Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Utracony Przyjaciel, Jednoczęściowe opowiadanie

Tala
post 09.10.2004 17:49
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 08.05.2004
Skąd: Kraków




Oto przed państwem moje najnowsze opowiadanie, które możecie uznać za jednopartówkę, bo być może nie będzie kontynuowanie (to zależy od mojego czasu). Życzę miłego czytania.

Utracony przyjaciel

Na skwerku mieszczącym się na samym końcu Alei Cichych Dusz, stał duży, błękitny budynek. Wokoło niego wybudowany był plac zabaw, a za nim rozciągał się sędziwy las. Przyciągał on uwagę swą dostojnością i tajemniczością, wydawało się jakby skrywał miliony tajemnic, ukrywał tysiące marzeń i wyciszał setki smutków i żali.
Rozpoczynały się właśnie wakacje, lecz dzieci, które tutaj mieszkały, nie cieszyły się z nich tak bardzo jak ich rówieśnicy. Nie można jednak ich za to obwiniać, nie miały one przecież normalnego domu. Niektóre z nich nie wiedziały co to w ogóle znaczy. I dla nich okres wakacji różnił się od roku szkolnego tylko tym, że nie miały zajęć, które i tak były inne niż te, jakie odbywały dzieci w ich wieku.
Przy jednym ze stolików, w świetlicy, siedziała szesnastoletnia wychowanka Domu Dziecka im. Johna Trippa. Zaczytana w lekturze nie przejmowała się światem, jaki ją otaczał.
Gdy duchem znajdowała się bardzo, bardzo daleko od tego miejsca, podbiegła do niej dziewczyna w jej wieku. Koleżanka w stosunku do niej wyglądała dziecinnie oraz biła od niej "beztroska". Ale tak naprawdę to Karol była zbyt poważna jak na swój wiek.
Życie nie było dla niej zbyt przychylne, drwiło z niej wtedy, wtedy gdy była szczęśliwa i nie spodziewała się żadnego ciosu od losu.
W wieku siedmiu lat trafiła do tego ośrodka, po tym jak straciła rodziców w pożarze. Widziała jak oboje umierają, słyszała ich krzyki, które powracały w koszmarach. Ją uratowano, przeżyła bez żadnych uszkodzeń na ciele, lecz te które miała w sercu były o wiele dotkliwsze.
Po tym wypadku przestała mówić i zamknęła się w sobie. Stała się cieniem dawnej, pogodnej dziewczynki. Trafiając tutaj czuła, że zawala się jej cały świat. Na szczęście trafiła na ludzi, którym zależało na jej powrocie do równowagi. Najbardziej pomogła jej w tym jedna osoba. To dzięki niej teraz była charyzmatyczną, pełną życia, młodą kobietą, która odznaczała się rozsądkiem i wytrwałością. Ale i tu życie nie pozwoliło być jej długo szczęśliwą.
- Karol, chodź zobaczyć, kto wrócił na wakacje – powiedziała Cindy, dosiadając się do jej stolika.
Druga dziewczyna ze stoickim spokojem odłożyła książkę i popatrzyła na przyjaciółkę.
- Jakoś zbytnio mnie to nie obchodzi. Chce skończyć czytać książkę, bo potem muszę iść do maluchów.
- No chociaż popatrz.
- Nie jestem zainteresowana – powiedziała akcentując każde słowo dobitnie.
Wiedziała doskonale, kto wrócił, ale nie chciał przyjąć tego do swojej świadomości. Specjalnie starała się zniechęcić koleżankę, aby ta zostawiła ją w spokoju.
- Nie żartuj.
- Nie żartuję – powiedziała oschle i już chciała otworzyć książkę, gdy tamta znów zaczęła.
- Wrócił Tom, Tom Riddle. Super co nie, cieszysz się? – mówiła entuzjastycznie i szczerze, ale niechęć koleżanki ochładzała jej nastrój.
- Lata mi to.
- Nie wygłupiaj się, przecież byliście przyjaciółmi.
- Właśnie, byliśmy, już nie jesteśmy.
Dziewczyna otworzyła książkę, nie zważając, na której stronie. Chciała zacząć ją tylko czytać w samotności, bez Cindy, którą naprawdę bardzo lubiła, ale która czasem była nie do zniesienia
Nie potrafiła powiedzieć jej prawdy. Bała się, że nie zrozumie, ale również dlatego iż zobowiązana była do zachowania tajemnicy.
Zaczęła w myślach powoli odliczać. „Raz, dwa, trzy...”, a gdy doszła do dziesięciu, powiedziała.
- Coś jeszcze?
- Tak. Chodź ze mną, nie poddam się tak łatwo.
- Powiedziałam „nie”! I to znaczy „NIE”.
Karol spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem, który gdyby mógł, zabiłby. Dziewczyna nie znosiła, gdy zawracało się je głowę sprawami, o których chciała zapomnieć.
Jedynym wyjściem jakie przyszło jej do głowy, było zignorowanie obecności Cindy. Zaczęła, więc chaotycznie czytać. Nie wiedziała o czym czyta i co w ogóle czyta. Wiedziała tylko to, że nie chce dalej prowadzić tej rozmowy. Pragnęła zakończyć ją przed momentem, gdy ta zajadzie za daleko.
- Nie bądź taka. Pogadacie i takie tam, a na pewno się pogodzicie.
- Nie będzie ani rozmowy ani takich tam. Zrozumiano?
- Co ty do niego masz? Przecież zawsze z nim się przyjaźniłaś. Co się z tobą stało?
- Co się ze mną stało, lepiej zapytaj co się z nim stało?!
Na myśl o tym, przed oczami Karol stanął jeden z obrazów przeszłości. Jeden z tych, który już dawno powinien zniknąć z jej pamięci.

Pomiędzy drzewami biegała dwójka dziesięciolatków. Ich niepozorne figury migały to tu, to tam. Ich radosny śmiech unosił się w powietrzu, ożywiając to puste miejsce, tak samotne przez wiele, wiele dni, a nawet lat.
W oczach dzieci migały ogniki wolności i beztroski. W powietrzu wyczuwalna była tylko atmosfera spokoju i szczęścia, żadne negatywne uczucia nie potrafiły zniszczyć tej sielanki.
Gdy oboje zmęczeni długą gonitwą, usiedli na zielonej polanie, zaczęli się śmiać. Gdy oboje zmęczeni długą gonitwą, usiedli na zielonej polanie, zaczęli się śmiać.
Chłopiec zaczął rozśmieszać dziewczynkę, robiąc głupie miny. Ona radośnie klaskała, po każdym jego „występie”. Ich zabawie nie było końca.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem – powiedział dziesięciolatek ni stąd, ni zowąd.
- Ty moim też – odpowiedziała mu dziewczynka, gdy przestała się śmiać.
- Zawsze będziemy przyjaciółmi, zgoda? – zapytał, a Karol pokiwała twierdząco główkę pełną lśniących brązowych włosów. – Złóżmy, więc przysięgę, na braterstwo krwi.
- Dobrze.
Chłopczyk wyjął szpilkę z kieszeni i przekuł wskazujący palec, delikatnie, ale wystarczająco dobrze by popłynęła z niego jasnoczerwona krew. Następnie dziewczynka zrobiła to samo, odrobinę krzywiąc się przy nakłuwaniu.
Potem oboje przyłożyli zraniony palec do palca przyjaciela. Chłopiec powiedział na zakończenie.
- Przyjaciele na zawsze.
- Na zawsze – zawtórowała mu jego koleżanka, uśmiechając się leciutko.


Karol poczuła ukłucie w sercu. Dziewczyna posmutniała jeszcze bardziej. Tak bardzo chciała zapomnieć o tym, już prawie się jej udało, gdyby znów nie zaczęły się te wakacje, gdyby On nie wrócił.
- Co się w takim razie z nim stało? – zapytał wytrwała i uparta Cindy.
- Zmienił się, ty tego nie widzisz? Kiedyś był taki... ludzki, miły, przyjacielski i nie zakłamany.
- A teraz jest? Nawet z nim nie rozmawiałaś.
- Wiesz, znam go trochę lepiej, stał się teraz opryskliwy, chamski i nie do zniesienia. Nie mam zamiaru się o tym przekonywać jeszcze raz, wystarczy mi to, co wiem.
- Nie przesadzaj – powiedziała z wyrzutem blondynka.
- Ja przesadzam? Bardzo śmieszne, ja mówię jaka jest prawda. Daj mi w końcu święty spokój, muszę zanieść maluchom podwieczorek.
Brązowowłosa wstała, nie zwracając uwagi na reakcję przyjaciółki, wyszła ze świetlicy. Szła jakąś chwilę, zatrzymała się dopiero w korytarzu prowadzącym do stołówki. Za nią stała jej koleżanka, trochę zła i trochę zatroskana jej wybuchową reakcją. Spokojnym i ciepłym głosem powiedziała.
- Karol, chociaż powiedz mu cześć – prosiła.
- Nie ma mowy!- krzyknęła dziewczyna na całe gardło.
- Z łaski swojej nie krzycz na mnie!
- Przepraszam – powiedziała normalnym tonem brunetka i przytuliła drugą na znak przeprosin.
Stały tak przez chwilę w milczeniu. Właśnie ten moment był jak na razie najprzyjemniejszą częścią rozmowy. Już prawie wszystkie troski odpłynęły, gdy blondynka powiedziała.
- Dlaczego tak ostro reagujesz na wzmiankę o jego osobie? – zapytała spokojnie.
- To nie twoja sprawa – odpowiedziała jej ostro Karol.
- Wiesz co? Mam dość tych twoich humorów. Mogłabyś być chociaż odrobinę ze mną szczera.
- A nie jestem?
- Nie jesteś. Nie powiedziałaś, mi że ta niechęć wywodzi się z tego, że on z tobą zerwał.
Na chwilę Karol zaniemówiła. Na jej twarzy pojawiło się ogromne zdziwienie. Z początku miała zamiar nawrzeszczeć na przyjaciółkę, lecz za moment ta sytuacja wydała się jej komiczna i z rozbawieniem w głosie zapyta?
- Co proszę?
- To co słyszałaś.
- A od kiedy my w ogóle chodziliśmy razem? – spytała z jeszcze większym rozbawieniem w głosie.
- Nie wykręcaj się, widziałam was przed jego wyjazdem w tamtym roku, jak byliście sami w sali gimnastycznej i co tam niby robiliście?
Brunetka nie odpowiedziała od razu, musiała się zastanowić co powiedzieć. Nie mogła wyjawić prawdy, choć ta była zupełnie inna niż się Cindy wydawało. Po namyśle rzekła.
- Rozmawialiśmy o jego szkole.
- Bardzo śmieszne, bo to jakaś tajemnica, że musieliście, aż tam o tym rozmawiać na osobności. Głupia jesteś i tyle.
- Sama jesteś głupia.
- Może, ale przynajmniej potrafię powiedzieć prawdę prosto w oczy. W przeciwieństwie do...
- Do mnie? Wiesz co, lepiej sama do niego idź i daj mi święty spokój. I nie chrzań mi więcej o nim.
- A właśnie, że pójdę, bo z tobą nie da się rozmawiać.
- Phi, idź. Szerokiej drogi – krzyknęła za koleżanką, gdy ta odeszła kawałek.
Karol bezwładnie osunęła się na ziemię. Po jej policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Czuła się potwornie, nie tylko z powodu kłótni z przyjaciółką, bo podobne sprzeczki odbywały się prawie bez przerwy, ale również dlatego, że powróciło jak bumerang wspomnienie, o którym najbardziej chciała zapomnieć. Sama myśl o nim sprawiała jej ból, a teraz znów przed oczami widziała wszystko, to co stało się tamtego wieczoru.

Cała sala gimnastyczna tonęła w egipskich ciemnościach. Przy głównym wyjściu stały dwie osoby. Patrzyły sobie prosto w oczy, milcząc i chcąc zrozumieć drugie tylko w ten sposób. W tym momencie nie istniał dla nich cały świat, byli tylko oni, nikt ani nic się nie liczyło.
Ciszę pierwsza przerwała dziewczyna.
- Dlaczego nie mówisz mi prawdy o swojej szkole. Zachowujesz się jakbyś coś przede mną ukrywał.
Chłopak nie odezwał się słowem. Przestał spoglądać Karol w oczy, a wzrok utkwił w podłodze. Czuł, że przyjaciółka chce, otrzymać odpowiedź, zbył ją więc najprostszą odpowiedzią, jaka mu do głowy przyszła.
- Wydaje ci się.
- Wcale nie! – krzyknęła. – To dla czego nigdy mi nie dałeś swojego adresu. Przecież znamy się już tak długo, a ty traktujesz mnie jak obcą osobę.
- A po co ci ten adres?
- A jak myślisz? – zapytała z nutką ironii w głosie. – Żebym mogła ci napisać chociaż list. Tracimy kontakt na dziesięć miesięcy, a ciebie to nic nie obchodzi. Do tej pory starałam się wytrzymać, ale nie potrafię. Wcześniej myślałeś o mnie i naszej przyjaźni.
- Wcale nie, zawsze byłem taki sam...
Złapał dziewczynę za rękę i uścisnął ją mocno. Chciał ją przytulić przyjaciółkę, lecz ta odepchnęła go i z wyrzutem w głosie powiedziała.
- O nie mój drogi, od kiedy chodzisz do tej szkoły uważasz się za lepszego. Traktujesz mnie jak powietrze. Stałeś się naburmuszonym lalusiem.
- Co proszę? Z łaski swojej nie obrażaj mnie takimi określeniami.
- Bo co mi zrobisz? Uderzysz, nakrzyczysz, a może poskarżysz?
- Nie bądź sarkastyczna.
- Bo co? Zabronisz mi, a może znów powiesz, że powinnam lepiej zająć się swoimi sprawami.
- Nigdy nic takiego ci nie mówiłem!
- Nie?! Nie?! To chyba nie pamiętasz jak miesiąc temu, tydzień temu, wczoraj, właśnie to mi mówiłeś.
Zapanowała niezręczna cisza. Tom czuł na sobie świdrujący wzrok Karol. W jej oczach był żal i strach, strach przed utratą przyjaciela. Wiedziała, że nie powinna krzyczeć, ale sama nie miała już pomysłu, co ma robić. Przecież błagała go i prosiła, ale to nic nie pomagało. Zawsze w takich sytuacjach przytulał ją i zbywał czymś. Ale wszystko ma swój kres i cierpliwość też.
Zdając sobie jednak sprawę, że jest zbyt ostra, Karol stonowała i ciągnęła już spokojnym, opanowanym głosem.
- Powiedz mi proszę, co przede mną ukrywasz. Wiesz przecież dobrze, że nigdy cię nie zdradzę i że możesz mi ufać. Sam kiedyś powiedziałeś, że nie powinno być między nami tajemnic. I teraz jestem pewna, że dlatego nie chcesz mi dać swojego adresu.
- Nie mogę ci tego powiedzieć, nie zrozumiałabyś, to dla twojego dobra.
- Skąd wiesz? Sam nie wiesz co jest dla ciebie dobre, a co złe, więc skąd możesz wiedzieć, co jest odpowiedniejsze dla mnie?
- Bo wiem.
Zrobił krok do tyłu i odwrócił się. Ze spuszczoną głowę chciał odejść, lecz przyjaciółka zatrzymała go, kładąc rękę na ramieniu. Nie dawała za wygraną, nie tym razem.
- Co ukrywasz przede mną, ja zawsze mówiłam ci prawdę? Proszę powiedz. Mówiłam ci o wszystkim – szeptała.
- To nie to samo, nie pytaj tak będzie lepiej. Proszę...
- To samo, okłamujesz mnie i wcale nie będzie lepiej. Kiedyś mi powiedziałeś, że najgorsza prawda lepsza jest od kłamstwa. Nie pamiętasz?
- Pamiętam.
- No to o co chodzi?
Zapadł krępująca cisza, chłopak spojrzał w oczy koleżanki, a widząc tam upór, który nie ustąpi szybko, powiedział jednym tchem. Zapominając o obietnicy danej samemu sobie.
- O to, że ja nie jestem zwykłym człowiekiem, jestem czarodziejem.
Karol zaniemówiła z wrażenia, nie mogła uwierzyć własnym uszom. Z początku myślała, że to jakiś okrutny, kolejny żart Toma, ale nie. On był zbyt poważny, nie widziała w jego oczach komizmu, tylko powagę jakiej nigdy nie widziała u niego.
- Co proszę? – zapytała pełna wewnętrznych rozterek.
- To co słyszałaś! – i na dowód tego Tom włączył wszystkie światła w sali.
- Wow. Niesamowite. Wiedziałam, że jesteś wyjątkowy, ale nie aż tak. Sorry, ale muszę to przemyśleć.
- Wiedziałem, że tak zrobisz.
- Jak?
Zdziwienie Karol sięgnęło zenitu. Nie dość, że dowiedziała się o czymś, czego nawet w najśmielszych snach by się nie spodziewała po swym przyjacielu, to ten zdawał czytać się w jej myślach.
- Jak? Zachowasz się tak, jak zwykły, głupi nie magiczny człowieczek.
- Nie obrażaj mnie. I nie zachowuję się tak, chcę to tylko w spokoju przemyśleć. Rozumiesz?
- To i tak nic nie pomoże, nie zrozumiesz jesteś zbyt ograniczona.
To był dla dziewczyny szok, po raz pierwszy w życiu Tom zwrócił się do niej w tak ordynarny sposób. Nigdy, ale to przenigdy chłopak nie mówił do niej w taki sposób
- Nie obrażaj mnie! Nikt ci nie dał takiego prawa!
- Bo co mi zrobisz? Uderzysz mnie?
- Nie...
Odpowiedziała z niemałym zaskoczeniem.
Gdy ona mówiła coś podobnego, w jej głosie zawsze czuć było ironię i nutkę żartu. Tym razem w głosie Toma wyczuwalne było tylko okrucieństwo i nic więcej, ani odrobina jakichkolwiek pozytywnych uczuć.
- Widzisz jesteś słaba, bardzo słaba.
- Ale Tom...
- Jesteś niczym!
Powiedział to dziewczynie, jakby ta była szmatą nic nie wartą. W oczach Karol stanęły łzy. Po raz pierwszy od wielu lat poczuła się tak strasznie źle. Tym razem nie było z nikąd pomocy.
- Tom co się z tobą stało? – zapytała z wyrzutem.
- Jestem sobą – uśmiechnął się, a raczej na jego twarzy pojawił się grymas, który przypominał jedynie uśmiech, tylko że potwornie nieprzyjemny.
- Wcale nie. Ty przecież nie jesteś zły, nigdy nie byłeś. Prawda?
- Właśnie, że jestem, nie znasz mnie.
Dopiero teraz do Karol dotarło, że padło ofiarą okrutnego żartu, który spłatał jej los. Prze tyle lat wydawało się jej, że jest bezpieczna, że ma kogoś bliskiego, który zawsze będzie przy niej. Czuła, że serce kraje się jej na małe, maleńkie kawałeczki. Wydawało się jej, że umiera, że to koniec.
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale”. Pamiętaj nikomu ani słowa, bo mnie jeszcze popamiętasz. Buzia na kłódkę, bo pożegnasz się z życiem, rozumiesz?
- Ale Tom, co z naszą przyjaźnią?!
- Nie ma i nigdy jej nie było. Żywiłem do ciebie tylko litość. Jesteś nikim.
Plask! Karol wymierzyła siarczysty policzek chłopakowi. I ze złością oraz żalem w głosie wykrzyczała.
- Nie obrażaj mnie i naszej przyjaźni, a raczej tego czym ja cię obdarzałam, bo ty nawet nie wiesz, co to jest!
Karol wybiegła z sali gimnastycznej, nie zważając na reakcję chłopaka. Biegła przed siebie, a łzy płynęły gęstymi strumieniami po jej policzkach, kapały na ziemię, pozostawiając ślad za sobą.
Nie potrafiła zrozumieć tego co się stało, nie wiedziała jak mogło dojść do tego. Przecież Tom był jej tak bliski, zawsze był przy niej, był jak brat, a nawet jeszcze bliższy.
Wybiegła na zewnątrz, lecz nie zatrzymała się. Minęła plac zabaw, wpadła do lasu. Pędziła jeszcze szybciej, ostre krzewy raniły jej nogi, na których były tylko krótkie spodenki. Krew spływała po łydkach, ale dziewczyna nie zwracała na to uwagi.
Zatrzymała się dopiero przy kamieniu, znajdującym się na jakiejś cichej polance. Usiadła na nim i zaczęła płakać jeszcze mocnej. Krztusiła się własnymi łzami. Nie potrafiła przestać, chciała krzyczeć, ale była zbyt słaba. Ukryła twarz w dłoniach, a gdy tak siedziała ogarnął ją spokój. Atmosfera ciszy i beztroski jaka panowała tutaj, pozwoliła jej uspokoić się. Po jakimś czasie spędzonym w samotności Karol usnęła.
Nie śniła o niczym, ani nie marzyła. Sen dodawał jej nowych sił, by mogła przetrwać kolejny dzień, który nie zapowiadał się na łatwy.


Wstała. Wiedział, że płacząc staje się słaba. A tego nie chciała, nie miała zamiaru dać satysfakcji Tomowi.
Gdy wyschły już łzy, a spokój na powrót wrócił do niej, przechodziła właśnie obok grupki dzieciaków. Po środku nich stał właśnie On, Tom Riddle. Ich spojrzenia spotkały się. Czas jakby zatrzymał się. Dziewczyna nie zobaczyła żadnej oznaki pozytywnych uczuć w jego oczach. Widziała tylko chłód i pustkę. Odwróciła głowę i szepnęła cicho, tak jakby delikatny wiatr szeleścił liśćmi.
- Żegnaj przyjacielu, straciłeś właśnie kogoś, kto oddałby za ciebie życie. Żegnaj Tom...


Pozdrawiam

Ten post był edytowany przez Tala: 10.10.2004 20:47
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kelyy
post 09.10.2004 22:09
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 202
Dołączył: 23.04.2003
Skąd: Jelenia Góra




Dość ciekawy pomysł, ale mogłabyś trochę bardziej opisać. Stylistycznie dobrze, iekszych błędów nie zauważyłam. Pisz dalej, bo twoje opowiadania mają to "coś".


--------------------
Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujmy zdefiniować kształt gruszki.
Jaskier, "Czas Pogardy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 03:10