Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Bratowe [t], o zwierzęcych instynktach Wili

wyspa
post 30.11.2009 15:45
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 30.11.2009

Płeć: Kobieta



Mam nadzieję, że nikogo nie urażę faktem publikowania tłumaczenia już w pierwszym poście. Jestem nowo zarejestrowana na tym forum, o tak, lecz nie jest to moje pierwsze forum literackie. Zapraszam do lektury.

tytuł: Sisters in Law
autor: Tinn Tam
zgoda: jest
bety: Orino oraz Shatten


Tekst zawiera wulgarne słownictwo oraz opisy tortur.


Bratowe


Padało. Znowu.

Fleur westchnęła. Nie było ani jednego słonecznego dnia od jej ślubu. Zaczęła się w końcu zastanawiać, czy jakiś kretyn zdołał na stałe wykląć słońce z angielskiego nieba pozostawiając na jego miejscu jedynie gęstą warstwę bladoszarych chmur. Owe chmury były aktualnie bardzo zajęte opróżnianiem swojej zawartości ponad głowami i nie był to bynajmniej dobry, mocny, szczery deszcz, ale posępna mżawka, niezdecydowanie bębniąca o szyby okienne prawie opustoszałej kuchni w Norze. Absolutnie przygnębiające.

Świeżo upieczona pani Billowa Weasley bez entuzjazmu przeżuwała tosta z masłem. Była znudzona. Opierając się na, Bóg jeden wie jakim, męskim instynkcie Bill postanowił, że Fleur nie musi szukać pracy, a będzie znacznie lepiej, jeśli zostanie w domu odgrywając rolę kury domowej. Oczywiście, młoda Francuzka nie miała żadnego pomysłu, jakiego zawodu mogłaby się podjąć; podwładne stanowisko, które piastowała w Banku Gringotta miało na celu tylko i wyłącznie przybliżyć ją do Bill'a. To było nudne zajęcie, nie wspominając już o tym, jak nieudolnie je wykonywała. Szef był aż nadto szczęśliwy akceptując jej rezygnację.

Co by nie mówić, była utalentowaną czarownicą, mogła bez wysiłku dostać posadę nauczyciela w Beauxbâtons lub nawet rozpocząć studia, aby zostać Uzdrowicielem - cokolwiek, byleby tutaj nie sterczeć i gapić się na deszcz. Najwyraźniej miała podtrzymać bezsensowną, rodzinną tradycję Weasleyów: żony nie pracują. Siedzą w domu i są porządne.

Fleur ponownie westchnęła, leniwie zebrała długie, srebrno-blond włosy i okręciła je, tworząc kok, w który wtykała różdżkę. Gdyby tylko Bill nie naciskał, aby próbowała współżyć z jego rodziną...

Dzięki Bogu, bracia nie byli tacy źli; przeważnie unikali bezpośredniego konfliktu, odkąd wiedzieli, że jest przynajmniej tak silna magicznie jak oni - wiedzieli również, że nie byliby w stanie jej niczego odmówić, gdyby roztoczyła nad nimi swój urok Wili. Gorzej było z jego matką, tą smoczycą w puszystym szlafroku. I jego -

-Jest tam kto?... Oh. Cześć Flegmo. - Znaczy, Fleuuur.

- i jego siostrą dziwką.

Fleur odłożyła tosta z obrzydzeniem i odwróciła się do swojej szesnastoletniej bratowej, której uśmiech satysfakcji ze swojego żałosnego żartu przyprawiał o mdłości. Jej oczy i tak były małe, a teraz prawie całkowicie zniknęły za okrągłymi, piegowatymi policzkami. W końcu stały się dwiema wrogo iskrzącymi szparkami. Fleur zauważyła na twarzy dziewczyny także masę pryszczy pomiędzy piegami. Zabawne, nigdy wcześniej ich nie widziała. Zapewne hojnie stosowała eliksir swojego brata; mimo to trądzik nie chciał ustąpić.

W każdym razie, najmłodsza Weasley nie była mile widziana, szczególnie podczas śniadania. Takiego właśnie wyjaśnienia szukała: słońce zobaczyło Ginny Weasley i uciekło z przerażeniem.

-Bonjour, Ginny - odpowiedziała słodko, starannie wymawiając imię dziwki we francuski sposób.

-Co tutaj robisz całkiem sama? - Ginny spytała z pogardą.

-Pokłóciłaś się z Billem? - Ta myśl zdawała się ją zachwycić.

W przeciwieństwie do okropnego grymasu Ginny, Fleur przybrała swój najbardziej czarujący uśmiech. Wątpiła, żeby dziewczyna zrobiła taką minę z premedytacją. Cóż, niektórym nie można pomóc.

-Mamy się doskonale, dziękuję - wymruczała, celowo podkreślając francuski akcent. - Aczkolwiek, jeśli nasza para kiedykolwiek napotka jakiś problem, będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie, obiecuję. Doceniam twoje wsparcie.

-Tak, moje wsparcie, racja - parsknęła, widocznie nie dostrzegając sarkazmu. -Naprawdę sądzisz, że jesteś pępkiem świata?

Fleur posłała jej inny olśniewający uśmiech, pozwalając by iskierki troski przyćmiły jej jasne oczy. Nadeszła pora na nowego sprzymierzeńca.

Wiesz, myślę, że nie zaczęłyśmy zbyt dobrze - powiedziała stanowczo. -Powinnyśmy być najlepszymi przyjaciółkami na świecie, chciałabym mieć jeszcze jedną młodszą siostrę.

...qui ne serait pas une sale mioche rousse*, po francusku pomyślała jej połówka zwana Delacour. Połówka zwana Weasley rezolutnie zignorowała ostatnią myśl i ciągnęła dalej.

-Musiało ci być trudno jako jedynej dziewczynie spośród siedmioro rodzeństwa - odważnie kontynuowała. -Istnieją typowo dziewczęce tematy, sekrety, których nie zdradza się chłopcom, problemy, których nie porusza się w męskim towarzystwie... Nie chciałabyś mieć starszej siostry?

Ginny znowu parsknęła. -Nie uprawiam babskiej gadaniny. Zostawiam to głupim bździągwom.

Uśmiech Fleur wcale nie zmalał. Ale jej słabo protestująca połówka zwana Weasley została gwałtownie uciszona, gdy druga zwana Delacour zaczęła wymyślać różnorodne barwne obelgi pod adresem marnotrawstwa ciała ludzkiego stojącego naprzeciw.

Bachor chciał wojny? Będzie ją miał.

-Mogłoby być fajnie - powiedziała miękko. - I także z korzyścią dla ciebie. Widzę, jak wyładowujesz złość na rodzicach i braciach. Mimo, że większość nastolatków przechodzi taką fazę, nie jest to zbyt zdrowe. Mogę ci z tym pomóc. Zaufaj mi, nawet ja wiem, jak to jest mieć 16 lat i nie wyglądać tak, jakby się chciało.

Ginny wybuchnęła szyderczym śmiechem. Fleur drgnęła, gdy ostry, mało kobiecy dźwięk wypełnił kuchnię. Dłoń instynktownie chwyciła różdżkę. Kciuk z lubością głaskał drewnianą powierzchnię. Tak niewiele wulgarności można było znieść.

-Nie potrzebuję ciebie, ani twoich rad - zadrwiła Ginny. -Mam mnóstwo chłopaków.

-Tak słyszałam - łagodnie odpowiedziała Fleur. -Jest jednak różnica pomiędzy byciem prawdziwie docenianą a byciem łatwą, kochanie.

Ginny spurpurowiała. Słodki Jezu, biedaczka nie była wtedy przyjemnym widokiem.

-A propos samozwańczej dziwki, chyba byłaś pierwsza - warknęła, w jej ręce nagle pojawiła się różdżka. Fleur w duchu pogratulowała suce zręczności. Może dobrze się pojedynkowała; to byłaby pierwsza zaleta, jaką u niej dostrzegła.

-Teraz widzisz, najwidoczniej to problem z doborem słów - odpowiedziała poważnie. -Dziwka, w moim mniemaniu, to osoba, która nie zawraca sobie głowy tym, kogo wybiera na chłopaka. W twoim wieku miałam wystarczająco wysokie wymagania, aby liczba potencjalnych kandydatów była bardzo ograniczona. To kwestia gustu, kochana, zaś dziewczyna zaliczająca chłopaków tak, jak by zmieniała koszulki, to...

-Co to ma znaczyć? - wybuchnęła Ginny.

Fleur uśmiechnęła się przepraszająco.

-Przepraszam, powiedziałam to za szybko? - spytała słodko. -W przyszłości spróbuję używać prostszych słów. Chciałam przekazać, że dobierałam swoich chłopaków bardzo ostrożnie. Ciebie za to, nie jest najwidoczniej trudno ... usatysfakcjonować.

Ginny wydała z siebie dźwięk niczym nadepnięty kot.

-Mówisz o Dean'ie? - zasyczała -Założę się o wszystko, że jesteś rasistowską suką, tylko dlatego, że jest Murzynem...

-I, kto to mówi - Fleur weszła na lodowate tony - niedawno twierdziłaś, że wszystkie Francuzki są... jak to szło? 'Bezużytecznymi k...mi?' I to przy Gabrielle.

-Cóż, teraz już wiesz jak to jest słyszeć, gdy taka kretynka jak ty twierdzi, że Brytyjki nie potrafią gotować mięsa - Ginny powiedziała tryumfalnie.

Fleur mrugnęła raz lub dwa, gdy wywłoce wymsknęło się satysfakcjonujące 'Ha!' Zanim podeszła do zlewozmywaka, prowokacyjnie odsłaniając nogi.

-Może i masz punkt - odrzekła Francuzka z innym uwodzicielskim uśmiechem. -W rzeczy samej, nie widzę różnicy między jedzeniem kawałka mięsa ugotowanego przez twoją matkę, a jedzeniem podeszwy własnych butów. Wracając do tematu, mówiłam o Deanie... między innymi. Ale nie, dlatego, że jest Czarny. Ledwo mignął mi przed oczami na Turnieju Trójmagicznym i był jednym z chłopaków, którzy zawracali mi głowę przed Balem Bożonarodzeniowym... Czy to nie on ma ten okropny rżący głos?

-To...

-Oczywiście to może tylko moje zdanie, po prostu nie mogę znieść nikogo, czyjego głosu nie cierpię... Poza tym Dean był lepszy niż twój pierwszy chłopak, który, z tego, co słyszałam, miał nieświeży oddech i odrzucający sposób jedzenia.

-Kto...

- ...mi to powiedział? Fleur miała leniwy uśmiech. - Nimfadora Tonks. Spędzała w Hogwarcie sporo czasu tego roku i najwidoczniej lubi plotkować tak samo jak ja. Całkiem miła dziewczyna, chociaż mogłaby się trochę zgrabniej poruszać, jak na mój gust.

Ginny wyprostowała się, wściekle wpatrując się w swoją bratową. Znowu wycelowała w nią różdżkę.

-A, co sądzisz o Harrym? - Syknęła. -To też zły wybór?

-Widzisz? - Fleur zaszczebiotała promiennie, kompletnie ignorując zagrożenie w postaci wycelowanej w nią różdżki. - Zaczynasz mówić jak prawdziwa dziewczyna! Mówiłam, że będzie fajnie. W każdym razie. Problemem Harry'go jest jego popularność. Sławni chłopcy zawsze są złym wyborem, gdy sama nie jesteś wyjątkowa. Łatwo ich zwieść i ściągają na siebie całą uwagę.

-To znaczy, że jestem wystarczająco wyjątkowa, aby z nim być - wywnioskowała Ginny z uśmiechem zadowolenia, uważnie badając reakcję rozmówczyni spod swoich rzęs.

Fleur uniosła idealną brew, układając wyśmienite rysy twarzy w wyraz uprzejmego niedowierzania.

-Zawsze możesz spróbować go wypytać - powoli zasugerowała. -Wątpię, żeby zadziałało. Bez obrazy, kochana, ale...

- Aktualizuj swoje informacje - zakpiła. - My jesteśmy razem.

Usta Fleur lekko się rozchyliły, różowe wargi odsłoniły perłowo białe zęby, a ciemno niebieskie oczy rozszerzyły się z szoku.

- Oh mon Dieu - westchnęła, ze zdziwienia kompletnie zapominając o angielskim.

Ginny posłała bratowej pełen wyższości uśmiech, opuszczając różdżkę. Niedbale odrzuciła ją na bok, oparła dłonie o brzeg zlewozmywaka i przeniosła na nie ciężar ciała, aby usiąść na żelaznym blacie kuchennym.

- To prawda - potwierdziła, machając gołymi nogami i uderzając piętami o szafkę. - Jesteśmy razem już kilka miesięcy.

Fleur na próbę potrząsnęła głową, wciąż niezdolna wykrztusić słowa po szoku, jakiego doznała. Ginny znowu zaczęła się z niej nabijać, chwyciła różdżkę i uderzała nią o żelazo, w rytm odgłosu pięt tłukących o drewnianą szafkę.

-Przestaniesz? - Fleur powiedziała spięta.

-Przeszkadza ci? To źle, bo to mój dom. - Ginny specjalnie przeciągnęła sylaby, przyspieszając uderzenia.

-W końcu się w czymś zgodziłyśmy - wściekle wymamrotała Fleur. - Avec ou sans Bill, je fous le camp de ce trou à rats dès ce soir.**

-Co tam mruczysz pod nosem? - Ginny przekrzyczała samą siebie.

-Nie twoja sprawa - odparowała Fleur.

- Co? - prawie wrzasnęła, niegodziwy uśmiech przeciął jej wargi. Dźwięk pięt uderzających o szafkę był teraz niemal ogłuszający, a wkrótce rondle, które były w środku zaczęły w proteście głośno pobrzękiwać, dokładając się do wrzawy.

-Co mówisz? Nie słyszę cię! Nie sły... -

Błysk szkarłatnego światła napełnił kuchnię. Regularne bicie o szafkę dobiegło nagłego końca, rondle zabrzęczały po raz ostatni i również ucichły. W tej ciszy, różdżka Ginny głośno szczęknęła, upadając bezużyteczna do pustego zlewozmywaka.

Fleur prawie się nie poruszyła na swoim miejscu przy stole kuchennym; długie nogi w starych wełnianych kapciach wciąż pozostawały wdzięcznie i leniwie skrzyżowane. Ciężar ciała przeniosła na lewe ramię oparte o stół. Jedyną różnicą była wyprostowana prawa ręka, dzierżąca różdżkę wycelowaną wprost w Ginny, która leżała rozciągnięta na podłodze wyłożonej czerwonymi płytkami.

Dziewczyna próbowała się uwolnić z niewidzialnych więzów, sztywna jak deska, wywijała oczami, panicznie szukając zaklęcia, które przykuło ją do podłogi. W końcu skupiła spojrzenie na bratowej, która wstała i teraz podążała w jej stronę. Fleur kucnęła obok niezdyscyplinowanej nastolatki, zachowując wygląd syreny i tak przyjaźnie nastawiona jak wcześniej. Jednak jej ciemnoniebieskie oczy miały teraz twardy i nieprzebaczający wyraz. Świeciły z chciwości, gdy napotkały spojrzenie Ginny, zbyt zajętej wlepianiem się w Francuzkę, aby dostrzec złowieszczą zmianę w jej wyglądzie.

-Powiedziałam - Fleur powtórzyła miękko, - że to nie twoja sprawa.

Uniosła nieco głowę, sprawiając tym samym, że jej gęste blond włosy uwolnione z koka, gdy wyjęła z niego różdżkę, opadły tworząc zasłonę wokół twarzy. Uczucie było tak niesamowicie intymne, jakby ona i Ginny zostały odizolowane od reszty świata barierą jedwabnych, połyskujących włosów.

-Teraz, gdy już tu jesteś - głos Fleur stawał się, co raz głębszy i bardziej zachrypnięty, oczy ziały tym dziwnym głodem - Myślę, że powinnyśmy coś zrobić z twoim ... wizerunkiem.

Oczy Ginny rozszerzyły się w szoku, gdy czubek różdżki Fleur jak gdyby nigdy nic przejechał wzdłuż jej szczęki, wyrzucając z siebie złote iskierki za każdym razem, gdy napotkał pryszcza. Fleur zdawała się nie zauważać brunatnej linii spalonej skóry pozostawionej przez patyk na twarzy Ginny.

-Najpierw, pozbądźmy się tych piegów...

Ginny zaczęła walczyć przeciw zaklęciu oszałamiającemu z jeszcze większą mocą. Po raz pierwszy poczuła kłucie w klatce piersiowej ze strachu, gdy Fleur gwałtownie odgarnęła jej rude włosy, aby wystawić twarz na szare światło dzienne, ciągle trzymając różdżkę nad nosem najmłodszej Weasley'ówny. Zaklęcie Fleur było jednak tak mocne, że Ginny mogła jedynie gapić się bezsilnie na piękną twarz bratowej, wyniosłej, bladej i doskonałej w przeciwieństwie do poczerniałych słojów na suficie.

Czy to wyobraźnia Ginny płatała jej figle czy skóra Fleur rzeczywiście świeciła? Była jeszcze bledsza niż zwykle. Jej białość niemal oślepiała, włosy delikatnie powiewały wokół twarzy, mimo że w kuchni nie było żadnego przeciągu. Oczy były jaśniejsze, lekko rozchylone usta ukazywały perłowo białe zęby, które...

-Argilus! - Szepnęła Fleur, dźgając różdżką nos Ginny. Gęsta maź wystrzeliła z patyka i natychmiast zastygła na twarzy dziewczyny tworząc ciemno zieloną maskę. Glina zaczęła wędrować po skórze rudowłosej, ześlizgnęła się z jej szyi, wpełzła pod koszulę nocną, obejmując całe ciało i wydając przy tym odrażające mlaski. Oczy Fleur powoli się rozszerzały, widząc jak papka zajmuje najmniej spodziewane obszary, pokrywając nawet czaszkę dziewczyny.

-Boże - rzekła lekko zdziwiona. - Piegi masz dosłownie wszędzie.

Po kilku minutach cała postać była zakryta gęstą zielonkawą gliną, za wyjątkiem malutkiej szczeliny na poziomie warg, gdzie nie znalazła żadnych piegów do usunięcia. Rudzielec zaczął spazmatycznie oddychać przez tą niewielką przerwę. Fleur uśmiechnęła się z uznaniem.

-Maskę należy pozostawić na siedem minut i pięćdziesiąt trzy sekundy - powiedziała wesoło do bezkształtnej zielonkawej masy. - Nie martw się, będę spoglądać na zegarek.

I tak też uczyniła. Uniosła nadgarstek do poziomu oczu, wgapiała się w niego z przerażającą gorliwością, co jakiś czas językiem zwilżając wargi wykrzywione w zadowolonym, mięsożernym uśmiechu. Z minuty na minutę Fleur Weasley wyglądała, co raz mniej ludzko - a mimo to całkiem uroczo.

-...siedem minut - w końcu oznajmiła. -Teraz trzeba uważać - poinformowała kupę mazi zalegającą na płytkach tuż obok niej. -Gdybym przestała liczyć sekundy... Ups. Dobrze, że sobie przypomniałam. Na czym to skończyłam? Hm... trzy, cztery, pięć...

Fleur obowiązkowo odliczała sekundy, jej czysty głos rozbrzmiewał w pustej kuchni. Kątem oka zauważyła, że Ginny zaczęła się dymić i jej uśmiech jeszcze bardziej urósł na ten widok. Niczym innym się nie zdradziła, że zauważyła to dziwne zjawisko.

-...pięćdziesiąt dwa, pięćdziesiąt trzy! - Zaśpiewała. Pchnęła różdżkę, wbiła w twardą warstwę gliny, która wybuchła z siłą małej bomby.

Fleur wykrzyczała zaklęcie na czas, tworząc wokół siebie ochronną bańkę, od której kawałki zaschłej mazi odbijały się, nie wyrządzając jej żadnej szkody. Drobinki kurzu napełniły kuchnię, a Pani Weasley wrzasnęła tak głośno, że było słychać piętro wyżej. Okręciwszy się, młoda kobieta wymierzyła różdżkę w drzwi, które zamknęły się same od środka. Mocne Silencio poleciało następne, wprawiając w drgania drzwi, okna i sufit.

-Dobrze - wydyszała, odgarniając włosy z twarzy. - To powinno dać nam trochę prywatności, nie sądzisz, Ginny?

Z powrotem odwróciła się w stronę dziwki. Okrutny, radosny uśmiech wykwitł na jej twarzy, gdy wzrok spoczął na wzbudzającym litość ciele skręconym na ziemi. Ginny zmieniła się nie do poznania, skóra była zdarta do surowego mięsa, jakby spalona. Włosy zostały wyrwane z czaszki z taką brutalnością, że z łysej głowy ściekała teraz krew. Magiczne więzy jeszcze bardziej się zacisnęły z powodu gwałtowności eksplozji. Wiła się na podłodze, szlochała, łkała, przeklinała. Odrażające ciało ledwo zakrywały spalone kawałki koszulki nocnej.

-Oj, chyba zostawiłam maskę o kilka sekund za długo. - Fleur rzekła lekko i szturchnęła Ginny stopą. - Co za szkoda. Było tak zabawnie...

Ćwierć - Wila ponownie kucnęła. Oczy dziwacznie jej świeciły na nienaturalnie bladej twarzy, gdy wpatrywała się w swoją przerażoną bratową.

-Nie wyglądasz ładnie, wiesz? - Wymruczała, rozchylone wargi odsłaniały zęby. - Oczywiście, nigdy tak nie wyglądałaś, ale teraz jest jeszcze gorzej... Musisz maskować tę skórę naprawdę solidną warstwą pudru.

Z innym machnięciem, następnym zaklęciem, cielista ciecz wystrzeliła z różdżki Fleur, powalając Ginny, a następnie rozlewając się na czerwonych płytkach. Ginny wydała z siebie długi, wysoki jęk, gdy podkład dostał się do jej oczu, ale krzyk szybko się urwał, gdy część dostała się do gardła, efektywnie ją dusząc.

- Żeby być piękną trzeba pocierpieć - wykrzyknęła Fleur nad wrzaskami swej ofiary. Można było przysiąc, że jest coś zwierzęcego w wyrazie jej twarzy, piękno stało się dziksze, okrutniejsze, bardziej prymitywne. Bez jej wiedzy z łopatek wyrosła jej i rozłożyła się na boki para skrzydeł. Powiewające włosy trzaskały naelektryzowane.

-Teraz czas na trochę... tuszu! - Zasugerowała Fleur. Czarne smugi dymu wystrzeliły z jej różdżki i zbliżały się wprost do twarzy Ginny, oplatając rzęsy. Jednakże znowu zaklęcie było silniejsze niż zamierzono; powieki rudowłosej oderwały się z denerwującym dźwiękiem i upadły kawałek dalej. Rzęsy były artystycznie pokryte tuszem.

- Cóż, nie masz już rzęs, problem rozwiązany! - Zaświergotała Fleur. - Zapomniałam o lakierze - aktywna substancja ochlapała jej dłonie i stopy, paznokcie rozpuściły się w wirującym drażniącym dymie. - Pomadka! - wyczarowana szminka unosząc się nad Ginny, rysowała przypadkowe kształty na jej umęczonym ciele. - I naprawdę musisz się nauczyć zachowywać prawidłową postawę, młoda panno!

Z kolejnym ruchem różdżki Fleur, Ginny wyprostowała się, sztywna jak deska, tak gwałtownie, że kilka kości wykręciło się i w konsekwencji złamało z soczystym, głośnym trzaskiem.

-Tak lepiej! - wymamrotała Fleur, przez sekundę wydawało się, że we wnętrzu jej dłoni tańczy płomień. Ćwiartka Wili miała nierówny oddech, skrzydła uderzały o jej boki. Nigdy wcześniej nie wyglądała tak przerażająco, a zarazem tak pięknie.

Ginny Weasley nie była teraz niczym więcej niż poskręcaną, łysą pacynką pokrytą fluidem. Krew z oczu pozbawionych powiek spływała jej po policzkach. Szminka narysowała kwiatki, małe serduszka i inne dziewczęce wzory na całym jej ciele, a strużki dymu wciąż ulatniały się z jej palców u nóg i rąk. Fleur intensywnie się w nią wpatrywała ze słodkim uczuciem zaspokojonej żądzy zemsty, która toczyła jej serce wraz z niepohamowaną radością łowcy.

Klęknęła nad udręczoną ofiarą z prawie czułym, prawie życzliwym obliczem. Zdawało się, że Ginny zemdlała, ale wciąż płytko oddychała. Fleur wyciągnęła swoje lewe ramię, aby zabrać szminkę, która wciąż malowała.

Nagle zamarła. Na jej lewej dłoni zaświeciła obrączka. Wpatrywała się w nią bez mrugnięcia, a gdy usiłowała sobie przypomnieć, co to jest, przed oczami stanęła jej twarz Billa. Wtedy wspomnienia wróciły - była żoną Billa, była w domu jego rodziny i właśnie brutalnie torturowała jego siostrę.

-O nie - szepnęła, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. -Znowu to zrobiłam.

Gdy tylko wypowiedziała te słowa, jej skóra zaczęła tracić nienaturalny blask, który przybrała, gdy Fleur poddała się instynktom drapieżcy. Włosy miękko opadły na plecy, nie powiewając dłużej w stojącym powietrzu kuchni. Skrzydła schowały się wewnątrz jej łopatek. Wyprostowała się, automatycznie unosząc pomadkę. Zaczęła się zastanawiać nad wrakiem ciała ludzkiego poskręcanego u jej stóp.

-Flûte#! - Cicho zaklęła, dziecinne i staromodne słowo stanowiło dziwny kontrast w porównaniu ze szkodami, jakie wyrządziła. - Jak ja to ukryję przed Billem?

Delikatny hałas dochodzący zza drzwi postawił ją na baczność. Z przerażeniem stwierdziła, że to pani Weasley próbuje przełamać jej zaklęcia, by dostać się do kuchni.

-Ach, potrójne flûte#! - powtórzyła. Odwróciła się do Ginny i wymamrotała pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej na myśl.

-Tutaj jestem, pani Weasley, proszę minutkę zaczekać! - Zawołała, ściągając Silencio.

-Fleur? - Molly Weasley odpowiedziała zza drugiej strony drzwi. - Dlaczego się zamknęłaś? Co to był za hałas?

-Ja, ee, eksperymentowałam! - Zmyśliła na poczekaniu. -Gotując! I trochę mi nie poszło... W kuchni jest teraz straszny bałagan, daj mi chwilkę na uprzątnięcie!

Po drugiej stronie drzwi dało się słyszeć poirytowane westchnięcie.

- Otwórz drzwi, proszę - nalegała pani Weasley. - Harry, Ron i Hermiona są tutaj, głodni.

- Już... Tutaj...

Umorusana Fleur otworzyła drzwi, ukazując kilka płytek pokrytych ciemnozielonym kurzem i poplamione czymś, co wyglądało jak cielista farba.

- Kuchnia jest w idealnym stanie, nie ma tu nic, czego by nie naprawiło kilka uroków. - zgryźliwie zauważyła pani Weasley. Dokończyła sprzątanie tego, co pozostało z 'eksperymentów'. Fleur uśmiechnęła się przepraszająco do trójki siedemnastolatków stojących w progu i ochoczo zaprosiła ich do środka.

- Dobrze być z powrotem - westchnął Ron i opadł na krzesło. - Gdzie są pozostali?

- Chyba w Kwaterze Głównej Zakonu - odrzekła Fleur, również siadając. - Co u was słychać?

-Nieźle - szybko odpowiedziała Hermiona. - Przykro mi, że musieliśmy wyjechać zaraz po twoim weselu...

-Oh, ja oczywiście rozumiem. - Fleur gwałtownie przerwała. - Słyszałam, że... szukaliście czegoś.

Troje nastolatków skinęło poważnie.

- A gdzie jest Ginny? - Ron postanowił zmienić temat.

Fleur zawahała się nim wzruszyła ramiona udając lekceważenie, pomimo że nie mogła przestać nerwowo spoglądać na dużego, pokrytego pudrem pająka, który z wysiłkiem czołgał się w kierunku kuchennego stołu. Skrzyżowała palce pod stołem, łudząc się, że jej zaklęcie transmutacyjne wytrzyma do odjazdu trójcy.

-Spójrzcie, niebo się przejaśnia. - wesoło powiedział Ron. W końcu przestało padać, a dwie chmury rozdzieliły się przepuszczając promyk słońca, który zatrzymał się na twarzy Fleur. Uśmiechnęła się czystym szczęściem.

- Nie widziałem słońca od wieków - zauważył Ron. - Jest cudo... AAA! CO TO NA MERLINA JEST?

-Co? - Jednocześnie spytały zaalarmowane Hermiona i Fleur.

Harry wywrócił oczami i nadepnął nogą na kuchenną podłogę.

-Spokojnie, Ron, to tylko pająk - powiedział zmęczonym głosem.

Podniósł stopę, odsłaniając zgniecione szczątki dużego pająka.


____________________________________________________________


*która nie byłaby rudowłosą dziwką.

**Z czy bez Billa, wynoszę się z tej zapyziałej dziury jeszcze dzisiaj.

# wykrzyknik francuski stosowany przy popełnianiu błędu, słabe przekleństwo, "cholercia"


Ten post był edytowany przez wyspa: 01.12.2009 14:33


--------------------
Banan wszyscy!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Czarna Pantera
post 13.12.2009 01:50
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 09.03.2008
Skąd: Ze świata Kalibra 44

Płeć: Kobieta



No i to jest coś dostatecznie ciekawego i orginalnego, żeby móc zadowolić tym mój głód na fanficki. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czytałam, i to mnie cieszy. Będzie więcej??
Uradowana orginalnościa
Pant wink2.gif

Ten post był edytowany przez Czarna Pantera: 13.12.2009 01:52


--------------------
"To be, ku*wa, or not to be, ale tego chyba też nie wiesz!"
Dzień Świra
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.04.2024 00:52