Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> "miasto Bez Bogów", Opowiadanie

Agrado
post 25.05.2005 01:37
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Po pól roku kolejny come-back w moim wykonaniu. W wolnej chwili się piszę i... jak zawsze czeka się na opinię. A więc mam ochotę zaprezentować pierwszą częśc swojego opowiadania "Miasto bez Bogów". Informuję też, że drugi akapit zawiera treści powszechnie uznawane za dostepne dorosłym.

---

Stukanie palców o biurko wprawiało w drgania kawę, która wypełniała jeden z jego ulubionych kubków stojąc tutaj od samego rana. Pochylony lekko nad klawiaturą zdawał się nie dostrzegać otaczającego go świata. Na monitorze widać było mrugający w miejscu kursor, który Przemek usilnie chciał wprawić w ruch, który zostawiłby za sobą jakieś sensowne zdanie, pozwalające mu na zakończenie książki. Powoli podniósł głowę, spojrzał na monitor i wpisał „O co zapytałbyś Boga, mając tylko jedno pytanie?”
- O to czy istnieją Anioły – usłyszał delikatny kobiecy głos
Paula delikatnie wsunęła mu rękę pod koszulę i przytuliła się do niego.
- Dlaczego spytałabyś akurat o to?
Zapisał plik i delikatnie odwracając głowę pocałował Paulę.
- Bo jeśli to byłby faktycznie Bóg, to nie mógłby zaprzeczyć. Nawet gdyby nie istniały.
- Nie bardzo rozumiem.
Wstał i powędrował za nią do kuchni, gdzie na stole czekało już coś, co zbyt późna pora uniemożliwiała nazwanie obiadem, a zbyt wczesna by nazwać to kolacją.
- Nie ma ustawy, która kazałaby ci wszystko rozumieć – uśmiechnęła się tajemniczo – Ale jeśli od najmłodszych lat staję w oknie i wypatruję Aniołów to staram się je dostrzec wszędzie i chcę w nie wierzyć. A Bóg… - spojrzała na Przemka z lekkim uśmiechem i nie odrywając od niego wzroku dokończyła zdanie – jeśli byłby Bogiem znając moje serce i nadzieje, nie mógłby mi zaprzeczyć.
Odwróciła wzrok i spojrzała w okno, za którym rósł potężny dąb. Każdy z liści poruszany w takt tej samej melodii granej przez wiatr przywołał na chwilę obrazy z jej dzieciństwa. Obrazy, w których patrzyła w to samo okno, lecz jako mała dziewczynka i próbowała wypatrzyć to, co umykało wzrokowi innych.
- Pytając go o to chciałabym, żeby potwierdził, że one są naprawdę a ja wymazałabym naiwnie z pamięci pobudki, dla których mógł to powiedzieć. I nie zastanawiałabym się więcej czy kłamał czy nie. Wiem, że to strasznie naiwne, ale nigdy nie umiałam wyplenić z siebie wiary w Anioły i teraz już nie chcę tego robić.
- Jesteś nawiedzona – powiedział trochę niewyraźnie przeżuwając jednocześnie odgryziony niedawno kawałek chleba – Ludzie pytaliby o to, po co się urodzili, czy wszystko jest z góry zaplanowane, co się dzieje z człowiekiem po śmierci. A ty wyskoczyłaś z jakimiś Aniołami i to biorąc pod uwagę, że może skłamać.
- Uspokoiłoby mnie to wewnętrznie. I skąd wiesz, że nie skłamałby odpowiadając na inne pytania?
Wypiła resztę herbaty i wstała, aby odłożyć kubek do zlewu. Widząc, że Przemek też zaczyna kończyć jedzenie sprzątała powoli ze stołu.
- Zresztą nieważne. A co by pan spytał panie mądraliński?
- Czy miewa wyrzuty sumienia?

Tej nocy kochali się. Przepełnieni ekstazą spletli swe ciała i oddali się seksualnej przyjemności. Paula w całości oddała się Przemkowi. Pozwalając mu na każdy ruch delikatnie rozchyliła delikatnie uda. Wszedł delikatnie w jej rozpalone wymyślnymi pieszczotami wnętrze i zbliżając ją ku ekstazie czuł jak się odradza. Jego ręce spoczęły na jej krągłych piersiach, które pieszczone delikatnymi ruchami zdawały się nabrzmiewać. Ona trzymała go za pośladki, jakby chcąc go na zawsze przy sobie zatrzymać. W końcu ich wzrok się spotkał. Pocałowali się, co akurat zbiegło się w czasie z kulminacyjnym punktem ich seksualnej rozkoszy. Wyszedł z niej i położył się obok. Cały czas jednak stykali się ciałami.
Trzymali się cały czas za ręce. Spędzali tak niejeden wieczór. Czuli swoją bliskość, jednak żadne z nich się nie odzywało. Nikt nie chciał burzyć nastroju tej romantycznej chwili.
- One istnieją. Jestem o tym przekonana – wyszeptała cicho i zasnęła. Przemek uśmiechnął się tylko i ścisnął jej dłoń.

Nienawidził bigosu. Zawsze zastanawiał się, jak ludzie mogą jeść coś, co ma w sobie cały przegląd tygodnia z najbliższego sklepu mięsnego i w dodatku „doprawione” jest do smaku kapustą kiszoną, o której sama myśl przyprawiała go o mdłości. W ogóle, jeśli chodzi o jedzenie to był z nim problem. Zazwyczaj miał ochotę na to, czego nie było akurat w domu. Kiedy jednak okazywało się, że musi wyjść po to do sklepu przychodziła mu ochota na co innego. Nie oznacza to, że był leniwy. Nic z tych rzeczy. Miał po prostu takie chwile w ciągu dnia, kiedy zwykłemu wyjściu ze śmieciami towarzyszył stek wyzwisk i epitetów rzucanych na wszystkie strony. Co było w nim dziwne, to to, że codziennie, bez względu na samopoczucie czy panującą na zewnątrz pogodę wychodził pobiegać. Robił trzy okrążenia pobliskiego parku, po czym wracał do domu i zazwyczaj siadał do komputera próbując napisać coś nowego. Około godziny dziesiątej przychodziła Paula z kawą i świeżym pączkiem zakupionym w zaprzyjaźnionej cukierni, i razem siadali przy stoliku.
Paulina lubiła go słuchać. Twierdziła, że nie może być nic bardziej wspaniałego, niż wspólnie pita kawa i opowiadanie o swoim planie dnia. Kilka minut przed dwunastą wychodziła do pracy zostawiając swojego ulubionego pisarza samego w domu. Pomimo tego, że ich małżeństwo trwało już prawie dziesięć lat, to plan dnia do czasu jej wyjścia do pracy był identyczny. Schematycznie wykonywane czynności powtarzały się w kółko już ponad trzy i pół tysiąca razy. Nikt jednak nie zgłaszał sprzeciwu, bez względu na to, czy bał się reakcji drugiej strony, czy też pod tak długim okresie stało się na tyle stałym elementem życiorysu, że ciężko było to zmienić.

Ostatnia z jego książek cieszyła się sporą popularnością. Podwójny dodruk i przetłumaczenie jej na dwa języki utrzymywały ją przez długi okres na szczycie popularności. Podobało mu się to. Uzyskał rozgłos, o jakim zawsze marzył. Zawsze powtarzał, że ma to szczęście, że robi to, co lubi i jeszcze dostaje za to pieniądze. Wielbiciele tłumnie przychodzili na jego spotkania słuchając jego wypowiedzi, przerywając co jakiś czas pytaniami, które miały zgłębić tajemnice jego sukcesu. Odpowiadał na wszystkie. Odpowiadał rzadko kiedy dłużej zastanawiając się nad odpowiedzią. Twierdził, że im człowiek dłużej zastanawia się na odpowiedzią, tym bardziej jest ona fałszywa. Prawdziwa i szczera odpowiedź powinna być spontaniczna. I tylko w takie wierzył.
Akurat podpisywał jedną ze swoich książek, kiedy podszedł jakiś mężczyzna i wręczył mu kartkę złożoną na cztery części. Przybysz oddalił się z tajemniczym uśmiechem patrząc na Przemka, który niczym zahipnotyzowany nie mógł oderwać wzroku od mężczyzny. Dopiero, gdy ten znikł za ścianą Przemek upomniany po raz któryś przez jedną z fanek wrócił do podpisywania książek. Chwila przerwy, którą otrzymał pod pretekstem wyjścia do ubikacji posłużyła na zapoznanie się z zawartością przesyłki od tajemniczego nieznajomego. Można powiedzieć, że się bał. Czego? Tyle razy słyszał, że ludzie umierali od bomb schowanych w listach. Kartka papieru wydawała mu się jednak zbyt skromna, aby móc w sobie ukryć ładunek wybuchowy. Drugim wyjściem mogła być tajemnicza bakteria sprytnie schowana w niewzbudzającym podejrzeń pyle, który łatwo ukryć pomiędzy zgięciami papieru. Postanowił jednak zaryzykować. Delikatnie rozwinął kartkę, obejrzał się dookoła i spojrzał na smugi czarnego atramentu, ułożone w jedno skromne zdanie. „Czekam przy wyjściu”. Było napisane pięknym pismem, po którym od razu poznał, że pisała to kobieta. Według niego mężczyzna nie jest w stanie napisać odręcznie nienagannym stylem. A nawet gdyby był w stanie, to zajęłoby to takiemu kilkanaście minut. Kobiecie jednak, jako osobie z wrodzonym talentem i elegancjom pismo takie nie sprawiało trudu. Co więcej, pewien był, że owa nieznajoma jest osobą wykształconą, co ponoć da się wyczytać w stylu pisma.
Sam nie wiedział, czemu to robi. Zazwyczaj nie ryzykował. Wszystko w jego życiu miało swój cel, a każde działanie, nawet najbardziej mizerne dopracowane było pod każdym względem. Gdy tylko na jego drodze miał się pojawić element ryzyka Przemek natychmiast zmieniał pas lub zawracał bojąc się spotkania z czymś nieznajomym. Bał się. Było to po nim widać. Naprawdę rzadkim zjawiskiem jest widzieć prawie czterdziestoletniego mężczyznę nerwowo patrzącym we wszystkie strony. Jakby miało to go przed czymś uratować. Było już za późno. Wpadł w pułapkę przez własną głupotę. Owszem, mógł się wycofać, ale poczuł coś dziwnego. Przerażenie z lekką domieszką podniecenia przepełniało jego krew i sprawiało, że chciał zobaczyć, co będzie za chwilę. I oto szła w jego kierunku. Nienagannie piękna, o długich czarnych włosach, ubrana w czarny kostium składający się z marynarki i spódnicy, która nie była ani za krótka ani za długa. Gładka twarz i wspaniałe niebieskie oczy sprawiły, że mało brakowało, a zaczęłoby kręcić mu się w głowie. Pierwszy raz poczuł coś takiego.
- Witaj Mistrzu – powiedziała aksamitnym głosem i chwyciła go za rękę – Tylko nie pytaj, czemu tak na Ciebie mówię. Po prostu jesteś moim Mistrzem i już.
- My się chyba nie znamy – powiedział wyciągając rękę w jej kierunku – Przemysław Rawicki. To pani chciała się ze mną spotkać?
- Jestem Miranda – uścisnęła jego dłoń – A widzisz tu kogoś innego?
Zaśmiał się. Przeczesał dłonią włosy i skierował uśmiech w jej stronę.
- Nikogo. Ale może ktoś jeszcze przyjdzie, a pani…
- Mów mi Miranda.
- Ciekawe imię.
- Imię jak każde inne. Nadane przez rodziców. Swoją drogą – ponownie chwyciła jego dłoń i spojrzała mu w oczy – ciekawe jakbyśmy się nazywali, gdybyśmy sami sobie wybierali imiona? Nie interesuje to ciebie?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Nazwali mnie tak i dobrze. Zawsze mogło trafić się coś gorszego.
- Nic bardziej mylnego Mistrzu. Imię określa całą naszą osobowość, to kim jesteśmy, jacy jesteśmy, kim będziemy. Wbrew pozorom to jeden z najważniejszych elementów naszego życia. Czy byłbyś pisarzem, gdybyś nazywał się inaczej? Pomyśl – zwolniła na chwilę aby przełknąć nagromadzoną w ustach ślinę – czy gdybyś sam sobie mógł nadać imię, bądź gdybyś dostał inne od rodziców, to czy rozmawialibyśmy tutaj teraz?
- To wszystko jest dziełem przypadku.
- Nie wierzę w przypadek. Wszystko jest już z góry przesądzone. Bóg zadbał o to, aby każdy dostał to na co zasługuje.
- Nie wierzę w Boga.
Pusty korytarz przepełnił jej śmiech, który potęgowany echem zabrzmiał nawet groźnie. Przemek speszony lekko zachowaniem kobiety zrobił delikatny krok w tył, zabierając także swoją rękę z jej uścisku. Jednak to podniecenie nie pozwalało mu odejść. Kobieta szybko jednak wróciła do normalnego stanu. Stali teraz w korytarzu przepełnionym ciszą.
Ciszy nigdy nie należy ufać. Pomimo swojego kruchego oblicza jest rzeczą potwornie zdradliwą. Jest przerażająca. To jedyna rzecz, od której nie idzie się uwolnić. Uciekasz ile tchu, starasz się zniszczyć każdy element zwiastujący jej nadejście, i kiedy jesteś pewien, że nic nie jest w stanie ci już zagrozić ona się zjawia i zmusza do ponownej ucieczki. W końcu poddajesz się jej. Twoje bezwładne ciało zostaje oplecione jej mackami i uwięzione na zawsze w bezkresnej otchłani, o której myśl spędza ci sen z powiek. Cisza jest jedyną pewną rzeczą w twoim życiu. Tylko ona nie jest dziełem przypadku. Jest tobie przeznaczona.
Przemek bał się ciszy. Od maleńkiego starał się od siebie odpędzać jej szpony i trwa w tej ucieczce do dzisiaj. Cicho grające w nocy radio pozwala mu spokojnie zasnąć. Paula śmiała się z tego. Jednak im dłużej z nim przebywała tym bardziej pojmowała jego lęk przed czymś, co dla większości ludzi jest rzeczą jak najbardziej normalną. Pozwalała mu jednak spać przy włączonym radiu. Może w ten sposób sama czuła się odrobinę bezpieczniej?
- Wiem – powiedziała stanowczo Miranda krzyżując ręce na brzuchu – Wiem mój Mistrzu, że nie wierzysz. Ale to chyba nie jest powód, przez który zrezygnowałbyś z kawy? Ja stawiam. Mocna, czarna i bez cukru, taka jak lubisz.
- Nie wiem czy powinienem. Obiecałem żonie, że…
- To tylko kawa. Pozwól, żeby spełniło się moje marzenie. Zawsze chciałam wypić z tobą kawę.
Spojrzał na zegarek. Nie było jeszcze na tyle późno, żeby rzeczywiście wpadać w panikę, więc się zgodził. Wyszli razem z teatru, w którym odbywało się spotkanie i przeszli jedną z głównych ulic w dół, aż do jego ulubionej kafeterii. To ona prowadziła. Co dziwne, Przemkowi jeszcze ani przez moment nie przeleciała przez głowę myśl skąd ona tyle o nim wie. Może obecny stan rzeczy był jeszcze na tyle niemrawy, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. W każdym bądź razie oddał się w sterowanie nowo poznanej piękności. Myśl, że spełnia tym czynem czyjeś marzenie sprowadziła uśmiech na jego twarz.
Usiedli przy jednym z niewielu wolnych stolików. Natychmiast złożyła zamówienie i spokojnie usiadła.
- Pocą ci się dłonie – powiedziała dotykając ich, jakby chciała sprawdzić, czy rzeczywiście ma rację – Denerwujesz się?
Błyskawicznie spojrzał na ręce, po czym delikatnie, jak gdyby nie chciał być przez nikogo zauważony oparł je o spodnie. Przesunął je kilka razy w kierunku kolan i z powrotem i ponownie położył na stoliku.
- Trochę. A ty nie?
- Wyobraź sobie Mistrzu, że ani trochę.
Upiła trochę swojego cappucino, które pozostawiło białe wąsy nad jej ustami. Szybko starła je papierową serwetką i powróciła do konwersacji z Przemkiem.

Wrócił do domu w dobrym humorze. Otworzył drzwi i wszedł do środka. W jego stronę szła właśnie Paula. Dopiero jak znajdowała się na kilka kroków przed nim zauważył jej twarz. Była cała czerwona i zmoczona od cieknących z jej oczu łez. Szybko odrzucił klucze na stojącą nieopodal szafkę i przytulił ją do siebie.
- Co się stało kochanie?
Musiało minąć kilka sekund zanim Paula złapała tyle powietrza, żeby w miarę zrozumiale przekazać wiadomość mężowi.
- Dzwonili ze szpitala – przerwała, aby ponownie nabrać powietrza w płuca – Twój ojciec zmarł kilka godzin temu.
- Co? – nie uwierzył w to co usłyszał. Myśli zaczęły kłębić się w jego głowie. Nie mógł się skupić nad tym, co przed chwilą usłyszał. Z jednej strony przyjął ta myśl, ale z drugiej nie dopuszczał jej do siebie.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Dzwoniłam, ale włączała się poczta głosowa.
- Niemożliwe – puścił ją i wygrzebał ręką telefon komórkowy schowany w pokrowcu przypiętym do paska – Przecież rano go ładowałem.
Telefon był wyłączony. Przemek usiłował go włączyć, jednak zauważył tylko pojawiający się na chwilę napis informujący o wyczerpaniu baterii i telefon ponownie się wyłączył.
- Jasna cholera – schował telefon – Musimy tam jechać. Ubieraj się.

Tej nocy nie mógł zasnąć. Leżał wpatrzony w sufit a co jakiś czas samotna łza spływała po jego policzku, aby po chwili wsiąknąć w puchową poduszkę, na której leżał. Śmierć ojca była dla niego rzeczą, do której wydawałoby się, że dorósł. Jednak była także czymś, do czego nie chciał dopuścić. Przez całe swoje życie myślał o tym dniu. O tym jak sobie poradzi. Teraz wpatrzony w sufit był zupełnie bezradny. Pozałatwianie wszystkich formalności związanych ze zgonem oraz z załatwieniem pogrzebu były ponad jego siły. Trzydziestosiedmioletni mężczyzna był teraz jak dziecko. Bezradny i zagubiony. O czym teraz myślał? O straconych chwilach. O momentach, do których nie chciał wracać, a które mimo wszystko miały miejsce.

Powolnym ruchem wsadził klucz w zamek od drzwi i przekręcił go, aż usłyszał chrupnięcie, sygnalizujące otworzenie zamka. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Robił wszystko powoli, jak gdyby od niechcenia. Mogło się wydawać, że całkowicie przestało go interesować to, co robi, co będzie robił oraz jak odbiorą to otaczający go ludzie. Odwiesił kurtkę na wieszak i wszedł do salonu.
- Nie słyszałam jak wchodzisz – powiedziała Paula siedząca na fotelu, naprzeciwko tajemniczej brunetki. Kobieta nie odwróciła się ani razu, jednak przez moment wydała się Przemkowi dziwnie znajoma. Stał on jednak w progu nie pokoju i ani na moment nie wszedł głębiej.
- Pozwól kochanie, że ci przedstawię – pociągnęła dalej – Agnieszka Ostałowska, dziennikarka z „Bohemy”.
Przemek zrobił kilka małych kroczków w głąb pokoju. Każdy kolejny krok przybliżał go do tajemniczej kobiety, której głowa powoli odwracała się w jego kierunku. W końcu ich wzrok się spotkał. Błyszczące oczy Mirandy spojrzały na jego twarz i momentalnie wywołały uśmiech na twarzy kobiety. Mężczyzna stanął zdziwiony całą sytuacją, lecz nic nie powiedział. Zerknął kilkakrotnie to na Mirandę to na Paulę, po czym podszedł bliżej gościa i wyciągnął w jej kierunku rękę.
- My się chyba znamy? – powiedział czekając, aż kobieta odwzajemni jego wyciągnięcie ręki.
- Mało jest osób, które pana nie znają – odpowiedziała powoli delikatnie ściskając jego dłoń.
- Czemu zawdzięczam twoja wizytę Mirando?
- Chyba mnie pan z kimś pomylił – odpowiedziała uśmiechając się w jego kierunku – a wizyta ma na celu przeprowadzenie wywiadu.
- O ile wiem, to o takich sprawach powiadamia się trochę wcześniej.
- Niech pan nie będzie taki. Dla „Bohemy” pan jeszcze nie odpowiadał.
- A skąd wiesz, że będę? – usiadł na stojącej obok sofie.
Przez dłuższą chwilę milczeli. W tym czasie Paula zabrała wazon ze stołu i poszła do kuchni robić kawę. Miranda zerknęła za nią, upewniając się, że nie będzie im przez jakiś czas przeszkadzać i zapaliła papierosa.
- Możesz mi podać popiołkę Mistrzu?
- Dlaczego to robisz? – wyszeptał tonem, który pod żadnym pozorem nie przypominał grzecznego.
- Dlaczego palę, czy dlaczego chcę popielniczkę?
Przemek wyjął z barku kryształową popielniczkę i postawił ją na stole obok Mirandy. Błyskawicznie usiadł na swoim poprzednim miejscu i spojrzał kobiecie głęboko w oczy.
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi.
- Ja tylko spełniam twoje marzenie Mistrzu.
- Jakie marzenie. O czym ty do cholery mówisz?
- Nie unoś się.
Wydmuchała dym prosto w jego twarz, po czym zgasiła paląca się jeszcze połowę papierosa i odsunęła popielniczkę w głąb stołu. Paula akurat przestąpiła próg pokoju i postawiła kawy na stole.
- O czym tak szepczecie?
- Pani mąż chyba nie jest zadowolony z mojego pomysłu.
- Kochanie – Paula usiadła obok Przemka przytulając go do siebie – Czemu? To tylko jeden głupi wywiad.
- Co nie zmienia faktu, że na takie sytuacje powinno się wcześniej umówić.
Miranda wydusiła z siebie głośno powietrze i spojrzała na Przemka.
- W porządku – wyjęła ze swojej torebki notes i zaczęła przeszukiwać kartki – Kiedy w taki razie panu pasuje?

Ojciec mawiał, że gdy w chwili śmierci możesz powiedzieć, że masz pięciu przyjaciół to miałeś szczęśliwe życie. Chciałbym móc tak powiedzieć. Wspomnieć pod sam koniec tą bezinteresowną piątkę, która była z Tobą od samego początku, nie patrząc czy powodziło ci się lepiej czy gorzej. Wiele razy myślałem o tym, aby przejść, po ulicy i zapytać się każdego kogo minę ilu ma przyjaciół. Tych prawdziwych przyjaciół. Jednak stchórzyłem. Bałem się, że się okaże, że jestem sam spośród tych, którzy nie mają ich w ogóle.

Ten post był edytowany przez Agrado: 25.05.2005 14:23


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Moonchild
post 25.05.2005 22:12
Post #2 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 120
Dołączył: 11.04.2005
Skąd: z daleka




Ciekawie się zapowiada. Coś innego. Tylko, że jak narazie trochę za mało w tym opowiadaniu akcji, życia, napięcia. Liczę, że dalej się rozkręci smile.gif

A co do błędów...

QUOTE
Pozwalając mu na każdy ruch delikatnie rozchyliła delikatnie uda. Wszedł delikatnie w jej rozpalone wymyślnymi pieszczotami wnętrze i zbliżając ją ku ekstazie czuł jak się odradza. Jego ręce spoczęły na jej krągłych piersiach, które pieszczone delikatnymi ruchami zdawały się nabrzmiewać.

coś za dużo tej delikatności smile.gif

QUOTE
Kobiecie jednak, jako osobie z wrodzonym talentem i elegancjom pismo takie nie sprawiało trudu

elegancją


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tajemnicza
post 25.05.2005 23:12
Post #3 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 385
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Tureeeek/Poznań

Płeć: Kobieta



Co prawda troche mało...w koncu pierwszy part, ale zapowiada sie całkiem ciekawie =) Coś inszego =P ale cos i tak przypuszczam, ze pojawi sie magia bo a cala komorka itp. =P Mi takze rzuciała sie w oczy delikatność. Nadzwyczaj lubisz to słowo, przynajmniej w tym opowiadaniu. Wiecej sie nie przypatrywalam, bo mi sie nie chce, jednym slowem jestem leń =P Mam nadziję ze bedziesz kontynuowac i zacznie sie dziac cos...szybszego i zwyszego. Powodzenia =)
Taj


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Galia
post 28.05.2005 12:57
Post #4 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 249
Dołączył: 28.05.2004
Skąd: *From the land of stars *




Jak na razie zapowiada się ciekawie, tylko ta Mranda strasznie mi zgrzyta nie znosze zmieszania szarej rzeczywistości z jakąś nagle wyskakująca Esmeraldą czy inną Jessicą. Po za tym jest interesująco. Kilka literówek, zalecana beta. Czakam na dalsze części
Pozdrawiam
Gall


--------------------
Jestem myślicielką niezależną, wolną poszukiwaczką oazy nieskrępowanych istnień. Przemierzam pustynie w poszukiwaniu sensu... Czy odważysz się pójść za mną?

Myśli, marzenia, złudzenia. Moje życie...

Nie można dostać czegoś, nie tracąc czegoś w zamian.
Żeby coś otrzymać musisz poświęcić coś o podobnej wartości.
To zasada równoważnej wymiany.
To prawda o świecie...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Carmen
post 12.07.2005 22:53
Post #5 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 46
Dołączył: 26.06.2005
Skąd: Gdynia




Troche krotkie, robisz potworne powtorzenia, kilka literowek tez by sie znalazlo, ale ja nie o tym smile.gif.
Opo na razie nie wyroznia sie z szarego morza internetowych pismidel, ale zapowiada sie ciekawie. Jak dla mnie akcja toczy sie troche za wolno, ma sie wrazenie, ze tekst rozciaga sie w nieskoczonosc, ale moze to tylko wrazenie. Nie piszesz zle, choc opo nie powalilo mnie na kolona, czy przyprawilo o drgawki z podniecenia, ale zycze powodzenia i chetnie poczytam dalej.


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 04:00