Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Moje Zakończenie 7 Tomu O Hp, Proszę o ocene...

Samsung
post 17.12.2008 21:57
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 17.12.2008




Milej lektury

… Zapanował chaos. Walka rozgorzała na nowo. Nacierające Centaury rozproszyły Śmierciożerców, kto żyw, pierzchał spod ogromnych stóp Olbrzymów, i nagle nie wiadomo skąd zaczęły napływać posiłki. Harry ujrzał rosnące w oczach wspaniałe, uskrzydlone Centaury krążące wokół głów Olbrzymów Voldemorta, hipogryfa Buckeak’a wydrapującego im oczy i Gwarpa zawzięcie okładał ich pięściami. Wreszcie spostrzegł czarowników, zarówno obrońców Hogwartu, jak i Śmierciożerców zmuszonych do odwrotu w głąb twierdzy.
Harry zaczął rzucać uroki i zaklęcia w kierunku każdego Śmierciożercy, którego mógł dostrzec, a oni padali jeden po drugim nie mając pojęcia skąd przyszedł atak. Ich ciała zostały stratowane przez uciekający w panice tłum. Ciągle ukryty pod Peleryną-Niewidką, Harry przedostał się do Sali wejściowej. Szukał Voldemorta.
Ujrzał go po drugiej stronie, miotającego zaklęcia na lewo i prawo w czasie, kiedy z wolna wycofywał się do Wielkiej Sali i wyszczekującego komendy do swoich popleczników, którzy postępowali jego śladem. Harry ponownie rzucił Zaklęcie Tarczy i niedoszłe ofiary Voldemorta, Remus Fin-nigan i Hannah Abbott rzucili sięga nim do wielkiej Sali i wmieszali się w wir toczącej się tam bitwy. Coraz więcej osób napływało przez główną klatkę schodową. Harry zobaczył Charlie’go Weasley’a wyprzedzającego Horacego Slughorn’a w swojej szmaragdowej pidżamie Wyglądało na to, że wrócili do walki na czele grupy członków rodzin, przyjaciół uczniów Hogwartu, którzy byli w stanie jeszcze walczyć, ramię w ramię ze sprzedawcami i gospodarzami z Hogsmeade. Centaury Ban, Ronan i Magorian wpadły do Sali z brzękiem kopyt wysadzając z zawiasów drzwi do kuchni. Rój Elfów Hogwartu wrzeszczących i wymachujących nożami snycerskimi i tasakami wpadł hurtem do Sali wejściowej na czele z Kreacherem przyozdobionym w medalion Regulusa Black’a na jego piersiach. Jego głos wzniósł się ponad otaczający zewsząd harmider:
-Walczcie! Walczcie! Walczcie w imię naszego Pana, obrońcy Elfów Hogwartu. Walczcie z Czarnym Panem w imię walecznego Regulusa! Walczcie!
I elfy zaczęły rąbać i siec Śmierciożerców po kostakch i łydkach. Ich drobne twarzyczki wykrzywiały złośliwe grymasy i gdzie tylko Harry spojrzał widział Śmierciożerców uginających się pod naporem małych postaci, przygważdżanych do ziemi zaklęciami, wyrywających wśród narastającego skowytu z krwawych ran i z nogami przyszpilonymi przez elfy do podłoża, ewentualnie próbujących bezsensownej ucieczki z hordą najemców na karkach. Ale to jeszcze nie był koniec. Harry popędził między pojedynkującymi się postaciami i szamoczącymi się więźniami prosto do Wielkiej Sali. Voldemort znajdował się właśnie w samym centrum walki uderzając i druzgocąc wszystko w swoim zasięgu. Harry nie miał go na czystej pozycji do ataku, ale zbliżał się, ciągle nie widzialny, a Wielka Sala napełniała się coraz bardziej walczącymi. Harry postrzał Yaxley’a rzuconego na podłogę przez Georg’a i Lee Jordan, wrzeszczącego Dolohov’a w rękach Fitwick’a, Walden’a Macnair ciśniętego przez całą długość pomieszczenia przez Hagrida i walącego w ścianę naprzeciwko i osuwającego się bez przytomności na podłogę. Kątem oka wyłowił Rona i Neville’a sprowadzających do parteru Fenrira Greybacka, Aberforth oszołamiającego Rookwood oraz Arthura i Percy’ego przygniatających do podłogi Thickanesse, a także Lucjusza i Narcyzę Malfoy’ów przedzierających się przez tłum w szaleńczym poszukiwaniu syna. Voldemort pojedynkował się właśnie z McGonagall, Slughorn’em i Kingsley’em jednocześnie mając na twarzy maskę zimnej nienawiści, a oni bezradnie przebiegali wśród uników wkoło niego nie umiejąc z nim skończyć. Bellatrix również ciągle walczyła nieopodal swojego pana pojedynkując się z trzema naraz: Herminą, Ginny i Luną, robiącymi, co w ich mocy by ją pokonać. Lecz Bellatrix dorównywała z łatwością im trzem. Wtem uwagę Harry’ego odwróciło Zaklęcie Śmierci rzucone tak blisko Ginny, że minęło ją dosłownie o cal. Runą na Bellartix pragnąc skończyć z nią w tej chwili o wiele bardziej, niż z Voldemortem, lecz po kilku krokach do jego uszu doszedł krzyk z boku.
-TYLKO NIE MOJĄ CÓRKĘ, TY SUKO!- Pani Weasley w pełnym biegu odrzuciła pelerynę uwalniając ręce.
Bellatrix odwróciła się na pięcie rycząc ze śmiechu na widok nowego przeciwnika.
-Z DROGI!- krzyknęła pani Weasley do trzech dziewcząt i machnięciem różdżki rozpoczęła pojedynek.
Harry obserwował z przerażeniem mieszanym z radością, jak różdżka Molly Weasley śmignęła w ruchu obrotowym i rechot zamarł w gardle Belatrix Lestrannge. Obie różdżki miotały strumienie świateł, podłoga wokół walczących czarownic poczęła pękać z gorąca. Obydwie walczyły, żeby zabić przeciwniczkę.
-Nie!- krzyknęła pani Weasley widząc, że kilku uczniów ruszyło jej z pomocą. –Cofnąć się! Cofnąć się! Ona należy do mnie!
Wszyscy cofnęli się pod ściany, obserwując walczące postaci, podczas, gdy Voldemort i jego trzech przeciwników, Bellatrix i Molly, a także Harry, niewidzialny i wtłoczony między nich, niepewny czy ma atakować, czy raczej bronić i to tak, żeby nie ugodzić niewłaściwą osobę.
-Jak myślisz, co się stanie z twoimi bachorami, kiedy cię zabiję?- drwiąco rzekła Bellatrix, równie wściekła jak jej Pan, igrając sobie najwyraźniej z pląsającymi wokół niej zaklęciami
-Kiedy mamusia odejdzie w ten sam sposób, co jej ukochany Freduś?
-Już… nigdy… więcej… nie… tkniesz… naszych… dzieci!- krzyknęła pani Weasley.
Bellatrix znowu wybuchnela śmiechem, tym samym radosnym śmiechem co jej kuzyn Syriusz przewracając sięga kotarą i Harry już wiedział co miało nastąpić. Zaklęcie Molly minęło wyciągniętą do zaklęcia rękę Bellatrix i ugodziło ją w samą pierś dokładnie nieco powyżej serca.
Uśmiech tryumfu zamarł Bellatrix na ustach, oczy wyszły na wierzch. Na krótką chwilę w jej oczach pojawił się błysk zrozumienia. Potem upadła na podłogę , tłum zaryczał, a z ust Voldemorta wydobył się okrzyk grozy. Harry poczuł się, jak w zwolnionym filmie. Ujrzał McGonnagall, Kingsley’a i Slughorn’a odrzuconych od tyłu w nagłym rozbłysku, skręcających się w powietrzu w chwili, kiedy furia Voldemort, na widok śmierci swojego najlepszego oficera eksplodowała z siłą bomby. Voldemort wzniósł różdżkę i skierował ją w stronę Molly Weasley.
-Protego! Wyrzucił z siebie Harry i Zaklęcie Tarczy wyrosło pośrodku Wielkiej Sali. Voldemort począ rozglądać się dookoła w poszukiwaniu autora zaklęcia, kiedy Harry ostatecznie ściągną z siebie Pelerynę-Niwidkę. Okrzyki zdumienia, radości, niedowierzania wypełniły salę.
-Harry!
-ON ŻYJE!- brzmiało ze wszystkich stron. Nagle zapadła kompletna, pełna trwogi cisza. Tłum zmartwiał z przerażenia na widok wzajemnych spojrzeń Harry’ego i Voldemort, którzy, jak na komendę zaczęli krążyć wokół siebie.
- Nie potrzebują nikogo do pomocy- stwierdził Harry na cały głos i w kompletnej ciszy zabrzmiało to, jak dźwięk z trąby. – To musi się spełnić. To dotyczy tylko mnie.
Voldemort sykną.
-Potter wcale nie to miał na myśli- rzucił, z szeroko otwartymi, czerwonymi oczami. –To wcale tak nie działa, nieprawdaż? Kim się dzisiaj zasłonisz Potter?
-Nikim-odparł Harry wprost- Nie ma już Harcrux’ów, Jesteśmy tylko ty i ja, Żaden z nas nie może istnieć, kiedy żyje drugi. Dlatego jeden z nas musi odejść na zawsze…
-Jeden z nasz?- szydził Voldemort.
Jego całe ciało przeszło drżenie, a czerwone oczy zaczęły się wpatrywać w Harry’ego z intensywnością szykującego się do ataku węża.
-Masz nadzieję że to będziesz ty, co chłoptasiu, który przetrwał przez przypadek i dlatego, że Dumbeldore pociągną za odpowiednie sznurki?
-Sądzisz, że przez przypadek moja matka oddała za mnie życie?- spytał Harry.
Krążyli ciągle wokół siebie zataczając doskonałe koło i utrzymując stałą odległość, jakby związani niewidzialną liną. Harry nie dostrzegał nic, prócz twarzy Voldemotra.
-Przez przypadek zdecydowałem się na bitwę na cmentarzu? Przez przypadek przetrwałem mimo, że nie broniłem się wcale, i powróciłem w pełni sił do walki?
-Przypadki!- krzykną Voldemotr, ale ciągle nie atakował: tłum obserwatorów trwał w bezruchu, jak zaczarowany i zdawało się, że w Wielkiej Sali słychać jedynie dwa oddechy.
-Przypadki i okazje, z których skwapliwie skorzystałeś chowając się i pochlipując za większymi od siebie i pozwalając mi na zabicie ich dla twojej sprawy!
-Dzisiaj nikogo nie zabijesz- odparł Harry krążąc wokół Voldemorta, wpatrując się uważnie w jego oczy- Już nigdy nikogo nie zabijesz. Nie rozumiesz tego? Byłem gotów oddać życie, żeby powstrzymać cię przed skrzywdzeniem innych.
-Ale nie oddałeś!
-Ale byłem gotów, i to się liczy. Nie jesteś skłonny do uczenia się na własnych błędach, prawda, Riddle?
-Jak śmiesz?!
-Śmiem- odarł Harry- Wiem o rzeczach o których ty nie masz zielonego pojęcia, Tomie Riddle. Znam wiele istotnych szczegółów, których ty nie znasz. Chcesz sobie posłuchać, zanim popełnisz kolejny błąd swojego życia?
Voldemort milczał, ale krążył wkoło, a Harry wiedział, że uzyskał nad nim chwilową przewagę i utrzyma go na dystans, dopóki tamten wierzy, że istnieje choćby nikła szansa, że Harry ujawni jego największą tajemnicę…
-Czyżby kolejna ckliwa historyjka?- spytał Voldemort, wykrzywiając twarz w szyderczym grymasie- Stara śpiewka Dumbeldora, miłość, która wszystko, nawet śmierć zwycięży, a która nie wybroniła go przed upadkiem z wieży, jak stara, szmaciana kukła? Miłość, która nie przeszkodziła mi zdeptać twoją szlamowatą matkę, jak karalucha, Potter i nie wydaje mi się, aby ktoś kochał cię tak mocno, żeby zasłonić cię przed moim atakiem. Co więc powstrzyma cię przed śmiercią, kiedy uderzę?
-Tylko jedno- rzekł Harry i dalej krążyli wokół siebie z wolna, wpatrzeni w siebie i rozdzieleni przez ostatnią tajemnicę.
-Skoro to nie miłość uratuje cię tym razem- rzekł Voldemort- to chyba musisz pokładać nadzieję w swojej magicznej mocy, której ja nie posiadam, lub broń potężniejszą niż moja?
-Dokładnie tak- odparł Harry i ujrzał osłupienie, które błyskawicą przemknęło przez wężową twarz Voldemorta. Voldemort zaczął się dziko i ponuro śmiać, co było jeszcze gorsze niż jego wrzaski, a ściany Auli po tysiąckroć odbijały ten śmiech.
-Myślisz, że ty masz więcej w sobie magii, niż ja?- powiedział- Niż Ja, Lord Voldemort, który posługuje się magią, o jakiej Dumdeldorowi się nie śniło?
-Śniło się śniło- odparł Harry- ale wiedział o tyle więcej do ciebie, żeby powstrzymać się od tego co ty uczyniłeś.
-Chodzi ci o to, że był słaby- wrzasną Voldemort- Zbyt słaby, żeby ośmielić się sięgnąć po to, co mogło być jego, a co będzie moje!
-Nie, był bystrzejszy od ciebie- odparował Harry- był lepszym czarodziejem i lepszym człowiekiem.
-Ja doprowadziłem do śmierci Albus’a Dumbeldora
-Tylko sądziłeś że tak jest- odrzekł Harry- ale jesteś w grubym błędzie.
Po praz pierwszy zamarły pod ścianami tłum poruszył się, kiedy westchnęli, jak jeden człowiek.
-Dumbeldore nie żyje!- Voldemort cisnął słowa, jakby sądził, że wyrządzą mu krzywdę- Jego szczątki rozkładają się w marmurowym grobowcu w podziemiach zamku. Widziałem je na własne oczy i nikt tego nie zmieni! On nigdy nie wróci!
-Rzeczywyście, Dubmeldore jest martwy- odrzekł Harry spokojnie- ale to nie ty go zabiłeś. Sam wybrał sposób odejścia ze świata, na długo przed swoją śmiercią i zaaranżował wszystko przy pomocy kogoś, o kim myślałeś, że był twoim wiernym sługą.
A cóż to za bajeczka dla grzecznych dzieci?- powiedział Voldemort. Ciągle nie atakował, choć cały czas nie spuszczał z Harry’ego oka.
-Severus Snape nie należał do ciebie- powiedział Harry- Był po stronie Dumbeldora od samego począdku, kiedy zacząłeś polować na moją matkę. Nigdy nie widziałeś Patronusa Snape’a, prawda Riddle?- Voldemort nic nie odrzekł. Krążyli nadal wokół siebie i w niewidzialnym kręgu, jak wilki gotujące się, żeby się nawzajem rozerwać.
-Patronus Snape’a był łanią- wyjawił Harry- dokładnie taką samą, jak mojej matki, bo Snape kochał moją matkę przez niemal całe życie, jeszcze od czasu, gdy byli dziećmi. Powinieneś być tego świadomy- dodał widząc, jak nozdrza Voldemorta drżą.
-Prosił cię, żebyś darował jej życie, prawda?
-Pożądał jej i to wszystko- rzekł drwiąco Voldemort- ale kiedy zginęła, przyznał, że były inne kobiety czystej krwi bardziej jego warte.
-Jasne że ci tak powiedział- odparł Harry- ale był szpiegiem Dumbeldora od momentu kiedy zacząłeś jej grozić. Dumbeldore był już prawie martwy, kiedy Snape z nim skończył!
-To nic nie znaczy!- krzykną piskliwie Voldmort wsłuchujący się z natężeniem w każde słowo Harry’eg, po czym zarechotał szaleńczym śmiechem- Nie ważne, dla kogo pracował Snape, nieważne jakie zasadzki na mnie szykowali! Zniszczyłem ich, tak jak zniszczyłem twoją matkę, domniemaną miłość życia Snape’a!
-Ale to wszystko ma sens, którego właśnie ty nie jesteś w stanie zrozumieć!.
-Dumbeldore próbował trzymać mnie z daleka od różdżki Elder! Pragną, żeby Snape był prawdziwym panem tej różdżki! Ale ja to dawno przewidziałem i dotarłem do niej, zanim tobie wpadła w ręce, zrozumiałem całą prawdę zanim ty załapałeś o co w tym wszystkim chodzi, zgładziłem Snape’a trzy godziny temu i Podsiadłem Śmiercionośną Różdżkę, Różdżkę Przeznaczenia. Ostatni plan Dumbeldora zawiódł Harry Potterze!
-W rzeczy samej- rzekł Harry- Masz rację. Lecz zanim podniesiesz na mnie rękę, radzę ci, przemyśl to jeszcze… Sprawdź, czy czasem nie masz wyrzutów sumienia, Riddle…
-Co to ma znaczyć?!
Ze wszystkich rzeczy, które Harry ujawnił, lub, co wydrwił, nic nie wstrząsnęło Voldemortem bardziej niż to. Harry spostrzegł, że źrenice rozszerzyły się tak, że „dotknęły” powiek, a skóra wokół jego oczu zrobiła się jeszcze bledsza.
-To twoja ostatnia szansa- rzekł Harry- to wszystko, co ci pozostało… znam twoją drugą naturę… bądź ludzki… sprawdź… czy nie masz wyrzutów sumienia…
-Jak śmiesz?- powtórzył Voldemort.
-Śmiem- odparł Harry- bo ostatni plan Dumbeldora nie obrócił się przeciwko mnie. Obrócił się przeciwko tobie Riddle.
Różdżka w ręku Voldemort silnie drżała, Harry uchwycił różdżkę Draco jeszcze silniej.
Wiedział że decydująca chwila nadeszła.
Czerwono-złota poświata rozlała się na magicznym nieboskłonie ponad nimi, kiedy pierwsze promienie oślepiającego słońca przedarły się przez krawędź najbliższego okna. Światło uderzyło w ich twarze jednocześnie i Voldemort został zupełnie oślepiony. Harry usłyszał go wykrzykującego piskliwym głosem i celującego Różdżką Przeznaczenia w kierunku sufitu:
-Avada Kedavra!
-Expelliarmus!
Czerwone i zielone światła spotkały się dokładnie w połowie drogi między Harrym a Voldemortem.
Splecione zaklęcia wydawały huk który piekł w uszy. Złote iskry sypały się między nimi. Harry z całych sił starał przepchnąć zaklęcie śmierci swoim.
Jednak wszystko działo się odwrotnie niż Harry chciał. Zielone światło zbliżało się w stronę Harry’ego. Czując że nie jest w stanie nic zrobić, padł na ziemię a Zaklęcie Uśmiercające poleciało wprost na Ginny. Harry spojrzał przez ramię i ujrzał ją, uniosła się, lecąc do tyłu, opleciona zielonym światłem. Harry chciał krzyczeć ale coś mu na to nie pozwalało. Każda cząstka jego ciała krzyczała z rozpaczy.
Nie chciał już żyć, nie, kiedy Ginny nie żyła, nie żyła przez niego. Ockną się z transu rozpaczy, zrobił unik i kolejne zaklęcie Voldemorta roztrzaskało kawałek podłogi, gdzie przed chwilą była jego głowa. W ułamku sekundy wstał i spojrzał na miejsce gdzie leżała martwa Ginny. Stał tam teraz tłum ludzi, Ron; któremu łzy zaczęły z wolna spływać na policzki, Hermona; która miała mokrą i przerażoną minę, pani Weasley przedzierała się przez ludzi z krzykiem na ustach. Wszystko było spowolnione jakby przez cierpienie które bez pomocy Dementorów paraliżowało ciało.
Biegł, machając różdżką do tyłu by trafić Voldemorta. Robił co w jego mocy by uniknąć nadlatujących zaklęć, które mijały go o milimetry, niektóre z nich trafiały ludzi których wcześniej nie widział. Jego złość na Czarnego Pana wzrosła stukrotnie, kiedy zobaczył Rona biegnącego w stronę Voldemorta i po chwili padającego martwo na posadzkę Wielkiej Sali.
Harry ze łzami w oczach wysyłał zaklęcia niewybaczalne w Voldemorta.
-Cruc…- zaklęcie zostało zablokowane i zaraz po tym w stronę Harry’ego pomknęło 10 innych zaklęć.
-Avada Kedavra!- krzykną Harry i zielony słup światła wyleciał z jego różdżki, szybował w stronę Voldemorta ale ten zakręcił różdżką wkoło ramion i zaklęcie wysłane przez Harry’ego poleciało w jego stronę ze zdwojoną siłą. Harry szybko rzucił się w bok unikając śmierci.
-No, No, Potter! Co by powiedziała twoja matka widząc że rzucasz zaklęcie przez które tak żałośnie umarła!
-Nie mieszaj w to innych Tom!
Voldemort słysząc swoje imię stracił cierpliwość. Chciał to skończyć wreszcie raz na zawsze. W mgnieniu oka zamienił się w obłok czarnego dymu i wleciał w tłum walczący ze śmierciożercami. Po chwili pojawił się niemal w tym samym miejscy z Hermoioną u stóp. Była sparaliżowana, tak samo jak Harry podczas śmierci Dumbeldora. Hermina była zdezorientowana nagłym pojawieniem się tutaj. Patrząc na Harry’ego z prośbą, by to skończył, w oczach.
Crucio!- krzykną Voldemort a Hermiona zaczęła się wić z bólu.
-Przestań- krzykną Harry- zostaw ją! Nie mieszaj jej do tego!
-Potter, Potter- zaczął drwiąco Voldemort- jeśli chcesz żeby twoja szlamowata przyjaciółka żyla, zniszcz swoją różdżkę!
-Puść ją!- krzyknął Harry ze łzami w oczach, które patrzyły na zmęczoną twarz Hermiony.
-Puść ją- powtórzył załamanym głosem.
-Złam różdżkę! A będzie żyła!- sykną Voldemort szarpiąc Herminę za włosy do góry.
Harry spojrzał na Herminę, serce biło mu się o żebra, ścisną różdżkę w obu dłoniach i powiedział w stronę Hermiony:
-Przepraszam, zawiodłem- i trzask łamanej różdżki wywołał zielony blask w oczach Voldemorta, Hermiona padła martwa na podłogę.
Harry krzykną histerycznie i wkrótce zrozumiał co się stało, stracił wszystkich, którzy byli mu bliscy, Ron, Hermiona i Ginny. Opuścili go i nigdy nie wrócą.
Zielony strumień światła leciał w stronę Harry’ego, spojrzał na Voldemorta szybki i zaraz potem wszystko było ciemne i zimne.



Koniec Rozdziału przedostatniego  mam nadzieję że się podobało. Wkrótce ostatni Rozdział mojego zakończenia, oczywiście jeżeli ocena będzie dobra ;-]

Pozdrawiam

Ten post był edytowany przez Samsung: 09.01.2009 16:23
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.04.2024 11:33