Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter - Iv Tom... [cdn], czyli wariacja na temat chyłkiem spisana

radziczek
post 13.06.2005 09:47
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 13.06.2005




"Harry Potter i Książę Półkrwi" - moja wersja
autor: radziczek a.k.a. Michał B.
przedział wiekowy - PG13 ale może iść w górę
gatunek - przygoda, tajemnica, horro, romans, suspens, etc...

Streszczenie:
Nowy uczeń - nowe kłopoty... ale to dopiero początek wink.gif
Oświadczenie:
HP i s-ka należą do JKR a ja sobie tak tylko bazgram dla własnej przyjemności


-----------------------------------------------------------------------------------------



- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
Drobna dziewczyna o niebieskich oczach odgarnęła kosmyk włosów za czoło i z troską popatrzyła na swojego towarzysza.
- Tak Ann – powiedział cicho. – Nie mam innego wyjścia.
Chłopak, który się odezwał nie wyróżniał się niczym szczególnym. Miał krótko ostrzyżone włosy i jasną karnację skóry. Był dosyć wysoki jednak nie rzucało się to aż nadto w oczy. W jego intensywnie niebieskich oczach przebłyskiwały złote iskierki.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – odezwała się.
Przez kilka sekund trwało milczenie.
- To się musi w końcu zakończyć. I tym razem nie mogę od tego uciec.
Pochylił się i objął drżącą na całym ciele Ann.
- Obiecuję, że do ciebie wrócę – wyszeptał jej prosto do ucha. – Nie po to cię odzyskałem, abym miał cię teraz stracić.
- Trzymam cię za słowo – odparła równie cicho.
Odsunął się nieco i na jego wargach pojawił się szelmowski uśmiech.
- Do zobaczenia.
Pocałował ją lekko, po czym odszedł od niej na kilkanaście kroków i na ułamek sekundy przymknął oczy.
- Est Mondo Shifto – wymruczał do siebie, a jego oczy stały się nagle mleczno białe.
Wokół jego postaci utworzył się ni z tego ni z owego potężny wir powietrza przypominający miniaturową trąbę powietrzną. W jednej chwili pokrył go całego i zaraz potem nastąpił głośny huk. Kiedy wiatr ustał, po dziwnym chłopcu nie pozostał nawet najmniejszy ślad.
Ann stała nieruchomo a po jej policzkach płynęły powoli dwa strumyki łez.
- Wracaj szybko – powiedziała, po czym odwróciła się i znikła w mroku nocy.

* * *

Było już dobrze po północy i opustoszała Ulica Pokątna wyglądała na całkowicie uśpioną.
Wstrząsy nadeszły dość niespodziewanie.
Z początku wyglądało na to, jakby ziemia lekko zadrżała. Wiszące nad drzwiami sklepów dzwonki rozdzwoniły się lekko, jednak było to na tyle cicho, że nie zwracały na siebie większej uwagi.
Po chwili niewielka błyskawica białej energii rozdarła na dwoje fragment powietrza i z powstałej w ten sposób dziury wyskoczyła pojedyncza postać. Zamknęła się równie szybko jak powstała.
Ten sam chłopak, który jeszcze przed momentem rozmawiał z dziewczyną o imieniu Ann w zupełnie innej części świata, spokojnie otrzepał spodnie z kurzu i rozglądnął się z uwagą po okolicy. Jego wzrok spoczął o oddalonym o kilkaset metrów jasno oświetlonym szyldzie gospody.
- "Pod Rozbrykanym Kucykiem" – mruknął do siebie po czym wzruszył ramionami. – Równie dobre miejsce jak każde inne.
Przeciągnął się mocno tak, że można było usłyszeć trzask kości.
- No dobra, faza pierwsza zakończona... jestem na miejscu. Teraz pozostaje tylko dać o sobie znać, nieco się zakamuflować, no i czekać na list z Hogwartu.
Złożył na krótko obie dłonie jak do modlitwy i zamknął oczy. Wypowiedziawszy pod nosem zaklęcie utajniające, odczekał moment jak jego całe ciało błysnęło, krótkim lecz niezwykle silnym błyskiem.
Otworzył oczy.
- Okej, to z głowy.
Kątem oka zauważył przebiegającego przez środek drogi szczura. Szybko wyciągnął rękę w jego kierunku.
- Accio szczur.
Szamoczące się bezsilnie zwierzę pomknęło w powietrzu i już po chwili chłopak trzymał je za ogon. Odczekał kilka sekund po czym uwolnił gryzonia i westchnął.
- Sprawa pierwszego użycia magii bez licencji również załatwiona.
Pogwizdując pod nosem jakąś melodyjkę spacerowym krokiem ruszył w kierunku gospody. Zanim jednak wszedł do środka podniósł z ulicy kilka kamieni i trzymając je na rozpostartej dłoni przykrył je drugą.
- Metamorfa gelleo.
Uśmiechnął się lekko, kiedy po wypowiedzeniu zaklęcia kamienie zmieniły się w garść złotych galeonów. Wsunął pieniądze do kieszeni i wszedł do środka. Szybko wynajął pokój u opryskliwego barmana i nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia gości zgromadzonych w głównej sali szybko udał się do przydzielonego pokoju.
Stare łóżko skrzypnęło lekko pod ciężarem jego ciała, a wygodna i miękka pościel aż nadto zachęcała do odpoczynku. Niestety pomimo tego, że chłopcu oczy same się zamykały, to nie mógł sobie jeszcze pozwolić na upragniony sen.
Dopiero po jakiś niespełna dwudziestu minutach, dźwięk delikatnego stukania w okno wyrwał go z odrętwienia. Wstał z łóżka i wpuścił do środka szaroburą sowę w listem uczepionym do jej nogi. Młodzieniec odwiązał pergamin, a sowa natychmiast odfrunęła z powrotem.
Złamał pieczęć z wielką literą "H" i zagłębił się w lekturze. Jego usta wykrzywiły się z niesmakiem, kiedy przeczytał do kogo jest ów list zaadresowany, jednak z uwagą przyswajał sobie każde zawarte w liście słowo.

Do:
Sz.P. Thomas Riddle
Pokój nr 4, gospoda "Pod Rozbrykanym Kucykiem", ul. Pokątna

Od:
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie

Szanowny Panie Riddle.
W związku z pierwszym zarejestrowanym użyciem przez Pana mocy magicznej, pragnę poinformować, że został Pan przyjęty w poczet uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Informuję jednocześnie, że Ministerstwo Magii nie posiadając na Pański temat, żadnych wcześniejszych danych rzuciło na Pana zaklęcie identyfikujące. Stąd też Szkoła uzyskała informacje o Pana personaliach.
Z racji Pańskiego wieku (lat 16), zostanie Pan przydzielony do szóstej klasy. Niestety wiąże się to z koniecznością zaliczenia przez Pana wcześniejszych lat w możliwie jak najkrótszym terminie. O terminie zaliczeń i egzaminów zostanie Pan poinformowany z początkiem roku szkolnego.
Spis książek i wymaganych przedmiotów potrzebnych do rozpoczęcia szóstego roku nauki znajdzie Pan na pergaminie dołączonym do niniejszego listu.

Z wyrazami szacunku
Z-ca Dyrektora ds. Administracyjnych
Minerwa McGonagall

Tom Riddle starannie złożył list do kieszeni i na jego wargach pojawił się lekki uśmiech.
- Udało się – powiedział do pustego pokoju. – Teraz pozostaje już tylko czekać na, aż mój cel sam się odsłoni.
Wyciągnął się na łóżku i zamknął oczy. Po kilkunastu sekundach spał jak zabity.


* * *

- JAK TO JEGO SYN???
Profesor Snape chodził po dyrektorskim gabinecie jakby paliły mu się podeszwy. Jego długa i czarna jak noc peleryna falowała gwałtownie.
- Uspokój się Severusie – głos Dumbledora rozbrzmiał w pokoju. – To twoje chodzenie powoduje u mnie zawroty głowy.
Snape posłuchał i usiadł ciężko na krześle stojącym przed biurkiem. Na prawo od niego siedziała profesor McGonagall. Ta również wyglądała na niezwykle podenerwowaną.
- Chcesz abym się uspokoił Albusie? – syknął mistrz eliksirów. – Nie dość mamy kłopotów z jednym... Sam-Wiesz-Kim... a teraz na głowy zwala się na jeszcze jeden???
Dyrektor nie odpowiedział zatopiony w myślach.
- To jego syn! – warknął Snape. – Zaklęcia identyfikującego Ministerstwa nie można oszukać. Pojawia się ni z tego ni z owego, a na dodatek my mamy obowiązek przyjąć go do Hogwartu. Jakim cudem nikt nie wiedział o jego istnieniu przez ostatnich szesnaście lat??? Jak to możliwe, że zdecydował się ujawnić dopiero teraz, poprzez jeden z możliwie najprostszych czarów???
Głos starej profesor transmutacji był również pełen napięcia.
- Albusie, nie mamy pojęcia kim jest ten chłopiec ani jaką posiada moc. nie wiemy również tego w jaki sposób zechce ją wykorzystać... Nie wiemy po prostu nic. Zaklęcie Ministerstwa również nie dało nam wiele szczegółów. Mamy tylko jego imię i nazwisko, wiek oraz kilka nieistotnych szczegółów jak wzrost, waga, kolor włosów czy oczu. Identyfikacja krwi twierdzi jednak niepodważalnie, że ten chłopiec jest właśnie synem Toma Riddle. TEGO TOMA RIDDLE. Na Merlina! On nosi takie same imię i nazwisko!!!
- A co z matką? – zapytał Snape.
Kobieta pokręciła głową.
- Tu właśnie mamy coś dziwnego. Jakaś niezwykle silna moc blokuje dostępu do tej informacji. Nic czego Ministerstwo próbowało nie było w stanie jej przełamać.
- Proszę – warknął ubrany na czarno czarodziej. – Już zaczynają się schody. Albusie, nie możemy dopuścić aby syn Toma Riddle uczył się w Hogwarcie. Wyobraź sobie reakcję innych profesorów i nauczycieli... nastąpi totalny chaos.
Kiedy Dumbledore się odezwał jego głos był cichy i spokojny.
- Zapominacie o jednym drodzy przyjaciele. Tom Riddle... kimkolwiek by nie był, czyimkolwiek synem by nie był... jest tylko młodym chłopcem. Chłopcem, któremu musimy zapewnić dostęp do wiedzy i nauki na takim samym poziomie jak wszystkim innym. Naszym obowiązkiem jest nauczanie, a nie przenoszenie win z ojca na syna.
- Ale przecież Sam-Wiesz...
- Voldemort... och moi drodzy, powinniście już dawno przyzwyczaić się do tego imienia... na pewno będzie próbował coś w związku z tym młodym człowiekiem zrobić. I naszym zadaniem jest właśnie temu przeszkodzić.
Snape pokręcił głową.
- Nie zgadzam się z tobą Albusie. To będzie naprawdę niebezpieczne.
Profesor McGonagall również nie miała zbyt szczęśliwej miny.
- Coś mi mówi, że ten rok będzie jednym z najcięższych jakie przeżyliśmy.
Dumbledore powoli skinął głową.
- Pewnie masz rację Minerwo, jednak jak na ten moment nie to mnie najbardziej niepokoi.
- W takim razie co?
Dyrektor przez ułamek sekundy się zawahał.
- Co zrobi Harry Potter gdy dowie się, że jego nowym kolegą z roku jest syn mordercy jego rodziców.
Głucha cisza, która zapadła po jego słowach była aż nadto znacząca.

* * *

Lord Voldemort siedział w swoim fotelu kiedy nagle naszło go przedziwne uczucie. Poczekał parę sekund aby je rozpoznać. Jego krwistoczerwone oczy błysnęły kiedy ten cel został osiągnięty.
Pomału na jego ustach wypłynął szatański uśmieszek. Odetchnął głęboko i zasyczał.
- Moja krew przybyła dziś na ten świat.
Wyciągnął prawą dłoń i położył ją na łbie olbrzymiego węża leżącego przy jego stopach niczym wierny pies.
- Tak Nagini – wyszeptał. – Nie wiem jak... ale czuję energię życiową mojego bękarta.
Wąż poruszył się ciesząc się z dotyku swego pana.
- W rzeczy samej mój wierny kompanie – zamyślił się. – Coś mi mówi, że ta sytuacja może być całkiem użyteczna.
Szaleńczy śmiech wyrwał się z gardła czarnego Pana i odbijając się echem od ścian ruszył korytarzami Mrocznej Twierdzy.



***

Leżący na łóżku Tom syknął z bólem i złapał się za głowę. Przez chwilę masował skronie czekając aż ból ustąpi. Upłynęła chwila ciszy, po czym chłopaka odsunął dłonie od czoła pełnym satysfakcji wzrokiem popatrzył w ciemność.
- A więc już wie – mruknął do siebie. – Gra została rozpoczęta.

* * *

Harry Potter przebudził się gwałtownie i ostrożnie dotknął opuszkami palców pulsującej na jego czole blizny. Rzucił przelotne spojrzenie na chrapiącego w łóżku, kilka metrów od niego, swojego najlepszego przyjaciela Rona Wesley.
Starając się zachować najciszej jak tylko możliwe, podniósł się ze swojego posłania i zarzuciwszy na plecy jedną ze swoich flanelowych koszul, wyszedł z pokoju.
Wszyscy mieszkańcy Nory najwyraźniej smacznie sobie spali, więc Harry nie niepokojony przez nikogo zszedł do salonu, a później przez kuchnie wyszedł na zewnątrz zaczarowanego domu. Przeszedłszy kilka metrów usiadł na jednym z kamiennych stopni prowadzących do drzwi wejściowych.
Pogrążony we własnych myślach, podskoczył gwałtownie, kiedy kilka minut później na jego ramieniu spoczęła znajoma drobna dłoń.
- Na Merlina! – krzyknął cicho. – Czy chcesz mnie doprowadzić do zawału Hermiono?
Jego najlepsza przyjaciółka uśmiechnęła się lekko po czym usiadła obok niego.
- Mówiłam do ciebie non-stop przez ostatnią minutę, jednak najwyraźniej mnie nie słyszałeś.
- Zamyśliłem się.
- Tego się raczej domyśliłam.
Harry spojrzał na nią pytająco.
- A tak w ogóle to dlaczego nie śpisz?
- O to samo mogłabym spytać ciebie.
Chłopak nie odpowiedział oczekując na jej odpowiedź. Westchnęła.
- Czytałam w jadalni przy kominku, kiedy zszedłeś na dół. Nie zauważyłeś mnie, i chciałam sprawdzić czy u ciebie wszystko w porządku.
Harry ponownie popatrzył na otaczającą ich czerń nocy.
- Znowu miałeś koszmar? – zapytała.
W każdym innym momencie Harry starałby się zbagatelizować to pytanie. Jednak od momentu kiedy dwa tygodnie wcześniej przybył do Nory, aby spędzić z Wesleyami tradycyjnie koniec wakacji, wiedział, że nie był w stanie ukryć swoich złych snów.
Kiedy przyjechał, Hermiona była już na miejscu od paru dni. Ją również Molly zaprosiła, a dziewczyna chętnie na to przystała. Trio z Hogwartu zawsze najlepiej się przecież czuło w swoim własnym towarzystwie.
Koszmary Harry'ego zaczęły się od dnia, kiedy powrócił do Dursleyów na kolejną przerwę międzyszkolną. Przez kilka pierwszych tygodni wręcz myślał, że oszaleje, jednak jego wrodzony ośli upór nie pozwolił mu tego zaakceptować.
Cierpienie i ból stały się jego towarzyszkami przez wszystkie te dni, tak, że całymi dniami chodził jak nawiedzony i dosłownie znikał w oczach. Praktycznie nic nie jadł, i to nie dlatego, że Dursleyowie go nie karmili. O nie, po ostrzeżeniu członków Zakonu Feniksa, w tym departamencie znacznie się poprawiło, nie mniej jednak starali się w ogóle nie zauważać mieszkającego z nimi chłopca i nieustannie go ignorowali.
Harry'emu było to tylko na rękę.
Ktokolwiek mógłby sądzić, że chłopcu śniły się różne koszmary byłby jak najbardziej w błędzie. Sen był tylko jeden.
Departament Tajemnic...
Belatrix Lastragne...
Syriusz Black...
Zasłona...
Ten jeden z najgorszych, który niestety okazał się prawdą.
...
Syriusz.... kochany Syriusz.
Ostatnia najbardziej zbliżona do rodziny osoba, którą Harry poznał w swoim życiu.
Jego ojciec chrzestny... przyjaciel... człowiek, dzięki któremu z nadzieję zaczął patrzyć w nadchodzącą przyszłość.
On który...
...
Teraz był martwy
Za każdym razem Harry budził się z krzykiem i zwijając się w kłębek drżał jak małe dziecko.
Nikt o tym nie wiedział. Nikt nie miał prawa wiedzieć. Dlatego też pozwalał sobie na te chwile słabości tylko kiedy był sam. Dursleyów to nie obchodziło, a jeśli chodzi o przyjaciół to chłopak nie chciał ich litości. I tak wystarczająco już przez niego przecierpieli, przekonywał się. Nie chciał już więcej nikomu być ciężarem, więc stopniowo i z biegiem czasu coraz usilniej budował wokół siebie niewidoczny mur, zza którego nic nie miało się przedostać na światło dzienne.
Kiedy przyjechał do Nory, przyjaciele niemal go nie poznali.
Dawny pogodny Harry gdzieś zniknął, a jego miejsce zajął inny, wychudzony o smutnych oczach. Chłopiec, który owszem, uczestniczył w toczących się przy stole rozmowach, latał na miotle tak samo jak przedtem, który uśmiechał się lekko, gdy jeden z bliźniaków zrobił coś zabawnego lub szalonego. Nastolatek ten posłusznie zjadał każde ilości jedzenia podsuwane mu przez Panią Wesley, który tak jak dawniej każdorazowo przegrywał z Ronem w partiach magicznych szachów, który z leciutkim uśmiechem powtarzał za każdym razem "Naprawdę wszystko w porządku", kiedy się go o to z troską pytano.
Te wszystkie zachowania... te wszystkie słowa... były jednak po prostu zwyczajną maską.
Ron jakby wyczuwając, że przyjaciel jest daleki od jakiegokolwiek dzielenia się swoimi uczuciami, nie naciskał, tylko czekał na moment aż Harry sam się do niego zwróci. Wiele razy słyszał jak ten przewraca się z boku na bok w kolejnym koszmarze, ale bezsilny nie mógł zrobić nic aby temu zapobiec. Pozostało tylko jedno i rudy chłopak przysiągł sobie, że będzie na miejscu gdyby przyjaciel go potrzebował.
...
Zupełnie inaczej sprawa wyglądała z Hermioną.
Od samego momentu jak Harry przekroczył próg Nory dziewczyna nie odstępowała go na krok. Z samego początku przerażona jego wyglądem i sposobem zachowania szybko rozgryzła to jak się do wszystkich odnosi. Ku jego wielkiej irytacji, nie tylko postanowiła nie zwracać uwagi na delikatne aluzje, że chce być sam, ale na dodatek starała się zrobić wszystko aby zając go jak największą ilością rzeczy do zrobienia, tak aby choć na chwilę wyrwać go z tego odrętwienia.
Oczywiście na początek jej wysiłki przynosiły podobny efekt jak rzucanie grochem o ścianę. Harry grzecznie kiwał głową, przytakiwał jej a nawet z udawanym zainteresowaniem zgodził się odrabiać zadane na wakacje prace domowe.
Ta jego fasada cichej akceptacji na wszystko wokół doprowadzała ją do granicy furii.
To nie był Harry Potter, którego znała i który był jej najbliższym przyjacielem. To nie był Harry, którego wewnętrzna siła przyciągała do niego wszystkich tych, którzy tego potrzebowali.
To był po prostu jego cień.
Potrzebowała czegoś, co naruszyło by ten mur, którym się otoczył i sam Merlin jej świadkiem, że w końcu to cos odnalazła.
Zaczęli ze sobą rozmawiać jakiś tydzień po jego przyjeździe.
Jedyną rzeczą o której się tego lata w Norze nie rozmawiało był Syriusz. Nie mówiono o tym jak zginął, nie wspominano o nim przy chłopcu, nikt nie pytał co tak naprawdę się wydarzyło w Departamencie tajemnic (a ci nieliczni, którzy wiedzieli trzymali buzie na kłódkę). Syriusz był tematem tabu i nikt przy zdrowych zmysłach nie odważył by się o nim wspomnieć przy pozornie pogodzonym z jego odejściem nastolatku.
Cóż... Hermiona zawsze uważała, że odziedziczyła trochę szalonych genów po swoim wujku (bracie ze strony matki), który połowę swojego życia spędził w mugolskich zakładach psychiatrycznych myśląc, że jest strusiem.
Po tym jak jednego wieczoru na spacerze z Harrym wspomniała mu o Syriuszu, ten nie odezwał się do niej słowem przez następne trzy dni.
Ktoś stojący trzeźwo na ziemi od razu po takiej reakcji dałby sobie spokój i starał się przeczekać nadchodzącą burzę.
Oczywiście mówimy tu o kimś, kto nie nazywał się Hermiona Granger.
Określenie jej jako kogoś niezwykle upartego i nieustępliwego w dążeniu do raz obranego celu... byłoby po prostu niedopowiedzeniem roku.
W ciągu następnych dni dziewczyna umiejętnie wplatała zakazany temat do ich rozmów w niezwykle delikatny i ostrożny sposób i to tylko wtedy kiedy byli sam na sam. Nie było w tym najmniejszej nawet nachalności czy wścibstwa. Po prostu najzwyklejsze uwagi o człowieku, który był kimś wyjątkowym dla już i tak wystarczająco zranionego przez los chłopaka.
Powoli, słowo po słowie, fragment po fragmencie ponownie ukazywała Harry'emu portret człowieka jakim był za życia Syriusz Black. Człowieka bez reszty oddanego swoim przyjaciołom, dla których nawet największa ofiara nie była zbyt wysoka.
Mówiła mu o odwadze, lojalności, honorze i miłości. O wierności i przyjaźni wykraczającej ponad wszelkie granice pojmowania. O więzach międzyludzkich tak mocnych, że po prostu niezniszczalnych.
Hermiona powoli lecz nieubłaganie stworzyła na nowo wspomnienie człowieka za którym Harry powinien tęsknić i którego powinien opłakiwać, ale który na pewno by nie chciał aby przez to jego jedyny chrześniak odgradzał się od całego świata.
...
I tak właśnie... krok po kroku... dzień po dniu... Syriusz Black ponownie stał się częścią Harry'ego Pottera. Częścią pieczołowicie hołubioną w sercu, jednak już nie w sposób, którego kochany Łapa, by na pewno nie pochwalił.
A w oczach młodego chłopaka wkrótce ponownie zawitało życie.
To właśnie dzięki młodej dziewczynie o brązowych włosach Harry mógł po raz pierwszy od śmierci Syriusza za nim zapłakać. Stało się to pewnej sierpniowej nocy nad jeziorem oświetlanym jasnym światłem księżyca. A wtedy ona była tuż przy nim i obejmując mocno jego wstrząsane spazmami ciało szeptała mu do ucha kojące słowa.
Tamtego dnia świt zastał nad brzegiem wody dwójkę nastolatków, z których każde miało czerwone i opuchnięte oczy, jednak wiele lżejsze od trosk serca i umysły.
Od tamtego momentu Harry'ego i Hermionę połączyły więzi przyjaźni silniejsze od czegokolwiek magicznego lub nie co istniało w całym świecie. Nic... ale to absolutnie nic... nie mogło tych więzi zerwać.
Zaczęli również ze sobą rozmawiać. Jednak rozmawiać nie w sensie "Hej, co tam nowego piszą w Proroku?", tylko rozmawiać w sensie prawdziwego głębokiego porozumienia.
On opowiadał jej o wszystkim czego się bał i co napełniało go radością. O rodzicach, Syriuszu, magii, Durlseyach. Mówił jej rzeczy, których wcześniej nie zdradziłby nikomu nawet na największych torturach. Nie wstydził się przed nią swoich myśli i pragnień wiedząc, że w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji znajdzie w niej oparcie i pomoc.
Ona ze swojej strony rewanżowała mu się opowieściami ze swojego dzieciństwa, o swoich stosunkach z rodzicami i tego do czego dąży w swoim życiu. Mówiła również o Voldemorcie (tak, nauczyła się w końcu nie wymawiać normalnie jego imię, i robiła to zwykle z całą pogardą na jaką tylko ją było stać). Oprócz tego nie ukrywała także przed nim swoich wpadek i porażek jakie zdarzyły się już w jej młodym życiu, i z uśmiechem na ustach słuchała jak on spokojnym i ciepłym głosem stara się jej pomóc w sprawach na pozór nierozwiązywalnych.
On był w pełni dla niej, a ona była w pełni dla niego.
Oboje nie byli pewni jak mogą nazwać tę ich nowo odkrytą zażyłość, dlatego też uważali, że skupia się to tylko i wyłącznie na pogłębieniu ich już i tak mocnej przyjaźni.
...
I dlatego też właśnie tej nocy na wargach Harry'ego pojawił się cień pełnego wdzięczności uśmiechu.
- Znowu miałeś koszmar? Znowu Voldemort? – zapytała ponownie z troską dziewczyna.
Skinął głową.
- Tak, jednak tym razem było w tym coś dziwnego.
- Bardziej niż zazwyczaj?
Patrzył na nią przez chwilę z uwagą zanim odpowiedział.
- Był czymś zaskoczony.
Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie.
- Co takiego?
- Dostał jakąś wiadomość. Nie mam pojęcia jaką, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że ona go zaskoczyła. Poczułem jego emocje zanim je ukrył. Początkowe niedowierzanie, ciekawość, aż do dziwnego zadowolenia.
- Jak dziwnego?
- Zupełnie coś w stylu... nie wiem... akceptacji wyzwania czy czegoś podobnego.
Milczała przez kilka minut.
- Coś jeszcze?
- Nic – pokręcił głową. – Blizna mnie rozbolała więc się obudziłem.
- Przypuszczasz co to może oznaczać.
- Nie mam pojęcia, jednak jestem pewien, że prędzej czy później się tego dowiemy.
Para nastolatków zatopiła się na kilka minut we własnych myślach. Ciszę przerwała Hermiona.
- Zapomnijmy o tym na razie – uśmiechnęła się. – Jutro jest bardzo ważny dzień.
Skinął głową.
- Racja.
- Zaczniemy nasz szósty rok w Hogwarcie.
- Niewiarygodne. A mi się wydaje jakbym jeszcze wczoraj płynął łodzią przez jezioro w towarzystwie innych pierwszorocznych.
Delikatnie wzięła go za rękę.
- Kawał czasu, prawda? - zapytała.
- Prawda – zgodził się. – Ale jakby to powiedział Syriusz... "To dopiero początek".
Zaśmiała się cicho.
- Tylko pamiętaj, że w tym roku, żadnego wałęsania się po szkole w godzinach nocnych. W końcu jestem prefektem i nie chciałabym dawać ci szlabanu.
Oczy Harry'ego błysnęły zawadiacko.
- Cóż... myślę, że uda mi się cię jakoś wyprowadzić w pole.
- O nie Potter! Teraz to masz już naprawdę przechlapane!!!

* * *
Nadszedł w końcu kolejny pierwszy dzień szkoły. Dzień w którym trójka najlepszych przyjaciół miała wyjechać do Hogwartu na szósty już z kolei rok nauki.
Hermiona Granger została odprowadzona na dworzec przez swoich rodziców, którzy wpadli z samego rana do Nory.
Ron został wraz z swoją o rok młodszą siostrą Ginny przybył na dworzec w towarzystwie swojej matki jednak ich ojciec został wezwany z jakąś niezwykle ważną sprawą do Ministerstwa Magii.
Po pożegnaniu z matką, Ginny odłączyła się od Rona i udała się do wspólnego przedziału z koleżankami z pokoju, które spotkała na peronie. Ron wspólnie z Harrym, udał się do jednego z wolnych przedziałów w którym usiedli wspólnie z Hermioną.
Harry z drugiej strony, stał się w ciągu ostatnich dwóch dni niezwykle zamyślony. Oczywiście w całości wiązało się to z Hermioną. Zakłopotanie i niepewność chłopaka wzbudzał jeszcze fakt, że ostatnimi czasy ilekroć patrzył czy rozmawiał z Hermioną zauważał rzeczy, na które w przedziwny sposób nigdy wcześniej nie zwracał uwagi. To jak się uśmiecha czy przygryza dolną wargę kiedy jest zamyślona. To jak jej oczy rozjaśniają się gdy przepełniają ją emocje takie jak strach czy szczęście. Czy też to jak bawi się kosmykiem włosów gdy jest czymś naprawdę zafascynowana.
Harry nie był pewien o tym innym spojrzeniu na swoją najlepszą przyjaciółkę więc zrzucał to na oczywistą troskę o jej dobro i bezpieczeństwo. Bał się głębszej analizy swoich uczuć jednak był pewien, że gdyby się nad tym konkretniej zastanowił to wyniki tych jego przemyśleń mogły by się okazać jak najbardziej zaskakujące.
Teraz jednak więc wsiadł do pociągu z dwójką swoich najlepszych przyjaciół i zalazłszy wolny przedział pogrążyli się w rozmowie.
Minuty upływające do odjazdu mijały niezwykle szybko i kiedy zabrzmiał gwizdek zawiadowcy pociąg powoli ruszył z miejsca wyrzucając z komina kłęby gęstej i białej pary.
Kilka minut po tym jak pociąg ruszył do przedziału w którym siedziała trójka rozgadanych przyjaciół wszedł ktoś zupełnie nowy, kogo nigdy jeszcze wcześniej w Hogwarcie nie widzieli.
Każde z nich zareagowało na pojawienie się nowoprzybyłego inaczej.
Ron, obrzucając chłopaka zaciekawionym spojrzeniem zauważył jego szczerą twarz i zwyczajne mugolskie ubranie. Nieznajomy miał zarzucony na ramię ciemnogranatowy marynarski worek w którym zapewne trzymał swoje rzeczy. Instynktownie Ron uznał, że ich nowy towarzysz podróży jest całkiem w porządku a nie kimś w rodzaju Draco Malfoja w swoim najgorszym stadium.
Harry był po prostu zdumiony. Zwykle kojarzył choćby z twarzy uczniów uczęszczających do Hogwartu, jednak jego twarzy nie mógł nigdzie umiejscowić. Na oko przybyły chłopak był w wieku jego i jego przyjaciół i skoro znajdował się w ekspresie do Hograwtu znaczyło to, że należy do jednego z czterech domów istniejących w szkole. Gryffindoru, Ravenclawu, Huffelpuffu lub Slytherinu.
Jednak Harry był pewien, że nigdy go tam nie spotkał.
Jakby tego było mało w całej jego postawie i zachowaniu wyczuwał coś niepokojąco znajomego i o dziwo.... niepokojącego. Nie mogąc przyporządkować twarzy chłopaka do żadnej znanej mu postaci skinął mu lekko głową gdy ten pojawił się w drzwiach.
Chyba jednak najbardziej zszokowana pojawieniem się nieznajomego z całej trójki była Hermiona. Kiedy tylko usłyszała otwieranie drzwi ich przedziału jej pełen zaciekawienia wzrok zastąpił szok i niedowierzanie.
Te oczy. Te niebieskie, przejmujące i przenikające na wskroś spojrzenie. Uważne i czuje, jednak jednocześnie pełnie dziwnego spokoju, który w jakiś przedziwny sposób skierowany było właśnie na całą ich trójkę. Nie! Przekonywała się w myślach. To oczywiście nie mogło być prawdą. No bo jak chłopak, którego widziała po raz pierwszy w swoim życiu mógł tak na nich patrzeć (choćby nawet przez sekundę) w taki właśnie sposób.
Coś jej się musiało przewidzieć, przekonywała się. Zresztą, co można powiedzieć o drugiej osobie kiedy widzi się go po raz pierwszy w życiu i to przez pięć sekund w momencie gdy otwiera drzwi do przedziału.
Odgłos przesuwanych drzwi zabrzmiał głośno w przedziale i trójka przyjaciół odwróciła głowy aby powitać nową osobę.
- Cześć - z lekkim uśmiechem przywitał się Tom Riddle. - Czy znajdzie się jedno wolne miejsce?
Ron skinął lekko głową i machnął zapraszająco ręką.
- Jasne, wejdź.
Chłopak ściągnął worek z ramienia i jednym płynnym ruchem wrzucił go na miejsce dla bagaży. Kiedy usiadł wyciągnął rękę do Rona.
- Dziękuję. Naprawdę trudno było znaleźć jakieś wolne miejsce. Mam na imię Tom.
Ron uścisnął wyciągniętą dłoń. Po nim tak samo uczynili Harry i Hermiona, tyle, że z lekką rezerwą której oboje nie byli w stanie przed sobą wytłumaczyć.
Tom oparł się wygodnie o siedzenie i przyjrzał się trójce z życzliwym zainteresowaniem.
- Jesteście z szóstego roku? - zapytał.
Harry skinął głową i wskazał na przyjaciół.
- Tak. To jest Hermiona, to Ron, a ja jestem Harry.
Tom kiwnął lekko głową.
- Czyli wynika z tego, że będziemy na tym samym roku.
Zaskoczona Hermiona odezwała się po raz pierwszy.
- Nie wydaje mi się abym widziała cię wcześniej w Hogwarcie - zauważyła.
- To prawda - zgodził się tamten. - To jest w zasadzie moja pierwsza wizyta w Hogwarcie, jednak z racji mojego wieku i zostałem od razu przydzielony na szósty rok.
Przyjaciele wymienili ze sobą zaskoczone spojrzenia.
- Nie uczęszczałeś wcześniej do innej szkoły magii?
Tom pokręcił głową.
- Nie. Próbowałem nieco magii na własny rachunek i to przez parę lat, kiedy w końcu otrzymałem list w Hogwartu. Szczerze mówiąc byłem totalnie zaskoczony, gdyż nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak świat magii i czarodziejów. Z tego co wiem czekają mnie jeszcze egzaminy kwalifikujące zaraz z początku roku.
- Czyli jesteś praktycznie mugolem? - zapytała Hermiona.
Tom zaśmiał się cicho.
- W zasadzie to można by tak powiedzieć. Jestem głęboko związany ze światem mugolskim i trochę trudno jest mi przyzwyczaić się do innych reguł jakie okazują się rządzą tą rzeczywistością.
- Próbowałeś wcześniej czarów?
- Tak. Kilka lat praktyki już za sobą mam.
Harry pokręcił głową.
- W takim razie nie rozumiem dlaczego Ministerstwo nie zwróciło na ciebie wcześniej uwagi?
Tom uśmiechnął się lekko.
- Wiesz... jakby to powiedzieć... moja magia jest nieco inna od tej właściwej. Przynajmniej tak wynika z tego co się do tego momentu dowiedziałem.
- Jak to inna? - nie zrozumiał Ron podobnie jak i jego dwójka przyjaciół.
- Jestem pewien, że zauważycie to w czasie roku szkolnego.
Tom zmienił temat i po chwili cała czwórka nastolatków pogrążyła się w przyjaznej rozmowie. Harry, Ron i Hermiona byli zaskoczeni jak łatwo udało im się nawiązać przyjacielskie stosunki z nieznajomym. Wydawało im się jakby znali go kilka dobrych lat, a nie spotkali po raz pierwszy przed kilkunastoma minutami.
Ich dyskusję na temat co zawiera większą moc magiczną, łuska smoka czy pióro feniksa, przerwało wtargnięcie do przedziału znajomej postaci o platynowo blond włosach.
Draco Malfoy i jego dwóch ochroniarzopodobnych kumpli Crabe i Goyle, wparowali do przedziału z uśmieszkami wyższości drgającymi na cienkich wargach. Malfoy obrzucił obojętnym spojrzeniem siedzącego przy wejściu Toma po czym skupił wzrok na trójce przyjaciół, którym uwielbiał uprzykrzać życie w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
- Proszę, proszę, proszę - zaczął zjadliwie. - Potter, Granger i Wesley. A więc ponownie trójka nieudaczników zamierza zaszczycić nas wszystkich swoją obecnością?
- Malfoy - Ron odezwał się ironicznie. - Z której dziury wylazłeś tym razem. Może z jamy ropuchy błotnej, bo to by nawet do ciebie pasowało.
Draco wydawał się ignorować jego słowa, jednak przeczył temu lekki rumieniec jaki wypłynął mu na policzki. Skupił uwagę na Hermionie.
- Granger!- udał zdziwienie. - Jak tam szanowne zdróweczko? Teraz skoro Czarny Pan wrócił to mam nadzieję, że pokaże wszystkim szlamom gdzie jest ich prawowite miejsce.
Wzburzona dziewczyna już miała się odezwać, kiedy ubiegł ją w tym Harry. Zerwał się na równe nogi i z bladą z wściekłości twarzą poprzez zaciśnięte usta wysyczał.
- Przeproś ją Malfoy, bo inaczej będziesz miał ze mną do czynienia.
Draco zaśmiał się złośliwie i jednym płynnym ruchem wyciągnął różdżkę.
- Serio Potter? Bo coś mi się wydaje, że jako bezrozumny szympans małe będziesz miał szanse to zrobić. Zobacz czego nauczyłem się przez te wakacje.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować różdżka Dracona wystrzeliła do przodu i wspomagana przez wypowiedziane przez niego zaklęcie, z jej końca wystrzeliła zielona błyskawica prosto w Harry'ego.
- Transmutus apeus.
Nagle głos zamarł Malfoyowi w gardle, kiedy wpatrywał się w coś co wydawało się zupełnie niemożliwe. Trójka przyjaciół również nie mogła uwierzyć w to co się dzieje, kiedy wykonany przez blondyna czar zatrzymał się w pół drogi do celu po napotkaniu najbardziej niezwykłej bariery.
Zaklęcie uformowane w postać niewielkiej kuli jaskrawozielonego światła zatrzymało się w powietrzu kilka centymetrów od dłoni Toma, którą ten postawił na drodze wypowiadanego przez Malfoya zaklęcia jednocześnie chroniąc Harry'ego.
Zaskoczony Draco zamrugał powiekami na ten niespotykany widok i po raz pierwszy jego wzrok skupił się na czwartym podróżnym.
- Co... co się dzieje?
Tom spojrzał na niego zimno.
- Proste zaklęcie hamujące. Czy to tak trudno pojąć twojemu poniekąd bystremu umysłowi?
Malfoy z trudem wypowiedział kolejne zdanie.
- A... ale... bez różdżki?
- Bez różdżki można robić wiele rzeczy chłoptasiu.
Oczy blondyna błysnęły gniewnie.
- Kim ty do diabła jesteś?
Tom popatrzył na niego z pogardą.
- Kimś, kto naprawdę nie znosi słowa szlama. Bo widzisz... rodzice mojej mamy, również byli pełnokrwistymi mugolami. Więc takim wrednym określeniem obraziłeś nie tylko Hermionę, ale również moją mamę. A takiej obrazy przepuścić nie wolno.
Tom uśmiechnął się lekko na widok min wszystkich znajdujących się w przedziale. Z satysfakcją odnotował na twarzy Draca niepewność.
- Returno magico. - wypowiedział zaklęcie młody Riddle.
Lewitujący w powietrzu czar Dracona zadrżał gwałtownie, po czym na krótką chwilę zatrzymał się a następnie błyskawicznie ruszył na Malfoya. Ten zaskoczony nie miał szans by zareagować i zaklęcie uderzyło go prosto w piersi.
Tom, Ron, Harry i Hermiona parsknęli szaleńczym śmiechem, kiedy w miejscu blondyna stanął niedużej wielkości szympans ubrany w jego ciuchy. Dzięki niezwykłej interwencji czar mający ugodzić Harry'ego cofnął się i zadziałał na swoim twórcy.
Małpa wydała z siebie głośny wrzask i jak szalona wypadła z przedziału. Za nią krok w krok podążali zszokowani Crabe i Goyle.
Hermiona śmiała się tak mocno, że aż łzy pociekły jej po policzkach. Harry i Ron również niemal tarzali się po ziemi.
- Widziałeś jego minę...
- Nie mogę uwierzyć...
- Malfoy małpa...
- Zauważyłeś, że nawet szympans był blond?
- Ja to zrobiłeś?
Ostatnie zdanie było skierowane do chichoczącego Toma. Po krótkiej chwili kiedy wszyscy dostatecznie spoważnieli, ten odezwał się lekko.
- Powiedzmy, że tego zaklęcia nauczyła mnie konieczność. Zdecydowanie pomaga w wielu podobnych sytuacjach.
Hermiona zapytała Toma z napięciem w głosie.
- Jesteś bezróżdżkowcem, prawda?
Pytany skinął lekko głową.
- Tak. To by się zgadzało.
- To bardzo zaawansowana magia.
- Podobno. Jednak ja od zawsze uczyłem się tylko takiej.
- Naprawdę. Dlaczego?
- Od zawsze uważałem, że czary bezróżdżkowe wymagają większej ilości ćwiczeń i zdolności samoopanowania. Wychodzę z założenia, że cięższa praca na początku owocuje większymi możliwościami w przyszłości.
Hermionie na moment odjęło mowę. Tak właśnie ona sama postrzegała naukę czarów, dlatego też spędzała na nauce dwa razy więcej czasu niż pozostali. Nie wyłączając nawet Harry'ego i Rona.
- To... to bardzo mądre stwierdzenie - wykrztusiła.
Tom zaśmiał się cicho.
- Dziekuję. Cieszę się, że ci się podoba.
Żartobliwy błysk w jego oku nie umknął uwadze dziewczyny jednak postanowiła go nie komentować.
- Jak długo potrwa ten czar na Malfoyu? - zapytał Ron.
Pytany zachichotał.
- Tyle ile miał trwać na Harrym. Lepiej więc dal niego, jeśli chciał się tylko popisać nowymi zdolnościami. Jeżeli nie... cóż... Slytherin będzie się musiał przyzwyczaić do nowego kolegi.
Harry zmarszczył brwi. Skąd Tom wiedział, że Malfoy jest w Slytherynie? Skoro to była jego pierwsza wizyta w Hogwarcie to nie miał wcześniej możliwości się tego dowiedzieć.
Jakby odgadując jego myśli chłopak powiedział wyjaśniająco.
- Kiedy wsiadałem do pociągu usłyszałem jak rozmawia o swoim domu z jednym ze swoich kumpli.
- A'propos domów - zapytał Ron. - Do jakiego chciałbyś należeć?
Tom udał, że się zastanawia.
- Jakoś nigdy się nad tym nie myślałem - stwierdził. - W zasadzie do jakiegokolwiek bym nie trafił będzie dobrze... chociaż, po tym co teraz zrobiłem blondynowi to raczej w Slytherinie nie miałbym łatwego życia.
- Co racja to racja - uśmiechnęła się Hermiona.
- A wy w jakich domach jesteście?
- Oczywiście w Gryfindorze - stwierdziła z dumą.
- Kto wie? - uśmiechnął się Tom. - Skoro się już znamy, to może mi również się poszczęści i do niego trafię?
- Fajnie by było - odparła.
Czwórka młodych ludzi pogrążyła się w luźniej rozmowie. Pociąg w coraz szybszym tempie zbliżał się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

***

Kiedy pociąg dojechał na miejsce wszyscy uczniowie wysiedli ze swoich wagonów pozostawiając bagaże, ponieważ te miały zostać dostarczone do ich pokojów przez szkolne skrzaty.
Ku Harry'emu, Ronowi, Hermionie i Tomowi przez tłum przechodził potężnych rozmiarów brodaty mężczyzna. Uczniowie pierzchali mu sprzed drogi i kiedy się w końcu zatrzymał na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.
- 'Arry jak dobra cię znowu widzieć. Ron! Miona! Was jasne tyż!
Trójka nastolatków uścisnęła go mocno.
- Witaj Hagridzie. Stęskniliśmy się za tobą.
- Ja za wami tyż dzieciki.
Hermiona wskazała na stojącego z tyłu chłopaka.
- Hagridzie, poznaj Toma. Jest po raz pierwszy w Hogwarcie, jednak będzie w naszym roczniku.
Hagrid uścisnął wyciągniętą rękę chłopaka i przyjrzał mu się uważnie.
- Holibka chłopie! Jak ty mi kogoś przypominasz! Czy my się już kiedy nie spotkali?
- Nie sądzę bo na pewno bym zapamiętał.
Gajowy zaśmiał się gardłowo.
- Pewno że tak chłopie. Przepraszam. Witoj w Hogwarcie.
- Dziękuję Hagridzie. Ja również się cieszę. że tu jestem.
Hagrid pokręcił głową i machnąwszy przyjaciołom zwrócił się do tłumu.
- Uwaga pirszroczniki! Wy chodźta za mną do łodzi. Reszta uczniów do powozów i na zamek. Uczta czeka!
Wszyscy wsiedli do bezkonnych powozów i już po chwili zajechali pod zamek i weszli do sali jadalnej.
W następnej kolejności wniesiono do sali Tiarę Przydziału, czarodziejski kapelusz zajmujący się przyporządkowaniem nowych uczniów Hogwartu do ich domów, po czym rozpoczęła się ceremonia przydziału.
Z każdym razem gdy tiara wykrzykiwała nazwę kolejnego domu z głowy nowego ucznia, następował wybuch radości uczniów z odpowiedniego domu.
- Ravenclaw! – zakrzyknęła tiara, a uczniowie tego właśnie domu gromkimi brawami przywitali swojego kolejnego młodego kolegę.
Rozradowany chłopiec zajął szybko przeznaczone mu miejsce. Był on ostatni z tegorocznych pierwszoroczniaków jednak o dziwo profesor McGonnal nie odłożyła magicznego kapelusza z powrotem na swoje miejsce.
Trójka siedzących przy stole Gryfindoru przyjaciół popatrzyła na siebie ze zrozumieniem. Oni już wiedzieli, że został ktoś jeszcze do przydziału.
Szum zaciekawienia przeszedł przez całą salę, jednak umilkł natychmiast gdy profesor Dumbledore podniósł się ze swojego miejsca. Harry'ego, Hermionę i Rona zdziwił nieco fakt, że jego twarz była niezwykle poważna.
- Jakkolwiek pierwszoroczni zostali już przydzieleni pozostała nam dzisiaj jeszcze jedna osoba – powiedział powoli. – Wejdź chłopcze.
Z jednych z bocznych drzwi wszedł na sale chłopak. Przyjaciele błyskawicznie rozpoznali chłopca, przez którego Malfoy musiał przez całą drogę do Hogwartu pozostawać w ciele szympansa. Pomachali mu wesoło na przywitanie.
Nagle atmosfera na sali stała się dziwnie napięta.
Hermiona z niedowierzaniem wpatrywała się w siedzących za stołem profesorów, na których twarzach aż nadto widoczny był spory niepokój i niepewność. O co tutaj chodzi? Zastanawiała się. Dlaczego wszyscy nauczyciele spoglądają na tego chłopaka jakby zaraz miał ich potraktować jakąś klątwą.
To chyba z powodu Toma, pomyślał przytomnie Harry. Ale dlaczego?
Zmusił się, aby słuchać co dalej mówi dyrektor.
- Wasz nowy kolega zostanie przydzielony na szósty rok, gdyż całkiem niedawno skończył siedemnaście lat. Nie uczęszczał wcześniej do żadnej ze szkół czarodziejstwa i magii jednak jak sami się wkrótce przekonacie jest niezwykle zdolnym i umiejętnym młodym czarodziejem.
Tom stanął na środku sali i spokojnie przesunął wzrokiem po zaintrygowanych spojrzeniach siedzących na sali uczniów. Kiedy napotkał nienawistne spojrzenie Draco Malfoya, jego wargi wykrzywiły się w leciutkim uśmiechu. Kiedy doszedł do Gryfindoru zatrzymał wzrok na Harrym, Hermionie i Ronie. Coś w jego oczach błysnęło kiedy na nich patrzył, jednak po chwili całą swoją uwagę skupił na Dumbledorze.
Dyrektor gestem wskazał mu krzesło. Tom usiadł a profesor transmutacji nałożyła mu na głowę czarodziejską tiarę.
Harry'emu wydawało się, że czas nagle zwolnił, gdyż przez kilka minut trwała niczym nie zmącona cisza, a czarodziejski kapelusz zachowywał stoickie milczenie.
Nagle stała się rzecz niespotykana.
Tiara Przydziału delikatnie podniosła się znad głowy chłopaka i przesunęła się w powietrzu prosto w ręce zaskoczonej takim obrotem sytuacji profesor MacGonnal i wykrzyknęła.
- NIEZALEŻNY!!!
Tom pokręcił głową z niewielkim uśmieszkiem po czym nie zważając na zdumione spojrzenia studenckiej braci stanął przed stołem nauczycielskim.
Szmer rozmów rozniósł się po sali jak burza.
- Niezależny!
- Jak to możliwe?
- Kim on jest?
- Coś podobnego!
- Ty! Zobacz na miny profesorów...
Nic nie rozumiejący Harry pochylił się do ucha swojej przyjaciółki.
- Co oznacza "niezależny"?
Hermiona pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Niezależny to znaczy, że posiada w sobie równe cechy wszystkich czterech domów. Czyli tiara nie mogła go przydzielić do żadnego z nich. To niezwykle rzadki przypadek. Według "Historii Hogwartu" ostatnio miało to miejsce jakieś sto pięćdziesiąt lat temu. Osoba z cechami czterech domów ma zadatki na posiadanie naprawdę olbrzymiej mocy magicznej.
- I co teraz się stanie? – wtrącił Ron.
- Najprawdopodobniej profesorowie pozwolą mu samemu wybrać sobie dom. Przynajmniej tak było do tej pory.
Ponownie skupili wzrok na profesorze. Ten uniósł dłoń i momentalnie nastała cisza.
- Tiara Przydziału nie mogła dokonać wyboru więc według tradycji to ty chłopcze musisz sam wybrać sobie dom. Hufflepuff, Ravenclaw, Gryffindor czy też Slytherin?
Pytany chłopak zastanawiał się tylko przez krótką chwilę po czym skłonił się lekko.
- Panie dyrektorze wybieram Gryffindor.
Zbiorowe sapnięcie doszło zza nauczycielskiego stołu. Zdumienie widoczne na ich twarzach wywołało jeszcze większą ciekawość uczniów.
Dumbledore skinął lekko głową.
- Dokonałeś wyboru. Niech będzie GRYFFINDOR!!!
Ostatnie słowo wykrzyknął głośno i uczniowie tego domu, pomimo, że w dalszym ciągu zaskoczeni rozwojem wypadków, przywitali swojego nowego kolegę gromkimi brawami.
Tom szybko usiadł na przeznaczonym dla niego miejscu, które dziwnym zrządzeniem losu znajdowało się naprzeciw siedzącego Harry'ego, Rona i Hermiony.
Mimo, że wszystkich rozpierała ciekawość powściągnęli ją na moment ponieważ dyrektor chrząknął znacząco.
- Tak jak każdego roku muszę wam przypomnieć o głównych zasadach. Mroczny las jest zakazany dla wszystkich studentów bez wyjątku, jak również przebywanie uczniów poza dormitorium po ogłoszeniu ciszy nocnej. Również w związku z obecną podwyższoną aktywnością grup Śmierciożerców oraz Sami-Wiecie-Kogo, zakazane jest również opuszczanie terenu szkoły bez powiadomienia o tym opiekuna domu – na jego wargach pojawił się ciepły uśmiech. – Ale koniec już z tymi wszystkimi zakazami. Czas na długo oczekiwaną ucztę. Wcinajcie!
Kiedy klasnął w dłonie na półmiski stojące przed uczniami wypełniły się w jednej chwili górami przepysznego jedzenia. Wszyscy z apetytem zaczęli pochłaniać jedzenie.
- Witaj w Gryffindorze Tom – powitał nowoprzybyłego Harry.
- Właśnie – przytaknęła Hermiona. To najlepszy dom w całej szkole.
Chłopak skinął im w lekko głową.
- Dzięki. Jestem pewien, że macie rację.
Ron ugryzł kawałek trzymanego w dłoni udka z kurczaka.
- Ale się porobiło z tym wyborem. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Jak to możliwe?
Pytany wzruszył ramionami.
- Czy ja wiem – odpowiedział wymijająco. – Widocznie coś musiało to sprawić.
Harry uważnie przyjrzał się jego twarzy.
- Na pewno. Ale to nie wszystko...
- Co masz na myśli?
Harry milczał przez chwilę.
- Może to trochę dziwne, ale...
- Co takiego? – dopytywał się Ron.
- Ale bardzo zdziwiła mnie reakcja profesorów na twoje przybycie.
Powieki Hermiony zamrugały gwałtownie.
- A ja myślałam, że mi się to przewidziało. Jednak ty też to widziałeś... Wydawali się czymś bardzo wzburzeni.
- Nawet Dumbledore był nieco dziwny.
Tom skinął z namysłem głową.
- Bo rzeczywiście profesorzy się nieco niepokoili – powiedział spokojnie.
Trójka przyjaciół przyjrzała mu się z napięciem.
- Ale dlaczego – zapytał Harry. – Czemu ich tak zdenerwowała twoja obecność?
Tom nie odpowiadał przez chwilę jakby zastanawiając się czy odpowiedzieć na to pytanie czy nie. W końcu jakby zdecydował się i poważnie spojrzał Harry'emu prosto w oczy.
- To ma pewnie wiele wspólnego z tym jak się nazywam.
Na kilka długich sekund zapadła cisza. Przerwała ją Hermiona.
- Z twoim nazwiskiem. A zresztą jak ty się w ogóle nazywasz?
Chłopak uśmiechnął smutno. Ani na sekundę nie odwracał wzrok od Harry'ego.
Westchnął, ale kiedy się odezwał jego głos był twardy jak stal.
- Nazywam się Riddle. Thomas Augustus Riddle.
Cisza jaka zamarła po jego słowach przy stole Gryffindoru była absolutna.

X X X

Pierwszy ciszę przerwał Ron.
- Czekaj, czekaj... nazywasz się Riddle?
Pytany chłopak był niezwykle spokojny.
- Tak właśnie powiedziałem.
- Tom Riddle?
- Tak.
- A imię… masz po kimś szczególnym?
- Po ojcu.
Siedzący przy stole uczniowie nabrali głęboko powietrza w płuca. Ron z trudem zadał kolejne pytanie.
- Twój ojciec również nazywa się Tom Riddle?
Pytany skinął głową. Oczy Rona rozszerzyły się gwałtownie.
- Czy to... czy on... czy... – zająknął się. – Czy to jest TEN Tom Riddle?
Zanim odpowiedział chłopak przesunął wzrokiem po siedzących przy stole Gryffindoru uczniach. Na twarzach jednych widział szok i niedowierzanie, na następnych strach i przerażenie. Przestrach i zdumienie na twarzy Rona było aż nadto widoczne. Hermiona spoglądała na niego z niedowierzaniem i podejrzliwością. Tylko jedna osoba przy stole patrzyła na niego z nieukrywanym gniewem. To Był Harry Potter.
Odpowiadając na pytanie rudego chłopaka Tom zwrócił się prosto do Harry'ego.
- Tak. Ten właśnie Tom Riddle jest moim ojcem.
Przez chwilę nikt nie mógł wykrztusić słowa. Nagle ciszę przerwał Harry.
- Jeżeli to ma być żart – powiedział powoli cedząc słowa. – To jest on w bardzo złym guście.
Tom spokojnie wytrzymał jego przeszywające wspomnienie.
- Nie mam powodu aby na ten temat żartować Harry.
Kruczowłosy chłopak tak mocno zacisnął pięści, że ta aż całe zbielały.
- Voldemort jest twoim ojcem?
Zduszone krzyki rozległy się przy stole na dźwięk tego imienia. Nazwisko to przemknęło po sali niczym błyskawica, mimo iż nie było wypowiedziane zbyt głośno. Cała sala umilkła jak jeden mąż.
Twarz Toma była niczym wykuta z kamienia. Gdzieś nagle zniknął wesoły chłopiec, którego trójka przyjaciół spotkała w pociągu.
- Tak.
Harry wstał gwałtownie. Jego oczy rzucały błyskawice.
- On zamordował moich rodziców – syknął przez zaciśnięte gardło.
Młody Riddle kiwnął powoli głową.
- Tak. Wielu dzieciom odebrał rodziców... tobie także.
Harry zachwiał się gwałtownie i przymknął oczy na kilka sekund. Przerażona zaistniałą sytuacją godną sennego koszmaru – Hermiona, wpatrywała się w troską w jego twarz.
Opalizujące zielone oczy Harry'ego ponownie napotkały jasnoniebieskie Toma.
Ten milczący pojedynek wyrażał więcej niż tysiąc słów. Wiele osób przeszedł dreszcz po plecach na widok pogardy i nienawiści jakie wyrażał wzrok Pottera.
- Trzymaj się ode mnie z daleka Riddle. To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.
Po tych słowach odsunął się od stołu i szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej Sali. Ron i Hermiona rzuciwszy ostatnie zszokowane spojrzenie na Toma, rzucili się w ślad za przyjacielem.
Kiedy cała trójka znikła za drzwiami Tom odetchnął głęboko po czym przesunął wzrokiem po wpatrzonych w niego z niepokojem twarzach. Oczywiście były wśród nich te należące do nauczycieli.
Chłopak uśmiechnął się lekko po czym poniósł nieco do góry trzymany w dłoni kubek z sokiem dyniowym w udawanym toaście.
- Skoro mamy już za sobą formalne przedstawienie, to życzę wszystkim smacznego – mruknął na tyle głośno aby jego głos dotarł do wszystkich zainteresowanych.
Po tych słowach ochoczo zabrał się do pałaszowania posiłku.
Cała Wielka Sala pozostała w niczym nie zmąconej ciszy.

X X X

- Harry!
...
- Harry!!!
...
- HARRY!!!
Chłopak słyszał dobiegający zza jego pleców głos Hermiony jednak gniewnie parł naprzód. Dopiero kiedy na miejscu osadziła go jej mała dłoń, odwrócił się do niej z furią.
- Zostaw mnie w spokoju! – krzyknął.
- NIE!
- Herm...
- Uspokój się stary, proszę!
- Ron nie wtrącaj się!
- Musisz się uspokoić.
- Hermiono! Czy ty wiesz kim on jest???
- Tak, wiem.
- Wiesz??? Czy ty naprawdę to wiesz??? Ron! A ty?
- Tak chłopie, wiem.
- NIE!!! Nie wiecie!!! Nie macie pojęcia!!!
- Harry, proszę...
- NIE HERMIONO!!! On jest jego synem! SYNEM VOLDEMORTA!!! Siedział ze mną w jednym przedziale... żartował... śmiał się... zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Jakby to nic nie znaczyło, że on... że jest... jego...
- Harry.
- Nie mogę – chłopak złapał się bezsilnie za głowę i przesunął wzrokiem po swych przyjaciołach. – On zachowywał się jak gdyby nigdy nic mimo, że doskonale wiedział kim jestem. Wiedział... że ma w swoich żyłach krew zabójcy moich rodziców.
Z oczu Hermiony popłynęły dwa strumyki łez na widok cierpienie Harry'ego. Wyciągnęła rękę chcąc go dotknąć, jednak ten odsunął się gwałtownie kręcąc rozpaczliwie głową.
- Nie! Nie potrzebuję pocieszenia Hermiono... czego chcę... to... wyjaśnień. Tego jakim cudem syn mordercy znalazł się w Hogwarcie?
- Może ja ci w tym pomogę drogi chłopcze?
Trójka przyjaciół odwróciła się błyskawicznie na dźwięk dobiegającego zza ich pleców głosu.
- Profesor Dumbledore – szepnęła Hermiona.
Wzburzony Harry wystąpił o krok naprzód.
- Co się tutaj dzieje panie profesorze? – zapytał.
Starzec w zamyśleniu pogładził się po brodzie.
- Szczerze mówiąc drogi chłopcze, sam dokładnie nie wiem, jednak wyjaśnię wam to tyle na ile sam potrafię. Chodźcie wszyscy do mojego gabinetu.
Trójka uczniów skinęła głową i posłusznie podążyła za dyrektorem. Kiedy już byli na miejscu, Dumbledore usiadł za swoim biurkiem i gestem poprosił ich aby usiedli. Z trudem utrzymujący nerwy na wodzy Harry pytająco na niego spojrzał.
Stary profesor zauważył to spojrzenie i odchrząknął znacząco.
- Kilka dni temu Ministerstwo Magii zarejestrowało nieuprawnione użycie mocy magicznej. Błyskawiczne zaklęcie monitorujące wykazało, że nieznanego czaru użył młody chłopiec na oko w waszym wieku. Nie było by w tym może nic dziwnego i skończyło by się na zwykłym naruszeniu przepisów, gdyby nie jedna bardzo istotna sprawa.
- Czyli? - zapytał cicho Harry.
- Zaklęcie monitorujące nie zdołało ustalić kim jest ten młody człowiek, który pojawił się dosłownie znikąd. Procedura postępowania w takich przypadkach nakazuje użycie, oczywiście za zgodą Ministerstwa, zaklęcia identyfikującego. Tak też natychmiast uczyniono.
Hermiona spojrzała na niego uważnie.
- To był Tom?
Dumbledore uśmiechnął się lekko i kontynuował.
- Możecie sobie wyobrazić jakiego szoku doznaliśmy, kiedy powracające zaklęcie oznajmiło, że tym młodym człowiekiem jest Thomas Augustus Riddle, lat 16, nie będący wcześniej nigdzie zarejestrowany, ani jako potencjalny ani praktykujący czarodziej.
- Zupełnie jakby nigdy wcześniej nie istniał.
- Dokładnie panie Wesley. Zresztą zaklęcie identyfikujące napotkało na znaczne trudności i powróciło do nas w stanie bardzo rozproszonym. Jedyną dokładną informacją była informacja o ojcu owego chłopca.
- Voldemorcie – syknął Harry.
- Tak – skinął głową profesor. – Tom, jest synem Lorda Voldemorta.
- A matka? – zapytała Hermiona.
- Tego również nie wiemy. Ta informacja została jakimś dziwnym sposobem wymazana z zaklęcia. Bez wątpienia, ktoś musiał w nie bardzo ingerować aby pozbawić nas dostępu do tych informacji.
- Tom?
- Może tak... może nie. Nie mniej jednak, jako niepełnoletni czarodziej, pan Riddle został automatycznie przydzielony do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jak sami wiecie w świecie czarodziejów najpierw się działa, a dopiero potem zadaje pytania.
- Pytania zadane przez Zakon Feniksa?
- Tak Harry. Zakon nie ma sobie równych w zdobywaniu wszelkich, nawet najbardziej tajnych informacji.
- Czyli co wiemy o tym Tomie? – zapytała z nadzieją Hermiona.
- Absolutnie nic.
- Jak to? Przecież...
- Spokojnie panno Granger, Zakon może nie działa najszybciej, jednak bardzo skutecznie. Na ostateczne wyniki śledztwa trzeba trochę poczekać.
Harry zerwał się wzburzony.
- Poczekać profesorze? POCZEKAĆ? Jak pan to sobie wyobraża? Syn tego mordercy ma z nami uczęszczać na zajęcia.
Dumbledore popatrzył na niego poważnie.
- Harry... ten chłopak nie jest swoim ojcem. Nie odpowiada za jego czyny... za to co tamten zrobił. Nie przerzucaj grzechów ojca na następne pokolenie. Może powinieneś dać mu szansę na ukazanie swojego prawdziwego Ja.
Poruszony słowami starego człowieka Harry opadł bezsilnie na krzesło.
- Dać mu szansę, panie profesorze? Nie wiem czy potrafię – odparł szczerze. – On jest częścią człowieka, który pozbawił mnie tego co w życiu najważniejsze. Człowieka... który, nieustannie dąży do śmierci mojej i moich bliskich.
- Zdaję sobie z tego sprawę drogi chłopcze.
- Jak na razie nie mam powodu przypuszczać, że Tom jest inny niż Voldemort. Jak pan sądzi, po której stronie ten chłopak się opowie kiedy będzie miał do wyboru pomóc nam tu obecnym, czy pomóc jemu – ostatnie słowo niemal wypluł.
- Nie mogę ci na to odpowiedzieć Harry.
- Ja także profesorze. Obdarzenie kogoś zaufaniem wymaga czasu i pełnej wiary w daną osobę, a i tak nie zawsze wychodzi to na dobre. Moi rodzice również ufali jednemu ze swoich przyjaciół... jednak Peter Petigrew zdradził ich doprowadzając do śmierci.
Harry poczuł delikatny uścisk na swojej dłoni. Nie musiał patrzeć w dół aby wiedzieć, że to Hermiona przekazywała mu swoją siłę aby kontynuować.
- Proszę mnie zrozumieć panie profesorze. Nie mogę mu na razie zaufać... nie mogę nawet zrobić tego na krótką chwilę. Ponieważ nawet gdybym zapomniał kim on jest, to i tak ten chłopak kryje w sobie zbyt wiele niewiadomych.
Dumbledore uśmiechnął się smutno.
- Nie powiem, abym nie rozumiał twojego punktu widzenia drogi chłopcze. Jednak pamiętaj, że treść książki nie zawsze pokrywa się z tym co znajduje się na jej okładce.
Harry popatrzył na swoich przyjaciół. Ron w dalszym ciągu wyglądał na oszołomionego, jednak jego twarz nabierała już coraz żywszych kolorów. Kiedy zauważył wzrok przyjaciela skinął mu lekko głową.
- Na pewno trzeba zachować ostrożność – stwierdził. – Jednak dopóki nie dowiemy się wszystkiego, nie powinniśmy od razu wyciągać wniosków mogących okazać się fałszywymi.
Na wargach Harry'ego pojawił się cień uśmiechu.
- Nienajgorzej powiedziane staruszku.
Przyjaciel wyszczerzył zęby.
- Cóż... inteligencja zawsze idzie w parze z urodą.
Harry parsknął śmiechem i pokręcił bezsilnie głową. Kiedy jego wzrok napotkał spojrzenie Hermiony, ta w odpowiedzi uścisnęła nieco mocniej jego dłoń, mówiąc tym samym, że niezależnie od wszystkiego, to i tak ze wszystkim sobie poradzą.
Harry westchnął głęboko i dopiero po kilku długich sekundach odezwał się do starego czarodzieja.
- Panie profesorze, spróbuję tego o co pan prosił, jednak czy to się uda naprawdę nie wiem.
Dumbledore uśmiechnął się ciepło i skinął głową trójce przyjaciół.
- Cieszę się, że do Hogwartu chodzi taka wyjątkowa trójka młodych ludzi jak wy. Miejmy nadzieję, że wszystko się wkrótce wyjaśni.
Kiedy Harry z Ronem i Hermioną wyszli z gabinetu, feniks Fawkes siedzący na swoim miejscu przy kominku, sfrunął na biurko dyrektora i delikatnie dziobnął go w palce domagając się swojej codziennej porcji pieszczot.
Głaskając pióra swojego ulubieńca profesor Dumbledore uśmiechnął się lekko.
- Jakkolwiek by to się nie skończyło drogi przyjacielu, jedno jest pewne – zwrócił się do feniksa. – Nadchodzą ciekawe czasy... Naprawdę ciekawe czasy. A ta trójka, będzie w nich odgrywała naprawę istotną rolę.
Fawkes zaskrzeczał na potwierdzenie słów profesora po czym pochylił głowę domagając się więcej uwagi.

X X X

Kiedy trójka przyjaciół opuściła gabinet dyrektora, powolnym krokiem ruszyła w kierunku części zamku przeznaczonej dla Gryffindoru.
Harry był tak mocno pogrążony w myślach, że nawet nie zauważył, iż pod koniec drogi jego przyjaciele gwałtownie przystanęli. Poderwał głowę do góry aby zobaczyć co się stało i jego wzrok napotkał spojrzenie osoby, której na pewno nie spodziewał się jeszcze dzisiaj zobaczyć.
Błyskawicznie poczuł gniew, jednak przypominając sobie słowa Dumbledora postarał się go opanować.
- Czego chcesz Tom? – zapytał opartego o portret Grubej Damy chłopaka.
Młody Riddle nawet na ułamek sekundy nie spuszczał z niego wzroku. Kiedy się odezwał, jego głos był niewzruszony.
- Nie jestem twoim wrogiem Harry – stwierdził cicho.
Gwałtowne wciągnięcie powietrza przez przyjaciół nie uszło uwagi Harry'ego. On sam był również był zaskoczony.
- Słowa nic nie kosztują Tom. Jedyne co wiem to to, że od pierwszego momentu nie byłeś z nami szczery.
Tamten skinął głową.
- Przemilczałem to, gdyż spodziewałem się twojej reakcji, a chciałem mieć spokojną podróż.
Trójka przyjaciół wpatrywała się w niego intensywnie. Ciszę przerwała Hermiona.
- Jeszcze wiele tajemnic w sobie ukrywasz, prawda?
Na wargi Toma wypłynął lekki uśmiech.
- Moje życie to otwarta księga i na pewno kiedyś pozwolę ją wam przeczytać. Na razie jednak... musi wam wystarczyć małe streszczenie.
Kiwnął im lekko głową po czym zwrócił się do portretu i wymówił hasło. Kiedy ten odsunął się, Tom ostatni raz zerknął na Harry'ego.
- Tak jak mówiłem... z mojej strony nie musicie się niczego obawiać. Dobranoc.
Po tych słowach zniknął w korytarzu pozostawiając trójkę przyjaciół jeszcze bardziej niepewnych niż wcześniej.
X X X

Wydawać by się mogło, że nic już nie może zadziwić uczniów w Hogwarcie. Jednak pojawienie się w ich gronie młodego Toma Riddle było szokiem nad wyraz trudnym do zaakceptowania.
Nie sposób opisać reakcji poszczególnych osób, jednak najlepiej odzwierciedlały to sposoby zachowania domów.
Hufflepuff, dosyć wyraźnie obawiał się nowo przybyłego. Trudno się temu było dziwić, gdyż uczniowie należący do tego domu zwykle starali się unikać wszelkiego rodzaju zawirowań w swoim życiu. A na dodatek w tym przypadku nie chodziło tu o kogoś zwyczajnego, tylko o chłopaka, w którego żyłach płynęła krew Czarnego Pana.
Ravenclaw, podszedł do osoby Toma z typową sobie powściągliwością. Skupiający jednych z najinteligentniejszych uczniów szkoły dom, postanowił z daleka obserwować rozwój sytuacji. Ich, jak na czarodziejów, ścisłe umysły, skupiały się głównie na rozwiązaniu tajemnicy otaczającej ich nowego kolegę. Co nie znaczy, że im się to udało.
Slytherin, był w szoku. Z szybkością błyskawicy rozeszła się u nich wiadomość o incydencie w którym brał nowy z Malfoyem. Nie mogli zrozumieć, dlaczego syn Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, zdecydował się na Gryffindor, a nie na dom w którym na pewno znalazł by dużo osób gotowych mu wiernie pomagać. Nie wspominając już o tym, że spora ilość ich rodziców pozostawała w najbliższym kręgu Czarnego Pana.
Za to w Gryffindorze, panował całkowity zamęt. Większość uczniów nie wiedząc co myśleć o nowym postanowiła wyczekać odpowiedniego momentu na wyrobienie sobie o nim zdania. Jak na razie Tom został wyklęty z ich towarzystwa, może nie specjalnie, jednak zła sława jaką cieszył się Voldemort wystarczała, aby nikt nie chciał zawierać z nim większej znajomości.
Jedynie Harry, Hermiona i Ron oraz kilka osób z Armii Dubmbledora, postanowili zwrócić baczną uwagę na Toma i rozgryźć jego prawdziwe zamiary.
Czujność Harry'ego wzmogła się znacznie, jednak postanowił pójść za radą dyrektora i swoich najbliższych przyjaciół i dać synowi swego największego wroga, czas na odkrycie wszystkich kart. Postanowienie to wzmagało jeszcze odczucie, że wbrew zdrowemu rozsądkowi nakazującemu wystrzegać się Toma, naprawdę można mu było zaufać.
Wszystko zależało od tego jak dana sytuacja miałaby się rozwinąć.
Jeśli chodzi o samego Toma, to ten sprawiał wrażenie jakby zupełnie nie obchodziły szepty które rozlegały się gdy szedł korytarzem, ani to, że gdy wchodził do pokoju to milkły wszelkie rozmowy. Wciągu tych pierwszych kilkunastu godzin jakie upłynęły od jego przyjazdu do Hogwartu, nikomu się nie naprzykrzał ani nie sprawiał kłopotu. Był za to niezwykle grzeczny i spokojny, oraz sprawiał wrażenie najzwyklejszego na świecie ucznia, który nie różni się niczym szczególnym od pozostałych.
Jednak... to wrażenie "zwyczajności" zostało błyskawicznie zapomniane w czasie pierwszych zajęć lekcyjnych na jakie uczniowie udali się następnego ranka.

Ten post był edytowany przez radziczek: 13.06.2005 09:51
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
radziczek
post 13.06.2005 09:56
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 13.06.2005




X X X


Dwieście metrów do Wrzeszczącej Chaty...
Tup, tup, tup.
Ja chyba oszalałem! Naprawdę nie mam pojęcia co się ze mną dzieje... Czuję się jakby ktoś wydzierał mi serce pazurami, a ja nie mam najmniejszej możliwości aby się temu przeciwstawić.
Moja głowa! Ten ból... ten potworny ból, który paranoicznie nie ma w tej chwili najmniejszego znaczenia. Czuję się jakbym przeżywał to wszystko jeszcze raz od początku.
Tak jak to było z Syriuszem...
To samo uczucie wszechogarniającej paniki i bezsilności... gonione potrzebą zrobienia czegoś co może okazać się zgubne w skutkach.
Nogi niosą mnie same... tup, tup, tup... Rosnący z każdą sekundą fronton rozpadającego się budynku oznajmia nieubłaganie, że jeszcze chwila... jeszcze sekunda..., a stanę w drzwiach najprawdopodobniej tylko po to, aby umrzeć.
Dziwne... ale moje życie w tej chwili najmniej mnie obchodzi!
...
Sto pięćdziesiąt metrów do Wrzeszczącej Chaty…
Tup, tup, tup.
Nie mogę oddychać, a mimo to biegnę coraz szybciej. Muszę zdążyć! To co widziałem było zapowiedzią... było proroctwem!
JAKIM DO DIABŁA CUDEM MIAŁEM WIZJĘ PRZYSZŁOŚCI –TO SAM NIE WIEM!!!
To proroctwo było jednak niezwykle bliskie. Niedaleka przyszłość...
Szlag!!!
Kilka minut... sekund? A może nawet to już się zdarzyło?
NIE!!! Nie mogę o tym myśleć! Nie mogę TAK myśleć! Muszę ją ocalić...
...
Sto metrów do Wrzeszczącej Chaty...
Tup, tup, tup.
Co ona zresztą tam robi to diabła??? Powinna teraz spacerować sobie z cholernym Seamusem po ulicach Hogsmeade, a nie...
O Boże! Nawet nie potrafię o tym myśleć!!!
Szybciej! Szybciej!! Szybciej!!!
Zimny pot oblewa mnie całego, jednak prawdę mówiąc nawet mnie to nie obchodzi. W głowie tylko nieustannie tłucze się jedna myśl, aby zdążyć... ZDĄŻYĆ, zanim będzie za późno!
Czuję już jak krew gotuje się w każdym milimetrze moich żył, a serce bije tak gwałtownie jakby się chciało wyrwać z mojej klatki piersiowej.
...
Pięćdziesiąt metrów do Wrzeszczącej Chaty...
Tup, tup, tup.
WIZJA!!!
Nie mogę... nie mogę o tym myśleć, bo po prostu padnę na kolana i będę płakał jak jakiś bezsilny szczeniak. Te rzeczy... te potworne i bezduszne tortury, które widziałem i czułem w swej wizji, a które wszystkie były przeznaczone dla niej!
Dwie zakapturzone postacie, których twarze ukryte są za srebrzystobiałymi maskami sługusów Voldemorta!
Dwoje Śmierciożerców, pastwiących się nad jej nieruchomym i zakrwawionym ciałem...
...
ZABIJĘ!!!
Sam Merlin mi świadkiem, że jeżeli ją skrzywdzą... jeżeli choć jeden włos spadnie jej z głowy.. to zabiję ich jak psy! A kiedy skończę z tymi, to zabiorę się za następnych!
Jeden za drugim.
ŚMIERĆ ZA ŚMIERĆ!!!
Przyrzekam! Pozabijam ich wszystkich po kolei, aż w końcu dojdę to tego największego z łajdaków i sprawię, że będzie się czołgał jak oślizgły wąż w prochu u mych stóp błagając o swe nędzne życie zanim mu je zabiorę...
...
Boże! Proszę cię! Niech nic jej nie będzie! POMÓŻ JEJ!
...
Tup, tup, tup.
Jestem przy drzwiach do Wrzeszczącej Chaty.
...
TERAZ MYŚL! WIESZ, ŻE TO PUŁAPKA! MUSISZ SIĘ OPANOWAĆ, BO INACZEJ OBOJE MOŻECIE ZGINĄĆ! POSŁUCHAJ GŁOSU ROZSĄDKU I NIE ATAKUJ FRONTALNIE! PAMIĘTASZ? TAK SAMO BYŁO Z SYRIUSZEM!!! POMYŚL CHŁOPIE! A MOŻE TO TYLKO PRZEWIDZENIE! CZY JESTEŚ PEWIEN, ŻE CHCESZ RYZYKOWAĆ???
...
Przecież tu chodzi o Hermionę.
...
...
...
MASZ RACJĘ! PIEPRZYĆ ROZSĄDEK! KOPA W DRZWI!!!!!!
...
T-R-A-C-H!!!!


X X X


TRACH!!!
Drzwi odskoczyły gwałtownie do środka po celnie wymierzonym kopnięciu.
Harry zamrugał gwałtownie przyzwyczajając się do panującego wewnątrz mroku. Ułamek sekundy późnej, krew w jego żyłach zamieniła się w lód, gdy ogarnął spojrzeniem widok jaki się przed nim rozpościerał.
Dwie znajome postacie, leżące bez ruchu na podłodze...
- Hermiono! – krzyknął Harry i przeskakując nad nieruchomym Seamusem, dopadł do leżącej bezwładnie przyjaciółki.
W jednej chwili ukląkł przy niej i delikatnie, jakby bał się ją uszkodzić, dotknął jej dłoni.
Włosy stanęły mu dębem na głowie, gdy poczuła jak jest zimna. Stracił oddech i przez krótką chwile czuł, że zaraz podda się ogarniającej go panice.
Spokojnie! Uspokój się Harry! Krzyczał w myślach. Pamiętasz Departament Tajemnic? Pamiętasz Neville'a? ZRÓB TO SAMO!!!
Drżąc na całym ciele, Harry wyciągnął dłoń i palcami dotknął właściwego miejsca na jej szyi, tak, aby wyczuć puls...
Fala ulgi jak go zalała w chwili gdy wyczuł miarowe tętno pod opuszkami palców była tak potężna, że na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami. Wypuścił ze świstem powietrze z płuc orientując się dopiero teraz, że wstrzymał oddech, po czym delikatnie odgarnął włosy z czoła nieprzytomnej dziewczyny.
- Herm – potrząsnął nią lekko. – Hermiono! Słyszysz mnie?
Zero reakcji.
- To ja, Harry! Proszę otwórz oczy. Musisz się obudzić.
Czy mu się to zdawało, czy też jej powieki zauważalnie drgnęły. Nie chcąc zmarnować nadarzającej się szansy, kontynuował.
- Wstawaj Herm! McGonnagal się wścieknie, jeżeli spóźnisz się na Transmutację. Wstawaj! Chyba nie chcesz oblać, co?
Omal nie rozpłakał się z radości, kiedy zauważył, jak leżąca na ziemi przyjaciółka, wyraźnie się poruszyła.
Słaby szept jaki wydobył się z jej ust, zabrzmiał w jego uszach jak najpiękniejsza muzyka.
- Harry...
- Tak? – zapytał przez ściśnięte gardło.
- Gadasz głupoty.
- Czemu, maleńka?
- Przecież w weekend nie ma zajęć z Transmutacji.
Dotknął dłonią jej policzka i poczekał, aż dziewczyna otworzy oczy. Chwilę później zielony wzrok napotkał ten niebieski.
Uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że co jak co... ale perspektywa przegapienia lekcji na pewno cię rozbudzi.
W odpowiedzi otrzymał słaby klaps w ramię.
- Hej! A to za co? – udał oburzenie.
- Za kolejną próbę wytknięcia mi, że jestem kujonką.
Pokręcił głową z rozbawieniem zmieszanym z ulgą.
- Możesz wstać? – zapytał.
- Raczej nie... ale gdybyś pomógł mi usiąść, to byłoby super.
Harry ostrożnie wywindował ją do pozycji siedzącej, kiedy nagle przypomniał sobie o jeszcze jednym aktorze tego dramatu.
Odwrócił się w kierunku leżącego nieruchomo Seamusa i już miał do niego podejść, kiedy krzyk Hermiony osadził go na miejscu.
- Harry, uważaj!!!
Zadziałał zupełnie instynktownie i w ułamku sekundy. Nawet nie próbując odwrócić się w kierunku zagrożenia, jasnym było, że zajęłoby to zbyt wiele czasu, błyskawicznie wyciągnął różdżkę i zakreślił nią bardzo dobrze znany kształt.
- Protego!!!
Błękitna bańka ochronna okryła dwoje nastolatków dokładnie na czas, aby odbić dwie wymierzone w nich klątwy. Rykoszetujące zaklęcia trafiły w ścianę, wyrywając w niej dwie potężne dziury.
Zużyte Protego zniknęło i Harry z wyciągniętą różdżką stanął twarzą w twarz ze swoimi przeciwnikami.
Było ich dwoje.
Dwoje Śmierciożerców skrytych za srebrnymi maskami. Otuleni w czarne płaszcze stali nieruchomo gotowi do ataku. Harry nie miał pojęcia o tożsamości swoich przeciwników, jednak ich postawa dawała mu tylko jedną, czytelną informację.
Kobieta i mężczyzna.
Najczystsza furia błysnęła w oczach czarnowłosego chłopaka, kiedy przed oczami na powrót stanęły mu obrazy z wcześniejszej wizji. Co prawda chwilowo sprawił, że zagrożenie nieco się oddaliło, jednak nie trzeba było być geniuszem, aby stwierdzić, że jeszcze spora droga jest do tego aby ono całkowicie znikło.
- Bydlaki! – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Zapłacicie mi za to!
Zza maski kobiety Śmierciożercy, dobiegł nieco stłumiony, sadystyczny śmiech.
- Jesteś żałosnym głupcem Potter! Zjawiłeś się tu dokładnie tak jak tego planowaliśmy. Pójdziesz z nami grzecznie do Czarnego Pana, jednak wcześniej będziesz świadkiem widowiska, jakim będzie śmierć tej parszywej szlamy.
Wściekłość bijąca z postawy Harry'ego była niemal namacalna. Szmaragdowozielone oczy błysnęły wewnętrzną siłą, a palce dłoni zaciśniętej wokół różdżki zwiększymy swój nacisk.
- Niedoczekanie wasze!
W następnej chwili rozpętało się piekło.


X X X


Harry błyskawicznie odwrócił się na pięcie i rzucił najpotężniejsze Protego na jakie tylko mógł się zdobyć, na zszokowaną i zbyt słabą aby coś w tej sytuacji zrobić, Hermionę. Przez mgnienie oka chłopak napotkał jej wzrok, w którym krył się tak potężny ładunek emocji skierowany ku niemu, że poczuł się jak uderzony obuchem w głowę.
Momentalnie jednak doszedł do siebie i rzucił się w wir walki.
Nagłym skrętem ciała uniknął pomarańczowego promienia wystrzelonego przez mężczyznę i w tej samej chwili podniósł czarami jedno z przewróconych krzeseł i rzucił nim w kobietę. Ta otrzymawszy cios uderzyła ciężko o ścianę, jednak szybko się otrząsnęła i zaatakowała.
Harry poczuł ciepło czaru, jaki ominął jego głowę dosłownie o milimetry. Przyklęknął unikając następnego i ponowił atak.
Zaklęcie obezwładniające roztrzaskało się snopem iskier po zderzeniu z barierą przeciwników, i wtedy też oboje zaatakowali. Nie w pełni utworzone Defentia, Chłopca Który Przeżył, nie miało innego wyjścia, tylko musiało zawieść.
Harry przeleciał w powietrzu parę metrów i rozbijając na swojej drodze cienką drewnianą ścianę, wpadł do następnego pokoju.
Resztki bariery obronnej uchroniły go od fatalnych obrażeń, jednak i tak poczuł siłę i moc tego uderzenia. Wypluł na podłogę krew, która zebrała mu się w ustach i skrzywił się z bólu dotykając uszkodzonego boku.
Nie trzeba mu było wiedzy lekarskiej, aby stwierdzić, że ma co najmniej jedno pęknięte żebro, nie wspominając już o wielce prawdopodobnym krwotoku wewnętrznym.
Stanął na nogi akurat na czas aby uniknąć zaklęcia, które wyłączyłoby go na dobra z dalszej walki. Splunął na podłogę krwią, jaka zebrała mu się w ustach i spokojnie przyglądnął się wpadającym do pokoju Śmierciożercom.
Harry od zawsze był realistą.
Wiedział doskonale czego może się spodziewać, kiedy przekroczył próg Wrzeszczącej Chaty i kiedy rozpoczął całą ta walkę. Jego szanse przeciwko dwóm doświadczonym i bezlitosnym przeciwnikom, były od samego początku niezbyt wielkie.
Jednak to utrzymująca go na nogach wściekłość spowodowana atakiem na bliską mu osobę sprawiała, że nie dopuszczał do siebie myśli o jakiejkolwiek możliwości porażki. Adrenalina gotująca się w jego żyłach, znieczuliła ból ogarniający całe jego poturbowane ciało na tyle, że mógł w całości skupić się na walce.
Naraz wpadł mu do głowy szaleńczy pomysł.
Pojedynczym ruchem różdżki roztrzaskał szybę w jednym z ostatnich ocalałych okien i zebrawszy ostre odłamki w wirującą szaleńczo kulę, rzucił w kierunku przeciwników.
Tak jak się tego spodziewał, para Śmierciożerców skupiona chwilowo na stosowaniu bariery osłaniającej, utraciła pełnię koncentracji.
W chwili gdy szkło uderzyło w pole ochronne nie czyniąc najmniejszej szkody osobom znajdującym się za nim... przegnita i rozpadająca się kanapa, uniesiona przez Harry'ego czarem, który był jednym z pierwszych jakie się kiedykolwiek nauczył, uniosła się w powietrze i z potwornym impetem uderzyła prosto w zakapturzone postacie, wyrzucając ich dokładnie przez tę samą dziurę, którą kilka chwil wcześniej zrobił Harry.
Wykorzystując oszołomienie zabójców, czarnowłosy chłopak wrócił na korytarz gdzie się to wszystko zaczęło i ogarnąwszy szybko wzrokiem pobojowisko, znalazł rozwiązanie.
Starannie wymierzona klątwa wyłamała jedną z głównych belek podtrzymujących część stropu nad dwójką morderców, który w następstwie zawalił się prosto na nich.
Kobieta i mężczyzna stęknęli pod ciężarem i bezsilnie próbowali się wygrzebać spod pułapki. Ich przebijające zza srebrnych masek oczy, miały w sobie tyle jadu i furii, że jak nic mogło to sparaliżować strachem, każdego zwykłego nastolatka.
Harry nie był jednak zwykłym nastolatkiem.
Chłopak wycelował właśnie różdżkę przygotowując się do wypowiedzenia ostatecznego zaklęcia obezwładniającego, kiedy usłyszał za plecami znajomy, lodowaty głos.
- Odłóż różdżkę na ziemię! Natychmiast!
Chłopak odwrócił się błyskawicznie i zamarł bez ruchu, nie wierząc w scenę jak rozgrywała się przed jego oczami. Obca różdżka wbijała się boleśnie w policzek siedzącej na podłodze Hermiony, w której oczach aż nadto było widać szok i niedowierzanie zaistniała sytuacją.
Ręka Harry'ego zadrżała.
- To ty! – wycharczał. – To wszystko był twój plan!


X X X


Lodowate spojrzenie Seamusa przyciskającego różdżkę do głowy Hermiony, nie zadrżało ani na moment, tylko na jego wargach pojawił się zalążek cynicznego uśmiechu.
- Masz pięć sekund na poddanie się Potter, inaczej mózg tej szlamy udekoruje najbliższe ściany.
Przez głowę Harry'ego w jednej sekundzie przepłynęły setki myśli, jednak żadna z nich nie była warta głębszego rozpatrzenia. Może gdyby udało mu się...
Jakby czytając w jego myślach Finnigan skrzywił się nieznacznie.
- Nawet nie próbuj Potter. Nawet ty nie jesteś tak szybki! Pięć...
Co się tu do diabła dzieje!?! Jakim cudem Seamus...
- Cztery...
Myśl do diabła myśl! Nie możesz pozwolić by coś się jej stało!
- Trzy...
Spieprzyłeś Harry! Naprawdę schrzaniłeś sprawę!
- Dwa...
Przepraszam cię Hermiono, to wszystko moja wina!!!
Drewniana różdżka wysunęła się ze zmartwiałych palców czarnowłosego chłopaka i z głośnym stukotem upadła na podłogę. Hermiona szarpnęła się bezsilnie w stalowym uścisku Seamusa, a jej wzrok nakazywał Harry'emu aby walczył i nie przejmował się jej bezpieczeństwem. Chłopiec Który Przeżył uśmiechnął się smutno do bliskiej przyjaciółki i pokręcił przecząco głową na jej nieme wezwanie.
Nic jej się nie mogło stać!
W głosie Seamusa wyczuł doskonale, że gdyby się nie zastosował do jego polecenia, to ten zabiłby dziewczynę bez chwili wahania. Harry musiał zyskać na czasie, a jego jedyną szansą było to, a nóż a widelec nadarzy się jakaś możliwość ucieczki.
Usłyszał szmer za plecami i zimno mu się zrobiło, gdy zorientował się, że powaleni przez niego Śmierciożercy wydostali się spod zawalonego sufitu i odzyskali w pełni całą sprawność.
Przez chwilę miał trudność z zarejestrowaniem następnych słów Seamusa, ale kiedy mu się to udało, Harry poczuł się tak, jakby ziemia rozstąpiła mu się pod nogami.
- Cześć mamo, cześć tato! – powitał dwójkę zabójców. – A uprzedzałem was, że nie pójdzie wam tak łatwo!
Harry upadł na kolana, kiedy otrzymał potężny cios pięścią do zamaskowanego mężczyzny. Kobieta nie pozostała w tyle za swoim partnerem i wymierzyła oszołomionemu chłopcu kopniak w żołądek.
Popękane żebra Harry'ego eksplodowały bólem i tylko jego ogromna siła woli sprawiła, że nie stracił przytomności. Zakaszlał tylko gwałtownie, po czym powoli wyprostował się i spojrzał z pogardą na swoich oprawców.
- Wspaniale! – zaśmiała się kobieta. – Żałosny, mały Potter i jego kompleks bohatera. Wystarczy zagrozić jakiejś parszywej szlamie, a ty już nie jesteś w stanie walczyć. Czarny Pan będzie zadowolony gdy rzucimy cię skamlącego do jego stóp.
Harry zaczerpnął głęboko powietrza i starając się aby jego głos brzmiał jak najspokojniej, zwrócił się do trzymającego ciągle w żelaznym uścisku Hermionę, byłego kolegę z Gryffindoru.
- Puść ją Seamus. Przecież to o mnie wam chodzi. Ona nie ma z tym nic wspólnego.
Wargi chłopaka wykrzywiły się kpiąco.
- Jesteś żałosny Potter. Nie mam pojęcia jak taki ktoś jak ty może stanowić zagrożenie dla Czarnego Pana? Grałem z tobą i ze wszystkimi uczniami oraz nauczycielami tej cholernej szkoły od pięciu lat i nikt nigdy mnie o nic nie podejrzewał. A to ja właśnie wskazałem profesorowi Quirrellowi, u kogo może znaleźć informacje na temat Puszka... To ja namawiałem Ginny Wesley, aby nie zaniedbywała wpisów do swojego pamiętnika na drugim roku... to właśnie ja wpuściłem Dementorów na boisko Qudditcha oraz od pierwszej chwili wiedziałem kim naprawdę jest fałszywy profesor Moody. Nie wspominając już o rzeczach, które robiłem na piątym roku, po to tylko aby zmienić twoje życie w piekło.
Harry wpatrywał się bez słowa w człowieka, którego jeszcze nie tak dawno uważał za swojego kolegę, a którego, jak się okazało w ogóle nie znał. Seamus na widok jego miny roześmiał się.
- Znam cię Potter. Obserwowałem każdy twój ruch przez ostatnie trzy lata i wiem doskonale o ludziach na których ci zależy – tu wskazał na Hermionę. – A ona właśnie jest jedną z tych osób i nic nie sprawi mi większej satysfakcji, jak obserwacja twojej reakcji na jej śmierć.
Harry chciał rzucić się na Finnigana, jednak na widok wycelowanych w siebie różdżek jak i tej przyciśniętej do głowy dziewczyny, powstrzymał go na jakiś czas. Warknął tylko przez zaciśnięte gardło.
- Jeżeli choć tylko jeden włos jej spadnie z głowy to przysięgam, że zabiję cię jak psa! Nieważne jak... nieważne kiedy... jednak daję ci na to moje słowo.
Potężne uderzenie w żołądek ponowne rzuciło Harry'ego na kolana. Zadowolony ojciec Seamusa szarpnięciem za włosy, poderwał głowę chłopca do góry i z bliska popatrzył mu w oczy.
- Już za chwilę gnojku będziesz patrzył jak ta gówniara wije się w kałuży własnej krwi, zanim to jednak nastąpi, musi się zjawić jeszcze jedna osoba, która również mogłaby się cieszyć tym wspaniałym przedstawieniem.
- Kto? – zapytał Harry przez zaciśnięte gardło.
Odpowiedział mu spokojny glos dochodzący zza jego pleców.
- Coś mi się wydaje, że chodzi tu o mnie.
W jednej chwili Harry poczuł się całkowicie rozbity. Znał dobrze właściciela tego głosu i zaistniałej sytuacji nawet nie łudził się, że w jakikolwiek sposób ta osoba będzie im pomocna.
Pokręcił bezsilnie głową i nawet się nie odwracając, przywitał nowoprzybyłego.
- Witaj Tom.
Stojący za nim młody Riddle uśmiechnął się lekko.
- Cześć Harry.


X X X


Gniew.
Taaaaak! Dokładnie to uczucie ponownie go opanowało.
...
Tom Riddle szedł powoli na umówione z Seamusem spotkanie w ruinach Wrzeszczącej Chaty. Był już niespełna kilkadziesiąt metrów od budynku, kiedy do jego uszu doszły ostre odgłosy odbywającej się w jego środku walki.
W jednej chwili rzucił się biegiem w tamtym kierunku.
- Niech to szlag trafi! – zaklął głośno. – Mówiłem tym szczurom aby nie ważyli się ich wcześniej atakować!
Puszczając jeszcze pod nosem kolejną dawkę przekleństw, Riddle już po kilku chwilach zatrzymał się przed otwartymi drzwiami i zajrzał do środka.
...
Gniew.
Ta emocja była młodemu Tomowi, aż nadto dobrze znana. Towarzyszyła mu ona od wielu lat i to dzięki niej potrafił tak dobrze skrywać to co od zawsze w chciał zachować w tajemnicy.
Jest wiele rodzajów gniewu...
Czasami jest to uczucie powstałe z bezsilności i irytacji, kiedy człowiek nie jest w stanie osiągnąć tego co sobie wcześniej zaplanował. Jest ono skierowane głównie na siebie samego... wściekłość na swoją bezsilność i niemożność zrobienia tego co należy. Następuje wtedy to przerażające uczucie strachu zmieszanego z wściekłością z powodu własnej nieudolności.
To...
To właśnie czuł Tom, kiedy jego matce została wydarta jej ISKRA, a on nie mógł zrobić absolutnie nic aby temu zapobiec.
...
Innym rodzajem gniewu jest prosta i najzwyklejsza nienawiść.
Pojawia się ona w chwili, kiedy jedna myśl o pewnej osobie powoduje, że krew gotuje ci się w żyłach, a dłonie same zaciskają się w pięści.
Nienawiść...
G-N-I-E-W nienawiści.
Jest najbardziej destrukcyjną i niszczącą siłą, jaką tylko człowiek może znieść. To właśnie przez nią ludzie tracą swoją godność i honor oraz pozwalają by to uczucie zjadało ich od środka do tego stopnia, że w końcu nie zostaje już nic oprócz pustej powłoki.
Nienawiść do tego, który jak nikt inny zasługuje na karę...
Który... otrzyma kiedyś to na co zasługuje!
Tom już po wielokroć powoływał Boga na świadka, że TAK właśnie będzie!
...
Riddle potrząsnął głową usiłując zebrać myśli.
Powoli! Pomału! Szeptał do siebie. Pamiętaj o proroctwie...
PROROCTWO!
Niech je diabli wezmą!!!
A w szczególności jego drugą... nieujawnioną do tej pory połowę.
Tomowi w dalszym ciągu nie chciało się uwierzyć, że to nie on ma być tym, który wymierzy ostateczną karę, na szczęście jednak miał w sobie na tyle samodyscypliny, że potrafił to zaakceptować.
I to pomimo tego, że wiedział, iż prawo do zemsty jemu również się należy.
...
Następnym rodzajem gniewu był jednak ten, który przeżywał w tej właśnie chwili zaglądając do wnętrza Wrzeszczącej Chaty i który z wielkim trudem udało mu się opanować.
Był to gniew skierowany na to co zostało zrobione i na tych, którzy to coś uczynili.
Jego wzrok powoli przesunął się po aktorach rozgrywającego się przed nim dramatu.
PIERWSZY i DRUGI aktor.
Dwoje dorosłych i tryumfujących Śmierciożerców, którzy w okrutny sposób kpili sobie ze swych bezsilnych ofiar.
TRZECI aktor.
Szatańsko zadowolony z siebie i tego do czego się przyczynił Seamus, którego różdżka mocno naciskała policzek klęczącej przy nim dziewczyny.
CZWARTY aktor.
Bardzo osłabiona Hermiona, która ku podziwowi Toma, usiłowała nie dać tego po sobie poznać, a której oczy spoglądały z troską i obawą o życie chłopaka, który stał oddalony zaledwie o parę metrów od niej.
PIĄTY aktor.
Harry Potter, w którego oczach nie było obawy o własne życie tylko strach o bezpieczeństwo swojej najlepszej przyjaciółki. Różdżka chłopaka leżała co prawda od niego na wyciągnięcie ręki, jednak Tom zdawał sobie sprawę, że dla Harry'ego, równie dobrze mogłaby być ona na drugim końcu świata. Użycie jej było wykluczone z powodu groźby wiszącej nad dziewczyną.
Oraz SZÓSTY (!) aktor.
Tom odetchnął głęboko, kiedy jego wzrok zatrzymał się na jeszcze jednej postaci. Oczywiście dla pozostałych była ona niewidoczna, jednak na szczęście dla młodego Riddle, niewiele było w tym świecie rzeczy, które mogły mu umknąć. Tak też było i tym razem.
Delikatna błękitno-zielona poświata okrywała człowieka skrytego pod niewidzialnym płaszczem, a którego postawa wskazywała, że jest bezwzględnie gotów do ataku.
Tom z zadowoleniem kiwnął głową, jednocześnie posyłając w jego kierunku wiązkę telepatycznych myśli.
...
"Spokojnie. Jeszcze nie teraz. Zgramy to w jednym momencie."
...
Wiedząc, że jego przekaz został odebrany, Riddle skupił się na rozgrywającej się właśnie scenie i ponownie poczuł ogarniający go gniew.
Dorosły Śmierciożerca powalił właśnie Harry'ego na kolana potężnym ciosem w żołądek i chwytając go za włosy, poderwał brutalnie głowę chłopaka do góry i powiedział z jadem.
- Już za chwilę gnojku będziesz patrzył jak ta gówniara wije się w kałuży własnej krwi, zanim to jednak nastąpi, musi się zjawić jeszcze jedna osoba, która również mogłaby się cieszyć tym wspaniałym przedstawieniem.
- Kto? – Tom usłyszał spokojny głos Harry'ego.
To był właśnie moment na, który młody Riddle czekał aby wkroczyć.
- Coś mi się wydaje, że chodzi tu o mnie.
Zauważył, że Harry zgarbił się trochę na dźwięk jego głosu, po chwili jednak wyprostował się i nawet się nie odwracając, pokręcił głową.
- Witaj Tom.
Tom uśmiechnął się. Zapowiadała się ciekawa rozgrywka.
- Cześć Harry.
Riddle wszedł powoli do środka i cierpliwie przyjął skierowane na niego spojrzenia.
Dwoje dorosłych Śmierciożerców błyskawicznie obrzuciło go spojrzeniem pełnym nieufności i z trudem ukrywanej wrogości. Zapewne tylko dzięki udowodnionemu pokrewieństwu z Czarnym Panem nie skierowali na niego swych różdżek. Tom przypuszczał również, że Seamus musiał ich wcześniej poinformować o jego życzeniu przyglądania się egzekucji Hermiony. Ich pełne nienawiści oczy błyszczały czystym obłędem.
Seamus z szacunkiem skinął głową nowoprzybyłemu, dziękując mu w ten sposób za zaszczyt jaki okazał im zjawiając się na przedstawieniu.
- Dziękuję, że przybyłeś synu naszego władcy. Jak przypuszczam chciałbyś teraz zobaczyć jak ta nic nie warta szlama będzie się wić w mękach. Tobie przypadnie przywilej wymierzenia jej pierwszej klątwy.
Kończąc, roześmiał się z sadyzmem, a jego przeklęci rodzice mu w tym zawtórowali.
...
Tom ostatkiem woli powstrzymał się od zabicia całej trójki w tym właśnie momencie.
...
Twarz chłopaka stężała, a oczy zamieniły się w czysty lód, spod którego nie wydostawały się nawet najmniejsze emocje.
Wyczuł na sobie wzrok dziewczyny i kiedy odwrócił głowę by go napotkać, zauważył w nim tylko zawód i rozczarowanie. Tom nie dał nic po sobie poznać, ale w środku uśmiechnął się ciepło.
Hermiona Granger była naprawdę wyjątkową osobą.
Nawet w tej chwili... w chwili kiedy sądziła, że on jest tu po to aby ją zabić... nie potrafiła go nienawidzić. Była tylko zawiedziona i zasmucona tym, że ktoś, kogo zaczęła uważać porządnego człowieka... okazał się właśnie kimś innym. Kimś, za kogo był posądzany o wiele wcześniej.
Tom skinął jej lekko głową, po czym przeniósł wzrok na Harry'ego.
Pomimo, że w jego oczach zauważył nieskrywaną furię i wzgardę skierowaną ku niemu, jednak co było najważniejsze, widział w nich również przepotężną wolę walki i pragnienie ochrony bliskiej mu osoby, która znajdowała się teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Riddle zorientował się, że Harry jest na granicy. Jego życie przestało się dla niego absolutnie liczyć. Liczyła się tylko ta brązowowłosa dziewczyna, którą poprzysiągł sobie chronić nawet za cenę własnej śmierci.
Tom zdecydował się szybko rozwiązać zaistniałą sytuację, tak aby Harry nie zrobił czegoś, co zmusiłoby go do przedwczesnego ujawnienia swojej prawdziwej mocy.
...
Cichy głos Chłopca Który Przeżył zabrzmiał jak wystrzał w starym domu.
- Przyszedłeś dokończyć dzieła, Tom? – zapytał z pogardą. – Dziwię się jednak, że postanowiłeś wyręczyć się swoimi sługami.
Riddle podniósł na moment do góry ręce w geście pojednania.
- Wyluzuj Harry! Ja na tę balangę zostałem tylko zaproszony przez Seamusa. Daję na to słowo skauta, którym nigdy nie byłem.
Harry mrugnął zaskoczony, jednak zacięty wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na moment.
- I oczekujesz, że tak po prostu ci w to uwierzę?
Pytany pokręcił głową.
- Oczywiście, że nie. Czego oczekuję...
Tu zwrócił się do zadowolonego z siebie Seamusa, a w jego głosie zabrzmiały stalowe nuty.
- ...to odpowiedzi: Dlaczego parszywy gnoju nie zaczekałeś z tym durnym atakiem na mnie, tak jak ci to poleciłem?
Młody Śmierciożerca zszokowany wybałuszył oczy na Toma, który powoli ruszył w jego kierunku.
- C... co? – zająknął się. - O... o czym... mówisz?
Riddle zatrzymał się tuż przy nim.
- Chyba wyraziłem się jasno, pluskwo – wycedził. – Jak śmiałeś, nie zastosować się do mojego rozkazu?
Wydawało się, że temperatura we Wrzeszczącej Chacie nagle obniżyła się o kilkanaście stopni. Zszokowany Seamus niemal zapomniał języka w gębie.
- Nie sądziłem... nie myślałem... On zjawił się tu tak szybko, że nie mogliśmy...
- ZAMKNIJ SIĘ! – warknął Tom, po czym skinął głową w kierunku klęczącej Hermiony. – Puść ją!
Młody zabójca automatycznie opuścił swoją różdżkę i osunął się na krok od dziewczyny. Tymczasem Tom wyciągnął do zdumionej Hermiony rękę.
- Wstań, proszę. Pomogę ci.
Jak we śnie, dziewczyna ujęła jego dłoń i pomogła mu podnieść się na moment do góry, aby po chwili opaść wygodnie na stary fotel, który ni stąd ni zowąd, znalazł się za jej plecami przywołany bezgłośnym zaklęciem Toma.
Przyglądającym się tej całej scenie świadkom, umknął mały błysk fioletowego światła, jaki powstał, kiedy dłoń chłopaka ścisnęła tą dziewczyny. A już zdecydowanie nie mieli pojęcia o telepatycznym przekazie, jaki Tom posłał prosto do jej głowy. Reakcją na niego były tylko i wyłącznie jej szeroko rozszerzające się źrenice.
Kiedy usiadła w fotelu, Tom pochylił się nieco i delikatnie przesunął opuszkami palców po krwawiącej szramie na jej policzku. Furia jaka go ogarnęła gdy to zobaczył była tak potężna, że przez chwilę czuł niemalże w ustach jej smak.
Dziewczyna zauważywszy w nim tę zmianę, chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. Tymczasem Tom powoli wyprostował się.
- Seamus? – zapytał stojącego obok niego chłopaka, a tym razem jego głos był niemal jedwabiście miękki.
- T... tak?
- Czy to twoja robota? – zapytał, wskazując na policzek Hermiony.
Śmierciożerca nagle odzyskał pewność siebie. Wykazał się przecież... i za to należała mu się pochwała lub nagroda.
- Oczywiście. Ta parszy...
T-R-A-C-H!!!
Trafiony potężnym podbródkowym wymierzonym mu przez Toma, Seamus uderzył z impetem o ścianę i znieruchomiał trzymając się za twarz.
Cóż...
W jednym się nie mylił...
Naprawdę otrzymał nagrodę.


X X X


Drobny promyk nadziei przedostał się przez burzowe chmury i delikatnie musnął serce Hermiony Granger.
Już w chwili gdy tylko odzyskała przytomność i zauważyła pochylającego się nad nią z troską Harry'ego, dziewczyna zorientowała się, że oboje wpadli z poważne kłopoty. I co najważniejsze... stało się to tylko i wyłącznie z jej winy.
Była tak osłabiona, że z trudem udawało jej się utrzymać w górze opadające powieki. Musiała zostać wcześniej potraktowana jakimś zaklęciem obezwładniającym, którego efektem końcowym było pełne wycieńczenie organizmu. Jakim cudem w ogóle udało jej się odzyskać przytomność, to już sama nie miała pojęcia.
Jak przez mgłę przypomniała sobie głos Harry'ego, który przedarł się do jej bezpiecznego schronienia w błogiej nieświadomości i kategorycznie kazał powrócić do świata żywych.
Ten jego głos nie ustawał i nie ustawał, aż w końcu postanowiła wreszcie otworzyć oczy i dać mu ostrą reprymendę.
Do tego jeszcze ten jego komentarz o tym, że niby spóźni się na lekcje.
Co jak co, ale na pewno wiedziała, że zimna podłoga na której leży, nie jest miękkim i ciepłym łóżkiem w którym sypia w Hogwarcie, a poza tym zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie zaczął się weekend.
Oczywiście nie zapomniała mu tego wypomnieć, kiedy tylko zebrała na tyle sił, aby otworzyć usta. Radość jaką ujrzała w jego oczach była tak wielka, że uścisnęłaby go, gdyby tylko miała na to choć odrobinę siły.
Kiedy na jej prośbę pomógł jej usiąść, przez chwilę widziała przed oczami tylko czarne plamy, zupełnie jakby jej oczy nie chciały zaakceptować faktu, iż coś należy zrobić w celu odzyskania choć minimum sprawności fizycznej.
Potem wszystko potoczyło się w tempie spadającej lawiny.
Zauważyła cienie... te same, które ujrzała na sekundę przed tym jak została uderzona zaklęciem ogłuszającym. Nie mogąc zrobić nic aby odepchnąć Harry'ego poza zasięg rażenia klątwy, zrobiła jedną rzecz jaką mogła, po to by zwrócić jego uwagę.
Krzyknęła.
To co się stało potem było przerażające, a jednocześnie piękne. Przeklinając swoją bezsilność z otwartymi oczami wpatrywała się w rozgrywające się przed nią widowisko.
Już wielokrotnie wcześniej widziała walczącego Harry'ego. Czy to na spotkaniach Armii Dumbledora czy też w potyczkach ze złośliwymi Ślizgonami czy też w końcu podczas tragicznej w skutkach wyprawy do Departamentu Tajemnic. Jednak to co Harry wyczyniał tym razem przechodziło po prostu jej granice pojmowania.
Gdzie on się tego wszystkiego nauczył?
W jaki sposób potrafił tak szybko reagować?
Jak to się stało, że dwójka doświadczonych Śmierciożerców nie mogła sobie dać rady z szesnastoletnim chłopcem?
Pytania... pytania... pytania.
...
Jednak w głębi serca znała doskonale odpowiedzi na te wszystkie pytania.
Ponieważ tym chłopcem był Harry Potter – Chłopiec Który Przeżył.
Ten który pokonał Voldemorta będąc niemowlakiem...
Chłopak, któremu zwierzała się ze swoich największych sekretów...
Nastolatek o złotym sercu i wielkiej pogodzie ducha...
Niemal dorosły mężczyzna o którym wiedziała, że w środku był cały czas małym chłopcem z blizną, burzą kruczoczarnych włosów i połamanymi okularami...
...
Harry Potter... Jej najlepszy przyjaciel.
...
W chwili kiedy Seamus zerwał się z posadzki, gdzie udawał nieprzytomnego i przycisnął różdżkę do jej policzka, w jednym momencie wszystko zrozumiała i zachciało jej się niemal wyć z bólu.
...
Była przynętą.
Była trofeum.
Kartą przetargową.
Była...
Była powodem porażki swojego najlepszego przyjaciela.
...
Nie słyszała szyderczych słów Seamusa, kiedy kazał mu się poddać. Nie słyszała odpowiedzi Harry'ego, gdyż po prostu nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. Drżała na całym ciele, kiedy ujrzała czyste przerażenie w jego spojrzeniu. Zrozumiała, że to strach o nią i o jej bezpieczeństwo. Jej najlepszego przyjaciela sparaliżowała myśl o tym, że coś się jej może stać...
Że może zginąć...
Na tym właśnie polegał plan Seamusa.
Odnalezienie słabego punktu Chłopca Który Przeżył i wykorzystanie go przeciwko niemu.
...
I tym właśnie punktem była ona.
...
Chciała krzyczeć, ale była na to po prostu zbyt osłabiona. Wiedziała, że na nią patrzy i dlatego starała się mu przekazać to co miała mu właśnie do powiedzenia.
WALCZ, HARRY! WALCZ!!!
Nie odkładaj różdżki! Nie poddawaj się!! Nie giń!!!
Ja nie jestem ważna Harry! To ty jesteś ważny! Nikt nie jest w stanie pokonać Voldemorta jak właśnie ty. Mną się nie przejmuj! Nie szkodzi! Miałam dobre życie... krótkie, ale dobre. Zostałam czarownicą... dostałam się do Hogwartu... Poznałam ciebie i Ron'a...
Moich dwóch najlepszych przyjaciół!
Pokazaliście mi czym jest prawdziwa przyjaźń. Czym jest troska jedno o drugiego i czym jest prawdziwe poświęcenie.
Kocham was obu, głuptasy! Jesteście dla mnie tak samo ważni jak moi rodzice.
Wiem, że polegaliście na moim zdaniu i mnie słuchaliście. Może nie zawsze... ale wiem, że tak właśnie było, gdy to dotyczyło ważnych spraw.
TO JEST WŁAŚNIE WAŻNA SPRAWA HARRY!!!
Popatrz mi w oczy i zrób to co ci każę...
ATAKUJ!!! NIE UMIERAJ... NIE PODDAWAJ SIĘ... TYLKO ATAKUJ!!! JA NIE JESTEM WAŻNA! WAŻNI SĄ RON, GINNY I WSZYSCY WESLEYOWIE... WAŻNI SĄ UCZNIOWIE W HOGWARCIE, KTÓRZY ZGINĄ, JEŻELI TY SIĘ TERAZ PODDASZ! WAŻNY JESTEŚ TY, GŁUPTASIE!!!
ZAŁATW SEAMUSA DOPÓKI TAMTYCH DWOJE JEST OSZOŁOMIONYCH!!! JA I TAK JUŻ JESTEM MARTWA!!! ZGINĘ CZY W TEN, CZY W INNY SPOSÓB!!!
S-Ł-Y-S-Z-Y-S-Z?
HARRY!!!
NIE!
HARRY NIE WAŻ SIĘ TEGO ROBIĆ!!! NIE RZUCAJ TEJ CHOLERNEJ RÓŻDŻKI! NIEEE!!!
...
Stukot upadającej różdżki zabrzmiał w jej uszach jak wystrzał. Hermiona widziała jego spojrzenie... jego wzrok, kiedy to zrobił. Był w nich spokój i akceptacja.
Dziewczyna instynktownie wiedziała, że Harry doskonale zrozumiał to, co usiłowała mu wcześniej powiedzieć. Zawsze doskonale rozumieli się bez słów i tym razem również nie było wyjątku. Wiedziała, że zrozumiał o co go prosiła i co od niego wymagała.
Nie zgodził się jednak na to i postanowił się poddać, po to tylko aby nic się jej nie stało.
Po jej policzkach popłynęły dwa strumyki łez.
...
Kiedy pierwszy cios Śmierciożercy powalił go na ziemię, Hermiona poczuła się tak, jakby sama otrzymała uderzenie. Kolejne kopnięcie w skuloną na ziemi postać wyrwało jęk rozpaczy z jej gardła.
Nie! Zostawcie go sadyści! Nie krzywdźcie go!
Jednak jej bezgłośne błagania pozostały bez odpowiedzi.
...
Kiedy kilka chwil później w drzwiach domu pojawił się Tom Riddle, Hermiona pomyślała, że to już naprawdę koniec.
...
Nie czuła gniewu, złości czy też nienawiści, kiedy patrzyła na nowoprzybyłego... tylko zawód i rozczarowanie, że Tom okazał się tym za kogo go wszyscy uważali.
A ona właśnie wbrew sobie samej i wszystkim dowodom jakie do tej pory przeciwko niemu zebrała, powoli zaczynał lubić tego chłopaka, a nawet ufać, że nigdy nie próbowałby skrzywdzić Harry'ego.
Okazało się jednak inaczej.
Ta cała tajemniczość i wielka moc jaką w sobie skrywał i którą wyczuwała, była właśnie mroczną odmianą magii. Żeby tylko...
Hej, hej!!! Zaraz! Coś tutaj nie grało!
Tom zachowywał się dziwnie. Było to niemal niezauważalne, ale Hermiona była zbyt spostrzegawczą osobą aby jej to umknęło. Gdzieś znikło całe jego opanowanie, które tyle razy wcześniej doprowadzało ją do szału, kiedy próbowała go rozgryźć. Zauważyła ze zdumieniem, że z wysiłkiem stara się zapanować nad rozsadzającymi go emocjami.
Co tu się...?
Kiedy podszedł do niej i kazał odstąpić Seamusowi, wiedziała, że zaraz stanie się coś niespodziewanego.
I tym razem również się nie pomyliła.
Kiedy przyjęła jego wyciągniętą ku niej dłoń zauważyła, że w momencie, kiedy ich ręce się zetknęły, pojawiło się między nimi na ułamek sekundy, delikatne fioletowe światło. W tym samym momencie poczuła, że przez całe jej ciało przepłynął jakiś ożywczy prąd, który natychmiast przywrócił pełnię energii i sił, każdej z komórek jej ciała. Całe zmęczenie i bezsilność w tej jednej chwili zniknęły bez śladu.
Już chciała poderwać się z miejsca, kiedy stanowczy głos Toma, jaki rozległ się w jej głowie, osadził ją na miejscu.
"Poczekaj na odpowiednią chwilę Hermiono. Powiem ci kiedy to nastąpi" – kategoryczny ton, nie pozostawiał pola do dyskusji. "Twoim celem jest Seamus. Pamiętaj! Musisz zaatakować dokładnie w chwili, kiedy każę ci to zrobić! Ani sekundy wcześniej, ani później! Inaczej ty albo Harry zginiecie! Zrozumiałaś?"
Oszołomiona zaistniałą sytuacją, spróbowała odpowiedzieć w myślach, nie będąc pewna czy to się jej uda.
"Ale... nie mam swojej różdżki! Zabrano mi ją!"
"Spokojnie! Teleportowałem ją do kieszeni twojego płaszcza w chwili gdy wchodziłem do Wrzeszczącej Chaty." – odparł. "Pamiętaj! Nie ważne co się będzie działo, musisz czekać na mój znak, dobrze?"
Niezauważalnie skinęła głową. Tom mrugnął do niej uspokajająco, kiedy nagle znieruchomiał wpatrując się w jej policzek. Po chwili delikatnie przesunął palcami w miejscu, gdzie czuła, że ma niedużą opuchniętą ranę po różdżce Seamusa.
Znieruchomiała wpatrywała się w oczy Toma, kiedy te gwałtownie pociemniały z ogarniającej go furii. Chciała coś powiedzieć, ale była w zbyt wielkim szoku i głos po prostu zamarł jej w gardle.
Jak przez mgłę usłyszała głos młodego Toma Riddle, skierowany do jej byłego kolegi Gryfona.
- Seamus?
- T... tak?
- Czy to twoja robota?
Zauważyła, że pytany wyprostował się nieco i lekko uśmiechnął.
ROBISZ BŁĄD SEAMUSIE! – pomyślała. – CO JA GADAM... ZROBIŁEŚ DUŻY BŁĄD!
- Oczywiście. Ta parszy...
T-R-A-C-H!!!
A nie mówiłam, draniu!


X X X
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 08.05.2024 19:33