Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Zew [ZAK?] do LW

Sihaja
post 07.03.2004 23:46
Post #1 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: czysta krew..
Postów: 1716
Dołączył: 12.06.2003
Skąd: Z Nibylandii

Płeć: Kobieta



Zamieszczam mojego ficka, narazie fragment maleńki, mam nadzieję, że później się troszkę rozrośnie =)


______________________________________________________________ __________

***
Shaga obudziła nieobecność. Przejechał nerwowo ręką po posłaniu i stwierdził, że jego żony nie ma. Cisza wisiała nad nim jak szara chmura, przynosząc jedynie gorąco budzącego się dnia i zdziwienie. Chirara nie często znikała. Czasem zdarzało jej się zrywać na damskie plotki czy przepadać w chłodnym lesie, ale zwykle uprzedzała go poprzedniego wieczora lub zostawiała kartkę z krótkim, ciepłym, uspokajającym liścikiem. Spojrzał na stół – kartki nie było. Ubrał się szybko, po drodze chwytając porzuconą pajdę czerstwiejącego chleba i wybiegł z domu. Poranek zaatakował go żarem wylewającym się z nieba, ospałe muchy ciężko brzęczały w powietrzu, a kurz osiadał lepko na butach i ubraniu. Shag szedł szybko, kierując się prosto ku domowi Kairy, najlepszej przyjaciółki Chirary. Kobieta stała w ogrodzie, ręce do połowy zanurzając w spienionej wodzie w miednicy. Miała mocne ramiona i szerokie biodra, a w pasie obejmowała ją strachliwie pięcioletnia dziewczynka. Dwuletni chłopiec siedział na zakurzonej dróżce z rozdziawioną buzią wpatrując się w przybysza. Na widok Shaga, Kaira podniosła rękę do oczu, osłaniając się przed słońcem i zmarszczyła czoło.
-Czego cię ty demony niosą, ha? – spytała niskim, ciepłym głosem – A stało się co?
-Nic, Kairo, nic ważnego. – uśmiechnął się – Przyszedłem zobaczyć, czy Chirary u was nie ma, ale widzę, że zajęta jesteś. A nie widziałaś jej może?
Uśmiechnęła się porozumiewawczo do niego i pogroziła palcem.
-Aj, pilnujesz jej jak pies owiec. Nie bój się o nią, to mądra kobieta, poradzi sobie. Ty lepiej na gospodarkę idź, końmi się zajmij, krowy oporządź, bo widzę cni ci się, jak tylko dziewczyna wypuści się gdzieś, odpocząć trochę. Na targ pewno pojechała, widziałam ją dzisiaj rano. Z workiem podróżnym i sakwą u boku szła – musi być, na targ szła.
-Nic mi nie mówiła.
Kaira wydęła pulchne policzki i wzruszyła ramionami.
-Ja tam nie wiem, jakie tam między wami układy są. – powiedziała, pochylając się nad miednicą. – Jedno ci powiem: nie turbuj się teraz, jak do wieczora nie wróci, tedy będziesz się martwił. A teraz idź, chyba, że chcesz mi prać pomóc.
Shag uśmiechnął się miło, podziękował i wrócił do domu. Konie wypuścił na padok, krowy wydoił i wyprowadził na pastwisko, a kurom sypną ziarno, szczodrzej niż zwykle. Potem porąbał drewna, ogarnął podwórzec, naprawił wóz, co mu oś w kole się złamała i w końcu wyszedł na pole sprawdzić, czy zboże się nie pokładło. Słońce zaszło i ciemność z powrotem okryła ziemię jak chłodnym szalem. Ale Chirara nie wróciła. Ani tego wieczoru ani następnego.


Ten post był edytowany przez Sihaja: 08.03.2004 17:28


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kasandra Black
post 08.03.2004 09:23
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 05.02.2004




No więc...... Gdzieś zauważyłam dodatkowe literki, to było gdzieś na początku. Kolejne opowiadanie z cyklu fantasy, na co wskazują imiona bohaterów. Ogólnie jest dobrze, chociaż part mógł być dłuższy. Ja lecę, bo za parę minut muszę wyjść.


--------------------
Niechaj to Niemcowie wżdy postronni znaja iż dresy nie gęsi iż swoje kije mają...
Jeżeli muszę wybrać, dajcie mi powód...
Jestem jak jasny szczur... Nic mi nie wychodzi...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Atina
post 08.03.2004 11:34
Post #3 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 401
Dołączył: 07.04.2003

Płeć: Kobieta



Zapowiada się ciekawie. Trudno jest zacząć tak, aby zainteresować czytelnika, ale Tobie się udało i mi sie spodobało.

Tylko:
QUOTE
Cisza wisiała nad nim jak szara chmura, przynosząc jedynie gorąco budzącego  się dni i zdziwienie.

To chyba nie tak miało być...

I to:
QUOTE
luba
< div class='postcolor'> to literówka jak sie domyślam, jeśli tak to ten przecinek wcześniej jest zbedny (w trzeciej linijce).

--------------------
At the end of the world... or the last thing I see...

user posted image
Enormous amount of people would rather die, than think... in fact they do so.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 08.03.2004 20:26
Post #4 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Bardzo fajny fick ... Mimo że to dopiero początek (bardzo krótki początek) trzyma w napięciu smile.gif ... i przynajmniej ja chcę wiedzieć co wydarzy się później ... Życzę weny i pozdrawiam.


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sihaja
post 10.03.2004 21:34
Post #5 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: czysta krew..
Postów: 1716
Dołączył: 12.06.2003
Skąd: Z Nibylandii

Płeć: Kobieta



Kolejny part, nie wiem czy taki dobry. No ale jest jaki jest. I bijcie mnie za literówki, bo nie zawsze wszystko widzę.


__________________________________________________________ ___________


***
Słońce zastało Shaga już na drodze, spalonej i zakurzonej wijącej się między zeschłymi polami trawy. Błynsnęło mu w oczy, sperliło czoło i oświetliło krajobraz. Miecz o rękojeści owiniętej skórą, dawno nieużywany, przyzwyczajał się na powrót do swego miejsca przy pasie, a ręka mężczyzny drgała przy nim niespokojnie od czasu do czasu. Kiedy ożenił się z Chirarą, porzucił pracę najemnego wojownika i osiadł wraz z nią w cichej wiosce, gdzie miecz mógł służyć jedynie jako ozdoba bądź zbędny grat.
Śledził żonę zawzięcie, miał wrażenie, że idzie za nią krok w krok, ale zawsze o kilka godzin zbyt późno. Mieszkańcy wiosek ułożonych wzdłuż gościńca zapytani o nią, odpowiadali, że „tak, owszem, była tu kilka dni temu, ale już pojechała”. I zawsze mówili, że była sama. W pierwszym odruchu strachu Shag wmówił sobie, że została porwana, siłą uprowadzona, wywieziona w dalekie krainy. Dlatego też wziął miecz, prowiant i starą, zakurzony skórzany napierśnik – i wyruszył w drogę. Ale im więcej pytał tym bardziej był zdziwiony. I tym bardziej przekonywał się, że wyruszyła z własnej woli.

***
Karczma była przepełniona, ludzie tłoczyli się i popychali. Maxim odepchnął łokciami jakiegoś grubego jegomościa, zamówił kufel zimnego piwa i trzymając je w ręku przepchnął się na jedyne wolne miejsce na pobliskiej ławie. Mężczyzna siedzący naprzeciwko posępnie sączył mętnawy płyn ze swojego kufla. Jeden przelotny rzut oka przekonał Maxima, że ma do czynienia z człowiekiem swojego pokroju.
-Tłoczno tu dzisiaj – zagaił nieznajomego – Chamstwo się z pola zeszło i ławy zalega. A normalni ludzie nawet napić się nie mogą.
Mężczyzna rzucił mu nieuważne spojrzenie i ponownie zagłębił się w rozmyślaniach. Miał potężne dłonie. Musi być dobry na miecze, pomyślał Maxim.
-Upał taki… Tylko desperaci teraz podróżują. – ciągnął dalej zupełnie nie przejmując się brakiem reakcji z drugiej strony – Samemu mi się nie chciało z domu ruszać. No, ale robota czeka… A pan także do najemki? Ostatnio sporo roboty jest, zawierucha między możnymi, to i wozy cenne kursują po gościńcach jak szalone, a i zbójców nie braknie.
Nieznajomy kiwną głową, burknął coś do swojego kufla i pociągnął spory łyk.
-A pan złapał coś dobrego ostatnio?
Patrzył mu w oczy wyczekująco i nachalnie, a w kącikach jego ust czaiła się drwina. Nie będzie mi cham udawał, że nie słyszy, pomyślał.
-Nie szukam roboty – odparł w końcu tamten po długiej chwili milczenia. – Chcę tylko spokojnie dojechać do Lyess.
-A potem?
-Potem… - uśmiechnął się ponuro – Potem to już moja sprawa.
Maxim zastanowił się czy nie wrazić mu z powrotem do gęby bezczelnej odpowiedzi, ale się rozmyślił. Wkońcu nie zwady szukał tylko rozrywki. A ludzie teraz tacy nieskłonni do rozmowy. Tacy niemili i burkliwi. Już chciał coś powiedzieć, kiedy nad głową przeleciał mu sztylet, a dookoła rozległ się wrzask. Dwóch ludzi wzięło się za wszarz i usiłowało dźgnąć krótkimi nożami, kilku innych rzucało w nich dla zabawy czym popadnie. Niektóre rzeczy były ostre. Karczmarz i jego pomocnicy w pośpiechu rzucili się rozsuwać stoły i odsuwać krzesła, zgarniając po drodze wszystko co mogłoby ucierpieć. Maxim postanowił się nie mieszać w kolejną pijacką burdę (a miał ich już na swoim koncie sporo) i wyszedł z zajazdu na podwórzec. Wszedł do stajni, aby osiodłać konia. Miecz tkwił nadal w pochwie. I to był błąd. Bezszelestnie opadł na niego jakiś ciężar i mężczyzna poczuł na szyi zimną stal.
-Ruszysz się, a zarżnę jak świnię. – wychrypiał mu ktoś koło ucha. – A teraz odłóż miecz i oddaj nam sakwę z pieniędzmi. I poczekaj grzeczne aż odjedziemy.
Zareagował w sposób instynktowny, łapiąc mężczyznę za rękę z nożem i przerzucając go przez siebie. Rabuś upadł z jękiem na plecy, ale natychmiast zwinął się i odskoczył, a potem cofnął odsłaniając ścianę za sobą. Stało tam dwóch kuszników.
-Cholera – wyrwało się Maximowi.
-O tak. Mówiłem, żebyś się nie ruszał? Chcieliśmy po dobroci. My też nie lubimy, kiedy się moneta krwią zbrudzi. A teraz nie ma wyboru.
W tym momencie ktoś wszedł do stajni.
Maxim dał nurka w dół i wpadł do boksu stojącego obok konia. Wspiął się szybko na ściankę i zanim łucznicy zdążyli się zorientować runął na nich z góry. Ciął jednego przez tętnicę na szyi, drugi zdążył dobyć miecza. Spróbował zaatakować z dołu, przenosząc ciężar na lewą nogę, ale źle stąpną, zachwiał się i Maxim trafił go prosto w skroń, tworząc na niej jedną małą, śmiertelną rysę. Odwrócił się szukając trzeciego napastnika, ale ten już leżał bezwładnie u stóp potężnego mężczyzny, z którym Maxim niedawno rozmawiał.
-Ładna robota – powiedział nieznajomy – Nie zajęło ci to nawet trzydziestu sekund.
Najemnik uśmiechnął się szeroko.
-Maxim – powiedział wyciągając rękę. – Najemnik z Harrod.
-Shag. Mieszkam o dzień drogi stad, w niewielkiej wiosce.
-To niebezpieczne okolice – odezwał się Maxim. – Jadąc w stronę Lyess warto mieć towarzystwo.
Shag długo mierzył wzrokiem stojącego przed nim najemnika.
-Owszem – powiedział w końcu – Warto.






--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Atina
post 14.03.2004 13:24
Post #6 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 401
Dołączył: 07.04.2003

Płeć: Kobieta



Trochę ciężko mi się czyta. Bez takiego polotu, ale mimo wszystko bardzo ciekawe. Gdyby było lżejsze, to nie wiem czy byłaby taka fajna atmosferka w tym ficku.

I chyba polubię bohaterów... :)


--------------------
At the end of the world... or the last thing I see...

user posted image
Enormous amount of people would rather die, than think... in fact they do so.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
iskra
post 21.03.2004 11:13
Post #7 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



Ładne opowiadanie (: Fabuły co prada jeszcze jako takiej nie widać, ale wyknanie mi się podoba. Nawet bardzo (jeśli pominie się kilka zgrzytów delikatnych). Podobał mi się opis bójki w drugim parcie. Nu, jestem na tak (:

comment by me (:


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kasandra Black
post 21.03.2004 14:23
Post #8 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 05.02.2004




No to tera ja.
Nie zauważyłam błędów ani literówek. Jest coraz ciekawiej, chociaż się trochę gubiłam. Opisy i dialogi w normie, fantasy rządzi. Czekam na nastepna część.


--------------------
Niechaj to Niemcowie wżdy postronni znaja iż dresy nie gęsi iż swoje kije mają...
Jeżeli muszę wybrać, dajcie mi powód...
Jestem jak jasny szczur... Nic mi nie wychodzi...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sihaja
post 21.03.2004 17:53
Post #9 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: czysta krew..
Postów: 1716
Dołączył: 12.06.2003
Skąd: Z Nibylandii

Płeć: Kobieta



No i kolejna część =) Mam nadzieję, że nie najgorsza.


________________________________________________________________ _____


***
Koń okulał pod wieczór. Droga była kamienista i nieprzyjemna, więc Shag podejrzewał, że po prostu jakiś kamień dostał się do strzałki. Zatrzymali się na przyległej do gościńca łączce, osłoniętej od wiatru niewielkim dębowym zagajnikiem. Maxim pochylił się nad chorą nogą wierzchowca, obejrzał kopyto, po czym wyją szczypce do wyciągania kamieni. Jego bułana klacz przygryzała nerwowo wędzidło i przestępowała z nogi na nogę. Co chwila błyskała białkami oczu. Okulały karosz Shaga zachowywał się spokojniej, ale mięśnie miał napięte, a chrapy wydymały się w dwa miękkie łuki, gdy wyłapywał zapachy z powietrza. Maxim wyprostował się ściskając w dłoni niewielki kamień.
-Oto i sprawca problemu. Teraz już będziesz dobrze szedł, co? – dodał, zwracając się do karosza i klepiąc go przyjacielsko po szyi.
-Konie się niepokoją – zauważył Shag.
Najemnik wzruszył ramionami i usiadł koło ogniska. Nadziany na patyk, skwierczał nad płomieniem kawałek mięsa, upolowanego w ciągu dnia królika. Maxim oblizał się i zatarł ręce. Kąsek pachniał smakowicie po nużącej całodziennej podróży. Spojrzał na towarzysza. Ten przeżuwał swoje mięso powoli, zapatrzony w dal i nieobecny duchem. Maxim początkowo miał nadzieję, że towarzystwo rozwieje nudę podróży, ale szybko przekonał się, że potężny mężczyzna rzadko odpowiada na pytania, a jeszcze rzadziej mówi coś sam z siebie. Nie przeszkadzała mu jednak rozmowa z samym sobą, potrzebne mu były tylko od czasu do czasu potakujące pomruki kompana, które go upewniały, że tamten jeszcze żyje. Lubił mówić i nie zamierzał przestawać z takiego błahego powodu, jak brak zainteresowania drugiej strony.
Wiatr był ciepły i przyjemny, niósł ze sobą zapach lasu, jagód i ziół. Księżyc świecił jasno, okrywając okolicę na wpół magicznym blaskiem i tworząc fantastyczne cienie w zagłębieniach terenu i wokół kęp roślinności. Wokół wisiała cisza, przerywana tylko z rzadka poparskiwaniem koni i ich niespokojnymi stąpnięciami. Maxim zasnął szybko, ale spał czujnie, przyzwyczajony do spania na otwartym terenie, gdzie zewsząd może zjawić się zagrożenie. Miecz leżał pod zwiniętym płaszczem, służącym mu za poduszkę.
Obudził go szelest.
Nie zdradził się nawet drgnieniem, spod półprzymkniętych powiek obserwował okolicę. Kątem oka zauważył, że Shag również nie śpi, jego powieki drgały lekko, kiedy spoglądał w bok. Znowu szelest. Ktoś jest koło ogniska, pomyślał Maxim, delikatnie przesuwając dłoń ku rękojeści miecza. Kroki. Intruz minął ich posłania i skierował się w stronę gościńca. Otworzyli oczy. Był to młody chłopiec o lekkiej budowie, sugerującej delikatność kości i ciała. Spojrzał pytająco na Shaga. Ten gestem nakazał mu ciszę, jednocześnie wpatrując się w niego intensywnie. Chłopak lekkim krokiem wszedł na gościniec i ruszył w stronę Lyess. Przez ramie miał przerzuconą niewielką torbę. Po chwili zniknął im z oczu.
-Znasz go? – spytał Maxim, pozornie obojętnym tonem. Nie mógł nie zauważyć zaskoczonego, niedowierzającego spojrzenia, jakim jego towarzysz obserwował przed chwilą chłopca. Ty coś ukrywasz, pomyślał. Nieładnie.
Shag pokręcił głową.
-Nie znam go. Po prostu.… po prostu kogoś mi przypomina.
-Kogo?
Potężny mężczyzna zacisnął wargi.
-W sumie to nikogo. – odpowiedział po chwili – Nawet w tym świetle dało się zauważyć, że miał jasne włosy i jasną karnację, a osoba którą mam na myśli wygląda zupełnie inaczej. Nie te rysy, nie ta twarz...
-Przecież ciemno było, mogłeś nie dojrzeć.
-Zapewniam cię, że wiem o czym mówię. Chodzi mi tylko…o jego wygląd… Taki delikatny, filigranowy. Zupełnie jak…
-Jak kto? – Maxim wbił w niego wzrok, bezbłędnie wykorzystując moment roztargnienia towarzysza. Ten wzruszył ramionami i odwrócił się. – Jak jakaś kobieta, tak? Twoja kobieta?
-Moja żona.
Tu cię mam, uśmiechnął się w duchu Maxim. Pewnie nawiała z jakimś młodszym przystojniakiem, a ty rozbijasz się po świecie próbując ją odnaleźć. Kpiące słowa cisnęły mu się na usta, ale postanowił przemilczeć. Z tego co się zdążył zorientować, Shag nie tryskał poczuciem humoru. I nic dziwnego, pomyślał.
-Odchodzą. Coś musiało się stać. – odezwał się w ciszy jakiś skrzekliwy głos za nimi. Obrócili się jednocześnie, w ich dłoniach błyszczały miecze. Ale za nimi nikogo nie było.
-Tu, na górze. Na drzewie – podpowiedział głos. – Ale opuścicie miecze, nie zamierzam paść łupem jakiś nadgorliwych bohaterów. Przynajmniej nie tej nocy.
Spojrzeli. Na gałęzi przycupnął dość wysoki mężczyzna o bladej skórze. Znad warg wystawały mu kły. Ścisnęli mocniej broń, gotowi do ataku.
-Mówiłem, żebyście to odłożyli. – powtórzył. – Może i jestem jedynie niższym wampirem, łatwym kąskiem dla takich jak wy, ale znajdujecie się w pobliżu wampirzego siedliszcza, a tam, zapewniam was, jest nas sporo.
-Czego chcesz? – zapytał Shag spokojnym głosem. Opuścił miecz, jednak go nie odkładał. Maxim podążył za jego przykładem.
-Was mógłbym zapytać o to samo. W końcu to mój teren polowania. Ale – dodał szybko, obserwując drgnienia broni w potężnych dłoniach – nie zamierzam was atakować. Samobójcą nie jestem.
Shag wpatrywał się w wampira intensywnie.
-O czym ty mówiłeś? Kto odchodzi?
Wampir zeskoczył z drzewa, miękko lądując na nogach podszedł do nich sprężystym krokiem. Miał na sobie podartą, czarną pelerynę i czarne spodnie z miękkiego materiału. Poza tym był nagi.
-Wezwani. Zagubieni. Przeznaczeni. Możesz ich nazywać jak chcesz. Nie mają swojego imienia, poza jednym, którego ludziom znać nie wolno.
-O czym ty mówisz? – zapytał Maxim zbliżając się do wampira. Ale Shag był pierwszy, chwycił go za poły wygniecionej peleryny.
-Dokąd?
-Puść pan! – obruszył się wampir. Shag zwolnił uchwyt. – Tego nie wiem. Niewielu wie. Od wieków nie byli wzywani.
Shag cofnął się. Wampir skoczył i zawisł na gałęzi, poza zasięgiem ramion i mieczy. Uśmiechnął się, prezentując kolekcję ostrych zębów. Maxim popatrzył zdezorientowany na towarzysza, ale tamten nie zwrócił na to uwagi.
-Jedźmy – powiedział – Jedźmy jak najszybciej.

Ten post był edytowany przez Sihaja: 03.05.2004 23:21


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
ikar
post 22.03.2004 19:53
Post #10 

Mały człowieczek...


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 368
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Wawa :D

Płeć: Mężczyzna



Zaciekawiające smile.gif. Co prawda przy stylistyce nieco tego tamtego nie bardzo (i przypomnij sobie pisownie "nie" z różnymi częściami mowy ^^), ale pod względem fabuły - fajne smile.gif.

A ostatni fragment ostatniego parta - hmm - fajny haczyk narracyjny tongue.gif, złapałaś mnie tongue.gif.


--------------------
"At least we had a chance to say... Goodbye"
Nie ma opowiadań doskonałych - są tylko takie, w których jeszcze nie znaleziono błędów... (albo już je poprawiono :D)
Tolerancja, Wolna wola, Miłość (:)), Optymizm :)
Największe polskie forum RPG by Forum: Strefa Forumowych RPG ^^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Bratiin
post 03.04.2004 15:08
Post #11 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 55
Dołączył: 16.02.2004
Skąd: Hammer Bay, Genosha

Płeć: Kobieta



Taak... Podoba mi sie. Podoba mi sie początek. Taki prosty. Podoba mi sie rozwiniecie. Takie ciekawe. Podoba mi sie ostatni part. Taki wciagajacy.


No, jednym słowem podoba mi sie smile.gif.


--------------------
...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Syriiuszka
post 03.04.2004 15:25
Post #12 

Laska Szatana XD


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 643
Dołączył: 12.05.2003
Skąd: z nienacka.

Płeć: Kobieta



Są błędy, głównie takie wynikające zapewne z nieuwagi i tempa pisania, więc nieszczególnie ważne.
Akcja jak narazie ciekawa, rozwinięta, wciągająca, powoli odsłaniaja się karty, tak jak lubię, z każdym partem wiadomo więcej i za razem mniej. czekam na cd.


--------------------
user posted image
yeah.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Atina
post 03.04.2004 16:15
Post #13 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 401
Dołączył: 07.04.2003

Płeć: Kobieta



Hmmm... robi się ciekawiej. Naprawdę bardzo ciekawie się robi. To był, że się tak wyrażę, naprawdę "smaczny kąsek". Czytanie tego parta sprawiło mi dużą przyjemność. Poza tym bardzo klimatyczny, mocno podziałał mi na wyobraźnię.

Z literówek, zwróciłam uwagę (czyt. kiedy skończyłam czytać udało mi się ten błąd z powrotem odnaleźć =) na:
QUOTE
(...)przerywana tylko z rzadka poparskiwaniem koni i ich niespokojnymi stąpnięciami. Maxim zasną szybko, ale spał czujnie(...)

Brakuje literki "ł" - powinno być "zasnął".


--------------------
At the end of the world... or the last thing I see...

user posted image
Enormous amount of people would rather die, than think... in fact they do so.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sihaja
post 04.05.2004 01:03
Post #14 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: czysta krew..
Postów: 1716
Dołączył: 12.06.2003
Skąd: Z Nibylandii

Płeć: Kobieta



Pisane póóóóźno wieczorem, więc podejrzewam, że literówek będzie sporo =)

__________________________________________________________________ __

***
Świt dopadł ich na drodze, rozlał się słonecznym blaskiem i wyssał krople rosy nieśmiało trzymające się kamieni i traw. Maxim siedział cicho, zmęczony i zły. Zwolnili trochę tempa, więc korzystał z okazji i dosypiał w siodle, kołysząc się bezwładnie od czasu do czasu. Shag, nawet gdyby chciał, nie mógłby zasnąć.Od czasu rozmowy z wampirem czuł jakieś nierozpoznawalne niebezpieczeństwo wiszące nad jego dotychczasowym życiem. Oczy z braku snu nabiegły mu krwią, ale nie czuł tego, wpatrywał się uparcie w horyzont szukając wzrokiem niezgrabnej bryły miasta. Popędzał zmęczone wierzchowce, ale te wyciągały jedynie szyje, sapały głośno i robiły bokami. Z ich spoconej skóry unosiła się para. Maxim pomrukiwał coś gniewnie za każdym szybszym stąpnięciem. Widocznie godzina snu nie wystarczyła ani jemu ani koniom aby mogli spokojnie nabrać sił. Shag po raz kolejny przeklął w duchu, że nie zdecydował się jechać sam. Koło południa Maxim porządnie chrapnął, wstrząsnął się i obudził. Przez chwilę wodził sennym wzrokiem po okolicy i skrzywił się z niesmakiem.
- Wiem, że ci się spieszy - ziewnął ostentacyjnie - ale przesadzasz. Upał taki, że ledwo myśleć można, konie zmęczone... Nie można dopuścić, żeby nam padły. Miejże trochę litości, człowieku.

Shag patrzył na niego przez chwilę z niesmakiem, potem westchnął i skinął głową. Rzeczywiście, niebo wydawało się być rozpalone do białości, wylewało na ziemię potoki żaru. Wszystko co żywe ucichło i schowało się w cieniu; nawet ptaki umilkły kryjąc się w gęstwinie. Sprowadzili konie na bok, na ścieżkę do lasu, a potem na niewielką, ocienioną łączkę przeciętą w połowie strumykiem. Rozkulbaczyli i rozkiełznali konie, puszczając je wolno na trawę. Wierzchowce najpierw zaspokoiły pragnienie, potem wytarzały się w trawie, po to, aby brudne, lec w cieniu sporego dębu. Maxim podłożył sobie siodło pod głowę i przymknął oczy. Powietrze było gęste od gorąca. Zasnęli szybciej niż się spodziewali. Z lasu wyszła biało odziana południca, lekko trącając bosymi stopami trawę. Miała złote włosy puszczone luźno na plecy, zdawać by się mogło, że przyciągają promienie słoneczne. Pochyliła się delikatnie nad śpiącymi, wsłuchała w ich westchnienia, ale tknięta jakąś nagłą litością, nie podeszła bliżej. Odwróciła się na pięcie i pobiegła na pobliskie pole, nękać śpiącego tam rolnika.
***
- Właściwie kogo tu szukamy, Shag? - spytał Maxim przeciskając się przez tłum. - Gdybyś mi powiedział, łatwiej byłoby mi szukać. Naprawdę. Jasnowidzem nie jestem.
Do miasta dotarli jeszcze tego samego dnia, pod wieczór. Po południowej przerwie podróżowało im się szybciej i rażniej. Shag odwrócił się z niechętnie do towarzysza i wydął usta. Nie był w nastroju do rozmowy ani do tłumaczeń. Burknął coś na temat wygladu Chirary. Maxim gwizdnął przez zęby.
- No tak. Mogłem się domyślić - uśmiechnął się ponuro -Ale w nocy za wiele nie zdziałamy. Ja proponuję gospodę i kufel zimnego, mocnego piwa. Na dobry sen.

Shag, chcąc nie chcąc, musiał mu przyznać rację. Weszli do pierwszej, lepszej gospody, w której akurat nie panowała bójka i zamówili pokój. Był ciemny i brudny, ale co najważniejsze, miał dwa dość szerokie łóżka ze względnie czystą pościelą. Zresztą, po dwudniowej podróży i spaniu na trawie, czystość pościeli miała niewielkie znaczenie. Maxim zasnął niemal odrazu i spał głębokim i mocnym snem sprawiedliwego. Shag nie mógł zasnąć, a kiedy już zapadał w pólsen, pojawiały się przed nim niestworzone majaki i ciężkie, niepokojące sny. Widział swoją żonę, zupełnie samą, leżącą bezsennie przy ognisku. Cienie padały na jej twarz, a gdzieś poza nią, gdzieś w powietrzu unosiła się groza - niemal dotykalna, namacalna. Chirara rzucała się w dręczącym ją strachu, szeptała słowa, których nie mógł zrozumieć. W końcu miotnęła się silnie na trawie i usiadła, spoglądając mu prosto w oczy. "Czego ty ode mnie chcesz?" spytała agresywnie, wypluwając mu słowa w twarz. Obudził się z ustami otwartymi do krzyku.Usta same ułożyły się w słowa "Kim są Zagubieni?" Kiedy opadł spowrotem na poduszkę, zasnął niemal natychmiast. Tej nocy nie śniło mu się już nic więcej.
Południca tańczyła boso w swej wieży.

Ten post był edytowany przez Sihaja: 04.05.2004 21:47


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Bratiin
post 04.05.2004 21:43
Post #15 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 55
Dołączył: 16.02.2004
Skąd: Hammer Bay, Genosha

Płeć: Kobieta



Naprawdę podziwiam cię. Nie wiem jak robisz, że te słowa:

Świt dopadł ich na drodze, rozlał się słonecznym blaskiem i wyssał krople rosy nieśmiało trzymające się kamieni i traw.

wcale nie ocierają się o patetycznośc, a są poprostu czymś naturalnym. Chciałabym tak pisać wink.gif.

Mam jedną uwagę: jak piszesz zdanie wypowiadane przez kogoś, to gdy jest koniec, następne zdanie zacznij od nowej linijki - będzie bardzej czytelne.

Pozatym moim zdaniem tutaj:

W końcu miotnęła się silnie na trawie i usiadła,

lepiej słowo miotnęła zastapić rzuciła, czy czymś w tym rodzaju. Tak mi się przynajmniej wydaje wink.gif

No, ogólnie jest bardzo fajnie. Jestem ciekawa kim są Zagubieni, a to już duuży plus. tongue.gif



--------------------
...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sihaja
post 08.05.2004 00:04
Post #16 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: czysta krew..
Postów: 1716
Dołączył: 12.06.2003
Skąd: Z Nibylandii

Płeć: Kobieta



***
Ogarnęła izbę, poustawiała gliniane naczynia na miejscu, ułożyła suknie w zgrabny stosik. Srebrny, delikatny wisiorek na jej szyi jarzył się błękitnawym blaskiem i lekko rozgrzewał skórę, dotykając jej. Chwyciła go w dłonie i znowu poczuła tą naglącą, nieodpartą potrzebę, żeby wyjść, zostawić to wszystko i odpowiedzieć na wezwanie. Jeszcze tylko kilka minut, uspokajała się w myślach. Zdążę.
Godzinę później czarny kruk przysiadł na oknie i nastroszył pióra, zdziwiony, że nikogo nie ma.

***
Shag nie bardzo wiedział gdzie ma iść. Rozglądał się nerwowo po bazarze, jakby szukając wzrokiem punktu zaczepienia. Ludzie tłoczyli się i cisnęli ze wszystkich stron. Jakaś przekupka piskliwym głosem zachwalała owoce, omdlałe i zeschnięte od upału. Miasto było gwarne i ruchliwe jak zawsze, jak zawsze przyciągało masy kupców i drobnych handlarzy, którzy krążyli dookoła, niby rój pszczół wokół ula. To szczególne, nieustające brzęczenie czaiło się gdzieś na skraju świadomości i doprowadzało Shaga do szewskiej pasji. Chciał się przejść, odetchnąć świeżym powietrzem, a tym czasem wpadł w sam środek rozwrzeszczanego mrowiska. Po drugiej stronie placu targowego harmider nagle przybrał na sile, tłum zafalował i zabrzęczał jeszcze głośniej.
-Straże! Straże! Zawołać straże! – przebijał się jakiś mocny, kobiecy głos – Wiedźma! Wiedźma!
Najchętniej uniknąłby wpadania w sam środek awantury, ale im bardziej starał się wydostać, tym był bliżej środka zamieszania. Mnąc w ustach przekleństwa i niemal cudem unikając przypadkowych ciosów łokciami i ramionami, znalazł się prawie na brzegu. Jednak tłum znowu zafalował i nagle Shag znalazł się w samym centrum, na ciasnym poletku wolnej przestrzeni. Na jego środku leżała kobieta. Z jej piersi wypływał delikatny, błękitnawy blask i otaczał ją półkulą, broniąc przed rozwścieczonym tłumie. Była drobnej budowy, a jej brązowe włosy rozsypały się wokół głowy...
Shag krzyknął i zakrył sobą ciało kobiety, bezbłędnie rozpoznając nieprzytomną. Porwał ją na ręce i runął w tłum, który rozstąpił się z obrzydzeniem.
-Wiedźma! Wiedźma! Czarownica! – padało zewsząd, ale nikt nie śmiał podejść bliżej, zarówno ze strachu przed potężnymi barkami mężczyzny jak i przed nieznaną siłą omdlałej kobiety.
Shag biegł na oślep, mijając po drodze uliczki i domy, uciekając, byle dalej od wzburzonego tłumu. Osoba spoczywająca w jego ramionach była tak lekka, że w ogóle nie czuł jej ciężaru. Błękitny blask wydobywający się, jak teraz zauważył, z naszyjnika kobiety słabł, aż w końcu zniknął zupełnie. Shag wpadł do gospody, wbiegł na piętro i do swojego pokoju. Położył delikatnie kobietę na łóżku a sam usiadł obok na krześle. Siedział tak przez chwilę, oddychając ciężko i wpatrując się w nieprzytomną postać. Maximus wpadł do pokoju, niemal wyważając drzwi.
-Zamieszanie jakieś straszne w mieście, wszyscy krzyczą o jakiejś...
Spojrzał na łóżko potem na Shaga.
-Kto to jest?
Przez chwilę panowało milczenie, ciężkie jak ołów.
-Ona – odpowiedział po dłuższej chwili Shag.
-Jaka ona?
-Moja żona.
Na schodach rozległy się kroki, potem gwałtowne stukanie do drzwi. Kobieta wstrząsnęła się i przebudziła. Wodziła przez chwilę oczyma po suficie. Pukanie powtórzyło się, ponaglające i obcesowe.
-Wejść
Do środka wszedł oberżysta. Minę miał ponurą i wściekłą, na skroni pulsowała mu żyłka. Obrzucił okiem izbę, potem zatrzymał wzrok na kobiecie.
-Więc to prawda – powiedział, a w jego głosie pobrzmiewał ledwie hamowany gniew. – To prawda co mówią ludzie tam na dole. Żeście przywlekli tu czarownicę. Wiedźmę.
Splunął, wykrzywiając się przy tym obelżywie. Shag chwycił za sztylet, który wcześniej położył na stole.
-Precz. – powiedział oberżysta. – Precz. Bo wezwę straże.
Maxim zacisnął pięści i nabrał powietrza, ale kobieta przemówiła pierwsza.
-Dobrze więc. Odjedziemy.
-Natychmiast!
-Natychmiast.
Uniosła się lekko na łokciach i po raz pierwszy spojrzała prosto na Shaga.
-Jedźmy stąd, błagam. Dam radę. Jedźmy natychmiast.
Naszyjnik na jej piersiach zabłysnął na chwilę błękitnym blaskiem.


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aeth
post 08.05.2004 13:02
Post #17 

Ice Queen


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 97
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: krakowskie czeluście




Ciekawe i wciągające smile.gif. Podoba mi się sposób narracji, jest naruralny, chociaż przyznać trzeba, że trochę chaotyczny. Często nie stawiasz przecinków tam, gdzie bardzo by się przydały i niepotrzebnie wydłużasz zdania. Czasem przydałoby się z czegoś zrezygnować. Jednak mimo wszystko zaciekawiło mnie Twoje opowiadanie. Klimat fantasy to już plus sam w sobie, ale ciekawie prowadzisz fabułę, tak jak lubię, po kolei wink.gif. Może tylko bohaterowie trochę nie są w moim stylu, ale nadrabia to intryga. Tak dalej smile.gif


--------------------
"May it be a light for you in dark places, where all other lights go out."
"The dwarf breathes so loud we could have shot him in the dark."
"Haldir o Lórien. Henio aníron, boe ammen i dulu lîn. Boe ammen veriad lîn."
"In the jungle the mighty jungle I've got a lovely bunch of coconuts"!
"Ohana to znaczy rodzina, a w rodzinie nie można nikogo odtrącić ani porzucić."

MovieForum, Strefa Forumowych RPG!!, FanfikPl - Pierwszy Polski Portal Fanfikowy!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Laura_
post 09.05.2004 14:53
Post #18 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 157
Dołączył: 26.11.2003
Skąd: Gdańsk




Ciekawe, podoba mi się Twój styl, chociaż w pewnych momentach troche toporny, pomysł wydaje sie być niezły więc pisz, napewno będę czytać dalej =)


--------------------
a czubi czabi cziba a czubi czabi cziba a czubi a czaba a czubi czabi cziba
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sihaja
post 21.07.2004 23:45
Post #19 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: czysta krew..
Postów: 1716
Dołączył: 12.06.2003
Skąd: Z Nibylandii

Płeć: Kobieta



Po dłuuuugiej przerwie smile.gif

_____________________________________________________ ______

***
Zmrok zapadał szybciej niż się spodziewali. Za dnia niegroźne i przyjazne cienie wydłużały się, malując na drodze widmowe kształty. Las był co raz ciemniejszy i bardziej ponury, promienie słońca, odchodząc, zabierały spośród liści bezpieczeństwo i wrażenie opieki. Chirara wyraźnie przyspieszyła. Jej drobna, skarogniada klacz przechodziła delikatnie z kłusa do galopu, czasem zwalniając, ale nigdy się nie zatrzymując. Shag nie zadawał żadnych pytań. Nie chciał. Zaciskał tylko zęby i wpatrywał się uporczywie w plecy żony, starając się nie myśleć o tym, co mogło dziać się z nią przez ten długi czas. Nie wyglądała dobrze – zapadnięte policzki, siniaki i zadrapania na całym ciele, blask jej oczu chorobliwie rozniecony. Zawsze była filigranowa, ale teraz zapadła się w sobie jeszcze bardziej, jakby dręczył ją nieustanny głód i poczucie zagrożenia. Zacisnął pięści. Obronię cię, pomyślał, obronię przed wszystkim, przed całym światem. Już cię nie zostawię. Odwróciła się do niego, jakby usłyszała jego myśli. Na jej policzku kwitła cienka linia skaleczenia. Nie uśmiechnęła się, ani nie zrobiła żadnego gestu w jego stronę, żadnego z tych których tak bardzo pragnął. Koń Maxima parskał i boczył się na czarną ścianę lasu, błyskając co chwilę białkami w stronę drzew.
-Przyspieszmy – powiedział Maxim – To niebezpieczna okolica. Zwłaszcza w nocy.
Przeszli do galopu, dzikiego i nerwowego w ciszy zmierzchu. Piach sypał się spod kopyt, gałęzie smagały po twarzy. Noc nadchodziła co raz szybciej, gasząc różowy poblask na zachodzie i rozniecając pochodnie gwiazd. Nagle Chirara zwolniła, rozejrzała się niespokojnie i skręciła w boczną ścieżynę.
-Co się stało? – spytał Shag, kierując konia tuż za nią. Z tyłu słyszał chrapanie klaczy Maxima.
-Uroczysko – rzuciła cicho – prawie na nie wjechaliśmy.
Od cienkim lnem jej koszuli rozjarzył się lekki, błękitnawy blask. Shag odruchowo sięgnął ręką do pasa, chwytając za rękojeść. Maxim zaklął szpetnie.
-Pędźmy, pędźmy, póki konie mogą – zawołał – I miejmy nadzieję, że dzisiaj nie ma nowiu. Ani pełni.
Odruchowo unieśli głowy spoglądając ponad konary drzew. Księżyca nie było widać na szybko ciemniejącym niebie.
-Może jeszcze nie wzeszedł. – wysapał Maxim sponad grzywy bułanki. W tym samym momencie gdzieś z prawej rozległo się wycie, które zmroziło im krew w żyłach. Blask dobywający się spod koszuli Chirary zamigotał, a potem zapłonął jaśniej.
-Miejmy nadzieję, że to tylko jakiś zbłąkany pies.

***
Fakt, że siedziała akurat tam, był zupełnie przypadkowy. Zmrużonymi oczyma obserwowała niezwykły obrazek: trzech jeźdźców pędzących skrajem uroczyska. Głupcy. Samobójcy. Idioci. Oblizała zeschnięte wargi i wbiła wzrok w figurę na przedzie, w błękitne światło uczepione jej szyi. A więc jednak.

***
Konie zaczęły się potykać. Najpierw klacz Chirary, potem ciężki karosz Shaga. Musieli zwolnić. Wierzchowce miały spienione boki i chrapy rozdęte szybkim oddechem, rwały się jednak do biegu, wyczuwając niebezpieczeństwo. Maxim jeszcze raz spojrzał w górę, ale księżyca nadal nie było widać. Może schowany jest za koronami drzew, pocieszał się. Może przesłoniła go zbłąkana chmura. Popatrzył uważnie na parę przed nim, na ich pełne napięcia sylwetki. Dziewczyno, gdzież ty nas wyprowadziłaś. Chirara rozglądała się nerwowo na boki. Wrzask powtórzył się, nieco bliżej. Gonią nas, przemknęło Maximowi przez myśl. Naszyjnik kobiety pulsował. Nie było nawet czasu na ucieczkę, czarny cień wyrósł przed nimi na drodze. Potem drugi i trzeci. Potem cała chmara. Nocne stworzenia wychodziły, spodziewając się łatwego łupu. Ich kły i pazury połyskiwały, smrodliwy oddech szybko wypełnił powietrze. Mężczyźni chwycili za broń. Stworzeń było dużo, ich wielkie oczy zdawały się rozświetlać ciemność lasu. Były głodne i wściekłe, a kolacja sama wmaszerowała im do garnka. Nie zamierzały z niej rezygnować. Podchodziły powoli, sycząc, piszcząc i pochrząkując, wystawiając długie języki – pół gady, pół ssaki o podwójnym rzędzie zębów. Konie kwiczały przerażone obecnością drapieżników. Shag spojrzał na Maxima.
-Na trzy – powiedział. – Raz... dwa...
Spadło niemalże bezszelestnie, ktoś spłynął na ziemię z pobliskiej gałęzi, wskakując dokładnie w przestrzeń pomiędzy końmi a stworami.
-Szerek zweij! Naaa’pte! Naaa’pte!
Stwory zafalowały i gniewnie zasyczały, ale cofnęły się. Maxim kontem oka zobaczył, że te, które czaiły się dotychczas z tyłu i odcinały im drogę ucieczki, także się wycofały i dołączyły do grupy.
-Naaa’pte! Narane? A? Szerek tapt, ne mosz, ssakrt. Naaa’pte!
Postać wyciągnęła białą dłoń przed siebie, nie w geście obronnym, ale demonstracyjnym. Maxim dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to była kobieta. Stwory zasyczały, zapiszczały, ale cofnęły się i zniknęły w głębi lasu.
Kobieta odwróciła się. Była niewysoka i szczupła, odziana w białą sukienkę. Włosy koloru pszenicy, miała luźno rozpuszczone. Patrzyła na nich twardo miodowymi oczami, założywszy ręce na piersiach.
-Głupcy. Pewna śmierć was by tu czekała, gdyby nie ja. – powiedziała srebrzystym głosem. – Nawet ta błyskotka by cię tym razem nie uratowała.
Wyciągnęła białą rękę i wskazała na gasnący błękit naszyjnika Chirary. Shag najszybciej odzyskał głos.
-Dziękujemy ci, pani. – powiedział zsiadając z konia – Ale twoja pomoc nie była konieczna. Poradzilibyśmy sobie.
Kobieta prychnęła, a potem roześmiała się srebrzystym głosem.
-I dziesięciu takich jak wy nie poradziłaby przeciwko im trzem.
Maxim zsunął się z siodła, Chirara poszła w jego ślady.
-Śmiem twierdzić, pani, że nie doceniasz naszych możliwości – powiedział uśmiechając się miło.
-Śmiem twierdzić, że nigdy nie spotkałeś demona na uroczysku.
Nie uśmiechała się, stała wyprostowana, wpijając spojrzenie w twarz każdego z nich. Chirara uśmiechnęła się ciepło.
-Jestem Chirara. To mój mąż Shag i jego przyjaciel, Maxim. Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś się, pani, przyłączyła do nas i chroniła od takich... wydarzeń.
Mżeżczyźni spojrzeli po sobie, potem zacisnęli zęby i zmierzyli kobietę od stóp do głów. Widocznie nie wyglądała na najsilniejszą, bo skrzywili się nieładnie i przewrócili oczyma. Chirara nie zwróciła na to uwagi. Jej ciemne oczy długo wpatrywały się w dziwne oczy drobnej kobiety.
-Tego też i ja pragnę. – powiedziała w końcu nieznajoma, podchodząc kocim ruchem do karosza Shaga. Koń parsknął gniewnie i błysnął białkami – Mówcie do mnie Fei, tak będzie najłatwiej.
-To twoje imię? – spytał Shag podejrzliwie
-Nie, ale wśród moich pobratymców nie ma zwyczaju wyjawiać swojego imienia. Mawiają, że przez to można stracić duszę.
Popatrzyła się na nich oczami koloru miodu. A potem uśmiechnęła się, ukazując ostre jak u wilka zęby.
- Więc? Ruszajmy w drogę – powiedziała.






--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 30.04.2024 18:29