Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> [nz] Spalone Mosty, HG/SS

justinum
post 08.03.2013 16:28
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 08.03.2013
Skąd: Łódź/Poznań

Płeć: włóczykij



Przez 3 lata była to miniatura, jednak teraz wzięło mnie na napisanie ciągu dalszego. Dlatego [Nie Zakończony]. A w mojej głowie zapowiada się dynamicznie i gorąco.

Enjoy!

Spalone Mosty - epizod 1

To w pokoju Rona, w Norze, Hermiona Granger podjęła najważniejszą decyzję w swoim życiu. Był sierpień 1997 roku, a duszne i lepkie powietrze nie dawało trójce przyjaciół nawet chwili wytchnienia czy orzeźwienia. Kolejny raz podczas tych wakacji Hermiona, Harry i Ron zawzięcie dyskutowali. Schemat rozmowy był zawsze taki sam – Hermiona miała swoje racje, a oni swoje i za nic nie mogli dojść do konsensusu.

- Nie, Ron. Nie przekonasz mnie – zmęczony głos Hermiony świadczył o tym, że nie miała już sił na kolejne kłótnie.
- Nie możesz tak po prostu się poddać! – rzucił Harry oskarżycielskim tonem.

Dziewczyna westchnęła przeciągle. Nie wiedziała jak wytłumaczyć im, że jej walka została już zakończona. Przymknęła powieki, wyrównując oddech. Jeszcze kilka miesięcy temu jej czekoladowe oczy wypełniłyby się łzami. Teraz pozostał już tylko ból, rozrywający jej serce na kawałki. Spojrzała na swoich przyjaciół i zrezygnowana pokiwała głową.

- Nie patrz tak na mnie Harry. Ja już nie mam o co walczyć – jej słowa wypełniał smutek. – Moi rodzice nie żyją. I wiem, zaraz powiecie, że mam was i że wy potrzebujecie mnie. Nie każcie mi się powtarzać. Dla mnie to koniec.
- Miona… Mamy misję. Zadanie. Cała nasza trójka – odparł Ron i pochylił się w jej stronę, jakby chciał, by jego słowa lepiej dotarły do dziewczyny.
- To wy tak stwierdziliście i to jest wasze zdanie – nie chciała ich ranić, mówiąc jakimi są właśnie egoistami, skoro nie chcą pojąć, że ona już zdecydowała. Ich ograniczone umysły nie pozwalały im niczego dostrzec. A brak zrozumienia ze strony własnych przyjaciół doprowadzał ją na skraj załamania nerwowego.

Zawsze tak było. Liczyli się tylko oni. A pod jej kasztanowymi lokami ukrywał się umysł, bez którego nie zaszliby daleko. Chaotyczne działania Harry’ego i Rona nigdy nie zaprowadziłyby ich do szczęśliwych zakończeń. Snape miał rację, zawsze mieli więcej szczęścia niż rozumu. Zamierzali wyruszyć na poszukiwanie horkrusków, chcieli zniszczyć Voldemorta. Nie dziwiła im się i rozumiała ich. Gdyby nie tragiczne wydarzenie, które miało miejsce w jej życiu, pewnie nadal byłaby jedną trzecią Złotej Trójcy Hogwartu. Ale kiedy tuż przed Bożym Narodzeniem zostali zamordowani jej rodzice, musiała porzucić dawne ideały. Na początku chciała uciec z magicznego świata. Wystrzelić się w kosmos i zostać tam na zawsze, sama. Wiele płakała, ale w końcu zabrakło jej łez. Został smutek, żałoba, z czasem przyszła obojętność. Byli jej przyjaciółmi, ale w niej coś zgasło, a ani Ron, ani Harry nie byli w stanie tego zrozumieć i zaakceptować. Mieli pretensje i żal.

- Nie podejmę się z wami tego zadania. Rok wcześniej, zapewne zaangażowałabym się całą sobą i z entuzjazmem podjęła wyzwanie. Ale mnie nie interesuje już zbawianie świata, bo mój, własny świat leży w gruzach. Zrozumcie mnie, proszę, albo chociaż zaakceptujcie moją decyzję.

***

Pogodzili się z wolą Hermiony. Ona wróciła do Hogwartu, oni wyruszyli w świat. Dziewczyna z jeszcze większą niż kiedyś zawziętością chłonęła wiedzę. Jeszcze bardziej uwielbiała chodzić na lekcje. Nie musiała już nikomu pomagać, za nikogo odrabiać lekcji. Podświadomie robiła wszystko, byleby nie myśleć o przeszłości, wyłączyć swój umysł i zapomnieć. Tego ostatniego akurat nie mogła osiągnąć, dlatego uczyła się ze skrupulatnością i uporem maniaka. Wszyscy zgodnie twierdzili, że oszalała. Na każdą lekcję zaklęć była przygotowana, jakby ćwiczyła wcześniej i w istocie tak było. Zarówno werbalne jak i niewerbalne inkantacje na transmutację były dla niej zwyczajnie łatwe. Jej umiejętności w obronie przed czarną magią zakrawały niekiedy na te czarno magiczne. Jej eliksiry były idealne, na ich temat milczał nawet – a może zwłaszcza – Snape. W pewnym momencie zaczęła pracować nad własnym eliksirem. Miała pomysł, miała odpowiednią wiedzę, a środków dostarczył jej sam Dumbledore. Genialna czarownica nie zdawała sobie sprawy, jak ważnego odkrycia dokonała po wielu miesiącach pracy.


Rola Severusa Snape’a jako szpiega skończyła się wraz z chwilą, w której Harry pokonał Voldemorta. „Pokonał”, jak to patetycznie brzmi – prychała w myślach panna Granger. – Po prostu stał się taki jak jego wróg - przechodziło jej przez myśl. Jej moralność nie pozwoliłaby na użycie zaklęcia uśmiercającego. Nie do obrony ideałów, nic nieznaczących haseł. Hermiona wiedziała, że po wojnie niewiele się zmieni. Polityka pozostanie polityką, a pieniądze będą mieć taką samą wartość.

Zaś Severus Snape ledwo uszedł z życiem. Ku jego największemu niezadowoleniu, ocalił go Złoty Chłopiec, zmieniając kierunek klątwy Czarnego Pana. Tymczasem, Mistrz Eliksirów zamiast Mrocznego Znaku na ramieniu, otrzymał bliznę, ciągnącą się od lewej skroni do obojczyka. Mimo to – doprowadzając uczniów do rozpaczy – jego charakter nie zmienił się.

Wraz z tryumfem jej przyjaciół, przyszedł koniec roku szkolnego. Tego dnia Hermiona była na krawędzi załamania. Koszmary, dręczące ją co noc, nie dawały jej spokoju i w dzień. Mimo, że miała najlepsze wyniki w całej szkole, a cały wolny czas poświęciła na naukę, czarne myśli atakowały ją nieprzerwanie od śmierci rodziców. Nie umiała sobie z tym poradzić, nikt nie poświęcił jej dość uwagi, by mogła dojść do siebie. Ta, niegdyś wesoła i wygadana nastolatka, stała się kobietą małomówną, cyniczną o pustych, szklanych oczach.

***

W ten czerwcowy dzień upał dosłownie lał się z nieba. Około południa rozpoczęła się ceremonia zakończenia roku szkolnego, wręczenia dyplomów absolwentom.

Jak podpowiadała jej wpojona przez rodziców etykieta, po zakończeniu podeszła do każdego swojego nauczyciela i podziękowała za te siedem „cudownych lat nauki, które wzbogaciły ją o nowe, bezcenne doświadczenia”. Wyraziła swoją wdzięczność, choć tak naprawdę marzyła, by wrócić już do Londynu, spakować się i wyjechać na drugi koniec świata, aby rozpocząć nowe życie.

Problemem okazał się być jednak Snape.

- Od kiedy ty, Granger jesteś mi za cokolwiek wdzięczna i dlaczego twoja twarz mówi co innego niż słowa? I po co, do diabła, piłaś? – ton jego głosu był wolny od ironii, nadal pozostawał jednak chłodny i zdystansowany.
- Odkąd pan zaczął się przejmować wyrazem mojej twarzy – odpyskowała. – I skąd przypuszczenie, że moje niezdrowo rumiane policzki są oznaką spożytego alkoholu? Jest gorąco, źle znoszę takie upały – nie potrafiła powstrzymać kryształków cynizmu w swoim głosie.
- Ironia ci nie pasuje, Granger. A moje przypuszczenie bierze się stąd, że cuchniesz jak cysterna Whisky. Ale to już nie jest mój problem – zrobił pauzę, podczas której wyglądał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał, analizował. – Nie po to Potter i Weasley, bohaterowie od siedmiu boleści, ryzykowali swoje cenne życia i ku rozpaczy wszystkich nie pojawili się na zakończeniu roku, bo są zbyt poharatani, żebyś ty teraz uciekła.
- Nie sądzę, by słowa „urlop” i „ucieczka” były swoimi synonimami – nie skomentowała uwagi na temat swoich przyjaciół. – A to, swoją drogą ciekawe, profesorze, że właśnie tutaj pana boli. Oni stali się bohaterami, a pan pozostał w cieniu.
- Uważaj, Granger na to, co i do kogo mówisz – syknął ostro. – A ja, jakoś sobie dam z tym radę – tym razem na jego twarz wpełzł okropny i nieco diaboliczny uśmiech.
Niezrażona tym Hermiona wzruszyła ramionami i odeszła w sobie tylko znanym kierunku.

Zastanawiała się, dlaczego tylko on zauważył, że była pod wpływem alkoholu. Ognista Whisky nie dość, że jej smakowała, to dawała jeszcze dobry efekt. Nie miała jednak zamiaru się tym przejmować.

***

Dwa tygodnie później wszystko szło zgodnie z planem. Mieszkanie jej rodziców zostało sprzedane, ona miała wynajęty dom na greckiej wysepce Santorini i bilet lotniczy do Aten. Po wielu dniach rozmyślań postanowiła nie rezygnować zupełnie z magii. Była ona najzwyczajniej w świecie przydatna. Dokładnie, w idy lipcowe 1998 roku, zeszła z pokładu statku na ziemię najbardziej malowniczej i uroczej wyspy Europy. Pierwsze, co poczuła to spokój. Pomimo tego, że sezon turystyczny trwał w najlepsze, jej nie przeszkadzały małe tłumy przyjezdnych. Labiryntem wąskich uliczek dostała się pod wyznaczony adres, gdzie odebrała klucze do swojego nowego domu. Białe ściany i niebieski dach zachwycały, podobnie jak widok z okna na Morze Egejskie.

Odtąd, jej życie mijało powoli i bez pośpiechu. Z każdym miesiącem uczyła się uśmiechać, poznała ludzi, przy których odnajdywała radość z rzeczy prozaicznych. Kiedy była sama, swobodnie używała magii, nie była jednak od niej zależna, już nie.

***

Minęło pięć lat, od czasu, kiedy wsiadła na pokład samolotu, przekonując samą siebie, że to tylko wakacje. Pięć lat, podczas których jej skóra przybrała ciemny, miodowy kolor, a włosy stały się jaśniejsze pod wpływem działania promieni słonecznych. W majowe przedpołudnie 2003 roku, usłyszała pukanie do drzwi, myśląc, że wie kto jest gościem.

***

Severus Snape był wściekły. Tydzień temu przyszedł do niego ten dzieciak, zidiociały wybawca świata – Potter i zakłócił jego spokój poleceniem odnalezienia Granger. Było to ostatnie, na co Mistrz Eliksirów miał ochotę, ale nie mógł odmówić. Dotychczas, Potter nie poprosił go o nic, a on był jego dłużnikiem. Nie powstrzymał się, oczywiście od kąśliwych uwag na temat nieudolności ministra magii.
Kilka dni zajęło mu odnalezienie dziewczyny, która najlepiej, jak tylko umiała spaliła za sobą wszystkie mosty. Rzadko używała magii, co utrudniało mu zlokalizowanie jej. Ale dla Severusa nie było rzeczy niemożliwych. Gdy znalazł się na największej wyspie z archipelagu Santorynu, uśmiechnął się kpiąco, choć musiał przyznać, że wybrała całkiem nieźle. W miasteczku panowała sielska atmosfera i spokój. Nie zwracając jednak uwagi na otoczenie, skierował swoje kroki prosto do jej domu i zapukał. Wszedł, otrzymawszy zaproszenie.

***

- Chloe, to ty?! Wejdź! – Hermiona była pewna, że to jej koleżanka, którą poprosiła o pomoc w organizowaniu przyjęcia urodzinowego dla ich wspólnej przyjaciółki.

Gdy tylko skończyła myć owoce, odwróciła się, by przywitać swojego gościa. Chwilę później, kiść winogron z cichym plaskiem upadła na podłogę. Kilka sekund namacalnej ciszy przedłużało się w nieskończoność. Adrenalina popłynęła we krwi dziewczyny, rozszerzając jej źrenice i przyspieszając tętno.

Była lustrowana przez parę czarnych jak węgiel oczu, z których ewidentnie sączyła się drwina. Miała wrażenie, że jej biała spódnica i czerwona koszulka na ramiączka robią się przezroczyste, a ona sama – transparentna. Hermiona z wyrazem niezrozumienia na twarzy patrzyła na mężczyznę. Miał na sobie czarne spodnie z denimu i równie ciemną koszulę z krótkim rękawem. Silnie, wyrzeźbione ręce trzymał w kieszeniach spodni, a prawe przedramię było wolne od tatuażu. Na końcu świata rozpoznałaby ten charakterystyczny nos i spojrzenie. Teraz, jego twarz była zdobiona długą blizną. Proste włosy, sięgające ramion zakrywały uszy.
Nie wiedziała, co powiedzieć, była w szoku. Severus Snape był ostatnią osobą, jakiej spodziewała się w swoim domu na greckiej wyspie.

- Wyglądasz dość głupio, gdy czegoś nie wiesz, Granger – zadrwił.

Uśmiechnęła się, nic się nie zmienił.

- Profesorze Snape…
- Nie przypominam sobie, bym nadal cię uczył – wpadł jej w słowo.

Lewa brew dziewczyny uniosła się do połowy czoła w zdziwieniu. Ponownie kąciki jej ust wygięły się ku górze. Nie miała pojęcia po co przyszedł i nie chciała wiedzieć. Najprawdopodobniej ktoś go tu wysłał, nie fatygowałby się z własnej, nieprzymuszonej woli.

- Owszem, Granger. Wysłał mnie po ciebie sam minister magii, Harry – Pogromca – Zła – Potter.

Dziewczyna roześmiała się.

- Nie wiedziałam, że Harry został ministrem magii! Proszę, usiądź i opowiadaj.

Postawiła przed nim paterę z owocami. Nie zważając na wczesną porę, przyniosła też ouzo, które nalała do wąskich, długich szklanek. Do każdej wrzuciła trzy kostki lodu, pod wpływem których bezbarwny alkohol zmienił kolor na mlecznobiały. Usiadła przy stole, naprzeciw Mistrza Eliksirów.

- Nie wmawiaj mi, Granger, że nie uciekłaś – odparł drwiąco. – Uciekłaś. Ale, jak widzę wyszło ci to na zdrowie.
- Owszem – jej twarz pozostała spokojna, choć wewnątrz odczuwała coraz większy niepokój.
- Łżesz. Nie wystarczyło po prostu wyjechać – był nieustępliwy i cedził słowa z charakterystycznym dla siebie cynizmem.
- Racja. Potrzebowałam długich lat, żeby się pozbierać. I ludzi, którzy poświęcili mi odpowiednio dużo uwagi.
- Tak czy inaczej, teraz musisz wrócić – powiedział, ignorując to, co dotychczas od niej usłyszał.
- Dlaczego jestem odmiennego zdania?
- Bo jesteś głupia, Granger.
- To, że Harry, Ron i inni, ale przede wszystkim, ty, Severusie poświęciłeś wszystko, nie znaczy, że ja musiałam – mówiła coraz głośniej. Ten człowiek z łatwością wyprowadzał ją z równowagi. – I nie oznacza to, że mam jeszcze jakiekolwiek zobowiązania w magicznym, angielskim świecie. To, że twoją autoterapią było zakrawające na szaleństwo poświęcenie siebie, to, że tak chciałeś odkupić swoje grzechy, nie daje ci prawa wymagać tego ode mnie! – jej głos stał się piskliwy ze zdenerwowania. Nieświadomie, ścisnęła dłonie na blacie stołu.

Traciła panowanie nad sytuacją, nad sobą. Sięgnęła po szklankę, a anyżkowy smak alkoholu rozlał się po jej gardle. Przegryzła winogronem. Snape w tym czasie wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego. Ona nie paliła, ale przyglądała mu się zza siwego dymu. Gdy skończył, a gorzki zapach spalonego tytoniu unosił się w całym pomieszczeniu, pochylił się przez stół do przodu. Jego twarz była w odległości zaledwie kilkunastu centymetrów od jej. Patrzył głęboko w oczy dziewczyny.

- Ten dzieciak ciebie potrzebuje.
- To powiedz temu dzieciakowi, żeby poddał korekcie swoje potrzeby.
- Czy ja wyglądam jak jego piesek? – warknął, wyraźnie zdenerwowany odpowiedzią Hermiony.
- A ja? – zmrużyła oczy.

Wstał, dopił swoje ouzo i bez słowa skierował się w stronę drzwi.

Miała kilka sekund, by podjąć decyzję. Nie wiedziała dlaczego akurat on zjawił się tu dzisiaj i nie chciała w to wnikać. Przez te wszystkie lata, spędzone na wyspie na Morzu Egejskim nie tęskniła za tym, co było kiedyś. Była czasami ciekawa jak żyją jej dawni przyjaciele, co dzieje się w świecie, którego w przeszłości była częścią. Ale nie miała potrzeby wracać. Teraz była po prostu zaintrygowana przybyciem Severusa. Co więcej, nie miała nic do stracenia, dlatego niewinnym głosem spytała:

- Może chociaż zobaczysz plażę?

Kilkanaście minut zajmowało zejście wąskimi uliczkami, wyłożonymi kamiennymi blokami na dół. Plaża była kamienista, ale piękna. W górze majaczył biały budynek hotelu, a o klify, znajdujące się obok rozbijały się delikatne fale. Wiosenna roślinność śródziemnomorska cieszyła oczy. W powietrzu unosił się świeży zapach bryzy. Morze nie było tak gorące jak w lecie, było jednak wystarczająco ciepłe, by do niego wejść. W czerwonej koszulce i jasnych szortach, które ubrała, Hermiona weszła do wody, a jej skóra pokryła się gęsią skórką. Znów poczuła ten przypływ wolności, który tak kochała, a który mógł być jej dany tylko w tym miejscu. Gestem ręki zawołała Snape’a. Po kilku minutach wahania, mężczyzna zdjął koszulę i wszedł do wody.

Podpłynął do niej. Stali naprzeciw siebie. Jej, woda sięgała niemal ramion, jemu powyżej pasa. Po raz pierwszy przyglądała mu się z tak bliska. Jego wyrzeźbiony tors był zdecydowanie zbyt kuszący. Kropelki wody pokrywały jego twarz, włosy, spływały po szyi i ramionach. Znów tak na nią patrzył.

Dziewczyna kilkakrotnie pokiwała przecząco głową.

- Nie wrócę. Możesz mu powiedzieć, że mnie nie znalazłeś.

Rozumiał ją i zazdrościł jej odwagi. On sam, nie zdecydowałby się na taki krok. Dlatego został i stał się jeszcze bardziej zależny, tym razem od Pottera. Wojna nic nie zmieniła. A ta kobieta – nie potrafił myśleć o niej jako o dziewczynie, jego była uczennica – miała życie wolne od problemów, których jemu wciąż przybywało. Promienie słońca, odbijające się w jej oczach sprawiły, że poczuł coś, czego nie czuł od bardzo dawna. Nie potrafił tego nazwać, ale jej spojrzenie spowodowało, że na bardzo krótki moment zapomniał o tym, co czeka go w Anglii. Zapragnął pozostać w tym miejscu na zawsze.

Hermiona poczuła na sobie jego silne ręce i ułamek sekundy później jej ciało przylgnęło do jego. Dłonie mężczyzny błądziły po jej plecach, zatrzymując się w mokrych lokach. Jedną ręką chwyciła jego ramię, drugą gładziła kark. Jego mocne usta brutalnie kradły jej pocałunki. Zaparło jej dech w piersiach, a ciche westchnienie wyrwało się z gardła Hermiony. Czuła, że jeszcze moment i rozpłynie się w tej morskiej toni.

Gwałtownie oderwał się od niej. Patrzył intensywnie w jej duże oczy, zaś ona tonęła w jego czarnych tęczówkach. Bił się sam ze sobą, choć wiedział, że jest na przegranej pozycji. Mógł sobie pozwolić tylko na tyle wolności i spokoju, ile ona mu właśnie dała. Nie chciał nawet myśleć o powrocie. Nie wykonał zadania, choć to akurat było jego najmniejszym problemem. Był świadomy tego, że – jak zawsze – wygra jego racjonalna część. Nie umiał przyznać się przed sobą do swoich pragnień, ale wiedział, że ona widziała je w jego oczach. Nie był pewien, co dokładnie myślała, ale w jej twarzy widział – obok zaskoczenia – nadzieję i prośbę. Nie mógł ich spełnić ani w stosunku do niej, ani do siebie.

Ostatnim, czego spodziewała się Hermiona była jego deportacja.

Przez chwilę patrzyła na falującą toń, gdzie przed chwilą stał mężczyzna. Wciąż czując na swoim ciele dotyk Severusa, wyszła z wody. Przeczesała palcami długie włosy i dostrzegła, że na brzegu pozostała jego czarna koszula. Podeszła, uśmiechnęła się do materiału, podniosła go z kamieni i założyła na siebie.

Zamyślona, odeszła w stronę domu.


--------------------
Po szyję w chmurach, po kolana w oceanie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hagrid
post 08.03.2013 17:56
Post #2 

Historyk Forumowy


Grupa: czysta krew..
Postów: 1222
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Szczytno/Olsztyn (Apliakcja Radcowska)

Płeć: Mężczyzna



Dobrze napisane, czyta się płynnie i jest się nad czym zastanowić. Bo swoja droga Hermona spędzała z rodzicami najmniej czasu pośród wszystkich. Święta i wakcja spędzała a to za granicą, a to u Rona, może uświadomienie sobie poneiwczasie tego błędu było właśnie przyczyną przemiany. A HP zawsze jest nieco niedoceniany, może dlatego ze podobnie jak Frodo jest to postać pół herosa a pół-świętego nie osadzona w realnym pierwowzorze jak Ron, Hermiona czy nawet Snape.


--------------------
Dobro zawsze zwycięża, bo zło niszczy się samo!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 01:53