Witaj GO¦CIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

9 Strony « < 6 7 8 9 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Zmowa Dziewic, czyli, jak ¦lizgoni z Gryfonkami...

Co s±dzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 42 ] ** [89.36%]
Gniot - wyrzucić [ 4 ] ** [8.51%]
Zakazane - zgło¶ moderatorowi [ 1 ] ** [2.13%]
Suma głosów: 47
Go¶cie nie mog± głosować 
haren
post 26.12.2005 21:34
Post #176 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 21
Doł±czył: 28.11.2005




cały cas mam wrażenie, ze ten ff nie został jeszcze skończony.
jak mam rację, to szybko wklej następn± częsc.
jak jednak racji nie mam to wybacz. laugh.gif


--------------------
jestem po to by życ.
by życ i kochac.
ehm.mylog.pl
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kid_Of_The_Darkness
post 27.12.2005 13:17
Post #177 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Doł±czył: 11.12.2005
Sk±d: Z miejsca owianego tajemnic±...




Czytałam i czytałam...
No tak, to teraz moja opinia:
Nie chcę jako¶ Ciebie (Was?) dołować, ale nie za bardzo mi się podobało.
Nawet fajnie się czytało ale to nie jest to...(nadal poszukuję idealnego romansidła).
Na pocz±tku akcja toczyła się dosyć sprawnie i chciało się "jescze", ale po pewnym czasie zwolniła¶/y¶cie tempa i rozwlekała¶/y¶cie niektóre sceny, w dialogach bohaterzy po kilka razy powtarzali to samo (innymi słowami) i do niektórych szczegółów przykładały¶cie za wielk± wagę. Na przykład: KUCHNIA. Rozumiem, że to mogłoby być ciekawe, ale chyba tylko dla ludzi którzy się kuchni± interesuj±. Może nawet nie o to chodzi... W mojej opinii - ZA DUŻO KUCHNI!!
Brn±c w to dalej chciałam zauważyć, że przy opisywaniu bohaterów za bardzo skupiała¶/ły¶cie się na włosach i oczach, szczególnie na włosach... To prawda, że czasem kto¶ co¶ wspomniał o rysch, ale baaaaaardzo rzadko.
Wydaje mi się, że nie było zakończenia... Może co¶ przeoczyłam, ale nie zauważyłam fragmentu, który mówiłby o powrocie całej czwórki do Hogwartu ( a może zatraceni w amorach nie wrócili do miejsca, w którym ich uczucia miałby być zdeptane przez podejrzliwe spojrzania i niewybredne żarty? Jaki romantyzm... ). Oczywi¶cie, jeżeli się mylę to proszę pokierować mnie w miejsce gdzie znajdę owy poż±dany koniec, z góry dziękuję.
Podsumowuj±c, moja opinia nie jest negatywna. Poprostu nie lubię rozwlekania, a moim zdaniem takowe miało tu miejsce. Mimo wszystko pisz/szcie dalej. Jestem ciekawa co z tego wyniknie.

Pełna uznania i z nadziej± patrz±ca w przyszło¶ć, gdzie Ty/Wy odbierzesz/ecie literack± nagrodę Nobla, rozdarta wewnętrznie

Kid


--------------------
"Zrodzeni tylko, czy stworzeni
by istniał ten, czy inny ¶wiat?.
Cudeńka pana nie z tej ziemi,
czy troche chemii i jej praw?
(...)Ludzie kim s±?
Jeżeli s±?(...)"
Nie znam autora, niestety..
.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 27.12.2005 21:10
Post #178 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Doł±czył: 12.11.2005
Sk±d: 3miasto

Płeć: Kobieta



nie wiem dlaczego ale po przeczytaniu tego ff'a mam duże poczucie niedosytu...Ale to "zakonczenie" jest intryguj±ce...

Kara

Ten post był edytowany przez Kara: 25.01.2006 10:12


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tasha13
post 28.12.2005 10:07
Post #179 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Doł±czył: 25.08.2005
Sk±d: Z Otchłani Ciemno¶ci

Płeć: Kobieta



Ja już się doczekać nie mogę na kontynuacje tongue.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
haren
post 28.12.2005 15:07
Post #180 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 21
Doł±czył: 28.11.2005




czyli będzie jaki¶ jeszcze koniec?
czy nie bardzo?
jedni mówi± tak, inni nie...


--------------------
jestem po to by życ.
by życ i kochac.
ehm.mylog.pl
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ciasteczko
post 30.12.2005 00:35
Post #181 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 69
Doł±czył: 03.12.2005




Nie będzie kolejnej czę¶ci.
W komentarzach jest podany link do ostatniego rozdziału.

Pozdrawia Was

Ciasteczko


A zreszt± Wam zacytuje:

QUOTE(Majka @ 26.07.2005 16:35)
Zmowa Dziewic [9]
tak na pocieszenie smile.gif
*



W to wchodzić i czytać zakończenie.


--------------------
najpiękniejsi, najm±drzejsi, najbogatsi, najsprytniejsi, najlepsi.
Slytherin.


Wielka fanka Blaise'a Zabiniego & Severusa Snape'a <33!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 30.12.2005 14:57
Post #182 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Doł±czył: 12.11.2005
Sk±d: 3miasto

Płeć: Kobieta



Dzięki za bardzo przydatn± informację ciasteczko smile.gif


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kid_Of_The_Darkness
post 30.12.2005 21:52
Post #183 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Doł±czył: 11.12.2005
Sk±d: Z miejsca owianego tajemnic±...




Ukłony w stronę ciasteczka smile.gif, dzięki Tobie mogłam przeczytać zakończenie.

Trochę mi smutno, bo miałam nadzieję na kilka rozdziałów o pobycie w Hogwarcie...
Pomijaj±c ten fakt, podobały mi się reakcje Harry'ego i Rona, w szczególno¶ci Rona:) (karpie gór±!!).
No to fajnie, kończe. Dobrze było przeczytać tego ff'a, mimo, że nie jest tym czego poszukuję...

Pozdrawiam, nadal rozdarta wewnętrznie i szukaj±ca ideału

Kid


--------------------
"Zrodzeni tylko, czy stworzeni
by istniał ten, czy inny ¶wiat?.
Cudeńka pana nie z tej ziemi,
czy troche chemii i jej praw?
(...)Ludzie kim s±?
Jeżeli s±?(...)"
Nie znam autora, niestety..
.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tida
post 01.01.2006 14:24
Post #184 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Doł±czył: 29.12.2005




To opowiadanie jest ¦WIETNE!Najbardziej podoba mi się Blaise Zambini.Poprostu się w nim zakochałam.Pomysł na opowiadanie jest ciekawy choć trochę...W±tpie,żeby Ginny i Hermiona kiedykolwiek zgodziły się na taki zakład (gdyby tego naprawdę nie chciały;)) nawet jeżeli chodziło by o honor itd.No ale i tak mi się podoba:P


--------------------
"W zasadzie najważniejsze jest życie.A jak już jest życie,to najważniejsza jest wolno¶c.A potem oddaje się życie za wolno¶ć.I już nie wiadomo co jest najważniejsze."-Marek Edelman

"Kto¶ kiedy¶ powiedział,że w chwili,kiedy zaczynasz zastanawiać się,czy kochasz kogo¶,przestałe¶ go już kochać na zawsze."-Cień wiatru
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
hermionka_7
post 01.01.2006 16:56
Post #185 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Doł±czył: 01.01.2006
Sk±d: Zabrze




super opowiadanko... cały czas mam wrażenie, że to wcale nie koniec cry.gif .... a poza tym, jak powiedziała to już przede mn± Tida, nie s±dzę, aby Hermiona i Ginny się na to zgodziły! pozdrawiam autorki ff- u i życzę kolejnych sukcesów biggrin.gif


--------------------
user posted image user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
dominisia888
post 07.01.2006 12:22
Post #186 

¦cigaj±cy


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 325
Doł±czył: 30.10.2005
Sk±d: Trójmiasto

Płeć: Kobieta



przeczytałam to już który¶ raz i z akażdym razem czuję niedosyt...

ale mimo wszystko to jedno z moich ulubienszych opowiadń smile.gif


--------------------
Czlonkini The Marauders fanklubu Huncwotow

"¦pieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodz±..."
[ks. Jan Twardowski]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Natalia
post 23.01.2006 23:52
Post #187 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Doł±czył: 15.07.2005
Sk±d: Tarnów




Ja tez tego ff przeczytalam conajmniej ze 2 razy i nie moge uwierzyc ze to koniec...
post zostal zedytowany:D


Ten post był edytowany przez Natalia: 01.02.2006 15:20


--------------------
Motto:
Mrok kryje prawdę o nas samych. Ludzie boj± się ciemno¶ci bo w niej kryj± się demony, ale nie pochodz± z piekła tylko z ludzkich umysłów. Sami boimy się siebie nawzajem. Moc i wiara we własne możliwo¶ci s± piękne tylko w ciemno¶ci.

.........................................................................................

PrzyjaĽń może oznaczać bycie razem, pisanie listów lub rozmowy telefoniczne. może być wiotka, ulotna, trwała i silna, może trwać całe życie lub tydzień. Może zostawić nas z uczuciem goryczy albo zostać w pamięci jak ciepły, jasny klejnot. Nic nie zast±pi przyjaĽni - ani pieni±dze, ani władza, uroda, dobrobyt, ani sława... U¶miech jest najprostsz± drog± do ludzkich serc...U¶miech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy...U¶miech bogaci obdarzonego, nie zubożaj±c daj±cego...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tasha13
post 29.01.2006 14:49
Post #188 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Doł±czył: 25.08.2005
Sk±d: Z Otchłani Ciemno¶ci

Płeć: Kobieta



Niom.. prosimy o kontynuacje smile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Dorcas Ann Potter
post 30.01.2006 16:30
Post #189 

¦cigaj±cy


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 309
Doł±czył: 14.06.2005




No tak, masz rację, Tasha 13, po co czytać posty wyżej?
To opowiadanie jest zakończone.
I proszę Was, zróbcie co¶ z takimi osobami, bo mnie zaraz co¶ trafi :]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tasha13
post 30.01.2006 16:35
Post #190 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Doł±czył: 25.08.2005
Sk±d: Z Otchłani Ciemno¶ci

Płeć: Kobieta



Heh.. Przeczytałam..Wszystkie:P
I po prostu.. Napisałam.. że prosimy o kontynuacje..
Aby pokazać, że Popieram NATALIE
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 30.01.2006 17:05
Post #191 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Doł±czył: 21.12.2004
Sk±d: *kṛ'k

Płeć: buka



Rany koguta no.
Nie wystarczy, jak człowiek raz napisze, że skończył?
Nie zauważyli, że niepotrzebne kontynuucje wynikaj±ce tylko z pró¶b czytelników/widzów nigdy nie wpłynęły pozytywnie na dzieło?
Nie możecie się po prostu pogodzić z zakończeniem?

Trochę godno¶ci, inteligencji, obycia, taktu.
Zachowujcież się jak ludzie na poziomie, bo to podobno na poziomie forum.


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 31.01.2006 18:07
Post #192 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Doł±czył: 12.11.2005
Sk±d: 3miasto

Płeć: Kobieta



zgadzam się... poza tym jeżeli chciała¶ tylko poprzec Natalię a sama tak nie my¶lisz to... i kto TU MÓWI O NABIJANIU POSTÓW!!! Szlag mnie trafia... czytajcie posty wyżej ludzie... albo szukajcie postu Ciasteczka bo tam jest kontynuacja...tyle...

Ten post był edytowany przez Kara: 01.02.2006 17:05


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Natalia
post 31.01.2006 19:04
Post #193 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Doł±czył: 15.07.2005
Sk±d: Tarnów




czyzby moja wypowiedz wywolala az taka sensacje???
moze ja usune ??
a moze zedytuje ten fragment??
A pozatym mysle ze moje imie sie pisze duzymi literami jak kazde inne:P
ale sie nie gniewam


Ten post był edytowany przez Natalia: 31.01.2006 19:05


--------------------
Motto:
Mrok kryje prawdę o nas samych. Ludzie boj± się ciemno¶ci bo w niej kryj± się demony, ale nie pochodz± z piekła tylko z ludzkich umysłów. Sami boimy się siebie nawzajem. Moc i wiara we własne możliwo¶ci s± piękne tylko w ciemno¶ci.

.........................................................................................

PrzyjaĽń może oznaczać bycie razem, pisanie listów lub rozmowy telefoniczne. może być wiotka, ulotna, trwała i silna, może trwać całe życie lub tydzień. Może zostawić nas z uczuciem goryczy albo zostać w pamięci jak ciepły, jasny klejnot. Nic nie zast±pi przyjaĽni - ani pieni±dze, ani władza, uroda, dobrobyt, ani sława... U¶miech jest najprostsz± drog± do ludzkich serc...U¶miech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy...U¶miech bogaci obdarzonego, nie zubożaj±c daj±cego...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 01.02.2006 17:07
Post #194 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Doł±czył: 12.11.2005
Sk±d: 3miasto

Płeć: Kobieta



Jakbym sie tym przejęła... :/ Ale poprawiłam... ZADOWOLONA?? A nie mam pojęcia po co wogóle napisała¶ tego posta powyżej... Następne nabijanie?? A tak dla informacjii żeby nie było tego posta pisze by wyrazić moj± głębok± ignorancję i zniesmaczenie dla osób nabijaj±cych sobie posty

Nie pozdrawiam

Kara


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 01.02.2006 18:36
Post #195 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Doł±czył: 21.12.2004
Sk±d: *kṛ'k

Płeć: buka



Osobi¶cie postuluję zamknięcie tematu i przeniesienie go do Labiryntu WyobraĽni.


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Harajuku_Girl
post 01.02.2006 18:57
Post #196 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Doł±czył: 01.02.2006




To tak dla debili którzy nie widza odno¶nika do dalszej czesci tego opka... No cóż debilów się nie wybiera... A jak niektórzy maj± IQ termosu to już ich rzecz...
Nie pozdrawiam termosików
Harajuku_Girl rulez tongue.gif




Kiedy młody mężczyzna czuje na swych wargach czyj� język, zazwyczaj jest to bardzo przyjemne uczucie. Nawet je�li wspomniany wyżej mężczyzna budzi się z potwornym bólem głowy i jeszcze potworniejszym kacem. Ale pominąwszy to wszystko, �wiadomo�ć, że jest się budzonym przez gorący pocałunek, to jednak miła perspektywa. Tego zdania był młody przedstawiciel �wiata czarodziejskiego - Draco Malfoy, który pierwszego stycznia roku pańskiego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego czuł, że kto� namiętnie liże jego usta. Z rado�cią otworzył przekrwione oczęta i wrzasnął ze strachu i obrzydzenia. W końcu niewiele osób lubi, gdy sier�ciasty, czterołapy stwór, zwany potocznie psem, wpycha swój �liski jęzor między ich wargi.
Wrzask, który z siebie wydał szacowny potomek rodu Malfoyów, nie był dobrym pomysłem, bo spowodował kaskady bólu tuż pod jego czaszką. Draco jęknął i opadł bezwładnie na podłogę, na której raczył usnąć. Nagle stwierdził, że słyszy cichutkie pochrapywanie i mlaskanie tuż zza pleców. Odwrócił się powoli, chociaż kosztowało go to bardzo wiele, i dojrzał Virginię, której granatowa, frywolna sukienka podwinęła się pod samą brodę, tak, że mógł teraz podziwiać kolczyk w jej pępku i małe, jędrne piersi dziewczyny. Gdyby nie stan, w jakim się znajdował, zapewne u�miechnąłby się rozkosznie i wykorzystał sytuację, jednak teraz mógł tylko cierpieć i to niestety w milczeniu.
Poza tym, gdyby odważył się dotknąć jakiejkolwiek czę�ci ciała Wiewióry, to dostałby od Blaise’a, a to by bolało... szczególnie teraz. A swoją drogą ciekawe, gdzie jest ten przebrzydły arystokrata? Ostatnim, co utkwiło w pamięci Smoka, był kankan tańczony przez Ginny i Hermionę na stole. Nawet nie�le wywijały tymi nogami. Draco odstąpił od miłych wspomnień i z trudem podniósł się z podłogi. Postanowił poszukać Zabiniego, ponieważ był na sto procent pewien, że ten ma co� na kaca.
Draco nie musiał daleko szukać. Kiedy wstał, dojrzał Blaise'a leżącego przy kominku. I nie tylko jego. Obok spała Hermiona. Mała czarna, którą założyła na sylwestra, była zadarta na tyle wysoko, iż mógł podziwiać zgrabne nogi dziewczyny w całej okazało�ci, a także jej smukłe biodra i skąpe, koronkowe, czarne stringi, które więcej odkrywały, niż zakrywały. Powolutku - gdyż każdy krok był męką - ruszył w jej kierunku, by zasłonić wdzięki "jego Hermiony".
W połowie drogi dojrzał ze zgrozą, jak Blaise, mrucząc, przysuwa się blisko do dziewczyny i powoli przesuwa dłoń w górę jej ud.
- Draco - jęknęła rozkosznie Hermiona, wyginając się w łuk.
- Ginny, skarbie - sapnął Zabini, wsuwając dłoń pod sukienkę Granger.
Jakkolwiek to, co szeptała Hermiona, bardzo mu się podobało, to to, co robił Blaise, wcale a wcale nie przypadło mu do gustu i postanowił to okazać. Nie namy�lając się długo, kopnął swego najlepszego przyjaciela w dolną cze�ć kręgosłupa, na co Zabini zareagował słusznym we własnym mniemaniu oburzeniem.
- Co, głąbie, robisz?
- Przymknij paszczę, bo Tunię obudzisz. I zabierz od niej łapy – warknął Draco.
- Tunię? – z powodu nadmiaru alkoholu w krwi Blaise, ku własnemu zdziwieniu, niezbyt rozumiał co się do niego mówi.
- Szczotunię. A teraz rusz dupę i idziemy poszukać czego� na kaca – wyja�nił Malfoy.
- Klinka? – spytał jego przyjaciel.
- Eliksiru, alkoholiku jeden.... względnie klinka. I nie gap się na nią! – blondyn podniósł głos.
- Łeb mi napier*dala - oznajmił filozoficznie Blaise i złapał się za skroń.
- No co ty? - zadrwił Draco. - A dlaczego proszę cię, żeby� znalazł co� na kaca? Ach, i zajmij się Wiewiórą, bo się obnażyła.
- Co� ty jej zrobił?! - wycharczał Zabini, patrząc na niemal nagie ciało Virginii. - Jak że� ją tknął...
- Ja to nie ty, ochlapusie przebrzydły! - powiedziała Draco, opuszczając delikatnie sukienkę Hermiony na biodra. Pogłaskał ją czule po głowie i, mimo że wiązało się to z ogromnym bólem łepetyny, pochylił się i delikatnie pocałował ją w policzek.
- Ten kretyn już cię nie dotknie, Tunia - szepnął ochrypłym głosem do ucha dziewczyny. Następnie wziął cienki kocyk, który zawsze leżał przy kominku i okrył nim "Swoją Kochaną Szczoteczkę."

Blaise z czuło�cią nakrył nagie ciało Virginii kapą zdobiącą dotychczas kanapę i ułożył się obok niej, wsuwając się pod ciepły materiał.
- Jak jeste� już na nogach, Smoku, to we� id� po ten eliksir na kaca. Stoi kilka fiolek w moim pokoju... Znaczy tym zwykłym, magicznym, nie tam gdzie jest kino domowe - oznajmił cicho, co by się nie przemęczyć i przytulił się do Ginny, delikatnie pieszcząc jej drobne piersi i brzuch.
- Jasne ty tu się będziesz zabawiał, a ja mam się męczyć – mruknął Draco.
- Oj, Malfoy, przestań narzekać. Id�, zrób dobry uczynek i poszukaj – zniecierpliwił się Blaise.
- �winia - mruknął Draco, ale postanowił się po�więcić. W końcu raz w roku można być dobrym dla zwierząt... znaczy, tego, przyjaciół.
Z wielkim trudem odnalazł najpotrzebniejszy eliksir �wiata i od razu zaaplikował sobie podwójną dawkę. Z nowymi siłami wrócił do salonu, rzucił dwie buteleczki płynnego złota Blaise’owi i w�lizgnął się pod koc Hermiony. Rozkoszując się ciepłem bijącym od jej ciała, zaczął wodzić ustami po kobiecej szyi. Hermiona niechętnie otworzyła powieki, które zdawały się ważyć tyle, co ołów, i spojrzała na Dracona, a ten z niewinną minką spytał:
- Co jeste� w stanie zrobić, by dostać eliksir na kaca....? Całą buteleczkę...
- Co? Masz eliksir na kaca? - spytała ochryple dziewczyna. - Daj, proszę... - patrzyła na niego błagalnie, a on, po zażyciu specyfiku czując się jak młody bóg, u�miechał się słodko i niemal czule.
- Pytałem, co jeste� w stanie zrobić w zamian - pomachał jej przed nosem fiolką, a Hermiona jęknęła bole�nie.
- To nie fair...
- Fair, skarbie. Ja go mam a ty nie.... No? – przekomarzał się arystokrata.
- Dlaczego zawsze tak się zachowujesz? - szepnęła z wyrzutem.
- Bo taki już jestem, Tunia... – odpowiedział spokojnie Smok.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i wydukała
- Tu... Tu - nia?
- Od szczotuni, nie podoba ci się? - Draco poczuł z irytacją, że się rumieni.
- Nie, całkiem miłe... Tylko nie daj się prosić o eliksir. Głowa mi pęka - dziewczyna wyciągnęła rękę po złoty płyn.
- O nie, nie, nie. Najpierw Tunia powie, co zrobi dla Smoczka, żeby dostać buteleczkę - Draco schował z siebie rękę z cennym eliksirem.
- Wszystko, tylko mnie nie dręcz! - wybuchła Hermiona. - Zadowolony?
- Naprawdę jeste� gotowa zrobić wszystko dla tego eliksiru? - Draco chciał jeszcze trochę podroczyć się z Hermioną. Takie małe słówko niosło tyle możliwo�ci.
- Tak - Hermiona, jak na stan, w którym była, odpowiedziała zdecydowanym głosem. - Jestem gotowa zrobić wszystko... dla ciebie.
- Co? – chłopakowi odjęło na chwilę głos.
- Mam gdzie� ten eliksir, za kilka godzin mi przejdzie, ale... ja po prostu chcę być z tobą i mam gdzie� ten cały zakład – wyja�niła ciszej.
Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach powiedział więcej, niż słowa i Draco jedynie patrzył na nią zaskoczony. Hermiona wpatrywała się w niego niepewnie. Bała się, że jej słowa mogły mu się nie spodobać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Chłopak pocałował ją delikatnie i podał jej zbawczy napitek.
- Bardzo proszę, Tunia – powiedział.
Hermiona wypiła eliksir i popatrzyła z wdzięczno�cią w szare tęczówki Dracona.
- Dziękuję, jeste� kochany - powiedziawszy to ucałowała go mocno. Chłopak poczuł się niewypowiedzianie szczę�liwy. Przytulił ją do siebie z całej siły, tak, że ledwie mogła złapać oddech. Pogłaskał jej krótkie włosy i spytał cicho.
- Zrobić ci �niadanko, Miona?
- Chyba obiadek - odpowiedziała mile zaskoczona. - Wiesz, już pierwsza dochodzi - popatrzyła na ogromny zegar nad kominkiem. - Poza tym nie wiem, czy chcę je�ć twoje potrawy... Może jednak ja co� zrobię?
- Taka pora to akurat na �niadanie, a ty nic nie zrobisz. Poleżysz sobie wygodnie pod kocykiem. Zrobię ci, co tylko chcesz... No więc na co masz ochotę, �zczotu�? – spytał chłopak.
- Na ciebie, Smoczku - cmoknęła go w policzek
- Ja tak na poważnie... – mruknął Draco.
- Ja też! – odpowiedziała Hermiona.
- Nie drocz się ze mną na mój własny sposób, to deprymujące! - Draco nie wytrzymał i nakrzyczał na Hermionę, która się tylko szczerze roze�miała.
- Fajnie się dekoncentrujesz - oznajmiła po chwili. - Skoro już jeste� tak dobry, to rzeczywi�cie poproszę o jajecznicę... na bekonie - zastanawiała się przez chwilę i dodała z czułym u�miechem, wiedząc, że sprawi mu tym przyjemno�ć. - Możesz do niej dodać, co tylko zechcesz.
- DZIĘKI! - rado�nie oznajmił �wiatu (czyli Ginny i Blaise'owi, którzy całowali się namiętnie) Malfoy Junior i niemal wyfrunął spod kocyka.
Hermiona po chwili zastanowienia poszła za nim do kuchni. Nie chciała przeszkadzać Ginny i Blaise’owi.

**

Virginia powoli otwierała zaspane oczy i po chwili zastanowienia stwierdziła, że pocałunki Zabiniego są bardzo miłym budzikiem. Z wielkim entuzjazm zaczęła je oddawać. Dopiero po chwili odsunęła się od chłopaka, spojrzała na wychodzącą z pokoju Hermionę, i u�miechnęła się.
- Szczę�liwego Nowego Roku – wyszeptała, zdając sobie sprawę, że zbyt gło�ne składanie życzeń może jej zaszkodzić.
- Taaaa, bardzo szczę�liwego. Nie, żebym był jaki� natrętny, ale co by� dała za eliksir na kaca? – spytał z udawaną obojętno�cią chłopak.
- A co by� chciał? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.
- Dużo...
- Jak dużo? - spytała cichutko Virginia.
- Bardzo dużo - odpowiedział i obdarzył ją kolejnym gorącym pocałunkiem.
- Jak bardzo? - Ginny przywarła do niego całym ciałem, oddając słodkie, ogniste pieszczoty. Mogłaby zrobić dla niego dosłownie wszystko, nawet gdyby nie miał tego zbawczego eliksiru.
- Chcę, żeby� poszła ze mną pod prysznic po �niadaniu i pozwoliła mi się dokładnie umyć, skarbie - oznajmił namiętnym szeptem.
- To niedużo... – stwierdziła Ginny.
- Bo to początek, ale dalszej czę�ci nie wymy�liłem - oznajmił prosto.
- A ja będę mogła umyć ciebie? - Ginny wbiła w niego swoje wielkie czekoladowe �lepka. Uwielbiał, gdy tak na niego patrzyła – w jej wzroku było wówczas tyle szczero�ci.
- Zastanowię się. Proszę, twój eliksir - podał jej buteleczkę i pocałował ją w czoło.
Już po kilku łykach zbawczego płynu Ginny poczuła się jak nowo narodzona i dotarło do niej, gdzie to się znajduje ręka jej zbawcy.
- Eeee... Blaise... co ty robisz? – spytała.
- Nic - powiedział Blaise u�miechając się niewinnie.
W końcu nic nie robił, a to, że jego dłoń leżała na piersi Virgi, nic przecież nie znaczyło.
- Aha.... Więc je�li ja zrobię to... - w tym momencie Ginny położyła swa dłoń na kroczu mężczyzny - ... to też będzie nic?
Blaise jęknął cicho i przygryzł dolna wargę.
- Zadałam ci pytanie, czy to jest nic? - niewinnie dopytywała się Virginia, delikatnie gładząc coraz bardziej twardniejącą wypukło�ć czarnych, markowych dżinsów, opinających arystokratyczny tyłek Zabiniego.
- Okey, może... trochę więcej niż... nic - wyjęczał z trudem brunet.
- Tylko trochę - u�miech Virginii przywodził na my�l wcielenie dziewicy Orleańskiej, ale jej czyny mocno temu zaprzeczały. - A to? - dodała rozkosznie słodkim tonem i bardzo sprawnie �ciągnęła z jego bioder spodnie i bokserki, a jej palce mogły teraz swobodnie błądzić po obnażonej, gorącej męsko�ci Blaise'a, który zaczynał powoli tracić zdrowy rozsądek.
- No więc panie Zabini... ? Czy to również jest nic? – po „upojnej” nocy miała seksowną chrypkę, która działała na Blaise’a prawie tak samo, jak delikatne pieszczoty. Tak bardzo działała, że mężczyzna nie był w stanie odpowiedzieć. Ginny u�miechnęła się niewinnie i odsunęła od chłopaka.
- To do zobaczenia pod prysznicem! – krzyknęła i szybko wybiegła z pokoju, podczas gdy Blaise próbował wyregulować oddech, obiecując sobie, że jak tylko dorwie tą mała zło�nicę „to jej pokaże”. Już niedługo... pod prysznicem.
Klnąc pod nosem, �ciągnął z siebie do końca spodnie, wsunął bokserki i ruszył prawie dziarskim krokiem w kierunku łazienki. Założył, że wybrała łazienkę na parterze, tą niedaleko salonu, gdzie zalegli.
Niech ją ręka boska broni wybrać jaką� na górze – przyszło Zabiniemu na my�l. Nie u�miechało mu się wchodzić po schodach z monstrualną erekcją i w stanie totalnego napalenia.
Była w łazience na dole. Całkiem naga i jeszcze sucha.
- Zmoczysz mnie, skarbie? - spytała zalotnie.
Zabini my�lał, że zacznie wyć. Miał ochotę wziąć ją tu i teraz, ale zaczynał co� czuć do tej dziewczyny i nie chciał narazić jej na żadne cierpienie. Obiecał sobie, że choćby się waliło i paliło, nie pozbawi jej niewinno�ci, jeszcze nie teraz. Chrzanić zakład... Podszedł do Ginny i pchnął ją pod �cianę przyciskając jej ciało swoim.
- Ja cię nie tylko zmoczę, kochanie - powiedział ochryple i gorąco ją pocałował.
Ginny, niewiele się zastanawiając, zaczęła oddawać ogniste pocałunki. Jej dłonie zaczęły błądzić po jego ciele, dotykała każdego fragmentu jego skóry, każdego miejsca. Wreszcie udało jej się odsunąć i z zadowoleniem spojrzała na to, co zrobiła Blaise’owi.
- Jeste� okrutna - jęknął chłopak.
- Naprawdę? Czyli nie chcesz, żebym cię umyła? – spytała słodko.
- Czarownica! – wykrzyknął Blaise.
- Przecież jestem czarownicą! - rado�nie odkrzyknęła Ginny, obejmując go mocno i tuląc się do rozpalonego ciała chłopaka. Była tak drobna, że mógł ją zamknąć w swoich ramionach tak, że całkiem przy nim nikła. Mimo pożądania, poczuł ogarniającą go falę czuło�ci.
- Okey, ale jest z ciebie czasem wredna wied�ma - oznajmił cicho. - Je�li chcesz mnie umyć, to będzie ci trudno, bo nie wiem, czy dosięgniesz dłońmi moich ramion - u�miechnął się zło�liwie.
- Bez przesady, dobrze wiesz, że dam radę, zło�liwcu - zmarszczyła nos i dała mu kuksańca w bok. - Ale może wolałby� się ze mną po prostu kochać, co? - jej spojrzenie rozja�niło się nadzieją.
Blaise stał jak rażony gromem i wpatrywał się w Virginię. Nie potrafił okre�lić, co czuje ani jak się czuje. Dziwne... Przecież o tym marzył, a teraz ona sama to zaproponowała. Przez cały czas wymy�lał najróżniejsze sposoby, by tylko ją dotknąć, pocałować, by być przy niej, a teraz... A teraz, gdy ona tak po prostu dała mu do zrozumienia, że też tego chce, to on nie chciał. Nie, żeby w ogóle nie chciał, ale nie pragnął tego teraz. Chciał zaczekać, dać jej więcej czasu. Jej i sobie. Chciał stworzyć wyjątkowa atmosferę, bo Ginny była kim� wyjątkowym... przynajmniej dla niego
- Nie, Ginny. - zobaczył, że posmutniała po tych słowach i zrozumiał, że �le się wyraził, tak jakby nie chciał jej. - Nie teraz. Chcę, żeby� była pewna, że tego pragniesz. By� naprawdę była tego pewna. Teraz nie mogę. Nie chcę cię wykorzystywać.
Dziewczyna przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się nad tym, co usłyszała. Chciała mu co� odpowiedzieć, ale nie wiedziała, jakie dobrać słowa, by nie wyj�ć na głupiutką trzpiotkę.
- Blaise... - bardzo trudno było jej mówić. Zupełnie tak, jakby dopiero uczyła się budować zdania - ... ja wiem, że nie jestem tak mądra jak Hermiona... wiem, że mam wiele wad, nie jestem doskonała, ale chciałam ci co� ofiarować... i my�lę, że czym� takim...
- Gin, przestań.... To nie chodzi o to, że ty musisz mi co� ofiarować i że ja będę cię do kogo� porównywać. Mnie na tym nie zależy, zależy mi na tobie. Jeste� sobą i jeste� dla mnie wyjątkowa. Jeste� dla mnie ważna. Kim� innym bym się zanudził, a ty... wła�nie na tobie mi zależy i dopóki nie będziesz naprawdę gotowa... nie zrobimy tego. To nie znaczy, oczywi�cie, że nie chcę. Bardzo chcę, ale jeszcze nie teraz, jeszcze jest za wcze�nie. Mnie zależy na tobie, a nie na seksie z tobą... – Zabini starał się mówić spokojnie.
Virginia wpatrywała się w chłopaka zaskoczona. Najpierw chciała na niego nakrzyczeć, że nie liczy się z jej potrzebami, ale za chwilę zrozumiała, że zraniłaby go tylko takim postępowaniem. Zabini pocałował ją delikatnie. Wspięła się na palce i oddała mu pocałunek. Doprowadzała ją do szaleństwa �wiadomo�ć, że on jest tak bardzo podniecony, pragnęła poczuć go w sobie, nawet gdyby miła to opłacić największym bólem. Tylko, że jej też na nim zależało i skoro chciał poczekać na to, aż naprawdę będzie gotowa, to ona również okaże trochę cierpliwo�ci. Poczuła nawet wdzięczno�ć za troskę o jej dobro.
- Ale mogę cię pie�cić, prawda? – spytała, gdy już zabrakło jej tchu na pocałunek.
- A tylko spróbowałaby� nie - odpowiedział Blaise, ujął jej pełną pier� w dłoń i zaczął całować.
Ginny nic nie odpowiedziała tylko cicho jęknęła. Zęby Blaise’a delikatnie zacisnęły się na sutku, a jego ręka wsunęła się między jej uda. Dziewczyna wygięła biodra w oczekiwaniu na kolejna pieszczotę, a dłonią sięgnęła po jego erekcję. Nie chciała tylko brać, zamierzała też dawać.
Blaise jęknął gło�no i odsunął delikatnie jej dłoń.
- Najpierw ja, kochanie - szepnął jej do ucha. Ukląkł przed nią, całował jej brzuch i delikatnie gładził po�ladki Virginii. Dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła piąstki na włosach chłopaka. Krzyknęła, kiedy jego palce delikatnie w�lizgnęły się do mokrego wnętrza, a język zaczął drażnić nabrzmiałą łechtaczkę. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje.
Nagle Blaise podniósł głowę i spojrzał w zamglone oczy dziewczyny.
- Weasley, je�li my�lisz, że gdy jutro wrócimy do szkoły, uwolnisz się ode mnie, to się mylisz. Jeste� moja. Jasne? – perfidnie wykorzystał moment, w którym nawet nie była w stanie my�leć o jakimkolwiek droczeniu się bąd� kłótni.
- Jasne – w tej chwili odpowiedziałaby w ten sposób nawet na stwierdzenie, że �lizgoni żądzą, a Gryfoni to ciołki.
- To bardzo dobrze - mruknął Blaise i ponownie wrócił do ciekawej, zajmującej i miłej czynno�ci.
Ginny krzyknęła bardzo gło�no, bo spełnienie przyszło zbyt szybko i gwałtownie. Gdyby Blaise nie przytrzymywał jej bioder osunęłaby się na podsadzkę. Chłopak przyciągnął ją do siebie i gwałtownie pocałował wargi dziewczyny. Virginia przywarła do niego, a jej dłonie niecierpliwie pie�ciły jego umię�nioną klatkę piersiową i brzuch.
- Połóż się, proszę - wyszeptała mu do ucha i leciutko go popchnęła. Blaise był tak podniecony, że pozwalał jej robić ze sobą wszystko. Ginny pochyliła się i zaczęła ssać twardą główkę męsko�ci, doprowadzając swojego kochanka na szczyt uniesień.
Po wszystkim leżeli na zimnych kafelkach, ale im to nie przeszkadzało.
- Jestem twój, malutka – wyszeptał jej do ucha.
Ginny wtuliła się w Blaise’a i rozmy�lała o tym, jak poważnie brzmią deklaracje: „jeste� moja”, „jestem twój”. W tym momencie nie liczyło się, czy będą ze sobą na długo, czy kiedy� będą z kim� innym. Teraz byli razem i tylko to się liczyło, nic innego nie miało znaczenia.

***
Hermiona przyglądała się, jak Draco przyrządza �niadanie, jakby gotował dla pułku wojska. Widocznie uznał, że w Nowym Roku wszyscy będą mieli o wiele większe apetyty. Dziewczyna stała przez chwilę na progu kuchni, by wreszcie podje�ć do młodego mężczyzny skupiającego całą swą uwagę na zawarto�ci lodówki, a następnie przytulić się do jego nagich pleców.
- Wiesz, Malfoy... Nie sadziłam, że kiedykolwiek spędzę z tobą jakiekolwiek �więta... no chyba, że Halloween... przy twoim grobie – zaczęła cicho.
- Oczywi�cie, to ty by� mnie do tego grobu wpakowała? – zadrwił chłopak.
- Oczywi�cie... i dalej mam szansę – zgodziła się Hermiona.
- Tak? – zdziwił się.
- Mogę cię wykończyć nadmiarem seksu – stwierdziła panna Granger.
- Prędzej to ja cię wykończę - Draco wiedział lepiej.
- Ty mnie? - zdziwiła się Hermiona.
- Tak, bo jestem silniejszy i lubię być górą. Uwielbiam słuchać, jak jęczysz z rozkoszy – u�miechnął się rado�nie.
- I nawzajem - odpaliła.
- Wiesz? Tylko mnie się to trochę rzadziej zdarza... – powiedział.
- Bo jeste� uparciuch – odrzekła dziewczyna.
- No wła�nie - jego u�miech stał się jeszcze szerszy.
- I gbur, bo nie pozwalasz się odwdzięczyć! – dodała Hermiona.
- Nie gbur, tylko lubię ci sprawiać przyjemno�ć - zaprzeczył stanowczo.
Położyła dłonie na jego plecach i wspięła się na palce.
- A nie pomy�lałe� matołku... - wyszeptała -... że mi sprawia rado�ć dawanie przyjemno�ci tobie.
Odwrócił się plecami do lodówki i wbił w nią uważne spojrzenie, a następnie przechylił głowę. Na moment przestały go interesować produkty żywno�ciowe, które jeszcze niedawno pochłaniały jego uwagę. Jajka, cebula, czosnek, kiełbasa, cytryna, sos czekoladowy i karmel przestały być teraz ważne.
Hermiona wpatrywała się w szare tęczówki chłopaka. Pogłaskał ją po policzku i czule pocałował.
- Dzi� pozwolę ci na wszystko, co zechcesz - usłyszała delikatny szept tuż przy swoim uchu.
- Ja tobie też - odpowiedziała żarliwie i mocno się do niego przytuliła. - Chyba, że wcze�niej się otruję tą jajecznicą... – mruknęła pod nosem.
- Och, nie martw się, dla ciebie będzie tradycyjna – zapewnił ją Draco.
- Draco... A ty wiesz, jak się robi tradycyjną jajecznicę? – zakpiła.
- Nie wierzysz w to? – spytał z zainteresowaniem.
- Szczerze powiedziawszy, to niezbyt - mruknęła Hermiona.
- No, wiesz co?! Za to musi cię spotkać kara. Nie wierzyć w umiejętno�ci Draco Malfoya... – wykrzyknął arystokrata.
- Kara? – Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak! Za karę będziesz musiała zawołać Dzikiego i Wiewiórę na �niadanie.... Ja wolę nie ryzykować – o�wiadczył Smok.
- Boisz się! – za�miała się dziewczyna.
- Wcale nie... Po prostu wiem, że on kobiety nie uderzy... – powiedział szybko chłopak.
- Jasne - Hermiona spojrzała na Dracona tak dziwnie, że poczuł się trochę nieswojo.
- No co? - wzruszył ramionami.
- Nic, pójdę po nich, a ty możesz mi zrobić taką jajecznicę, jak i dla Wiewióry. Chętnie spróbuję smoczej, eksperymentalnej kuchni - u�miechnęła się łobuzersko, a Draco poczuł się doceniony i radosny jak skowronek. - Dla Zabiniego radziłabym jednak przygotować tradycyjną, on może wykitować, jak zobaczy co� dziwnego.
- On dostanie to, co wszyscy - stanowczo oznajmił Draco. - Co mam się dla niego starać...
- Jak chcesz. Idę na niebezpieczną misję – poinformowała Gryfonka.
- Powodzenia i napisz z frontu! – odpowiedział wesoło Malfoy.
Hermiona roze�miała się i wybiegła z kuchni.

***
Pół godziny pó�niej wszyscy biesiadnicy zebrali się w kuchni i cieszyli... ciekawym �niadaniem. Nawet Blaise zjadł wszystko bez mrugnięcia okiem. Oczywi�cie, oprócz ludzkich stworzeń, były tam też istoty wyższego rzędu, takie jak dwa koty i pies. Przecinek, by nie zostać zauważonym przez te dwa miauczące potwory, schował się pod stołem i tylko od czasu do czasu przypominał o swoim istnieniu. W końcu należało mu podrzucić co smaczniejszy kąsek.
- Kto pozmywa? - spytała niewinnie Hermiona.
- Dracu� robił �niadanko, to nie musi - Ginny okazała wszem i wobec swoje miłosierdzie.
- Tylko nie Dracu�! - żachnął się blondas.
- Okey, Smoczku, sorry - Virginia podskoczyła i cmoknęła go w policzek.
- Kurczysz się, Wiewióra - Blaise zło�liwie się u�miechnął, a Ginny się naburmuszyła.
- A ty nie zmieniaj tematu, Zabini - Hermiona zmarszczyła brwi. - Draco robił �niadanie, a Blaise zmywa, to chyba uczciwy układ, prawda?
- Hej! A wy co będziecie robić? - zapytał Blaise, któremu wcale nie u�miechało się mycie garnków.
- My nas spakujemy, bo, jakby nie było, jutro musimy wracać do szkoły - mruknęła Hermiona, której po raz pierwszy perspektywa powrotu do Hogwartu niezbyt się spodobała.
- To ja skoczę do domu. W końcu nie zostawię tu Przecinka - powiedział Draco i pogłaskał psa po łbie. – Hermiona, chcesz i�ć ze mną? Przecież ty też już masz pozwolenie na teleportację.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale w końcu ciekawo�ć zwyciężyła. Zawsze korciło ją, by zobaczyć, jak mieszka Draco Malfoy.
- A co ja mam robić? - spytała Ginny marszcząc nosek.
- Możesz wycierać naczynia... przydasz się na co� - oznajmił z nadzieją Blaise.
- A co będę z tego miała? - dziewczyna zmarszczyła nos jeszcze bardziej. Brunet już miał powiedzieć, że wszystko, co zechce, ale, jako że był słownym człowiekiem i nie lubił rzucać słów na wiatr, w porę ugryzł się w język.
- Co� wymy�lę - oznajmił u�miechając się słodko. - Nie pożałujesz...
Ginny cmoknęła z niesmakiem, ale skinęła głową na znak zgody.
- A wy nie zdemolujcie starym Smoka sypialni - rzuciła w stronę Hermiony i Dracona z najbardziej niewinnym u�miechem pod słońcem. Nie�wiadomie podsunęła Malfoyowi Juniorowi zabójczy pomysł.

***
Hermiona, Draco i bardzo wystraszony Przecinek teleportowali się prosto do salonu w posiadło�ci Malfoyów
- Heeeeeeeeeeeeej! Jest tu kto? - Draco zawył rado�nie, tak, że słychać go było w całym domu.
- Draco, ciszej - Hermiona z zainteresowaniem rozglądała się po salonie utrzymanym w ciepłych barwach.
Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się wiekowy, brodaty czarodziej, który jakby nigdy nic przeszedł przez �cianę.
- Draconie, twoi szanowni rodziciele, mając na względzie swe słabowite zdrowie, udali się na wakacje i wrócą dzi� wieczorem. A ty, jak każdy porządny młody człowiek, nie powiniene� tak krzyczeć. Ta młoda dama ma racje. Ucisz się, chłopcze – zganił Smoka duch.
- Herm, chciałem ci przedstawić mojego przodka, Ulryka Malfoya. Jakby� nie zauważyła, jest duchem. Upierdliwym – rzekł z powagą Draco rzucając roze�lone spojrzenie duchowi, który „odpłynął” w kierunku przeciwległej �ciany.
- Jestem istotą, która przekroczyła już zwykłe ludzkie cielesne bariery i sam jeste� upierdliwy, gówniarzu! – Draco był niemal pewien, że duch pokazał mu zza �ciany nieprzyzwoity gest.
Hermiona się roze�miała, a Malfoy pokazał jej język, jednak potem sam też się u�miechnął.
- Słabowite zdrowie, też mi co� – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Chata wolna, Szczotu�, co oznacza, że możemy pofiglować... – ugryzł delikatnie płatek jej ucha i Hermiona się zarumieniła. Bąd� co bąd�, była jeszcze dosyć niewinna. - Chcesz popływać?
- Że co?! – wyglądała na mocno zaskoczoną.
- Mam na my�li basen, a twoje my�li są kosmate – wyja�nił spokojnie Malfoy Junior.
- Wcale nie! – rumieniec Hermiony się pogłębił.
- Uwielbiam te zaróżowione policzki – rzekł Draco u�miechając się do niej łobuzersko.
- ... – Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Tunia, jeste� słodka, ale nie rób buzi w ciup i nie marszcz noska, bo mi sprawiasz przykro�ć. To jak będzie, chcesz się pochlupać? – spytał, a jego u�miech stał się jeszcze szerszy.
- A duży chociaż ten basen? – spytała z zaciekawieniem Gryfonka. Bardzo lubiła pływać.
- Sama się przekonasz... Mały na pewno nie jest – odpowiedział Draco.
- Okey, chcę popływać, nawet chętnie – u�miechnęła się szeroko.
- Madame – Draco zrobił poważną minę i podał jej swoje ramię.
- Merci monsieur – odrzekła kurtuazyjnie i przyjęła ofertę.
Po kilku minutach znale�li się na basenie. Draco, nie czekając na Hermionę, rozebrał się do naga i skoczył do ciepłej wody.
- No co, mała, cykasz? – spytał, wynurzywszy się
- Wcale nie... mały! – odpowiedziała zadziornie Gryfonka.
- Granger, we mnie nie ma nic małego! – zaznaczył arystokrata.
- Jest.... skromno�ć i pow�ciągliwo�ć - odkrzyknęła dziewczyna i zrzuciła z siebie ubranie. Po chwili była już w samej bieli�nie.
- No co? Nie jestem pow�ciągliwym i skromnym człowiekiem?! – odpowiedział mężczyzna bez cienia skromno�ci.
W akustycznym pomieszczeniu rozległ się perlisty �miech Hermiony. Chłopak wzruszył ramionami i przyglądał się z zaciekawieniem, jak dziewczyna �ciąga z siebie skromne, białe figi i stanik. Po chwili panna Granger nurkowała już w cieplutkiej wodzie basenu.
Trochę baraszkowali w wodzie jak małe dzieci. Bawili się w berka i co chwile słychać było �miechy i piski. Po pół godzinie wybryków Draco złapał Hermionę i przycisnął ją do �cianki.
- No i co teraz, Granger? Jeste� w mojej mocy... i jeszcze jeste� mi co� winna – powiedział.
- A niby co? – spytała, udając, że nie ma zielono pojęcia, o czym chłopak mówi.
- A nie pamiętasz, co mówiła� rano? Że zrobisz... WSZYSTKO – przypomniał jej blondyn.
- Pamiętam - Hermiona patrzyła Draconowi w oczy. Czuła jak jego dłoń delikatnie pie�ci pod wodą jej biodro, brzuch i powoli przesuwa się na piersi.
- No i co z tą obietnicą? - sugestywnie uniósł brew i przechylił głowę. - Nadal aktualna?
Dziewczyna pokiwała nie�miało głową. Była całkowicie pewna, że pragnie być z Draconem. Bardzo pragnie.
- To zrób co� dla mnie, kochanie, i usiąd� na brzegu basenu, dobrze? - pocałował delikatnie płatek jej ucha.
Dziewczyna była trochę zdziwiona życzeniem Dracona, ale bez słowa zrobiła to, o co poprosił. I już po chwili cichutko jęknęła. Draco zaczął ją całować. Lecz nie tak jak dotychczas. Jego usta sunęły w górę jej nóg. Zaczął od kostek, a pó�niej wędrował coraz wyżej. Bawił się jej pragnieniem. Powoli dawkował przyjemno�ć. Był niczym prawdziwy wirtuoz rozkoszy.
Położył dłonie na biodrach dziewczyny i delikatnie gładził napiętą skórę, wywołując w jej ciele nowe fale przyjemno�ci. Jego język zataczał teraz drobne kręgi wokół pępka i Hermiona bezwolnie pojękiwała pod wpływem subtelnych pieszczot.
- Tak ci dobrze? - spytał, podnosząc głowę i zaglądając w jej ciemnoorzechowe oczy. Skinęła jedynie, niezdolna nic powiedzieć i spragniona dalszej porcji erotycznej uczty, którą jej zaserwował. Nie wiedziała, że to dopiero przedsmak. Draco zszedł ustami niżej i dotknął jej wilgotnej kobieco�ci. Hermiona prawie krzyknęła. Przestały ją hamować jakiekolwiek bariery. Chciała więcej i więcej. Chciała jego. Ale nie pomagały żadne pro�by czy błagania. Draco był nieugięty. To on o wszystkim decydował, a Hermiona mogła tylko poddać się jego woli.
Szerzej rozchylił nogi dziewczyny, a jego pocałunki stały się bardziej namiętne i gorętsze, zupełnie tak jak odczucia Hermiony. Krzyknęła gło�no i całkowicie dała się unie�ć fali przyjemno�ci, która ogarnęła jej ciało. Malfoy przytrzymał mocno biodra kochanki, nie pozwalając jej na żaden ruch i z rozkoszą smakował jej wnętrze, upajając się gwałtownymi reakcjami dziewczyny.

***
Piętna�cie minut pó�niej Hermiona leżała w wielkim łożu i patrzyła, jak Draco rozpala w kominku. Sypialnia, w której się znajdowała, była ogromna i należała do rodziców Malfoya. Hermiona nawet dobrze nie pamiętała, jak się tu znalazła. Po kolejnej fali rozkoszy po prostu ujrzała wszechogarniającą ciemno�ć, a kiedy pó�niej otworzyła oczy, znajdowała się już w tej komnacie.
Obserwowała go w milczeniu. Był ubrany jedynie w czarny szlafrok. Obejrzał się z niepokojem i u�miechnął się, widząc, że odzyskała przytomno�ć. Na stoliku obok stała szklanka wody, którą obmył jej twarz.
- Masz, napij się – powiedział, zbliżając szklankę z resztą płynu do jej warg. - Zemdlała� - szepnął jej do ucha, kiedy łapczywie piła wodę. - Trochę się przestraszyłem.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Byłam po prostu.... Boże, Draco co� ty mi zrobił? – spytała spoglądając na niego znad szklanki. Czuła, że na twarzy rozkwitają jej rumieńce.
- Chciałem ci tylko zrobić dobrze. Mam nadzieje, że się udało – wyja�nił cicho.
- Przecież wiesz ... – powiedziała Hermiona i rozejrzała się po pokoju. - To sypialnia twoich rodziców? Chyba nie powinni�my... - zapytała
- Oj daj spokój, ich przecież nie ma, a mają największe łóżko w tym domu – przerwał jej łagodnie.
- Ale ja bym chciała zobaczyć twój pokój – zażądała dziewczyna.
Draco jęknął zrozpaczony.
- Jeste� pewna? Moje wyrko nie jest nawet w połowie tak imponujące, chociaż do skromnych nie należy - Malfoy zrobił minę skrzywdzonego Przecinka.
- Jezu, człowieku, nie chcę oglądać twojego łóżka ani się w nim kła�ć. Chcę po prostu zobaczyć twój pokój – Gryfonka spojrzała na niego znad szklanki.
- No dobrze, chod�... Tylko poczekaj, musisz w co� się ubrać – Draco dał za wygraną. Następnie podszedł do dużej szafy stojącej w rogu sypialni.
- To nie wziąłe� moich rzeczy z basenu? - spytała zaskoczona, obserwując, jak wyjmuje ciuchy z szafy.
- Nie, kochanie, niosłem ciebie, ciuchy zostały na dole, ale nie przejmuj się... Ubierz koszulę nocną mojej matki i jej szlafrok – podał jej rzeczy.
- No wiesz? A jak co� zniszczę? One są na mnie za duże – Hermiona spojrzała na rzeczy, które trzymał, z obawą. Wyglądały na drogie.
- To chod� nago - warknął Draco.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego wyciągniętą dłoń, by w końcu wziąć od niego rzeczy.
- Gniewasz się? - spytała nie�miało, zakładając koszulę nocną.
- Tak, bo chciałem kochać cię i sprawiać ci rozkosz na najfajniejszym wyrku w tym domu, a ty chcesz sobie pooglądać mój pokój... Przepraszam - dodał widząc smutną minę Hermiony.
- Draco, kochanie, ale dla mnie się nie liczy, gdzie to zrobimy, byleby�my byli razem – zapewniła go.
Malfoy powoli usiadł na łóżku i dotknął policzka Hermiony.
- Tunia... Przecież do tej pory oponowała� i ... byłem pewny, że teraz też to zrobisz – powiedział, spoglądając na nią spod grzywki.
- A co je�li ja chcę się z tobą kochać? – spytała �miało.
- NAPRAWDĘ?! – wykrzyknął zaskoczony.
- Draco, przecież gdybym tego nie chciała, nie byłoby mnie tutaj. W momencie, gdy padła propozycja, że się tu przeniesiemy, wiedziałam, że do tego dojdzie i nie mam nic przeciwko – wyja�niła.
- A ja nie wiedziałem, że do tego dojdzie i wcale nie zamierzam cię ani uwodzić, ani do niczego zmuszać. Chciałem ci dać tylko trochę rozkoszy - powiedział łagodnie Draco i ją przytulił.
- Ale ja chcę ci się oddać i naprawdę nieważne, gdzie to zrobimy. Szczerze powiedziawszy, nawet wolę się kochać w pokoju, który jest twój, Draco. Poza tym, chcę zobaczyć jak mieszkasz – dziewczyna spojrzała na niego uważnie i u�miechnęła się.
- Naprawdę chcesz mi się oddać? - Draco był trochę zaskoczony. W odpowiedzi gorąco go pocałowała i przytuliła się mocniej.
- Naprawdę - odrzekła pewnym głosem.

*
Draco z wielkim oporem zabrał Hermionę do swego królestwa. Była tam zbieranina wielu naprawdę dziwnych rzeczy. Hermionę jednak najbardziej zainteresowała tarcza do lotek. Wydawałaby się zupełnie zwykłą, mugolską tarczą. Zastanowiło ją, dlaczego Draco na jej widok skrzywił się dosyć dziwne i udawał, że w ogóle nie wie, co ona tam robi
- Mugolska zabawka? - zażartowała Hermiona.
- No, nie do końca - niechętnie odpowiedział Draco i spu�cił wzrok.
- Aha, zaczarowałe�... No to masz podobne hobby, jak pan Weasley. On zbiera mugolskie rzeczy i na nich eksperymentuje... Miał nawet latający samochód – stwierdziła dziewczyna, uważnie przyglądając się przedmiotowi wiszącemu na drzwiach.
Draco jeszcze miesiąc wcze�niej oburzyłby się na takie porówna, ale teraz zareagował zupełnie inaczej.
- Latający wóz?! - krzyknął entuzjastycznie. Jego naprawdę interesowało takie eksperymentowanie i to coraz bardziej. Zastanawiał się, co na to powiedziałby jego stary.
- Tak, ale już nie ma. Zwiał do Zakazanego – poinformowała Gryfonka.
- Aha, już pamiętam, to ta historię z Potterem... – przypomniał sobie, o jakim samochodzie mowa.
- No, dasz pograć? Ciekawe jakiego mam cela - wbiła w niego swoje piękne, orzechowe oczy.
Kurczę - pomy�lał chłopak i żołądek mu się na chwilę mocno skurczył.
- Ale wiesz.... – zaczął.
- No, Draco, proszę... Rzucę tylko raz – zaczęła błagać Hermiona.
- Hermi, przecież nie przyszli�my tu żeby... – zaczął raz jeszcze.
- Oj, Draco, daj się pobawić - powiedziała i wzięła leżące na biurku lotki.
Przymierzyła się i rzuciła jedną. Co prawda nie trafiła w �rodek, ale bardzo blisko, a efekt i tak był bardzo ciekawy.
Z zaskoczeniem usłyszała swój własny głos mówiący: "Draconie Malfoy, lecę na ciebie."
Popatrzyła na chłopaka ze zdziwieniem i powiedziała:
- Wow, nie wiedziałam, że marzysz o takim tek�cie z moich ust. No, no... - obrzuciła go znaczącym spojrzeniem. - Dobra, ciekawe, co się stanie, jak trafię w �rodek tarczy...
- Nic nadzwyczajnego.... - Draco wyglądał na zawstydzonego.
- Nie? - spytała zalotnie. - Ale ja bardzo chciałabym to usłyszeć – na te słowa twarz Malfoya nabrała buraczanego koloru.
- Oj, Hermi, daj spokój... Wtedy jeszcze cię nie lubiłem - pąs na bladych policzkach jeszcze bardziej się pogłębił.
- Lubić to mnie może i nie lubiłe�, ale chciałe� usłyszeć jak mówię, że na ciebie lecę, prawda? – spytała dziewczyna.
- Byłem gówniarzem. To miał być tylko taki żart – wytłumaczył Draco.
- Więc nic się nie stanie jak trafię w �rodek - to powiedziawszy wzięła lotkę i ponownie rzuciła w stronę tarczy. Tym razem nie spudłowała, a do jej uszu dobiegły słowa: „Draco, jeste� moim panem” wypowiadane głosem Harry`ego.
- O! – powiedziała, udając zaskoczenie - Widzę, że jeste� też ambitny! Chciałby�, żeby Harry ci służył? - spytała zalotnie i podeszła do Dracona. Bardzo blisko.
- Szczeniacki wybryk - chłopak wzruszył ramionami i odwrócił wzrok, który padł teraz na ładne, spore, pojedyncze łóżko, w tej chwili zawalone mnóstwem czystych podkoszulek, skarpetek i slipek, których nie sprzątnął od... dłuższego czasu. Jego konsternacja pogłębiła się, gdy dojrzał wystający spod materaca róg pisemka dla panów...
O żesz kur*wa - pomy�lał mało inteligentnie
Hermiona również zauważyła tą szczególnego rodzaju prasę i spojrzała na Dracona z błyskiem w oku.
- Wiesz, zawsze chciałam zobaczyć, jak wyglądają takie czarodziejskie pisemko – rzekła.
- Ale ja jestem pewien, że cię to nie zainteresuje... Zresztą to nie moje i ja je tylko czytałem.
Na to ostatnie stwierdzenie Hermiona zareagowała �miechem - mężczy�ni byli tak łatwi do przejrzenia.
- No i co się �miejesz? Takie zabawne, że mój ojciec trzyma takie rzeczy? Co się dziwisz, że sobie wziąłem? - naburmuszył się.
- Chcesz mi wmówić, że to gazetka twojego starszego? Draco, czy ty mnie masz za idiotkę? Nie zauważyłe�, że się przyja�nię z dwoma facetami i mam przyjaciółkę, która posiada sze�ciu braci? No już dobrze – dodała zauważywszy, jak bardzo zrzedła mu mina. Draco przeklinał siebie w duchu za brak porządku w pokoju.
- Hej, ja cię za to nie potępiam - powiedziała cicho. - Draco, ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu. Każdy z nas musi zaspokoić w sobie tę szczególna ciekawo�ć. Wierzę, że ty to tylko czytałe� – spojrzała na niego uważnie.
- Wyszedłem na kretyna? – spytał zawstydzony.
- Nie bardziej niż zazwyczaj... ale i tak cię lubię... – u�miechnęła się lekko.
- Tylko lubisz? - zapytał Draco i z niebezpiecznym błyskiem w oku zbliżył się do niej jeszcze bardziej.
- No, może co� więcej... – zgodziła się Hermiona.
- W takim razie może pokażesz mi, o ile więcej... – zaproponował, unosząc brew do góry.
- Jeste� pewien, że tego chcesz, Malfoy? - spytała zalotnie.
- Jestem bardziej niż pewien, Granger - objął ją i gwałtownie pocałował. Gorący pocałunek powoli zamienił się w delikatną, zmysłową pieszczotę.
- W takim razie ci pokażę - szepnęła Hermiona, odrywając usta od jego warg i podchodząc do jego łóżka. Następnie jednym zamaszystym ruchem zwaliła całą garderobę chłopaka na podłogę, pozostawiając wolne łóżko.
- Wow, jestem pod wrażeniem - zadrwił Draco i po chwili wylądował na łóżku, rzucony nań brutalnie przez dziewczynę.
- No i co? - spytała niewinnie, kładąc się na nim.
- To, kochanie - odrzekł on i przewrócił dziewczynę na plecy.
- Hej, to niesprawiedliwe! Jeste� silniejszy! – krzyknęła oburzona.
Draco za�miał się i z powrotem przekręcił się tak, że leżała na nim.
- Tak może być? - zapytał z ciepłym u�miechem i delikatnie zsunął z jej ramion, odpiętą pod szyją, jedwabną koszulę swojego ojca, którą na nią wcze�niej zarzucił i w której dziewczyna dosłownie się topiła.
- A wiesz, że to trochę... perwersyjne - powiedziała Hermiona, kiedy Draco całował jej szyję.
- Perwersyjne? - Draco spojrzał na nią zdumiony. Nie za bardzo wiedział, o co jej chodzi.
- Najpierw leżałam nago w łóżku twoich rodziców, teraz �ciągasz ze mnie koszulę swojego staruszka , a co będzie, jak oni wrócą do domu? – wyja�niła, spoglądając na niego rozbawiona.
- To lepiej dla nich, żeby tu nie wchodzili, Tuniu – odpowiedział Draco.
- Skoro tak mówisz... - dziewczyna nie miała ochoty protestować. Miała jedynie ochotę na to, żeby Draco kontynuował to, co zaczął
Chłopak delikatnie gładził odkryte ramię Hermiony. Jego dotyk niemal parzył jej skórę. Jęknęła cichutko pod wpływem tej niewinnej pieszczoty i rozwiązała szlafrok Malfoya. Niecierpliwie całowała jego szyję i klatkę piersiową, a dłoń zsunęła na biodra i brzuch swojego mężczyzny i gładziła go czule, doprowadzając chłopaka niemal do szaleństwa.
- Hermiona, proszę, ja tego nie zniosę - wyszeptał, kilka minut pó�niej, gdy jej wargi zatrzymały się na rozpalonej skórze podbrzusza.
- Pozwól mi, błagam - podniosła głowę i spojrzała na niego z czuło�cią.
- Dziewczyno, ty mnie wykończysz - jęknął Draco, ale wcale nie oponował.
Był tylko zwykłym mężczyzną, który nie potrafił niczego odmówić kobiecie.
Hermiona zaczęła schodzić ustami coraz niżej. Powoli objęła ustami jego naprężony członek, a Draco jęknął z rozkoszy. Gryfonce podobało się to coraz bardziej. Teraz to ona rządziła, to ona dawała mu przyjemno�ć i to od niej zależało, co będzie się działo dalej.
Z czuło�cią obdarzała go intymnymi pieszczotami. Całowała, gładziła dłońmi jego męsko�ć, by za chwilę znowu ssać delikatnie twardą główkę. Draco jęczał coraz gło�niej, a dłonie z całej siły zacisnął na kapie przykrywającej łóżko. Miał wrażenie, że za chwilę umrze z rozkoszy. Nigdy wcze�niej nie pie�ciła go tak żadna dziewczyna; tylko on sam całował tak niemal każdą, z którą się kochał, ponieważ uważał, że kobiety tego potrzebują. Nie miał pojęcia, że można czuć co� tak cudownego, jak czuł w tej chwili.
Nie sądził, że jakakolwiek kobieta będzie chciała obdarzyć go takimi pieszczotami. Ale to nie była jaka� tam dziewczyna. To była Hermiona Jane Granger. Jego Szczotunia. W pewnym momencie poczuł, że dłużej tego już nie wytrzyma. Jeszcze chwila i wszystkie jego plany na dzisiejszy dzień wezmą w łeb.
- Hermi...
- Ja tego chcę - dziewczyna nie dała mu dokończyć i na powrót wróciła do przerwanych pieszczot.
Draco nie mógł już dłużej tłumić swoich reakcji w żaden sposób. Szlochał i krzyczał z rozkoszy, sprawiając Hermionie jeszcze większą rado�ć z dawania mu przyjemno�ci. Spełnienie, które przeżył, było nieporównywalne z niczym innym w jego krótkim, nastoletnim życiu. Zupełnie się nie kontrolował i czuł zawstydzenie, że pozwolił Hermionie doprowadzić się tak daleko. Do samego końca
Dziewczyna przełknęła całe nasienie mężczyzny, krzywiąc się leciutko z powodu niezbyt przyjemnego smaku, ale to jej nie przeszkadzało. Najważniejszye, że dała mu tak wspaniałą rozkosz. Hermiona podciągnęła się do góry i położyła przy Draconie całując go delikatnie w policzek. Chłopak przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Chciał jej podziękować za to, co zrobiła, ale nie wiedział, co powiedzieć. W jakie słowa ubrać to, co czuje.
- Dziękuję - wyszeptał wreszcie i pocałował ją w czubek głowy.
Hermiona u�miechnęła się delikatnie i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.
- Jeste� kochany - wyszeptała po kilku chwilach, podczas których Draco pie�cił delikatnie jej kark i plecy.
Była spragniona jego blisko�ci i bardzo pobudzona, dlatego każde dotknięcie rozpalało ją jeszcze bardziej, ale jednocze�nie łagodziło jej napięcie.
- Skoro ja jestem kochany, to co mam powiedzieć o tobie, skarbie? - zapytał. - Jeste� najsłodszą istotą jaką znam.
Hermiona za�miała się gło�no i przekręciła się tak, że teraz leżała na boku. Przez przypadek ruszyła nogą i u�miechnęła się po kobiecemu.
- Czyżby� powracał do życia, czy po prostu cieszysz się, że jestem z tobą? – spytała.
- Cicho, kobieto. On jest bardzo nie�miały i jeszcze się przestraszy – uciszył ją Draco.
- Och, czyli Blaise miał racje; jaki pan, taki kram – stwierdziła przekornie Hermiona.
- Nie blu�nij. On jest naprawdę nie�miały i wstydliwy, najlepiej będzie, jak sama się nim zaopiekujesz. Może go gdzie� schowamy? – zaproponował.
- Malfoy, �miesz twierdzić, że jest w tobie cokolwiek nie�miałego i wstydliwego? - Hermiona roze�miała się rado�nie. - Ale tupet!
- Panno Granger... - warknął zirytowany jej zachowaniem Draco -... jeżeli się pani natychmiast nie uspokoi, ukażę panią za niesubordynację!
- Ciekawe jak? - dziewczyna nie wyglądała ani na skonsternowaną, ani na przestraszoną.
- Tak - szepnął jej do ucha chłopak i przeturlał się na nią. Hermiona krzyknęła cicho z zaskoczenia, a za chwilę leżała przygnieciona do łóżka twardym, gorącym ciałem kochanka i oddawała jego namiętne, słodko - gorzkie pocałunki.
Draco zerwał z niej jedwabny przyodziewek i rzucił w kąt. Nieistotne, że oderwał kilka guzików, bo zupełnie inne rzeczy pochłaniały jego uwagę.
Z zachwytem patrzył na nagie ciało panny Granger. Było piękne. Ona cała była piękna. Zaczął całować jej twarz, a jego dłoń w�lizgnęła się pomiędzy jej uda. Chciał ją przygotować do tego, co miało nastąpić. Nie chciał jej sprawiać niepotrzebnego cierpienia. Chciał, aby jej było jak najprzyjemniej, żeby krzyczała z rozkoszy, tego wła�nie pragnął. Gdyby mógł, przychyliłby jej nieba. Za sam fakt, że istniała i że z nim była.
Delikatnie całował szyję dziewczyny, jej ramiona, piersi i brzuch. Jego dłoń błądziła p, udach i biodrach Hermiony, co jaki� czas delikatnie muskając gorącą i wilgotną kobieco�ć. Dziewczyna jęczała cichutko.
- Miona... - szepnął nagle cichutko, podnosząc głowę - ... Na pewno tego chcesz?
Przytaknęła żarliwie.
- Ale wiesz, że będzie bolało - popatrzył na nią z troską.
- To nic - u�miechnęła się delikatnie. - Ja bardzo ciebie pragnę.
Pocałował delikatnie jej brzuch i zszedł wargami niżej, by lizać cipkę dziewczyny. Krzyknęła z rozkoszy i wygięła się w łuk. Zmysłowe pieszczoty sprawiły, że bardzo szybko osiągnęła spełnienie.
- Draco, błagam cię, chcę cię poczuć w sobie - szepnęła cichutko przez łzy.
Draco podciągnął się na rękach i uważnie przyjrzał się twarzy Hermiony. Miał nadzieję, że po wszystkim nie będzie tego żałowała. On na pewno nie będzie żałował. I nie chodziło o to, że była jego pierwszą dziewicą, ale o to, że to była sobą. Bardzo powoli i ostrożnie posiadł dziewczynę, ale Szczotunia chciała inaczej. Objęła go nogami i wygięła biodra ku przodowi, a on po prostu nie mógł się powstrzymać.
Hermiona cicho krzyknęła, bo mimo wszystko poczuła ból, a Draco natychmiast stał się na powrót delikatny.
- Przepraszam kochanie - wyszeptał, poruszając się w niej powolutku.
- Nie szkodzi - w odpowiedzi u�miechnęła się do niego blado - Nie chcę, żeby� się powstrzymywał.
- Cii... - jego wargi przywarły do szyi dziewczyny. - Nie chcę ci sprawiać niepotrzebnego cierpienie. Zaraz będzie dobrze, Tunia.
I rzeczywi�cie miał rację. Był tak delikatny, łagodny i tak długo pie�cił wargami jej szyję i ramiona, aż dziewczyna zaczęła odczuwać przyjemno�ć, a ból powoli zaczął mijać. Wyjęczała imię kochanka i zacisnęła mocniej uda na jego biodrach.
W momencie spełnienia Draco pocałował Hermionę w usta, a ona jeszcze mocniej przywarła do jego ciała. Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, wsłuch..ąc się w swoje zmęczone oddechy.
- Przepraszam... nie chciałem, żeby cię bolało – szepnął.
- Głuptasie, to zawsze boli – odpowiedziała cicho.
- Wiem, ale nie chciałem – Draco przeprosił ją raz jeszcze.
- Draco... - Hermiona delikatnie pogłaskała jego policzek - ... Wiem, że nie chciałe� i chciałam ci podziękować, że... chciałam ci podziękować za wszystko i powiedzieć, że mi na tobie zależy.
- Mi na tobie też, kochanie - Draco u�miechnął się do niej czule i delikatnie cmoknął ją w nos.
- Masz �liczne piegi na nosie - dodał łagodnie.
Hermiona się lekko skrzywiła i odwróciła wzrok.
- Nie lubię ich - powiedziała niepewnie. - Nie przypominaj, że je mam.
- Ale one są cudne - chłopak mocno ucałował jej usta. - Dodają ci tylko uroku, Miona.
- Dziękuję - szepnęła cichutko i jeszcze bardzie wtuliła się w jego ciało.
Po kilku minutach zasnęli, a obudziło ich dopiero czyje� znaczące chrząkniecie.

*
Draco bardzo niechętnie otworzył oczy i zobaczył, że koło łóżka stoi jego ojciec. Lucjusz w rękach trzymał ubrania Hermiony, których Draco nie wziął z basenu.
- Co ty tu robisz? – spytał chłopak i jednocze�nie podciągnął kołdrę, by przykryć Hermionę.
- Mieszkam – odpowiedział spokojnie Malfoy Senior.
- Ale miało cię nie być – warknął jego syn.
- Jest osiemnasta...Wła�nie wrócili�my z twoją matką z urlopu – wyja�nił nadal spokojnie mężczyzna.
- Draco - szepnęła Hermiona przez sen i przytuliła się do chłopaka, przy okazji odkrywając swoje zgrabne nóżki. Malfoy Junior z troską objął dziewczynę i ponownie przykrył kołdrą, a następnie spojrzał z wyrzutem na ojca. Lucjusz wymownie uniósł brew i złożył dłonie na piersiach.
- No co? To mój pokój - o�wiadczył szeptem Draco i wzruszył ramionami.
- No co� ty? - mężczyzna nadal wpatrywał się wymownie w swojego jedynaka.
- Cii, Mionka �pi, nie gadaj - chłopak obronnym gestem przygarnął bezbronną i pogrążoną we �nie kochankę.
- Oczywi�cie, jakżebym �miał ją budzić. Sam to zrobisz, za pół godziny oczekuje was w salonie. A, przy okazji, wracacie jeszcze do Zabinich? – spytał a w jego głosie zabrzęczały zło�liwe nutki.
- Tak - wyszeptał Draco - Tam są wszystkie nasze rzeczy, poza tym jutro musimy być w szkole.
- Oczywi�cie... a wła�nie... Draconie... Czy to może moja jedwabna koszula leży podarta na podłodze? – spytał jego ojciec z zainteresowaniem.
- Eeee, no... - Draco w swojej elokwencji pobił Pottera. - No bo wła�nie to się tak niechcący stało i... - Biedak szukał gorączkowo odpowiednich słów, a Lucjusz widząc, jak syn się męczy, podniósł koszulę z podłogi i wymruczał zaklęcie naprawiające.
- Dobra, już nic nie mów. Aż mi się żal robi, gdy patrzę na te... dziewicze rumieńce u mojego pierworodnego - mężczyzna specjalnie zawiesił głos przed słowem "dziewicze", by móc z rado�cią obserwować, jak Draco rumieni się jeszcze bardziej.
Kiedy tylko pan Malfoy wycofał się z pokoju syna, jego jedyna latoro�l zaczęła delikatnie wybudzać swą towarzyszkę.
- Hermi... kochanie obud� się...
- Jeszcze chwilkę... – mruknęła przez sen dziewczyna.
- Hermi... Moi rodzice wrócili i oczekują nas za piętna�cie minut... – Draco nie dał za wygraną.
- To fajnie...CO?! JAK TO WRÓCILI?! ONI NIE MLI PRAWA WRÓCIĆ! CO ONI SOBIE O MNIE POMY�LĄ!!! – wykrzyknęła siadając gwałtownie na łóżku.
- Skarbie, nie krzycz... - położył delikatnie palec na jej ustach. - Nie krzycz, bo na pewno nas usłyszą mimo zaklęć wyciszających do mojego pokoju. Drzwi są uchylone. Poza tym wystraszysz Przecinka, biedak nie znosi hałasu – uciszył ją, a Przecinek, jak na komendę wsunął łeb zza drzwi i zaskomlał.
- Boże, ale obciach - Hermiona nie mogła przeżyć wcze�niejszego powrotu rodziców swojego chłopaka; przynajmniej taka miała nadzieję, że to jej naprawdę jej chłopak. W odpowiedzi na swoje obawy otrzymała ognistego buziaka godnego prawdziwego Smoka.
- Draco, no co ty... – zdziwiła się.
- Nic, moi rodzice pewnie będą bardzo zadowoleni – odpowiedział chłopak.
- Jasne... już to widzę- zadrwiła panna Granger wstając z łóżka.
- Jeste� pierwszą dziewczyną, która przyprowadziłem do domu i nie zamierzam tak łatwo wypu�cić – oznajmił po prostu i wzruszył ramionami.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale wyglądała na rozradowaną.
- Naprawdę? – spytała, patrząc w szare, teraz pełne przekory i zarazem czuło�ci oczy.
- Mhm - lakonicznie odrzekł Smok.
- A w co ja się... O! Widzę, że przyniosłe� z basenu nasze ciuchy - Hermiona chwyciła swoją bieliznę i zaczęła naciągać figi na pupę.
- Tak naprawdę nie ja je przyniosłem, tylko mój stary, Tuniu - bardzo cicho i bardzo niepewnie wyprowadził ją z błędu Draco.
Hermionę zamurowało. Przez chwilę stała nieruchomo i wpatrywała się w Dracona zaszokowana.
- Możesz to powtórzyć? – poprosiła powoli.
- Mój ojciec – powtórzył jeszcze ciszej chłopak.
- Nie - jęknęła dziewczyna i usiadła na podłodze. - To jaki� koszmar!
- Tunia, nie będzie tak �le, on... – Draco starał się uspokoić dziewczynę.
- Nie tuniuj mi tutaj! – przerwała mu Hermiona.
- Mionka, skarbie - Draco wciągnął bokserki i usiadł obok niej "na parterze". - Tylko się nie rozklejaj...
- Nie zamierzam - buńczucznie odrzekło dziewczę, chociaż w jej oczach pojawiły się łzy.
Chłopak mocno ją przytulił i zmierzwił krótkie włosy "Tuni".
- Nic się nie stało... Wiesz, skoro chcą z tobą i ze mną zje�ć kolację, to raczej nie mają nic przeciwko tobie - dodał i mocno ją pocałował. - A nawet gdyby mieli, to troll na nich pluł, kochanie.
Hermiona, widząc, że Draco mówi to wszystko poważnie, u�miechnęła się do niego i ubrała do końca. Następnie wraz z młodym Malfoyem zeszła do salonu, gdzie mieli stawić czoło jego rodzicom. Hermiona bardzo obawiała się tego spotkania. W końcu, jakby nie było, ona była dzieckiem mugoli, a oni czarodziejami czystej krwi o do�ć konserwatywnych poglądach.
- Dobry wieczór - bąknęła niepewnie i u�miechnęła się, mając nadzieję, że u�miech był promienny.
- Cze�ć, mamo - Draco wyszczerzył się trochę sztucznie, co jego rodzicielka skwitowała zmarszczeniem brwi i pełnym dezaprobaty strzepnięciem nieistniejącego pyłka z długiej, łososiowej sukni, w którą przebrała się do kolacji.
- Witajcie - o�wiadczył oficjalnie pan Malfoy i wskazał im miejsca przy obficie zastawionym stole. Para, patrząc na te wszystkie potrawy, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Hermiona przy okazji miała dodatkowy problem, a mianowicie: czym co się je...
Niepewnie spojrzała się na Dracona, mając nadzieję, że ten dyskretnie pokaże jej co, jak i do czego, ale on nie zdążył tego zrobić. Do jadalni wpadł zadowolony z życia Przecinek. Ledwo przekroczył próg pomieszczenia i stanął jak wryty. Zrobił natychmiastowy odwrót i uciekł jak niepyszny z jadalni. Draco spojrzał zdziwiony za swym psem, gdy nagle dobiegł go chłodny, wręcz lodowaty głos jego matki.
- To co� zniszczyło moją suknię od Armaniego... – oznajmiła kobieta.
- Rany, mamo... uszyją ci nową – zirytował się chłopak.
- Draco - Hermiona jęknęła nad niewyobrażalną ignorancją blondyna - Armani nie jest jakim� tam zwykłym krawcem. Wiesz, jak trudno o jego kreacje?
- Merlinie! Kobiety! - Draco złapał się teatralnie za głowę. – Armanii, Dupanii, czy inny Posrani, a co to za różnica?! Kieckę można było naprawić zaklęciem mamo, a nie psa będziesz mi doprowadzała do stanu przedzawałowego, bo się zwierzak najnormalniej w �wiecie zabawił - chłopak nie mógł znie�ć krzywdy swojego podopiecznego jawnie wołającej o pomstę do nieba,.
- Twoja mamusia uważa, że naprawiona suknia od Armaniego to, cytuję już nie ten sam szyk i elegancja, co przed zniszczeniem... Nieważne, że wygląda tak samo - Lucjusz rozłożył ręce i zrobił minę niewiniątka.
- Lu, mógłby� nie okazywać jawnie swojej ignorancji i nie przekazywać jej Draconowi? Dziękuję. A ty, moja droga - tu Narcyza bardzo krytycznie, lecz z uznaniem spojrzała na Hermionę. – Widać, że masz gust, choć prawdę powiedziawszy na taką nie wyglądasz. Po kolacji pomożesz mi wybrać z katalogu suknię odpowiednią na charytatywny bal karnawałowy, który odbędzie się za miesiąc w Ministerstwie – zakończyła nieco cieplej.
Lucjusz i Draco popatrzyli na siebie porozumiewawczo, a ich wzrok mówił jedno : "Kobiety!".
Hermiona poczuła się troszeczkę pewniej po tym, co usłyszała z ust Narcyzy Malfoy, chociaż nie do końca. Siadając przy stole, rzuciła chłopakowi błagalne spojrzenie i gdy dwoje gospodarzy zwróciło się do siebie, by cichutko zamienić ze sobą parę słów, szepnęła desperacko.
- Draco, ja wiem tylko który widelczyk jest do ciasta, a która łyżeczka do kawy. Zielonego pojęcia nie mam o tym, jak je�ć te pieprzone krewetki....
- Spokojnie. Po pierwsze: jest dużo potraw, a na kolację człowiek się nie objada. Nie musisz wszystkiego próbować. Grzeczno�ć wymaga, żeby� skosztowała chociaż trzech potraw, w tym co� słodkiego. Podpowiadaj, co chcesz je�ć, a ja dyskretnie będę ci wskazywał odpowiedni sztuciec, to bajecznie proste... jak już raz przejdziesz taką edukację - wyszeptał jej konspiracyjnie do ucha i cmoknął ją delikatnie, �ciskając pod stołem dłoń dziewczyny. Hermiona mogła sobie pozwolić na ciche westchnienie ulgi.

- Ciekawe, jak ona sobie poradzi? Wiesz, zwykli ludzie nie jedzą tak, jak my... – Lucjusz szepnął, ze zło�liwym błyskiem w oku, do żony.
- Zobaczymy, najwyżej sobie nie poradzi.... - Narcyza nie zamierzała przejmować się tym, czy nowa dziewczyna jej synka będzie wiedziała, który widelczyk do czego. Nadal my�lała o zniszczonej sukni.
- Wła�ciwie to niezły sprawdzian dla Dracona... Powinien jej pomóc tak, żeby�my nic nie zauważyli, ciekawe czy sobie da radę - Lucjusz uniósł zalotnie brew i popatrzył na żonę niemal czule. – Słuchaj, Nari... - szepnął - ... to nie jego wina, że pies lubi się bawić, ani wina psa, że jeszcze ma szczeniackie zapędy. Kupię ci na to miejsce nawet trzy suknie, dobrze?
Kobieta popatrzyła na niego nieco łaskawiej:
- Tu chodzi o to, że ja lubiłam tą suknię, ale dziękuję za dobre chęci. A Draco? No cóż, zobaczymy, na jakiego dżentelmena tatu� go wychował - zdobyła się nawet na to, żeby mrugnąć do Lucjusza.
- Suknię ci naprawie, a Draco na pewno nie nawali - Lucjusz wypiął dumnie pier� i Narcyza lekko się u�miechnęła.
Najwidoczniej Lucjusz potrafił jako tako wychować syna, gdyż Draco bez najmniejszych trudno�ci podpowiadał Hermionie. Kolacja minęła w do�ć miłej spokojnej atmosferze. A po kolacji panie przeszły do bawialni Narcyzy i tam pogłębiły swą znajomo�ć. Kiedy przeglądały trzeci katalog były już w bardzo dobrej komitywie, a Narcyza w cicho�ci ducha stwierdziła, że dzięki Merlinowi jej syn ma gust równie dobry, co jego ojciec. W końcu, jakby nie było, Lucjusz wybrał ją, a to musiało o czym� �wiadczyć.

***
- A jaka ona jest w łóżku? - bardzo cicho zapytał Lucjusz, gdy był pewien, że ani żona, ani potencjalna synowa go nie usłyszą.
Obydwaj z Draconem siedzieli w jadalni i towarzyszył im Przecinek, który bardzo chciał się załapać na resztki z kolacji. Skubaniec, zawsze widział, kiedy pani wyjdzie, i wtedy przychodził na żebry do pana.
W odpowiedzi na wielce dyskretne pytanie rodziciela Draco jedynie się zarumienił i bąknął:
- No wiesz co?
- Nic, chciałem tylko wiedzieć, czy jest tak... niepraktyczna jak jej fryzura - Lucjusz nie mógł sobie darować. Uwielbiał wprowadzać syna w zakłopotanie.
- Jej fryzura wcale nie jest niepraktyczna! Jest ładna... – oburzył się jego syn.
Lucjusz tylko się u�miechnął i rzucił w stronę Przecinka plasterek wędliny.
- A poza tym, jak ty by� się czuł, gdyby dziadek pytał cię o to, jaka mama jest w łóżku? – spytał poirytowany Draco.
Lucjusz, który już miał poczęstować psa następnym smakołykiem, zamarł i spojrzał na syna. Wydawało mu się, że słyszy wła�nie sam siebie sprzed wielu lat. Bo kiedy� pan Lucjusz Malfoy znalazł się dokładnie w takiej samej sytuacji, a jego ojciec zadał mu bardzo podobne pytanie na temat Narcyzy i otrzymał taką odpowied�, jaką przed chwilą otrzymał on sam.
- Ekhem... No, chyba tak samo. A w ogóle, co ty wiesz o życiu? Pogadamy, jak będziesz miał własne dzieci – rzekł i rzucił dobermanowi następny kawałek mięsa.
- No wła�nie, tak samo! - Draco był lekko zły na ojca i nie zamierzał wysłuchiwać niczego o własnych dzieciach i tym podobnych „pierdołach”, jak to okre�lił w duchu.
- Dobrze, uspokój się. Byłem niedyskretny, bywa. Jeżeli to dla ciebie traumatyczne przeżycie, to nie musisz... - mężczyzna nie dokończył.
- Tobie naprawdę sprawia przyjemno�ć robienie mi przykro�ci, tak? Jak możesz w ten sposób żartować?! - Malfoy Junior wybuchł jak wulkan i jego ojciec ze zdziwienia zamilkł
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Harajuku_Girl
post 01.02.2006 19:03
Post #197 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Doł±czył: 01.02.2006




- To, co przeżyli�my było piękne, a ty to sprowadzasz do jakich� umiejętno�ci sportowych i jeszcze się nabijasz! Możesz sobie mówić, co chcesz, ale zejd� z Hermiony, bo jest najwspanialszą dziewczyną, jaką znam i mogę ci za nią przyłożyć! - chłopak był po prostu w�ciekły. – Nie zachowujesz się jak ojciec. Kochający ojciec zachowałby się zupełnie inaczej - dodał z żalem na koniec swojej przemowy.
Lucjusz poczuł się podle. Spu�cił wzrok i wbił spojrzenie w dębową podłogę.
- Przepraszam - wyszeptał. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że skrzywdził swojego syna. - Masz rację, zachowuję się jak jaki� niewychowany Gryfon. Na Slytherina, jaki ty jeste� do mnie podobny – wyszeptał podnosząc wzrok.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na swego ojca.
- Nie patrz się tak, ja bym zachowywał się identycznie, gdyby kto� próbował urazić twoją matkę. Zresztą dalej się tak zachowuję. Ja po prostu bardzo kocham tę kobietę – rzekł Lucjusz.
- Aha... To czemu się kłócicie? - spytał Draco i usiadł obok ojca.
- Bo jeżeli żyje się pod jednym dachem, to inaczej nie da rady. Kłótnie nawet są potrzebne. Trzeba mówić sobie nawet przykre rzeczy i starać się rozwiązywać problemy wspólnie, ale mieszkając razem nie da się uniknąć konfliktów. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje potrzeby i swoje racje... – wyja�nił spokojnie Malfoy Senior.
- Rozumiem, ale wy jeste�cie wobec siebie też często chłodni i oficjalni i... – zaczął młodzieniec.
- Bo tak nas wychowano, bo jeste�my lud�mi z wyższych sfer - przerwał synowi pan Malfoy. - Ale to nie znaczy, że się nie kochamy i że jeste�my wobec siebie oziębli.
- A ja uważam, że należy okazywać czuło�ć jak najczę�ciej, nawet przy ludziach! - zapalił się chłopak.
- A to ciekawe - Lucjusz u�miechnął się szeroko. - Mój syn mówi o czuło�ci. Matko, Draco ale wpadłe�. Zupełnie jak ja przed laty.
Chłopak już chciał zaprzeczyć, że wcale nie wpadł, że ojciec sobie co� ubzdurał, ale zamiast tego u�miechnął się rado�nie, bo do jadalnie wróciły obie panie. Draco i Hermiona zaczęli zbierać się po chwili do wyj�cia, w końcu jutro trzeba było wracać do szkoły. Nie wiedzieli tylko, że gdy wrócą do rezydencji Zabinich, zastaną tam nie tylko Blaise’a i Gin.
Kiedy tylko Draco, Hermiona i Przecinek teleportowali się do rezydencji Malfoyów, Ginny poszła do sypialni, by spakować rzeczy swoje i przyjaciółki. W momencie, gdy zaczęła wyciągać swoje szaty z szafy Blaise’a, ten pojawił się w pokoju i z dziwnym błyskiem w oku zamknął drzwi.
- Draco i Hermi wrócą pewnie pó�nym wieczorem, a ty jeste� mi co� winna za eliksir. Pamiętasz? – zaczął.
- Ja muszę spakować swoje rzeczy... I Hermiony też, a z tego co wiem, to ty swoje łachy i łachy Malfoya również, nie sądzisz? Pó�niej nam się nie będzie chciało - Ginny zarumieniła się lekko, ale odpowiedziała tak, jak rozum jej podpowiadał.
Uklękła przy kufrze i układała w nim dwie szaty szkolne, oraz dwie pary spodni dżinsowych. Spódniczki od mundurków zostawiła w szkole.
- Mi się nie chce teraz - wymruczał Blaise, klękając za nią i obejmując jej szczupłe biodra udami. - Mam ochotę na co� zupełnie innego.
Virginia poczuła gorący oddech chłopaka na karku i westchnęła cicho, lecz nadal starała się zachować zdrowy rozsądek.
- We�, Dziki, bąd� raz cywilizowanym chłopcem... Jak się teraz spakujemy będziemy mieli to z głowy – powiedziała wkładając do kufra bluzki.
- Mhm... - odrzekł Zabini i polizał płatek jej ucha. - Wiem... - objął dziewczynę i mocno do siebie przytulił. - I wiem, że można to zrobić dużo szybciej, rzucając zaklęcie - Virginia topiła się w jego ramionach jak wosk. Zacisnęła palce na kolanach chłopaka i przywarła plecami do jego klatki piersiowej.
- Ale czy ty my�lisz zawsze tylko o jednym? - zapytała niepewnie, przymykając z rozkoszy oczy, bo Blaise delikatnie całował jej kark.
- Ja po prostu za tobą szaleję. A wiem, że w szkole nie będziemy sobie mogli pozwolić zbyt często na blisko�ć fizyczną, Ginny. Ale jeżeli nie chcesz i ci to przeszkadza, to przestanę, kochanie - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho i łagodnie. Odsunął się trochę i położył dłonie na barkach dziewczyny, by delikatnie je masować.
- Wiesz doskonale, że mi to nie przeszkadza. Jeste� podły, kusisz tylko biednego człowieka – odpowiedziała Ginny.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja chodzę w krótkich spódniczkach i obcisłych spodniach. To ty mnie kusisz – stwierdził Zabini z u�miechem.
- Blaise - Ginny spojrzała na niego niepewnie przez ramię - Wiesz, że jak mój brat się dowie o..
- Jak twój brat się dowie o nas, to będzie chciał mnie uszkodzić. Więc oboje będziemy musieli co� z tym zrobić. A teraz nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Kobieto, mnie tu czeka życiowe zadanie – przerwał jej łagodnie.
- Ta? A jakie? – spytała Ginny, choć doskonale wiedziała, jaką usłyszy odpowied�.
- Dobrać się do malej wiewióreczki – oznajmił rado�nie brunet.
- Zoofil- skwitowała dziewczyna.
- Wcale nie... W końcu mam ksywę Dziki, jak zwierz, to co ze mnie za zoofil? Biorę się za swoich – zripostował grzecznie.
Virginia cicho się roze�miała, a Blaise warknął - w jego przekonaniu gro�nie, i ugryzł ją w ucho, a następnie w kark. Zrobił to na tyle delikatnie, żeby dziewczynę przeszyły przyjemne dreszcze. Odwróciła się przodem do Zabiniego i oplotła nogami jego biodra. Miała na sobie krótką, czarną spódniczkę i chłopak wsunął pod nią dłoń, by pie�cić po�ladki swojej "wiewióreczki." Przywarła do niego mocniej i obydwoje jęknęli z ogarniającego ich ciała pożądania.
- Twój mały przyjaciel potrzebuje chyba opieki - wyszeptała ochryple Virginia, ocierając się o twardą męsko�ć Blaise'a. - Mogłabym go gdzie� przechować i dać mu troszeczkę przyjemno�ci - kusiła zmysłową chrypką.
- Ty diablico – Blaise, mimo narastającego podniecenia, nie mógł się nie za�miać. - Nie dam się tak łatwo przerobić... Nie zabiorę ci niewinno�ci, dopóki nie skończysz szkoły, nie chcę inaczej...
- No wiesz?! - oburzyło się rudowłose dziewczę.
- Cii... - przytulił ją mocno i pocałował w policzek. - Chcę poczekać, aż będziesz naprawdę gotowa.
- Ale do tej pory ja mogę ci się znudzić... - powiedziała żało�nie - a nie chcę tego robić po raz pierwszy z nikim innym, bo jeste� dla mnie... - zawahała się na chwilę - ...bardzo ważny, Blaise...
Chłopak spoważniał i spojrzał jej uważnie w oczy.
- Gin, malutka, znudzić to się może zabawka - powiedział z lekkim wyrzutem. - A ja nie traktuję cię jak zabawki i nigdy nie wolno ci w ten sposób my�leć... Traktuję ciebie, nie, nas, bardzo poważnie.Poważnie... Rozumiesz?
Patrzyła przez dłuższą chwilę w jego szmaragdowe oczy, które były teraz pełne nie tylko namiętno�ci, ale także ciepła, czuło�ci i powagi. W końcu skinęła głową. Zrozumiała, że jej pro�by na nic się zdadzą, bo on po prostu wie, co mówi. Nie pozostało jej nic innego jak mocno go ucałować i mieć nadzieję, że następnym razem da się namówić.
- No, a teraz mała wiewiórka będzie grzecznie czekała na to, co duży zły dziki zwierz jej zrobi – o�wiadczył Blaise.
- I mała wiewiórka nie ma szans na ucieczkę? - zapytała Giny jednocze�nie rozpinając mu koszulę.
- Oczywi�cie, że nie, bo duży dziki zwierz... – chłopak się za�miał, widząc w oczach Virginii co� całkowicie sprzecznego z lękiem i chęcią ucieczki.
- Blaise! Jest tu kto?! Wrócili�my! - dał się słyszeć z dołu radosny głos Anny Zabini.
- Kur*wa - bardzo cicho i żało�nie pisnął dziki, zły zwierz w postaci Blaise'a, a mała bezbronna wiewióreczka Ginny, w tym samym czasie, wrzasnęła na całe gardło:
- AAA!!! - i zaczęła się pospiesznie poprawiać.
- Cicho, wariatko - chłopak zakrył jej usta dłońmi.
- Blaise, co ty wyprawiasz? - matka dotarła do pokoju syna i otworzyła drzwi. Ponieważ Virginia nie zdążyła się odsunąć, a Blaise nie zdążył zapiąć koszuli, zastał ją ciekawy widok.
Zaskoczona uniosła brwi i powiedziała:
- A, to przepraszam. Tylko jej nie bij, dziewczyny nie zawsze to lubią - po czym wyszła zamykając drzwi i kryjąc u�miech.
- Co tam się dzieje, kochanie?! - dał się słyszeć grzmiący głos pana Zabini
- Absolutnie nic, skarbie! - odkrzyknęła pani Zabini. - Koleżanka Blaise'a uderzyła się w kolano! - skłamała gładko.
- Bić? - Ginny spojrzała się na zarumienionego bruneta.
- E.... nieważne - odpowiedział Blaise i spojrzał na drzwi, za którymi zniknęła jego matka, z nienawi�cią. - Lepiej zejd�my, zanim pojawi się tu reszta rodziny.
- Wiesz, jako� nie mam ochoty – powiedziała Ginny. - Blaise... musimy przenie�ć moje rzeczy do dawnej sypialni... Hermiony też. – dodała.
- Okey, musimy i zaraz się to zrobi...
- A co to za reszta rodziny? - zainteresowała się nagle "wiewióreczka".
- Nieistotne - uciął Blaise, my�ląc ze zło�cią o swoim cholernie przystojnym, starszym sze�ć lata braciszku, Steelu.
Warknięcie chłopaka i niebezpieczny błysk w jego oczach, zachęciły tylko Ginny do dalszej inwigilacji.
- No nie bąd� taki, powiedz.... - przymilała się, próbując zamknąć pełny kufer, w którym załadowała ciuchy byle jak, wyuczonym zaklęciem pakującym.
- Nie! - warknął Blaise i pomógł Ginny zamknąć kufer, a następnie zaprowadził ją na dół.
Przy schodach, jak na zło�ć, stała starsza latoro�l państwa Zabinich i ze zło�liwym u�miechem wpatrywała się w swego brata.
- Nie mogę, Blaise, kto� tak piękny się tobą zainteresował. Przyznaj się, co na nią rzuciłe�? – zadrwił chłopak.
- Odwal się - Blaise popisał się Malfoyowską kulturą i próbował wyminąć swój dziecięcy koszmar.
- Nic na mnie nie rzucił - żachnęła się Virginia. – I nie jestem łatwa.... – dodała dla pewno�ci, dumnie się prostując. - A ty to kto? - przyjrzała mu się z nieskrywanym zainteresowaniem, co wywołało zgrzytnięcie zębów Blaise’a. A miał powód do zgrzytu.
Straszy brat był do niego bardzo podobny, bo obaj wdali się w tatę, z tym, że Steel miał bardzo długie włosy spięte lu�no na karku w koński ogon oraz czarne jak węgiel, błyszczące i kpiące oczy, które odziedziczył po matce.
- Steel Marvolo Zabini, do usług ja�nie wielmożnej panience - ukłonił się kurtuazyjnie i ucałował dłoń Virginii, która od razu poczuła się jak prawdziwa dama i zawstydziła się przykrótkiej spódniczki i zwykłej bluzeczki z dzianiny.
Musiała przyznać, że obaj bracia mieli w sobie, poza skłonno�cią do nonszalancji, niewymuszony wdzięk i umiejętno�ć dżentelmeńskiego postępowania z kobietami.
- Bardzo mi miło, Virginia Weasley - odrzekła i dygnęła skromnie.
- Chod� Gin, przedstawię cię rodzicom - młodsza latoro�l państwa Zabinich złapała ją za rękę i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w kierunku swojego brata, który tylko pobłażliwie się roze�miał, widząc, jak braciszek zazdro�nie strzeże swojej "wiewióreczki."
- Co jest na obiad? - gromko spytał Andreus Zabini, rzucając zaciekawione spojrzenie Virginii. Jego oczy były identyczne, jak oczy Blaise'a, tylko nie tak sko�ne (elfi kształt oczu młodszy Zabini odziedziczył po matce). W ogóle był bardzo podobny do młodszego syna, chociaż miał nieco ostrzejsze rysy.
- Spaghetti - powiedział Blaise i u�miechnął się przy tym niewinnie jak aniołek. Oczywi�cie nie raczył dodać, że sos do tego cuda kilka dni wcze�niej przyrządził Draco wraz z Ginny.
- Mamo, tato, chciałbym żeby�cie poznali moją dziewczynę. Virginia Weasley – przedstawił rodzicom swoją towarzyszkę.
- Z tych Weasleyów? - zapytał pan Zabini.
- Tak, proszę pana - odpowiedziała grzecznie Ginny i u�miechnęła się niewinnie.
- Bardzo dobrze znam twojego ojca. Podzielam jego pasję do mugolskich sprzętów. Ci niemagiczni są naprawdę zdolni, je�li chodzi o ułatwianie sobie życia. Oczywi�cie rodzice wiedzą, że spędzasz tutaj ferie? – spytał z zainteresowaniem.
- Eeee... no... eeeeee tego... ten... - Virginii nagle zabrakło słów.
Je�li powie, że wiedzą, ten facet łatwo zweryfikuje, że to nieprawda. I goblin ojca gonił, ale matka....
- Gin miała spędzać wakacje Bożonarodzeniowe u swojej przyjaciółki Hermiony, ale Hermiona wraz Draconem są na �więta u nas i dlatego Ginny też tu się znalazła... - Blaise miał nadzieję, że to wytłumaczenie starczy ojcu i matce.
- Ee, Hermiona Granger? Ta mugolaczka *, której młody Malfoy nie cierpi całą duszą? - Steel uniósł po �lizgońsku brew, mimo że skończył Ravenclaw. - Co� bredzisz braciszku. A poza tym to gdzie oni są teraz? Schowali się pod dywanem? - zakpił, a Blaise poczuł, że go krew zalewa.
- Wybacz mu, Ginny, ale mój brat to ciekawski kretyn. Dla twojej wiadomo�ci, kruczku, Draco i Hermi są teraz u Malfoyów, musieli odteleportować Przecinka – poinformował brata oschle Blaise.
- Nie mów do mnie kruczku, żmijeczko bezzębna. I o jakiego Przecinka ci chodzi? – odwarknął Steel.
- Draco ma psa... który boi się kotów - Blaise nie mógł powstrzymać się od dodania tej uwagi.
- No tak, jaki pan taki kram - zauważył Steel i podszedł do kuchenki na której pyrkotał gorący już sos. Swoim zwyczajem nabrał go troszeczkę i spróbował. Jego twarz poczerwieniała i natychmiast rzucił się do kranu z woda.
- Jezu, co to, Blaise?! - wycharczał gdy już pochłonął litry wody.
- To tylko sos neapolitański, co prawda trochę podrasowany przeze mnie i przez Smoka, ale chyba dobrze wchodzi? - wyja�niła z dumą Ginny.
- Och, podrasowany to on jest na pewno i to nie�le! - Steel podleciał do lodówki i wyciągnął sok grejpfrutowy.
- E, tam. Chilli, biały pieprz, paprykowa pasta węgierska... W sam raz. Miał być ostry, nawet nie wiesz jak dobrze smakuje z makaronem, albo ryżem - Virginia zanurkowała pod ramieniem Zabiniego i wyciągnęła mleko.
- Jak to się stało? - cicho zapytał starszy brat, patrząc na rozwalony piec.
- Malfoy Junior, Malfoy Senior... i butelka wódki dolana do kaczki - Blaise postanowił zataić udział Virginii w tym niecnym czynie.
- I wszystko jasne... Na Boga, nie wiesz, że te mutanty kulinarne nie powinny wchodzić do żadnej kuchni? - młody mężczyzna popukał się w czoło.
- Ale nie wygadasz? - po rzuceniu pełnego wdzięczno�ci spojrzenia w kierunku Blaise'a, Ginny podeszła do Steela i zajrzała mu ze szczerą pro�bą w oczy.
- Dobra, zmilczę - musiał przyznać, że rudowłosa ma piękne i ogromne czekoladowe tęczówki, które po prostu rozbrajały.
Ha, mały ma dobry gust - pomy�lał.
- Jakby co, Blaise... - dziewczyna zwróciła się do młodszego z braci - ... to ja powiem, że to przeze mnie - wspięła się na palce i ucałowała go mocno w policzek.
- Oj, Ginny, we� przestań, przecież wła�ciwie nic się nie stało - odpowiedział zarumieniony chłopak, na co jego starszy brat parsknął �miechem.
Kiedy matka obu młodych mężczyzn zbliżała się do kuchenki, Blaise rzucił się w jej stronę.
- Mamu�, ty na pewno jeste� zmęczona. Id� z ojcem, odpocznijcie a ja, Ginny i Steel przygotujemy obiad.
Anna Zabini nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że jej syn robi to bezinteresownie, ale wolała, tym razem, przymknąć oko i wraz z mężem udała się do swej sypialni, obrzucając całą trójkę podejrzliwym spojrzeniem.
Kiedy tylko starszyzna rodu opu�ciła progi kuchni, Blaise popatrzył na brata.
- Mam rozumieć, że ty tego tak bezinteresownie nie robisz?
- Oczywi�cie, że nie. Co ja, gryfek jaki� jestem? – zadrwił.
Virginia, Blaise i Steel przygotowywali obiad (starsza latoro�l Zabinich także znała się nie�le na kuchni): gotowali makaron i obierali oraz szatkowali �wieże warzywa. Blaise wpadł na pomysł, żeby nieco złagodzić sos, dodając pomidory i dwie łyżki �mietanki tak, że ten stał się bardziej kwaskowy i mniej żrący.
- Ja lubię ostre sosy ... - powiedział zasmuconej Ginny - ... ale moi rodzice aż tak pikantnej potrawy by nie przełknęli. Masz, spróbuj. Nie popsułem głównego wątku smakowego - dodał łagodnie i kurtuazyjnie zaprosił dziewczynę, podając jej na łyżce sos do spróbowania.
- Główny wątek smakowy, w tym czym�, to pieprz kajeński braciszku - uszczypliwie oznajmił Steel, trąc żółty ser. - Takiego czego� rzeczywi�cie nie da się niczym zagłuszyć - dodał z pobłażaniem, obserwując swojego brata, który z czuło�cią karmił rudowłosą Weasleyównę.
Ale się bujnął, nie ma co - pomy�lał, znając Blaise'a, jak przysłowiowy zły szeląg.
- Nie znasz się - warknął młodszy z Zabinich i u�miechnął się pocieszająco do Virginii. - I jak smakuje?
- Nawet, nawet - odpowiedziała rudowłosa i wróciła do robienia sałatki.
Kwadrans pó�niej wszyscy znale�li się w jadalni i przy miłej rozmowie zaczęli pałaszować obiad.
- Rany, to jest pyszne - mało arystokratycznie odezwał się senior rodu. - Przyznam synu, że nie spodziewałem się po Malfoyu czego� takiego, ale to pewnie za sprawą twej przyjaciółki. Nie pozwalałe� mu eksperymentować prawda?
- Ale przecież Draco bardzo dobrze gotuje - Ginny wręcz się oburzyła; jak można było nie doceniać takiego talentu.
- Gin ma dosyć... niekonwencjonalne podej�cie do kuchni - Blaise popatrzył z uwielbieniem na rudowłosą. - Lubi eksperymentować, może nie tak mocno jak dwaj Malfoyowie... - wiedział, że w tym momencie kłamie, ale jego Gin musiała być postrzegana przez wszystkich jako ideał, bo on ją uwielbiał - ... ale lubi.
- Rozumiem - Andreus Zabini nabrał kolejną porcję makaronu i pochłonął go z apetytem.
- Jak dla mnie ciut za ostre, ale dobre - Anna Zabini u�miechnęła się do Virginii, która z dumą posłała jej swój najszerszy i najbardziej rozkoszny u�miech.
- No, to skoro wy zrobili�cie taki dobry obiad ... - powiedziała Anna po skończonym posiłku - ... to my z ojcem powinni�my pozmywać.
- Mamo, no co ty? - Blaise zaczął poważnie panikować - Kto robi to zmywa, ja i Steel już uzgodnili�my to i...
- Synu, je�li chcesz, żebym nie zauważyła tego zniszczonego pieca, to marne są te twoje wysiłki. Mam tylko nadzieję, że Malfoy wystawił do�ć spory czek, bo jak nie, to go zabiję.
Virginia bardzo cichutko pisnęła i natychmiast przeprosiła, Steel miał minę, która wskazywała na to, że zbytnio nie zdziwił się szybkim refleksem i spostrzegawczo�cią matki, a Blaise spu�cił wzrok i się zarumienił.
- Że co?! - zagrzmiał pan Zabini. - Mam nadzieję, że nie tylko wystawił czek, ale że jest on z odpowiednią ilo�cią zer. To już drugi raz!
- Spoko, spoko, wujek Lucjusz wystawił spory czek - mina młodszej latoro�li Andreusa i Ann była skruszona i pokorna, chociaż w szmaragdowych oczach można było dostrzec blask przekory.
- Synu, czy ja ci czasami czego� nie obiecywałem, je�li wpu�cisz do naszej kuchni kogokolwiek z Malfoyów? – spytał powoli Andreus.
- Ale to była sytuacja wyjątkowa - mruknął Blaise.
- A co masz na myli mówiąc wyjątkowa... - zaczęła jego matka, ale nie skończyła gdyż w drzwiach ukazały się dwa stworzenie które ona uwielbiała. Koty.
- Kici, kici! - zawołała Ann Zabini i Zimmy podbiegła do niej z wyprężonym ogonem. Krzywołap, natomiast, usiadł na uboczu z wyrazem miny kota poważnego, który nie ma w głowie jedynie głupot.
- Kochanie, przecież masz uczulenie na sier�ć kotów! - oznajmił z naganą w głosie Andreus.
- Dlatego nie mamy własnych. Jak się wabisz, co? - zwróciła się do kotki, która wskoczyła jej na kolana i zaczęła trącać kobietę łebkiem, domagając się pieszczot.
- Zimmy - odpowiedziała Ginny, która była bardzo zadowolona, że jej ulubienica wzbudziła taką furorę.
- Co to za... niezwykły okaz? - zapytał się Steel spoglądając na Krzywołapa.
- Jakby� nie wiedział, to jest kot - odpowiedział jego brat, któremu coraz mniej podobały się spojrzenia, jakie ten pacan rzucał jego wiewióreczce.
- A co, to miało wypadek? Wygląda jakby wpadł z duża prędko�cią na �cianę – stwierdził z ironią braciszek Zabiniego.
- Sam zaraz będziesz tak wyglądał jełopie - dało się słyszeć złowrogi warkniecie od strony Blaise'a
Młodszy brat Steela objął, z jednoznacznym wyrazem twarzy, swoją Ginny i spojrzał na niego nieprzychylnie.
Nie można nawet patrzeć na intrygującą kobietę? Nie zjem jej. - mówiło spojrzenie starszego z potomków Andreusa i Ann.
- Sam jeste� jełop – powiedział tenże potomek na głos.
- To Krzywołap, kot Hermiony - oznajmiła Ginny. - Ma �wietny ogon, prawda?
Pomarańczowy zwierz jak na zawołanie wstał, wyciągnął przednie łapy, wbijając pazury w dywan i wyprężył puszysty, szczotkowaty ogon; swoją niekłamaną dumę.
- Ta... nadaje się do czyszczenia... – mruknął Steel.
- Steel! – oburzyła się jego rodzicielka.
- No, co mamo? Przecież ja nic nie mówię – chłopak podniósł ręce w obronnym ge�cie.
- No to się nie odzywaj, a ty, piękny kotku, chod� tu, moje maleństwo – Ann zwróciła się do kota.
"Maleństwo" szerokim łukiem ominęło to człeko-podobne co�, co go obrażało i podeszło do miłej pani, która pewnie da mu co� dobrego.
Pani jednak nie dała nic dobrego, ale pochyliła się nad "maleństwem" i podrapała go po pomarańczowym łbie, co zostało przywitane gło�nym mrukiem.
- To cholernie mądra bestia - oznajmił Blaise tak dumnym tonem, jakby Krzywołap był jego zwierzakiem. - Chyba nie jest do końca zwykłym kotem, bo nawet jest bardzo inteligentny.
- Na pewno jest inteligentniejszy od ciebie - oznajmił cicho Steel, a pani Zabini, w tym samym momencie kichnęła potężnie, płosząc oba czworonogi.
Mimo kichnięcia matki, Blaise usłyszał wątpliwy komplement starszego o sze�ć lat brata.
Virginia też to usłyszała i powiedziała ze �miechem:
- Jakbym słyszała swoich braci, cięgle się kłócą.
- Mężczy�ni tak mają - podsumowała Ann i u�miechnęła się do tej miłej dziewczyny, którą jej syn wreszcie przyprowadził do domu. Już my�lała, że nie pozna żadnej z jego koleżanek.
- Mamo, chciałby zauważyć, że twój pierworodny nie jest mężczyzną, to debil - odezwał się Blaise i posłał braciszkowi najmilszy z u�miechów.
- Ty matole, za co mnie Bóg takim bratem pokarał? - oznajmił zirytowany Steel i wstał od stołu.
- Obydwaj przestańcie! W tej chwili! - Andreus nie wytrzymał psychicznie, a powstrzymała go, od uderzeniem pię�cią w stół, jedynie obecno�ć młodziutkiej przyjaciółki Blaise'a. - Za co MNIE Bóg pokarał takimi infantylnymi synami? - dodał bardzo spokojnie i zmarszczył brwi.
- Och, And... - jego małżonka popatrzyła na mężczyznę wymownie. - Oni odziedziczyli wiele z twojego charakteru; nie tylko urodę, więc lepiej nic nie mów. A wy ... – spojrzała, raczej gro�nie, na młodzieńców - ... przepro�cie się w tej chwili i zachowujcie jak cywilizowani ludzie, dobrze?
- Przecież on nie wie, co to jest cywilizacja! - wykrzyknęli bracia Zabini, wskazując jeden na drugiego, a Ginny wybuchła gło�nym, radosnym �miechem.
- I pomy�leć, że ja urodziłam kogo� takiego - mruknęła seniorka rodu, po czym zwróciła się do Virginii. - Rozumiem, że wiążąc się z moim synem, wiedziała�, iż ma on problemy z psychiką.
- Oczywi�cie - odpowiedziała szczerze rudowłosa i pu�ciła oko w stronę swego mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie - naburmuszył się Blaise.
- Przecież ja doskonale sobie wiem, że w niektórych sprawach jeste� trochę jak niedorozwinięty - wyszczerzyła się rado�nie. - Chociażby te głupie kłótnie z Draconem Malfoyem, czy teraz z twoim bratem. Ludzie my�lący ustępują w kłótni i mają spokój, a nie podjudzają do głupich tekstów.
- Odezwała się - mruknął Blaise, ale zrobił to tak cicho, że nikt tego nie usłyszał. W końcu był człowiekiem my�lącym... a to, że niekiedy my�lał inaczej, to już mniejszy szczegół.
- No, to teraz moi panowie pójdą do kuchni, a ja i Virginia porozmawiamy sobie jak na kobiety przystało. Blaise, nie patrz się tak na mnie, nie zjem jej – o�wiadczyła Ann.
- Ale... – zaczął Steel.
- Do kuchni, synu - nakazała nie znoszącym sprzeciwu głosem.
Steel wzruszył ramionami, westchnął, zmełł w zębach ką�liwą uwagę i spokojnie ruszył do kuchni, a pan Zabini u�miechnął się pobłażliwie, widząc głupią minę młodszego syna i zwrócił się do żony:
- Kochanie, rozumiem, że ja też mam wyj�ć - uniósł brwi i znacząco u�miechnął się do Ann.
- Oczywi�cie - autorytarnie i ze słodkim u�miechem odrzekła jego małżonka i odwzajemniła słodko u�miech. - Żegnam panów

(* od mugolaka - dziecko z rodziców mugoli)

*
- Chod�, Virginio, usiąd� obok mnie – powiedziała Ann łagodnie, gdy już ostatni z przedstawicieli płci brzydkiej opu�cił pomieszczenie. - Nie denerwuj się - dodała i u�miechnęła się ciepło, widząc niezdecydowanie dziewczyny. - No chod�, tylko z tobą porozmawiam.
Ginny u�miechnęła się niepewnie i usiadła obok matki Blaise'a. Prawdę powiedziawszy to wcale nie miała ochoty na żadną rozmowę i czuła się okropnie - miała pietra.
- A więc ty i mój syn, pozostajecie w związku... – zaczęła kobieta.
- Nie... znaczy tak.. znaczy... dopiero zaczynamy - Ginny zaczęła się jąkać, aż wreszcie zamilkła i spu�ciła głowę.
- Nie bój się mnie - łagodnie powiedziała Ann. - Też miałam siedemna�cie lat.
- Szesna�cie - szepnęła Virginia i się zarumieniła.
- Wyobra� sobie, że szesna�cie też miałam. W tym wieku seks wydaje się kluczem do dorosło�ci, a to nie do końca jest tak - u�miechnęła się ciepło.
- Jaki seks? - zapalczywie pisnęła Ginny. - On powiedział, że mnie nie tknie, dopóki nie skończę Hogwartu, bo mnie szanuje - nagle zamilkła i spu�ciła głowę. - Przepraszam.
- To znaczy, że mu zależy. Ale kochanie, seks to nie tylko zbliżenie seksualne, a przecież widziałam, że raczej w zupełnej abstynencji nie jeste�cie... Można pozostać dziewicą, a mieć większe do�wiadczenie niż kobieta, która, jak to się brzydko mówi, zaliczyła wielu mężczyzn. Jest tyle możliwo�ci dania drugiej osobie rozkoszy... – odrzekła matka Blaise`a.
- Wiem - szepnęła niebywale cicho panna Weasley, a na jej policzkach wykwitły zdrowe rumieńce.
- Moje dziecko, przecież ja cię nie zjem – zapewniła z u�miechem kobieta. - Nie bój się. Jestem szczę�liwa, że Blaise znalazł wreszcie kogo�, na kim mu zależy i z kim się dobrze czuje. Już się bałam, że zagrzebie się w tych swoich księgach i nauce... – dodała rozbawiona.
- Mnie na nim naprawdę zależy - Ginny wyszeptała cichutko i spojrzała na matkę swego chłopaka.
- Wiem o tym i wiem też, że jemu zależy na tobie – powiedziała Ann Zabini.

*
W czasie, gdy pani Zabini przeprowadzała rozmowę z Virginią, ojciec i brat Blaise`a pokpiwali z niego w kuchni.
- Ruda, co? - wyszczerzył się pan Andreus i Blaise bez słowa posłał mu spojrzenie goblina - seryjnego mordercy.
- Hehehe, rude to wredne, ale jaka inna by go zechciała? - zarechotał Steel.
- Ginny nie jest wredna - syknął w�ciekle jego młodszy brat, zdając sobie sprawę, że sam za wredną ją czasem uważa. Ale to zupełnie inna sprawa. Za to ten bubek nie będzie jej obrażał. - A to ty jeste� zazdrosny! – warknął.
- O takie maleństwo? We� przestań, ja się w dzieciakach nie lubuję. Ile ona ma? Dziesięć, dwana�cie lat? – zadrwił Steel.
- Szesna�cie - warknął Blaise i spojrzał na brata jak Voldemort na Pottera.
- A nie wygląda. Ojcze, czy ty widziałe�? Ona jeszcze pije mleko – starszy z rodzeństwa Zabinich wyszczerzył się rado�nie do swego ojca.
- Mój drogi, mleko dla dzieci jest bardzo zdrowe - stwierdził z powagą Andreus.
Blaise, który wycierał naczynia, ze zło�cią cisnął ręcznikiem i warknął.
- Jak dzieci! Steela mogę zrozumieć, ale ty, ojcze?! - oburzył się chłopak. - Powiniene� się wstydzić! Nie wiem, co taka piękna i inteligentna kobieta jak mama w tobie widziała!
- To samo, co ta młodziutka dzierlatka widzi w tobie - odrzekł niezrażony pan Zabini.
- A jaka jest w łóżku? Czy ona w ogóle wie co i jak? - ironizował Steel.
Obydwaj nabijający się z zakochanego panowie zauważyli w tym momencie, że starszy z braci przesadził.
Zresztą, nie tylko zauważyli. Steel osobi�cie to odczuł. Pię�ć brata wylądowała na jego nosie, który, pod wpływem silnego uderzenia, pękł.
Steel złapał się za krwawiący nos, a Blaise zbladł. Nie mógł uwierzyć, że pobił swojego brata tak dotkliwie, choć ten niewątpliwie na to zasłużył. Nie powinien był obrażać Ginny. Ojciec młodzieńców nic nie powiedział, tyko podszedł do lodówki i wyjął worek z lodem, a następnie podał Steelowi.
- Kur*wa, przepraszam Steel, ale nie powiniene� tak mówić - z konsternacją powiedział Blaise.
- O rany, ale masz cios - syknął z bólu jego starszy brat. - Ja pier*dolę, przywaliłe� mi tak, że chyba zacząłbym wyć, gdyby nie lód.
- Przestańcie się wyrażać - uciął Andreus. - A ty, Steel, trochę przesadziłe�. - zwrócił się do pierworodnego. - Ty za�, Blaise, dobrze bijesz, ale nie narób sobie w szkole kłopotów.
- Widzę, że naprawdę ta mała co� dla ciebie znaczy... Sorry brat - starszy syn Zabinich przyznał się do błędu.
- Znaczy i to bardzo dużo - odpowiedział Blaise, rumieniąc się przy tym słodko.
W tym samym momencie do kuchni weszły Giny i Anna.
- Co tu się dzieje? – spytała kobieta, wpatrując się opuchnięty nos swego pierworodnego.
- Nic, mamo. Potknąłem się i wpadłem na lodówkę - mruknął Steel.
- Wła�nie, lodówkę - dodał jego ojciec i posłał małżonce niewinny u�miech.
- A ta lodówka ma pię�ci i teraz masuje sobie knykcie za plecami, tak, żeby jej matka tego nie zauważyła - oznajmiła nie zmieniając tonu głosu pani Zabini, co zostało przyjęte trzema niewinnymi rumieńcami na policzkach przedstawicieli płci brzydkiej.
- Blaise, powiniene� przyłożyć bratu po raz drugi za to, że nazwał cię lodówką, nie sądzisz? - jej u�miech był słodszy od miodu, ale w oczach czaił się chłód.
- Blaise, chyba nie chcesz powiedzieć, że uderzyłe� brata - Ginny spojrzała się na Zabiniego, jakby ten popełnił najgorsze przestępstwo na �wiecie.
- Ale ja... ale on... ale on na to zasłużył! - wykrzyknął zdesperowany chłopak.
- To prawda - mruknął Steel, postanawiając pomóc bratu - Zasłużyłem.
- Boże, co ja się z wami mam - Ann pokręciła głową z dezaprobatą. – Virginio, pamiętaj, że z mężczyznami to gorzej, jak z małymi dziećmi, a im starsi tym głupsi i trudniej ich przywołać do porządku.
- Zauważyłam! - pisnęła Ginny.
- Ale ona jest zabawna - Steel nie wytrzymał i zarechotał. Uznał pi�nięcie dziewczyny za urocze. Zdziwił się tylko, gdy młoda czarownica spiorunowała go wzrokiem i rzucił zaniepokojone spojrzenie bratu, który syknął:
- Powiedz, kruczku... Chcesz mieć, tym razem, limo pod okiem?
- Dobra, już nic nie mówię - Steel pokojowo uniósł dłoń (jedną, bo drugą przykładał lód do złamanego nosa).
- I tej wersji się trzymaj - mruknął Blaise i podszedł do Ginny by ją objąć. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że to maleństwo należy wyłącznie do niego.
Steel już miał co� powiedzieć na temat tej demonstracji, lecz po głębszym zastanowieniu stwierdził, że jak na jeden dzień wystarczy mu fizycznych obrażeń.
- To ja i Ginny pójdziemy się spakować - odezwał się Blaise. – W końcu jutro jedziemy do szkoły, a musimy jeszcze spakować Dracona i Hermionę, bo nie wiadomo kiedy wrócą.
Pół godziny pó�niej byli już spakowani. Oczywi�cie cztery kufry postawili w sypialni swoich przyjaciół. Fakt, oni pakowali, ale tamci mogą się pomęczyć z przestawianiem bagaży w przypadku, gdyby im przeszkadzały. Odwalili „brudną” robotę i zbiegli na dół do kuchni po co� słodkiego.
- PIERWSZY! - ryknął Blaise i zanurkował do zamrażalnika po lody �mietankowe w polewie miętowej. - Pierwszy, a to znaczy, że ty robisz mi dobrze! - dokończył swój wywód dosyć gło�no, zapominając, że przecież już nie są w rezydencji sami.
Od strony drzwi dało się słyszeć znaczące chrząkniecie, a po chwili także głos Steela.
- Powiedz mi słodka, jak ty wytrzymujesz z tym indywiduum?
- Sama nie wiem - mruknęła zarumieniona Ginny i obrzuciła w�ciekłym spojrzeniem Blaise'a.
- Ja ci dam [/i]słodką[/i] - warknął zarumieniony, tak samo jak jego dziewczyna, Blaise. - I nie podsłuch.., bałwanie - dodał jeszcze dla podkre�lenia wagi swojej wypowiedzi.
- Nie musiał podsłuchiwać. Po co japę wydzierasz, baranie jeden?! - odgryzła się Virginia, wyręczając Steela. - Nie każdy musi znać produkty twojego chorego poczucia humoru - naburmuszyła się, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. - Sam sobie jedz te lody.
- Kochanie, nie gniewaj się - Blaise miał gdzie�, że Steel patrzy na jego pokorną minę. - Wiesz, że żartowałem...
- No wła�nie, chodzi mi o twój sposób na dowcip - odwróciła się do chłopaka plecami i nalała sobie mleka do szklanki.
- Skarbie, ja cię naprawdę przepraszam. Wiem, zachowuję się jak dureń – ciągnął Blaise.
- Kontynuuj - mruknęła Giny znad szklanki mleka.
- Kretyn, palant, gumochłon, Puchon, Snape w�ród Gryfonów, Malfoy... – zaczął wymieniać chłopak.
- No, przynajmniej raz co� mądrego powiedziałe� – mruknęła Ginny, odstawiając mleko do lodówki.
- Chodzi ci o to, że jak Malfoy, czy że jak Snape w�ród Gryfonów? - zamrugał zdezorientowany Blaise.
- Nie, kochanie, jak gumochłon - oznajmiła z naciskiem Ginny, wlepiając w niego czekoladowe oczęta.
- Aha - niepewnie odrzekł zarumieniony chłopak. - Ale nie gniewaj się na mnie...
- Ja się nie gniewam. Po prostu sprawiasz mi czasem przykro�ć, albo wprawiasz mnie w zakłopotanie – wyja�niła cicho.
- Przepraszam - powiedział Blaise i przytulił ją mocno do siebie.
Na widok takich czuło�ci Steel wyszedł z kuchni, bynajmniej nie dlatego, że nie chciał przeszkadzać bratu, tylko wszelki romantyzm działał na niego tak, jak Gryfon na �lizgona. Niedobrze.

***
Kilka godzin pó�niej, kiedy wszyscy po sytej kolacji siedzieli w kuchni, z salonu dał się słyszeć wrzask Malfoya.
- Blaise, zboczeńcu, odklej się od wiewióry! Wrócili�my!
Zadowolony z siebie Draco przemaszerował przez salon z wesołym gwizdem na ustach. Zauważył, że w jadalni �wieci się �wiatło i ruszył w tamtym kierunku:
- Mam nadzieję, że nie uprawiacie w tej chwili miło�ci francuskiej. W takim miejscu to by była perwersja! Wchodzę!
Wszedł.
Wszedł i zamarł.
Wszyscy na niego patrzyli. A było ich wielu: Steel miał wzrok pełen pogardy, pani Zabini była szczerze zdziwiona, niemal zszokowana, a jej mężowi rozszerzyły się nozdrza z irytacji. Blaise wyglądał na podłamanego, a Ginny na zawstydzoną i w�ciekłą. Draco przełknął �linę i co� miał już rzec na swoje usprawiedliwienie, ale nie było mu dane.
- Malfoy, zboczeńcu, nie zmieniaj tematu, i tak wiem, że masz na sumieniu PIEC! - zagrzmiał Andreus
Draco, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, zamierzał bronić się z godno�cią do samego końca. Dlatego też wskazała palcem na Ginny i wykrzyknął:
- To ona! To jej wina, bo ona wlała tę butlę spirytusu do kaczki.
- Ale ją chcę w przyszło�ci za synową, a nie ciebie! – odrzekł pan Zabini.
- CO?! - krzyknęli wspólnie Draco i Virginia, Hermiona, z zaciekawieniem, wychynęła zza ramienia Malfoya, a Blaise zrobił najgłupszą minę, na jaką było go stać.
- No co? Podoba mi się dziewczyna mojego syna - warknął Andreus. - Ale absolutnie nie podoba mi się to, że ty, Wielki Kucharzu, chcesz ją wrobić, podczas gdy ten piec wyleciał z winy twojej i twojego ojca. Ja sobie jeszcze z Lucjuszem porozmawiam - nozdrza mężczyzny zadrgały ponownie, a lewa brew podjechała niebezpiecznie do góry.
- Ale to naprawdę ja dodałam ten spirytus - Ginny postanowiła być mężna. Spu�ciła głowę i pokazowo się zarumieniła, przygryzając z konsternacji dolną wargę.
- Ależ kochanie. Przecież to się mogło każdemu zdarzyć. Jestem pewien, że chciała� dobrze i to nie twoja wina, że miała� do czynienia z tymi cymbałami - odparł Andreus i podszedł do dziewczyny by ją przytulić.
Draco szepnął co� pod nosem na temat dyskryminacji płciowej, lecz dostał po głowie od swojej kobiety.
- Za co to?! – wykrzyknął rozcierając sobie miejsce po uderzeniu.
- Za twoje odzywki przy wej�ciu. Kretyn! – wyja�niła ze zło�cią Hermiona.
- No co? Teraz dopiero ci przeszkadzają moje tek�ciory? - zirytował się blondyn. - Przed chwilą zostałem podle zdyskryminowany, a ty mnie bijesz. Jak możesz? - zrobił minę zmokłego spaniela i Hermiona musiała odwrócić wzrok, żeby nie zmięknąć. Jednak po sekundzie ponownie patrzyła mu z odwagą w oczy.
- W ogóle mi przeszkadzają takie durne, jak to okre�liłe�, tek�ciory. Dostałe� po prostu po łbie z opó�nieniem - wzruszyła ramionami i popatrzyła uważnie na pana Zabiniego i jego żonę. Następnie zerknęła z zaciekawieniem na Steela, który szelmowsko się do niej u�miechnął, a nawet pu�cił jej oko.
- Nie mówiłe�, że masz brata, Blaise - powiedziała, rzucając zielonookiemu wymowne spojrzenie.
- Bo nie mam – odpowiedział z irytacją brunet - To po prostu pomyłka natury. Tak naprawdę rodzice próbowali go utopić, ale się trzymał przy życiu – dodał
- A ciebie też, gumochłonie – odgryzł się Steel.
- Gryzipiórek – warknął Blaise.
- Co? - Hermiona spojrzał zdziwiona, na, jak dotąd, inteligentnego chłopaka.
- No co? To krukonik – wyja�nił wzruszając ramionami Blaise.
- Byłe� w Ravenclawie? - spytała Hermiona z zaciekawieniem.
- Tak, był w Ravenclawie - Draco niemal warknął; nie zamierzał patrzeć, jak Steel podrywa jego dziewczynę na inteligencję. - A teraz bąd�my tak dobrzy, Hermi... - przy tych słowach �cisnął lekko jej dłoń - ... i opu�ćmy kuchnię, bo jest, mimo swych rozmiarów, za mała na tyle osób.
- Droga wolna - powiedziała Ann, kryjąc u�mieszek. - Id�, ale pamiętaj, przekaż ojcu... chociażby listownie... że czeka go ciężka konfrontacja ze mną... i Narcyzą. Wyra�nie zabroniły�my mu wchodzić do jakiejkolwiek kuchni. Tym razem ci się upiekło, Draconie Malfoy, bo Lucjusz wystawił czek.
- Przekażę - prychnął Draco i zmarszczył nos. Hermiona wyszczerzyła się do rodziców Steela i Blaise'a za plecami swojego chłopaka:
- Przejdzie mu - oznajmiła, �ciskając wymownie dłoń Mlfoya.
- Mój Boże. Żeby jakie� ładne i inteligentne dziewczyny leciały na takich tłuków jak mój brat i malfoyasty – westchnął Steel, po zniknięciu Hermiony i Dracona, nie kryjąc swojego zdegustowania.
- Sam jeste� tłuk - mruknął Blaise i wyciągnął Ginny z kuchni. Musiał natychmiast porozmawiać z Draconem, a nie chciał zostawić swojej małej wiewióreczki z tą „pomyłką natury” uchodzącą za jego brata.
Chwilę pó�niej cała czwórka siedziała w sypialni Blaise'a i sprawiała takie wrażenie, jakby kto� powiadomił ich o �mierci ulubionego Testrala.
- Czyli z naszych planów nici - mruknął Draco. - Znowu powrót do zimnych, pustych sypialni.
- I do Hogwartu - dodała Hermiona
- Hogwart... - mina Blaise'a zdradzała zamy�lenie. - Cholera, Hogwart, nauka i egzaminy...
- Egzaminy nie są złe - stwierdziła z miną filozofa Granger, a pozostała trójka posłała jej spojrzenia jadowitych i w�ciekłych bazyliszków.
- Hogwart Hogwartem, trzeba tam wrócić i tyle - Draco podrapał się niegro�nym końcem różdżki za uchem. - Ale dzi� będzie bryndza! - jego głos zabrzmiał dono�nie i żało�nie, zupełnie jak pisk nieszczę�liwego Przecinka.
- Pomy�lcie, to tylko jedna noc... - Blaise postanowił być optymistą. – Zresztą, rodzice �pią w zupełnie innej czę�ci domu, w tej �pimy my i...
- No wła�nie, Dziki i... – Draco spojrzał na przyjaciela znacząco.
- O co wam chodzi? - zdumiona Ginny spojrzała na mężczyzn.
- O tą sklątkę tylnowybuchową, która uchodzi za mojego brata – odpowiedział ze zło�cią Blaise.
- On jest bardzo miły i sympatyczny - obie dziewczyny stanęły natychmiast w obronie pierworodnego państwa Zabini, co bynajmniej nie spodobało się ich partnerom.
- On wcale nie jest miły, on jest gorszy niż ... niż ... – brunet próbował znale�ć odpowiednie słowo.
- Niż co, patałachy? – od strony drzwi dobiegł ich głos Steela Zabiniego. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Chłopak stał w progu i przyglądał im się mieszaniną zaciekawienia i rozbawienia na twarzy.
- Jeste� gorszy od tego nadętego idioty, Pottera! Brakuje ci tylko blizny - zaperzył się potomek Malfoyów, za co zarobił wiele mówiące i nieprzychylne prychnięcie Hermiony i żmijowy syk ze strony Virginii.
- Och, Steel nie potrzebuje blizny... On nosi długie włosy - Blaise przeciągał każdą sylabę i wyglądał tak, jakby miał się rzucić na swojego brata i go udusić. Tym razem to Ginny prychnęła, a Hermiona u�miechnęła się zło�liwie.
- Masz kompleks, Blaise? - zapytała słodko panna Granger, wbijając orzechowe oczy w chłopaka swojej przyjaciółki.
- Oczywi�cie, że nie, ale wiecie, co mówią na temat długich włosów u mężczyzny... - Blaise u�miechnął się niczym niewinna dziewica.
- Ja nie wiem co mówią - powiedziała Ginny i spojrzała się na Zabiniego, żądając udzielenia odpowiedzi, co ten skwapliwie wykonał.
- Długie włosy - krótki rozum oraz im więcej na głowie, tym mniej miedzy nogami...
Jego słowa jeszcze dobrze nie przebrzmiały, kiedy chłopak ze zdumieniem spojrzał na Dracona, który z w�ciekłą miną uderzył go książką od eliksirów w głowę.
- O co ci chodzi, Smoku? Przecież ja nic takiego nie powiedziałem ... – spytał z wyrzutem rozcierając sobie głowę.
- Najlepiej by było, jakby� się w ogóle zamknął - warknął Malfoy i poprawił swój kucyk.
- My�lałem, że jeste�cie tłukami - oznajmił pierworodny Zabinich. - Ale wy jeste�cie tłukami do potęgi! A ty, Blaise, masz chyba sieczkę zamiast mózgu. O tym, co masz, a raczej czego nie masz, między nogami nawet nie wspominając - Steel u�miechał się zupełnie tak samo, jak jego brat. Słodko i niewinnie.
- Nieprawda, że Blaise nie ma nic między... - oburzona Virginia nieco się zapędziła w swoich wywodach i teraz siedziała ze spuszczoną głową ,z zawstydzeniem, międląc w palcach poskręcane pasmo swoich rudych włosów.
- Ups - wyrwało się Hermionie, Draco się zaczerwienił, a Blaise miał minę lekko skonsternowanego zwycięzcy.
- A co powiesz o jego mózgu? - ciągnął rozbawiony i niezrażony Steel.
Virginia poczuła słuszny gniew.
- Mózg Blaise'a jest w porządku! – warknęła. - Co nie zmienia faktu, że obaj jeste�cie nadętymi bucami i nie potraficie okazywać sobie braterskiej miło�ci. Starczy?! - czekoladowe oczy Ginny zapłonęły żądzą mordu.
- Ale my się kochamy - mruknął Steel.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - dodał Blaise.
- Jasne. Percy też nas tak kocha, że od dwóch lat nie mam z nim żadnego kontaktu - warknęła Ginny, zerwała się z łóżka i z łzami w oczach wybiegła z sypialni.
- Po prostu �wietnie. Jeste�cie genialni - Hermiona obrzuciła w�ciekłym spojrzeniem trojkę zbaranianych mężczyzn i pobiegła za Ginny.
- Ale o co chodzi? - najstarszy z mężczyzn wytrzeszczył oczy. - Jaki Percy? Ja nic nie wiem i nie chcę mieć nic wspólnego z kim�, kto ma tak na imię - dodał dla podkre�lenia powagi swych słów.
- Drażliwy temat – mruknął Draco, bawiąc się swoją różdżką.
- Percival Weasley - wycedził Blaise.- Brat Wiewióry, dużo starszy od niej. Tak w ogóle to ona ma samych braci i wszystkich starszych...
- No, strasznie nadęty i wyrzekł się rodziny - Draco zmarszczył brwi i podrapał się za uchem niegro�nym końcem różdżki, ignorując pełne irytacji spojrzenie Blaise'a.
- Aaaaa! Percy Weasley! - pierworodny państwa domu wyglądał, jakby "zaskoczył". - Przecież chodził z nami do Hogwartu. Młodszy dwa lata ode mnie. Nie znałem go dobrze, ale to straszny dupek. Ci młodsi Weasleyowie, bli�niacy byli zupełnie inni. Aaaaa! To ona jest Weasleyówną! - Steela ol�niło i gwizdnął przeciągle.
- A co ty? Głuchy jeste�? Pewnie, że tak. Przecież ci się przedstawiła, młotku – Blaise popatrzył na brata ze zło�cią.
- Nie zwracałem uwagi, patrzyłem na jej nogi, a nie na usta – odpowiedział szczerze Steel.
- Kretyn. I co to znaczy, że ona jest Weasleyówną? – warknął jego brat.
- Znam jej brata. Jest moim bezpo�rednim przełożonym. Pracujemy razem. Ciekawe, co Charlie powie, jak wspomnę, z kim to umawia się jego ukochana, wypieszczona, wy�niona, wyidealizowana, łagodna, miła, cudowna młodsza siostrzyczka – za�miał się Steel.
- Steel! – wrzasnął Blaise.
- No, co? Byłaby jaka� znajoma stypa, a teraz chod� brat, bratową musimy przeprosić – powiedział chłopak i odwrócił się do wyj�cia.
- Stypa! - mina i ton głosu Dzikiego dobitnie �wiadczyły o tym, co on sam my�li na temat stypy, na której byłby głównym go�ciem. Draco zrobił minę filozofa, ponownie podrapał się za uchem niegro�nym końce różdżki i .... dostał przez łeb, a przedmiot, którego używał zwykle do czarów ,wylądował na drugim końcu pokoju.
Blaise wstał i patrzył na niego z miną szalonego hipogryfa.
- No co?! - zaperzył się blondyn i także wstał, a Steel powstrzymywał się od �miechu. - Sam też tak robisz!
- Ale nie cały czas, jak ten kretyn! Ostrzegałem! – wykrzyknął chłopak.
- Palant - wymamrotał Draco i obaj z Blaise’em spojrzeli morderczo na Steela, który omal nie dusił się z powstrzymywanego chichotu.
- Zaprawdę, zachowujecie się jak kretyni. Ja się naprawdę dziwię, co one w was widzą – wydusił z siebie.
- Miło�ć jest �lepa - mruknął Draco, a Blaise skinął głową na potwierdzenie słów przyjaciela.
- Najwyra�niej – zgodził się Steel. - Tylko nie sądziłem, że wy dwaj zakochacie się kiedykolwiek. I to jeszcze w Gryfonkach – dodał z szerokim u�miechem.
- One powinny być �lizgonkami, bo gryfońskiego charakteru to one bynajmniej nie mają – oznajmił Draco.
- Ta, jasne - Steel u�miechnął się sardonicznie.
- Nie każdy jest kruczkiem - kujonkiem - warknął Blaise.
- Ej, młody, nie pozwalaj sobie! Trafiłem tam, bo jestem inteligentny, ale i tak Tiara zastanawiała się długo, czy mnie nie przypisać do Slytherinu – Steel poczuł się urażony słowami brata.
- Współczuję - z powagą oznajmił Draco, podnosząc swoją różdżkę z podłogi. – Już chyba bym wolał być w Gryffindorze... Mimo że Gryfków nie lubię. A Ravenclaw to po prostu okropne kujony bez klasy... - ręka Malfoya Juniora zastygła o milimetry od ucha; Blaise patrzył na niego zbyt natarczywie.
- No, to może pójdziecie przeprosić dziewczyny - powiedział szybko Draco, a jego dłoń natychmiast zjechała w dół.
- Ty idziesz z nami - Blaise u�miechnął się niczym rodzic z postępów latoro�li.
- Ja nic nie mówiłem! – zaprotestował arystokrata.
- Żyjesz i za samo to powiniene� przepraszać – odpowiedział z udawana obojętno�cią Blaise.
- Przestańcie, głąby - zdenerwował się Steel. - Idziemy wszyscy trzej powiedzieć Sorry, dziewczyny. I nie wyklinać mi tu na siebie młoty!
- Ugry� się, Zabini - Draco pokazał, jak bardzo poważa starszego brata swojego przyjaciela i patrzył na Blaise'a z nieskrywaną pogardą.
- Jak się ugryzę, to, w przeciwieństwie do ciebie, jadu sobie w żyły nie zapuszczę - odrzekł łagodnie młodszy Zabini, wyręczając Steela i wzruszył ramionami.
Po gorących przeprosinach, w których zdecydowano, że nie jest niczyja winą, iż Percy ma w sobie więcej z Filcha niż z Weasleyów, zawarto krótkotrwały pokój. Bo już pięć minut pó�niej męski ród znowu się pokłócił, a to podobno kobiety są z natury swarliwe.

***
Pó�nym wieczorem, gdy teoretycznie wszyscy powinni już spać, bo niektórych z samego rana czekał powrót do szkoły, na korytarzu dało się słyszeć ciche kroki. Zupełnie tak, jakby kto� się skradał. Kiedy ręka tajemniczej osoby zbliżyła się do klamki przy jednych drzwiach, dał się słyszeć cichy, przesiąknięty ironią głos.
- Braciszku, chyba nie sądzisz, że zgodzę się na łamanie elementarnych zasad przyzwoito�ci.
- We� schowaj swój czarny łeb, potworze! Daj żyć normalnie innym, zazdro�niku! - w�ciekłym szeptem odrzekł Steelowi Blaise.
- Jak będziesz mnie obrażał, nie dam ci spokoju - kpił sobie starszy syn państwa Zabinich, doskonale bawiąc się irytacją zakochanego po uszy młokosa.
- Ty sklątko tylnowybuchowa! – wrzasnął brunet.
- Co tu się dzieje? - usłyszeli nagle głos swojej rodzicielki. - Zamiast spać, to wy się wyzywacie na korytarzu. Żadnej przyzwoito�ci!
- A ty dlaczego nie �pisz?! - obaj bracia, z wyra�ną pretensją w głosie, zwrócili się do swej rodzicielki.
- A wy, jak się do mnie odzywacie? Już spać, pókim dobra. Bo wam blokady na drzwi pozakładam! – zagroziła pani Zabini.
- Mamo... – jęknął Steel.
- Chyba co� powiedziałam! Spać! – rozkazała ostro.
Rozeszli się poirytowani do swoich pokojów, gdzie zaczęli kombinować; zwłaszcza Blaise. Podczas gdy oni kombinowali, Virginia działała. Cichutko zapukała do drzwi Hermiony, która natychmiast jej otworzyła.
- Chcesz spać tak sama całą noc? - pisnęła cichutko rudowłosa, a oczy zal�niły jej w ciemno�ci, przewrotną wesoło�cią.
- W sumie nie... Ale wiesz, to jednak trochę boli - Granger lekko się skrzywiła.
- Zrobili�cie to! - Virginia omal nie krzyknęła, a Hermiona szybko położyła palce na jej ustach. - I jak było i jak?! A Blaise, ta �winia niemyta, nie chce i mówi, że chce poczekać - fuknęła rozżalona Ginny na koniec przemowy.
- Czy tobie chodzi tylko o jedno, Gin? - Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- N... Nnno nnie - Virginia się zacięła i przygryzła dolną wargę. - Ale dlaczego Draco i ty...
- Draco jest trochę inny niż Blaise, a ja jestem inna niż ty. I uważam, że Zabini postępuje bardzo mądrze. Rozumiesz o czym mówię? Powinna� się cieszyć, że masz takiego faceta. Opiekuńczego i troskliwego. A ty go wyzywasz. Oj, Gin... – westchnęła Hermiona.
- Ja go kocham - mruknęła panna Weasley, rumieniąc się po naganie przyjaciółki - I masz rację, zachowuje się jak głupia gówniara.
- Oj, przestań. Zachowujesz się po prostu jak normalna, napalona kobieta. Zobaczysz, będzie lepiej, a co do tego, czy chcę spędzić sama tą noc to... nie! – powiedziała Hermiona.
- Czyli? – spytała z zaciekawieniem najmłodsza z rodzeństwa Weasleyów.
- Czyli, moja droga przyjaciółko, zrobiłam co�, do czego przyznaje się z ciężkim sercem – dziewczyna u�miechnęła się tajemniczo.
- Herm... – Ginny zmrużyła oczy.
- Wiedząc, że tu przyjedziemy, na wszelki wypadek pożyczyłam od naszego przyjaciela pewną pożyteczną rzecz i teraz jej użyjemy! – wyja�niła z szerokim u�miechem panna Granger.
- Ty masz... masz... masz pelerynę?! Dlaczego mi wczesnej o tym nie powiedziała�?! – rudowłosa spojrzała na swoją przyjaciółkę z wyrzutem.
- Oj, Gin... Nie było takiej potrzeby – odrzekła Hermiona wyjmując spod poduszki Pelerynę –Niewidkę Harry`ego.
- Herm, nie powiedziała� mi i była� większym łobuzem niż ja! - w oczach rudzielca zapłonęło uznanie i zazdro�ć, a Hermiona lekko się zarumieniła i u�miechnęła przekornie. - UKRADŁA� ją Harry'emu - dodała z radosnym zapałem.
- Wcale nie! Ja ją tylko pożyczyłam - zaperzyła się Grangerówna. - Tylko nie wiem, czy jeszcze nie odczekać, bo oni pewnie będą chcieli przyj�ć do nas...
- Łiii - zapiszczała Virginia. - Wiesz, że to pipki greckie. Pewnie kto� ich nakrył i powłazili ze strachu do nor... Trochę mi ich żal - Virginia wydęła wargi. - To co, idziemy?
- Chyba nie mamy innego wyj�cia - odpowiedziała panna Granger i naciągnęła na siebie i Ginny bezcenny skarb.
Już po chwili obie dziewczyny cichutko opu�ciły sypialnię. Kiedy znalazły się na korytarzu, przez chwilę stały bez ruchu i nasłuchiwały czy kto� nie nadchodzi. Na szczę�cie korytarz był pusty. Szybko zbliżyły się do sypialni Dracona i Hermiona bezszelestnie wy�lizgnęła się spod pelerynki, a potem, równie cicho, uchyliła drzwi. Kilka sekund pó�niej Ginny została sama na korytarzu. Rudowłosa rozejrzała się, pewna, że skrzypniecie drzwi obudziło kogo�, a gdy stwierdziła, że nic takiego nie miało miejsca, pobiegła do pokoju Blaise.

*
- Draco – szepnęła cicho Hermiona, gdy już podeszła do łóżka chłopaka.
- Tunia? - Malfoy poderwał się i usiadł w skotłowanej po�cieli. - Moja Tunia sama do mnie przyszła.
Hermiona widziała, jak szczerzy się w ciemno�ciach, aż mu zęby �wiecą.
- No, musiała przyj�ć, skoro jej matołek sam drogi nie może do niej znale�ć – powiedziała.
- No wiesz? To wszystko przez tego jełopa Steela; łazi po nocach - Hermiona ucałowała go mocno w policzek, a Draco ją rzucił na łóżko i mocno przytrzymał.
- A tak wła�ciwie to cóże� kobieto ode mnie, biednego, zmęczonego trudami życia mężczyzny, chciała? Chyba nie zamierzasz wykorzystać mojego niewinnego ciała? Przysięgam na mój honor, że będę się bronił chociaż trochę – o�wiadczył, a w jego głosie zabrzmiały rozbawione nutki.
- Żeby nie wyj�ć na łatwego - mruknęła Hermiona, na co Draco oczywi�cie musiał zareagować.
Natychmiast zaczął ją łaskotać dopóki dziewczyna zaczęła piszczeć i błagać go o lito�ć.
- Draco... proszę.... przestań.... Draco, a jak... kto� wejdzie? – wydyszała
- To będziesz się musiała gorąco tłumaczyć, dlaczego napastujesz takie niewinne dziecię jak ja – odpowiedział z rozbrajającą szczero�cią arystokrata.
- Ty i niewinny! Toż to oksy... - widząc, że Draco znowu szykuje się do łaskotania, Hermiona natychmiast zmieniła swą wypowied�. - ...toż to prawda, jeste� niewinny niczym lilia.
- Ty mi tu nie czaruj tylko powiedz, dlaczego naprawdę przyszła� – zainteresował się młody Malfoy. Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć Draconowi prawdę. W końcu z uroczymi rumieńcami na policzkach wyszeptała:
- Bo ja już bez ciebie nie potrafię usnąć. Brakuje mi ciebie.
- Nierządnica - Draco u�miechnął się szeroko. - Brakuje ci mojego boskiego ciała - zażartował, ale za chwilę zrobił się poważny, bo Hermiona posmutniała.
- Wiesz co? Ja mówię poważnie, a ty się ze mnie nabijasz. Może jednak wrócę do siebie - odepchnęła go i spróbowała wstać, ale chłopak ją mocno przytrzymał.
- Przepraszam, Tunia... Wiem, że czasem przeginam. Ale ty się tak uroczo rumienisz. Przepraszam za głupi tekst - na prawdę zrobiło mu się przykro i delikatnie pocałował odkryte ramię dziewczyny, wykorzystując fakt, że batystowe ramiączko zielonej koszulki się zsunęło. Ale Hermiona była tak rozżalona jego niewybrednym żartem, że odepchnęła go od siebie i zajrzała mu z wyrzutem w oczy . Draco zawstydził się tak, jak jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. Ta dziewczyna oddała mu swoją niewinno�ć, a on ją wyzywał od nierządnic. Poczuł pod powiekami łzy zażenowania i skruchy.
- Miona, ja naprawdę nie chciałem cię zranić, przecież wiesz... Przepraszam za mój niewyparzony jęzor. Szanuję cię bardziej, niż siebie samego, ale mam takie żałosne zapędy. Przykro mi. Nie chcę, żeby� na mnie patrzyła w taki sposób. Z takim żalem. Pozwolisz mi się przytulić i się przeprosić? Błagam, Mionka – chłopak wbił w nią błagalne spojrzenie.
Hermiona spojrzała na Dracona, a gdy zobaczyła minę chłopaka nie potrafiła się dalej gniewać i zmiękła.
- Już dobrze, tylko obiecaj mi, że postarasz się trochę przyhamować – wyszeptała.
-Tunia, dla ciebie wszystko. Przysięgam... na moją miotłę! – na jego ostatnie słowa Hermiona roze�miała się cicho. Wcale nie uważała, że taka przysięga jest głupia,. W końcu, znając Malfoya, miotła była dla niego czym� naprawdę ważnym.
- To, co? Nie masz nic przeciwko temu, że zostanę? – spytała rozbawiona.
- Kobieto, jeszcze się pytasz? Jestem cały twój i rób ze mną, co chcesz – zadeklarował chłopak.
Hermiona u�miechnęła się i tylko pokiwała głowa; Draco jednak nigdy się nie zmieni.
- A mogę się po prostu przytulić? – spytała cicho.
- Z największa przyjemno�cią, moja Szczotuniu – u�miechnął się Draco.
Hermiona rzuciła Dracona na łóżko i wygodnie się na nim ułożyła, zupełnie jak na materacu.
- Nie za dobrze ci, Szczota? - spytał obejmując ją ramieniem.
- Nie, młotku - odrzekła z u�miechem i oplotła go w pasie udami, "przyklejając się" mocniej.
- Tunia, jeste� wygodnicka – stwierdził Smok.
- Wiem, niewygodnie ci? - spytała z troską.
- No, co ty. Jeste� ciepła i ładnie pachniesz – blondyn u�miechnął się do niej słodko.
- Nawzajem – odpowiedziała Hermiona wtulając się głębiej w ciało chłopaka.
Przez kilka chwil leżeli w zupełnej ciszy, aż Draco o�mielił się zapytać:
- Mionka... Będę mógł cię troszeczkę popie�cić? Proszę...
Draco cierpliwie czekał na odpowied�, a kiedy przez dłuższą chwilę jej nie otrzymał, schylił głowę i zauważył, że jego Tunia już �pi. Dziewczyna była bardo zmęczona wszystkimi wydarzeniami minionego dnia. Malfoy u�miechnął się i delikatnie, by tylko nie obudzić panny Granger, przykrył ją nakryciem i jeszcze mocniej przytulił. Hermiona miała racje - potrzebowali siebie. On również nie potrafił już bez niej spać. W momencie, gdy zasypiał w jego zmęczony umysł wdarła się my�l, że w Hogwarcie wspólne spanie może nastręczyć trochę trudno�ci, ale przecież dla chcącego nic trudnego. Zresztą, on jest �lizgonem i na pewno sobie poradzi.

**
Ginny Weasley po cichu w�lizgnęła się do sypialni Blaise i na palcach podeszła do łóżka chłopaka. Ten pół – leżał, – pół - siedział na łóżku i czytał książkę, zerkając z niepokojem, co parę minut, na zegarek . Ginny, która dalej miała na sobie pelerynę, przez co była dla niego niewidoczna, postanowiła trochę niegro�nie podrażnić Blaise`a. Na początku zgasiła �wiatło w jego pokoju.
Chłopak rozejrzał się , jednak jeszcze nie zaniepokojony na nowo włączył lampkę. Kiedy zabawa w gaszenie i zapalanie powtórzyła się po raz trzeci, biedny �lizgon nie mógł zignorować sygnałów, że kto� oprócz niego jest jeszcze w pokoju.
- To wcale nie jest �mieszne - warknął, jednak gdy usłyszał tłumiony dziewczęcy �miech, natychmiast się rozpogodził.
- Och, czyli panna Weasley tak się bawi... A co będzie, jak cię złapię? – spytał.
- Najpierw musiałby� mnie złapać – odpowiedziała Weasleyówna.
- Nie ma sprawy - Ginny obserwowała, jak Blaise niczym kot pręży się na łóżku, łowiąc uszami d�więk.
"Zwierzaczek" - pomy�lała z rozczuleniem Virginia.
- A skąd masz Niewidkę, ryża wredoto? - spytał powolutku zbliżając się do krawędzi łóżka.
- Herm zwinęła Harry'emu, młotku - grzecznie go o�wieciła wredota i szybciutko przeszła na paluszkach w lewą stronę, żeby jej nie dopadł "na głos".
- W którą stronę przetupała�, wiewióreczko? – spytał Zabini i spokojnie zszedł z wyrka.
- Chciałby� wiedzieć - szepnęła Ginny i odskoczyła na bok, gdy Blaise zbliżył się do miejsca, gdzie stała parę sekund wcze�niej.
- Zobaczysz, jak cię dopadnę będziesz błagać o lito�ć – zagroził brunet.
- Ciebie? - Ginny znowu się za�miała i to był jej błąd.
Dziewczyna nie zdążyła odskoczyć i pelerynka została z niej zerwana.
- Ups... – powiedziała.
- Ja ci dam ups - zamruczał Blaise i zaczął popychać dziewczynę w stronę łóżka.
- Dziki, chyba nie skrzywdzisz swojej wiewióreczki? – spytała niewinnie Ginny.
- Pożyjemy, zobaczymy... – odpowiedział lakonicznie chłopak.
- Nie skrzywdzisz, prawda? - wielkie czekoladowe oczy wlepiły się w zielone tęczówki chłopaka. W odpowiedzi Blaise uniósł tylko jedną brew i pchnął Virginię jeszcze raz, a dziewczyna wylądowała pupą na brzegu łóżka. Nie spuszczając z niego szeroko otwartych, ciemnych oczu, wdrapała się szybciutko na łóżko i skulona przycupnęła przy samej �cianie, starając się wyglądać jak najbardziej niewinnie i zrobić się jeszcze mniejsza, niż była rzeczywi�cie.
- Nie krzywd�, Blaise - pisnęła cichutko. Zabini się rozczulił, ale nie dał tego po sobie poznać. Wszedł na łóżko i powoli zbliżył się do dziewczyny.
- No i co teraz, mała, ruda cholero? Mówiłem, że cię dorwę - powiedział z drapieżnym u�miechem i oblizał wargi. Następnie troszkę się od niej odsunął, ale nie spuszczał z niej wzroku, a jego prawa dłoń w�lizgnęła się pod koszulkę nastolatki, delikatnie gładząc jedwabiste wnętrze uda:
- Ja, dziki zwierz, Blaise, z dzikiej puszczy... - mówił bardzo cicho - ... miałem się zabawić z małą wiewióreczką i brutalnie nam przerwano – Ginny zachichotała. - A teraz ta niewdzięczna wiewióra zabawiła się moim kosztem i mam jeszcze większą ochotę do niej się dobrać.
Przestał ją dotykać i odsunął się dalej:
- Chod� do Blaise'a, skarbie - powiedział zalotnie.
- Nie! - zapiszczała Ginny. - Bo mała wiewióreczka boi się wielkiego, dzikiego zwierza.... Nie pójdę - cofnęła się pod �cianę, figlarnie mrużąc oczy.
- Boisz się? - u�miech chłopaka stał się bardziej drapieżny.
- Troszeczkę... – przyznała Ginny.
- Chyba się nie obawiasz, że zerwę z ciebie koszulkę? - to powiedziawszy, Blaise, rzeczywi�cie zdarł delikatną koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknął i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła �miechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichocząc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił ją Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny u�miechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No, do takiej wła�ciwej akcji miałe� się wziąć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było pro�bę i oddanie.
No wła�nie, po
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Harajuku_Girl
post 01.02.2006 19:05
Post #198 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Doł±czył: 01.02.2006




wiedziawszy, Blaise, rzeczywi�cie zdarł delikatną koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknął i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła �miechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichocząc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił ją Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny u�miechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No, do takiej wła�ciwej akcji miałe� się wziąć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było pro�bę i oddanie.
No wła�nie, po co ja czekam, skoro ona jest chętna? - pomy�lał, ale po kilku
sekundach spoważniał i popatrzył z czuło�cią na Ginny:
- Skarbeczku, bo tak wła�nie będzie. Co nie znaczy, że mam zamiar dać ci całkowity spokój - Virginii zrzedła minka, ale za chwilę się u�miechnęła:
- Ale pozwolisz się odwdzięczyć? - spytała, gdy Blaise delikatnie zaczął lizać jej lewy sutek.
- Och, nie wiem. Nawet jeszcze nie zacząłem, a ty zadajesz mi krępujące pytania. Leż grzecznie i daj działać prawdziwemu mężczy�nie – odpowiedział chłopak.
- Trzeba być jeszcze mężczyzną - zażartowała Ginny, a Blaise spojrzał na nią spod zmrużonych powiek.
- Ty mała wredoto, teraz to ja ci pokaże – pogroził.
- A co? I może ja już to widziałam – za�miała się Ginny.
Blaise nic nie odpowiedział tylko bez żadnych uprzedzeń zniżył głowę i polizał Ginny. Dziewczyna jęknęła i straciła ochotę na jakąkolwiek dalszą rozmowę. Było jej bardzo dobrze i chciała jeszcze. �lizgon jednakże wcale nie zamierzał być dla niej łaskawy. Już po chwili całował delikatnie wnętrze jej uda, bardzo powoli schodząc do łydki, a pó�niej do zgrabnej stópki dziewczyny. Polizał kostkę i ujął lewą stopę Virginii w dłonie.
- Co ty robisz, Blaise? - spytała zdziwiona i zaskoczona dziewczyna.
- Pieszczę cię, skarbie od stóp do głów... Podobno kobiety to uwielbiają – odpowiedział Zabini.
Ginny nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, więc odrzekła jedynie "aha" i obserwowała chłopaka z lekkim rozbawieniem. Rozbawienie jednak bardzo szybko jej minęło, zastąpione cichutkimi jękami, gdy Blaise zaczął pie�cić językiem palce i delikatne poduszeczki pod nimi. Virginia musiała zamknąć oczy i zacisnęła piąstki na po�cieli, bo to, co wyprawiał z nią Zabini, było niesamowicie miłe, wręcz boskie.
Ustami zaczął wędrować w górę jej nóg i po chwili zatrzymał się w zgięciu kolana. Ginny, która do tej pory nie wierzyła, że ta czę�ć ciała może być w jakim� stopniu odpowiedzialna za napięcie erotyczne, teraz zmieniła zdanie. Zaczęła jęczeć i wić się na łóżku. To wspaniałe, a ona na przemian prosiła o więcej i go przeklinała. Chłopak postanowił się wreszcie nad nią zlitować. Podciągnął się na łóżku, tak, że teraz leżeli na przeciw siebie i zaczął całować jej usta, a jego palce gładziły uda Ginny. Virginia wygięła biodra do przodu, błagając go o �mielsze pieszczoty i przywarła do niego ufnie, zanurzając dłonie w czarnych gęstych włosach chłopaka.
- Blaise, błagam cię - jęknęła rozpaczliwie, kiedy Zabini, drocząc się z nią, ominął, po raz kolejny, o milimetry jej wilgotną kobieco�ć. - Błagam, Blaise.
- Cii... - wyszeptał jej do ucha i pocałował ramię dziewczyny. Delikatnie wsunął w nią �rodkowy palec, a Ginny krzyknęła cicho i gwałtownie uniosła biodra.
Blaise’owi spontaniczna reakcja dziewczyny bardzo się spodobała. Ona w ogóle mu się bardzo podobała. Powoli zaczął poruszać swoją dłonią, a gdy Ginny zaczęła jęczeć i krzyczeć coraz gło�niej, zaczął ją całować. Cholernie żałował, że jego brat �pi za �cianą i on nie może spokojnie wsłuchiwać się w głos „pchełeczki”.
- Szybciej - wyszeptała dziewczyna, kiedy Zabini na chwilę się od niej odsunął.
Chłopak tylko u�miechnął się do własnych my�li i przyspieszył swe ruchy.
Virginia wiła się na łóżku, powtarzając imię swojego kochanka i była przy tym coraz ekspresyjna, dlatego Blaise musiał ją często całować, żeby tłumić jej gwałtowne reakcje.
- Cicho, dzikusku - szepnął jej do ucha, na co odpowiedziała bardzo gło�nym i wyra�nym: "Och, Blaise!" i rozpłakała się z rozkoszy, bo spełnienie, które jej dał, było zbyt silne jak dla niej - w końcu była tylko maleńką wiewióreczką. Wtuliła się w niego, a Zabini uspokajał ją cichymi słowami, dziwiąc się własnej cierpliwo�ci i łagodno�ci. Nie my�lał o własnym podnieceniu i pożądaniu. Ono po prostu było, a Ginny była dla niego najważniejsza na �wiecie:
- Kocham cię, Blaise - szepnęła mu prosto do ucha.
- Ja ciebie też, kochanie - odrzekł, scałowując z jej policzków łzy. - Jak obudziła� Steela, to się nie zdziw, gdy zapuka i nas opieprzy - dodał jeszcze, patrząc z niepokojem na drzwi. Steel się jednak nie pojawił ani teraz, ani potem. Był na tyle taktowny, że zapobiegawczo nałożył na swoją sypialnię zaklęcie wyciszające.
- On jest w porządku - odrzekła Virginia i delikatnie pchnęła Zabiniego na łóżko. Był silny, ale pozwalał jej na wszystko. Grzecznie położył się na plecach, a Ginny delikatnie zaczęła pie�cić ustami i palcami jego klatkę piersiową.
Jej usta schodziły coraz niżej. Językiem zaczęła zataczać kółeczka wokół jego pępka, a jej dłonie bawiły się włoskami na jego podbrzuszu.
- Gin, proszę nie znęcaj się -jęknął Blaise i to było ostatnie, co powiedział. Jego oczy zaszły mgłą, a umysł wyłączył się zupełnie. Wszystko to za sprawą ust pewnego dziewczęcia , które powoli zaczęły całować jego nabrzmiała męsko�ć. Ginny na przemian całowała, ssała i lizała stwardniały organ, a jej dłonie ugniatały po�ladki chłopaka.
Zabini nie potrzebował wiele, by doj�ć. Jego ciało wygięło się w spazmie rozkoszy, a on sam wykrzyczał imię swej czerwonowłosej boginki.
Ginny przykleiła się do Blaise’a, a ten przytulił ją najmocniej, jak potrafił.
- Udusisz mnie, dziki zwierzu - oznajmiła po kilku sekundach lekko zgnieciona dziewczyna, ale nawet nie próbowała się odsunąć. Wręcz przeciwnie, przywarła do chłopaka całym swoim drobnym ciałkiem. Zabini leciutko poluzował u�cisk silnych ramion, a Virginia uniosła głowę i spojrzała mu w oczy:
- Wiesz, że jeste� słodki i mam ochotę cię schrupać i zostawić tylko kosteczki?
- Ja tam bym cię chętnie skonsumował i to razem z kosteczkami... – odpowiedział chłopak.
- Nie zauważyłam - Ginny u�miechnęła się figlarnie.
- Wiewióra, czy ty mnie podpuszczasz? - jedna z brwi Blaise’a podjechała wysoko do góry i została w takiej pozycji na dłużej.
- Nie o�mieliłabym się... - dziewczyna zrobiła najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać, ale i tak w jej brązowych oczach igrały iskierki wesoło�ci.
-Och, to bardzo dobrze, bo jakby� mnie podpuszczała, to mógłbym się poczuć urażony i zrobić co� niemiłego - odezwał się Blaise z całą powagą na jaką tylko było go stać.
- A co takiego? – spytała z zainteresowaniem Ginny.
- Och... na przykład zwalić cię z łóżka, wrzucić do zimniej wody, wywiesić za okno -
każdy pomysł chłopaka kwitowany był coraz gło�niejszym �miechem, a piąstki dziewczyny uderzały miarowo w jego klatkę piersiowa.
- Nie bij mnie, nie wiesz, że zwierząt się nie bije? – Blaise złapał ją za przeguby.
- To� ty zwierzę? – zdziwiła się panna Weasley.
- Tak, jestem twoim osobistym dzikim zwierzęciem – odpowiedział Zabini.
Ginny ponownie się roze�miała i wtuliła w swe "osobiste, dzikie zwierze". Zabini u�miechnął się do siebie i przytulił dziewczynę. Po kilku minutach zasnęli, a o godzinie siódmej rano biedny Blaise został obudzony czyim� gło�nym chrząknięciem.

***
Hermiona obudziła się, gdy jeszcze było ciemno i stwierdziła, że podczas snu, zsunęła się ze swojego wygodnego materaca, jaki stanowił Draco. Leżała obok chłopaka z głową złożoną na jego klatce piersiowej. Czuła się całkowicie rozbudzona i miała złe przeczucie, że do rana już nie u�nie. Delikatnie podsunęła się wyżej i leciutko pocałowała Dracona w usta. Wymruczał przez sen co� w stylu "Nie dobieraj się do mnie, Szczota" i u�miechnęła się sama do siebie, u�wiadamiając sobie, że chodzi z Malfoyem i wyobrażając sobie miny Harry'ego i Rona, kiedy się dowiedzą. Zamierzała w
pociągu siedzieć w tym samym przedziale, co jej chłopak
Pewnie obaj stwierdzą, że zwariowała, albo Malfoy co� na nią rzucił, pó�niej nie będą się do niej odzywać, ale kiedy zbliży się jaki� sprawdzian z Eliksirów lub Transmutacji, to znowu zaczną ją zauważać. Ci jej mężczy�ni byli tacy przewidywalni. Zresztą wiedziała, że nie tylko jej się oberwie - pewnie do Ginny też się dobiorą. W wyobra�ni widziała już awantury urządzane przez Rona. A naj�mieszniejsze z tego wszystkiego było to, że nic ją to nie obchodziło. Nie zamierzała ukrywać swego związku z Draconem, wręcz
przeciwnie. Zastanawiała się tylko, czy on też zamierza to publicznie okazywać, czy na razie przemilczeć. Pogrążona w my�lach Hermiona nie zauważyła nawet, jak zasnęła, a rano zamiast
magicznego budzika wyrwała ją ze snu wiązanka przekleństw i czyj� �miech.
Otworzyła powolutku oczy i ujrzała Dracona, który siedział na łóżku, szczelnie przykrywając ją kołdrą i pomstując na czym �wiat stoi. Obok stał Blaise i rechotał jak
szalony. Musiało go bardzo rozbawić zachowanie Malfoya.
- I czego rżysz, zdechły patafianie?! - darł się Draco. - Bucu pokręcony, co cię, kur*wa, �mieszy?! - dodał i odwrócił się, gdyż uznał, że przykrycie do samej szyi to za mało i podciągnął kołdrę aż na jej uszy.
- Szczoteczko, nie słuchaj - jego głos zmiękł i stał się tak łagodny, że Hermiona nie mogła się szczerze nie u�miechnąć. Nie mogła się też oprzeć pokusie i podniosła się, by dać chłopakowi siarczystego buziaka w policzek.
-Zamiast mnie obrażać, powiniene� dziękować, bo gdyby nie ja, to Steel by was przyszedł obudzić - powiedział uradowany Blaise i pu�cił oko do Hermiony.
- Blaise, drogi przyjacielu, w dowód mojej wdzięczno�ci pozwolę ci natychmiast opu�cić ten pokój bez uszczerbku na zdrowiu – o�wiadczył dobrodusznie Draco.
- Jaki� ty wielkoduszny - Zabini tylko pokręcił głową i wyszedł, zostawiając Dracona i Hermionę samych.
- Mógłby� być dla niego milszy - powiedziała Hermiona, wstając z łóżka i zarzucając na siebie szlafrok Dracona. Nie miała ochoty szukać swojej koszulki.
- Przecież niczym w niego nie rzuciłem – zaprotestował Draco - Raaaany, jak ja nie chce wracać do szkoły! – dodał.
- I ma być ci serdecznie wdzięczny, bo go po prostu nie nie uszkodziłe�? - spytała ironicznie i skrzywiła się w parodii serdecznego u�miechu.
- No wła�nie! - Draco podkre�lił swoją rację i się szeroko wyszczerzył. - Nie będzie cię oglądał bezkarnie na golasa - dodał z miną filozofa.
W odpowiedzi Hermiona popukała się w czoło.
- Która godzina? - spytał Draco, wzruszając ramionami.
- Siódma - rzuciła obojętnie.
- POSRAŁO GO?! - Draco nie krył irytacji. - Jego starzy wstaną o dziewiątej, a już na pewno nie wcze�niej, niż o ósmej. �niadanie będzie przed dziesiątą i wyjedziemy około dziesiątej trzydzie�ci, bo autami wspomaganymi magicznie nie trzeba wyjeżdżać wcze�niej, a on mnie budzi o siódmej! – w miarę jak mówił jego głos wzrastał na sile.
- Przestań krzyczeć! - ofuknęła go Hermiona. - Chyba, że chcesz, aby państwo Zabini wstali już teraz?
Jej uwaga pomogła i Malfoy zaczął mówić nieco ciszej, a jego mina złagodniała.
- No, pewnie, że nie chcę! A skoro jest tak wcze�nie... - przysunął się do Hermiony i z przekornym u�mieszkiem malującym się na twarzy rozwiązał swój szlafrok, który na sobie miała. Dziewczyna zrobiła bardzo rozgniewaną minę i popatrzyła na niego pytająco.
- Jest na ciebie zdecydowanie za duży, Tunia - szepnął jej do ucha, posyłając jej rozbrajający i słodki u�miech, że musiał się odwzajemnić tym samym.
- Więc co powiesz na to, żeby�my jeszcze na chwile wrócili do łóżka? – zaproponował.
- Ja bym radziła pod prysznic - odpowiedział dziewczyna.
- Jeszcze nigdy nie robiłem tego pod prysznicem – rzekł Draco marszcząc brwi.
- Mi chodzi o kąpiel, smoczusiu. Co prawda, jest dopiero siódma, ale, znając ruchy niektórych z nas, pewnie i tak ledwo zdążymy na pociąg – stwierdziła Hermiona.
- Marudzisz, Tunia - zaczął Draco, ale nagle zbladł. - Hermiona... ciebie...już nie boli? - ostatni wyraz wymówił bez żadnej przerwy.
- Draco, nie martw się. Ze mną jest wszystko dobrze. Po prostu naprawdę musimy się �pieszyć-
Hermiona tylko roze�miała się i przytuliła do Dracona. Prawdę powiedziawszy powrót do szkoły zaczynał jej się podobać coraz bardziej.

***
Dwie godziny pó�niej, po większych i mniejszych kłótniach, cała czwórka znalazła się w jadalni i spożywała najzwyklejsze �niadanie. Ku ogólnemu zdziwieniu najmniej podobało się to Blaise’owi i Hermionie, który zdążyli się już przyzwyczaić i nawet w pewnym stopniu polubić kulinarne eksperymenty swych partnerów.
- I jak wam się spało? - Anna Zabini zaczęła temat, który jej zdaniem był bezpieczny.
- Gło�no - mruknął jej pierworodny i ze zło�liwym u�miechem spojrzał na swego brata.
- To nie trzeba tak gło�no chrapać, że aż sam się obudziłe�! - warknął Blaise.
- Ja po prostu mam bardzo wrażliwy słuch i nieraz nawet Silencio nie pomaga – o�wiadczył spokojnie Steel.
- Jak chcesz, to ja cię zasilencjuję na wieki – zaoferował Blaise.
- Chłopcy - pan domu spojrzał wymownie na synów, którzy natychmiast
się uspokoili. Nie, żeby się bali, lecz kiedy� ojciec obiecał im, że je�li nawet przy �niadaniu będą się kłócić, to sprawi im rodzeństwo, a to, o zgrozo, było jeszcze możliwe. Nie wiedzieli tylko jeszcze, o zgrozo ogromna (i jeszcze trochę czasu błogiej nie�wiadomo�ci im zostało), że ich mamusia jest wła�nie w trzecim dniu ciąży.
Hermiona i Virginia popatrzyły na siebie z lekkim zdziwieniem, bo obaj młodzi Zabini zamilkli, a Steel cicho i z godno�cią, przy jeszcze cichszym akompaniamencie brat, odpowiedział:
- Tak jest, ojcze.
Andreus u�miechnął się szeroko i Granger pomy�lała, że facet jest wprost bajecznie
przystojny. Prawdę powiedziawszy, widać to było po jego latoro�lach, zwłaszcza, iż jego małżonka też na brak urody narzekać nie mogła.
- Tuńka! - syknął pełnym urazu tonem Draco, widząc, że "jego szczoteczka" wodzi wzrokiem od jednego Zabiniego do drugiego (i trzeciego też!) i trącił lekko Hermionę.
- Tak? - dziewczyna odwróciła się do niego i popatrzyła w pełne wyrzutu szare tęczówki.
- Ty już wiesz, o co chodzi, Szczota - chłopak się naburmuszył.
- Dlaczego tak nieładnie do niej mówisz? - zdziwiła się pani Zabini i wbiła zaciekawiony wzrok w Malfoya Juniora.
- To przez włosy - odpowiedział Draco, a po chwili z oburzoną miną dodał - Ja jej wcale brzydko nie nazywam.
- Nazywasz, i możesz mi wyja�nić, dlaczego przez włosy? – pani Zabini najwyra�niej wcale nie chciała zmienić tematu.
- Bo ona miała takie łaaaaaaaaaadne - Blaise u�miechnął się kpiąco do Dracona.
- Dłuuuuuuuugie i gęste - Ginny postanowiła dołączyć do zabawy.
- I je �cięłam – wtrąciła Hermiona.
- No wła�nie! �cięła�! Więcej ci na to nie pozwolę. Masz mieć długie włosy i już –wykrzyknął chłopak. Naprawdę podobały mu się włosy panny Granger. – A w tej fryzurze wygląda jak szczotunia – dodał.
- No to co? Mówiłe� że mi ładnie! - Hermiona wyglądała na urażoną.
- Ładnemu we wszystkim ładnie - zauważył Andreus. - Draconowi zapewne chodzi o to, że masz piękne włosy i niepotrzebnie je �cięła�.
Hermiona zarumieniła się leciutko i cicho bąknęła "dziękuję".
- Oczywi�cie, że tak! - Malfoy aż się zachłysnął herbatą. - Ma gęste �liczne włosy. Tyle razy miałem ochotę ich dotknąć, zanurzyć w nich twarz... - Draco zdał sobie sprawę z tego, co mówi i zarumienił się jak burak. Hermiona wbiła w niego zdziwione, niemal zszokowane spojrzenie. Ginny natomiast upu�ciła z wrażenia widelec.
- No, ten, tego... to znaczy... eee... - jasnowłosy przedstawiciel arystokracji zaczął się plątać, jąkać i poczerwieniał mocniej.
- Draconie Malfoy, czy możesz powtórzyć to, co powiedziałe�? - panna Granger wpatrywała się w chłopaka intensywnie, a w jej oczach zaczęły pojawiać się gro�ne błyski.
- Eee... Znaczy to, że masz... eeee... piękne włosy i powinna� je zapu�cić? – Draco na wszelki wypadek wolał udać głupiego.
- Nie to! - Granger omal nie krzyknęła. - Doskonale wiesz, co i nie udawaj mi tu Harry'ego złapanego przez Snape'a na gorącym uczynku!
- Eee, chcesz herbatki? - Draco był tak czerwony, że włosy tuż przy czole wydawały się różowawe.
- Według mnie, Granger... - odezwał się bardzo cicho, łagodnie i ze zło�liwym u�miechem Steel - on po prostu leci na ciebie od jakiego� czasu. Znając Malfoyów i ich niechęć do wyrażania jakichkolwiek uczuć, to może być nawet kilka lat... – zadrwił.
- A według mnie, Zabini, to dla własnego dobra powiniene� się zamknąć - Draco nie wiedział czy jest bardziej zawstydzony, czy zły.
- A według mnie, Malfoy... - Hermiona zaczęła przedrze�niać ton chłopaka - ... to ty masz mi chyba co� do powiedzenie, prawda?
Dziewczyna była naprawdę zła i miała ku temu powody.
- Teraz? – spytał zaskoczony blondyn.
- Tak, teraz! Natychmiast! – wykrzyknęła Hermiona.
- A możemy chociaż wyj�ć? - Draco wyglądał na najnieszczę�liwszego człowieka na ziemi.
Hermiona zmrużyła oczy ze zło�ci – ona nigdzie nie zamierzała chodzić.
- Słucham!
Draco przez chwilę z uwagą przyglądał się porcelanowemu talerzowi ze złota obwódką, aż wreszcie wypowiedział całe, bardzo skomplikowane zdanie na jednym oddechu.
- Bardzomisiepodobałytwojewłosyiwogólecałatybałemsietegoidlategociaglemówiłemżemas
zokropnafryzure.
- A teraz czy mógłby� to powtórzyć wolno i wyra�nie, tak żebym usłyszała i zrozumiała? - Hermiona doskonale słyszała za pierwszym razem, ale słowa te wywołały dziwną, wcale nie przyjemną, miękko�ć w jej kolanach.
- Słyszała� doskonale i nic nie zamierzam powtarzać – odpowiedział chłodno Malfoy Junior.
- W takim razie ja ci co� powiem... – rzekła powoli panna Granger. Następnie wzięła wzięła głęboki oddech i zaczęła krzyczeć - To przez ciebie �cięłam włosy. Dosyć miałam już twoich kretyńskich uwag i je obcięłam, więc teraz sam jeste� sobie winny, Draconie Malfoy!
Draco zamrugał ze zdziwienia i konsternacji. Wolał się na razie nie odzywać.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego wyzywałe� mnie przez tyle lat od szlam i innych z roku na rok coraz czę�ciej?! I zwiększą finezją! - wrzeszczała coraz gło�niej.
Siedzący przy stole czuli się zakłopotani wybuchem panny Granger, ale nikt nie �miał jej przerwać. Nikt nie �miał się też ruszyć, czy nawet gło�niej odetchnąć, gdyż oczy Granger ciskały w ich kierunku gro�ne błyski. Draco wyglądał dziwnie - jakby skurczył się w sobie.
Andreus Zabini nawet się zaczerwienił, gdy przypomniał sobie, jak często we wczesnej młodo�ci beztrosko "szastał" wyzwiskiem szlama. Gryfonka zauważyła zakłopotanie towarzystwa i nakazała sobie w duchu spokój.
Draco wymamrotał pod nosem bardzo ciche przeprosiny, których wzburzona dziewczyna nie usłyszała. Była urażona i czuła się oszukana. Uważała, że wyjątkowo perfidne było wyzywanie jej tylko po to, żeby nie okazać zainteresowania i by je zagłuszyć. Nagle u�wiadomiła sobie, że w szóstej klasie odzywki Malfoy stały się rzeczywi�cie mniej okrutne i bolesne, a bardziej irytujące, zaczepne oraz mocno zło�liwe.
Ochłonęła trochę i udała że nie słyszy bardzo cichego i i urwanego "...praszam" Potem odetchnęła i spokojnie, lecz z powagą zapytała:
- Czy wiesz, zakichany przedstawicielu nieskalanej arystokracji... - Blaise lekko prychnął, a Steel uniósł jedną brew i przybrał minę pod tytułem "Masz co� do arystokracji, mała?", co Hermiona, mówiąc potocznie, "olała" - ... że kiedy po raz pierwszy nazwałe� mnie w drugiej klasie szlamą, to płakałam pół nocy? - nie zamierzała nic ułatwiać blondynowi. Malfoy żało�nie przygryzł wargę i spu�cił skromnie wzrok.
Tym razem dało się słyszeć tylko "...aszam".
Panna Granger zauważyła szczerą skruchę chłopaka i westchnęła przeciągle, bo zrobiło się jej go żal.
Malfoy mnie rozczula. Wpadłam jak różdżka w bezmagiczną przestrzeń- pomy�lała czule.
- A co do włosów... Dosyć już miałam twoich odzywek w stylu Uwaga na szopy! Granger, co wystaje z twojego kołnierza? Głowa czy gorylica?
czy inne równie miłe inwektywy i po prostu je �cięłam!
Draco tylko jęknął i nagle nabrał ochoty wyrwać sobie swój niewyparzony język.
- Byłem kretynem - szepnął i z miną zbitego spaniela spojrzał na pannę Granger.
- Tego nikt nie kwestionuje - mruknął Steel, ale zaraz zamilkł pod złowrogim spojrzeniem matki i Hermiony.
Panna Granger była zdania, że nikt oprócz niej nie może bezkarnie obrażać Dracona i już miała dosadnie wytłumaczyć to pierworodnemu państwa Zabinich, gdy tchnięta czym� spojrzała na zegar. Wskazówki mechanizmu zatrzymały się na ha�le Pięć minut do drogi, ruszcie dupę w troki. Widząc to zapiszczała. Jeszcze kilka minut tej rozmowy, a nawet dzięki magicznym samochodom nie dojadą na czas na stację. Rodzina Zabinich, Wasleyówna oraz Malfoy, zaintrygowani reakcją panny Granger, spojrzeli w tamtym kierunku i zrozumieli wszystko. Jak jeden mąż wstali od stołu i zabrali się za pospieszne przygotowania do podróży: lewitować bagaże, �ciskać się i żegnać.
Najbardziej z całego zamieszania zadowolony był Draco, gdyż dzięki temu uniknął wymówek na temat „jak to on traktuje kobiety”, które z pewno�cią by usłyszał z ust ciotki i wuja .
Kilka minut pó�niej czworo ludzi, dwa koty, bagaże i niezliczona ilo�ć prezentów znajdowały się w samochodzie pędzącym na stację kolejową. Tym razem magiczne auto prowadził Steel Zabini i je�li Blaise uważał, że Draco je�dzi jak wariat to to, co wyprawiał jego rodzony brat, to było istne piętnastominutowe szaleństwo. Hermiona Granger okre�liła ten rodzaj jazdy nawet pewnym tajemniczym słowem Formuła 1. Według Blaise`a to była najszybsza podróż do Londynu, jaką przeżyli hogwartczycy. Nawet młody Malfoy po wyj�ciu z samochodu był cały zielony, co było rekordem samym w sobie.
Parę minut pó�niej władowali się do pociągu i wybrali jaki� miły i pusty przedział, który jednak na długo nie pozostał przytulny.
Kto� otworzył z impetem rozsuwane drzwi i gło�no oznajmił:
- A, tu jeste�cie! Jak było u Hermiony? - Ron Weasley był szeroko u�miechnięty i wyglądał na szczę�liwego, dopóki nie u�wiadomił sobie, że jego siostra i przyjaciółka siedzą razem z największym jego wrogiem, oraz z przyjacielem tegoż wroga, który - o zgrozo – gładził w tym momencie Ginny po włosach.
Ronald pobladł i zaniemówił na chwilę. Hermiona musiała użyć całej swej energii, by nie wybuchnąć �miechem na widok jego miny.
- Zabini, wolisz zabrać łapy od mojej siostry, czy mam cię bole�nie wykastrować? – spytał bardzo cicho najmłodszy z braci Weasleyów, gdy doszedł już do siebie.
- Oczywi�cie, że możesz się do nas dosią�ć, Ron - powiedziała z u�miechem panna Granger, kładąc Draconowi poufale rękę na kolanie, co nieco złagodziło jego minę pod tytułem "Wcale, kur*wa, nie możesz, Wieprzlej". - Nie krępuj się - pu�ciła do przyjaciela oko i zachęcająco poklepała miejsce obok siebie. Jeżeli Ronowi wydawało się, że wcze�niej stracił głos, to teraz głos chyba opu�cił go na dobre. Stał i poruszał ustami jak ryba wyjęta z wody, a z jego ust nie mógł się wydobyć żaden d�więk.
Kiedy rudzielec odstawiał popisy rybiego wokalu brzegowego, do przedziału wpadł Harry i widok dwóch par on również stanął jak rażony piorunem. Jednak, w odróżnieniu od swego przyjaciela, nie stracił głosu. Wręcz przeciwnie.
- Co tu się dzieje? Co te jaszczurki wam... – zaczął krzyczeć.
- Harry, tu nic się nie dzieję - Giny u�miechnęła się rado�nie - Po prostu jeste�my razem.



***KONIEC***
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 05.02.2006 22:57
Post #199 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Doł±czył: 06.04.2003
Sk±d: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



czytałam ten fick juz daaawno na innej stronie i bardzo mi się podobał smile.gifsmile.gifsmile.gif Szkoda, że te wszystkie fajne ficki tak szybko się kończ± sad.gif


--------------------
user posted imageMiło¶ć nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miło¶ć to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z ni± oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Daamroka
post 08.02.2006 15:53
Post #200 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 7
Doł±czył: 09.01.2006
Sk±d: z krainy wiecznej ksi±żki




Jejku!! To jest mój najukachańczy fic. Mam go nawet na kompie na wypdek gdybym nie miała internetu ale zbym dalej mogła czytać to cuuudowne opowiadanko. Ostatnio znowu go przeczytałam. Za każdym razem tak samo mnie fascynuje i intryguje.
Naprawdę suuuper opowiadanie!!
Pozdrawiam.
Damroka


--------------------
"Gwiazdor to człowiek, który latami pracuje jak opętany,
by zyskać popularno¶ć, a potem zakłada ciemne okulary,
żeby go nie rozpoznali."

Coco Chanel

Absentem, qui rodit amicum, qui non defendit alio culpante,
solutos qui capiat risus hóminum famamque dicacis,
fingere qui non visa potest, comatissa tacere qui nequit,
hic niger est, hunc tu, romane caveto!


user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

9 Strony « < 6 7 8 9 >
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.11.2024 01:00