Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> 99,9% Normalnego Absurdu, miniaturka taka

Gem
post 11.09.2007 17:59
Post #1 

Magik


Grupa: Prefekci
Postów: 749
Dołączył: 24.07.2005
Skąd: z oślizłego lochu >:]

Płeć: Kobieta



Jest to krótki ff, napisany na potrzeby konkursu, ale pomyślałam, że warto go wkleić i tutaj.
Komentarze, poproszę...


99,9% NORMALNEGO ABSURDU

Było wcześnie. Właściwie, jeszcze nie można było tego nazwać wczesną porą. Zasnute mgłą ulice i kamieniczki, błyszczały od wilgoci i tylko jakiś bardzo zdesperowany człowiek wychodziłby z domu. Deszcz siąpił od niechcenia zupełnie, jakby wyłącznie dla zasady moczył nielicznych przechodniów. Typowa angielska, jesienna pogoda. Korytarze w Ministerstwie Magii świeciły pustkami, a cisza aż dźwięczała w uszach. Dlatego każdy, nawet najcichszy, krok odbijał się głośnym echem... oczywiście, nie licząc eksplozji na czwartym piętrze. To właśnie tam znajdował się oddział naukowy Departamentu Magii Eksperymentalnej. Bardzo łatwo było go namierzyć. Wystarczyło tylko podążać wzdłuż kłębów kolorowego dymu i swądu spalonych włosów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zbliżyłby się do pokoju Nr 90, bez ochrony magicznej i szalonej odwagi ( co tłumaczy też stopień poczytalności pracowników zatrudnianych w DME). A jednak, ktoś właśnie wszedł do działu naukowego. Siła kolejnego wybuchu, trzasnęła drzwiami i postać znalazła się w pomieszczeniu przypominającym sekretariat. Ale nie było tam szafek, ani regałów ze starannie poukładanymi dokumentami. Nie było też ozdobnych roślin, ani czystych pergaminów, ani długopisu przymocowanego sprężynką do biurka. Może dlatego, że nie było też biurka. Były za to trzy pary drzwi, nad którymi wisiały trzy duże, czarne tablice oraz lekko nadpalony, skórzany fotel biurowy z przymocowaną deską i, z jakiegoś powodu, pasami bezpieczeństwa. Stał po środku, zupełnie bez sensu na pierwszy rzut oka. W tej chwili, na środkowej tablicy, widniało imię i nazwisko z wypunktowanymi, krótkimi informacjami. Jedna z nich wyglądała mniej więcej tak:
Philip Warren
- podział cząstek magicznych / procesy zachowawcze / skład elementarny: A) właściwości B) kwalifikacja C) weryfikacja (czyt. ocena zniszczeń ) Stopień ukończenia projektu = 68%
Czarodziej machnął leniwie różdżką. Drzwi po lewej otworzyły się i wszedł do swojego gabinetu, który można by opisać jako rupieciarnię albo pokój dziecka, mającego nadmiar zabawek i czasu. Gdy tylko przekroczył próg, tablica zmętniała i na wierzch wypłynęły litery układając się w następujące wyrazy:
Erwin Cuthbert
- Eliksir prędkości, Agilitatis. Stopień ukończenia projektu = 99%
- Stoper Czasu. Stopień ukończenia projektu = 42%

Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu bezpiecznej drogi. Lawirując między piramidami pudeł o bliżej nieokreślonej zawartości, niedokończonymi modelami i niezwykle ważnymi dokumentami (które z jakiegoś powodu były zaplamione kawą i ktoś bardzo się namęczył, aby je upchnąć w nieczynnym kominku) dotarł bezpiecznie do miejsca pracy. Właśnie to było powodem, dla którego Erwin zaczął chodzić do pracy dłuższą drogą. Ale wolał o tym myśleć, jako orzeźwiającym, zdrowym spacerku o nieludzko wczesnej godzinie i przejmującym do szpiku kości chłodzie. Odkopał fotel, a potem jednym ruchem oczyścił zagracone biurko, pozostawiając na nim jedynie kwadratowy kubek. Rozsiadł się wygodnie i sięgnął po niego, a ten natychmiast napełnił się czarnym, parującym płynem. Bynajmniej w założeniu czarnym. Kawa była trochę za słaba, pewnie dlatego, że magiczny kubek kawowy był pierwszym, jaki zaczarował. Erwin był człowiekiem niezwykle praktycznym. Uważał, że magia jest po to, aby ułatwiać życie czarodziejom, a czas, który zabierają rzeczy mało ważne, poświęcić na rozwiązywanie prawdziwych problemów. Dlatego, kubek sam napełniał się kawą, żeby nie musiał czekać, aż zaparzy się nowa. Szafki jego biurka były bezdenne, aby miał wszystko pod ręką. Jego ubranie też było opatrzone zaklęciem tak, by stawało się czyste każdego ranka (Z wyjątkiem bielizny. Nawet on doszedł do wniosku, że noszenie tych samych bokserek, nawet świeżych, ma w sobie coś wysoce nieetycznego ). Dzięki temu, Erwin zaoszczędzał czas, który normalnie spędziłby na wykonywaniu mało istotnych sprawunków. Niestety, jak powiadają, chochlik tkwi w szczegółach. Cały problem polegał na tym, że Erwin po prostu nie miał do nich głowy. Bezdenne szafki były tak zapchane, że czasem nie mógł w nich nic znaleźć. Kawa była pod ręką, ale nie smakowała najlepiej. Natomiast ubranie miał zawsze czyste, ale nigdy wyprasowane. Erwin podrapał się po nieogolonej brodzie i poprawił kołnierz zmiętej koszuli. Następnie upił łyk kawy i skrzywił się.
- Ściek – mruknął pod nosem i wypił jeszcze kilka łyków. W tym samym czasie wyjął z dolnej szuflady zieloną teczkę i zaczął przeglądać jej zawartość.
- Zawsze to mówisz, a potem i tak wypijasz całe hektolitry – skomentował Erwin.
- Zamknij się.
- Kiedy to prawda...
- Nie gadaj, tylko czytaj. Ja nie mogę, bo właśnie piję wywar z filtra po kawie – burknął do siebie.
- No dobra, dobra... – ustąpił, czując na sobie swój własny, natarczywy wzrok. Było to całkiem łatwe o ile miało się dwie głowy. Zdarzyło się nawet, że Erwin miał ich, aż cztery. Jakiś czas temu, pracował nad wyjątkowo niestabilnym zaklęciem powielającym, w wyniku którego doszło do potężnego wybuchu magii. Eksplozja akurat nie była niczym niezwykłym, zwłaszcza tu, w laboratorium działu naukowego Magii Eksperymentalnej. Natomiast, jeżeli chodzi o skutki uboczne, to już inna sprawa. Nie łatwo znaleźć przeciw-zaklęcie, czegoś, co jeszcze nie powstało. Dlatego Erwin nie miał dużego wyboru, jak tylko czekać na wyniki badań lub samoistne wyparowanie czaru. Z początku ciężko mu było trzymać w pionie wszystkie cztery głowy zwłaszcza, gdy jedna zaczynała przysypiać. Na szczęście, po jakimś czasie, ich liczba zaczynała się zmniejszać. Od tamtej chwili upłynął ponad rok i nikogo już w ministerstwie nie dziwił widok trzech, a ostatnio tylko dwóch, rozczochranych czupryn na jednym człowieku. Zasadniczo Erwin był optymistycznie nastawiony do życia i zawsze starał się znajdować pozytywne aspekty swojego położenia. Tak więc, dzięki dodatkowym głowom nauczył się szybciej myśleć, bo dzielił każde zadanie na ilość głów. Mógł robić kilka rzeczy jednocześnie, a nawet rozmawiać z kilkoma osobami na raz. Oczywiście, miało to też swoje wady. Musiał golić się cztery razy dłużej, kupować cztery pary nauszników i zawsze któraś głowa narzekała na brak poduszki. Niektórzy uważali to za zabawny zbieg okoliczności, ponieważ Erwin zwykł mawiać; co dwie głowy, to nie jedna. W tym wypadku miał zupełną rację, chociaż równie dobrze mógłby powiedzieć: co cztery głowy, to nie dwie. Cyferki na tablicy nad drzwiami gabinetu Cuthberta zmieniły się.
- No więc? – zapytała głowa numer jeden sceptycznym tonem.
- To już ostatni, rozumiesz. Brakuje tylko jednego podpisu...
- Znaczy, od Knota? – Głowa numer jeden kiwnęła. Tego się obawiał, ale miał nadzieję, że jego nowy projekt nie skończy, jak para mięsożernych rękawic. W końcu, kto byłby na tyle głupi, żeby przymierzać je na lewą stronę. Zwłaszcza, że rękawice zdążyły zaledwie obgryźć paznokcie ministrowi...
- Tym razem niespodzianka! – zawołał z niedowierzaniem. - Jest zgoda. Już czytam...
- Agilitatis dopuszczony do powszechnego użytku?
- Dopuszczalne stężenie eliksiru nie może przekraczać dawki, większej niż 3s do 1s...
- I pomyśleć, że tak mało czasu zajęło mi komponowanie składników...
- ...z wyjątkiem używania środka podczas pracy, nauki w szkole, we współzawodnictwie...
- W końcu smocze haluksy są niezwykle rzadkie...
- ...miejscach publicznych i pod wyłącznym nadzorem ministerstwa. No tak, kolejny projekt poszedł na marne! To zupełnie bez sensu! Po co komu eliksir, którego można używać jedynie w zamkniętym tapczanie i z aurorem pod drzwiami?! – wrzasnął zirytowany i zgniótł pergamin. Tak naprawdę, tworzenie nowych formuł zaklęć i eliksirów nie było takie trudne. Należy jedynie znać wszystkie 48 praw zachowania magii, zależności wektora ruchu różdżki, kilkadziesiąt podstawowych członów formuły, zasadę dobierania komponentów i parę innych szczegółów. Prawdziwy problem pojawiał się dopiero wtedy, gdy gotowy produkt przechodził przez prasę ministerialnych ustaw. To robota papierkowa zajmuje dziewięćdziesiątych czasu, aby nowe zaklęcie zostało zaaprobowane. Rozległo się stukanie do drzwi i jedna głowa Erwina podniosła się, podczas gdy druga zwisała smętnie.
- Się masz, Erw! – powitał go łysy czarodziej w goglach. To właśnie on był ostatnio źródłem smrodu spalonych włosów.
- Dzień dobry Phil.
- KTOŚ... do ciebie – zakomunikował konspiracyjnym tonem i otworzył szerzej drzwi. W wejściu stał sędziwy czarodziej o długiej, srebrzystej brodzie i włosach. Na nosie miał okulary połówki i uśmiechał się dobrodusznie.
- Dumbledore. Co ty tu robisz? – zapytał zaskoczony.
- Mnie też miło cię widzieć, Erwinie – odparł beztrosko. Erwin jakby się opamiętał i przygładził machinalnie włosy, które właśnie teraz musiały sterczeć we wszystkich, możliwych kierunkach. Philip wycofał się ostrożnie.
- No... to ja wracam do pracy. Jakby co, jestem w laboratorium – powiedział, znikając w kłębach fioletowego dymu.
- Domyśliłem się – mruknął Erwin. Odchrząknął i podszedł do dyrektora Hogwartu, by podać mu rękę. - Wejdź proszę. Poznałeś już Philipa, jak widzę.
- Tak. Bardzo uprzejmy i inteligentny młody człowiek. Ma... ciekawe hobby. – Erwin przypomniał sobie kolekcję dziurawych rajstop Philipa.
- Owszem, owszem - przytaknął, wciąż potrząsając dłonią Dumbledore’a. - Ale co właściwie cię do mnie sprowadza? – Chociaż Erwin był wyjątkowo nieporadny w sprawach towarzyskich, analizę przyczynowo-skutkową miał opanowana do perfekcji. – Ostatnim razem wpadłeś, żebym zreperował ci myśloodsiewnię – dodał z nieco mniejszym entuzjazmem. Wskazał mu miejsce na drewnianym krześle, między kąsającym dywanem, a bekającym śmietnikiem.
- Przepraszam za bałagan... – powiedziała jedna głowa. – ...ale nigdy nie sprzątam – dokończyła druga i zaśmiała się nerwowo. – Ta po prawej jest trochę zbyt szczera – wyjaśnił. – Czasami ma problemy z myśleniem po cichu. - Dumbledore wydawał się być zachwycony. To przypomniało Erwinowi stare, szkolne czasy, kiedy lądował regularnie w dyrektorskim gabinecie za wysadzanie kociołków, a czasem i całych komnat. Oczywiście nie robił tego celowo. Po prostu uważał, że magia potrzebuje nauki, która wyjaśni wiele w kwestii jej działania. I zapewne, było to o wiele ważniejsze niż środki, jakimi się ją bada... czy też stan tych środków. Dumbledore musiał rozumieć uczucia Erwina, bo nigdy go nie zrugał... co nie wykluczało szlabanów. Prawda była taka, że Erwin podziwiał Albusa i to, co potrafił „zrobić” z magią. Tylko w ten sposób mógł określić coś, czego nawet nie dało się porządnie sklasyfikować. Dumbledore po prostu rzucał zaklęcie, a ono działało. I choć nie miał pojęcia na temat złożonych procesów, jakie zachodzą w magii, nie wiedział nic o przyciąganiu cząstek magicznych i, co chyba najbardziej irytowało Erwina, był kompletnie odporny na wszelkiego rodzaju prawa zachowania magii, to jego zaklęcia działały absolutnie bez zarzutów. Dlatego Erwin nawet nie zapytał, gdy dyrektor jednym machnięciem różdżki wyczarował dwie, idealne filiżanki espresso z talerzykiem herbatników.
- Och. Widzę, że masz dwie głowy. To wspaniale – zauważył Dumbledore. Jedna głowa skrzywiła się w mało udanym uśmiechu, podczas gdy druga delektowała się przepyszną kawą.
- Zgadza się. Od jakichś trzech miesięcy. No więc, o co chodzi?
- Miło, że pytasz. Chciałbym, żebyś wyświadczył mi małą przysługę...
- Aha!
- Zapewniam, że to drobnostka. – W tym momencie, Dumbledore wyciągnął z kieszeni rulonik zawinięty w błyszczący papierek. – Dropsa? – zaoferował. Erwin spojrzał na cytrynowego cukierka i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, głowa numer dwa już wpychała go do ust.
- Eeee... tak poproszę – powiedział zrezygnowanym tonem. – Więc, co to za przysługa? – W tym momencie, Dumbledore odetchnął z ulgą, jakby właśnie skończył układać wyjątkowo trudne puzzle. Sięgnął do kolejnej kieszeni wewnątrz płaszcza i wyjął małą, złotą klepsydrę, po czym postawił ją przed Erwinem.
- Zmieniacz czasu?
- Dokładnie.
- Czy jest zepsuty?
- Tak się składa, że nie działa, jak powinien. Chciałbym, żebyś mi go naprawił – powiedział, wystukując długimi palcami melodię na blacie. Erwin podniósł zmieniacz i obejrzał go z bliska. Stuknął w klepsydrę różdżką, ta na chwilę rozbłysła jasnym światłem.
- Hmm... wygląda zupełnie sprawnie. Na pewno jest popsuta?
- Nie działa tak, jak powinna – powtórzył, Dumbledore. Erwin zmarszczył jedną parę brwi.
- A co to znaczy „nie tak, jak powinna”?
- Nie zmienia czasu tak, jak powinna – odparł staruszek, uśmiechając się promiennie.
- A jak, na Merlina, ma twoim zdaniem działać zmieniacz!? - Był już lekko zirytowany.
- Ach! Dobrze, że pytasz – ucieszył się Dumbledore. Erwin poczuł, że teraz jest bliski załamania nerwowego. – Widzisz, ten zmieniacz ma zasięg tylko do trzech godzin, a powinien mieć dwanaście.
- CO?! Przecież każdy zmieniacz ma trzygodzinny limit czasowy!!!
- Właśnie dlatego, powiedziałem, że nie działa, jak powinien.
- Ale tak ustaliło ministerstwo! Trzy godziny, to jedyny dopuszczalny czas! – Nagle coś mu przyszło do głowy... do tej, po prawej stronie. – Chwileczkę... – powiedział. Wstał i zaczął krążyć po nie zagraconej przestrzeni swojego gabinetu. – Czy nie chodzi ci przypadkiem o to, żebym wyregulował zmieniacz czasu tak, aby przekroczył dozwoloną dawkę cofnięcia w czasie do dwunastu godzin... oczywiście, to byłoby nielegalne, choć wykonalne... potrzebowałbym kilka dni, co prawda... no i musiałbym zrobić obliczenia... – mruczał pod nosem, a jego mózg pracował już nad wzorami struktury czasowej. W końcu odwrócił się do staruszka i rzekł powoli:
- To jest nielegalne. Może sam nie jestem specjalnie regulaminowy, ale to jednak poważne wykroczenie.
- Znasz to powiedzenie, że nawet uczciwy czarodziej może skończyć w latrynie bez papieru – przerwał mu Dumbledore.
- Nie. Nie wydaje mi się.
- Ach. Może dlatego, że właśnie je wymyśliłem – zmartwił się. - Chciałem tylko powiedzieć, że zbytnie zaufanie do prawa, które z resztą wymyślił kto inny, nie zawsze idzie w parze z mądrością.
- Czyli... mam złamać prawo, tak?
- Raczej trochę nagiąć. Chciałbym, abyś „podrasował” ten zmieniacz.
- Podrasował?! – wykrztusił Erwin. - Czyli narażasz mnie na niebezpieczeństwo, ryzykujesz moim stanowiskiem, wiszącym już z resztą na wyjątkowo cienkim włosie. Być może moja reputacja legnie w gruzach... – Dumbledore kiwnął głową, uśmiechając się tak promiennie, jakby właśnie wygrał wycieczkę do ciepłych krajów.
- Cieszę się, że rozumiesz całą sytuację.
- Nikt nie może się dowiedzieć. To musi zostać między nami... – Erwin nawet nie zauważył, kiedy zaczął mówić w czasie teraźniejszym.
- ... i jak podejrzewam, dwojgiem nastolatków. – wtrącił Dumbledore.
- Co?! To znaczy... po co ci właściwie ten zmieniacz? – zapytał podejrzliwie, Erwin.
- Jest potrzebny pewnej młodej, utalentowanej czarownicy i mam przeczucie, że dobrze go wykorzysta.
- I po co ja pytałem... – jęknął Erwin. W końcu i tak nie spodziewał się prostej odpowiedzi. Dumbledore zrobił minę, jakby sobie nagle przypomniał o czymś ważnym i wstał z krzesła.
- Chyba, na mnie już pora – powiedział i ruszył w kierunku wyjścia, odprowadzany wzrokiem oniemiałego Erwina. W ostatniej chwili, czarodziej odwrócił się i rzekł:
- Dziękuję, Erwinie, że zaoferowałeś mi swoją pomoc. Jeszcze o tym nie wiesz, ale uczyniłeś coś naprawdę dobrego. Może nawet zmieniłeś czyjś los – i zniknął za drzwiami. Erwin opadł ciężko na fotel. Nigdy nie mógł się nadziwić metodom perswazji Dumbledorea. Były, jak to małe, idealnie wyczarowane espresso. Zanim porządnie się zastanowisz, dlaczego właściwie leży na twoim stole, już odstawiasz pustą filiżankę. Po prostu, nie sposób mu się oprzeć.

KONIEC

Ten post był edytowany przez Gem: 12.09.2007 16:33


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 19.09.2007 15:33
Post #2 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



zauważyłam Twój nowy temacik i pomyślałam, że wreszcie poczytam coś bez krzywienia się ;d

jak zwykle się nie zawiodłam, zagospodarowałaś lukę. zmieniacz czasu, nowa postać, bardzo sympatyczna, magiczno-naukowe stwierdzenia o wektorach, prawach magicznych, które jednocześnie nie przytłaczały jakimś udziwnieniem...

coś mi tylko nie pasowało z tym:

QUOTE
- Och. Widzę, że masz dwie głowy. To wspaniale – zauważył Dumbledore. Jedna głowa skrzywiła się w mało udanym uśmiechu, podczas gdy druga delektowała się przepyszną kawą.
- Zgadza się. Od jakichś trzech miesięcy. No więc, o co chodzi?


Dumbledore go widzi od jakiś paru minut i nawet rozmawiają i nagle się dziwi, że jego rozmówca ma dwie głowy? ;d

no i ten absurd w tytule mnie zmylił ;d

pozdrawiam


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Gem
post 19.09.2007 15:49
Post #3 

Magik


Grupa: Prefekci
Postów: 749
Dołączył: 24.07.2005
Skąd: z oślizłego lochu >:]

Płeć: Kobieta



Może dlatego, że Dumbledore widział nie jedno, a cztery, czy dwie głowy to taka sama nowość jak zmiana uczesania. Ja sobie to wyobrażam, w ten sposób, że kiedy ktoś wchodzi do DME i widzi człowieka tak cienkiego, że zdołałby się przecisnąć przez szparę pod drzwiami, mówi:
- Witaj, Pritchard. Jak żona? Och, widzę, że schudło ci się trochę... więc co tam u ciebie słychać?

QUOTE
no i ten absurd w tytule mnie zmylił ;d

Mogę zapytać, dlaczego?

Ten post był edytowany przez Gem: 19.09.2007 15:49


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 19.09.2007 16:02
Post #4 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



też sobie tłumaczyłam tak, że miał te cztery głowy i w sumie może dwie w tą czy w tamtą nie stanowi już takiego zaskoczenia, aczkolwiek uwaga skierowana do Erwina mimo wszystko dziwnie brzmi ;d (a może to ten absurd ;d)

może dlatego, że na mnie absurd działa jak magnes i szukam jego przejawów - ale oznacza to wtedy zupełne wykolejenie ze standardów ;d i tak się teraz zastanawiam, jak rozumieć więc te 99,9% normalnego absurdu w sensie przedstawionej treści? bo może moja omyłka wynika z niezrozumienia.



--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Gem
post 19.09.2007 17:51
Post #5 

Magik


Grupa: Prefekci
Postów: 749
Dołączył: 24.07.2005
Skąd: z oślizłego lochu >:]

Płeć: Kobieta



W zasadzie, nie wiedziałam jak zatytułować to i w końcu tak jakoś wyszło. Nie kryje się w tym żadna głębsza filozofia. Chodzi raczej o stan poczytalności czarodziejów z DME, który jest dość abstrakcyjny, a jednak już nie szokujący. Można powiedzieć, że wszyscy przywykli do tych dziwactw, ale zawsze zostaje jakiś ułamek zaskoczenia, co z związku z powyższym może oznaczać coś normalnego, lub wprost przeciwnie.
W tym opowiadaniu nazwałam to "cząstką nieprawdopodobieństwa", ale nie umieściłam fragmentu z obliczeniami Erwina "antyrealizmu", wydało mi się to trochę za bardzo zagmatwane.

Czy ja znowu bredzę...? xD


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 09:17