Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )


Lupin Napisane: 10.02.2010 14:31


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 23.12.2008
Nr użytkownika: 13406


CZĘŚĆ PIERWSZA


- A skąd wiedziałeś że to się tak skończy? - zapytała cienkim głosem.
- Jak wam już opowiadałem wcześniej, byłem tylko pionkiem w świetnie rozegranej partii szachów. Albus Dumbeldore dobrze mną pokierował, przewidział większość moich decyzji i to dzięki temu udało mi się to zakończyć.
- A opowiesz nam jeszcze raz jak tego dokonałeś?
- Znowu? – Harry uśmiechną się lekko.
- Prosimy, lubię tego słuchać – powiedziała dziewczynka o błękitnych oczach i długich brązowych włosach. Wyglądała jak jej matka w młodości pomyślał Harry, robił to zawsze gdy ją widział.
- Tak, ja też lubię. Mógłbyś napisać o tym książkę – do pokoju weszła wysoka, smukła kobieta z bujnymi ciemnobrązowymi włosami spiętymi w gruby kok. Hermiona, pomyślał Harry, jest taka podobna, tak samo jak jej córka. Rose usiadła w fotelu i czekała aż Harry zacznie opowiadać.
- No dobrze – uśmiechną się do trójki dzieci siedzących na oparciach jego fotela i do Rose która już zamykała oczy by pochłonęła ją wyobraźnia.
- Gdy tylko uciekliśmy z wesela waszego stryja i trafiliśmy na Tottenham Cout Road w kafejce znalazło nas dwóch śmierciożerców... – Harry opowiadał to już chyba setny raz swoim wnukom oraz wnuczce Rona i Hermiony. Opowiadając zawsze myślał o nich, od czasu gdy ostatnim razem widział Rona minęło ponad 30 lat. Pracowali wtedy razem w biurze aurorów. Gdy dostali cynk o kryjówce zbiegłego z Azkabanu, groźnego szaleńca – Harry’emu w niczym nie przypominał Syriusza – wysłano tam oddział którym on i Ron dowodzili. Szli przez podwórze w stronę dużego domu, a za nimi gromada aurorów. Wszyscy mieli skierowane różdżki przed siebie lecz gdy gdzieś zdrowo huknęło wcale ich to nie zaskoczyło. Rozpierzchli się, na pierwszy rzut oka chaotycznie, ale w ciągu sekundy stali w czterech grupkach po trzech czarodziejów w każdej.
- Jedynka na tyły! Raz, Raz! – rykną Harry.
- Trójka i Czwórka, strzelać tylko na rozkaz! Chyba że będziemy musieli się bronić. Dwójka za mną i Ronem!
- Oddział pierwszy był już przy tylnym wejściu gdy po raz drugi huknęło a lewa część pałacyku zawaliła się. Harry usłyszał krzyk i odgłosy walki.
- Czwórka na tyły lewą stroną! Trójka prawą z Hectorem na czele! – wrzasnął i kiwną głową w stronę Rona. Przeszli po zawalonym na podłogę dachu. Harry już wiedział że go mają bo w promieniu 100 jardów nie można się chwilowo teleportować. Stanął w salonie, oblany słońcem rozejrzał się szybko i jego wzrok spoczął na wyrwie w suficie.
- Alemensentrum! – krzykną i zgrabnie wleciał przez wyrwę na pierwsze piętro, chwilę później stanął za nim Ron.
- Avada Kedavra! – Harry’emu drgnęła różdżka i wepchnął Rona do pokoju przez otwarte drzwi, sam natomiast padł na podłogę i poczuł jak zaklęcie mija go o cal.
Obrócił się, uniósł różdżkę i błysnęło czerwone światło, chybił jednak bo napastnik zamienił się w obłok czarnego dymu i zniknął.
- Sonorus – mruknął przykładając sobie różdżkę do krtani i chowając się za rogiem korytarza. – Jest ich co najmniej dwóch! Stosują tą samą taktykę co dawni śmierciożercy. – głos Harry’ego poniósł się echem po całym budynku.
Gdzieś na zewnątrz usłyszał głos Hactora, młodego aurora:
- UWAGA! – i Harry poczuł że zaczyna spadać w dół, ryk spadającego gruzu zatkał mu uszy, Ron krzyknął i chwilę później wszystko ucichło. Harry poruszył nogą, nie mógł, spojrzał na nią i ujrzał kawał ściany leżącej na jego nogach, dopiero teraz poczuł okropny ból w kolanach i biodrach. Rozejrzał się w poszukiwaniu różdżki która wymknęła mu się spomiędzy palców gdy spadał razem z podłogą piętro niżej.
- Accio różdżka – powiedział sobie w myślach, nic nie wpadło do jego ręki. – Accio różdżka! – krzyknął tym razem ale różdżka nie przybyła. Zaczął się rozglądać, w końcu zobaczył jej koniec pod gruzami lecz nie była niczym przygnieciona. Leżała swobodnie i pomyślał że agresorzy rzucili klątwę na wszystko w obrębie podwórza, gdy tylko grupa aurorów przeszła przez jego granice, by nie można był tego przywołać.
Zaczął panicznie szukać jakiegoś kija, sznura, czegokolwiek by mógł ją przysunąć.
- Accio różdżka! – krzykną jeszcze raz. Stwierdziwszy że nie jest w stanie jej dosięgnąć w żaden sposób, czekał wsłuchując się w ciszę.
Gdzieniegdzie spadały kawałki ścian lub sufitu brzmiąc jak grzmot podczas burzy.
Spojrzał w lewo, stała tam nienaruszona ściana z kawałkiem sufitu na górze. Majaczyły na niej, w półcieniu, ruchome zdjęcia, pod nimi rozciągał się niski regał na książki. Stwierdził że to nic ciekawego spojrzał w prawo. Podczas ruchu głową przypomniał sobie o innych. Co się z nimi stało? Uciekli? Zginęli? Czy może są tak samo uwięzieni jak on, bez różdżki i sposobu uwolnienia się. Po pięciu minutach, a może po godzinie usłyszał słaby głos.
- Harry! Ron! Jesteście cali?
- Tutaj – krzyknął Harry i podniósł się nieco wyżej – Pomóż jeśli nie masz nic innego do roboty.
- W końcu. Inni szukają was po piwnicach – przyspieszył kroku – Już myśleliśmy że nas porwali czy coś.
- Chwila – Harry spojrzał na Hectora odwracając głowę maksymalnie do tyłu – szukają... nas? Rona też nie ma?
- Ee... nie, nie znaleźliśmy go jeszcze, myślałem że był z tobą, że jesteście w zasięgu swojego wzroku.
- Ron! – krzyknął Harry nie zwracając uwagi na Hectora – Ron!
- Nie... – powiedział cicho Hector, patrzył w przeciwną stronę co Harry a ten nie mógł tam nic zobaczyć przez swoją niewygodną pozycję.
- Co tam jest? Pomóż mi się stąd wydostać! – Harry stracił cierpliwość. Jego najlepszy przyjaciel zaginą w świeżych ruinach domu a on nie mógł się ruszyć, czuł narastający strach.
- Ach, tak, chwilka – odparł młody auror patrząc ciągle w tym samym kierunku. Po chwili podał Harry’emu różdżkę i razem usunęli gruz spoczywający na jego nogach.
Hector pomógł Harry’emu wstać ale ten czując że nie ustoi ani chwili dłużej runą na podłogę podtrzymywany za ramię przez kolegę. Mrukną coś pod nosem i jękną z bólu gdy dało się słyszeć trzask nastawianych stawów. Z pomocą Hectora wstał, a chwilę później ujrzał rude włosy pod gruzem.
Serce zabiło mu szybciej by nagle zwolnić i prawie się zatrzymać kiedy zobaczył na rękę nadal trzymającą różdżkę, starczała jak samotna roślina na pustyni, z tą tylko różnicą, że roślina była żywa na tle martwej scenerii a ręka Rona martwa na nienaturalnie żywych teraz kamieniach.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #371507 · Odpowiedzi: 0 · Wyświetleń: 3832

Lupin Napisane: 21.11.2009 21:27


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 23.12.2008
Nr użytkownika: 13406


CZ. 2

Następnego dnia Ginny zeszła do salonu i została w nim Rona i Hermionę przy śniadaniu.
- Wracam z wami- oznajmiła nagle.
- Co?- Ron wyprostował się zaskoczony z nad talerza - Ah, tak... z nami... tam... rozumiem - dodał szybko widząc Fleur krzątającą się niedaleko w kuchni.
- Spotkamy się za godzinę u Ciebie, dobrze Ginny? - powiedziała Hermiona.
- Dobrze - od powiedziała i odwróciła się do bratowej - O której wróci Bill?
- Piowinien bic za pój giodzina - odparła patrząc tęsknie przez okno.
Przez kolejne trzydzieści minut Ron, Ginny i Hermiona siedzieli czytając proroka.
- Oh nie! Patrzcie... Knot- jęknęła Hermiona.
- Co z nim?
- został zamordowany - Ron i Ginny wyciągnęli szyje w stronę gazety Hermiona potrząsnęła gazetą żeby ją wyprostować.
- Słuchajcie: "Korneliusz Knot, były minister magii został zamordowany późnym wieczorem we własnym łóżku. Za morderstwo odpowiedzialna jest jego małżonka która prawdo podobnie nie zniosła presji i oszalała."
Hermiona skończyła wciąż patrząc się na artykuł.
- Co za brednie! - rykną Ron - na pewno była pod działaniem Imperiusa! Voldemort za tym stoi a nie ona!
- Ni wimawiaj... - zaczęła Fleur i ze łzami w oczach spoglądała to na Rona to na Hermionę.
- Już nie boję się tego imienia! Voldemort! Ha, też mi straszne! - Ron stracił nad sobą panowanie - Nie boję się tak jak Harry się nie bał! Wymawiam to imię tak jak wymawiał je Harry! I będę walczyć z Voldemortem tak jak walczył z nim mój najlepszy przyjaciel - Ron wyglądał teraz jak wulkan po erupcji.
- Jak walczył z nim NASZ przyjaciel - Ginny wstała i stanęła obok dyszącego brata.
- Jak NASZ przyjaciel - Hermiona także wstała.
- Riozumim to - rzekła Fleur wzruszona tym co usłyszała - Kochaci Arry'ego dalij ali ni róbci ni głupigo.
- Nie zrobimy - uspokoił ją Ron.
- Ti dobrzi - Fleur uśmiechnęła się przez łzy.
- Wracamy do Anglii żeby to zakończyć - powiedział Ron przez zaciśnięte zęby.
- Co?! - krzyknęła Fleur - Ni... ni mozieci.
PUK! PUK!, ktoś zapukał do drzwi jakby na ten odgłos wszyscy się uspokoili. Ron stał ciężko dysząc, Ginny odwróciła się w stronę drzwi, Hermiona wyciągnęła różdżkę a w ślad za nią poszedł Ron i jego siostra.
- Kto tam - krzyknęła Fleur wychodząc z salonu w kierunku drzwi. Ron i Hermiona stanęli za Fleur w pogotowiu trzymając różdżki.
- To ja. Bill
- Podaj hasło - rzuciła Hermiona w stronę drzwi.
- Myszka Miki -od powiedział od razu głos Billa.
- Dobrzi - Fleur dotknęła różdżką drzwi i przeciw zaklęcie znikła a drzwi otworzyły się.
- Dzień Dobry wszystkim - Bill wszedł do domu i otrzepał się ze zmarzniętego deszczu i pocałował Fleur w policzek po czym wszedł do salonu i usiadł na krześle przy stole rozkładając proroka.
- Ron spoglądał na niego przez chwilę po czym udał się za Hermioną do sypialni Ginny.
- Kiedy wracamy? - spytała Ginny gdy weszli i usiedli na podłodze.
- Właśnie o tym chcemy pogadać - rzekł Ron.
- Trzeba ruszyć jak najszybciej - powiedziała Hermiona - z dnia na dzień coraz więcej osób jest pod wpływem imperiusa i coraz trudniej będzie nam pozostać w bezpiecznym miejscu.
- Dzisiaj w nocy?- szepnęła Ginny
- Jestem za - odparł Ron spoglądając na Hermionę.
Hermiona spojrzała na nich. Co jeśli zostaną złapani? na pewno ich zabiją, a jeżeli im się uda? Śmierć Harry'ego nie pójdzie na marne. Kto jeśli nie oni sprzeciwią się tej tyranii.
- Ja też - zgodziła się w końcu - o jedenastej u nas w sypialni, dobrze? - powiedziała patrząc na Ginny.
- Dobrze.
Drzwi do pokoju otworzyły się i staną w nich Bill.
- Oh, przepr... ee... co kombinujecie? - dodał uśmiechając się niepewnie.
- Nic - powiedzieli jednocześnie Ron i Hermiona i minęli Billa w progu.
Gdy Ron przeciskał się obok brata, ten poklepał go po ramieniu i mrugną okiem, również wyszedł i poszedł do swojej sypialnie zerkając na Hermionę chwytającą klamkę drzwi za którymi znajdował się pokój jej i Rona.
- Zaraz wrócę - powiedział do Hermiony i zbiegł po schodach do kuchni gdzie wciąż była Fleur.
- Gdzie Bill? - zapytał.
- Poszidł ni gór'e si przespać, mił ciżką noć.
Ron poczuł ucisk w żołądku i szybko pobiegł z powrotem na górę.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #369934 · Odpowiedzi: 10 · Wyświetleń: 9575

Lupin Napisane: 20.11.2009 15:37


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 23.12.2008
Nr użytkownika: 13406


Przedstawiam pierwszą część. Kolejne będę zamieszczał w tym temacie. Mam nadzieję że lektura będzie miła, chociaż w cz. 1 nie ma dużo, mam nadzieję że potraktujecie to jako swego rodzaju wprowadzenie.


Po niczym i przed wszystkim.

Cz.1

Ron i Hermiona siedzieli w ciepłym salonie patrząc na ponury widok za oknem. Mgła spowiła rozciągającą się daleko doliną na dnie której leżało niewielkie miasteczko.
Do pokoju wszedł Bill Weasley z pamiętnymi bliznami na twarzy po wilkołaku.
- Jak się czujecie?- zapytał szeptem widząc łzy Hermiony.
- A jak myślisz?- Ron wstał i poszedł do kominka by podłożyć drewna.
- Przepraszam, wiem że wam ciężko- dodał Bill trochę zażenowany- Wszystkim czarodziejom jest ciężko.
Ron cisną kawałkiem drewna w żar a Hermiona załkała cicho między kolanami.
Siedzieli patrząc jak krople deszczu rozbijają się o szyby, myśląc o tym co wydarzyło się tydzień temu. Żadne z nich nie zauważyło gdy do salonu weszła Ginny ze smutkiem na twarzy, przeszła obok nich i usiadła na podłodze przed kominkiem.
- Ginny... możemy... możemy pogadać?- spytała Hermiona wycierając twarz wierzchem dłoni i odwracając się do niej.
- Yhy- załkała przez łzy które zaczynały po woli ale obficie płynąć jej z oczu.
Hermiona i Ginny wyszły z salonu i skierowały się do sypialni Rona i Hermiony. Usiadły na łóżku, Ginny spojrzała przez okno unikając wzroku przyjaciółki.
- Słuchaj... Ja i Ron- zaczęła gdy opanowała drżące dłonie Ginny- Chcemy wrócić do Anglii.
- Po co...- odparła obojętnie Ginny i uniosła głowę, spojrzała przekrwionymi oczami na siedzącą obok niej dziewczynę.
- Żeby dokończyć to czego nie dokończył...- ostatnie słowo nie chciało przejść jej przez zaciśnięte gardło- czego nie dokończył Harry- dokończyła mrugając szybko.
- Nie uda wam się, jest zbyt potężny a was jest tylko dwójka.
- Trójka, jeżeli wrócisz z nami- Hermiona po raz pierwszy zdawała się nie myśleć nad tym co zamierzają zrobić, była gotowa na to bez żadnego planu, bez żadnego przygotowania. Chciała tylko by zaczęte zostało skończone a wszystkie ofiary pomszczone.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #369912 · Odpowiedzi: 10 · Wyświetleń: 9575


New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 13.05.2024 08:11