Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Opowiadania [zak] LW, różnego gatunku

Agrado
post 29.02.2004 21:57
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




"Ptyś z Kremem"

Był tam sam. Nie wiedział co się wokół niego dzieje. Siedział na krzesle w ciemnym pomieszczeniu, a przed soba widział tylko oświetlone twarze kilku osób. Nie rozpoznał ich. Wiedział, że coś do niego mówiły, ale nie rozumiał co. Wiedział, że się z niego śmieją. Czuł to. Rozglądał się dookoła. Czy się bał? Nie. Chyba nie. W każdym bądź razie nie dawał tego po sobie poznać. Już go na tyle znali, że wiedzieli, że nigdy nie okaże strachu. Czyżby z obawy przed kompromitacją?? Nie okazywał strachu nawet po zamknięciu w cichym pomieszczeniu. Bo ciszy bał się najbardziej.

Starał się przyjrzeć każdemu z osobna, aby coś sobie przypomnieć. Jednak to nie skutkowało. "Co ja tu robię??" To pytanie go nurtowało. Wielokrotnie je wykrzyczał, ale w odpowiedzi usłyszał tylko śmiech i jakiś obcy bełkot. Mogłoby się wydawać, że po jego policzku spłynęła łza. Jednak nie miała żadnych właściwości. Nie oczyściła jego duszy. A powinna. Wiedział, że pomimo dążenia słuszna według niego drogą zgrzeszył wiele razy. Ta łza powinna go oczyścić. Był nawet przekonany, że tak się stało. Jednak nikt mu nie powiedział prawdy. Dlaczego?? Chcieli go oglądać pogrążonego w swoich własnych marzeniach. To sprawiało im radość. Ogromną radość. Powoli jednak zaczął czuć co się dzieje. Chciał wstać, lecz poczuł silne szarpnięcie i z powrotem upadł na krzesło. I stało się! Ujrzeli w jego oczach strach. Pomimo iż starał się to skrzętnie ukryć, część jego duszy wyszła na wierzch. Wbrew jego woli. Co sobie teraz o nim pomyślą?? Co się teraz z nim stanie?? Jak to wszystko się skończy??

Śmiech stawał się coraz głośniejszy. Nie był pewien, czy uda mu się wytrzymać, ale poddać się też nie chciał. Chciał walczyć do końca, bez względu na to jaki skutek to odniesie. Nie dbał w tej chwili o to co będą mówić, gdy to wszystko się skończy. Czy w ogóle ktoś bedzie o nim pamiętał? Czy ktos go wspomni, przy byle jakiej okazji? Nie chciał znać odpowiedzi. Bał się jej. Wiedział, przeczuwał jak ona może brzmieć.

Ku jego zdziwieniu śmiechy ucichły. Czy w końcu spełniono jego prośbę? Czy ktoś go w końcu wysłuchał, i teraz pozwolą mu odejść? Nie wiedział. Jedyne co wiedział, to to, że aby stąd wyjść trzeba wziąć siły w swoje ręce. "Nie boję się was" krzyknął. Jednak na nikim nie zrobiło to wrażenia. Powoli zaczęli się od niego odwracać. Chciał jakoś zwrócić ich uwagę, lecz nie mógł sie poruszyć. Nie mógł też wydusić z siebie ani słowa. "Co się ze mną dzieje?" pomyślał.

Przed soba ujrzał obraz z dziecinstwa. Zielona łąka, znajomi na trawie grający w piłkę, dzieci na oddalonym od niego placu zabaw. W jednym dziecku rozpoznał siebie. Ile mógł wtedy mieć lat? Stanowczo za mało, aby cokolwiek z tego okresu pamiętać. Jego młodzsze odbicie zaczęło się zbliżać do "swojej teraźniejszości". Młody stanął kilka stóp przed nim. Chłopiec wyciągnął w jego kierunku rekę. Wiedział, że musi zrobić to samo. Z wielkim trudem wyciągnął w jego kierunku rękę dotąd spoczywającą na jego kolanach. Chłopiec chwycił go za rękę. Przez chwilę mu w oczy, po czym ściśnął mu dłoń. Jak na dziecko miał dużo siły. Mężczyzna siedział przerażony. Czuł narastający ból. Próbował wycofać rękę, ale nie miał siły. Coraz bardziej dokuczał mu ból. Spojrzał na chłopca. Na jego młodej twarzy nie było widac żadnego śladu podniecenia, żadnego wyrazu zmęczenia, czy wydalanej z siebie siły. Za to mężczyzna prawie kulił się z bólu. Białka jego oczu powoli się zaczerwieniały. Lada moment a mężczyzna wybuchłby płaczem.

Nagle chłopiec puścił jego rękę i zniknął. Mężczyzna obejrzał swoją dłoń. Była zdeformowana. Wiedział, że ma złamane kości. Gdy ponownie spojrzał przed siebie ujrzał ekran monitora. To co na nim zobaczył zdziwiło go nie mniej niż chłopiec łamiący jego rękę. Widział e-maile. Znał je na pamięć. Nie musiał patrzeć na adres nadawcy. Wiedział, że to od niej. Ona, pomimo dzielącej ich odległości potrafiła pomóc mu o każdej porze dnia i nocy. Była lekarstwem na jego chorobę. Była tym czego od zawsze szukał. Nagle ekran zniknął i usłyszał wszystkie rozmowy jakie ze sobą przeprowadzili. Pomimo, iż trwało to dosłownie chwilę, słyszał każdy szczegół ich godzinnych rozmów. Słyszał każdy jej śmiech, który nawet w chwilach największego smutku, potrafił zbić go z nóg. Za to ją kochał. Za każdy jej szczegół. Za jej włosy, jej smak, jej zapach. Widział teraz wszystko. Wszystko co z sobą robili. Niekiedy robiło mu się głupio, patrząc co z sobą robią. "Jak zwierzęta" pomyslał.

W tej samej chwili coś chwyciło jego ramię. Odwrócił się. To była ONA - Ptyś z Kremem. Zawszą ją tak nazywał.. Odwrócił się. Uśmiechnął się do niej. Ona odwzajemniła jego uśmiech. Wstał. Bez żadnych przeszkód. Nie czuł żadnego bólu. Wstał gładko. Wtulił się w nią.

Poczuł wilgoć w swoich włosach, ale nie zwracał na to uwagi. Dopiero gdy coś zaczęło mu kapać po szyi wyprostował się. Płakała. Łzy leciały jej ciurkiem. Kapały na niego. Spływały po jego szyi, rękach, plecach. Minęło kilka minut, jak zauważył że stoi w kałuży z jej łez. Nie do końca wiedział o co chodzi. Dopiero po chwilu zdał sobie z tego sprawę. To jej łza. Ta która spłynęła mu kilka minut wcześniej. To była jej łza.

Postanowiła go oczyścić. Nie liczyła się z kosztami. Mogła zapłącić każdą cenę, aby go oczyścić. On dla niej zrobiłby dokładnie to samo.

Długo na siebie patrzeli, aż w końcu Ona odeszła. Wiedzieli, że tak bedzie lepiej. Odkupiła go. Na zawsze będą w swoich pamięciach. On teraz czuł się wolny. Nie. Źle. Nie wolny, odkupiony. Ona go odkupiła. Od teraz ma go zawsze dla siebie. A on ma ją. Nareszcie ma na zawsze swojego Ptysia z Kremem. Zawsze o tym marzył. Od teraz...

Ten post był edytowany przez Agrado: 26.03.2004 13:06


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 29.02.2004 22:36
Post #2 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




Ja już napisałam, że to kocham. Po prostu... zresztą Ty wiesz =)

I czekam na dalszą część oczywiście.

Nom, a co do spraw technicznych to mógłbyś ewentualnie wprowadić akapity, lepiej by się czytało, no i gdzieś jeszcze miałeś taki znak: "??". W sumie to chyba jest albo jeden, albo trzy. Ale pewna nie jestem.

A treść... bosko =*


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Child
post 29.02.2004 22:42
Post #3 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



Pogratulować debiutu, naprawdę. Opowiadanko ma to "coś", co przyciąga i nie pozwala oderwać się aż do końca. A i zaczyna się dość ciekawie, zgodnie z zasadą "trzęsienia ziemi".

Te podwójne pytajniki można wybaczyć.

Czekam niecierpliwie.


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 01.03.2004 09:54
Post #4 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




"Czaszka"

Opowiadanie autobiograficzne cz. 2

Jego czaszka wyglądała jakby miała już kilkaset lat. Nikt specjalnie nie zwracał na nią uwagi. Owszem zmieniała miejsce, ale to za sprawą wiejącego wiatru, który przesunął ją do przodu tylko po to, aby za chwilę wrócić z nią na poprzednie miejsce. Czy jej właściciel interesował się tym, kto wspomni go po śmierci, kto przechodząc przypadkiem chociaż na chwilę go podniesie i się mu przyjrzy? Chyba nie. Nie miał na to czasu. Był za bardzo zapracowany, aby o tym wszystkim myśleć. Jeżeli zdał sobie z tego sprawę, to było już stanowczo ze późno.

Kobieta zawsze szła tędy. Nigdy się jednak nie zatrzymywała. Nie mogła. Była tak zamyślona, że prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy z tego co dzieje się wokół niej. Aż w końcu, ku własnemu zaskoczeniu zatrzymała się. Lekko przestraszona tym nieprzewidywalnym działaniem zaczęła rozglądać się dookoła. Nagle, kilka stóp przed sobą zobaczyła ją... Była zakurzona, brudna, Wydawało jej się nawet, że jest trochę popękana. "Czaszka" - wypowiedziała po cichu. A ona jak na zawołanie przyturlała się pod nogi kobiety, wprawiona w ruch dmącym wiatrem. Kobieta nachyliła się i podniosła czaszkę. Zaczęła ją dokładnie oglądać. Poczuła się jakby dotykała kogoś znajomego. Wyciągnęła białą chusteczkę z kieszeni i zaczęła polerować nią czaszkę.

Jakiś czas to trwało, aż w końcu chusteczka przejęła kolor czaszki. Ta natomiast zaczęła lśnić nienaturalna bielą. Kobieta wyrzuciła chusteczkę i przytuliła do siebie czaszkę. Postała tak chwilę, aż wróciła tą samą drogą, którą przyszła.

Minęło kilka dni nim kobieta ponownie chwyciła czaszkę. Wiedziała, że ma ona jakieś właściwości, nie wiedziała tylko jakie. Wiedziała także, że nie musi jej stale trzymać, ale nie mogła zostawiać jej samej. Podeszła do stolika chwiejnym krokiem i delikatnie chwyciła czaszkę. Przejechała po nią dłonią, po czym zabrała ją ze sobą na kanapę. Usiadła. Cały czas jednak utrzymywała kontakt z czaszką.

Dopiero teraz przyjrzała się jej dokładnie. Z tyłu miał niewielki ślad po zrośnięciu. Nie był zwykły ślad. Był w kształcie półksiężyca. Wiedziała jeszcze, że to o niczym nie świadczy, ale sam fakt, że to mógł być On przyprawiła ją o szybsze bicie serca. Przejrzała ją jeszcze raz. Zwróciła baczną uwagę na szczękę. Brakowało górnej szóstki i siódemki i dolnych dwójki i czwórki. To wzięła już za wystarczający dowód. Co prawda, kto inny mógł by pomyśleć, że szczęka nabawiła się uszczerbków pod wpływem jej wieku. Kobieta jednak wiedziała że to On. Czuła to. Nie pamiętała, kiedy czuła to po raz ostatni.

Chwyciła czaszkę mocniej i przysunęła ją bliżej twarzy. "Więc jednak to dla mnie zrobiłeś" - powiedziała. Była szczęśliwa. Tak szczęśliwa, że musiała go pocałować. I tak też zrobiła. "Dziękuję. Gdybym mogła odwdzięczyła bym ci się" - powiedziała do czaszki, po czym pocałowała go ponownie.

Koślawa noga, stanęła w górce piachu usypanej przez wiatr. Długie włosy "koślawca" zasłaniały jego twarz. Rozglądał się dookoła. Widział szczątki jakiegoś domku. Kawałki drewna walały się po okolicy, porozrzucane przez wicher. "Koślawiec" chciał odejść gdy nagle zobaczył dwie czaszki. Podniósł je. "A więc to wy" - wypowiedział chrypliwym głosem. "Więc jednak to zrobiliście". Przytulił je do siebie. Odchodził w stronę widnokręgu. Ciągle jednak było słychać jego głos - "Dziękuję. Gdybym mógł odwdzięczyłbym się wam..."

Ten post był edytowany przez Agrado: 01.03.2004 09:54


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 01.03.2004 19:08
Post #5 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




Niesamowite.
Wstrząsające.
Przerażające.
Cudowne.

Naprawdę jestem pod wrażeniem. A to nieczęsto się zdarza.

Boskie.


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 01.03.2004 19:43
Post #6 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Wielkie dzieki. Kolejne opowiadanko juz jutro. A tytuł to: "Krew" - opowiadanie autobiograficzne cz. 3


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 01.03.2004 22:21
Post #7 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Bardzo wciagające, bardzo przerażające. Aż nie mogę się doczekać następnej części.


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 01.03.2004 23:58
Post #8 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Kolejne moje opowiadanie, które pojawi sie tutaj w przeciągu najbliższych 24 godzin to "Krew". I pomimo iż jest to "Opowaidanie autobiograficzne cz. 3" to stanowić ono będzie pierwszą część przygód Ishvar. Ponętnej wampirzycy, która walczy przeciw swojemu rodowi.
Odnośnie Ishvar powstanie nowy temat, gdy tylko napiszę drugą część jej krwawych, mrocznych przygód. Zapraszam do lektury i proszę każdego czytającego o ocenę ==> szczerą ocenę.
Dziękuję i Zapraszam.

Ten post był edytowany przez Agrado: 02.03.2004 00:06


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Elvlanden
post 02.03.2004 16:55
Post #9 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 7
Dołączył: 12.01.2004
Skąd: Z Zapadłej mieściny jaką jest Józefów...




Brrrrrrrr


Takie to... straszne?
.... inne?

Wkażdym razie Super cheess.gif


--------------------



Czemu?...
Dlaczego?!...
Tak wiele pytań...
Tak mało odpowiedzi...



User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Meridien Auris
post 02.03.2004 18:52
Post #10 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden

Płeć: Kobieta



<Nadaj jestem na lekach>

Ciekawe to, ale żeby mnie straszyło, jak niektórych, to bym nie powiedziała.
Stym masz dobry, lepszy niż część osób, których opowiadaniam czytałam w swoim życiu ( a było tego całkiem sporo!), więc masz się z czego cieszyć. Piszesz fajnie i nawet wciągajaco jak dla mnie.
Ogółem 5



--------------------
||Grafiki|| <= moje prace na DeviantArt
||Muggle|| <= wiadomo :)
||Forum Antrim|| <= zaglądać, mam nadzieję, że się spodoba :D
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 02.03.2004 21:18
Post #11 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Oto kolejne opowiadanie. Jest to pierwsza częśc przygód wampirzycy Ishtar. Jest nieco słabsze od moich poprzednich opowiadań. Kolejne losy Ishtar w nowym temacie "Pamiętniki Ishtar", a tutaj będą dalej moje opowiadanka, utrzymane w takim klimacie jak te poprzednie. Kolejne opowiadanie to "Kości", a tymczasem:


"Krew" - opowiadanie autobiograficzne cz. 3

Gdy tylko przestąpiła próg Kościoła, od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Przystanęła na chwilę i w tym samym momencie trysnęła na nią fontanna krwi. Niewiele myśląc zaczęła biec w kierunku ołtarza. Zerkała na twarze mijanych osób. Zdziwiło ją to, że pomimo tak wczesnej pory Kościół zapełniony jest ludźmi. Nikt jednak nie zwracał uwagi na zakrwawioną Ishvar, ani na to, że goniło ją kilku wampirów.

Ołtarz przeskoczyła zwinnie. Stanęła po jego drugiej stronie i wlepiła wzrok w biegnące ku niej wampiry. Wiedziała, co się w takiej sytuacji robi, w końcu nie robiła tego po raz pierwszy, jednak nadal odczuwała lekkie zdenerwowanie. „A jeśli tym razem się nie uda?” – pomyślała sobie. Jednak aby udzielić odpowiedzi było już za późno. Jeden z wampirów uczepił się jej ramienia. Niewiele brakowało, a Ishvar stałaby się jego kąskiem. Zwinnym ruchem wyjęła miecz z pochwy i wbiła go wampirowi w brzuch. Ten natychmiast osunął się na podłogę. Drugi był już coraz bliżej ołtarza. Gdy dzieliło go dosłownie kilka stóp Ishvar skoczyła do góry kierując swoim „lotem” w stronę ołtarza. Tuż pod nią znalazł się drugi wampir. Odepchnęła się od niego nogą jednocześnie wbijając miecz w jego plecy.

Wyprostowała się. Postała chwilę, aż usłyszała odgłos upadającego ciała. Myślała, że to już koniec. Była tego wręcz pewna. Zbliżała się do wyjścia, wszyscy wierni zerwali z ław i zaczęli biec w jej stronę. Ishvar odwróciła się i zobaczyła, jak każda a osób zrywa z siebie skórę, spod której wyłonił „świeży” wampir. Stała tak do czasu, gdy wszyscy ją otoczyli.
- I co ja teraz zrobię!? – krzyknęła
- Przestaniesz pić
Odpowiedź ją zdziwiła. Chwilę trwało, aż zorientowała się, że leży w swoim wielkim łóżku, a nad nią stoi Kev. Wiedziała, że z nim jest bezpieczna. Szybko zrzuciła z siebie kołdrę i usiadła na łóżku.
- To już jutro – powiedziała
- Chcesz kawy? – zapytał Kev
- Ja mówię poważnie
- Ja tez. Chcesz?
- Uwierz mi. Miałam wizje. Tym razem była strasznie realistyczna. Jestem na sto procent pewna, że to wydarzy się jutro.
Kev nalał kawy do kubków i postawił je na stole.
- Powiedz mi szczerze Ishtar, kiedy ostatni raz wydarzyło się cos związanego z twoją wizją?
- Nie pamiętam. Ale teraz to jest pewne. Uwierz mi.
- Gdzie?
- W Kaplicy Św. Jana
Kev zrobił się czerwony na twarzy od smiechu. Z trudem wydusił z siebie kolejna wypowiedź.
- Przecież ta Kaplica jest we władaniu kardynała Sykstusa, a Oni czują przed nim respekt i nie odważą się go zaatakować.
- Wierzysz w to? Dopijemy kawę i się pakujemy
- Ishtar...
- Chcesz wrócić do Goriana?
To uciszyło Keva. Spojrzał na Ishtar, która w tym momencie nie patrzyła na niego. Wiedziała, że powiedziała coś, czego nie powinna. Zależało jej na Kevie. Pomimo iż był tylko jej „szoferem” i pomocnikiem wiedziała, że bez niego sobie nie poradzi. A Keva można było łatwo urazić. Zwłaszcza, gdy wspomina się o Gorianie. Był on były „szefem” Keva, który wykorzystywał go w każdy możliwy sposób. Ishvar odkupiła Keva, na „okres próbny”. W każdym momencie mogła oddać. Tak samo Gorian w każdym momencie mógł go zabrać do siebie. Obiecała mu jednak, że nigdy go nie odda.

Szli zaśnieżonym stokiem już około pięciu godzin. Byli zmęczeni. Wiedzieli jednak, że nie mogą się zatrzymać. Zostało im jeszcze około czterech godzin marszu zanim dotrą do kaplicy. Mieli około dwie godziny w zapasie. Wiedzieli jednak, że jeżeli usiądą na chwilę i się zdrzemną to nie dotrą tam na czas. Woleli przybyć kilka godzin wcześniej, niż spóźnić się chociażby o sekundę.

Śnieżny wicher dmuchał im prosto w twarz. Po ich twarzach można był dostrzec, że są na skraju wytrzymałości. Jednak dalej parli na przód. Żadne z nich się do siebie nie odzywało. Albo nie chcieli, albo nie mieli siły.

Po kilku minutach doszli do zbocza wzgórza, z którego widać już było Kaplicę. Szybkim krokiem zeszli w dół.
- Mamy już niewiele czasu Kev
Lecz on nie odpowiedział. Szedł raźno na przód w ogóle nie zwracając uwagi na swoją towarzyszkę. Dopiero, gdy stanął pod Kaplicą, zorientował się, że Ishvar jeszcze nie doszła. Rozejrzał się dookoła i zauważył ją kilka stóp od siebie.
- To ten co nie chciał tu iść – powiedziała gdy doszła
- Wyglądasz na zmęczoną – na twarzy zawitał mu uśmiech, którego Ishvar nie widziała od dłuższego czasu.

Popatrzyli chwilę na siebie, po czym weszli do Kaplicy. Od razu wyczuli na sobie wzrok kardynała. Zajęli miejsca w ostatnim rzędzie. Kardynał nie zwracając dalej na nich uwagi rozpoczął mszę.
- Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na mszy
- Podobno wam to szkodzi
- W moim przypadku już mi nic nie zaszkodzi. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
- Czyli wracam do domu sam?
Ishvar nie wiedziała co odpowiedzieć, dlatego siedziała cicho.

Kardynał oddał głos młodemu diakonowi i zaczął zbliżać się do Ishvar i Keva. Usiadł koło nich.
- A od kiedy to wampiry bywają w Kościele? - zapytał
- Odkąd Kościołowi grozi niebezpieczeństwo
- Nam niebezpieczeństwo? Chyba już ci się Ishvar na mózg rzuciło.
W tym samym momencie diakon wrzasnął „Więc ruszcie z nami na pielgrzymke” po czym skoczył do góry i wylądował prosto obok kardynała i chwycił go za szyję, po czym próbował się w niego wgryźć. Ishvar bez zastanowienia wstała i wydobyła miecz, po czym wbiła go w plecy diakona. Kardynał nie krył zdziwienia. Ishvar wyszła, z ławy i stanęła na środku. Zerknęła na czarę, z woda święconą, która w tej chwili zaczęła zmieniać się w krew. Patrzyła tak dłużej, aż w końcu zawartość czary zaczęła się buzować, po czym chlusnęła na Ishvar. Za nią otworzyły się drzwi. Wyszło z nich dwóch wampirów o dośc sporych rozmiarach. Ishvar przypomniała sobie swój sen. Zaczęła biec w kierunku ołtarza. Ołtarz przeskoczyła zwinnie. Stanęła po jego drugiej stronie i wlepiła wzrok w biegnące ku niej wampiry. Wiedziała, co się w takiej sytuacji robi, w końcu nie robiła tego po raz pierwszy, jednak nadal odczuwała lekkie zdenerwowanie. „A jeśli tym razem się nie uda?” – pomyślała sobie. Jednak aby udzielić odpowiedzi było już za późno. Jeden z wampirów uczepił się jej ramienia. Niewiele brakowało, a Ishvar stałaby się jego kąskiem. Zwinnym ruchem wyjęła miecz z pochwy i wbiła go wampirowi w brzuch. Ten natychmiast osunął się na podłogę. Drugi był już coraz bliżej ołtarza. Gdy dzieliło go dosłownie kilka stóp Ishvar skoczyła do góry kierując swoim „lotem” w stronę ołtarza. Tuż pod nią znalazł się drugi wampir. Odepchnęła się od niego nogą jednocześnie wbijając miecz w jego plecy.

Podeszła do Keva i Kardynała. Chwyciła przyjaciela za rekę dając mu znak, że czas już na nich. Gdy podchodzili do drzwi, wszyscy zerwali się z ław i zaczeli biec w ich kierunku. Okrążyli ich i zaczęli zrywać z siebie skórę. Kardynał zaczął się drzeć i uciekł. Ishvar i Kev zostali sami. Popatrzyli na siebie, po czym kiwneli głowami. Ishvar chwyciła miecz, a Kev wyjął zza płaszcza coś na kształt pistoletu. Rozpoczęła się walka. Ishvar wojowała z mieczem. Kev natomiast strzelał. Każdy kto znalazł kto znalazł się trasie jego strzału został odrzucany na drugi koniec kościoła.

Myśleli, że to się nigdy nie skończy. W końcu bezpiecznie wyszli z Kaplicy. Gdy oddali się od niej wybiegł Kardynał.
- Musimy porozmawiać – krzyknął
- Wiem. Ale jeszcze nie teraz – wyszeptała Ishtar
Oddali się z Kevem. Gdy prawie znikneli Kev chwycił ją za reke. Ona natychmiast wyrwała się i trzepnęła go dłonią w głowe. Przez resztę drogi się do siebie już nie odzywali.

cdn...


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 03.03.2004 15:10
Post #12 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




Ta część jest niesamowita. Po prostu brak mi słów. Cudo. Przerażające miejscami, ale wiesz czytając ją miałam wrażenie jakby wszystkie wydarzenia rozgrywały się przed moimi oczami. A to duża zaleta. Słowem -- działa na wyobraźnię.

To nic, że nie widzę związku ze wcześniejszymi częściami, pewnie za głupia jestem =) ale mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać. =)


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 05.03.2004 17:55
Post #13 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Kolejne opowiadanie - uważam że najsłabsze ze wszystkich, które napisałem do tej pory

"Orzeł czy Reszka? - opowiadanie autobiograficzne. 4

Jedyna osobą, zainteresowaną całą ceremonią był przedsiębiorca pogrzebowy. Wiedział, że bez względu na to jak potoczy się ceremonia dostanie należne pieniądze i będzie mógł zapewnić rodzinie jedzenie na jakiś czas. Przybył jeszcze przed czasem i usiadł wygodnie w pierwszym rzędzie. Przypatrzył się wszystkiemu. Położeniu trumny, wystrojowi wnętrza, układowi ławek. Prawdę mówiąc niewiele go to wszystko obchodziło, ale chciał aby klient nie grymasił przy wręczaniu honorarium.

Ceremonia odbyła się bez zastrzeżeń. Kapłan przeprowadził mszę, po której trumnę wywieziono i złożono do pobliskiego grobu. Nadeszła chwila, której nienawidził. Wszyscy podeszli złożyć kondolencje rodzinie zmarłego, przez cały czas słyszał wzdychania, szlochy. Zastanawiał się, po co on tu jeszcze jest. Przecież równie dobrze mógł wziąć pieniądze przed całym zajściem i teraz zapewne zarabiał by na innym kliencie, a tych nie brakuje.

Przed wyjściem z cmentarza zaczepił go starszy mężczyzna. Nie wyglądał najlepiej. Można by rzec, że w ogóle nie wyglądał. Po krótkim czasie rozpoznał w nim swojego zleceniodawcę. Mężczyzna wysunął rękę w geście powitania, jednak on się cofnął.
- Sądzę, że możemy obyć się bez tego
Mężczyzna nie wiedział jak zareagować. Przyglądał mu się, jednak nie mógł nic dostrzec. Przedsiębiorca był bowiem ubrany w czarny płaszcz, z długim kapturem. Nawet dłonie nie wystawały mu z rękawów, a końcówkę płaszcza ciągnął po ziemi.
- Był za młody żeby odejść – wyszlochał mężczyzna
- Śmierć przychodzi punktualnie – skwitował przedsiębiorca
- To nie było śmieszne – warknął oburzony
- I nie miało być. Nie płacą mi, za poczucie humoru, tylko za przygotowanie ceremonii. 70 dukatów
- Słucham
- Jest mi pan winny 70 dukatów
Mężczyzna wyciągnął pieniądze i wręczył je przedsiębiorcy. Ten wyciągnął po nie rękę. Mężczyzna natychmiast osłupiał. Ujrzał kościstą w pełni tego słowa znaczeniu dłoń. Wrzucił pieniądze i wyszeptał „Dziękuję”, po czym odszedł równie szybko jak się pojawił.

Minęło kilka dni, zanim ponownie poczuł się potrzebny. Zdziwił się, że musiało minąć, aż tyle czasu. Opracował już swój sposób na klientów. Posiadał niezwykłą zdolność przekonywania człowieka.

Zapukał dwa razy do jego drzwi. Minęło trochę czasu, aż mu otworzono. W drzwiach pojawił się siwy, schorowany starzec.
- A Pan do kogo? – wycharczał starzec
- Do Pana
Po chwili siedział już w jego domu. Rozsiadł się wygodnie w fotelu. Objął wzrokiem całe mieszkanie i ponownie skupił swoją uwagę na „kliencie”.
- Jaki jest cel pańskiej wizyty?
Westchnął parę razy zanim mu odpowiedział.
- Pan
- Nie rozumiem?
- Przyszedłem po Pana. Już nadszedł czas.
Staruszek zaczął się śmiać. Pomimo starego wieku śmiał się jak dziecko. Chwila brakowała, a starzec turlał by się po ziemi. Co chwile zerkał na przedsiębiorcę. Po pewnym czasie, gdy zauważył, że ten ma cały czas kamienną twarz ucichł. Poprawił się na fotelu wlepił swój wzrok w gościa.

Starcowi wytłumaczono wszystko po kolei. Ten jednak niewiele z tego zrozumiał. Wciąż patrzył wzrokiem dziecka ukrywającego się przed odpowiedzią.
- Nie można tego uniknąć?
Przedsiębiorca uśmiechnął się. Włożył rękę do kieszeni i chwilę w niej pogrzebał. Po chwili wyjął złotą monetę.
- Można. Wystarczy ze mną wygrać
- Orzeł czy reszka?
- Dokładnie, ale na moich zasadach.
- To znaczy
Przedsiębiorca zsunął rękaw z dłoni i położył ja na stole. Mężczyzna wlepił w nią wzrok. Dłoń lekko uniosła się nad stołem.
- Orzeł ja wygrywam, reszka ty przegrywasz
Po tych słowach natychmiast podrzucił monetą. Mężczyzna skupił na niej swój wzrok. Moneta długo wirowała w powietrzu po czym zaczęła opadać. Spadła na stół równo z głową mężczyzny turlającą się po podłodze.
- Orzeł. Wygrałem – ucieszył się przedsiębiorca
Schował monetę i poprawił płaszcz, pod którym ciągle widoczne było lśniące, metalowe ostrze.

Obudził go koszmarny sen. Szybko wstał i wyszedł na zewnątrz. Chodził po okolicy, aż wreszcie zaczepił go pewien mężczyzna. Podszedł bliżej. Stanął akurat tak, że księżyc oświetlał jego twarz. Rozpoznał w nim starca.
- Może pogramy? – spytał
- Ale ty przecież...
- Nadszedł twój czas. Orzeł ja wygrywam, reszka ty przegrywasz.
Moneta momentalnie wbiła się w powietrze. Po chwili spadła obok leżącego na ziemi płaszcza przedsiębiorcy. W tle można było usłyszeć śmiech starca, przerywany słowami „Reszka. Przegrałeś”. Potworny śmiech w błyskawicznym tempie wypełnił całe miasto. Starzec zniknął w cieniu jednego z budynków...





--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
anagda
post 05.03.2004 20:43
Post #14 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1994
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Kobieta



fajowe. tak jak i zresztą towje inne opowiadania. powiem, masz chłopie talent!


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 06.03.2004 21:26
Post #15 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Naprawdę piękne i interesujące.
Nie wiem jak wyrazić mój zachwyt.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 06.03.2004 22:02
Post #16 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Kroniki Evergarden cz.I
Nieszczęścia chodzą... trójkami


Czerwone słońce chyliło się ku zachodowi. Z pobliskich wzgórz zaczęli wszyscy schodzić, gdyż dobrze wiedzieli, że bycie tu o tej porze, może zakończyć się tragicznie. Nikt, jednak wiedział dlaczego. Od kilku rozchodziła się tu legenda o „potrójnych braciach”, którzy zabijają każdego, kogo napotkają. Nigdy jednak nie znaleziono tutaj żadnego trupa, a tym bardziej nie było żadnych doniesień o tym, że ktoś zobaczył „potrójnych”. Co chwila jednak rozchodziły się słuchy, o tym że kolejni mieszkańcy Abor zaginęli. Jedni uzasadniali to sobie tym, że zabili ich bracia, a inni tym, że poszli poszukać lepszego schronienia niż to śmierdzące i zagnojone Abor.

Minęło już pól nocy. Nieopodal stoków handlowych można było zauważyć kilka pojedynczych orków. Zjawiają się tutaj co noc, aby pogrzebać w śmieciach, które zostawili handlowcy i znaleźć coś do jedzenia. To był jeszcze jeden powód, dla którego wyjście po zmroku na stok mógłby skończyć się śmiertelnie. Każdy kto tu mieszkał wiedział, że „głodny Ork to zły Ork”. Oczywiście jeszcze nikt się o tym nie przekonał na własnej skórze, bo jeszcze nikt nie miał odwagi wyjśc.

Stok był od północnej strony otoczony lasem. To tam Orkowie składali swoje znaleziska. Zawsze schodzili tam pojedynczo. Byli przekonani, że nic im nie zagrozi. Jeden z Orków chwycił wór i zszedł z nim do lasu. Natychmiast rozległ się krzyk. Pozostali Orkowie spojrzeli na siebie, po czym zeszli sprawdzić co się dzieje. Ujrzeli tam swojego kompana pozbawionego głowy. Worka też nie było. Przerażeni zaczęli rozglądać się dookoła. Akurat najmniej im zależało na tym, aby podzielić los kompana. Po chwili stanęła przed nimi ogromna postać. Nie była wysoka, niższa od Orków, jednak szersza od nich. Postać podchodziła coraz bliżej. Orkowie nie wiedzieli co robić. Jeden z nich miał przypływ męstwa i ruszył w stronę nieznajomego. Ten natychmiast rzucił się na Orka i po chwilę trwającej szarpaninie powalił go na ziemie. Zdziwiło to pozostałych. Byli zbyt przerażeni aby rozsądnie myśleć. Nieznajomy jednak stanął. Minęła chwila aż się rozdzielił. Z jednej szerokiej postaci powstały trzy, rozmiarów zwykłego człowieka, które w pojedynkę nie są w stanie zagrozić Orkowi.

Samotny wędrowiec przemierzał równiny. Pomimo panującego mroku, można było na jego twarzy pokrytej srebrną księżycową poświatą, iż jest już zmęczony. Szedł w kierunku Abor. Kilka minut go dzieliło od stoków handlowych. Nie był tutejszy, więc nie wiedział o kryjących się tu niebezpieczeństwach.

Właśnie zbliżał się do stoków, gdy jego uwagę przykuło coś w lesie. Niewiele myśląc podszedł bliżej. Gdy tylko przecisnął się przez zarośla zauważył ciała Orków. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby zobaczył jednego Orka, bo czasami zdarza im się zdechnąć po drodze, ale cztery zmarłe Orki wydawały się wędrowcowi dość dziwne. Przez myśl przeszło mu, że skoro coś zabiło te Orki, to nie miałoby najmniejszego problemu z pozbyciem się małego chuderlawego człowieczka. Natychmiast zawrócił na ścieżkę. Zrobił kilka kroków, po czym usłyszał za sobą dziwny odgłos. Oczyma wyobraźni zobaczył wielką, zębatą bestię, która najpierw pozbyła się Orków a teraz poluje na niego. Przyśpieszył kroku. Ponownie usłyszał szelest. Odwrócił się raz jeszcze i ujrzał za sobą trzy ciemne postacie. Podeszły bliżej niego. Wędrowiec stał sparaliżowany ze strachu.
- Przepraszamy. Nie chcieliśmy pana przestraszyć – powiedzieli chórem
- Nic się nie stało. Tylko zobaczyłem te Orki, tam w lesie – powiedział wskazując palcem na las – i pomyślałem sobie, że teraz ten potwór co je zabił ściga i mnie.
Nieznajomi podeszli bliżej wędrowca.
- Więc pan też to widział? – mówili chórem – Zdziwiło nas to. Żeby cztery Orki od razu? Jaka to bestia musiała być.
- Pewnie ogromna. I bardzo możliwe, że gdzieś tu jest.
- Owszem. Dlatego sądzimy, że nie warto tak stać i rozmyślać, tylko ruszyć dalej.

Minął spory kawał drogi nim nieznajomi odezwali się ponownie.
- A pan tak sam?
- Niestety tak. Ale to nic.
- A można wiedzieć kim pan jest?
Mężczyzna wziął głęboki oddech. Nie miał w zwyczaju rozmawiania z nieznajomymi, jednak perspektywa liczniejszej obrony przed pogromcą Orków była silniejsza.
- Jestem Avinus Chother, wędrowiec. Okrążam cała krainę i ją opisuje. A wy to?
- NIE-SZCZĘ-ŚCIE – każdy z nich wymówił po jednej sylabie
Wędrowiec wydawał się w ogóle nie poruszony otrzymaną odpowiedzią. Szedł dalej. NIE-SZCZĘ-ŚCIE mu towarzyszyło.
- A dokąd idziecie?
- Musimy się dostać do Abor. I ty nam w tym pomożesz.
„Potrójni” otoczyli wędrowca, nie dając mu żadnej szansy na ewentualna ucieczkę.
- Nie za bardzo rozumiem
- Już ci tłumaczymy. Kiedyś zostaliśmy wygnani z Abor, do tej pory nie wiemy dlaczego. Wiemy tylko tyle, że nas nienawidzą. Musimy się tam dostać i wyjaśnić całą sytuację.
Wędrowiec uśmiechnął się.
- Chyba nie jestem w stanie wam pomóc.
Po tych słowach „potrójni” spojrzeli na siebie po kolei i znak iż się zgadzają kiwnęli głową. Wznieśli się w górę i zaczęli wirować nad wędrowcem. Co chwila jeden z nich przybliżał się do wędrowca i śmiał mu się w twarz. Mężczyzna nie wiedział co robić. Patrzył cały czas w górę. Nagle „potrójni” zatrzymali się nad wędrowcem...

Abor już budziło się ze snu. Nie było jeszcze całkiem widno, zatem w niektórych domkach zapalały się światła. Nikt nie chciał jeszcze wychodzić na zewnątrz, ponieważ było jeszcze zimno. Był to ten okres kiedy w dzień na kamieniach można było smażyć jaja, a w nocy i wczesnym rankiem zamarzały rzeki. Wszyscy jeszcze grzali się w swoich domkach. Tylko strażnik przy bramie siedział owinięty kocem w swojej stróżówce. Musiał jednak wstać i wyściubić nos na ziąb ponieważ ktoś krzątał się przy bramie. Cały się trzęsący podszedł do bramy i uchylił wizjer.
- Czego? – burknął nikogo nie widząc
Za chwilę przed bramą pojawił się wędrowiec.
- Witam. Jestem wędrowcem z Allyennen. Szukam schronienia na jakiś czas. Chciałbym się ugrzać.
Strażnik popatrzył na wędrowca. Lekko uchylił wrota i razem z psem wyściubili nos na zewnątrz. Pies nie zareagował tak jakby oczekiwał strażnik. Obejrzał wędrowca dokładnie po czym szybko schował się do budki swojego pana. Strażnik wpuścił wędrowca.

W jedynej w mieście kantynie, na miejscu przy piecu siedział wędrowiec. Pił grzane wino ze swojego kufla, po raz trzeci już wymienionego przez gospodarza. Ponieważ w kantynie nie było ruchu gospodarz dosiadł się do wędrowca.
- Skąd pan przybywa? – zapytał donośnym głosem gospodarz
- Z odległego świata. To i tak nic panu nie powie.
- To może by się chociaż pan przedstawił ?
Wędrowiec spojrzał na gospodarza, po czym się uśmiechnął.
- Nazywam się NIESZCZĘŚCIE
Wędrowiec uniósł się nad stół i rzucił się na gospodarza. Z palców wysunęły mu się ogromne pazury, które wbił w ciało gospodarza.
- To za dawne czasy – powiedział zlizując jego krew ze swoich pazurów
W tym samym czasie do środka wszedł młody chłopak. Wędrowiec podszedł do niego. Pogłaskał go delikatnie po głowie.
- Zaraz się tobą zajmę

Na plac w środku miasta wbiegł chłopiec
- Chodźcie szybko do kantyny. Cos się dzieje.
Po chwili całe miasto zebrało się w kantynie. Na jej środku stał wędrowiec. Chłopiec, który wchodził jako ostatni zamknął za sobą drzwi.

W ciemnym pokoju siedział młody chłopiec. Obok niego siedział młody mężczyzna.
- Zabił wszystkich – chłopak szlochał – nie wiem jak on to zrobił, ale zwabił wszystkich do środka i zamordował. Tylko ja się schowałem.
Mężczyzna pogłaskał chłopaka po głowie.
- A jak się nazywasz chłopcze?


cdn...

Ten post był edytowany przez Agrado: 08.03.2004 22:00


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hefaj
post 06.03.2004 22:20
Post #17 

Cenzor


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 851
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Katofaszystów k./ Ciemnogrodu

Płeć: Mężczyzna



Świetne. Zwłaszcza ostatnie. Brakuje słów.
To chyba jedyne opowiadanie które czytałem z zapartym tchem.


--------------------

Ciemnogrodzkie ogłoszenie:
Jestem strasznym , agresywnym i wojującym katofaszystą , używam nieekologicznego mydła , nienawidzę wszystkiego co się rusza łącznie z Żydami i Arabami , kocham Hitlera i jest on dla mnie Bogiem , biję gejów , lesbijki i murzynów , jestem łysy , mam bejzbola , należę do 8 bojówek neofaszystowsko/nazistowsko/frankistowsko/skinowskich , codzień palę flagę Izraela , kocham Mein Kampf , słucham Radia Maryja , popieram PiS , LPR i PPN , mam moherowy beret , podejdź a odgryzę ci lewe ucho.

W obawie przed życiem i zdrowiem nie klikaj tego linka!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 07.03.2004 17:05
Post #18 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




Niesamowite. Nie no, ja już nawet nie umiem znaleźć słów, żeby Ci powiedzieć, jak bardzo to jest wspaniałe. Nie wiem, skąd bierzesz te pomysły wszystkie... ale mam nadzieję, że mnie tam kiedyś zaprowadzisz =) ostatnie jest genialne, mimo całej swej brutalności, która często mnie denerwuje. Ale nie tu. Brawo.


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 08.03.2004 21:58
Post #19 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




A teraz kolejna część Kronik Evergarden - Nieszczęścia chodzą... trójkami

Kroniki Evergarden cz. II

„Zaraza” cz.I


Od lat nikt już nie chodził tą ścieżką. Powoli stawała się zapomniana. Po tym co się tu wydarzyło nikt nie chciał tędy chodzić. Krążyły słuchy, że duchy zmarłych mszczą się za wyrządzoną krzywdę. Kto jednak w to wierzył. Owszem, czasami trafił się ktoś, kto szedł tędy do Abor, ale tylko po to aby sprawdzić czy nie zabłąkał się tu żaden bezdomny. Jednak nawet oni nie chcieli tu mieszkać. Bali się. Przerażało ich to co się tu stało. Przerażały ich do tej pory jeszcze leżące trupy, po wyglądzie których można było stwierdzić, że wydarzyło się tutaj coś okropnego. Że zginęli brutalną śmiercią. Zadziwiał jeszcze jeden fakt – że pomimo prawie ośmiu latach żadne ciało nie weszło w stan rozkładu. Wyglądało to tak, jakby ktoś pozostawił tu fotografię po tych wydarzeniach.

Allynen nie było przychylnie nastawione do obcych. Jeszcze kilka lat temu wpuszczali wszystkich i słynęli jako najgościnniejsze miasto na zachód od Gervick, jednak od czasu wydarzeń w Abor zmienili swoje podejście. Każdego dokładnie rewidowali. Zatrudnili nawet czarowników, którzy mieli sprawdzać, czy czasem w żadnym gościu nie czai się zło. Dopiero gdy przeszło się kontrolę można było wejść. Było się jednak szczególnie obserwowanym. Między innymi właśnie dlatego żaden z gości nie zabawił tutaj dłużej niż jedną dobę.

Jak w każdym mieście, tak i tu znajdowała się kantyna. Była jednak inna niż wszystkie pozostałe w całym Evergarden. To tu właśnie spotykały się najwybitniejsze postacie, które kiedykolwiek chodziły po powierzchni kraju. Do dziś dnia przy wejściu wmurowana jest tablica upamiętniająca jednego z najbardziej znanych wędrowców – Avinusa Chothera, który zginął podczas masakry w Abor. Do dzisiaj rozchodzą się legendy na jego temat. O tym jak pozostawiony samotnie przez kompanów zabił Wielkiego Krasnoluda w pojedynku pod Costeyan. Osobiście Av nic nie miał do innych ras, jednak ten krasnolud wyjątkowo dawał się we znaki mieszkańcom pobliskiego miasta. Jedna z plotek nawet głosi że niedaleko stoków handlowych przy Abor został zaatakowany przez czterech Orków i doskonale sobie z nimi poradził. Kilka godzin później został makabrycznie zamordowany, podobnie jak inni mieszkańcy Abor. Do tej pory nie wiadomo, co było przyczyna tragedii.

Tawerna była prawie pełna. Każdy ściskał w dłoni swój kufel piwa i zażerał się pieczonym prosiakiem. Gospodyni latała od stołu do stołu i co chwila dolewała piwa, lub grzanego wina. Wyręczyć by ją mogły kelnerki, jednak zajęte były nawiązywaniem znajomości z gośćmi tawerny.

Przy jednym ze stolików siedział już mocno podpity mężczyzna. Pił piwo za piwem, i nie zwracał uwagi na to co się obok niego dzieje. Nawet bard, opowiadający losy Avinusa Chothera nie był w stanie przykuć jego uwagi. Mężczyzna skończył kolejne piwo. Odłożył z hukiem kufel i rozejrzał się dookoła. Kilka stolików dalej zauważył krasnoluda. Ucieszył się. Już dawno nie widział krasnoluda. Żywego krasnoluda.
- Krasnoludy to najgorsza rasa jaka kiedykolwiek powstała – wykrzyczał w stronę krasnoluda
Widząc, że krasnolud nie zareagował mężczyzna ponowił próbę zwrócenia uwagi.
- Słyszysz mnie gruby karle?
Krasnolud zareagował. Popatrzył na swoich przyjaciół. Skoro go nie zatrzymywali, to oznacza, że dali mu przyzwolenie. Krasnolud natychmiast zerwał się z miejsca. Wskoczył na stół mężczyzny i przywalił mu pięścią. Mężczyzna padł na ziemię. Próbował wstać, jednak czuł na sobie jakiś dziwny ciężar. Gdy otworzył oczy okazało się że siedzi na nim krasnolud, który nadal okładał go pięściami. Zaraz otoczyli ich wszyscy goście karczmy, tylko bard dalej siedział przy kominku i snuł swoją opowieść. Mężczyzna zebrał wszystkie siły, po czym chwycił krasnoluda za kaftan i rzucił w powietrze. Teraz mógł spokojnie wstać.

Natychmiast podeszła do niego gospodyni.
- Laikonen co ty wyprawiasz?
- To on zaczął – odpowiedział wskazując na krasnoluda, który
podniósł się z podłogi i zaczął napierać w kierunku Laikonena. Przed ich zderzeniem powstrzymała gospodyni, która chwyciła krasnoluda za kaftan i podniosła do góry.
- Dosyć! – wrzasnęła – Nie tutaj. Chcecie się bić to wyjdźcie stąd. Już i tak tutaj niezłego bałaganu narobiliście. Chyba, że mam przestać was wpuszczać.
- Mnie już nie ma –powiedział Laikonen wychodząc z karczmy.
Krasnolud chciał podreptać za nim, jednak zdał sobie sprawę, że cały czas trzymany jest przez gospodynie, do której po raz pierwszy się uśmiechnął.

Idąc spać nękał go już potworny ból głowy. Myślał, że sen mu dobrze zrobi. Jednak nie pozwolono mu się wyspać. W środku nocy ktoś zapukał do jego pokoju. Laikonen potrzebował trochę czasu, aby usłyszeć pukanie. Jeszcze więcej czasu minęło nim otworzył drzwi. Myślał, że przez to czekanie ten ktoś po drugiej stronie się rozmyśli, lecz były to jednak jego marzenia.

Otworzył drzwi. Za nimi ujrzał swojego przyjaciela – Setera, ubranego w długi czarny płaszcz. Jego siwe włosy opadały swobodnie na ramiona.
- Seter, stary przyjacielu wejdź.
Laikonen zamknął drzwi i nastawił wodę na ogniu.
- Co Cię do mnie sprowadza?
Seter rozejrzał się po pokoiku, po czym skupił swój wzrok na Laikonenie.
- Wyruszam do Abor
- Ogłupiałeś? Przecież wiesz co tam się stało. A jeśli to coś nadal tam jest?
- To je zniszczymy.
- Jak to „my”? – zapytał zdziwiony
- Normalnie. Mam nadzieję, że pójdziesz ze mną. Wyruszy jeszcze ze mną dwóch przyjaciół. Na pewno o nich słyszałeś.
Laikonen poszedł wsypać do kubków jakiegoś proszku, który następnie zalał woda z czajnika. Położył wszystko na stoliku i usiadł przed Seterem.
- Żadne Abor. Lyon, Missereth. Wszystko, tylko nie Abor.
- Siedemset pięćdziesiąt tysięcy sztuk złota.
- Słucham?
- Dokładnie to co słyszałeś. Na łebka. W życiu tyle nie zarobisz, choćbyś nie wiem ile pracował – uśmiechnął się Laikonena, po czym wstał i ruszył w kierunku drzwi – Jakbyś się zdecydował, to do południa będę w karczmie. Potem ruszam.
Wyszedł. Laikonen cały czas rozmyślał o kwocie o jakiej wspomniał Seter. Perspektywa zarobienia siedmiuset pięćdziesięciu tysięcy była kusząca, jednak czy aż na tyle, aby ryzykować własnym życiem.

Obudził się później niż planował. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, kiedy wyjrzał przez okno. Szybko się ubrał i wyleciał na dół. Do karczmy nie było daleko, pokonał więc ta trasę bardzo szybko. Jednak nadal zastanawiał się nad tym czy dobrze robi.

To co zobaczył w środku gospody zdziwiło go. Była pusta. Zajęte były tylko miejsca pod ścianą. Tam właśnie siedział Seter. Laikonen podszedł do niego.
- A gdzie reszta?
- Zaraz przyjdą. Usiądź. Napijesz się czegoś?
- Może piwa.
Seter dał znak gospodyni, aby przyniosła jedno piwa. Zamówienie wykonała ekspresowo.
- Już wytrzeźwiałeś Laikonen? – zapytała odchodząc
Nie oczekiwała jednak odpowiedzi. Seter spojrzał na niego.
- Można wiedzieć o co chodziło?
Laikonen pokręcił głową, po czym przysunął do siebie kufel z piwem.
- Wczoraj pobiłem się z krasnoludem – kończąc zdanie Laikonen
spojrzał w kierunku wejścia. Stał tam jakiś człowiek, a obok niego zarysowała się mała postać. Laikonen nie zwrócił na nich uwagi, do czasu gdy podeszli do ich stolika.
- Siadajcie – nakazał Seter – poznajcie się: Laikonen -powiedział wskazując na niego - a to Vilhel , najpotężniejszy krasnolud w całej okolicy i Rottir, wojownik, dla którego nie straszny żaden potwór.
Laikonen był lekko zmieszany. W Vilhelu rozpoznał bowiem tego samego krasnoluda, z którym wczoraj stoczył „pojedynek”.
- Miło mi – powiedział Rottir wyciągając rękę w kierunku Laikonena
- A mnie nie – wtrącił Vilhel – nie rozmawiam z ludźmi, którzy wyzywają krasnoludy, a potem zganiają na nich całą winę, a...
- Vilhel – przerwał Seter – Laik na pewno nie wiedział kim jesteś, a poza tym był pijany i nie panował nad sobą.
- To żadne wytłumaczenie

W kilka godzin później wszyscy już byli spakowani. Ruszyli w drogę. Nikt specjalnie nie zwracał na nich uwagi. Tylko czarownik przy wyjściu odprawił przy nich jakiś rytuał, mający ich przed czymś chronić. Wyszli za bramę miasta. Ruszyli w kierunku stoków handlowych, od których dzieliły ich około trzy do czterech dni marszu. Pomimo słońca piekącego ich prosto w twarz szli twardo do przodu. Wiedzieli, że każda minuta przeznaczona na postój zamieni się z czasem w godzinę, godziny w dni.

Zapadł zmrok. Doskonale wiedzieli, że o zmroku nie warto udowadniać swojego męstwa i lepiej odpocząć. Rozłożyli swojej koce. Podczas gdy Vilhel rozpalał ognisko Seter wyjął ze swojej torby wielkie kawałki mięsa, które przeznaczone potem na pieczenie.

Nie było aż tak zimno jak przypuszczali. W zupełności wystarczał im jeden koc. Usiedli wokół ogniska. Nagle uwagę Laikonena zwróciła srebrna poświata unosząca się w oddali.
- Seter, co to?
- To pewnie wytwór twojej pijackiej wyobraźni – wyszeptał Vilhel
- Przynajmniej nie musze wspinać się na drzewo żeby to zobaczyć – zripostował Laikonen
Mało brakowało a doszło by do rękoczynów.
- Nie wierzę – wyszeptał Seter
Wszyscy zwrócili się w jego stronę. Jego wzrok skupiony był na tej łunie w oddali
- O co chodzi? – zapytał Rottir
- To mi wygląda na latarnię w Abor.
- I...?
- I to, że skoro od ośmiu lat osada jest niezamieszkana, to jak ktoś mógł włączyć latarnię? Chyba, że ktoś tam dotarł. Poza tym tej latarni używa się tylko w przypadku niebezpieczeństwa.
- I co teraz – spytał Laikonen
- Musimy się tam dostać, i to jak najszybciej

***

Ten post był edytowany przez Agrado: 08.03.2004 22:02


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 09.03.2004 21:55
Post #20 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




Niesamowite =) mam nadzieję, że to nie koniec opowieści =) wiesz, za każdym razem jak Cię czytam, znajduję coś, co przyciąga moją uwagę. Coś, co sprawia, że wiem, iż następnym razem też wejdę tu, poczytać. I następnym też. I tak zawsze.


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 14.03.2004 20:01
Post #21 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




W chwili obecnej pracuję nad kontynuacją "Zarazy", a w przerwie zamieszczam opowiadanie "Zatoka" powstałe pod wpływem inspiracji Jonathanem Carrollem.

Zatoka



Bóg nie jest miłym staruszkiem. Jest złośliwą bestią wystawiająca nas na wszelkie możliwe cierpienia. Ustanowił swoje własne reguły gry: patrz, ale nie dotknij, dotknij, ale nie smakuj, smakuj, ale nie przełykaj. I patrząc na nas śmieje się, bo tylko na tyle go stać.

Bill mieszkał w tym domu samotnie od ośmiu miesięcy. Samotność przerażała go najbardziej. Bał się PUSTEGO mieszkania po powrocie z pracy. Bał się w nim przebywać. Wszystko co widział w tym domu przypominało mu jego miłość. Przypominało mu Harveya. Tego samego, z którym przeżył najwspanialsze trzy lata swojego życia. I tego samego, który niestety wsiadł wtedy do samochodu. Kilkakrotnie mówiono mu, żeby tego nie robił. Ale on zawsze słynął z tego, że chciał pokazać co potrafi. I rzeczywiście pokazał.


Gdy tylko Bill się o tym dowiedział dostał ataku histerii. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie wierzył im. Musiał się przekonać o tym na własne oczy. Do dzisiaj tego żałuje. To co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Harvey leżał tam nieruchomy, w kałuży krwi. Billa zdziwiło, że nic z nim nie zrobili. Nie umyli go, nie przebrali. Do dziś widzi go przed swoimi oczyma.

Wstał przed siódmą. Zawsze tak robił. Wolał przyjść do pracy wcześniej, niż potem wysłuchiwać narzekać, że się spóźnił. Dotarcie na miejsce zajęło mu prawie pół godziny. Zaparkował na swoim stałym miejscu, jednak nie wyszedł od razu. Zerknął w tylnie lusterko, aby upewnić się, że On już jest. Bill obserwował go od dłuższego czasu. Wydawał mu się odpowiednim kandydatem, jednak bał mu się o tym powiedzieć prosto w twarz. Najbardziej onieśmielało go to, że On był podobny do Harveya.

Raźnym krokiem wszedł do swojego biura. Zaczął się nerwowo rozglądać. Wiedział czego, a raczej kogo szuka, lecz nigdzie go nie widział.
- Bill pozwól na chwilę – to był jego głos. Na twarzy Billa zagościł
uśmiech. Natychmiast się odwrócił i spojrzał Jemu prosto w oczy.
- Steven – powiedział z uśmiechem – nie wiedziałem, że już jesteś. Nie widziałem twojego samochodu.
Steven uśmiechnął się i klepnął Billa w ramie.
- Zepsuł się. Oddałem go do mechanika. Mam do ciebie sprawę.
- Śmiało.
- Zajmiesz się naszym nowym klientem? To podobno jakaś ważna sprawa, a ja nie mam czasu. Pomożesz?
- Tobie zawsze Steven.
Steven dał mu wizytówkę klienta, po czym oddalił się. „Dla Ciebie wszystko” wypowiedział w myślach Bill patrząc na oddalającego się Stevena.

Gdy tylko zasiadł przed biurkiem od razu zadzwonił do nowego klienta. Chwilę trwało, aby ten podniósł słuchawkę. Ustalanie szczegółów spotkania zajęło prawie pół godziny.
- W takim razie za chwilę będę. Wszystkim się zajmiemy.
Odłożył słuchawkę i wyszedł z biura. Nie zwrócił uwagi nawet na sekretarkę, która coś do niego mówiła. Bill chciał to załatwić jak najszybciej, aby zaimponować Stevenowi.

Jego klient mieszkał w jednej z tych bogatych dzielnic, gdzie, aby kupić dom należy harować jak wół kilkaset lat. Dziwiło to Billa, skąd ci ludzie maja na to pieniądze. Owszem Bill nie zarabiał mało, był jednym z najlepiej opłacanych adwokatów w mieście. Ze swoimi zarobkami z pewnością dostał by kredyt na kupno takiego domu. Kiedyś nawet żartowali sobie z Harveyem, że zamieszkają w domu w iście hollywoodzkim stylu.

Minęło kilka minut od kiedy zadzwonił do drzwi. Do tej pory jednak nikt nie otworzył. Spróbował raz jeszcze. Po chwili w drzwiach pojawił się starszy łysawy mężczyzna.
- Dzień dobry. Jestem William Debney. Kancelaria McCormack&Co. To ze mną pan rozmawiał.
- Tak. Proszę do środka.
Klient zaprowadził Billa do pokoju. Tak urządzonego pokoju Bill jeszcze nie widział. To co podobało mu się najbardziej to okno z widokiem na Zatokę Kalifornijską.
- Ładnie tu.
- Napije pan się czegoś. Whisky, koniak, polska wódka.
- Jestem samochodem. Kawę jak można.
Mężczyzna usiadł przy biurku i poprzez intercom wydał polecenie służącej.
- Chyba nie dosłyszałem pańskiego nazwiska
- Wystarczy, że ja znam pańskie panie Debney. Może przejdźmy od razu do rzeczy. Mam napięty plan.
- W takim razie niech pan zaczyna.
- Wczoraj w nocy wróciłem do domu trochę później niż zwykle. Miałem spotkanie z producentami. Zadzwoniłem do domu, żeby poinformować o tym żonę, jednak nie odbierała. Myślałem, że już śpi. Gdy wróciłem okazało się, że leży w wannie z otwartym brzuchem.
- Dzwonił pan do domu z komórki, czy ze stacjonarnego?
- Z komórki. W końcu od tego ona jest.
Dialog przerwała im służąca, która weszła z kawą.
- Sarah postaw kawę i wyjdź. I z nikim mnie nie łącz
- Dobrze proszę pana
Służąca wykonała polecenie.
- I to panu postawili zarzut?
- Na razie jestem podejrzanym. Jedynym podejrzanym. Sarah wyszła przed szóstą i ma na to dowody. Ja wróciłem przed trzecią w nocy. Martha już nie żyła.
Bill wypił kawę jednym łykiem.
- Zajmiemy się tym. Muszę tylko zebrać potrzebne informacje. Niech pan przyjedzie dzisiaj koło czwartej po południu do naszej kancelarii. Tam dokładnie omówimy szczegóły. I proszę sobie przypomnieć wszystko co pan robił, zebrać adresy i telefony osób u których pan wtedy był. Im więcej tego będzie tym większe są pańskie szansę.
- Dziękuję.
Bill sam zszedł na dół. Schodząc cały czas się rozglądał dookoła. Wyszedł z domu i zatrzasnął za sobą drzwi. Gdy szedł w stronę samochodu jakaś kartka zaczepiła mu się o nogawkę. Podniósł ją i przeczytał:

„SPEŁNIMY TWOJE MARZENIA. ZAUFAJ NAM”

Pod spodem widniał tylko numer telefonu. Bill wszedł do samochodu. Od razu chwycił za telefon i zadzwonił. W słuchawce usłyszał miły ciepły głos.
- Witaj. Jeżeli chcesz, abyśmy spełnili twoje marzenie przyjedź do nas. Dark Road 347. Zapraszamy na godzinę szesnastą.

Gdy tylko wszedł do biura od razu zaczął szukać Stevena. Wszedł do każdego pokoju, jednak nigdzie go nie było.
- Dennise gdzie Steven? – zapytał sekretarki
- Musiał wyjść. Miał jakąś ważna sprawę do załatwienie. A co?
- Jak się pojawi, to powiedz, że ten jego klient przyjdzie na godzinę szesnastą. Tu masz teczkę. Ja musze wyjść. Jakby co będę pod telefonem.
Zniknął z biura równie szybko jak się w nim pojawił.

Dark Road 347 wyglądała na nie używaną od dłuższego czasu. Zarośnięta uliczka prowadziła pod jedyny na tej ulicy dom. Wyglądał on jak domostwo rodziny Addamsów. Zaparkował przed brama i ruszył w kierunku wejścia. Jeszcze nigdy nie bał się tak jak teraz. Serce podchodziło mu do gardła. Nie wiedział co go czeka. Zapukał delikatnie. Po chwili drzwi otworzyła mu blondynka, której twarz trudno było dostrzec, gdyż zalana była mrokiem. Tylko jej włosy odbijały słoneczne promienie.
- Proszę wejść.
Bill zatrzymał się zaraz za drzwiami.
- Zapraszam do gabinetu. Szef już na pana czeka.
Wszedł do ogromnego gabinetu, którego wystrój w ogóle nie pasowała do wyglądu zewnętrznego tego domu.
- Proszę usiąść.
Blondynka wyszła. Bill nawet nie zwrócił uwagi na jej wygląd. Usiadł. Przed sobą miał wielkie drewniane biurko, naprzeciw którego stał odwrócony oparciem w jego stronę fotel. Fotel nagle się odwrócił i Bill ujrzał na nim swojego klienta.
- Witam panie Debney.
- Ale pan...
- Teraz ja mówię, a pan słucha. Chyba że pana o coś zapytam, wtedy może się pan odezwać.
Bill nie wierzył własnym oczom.
- Więc chce pan abyśmy spełnili pana marzenie?
- Tak, ale nie wierzę w to. Musiałby pan być Bogiem, żeby to uczynić.
Mężczyzna zaczął się śmiać.
- Już różnie mnie nazywali. A to kim jestem dla pana w żadnym wypadku mnie nie obchodzi.
- Więc to jakaś gra, tak?
- Żadna gra. Dlaczego, gdy ktoś się dowie że można spełnić jego marzenie musi od razu podejrzewać jakiś podstęp.
- Przykro mi, ale nie wierzę.
Mężczyzna wstał. Zaczął chodzić w kółko po pokoju.
- A uwierzy pan jak zobaczy?
- Nie rozumiem?
- Steven – krzyknął mężczyzna
Za chwilę w drzwiach salonu pojawił się Steven. Bill natychmiast wstał i podszedł do niego.
- Ty też dałeś się wrobić?
- Nie.
- Słucham?
- Gdyby nie ten mój dzisiejszy gest, to wcale byś do nas nie wpadł. Chodź z nami.

Chwilę później znaleźli się na balkonie. Z balkonu rozciągał się wspaniały widok na Zatoke Kalifornijską. Nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dom stał po przeciwnej stronie zatoki.
- O co chodzi?
- Pozwól Bill, że ja ci wszystko wytłumaczę. Widzisz tą kobietę z wózkiem po drugiej stronie ulicy? Jak myślisz, o czym ona teraz myśli? Nie wiesz. Chce jak najszybciej dotrzeć do domu i zrobić obiad dla męża, który wróci niedługo z pracy. Wiesz czego by nie chciała?
- Nie
- Nie chciałaby, aby jej dziecku coś się stało.
- No i?
- Patrz.
Mężczyzna skierował rękę w kierunku kobiety. Wózek, który przed chwilą popychała znalazł się pod kołami ciężarówki. Słychać było jej płacz.
- Coś ty zrobił?
- To co robię na co dzień. Bawię się ludźmi. Chcesz powódź w Chinach? Proszę bardzo. Trzęsienie ziemi w Chile? Załatwione. Coś jeszcze?
- Dlaczego?
- Bo mam dość tego jak kreujecie mój wizerunek. Rzygać mi się chce jak to wszystko czytam: Dobry Bożę, a nasz Panie... Owszem zgadzam się. Jestem waszym Panem, ale czy jestem dobry? Skąd wy to wszystko wytrzasnęliście?
- Skoro ty jesteś zły, to jaki musi być Diabeł?
- Diabeł? – zaczął się śmiać – nie ma Diabła. Nie ma także Nieba ani Piekła. Jestem tylko ja. I myślisz, że obchodzi mnie to jak się zachowujesz? Dla mnie możesz całymi dniami te głupie modlitwy wypowiadać, a jak będę chciał to i tak ci coś dopierdolę pod koniec.
- To gdzie są ci co umarli?
- Nigdzie. Nie ma ich. Tak jak mówisz umarli. A co się z nimi dzieje potem, to już nie moja broszka.
- Wychodzę.
- A marzenie?
- Nie ufam ci.
- Jak chcesz. A Harvey już czeka.
Bill nie miał pojęcia co powiedzieć. Mężczyzna wyczuł myśli Billa. Harvey wszedł na balkon.
- Harvey – wyszeptał Bill ze łzami w oczach
- Nie podchodź – warknął mężczyzna – jak chcesz go to przystąp na nasze warunki, jak nie to wyjdź.
- Jakie warunki?
- Po śmierci zostaniesz naszą własnością.
- Nie rozumiem. Jak waszą własnością?
- Normalnie. Umierasz i należysz do nas. Tak jak Steven – mężczyzna wskazał na niego palcem, a ten jakby sterowany ukłonił się i uśmiechnął – zmarł jest nasz. Jak na razie nie narzeka.
- Zgadzam się. A Harvey też jest wasz?
- Jak tylko wyjdziecie wymażemy mu pamięć.
- W porządku.
- Gratuluję.

Billa i Harveya odprowadzono za drzwi. Stanęli przed domem i uścisnęli się.
- Tak się za tobą stęskniłem Harvey
- Ja też. Chodź do domu. Pokaże ci coś nowego – wyszeptał z uśmiechem
Weszli do samochodu i ruszyli. Nie zauważyli nawet, że znajdowali się przed domem mężczyzny nad Zatoką, a nie na Dark Road.

Wyjechali na ulicę. Bill raz jeszcze uścisnął rękę Harveya. Gdy ruszył na światłach odruchowo spojrzał na balkon mężczyzny. Stał on obok Stevena. Mężczyzna pokiwał Billowi. Bill zmarszczył czoło i po chwili zajarzył o co chodzi.
- O nie! – krzyknął – oszuści
Harvey spojrzał na niego. Bill odwrócił się w stronę ulicy. Zauważył przed sobą inny samochód.

Ulica wyglądała jakby spadła na nią bomba. Kilkanaście samochodów płonęło. Nad ulicą latał śmigłowiec telewizyjny i na żywo relacjonował wydarzenia.
- ... a zaczęło się od niewinnego wypadku. Jak do tej pory zderzyło się blisko czterdzieści samochodów. Liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na około czternaście, jednak to jeszcze nie koniec.
Męski palec wyłączył telewizor pilotem. Mężczyzna wstał z fotela i wyszedł na balkon.
- Teraz należysz do mnie


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 14.03.2004 20:45
Post #22 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




Po prostu mnie zaskoczyłeś. I stylem opowiadania (tak, wiem, że Carrollowskie, ale zaskoczyłeś mnie mimo wszystko). I swoją wizją, przede wszystkim. No... a co ja się będę wysilać nad zmyślnym komentarzem. Masz talent -- i tyle. A opowiadanko fajne -- tak, bardzo fajne.

keep moving, keep... (no właśnie? co?) ^^


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
iskra
post 15.03.2004 20:49
Post #23 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



pomysł dobry - wykonanie nie.
więcej opisów plus pogłębienie psychiki bohaterów. jak dla mnie są dziwnie puści, bezpłciowi.
jestem ciekawa jak wyglądałoby Twoje opowiadanie o podłoży medycznym (: (jesli juz takie jest to krzycz). Czy kancelarie działają w tak bardzo uproszczny sposób?
Troche mi to wygląda na początku jak szkic. Lubie fragmentarycznośc, ale ta m jakoś nie podpadła...
ale pomysł fajny (:
wizerunek Boga jest taki jak jest bo patrzysz przez pryzmat własnych doświadczeń i filozofii? (tak tylko pytam).


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
fox_
post 15.03.2004 21:02
Post #24 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 14.03.2004




PIWO! Gdzie jest piwo?! Po przeczytaniu takiego ficka tylko to może pomuc! Straszna, denne i ***** (cenzura)


--------------------
www.hp.obormiki.com.pl < zapraszam i polecam :P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 15.03.2004 21:24
Post #25 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Co do działania kancelarii, to miałem na myśli to, że Bill nie miał głowy do tego, bo jak najszybciej chciał znów wpaść "do Stevena".
Opowiadanie medyczne jest, nie pokaże go jeszcze. Na ten temat wiem o wiele więcej niż na temat kancelarii adwokackich.
Co do wizerunku Boga, to są to moje przemyślenia, kórych się trzymam i w nie wierzę.

Co do wypowiedzi Foxa ==> no cóż. Nie każdemu się musi podobać. Tylko czemu nikt nie opisuje pierwszych opowiadań, tylko na ostatnim dodanym się skupia.
No, ale wasza wola. Dzięki za wszystkie opinie i czekam na więcej.


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony  1 2 >
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 19:36