Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

Drzewo · Standardowy · [ Linearny+ ]

> przyjaciele na zawsze [nk]

avalanche
post 11.04.2003 17:19
Post #1 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Przyjaciele na zawsze...

Było ich pięciu. Znali się praktycznie od dziecka tak samo jak ich rodzice. Wszyscy w koło powtarzali, że będą potężnymi władcami. Każdy z nich obdarzony był niezwykłą mocą przekazaną im po potężnych przodkach, którzy byli Atlantydami. Tak to prawda, posiadali zdolności starożytnego ludu zamieszkałego mityczną Atlantydę pogrążoną później w otchłani oceanu. Bohaterami tej powieści jest pięciu chłopców tak bardzo różniący się wyglądem, ale jakże sobie bliskich. Wydarzenia, które miały wkrótce nadejść zmienią ich życie na zawsze.

- Ej, co robisz? Nie widzisz, że właśnie próbuję wsadzić tego żuka do zupy taty?
- Czy ty się nigdy nie nauczysz, że kiedyś w końcu porządnie oberwiemy przez ciebie za te głupie żarty?
- No, co ty braciszku cykasz się, że nas złapią i powieszą do góry nogami pod sufitem?
- Wiesz nie zdziwiłbym się gdyby ciebie to spotkało w końcu to ty zawsze pakujesz nas w tarapaty.
- Nie gadaj tyle tylko pilnuj żeby nikt nas nie zauważył - syknął przez zęby chłopiec i mówiąc to zbladł. W drzwiach stał jego ojciec przyglądając się poczynaniom swoich synów.
- Cześć tato...No tego...To nie tak jak myślisz...to...to ON wszystko wymyślił i zmusił mnie do tego..Ja oczywiście próbowałem mu to wyperswadować ale wiesz jaki on jest krnąbrny...i...
- Gdybyś nie był moim synem to może bym ci uwierzył - ku uldze obu chłopców mężczyzna zaczął się śmiać - ale jak sam widzisz zbyt dobrze was znam żeby nie wiedzieć, że zawsze coś kombinujecie.
- Jak to tato? -zdziwił się drugi z braci nie mogąc uwierzyć w to co słyszy - to znaczy że puścisz nas wolno bez szlabanu i innych takich? - w oczach chłopca tliła się iskierka nadziei że ojciec nie ukarze ich za to. A zdarzało im się często coś przeskrobać, w zasadzie to, co chwilę wymyślali nowe żarty, które przeważnie kończyły się albo wybuchem albo innym efektem specjalnym. Byli niespokojnymi duchami, pełnymi energii i tysiącami pomysłów na minutę, co niestety zawsze wróżyło jakąś tragedię w stylu wysadzenia czegoś lub podpalenia. Wszyscy, którzy ich znali zawsze trzymali się od nich w bezpiecznej odległości, choć to nigdy nie zdawało egzaminu, bo zawsze prędzej czy później dopadali swoją "ofiarę" i albo wrzucali jej coś obrzydliwego do jedzenia albo rozrzucali kulki po całym pokoju, co kończyło się masową wywrotką. Kiedyś do ich dworu zawitała nielubiana ciotka Gryzelda i w pewnym momencie wizyty potrzebowała skorzystać z toalety nie wiedząc oczywiście, że znajduje się tam sporej wielkości ładunek, który wybuchł w chwili usadowienia się ciotki na desce i wyrzucając ją na trzecie piętro budynku wprost do pokoju rodziców - nie był to łatwy dzień w życiu tych rozrabiaków, ponieważ nie dość, że narobili wielkich szkód w domu to ciotka Gryzelda stała się jeszcze gorszą jędzą niż była, no a rodzice... no cóż nie byli zachwyceni z dziury w ich sypialni i zarządzili 2 tygodniowy szlaban, zero kieszonkowego i serię nielubianych prac domowych oraz - co chłopcy uznali za najgorsze- oficjalne przeprosiny wobec ciotki Gryzeldy.
Teraz widocznie ojciec uznał, że nic nie da kolejna kara a zresztą i tak w dworze szykowało się coś,co wyraźnie bardzo go napawało optymizmem a mianowicie...
- Wizyta? -chłopcy nie kryli swojego zdumienia gdyż nie wielu było śmiałków, którzy odwiedzali ich dwór w obawie przed wybrykami obu braci.
- Tak, a czemu to takie dziwne wam się wydaje?
- Nie nic tato...to my może pójdziemy do pokoi i przygotujemy się na wizytę gości...no wiesz…musimy wyglądać elegancko no nie? - już mieli się wchodzić po schodach gdy dobiegł ich odgłos stukania kołatką do drzwi
- Ja otworzę! - chłopcy spojrzeli na swą matkę biegnącą ku wielkim zdobionym drzwiom by je otworzyć oraz na ojca udającego się na przywitanie nowo przybyłych gości z nieukrywaną radością jak gdyby od dawna czekał na tą wizytę. Drzwi się otworzyły a za nimi stała spora grupka ludzi ubranych w czarne płaszcze z kapturami na głowach. Chłopcy zauważyli, że wśród wysokich postaci są także niższe osoby, prawdopodobnie dzieci przybyłych wraz ze swymi rodzicami. Goście weszli do środka i zdjęli kaptury z głów ukazując twarze pod nimi zakryte.
Jak słusznie przypuszczali te trzy "niższe osoby" były dziećmi i to - jak nie przypuszczali -wszyscy okazali się chłopcami w ich wieku.
Pierwszy z chłopców a zarazem najwyższy z nich miał ciemno-brązowe włosy i duże brązowe oczy, drugi zaś posiadał włosy koloru jasno-brązowego i oczy koloru ciemno-niebieskiego natomiast ostatni z chłopców różnił się od swych towarzyszy tym, że miał białe włosy i co dziwne - oczy koloru fioletowego.
Starsi goście okazali się młodymi ludźmi w wieku ich rodziców. Jednak jedna myśl nie dawała braciom spokoju - otóż, kim byli ów tajemniczy goście, których widzieli pierwszy raz w życiu?


Part 2

- Nareszcie jesteście! - w głosie ojca wyczuwało się wielką radość jaką jeszcze nigdy nie okazywał gościom bywających w ich domu.
- Kupa lat, stary jak się masz? Widzę, że tu wszystko po staremu. Ciebie też miło widzieć Amy, pięknie wyglądasz, a to zapewne - tu zwrócił swój wzrok na braci - są ci słynni pogromcy, o których tak wiele słyszałem - mówiąc to mężczyzna uśmiechnął się do nich łobuzersko.
- Zdejmijcie płaszcze i chodźcie do salonu to sobie pogadamy - mówiąc to, Otto zaprosił gości do wnętrza. Wszyscy oprócz młodszych gości udali się do salonu zostawiając tym samym chłopców samym sobie. Bracia uznali to za dobry moment by poznać nieznajomą trójkę.
- Cześć, ja jestem Robert - powiedział rozsądniejszy z braci wyciągając rękę do chłopca z białymi włosami.
- Jestem Wiktor – odpowiedział chłopiec, ściskając rękę Roberta.
- A ten tutaj, to mój brat Paweł - ciągnął dalej Robert przedstawiając brata - A wy jak macie na imię? -spytał się dwóch pozostałych chłopców.
- Ja mam na imię Michał - powiedział najwyższy z chłopców - A ten obok to Adam - wskazał głową na jasnowłosego chłopca stojącego koło niego.
- Tak, tak, no dobra chodźcie na górę do naszego pokoju - zaproponował Paweł wyraźnie znudzony "ceremonią" przedstawiania się.
- Mamy tam olbrzymią tarantulę i ciekawe, kogo pożre pierwszego - mówiąc to spojrzał na swojego brata obdarzając go chytrym uśmieszkiem - albo lepiej nie, bo jeszcze zdechnie z niestrawności już na sam twój widok.
- To wy macie tarantulę? Jejku ja kiedyś miałem krokodyla, ale rodzice jak go tylko zobaczyli na moim łóżku to o mało, co nie dostali zawału i wysłali go na pobliskie bagna.- powiedział Adam wyraźnie dusząc w sobie śmiech. Paweł uznał to również za bardzo zabawne i zaczął naśladować reakcję rodziców Adama, chociaż nie mógł wiedzieć jak naprawdę wtedy się zareagowali.
Wrodzony komizm Pawła tak rozśmieszył grupkę chłopców, że ledwo, co zdołali wejść po schodach na drugie piętro do pokoju braci. Trzeba przyznać, że dwór nie był zwyczajnym dworem, jaki zwykło się widzieć u zwyczajnych ludzi. Ten był o tyle niezwykły, że należał, do Atlantydów.
Kręcone schody prowadzące na górę nie miały jakby się wydawało stopni, co oczywiście nie było prawdą, bo były po prostu niewidzialne a balustradę zrobiono jakby z delikatnej mgiełki, ale bardzo stabilnej, o którą można było się spokojnie oprzeć. Wchodząc na pierwsze piętro wchodziło w ogromny i wysoki korytarz, którego ściany ozdobione były olbrzymimi gobelinami przedstawiającymi smoki a niektóre starodawne bitwy. Wszystkie były tak realistycznie przedstawione, że wydawały się wychodzić na zewnątrz. Będąc bardzo cicho można było usłyszeć odgłosy walki na miecze dochodzące z największego arrasu przedstawiającego ogromną bitwę pomiędzy jakimiś starożytnymi ludami. Ten gobelin szczególnie zaciekawił młodych przybyszy.
- Ja nie mogę, ale zajebisty! Co to za bitwa? - spytał Wiktor nie kryjąc swojego zaciekawienia na widok czegoś tak wielkiego i tak cudownego.
- A to...to jest bitwa pomiędzy Atlantydami a jakimś Zakonem. Nie wiem dokładnie, ale zdaje się, że nazywał się Krwiożerczy Zakon…czy jakoś tak. Pewnie, dlatego że mieli ciemno-czerwone płaszcze...naprawdę głupia nazwa - Paweł wyraźnie nie krył swojej dezaprobaty co do idiotycznej jak sam mówił nazwy Zakonu.
- Powiedziałeś Krwiożerczy Zakon? - coś wyraźnie zaniepokoiło Wiktora - Słyszałem o nim. Podobno należeli do niego Atlantydzi, którzy przeszli na ciemną stronę. Dziadek mi opowiadał, że porywali oni małe dzieci by szkolić ich na zabójców stosując różne okrutne metody jak nie chciały współpracować z nimi. Nie pamiętam dokładnie, co im robili, ale podobno byli bardzo okrutni i bezwzględni. Ich zakon mieścił się w ogromnym zamczysku, jednak nikt nie wiedział jak się tam dostać, bo zamek zmieniał położenie, co ileś lat a poza tym chroniły go potężne zaklęcia no i strażnicy przemierzający lasy na swych koniach, którzy zabijali każdego, kto zabłąkał się w okolice siedziby Zakonu, więc praktycznie obcy nie miał szans żeby się tam dostać…no chyba, że go tam przywlekli w charakterze więźnia, ale wtedy nigdy już nie opuścił murów tej twierdzy.
- Fajnie. Wiesz, co? Szkoda, że ten Zakon już nie istnieje. Wysłałbym tam Pawła na małe torturki - mówiąc to Robert zaczął udawać jednego z okrutnych braci Zakonu - A teraz za to, że wrzucałeś żuki do zup i wysadzałeś klozety trafisz do naszego koła tortur za swe niecne występki i będziemy cię tam tak długo kręcić aż wyjawisz nam swój sekret łapania żuków abyśmy...
- Abyśmy mogli potorturować twojego brata - wszyscy wybuchnęli śmiechem, gdy Paweł dokończył za brata plany Zakonników.
- Bracie jak mogłeś sprzedać mnie tym draniom za wyjawienie sztuki łapania żuków?
- Wiesz życie jest okrutne bracie...a tak serio to niech się schowają, nigdy nie wyjawię im skąd biorę moje żuki - chłopcy coraz lepiej się bawili i coś czuli że ta wizyta będzie najbardziej udaną w ich życiu i może po raz pierwszy zyskają prawdziwych przyjaciół.

Part 3

- Rany, ale czadowy pokój! - powiedzieli chórem goście na widok ogromnego pokoju wypełnionego różnymi magicznymi i nie magicznymi rzeczami.
Na przeciwko drzwi stało sporej wielkości akwarium, w którym mieszkała słynna tarantula o imieniu Morfeusz. Na ścianach zaś wisiały różnego rodzaju bronie, przeważnie pięknie zdobione miecze ze świecącymi klingami odbijającymi światło.
Po przeciwnych stronach ścian unosiły się niewielkie chmurki, które jak się okazało były miejscem do spania obu braci. Teraz były wysoko, ale gdy miała nadejść pora spania, chmurki opadały niżej, aby można się było na nich położyć.
Na pięknych mahoniowych komodach stały różne ciekawe posążki smoków, które obaj chłopcy bardzo lubili. Najfajniejsze było jednak to, że gdy chciało się je dotknąć - ziały niewielkim ogniem na tego, kto chciał to zrobić, oczywiście nie wyrządzając mu większych szkód oprócz lekkiego poparzenia.
Na ścianach wisiało wiele fotografii rodzinnych, na których była cała rodzina. Chłopcom najbardziej podobało się to, na którym Paweł i Robert byli przebrani za wojowników robiąc przy tym mordercze uśmiechy. W kącie olbrzymiego pokoju stała nieznana i dziwnie wyglądająca roślina o błękitnych liściach i kryształowym kwiecie, która w nocy rozchyla swoje płatki, aby pobrać światło Księżyca, które było dla niej jak woda dla zwykłych roślin. Niezwykłym przedmiotem okazało się także kryształowe lustro, które bracia dostali kiedyś od babci. Lustro służyło nie tylko do przeglądania się, ale także sprawiało, że można było przejść przez nie na drugą stronę i zobaczyć świat na odwrót - oczywiście tylko w pomieszczeniu, które lustro w danej chwili odbijało.
Niedaleko lustra stał duży zegar z drzwiczkami, które w normalnych zegarach pozwalało dostać się do mechanizmu w razie awarii. Ten jednak nie posiadał takiegoż mechanizmu gdyż jako zegar magiczny sam się nastawiał a schowek w zegarze służył jako przejście do różnych pomieszczeń w domu, do których nie ma drzwi i tym samym wiedzą o nich tylko domownicy. Jednak to, co najbardziej zaciekawiło chłopców znajdowało się przy jednej ze ścian, na której stało wiele trofeów i pucharów oraz wisiały liczne medale i dyplomy. Mianowicie były to dwie rzeczy...
- Macie deski do latania? Fajnie, jaki model?
- Najnowsze "Ścigacze 4000".Dostaliśmy z okazji ósmych urodzin - odpowiedział Paweł, dla którego ten rodzaj sportu był najlepszą rozrywką na świecie, pełną emocji i oczywiście bardzo niebezpieczną, a więc tym, czym się lubował.
Deski unosiły się parę centymetrów nad ziemią zawsze gotowe by je użyć. Były średniej wielkości tak, aby mogły się tam spokojnie zmieścić stopy użytkownika. Każdy model różnił się od siebie tylko nieco kształtem, wykończeniem i kolorem. Paweł posiadał deskę w kolorze srebrnym ze skrzydełkami przy boku z pięknie zdobionym wzorem smoka u spodu. Robert wybrał natomiast czarną deskę również ze smokiem u spodu gdyż tym charakteryzowała się firma produkująca te modele, tyle, że jego deska, gdy się na nią wsiadało zaczynała płonąć u boku - oczywiście nieparzącym ogniem.
Sport ten jest niezwykle popularny wśród Atlantydów. Polega on na ściganiu się na deskach po lesie pełnym pułapek np. na jednym z takich wyścigów ustawiono smoki i trzeba było nie tylko nie dać się usmażyć, ale także uważać, aby inny zawodnik cię nie zepchnął z deski i tym samym niezdyskwalifikował cię za upadek. Jedyne, co pomaga w takich chwilach utrzymać równowagę przy niebywale ogromnych prędkościach to zaklęcie utrzymujące stopy w jednym miejscu, aby się nie ślizgały i nie pozwoliły upaść zawodnikowi - oczywiście przy większym uderzeniu lub silnym popchnięciu zawodnik spada i tak kończy się dla niego wyścig, co oczywiście daje większe szanse na wygraną pozostałym zawodnikom ścigającym się dalej. Dlatego też tyle jest kontuzji a czasem nawet śmierci w tym sporcie, co sprawia że jest to bardzo ekscytujące widowisko.
Chłopcy właśnie chcieli wypróbować te cuda techniki, gdy usłyszeli głos dobiegający z dołu, aby zeszli na obiad.
- Dobra w takim razie po obiedzie pójdziemy je wypróbować - powiedział Robert schodząc z resztą chłopców na posiłek.

Part 4

Kuchnia była miejscem szczególnym w dworze a to, dlatego że można tu było znaleźć różne smakowite przekąski a dokładniej wszelkiego rodzaju niezwykłe owoce egzotycznych roślin nieznanych zwykłym ludziom oraz wiele łakoci, od których można było dostać zawrotu głowy.
Przy wejściu od razu było widać, że kuchnia dzieliła się na dwie części - na część jadalną i na tą, w której można było przyrządzić różnego rodzaju eliksiry. Po stronie jadalnej stał olbrzymi, dębowy stół, którego blat był ozdobiony postaciami zwierząt leśnych zamieszkałych nie magiczne lasy, przy którym zawsze można było wygodnie usiąść na dużych, dębowych krzesłach. Wszystko w kuchni było zrobione na wzór leśny.
Na ścianie wisiały liczne obrazy przedstawiające łowy na dzikie zwierzęta a nie raz i je same. Pawłowi szczególnie podobał się obraz, który kupił razem z ojcem przedstawiający jastrzębia o ciemno-brązowym upierzeniu, siedzącego na gałęzi i dumnie patrzącego w dal. Bardzo chciał mieć takiego, ale wiedział, że dostanie go dopiero, gdy pójdzie do Akademii – szkoły gdzie kształcą ludzi o podobnych zdolnościach, jakie posiada on i jego brat, choć nie zawsze mających za przodków Atlantydów.
Na półce rozciągającej się wzdłuż ściany po prawej stronie stołu stały książki kucharskie, które bynajmniej nie zawierały zwykłych przepisów. Można tu było się dowiedzieć np. Jak szybko i smacznie przyrządzić kachajkę - ptaka zamieszkującego okoliczne lasy, występującego tu bardzo licznie a zarazem bardzo smacznego. Albo: Jak przyrządzić wspaniały deser?- tu oczywiście mama Pawła i Roberta nie miała sobie równych gdyż najbardziej te dania lubili jej synowie, więc nabrała już pewnej wprawy w szykowaniu wszelkiego rodzajów tortów, ciast i lodów. Szczególnie jednak udawały się jej torty. Jej popisowym numerem było ciasto zwane gevios - od nazwy owoców drzewa o tej nazwie, polewane harwalką, czyli czymś podobnym w smaku do zwyczajnej czekolady ale o wiele od niej smaczniejszą i bardziej słodką.
W kątach stały ogromne rośliny, a raczej drzewa, których ogromne liście zawsze "przytulały" osobę, która do nich podchodziła napełniając pozytywną energią a wysysając tą negatywną, która gnębiła człowieka i sprawiała, że się źle czuje - były one prezentem od dziadka, który znany jest w całej rodzinie jako zagorzały podróżnik i znawca wszystkiego, co niezwykłe i magiczne - oczywiście zawsze przywożący jakieś niezwykłe rzeczy dla swych ukochanych wnuków.
Chłopcy, którzy byli już bardzo głodni z chęcią usiedli przy stołach czekając na posiłek. Nie musieli długo czekać gdyż właśnie na stół podano różne pyszności w tym skrzydełka słynnych kachajek.
- Mmmmmm...Mamo jak zwykle wszystko, co gotujesz zasługuje na medal. Po prostu pyszne! - powiedział Robert, który przeżuwał właśnie swoją szóstą dokładkę kachajek.
- Dokładnie takie same, jakie robiłaś kiedyś, gdy tygodniami włóczyliśmy się wszyscy razem po lesie a dookoła pełno było tego ptactwa. Do dziś pamiętam jak nie mogliśmy patrzeć już na te kachajki, pamiętasz? – zagadał jeden z gości, spoglądając na matkę braci, która nie kryła rozbawienia tym co przed chwilą usłyszała.
Mężczyzna okazał się tak jak reszta gości dawnym przyjacielem jeszcze z czasów szkolnych. Miał krótkie ciemno-brązowe włosy i zielone oczy ,oraz co trzeba było przyznać - był bardzo przystojny tak jak pozostali trzej przybysze. Widać było, że jest umięśniony a ciągły uśmiech na twarzy czynił go człowiekiem pełnym zaufania i przyjacielskim. Charakterystyczne w jego wyglądzie było to, że nosił na szyi wisiorek z rzemyku na którym zawieszony był ząb zapewne jakiejś okropnej bestii, co bardzo spodobało się Pawłowi, który uznał, że facet noszący takie coś musi być równym gościem.
Oprócz niego równie wielkie zainteresowanie Pawła wzbudzało dwóch pozostałych mężczyzn siedzących po obu stronach tego pierwszego.
Pierwszy z nich miał takie same białe włosy, co Wiktor, więc zapewne był jego ojcem. Nie miał jednak jak jego syn tych dziwnych fioletowych oczu, lecz błękitne, nadające jego twarzy pewną niewinność i dziecięcość. Drugi z mężczyzn był ojcem Adama, choć jak zauważył Paweł kolor włosów Adam odziedziczył po swej matce, a jedyne, co miał podobne do ojca to ten przenikliwy wzrok, którym obdarzał ludzi. Paweł wyczuwał w mężczyźnie pewną dzikość. Sam nie umiał wytłumaczyć tego uczucia - gdy ten przeszył go wzrokiem czuł się jakby spoglądał w oczy osobie, która nie zna czegoś takiego jak strach. Wyglądało na to, że coś ukrywał – zupełnie jak pozostali dorośli przybysze…

Part 5

Po obiedzie mamy chłopców udały się na górę na ogromny taras, zaś panowie poszli na piętro do salonu. Chłopcy nie bardzo wiedzieli, co mają robić gdyż zapadał już zmrok i nie pozwolono im na wyjście do lasu, gdzie o tej porze czai się najwięcej dzikich i niebezpiecznych stworzeń. Postanowili, więc udać się do pokoju braci i tam obmyślić plan, co mają robić, a że pokój ten znajdował się na drugim piętrze wchodząc po schodach postanowili po cichu wejść na pierwsze piętro i podsłuchać rozmowę swoich ojców.
Na korytarzu stały ogromne zbroje zaś na ścianach wisiały tarcze i włócznie - pamiątki z podróży po Europie oraz portrety dawnych mieszkańców dworu o strasznie - o tej porze - wyglądających twarzach. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi do salonu, które były lekko uchylone, przez co na korytarz padała mała smuga światła oświetlająca chłopcom drogę. Zbliżyli się ostrożnie do drzwi i zaczęli -przysłuchiwać się rozmowie:
- Stefan ja ich widziałem, czuję przez kości, że coś się szykuje i mam przeczucie, że tym razem nie dadzą się tak łatwo oszukać jak 6 lat temu - wykrzyczał prawie Otto - Nie pamiętacie, co było wtedy? Ledwo, co nam udało się ich powstrzymać. To się znowu zacznie i nie wiem...nie wiem co mamy robić - w jego głosie dało się wyczuć lekkie zdenerwowanie i uczucie strachu przed czymś, o czym chłopcy nie mogli mieć zielonego pojęcia.
- Wiem, o co ci chodzi Otto. Oni będą chcieli skrzywdzić chłopców…a ja cholera nie mam pomysłu jak temu zapobiec. Remis jak to możliwe, że oni wrócili, myślałem, że wrota zamknęły się na zawsze i że mamy ich już z głowy.
- Uwierz mi, że nie mam pojęcia jak im się udało nawiać, byłem święcie przekonany, że zrobiliśmy wszystko jak należy. Jest tylko jeden sposób, aby się stamtąd wydostać. To musiał zrobić ktoś z zewnątrz - jego wzrok powędrował na dotąd nieodzywającego się Sergiusza. Paweł zauważył, że mężczyzna zastanawia się nad czymś, głeboko szukając odpowiedzi.
- Wiem - nie musiał tego powtarzać. Wszyscy natychmiast spojrzeli w jego stronę oczekując od niego wyjaśnień. - Mogłem się tego domyślić…
- Może podzielisz się z nami z twoim odkryciem czy mamy zgadywać? - powiedział wyraźnie poirytowany Otto.
- Mam pewną hipotezę. Otóż słuchaj…tylko my znaliśmy zaklęcie zamykające wrota, więc praktycznie, jeżeli ktoś miałby zdradzić to tylko któryś z nas, ale tę opcję od razu odrzucamy, więc zostaje nam tylko przypuszczenie, że oprócz nas ktoś jeszcze był tam razem z nami i spokojnie obserwował sytuację z ukrycia i poznał zaklęcie zamykające wrota...ten ktoś musiał mieć w tym jakiś interes bo kto u licha uwolniłby bez powodu armię morderców...no i to nie mógł być byle kto skoro udało mu się tego dokonać…
- A mówiłem żeby ich wykończyć to nie byłoby teraz problemu a tak to możemy się sto lat bawić - my ich zamykamy a ich ktoś uwalnia - w głosie Otta dało się wyczuć nutę gniewu.
- Czy ty mózgu nie masz? Mieliśmy wykończyć dwu tysięczną armię? Jak? Nawet my nie mamy dość tyle mocy by tego dokonać...ciekawi mnie tylko jedno...Kto do cholery otworzył te przeklęte wrota?
- Wydaje mi się, że wiem, kto to zrobił - odpowiedział niepewnie Sergiusz - Orfeusz!
- Wiedziałem! Wiedziałem, że ta kanalia maczała w tym palce. Kto jak nie on pragnie wrócić do łask po tym jak naraził się swemu ojcu – dowódcy Zakonu i został na jakiś czas wygnany. Zabiję tego kretyna i przysięgam, że tym razem gorzko tego pożałuje.
- Uspokój się! Nie mamy pewności, że to on, to dopiero przypuszczenia - próbował uspokoić przyjaciela Stefan.
- Nie mamy pewności? - powiedział Otto z wyraźną ironią w głosie - To ty nie masz pewności! Ale ja ci mówię, że ten palant jest w to zamieszany, nie słyszałeś Sergiusza, co powiedział? To jest Orfeusz! - spojrzał na przyjaciela szukając potwierdzenia swoich słów.
- Stefan nie mamy innych podejrzanych to musiał być on. Wszyscy bardzo dobrze znamy Orfeusza...
- Aż za dobrze - wtrącił z przekąsem Otto.
- Wiemy jak bardzo pragnął do nich wrócić, a uwalniając ich przypuszczam, że przyjęli go z otwartymi ramionami - dokończył Remis. Nagle poczuł niemiły skurcz w żołądku. Wiedział, że ma rację i że będzie musiał znowu to wszystko przeżyć od nowa... znowu powrócą niechciane wspomnienia ...znowu....
- Nad czym tak myślisz Remis? Wal śmiało dzisiaj już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć - mówiąc to Otto spojrzał w oczy Remisa - były martwe, zupełnie bez wyrazu.
- Remis ostatnio jakiś dziwny jesteś, co się stało? Nam możesz powiedzieć przyjacielu - spytał Otto wyraźnie zaniepokojony stanem przyjaciela. To zachowanie nie pasowało do wizerunku Remisa, który w młodości słynął z dzikich pomysłów i niecenzuralnych wypowiedzi.
- Nic mi nie jest, po prostu myślę - odpowiedział uśmiechając się do Otta. Ale Otto wiedział, że Remis nie mówi prawdy. Zbyt dobrze go znałby wiedzieć, że przyjaciel coś ukrywa.
- Panowie w takim razie, co proponujecie? -odezwał się Sergiusz, przerywając wszechobecną ciszę.
- Musimy zawiadomić pozostałych i Akademię, że należy szykować się na najgorsze - stanowczo odpowiedział Stefan - Wyruszę jeszcze dziś, nie ma czasu do stracenia.
- W takim razie ja i Remis ruszamy do dowództwa, musimy ostrzec Radę, aby zrobili coś nim będzie za późno. Będziemy w Białym Gmachu - tam się wszyscy spotkamy - To jedyne miejsce gdzie Krwiożerczy Zakon nie postanie nogi.
Chłopcy spojrzeli po sobie nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszeli.
- Wyruszymy jutro po tobie Stefan, a ty Otto wyruszysz za dwa dni. Mamy większą szansę, że choć jeden z nas dotrze na miejsce, choć mam nadzieję, że wszyscy zjawimy się tam cali i zdrowi o określonej porze - po tych słowach przyjaciele wstali i każdy w ciszy ruszył w stronę wyjścia. Chłopcy, czym prędzej ruszyli do pokoju na drugim piętrze, aby nie dowiedziano się, że podsłuchiwali. Zamykając po cichutku drzwi za sobą, spojrzeli po sobie oniemieli tym, co usłyszeli.
„O co tu chodzi?” - to pytanie chodziło teraz każdemu z nich po głowie nie dając spokoju. Żaden jednak nie umiał wyjaśnić tego, co właśnie usłyszał.

Part 6

Następnego ranka Robert zauważył, że w pokoju nie było Michała. Przypomniał sobie jednak, że zapewne wyjechał wczoraj w nocy razem ze Stefanem. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał wczoraj wieczorem. Zrozumiał jedynie, że ci ludzie, którzy uciekli z jakiegoś zamknięcia szukają ich oraz ich ojców. Jeszcze bardziej zadziwiające było to, że padła nazwa Krwiożerczy Zakon. Co oni mają z tym wspólnego? Przecież podobno nikt o nich nie słyszał od iluś tam lat…a może wszyscy wiedzieli o nich tylko nie chcieli ujawnić, że chodzi właśnie o nich.
W głowie Roberta był mętlik. Nie potrafił poskładać tego w całość, nie rozumiał co wspólnego mają ci Zakonnicy z nimi. Nie chcąc dłużej o tym samotnie rozprawiać postanowił, że porozmawia o tym później z przyjaciółmi. Było jeszcze w miarę ciemno, więc wszyscy w dworze zapewne jeszcze spali. Zszedł po cichutku ze swej chmurki i podszedł do okna. Niebo było jeszcze granatowe, choć widać było przy horyzoncie lekkie różane smugi, które zwiastowały wschód słońca. Podszedł do drzwi przy oknie i otworzył je, aby wyjść na taras.
Na zewnątrz było jeszcze chłodno, ale Robert nie zwracał na to uwagi. Wziął głęboki oddech by zaczerpnąć świeżego powietrza i spojrzał przed siebie. Las był cały spowity delikatną mgiełką nadającej mu pewnej tajemniczości. W oddali dało się słyszeć śpiew ptaków a lekki zefirek spokojnie kołysał korony drzew. Wszystko to wydawało mu się takie piękne i dzikie, że aż nierealne.
Podszedł bliżej do balustrady i oparł się o nią delikatnie. Obok niego przysiadł się malutki ptaszek. Miał czerwono-złote piórka i biały grzebyczek na główce. Robert starał się nie poruszać, aby go nie przestraszyć. Widać było jednak, że ptaszek nie bał się go i powolutku podskakując przysiadł się koło niego i zaczął śpiewać niebiańską melodię. Skończywszy ją spojrzał swoimi czarnymi niczym perełki oczkami i zrobił coś, czego Robert najmniej się spodziewał.
- Podobało ci się? - przemówił do niego ptaszek. Chłopiec zląkł się, ale po chwili spojrzał na siedzącego obok niego ptaszka i przypomniał sobie, jak ojciec opowiadał mu, że w lesie można spotkać mówiące zwierzęta, tak, więc nie czekając ani chwili dłużej odpowiedział:
- Jejku...pierwszy raz spotykam mówiące stworzenie. Ptaszek mrugnął do niego oczkiem i już miał powiedzieć coś chłopcu, gdy nagle...
ŁŁŁŁŁUUUUUUUPPPPPPPPPP!!!!!!!!&# 33;!!!!!!!!!! - dało się słyszeć głośny łomot z pokoju. Robert natychmiast podbiegł do drzwi i otworzył je, aby dostać się do pokoju. Był prawie na sto procent pewny, że wiedział, co się stało i nie mylił się.
- Znowu spadłeś z chmurki - powiedział do Pawła leżącego na podłodze. Pawłowi nie raz już zdarzało się spaść ze swojego posłania, gdyż zawsze spał na swojej chmurce pod sufitem, a że był dzieckiem wiercącym się i bardzo niespokojnym to często zdarzało mu się wypaść z obłoczku. I jak zawsze swoimi jękami potrafił zbudzić cały dom albo przynajmniej pół. Hałas sprawił, że ze snu zbudzili się także Adam i Wiktor, którzy nie zwykli się budzić przy czymś takim.
- Mówiłem ci żebyś tak wysoko nie spał, bo w końcu stanie ci się jakaś krzywda - mówiąc to Robert spojrzał na brata wstającego z podłogi i masującego sobie plecy. Wiedział, że zaraz brat odpowie mu to, co zwykle zwykł mówić w takich przypadkach.
- Cholera jasna! - odpowiedział "dość" kulturalnie, ponieważ przeważnie Robert słyszał gorsze epitety po zleceniu Pawła z chmurki.
- To nie moja wina, że śnią mi się jakieś zombi, które chcą mi odgryźć głowę! Jakby tobie śniłyby się takie sny, co mnie to też zlatywałbyś na podłogę! - krzyknął Paweł, który zawsze w takich wypadkach miał nieodpartą pokusę trochę poprzeklinać i nawrzeszczeć na brata.
- Chłopcy, co tu się dzieje? - do pokoju weszła mama braci, która zwykle też miała coś do powiedzenia na temat hałasów o piątej nad ranem.
- Pawełku, kochanie czy ty zawsze musisz postawić całą okolicę na nogi? Dlaczego nie możesz spać tak jak inni i nie wypadać z hurgotem na podłogę, co? Tyle razy ci powtarzałam, żebyś spał niżej to przynajmniej upadki miałbyś mniej bolesne. Po czym mówiąc to zakręciła w powietrzu dłonią, wyczarowując opatrunek dla syna i podając mu napój do wypicia
- Tu masz eliksir na stłuczenia, masz napij się to ci dobrze zrobi.
Robert zauważył, że Paweł niechętnie sięgnął po eliksir - wiedział jak bardzo jego brat nie lubi tego napoju. A często zdarzało mu się go pić. Mama braci była niezwykle cierpliwą osobą, szczególnie dla Pawła, który zawsze miał najwięcej kontuzji w rodzinie. Rok temu podczas wakacji w Afryce, zaatakował go rój wściekłych pszczół, któremu zniszczył "przez przypadek" gniazdo, oczywiście wiadomo było, że nic, co przytrafia się Pawłowi nie dzieje się przez przypadek.
Innym znów razem będąc na wycieczce w zoo o mało, co nie stratowały go słonie indyjskie po tym jak otworzył im wybieg i wpuścił spore stadko myszy. Trzeba było przyznać, że nie był łatwym dzieckiem. Zresztą Robert nie mógł sobie wyobrazić, że mógłby mieć innego brata niż Paweł. W końcu razem zawsze wpadali w tarapaty i razem jakoś z nich wychodzili.
Największą frajdę sprawiało im jednak robienie żartów pewnemu gangowi motocyklowemu. Gang składał się z dwudziestu, silnie zbudowanych mężczyzn o podejrzanym wyglądzie i pewnie chłopcy nie mieliby z nimi szans gdyby nie to, że motocykliści byli ludźmi pozbawionymi mocy a więc zwyczajni. Często, więc wykorzystywali swoje nadprzyrodzone zdolności do robienia im różnych numerów. Czasem to było zaczarowanie motocykli tak, aby hamulec nie reagował, czasem też chłopcy specjalnie robili mężczyznom na złość, aby tamci mogli ich ścigać i wpaść w przygotowaną na nich pułapkę.
Tak, więc starcia pomiędzy chłopcami a gangiem były już normalnością i ciekawym zajęciem dla obu rozrabiaków. Rodzice oczywiście nigdy nie wiedzieli, co ich synowie robią w czasie wolnym po obiedzie, co oczywiście wszystkim było na rękę, bo żadna ze stron nie martwiła się o drugą. Robert wiedział, że zawsze może liczyć na brata, choć jak to bywa wśród braci zdarzają się także małe sprzeczki.
- Ja to nie wiem! Ty to zawsze gadasz jak mama, że to niby wszystko to moja wina! Piecyk nie działa - moja wina, pali się - moja wina, nic nie działa - także moja wina. Ja nie wiem, czy ja jakiś niszczyciel jestem? - popatrzył się na Roberta szukając u niego odpowiedzi.
- Nie, na takich jak ty mówi się po prostu nienormalni - ku jego zaskoczeniu wszyscy, także i Paweł wybuchnęli śmiechem.
- A co powiecie na małe ściganko po lesie? Hmm? – zaproponował Robert.
- Jak zwykle braciszku czytasz w moich myślach…

Part 7

Po zjedzeniu śniadania chłopcy wybiegli do lasu zabierając ze sobą Ścigacze 4000 - najlepsze deski do latania, jakie dotąd wyprodukowano. W lesie nadal unosiła się tajemnicza mgiełka, ale uznali, że nie ma, co zawracać sobie nią głowy. Idąc ścieżką miało się wrażenie jakby wchodziło się do innego świata.
Drzewa tu rosnące były bardzo wiekowe i nie jedno zapewne mogłyby opowiedzieć gdyby oczywiście umiały mówić. Było jednak coś, co posiadały niezwykłego a mianowicie miały uczucia. Czuły ból, gdy łamało się im gałęzie a gdy się o nie dbało odczuwały szczęście. Choć drzewa nie umiały mówić ludzkim głosem to powiadano że mają swój język, znanym tylko sobie.
W odróżnieniu od zwykłych drzew, te były bardzo wysokie, sięgające wysokości pięciuset a nawet powyżej tysiąca metrów. Ich naturalną obroną była niesamowicie twarda kora, która swą wytrzymałością dorównywała smoczej skórze. Bardzo popularnym gatunkiem w tym lesie były lahiany - drzewa długowieczne o białej korze, których liście były koloru srebrnego oraz kardale - drzewa o jasno-brązowej korze o ruchomych gałęziach, które nie raz były przyczyną zrzucenia zawodników z ich latających desek, dlatego też trzeba było na nie szczególnie uważać.
Co do niezwykłych stworzeń to dość często można tu było spotkać liciaka - charakteryzującego się beżowym kolorem skóry, bez nóg, za to ze skrzydełkami i różkami, które wyglądem, kolorem i dotykiem przypominały zielone liście, oraz z zębami podobnymi u tych co mają wampiry, choć o wiele mniejszymi i nie służącymi na pewno do wysysania krwi, ale do szybkiego i sprawnego zjadania liści.
Pełno także było tu kachajek - bardzo znanych chłopcom ptaków o czarnym upierzeniu i tęczowych dziobkach i co trzeba było przyznać o wyjątkowo małych móżdżkach, gdyż bez problemu można by było je złapać i urządzić sobie obiad na miejscu.
Co do większych zwierząt, to wyjątkowo często występującym tu gatunkiem były jak przystało na magiczny las - jednorożce, centaury, krasnoludki z czerwonymi czapeczkami, latające elfy oraz na skraju lasu, w niewielkich ilościach - drzewce. Nie pomijając, że oczywiście można tu było spotkać także zwyczajne zwierzęta, choć zdarzało się to sporadycznie.
Chłopcy doszli do ogromnego posągu pewnej kobiety ubranej w zbroję i hełm, oraz z tarczą u boku i mieczem uniesionym do góry.
- No… jesteśmy na miejscu, nie ma co. Najgorsze to dotrzeć tutaj - ledwo wysapał Paweł.
- W takim razie, kto pierwszy się ściga? - zapytał Wiktor z nieukrywaną chęcią rywalizacji - Mamy tylko dwie deski a nas jest czworo, więc jak? Może zagłosujmy, co? - zaproponował.
- Na mnie nie liczcie, ja nie mogę - odparł z rezygnacją Adam.
- Nie no…nie zalewaj...stary, ominiesz taką okazję? No dawaj...pozwolę ci lecieć się jako pierwszemu na mojej desce – powiedział zachęcająco Paweł.
- Nie dziękuję...ja nie mogę...dzięki - powiedziawszy to oddalił się i przysiadł pod pomnikiem.
- Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego on nie chce się ścigać? - zapytał przyjaciół poirytowany Paweł.
- On naprawdę nie może.Jest chory. - powiedział Wiktor z wyraźną nutą smutku w głosie.
- A co mu jest? Ma katar czy co? Zalewa, bo nie chce przegrać i już.
- Ja to nie wiem,czy ty masz serce z kamienia? - odparł Robert wyraźnie zaskoczony reakcją brata na stwierdzenie o chorobie Adama.
- Tak? To niech mądrala powie mi, co mu jest. Proszę bardzo, gadaj jak taki mądry jesteś.
- On jest chory na bardzo rzadką chorobę objawiającą się dusznościami podczas wzmożonego wysiłku - wyjaśnił Wiktor.
- Zalewasz...On? No co ty...przecież on…nie może...ale on w ogóle nie wygląda na chorego - odpowiedział z niepewnością Paweł - Wrabiacie mnie...
- Wiesz ty to jesteś po prostu tępy! Nie rozumiesz, że nie musi wyglądać na chorego, aby nim być? Do ciebie to chyba nic nie dociera przez ten pusty czerep. On może umrzeć jak mu zabraknie tchu podczas lotu.! Czy to takie trudne do zrozumienia? Ja nie wiem jak można być tak nieczułym i głupim. Nie pomyślałeś, że jemu też nie jest łatwo siedzieć tu i patrzeć jak my się dobrze bawimy, wiedząc, że jemu nie wolno? Przyszedł tu z nami bo nie chciał siedzieć sam w domu. A ty potraktowałeś go jak tchórza! –słowa brata zrobiły na Pawle wrażenie. Wiedział, że Robert ma rację. Zachował się jak kretyn, który widzi tylko sam siebie nie zwracając uwagi na innych. I nie wahając się chwili dłużej, podszedł do Adama.
- Stary przepraszam...ja nie chciałem...po prostu nie mogłem uwierzyć że wiesz...tego – podrapał się po głowie robiąc przy tym przepraszającą minę - Że jesteś chory - wypowiedziawszy słowa przeprosin spojrzał na Adama. Ten był spokojny i jakby zamyślony. Po chwili odparł:
- Nie gniewam się. Już się przyzwyczaiłem do tego, że jestem chory i że nie mogę robić wielu rzeczy - mówił to bardzo spokojnie. Patrzył się na Pawła i widział w nim kogoś, kim zawsze on chciał być - zdrowego i pełnego optymizmu chłopca, zawsze tryskającego humorem, mającego wszystko, co dusza zapragnie i robiącego zawsze to, na co ma ochotę. Cieszył się, że zna kogoś takiego jak on.
- Mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś być moim przyjacielem? - zapytał nieśmiało do Pawła.
- Ale przecież...no tego....nie zasługuję abym był twoim przyjacielem, spójrz na mnie, jestem najgorszym z najgorszych i do tego kretyn ze mnie...a poza tym....
- Ja chcę żebyś był moim przyjacielem i nie gniewam się na ciebie...nie chcę abyś myślał, że jestem jakiś obrażalski, czy co, po prostu...mam nadzieję że nie gniewasz się na mnie że tak odszedłem i nie wytłumaczyłem o co chodzi, przykro mi... - Paweł nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Nie dość, że tak go potraktował to jeszcze zechciał, aby zostali przyjaciółmi. Spojrzał mu prosto w oczy - były pełne nadziei i optymizmu, wiedział, że może zrobić tylko jedno.
- W takim razie, sztama? - zaproponował Paweł.
- Sztama - odparł przyjaciel podając mu rekę. Paweł poczuł, że zyskuje w tym momencie kogoś, na kogo zawsze będzie można liczyć i komu można zaufać jak nikomu innemu.
- No, co tak długo! Wiersze czytacie czy co? - przerwał konwersację Wiktor. Adam i Paweł spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się.
- Dobra, dobra, żadne wiersze my tu omawiamy taktykę jak cię załatwić podczas lotu.No wiesz, czy zwalić cię od razu czy dać ci szansę bycia drugim, co nie Adam - mrugnął do przyjaciela Paweł.
- No jasne przyjacielu - odrzekł Adam.
- Ha...ha..ha! Bardzo śmieszne! Jedyny, który wygra ten wyścig stoi przed tobą - odpowiedział Wiktor z udawaną wyższością
- W takim razie walcz łotrze albo giń! - Trzeba przyznać, że Wiktor miał zadatki na aktora, bo jak nikt inny potrafi rozśmieszać ludzi. - Podejmujesz wyzwanie?
- Z wielką chęcią sir - odparł Paweł - Ten, kto przegra będzie usługiwał drugiemu cały dzień.
- To już możesz zacząć czyścić mi buty, mój drogi - odparł pewny siebie Wiktor.
- Twoje niedoczekanie - odpowiedział Paweł. - Dobra zaczynamy!
Chłopcy stanęli na deskach - Paweł na swojej srebrnej, a Wiktor na desce Roberta. Unieśli się delikatnie do góry ustawiając się na odpowiedniej wysokości, gotowi do rozpoczęcia wyścigu.
- Tak więc- zapowiedział Robert - Na miejsca...gotowi...START!

Part 8

Ruszyli gwałtownie z ogromną prędkością, wiatr mierzwił im włosy a obraz wszystkiego, co mijali wydawał się coraz bardziej zamazywać. Paweł spojrzał przez ramię na zamazaną sylwetkę Wiktora coraz bardziej zbliżająca się do niego. Postanowił sobie jednak, że nie pozwoli mu wygrać za żadną cenę - obiecał to Adamowi i zamierzał specjalnie dla niego wygrać wyścig z Wiktorem.
Wiekowe drzewa stały się trudnymi przeszkodami przy takiej prędkości, ponieważ trzeba było mieć podzielną uwagę - kontrolować przeciwnika i nie dać się przez niego strącić oraz uważać, aby nie zderzyć się z drzewem i nie połamać sobie przy tym wszystkich kości.
W pewnym momencie Paweł spostrzegł, że Wiktor leci z nim równo deska przy desce. Spojrzał na niego - minę miał zaciętą, wiedział, że nie podda się tak łatwo. Nagle Wiktor zrobił coś, czego Paweł najmniej spodziewał się po nim. Chłopiec natarł na niego z boku.
- No, co przyjacielu? Myślałeś, że tak łatwo sobie ze mną poradzisz? - wykrzyczał z daleka do Pawła. Chłopiec poczuł, że traci równowagę. Wiedział, że jeżeli czegoś szybko nie wymyśli to czeka go niechybne zderzenie ze znajdującym się naprzeciwko niemu kardalem - drzewem bardzo agresywnym w stosunku do nadlatujących do niego wszelkich form życia. Najgorsze było jednak to, że deska zdawała się nie reagować na wszelkiego rodzaju próby poderwania jej w drugą stronę z dala od kardala. Paweł poczuł, że zostało mu, co najmniej pięć sekund, jeśli nie mniej, do czołowego zderzenia. Wiedział, że może zrobić tylko jedno.
Wyciągnął rękę przed siebie i z całej siły uderzył niebieskim promieniem wydobywającym się z jego dłoni w korę drzewa spowalniając prędkość, z jaką się poruszał. Poczuł, że teraz ma szansę. Zrobił natychmiastowy zwrot i poderwał się do góry unikając niechybnej śmierci.
Skierował swojego Ścigacza na właściwy tor - jeżeli takowym był ten, którym się teraz poruszał. W głowie kłębiły mu się ostatnie słowa Wiktora. Czyżby tak bardzo zależało mu na zwycięstwie, że byłby zdolny go zabić? Natychmiast skarcił się za ostatnią myśl. To niemożliwe, Wiktor na pewno nie chciał go zabić a takie popychanki to normalna zagrywka w tym sporcie. Jednak to spojrzenie, jakim obdarzył go popychając go prosto w ramiona kardala, nie dawały mu spokoju. W tym spojrzeniu było coś niezdrowego, czego nie rozumiał. Czyżby chodziło mu o coś więcej niż tylko wyścig?- nie wiedział.
Teraz ma, co innego na głowie. Musi dogonić Wiktora i wygrać, prześcignąć go za wszelką cenę a nawet, jeżeli go do tego sprowokuje - zrobić to samo, co on mu zrobił. Nie mógł pozwolić, aby Wiktor miał nad nim tą przewagę
- Chce wojny to będzie ją miał - powiedział przez zaciśnięte zęby. Czuł, że musi się odegrać za to, co zrobił Wiktor. Nacisnął stopami mocno na Ścigacza i zaczął przyspieszać. Podejrzewał, że Wiktor jest daleko, ale wiedział, że ma szansę go jeszcze dogonić. Z każdą sekundą szybował coraz szybciej i szybciej. Czuł chłód wiatru, jaki oplatał go, jednak nie zwracał na niego uwagi. Wytężył wzrok w poszukiwaniu choćby zarysu sylwetki Wiktora.
Nagle, daleko przed sobą ujrzał małą sylwetkę czegoś, co poruszało się z zawrotną prędkością. To musi być Wiktor - pomyślał w duchu Paweł, czując przypływ energii, która dodawała mu siły i pewności siebie. Nacisnął jeszcze silniej na deskę szybując coraz szybciej i zbliżając się do Wiktora.
W oddali ujrzał, że zbliżają się do małego jeziorka znajdującego się w sercu lasu. Paweł pomyślał, że to idealna okazja by odegrać się na Wiktorze. Czas wyrównać rachunki - pomyślał. Wyciągnął rękę przed siebie i wystrzelił serią czerwonych promieni. Okazało się, że jeden z nich trafił w deskę Wiktora. Widział jak chłopiec próbuje utrzymać równowagę, lecz spada prosto do wody. Paweł podleciał bliżej zniżając lot Ścigacza tak by lecieć jak najbliżej tafli jeziora, mając nadzieję że ujrzy minę zdziwionego a nawet może zezłoszczonego Wiktora. Nie mógł przepuścić takiej okazji.
Zatrzymał się w powietrzu nad miejscem gdzie spadł Wiktor oczekując, że zaraz wynurzy się. Poczuł jednak lekki niepokój, ponieważ nigdzie nie było widać wynurzającej się postaci. Pochylił się niżej nad wodą mając nadzieję ujrzeć Wiktora płynącego ku niemu. Zaczął coraz bardziej się martwić o niego, gdyż ten powinien już dawno na niego wrzeszczeć za to, co mu zrobił. Rozglądał się po tafli jeziora, ale nigdzie nie było ani śladu Wiktora. Pochylił się jeszcze raz nad wodą, gdy nagle coś gwałtownie wynurzyło się i wciągnęło go do jeziora. Chciał się bronić jednak tym, co go wciągnęło do jeziora okazał się...
- Wiktor, ja nie mogę, ale mnie wystraszyłeś! - powiedział z wyraźną ulgą w głosie Paweł - Myślałem, że to jakaś bestia żyjąca w tym jeziorze chce mnie zeżreć. Jejku cieszę się że to ty, myślałem już że coś ci się stało.
- A ja miałem wrażenie, że nie za bardzo cię to obchodziło, myślałeś, że się utopię? Umiem bardzo długo przebywać pod wodą bez oddechu - powiedział z lekką wyższością Wiktor.
- To chyba ja powinienem mieć do ciebie pretensje, no nie? To ty mnie popchnąłeś prosto na to drzewo odlatując dalej i nawet nie zastanawiając się czy przeżyję. Ja przynajmniej chciałem sprawdzić czy żyjesz - Paweł czuł coraz większą złość do Wiktora, chciał mu wygarnąć to, co o nim myśli.
- Ach tak? Biedny Pawełek nie umie sobie poradzić z drzewkiem. Chciałem sprawdzić czy umiesz sobie poradzić, gdy ktoś cię popchnie na bok. Ale widzę, że ty o mało, co się nie posikałeś ze strachu - w tym momencie Paweł poczuł, że ogarnia go niesamowita złość. Zrzucił się na Wiktora prawie go przetapiając. Obaj zaczęli się bić ze sobą pośrodku jeziora. Czuli do siebie w tym momencie nienawiść za to, co jeden zrobił drugiemu. Paweł złapał rękoma ramiona Wiktora i obaj zanurzyli się w lodowatej wodzie. Poczuł jak Wiktor pod wodą próbuje rzucić na niego zaklęcie. Chciał mu przeszkodzić, lecz Wiktor okazał się szybszy. Paweł ujrzał tylko zbliżającą się do niego smugę światła. Poczuł, że zaklęcie ugodziło go w żebra. Zaczął powoli opadać coraz niżej w głębinę. Chciał wypłynąć na powierzchnię lecz czuł że nie może gdyż w tym momencie stracił przytomność.


Part 9

Paweł poczuł jak ktoś klepie go po policzku jakby chciał żeby się obudził. Przetarł oczy i ujrzał Wiktora pochylającego się nad nim.
- Co się stało? Pamiętam tylko jakieś białe światło a potem straciłem przytomność.
- To ja. Przeze mnie o mało nie utonąłeś. Jak chcesz to możesz mnie walnąć jakimś zaklęciem, zasługuję na to. Gdyby nie to, że cię popchnąłem nie musiałbyś się na mnie mścić - Wiktor był bardzo zmartwiony tym, co zrobił przyjacielowi.
- Zapomnijmy o tym, dobrze? To była nasza wspólna wina, ja też nie jestem bez winy, mogłem nie zaczynać bójki i nie mścić się na tobie. Więc ustalmy, że obaj jesteśmy winni i kwita - wyciągnął dłoń do Wiktora a ten uścisnął ją.
- Nie ma sprawy. Jakoś nie mam zamiaru cię więcej prowokować i tak pewnie będę miał podbite oko, ale to nic nie przejmuj się - mówiąc to pokazał na już lekko fioletowe i podpuchnięte oko - Silny jesteś nie ma, co.
- Ty też słabeusz nie jesteś spójrz lepiej na tą śliwę robiącą się pod moim okiem.
- Tak, lepiej żyć w przyjaźni niż kłócić się. Chodźmy po deski i lećmy do chłopaków, bo usną nam z nudów i do domu po suche ubrania, bo zaczyna się robić chłodno - tak postanawiając ruszyli w stronę mety gdzie mieli czekać na nich Robert i Adam.
Po drodze ustalili, że sprawiedliwie będzie jak ukończą wyścig równocześnie. W oddali było widać dwie postacie siedzące pod posągiem pewnej wojowniczki - miejsce skąd obaj zaczynali wyścig. Robert i Adam na widok obu chłopców zbliżających się ku nim podskoczyli do góry i podbiegli do lądujących przyjaciół.
- Żeście mnie zawiedli. Ja tu się spodziewałem jakiegoś ostrego finiszu, walkę o zwycięstwo a tu remis. Zaraz, zaraz dlaczego jesteście mokrzy? Co się stało? I dlaczego macie podbite oczy, biliście się czy co? - zapytał zaniepokojony wyglądem przyjaciół, Adam.
- Trochę się posprzeczaliśmy i mieliśmy małą kąpiel w jeziorze w środku lasu - odpowiedział całkiem spokojne Wiktor jakby to było zupełnie oczywiste.
- Jak to? Dlaczego? Nic nie rozumiem, a ty Robert?
- Podzielam twoje wątpliwości, nic nie rozumiem, może nam wyjaśnicie, dlaczego się pobiliście i dlaczego kąpaliście się w jeziorze? No i z czego się śmiejecie,co? To takie zabawne?
- Opowiemy wam w drodze do domu - zapowiedział Paweł. Chłopcy po dwóch wskoczyli na Ścigacze i ruszyli w stronę domu. Nie lecieli zbyt szybko gdyż nie chcieli ryzykować wypadkiem. Paweł leciał razem z Wiktorem, ponieważ ani Robert ani Adam nie chcieli być mokrzy od przemokniętych ubrań swoich przyjaciół. Niebo zaczynało się robić coraz ciemniejsze, lecz chłopcy mieli problem ze znalezieniem właściwej drogi. Przystanęli na chwilę w powietrzu chcąc się naradzić, co robić dalej.
- Panowie mam wrażenie, że się zgubiliśmy - powiedział z lekkim rozbawieniem Paweł.
- Ale to zabawne, nie ma co - odpowiedział z ironią Robert - Normalnie boki zrywać, wiesz co Paweł? Ty to nie masz za grosz wyczucia sytuacji.
- Ale ty je masz aż w nadmiarze za nas obu - chłopcy wybuchnęli śmiechem na te słowa, choć Robert nie był zadowolony że przyjaciele tak sobie kpią z powagi sytuacji.
- W takim razie panie wyluzowany powiedz nam jak mamy się dostać do domu - odpowiedział Robert przerywając tym samym salwę śmiechu.
- Szczerze mówiąc to ja nie mam pojęcia panie sztywny - odpowiedział z rozbawieniem Paweł.
- Posłuchajcie skupcie się, robi się coraz ciemniej a o tej porze nie jest bezpiecznie w lesie - wyraził swe obawy Adam.
- Tak, zaraz rzucą się na nas krwiożercze bestie i nas zabiją. Uaaaaaaa!!!! - Paweł chciał rozluźnić tym sytuację, lecz Wiktor szybko sprowadził go na ziemię.
- Tu nie ma się, z czego śmiać, będziemy mieli niezły ochrzan za tę włóczęgę po lesie. Może spróbujmy w prawo tam jeszcze nie byliśmy.
- Nie lepiej w lewo - zaproponował Robert.
- Jak już się zdecydujecie to mi powiedzcie - odpowiedział wyraźnie znudzony Adam.
- Cicho! Słyszeliście to?
- Paweł już zaczynasz mieć omamy słuchowe czy chcesz nas zastraszyć, jeżeli tak to ci się nie uda, ponieważ......
- Zamknij się! Nie słyszysz tego?
- Niby, czego? - zapytał poirytowany Robert.
- Coś jakby jakieś odległe świsty czy coś w tym rodzaju, nie wiem jak to określić.
- Ja też to słyszę...coraz głośniej - odparł Adam. W tym momencie chłopcy odwrócili się za siebie. To, co ujrzeli o mało nie zwaliło ich z desek. Ku nim leciała spora grupka zakapturzonych postaci odzianych w krwisto-czerwone szaty, trzymające w ręku olbrzymie kosy i zbliżające się do nich z coraz większą szybkością.
- To chyba nie jest brygada ratunkowa - powiedział z przerażeniem Paweł.
- Jasne, że nie, w nogi!!! - Robert nie musiał tego powtarzać, chłopcy natychmiast ruszyli. Paweł z Wiktorem skręcili w lewo, natomiast Adam z Robertem skierowali się na prawo. Zakapturzone postacie również się rozdzieliły, ścigając obie grupy chłopców.
- Czego oni od nas chcą?- zapytał stojącego za nim na desce Wiktora, który oceniał sytuację w jakiej się znajdują.
- Wiesz te kosy nie wyglądają bezpiecznie i nie mam zamiaru tego sprawdzać, leć szybciej doganiają nas!!!!
- Wierz mi robię, co mogę, ale ta deska ma ograniczone możliwości techniczne, porusza się wolniej z powodu ciężaru - Paweł czuł, że długo nie uda się uciekać na przeciążonej desce przed szaleńcami z kosami w ręku. Okazja zgubienia ich pokazała się w chwili, gdy sprawa nie wyglądała najlepiej. Przed nimi ukazało się wielkie zagęścienie drzew.
- Leć prosto na te drzewa, zaufaj mi - krzyknął do przyjaciela Wiktor. Chwycił Pawła z obu stron za skroń i skupiając się z całej siły sprawił, że chłopcy przelatywali przez drzewa nie rozbijając się o żadne z nich. W pewnym momencie chłopcy poczuli, że wylatują z gęstego gaju i lądują z hukiem przed ogromnym lahianem - drzewem o białej korze.
W tym samym czasie w innej części lasu.
- Skręć w lewo, patrz otaczają nas!!!! - wykrzyczał przerażony Adam.
- Cholera zablokują nas, nie dam rady skręcić - odpowiedział Robert. Widział jak zakapturzone postacie podlatują coraz bliżej. Robert stwierdził z przerażeniem, że z naprzeciwka nadlatywał jeden z tych szaleńców trzymając kosę w bardzo znaczącej pozycji a dokładniej takiej, którą zamierzał ich zaatakować.
- Schyl się! Teraz! - Adam natychmiast wykonał rozkaz przyjaciela i poczuł jak kosa musnęła mu skraj włosów, ponieważ w ostatniej chwili Robert zdecydował się na lot nurkujący, ratujący przed niechybnym obcięciem głowy.
- Na wszystko, co święte, my żyjemy! - krzyknął z ulgą Adam do stojącego przed nim Roberta – przypomnij mi żebym ci postawił lody za ten numer co zrobiłeś, oczywiście zakładając że przeżyjemy.
- Nie ma sprawy trzymam cię za słowo, pamiętaj waniliowo-czekoladowe - to moje ulubione.
- Robert czy mi się zdaje czy coś nadlatuje do nas ze wschodu?
- Trzymaj się przyspieszamy!!! Nie mam zamiaru dać się złapać przez tych świrów, życie mi jeszcze miłe - odparł Robert.
- To lepiej bardziej przyspiesz! Mamy ich teraz również na ogonie!
- Nie uciekniecie nam! - wykrzyczała postać w kapturze. W tym właśnie momencie coś naparło na nich z ogromną prędkością. Chłopcy poczuli jak kierują się na ogromne drzewo zdając sobie sprawę, że zaraz się o nie rozbiją.

Part 10

Niiiiiieeeeeee !!! - dało się słyszeć krzyk obu chłopców. Jednak stało się coś, czego się nie spodziewali. Nie rozbili się. Okazało się, że napastnikami, którzy natarli na nich z boku byli ich przyjaciele. Cała czwórka natychmiast skryła się w pobliskiej jaskini znajdującej się w skale nad jeziorkiem, którą wskazali Wiktor i Paweł. Wszyscy usiedli na zimnej posadzce nie wydobywając z siebie żadnych dźwięków spoglądając na siebie w zupełnej ciszy. Nie mogli pozwolić, aby tamci ich znaleźli. Wszechobecna cisza wypełniająca jaskinię nagle została przerwana głosami dobiegającymi z zewnątrz.
- Szukać ich! Nie mogą być daleko. Nie mogą nam zwiać, to tylko dzieci. Macie mi tu ich zaraz przyprowadzić! NATYCHMIAST! - był to głos mężczyzny, który z całą pewnością nie wróżył nic dobrego. Chłopcy przysunęli się powolutku do wejścia jaskini, żeby lepiej widzieć. Niedaleko skały stało trzech wysokich mężczyzn w krwistoczerwonych szatach.
- Sprytne dzieciaki, ale mnie nie przechytrzą, nie z takimi miałem już do czynienia.
- Tak pewnie, tylko zawsze jakoś to długo trwało, co nie - odpowiedział mężczyzna stojący obok.
- Milcz głupcze!! - mężczyzna złapał prześmiewcę za szatę i podniósł do góry - Za takie obelgi powinienem cię zabić na miejscu, ale mam teraz co innego na głowie więc mnie nie prowokuj bo gorzko tego pożałujesz, przysięgam - odstawił przerażonego mężczyznę na ziemię.
- To nie są zwyczajni chłopcy. Ich ojcowie nie raz pomieszali nam szyki. Ale teraz, gdy dorwiemy ich dzieci zrobią wszystko, co im każemy. Zapłacą nam za to, co zrobili z naszymi braćmi i za to, że zamknęli nas na tyle lat w odosobnieniu, prawda Orfeuszu? - skierował swój wzrok na mężczyznę stojącego naprzeciwko niemu.
- Ależ tak mistrzu - wyszeptał Orfeusz.
- Dzięki tobie Orfeuszu nasz Zakon odzyska dawną potęgę. Poznają jak bardzo potrafimy być okrutni. I nawet ci kretyni nas nie powstrzymają - mówiąc to mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo do Orfeusza.
- Widziałem panie jak jeden z nich wyruszył wczoraj wieczorem z pobliskiego dworu. To był Stefan – wyjawił Orfeusz.
- Ach tak…Stefan - powiedział spokojnie mężczyzna. - Jeżeli on tam był to przypuszczam, że i reszta, czyli Otto, Sergiusz i Remis.
- Zaatakujemy ich panie? - spytał drugi z mężczyzn
- Nie. Jest nas zbyt mało, aby przeprowadzić atak - spojrzał na sługę stojącym przed nim.
- Panie, czyż nie poradzilibyśmy sobie z nimi przeprowadzając ofensywę w nocy? - zaprotestował sługa.
- Wiesz co? Zaczynasz mi działać na nerwy - uśmiechnął się szyderczo do sługi. Mężczyzna zrobił krok w jego stronę - Jesteś nie tylko nieposłuszny ale i głupi skoro chcesz ze mną zadzierać – mówiąc to coraz bardziej zbliżał się do swego sługi.
- Ja nie toleruję nieposłuszeństwa a już tym bardziej głupich uwag, Skarzewski - wysyczał
- Panie ja nie chciałem, ja będę już posłuszny, przyrzekam - mężczyzna upadł na kolana a z jego kieszeni wypadł nieznany chłopcom przedmiot.
- Skarzewski czy ja dobrze widzę? Czy z twojej kieszeni nie wypadło to, o czym myślę?
- Nie panie, to nie to, o czym myślisz, to nie moje, ja nigdy... - zaczął się jąkać - Panie, błagam!!
- Błaganie ci tu już nic nie pomoże Skarzewski, jesteś zdrajcą, a wiesz jak kończą zdrajcy....
- Panie proszę, nie rób tego!!!!!
- Żegnaj.... - W tym momencie chłopcy usłyszeli ogromny huk i przeraźliwy wrzask kulącego się Skarzewskiego, który ucichł chwilę potem opadając bezwładnie na trawę. Mężczyzna stojący nad nim uśmiechnął się lekko i zwrócił się do Orfeusza.
- Każ sprzątnąć ciało tej gnidy, nie mogę na niego patrzeć - powiedział z obrzydzeniem. Orfeusz pstryknął palcami i zaraz obok niego pojawiły się dwie zakapturzone postacie, które zajęły się ciałem. Podniosły je do góry i zrobiły coś, od czego chłopcy omal nie dostali zawału. Jeden z mężczyzn rozpiął szatę, pod którą skrywało się coś, co natychmiast wchłonęło martwe ciało Skarzewskiego i wyrzuciło same kości. Był to widok przerażający, jaki jeszcze nigdy w życiu nie widzieli. Po chwili Orfeusz sprawił, że kości wyparowały. Tam gdzie przed chwilą było jeszcze ciało, znajdowała się lekko wypalona garstka trawy. Dwie zakapturzone postacie tak samo jak szybko się zjawiły, równie szybko zniknęły. W tej samej chwili przybyła reszta Zakonników wracająca z poszukiwań.
- Panie, nigdzie ich nie ma, przeszukaliśmy cały teren - powiedział najniższy z przybyszów. Orfeusz rozejrzał się dookoła a jego wzrok zwrócił się w stronę jaskini. Chłopcy natychmiast skryli się głębiej jednak to nic nie dało. Zauważył ich.

Part 11

- Tam są brać ich! - krzyknął Orfeusz. Na te słowa cała grupa zakonników ruszyła w stronę jaskini. Chłopcy natychmiast wskoczyli na deski i ruszyli w przeciwną stronę. Mężczyźni zaczęli rzucać w nich zaklęciami chcąc ich strącić.
- Róbcie uniki nie mogą nas trafić…NA DÓŁ! - z naprzeciwka nadlatywał jeden ze ścigających chcąc strącić chłopców z desek, jednak jak się okazało na szczęście, mężczyzna zderzył się lecącym za chłopcami innym ścigającym. To jednak nie przeszkodziło w pościgu. Z boku nadlatywał następny szaleniec z kosą w ręku.
- Uważajcie na niego on ma kosę...Paweł! - mężczyzna zamachnął się chcąc niewątpliwie przeciąć na pół Wiktora i Pawła. Jednak chłopiec okazał się sprytniejszy i rzucił zaklęciem w atakującego, wytrącając mu z ręki kosę, która ze świstem wbiła się w pobliskie drzewo.
- Głupcze! Chce mieć ich żywych! Słyszycie? ŻYWYCH! - dał się słyszeć głos wściekłego mężczyzny lecącego z tyłu.
- Teraz przynajmniej mamy pewność, że nas nie skoszą - szepnął z przerażeniem do ucha Pawła - Wiktor.
- Chłopaki przyspieszamy widzę skraj lasu! - krzyknął do przyjaciół Robert. Ścigacze, choć z pewnym oporem zaczęły przyspieszać.
- Jeszcze parę metrów, jeszcze parę metrów - szeptał do siebie Paweł. Las zdawał się kończyć a z daleka widać już było światła dworu. Jeszcze chwila i będą bezpieczni, jeszcze moment.
Udało im się wylecieli z lasu. Wiktor spojrzał za siebie. Zakonnicy zaprzestali pościgu jakby bali się wyjść z lasu. Jego wzrok przykuł jednak jeden z mężczyzn. Choć to zdawało się niemożliwe ów mężczyzna patrzył się na niego. Wiktor poczuł lekką słabość, chwytając się natychmiast mocniej Pawła. Nic nie słyszał, oprócz dziwnej muzyki i głosu małego dziecka, które płakało. Poczuł, że zaczyna słabnąć, wiedział, że musi przestać na niego patrzeć. Jednak nie mógł. Choć był już daleko od niego, widział bardzo wyraźnie jego twarz. Miał zmrużone oczy jakby skupiał się tylko na nim, a on nie mógł oderwać wzroku od jego oczu. Nagle zaczęła się przed nim pojawiać cała sylwetka mężczyzny. Był jakby ze mgły. Mężczyzna uśmiechnął się dziwnie i wyciągnął rękę do chłopca. Dłoń spoczęła na ramieniu Wiktora, który poczuł ból, jakby mężczyzna zaglądał mu do czaszki. Czuł jego emocje, widział jego myśli przelatujące szybko przez jego umysł. Nie wiedział, co się dzieje. Próbował oderwać się od jego uścisku, lecz jego ręka przeleciała przez rękę mężczyzny, który znowu uśmiechnął się tajemniczo do niego i przemówił jakby odległym głosem:
- Zginiesz następny...- przemówiło widmo. Mężczyzna tym razem zamknął oczy i uniósł głowę do góry. Wiktor poczuł jak ogarnia go wielki ból a on nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Widmo jakby to wyczuwało i znowu przemówiło do niego zbliżając tym razem głowę tak, że prawie stykali się nosami:
- Nikt cię nie słyszy...Nie masz, co wołać o pomoc - wyszeptał.
Wiktor wiedział, że musi coś zrobić. Wytężył cały umysł i zmusił swoją dłoń tak by ścisnąć mocno Pawła za żebra, by zasygnalizować mu, że potrzebuje pomocy. Paweł poczuł jak Wiktor z całej siły naciska go w żebra i odruchowo złapał jego rękę. W tej chwili widmo mężczyzny odsunęło swoją rękę od ramienia Wiktora jakby ją stamtąd odepchnęła jakaś siła. Mężczyzna zaczął powoli znikać, aż rozpłynął się w powietrzu. Wiktor poczuł, że zaraz zemdleje. Był okropnie wyczerpany, jakby wyssano z niego całą energię. W tym momencie poczuł, że lot deski się obniża. Lądują.

Part 12

Zszedł z deski i poczuł, że grunt osuwa mu się pod nogami. Był bardzo słaby. Mało brakowało, aby nie upadł, lecz Paweł w ostatniej sekundzie podtrzymał go i zapytał:
- Wiktor, co ci jest? Źle się czujesz? Powiedz...
-Widziałem go...Stał przede mną...Chciał mnie zabić - ledwo wydyszał.
- O czym ty mówisz? Kto chciał cię zabić? Leciałeś ze mną na desce, tamci, co nas gonili zostali w lesie. Wiktor nikt za nami nie leciał od chwili opuszczenia lasu - starał się wytłumaczyć Paweł.
- On stał przede mną...Był widmem i chciał mnie zabić, ale ty sprawiłeś, że zniknął po tym jak cię mocno chwyciłem za żebra - odpowiedział Wiktor.
- Stał przed tobą? Ale...Jak to możliwe?...Dlaczego ja nic nie czułem skoro cały czas mnie trzymałeś a on zniknął dopiero jak mnie mocniej chwyciłeś?
- To bardzo dziwne - zaczął Adam - Dlaczego nas dalej nie gonili, kiedy wylecieliśmy z lasu? I dlaczego ten ktoś skontaktował się tylko z tobą i sprawił, że Paweł nie poczuł jego obecności?
- A co ci mówił dokładnie - kontynuował dalej Robert.
- Mówił, że ja będę następny...Że mnie zabije...Chwycił mnie za ramię i poczułem straszliwy ból...Nie mogłem się odezwać...Czułem jakby mi penetrował mózg i czytał moje myśli, moje wspomnienia...To było coś dziwnego...Nie umiem tego opisać...- odpowiedział z trudnością.
- Opowiesz nam to w pokoju, musisz teraz odpocząć - powiedział z troską Paweł.
- Dobra, ale co my powiemy rodzicom? Przecież oni nas zabiją jak

Ten post był edytowany przez avalanche: 28.12.2003 01:05


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
13 Strony < 1 2 3 4 > »  
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi(25 - 49)
Psychopatka
post 14.04.2003 22:16
Post #26 

Prefekt Naczelny


Grupa: czysta krew..
Postów: 518
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Glajwic

Płeć: Kobieta



QUOTE (Allya @ 14-04-2003 21:56)
Super...czekam na next parta biggrin.gif

Kobieto moja kochana... ile razy ja mam powatarzac ze posty tego typu bede bezlitosnie kasowane!!! Co ja mam zrobci zeby to doszlo do waszych glow!!! Odtanczyc tutaj Rumbe??? Czy po obcemu zaczac pisac?
Po chinsku czy rosyjsku? Wtedy zrozumiecie...???!!!!


--------------------
Hey you little Jesus bride why have you smiled to me ?
Hey you little Jesus bride why have you sang to me ?
They say that God is inside us all, and sometimes
He is not in the way that I have preached for to wish to
but God is my lover and I love him too

//F.Ribeiro//
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 13:56
Post #27 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Part 16

Wiktor pędził, co tchu po schodach a potem pędem zaczął biec po korytarzu na szóstym piętrze, zbiegając, czym prędzej na czwarte, próbując znaleźć gabinet dyrektora. Trochę czasu zajęło mu znalezienie gabinetu, lecz po paru minutach udało mu się znaleźć mahoniowe drzwi. Stanął przed nimi. Postanowił sprawdzić, przykładając ucho do drzwi, czy w środku jest już Twintower. Nagle drzwi się otworzyły a za nimi stał nie, kto inny jak właśnie Twintower.
- A więc Applegate, raczył wreszcie się zjawić…Do środka! - Wiktor nie zamierzał się tym razem sprzeciwiać, gdyż znajdował się u dyrektora, a świadomość, że nie ma dobrej reputacji sprawiała, że każde nieodpowiednie rzucone słowo mogło znaleźć daleko idące konsekwencje.
Wiktor spostrzegł, że na jednym z czarnych foteli siedziała już jedna osoba, a mianowicie Paweł. Usiadł na drugim fotelu koło Pawła gotów na jeszcze gorsze męki niż te, które przeżyłby na lekcji zaklęć.
- A gdzie jest pan dyrektor? - spytał ostrożnie Wiktor.
- Pan dyrektor musiał pilnie wyjść i ja sprawuję teraz nad wami pieczę - Twintower uśmiechnął się jak zwykle jadowicie. Wiktor wiedział, że okoliczności nie są sprzyjające, więc postanowił przedłużać jak najbardziej swoje zeznania do momentu aż nie przyjdzie dyrektor, który być może okaże się bardziej łaskawszy niż stojący przed nim profesor, który nie darzy go szczególną sympatią, mówiąc delikatnie.
- A więc może mi wytłumaczysz Applegate, gdzie cię tym razem poniosło?- tego pytania najbardziej obawiał się Wiktor. Będąc już w podziemiach zastanawiał się, jaki kit wciśnie Twintower’owi, gdyż powiedzenie prawdy mogłoby tylko pogorszyć jego sytuację. Zresztą jak sam wiedział, Twintower prędzej go polubi niż uwierzy mu, że spotkał ducha, który sprowadził go tajemnym przejściem do podziemi i tam odbył sobie krótką rozmowę. Nie ma cudów. Trzeba będzie zełgać -pomyślał.
- A więc? Gdzie się, szwędałeś, co? - spytał ponownie profesor. Z twarzy spełzł jego jadowity uśmiech. Parzył się na Wiktora, obdarzając go długim i twardym spojrzeniem, zbliżając się do fotela. Oparł ręce na fotelu i zbliżył swoją głowę na równi z głową Wiktora, będąc teraz z nim twarzą w twarz.
- Gadaj, bo tracę cierpliwość - wysyczał. Wiktor czuł, że musi coś szybko wymyśleć, bo inaczej polegnie.
- Spacerowałem sobie - rzekł. Poczuł, że palnął straszne głupstwo.
- Spacerowałeś sobie Applegate - powtórzył profesor - Myślisz, że dam się nabrać na te twoje durnowate historyjki? Twój ojciec też mi wciskał różne rzeczy, ale przeważnie z marnym skutkiem dla niego. Widzę, że jego syn jest taki sam. Ten sam brak szacunku i arogancja, co u ojca. On też miał za nic wszystkich, co nie chcieli się mu podporządkować. Był równie pewny siebie, co ty. Zawsze, za wszystkim, co się działo w szkole stał on i jego kumple. Te lata spędzone z twoim ojcem jednak nauczyły mnie czegoś. Nie należy ufać uczniom, mającym gdzieś regulamin a już na pewno wystrzegać się i nie ufać synom sławnej niegdyś czwórki. Jesteś szczególnym przypadkiem Applegate. Takich jak ty nie powinno się dopuszczać na łono normalnego społeczeństwa. Wykazałeś już, jaki potrafisz być agresywny wobec Radosława Szczęsnego, twojego lokatora. Nie masz się, co cieszyć, on zostanie w pokoju, już ja się o to postaram. A wracając do tematu...Jeżeli znowu będziesz mnie chciał wpuścić w maliny, to przysięgam, że źle się to dla ciebie skończy, a więc mów jak było naprawdę. - Wiktor gubił się w myślach. „Co ma mu powiedzieć?”- myślał. „Zresztą mam to gdzieś i tak mi nie uwierzy”
W tej chwili do gabinetu wszedł dyrektor.
- Howardzie pozwól na moment - Twintower odsunął się od Wiktora, niechętnie przerywając swoje przesłuchanie. Gdy drzwi zamknęły się, Wiktor odetchnął z ulgą.
- Ten Twintower to twarda sztuka - stwierdził siedzący obok Paweł - Przepraszam gdzie moje maniery, nie zostaliśmy sobie dobrze przedstawieni, jestem Malcolm Maxwell.
- Wiktor Applegate - podał rękę Pawłowi.
- Widzę, że ciebie darzy szczególną nienawiścią - Paweł uśmiechnął się - Mnie też zaczyna grozić, ale mnie to wisi
- Mnie tym bardziej, bo mało obchodzi, co ze mną zrobi. Nawet gdybym powiedział mu prawdę i tak by mi mamut nie uwierzył.
- Mamut? - zaśmiał się Paweł. - Niezłe, nawet pasuje do niego.
- A ty, co mu powiedziałeś? - spytał Wiktor.
- No wiesz, że byłem tu i tam - odpowiedział wymijająco Paweł.
- I co uwierzył ci?
- Nie miał wyboru - Wiktor spojrzał na Pawła i zastanawiał się, dlaczego nie chciał mu powiedzieć, co opowiedział Twintowerowi.
- A przynajmniej skłamałeś czy powiedziałeś prawdę? - podpytał chytrze.
- Wiesz...Twintowera nie tak łatwo oszukać, oczywiście, że nie powiedziałem mu prawdy. Co to by było, jakbym nie podroczył się z ukochanym profesorkiem i nie starał mu się wcisnąć kitu? -Wiktor spojrzał z podziwem na Pawła. Na razie nie znał takiej osoby z tak lekceważącym stosunkiem do Twintowera jaki on posiadał. Robert miał rację. W jakimś sensie był podobny do Pawła, szczególnie z charakteru.
- W takim razie witaj w klubie - uśmiechnął się.
- Nawzajem, myślę, że nie po raz ostatni spotkamy się w tym gabinecie. Coś mi się widzi, że Twintower nie poprzestanie aż nas nie wywalą. Ale nie damy mu takiej satysfakcji, prawda?
- Zgadzam się w zupełności z tobą - W tym momencie do gabinetu wkroczyli dyrektor i Twintower, który miał minę jakby chciał zamordować pierwszą lepszą osobę.
- Złapiemy tego, co wywołał ten mały pożar w twoim gabinecie, Howardzie, na razie jednak przejdźmy do sprawy pana Applegate’a i Maxwell’a. - dyrektor usiadł za biurkiem. Był wyraźnie zmęczony, jednak starał się nie okazywać tego. Spojrzał swoim przenikliwym wzrokiem na siedzących naprzeciw chłopców.
- A więc, jeżeli dobrze pamiętam, pan Applegate został tu przysłany do mnie, ponieważ nieodpowiednio zachowywał się wobec nauczyciela, jednak po drodze, zbłądził...Czy może mi pan powiedzieć, co się stało? - Wiktor zaczął się gorączkowo zastanawiać nad tym, co ma powiedzieć.
- Poszedłem do gabinetu pana dyrektora, jednak nikogo nie zastałem, więc postanowiłem pochodzić sobie po korytarzu, czekając na przyjście pana dyrektora, no i trochę zbłądziłem wśród tych wszystkich korytarzy. Wie pan dyrektor jak trudno znaleźć potem drogę powrotną.
- A czy ja ci kazałem zwiedzać zamek Applegate? - powiedział z nieukrywaną wrogością Twintower.
- Pan profesor nie uwzględnił w swojej wypowiedzi ewentualności, nieobecności pana dyrektora - odrzekł Wiktor. Widział, że Twintower aż kipi ze złości, lecz powstrzymywał się ze względu na obecność dyrektora. - Zresztą, ja nic złego nie robiłem na korytarzu - dodał.
- Tak czy owak, myślę, że profesorowi Twintower’owi należą się przeprosiny z twojej strony.
Wiktor wstał i zaczął swoje przemówienie
- Panie profesorze proszę wybaczyć mi moją bezczelność i arogancję. Obiecuję poprawę - w tym momencie skrzyżował z tyłu palce - Czy pan profesor kiedykolwiek mi wybaczy?
Było to tak jawnie nieszczere, że nawet Wiktor zdziwił się, gdy dyrektor nie zauważył, że jego przeprosiny są czystą fikcją i że nawet jego ton wskazywał na to.
- Myślę, profesorze, że konflikt został zażegnany, mam nadzieję, że przeprosiny zostały przyjęte i że chłopiec już więcej nie dopuści się tego ponownie.
- Ależ oczywiście panie dyrektorze - odpowiedział. Twintower spojrzał się ze wściekłością na Wiktora. Paweł natomiast próbował stłumić w sobie śmiech na widok jego strasznego wyglądu.
- Pan dyrektor pozwoli, że zajmę się teraz panem Applegatem. Ma on jeszcze zaległe kary do wykonania. Muszę przypilnować, aby nie zapomniał się zabrać za nie.
- Ależ oczywiście Howardzie, a ja porozmawiam sobie z Malcolmem.

ps.to sie zobaczy gdzie był.....niewiadomo wink.gif a co do twojej wypowiedzi Psychopatko to przychylam sie, prosze aby komentarze były podparte waszymi odczuciami, bo to lepiej i dla mnie- bo wiem co was denerwuje, co lubicie i dla moderatorów którzy już pewnie dawno osiwieli laugh.gif - litości dla nich tongue.gif , pytania też mile widziane są zapomniałam powiedzieć wink.gif

Ten post był edytowany przez avalanche: 28.12.2003 23:53


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 15.04.2003 14:22
Post #28 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Juz chyba wiem, co zrobil Pawel... Wzniecil ten caly pozar w gabinecie Twintowera prawda??


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 14:29
Post #29 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



tongue.gif nie kuś bo i tak ci nie powiem, zobaczysz w swoim czasie laugh.gif co do pytań to nie pytać mi sie tu o przyszłość tongue.gif tylko można zadać pytanie dotyczące OPUBLIKOWANEGO tekstu przy czym takie na które miałabym odpowiedzieć zdradzając dalsze częśći.....trudne, co nie? laugh.gif to może nie pytajcie


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 18:53
Post #30 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Part 17

- Ciekawe, co z Wiktorem? - spytał przyjaciół Adam.
- Przecież, wiesz, że Wiktor zawsze coś wymyśli zawsze robiąc wokół siebie dużo szumu - stwierdził Robert.
- To był świetny pomysł, żeby wzniecić mały pożar w gabinecie Twintowera - zachichotał Michał.
- Tak, dobry, ale nie przyniósł spodziewanych efektów. Mieliśmy się dostać do gabinetu dyrektora i sprawdzić, co z Wiktorem i Pawłem - rzekł Robert.
- Ale skąd mogliśmy wiedzieć, że tak szybko uda im się opanować ogień - powiedział z nutką zawodu w głosie Adam.
Przechodzili właśnie przez hol kierując się na stołówkę, ponieważ dochodziła już pora obiadu. Nie trudno było zauważyć, że znajdował się tam Wiktor, który polerował właśnie jedną ze zbroi.
- Stary, a co ty tu wyprawiasz z tym antykiem? - spytał z lekkim rozbawieniem Adam.
- Czyszczę, a co nie widać?
- To ma być ta jedna z tych kar, które zadał ci Twintower? Wcale tak źle to nie wygląda.
- To tylko pozory. Mam jeszcze wyczyścić wszystkie toalety i umyć podłogę w tym przeklętym holu a potem na stołówce - podsumował Wiktor - Ale mniejsza o to, nie uwierzycie gdzie byłem jak wam powiem.
- Jesteśmy bardzo ciekawi, więc nie trzymaj nas w nie pewności tylko gadaj.
Nie minęło parę minut....
- I kazał nam przyjść? - Robert spytał podejrzliwie - Jakoś nie chce mi się wierzyć, ściemniasz chyba.
- No, co ty! Mówię prawdę - zaperzył się przyjaciel - Przecież nie oszukałbym was.
- Rzecz w tym czy ten duch nie wpuścił ciebie w maliny - stwierdził sucho Robert.
- Sam go spotkałeś. I co?
- I nic. Przerwano nam. Nie wiem Wiktor czy to dobry pomysł, zaufać zjawie. Przecież nie wiemy, jakie ma zamiary wobec nas. Skąd wiesz czy on nie jest zły i nie chce coś z nami zrobić?
- Zabić? Weź wyluzuj, ja mu ufam. Biorę na siebie całą odpowiedzialność za niego. Robert....No dalej...Idziesz? - Wiktor spojrzał proszącym wzrokiem na Roberta.
- No dobra, ale jak się okaże, że będzie chciał nas zabić, to przyrzekam, że go wyprzedzę i uduszę cię pierwszy.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się Wiktor - W takim razie wybierzemy się tam równo o północy
- Gdzie się wybierzecie o północy? - spytał głos. Od razu go poznali. To był Radek.
- Nie twoja sprawa przygłupie - wysyczał Wiktor.
- A właśnie, że moja. Znowu coś kombinujecie - powiedział pewnym głosem. Z daleka nadchodził właśnie Twintower.
- Zaraz mu powiem, co chcecie zrobić - Radek uśmiechnął się chytro i już byliby zgubieni gdyby nie...
- Panie profesorze chyba wiem, kto podpalił pański gabinet - okazało się, że Paweł, który pojawił się ni stąd ni zowąd zamierzał uratować ich przed profesorem. - Pozwoliłem sobie zbadać resztki po pożarze i co się okazało? Otóż na miejscu zbrodni znalazłem kawałek spalonego materiału, którego nie strawił ogień. Jest to kawałek czarnej szaty, należącej zapewne do sprawcy. A teraz proszę spojrzeć na dolną część szaty Radka
Chłopców aż zamurowało. Spodni kawałek szaty Radka wyglądał na przypalony. Twintower wyglądał jakby go właśnie trzasnął piorun. Złapał Radka za szatę i pociągnął za sobą.
- Panie profesorze to nie ja! TO ONI! Oni to wszystko ukartowali! Ja nie podpaliłem pana gabinetu! - dało się słyszeć głosy próbującego się wytłumaczyć, Radka. Wyglądało jednak na to, że Twintower’owi wystarczyło to, co zobaczył.
- Rany dzięki, stary - powiedział z podziwem Wiktor - Ale jak to zrobiłeś? Przecież to oni podpalili gabinet.
- Wiem, ale będąc niedaleko zauważyłem, że w okolicy czaił się on, zapewne po to, aby was później podkablować. A że i u mnie miał na pieńku, to postanowiłem trochę wam pomóc - Paweł uśmiechnął się i odszedł.
- Kurde, powinniśmy być mu wdzięczni. Uratował nam skórę. - stwierdził Adam.
- Widzę, że mojemu bratu pozostało dawne poczucie humoru - podsumował Robert.
- Ciekawe, co mu zrobił Radek? - spytał Michał.
- Pewnie ten przymuł go podkablował, no i Paweł postanowił wyrównać rachunki - powiedział z lekką satysfakcją Wiktor - W takim razie mamy wolną rękę, ten głupek nie będzie nam przeszkadzał. Tak, więc o północy idziemy na mały spacerek.

Na zegarach dochodziła już północ. Chłopcy wstali z łóżek i nałożyli na siebie płaszcze. Nie musieli uważać, że Radek się obudzi gdyż Michał zadbał o to, aby przed zaśnięciem wypił swój napój, do którego wcześniej dodał środku nasennego. Wiktor wyjrzał przez drzwi.
- Nikogo nie ma. Dobra, w takim razie robimy się niewidzialni, tylko pamiętajcie żadnych odgłosów. Nie wiadomo czy jakiś nauczyciel nie będzie chciał sprawdzić czy ktoś nie włóczy się o tej porze po zamku. Adam, hologramy gotowe?
- Gotowe, nawet jak będą chcieli sprawdzić czy śpimy zobaczą nas w łóżkach - potwierdził wykonanie zadania Adam.
Weszli po schodach na szóste piętro i skierowali się do tajnego przejścia. Wiktor obejrzał ścianę, przy której spotkał ducha i zaczął ją dokładnie oglądać.
- Kurde ciekawe jak ruszyć tą ścianę - powiedział do siebie.
- A co nie wiesz? Rany posuń się. - Adam odsunął przyjaciela - Trzeba wymacać odpowiednią cegłę i ją nacisnąć - dało się słyszeć kliknięcie i ściana zaczęła się ruszać tworząc przejście.
- Ale ty genialny jesteś - powiedział z ironią Wiktor. Po chwili wszyscy zaczęli schodzić po schodach. Minęło sporo czasu zanim zeszli na sam dół. Wnętrze jaskini zrobiło na przyjaciołach ogromne wrażenie, nie licząc oczywiście Wiktora, który wcześniej widział całe podziemie.
- Rany i oni to zbudowali? Niezłe… - Adam sprawiał wrażenie jakby pierwszy raz widział coś tak wspaniałego i monumentalnego.
- Chodźcie tutaj! - zawołał przyjaciół Wiktor, prowadząc ich przed tą same wrota, przed którymi rozmawiał z duchem. Adam po raz kolejny wyraził swój podziw dla czegoś tak pięknego. Robert z Michałem zaś dokładnie postanowili zbadać jaskinię.
- Te skały muszą być straszne stare i zapewne wiele mogłyby nam opowiedzieć gdyby mogły mówić. Widzicie te wgłębienia? - wskazał palcem - Wyglądają jakby uderzyło coś uderzyło w nie z ogromną siłą. Musiały to spowodować jakieś potężne zaklęcia. Wiecie, o czym mówię. Mogły się tu rozgrywać jakieś walki, stąd te dziury.
- Ale ty przynudzasz, ja nie mogę...Daj sobie na wstrzymanie Robert, budowę geologiczną opiszesz nam przy innej okazji - ziewnął Wiktor.
- Dobra mądralo, nie musisz słuchać - Robert sprawiał wrażenie jakby uwaga przyjaciela, dotknęła go. Nigdy nie uchodził za nudziarza ani tym bardziej nie starał się udowadniać, że jest inteligentny.
- Dobra stary nie maglujmy już tego, jesteś równy gość, ja po prostu żartowałem - słowa Wiktora od razu rozchmurzyły Roberta. Nagle powiało mrozem i przed nimi ukazał się ten sam duch, który prosił o spotkanie.
- Witam, dziękuję, że jednak zgodziliście się zjawić na moje wezwanie - jego głos odbijał się echem po jaskini.
- Czemu chciałeś rozmawiać z nami wszystkimi? - spytał podejrzliwie Adam. Simon spojrzał na niego przeszywając go swoim przenikliwym wzrokiem.
- Adam Borquez...Syn Sergiusza - wyszeptał.
- Skąd wiesz jak mam na imię i że mój ojciec się tak nazywa?
- Powiedzmy, że to tak zwana intuicja - uśmiechnął się. Po czym spojrzał na Roberta. Uśmiech od razu zniknął. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Nie powiedział jednak niczego. Zwrócił swoją głowę do wszystkich i rzekł:
- Od dawna czekałem na was - zaczął - Tyle lat w samotności bez szansy na to, że ktoś pomoże mi się uwolnić z tego świata i pomóc mi znaleźć się tam gdzie powinienem trafić od razu po mojej śmierci - w tym momencie przerwał mu Robert.
- Przepraszam, że przerywam, ale chciałbym spytać:, W jaki sposób zginąłeś? - Simon przez chwilę milczał, jednak po chwili, jakby chciał zebrać w sobie siły przemówił.
- To zdarzyło się bardzo dawno, a dokładnie 51 lat temu. Taaakk, niezły szmat czasu. Miałem wtedy 17 lat. To były niespokojne czasy. Jako jeden z nielicznych zostałem wprowadzony w szeregi tajnej organizacji - Navaget. Uznali, że mam odpowiednie predyspozycje by móc stawić czoła Krwiożerczemu Zakonowi. Oprócz mnie do Navaget zaciągnięto, dwóch moich najlepszych przyjaciół. Nawet nie wiecie jak się cieszyliśmy, że mogliśmy razem walczyć z Zakonem. Nasz szczep był niezwykle zgranym zespołem. Służyli w nim najznakomitsi Atlantydzi o niezwykłych zdolnościach. Początkowo odnosiliśmy znaczne sukcesy na polu walki. Mimo to, po paru miesiącach coś zaczęło się psuć. Nasze akcje nie były już tak udane. Każde następne zwycięstwo przychodziło nam z coraz większym trudem. Wtedy to pojawiła się plotka, że ktoś sypie. Bo przecież jak wytłumaczyć fakt, że grono znakomitych rycerzy nagle zaczyna nawalać? Zaczęliśmy podejrzewać każdego. Padały różne oskarżenia, ale ten, kto tak naprawdę był odpowiedzialny za to wszystko nadal działał. Była jesień a w Akademii też zaczynało się robić niebezpiecznie. Pamiętam dokładnie ten dzień. Było mroźno, pioruny waliły, wiatr dął jak oszalały a deszcz zacinał w szyby, dudniąc niemiłosiernie. Wszyscy uczniowie siedzieli zamknięci w swoich pokojach. Nagle coś trzasnęło w zamek, jakby piorun. Ale to nie był piorun. Ktoś został wpuszczony do zamku. I wtedy coś mnie naszło. Poszedłem sprawdzić czy aby wszystko w porządku jest w podziemiach. Okazało się, że instynkt mnie nie mylił. Podkradłem się bliżej, ku drzwiom jednak nie mogłem ich otworzyć. Pomyślałem, że coś jest nie tak, przecież chwilę wcześniej wyraźnie było słychać odgłosy dochodzące właśnie stamtąd. I wtedy usłyszałem szmer. Odwróciłem się i ujrzałem mojego przyjaciela, stojącego tuż za mną. Spytałem go, co tu robi, ale on milczał. Spojrzałem mu w twarz i ujrzałem zupełnie innego człowieka. To nie była ta sama osoba, której ufałem przez te wszystkie lata. Po chwili przemówił, a mówił bardzo dziwne rzeczy. I wtedy zrozumiałem. Przede mną stał zdrajca. Zdrajca, który pozbawił życia mnie i reszty członków Navaget.


Ten post był edytowany przez avalanche: 29.12.2003 00:23


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 19:06
Post #31 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE (Monika of Gryffindor @ 15-04-2003 18:59)
Bardzo fajne, jestem zaszokowana.

a czym jeśli można wiedzieć?????


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
mena
post 15.04.2003 19:09
Post #32 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 13.04.2003




ja wiem czym jest zszokowana!!!

Kobita sie zdziwiła avalanche ze nie ma cie w tym ff jako głównej postaci .....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Psychopatka
post 15.04.2003 19:14
Post #33 

Prefekt Naczelny


Grupa: czysta krew..
Postów: 518
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Glajwic

Płeć: Kobieta



Te mena masz racje... ale mi sie zdaje ze dziwne jest to ze fick nie jest o harrym Potterze i Voldim... mnei normalnie zagieło calkowiecie.


--------------------
Hey you little Jesus bride why have you smiled to me ?
Hey you little Jesus bride why have you sang to me ?
They say that God is inside us all, and sometimes
He is not in the way that I have preached for to wish to
but God is my lover and I love him too

//F.Ribeiro//
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 19:15
Post #34 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE (mena @ 15-04-2003 19:09)
ja wiem czym jest zszokowana!!!

Kobita sie zdziwiła avalanche ze nie ma cie w tym ff jako głównej postaci .....

nigdy bym sie nie posunęla do takiej niegodziwości laugh.gif


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 19:17
Post #35 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE (Psychopatka @ 15-04-2003 19:14)
Te mena masz racje... ale mi sie zdaje ze dziwne jest to ze fick nie jest o harrym Potterze i Voldim... mnei normalnie zagieło calkowiecie.

pare jest ficków......NIE o harrrym tongue.gif i mój też biggrin.gif


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Psychopatka
post 15.04.2003 19:32
Post #36 

Prefekt Naczelny


Grupa: czysta krew..
Postów: 518
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Glajwic

Płeć: Kobieta



QUOTE (avalanche @ 15-04-2003 19:17)
QUOTE (Psychopatka @ 15-04-2003 19:14)
Te mena masz racje... ale mi sie zdaje ze dziwne jest to ze fick nie jest o harrym Potterze i Voldim... mnei normalnie zagieło calkowiecie.

pare jest ficków......NIE o harrrym tongue.gif i mój też biggrin.gif

No i zle... powienien byc o Harrym. nie znasz sie =)


--------------------
Hey you little Jesus bride why have you smiled to me ?
Hey you little Jesus bride why have you sang to me ?
They say that God is inside us all, and sometimes
He is not in the way that I have preached for to wish to
but God is my lover and I love him too

//F.Ribeiro//
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 20:03
Post #37 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE (Psychopatka @ 15-04-2003 19:32)
QUOTE (avalanche @ 15-04-2003 19:17)
QUOTE (Psychopatka @ 15-04-2003 19:14)
Te mena masz racje... ale mi sie zdaje ze dziwne jest to ze fick nie jest o harrym Potterze i Voldim... mnei normalnie zagieło calkowiecie.

pare jest ficków......NIE o harrrym tongue.gif i mój też biggrin.gif

No i zle... powienien byc o Harrym. nie znasz sie =)

jestem załamna laugh.gif arry nie jest bohaterem mojego ff......i co ja teraz biedna zrobię, toż to klapa całkowita tongue.gif fick bez Harryego jest fickien zmarnowanym biggrin.gif


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 15.04.2003 21:11
Post #38 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Avalanche, nie mam wyjscia... jestem zmuszona zlozyc petycje o wywalenie twojego ffa z forum... Tak bezczelnosc... Nie ma Harry Pottera... JAK SMIALAS!!


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 21:32
Post #39 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE (Abaska @ 15-04-2003 21:11)
Avalanche, nie mam wyjscia... jestem zmuszona zlozyc petycje o wywalenie twojego ffa z forum... Tak bezczelnosc... Nie ma Harry Pottera... JAK SMIALAS!!

wiem Abaśka.....mój ff nadaje się tylko do usunięcia sad.gif bez Harryego.....bez mrożąego w żyłach Voldzia........PRZEBACZCIE MI!!!!!!!! żeganm was..... już wiem....nie załatwie wszystkich pilnych spraw.....idę sam włąsnie tam....gdzie czekają mnie.......tam przyjaciół kilku mam......od lat......dla nich zawsze śpiewam dla nich gram.....jeszcze raz ......żegnam was......niespotkamy się sad.gif
jutro następna część laugh.gif pomęczycie się jeszcze trochę z moim ff......Abaśka ja ci dam petycję.......niech ja cie złapię na gg to nie ręczę za siebie laugh.gif laugh.gif laugh.gif saigon na całego wacko.gif laugh.gif żartuje.....miłego czytania tak przy okazji biggrin.gif


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 15.04.2003 21:42
Post #40 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



żegam was..... już wiem....nie załatwie wszystkich pilnych spraw.....idę sam włąsnie tam....gdzie czekają mnie.......tam przyjaciół kilku mam......od lat......dla nich zawsze śpiewam dla nich gram.....jeszcze raz ......żegnam was......nie spotkamy się <----- Avalanche, wiesh... Ja wciaz spiewalam ta piosenke na koniec mojej podstawowki... BUHUUUU... To byly zlote czasy...
sad.gif sad.gif

A teraz nie wspominam, tylko.... pozdraffiam smile.gif do jootra!! biggrin.gif


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 15.04.2003 21:56
Post #41 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



ja tą piosenkę będę śpiewać niedługo .....na zakończenie gimnazjum.......troche szkoda ale cóż żyvie toczy się dalej sad.gif ......


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 15.04.2003 22:54
Post #42 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Avalanche, Ty jush gimnazjum konczysh?! Ano tak... Rzeczywiscie... Sklerotyczka ze mnie ^^ <starosc nie radosc biggrin.gif>Kurcze czuje sie jak kanarek w stadzie orlow ^^


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 16.04.2003 15:01
Post #43 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



eeeee nie przesadzaj.....tak naprawde to wszyscy mamy po pięć lat.....ale ciiiiiiiii laugh.gif ......te gimnazja ilcea to tylko taka przykrywka......tak naprawde połowa z żłobka tu nadaje...... biggrin.gif

Part 18

- A więc w taki sposób zginął - w głowie Roberta kłębiły się dziwne myśli na temat tego co właśnie usłyszał. Po chwili jednak ocknął się i powiedział
- Ale podobno jeden z Navaget przeżył.
- Tak to prawda - odpowiedział Simon
- A więc co się z nim stało?
- Próbował walczyć. Ale cóż znaczy siła jednego przeciw Zakonowi. Nic. Chciał pomścić naszą śmierć. Odnalazł Zakon i już byłby zginął, gdyby nie to, że oni wcale nie mieli zamiaru go zabić. Przywlekli go do swego zamku na wpół żywego zamykając w swej twierdzy i ukrywając przed światem jego istnienie.
- Ale skąd ty wiesz co się z nim stało? Przecież nie żyłeś już..... - Michał jakoś nie mógł pojąć całej tej wiedzy, jaką karmił ich Simon.
- Chodźcie za mną - Chłopcy ruszyli za Simonem w kierunku małej kuli stojącej nieopodal nich. Wcześniej żaden z chłopców nie zwrócił na nią uwagi. Kula stała na cienkim podeście znajdujących się po drugiej stronie jaskini.
- Ta kula była i jest moją skarbnicą wiedzy na temat tego, co działo się tuż po mojej śmierci. Dzięki niej jestem w stanie dowiedzieć się paru rzeczy, gdyż ma ona właściwości ukazywania przeszłości i teraźniejszości. Nie myślcie sobie jednakże mając ją wiem wszystko o tym co było. Kula nie pokazuje wszystkiego. Ona ma zadanie wskazywać właściwą drogę ku poznaniu prawdy. Spójrzcie teraz na nią - Przyjaciele zrobili, o co prosił ich, Simon. Wtopili swój wzrok w kulę. Purpurowe kłęby dymu wypełniające ją, powoli zaczynały znikać ukazując....
- To przecież mój dom! - Robert nie krył swojego zdziwienia. - A to ja, rodzice i Paweł!
- Otóż to. W taki o to sposób poznaję przeszłość - Chwilę potem obraz zniknął a kulę znów spowiły purpurowe kłęby dymu.
- Czegoś nie rozumiem. Co my mamy z tym wspólnego? - spytał Adam.
- Myślę, że nie mi przyjdzie z wami o tym rozmawiać. Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie. Ja przekażę wam część mojej wiedzy, ale to wy musicie sami dowiedzieć się reszty. Powiem jedynie, że to od was będzie zależało czy historia się nie powtórzy. Pamiętajcie - czas jest najlepszym nauczycielem, im więcej się nauczycie tym mniej będziecie popełniać błędów.
- Simon, powiedz mi coś. Dlaczego twoja dusza nawiedza to miejsce? - To pytanie nasuwało się Wiktorowi już od paru dobrych minut.
- Sam nie wiem. Jakaś nieznana siła nie pozwala mi uwolnić się z tego świata i zaznać spokoju - Simon sprawiał wrażenie jakby przepełniał go ogromny smutek. - Chciałbym wreszcie znaleźć się przy mojej rodzinie. Czuję, że oni czekają tam na mnie. Jednak nie wiem czy ten koszmar się kiedykolwiek skończy. Nawet nie wiecie, jakie to straszne tkwić tu od ponad pół wieku bez żadnej nadziei na to, że kiedyś odleci się do tego lepszego świata - Zarys postaci Simona powoli zaczął zanikać - Spotkamy się następnym razem. Do zobaczenia - I zniknął.

ps: sory tongue.gif ze kotkie

Ten post był edytowany przez avalanche: 30.12.2003 17:49


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Raven
post 16.04.2003 16:54
Post #44 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 132
Dołączył: 06.04.2003

Płeć: Kobieta



Avalanche,ja na prawdę nie wiem co mam napisać w swojej opini.Chyba tylko to,że twój ff,to cudo (nie przesadzam!) Szybko się czyta,błędów nie zauwarzyłam... Styl świetny.(Piszesz jak zawodowiec) Nic tylko czekać na kolejnego parta.


--------------------
Świąteczne spotkania z osobami, którym nie ma się nic do powiedzenia, są opanowaną do perfekcji sztuką uników.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Shell
post 16.04.2003 19:38
Post #45 

Szukający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 459
Dołączył: 09.04.2003
Skąd: z krainy Oz

Płeć: Kobieta



Bardzo fajny ff. Taki dramatyczny a zarazem nie. No wspaniały. Oby tak dalej, albo nie lepiej!!!


--------------------
Miasto wśrubowało się w ziemię, pięściami walczącego marzenia.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 16.04.2003 20:43
Post #46 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Ekhem, ekhem biggrin.gif Zgodnie z obietnica umieszczam tutaj moja opinie... Ale nie mam co nowego dodac sad.gif... FICK SIEST BOSKI!! Albo wiem... wyszukam bledy ^^ <o ile ffokle one tu sa happy.gif>... Jest!! Znalazlam 1!!

ciekim <--- chyba raczej cienkim?? biggrin.gif

I znoff... Nic... Pustka... DLACZEGO NIE POPELNISH BLEDOW?? smile.gif
O! A teraz mala poprawka:

Myślę, że nie mi przyjdzie z wami o tym rozmawiać <--- Moze lepiej by bylo - (...)dane z wami o tym rozmawiac(...) Ale to siest zwykle czepianie siem szczegolow ^^ Avalanche, i jak ja mam tutaj komentowac?? Nom powiedz mi, JAK?? Jak nikt mi nie daje szansy... sad.gif


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 16.04.2003 20:46
Post #47 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE (Abaska @ 16-04-2003 20:43)
Ekhem, ekhem biggrin.gif Zgodnie z obietnica umieszczam tutaj moja opinie... Ale nie mam co nowego dodac sad.gif... FICK SIEST BOSKI!! Albo wiem... wyszukam bledy ^^ <o ile ffokle one tu sa happy.gif>... Jest!! Znalazlam 1!!

ciekim <--- chyba raczej cienkim?? biggrin.gif

I znoff... Nic... Pustka... DLACZEGO NIE POPELNISH BLEDOW?? smile.gif
O! A teraz mala poprawka:

Myślę, że nie mi przyjdzie z wami o tym rozmawiać <--- Moze lepiej by bylo - (...)dane z wami o tym rozmawiac(...) Ale to siest zwykle czepianie siem szczegolow ^^ Avalanche, i jak ja mam tutaj komentowac?? Nom powiedz mi, JAK?? Jak nikt mi nie daje szansy... sad.gif

Abasiu niekore moje błedy to niedopatrzenie, ale dzięki że je zauważasz tongue.gif ....jestem trochę chaotyczna na klawiaturze (strasznie szybko piszę cool.gif )


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 16.04.2003 22:05
Post #48 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Avalanche, po prostu postanowilam znalezc jakies bledy, zeby nie bylo, ze sobie tutaj posty nabijam ^^ Bo wciaz jedno i to samo <Boshe, jaki boski fick, pisz next party> to siem jush nudne robi, co nie?? happy.gif


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Shell
post 17.04.2003 09:16
Post #49 

Szukający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 459
Dołączył: 09.04.2003
Skąd: z krainy Oz

Płeć: Kobieta



Nie będę nudzić, więc po co pisać jeśli i tak się powtórze, to jest naprawdę piękne czytałam to wczoraj, no po prostu wspaniałe.
O ile się nie myle to Triad kiedyś powiedziala- Mój koffany talenciorek
Takie słowa mi się tu nasowaja do Ciebie.
Avalanche mój koffany talenciorku pisz dalej nie tylko ten ale i inne.


--------------------
Miasto wśrubowało się w ziemię, pięściami walczącego marzenia.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 17.04.2003 19:19
Post #50 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



wiecie? o dawna łazi mi po głowie pomysł na nowy ff, ale jeszcze go niedopracowałam w głowie i wogle jeszcze za bardzo nie wiem o czym ma być, ale pomysł ogólnie już mam......o takim chłopcu spędzającym dzieciństwo na Bliskim Wschodzie...Arabia Saudyjska, Egipt.....troche na pustyni....taka egzotyka....zabiore sie za niego po egzaminach cool.gif a teraz dalszy ciąg tego czegoś co sie paru osobom podoba laugh.gif

Part 19

Następnego dnia rano chłopców zbudziła Laura, która weszła do ich pokoju.
- Wstawajcie zaraz będzie śniadanie...Chłopaki no chodźcie - Laura złapała na wpół przytomnego Roberta i pociągnęła za rękę aż ten spadł na ziemię. O dziwo nie obudził się tylko nadal słodko spał. Dziewczyna jednak nie poddawała się i podeszła tym razem do Wiktora.
- Wiktor wstawaj...no obudź się... - chłopiec jednak nie miał zamiaru wstawać.
- Laura daj sobie siana...spać mi się chce - i ziewnął przewracając się na bok.
- Ale z was lenie patentowane. Jeżeli zaraz nie wstaniecie to...
- To, co nam zrobisz? - wymamrotał Adam, który tak jak jego koledzy był zaspany.
- Nie no przestańcie - Laura nie wiedziała już, co ma wymyślić aby obudzić przyjaciół.
- Jak pocałujesz Adama to wstanę - powiedział już lekko rozbudzony Wiktor sprawiając wrażenia jakby cała ta sytuacja z Laurą i Adamem bardzo go bawiła.
- Wiktor bądz tak uprzejmy i zamknij się - odpowiedział Adam i rzucił w przyjaciela poduszką. Wiktor nie został mu dłużny i tak nawiązała się prawdziwa bitwa. Adam z Wiktorem toczyli chyba najbardziej zaciekłą walkę, która skończyła się tym, że obaj ze śmiechu ledwo trzymali się na nogach. Minęło spora minut zanim ucichły dzikie rechoty. Laura musiała wyjść gdyż przyszła jej koleżanka Tia i poprosiła ją o pomoc w pewnej sprawie. W tym czasie chłopcy powoli zaczęli się ubierać i myć. Podczas gdy właśnie zakładali spodnie wywiązała się mała rozmowa.
- Panowie trzeba by urządzić jakąś imprezę - zaproponował Wiktor.
- Popieram, trzeba tylko fajne dziewczyny sprosić - dodał Robert.
- Na przykład...Laurę - Wiktor zwrócił swój wzrok i spojrzał znaczącym wzrokiem na Adama.
- Czy ty naprawdę nie masz innych tematów? - spytał poirytowany przyjaciel.
- Wyobraz sobie, że nie - zaśmiał się Wiktor i od razu dodał widząc minę Adama - No dobra już nie będę.
- W takim razie teraz ja cię pomęczę...A kogo Wikuś zaprosi? - nagle drzwi się otworzyły i wbiegła Laura cała rozpromieniona.
- Będziemy mieć dyskotekę! - wykrzyczała radośnie. Przyjaciele również nie kryli entuzjazmu. Po chwili do pokoju wpadło parę dziewczyn, zapewne współlokatorek Laury. Oczywiście nie wiedziały, że weszły właśnie do pokoju chłopców. Dziewczyny popatrzyły się na przyjaciół i lekko zaczęły się uśmiechać na ich widok, gdyż nie zdążyli się kompletnie ubrać.
- Bardzo zabawne Laura, to ci się udało. Dlaczego nie sprowadziłaś całej szkoły? - powiedział z ironią Michał. Wiktor natychmiast założył na siebie koszulę, tak jak pozostali, aby pozbyć się wreszcie tęsknych oczu zgromadzonych dziewcząt.
- Dobra, to my idziemy. Będziemy czekać na stołówce - dziewczyny wyszły robiąc to oczywiście jak najwolniej, aby popatrzeć sobie jeszcze na przyjaciół.
- No, poszły. Ale im zaserwowałaś dawkę wrażeń. Widok takich przystojniaków o mało nie zwalił ich z nóg - powiedział uśmiechnięty Wiktor.
- Na pewno. Lecę już, czekam na was na stołówce - powiedziała przyjaciółka i wyszła.
Śniadanie jak i reszta dnia przebiegały dosyć spokojnie, nie licząc oczywiście tego, że Wiktor jak zwykle miał małą przeprawę z Twintowerem. Dochodził już wieczór i wszyscy przygotowywali się na dyskotekę. Przyjaciele ubrali się zwyczajnie, na luzie. Czekali tylko, kiedy z pokoi wyjdą dziewczyny.
Zabawa zaczęła się o dziewiątej. Cała szkoła zgromadziła się w ogromnej sali na pierwszym piętrze idealnie przystosowanej do tego rodzaju imprez. Na suficie wisiały duże szklane kule i mnóstwo reflektorów. Przy ścianach stały długie stoły zastawione różnymi pysznościami i napojami dla zmęczonych imprezowiczów. Na końcu sali stał niewielki podest, na którym znajdowało się stanowisko, dla DJ.
Nagle dało się słyszeć huk a po chwili głośną muzykę. Impreza zaczęła nabierać rozmachu. Nawet nauczyciele zaczęli tańczyć. Najśmieszniejsze było to, że do tańca pewna starsza pani profesor porwała starego, Twintowera, który wyraźnie nie był tym zachwycony. Jedynym nieobecnym z grona pedagogicznego był profesor Grey - zabójczo przystojny nauczyciel alchemii. Widać było, że grono jego wielbicielek było tym faktem bardzo zmartwione. Nikt nie miał wątpliwości, że gdyby był obecny byłby jedynym mężczyzną, który miałby większe powodzenie niż Wiktor, wokół którego tłoczył się tłumek dziewczyn pragnących, choć przez chwilę zatańczyć z nim. Reszta przyjaciół też nie miała się źle. Robert zaprosił do tańca Tię zaś Michał pewną rudowłosą drugoklasistkę. Jedynie Adam, który tańczył z pewną dziewczyną z równoległej klasy patrzył się, co rusz na Laurę, która tak samo jak Wiktor nie mogła liczyć na brak powodzenia. Po ciężkich i szybkich brzmieniach rocka przyszedł czas na wolny taniec. Dziewczyna, z którą do tej pory tańczył Adam odeszła do innego zostawiając go samego. Po chwili jednak zauważył, że i Laura jest wolna. Postanowił, że nie zmarnuje takiej okazji i podszedł szybkim krokiem do niej.
- Cześć, zatańczysz? - spytał niepewnie.
- Z chęcią - Laura uśmiechnęła się do niego i po chwili przytuleni do siebie tańczyli w rytm muzyki. Dziewczyna wtuliła głowę w jego ramię. Adam poczuł się trochę dziwnie. Jeszcze nigdy nie był taki szczęśliwy jak w tym momencie. Pragnął tylko, aby ta piosenka nigdy się nie skończyła.
- Cieszę się, że poprosiłeś mnie do tańca. - Laura podniosła głowę i spojrzała w oczy Adamowi. Ten trochę się zmieszał, ale odwzajemnił uśmiech. - Przyjaciółka uznała, że i on jest tego samego zdania. Piosenka powoli dochodziła końca.
- Możemy wyjść? Trochę tu duszno a chciałabym się przewietrzyć - Parę minut później stali przed zamkiem.
- Ale zimno - wzdrygnęła się.
- Masz dam ci moją kurtkę - zaproponował Adam i po chwili otulił swoją skórzaną kurtką dziewczynę.
- Już mi cieplej, dzięki - Laura zdawała się być trochę zaskoczona zachowaniem przyjaciela jednak jej mina wskazywała na to, że bardzo podobał się jej gest Adama.
-Spójrz, jakie piękne gwieździste niebo - powiedział znienacka chłopak zadzierając głowę do góry. Dziewczyna podniosła również głowę, lecz po chwili patrzyła na Adama, który jakby wyczuwając jej wzrok również spojrzał na nią. Powoli zbliżył się do niej i złapał za rękę. Laura zaczerwieniła się lekko, lecz oczy nadal miała utkwione w przyjacielu. Po chwili schylił powoli głowę i pocałował ją delikatnie w usta, po czym odsunął głowę spoglądając na Laurę oczekując reakcji. Sprawiała wrażenie trochę onieśmielonej schylając głowę i milcząc. Chłopak wiedział jednak, co ma dalej robić. Podniósł delikatnie głowę dziewczyny i znów ją pocałował, tym razem dłużej. Po chwili znów odsunął głowę i rzekł:
- Laura... - zaczął i jakby nie wiedział co dalej mówić.
- Nie musisz nic więcej mówić - powiedziała dziewczyna przytykając mu palec do ust - Też się w tobie zakochałam - Po czym znów zaczęli się całować, obejmując się.
W tym samym momencie na sali cała szkoła bawiła się w najlepsze. Szczególnie Wiktor, który był lekko podchmielony gdyż pociągnął sobie trochę z butelki, którą przyniósł Paweł, oczywiście będąc w mniej więcej w tym samym stanie upojenia, co Wiktor. Była już godzina jedenasta, a Wiktor i Paweł robili coraz więcej zamieszania wokół siebie. Robert postanowił, że lepiej będzie jak obaj znikną, gdyż nauczyciele mogą zacząć coś podejrzewać. Podszedł do Michała chcąc prosić o pomoc. Było jednak za późno. Twintower najwyraźniej spostrzegł, że Wiktor i Paweł zachowują się dość podejrzanie, a ich nierówny i chwiejny krok mógł dawać do myślenia. Powiedział coś do nich i chwilę potem cała trójka ruszyła ku wyjściu. Po drodze Twintower zagadnął coś do dyrektora, bawiącego się w najlepsze. Również i jego wyprowadzając na zewnątrz. Robert z Michałem ruszyli za nimi. Spostrzegli jednak, że nie oddalili się daleko. Wiktor z Pawłem stali przy ścianie chwiejąc się i lekko uśmiechając. Twintower sprawiał wrażenie jakby dostał właśnie szansę od losu na to, aby pozbyć się ich obu ze szkoły.
- Piliście! Przyznać się, który przyniósł alkohol! - wrzasnął.
- Ale my nie piliśmy panie profesorze - powiedział z uśmiechem Wiktor, ledwo klecąc ze sobą słowa.
- Nie kłam mi tu w żywe oczy Applegate!!! Czuć od was na odległość!!!
- Naprawdę? A to dziwna sprawa - zarechotał Paweł.
- Milcz Maxwell. Obaj jesteście nietrzeźwi i grozi wam wydalenie ze szkoły!
- Howardzie, spokojnie - starał się uspokoić profesora dyrektor.
- Ile wypiliście? - spytał groźnym tonem.
- My...nie...piliśmy - Wiktor nadal zarzekał się jakoby miał coś wypić, coraz bardziej się chwiejąc. Paweł natomiast dostał ataku czkawki i każda próba odpowiedzi kończyła się tym, że nic nie zdołano zrozumieć z jego wypowiedzi.
- To nie ma sensu Howardzie. Są tak pijani, że ledwo trzymają się na nogach - po chwili dyrektor spostrzegł kryjących się Roberta i Michała i poprosił ich do siebie.
- Chłopcy, czy mogę na was liczyć? - spytał i po chwili powiedział - Zabierzcie swoich kolegów do pokoi i posiedźcie przy nich. Rano wyciągnę konsekwencje z ich nieodpowiedzialnego zachowania - po czym westchnął ciężko - Znów trzeba będzie wezwać Remisa, ale cóż może rozmowa z ojcem przyniesie jakieś skutki.
- Panie dyrektorze to niedopuszczalne, aby uczniowie byli pijani - Twintower nie chciał dawać za wygraną.
- Nie jesteśmy pijani!
- Nie odzywaj się Applegate!!! Piłeś, i powinieneś od razu zostać wydalony z Akademii - krzyknął.
- Spokój! - dyrektor sprawiał wrażenie bardzo rozgniewanego. - Wy dwoje zaprowadzicie ich do pokoi i przypilnujecie, aby z nich nie wyszli aż do rana. Howardzie proszę powiadomić uczniów, że odwołujemy dyskotekę i że natychmiast mają być w swoich pokojach... a i jeszcze jedno. Proszę każdego sprawdzić, czy nie ma przy sobie butelki z alkoholem i czy nie czuć od nich. Rozejść się. - Twintower wraz z dyrektorem ruszyli w stronę drzwi sali, za którą uczniowie spędzali ostatnie sekundy zabawy. Robert złapał za ramię Pawła a Michał Wiktora. Mieli małe trudności gdyż przyjaciele stawiali mały opór jednak jakoś udało im się poradzić z nimi. Niestety nie mogli powstrzymać ich wrzasków i głośnych rechotów. Udało im się jednak doprowadzić każdego do swojego pokoju. U Pawła nie było jego goryli uznał, więc że będzie mógł zostać na noc u brata, pilnując, aby nie wyszedł. Mylił się jednak, co do jego ochroniarzy, gdyż weszli oni do pokoju Pawła niespełna dwadzieścia minut po nich.
- Co ty tu robisz? - spytał jeden z nich szykując się już do rzucenia jakiegoś zaklęcia. Robert był jednak szybszy a biały promień wystrzelony z jego ręki powalił znacznie większego przeciwnika. Drugi z goryli również został potraktowany tak samo jak jego poprzednik.
- Robert!...Ale im przywaliłeś! - leżący na łóżku Paweł znowu zaczął się rechotać - Weź ich za drzwi wywal! - Robert chcąc nie chcąc zrobił tak jak powiedział mu brat.
Noc minęła spokojnie, ale nadchodzący poranek miał się okazać niezbyt szczęśliwym, szczególnie dla Wiktora.


ps .no ten to już jest troche długaśny tongue.gif

Ten post był edytowany przez avalanche: 14.01.2004 23:56


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

13 Strony < 1 2 3 4 > » 
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2024 04:03