starości. Był dość młody. Po prostu umarł. Stał się więźniem swojego umysłu, więźniem samego siebie....- Usa powoli kończyła. W tym samym momencie u góry, w miejscu, gdzie jest sypialnia, w której właśnie prawdopodonie umarł ów człowiek, zaskrzypiała podłoga. Reszta redakcji spojrzała dziwnie na Usę, jakby to była jej wina.
-Z tobą naprawdę jest coś nie tak... fakt, to wszystko było tylko PODOBNO, ale skoro podobno, to znaczy, że być może prawdziwie...-Macio
-I znałaś tą historię wcześniej, a mimo to chciałaś tu przyjechać?- Kotasia
-Ta.... znałam, a co? Ten dom jest w posiadaniu mojej rodziny od roku, a właściwie to ponad roku... w poprzednie wakacje nie chciałam tu przyjechać, ale w te powiedziałam sobie, że dość, i że muszę przestać wierzyć w takie rzeczy...
-No tak.... nie wierzycie chyba, że coś nam się stanie? Do tej pory nic nam się nie stało! Żadneych wypadków w lesie, samochodowych, czy np. figli umysłu w postaci np. wizji...-Pokeball dopowiedział. Spojrzał na członków redakcji. Wtedy spostrzegł się, że ta jego wypowiedź, jak wszystkie zresztą, jest conajmniej nie na miejscu- Ooooops... Eeee... to może... zjemy coś?- próbował zapomnieć o swojej własnej wypowiedzi. Cisza. Podłoga znowu skrzypnęła, znowu powiał wiatr. Okiennice trzasnęły. Po chwili okno same się zamknęło.
-Przeciąg... To dlatego pewnie.... no dbra, kto otworzył u góry okno?- Kotasia
-U góry? Ja nie! Zdawało mi się, że było zamknięte!-Macio
-Tak..... ja też żadnego nie otwierałem... -Mateo
-Eeee.... ja też...-Usa
-I ja....-Sent
-I ja także....-Elder
-A ja tym bardziej nic nie otwierałem...- Pokeball.
Znowu coś powiało. Jakiś zimny prąd. Zgasły świeczki. Nikt się nie odezwał. Nic nie było już ważne. Milczenie narastało. Skrzypnięcie drzwi. Ciężkie kroki na schodach. Do ich umysłu powoli wkraczała jakaś mgła. Umysł przyćmiony, przez jakąś tajemną siłę, powoli tracił świadomość...
Powoli zanikały gdzieś myśli, problemy... ciepło.... takie przyjemne, dziwne ciepło.... uczucie takie jak tuż przed zaśnięciem... Tak jak przed zaśnięciem, wszystko odpływało... i to uczucie błogiej nieświadomości... sen... ta mgła.... nie świadomość... wszystko jest rozmazane... wszystko odpływa... kroki są coraz bliższe.... zimno, a jednocześnie ciepło... powieki coraz bardziej ciążą.... ten stan nieświadomości.... ta cisza... jakby wyłączone zostały wszystkie głośniki... ciemność.... czas wlecze się powoli.... jakby wszystko pokazywane było w zwolnionym tempie.... ta cisza.... ta mgła.... kroki już pochodzą z kuchni.... cisza.... skrzypnięcie drzwi..... zwolnione tempo.... ktoś wszedł do pokoju... cisza i ciemność większe niż przedtem... coraz większa mgła i nieświadomość w umysłach.... Wtem Elder poderwał się i z prędkością światła podskoczył do kontaktu. Pstryknął i zapaliło się światło. Martwa-cisza. Żadnych kroków. Nic. Pokój wyglądał całkiem inaczej, niż przed zgaszeniem. Cisza. redakcja siedziała. Nikt się nie odezwał. Nie wiedzieli właściwie co się stało. Szok. Nagle jakby dostali w twarz. Jakby obudzili się z głębokiego snu, wizji. Błogość gdzieś uleciała. Patrzyli na siebie oszołomieni. Co to było, to przed chwilą? Jakby sen..... czyżby zbiorowa halucynacja? Hałasy, a jednocześnie cisza, a potem jeszcze większa cisza? Co to było? Czyżby naprawdę to był prawdziwy.... duch? Mara nikczemna? Nikt nic nie mówił. Wszyscy chcieli stąd wyjeżdzać. Rozumieli się bez słów. Tylko czy aby na pewno dadzą teraz radę? Czy im się to uda? Co teraz jest realne? Czy stali się więźniami swoich umysłów?

Sentretka:

- Wyjeżdżamy! - krzyknął z histerią Mateo i rzucił się, aby się spakować.
- Nie mamy samochodu - stwierdziła trzeźwo Usulka.
- Pojedziemy pociągiem.
- Dzisiaj już za późno.
- No to jutro.
- Nie wiemy o której pociągi.
- Pójdziemy i sprawdzimy.
Mimo, że Usa (o, dziwo) oponowała, po chwili cała siódemka zaczęła powoli iśc w stronę stacji. Idąc, minęli niewielki pagórek. Usa podeszła w jego stronę. Pagórek miał otwór.
- Ej, chodźcie zobaczyć!
- Lepiej nie - powiedział Bezmózgowy Potwór (czyt. Mateo ^^)
Jednak nagle zaczęło padać i redakcja postanowiła schronić się tam i przeczekać deszcz, który, ponieważ tak szybko się zaczął z pewnoscią szybko się skończy.

***

Po półgodzinie deszcz nadal lał. Wreszcie Macio stwierdził:
- Mamy do wyboru lecieć w deszczu albo tu zostać.
Wtem z góry pagórka rozległ się jakiś hałas. Stoczyły sie kamienie i zatarasowały wejście (co było dość dziwne, biorąc pod uwagę, że na pagorku żadnych kamieni nie było, ewentualnie drobne kamyczki i jakieś rośliny - dop. Senti) Redakcja była uwięziona.
- Nie mamy już wyboru - stwierdził osłupiały Macio.
- Dajcie spokój - nie zginiemy - powiedziała Sent.
- Skąd wiesz?
- Ten człowiek nie zginął w wypadku, zawsze uchodził z nich żywy - odparła spokojnie.
- Jak ty możesz być taka spokojna!
- A co, mam biegać i krzyczeć? - i wskazała głową na Mateo który właśnie walił w ściany tongue.gif
- P...o...c...o....m....y.....t....u.....p...r...z...y....j...e.....ż...d....ż ....a.....l.....i.....ś......m.....y..... - powiedziała z zaciśniętymi zębami Usa, kopiąc jakiś kamyk.
- To był twój pomysł.
- Wiem, że mój. Jak wrócę... jeśli wrócę... to pierwsze co zrobię to zmuszę rodziców, aby sprzedali ten dom!
- To się zaczyna robić nudne - Senti oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi - Dół, drzewa, lawina, wypadek...
- Jak ty możesz być taka spokojna... dla mnie to aż nadto..
- Heh... wiecie, ja chyba bardziej się zawsze boję, że cos się stanie niż, że coś się sta....
- Czemu przerwałaś?
- Przesłyszałam się. A więc, bardziej się boję, że coś się stanie, niż, jeśli już się stało - stwierdziła Senti.
- Taaa.... A jeśli zginiemy?
- Gdy zginiemy, już nas nie będzie - powiedziała Senti - Ale jeśli zginiemy, to coś mi się przypomniało. Mateo... Pokeball.... Od dawna miałam was o to zapytać... co wy chowaliście po szufladach?
Chłopcy wyraźnie się zaczerwienili, a Pokeball bąknął:
- Jeszcze nie zginęliśmy, nie?
Jednak i Usagi przypomniała sobie o "skarbie" chłopaków.
- Oj, dajcie spokój, po co te tajemnice.
- Będziecie się z nas śmiać!
- Nie będziemy.
Webmasterzy milczeli patrząc na siebie i szurając butami po ziemi. Sentretka nie zamierzała jednak rezygnować (tak, tak, wiem, jestem uparciuch - dop. Sent.) Dziewczyna podeszła do Matea i słodko się uśmiechnęła.
- Czyśbyś zapomniał, że jedną z moich głównych wad jest upór? I że jak się uprę, to jak osioł? (szczera prawda, nie zrezygnuję nawet jak stwierdzę, że nie mam racji! - dop. Sentretka)
- E... no...to...eeee....może najwyższy czas pozbyć się te-ej waaady?
- Pomyślę o tym. Ale powiecie wreszcie czy nie? Nie wydostaniemy się stąd, przynajmniej na razie. Nudzimy się. Mamy do wyboru: gadać albo iść spać. Sen w takich warunkach nie jest wskazany. A jeśli mamy gadać, to czemu nie o....
- ...czymś innym - wpadł jej w słowo Elder, który postanowił pomóc chłopakom; jednak po kilku sekundach podszedł do Pokeballa i zaczął coś z nim szeptać. Pokeball zaczerwienił się i coś odszepnął. Na twarzy Eldera najpierw odmalował się szok, potem zaczął się śmiać a na koniec pokiwał głową ze współczuciem.
- Ej, no mu powiedziałeś! - krzyknęła Usa.
- Przynajmniej powiedzcie mniej więcej, o co chodzi!
- Mniej więcej chodzi o...o...o....
Nagle cała siódemka poczuła dziwny wstrząs. Kamienie zniknęły. Deszcz przestał padać. Spojrzeli na siebie znacząco. Już nic nie było w stanie ich zdziwić. Postanowili iść tam, gdzie szli początkowo - na stację.
Marsz był dość krótki i nic go już nie zakłócało, jednak wszyscy milczeli. Ta cisza wydawała się taka podstępna, złośliwa. Gdy dotarli na stację, Mateo, Senti i Pokeball byli pierwszymi przy tablicy z odjazdami pociągów, Kotasia i Macio i Elder drugimi, a Usa ostatnia. Usagi nadal wydawała się nieprzekonana do wyjazdu.
- Dzisiaj... za 10 minut nawet! - oznajmił Mateo.
- A nasze rzeczy? - zapytała Usagi.
- Pal licho nasze rzeczy! Zabierzemy innym razem! Na razie ratujmy życie! Jedziemy?
Pięć osób odpowiedziało chórem: "Jedziemy". Osobą, która nie przytaknęła, była oczywiście Usa, któżby inny! Gdy redakcja parła do kasy Senti usunęła się do tyłu i zapytała cicho Usę:
- Czemu nie kcesz jechać?
- Ciężko to wytłumaczyć. Ale wiesz, że takie rzeczy mnie pociągają. Teraz już się do nich przyzwyczaiłam. Po prostu polubiłam te zjawiska paranormalne...
Senti skrzywiła się.
- A więc o to chodzi! Widzisz, wiesz co? Przyjedź tu najlepiej innym razem. Sama, z kimś z rodziny... Weźmiesz rzeczy, przywieziesz i studiuj sobie te wszystkie dziwactwa. Ja nie mam na nie ochoty. Serio. A demokracja jest najlepszym sposobem rozwiązywania problemów. Jest sześć: jeden, koffaniutka.
Usa przewróciła oczami.
- No dobra....
Tymczasem reszta właśnie wracała od kasy. Mieli nieszczęśliwe miny.
- Pociąg spóźni się o jakieś 2 godziny, nastąpiły jakieś komplikacje. Może więcej. Na razie nie chciała sprzedać biletów.
Nagle naszej redakcji ukazał się żółto-błękitny portal. Na środku stacji kolejowej. Najwyraźniej nikt oprócz nich tego portalu nie widział. Ten portal wessał ich.... wszyscy odruchowo zamknęli oczy. Gdy je otworzyli, znajdowali się w pociągu. Było 3 godziny później. Nikt tego nie skomentował. Po chwili milczenia Senti odezwała się:
- E... Mateo... słuchaj, wyjdźmy na korytarz....
Chłopak zaskoczony zgodził się. Dziewczyna na wszelki wypadek odprowadziła go trochę o rozdziału, w którym siedziała redakcja.
- Co ukrywaliście z Pokeballem?
- Ee...nic.
- Powiedz!
Mateo przypomniał sobie chwilę nad dołem. Teraz też Senti była taka twarda i stanowcza. Nie sposób było nie odpowiedzieć lub odpowiedzieć wykrętnie.
- To były... widzisz...no dobra. Przede wszystkim listy miłosne i pamiętnik Pokeballa.... on zaczał jeszcze do tego dokładać swoje notatki i rysunki (które najczęściej rysował na lekcjach) które dotyczyły tego samego co listy.
Senti zdumiała się. Jednak nie pozowliła sobie na to zdumienie zbyt długo. Po kilku sekundach wykrztusiła jeszcze:
- Pokeball...? Listy miłosne.... Kto by pomyślał... No to... dzięki za szczerość.... - podeszła i pocałowała Mateo.
Chłopak zrobił się cały czerwony. Senti odsunęła się i spojrzała na niego inteligentnie i z zainteresowaniem.
- To, co się wydarzyło na korytarzu, było całkowicie nieoficjalne, prawda?
- Mhm...
- No to fajnie... chodźmy....
Redakcja na próżno zgadywała, czego Senti wróciła z zwycięską miną, a Mateo cały czerwony. Gdy w głowie Eldera i Pokeballa zrodziła się myśl, że Mateo powiedział Senti o "skarbie" dwójka milczała.

Epilog (tak to się nazywa nie? - dop. Senti)

Usa właśnie ślęczała nad ksiażkami. Jutro miała dwie klasówki, makabra. Najchętniej jutro nie szła by do szkoły. Nagle w swej głowie usłyszała głos: "Witaj, panienko Usagi. Może tak trochę paranormalności? Jeśli odpowiesz tak, zostaniesz w ciągu 5 sekund przeniesiona do domu w lesie" Usa nie zastanawiała się długo. Odpowiedziała: "tak, ale na ile?" Odpwiedź brzmiała: "Na tyle na ile będziesz chciała. Powrót własny =P"
Pokeball był właśnie zajęty paleniem pewnych papierów, znajdujących się wcześniej w pewnych szufladach. W miedzyczasie zadzwonił do Eldera, który stwierdził: "Zakochując się, nigdy nie czyń za wielu głupstw, potem gdy będziesz chciał zniszczyć ślady miłości nie zawsze będzie to takie łatwe jak spalenie listów, pamiętnika i papierków... Na przykład, gdy wytniesz inicjały na drzewie.... Chyba go nie zetniesz, prawda?"
Elder właśnie rozważał tragedię Pokeballa. Czy chłopak zniesie to tak łatwo? Myśląc, usiadł do kompa. Pokeballz... zamknięte? A więc on tak łatwo tego jednak nie zniósł. Co prawda pewnie nanosiło się tu dużo powodów, ale to była pewnie tytułowa "kropla, która przepełniła czarę" Brak czasu, zniechęcienie się do pokemonów... to czuł każdy z redakcji....
Mateo myślał o scenie w pociągu. Na samą myśl automatycznie się rumienił, tak samo gdy rozmawiał z Senti. Zaczął więc ograniczać z nią kontakty... Tylko, czy Sentretka się nie obrazi?
Macio właśnie wyszedł po gazetę. Spotkał po drodze Kotasię. Dziewczyna czytała własnie jakąs gazetę. Na jego widok pokazała mu pewnien artykuł. Dotyczył "dziwnych, nietypowych zdarzeń nie mających jakiegoś wytłumaczenia" Czytając to, chłopak zaśmiał się ponuro. Podobno cała masa ludzi postanowiła się tym zająć, aby to wytłumaczyć. Ciekawe...
Sentretka właśnie usiadła przed kompem. Otworzyła czysty nowy dokument w Wordzie =P i zaczęła pisać "Wakcje redakcji pokeballz, czyli miej szacunek do webmastera swego, bo możesz mieć gorszego" Nagle w pokoju Senti pojawiła się Usagi. Opowiedziała chaotycznie, że słyszała głos itede i że zabrała rzeczy (tu wywaliła na podłogę znaczną ilość toreb) ale musiała wracać, bo zaraz następnego dnia zebrała się grupa jakiś naukowców, którzy postanowili zbadać ten dom i zjawiska. Senti mruknęła: "Powodzenia". Usa wychyliła się przez ramię Senti. "Mogę ci pomóc w pisaniu? Tylko że... Pokeball zamknął Pokeballz! Nie jesteśmy już redakcją!" Sent odparła jej: "Nie. Rozpadliśmy się, chociaż nadal coś nas łączy. Ale te wydarzenia opowiadają o tym, jak jeszcze byliśmy <redkacją>, więc dlatego taki tytuł. Usa kiwnęła ze zrozumieniem głową...

THE END

Teraz pora na rzeczywiste komentarze. Choćby i takie same jak przedtem. Jeśli będą - możecie ficka usunąć, bo jest kiepski. Albo usunę sama. A propo jipa - specjalnie błąd w pisowni, specjalnie, potem jest chyba kilka razy poprawnie.


--------------------
Nie... Ja tylko...
Jestem cały czas zmęczona.
Jestem naprawdę zmęczona.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
ikar
post 15.04.2003 23:14
Post #8 

Mały człowieczek...


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 368
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Wawa :D

Płeć: Mężczyzna



1 wrażenie - Buahahaha
2 wrażenie - Bziuuuum
3 wrażenie - Oops - robi się strasznie i horrorowato i poważnie
(poważnie bziuuum wink.gif )
4 wrażenie - Hmm - miałaś rację - zmieniłem zdanie na lepsze - fick trzyma pewien swoisty sens i stanowi jedną całość
a swoją drogą na prawdę poważniejszy się zrobił...
i warto go było przeczytać smile.gif, acz faktycznie,
siedziałem nad tym około półtorej godziny (nie tylko
z czytaniem ale i zastanawianiem się i
komentowaniem smile.gif )
5 wrażenie - długie to było... wink.gif
6 wrażenie - a właśnie - jak na horror - całkiem spoko - choć
generalnie jeszcze nikt nie napisał nic, co by mnie
przestraszyło... (ok - głupoty nie liczę...) a i ze trzy
filmy tylko sprawiły, że odwróciłem wzrok/zamknąłem
oczy... wink.gif

Jak zwykle - literówki i ortograficzne błędziki smile.gif ("głópia" jest specjalnie przez "ó"?, ale nie tylko takie - a'propos - do wszystkich: "od kąd" pisze się razem! -> "odkąd")

W tym momencie skończyłem czytać całość smile.gif. No, no... ciekawe było... Intrygujące momentami... Sent, Usa - będzie sequel? Zostało trochę niewyjaśnionych wątków... wink.gif - napiszcie go choćby dla mnie wink.gif tongue.gif.

No, no...

wink.gif


--------------------
"At least we had a chance to say... Goodbye"
Nie ma opowiadań doskonałych - są tylko takie, w których jeszcze nie znaleziono błędów... (albo już je poprawiono :D)
Tolerancja, Wolna wola, Miłość (:)), Optymizm :)
Największe polskie forum RPG by Forum: Strefa Forumowych RPG ^^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 11:27