Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> K.c. Czyli Wirtualny Słownik, DM/HG - poznaj historię miłości w sieci

Dominika1811
post 01.04.2014 19:03
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 20.05.2013

Płeć: Kobieta



Debiutuję tym tekstem na forum i mam nadzieję, że nie będzie najgorzej. Będę wdzięczna za każde słowo, czy to pochwały, czy krytyki. To opowiadanie będzie się składało z trzech części + jedna będąca niejako epilogiem. Kolejne fragmenty będą się pojawiać co tydzień. Enjoy! kiss.gif


K.C. czyli wirtualny słownik uczuć

„Miłość jest odpowiedzią. Ale kiedy czekasz na odpowiedź, seks zadaje całkiem interesujące pytania.”

Część pierwsza

To miał być kolejny, nudny dzień. Przeglądałam właśnie Internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji dotyczących centaurów. To niesamowite ile mugole wiedzą o tych magicznych stworzeniach. Wyjdzie z tego niezły artykuł do Proroka – stwierdziłam w duchu, dodając nową zakładkę z mitologią grecką. Od zawsze pisanie było moją pasją, a po spektakularnym zwycięstwie nad Voldemortem wydawnictwo najpopularniejszej gazety w świecie czarodziejów samo zwróciło się do mnie z propozycją zostania ich reporterką. Nie zastanawiałam się długo nad odpowiedzią i po dwóch latach pracy i spodziewanym awansie piastowałam już stanowisko redaktor naczelnej, mogąc nazwać się w stu procentach kobietą sukcesu, spełnioną zawodowo. Niestety tylko zawodowo. Osiągnięcie wszystkiego w życiu pisarskim, zaowocowało zaniedbaniem życia prywatnego. Każdą minutę swojego wolnego czasu poświęcałam pracy, oddając się jej bez reszty. Tylko raz postanowiłam zaangażować się w związek z Mattem, moim kolegą z pracy i nie zamierzałam tego błędu powtarzać. Satysfakcjonujący seks to jednak trochę za mało, by stworzyć chociażby fundamenty stabilnego związku. Może jeszcze nie spotkałam swojej przysłowiowej drugiej połówki? Z moich rozmyślań wyrwał mnie krótki sygnał, zwiastujący przyjście nowej wiadomości na gg. Moja znajomość mugolskich osiągnięć technologii użytkowej okazała się bardzo przydatna. Nie tylko zyskałam całkiem spore źródło informacji w postaci całej sieci internetowej, ale również lepszą możliwość kontaktu z moimi najlepszymi przyjaciółmi. Stosunkowo szybko się do niej przyzwyczaili, szczególnie Harry, któremu najnowsze wynalazki mugoli nie były całkowicie obce. Cieszył się z tak skutecznej formy nawiązania ze mną rozmowy, przynajmniej w świecie wirtualnym. Nasze osobiste spotkania ograniczały się jedynie do wspólnego spędzania świąt, zarówno tych Bożonarodzeniowych, jak i tych Wielkanocnych. Nawet urodziny celebrowaliśmy osobno, pocieszając się wysyłanymi sobie nawzajem prezentami i kartkami ze szczerymi, niestety niemożliwymi do spełnienia zapewnieniami jak najszybszego spotkania. Ale teraz w końcu to zmienię! – pomyślałam, naciskając na ramkę znajdującą się w prawym dolnym rogu, by po chwili wpatrywać się w okienko umiejscowione na samym środku ekranu.

Witam. Nie przeszkadzam?

No świetnie! Moje osobiste rozmyślania natury egzystencjalnej, które pojawiły się po raz pierwszy od dwóch lat musiał przerwać jakiś ciekawski i arogancki facet! Jego płeć wywnioskowałam po jego podpisie na górnym pasku – Książę Ciemności. To chyba jasne, że jest to facet, prawda? Dziewczyna mianowałaby się raczej Księżniczką. Czy ktoś, kto tak się przedstawia może nie być arogancki? I jeszcze to jego „Witam”. Ile on ma lat? 60? Zdenerwowana, napisałam tylko:

Przeszkadzasz. W rozmyślaniu.

Na pewno zaraz przeczytam jakiś górnolotny tekst, dotyczący zbytniego marnowania czasu na tak normalną czynność jak myślenie. – pomyślałam – To by do niego pasowało. Tak. Z całą pewnością. Słowa, które pojawiły się na ekranie wprawiły mnie więc w niemałe zdziwienie.

Rozumiem i przepraszam. Kiedy więc będę mógł napisać do ciebie bez obaw, że w czymś ci przeszkodzę?
Mam nadzieję, że wybaczysz mi to bezpośrednie przejście na „ty”, ale mając 26 lat nie przywykłem zwracać się do swoich rówieśników per Pan/Pani.


Zaskoczył mnie i to bardzo. Nie poświęcając zbytnio uwagi mojemu nagłemu ożywieniu na wiadomość o jego prawdziwym wieku i dziwnym uczuciu podekscytowania, napisałam:

Wybaczam. Ja również przepraszam za moją zdawkową odpowiedź. Napisz do mnie koło 19 wieczorem, dobrze?

Tak zrobię.
A tak przy okazji. Wiesz, że zbytnie rozmyślanie może być szkodliwe? Nie myśl tyle, bo zostaniesz myśliwym.


Z chwilą pojawienia się ostatniego słowa, słoneczko przy jego profilu przybrało barwę czerwieni.
Zaraz. Jak mówią na takich w Anglii? Self-important? Self-righteous? Tak, chyba tak. Jednak ja wolę nazywać wszystko po imieniu. You`re arrogant!
Powinnam bardziej zaufać swojej intuicji.
Ale czy właśnie nie tego się po nim spodziewałaś? Czy właśnie nie tego po tylu latach płaszczenia się przed twoimi nogami oczekiwałaś? – podpowiedziała mi moja ukochana podświadomość. Zdrajczyni! – krzyknęłam w duchu, próbując nie zwracać uwagi na fakt, że mówienie do samej siebie nie jest najlepszą oznaką inteligencji i opanowania. Nie zastanawiając się nad tym co robię, kliknęłam na napis „zamknij” w menu start.
Nagle cały artykuł czekający na napisanie stracił jakiekolwiek znaczenie. Cała moja praca nie miała już żadnego sensu. Po raz pierwszy od dwóch lat.

***

Nie będąc do końca pewną, dlaczego to robię, o godzinie 18.50 włączyłam ponownie mój laptop, logując się na mój profil gg. Od ostatniej wizyty na „Edziu”, jak pieszczotliwie zwykłam nazywać mój przenośny komputer, nie mogłam myśleć o niczym innym, niż tylko o tej dziwnej rozmowie z nim. Był zbyt pewnym siebie zarozumialcem, jak zdążyłam już ustalić, jednak zrobił coś, czego nie udało się dokonać nikomu innemu od ponad dwóch lat. Zaintrygował mnie. Do tej pory nie liczyło się dla mnie nic innego poza pracą. On spowodował, że zapisany na pulpicie dokument pod tytułem „Centaury – prawda i mity o tych pięknych stworzeniach” był wciąż pusty.
Cholera! Nie dodałam go do kontaktów! – pomyślałam, zdając sobie sprawę, że będę musiała przeszukać moje ostatnie rozmowy w poszukiwaniu upragnionego numeru. Nie zdążyłam jednak nic zrobić, gdy u dołu ekranu zobaczyłam znajomą ramkę, zasygnalizowaną znajomym sygnałem, z tekstem napisanym znajomą czcionką.

Witaj. Czekałem.

Kliknęłam na nią, wpatrując się w dwa, z pozoru mało znaczące słowa, ukazujące się teraz w dużo większym oknie, z bladozieloną ramką. Już od czasów szkolnych miałam sentyment do tego koloru. Sama nie wiem dlaczego.
„Czekałem…” Jedno słowo, a wzbudza tyle emocji. Tym wyznaniem zmył całą moją wcześniejszą złość.

Już nie musisz. Jestem.

Napisałam, czując lekkie drżenie palców dotykających odpowiednich klawiszy na klawiaturze.

Wiem. Dziwię się tylko, że po moich ostatnich słowach jeszcze masz na to ochotę. Jesteś osobą, którą można łatwo podpuścić i szybko zdenerwować, czyż nie?

Czy ja coś przed chwilą wspominałam o mijającej złości? Arrogant! Co on się bawi w psychologa?! – pomyślałam zirytowana, zapominając, że sama przed chwilą przeprowadziłam mu dogłębną psychoanalizę. Pamiętaj, wdech, wydech…

Zaintrygowałeś mnie. A o to ostatnimi czasy nie łatwo.

Jesteś genialna! Tak trzymaj. Pamiętaj, tylko spokój może cię uratować.

W takim razie jestem z siebie dumny.

Chwila, jak to szło? Wdech ustami, wydech nosem?

Opisz mi siebie. Wiem już, że jesteś nerwową, niecierpliwą 26-latką mieszkającą w Londynie, którą trudno zaintrygować. Co jeszcze?

A w dupie mam całą samokontrolę! Ja nerwowa i niecierpliwa? Jak on śmie! Terapeuta od siedmiu boleści się znalazł.

A ty za to jesteś zbyt pewnym siebie arogantem, lubiącym swoim impertynenckim tonem denerwować ludzi. Self-righteous. Zgadza się?

Tak. Dobrze ujęte. Trafiłaś w samo sedno. Ale z tego co sobie przypominam rozmawialiśmy o tobie, a nie o mnie, prawda? Czym się zajmujesz?

Głośno wypuściłam powietrze z ust, nie mogąc uwierzyć w jego bezczelność.

Jestem redaktorem naczelnym ogólnotematycznego dziennika.

I jesteś z siebie dumna. To można wyczuć, wiesz? Jaka jest jego nazwa?


10, 9, 8, 7, 6,…, 3, 2, 1. Huuu…Tak już lepiej.

Ona ci nic nie powie. Nie jest on jakoś nad wyraz popularny.

Oczywiście było to wierutne kłamstwo, ale nie zamierzałam poprzez swoją nieostrożność zdradzić temu nadętemu pajacowi swojego prawdziwego pochodzenia. Mugol! Jeszcze chyba nigdy to słowo nie zabrzmiało w moich ustach tak obraźliwie.

Sprawdź mnie.

Czy on nigdy nie odpuszcza? Ale w końcu to tylko nazwa. I tak mu nic nie powie.

Prorok codzienny.

To mamy pierwszą cechę, która nas łączy, czarownico.


Co?! O cholera… On też jest czarodziejem? Tego najmniej się spodziewałam. Coś mi się wydaje, że jeszcze nie raz mnie zaskoczy.

Nie wiedziałam, że mugolskie komunikatory są tak powszechne wśród magicznej społeczności.

Nie tylko ty odkryłaś, że jest to bardzo ciekawa alternatywa do niezwykle powolnych sów pocztowych.
Skoro pasujemy do siebie pod względem mentalnym, sprawdźmy czy podobnie jest z naszą fizycznością. Jak wyglądasz?


Cóż, nie pomyliłam się. Jego bezpośredniość nie przestanie mnie zadziwiać.

Jestem szczupłą, niewysoką brunetką z kręconymi włosami i brązowymi oczami.
Wystarczająco zwizualizowane?

Ach… Zero finezji. Myślałem, że panią redaktor naczelną najpopularniejszej gazety w czarodziejskim świecie stać na więcej.

Tak? To niby czego oczekiwałeś?


Zapytałam, wkurzona jego bezczelnością. Po dłuższej chwili milczenia doczekałam się jego odpowiedzi. Oczywiście nie takiej, jakiej się spodziewałam.

Moje świeżo umyte blond włosy mienią się złocistymi refleksami pod wpływem słabego światła księżyca, które leniwie przebija się przez szyby, docierając do mojego pokoju. Znacznie różnią się pod względem palety barw, jakie prezentują za dnia, kiedy za sprawą jasnych promieni słonecznych wydają się wręcz platynowe. To nie jedyna różnica. Przeważnie ułożone, idealnie wymodelowane, teraz w artystycznym nieładzie opadają na moją twarz, nadając jej zawadiackiego charakteru. Kropelki wody spadają z ich końców, znacząc mokry szlak na mojej wyrzeźbionej klatce piersiowej. Zbaczają lekko z linii prostej, po której do tej pory spływały, kierując się w kierunku jasnych włosków porastających mój pępek. Zupełnie jakby przemierzały kosmatą ścieżkę miłości, prowadzącą do pożądanego miejsca erotycznych uniesień. Moje jasnoniebieskie oczy błyszczą w otaczającej mnie ciemności, podczas gdy ja zastanawiam się nad twoją reakcją na lekturę tego niecodziennego opisu. Stalowe nutki błąkają się w moim intensywnym spojrzeniu, które pada na kropelki wody wsiąkające w strukturę czarnego materiału bokserek, które stanowią jedyną część mojego ubioru, żałując, że niedane będzie im dotrzeć do najbardziej erogennego miejsca na moim ciele.

Z każdym kolejnym słowem mój oddech przyspieszał, a serce zaczynało szybciej bić. Mogłam tylko wpatrywać się z otwartą buzią w ekran monitora, pochłaniając każdą kolejną linijkę tekstu tak, jakby moje oczy były spragnione każdej cząstki jego ciała, odkrywanej poprzez czytane słowa. Wiedziałam, że ten opis jeszcze nie raz będzie pojawiał się przed moimi oczyma, wywołując w moim wnętrzu prawdziwą kaskadę niewytłumaczalnych reakcji, których w żaden sposób nie będę potrafiła powstrzymać.
Nie wiem sama ile czasu tkwiłam w tym przedziwnym stanie, po raz kolejny odkrywając magię tych słów, kiedy do rzeczywistości przywołał mnie dźwięk zwiastujący nową wiadomość. Zjechałam suwakiem w dół, odnajdując ostatni jego zapis.

Mam nadzieję, że jeszcze żyjesz. Teraz czekam na stosowną korektę twojego opisu.

Żyję i mam się dobrze. Daj mi chwilę.


Napisałam, zastanawiając się nad dalszą częścią mojej wiadomości. Chce mieć szczegółowy i erotyczny opis? To będzie go miał! Z tym postanowieniem zaczęłam z wyjątkową szybkością wciskać kolejne litery na klawiaturze, patrząc jak na ekranie pojawiają się kolejne linijki tekstu. W końcu postawiłam ostatnią kropkę i z palcem zatrzymanym tuż nad przyciskiem „enter” jeszcze raz przeczytałam całą wiadomość. Jest nieźle – pomyślałam i opuściłam palec.
Cały tekst wyświetlił się w środku okienka.

Wpatruję się cały czas w ekran monitora, nie potrafiąc przestać. Moje bursztynowe tęczówki błyszczą w ciemności, mieniąc się elektryzującymi iskierkami wywołanymi twoim opisem. Serce nieznacznie przyspieszyło rytm, a ciało przechodzą niekontrolowane fale gorąca. Zwilżam językiem moje czerwone wargi, delikatnie przygryzając dolną z nich zębami. Lewą dłonią sięgam do moich długich, kasztanowych włosów, zatapiając palce w ich niesamowitej miękkości. Kciukiem drugiej dłoni obrysowuję dokładnie cały zarys ust, na sam koniec zwilżając jego czubek wilgotnym językiem. Przesuwam nim w dół po brodzie, przez miękką i wrażliwą skórę na szyi, aż do nabrzmiałych już sporych rozmiarów piersi, pozostawiając po sobie błyszczący szlak. Wsuwam całą dłoń pod koszulkę, wślizgując się pod koronkowy materiał czerwonego stanika delikatnie ściskając lewą półkulę, podczas gdy jeszcze wilgotny kciuk zatacza małe kółeczka wokół twardniejących sutków. Mój oddech znacznie przyspiesza, a klatka piersiowa unosi się krótkimi, szybkimi ruchami w górę i w dół. Drugą dłonią delikatnie pieszczę mój płaski brzuch, przesuwając ją niżej, prosto na moje lewe udo, usilnie próbując nie dotknąć miejsca, które teraz domaga się największej uwagi. Moja noga zaczyna wyczuwalnie drżeć, jednak od razu uspokajam ją, przejeżdżając palcami i delikatnie masując przez materiał jeansów górną jej cześć, delikatnie przyciskając ją z powrotem do podłoża. Biorę głęboki wdech, stopniowo wypuszczając powietrze ustami, jeszcze bardziej rozgrzewając je przyjemnym ciepłem. Wciąż nie odrywając wzroku od monitora, włączam małą, nocną lampkę, by choć trochę rozświetlić panujący mrok i rozwiać gęstniejącą aurę pożądania, unoszącą się wokół mnie.

I co ty na to, mistrzu? Byłam z siebie dumna. Opis był idealny. Z niecierpliwością czekałam na jego odpowiedź. Miałam nadzieję, że moja wiadomość zrobi na nim przynajmniej takie samo wrażenie, jak jego na mnie. Palcami lewej dłoni stukałam o blat mahoniowego biurka, a drugą bawiłam się srebrną łyżeczką, której górna cześć była pokryta gęstym, kremowym jogurtem.

Myślałem, że moje tętno nie może jeszcze bardziej przyśpieszyć, a oddech zrobić się jeszcze bardziej płytki. Jednak się myliłem. Twój opis jest zgodny z moimi wyobrażeniami, a nawet je przewyższa. Jeżeli wcześniej ja zaintrygowałem ciebie, teraz ty osiągnęłaś ten sam rezultat.

Uśmiechnęłam się szeroko, delikatnie przygryzając dolną wargę, czytając te słowa. Zamierzony efekt został osiągnięty.

Co teraz robisz?

Boże! Czy on nigdy nie ma dosyć?

Jem pełnoziarnisty jogurt, który jest moją prowizoryczną kolacją, będąc w trakcie wylizywania do czysta srebrnej łyżeczki.

Napisałam zgodnie z prawdą, wyciągając czubek łyżeczki z ust i odkładając ją na biurko.

Opisz to.

No, tak. Mogłam spodziewać się takiej reakcji, jednak i tak byłam nieco zaskoczona. Korciło mnie, by wyrazić swoje zdziwienie w mało inteligentnym „co?”, ale nie chciałam popisywać się elokwencją na poziomie mojego najlepszego przyjaciela, tym bardziej, że doskonale znałam odpowiedź na to niezadane pytanie.
Również postanowiłam go zaskoczyć. Chciałam, by tak jak ja, czytając moją odpowiedź chłonął każde kolejne słowo, czując w środku palący niedosyt, domagający się tylko słodkiego spełnienia.

Otwieram niepewnie usta, wpatrując się z wyraźnym oczekiwaniem w srebrzystą wypukłość, zbliżającą się coraz bardziej w ich kierunku. Gdy w końcu nieznacznie dotyka moich warg, promieniujący chłód rozchodzi się po całej ich długości, dając uczucie rozkosznego mrowienia. Mój język delikatnie się wysuwa, wychodząc na spotkanie metalicznej powierzchni. Do zmysłu dotyku dołącza zmysł smaku, odbierając delikatny posmak kremowej substancji. Nie czekając ani sekundy dłużej, wkładam cały czubek łyżeczki do ust, atakując go wilgotnym, zwinnym językiem. Kolistymi ruchami zmywam całą słodycz, czując jak powoli rozpływa się w gorącym wnętrzu. Przejeżdżam nim niespiesznie po całej długości wgłębienia, czując ostry, metaliczny posmak. Zaintrygowana nowym doznaniem liżę z nieznaną sobie dotąd gorliwością punkt na samym środku wgłębienia, z niezwykłą intensywnością odbierając wywołane tym odczucia. Drobne iskierki przeszywają mój język, tworząc niespotykaną mieszankę chemicznych reakcji. Kremowa słodycz jogurtu już dawno przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczył się tylko metaliczny posmak elektryzującej stali, którym upajałam się w czterech ścianach mojej małej, intymnej prywatności.

Moje serce biło w szalonym tempie, ręce zaczęły się pocić, a oddech przyspieszył. Jak winna erotycznej zbrodni w napięciu oczekiwałam na słowny wymiar kary, rozbudzający moją seksualność. Czekałam na werdykt. Jego werdykt.

Szybko się uczysz. Ten opis był nad wyraz… intrygujący.

Wypuściłam wstrzymywane powietrze z płuc, wciąż jednak czując niewytłumaczalny ścisk w klatce piersiowej. Ten jeden wyraz, tak mało istotny dla innych, dla mnie znaczył bardzo wiele. Był jak niewypowiedziana obietnica. Obietnica słodkiej przyjemności. Chciałam jednak usłyszeć więcej. Mieć pewność, że dobrze odczytuję jego przesłania. Jeden wyraz nie był w stanie mnie zaspokoić. Wiedziałam, czego chciałam. Chciałam całkowitego spełnienia.

Tylko intrygujące? Wydaje mi się, czy ten wielokropek był odzwierciedleniem złożoności twojego prawdziwego stanu? Nawet siedząc tutaj, po drugiej stronie szklanego ekranu wyczuwam twój gorący oddech, wyłapuję każdy błysk w oku i drżenie mięśni.

Jesteś nad wyraz zdolną czarownicą, skoro umiesz odczytać takie reakcje.

Nawet nie wiesz jak bardzo…

Czy ty próbujesz ze mną flirtować?

W porównaniu do naszych wcześniejszych dyskusji, ta mogłaby być co najwyżej oznaką wzmożonego zainteresowania, ale na pewno nie flirtu.

Czy ty w ten sposób chcesz mi przekazać, że chcesz więcej?

Może…

Twoje życzenie stanie się dla mnie rozkazem… jutro. Teraz muszę już znikać. Życzę dobrej nocy księżniczko.
Książę Ciemności


Nie wiedziałam, dlaczego odczuwałam tylko pustkę na widok czerwonego słoneczka przy jego profilu.
Nie wiedziałam, dlaczego ogarnia mnie tylko gorzkie rozczarowanie, mimo ukrytego zapewnienia dalszego kontaktu.
Nie rozumiałam w końcu jego podpisu, skoro dobrze wiedział, że jego pseudonim cały czas widnieje na górnym pasku bladozielonej ramki.
Tylko jednego byłam pewna.
Tej nocy jeszcze długo nie będę potrafiła zasnąć, nękana wizjami niebieskookiego, dobrze zbudowanego blondyna, stojącego koło okna w delikatnej poświacie księżycowego blasku.
Cholera! You`re arrogant!

Ten post był edytowany przez Dominika1811: 15.04.2014 22:25


--------------------
Wieczność nie jest przywilejem wybranych, ale przeznaczeniem wszystkich.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Dominika1811
post 23.04.2014 22:30
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 20.05.2013

Płeć: Kobieta



„To nie tak, że boję się umrzeć. Po prostu nie chciałbym być w pobliżu, kiedy to się stanie.”

Indeks

I znowu to uczucie. Tym razem o wiele silniejsze, bo zwielokrotnione odrętwiającą pustką. Kolejny zadziwiający paradoks w tym niewytłumaczalnym pojęciu życia. Pustka przelewająca czarę zbliżającego się obłędu. Nieodkryty twór, pochłaniający cię od środka, niczym czarne dziury wypełniające wszechświat. Czym jesteśmy w porównaniu do nich? Gdzie znajdziemy się po zakończeniu naszego przestawienia? Powracające uczucie strachu przed śmiercią. Przeklęty Joe Black. Przeklęty dance makabre. A najgorsze było to, że tym razem nie mogłam liczyć na ratunek. Nie było mojego wybawiciela. Nie było mojego anioła. Nie było mojego Księcia Ciemności.

***

- Severusie wróciłam. Jeżeli jesteś w domu, dobrze ci radzę zwiewać, gdzie pieprz rośnie!
Czasami nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Dorosły, odważny i inteligentny mężczyzna, a zachowywał się jak pokrzywdzony pięciolatek, obrażony na cały świat. Sama nie wiem, jak ja z nim wytrzymuję. Ale wiem, że dnia naszego ponownego spotkania nie zamieniłabym na żaden inny.
Ja – emocjonalna pustka, bez żadnej nadziei, on – emocjonalny chaos, zamykający się przed wszystkim i wszystkimi. Oboje straciliśmy coś najcenniejszego – naszą miłość. Potrzebowaliśmy pomocy i oparcia, i znaleźliśmy je w sobie. Staliśmy się dla siebie terapeutami zbłąkanych dusz. Mechanikami zniszczonych serc. Oboje tak różni, a w tej sprawie tak podobni. Będąc na dnie rodzą się najsilniejsze i najtrwalsze relacje, jak nasza.
Spotkaliśmy się na lotnisku. Jakby ktoś mi powiedział, że zobaczę Severusa Snape`a w takim miejscu, to wysłałabym go na przymusowe leczenie na oddziale zamkniętym w Szpitalu św. Munga. To było coś niewyobrażalnego. Coś niedorzecznego. Czysty absurd. A jednak.
Oboje obraliśmy ten sam kierunek: Awinion na południu Francji. Prawdopodobnie dlatego, że był wystarczający oddalony od Londynu, ale posiadający z nim magiczną więź. Akademia Magii Beauxbatons miała stać się naszym nowym Hogwartem, Awinion nowym Londynem, a wody Morza Śródziemnego, nowym Morzem Północnym. Inny świat, a jednak tak znajomy. Ciężko jest zapomnieć o przeszłości, tym bardziej jak nie chce się tego zrobić. Wtedy szuka się choćby najmniejszej cząstki łączącej nas z tym, co było. Nawet najmniejszego potwierdzenia, że to co nas spotkało nie było snem. Że było ważne. Że było nasze. Było… Okropne słowo, przypominające mi o celu mojej ucieczki. Czy jestem tchórzem? Nie uciekłam, bo nie mogłam poradzić sobie z problemem, tylko dlatego, że od początku znałam jego rozwiązanie. Czasami lepiej nie wiedzieć. Mniej boli. Przynajmniej tak mawiała moja mama. Ja jednak zawsze wolałam znać prawdę. I mam za swoje.
- Severusie, wyłaź wreszcie. Dobrze wiem, że tu jesteś. – Weszłam do kuchni, po drodze ściągając płaszcz i wieszając go na wieszaku. – Nawet. Się. Nie. Waż! – Mój palec wskazujący powędrował właśnie w stronę osoby bezczelnie zżerającej makówki, które zrobiłam na święta. Winowajca odwrócił twarz w moją stronę, oblizując środkowy palec z ciemnej masy. Jak dziecko... – Jeszcze jeden kęs, a będziesz musiał sam upiec nowe.
- Jak chcesz nową jakość z dodatkiem wymyślnych olejków i eliksirów, świetnie trafiłaś.
- Tak, żeby się skończyło tak, jak z twoim sernikiem. Myślałam, że jako mistrz eliksirów masz lepszy węch.
- Wiesz, że tak.
- Naprawdę? Czyli dla ciebie ser pleśniowy jest idealnym składnikiem do ciasta, tak?
- W przepisie napisali, że mam użyć sera, nie napisali jakiego.
- A jego zapach nie podpowiedział ci, że to nie jest najlepszy wybór? Tak samo jak informacja, że należy dodać zmielonego sera?
- No przecież go zmieliłem.
- Och, Merlinie… Dobra mniejsza o to. Nie o tym chciałam z Tobą porozmawiać.
- Chyba wygłosić monolog… - wymruczał pod nosem.
- Słucham?
- Nie, nic takiego…
Pokręciłam głową, chowając makówki z powrotem do górnej półki. Mogłam dosłownie poczuć łakomy wzrok podążający za moją ręką.
- Myślałam, że po skończeniu wojny sobie odpuścisz, ale ty nigdy nie masz dosyć.
- Czego? Twojego gadania? – mordercze spojrzenie – Dobra, już jestem cicho.
- Uważaj, bo uwierzę. Mówię o Harrym.
- No tak. Słynny pan Potter. Nawet tutaj musi mnie prześladować.
- Och, przestań. Myślałam, że po tym wszystkim wreszcie skończysz z tą obsesją. Nawet nie wiesz ile razy pytał się o ciebie. Chciał z tobą w końcu normalnie porozmawiać.
- Skończmy ten temat.
- Severusie, dlaczego nie potrafisz zostawić tego wszystkiego za sobą? To cię wyniszcza. Krzywdząc innych, ranisz samego siebie. Wiesz jak nazywają to mugole? Miecz obosieczny.
- Proszę cię przestań.
- Nie ty przestań! Nie możesz karać Harrego i wszystkich wokoło za błędy innych. Minęło już tyle czasu…
- Dość! – uderzył pięścią w stół. W jego oczach widziałam palący ból. Świetnie znałam to uczucie. Od spotkania w hotelu, stał się on moim nieodłącznym towarzyszem. Podeszłam do niego, siadając na krześle i wskazując miejsce obok siebie. Czas na rewanż. Ja już dostałam od niego rozgrzeszenie, wraz z tak potrzebnym mi spokojem i nadzieją, teraz jego kolej. Usiadł zrezygnowany i wpatrując się w kuchenny blat rozpoczął swoją spowiedź.
- Świeże rany, czy nieświeże, w środku bolą tak samo. Najwyraźniej czterdzieści lat nie wystarczy, by zapomnieć o kobiecie, której poświęciłem wszystko. Której podarowałem cały swój świat, chcąc być przy niej zawsze, chcąc być przy niej wszędzie. Dla kobiety, za którą chciałem umrzeć, bo moje życie bez niej i tak nie miało żadnego znaczenia. A ona wbiła mi nóż w plecy odchodząc z osobą, której nienawidziłem najbardziej na świecie. Z powodem mojego upadku, samotności i przegranego życia. Ja z całą swoją naiwnością i miłością wyglądałem jak kawałek kartki, którą zmięła, ciskając w kąt. Dlatego jestem taki. Lawiruję między skrajnościami, nie wiedząc za czym się opowiedzieć. A najbardziej boli to, że ciągle mi o sobie przypomina. Muszę ją widywać pod postacią cudownego Harrego Pottera. Kiedy na niego patrzę cały mój świat trzęsie się w posadach, bo na nic zdają się usilne próby wyprucia jej ze swojej pamięci. Próby zapomnienia, że dla osoby, której poświęciłeś wszystko też byłeś zwykłym odmieńcem, wyszywanym inną nicią, niż reszta społeczeństwa. Dziwolągiem, który żył w swoim własnym, odmiennym świecie. To smutne, bo to ona nim była. A żeby utrudnić sprawę, pomiędzy to wkradają się szczęśliwe chwile, które warto pamiętać. – przeniósł wzrok na moją załzawioną twarz – Nie powinno się zapominać o przeszłości. To tak, jakby udawać, że to wszystko się nie wydarzyło.
Przysunęłam się bliżej niego, łapiąc jego dłonie.
- Wiem. Nie powiedziałam, że masz zapomnieć. Tego nie można zrobić i dobrze o tym wiem. – Severus kiwnął głową, dając znak, że pamięta naszą wieczorną rozmowę, dzień po przyjeździe. A raczej moją spowiedź. Podobną do jego, tylko z innym bohaterem. – Ale nie można żyć tylko wspomnieniami. – zastanowiłam się na chwilę - To trochę jak z mugolskim muzeum. – podniósł na mnie swój firmowy wzrok. Wiedziałam, że wkurzały go moje ciągłe odniesienia do świata mugoli. – Można go nazwać domem wspomnień, gdzie przeszłość zyskała należne jej miejsce. Przechadzając się po tym budynku, odwiedzając kolejne sale, ma się wrażenie, że czas stanął w miejscu. Zgromadzone tam cenne przedmioty, postacie, artefakty z przeszłości, przy pomocy odpowiedniej aranżacji wnętrz oraz dekoracji, opowiadają własną, unikalną historię, pozwalając na spotkanie z duchem minionych czasów. Jest to niezwykłe miejsce, stworzone właśnie po to, by nie pozwolić następnym pokoleniom zapomnieć o wielkich czynach ich przodków. Ludzie przychodząc w to miejsce słuchając opowieści z dawnych lat, lub opowiadając je sobie na nowo. Jednak nie pozostają w tym miejscu na zawsze. Powracają do swojej teraźniejszości, ciesząc się życiem, które jak sobie przypomnieli jest tak krótkie i ulotne. Nie zapomnieli o swojej wizycie. Te wspomnienia pozostaną na zawsze w ich sercach, będąc ich bagażem doświadczeń, ale wyruszają w kolejną podróż, w poszukiwaniu nowych wspomnień. Aż do zapełnienia ich prywatnego albumu. – Przy ostatnich słowach ścisnęłam mocniej dłonie Severusa, przypominając sobie słowa mojego anioła.
- Czy ty właśnie w oryginalny i zrozumiały tylko dla siebie sposób próbujesz mnie zaprosić do muzeum? - Uśmiechnęłam się szeroko, będąc mu wdzięczna za zmianę nastroju. Teraz tylko on potrafił odegnać moje obawy, przywracając spokój.
- Jak czegoś nie zmienisz w swoim życiu to wcale nie będę musiała cię tam zabierać, bo sam tam trafisz, jako eksponat. - Jego obrażona mina nie zrobiła na mnie wrażenia. Cały efekt psuł lekki uśmiech, błąkający się na jego ustach.
- Chyba nie sugerujesz, że jestem aż tak stary.
- Ależ oczywiście, że nie. – uśmiechnęłam się do niego jeszcze szerzej – Dlatego nie chcę, żeby inni cię tak postrzegali. Martwię się o ciebie i chciałabym żebyś w końcu był szczęśliwy.
- W tym akurat się zgadzamy - westchnęłam, opierając się o stół.
- Oboje jesteśmy siebie warci. Znamy teorię, ale nie potrafimy wykorzystać jej w praktyce.
- Ty możesz to naprawić.
- Nie – zaprzeczyłam, dobrze wiedząc co ma na myśli. Nie chciałam kolejny raz słuchać o tym, że nie powinnam była uciekać. Sama wystarczająco dużo razy zadawałam sobie pytanie dotyczące słuszności mojej decyzji. – To już zamknięty rozdział.
- Zamknięty rozdział, do którego powracasz.
- Przez ciebie – powiedziałam z wyrzutem, zwracając się w jego stronę. - Gdyby nie twój telefon, dalej pisałabym swoją opowieść w spokoju.
- Święta to szczególny czas. Powinnaś go spędzić z rodziną i przyjaciółmi.
- Czyli z Tobą.
- Tak, ze mną też – zobaczyłam jego uśmiech i skierowane na mnie, uważne spojrzenie. – Ale nie tylko. Obiecałem ci już, że dołączę do ciebie, jak tylko załatwię wszystkie sprawy w Beauxbaton i dotrzymam słowa. Nie możesz odgradzać się od osób, którym na tobie zależy.
- Powiedział specjalista w tej dziedzinie – dodałam bez zastanowienia, dopiero po fakcie gryząc się w język. – Przepraszam.
- Nie. Masz rację. Tym bardziej nie chcę żebyś popełniała moje błędy. Powrót dobrze ci zrobi, wierz mi. A teraz radzę ci już udać się do łóżka, bo znając twoją miłość do porannego wstawania, nawet na samolot o 13 możesz się spóźnić. – Nachylił się by pocałować mnie w czoło, ale podniosłam głowę dając mu buziaka w usta.
- Dobrze zastępowy tato – uśmiechnęłam się, wstając od stołu.
- Zastępstwa wcale nie są takie złe.
- Wiem. Dlatego może w końcu posłuchasz mojej rady i zastąpisz Lilly kimś, kto bardziej zasługuje na twoje uczucie. Na przykład Alexią Castain, seksowną nauczycielką obrony przed czarną magią. S.S. – severus veris: surowa prawda. Nieźle cię określiła, nie sądzisz?
- Marsz do łóżka, zanim skończą się moje pokłady ojcowskiej cierpliwości!
- Oj, stajesz się zgryźliwy – mordercze spojrzenie w wykonaniu Severusa nigdy mi się nie znudzi - Dobra, dobra, już nic nie mówię. Dobranoc S.S.
- Dobranoc zastępowa córeczko.
Posłałam mu ostatni uśmiech, wchodząc po schodach do mojej sypialni.

***

Podróż na lotnisko minęła mi wyjątkowo szybko. Przez chwilę nawiedziło mnie dziwne uczucie deja vu, jednak szybko odgoniłam te myśli od siebie. W rytmie „Last Christmas” oraz w otoczeniu różnokolorowych światełek i girlandów, stwarzających typowo świąteczny nastrój zmierzałam właśnie w stronę poczekalni, tuż po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa. Mimo tego całego zamieszania i koniecznych przygotowań święta Bożego Narodzenia były na samym szczycie listy moich ulubionych momentów. Miały w sobie magię i niosły ze sobą nadzieję, tak bardzo mi teraz potrzebną. A świąteczne ozdoby i cała towarzysząca im atmosfera tylko idealnie dopełniała całości.
Po prawej stronie zobaczyłam przytulną kawiarenkę, więc postanowiłam tam przeczekać te pół godziny pozostałe do odlotu. W połowie drogi zatrzymał mnie jednak komunikat dochodzący z głośników.
- Uwaga. Pani Hermiona Granger proszona jest o podejście do punktu informacyjnego. Powtarzam pani Hermiona Granger.
Ja? Do punktu informacyjnego? Więc to chyba nic z bagażem. Lekko zaniepokojona zapytałam się pani w kiosku jak dojść do działu informacji i już po dwóch minutach zostałam skierowana przez wysokiego ochroniarza do małego pokoiku, jak się dowiedziałam służbowego, w głębi wąskiego korytarza. Na pytanie o cel tego wezwania, otrzymałam odpowiedź, że wszystko wyjaśni się na miejscu. Po solennych zapewnieniach, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ruszyłam więc we wskazanym kierunku, stając przed drewnianymi drzwiami po lewej stronie. Nacisnęłam klamkę i weszłam do gustownie urządzonego saloniku, którego centralną część zajmował mahoniowy, okrągły stół, ze śnieżnobiałym obrusem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i nie zobaczywszy w nim nikogo, podeszłam bliżej stołu i zauważyłam na nim złotą kopertę, zaadresowaną moim imieniem i nazwiskiem. Wzięłam ją do ręki i wyjęłam z niej małą karteczkę. Na idealnie czarnym tle, złotymi literami widniał napis: K.C. to nie były inicjały, to było wyznanie.
Nie zdążywszy zastanowić się nad sensem tych słów, od strony drzwi usłyszałam znajomy głos.
- Miałaś ją przeczytać już wtedy w hotelu.
Odwróciłam się szybko za siebie i stanęłam twarzą w twarz z osobą, która gościła w moich myślach nieustannie od miesiąca, nie dając mi spokoju nawet w nocy.
- Jak ty… - zdołałam wyjąkać, nie mogąc przestać się w niego wpatrywać. W tym momencie przypomniał mi się ostatni wieczór. – Severus.
- Tak. Zadzwonił do mnie dzisiaj z informacją, że przylatujesz do Londynu. Nie zastanawiając się długo wsiadłem w samochód, chcąc jak najszybciej cię zobaczyć. Szukałem cię cały miesiąc, odwiedzając dziesiątki miejsc i pytając się wszystkich twoich przyjaciół, i znajomych o miejsce twojego pobytu. Bezskutecznie. Nawet przeklęty Potter powiedział mi tylko tyle, że dostał jedną, jedyną wiadomość od ciebie, że jesteś cała i zdrowa w bezpiecznym miejscu. Gdyby nie Severus, nie wiem czy udałoby mi się cię odnaleźć. – Zrozumiałam tylko połowę wypowiedzianych przez niego słów. Moja uwaga całkowicie skupiła się na jego twarzy, szczególnie oczach, rejestrując każde pojawiające się w nich uczucie. Nie zauważyłam nawet jak odległość nas dzieląca zmniejszyła się do jednego kroku, a jego dłoń delikatnie dotknęła mojej. – Hermiono zrozumiem, jeśli nie będziesz w stanie mi w pełni wybaczyć i zaufać, mając w pamięci moje wcześniejsze szkolne oblicze, ale proszę daj mi szansę. Chciałbym żebyś wiedziała, że każde słowo, które ode mnie usłyszałaś, lub przeczytałaś miesiąc temu było prawdą. Od roku wszystko planowałem, by nie popełnić żadnego błędu, zapominając przy tym o najważniejszym: twoich uczuciach. Proszę cię tylko o szansę. – Złapał moją wolną dłoń, zmniejszając naszą odległość do minimum. Nie mogąc znieść dłużej jego spojrzenia, przeniosłam wzrok na małą karteczkę, wciąż spoczywającą w mojej drugiej dłoni. Dopiero teraz w pełni zrozumiałam jej prawdziwe przesłanie. Ponownie spojrzałam w jego oczy i cichym głosem wyszeptałam:
- Pocałuj mnie.
Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. Po kilku sekundach poczułam jego usta na swoich. Objęłam go ramionami, przylegając do niego całkowicie. Tak bardzo mi go brakowało. Teraz mogłam w myślach przeklinać swoją głupotę i dziękować niebiosom za jego wytrwałość i upór. Podziękowania należą się także Severusowi, oczywiście zaraz po tym jak usłyszy ode mnie litanię o niedotrzymywaniu obietnic. Po kilku, cudownych chwilach przerwaliśmy pocałunek, odsuwając się od siebie na krok.
- Już nigdy ode mnie nie uciekaj.
Nie miałam nawet takiego zamiaru. Potrząsnęłam głową, zaprzeczając, z powrotem przenosząc wzrok na karteczkę.
- Muszę Severusowi stworzyć taką wizytówkę. S.S. – różne oblicza prawdy.
- S.S? Severus Snape?
- Poniekąd, ale nie w tej wersji. Nieważne. Po prostu kolejne hasło w moim wirtualnym słowniku uczuć. – Uśmiechnęłam się do niego i złapałam jego dłonie.
- To będziesz musiała stworzyć mi do niego jakiś indeks.
- Tylko jeżeli ty stworzysz dla mnie swój.
- Dla ciebie wszystko, księżniczko. Ale najważniejsze hasło już znasz. – Wzmocnił uścisk i trzymając się za ręce wyszliśmy na zewnątrz, do głównego holu. Jeszcze nigdy nie byłam tak ciekawa następnej strony książki, jak kolejnego hasła w jego prywatnym słowniku uczuć. Miałam przeczucie, że razem stworzymy ich całkiem sporo.


--------------------
Wieczność nie jest przywilejem wybranych, ale przeznaczeniem wszystkich.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 18.04.2024 10:17