Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )


Caroline Napisane: 12.05.2004 13:18


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


<!--QuoteBegin-matoos+27.02.2004

11:42--></div><table border='0' align='center' width='95%'

cellpadding='3' cellspacing='1'><tr><td>QUOTE (matoos @

27.02.2004 11:42)</td></tr><tr><td id='QUOTE'><!--QuoteEBegin--> Wiem że

to nieładnie pytać kobietę o wiek, ale odnoszę wrażenie że jesteś starsza

niż masz napisane w profilu... <!--emo&:D--><img

src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/><!--endemo--> <!--QuoteEnd--> </td></tr></table><div class='postcolor'>

<!--QuoteEEnd-->
Już tłumaczyłam, ale KTOŚ (!!) to skasował:

profil wypełniony jest dobrze <!--emo&:D--><img

src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/><!--endemo--> <!--emo&:D--><img

src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/><!--endemo--> <!--emo&:D--><img

src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/><!--endemo--> A jak chciałam z Tobą pogadać na gg, to mi nie odpisywałeś

<!--emo&:(--><img

src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/sad.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' /><!--endemo-->



zakończone. do LW
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #146782 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 18.02.2004 14:41


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


QUOTE (Mordoklejka @ 16-02-2004 19:46)
i next part please...

Zgodnie z Twoim i Innych życzeniem:


22.11 WTOREK rano
No i teraz nie wiem, czego sam chcę: z jednej strony Jeanette, o której już prawie zapomniałem, a z drugiej Hermiona, którą dopiero zaczynam poznawać. I wydaje mi się, że ja się podobam obu. No i jeszcze jest przecież Weasley i ten Seann (...) Scott. On jest jakiś taki dziwny: nie można do niego zawołać po prostu Seann, tylko od razu te wszystkie imiona. Jak kiedyś próbowałem się wyłamać to usłyszałem:
- Oł, Drako. Dec not maj ful nejm. Maj nejm is Seann William Martin Jose Fernando, ju noł - robił mi wyrzuty tą swoją łamaną angielszczyzną.
- A co z de la Muerte Scott? - zapytałem z nutką ironii w moim tenorowym głosie.
- Oł - rozpromienił się Seann (no przecież nie będę tak męczył mojej biednej rączki, żeby pisać to całe jego miano). - Ju noł, dis is maj sernejm! - zakończył z triumfem.
Przyznam, że czasem go nie rozumiałem, ale Herr Snape, jak on nazywa Severa, dał mu jakiś eliksir angielszczyzny i już wszystko w porządku. Teraz pozostaje tylko kwestia: Jeanette, czy Hermiona. Postanowiłem przeprowadzić swego rodzaju test na zbieżność gustów i oto, co mi wyszło:

1) Ile masz lat?
Hermiona (popatrzyła na mnie ze zgrozą): Tyle ile ty!
Jeanette (uśmiechnęła się promiennie): Dracuś, przecież wiesz.
No tak po tym pytaniu zrobiło mi się trochę głupio, ale przecież to sprawdzało ich inteligencję
2) Jaki jest twój ideał dziewczyny?
Hermiona (postukała się palcem w czoło): Ja nie jestem z tych - takich.
Jeanette (uśmiechnęła się promiennie): Taka jak ja!
Doszedłem (doszłem?) do wniosku, że Hermiona jest pozbawiona wyobraźni - przecież to było pytanie zupełnie teoretyczne. I widać, że Jeanette jest bardziej kreatywna i pozbawiona kompleksów. O!
3) Jaki jest twój ideał faceta?
Hermiona (westchnęła i spuściła głowę): Blondyn, około 175 cm, stalowoniebieskie oczy, troszeczkę uszczypliwy, ale ze śmiałym poczuciem humoru.
Jeanette (uśmiechnęła się promiennie): Blondyn (cóż za zgodność... hm...), 184 cm, 64 kg, niebieskie oczy, wysportowany.
No cóż... wiem z kim się kojarzy Jeanette jej ideał. Wystarczy, że urosnę jeszcze 9 cm, schudnę (...) kg, a wysportowany przecież jestem (qiudditch robi swoje, chociaż z Pottera i tak nie będzie nic ciekawego - raczej nie ma 'kaloryferka' na klacie... he... he...). Jeśli chodzi o Hermionę, to nie wiem, o kogo jej chodziło. O Pottera na pewno nie, o Weasley'a tym bardziej (jego kolor włosów z blondem to takie zestawienie jak Sexy Ulizaniec z Nałóż Wetrzyj Przyklep - Już Się Nie Podrapiesz). Pewnie chodziło o jakiegoś beznadziejnego mugola - żeby nie było wątpliwości: że jest beznadziejny to widać z jej opisu.
4) Ulubiony przedmiot?
Hermiona (rozszerzone źrenice, rozwiany włos i błysk szaleństwa w oczach): numerologia, mugoloznawstwo, starożytne runy, zielarstwo, historia magii...
Jeanette (uśmiechnęła się promiennie): Przerwa, oczywiście!
No... Jeanette => właściwe podejście do rzeczy. Hermiona => właśnie wymieniła jednym tchem swój podział godzin na cały tydzień. No comment.

I tym akcentem postanowiłem zakończyć swoją sondę. Jakbym to ciągnął dalej, to niewiadomo, do jakich wniosków mógłbym dojść... I którą teraz wybrać? Pójdę do Seva, może on mi ułatwi wybór.

23.11 ŚRODA po lekcjach
Wczoraj nie miałem okazji z nim porozmawiać, ale dziś się już z nim zgadałem. Szczerze mówiąc (pisząc?) jest jeszcze gorzej, niż przedtem.
- Hej Sever - powitałem go od progu tego cuchnącego różnym wywarami pomieszczenia.
- Witaj Draco. Posłuchaj, myślę, że...
- Słuchaj brachu, mam pytanie - przerwałem mu. - Chodzi o to, że...
- No właśnie - wtrącił, bezczelnie wpadając mi w słowo. - Minnie uważa, że...
- To ona już wie o moich rozterkach? - zapytałem bezradnie. - Już chyba cała szkołą o tym trąbi, tak?
Sever zmarszczył czoło, jakby udawał, że myśli.
- Tak?! - spytałem ponownie.
- Słuchaj Draco. Tu nie chodzi o ciebie - westchnąłem z ulgą. - A przynajmniej nie o twoje problemy - znów się zaczyna robić ciekawie.
- A o co? Już ci nie będę przerywał - musiałem to powiedzieć, bo chyba bym się nie dowiedział.
- Słuchaj - w naszej rozmowie to słowo pada już po raz trzeci, a ktoś tu kiedyś mówił, że ja się wysławiam monosylabami - Minerwa uważa, że nie powinieneś mówić do mnie per ty.
- Co?!
- I ja też tak uważam - dodał z ociąganiem. - Wiesz (przypomniało mi się ciągle powtarzane przez Seanna ju noł), relacja uczeń - nauczyciel do czegoś zobowiązuje, a na forum szkoły...
- Hej, hej... - zatrzymałem go. - To mi brzmi jak kazanko McGonagall za starych czasów.
- Nie zaprzeczam, że to Minerwa poddała mi ten pomysł, ale ja popieram go yyy... w zupełności - zakończył po oddechu.
- Ale nie mogę w to uwierzyć! - wykrzyknąłem w zdumieniu. - Twoja... przepraszam bardzo - pana profesora kochana Minnie tak mnie wykiwała?
- Draco - Snape zmarszczył brwi. - Tak między nami: mi też odpowiadał nasz układ - no nie dziwię się, jak mu zdradziłem wszystkie sposoby na uwiedzenie kobiety, chociaż nie wiem, czy w walce z oziębłością Minnie mu się przydały... - Bo wiesz, jak ona nie wypije tego eliksiru, to jest prawie nie do wytrzymania i właśnie wtedy, jak on kończył działać to ona usłyszała, jak nazywasz mnie Sever i się wściekła.
- No przecież wiem, jaka potrafi być zasadnicza - z nostalgią wspominałem szlabany złapane na transmutacji.
- No.. no... - Snape pogroził mi palcem. - Tylko bez takich! Do niej masz się odnosić z szacunkiem. A wiesz... - tu mrugnął porozumiewawczo okiem. - Jak będziemy sami, to mów mi po imieniu. Chyba piliśmy brudzia?
- Szczerze mówiąc, nie pamiętam - odparłem niecierpliwie. Ja tu do niego przychodzę z poważną sprawą, a on mi tu wylatuje z takimi głupotami.
- A co z tą sprawą, z którą do mnie przyszedłeś? - wreszcie sobie przypomniał. Albo wyczytał to z moich myśli - sam już nie wiem.
- No więc... nie wiem którą wybrać - Sever potrząsnął w konsternacji głową, a ja pokazałem mu wyniki mojego testu.
Kiedy Sever je przejrzał powiedział:
- Sam nie wiem, co ci doradzić. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji - no tego akurat mogłem się domyślić - i wiedzę, że masz poważny problem. Nie przerywaj mi - powiedział szybko widząc, że już zamierzałem otworzyć me piękne usteczka, żeby potaknąć. - Z tej hm... ankiety wynika jednoznacznie, że 99% procent więcej szans ma Jeanette.
- Naprawdę? Dzięki - wreszcie ktoś podjął za mnie decyzję. - Ale chwileczkę, a ten 1% ?
- To jest właśnie twój problem.
- Nie rozumiem. To Hermiona chce zostać psycholożką.
Widziałem, że teraz on nie rozumiał, ale to nie miało większego znaczenia.
- Draco, no popatrz. Masz do wyboru dwie dziewczyny - powiedział to takim odkrywczym tonem, jakbym nie wiedział. - Wszystko świadczy za tą Niemką z Hinterzarten, a ty się jeszcze zastanawiasz. Wprawdzie nigdy nie przepadałem za panną Ja-Wszystko-Wiem-Proszę-Mnie-Zapytać-Proszę-Spojrzeć-Cały-Czas-Trzymam-Rękę- W-Górze, ale skoro nie możesz wybrać, to daje to do myślenia. To wszystko sprowadza się do tego, że trzeba to jeszcze raz przemyśleć, a ja w tej kwestii ci nie pomogę.
- Czyżby...?
- Nie - uprzedził moje pytanie. - Po prostu mam teraz za dużo na głowie.
W tym właśnie momencie weszła McGonagall.
- Dzień dobry Severusie - skinęła mu głową.
- Witaj Minerwo - Sever poderwał się i skoczył jak pantera w kierunku drzwi, by ucałować jej rękę.
- Powiedziałeś mu już o tym? - ta... ona zawsze musi być jak najdokładniej poinformowana.
- Tak, pani profesor - ubiegłem go. - Od dziś będę zwracał się z odpowiednim szacunkiem do wszystkich profesorów. - podkreśliłem to wszystkich, żeby wszystko dokładnie zrozumiała.
- Ach - Minnie machnęła ręką. - Nie o to mi chodziło. Z resztą ta sprawa dotyczy tylko ciebie i Severcia - popatrzyłem na Snape'a ale wzruszył ze zdziwieniem ramionami na znak, że dziś jej eliksiru jeszcze nie podawał.
- Kochanie - zwróciła się do niego. - Czy powiedziałeś mu już o tym?
- Jeszcze nie - Sever już wyraźnie załapał, o co jej chodzi. - Chciałem powiedzieć mu o tym razem z tobą.
Popatrzyłem się na nich spod oka czekając na tą straszliwą, jak sądziłem, wiadomość.
- Pobieramy się - powiedzieli razem. Phi... ależ mi to nowina, jakbym o tym nie wiedział. I z tego McGonagall robiła taką aferę?
- I... - zaczął Sever. - Chciałbym cię prosić, żebyś był moim świadkiem. Co ty na to?
- Uau! Jasne! Super! Ale bajera! Ale zaraz... kto będzie świadkiem z pani strony, pani profesor?
- No cóż Malf... Draco, nie wiedziałam na kogo się zdecydować, wiec postanowiliśmy, że partnerkę dobierzesz sobie sam.
- Ooo... - nic więcej nie mogłem z siebie wydusić. Ja tu przyszedłem po pomoc w wyborze, a teraz mam na głowie jeszcze gorszy problem.
- Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy i wszyscy jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni - głos Severa ociekał słodyczą - Draco na pewno chce, zaprosić już kogoś na nasz ślub.
- Właściwie to...
- Tak myślałem - poczułem na ramionach zaciskające się dłonie Snape'a i wreszcie zrozumiałem aluzję.
- No to ja się już pożegnam - powiedziałem i wyszedłem z gabinetu.
Gdy znalazłem się na pustym korytarzu oparłem się o chłodną ścianę. W głowie miałem pustkę - kogo by tu zaprosić. Hermiona - Jeanette. Jeanette - Hermiona. Trzecie wyjście nie istnieje. A może jednak istnieje? Pansy Parkinson - wyszeptał cichutki głosik w mojej głowie. Aż się wzdrygnąłem. Muszę wybrać jednak między tymi dwoma. Wyszedłem na zewnątrz. Postanowiłem, że zaproszę tą, którą spotkam pierwszą. Jak na złość: albo nie wiedziałem żadnej, albo szły razem i nie mogłem podjąć decyzję. Spróbuję jutro.

24.11 CZWARTEK wieczorem
Próbowałem się zdecydować, ale w moim przypadku nie sprawdza się stare powiedzenie: Chcieć to móc. Gdy wróciłem ze spaceru po błoniach w pewnej chwili dostrzegłem stojącą obok filaru Jeanette. Na szczęście była sama. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.
- Cześć Jeanette.
- Witaj Draco - jeszcze raz się uśmiechnęła, a potem spuściła wzrok.
- Coś się stało? - zapytałem. - Masz o coś do mnie żal?
- Nie...po prostu wydaje mi się, że od kilku dni mnie unikasz. Draco - powiedziała z rozpaczą w głosie. - Ja przecież wróciłam tu dla ciebie! Nie dla Hermiony, nie przez prośbę Herr Dumbledore'a, tylko dlatego, że chciałam jeszcze z tobą pobyć. Myślałam, że ty też tego chcesz...
- Ale...
- ... ale widocznie się myliłam.
I doszedłem do wniosku, że już wybrałem i postanowiłem zrekompensować Jeanette te przykre chwile. Przytuliłem ją i powiedziałem:
- Przepraszam cię, Jeanette, ja tylko... ja tylko... tylko przygotowywałem dla ciebie niespodziankę - zakończyłem dość nieudolnie, ale ona na szczęście to kupiła.
- Naprawdę? - jej twarz rozjaśniła się pod wpływem uśmiechu. - Uwielbiam niespodzianki!
- No więc, czy zechciałabyś - no teraz już wiedziałem, że ją zaproszę. - Czy chciałabyś... - w pewnej chwili spostrzegłem Hermionę, która już chyba od pewnego czasu nas obserwowała. Lecz gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się, uciekła. Jeanette też ją zauważyła, ale, w przeciwieństwie do mnie, nie zwracała na nią uwagi.
- Czy zechciałabym co? - zapytała. I w tym momencie w głowie poczułem potworny mętlik i powiedziałem właściwie wbrew sobie:
- Czy zechciałabyś zostawić mnie samą z Hermioną?
- Co? Nie rozumiem - a potem popatrzyła na mnie i zobaczyła moje nieprzytomnie spojrzenie. - Nie... chyba już teraz rozumiem - puściła moją rękę. - Biegnij za nią. No na co czekasz? - krzyknęła, widząc moje niezdecydowanie.
Postanowiłem posłuchać jej rady i pobiegłem w kierunku, w którym podążyła Hermiona. Dogoniłem ją dopiero na schodach prowadzących do wieży Gryffindoru.
- Hermiona! Hermiona, zaczekaj! - zawołałem z lekką zadyszką. - Chcę ci coś powiedzieć.
Hermiona wtedy zatrzymała się tak gwałtownie, że prawie na nią wpadłem. Patrzyła na mnie załzawionymi oczami i szepnęła:
- Ja też chcę ci coś powiedzieć: daj mi wreszcie święty spokój! Przestań łazić za mną i za nią. Ja już tego dłużej nie zniosę! Nienawidzę cię! - krzyknęła i zatrzasnęła mi przed nosem drzwi do swojego dormitorium. Nie wytrzymałem:
- Świetnie! Dosłownie wspaniale! - wrzeszczałem przez dziurkę do klucza. - Ja chciałem cię zaprosić na ślub Severa i Minnie, a ty tak się do mnie odnosisz?!
Drzwi się uchyliły.
- Co? - cicho zapytała. - Ale ja...
- Teraz już nie ważne! Chyba zaproszenie Jeanette będzie lepszym rozwiązaniem. Pierwsza myśl jest zawsze najlepsza! - moim ostatnim słowom towarzyszyło trzaśnięcie drzwiami.
Wystartowałem więc w dół zdecydowany pójść na ślub z Jeanette. Jednak nie zdążyłem pokonać jeszcze połowy schodów, gdy ją zobaczyłem.
- Jeanette - zacząłem się kajać. - Ja wiem, że... - urwałem, gdy zobaczyłem, że jej usta zaciśnięte są w wąską linię, tak jak wtedy, gdy McGonagall jest wściekła podczas szlabanu.
- N-i-g-d-y w-i-ę-c-e-j-! - wysylabizowała i zbiegła ze schodów zostawiając mnie samego.
Musiałem mykać, bo co by to było, gdyby ktoś złapał mnie u Gryfonów. Gdy szedłem do swojej wieży pomyślałem, że jestem w jeszcze gorszej sytuacji niż przed kilkoma dniami - teraz już nawet nie mam z czego wybierać...
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #122172 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 16.01.2004 21:04


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


25.11 NIEDZIELA po śniadaniu
Tak mi wczoraj było dobrze na tych błoniach z Hermioną, że przesiedzieliśmy tam chyba z godzinę. Dzisiaj już zdążyłem sobie powyobrażać, jakby nam było ze sobą dobrze, gdy na śniadaniu dostałem list:

Kochany Draco!
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale załatwiałam pewną sprawę i nie pisałam Ci o niej, żeby nie zapeszyć.
Frau Pöhler i Dyrektor Dumbledore zgodzili się, żebym przyjechała do Waszej szkoły jeszcze raz, ponieważ tamta wymiana trwała, jak dla mnie, bardzo krótko. Do "towarzystwa" dostałam straszne go nudziarza - jakiegoś Seann'a Scotta. Nie wiem po co, ale on strasznie palił się do wyjazdu i Frau Pöhler wysyła go razem ze mną.
Pozdrów ode mnie Hermionę i Rona. Już nie mogę doczekać się, kiedy Was ( a w szczególności Ciebie) zobaczę! Będę niedługo smile.gif

Całuję, Jeanette

No i już kompletnie zgłupiałem. Bo z jednej strony, to ona mi się bardzo podoba, ale z drugiej i Hermiona jest niczego sobie. Pokazałem jej ten list.
- To miło, że o mnie pamiętała - powiedziała.
- O tobie i o Weasley'u - nie mogłem nie pozwolić sobie na szczyptę satysfakcji.
Dała mi pstryczka w nos:
- Przyjeżdża z jakim Seann'em - odbiła celnie piłeczkę i roześmiała mi się prosto w twarz. - Nie jesteś zazdrosny o niego?
- Przecież napisała, że to straszny nudziarz - w sumie to się trochę przestraszyłem. A nuż widelec Hermiona ma rację? Ona też jakoś tak spochmurniała:
- Draco, to znaczy, że... - nerwowo zagryzła wargi.
- Że...? - Nie zrozumiałem, ale przecież po otrzymaniu takiego listu miałem prawo mieć dziurę w mózgu.
- To znaczy, ja pomyślałam, że skoro wczoraj... yyy... to... - widocznie nie mogła się wysłowić.
Zmarszczyłem brwi i pokręciłem ze zdumieniem głową:
- O co ci chodzi?
- Po prostu... po prostu napisz Jeanette, że miło, że będzie tu z nami. To wszystko - energicznie odwróciła się i wymaszerowała z jadalni. Ona jednak czasem nie myśli - po co mam odpisywać Jeanette, skoro ona ma być tu już jutro? Postanowiłem się więc przygotować. Idę poćwiczyć nowe fryzury. W końcu o n a będzie tu już jutro, a przecież - tempus non penis, non stabit.*

Po południu
Zapomniałem, że już zupełnie nie mam żadnego żelu. Jak mi się skończył Sexy Ulizaniec, to czasem pożyczałem od Hermiony, a czasem po prostu przyklepałem me delikatne włoski świeżą źródlaną wodą mineralną. Jedynym rozwiązaniem jest Sever. Ja nie wiem, skąd on ma go jeszcze, skoro firma upadła. Idę.

Wieczorem
Ups... chyba mi się dostanie. Stałem za drzwiami gabinetu Snape'a i już miałem wejść, gdy usłyszałem głos McGonagall:
- Severusie, ty jesteś kompletnie nieodpowiedzialny! - Czyżby jej już przeszło?
- Ależ Minnie! - Niedobrze mi się robi jak słyszę to określenie, to mi przypomina jakąś postać z bajki dla dzieci, ale nie wiem, skąd u mnie takie skojarzenie, skoro ja kreskówek nie oglądam.
- Ty mi się oświadczasz?! - Qrcze, już miałem odejść, ale zrobiło się gorrrrrąco!
- No... - a sam mnie uczył, że to gwara.
- A z czego my będziemy żyli? Z czego ty utrzymasz rodzinę?! Z marnej pensji nauczyciela eliksirów? Gdybyś miał drugi etat, np. nauczyciela OPCM, to może ale w takich warunkach...
- Jak poprosimy Dumbla na świadka, to nam sypnie parę galeonów, a jak jeszcze będzie chrzestnym! - W głosie Severa słychać było dumę z własnoręcznie wymyślonego plany wzbogacenia się.
- Uh!! Jednak się nie myliłam co do ciebie! Co mnie skłoniło do tego, żebym... że w efekcie będziemy mieli dziecko! Jak ja mogłam?!
- Minnie, czy to znaczy "nie"? - Zapytał Sever zrezygnowanym głosem.
- Tak! I nie mów na mnie "Minnie"! Przecież wiesz, jak tego nie cierpię! - Dziwne, bo myślałem, że jej się to dotychczas podobało.
- "Tak"? To znaczy, że się zgadzasz? - Usłyszałem jakąś szamotaninę za drzwiami.
- Puść, nie dotykaj mnie! - Ooo... już chyba wiedziałem, co się tam działo. - "Tak" to znaczy "nie"!
- To znaczy "tak" czy "nie"? - Sever był wyraźnie zdezorientowany.
- Nie! Nie wyjdę za ciebie, ty...
- Ćśś... - próbował ją uspokoić. - Wypij to, bo jesteś za bardzo zdenerwowana, to może zaszkodzić dziecku.
McGonagall tak westchnęła, że aż zza drzwi było ją słychać:
- Ech... tylko w sprawach eliksirów mogę ci wierzyć... - i chyba wypiła, bo słychać było taki "gulgot". Już miałem na serio iść i przyjść za chwilkę, gdy usłyszałem jej głos ponownie:
- Severciuuu... wiesz coooo... - słychać ją było tak, jakby się upiła.
- Słucham, Minerwo?
- "Minerwo"? Jaka "Minerwo", Severeczku? Mów mi "Minnie", jak zwykle, kochanie! - głos McGonagall ociekał słodyczą.
- Oczywiście Minnie, ty moja... - i tutaj dalej nie dosłyszałem.
- A wiesz, co, słoneczko? Z tym ślubem to naprawdę wspaniały pomysł! Wreszcie będziemy pobyć dłużej razem! - Nie no, ona jest po prostu nieobliczalna!
- Minnie, jesteś chyba zmęczona. Połóż się na tej kanapie, a ja zaraz wrócę - nie zdążyłem się schować, ba, nie miałem nawet szansy odskoczyć od drzwi, które Sever z impetem otworzył.
- Podsłuchiwałeś?!
- Eee...
- Słyszałeś wszystko?!
- Yyy...
- CO?!
- Yhy... - na potwierdzenie pokiwałem jeszcze głową. Skoro on umie czytać w myślach, to już się przyznam bez bicia.
- Draco, to nie tak, jak myślisz... to ten... tego... wiesz...- tłumaczył się dość nieskładnie.
Spojrzałem na niego pytająco.
- To znaczy, wiesz, to nie to co myślisz!
- Czyli co? - Spytałem inteligentnie.
- Ja wcale nie podaję jej podstępnie roztworu z Eliksiru Miłości i Eliksiru Rozwiązłości! - Się biedaczek nawet nie zorientował, jak go tak sprytnie podpuściłem.
- No cóż... - westchnąłem. - Ale na coś takiego to właśnie wygląda. No nic, nie po to tu przyszedłem - wyraźnie odetchnął z ulgą. - Potrzebuję tubkę Sexy Ulizańca.
Snape zrobił zdziwioną (na pozór) minę:
- Czego?
- Natychmiast - powiedziałem z całą mocą, na jaką było mnie stać. - Wiem, że sam go używasz i to w całkiem nie małych ilościach - dodałem z satysfakcją.
- Nie wiem, o czym mówisz - zaprzeczył bezczelnie.
- Czy chcesz, żeby Dumbledore się o c z y m ś dowiedział?
- Nie... - pokręcił głową ze zmartwioną miną - Ale... nie mogę ci go pożyczyć.
- A to dlaczego?
- Bo... bo się już skończył - zakończył z triumfem.
- A wolisz, żebym powiedział "Minnie"? - Hahaha... miałem już na niego lepszego haka.
- Draco, daj spokój! Nie możesz szantażować nauczyciela! I to jeszcze własnego wychowawcy... - chyba był już zdesperowany.
- A założymy się, że mogę? - Spojrzałem nad niego spod oka.
Nic nie powiedział, tylko odwrócił się na pięcie, wszedł do swojego pokoju i otworzył szafkę zamykaną na trzy kodowane zamki i wyją z nich tubkę m o j e g o b y ł e g o żeliku.
- Dzięki stary - jak już chwyciłem opakowanie, to nie wypuściłem go z rąk. - Nigdy ci tego nie zapomnę - i wybiegłem, zanim zdążył o cokolwiek mnie zapytać.

21.11 PONIEDZIAŁEK przed śniadaniem
Żelik leży na moich włoskach jak ulał. Jak zobaczyła mnie Hermiona to tylko pokiwała głową z powątpiewaniem, ale nic nie powiedziała. Ciągle czekam, aż przyjadą.

Po śniadaniu
No wreszcie przyjechali. Tym razem wszystko odbyło się kameralnie, bez zbytnich ogłoszeń Dumbla. Gdy szedłem na pierwszą lekcję zobaczyłem jakiegoś nieznajomego chłopaka z czarnymi włosami i ciemną cerą. Podszedł do mnie z wyciągniętą ręką:
- Ju ar Drako, arent ju?** - Spytał
- Yes, of course**** - odpowiedziałem, bo spodziewałem się już, kogo mam przed sobą. - Seann Scott? - Wskazałem na niego.
- Noł, noł!***** Seann William Martin Jose Fernando de la Muerte Scott - wyrecytował jednym tchem. - Najs tu mit ju.****** Aj hef bin... yyy...caramba! Aj łos...
- Ok., ok., - przerwałem, mu nie mogąc już słuchać jego kaleczenia - Welcome to Hogwart.*******
I uśmiechnąłem się szeroko, bo za jego plecami pojawiła się Jeanette, która pomachała mi i uśmiechnęła się szeroko. Oł maj God biggrin.gif






* (łac.) czas nie penis, nie stanie
** (ang.) Jesteś Draco, czyż nie?
**** (ang.) Tak, oczywiście.
***** (ang.) Nie, nie!
****** (ang.) Miło cię poznać.
******* (ang.) Witamy w Hogwarcie
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #112732 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 02.01.2004 14:43


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


4.11 SOBOTA rano
Ta wczorajsza rozmowa z Hermioną nie dała mi spać. Ciągle przewracałem się z boku na bok. Dobrze, że dzisiaj jest sobota, bo chyba bym usnął na lekcjach. Na śniadaniu zauważyłem, że Hermiona nie siedzi na swoim zwykłym miejscu - czyli obok Pottera i Weasley'a. No... no... dla jakiejś kłótni z Bliznowatym porzuciła swojego ukochanego? To chyba musi być jakaś poważna sprawa, skoro tak się stało. Idę jej poszukać, bo muszę się wreszcie dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Po południu
Znalazłem Hermionę na błoniach dokładnie w tym samym miejscu, gdzie rozmawialiśmy wczoraj. Tym razem nie opierała się o drzewo, tylko siedziała na mokrej trawie i trzymała twarz w dłoniach.
- Wstań - powiedziałem.
Pokręciła przecząco głową, nie zaszczyciwszy mnie nawet najkrótszym spojrzeniem.
- Przeziębisz się. Jest już koniec listopada - wzruszyła tylko ramionami, więc chwyciłem ją za ręce i podniosłem.
- Chciałam jak najdłużej odwlec ten moment, ale widzę, że jesteś nieugięty - uśmiechnęła się blado. - Wiesz, z reguły nie uciekam przed odpowiedzialnością i potrafię spojrzeć w oczy każdemu, ale w tym wypadku jest mi strasznie trudno porozmawiać z tobą szczerze.
- Dlaczego? - Rozumiałem już coraz mniej.
- Chodzi o Harr... Pottera - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - To z nim spotkałeś się w Hogsmeade - spojrzała na mnie wyczekująco.
- Wiem.
- Wiesz?! - Krzyknęła zaskoczona.
- Powiedziałaś mi to wczoraj wieczorem - ona ma Alzheimera, czy amnezję?
- Rzeczywiście. Strasznie boli mnie głowa i zapominam mnóstwo rzeczy. Może... - wyglądało na to, że chce się znowu wymigać.
- Nie, Hermiono, za długo już czekałem na twoje wyjaśnienia - jeśli chcę się dowiedzieć czegoś sensownego muszę być twardy i stanowczy.
Hermiona głęboko westchnęła i zaczęła swoją opowieść:
- Wiesz, że ja, Ron i Potter od początku byliśmy przyjaciółmi. Oni zwierzali się mi, a ja im. Właściwie to większe zaufanie miałam do Harry'ego. Nawet nie wiem dlaczego. On był jedyną osobą, która wiedziała, że Ron mi się podoba. To właśnie on podsunął mi pomysł, żebyśmy udawali parę. No i udało się - jesteśmy z Ronem razem. Od tego czasu Harry stał się moim największym przyjacielem. Pewnego dnia powiedział mi, że się zakochał. Byłam strasznie ciekawa w kim, ale długo nie chciał mi tego wyjawić. W końcu mi powiedział, że spodobała mu się... profesor McGonagall...
- Chyba żartujesz?! - Wybuchnąłem śmiechem. - Przecież ona jest od niego chyba ze trzy razy starsza! Ja nie mogę! Co za ubaw! - Bosz... jak to powiem Severowi, to chyba pęknie ze śmiechu.
- No... - o, Hermiona przejęła to powiedzonko ode mnie. - Ja też uważałam, że ot trochę dziwne, ale Harry powiedział, że jemu zawsze podobały się starsze kobiety. Wyobrażasz sobie, że jego dziadek miał żonę o 26 lat straszą od siebie? - Nie wyobrażałem sobie. To chyba dlatego Potter ma tek zdeformowaną psychikę, z resztą twarz też he... he...
- W każdym razie zaczął do niej pisać anonimowe listy miłosne...
- To on?! Widziałem je. Sever kiedyś znalazł je u niej i był strasznie zazdrosny, ale jak ona powiedziała, że myślała, że to od niego, no to w końcu powiedział, że od niego.
- I właśnie Harry bardzo się zdenerwował... nie, to złe słowo, on wpadł po prostu w wielką furię, kiedy dowiedział się, że oni są razem. Potem uspokoił się i powiedział, że to dlatego, że jest za mało przystojny...
- O, tu to się z nim zgadzam w zupełności - wtrąciłem.
- ... i że zawsze chciał być wyluzowany i wyglądać tak jak ty - dosłownie kopara mi odjechała w dół. Potter zawsze chciał wyglądać tak jak ja? Och, Draco - idol, bożyszcze... Pokręciłem przecząco głową - to nie mogła być prawda.
Hermiona uśmiechnęła się:
- A jednak... Pomyślałam, że tym razem to ja muszę mu pomóc i... wykradłam z twojej kosmetyczki fiolkę, w której znajdował się ten twój włosek, który wypadł ci kilka tygodni temu, żeby sporządzić Harry'emu eliksir dodający mu urody - świat zawalił mi się na głowę. Jak ona mogła ukraść mi mój kochany włosek?! Tak starannie go zdezynfekowałem i umieściłem w próżniowej fiolce, a on został wykorzystany do uprzystojnienia Pottera. Chociaż, między nami mówiąc, to chyba był pierwszy eliksir, który Hermiona spaprała, bo nie widać po nim żadnej różnicy. Ale przecie z nie mogę przyznać się przed nią, że tak mi zależało na tym włosie, bo się będzie ze mnie śmiała:
- Nie ma sprawy, to przecież tylko włos. Ale... jesteś pewna, że dobrze ci wyszedł ten eliksir? Przecież po Potterze niczego specjalnego nie widać.
- I w tym właśnie problem, że ja n i e z r o b i ł a m tego eliksiru. Potter zabrał mi fiolkę i powiedział, że poradzi sobie sam. Właściwie było to mi na rękę, bo wtedy byłam czymś zajęta. Z czasem o tym zapomniałam. Tylko raz zapytałam go o rezultat, a on powiedział, że nie wyszły mu proporcje i cały eliksir wylał. O nic więcej nie pytałam. I to był właśnie mój największy błąd - westchnęła.
- No dobrze, wszystko ładnie, pięknie, ale co to ma wspólnego z moim spotkaniem w Hogsmeade?
- Nie rozumiesz? - Pokręciłem przecząco głową. - Potter wcale nie zrobił t e g o eliksiru! Uwarzył Eliksir Wielosokowy! - Wykrzyknęła.
Zrobiłem zdziwioną minę.
- Draco, nic ci ta nazwa nie mówi? - Znów pokręciłem głową. - Prawda, to przecież eliksir, który... z resztą nieważne. Eliksir ten pozwala zmienić się na godzinę w wybranego człowieka. Trzeba tylko dodać do niego jakaś część ciała tej osoby. Najczęściej wykorzystywany jest właśnie włos.
- To znaczy, że przez ciebie on o mało mnie nie zabił? - Nie mogłem uwierzyć w jej bezczelność. Jej kumpel co rusz przystawiał mi różdżkę do gardła, ja nie wiedziałem kim on jest, a ta mi teraz z takim spokojem o tym wszystkim opowiada i chyba jeszcze próbuje się usprawiedliwić.
Hermiona zrobiła się zielona na twarzy:
- Jak to... zabić?! Przecież wy...
- Tak! - Przerwałem jej. - Przecież my tylko odbywaliśmy miłą, przyjacielską rozmowę, podczas której twój wspólnik wrzeszczał na mnie i jeździł mi po gardle różdżką - rozpiąłem guziki u koszuli i pokazałem jej czerwoną pręgę biegnącą wzdłuż mojej szyi.
Hermiona zrobiła współczującą minę i powiedziała:
- Draco, wiem, że to było dla ciebie straszne, ale spróbuj go zrozumieć.
- Zrozumieć?! Zwariowałaś?! - Jezu... jej już kompletnie odbiło. - Myślisz, że gdybym nie odpowiadał mu grzecznie na wszystkie jego pytania, mogłabyś ze mną tu i teraz rozmawiać? Najwyżej mogłabyś patrzeć na mój nagrobek na cmentarzu! A w najlepszym wypadku pozwoliliby ci oglądać mnie przez szybę u św. Munga!
- Ale on był zdesperowany, musiał dowiedzieć się prawdy o ich związku, a wiedział, że oprócz nich ty jesteś najlepiej poinformowany...
- On nie był zdesperowany! On był wściekły, zachowywał się jak wariat! Jedno moje drgnięcie i byłoby po mnie! Nie mogę uwierzyć, że mu pomagałaś, a teraz jeszcze go bronisz!
Hermiona zamknęła oczy a spod jej powiek zaczęły wypływać pojedyncze łzy, ale ja byłem niewzruszony:
- Nie płacz. To niczego nie zmieni.
- Potter mnie wyzyskiwał. Wykorzystał mnie i moją przyjaźń. Draco, musisz mi uwierzyć, że ja nie miałam z tym nic wspólnego!
Właściwie to jej wierzyłam, bo gdyby współpracowała z Potterem, to by teraz o wszystkim mi nie powiedziała. Musiałem mieć jednak pewność, że jest wobec mnie szczera:
- Jak mi to udowodnisz?
- Zerwałam z Ronem. On uważał to za świetny dowcip. Nawet wtedy, w Hogsmeade, był z nim w pelerynie niewidce. Wściekł się na mnie, gdy zaczęłam cię bronić i postanowiłam się z nim rozstać. Teraz mi wierzysz?
Sam usiadłem na zimnej i mokrej trawie, żeby to wszystko spokojnie przemyśleć. Wiedziałem, jak zależało jej na Rudym, więc nie potrzebowałem lepszego dowodu. Jednak jedna rzecz mnie gryzła:
- Jednej rzeczy nie rozumiem: dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? Zawsze trzymałaś z bandą Pottera, a teraz zależy ci, żeby być lojalną w stosunku do mnie?
Hermiona, która siedziała teraz obok mnie, wstała, pochyliła się i położyła mi dłoń na ramieniu:
- Nie odpowiem ci teraz na to pytanie.
- Dlaczego?
- Po prostu sama nie znam jeszcze na nie odpowiedzi.
- Nie rozumiem.
Zaśmiała się:
- Nie martw się, ja chyba też.
Podała mi rękę:
- Wstawaj, przeziębisz się, już prawie jest grudzień - oho, nauczyła się czegoś ode mnie...
- Jeszcze listopad.
- Ale już niedługo - musiała mieć ostatnie słowo.
Pociągnąłem ją za wyciągniętą w moim kierunku rękę tak, że znalazła się obok mnie. Z wahaniem położyła głowę na moim ramieniu, a ja ją objąłem.
- Draco, czy myślisz o tym samym, co ja?
Spojrzałem jej prosto w oczy i zobaczyłem w nich migotające iskierki. Już chyba wiedziałem o czym ona myśli.
- Chyba tak.
- Myślisz, że...?
- Może...
Nagle w oddali zobaczyliśmy spacerujących Snape'a i McGonagall. Trzymali się za ręce i szli prosto przed siebie.
- "Minnie" i Potter - pomyślałem z rozbawieniem. - Co ta pokraka nie wymyśli w tym swoim bliznowatym mózgu. Spojrzałem jeszcze raz na spacerującą parę - Takim to dobrze. Znaleźli już swoje połówki, a ja nadal szukam. Chociaż, czy to możliwe, żeby moja błąkająca się gdzieś po świecie połówka siedziała właśnie tu i teraz w moich objęciach...?




  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #108604 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 29.12.2003 22:53


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


A ja mam next parta. Wena mnie dopadła. Chyba inna wena, bo styl trochę inny. I taki chyba juz pozostanie:


21.11 ŚRODA po południu
Naprawdę byłem ciekaw, kto to się ukrywał pod maską mojej twarzy. Strasznie się chciałem tego dowiedzieć już wczoraj, ale Hermiona wcale mi tego nie ułatwiała. Ciągle krążyła między wieżą Gryffindoru, a biblioteką. Gdy spotykałem ją po drodze każde moje pytanie zbywała krótkim:
- Draco, jeszcze nie jestem pewna. Daj mi trochę czasu.
I natychmiast szybko znikała. Na razie jednak musiałem sobie dać z tym spokój, bo miałem do rozwiązania inną kwestię. Po eliksirach zawołał mnie Snape i szepnął tajemniczo:
- Draco. 20:00. Mój gabinet. I ani mru - mru nikomu! - Po czym ujął mnie za ramiona i w y p c h n ą ł (dosłownie) z klasy, gdy chciałem się dowiedzieć szczegółów. No trudno, muszę czekać do wieczora. Na razie widziałem tylko Hermionę spacerującą w tę i z powrotem po korytarzu szepcząc:
- Nie wierzę! Nie mogę tego pojąć! Co za skur***** - jak usłyszałem to ostatnie, to odechciało mi się do niej odzywać. No bo jak to było o mnie, to ja się już jej wolałem nie narażać. Teraz czekam tylko na to, co powie mi Sever.

22.11 CZWARTEK wieczorem
No i się dowiedziałem. Że głupota i bezmyślność podstarzałych (Sev, bez obrazy), zakochanych facetów nie zna granic. Wczoraj wieczorem poszedłem do jego gabinetu. Strasznie zaintrygowany byłem tym, co miał mi do powiedzenia. Kiedy wszedłem, siedział samotnie w fotelu popijając piwo.
- Chciałeś mnie widzieć - w tej chwili poczułem, że jednak wolałby być sam.
- Aaa... tak. Faktycznie. Powiedz mi, Draco, co ja do cholery zrobiłem źle?! - Takim tonem to powiedział, jakby to faktycznie była moja wina. Z wahaniem położyłem mu rękę na ramieniu i powiedziałem uspokajająco:
- Sever, to, co się stało, to nie jest twoja wina - w końcu leżącego się nie kopie.
- Draco, jak to nie - zaczął zawodzić nad butelką piwa. - To tylko moja, cholerna wina!
- Może w pewnym stopniu... - no trochę się z nim zgodzę.
- Jak to "w pewnym stopniu"?! - Jej... ale się oburzył. - Sugerujesz, że jeszcze ktoś? - No wreszcie zrozumiał, że czasem można na kogoś zwalić.
- No wiesz... czasem winę ponosi trochę więcej niż jedna osoba - pokręcił przecząco głową.
- A czasem może się tak zdarzyć, że ktoś, kto przypisuje sobie cała winę, tak naprawdę jest niewinny - ciągnąłem pewny, że w końcu przemówię mu do zachlanego już rozumu. Popatrzył na mnie spod oka.
- Rozumiesz - niewinny. Innocent. Unschuldig. Newinnyj.
Ale jak widać nic do niego nie dotarło:
- Jak to niewinny?! Przecież jest dowód przestępstwa! - Boże, co on takiego zrobił? Może wezwał mnie tutaj, żeby pożegnać się przed złożeniem na jego... usteczkach (hm... chyba tak określiłaby to "coś" tylko "Minnie" - nie mogę tego pisać bez cudzysłowu) pocałunku dementora. - Ale przecież zrobiłem wszystko tak, jak mi powiedziałeś! - CO?! On chce mnie wrobić w jakieś jego podejrzane sprawki?!
- Stary, wyluzuj - jak tak można do sora mówić, w głowie mi się nie mieści he... he... - ale mnie w to nie wciągaj.
- Nie, no dobrze. Przecież wiem, że nie masz z tym nic wspólnego - ton miał przyjazny, ale popatrzył na mnie podejrzliwie. - Bo nie masz, prawda?
- Jasne, że nie - musiałem zaprzeczyć, bo by mnie chyba wzrokiem pożarł. Jednak ciekawy byłe o co tyle zamieszania. - Sever, nie chciałbym się wtrącać w nie swoje sprawy, ale czy mógłbyś mi powiedzieć, co się wydarzyło?
Spojrzał na mnie tępym wzrokiem (ja wcale nie sugeruję, że on jest tępy, ten wzrok to chyba od piwa) i wybełkotał:
- To jeszcze ci nie powiedziałem? - Pokręciłem przecząco głową. - No popatrz, a myślałem, że już wszyscy wiedzą. Jak nawet ci ********** Gryfoni coś zwęszyli, to ty nie wiesz? Draco, wstydź się - takie ploty chodzą nieoficjalnie po szkole, a ty pojęcia o nich nie masz. Coś niesamowitego! Zupełnie odwrotnie niż zazwyczaj - nie zrozumiałem o co mu chodzi. Najwyraźniej mówił od rzeczy - co ten alkohol potrafi zrobić z człowiekiem...
- Nie zajmuję się plotkami...
- Już nie... - uśmiechnął się pod nosem.
- ... i nigdy nie zwracałem na nie większej uwagi!
- Ta...
Sever westchnął i upił potężny łyk piwa:
- Minnie jest w ciąży - zaskoczyło, zagięło, znokautowało.
- CO?!
- Będzie miała dziecko.
- No to ma problem - a już myślałem... no o to mnie już posądzać nie można!
- Nie rozumiesz - czy to jest aluzja do tego, że jestem blondynem? - B ę d z i e m y mieli dziecko.
- CO?! - w takiej sytuacji cały zapas słów mi się wyczerpał.
- Ciągle tylko "co?" i "co?" niczego cię w tej szkole nie nauczyli - oho, znalazł się mądry. - Draco, ty mi lepiej powiedz, jak do tego doszło?
- Ty mnie o to pytasz? - No... tego już za wiele. - Ja wam do łóżka nie wchodziłem! A poza tym, to chyba cię uświadamiałem, no nie?
- Ale stosowałem się dokładnie do twoich rad w związku z zabezpieczeniem! Pamiętam jakby to było wczoraj. Tego problemu dotyczy podpunkt X w którym wyróżniamy trzy paragrafy.
- Dokładnie. No więc z czym problem?
- Do pierwszego i drugiego paragraf mogła stosować się tylko ona, więc postanowiłem, że będę mężczyzną i powiedziałem jej, że t ę sprawę biorę na siebie.
- No i... - próbowałem go delikatnie wysondować.
- No i postanowiłem, że przejdę od razu do paragrafu trzeciego! - Zakończył z triumfem.
- No brawo! Ale jakim cudem udało ci się wpaść. Przecież z t y m masz ponad 97 % szans!
- Może kupiłem za tani?
- Za t a n i ą - poprawiłem go machinalnie. Nauczyciel, a nawet prostego wyrazu nie umie odmienić.
- Nie! Co ty masz z języka ojczystego? Nie t a n i a tylko t a n i !
- Sev, nie masz racji: t a n i a ! - Jakem Dracon Malfoy, będę obstawiał przy swoim.
- Oczywiście, że nie! T A N I prezent! - Aż się zaczerwienił z tego zaangażowania.
- T N I A prez... coś ty powiedział? Jaki prezent?! - Mam nadzieję, że przeczucie mnie nie myli i on nie jest taki... zacofany!
- Jak to co powiedziałem - Sever zrobił niewinną minę. - Przecież mi powiedziałeś: pierwszym zabezpieczeniem jest kalendarzyk, drugim - tabletki, a trzecim - prezent!
- Jaki prezent?! - Totalna załamka nad starszym pokoleniem.
- No... właściwie to tego nie dopowiedziałeś, ale sam się domyśliłem - Boże, jaki on był z siebie dumny! On mnie chyba zabije, jak się dowie, o co chodziło...
No i wtedy zacząłem Severowi wyjaśniać wszystko po kolei - od komórki, aż do... no powiedzmy ładnie - końca. No i od tego momentu mój sor od eliksirów był lepiej uświadomiony w temacie niż dzieciaki w mugolskich szkołach po Wychowaniu Do Życia W Rodzinie...

23.11 PIĄTEK po lekcjach
Wreszcie weekend! Już mnie dobija ta nauka. Zerwaliśmy umowę z Hermioną, więc muszę sam odrabiać swoje zadania domowe. W sumie teraz idzie mi to trochę lżej niż na początku, bo na niektórych przedmiotach (historia magii no i oczywiście eliksiry) jadę na opinii i mogę sobie odpuścić, ale na reszcie (czyt. transmutacja) muszę harować jak nie powiem co. Ale wracając do Hermiony. Muszę jej poszukać i dowiedzieć się wreszcie, o co chodziło z tym altercośtamcoś.

Za parę godzin
No i się dowiedziałem. Znalazłem ją na schodach do zamku. Było dość chłodno, a siedziała w samej szacie. Okryłem ją swoim swetrem. Kiedy to robiłem chwyciła mnie za rękę i cicho wyszeptała:
- Dziękuję.
- Nie ma za co. A poza tym tobie jest chyba zimniej niż mnie.
Spuściła wzrok i powiedziała:
- Przepraszam - coś czuję, że taka jednowyrazowa rozmowa z jej strony nie przyniesie szybko rozwiązania.
- Co masz na myśli? - Zapytałem cicho. - Hermiono, powiesz mi wreszcie z kim się spotkałem w Hogsmeade, prawda?
Głośno wypuściła powietrze, westchnęła i utkwiła wzrok w błoniach. Nie było tam nic ciekawego. Specjalnie popatrzyłem.
- Prawda? - Nie chciałem naciskać, ale czegoś wreszcie dowiedzieć się musiałem.
- Tak, Draco. Jestem ci winna wyjaśnienie. Może się przejdziemy?
Skinąłem głową i ruszyłem za nią. Przez chwilę panowała niczym nie zmącona cisza. Nikt z nas nie chciał się odezwać. W końcu Hermiona przełamała milczenie:
- To był Potter - po raz pierwszy usłyszałem jak na Pottera mówi po nazwisku.
Zmarszczyłem w niedowierzaniu brwi. Zauważyła moją minę.
- Nie przesłyszałeś się. W bramie Hogsmeade twoją twarz miał Potter. Harry Potter.
- Ale... jak to możliwe? - Ja taki inteligentny, a zrozumieć tego nie mogłem.
- Draco, to jeszcze nie koniec dobrych wiadomości - po tym co usłyszałem teraz i po tym, czego dowiedziałem się od Severa już mi było wszystko jedno.
Hermiona zatrzymała się, oparła o pień drzewa i popatrzyła na mnie:
- Wiesz, że metr dalej jest Zakazany Las? Są tam dzikie zwierzęta, tak niebezpieczne, że z łatwością pozbawiłyby mnie życia. Chyba tego teraz najbardziej chcę - zacisnęła dłoń w pięść i uderzyła nią w szorstką korę drzewa. Jej twarz płonęła i błyszczała od łez.
- Co ty opowiadasz? - Nie wiem, dlaczego dziś wieczorem przyszło mi wypełniać rolę pocieszyciela.
- Draco, jest mi wstyd, tak strasznie wstyd! Jak ja mogłam się nie zorientować? Uważałam się za inteligentną, a nie zauważyłam, jak on mną manipuluje.
Zaczęła szybko mrugać powiekami, a wiedziałem, że właśnie w ten sposób ujawnia się u niej zdenerwowanie.
- Hermiono, chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak, dopóki nie powiesz mi, co zrobiłaś. Ale jestem pewien, że nie mogłaś zrobić nic złego. Jesteś chyba ostatnią osobą, która mogłaby złamać regulamin. No... może poza bliźniakami Weasley'ami - chciałem ją trochę rozbawić, ale na jej twarzy pojawił się tylko blady, wymuszony uśmiech.
- Powiesz mi, co cię tak zmartwiło? I o co chodziło z tym Potterem? - Kiedy wymówiłem to nazwisko przez twarz Hermiony przeleciał ledwo zauważalny błysk nie wiem czego.
- Draco, jak już mówiłam, muszę ci coś wyjaśnić, ale zrób coś dla mnie, dobrze? - Zobaczyłem jej błagalne spojrzenie i wiedziałem, że nie mogę odmówić.
- Jasne. Jak mogę ci pomóc?
- Po prostu odłóżmy naszą rozmowę na jutrzejszy wieczór - w jej spojrzeniu było coś co sprawiło, że musiałem się zgodzić.
- Nie ma sprawy Hermiono. I tak jest już bardzo późno.
Odprowadziłem ją pod wieżę Gryffindoru, pożegnałem się i poszedłem do siebie. I od tego momentu cały czas się zastanawiam, o co w tym wszystkim chodzi...

  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #107420 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 29.12.2003 13:28


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


A ja mam dla Was next part, mam nadzieję, że, mimo iż jest w całości, nadaal będzie w czołówce tongue.gif

18.11 NIEDZIELA rano
Och... McGonagall i Sever szaleją. Ich "miłość" (no bo czy to jest prawdziwa miłość, gdy ma się ok. 40 - 50 lat?) jest już widoczna dla wszystkich i już się nie ukryła nawet przed Dumblem. On im zresztą sekunduje jak może. Ustalił im nawet tak godziny lekcji, żeby mieli w tym samym czasie, a potem żeby mogli sobie gdzieś wyskoczyć pogruchać. Och.... jak tak na nich patrzę, to sobie myślę, że ja też muszę znaleźć sobie jakąś porządną dziewczynę. No bo to z Hermioną to już się samoistnie rozpada. Chyba już tam się porozumiała z Weasley'em co do ich wspólnej przyszłości. Ok., dobrze im życzę, ale mogła i mnie poinformować, że ze mną już nie chodzi - taki właśnie jest los porzuconych mężczyzn na tym okrutnym, współczesnym świecie - odchodzi ci kobitka do innego, a ty się o tym dowiadujesz ostatni. Boże... ale ja się zrobiłem sentymentalny... Idę chyba porozmawiać z Hermioną, a przy okazji wypytam też ją o Jeanette.

19.11 PONIEDZIAŁEK po lekcjach
No i wyszło na to, że zostałem "słomianym wdowcem". Hermiona już się od wczoraj (czyli od naszej rozmowy) szlaja z Rudym. Ojejej... ale się tych par w Hogwarcie namnożyło, a ja, boski jak młody bóg, sam jak paluszek zostałem. No bo kogo mam podrywać - Parkinson? Chyba na jakiś czas dam sobie spokój z podbojami i zacznę się zastanawiać nad inną ważną sprawą. Otóż: dostałem dzisiaj na śniadaniu list:

"Witaj Draco,
Nigdy się nie spotkaliśmy, ale ja istnieję. Musimy się zobaczyć. Przyjdź
Dziś do Hogsmeade po zmierzchu. Będę czekał przy bramie. Gdy mnie
Zobaczysz, na pewno będziesz wiedział, że czekam właśnie na Ciebie"

I tyle. Bez żadnego podpisu ani nic. No i właśnie mam problema, bo nie wiem, czy iść. Ten list jest w sumie napisany tak jakoś dziwnie, tak, że nie podejrzewam żadnego z kolesi w Hogwarcie. Na wszelki wypadek pokazałem go Hermionie. W sumie tyle czasu udawaliśmy parę, że teraz chociaż mogłaby być wobec mnie choć trochę lojalna i może mi pomoże.
- Draco, ja... właściwie sama nie wiem, jaką dać ci radę - oj, jak już Hermiona była zdezorientowana, to było w tym liście coś podejrzanego.
- Ale po prostu mi powiedz: mam iść, czy nie? - No... taką radę to mogłaby mi dać.
- Sama nie wiem, to mi pachnie czarną magią. Może lepiej idź do Dumbledore'a, on na pewno pomoże ci podjąć słuszną decyzję - hahaha, ale wymyśliła.
- Zwariowałaś? Jak to będzie jakiś czarnoksiężnik, to Dumbel mnie na pysk wywali - niby taka inteligentna, a sam muszę za nią myśleć w kluczowych kwestiach. - A może ja jestem jakimś Wybrańcem i on ma mi przekazać władzę nad światem? - No... przyznam, że tu już popuściłem wodze fantazji.
Hermiona popukała się palcem w czoło:
- Tak, Draco, jasne. W bramie Hogsmeade będzie czekał Morfeusz, ty przybierzesz imię Neo i razem z jakąś Trinity pomkniesz w czarnych goglach na motorku by ocalić świat! To się kupy nie trzyma - hm... moim zdaniem kupy nie trzymało się to, co ona powiedziała. Ale dobra, już nie będę pytał o co chodzi, kto to jest Nijo i Triniti, bo, jak to się często w takich sytuacjach zdarza, wystrzeli z jakąś legendą z "Historii Hogwartu".
Tymczasem przytuliła mnie i powiedziała:
- Draco, a poza tym, to boję się o ciebie.
- Ty? O mnie? Myślałem, że zależy ci na Wes... yyy... Rud... yyy... to znaczy Ronie! - O Boże! Czyżby i ona się we mnie zakochała.
- Draco, oczywiście, że jestem z Ronem, ale ty jesteś moim przyjacielem. Przedtem myślałam, że jesteś rozpieszczonym, zadzierającym nosa palantem - dobra, dobra, nie ma to jak szczerość... - ale po tych tygodniach, kiedy spędziłam z tobą więcej czasu, zmieniłam zdanie, chociaż ostatnio się na tobie trochę zawiodłam - pstryknęła mnie w nos.
- Właśnie, o co chodziło? No dobrze, nie słuchałem cię przedwczoraj na błoniach. O co mnie pytałaś?
- O nic, po prostu chciałam sprawdzić, czy mnie słuchasz.
- To dlaczego potem urządziłaś taką awanturę?
- Yyy... po prostu chciałam być bardziej wiarygodna i uświadomić ci raz na zawsze, że jak ktoś coś do ciebie mówi, to należy go słuchać. Jasne? - No, teraz to ona nie była ze mną szczera, ja coś czuję, że jeszcze to pytanie, które wtedy mi zadała, wypłynie kiedyś w praniu.
- Jak słońce. Wiesz... w sumie chyba się zdecydowałem. Pójdę dziś do Hogsmeade i spotkam się z tym typkiem - ależ ja jestem odważny!
- Draco, bądź ostrożny. Cały czas trzymaj przy sobie różdżkę, nie przyjmuj od niego żadnego jedzenia ani picia, w razie czego... - i znowu puściłem sobie jej kazanko koło uszu. Przecież sam wiem, jak mam postępować.
- Nie martw się o mnie. Poradzę sobie - jakież te dziewczyny potrafią być strachliwe. Nie ma to jak być prawdziwym mężczyzną.
- Gdybyś do jutra nie wrócił...
- Daj spokój! - Na tym ucięła się nasza rozmowa. Zaczynało już zmierzchać, więc musiałem się pospieszyć.

20.11 WTOREK nad ranem
Wróciłem właściwie wczesnym wieczorem, bo nasze spotkanie trwało godzinę. Nawet może krócej. Przybiegłem pod bramę Hogsmeade i czekałem, aż zajdzie słońce. Po chwili zobaczyłem jakiegoś gościa w kapturze zbliżającego się w moją stronę.
- Zdrowaś Mario, łaskiś pełna... błogosławionaś ty między... Boże! Żeby to nie był Voldemort! ... święć się imię twoje... bądź wola twoja... gdzie tam twoja, bądź wola moja - każdy, tylko nie on!
- Witaj Draco - to zabrzmiało jak początek listu, więc się trochę rozluźniłem.
- Yyy... dobry wieczór - mama mnie uczyła: grunt to uprzejmość. Tylko, żeby jeszcze odsłonił kaptur.
- Na pewno nie spodziewałeś się m n i e - to coś ściągnęło kaptur i zobaczyłem... własną twarz!
- Kim jesteś?!
- Hm... twoim alter ego - zrobiłem zdziwioną minę. - Haha... wiedziałem, że tego nie zrozumiesz. Mamy mało czasu, a musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań.
- Muszę? - Szantaż w biały dzień. Nie no, w sumie to był już wieczór...
- Co łączy Snape'a z McGonagall?
- Nie...
- I nie mów, że nie wiesz. Przyjaźnisz się z nim. Na pewno jesteś w temacie.
Wkurzyłem się. Ja myślałem, że to spotkanie będzie dotyczyło mnie, a gość z moją twarzą usiłuje się dowiedzieć szczegółów romansu Sever - "Minnie"
- Nie jestem upoważniony do udzielania tego typu informacji! - Ups... chyba się zagalopowałem, bo podstawił mi różdżkę pod gardło.
- Ok, ok, tam wiesz... trochę się całują, trzymają za ręce, nic wielkiego, naprawdę!
- Czy to coś poważnego?
- To znaczy?
- Mają zamiar się pobrać?
- Nic mi o tym nie wiadomo - poczułem lekki dotyk różdżki na szyi - to znaczy... może Sever ma jakieś plany - różdżka wbijała się coraz głębiej - no dobra, coś słyszałem, że mają takie plany - teraz to już prawie nie mogłem oddychać - dobrze! Powiem! Tak! Żenią się! - wreszcie napór różdżki ustąpił.
Rozmasowywałem sobie szyję i mruknąłem pod nosem:
- Brutal!
- Co powiedziałeś?
- Nic szczególnego, co mogłoby cię zainteresować - znów zobaczyłem, że różdżka nieznajomego (no niby go nie znałem, ale buzię miał moją) kieruje się w moja stronę. Musiałem się ratować:
- A znasz ten kawał: Przychodzi pedał do sklepu i mówi: "Poproszę chleb", a sprzedawca:...
- Zamknij się! - Dobra, raz mogę go posłuchać.
- Migdalili się kiedykolwiek? - Nie dość, że nieokrzesaniec, to jeszcze zboczeniec.
- Pedał i sprzedawca?
- Twoja inteligencja mnie dobija! - Wreszcie mnie ktoś docenił. - Oczywiście, że nie! Snape i Minerwa!
- A skąd ja to mam wiedzieć? - O tym to na serio nie miałem pojęcia.
- Czy to prawda, że ona jest w ciąży?
- Yyy... chyba nie.
- Chyba? - Rysy na twarzy mu stężały.
- Na pewno nie! - No... wreszcie się chłop rozluźnił. Teraz mogłem stwierdzić, że faktycznie gorzej wyglądam, jak się denerwuję.
- Możesz odejść! - Tralalala! Jaki władczy ton! No ale się dostosowałem...
Teraz czekam tylko aż będzie rano, bo muszę zapytać Hermiony, co to jest to "alter ego"

Przed pierwszą lekcją
Złapałem ją po śniadaniu:
- Hermiona!
- Draco, dzięki Bogu nic ci się nie stało!
- No... miło, że się martwiłaś, ale nie było o co. Całkowicie panowałem nad sytuacją. Tylko powiedz mi, co to jest "alter ego".
- "Alter ego"? To znaczy dosłownie "drugie ja". Ale po co ci to wiedzieć?
- No bo to właśnie z moim alter ego się spotkałem w Hogsmeade.
- Co ty wygadujesz?
- No... wyglądało tak samo jak ja, mówiło tak samo jak ja, włosy miało tak samo ułożone jak ja, chociaż... - tu mi arogancko przerwała.
- Ile trwało wasze spotkanie?
- A co to ma do rzeczy? - Hermiona zmarszczyła niepokojąco brwi. -Krótko, niecałą godzinę.
- To niemożliwe!
- Co?
- Jak on mógł?!
- Ale kto?
Złapała mnie za ramiona:
- Darco, ja chyba wiem, kto to był!
- Kto?
- Jeszcze się upewnię, muszę zdążyć iść do biblioteki przed pierwszą lekcją! - No i tyle ją widziałem. Taki właśnie jest pożytek z Hermiony - jak już - już ma coś powiedzieć to się zamknie i poleci nie wiem po co do biblioteki.
Ale kto to mógł być? Jak nie alter ego, to kto...?
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #107175 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 17.12.2003 17:24


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


Postanowiłam dodać next parta, chociaż pewnie spotka się z krytyką...


15.11 CZWARTEK po południu
Bosz.... No i już się dowiedziałem, że Sever umie czytać w myślach. Paranoja! Dlaczego on mi tego wcześniej nie powiedział?! Ale z drugiej strony trochę mu współczuję - jak on wie, co o nim myśli "Minnie" (!!!) McGonagall, to się chyba załamie. No bo przecież on n i e m o ż e jej się podobać. Niby to mój kumpel he... he... ale...no sorry! On jest b r z y d k i ! No ale nie mogłem mu tego w oczy powiedzieć, bo by się koleś załamał. Niech to lepiej usłyszy od niej. Tak czytam ten mój pamiętnik i czytam, i się kapnąłem, że już dawno nie pisałem o Hermionie. No bo w sumie nie było o czym pisać. Już dawno wyszła ze skrzydła szpitalnego i dalej udajemy parę. To znaczy nawet nie wiem, czy udajemy, bo ona jest tak zawalona naszymi zadaniami, że prawie się do mnie nie odzywa. Dobra, nie będę takim chamem i jej pomogę. Niech pozna me miłosierne i wrażliwe na ciężką pracę innych serce!

16.11 PIĄTEK wieczorem
Hahaha! Opłacało mi się wczoraj trochę posiedzieć z Hermioną nad książkami. Ona ma jakieś takie mugolskie i zacząłem czytać jakąś "Historię starożytności" Nawet fajne - ciągle się bili trach...! Trach...! Bum...! No ale nie o podbojach (nowe poznane słówko - jaki ja się robię światowy biggrin.gif) tylko o tym, że się dowiedziałem, że jestem s ł a w n y ! W starożytnej Grecji najpierw wszystko było ładnie - pięknie: Areopag i te sprawy, a potem przyszedł taki D r a c o n i zrobił reformy! Jak ja to przeczytałem, to aż mi łzy w oczach stanęły ze wzruszenia! Przecież moje życie na kartach historii zapisze się tak samo. Zrobiłem już szczegółowy plan:
1) Zostanę prefektem naczelnym
2) Skończę Hogwart jako debeściak
3) Pokonam Voldemorta
4) Zawładnę światem
5) Ożenię się
6) Postawią mi pałac
7) Wsadzą przed pałacem drzewo
8) Spłodzą mi syna - ok, żebym nie wyszedł na jakiegoś leniucha, to ten podpunkt mogę wykonać sam.
Jak to powiedziałem Hermionie, to się tylko popukała w głowę i powiedziała, że jestem naiwny, a ten cały grecki Dracon był zły i tylko więcej narobił szkody, niż pożytku. Wkurzyłem się! Zazdrosna, bo żadnej Hermiony nie było w historii! Idę dalej czytać tą książkę, może jeszcze coś znajdę? Jednego tylko nie rozumiem. Tam pisze, że te reformy Dracona były w 621 r. p.n.e. Zapytałem Hermiony, co znaczą te literki, a ta mi powiedziała, że "przed naszą erą" - głupie. To jaka era była przed naszą? Porąbane! Jak zapanuję nad światem, to wszystkie daty będą kończyły się: z.p.b.D. ("za panowania boskiego Dracona"). Ale to fajnie wymyśliłem, nie?

Później
Ooo... i tatuś się ucieszy! Znalazłem też (tym razem w Rzymie) Lucjusza Korneliusza Sullę! Też reformator. Dopiero teraz się przekonałem, że nie warto się uczyć historii, bo ona i tak się powtarza - Lucjusz będzie rządził razem z Draconem. Powiem to o tej historii Binnsowi - chyba padnie z wrażenia!

Za chwilę
Chyba nie padnie. Zapomniałem, że już padł. He... he...

17.11 SOBOTA po obiedzie
Dzisiaj mi już entuzjazm opadł - dostałem list od Jeanette, a w nim tylko trzy słowa "Bye - Bye, Draco" Dobre sobie! Najpierw "Dracuś, Dracuś", a teraz sobie bajbajuje! Nudzi mi się. Nie mam co robić. Boże... chyba pójdę do biblioteki - nie no, to już totalny obciach!

Wieczorem
Wybrałem się jednak do tej biblioteki. Ale do niej nie doszłem. Bo po drodze spotkałem McGonagall - ucieszona, rozhahana jakby była przynajmniej "Miss Mokrej Tiary" i mówi:
- Panie Malfoy, to znaczy Draco, ja wiem, że gdyby nie ty, to Seve... profesor Snape nigdy nie zdobyłby się na odwagę, żeby do mnie podejść! A ja w sumie też nie miałam takiej śmiałości, żeby zagadać do niego. No bo o czym? O pogodzie? Czyż nie?
- Hm... no tak - prawie wymusiła na mnie, żebym jej przytaknął.
- A teraz, Dracuńku - fuj! Co za ohydne zdrobnienie! - to my możemy rozmawiać o wszystkim. Jak to wspaniale, gdy dwie osoby tak świetnie się rozumieją, czyż nie?
- Yyy... no tak - a co jej będę humor psuł.
- Bo Severus jest taki miły, uczynny, uprzejmy, szarmancki i, podobnie jak ja, namię... yyy... na miętę nie może patrzeć, czyż nie?
- Eee... no tak - to już zaczyna być nudne! Wyłączam się.
- Ale ostatnio zaczął mnie traktować z jakąś rezerwą. Draco! Wyznaj mi to: czy on kogoś ma?
- No... tak - tak z już powiedziałem z przyzwyczajenia. I nagle zrozumiałem, co powiedziałem.
- To znaczy nie! - Zawołałem szybko, żeby jeszcze nie dotarł do niej sens tamtych słow. Jednak nie doceniłem, tej resztki zdrowego rozsądku, która w niej została.
- Och, ja biedna! Buuu...
- Ale pani profesor....
- Ja nieszczęśliwa! Buuu...
- Pani McGonagall...
- Jak ja mogłam pomyśleć, że on i ja... Buuu...!
- Minnie! - Nasz dialog brutalnie przerwał wyżej wspomniany Sever - Minnie, kochanie, co się stało?
W McGonagall jakby piorun strzelił. Na dźwięk jego głosu chyba zapomniała o wszystkim. Wyprostowała się, potrząsnęła włosami i z zamglonymi oczami ruszyła w jego stronę:
- Och, mój skarbeczku! - Aż mi się niedobrze zrobiło. Ok., Sever spoko gość, ale żeby od razu "skarbeczek"?! Szaleństwo zakochanych kobiet nie ma granic. Czysta głupota bez barier!
- Tak, misiaczku? - Jemu też chyba kompletnie odbiło. Co jak co, ale McGonagall misiaczka zupełnie nie przypomina. Może się Severowi pomyliło z Hagridem?
- Och...
- Ach...
- Ech...
Od tego momentu przestałem już słuchać i poszedłem na błonia. Ja już mam dość zakochanych! Na moje nieszczęście przyplątała się Hermiona:
- Cześć, Draco.
- ... - nie chciało mi się gadać. I tak wiadomo, że jak ktoś do kogoś mówi "cześć", to ta druga osoba też odpowie "cześć" więc po co mam mówić coś, co było takie oczywiste.
- Coś się stało?
- ... - tym razem nie odpowiedziałem, bo intensywnie myślałem. Myślałem, myślałem i wymyśliłem: to nie było żadne "skarbeczku", tylko "cukiereczku". Jezu... już straciłem do niej cały szacunek jaki miałem. Ale tak w sumie to dużo nie straciłem ha... ha...
- Co ty na to? - O kurczę, Hermiona coś mówiła, a ja jej nie słuchałem. A ona tego nie cierpi! I znowu mi palnie kazanie o "braku szacunku dla kogoś mówiącego..." - dobra już znam to na pamięć i wcale nie mam ochoty słuchać po raz enty. Miałem 50% procent szansy, że trafię na odpowiedź po jej myśli:
- Wiesz, całkowicie się z tym zgadzam. Myślę, że to bardzo dobry pomysł - trafiłem ...
- CO?! Myślałem, że już cię dosyć dobrze poznałam! Nie spodziewałam się tego po tobie, chociaż... wy wszyscy jesteście tacy sami! - Trzasnęła książką, zabrała się i poszła. No więc chyba w tym wypadku ma przenikliwa intuicja nie zadziałała... Nie trafiłem...

Jeszcze bardziej wieczorem
Już się musze zastanawiać na d dwoma sprawami: co McGonagall zawołała do Severa i co Hermiona powiedziała do mnie. Postanowiłem wyjaśnić chociaż jedną rzecz. Idę do kochanego profesorka.

W nocy
Ale ze mnie śmiał. To nie było żadne "skarbeczku". "Cukiereczku" tym bardziej. Ona po prostu zawołała "Severeczku" - trochę lepsze od tamtych, ale też żałosne...
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #103394 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 05.12.2003 18:28


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


14.11 ŚRODA rano
No więc piszę o tym, co się stało wczoraj - tzn. o mojej rozmowie z Sever... Snape'm. A nie, przecież piliśmy brudzia piwkiem. A więc piszę dalszy ciąg gadki z Severkiem (mówił, że nie lubi, jak się go tak nazywa, bo tak wołała na niego w dzieciństwie niania, której nie cierpiał). No ale tak prywatnie to mogę tu napisać, nie? Gdzie ja tam skończyłem? Aha, jak doszliśmy od Hogsmeade. Siedliśmy w dyskretnie kącie w Trzech Miotłach (tam gdzie siedziałem ostatnio, jak podsłuchałem rozmowę Pottera i Weasley'a, tzn. nie jak podsłuchałem, tylko jak oni nachalnie i za głośno mówili i tym samym zmuszali mnie, żebym ich słuchał, a wcale mnie to nie interesowało, tylko no... nie miałem wyjścia). No i jak siedliśmy to Sever zamówił piwko. Tak siedzimy, gadamy o duperelach i on nagle znienacka strzela z takim tekstem:
- Draco, jakim trzeba być, żeby podobać się kobietom? - No dosłownie szczena w dół. Piwo zaczęło mi wypływać z buzi, oddechu nie mogłem złapać, świat mi się rozmazał dookoła. Boże, co ja mam mu powiedzieć? Czyżby on wiedział o wszystkich moich romansach i chciał mnie tak podejść, żeby potem mi wlepić punkty? Tu coś było podejrzane. Ale on nie mógł się zorientować, że zorientowałem się ja, więc powiedziałem:
- Eee... sorze, a pod jakim względem? - Myślę, że to zabrzmiało wystarczająco dyplomatycznie.
- Co to znaczy "pod jakim względem"? - Ale on niedomyślny. I on jest moim wychowawcą...
- To znaczy, że co chce sor osiągnąć? Bo jak poderwać laskę na numerek, to istnieje plan A. Plan A ma dwa podpunkty: X i Y. W podpunkcie X wyróżniamy trzy paragrafy: pierwszy - miejsce, drugi - czas, trzeci - poziom ochoty. Podpunkt Y dzieli się również na trzy paragrafy i dotyczy zabezpieczenia. Paragraf pierwszy - kalendarzyk, ale to już nie sora zmartwienie, drugi - tabletki, ale to też nie dla sora, sor najwyżej może zasponsorować, trzeci - prez... - no i tu urwałem. No bo po co ja mam mu to tłumaczyć, skoro on jest pewnie jeszcze mniej uświadomiony niż ja i nic nie rozumie. A poza tym - Sever i szybki numerek: wykluczone. Tu chyba chodzi o coś innego. I nie myliłem się.
- Hmm... Draco, ja po prostu, wiesz, tak dla yyy no tego...
No i mnie wreszcie oświeciło:
- Aha! Trzeba było tak od razu! Starzy się sora czepiają, że sor jest już taki stary i się sor jeszcze nie ożenił, no więc trzeba im przedstawić jakąś fikcyjną kandydatkę. Co prawda nie znam tego z własnego doświadczenia ale wiem, że istnieje w takich problemach plan B. Dzieli się on na podpunkty: W, V i Z. Podpunkt W dotyczy wieczorowej toalety i dzieli się na cztery paragrafy: pierwszy - czysta szata z wyprasowaną górą, drugi - krawat pod kolor kiecki tej sora "narzeczonej" , trzeci - ozdobne spinki: dwie do szaty i jedna do krawatu, czwarty - wypastowane buty. Z kolei podpunkt V dotyczy wyglądu i dzieli się również na cztery paragrafy: pierwszy - umyte włosy (mam nadzieję, że go nie uraziłem) z dodatkiem a) żelu, cool.gif lakieru do włosów, c) bez dodatków, drugi - czyste uszy, trzeci - manicure i pedicure a) paznokcie pomalowane bezbarwną odżywką cool.gif bez odżywki, ale wtedy się raczej rozdwajają, czwarty - perfumy, ale to już według sora uznania, chociaż mogę służyć pomocą (a znając jego gust chyba będę przydatny). Podpunkt Z dotyczy trochę innej sytuacji: wtedy, kiedy to sor jest do kogoś zaproszony na kolację / obiad, żeby poudawać kochającego narzeczonego. Podpunkt Z dzieli się na... - i w tym momencie bezczelnie mi przerwał (a tak płynnie mi szło):
- Draco, ja widzę, że jesteś w swoim żywiole, ale powiedz mi po prostu JAKI mam być, a nie CO mam robić.
- Aaa... takie klocki. No więc sor musi być: przystojny, atrakcyjny, interesujący, inteligentny, romantyczny, niebanalny, elokwentny, intrygujący, błyskotliwy, operatywny, wspaniały, cudowny, w miarę przy kasie - no to tutaj już bez zastanowienia wymieniałem z pamięci swoje cechy, a ten znów się wtrącił:
- Ale...
- Aha - przypomniało mi się. - Najlepiej, gdyby sor się przefarbował na blond, bo takie czarne to raczej takie melancholijne i robią przygnębiające wrażenie. Mógłby sor jeszcze kupić sobie niebieskie soczewki kontaktowe, takie w kolorze błękitnego nieba (mogłem po prostu powiedzieć, że w takim kolorze jak moje, ale zacząłby mi patrzeć w oczy i ludzie mogliby zacząć nam się przyglądać i myśleć, że on jest jakiś ten - tego). Poza tym, myślę, że przydałby się sorowi lifting twarzy. No... starość nie radość, zmarszczki już są. Ale w ogóle to sor ma jakąś taką matową cerę. Pasowałoby się wybrać do dermatologa. A poza tym ważną rolę w podrywaniu kobiety odgrywają ręce. Niech sor pokaże mi swoje - wyciągnął takie wielkie łapska. Ja patrzę, a tam: sucha skóra, zacieki po eliksirach (albo po nikotynie, nie wiem), a paznokcie...
- Jak sor mógł dopuścić do takiego zaniedbania dłoni! Niewycięte skórki! Kreski z braku witamin. Sorze! Jak sor chce zaciągnąć kogoś do łóżka takimi rękami?! - No tego to ja już nie rozumiem. Żeby tak o siebie nie dbać!
- Draco, może wreszcie pozwolisz mi powiedzieć, o co mi chodzi?
- Jasne sorze, nie ma sprawy - zamknąłem się na chwilę i zająłem się piwkiem. A Severek się produkował:
- No cóż.... Jest w Hogwarcie taka osoba, która mi się podoba...
Już nie mogłem się powstrzymać, żeby się nie odzywać:
- Wiem! Profesor Sprout! Jak mogłem wcześniej się nie domyśleć. Przecież się zielarstwo wiąże trochę z eliksirami. No... pogratulować, pogratulować...
- Hm... to nie ona, to...
- Aaaa! Profesor Hooch! Ach! Przecież wiem, jak sor lubi quidditcha. Już ja widzę, jak sobie lecicie na miotełkach w kierunku zachodzącego słońca - nie ma to jak zdolność łączenia faktów!
- Nie, Draco. To nie ona, podoba mi się...
No teraz już nie musiałem strzelać, bo została już tylko jedna kandydatka:
- Bingo! Profesor Trelawney! No... sor będzie wymyślał nowe eliksiry, a ona będzie przewidywać, czy one są dobre i czy się sprzedadzą. Założycie rodzinny interes i...
- Nie, to także nie ona. Została już tylko jedna, której nie wymieniłeś. To...
- Nie!
- Co "nie"?
- To niemożliwe!
- Ależ dlaczego?
- No, o to już sora nie podejrzewałem!
- O co?
- Żeby sor sobie spośród tylu innych wybrał właśnie ją!
- Ale ona jest wspaniała!
- Pani Norris?! Jeszcze sor przez ten romans będzie miał na pieńku z Flichem!
- Co ma do tego ten parszywy kot?! Draco, tak się chwalisz tą swoją inteligencją, a nie odróżniasz kota od kobiety. Ja przecież cały czas mówię o Minnie!
- O kim?! W ogóle ktoś taki jest w Hogwarcie?
- No... "Minnie" to takie zdrobnienie...
- A od czego? - Nie no, ten facet mnie wykończy...
- Od... Minerwy.
- Co?! Bujnął się sor w McGonagall? Boże! Jak sor mógł mi to zrobić?! Ona przecież jest okropna! Walnięta! Brzydka, stara, ma chyba z 60 lat!
- Jest pięć lat młodsza ode mnie.
- Ja nie wiem, co ja tu robię. Chyba się załamię! I po co ja mówiłem sorowi te wszystkie sposoby? Przecież z nią się w życiu nie da tego wykorzystać! Ona chyba nigdy nie miała romansu! Pewnie jakby się ktoś z nią umówił, to chyba by od razu po pierwszej randce się chciała hajtać!
- Draco!
- No ja nie mogę!
- Wiem, że nie przepadasz za Minnie. Wypijmy brudzia na zgodę, co?
- Ok - no, trochę mnie to podbudowało, bo już czułem się stłamszony do potęgi entej.
Jednej rzeczy tylko byłem ciekaw:
- Sever, brachu, jak ty się do niej zwracasz? "Minnie"?
- Yyy... i to jest właśnie ten powód, dla którego chciałem się spotkać. Bo widzisz, ja mam tylko do ciebie jedno pytanie.
- No słucham, stary, słucham - przybrałem minę eksperta i rozparłem się na krześle. Na pewno znam odpowiedz - w końcu doświadczenie czyni mistrza.
- No więc powiedz mi, Draco, jak do niej podejść i zagadać? - O święci pańscy! Co z niego za ofiara losu! A ja mu przedtem wyjawiłem całą esencję mojego sukcesu!
No, końcem końców. Pogadaliśmy jeszcze trochę i wreszcie stworzyliśmy jaki - taki plan zagadania Severa do "Minnie" (jak on może tak ją nazywać?). W sumie zrobiło się już trochę późno, więc wróciliśmy do Hogwartu.
- Draco, dzięki. Naprawdę mi pomogłeś.
- Nie ma za co. Jutro podrzucę ci tą maseczkę ujędrniającą. Trzymaj się!
Pożegnaliśmy się i poszedłem w kierunku dormitorium, gdy nagle usłyszałem za plecami śmiech Severa:
- Draco!
- Słucham?
- Zapomniałem ci powiedzieć - wrony też lubią żel!*
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!
------------
* wiem, że takie wyrwane z kontekstu zdanie jest trochę niezrozumiałe ale jeśli nie kojarzycie, to wyjaśnienie znajdziecie w poprzednim parcie biggrin.gif


  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #99233 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 03.12.2003 20:11


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


Jeeeeeej, aż sie zarumieniłam z tych pochwał... W nagrodę mam ndla Was next parta:

09.11 PIĄTEK po południu
Qźwa, qźwa, qźwa, qźwa! No i sam nie wiem, co mam zrobić! Z Hermioną się nie wiedziałem od wczorajszej nocy i naprawdę nie pamiętam, czy się w końcu pocałowaliśmy, czy to był tylko sen. Głupio mi tak do niej iść, bo jak tak, to tak bez sensu... No... w sumie mi się to podobało i było przyjemne, ale pod warunkiem, że ten pocałunek to tylko sen! W realu w życiu bym nie chciał! Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej niczego nie jestem pewien. To znaczy jestem pewien, że mi na niej nie zależy jako na dziewczynie, tylko na przyjaciółce. Ten pocałunek mógłby wszystko zepsuć. Ale jak się przekonać, czy to był sen, czy nie? Chyba pasuje do niej iść...

Wieczorem
Uffffffff... ulżyło mi tak w 90 % No bo jak do niej poszedłem, to była jakaś taka... normalna. I nic nie sugerowała, tak, że chyba zaczynam miewać erotyczne sny... Pokazała mi też album ze zdjęciami jej rodziny. Była tam też Jeanette. Nie pisze już do mnie. Chyba już zapomniała... Ale właśnie te baby takie są przewrotne! Nagada, nagada, a później tylko cię serce boli. I żaden kardiolog ci nie pomoże...

10.11 SOBOTA po śniadaniu
Chyba będę wróżką! To znaczy wróżkiem! Yyyyy... wróżbiarzem, no w każdym razie sens jest zrozumiały biggrin.gif Wykrakałem sobie wczoraj wiadomość od Jeanette. Tylko, że ja chciałem dostać dobry news, a ta mi pisze, że niby jej matka wyzdrowiała, ale ona nie wie, czy wróci, bo w sumie jej grupa jest w naszej szkole tylko do końca miesiąca, no i jej się chyba nie opłaca. Nie wkurzyłem się, jak zwykle, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Po prostu było mi smutno, że mnie tak olała. A ja jej wysłałem, coś takiego:

"Jeanette can't you see I'm in misery
We made a start now were apart
There's nothing left for me
Love has flown all alone
I sit and wonder why-yi-yi-yi
Why, you left me oh Jeanette
Oh Jeanette baby someday when high-yi school is done
Somehow, someway, our two worlds will be one
In heaven, forever and ever we will be
Oh please say you'll stay oh Jeanette
Jenette my darling you hurt me real bad
You know it's true but baby you gotta believe me
When I say I'm helpless without you
Love has flown all alone
I sit, I wonder why-yi-yi-yi
Why, you left me oh Jeanette
Jeanette, Jeanette, why-yi-yi-yi-yi
Oh Jeanette..." *

Powinno jej to dać do myślenia. Oczywiście, jeśli sobie przetłumaczy wink.gif

11.11 NIEDZIELA po południu
Ale dzisiaj fajna data: same jedynki. Tylko żebym pały nie dostał przez ten dzień... Hermiona już wyszła ze skrzydła szpitalnego i wzięła się ostro do roboty. Tak więc wysmarowała mi piękne i długaśne zadanie na transmutację. Jak tak dalej pójdzie, to chyba zaczną patrzeć na mnie jak na jakiegoś kujona. To znaczy już się chyba zaczęło, bo coś ostatnio McGongall tak na mnie dziwnie zerka, ale nic nie mówi, tylko wstawia za każdą pracę "znakomicie". Jak to się można ustawić w życiu he... he...

12.11 PONIEDZIAŁEK po lekcjach
No nie mogę! Co za chamstwo w tej szkole! Dzisiaj na transmutacji ta głupia McGonagall oskarżyła mnie że nie piszę samodzielnie prac domowych! No jak tak można! M n i e , Dracona Malfoy'a posądzać o takie oszustwo. A było to tak:
- Pani profesor, chciałbym oddać tą dodatkową pracę domową - powiedziałem i wręczyłem jej m o j e (bo jak z wielkim poświęceniem i trudem zdobyte) zadanie.
- Hm... panie Malfoy. Zauważyłam, że oprócz panny Granger tylko pan oddaje dodatkowe wypracowania - popatrzyła na mnie zza okularów. - Czyżby to ona miała na to jakiś wpływ?
- Cóż, pani profesor, przebywając z nią dłużej zrozumiałem, jak ważna jest nauka, więc postanowiłem, że poprawię trochę oceny i zacząłem się starać - sama prawda spływała gładko z moich pięknie wykrojonych usteczek.
- Tak, panie Malfoy, zauważyłam... Ale czy mogę panu ufać, że te w s z y s t k i e prace zostały zrobione s a m o d z i e l n i e ?
- Oczywiście, pani profesor! - No... tu naprawdę była prawda. Wypracowania zostały napisane samodzielnie przez Hermionę smile.gif
- Mam nadzieję, że rozumiemy się dobrze. Samodzielnie przez p a n a , panie Malfoy - ona umie czytać w myślach?
- Yyy... tak, pani profesor. Sądzę, że rozumiemy się yyy... doskonale.
No i wreszcie dała mi spokój. Ale nie wiem, czy uwierzyła. Ale jak ona się domyśliła? Plan był przecież idealny! Nawet Hermiona zaczarowała swoje pióro tak, że pisało moim charakterem pisma. Oj, coś czuję, że ktoś tu maczał w tym paluchy. Ale ja, jakem jest Draco Malfoy, dowiem się kto!

13.11 WTOREK wieczorem
No i sprawa się wyjaśniła. Straciłem jedynego sojusznika w tej głupiej szkole! Po lekcjach wezwał mnie do siebie Snape. Wszedłem do jego komnaty, jak do wielkiej, ciemnej i śmierdzącej stęchlizną jaskini. I Snape powiedział:
- Draco, chciałbym z tobą porozmawiać - ups... czyżbym coś przeskrobał? Ale gdzie tam! Ja?
- Oczywiście, sorze.
- Yyy... może byśmy wyskoczyli tak na godzinkę na piwko? - Wytrzeszczyłem oczy tak bardzo, że aż spuścił wzrok. Chyba ze zmieszania.
- Hm... sorze, ale wie sor dobrze, że w niewyznaczonym czasie n i e w o l n o wychodzić do Hogsmeade - ach... jak cudownie było prawić mu kazania takim mentorskim (nowe słówko w moim słowniku - Hermiona powiedziała, że prawie zawsze tak mówię) tonem. Snape aż się skulił, jak to usłyszał.
- Draco, nikt się nie dowie. Znam takie jedno malutkie tajne przejście... - widać, że mu bardzo zależy. Ciekawe, o co mu chodzi?
- No dobrze, a gdyby tak 20 punktów dla Slytherinu? - Interes przede wszystkim.
- Co, Draco, interes przede wszystkim? - Czy wszyscy nauczyciele muszą mówić to, o czym ja akurat myślę? Mam nadzieję, że nie wie tego, że uważam, że wygląda jak nastroszona wrona z tymi nażelowanymi końcówkami włosów.
- To nie tak, sorze. Po prostu powinienem mieć jakąś rekompensatę za łamanie regulaminu.
- No dobrze.
- Hm... wypad do Hogsmeade to jednak dość ryzykowne. 30?
- 25.
- 27?
- 26.
- 25,5? - Ma się tę żyłkę biznesmana!
- No dobrze! Dostaniecie 30 punktów! I przestań się targować!
- Ok., umowa stoi. A teraz zastanówmy się, z którego paragrafu...
- Draco... - Snape pokazał mi zaciśnięte zęby. A tak przy okazji - żółte ma. Nie to, co ja...
- Pomyślmy... może za nadzwyczajną działalność na rzecz szkoły? Nie, nie, Dumbel mógłby się ciskać o co chodzi.
- Ukhm, ukhm... - chrząknał. Ale mu fajnie grać na nerwach wink.gif
- Albo... za pomoc słabszym?
- Wrrr... - Ha... ha... ha... ha... zacisnął pięści. Może... CO???? Zacisnął pięści?! Już po mnie!!
- DOSTANIECIE PUNKTY Z KTÓREGO PARAGRAFU CHCESZ, ALE CHODŹMY JUŻ! - Chyba ja też zostanę psychologiem. Umiem wyczuć, co nadchodzi...
- Jaaasne sorze - już wolałem się z niczym nie wyrywać. No bo ja mam fenomenalne wyczucie sytuacji, ja po prostu czuję chwilę, co powinienem mówić, a co nie. No i poszliśmy do Hogsmeade. A tam, czego się dowiedziałem! Ale napiszę o tym jutro. Jestem tak, przygnębiony rozwojem sytuacji, że nie mam na nic siły. Nawet mi się czesać nie chce. Dobranoc mój pamiętniczku! Jeeeeeezu, wcześniejsze zdanie jest skreślone! Jak ja mogłem coś takiego napisać?!

-----------------------------------

* Kto wie, jaka to jest piosenka? biggrin.gif Ciekawa jestem, czy znajdzie się chociaż jedna osoba...
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #98624 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 02.12.2003 16:29


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


A co, Draco to super koleś. Na dowód tego daje next parta:

05.11 PONIEDZIAŁEK po południu
Byłem dzisiaj u Hermiony po lekcjach. Wchodzę, a tam na stole stoją zielska od Weasley'a. Trochę już przywiędły, ale ona dalej się na nie patrzy takim zamglonym wzrokiem. Jak jej zwróciłem uwagę, to powiedziała, że tak samo patrzyłem się na Jeanette. Ale ona jest głupia! Ona nie odróżnia zasranego bukietu od pięknej dziewczyny? A niby taka uczona... Ech... I w końcu wychodzi na to, że Dracuś ma lepszy pomyślunek he... he...

06.11 WTOREK wieczorem
No jak tak można?! Dzisiaj w sumie nie miałem wybrać się do Hermiony, ale przysłała mi sowę, że jej się nudzi i nie ma co robić, a poza tym chciała uzgodnić jakieś szczegóły dalszego rozbudzania zazdrości u Rudzielca. Aha! Zapomniałem napisać, że mam nową sowę! Sto razy lepszą niż ta Hedwiga Pottera! Kupiłem sobie w nagrodę za poprawienie się w nauce. He... he... Jest taka ogólnie czarna, a brzuszek ma brązowy, a głowę blond. To znaczy nie wiem, czy sowy też mają blond włosy, w każdym razie takie jasne. Tylko są trochę takie jakby zbytnio rozczochrane. Trzeba je potraktować moim żelem. Do czego to doszło? Żebym musiał jeszcze tracić żel na sowę! Ale w końcu zwierzę świadczy o właścicielu i nie mogę przecież wysyłać w świat sowy, która ma potargany łebek! Hermiona też musiała wtrącić swoje trzy grosze i powiedziała, że po prostu zwierzęta upodabniają się do swoich właścicieli! Sratatata! Mugolskie poglądy! Nie wiedziałem jak jej dać na imię no i oczywiście Hermiona znowu musiała się wtrącić:
- Ojejej! Jaka ona śliczna! Przypomina mi takiego mugolskiego aktora. Jak on miał na imię? Tom... Fel... Fle... - Wcale nie miałem ochoty słuchać o jakimś mugolu, ale ta nadaje dalej:
- Wiem! Tom Felton! On jest taki śliczny! Nazwijmy ją Feltonka!
- Hermiona! To nie jest o n a tylko o n ! I wcale nie chcę nazwać g o imieniem jakiegośtam mugola, choćby był nawet tak piękny jak... jak...
- ... Hanni?
- No właśnie - Hanni! To znaczy nie, nie, nie! Gdzie tam Hanni! Co ty mi tu... - No i końcem końców sowa została nazwana Feltonek. Hermiona powiedziała, żebyśmy poszli na kompromis. Dobra, możemy pójść, ale gdzie to jest? Tego już mi nie powiedziała, a ja już nie chciałem pytać, bo pewnie usłyszałbym kolejny wykład o tym, jak to warto się uczyć geografii! Chciałem sobie tego oszczędzić, ale dalej nie wiem, gdzie to jest. W końcu się zrobiłem ciekawy i sprawdziłem w atlasie. Nie ma! Pewnie ten Kompromis to jakaś pipidówka, którego nawet nie ma na mapie. Pewnie jak wyjdzie ze skrzydła szpitalnego, to tam pójdziemy. Ale pewnie to jakąś góra bo się mówi "na" Kompromis, a nie "do" Kompromisu. Dobra, zostawmy ten temat. Wróćmy do momentu, jak się do niej wybrałem. No i wchodzę z zamiarem powiedzenia jej, żeby wyrzuciła te kwiatki, no bo jak ten wsiun ma być zazdrosny, skoro widzi swój prezent przy jej łóżku? No, to się nazywa logiczne rozumowanie. No i właśnie - jak wszedłem i patrzę na stolik, a tam bukietu niet! Już ją miałem pochwalić, a tu lookam na łóżko, a tam coś spod poduszki wystaje. Podchodzę bliżej, a tam te kwiatki. I to jeszcze zasuszone! Ej, no! Ona jest niepoważna. No więc jej mówię:
- Zgłupiałaś?
- O co ci chodzi? - I to jeszcze taką niewinną minę robi, jakby nie wiedziała, o co chodzi!
- No o te kwiatki! - Może jej jeszcze będę tłumaczył, że mi chodzi o kokardkę przy bukiecie..
- Nie rozumiem... - Jak można być tak niemyślącym? No ale w końcu to dziewczyna wink.gif
- Weasley tu przychodzi?
- Rona w to nie mieszaj! - Oho! Chyba trafiłem na grząski teren.
- Jaka ty jesteś! - Już mi zaczynało brakować cierpliwości.
- A co, taka ci się nie podobam? - Zapytała tak... prowokacyjnie i flirtująco? No bo sam, nie wiem, jak można ten ton określić.
- Dobrze wiesz, że mi podoba się tylko Jeanette!
- Więc po co te pytania o Rona? Czyżbyś był zazdrosny? - Popatrzyła na mnie znowu z taką dziwną miną.
- Chyba żartujesz?! JA miałbym być zazdrosny o ciebie? Ha! Ha! Ha! - Zacząłem się śmiać, bo myślałem, że ona żartuje. No... w końcu jej też się trochę zabawy od życia należy, a nie tylko siedzieć teraz w tym łóżku. A ona popatrzyła na mnie tak dziwnie po raz trzeci, zmrużyła oczy i powiedziała:
- No... Dracuś, nie byłabym taka pewna... - i odwróciła się na drugi bok, sugerując mi (bardzo wyraźnie i niekulturalnie), żebym wyszedł. No i wyszedłem. Nie będę dyskutował z taką bezczelną smarkulą! No więc wystawiłem jej język i wyszedłem. Trzasnąłem też drzwiami. Niech jej to da do myślenia!

07.11 ŚRODA południe
Ja! Zazdrosny! Chciałaby! Już do niej dzisiaj nie idę! Niech sobie choruje sama! Właśnie! Tak zrobię! Nie dam sobą pomiatać! Jestem wart szacunku! I nie dam sobie wsadzać w usta słów, których nie mam zamiaru wypowiedzieć! Cóż za impertynencja!

08.11 CZWRATEK rano
Wczoraj wieczorem długo nie mogłem zasnąć. W sumie trochę głupio było mi z powodu tej sprawy z Hermioną. Właściwie to się nie pokłóciliśmy, ale i tak ona chyba jest na mnie obrażona. Jak wszyscy w dormitorium zasnęli postanowiłem, że do niej pójdę. No i tak zrobiłem. Na szczęście nikt mnie nie widział. Zapukałem cicho, ale nikt mi nie odpowiedział, bo Hermiona już chyba spała. Więc wszedłem nieproszony. Faktycznie była już pogrążona we śnie. Tak słodko i niewinnie wyglądała, że aż szkoda było mi jej budzić. No ale postanowiłem zrealizować to, co zamierzałem. Dotknąłem delikatnie jej odkrytego ramienia:
- Hermiono! Hermiono! - zawołałem szeptem - Obudź się!
- Draco? Co ty tu robisz? - Wreszcie otworzyła oczy. Jej oczy... W drgającym świetle świecy jej oczy nabrały takiego bursztynowego blasku.
- Chciałem porozmawiać. To nie chodzi o zazdrość. To znaczy chodzi. Tylko nie o moją tyko...
- Dracuś, nic już nie mów - powiedziała. Jej twarz była blisko niepokojąco blisko. Rozchyliła lekko usta i wyszeptała:
- Nic nie mów! Pocałuj mnie!
- Ale... - nie miałem już sił protestować. Zbliżyłem swoją twarz do jej buzi, a moje usta dotknęły jej ust. Najpierw powoli, a potem coraz mocniej i gwałtowniej Hermiona zaczęła odwzajemniać mój pocałunek. Och... jeszcze nigdy się tak nie czułem. Nawet wtedy, gdy całowałem się z Jeanette. Nagle usłyszałem na korytarzu szybkie kroki, które zbliżały się do drzwi. Chwileczkę! Przecież nikt nie mógł nas tu zobaczyć! Gdy czyjaś ręka chwyciła za klamkę poczułem, jak serce zaczyna mi bić coraz głośniej i szybciej, i szybciej, i szybciej, i szybciej, i szybciej...

***

Otworzyłem oczy, a serce nadal mi biło ze zdwojoną szybkością. Rozglądnąłem się dookoła. Nigdzie ani śladu Hermiony! Patrzę, a tu leżę w swoim łóżku! Walnąłem się z ulgą na poduszki - jak to dobrze, że to tylko sen! Ale zaraz! Czy to naprawdę był tylko sen...?
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #98267 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 24.11.2003 19:14


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


03.11 SOBOTA rano
Na razie cisza. Chyba jednak to jest cisza przed burzą. Ślizgoni nie mówią nic, bo są z mojego domu, Gryfoni też siedzą cicho, bo co to za przyjemność mieć w swoim domu wariatkę. A wszystko wskazuje na to, że ona jest chyba jakaś chora psychiczne! No... to znaczy wiem, że to tylko działanie eliksiru ale... czy Eliksir Nienawiści może sprawić, żeby ona mówiła, że się we mnie bujnęła? No sam nie wiem. Na razie wysłałem sowę do Jeanette. Napisałem, podobnie jak ona, że za nią tęsknię i że nie mogę się doczekać, kiedy wróci. Takie tam - lałem wodę biggrin.gif Trochę przepisałem z takiej książki Hermiony: "Kamasutra". Fajne takie. Trochę musiałem wykropkować, ale reszta przeszła cała bez cenzury.

04.11 NIEDZIELA wieczorem
Byłem dzisiaj w Hogsmeade. Na browarku. Nie miałem z kim iść. Gran... hm... Hermiona dalej w skrzydle szpitalnym a ja sam. Nudziło mi się. Nawet Crabbe i Goyle się uczyli, a ja mam prace domowe odrobione, że ho... ho... Chyba na najbliższe trzy tygodnie. No więc, jak wspomniałem wcześniej, wybrałem się do Trzech Mioteł. No i dobrze zrobiłem, bo miałem nawet niezły ubaw. Siadłem sobie przy takim stoliku, który jest prawie w całości zasłonięty i mnie nie było widać. Tuż obok usadził swój tyłek Bliznowaty razem z Rudym. Też wzięli po piwku. Swoje chłopy! Tfu! Tfu! Tfu! Chyba za dużo wypiłem i mi się coś w głowie pomieszało. No i jak sobie tam klapnęli, no to zaczęli gadać:
- Och, Harry!... - to oczywiście Weasley.
- Tak, Ron? Czy coś się stało? - oczywiście wielki, kochany Pottuś chciał pocieszyć zbolałego przyjaciela wink.gif
- Harry, to wszystko się tak poplątało! - Rudy znowu robi z siebie ofiarę losu.
- Czy chcesz o tym porozmawiać? - Jezu, aż prawie wyplułem to piwko, które miałem w buzi. Boski Harry zaczyna się bawić w psychoanalityka... Szkoda, że w Trzech Miotłach nie ma kozetki he... he...
- Harry, a jeśli ona naprawdę kocha Malfoy'a? - oho, zaczyna się robić ciekawie - Wszystko na to wskazuje - jak to wszystko na to wskazuje? Co na to wskazuje? Ups... czy ja czegoś nie rozumiem? Nie... chyba jednak nie... W końcu JA bym się w sytuacji nie orientował?
- Ron, mój drogi - ble.. ble... ble... - to naprawdę trudne. Jeżeli naprawdę kochasz Hermionę, musisz zaakceptować jej wybór. - Oj, Potter, Potter, ty debilu! Jeśli naprawdę jesteś tak inteligentny, jak mówią, to dlaczego się nie domyśliłeś, tylko stulasz Weasley'owi jakieś bajeczki? No dobra... wybaczam ci. W końcu nie każdy może być tak rozsądny, przewidujący i tak sprawnie łączący ze sobą fakty jak ja.
- Harry, lecz mi tak jest ciężko na sercu! - Och, Weasley, jakiś ty pokrzywdzony, biedaczysko. Serduszko cię boli? To biegusiem do kardiologa! Może się wreszcie pozbędziemy ciebie na dłużej z tej budy!
- Ron, nie trać wiary w odzyskanie miłości Hermiony! - Nie, no. Ja już ich nie mogłem słuchać. Co za dyrdymały! Ten Potter gada gorzej niż ksiądz na kazaniu!
- Och...
- Ach... - no comments, gorzej niż w telenoweli. I to jeszcze nawijają dwaj faceci.
- Harry, ale co ona widzi w tym Malfoy'u? - no bez przesady! Czy on jest ślepy? Potter, pożycz mu okularów!
- Hm... Ron, nie można mu odmówić pewnego uroku osobistego, który działa na naiwne dziewczęta - no, no... Potter, cóżeś się tak wyrobił?
- Ależ Harry... - O, Rudy jeszcze nie w temacie.
- Ale poza tym to kawał wielkiej szuji! Świnia jeden, zbałamucił Hermi, a teraz się cwani! - Potter, Potter, Potter!... Jak ja cię dostane w swoje ręce! Ja mi się nawiniesz pod pięść! Popamiętasz! Wreszcie wyszła z ciebie natura tego wiejskiego prostaka. A już chciałem uwierzyć w twoje dobre intencje. O, nie! Draco się nie da zbałamucić! Wrrrr... byłem aż tak wkurzony, że miałem się ujawnić, ale jeszcze trochę piwka w kufelku zostało - co się miało zmarnować.
- Masz rację, Harry! Wreszcie mówisz jak człowiek! Zwijamy się i pójdziemy odwiedzić Hermionę. Założę się, że Malfoy już o niej zapomniał. Pani Pomfrey powiedziała, że chyba dzisiaj już się obudzi po tym Eliksirze Słodkiego Snu. Będziemy przy niej i zobaczy kto jest jej prawdziwym przyjacielem! - Spoko, spoko, koleś! Coś taki czerwony? A nie, zapomniałem, że Weasley zawsze taki w kolorze rumianych jabłuszek he... he...
- OK. - no i poszli. Błyskiawicznie wyleciałem z baru i wróciłem do szkoły takim tajnym przejściem, o którym powiedział mi tato. Jasne, mam pozwolić, żeby Rudy był pierwszy w skrzydle szpitalnym? Co to, to nie - będziesz miał, gostek, gula! No i faktycznie dobiegłem pierwszy niż oni. Jak wbiegałem do sali, gdzie leżała Hermiona - właśnie się budziła. Chyba nawet ucieszyła się, że przyszedłem:
- Cześć Draco! Co ty tu robisz? - jakie te kobity zawsze podejrzliwe i szukają podtekstów.
- No wiesz, w końcu udajemy parę - musiałem sprawdzić, co się z tobą dzieje. Poza tym naprawdę cię polubiłem i martwiłem się o ciebie. - sam się zacząłem nawet zastanawiać, czy stulam głupoty, czy jednak mówię prawdę? Nie, chyba jednak bajeruję.
- Naprawdę? Draco nie musisz udawać! - westchnęła - Tak na serio, dlaczego tu jesteś?
- No serio! - dlaczego ona mi nie wierzy?
- Draco... - no dobra, gdyby się miała z powrotem załamać psychicznie, to jej powiem, no i wszystko opowiedziałem:
- ... no i pomyślałem, że będziesz zadowolona, kiedy Ru... yyyyyy... Ron będzie jeszcze bardziej zazdrosny. W końcu to należy do naszego planu.
- Niby tak, ale... - i wtedy usłyszeliśmy za drzwiami głosy ich dwóch:
- Harry, myślisz, że Hermionie spodobają się te kwiaty? - Jeny, pewnie przyniósł jej jakieś beznadziejne badyle! A ta się cieszy, głupia! Przecież on nie ma zupełnie gustu do wyboru kwiatów dla kobiety (swoją drogą to co z niej za kobieta...)
- Oczywiście, Ron! Ona na pewno to doceni! I nie stój tu dłużej, tylko wchodź! - I wtedy właśnie usłyszeliśmy skrzypienie drzwi i wszedł Weasley z jakimś zielskiem w łapskach. A Hermiona na to:
- Draco, kochanie, czy ktoś przyszedł? Powiedz, że jestem zbyt zmęczona na wizyty. Ja po prostu chcę być z tobą sama. - już nic nie potrzebowałem mówić. Rudy położył badylska na stoliku i powiedział:
- Witaj, Hermiono. Cieszę się, że już się dobrze czujesz. Nie będę wam przeszkadzał. Uszanuję to, że chcecie pobyć sami.
Jak to powiedział, to od razu wyszedł i trzasnął drzwiami - no pytam, czy tego uczy kultura? A Hermiona, zamiast się cieszyć to jeszcze na mnie:
- I co? Zadowolony jesteś, że Ron jest wkurzony? Na tym ci zależało? - bije jej, no po prostu jej już odbija. No bo czy sama mnie o to nie prosiła?
- Hej! Uspokój się! A ty może tego nie chciałaś? A kto wymyślił ten cały plan? Bo co, wyszedł i już wszystko na mnie? Ty jesteś normalna? Przecież o to głównie ci chodziło, a jak się już udało to się wściekasz! Daj sobie na zatrzymanie Granger! - wnerwiła mnie! No i zapadła cisza. Mi trochę było głupio wychodzić a odzywać mi się nie chciało. Wreszcie Hermiona przerwała ciszę:
- Draco...
- Tak? - no, pewnie wszystko już przemyślała i chce mnie przeprosić za te pomówienia. Jak ona mogła mnie tak potraktować? Czuje się zraniony na duszy! Och...! No, chyba wreszcie zmądrzała!
- Draco... piękne te kwiaty, prawda...? Ron to ma gest! - Nieeeeee, ja nie wytrzymam! Pomocy!!!!!!!
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #95852 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 23.11.2003 16:37


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


02.10 CZWARTEK po południu
Hermiona jest jednak w miarę mądra. Powiedziała, że sama się domyśliła, że nam obojgu z Jeanette na sobie zależy, tylko chciała nas poobserwować. Powiedziała, że zamierza zostać psychologiem (zabij mnie, a nie zrozumiem, co to znaczy - tłumaczyła mi, ale to nielogiczne - siedzieć i mleć jęzorem bez sensu z jakąś osobą, która ma jakiś problem) i chciała zebrać już pierwsze obserwacje. No a teraz klops! Jeanette nie ma i ja nadal sam bez pary sad.gif No, sorry... Nie bez pary, bo my z Hermioną dalej udajemy. Ona chce, żeby Weasley jeszcze bardziej był zazdrosny. OK, no dobra. Zadań full, a Dracuś ma z wszystkiego "znakomicie" he... he... To się nazywa obrotność w tych ciężkich czasach...

03.10 PIĄTEK po śniadaniu
Dostałem! Dostałem! Dostałem sowę od Jeanette! Pisze tam takie tam. No wiecie... że za mną tęskni i za Hogwartem, ale jej mama naprawdę jest ciężko chora i nie może tu do nas wrócić no i inne takie duperele. Sam nie wiem. W sumie się ucieszyłem. Nie ma jej dopiero trzeci dzień, a mi się tak za nią średnio tęskniło już dziś. Ale jak mi tą sową przysłała też swoje zdjęcie, żebym jej nie zapomniał to mi się tak wszystko przypomniało. Pomyślę o tym wszystkim w Hogsmeade. Może piwko rozjaśni mi umysł?

Wieczorem
Znowu dzisiaj były jaja z Weasley'em (i nie tylko z nim) w roli głównej. On to by pasował do jakiegoś sitcomu. Można by z nim i z Potterem nakręcić "Głupi i głupszy 2" . Tylko byłby problem z przydziałem ról. No bo który jest ten głupszy? Nawet ja miałbym kłopoty, żeby się zdecydować. Ale chyba jednak Rudy. No ale wracając do sprawy - na eliksirach siedzieliśmy oczywiście razem z Hermioną - no jakby inaczej. Wszedł Snape i powiedział, że dziś będziemy robić Eliksir Nienawiści. Po tym eliksirze mówi się takie różne pierdoły do tej osoby, z którą się go robiło. Nawet się ucieszyłem. Niby jesteśmy z Hermioną zaqmplowani, ale no... to jednak szlama. Będę mógł się na niej powyżywać jak za starych, dobrych czasów, a potem zwalę na eliksir. Ale Snape chciał być jeszcze bardziej perfidny. Wziął Hermionę do Weasley'a i powiedział, że nie możemy eliksiru robić razem, bo "ktoś mógłby powiedzieć o jedno słowo za dużo (chyba popatrzył się na mnie, ale nie jestem pewien, czy to nie światło odbiło się w denkach Pottera) i taka wielka miłość może się zmarnować". Ja już na serio mam dość tej jego bezczelności. Wqrza mnie gostek! No ale... końcem końców przydzielił Hermionę do Rudego. Mi dał jakiegoś pajaca z Gryffindoru. Pierwszy raz widzę kolesia na oczy. A nie! Sorki! To był Longbottom. Nie wiem co mi się dzieje, ale oczy mi się już tak kleją, że zapominam, co się działo. Ale wracając do sprawy z Hermioną. Oni oczywiście myśleli, że dobrze zrobili ten eliksir (no bo to robiła Hermiona i takie tam sprawy - tylko nie widzieli, że Dracuś im t r o s z e c z k ę podwoił składniki ) i jak wypili (to znaczy - jak Hermiona wypiła, bo Weasley tylko udawał - dobrze widziałem. Chyba nie chciał nienawidzić swojej ukochanej he... he...) to się zaczęło:
- Weasley, ty jesteś r u d y !
- Ależ, Hermiono! Nigdy ci to nie przeszkadzało! - Weasley'a zszokowało. No trudno - prawda w oczy kole.
- Jezu, masz łeb jak lisi ogon!
- Yyyyyy...
- Ja wiem, że się we mnie zakochałeś, ty parszywcu jeden ha... ha... ha...! Myślisz, że bym chciała takiego rudego mutanta?!
- Eeeeeee...
- Jaki ty jesteś przebrzydły! Ile ty masz piegów na mordzie!
- ... - już mu wyraźnie brakło nawet monosylab.
- Ty oblesiu jeden! A ty się do mnie dobierałeś! Molestowanie seksualne! Molestowanie seksualne! Molestowanie seksualne! Molestowanie seksualne! Molestowanie seksualne! Molestowanie seksualne...! - No i tak się darła aż do momentu gdy...
- Ale ja ci powiem, rudzielcu przeświński, że ty się do mojego Dracusia nawet nie umywasz! Malfoy'ku, złotko kochane, ty moja gwiazdeczko, jaki ty jesteś piękny, cudowny... - Przeholowała. Tak się na mnie gapili, że się czułem chyba jeszcze bardziej poniżony niż Weasley. I po co ja im tego dosypywałem? Patrzę na profesora, jak na wybawcę, a Snape siedzi i tak zawija w te sreberka. Nic mi nie pomógł, sor zasrany. No i co miałem zrobić? Wziąłem ją do skrzydła szpitalnego, a ta dalej na mnie wisiała. Dobrze, że mnie nikt po drodze nie widział. Ale wstyd! Ale wstyd! Najgorsze, że jutro weekend i zmarnuje cały wolny czas na siedzenie w sypialni. No przecież się nie pokażę na zamku!

Za chwilę.
Jezu... Jak się ojciec dowie, to mnie chyba wydziedziczy..
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #95476 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 22.11.2003 19:30


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


A ja mam dla was nastepny fick:

28.09 NIEDZIELA rano
Nie mam co ze sobą zrobić. Po prostu tak się szwendam po zamku i nie mogę sobie znaleźć miejsca. A to wszystko przez nią! Jak ona mogła mi to zrobić?! I jeszcze na dodatek chodzi sobie wszędzie z Potterem i Weasley'em. Ale się im oczy do niej śmieją. A rudzielcowi to chyba szczególnie. Oj... Hermionie się to nie podoba. Powiedziała, że musimy zaostrzyć naszą akcję, bo nam się sprawy wymykają spod kontroli. Musiałem się zgodzić. Kończy się miesiąc ochronny i zadań mamy w ciul. A ona sobie jakoś z nimi radzi.

Po południu
Sprawy się komplikują... Weasley oficjalnie poprosił Jeanette o chodzenie. A ona... z g o d z i ł a s i ę ! Ja nie mogę! Z takim wieśniakiem?! A ja jej oferowałem swojego cudownego siebie! Hermiona o mało nie wyszła z siebie jak się o tym dowiedziała. Ale przed Jeanette oczywiście udaje, że wszystko jest OK. Słyszałem, że jej mówiła, że "cieszy się jej szczęściem, że z Ronem tworzą piękną parę i na pewno będą szczęśliwi razem". He... he... A już myślałem, że jej przywali. Chyba miała na to ochotę. Później powiedziała, że musimy pogadać. Co znowu?

29.09 PONIEDZIAŁEK po obiedzie
Ona jest głupia! Mówiła, że ma już dość tego udawania i powinnyśmy skończyć nasz "związek". Powiedziała, że Jeanette i Ron wyglądają na szczęśliwych i ona nie ma serca tego psuć. Odbiło jej! Na szczęście przekonałem ją, żeby wszystko na razie zostało. No... nie ze względu na nią i Weasley'a tylko na mnie i Jeanette. No bo jak oni się rozstaną to rudy do szlamy a boska Jeanette do mnie - proste i logiczne. Ma się te dobre pomysły i inteligencję... smile.gif

30.09 WTOREK wieczór
Klapa. Kompletne dno - nie mam już żadnych pomysłów jak rozdzielić Jeanette i tego debila. Hermiona mi nie pomaga. Powiedziała, że muszę sobie poradzić sam, bo ona jest zawalona naszymi wypracowaniami z różnych przedmiotów. No przecież nie wymagam od niej, żeby mi pisała zadania na najwyższe oceny! No ale jak się ma taką niezdrową ambicję to trzeba cierpieć... Dobrze, że to nie ja tongue.gif

Noc
Już sam nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Spotkałem ją. Wstałem po północy, bo chciało mi się załatwić wiadomą potrzebę. No i sobie idę i słyszę jak ktoś płacze. To było gdzieś obok łazienki Jęczącej Marty. Na początku myślałem, że to ona i chciałem się trochę jeszcze z niej ponabijać. Ale wchodzę i widzę Jeanette. Siedziała na sedesie i lała łzy. Podszedłem do niej i powiedziałem:
- Jeanette, malutka, co się stało? Czy mogę Ci jakoś pomóc?
A ona się do mnie przytuliła i rozryczała mi się na ramieniu jeszcze bardziej. Całą koszulkę miałem mokrą. A łzy są słone, a sól podobno wyżera materiał. No cóż, pogodziłem się z tym, że to b y ł a moja ulubiona koszulka nocna, no ale dobra. Ryczy i ryczy a ja ją dalej przytulam. No bo co miałem zrobić?
- Dracuś - powiedziała. - To jest dla mnie za trudne. My z Ronem już nie możemy ze sobą wytrzymać! - No... co jak co, ale widziałem, że mój zwierzęcy magnetyzm prędzej czy później zacznie działać. Nie ma to jak JA. No ale tego nie mogłem jej powiedzieć. Mogłaby to jeszcze źle zinterpretować i pomyślałaby, że jestem Narcyzem (tak nawiasem mówiąc, to już wiem co to jest postawa narcystyczna - Hermiona mi to ostatnio tłumaczyła i jakoś dziwnie się przy tym uśmiechała. O co jej mogło chodzić? Może myślała o sobie? Nie mam pojęcia). No i tulę tak ją i tulę a ona dalej mówi przez łzy:
- Ron cały czas mówi o Hermionie i mnie z nią porównuje. Wścieka się cały czas, że mówię coś o tobie...
- A mówisz o mnie? - No... to chyba nie jest tak źle, skoro przy swoim c h ł o p a k u ( mój Boże - Weasley i dziewczyna... ) gada o mnie. Weasley'owi się nie dziwię, że się wkurza. Mnie też nosi, jak Hermiona o nim nawija non stop.
- Na przykład, kiedy powiedziałam, że na ostatnim meczu stylowo latałeś, to on mnie zaciągnął do Harry'ego i mu mówił, że ja jestem po stronie wroga i niedługo zacznę się zachowywać zupełnie jak Hermiona i...
- Co na to Potter? - Jeszcze mi tego brakuje żeby za tym zaczęła latać...
- Harry? Nic. On jest teraz zajęty tylko podrywaniem Cho. Myśli nawet, żeby zrezygnować z quidditcha, bo treningi zajmują mu zbyt wiele czasu.- Ooooooooooo - wreszcie dobra wiadomość. Jak Potter odejdzie z drużyny, zapanuje Dracona Era - Quidditcha Bohatera.
Wreszcie przestała płakać. Odsunęła się ode mnie (ukradkiem spojrzałem na swoją koszulkę, jeszcze nie zauważyłem widocznych zmian, ale czyżby się zaczęła delikatnie rozciągać w tym mokrym miejscu?) i powiedziała:
- Draco, to jest chora sytuacja. Mi zależy na tobie, Ronowi na Hermionie, a jednak jesteśmy razem. Ja już nie wytrzymam. Wiem, że nie powinnam ci tego mówić, ale nie daję rady. Kiedy jesteśmy w pokoju wspólnym i Hermiona opowiada, jak się wam dobrze układa to mamy dość oboje. I Ron, i ja. Z resztą, idź już i zapomnij o tym co ci powiedziałam. Jesteście z Hermioną zbyt szczęśliwi, żebym mogła to zepsuć, nawet jeśli bardzo bym tego chciała.- No jasne, już bym stamtąd poszedł kiedy wreszcie wydarzyła się okazja, żeby wszystko wyjaśnić.
- Jeanette, to jest wszystko o wiele prostsze, niż ci się wydaje. - I opowiedziałem jej wszystko. Wtedy się roześmiała i powiedziała, że faktycznie mieliśmy dobry pomysł, bo Ron jest zazdrosny jak diabli.
- Aha! To dlatego Hermiona tak dziwnie się odnosiła w stosunku do mnie, kiedy byliśmy z Ronem parą. Ale się pogmatwało. Oj, ty mój spryciarzu przebiegły - powiedziała i zmierzwiła mi włosy. No... przynajmniej spróbowała, bo z taką ilością żelu pozostały nadal idealnie przygładzone. Co prawda Sexy Ulizaniec wycofał się z rynku, ale mam nowy żelik. O mój żeliczku kochany, tyś jest na mej głowie. Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił. Dziś użyteczność Twą w całej ozdobie widzę i opisuję bo tęsknię po Tobie. Żeliku drogi, co błyszczysz perliście i bronisz przed zmierzwieniem mej blond czupryny! Ty, który sprawiasz, że me włoski lśnią złociście i lecą na nie takie jak Jeanette dziewczyny. Jak mnie, Dracona, do mej miłości przywiodłeś cudem. Gdy od przemądrzałej Hermiony pod Jeanette pantofel oddany, mą wpaniałą, okrywającą zmysłowe oko, podniosłem powiekę. I zaraz mogłem... - Moje poetyckie rozmyślanie niespodziewanie przerwała wyżej wspomniana Jeanette:
- Dracuś, tak mi z tobą dobrze, że mogłabym tu przesiedzieć całą noc. - No i wszystko OK. Hm... miło było tak sobie z nią sam - na - sam przebywać, ale bądź, co bądź, chciało mi się już spać. W końcu sen to zdrowie (i uroda), a ja nie mogłem przecież wstać rano z podkrążonymi oczami! Dziewczyna dziewczyną, ale jak bym wyglądał z workami pod oczami i nieświeżą cerą? No więc dałem jej buzi na dobranoc i postanowiliśmy, że jutro rano wszystko wyjaśnimy z Weasley'em i Hermioną.

01.10.2003 ŚRODA po śniadaniu
Rano się obudziłem całkiem wyspany, twarz miałem w porządku, pod oczami też OK. Zszedłem na śniadanie. Jeanette jeszcze nie było. Chyba chciała się odstrzelić, żeby zrobić na mnie wrażenie. Potem też nie przyszła. Chyba się nie wyspała. Muszę spytać Hermiony.

Po pierwszej lekcji.
To już nie jestem ja. Nie ma już Draco Malfoy'a. Nie mam już na nic siły. Nic mi się nie chce. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Jeanette nie ma. Po prostu już jej nie ma. Wyjechała.
Przed pierwszą lekcją podszedłem do Hermiony i spytałem, gdzie ona jest. Powiedziała, że dostała sowę od rodziców, że jej matka jest chora i musiała jechać od domu. Byłem tak otępiały, że nie miałem nawet siły jej wszystkiego wyjaśniać co jest między nami. Hermiona pogłaskała mój policzek i powiedziała cicho:
- Przykro mi Draco. Wiem, ile ona dla ciebie znaczyła. - Zobaczył to Weasley. Chyba był wkurzony. Nie miałem siły robić czegoś więcej, żeby był jeszcze bardziej. Na nic nie miałem siły i dalej nie mam. Zaraz, zaraz! Ale skąd Hermiona wiedziała...?
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #95256 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 22.11.2003 11:26


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


24.09 ŚRODA po południu
No więc (chyba nie jestem pewien czy tak zaczyna się zdania, a tak najczęściej robię) sprawa wygląda tak: Jeanette jest wolna w takim połowicznym stopniu - w każdym razie moją dziewczyną najprawdopodobniej nie będzie. Bo ona jest... platonicznie zakochana! Szczęśliwym wybrańcem jest jakiś Sven Hannawald. Nigdy o nim nie słyszałem. Mugol chyba. Ma 29 lat (dlaczego jej się podobają tacy dziadkowie?!) i jest jakimś naskoczniakiem, chociaż nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem o co chodzi. Jeanette mieszka w Hinterzarten (to już wiem gdzie leży, bo jak tylko przyjechała, to sprawdzałem - faktycznie w Niemczech) no i stamtąd jest też ten uwielbiany przez nią Hani (tak go nazywa). Kiedyś podobno się do niej uśmiechnął, jak kupowała w sklepie kapustę. No... jemu się nie dziwię, ale jej! Już mi pokazała jego zdjęcie. Chude toto, żebra mu wystają i ma ż ó ł t e zęby! Jak to zobaczyłem na takim wieeelkim plakacie to od razu uśmiechnąłem się do niej tak szeeeeeroko, żeby zobaczyła, jakie ja mam bielutkie i wypielęgnowane pastą "Śnieżna Biel Dla Wysokiej Klasy Czarodziejów (tak jak ja) Pragnących Mieć Białe (to też tak jak ja) i Wspaniałe Ząbki (podobnie jak ja) Bez Zbytniego Wysiłku (co za zrządzenie losu - i również jak ja) Podobnie Jak Nasz Model... Harry Potter!" - Boże, to już zupełnie jak nie ja. Dlaczego ten Potter wszędzie musi się wkręcić, nawet do reklamy m o j e j pasty do zębów! Ale wracając do tematu - kiedy się tak pięknie, cudownie i zmysłowo do niej uśmiechnąłem (do tej pory działało), to mi tylko powiedziała:
- Draco, między górną jedynką, a dwójką masz ziarenko maku. Chcesz wykałaczkę?
Ok., ok., bez paniki. Może ta wykałaczka to tylko taka... hmmm... metafora? Nie mam pojęcia. Muszę ją przekonać, że jestem dla niej odpowiedniejszy niż jakiśtam Hani.

25.09 CZWARTEK wieczór
Przekonuję.

26.09 PIĄTEK po południu
Przekonuję nadal - na razie bez widocznych rezultatów.

27.09 SOBOTA po kolacji
Poddaję się. Podeszła do mnie dzisiaj po obiedzie i powiedziała:
- Draco, musimy porozmawiać.
- Jasne, nie ma sprawy - odpowiedziałem. No... wiedziałem, że dwa poprzednie dni nie poszły na marne. I to jeszcze inicjatywa wyszła od niej... No więc spotkaliśmy się po obiedzie na błoniach - tam chciała iść. Dlaczego? Nawet ją o to zapytałem.
- Draco, chciałabym, żeby ta rozmowa odbyła się bez świadków - no i wszystko jasne. Draco królem flirtu i podrywu. Już sobie chciałem w duchu pogratulować, kiedy ona powiedziała:
- Wiem, że to może dla ciebie być trudne - ups... czyżby coś nie szło zgodnie z planem?
- Nie chciałabym, żebyś myślał, że cię krytykuję, albo próbuję udowodnić, że czegoś nie wiesz w sprawach hm... no wiesz... - aha! Jej po prostu chodziło o to że może nie chciałem jej jeszcze pocałować? Ho... ho... Kto by pomyślał, że ona taka w tych sprawach oblatana. Ze Svenem się chyba nie całowała.
- Ależ Jeanette, nawet nie mógłbym tak pomyśleć - odpowiedziałem ze zbolałą miną. No... bajer trzeba mieć, w końcu to połowa sukcesu. - Powiedz, co się stało.
- No cóż. Wiem, że sport dla ciebie dużo znaczy - chwileczkę, ale co quidditch ma wspólnego z całowaniem? Już chciałem zaprzeczyć, ale machnęła ręką na znak, żebym jej nie przerywał.
- Zauważyłam, że zainteresowałeś się Svenem - ciągnęła dalej zupełnie nie zrozumiale dla mnie wywody. - I przepraszam za to co teraz powiem, ale... Dracuś - oj, jak cieplutko mi się zrobiło koło serca. - Dracuś, "Hanni" pisze się przez dwa "n", a poza tym wymawia się tak miękko jak "Honey" - ooooo angielskie "Kochanie", czyżby chciała mnie tak nazwać?
- Wiesz, tak jak po angielsku "miód" - no i tu się załamałem. Ona chyba na serio chciała mi tylko powiedzieć, jak się właściwie wymawia ten wyraz.
- Jeanette - westchnąłem. - Czy tylko tego dotyczyło nasze spotkanie?
- Nie. Bo widzisz, Draco, ja wiem, że wszyscy myślą, że ja się zakochałam w Svenie i nigdy się nie zainteresuję innym chłopakiem - czyżby iskierka nadziei wskoczyła w me miłosierne serce? - Ale tak nie jest, bo... od pewnego czasu podoba mi się ktoś inny, ktoś bardziej realny - jak powie, że Potter, to nie wiem, co jej zrobię.
- Czy chciałabyś o tym porozmawiać? - Podobno dziewczyny lubią zwierzać się chłopakom ze swoich problemów.
- Nie. Chciałabym tylko powiedzieć ci, kto to jest. To... - nie Potter, nie Potter, nie Potter, jak to nie będzie Potter, to bardziej się postaram udawać przy Weasley'u.
- To chłopiec, który jest dość znany... - OK, jeśli to nie Potter, to... zacznę pisać co dziesiąte zadanie domowe.
- On jest świetnym graczem w quidditcha i ma w sobie to coś, na co wszyscy zwracają uwagę - no to chyba jest jednak Potter, ale jeżeli się okaże, że nie to nawet... nawet... co by tu wymyślić... wiem! Przestanę żelować włosy na tydzień (no... musiałem skrzyżować przy tym palce).
- Wiesz, wszyscy go lubią i...
- Nie chciałbym zbytnio naciskać, ale może mi wreszcie powiesz, kto to jest?
- Nie domyślasz się? Draco, ja mówię o t o b i e !- Wow! Brawo dla szanownego Mr Dracona Malfoy'a, przed którego zmysłowym spojrzeniem żadna nie umknie! Fanfary! Dziękuję, dziękuję - już widziałem siebie, przyjmującego gratulacje z okazji ślubu z Jeanette. A ta znowu zaczęła:
- Przepraszam, że ci to powiedziałam.
- Ależ nie ma sprawy, ja…
- Draco, nic nie mów. Wiem, że nie możemy być razem. Przykro mi, że zabrałam ci czas.
No i się wkurzyłem. Jak to nie możemy być razem? Co jej?
- Jeanette, o co ci chodzi? O to, że mieszkam w Slytherinie? O to, że nie lubię gangu Pottera? O to, że...
- O to, że jesteś chłopakiem mojej kuzynki, a zarazem mojej najlepszej przyjaciółki.
- Przecież ty nic nie rozumiesz! W tym całym chodzeniu z Hermioną chodzi o to, że...
- Nie musisz mi niczego tłumaczyć. Wiem to, co powinnam wiedzieć i myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie to, że wcale się nie będziemy spotykać. Ani na śniadaniu, ani na żadnej imprezie, ani w Hogsmeade, ani w ogóle nigdzie.Nawet przypadkiem.
- Ale...
No i poszła. No przecież to ewidentnie dowodzi temu, że ona nic nie rozumie. No bo nie rozumie, prawda...?
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #95145 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 21.11.2003 16:27


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


I nastepna czesc:

21.09 NIEDZIELA nad ranem
Uch... nadal to czuję. No więc to było tak: przyjechali wczoraj przed kolacją. Są z Crüslee z Niemiec. Na początku byłem trochę zawiedziony, że nie z Drumstrangu, ale później... Przyjechały 3 laski (według Goyle'a - nowe towary - gdzie on się tak wyrobił? Chyba Akademia Dobrego Slytherińskiego Wychowania Pod Przewodnictwem Boskiego Draco przynosi rezultaty he...he...) i 4 kolesi. Żeby godnie się zaprezentować ubrałem moją srebrno zieloną szatę, która, nawiasem mówiąc, idealnie zgrała się z chłodnym błękitem mych ocząt, przygładziłem włoski (i znowu zapomniałem o farbowaniu ) i byłem gotowy na przywitanie nowych...kolegów. Jak wszedłem na salę to wszyscy już byli. Co prawda trochę mi zeszło z toaletą, ale nie czarujmy się - biłem na głowę wszystkich hogwartczyków. No i wróćmy do momentu jak wszedłem - no więc wszedłem, a tam na stołach w i e l k i e n i c! A ja taki głodny, biedaczysko... Patrzę na stół profesorski: Dumbel odpierniczony jak nie wiem co, ubrany w taką granatową szatę z mieniącymi się złotymi gwiazdkami (totalne bezguście, czyż nie?), a Snape... i on mnie zakasował - umył sobie włosy i jakieś takie gładkie były i lśniące. Postanowiłem przejść obok niego, żeby to zobaczyć dokładnie. Idę sobie i idę, i idę, aż tu nagle czuję znajomy zapach, wydobywający się centralnie z głowy mojego sora od eliksirów: i co się okazało? To był zapach m o j e g o ż e l u !! Snape mi za to zapłaci! Myśli, że użyje takich kosmetyków jak ja i będzie tak samo sexy? O nie, moi państwo, już ja się o to postaram... Ja mu powiem, co o tym myślę! Tak mnie to wszystko wyprowadziło z równowagi, że nawet nie spostrzegłem, jak weszli ci Niemcy. A co oni mnie w tej chwili obchodzili: najważniejsze było to, że zorientowałem się, jak się zamawia potrawy. No ale jak oni weszli, to się po prostu nie mogłem napatrzeć. Nie, nie na nich, na Goyle'a. Jak ich zobaczył, to tak szeroko otworzył buzię, że aż mu buraczki wyleciały. Szturchnął mnie w ramię i wybełkotał:
- Draco! Paaaaaaaatrz...
No więc popatrzyłem (na szczęście wcześniej przezornie przełknąłem to, co żułem w mojej cudownie zarysowanej szczęce) i z o b a c z y ł e m . To było niesamowite, niewiarygodne, impossible, amazing...Och...I kto to mówi, że Niemki są brzydkie. W tej delegacji szła najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu widziałem. I chyba nie tylko ja tak myślałem. Potterowi aż okulary zaparowały z wrażenia, Rudemu włosy zrobiły się jeszcze bardziej rażąco pomarańczowe. Po stole przeszedł pomruk, że to chyba wila. Myślałem, że coś mnie trzaśnie, jak Dumbel powiedział, że dziewczyny śpią u Gryfonów, a chłopaki u Krukonów. Czy Slytherin z a w s z e musi być pokrzywdzony? Oj, chyba będą kłopoty... Draco Malfoy wreszcie wpadł...

Wieczór
No i stało się: poznałem ją. Okazało się, że jest... jakąś daleką kuzynką Hermiony. Ona naprawdę się przydaje. No to do naszej umowy dodajemy kolejny punkt: pomoc w zdobyciu Jeanette. Aha! No bo ONA ma właśnie na imię Jeanette. Fajne imię, no nie? I takie niezwykłe, jak na Niemcy. Ona w ogóle cała jest niesamowita i niezwykła. Ma takie długie, czarne i lśniące włosy (jestem p e w i e n , że naturalne, chociaż Parkinson cały czas wokoło opowiada, że na pewno są farbowane i jakoś tak nienaturalnie błyszczą - zazdrosna krowa), piękny uśmiech (prawie tak oszałamiający jak i mój) i oczy. Noooo... takich oczu to jeszcze nie widziałem. Są piwne i w kształcie migdałów. I jak tak na ciebie patrzy tymi oczami to ma się wrażenie, jakby prześwietlała twój umysł na wskroś (zakodować sobie i nie zapomnieć, w razie potrzeby zawiązać supełek na szacie: zapytać Hermiony, czy ona nie ma jakiś zdolności do czytanie w myślach czy coś w tym rodzaju). I najważniejsza informacja: jest wolna: tzn. nie ma chłopaka! Sialalala! Bierzemy się do roboty.

22.09 PONIEDZIAŁEK po lekcjach
To, że Jeanette jest w Gryffindorze ma swoje dobre strony - przynajmniej mam z nią dużo lekcji. Już pamięta moje imię - dzisiaj przed eliksirami do mnie pomachała i zawołała: "Cześć Draco!" Ale mi wszyscy zazdrościli! A Potter wyglądał jakbym mu sprzątnął znicza sprzed nosa (co się często zdarza, chyba, że mu sam do buzi wpadnie)! Teraz muszę się tylko pozbyć Hermiony, jako dziewczyny, i życie jest piękne!

Wieczorem
Postanowiłem wykazać się inicjatywą i poprosiłem Snape'a o pozwolenie na taki "wieczorek zapoznawczy" dla naszych nowych "przyjaciół". Trochę się zdziwił, że ja taki towarzyski, że aż się zgodził. I znowu zapunktowałem u dyra!

23.09 WTOREK po śniadaniu
Rano wysłałem już zaproszenia, tak, że na śniadaniu już je wszyscy dostali. Zaprosiłem, to jest, zaprosiliśmy tylko nowych no i Hermionę - przecież musi mi jakoś pomóc. Wszystko zaczyna się o 19 i ma się skończyć po bożemu o północy. Już moja w tym głowa, żeby siły wyższe się w to nie mieszały.

Trochę po północy
Jednak tym razem mój autorytet nie zadziałał na Snape'a. O 12 wszyscy spokojniutko rozeszli się do siebie. Ale czego ja się w ciągu tych 5 godzin dowiedziałem?! Szkoda gadać. Z mojego romansu nici. Jak nie jedna przeszkoda, z którą jeszcze bym sobie poradził, to druga, na którą już chyba nie mam wpływu i jeszcze trzecia. Ble... chyba pozostaje mi już chyba tylko iść spać...
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #94897 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 20.11.2003 20:00


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


Ale sie ciesze, ze wreszcie sie Wam spodobalo biggrin.gif Co powiecie na dalszy ciag??


15.09 PONIEDZIAŁEK po południu
Nie mogę do tej chwili otrząsnąć się z szoku. Miałem dzisiaj bliskie spotkanie trzeciego stopnia z Weasley'em. Podszedł do mnie na przerwie między transmutacją, a histrą magii i zaczął gadkę. Nasza rozmowa wyglądała mniej - więcej tak:
- Słuchaj Malfoy - powiedział rudy.
- P a n Malfoy, natomiast dla m o j e j dziewczyny i jej przyjaciół - Draco. Ron, wiem, że przyjaźnicie się z Hermioną, więc możesz się do mnie zwracać po imieniu. - nawet nie wiecie, jak trudno mi było utrzymać uprzejmy ton z lekką nutką protekcjonalności.
Weasley chyba nie zwrócił na to uwagi i ciągnął dalej:
- Malfoy, nie obchodzi mnie, jak do ciebie mówią inni. Interesuje mnie tylko to, jak bawisz się z Hermioną! Wiem, że zadajesz się z nią tylko dlatego, żeby sprowokować mnie i Harry'ego, że… - tu rudzielec tak się rozemocjonował, że aż mu tchu zabrakło, he…he…:)
- Ron, mylisz się - odpowiedziałem z pobłażliwym uśmiechem na mych cudownych ustach. - Hermiona to wspaniała dziewczyna i bardzo mi na niej zależy. Myślę, że sam dobrze jesteś zorientowany w jej hm... zaletach. - oj, chyba trafiłem w czuły punkt Weasley'a, bo cały się zaczerwienił i wziął głęboki oddech. Chyba chciał coś powiedzieć, ale właśnie wtedy nadeszła moja wspaniała (zlituj się, Boże) dziewczyna. Weasley'a zmyło jak w praniu. Hermiona chyba powinna być zadowolona. Ja też - dzisiaj oddałem kolejne dodatkowe zadanie z transmutacji. Ale McGonagall miała zdziwko.

16.09 WTOREK eliksiry
Teraz na lekcji luzy - Snape znęca się nad Gryfonami. Stosunki między nami wróciły do normy. Zdecydowałem się powiedzieć mu wszystko - uważa, że najważniejsze w życiu to umieć sobie radzić. Nawet przez taką Granger. Na eliksirach teraz siedzimy razem. Mam już dwóch zaciekłych wrogów: Weasley'a (normalka) i…Pansy Parkinson - przedtem latała za mną jak pies, a teraz! KMW&BDM (Klub Miłośników Wielkiego & Boskiego Dracona Malfoy'a) niepokojąco się zmniejsza - najpierw Goyle, teraz Parkinson. Trzeba coś z tym zrobić. Draconie - do boju!!

17.09 ŚRODA rano
KATASTROFA! That's impossible! Nieeeeeeeee! Dostałem właśnie list o treści: "Z przykrością informujemy, że sklep "Magiczny loczek" z siedzibą na ulicy Pokątnej zakończył swoją działalność. W związku z tym anulowana zostaje umowa zawarta między wyżej wymienionym sklepem, a panem Draconem Malfoy'em na cotygodniową dostawę żelu do układania włosów Sexy Ulizaniec".

Po śniadaniu (na którym z resztą nie byłem)
Tylko się zabić…

Przed pierwszą lekcją
I co ja mam zrobić? Przecież nie wyjdę z potarganymi włosami na lekcje! Nie no… Chyba wyślę sowę do Hermiony. W końcu dziewczyna powinna pomagać swemu chłopakowi - nawet takiemu wirtualnemu.

Za chwilę
Pożyczyła. Trochę śmierdzi po dziewczyńsku ale nawet dobrze działa. Napisała tez, że Weasley nieźle się wkurzył, jak dostała ode mnie list na śniadaniu. Będę musiał podpisać nową umowę z jakimś innym sklepem. To jest teraz sprawa nadrzędna. Kwestia farbowania włoska spadła teraz na dalszy plan.

18.09 CZWARTEK chwilę przed zachodem słońca - to się chyba nazywa…podwieczór?
Dzisiaj było w miarę nudno. Nic się nie dzieje w tej szkole. Nawet o Voldemorcie nic nie słychać. McGonagall zatrzymała mnie po lekcjach. Zaczęła mnie chwalić, jak ja to się nie poprawiłem w nauce, jakie zadania piękne piszę i taki się w ogóle zrobiłem cud - miód. Rzucała przy tym porozumiewawcze spojrzenia w kierunku Hermiony. Chyba już wszyscy nauczyciele wiedzą. Zabiję Snape'a!

19.09 PIĄTEK po lekcjach
Pochwał ciąg dalszy. Moje ego wreszcie dowartościowane. Dzisiaj kolej na samego dyra. Słyszał od innych nauczycieli, że się zrobiłem systematyczny, sumienny i obowiązkowy. Hermiona też to słyszała. A potem zaczęła mnie opierniczać! Jakie ona kazanka strzela! Nie gorzej niż McGonagall! Głupia! Powinna się cieszyć, że jej zadania się podobają, a nie gadać o jakiejś sprawiedliwości i że naprawdę powinienem wziąć się do nauki. Kiedy to nastąpi, ja sam zadecyduję. Zamknęła się dopiero wtedy, kiedy minął nas Weasley. Och, jaka się milutka w tym momencie zrobiła. Myślałem, że mnie zemdli…

20.09 SOBOTA po obiedzie
Dzisiaj sobota - luzik. Na obiadku Dumbel opowiadał, że przyjedzie jakaś delegacja uczniów z innej szkoły. Przyjadą chyba w okolicach kolacji. Mają u nas mieszkać przez miesiąc, a później kilka osób od nas pojedzie do nich. Mam nadzieję, że to będzie Drumstrang. Mamy być dla nich "mili, koleżeńscy i wyrozumiali". Oooooooo, tego po Dracusiu nikt się nie może spodziewać…He…he…

W nocy
Trafiło mnie…Na stojąco…Po raz pierwszy w życiu…Napiszę o tym rano…
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #94788 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 20.11.2003 16:22


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


A oto next part:

09.09 WTOREK już ciemno
No więc sprawa wygląda tak...No nie! Nawet ciężko mi o tym pisać. Granger, to znaczy Hermiona (zakodować sobie raz na zawsze H e r m i o n a !) miała rację - obustronne korzyści to może przynieść. Wstyd, którego mogę się najeść to t y l k o skutek uboczny. Ale zacznijmy od początku - poszedłem na to spotkanie. I dowiedziałem się - ona się zakochała! Nie, nie we mnie (chociaż to zastanawiające - czyżby była wyjątkiem? Winny jest chyba brak rozjaśnionego włosa!), tylko w Weasley'u ("w Ronie, Draco, Ronie - nie, Weasley'u"). On też podobno coś do niej, ale nie jest pewna, czy jakoś tak (nie zrozumiałem wszystkiego do końca, bo prawie przez cały czas mówiła do piwa, a nie do mnie). W każdym razie sens jest taki - ja mam udawać, że z nią chodzę, żeby wzbudzić zazdrość w Weas… Ronie i się z nim zaprzyjaźnić na tyle, żeby mu opowiadać, jaka to ona nie wspaniała (zawsze dużo oszukiwałem, ale to już chyba przesada - może nawet ciężki grzech?). Ona z kolei ma mi pisać wszystkie zadania domowe. Gdyby nie ten warunek to chybabym ją wyśmiał. Muszę się zastanowić. Kwestia włosa nadal nie rozstrzygnięta.

10.09 ŚRODA po obiedzie
Powiedziałem jej dzisiaj, że się zgadzam. Kiedy przed eliksirami znowu się na mnie rzuciła i zawołała: "Dracuś, to wspaniale!" (trzeba przyznać, że plan działa - Weasley aż się skrzywił, he…he…), Snape tak się na mnie popatrzył, że to chyba nie wróży nic dobrego…

Później
Właśnie od niego wróciłem. Zdrajca! Chce mnie wyrzucić ze Slytherinu! Powiedział, że publiczne obściskiwanie się ze szlamą "uwłacza godności każdego porządnego, dobrze wypełniającego swe obowiązki Ślizgona"! Poza tym chce mnie "połączyć z ukochaną, aby scementować nasz związek". On chyba dobrze wie, że coś tu nie gra! Ja tego nie przeżyję - Draco Malfoy w Gryffindorze…

11.09 CZWARTEK wieczór
Uff… na szczęście McGonagall się nie zgodziła na mój "transfer". Powiedziała, że zdemoralizuję jej wychowanków. Po raz pierwszy wykazała się rozsądkiem. Mieć w szkole taką opinię jak moja, widać, też ma swoje plusy! ZOSTAJĘ!

12.09 PIĄTEK po eliksirach
Snape nadal jest na mnie wkurzony. No przecież nie mogę powiedzieć mu prawdy - wypracowania na eliksiry przecież Hermiona też będzie za mnie pisała. Rozwiązałem kwetstię włosa - załatwię go rozjaśniaczem - Hermiona ma mi pomóc, przynajmniej obiecała. Zrobię sobie superfryz i ruszam na nowy podbój!

Za chwilę
Nie ruszam… Zapomniałem, że już mam dziewczynę (wrr…) - z podboju nici.

13.09 SOBOTA przed południem
Dzisiaj wypad do Hogsmeade. Idę z nią. Weasley z Potterem. Goyle się chyba na mnie obraził.

Po południu
Chyba jestem dobrym aktorem. Byliśmy w knajpie. Weasley'owi aż pięści zbielały od zaciskania! Sialalala!! Potter chyba go uspokajał i coś tłumaczył ale tamten go nie słuchał i ruszył w stronę naszego stolika. Hermiona zobaczyła to i mnie objęła. W rudego jakby piorun strzelił! Cofnął się i wybiegł. Potter za nim. Wreszcie mogłem przestać udawać.

14.09 NIEDZIELA chyba rano
I pomyśleć, że to już prawie dwa tygodnie w szkole. Nauka jak na razie idzie mi bezstresowo. Gorzej z moim życiem towarzyskim. Ślizgoni wytykają mnie palcami, Snape mnie unika - powiedział, że moje nowe zachowanie działa mu na nerwy (no…przy Hermionie muszę jako - tako się zachowywać). Tylko Dumbel się cieszy. Chyba myśli, że to dzięki temu pamiętnikowi. Miał ochotę go nawet przejrzeć. Oho! Nie ma głupich!
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #94712 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009

Caroline Napisane: 18.11.2003 16:27


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 17.11.2003
Skąd: Mielec
Nr użytkownika: 1063


Hey! Jestem tu nowa i postanowiłam umieścić i moje ff:

1.09 PONIEDZIAŁEK - m o j e dormitorium
Hm...zacznijmy od tego, że nazywam się Draco. Draco Malfoy. Ten M a l f o y. Jestem dobrze zbudowanym, przystojnym blondynem ze zniewalający błyskiem w stalowoniebieskich oczętach. Ten pamiętnik dostałem dzisiaj od starego Dumbla. Po uczcie zatrzymał mnie i powiedziałem że pisanie pomoże mi odreagować stresy i takie tam - bla…bla…bla… - wiecie, takie duperele podstarzałego świrusa. No więc zaczynam!

2.09 WTOREK wieczór
NIE! NIE! BŁAGAM! TYLKO NIE TO! Stałem się obiektem pożądania tej idiotki - Granger Łopatozębnej. Podeszła do mnie na przerwie i powiedziała, że chce porozmawiać. Nie chciałem nie być dżentelmenem, więc kulturalnie poradziłem jej, żeby spadała na Pottera. Akurat przechodził obok, więc machnąłem ręką w jego kierunek, a ta zarzuciła mi ręce na szyję, zawołała na cały korytarz: "Tak, Dracuś! Ja ciebie też!" i mnie pocałowała (ble…ble…fuj…fuj…fuj… - przecież moje wrażliwe ząbki mogły się zarazić - może szlam jest jak próchnica?)!! Piszę te słowa o 2:25 w nocy pod kołdrą z latarką, bo od tego zdarzenia aż wstyd się było pokazać w pokoju wspólnym!

3.09 ŚRODA popołudnie
No comments...

4.09 CZWARTEK historia magii
Przez ostatnie 2 dni było t r a g i c z n i e ! Nawet Snape spytał mnie, czy nie chcę się przenieść do Gryffindoru, skoro mam tam dziewczynę. I Ty, Severusie, przeciwko mnie?!

5.09 PIĄTEK - wreszcie weekendu początek
Pierwszy tydzień nauki (nauki-tylko dla kogo? He...he...) a już McGonagall nam dowaliła. Chyba wydam wszystkie oszczędności dla kogoś, kto mi napisze te dyrdymały. Z drugiej strony nie wiem, dlaczego mam za to płacić?! W końcu pisać zadanie DLA MNIE to zaszczyt. Nie rozumiem, dlaczego inni tego nie rozumieją. Dziwne... Wypadł mi dzisiaj ten najjaśniejszy włosek, który rósł z lewej strony przedziałka. Trochę psuł kompozycję całej fryzury, ale zarazem dodawał jej odrobinę nonszalancji i frywolności (wyczytałem to w zadaniu Goyl'a kiedy pisał o sklątkach tylnowybuchowych). Chyba powinienem rozjaśnić sobie jakiś, żeby uzyskać podobny efekt. Muszę się nad tym poważnie zastanowić. Chyba skonsultuję to z moim psychologiem.

6.09 SOBOTA - błonia
Mam problem: szampon koloryzujący, farba, czy może rozjaśniacz? Nie mogę przecież pozwolić na to, by jakieś bliżej nie znane mi chemikalia zniszczyły delikatną strukturę mojego włoska! A gdyby uszkodziła się cebulka?

7.09 NIEDZIELA - łazienka m o j e g o domu
Prosiłem Snape'a o radę. Powiedział, żebym poszedł do psychiatry, bo on nie widzi lekarstwa na samo uwielbienie. O co chodzi? Dodał, że i tak podobam się dziewczynom, po czym pokazał dwa przednie (nawiasem mówiąc żółte, i to bardzo, hi hi) zębiska, dając mi do zrozumienia, że chodzi o Garnger. Wkurzyłem się. Powiedziałem, że żółty kolor nie pasuje do stylu metala. Nie zrozumiał aluzji. Chyba opary z eliksirów zbytnio rzuciły mu się na mózg!

8.09 PONIEDZIAŁEK
Katastrofy ze szlamą ciąg dalszy. Na OeNeMeSie (Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami) mieliśmy o sowach. Ten mutant człowieka (Hagrid, rzecz jasna...) przyniósł sowy, żebyśmy się z nimi zapoznali. Jakbym nie wiedział co to jest! Wrrr... Garnger chyba było to na rękę i przysłała mi list. Chce się spotkać dziś wieczorem w Hogsmeade, żeby "omówić pewien delikatny temat, którego zrealizowanie przyniesie obustronne korzyści" Iść, czy nie iść?

Później
OK, idę. Ale pod warunkiem, że ona płaci za piwo!
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #94313 · Odpowiedzi: 46 · Wyświetleń: 32009


New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 07.05.2024 06:40