Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> (nie)moralna Propozycja

Milina
post 26.06.2005 22:01
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 125
Dołączył: 05.05.2005
Skąd: Kraina Marzeń

Płeć: Kobieta



Nie, raczej nie powinno być w kwiecie lotosu tongue.gif Napisałam tę krótką opowiastkę ze 2-3 lata temu, gdy byłam jeszcze młoda, głupia i naiwna. Chyba to pierwsze opowiadanie, które dokończyłam. Dziś wpadło mi w ręce. Zupełnie o nim zapomniałam... Nie poprawiłam nic, oprócz skrócenia o kilka zdań i postawienia dwóch przecinków. Spontanicznie doszłam do wniosku, że je tutaj zamieszczę. Aha. Nie jest to związane bezpośrednio z HP.

Bardzo dziwnie czuję się, gdy patrzę na ten ogrom z dystansu. Jakby z góry. Gdy stoję obok i krytycznym wzrokiem oceniam wszystko dookoła. Migają kilometry krajobrazów, gdzieś daleko cicho gra Beethoven, bliżej rozbrzmiewa głos nieśmiertelnego Elvisa, przez cienką ścianę słychać hałas punkrockowej kapeli. Wszystko zlewa się w mej głowie, jakby było jednym, tak jak było na początku - wszystko było jednym.
Jednak czuję największy ból, gdy wszystkie inne dźwięki zagłusza płacz dziecka. Samotnego, opusczonego, w malutkim pokoiku. Szloch, który jest jedyną, straszną choć niedostrzegalną przez nikogo muzyką małomiasteczkowego domu. Przebiega mnie dreszcz, kiedy za oknem leje deszcz, lada moment kolejny raz uderzy piorun, a płacz nieustannie się nasila. Widzę, jak z każdą kropelką za oknem, z każdym tchenieniem wewnątrz, poduszka jest coraz bardziej mokra od łez. Nikt tego nie zauważa, nie przytuli, nie otrze mokrego policzka. Przecież nikogo nie obchodzi. Nikt nie współczuje, nie słyszy wykrzykiwanych w bólu słów, nikogo nie wzruszają łzy. Czuję jedynie nikłą satysfakcję, gdy na bladej buzi umierającego dziecka powinno pojawić się przerażenie śmiercią, a malował się wyraz nikłego uśmiechu.
Tym bardziej jest mi ciężko, kiedy w innym miejscu ona już nie płacze. Nie może, nie ma siły. Leży wycieńczona, skatowana. Liczy swoje ostatnie tchnienia, bez skutecznie próbuje wstać. Na podłodze rozsypane są złociste z natury, lecz teraz bardzo brudne i zakrwawione loki. Powoli zasypia, by nigdy już się nie obudzić, nie cieszyć się życiem, dzieciństwem z rówieśnikami. Po to, by zgasnąć sama, opuszczona, niezauważona. Nawet wyglądała jakby śniła piękny sen... Tylko na jej posiniaczonej twarzy gości uśmiech. W takich momentach mam ochotę krzyczeć. Drzeć się, aż zabolą mnie płuca, aż poczuję, że je tracę. Aż wykrzyczę to wszystko. Pozbędę się nadmiaru bagażu. Poprawić zmierzwione loki, pogłaskać po sinym policzku, ożywić. Żeby mi w końcu lekko było.
Rozumiesz teraz, jak jest mi ciężko? Patrzeć na to wszystko, jednocześnie chcąc uciec, nie musieć widzieć już takich okropieństw, a będąc do tego zmuszonym? Zarazem moralnie nie godzić się z taką niesprawiedliwością i rozumieć jej celowość?
Mogę ci mnożyć przykłady: każda niezawiniona, niesłuszna śmierć, gdy umiera dziecko.Wtedy mam ochotę podkulić czarne skrzydła i płakać całą duszą. Nad sobą, nad brutalnym światem. Nad Bogiem, który sobie tego życzy, nad Szatanem, któremu to na rękę. Nad ludźmi, którzy znikają i pojawiaja się, żyją i umierają. Po prostu. Bez celu, bez prespektyw. Głupi, biedni mali ludzie. Jak mrówki w zatłoczonym mrowisku pędzą i przepychają z codzienną rutyną wykonując swoje zajęcia, aż w końcu wielki, nieuważny trampek rozgniecie nikłego, nic nieznaczącego insekta. Tak po prostu. Nieodwracalnie. A ja idę do niej, do każdej małej mróweczki. Pamiętasz tą bajkę... smerfy? Był tam Papa Smerf. Tam, skąd pochodzę, nazywają mnie Papa Śmierć. Bo przychodzę we śnie, gdy mnie potrzeba, gdy są sami, niepotrzebni, niechciani. Bo daję wolność, sen na zawsze... Bo niosę coś, co nazywają końcem, śmiercą, a naprawdę jest początkiem... Każdej z miliardów mrówek. Bez wyjątku.
Nie ma dla mnie niczego milszego niż ludzka dusza. Wiem, czego jej trzeba: światła czy cienia. Rozumiem jej naturę, niedoścignione pragnienia, liczne słabości... Robię to wszystko na tyle dobrze, że sam po części uważam się za człowieka - niemal odczuwam fizyczny ból, ogarnia mnie głód, pragnę miłości. To jest właśnie najgorsze, że czuję, jak sam umieram z każdą śmiercią człowieka, którą zobaczyłem. I o to właśnie chodzi, dlatego piszę. Widzę, że się starzeję. Mam wrażenie, jakbym niósł ogromny ciężar, nawet skrzydła wydają się ważyć tonę; podświadomie jestem zmęczony i stary. Zawiodłem wszystkich, ale ja się do tego widocznie nie nadaję. Ani trochę. Mam duszę cierpiętnika, wrażliwca; zabieranie życia jest dla mnie męczarnią.
Dlatego planuję samobójstwo, bo więcej tak nie wytrzymam. I ty mi w tym pomożesz, zastąpisz mnie. Nie bój się, to wcale nie jest parszywa robota. To ja się do niej nie nadaję, a poza tym za długo siedzę na jednym etacie. Bo właściwe od początku tej firmy; od początku świata, kiedy wszystko było jednym.
Dam ci skrzydła, na których wzlecisz dokąd będziesz chciał, a czarny płasz będzie powiewał za tobą; szacunek ludzi, fascynującą, dobrzepłatną pracę, możliwość dalszego kształcenia, znajomości z miliardami ciekawych ludzi. Ofiaruję Ci wolność i wieczność, o której tak marzysz, zmysły, którymi poznasz wszystko. Prawdę, sens, a w zamian nie oczekuję nic.
Wchodzisz?

Ten post był edytowany przez Milina: 26.06.2005 22:09
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 12.05.2024 19:43