Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Magiczne Forum _ Fan Fiction i Kwiat Lotosu _ Ja - Syriusz?

Napisany przez: Skierka 26.08.2007 21:13

Jestem nowym użytkownikiem, więc na wstępie chciałabym przywitać wszystkich serdecznie, co właśnie robie smile.gif. Jest to w sumie króciutki prolog do opowiadania, które wymyśliłam jeszcze w podstawówce, ew. na początku gimnazjum, dlatego też mogą pojawić się jakieś niezgodności fabularne, chociaż pewnie uda mi się je wyeliminować.
A i jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Mam małe problemy, z dysekcją więc byłabym wdzięczna za wyrozumiałość, chociaż większość błędów chyba udało mi się wyeliminować.


PROLOG

Lily Evans pochyliła się nad zawartością kociołka, uważnie przyglądając się bulgoczącej cieczy. Mimowolnie zmarszczyła czoło, a kąciki jej ust zadrżały lekko. To co miała przed sobą niewątpliwie w żaden sposób nie przypominało, tego czym z założenia powinno być. Oderwała wzrok od bliżej niezidentyfikowanego, niedoszłego eliksiru i przeniosła go na cztery męskie twarze, przyglądające się jej z wygodnego łóżka z czterema kolumienkami, z wyrazem uprzejmego oczekiwania.
- No cóż… - zaczęła pocieszającym tonem – Co to właściwie miało być? Bo jak na mój gust nic z tego już nie będzie.
Syriusz Black zaklął pod nosem w sposób, którego aż wstyd byłoby powtórzyć nawet w nazbyt wyrozumiałym towarzystwie. Peter Pettigrew pisnął cicho. Remus Lupin westchnął ciężko i rzucił się do tyłu, kładąc na łóżko. Jego głowa zatopiła się w miękkiej poduszce. Tylko James Potter wpatrywał się w nią z błagalnym wyrazem twarzy.
- James… mówiłam już…
- Proszę… Lily… Jesteś przecież geniuszem… Na pewno…
- Potter – rzuciła mu krótkie spojrzenie, a później znów zajrzała do wnętrza kociołka – Nie potrafię zdziałać cudu, a tego… Nie obraź się… Ale nawet Severus Snape… Ba! Nawet Profesor Slughorn raczej nie potrafiłby naprawić – westchnęła ciężko – Co to miało być?
- Eliksir Wielosokowy – wymamrotał Syriusz, osuwając się ze skraju łóżka na podłogę.
- Co! – Lily wytrzeszczyła oczy – To?
- Nie pytaj po co nam to – Syriusz spojrzał na nią spode łba.
- Eeeee… Nawet nie to miałam na myśli – wyjąkała Lily – Tylko, że to… Myślałam, że to jakiś eliksir wzmacniający… No bo… Do tego to przynajmniej, chociaż minimalnie jest podobne. Z jakiego przepisu wy w ogóle korzystaliście?
James wymienił krótkie spojrzenie z Syriuszem, który ledwie zauważalnie zmarszczył brwi. Remus usiadł gwałtownie na łóżku i rozejrzał się pytająco po przyjaciołach. Peter odwrócił tylko wzrok, udając dość nieudolnie, że coś bardzo zainteresowało go w zachmurzonym niebie za oknem. Lily poderwała się z ziemi jak oparzona. Nie wiedziała co oni kombinują i prawdę mówiąc nie bardzo ją to interesowało, ale po ich zachowaniu dało się dostrzec, że chodzi o coś w czym raczej nie chciałaby brać udziału. Oparła ręce na biodrach i obrzuciła ich gniewnym spojrzeniem. Syriusz całkowicie to zignorował. James odwrócił wzrok, podzielając nagłe zainteresowanie Petera. Tylko Remus spojrzał jej w oczy i uśmiechnął przepraszająco.
- Nie wiem co wy tu kombinujecie – fuknęła – ale jeżeli oczekujecie od kogoś pomocy to…
- Już dobrze Evans – James westchnął ciężko – Nie denerwuj się już. Łapa…
- Nie ma mowy! – warknął Syriusz – Odbiło ci chyba! Przecież ona nas sypnie!
- I tak może nas sypnąć kretynie – odwarknął – Podaj mi to.
Syriusz spojrzał na niego w taki sposób, jakby resztkami sił zmuszał się, żeby nie potraktować go jakąś niezwykle przykrą w konsekwencjach klątwą. Mimo to nic nie powiedział. Zamiast tego podniósł się powoli na nogi i ruszył w kierunku swojego kufra na drugim końcu dormitorium. Pochylił się nad nim i zaczął grzebać powoli, przerzucając sterty ciuchów i różnych dziwnych przedmiotów, o których pochodzeniu i zastosowaniu raczej nie chciałaby się niczego dowiedzieć.
Mimo tego, że to wszystko coraz mniej jej się podobało, jej ciekawość narastała z każdą chwilą. Bardzo chciałaby się dowiedzieć, po co właściwie był im ten eliksir i dlaczego zareagowali w taki sposób na proste pytanie. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że to wcale nie był eliksir wieloskokowy, jednak bardzo szybko zmieniła zdanie. Gdyby było to coś jeszcze gorszego od tego świństwa, na pewno by jej tego nie pokazali, a tym bardziej nie poprosiliby o pomoc.
Po chwili Syriusz wyprostował się powoli, ściskając coś kurczowo w dłoni. Rzucił jej krótkie, przenikliwe spojrzenie.
- Trzymaj – powiedział wyciągając w jej stronę całkiem sporą buteleczkę.
Chwyciła ją ostrożnie i przyjrzała się ulotce.
- Eliksir Wieloskokowy – przeczytała szeptem – Sposób przyrządzenia… - westchnęła ciężko, spoglądając z politowaniem na Jamesa – Gdzie żeście kupili to coś?
- A no wiesz… - James przeczesał włosy palcami.
Lily pokręciła tylko z politowaniem głową i wróciła do etykietki. Według instrukcji należało wlać zawartość do kociołka, dolać dwie szklanki wody i gotować na małym ogniu przez pół godziny. Następnie przemieszać dokładnie jego zawartość jednostajnie przyspieszonym ruchem, w stronę przeciwną do wskazówek zegara dwadzieścia trzy razy. Jednak to co wywołało najbardziej sprzeczne uczucia w dziewczynie, była data produkcji pseudo Eliksiru Wieloskokowego. Według niej miał zostać wyprodukowany pięć dni temu. Więc w jaki sposób mogli wejść w ich posiadanie? Nie mogli kupić go w Hogsmeade, bo ostatni wypad był dwa tygodnie wcześniej. Pocztą też nie mógł przyjść, bo Filch bardzo gorliwie sprawdzał wszystkie przesyłki i z pewnością nie dopuściłby do tego, żeby trafiła w ich ręce. Mimowolnie zmarszczyła czoło.
- A więc gdzie… - zaczęła.
- Nie zaczyna się zdania od „a więc” – przerwał jej James, desperacko próbując sprowadzić rozmowę na inny, bardziej korzystny dla niego tor.
- Zresztą co za różnica – warknął Syriusz – Przecież sama powiedziałaś, że to nie jest Eliksir Wieloskokowy. No cóż Rogasiu… Może McGonagall zrozumie i…
- McGonagall? – podchwyciła nagle Lily – A co ona ma do tego?
- Nic… Nic… - James wyszczerzył do niej zęby w nienaturalnie sztucznym uśmiechu – No, ale skoro nie możesz nam pomóc… No cóż… Chyba nie powinniśmy zabierać ci czasu… No bo… I twój chłopak…
- Co mój chłopak? – dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie, to wszystko coraz mniej jej się podobało.
- Evans? – Syriusz uśmiechnął się do niej w sposób, który zapewne miał być przepraszający – Dziękujemy ci za pomoc. Masz u nas dług wdzięczności. Uwierz mi, że na pewno ci tego nie zapomnimy, ale… To tak jakby nasza sprawa i na pewno by ci się to nie spodobało, więc po co psuć neutralno-ciepłe stosunki między nami?
Pochylił się nad wciąż bulgoczącą cieczą w kociołku, spoglądając na nią z góry. Skrzywił się z niesmakiem. Wydali na to tyle kasy, a okazało się być zwykłą podróbką. Jego pięści zacisnęły się odruchowo, a noga mocno odbiła od ziemi, uderzając wprost w jego środek.
I wtedy rozpętało się piekło.



zmieniłam imię w tytule na takie pisane wielką literą. Tak z reguły zapisujemy imiona.
//hazel

Napisany przez: Golden Phoenix 26.08.2007 22:48

Witaj Skierko smile.gif

Jeżeli o mnie chodzi, to prolog podoba mi się. Czyta się go łatwo i przyjemnie, zaciekawia i zachęca do przeczytania następnej części.

Błędów nie dopatrzyłam się wielu - mam tylko 2 zastrzeżenia:

1.

QUOTE
Oparła obie dłonie o biodra
Wydaje mi się, że powinno być raczej, że oparła ręce na biodrach, bo Twoja wersja przypomina mi raczej opieranie się o jakiś przedmiot (biurko, ściane itp.)

2. Za często postacie nazywane są pełnymi imionami i nazwiskami. Nieptrzebnie powtarzasz "Lily Evans" czy "Syriusz Black", starczyło by samo imię smile.gif

Są to jednak drobiazgi. czekolada.gif dla Ciebie, żeby wena sprzyjała smile.gif

Napisany przez: Zeti 27.08.2007 10:44

Prolog bardzo mi się podoba. Czekam, na dalsze części. Może się fajnie rozkręcić.

Napisany przez: Skierka 27.08.2007 16:34

DZIEŃ I

cz. I

Ból był przerażający. Wręcz rozsadzał jej czaszkę od środka. Miała ochotę krzyczeć, wić się i błagać o pomoc. Gdyby tylko miała dość siły, żeby otworzyć oczy, nie wspominając już, o wykrztuszeniu choćby słowa. Słyszała czyjeś głosy, ciche i niezrozumiałe. Istny bełkot. Zaklęła w myślach. Tak bardzo chciałaby, wiedzieć co się stało. Ostatnie co pamiętała to ten straszny wybuch, jarzące się fioletowo-czerwone światła, łechtające jej całe ciało niesamowite ciepło i to ogromne przerażenie. Później był już tylko ból.
Ktoś szturchnął delikatnie jej ramie. Usłyszała jakiś głos. Dlaczego nie rozumiała ani słowa? Dlaczego tak strasznie ją bolało? Szturchanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Chciała powiedzieć temu komuś, żeby przestał, że ją to boli, że nie jest w stanie, nawet otworzyć oczu. Nagle to wszystko ustało, a w chwile później czyjeś dłonie zacisnęły się na jej ramionach i szarpnęły ją gwałtownie w górę. Pisnęła cicho, kiedy coś zgrzytnęło w jej kościach. Czyżby miała połamane ręce?
- Żyjesz? – powiedział ten głos. Był cichy i ciepły, pełen troski i czegoś jakby… przerażenia?
- Nie… Nie… Nie wiem – usłyszała inny, męski głos, świetnie wyrażający, to co kłębiło się w jej myślach.
- Żyjesz – właściciel pierwszego głosu odetchną z wyraźną ulgą – Jesteś Lily… Lily Evans, prawda?
- T… Tak… - wyjąkał ten drugi głos.
- Nieprawda! To ja jestem Lily! – warknęła. Tylko dlaczego jej głos był tak łudząco podobny do tego, który wypowiadał jej myśli.
- Lily… - pierwszy głos zająknął się lekko – Bo wiesz… Jakby ci to wytłumaczyć…
- C… Co? – wyjąkała.
- Jesteś w stanie usiąść?
- Nie… Nie wiem…
Naprawdę nie wiedziała. Było jej tak źle. Teraz kiedy zaczęła powoli odzyskiwać jasność umysłu ból nasilił się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Tylko dlaczego miała taką ochotę na kiełbasę wiejską? Przecież była wegetarianką, nie nawiedziła mięsa, a tym bardziej takiego które niewątpliwie miało w sobie coś podejrzanego. I jej głos. Dlaczego jej głos był taki dziwny? Znajomy. Bardzo znajomy, ale z pewnością inny niż był wcześniej.
- Daj spokój Rogaś – nowy głos należał niewątpliwie do kobiety – Pozwól mi to zrobić.
- Tobie? – kolejny głos – Daj spokój. Nie chcemy żeby zeszła na zawał.
- Nie zejdzie! – oburzyła się kobieta – Ale gwarantuje, że szybko postawie ją na nogi… Mam w tym już pewne doświadczenia – dodała po chwili tonem, który nie bardzo się jej spodobał.
- No to jak chcesz – powiedział ten pierwszy głos i puścił jej ramiona, pozwalając jej, swobodnie opaść na łóżko.
Coś opadło ciężko tuż obok niej. Miała wrażenie, że ktoś przyglądał się jej przez dłuższą chwile, a potem czyjeś dłonie ponownie zacisnęły się na jej ramionach. O wiele mocniej niż poprzednio. Prawie krzyknęła. To ją naprawdę bolało. Już otwierała usta żeby zaprotestować, ale w tym momencie poczuła kolejne szarpnięcie, a w chwilę później siedziała sztywno, opierając się o coś, co tak nieprzyjemnie wbijało się w jej plecy.
- Posłuchaj mnie Evans – powiedział kobiecy głos – Stało się coś, co na pewno ci się nie spodoba, a mianowicie… Ehhhh…. Nie ufacie mi chłopaki? Obiecuję, że nie przegnę – zamilkł na chwilę – Więc na czym to ja skończyłem… Ach tak! Słuchaj… Pomagałaś nam naprawić eliksir, który że tak powiem, nie działał do końca, tak jak tego chcieliśmy. Trosze się zdenerwowałem… Fakt… To było strasznie szczeniackie, ale kopnąłem ten kociołek no i… Wpadłaś w szał. Zaczęłaś krzyczeć, że takie rzeczy są niebezpieczne i w ogóle. Zaczęłaś mnie szarpać, a potem… No cóż. W konsekwencji wsadziłem w to but i trochę jeszcze tym zamieszałem. Później było tylko wielkie BUUUM! No i proszę. Jestem w twoim ciele, a ty w moim… No i właśnie idę obejrzeć siebie… A właściwie ciebie… Nago pod prysznicem!
- CO?! – wrzasnęła na całe gardło, kiedy w końcu dotarł do niej sens tych słów.
Przecież to było niemożliwe. To nie mogło być prawdą. Poderwała się nagle na nogi, zapominając o całym bólu. Rozwarła szeroko powieki i wrzasnęła z przerażenia. Tuż przed nią stała ona. A właściwie jej ciało. Patrzało na nią rozbawionym spojrzeniem, z dumnym z siebie wyrazem twarzy. Tuż obok niej siedział na ziemi James Potter, wpatrując się w nią z przerażeniem. Za nim stali Remus Lupin, trzymając się za głowę z wyrazem politowania na twarzy i Peter Pettigrew starający ukryć się za plecami przyjaciela.
Pokój wyglądał jak istna ruina. Wszystkie meble zdawały się, być w strzępach i ufajdane jakąś czerwono-fioletową, gumiastą mazią. Tuż obok niej leżał kawałek krzesła, owinięty czymś, co niewątpliwie było kiedyś szatą szkolną. Teraz jednak z trudem zasługiwało na miano szmaty. Resztki felernego kociołka zostały, niemal wbite w ścianę, przypominając mozaikę, stworzoną przez będącego w stanie mocnego uniesienia alkoholowego pożal-się-Panie-Boże „artystę”.
- Widzicie maluszki – powiedziało dumne z siebie jej ciało – Mówiłem wam, że postawię ją na nogi. Możecie mi pogratulować geniuszu.
- Idiota – wymamrotał, wciąż trzymając się za głowę, bardziej do siebie niż do pozostałych osób, znajdujących się w pokoju, Remus – Po prostu idiota. Z kim ja się w ogóle przyjaźnię?
Lily stała jak wryta. Co tu właściwie się działo? Kto był w jej ciele? I w takim razie w czyim ciele była ona? Rozejrzała się po twarzach zgromadzonych w pomieszczeniu. Czuła oblewającą ją falę gorąca i ogromnego przerażenia. Wszystko przewracało się w jej żołądku. Jęknęła cicho, kiedy w końcu uświadomiła sobie, kogo jej brakowało.
- Tylko nie to… - wymamrotała żałosnym tonem, na głos swoje myśli – SYRIUSZ!
- No proszę… Nie spodziewałem się po tobie takiej błyskotliwości Evans – zakpił Syriusz, a właściwie teraz Lily.
- NIEEEE! – wrzasnęła na całe gardło Lily.



- To niemożliwe… Niemożliwe… Tak nie może być… - mamrotała prawie godzinę później Lily.
Siedziała na łóżku aktualnego właściciela jej ciała, z twarzą ukrytą między kolanami. Czuła spływające po jej twarzy krople łez. Tak bardzo chciała uwierzyć, że to tylko zły sen. Tak bardzo chciała, obudzić się w swoim własnym łóżku, w swoim ciele i śmiać się z bzdur, które stworzył jej chory umysł. Jednak im bardziej tego chciała, tym bardziej wydawało jej się to niemożliwe. Załkała żałośnie, krztusząc się własnymi łzami. Dlaczego właśnie ona? Dlaczego musiało, spotkać to akurat ją?
- Nie łam się Lily – Remus pieszczotliwie poklepał się po ramieniu – Znajdziemy jakieś wyjście. Obiecuje ci, że już niedługo będziesz znów w swoim ciele i będziesz się śmiać z tego wszystkiego.
- Jak znaj… znajdziecie? – wymamrotała, krztusząc się własnymi łzami – Nie potraficie, uwarzyć głupiego eliksiru! A co dopiero… – fuknęła – Powinniśmy iść do Profesora Dumbledore. On…
- Już chyba to przerabialiśmy Lily – Remus objął ją ramieniem – Nie możemy iść do Dyrektora.
- Dlaczego?! – warknęła z wyrzutem, odpychając go od siebie – To wy spowodowaliście to wszystko! Dlaczego mam was kryć?!
- Tak prawdę mówiąc… To nie my – wtrącił się do rozmowy James – Tylko ty i Syriusz… A właściwie najbardziej to ty – tak naprawdę uważał, że prawie cała wina leżała po stronie Syriusza, a reszta po jego, ale nie mógł, pozwolić pobiec jej na skargę do Dyrektora. Ile niepotrzebnych pytań mogło to wywołać?
- Gdyby nie ten wasz głupi eliksir i ten kretyn…
- Evans kochanie – jej ciało wyszczerzyło do niej białe zęby – Nie twierdzę, że jestem bez winy i tak jak już mówiłem, wstyd mi za moje szczeniackie zachowanie, ale to ty… - zamyślił się przez chwilę - Poza tym pomyśl. Jak to się dla ciebie skończy? Nie dość, że wplątałaś się w coś takiego, to jeszcze… Kotku nie chcę cię martwić, ale ważyłaś eliksir… Jak się później okazało niebezpieczny… W całkowicie nie sterylnych warunkach i jeszcze pomogłaś w doprowadzeniu go do wybuchu. Już pal licho szlaban i plama na opinii, ale zdajesz sobie sprawę, że mogą za to nas wszystkich wydalić ze szkoły? – rzucił jej przenikliwe spojrzenie – Poza tym jesteś geniuszem. Zabezpieczyliśmy próbkę tego czegoś. Mamy jeszcze drugi zamknięty flakonik. Znalezienie rozwiązania, nie zajmie ci wiele czasu.
- W końcu mówisz z sensem – Remus wyszczerzył do niego wszystkie zęby – Może nie zabrałeś Lily tylko ciała, ale i chodź odrobinę zdrowego rozsądku.
- Bardzo śmieszne – warkną Syriusz – A tak właściwie… Wiecie, że za dwadzieścia minut mamy kolację? – wyszczerzył się w radosnym uśmiechu.
- Ty nigdzie nie idziesz! – fuknęła Lily, rzucając mu spojrzenie sadystycznego mordercy fetyszysty.
- Niby dlaczego? – Syriusz spojrzał na nią, jakby powiedziała jakąś absolutną bzdurę – Jestem głodny. To, że siedzę w twoim ciele… Nie wspominając o tym, że przez ciebie… Nie znaczy, że przestane jeść i udzielać się społecznie – poklepał ją po głowie – Nie martw się Evans. Nie narobię ci wstydu – westchnął ciężko pod wpływem spojrzenia, które, o ile było to możliwe, stało się jeszcze bardziej mordercze – Aż tak bardzo mi nie ufasz?
- Ja bym mu nie ufał – zauważył bardzo inteligentnie James, zanim jeszcze zrozumiał co mówi.
- Dzięki stary – podziękował ładnie Syriusz.
Lily wybuchła jeszcze gwałtowniejszym płaczem.



Remus, Peter i James niemal biegli, przedzierając się między uczniami, w kierunku Wielkiej Sali. Mieli niewiele czasu. Musieli się najeść i zwinąć jeszcze trochę jedzenia, zanim ta dwójka się pozabija, bo że nie dojdzie do rękoczynów, ani przez chwilę się nie łudzili. Lily była w na tyle kiepskim stanie psychicznym, że nie wiadomo, co mogło jej w każdej chwili strzelić do głowy. Natomiast Syriusz… Było bardziej niż prawdopodobne, że mniej lub bardziej świadomie sprowokuje ją, do zrobienia jakiejś głupoty.
- Hej! Potter! – jakiś piskliwy głos zatrzymał go w połowie schodów – Zaczekaj!
- Cholera – mruknął obiekt nagłego zainteresowania dziewczyny – Idźcie sami. Ja postaram się ją jakoś spławić.
Jak powiedział, tak zrobili. Kiedy zniknęli za zakrętem, odwrócił się w stronę dziewczyny, która przedzierała się w jego stronę. Trudno było pomyśleć, że w tak ogromnym zamku jak ten, może powstać coś na kształt korku na korytarzu. Postarał się wywołać na twarzy jak najbardziej promienny uśmiech. Mary Swaan, może nie należała do zbyt inteligentnych ani rozgarniętych, ale z pewnością umiała zauważać stany emocjonalne innych. Dziewczyna niemal podbiegła do niego, kiedy tłum nieco się rozrzedził. Była raczej niewysoka i szczupła. Jej długie, blond włosy rozwiewały się, pod wpływem podmuchu wiatru hulającego po holu we wszystkie strony.
- Potter – wydyszała, kiedy w końcu stanęła tuż przed nim – Gdzie jest Lily?
- Lily? – spojrzał na nią raczej zmieszany.
- Tak Lily – rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie – Od kiedy siłą zatargaliście ją do swojego dormitorium, w ogóle jej nie widziałam.
- A tak – James rozejrzał się uważnie po korytarzu, a później szepnął jej do ucha – Przecież wiesz jakie Syriusz ma problemy z Eliksirami, prawda? A słodka Lily Evans zgodziła się… Nie do końca dobrowolnie… Fakt… Ale zgodziła, udzielać mu korków. Tylko błagam cię. Nie mów nikomu. Wiesz jaki on jest. Cholernie dumny z niego bydlak.
- Acha – dziewczyna zdawała się, połknąć haczyk – Ale dlaczego nie zeszli na kolacje?
- No cóż… Obiecaliśmy, że zaniesiemy im na górę… Lily po prostu jak już coś robi, to chce to zrobić dobrze, prawda? Nie chciała przerywać lekcji.
- Chyba tak – blondynka obdarzyła go szerokim uśmiechem – To wtedy… - pogrzebała przez chwilę w torebce, którą przewiesiła sobie przez ramię – Zanieś im to na osłodę – podała mu wielką tabliczkę czekolady z Miodowego Królestwa - Lily ją uwielbia.
- Dzięki – James odwzajemnił jej uśmiech – Pewnie się ucieszy.
Zszedł z dziewczyną na kolację. Dopiero w Wielkiej Sali każdy z nich ruszył w swoją stronę. Mary usiadła razem z resztą dziewczyn z siódmego i szóstego roku, a on powoli pogramolił się na drugi koniec pomieszczenia, gdzie w podejrzanym odosobnieniu przycupnęli Remus i Peter. Spojrzenia wszystkich oglądały się za nim, kiedy ich mijał. No tak, pomyślał James, teraz wszyscy myślą, że znowu coś kombinujemy i pomyśleć, że miałem Remusa za całkiem bystrego.
Zwalił się ciężko na wolne miejsce obok Lupina i zaczął powoli nakładać sobie na talerz wielki kawał golonki. Peter wpatrywał się w niego jak w obrazek. Remus chrząknął głośno, gładząc swój podbródek. James westchnął ciężko i odłożył sztućce obok talerza.
- O co wam chodzi? – warknął.
- Chyba przegięliśmy trochę z Lily – zauważył Remus, wpatrując się w zaczarowane sklepienie. Wieczór był dzisiaj pochmurny i deszczowy.
- Niby jak przegięliśmy? – James zdawał się nie rozumieć, co ma na myśli.
- Nie powinniśmy jej wmawiać, że to jej wina. Przecie ona jest w tym wszystkim największą ofiarą.
- Weź przestań – James znów chwycił sztućce do rąk – Nie mogliśmy pozwolić jej pobiec do Dumbledore’a. Przecież…
- Gdyby pobiegła, miałbyś jeszcze większe kłopoty? – Remus rzucił mu spojrzenie, które raczej mu się nie spodobało.
- Lunatyczku – James uśmiechnął się do niego kwaśno – Uwierz mi na słowo, że już się z tym pogodziłem. McGonagall na pewno zrozumie. Pewnie już nie jednemu uczniowi zdarzyło się użyć tego cholernego pergaminu, do napisania pracy domowej - wzruszył ramionami.
- Ale nie każdy rzuca przy tym takimi epitetami, skierowanymi w stronę, nauczyciela sprawdzającego ów pracę domową. Pamiętaj, że on odtwarza wszystkie bzdur, które palniesz katując go swoimi wypocinami.
- Daj spokój. Byłem zły – James utkwił wzrok w swojej golonce – Ten ślizgon obraził Lily, a ona…
Remus Lupin poklepał go po ramieniu. Niby taka głupota, a może narobić mu w przyszłości tylu kłopotów. Westchnął ciężko. McGonagall wciąż miała zaległe prace dla piątego roku, więc nie zabierze się za ich jeszcze tego wieczoru. Mieli więc przynajmniej jedną noc żeby coś wymyślić.



- Potter! – wrzasnęło radośnie ciało Syriusza Blacka – Rozchmurz się! Dzisiaj w nocy ratujemy ci skórę!
Cała trójka wytrzeszczyła na nią oczy. Skąd ta nagła zmiana nastroju? I skąd ona właściwie wiedziała, że James tak rozpaczliwie potrzebuje, ratowania jego skóry? Czyżby Syriusz o wszystkim jej opowiedział? Dziewczyna uśmiechnęła się do nich szeroko, szczerząc wszystkie zęby. Prawdę mówiąc nigdy jeszcze nie zrobiła czegoś takiego, co właśnie miała zrobić. Zalewająca ją fala podniecenia, była tak wielka, że nagle zapomniała o całej swojej rozpaczy i jakże niekomfortowej sytuacji w której się znalazła.
- No co tak stoicie? – zapiszczała radośnie – Mamy mało czasu! Siadajcie.
Wskazała im gestem łóżko, stojące najbliżej drzwi. Cała trójka wpatrując się w nią, z wciąż szeroko rozwartymi szczękami, wykonała machinalnie jej polecenie. Dziewczyna zdawała się, być bardzo pewna siebie i rzeczywiście taka była. W ciągu ich nieobecności, udało jej się stworzyć, z niemałą pomocą Syriusza, szczegółowy plan działań na tę noc, poznając przy tym całą masę sekretów Huncwotów. Nigdy by się nie spodziewała, że udało im się osiągnąć aż tak wiele. Uśmiechnęła się w sposób, który raczej nie bardzo spodobał się trójce nastolatków. Chwyciła ze stosiku, który im przynieśli, kawałek kiełbasy wiejskiej i zaczęła mówić.




Napisany przez: Zeti 27.08.2007 19:10

Bardzo dobre. Coraz lepiej się rozkręca. Pisz dalej. nutella.gif na zachętę.

Napisany przez: Golden Phoenix 27.08.2007 19:43

Podoba mi się. Nawet bardzo smile.gif

Jeszcze 2 drobnostki:

QUOTE
Teraz kiedy zaczęła, powoli odzyskiwać jasność umysłową

Przecinek niepotrzebny. Mam zastrzeżenia do "jasności umysłowej" - raczej "jasność umysłu" lub "sprawność umysłowa".
QUOTE
zaskrzeczała radośnie

Skrzeczenie jakoś nie kojarzy mi się z radością. ale może to tylko moja opinia wink2.gif

Poza tym opowiadanie bardzo sympatyczne. Napisane poprawnie ortograficznie i interpunkcyjnie. Zdania dobrze zbudowane. Styl przyjemny dla oka.
Czekam na dalsze części.
krowki.gif do przegryzania podczas pisania.

Napisany przez: Skierka 28.08.2007 11:26

Dziękuje bardzo za pozytywne komentarze, nawet nie wiecie jak się cieszę, że przypadły komuś do gustu te moje wypominki^^ Nutella i chipsy na pewno się przydadzą… Ojjj… przydadzą. Żeby jeszcze tylko czasu troszkę było sad.gif. Tak czy inaczej do piątku-soboty powinnam mieć skończony, a przede wszystkim zedytowany kolejny part smile.gif.

Napisany przez: Skierka 31.08.2007 17:03

Kolejny fragmencik tongue.gif Życzę miłego czytania smile.gif.


DZIEŃ I

Cz.2



Nowy właściciel ciała Lily Evans wciągnął głośno powietrze. Kiedy o tym rozmawiali, wydawało się to takie proste. Teraz jednak zaczynało miotać nim coraz więcej wątpliwości. Działanie pod wpływem impulsu i nagłego „genialnego” pomysłu, raczej nie należało do zbyt rozważnych i jeszcze Lily. Z perspektywy czasu, wciągnięcie jej do ich świata i podzielenie się z nią większością huncwockich sekretów, wydało mu cię całkowitym idiotyzmem. A jeśli wykorzysta kiedyś to wszystko przeciwko nim? Jednak teraz nie było to ani miejsce, ani czas na rozważanie, tego raczej dość istotnego problemu. Przeniósł wzrok z własnych butów na drzwi gabinetu nauczycielskiego i zapukał lekko.
- Proszę – dobiegł go z za drzwi szorstki głos Profesora Slughorna.
Wzdrygnął się lekko na dźwięk tonu jego głosu. Przez chwile miał ochotę, odwrócić się na pięcie i uciec, ale mimo to nacisnął lekko klamkę i uchylił drzwi. Albo wóz, albo przewóz, pomyślał i wkroczył do środka z niezbyt pewną miną, czując jak ręce lekko zaczynają mu drżeć. Jeśli coś im się nie uda, to będzie jego koniec. Albo Lily, ta myśl dodała mu otuchy.
- Och! To ty, Panno Evans – ton głosu Profesora Slughorna zmienił się nie do poznania – Wejdź. Wejdź moja droga. Nie krępuj się.
- Dobry wieczór, Panie Profesorze – twarz Lily wykrzywił niepewny uśmiech – Nie przeszkadzam?
- Ależ skąd kochanie – pulchny mężczyzna uśmiechną się do niej uprzejmie – Siadaj moje dziecko – wskazał „jej” krzesło naprzeciwko siebie.
Wciąż z niepewnym uśmiechem Syriusz przekroczył próg drzwi, zamykając je za sobą delikatnie, w chwilę po tym jak wślizgnęła się do środka, ukryta pod peleryną-niewidką prawdziwa Lily. Gabinet profesorski był taki jak się tego spodziewał. Nie mogło w nim chyba brakować żadnych wygód, łącznie z podnóżkiem samodzielnie wsuwającym się pod dolne kończyny. Powoli podszedł do nauczyciela, próbując wyplenić z swojej głowy, wszystkie przykre rzeczy, które miał ochotę mu wygarnąć. Jak on nienawidził tego faceta. Niestety, teraz był Lily Evans, w dodatku Lily na której ciążyła niezwykle ważna misja.
- Myślałem już, że to znowu ten nicpoń Avery – powiedział pełnym wyrzutu tonem, kiedy Syriusz w końcu zajął wskazane mu miejsce – Nawet się nie domyślasz moja droga, jaki potrafi być natrętny. Wciąż mu powtarzam, że nie ma nawet szans na wyższą ocenę końcową nisz Zadowalający. Przynajmniej jeśli nie weźmie się do roboty.
- Och tak – Syriusz wyszczerzył ząbki Lily w przepięknym uśmiechu – Do tego faceta nigdy nie dociera, co się do niego mówi. Jak dla mnie to on ma jakieś problemy z przyswajaniem informacji.
Stojąca kilka metrów dalej Lily, uderzyła otwartą dłonią o czoło. Co za kretyn, przemknęło jej przez myśl. Nie miała jednak czasu, rozwodzić się nad skrajną głupotą i brakiem taktowności, właściciela swojego ciała. Przesuwała się na paluszkach wzdłuż gablot, w poszukiwaniu jakiegoś użytecznego eliksiru. Poruszanie się pod ta cholerną peleryną, naprawdę nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza z podgryzającym ją, przy każdym gwałtownym ruchu, Peterze, spoczywającym bezpiecznie pod postacią szczura w kieszeni jej spodni.
- Och! Jakaś ty zabawna, Panno Evans – Slughorn wybuchnął głośnym śmiechem – I za to cię właśnie lubię, moja droga. Zawsze mówisz otwarcie, o tym co ci w sercu gra. Gdyby wszyscy uczniowie byli tacy jak ty…
- Oj przesadza Pan, Panie Profesorze – „Lily” nonszalancko machnęła ręką, chichocząc przy tym głupkowato.
- Nie przesadzam, moja droga – puścił do niej oczko – Naprawdę chciałbym żeby wszyscy moi uczniowie byli tacy jak ty. Inteligentni. Zdolni. Szczerzy… Och Lily, tylko pozazdrościć rodzicom takiej córki.
- Ojjjj… Niech Pan przestanie – chichotanie stało się jeszcze bardziej głupkowate, a na jej twarzy wypełzł szkarłatny rumieniec – Zawstydza mnie Pan, Panie Profesorze.
Lily miała ochotę strzelić mu w ten głupi łeb. Co on właściwie z niej robił? Mimo to zagryzła mocno zęby i wróciła do przeszukiwania wzrokiem gablotek, wypełnionych eliksirami. Gdzieś musiało to być. Byłą pewna, że kiedyś to widziała. Klepnęła lekko otwartą dłonią Petera, który wił się niecierpliwie w jej kieszeni. Nie tylko ona zaczynała się denerwować, jeszcze chwila i Syriusz mógł wszystko zepsuć. Nawet Slughorn był w stanie zorientować się, że coś jest nie tak.
- Ale co cię tu właściwie sprowadza, moja droga? – Slughorn splótł dłonie na stole, rzucając jej badawcze spojrzenie.
- Bo wie Pan, Panie Profesorze…
Syriusz zaczął rozpaczliwie szukać w głowie jakiejś wymówki. Prawdę mówiąc, nikt nie powiedział mu, co ma powiedzieć. Jego zadaniem było, tylko zagadać nauczyciela. Zaklął w myślach, karcąc sam siebie, że nie zastanowił się, nad sposobem odwrócenia jego uwagi już wcześniej. Coś przewróciło mu się w żołądku, pod wpływem coraz bardziej natarczywego i lekko zniecierpliwionego spojrzenia.
- Bo wie Pan… Ja tak bardzo… Bo to ostanie wypracowanie z Eliksirów… - w jej oczach zaszkliły się łzy – Ja chyba o czymś zapomniałam. Tak bardzo mi przykro, Panie Profesorze… - spuścił wzrok, starając się nadać swojej twarzy wyraz męczennika – Zawiodłam Pana… - wychlipał.
- Ależ o czym Panna mówi, Panno Evans? – Slughorn uśmiechnął się do niego serdecznie – Pani praca była jak zwykle perfekcyjna! Jedyny Wybitny na Gryffindor! Tylko Panna i Pan Severus Snape trzymają jakiś poziom.
- Naprawdę? – Syriusz nieco się zmieszał.
- Tak naprawdę, moja droga… Ale coś mi się wierzyć nie chce, że to jest jedyny cel twojej wizyty. Już cię trochę znam kochanie.
- Acha – zauważył bardzo inteligentnie Syriusz – Ale to naprawdę jedyny cel mojej wizyty – Lily aż zazgrzytała zębami po kolejnym wybuchu głupkowatego chichotu – Przecież nie interesuje mnie nic poza nauką. O co chcieć innego zapytać Pana mogłabym? – dokończył dość nieskładnie. On też zaczynał się już denerwować.
Slughorn spojrzał na „nią”, z coraz bardziej rosnącym zniecierpliwieniem. Lily po raz kolejny uderzyła dłonią o swoje czoło. Chyba przeliczyła jego możliwości. On naprawdę był idiotą. Mimo to nie mogła nic zrobić, klnąc w myślach, nie miała innego wyjścia, jak tylko dalej wartować etykietki na flakonikach i modlić się, żeby nauczyciel przechodził właśnie stan chwilowego zaćmienia umysłowego.
- No dobrze… - „Lily” spoważniała nagle – Tylko teraz, jak tak o tym myślę to… Nie wiem czy powinnam, Panie Profesorze.
- No nie krępuj się, moje dziecko – Slughorn poklepał „ją” po ramieniu – Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć.
- No bo… - i naglę go olśniło – Chodzi o Profesor McGonagall. Bo wie Pan. Chyba zaczynam się o nią martwić. Wiem, że to moja nauczycielka i w ogóle i może nie powinnam, ale… Z Profesor McGonagall dzieje się coś niedobrego. No bo… Spóźnia się z oddawaniem prac domowych i w ogóle bywa taka jakby… Nieobecna.
Lily uśmiechnęła się sama do siebie, może wcale nie był aż tak głupi, jak jej się przez całe życie wydawało. Zagranie niemal ocierało się o geniusz i w końcu przestał, robić z niej upośledzoną umysłowo idiotkę. W dodatku Slughorn wydawał się, połknąć haczyk. Na jego twarz wypełzł zmartwiony wyraz. Przeniósł powoli wzrok na okno i powiedział smutnym głosem:
- Widzisz, Panno Evans… - zawiesił na chwilę głos – Profesor McGonagall ma pewne problemy. Chodzi o jej siostrę… Ale chyba nie powinienem, o tym mówić. To jej osobista sprawa i uczniowie…
- Przepraszam ,Panie Profesorze. Chyba nie powinnam…
Lily nie dosłyszała już nic więcej, bo właśnie ogarnęła ją nagła euforia. W końcu znalazła, to czego tak gorliwie szukała. Delikatnie wydobyła z kieszeni Petera, modląc się w duchu, żeby chociaż jemu poszło tak, jak to z góry zaplanowali. Położyła go delikatnie na ziemi i szepnęła ledwo dosłyszalnym głosem:
- Twoja kolej.
Wielki tłusty szczur jednym susem, znalazł się nagle na biurku nauczyciela. Wszystko inne rozegrało się w zastraszającym tempie. Slughorn zawył przeraźliwie i wraz z krzesłem poleciał do tyłu na twardą posadzkę. Syriusz poderwał się nagle na nogi i wydobył różdżkę z kieszeni szaty szkolnej. Starając się, nie trafić w bogu ducha winnego Petera, wycelował jej końcem w posadzkę i mrukną półgębkiem jakieś zaklęcie. Różnokolorowe iskry wystrzeliły z jej końca i roztrzaskały się rykoszetem we wszystkie strony. Pomieszczenie nagle wypełniły różnokolorowe światła, odbijające się od wszystkiego, co stanęło im na drodze.
To była szansa dla Lily. Błyskawicznie szarpnęła za drzwiczki gablotki i wydobyła z nich potrzebny flakonik. Potem zatrzasnęła je gwałtownym ruchem. W pomieszczeniu panował taki hałas, że Slughorn żadnym sposobem nie byłby w stanie, usłyszeć ich skrzypu. Opatuliła się szczelnie płaszczem i wystrzeliła ze swojej różyczki czarne iskry. Peter miał, natychmiastowo wrócić pod jej ochronę, kiedy w mieszaninie barw dostrzeże ciemne plamy. Nie musiała na niego czekać zbyt długo.
- Panie Profesorze! – wrzasnął przerażonym głosem Syriusz, kiedy cały ten chaos zaczął, się uspokajać – Panie Profesorze!
Slughorn wygramolił się zza biurka. Na jego twarzy malował się wyraz przerażenia. Kto by pomyślał, że nauczyciel aż tak bardzo boi się gryzoni. Lily uśmiechnęła się sama do siebie, modląc się, żeby Syriusz nie zrobił tego samego. Na szczęście udało mu się zachować resztki zdrowego rozsądku i zamiast tego, wrzasnął jeszcze raz przeraźliwie:
- To wszystko moja wina! Tak bardzo mi przykro! Tak bardzo przepraszam, Panie Profesorze! – miał taki wyraz twarzy, jakby miał, się za chwile popłakać.
- Już dobrze… Już dobrze, Panno Evans… Ale… Ale niech Pani już idzie…



Tego wieczoru pokój wspólny gryfonów był wyjątkowo pusty. Poza Jamesem zatopionym w wygodnym fotelu przed kominkiem, w pomieszczeniu nie mogło, być więcej niż siedem-osiem osób. Remus Lupin wartował zawzięcie jakąś okropnie grubą, wyświechtaną książkę oprawioną w farbowaną na bordowo skórę. Wytarty napis na okładce głosił: „Najstraszliwsze Stworzenia Czarnomagiczne Tom I Wilkołaki i Wampiry”. Twarz nastolatka wykrzywiła się z politowania, co niewątpliwie nie świadczyło dość dobrze o walorach tego tytułu. Blond włosa Mary Swaan, przyklejona do jego ramienia, szczebiocząc coś radośnie, ale Lupin zdawał się, nie słyszeć ani słowa. Co jakiś czas tylko przytakiwał głośno, co zapewniało mu resztki świętego spokoju. Przy stoliku pod oknem grupa piątoklasistów kłóciła się o coś zawzięcie, a po schodach prowadzących do sypialni dziewczyn, co jakiś czas przewijały się niewielkie stadka.
- Długo jeszcze? – warknął James, zdając sobie właśnie sprawę, że obgryza trzeciego z rzędu paznokcia.
- Uspokój się. Nie ma ich dopiero od trzydziestu minut – odpowiedział Remus.
Mary odkleiła na chwilę twarz od jego ramienia, spoglądając na niego podejrzliwie. Niewątpliwie coś tu było nie tak i dziewczyna nagle poczuła się w obowiązku, dowiedzieć się co. Przeniosła po woli wzrok na Jamesa, na obiekt swojej ostatniej fascynacji w postaci Prefekta Gryffindoru i znów na Pottera, ale jakoś żadne twórcze teorie nie przychodziły jej do głowy. W konsekwencji westchnęła ciężko i wróciła do jakże pasjonującego monologu na temat wypracowania z Obrony Przed Czarną Magią.
- No i te wilkołaki… - szczebiotała po chwili, zmieniając nieco temat – Też się tym interesujesz, prawda? – rzuciła krótkie spojrzenie na okładkę książki – To takie przerażające. Jedno ugryzienie i koniec. Człowiek staje się potworem. Gdyby chociaż dało się to cofnąć. Nie mam pojęcia co bym zrobiła, gdyby coś takiego mnie ukąsiło. A ty?
- Ja też – odpowiedział obojętnym tonem Remus.
- No, ale pomyśl…
- Mary, przeszkadzasz mi – warknął.
W rzeczywistości nie przeszkadzała mu bardziej niż zwykle, już dawno przyzwyczaił się do potoku bzdur, który bez przerwy wypływał z jej ust. Nie chciał po prostu, schodzić na potencjalnie niebezpieczny temat. Nienawidził siebie, za to kim był i wiedział, że gdyby ludzie się o tym dowiedzieli, znienawidziliby go równie mocno, a może i jeszcze bardziej. Syriusz, James i Peter byli chyba wyjątkami, w kwestii podejścia do wilkołaków. No i jeszcze Dumbledore. Cała reszta pewnie wyklęłaby go bez mrugnięcia okiem.
- Prze… Przepraszam – wybełkotała dziewczyna, pochmurniejąc nagle – Nie chciałam.
- Ehhhh… - westchnął ciężko – Nic się nie stało. To ja powinienem cię przeprosić – zawiesił na chwilę głos i uśmiechnął się do niej uprzejmie – Nie chciałoby ci się skoczyć do kuchni po jakąś zagrychę?
- Pewnie – twarz Mary rozjaśniała nieco – Na co masz ochotę?
- A nie wiem. Możesz zwędzić jakieś ciasteczka, albo coś takiego.
- Ok!
Wyraz jej twarzy sprawiał wrażenie, jakby nic nie mogło, sprawić jej większej radości, niż usługiwanie mu. Momentalnie poderwała się z miejsca i wbiegła na schody, prowadzące do sypialni dziewczyn, roztrącając po drodze stadko drugoklasistek. Wróciła dosłownie w chwilę później, naciągając w biegu na ramiona różowo-białą bluzę. James zaśmiał się cicho na jej widok, a Remus złapał z zażenowaniem za głowę. Jedyna pocieszającą w tym wszystkim rzeczą, była świadomość świętego spokoju przez najbliższe dziesięć-piętnaście minut, co przy nasileniu jej wieczornych napadów natarczywości, można było, podciągnąć niemal pod cud.
- Ta dziewczyna byłaby w stanie, zrobić dla ciebie wszystko – zauważył James, gdy zniknęła za portretem Grubej Damy – Gdybym ja był na twoim miejscu… - jego twarz wykrzywił paskudny uśmieszek zboczonego sadysty.
- Na szczęście DLA NIEJ nie jesteś – mruknął Remus, pogrążając się na nowo w książce.
- Weź przestań stary – James podniósł się na kolana i spojrzał na niego znad oparcia fotela – Może jest głupia jak Chochlik Kornwalijski, ale fajna z niej dziewczyna. A jaka ładniutka i…
- Daj sobie spokój, co?
- Dlaczego? Znajdź sobie w końcu jakąś panienkę. Chyba nie pozwolisz, żeby ten mały-futrzany-problem zrujnował ci życie?
- To nie jest twoja sprawa co rujnuje mi życie, a co nie! – warknął.
- Jesteś moim przyjacielem. To jak najbardziej…
- A o co wy się do cholery znowu kłócicie? – dobiegł ich zza pleców roześmiany głos Lily – Zostawić was tylko na chwilę samych… ehhh…
James zamilkł momentalnie. Remus odetchnął z ulgą. Miał już dość tego idiotycznego tematu. Odwrócił się do tyłu, wyszczerzając zęby do roześmianego oblicza Lily Evans. „Dziewczyna”, mimo szerokiego uśmiechu malującego się na twarzy, dyszała ciężko, co niewątpliwie mogło, świadczyć tylko o morderczym biegu w drodze powrotnej. Ciało Syriusza też wykazywało lekkie syndromy zmęczenia. Najgorzej jednak wyglądał Peter. Coś mu się wydawało, że pozostała dwójka jakoś nie bardzo chciała, dostosować się do jego niezbyt szybkiego tępa.
- I jak poszło? – spytał James, zeskakując nagle z fotela – Wszystko w porządku?
- Pewnie – ciało Syriusza wyszczerzyło do niego zęby, a później pokazało mu niewielki flakonik.
- No to została nam jeszcze tylko McGonagall – uśmiechnął się smutno.

Napisany przez: Zeti 31.08.2007 18:42

Opowiadanko staje się coraz fajniejsze. Z niecierpliwością czekam na kolejne części.

Napisany przez: Golden Phoenix 02.09.2007 18:44

Zgadzam się z Zetim, nie będę powtarzać tego co już pisałam - ogólnie podoba mi się bardzo smile.gif

Nie byłabym sobą, gdybym jakiegoś błędu nie wyszperała:

QUOTE
ciało Lily wykrzywił niepewny uśmiech

Raczej twarz, albo usta wink2.gif

Jak zawsze landrynki.gif , żebyś pomimo roku szkolnego znalazła czas, żeby wklejać choćby małe kawałeczki smile.gif

Napisany przez: Zeti 02.09.2007 20:23

Ja tam nigdy nie zwracam uwagi na takie błahostki, chyba, ze sam coś piszę.

Napisany przez: Skierka 05.09.2007 22:46

No patrz, ja nawet nie zwracam kiedy sama pisze wink2.gif. Co do czasu też wierzyłam, że będę go miała mnóstwo, jednak mniej więcej wczoraj brutalnie uświadomiono mnie, że chyba tak dobrze nie będzie. Tak czy inaczej postaram się do soboty wrzucić chociaż kawałeczek tongue.gif Bo, że jutro nam nic nie nawalą szczerze wątpię, a musze jeszcze przeredagować kolejny part :/.

Napisany przez: Golden Phoenix 05.09.2007 22:51

To są błahostki, dostrzegam je tylko dlatego, że wprawiałam się kilka lat w wychwytywaniu błahostek w HP, które mogły by mieć jakieś znaczenie. Generalnie nie uważam ich za jakiś niesamowicie duży błąd. Ot takie drobiażdżki smile.gif

Skierko, cierpliwie czekamy smile.gif Wiemy jak to jest ze szkołą smile.gif

Napisany przez: Skierka 05.09.2007 22:58

W sumie… Ja tam nigdy nie dostrzegam błędów logicznych, chyba, że nie mogę zrozumieć treści zdania, po piątej próbie przeczytania go wink2.gif A szkoła, fakt, zajmuje tyle czas, który można wykorzystać na coś ciekawszego tongue.gif Z roku na rok coraz bardziej chce się wracać do gimnazjum tongue.gif Ale chyba troszkę zbaczam z tematu tongue.gif

Napisany przez: Skierka 08.09.2007 18:36

Kolejny fragmencik smile.gif. Trochę krótki, ale z czasem u mnie naprawdę kiepsko. Tak czy inaczej, życzę miłego czytania smile.gif. Jak mi się uda, postaram się szybko skończyć chociaż ten dzień smile.gif.

DZEIN I

cz. III


Minerwa McGonagall westchnęła ciężko, pochylając się nad kolejną pracą domową. Sama nie mogła uwierzyć, w to jak wiele zaległości sobie narobiła. Na stosiku, wznoszącym się na jej biurku, miała przynajmniej z cztery rodzaje wypracowań, z czego przynajmniej trzy powinna, już dawno temu oddać i wyciągnąć konsekwencje na autorach mniej starannych. Nie wspominając już nawet o tych, wciąż tkwiących w czeluściach jej szuflady. Mruknęła pod nosem, kilka epitetów na temat, sytuacji w którą sama się wplątała i wróciła do sprawdzania prac domowych. W tym momencie oddałaby wszystko, żeby ktoś przerwał jej tą monotonną harówkę chodź na chwilę i kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi, aż pisnęła z radości.
- Proszę. Proszę – Zagadnęła przyjaznym tonem.
Głowa Remusa Lupina wychyliła się zza progu drzwi. Nastolatek uśmiechnął się uprzejmie. McGonagall rozpromieniła się jeszcze bardziej, wiedziała, że ma mnóstwo pracy, ale jak mogłaby, odprawić swojego ulubionego ucznia? Nie mogła. Przecież była jego opiekunką, a rola opiekuna polegała przede wszystkim na pomaganiu swoim podopiecznym. Wmawiając sama sobie, że chłopak natychmiastowo potrzebuje jej pomocy, zaprosiła go gestem do środka.
- W czym mogę ci pomóc Lupin? – zagadnęła, starając się z miernym skutkiem, nadać swojemu głosowi rzeczowy ton.
- Pani profesor… Ja Tylko na chwilę. Tak pomyślałem, że może napiłaby się Pani kawy – wyciągnął zza pleców, niewielki kubek i postawił go na biurku tuż przed nauczycielką, zezującą na niego zdezorientowanym wzrokiem – Nie wiem skąd wiedziała, ale Lily mówiła… Zresztą nieważne. Źle Pani wygląda.
- Lupin, sądzę, że…
- Przepraszam, Pani Profesor… Ja… Ja… Ja tylko chciałem pomóc – wybełkotał.
- Och Remusie… – w oczach nauczycielki zaszkliły się łzy. Jeszcze nigdy nikt nie uczynił tak miłego gestu w stosunku do niej – Jesteś takim dobrym chłopcem – zaczęła, rozczulając się nieco zbyt bardzo – Zawsze myślisz o wszystkich, a przecież sam…
- Nic się nie stało, Pani Profesor – położył rękę na ramieniu nauczycielki – Nie będę już Pani przeszkadzał. Widzę, że ma pani mnóstwo pracy.
- Och tak. W sumie tak – McGonagall rzuciła mu jeszcze jeden krótki uśmiech – Dziękuje bardzo kochanie.
Kiedy Remus opuścił jej gabinet, rozpłakała się na dobre.



- To był pierwszy i ostatni raz! – warknął Remus w stronę roześmianych Lily i Syriusza. Obserwując ich reakcje, zaczynał powoli żałować tego, że w ogóle dał się na to namówić – Właściwie co to było, to co jej podałem?
- Hmmm… - na twarzy Syriusza pojawił się wyraz głębokiej konsternacji – Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Coś w stylu eliksiru usypiającego… Tylko, że… Nie działa do końca jak każdy taki eliksir. Po prostu wywołuje uczucie ogromnego zmęczenia, a później trzyma osobę, która go wypiła w głębokim śnie przez kilka ładnych godzin – Lily wyszczerzyła do niego białe ząbki Syriusza.



- Ehhhh… - westchnęła ciężko Lily. – Który nauczyciel rzuca takie zabezpieczacie na własne szuflady? Czy jej się wydaje, że jakiś uczeń byłby aż tak głupi żeby…
Przerwała nagle, zdając sobie sprawę z idiotyzmu własnej wypowiedzi. Zamyśliła się przez chwilę, pochylając nad szufladą. Przechylała głowę to w jedną, to w drugą stronę, uważnie obserwując każdy jej szczegół. Ot zwykła drewniana szuflada, przeżarta przez korniki z podrdzewiałą, miedzianą gałką. Gdyby nie te zaklęcia zabezpieczające… Zamyśliła się przez chwilę, przeszukując intensywnie zakamarki własnej pamięci. Pamiętała, że kiedyś czytała książkę o zaklęciach zabezpieczających i sposobach ich łamania. Tylko dlaczego ta cała wiedza nagle wyparowała jej z głowy?
Syriusz i James też nie ułatwiali jej pracy. W sytuacjach wymagających odrobinę pomyślunku, a nie tylko afiszowania się swoimi, co by nie powiedzieć, wybitnymi umiejętnościami, byli kompletnie nieprzydatni. Ciało Lily snuło się bez celu po całym gabinecie, mamrocząc coś bez składu i ładu pod nosem. James wciąż błagał ją, żeby coś zrobiła, marudził, wzywał wszystkich magów i użalał się nad sobą, sprawiając wrażenie kiepskiej imitacji Jęczącej Marty.
- Lily przecież… - wymamrotał żałosnym tonem.
- Oj zamknij się w końcu – fuknęła – Przeszkadzasz mi.
Poprawiła, opadające jej na twarz kosmyki włosów. Był miękkie, delikatne i pachniały wanilią. Nigdy wcześniej nie spodziewałaby się po Blacku takiej dbałości o własną fryzurę. Przycisnęła jeden z kosmków do nosa, wdychając ich zapach.
- A gdyby ją tak po prostu rozwalić? - zauważył bardzo inteligentnie Syriusz.
- Zwariowałeś?! – Na twarz Jamesa wypełzł wyraz przerażenia – Przecież wtedy na pewno się domyśli, że ktoś jej tam grzebał?!
- Gdzie grzebał? – Twarz „Lily” wykrzywił głupkowaty uśmieszek.
- Jesteś zboczony – mruknął.
- Ja? Zboczony? To ty mówisz o grzebaniu. W dodatku McGonagall. Fujjjj… – Skrzywił się z niesmakiem.
- Nie udawaj idioty. Dobrze wiesz…
- Zamknijcie się! Obaj! – warknęła dziewczyna.
Czy oni zawsze musieli zachowywać się jak dzieci? Westchnęła ciężko.
Przycisnęła ucho do szuflady, nasłuchując. Jedną ręką gładziła powierzchnię mebla, drugą wygrzebała różdżkę z kieszeni szaty szkolnej. Przysunęła ją do gałki i wypowiedziała w myślach odpowiednią formułkę. Coś skrzypnęła. Szuflada wysunęła się o ułamek cala, po czym wsunęła z powrotem. Przygryzła odruchowo wargi. Właśnie tego się spodziewała.
- No cóż… - powiedziała – Może Syriusz ma racje.
- Ty też? Czy wy oboje powariowaliście?! – zapytał James niedowierzaniem.
- Nie. Potrafię rozwalić tą szufladę. Poskładać ją. Nawet nałożyć z powrotem to samo zaklęcie… Nie potrafię tylko go ściągnąć – uśmiechnęła się przepraszająco.
Mimo protestów Jamesa i braku całkowitej pewności dziewczyny, nie mieli żadnego innego planu. Z mieszanymi uczuciami malującymi się na twarzach Lily i Pottera, zabezpieczyli całe pomieszczenie zaklęciami wygłuszającymi. Tylko Syriusz zdawał się dobrze bawić. Ochoczo zajął się swoją częścią gabinetu, podśpiewując przy tym radośnie, coś co z pewnością nie było balladą miłosną. Lily zerkała na niego co jakiś czas, z wyrazem twarzy sugerującym głęboką obawę o jego prawidłowy rozwój emocjonalny. Mając głęboką nadzieję, że ów osobnik nie obróci jej życia w ruinę, wróciła do wygłuszania niewielkich okienek gabinetu.
- Lily a jak coś nie wypali? – dobiegł ją cichy głos Jamesa z drugiej części gabinetu.
- To będziemy mieli kłopoty… A kłopoty, z tego co wiem, to wasza specjalność.
- Widzisz? Ty też nas szufladkujesz – zaśmiał się smuto – Ale uwierz mi na słowo. Mamy większe ambicje niż miesięczny szlaban u Filch’a, albo wypad ze szkoły – rzucił krótkie spojrzenie przyjacielowi, który właśnie doszedł do zwrotki o seksownej blondynce – No może poza Syriuszem. Mu do szczęścia wystarczy butelka whisky na stole i seksowna barbie pod pachą.
Zaśmieli się niemal równocześnie, tylko Syriusz zdawał się, nie widzieć w tym nic zabawnego. Z uporem maniaka zaczął „przywoływać ich do porządku”, tłumaczyć, że te wszystkie okrutne pomówienia, krążące na jego temat, są efektem zazdrości mniej urodziwych osobników płci męskiej.
- Tak naprawdę to jestem bardzo wrażliwy – ciągnął – i ambitny. Mam już poważne plany na swoją przyszłość… A laseczki z wielkimi piersiami i jędrnymi biodrami… Ehhhhh… Każdy facet czyta „Zabawowe Magiczki”, prawda?
- Gazetki porno? – zaśmiała się Lily – Jak do tej pory widziałam je tylko w twoich rączkach.
- No bo tylko ja mam tyle odwagi cywilnej, żeby się do tego przyznać! – warknął, co wywołało w pozostałej dwójce kolejny napad śmiechu – Naprawdę bardzo zabawne.
- Ojjj… Nie złość się Łapko – James poklepał go po ramieniu – Tak tylko sobie żartujemy. Skończyliście już? – zapytał, chcąc, jak najszybciej zmienić drażliwy temat.
- Ja tak – odpowiedziała Lily.
- Ja też – burknął obrażonym tonem Syriusz.
- No to działaj maleńka –mruknął, czując narastający w nim z każdą chwilą niepokój.

Napisany przez: Skierka 08.09.2007 22:36

Albo macie jeszcze ten ostatni kawałeczek tego dnia tongue.gif Korekty dokonywałam na szybko, więc może się trafić trochę błędów, chociaż mam nadzieje, że nie smile.gif.

DZIEŃ I

cz. IV


Rosmerta Brawn fukała i prychała, ale co musiała zrobić, to grzecznie robiła. Zaklęła pod nosem, w sposób który zawsze wywoływał zgrzyt zębów u jej matki, babki, prababki, ciotki, praciotki… A nie, czegoś takiego nie ma, stwierdziła po chwili, opadając po raz setny tego dnia na kolana. Zamoczyła kawałek zatęchłej szmaty, w brudnej wodzie wypełniającej zardzewiałe, metalowe wiadro i wróciła do ręcznego szorowania podłogi.
Nigdy wcześniej nie pomyślałaby, że wykonywanie tego wszystkiego, co na ogół dzięki magii zabierało jej ułamek sekundy, ręcznie, jest tak ciężką pracą. W takich momentach jak te szczerze współczuła mugolą. Jak oni w ogóle radzili sobie bez magii? Nie miała jednak czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Nie wyszorowała jeszcze nawet połowy długiego korytarza, a naprawdę chciała, choć na chwile wtulić głowę w poduszkę tej nocy.
W tej niezbyt komfortowej sytuacji, po raz pierwszy krytycznie przeanalizowała całe swoje życie, próbując ustalić, co doprowadziło ją do tego miejsca. Bardzo szybko doszła jednak do niezwykle odkrywczego wniosku.
- Przecież ja nic takiego nie zrobiłam! – zawyła, uderzając pięścią w twardą posadzkę, co niewątpliwie było wielkim błędem.



Lily wzięła głęboki oddech. Niszczenie mienia nauczycielskiego, nie należało do jej częstych praktyk, ani nawet do tych rzeczy, które kiedykolwiek w życiu zrobiła. Podniosła drżącą dłonią różdżkę i wycelowała nią w miedzianą gałkę szuflady. Jeszcze kilka głębokich oddechów i…
James odskoczył w ostatniej chwili, przed gradem drzazg, który zasypał całe pomieszczenie. Gdzieś z okolic jego stóp dobiegł go potok głośnych przekleństw. Lily siedziała na podłodze, tuż obok nieszczęsnego mebla, dysząc ciężko. Na jej twarzy malował się wyraz przerażenia przeplatanego z determinacją. Westchnęła ciężko, i odwróciła głowę, wyszczerzając do niego białe zęby jego najlepszego przyjaciela.
- Cholera! Kobieto! – wrzasnął Syriusz, podnosząc się chwiejnie na nogi – Nie mogłaś chociaż….
- Cicho – prychnęła.
Podniosła się na kolana i z sercem tkwiącym gdzieś w okolicach gardła, zajrzała do dziury w meblu, którą zostawiło jej zaklęcie. Nawet nie zauważyła, kiedy twarz Pottera zawisła tuż nad j jej ramieniem. Wyraz jego twarzy świadczył o tym, że bał się chyba tak bardzo jak ona, jeśli nie bardziej.
- Są całe! – zawołał, wybuchając głośnym śmiechem – Wszystkie wypracowania są całe! Jeszcze tylko poskładać tą szufladę i…
- Mówiłam ci – odetchnęła z ulgą – A nawet gdyby nie były…
- Nawet tak nie mów Evans.
- I tak dałoby się je…– urwała w pół zdania, chłopak i tak jej nie słuchał.
James Potter przebierał pospiesznie zwoje pergaminu, tkwiące w szafie nauczycielki, szukając tego podpisanego jego nazwiskiem. Syriusz, wciąż z obrażoną miną malującą się na twarzy, przeglądał od niechcenia papierzyska na biurku nauczycielki, szukając czegoś, co może przydać mu się w przyszłości. Niestety większość z nich były esejami trzecioklasistów, inne należały do piątego roku…
- Slytherin – zauważył ze mściwym wyrazem twarzy.
- Nawet o tym nie myśl, Black – fuknęła Lily,która kątem oka ostrzegła wyraz jego twarzy.
- Kobieto,o co ty mnie podejrzewasz – warknął – Przecież nie mógłbym wykorzystać tego, że tu jestem… I mogę coś zmienić… Albo zabrać… Albo zrobić w ogóle coś złego… Do uprzykrzenia życia moim szkolnym kolegą, prawda? – dokończył z niewinnym wyrazem twarzy.
- Mam nadzieję – odpowiedziała, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem.
Mimo swoich zapewnień, zacisnął dłoń na różdżce i kiedy tyko dziewczyna odwróciła wzrok… Naprawdę nie mógł się powstrzymać. To było silniejsze od niego. Wydobył różdżkę z kieszeni i delikatnie stuknął nią w niesprawdzone wypracowanie. Uśmiechając się lekko sam do siebie, obserwował jak treść starannie napisanej pracy domowej, zmienia się nie do poznania w stok bzdur. Nic nie poprawiało mu nastroju tak, jak „uprzykrzanie życia jego szkolnym kolegą”.
Po chwili zastanowienia, zrobił to samo z jeszcze jedną pracą, należącą tym razem do jednej krukonki z tego samego roku. Nie wiedzieć czemu, dziewczyna jakoś działała mu na nerwy i bynajmniej nie dlatego, że po raz trzeci z kolei odrzuciła, jego zaproszenie do Hogsmeade.
Czując się zupełnie spełnionym, odsunął się od biurka i dołączył, do przerzucających stosy zwojów przyjaciół. Nie minęło wiele czasu, kiedy James w końcu znalazł ten, podpisany jego niezgrabnym pismem. Jeszcze mniej czasu zajęło Lily, naprawienie wszystkich szkód i po niespełna trzydziestu minutach, od chwili pojawienia się ich w pomieszczeniu, wszystko wyglądało zupełnie tak, jak w chwili kiedy perfidnie nawiedzili progi nauczycielskiego gabinetu.
- To spadamy, co? – James wyszczerzył do nich wszystkie zęby.
- Spadamy – zgodziła się zgodnym chórem pozostała dwójka.



Poruszanie się w trójkę pod peleryną-niewidką było jeszcze trudniejsze i mniej komfortowe niż w pojedynkę i kiedy w końcu udało im się, dotrzeć do korytarza, prowadzącego najkrótszą droga do Wieży Gryffindoru, Lily szczerze nienawidziła tego środka, zapobiegania szlabanowi, za łamanie regulaminu szkolnego. Wręcz czuła jak siniaki od licznych kopniaków, których nijak nie udawało się uniknąć, pojawiają się na jej nogach. Jedyną pocieszającą myślą było to, że te nogi w sumie należały do Syriusza. O stanie swoich, najlepiej w ogóle nie chciała myśleć.
- Cholera! – jęknął Syriusz, wspaniale oddając w tym jednym słowie jej uczucia – Długo jeszcze?
- Jeszcze chwila – James jęknął cicho, kiedy coś zawadziło o jego kostkę – Możecie trochę uważać?
- A możesz prosto stawiać nogi?
- A możesz przestać marudzić?
- To ty zacząłeś.
- Zamkniecie się w końcu? – fuknęła Lily, wbijając paznokcie w ramię, najbliższego z nich.
Zaledwie kilka kroków przed nimi coś się poruszało. Coś czarno-żółtawego, niskiego i zgarbionego. Syriusz jęknął cicho i wtedy to coś podniosło głowę do góry.
- Cholera – mruknął James i to okazało się być ostatnim gwoździem do ich trumny.
To coś poderwało się nagle na nogi i dopiero wtedy ją rozpoznała. Krukonka z piątego roku rozglądała się uważnie wokół, celując różdżką w wolną przestrzeń tuż nad jej ramieniem. Odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk jasnych włosów, marszcząc przy tym brwi.
I nagle… Nie wiedziała jak to się stało. Coś wpadło na nią z impetem. W jednej chwili stała równo na nogach, analizując całą sytuację, w następnej leżała na ziemi. Po raz kolejny tego dnia ból zapulsował jej w skroniach. Coś twardego wbiło się w jej ramię. Ktoś pisnął głośno. Świsnęło. Huknęło. Spróbowała się podnieść, ale coś przygniatało ją do ziemi. Zaklęła pod nosem, starając się, zrzucić z siebie bliżej nieokreślony ciężar i wtedy tuż nad jej głową nie wiadomo skąd wyłoniła się twarz nikogo innego niż woźnego Hogwartu.
- Filch – mruknęła, wyszczerzając zęby w przepraszającym uśmiechu.
- Dla ciebie Pan Filch, Black – woźny uśmiechnął się w sposób, który z pewnością nie spodobałby się żadnemu uczniowi Hogwartu.



- Nie spodziewałem się tego po tobie, Panno Evans – Dumbledore obrzucił „ją” zawiedzonym spojrzeniem.
Syriusz uśmiechnął się tylko głupkowato. Nie wiedział co powinien odpowiedzieć, ale dyrektor w tym dziwnym szlafroku, w wielkie, kolorowe kwiaty i pasiastej szlafmycy na głowie wyglądał naprawdę zabawnie. Lily miała ochotę wydrapać mu oczy. Tu i teraz. Nie mógł chociaż, pokornie paść na kolana i bełkotać przeprosiny, błagając o litość? Ona sama miała ochotę to zrobić, jednak kolana za nic nie chciały się ugiąć. Zamiast tego spuściła tylko wzrok i utkwiła go w jakimś martwym punkcie tuż przed nią.
- Nie będę, wnikać w to co robiliście – ciągnął dyrektor – i dlaczego o tej porze, wszyscy nie jesteście w łóżkach, ani…
James przełknął głośno powietrze.
- …co to jest – dokończył Dumbledore, podnosząc w górę pelerynę-niewidkę, spoczywającej na jego biurku – Jednak wszyscy macie szlaban. A, że to właśnie Pan Filch was znalazł…
Lily jęknęła cicho. Już wiedziała co zaraz usłyszą.

Napisany przez: Zeti 09.09.2007 19:08

Fajnie.
Tylko, czy ja dobrze zrozumiałem, peleryna została zniszczona?
I jeszcze jedno Wierzy pisze się wieży

Napisany przez: Skierka 09.09.2007 19:28

Nieee... Źle to troszkę ujęłam tongue.gif Chodziło mi o to, że poniósł delikatnie do góry tylko kawałek, a reszta leżała sobie na stole tongue.gif

Napisany przez: Zeti 12.09.2007 20:00

Aha. Czyli, jest OK. Czekam na następny part

Napisany przez: exeter 18.09.2007 13:19


Opowiadanie bardzo fajne:)


QUOTE(Zeti @ 09.09.2007 19:08)
I jeszcze jedno Wierzy pisze się wieży
*



Od kiedy wierzy pisze się wieży?? Wierzyć --> Wiara. RZ!

Napisany przez: Zeti 18.09.2007 18:18

Wierzy -> Wieża. Taki budynek

Napisany przez: exeter 19.09.2007 15:08

A to przepraszam.

Napisany przez: Zeti 20.09.2007 19:48

Przecież sie nie obrażam. (tak nawiasem mówiąc mnie trudno obrazić.)
Czekam na dalszą część.
I zapraszam http://www.magiczne.pl/index.php?showtopic=11513

Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)