Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Witaj W Domu [zak], miniaturka

Katarn90
post 21.07.2006 17:26
Post #1 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



nic specjalnego, więc proszę nie oceniać surowo. ot, taka rozgrzewka. chciałem sprawdzić, czy całkowicie wyszedłem z formy tongue.gif

Witaj w domu

Harry powoli otworzył oczy. Białe światło oślepiło go tak, że musiał zmrużyć je szybko. W pomieszczeniu były dwie nowe osoby. Dziewczyna z chłopakiem usiadła na krześle, które ktoś wcześniej tu przyniósł. Zapewne kiedy spał.
- Cześć Harry – powiedziała niepewnie dziewczyna.
Harry’emu zaschło w ustach. Poczuł mimo to ogromną ulgę. A więc żyje. A więc jej nie dopadł.
Hermiona wychyliła się nieco i przypatrywała mu niepewnie. Wygląda ładnie, pomyślał Harry, jak prawdziwie dojrzała kobieta. Zerknął na chłopca, który przypatrywał się Benjaminowi. Ron, wciąż bardzo wysoki, niewiele się zmienił od ich ostatniego spotkania.
- To twój kolega, tak? – zapytał cicho Ron – Benjamin?
Harry nie odpowiedział. Nie miał ochoty mówić. Wczorajszego dnia powiedział tylko trzy słowa, i to bardzo ostrożnie dobrane, do Benjamina. Nie lubił z nim rozmawiać, rozumieli się bez słów. Ale Ron chyba nie, bo zapytał raz jeszcze:
- To Benjamin, tak? – tym razem nieco głośniej, choć wciąż przesadnie serdecznym tonem, jakby zwracał się do dziecka.
Harry postanowił nie odpowiadać. Kiwnął głową.
- Harry, martwiliśmy się o ciebie – pisnęła Hermiona – Co się dzieje? Uzdrowiciel Anastazja Hughes, powiedziała, że nic nie jesz i wyrzuciłeś ją z pomieszczenia, twierdząc, że wpuszcza tu Sam-Wiesz-Kogo – kiedy Hermiona skończyła w jej oczach pojawiły się łzy.
Harry wstał z zimnej podłogi i położył się na łóżku. Od paru dni wolał sypiać na podłodze, choć i tak rzadko to robił. Nie miał odwagi tego sobie powiedzieć, ale bał się. Bał się, że on tu wróci.
- Harry – powiedział stanowczo Ron – Sam-Wiesz-Kto zginął. Sam go zabiłeś, musisz w to wreszcie uwierzyć.
Głupcze, pomyślał Harry, ty głupi naiwniaku. Ścisnął mocno poduszkę. Bardzo bym chciał, żeby to była prawda. Ale on przychodzi tu co noc i mści się za ostatnie lata. Nawet Benjamin o tym wie. Tak, Benjamin nie jest ślepy. Zawsze chowa się przed nim, tak, żebym został z nim sam na sam.
- On żyje – odezwał się nagle Benjamin. Tak nagle, że Ron i Hermiona podskoczyli. Mężczyzna wypowiedział te słowa bezbarwnie, jakby w transie. Miał młodą twarz porośniętą brodą i długie włosy do ramion. Siedział w piżamie na łóżku, przysłuch..ąc się rozmowie – Widziałem go. Przyszedł to wczoraj i...
- Bzdury! – krzyknął wytrącony z równowagi Ron, odtrącając krzesło z hukiem – Daj spokój, Harry, bo już ci odbija...
- RON! – krzyknęła Hermiona, wstając.
- ....wszyscy widzieliśmy jak go zabijasz. Przestań, bo....
- RON!!!!
Ron zamilkł i wpatrywał się w plecy Harry’ego. Chłopak postawił z powrotem krzesło. Był czerwony na twarzy. Na Harrym ten atak nie zrobił wrażenia. Hermiona natomiast stała ze łzami w oczach.
Nagle do pomieszczenia weszła uzdrowicielka.
- Muszą państwo stąd wyjść – powiedziała stanowczo – Oni potrzebują spokoju.
Kiedy Harry otworzył oczy Rona i Hermiony już nie było. Wyszli tak cicho, że nawet tego nie usłyszał. Poczuł przez chwilę, że powinien się z nimi pożegnać, ale natychmiast zorientował się, że uzdrowicielka także wyszła. Znów to zrobiła.
Zerknął ze strachem w kąt pokoju, gdzie klęczał Voldemort. Jego twarz lśniła w świetle białych lamp.
Benjamin położył się z powrotem na łóżku.
- Odejdź – powiedział Harry, drżącym głosem.
- Wiesz, że nie odejdę, bez tego – odparł Voldemort, wciąż klęcząc. Jego
pionowe źrenice, poruszały się szybko, jakby obserwował pokój.
Benjamin schował się pod kołdrę.
- Odejdź – powtórzył Harry błagalnym tonem. Poczuł, że łzy napływają mu do oczu.
Zerknął w stronę drzwi. Poczuł nagłą falę gorąca. Drzwi zniknęły. Gdyby tylko Ron tu był, na pewno pomógł by mu wypędzić Voldemorta i uwierzyłby mu. Od paru tygodni powtarzał światu, że Voldemort żyje. Widział go w swoim domu, na ulicach, wszędzie, gdzie sam się pojawiał, ścigał go ten upiór. Był nieśmiertelny.
- Avada Kedavra – wyszeptał zdesperowany Harry, modląc się, żeby zaklęcie zadziałało bez różdżki. Wiedział, że to możliwe – Avada Kedavra – powtórzył, zamykając oczy, które łzawiły obficie – Avada Kedavra...
Voldemort stał przy drzwiach. Chwycił za klamkę. A więc jednak są drzwi.
Błagam, myślał gorączkowo Harry, błagam, niech wyjdzie, błagam.
Niech on mnie zostawi.
Usłyszał jak Benjamin kokosi się pod kołdrą. On też bał się podczas wizyt Czarnego Pana. Harry rozejrzał się po pokoju. Benjamin wychylił rękę spod kołdry. Nie była to jednak jego ręka – pokryta bliznami, pomarszczona.
- Benjamin? – szepnął Harry.
Teraz cały Voldemort wygramolił się z łóżka.
- Co mu zrobiłeś? – zachrypiał przerażony Harry, ściskając mocniej poduszkę.
- Nie odejdę bez tego – powtórzył Voldemort podchodząc do łóżka Harry’ego.
Nie, nie znów. Błagam, pomyślał Harry. Dlaczego tak mu na tym zależy? Jest już nieśmiertelny, po co mu coś jeszcze.
Ale gdyby mu to dał, może byłoby mu łatwiej, pomyślał Harry. Wreszcie pozbyłby się wszelkich kłopotów, bólów, cierpień.
- Dobrze – szepnął chłopak – Dam ci to, dam....
Zamknął oczy i otarł rękawem łzy, spływające po policzku. Otwarł oczy i spojrzał przed siebie. Stał tylko Benjamin.
- Już poszedł. Wziął to co chciał.
Harry zanim to zrozumiał, padł na łóżko bez życia.

Za drzwiami Ron poklepywał po ramieniu płaczącą Hermionę. Spojrzał na tabliczkę na drzwiach: ZAKŁAD PSYCHIATRYCZNY – ODDZIAŁ ŚW.MUNGA
„Harry, witaj w domu.” pomyślał rozżalony Ron i ucałował Hermionę w policzek.

Ten post był edytowany przez Katarn90: 21.07.2006 17:27
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.05.2024 18:42