Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

2 Strony  1 2 > 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> * * *, Tak sobie piszę...

Siobhan
post 28.01.2004 21:39
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Poznajcie moje opowiadanie... Od razu proszę, żebyście wybaczyli mi błędy interpunkcyjne. Ja to wszystko czytam raz po raz, ale zawsze jakieś mi umykają, czasem te najbardziej oczywiste. wink.gif
Tragedia. Co ja robię?!

Aleksandra
Moja historia zaczęła się zwyczajnie. Miałam rodzinę, przyjaciół, plany na przyszłość... Wszystko, czego potrzeba do szczęścia zwykłym ludziom. Ten spokój nie trwał jednak długo. Czym jest kilkanaście lat wobec wieczności? To była tylko przysłowiowa cisza przed burzą. Cisza przedłużała się i przedłużała, by jej koniec był bardziej szokujący. Jak huk towarzyszący wybuchom.
Wszystko stało się tak szybko. Nie zmieniałam imion bohaterów, jak robią to niektórzy. Wszyscy nie żyją, więc im to zwisa. Ja nazywam się Aleksandra, a przynajmniej tego imienia używałam przez większą część życia, które tak naprawdę moim życiem nie było. Nie boję się mówić, kim jestem. Nawet jeśli będziecie chcieli mnie znaleźć i tak wam się to nie uda. Nie wiem też, po co mielibyście mnie szukać, ale jeśli bardzo chcecie, próbujcie. Powodzenia. Życzę wam, żebyście nigdy mnie nie znaleźli.
Nie wiem, dlaczego to piszę. Przecież nie oczekuję współczucia ani zrozumienia. Potrafię żyć bez tego. Muszę żyć bez tego, zdążyłam się przyzwyczaić. Może nawet będziecie mi zazdrościć, tak jak ja zrobiłabym czytając podobną historią kilka lat temu? Po co ja to piszę? Żeby pokazać światu moje nieszczęście? Nie. Od jakiegoś czasu czuję się nawet szczęśliwa. Jak widać wszystko da się polubić. A może była to po prostu kwestia powrotu do przeszłości?

Wieża
To był zwykły majowy dzień. Pojechałam z klasą na wycieczkę. Gdzie? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Może nie pamiętam. Może nie chcę pamiętać. A może wszystko było zbyt nierealne, by wyryć w umyśle tak nieistotny szczegół? Wiem, że nie byliśmy w żadnym znanym mi miejscu i wątpię, by ktokolwiek z was kiedykolwiek tam dotarł. Wierzcie mi, nie ma po co.
Z początku chciałam nie jechać. Pouczyć się do egzaminów do liceum, odpocząć. Przede wszystkim odpocząć. Nauka miała być tylko pretekstem, który dałby mi zgodę rodziców. Oni zawsze powtarzali, że powinnam integrować się z ludźmi, a wycieczki szkolne uważali za świetną okazję do integracji. Po naleganiach koleżanek stwierdziłam, że pojadę. Byłam dość lubiana w klasie, chociaż w większości przypadków nie odwzajemniałam tej sympatii.
Było gorąco i wszyscy niechętnie wyszliśmy z klimatyzowanego autokaru. Zatrzymaliśmy na parkingu przed kamienną wieżą. Po lewej stronie stała średnio wysoka barierka, odgradzająca parking od urwiska. Gdzieś w dole szumiała rzeka.
Mieliśmy zwiedzić wieżę. Zwykłą, starą, rozsypującą się wieżę, która nie miała w sobie ani trochę tajemniczości i magii. Właściwie, to nie miała też żadnej wartości historycznej. Metalowe poręcze, wszędzie pełno betonu. Zupełnie jakby ktoś na zamówienie wybudował rozwaloną wieżę. Nie miałam pojęcia, po co się tam pchaliśmy. A może to wszystko było tylko złudzeniem?
Szłam obok mojej najlepszej przyjaciółki, Patrycji. Nie oglądałyśmy wieży, bo i po co? Rozmawiałyśmy o fantastyce i magii. W pewnym momencie coś przykuło mój wzrok. Nie wiem, co to było. Pewnie jakiś walający się po podłodze kamień, ale nie potrafię tego stwierdzić z prostej przyczyny. Nie widziałam go.
Zobaczyłam za to całą naszą klasę w małym domku. Po prostu staliśmy tam, jakby na coś czekając. I w pewnym momencie zalała nas woda. Złapałam się czegoś. Czułam, że się duszę i dłużej nie wytrzymam. Wtedy, jak na zawołanie, woda opadła. Znowu staliśmy w domku i nawet nie byliśmy mokrzy. Wszyscy poza Magdaleną Nowak i Moniką Kwiatkowską. Znikły. Zabrała je woda.
Ktoś mną potrząsnął. Znów byłam z Patrycją. Szybko wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie słońce poraziło nas w oczy. Było nieznośnie gorąco, a picie oczywiście zostawiłam w autokarze. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto miałby butelkę wody.
Kilka dziewczyn stało przy barierce na końcu parkingu. Za nią ziemia ostro, prawie pionowo opadała w dół. W dole szumiała rzeka. Monika Kwiatkowska nonszalancko opierała się o barierkę. Chwaliła się szminką jakiejś bardzo drogiej firmy i opowiadała o swoim nowym chłopaku. Magdalena Nowak i kilka innych dziewczyn stało wpatrzonych w nią jak w obraz. Nagle zrozumiałam, co się stanie. Zaczęłam biec w ich stronę, nie zwracając uwagi na głupie spojrzenia przyjaciółek. Nie zdążyłam. Barierka pękła, a Monika poleciała do tyłu. Złapała Magdalenę za bluzkę, próbując utrzymać równowagę, ale tylko pociągnęła ją za sobą. Obie dziewczyny z krzykiem spadały z urwiska. Podbiegłam tylko po to, by zobaczyć jak znikają w wodach rzeki. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie można przeżyć upadku z takiej wysokości.
Wysoki głos jednej z dziewczyn przeciął powietrze jak trzask bicza. Po chwili do tego chóru wrzasków dołączyły się wszystkie koleżanki Magdaleny i Moniki. Profesor Paprocka, nasza wychowawczyni odciągnęła je od przerwanej barierki. Była zdenerwowana, ale starała się nie panikować. Prawie jej się to udało.
Wróciłam do Patrycji i naszej paczki. Część moich przyjaciółek z poświęceniem towarzyszyło reszcie klasy w ich nieustającym krzyku. Nigdy nie przepadałam za Moniką i Magdaleną. A teraz one nie żyły. Może powinnam być przestraszona, może smutna. Może powinnam była usiąść na ziemi i płakać jak zrobiło kilka dziewczyn. Albo biegać z krzykiem jak większość. A ja tylko stałam i patrzyłam na autokar. Strasznie zaschło mi w gardle, chciałam się napić. Nie czułam absolutnie nic.

Ten post był edytowany przez Siobhan: 29.02.2004 21:26


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tajemnicza
post 28.01.2004 23:58
Post #2 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 385
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Tureeeek/Poznań

Płeć: Kobieta



Fajnie się zaczęło. To opowiadanie jest takie...głębokie i ciekawe. Ładny styl. Nie lubie jak ktos pisze krótkie zdania, ale u Cibie one mi sie podobają. Nie jest za szybko ani za wolno. Ładnie opisujesz jej uczucia =D Ta wizja byla tesz fajnie włozona. W odpowiednim momencie. Na prawde, po takim krótkim parcie spodobało mi się. Gratulacie =D

Ten post był edytowany przez Tajemnicza: 28.01.2004 23:58


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 29.01.2004 15:22
Post #3 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Bardzo fajny fick. Błędów czytając prawie się nie zauważa, poza tym strasznie wciaga. Napisz następnego parta jak najszybciej. smile.gif Pozdrawiam i życzę weny.


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
alice_fwl
post 29.01.2004 19:14
Post #4 

Unregistered









naprawde zainteresowalas mnie! tongue.gif mam nadzieje, ze nie stracisz weny i bedziesz pisac dalej, bo poczatek jest niezly. a z ta interpunkcja wcale nie jest tak zle! znalazlam tylko dwa niepotrzebne przecinki. o, w tych miejscach:

QUOTE
Nawet jeśli będziecie chcieli mnie znaleźć, i tak wam się to nie uda.


QUOTE
Po naleganiach koleżanek, stwierdziłam, że pojadę.

(tu chodzi o ten pierwszy smile.gif )
pozdrawiam czarodziej.gif

Ten post był edytowany przez alice_fwl: 29.01.2004 19:15
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 31.01.2004 22:22
Post #5 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Podróż
Wracaliśmy do Krakowa. A może jechaliśmy kogoś zawiadomić? Wiem, że nauczycielka próbowała gdzieś się dodzwonić, ale nie mogła. Niepotrzebnie w ogóle pojechałam na tę wycieczkę. Coś mówiło mi, żeby zostać w domu. Ale ja jak zwykle nie zaufałam mojej intuicji. Chociaż z drugiej strony, czy gdybym podjęła inną decyzję, to wszystko by się nie wydarzyło? Może tylko odwlekłoby się w czasie o rok lub dwa? Czasem się nad tym zastanawiam.
Jechaliśmy górską drogą. Dokąd właściwie nas wieźli? Ja i Patrycja nie rozmawiałyśmy. Bałam się tego, co mogłabym powiedzieć. Inne dziewczyny z naszej paczki: Aneta, Anna, Teresa i Edyta pocieszały koleżanki Magdaleny i Moniki, same przy tym zalewając się łzami. Właściwie to nic dziwnego. One nie żyją, mówiłam sobie, to normalne, że ktoś jest smutny z tego powodu. To normalne, że wszyscy są przerażeni. Ale coś we mnie uparcie nie chciało w to uwierzyć.
Była już noc. Patrycja wyjęła walkmana i dała mi jedną słuchawką. Słuchałyśmy muzyki celtyckiej. Jak zwykle. Rzadko słuchałyśmy czegoś innego. Wsłuchałam się w słowa piosenki. „Stories of old stir the heart, and may yet came again..” śpiewała Loreena McKennitt. Nadal nic nie czułam z powodu śmierci Moniki i Magdaleny. Nie docierało to do mnie. Było takie odległe, zupełnie jakbym ich nie znała. Tak samo czułam się, gdy słyszałam w radiu o jakimś wypadku. Wiedziałam, że się wydarzył, ale nie mogłam pozbyć się uczucia nierealności. I tak samo było teraz. Jakby wcale mnie to nie dotyczyło.
„And cares of tomorrow must wait till this day is done.”

Nie wiem do końca, co doprowadziło do wypadku. Ocknęłam się z głową na ramieniu Patrycji. Całe ubranie miałam w kawałkach szkła, a ręce lekko podrapane. W jednej chwili zrozumiałam, co się stało. Rozbiliśmy się. Powoli wstałam i przeszłam się wzdłuż autokaru. Kierowcy nie żyli. Nasza wychowawczyni też. Lekko zakręciło mi się w głowie. „Myśleć logicznie” skarciłam się. Nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Znalazłam komórkę wychowawczyni, ale nie było zasięgu. Szłam dalej wzdłuż autokaru. Natalia leżała bez życia. I Marcin. I Urszula. I wielu innych. Ja nadal nic nie czułam. Wypadek, taki jak ten, o którym mówili w radiu.
Nagle zatrzymałam się przerażona. Edyta leżała martwa na podłodze. Nie oddychała, nie miała pulsu, jej głowa była wygięta pod nienaturalnym kątem. Jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie. Po raz pierwszy pojawiły się jakieś emocje. Miałam ochotę wrzeszczeć, rzucać czymś, lub po prostu coś rozbić. Cokolwiek. A nie mogłam zrobić nic. Dlaczego Edyta? I czy ktokolwiek przeżył? Nerwowo rozejrzałam się dookoła. Tak, dotarło do mnie po chwili. Teresa oddychała. Anna i Aneta też. I Patrycja. Odetchnęłam z ulgą. Nie było aż tak źle. Patrycja żyje, wszystko jest w porządku, przyszło mi do głowy.
Ale dlaczego właśnie Edyta? Nie chciałam, żeby umierały moje przyjaciółki. Zupełnie nie myślałam o reszcie klasy.
Dziewczyny odzyskały przytomność dużo później. Kilka innych osób też. Razem było nas dziesięcioro. Z trzydziestoosobowej klasy. Ja, Patrycja, Aneta, Anna, Teresa, Dominika, Ewa, Kamila, Alan i Stefan. Wyszliśmy z autokaru i zaczęliśmy rozglądać się dookoła. Cały czas gnębiła mnie jedna myśl. Edyta, jedna z moich przyjaciółek, geniusz matematyczny, nie żyje. Śmierć innych nie dotknęła mnie w takim stopniu. Nie dotknęła mnie wcale.
Wszyscy ledwie stali na nogach. Byli zmęczeni, smutni i...bali się? Tak, bali się. Była to absolutnie normalna reakcja, ale mnie zdziwiła. Nawet Patrycja robiła wrażenie przerażonej. Wzięłam ją pod ramię. Nie wiadomo skąd miałam niewyczerpane zasoby sił. Nie zastanawiając się długo, poszliśmy przed siebie drogą. Co innego mogliśmy zrobić? Nie było zasięgu, więc siłą rzeczy, nie istniała możliwość wezwania pomocy. Nikt nie miał ochoty zostać przy autokarze. Szliśmy.
Nad ranem, na lewo od drogi zobaczyliśmy małą wioskę. Zbiegliśmy jak szaleni w dół. Nie powinniśmy byli tego robić. Nie powinniśmy byli decydować się na wycieczkę. Ale było już za późno. Możliwe, że właśnie w tej chwili wszystko zostało przypieczętowane.
Dookoła wioski zbudowane były kamienne kręgi, dużo mniejsze wydania Stonehenge. Uśmiechnęłam się do Patrycji. Biegłyśmy, trzymając się za ręce. Słońce dopiero wschodziło. Znaleźliśmy ludzi. Myśleliśmy, że już będzie dobrze. Mieliśmy nadzieję, że wrócimy do domów. Dałabym wszystko, żeby móc cofnąć czas.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 05.02.2004 18:02
Post #6 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Brakuje mi słów żeby opisac to co czuję po przeczytaniu tego parta. Twój fick jest po prostu piękny. Czekam na next party z ogromną niecierpliwością. Pozdrawiam i życzę weny.


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Merkury
post 05.02.2004 19:18
Post #7 

KAFEL


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 136
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Gdańsk




QUOTE (Kiniulka @ 05-02-2004 18:02)
Brakuje mi słów żeby opisac to co czuję po przeczytaniu tego parta. Twój fick jest po prostu piękny. Czekam na next party z ogromną niecierpliwością. Pozdrawiam i życzę weny.

No wiesz Kiniulka... Może "piękne" to zbyt duże słowo (przynajmniej dla mnie). Mi odpowiada słowo bardzo fajne i bezbłędne. Ja również czekam na kolejne party smile.gif

P.S.

Jest to pierwszy "niemagiczny" fick, który mi się spodobał... cool.gif

//Edit: Jeszcze jedno... Zmień tytuł, ok? Bo "* * *" trochę irytuje wink.gif

Ten post był edytowany przez Merkury: 05.02.2004 19:20


--------------------
"Czarny Pan powrócił,
i teraz nikt go nie powstrzyma!"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kira
post 05.02.2004 23:39
Post #8 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1312
Dołączył: 15.05.2003
Skąd: Roma, Italia!

Płeć: Kobieta



wstęp - muszę przyznać - dość intrygujący. w miarę dalszego czytania ciśnienie już nieco opada w dół - sama nie wiem do końca dlaczego; z akcją dzieje się coś dziwnego, chwilami wszystko wydaje się takie naiwne i pretensjonalne, poza tym jak dla mnie - zwolenniczki wodolejstwa, długich, rozwlekłych opisów i rozwodzenia się nad szczegółami, wszystko gna za szybko przed siebie; po prostu przydałoby się czasami zatrzymać przy czymś i poświęcić temu trochę więcej uwgi, co zaowocowałoby dłuższym i bardziej wnikliwym opisem. poza tym brakuje mi tu - może nie tyle opisów przeżyć wewnętrznych, bo tych jest całkiem sporo - co osobiście bardzo mi odpowiada, ale jakichś przemyśleń, opisów tego co dzieje się dokoła bohaterki, jakichś jej własnych obserwacji.
mimo tych paru zarzutów uważam, że to ciekawy, godny uwagi fick. jeden z najbardziej interesujących na tym forum. a najlepszy jest początek - naprawdę intryguje i zachęca do dalszego czytania. według mnie więc jest całkiem okej smile.gif

aha, i coś jeszcze. jest jedna rzecz, która mnie tu gryzie. nie pisz "Anna", "Magdalena" itp., bo trochę to irytuje i wydaje się nienaturalne.


--------------------
ogni giorno sempre faccio qualche lotta
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Lousie
post 13.02.2004 17:29
Post #9 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 165
Dołączył: 29.11.2003
Skąd: Z daleka XD




Mimo, że nie lubię ficków z autorem w roli głównej, to mi się podoba. Bardzo fajny styl i ładnie, przejrzyście napisane.


--------------------
One day you will ask
me what's more
important, your life or
mine? And I will say,
my life, then you will
walk away, never
knowing that you are
my life.

----------------------------

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 16.02.2004 21:19
Post #10 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Wybaczcie, że tak długo nie pisałam, ale całe ferie spędziłam w górach. Teraz wróciłam, przyznaję, że z żalem i biorę się do pracy. wink.gif
A co do tyułu to zupełnie nie mam pomysłu. Może coś przyjdzie ni do głowy.

Irmina i Zora
Pierwszą osobą, którą spotkaliśmy, była wysoka, krótko ostrzyżona kobieta. Ona jako jedyna nie zajmowała się ustawianiem kamieni. Budowali dziesiąty krąg, tak powiedziała i oświadczyła, że to już ostatni. Miałam ochotę zapytać do czego służą, ale się powstrzymałam. Do dziś zastanawiam się, czy otrzymałabym odpowiedź. W tedy bardzo tego chciałam, a z czasem poznałam ją sama. Wierzcie mi, bardzo tego żałuję.
Kobieta była naprawdę miła. Przedstawiła się jako Irmina. Zaprosiła nas do siebie i dała nam coś do jedzenia. Przez cały czas uśmiechała się smutno. I na ten smutek powinnam była zwrócić uwagę. Ale nie myślałam o tym. Niczego jeszcze nie podejrzewałam.
- Nie mamy tu telefonu – powiedziała – Musicie zostać jakiś czas. Jesteśmy zupełnie odcięci od świata.
- Ale ja muszę wrócić do domu. – zaprotestowała Ewa – Będą się o mnie martwić.
- Każdy się o kogoś martwi. – oświadczyła Irmina. Coś dziwnego było w jej głosie, ale szybko o tym zapomniałam. Byłam pewna, że to nic nie znaczy.
Patrycja piła powoli herbatę. Annie trzęsły się ręce. Wszyscy w jakiś sposób zdradzali zdenerwowanie. Tylko ja przez cały czas byłam dziwnie spokojna. Miałam wrażenie, że już kiedyś byłam w tamtym miejscu. Wydało mi się znajome, ale nie wiedziałam, czy wiążą się z nim dobre, czy złe wspomnienia. Czułam się niepewnie, ale się nie bałam. Irmina zauważyła to.
- Ty się nie boisz? – spytała mnie.
- Nie. – odpowiedziałam – Co jeszcze może się stać? – Dokładnie to czułam. Wydawało mi się, że nie może wydarzyć się nic więcej. Byłam pewna, że to już koniec. Teresa wytrzeszczyła na mnie oczy. Przechyliła kubek tak, że trochę herbaty wylało się na stół. I wtedy usłyszeliśmy krzyki. Przeraźliwe i pełnie bólu. Anna rozlała herbatę. Jej oczy były pełne strachu. Wszyscy patrzeliśmy pytająco na Irminę.
- To moja siostra, Zora. – oznajmiła spokojnie, wzruszając ramionami – Jest chora psychicznie.
- Mogę ją zobaczyć? – Zapytała Aneta, która zawsze chciała być psychologiem. Pasjonowały ją wszelkiego rodzaju zaburzenia funkcjonowania umysłu. Irmina tylko pokiwała głową i wstała. Poszliśmy za nią. To był kolejny błąd.

Wyszliśmy z domu, by zaraz wejść do małej piwniczki. Dominika i Ewa zaczęły krzyczeć. Kamila zemdlała i gdyby nie Alan, upadłaby na podłogę.
Do ściany, za ręce przywiązana była kobieta. Miała długie jasne włosy, dawno już nie czesane. Patrzyła na nas nienaturalnie wielkimi, niebieskimi oczami. Jej wzrok spoczął na mnie, ale dalej nie czułam absolutnie nic. Dopóki się nie odezwała.
- To ty! – krzyczała – Ty zsyłasz na mnie wizje! Ty ich wszystkich zabiłaś! Wiedziałam, że wrócisz! – wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Nikt nie wierzył. Ja też nie wierzyłam. Nie rozumiałam. Gdzieś głęboko we mnie zaczęła kiełkować złość. Moja przyjaciółka zginęła, a jakaś obca kobieta oskarżała mnie o spowodowanie jej śmierci. Po chwili przyszło mi do głowy, że słowo „ich” może oznaczać kogokolwiek, zwłaszcza w ustach chorej umysłowo kobiety. Ale Irmina była wyraźnie zmieszana.
- Uspokój się, siostro. Nic ci nie grozi. – powiedziała tak jakoś bez przekonania.
- Nikt już nie jest bezpieczny. – Zora spuściła głowę, jasne włosy opadły jej na twarz. – Ona tu jest. On też powróci. Nie udało nam się. Wszystko zawiodło. To koniec.
- Kto cię tu przywiązał? – spytał Stefan, nie zwracając uwagi na jej dziwne zachowanie. Podejrzliwie zerkał za to na Irminę, najpewniej oskarżając ją o nieludzkie traktowanie własnej siostry.
- Czarownik. Lodowy Płomień. – Miała nieobecny wzrok. Jakby spoglądała w inny świat. – I zostanę tu aż do śmierci.
- Bzdura. – razem z Alanem podeszłam do niej. Jednak gdy chłopak dotknął więzów, złapał się za głowę i upadł na podłogę. To było ostatnie, co zobaczyłam. Znalazłam się zupełnie gdzie indziej.
Wiedziałam cień przypominający człowieka. Nie mogłam się poruszyć. Wiał wiatr, a źdźbła trawy falowały przy każdym jego podmuchu. Cień przybrał kształt kobiety, która szedł szybko przed siebie. I wtedy coś spadło mu na głowę, ale nie zauważyłam skąd. Upadła na trawę.
Otworzyłam oczy. Znów byłam w piwniczce, trzymana przez Patrycję i Anetę. Przyglądały mi się troskliwie, pewne, że zemdlałam tak, jak wcześniej Kamila. Zora stała spokojnie, za to z zewnątrz dobiegł nas krzyk.
Kamila nie żyła. Jej włosy zlepione były krwią, miała rozbitą czaszkę. Niedaleko, na trawie leżała pojedyncza dachówka. Irmina bezradnie pokręciła głową. Wiał wiatr, a trawy kładły się przy każdym jego podmuchu. Zakryłam usta dłonią. To było wszystko, na co mogłam się zdobyć, podczas gdy inni biegali, krzyczeli lub płakali. Na pewno wierzyli, że wszystko będzie dobrze. Ewa i Dominika piszczały tak głośno, jak tylko mogły. Anna trzęsła się, a łzy płynęły z jej oczu istnymi potokami. Alan był bardzo, bardzo blady i wyglądał tak, jakby zaraz miał zemdleć, jako kolejny już tego dnia. Stefan krzyczał na Anetę, a ona wrzeszczała na niego. Myślę, że nie mieli powodu do kłótni, ale musieli jakoś rozładować napięcie.
Stałam obok Irminy, a z piwniczki dobiegały przenikliwe krzyki Zory. Zastanawiałam się, czy mogłam zapobiec śmierci Kamili. Ale nie czułam absolutnie nic, co mogłabym z nią powiązać. Brakowało mi Edyty. I żałowałam, że Patrycja siedzi ze spuszczoną głową, zamiast oglądać ze mną kamienne kręgi.

Stefan
Tej nocy śnił mi się koszmar. Biegłam, jakby przed czymś uciekając. Wiedziałam, że nie mogę uciec, ale mimo to próbowałam. Biegłam ile sił, a to coś, co mnie goniło, było tuż za mną. Nie potrafiłam się zatrzymać, chociaż byłam całkowicie zrezygnowana. Nie potrafiłam też biec szybciej. Powoli traciłam siły i wtedy się potknęłam. Ktoś złapał mnie za ramiona i przytrzymał, ale nie brutalnie, jak się spodziewałam. Uniosłam głowę i spojrzałam przed siebie. Była tam tylko krew, rozpacz i śmierć. Gdzieś w oddali błyszczały ostrza noży.
Obudziłam się z krzykiem.

Może mój sen nie był przypadkowy. Wiem tylko, że kiedy się obudziłam, w domu nie było nikogo innego. Za to wszyscy stali nad ciałem Stefana. Znaleźli go w ogrodzie. Rany na jego ciele wyglądały jak zadane nożem, to na samym początku orzekła Irmina, u której mieszkaliśmy. Wtedy nie powiązałam tego zdarzenia z moim snem. Zresztą kto by o tym myślał w takiej chwili?
Zastanawialiśmy się nad jednym. Kto mógł zabić Stefana? Bo to przecież nie był już nieszczęśliwy wypadek. Irmina zapewniała, że nikt z wioski by tego nie zrobił i prawie jej uwierzyliśmy. Wiedzieliśmy, że to nie może być nikt z nas. Z twarzy Anny łatwo dawało się odczytać, że jest na granicy wytrzymałości psychicznej i lada moment tak granica zostanie przekroczona. Inni wyglądali podobnie. Stracili dwudziestu dwóch znajomych w przeciągu dwóch dni. Ja też ich straciłam, powiedziałam sobie stanowczo. „Straciłaś tylko Edytę” odparł jakiś wewnętrzny głos. Z piwniczki cały czas dobiegały wrzaski Zory.
Nie wiem, czy mogliśmy wtedy odejść. W każdym razie trzeba było spróbować. Nie mieliśmy nic do stracenia. Może dałoby się zapobiec temu, co stało się potem. Trzeba było coś zrobić. Dlaczego, dlaczego my nic nie zrobiliśmy?
- Dlaczego mnie nie obudziłaś?! – krzyknęłam, łapiąc Patrycję za ramiona. Byłam wściekłą, ale nie potrafiłam określić na kogo i za co. Przyjaciółka spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Zauważyłam, że drży.
- Nie mogłam. Strasznie krzyczałaś przez sen, ale nikt nie był w stanie cię obudzić. A potem... – urwała i spuściła głowę – ...znaleźli Stefana. Jakiś mężczyzna zawołał...i wyszliśmy. – To było jak koszmar, z którego nie mogłam się obudzić. Przeżywałam coś dziwnego, a podświadomie czułam, że śmierć kolegi jest z tym tylko nieznacznie powiązana. Ale lubiłam Stefana i chciałam wiedzieć, dlaczego już nigdy nie będę mogła z nim porozmawiać.
- To musiał być ktoś z wioski. – stwierdziłam – Irmina ma motywy, żeby ich kryć. Może to ona sama go zabiła? – Powiedziałam to, co w danej chwili pomyślałam. Patrycja z przerażeniem wpatrywała się w coś za mną. Odwróciłam się.
- Nie oskarżaj innych tak pochopnie. – stwierdziła zimno Irmina – Zwłaszcza, gdy oni starają się ci pomóc. Ale może ty masz coś do powiedzenia? O czym śniłaś tej nocy? – Krew odpłynęła mi z twarzy. Odwróciłam się i odeszłam szybkim krokiem. Nie byłam w stanie odpowiedzieć.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kasandra Black
post 16.02.2004 21:23
Post #11 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 05.02.2004




Horrorek i powieść detektywistyczna. Tak mi się to kojarzy.


--------------------
Niechaj to Niemcowie wżdy postronni znaja iż dresy nie gęsi iż swoje kije mają...
Jeżeli muszę wybrać, dajcie mi powód...
Jestem jak jasny szczur... Nic mi nie wychodzi...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 20.02.2004 22:35
Post #12 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Tym razem króciutko, bo nie miałam zbyt wiele czasu.
Może rzeczywiście Magdalena brzmi dziwnie, ale Anna to takie ładne imię, że po prostu nie potrafię go zdrobnić do Ania czy Anka.
Co do tytułu to brzmi on: Za zasłoną mgły. Oczywiście nie jestem na tyle obeznana z techniką, żeby zmienić tytuł tematu, dlatego proszę, powiedzcie mi jak to zrobić. I jeszcze jedno: piszcie coć, komentujcie. Chciałabym wiedzieć, co myślicie.

Anna
Wiatr rozwiewał mi włosy. Było chłodno, ale nie zimno. Poszłam na spacer z Anną i Teresą. Szłyśmy wzdłuż drogi, która zdawała się prowadzić do nikąd. I najpewniej właśnie tam prowadziła.
W oddali dym piął się ku niebu, tak jakby wyciągał ręce. Im wyżej ponad ziemią, tym słabiej było go widać, aż w końcu rozwiewał się zupełnie. W kręgach palono ciała Stefana i Kamili. Dlaczego na to pozwoliliśmy? Powinniśmy byli odejść. Wtedy po raz pierwszy przyłapałam się na tym, że wcale nie chcę odchodzić. Było mi dobrze w dolinie. Czułam się tam jak w domu. Ta myśl trochę mnie przestraszyła.
Anna i Teresa stały oparte o barierkę, nucąc coś cicho. W dole, kilka metrów niżej, znajdowała się wielka kupa kamieni. Czy to z nich zbudowano kręgi? Dziesięć kręgów, z czego w dwóch płoną stosy pogrzebowe. Dlaczego w tej dolinie palono ciała? Kim byli jej małomówni mieszkańcy, którzy milkli, gdy tylko ktoś z naszej grupy się do nich zbliżał? Tak wielu rzeczy jeszcze nie wiedziałam. Nie potrafiłam ich sobie przypomnieć.
Oczy zaszły mi mgłą. Nadal widziałam dziewczyny opierające się o drewnianą barierkę. Pękającą barierkę. Rysa pojawiała się na niej jakby w zwolnionym tempie, wyraźnie widziałam, jak łamie się drewno. Szybko chwyciłam Teresę, która stała bliżej mnie i odciągnęłam od krawędzi. Drugą rękę wyciągnęłam w stronę Anny, ale zrobiłam to zbyt wolno. Barierka pękła. Spadając w dół Anna starała się mnie złapać. Ja także próbowałam ją pochwycić. Bezskutecznie. Nasze ręce minęły się o kilka centymetrów. Anna rozbiła głowę o kamienie. Teresa wyglądała tak, jakby chciała za nią skoczyć. Pomyślałby tak każdy, kto w tamtej chwili ujrzałby jej twarz. Ale ona jak sparaliżowana. Lekko drżącą ręką odgarnęłam włosy z twarzy.
Jeszcze tego popołudnia zapłonął trzeci stos pogrzebowy.

Śniło mi się, że leżałam na łożu wysłanym płatkami róż. Woń kwiatów unosiła się wszędzie dookoła, wypełniała całe pomieszczenie o ścianach z białego marmuru. W ręku trzymałam tomik poezji, ale po przebudzeniu nie umiałam przypomnieć sobie treści żadnego wiersza. Przy łożu stanęła jasnowłosa kobieta. Jej wielkie, błękitne oczy patrzyły na mnie prosząco. Kazałam jej odejść. Posłuchała, jednak szybko przysłała młodego mężczyznę o zimnym spojrzeniu. „Twój ojciec chce cię widzieć” oznajmił, ale i jego odprawiłam. Podeszłam do okna, a potem znalazłam się na pokrytym śniegiem parapecie. Wiedziona dziwnym impulsem skoczyłam i wylądowałam w wielkiej zaspie. Obejrzałam się i ujrzałam piękny, biały zamek. Wiatr szarpał moją suknią, której biel wtapiała się w biel otoczenia. Zrobiło mi się zimno. Wtedy podszedł ten sam mężczyzna, objął mnie ramieniem i zaprowadził z powrotem do zamku. Powiedział, że ojciec chce przekazać mi coś ważnego. Mimowolnie zadrżałam, pojawił się niepokój.
Obudziłam się i wyszłam na dwór.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kasandra Black
post 20.02.2004 23:24
Post #13 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 05.02.2004




Ten part mnie znudził do szczętu. Nie takie pisz, rozwiń horrorystyczne i detektywistyczne wątki.


--------------------
Niechaj to Niemcowie wżdy postronni znaja iż dresy nie gęsi iż swoje kije mają...
Jeżeli muszę wybrać, dajcie mi powód...
Jestem jak jasny szczur... Nic mi nie wychodzi...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 23.02.2004 22:17
Post #14 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Dzięki za radę, Kassandra i dzięki za to, że raczyłaś skomentować.
Proszę was, jeśli już tu zaglądacie, to raczcie skomentować.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 28.02.2004 23:38
Post #15 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




No dobra, daję następny part, a jak nie będzie komentarzy to sobie daruję.

Alan
Może to głupie, ale zaczęłam się za to wszystko obwiniać. Nie za śmierć rówieśników, tylko za obojętność i mój brak zainteresowania. Nie wierzyłam w to, co mówiła Zora. Nawet nie do końca rozumiałam, o co jej chodziło. To było niedorzeczne.
Teraz dochodzę do wniosku, że gdybym w tamtej chwili podjęła jakieś działanie, późniejsze wypadki mogłyby nie mieć miejsca. Tylko nie wyobrażam sobie, co mogłabym zrobić.
Siedziałam i patrzyłam w gwiazdy. Zawsze lubiłam na nie patrzeć. W jakiś sposób pozwalały zapomnieć o problemach i szarej codzienności. Zupełnie jakby przenosiły obserwatora do innego świata. Nadal nic nie czułam. Nie potrafiłam zdobyć się na choćby jedną łzę, gdy Annę zabierały płomienie. Właściwie byłam jedyną, która nie płakała. Wszyscy lubili Annę i nawet Patrycja nie kryła emocji. Na chwilę przed oczami stanęła mi jej wiecznie uśmiechnięta twarz. Anna zawsze umiała znaleźć powód do radości. Było mi przykro, czułam, że mogłam ją złapać, ale nie potrafiłam zmusić się do płaczu. Teraz siedziałam i słuchałam muzyki. „Come away, oh human child...” Loreena ma taki ładny głos.
W pewniej chwili zauważyłam Dominikę, Ewę i Alana biegnących w kierunku drogi. Co oni robili? Szybko ich dogoniłam. „For the world more full of weeping, then you can understand...” wyłączyłam walkmana.
- Dokąd idziecie? – spytałam, stając przed nimi. Czułam, że nie powinni wchodzić na drogę.
- Uciekamy stąd. – odpowiedział szybko Alan. Dopiero wtedy zobaczyłam, że niosą plecaki. – Sprowadzimy pomoc.
- Jesteście pewni? – spojrzałam w kierunku drogi. Była tam tylko ciemność, która wydawała się czyhać na wszystkich, którzy odważą się w nią wejść. Wyraźnie czułam, że na tej drodze czeka śmierć.
- Nie uciekniecie. – Irmina nadeszła niespodziewanie i bezszelestnie. Zawsze pojawiała się w taki sposób i znikała tak, że nikt nie zauważał jej odejścia. – Stąd nie ma ucieczki.
- Zobaczymy. – Dominika zrobiła krok do przodu. Instynktownie wyciągnęłam rękę, chcąc ją zatrzymać.
- Nie uda wam się. – oświadczyła Irmina – Myślicie, że tkwimy tu dla przyjemności?
- Skoro tu weszliśmy, możemy także wyjść. – kobieta smutno pokręciła głową – Co może nam się stać? Idziemy.
- Zapomnijcie o tym, co znacie. – dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że to ja to mówię. Do dziś nie wiem dlaczego to zrobiłam, skąd w ogóle przyszło mi to głowy. Ani co miało oznaczać. Ewa patrzyła na mnie z przerażeniem, Dominika ze złością. Obie odeszły, odpychając moją wyciągniętą by je zatrzymać rękę. Alan został. Gdy go zawołały, tylko pokręcił głową.
- Nie zajdą daleko. – powiedział – Zginą dziś w nocy. – Spojrzałam na niego zdziwiona. Irmina stała w ciemności, ale mogłabym przysiąc, że się uśmiechnęła.
- Dlaczego to powiedziałeś? – spytałam cicho.
- Nie wiem. – odparł całkowicie szczerze. Był bardzo zakłopotany, najwyraźniej nie rozumiał co się z nim dzieje. Być może, tak jak ja na początku, nie zorientował się, że słowa są wypowiadane przez niego. Irmina odwróciła się gwałtownie i odeszła, zupełnie jakby przeżyła wielkie rozczarowanie. Gdzieś w oddali słyszeliśmy krzyki. Nie namyślając się długo pociągnęłam Alana za rękę.
- Idziemy. – stwierdziłam, szybkim krokiem posuwając się w stronę drogi.
- Co ty robisz? Zwariowałaś? – Nie próbował się wyrywać. Już po chwili szedł obok mnie. – One już nie wrócą. Nie znajdziemy ich, uwierz mi. – Nie rozumiałam, skąd on to wie. Czułam się tak bardzo zagubiona.
- Musimy spróbować. – oznajmiłam. Nie protestował dłużej. Posłusznie szedł przy mnie, a ja zastanawiałam się, dlaczego to robi. I dlaczego ja to robię. Wszystko spowijała mgła. Prawie nie widzieliśmy drogi przed sobą, nie słyszeliśmy ani jednego dźwięku. Czasem wołaliśmy Dominikę i Ewę, ale odpowiadała nam jedynie cisza. Tam nawet nie było echa. Kilka razy myślałam o powrocie i zawsze odsuwałam tę myśl. Nagle pośród mgły ujrzałam czerwone oczy. Zapatrzyłam się w nie i zrobiłam krok w ich stronę. Alan stanowczo zatrzymał mnie i zagrodził mi drogę. Byłam zła, że nie pozwala mi iść do tych oczu, które wydały mi się znajome.
- Zostań tu. – powiedział stanowczo. Próbowałam go wyminąć.
- Wzywa mnie. – odparłam, podobno nieswoim głosem. Alan stał przede mną i nie pozwalał mi przejść. Ponad jego ramieniem widziałam wzywające mnie oczy.
- Nie idź, Alkia. – wyraźnie zaakcentował moje imię. Nigdy nie zdrabniano go do Ola. Nie lubiłam tego, a forma wymyślona przez Patrycję spodobała mi się. Alan chciał, żebyśmy zawrócili. Ale ja nie zamierzałam go słuchać.
- Muszę. – I znów nie pozwolił mi przejść.
- Zostaw ją! – krzyknął do czerwonych oczu – Odejdź. – Usłyszeliśmy lekki śmiech. Wydało mi się dziwne, że widzę tylko oczy, a nie na przykład cały zarys postaci. Poprosiłam Alana, żeby mnie przepuścił. Odparł, że prędzej zepchnie mnie w przepaść. I coś w jego głosie sprawiło, że uwierzyłam.
- Zadzierasz z kimś potężniejszym od ciebie. – rozległ się niski głos. Alan nie odpowiedział. Stanowczo pociągnął mnie za rękę i pobiegł w kierunku doliny. Jego dłoń była lepka od potu i lekko drżała.
- Wracajmy. Dominika i Ewa nie żyją. – szepnął cicho. Skąd mógł to wiedzieć?

Bez względu na to, co kierowało Alanem, miał rację. Znaleźliśmy Dominikę i Ewę na drodze, niecały kilometr od doliny. Na ich ciałach widniały rany najpewniej zadane nożem. W kolejnych kręgach ułożono im stosy pogrzebowe. Trzymaliśmy się teraz razem. Ja, Patrycja, Aneta, Teresa i Alan. Nigdy nie rozmawiałam dużo z Alanem. Mówiliśmy sobie „cześć”, czasem spisywaliśmy od siebie prace domowe. Teraz doszliśmy do wniosku, że mamy ze sobą trochę wspólnego. Był osobą, z którą mogłam się zaprzyjaźnić. Oboje czytaliśmy fantastykę i słuchaliśmy muzyki celtyckiej, ale w tym momencie już mnie to nie obchodziło. Ważne było to, że on też powiedział coś wbrew swojej woli. I też nie bał się doliny.
Wiele się zmieniło. Irmina mało się odzywała, była zaniepokojona. Odniosłam wrażenie, że nas unika. Zora krzyczała coraz częściej. Ukończono już dziesiąty krąg, jednak nikt nie wykazywał chęci do rozmowy z nami. Ludzie patrzyli na nas z coraz większym przerażeniem. Znów miałam koszmary.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 29.02.2004 16:08
Post #16 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Bardzo mi się podobało ... lubię takie mroczne opowiadania ... pisz częściej nowe party smile.gif Pozdrawiam i życzę Ci weny biggrin.gif


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 05.03.2004 21:06
Post #17 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Aneta
Wszystko dookoła zbudowano z lodu, ale ja nie czułam zimna. Byłam uwięziona, nie mogłam się wydostać. Ktoś się śmiał i nie było w tym śmiechu nic przyjemnego. Zobaczyłam jasnowłosego mężczyznę z mieczem o lodowym ostrzu. Miał czerwone oczy. Stał za ścianą lodu. Coś do mnie mówił, ale go nie rozumiałam. W jego głosie słyszałam troskę, brzmiał trochę tak, jakby się tłumaczył. Lodowa klinga ociekała krwią. Ktoś przed nim klęczał, dostrzegłam to dopiero wtedy. Czerwonooki uniósł rękę, druga postać znikła w rozbłysku zimnego, oślepiającego światła. Krzyknęłam, aby zaprotestować, ale nie było już odwrotu. Nie zorientowałam się w porę.
Była druga w nocy. Nie miałam już ochoty spać. Wyszłam na dwór, rozkoszując się chłodem. Odetchnęłam głęboko, wciągając w płuca czyste, górskie powietrze. Poszłam do jednego z kręgów. Tam siedziała Aneta. Patrzyła się w niebo i prawie się nie poruszała. Usiadłam koło niej. Wiedziałam, że cierpi. Zawsze była taka wrażliwa. Zawsze przejmowała się losem innych, martwiła się całym światem. Z zamyślenia wyrwał nas krótki krzyk Zory. Jakby na sygnał Aneta wstała i spojrzała na mnie z wściekłością.
- Dlaczego to robisz? – spytała. Nie odpowiedziałam. – Zabiłaś Annę. – To stwierdzenie było jak cios w plecy. Przez chwilę nie mogłam zareagować.
- Nie! Chciałam jej pomóc. – Co się stało Anecie? Do tej pory nie wiem, ale bardzo żałuję tego, jak zakończyła się nasza znajomość. Nasza przyjaźń. Jednak dawno już nie myślałam o niej, jak o przyjaciółce.
- Ty ich wszystkich zabiłaś. – patrzyła na mnie z nienawiścią. W jej oczach było coś szalonego. – Nienawidzę cię. – wyznała, potwierdzając moje spostrzeżenie. Dlaczego, pytałam samą siebie, za co?
- Nikogo nie zabiłam! – zaprotestowałam – Ja nic nie... – Aneta nie dała mi skończyć.
- Nie chcę cię więcej widzieć! – W jej dłoni coś błysnęło. Sztylet. Skąd ona ma sztylet?, przebiegło mi przez myśl. Ale to nie było ważne. Chciałam jakoś ją powstrzymać, ale nie zdołałam. Aneta jednym szybkim ruchem wbiła sobie ostrze w pierś. Aneta. Aneta, która kochała życie. Aneta, która mówiła, że nie umiałaby sama się zabić. Aneta, która bała się śmierci. Wokół niej szybko pojawiła się kałuża krwi. Z przerażeniem stwierdziłam, że nóż ma lodową rękojeść. Skąd ona go wzięła? Co ją opętało? Nie potrafiłam nic zrobić, nic nie rozumiałam. Moje myśli przypominały pustynię. Nie było w nich niczego konkretnego, tylko fatamorgana, złudzenie, że coś wiem. Nawet się nie poruszyłam, dopóki Irmina siłą nie zaciągnęła mnie do domu.

Zora
Anetę zabrały płomienie. Szósty krąg. Po raz pierwszy płakałam. Myślałam o tym, co mi powiedziała. Czy to możliwe, żebym ja ich zabijała? Kim był mężczyzna ze snów? Sny są tylko wytworem podświadomości. Zbiorem tego, o czym myślałam, co widziałam i słyszałam. A jeśli nie? Nie byłam gotowa o tym myśleć.
W oddali rozległ się krzyk Zory. I wtedy zrozumiałam. Dopiero wtedy. Gdybym zorientowała się wcześniej, może Aneta nadal by żyła. Może żyło by wielu innych. Ale zrozumiałam dopiero wtedy. Zora wiedziała. Od samego początku wiedziała wszystko. Pociągnęłam za sobą Teresę i Patrycję. Alan niechętnie poszedł za nami. Cały czas patrzyła na mnie.
Otworzyliśmy drzwi do piwniczki. Zora zamilkła na nasz widok. Wpatrywałam się w jej wielkie, błękitne tęczówki. Ona także patrzyła mi prosto w oczy.
- Zabijasz nadal. Zupełnie jak kiedyś.
- Nikogo nie zabiłam. – nie wiedziałam, o czym ona mówiła. Jak to kiedyś? Miałam szesnaście lat, chodziłam do szkoły, wiodłam normalne życie. Przynajmniej jakiś czas temu.
- On zabija dla ciebie. Ty tego chcesz. Zsyłasz na mnie wizje i zabijasz ludzi! – Zora zaczęła krzyczeć. Jej wzrok stał się jeszcze bardziej błędny niż zwykle. Jeszcze bardziej niż wzrok Anety poprzedniej nocy. – Kto będzie następny? Ta blondynka, z którą tak się zaprzyjaźniłaś? – mówiła o Patrycji. Dziewczyna niepewnie cofnęła się o krok. – Czy brunetka? Zgasisz ogień w jej zielonych oczach? – teraz o Teresie, która drżała ze strachu. – Czy może ten dziwny chłopak o lodowatym spojrzeniu? – szare oczy Alana rzeczywiście były zimne i nieprzeniknione. Ale dlaczego nazwała go dziwnym? Zora przeniosła swoje spojrzenie na nich. – Tak, moi drodzy. Jedno z was zginie przed zachodem słońca.
- Nie wierzę ci! – krzyknęłam, wybiegając z piwniczki. Popełniłam błąd. Mogłam zostać i wyjaśnić jej słowa. Wypytać się, wyciągnąć z niej wszystko, co wiedziała. Tylko czy to by coś zmieniło? Słyszałam, jak inni biegną za mną. Alan zatrzasnął drzwi. Nie chciałam wierzyć w to, co usłyszałam. Nie wierzyłam. Biegłam przed siebie, aż do jednego z kamiennych kręgów. Tam zatrzymałam się z trudem łapiąc oddech.
- Po co tam poszliście? – zapytała chłodno Irmina. Jak zwykle pojawiła się niezauważona. Teresa stanęła za Patrycją, jakby chciała się za nią schronić. – Mało wam było tajemnic?


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Jupka
post 02.08.2004 19:06
Post #18 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 11.07.2004
Skąd: ze Świnoujścia, nad Morzem Krwii




Bardzo mi się podoba:) Niby nie o magii, ale samo w sobie jest magiczne. Mimo, że nie jest tematycznie związane z HP to bardzo ciekawe:) Czekam na dalsze części:)
Pozdrowionka


--------------------
Przyjaciel jest jak cichy anioł, który podnosi, gdy skrzydła zapomniały jak latać...
Wchodzić na mojego bloga---->Jupka----> KLIK!


"- Virginio....- poczuła jego ciepły oddech na swoim uchu. Podświadomie czuła, bo chyba teraz nie umiała czuć normalnie, że ją bardzo mocno obejmuje. Była nieprzytomna, a w dodatku trochę wstrząśnięta i roztrzęsiona. Czuła się jak pijana powietrzem.
Przytuliła się do niego, mocno, mocno, nie chcąc go puścić. Jeśli... Jeśli by tego nie zrobiła i odeszła tak po prostu, to wiedziała, że już nigdy nie będzie mogła, nie będzie umiała z nim być....
- Kocham cię, Virginio..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 18.08.2004 19:25
Post #19 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




O rany, ale mnie tu dawno nie było... No ale skoro ktoś to przeczytał, dam następną część smile.gif

Trójka
- Co zrobimy? – spytała Patrycja, siadając na łóżku. Alan pokręcił głową, ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Musimy coś zrobić. – poparła ją Teresa – Na przykład ustalić, czemu wszyscy zginęli. – Milczeliśmy przez chwilę. Nie miałam ochoty na ustalanie czegokolwiek. Zbyt oczywisty wydał mi się fakt, że cała klasa pojechała na wycieczkę, a teraz żyły tylko cztery osoby. W dodatku utkwiliśmy w jakimś położonym nie wiadomo gdzie miejscu, a droga, która powinna wieść do normalnego świata, wiecznie ginęła we mgle.
- Chyba nie wierzysz w to, co mówi Zora? – spytałam bezbarwnym tonem.
- Nie. Nie wiem. – przerwała na chwilę, poczym dodała podejrzliwie – Zrobiłaś się dziwna, Alkia.
- To szaleństwo. – zaprotestowała Patrycja – Nie mogła spowodować wypadku ani zrzucić dachówki. Spała, kiedy zginął Stefan. Uratowała ci życie i nie popchnęła przecież Anny. Na drodze był z nią Alan, jeśli ktoś zabił Ewę i Dominikę to oni dwoje. – Alan pokręcił głową i skrzywił się. – Nie wierzę, żeby Alkia zabiła Anetę, wiesz, jak bardzo się lubiły. To jest niemożliwe.
- Więc jak to wytłumaczysz? – Teresa wpadała w histerię. – Nie chcę tu umrzeć. Nie...
- Spokojnie. – Alan położył jej ręce na ramionach i otarł płynące po twarzy łzy. Sam starał się zachować spokój i przychodziło mu to z trudem. – Musimy spróbować ustalić, kto będzie następny. Wtedy...coś wymyślimy. – Teresa zamrugała oczami, Patrycja przygryzła wargę. Ja tylko pokręciłam głową.
- Skąd wiesz, że ktoś w ogóle umrze? – spytałam ze złością. Spojrzał na mnie dziwnie, ale to spojrzenie mówiło wszystko. Westchnęłam ciężko. – Jak?
- Ty nam to powiedz. – I wbrew wszelkiej logice zaczęłam na nich patrzeć. Nie wiem, na co wtedy liczyłam, ale ujrzałam rzeczy, jakich nie powinnam była wtedy widzieć. Gdy spojrzałam na Patrycję, zobaczyłam mgłę. Gdy spojrzałam na Teresę, zobaczyłam krew. A gdy spojrzałam na Alana, zobaczyłam popękany lód i bardzo jasne światło. Znów zwróciłam oczy na Patrycję. Pokiwała smutno głową, jasne włosy zasłaniały jej twarz z obu stron. Też wiedziała, ale nie śmiała powiedzieć tego głośno. Ja także wolałam to przemilczeć.
- Nie wiecie. – stwierdziła błędnie Teresa. Jej rozbiegane oczy szukały drogi ucieczki.
- A wy? – spytała Patrycja, prawie idealnie kryjąc drżenie głosu. Prawie. Teresa pokręciła głową i spojrzała na nas jak na wariatki. Właściwie czego mogłyśmy się spodziewać po osobie, którą w takiej chwili zachęcałyśmy do odgadywania przyszłości. I to przyszłości tak strasznej.
- Ja nie mogę tego zobaczyć. – odparł Alan, patrząc to na mnie, to na Patrycję. Wiedział, że my się dowiedziałyśmy. Czy to w ogóle był jeszcze Alan? Chyba tak, inaczej próbowałby coś zmienić.
- Zbliża się wieczór. – stwierdziła Teresa. Ręce jej się trzęsły, w oczach lśniła nadzieja. Ta zła nadzieja, że nieszczęście dotknie kogoś innego. W tamtej chwili chyba wszyscy na to liczyliśmy. A jednak czułam dziwny spokój. Wiedziałam, że to nie będę ja.
- Wyjdźmy stąd. – rzekł Alan podchodząc do drzwi.
- Czy to coś zmieni? – spytałam cicho. Wciąż jeszcze wierzyłam, że słońce zajdzie i nic się nie stanie. Ale już coraz słabiej. Miałam wrażenie, że rozwiewa się jakaś gęsta mgła w mojej głowie. Przerzedzała się, ale nie na tyle, żebym mogła cokolwiek przez nią dostrzec. Jeszcze nie wtedy.
- Tak. Jeśli coś ma się stać, wolałbym być wtedy przy kręgach. – Chyba się domyślił prawdy, bo mówił całkiem spokojnie. Wtedy nie wiedziałam, co dzieje się z Alanem, ale odnosiłam wrażenie, że co jakiś czas mam do czynienia z kimś zupełnie innym. Z kimś, kto z niewzruszonym spokojem ogląda wszystkie dotykające nas nieszczęścia.

Do zachodu słońca pozostało mniej niż pół godziny. Spacerowaliśmy dookoła wioski po raz kolejny oglądając kręgi. Na pierwszy rzut oka nie było w nich nic nadzwyczajnego. Dopiero później zobaczyliśmy jakieś dziwne znaki, które wyglądały jak litery. Ozdabiały każdy krąg i na każdym były inne. Nie wiedzieliśmy, co oznaczają, ale czułam, że jestem blisko zrozumienia. Zachód słońca zbliżał się nieuchronnie z każdą sekundą. Według słów Zory ktoś z nas miał za chwilę zginąć. Patrycja była lekko przestraszona, ale w jej oczach widziałam też dziwny rodzaj ulgi. Wiedziała, co się wydarzy, a poza tym nareszcie zetknęła się z magią. Obie zawsze o tym marzyłyśmy, ale teraz myślę, że wolałabym wieść zwykłe, przyziemne życie. Uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. Odwzajemniłam uśmiech i nagle poczułam się lżej. Dziwne, że mogłam się wtedy uśmiechać.
Teresa trzymała się blisko mnie z drugiej strony, jakby bała się, że zginie gdy się oddali. Alan szedł kilka kroków za nami z wysoko podniesioną głową, patrząc gdzieś w niebo. Bardzo się zmienił przez te kilka dni. Odniosłam wrażenia, że brakuje mu tylko miecza albo łuku przewieszonego przez ramię. Był raczej smukły, ale i tak budził skojarzenia z wojownikiem. Może jednak...? Nie powinnam się już nad tym zastanawiać. To wszystko się skończyło.
Wtedy to się stało. Teresa przewróciła się na ziemię. Nie potknęła się, ani nikt jej nie popchnął. Po prostu upadła. Złapałam ją za rękę i poczułam na dłoni coś ciepłego. Krew. Teresa miała poszarpane żyły. Krwawy ślad ciągnął się po trawie dokładnie na trasie, którą szliśmy. Ale... To było niemożliwe. Część mnie wciąż nie chciała wierzyć, chociaż przekonałam się, że w tej dolinie możliwe jest bardzo wiele.
Poczułam na ramieniu uścisk dłoni Irminy. Zaprowadziła nas do domu, podczas gdy w siódmym kręgu układano stos dla Teresy. Robili to tak automatycznie, jakby wcześniej wszystko przewidzieli. Miejscowi ludzie nie wydawali się być zaskoczeni niczym, jakby taka śmierć była tutaj na porządku dziennym. Zaobserwowałam, że niektóre kobiety kiedyś życzliwie odnosiły się do nieżyjących już osób. Na naszą trójkę wszyscy spoglądali podejrzliwie od samego początku. A zostało nas już tylko troje. Miałam niejasne wrażenie, że stało się tak z jakiegoś powodu. Musiało tak być, w głębi duszy zawsze to przeczuwałam. Ale dlaczego?
Wyszliśmy, by zobaczyć jak Teresę zabierają płomienie. Teresę, ostatnią niewinną, bo po niej zostaliśmy już tylko my. Nie chciałam na to patrzeć. Po prostu odwróciłam się i odbiegłam, marząc o tym, by już nigdy się nie zatrzymać. Nie czułam ani żalu, ani smutku. Po prostu byłam przerażona.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Coyote
post 21.08.2004 00:26
Post #20 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 44
Dołączył: 18.08.2004
Skąd: się wziął Czesio?

Płeć: Kobieta



Mmmm... Kocham takie opowiadania! biggrin.gif Na serio świetnie Ci to wychodzi. Dalej pozostaje taka nutka tajemnicy smile.gif
Ale po pierwszym parcie skojarzyło mi się to z "Osadą" i jednocześnie z "Blair Witch Project" i kilkoma innymi filmami tongue.gif
Ciekawa jestem jak się zakończy huh.gif


--------------------
"Żyjemy w wesołym miasteczku Pana Boga"
"Cokolwiek by się zdarzyło - to tylko życie - wszyscy przez nie przebrniemy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 23.08.2004 22:59
Post #21 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Irmina
Znów miałam sny. Tym razem oprócz czerwonookiego mężczyzny za lodową ścianą był ktoś jeszcze. Wyglądało to tak, jakby walczyli. Chciałam coś zrobić, ale jednocześnie poddawałam się. Przestawałam próbować stawiać opór jakiejś tajemniczej sile. Siedziałam bez ruchu w lodowym więzieniu, czując jednocześnie, jak coś się we mnie budzi. Mgła w moim umyśle rozwiewała się prawie zupełnie. Przedarło się przez nią światło i nagle zrozumiałam. Wszystko stało się jasne, nie było już tajemnic.
Irmina obudziła nas o wschodzie słońca. Niechętnie wstałam z łóżka. Oświecenie, którego doznałam w czasie snu, nie było mi dane po przebudzeniu. Próbowałam przypomnieć sobie wszystko, ale znów natknęłam się na mgłę. Irmina zaparzyła nam herbaty i wszyscy usiedliśmy przy drewnianym stole nakrytym prostym, białym obrusem, który moim zdaniem nie pasował zupełnie do całej reszty domu.
- Przeżyliście aż do dziś. – kobieta zwróciła się do Alana i Patrycji. W jej głosie dźwięczał smutek. – Musicie być wyjątkowi.
- Nie jesteśmy wyjątkowi. – Patrycja wypiła łyk herbaty, patrząc Irminie w twarz. – O co w tym wszystkim chodzi? – Kobieta uśmiechnęła się lekko i bez radości.
- Jeszcze się nie domyślacie? – wiedziałam, że pytanie było skierowane do mnie. Powoli piłam herbatę o nieco dziwnym smaku. Nie domyśliłam się absolutnie niczego, wszystko kryło się za tą dziwną mgłą w mojej głowie.
- Czy to prawda? – spytałam, mając na myśli głównie słowa Zory. Bałam się usłyszeć odpowiedź, a jednocześnie chciałam ją poznać. Marzyłam tylko o tym, by to wszystko się skończyło, nieważne jak.
- Jak najbardziej. Zabiłaś ich wszystkich. – Ton Irminy był dziwnie beznamiętny. Mówiła tak, jakby tłumaczyła komuś coś niewiarygodnie prostego i oczywistego. – Jesteś córką czarownika z drugiego świata. Tam właśnie się urodziłaś. W innym świecie, za tą doliną, za załoną z mgły. Ty i Lodowy Płomień jesteście do siebie tacy podobni. – wtedy zrozumiałam przynajmniej część. Chodziło o mężczyznę ze snów. Czy to był mój ojciec? Jeśli tak, to wcale nie byliśmy podobni. Ani trochę. Nie chciałam przyznawać się do jakiegokolwiek pokrewieństwa z nim, nie chciałam słyszeć, że go przypominam. Patrzyłam jak Alan pije herbatę, bo musiałam na czymś skoncentrować wzrok, by wciąż nie rozglądać się dookoła.
- Nie wierzę ci. – oświadczyłam w miarę spokojnie. W tamtej chwili naprawdę nie wierzyłam. Byłam wyprana ze wszystkich emocji. Nie wiedziałam już kim jestem, ale nie wierzyłam Irminie. Czarownik, drugi świat, zasłona mgły... Nie chciałam jej uwierzyć.
- Nie pamiętasz. – pokręciła głową z uśmiechem – Blokada nie zawiodła, ale wkrótce przypomnicie sobie wszystko. Tak moja droga, zabijasz ludzi, a ich energia życiowa dodaj ci sił. Będziesz żyć wiecznie, jak wszyscy po drugiej stronie. I zawsze będziesz zabijać.
- Nikt mnie do tego nie zmusi. – Nie zamierzałam się temu poddać, nawet gdyby okazało się prawdą. Byłam pewna, że mam jakikolwiek wpływ na tą część mojego życia.
- Nie będzie to potrzebne. Ty już to robisz, taka się urodziłaś. Oni – wskazała na Patrycję i Alana – mają w tym swoją rolę, inaczej też by nie żyli. W najbliższym czasie również odzyskają pamięć. Aż mi ich szkoda.
- Kłamiesz. – Chciałam rzucić się na nią i ją udusić. Wydawało mi się, że wszystkie nieszczęścia miały miejsce przez nią. Że to Irmina jest przyczyną wszelkich niepowodzeń. Chciałam jej śmierci.
- Nie. Dolałam do herbaty błyskawicznie działającej trucizny, ale wy żyjecie. Ach, nieśmiertelni. Na was nie działają żadne toksyny. Tylko magia i stal. Tylko urazy fizyczne. – Jacy nieśmiertelni? Wtedy nic nie rozumiałam. Już niedługo miałam poznać większość odpowiedzi, ale wtedy tylko jedno wiedziałam na pewno. Irmina nie wypiła jeszcze ani łyka herbaty. Alan, gdy tylko usłyszał jej słowa, wstał gotów do wyjścia. – Zostań, chłopcze. – powstrzymała go gestem – Nie możesz uciekać przed przeszłością. Chociaż ja będąc na twoim miejscu, już teraz podcięłabym sobie żyły. Ta...Patrycja może uzyska przebaczenie, ale nie ty. Nie po tym, co zrobiłeś. – Alan przez chwilę wyglądał tak, jakby przypomniał sobie wszystko. Jakby słowa Irminy nie były dla niego zagadką. Jego oczy rozszerzyły się w niemym przerażeniu, wydał mi się trochę bledszy. Ale to była tylko krótka chwila.
- Skąd to wiesz?! – krzyknęła Patrycja, rozbijając kubek o stół. – Kim jesteś?! Może to ty ich zabiłaś?! – Irmina patrzyła na nią, niewzruszona tym wybuchem złości.
- Nikogo nie zabiłam w przeciwieństwie do waszej...przyjaciółki. Byłam tu jeszcze zanim Lodowy Płomień doszedł do władzy po stronie nieśmiertelnych. Widziałam ich cierpienie, widziałam jak ginęli, podczas gdy strona śmiertelnych żyła własnym życiem. – spojrzała Alanowi głęboko w oczy. Cofnął się o krok. – Widziałam, co zrobiłeś. – Chłopak spuścił głowę i milczał. – Cieszę się, że to nie ja będę oglądać upadek drugiego świata. Nareszcie mogę odejść. – Irmina chwyciła swój kubek z herbatą i wypiła całą jego zawartość. Nie zdążyliśmy jej powstrzymać. Alan cały czas stał z pochyloną głową. Patrycja wyglądała na sparaliżowaną strachem, a ja nie miałam ochoty nic robić. Twarz Irminy wykrzywiła się w grymasie bólu i po chwili kobieta upadła bez życia na podłogę. Z oddali dobiegł nas przerażający, wysoki krzyk.
- Zora. – powiedział Alan, jakby właśnie obudził się ze snu. Pobiegł do drzwi. Popatrzyłam na Patrycję i we dwie wyszłyśmy za nim. Zatrzymaliśmy się dopiero przed wejściem do piwniczki. Nie chciałam tam wchodzić, ale nie było innej możliwości. Musieliśmy to zrobić, żeby się dowiedzieć. Nie wiem, czy tego żałuję, czy nie. Gdybyśmy tam nie weszli wszystko rozegrałoby się może odrobinę później. Ale zasłona była już zbyt słaba, żeby nas ochronić. Otworzyłam drzwi i zdecydowanie wkroczyłam do środka.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
LadyDevimon
post 24.08.2004 11:50
Post #22 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 08.08.2004
Skąd: Kraków




wszystkie opowiadania b. mi sie podobaly i troche wzruszyly i nawet nie chce myslec zeby to sie stalo naprawde.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Galia
post 24.08.2004 12:09
Post #23 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 249
Dołączył: 28.05.2004
Skąd: *From the land of stars *




Podoba mi się twoje opowiadanie. Zawiera klimat, który bardzo lubię.


--------------------
Jestem myślicielką niezależną, wolną poszukiwaczką oazy nieskrępowanych istnień. Przemierzam pustynie w poszukiwaniu sensu... Czy odważysz się pójść za mną?

Myśli, marzenia, złudzenia. Moje życie...

Nie można dostać czegoś, nie tracąc czegoś w zamian.
Żeby coś otrzymać musisz poświęcić coś o podobnej wartości.
To zasada równoważnej wymiany.
To prawda o świecie...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 25.08.2004 21:33
Post #24 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Miło mi, że Wam się podoba. smile.gif

Zora
Zimny wiatr owiał mi twarz. Skąd wiatr wziął się w piwniczce? Nie miało to znaczenia. W tamtej chwili byłam w stanie uwierzyć absolutnie we wszystko. Wiatr w zamkniętym pomieszczeniu należał do najmniej zdumiewających rzeczy. Miałam już tego dość, pragnęłam, by wszystko się skończyło.
Zora podniosła głowę, patrząc na mnie, Alana i Patrycję. Co czuła? Nie zastanawiałam się nad tym wtedy, ale teraz myślę o tym dość często. Co czuła Irmina, gdy piła truciznę? Co czuła Aneta, gdy przebijała się sztyletem? Co czuli wszyscy inni? Jednak w piwniczce przychodziło mi do głowy tylko jedno pytanie. Czy to naprawdę ja ich zabiłam? Jako jedyna zachowałam obojętność. Nie, nie tylko ja. Alan też. Dopiero wtedy to zauważyłam, jednak jego obojętność przez cały czas była inna. Przypominała pogodzenie się z losem. Nadal nie wiem, jak mógł się z tym pogodzić, jeśli cokolwiek pamiętał, jeśli choćby się domyślał. Może naprawdę nie wiedział niczego?
- Zabiłaś ich wszystkich. – oświadczyła spokojnie Zora. Ten spokój był dziwnie naturalny. – Tak jak kiedyś. To wszystko już się kiedyś zdarzyło. Zawiedliśmy. – powiedziała ewidentnie do Patrycji i Alana. Dziewczyna zmarszczyła czoło, pewnie zastanawiając się, o co może chodzić. Wyglądała wyjątkowo nędznie, jej przetłuszczone jasne włosy żałośnie opadały na ramiona.
- To nie ja. – zaprotestowałam słabo. Miałam coraz więcej wątpliwości. Jako pierwsza ocknęłam się w autokarze... Nie chciałam o tym myśleć.
- Ona nigdy tu nie była. – wtrąciła cicho Patrycja. – Prawda? – Pomyślałam o tym, jak dolina wydała mi się znajoma. Ale... Nie mogłam tu być. Pamiętałabym. Raczej trudno zapomnieć takie miejsce.
- Tak. – potwierdziłam niemalże natychmiast, chyba nawet zbyt szybko – Nie znam tego miejsca.
- Nie wszystko się pamięta. – Miałam wrażenie, że Zora zwraca się do mnie jak do dziecka, które uparcie nie chce zrozumieć najbardziej oczywistych rzeczy. – Ale przypomnisz sobie z czasem. On cię szuka, gdyż wie, że wróciłaś. Zabijał ich, tak samo jak ty. Nigdy nie umrzesz.
- Jeśli to się już wydarzyło, to coś musiało to zakończyć. – Uczepiłam się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. – Nic nie może tak po prostu ciągnąć się w nieskończoność.
- Dla śmierci nie ma ograniczeń, a wasza magia idzie krok w krok ze śmiercią. Ty – spojrzała w oczy Patrycji – będziesz następna.
- Nie! – krzyknęła dziewczyna ze złością i strachem – Nie umrę! – Rozglądała się, szukając czegoś, co wyraźnie zaprzeczyłoby słowom kobiety, ale nic nie znalazła.
- Każdy kiedyś umrze. – W oczach Zory coś błysnęło. – Prawie. Odwiążcie mnie! – Jej wzrok stał się błędny jeszcze bardziej niż zwykle. Nie było w nim już nawet odrobiny normalności czy przytomności.
- Nie! – zawołałam kierowana jakimś dziwnym impulsem. Nie mogłam tego zrobić, coś we mnie dziko się buntowało.
- Odwiążcie mnie! – Tym razem więzy puściły bez problemu, nawet nie wiem, kiedy spróbowałam je rozwiązać. Zora upadła bezwładnie na podłogę. W tej samej chwili zakręciło mi się w głowie. Zobaczyłam jeszcze jak Patrycja odwraca głowę, a Alan dotyka czoła dłonią. Potem przed oczami zaczęły przelatywać mi dziwne obrazy, które moja podświadomość luźno ze sobą powiązała. Miecz. Lód. Krew. Sztylet. Oszronione ostrze. Ogień. Kamienne kręgi. I całkowita, nieprzenikniona ciemność.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Martusia
post 04.10.2004 12:09
Post #25 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 29.09.2004




Bardzo fajne opowiadanie, uwielbiam tan klimat, ale juz dawno nic nie napisałas.. To co, nie bedzie nastepnego parta??
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony  1 2 >
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.04.2024 23:57