Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter - Iv Tom... [cdn], czyli wariacja na temat chyłkiem spisana

radziczek
post 13.06.2005 09:47
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 13.06.2005




"Harry Potter i Książę Półkrwi" - moja wersja
autor: radziczek a.k.a. Michał B.
przedział wiekowy - PG13 ale może iść w górę
gatunek - przygoda, tajemnica, horro, romans, suspens, etc...

Streszczenie:
Nowy uczeń - nowe kłopoty... ale to dopiero początek wink.gif
Oświadczenie:
HP i s-ka należą do JKR a ja sobie tak tylko bazgram dla własnej przyjemności


-----------------------------------------------------------------------------------------



- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
Drobna dziewczyna o niebieskich oczach odgarnęła kosmyk włosów za czoło i z troską popatrzyła na swojego towarzysza.
- Tak Ann – powiedział cicho. – Nie mam innego wyjścia.
Chłopak, który się odezwał nie wyróżniał się niczym szczególnym. Miał krótko ostrzyżone włosy i jasną karnację skóry. Był dosyć wysoki jednak nie rzucało się to aż nadto w oczy. W jego intensywnie niebieskich oczach przebłyskiwały złote iskierki.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – odezwała się.
Przez kilka sekund trwało milczenie.
- To się musi w końcu zakończyć. I tym razem nie mogę od tego uciec.
Pochylił się i objął drżącą na całym ciele Ann.
- Obiecuję, że do ciebie wrócę – wyszeptał jej prosto do ucha. – Nie po to cię odzyskałem, abym miał cię teraz stracić.
- Trzymam cię za słowo – odparła równie cicho.
Odsunął się nieco i na jego wargach pojawił się szelmowski uśmiech.
- Do zobaczenia.
Pocałował ją lekko, po czym odszedł od niej na kilkanaście kroków i na ułamek sekundy przymknął oczy.
- Est Mondo Shifto – wymruczał do siebie, a jego oczy stały się nagle mleczno białe.
Wokół jego postaci utworzył się ni z tego ni z owego potężny wir powietrza przypominający miniaturową trąbę powietrzną. W jednej chwili pokrył go całego i zaraz potem nastąpił głośny huk. Kiedy wiatr ustał, po dziwnym chłopcu nie pozostał nawet najmniejszy ślad.
Ann stała nieruchomo a po jej policzkach płynęły powoli dwa strumyki łez.
- Wracaj szybko – powiedziała, po czym odwróciła się i znikła w mroku nocy.

* * *

Było już dobrze po północy i opustoszała Ulica Pokątna wyglądała na całkowicie uśpioną.
Wstrząsy nadeszły dość niespodziewanie.
Z początku wyglądało na to, jakby ziemia lekko zadrżała. Wiszące nad drzwiami sklepów dzwonki rozdzwoniły się lekko, jednak było to na tyle cicho, że nie zwracały na siebie większej uwagi.
Po chwili niewielka błyskawica białej energii rozdarła na dwoje fragment powietrza i z powstałej w ten sposób dziury wyskoczyła pojedyncza postać. Zamknęła się równie szybko jak powstała.
Ten sam chłopak, który jeszcze przed momentem rozmawiał z dziewczyną o imieniu Ann w zupełnie innej części świata, spokojnie otrzepał spodnie z kurzu i rozglądnął się z uwagą po okolicy. Jego wzrok spoczął o oddalonym o kilkaset metrów jasno oświetlonym szyldzie gospody.
- "Pod Rozbrykanym Kucykiem" – mruknął do siebie po czym wzruszył ramionami. – Równie dobre miejsce jak każde inne.
Przeciągnął się mocno tak, że można było usłyszeć trzask kości.
- No dobra, faza pierwsza zakończona... jestem na miejscu. Teraz pozostaje tylko dać o sobie znać, nieco się zakamuflować, no i czekać na list z Hogwartu.
Złożył na krótko obie dłonie jak do modlitwy i zamknął oczy. Wypowiedziawszy pod nosem zaklęcie utajniające, odczekał moment jak jego całe ciało błysnęło, krótkim lecz niezwykle silnym błyskiem.
Otworzył oczy.
- Okej, to z głowy.
Kątem oka zauważył przebiegającego przez środek drogi szczura. Szybko wyciągnął rękę w jego kierunku.
- Accio szczur.
Szamoczące się bezsilnie zwierzę pomknęło w powietrzu i już po chwili chłopak trzymał je za ogon. Odczekał kilka sekund po czym uwolnił gryzonia i westchnął.
- Sprawa pierwszego użycia magii bez licencji również załatwiona.
Pogwizdując pod nosem jakąś melodyjkę spacerowym krokiem ruszył w kierunku gospody. Zanim jednak wszedł do środka podniósł z ulicy kilka kamieni i trzymając je na rozpostartej dłoni przykrył je drugą.
- Metamorfa gelleo.
Uśmiechnął się lekko, kiedy po wypowiedzeniu zaklęcia kamienie zmieniły się w garść złotych galeonów. Wsunął pieniądze do kieszeni i wszedł do środka. Szybko wynajął pokój u opryskliwego barmana i nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia gości zgromadzonych w głównej sali szybko udał się do przydzielonego pokoju.
Stare łóżko skrzypnęło lekko pod ciężarem jego ciała, a wygodna i miękka pościel aż nadto zachęcała do odpoczynku. Niestety pomimo tego, że chłopcu oczy same się zamykały, to nie mógł sobie jeszcze pozwolić na upragniony sen.
Dopiero po jakiś niespełna dwudziestu minutach, dźwięk delikatnego stukania w okno wyrwał go z odrętwienia. Wstał z łóżka i wpuścił do środka szaroburą sowę w listem uczepionym do jej nogi. Młodzieniec odwiązał pergamin, a sowa natychmiast odfrunęła z powrotem.
Złamał pieczęć z wielką literą "H" i zagłębił się w lekturze. Jego usta wykrzywiły się z niesmakiem, kiedy przeczytał do kogo jest ów list zaadresowany, jednak z uwagą przyswajał sobie każde zawarte w liście słowo.

Do:
Sz.P. Thomas Riddle
Pokój nr 4, gospoda "Pod Rozbrykanym Kucykiem", ul. Pokątna

Od:
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie

Szanowny Panie Riddle.
W związku z pierwszym zarejestrowanym użyciem przez Pana mocy magicznej, pragnę poinformować, że został Pan przyjęty w poczet uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Informuję jednocześnie, że Ministerstwo Magii nie posiadając na Pański temat, żadnych wcześniejszych danych rzuciło na Pana zaklęcie identyfikujące. Stąd też Szkoła uzyskała informacje o Pana personaliach.
Z racji Pańskiego wieku (lat 16), zostanie Pan przydzielony do szóstej klasy. Niestety wiąże się to z koniecznością zaliczenia przez Pana wcześniejszych lat w możliwie jak najkrótszym terminie. O terminie zaliczeń i egzaminów zostanie Pan poinformowany z początkiem roku szkolnego.
Spis książek i wymaganych przedmiotów potrzebnych do rozpoczęcia szóstego roku nauki znajdzie Pan na pergaminie dołączonym do niniejszego listu.

Z wyrazami szacunku
Z-ca Dyrektora ds. Administracyjnych
Minerwa McGonagall

Tom Riddle starannie złożył list do kieszeni i na jego wargach pojawił się lekki uśmiech.
- Udało się – powiedział do pustego pokoju. – Teraz pozostaje już tylko czekać na, aż mój cel sam się odsłoni.
Wyciągnął się na łóżku i zamknął oczy. Po kilkunastu sekundach spał jak zabity.


* * *

- JAK TO JEGO SYN???
Profesor Snape chodził po dyrektorskim gabinecie jakby paliły mu się podeszwy. Jego długa i czarna jak noc peleryna falowała gwałtownie.
- Uspokój się Severusie – głos Dumbledora rozbrzmiał w pokoju. – To twoje chodzenie powoduje u mnie zawroty głowy.
Snape posłuchał i usiadł ciężko na krześle stojącym przed biurkiem. Na prawo od niego siedziała profesor McGonagall. Ta również wyglądała na niezwykle podenerwowaną.
- Chcesz abym się uspokoił Albusie? – syknął mistrz eliksirów. – Nie dość mamy kłopotów z jednym... Sam-Wiesz-Kim... a teraz na głowy zwala się na jeszcze jeden???
Dyrektor nie odpowiedział zatopiony w myślach.
- To jego syn! – warknął Snape. – Zaklęcia identyfikującego Ministerstwa nie można oszukać. Pojawia się ni z tego ni z owego, a na dodatek my mamy obowiązek przyjąć go do Hogwartu. Jakim cudem nikt nie wiedział o jego istnieniu przez ostatnich szesnaście lat??? Jak to możliwe, że zdecydował się ujawnić dopiero teraz, poprzez jeden z możliwie najprostszych czarów???
Głos starej profesor transmutacji był również pełen napięcia.
- Albusie, nie mamy pojęcia kim jest ten chłopiec ani jaką posiada moc. nie wiemy również tego w jaki sposób zechce ją wykorzystać... Nie wiemy po prostu nic. Zaklęcie Ministerstwa również nie dało nam wiele szczegółów. Mamy tylko jego imię i nazwisko, wiek oraz kilka nieistotnych szczegółów jak wzrost, waga, kolor włosów czy oczu. Identyfikacja krwi twierdzi jednak niepodważalnie, że ten chłopiec jest właśnie synem Toma Riddle. TEGO TOMA RIDDLE. Na Merlina! On nosi takie same imię i nazwisko!!!
- A co z matką? – zapytał Snape.
Kobieta pokręciła głową.
- Tu właśnie mamy coś dziwnego. Jakaś niezwykle silna moc blokuje dostępu do tej informacji. Nic czego Ministerstwo próbowało nie było w stanie jej przełamać.
- Proszę – warknął ubrany na czarno czarodziej. – Już zaczynają się schody. Albusie, nie możemy dopuścić aby syn Toma Riddle uczył się w Hogwarcie. Wyobraź sobie reakcję innych profesorów i nauczycieli... nastąpi totalny chaos.
Kiedy Dumbledore się odezwał jego głos był cichy i spokojny.
- Zapominacie o jednym drodzy przyjaciele. Tom Riddle... kimkolwiek by nie był, czyimkolwiek synem by nie był... jest tylko młodym chłopcem. Chłopcem, któremu musimy zapewnić dostęp do wiedzy i nauki na takim samym poziomie jak wszystkim innym. Naszym obowiązkiem jest nauczanie, a nie przenoszenie win z ojca na syna.
- Ale przecież Sam-Wiesz...
- Voldemort... och moi drodzy, powinniście już dawno przyzwyczaić się do tego imienia... na pewno będzie próbował coś w związku z tym młodym człowiekiem zrobić. I naszym zadaniem jest właśnie temu przeszkodzić.
Snape pokręcił głową.
- Nie zgadzam się z tobą Albusie. To będzie naprawdę niebezpieczne.
Profesor McGonagall również nie miała zbyt szczęśliwej miny.
- Coś mi mówi, że ten rok będzie jednym z najcięższych jakie przeżyliśmy.
Dumbledore powoli skinął głową.
- Pewnie masz rację Minerwo, jednak jak na ten moment nie to mnie najbardziej niepokoi.
- W takim razie co?
Dyrektor przez ułamek sekundy się zawahał.
- Co zrobi Harry Potter gdy dowie się, że jego nowym kolegą z roku jest syn mordercy jego rodziców.
Głucha cisza, która zapadła po jego słowach była aż nadto znacząca.

* * *

Lord Voldemort siedział w swoim fotelu kiedy nagle naszło go przedziwne uczucie. Poczekał parę sekund aby je rozpoznać. Jego krwistoczerwone oczy błysnęły kiedy ten cel został osiągnięty.
Pomału na jego ustach wypłynął szatański uśmieszek. Odetchnął głęboko i zasyczał.
- Moja krew przybyła dziś na ten świat.
Wyciągnął prawą dłoń i położył ją na łbie olbrzymiego węża leżącego przy jego stopach niczym wierny pies.
- Tak Nagini – wyszeptał. – Nie wiem jak... ale czuję energię życiową mojego bękarta.
Wąż poruszył się ciesząc się z dotyku swego pana.
- W rzeczy samej mój wierny kompanie – zamyślił się. – Coś mi mówi, że ta sytuacja może być całkiem użyteczna.
Szaleńczy śmiech wyrwał się z gardła czarnego Pana i odbijając się echem od ścian ruszył korytarzami Mrocznej Twierdzy.



***

Leżący na łóżku Tom syknął z bólem i złapał się za głowę. Przez chwilę masował skronie czekając aż ból ustąpi. Upłynęła chwila ciszy, po czym chłopaka odsunął dłonie od czoła pełnym satysfakcji wzrokiem popatrzył w ciemność.
- A więc już wie – mruknął do siebie. – Gra została rozpoczęta.

* * *

Harry Potter przebudził się gwałtownie i ostrożnie dotknął opuszkami palców pulsującej na jego czole blizny. Rzucił przelotne spojrzenie na chrapiącego w łóżku, kilka metrów od niego, swojego najlepszego przyjaciela Rona Wesley.
Starając się zachować najciszej jak tylko możliwe, podniósł się ze swojego posłania i zarzuciwszy na plecy jedną ze swoich flanelowych koszul, wyszedł z pokoju.
Wszyscy mieszkańcy Nory najwyraźniej smacznie sobie spali, więc Harry nie niepokojony przez nikogo zszedł do salonu, a później przez kuchnie wyszedł na zewnątrz zaczarowanego domu. Przeszedłszy kilka metrów usiadł na jednym z kamiennych stopni prowadzących do drzwi wejściowych.
Pogrążony we własnych myślach, podskoczył gwałtownie, kiedy kilka minut później na jego ramieniu spoczęła znajoma drobna dłoń.
- Na Merlina! – krzyknął cicho. – Czy chcesz mnie doprowadzić do zawału Hermiono?
Jego najlepsza przyjaciółka uśmiechnęła się lekko po czym usiadła obok niego.
- Mówiłam do ciebie non-stop przez ostatnią minutę, jednak najwyraźniej mnie nie słyszałeś.
- Zamyśliłem się.
- Tego się raczej domyśliłam.
Harry spojrzał na nią pytająco.
- A tak w ogóle to dlaczego nie śpisz?
- O to samo mogłabym spytać ciebie.
Chłopak nie odpowiedział oczekując na jej odpowiedź. Westchnęła.
- Czytałam w jadalni przy kominku, kiedy zszedłeś na dół. Nie zauważyłeś mnie, i chciałam sprawdzić czy u ciebie wszystko w porządku.
Harry ponownie popatrzył na otaczającą ich czerń nocy.
- Znowu miałeś koszmar? – zapytała.
W każdym innym momencie Harry starałby się zbagatelizować to pytanie. Jednak od momentu kiedy dwa tygodnie wcześniej przybył do Nory, aby spędzić z Wesleyami tradycyjnie koniec wakacji, wiedział, że nie był w stanie ukryć swoich złych snów.
Kiedy przyjechał, Hermiona była już na miejscu od paru dni. Ją również Molly zaprosiła, a dziewczyna chętnie na to przystała. Trio z Hogwartu zawsze najlepiej się przecież czuło w swoim własnym towarzystwie.
Koszmary Harry'ego zaczęły się od dnia, kiedy powrócił do Dursleyów na kolejną przerwę międzyszkolną. Przez kilka pierwszych tygodni wręcz myślał, że oszaleje, jednak jego wrodzony ośli upór nie pozwolił mu tego zaakceptować.
Cierpienie i ból stały się jego towarzyszkami przez wszystkie te dni, tak, że całymi dniami chodził jak nawiedzony i dosłownie znikał w oczach. Praktycznie nic nie jadł, i to nie dlatego, że Dursleyowie go nie karmili. O nie, po ostrzeżeniu członków Zakonu Feniksa, w tym departamencie znacznie się poprawiło, nie mniej jednak starali się w ogóle nie zauważać mieszkającego z nimi chłopca i nieustannie go ignorowali.
Harry'emu było to tylko na rękę.
Ktokolwiek mógłby sądzić, że chłopcu śniły się różne koszmary byłby jak najbardziej w błędzie. Sen był tylko jeden.
Departament Tajemnic...
Belatrix Lastragne...
Syriusz Black...
Zasłona...
Ten jeden z najgorszych, który niestety okazał się prawdą.
...
Syriusz.... kochany Syriusz.
Ostatnia najbardziej zbliżona do rodziny osoba, którą Harry poznał w swoim życiu.
Jego ojciec chrzestny... przyjaciel... człowiek, dzięki któremu z nadzieję zaczął patrzyć w nadchodzącą przyszłość.
On który...
...
Teraz był martwy
Za każdym razem Harry budził się z krzykiem i zwijając się w kłębek drżał jak małe dziecko.
Nikt o tym nie wiedział. Nikt nie miał prawa wiedzieć. Dlatego też pozwalał sobie na te chwile słabości tylko kiedy był sam. Dursleyów to nie obchodziło, a jeśli chodzi o przyjaciół to chłopak nie chciał ich litości. I tak wystarczająco już przez niego przecierpieli, przekonywał się. Nie chciał już więcej nikomu być ciężarem, więc stopniowo i z biegiem czasu coraz usilniej budował wokół siebie niewidoczny mur, zza którego nic nie miało się przedostać na światło dzienne.
Kiedy przyjechał do Nory, przyjaciele niemal go nie poznali.
Dawny pogodny Harry gdzieś zniknął, a jego miejsce zajął inny, wychudzony o smutnych oczach. Chłopiec, który owszem, uczestniczył w toczących się przy stole rozmowach, latał na miotle tak samo jak przedtem, który uśmiechał się lekko, gdy jeden z bliźniaków zrobił coś zabawnego lub szalonego. Nastolatek ten posłusznie zjadał każde ilości jedzenia podsuwane mu przez Panią Wesley, który tak jak dawniej każdorazowo przegrywał z Ronem w partiach magicznych szachów, który z leciutkim uśmiechem powtarzał za każdym razem "Naprawdę wszystko w porządku", kiedy się go o to z troską pytano.
Te wszystkie zachowania... te wszystkie słowa... były jednak po prostu zwyczajną maską.
Ron jakby wyczuwając, że przyjaciel jest daleki od jakiegokolwiek dzielenia się swoimi uczuciami, nie naciskał, tylko czekał na moment aż Harry sam się do niego zwróci. Wiele razy słyszał jak ten przewraca się z boku na bok w kolejnym koszmarze, ale bezsilny nie mógł zrobić nic aby temu zapobiec. Pozostało tylko jedno i rudy chłopak przysiągł sobie, że będzie na miejscu gdyby przyjaciel go potrzebował.
...
Zupełnie inaczej sprawa wyglądała z Hermioną.
Od samego momentu jak Harry przekroczył próg Nory dziewczyna nie odstępowała go na krok. Z samego początku przerażona jego wyglądem i sposobem zachowania szybko rozgryzła to jak się do wszystkich odnosi. Ku jego wielkiej irytacji, nie tylko postanowiła nie zwracać uwagi na delikatne aluzje, że chce być sam, ale na dodatek starała się zrobić wszystko aby zając go jak największą ilością rzeczy do zrobienia, tak aby choć na chwilę wyrwać go z tego odrętwienia.
Oczywiście na początek jej wysiłki przynosiły podobny efekt jak rzucanie grochem o ścianę. Harry grzecznie kiwał głową, przytakiwał jej a nawet z udawanym zainteresowaniem zgodził się odrabiać zadane na wakacje prace domowe.
Ta jego fasada cichej akceptacji na wszystko wokół doprowadzała ją do granicy furii.
To nie był Harry Potter, którego znała i który był jej najbliższym przyjacielem. To nie był Harry, którego wewnętrzna siła przyciągała do niego wszystkich tych, którzy tego potrzebowali.
To był po prostu jego cień.
Potrzebowała czegoś, co naruszyło by ten mur, którym się otoczył i sam Merlin jej świadkiem, że w końcu to cos odnalazła.
Zaczęli ze sobą rozmawiać jakiś tydzień po jego przyjeździe.
Jedyną rzeczą o której się tego lata w Norze nie rozmawiało był Syriusz. Nie mówiono o tym jak zginął, nie wspominano o nim przy chłopcu, nikt nie pytał co tak naprawdę się wydarzyło w Departamencie tajemnic (a ci nieliczni, którzy wiedzieli trzymali buzie na kłódkę). Syriusz był tematem tabu i nikt przy zdrowych zmysłach nie odważył by się o nim wspomnieć przy pozornie pogodzonym z jego odejściem nastolatku.
Cóż... Hermiona zawsze uważała, że odziedziczyła trochę szalonych genów po swoim wujku (bracie ze strony matki), który połowę swojego życia spędził w mugolskich zakładach psychiatrycznych myśląc, że jest strusiem.
Po tym jak jednego wieczoru na spacerze z Harrym wspomniała mu o Syriuszu, ten nie odezwał się do niej słowem przez następne trzy dni.
Ktoś stojący trzeźwo na ziemi od razu po takiej reakcji dałby sobie spokój i starał się przeczekać nadchodzącą burzę.
Oczywiście mówimy tu o kimś, kto nie nazywał się Hermiona Granger.
Określenie jej jako kogoś niezwykle upartego i nieustępliwego w dążeniu do raz obranego celu... byłoby po prostu niedopowiedzeniem roku.
W ciągu następnych dni dziewczyna umiejętnie wplatała zakazany temat do ich rozmów w niezwykle delikatny i ostrożny sposób i to tylko wtedy kiedy byli sam na sam. Nie było w tym najmniejszej nawet nachalności czy wścibstwa. Po prostu najzwyklejsze uwagi o człowieku, który był kimś wyjątkowym dla już i tak wystarczająco zranionego przez los chłopaka.
Powoli, słowo po słowie, fragment po fragmencie ponownie ukazywała Harry'emu portret człowieka jakim był za życia Syriusz Black. Człowieka bez reszty oddanego swoim przyjaciołom, dla których nawet największa ofiara nie była zbyt wysoka.
Mówiła mu o odwadze, lojalności, honorze i miłości. O wierności i przyjaźni wykraczającej ponad wszelkie granice pojmowania. O więzach międzyludzkich tak mocnych, że po prostu niezniszczalnych.
Hermiona powoli lecz nieubłaganie stworzyła na nowo wspomnienie człowieka za którym Harry powinien tęsknić i którego powinien opłakiwać, ale który na pewno by nie chciał aby przez to jego jedyny chrześniak odgradzał się od całego świata.
...
I tak właśnie... krok po kroku... dzień po dniu... Syriusz Black ponownie stał się częścią Harry'ego Pottera. Częścią pieczołowicie hołubioną w sercu, jednak już nie w sposób, którego kochany Łapa, by na pewno nie pochwalił.
A w oczach młodego chłopaka wkrótce ponownie zawitało życie.
To właśnie dzięki młodej dziewczynie o brązowych włosach Harry mógł po raz pierwszy od śmierci Syriusza za nim zapłakać. Stało się to pewnej sierpniowej nocy nad jeziorem oświetlanym jasnym światłem księżyca. A wtedy ona była tuż przy nim i obejmując mocno jego wstrząsane spazmami ciało szeptała mu do ucha kojące słowa.
Tamtego dnia świt zastał nad brzegiem wody dwójkę nastolatków, z których każde miało czerwone i opuchnięte oczy, jednak wiele lżejsze od trosk serca i umysły.
Od tamtego momentu Harry'ego i Hermionę połączyły więzi przyjaźni silniejsze od czegokolwiek magicznego lub nie co istniało w całym świecie. Nic... ale to absolutnie nic... nie mogło tych więzi zerwać.
Zaczęli również ze sobą rozmawiać. Jednak rozmawiać nie w sensie "Hej, co tam nowego piszą w Proroku?", tylko rozmawiać w sensie prawdziwego głębokiego porozumienia.
On opowiadał jej o wszystkim czego się bał i co napełniało go radością. O rodzicach, Syriuszu, magii, Durlseyach. Mówił jej rzeczy, których wcześniej nie zdradziłby nikomu nawet na największych torturach. Nie wstydził się przed nią swoich myśli i pragnień wiedząc, że w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji znajdzie w niej oparcie i pomoc.
Ona ze swojej strony rewanżowała mu się opowieściami ze swojego dzieciństwa, o swoich stosunkach z rodzicami i tego do czego dąży w swoim życiu. Mówiła również o Voldemorcie (tak, nauczyła się w końcu nie wymawiać normalnie jego imię, i robiła to zwykle z całą pogardą na jaką tylko ją było stać). Oprócz tego nie ukrywała także przed nim swoich wpadek i porażek jakie zdarzyły się już w jej młodym życiu, i z uśmiechem na ustach słuchała jak on spokojnym i ciepłym głosem stara się jej pomóc w sprawach na pozór nierozwiązywalnych.
On był w pełni dla niej, a ona była w pełni dla niego.
Oboje nie byli pewni jak mogą nazwać tę ich nowo odkrytą zażyłość, dlatego też uważali, że skupia się to tylko i wyłącznie na pogłębieniu ich już i tak mocnej przyjaźni.
...
I dlatego też właśnie tej nocy na wargach Harry'ego pojawił się cień pełnego wdzięczności uśmiechu.
- Znowu miałeś koszmar? Znowu Voldemort? – zapytała ponownie z troską dziewczyna.
Skinął głową.
- Tak, jednak tym razem było w tym coś dziwnego.
- Bardziej niż zazwyczaj?
Patrzył na nią przez chwilę z uwagą zanim odpowiedział.
- Był czymś zaskoczony.
Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie.
- Co takiego?
- Dostał jakąś wiadomość. Nie mam pojęcia jaką, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że ona go zaskoczyła. Poczułem jego emocje zanim je ukrył. Początkowe niedowierzanie, ciekawość, aż do dziwnego zadowolenia.
- Jak dziwnego?
- Zupełnie coś w stylu... nie wiem... akceptacji wyzwania czy czegoś podobnego.
Milczała przez kilka minut.
- Coś jeszcze?
- Nic – pokręcił głową. – Blizna mnie rozbolała więc się obudziłem.
- Przypuszczasz co to może oznaczać.
- Nie mam pojęcia, jednak jestem pewien, że prędzej czy później się tego dowiemy.
Para nastolatków zatopiła się na kilka minut we własnych myślach. Ciszę przerwała Hermiona.
- Zapomnijmy o tym na razie – uśmiechnęła się. – Jutro jest bardzo ważny dzień.
Skinął głową.
- Racja.
- Zaczniemy nasz szósty rok w Hogwarcie.
- Niewiarygodne. A mi się wydaje jakbym jeszcze wczoraj płynął łodzią przez jezioro w towarzystwie innych pierwszorocznych.
Delikatnie wzięła go za rękę.
- Kawał czasu, prawda? - zapytała.
- Prawda – zgodził się. – Ale jakby to powiedział Syriusz... "To dopiero początek".
Zaśmiała się cicho.
- Tylko pamiętaj, że w tym roku, żadnego wałęsania się po szkole w godzinach nocnych. W końcu jestem prefektem i nie chciałabym dawać ci szlabanu.
Oczy Harry'ego błysnęły zawadiacko.
- Cóż... myślę, że uda mi się cię jakoś wyprowadzić w pole.
- O nie Potter! Teraz to masz już naprawdę przechlapane!!!

* * *
Nadszedł w końcu kolejny pierwszy dzień szkoły. Dzień w którym trójka najlepszych przyjaciół miała wyjechać do Hogwartu na szósty już z kolei rok nauki.
Hermiona Granger została odprowadzona na dworzec przez swoich rodziców, którzy wpadli z samego rana do Nory.
Ron został wraz z swoją o rok młodszą siostrą Ginny przybył na dworzec w towarzystwie swojej matki jednak ich ojciec został wezwany z jakąś niezwykle ważną sprawą do Ministerstwa Magii.
Po pożegnaniu z matką, Ginny odłączyła się od Rona i udała się do wspólnego przedziału z koleżankami z pokoju, które spotkała na peronie. Ron wspólnie z Harrym, udał się do jednego z wolnych przedziałów w którym usiedli wspólnie z Hermioną.
Harry z drugiej strony, stał się w ciągu ostatnich dwóch dni niezwykle zamyślony. Oczywiście w całości wiązało się to z Hermioną. Zakłopotanie i niepewność chłopaka wzbudzał jeszcze fakt, że ostatnimi czasy ilekroć patrzył czy rozmawiał z Hermioną zauważał rzeczy, na które w przedziwny sposób nigdy wcześniej nie zwracał uwagi. To jak się uśmiecha czy przygryza dolną wargę kiedy jest zamyślona. To jak jej oczy rozjaśniają się gdy przepełniają ją emocje takie jak strach czy szczęście. Czy też to jak bawi się kosmykiem włosów gdy jest czymś naprawdę zafascynowana.
Harry nie był pewien o tym innym spojrzeniu na swoją najlepszą przyjaciółkę więc zrzucał to na oczywistą troskę o jej dobro i bezpieczeństwo. Bał się głębszej analizy swoich uczuć jednak był pewien, że gdyby się nad tym konkretniej zastanowił to wyniki tych jego przemyśleń mogły by się okazać jak najbardziej zaskakujące.
Teraz jednak więc wsiadł do pociągu z dwójką swoich najlepszych przyjaciół i zalazłszy wolny przedział pogrążyli się w rozmowie.
Minuty upływające do odjazdu mijały niezwykle szybko i kiedy zabrzmiał gwizdek zawiadowcy pociąg powoli ruszył z miejsca wyrzucając z komina kłęby gęstej i białej pary.
Kilka minut po tym jak pociąg ruszył do przedziału w którym siedziała trójka rozgadanych przyjaciół wszedł ktoś zupełnie nowy, kogo nigdy jeszcze wcześniej w Hogwarcie nie widzieli.
Każde z nich zareagowało na pojawienie się nowoprzybyłego inaczej.
Ron, obrzucając chłopaka zaciekawionym spojrzeniem zauważył jego szczerą twarz i zwyczajne mugolskie ubranie. Nieznajomy miał zarzucony na ramię ciemnogranatowy marynarski worek w którym zapewne trzymał swoje rzeczy. Instynktownie Ron uznał, że ich nowy towarzysz podróży jest całkiem w porządku a nie kimś w rodzaju Draco Malfoja w swoim najgorszym stadium.
Harry był po prostu zdumiony. Zwykle kojarzył choćby z twarzy uczniów uczęszczających do Hogwartu, jednak jego twarzy nie mógł nigdzie umiejscowić. Na oko przybyły chłopak był w wieku jego i jego przyjaciół i skoro znajdował się w ekspresie do Hograwtu znaczyło to, że należy do jednego z czterech domów istniejących w szkole. Gryffindoru, Ravenclawu, Huffelpuffu lub Slytherinu.
Jednak Harry był pewien, że nigdy go tam nie spotkał.
Jakby tego było mało w całej jego postawie i zachowaniu wyczuwał coś niepokojąco znajomego i o dziwo.... niepokojącego. Nie mogąc przyporządkować twarzy chłopaka do żadnej znanej mu postaci skinął mu lekko głową gdy ten pojawił się w drzwiach.
Chyba jednak najbardziej zszokowana pojawieniem się nieznajomego z całej trójki była Hermiona. Kiedy tylko usłyszała otwieranie drzwi ich przedziału jej pełen zaciekawienia wzrok zastąpił szok i niedowierzanie.
Te oczy. Te niebieskie, przejmujące i przenikające na wskroś spojrzenie. Uważne i czuje, jednak jednocześnie pełnie dziwnego spokoju, który w jakiś przedziwny sposób skierowany było właśnie na całą ich trójkę. Nie! Przekonywała się w myślach. To oczywiście nie mogło być prawdą. No bo jak chłopak, którego widziała po raz pierwszy w swoim życiu mógł tak na nich patrzeć (choćby nawet przez sekundę) w taki właśnie sposób.
Coś jej się musiało przewidzieć, przekonywała się. Zresztą, co można powiedzieć o drugiej osobie kiedy widzi się go po raz pierwszy w życiu i to przez pięć sekund w momencie gdy otwiera drzwi do przedziału.
Odgłos przesuwanych drzwi zabrzmiał głośno w przedziale i trójka przyjaciół odwróciła głowy aby powitać nową osobę.
- Cześć - z lekkim uśmiechem przywitał się Tom Riddle. - Czy znajdzie się jedno wolne miejsce?
Ron skinął lekko głową i machnął zapraszająco ręką.
- Jasne, wejdź.
Chłopak ściągnął worek z ramienia i jednym płynnym ruchem wrzucił go na miejsce dla bagaży. Kiedy usiadł wyciągnął rękę do Rona.
- Dziękuję. Naprawdę trudno było znaleźć jakieś wolne miejsce. Mam na imię Tom.
Ron uścisnął wyciągniętą dłoń. Po nim tak samo uczynili Harry i Hermiona, tyle, że z lekką rezerwą której oboje nie byli w stanie przed sobą wytłumaczyć.
Tom oparł się wygodnie o siedzenie i przyjrzał się trójce z życzliwym zainteresowaniem.
- Jesteście z szóstego roku? - zapytał.
Harry skinął głową i wskazał na przyjaciół.
- Tak. To jest Hermiona, to Ron, a ja jestem Harry.
Tom kiwnął lekko głową.
- Czyli wynika z tego, że będziemy na tym samym roku.
Zaskoczona Hermiona odezwała się po raz pierwszy.
- Nie wydaje mi się abym widziała cię wcześniej w Hogwarcie - zauważyła.
- To prawda - zgodził się tamten. - To jest w zasadzie moja pierwsza wizyta w Hogwarcie, jednak z racji mojego wieku i zostałem od razu przydzielony na szósty rok.
Przyjaciele wymienili ze sobą zaskoczone spojrzenia.
- Nie uczęszczałeś wcześniej do innej szkoły magii?
Tom pokręcił głową.
- Nie. Próbowałem nieco magii na własny rachunek i to przez parę lat, kiedy w końcu otrzymałem list w Hogwartu. Szczerze mówiąc byłem totalnie zaskoczony, gdyż nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak świat magii i czarodziejów. Z tego co wiem czekają mnie jeszcze egzaminy kwalifikujące zaraz z początku roku.
- Czyli jesteś praktycznie mugolem? - zapytała Hermiona.
Tom zaśmiał się cicho.
- W zasadzie to można by tak powiedzieć. Jestem głęboko związany ze światem mugolskim i trochę trudno jest mi przyzwyczaić się do innych reguł jakie okazują się rządzą tą rzeczywistością.
- Próbowałeś wcześniej czarów?
- Tak. Kilka lat praktyki już za sobą mam.
Harry pokręcił głową.
- W takim razie nie rozumiem dlaczego Ministerstwo nie zwróciło na ciebie wcześniej uwagi?
Tom uśmiechnął się lekko.
- Wiesz... jakby to powiedzieć... moja magia jest nieco inna od tej właściwej. Przynajmniej tak wynika z tego co się do tego momentu dowiedziałem.
- Jak to inna? - nie zrozumiał Ron podobnie jak i jego dwójka przyjaciół.
- Jestem pewien, że zauważycie to w czasie roku szkolnego.
Tom zmienił temat i po chwili cała czwórka nastolatków pogrążyła się w przyjaznej rozmowie. Harry, Ron i Hermiona byli zaskoczeni jak łatwo udało im się nawiązać przyjacielskie stosunki z nieznajomym. Wydawało im się jakby znali go kilka dobrych lat, a nie spotkali po raz pierwszy przed kilkunastoma minutami.
Ich dyskusję na temat co zawiera większą moc magiczną, łuska smoka czy pióro feniksa, przerwało wtargnięcie do przedziału znajomej postaci o platynowo blond włosach.
Draco Malfoy i jego dwóch ochroniarzopodobnych kumpli Crabe i Goyle, wparowali do przedziału z uśmieszkami wyższości drgającymi na cienkich wargach. Malfoy obrzucił obojętnym spojrzeniem siedzącego przy wejściu Toma po czym skupił wzrok na trójce przyjaciół, którym uwielbiał uprzykrzać życie w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
- Proszę, proszę, proszę - zaczął zjadliwie. - Potter, Granger i Wesley. A więc ponownie trójka nieudaczników zamierza zaszczycić nas wszystkich swoją obecnością?
- Malfoy - Ron odezwał się ironicznie. - Z której dziury wylazłeś tym razem. Może z jamy ropuchy błotnej, bo to by nawet do ciebie pasowało.
Draco wydawał się ignorować jego słowa, jednak przeczył temu lekki rumieniec jaki wypłynął mu na policzki. Skupił uwagę na Hermionie.
- Granger!- udał zdziwienie. - Jak tam szanowne zdróweczko? Teraz skoro Czarny Pan wrócił to mam nadzieję, że pokaże wszystkim szlamom gdzie jest ich prawowite miejsce.
Wzburzona dziewczyna już miała się odezwać, kiedy ubiegł ją w tym Harry. Zerwał się na równe nogi i z bladą z wściekłości twarzą poprzez zaciśnięte usta wysyczał.
- Przeproś ją Malfoy, bo inaczej będziesz miał ze mną do czynienia.
Draco zaśmiał się złośliwie i jednym płynnym ruchem wyciągnął różdżkę.
- Serio Potter? Bo coś mi się wydaje, że jako bezrozumny szympans małe będziesz miał szanse to zrobić. Zobacz czego nauczyłem się przez te wakacje.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować różdżka Dracona wystrzeliła do przodu i wspomagana przez wypowiedziane przez niego zaklęcie, z jej końca wystrzeliła zielona błyskawica prosto w Harry'ego.
- Transmutus apeus.
Nagle głos zamarł Malfoyowi w gardle, kiedy wpatrywał się w coś co wydawało się zupełnie niemożliwe. Trójka przyjaciół również nie mogła uwierzyć w to co się dzieje, kiedy wykonany przez blondyna czar zatrzymał się w pół drogi do celu po napotkaniu najbardziej niezwykłej bariery.
Zaklęcie uformowane w postać niewielkiej kuli jaskrawozielonego światła zatrzymało się w powietrzu kilka centymetrów od dłoni Toma, którą ten postawił na drodze wypowiadanego przez Malfoya zaklęcia jednocześnie chroniąc Harry'ego.
Zaskoczony Draco zamrugał powiekami na ten niespotykany widok i po raz pierwszy jego wzrok skupił się na czwartym podróżnym.
- Co... co się dzieje?
Tom spojrzał na niego zimno.
- Proste zaklęcie hamujące. Czy to tak trudno pojąć twojemu poniekąd bystremu umysłowi?
Malfoy z trudem wypowiedział kolejne zdanie.
- A... ale... bez różdżki?
- Bez różdżki można robić wiele rzeczy chłoptasiu.
Oczy blondyna błysnęły gniewnie.
- Kim ty do diabła jesteś?
Tom popatrzył na niego z pogardą.
- Kimś, kto naprawdę nie znosi słowa szlama. Bo widzisz... rodzice mojej mamy, również byli pełnokrwistymi mugolami. Więc takim wrednym określeniem obraziłeś nie tylko Hermionę, ale również moją mamę. A takiej obrazy przepuścić nie wolno.
Tom uśmiechnął się lekko na widok min wszystkich znajdujących się w przedziale. Z satysfakcją odnotował na twarzy Draca niepewność.
- Returno magico. - wypowiedział zaklęcie młody Riddle.
Lewitujący w powietrzu czar Dracona zadrżał gwałtownie, po czym na krótką chwilę zatrzymał się a następnie błyskawicznie ruszył na Malfoya. Ten zaskoczony nie miał szans by zareagować i zaklęcie uderzyło go prosto w piersi.
Tom, Ron, Harry i Hermiona parsknęli szaleńczym śmiechem, kiedy w miejscu blondyna stanął niedużej wielkości szympans ubrany w jego ciuchy. Dzięki niezwykłej interwencji czar mający ugodzić Harry'ego cofnął się i zadziałał na swoim twórcy.
Małpa wydała z siebie głośny wrzask i jak szalona wypadła z przedziału. Za nią krok w krok podążali zszokowani Crabe i Goyle.
Hermiona śmiała się tak mocno, że aż łzy pociekły jej po policzkach. Harry i Ron również niemal tarzali się po ziemi.
- Widziałeś jego minę...
- Nie mogę uwierzyć...
- Malfoy małpa...
- Zauważyłeś, że nawet szympans był blond?
- Ja to zrobiłeś?
Ostatnie zdanie było skierowane do chichoczącego Toma. Po krótkiej chwili kiedy wszyscy dostatecznie spoważnieli, ten odezwał się lekko.
- Powiedzmy, że tego zaklęcia nauczyła mnie konieczność. Zdecydowanie pomaga w wielu podobnych sytuacjach.
Hermiona zapytała Toma z napięciem w głosie.
- Jesteś bezróżdżkowcem, prawda?
Pytany skinął lekko głową.
- Tak. To by się zgadzało.
- To bardzo zaawansowana magia.
- Podobno. Jednak ja od zawsze uczyłem się tylko takiej.
- Naprawdę. Dlaczego?
- Od zawsze uważałem, że czary bezróżdżkowe wymagają większej ilości ćwiczeń i zdolności samoopanowania. Wychodzę z założenia, że cięższa praca na początku owocuje większymi możliwościami w przyszłości.
Hermionie na moment odjęło mowę. Tak właśnie ona sama postrzegała naukę czarów, dlatego też spędzała na nauce dwa razy więcej czasu niż pozostali. Nie wyłączając nawet Harry'ego i Rona.
- To... to bardzo mądre stwierdzenie - wykrztusiła.
Tom zaśmiał się cicho.
- Dziekuję. Cieszę się, że ci się podoba.
Żartobliwy błysk w jego oku nie umknął uwadze dziewczyny jednak postanowiła go nie komentować.
- Jak długo potrwa ten czar na Malfoyu? - zapytał Ron.
Pytany zachichotał.
- Tyle ile miał trwać na Harrym. Lepiej więc dal niego, jeśli chciał się tylko popisać nowymi zdolnościami. Jeżeli nie... cóż... Slytherin będzie się musiał przyzwyczaić do nowego kolegi.
Harry zmarszczył brwi. Skąd Tom wiedział, że Malfoy jest w Slytherynie? Skoro to była jego pierwsza wizyta w Hogwarcie to nie miał wcześniej możliwości się tego dowiedzieć.
Jakby odgadując jego myśli chłopak powiedział wyjaśniająco.
- Kiedy wsiadałem do pociągu usłyszałem jak rozmawia o swoim domu z jednym ze swoich kumpli.
- A'propos domów - zapytał Ron. - Do jakiego chciałbyś należeć?
Tom udał, że się zastanawia.
- Jakoś nigdy się nad tym nie myślałem - stwierdził. - W zasadzie do jakiegokolwiek bym nie trafił będzie dobrze... chociaż, po tym co teraz zrobiłem blondynowi to raczej w Slytherinie nie miałbym łatwego życia.
- Co racja to racja - uśmiechnęła się Hermiona.
- A wy w jakich domach jesteście?
- Oczywiście w Gryfindorze - stwierdziła z dumą.
- Kto wie? - uśmiechnął się Tom. - Skoro się już znamy, to może mi również się poszczęści i do niego trafię?
- Fajnie by było - odparła.
Czwórka młodych ludzi pogrążyła się w luźniej rozmowie. Pociąg w coraz szybszym tempie zbliżał się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

***

Kiedy pociąg dojechał na miejsce wszyscy uczniowie wysiedli ze swoich wagonów pozostawiając bagaże, ponieważ te miały zostać dostarczone do ich pokojów przez szkolne skrzaty.
Ku Harry'emu, Ronowi, Hermionie i Tomowi przez tłum przechodził potężnych rozmiarów brodaty mężczyzna. Uczniowie pierzchali mu sprzed drogi i kiedy się w końcu zatrzymał na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.
- 'Arry jak dobra cię znowu widzieć. Ron! Miona! Was jasne tyż!
Trójka nastolatków uścisnęła go mocno.
- Witaj Hagridzie. Stęskniliśmy się za tobą.
- Ja za wami tyż dzieciki.
Hermiona wskazała na stojącego z tyłu chłopaka.
- Hagridzie, poznaj Toma. Jest po raz pierwszy w Hogwarcie, jednak będzie w naszym roczniku.
Hagrid uścisnął wyciągniętą rękę chłopaka i przyjrzał mu się uważnie.
- Holibka chłopie! Jak ty mi kogoś przypominasz! Czy my się już kiedy nie spotkali?
- Nie sądzę bo na pewno bym zapamiętał.
Gajowy zaśmiał się gardłowo.
- Pewno że tak chłopie. Przepraszam. Witoj w Hogwarcie.
- Dziękuję Hagridzie. Ja również się cieszę. że tu jestem.
Hagrid pokręcił głową i machnąwszy przyjaciołom zwrócił się do tłumu.
- Uwaga pirszroczniki! Wy chodźta za mną do łodzi. Reszta uczniów do powozów i na zamek. Uczta czeka!
Wszyscy wsiedli do bezkonnych powozów i już po chwili zajechali pod zamek i weszli do sali jadalnej.
W następnej kolejności wniesiono do sali Tiarę Przydziału, czarodziejski kapelusz zajmujący się przyporządkowaniem nowych uczniów Hogwartu do ich domów, po czym rozpoczęła się ceremonia przydziału.
Z każdym razem gdy tiara wykrzykiwała nazwę kolejnego domu z głowy nowego ucznia, następował wybuch radości uczniów z odpowiedniego domu.
- Ravenclaw! – zakrzyknęła tiara, a uczniowie tego właśnie domu gromkimi brawami przywitali swojego kolejnego młodego kolegę.
Rozradowany chłopiec zajął szybko przeznaczone mu miejsce. Był on ostatni z tegorocznych pierwszoroczniaków jednak o dziwo profesor McGonnal nie odłożyła magicznego kapelusza z powrotem na swoje miejsce.
Trójka siedzących przy stole Gryfindoru przyjaciół popatrzyła na siebie ze zrozumieniem. Oni już wiedzieli, że został ktoś jeszcze do przydziału.
Szum zaciekawienia przeszedł przez całą salę, jednak umilkł natychmiast gdy profesor Dumbledore podniósł się ze swojego miejsca. Harry'ego, Hermionę i Rona zdziwił nieco fakt, że jego twarz była niezwykle poważna.
- Jakkolwiek pierwszoroczni zostali już przydzieleni pozostała nam dzisiaj jeszcze jedna osoba – powiedział powoli. – Wejdź chłopcze.
Z jednych z bocznych drzwi wszedł na sale chłopak. Przyjaciele błyskawicznie rozpoznali chłopca, przez którego Malfoy musiał przez całą drogę do Hogwartu pozostawać w ciele szympansa. Pomachali mu wesoło na przywitanie.
Nagle atmosfera na sali stała się dziwnie napięta.
Hermiona z niedowierzaniem wpatrywała się w siedzących za stołem profesorów, na których twarzach aż nadto widoczny był spory niepokój i niepewność. O co tutaj chodzi? Zastanawiała się. Dlaczego wszyscy nauczyciele spoglądają na tego chłopaka jakby zaraz miał ich potraktować jakąś klątwą.
To chyba z powodu Toma, pomyślał przytomnie Harry. Ale dlaczego?
Zmusił się, aby słuchać co dalej mówi dyrektor.
- Wasz nowy kolega zostanie przydzielony na szósty rok, gdyż całkiem niedawno skończył siedemnaście lat. Nie uczęszczał wcześniej do żadnej ze szkół czarodziejstwa i magii jednak jak sami się wkrótce przekonacie jest niezwykle zdolnym i umiejętnym młodym czarodziejem.
Tom stanął na środku sali i spokojnie przesunął wzrokiem po zaintrygowanych spojrzeniach siedzących na sali uczniów. Kiedy napotkał nienawistne spojrzenie Draco Malfoya, jego wargi wykrzywiły się w leciutkim uśmiechu. Kiedy doszedł do Gryfindoru zatrzymał wzrok na Harrym, Hermionie i Ronie. Coś w jego oczach błysnęło kiedy na nich patrzył, jednak po chwili całą swoją uwagę skupił na Dumbledorze.
Dyrektor gestem wskazał mu krzesło. Tom usiadł a profesor transmutacji nałożyła mu na głowę czarodziejską tiarę.
Harry'emu wydawało się, że czas nagle zwolnił, gdyż przez kilka minut trwała niczym nie zmącona cisza, a czarodziejski kapelusz zachowywał stoickie milczenie.
Nagle stała się rzecz niespotykana.
Tiara Przydziału delikatnie podniosła się znad głowy chłopaka i przesunęła się w powietrzu prosto w ręce zaskoczonej takim obrotem sytuacji profesor MacGonnal i wykrzyknęła.
- NIEZALEŻNY!!!
Tom pokręcił głową z niewielkim uśmieszkiem po czym nie zważając na zdumione spojrzenia studenckiej braci stanął przed stołem nauczycielskim.
Szmer rozmów rozniósł się po sali jak burza.
- Niezależny!
- Jak to możliwe?
- Kim on jest?
- Coś podobnego!
- Ty! Zobacz na miny profesorów...
Nic nie rozumiejący Harry pochylił się do ucha swojej przyjaciółki.
- Co oznacza "niezależny"?
Hermiona pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Niezależny to znaczy, że posiada w sobie równe cechy wszystkich czterech domów. Czyli tiara nie mogła go przydzielić do żadnego z nich. To niezwykle rzadki przypadek. Według "Historii Hogwartu" ostatnio miało to miejsce jakieś sto pięćdziesiąt lat temu. Osoba z cechami czterech domów ma zadatki na posiadanie naprawdę olbrzymiej mocy magicznej.
- I co teraz się stanie? – wtrącił Ron.
- Najprawdopodobniej profesorowie pozwolą mu samemu wybrać sobie dom. Przynajmniej tak było do tej pory.
Ponownie skupili wzrok na profesorze. Ten uniósł dłoń i momentalnie nastała cisza.
- Tiara Przydziału nie mogła dokonać wyboru więc według tradycji to ty chłopcze musisz sam wybrać sobie dom. Hufflepuff, Ravenclaw, Gryffindor czy też Slytherin?
Pytany chłopak zastanawiał się tylko przez krótką chwilę po czym skłonił się lekko.
- Panie dyrektorze wybieram Gryffindor.
Zbiorowe sapnięcie doszło zza nauczycielskiego stołu. Zdumienie widoczne na ich twarzach wywołało jeszcze większą ciekawość uczniów.
Dumbledore skinął lekko głową.
- Dokonałeś wyboru. Niech będzie GRYFFINDOR!!!
Ostatnie słowo wykrzyknął głośno i uczniowie tego domu, pomimo, że w dalszym ciągu zaskoczeni rozwojem wypadków, przywitali swojego nowego kolegę gromkimi brawami.
Tom szybko usiadł na przeznaczonym dla niego miejscu, które dziwnym zrządzeniem losu znajdowało się naprzeciw siedzącego Harry'ego, Rona i Hermiony.
Mimo, że wszystkich rozpierała ciekawość powściągnęli ją na moment ponieważ dyrektor chrząknął znacząco.
- Tak jak każdego roku muszę wam przypomnieć o głównych zasadach. Mroczny las jest zakazany dla wszystkich studentów bez wyjątku, jak również przebywanie uczniów poza dormitorium po ogłoszeniu ciszy nocnej. Również w związku z obecną podwyższoną aktywnością grup Śmierciożerców oraz Sami-Wiecie-Kogo, zakazane jest również opuszczanie terenu szkoły bez powiadomienia o tym opiekuna domu – na jego wargach pojawił się ciepły uśmiech. – Ale koniec już z tymi wszystkimi zakazami. Czas na długo oczekiwaną ucztę. Wcinajcie!
Kiedy klasnął w dłonie na półmiski stojące przed uczniami wypełniły się w jednej chwili górami przepysznego jedzenia. Wszyscy z apetytem zaczęli pochłaniać jedzenie.
- Witaj w Gryffindorze Tom – powitał nowoprzybyłego Harry.
- Właśnie – przytaknęła Hermiona. To najlepszy dom w całej szkole.
Chłopak skinął im w lekko głową.
- Dzięki. Jestem pewien, że macie rację.
Ron ugryzł kawałek trzymanego w dłoni udka z kurczaka.
- Ale się porobiło z tym wyborem. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Jak to możliwe?
Pytany wzruszył ramionami.
- Czy ja wiem – odpowiedział wymijająco. – Widocznie coś musiało to sprawić.
Harry uważnie przyjrzał się jego twarzy.
- Na pewno. Ale to nie wszystko...
- Co masz na myśli?
Harry milczał przez chwilę.
- Może to trochę dziwne, ale...
- Co takiego? – dopytywał się Ron.
- Ale bardzo zdziwiła mnie reakcja profesorów na twoje przybycie.
Powieki Hermiony zamrugały gwałtownie.
- A ja myślałam, że mi się to przewidziało. Jednak ty też to widziałeś... Wydawali się czymś bardzo wzburzeni.
- Nawet Dumbledore był nieco dziwny.
Tom skinął z namysłem głową.
- Bo rzeczywiście profesorzy się nieco niepokoili – powiedział spokojnie.
Trójka przyjaciół przyjrzała mu się z napięciem.
- Ale dlaczego – zapytał Harry. – Czemu ich tak zdenerwowała twoja obecność?
Tom nie odpowiadał przez chwilę jakby zastanawiając się czy odpowiedzieć na to pytanie czy nie. W końcu jakby zdecydował się i poważnie spojrzał Harry'emu prosto w oczy.
- To ma pewnie wiele wspólnego z tym jak się nazywam.
Na kilka długich sekund zapadła cisza. Przerwała ją Hermiona.
- Z twoim nazwiskiem. A zresztą jak ty się w ogóle nazywasz?
Chłopak uśmiechnął smutno. Ani na sekundę nie odwracał wzrok od Harry'ego.
Westchnął, ale kiedy się odezwał jego głos był twardy jak stal.
- Nazywam się Riddle. Thomas Augustus Riddle.
Cisza jaka zamarła po jego słowach przy stole Gryffindoru była absolutna.

X X X

Pierwszy ciszę przerwał Ron.
- Czekaj, czekaj... nazywasz się Riddle?
Pytany chłopak był niezwykle spokojny.
- Tak właśnie powiedziałem.
- Tom Riddle?
- Tak.
- A imię… masz po kimś szczególnym?
- Po ojcu.
Siedzący przy stole uczniowie nabrali głęboko powietrza w płuca. Ron z trudem zadał kolejne pytanie.
- Twój ojciec również nazywa się Tom Riddle?
Pytany skinął głową. Oczy Rona rozszerzyły się gwałtownie.
- Czy to... czy on... czy... – zająknął się. – Czy to jest TEN Tom Riddle?
Zanim odpowiedział chłopak przesunął wzrokiem po siedzących przy stole Gryffindoru uczniach. Na twarzach jednych widział szok i niedowierzanie, na następnych strach i przerażenie. Przestrach i zdumienie na twarzy Rona było aż nadto widoczne. Hermiona spoglądała na niego z niedowierzaniem i podejrzliwością. Tylko jedna osoba przy stole patrzyła na niego z nieukrywanym gniewem. To Był Harry Potter.
Odpowiadając na pytanie rudego chłopaka Tom zwrócił się prosto do Harry'ego.
- Tak. Ten właśnie Tom Riddle jest moim ojcem.
Przez chwilę nikt nie mógł wykrztusić słowa. Nagle ciszę przerwał Harry.
- Jeżeli to ma być żart – powiedział powoli cedząc słowa. – To jest on w bardzo złym guście.
Tom spokojnie wytrzymał jego przeszywające wspomnienie.
- Nie mam powodu aby na ten temat żartować Harry.
Kruczowłosy chłopak tak mocno zacisnął pięści, że ta aż całe zbielały.
- Voldemort jest twoim ojcem?
Zduszone krzyki rozległy się przy stole na dźwięk tego imienia. Nazwisko to przemknęło po sali niczym błyskawica, mimo iż nie było wypowiedziane zbyt głośno. Cała sala umilkła jak jeden mąż.
Twarz Toma była niczym wykuta z kamienia. Gdzieś nagle zniknął wesoły chłopiec, którego trójka przyjaciół spotkała w pociągu.
- Tak.
Harry wstał gwałtownie. Jego oczy rzucały błyskawice.
- On zamordował moich rodziców – syknął przez zaciśnięte gardło.
Młody Riddle kiwnął powoli głową.
- Tak. Wielu dzieciom odebrał rodziców... tobie także.
Harry zachwiał się gwałtownie i przymknął oczy na kilka sekund. Przerażona zaistniałą sytuacją godną sennego koszmaru – Hermiona, wpatrywała się w troską w jego twarz.
Opalizujące zielone oczy Harry'ego ponownie napotkały jasnoniebieskie Toma.
Ten milczący pojedynek wyrażał więcej niż tysiąc słów. Wiele osób przeszedł dreszcz po plecach na widok pogardy i nienawiści jakie wyrażał wzrok Pottera.
- Trzymaj się ode mnie z daleka Riddle. To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.
Po tych słowach odsunął się od stołu i szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej Sali. Ron i Hermiona rzuciwszy ostatnie zszokowane spojrzenie na Toma, rzucili się w ślad za przyjacielem.
Kiedy cała trójka znikła za drzwiami Tom odetchnął głęboko po czym przesunął wzrokiem po wpatrzonych w niego z niepokojem twarzach. Oczywiście były wśród nich te należące do nauczycieli.
Chłopak uśmiechnął się lekko po czym poniósł nieco do góry trzymany w dłoni kubek z sokiem dyniowym w udawanym toaście.
- Skoro mamy już za sobą formalne przedstawienie, to życzę wszystkim smacznego – mruknął na tyle głośno aby jego głos dotarł do wszystkich zainteresowanych.
Po tych słowach ochoczo zabrał się do pałaszowania posiłku.
Cała Wielka Sala pozostała w niczym nie zmąconej ciszy.

X X X

- Harry!
...
- Harry!!!
...
- HARRY!!!
Chłopak słyszał dobiegający zza jego pleców głos Hermiony jednak gniewnie parł naprzód. Dopiero kiedy na miejscu osadziła go jej mała dłoń, odwrócił się do niej z furią.
- Zostaw mnie w spokoju! – krzyknął.
- NIE!
- Herm...
- Uspokój się stary, proszę!
- Ron nie wtrącaj się!
- Musisz się uspokoić.
- Hermiono! Czy ty wiesz kim on jest???
- Tak, wiem.
- Wiesz??? Czy ty naprawdę to wiesz??? Ron! A ty?
- Tak chłopie, wiem.
- NIE!!! Nie wiecie!!! Nie macie pojęcia!!!
- Harry, proszę...
- NIE HERMIONO!!! On jest jego synem! SYNEM VOLDEMORTA!!! Siedział ze mną w jednym przedziale... żartował... śmiał się... zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Jakby to nic nie znaczyło, że on... że jest... jego...
- Harry.
- Nie mogę – chłopak złapał się bezsilnie za głowę i przesunął wzrokiem po swych przyjaciołach. – On zachowywał się jak gdyby nigdy nic mimo, że doskonale wiedział kim jestem. Wiedział... że ma w swoich żyłach krew zabójcy moich rodziców.
Z oczu Hermiony popłynęły dwa strumyki łez na widok cierpienie Harry'ego. Wyciągnęła rękę chcąc go dotknąć, jednak ten odsunął się gwałtownie kręcąc rozpaczliwie głową.
- Nie! Nie potrzebuję pocieszenia Hermiono... czego chcę... to... wyjaśnień. Tego jakim cudem syn mordercy znalazł się w Hogwarcie?
- Może ja ci w tym pomogę drogi chłopcze?
Trójka przyjaciół odwróciła się błyskawicznie na dźwięk dobiegającego zza ich pleców głosu.
- Profesor Dumbledore – szepnęła Hermiona.
Wzburzony Harry wystąpił o krok naprzód.
- Co się tutaj dzieje panie profesorze? – zapytał.
Starzec w zamyśleniu pogładził się po brodzie.
- Szczerze mówiąc drogi chłopcze, sam dokładnie nie wiem, jednak wyjaśnię wam to tyle na ile sam potrafię. Chodźcie wszyscy do mojego gabinetu.
Trójka uczniów skinęła głową i posłusznie podążyła za dyrektorem. Kiedy już byli na miejscu, Dumbledore usiadł za swoim biurkiem i gestem poprosił ich aby usiedli. Z trudem utrzymujący nerwy na wodzy Harry pytająco na niego spojrzał.
Stary profesor zauważył to spojrzenie i odchrząknął znacząco.
- Kilka dni temu Ministerstwo Magii zarejestrowało nieuprawnione użycie mocy magicznej. Błyskawiczne zaklęcie monitorujące wykazało, że nieznanego czaru użył młody chłopiec na oko w waszym wieku. Nie było by w tym może nic dziwnego i skończyło by się na zwykłym naruszeniu przepisów, gdyby nie jedna bardzo istotna sprawa.
- Czyli? - zapytał cicho Harry.
- Zaklęcie monitorujące nie zdołało ustalić kim jest ten młody człowiek, który pojawił się dosłownie znikąd. Procedura postępowania w takich przypadkach nakazuje użycie, oczywiście za zgodą Ministerstwa, zaklęcia identyfikującego. Tak też natychmiast uczyniono.
Hermiona spojrzała na niego uważnie.
- To był Tom?
Dumbledore uśmiechnął się lekko i kontynuował.
- Możecie sobie wyobrazić jakiego szoku doznaliśmy, kiedy powracające zaklęcie oznajmiło, że tym młodym człowiekiem jest Thomas Augustus Riddle, lat 16, nie będący wcześniej nigdzie zarejestrowany, ani jako potencjalny ani praktykujący czarodziej.
- Zupełnie jakby nigdy wcześniej nie istniał.
- Dokładnie panie Wesley. Zresztą zaklęcie identyfikujące napotkało na znaczne trudności i powróciło do nas w stanie bardzo rozproszonym. Jedyną dokładną informacją była informacja o ojcu owego chłopca.
- Voldemorcie – syknął Harry.
- Tak – skinął głową profesor. – Tom, jest synem Lorda Voldemorta.
- A matka? – zapytała Hermiona.
- Tego również nie wiemy. Ta informacja została jakimś dziwnym sposobem wymazana z zaklęcia. Bez wątpienia, ktoś musiał w nie bardzo ingerować aby pozbawić nas dostępu do tych informacji.
- Tom?
- Może tak... może nie. Nie mniej jednak, jako niepełnoletni czarodziej, pan Riddle został automatycznie przydzielony do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jak sami wiecie w świecie czarodziejów najpierw się działa, a dopiero potem zadaje pytania.
- Pytania zadane przez Zakon Feniksa?
- Tak Harry. Zakon nie ma sobie równych w zdobywaniu wszelkich, nawet najbardziej tajnych informacji.
- Czyli co wiemy o tym Tomie? – zapytała z nadzieją Hermiona.
- Absolutnie nic.
- Jak to? Przecież...
- Spokojnie panno Granger, Zakon może nie działa najszybciej, jednak bardzo skutecznie. Na ostateczne wyniki śledztwa trzeba trochę poczekać.
Harry zerwał się wzburzony.
- Poczekać profesorze? POCZEKAĆ? Jak pan to sobie wyobraża? Syn tego mordercy ma z nami uczęszczać na zajęcia.
Dumbledore popatrzył na niego poważnie.
- Harry... ten chłopak nie jest swoim ojcem. Nie odpowiada za jego czyny... za to co tamten zrobił. Nie przerzucaj grzechów ojca na następne pokolenie. Może powinieneś dać mu szansę na ukazanie swojego prawdziwego Ja.
Poruszony słowami starego człowieka Harry opadł bezsilnie na krzesło.
- Dać mu szansę, panie profesorze? Nie wiem czy potrafię – odparł szczerze. – On jest częścią człowieka, który pozbawił mnie tego co w życiu najważniejsze. Człowieka... który, nieustannie dąży do śmierci mojej i moich bliskich.
- Zdaję sobie z tego sprawę drogi chłopcze.
- Jak na razie nie mam powodu przypuszczać, że Tom jest inny niż Voldemort. Jak pan sądzi, po której stronie ten chłopak się opowie kiedy będzie miał do wyboru pomóc nam tu obecnym, czy pomóc jemu – ostatnie słowo niemal wypluł.
- Nie mogę ci na to odpowiedzieć Harry.
- Ja także profesorze. Obdarzenie kogoś zaufaniem wymaga czasu i pełnej wiary w daną osobę, a i tak nie zawsze wychodzi to na dobre. Moi rodzice również ufali jednemu ze swoich przyjaciół... jednak Peter Petigrew zdradził ich doprowadzając do śmierci.
Harry poczuł delikatny uścisk na swojej dłoni. Nie musiał patrzeć w dół aby wiedzieć, że to Hermiona przekazywała mu swoją siłę aby kontynuować.
- Proszę mnie zrozumieć panie profesorze. Nie mogę mu na razie zaufać... nie mogę nawet zrobić tego na krótką chwilę. Ponieważ nawet gdybym zapomniał kim on jest, to i tak ten chłopak kryje w sobie zbyt wiele niewiadomych.
Dumbledore uśmiechnął się smutno.
- Nie powiem, abym nie rozumiał twojego punktu widzenia drogi chłopcze. Jednak pamiętaj, że treść książki nie zawsze pokrywa się z tym co znajduje się na jej okładce.
Harry popatrzył na swoich przyjaciół. Ron w dalszym ciągu wyglądał na oszołomionego, jednak jego twarz nabierała już coraz żywszych kolorów. Kiedy zauważył wzrok przyjaciela skinął mu lekko głową.
- Na pewno trzeba zachować ostrożność – stwierdził. – Jednak dopóki nie dowiemy się wszystkiego, nie powinniśmy od razu wyciągać wniosków mogących okazać się fałszywymi.
Na wargach Harry'ego pojawił się cień uśmiechu.
- Nienajgorzej powiedziane staruszku.
Przyjaciel wyszczerzył zęby.
- Cóż... inteligencja zawsze idzie w parze z urodą.
Harry parsknął śmiechem i pokręcił bezsilnie głową. Kiedy jego wzrok napotkał spojrzenie Hermiony, ta w odpowiedzi uścisnęła nieco mocniej jego dłoń, mówiąc tym samym, że niezależnie od wszystkiego, to i tak ze wszystkim sobie poradzą.
Harry westchnął głęboko i dopiero po kilku długich sekundach odezwał się do starego czarodzieja.
- Panie profesorze, spróbuję tego o co pan prosił, jednak czy to się uda naprawdę nie wiem.
Dumbledore uśmiechnął się ciepło i skinął głową trójce przyjaciół.
- Cieszę się, że do Hogwartu chodzi taka wyjątkowa trójka młodych ludzi jak wy. Miejmy nadzieję, że wszystko się wkrótce wyjaśni.
Kiedy Harry z Ronem i Hermioną wyszli z gabinetu, feniks Fawkes siedzący na swoim miejscu przy kominku, sfrunął na biurko dyrektora i delikatnie dziobnął go w palce domagając się swojej codziennej porcji pieszczot.
Głaskając pióra swojego ulubieńca profesor Dumbledore uśmiechnął się lekko.
- Jakkolwiek by to się nie skończyło drogi przyjacielu, jedno jest pewne – zwrócił się do feniksa. – Nadchodzą ciekawe czasy... Naprawdę ciekawe czasy. A ta trójka, będzie w nich odgrywała naprawę istotną rolę.
Fawkes zaskrzeczał na potwierdzenie słów profesora po czym pochylił głowę domagając się więcej uwagi.

X X X

Kiedy trójka przyjaciół opuściła gabinet dyrektora, powolnym krokiem ruszyła w kierunku części zamku przeznaczonej dla Gryffindoru.
Harry był tak mocno pogrążony w myślach, że nawet nie zauważył, iż pod koniec drogi jego przyjaciele gwałtownie przystanęli. Poderwał głowę do góry aby zobaczyć co się stało i jego wzrok napotkał spojrzenie osoby, której na pewno nie spodziewał się jeszcze dzisiaj zobaczyć.
Błyskawicznie poczuł gniew, jednak przypominając sobie słowa Dumbledora postarał się go opanować.
- Czego chcesz Tom? – zapytał opartego o portret Grubej Damy chłopaka.
Młody Riddle nawet na ułamek sekundy nie spuszczał z niego wzroku. Kiedy się odezwał, jego głos był niewzruszony.
- Nie jestem twoim wrogiem Harry – stwierdził cicho.
Gwałtowne wciągnięcie powietrza przez przyjaciół nie uszło uwagi Harry'ego. On sam był również był zaskoczony.
- Słowa nic nie kosztują Tom. Jedyne co wiem to to, że od pierwszego momentu nie byłeś z nami szczery.
Tamten skinął głową.
- Przemilczałem to, gdyż spodziewałem się twojej reakcji, a chciałem mieć spokojną podróż.
Trójka przyjaciół wpatrywała się w niego intensywnie. Ciszę przerwała Hermiona.
- Jeszcze wiele tajemnic w sobie ukrywasz, prawda?
Na wargi Toma wypłynął lekki uśmiech.
- Moje życie to otwarta księga i na pewno kiedyś pozwolę ją wam przeczytać. Na razie jednak... musi wam wystarczyć małe streszczenie.
Kiwnął im lekko głową po czym zwrócił się do portretu i wymówił hasło. Kiedy ten odsunął się, Tom ostatni raz zerknął na Harry'ego.
- Tak jak mówiłem... z mojej strony nie musicie się niczego obawiać. Dobranoc.
Po tych słowach zniknął w korytarzu pozostawiając trójkę przyjaciół jeszcze bardziej niepewnych niż wcześniej.
X X X

Wydawać by się mogło, że nic już nie może zadziwić uczniów w Hogwarcie. Jednak pojawienie się w ich gronie młodego Toma Riddle było szokiem nad wyraz trudnym do zaakceptowania.
Nie sposób opisać reakcji poszczególnych osób, jednak najlepiej odzwierciedlały to sposoby zachowania domów.
Hufflepuff, dosyć wyraźnie obawiał się nowo przybyłego. Trudno się temu było dziwić, gdyż uczniowie należący do tego domu zwykle starali się unikać wszelkiego rodzaju zawirowań w swoim życiu. A na dodatek w tym przypadku nie chodziło tu o kogoś zwyczajnego, tylko o chłopaka, w którego żyłach płynęła krew Czarnego Pana.
Ravenclaw, podszedł do osoby Toma z typową sobie powściągliwością. Skupiający jednych z najinteligentniejszych uczniów szkoły dom, postanowił z daleka obserwować rozwój sytuacji. Ich, jak na czarodziejów, ścisłe umysły, skupiały się głównie na rozwiązaniu tajemnicy otaczającej ich nowego kolegę. Co nie znaczy, że im się to udało.
Slytherin, był w szoku. Z szybkością błyskawicy rozeszła się u nich wiadomość o incydencie w którym brał nowy z Malfoyem. Nie mogli zrozumieć, dlaczego syn Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, zdecydował się na Gryffindor, a nie na dom w którym na pewno znalazł by dużo osób gotowych mu wiernie pomagać. Nie wspominając już o tym, że spora ilość ich rodziców pozostawała w najbliższym kręgu Czarnego Pana.
Za to w Gryffindorze, panował całkowity zamęt. Większość uczniów nie wiedząc co myśleć o nowym postanowiła wyczekać odpowiedniego momentu na wyrobienie sobie o nim zdania. Jak na razie Tom został wyklęty z ich towarzystwa, może nie specjalnie, jednak zła sława jaką cieszył się Voldemort wystarczała, aby nikt nie chciał zawierać z nim większej znajomości.
Jedynie Harry, Hermiona i Ron oraz kilka osób z Armii Dubmbledora, postanowili zwrócić baczną uwagę na Toma i rozgryźć jego prawdziwe zamiary.
Czujność Harry'ego wzmogła się znacznie, jednak postanowił pójść za radą dyrektora i swoich najbliższych przyjaciół i dać synowi swego największego wroga, czas na odkrycie wszystkich kart. Postanowienie to wzmagało jeszcze odczucie, że wbrew zdrowemu rozsądkowi nakazującemu wystrzegać się Toma, naprawdę można mu było zaufać.
Wszystko zależało od tego jak dana sytuacja miałaby się rozwinąć.
Jeśli chodzi o samego Toma, to ten sprawiał wrażenie jakby zupełnie nie obchodziły szepty które rozlegały się gdy szedł korytarzem, ani to, że gdy wchodził do pokoju to milkły wszelkie rozmowy. Wciągu tych pierwszych kilkunastu godzin jakie upłynęły od jego przyjazdu do Hogwartu, nikomu się nie naprzykrzał ani nie sprawiał kłopotu. Był za to niezwykle grzeczny i spokojny, oraz sprawiał wrażenie najzwyklejszego na świecie ucznia, który nie różni się niczym szczególnym od pozostałych.
Jednak... to wrażenie "zwyczajności" zostało błyskawicznie zapomniane w czasie pierwszych zajęć lekcyjnych na jakie uczniowie udali się następnego ranka.

Ten post był edytowany przez radziczek: 13.06.2005 09:51
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
radziczek
post 13.06.2005 09:54
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 13.06.2005




X X X

Zajęcia z zaklęć prowadzone przez profesora Flitwicka były urządzone wspólnie dla wszystkich domów. Wraz z wybiciem odpowiedniej godziny uczniowie zajęli swoje miejsca w ławkach, a malutki nauczyciel stanął przy swojej katedrze.
Jak to miało miejsce już wiele razy wcześniej, przycupnął na niewielkiej piramidzie złożonej z kilku książek, tak aby wszyscy mogli go dobrze widzieć i słyszeć.
Harry rozglądnął się po sali szukając wzrokiem jednej osoby, jednak tak jak przypuszczał Toma nigdzie nie było widać.
Łańcuch plotek w Hogwarcie od zawsze był zdecydowanie prężny i niewiele umykało uwadze uczniów, którzy pragnęli zasięgnąć coraz to nowych informacji. Tak jak wspomniał to Harry'emu – Dumbledore, tuż po jego walce z opętanym przez Voldemorta Quirrellem pod koniec pierwszego roku: "To co się wydarzyło w podziemiach jest ścisłą tajemnicą, więc oczywiście wie o tym cała szkoła."
Niewiele było informacji, które w tej szkole mogły pozostać nieodkryte.
Podobnie rzecz się miała z osobą Toma.
Pomimo dalszych obaw związanych z osobą młodego Riddle, Harry nie bez lekkiego rozbawienia zmieszanego z ulgą zauważył, że nareszcie przestał być największym obiektem zainteresowania w szkole. Od wczorajszego dnia, i jak zakładał jeszcze przez wiele nadchodzących tygodni, można było słyszeć tylko o nowym uczniu.
Nie upłynęły nawet dwie godziny od chwili gdy Tom wyjawił swoje pochodzenie, a środki masowego przekazu w postaci uczniów wiedziały wszystko co jak na razie było tylko możliwe.
Oczywiście jedną z najważniejszych wiadomości była ta o planowanych egzaminach zaliczeniowych z poprzednich lat, a co za tym idzie zaliczenie SUM-ów, który każdy piątoklasista musiał zaliczyć. Jako, że Tom nigdy nie uczęszczał do żadnej Szkoły Magii (już samo to było totalnym zaskoczeniem) musiał zaliczyć materiał podstawowy a następnie przystąpić do SUM-ów externistycznie i zdać je w Ministerstwie Magii.
Trójka przyjaciół zdawała sobie sprawę, że Tom nie jest zupełnym laikiem w świecie czarów (mógł się o tym przekonać choćby Malfoy), jednak wiedzieli, że poradzenie sobie z taką ilością materiału w ciągu paru tygodni jest rzeczą niezwykle ciężką, jeśli nie powiedzieć – niemożliwą.
Ron wyraził chyba myśli wszystkich uczniów, kiedy tuż przed zajęciami napomknął coś o prawdopodobieństwie sytuacji, w której "nowy" będzie potrzebował nawet kilku miesięcy aby dojść do poziomu umożliwiającego choćby próbę podejścia do egzaminu ze Standartowych Umiejętności Magicznych.
Tylko Harry i Hermiona nie zabrali głosu w tej sprawie instynktownie czując, że ten ich rówieśnik jest w stanie poradzić sobie z każdym wyzwaniem.
Lekcja czarów trwał już przeszło czterdzieści minut, kiedy na dźwięk skrzypiących drzwi wszyscy, jak jeden mąż odwrócili głowy w kierunku wejścia.
Stojący w drzwiach Tom uśmiechnął się przepraszająco.
- Dzień dobry panie profesorze. Można? – zapytał.
- Panie Riddle – przywitał go Flitwick. – Z tego co wiem to ma pan dzisiaj zajęcia uzupełniające z transmutacji, a przynajmniej tak mnie poinformowano.
Tom zamknął za sobą drzwi i podszedł do niego.
- Przepraszam za to nagłe wtargnięcia profesorze, ale profesor McGonagall uznała, że dalsze korepetycje nie będą potrzebne i aby nie tracić dnia przysłała mnie do pana na zajęcia.
Oczy Flitwicka rozszerzyły się lekko.
- Zajęcia z transmutacji skończyły się w czterdzieści minut?
Tom spuścił wzrok przepraszająco.
- Raczej w dwadzieścia minut.
- To dlaczego jest pan dopiero teraz?
- Wstyd się przyznać ale trochę pobłądziłem. Nie znam jeszcze Hogwartu na tyle dobrze, aby móc się po nim normalnie poruszać.
Zaskoczony szczerym tonem jego głosu profesor zastanawiał się co odpowiedzieć, aż w końcu odprężył się zauważalnie i uśmiechnął dobrotliwie.
- W porządku panie Riddle. Jednak następnym razem proszę postarać się uniknąć takich opóźnień.
- Dziękuję. Obiecuję.
- Proszę siadać.
Tom usiadł na pierwszym z brzegu wolnym krześle, które akurat sąsiadowało z tym na którym siedział Neville Longbottom. Ten zaskoczonym wzrokiem obrzucił swojego sąsiada i odpowiedział na jego "cześć" podobnym, tylko, że bardziej zduszonym. Natychmiast też skupił swoją uwagę na profesorze.
Tom pokręcił lekko głową na tę widoczną oznakę niepewności i również skupił się na Flitwicku.
Tymczasem Harry i Hermiona patrzyli po sobie nic nie rozumiejąc. Skoro Tom miał dzisiaj zajęcia uzupełniające z transmutacji (według planu trwające cały dzień), a skończył je zaledwie po kwadransie, to po prostu musiała się wydarzyć jedna z dwóch rzeczy. Po pierwsze McGonagall mogła odwołać zajęcia z powodu sprawa szkolnych lub... co nie wiedząc czemu wydawało się im obojgu bardziej prawdopodobne... materiał przeznaczony na lekcję skończył się z powodu umiejętności chłopaka.
Pytanie tylko. Jaki zakres materiału mogli przerobić w piętnaście minut?
Głos Flitwicka przywołał ich do porządku.
- Panno Granger, proszę przypomnieć o czym przed chwilą mówiliśmy.
Hermiona zaczerwieniła się przyłapana na nieuwadze, jednak szybko się pozbierała.
- Przerabialiśmy zaklęcie "Władcy Bestii" mające na celu łagodzenie zachowań agresywnych stworzeń.
- Bardzo dobrze. A więc... – zwrócił się do klasy. – Inkantacja zaklęcia brzmi Maestro Animali. I w czasie wypowiadania go robicie ruch różdżką w kształcie stożka – zademonstrował. – Proszę powtórzyć.
- MAESTRO ANIMALI – powtórzyli uczniowie.
- W porządku drodzy państwo. A teraz przećwiczymy to zaklęcie w praktyce.
Machnął różdżką i przed każdym z uczniów pojawiła się niedużej wielkości klatka z szamoczącym się w środku niej kształtem.
- Chochliki Szkockie – zakomunikował mały profesor. – Są znane ze swojego agresywnego zachowania w stosunku do wszystkich istot żywych. Pomimo, że same w sobie nie stanowią zbyt wielkiego zagrożenia, no może poza wyjątkiem niezbyt przyjemnych ugryzień, to stanowią idealny cel pierwszych ćwiczeń.
Harry z zainteresowaniem przyglądnął się bladoniebieskiemu stworzeniu rzucającemu się w klatce i szczerzącego złośliwie zęby.
- Proszę pamiętać o nie otwieraniu klatek – przypomniał Flitwick. – Celem dzisiejszych ćwiczeń jest jedynie uspokojenie zwierzęcia na tyle aby zachowywało nie w sposób opanowany. Dla bezpieczeństwa lepiej pozostawić je w zamknięciu gdyż jedno nieuważne słowo może z powrotem przywrócić je do ich naturalnego stanu.
Ręka Hermiony wystrzeliła do góry.
- Tak, panno Granger?
- Czy zaklęcie "Władcy Bestii" można stosować do wszystkich stworzeń?
- W większości tak, jednak im zwierzę posiada większą magiczną moc tym trudniej jest je opanować. Istnieje jednak szereg gatunków, których opanowanie jest niemożliwe. A przynajmniej nikomu do tej pory się to nie udało.
- Jakie to są zwierzęta?
- Przede wszystkim wszystkie gatunki smoków. Ich moc jest tak olbrzymia, że wszelkie próby opanowania ich spełzły na niczym. W następnej kolejności mamy gryfy, harpie oraz pegazy. Te zwierzęta również skutecznie opierają się wszelkim zaklęciom. Pozostałe gatunki w miarę tego jak silny jest czarodziej dają się prędzej czy później opanować. Aha... byłbym zapomniał... wszystkie pozostałe za wyjątkiem węży.
- Dlaczego akurat węży?
- Węże, szczególnie te olbrzymie są wierne tylko i wyłącznie sobie oraz, jeżeli się tak zdarzy, swojemu panu. Potrafią blokować swoje receptory zmysłów na czas wykonania zadania jakie sobie powzięły, dlatego też stają się odporne na wszystkie zaklęcia oddziałujące na umysł.
Profesor klasnął w dłonie.
- Ale w porządku. Teraz najwyższy czas przystąpić do zajęć praktycznych. Różdżki w gotowości. Zaczynajcie.
Wszyscy uczniowie skupili się na wykonaniu powierzonego zadania.
Harry machnął różdżką i wypowiedział zaklęcie. Po kilku minutach z zadowoleniem zauważył, że szamocący się w wściekłości chochlik zdecydowanie się uspokoił. Zerknął w bok sprawdzając jak idzie Hermionie i bez większego zaskoczenia zauważył, że przeznaczonej jej zwierzątko jest potulne jak baranek. Uśmiechnął się do niej lekko na co ona również uśmiechnęła się w odpowiedzi. Oboje przenieśli wzrok na Rona, który ze średnim powodzeniem radził sobie ze swoim zadaniem. W końcu i jemu również udało się wykonać zaklęcie prawidłowo i niebieskie stworzonko znajdujące się w jego klatce wyraźnie się uspokoiło.
Trójka przyjaciół popatrzyła po sobie z zadowoleniem, jednak naraz zauważyła, że tylko oni są zajęcie swoim zadaniem. Reszta klasy bez słowa wpatrywał się w jeden określony punkt na sali. Oczy Hermiony rozszerzyły się gwałtownie, kiedy jej wzrok spoczął na Tomie. Harry zmarszczył brwi i uchwycił zaskoczone spojrzenie Rona.
Ciszę na sali, przerywaną jedynie cichymi i pełnymi zadowolenie chrząknięciami pochodzącymi od niebieskiego stworzonka, postanowił przerwać profesor.
- Panie Riddle. Czy może mi pan wyjaśnić co pan robi?
Tom podniósł zaskoczony wzrok na profesora i na chwilę przerwał drapanie chochlika za uszami co natychmiast zaowocowało pełnym niezadowolenia mruknięciem.
- Stosuję zaklęcie tak jak pan profesor polecił.
- Wspominałem przecież o zostawieniu zamkniętej klatki.
Tom uśmiechnął się lekko i ponownie podrapał chochlika na uszami.
- Czy on wydaje się panu groźny.
Flitwick pokręcił bezsilnie głową. Po czy wzruszył ramionami i powrócił na swoje miejsce w katedrze. Tymczasem Tom powrócił do zajęcia jakim było bawienie się z chochlikiem.
Uczniowie powoli powrócili do swoich zajęć, tylko jedyny Neville patrzył chwilę dłużej na dziwnego chłopaka siedzącego na miejscu tuż obok niego.
Tylko Neville zauważył coś co uszło uwadze wszystkich innych.
Tom nigdy nie wypowiedział zaklęcia "Władcy Bestii". Po prostu otworzył klatkę, a agresywne zwierzątko stało się potulne jak baranek.
O co tutaj do diabła chodziło?

X X X

Stare, dębowe drzwi z głośnym trzaskiem zamknęły się za odzianą w czerń postacią. Profesor Severus Snape przesunął uważnym spojrzeniem po siedzących w jego sali Zaawansowanych Eliksirów, szóstoklasistach.
Obojętnie przesunął wzrokiem po kilku osobach z Hufflepuffu, którym udało się dostać do jego klasy. Hannah Abbot i Susan Bones oraz jeszcze dwie inne osoby z tego domu z dosyć dużą niepewnością wpatrywały się w nielubianego profesora.
Dosyć sporo, bo aż kilkanaście osób było z Ravencalwu, jednak to raczej nie dziwiło nikogo. Podobna ilość uczniów należała do uczniów domu którego on sam był opiekunem. Gdyby to nie było przeciw jego naturze, to uśmiechnąłby się z niejaką dumą na widok swoich podopiecznych.
Oczywiście prym wśród nich wiódł Draco Malfoy, który tym razem był jednak pozbawiony swoich gorylo-inteligentnych przyjaciół Crabe i Goyla, gdyż ta klasa była dla nich po prostu poprzeczką postawioną zdecydowanie za wysoko.
W końcu jego wzrok spoczął na uczniach Gryffindoru.
W przeszłości zawsze spoglądał na uczniów tego szczególnie nielubianego przez niego domu przez pryzmat własnych uprzedzeń i doświadczeń z przeszłości. Zdawał sobie sprawę, że nie było to zbyt uczciwe z jego strony, jednak ta kwestia wcale nie spędzała mu snu z powiek.
Ci uczniowie byli jego ulubionym przedmiotem ataku i odbierania punktów, co zawsze sprawiało mu niemałą satysfakcję. Lubił obserwować jak gotuje się w nich furia na niego i jak z najwyższą trudnością starają się panować nad własnymi emocjami.
Oni wszyscy byli tacy przewidywalni...
Od ciapowatego Longbottoma (Snape dalej nie mógł uwierzyć jak udało się temu szczeniakowi zaliczyć SUM-y na tyle aby dostać się do jego klasy), poprzez genialną lecz niezwykle działającą mu na nerwy – Granger, aż skończywszy na jego osobistym fatum w postaci Harry'ego Pottera.
Och... aż go palce swędziły na samą myśl za co można by tu odebrać im jakieś punkty. W przeszłości wystarczało do tego byle co, jak np. za słaby ogień pod kociołkiem czy zbyt odważne spojrzenie.
Tym razem było jednak inaczej...
Ponieważ tym razem w gronie Gryfonów był młody Tom Riddle.
Snape zadrżał niezauważalnie, kiedy jego wzrok na sekundę zatrzymał się na tym chłopaku. Oczywiście sam go wezwał na te zajęcia aby zorientować się co umie, przed przystąpieniem do nadprogramowych SUM-ów. Nie miał jednak zamiaru tak jak McGonagall rezerwować dal niego innego terminu.
Dlaczego?
Hmm.... Oficjalna wersja mówiła, że to dlatego aby nie marnować jego cennego czasu...
Nieoficjalna wersja jednak (i to ta o której wiedział tylko on sam) głosiła, że to strach spowodował taką a nie inną decyzję.
Tak... jakkolwiek by to śmiesznie nie brzmiało, profesor Severus Snape bał się zostać sam na sam w jednym pokoju z tym chłopakiem.
Oto ten którego bali się wszyscy uczniowie, nagle zaczął się obawiać jednego z nich.
Ech...
Gdyby to kiedykolwiek wyszło na jaw jego reputacja byłaby zrujnowana.
Nie rozumiał dlaczego tak się dzieje, ponieważ ona sam nigdy się nikogo nie obawiał. Nawet Voldemort nie wywoływał u niego takich emocji jak ten szczeniak. Tamten w najgorszym wypadku mógł go po prostu zabić doprawiwszy to sporą dozą tortur. To nie było nic nowego, gdyż ból i śmierć były przez całe życie jego nieodłącznym towarzyszem.
Najpierw jako Śmierciożercy, a potem szpiega w służbie Zakonu Feniksa.
Nigdy się o siebie nie bał, a jedyna osoba nad którą kiedykolwiek czuł potrzebę roztoczenia opieki, już od dawna nie żyła.
Kochana Artemis, westchnął w myślach pozwalając sobie na jedno, krótkie wspomnienie. Ile to już lat minęło od kiedy cię widziałem po raz ostatni.
...
Otrząsnął się jednak szybko i podszedł do tablicy.
...
Jednak ten chłopak...
Cholera! Te niebieskie oczy przenikające na wskroś jakby znał najmniejsze zakamarki twojej duszy i ten stale obecny lekki uśmiech kryjący za sobą więcej treści niż niejedna książka. I jakby ta dziwna pewność, że jeżeliby tylko chciał, to mógłby wszystkie skrywane przez niego sekrety raz na zawsze wydostać na światło dzienne.
Snape nie bał się o siebie... bał się tego co krył w sobie.
Mistrz Eliksirów zmienił się i to bardzo od swoich młodzieńczych lat. Teraz jako szpieg Zakonu ukrywał w sobie informacje, które w nieodpowiednich rękach mogły przechylić szalę zwycięstwa na stronę Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
Życie... życie innych ludzi... życie jego uczniów (nawet tych upierdliwych Gryfonów)... życie członków Zakonu oraz czarodziejskiej wspólnoty. Za nich wszystkich ponosił po części odpowiedzialność i to zmieniło całkowicie jego sposób patrzenia na świat.
...
A teraz czuł, że ten chłopak może mu to wszystko zniszczyć jednym tylko gestem.
...
Otrząsnął się z myśli i postanowił skoncentrować się na lekcji. Machnął różdżką w kierunku tablicy i wskazał na ukazaną w ten sposób metodę przygotowywania eliksiru.
- Dzisiaj zajmiemy się eliksirem "Najgłębszy Sen". Macie czterdzieści minut na przygotowanie. Zaczynać.
Drobna dłoń wystrzeliła do góry.
- O co chodzi Granger?
- Czy to wszystko panie profesorze? Bez żadnych wyjaśnień?
Cienkie wargi starszego czarodzieja wykrzywiły się w ironicznym uśmieszku.
- To są Zaawansowane Eliksiry panno Granger, a nie zajęcia dla pierwszorocznych. Zresztą muszę sprawdzić czy nie zapomnieliście wszystkiego przez wakacje – tu zwrócił się do klasy. – Jeżeli ktokolwiek zrobi to źle, to może się raz na zawsze pożegnać z tymi zajęciami. Nie będę tu tolerował kogoś, kto nie jest w stanie poradzić sobie z tak prostym eliksirem. Niezależnie od wyniku SUM-ów to będą jego ostatnie zajęcia. Czy wyraziłem się jasno?
Pomruk "Tak panie profesorze" rozszedł się po sali i uczniowie wzięli się z zapałem do pracy. Snape tymczasem podszedł do stolika stojącego nieco z boku klasy przy którym siedział młody Riddle. Mistrz Eliksirów specjalnie kazał siąść mu samemu aby nikt nie mógł mu przeszkadzać lub co bardziej prawdopodobne pomagać w wykonaniu zadań jakie temu chłopakowi przeznaczył.
- Panie Riddle.
Tom spojrzał na niego z uwagą.
- Tak profesorze?
- Oto informacje o wszystkich eliksirach jakie są wymagane przez pięć lat nauki w Hogwarcie – podał mu rulon pergaminu. – Tylko zaliczenie ich wszystkich umożliwi Panu przystąpienie do SUM-ów z Eliksirów. Czy rozumiemy się? WSZYSTKICH.
Riddle uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Oczywiście. Czy mogę już zacząć coś robić?
Brwi Snape'a podjechały wysoko do góry.
- Jeżeli Pan chce to proszę bardzo choć sądziłem, że najpierw będzie Pan chciał zapoznać się z materiałami. Jednak... im wcześniej tym lepiej.
- Rozumiem. Dziękuję.
Zaskoczony Snape wrócił na swoje miejsce i usiadł za biurkiem obserwując klasę. Jednak jego wzrok nieustannie wracał do niebieskookiego chłopca.
Zauważył jak ten rozwinął dany mu pergamin i z uwagą czytał go przez kilkanaście minut. Snape sam go pisał więc niemalże mógł wyczuć jak jego wzrok przesuwa się po liście wymaganych magicznych płynów.
Czterdzieści pięć. Na tej liczbie stanęło. Czterdzieści pięć eliksirów ze wszystkich stopni zaawansowania dostępnych dla uczniów piątej klasy. Od najłatwiejszych to tych których przygotowanie zajmowało kilka ładnych dni.
Przy niezwykle sprzyjających wiatrach i wytężonej pracy przez cały czas ukończenie wszystkiego powinno zająć około trzech miesięcy. Trzech miesięcy zaliczania i siedzenia w jednym miejscu.
Tak.
Plan Mistrza Eliksirów był dosyć precyzyjnie rozplanowany. Trzy miesiące to czas aż nadto wystarczający do dowiedzenia się absolutnie wszystkiego na temat młodego Toma Riddle. Czy jest zagrożeniem czy też kimś zupełnie innym.
Cień uśmiechu jaki pojawił się na jego wargach znikł jednak szybko, kiedy jego wzrok ponownie spoczął na odseparowanym od innych biurku.
Już chciał coś powiedzieć, kiedy instynkt podpowiedział mu, że lepiej zachować milczenie.
Tymczasem Tom odłożył przeczytany pergamin po czym zaczął wyciągać z dolnej szafki stołu, jedne po drugich, nieduże szklane butelki na eliksiry. Upłynęło kilka minut a na blacie znajdowało się równo czterdzieści pięć identycznych pojemników.
Tom zmarszczył na chwilę brwi jakby przypominając sobie co ma dalej robić po czym sięgnął po kociołek z krystalicznie czystą wodą i systematycznie wypełnił każde naczynie do połowy.
Pozostali uczniowie skupieni na swoich zajęciach nie zwrócili uwagi na to dziwne zachowanie, jednak Snape z niedowierzaniem wpatrywał się w rozpoczęte przygotowania.
Lodowaty pot zrosił mu czoło, kiedy zaczął domyślać się o co w tym wszystkim chodzi.
- Na Merlina – mruknął do siebie w szoku. – Czyżby on zamierzał...
Nie dokończył myśli bowiem słowa uwięzły mu w gardle.
Tom usiadł spokojnie na swoim krześle i podpierając się nieco brodą wolną ręką, uważnie zaczął wpatrywać się w stojące bezpośrednio przed nim szklane fiolki. Znieruchomiał niczym posąg i tylko jego otwarte szeroko oczy świadczyły o tym, że nie zasnął.
Jedna po drugiej bezbarwna zawartość szklanych butelek zmieniała swój kolor aż do osiągnięcia tego wymaganego.
Niespełna pół godziny później Tom wyprostował się na krześle i zadowolonym spojrzeniem obrzucił swoje dzieło. Każda butelka wypełniona innym eliksirem była starannie opisana i zamknięta. Chłopak podniósł wzrok znad stołu i spojrzał pytająco na Snape'a.
Zduszony szept Mistrza Eliksirów zabrzmiał jak wystrzał w kamiennej piwnicy.
- Jest Pan wolny Panie Riddle – wykrztusił.
Tom wskazał ręką na szklane butelki.
- Nie sprawdzi pan?
Snape jak we śnie jeszcze raz przyjrzał się wykonanej przez chłopaka pracy mimo, że nie robił nić innego od pół godziny. Idealne kolory, gęstość i wygląd. Bycie Mistrzem Eliksirów oznaczało, że nie potrzebował fizycznego testu aby wiedzieć, że stoi przed nim czterdzieści pięć perfekcyjnie przygotowanych napojów magicznych. Zrobionych przy pomocy... no tego właśnie nie miał pojęcia... nie mniej jednak zrobionych.
- Sądzę, że nie trzeba – wycharczał. – Ocenę otrzyma pan na następnych zajęciach.
- W porządku – stwierdził spokojnie Tom i zebrał swoje książki. – Do widzenia.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, zdumione szepty rozeszły się po całej sali.
Harry i Hermiona spojrzeli po sobie kręcąc niepewnie głowami. Oni również, podobnie jak Snape, przez cały czas obserwowali młodego Riddle w czasie "pracy". Wszystkie słowa jakie cisnęły im się w tym momencie na usta, ni z tego ni z owego nie mogły się wcale sformułować.
Mistrz Eliksirów stał w dalszym ciągu bez ruchu i nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w zawartość szklanych naczyń.

X X X

Późnym wieczorem, jeszcze tego samego dnia, Albus Dumbledore szedł powoli szkolnymi korytarzami zmierzając w kierunku klasy transmutacji. Kiedy dotarł na miejsce i otworzył drzwi, uśmiechnął się lekko na widok kilku osób zebranych w środku.
- Witaj Albusie – przywitała go McGonagall. – Czekaliśmy na ciebie.
Dyrektor skinął jej głową po czym jego spojrzenie prześlizgnęło się po twarzach zebranych.
Snape, Flitwick i Sprout mili zmartwione miny co nie zwiastowało niczego dobrego. Zwykle nieruchoma twarz Mistrza Eliksirów teraz drgała lekko od wstrząsanych nią emocji.
Dumbledore westchnął i podszedł do nich powoli.
- Młody Tom Riddle, prawda? – zapytał choć z góry znał odpowiedź.
Minerva skinęła głową na znak potwierdzenia.
- Tak. Albusie... chciałabym abyś coś dla mnie zrobił.
Brwi dyrektora podniosły się do góry z zaciekawienia.
- Co takiego?
McGonagall wskazała mu kilkadziesiąt przeróżnych przedmiotów ułożonych po kolei obok siebie na długiej drewnianej ławie pod ścianą.
- Chciałabym abyś wykonał pewne zadanie.
Dumbledore uśmiechnął się domyślnie.
- Chcesz abym transmutował wszystkie te przedmioty w kolejności w jakiej były one przedstawiane w ciągu pierwszych pięciu lat nauki. Zgadza się?
Pytana nie odpowiedziała, ale jej oczy dawały aż nadto potwierdzenia. Dumbledore skinął głową ze zrozumieniem i powstrzymując ciekawość wyciągnął z płaszcza różdżkę.
- W porządku. No to zaczynam.
Kilka minut później wszystkie przedmioty zmieniły swój pierwotny kształt. Dumbledore schował różdżkę i pytająco spojrzał na swoją najbliższą współpracownicę.
- I co ten pokaz miał udowodnić Minervo?
Napotkał jej poważne spojrzenie.
- Albusie. Wszyscy wiedzą, że jesteś wielkim czarodziejem i zakres materiału potrzebny do przystąpienia do SUM-ów jest dla ciebie błahostką. W miarę praktyki i doświadczenia wiele rzeczy można robić coraz szybciej i sprawniej. Tyczy się to również tak prostych zadań transmutacyjnych jakie trzeba zaliczyć przez pierwsze pięć lat nauki w Hogwarcie.
Przerwała na chwilę dla złapania oddechu.
- Wykonanie całego zadania zajęło ci dokładnie jedenaście minut. I to nie ze względu na umiejętności, tylko dlatego, że przy takiej ilości przedmiotów nie ma praktycznie fizycznej możliwości zrobić tego szybciej. Kiedy ja ćwiczyłam przed tobą to zadanie na czas, to doszłam do dwunastu minut. Rozumiesz? Ty to zrobiłeś w jedenaście, a ja w dwanaście minut. Dokładnie to samo zadanie, które młody Tom Riddle robił dziś rano.
Dumbledore pogładził się po brodzie wiedząc doskonale co profesor powie dalej.
- I jak szybko poszło naszemu nowemu podopiecznemu?
McGonagall zawahała się, ale zaraz odpowiedziała dosyć zduszonym głosem.
- Pięć. Zajęło mu to zaledwie pięć minut.
Na twarzy dyrektora nie drgnął ani jeden mięsień.
- Imponujący wynik. Naprawdę imponujący.
- To nie wszystko. Jak wiesz ten chłopak jest bezróżdżkowcem, jednak to co zrobił dziś rano wykracza zupełnie poza początkującą magię. Bowiem zanim zaczął zadanie przez jakąś minutę usilnie się na czymś koncentrował, aż w końcu po prostu podszedł do stołu i po kolei dotknął lekko każdego z przedmiotów. Bez żadnych słyszalnych zaklęć... bez niczego. Przedmioty po jego dotknięciu transmutowały się w te wymagane.
W oczach maga zamigotały iskierki wesołości.
- Niezwykły potencjał jak na taką młodą osobę.
Zapadła chwila ciszy po czym zabrał głos każdy z profesorów. Snape opowiedział Dumbledorowi o niezwykłej lekcji eliksirów, Flitwick o błyskawicznym poskromieniu chochlika, a profesor Sprout jego zdolnościach ujawnionych na lekcjach Zielarstwa (najwyraźniej udało mu się niemal niemożliwe zadanie stworzenia hybrydy Orchidei Pani Nocy z Lilią Jasnego Świtu). Dumbledore słuchał tego wszystkiego z uwagą, nie dając po sobie poznać, że go to w jakikolwiek sposób poruszyło.
Wkrótce profesorowie powrócili do swoich zajęć pozostawiając dyrektora samego w sali transmutacji.
Dopiero wtedy pozioma zmarszczka przecięła czoło wielkiego maga w wyraźnej oznace zmartwienia i niepewności.

X X X

- Panie proszę cię! – błagalny głos Petera zabrzmiał w ciemnym lochu. – Panie! Proszę nie każ mi otwierać tej komnaty!
Voldemort obrzucił leżącego u jego stóp sługę spojrzeniem pełnym najwyższej pogardy.
- Czyżbyś śmiał mi się sprzeciwić Glizdogonie? – zasyczał i skierował na niego swoją różdżkę. – Crucio!!!
Petrigrew zawył z potwornego bólu rozdzierającego mu mięśnie. Zaczął wić się na posadzce, starając się dotknąć szaty Czarnego Pana. Po chwili ból zelżał, a zdrajca podniósł wzrok na swojego władcę.
- Wybacz mi Panie... ale tą komnatę zapieczętowałem dla ciebie wiele lat temu, wykonując twój ostatni rozkaz. Zrobiłem to już nawet po tym jak Potter...
- Milcz glisto! – zagrzmiał Czarny Pan. – Tylko dlatego, że wykonałeś to zadanie to cieszysz się jeszcze swoim nędznym życiem. Przez lata istnienia pomiędzy życiem a śmiercią myślałem o chwili, kiedy znowu tu stanę.
Peter drżał na całym ciele jednak nie śmiał ponownie sprzeciwić się Voldemortowi.
- Otwieraj – usłyszał syk, który do końca zmroził mu krew w żyłach.
Z trudem wstał z ziemi i podszedł do olbrzymich i zamkniętych na głucho kamiennych drzwi. Wiele lat temu wykonał ostatni rozkaz pokonanego Voldemorta i umieścił za nimi coś przez co cierpiał koszmary gorsze od wszystkich tortur Czarnego Pana.
Za tymi drzwiami znajdował się jego największy grzech i wieczne potępienie.
Za tymi drzwiami była jego przeszłość oraz jego wieczna zguba.
Krople lodowatego potu zrosiły mu czoło i jak nic straciłby przytomność, gdyby nie strach jaki czuł przed tym, któremu służył.
Wyciągnął nóż z płaszcza i naciął sobie dłoń po jej wewnętrznej stronie. Nie czuł bólu, tylko przerażające zimno. Zupełnie tak, jakby zamiast krwi płynął mu w żyłach czysty lód.
Kap... kap... kap...
Kiedy brunatny strumyk spłynął na posadzkę, kamienna komnata umieszczona bezpośrednio pod zamkiem Lorda Voldemorta zadrżała gwałtownie. Magiczne zamki otwarte krwią tego, który je stworzył, otwarły się po piętnastu latach i odkryły to co za sobą kryły.
Ważące kilkanaście ton wrota powoli podniosły się do góry.
...
Kiedy tylko jego wzrok na ułamek sekundy zatrzymał się na wnętrzu komnaty, Glizdogon krzyknął przeraźliwie i upadł twarzą na kamienną posadzkę. Trzęsąc się jak w febrze i jęcząc jak potępiony, starał się odsunąć najdalej jak tylko mógł z miejsca swojej największej zbrodni.
Voldemort z obrzydzeniem odrzucił kopniakiem skamlącego zdrajcę i z szatańskim uśmiechem wszedł do środka. Po kilku krokach zatrzymał się przed ścianą złożoną z olbrzymich kryształów. W jej środku wyraźnie coś się znajdowało.
Z perwersyjną fascynacją wpatrywał się w ten tajemniczy kształt, aż w końcu na jego wargach pojawił się pełen sadyzmu uśmieszek.
- Nie mają znaczenia przegrane bitwy – zasyczał. – Nie ma znaczenia, również to, że jakimś cudem na tym świecie pojawił się mój bękart. Nie ma znaczenia, że ten stary głupiec Dumbledore usiłuje prowadzić ze mną wojnę. To wszystko nie ma najmniejszego znaczenia.
Odetchnął głęboko, z satysfakcją.
- Wszystko zaczyna się i kończy na tym gówniarzu Potterze. Niezależnie od wyniku bitew i od tego ile jeszcze razy uniknie śmierci, to i tak w ostatecznym rozrachunku przegra. Przegra... ponieważ posiadam coś co go zniszczy, a z czym po prostu nie będzie potrafił walczyć.
Uśmiechnął się szeroko.
- Wkrótce się przebudzicie moje dzieci, a wtedy pomożecie mi zniszczyć Harry'ego Pottera.
Na dźwięk imienia i nazwiska Chłopca-Który-Przeżył kryształy zadrżały gwałtownie i Glizdogon mógłby przysiąc, że stłumiony krzyk odbił się od kamiennych ścian.
Czarny Pan roześmiał się głośno, a Peter jeszcze bardziej skulił się na lodowatych kamiennych płytach.
Dwa strumyki łez pociekły po jego wysuszonych policzkach.
W tej chwili, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, Peter Petrigrew poczuł, że naprawdę jest człowiekiem przeklętym.

X X X

Harry przebudził się gwałtownie z koszmaru i delikatnie przyłożył dłoń do pulsującej bólem blizny. Nie zapamiętał nic ze swojego snu jednak tak dziwnie był nim poruszony, że całkowicie się rozbudził.
Wstał z łóżka i zarzuciwszy na siebie szlafrok w barwach Gryffindoru, powoli zszedł po schodach do pokoju wspólnego. Usiadł ciężko na jednym z foteli ustawionych naprzeciw kominka i wpatrując się w buzujący wesoło ogień ponownie przyłożył dłoń do czoła usiłując ograniczyć nieco tępy ból jaki rozchodził się wewnątrz jego czaszki.
- Pomyśl o czymś przyjemnym to szybciej przejdzie.
Harry odwrócił się błyskawicznie na dźwięk znajomego głosu dobiegającego z prawej. Zielone oczy napotkały jasno niebieskie.
- Tom? Co ty tu do diabła robisz? – zapytał wytrącony z równowagi Harry.
Odpowiedziało mu wzruszenie ramion.
- To samo co i ty. Staram się z rozbudzić ze snu jaki i ty pewnie śniłeś.
Zdumionemu Harry'emu głos uwiązł w gardle. Tom uśmiechnął się lekko.
- Tobie również Voldi daje ostro popalić w nocnych koszmarach, nieprawdaż?
Oczy Harry'ego niemalże wyskoczyły z orbit.
- Że... co... ty... jak... CO?
Tom pokręcił głową w udawanej bezsilności.
- Harry! Wrzuć na luz... Mówię o twoim powiązaniu z moim starym. Wiesz przecież o czym mówię... no to całe wasze, "Ja cię zniszczę, a jak nie ja ciebie, to ty mnie". Wierz mi, doskonale wiem jak ten palant daje w dupę przez te cholerne wizje. Znam to z własnego doświadczenia.
Harry z trudem odzyskał zdolność racjonalnego myślenia. W dalszym jednak ciągu czuł się, jakby nagle znalazł się w zupełnie innej rzeczywistości.
Bo to raczej nie mogło dziać się naprawdę.
Oto on, Harry Potter, Chłopiec-Który-Jakimś-Cholernym-Fuksem-Przeżył siedzi sobie w środku nocy we wspólnym pokoju Gryffindoru, i rozmawia na temat swoich koszmarów, z nikim innym jak właśnie z synem tego Podłego-Szczura-Voldemorta, który to syn, jest wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, osobą planującą dostarczyć jego głowę na srebrnej tacy swojemu wrednemu ojczulkowi. Jakby tego było mało, ów syn... wyraża się o swoim ojcu w sposób, najdelikatniej mówiąc... nieco pozbawiony szacunku.
Nie! To zdecydowanie musi być sen. Coś takiego po prostu się nie mogło zdarzyć. Najlepiej chyba będzie się po prostu uszczypnąć i się obudzić.
- Auuuuu! – Harry syknął z bólu, kiedy swoją ostatnią myśl wprowadził w czyn.
Cholera! Czyli to jednak nie jest sen!
Otrzeźwiał nieco, kiedy usłyszał jak Tom parsknął cichym śmiechem.
- Spokojnie chłopie, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
Harry zmarszczył brwi.
- Ty też masz koszmary z nim w roli głównej?
Tom skinął głową.
- Ba! Jasne, że tak! Pomyśl tylko o rodzaju więzi jakie łączą z nim ciebie, a jakie mnie. Zapewniam cię, że jakimkolwiek traumatycznym przeżyciem nie byłoby przetrwanie jego śmiertelnej klątwy czy też ostatnimi czasy dzielenie się z nim odrobiną własnej krwi po niespodziewanym odrodzeniu... to wierz mi... że więzy krwi "ojciec-syn" zapewniają mi koszmary w pełnym stereo i krystaliczną wizją.
Harry doskonale zrozumiał co tamten chciał mu przekazać.
- Ty naprawdę śnisz to co ja – mruknął. – I to samo cię dziś obudziło.
- Zgadza się, jednak strasznie było to wszystko dzisiaj "zwichrowane".
- Jak zawsze – mruknął Harry.
Tom roześmiał się.
- Przez grzeczność nie przeczę.
Zielonooki chłopak przyjrzał mu się uważnie.
- Co miałeś na myśli mówiąc... "Pomyśl o czymś przyjemnym"?
- Dokładnie to co wynika ze zdania. Opatentowałem już to jakiś czas temu. Wystarczy, że skoncentrujesz się na czymś lub na kimś kogo lubisz, i od razu głowa zyskuje trochę oddechu.
Zaskoczony Harry zorientował się, że rzeczywiście stara się pójść za radą młodego Riddle. Głowa bolała go okropnie, a do tego przedziwna rozmowa jaką właśnie odbywał tym bardziej ów dyskomfort wzmagała.
Postanowił skoncentrować się na czymś co lubił. Jednak po chwili zrezygnował, kiedy nie przyniosło to spodziewanego rezultatu.
- Nic z tego.
Tom rzucił mu zaskoczone spojrzenie.
- Żartujesz? A o czym myślałeś jeżeli można zapytać?
Harry wzruszył ramionami. Nie było sensu tego trzymać w tajemnicy.
- O Quidditch'u.
Riddle pokręcił głową.
- To nie wystarczy. To musi być coś bliższego... coś komfortowego... coś dzięki czemu uspokajasz się i czujesz się szczęśliwy. Quidditch ma w sobie za dużo akcji, niespodziewanych rozwiązań i za dużo planowania. To po prostu musi być coś co powoduje, że czujesz się dobrze i komfortowo.
- A ty? – zapytał go Harry. – O czym ty myślisz?
Tom mrugnął do niego.
- O Ann.
- Ann? – nie zrozumiał Harry.
- Tak ma na imię moja dziewczyna – odparł. – Wystarczy tylko, że o niej pomyślę, a cały ból znika jak ręką odjął.
- Dziewczyna? – mruknął Harry. – Ale ja nie mam dziewczyny.
Tom wzruszył ramionami.
- To nie jest ważne. Ja jestem szczęśliwy myśląc o Ann, a ty czujesz się komfortowo myśląc o czymś ważnym dla ciebie. To nawet niekoniecznie musi być jakaś osoba. To może być zwykła rzecz, na temat której żywisz ciepłe wspomnienia.
Harry zastanowił się nad słowami chłopaka po czym zaczął intensywnie przeszukiwać zakamarki swojej pamięci.
Pierwsza jazda pociągiem do Hogwartu... Nie, to jednak nie to!
Pobyt u Dursley'ów – ZIMNO!
Pierwsze spotkanie z Ronem i Hermioną... O! Odrobinę cieplej!
Przydział do Gryffindoru... chłodno.
Walka z Trolem podczas pierwszego roku... minimalnie cieplej.
Wyprawa całej ich trójki po kamień filozoficzny... cieplej.
Drugi rok w Hogwarcie... zimno.
Wspólne wieczory spędzone na nauce i zabawie z przyjaciółmi... ciepło.
Jego nazwisko wyłaniające się z Czary Ognia... zimno.
Ćwiczenie z Hermioną zaklęcia przywołującego... Cholercia! Gorąco!
Cho – LODOWATO!!!
...
- Kurde! – zdenerwował się Harry starając się bardziej skoncentrować.
...
Drugie zadanie pod wodą w Turnieju Trójmagicznym... Syriusz... wyprawa do Hogsmeade... utarczki z Malfoyem... lekcje DA...
ZIMNO-ZIMNO-ZIMNO-ZIMNO!!!
Wizyty u Wesley'ów... ulica pokątna... ratowanie Syriusza... nauka do SUM-ów... żartobliwe utarczki słowne Rona i Hermiony...
CIEPŁO-CIEPŁO-CIEPLEJ!!!
Lot z Hermioną na Hardodziobie... wieczorne rozmowy przy kominku... wspólna nauka... propagowanie działalności W.E.S.Z....
GORĄCO-CHOLERA-GORĄCO!!!
Pierwszy uścisk jaki kiedykolwiek otrzymał... uśmiech Hermiony jakim go obdarzyła po dobrym zdaniu SUM-ów... ich rozmowy na temat Syriusza... bezproblemowe porozumiewanie się bez słów...
PARZY!!! PARZY!!! PARZY!!!
Pocałunek w policzek na stacji King's Cross...
POŻAR!!! POŻAR!!!
Hermiona.
...
Ból zniknął.
...
Hermiona?
Tak.
Hermiona??
TAK.
H-E-R-M-I-O-N-A???
...
Zero bólu... Zero... Zip... Null... Pustka... Nic a nic... Ani tyci-tyci...
...
Po prostu - Hermiona.
Harry wyrwał się z zamyślenia i nieprzytomnym wzrokiem popatrzył w kierunku gdzie wcześniej siedział Tom. Jego miejsce było jednak puste.
Rozglądnął się szybko po wspólnym pokoju i zorientował się, że tym razem naprawdę jest sam. Tom musiał wyjść, kiedy Harry pogubił się we własnych myślach.
Nie mniej jednak udało się. "Pokoszmarowy" ból głowy całkowicie ustał.
I to dlaczego?
Dlatego, że zaczął myśleć o swojej najlepszej przyjaciółce.
O CO TU NA MERLINA CHODZI???
Dlaczego właśnie ona?
Czemu Hermiona?
- Cholera!
Harry poczuł, że znowu go zaczyna boleć głowa, tym razem nie miało to jednak absolutnie nic wspólnego z jego snami i koszmarami.

X X X

Trzeba zacząć działać! Tak! Jest już na to najwyższy czas!
Otrzymałem znak od Czarnego Pana. Zupełnie tak jak zapowiedział ostatnim razem gdy miałem zaszczyt przebywać w jego obecności. Tą cudowną chwilę będę pamiętał do końca swych dni. A Mroczny Znak zdobiący moje przedramię oddaje mnie w całości pod władanie Największego Z Wielkich.
Potter! Tfu! Jedyna pluskwa stojąca na drodze mojego władcy do osiągnięcia wielkości i potęgi o której marzą zastępy czarodziejów, wkrótce przestanie sprawiać jakiekolwiek kłopoty. Plan mego Pana jest precyzyjny i nie do dyskusji. Powierzoną mi misję wykonam w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe.
Czarny Pan umie nagradzać wierne mu sługi. Taaaak! Władza i fortuna są już tylko w zasięgu mojej ręki. Wystarczy tylko wyciągnąć ją i chwycić nadarzającą się sposobność.
Jak to dobrze, że dzięki własnemu uporowi udało mi się przekonać Tiarę Przydziału, że chcę należeć do Gryffindoru. Musiałem ją długo przekonywać, jednak ku mojej radości to się udało. Już w wieku jedenastu lat wiedziałem dokładnie kim chcę zostać aby pomóc Czarnemu Panu w jego powrocie.
Moi rodzice zawsze byli najbardziej wiernymi i zakonspirowanymi zwolennikami Czarnego Pana. Historia ich poznania i prawdziwych tożsamości jest jedną z największych tajemnic. W dniu kiedy otrzymałem Mroczny Znak, pełni dumy wyjaśnili mi wszystko nawet w najdrobniejszych szczegółach. Wiele lat temu sam Czarny Pan wierząc w ich możliwości zapewnił im nową tożsamość używając swej nieograniczonej mocy. Matka i ojciec z ochotą zajęli miejsca marnego czarodzieja i jego żałosnej mugolskiej żony. Od tamtego momentu, żyli ich życiem, oczekując dnia gdy Czarny Pan powróci i zapanuje nad światem.
Służąc memu władcy tak jak moi rodzice, zasłużę sobie na wieczne miejsce u jego boku..
Ale wszystko po kolei...
Najważniejszym jest wprowadzić w życie plan Czarnego Pana.
Ciekawe co zrobi Harry Potter, gdy zostanie mu odebrany powód do walki?
Co zrobi Harry Potter, gdy za jednym zamachem zniszczę jego siłę i oparcie?
Co zrobi Potter... kiedy odbiorę kogoś, na kim mu najbardziej zależy?
Oooo taaaak!!!!
Czarny Pan miał zaiste doskonały pomysł...
Najwyższy czas wziąć się do roboty!!!

X X X


Klasę w której odbywały się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią wypełniona była głośnym gwarem rozmów. Siedząca na jednym z wolnych miejsc Hermiona, uważnym wzrokiem obrzuciła wszystkich zgromadzonych, aż w końcu zatrzymała się na dwójce swoich przyjaciół.
Ron i Harry rozmawiali o czymś z Nevillem i Seamusem. Najprawdopodobniej o zbliżającym się meczu Quiditcha.
Jej wzrok zatrzymał się nieco dłużej na jej czarnowłosym przyjacielu. Coś z nim się działo, jednak nie miała bladego pojęcia co. A wszystko to zaczęło się tego ranka.
Dzień zaczął się normalnie jak każdy inny. Obudziła się i wzięła szybki prysznic. Założyła standardowy szkolny mundurek i razem z koleżankami z pokoju zeszła do pokoju wspólnego. Harry i Ron już na nią czekali na dole aby jak zawsze udać się wspólnie na śniadanie.
Już tedy zauważyła dziwne zachowanie Harry'ego.
Nie. Nie był zmartwiony ani przestraszony. Nie wydawał się również zmęczony czy niewyspany jak to zwykle miało miejsce po nocnych koszmarach. Był po prostu czymś... niezwykle trudno jej to było określić... zmieszany.
Tak. Harry Potter chyba po raz pierwszy w życiu wydawał się czymś zawstydzony. Mimowolnie uśmiechnęła się kiedy po przywitaniu zaczął się rozglądać po pokoju jakby po raz pierwszy w życiu widział go na własne oczy. Nie patrzył ani na nią ani na Rona, jednak starł się to umiejętnie ukryć. Oczywiście niewiele rzeczy Harry był w stanie ukryć przed jej czujnym wzrokiem i tak też było i w tym przypadku. Zdecydowała się jednak jak na razie powstrzymać od jakichkolwiek komentarzy.
Jej czarnowłosy przyjaciel najwyraźniej chciał po prostu zatrzymać to co się z nim działo, tylko dla siebie.
I trwało to tak przez cały dzień.
Rozmawiali zupełnie normalnie, śmiali się oraz szli razem na lekcje. Niby wszystko było w porządku jednak Hermiona z coraz większym zaintrygowaniem myślała o powodach takiego a nie innego zachowania swojego Harry'ego. Wszystko jednak było tak subtelne, że chwilami miała wrażenie, że jej się to po prostu wydaje.
Ron z pewnością niczego nie zauważył, pomyślała. Jakkolwiek postrzeganie dziewcząt jest zdecydowanie bardziej konkretne.
W końcu nadeszła pierwsza w tym roku lekcja Obrony Przed Czarną Magią.
Gwar rozmów ucichł gwałtownie kiedy wszedł profesor Lupin.
Hermiona nie mogła się nie uśmiechnąć kiedy go zobaczyła ponownie. Dumbledore już na początku wakacji postanowił przywrócić ostatniego z Maruderów na swoje stanowisko, które tak dobrze pełnił kilka lat wcześniej. I nie zważając na protesty wielu rodziców (szczególnie tych dzieci ze Slytherinu) umożliwił wilkołakowi powrót.
Trójka przyjaciół była oczywiście z tego faktu niezmiernie zadowolona. Harry w szczególności. Dziewczyna wiedziała, że po śmierci Syriusza, Lupin był jedynym człowiekiem, który w jakikolwiek sposób wiązał go z przeszłością James'a i Lilly Potterów oraz Syriusza Blacka.
Lupin obrzucił zadowolonym spojrzeniem swoich uczniów i choć jego wzrok zatrzymał się nieco dłużej na osobie Toma Riddle, to nie dając po sobie nic poznać, mrugnął uspokajająco do trójki przyjaciół.
- Witam was na pierwszej lekcji Zaawansowanej Obrony Przed Czarną Magią – zagaił. – W tym roku będziemy zajmować się poznawaniem nowych sposobów skutecznego odparcia wrogich ataków oraz doskonalić wcześniej zdobyte umiejętności. Poziom zaawansowany tych zajęć umożliwi wam głębszy wgląd w ofensywne i defensywne zaklęcia oraz uroki, które mogą się okazać pomocne w obecnym czasie.
Tu urwał na chwilę dla zaakcentowania ostatniego zdania. Oczywiście wszyscy uczniowie zdawali sobie doskonale sprawę z tego jaki "obecny czas" profesor ma na myśli. Wojna ze zwolennikami Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, przybierała na sile, a skrytobójcze ataki oddziałów Śmierciożerców znacznie się pogorszyły.
Instynktownie, jakby kierowane nieznaną siłą, spojrzenia wszystkich uczniów powędrowały na ułamek sekundy na stojącą wśród nich postać młodego Riddle. Za to on udając, że nic nie dostrzega, pozwolił aby na jego wargi wypłynął łagodny uśmiech.
Lupin chrząknął znacząco, aby przywołać uczniów do porządku, a kiedy wszystkie oczy ponownie się na niego skierowały, kontynuował.
- Na dzisiejszych zajęciach będziemy doskonalić znane wam już zaklęcie "Protego". Jednak w aspekcie współpracy między czarodziejami.
Lupin przeszedł parę kroków zastanawiając się nad kolejnymi słowami.
- Jakkolwiek w przypadku wszelkich pojedynków czarodzieje zwykle działają sami. Czyli jeden na jednego. To zdarzają się również sytuacje, tak na przykład w ogniu walki, kiedy wspólna współpraca dwóch lub większej ilości magów, może przynieść wymierne efekty. Jak doskonale wiecie podczas działanie czaru ochronnego, możliwość działania osoby stosującej ten czar jest nieco ograniczona. Koncentrując się na barierze ochronnej nie możemy szybko wyprowadzić kontrataku, a w przypadku większej ilości atakujących, zakończenie czaru może się okazać niezbyt wygodne.
Wszyscy uczniowie słuchali go z ogromnym zainteresowaniem.
- W takich właśnie sytuacjach nieoceniona jest pomoc drugiego czarodzieja, który działając spoza ochraniającej go bariery, jest w stanie powziąć odpowiednie akcje defensywne. Zademonstruję wam to. Harry pozwól tu na moment.
Harry posłusznie podszedł do wilkołaka i stanął w oczekiwaniu na dalsze polecenia.
- To będzie zadanie czysto praktyczne. Harry zastosuje barierę a wy... – tu wskazał na trójkę uczniów. – Spróbujecie wytrącić różdżkę z ręki zarówno mnie jak i jemu. W porządku? No to na pozycje.
Wszyscy zajęli wskazane miejsca i przez chwilę trwała cisza.
- Zaczynamy!
- Expelliarmus! – zakrzyknęli wybrani uczniowie, kiedy w tym samym momencie Harry użył poleconego mu zaklęcia.
- Protego!!!
Błękitno niebieska poświata błyskawicznie otoczyła Harry'ego i Lupina, a trzy czary nieszkodliwie się od niej odbiły. I w momencie gdy poświata znikła przyszła kolej na Lupina.
-Expelliarmus.
Trzy różdżki atakujących w jednej chwili znalazły się w jego wyciągniętej dłoni.
- Bardzo dobrze Harry – pochwalił ucznia profesor i popatrzył po twarzach innych. – Nasze ćwiczenia będą się odbywały podobnie. Zostaniecie dobrani czwórkami przy czym jedna para będzie tą atakującą, a druga tą broniącą się.
Harry skinął lekko głową i dołączył do grupy. Kiedy podszedł do przyjaciół, Seamus akurat rozmawiał o czymś z Hermioną. Gdy go zobaczył szepnął coś do niej i odszedł parę kroków w bok. Na pytające spojrzenie przyjaciela dziewczyna potrząsnęła lekko głową i ku jego zdumieniu zarumieniła się lekko. Myśląc, że mu się to przewidziało stanął tuż obok niej ponownie skupiając się na słowach Remusa.
- Aby w pełni wykorzystać te ćwiczenia zostaniecie dobrani losowo gdyż w wirze walki jest wielce prawdopodobne, iż zostaniecie rozdzieleni ze swoimi partnerami. Musicie umieć się szybko odnaleźć w każdej sytuacji.
Machnął różdżką i w ręku każdego z uczniów pojawił się fragment pergaminu z losowo wybranym nazwiskiem. Trójka przyjaciół popatrzyła na wybrane la nich nazwiska. Harry trafił Tracy Davis ze Slytherinu, parą Rona została Susan Bones z Hufflepuffu, a Hermiona...
Harry i Ron spojrzeli na nią pytająco, kiedy dziewczyna westchnęła niepewnie. Potter nachylił się nad jej ramieniem i przeczytał nazwisko widniejące na jej kartce.
...
Thomas Riddle.
...
Harry poczuł zimno rozchodzące mu się wzdłuż kręgosłupa. Zdecydowanie nie podobała mu się myśl, że ten chłopak będzie w jednej parze z Hermioną. Już się zastanawiał czy nie zwrócić się o radę do Remusa, kiedy lekki uścisk dłoni dziewczyny na jego ramieniu przywołał go do porządku.
Jej spojrzenie było spokojne i pewne i mówiło mu wszystko co chciałby wiedzieć. Niezależnie od tego jak się rozwinie dalsza sytuacja, Harry wiedział, że jego przyjaciółka będzie się miała na baczności.
- Gotowa Hermiono?
Na dźwięk głosu Toma dziewczyna podniosła na niego wzrok i skinęła głową.
- Jasne Tom – powiedziała spokojnie. – Kto jest naszą drugą parą?
Riddle uśmiechnął się lekko i wskazał na dwie postacie stojące parę metrów od nich.
- Lepiej trafić nie mogliśmy.
Zimne spojrzenia Draco Malfoya i Pansy Parkinson były aż nadto wymowne. Pomimo wyraźnego respektu co do osoby Toma, jako syna Voldemorta, Draco najwyraźniej planował wyrównanie rachunków za to co zdarzyło się w pociągu.
Hermiona westchnęła i nieco zirytowana przyjrzała się Tomowi.
- Czyżby to cię bawiło?
Tom wzruszył niewinnie ramionami, ale w jego oczach widać było iskierki wesołości.
- Hej! Spokojnie! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Hermiona westchnęła i ostatni raz spojrzała na stojącego obok niej Harry'ego. Jego wzrok mówił wyraźnie "Miej się na baczności". Rozumiała to doskonale. Oto podczas tego zadania miała stanąć naprzeciw dwójki nienawidzących jej Ślizgonów mając jedyne wsparcie w chłopaku, który według wszelkiego prawdopodobieństwa z nimi sympatyzował. Będzie miała szczęście, jeżeli nie skończy jako tarcza na strzelnicy dla Pansy i Malfoya.
W końcu przecież było pewne, że wszystkie ich ataki będą skierowane głównie na nią. A Tom... cóż... w końcu to przecież żaden problem aby udać, że w nieodpowiednim momencie rzuciło się zaklęcie ochronne, prawda?
Taaak! Zdecydowanie mogła lepiej trafić. Postanowiła jednak mieć oczy szeroko otwarte i w razie czego błyskawicznie zareagować.
- Bardzo dobrze – usłyszała głos profesora Lupina. – Skoro wszyscy już mają swoje pary, to najwyższy czas przejść do części praktycznej. Każda z czwórek będzie ćwiczyła na środku sali, a reszta niech uważnie obserwuje i uczy się tego co zaobserwuje.
Po kolei każde pary rozgrywały swoje mini pojedynki.
Zasady były dosyć proste. Można było używać wszelkich klątw jednak głównym czynnikiem zadania było zaklęcie ochronne i współpraca przy jego stosowaniu. Wraz z kolejnymi wywołanymi osobami, zdenerwowanie Hermiony wzrastało.
Harry i Ron poradzili sobie całkiem dobrze ze swoimi przeciwnikami. Kilkanaście osób miało jednak problemy i zakończyło się to dosyć frapującym widokiem. Najwyraźniej tarcze ochronne niektórych osób były albo za słabe, albo czary stosowane przez ich przeciwników były za mocne...
- Hermiono?
Dziewczyna podskoczyła na dźwięk swojego imienia i spojrzała na Toma.
- O co chodzi?
Pytany popatrzył na nią z rozbawieniem.
- Nie denerwuj się. Na pewno nie planuję nic za twoimi plecami. Okej?
Zamrugała powiekami.
- Skąd...???
- Nie trzeba czytać w myślach aby zorientować się nad czym się zastanawiasz? Spokojnie... bądź co bądź jesteśmy na razie w tej samej drużynie.
Przyjrzała mu się z uwagą starając się go w jakiś sposób rozgryźć.
- A co będzie gdy drużyny się zmienią? – nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
- Nie ma się co martwić na zapas, nie sądzisz?
Wzruszyła ramionami.
- W porządku. Może i masz rację – zauważyła gest profesora Lupina. – W porządku. Nasza kolej. Zaczynamy.
Ukłonił się teatralnie.
- Panie przodem.
Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie na ten pełen afektu gest po czym zajęła przydzielone jej miejsce na środku sali. Tom stanął tuż przy niej, a Malfoy i Parkinson kilka metrów dalej.
- Gotowi? – usłyszał głos Remusa. – To zaczynajcie.


X X X


Wściekła Hermiona przeglądała poszczególne półki w bibliotece szukając tych, które odpowiadały jej wymaganiom.
- "Moje życie to otwarta księga" – parsknęła zirytowana przedrzeźniając wcześniej usłyszane słowa młodego Toma Riddle. – Jaasneeee!!! Co za cholerna bzdura!!!
Kolejne tytuły na sproszonych kurzem woluminach przepływały jej przed oczami jak nieustająca rzeka.
- Gdzieś to musi być – mruknęła do siebie. – W którejś z tych książek na pewno znajdę informacje lub choćby najdrobniejsze wspomnienie o synu Voldemorta. Nie ma siły! TO MUSI TU BYĆ!!!
Już któryś z kolei raz stanęła jej przed oczami dzisiejsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią. Teraz to wszystko przypominało się jej w formie dziwacznych slajdów przewijających się przez jej pamięć.
Westchnęła, starając się pojąć o co w tym wszystkim chodzi.
Gdy tylko ona i Tom zajęli swoje miejsca naprzeciwko dwójki Ślizgonów, wszystko zaczęło przypominać przedziwny balet, w którym poruszał się jak jeden z aktorów.
Wszystko stało się błyskawicznie.
Zmartwione i niepewne spojrzenie Harry'ego...
Stoicki spokój Toma...
Zaklęcia rzucone przez Draco i Pansy...
Jej błyskawiczne Protego oraz jednoczesna akcja młodego Riddle...
Różdżki dwójki Ślizgonów spoczywające w jej dłoni...
Wszystko zakończone w ciągu paru sekund...
Ogłupiała mina Malfoya.
...
No a potem odwrócenie ról. To oni byli jako ci atakujący.
...
Sporej mocy tarcza ochronna stworzona przez Parkinson i Dracona...
Gest Toma, zupełnie... jakby odganiał upartą muchę...
Protego Ślizgonów przemienione w kupę bezużytecznych iskier...
Jej automatyczna reakcja na odsłonienie się przeciwnika...
Draco i Pansy leżący na podłodze i nie mogący ruszyć nawet palcem...
Cisza jaka zapadła w sali po tym błyskawicznym pojedynku.
...
Dzięki ćwiczeniu przeprowadzonemu przez nią i przez Toma, Gryffindor został nagrodzony piętnastoma dodatkowymi punktami od zadowolonego profesora Lupina. Miała jeszcze w uszach jego pochwalną przemowę, jednak bardzo dobrze mogła się przyjrzeć jego oczom.
Kiedy chwalił Toma za jego doskonałe zastosowanie czarów, w jego oczach mogła doskonale zobaczyć niepewność i zamartwienie. Jeszcze raz akcja wykonana przez tego nikomu nie znanego chłopaka zasiała więcej niepewności niż to mogło się na samym początku wydawać.
A sam Tom???
On oczywiście z tym swoim wszechobecnym cholernym uśmieszkiem na ustach, zbagatelizował całą sprawę i przypisał całą zasługę właśnie jej.
JEJ!!!
Jasne, że trochę mu w tym zadaniu pomogła, jednak wiedziała doskonale o tym, że to tylko i wyłącznie Tom wykonał dziewięćdziesiąt pięć procent całego zadania. Miała pewne przeświadczenia, że gdyby młody Riddle stanął sam jeden przeciwko wszystkim uczniom zebranym wtedy w sali, to i tak zakończyłoby się to tym samym wynikiem.
...
I dlatego też przysięgła sobie w duchu, że dowie się KIM ON NAPRAWDĘ JEST!!!
...
Po obiedzie, pod pretekstem, odrobienia zadań domowych udała się do biblioteki, aby przeszukać wszelkie możliwe książki, które mogły rzucić choć odrobinę światła na temat syna Lorda Voldemorta. Jak na razie jednak wszelkie jej wysiłki spełzały na niczym.
Ani w oficjalnych ani w mniej oficjalnych źródłach na temat Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać nie było nigdy, nawet w najmniejszym stopniu wspomniane o tym, że mógłby mieć jakąkolwiek rodzinę.
Oczywiście nie mówimy tu o rodzicach czy jego drzewie genealogicznych, gdyż te dane były aż nadto ujawniane. Nie! Konkretne informacje biograficzne o Voldemorcie zawsze kończyły się w jednym określonym punkcie.
Na dniu w którym Tom Riddle "senior", ukończył Hogwart i rozpłynął się w powietrzu.
Potem jest już tylko historia wojny z Voldemortem, księgi pełne nazwisk jego ofiar, śmierć i zniszczenie chodzące krok w krok za jednym z najpotężniejszych mrocznych magów wszechczasów.
Żadnej żony, kochanki czy niewolnicy, a przynajmniej... żadnej znanej historykom.
Dzień po dniu...
Miesiąc po miesiącu...
Rok po roku...
Na świat magiczny padł strach i przerażenie i tylko nieduże zastępy Aurorów Ministerstwa Magii, stawiały opór coraz silniejszym oddziałom Śmierciożerców.
...
...
...
Aż tu pewnego dnia wszystko ucichło jak (co za ironia!) za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Oto rocznemu czarnowłosemu chłopczykowi udało się coś, czego nie mógł dokonać nikt inny.
Lord Voldemort został pokonany i w Magicznym Świecie na powrót zapanował pokój.
...
...
...
Hermiona z furią zatrzasnęła kolejną książkę i już miała zamiar wyciągnąć następną gdy ta zawisła w powietrzu zupełni nieruchomo.
- Nie znajdziesz tu tego czego szukasz Hermiono.
Dziewczyna obróciła się gwałtownie i skupiła wzrok na opierającym się o stół Tomie. Spokojny ton jego głosu ponownie sprawił, że zalała ją fala irytacji.
- Nie masz pojęcia czego szukam Tom – parsknęła gniewnie.
Riddle wzruszył ramionami.
- Aha rozumiem... czyli oczywistym jest, że przeszukujesz książki o historii starego Voldiego nie po to aby zasięgnąć informacji o mojej skromnej osobie, tylko po to aby odnaleźć przepis na słynny omlet z jaja feniksa?
Splotła ręce na piersiach.
- Co ci do tego Tom?
Podniósł do góry ręce w geście poddania.
- Absolutnie nic. jeśli chodzi o mnie to możesz szukać sobie do woli. Chciałem tylko zaznaczyć, że nie znajdziesz w tych księgach absolutnie nic na mój temat.
- Takiś pewny?
- Tak. Po prostu nikt-nic-nigdy o mnie nie napisał. Koniec. Kropka.
- To by właśnie powiedziała osoba, która nie chciałaby aby coś się o niej znalazło.
Tom roześmiał się.
- Czyżbym wyczuwał w twoim głosie odrobinę nieufności?
Hermiona potrząsnęła bezsilnie głową i usiadła przy stole. Cały buzujący w niej gniew nagle się gdzieś ulotnił.
- Nieważne Tom. Możesz mi teraz powiedzieć co tu robisz?
Chłopak przekrzywił nieco głowę i zrobił minę smutnego szczeniaka.
- Chciałem cię poprosić o korepetycje.
- Że co? – wykrztusiła ze zdumieniem.
- Mam problem z jednymi zajęciami, które muszę zaliczyć na SUM-ach, i profesor McGonagall poradziła mi abym zwrócił się w związku z tym do ciebie.
Hermiona pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Ale przecież z tego co wiem, to jak do tej pory nie miałeś najmniejszych problemów z zaliczaniem poprzednich lat. W ciągu tych paru dni udowodniłeś, że aż nadto potrafisz posługiwać się magią.
Skinął głową.
- To prawda, że nie mam problemów z magią fizyczną...
- Fizyczną?
- Nooo... z przedmiotami, które wymagają bezpośredniego użycia czarów. Z tym to nie mam problemu.
- A z czym jest?
- Historia Magii – zasugerował nieśmiało.
- Naprawdę?
- Pamiętasz jak wspominałem, że wychowałem się wśród ludzie nie używających magii? No więc jest to stuprocentową prawdą. Nie mam zbyt wielkiego pojęcia na temat tego co było przedtem, więc dlatego potrzebuję twojej pomocy.
Popatrzył na nią uważnie.
- Zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciała mi pomóc Hermiono.
Dziewczyna westchnęła głęboko i przez dłuższą chwilę uważnie mu się przyglądała. W końcu jakby wygrywając ze sobą jakaś wewnętrzną walkę.
- W porządku Tom – powiedziała. – Spotkajmy się tutaj jutro po zajęciach. Spróbujemy coś porobić.
Tom uśmiechnął się szeroko.
- Super Hermiono! Dziękuję.
Już się odwracał aby wyjść z biblioteki, kiedy na miejscu osadził go głos dziewczyny.
- Kim ty jesteś Tom? – zapytała cicho.
Młody Riddle przyjrzał się jej uważnie, a na jego twarzy nie było ani śladu poprzedniej wesołości tylko dziwna... troska.
- Jeżeli chcesz to wiedzieć Hermiono, to mogę zaspokoić twoją ciekawość.
Oczy brązowowłosej nastolatki rozbłysły wewnętrznym światłem.
- Naprawdę?
- Jednak pod jednym warunkiem – powiedział cicho.
- Dasz mi Czarodziejski Parol na to, że tego co usłyszysz nie powiesz nikomu innemu.
Hermiona zgarbiła się nieco i zszokowana wpatrywał się w swojego rozmówcę.
Czarodziejski Parol był najpotężniejszą obietnicą jaką jeden czarodziej może dać drugiemu czarodziejowi. Istniał tylko w przypadku gdy przekazywane informacje były stuprocentowo prawdziwe. Nikt ani nic nie był także w stanie złamać siły tego sekretu, a tych którzy chcieli tego dokonać czekały najgorsze konsekwencje. Dziewczynie znane były nazwiska czarodziejów, którzy zginęli gdy próbowali złamać tę najsilniejszą z przysiąg.
Propozycja Toma oznaczała więc sytuację, że ona poznałaby całą prawdę o najbardziej tajemniczym chłopcu w szkole, jednak nigdy nie mogłaby przekazać komu innemu tych informacji, a przynajmniej do momentu aż Tom nie zwolniłby ją z danego słowa.
Mogło to oznaczać również, że młody Riddle mógł jej równie dobrze powiedzieć o tym, jak planuje uśmiercić Harry'ego, ją samą i wszystkich uczniów w Hogwarcie, a ona pomimo najszczerszych chęci nie mogłaby nikogo przed tym ostrzec.
Już sama świadomość takiej możliwości wykluczała jakąkolwiek możliwość przyrzeczenia Czarodziejskiego Parolu.
- To... to niemożliwe Tom... nie mogę tego zrobić... Skrywasz w sobie zbyt wiele niewiadomych.
Riddle uśmiechnął się do niej ciepło.
- Wiedziałem, że to odpowiesz Hermiono, ale spokojnie... tak jak mówiłem to wcześniej... wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
Wyprostował się i przez krótką chwilę się na czymś zastanawiał.
- Pomimo wszystko coś ci mogę jednak zasugerować.
Podniosła na niego zaciekawiony wzrok.
- Co takiego?
- Skoro przeszukiwałaś książki na mój temat, to pozwól, że zasugeruję ci jedną, która powinna skierować cię na właściwy trop.
- Ale przecież mówiłeś...
- Mówiłem, że w żadnych z tych książek nie znajdziesz informacji o mnie samym. Tak to jest prawda. Nie tyczy się to jednak reszty mojej rodziny. Accio!!!
Nieduży tom oprawiony w białą skórę wylądował na stole przed zdumioną dziewczyną.
Tom mrugnął do niej wesoło i pogwizdując wesołą melodię wyszedł z biblioteki.
Zszokowana Hermiona jeszcze przez długie minuty wpatrywała się w wybity złotymi ozdobnymi literami tytuł. Uszczypnęła się lekko aby sprawdzić czy nie śni.
Złoty tytuł mieniący się przed jej oczami głosił.
"OFIARY WIELKIEJ WOJNY – ZAGINIENI AURORZY"


X X X



Ten post był edytowany przez radziczek: 13.06.2005 09:55
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 06.05.2024 15:06