Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Miasto Światła, Powieść fantasy

Zeti
post 22.02.2007 13:54
Post #1 

Potężny Mag


Grupa: Prefekci
Postów: 3734
Dołączył: 13.12.2005
Skąd: Kraków

Płeć: Mężczyzna



Rozdział pierwszy
Gospoda "Pod psem"


Śnieżyca szalała w najlepsze. Tumany śniegu wzlatywały i opadały popychane przez wiatr. Resztki zbutwiałych liści utrzymywały się jeszcze na drzewach. Tego roku zima przybyła bardzo szybko. Nie skończył się jeszcze październik, a za oknami pojawił się biały puch. Zwierzęta w pośpiechu robiły zapasy zimowe. Ludzie, Elfowie, Skrzaty, Olbrzymy i Krasnoludy wyciągali z szaf futra, płaszcze i inne ciepłe ubrania. Wszystko wskazywało, że tegoroczna zima będzie najgroźniejszą, jaką pamiętano. W połowie listopada liście, które nie zdążyły opaść z drzew do końca zgniły i swym zapachem przepędzały zwierzęta z lasu. Lupki, Dwurożce, Sampy i Szpilaki kręciły się nieopodal sadyb ludzkich w nadziei, że może, chociaż troszkę się ogrzeją.
Ale nie wszyscy pozostali w swych zacisznych chroniących od chłodu domach i norach. Dwie postacie szły szybkim krokiem przez kurzawę. Obie były opatulone w płaszcze. Jedna z osób była wysoka i chuda, jej płaszcz był czarny a na plecy opadała srebrna tunika z herbem przedstawiającym czarnego wilka. Jej oczy były ukryte w przepastnym kapturze, zza pasa wystawał mu obosieczny miecz, prawdopodobnie robota goblinów. Postać poruszała się majestatycznie, stąpając po śniegu tak, że ani malutki płateczek nie opadał na jego płaszcz, który lśnił nieskazitelna czernią. W jego ręce połyskiwała srebrna laska, którą czasami się podpierał. Mógł mieć około pięćdziesięciu lat, jego nieosłonięte niczym dłonie były białe, zdawały się być obojętne na ten okropny mróz. Drugi jegomość był niski i gruby, miał na nogach jedynie ocieplane trzewiki. Jego płaszcz był brązowy, opasany sznurem. Na głowie miał czapkę Dollinianów, na plecach dźwigał ciężki wór, a w ręce kilka niezamaczalnych płomieni. Był bardzo stary. Miał już na pewno siedemdziesiąt lat, był cały zmarznięty, ale szedł prosto nie narzekając, zdawało się, że jego los nic a nic nie obchodzi jego wysokiego towarzysza. Obaj byli najprawdopodobniej ludźmi, chociaż w wysokiej osobie mogła płynąć krew wilkołaków, lub elfów. Mały osobnik był zapewne przewodnikiem tego większego, zapewne arystokraty, pochodzącego z jakiegoś bogatego rodu. Laska niesiona przez Dużego z niematerialnym srebrno-czarnym klejnotem na końcu była oznaką, że jest on czarodziejem, a czerń symbolizowała rodzaj magii, jaką parał się ten osobnik.
Niski człowiek zatrzymał się w pewnym momencie, zaczerpnął powietrza i powiedział:
- Milordzie Volpe zatrzymajmy się na moment. Gdzieś tu nieopodal jest opuszczony młyn. Jeżeli tam dojdziemy będziemy uratowani!
- Uratowani? Przed czym? Czy boisz się tej zamieci? Ja nie. Dlatego Antoniusie pójdziemy. Generał Klauk nie lubi spóźnialskich. – Odpowiedział Milord
-Wasza milordowska mość nie musi słuchać poleceń tego gbura. On może poczekać. Jeśli pójdziemy to ani chybi zamarzniemy na śmierć.
- Antoniusie, nie udawaj głupca generał jest starszym gildii czarnomagów. Może rozkazać nas zabić. Dobrze, że nie słyszy jak się o nim wyrażasz.
- Nic mnie On nie może mi nic zrobić, bo ja jestem członkiem Brązowej Gildii. Mną może rozporządzać tylko arcymag Aveci Dollis.
- Człowieku! Jakże ty jesteś naiwny. My Czarnomagowie od dawna kontrolujemy waszą gildię. Prowadź, bo jak nie to zostawię cię tutaj samego na pastwę moich przyjaciół wilków.
Antonius nic już nie powiedział. Ruszył dalej. On i Volpe szli dalej w milczeniu. Ant służył u Milorda Volpe już od ponad czterdziestu lat i wiedział, że takie groźby nie są rzucane na wiatr. Pamiętał dobrze jak siedemnaście lat temu, gdy narodził się młody panicz Vincent, on miał przygotować ceremonię wprowadzenia i zawalił, to Milord wsadził go do karceru o chlebie i wodzie na sześć miesięcy. Tak Milord Wilhelm był człowiekiem bardzo groźnym, a w dodatku porywczym, co tworzyło wybuchową mieszankę. Tym razem Antonius miał doprowadzić Volpa do karczmy „Pod Psem” na zupełnych rubieżach kraju, wśród gór, wilków, i co może jeszcze gorsze wilkołaków. W tej niegościnnej krainie ta właśnie karczma gromadziła wszelkiego rodzaju łotrów spod ciemnej gwiazdy i różne inne plugastwo. Władza żadnej z prawych gildii nie sięgała tu. O nie Milordostwo Vantou podobnie jak Milordostwo Volpe buło ostoją ponurej i ciemnej Gildii Czarnomagów. Stary sługa dobrze wiedział, że jego pan od wielu lat uczestniczy w tajemnych praktykach czarnoksiężników, ale myślał, że Milord się jeszcze opamięta. Ale na zawrócenie z wybranej drogi było trudne. Teraz Antonius wiedział, że jego marzenia o wyciągnięciu Wilhelma z tego bagna legły w gruzach. Kiedyś planował, że może uda mu się nakłonic swego pana do przystąpienia do Brązowej Glidii Dolamoru, ale to już koniec. Milord zmierzał na spotkanie z przełożonym Gildii Czarnomagów Arcymagiem Branusem Klaukiem. „Jakim Arcymagiem?” To pytanie często pojawiało się w myślach Anta. Przecież ten samozwańczy generał wcale nie dostał legalnie od króla laski arcywładztwa, bo też jak król mógł się zgodzić na istnienie takiego groźnego dla Królestwa stronnictwa. Już król Martin IX Depreveo zakazał działalności czarnoksięskiej, co wszyscy kolejni królowie popierali aż do 1473 roku od założenia Ekwatorii. Wtedy królowa Maria XII Labrador pod presją wojny domowej postanowiła abdykować na rzecz swego syna myśląc, że on podejmie mądrą decyzję. Niestety młody król dał się zwieść pozorom i zalegalizował czarnoksięstwo, co było wielkim ciosem dla królestwa, chociaż uchroniło je od wojny domowej.
„Nie na długo.” Pomyśleli w tej samej chwili Antonius i Milord. Z taką różnicą, że Ant pomyślał o tym z rozpaczą, myśląc o tym, że na jego ukochany kraj zwali się nawałnica zdrady i intrygi jak żmija na własnej piersi wyhodowana, a Volpe już myślał o zyskach, jakie przyniesie mu odsunięcie od władzy tego głupca Jammeralda. No może nie zostanę królem, bo to działka zarezerwowana dla Branusa, ale w najgorszym razie Arcyksięciem. Jego myśli nie były jednak tak bardzo różowe. Żeby przejąć władzę w państwie należałoby odsunąć od władzy Depreveów a to może być trudne. Bo o ile obecna rodzina królewska Labradorów nie była tak bardzo poważana w całym kraju, to Stara Dynastia zawsze i wszędzie budziła strach, nawet wśród czarnomagów.
Wilhelma bardzo ciekawiło, jaki to sposób na pozbycie Starej Dynastii miał Klauk. Miał nadzieje, że to jest coś naprawdę skutecznego i może jeszcze trochę … drastycznego wymyślił Branus. Dobrze, że generał wymyślił to spotkanie w tej zapadłej dziurze, bo gdyby spotkali się w pałacu w Volph lub Ather to król już by wiedział, że coś jest grane...
Antonius głośno westchnął, pomyślał jak to człowiek może się człowiekowi odwdzięczyć za tyle lat służby. Ziąb rozchodził się mu po kościach. Chód promieniował od palców u stóp aż do samego czubka głowy, był wyraźnie opadający z sił. „Jeszcze chwila i ten parszywy sługus mi się tu przewróci” pomyślał Volpe, ale głośno powiedział, do Anta:
- Ile jeszcze drogi nam pozostało do oberży?
-Dwie eqale – wystękał sługa. Po chwili milczenia rzekł:
-Panie odpocznijmy, błagam niedługo zupełnie opadnę z sił, stare rany zaczynają mi już doskwierać. Za dziesięć minut będziemy mijać młyn. Zatrzymajmy się tam. Albo, jeżeli koniecznie chcesz iść to uzdrów mnie zaklęciem.
- Antoniusie, czy ty naprawdę myślisz ze twoje nędzne życie jest ważne dla mnie lub dla generała? Nie mam zamiaru marnować na ciebie zaklęć. Ale znaj łaskę pana. Kiedy będziemy przechodzić obok młyna zostawię cię tam, ale ty oddasz mi wszystkie swoje mapy i płomienie.
Milord zrzucił kaptur. Miał czarne wąsy, czarne włosy z wyzierającą na środku łysiną. Jego oczy były ciemne, przetaczał się przez nie stalowy błysk. Miałby rację ten, kto powiedziałby, że to po części wilkołak. Te oczy ukazywały, całą prawdę o tym człowieku. Pokazywały jego dumę, hardość i pewność siebie. Volpe wyciągnął laskę przed siebie i wszystkie mapy i płomyki z torby Anta uniosły się w powietrze i wylądowały w ręce Wilhelma. Antonius krzyknął z rozpaczy:
- Panie, zbierałem te mapy przez cale moje życie, a zabierając mii płomienie zostawiasz mnie na pewną śmierć. Panie błagam ulituj się nade mną!
Ale Milord już nie słuchał biadolenia swego starego sługi. Co go obchodziło, że starzec może umrzeć? Przecież to miernota, co on obchodzi szlachcica? Na obchodne rzekł:
- Nie martw się Antoniusie wilki się tobą zaopiekują, już niedługo. – Roześmiał się, a jego oczach pojawił się błysk zadowolenia. Uwielbiał męczyć ludzi, doprowadzać ich do rozpaczy.
Odszedł kilka kroków, wypowiedział kilka słów i cały rozbłysnął jasnym światłem, okręcił się wkoło siebie i zniknął. Antonius z przerażeniem myślał, co się z nim stanie…

To początek pierwszego rozdziału. Nudziło mi się więc w sobote zacząłem coś pisać no i to wyszło. Oceńcie

Ten post był edytowany przez Zeti: 22.02.2007 14:01


--------------------
user posted image user posted image
...Prefekt Gryffindoru...
'Friends are angels who lift us to our feet, when our wings have trouble remembering, how to fly.'
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Zeti
post 17.03.2007 20:08
Post #2 

Potężny Mag


Grupa: Prefekci
Postów: 3734
Dołączył: 13.12.2005
Skąd: Kraków

Płeć: Mężczyzna



Mam już część następnej notatki.
Mam pytanie, jak można na forum wkleić tekst w innej czcionce, i innym alfabecie, niż łaciński? Bez tego dalsza częśc nie będzie miała sensu, więc pytam, czy w ogóle da się takie coś zrobić. Jak nie to jakoś będę musiał to zmienić


--------------------
user posted image user posted image
...Prefekt Gryffindoru...
'Friends are angels who lift us to our feet, when our wings have trouble remembering, how to fly.'
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 12.05.2024 07:29