Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

9 Strony « < 5 6 7 8 9 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Behind The Scar

Rosssa
post 26.01.2007 00:06
Post #151 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Tak tak, Ty też masz rację, w zasadzie to z angielskim nie ma się co tu kłócić bo każde słowo chociażby ten cud ma wiele przetłumaczeń itp. np. właśnie "miracle" czy "wonder". I zdecydowanie "wonder" tu bardziej pasuje. Tak tylko napisałam wink2.gif

A smagliczka to chyba coś nie za bardzo mnie polubiła i za każdym razem mnie teraz będzie poprawiać tongue.gif

Ten post był edytowany przez Rosssa: 26.01.2007 00:07


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
smagliczka
post 26.01.2007 19:45
Post #152 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 638
Dołączył: 21.10.2005
Skąd: Warszawa

Płeć: Kobieta



Eeee... bez przesady z tym poprawianiem. Tak mi się jakoś rzuciło w oczy. No i nie mogłam przejść obojętnie... w przypadku "wonder" jest po prostu duża wieloznaczność. Nie bierz tego do siebie - że się Ciebie czepiam. Nie śledzę Cię w żadnym wypadku i to nie jest żadna złośliwość... tak po prostu sprostowałam.

@Hito - sorki, że tak bezsensownie się odezwałam, nie komentując wcześniej ficu (faktycznie się nie wypowiadałam, bo... jeszcze nie czytałam tongue.gif). Pewnie głupio się poczułeś, przepraszam. To faktycznie dośc nieładne zachowanie z mojej strony. Nie jestem jednak ingnorantką, i jak przeczytam - niezwłocznie się wypowiem.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 26.01.2007 19:56
Post #153 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Ok, ok takie było tylko moje pierwsze wrażenie, ale wiem, że nie robisz tego złośliwie czy specjalnie. A, że lubisz dyskutować, to już to zauważyłam cheess.gif

A propo ficku to ja ciągle coś sobie snuje wokół tego Wandera, ale nic genialnego raczej mi nie przychodzi do głowy.

No i nie mogę się doczekać następnej części wink2.gif

Tyle, że ja już jestem przyzwyczajona do bycia cierpliwym. Jak się czytało opowiadania Kitiary to nie było innego wyjścia jak przywyknąć do wklejania postów raz na pół roku wink2.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 08.02.2007 18:30
Post #154 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Po pierwsze - przepraszam za tak długą przerwę. To nie tak miało być.
Po drugie - przepraszam za niezbyt długiego parta, wyraźnie przejściowego i miejscami naciąganego. Popastwiłbym się jeszcze nad nim, ale wolę zabrać się już za następny, który powinien być dłuższy i lepszy. I bardzo znaczący.
Poztyw? Skończyłem sesję, toteż liczę, iż kolejne przerwy będą krótsze.

==========================================================================
Hermiona rozejrzała się po błoniach Hogwartu.
- Słuchajcie, wpadłam ostatnio na dobry pomysł.
- Też mi nowość.
- Ron, to ważne.
- Jak zawsze. Mów. – Chłopak mrugnął, by przekazać przyjaciółce, że tylko żartuje.
Hermiona wycelowała różdżkę w zachmurzone niebo. Z jej końca wystrzelił czerwony pocisk, który po przebyciu kilku metrów w górę rozszczepił się na dziesiątki podobnych do niego. Odpryski leciały wolno ku ziemi, jednak szybko zniknęły. Dla Harry’ego wyglądało to jak mugolskie sztuczne ognie.
- To będzie na jakimś egzami... No dobrze, już jestem poważny.
- Sygnał ostrzegawczy. Gdyby ktoś z nas był w niebezpieczeństwie lub chciał powiadomić pozostałych o miejscu swojego pobytu, to najprostszy sposób. Oczywiście, taki znak działaby tylko na niewielkie odległości. Zestaw kolorów musi być charakterystyczny i wiadomy tylko dla nas, to chyba jasne. Myślałam o dwóch kolorach, maksymalnie trzech. Jakieś propozycje?
Harry zastanowił się. Pomysł istotnie nie należał do najgorszych. Gdyby okrążyli go śmierciożercy, a on chciałby, by ktoś przybył mu na ratunek, wystarczyłoby unieść różdżkę do góry i wyczarować sygnał-fajerwerk. W określonych okolicznościach mogłoby pomóc.
Tylko w jakich? Harry’emu ta koncepcja nie pasowała do warunków bojowych.
- Złoty i czerwony?
- Barwy Gryffindoru? Nie za bardzo oczywiste? Może coś bardziej unikalnego?
- Czarny i biały?
- W nocy tylko jeden kolor byłby dobrze widoczny. Miałam na myśli coś jaśniejszego.
- Biały i jasnoczerwony?
- Może być, Harry. – Hermiona zadrżała. Mimo, że luty już się kończył, wiatr nadal był zimny. – W takim razie biały i czerwony. Teraz musimy ustalić, komu jeszcze o tym powiemy.
- Lunie na pewno.
Ron zorientował się, że trochę wybiegł przed szereg. Poczuł na sobie spojrzenia dwójki przyjaciół.
- Co?
- Nic – odparła Hermiona z wyrozumiałym uśmiechem. – Masz rację, Ron. Luna była z nami w Ministerstwie, zna całą sprawę, już się.. zaangażowała.
- Neville’owi też powiemy? – zapytał Harry. Wcale nie był pewny, czy to byłby dobry pomysł.
- Sama nie wiem. Może faktycznie lepiej mu oszczędzić niepotrzebnych nieprzyjemności. To nie jego walka. – Hermiona przygryzła wargę. Czy to jednak uczciwe? A jeśli Neville chciałby stać z nimi ramię w ramię? Z drugiej strony, jego babci należały się chwile wytchnienia pozbawione strachu o wnuka. – Ginny? Też była w Ministerstwie.
Harry i Ron spojrzeli po sobie. Zrozumieli się bez słów.
- Nie.
- Czyli nasza trójka i Luna, tak? – Przez chwilę panowało milczenie. – W takim razie załatwione. Mam nadzieję, że takie zaklęcie nie sprawi wam żadnych trudności.
Ron prychnął pogardliwie. Jednocześnie postanowił po cichu, że musi znaleźć odrobinę wolnego czasu na ćwiczenia. Nie chciałby zrobić z siebie głupka przed Luną.
Skrzywił nieco głowę, zaskoczony tą myślą. Pragnął utrzymać swój pozytywny wizerunek przed niewątpliwie szaloną dziewczyną, której opinia o czymkolwiek nikogo nie obchodziła. I chyba nie musiał zadawać sobie pytania, dlaczego.
To już nie było takie zabawne, jak się wydawało wcześniej. Szkolne związki – poważna sprawa.

Pogoda przedostatniego lutego wzięła niektórych z zaskoczenia. Na niebie zaczęły się gromadzić ciężkie, szare chmury. Wszyscy przewidywali, że spadnie śnieg, jeśli nie dziś, to jutro.
Harry z Hermioną robili powtórkę ze świątecznej rozrywki.
- Pojutrze pierwszy marca.
- Ron wchodzi w pełnoletność – zgodziła się Hermiona. Uśmiechnęła się pod nosem do tych słów. Jej przyjaciel zdawał się zbytnio nie spieszyć z dorastaniem, przynajmniej z niektórymi jego aspektami.
- Na szczęście jutro piątek, po lekcjach będziemy mogli wymknąć się do Hogsmeade. Tylko co mu kupimy?
- Wymknąć się?
- Hej, nie mamy wyboru, prawda?
Harry cofnął się pamięcią do września, gdy to jego ukochana obchodziła siedemnaste urodziny, w magicznym świece oznaczające koniec dzieciństwa i początek dorosłości. Wtedy też miał nielichy kłopot z wyborem prezentu. Kolczyki czy tym podobne dziewczęce rzeczy jeszcze nie chodziły mu po głowie, ale książek i tak nie chciał kupować, w końcu siedemnaste urodziny były wyjątkowe. Pierwsza burza mózgów z Ronem niewiele dała. Druga podobnie.
Dopiero po trzeciej się zdecydowali, zresztą wraz z Nevillem i Luną, na najdroższe i najlepsze pióro, jakie mogli znaleźć w całym Hogsmeade, kilka takiż samych okładek i zakładek do podręczników oraz ruchome, kolorowe i przede wszystkim wspólne zdjęcie z podpisami jej najbliższych przyjaciół.
Luna od siebie podarowała jej naszyjnik kapsli wyjątkowej marki kremowego piwa. Według niej, równał się on potężnemu amuletowi chroniącemu przed złymi duchami. Hermiona za każdy prezent podziękowała tak samo szczerze i gorąco.
A teraz musieli wymyślić coś dla Rona.
- Szczerze mówiąc, trochę… nie najlepiej się przygotowaliśmy.
- Znaczy?
- Powinniśmy wcześniej pomyśleć nad prezentem – wyjaśniła Hermiona, która myślami była daleko od szczęśliwych uroczystości. – Porozglądać się w Hogsmeade, popytać… Może Luna nam pomoże.
- Prawdopodobnie. Boję się zgadywać, co ona teraz wie o Ronie, czego my nie wiemy.
- Luna nie wydaje mi się być specjalnie pruderyjną dziewczyną.
Harry już miał odpowiedzieć, ale poczekał, aż w pełni zrozumie sugestię.
- No nie mów… Luna ci się zwierzyła?
Hermiona przyjrzała mu się. Szturchnęła ramieniem.
- Na żartach się nie znasz? Harry, Harry… Ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to nie, Luna z niczego podobnego mi się nie zwierzała.
- Aha. – Chłopak wolał się nie zastanawiać nad tą kwestią zbyt dokładnie. Wolał nie ryzykować, że przypadkiem wyobrazi sobie coś, czego by raczej widzieć nie chciał. Jednakże, gdyby miał okazję poznać prawdziwą odpowiedź, to nadstawiłby uszu.
Harry poczuł uścisk na lewej dłoni. Zerknął na Hermionę, wpatrującą się w toń jeziora lub jeszcze głębiej. Położyła głowę na jego ramieniu.
- Mnie musisz uważać za… wybitnie pruderyjną, prawda?
Jeszcze przed chwilą wiatr smagający ich ciała nie wydawał się tak zimny.
- Nie. Nawet tak nie mów. I nie próbuj przepraszać.
- Nie zamierzałam.
Harry objął ją mocno ramieniem. Hermiona była dla niego ostoją, wyspą na morzu wzburzonych emocji. Przy niej potrafił być spokojny, poczuć jakieś ciepło w sercu. Przy wszystkich innych osobach radził sobie z tym o wiele gorzej. Bywały chwile, gdy poważnie obawiał się, że wpadł w pewnego rodzaju nałóg, z którego będzie mu bardzo ciężko wyjść.
Dobrze chociaż, że nic mu się od dwóch tygodni złego nie śniło. Nie wytrzymałby psychicznie kolejnego koszmaru. Na szczęście, ku wielkiemu zadowoleniu chłopaka, sny nie zniknęły, po prostu trochę... zmieniły charakter. Zdecydowana poprawa. Miał tylko nadzieję, że nie wydaje przez sen żadnych odgłosów.
Powinien przeprosić Deana. Nie zamierzał zapoznawać go z szafą tak brutalnie.
Pytanie, jak mu się to w ogóle udało? Pierwotna magia? Jeśli tak, to naprawdę była ona potężna i przydatna… gdyby tylko umieć ją odpowiednio wykorzystywać… kontrolować…

- Wiesz, za starzy na to jesteśmy.
- Co ty powiesz?
- Harry, ta peleryna-niewidka pasowała na ciebie, gdy miałeś jedenaście lat. Wydaje mi się, że jestem trochę większy niż ty wtedy.
- To ci się źle wydaje, Ron.
Gdyby na dziedzińcu leżał śnieg, bez żadnej widocznej przyczyny wyciskałyby się na nim ślady stóp. Dwóch par.
- Zimno, cholera.
- Nie marudź.
- Jak wyjdziemy? Brama będzie zamknięta, sam wiesz, jakie zalecenia wydała McGonnagal. Filch nie da nam klucza, nawet jeśli go ładnie poprosimy.
- Zostaw to mnie.
Kolejna chwila upłynęła w ciszy. Harry i Ron nie mieli dużego dystansu do przejścia, ale z racji swoich gabarytów – i wielkości peleryny – musieli iść ostrożnie, by nie było ich widać. Niestety, wycieczkę do Hogsmeade już zaliczyli dwa tygodnie temu i teraz musieli się wymykać.
- Ciekawe, dlaczego Wander wypuścił nas wcześniej – mruknął rudzielec.
- Nie mam pojęcia.
- Dalej mu nie ufasz, Harry?
Odpowiedź nadpłynęła dopiero po momencie namysłu.
- Sam nie wiem.
Ron zacisnął zęby. Wiedział, że ostatnio działo się coś, i to znaczącego, pomiędzy Harrym, Hermioną i Wanderem. Drażniło, a właściwie bolało to, że jego najbliższy przyjaciel nie zamierzał się z nim podzielić prawdą. Żadnego opisu ważniejszych wydarzeń, żadnego zwierzenia.
Czy gdyby nie Hermiona, sprawa wyglądałaby inaczej? Czy przypadkiem związek jej i Harry’ego nie osłabił więzi między nimi, do tej pory najlepszymi kumplami?
A może tak musiało być? Relacje damsko-męskie… W końcu, gdy był sam na sam z Luną, nie rozmawiali o Harrym, tylko o sobie.
Nie. Ron przeczuwał, że prawdziwy powód leży w zmianach, jakie zaszły w jego przyjacielu. Prawdziwym problemem był fakt, iż on nie potrafił sprowadzić Harry’ego z powrotem. Cała nadzieja w Hermionie, zdaje się.
- Trochę głupio to wyszło – odezwał się Harry.
- Co?
- Że sam idziesz wybrać sobie prezent. To chyba nie o to w prezentach chodzi.
- Daj spokój. – Ron musiał się powstrzymać, by nie machnąć ręką. Byli coraz bliżej bramy. – Sam chciałem. Wybrane prezenty są najlepsze, szczególnie, że ostatnio wypatrzyłem takie cudeńko w Hogsmeade, że aż ciarki przechodzą. Szkoda, że moja mama tego nie rozumie.
- Uważam, że w jej swetrach bardzo ci do twarzy.
- Ha. Ha. Ha.
Para młodzieńców zatrzymała się nagle. Wypatrzyli kątem oczu Panią Norris, przechadzającą się wzdłuż muru. Od czasu do czasu jej kocie ślepia kierowały się w ich stronę, jednak, o czym byli pewni, zupełnie przypadkiem. Po kilku minutach pupilka Filcha zniknęła w czeluściach Hogwartu.
- Mówiąc o prezentach… Może nie powinienem go od ciebie dostać – powiedział Ron, gdy już kontynuowali podchody.
- O co ci chodzi?
- Wiesz… Rodzice będą mieć problem z oddaniem ci pieniędzy za wakacje, a…
- Ron, ani słowa o tym. Nie chcę o tym już więcej słyszeć.
Weasley nie odpowiedział. Kiedyś by tak nie zareagował.
Harry wiedział o tym. Przeklął się w myślach. Jak mógł nie dostrzec, nie zauważyć, że tak się zmienił? Teraz jego najlepszy przyjaciel się go obawiał. Wspaniale. Miesiące temu spodziewał się, że droga Wybrańca będzie z rodzaju tych samotnych, ale nie w taki sposób.
Z drugiej strony, różdżką i dobrymi chęciami nie otworzyłby zamkniętej magicznie bramy Hogwartu. Jednak dzięki tegorocznym wydarzeniom…
Harry dotknął ręką wielkich wrót. Starał się nie przywoływać strasznych wspomnień czy nienawiści, a zaledwie skupić się i otworzyć bramę niewerbalnym zaklęciem bez użycia różdżki.
Próbować zawsze warto.
- No, udało ci się. Chodźmy szybko.
Harry zacisnął pięści, rozluźnił palce, odetchnął głęboko. Ruszył za Ronem na błonia. Razem szli w stronę wioski.
Nie przemierzyli wielkiej odległości, gdy spostrzegli postać stojącą pod Bijącą Wierzbą. Sylwetka wpatrywała się w ptaka siedzącego na jednej z gałęzi.
Pomimo późnej pory, a zatem mroku, nie mogli nie poznać tych ciemnoblond włosów do pasa.
- Luna? – zapytał Ron, już nie szeptem. Nie myśląc za wiele, wyszedł z osłony, jaką dawała mu peleryna-niewidka. Harry, nie mając wielkiego wyboru, przełożył ją przez ramię, także stając się widoczny.
Dziewczyna oderwała wzrok od czarnego ptaka, który lustrował całą ich trójkę bystrymi oczyma.
- Witaj, Ronaldzie. Harry.
- Ja ci się udało wyjść? – Głos Rona zdradzał prawdziwą ciekawość i podziw. – Przecież wszystkie wyjścia z Mapy Huncwotów są zamknięte. Pewnie Snape się o nich dowiedział albo Dumbledore kazał to zrobić.
- Z Hogwartu da się wyjść na wiele sposobów, Ronaldzie. Twórcy Mapy nie odkryli wszystkich.
- Musisz się z nami podzielić swoją wiedzą. – Zęby chłopaka błysnęły w szelmowskim uśmiechu.
Harry stał obok nich, z niepewnym wyrazem twarzy. Ron niby używał liczny mnogiej, lecz rozmowa jego z Luną zmierzała niczym pędzący pociąg w kierunku prywatnej pogawędki bez udziału osób trzecich. Prezent sam się nie kupi, ale przerywać im też nie wypada.
Luna już otwierała usta, by coś wymówić swoim sennym głosem, jednak nagle daleki rozbłysk kolorowego światła przykuł jej uwagę.
- Magiczne ognie – szepnęła. – Znak.
Serca Harry’ego i Rona stanęły.
Nad Hogsmeade wykwitł szkarłatno-biały kwiat. Jego płatki rozwinęły się i szybko zaczęły opadać.
- Merlinie.
Niemożliwe. To nie może być prawda. Harry mrugał wściekle powiekami, jednak nie przyniosło to pożądanego efektu. Umówiony sygnał powoli znikał, ale nadal tam był.
Niemożliwe. Hermiona była w bibliotece, mówiła im, że idzie tam coś poczytać.
Pułapka. To cuchnęło zasadzką na milę. Zaledwie parę dni temu Hermiona przekazała im ten pomysł, i już…Harry nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Luna i Ron byli obok niego, toteż tylko jego ukochana mogła wyczarować ten fajerwerk. Nikt inny o nim nie wiedział.
Niemożliwe. Ale…
- Harry! Co robimy?!
Potter nie słyszał niczego. W jego umyśle pojawiły się dwie wizje, jedna po drugiej.
Najpierw Ministerstwo i jego porażka. Śmierć Syriusza, skutek jego bezmyślnego wpakowania się w pułapkę oczywistą dla każdego, oprócz niego.
Potem... Harry zobaczył i usłyszał cierpiącą Hermionę. Była to tylko migawka ze snu, mara, jaka nigdy się nie spełni, ale... Gdyby naprawdę choćby włos spadł jej z głowy, nigdy by sobie nie darował, że nie ruszył jej na pomoc. Gdyby coś jej się stało, zabiłby każdego, kto byłby za to odpowiedzialny.
Czuł się jak wtedy, na piątym roku. Harry widział; magiczny ogień mieszał się z ciemnym niebem coraz bardziej. Harry czuł; Ron szarpał go za rękaw, prawdopodobnie domagając się odpowiedzi.
Miał wybór. Ale nie tak naprawdę. Gdyby nie ten ostatni sen... Przekleństwo.
Potter ruszył z miejsca bez słowa. Przyjaciel nie zdołał go utrzymać.
- Harry!
Jego sylwetka przyspieszała w stronę Hogsmeade.
Ron zaklął siarczyście. Przecież Hermiona nie mogła opuścić Hogwartu! No tak, ale Lunie się to udało... Luna stała obok, przed nim, coraz dalej...
- Luno!
- Ronaldzie, pędź jak wiatr! – zawołała dziewczyna, nie zwalniając pościgu za Harrym.
Ron zaklął jeszcze gorzej. Zrozumiał wreszcie, że podzielenie się sekretem z Luną zbliżało ich w pewnym sensie, ale też i narażało ją na śmiertelne niebezpieczeństwo. Jak mógł wcześniej o tym nie pomyśleć? A przecież Hermiona była teraz bliska pannie Lovegood, więc ta nie mogła tak jej zostawić.
Czy nie rozsądnie byłoby pobiec do zamku i zawiadomić o wszystkim McGonnagal?
Pewnie i tak. Ale on nigdy nie zachowywał się rozsądnie.
Ron oderwał stopy od ziemi. On również nie miał wyboru. Nie mógł pozwolić, żeby jemu najlepszemu przyjacielowi i sympatii coś się stało. Biegł zatem, przeczuwając, że jego jutrzejsze, siedemnaste, najważniejsze w życiu urodziny będą zawierać jakąś okropną tragedię.
Ptak, obserwujący oddalającą się trójkę, machnął skrzydłami. Rozejrzał się po okolicy. Na chwilę jego uwagę zwróciła peleryna-niewidka, zostawiona w pośpiechu przez te dwunożne istoty.
Ciekawe, czy wiedziały one, że już przed nimi inny człowiek pokonywał tę samą trasę, co ta trójka.
Ptak wystartował z gałęzi. Zdołał jeszcze zauważyć, że z otwartych, drewnianych wrót wybiegła jeszcze jedna istota ludzka. Ale ona już kruka nie interesowała.
Drobne kryształki lodu zaczęły opadać z chmur.
Dzień zbliżał się do końca.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
patix
post 10.02.2007 00:04
Post #155 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 126
Dołączył: 28.08.2006

Płeć: Kobieta



Powinnam była wcześniej to zauważyć. Ale w końcu jest!
Końcówka jest wspaniała - napięcie, niezdecydowanie... Świetnie się czytało i jakie intrygujące. Co to będzie? Czekam na następną część.

"Ronaldzie, pędź jak wiatr!" smile.gif - cudowne.

Może jutro będę w stanie napisać coś bardziej sensownego.


--------------------
i don't think he wanted to kill James ... i mean,it's Voldy!~he'd kill everyone and everything
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 10.02.2007 03:10
Post #156 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Jestem już trochę zmęczona, ale napiszę coś żeby nie było.
Hito to prawda, że długo kolejnego rozdziału nie było i musiałam się cofać do poprzedniego, żeby przypomnieć sobie co było wink2.gif Ten part może nie odsłania tak wiele, ale za to jest w nim kolejna tajemnica. A tak zapytam, czy Ty masz już w nawyku pisać ostatnie zdania rozdziału tak żeby były irytujące, czy tak przypadkiem Ci wychodzą przy pisaniu? wink2.gif Poza tym to po raz kolejnhy powtórzę się, że piszesz genialnie smile.gif Doceniam ludzi co mają talent pisarski.

Mam nadzieję, że tym razem długo czekać nie będziemy wink2.gif

Pozdrawiam i dużo czasu wolnego życzę na pisanie kolejnych partów i nie tylko wink2.gif Weny chyba nie muszę życzyć, bo tego Ci chyba nie brakuje wink2.gif

Ten post był edytowany przez Rosssa: 10.02.2007 03:13


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 10.02.2007 12:34
Post #157 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Ha, mam nadzieję, że na poważnie zabiorę się do pisania. Różnie z tym może być, szczególnie, że jeszcze nie mam planu, jak poprowadzić następną część. Ale się postaram smile.gif

Patix>>muszę się od razu przyznać, że to ,,pędź jak wiatr'' to także nie ja wymyśliłem (powiedzmy, że dokonałem tłumaczenia). Jednak to wyrażenie pasuje mi do Luny, więc jest dobrze cheess.gif

Rosssa>>oczywiście, że się staram pisać końcówki fragmentów tak, by czytelnik nie mógł się doczekać kolejnych. Przyciąga to czytających do fica, nieprawdaż?


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
patix
post 10.02.2007 21:16
Post #158 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 126
Dołączył: 28.08.2006

Płeć: Kobieta



Luniaste wyrażenia są najlepsze :)
A tak poza tym to mam 2 pytania :) (żeby J. K. też można było kilka zadać... eh...).
1. Pierwsze bardzo prozaiczne: która to orientacyjnie godzina - chodzi o drugą część wpisu. Ten cały pomysł z peleryną niewidką nasuwa mi skojarzenie, że to noc (ileż to razy Potter i spółka błąkali się w nocy po korytarzach pod peleryną). Z drugiej strony jeśli wybierają się po prezent do Hogsmeade, a Hermiona powinna być w bibliotece, dodając do tego Wandera, który wypuścił ich wcześniej... - popołudnie? W takim razie dlaczego peleryna niewidka? Przecież wychodząc z zamku nie musieli jej mieć (jak nie brali jej, gdy szli z wizytą do Hagrida), a jeśli było to popołudnie, czemu nie mogli wyjść z zamku?
2. Luna wpatrująca się w ptaka - czyżby była jedną z kluczowych postaci "spisku" :)?
Ale może lepiej nie odpowiadaj na pytania... coś tam sobie będę roić w głowie i tym lepiej, bo i zaskoczenie większe. :)
A tak poza tym, to bardzo, bardzo się mi podoba ten fic. Coraz bardziej... :)


--------------------
i don't think he wanted to kill James ... i mean,it's Voldy!~he'd kill everyone and everything
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 10.02.2007 23:10
Post #159 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Na pytanie drugie mogę od razu odpowiedzieć - Luna w spisku? Nie, nie zrobiłbym jej tego, poza tym, widzisz Lunę spiskującą przeciwko naszym bohaterom czy coś? Za to, jak wiadomo, Luna wcale głupia nie jest, zatem nie wpatrywała się w kruka dla zabawy.

Co do pierwszego pytania... Mam nadzieję, że niczego nie spierniczyłem. Po kolei:
1. Pora - popołudnie. Wander wypuścił klasę Harry'ego wcześniej, a raczej lekcji po nocach w Hogwarcie jeszcze nie ma.
2. Dlaczego brali pelerynę? Bo nie mogli wyjść z zamku. A dlaczego nie mogli wyjść z zamku? Ron wspomina o zarządzeniach McGonnagal, które - wraz z poleceniem zamknięcia ukrytych przejść - jak można się chyba domyślić, pochodzą od Dumbledore'a.
Więcej o tym w epilogu. Część spisku :]


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kal-El
post 13.02.2007 19:59
Post #160 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 11.02.2007
Skąd: Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Czy się myle, czy kolega studiuje na II roku prawa ?

A, teraz do rzeczy parę słów o ficku tongue.gif ....kawałki "mrocznego Wybrańca" wydaje mi się, że przyćmiły, rzeczywistość...,a miały do tego prawo gdyż, są naprawdę świetne.

Właśnie takiego Harryego, szukałem trochę mrocznego, no może nie do takiego stopnia jak przestawiał ost kawałek,jednak w ksiązce pani Rowling ,też powinien troche być bo to co go spotkało musiało zostawić, ślady w jego psychice.

No i moim zdaniem wreszcie ktoś przedstawia słuszny paring HP/HG, bo dostaje kurwicy jak widze znowu i znowu..DM/HG mad.gif też nie trawie HP/GW , mimo, że to oficjalna wersja jest, ale jakoś ona nadal kojarzy mi się z malutką siostrą Rona.

Życze dużo weny i czekam na next parta biggrin.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 13.02.2007 21:03
Post #161 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Blisko. II rok administracji. Skąd Twoje pytanie?
Aha - masz plusa za popieranie pairingu :]
Part się pisze, powiedzmy, że jestem w połowie. Raczej na pewno będzie w tym tygodniu.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kal-El
post 14.02.2007 21:28
Post #162 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 11.02.2007
Skąd: Wrocław

Płeć: Mężczyzna



W takim razie witam kolege z wydziału ;-) Bo przedmioty podobne ja własnie na prawie jestem. ;-)

3maj się!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 16.02.2007 00:01
Post #163 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Przepraszam, że tak dawno nie komentowałem.

Ciekawy part, Hito.
Tradycyjnie, bardzo fajna Luna. Od razu skojarzyłem, że kto jak kto, ale ona zauważy, że coś z tymi ptakami jest nie tak. No i piękna rozmowa - czy też jej próba - między Harrym i Hermioną nad jeziorem. Wybitnie pruderyjna... Hermiona jest u Ciebie mistrzynią taktu i wieloznaczności. I like it.
Tylko, niestety, sztucznie wyszła rozmowa o ustalaniu sygnału alarmowego. Sam nie wiem, dlaczego. Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że takie rozmowy zawsze wychodzą dziwnie i nienaturalnie. Wszystkim.

Niemniej jednak, wkrótce zapewne wszystko się rozstrzygnie. Oby.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 16.02.2007 11:09
Post #164 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



QUOTE
Przepraszam, że tak dawno nie komentowałem.

Już się zaczynałem martwić, co się dzieje wink2.gif
QUOTE
Tylko, niestety, sztucznie wyszła rozmowa o ustalaniu sygnału alarmowego. Sam nie wiem, dlaczego. Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że takie rozmowy zawsze wychodzą dziwnie i nienaturalnie. Wszystkim.

Wiem sad.gif
To i tak jest zmieniona wersja, wcześniej brzmiało to jeszcze gorzej... Ten fragment wybitnie nie chciał mi wyjść, dość powiedzieć, że przez niego utknąłem w ficu na pewien czas. Dlatego zostawiam go w spokoju i mam nadzieję, że Ninkuś go nie zobaczy :]

Fragement w Hogsmeade cały czas się pisze i może mi wyjść dłuższy, niż zamierzałem. Być może, żeby nie torturować czytelników, podzielę go na dwie części i pierwszą niedługo tu zamieszczę. Zobaczymy.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ninkus
post 16.02.2007 19:16
Post #165 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 27
Dołączył: 03.05.2005




Co nie zobaczy, co? Wszytsko zobaczy! evil.gif <Szuka> Hmm... ogólnie, to ja już miałam tutaj nic nie szukać, bo znowu kiedyś niechcący spojrzałam na jakiś dialog... <Szuka dalej>... A swoją drogą, czy tylko mi przeszkadzają te dialogi? Może jakaś przeczulona jestem...? Ooo, mam.
Ogólnie? Tamten pierwszy dialog, który przeczytałam był gorszy. Albo tylko takie wywarł na mnie, niezatarte, wrażenie. Nawet nie jest tak źle, jak sie spodziewałam <czy ja cię chwalę...?> Ale z tym białym i czerwonym wyszło tak... ble-nieładnie-fuj. Albo zbyt prosto. Może żółty i pomarańczowy byłyby lepsze? Bardziej nautralne... evil.gif

Ze znu zimowo-szkolnego,
Ninkuś

PS. Byle do wiosny, co nie?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 17.02.2007 22:16
Post #166 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Zatem jednak fragment w Hogsmeade okazał się na tyle długi, że dzielę go na dwie części, by nie dręczyć czytelników niepotrzebnym czekaniem.
Mam nadzieję, że nie pomyliłem się z tłumaczeniem ,,High Street" na ,,ulicę Główną" i co do wieku Luny, gdy jej mama zmarła.

========================================================================
ROZDZIAŁ 17

Percy Wealsey kulił się za przewróconym stolikiem w pubie ,,Trzy Miotły” i czuł się fatalnie.
Pierwszy raz w swoim niedługim jeszcze życiu bał się, że może je stracić w każdej chwili. Że zaraz usłyszy kroki i zadowolone z siebie ,,Avada Kedavra” nad uchem.
Dobrze chociaż, że miał przy sobie różdżkę.
Nie, kogo on próbował oszukać? Nie był typem wojownika. Nawet gdyby mógł, nie chciałby należeć do Zakonu. Walka ze śmierciożercami to robota aurorów, nie jego.
Ciepła posadka za biurkiem – czy to naprawdę takie wielkie wymagania?
Percy uniósł się na kolanach, bardzo ostrożnie i powoli, by spojrzeć ponad swoją prowizoryczną osłoną. Pub i ulica za oknami świeciły pustkami. W domach naprzeciwko nie zostały wyczarowane żadne źródła światła. Latarnie również postanowiły odpocząć.
Jak oni to zrobili? W Hogsmeade, z tego co Percy zdążył zobaczyć, nikt ze stałych mieszkańców nie dawał znaków życia. Czy wszyscy zostali wcześniej uśpieni, czy… gorzej?
Wealsey nie zamierzał wychodzić frontem. Zaczął przekradać się w kierunku kontuaru, potem drzwi na zapleczu i coraz bliżej tylniego wyjścia.
Oczywiście, tam mogli się już na niego czaić. Percy pocieszał się tym, że żaden sługus Sam-Wiesz-Kogo nie zobaczył go. Chyba.
Percy raczej pełzał, niż szedł pochylony. Nie miał zamiaru być widoczny. I tak każdy szelest wydawał mu się głośny jak wyjec. Nie będzie się głupio narażał, o nie. To zajęcie dla tych z zamku. On musi jak najszybciej się deportować.
Co oznaczało ucieczkę z Hogsmeade. Musieli pomyśleć i o tym. Na całą wioskę zostało nałożone zaklęcie uniemożliwiające szybkie jej opuszczenie. Percy nie miał przy sobie proszku Fiuu ani świstoklika, toteż pozostawały tylko nogi.
Stary, sprawdzony sposób, co? Nie po to był czarodziejem, by musieć wysilać się fizycznie. Ale w takich chwilach nie będzie marudził.
Percy wyprostował się obok tylnich drzwi pubu. Wahał się z sięgnięciem ręką do klamki. A jeśli… Merlinie. Nie miał wyboru. W każdej chwili do pubu mogą wejść goście, z gatunku tych, którzy nie przychodzą się spokojnie napić.
Wszystko przez Penelopę i Rona. Penelopa zmieniła jego plany, wczorajszego dnia skutecznie zajmując mu czas. Zasugerowała wtedy, że przecież nic się nie stanie, jeśli prezent dla młodszego brata kupi ostatniego lutego. Brzmiało to rozsądnie, to znaczy – wiele godzin temu brzmiało to rozsądnie.
Ron zawinił tym, że miał urodziny. Percy, nie chcąc trwać w konflikcie z żadnym członkiem rodziny, postanowił prezentem uzyskać zawieszenie broni z Ronem. Pomysł ten także wydawał się rozsądny jeszcze niedawno.
Teraz Percy mógł się tylko bać, że rodzina pośle go do grobu w strasznie młodym wieku.
Młodzieniec oparł się o ścianę przy drzwiach. Wziął głęboki oddech, co nie było łatwe, jako że serce biło mu jak oszalałe. Zmęczył się ze strachu. Wyobraźnia mordowała go co chwilę. Z każdego rogu wyglądała na niego twarz śmierciożercy. Zaczynał widzieć na zielono.
To nie był jego żywioł, zdecydowanie. Dlaczego od razu nie uciekł z Hogsmeade? Przecież przeczuwał, że coś jest nie tak. Zawsze żywa wioska przypominała swój cień. Nawet pies z kulawą nogą nie przeszedł mu drogi. Pusto, ciemno, cicho.
Po co pchał się do ,,Trzech mioteł’’? Chciał sprawdzić, czy w zawsze zatłoczonym pubie kogoś nie spotka. Wspaniała idea. Percy zaklął w myślach. Po zlustrowaniu głównej sali pubu był już pewien, że coś tu nie gra.
Ale jego uwagę przykuł biało-czerwony rozbłysk światła. Wybiegł wtedy na zewnątrz, już ściskając różdżkę w dłoni, jednak nikogo nie zobaczył.
Za to na granicy słyszalności zarejestrował znajomy odgłos masowej aportacji. Sekundy później cała skóra mu zaświerzbiała, gdy została roztoczona bariera blokująca deportację.
Młody Wealsey nie zadawał więcej pytań, gdy z bocznej uliczki wyszła osoba, którą wszędzie i zawsze by rozpoznał. Lucjusz Malfoy.
Wbiegł do pubu, nielicho przerażony. Od tego momentu zapewne nie minęło wiele czasu, ale dla Percy’ego była to cała wieczność wypełniona zimnym potem.
Śmierciożercy właśnie mogą otaczać ,,Trzy miotły’’…
- Weź się w garść człowieku, trzeba stąd pryskać – szepnął do siebie.
Percy, mimo duszącego lęku i dudnienia krwi rozsadzającego mu czaszkę, odetchnął.
Sięgnął ręką po klamkę…

Długie ciemnoblond włosy powiewały w rytm ciężkiego oddechu.
Luna biegła, nie zwalniając, jednak traciła siły, nie dostrzegając pozytywnych efektów.
- Harry!
Krzyczała; nogi Pottera zdawały się prawie nie dotykać ziemi, a jego uszy były zamknięte na wszelkie zewnętrzne wołania. Słyszał tylko głosy z wewnątrz.
Luna nie ćwiczyła biegów ani nie grała w quidditcha, ale wiedziała, że pomimo tego Harry nie powinien tak szybko się od niej oddalać. Jego płaszcz uczniowski sprawiał wrażenie skrzydeł.
Jeszcze jedna chwilka... Harry skrył się za budynkami w Hogsmeade. Luna straciła go z oczu.
Źle się czuła. Coś strasznie niedobrego wisiało w powietrzu. Atmosfera przypominała ciszę przed burzą. Prawdziwą nawałnicą.
Luna w końcu oparła się o ścianę budynku przy granicy wioski. Oddychała z wielkim trudem. Pot spływał jej z czoła. Jakby tego było mało, jej magiczna intuicja kazała jej wracać czym prędzej do zamku, z dala od tego przepełnionego czernią miejsca.
Dziewczyna nie mogła się cofnąć. Ona także widziała.
Obraz jej matki, gdy jako dziewięciolatka wbiegła do pokoju.
Obraz jej matki, a raczej tego, co z niej zostało, gdy eksperymentalne zaklęcie wyrwało się spod kontroli.
Czerwień krwi. I inne kolory. Zapachy. Głos krzyczącego ojca.
Wspomnienie nigdy nie opuściło Luny, tkwiło po cichu w zakątku jej umysłu.
A Hermiona była jej przyjaciółką.
Luna zacisnęła pięści i wbiegła do Hogsmeade, wiedząc, że Ronald jest zaraz za nią...

- Luno!
Dziewczyna jakby nie usłyszała go; zniknęła za rogiem domu.
Ron zaklął dziesiąty chyba raz z rzędu. Jakby nie mogła poczekać paru sekund. Poruszanie się w pojedynkę w tych okolicznościach to proszenie się o wypadek; właściwie samobójstwo.
Hogsmeade oświetlał tylko księżyc. Chłopak zauważył, iż żadne światło nie pali się w całej wiosce. Nie dochodziły z niej żadne dźwięki codziennego życia. Żadne, w ogóle.
Martwa cisza.
W dodatku to uczucie przyprawiające o mdłości. Dlaczego cała skóra go tak świerzbiała?
Ron szybko doszedł do wniosku, że nie ma czasu na odpoczynek. Musi gonić przyjaciół, bez wytchnienia, gdyż alternatywa i możliwości były zbyt przerażające.
Ron wyprostował się i wbiegł na główną ulicę Hogsmeade. Dostrzegł Lunę niedaleko przed sobą, jeszcze przed zakrętem. Ruszył w jej kierunku i ...
Nie zdążył zawołać. Poczuł, że dostał niewerbalnym zaklęciem uciszającym.
Ktoś odrzucił różdżkę, która wylądowała na drodze w polu widzenia Rona. Weasley zatrzymał się wbrew sobie i poderwał wzrok.
Na drewnianym dachu jednego z granicznych budynków, zasłaniając tarczę księżyca, stał kształt. Wyglądał tylko na wpół ludzko; sylwetka kojarzyła się Ronowi z czymś, co kiedyś widział.
Obejrzał się. Luny już nie było. Był sam na sam z czymś, co wyraźnie szykowało się do skoku wprost na niego.
Ron poczuł panikę. Nie mógł skorzystać z czarów, był bezbronny! Musiał uciekać!
Kształt, szczerząc ostre jak brzytwa zęby, skoczył...

Drzwi, teraz już w wielu kawałkach, kończyły swój lot w największej sali pubu, uderzając i łamiąc stoliki, czyniąc nieludzki hałas i wzniecając kurz.
Percy jęknął bezgłośnie i błyskawicznie się odsunął.
Księżycowa poświata pokryła część podłogi zaplecza. Cień jakieś postaci zakrył ją połowicznie.
Percy uderzył plecami w ścianę. To przywróciło mu zmysły. Zrozumiał, że zapędził się w kozi róg. Żeby uciec z ,,Trzech mioteł”, musiałby skorzystać albo z już nieistniejących drzwi zaplecza i napotkać sprawcę zniszczeń, albo wrócić, skąd się przyczołgał – i pewnikiem dostać w plecy Avadą.
Był odcięty. Spóźnił się.
Usłyszał warknięcie, które mogło wydać ludzkie gardło... ale niekoniecznie.
Percy ścisnął różdżkę w dłoni. Nie był wojownikiem w żadnym razie, ale skoro musi przeżyć, zabijając wroga, niech tak będzie. Albo chociaż Drętwota, jak tylko śmierciożerca wejdzie na zaplecze.
Percy odruchowo poprawił okulary i wyciągnął rękę przed siebie. Niech już wejdzie, wtedy...
Coś wytrąciło go z równowagi, gdy zabrzmiały ciężkie kroki.
Kilka rzeczy. Najpierw były to kruczoczarne, rozwichrzone włosy. Zgadzały się.
Potem okulary. Tak samo.
Po nosie spływała krew, ale blizna na środku czoła – identyczna.
- Harry...? – wyrwało się Percy’emu.
Przybysz odwrócił głowę w jego stronę. Zielone oczy również...
Nie. Nikt nie mógł mieć tak jasnych, tak szmaragdowych oczu o własnym blasku.
Niby-Harry odwrócił się całkowicie i uśmiechnął. Był to uśmiech, przed którym należy uciekać na najwyższe drzewo lub, lepiej, drugi kraniec świata.
- Perrrccyyyyyy.
Weasley jęknął na głos. Plecami próbował przeniknąć przez ścianę, ale ta bezczelnie stawiała mu skuteczny opór. Pułapka bez wyjścia.
Percy poczuł, że nogi się przed nim uginają. Coś łapało go za gardło, paraliżowało. Strach przekraczający panikę.
Potwór przypominający Harry’ego powoli szedł w jego kierunku, przebierając w powietrzu palcami. Percy, próbując oderwać od niego wzrok, zauważył, że trzyma różdżkę w swojej dłoni. Kompletnie o niej zapomniał.
Jedyna szansa. Drętwota? Nie, możliwość była jedna. Zniszczyć te oczy.
- Avada...
Niby-Harry nagle poruszył się prędko jak błyskawica. W jednej, najkrótszej możliwej jednostce czasu znalazł się przy Percym, uniósł nogę i kopnął go w pierś tak mocno, że deski pubu ledwo wytrzymały.
Percy, cudem jeszcze przytomny, odkleił się od ściany i upadł na podłogę jak rażony gromem. Nie wiedział, czy ma jeszcze żebra, płuca i całą resztę. Myśli zawiodły go; czekał na nieuchronną śmierć.
Jego uszy wychwyciły dziwny syk, jakby śmiech węża.
I kroki. Bestia oddalała się od niego. Wyszła z zaplecza, znikając w zdemolowanej sali.
Percy słyszał trzaski łamanych stolików i krzeseł, a potem, nagle... cisza.
Nie poruszył się. Nie był w stanie. Fizycznie i psychicznie.
Pojedyncze płatki śniegu zaczęły wpadać na zaplecze. W Hogsmeade coś się działo, sądząc po odgłosach.
Percy leżał dalej, nie zmieniając pozycji. Dla niego cały pub rozbrzmiewał szczerze ubawionym syczeniem potwora.
Dopiero udręczony krzyk bardzo dobrze znanej mu osoby obudził Percy’ego. Weasley nie potrafił jednak wstać; czołganie się było dla niego jedyną opcją.
Nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu. Nie zamierzał też nieść pomocy. Pełzał ku wolności, za granicę wioski.
Wiedział, że nawet jeśli przeżyje, nigdy, do końca życia, nie zapomni tego spojrzenia. Dwie szmaragdowe dziury prowadzące do świata śmierci. Strach przed nimi na zawsze pozostanie w jego sercu, ściskając je niczym jadowity wąż.
I tak też się stało.

Harry wyhamował dopiero w miejscu, gdzie, jego zdaniem, musiał zostać wyczarowany umówiony sygnał. Niczego ani nikogo nie zauważył.
Powinien skradać się ostrożnie. Poczekać na przyjaciół. Być opanowanym.
Nic z tych rzeczy nie udało się Potterowi. Miotał się między oknami domostw, szukając jakiegokolwiek śladu Hermiony, zaglądał do bocznych uliczek, wszystko w biegu.
Prosił się o wpadnięcie w pułapkę.
Harry wpadł na mały plac w mniej uczęszczanej części Hogsmeade. Akurat to nie miało znaczenia; chłopak widział wcześniej nie ruszające się ciała leżące w domach. Uśpione lub martwe.
To, oczywiście, oznaczało, iż ktoś wcześniej wszystko zaplanował. Harry rozumiał to, ale nie przeszkadzało mu to szukać swojej ukochanej.
A może, podświadomie, miał nadzieję, że natknie się na jakiś śmierciożerców i będzie mógł wypróbować na nich nowo odkrytą potęgę nienawiści powstałej z cierpienia?
Nad tym wolał się nie zastanawiać. Nie w takim momencie.
Placyk skąpany w księżycowym świetle wydawał się opuszczony. Świetnie; Harry, nie czując zmęczenia, zaczął biec w kierunku ulicy Głównej.
- Expelliarmus!
Różdżka wyleciała mu z rąk. Potoczyła się po ziemi kilka metrów dalej.
Z cienia wyszły dwie dobrze znane mu postacie. Goyle senior i ...
- Proszę, proszę, kogo widzą moje oczy? Wybraniec Potter – zadrwił Lucjusz Malfoy. – Wiedziałem, że przybiegniesz tu jak oszalały.
Harry zacisnął pięści. Domaganie się informacji o Hermionie wydawało się zupełnie bezcelowe w taki warunkach. Wpadł w sidła wroga identycznie jak rok temu.
Jednak, w takim razie... Jak to możliwe? Skąd śmierciożercy wiedzieli o znaku? Nikt nie mógł zdradzić!
Nie czas na takie rozważania.
- Twoja głupota nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, Potter. Idiotyzm godny tego starego głu...
Lucjusz przerwał swój monolog, nagle zauważając, że sytuacja nie rozwija się tak, jak tego oczekiwał. Potter miał być wystraszony i bezbronny, zdany na ich łaskę, a tymczasem jego różdżka właśnie znalazła się w jego dłoni. Bez wypowiedzenia żadnego zaklęcia.
Coś było w jego spojrzeniu... Działało to na nerwy Lucjuszowi. Sprawiało, że czuł się nieswojo.
- Expelliarmus! – Goyle wykazał się nadzwyczajną dla niego błyskotliwością i wzmocnił czar przywódcy własnym Expelliarmusem. Harry zatoczył się lekko do tyłu; jego różdżka uderzyła o ścianę budynku w jego pobliżu.
Malfoy nie zamierzał tym razem najpierw gadać, a potem działać. Wycelował różdżkę w przeciwnika i otworzył usta, by rzucić jakiś obezwładniający czar.
Harry przypomniał sobie pewien lutowy poranek. Zacisnął zęby. Machnął na odlew prawą ręką.
Dwóch śmierciożerców nagle zgodnie jęknęło i odbyło krótki lot przez plac. Uderzyłi o ziemię i zatrzymali się pod drewnianą ścianą jednego z domów.
Harry z sykiem wypuścił powietrze z płuc. Ministerstwo... Ta parka była tam, to oni przyczynili się do śmierci Syriusza...
Zadrgały mu palce. Malfoy i Goyle dopiero wstawali... Byli łakomym kąskiem dla jego niezrównanej siły...
Nie!
Przecież obiecał sobie, że z tym skończy! Wizja przyszłości z umierającą Hermioną nie może się spełnić!
Harry zaklął pod nosem z całej siły i rzucił się, by podnieść swoją różdżkę. Musi załatwić ich zaklęciami, nie używając dzikiej magii.
Malfoy również przeklinał. Nikt go nie ostrzegł, że Potter potrafi walczyć, i to całkiem skutecznie, pozbawiony czarodziejskiej broni. To była pierwotna magia, podobna do tej, której potrafił używać ten żałosny, mały zdrajca, Zgredek.
Koniec zabawy, definitywnie. Czarny Pan nie wspominał nic o tym, że koniecznie muszą zostawić Pottera przy życiu. A Malfoy miał już dość robienia z siebie durnia.
Odnalazł go wzrokiem; smarkacz właśnie podnosił różdżkę z ziemi. Trzeba się spieszyć, długie zaklęcia odpadają. Lucjusz uśmiechnął się – bardzo dobrze. Znał jedno krótkie, a dobre, skuteczne.
Nie zdążył go wymówić. Uwagę przyciągnął mu odgłos upadku. Rzut oka potwierdził przypuszczenia. To Goyle stracił przytomność. Tak niefortunnie zderzył się ze ścianą czy... znaczenie miał fakt, iż to Goyle stał o dwa kroki bliżej Pottera, gdy ten zaatakował?
Nie czas na takie rozważania.
- Drętwota!
- Drętwota!
Jednocześnie wystrzelone zaklęcia spotkały się w połowie drogi. Ich kolizja doprowadziła do krótkiego, czerwonego rozbłysku. Malfoy ponowił czar, jednak Harry zdążył uskoczyć w bok. Przeturlał się kawałek dla bezpieczeństwa i wziął swojego wroga na cel.
- Drętwota!
Lucjusz zdążył zasłonić się ręką, zanim trafiła go struga szkarłatnego światła.
W większości przypadków takie działanie nie zapobiegłoby straceniu przytomności. Malfoy senior jednak nie był nowicjuszem; doskonale zdawał sobie sprawę, że niektóre zaklęcia, nie natychmiastowe, jak Cruciatus, można zaabsorbować do swojej różdżki, jeżeli odpowiednio się wymierzy. Nie było to proste.
I miało swoje wady. Lucjusz nie mógł od razu jej użyć, musiał chwilę odczekać. Nie wiedział, dlaczego; nie studiował działania magii tak dogłębnie.
Zachował przytomność, ale na jak długo? Potter właśnie wstał i już szykował się do oddania decydującego strzału...

Ten post był edytowany przez Hito: 19.02.2007 18:07


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 18.02.2007 00:52
Post #167 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Naprawdę dobry part, Hito.

Praktycznie czysta akcja, i to akcja w najlepszym wydaniu. Wspaniały opis przerażonego Percy' ego szukającego ucieczki - to się po prostu czuje, wierz mi. Pięknie przedstawiona Luna - umiesz uchwycić jej duszę nawet w jednym króciutkim fragmencie. Za to masz u mnie ogromny plus.
Bardzo ciekawa sytuacja z dwoma Harrymi. Albo... z jednym? Wszystko się okaże. Potter - potwór przerażający. I słusznie.
Słabsza była tylko ta ostatnia walka. Trochę zbyt koncertowo Harry rozprawia się z dwójką śmierciożerców. Wiem o jego mocy i determinacji, ale mimo wszystko odrobinkę przeszarżowane.
Czy Ty jesteś z tych autorów, co to wybijają połowę bohaterów? cheess.gif

Było kilka błędów, ale wytknę może dwa:
QUOTE
Stupefy

Rozumiem, że używasz angielskiej terminologii i nie burzę się już o Bellatrix czy podobne drobiazgi. Ale to zaklęcie brzmi po polsku Drętwota i jako jedno z niewielu zostało spolszczone. Moim zdaniem lepiej byłoby użyć polskiej nazwy.
QUOTE
Dwójka śmierciożerców nagle zgodnie jęknęła i odbyła krótki lot przez plac. Uderzyła o ziemię i zatrzymała się pod drewnianą ścianą jednego z domów.

Drugie zdanie ma złą formę. Nie powinieneś pisać w nim o "dwójce śmierciożerców" (czyli używać "uderzyła" czy "zatrzymała się"), tylko o "dwóch śmierciożercach" ("uderzyli", "zatrzymali się"). To po prostu taka reguła. Bo w Twojej wersji brzmi mało naturalnie.

Ale ogólnie, jest bardzo dobrze.

Aha - Luna miała wtedy dziewięć lat. cheess.gif


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
patix
post 18.02.2007 03:15
Post #168 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 126
Dołączył: 28.08.2006

Płeć: Kobieta



Dzisiaj będę się czepiać, bo po utracie danych straciłam dobry humor.

QUOTE(Hito @ 17.02.2007 23:16)
tymczasem jego różdżka właśnie znalazła się w jego dłoni

Jak dla mnie troszkę za dużo zaimków.

QUOTE(Hito @ 17.02.2007 23:16)
Machnął na odlew prawą ręką.

Co oznacza "na odlew"? /Chociaż może to ja mam ubogi zasób słownictwa... b. możliwe/.

QUOTE(Hito @ 17.02.2007 23:16)
Nie, jedna była możliwość.

Jakiś taki szyk przestawny...

QUOTE(Hito @ 17.02.2007 23:16)
Harry zaklął pod nosem z całej siły

Można zakląć z całej siły? Tzn. jak? Głośno?

QUOTE(Hito @ 17.02.2007 23:16)
Potter właśnie wstał i już szykował się do oddania decydującego strzału...

To zabrzmiało mi trochę po bondowsku - "oddać strzał".

Przyczepiłam się do wszystkiego, co mi przyszło na myśl...

Ale tak naprawdę to bardzo się mi podoba. Percy - po prostu wspaniały. Ostatnia walka, może rzeczywiście trochę zbyt "koncertowa" - jak to ujął Przemek (Harry-Terminator/Strażnik/Teksasu) - ale się broni tą krótką walką wewnętrzną. "łakomy kąsek dla jego niezrównanej siły". smile.gif
Jak można przerwać w takim momencie??? Pełno pytań ciśnie się do głowy - niech wymienię tylko kilka: Czy Rona zaatakował wilkołak? Niby-Harry - kim jest i skąd się wziął? (Czy Potter ma schizofrenię? - to już pytanie poza konkursem) Gdzie jest Luna, skoro nie przy Ronie i nie przy Harrym? Co się stało z całym Hogsmeade? Malfoy i Goyle nie byliby w stanie tego wszystkiego zorganizować, a jeśli śmierciożerców było ich więcej - to czemu się "schowali"?

No, ale wszystkiego dowiemy się w następnych częściach.

Jest świetnie, świetnie, świetnie. Wypełniasz czas oczekiwania na Deathly Hallows w przyzwoitym stylu. (Jakby jeszcze książka była na papierze, to bym Cię wychwalała pod niebiosa, bo co innego czytać na ekranie, a co innego na papierze...) Kończę te swoje przydługie wywody. Czekam na następne części (czepiać się już nie będę - obiecuję).

Ten post był edytowany przez patix: 18.02.2007 03:23


--------------------
i don't think he wanted to kill James ... i mean,it's Voldy!~he'd kill everyone and everything
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 19.02.2007 17:55
Post #169 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Przemek
QUOTE
Czy Ty jesteś z tych autorów, co to wybijają połowę bohaterów? cheess.gif

Przekonasz się w drugiej części fragmentu dziejącego się w Hogsmeade cheess.gif
QUOTE
Rozumiem, że używasz angielskiej terminologii i nie burzę się już o Bellatrix czy podobne drobiazgi. Ale to zaklęcie brzmi po polsku Drętwota i jako jedno z niewielu zostało spolszczone. Moim zdaniem lepiej byłoby użyć polskiej nazwy.

Oj.
Ech, zmienię to. Drażni mnie już ta nieznajomość polskiej wersji. Pisać fici o serii, której nawet się w domu na półce nie ma - ciekawe.
QUOTE
Bo w Twojej wersji brzmi mało naturalnie.

Się zgadzam. Kolejna rzecz to poprawki.
QUOTE
Aha - Luna miała wtedy dziewięć lat. cheess.gif

(...)
Dlaczego pamiętałem osiem lat? No, nieważne.

Patix
QUOTE
Jak dla mnie troszkę za dużo zaimków.

Hmm... Jak dla mnie bez jednego ,,jego" trochę się to gmatwa. Pewnie dałoby się to zdanie inaczej, poprawniej napisać - ale wolę się skupić na skończeniu fica, póki co. Niestety nie wszystko będzie perfekcyjne.
QUOTE
Co oznacza "na odlew"? /Chociaż może to ja mam ubogi zasób słownictwa... b. możliwe/.

Skorzystam z definicji Słownika języka polskiego: ,,o uderzeniu, ruchu ręką: z rozmachem, gwałtownie; dawniej też: z lewej, od lewej strony".
QUOTE
Jakiś taki szyk przestawny...

Prawda. Właściwie to nawet lepiej - to też zmienię.
QUOTE
Można zakląć z całej siły? Tzn. jak? Głośno?

Z głębi serca... Wiesz, nie ,,cholerka'', tylko - wyobraź sobiew, że jesteś naprawdę wściekła i masz ochotę zakląć :]

Harry Terminator, przyznaję, w sumie dobrze sobie radzi, ale poczekajcie do końca.
Dokończenie odcinka umieszczę niedługo. A dalej, to zobaczymy.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 23.02.2007 21:18
Post #170 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Wklejam kolejną część, dokończenie poprzedniej. Po tym fragmencie, drodzy czytelnicy, moglibyście ocenić, czy (w miarę) dobrze wychodzą mi sceny akcji czysto filmowej.
Następny part? Będzie, kiedy będzie cheess.gif

====================================================================
Ron przekonał się, że się nie mylił i dobrze odgadł.
Choć przed nim stała raczej krzyżówka wilkołaka i człowieka.
- Weasley – sapnął Fenrir. – Myślałem, że uda mi się dorwać Pottera, ale niestety biegł znacznie szybciej od ciebie. I muszę tracić czas na kogoś z tak gównianego rodu jak Wesleyowie, zdrajcy krwi. Nie mam szczęścia.
Ron nie czuł się na tyle pewnie, by wyprowadzić celną ripostę słowną.
- Co się tak trzęsiesz, szczeniaku? Boisz się, co? – Sądząc po jego uśmiechu, Greyback wręcz uwielbiał, gdy ludzie się go bali. – Zabawimy się trochę.
Ron zdołał dostrzec, że pół-wilkołak nie ma przy sobie różdżki, ta leżąca na bruku musiała należeć do niego. Aczkolwiek nie miało to w tej chwili żadnego znaczenia. Greyback wyglądał jak chodząca maszyna do zabijania; nie miał paznokci, raczej pazury. Kły znacznie dłuższe od ludzkich. I ogólna budowa ciała sugerująca złoty puchar w zapasach.
Chłopak miał różdżkę, ale co z tego? Nie mógł nawet jęknąć, więc nad rzucaniem czarów nie ma się co zastanawiać. Ucieczka? Przed kimś, kto dogadałby się z wilkami?
Oczywiście... Miał inną możliwość. Zaklęcia niewerbalne.
Dlaczego nigdy nie uważał na lekcjach?
- Pokaż, co potrafisz, mały szczeniaku.
Fenrir zmienił pozycję ciała, napiął mięśnie i ruszył. Przebiegł dwa kroki i skoczył.
Jego szpony nie zalśniły tylko dlatego, że mała chmurka przesłoniła księżyc.
Ron, w ciągu ułamka sekundy, podjął decyzję. Nie miał wielkiego wyboru. Albo mu się uda, albo nie. Jeżeli nie...
Być może właśnie ta alternatywa dodała mu sił. Skoncentrowała go na jednym, magicznym pchnięciu.
Coś w rodzaju niewerbalnego Expelliarmusa trafiło Greybacka w pierś. Wystarczyło, by wyhamować go w locie i rzucić niespodziewanie dla niego na ziemię. Ron prawie nie mógł uwierzyć własnym oczom. Udało mu się!
Nie czas na radość. Greyback nie należał do ułomków, potrafił bardzo szybko się otrząsnąć. Wstał. I był wyraźnie wściekły. Ron podświadomie spodziewał się, że w każdym momencie Greybackowi może polecieć ślina z pyska. Wyglądał przerażająco.
- Pożałujesz tego, ruda wszo! Skończysz w wielu kawał...
- Drętwota!
- kaaaach!
Fenrir, rażony czerwonym pociskiem, stał pionowo, tylko się chwiejąc, przez dobrą sekundę. Drugie zaklęcie załatwiło sprawę. Pół-wilkołak upadł, wyłączony z gry.
- ... !
- Obrzydli... wy... potwór.
Ginny z trudem łapała oddech. Nic dziwnego; biegła cały czas wprost z zamku. Zupełnie przypadkiem przechodziła koło wrót Hogwartu i zobaczyła w oddali sylwetki przyjaciół. Jej ognisty temperament podyktował jej jedyne możliwe rozwiązanie.
Dziewczyna zajrzała w głąb Hogsmeade, jednak Luny nie zauważyła. Jej przyjaciółka musiała odbiec za zakręt ulicy Głównej.
Tymczasem Ron wykonywał zamaszyste ruchy rękoma, chcąc zwrócić uwagę Ginny i pokazując jednocześnie na gardło i usta. Zrozumiała, że musiał zostać uciszony. Jedno kontr-zaklęcie wystarczy.
- Merlinie! Dzięki, siostro! – Ron aż usiadł z wrażenia. Nogi mu drżały. Obok niego leżał nieruchomo Greyback, który jeszcze przed chwilą odbierał mu resztki odwagi. Istotnie, obrzydliwy potwór.
Ginny jednak nie zamierzała być cierpliwa ani wyrozumiała.
- Wstawaj, Ron! Musimy znaleźć Lunę i Harry’ego!
- Hej! Czekaj!
Dziewczyna, tak jak wcześniej Luna, nie zatrzymała się na jego wołanie.
Czy oni wszyscy musieli zachowywać się jak zarozumiali indywidualiści? Nie mogli pracować w grupie? Do licha.
Ron, chcąc nie chcąc, dźwignął się na nogi i podążył za siostrą.

Młoda panna Lovegood także nie mogła narzekać na nudę.
Znalazła się całkiem blisko Harry’ego, który podążał ścieżką równoległą do głównego traktu w Hogsmeade, jednak wąskie przejście między domami łączące te dwie drogi także zostało zablokowane.
- To ty, Draconie?
- Proszę, chociaż oczy masz normalne. – Malfoy junior wynurzył się z cienia. Uśmiechał się drwiąco. – Widzę, że Potter jak zwykle zabrał kogoś do pomocy. Lubi mieć przyjaciół na sumieniu. Najpierw Black, a teraz...
- To ty wyczarowałeś znak? Skąd go znałeś?
Powieka Draco drgnęła. Ta głupia Lovegood znowu ośmielała się mu przerywać i go nie słuchać. Znowu.
- Nie tylko ja go znam, idiotko. Zresztą to niewa...
- Draconie, Hermiony tu nie...
- Expelliarmus!
Luna nie spodziewała się takiej reakcji kolegi ze Slytherinu. Nie wyjęła zza ucha różdżki, toteż zaklęcie uderzyło ją w pierś i posłało płynnym łukiem z powrotem na uliczne kamienie. Dziewczyna krzyknęła z bólu. Upadek nie oszczędził jej głowy.
- Wolałbym zajmować się Potterem, niż tobą, Pomyluno, ale nie mam wielkiego wyboru. Ale nie zamierzam tracić spektaklu, chcę zobaczyć, jak marnie kończy. Co do ciebie, mam całkiem dobry pomysł. – Draco opuścił boczną uliczkę i, mrużąc z zadowolenia oczy, spoglądał z góry na swoją ofiarę. – Zawsze chciałem spróbować... Imperio!
Nic się nie stało.
Oprócz tego, że Luna wstała, a w dłoniach trzymała teraz dwie różdżki.
- Draconie, przestań tak głupio się zachowywać.
Malfoy patrzył z niedowierzaniem na swoje puste ręce. Jakim cudem? Jego różdżka nagle wyfrunęła mu z palców, którą Lovegood zręcznie złapała w locie. Jej była wycelowana w niego, ale... jak ta wariatka mogła być taka szybka? I mieć tak świetnie opanowane niewerbalne zaklęcia? Spodziewałby się tego raczej po Granger.
- Nie chcę czynić ci krzywdy, Draconie. Poddaj się.
- Zamknij się!
Zwyczajowa tchórzliwość zaczęła mieszać się w żyłach Malfoya z adrenaliną, lecz wściekłość wywołana wyrazem twarzy Lovegood, póki co, popychała go do dalszej walki.
Jeszcze jej pokaże, głupiej szmacie. Nikt nie powiedział, że na jednego czarodzieja przypada tylko jedna różdżka.
Zawsze trzeba mieć asa w rękawie. Tego nauczył się przez te lata.
Draco sięgnął za uczniowską szatę i, trzymając się wskazówek z listu, krzyknął:
- Crucio!
Luna zrobiła gest, jak gdyby chciała wyczarować jakąś magiczną obronę. Nie zdążyła; zapewne nie podejrzewałaby kolegi ze Slytherinu o takie Zaklęcie Niewybaczalne.
Wrzasnęła, zataczając się. Upadła na kolana. Cierpiała tak mocno, że zaciskając z całej siły pięści, złamała obie trzymane w nich różdżki na pół. Ich kawałki potoczyły się po bruku.
Dziewczyna nagle przestała krzyczeć. Cruciatus przestał działać.
Rozległy się kroki. Draco podszedł do Luny. Patrzył na jej drżącą sylwetkę, zgiętą w pół, z jasnymi włosami zakrywającymi jej twarz.
Pierwszy raz zobaczył Cruciatusa w działaniu. Słyszał, oczywiście, o wyczynach ciotki Bellatrix i o jej fascynacji tym zaklęciem. Wiedział, jak śmierciożercy je lubią. Ponoć ciotka twierdziła, że to wspaniałe uczucie, mieć pełną władzę na ofiarą i jej bólem.
Draco wcześniej był pewien, że jemu także to Zaklęcie Niewybaczalne się spodoba. Tymczasem widok drżącej Lovegood jakoś nie budował go specjalnie. Nie rozumiał tego.
Malfoy nie miał pojęcia, że Luna dalej cierpi. Udręka fizyczna już minęła, ale zdążyła obudzić wszystkie wspomnienia związane ze śmiercią jej matki. Wszystko wymieszało się; przekroczyło jej krańce wytrzymałości.
Luna, zupełnie niespodziewanie dla chłopaka, z krzykiem pełnym wewnętrznego bólu poderwała się i wręcz staranowała Malfoya. Ten przewrócił się, zaskoczony. Odruchowo zrzucił z siebie Lovegood, czując na policzkach jej łzy.
Wstał, zbierając z kamieni różdżkę. Zanim zdążył zorientować się w sytuacji, poczuł na twarzy pięść dziewczyny. Luna nie była jednak na tyle silna, by w ten sposób wygrać z Draco. Blondyn zdołał uniknąć jej kolejnego ciosu, po czym złapał ją za ręce i z całej siły odepchnął od siebie. Luna utrzymała się na nogach, toteż uznał, że czas z tym skończyć.
- Expelliarmus!
Trafiona, upadła ciężko. Nie ruszała się.
Draco oddychał szybko. Ludzie, którzy nazywali Lovegood Pomyluną, nie widzieli jej, gdy naprawdę szalała. Nic dziwnego, że od kilku Cruciatusów Longbottowie zupełnie odeszli od zmysłów.
Sekundę później na ulicy Głównej ponownie rozległ się odgłos kroków. Tym razem oznaczający bieg.
Draco obejrzał się szybko. Ron i Ginny Weasleyowie właśnie wybiegli zza zakrętu. Mina tego pierwszego dobitnie świadczyła, że słyszał wrzaski Luny i sam miał ochotę poczęstować Cruciatusem kogoś konkretnego.
Jeden rzut oka wystarczył Ronowi, by ocenić sytuację.
- Malfoy! Zostaw ją!
Rodzeństwo biegło blisko siebie. Draco znał tylko jeden czar, który mógł porazić dwie osoby jednocześnie. Nie miał zamiaru dopuścić, by Weasleyowie znaleźli się zbyt blisko.
- Sectum...
- Uważaj!
- ... sempra!
Ginny, popchnięta w ostatniej chwili przez brata, zatrzymała się dopiero przy otwartych drzwiach prowadzących do wnętrza jednego z domostw. Ron zdążył uskoczyć. Magiczne cięcie przeorało tylko powietrze.
- Kompletnie ci odwaliło, Malfoy?!
- Zamknij się, Weasley!
Draco zaczynał mieć dość. Najpierw Lovegood okazała się lepsza, niż sądził, a teraz musi się użerać z dwójką znienawidzonych Weasleyów. Jego ojciec wykończy Pottera w parę sekund bez żadnych problemów. Nie ma sprawiedliwości.
Ale to się tak nie skończy.
- Drętwota!
Ron był wolniejszy. Wycelował zaledwie różdżkę w przeciwnika.
Miał ogromne szczęście. Szkarłatnie lśniące zaklęcie trafiło dokładnie w jej czubek, tym samym zostając wchłonięte.
Draco zagapił się na moment. Nie uczyli o tym w szkole, przynajmniej do tej pory.
Ron także nie wiedział o takiej możliwości, jednak nie zamierzał tracić czasu na zachwyty nad swoją domniemaną potęgą. Chciał odwdzięczyć się Malfoyowi pięknym za nadobne.
- Drętwota!
Nic się nie stało. Ron jęknął z niedowierzania. Dlaczego właśnie teraz?
- Expelliarmus!
Różdżka Weasleya rozstała się z jego dłonią dość gwałtownie. Draco uśmiechnął się słabo. Był górą.
Ron zaklął pod nosem. Fatalnie. Dlaczego Ginny mu nie pomagała? Już dawno powinna zlikwidować zagrożenie nazywające się Malfoy...
Spojrzał w bok. Drzwi były zamknięte, dom pozostawał cichy i ciemny. Ani śladu jego młodszej siostry.
Co do licha? Co się jej stało? Ginny!
- Klaun zawsze pozostanie tylko klaunem, Weasley – powiedział Draco, odzyskując pewność siebie. – Myślałeś, że ze mną wygrasz? Ze mną?! Jesteś żałosny, Weasley! Expelliarmus! Jesteś teraz na mojej łasce!
Ron, patrząc w zachmurzone niebo, wiedział, że dupek ma rację. Nie miał szans.
Ale nie był znany z rozsądku, prawda? I nie zamierzał oddawać pola bez walki, nie Malfoyowi, temu cholernemu...
Coś przykuło uwagę leżącego Rona. Draco podążył za jego wzrokiem.
Lovegood właśnie się prostowała. Sądząc po jej wyrazie twarzy, wróciła na pokład statku Normalność. Już nie płakała.
I trzymała różdżkę Weasleya, która musiała, oczywiście, polecieć akurat pod stopy dziewczyny. Pieprzony pech.
- Załatw go, Luno!
Draco zaatakował. Był już bardzo wściekły i zmęczony jednocześnie. Mimowolnie przypomniała mu się treść listu od Dandy.
Gniew, nienawiść, słuszne pragnienie zniszczenia przeciwnika dadzą ci siłę, krewniaku. Pragnij bólu swoich wrogów, chciej widzieć i cieszyć się ich cierpieniem, poczuj prawdziwą siłę magii. Panuj nad życiem i śmiercią.
Pamiętaj, Draco. Gniew i nienawiść to najczystsze, najlepsze emocje. One dadzą ci siłę.

Luna miała dobrą intuicję. Wyczuła, jakiego zaklęcia użyje Malfoy. Myślała już na tyle klarownie, iż przygotowała się na obronę.
- Scutum!
- SECTUMSEMPRA!
Ron widział.
Patrzył, jak tarcza Luny zostaje pocięta na kawałki pod wpływem siły czarnej magii. Dziewczyna była aż zmuszona do cofnięcia się o krok, oślepiona błyskiem oznaczającym śmierć ochronnej tarczy.
Patrzył, jak Draco, wkładając w ruch ostatki sił podsyconych czarnymi emocjami, tnie różdżką pionowo.
Zobaczył, jakby w zwolnionym tempie, jak na ciele Luny formuje się linia, od jej czoła aż po krocze.
A potem zobaczył...
Z ciała Luny obfitym strumieniem trysnęła krew. Samo ciało, będąc bez żadnej osłony, poddało się pchnięciu zaklęcia Malfoya. Luna rozbiła szybę sklepowej wystawy, którą miała wcześniej za plecami. Jej szata, podarta na strzępy, zmieszała się z krwią i szkłem.
Luna uderzyła o podłogę w sklepie. Nie wydała żadnego dźwięku. Nie ruszała się.
Krwawiła. Ron tego nie widział. Ale czuł.
- LUNO!
Podniósł się, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
Draco drżał. Na tym pewnie polegała prawdziwa czarna magia.
Powinien się cieszyć. Pokonał ją. Zwyciężył. Był silniejszy. Godny tytułu śmierciożercy.
Dlaczego? Dlaczego więc wcale nie czuł się dobrze? Dlaczego mimowolnie chciał, by Lovegood się podniosła? Przecież zabił tylko swojego wroga. Dobrze zrobił. Czarny Pan by go pochwalił. Tego chciał, być śmierciożercą, tego chciał...
Dźwięk tuż obok. Draco instynktownie odwrócił się ku jego źródłu.
Sekundę później leżał już na ulicy po ciosie Weasleya. Który, ogarnięty gorącą furią, z całej siły wylądował kolanami na jego żebrach. Draco krzyknął.
Ron wyszarpnął różdżkę z chwilowo bezwładnej dłoni Malfoya. Wzniósł ją do góry.
- Ty... Ty...
Słowa zawiodły go. Żadna obelga nie pomoże już Lunie.
Ron widział tylko jedno: twarz Malfoya, który musi ponieść karę.
- Avada... Avada...
Nie potrafił dokończyć. Nienawidził się za to.
Nie potrafił zamordować bezbronnego przeciwnika, ale chociaż Drętwotę rzuci.
Ron ścisnął mocniej różdżkę Draca i ...
... zamarł.
Malfoy jakby poprzez mgłę zauważył, że Weasley patrzy na coś szeroko otwartymi oczami, unosząc lekko głowę. Nie miał pojęcia, co tak wytrąciło Weasleya z równowagi, lecz nie zamierzał marnować takiej okazji.
A miał jedną piękną. Zgiął kolano i uderzył Rona zdecydowanie poniżej pasa. Ten jęknął. Draco odepchnął go, i, pamiętając, że gdzieś tu powinna kręcić się jego siostra, zdecydował, że pora na ucieczkę do swojego ojca.
Wbiegł w boczną uliczkę.
Ron nie od razu zaczął go gonić. Mrugał wściekle. Nie widział już go.
Go? No właśnie, kogo przed chwilą wydawało mu się, że widział?
Harry’ego? Z blizną i twarzą we krwi, szmaragdowymi, płonącymi oczami i uśmiechem, od którego wnętrzności się skręcały?
To... niemożliwe. Tak, niemożliwe. Musiało mu się przywidzieć. To przez Malfoya...
Malfoy!
Ron wstał i wbiegł w boczną uliczkę.

Ginny nie widziała ani nie słyszała walki brata z jego odwiecznym rywalem.
Przeleżała ją na podłodze domu, sparaliżowana strachem i drżeniem.
Popchnięta przez Rona, gdy tylko odzyskała równowagę przy drzwiach, chciała go wspomóc w pojedynku z Malfoyem. Zupełnie nagle jednak poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
Dłoń silną i nie znoszącą sprzeciwu, która wciągnęła ją do środka i zamknęła drzwi.
Ginny obróciła się na pięcie, gotowa, by wlepić pechowemu śmierciożercy Drętwotę prosto w twarz.
I spojrzała prosto w lśniące oczy Harry’ego.
Harry’ego...?
- Giiinnnyyyyy.
Na granicy rzeczywistości dobiegł do niej śmiech tej postaci, dziwny, przerażający. Przenikający całe ciało.
Następnie wszystko ucichło. Została sama.
Skąd wzięło się to uczucie ogromnej grozy? Powstało zupełnie nagle, niespodziewanie, wystarczyło spojrzenie jego oczu...
Ginny podniosła się dopiero wtedy, gdy usłyszała wykrzyczane imię swojego brata. Przypomniała sobie, że w Hogsmeade roją się śmierciożercy. Trzeba pokazać im, gdzie ich miejsce. Tak?
Tak. Dziewczyna uniosła się i wyszła z domu, w którym leżała. Białe płatki padały z nieba. Ruszyła w stronę źródła dźwięków, jednak po drodze rzuciła jej się w oczy rozbita szyba wystawowa.
Ginny zatrzymała się i zerknęła w jej kierunku.
Krzyknęła jak mogła najgłośniej.

Lucjusz musiał przyznać, że Potter ma wyrobione instynkty.
Uniknął pierwszej Drętwoty, odskakując. Aczkolwiek druga spełniła swoje zadanie. Potter legł na ziemi.
- Gdzie się podziewałeś, durniu?
- Wybacz, szefie – mruknął Crabbe senior. Był przyzwyczajony do słów wdzięczności w wykonaniu zwierzchnika. – Aportowałem się w złej części Hogsmeade.
- Prawie się spóźniłeś, tępaku. Nawet aportować się poprawnie nie umiesz?
Crabbe nic nie odparł. Nigdy nie kłócił się z Malfoyem. Nigdy się nie bronił.
Mężczyzna przeszedł na środek placyku. Chmury już się przerzedziły, więc księżyc świecił bladą poświatą. Crabbe rozejrzał się wokoło.
Lucjusz podszedł do Harry’ego, w końcu zadowolony.
- Już po tobie, Potter. Czarny Pan i Lestrange wręcz nie mogą się doczekać, aż się tobą zajmą. Twoi przyjaciele, których tu w swojej bezdennej głupocie przyprowadziłeś, również marnie skończą.
Malfoy właśnie dlatego niespecjalnie przepadał za Drętwotą – nie mógł obserwować reakcji słabeuszy, jakich pokonał; nie mógł napawać się ich strachem i beznadzieją, gdyż leżeli nieprzytomni.
Trudno. Potter potrafił korzystać z pierwotnej magii, a to mogłoby doprowadzić do niepotrzebnych komplikacji, trudności.
Lucjusz, zaraz po odebraniu Potterowi różdżki, usłyszał charczenie Crabbe’a.
Spojrzał.
Śmierciożerca gapił się na dach jednego z domów. Otwierał i zamykał na przemian powieki, zaciskał pięści. Opadł w końcu na kolana, a potem na twarz i znieruchomiał.
- Co do ...
Malfoy uniósł głowę w poszukiwaniu osoby, która obezwładniła Crabbe’a. Czyżby ktoś z tego przeklętego Zakonu?
Zdążył tylko zauważyć dwa jasnozielone punkty i czarny kształt, zeskakujący właśnie z dachu, znikając z pola widzenia Malfoya.
Lucjusz uświadomił sobie nagle, że nie ma czasu na kontemplacje.
Harry stał na nogach i patrzył na niego z nienawiścią. Zaczął iść.
Lucjusz cofnął się o krok. Wycelował w niego własną różdżkę.
- Ani kroku dalej, Potter!
Harry zatrzymał się, zdając sobie sprawę, że Malfoy ma przewagę.
- Znowu chcesz zgrywać niepokonanego bohatera, co, panie Wybraniec? Wbij sobie w końcu do tego głupiego łba, Potter, że jesteś nikim! Zerem!
Na podkreślenie swoich słów Lucjusz z całej siły zacisnął lewą dłoń. Różdżka Harry’ego pękła, wydając ostatni blask magii na świat.
- Goyle! Do cholery!
Wezwania sługi jednak nic nie dały. Goyle senior sprawiał wrażenie, że nieprędko wstanie lub choćby się poruszy.
W takim razie, skoro Drętwota na Pottera nie działa, trzeba z nim skończyć. Czarny Pan może nawet go pochwali za eliminację jego największego wroga, oprócz Dumbledore’a.
- Pokażę ci zaklęcie, Potter. Nowe, które wymyślił nasz nowy, młody nabytek. Wiesz, o kim mówię? Wybraniec i pupilek starego durnia wszystko wie, nieprawdaż? – Malfoy zaśmiał się. Zrozumiał jednak szybko, że głupio ryzykuje. Mina i postawa Pottera coraz bardziej emanowała chęcią mordu. – Dementi. Działanie takie samo, jak pocałunek Dementora. Wspaniały koniec dla ciebie, Potter.
Harry nie miał wyboru. Albo zginie, albo użyje dzikiej magii, przybliżając się do ohydnej parodii samego siebie. Co lepsze? Nie miał pojęcia. Ale nie miał zamiaru kończyć bez duszy, pokonany przez żałosnego, słabego Malfoya.
Napiął mięśnie prawej ręki. Może odbić ten czar. Wiedział, że może.
- Żegnaj, Potter! Dementi!
Czas jakby zwolnił. Kilka rzeczy wydarzyło się równocześnie.
Z końca różdżki Lucjusza wyleciała miniaturowa trupia czaszka, wizualizacja czaru Dementi. Mknęła w stronę Harry’ego, który rozpoczął kreślenie zamaszystego łuku.
Również w tym samym momencie z bocznej uliczki wybiegł Draco, uciekający przed Ronem. Kątem oka spostrzegł coś zielonego...
I wtedy trupia czaszka uderzyła go w środek twarzy.
Draco Malfoy upadł na ziemię.
Czas nadal płynął wolniej, niż zwykle. Zaczął padać śnieg.
- Nie... Draco! Synu!
Harrym wstrząsnął widok ciała znienawidzonego wroga. Draco nie miał duszy. Już nigdy się nie poruszy, nie odezwie, nic.
Draco nie żył.
- Nie!
Lucjusz znosił to jeszcze gorzej. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Jednak bardzo szybko przeszedł z rozpaczy do zemsty. Błyskawicznie zlokalizował osobę odpowiedzialną za śmierć jego jedynaka. Z łzami w oczach, nie tłumiąc dłużej emocji, ryknął:
- DEMENTI!
Harry był na tyle przytomny, by uświadomić sobie zagrożenie. Wykorzystał uczucia, jakie wywołała w nim duchowa śmierć Malfoya juniora.
Dementi odbiło się od dłoni Pottera.
Tak samo nagle, jak wcześniej Draco, z uliczki wybiegł Ronald Weasley.
On także zdołał jedynie zarejestrować szmaragdowy błysk przy swojej głowie.
- RON!
Kolejne ciało wylądowało na ziemi, nie wykazujące żadnych oznak życia.
Harry chciał krzyczeć dalej, ale nie znalazł w sobie na to siły. Upadł na kolana, patrząc na makabryczny obraz. On sam... Swoją dłonią skierował Dementi...
Po placu rozległ się upiorny, głośny śmiech Lucjusza. Nie zamierzał na tym poprzestawać. Wziął na cel Pottera, który jakby zamknął się na bodźce z zewnętrznego świata. Nie obroni się tym razem.
- De...
Różdżka Lucjusza wyleciała mu z ręki.
Na placu zjawiła się nowa osoba. Ominęła ona Potter i biegła w kierunku Malfoya.
Lucjusz nie mógł zrozumieć. Co on tu robił? Miał zostać w zamku, by nie powstały podejrzenia; tylko utorować drogę do Hogsmeade...
Przede wszystkim, dlaczego niewerbalny Expelliarmus został skierowany w niego? Lucjusz nie miał nastroju do dociekań i rozmów. Raczej do filozofii ,,Najpierw Avada, potem pytania”. Rzucił się, by odzyskać różdżkę.
A raczej zamierzał to uczynić.
Wander w jednej chwili nieludzko przyspieszył; znalazł się przy ojcu Draca w sposób sugerujący pominięcie dwóch czy trzech kroków.
Uderzenie pięścią w splot słoneczny.
Ostatnim obrazem, jaki Lucjusz zapamiętał, była uśmiechnięta drwiąco twarz Wandera z odległości kilku centymetrów.
Gdy Malfoy zmienił pozycję z wertykalnej na horyzontalną, profesor wyprostował się, wyciągnął papierosa i zapalił go palcami. Zaciągnął się z zadowoleniem. Wszystko poszło dobrze.
Aczkolwiek Harry’ego samego zostawić nie można. Pozostali to inna bajka; Wybraniec jednak powinien sobie sam poradzić. A może wymagał od niego zbyt wiele? W końcu to wina Dumbledore’a.
Wiatr oprócz chłodu i śniegu przyniósł także głośny, dziewczęcy krzyk.
Zapewne panna Weasley znalazła pannę Lovegood. Którą można jeszcze uratować, jeżeli udzieli się jej pomocy natychmiast.
Wander wzruszył ramionami, ciągle uśmiechnięty. Rozpędził się, przeskoczył ciała Malfoya i Weasleya, jak gdyby były jakąś zwykłą przeszkodą terenową i pobiegł dalej. Zupełnie zignorował nieruchomego Pottera.
Harry gapił się na pozbawionego ducha Rona.
Ale nie płakał.
Kropla krwi spadła na pobielałą ziemię.
Śnieg padał obficie w Hogsmeade ostatniego lutego.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 23.02.2007 23:10
Post #171 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



... blink.gif ...

COŚ TY ZROBIŁ, HITO?!

Czy chcesz zostać rozszarpany na strzępy za takie potraktowanie Luny? LUNY?! Mojej ukochanej Luny Lovegood?!

...

Part dobry, ale nie bardzo dobry. Ja wiem, że pojedynki ciężko się opisuje, sam tego doświadczyłem, ale o ile walki Rona, Luny i Malfoya juniora wyglądały wiarygodnie i fajnie (no i emocjonująco, oczywiście), o tyle pojedynek Malfoy senior - Potter sprawił, że parsknąłem śmiechem. Wybacz, ale to wyglądało jak porządny skecz Monty Pythona: dwóch gości walczy, a dwóch pozostałych wybiega kolejno z uliczki i wpada na linię strzału. cheess.gif No po prostu nie mogłem powstrzymać parsknięcia śmiechem. Przykro mi, Hito - to wyszło słabo. Doceniam emocjonalny ciężar tego, co się stało, ale sama walka wyjątkowo kiepska.

Za to, co zrobiłeś Lunie, mam ochotę Cię mocno skrzywdzić, ale nie mogę zaprzeczyć, że jej walka z Malfoyem jest chyba najlepszą walką w całym parcie. Cruciatus, reakcja Luny, niemiłe zaskoczenie Malfoya, jej "natarcie" (tyle że nie podoba mi się sposób, w jaki opisałeś jej wściekły atak na chłopaka: zbyt ogólnikowo i zbyt sucho)... Także Fenrir był mocnym akcentem, tak jak pojawienie się Ginny. Potter - potwór dalej fascynuje.
Ogólnie, kawał dobrej roboty. Poza tymi rzeczami, które wytknąłem.
A "czysto filmowe sceny walki" wychodzą Ci w miarę. Ale ćwicz, ćwicz, bo mogłoby byż znacznie lepiej.

Aha, ostatnia rzecz:
QUOTE
Dementi

dementi.gif

P.S. LUNA MA PRZEŻYĆ!

Ten post był edytowany przez PrZeMeK Z.: 23.02.2007 23:11


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
patix
post 24.02.2007 01:22
Post #172 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 126
Dołączył: 28.08.2006

Płeć: Kobieta



Nie bądź taki skromny - "w miarę" - też mi coś. tongue.gif
Ale do rzeczy i po kolei:
Ron - Fenrir: trochę nie do końca z tym wypowiedziami Fenrira (ot, żadnych wskazówek nie mam, ale coś mi zgrzyta).
Ron - ok.
Ginny i jej ognisty temperament - cudo. Panna Weasley nie mogła zrobić nic innego, jak tylko ruszyć za przyjaciółmi.
Luna - Draco: i znowu jestem na "nie", jeśli chodzi o wypowiedzi Draco (patrz. przypadek Fenrira). As w rękawie - mistrzostwo i niezmiernie pasuje mi do tchórzliwego Dracona. Odczucia po zaklęciach niewybaczalnych? Jak najbardziej poprawne.
Luna: z jednej strony dzika radość, że w "pierwszej fazie" tak załatwiła Dracona, ale z drugiej... tak nie do końca przekonywująco. Chyba pierwszy raz Luna taka... właśnie nie do końca. Ale to tak bardzo subiektywnie.
Potter-Lucjusz: tu mi nie gra w ogóle. Takie pokrzywione. ("durniu"? "tępaku"? - eh... chyba muszę wrócić do książek, bo nie takiego Malfoy'a seniora pamiętam).
Wander rozbija mnie całkowicie... i chyba nie w ten pozytywny sposób. Zjawia się ni stąd, ni zowąd, daje Lucjuszowi w łeb, zadowolony wyciąga papierosa i rusza z kopyta... biggrin.gif No - ten opis mnie rozwalił.

Ten Harry-Demon jest wyjątkowo intrygujący... Niektóre wyrażenia fantastyczne - ,,Najpierw Avada, potem pytania”. smile.gif

Ale krótko: opisy masz świetne, dialogi słabsze. Co właściwie pokrywałoby się z filmami akcji (na szczęście oszczędziłeś patetycznych słów - może oprócz listu do Dracona). Ogólnie więcej mam pozytywnych odczuć.

A to:
QUOTE(Hito @ 19.02.2007 18:55)
Skorzystam z definicji Słownika języka polskiego: ,,o uderzeniu, ruchu ręką: z rozmachem, gwałtownie; dawniej też: z lewej, od lewej strony".

- to sobie zapamiętam smile.gif.


--------------------
i don't think he wanted to kill James ... i mean,it's Voldy!~he'd kill everyone and everything
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 24.02.2007 03:27
Post #173 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Witam, trochę mnie tu nie było, więc nadrobię zaległości. Co do poprzedniej części to akcja była naprawdę dobra tylko właśnie ten koniec tak zbyt szybko i w stylu a la Matrix czy coś mnie rozwalił (kurczę gubię się już w tych pierdółach).

Co do obecnego, to w pierwszych zdaniach zamiast
QUOTE
Myślałem, że uda mi się dorwać Pottera,
przeczytałam, że uda ci się dorwać Pottera. Wtedy pomuyślałam, jej co tu jest grane? Ron zdradził? Tak wiem, że śmieszne, ale już dawno po północy i różnege głupoty mi do głowy przychodzą jak źle przeczytam.

Rozumiem, że Ron miał wyciszony głos, to drętwotę też użył niewerbalnie?

QUOTE
Ominęła ona Potter i biegła w kierunku Malfoya.


Powinno być raczej 'Pottera'

Te walki przeprszam, że to Hito powiem, ale trochę takie komiczne mi się wydały. Jeden uderzył drugiego, potem tamten za chwilę mu oddał i takie tam. Zdaję sobie sprawę, że trudno się opisuje sceny walki i w ogóle plus do tego dialogi. Nie jest źle, aczkolwiek przydałoby Ci się to jeszcze dopracować.

Fanhrir jakoś przypomniał mi poniekąd "Rekę Boga" i tą akcję Snapea z Salomonem, ale bardzo fajnie Ci ten opis z nim wyszedł.

Ron, ma plusa, udało mu się rzucić zaklęcie niewerbalne tongue.gif Nie no dobra, żeby nie było, że podoba mi się tylko dlatego, że zaklęcie rzucił, powiedzmy, że w miarę dobrze radził sobie z Malfoyem, żeby nie było wink2.gif

Luna z Draconem git, tylko ten jej wybuch wściekłości troszkę mi nie podpasował. Biedna oberwała Sectumsemprą, ale ja także mam nadzieję, że przeżyje bo też ją bardzo lubię.

Ron z Draco, hmm no właśnie tak mnie to trochę wkurzało, te ich niezgrbane zagrywki między sobą.

Ginny, ruszyła na pomoc przyjaciółom w Hogsmeade, tu też pochwały dla niej.

A stwór przypominający Harry'ego cały czas intryguje z każdym partem to coraz bardziej.

Ta wpadka Dracona i Rona także mi jakoś zgrzyta. Jeden dostał czaszką, zaraz drugi. Eh.

No i Wanderek oczywiście ni z gruszki ni z pietruszki pojawia się i rusza na pomoc. "Ubóstwiam" wręcz jego intrygującą osobę ==' tongue.gif

Ogólnie bardzo dobra część tylko te opisy walk i dialogi mnie gryzły.

To tyle na temat tego parta. Jestem już taka zmęczona, że ledwo widzę na oczy.

Zdaje się, że następny kawałek nie za szybko się pojawi. No cóż, będziemy czekać smile.gif Życzę weny, czasu i cierpliwości do dalszego pisania wink2.gif

Idę w końcu spać. Dobranoc.

Ten post był edytowany przez Rosssa: 24.02.2007 13:06


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
ellentari
post 26.02.2007 22:35
Post #174 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 13
Dołączył: 10.10.2005
Skąd: z piekła

Płeć: Kobieta



Zaś miałam lekką przerwę w komentowaniu, ale cały czas śledzę bieg wydarzeń w opowiadaniu.

Z całym szacunkiem muszę jednak stwierdzić że to opowiadanie pomału zaczyna schodzić poniżej pułapu, na początku było całkiem owszem, ale teraz coraz mniej mi się podoba.
Ta scena walki jak już wcześniej zostało wspomniane przypomina matrix, co może jest niezłe pod względami wizualnymi, ale nie kiedy czytamy tekst…

Strasznie dużo tajemnic i rzeczy niedopowiedzianych, opowieść jak widać niby prosta, ale wielowątkowa, można się pogubić niestety, jeszcze niech trafi na dłuższa przerwę to już w ogóle.

Denerwuje mnie fakt że opowieść nie jest podzielona na rozdziały, tylko dodajesz czasem w kawałkach, akcja mi wtedy kompletnie ucieka., ja już wolę poczekać dłużej, a jednak dostać cały tekst niż strzępki.


Cóż zakończenie ostatniego parta jest zdecydowanie naciągnięte, nie wyszło to, na pewno miałeś takie założenie a nie inne?
Tocząca się walka między Malfoyem seniorem a Potterem niesie za sobą dwie co najmniej dziwne śmieci, Ron i Draco, naciągnięte to…
Jeszcze Luna wykrwawiająca się na podsłodzę sklepowej…
Ginny jakby chwilami lekko niezrównoważona…
Potwór z latareczkami zielonymi zamiast oczu o wyglądzie złotego chłopca jednak zalatujący tombakiem.
A na koniec Wander!


Zdecydowanie zmierza to moim zdaniem w złym kierunku, no ale człowiek się uczy całe życie więc próbuj.

Pozdrawiam.
Elli.


User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kal-El
post 02.03.2007 03:54
Post #175 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 11.02.2007
Skąd: Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Kurde,ale wpadke zaliczyłem :-/ przecież Hito to przedstawicielka płci Pięknej... - Chyba, że to jakaś straszna tajemnica jest A ja tu takie rzeczy wypisuje blink.gif, w postach Sorrki blush.gif

Co do last cześci to niby dobra dynamika akcji itd, ale jednak czegoś mi tu brakowało dlatego ocenie tą cześć 9/10:)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

9 Strony « < 5 6 7 8 9 >
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 01:08