Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Niebo Gwiaździste Nade Mną... [zak] do LW, bagatelka bożonarodzeniowa

Niebo Gwiaździste Nade Mną... [zak] do LW
 
Dobre - zostawić [ 1 ] ** [100.00%]
Słabe - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 1
Goście nie mogą głosować 
Semele
post 27.12.2005 21:51
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 18.09.2005




Witam!
Otrzepuję buty ze śniegu i spieszę wyjaśniać. Czuję się Wiedźmą Podle Podpuszczoną przez Idę Lowry. No cóż, chciała Alfarda, ma Alfarda. Ja ostrzegałam. Zapraszam do komedyjki bożonarodzeniowej. Życzę wszystkim wesołych Świąt, odpoczynku, radości, ciepła no i Wena pod choinką
Sem

Uwaga! Opowiadanie wyraźnie nawiązuje do Zwisu męskiego ozdobnego


NIEBO GWIAŹDZISTE NADE MNĄ...
korekta: Susie


- Alfardzie Black, czy ty kiedykolwiek spoważniejesz?
- Nie licz na to, Lizzy.
- Mężczyźni są jak dzieci.
- Kobiety za grosz nie mają inwencji do inwektyw.
Rzuciła w niego lśniącym, czerwonym łańcuchem na choinkę i po chwili uchyliła się, by nie oberwać w głowę zrobionym na szydełku aniołkiem.
- W damę? Duchem niebieskim? A jakby to był serafin? Już bym nie żyła!
- Kochanie, tobie nawet archanioł Michał z mieczem ognistym nie dałby rady.
- Impertynent.
- Wiedźma.
Z niezmąconym spokojem rozpoczął proces przytwierdzania niewielkich świeczek do swego świeżo upolowanego świerku. Robił to z ogromnym namaszczeniem i powagą tak niezwykłą, że Lizzy rychło wybuchnęła śmiechem. Siedziała w wielkim, granatowym fotelu, ściskała w ręce aniołka z włóczki i śmiała się tak głośno, że wiszące w salonie lustro prychnęło pogardliwie. Kobieta pożałowała przez chwilę, że Alfard wymienił tej cholerze ramę i zarządził przeprowadzkę w miejsce bardziej reprezentacyjne. Po chwili jednak wzruszyła ramionami. Nie będzie mebel pluł jej w twarz.
- O co ci chodzi, malkontencie zatracony?
- Żeby dama tak rżała...
- Alfard, skąd ty wziąłeś to lustro?
- Odziedziczyłem po mamusi.
- Nie mogłeś odziedziczyć zamiast niego srebrnego serwisu?
- Srebrny serwis też odziedziczyłem, ale stoi w szafie, bo nikomu nie chce się go czyścić.
- Black, zaświadczam, że lenistwo cię kiedyś zgubi.
- Dlaczego? – spytał obojętnie.
- Nie będzie ci się chciało oddychać.
Młodzieniec nie przejął się wizją tak potwornej śmierci i jednym zgrabnym ruchem różdżki przytwierdził ostatnią świeczkę do odpowiedniej gałązki. Odszedł dwa kroki, by krytycznie spojrzeć na swoje dzieło. Dumnie wypiął pierś, oczekując okrzyków zachwytu. Niestety, bezskutecznie. Lizzy nadal chichotała, maltretując aniołka. Lustro mamrotało cicho. Dla dobra ojczyzny i świątecznej atmosfery postanowił się nie wsłuchiwać. Wziął żółtą bombkę i zaczął dla niej szukać odpowiedniego miejsca na drzewku.
- Oddaj mi to biedne stworzenie, kochanie. Oberwiesz mu skrzydełko i będziemy mieć na karku pięć chórów anielskich.
- Cóż to jest pięć chórów anielskich dla takiego mężczyzny, jak ty!
- Nie prowokuj, Lizzy!
- No co?
- Pewnie, pięć chórów anielskich to betka, ale dzisiaj jestem... niedysponowany, o!
- Merlinie, nie ma już prawdziwych mężczyzn...
- Że co proszę?
- Od dziesiątego lipca nie ma już prawdziwych mężczyzn.
- Czemu akurat od dziesiątego lipca?
- Bo wtedy Jack Houston się ożenił, a to znaczy, że dla świata jest stracony. Ech, a miało być tak pięknie...
- Elizabeth Turner!
- No i co robisz z tą bombką? Wingardium leviosa!
Tanecznym krokiem podeszła do wiszącej w powietrzu ozdoby i powiesiła ją na choince.
- Kobieto, chciałaś mnie zabić? Ja mam słabe serce! – zawołał Alfard, łapiąc się teatralnie za pierś.
- Z lewej strony.
- Słucham?
- Jakie by to twoje serce nie było słabe, znajduje się z lewej strony, nie z prawej.
- Ja tu umieram, a ty o anatomicznych szczegółach...
- Mężczyźni...
- Mężczyźni, mężczyźni! A głównie to Jack Houston! To się kwalifikuje jako zamach na życie prawego narzeczonego!
- Houston, mamy problem* – mruknęło lustro.
W końcu wstępna faza migotania przedsionków została opanowana i młodzi ludzie powrócili do ubierania choinki. Bombki, aniołki, bałwanki, pierniki, cukierki, orzechy, łańcuchy – wszystko wędrowało na zielone, pachnące gałązki. Gdy powiesili już cały ten barwny kram, biedne drzewko aż się uginało pod ciężarem ozdób. Należało już tylko zapalić świece i uroczyście włożyć na czub wielką gwiazdę. Sama przyjemność.
- Lizzy, gdzie jest gwiazda?
- Słucham?
- Gwiazda. Taka duża, złota, no wiesz... kilka rogów, te sprawy...
- Słońce moje niegasnące, nie wiem, czy pamiętasz, ale podczas ostatnich Świąt ty piłeś do lustra, ja uśmiechałam się szeroko do licznie zgromadzonej rodziny i robiła wiele różnych rzeczy, ale na pewno nie ubierałam twojej choinki.
- Czy ty sądzisz, że do tego lustra da się pić?
- A nie masz w domu innych luster?
- Mam, ale jaka to przyjemność – pić do lustra, które jest tak zakurzone, że nie widzi się butelki? To gdzie ta gwiazda?
- Nie wiem. Myśl. Tylko się pospiesz, obiecałam wrócić do domu o przyzwoitej porze, żeby jutro być przytomną na śniadaniu.
Więc Alfard myślał. I myślał. I myślał.
Najdłużej chyba myślał na strychu. Wśród ton kurzu, stert starych gratów i skrzyń pełnych ubrań z epoki króla Ćwieczka myśli się najlepiej. Tak przynajmniej usilnie sobie wmawiał. A w międzyczasie robił wszystko, co mógł, byle tylko znaleźć tę cholerną gwiazdę. Choinka bez czuba jest jak troll bez maczugi, jak wiedźma bez miotły, jak Jaś bez Małgosi, jak tort bez kremu, jak dżentelmen bez butów, jak Tristan bez Heloizy... Iwonzy... Awitaminozy... No, do chrzanu taka choinka!
Nie znalazł nic na strychu. Ani w schowku. Ani w składziku. Ani w komórce. Ani w garderobie. Ani w żadnej z licznych szafek. Miał przez chwilę nadzieję, gdy grzebał w skrytce w bibliotece, ale gdy pociągnął za błyszczący złoto przedmiot, wyciągnął ozdobną wstążkę wraz z zaschniętym badylem, który oplatała.
- Pieprzona jemioła!** – zawył rozżalony.
I wrócił do szukania.
Po trzech godzinach musiał się uznać za pokonanego. Z nieszczęśliwą miną zawlókł się do salonu, wprost w ramiona wiernej i cierpliwej Lizzy.
- Vae misero mihi!*** – jęknął zbolały czarodziej.
- Draco dormiens numquam titilandus!**** – odrzekła beznamiętnie jego narzeczona.
- Że co?
- To była najdłuższa łacińska sentencja, jaką znam.
- Zero współczucia. Potwór bez serca.
- Ja czy Draco?
- Jaki Draco do cholery?
- Draco Dormiens!
- Żegnaj, idę się powiesić.
- Na sznurze czy na pasku?
Udał, że nie słyszał tego ostatniego zdania.
Nie wyobrażał sobie choinki bez gwiazdy. To się nie miało prawa zdarzyć. Jeśli Boże Narodzenie miało się odbyć jak należy, to drzewko ma wyglądać jak drzewko, a nie jak smętna noc bezgwiezdna. Tradycjonalizm Alfarda był w tej kwestii bezwzględny. Jako że nie znalazł wsparcia u kobiety, udał się po nie do lustra. Naiwniak.
- Stało się nieszczęście!
- Armand Dippet opublikował książkę?
- Nie...
- No to czemu siejesz panikę?
- Żadnej empatii!
- Oczekujesz empatii po tym, jak oplotłeś mnie czerwonymi sznureczkami?
- To są łańcuchy choinkowe.
- Więc z łaski swojej powieś je na choince.
- Dom ma wyglądać świątecznie!
- Znając twój gust, do jutra będzie wyglądał jak lupanar.
- Jak śmiesz! Przy damie!
- Lizzy, czy wiesz, co to jest lupanar?
Dziewczyna przytaknęła.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Dlaczego ty mnie nigdy nie wspierasz?
- Mój drogi, mylisz lustro ze ścianą nośną.
- Ty tępy, irytujący...
- Masz pajęczynę we włosach.
Alfard zaklął szpetnie pod nosem i wściekły wyszedł z salonu. Znajdzie tę gwiazdę, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobi.
- Mój drogi, tak to nawet ja się przy damach nie wyrażam – stwierdziło z dezaprobatą lustro.
Wrócił po dwóch godzinach. Lizzy siedziała przy wielkim stole kuchennym i pomagała skrzatce Śmieszce w ozdabianiu pierniczków. Gdy zobaczyła swojego narzeczonego, zamoczony w lukrze pędzelek wypadł jej z rąk i potoczył się po podłodze.
- O wielka Morgano, wyglądasz strasznie!
- To samo mu powtarzam od dwudziestu lat, ale mi nie wierzy! – zawołało z salonu lustro.
- Nie podsłuch..! – warknął nieszczęsny poszukiwacz. – Cały dom przekopałem. Nie ma, nigdzie nie ma!
- W skrzyniach na strychu?
- Nie.
- W szafkach w garderobie?
- Nie.
- W szafce na buty?
- Nie.
- W koszu na śmieci?
- Też nie! Nigdzie! Ja się poddaję. Chyba, że ktoś ma jeszcze jakiś pomysł – popatrzył z nadzieją na dziewczynę i na skrzatkę.
- Na szafce nad zlewem, w pudełku na kapelusze – stwierdziło spokojnie lustro.
- Słucham?
- Rok temu postanowiłeś ją położyć na wierzchu, żeby nie mieć problemów z szukaniem, bo resztę ozdób poukładałeś w skrzyniach tak inteligentnie, że już ci się nie zmieściła.
- I ty to mówisz tak spokojnie?
- A co w tym dramatycznego?
- Szukam tej cholernej gwiazdy od pięciu godzin!
- Język, Black – upomniało z umizgiem lustro. – Tu są damy.
- Ty bezwzględny, krwiożerczy...
- Powtarzasz się.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- A pytałeś?
Gdy tylko Lizzy wyszła, jej narzeczony wspiął się znów na strych. Gdy szukał gwiazdy, w oko wpadło mu coś niezmiernie interesującego. Tym razem krótko grzebał w starym, okutym żelazem kufrze.
- Eureka!
Jeszcze tylko chwilka, drobne Chłoszczyść i już są jak nowe... Małe, pozłacane, tłuściutkie cherubinki wyglądające jak pozostałość po dawno zniszczonej, zapomnianej i absolutnie koszmarnej sztukaterii. Idealne.
Uśmiechając się demonicznie, Alfard Black szedł w stronę salonu i jego niczego nieświadomego lokatora. Zaklęcie Trwałego Przylepca powinno być dobre...


*Kultowe już zdanie z filmu "Apollo 13". Z pozdrowieniami dla Kubisia...
**Zdanie wymyślone przez autorów konkursu bożonarodzeniowego na Forum Mirriel. Aż żal było nie wykorzystać.
***łac. "Biada mnie, nieszczęsnemu!" Okrzyk stosowany z upodobaniem przez Winicjusza, bohatera "Quo vadis". Lizzy jest równie nieczuła na ludzkie nieszczęście, jak cesarz Neron.
****łac. "Śpiącego smoka nie należy drażnić!" Motto Hogwartu. Zainspirowane madagaskarową twórczością Mithiany.

KONIEC

Ten post był edytowany przez Semele: 27.12.2005 21:52
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 19:12