Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

3 Strony  1 2 3 > 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Wojna W Tchnieniu

Keyt
post 19.07.2004 08:37
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 17.07.2004




Wojna w tchnieniu

Autor: Muddgutts
Tytuł oryginału: ‘War within a breath’
Oryginał: www.fanfiction.portkey.org

Rozdział I

- Harry, obudź się.

- Harry...obudź się. – Głos znowu się odezwał, tym razem poczuł małe potrząśnięciem na swoim ramieniu. Poprzez lekką mgłę przyćmione światło wypełniało wilgotny pokój. Ciało go bolało, czuł mrowienie, które wstrząsnęło barkami, kiedy się wyprostował. Harry sięgnął po swój płaszcz i okulary. – Tonks? Kt...która jest godzina?

Tonks przysunęła do siebie swoją różdżkę i klęknęła przy jego łóżku.

- Słuchaj Harry, musimy ruszać. To miejsce nie jest już bezpieczna.

Harry opadł cicho na łóżku z pomrukiem niezadowolenia.

- No nie...dotarliśmy tutaj dopiero wczoraj i już musimy wyjechać? Lepiej, żeby to nie była jedna z akcji Moody’ego, bo inaczej przetransmutuję jego nogę w wykałaczkę. – Spojrzał na nią czekając bez skutku na uśmiech.

Tonks wyglądała bardzo poważnie, wstała zapalając lampę na szafce nocnej.

- Harry, nie mamy dużo czasu na obijanie. Musimy spotkać się z Remusem i Kingsleyem za dziesięć minut. A teraz ruszać się, wszyscy! – Jej ostatnie słowa były wypowiedziane na tyle głośno, że obudziła nimi Neville’a i Rona.

- Co się dzieje? – spytał Neville siadając na swoim łóżku. Ron cicho opadł, zdejmując pościel ze swojej głowy.

Tonks podeszła do szafki, wyjęła ich torby i rzuciła je na środek pokoju.

- Wstawać! Teraz! Macie pięć minut, żeby doprowadzić się do ładu i być gotowym.

Harry przyglądał się jej ciekawie przez minutę. Nie zachowywała się tak od tygodni i jego żołądek opadł na myśl ostatniego razu, kiedy wszyscy zostali obudzeni w środku nocy, żeby przeprowadzić się do nowego, bezpiecznego domu, prawie przed dwoma tygodniami.

Ukrywali się w starej stodole, gdzieś niedaleko Yorku. Wszystko było w porządku, dopóki z zimnego nieba nie pojawili się Tonks i Remus na swoich miotłach, żądając by zebrali się i wyjechali. Próbowali nie panikować i zabrać wszystkie swoje rzeczy, ale Hermiona zaczęła się dusić kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma miotły. Wtedy Harry zrobił jedyną rzecz, jaką był w stanie. Wciągnął ją na swoja miotłę i odleciał. Po kilku przekleństwach i uderzeniach Hermiona uspokoiła się. Spojrzała na starą stodołę ponad ramieniem Harry’ego. Nie więcej jak dwie minuty po tym jak wylecieli, duża grupa Śmierciożerców pojawiła się przed budynkiem. Widok stodoły płonącej na tle nieba wciąż trapi ją w jej snach.

Harry wyskoczył z łóżka i zaczął wrzucać wszystkie szkolne książki i ubrania do kufra. Rozejrzał się po pokoju szukając czegoś, o czym, mógł zapomnieć. Zauważył, że Neville robi to samo, ale Ron wciąż nie wstał.

- Hej, Ron! Wstawaj albo będziesz musiał tutaj zostać, stary!

Harry nie zaczekał na Rona, bo usłyszał obcasy Tonks za drzwiami pokoju. Poruszały się szybko od jednych drzwi do drugich. Tonks odwróciła się i zatrzymała Harry’ego przed wejściem do pokoju.

- Hm Harry, może ja powinnam pierwsza, ha?

Harry się zmieszał. Wiedział, że czas był najważniejszy, ale chciał tylko tam się dostać i pomóc Hermionie w pakowaniu; to bez wątpienia opóźniłoby ich wyjazd. Zauważył uśmiech Tonks i nagle zaświtało mu w głowie, że dziewczyny mogą nie być jeszcze ubrane. Zarumienił się i podparł o ścianę.

- Och... no tak.

Tonks przecisnęła się przez drzwi do pokoju trzymając wysoko różdżkę, oświecającą jej drogę.

- Moje panie, czas wstawać – nakazała. Harry mógł usłyszeć z zewnątrz pokoju jak budzą się do życia. Dokładnie sprawdził wszystkie zapięcia w kufrze i ściągnął je mocniej. Zakręcił się w małym kółku sprawdzając swoje kieszenie.

- Różdżka, jest. Pieniądze, są. Zdjęcia? – jego palce przebiegły przez całą długość spodni, później do kieszeni koszuli i głęboko westchnął z ulgą, kiedy zdjęcia same wypadły. Podniósł je, przesunął do światła dobiegającego z uchylonych drzwi i spojrzał na nie. Kiedy całe to szaleństwo rozpoczęło się w pierwszym tygodniu lata, wyjął dwie fotografie z albumu; reszta mogła zostać w jego niepotrzebnym bagażu. Jedno było bardzo stare i zniszczone; pochodziło z dniu ślubu jego rodziców. Jego matka, ojciec i Syriusz pomachali mu, uśmiechając się radośnie. Drugie zdjęcie przedstawiało Rona, Hermionę i jego samego z ich pierwszego roku. Uśmiechnął się i wtedy wszyscy poruszyli się i uścisnęli.

Drzwi sypialni otworzyły się, w których pojawiła się Tonks.

- Harry, idę zamknąć tylne wejście i okna. Upewnij się, żeby wszyscy byli przed frontowymi drzwiami gotowi do drogi jak tylko Remus przyjedzie samochodem. OK.?

- Samochodem? Jakim samochodem?

- Kingsley pożyczył jeden z Ministerstwa. Najlepiej jak nie będziesz o tym za dużo myślał, Harry. Po prostu się rusz, co? – Zakończyła Tonks i szybko zeszła na dół do salonu. Harry wzruszył ramionami, przestając myśleć o informacji, wsunął zdjęcia do tylnej kieszeni dżinsów, zapukał głośno w drzwi i mocno je pchnął.

Ginny o mało na niego nie wpadła, kiedy wybiegła z łazienki trzymając wszystkie swoje kosmetyki. – Uważaj, Harry! – Luna otworzyła jej torbę, a Ginny wrzuciła je do środka. Hermiona była zajęta szukaniem czegoś pod kołdrą.

Harry nie przejmował się i nie zapytał o pozwolenie, tylko podszedł do jej szafki nocnej i podniósł plecak z podłogi. Z zadziwiającą szybkością pozbierał jej książki, pergamin, pióra i ubrania. Hermiona nawet tego zauważyła, bo właśnie próbowała sięgnąć po coś co upadło jej między ścianą, a łóżkiem.

-No nie... jeszcze trochę – powiedziała wyciągając znowu rękę w wąską przestrzeń. Harry przyglądał się jej przez chwilę z uśmiechem. Wyglądała na o wiele starszą porównując ze zdjęciem z pierwszego roku. Jej ciało dojrzało i będąc uczciwym przyłapał się ostatnio na zbyt częstym gapieniu się na nią. Była teraz zadziwiająco piękna, przynajmniej dla niego, wydawało mu się, że dla Rona też, ale Ron nigdy by mu się do tego nie przyznał. Harry przytrzymał się o ramę łóżka, mocno nim szarpnął i odsunął od ściany.

Zaskoczona Hermiona wydała z siebie krótkie „och” i zobaczyła Harry’ego stojącego przy łóżku. Uśmiechnął się do niej.

- Chodź, pospiesz się. Mam wszystkie twoje książki i papier – powiedział, przerzucając jej plecak przez ramię. Podniosła zgubioną rzecz zza łóżka i usiadła; był to jej organizer. Mała, czarna książeczka wyglądała na gotową do użycia, było w niej mnóstwo wielokolorowych kartek wystających ze środka.

- Dziękuję Ci ... Harry – powiedziała, szeroko ziewając. – Mało dzisiaj spałam, przepraszam.

Harry’emu też się zachciało ziewać i wyciągnął do niej rękę. Chwyciła ją pewnie, wstała z łóżka, ale zachwiała się na śpiących nogach i oparła się na nim, a jej głowa spoczęła na jego klatce piersiowej. Harry rozejrzał się po pokoju. Ginny przyglądała się im z uniesionymi brwiami.

- Kiedy poszłaś spać, Hermiono? – zapytała Ginny.

Hermiona wyprostowała się i przetarła oczy.

- Wydaje mi się, że około godzinę temu.

Harry wytrzeszczył oczy. Tak naprawdę to nie było dla niego niespodzianką.

- Niech zgadnę, wypracowanie z Eliksirów, tak?

Hermiona cofnęła się i zrobiła niezadowoloną minę.

- Tak właśnie. Przynajmniej moje jest już gotowe. Ty na pewno nawet nie drgnąłeś swojego i nie myśl, że dam ci przepisać. Mówiłam ci, żebyś zaczął tydzień temu. – Harry otworzył usta, żeby powiedzieć, że nie planował od niej przepisywać, kiedy nagle Ron wparował do pokoju.

Przeleciał cały pokój wzrokiem, a później jego oczy spoczęły z wyrazem dezaprobaty na Harrym, który stał ze swoim plecakiem i Hermiony.

- Typowe... Hej zostawiłeś swoją miotłę. – Oczy Harry’ego zwęziły się, kiedy usłyszał od niego słowo „typowe”. Co to miało znaczyć?

Ron podszedł do nich i podał Błyskawicę Harry’emu.

- Wygląda na to, że masz ręce pełne roboty, więc wydaje mi się, że dzisiaj lecisz ze mną, Hermiono – powiedział, wyglądając na bardzo szczęśliwego z tego powodu.

- O nie, proszę, nigdy więcej latania – jęknęła Hermiona.- Jestem zbyt zmęczona, żeby nawet myśleć o wdrapaniu się na miotłę.

Harry wyszczerzył zęby.

- Dzisiaj nie lecimy, Kingsley zawiezie nas samochodem.

- Co? Samochód? Gdzie on dostał samochód? – zapytał Ron, a jego uśmiech spełzł mu po twarzy.

Harry wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Tonks powiedziała, że wziął z Ministerstwa i razem z profesorem Lupinem będą tu lada moment. – Ron prychnął, obrócił się na pięcie do drzwi i wyszedł wyglądając na pokonanego.

Hermiona spojrzała pytająco na Harry’ego.

- Czy on ma jakiś problem?

Harry chciał jej odpowiedzieć, kiedy nagle podłoga drgnęła.

- Co to było? – zapytała Ginny. Wtedy to znowu się wydarzyło i tym razem dłużej i głośniej.

Hermiona instynktownie zrobiła krok bliżej Harry’ego.

-Co to za hałas? – spytała. Harry nie był pewien co tworzy ten hałas, ale jednego mógł być pewien. Nie mogli tu tak stać i czekać na najgorsze.

- Chodźcie, wynośmy się stąd!

Rzucili się do drzwi, wybiegając prosto na Neville’a.

- Co się dzieje? Dlaczego podłoga się trzęsie? – spytał Neville, wyglądając raczej blado.

Ron stał na dole przy głównym wejściu.

- Szybko, chodźcie. Co to jest?

Wszyscy zebrali się przy drzwiach. Przy drodze duże sosny przebijały się przez bezchmurną noc. Drzewa niebezpiecznie kołysały się, kiedy ziemia znowu zadudniła. Hermiona cicho zapiszczała i przylgnęła do ramienia Harry’ego.

- To ... to brzmi jak...

- Graup – dokończył Harry – ale większe!

Ron chwycił Harry’ego za ramię i obrócił go.

- Graup! Masz na myśli tego pół-brata Hagrida i pół-olbrzyma?

Neville głośno przełknął ślinę.

- Olbrzym! – Wszyscy wyjęli swoje różdżki i zaczęli cofać się od frontowych drzwi.

Przez szyby patrzyli jak ziemia drży i dużo drzew opada na trawnik, a wyżej na tle czarnego nieba widać było kształt głowy. Szczęka Harry’ego opadła, kiedy olbrzym mający prawie dwadzieścia pięć stóp, ukazał się w świetle księżyca. Harry’emu przypominał groteskowo powiększonego Wikinga wyciętego prosto z książek historycznych, w białej kamizelce zrobionej z futra wilka i rzemykach nałożonych wokół stóp i rąk. Jego pięści były wielkości głazów, a stopy większe od samochodu wuja Vernona. Kiedy olbrzym stanął między domem, a drzewami, pojawiła się przy nim mała figurka. Był to Antonin Dołohow. Harry by nigdy nie zapomniał człowieka, który prawie zabił jego najlepszą przyjaciółkę, Hermionę, choćby był zamaskowany.

Krew się w nim zagotowała i mocno przycisnął palce do różdżki myśląc o najgorszej klątwie, jaką mógł użyć na Śmierciożercy. Usunął się z widoku szyby, zanurkował i chwycił Hermionę.

- Na dół! Nie pozwólcie, żeby was zobaczył! – Na rozkaz Harry’ego, wszyscy upadli na podłogę i przycisnęli się do rogu ściany.

- Kto tam jest? Kogo widziałeś?- zapytała Ginny. Harry zmarszczył się, myśląc co to może oznaczać, że Dołohow jest na wolności. Ron zaczął wychylać głowę, żeby spojrzeć, co się dzieje, ale Harry przycisnął go mocno do podłogi.

- Mówiłem, żebyś się nie podnosił! Tam jest Śmierciożerca, który kontroluje tego olbrzyma!

Ron wyszarpał się z jego uścisku.

- Zjeżdżaj! Gdybyś to powiedział wcześniej, nie musiałbym patrzeć! Prawda, mądralo?

Harry ścisnął zęby ze złości.

- Nie mam czasu, żeby uzgadniać z tobą każdy szczegół. Po prostu trzymaj swoją cholerną głowę na dole! Zrozumiałeś?

Ron przewrócił oczami i cicho upadł między Luną, a Nevillem.

- Tak jest, kapitanie.

Hermiona miała już dosyć.
- Wystarczy już, wy dwoje uciszcie się! – odwróciła się do Harry’ego.- Co teraz zrobimy? Nie możemy tutaj zostać i gdzie jest Tonks?

Z zewnątrz wyraźnie było słychac głos Dołohowa, który krzyczał do olbrzyma. Mówił do niego w obcym języku. Brzmiało to tak jak by prowokował go i namawiał do dalszego szaleństwa. Nawet nisko na podłodze Harry mógł widzieć, jak olbrzym sięga, wyrywa drzewo i odwraca się w kierunku domu.

- Harry! Chodź, musimy stąd uciekać! – Hermiona błagała, łapiąc się za ramię Harry’ego. – Proszę, to nie jest tego warte.

Patrząc się na nią chciał wrzasnąć „Nie jest warte? Ten człowiek prawie cię zabił! Powinien teraz siedzieć w więzieniu!”. Kiedy jednak zobaczył strach w jej oczach, nie potrafił nic powiedzieć i tylko przytaknął. Ron teraz opierał się o drzwi i Harry wpadł na pewien plan.

- A więc musimy się dostać do tylnych drzwi. Ron, ty prowadzisz.

Ron rzucił mu najgorsze spojrzenie od czasu kiedy się poznali.

- Ja! Dlaczego ja muszę iść pierwszy?

Harry chciał go uderzyć za bycie takim palantem.

- Bo ja jestem kapitanem, pamiętaj – powiedział sarkastycznie. Ron burknął.

Ginny pchnęła Rona z drogi i zaczęła się ruszać w stronę tylnych drzwi.

- Och, wy dwaj, jesteście niemożliwi! Zjeżdżaj mi z drogi, ty duży niemowlaku. – Przeszła szybko skulona przez salon. Luna chwyciła lampę, ociągając się za Ginny, trzymając się blisko Neville’a. Ron był teraz tak chętny do ucieczki, że praktycznie teraz pchał Neville’a od tyłu.

Harry szybko spojrzał przez szybę i zobaczył jak olbrzym zbliża się do domu i obraca sosnami dookoła swojej głowy. Bez ostrzeżenia Harry chwycił Hermionę i przycisnął ją do podłogi

- Wszyscy na dół! – krzyknął z całej siły.

Pokoje, w których spali jeszcze piętnaście minut temu eksplodowały. Szkło i drewno latało wszędzie i byli otoczeni przez chmurę kurzu i śmieci. Pomiędzy krzykami Ginny i Luny, Harry mógł usłyszeć jak fundament małego domu się zawala.

- Nic się nikomu nie stało? – zapytał. Odpowiedzieli, że wszystko jest w porządku, ale nie mógł ich zobaczyć, przez grubą warstwę kurzu pokrywającą jego okulary. Ron krzyczał do Ginny.

- Idź... idź zanim zmiażdży nas na śmierć!

Harry spojrzał na Hermionę i spotkał jej szerokie oczy i zauważył czerwone policzki. Leżała płasko na plecach, a on na niej jak tarcza.

- Wszystko OK? Chyba ci nic nie zrobiłem, prawda?

Wciągnęła głęboko powietrze, tak że jej klatka piersiowa przycisnęła się do jego brzucha.

- Nie, nic mi nie zrobiłeś.... dziękuję, Harry – dokończyła, patrząc się przed siebie. Jej policzki i uszy spłonęły na czerwono. Harry nie był na tyle głupi, żeby nie zauważyć w jakiej pozycji się znajdują, ale teraz nie mieli tyle czasu na myślenie o tym. Jednym szybkim ruchem, Harry wstał i pociągnął ze sobą Hermionę.

Powietrze już było czyste i duże sosnowe drzewo zaczęło się kołysać. W każdej chwili mogło upaść na dom. Nagle drzwi na końcu korytarza otworzyły się i pojawił się w nich Śmierciożerca. Pośliznął się i jego ciało upadło na podłogę z głuchym odgłosem tuż obok Ginny. Dała mu lekkiego kopniaka, żeby sprawdzić czy jest przytomny, ale nie było żadnej odpowiedzi. W kuchennych drzwiach stała Tonks trzymając w jednej ręce różdżkę, a w drugiej innego Śmierciożercę.

- Pospieszcie się! – zawołała do zmieszanych nastolatków. Nikt nie potrzebował większego zaproszenia. Wszyscy skierowali się do pokoju. Jeszcze inny Śmierciożerca wpadł na pozostałości po kuchennym stole, który został całkowicie rozniesiony. Okno w tylnych drzwiach też było wybite, więc wyglądało na to, że dostał się do domu właśnie tamtędy, jeszcze zanim zaczęli biec w stronę Tonks. Harry tylko raz widział walczącą Tonks, w Departamencie Tajemnic, wtedy zrobiła na nim duże wrażenie. Była doskonałym Aurorem, a dowód na to właśnie przeleciał nad podłogą pod postacią trzech nieprzytomnych Śmierciożerców.

Tonks pchnęła Neville’a i Ginny w stronę wyłamanych drzwi.

- Ruszcie się! Przestańcie się gapić! Chcecie być naleśnikiem? – zaczęła wszystkich prowadzić w stronę wyjścia i momentalnie zatrzymała się, aby spojrzeć na Harry’ego. Szturchnęła go w ramię.

- Nic ci nie jest Harry?

Nie mogąc wydobyć z siebie głosu, tylko kiwnął głową. Kiedy Tonks, Harry i Hermiona wybiegli z domu, usłyszeli echo, które wypełniło nocną ciszę. Harry po raz ostatni spojrzał się za ramię i widział jak drzewo opada na coś co teraz tylko przypominało dom. Wszyscy zanurkowali, żeby się ukryć przed latającymi w powietrzu kawałkami drewna i szkła.

Olbrzym chrząknął na widok swoich uciekających ofiar i w mgnieniu oka przeszedł przez dom, aby ich dopaść. Hermiona pociągnęła do tyłu Harry’ego, kiedy zasypał stwora deszczem zaklęć. Użył trzech oszałamiaczy, które odbiły się boleśnie od ciała olbrzyma. Hermiona wrzasnęła Harry’emu do ucha.

- To nie ma sensu Harry! Musimy uciekać!

Widząc, że jego starania są bezskuteczne, odwrócił się w miejsce, gdzie przed chwilą stała Tonks, ale teraz jej tam nie było.

Reszta grupy krzyczała do nich, żeby uciekali przed olbrzymem, który zbliżał się w jednym celu – żeby ich zabić. Biegli tak szybko, na ile tylko pozwalały im ich zmęczone nogi. Znajdowali się w beznadziejnej sytuacji. Harry ciągnął za sobą Hermionę. Błysk czerwonego światła, przeleciał mu nad głową. Słyszał jak Hermiona wykrzykuje zaklęcia za jego plecami. Wiązka światła znowu go minęła i rozbiła się o trawę tuż przed nimi. Harry odwrócił się i zobaczył Dołohowa z różdżką w ręku, niezbyt daleko od nich.

- Koniec! Dość już się za wami nabiegałem! – powiedział.

Hermiona spojrzała na niego ze strachem w oczach.

- Harry! Co ty wyprawiasz? – ściągnął ją na dół i wycelował swoją różdżkę w stronę Dołohowa wysyłając zaklęcie jedno po drugim. Śmierciożerca łatwo ich uniknął, wykorzystując gruz jako schronienia.

- Trzeba go oszołomić! Unieś to rumowisko przed nim, żeby mógł łatwo w niego wycelować! – wrzasnął Harry.

Próbując nie myśleć o nadciągającym olbrzymie, Hermiona zaczęła unosić duże kawałki głazów. Utrzymywały się przez chwilę w powietrzu, zanim uderzyły prosto w plecy Dołohowa. Kiedy skakał z jednej strony na drugą, nie chcąc być zmiażdżonym, Harry skupił się na swoim głównym celu i krzyknął.

- Incarcerous!

Liny wyleciały z jego różdżki i obwiązały szczelnie Śmierciożercę.

Tonks pojawiła z cichym trzaskiem tuż obok Hermiony i szybkim machnięciem ręki przywołała różdżkę Dołohowa. W powietrzu słychać było głośny, świszczący dźwięk i nagle bez ostrzeżenia Tonks i Hermiona zostały przewrócone na ziemię. Zanim ktokolwiek wypowiedział jakieś słowo, ciemna plama przeleciała nad ich głowami. Było jasne, że jest to ogromna ręka olbrzyma, który teraz wynurzył się, żeby w końcu ich dopaść. W czasie ich małego pojedynku z Dołohowem zapomnieli dlaczego uciekali z ich pierwszej kryjówki, ale teraz było za późno. Byli w pułapce.

Ron i Neville obserwowali z przerażeniem jak olbrzym wybrał sobie za cel Harry’ego i Hermionę, i był gotów do uderzenia. Szczęka Rona opadła, A Ginny zaczęła mocno trząść jego ramieniem, krzycząc:

- Zrób coś!

Kiedy nic jej nie odpowiedział, odwróciła się do Neville’a i wyciągnęła go z szopy, gdzie się ukrywali.

- Choodź, musimy go oszołomić!

Oczy Neville’a błądziły między jego przyjaciółmi, którzy w każdej chwili mogli być roztrzaskani, a Ginny. Z determinacją w oczach i głosie powiedział:

- Jasne zaklęcia! Cokolwiek świecącego, po prostu trzeba odwrócić jego uwagę!

Ginny szybko przytaknęła głową i wypuściła iskrę w niebo. Była wystarczająca, żeby oświecić przestrzeń między domem, a lasem.

Przez wiązki światła obserwowali jak prawe ramię olbrzyma sięga, żeby złapać ich przyjaciół, kiedy przekłuwające białe światło popłynęło przez teren i wystarczająco oszołomiło stwora.

Głośne warczenie jakiegoś pojazdu odbijało się echem od drzew i napełniło ich nadzieją. Czarny samochód Ministerstwa pojawiło się przed ich oczami. Harry wyprostował się i uśmiechnął, kiedy auto zatrzymało się i Remus Lupin z różdżką w ręku, wyskoczył z przedniego siedzenia.

- Gdzie jest Harry? – zapytał Lupin.

- Tam! – wskazała palcem Ginny.

Aportował się z niewdzięcznym trzaskiem między Hermioną, a Tonks.

- Tonks! Łap Hermionę!
On sam złapał Harry’ego i aportował się prosto do samochodu. Harry wcisnął się na siedzenie obok Rona, a chwilę później Hermiona usiadła przy nim. Ginny, Neville i Luna pomogli wejść Tonks do samochodu, która wylądowała na nogach wszystkich pasażerów i zamknęli za nią drzwi. Przez tylne okno patrzyli się jak zniszczony dom i wściekły olbrzym znikają im z pola widzenia. Odetchnęli z ulgą.

Minęło piętnaście minut i po kilku niewygodnych ruchach, zaczęli się ściskać i tłoczyć. Ron z desperacją próbował wyjąć nogi spod Tonks, która rzuciła mu ostre spojrzenie.

- Słuchaj Ron, jeżeli chcesz dotknąć mojego tyłka to proszę spróbuj, ale przestań tak wiercić tymi stopami.

- Nie mogę nic na to poradzić, że jestem tutaj najwyższy – jęknął, spoglądając na wszystkich dookoła. Tył samochodu miał dwa siedzenia naprzeciwko siebie, ale z siedmioma osobami i ich bagażami naprawdę musiało być trudno komuś o jego rozmiarach.

Hermiona szybko się rozejrzała i rozwiązała problem w sekundę.

- O.K. wszyscy przesuńcie torby do drzwi.

Przyjęła pół stojącą pozycję, powodując, że Ron ześliznął się z siedzenia.

- Ron, przesuń się całkowicie w tamtą stronę – zrobił tak jak mu kazała i Tonks z ulgą usiadła tuż obok niego. Harry jednak zauwazył mały problem.

- Hm, Hermiono – powiedział – gdzie zamierzasz ty usiąść? Właśnie pozbyłaś siebie samą siedzenia.

- Och – odpowiedziała i zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Przygryzła wargę wymyślając inne ustawienie dla tak dużej liczby osób.

- Ja sobie po prostu usiądą na... – powiedziała, ale urwała kiedy samochód ostro zakręcił. Hermiona podskoczyła do góry, uderzyła głową o dach i wylądowała na kolanach Harry’ego, który instynktownie ją złapał.

- Hermiono, nic ci nie jest?

Popatrzyła na niego z ukosa, gładząc się po głowie. Harry ułożył swoje ręce przyzwyczajając się do jej pozycji. Nie mógł nic na to poradzić, ale chciał się uśmiechnąć. Po tym wszystkim co ich spotkało, myślał tylko o jej delikatnym i miękkim dotyku, zwykłym ludzkim kontakcie mówiącym, że nie był sam w koszmarze, w który został złapany. Ona była prawdziwa, wtedy i teraz, a nie tylko wspomnieniem z fotografii. Był pewien, że życie to nie tylko cierpienie i ból, i kiedy odwrócił głowę i spojrzał na ciemne niebo coś zaświtało mu w głowie. „Ona mnie rozumie. Zawsze mnie rozumiała. Nawet Ron mnie tak nie zna jak ona”, uśmiechnął się.

- Harry, jeżeli jestem za ciężka mogę się ruszyć, nie mam nic przeciwko siedzeniu na podłodze.

Próbowała wstać, ale jego ścisnął ją jeszcze bardziej. Szepnął jej w ucho przez gęste, brązowe włosy.

- Proszę nie idź, jest naprawdę dobrze – Hermiona czuła jego oddech na szyi, a po całym ciele przeleciały jej ciarki. Zagubiła się na chwilę myśląc co się wydarzyło i jak miłe było siedzenie z Harrym w ten sposób. Tonks szturchnęła ją w nogę.

- Hm – Uśmiech Tonks był złośliwy i jej oczy świeciły, tak jak by chciały stwierdzić „Dobrze się bawicie?”. Hermiona nie miała nic do powiedzenia i dalej patrzyła się na Tonks i jej warga drgnęła. Tonks sięgnęła do szaty po różdżkę.

- Mam dla ciebie prezent, Hermiono.

- Przecież ja już mam różdżkę, ale dziękuję.

- Ale ta różdżka jest własnością naszego przyjaciela Śmierciożercy, Antonina Dołohowa – Tonks powiedział zimno, podając różdżkę Hermionie. Podrzuciła ją kilka razy, myśląc co z nią zrobić, ale głos Harry’ego dobiegający zza jej pleców był niski i mocny.

- Złam ją.

Mogła teraz zobaczyć twarz. Jego mina była czysta, a jego przykuwające zielone oczy nawet nie drgnęły.

- Zrób to Hermiono. Złam różdżkę, poczujesz się lepiej.

Hermiona spojrzała się na wszystkich w samochodzie.

Ginny cała się rozpromieniła, Luna przytaknęła krótko głową, a Neville uśmiechnął się robiąc w powietrzu ruch łamania różdżki. Mina Rona była nieczytelna, ale powiedział:

- No już złam ją. Wiesz, że tego chcesz.

Tonks popatrzyła się na nią ciepło i przekręciła lekko głowę.

- Nic złego się nie stanie.

Kiedy Hermiona odwróciła się do Harry’ego, chwycił jej ręce, położył na końcu różdżki i powiedział:

- Zasłużyłaś na to, Hermiono. On już cię nie skrzywdzi.

Jej oddech drgnął i ścisnęła mocniej różdżkę. Zgrzytnęła zębami, zgromadziła całą swoją siłę i przełamała ją na dwa kawałki. Małe cząstki ze środka wzniosły się w górę i wyleciały przez okno samochodu. Wszyscy zaczęli się śmiać i powrócili do rozmów jakby to był czas porannej kawy.

Hermiona opuściła głowę. Wypełniło ją uczucie ulgi. Oparła się o Harry’ego, chwilę zaszlochała.

- Już dobrze. To koniec.

Zamknęła oczy i wypuściła skomplikowane myśli z umysłu.

Oboje zasnęli podskakując na tylnym siedzeniu, kiedy jechali przez ciemną noc, kierując się do nowego bezpiecznego domu i zbliżając się z każdym dniem do powrotu do Hogwartu.


--------------------
"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć" - Paulo Coelho "Alchemik"

...Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miaka
post 19.07.2004 09:40
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 16.05.2004




Bardzo ładnie i zgrabnie tłumaczysz. Szybciutko się czyta, a to najważniejsze, no i wciąga, wciąga i to jeszcze jak. Widać jednak już od I partu na co sie zapowiada....Harry&Hermiona (może się myle, nie znam całej fabuły, bo cosik nie mogę znależć tego oryginału)...dosyc popularny na tej stronie związek:D:D ale w tym opowiadaniu nie jest to jedyny wątek. Najważniejsza jest tu tocząca się wojna. Oby tak dalej! Czekam na dalsze części.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
KaFeCkO
post 21.07.2004 18:53
Post #3 

Unregistered









Najs biggrin.gif czekam na dalsze czesci smile.gif
Go to the top of the page
+Quote Post
Tova Brink
post 23.07.2004 19:58
Post #4 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 60
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Lipowa Aleja... Albo zamek Tarjei Linda :D




Bardzo fajny fan fick smile.gif Jestem ciekawa dalszych części. Wchodzę na portkey prawie codziennie i uwielbiam tę stronkę (jak każdy zwariowany "H/Hr sipper" tongue.gif). Muddgutts jest nie tylko dobrym pisarzem, ale też bardzo zdolnym rysownikiem! (widziałam jego prace, są po prostu niesamowite). Tłumaczenie jest bardzo zgrabne, naprawdę świetne i dopracowane, chociaż znalazłyby się pewne usterki, ale to tylko kwestia treningu. Będę uważnie śledziła to tłumaczenie (nie wiem, czy przeczytam ff w oryginale, może jak znajdę czas...). Trzymam kciuki! Jestem naprawdę pod wrażeniem pracy, jaką odwaliłaś smile.gif

Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny "H/Hr shipper" czarodziej.gif wub.gif


--------------------
Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny "H/Hr shipper" user posted imageuser posted imageuser posted image

user posted image user posted image

And on the eighth day, God created Hayden Christensen
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
KaFeCkO
post 23.07.2004 21:55
Post #5 

Unregistered









Teraz tylko czekamy na next parta biggrin.gif
Go to the top of the page
+Quote Post
AnDzIkA
post 24.07.2004 13:39
Post #6 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 26.06.2004
Skąd: Zza gór, zza lasów




Cudowne! Po prostu świetne biggrin.gif Czekam na następną część. Mam nadzieję że będzie niedługo.

Pozdrawiam,
AnDzIkA


--------------------
"Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie się mu oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się, gdy gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca..."
HPiZF
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
madziula
post 24.07.2004 14:32
Post #7 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 63
Dołączył: 13.06.2004




Hmm..ładne, podoba mi sie...PISZ PISZ ...DALEJ ...(=


--------------------
"....And I give up forever to touch You...'cause I know, that You feel me somehow...You're the closest to heaven that I'll ever be...And I don't wanna go home righ now....
And all I can taste is this moment ...and all I can breathe is your life...'cause sonner or later it's over ...I just don't want to miss You tonight...."



"Życie,choć piekne tak kruche jest, wystarczy jedna chwila, by stracić je..."(*)


"Lece,bo chcę..lece bo życie jest złe,czy są pieniądze czy nie ,lecę bo wolność to zew...Lece bo wciąż Kocham Ciebie
...Kocham Cię..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Keyt
post 24.07.2004 23:25
Post #8 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 17.07.2004




Dziękuję bardzo wam za te miłe posty. Nie spodziewałam się, że się spodoba. Przykro mi to mówić, ale będzie trzeba poczekać cierpliwie na następną część, bo szkoła nawet w wakacje nie daje mi spokoju i jako bardzo "pilna" uczennica muszę przeczytać Potop, Chłopów i inne bzdury. Jednak mam pytanie może chcecie mniejsze party, wtedy będzie szybciej?


--------------------
"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć" - Paulo Coelho "Alchemik"

...Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
marvia
post 24.07.2004 23:54
Post #9 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 02.07.2004
Skąd: Kraków




Bardzo fajny fick, dobrze sie czyta czekam na next parta smile.gif


--------------------
SYRIUSZ B(L)ACK!!!!!!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
AnDzIkA
post 25.07.2004 13:51
Post #10 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 26.06.2004
Skąd: Zza gór, zza lasów




Ja się zgadzam na krótsze części. Przeczytam tego Ficka pod każdą postacią. Jest super laugh.gif


--------------------
"Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie się mu oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się, gdy gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca..."
HPiZF
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
KaFeCkO
post 25.07.2004 15:28
Post #11 

Unregistered









Tez sie zgadzam biggrin.gif i wspolczuje Ci tych chlopow i potopu sad.gif
Go to the top of the page
+Quote Post
Avin
post 25.07.2004 22:39
Post #12 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 50
Dołączył: 13.06.2004
Skąd: sama nie wiem, skąd się wzięłam;D




Podoba mi się. Nawet bardzo. Mogą być krótkie party. Życzę weny nutella.gif


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Keyt
post 25.07.2004 23:07
Post #13 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 17.07.2004




Rozdział II

Dołohow chcąc uwolnić ramiona z więzów, poruszył się, jednak nic to nie dało Liny były zbyt mocno związane i nie mógł ich rozluźnić. Zdołał jedynie otrzeć się o roztrzaskany kamień. „Gdybym tylko miał różdżkę, byłbym wolny i te cholerne dzieciaki leżałyby już martwe u moich stóp”, pomyślał. Rozglądając się ujrzał ogromną przerwę pomiędzy drzewami. Olbrzym musiał tam zabłądzić, po tym jak samochód włączył się do sceny bitwy. Bez różdżki nie mógł mieć kontroli nad bestią. Był bezsilny, wiedział tez komu będzie musiał odpowiedzieć za swoją porażkę. Ta myśl utknęła mu w żołądku i rozpaliła jego gardło.

Trzaski spowodowane przez aportujących się ludzi, przerwały sen Dołohowa o przekręceniu szyi Potterowi.

- Kto tu jest? – krzyknął w czarną noc. – Słyszę was!

Odpowiedział mu tylko dźwięk stawianych stóp, które odbijały się echem od otaczających drzew. Spróbował przekręcić głowę, żeby spojrzeć za siebie, ale nie było tam nikogo i niczego w zasięgu jego wzroku. Serce mu podskoczyło i pot spłynął po brudnej szyi. Wciągnął głęboko powietrze, kiedy dźwięk chodu nagle ustał.

Dołohow momentalnie odwrócił głowę i ujrzał trzech Śmierciożerców stojących naprzeciw niego.

- Jasna cholera! Wystraszyliście mnie na śmierć. Uwolnijcie mnie!

Najwyższa ze Śmierciożerców stała w środku. Miała czarne, długie włosy, które wystawały jej spod kaptura i białą, porcelanową maskę, ukrywającą tylko górną część jej twarzy, niesamowicie promieniującej w świetle księżyca. Przemówiła do niego niskim głosem.

- Na śmierć, mówisz... hm, interesujący dobór słów, Dołohow.

Krew uderzyła mu do głowy i głos mu się załamał.

- Bellatriks, to ... to nie była moja wina. Przysięgam! To był Bragi i tych dwóch nowych facetów! Mieli złapać grupę Pottera, kiedy uciekali przed olbrzymem.

- Ciii.... – zagruchała, klękając przed nim. Zbliżyła się do niego jak tygrysica. – No, no, Antonin, już drugi raz zawiodłeś naszego Lorda. Mówiłam mu, że jesteś bezwartościowy i powinien zostawić cię tutaj żebyś zgnił, ale pomyślał, że jeszcze może być z ciebie jakiś pożytek.

Dołohow zachwiał się, chcąc uniknąć jej dotyku. Wiedział, że ona uwielbia bawić się ze swoją ofiarą.

- Proszę, to nie moja wina ... nie. – Przestał mówić, kiedy różdżka wyślizgnęła się spod jej szaty. Stuknęła nią kilka razy o wewnętrzną stronę jego uda i szepnęła mu do ucha.

- Nie umrzesz – na razie! Czarny Pan ma wobec ciebie pewne plany – powiedziała. Spojrzała na niego szerokimi oczami. – Oczywiście musisz być ukarany za tą porażkę, a to już zostawił mnie.
Odsunęła się od niego i skierowała różdżkę w stronę ziemi. Poruszyła lekko nadgarstkiem i z końca jej różdżki wydobyło się zielone światło. Ziemia pod nim ożyła, wypuściła pędy długiej, ciernistej rośliny. Chciał się uwolnić, jednak nic to nie dało. Pędy zaczęły okręcać się wokół jego nóg, a ciernie wbijały się boleśnie, zostawiając głębokie, rozszarpane rany na nagiej skórze. Krzyki przekłuwały samotne, nocne niebo i wystraszyły ptaki gnieżdżące się na pobliskich drzewach.

Bellatriks stała i patrzyła się z ciekawością, wychylając głowę, aby mieć lepszy widok. Co i rusz mogła odnowić zaklęcie albo powstrzymać Dołohowa od utraty przytomności. Po jakimś czasie inny Śmierciożerca zawołał ją z gruzów starego domu.

- Co znalazłeś? – zażądała od niego odpowiedzi, idąc ku niemu dużymi krokami.

Śmierciożerca odrzucił kilka kawałków drewna i podniósł starą, podartą fotografię

- To należy do Pottera. Imiona jego rodziców są napisane na odwrocie, ale nie znam tego drugiego mężczyzny.

Oczy Bellatriks rozszerzyły się na widok jej nieżyjącego kuzyna, Syriusza.

- Tak, wiem kto to jest – powiedziała¸ wlekąc się i myśląc. „Wciąż przywiązany do przeszłości, mały Potterku.” Bellatriks uśmiechnęła się do siebie. Wskazała na zamaskowanego Śmierciożercę.

- Wezwij sowę i przygotuj do drogi tą bezużyteczną kupę ludzkiego ciała.

- Czy wiesz gdzie się teraz kierujemy – zapytał, w ogóle nie ruszając się z miejsca.

Bellatriks zrobiła jeden krok do przodu, mocno przyciskając stopy do ziemi

- No już!

Śmierciożerca ruszył w stronę ciemnego lasu. Bellatriks wróciła do fotografii i zaznaczyła linią twarz swojego kuzyna.

- Nous verrons.*

---------------------------------------- -

*Nous verrons - [fr.] Przybywamy

Ten post był edytowany przez Keyt: 27.07.2004 18:08


--------------------
"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć" - Paulo Coelho "Alchemik"

...Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 26.07.2004 13:39
Post #14 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



jedno co moim zdaniem zgrzyta to to stwierdzenie:

QUOTE
Wystraszyliście mnie do śmierci


nie wiem, może tak było w oryginale napisane, ale mała korekta "na śmierć" by nic złego nie zrobiła a lepiej by brzmiało =)



--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Szanon
post 27.07.2004 17:23
Post #15 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 54
Dołączył: 06.09.2003




Bardzo, bardzo podoba mi sie twoje tłumaczenie. Dobrze znam porkey'a. I ja zyłam z pewnoscia, ze nigdy nie przeczytam żadnego opowiadanie z tej cudownej stronki!A tu proszę! Nie umiem angielskiego na tyle by móc sprawnie czytać ciagłe teksty jednocześnie rozumiejac ich treść. To wsyztsko przez moja anglistke, która zamiast nas uczyć nie robi na lekcji kompletnie nic, a do tego ma problemy ze swoim zdrowiem psychicznym. Na szczęście ide do nowej szkoły ( 1 gimnazjum)[Słuchajcie, tylko sobie nie myslcie, ze ja małolata jakaś. Dzwoneczek potwierdzi, ze nawet idzie sie ze mna dogadać, a pisze w miare]. No a co do tlumaczenia to raczej wiecej błędów nie znalazłam a jeśli chodzi to "Do śmierci" to ja myślę, ze autor specjalnie tak napisłam bo jakbyscie nie zauwazyli to Bellatriks kpiła z niego, no nie? Oczywiście zadzyły sie literówki, ale to nic nie zmieniło. Tłumaczenie jest naprawdę dobre. Myslałaś kiedys nad pracą tlumacza? świetnie nadawałabys się do tej roli. Nasz kraj potrzebuje tak uzdolnionych ludzi. No napisałam wiecej niz zamierzalam, ale jestem pełn apodziwu i czekam na dalsze czesci. Oczywiscie moga być krótsze. Będziemy bardzo szczesliwi, jeśli sie ukaże bez wzgledy na to czy odcinki bedą krótsze czy dłuższe***. Z ogromną niecierpliwoscia czekam na kolejna część. Mam nadzieje, ze pojawi sie jeszcze w tym tygodniu!



------------------------
*** Ile literówek i ortografów walnęłam. Niech ktos policzy


--------------------
When words mean so much...

Myślę, iż w swoim pisaniu podobna jestem do Ani z Zielonego Wzgórza, bowiem zawsze towarzyszy mi górnolotna paplanina, która uniemożliwiła pannie Shirley znalezienie poklasku wśród znanych pisarzy i krytyków ówczesnego świata.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Keyt
post 28.07.2004 11:51
Post #16 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 17.07.2004




Po ich śmiałej ucieczce w środku nocy, Remus i Kingsley wieźli grupę dookoła Anglii przez równe dwa i pół dnia. Zatrzymywali się tylko, żeby zjeść i zatankować. Drugiego dnia zaparkowali w parku na godzinę, aby dać wszystkim trochę czasu na wyprostowanie nóg. Po tym jak minęli trzy razy tą samą stację, Harry zaczął zastanawiać się, czy Kingsley w ogóle wie, gdzie jadą.

Wszyscy byli zmęczeni i z godziny na godzinę bardziej kapryśni. Słońce powoli znikało za horyzontem, a niebo zmieniło swój kolor na czerwono – pomarańczowy. Samochód lekko szarpnął, kiedy Kingsley wyjechał z autostrady i skręcił w nieznaną uliczkę. Po upływie około pięciu minut, droga przed nimi skończyła się. Teraz jechali leśną szosą. Nagie drzewa nad nimi z obu stron tworzyły baldachim i wydawało się, że skręcają się w bólu.

Harry westchnął, obserwując ostatnie wiązki światła za drzewami. Zastanawiał się gdzie tym razem skończą, ale w końcu zdecydował, że to się nie liczy. Nic tutaj na niego nie czekało, tak jak w każdym innym miejscu, w którym mieszkali tego lata. Nie miało to żadnego znaczenia, bo to nie był jego dom. Żadne z tych miejsc. On nie miał domu, a przynajmniej nie z prawdziwego zdarzenia. Harry przyłożył czoło do okna i zamknął oczy. Jego blizna pulsowała o zimną powierzchnię. Dzisiaj bardzo dawała mu się we znaki. Pomyślał czy Voldemort był wściekły na Śmierciożerców, za to że znowu dali im uciec.

- Czy już jesteśmy na miejscu? Umieram z głodu.

Harry rozejrzał się po samochodzie. Ron masował swój bolący brzuch, Neville znowu obgryzał paznokcie, Luna czytała stary numer Żonglera, a Ginny już dawno zasnęła. Trochę podskoczyła, kiedy auto uderzało o wyboje na drodze. Ostatnio mało się odzywała, a kiedy mówiła to był to tylko wrzask. Może już zaczął ich zjadać stres. No, może nie wszystkich, Hermiona zachowywała się jak skała. Niczym się nie przejmowała, kiedy musiała coś robić, a teraz kończyła czytanie. Wciąż siedziała u Harry’ego na kolanach. Odłożyła swoją książkę. Była to „Standardowa księga zaklęć, stopień 6”.

Nikt nie zamierzał odpowiedzieć na pytanie Rona. Wydawało się, że on zawsze jest głodny, zmęczony albo znudzony, dlatego wszyscy już mieli go dosyć. Po prostu go ignorowali. Kingsley zatrzymał samochód i odwrócił się do nich.

- No, już jesteśmy.

- Gdzie jesteśmy? – powiedziała Ginny, przecierając oczy.

Ron wygrzebał klamkę i drzwi otworzyły się, i ich torby upadły na ziemię. Wyszedł z auta i rozciągnął ramiona.

- Ach, to wspaniale. Po dwóch dniach czuję się naprawdę dobrze.

Wszyscy wychodzili z pojazdu sztywni i rozdrażnieni. Kiedy Ginny zobaczyła, że jej rzeczy leżą na brudnej drodze, prawie eksplodowała i trzasnęła Rona w plecy.

- Patrz co zrobiłeś, idioto!

- Nie wiń mnie! Gdybyś włożyła swoją torbę pierwsza, nic by się nie stało. A w ogóle co to za śmiecie? Na pewno listy miłosne od twojego chłopaka!

- Ron! – Hermiona zasyczała.

Ginny zaczęła szybko zbierać wrzucać ubrania i książki do torby.

- No cóż, przepraszam, ale potrzebuję więcej od życia, a nie tylko głupi zestaw szachów i dwie pary bielizny! – Ron otworzył szybko usta, żeby jej odpowiedzieć, ale mu przerwała. – A poza tym! Do twojej wiadomości, to nie twoja sprawa, do kogo piszę i z kim się umawiam. Dlatego zjeżdżaj!

Neville zachichotał, ale przestał, kiedy Ron na niego spojrzał.

- Zamknij się, Neville! To nie twoja sprawa – krzyknął Ron, a złość w nim wzrosła.

Wszyscy zaczęli w tym samym momencie wrzeszczeć i przeklinać. Nawet Tonks krzyczała, żeby przerwać kłótnię, kiedy Ron i Ginny mieli zamiar się bić.

Harry potarł czoło, żeby zatrzymać wzrastający ból, ale to nic nie pomogło, nie z tym wrzaskiem.

- Czy wy do cholery możecie już się zamknąć?

Odwrócili się i gapili się na niego. Wiedział, że czekali, żeby eksplodował, tak jak zeszłego roku. Czuł presję, która chciała już się wydostać i jego gardło zapaliło się. Sięgnął po plecak z ziemi. Kiedy się wyprostował, spotkał zagubiony wzrok Hermiony. Wyglądała na wystraszoną i zaniepokojoną. Myślał nad tym co mógłby powiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy, dlatego przerzucił torbę na plecy i zaczął iść w kierunku domu.

Obserwowali go przez minutę w ciszy, zanim ktokolwiek się ruszył. Remus szedł tuż obok Harry’ego, ale nic nie mówił. Wyciągnął stary klucz z kieszeni. Harry zatrzymał się i obejrzał dom. Był prosty z brudnymi, białymi płytkami na zewnątrz. Malowidło na frontowych drzwiach wyblakło pod wpływem gorących promieni słońca. Trawa wyglądała na przerośniętą. Drewniana brama prowadziła z domu na duże pole. Dalej widać było inny budynek, który wyglądał na stodołę.

Remus włożył klucz do dziurki i z mocnym pchnięciem otworzył drzwi. Wkładając go z powrotem do kieszeni powiedział:

- Może nie jest to pałac królewski, ale to na razie nam wystarczy.

- Czyj to dom? – spytał Harry, kiedy przeszedł przez wejście

- Kobiety, którą kiedyś znałem, ona ... ona już nie żyje. Nie wydaje mi się, by miała coś przeciwko temu, żebyśmy zostali tutaj przez jakiś czas. – Remus zapalił światło – Przynajmniej działają światła.

Harry przeszedł przez salon. Przypominał mu o domu pani Figg w Litle Whinging, śmierdział jak starzy ludzie. Rzucił torbę w róg pokoju i usiadł na kanapie.

Remus stanął w drzwiach i spojrzał na niego.

- Harry, wszystko w porządku?

Harry spojrzał się na niego nieprzytomnie.

- Po prostu boli mnie głowa, to wszystko – Remus znowu dokładnie mu się przyjrzał, Harry westchnął i rozłożył się na kanapie. – Mam dosyć jeżdżenia samochodem. Nie martw się, dobra?

- No dobrze – powiedział Remus – Pójdę wszystkiego dopilnować, a ty odpocznij. Zawołam cię, kiedy przygotujemy jedzenie.

Harry zdjął buty i poczuł się totalnie wykończony. Po upływie około dwudziestu minut blizna przestała go boleć i zasnął.

Jak tylko przyjechali, Tonks opuściła ich, żeby napisać raport dla Ministerstwa o ataku olbrzyma. Teraz kiedy Knot wiedział o powrocie i zamachu Voldemorta w Departamencie Tajemnic, Harry i jego gang posiadali specjalne pozwolenie na używanie magii poza murami szkoły. Oczywiście tylko w sytuacji zagrożenia i za każdym razem, kiedy użyli czarów, musiało być to zaraportowane w Ministerstwie. Kingsley i Tonks namawiali Aurorów, żeby podawali im informacje o prawdopodobnym funkcjonowaniu Śmierciożerców i pomagali im w ucieczkach.


--------------------
"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć" - Paulo Coelho "Alchemik"

...Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
AnDzIkA
post 28.07.2004 13:15
Post #17 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 26.06.2004
Skąd: Zza gór, zza lasów




Podoba mi się. Kolejna część jak zwykle ciekawa smile.gif Czekam na następną.

Pozdrowienia,
AnDzIkA

Ten post był edytowany przez AnDzIkA: 28.07.2004 13:17


--------------------
"Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie się mu oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się, gdy gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca..."
HPiZF
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Szanon
post 28.07.2004 15:50
Post #18 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 54
Dołączył: 06.09.2003




Cudowne oczywiście smile.gif Jestem porażona umiejętną sztuką pisania autroa i równie wspaniała sztuką tłymaczenia Keyt. Z niecierpliwoscia czekam na nastepną część

P.S. Wyłapałam 2 lub może 3 litrówki wink.gif


--------------------
When words mean so much...

Myślę, iż w swoim pisaniu podobna jestem do Ani z Zielonego Wzgórza, bowiem zawsze towarzyszy mi górnolotna paplanina, która uniemożliwiła pannie Shirley znalezienie poklasku wśród znanych pisarzy i krytyków ówczesnego świata.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tova Brink
post 30.07.2004 19:32
Post #19 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 60
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Lipowa Aleja... Albo zamek Tarjei Linda :D




Mi także się bardzo podobało. Tłumaczenie jest bardzo zgrabne i przyjemnie się je czyta. Wreszcie nie męczę się ze słownikami tongue.gif Mój własny angielski jest jeszcze zbyt ubogi (ale cóż się spodziewać, uczę się dopiero trzy lata).

Czytanie takiego tłumaczenia to prawdziwa przyjemność.

Tego, że znów jestem pod wrażeniem, chyba nie muszę już mówić biggrin.gif

Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny "H/Hr shipper" czarodziej.gif wub.gif


--------------------
Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny "H/Hr shipper" user posted imageuser posted imageuser posted image

user posted image user posted image

And on the eighth day, God created Hayden Christensen
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Keyt
post 15.08.2004 21:51
Post #20 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 17.07.2004




Wiem, że się trochę rozleniwiłam, nie było mnie przez dwa tygodnie, ale jutro obiecuję następną część. Tłumaczę ją już drugi dzień i nie mogę dokończyć. laugh.gif


--------------------
"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć" - Paulo Coelho "Alchemik"

...Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Keyt
post 16.08.2004 20:02
Post #21 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 17.07.2004




Przez następne kilka dni stary dom ogarnęła cisza. Wszyscy próbowali znaleźć trochę własnego miejsca. Harry czuł się tak jak inni, czekał na następną wyprawę. W każdym momencie Voldemort mógł stanąć w drzwiach i skończyć wszystko. Przez chwilę nawet się tym nie przejął, przynajmniej zatrzymałoby to samotność jaka panowała w jego sercu. Z innymi spotykał się właściwie tylko w salonie, gdzie stał telewizor.

Kingsley przynosił wszystkie aktualne gazety. Pracowali w parach; on, Tonks, Remus i Moody, opiekowali się grupą. Zmieniali się co trzy dni.

Trzeciego dnia Harry poszedł spać trochę wcześniej od innych. Czuł, że nie ma siły na robienie czegoś, poza leżeniem i czytaniem książki do Transmutacji, ale tak naprawdę myślał o przepowiedni. Przez ostatnich kilka dni nie miał w głowie nic innego. Była ostatnią rzeczą w jego umyśle, kiedy szedł spać i pierwszą, kiedy się budził rano. Treść jej słów bez przerwy pojawiała się w ciemności ogarniającej go każdej nocy.

Teraz szedł przez Zakazany Las do zamku w Hogwarcie. Mgła pokrywała ziemię, przyczepiając się do wszystkiego. Doszedł do chatki Hagrida na skraju lasu, ale była pusta i ciemna. Pokrywała ją winorośl, a chwasty obrastały bramę prowadzącą do zaniedbanego ogrodu.

Ciało Harry’ego ruszyło się w stronę zamku, tak jakby był na przejażdżce samochodem. Kiedy dotarł do głównej bramy, zauważył w powietrzu nie tylko mgłę, ale i dym. Poczuł płomienny powiew we włosach i pod szatą. Ziemia zrobiła się nagle mokra i gorąca. Prawie się przewrócił na widok tego, co zobaczył. Ziemię pokrywały ciała. Wszędzie, gdzie się spojrzał, widział setki ciał. Ich oczy, zimne i nieobecne, obserwowały go.

Harry pobiegł jak najszybciej ku otwartym drzwiom Hogwartu. Kształt w wejściu był coraz wyraźniejszy . Nagle utknął w błocie i im bardziej się poruszał, tym gorsza była jego sytuacja. Ciepła i lepka woda chlupnęła o jego twarz. Podniósł ręce, aby na nie spojrzeć. Były czerwone. Gęsta, szkarłatna krew pokryła jego dłonie, upadł na trawę, która teraz zamieniła się w krwawe jezioro. Ciała balansowały w strumieniu. Jakaś siła w wodzie zaczęła go pchać gwałtownie w stronę zamku, coraz szybciej i szybciej. Harry uderzał się o ręce i nogi. Zamknął oczy próbując nie połknąć krwi, która spływała mu z twarzy. Wtedy, nagle wzbił się w powietrze i popłynął. Zatrzymał się przy schodach prowadzących do zamku. Delikatna dłoń dotknęła jego ramienia.

- Nie powinieneś tutaj być, Harry.

Znał ten głos. Był to profesor Dumbledore i wystarczył tylko jego dźwięk, aby poczuł się na tyle rozluźniony, żeby móc wstać. Jednak jego oczom nie ukazał się nobliwy mężczyzna, którego znał. Dumbledore wyglądał na załamanego człowieka, ubranego w obdarte szmaty. Spojrzał na jego twarz. On nie miał oczu!

- Zrobiliśmy to wszystko dla ciebie, Harry. – powiedział Dumbledore – Powinieneś stąd uciec jak najdalej stąd, żeby on nie mógł cię znaleźć.

Harry nie mógł nic powiedzieć, a tym bardziej na niego spojrzeć, więc uciekł. Z oczami pełnymi łez, biegł, jak najszybciej potrafił przez korytarze Hogwartu. Za plecami słyszał głos Dumbledore’a odbijający się echem od ścian. Wołał go mówiąc:

- Czy to nie jest to, czego chciałeś?

Harry biegł wieczność. Kroczył między martwymi ciałami ludzi, których znał. Nie mógł się zatrzymać, żeby na nich popatrzyć. Smutek ogarnął jego duszę. Schody do Północnej Wieży ukazały się przed jego oczami i rosły z każdym krokiem.

Gdzieś wysoko dochodziły do niego dźwięki bitwy. Harry zamarł, kiedy krzyk doszedł do jego uszu. To była Hermiona – mógł przysiąc, że to ona. Ona żyje! Kiedy doszedł na szczyt wieży, od ściany przy której stanął odbiła się wiązka zielonego światła. Voldemort pojedynkował się z Ronem i Hermioną.

Voldemort śmiał się głośno, odchylając się z małym wysiłkiem od ich zaklęć.

- Dlaczego nawet zawracacie sobie głowę? Nie posiadacie mocy, żeby mnie pokonać. Żadne z was!

Ron wysłał mu kolejnego Oszałamiacza. Voldemort zniknął w świetle i znowu pojawił się za Ronem. Złapał go za gardło i wycelował różdżkę w stronę jego głowy.

Czerwone oczy Voldemorta zabłysły.

- Rzuć różdżkę, kochana, albo twój przyjaciel tutaj umrze.

Harry obserwował ze strachem, jak Hermiona robi, to co jej kazał. Zanim w ogóle pomyślał, zaczął biec w jej stronę. Dziewczyna zawahała się i potknęła o krawędź. Harry chwycił ją za rękę, ale oboje wypadli za dziurę, która kiedyś była oknem. Harry zdążył złapać jedną ręką kamienną krawędź, a drugą trzymał Hermionę.

- Harry! Proszę, nie puszczaj mnie! – krzyknęła.

- Nie pozwolę ci upaść! Trzymaj się! – Harry rozejrzał się i był tam Ron obserwujący ich. Wydawało się, że zastanawia się, czy im pomóc. Harry używając już resztkę swoich sił, zawołał go.

- Ron! Pomóż nam! Szybko!

Ron spojrzał się na nich pobłażliwie.

- Znowu mi rozkazujesz! Nie jestem twoim niewolnikiem, Harry, nie możesz mi mówić, co mam robić! – Harry zauważył postać Voldemorta ukazującą się za plecami Rona. Szepnął mu coś do ucha i Ron się zaśmiał. Harry zobaczył, że różdżka jego przyjaciela jest zrobiona ze srebra. Ron podszedł do niego i stanął na rękę Harry’ego. Skoczył na nią i Harry z Hermioną spadli.

- Harry! – słyszał jak go woła. On tylko czekał na uderzenie.

- Harry! Obudź się! – znowu usłyszał jej głos przekłuwający otaczającą go czerń. Otworzył oczy. Hemiona wciąż była przy nim i nie spadali. Leżał w swoim pokoju, a Hermiona wyglądała na przerażoną.

Odgarnęła mu spocone włosy z czoła i spojrzała głęboko w oczy.

- To był tylko zły sen, Harry. Teraz jesteś bezpieczny.

Westchnął z ulgą i położył głowę na jej ramieniu. Nie odzywał się przez kilka minut, a ona głaskała go po czarnych, mokrych włosach.

- Usłyszałam jak wołałeś moje imię, więc przyszłam sprawdzić co się dzieje i zobaczyłam jak się rzucasz na łóżku.

- Przepraszam, jeżeli cię wystraszyłem, Hermiono – powiedział unosząc lekko głowę – To był tylko zły sen.

- O czym był? – zapytała.

Tak naprawdę sam nie wiedział. Podsumował wszystko to, co zobaczył i prostu powiedział:

- O wojnie.

Hermiona chwyciła jego głowę i spojrzała mu w oczy.

- Co zobaczyłeś? Jak się zakończy? Wiesz?

Harry nie był gotowy na wyznanie na temat przepowiedni i sytuacji z Ronem. Patrząc się w jej zmartwione oczy powiedział:

- W ogniu.


--------------------
"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć" - Paulo Coelho "Alchemik"

...Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
KaFeCkO
post 16.08.2004 22:48
Post #22 

Unregistered









MmMm Najs smile.gif) tylko szkoda, ze takie krotkie, ale sama sie na to zgodzilam sad.gif zycze sil do tlumaczenia i duuuzo wolnego czasu, w ktorym mam nadzieje, bedziesz sie tym zajmowac wink.gif czekam z niecierpliwoscia, wiec sie pospiesz, bo moja cierpliwosc szybko sie konczy tongue.gif pozdrawiam :*
Go to the top of the page
+Quote Post
Keyt
post 17.08.2004 15:39
Post #23 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 17.07.2004




Rozdział III

Hermiona wyglądała na zmieszaną, ale nie przerażoną. Położyła nogi na łóżko i usiadła naprzeciwko niego.

- No... to nie mówi mi za wiele. Jakie widziałeś obrazy?

Harry westchnął i podparł ręką głowę.

- Nie pamiętam. Wszystko działo się tak szybko, tylko błysk i ... takie tam. Nie jestem pewny. – zakłamał, gładząc pościel. Nawet nie wiedział dlaczego ją okłamuje. Może dlatego, że wszystko było połączone z przepowiednią i musiałby jej o niej powiedzieć. To nie byłoby takie złe, wiedział o tym, ale chciał trochę czasu dla siebie, żeby dowiedzieć się czego on sam chce.

Bawiąc się sznurkiem od swojej koszuli nocnej, Hermiona zapytała:

- Nie pamiętasz? Czy po prostu nie chcesz mi powiedzieć?

„Rety! Jak to jest, że zawsze wiemy, co inni myślą?” Wyprostował się i popatrzył jej w oczy.

- Hermiono, proszę daj mi trochę czasu do myślenia. Obiecuję, że kiedy będę gotów o tym rozmawiać, będziesz pierwszą osobą, do której przyjdę. Przysięgam, dobrze?

Przybliżając się do niego, uścisnęła mu dłoń.

- Ale Harry, co jeżeli Voldemort znowu będzie chciał cię nabrać?

- Nie wydaje mi się, żeby zrobił to jeszcze raz. – powiedział, kręcąc głową. Hermiona zmarszczyła brwi.

- No, może... nie jestem pewny, ale Dumbledore powiedział, że już nie jest w stanie wejść w moje ciało. – mówił dalej – Coś w nim nie może znieść uczuć, jakie w sobie mam. Coś takiego, nie wiem... Teraz nie potrafię o tym myśleć.

Hermiona okryła go bardziej kołdrą.

- Jesteś po prostu bardzo zmęczony, Harry. Spróbuj zasnąć i później o tym pogadamy.

Kiwnął głową na zgodę. Hermiona podeszła do drzwi i chwyciła w rękę klamkę, ale znowu się do niego odwróciła.

- Jesteś pewny, że wszystko w porządku, Harry?

Podparł się głową i potrząsnął głową „Tak”, ale powiedział:

- Nie…nie idź. Nie teraz – proszę.

Puściła klamkę i obserwowała go z ciekawą miną.

- Chyba się nie boisz?

Harry przekręcił się na prawą stronę łóżka.

- Nie. Jestem…Jestem taki…samotny. Czy to nie brzmi dziwnie? Znasz faceta, który by tak powiedział?

Spojrzała na podłogę i potrząsnęła przecząco głową. Podeszła do niego z lewej strony łóżka.

- No dobra, to ustalmy zasady – powiedziała, zdejmując szlafrok. – Ty zostajesz na swojej stronie i ja zostaje na swojej. Żadnych gwałtownych ruchów, zrozumiano? – Hermiona wyglądała na surową, ale rozbawioną.

Podnosząc ręce, żeby się bronić, Harry trochę się roześmiał.

- Dobrze, żadnych gwałtownych ruchów. Obiecuję.

Uśmiechnęła się, zakryła kołdrą po samą szyję i on zrobił to samo. Oboje leżeli w kompletnej ciszy przez kilka minut, dopóki Harry nie odezwał się delikatnie.

- Hermiono?

- Mmm?

- Dziękuję.

Przekręciła się i spojrzała na niego.

- Nie ma sprawy. Teraz śpij.

Zaczęli już zasypiać i Harry też przekręcił się na bok. Pomiędzy nimi była dość duża luka i to mu się bardzo nie podobało. Wiedział, że pewnie będzie tego żałował, ale powoli i najciszej jak tylko potrafił wysunął w jej stronę rękę.

Jego palce szukały jej dłoni i kiedy jej dotknął, nagle się cofnęły. Harry czekał chwilę z zamkniętymi oczami na jej krzyk albo uderzenie. Kiedy je otworzył, one patrzyła się na niego w ciemności, ale nie wyglądała na złą i gotową do rzucenia zaklęcia, tak jak myślał. Wtedy poczuł jak jej ręką wślizguje się w jego dłoń i uśmiechnęła się.

- Śpij.

Serce Harry’ego zaśpiewało z radości. Ogarnęło go przytłaczające pragnienie do pocałowania jej, ale szybko się opanował i zamknął oczy. Pomyślał, że najpierw jest lepiej nauczyć się chodzić, a później latać. W nocy obudził się i zauważył, że zrobiła sobie z jego ramienia nową poduszkę. W ogóle się tym nie przejął i wrócił do snu.


********************


Dom Riddle’ów 23:51


Lucjusz Malfoy biegł przez spiralne schody na drugie piętro, następując na każdy stopień z dużą siłą. Dochodząc do długiego korytarza, skierował się do ostatnich drzwi po prawej i z szybkim kopnięciem je otworzył.

- Bellatriks! Co ty do cholery myślisz…

Zatrzymał w połowie zdania, otwierając usta.

Pokój był oświetlony tylko dwoma świeczkami, stojącymi na nocnym stoliku, a w powietrzu czuć było gęsty aromat drzewa sandałowego. Bellatriks leżała nago na łóżku, całując się z inną kobietą o blond włosach, której Lucjusz nie znał. Spojrzała się na niego z kwaśną miną.

- Co?

Malfoy zakaszlał krótko i odwrócił się od kobiet.

- Czy mogłabyś mi wyjaśnić dlaczego Dołohow jest na dole żywy i je moją pieczoną wieprzowinę na kolację? Miałaś go zabić i pozbyć się ciała. Co się stało?

- Przyjdż później – usłyszał Bellatriks mówiącą do drugiej kobiety, kiedy ona wstała z łóżka. Kobieta bez odpowiedzi podeszła do szafy, chwyciła szatę i zarzuciła ją na siebie. Zatrzymała się przy drzwiach i powoli się pocałowały. Kiedy się od siebie odsunęły, kobieta spojrzała ponad ramieniem Bellatriks na Malfoya i rzuciła mu krótki uśmiech, a później znikła za drzwiami.

Bellatriks przeszła przez pokój, zatrzymała się przy szafce i sięgnęła po papierosy. Wyjęła jednego z paczki i zapaliła końcem swojej różdżki.

- Więc, po co tutaj jesteś?

- Dlaczego do cholery, ten człowiek jest w tym domu? Jego ciało powinno teraz leżeć martwe na jakiejś drodze! – Malfoy krzyknął, podchodząc do niej.

- Mam swoje powody – powiedziała, wydychając dużą chmurę dymu w stronę Malfoya. Warknął na nią i chwycił jej ramię.

- Masz, doprawdy? Myślę, że powinniśmy pójść i zobaczyć co Mistrz ma do powiedzenia na ten temat.

Bellatriks nie wydawała się być przejętą jego pogróżką. Lucjusz wyprowadził ją z pokoju i powiódł na dół korytarza. Inni Śmierciożercy przyglądali im się z ciekawością, kiedy ich minęli. Kiedy doszli do drzwi, Bellatriks wyrwała się z ucisku Malfoya. Długi wąż wyśliznął się spod drzwi i zasyczał, obnażając swoje kły.

- Nagini – powiedział Malfoy – spytaj się Mistrza czy możemy z nim rozmawiać.

Ale Nagini w ogóle się nie poruszyła i dalej ich obserwowała. Westchnął, zmrużył oczy i powiedział:

- Proszę.


--------------------
"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć" - Paulo Coelho "Alchemik"

...Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 17.08.2004 16:55
Post #24 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE
zakłamał


nie jestem pewna, ale brzmi to mi jakoś mało gramatycznie.


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Keyt
post 20.08.2004 12:00
Post #25 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 17.07.2004




Nagini wróciła do pokoju i po kilku minutach drzwi otworzyły się z trzaskiem. Długi wąż ułożył się przed kominkiem, obserwując ich. Lucjusz wszedł i rozejrzał się po pokoju, szukając Lorda Voldemorta. Nie widział go, ale był tam inny mężczyzna stojący plecami do drzwi. Długie, tłuste włosy oplatały mu twarz. Odwrócił się od kotła stojącego przy oknie. Patrząc na wchodzącego Lucjusza i Bellatriks mieszał eliksir. Severus Snape nie przemówił do nich; tylko wskazał długim palcem na łazienkę. Lucjusz przytaknął łaskawie, podszedł do drzwi i raz zapukał.

Zimny i wolny głos dobiegł z wnętrza pomieszczenia.

- Ach, Lucjusz, wejdź, i Bellatriks, ty też, kochana. Mamy… sprawy do przedyskutowania.

Malfoy uśmiechnął się ironicznie do Bellatriks i pchnął drzwi, ale ona weszła pierwsza. Oboje patrzyli się w zupełnej ciszy na wysuwającą się kościstą rękę spod zasłonki. Niebieska mgiełka wypłynęła z krawędzi wanny i popłynęła po podłodze tworząc małe fale. Słyszeli głos Voldemorta, a widzieli tylko rękę.

- Dlaczego przeszkadzasz mi w leczeniu, Lucjuszu?

Malfoy jęknął, ale w moment pozbierał się i wyprostował.

- Mój panie, Bellatriks nie stosuje się do moich poleceń i Dołohow jest wciąż żywy.

Ręka Voldemorta zakręciła się w powietrzu i drzwi za nimi zatrzasnęły się. Poruszała się leniwie, kiedy palce zwinęły się, przywołując do niego Bellatriks. Mały uśmiech pojawił się w kąciku jej ust i uklękła tuż przed wanną. Podnosząc głowę, żeby do niej przemówić, uciszył ją dotykając jej policzka.

- Uważasz mnie za głupca, Malfoy?

- Nie, Mistrzu, oczywiście, że nie. Po prostu myślałem, że…

Ręka Voldemorta uderzyła mocno w wannę.

- To nie jest miejsce dla ciebie, żebyś myślał, Lucjuszu! Zrobisz to, co będę ci kazał! Czy wyraziłem się jasno?

Jego głos ciągnął się w cichym syku i Bellatriks zamknęła oczy z przyjemności słuchania jego dźwięku.

- Tak, Mistrzu. Żyję, aby ci służyć. Jakie są twoje rozkazy? – powiedział Lucjusz, nie podnosząc głowy, ale obserwując Bellatriks spod swoich długich, blond włosów. Czuł, że tracił względy u Czarnego Pana i ona była jego najjaśniejszą gwiazdą. Nienawidził jej.

Patrzył jak długie palce Voldemorta sięgają po papierosa, trzymanego przez Belltriks, a teraz wracają do wanny. Duża, niebieska chmura wydostała się spod zasłonki i Voldemort przemówił niskim głosem.

- Chcę, aby ty i Dołohow wrócili i znaleźli olbrzyma. Jak go znajdziecie, czekajcie na sowę od Bellatriks. Powie wam to, co musicie dalej wiedzieć. To jest jej plan, jako że ja jestem… niedysponowany w tej chwili.

Malfoy był zainteresowany jak długo będzie musiał wysłuchiwać rozkazów Bellatriks.

- Czy Mistrz Eliksirów powiedział ile zajmie pozostanie w leczących wodach? – zapytał.

- Jakieś dwa i pół tygodnia. Coś w tym chłopcu zniszczyło mnie bardziej niż myślałem. Bez żadnych wątpliwości to jedna ze sztuczek Dumbledore’a, ale jego szczęście nie będzie trwało długo. Prawda, kochana? – Voldemort zakończył, głaszcząc Bellatriks po włosach.

Uśmiechnęła się i spojrzała na Lucjusza.

- On nie może cały czas wygrywać.

Lucjusz Malfoy ukłonił się i opuścił pokój, wrzeszcząc w duchu z całych sił.

************************

Dźwięk kogoś schodzącego po schodach na dół obudził Harry’ego. Kiedy otworzył oczy Hermiona była zwinięta i tuliła się do jego ramienia. Delikatny, letni wiatr spowodował, że firanki podniosły się. Pokój był ciepły od słonecznego promieniowania. Harry obserwował przez kilka minut śpiącą Hermionę, której policzek leżał na jego przedramieniu. Kiedy lekko potrząsnął jej ramię, poczuł jak miękka jest jej skóra. Delikatny oddech Hermiony połaskotał włosy na jego ramieniu. Podniósł się trochę i wyszeptał w jej ucho.

- Hermiono, obudź się. Hermiona?

Nieumyślnie kopnęła go, a jej oczy otworzyły się szeroko.

- Harry!

Lekko nacisnął palcem jej ust, żeby ją uciszyć.

- Ciii… już dobrze, Hermiono, wszystko w porządku – powiedział i przejechał palcami po jej włosach.

Usiadła prosto, rozglądając się po pokoju.

- Która jest godzina?

Wzruszył ramionami.

- Nie wiem, może siódma, siódma trzydzieści – zgadywał. Hermiona wyskoczyła z łóżka i zaczęła szukać swojego szlafroka. Harry patrzył się na nią trochę niezadowolony.

- O co chodzi? – Odsunął kołdrę i wstał idąc w stronę drzwi, gdzie stała Hermiona.

- Hermiono, zaczekaj. Czy powiedziałem coś złego?

Hermiona otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz. Nikogo nie było w zasięgu, dlatego odwróciła się do niego.

- Nie Harry, to nie ty. Ja… ja muszę wziąć prysznic przed Ronem. Wiesz jak długo siedzi łazience, a ja bym chciała mieć przynajmniej raz ciepłą wodę.

Czując się o wiele lepiej, Harry oparł się o ścianę i chwycił rękę Hermiony.

- Dziękuję, Hermiono.

- Za co?

- Za ostatnią noc. To była najlepsza noc, jaką spędziłem tego lata – powiedział, patrząc się na nią nieśmiało.

Potarła kciukiem jego rękę i uśmiechnęła się.

-Tak robią przyjaciele, Harry.

Czuła jak drży nerwowo, a kiedy spojrzała mu głęboko w oczy, zabłysły jak sto świątecznych choinek.

Harry zrobił jeden krok w jej stronę i przewrócił oczami, zatrzymując je na podłodze.

- A jeżeli jeden przyjaciel chciał… pocałować… drugiego? Czy przyjaciele tak robią?

Zbliżając się, Hermiona nie mogła ominąć jego pełne nadziei spojrzenie. Jej głos był miękki, prawie jak szept.

- To zależy czy to był pocałunek z powodu wspólnej nocy, w jednym łóżku – Harry potrząsnął przecząco głową – albo dlatego, że jeden przyjaciel czuje coś głębszego w stosunku do drugiego i chce wyrazić te uczucia – przełknęła głośno ślinę – całując go.

Harry przytaknął i jego głowa zanurkowała w jej stronę. Hermiona przechyliła się, kiedy jego usta uniosły się ponad jej wargami przez najdłuższą sekundę jej życia.

Zamykając usta Harry pocałował lekko Hermionę. Skończył całować jej dolną wargę i brodę. Przeciągnął język po jej wilgotnych ustach i objął ją mocniej w pasie. Odkrywali wspólne nowe doświadczenie.

Dźwięki dobiegające z kuchni przerwał ich pocałunek. Hermiona oblizała usta, delektując się smakiem jego warg. Patrzyła na niego, kiedy otworzył oczy, a on westchnął, przytulając ją do siebie.

- Hermiono?

- Harry? – powiedziała, przygryzając kącik dolnej wargi.

- Naprawdę cię lubię.

Hermiona uśmiechnęła się i przycisnęła swoje czoło o jego.

- Tak?

Harry lekko potrząsnął ramionami i przytaknął. Pocałowała go w policzek i powiedziała w ucho.

- Ja też cię bardzo lubię.

Dźwięk wody odbił się echem przez otwarte drzwi i głowa Hermiona opadła na klatkę Harry’ego z małym niezadowoleniem.

- O, mój prysznic.

Rzuciła mu rozbawione spojrzenie i pchnęła, żeby zszedł jej z drogi.

- Widzisz co zrobiłeś, Harry?

Uśmiechnął się, a ona cofnęła się w stronę drzwi. Przez kilka chwil szła do tyłu, machając mu na pożegnanie, znikła z pola widzenia.

Ten post był edytowany przez Keyt: 20.08.2004 13:46


--------------------
"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć" - Paulo Coelho "Alchemik"

...Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.
Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

3 Strony  1 2 3 >
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 12:39