Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

11 Strony « < 2 3 4 5 6 > »  
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Raistlin
post 17.04.2005 19:22
Post #76 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 57
Dołączył: 11.12.2004
Skąd: Krynn




Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz czasami może być męczące dla ludzi mających mało czasu. biggrin.gif Znalazłem parem błedów ortograficznych i literówek, ale jeśli pisze się coś tak długiego to nieuniknione. Tak ogólnie to wszystko w porządku, więc żadnych uwag pomagających w pracy nie mam oprócz jednej standardowej: pisz dalej a ja sobie będe czytał i oceniał. A co do mojej ostatniej wypowiedzi to nie pozostaje mi nic innego niż palnąć sobie w łeb i zapaść się pod ziemie.

QUOTE(Kitiara @ 11.01.2005 12:33)
PS: o tak, Silda, niestety przyszło nam żyć w ciekawych czasch...
*



Jak mówią przysłowie "żyj w ciekawych czasach" jest najgorszym przekleństwem jakie istnieje smile.gif

QUOTE(Kitiara @ 10.04.2005 15:05)
(Lord wyznawał zasadę odpowiedzialności zbiorowej - przynajmniej jeżeli chodziło o najbliższe rodziny jego sług, co procentowało niezwykle wysokim współczynnikiem lojalności)

*



Coś mi tu kojarzy się z czasami I i II wojny światowej i Hitlerem ,czyżby jakaś aluzja??

Ten post był edytowany przez Raistlin: 17.04.2005 19:23


--------------------
DragonLance Forum

"Kto wcześnie się z łóżka zbiera,
ten wcześnie umiera."
Rincewind
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 24.04.2005 08:53
Post #77 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Noc z poniedziałku 19 listopada, 1996 na wtorek 20 listopada, 1996
Klub Samopomocy Kalek Emocjonalnych, czyli o tym, jak Harry próbuje pomóc Hermionie i sam się pozbierać.


To Hermiona poprosiła Harry’ego o „godzinę szczerości.” Wiedziała, że nikt inny nie jest w stanie pomóc jej tak, jak zielonooki brunet. Był tak samo poraniony jak ona, a może nawet bardziej, ale Hermiona przyzwyczaiła się do tego, że Harry zawsze był silny. Poza tym, właśnie ze względu na tą duchową bliskość, chciała z nim porozmawiać, pragnęła uzyskać jakiekolwiek wsparcie emocjonalne i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze...
Zielonooki zgodził się poświęcić jej swój czas, chociaż wiązało się to z zarwaniem nocy. Zgodził się bardzo chętnie, a nawet ucieszył się, że Hermiona poprosiła go o poważną rozmowę; że obdarzyła go bezgranicznym zaufaniem.
Umówili się o północy w pokoju wspólnym, bo o tej godzinie w dzień powszedni nie powinno już nikogo tam być i rzeczywiście nie było.

Hermiona usiadła przy kominku i poprawiła czarną szatę zarzuconą na ciemnozieloną koronkową koszulę nocną. Szata była rozpięta i, ubrany w granatową pidżamę z flaneli, Harry mógł „podziwiać” wystające obojczyki przyjaciółki i jej szczuplutką szyję. Była tak szczupła, że czarne okrycie wydawało się topić ją w swoich połach. Dziewczyna sprawiała przez to wrażenie kruchej i wrażliwej istoty.
„Gdyby nie Blaise, mógłbym zakochać się w Hermionie” – ta myśl wywołała szczery uśmiech na twarzy Harry’ego i Hermiona odwzajemniła się mu tym samym. Harry usiadł po turecku, obok niej, na dywanie przed kominkiem. Wziął pogrzebacz i zruszył brewiona, a dziewczyna obserwowała jak ogień igra wesoło w szkłach jego okularów.
- O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał cicho.
Milczała przez chwilę, a on jej nie poganiał.
- Draco mnie kocha – szepnęła w końcu.
- I...? – Potter nigdy nie pomyślałby, że stać go będzie na, tak daleko posuniętą, cierpliwość.
Znowu umilkła – spuściła wzrok i bezmyślnie bawiła się różdżką.
- On mnie kocha, a ja... – zająknęła się i zmarszczyła z irytacją brwi.
- Mogę cię o coś spytać? – Harry delikatnie położył dłoń na jej ramieniu. Skinęła głową.
- Mówisz, że Malfoy cię kocha, a czy ty kochasz jego? – przez chwilę wydawało mu się, że to zbyt aroganckie pytanie, że Hermiona szczelniej zamknie się w swojej emocjonalnej skorupie.
- Ja... nie wiem... Czasami wydaje mi się, że tak... Tylko widzisz, ja nie mam pojęcia, czy w ogóle jestem zdolna do miłości... wobec mężczyzny, nie wspominając nawet o... – Hermiona zarumieniła się mocno i zacisnęła palce na różdżce z taką siłą, że zbielały jej knykcie.
- Chodzi ci o miłość fizyczną, tak? – Harry zdziwił się, że powiedział to tak spokojnie, łagodnie i naturalnie. Orzechowe oczy dziewczyny wyrażały wdzięczność. Skinęła lekko głową i, ku swej irytacji i złości, poczuła, że rumieni się jeszcze bardziej.
- Hermiona, ja naprawdę nie wiem, co ci odpowiedzieć – zauważył, że mina przyjaciółki robi się chmurna i smutna. – Powiedz mi, czego oczekujesz od tej rozmowy, a przysięgam, że spróbuję ci pomóc, choćbym miał stanąć na głowie i zaklaskać uszami – dziewczyna uśmiechnęła się blado po tej deklaracji.
- Nie wiem... Chcę ci po prostu zwierzyć się z tego, co się ze mną dzieje. Nie wiem tylko jak... Bardzo chciałabym wszystko odczuwać tak normalnie, jak... Jak zdrowa kobieta, a nie potrafię – zmarszczyła brwi i przygryzła wargę. – To mnie męczy, Harry. Czuję się podle wobec Dracona, czuję się winna, zbrukana, nieczysta... Czasem czuję nienawiść wobec niego i wobec siebie. To takie skomplikowane, przepraszam... – Harry dojrzał w jej oczach łzy.
- Nie wolno ci myśleć, że to twoja wina, nie wolno myśleć ci źle o sobie samej – głos chłopaka był miękki i łagodny. – Wiem, że to trudne, ale musisz powtarzać sobie, że jesteś w porządku i, że jesteś warta miłości – drgnęła po jego ostatnich słowach i znowu zacisnęła mocno palce na różdżce.
Harry miał ochotę kląć. Miał ochotę wybiec z zamku, znaleźć wiceministra i rzucać w niego wszystkimi klątwami jakie zna, albo po prosu powoli go mordować, tak, żeby czuł jak umiera. Ale wiedział, że musi odsunąć od siebie wszelką nienawiść i odegnać wszystkie złe, mącące umysł myśli.
- Tak, ja wiem, Harry – jak przez mgłę dotarł do niego głos przyjaciółki i chłopak wrócił do rzeczywistości. – Ale to takie... strasznie trudne... Najgorsze jest to, że czasami myślę bardzo źle o Draconie – przełknęła ślinę i Harry niemal mógł poczuć jej wstyd i zażenowanie własnymi myślami. – Tak jakby on był... zwykłym samcem, któremu... zależy tylko na jednym, a przecież wiem, że to nieprawda... – zamilkła na chwilę, jakby chciała dobrać odpowiednie słowa.
- Czasami chce mi się wyć, bo tak bardzo chciałabym mu okazać czułość i oddanie, a nie umiem... Chciałabym dać mu siebie i nie potrafię... - rozkleiła się zupełnie i przestała wycierać płynące po policzkach łzy. – Chciałabym tak normalnie i po ludzku się z nim kochać, ale nie jestem w stanie... Przepraszam, Harry... Nie chciałam się rozbeczeć.
- No, to teraz chociaż wiem, że ci na nim bardzo zależy – Harry uśmiechnął się łagodnie do Hermiony. – Nie przejmuj się, możesz sobie płakać ile chcesz... Malfoy nawet nie wie, jakie ma szczęście.
- Chyba nieszczęście – zadrwiła dziewczyna.
- HERM! – zielonooki uległ irytacji, ale przy okazji się zarumienił; w końcu w kategoriach związku z Zabini, myślał o sobie dokładnie tak samo.
– Rozumiem cię – dodał dużo ciszej. – Ja nie mogę pozbyć się wrażenia, że unieszczęśliwiam Blaise.
- Właśnie... Co właściwie między wami jest? Tak na siebie patrzycie... – Hermiona nie kryła swojej ciekawości. Harry nawet ucieszył się tym faktem, bo przestała płakać i wyglądała na spokojną.
- Tak naprawdę, to chyba całkiem sporo – Potter w zamyśleniu popatrzył na ogień. Lekko się zarumienił i zmarszczył brwi, a Hermiona przyglądała mu się uważnie. – Ona... My... kochaliśmy się w niedzielę – nie do końca wierzył w to, że powiedział to na głos.
- To było piękne – dodał niemal szeptem i niepewnie spojrzał na przyjaciółkę.
Hermiona patrzyła na niego z niedowierzeniem. Jej orzechowe oczy pociemniały, przybierając barwę gorzkiej czekolady, a wargi były lekko rozchylone.
- Naprawdę? – zapytała niepewnie i Harry usłyszał w jej głosie nie tylko zaciekawienie i fascynację, ale także lęk. Popatrzył na nią łagodnie. Wyglądała dziewczęco i kobieco zarazem. Była niczym ucieleśnienie zmysłowości i niewinności. Teraz mógł zrozumieć, jak to się stało, że Draco Malfoy stracił dla niej głowę.
- Tak, Herm. Naprawdę – zawahał się. Nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, tak aby jej nie zrazić, ani nie zranić. – Chyba bardzo się zakochałem. Wiem tylko, że nie chcę jej stracić, skrzywdzić, ani unieszczęśliwić.
- Ale jak to jest? – spytała cicho, niemal z desperacją Gryfonka.
- Tego nie da się opisać, Herm... To trzeba przeżyć... Przepraszam – ostatnie słowo dodał, gdy zauważył, że jej wargi niebezpiecznie drżą.
- Widzisz? – wyszeptała. – Z tobą wszystko jest w porządku, a ja jestem nienormalna...
- Hermiona, przestań! Ani ze mną nie jest wszystko w porządku, ani ty nie jesteś nienormalna – zaprzeczył stanowczo Harry. – Po pierwsze; ja jestem chłopakiem, a ty dziewczyną. I nie próbuj mi wmawiać, że to nie ma nic do rzeczy, bo ma bardzo wiele. Po drugie, nic ci nie pomoże takie niesprawiedliwe myślenie o sobie, tylko ci zaszkodzi! Cicho, nic nie mów! - niemal krzyknął gdy zauważył, że Hermiona zamierza się odezwać.
- Na pewno myślisz sobie: łatwo mu tak mówić – Hermiona zamrugała, bo poczuła się tak jakby przyjaciel czytał w jej umyśle. – Otóż wiedz, że wcale nie jest mi łatwo, bo ja DOSKONALE WIEM CO CZUJESZ! Wiem i dlatego potrafię zrozumieć, że tobie jest trudniej, może nawet o wiele trudniej, bo Percy, w przeciwieństwie do tego pokręconego Notta, był kiedyś naszym kolegą – Hermiona wzdrygnęła się mocno.
- I mogę się założyć o wszystko co chcesz... – ciągnął swój wywód Harry – ...że Draco Malfoy też rozumie twoją sytuację i też mu jest ciężko, ale nie dlatego, że to z tobą jest coś nie tak, tylko dlatego, że ten świat jest kurewsko niesprawiedliwy, Herm! Rozumiesz?! – dał się ponieść emocjom, ton jego głosu był szorstki, i trochę się przestraszył, że dziewczyna znowu się rozklei, ale Hermiona patrzyła na niego spokojnie i lekko skinęła głową.
- Ja wiem, Harry, ale to mi prawie nic nie daje. Jestem taka... rozbita wewnętrznie – wbiła w niego z desperacją wzrok. - Co mam zrobić, żeby przełamać lęk? – spytała cicho.
Harry westchnął i poczuł jak ulatnia się z niego powoli cała złość na niesprawiedliwość życia na ziemskim padole.
- Musisz myśleć dobrze o sobie samej, Miona – ton jego głosu był teraz cichy i spokojny. Przytulił ją do siebie. Hermiona nie odsunęła się, tylko zamknęła oczy i objęła swojego przyjaciela.
- Dotyk nie musi ranić, nie musi być zły - bezwiednie powtórzył słowa, które powiedziała do niego Blaise. – Dotyk może być bardzo dobry, Hermi – gdy mówił, delikatnie gładził jej miękkie włosy. Westchnęła i przytuliła się do niego mocniej.
- A jak to nie pomoże? – spytała nieśmiało.
- Z czasem pomoże, zobaczysz... To nie zależy tylko od ciebie, a Mal... – Harry ugryzł się w porę w język – ...Draco przecież cię nie skrzywdzi – poczuł, że Hermiona się uśmiecha.
- Musisz z nim porozmawiać, wiesz? – drgnęła lekko po tych słowach.
- Wiem – usłyszał jej odpowiedź tylko dlatego, że wargi dziewczyny znajdowały się tuż przy jego uchu.
- I ty i ja potrzebujemy czasu, żeby na nowo zacząć cieszyć się życiem – Harry nie zdawał sobie sprawy ile jego słowa znaczą dla Hermiony. Chłonęła każde z nich i karmiła się zawartą w nich nadzieją jak manną z nieba.
Poczuł, że tuli się do niego jeszcze mocniej.
– Potrzebujemy czasu, ale wszystko się ułoży, Miona, zobaczysz.

Siedzieli objęci jeszcze przez dobry kwadrans. Już nie rozmawiali, ale ani Harry, ani Hermiona nie mieli tej nocy żadnych koszmarów.

***
******

Wtorek, 20 listopada, 1996

Teraz, Severus który dzień wcześniej martwił się brakiem jakiejkolwiek reakcji wiceministra na - jakże wymowny - list dyrektora Hogwartu, modlił się o jeszcze jeden dzień zwłoki ze strony Weasleya. Na szczęście jego modlitwy zostały wysłuchane. Przynajmniej do jedenastej. Na razie nie martwił się tym, co wymyśli Percival. Martwił się tym, czy powiedzie się zaplanowany przez niego fortel. Mistrz Eliksirów skrzywił się lekko na myśl o słowie „fortel.” Nie bardzo pasowało do tego co zamierzał zrobić, ale też nic innego nie przychodziło mu do głowy, jako określenie dosyć karkołomnego planu, który stworzył wraz z Lucjuszem.
- Zawsze miewałem postrzelone pomysły – mruknął sam do siebie oglądając fiolki eliksirów stojące, schludnie poukładane, za szklaną gablotą. Był dumny ze swojej kolekcji. Wiele z tych specyfików własnoręcznie udoskonalił, a procedury do niektórych z nich – jak na przykład do Lewiatana – samodzielnie opracował.
Dzień jednak dłużył mu się niemiłosiernie. Tak naprawdę pragnął, żeby nadeszła już kolejna doba... żeby było po wszystkim.
- Raz goblinowi stryczek – oznajmił swemu odbiciu w lustrze. Wyglądał gorzej niż zwykle, bo się nie wyspał. Niby jak miał spać w obliczu czekającej go przygody, na miarę przygód Chłopca Który Przeżył? To porównanie wywołało ironiczny uśmieszek na jego wąskich wargach.
- Jakiś ty optymistyczny, kochasiu – odpowiedział sarkastycznie lustrzany Snape.
- Jakbym sam o tym nie wiedział – Severus lubił mieć ostatnie zdanie, nawet w dyskusji z własnym odbiciem.
- Potter pewnie wyszedłby z tego bez szwanku – Snape z lustra miał, ku irytacji Mistrza Eliksirów, takie same potrzeby jak on.
„Mogę zgodzić się na szwank... w umiarkowanym stopniu – pomyślał Naczelny Postrach Hogwartu i posłał szyderczy uśmiech swemu bezczelnemu odbiciu. Zdobył się nawet na pokazanie, swojej podobiźnie, środkowego palca, co nie poprawiło mu zbytnio nastroju, – odbicie bowiem zrobiło to samo – ale lekko go odprężyło.

- Zaiste, Severusie, ciekawy z ciebie... obiekt do obserwacji – rozbawiony kobiecy głos pogłębił krzywy uśmieszek na wargach czarnookiego.
- Mogłabyś pukać, NIMFADORO...
Mimo, że drzwi były uchylone, Snape był przeczulony na punkcie prywatności. Nie, żeby Tonks o tym nie wiedziała, ale uchylona drzwi, to uchylone drzwi...
- A ty, w końcu, mógłbyś umyć włosy – odcięła się gładko. Sama miała, tego dnia, czarne gęste i cienkie warkoczyki sięgające aż do pasa.
- Zajmij się swoim wyglądem – warknął Mistrz Eliksirów. – Wyglądasz jak jakaś ladacznica, a nie nauczycielka – napięte nerwy nie pomagały mu w utrzymaniu poprawnych stosunków z otoczeniem, zwłaszcza że, ze swej natury, bywał aspołeczny.
- Jak zwykle kurtuazyjny i pełen kultury wobec kobiet – naburmuszyła się Tonks i poprawiła ciemnobordową szatę.
- Jeżeli będziesz zachowywała się odpowiednio, ja nie będę robił ci insynuacji, Nimfadoro – wycedził.
- Co cię dziś ugryzło, Snape? – kobieta zmarszczyła brwi. Wyglądała na urażoną.
- Powiedz po co przyszłaś i nie zadawaj głupich pytań – powiedział, już nieco łagodniej, Severus.
Pani profesor wzruszyła ramionami.
- Chciałam zapytać, dlaczego twój pupilek, Malfoy, nie pojawił się na dzisiejszych zajęciach OPCM?
- A się nie pojawił? – zdziwił się Snape.
- Cóż, pewnie urządza swoje nowe dormitorium... Poprosił mnie, abym mu załatwił u dyrektora prywatny pokój – mimo zaskoczenia, nie mógł sobie darować złośliwego komentarza. Po chwili jednak zmarszczył brwi. Uświadomił sobie, że Dracona nie było również na śniadaniu. Co prawda, czasami zdarzało mu się na nie nie przyjść, ale w obliczu tego, co usłyszał przed chwilą od Tonks i biorąc pod uwagę problemy Lucjusza, poczuł ukłucie niepokoju.
- Uważasz, że to zabawne? – poirytowana Nimfadora nie zwróciła uwagi na zmiany jakie zaszły w obliczu Mistrza Eliksirów. – Wiem, że mu pobłażasz, ale ja nie zamierzam dawać mu taryfy ulgowej! Powtórz temu krnąbrnemu arystokracie, że ma mi napisać, na następny wtorek, dwie rolki pergaminu na temat przeciwzaklęć stosowanych w zwalczaniu klątw mącących umysł! Dziękuję za uwagę – zirytowana, nieobecnym spojrzeniem Severusa, Tonks wyszła pospiesznym krokiem z gabinetu Snape’a.
Severus zanotował sobie w pamięci, co ma przekazać Draconowi Malfoyowi i wyszedł zaraz po Tonks, ale on skierował swoje kroki w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów.

*
Severus Snape zapukał cicho do nowego dormitorium Malfoya juniora. Odpowiedziała mu głucha cisza. Zapukał jeszcze raz – trochę głośniej. Znowu nic. Czując jak po plecach pełznie mu strumyk lodowatego niepokoju, powoli, jakby z namysłem, nacisnął klamkę. Ku jego uldze nie musiał używać Alohomory.
Wszedł do niezbyt dużego pomszczenia urządzonego w gustownych barwach szmaragdowej zieleni, srebra i ciemnego granatu. Widok, który ujrzał, uspokoił go, ale i niepomiernie zdziwił...
Draco leżał, na dębowym łóżku. Miał na sobie zielony sweter, który podarowała mu na siedemnaste urodziny Narcyza i czarne lekko wytarte dżinsy, teraz odrobinę za luźne. Spał. Jego twarz miała łagodny, niemal anielski wyraz, a klatka piersiowa unosiła się w miarowym oddechu.
Severus podszedł po cichu do swojego podopiecznego i delikatnie dotknął jego czoła. Było chłodne.
Draco ściskał w prawej dłoni zwitek pergaminu i Snape mógł się jedynie domyślać, że jest to list od jego ojca, który zapewne spędził chłopakowi sen z powiek, co zaowocowało poranną drzemką, która mogła przeciągnąć się aż do obiadu. Poczuł się podle na myśl o tym, że musi go obudzić, ale chłopak miał zaraz kolejne zajęcia i pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że przespał obronę przed czarną magią.
Severus lekko potrząsnął barkiem młodzieńca. Draco jedynie wymruczał coś z dezaprobatą i przekręcił się na lewy bok, nie wypuszczając przy tym, kawałka pergaminu z dłoni.
- Draco, wstawaj – natarczywie wyszeptał mu do ucha Mistrz Eliksirów, tym razem, mocniej szarpiąc jego ramię.
Malfoy drgnął i usiadł. Wyglądał na zdezorientowanego. Rozejrzał się nieprzytomnie.
- Co się stało, panie profesorze? – spytał zachrypniętym głosem i potężnie ziewną. Popatrzył na kartkę w swojej dłoni i zmarszczył z dezaprobatą brwi.
„Cholera” – pomyślał.
Snape uznał, że teraz nie będzie zadręczał pytaniami na temat tego, co zawiera pergamin.
- Draco, jest prawie południe. Przespałeś obronę przed czarną magią – nauczyciel mógł zaobserwować, jak czoło chłopaka się marszczy, a on sam wzdycha żałośnie. – Przyszła do mnie Tonks i oznajmiła, że nie raczyłeś się pojawić. Masz napisać na wtorek dwie rolki pergaminu na temat przeciwzaklęć stosowanych przy zwalczaniu klątw mącących umysł. Nie była zadowolona.
- Ojej... – zdołał jedynie wydukać chłopak i Severusowi zrobiło się go żal. – Przeproszę ją – dodał żałośnie - i napiszę to wypracowanie... Gniewa się pan?
- Nie gniewam się Draco – ale idź, przemyj twarz, zarzuć na siebie coś... mniej mugolskiego i nie opuszczaj dziś już żadnych zajęć, dobrze?
- Ten sweter nie jest mugolski – odpowiedział automatycznie Draco. – Zaraz włożę szaty i doprowadzę się do porządku. Dziękuję, że pan mnie obudził – popatrzył z wdzięcznością na profesora, ale poza tym wyglądał na unieszczęśliwionego.
- Nie masz za co dziękować. To mój obowiązek – chłopak popatrzył jeszcze raz na złożony pergamin, a na jego twarzy pojawiły się troska i niepokój. – I nie martw się, wszystko będzie dobrze – dodał Severus, modląc się w duchu, by to była prawda.
Draco spojrzał z ufnością na swojego ojca chrzestnego i lekko skinął głową.
- Mam nadzieję, że to się powiedzie – szepnął, patrząc wymownie na nauczyciela. Snape nie musiał pytać o co chodzi.
- Ja też, ale już muszę iść... Mam zajęcia z piątym rokiem. Półgłówki – sarknął i chłopak lekko się uśmiechnął.
Draco popatrzył jeszcze raz na list od ojca i westchnął przeciągle. Pozostało mu tylko cierpliwie czekać i wierzyć, że wszystko dobrze się zakończy. Podniósł wzrok i patrzył w zamyśleniu na oddalające się plecy Severusa Snape’a, który znowu wziął na siebie odpowiedzialność za czyjeś życie.

******
Podczas obiadu Draco był piekielnie głodny. Westchnął i nałożył sobie górę zapiekanki ziemniaczanej.
- Widzę, że apetyt dopisuje – uśmiechnęła się Blaise.
- Nie jadłem śniadania – burknął Ślizgon i popatrzył koso na swoją dobrą koleżankę, która miała ogromną szansę na zostanie jego przyjaciółką.
Blaise wzruszyła ramionami i ukroiła sobie bardzo skromną porcję szarlotki.
- A ty, jak widzę, albo dbasz o linię, albo żyjesz miłością – ze złośliwym uśmiechem obserwował, jak na policzki Zabini wypływają delikatne rumieńce.
- Zajmij się swoim życiem uczuciowo-erotycznym, drogi kolego – świadczyła raczej chłodno.
- A co to jest życie e-ro-tycz-ne? – z zimną ironią przeliterował Draco. Uśmiechnął się sarkastycznie do Ślizgonki i zabrał się z entuzjazmem za zapiekankę.
- Jeśli ci tego brak, to zwróć się do Pansy. Ona bardzo chętnie przypomni ci, co to takiego – Blaise rzuciła Malfoyowi zaciekawione spojrzenie. Draco lekko się skrzywił i potrząsnął głową.
- Nie odbieraj mi apetytu, kochanie – sarknął.
Zabini zmarszczyła nos i się uśmiechnęła. Zaczęła powoli konsumować szarlotkę i obserwowała jak jej sąsiad pochłania ogromną porcję ze swojego talerza, a następnie nakłada sobie mnóstwo orzechowego puddingu.
- Rany, Draco! - oznajmiła
- To tylko zastępuje mi to sławne życie erotyczne – entuzjastycznie zareagował Ślizgon. – Przydałaby się czekolada...
- Draco, co z tobą? Jeszcze wczoraj nie przeszkadzał ci brak doznań seksualnych. Co jest? - Zabini nie ukrywała swojego zainteresowania. Odłożyła widelczyk do ciasta, upiła łuk kompotu z żurawiny i wbiła intensywne spojrzenie ciemnoniebieskich oczu w Malfoya.
Chłopak przełknął, westchnął i zaczął nerwowo stukać łyżeczką w talerz.
- Och, Blaise – zrobił rozżaloną minę, ale za chwilę spoważniał. – Co ja ci będę tyłek zawracał?
- Widzę, że naprawdę coś się stało. I nie zawracasz mi tyłka, Draco. Mów – oznajmiła bardzo cicho. Nie miała ochoty, aby podsłuchiwali ich inni mieszkańcy Domu Węża. Nie sądziła także, aby Malfoy chciał być podsłuchiwany.
Westchnął ciężko i powoli przeżuł kolejną porcję puddingu
- Mam lekkiego doła – oznajmił – Ojciec do mnie napisał i martwię się teraz o niego. Takie tam... – po jego minie Zabini odgadła, że „takie tam” są dosyć spore, mimo że Draco starał się przywołać na twarz lekceważący uśmiech. Nie była jednak wścibska i nie dopytywała się o szczegóły.
- Takie tam... – powtórzyła w zamyśleniu. – Jest ci źle, co?
Chłopak skinął głową.
- No... Skąd wiesz?
- Trudno nie zauważyć, Draco. Jest ci źle i potrzebujesz kogoś bliskiego, żeby cię pocieszył. Tak naprawdę nie chodzi o seks... Nie tylko. Chodzi o bliskość drugiego człowieka, prawda?
- Mówisz tak, jakbyś siedziała w moim umyśle... Chcesz puddingu? – uśmiechnął się smutno.
- Nie, dziękuję. Wolę szarlotkę - odwzajemniła uśmiech. – Ty naprawdę wyglądasz markotnie.
Draco tylko skinął głową
- Wiesz to dziwne. Z jednej strony naprawdę czuję, że seks by mi trochę pomógł... Ale przez to jest mi jeszcze bardziej źle...
- Weź, przestań! – żachnęła się Blaise. – To nie twoja wina, że masz takie, a nie inne potrzeby... I przestań dłubać bezmyślnie w tym puddingu – wyrwała mu z irytacją łyżeczkę z dłoni
- Nic nie rozumiesz... – sprawiał wrażenie jeszcze bardziej markotnego.
- Rozumiem bardzo wiele, Draco – jej spojrzenie było jasne i szczere.
- Zapewne... Mam iść do Parkinson, a ona mi pomoże – zakpił.
- Na żartach się nie znasz – odrzekła chłodno.
- Chyba bym się porzygał, gdybym poszedł z nią do łóżka – ciągnął niezrażony Ślizgon.
- Nie mów o rzeczach niesmacznych przy jedzeniu – ofuknęła go Zabini.
- Okey. A w takim razie, co mi radzisz? Żebym zaciągnął do łóżka kobietę, którą kocham? – zapytał z gorzką ironią i spojrzał znacząco na stół Gryffindoru.
- NIE. Ale nie możesz mieć wyrzutów sumienia, tyko dlatego, że odczuwasz napięcie erotyczne, to nic ci nie pomoże.
- Ach, rozumiem. Mam zaakceptować wszystko co czuję, tak? – ironia Dracona stała się zjadliwa.
- Posłuchaj. Nie tylko ty cierpisz – Blaise obruszyła się lekko. – I nie tylko twoi rodzice mają problemy... Jeżeli uważasz, że jesteś pokrzywdzony przez los, pomyśl chociażby o Hermionie. Pomyśl też o tym, że ja także kocham kogoś doświadczonego przez życie – Ślizgonka była zirytowana i nie ugryzła się w porę w język.
„Cholera” – pomyślała, a Malfoy cicho zagwizdał.
- No, no... – powiedział, z zaciekawieniem przyglądając się dziewczynie.
- No co?! – fuknęła.
- Nic – uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Niech tylko zobaczę, że dokuczasz Harry’emu – Blaise złagodniała, ale wbiła w Dracona żarliwe spojrzenie.
- Nie zamierzam mu dokuczać... I masz rację, Hermiona cierpi bardziej niż ja. Sorry za to użalanie się nad sobą – Draco wyglądał na skruszonego.
- Nie szkodzi, każdemu może się zdarzyć – Blaise popatrzyła na niego z łagodnym uśmiechem... – Jak tam nowe dormitorium? – zmieniła nagle temat i uśmiechnęła się szerzej.
- Cicho, spokojnie i nie śmierdzi przepoconymi skarpetkami.
Zabini nie mogła się nie roześmiać.
- Na razie nie śmierdzi – zakpiła cicho.
- Blaise... – wyrzut w szarych oczach Malfoya był nad wyraz wymowny.
- Wiesz, że żartuję.
- Ale to durny żart...
Skinęła głową.
- Potter ma szczęście – oznajmił nagle Draco, patrząc uważnie na Blaise. Zarumieniła się lekko.
- A tam, zaraz szczęście... – duknęła. – Granger też nie trafiła źle – dodała cicho.
- Na malkontenta. No, całkiem nieźle – zakpił Draco.
- Masz dziś dzień słabości. Zdarza się najlepszym. Napij się herbatki i się odpręż – zamilkła na chwilę i spojrzała na stół Gryfonów. – Trochę ci zazdroszczę. Też bym chciała żeby Harry popatrzył na mnie tak, jak Hermiona patrzy na ciebie.
- Co?! – Draco błyskawicznie rozejrzał się po sali, ale panna Granger właśnie zamknęła oczy i ziewnęła lekko.
- Nie widziałem – westchnął żałośnie.
- Wiesz, może to i lepiej – Blaise uśmiechnęła się szczerze i puściła Draconowi oko.

******
- Słyszałem, że masz prywatne dormitorium, burżuju – Harry podszedł po kolacji do Malfoya i uśmiechał się teraz pobłażliwie.
„Niech zgadnę od kogo wiesz” – pomyślał Ślizgon, a na głos spytał:
- No, mam. I co? – uniósł brew i teatralnie zawiesił głos.
- Nic. Poza tym, że jesteś wygodnicki, Malfoy.
Po tej deklaracji, na ustach Dracona pojawił się uśmiech pełen samozadowolenia, ale w jego szarych tęczówkach zaigrały ogniki wesołości.
- Zazdrościsz...
- Nie, ale chciałbym je zobaczyć bo nie wiem, czy mogę puścić do ciebie Hermionę...
- Jeżeli chodzi ci o ilość miejsca, to łóżko jest naprawdę duże – Malfoy miał bardzo poważną minę i wpatrywał się w Harry’ego wyczekująco. Potter westchnął i pokręcił głową.
- Herm chciała cię dziś odwiedzić – oznajmił. – Ale po twojej deklaracji na temat łóżka, wnioskuję, że lepiej jej nie puszczać – dodał obserwując przy tym minę Ślizgona. Całą ironia wyparowała z oblicza Malfoya i chłopak szczerze się uśmiechnął.
- Naprawdę chce do mnie przyjść? – wyglądało na to, że puścił mimo uszu ostatnie słowa Gryfona.
Harry pomyślał, że taki uśmiech na twarzy Malfoya to istny cud.
- Chce, ale tak jak wspominałem, nie wiem czy pozwolę jej iść – stanowczo oznajmił Harry, obserwując go z rozbawieniem.
- Ty tylko o jednym, Potter – Draco zrobił minę nieszczęśliwego, uczciwego człowieka, posądzonego o niecne zamiary.
- Pozwól, że nie skomentuję.
- No, myślę... A teraz lepiej mi powiedz o co chodzi, Potter, bo chciałbym trochę posprzątać przed przyjściem Hermiony, okey?
Harry westchnął przeciągle.
- Słuchaj... Draco – Malfoy postarał się aby Gryfon nie mógł dostrzec zaskoczenia na jego twarzy. To, że mówił do niego po imieniu nie było do końca normalne. – Ją teraz bardzo łatwo zranić. Bądź ostrożny, bardzo cię proszę. W końcu jesteś tylko człowiekiem.
Malfoy spochmurniał i spuścił wzrok
- Myślisz, że o tym nie wiem? Ale mogę ci zagwarantować, że nigdy świadomie jej nie skrzywdzę i... że bardzo ją kocham.
„Ona ciebie też” – pomyślał Harry.
- Wiem, ale bardzo się o nią martwię. Czasami jest taka niemądra... Wiem, że to bardzo trudne, ale musisz być mądry za was oboje.
- Och, Potter, nie przypominaj mi o moim ciężkim życiu – Draco udał, że ociera pot z czoła i westchnął. – O tym też wiem – dodał z lekkim sarkazmem.
- Ale to moja przyjaciółka, Malfoy i chciałem się tylko upewnić - w głosie Gryfona pojawił się chłód.
- Doskonale to rozumiem – bardzo łagodnie odrzekł Draco. – Przepraszam, jeżeli cię uraziłem. Wiem, że się o nią martwisz i naprawdę to doceniam.
Wzrok Pottera nieco złagodniał, po tej deklaracji.
- To dobrze – odrzekł grzecznie.
- Powiedz Hermionie, że hasło to nadal Lewiatan... I nie trap się, odprowadzę ją do Wieży Gryffindoru.
- Powtórzę i proszę cię... Bądź dla niej delikatny i wyrozumiały.
„Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić” – pomyślał Draco, ale skinął głową. Wiedział, że Potter ma rację i zdawał sobie sprawę, że musi wykazywać mnóstwo rozsądku i cierpliwości.
Harry uśmiechnął się do niego, niemal jak przyjaciel, i odszedł.
Myśl o odwiedzinach Hermiony trochę ożywiła Dracona i poprawiła nieco jego podły nastrój. Zaczął nawet wierzyć, że wszystko dobrze się ułoży i na chwilę przestał się zamartwiać.

***
Hermiona zapukała cicho do drzwi dormitorium Dracona i powolutku otworzyła drzwi. Rozmowa z Harrym trochę jej pomogła uporządkować własne uczucia i przyszła po to, żeby zrozumieć je jeszcze dogłębniej.
- Nie przeszkadzam ci? – spytała od progu.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz – mimo ciepła w jego głosie, wyczuła, że jest jakiś nieswój.
- Wejdź, Herm. Chyba nie będziesz stała w drzwiach? Proszę, usiądź gdzie chcesz...
Hermiona weszła i po cichu zamknęła drzwi.
- Ładnie tu – szepnęła i usiadła przy stole rozglądając się wokoło.
Dormitorium było mniejsze od poprzedniego, ale sprawiało wrażenie obszernego. Stało w nim bowiem tylko jedno łóżko i jedna szafa na ubrania, a nie po trzy meble, tak jak w tym zajmowanym przez Dracona wcześniej. Meble były dębowe, a w oknie wisiały ciemnoniebieskie zasłony. Ślizgon mógł się też pochwalić niewielkim kominkiem, w którym teraz wesoło buzował ogień. Chłopak usiadł na szerokim, wygodnym łóżku, przykrytym granatową narzutą, i zapatrzył się w przestrzeń. Był ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie, co jeszcze bardziej podkreślało jego szczupłość i bladość skóry.
- Mi też się podoba. Mam tu ciszę i spokój, a teraz tego mi najbardziej potrzeba – powiedział i po chwili się zarumienił, zdając sobie sprawę ze znaczenia swych słów.
- To znaczy... To, że potrzebuję trochę samotności, nie oznacza, że przeszkadza mi twoje towarzystwo - uśmiechnął się do niej przepraszająco. – Tak naprawdę, cieszę się ze do mnie przyszłaś, Herm.
- Dziękuję – odpowiedziała, przyglądając mu się badawczo. – Coś się stało? Wyglądasz na smutnego...
W pokoju było bardzo ciepło i przytulnie. Dziewczyna zdjęła szatę i przewiesiła ją przez krzesło.
- Trochę martwię się o rodziców – przyglądał się jej białej bluzce i szkolnej spódniczce w kratę, która wydawała się teraz trochę za luźna. Mimo wieczornej pory, nadal miała na sobie krawat w barwach Gryffindoru.
– A tak w ogóle wszystko jest w porządku – dokończył. Nie chciał opowiadać o swoich troskach i dawać jej dodatkowych problemów do zmartwień.
- Napijesz się czegoś? – spojrzał na dziewczynę z czułością. Patrzyła na niego ciepło, cieplej niż zazwyczaj i uśmiechała się łagodnie. Zrobiło mu się gorąco od tego uśmiechu i musiał odwrócić wzrok.
- Nie, nic nie potrzebuję – odrzekła spokojnie. – Chciałam tylko pobyć z tobą, Draco.
Zdziwił się jej słowami. Z konsternacją stwierdził, że lekko się zarumienił i odchrząknął cicho.
- Dziękuję, ja też potrzebuję twojej bliskości, Herm.
Po chwili milczenia Hermiona wstała, podeszła do chłopaka i delikatnie pogładziła go po jedwabistej czuprynie. Zdjęła buty i wspięła się na łóżko, siadając za Malfoyem. Objęła go za szyję i przytuliła twarz do jego karku. Zamrugał z zadziwienia i objął dłońmi przedramię dziewczyny. Położyła drugą rękę na jego klatce piersiowej i przytuliła się mocniej.
- Co się stało? – spytał mile zaskoczony i pocałował przegub jej dłoni.
- Nic, chcę być blisko ciebie – orzekła po prostu i potarła pieszczotliwie policzkiem jego kark. Zamknął oczy i odwrócił głowę, żeby cmoknąć ją w czoło. Hermiona uśmiechnęła się i musnęła wargami jego usta, a Draco poczuł przyjemny prąd rozchodzący się po jego ciele.
„Powinienem się odsunąć” – pomyślał, ale nie zrobił tego. Była tak blisko niego. Pachniała cynamonem, rumiankiem i czymś jeszcze, czymś ulotnym i zmysłowym. Uwielbiał ten zapach. Uwielbiał ją.
- Kocham cię – westchnął.
- Ja ciebie też, Draco – usłyszał szept tuż przy swoim uchu, poczuł jej ciepły oddech.
Zakręciło mu się w głowie. Nie wiedział czy od tego oddechu, czy od jej niespodziewanych słów, które właśnie dotarły do jego świadomości.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham – powtórzyła cicho, a jej wargi musnęły płatek jego ucha. Draco westchnął i zacisnął mocniej powieki
Odsunęła się nieco od niego. Pieściła palcami delikatnie jego kark. Musiał zacisnąć zęby, żeby nie zacząć jęczeć. Chciał powiedzieć, żeby przestała, ale nie potrafił.
- Pragniesz mnie? – zapytała cicho. To pytanie otrzeźwiło go na chwilę. Odwrócił się do niej i ujął dłonie dziewczyny w swoje ręce.
- Czemu pytasz?
- Bo chcę być tylko twoja, Draco – patrzyła na niego tak żarliwie jak nigdy wcześniej. Nikt nigdy na niego tak nie patrzył, jak teraz ona. Poczuł, że jego serce przyspiesza, a ciało ogarnia fala gorąca Pragnął jej niemal do bólu i nie potrafił sobie z tym poradzić. To, że chciała aby jej pragnął, wcale nie pomagało mu zapanować nad własnymi reakcjami i uczuciami.
- Wiesz, że tak – wyszeptał.
Pocałowała go w usta. Jęknął cicho, kiedy zaczęła delikatnie ssać jego dolną wargę.
„Boże, nie wytrzymam” – pomyślał.
Draco nigdy wcześniej nie doświadczył takiej tęsknoty, jaka teraz ogarnęła całe jego ciało. Czuł, że za chwilę całkowicie przestanie się kontrolować. Łagodnie odsunął ją od siebie. Jego oddech był ciężki i płytki, a serce tłukło się w klatce piersiowej jak spłoszony ptak.
- Przestań, Herm – wyszeptał ochryple. – Proszę.
Popatrzyła na niego z wyrzutem. Nie mógł znieść jej spojrzenia i odwrócił wzrok
- Dlaczego? Nie chcesz mnie? – spytała niemal płaczliwie.
Zamknął oczy i próbował się uspokoić.
- Chodzi o to, że aż za bardzo cię pragnę, Herm... Ale ty jeszcze nie jesteś gotowa. Zraniłbym cię bardzo, gdybym wykorzystał twoje zaufanie i twoją miłość... Przepraszam, że nie przerwałem tego wcześniej.
Jej oczy pociemniały i Draco pomyślał, że dziewczyna za chwilę się rozpłacze. Ale ona prychnęła jak rozwścieczona kotka.
- WYKORZYSTAŁ?! – niemal wykrzyczała to słowo. – Ja chcę z tobą być! Kocham cię i pragnę ci się oddać, a ty bredzisz coś o wykorzystywaniu i mnie odrzucasz! – wyglądała na złą i rozżaloną.
Malfoy zmełł cisnące mu się na usta przekleństwo.
- Posłuchaj – powiedział łagodnie. Ty jeszcze nie jesteś gotowa do fizycznego zbliżenia, chociaż ci się wydaje, że tak.. Zrobiłbym ci ogromną krzywdę, gdybym teraz spróbował się z tobą kochać...
- Robisz mi ogromną krzywdę, tym, że nie chcesz spróbować... – już nie była taka zła, ale usłyszał w jej głosie ogromny żal.
Za to Draco poczuł, że wzbiera w nim gniew. Wstał i popatrzył na Hermionę niemal z irytacją.
- Nawet nie wiesz, ile mnie kosztuje panowanie nad sobą – powiedział chłodno. – Nie masz pojęcia jak bardzo cię pragnę, ale zrozum, że jest jeszcze za wcześnie... – pokręciła z żalem głową, ale uważnie słuchała jego słów.
- Chcesz się przekonać, że mam rację? – spytał z desperacją. -Mam cię skrzywdzić, żeby ci udowodnić, jak jesteś krucha i podatna na zranienia? – w tonie jego głosu słychać było rozgoryczenie. Odetchnął głęboko i spojrzał na nią z miłością.
- Doceniam to, że mi ufasz – mówił już łagodniej. – Jestem dumny z tego, że darzysz mnie miłością, i że chcesz mi tą miłość ofiarować – cały jego gniew ulotnił się, gdy ujrzał jej zatroskany wzrok. Przygryzła wargę i wyglądała na zawiedzoną, ale też lekko skrępowaną.
Odwróciła, z cichym westchnieniem, wzrok. Draco ukląkł naprzeciwko Hermiony i zajrzał jej głęboko w oczy
- Skąd możesz wiedzieć, że nam się nie uda, skoro nawet nie próbujemy? – spytała cicho.
- Bo jest na to za wcześnie, kochanie, a ja mam tylko siedemnaście lat i boję się o swoje reakcje... – w jego spojrzeniu była jedynie czułość.
- I tak uważam, że powinniśmy spróbować... Ale przecież nie mogę cię zmusić – Hermiona nadal wyglądała na zawiedzioną, lecz w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Mówił ci ktoś, że jesteś uparta?
- Nie jestem uparta, tylko zakochana – teraz naprawdę się uśmiechała.
- Uparta też – Draco wiedział lepiej. – A Potter miał rację, twierdząc, że bywasz niemądra – dodał tonem mentora.
Hermiona zmarszczyła brwi i popatrzyła na Dracona wilkiem.
- Obgadywałeś mnie razem z Harrym? – dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną. – Doprawdy... A mówią, że to kobiety plotkują.
- Nie obgadywaliśmy cię. Potter się o ciebie martwi i zależy mu na twoim szczęściu. Wspomniał tylko, jak widzę zgodnie z prawdą, że bywasz niemądra... Musiałaś się tego nabawić ostatnimi czasy – Malfoy uśmiechnął się szeroko, widząc, że dziewczyna się rumieni.
- Od kiedy zakochani myślą racjonalnie? – odgryzła się z cichym fuknięciem.
- Popatrz na mnie – uśmiech Dracona stał się jeszcze szerszy.
- Widocznie nie jesteś zakochany – odcięła się trochę za ostro.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza i Draco odezwał się jako pierwszy.
- A może po prostu kocham cię bardzo mocno, Miona... Kocham cię bardziej niż siebie samego – jego wzrok był teraz poważny i łagodny. – Jak możesz w to wątpić? – dodał z lekką urazą.
Hermiona poczuła ukłucie skruchy.
- Wiem, że mnie kochasz – powiedziała cicho i czule pocałowała go w policzek. – Nienawidzę tylko faktu, że muszę być traktowana... – zamilkła na chwilę i westchnęła z irytacją - ... jak jakaś istota upośledzona w rozwoju – przy ostatnich słowach skrzywiła się lekko.
- Upośledzona możesz być jak ci przyłożę – Malfoy nie krył rozdrażnienia.
- Ty nie bywasz niemądra, Herm. Ty czasami mądra bywasz – dodał i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Powiedz coś takiego jeszcze raz, a przestanę być miły. Myślisz, że takie podejście do sprawy ci pomoże? – zmarszczył brwi i popatrzył na nią z wyrzutem.
Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami, ale przełknęła ślinę i oznajmiła mężnie:
- Wiem. Ty mnie kochasz i się o mnie troszczysz, a nie traktujesz jak dziecko specjalnej troski... To chcesz mi powiedzieć?
- No widzisz? Potrafisz mówić do rzeczy, Herm – usiadł obok niej i mocno ją objął, a Hermiona ufnie przytuliła się do niego.
- Wiesz, że masz piegi na nosie? – spytała po chwili, wpatrując się w jego twarz.
- Ty też – odrzekł krótko.
- Wiem... – przechyliła głowę i przyjrzała mu się uważniej. - Twoje są urocze.
- Nawzajem – Draco uśmiechnął się szczerze.
- Skoro nie chcesz się ze mną kochać, to chociaż mnie pocałuj. Przecież się na ciebie nie rzucę – jej oczy były teraz bardzo ciemne, a na ustach błąkał się niemal figlarny uśmiech.
- Na pewno? – spytał z udawanym strachem, a dziewczyna westchnęła z irytacją. Dotknęła wargami jego policzka i spojrzała mu w oczy ze szczerą miłością. Draco poczuł jak jego ciało zalewa fala ciepła i czułości. Pocałował ją. Powoli i delikatnie. Jego usta były miękkie i ciepłe. Hermiona westchnęła cicho, zamknęła oczy i oddała czuły pocałunek.
- Kocham cię, Miona – wyszeptał chwilę później i przytulił ją do siebie mocniej.

******

Ten post był edytowany przez Kitiara: 05.05.2005 12:07


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 24.04.2005 08:55
Post #78 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył w czerwone oczy bestii. Stał na zimnej kamiennej posadzce Mrocznego Dworu; miejsca, w którym często zbierali się Śmierciożercy i kwatery Czarnego Pana. Był to stary, zniszczony dworek, nie używany od lat i mieszczący się na obrzeżach Wiltshire.
- Wiesz dlaczego tu jesteś, Lucjuszu? – chłodno spytał Voldemort.
- Jestem tu, bo kazałeś mi przybyć, Panie – odrzekł bez zająknięcia mężczyzna
- A może domyślasz się dlaczego? – wycedził czarnoksiężnik, a jego źrenice zwęziły się niebezpiecznie.
- Nie wiem, Panie. Ale przybyłem tu, bo jestem twoim wiernym sługą – głos arystokraty nawet nie drgnął i Czarny Pan przyjrzał mu się z ukontentowaniem Nie wychwycił w głosie, postawie czy gestach sługi żadnego fałszu. Malfoy był pełen pokory i oddania wobec swojego mrocznego władcy. Niemniej jednak Voldemort ściszył swój głos do niebezpiecznego syku i rzekł:
- Właśnie... Ciekawe, czy jesteś moim wiernym sługą. Mam nadzieję, że tak...
Mężczyzna ledwie dostrzegalnie drgnął i przełknął ślinę, ale nie dał nic po sobie poznać.
- Pewien człowiek, który chce wstąpić w moje szeregi, twierdzi, że nie jesteś lojalny wobec mnie i chcesz zostać szpiegiem Dumbledore’a – Tom wypluł z pogardą nazwisko dyrektora Hogwartu. – O ile już nim nie jesteś...
Malfoy spojrzał odważnie w czerwone oczy Voldemorta.
- Nigdy nie zdradziłem cię, Panie i nigdy nie zdradzę – rzekł z mocą.
Czarny Pan znowu nie wyczuł ani odrobiny strachu czy obłudy w swoim Śmierciożercy.
- Obecni tu, wraz z tobą, moi słudzy zgodnie twierdzą, że nigdy nie padł na ciebie cień podejrzenia, i że jesteś moim oddanym i wiernym przyjacielem...
Określenie „przyjaciel” wywołało u mężczyzny zimny dreszcz obrzydzenia, na szczęście niezauważony przez mówiącego
Malfoy popatrzył na resztę zebranych. Nie było ich wielu, zaledwie garstka. Tak jak przypuszczał: Macnair, Lestrange, Avery i Rookwood.
„Oddział elitarny śmierciojadów” – ta myśl wywołała niemal uśmiech na wargach nieoszlifowanego diamentu arystokracji czarodziejów.
- Ja też ci ufam Lucjuszu – podjął swój wywód Lord. – Co prawda miałeś chwilę słabości, gdy opuściłem moich poddanych, pokonany w niewytłumaczalny sposób, przez tego bachora Potterów – Malfoy znowu usłyszał w głosie Pana ton pełen bezgranicznej pogardy.
- Zeznałeś pod przysięgą, że byłeś pod działaniem Imperiusa... Zawsze czuję ogromny żal, gdy o tym pomyślę... – stojący naprzeciw mężczyzna mógłby przysiąc, że to co czuł Voldemort na pewno nie było żalem. Raczej obrzydzeniem i zimną niechęcią.
- Nie lubię sobie o tym przypominać, to mnie drażni – Czarny Pan skrzywił się z niesmakiem, a przedstawiciel szanowanego w magicznym świecie rodu przygotował się wewnętrznie na cios.
- Crucio – oznajmił zimnym szeptem Lord i po chwili Lucjusz zwijał się na kamiennej posadzce, zaciskając z bólu zęby, a z kącika jego warg sączyła się krew.
W wyniku szoku, umysł Malfoya był w tej chwili bardziej podatny na penetrację, ale nie krył w sobie żadnych niemiłych niespodzianek i Czarny Pan popatrzył na swojego sługę łaskawiej.
- Wstań, Lucjuszu – rzekł, pełnym pobłażliwości tonem, Tom Marvolo Riddle, a na jego pozbawionych warg ustach wykwitł sardoniczny uśmieszek.
Malfoy podniósł się powoli i spojrzał w nieludzkie oczy czarnoksiężnika. Jak zwykle ujrzał tam okrutne samozadowolenie i bezduszny chłód.
„On stał się potworem” – pomyślał szarooki czarodziej i szybko odesłał niebezpieczną myśl, gdzieś poza granice swojej świadomości.
„Obym tylko zmieścił się w granicach czasu” – pozwolił sobie na bezgłośne rozważanie w momencie, gdy Voldemort popatrzył, zamyślony, w zupełnie innym kierunku.
- Co ja mam z tobą zrobić, Malfoy? – zastanowił się na głos czerwonooki pogromca szlam i mugoli.. – Nigdy, poza tą niewielką niesubordynacją, o której wspomniałem, mnie nie zawiodłeś. Ale czymże ona jest przy twoich wysiłkach, które podjąłeś cztery lata temu, aby przywrócić mi moc? – wywód Czarnego Pana spowodował odprężenie sługi, będącego teraz „na dywaniku” u zagadkowego Toma i zaciekawił Bellatrix Lestrange, która uniosła wyżej ciężkie powieki, aby lepiej przyjrzeć się swojemu szwagrowi. Siedząc w Azkabanie, nie miała pojęcia o tym, że Lucjusz „podarował” małej Ginny Weasley potężny pamiętnik Riddle’a
- Zaopatrzenie tej smarkuli w moje wspomnienia, było zaiste świetnym posunięciem – ciągnął Lord. – A za to, że Potter popsuł wtedy twoje wysiłki, absolutnie cię nie obwiniam... Ten gówniarz znowu miał więcej szczęścia niż rozumu – czarnoksiężnik wykrzywił swoją okrutna, bladą twarz w grymasie niesmaku i pogardy absolutnej.
- Możesz mi powiedzieć, Malfoy, jak ten szczeniak to robi? Nie ma nawet siedemnastu lat, a wszystko idzie mu jak po maśle...
Mężczyzna wolał nie odpowiadać na postawione przez Lorda pytanie. Znał go na tyle, żeby wiedzieć, ze nie o odpowiedź tu chodzi. Marvolo, po prostu, zastanawiał się głośno nad dalszą strategią postępowania.
Lucjusz spojrzał w kierunku grupki zebranych Śmierciożerców, czyli na elitę Voldemorta. Lestrange przyglądała mu się z jawną aprobatą, a nawet podziwem i mężczyzna zmusił się do lekkiego uśmiechu, chociaż poczuł niemiły skurcz w okolicach żołądka.
- Wierzę w twoją lojalność, Lucjuszu – powiedział w końcu Lord. – Nie wiem tylko czemu ktoś pozwala sobie na takie insynuacje wobec ciebie... Następnym razem nie przejdę nad tym tak obojętnie jak teraz – coś w głosie Voldemorta powiedziało Malfoyowi, że tym razem także nie obędzie się to bez echa. Czarny Pan nigdy niczego nie traktował tak poważnie jak lojalności wobec siebie. Chciał dać tylko swemu słudze do zrozumienia, że następny raz może się skończyć, dla podejrzanego o zdradę, bardzo tragicznie.
- Musisz jednak Lucjuszu, dowieść swojej lojalności – arystokrata poczuł niemiły ucisk w gardle. – Dlatego mam dla ciebie zadanie i propozycję... nie do odrzucenia – Marvolo zawiesił głos i wbił spojrzenie czerwonych ślepi prosto w szare oczy podwładnego.
Po ciele mężczyzny rozeszła się fala niepokoju, ale zachował kamienny wyraz twarzy, na której nie drgnął nawet jeden mięsień.
- Zadanie jest proste... W Hogwarcie jest ktoś, kto bardzo pomaga Dumbledore’owi i chroni Pottera... Chcę aby, w ciągu tygodnia, Severus Snape znalazł się na tym drugim, lepszym podobno świecie – sługa Voldemorta pobladł nienaturalnie po tych słowach, ale, starając się by jego głos nie zadrżał, odpowiedział stanowczo:
- Tak jest, Panie...
- Moja propozycja natomiast brzmi następująco – Tom wyglądał na zamyślonego, a jego nieludzkie oczy wpatrywały się w jakiś, wiadomy tylko jemu, punkt. – Twój syn jest już pełnoletni, a podczas Próby udowodnił, że nadaje się na mojego lojalnego sługę, dlatego życzę sobie, aby jutro, punktualnie o północy, aportował się tutaj, przed moją rezydencją. Bello, – zwrócił się do czarnowłosej Śmierciożerczyni – odbierzesz panicza Malfoya i przyprowadzisz go bezpośrednio do mnie, to znaczy do nas... Chcę żeby wszyscy moi poddani byli świadkami zaszczytu jaki spotka chłopaka – zasyczał Lord.
- Tak jest, Panie – kobieta skłoniła głowę w geście pełnym czci i oddania, a w tonie jej głosu brzmiała duma, wywołana wyróżnieniem jej spośród elity Śmierciożerców.
Mężczyzna nie pokazał po sobie, jak mocno słowa Czarnego Pana nim wstrząsnęły. Jedynie pokornie schylił głowę i powiedział służalczym tonem, za który od razu siebie znienawidził:
- Co tylko rozkażesz, Panie...
Wiedział, że nie może postąpić wbrew woli Lorda i prosić o odroczenie terminu wprowadzenia Dracona w szereg sług tego czerwonookiego potwora. To tylko wzbudziłoby podejrzenia Voldemorta i by go rozdrażniło, chociaż standardowo nowi byli rekrutowani spośród tych młodych ludzi, którzy ukończyli szkołę. To była wskazówka dla Malfoya, że mimo swej łaskawości Czarny Pan musi mieć dowód lojalności. Najbardziej przerażało mężczyznę to, że prawdopodobnie młodzieniec będzie zmuszony dokonać czegoś potwornego. Bał się też jak tą wiadomość przyjmie sam zainteresowany, ale wierzył w to, że Malfoy junior jakoś przetrwa i da sobie radę.
- Zanim będziecie mogli się oddalić, - przerwał pełną nabożnego napięcia ciszę gospodarz spotkania - chcę was zatrzymać i pokazać wam jaka kara czeka kłamców i mącicieli - po tych słowach zbladła nawet, znana ze stalowych nerwów i zamiłowania do tortur Bellatrix Lestrange, a Augustus Rookwood przełknął nerwowo ślinę.
Z ust Voldemorta wydobyła się seria syczących, nieprzyjemnych dźwięków, od których wszystkim zebranym ścierpła skóra. Do mrocznej komnaty wpełzł ogromny żółty wąż i ułożył się u stóp swego pana.
- Idź po tego kłamcę, Augustusie – chłodno oznajmił Lord.
- Tak, Panie – mężczyzna ukłonił się, a Malfoy mógł dostrzec, że jego mina nie wyraża zadowolenia.
Po kilku chwilach Rookwood wrócił z zakapturzonym jegomościem.
- Pokaż swoją twarz – zimno oznajmił Voldemort.
- Jak rozkażesz, Panie – odpowiedział mężczyzna i niepewnym ruchem ściągnął kaptur.
- Znasz go, Lucjuszu? – spytał sucho czarnoksiężnik.
- Pracuje w ministerstwie... Od niedawna – twarz mężczyzny nic nie wyrażała, ale po jego kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz. – To Igor Matrojew... Bardzo zaprzyjaźnił się z nowym wiceministrem - ton mężczyzny jest chłodny, obojętny i zaprawiony pogardą. – Karierowicz i, z tego co wiem, sukinsyn. Nie lubimy się – położył nacisk na ostatnie słowa, a Nagini zasyczała złowrogo.
- Ach tak? Powiedz mi, Matrojew, dlaczego oczerniłeś jednego z najbardziej oddanych mi sług? – wycedził czerwonooki, a jego okrutne spojrzenie zdawało się przewiercać Igora na wylot. Matrojew nerwowo przełknął ślinę. Jako nie zarejestrowany animag dowiedział się wiele, ale nie na tyle dużo, żeby móc dostarczyć jakieś dowody i teraz uświadomił sobie, jaką głupotą z jego strony był pośpiech. Przecież Malfoy służył Voldemortowi od lat i prawdopodobnie nigdy wcześniej nie dał mu powodów do podejrzeń. Ciemna karnacja Bułgara zbladła lekko, a on sam szukał rozpaczliwie jakiegokolwiek wytłumaczenia. Lucjusz Malfoy patrzył na niego zimno, a na ustach arystokraty błąkał się okrutny uśmieszek wyrażający nienawiść. Igor nie mógł sobie przypomnieć na czyjej twarzy widział wcześniej taki uśmiech, ale na pewno nie była to twarz bladolicego arystokraty, który miał teraz nad nim ogromną przewagę.
- Panie, jeżeli dasz mi jeszcze trochę czasu....
- Raczysz sobie żartować, Matrojew – uciął Voldemort. – Przez ciebie musiałem zwołać dzisiejsze zebranie... Poza tym Nagini dawno nie jadła nic porządnego .
O ile to możliwe, twarz Igora stała się idealnie biała jak pergamin i może Lucjusz poczułby dla niego litość, gdyby się nim tak bardzo nie brzydził. Avery lekko poszarzał po ostatnich słowach Czarnego Pana
- Dlaczego ten człowiek miałby cię oczerniać, Lucjuszu? – spytał chłodno Lord wbijając czerwone oczy w Malfoya, a Nagini zwróciła swój łeb w stronę mężczyzny.
- Nie wiem, Panie – gładko odrzekł wpływowy czarodziej. – Już mówiłem. Jest karierowiczem i się nie lubimy, mógł to zrobić z czystej zawiści, a może dla sławy – niedbale dorzucił i cynicznie się uśmiechnął. Czuł bezgraniczną nienawiść i satysfakcję.
Zachowanie Lucjusza było nienaganne. Lord nie wyczuł u niego ani odrobiny strachu, czy cienia fałszu i obłudy. Za to Igor Matrojew śmierdział strachem na odległość. Był zdenerwowany i pocił się jak mysz. Voldemort skrzywił się z pogardą.
- Nienawidzę zdrajców, ani oszczerców... Jak mogłeś myśleć, że uwierzę ci na słowo, skoro ten mój sługa licznymi czynami dowiódł swojej lojalności i nadal jej dowodzi, a jego syn jest o wiele lepszym materiałem na Śmierciożercę niż ty?
- Panie, pozwól mi...
- Milcz, Matrojew! Dosyć mam twoich kłamstw! Nie wiem, co chciałeś tym osiągnąć, ale Lucjusz jest czysty jak łza... – zawiesił głos i powiódł po zebranych uważnym spojrzeniem - ...a przynajmniej takie sprawia wrażenie. – Malfoy poczuł lekki dreszcz niepokoju. – Nieistotne. Jeżeli zdradzi mnie kiedykolwiek, poniesie odpowiednią karę, a dziś ukażę ciebie, Matrojew. Dla przykładu... Żeby każdy, kto będzie chciał robić nieprawdziwe donosy, najpierw kilka razy zastanowił się, czy mu się to opłaca. Zapewniam, że nie.
Igor pobladł jeszcze bardziej i ze zgrozą popatrzył na ogromnego węża, który, jakby rozumiejąc na co się zanosi, zwrócił swoje straszne ślepia w jego stronę, wysunął rozwidlony język i zakołysał łbem. Cierpliwość widoczna w oczach gada jedynie bardziej go przeraziła.
Voldemort uśmiechnął się okrutnie i wydał z siebie krótkie, zimne syknięcie.
Nagini błyskawicznie rzuciła się na swoją ofiarę a wrzask, jaki odbił się od kamiennych murów, był tak nieludzki, że Avery zatkał na chwilę uszy. Macnair zatrząsł się lekko z obrzydzenia, Rookwood wyglądał tak, jakby miał za chwilę stracić przytomność, albo zwymiotować, Malfoy wzdrygnął się, ale nie odwrócił wzroku od okrutnej rzezi, a Lestrange przymknęła na chwilę oczy i potrząsnęła z odrazą swoimi gęstymi włosami. Czarny Pan patrzył z zimnym zainteresowaniem jak jego osobiste „zwierzątko” rozrywa Matrojewa na strzępy.
- Mam nadzieję, że pojęliście dzisiejszą lekcję – powiedział po kilku chwilach wymownej ciszy Voldemort, a jego nozdrza rozszerzyły się tak, jakby czarnoksiężnik z lubością chłonął smród krwi i świeżych trzewi.
Dopiero spojrzawszy ponownie na zmasakrowane brutalnie zwłoki Matrojewa, przedstawiciel czarodziejskiej arystokracji przymknął na chwilę oczy. Dotarło do niego z mocą, co stałoby się z nim, gdyby wykonał chociaż jeden fałszywy ruch, albo powiedział coś – cokolwiek – co nie spodobałoby się Lordowi.
Myślał, że jest odporny na rzeź, ale nagle poczuł silny skurcz żołądka i musiał głęboko odetchnąć. Kątem oka zauważył, że Bellatrix robi to samo, a Augustus pozieleniał lekko na twarzy. Macnair i Avery byli nienaturalnie bladzi.
- Możecie odejść, jutro was wezwę na spotkanie – oznajmił Czarny Pan z jawną satysfakcją przyglądając się Nagini, która spokojnie konsumowała jeszcze ciepłą ofiarę.

Kiedy srebrnowłosy czarodziej znalazł się na zewnątrz Mrocznego Dworu wciągnął haust świeżego powietrza, po czym aportował się przed rezydencją Malfoyów. Ze zdziwieniem dostrzegł, że jego dłonie lekko się trzęsą; zaczęły do niego docierać wszystkie konsekwencje słów Voldemorta. Spojrzał na złotego roleksa – sam nigdy w życiu nie założyłby czegoś tak ekstrawaganckiego, ale „szlachectwo zobowiązuje” - ozdabiającego jego prawy nadgarstek i odetchnął z ulgą. Eliksir kończył swoje działanie już za kilka minut.
„Wredny zawsze ma szczęście” – pomyślał z sarkazmem i stłumił kolejną falę mdłości. Musiał objąć dłońmi żelazną bramę prowadzącą na teren posiadłości Dragon Tower i pochylić głowę. Założyłby się o wszystko co ma, że Augustus Rookwood rzyga w tej chwili jak struta Pani Norris. Znowu musiał się otrząsnąć i wziąć głęboki wdech. Nie wiedział ile czasu tak stał, oddychając głęboko z zamkniętymi oczami. Kiedy je otworzył, ujrzał że palce zaciśnięte na kracie są dłuższe i bledsze niż były wcześniej.
„Wielosokowy przestał działać” – pomyślał Severus Snape, podał chimerze strzegącej bramy hasło Wyzwolony umysł i ruszył powoli w kierunku pysznej budowli, aby podzielić się ze swoim przyjacielem niewesołymi nowinami.

***
Lucjusz wpatrywał się bezmyślnie w dogasający kominek, a Narcyza wyglądała na całkowicie przytłoczoną; w jej oczach lśniły łzy.
- Rozumiem, że mam cię zabić? – spytał chłodno Malfoy i wbił stalowo-szare tęczówki w czarne oczy Mistrza Eliksirów.
- Dobrze rozumiesz... Myślę, że powinieneś mnie otruć. Czarny Pan uznałby to za niezwykle wyrafinowane i zabawne, a uczniowie Hogwartu zapewne odetchną – zimne słowa Snape’a ociekały sarkazmem
- To nie jest zabawne, Sever! –ostro zripostował Lucjusz. – A jeszcze mniej bawi mnie fakt, że Draco ma mieć jutro wypalony Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Osobiście wolałbym własną egzekucję, przeprowadzoną z odpowiednią pompą.
- Lucjuszu! – Narcyza spojrzała na męża ze zgrozą i dezaprobatą.
- Och, Nari! Ja będę musiał na to patrzeć.
- Możesz go wspierać duchowo – chłodno oznajmił Mistrz Eliksirów. – To, że będziesz przy Draconie, da mu oparcie psychiczne.
- Ale nie sprawi, że mniej przeżyje to piekło! Draco może zrobić coś głupiego... – Malfoy senior zmarszczył brwi i westchnął przeciągle.
- Może psychicznie nie wytrzymać – Narcyza weszła mężowi w słowo.
- Mogę mu zaaplikować Eliksir Zimnej Krwi – Snape skrzywił się lekko przy tych słowach.
Narcyza i Lucjusz wpatrywali się z niesmakiem i zaskoczeniem w swojego przyjaciela; słyszeli co nieco o tym specyfiku.
- Draco nie jest Oklumentą nawet w tak minimalnym stopniu jak ty, Luc. A ten eliksir pomoże mu zachować spokój i opanowanie... Co prawda pozbawi go, na parę godzin, także odczuwania współczucia i innych głęboko ludzkich uczuć.
- Właśnie! – sarknęła Narcyza. – Będzie się zachowywał jak Zombie, któremu wszystko jedno czy rzuca zabijającym czy Cruciatusem, albo innym paskudztwem i będzie mu obojętne w kogo tym rzuca. – Narcyza nie kryła swojej odrazy, a jej spojrzenie było zimne i antypatyczne.
- Mogę mu dać niewielką ilość – Snape się zamyślił. – Tyle tylko, żeby nie odczuwał wszystkiego zbyt mocno...
- Nari, – Lucjusz spojrzał łagodnie na żonę – wiesz, że tak będzie najlepiej...
Myślał, że Narcyza na niego 'nawarczy', ale kobieta westchnęła jedynie cicho.
- Wiem – szepnęła.
- Jest tylko jeden problem – Severus w zamyśleniu przesunął wskazującym palcem po swojej dolnej wardze. – Obawiam się, że Draco nie zechce wypić nawet minimalnej dawki eliksiru. Oczywiście postaram się go namówić...
- Oczywiście... – Lucjusz zagapił się bezmyślnie w przestrzeń. – Ale ja nie zamierzam ciebie truć – dodał stanowczo.
- Nie masz wyboru...
- Coś wymyślę. To znaczy, wymyślimy coś razem – Malfoy spojrzał na Snape’a, a w jego oczach czaiła się desperacja. – Ale chociaż jedna rzecz pozytywna z tego wynikła. – słowa arystokraty zaprawione były mściwą satysfakcją. – Ten śmieć Matrojew zdechł. Może w najbliższej przyszłości trafi też szlag Percivala Weasleya.
Narcyza wzdrygnęła się wewnętrznie i zaczęła zawzięcie podsycać w kominku ogień, żeby nie wygasł do końca.

***
******

Ten post był edytowany przez Kitiara: 24.04.2005 09:49


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 26.04.2005 10:43
Post #79 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Hej!
Ale mnóstwo komentarzy!
Dzięki!
Nie po to wklejam tyle teks, zeby potem zobaczyć taką pustkę w temacie...
Miałam wkleić kolejny odcinek, ale się zawzięłam.
wklęję, jeżeli pojawi się jakikolwiek komentarz.

Dziękuję z góry i pozdrawiam Forumowiczów, Kit.


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
harciomaniak
post 26.04.2005 20:01
Post #80 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 7
Dołączył: 11.05.2003
Skąd: Z Jastrzębia Zdroju, z Gryfindoru




Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie znalazłem żadnych błędów!!! Gratuluje!!!!!!!! nutella.gif czekolada.gif landrynki.gif krowki.gif czekam na następne części!!!!!! Pozdrowionka biggrin.gif


--------------------
"Nie lękajcie się (...) otwórzcie serca Chrystusowi"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Avin
post 26.04.2005 20:23
Post #81 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 50
Dołączył: 13.06.2004
Skąd: sama nie wiem, skąd się wzięłam;D




Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I wiesz co ci powiem?? Dobrze robisz!!!. Fick jest jednym z niewielu opodwiadań, do których nie mam żadnych zastrzerzeń(chyba się powtarzam, to samo pisałam przy "Ręka Boga"). Moim zdaniem twój najlepsz fick. Tak trzymaj!!! krowki.gif na wenę.

P.S. Kiedy next part??


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 28.04.2005 09:34
Post #82 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



]Środa, 21 listopada, 1996

- Hermiona, co to za mina? – Harry jadł tosta i wpatrywał się z zaciekawieniem w przyjaciółkę.
- Niby co? – Granger obrzuciła go niechętnym spojrzeniem.
- Wyglądasz na... – chłopak poszukał w myślach odpowiedniego przymiotnika - ... niezadowoloną i zawiedzioną. Coś się stało?
- Raczej NIC – oświadczyła dobitnie Hermiona, a brwi Harry’ego podjechały niespotykanie wysoko.
- Oświeć mnie, bo raczę nie rozumieć, madame – rzekł, a w jego jasnozielonych oczach pojawiła się nieokiełznana ciekawość.
Gryfonka prychnęła jak rozdrażniona kocica.
- Nic, to znaczy nic – syknęła i nałożyła sobie jajecznicy.
- Coś dziś nie w humorze jesteś – Potter próbował wyglądać na umiarkowanie zainteresowanego, a nie na istotę którą rozsadza z ciekawości, ale mu to nie wychodziło. - Wścibstwo posłało trolla do piachu, Harry – oznajmiła Hermiona ze słodkim uśmiechem i zwróciła ciemne oczy na stół Slytherinu. Jej przyjaciel mógłby przysiąc, że popatrzyła na Malfoya z czymś w rodzaju rozżalenia, niepewności i rozdrażnienia. Zaciekawienie chłopaka osiągnęło górny pułap.
- Nie chcesz mówić, to nie mów – rzekł i zaczął się wiercić na krześle.
„Spytam Malfoya o co chodzi” – postanowił.
Nagle zdał sobie sprawę, że Draco bezmyślnie grzebie widelcem w swoim talerzu i wygląda tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać, albo psychicznie załamać.
- Co złego dzieje się z blondasem? – spytał.
- Sama bym chciała wiedzieć – sarkastycznie odrzekła Hermiona
- Ja mówię poważnie...
Dziewczyna podążyła za wzrokiem przyjaciela i poczuła się tak, jakby jej ktoś porządnie przyłożył. Draco był bardzo smutny, przygnębiony i totalnie niewyspany.
„Jestem skończoną egoistką” – pomyślała.
- Nie wiem – odezwała się cicho, a Harry mógł przysiąc, że dojrzał w jej oczach skruchę. – Wczoraj wspominał, że martwi się o ojca... – nagle dotarło do niej, że znając Dracona, mogło to być coś poważnego. W końcu Malfoyowie nie należeli do istot wylewnych.
- Ależ ze mnie głupia pinda – sapnęła dosyć głośno.
- Że, co?! – Harry z wrażenia upuścił widelec, a Ron, przez ramię przyjaciela, popatrzył na pannę Granger.
- Egoistyczna, bezmyślna pinda – dodała Hermiona nie zwracając uwagi na chłopców.
- Znowu mówisz szyfrem – prychnął Potter, gdy już podniósł widelec, a dziewczyna spojrzała na niego wymownie. - Harry, na łysiejącego Merlina! Nie musisz. Zawsze. Wszystkiego. Wiedzieć – Harry zrobił usta w ciup, a jago wzrok starał się powiedzieć „no przecież o nic się nie dopytuję”; ale tylko się starał i Granger, mimo nieciekawego samopoczucia, uśmiechnęła się zadziornie.
- Wiesz co, kochanie? –zakpiła cicho. – Ludzie mają coś takiego jak życie osobiste i chyba nie sądzisz, że będę ci się zwierzać ze wszystkich intymnych szczegółów mojego żywota, co?
„I tak zapytam, o te intymne szczegóły, Malfoya” – postanowił w duchu z mściwą satysfakcją Harry. – „A niech mi spróbuje nie powiedzieć...”
„Moja ciekawość mnie wykończy” – dodał po chwili.
- Chyba jestem nie w temacie – nieśmiało wtrącił się Ron i nawet jego piegi pociemniały z zaciekawienia.
- Ty też zamierzasz mnie wypytywać co, gdzie, kiedy, z kim, i jak? –Hermiona pokręciła z politowaniem głową.
- Nie, ja po prostu w ogóle nie mam pojęcia o co chodzi – żałośnie oznajmił Weasley.
- A ja straciłem wątek – dodał Potter.
- Ech, chłopaki, wyluzujcie, bo dostaniecie wrzodów – zarówno Ron jak i Harry doznali lekkiego szoku. Zabrzmiało to w ustach Hermiony dosyć egzotycznie. Ron tylko wzruszył ramionami, a Harry oznajmił mężnie:
- Wedle życzenia – ale wbił zachłanne spojrzenie w Malfoya, który teraz potężnie ziewał i przeklinał w myślach Voldemorta, Śmierciożerców i cały świat.

***
Draco siedział i sceptycznie obserwował błękitny eliksir, który dał mu Severus Snape.
W nocy odwiedził go ojciec i oznajmił mu „radosną wieść”. Malfoy junior sam był zdziwiony swoim spokojem, gdy dowiedział się jaki „zaszczyt” go spotkał. Później, przed śniadaniem, Mistrz Eliksirów podarował mu tą fiolkę.
„Tylko dwa łyki; jeśli wezmę więcej, pozbawię sam siebie ludzkich uczuć... Ale czy ja w ogóle chcę to brać?”
Rozważania przerwało mu pukanie do drzwi dormitorium.
- Ki diabeł?! – warknął sam do siebie. Skończył się obiad, a on nie miał tego dnia już żadnych zajęć. Wiedział, że powinien zacząć wypracowanie dla Tonks, ale, z niewiadomych przyczyn, nie miał wcale do tego głowy.
- No i czego ty, Potter, ode mnie chcesz? – spytał zrzędliwie zobaczywszy swego gościa
- Co ty, jakiś taki, dzisiaj? – Harry sprecyzował powód swej wizyty.
- Jaki? – zapytał Draco z heroiczną, jak na swój stan emocjonalno-psychiczny, cierpliwością.
- Nieprzyjemny? Niewyspany? Przygnębiony? Poza tym, sprawiasz wrażenie niezadowolonego z życia, zupełnie jak Hermiona – Harry poczynił wysiłki, żeby zabrzmiało to jak najbardziej obojętnie.
- Wejdź ciekawski, zielonooki gryfiaku – oznajmił z przekąsem Malfoy, co dobitnie utwierdziło Pottera w przekonaniu, że jego wysiłek poszedł na marne. – Po co ja ci mówiłem, jak brzmi hasło do wspólnego? – zastanowił się na głos i doszedł do wniosku, że dobrze zrobi mu szklaneczka ognistej.
- Zaraz ciekawski... – wzruszył ramionami „gryfiak”.
- Ze skóry wychodzisz, żeby się dowiedzieć, co zaszło wczoraj między mną a Hermioną – oznajmił, z sardonicznym uśmiechem, gospodarz dormitorium.
- Wcale nie!- odrzekł za szybko i zdecydowanie za głośno, Harry.
Draco pomyślał, że skoro Potter już przylazł, może się trochę rozerwać jego kosztem i zapomnieć na chwilę o swoich okropnych problemach.
- Napijesz się? – spytał gościa, gdy napełniał szklaneczkę, a Harry skinął głową.
- Wiesz, Hermiona miała dziś taką nieciekawą minę, bo nie chciałem jej zaspokoić oralnie – powiedział Draco zachowując na twarzy wyraz powagi.
- ŻE CO?! – Malfoy po tej deklaracji Gryfona, uznał że warto było walnąć głupi tekst, zwłaszcza, że mina Harry’ego była przekomiczna.
Draco zachichotał i podał mu szklankę.
- Potter, - oznajmił – bądź tak dobry i schowaj ciekawość do kieszeni. Myślisz, że będę ci się zwierzał? – popatrzył uważnie na rumieńce Chłopca z blizną.
- Jesteś wyuzdany – orzekł Harry z niesmakiem i opróżnił szklaneczkę jednym haustem.
- A co mam powiedzieć wścibskiemu gryfiakowi? Zresztą to nie było dalekie od prawdy – z satysfakcją obserwował, że Harry znowu się rumieni i otwiera szeroko oczy. – Chociaż gdyby o taką formę pieszczot poprosiła, wcale bym nie odmówił – ciągnął niezrażony, a Potter aż usiadł, na krześle, z wrażenia
Gryfona przysłowiowo zatkało. Otworzył i zamknął usta, aż w końcu zdołał wydukać.
- Słuchaj, Malfoy, jeżeli w jakikolwiek sposób skrzywdzisz Hermio... – ale nie dokończył, bo mina Dracona, z rozbawionej, stała się bardzo rozdrażniona.
- Wiesz co? Zaczynasz mnie wkurzać. Może i powiedziałbym ci, co się stało, bo przez tą całą, chorą sytuację zacząłem traktować cię jak kumpla... No i co wybałuszasz gały?! – Malfoy omal nie rąbnął szklanką o ścianę. Nagle ogarnęła go irracjonalna złość. Miał nerwy napięte jak postronki, a Potter swoim wścibstwem tylko go irytował. – Może bym powiedział, ale zachowujesz się jak ciekawski gówniarz i właśnie przeszła mi ochota na szczerość. I jak śmiesz mi sugerować, że mógłbym skrzywdzić Hermionę, Potter?!
Harry poczuł się idiotycznie.
Draco Malfoy był wściekły i miał rację.
Najpierw przyszedł i popisał się wścibstwem wyższego rzędu, a teraz zranił Ślizgona niedorzecznymi przypuszczeniami.
W dormitorium zapadła niezręczna cisza.
Draco patrzył na Harry’ego bardzo nieprzychylnie, a Gryfon wbił wzrok w podłogę i mocno się zarumienił.
- Przepraszam – powiedział po chwili Harry i niepewnie spojrzał w stalowoszare i zimne jak lód oczy Malfoya. Ślizgon nic nie odpowiedział i nadal wpatrywał się w gościa. Gniew zaczynał powoli się z niego ulatniać, zwłaszcza, że mina zielonookiego wyrażała szczerą skruchę.
- Najpierw zachowuję się jak wścibski cham, a teraz to. Naprawdę mi przykro...
- Nie szkodzi – bardzo chłodno odrzekł Draco. – To u ciebie nieuleczalne, Potter. Myślę, że kiedyś się przyzwyczaję.
„O ile dożyję tej chwili” – pomyślał z mściwym masochizmem i od razu skarcił się w duchu za takie rozważania. Miał przecież dla kogo żyć i za nic na świecie nie chciałby sprawić Hermionie bólu swoim przedwczesnym odejściem z tego świata.
Już wiedział, że weźmie te dwa łyki eliksiru.
Harry miał już się odciąć, ale dostrzegł w spojrzeniu Ślizgona tępy ból i przygnębienie.
- Hermiona uznała, że potrzebna jest jej terapia wstrząsowa i zaproponowała mi, żebym się z nią kochał – wypalił nagle Malfoy; pragnął się wygadać, powiedzieć o wszystkim co go niepokoi, martwi i doprowadza do szału, o wszystkich swoich uczuciach.
„Może , jak się wyżalę Potterowi, to nie zacznę walić głową w ścianę ani nic z tych rzeczy” – czuł się psychicznie wyżęty, czuł że jeszcze trochę szarpiących nerwy przeżyć i wyląduje na oddziale zamkniętym u Świętego Mungo. Że jeżeli komuś nie opowie o wszystkim, to po prostu oszaleje.
Harry z wrażenia upuścił szklankę.
- Cały ty, Potter – westchnął, ku zdziwieniu Gryfona, bez odrobiny sarkazmu, Draco. – Reparo.
- Dzięki... –Harry popatrzył na całą i zdrową szklankę, którą Malfoy postawił na stoliku. – To nie wszystko, prawda? – dodał jeszcze i zaraz tego pożałował. – Przepraszam, nie chciałem być...
- ... ciekawski, - dokończył za niego gospodarz dormitorium. - Tak, Potter, to nie wszystko... Draco westchnął i usiadł na drugim krześle obok swojego niezapowiedzianego gościa.
- Jak nie chcesz, to nie mów – oznajmił Harry ze skruchą.
- Jakbym nie chciał, to w ogóle nic bym nie powiedział, chyba na tyle mnie znasz? – Draco wziął papierosy ze stołu i popatrzył na Pottera łaskawiej. – Zapalisz? – spytał kurtuazyjnie i wyciągnął paczkę w kierunku Gryfona. – Jak będziesz chciał się jeszcze napić to krzycz, nie krępuj się; wykorzystam cię i się komuś zwierzę, może mi trochę ulży...
Harry nie wiedział, co myśleć o słowach Dracona Malfoya, bo chłopak zachowywał się nieco dziwnie. Gryfon zaczął dochodzić do wniosku, że młodego arystokratę musi dręczyć coś naprawdę poważnego, skoro mówi o „zwierzaniu się” i to komuś, kto jeszcze do niedawna był jego zagorzałym wrogiem. Ponieważ Potter nie miał pojęcia jak zareagować na dotychczasowe wyznanie Malfoya i jego deklarację, wzruszył tylko ramionami i powiedział, to co przyszło mu do głowy:
- Mówiłem ci, Malfoy, że Hermiona bywa niemądra – przypalił sobie papierosa różdżką i od razu stwierdził, że palnął bezmyślny tekst.
Ale, ku jego zdziwieniu i uldze, Draco jedynie zaciągnął się mocniej i oznajmił:
- Odniosłem wrażenie, że ostatnio bardzo rzadko kieruje się zdrowym rozsądkiem – spojrzał odważnie na swojego gościa. – Tylko jakoś się jej nie dziwię, Potter, a ciebie chciałem przeprosić za mój wybuch... Nie powinienem zachowywać się prowokacyjnie, nawet jeśli jesteś najbardziej ciekawską i wścibską osobą jaką znam – Harry z wrażenia omal nie wypuścił papierosa z dłoni.
Draco przepraszał go za całkowicie usprawiedliwioną irytację ze swojej strony. Coś było bardzo nie tak...
Po słowach Malfoya Gryfon poczuł się jeszcze bardziej skonsternowany.
- Eee... Nie szkodzi, miałeś prawo sobie zażartować i się na mnie zezłościć – musiał przyznać, że to było dziwne; szczera rozmowa z Malfoyem, ale ostatnimi czasy, wszystko stało się dziwne i już nie będzie takie samo jak kiedyś.
- Pewnie masz rację, Potter – odrzekł obojętnie Draco, strzepując popiół do popielniczki na stole.
Harry przyglądał się w zamyśleniu jak Ślizgon powoli zaciąga się dymem tytoniowym, wpatrując się natarczywie w sufit dormitorium. Na czole szarookiego chłopaka pojawiła się pionowa zmarszczka i Gryfon pomyślał, że ostatnio często tam gości; zdecydowanie za często jak na jej siedemnastoletniego właściciela.
Draco spokojnie dopalił papierosa i westchnął przeciągle. Harry zaś, w ciszy, palił razem z gospodarzem kwatery. Wiedział, że chłopak myśli intensywnie nad tym co może i chce powiedzieć swojemu gościowi i nad tym jak w ogóle zacząć rozmowę.
- Czy ty w ogóle chcesz wysłuchać moich pretensji do świata, Potter? – zapytał nagle Malfoy i wbił uważne spojrzenie w zielone oczy Harry’ego. – Wiesz, to dosyć egoistyczne z mojej strony, bo chcę się wygadać, a Hermiony nie chcę martwić...
- Jeżeli ufasz mi na tyle żeby opowiedzieć o swoich problemach, to mów... Nie spodziewaj się jednak, że dam ci receptę na twoje zmartwienia, Malfoy – Harry przygasił niedopałek i westchnął.
- Nie oczekuję tego... – po krótkiej deklaracji Dracona znowu zapadła chwila ciszy, a potem Malfoy wziął głęboki oddech i opowiedział Harry’emu Potterowi o tym co spotkało jego ojca i o tym co czeka jego samego nadchodzącej nocy.

******
Severus wpatrywał się we własne dłonie splecione na biurku w gabinecie dyrektora Hogwartu. Albus siedział naprzeciw niego, a oczy starego czarodzieja wyrażały przygnębienie i smutek
- Żal mi go – Snape był zdziwiony tym co powiedział.
- Mi też Severusie... Nie mogę na to pozwolić.
- Chcesz pojawić się na zebraniu Śmierciożercow? – jedna z brwi Mistrza Eliksirów wystrzeliła do góry.
- Może to dobry pomysł, Severusie.
- Doskonały, dyrektorze – Snape uśmiechnął się jadowicie.
- Swoim sarkazmem mógłbyś obdarzyć połowę ludzkości, a jeszcze trochę by zostało – zauważył Dumbledore, a czarnowłosy jedynie prychnął pod nosem.
– Wiem, że jesteś potężny, jak diabli, ale ich tam będzie kilkudziesięciu... Chyba, że chcesz mnie tam wziąć ze sobą. Ale śmiem przypuszczać, że tylko zaszkodzilibyśmy Draconowi, zamiast mu pomóc. Jest mądry i silny, poradzi sobie, poza tym dałem mu Eliksir Zimnej Krwi. Mam nadzieję, że wypije dwa łyki.
– Ja też mam taką nadzieję – głosie starego czarodzieja zabrzmiała ulga i z aprobatą popatrzył na swojego wiernego współpracownika. - I wiem, że na razie nie można nic zdziałać. Draco nie będzie wierny Tomowi; wiem o tym, chociaż ubolewam nad tym, co będzie musiał przejść dziś w nocy i chce mi się płakać gdy pomyślę jak będzie się czuł po powrocie do Hogwartu, gdy eliksir przestanie działać...
Obaj mężczyźni zamyślili się na parę chwil.
- Jak zapewne się domyślasz Severusie, – łagodnie zboczył z tematu Albus - nie zamierzam pozwolić ci umrzeć...
Snape się skrzywił. To była całkiem dobra okazja, żeby zejść z tego świata i jednocześnie zapewnić spokój Potterowi, Malfoyowi i Granger, usuwając pretekst do dalszych prób przesłuchań nastolatków, czyli samego siebie.
- Lucjusz też mówi, że znajdzie inny sposób... Chociaż zasugerowałem mu, że otrucie mnie rozbawiłoby Czarnego Pana i ucieszyło wielu uczniów... Zdawał się nie podzielać mojego punktu widzenia – Mistrz Eliksirów ironicznie się uśmiechnął i wbił nieprzeniknione spojrzenie w Dumbledore’a,
- Wybacz, Severusie... Ale ja też nie uważam twojej śmierci za zabawną. Ani przez otrucie, ani w żadnej innej formie... – Albus zachował spokój i odważnie wpatrywał się w bezdenne czarne oczy podwładnego, które tak wielu ludzi wyprowadzały z równowagi, albo po prostu wprawiały w konsternację.
- No tak, – ciągnął Snape, uśmiechając się sardonicznie i jadowicie zarazem oraz cedząc każde słowo –wampira raczej trudno otruć, ale jest parę fajnych trucizn, które skutecznie mogą nas wykończyć, dyrektorze. Wszystkie mają pewną małą wadę; wiążą się ze śmiercią w męczarniach... ale to szczegół, który się, jak to mówią ładnie mugole, wytnie...
Albus Dumbledore był łagodnym, spokojnym i nad wyraz cierpliwym człowiekiem. Do czasu. Teraz jego jasnoniebieskie oczy nabrały stalowego połysku i cięły spojrzeniem jak sztylet.
- Przestań, Severusie, mówić takie rzeczy – głos starszego człowieka był łagodny, cichy i spokojny, ale Snape wiedział, że staruszek zaczyna być na niego po prostu wściekły. Chciał wyprowadzić go z równowagi, ale wiedział, że Albusa wyprowadzić z równowagi się nie da. Cóż, osiągnął chociaż tyle, ze go zdenerwował.
- Czy ty nigdy się nie wściekasz? – zapytał, niemal z zaciekawieniem, przyglądając się dyrektorowi. Dumbledore westchnął przeciągle i złączył czubki palców obu dłoni.
- I to mówi człowiek, który hołduje zasadzie nie uzewnętrzniania uczuć? – te słowa mogłyby być ironiczne, ale w tonie głosu starego maga nie było ani ironii, ani kpiny. Nie było tam też sarkazmu, mimo że Severus w akcie szału wyrzucił rok wcześniej ze swego gabinetu Pottera, omal nie zabijając go słoikiem z preparatami do eliksirów, o czym dyrektor Hogwartu doskonale wiedział. Snape czuł, że sam za chwilę straci panowanie.
- Nie człowiek, ale WAMPIR, panie dyrektorze – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Zwierzak, który ludzkich uczuć nie posiada, bo posiadać nie może, prawda?
- Nie sprowokujesz mnie, Severusie... – ku irytacji Snape’a Dumbledore odchylił się na krześle i przyjrzał się uważnie profesorowi.- Co zaś do braku ludzkich uczuć... Nie tylko je masz, ale czasami jesteś bardziej ludzki niż inni...
Mistrz Eliksirów prychnął niemal pogardliwie. Niemal, bo szanował Albusa Dumbledore’a i traktował go jak przyjaciela.
- I masz doskonałą intuicję... - coś w oczach starego czarodzieja sprawiło, że Snape odwrócił z lekka konsternacją wzrok.- Ja bym się nie odważył dać Harry’emu takiego wyboru, jaki dałeś mu ty, Severusie.
Wampir popatrzył na dyrektora Hogwartu jak na wyjątkowo ciekawy okaz chrapaka krętorogiego, czy innego zjawiska podobnego kalibru. Jednak zdziwienie i niemy szok ustąpiły powoli narastającej złości. Wzrok mężczyzny świdrował starego czarodzieja z niedowierzaniem i niemal z nienawiścią.
- Niech cię szlag, Albusie – nie wytrzymał napięcia psychicznego Snape... – Kiedy wysondowałeś mi umysł, kiedy spałem?!
- Nie sondowałem twojego umysłu Severusie, a nawet gdybym chciał, to jesteś za dobrym Oklumentą, abym mógł sforsować twoje wspomnienia...
- Do ciężkiej cholery! – Severus tracił nad sobą panowanie. – Nie zamydlaj mi oczu głupimi komplementami! – walnął pięścią w stół. – Skoro nie masz skrupułów, czemu nie przeczesałeś umysłu Granger, zamiast czekać, aż sama wyjawi bolesną prawdę?!– Snape już nad sobą nie panował. Ogarnęła go zimna furia. Miał dosyć wszystkiego. Zakonu, Voldemorta, Wojny a nade wszystko Albusa, który z niezmąconym spokojem obserwował teraz swojego podwładnego.
- NO ODPOWIEDZ MI, DUMBLEDORE! – wrzasnął i rąbnął pięścią jeszcze raz, tak mocno, że omal nie zgruchotał sobie kości. Dyrektor Hogwartu ani drgnął.
Mistrz Eliksirów zamknął oczy i zacisnął zęby z bezsilnej wściekłości.
- Nie użyłem Legilimencji, nie w stopniu zaawansowanym... Po Harrym naprawdę wiele widać, nawet zbytnio nie musiałem się wysilać. Jestem starym człowiekiem, a starzy ludzie dostrzegają o wiele więcej niż wydaje się młodym... Czasami tylko zapominają jak to jest gdy ma się te pięćdziesiąt, albo sto lat mniej
- Teraz zapewne dasz mi umoralniający wykład na temat mojego postępku... – Snape już nie był wściekły. Z rezygnacją wpatrywał się w biurko na którym oprał łokcie i ukrył twarz w dłoniach.
- Mylisz się Severusie... Nawet bym o tym nie wspomniał, gdyby nie twój przytyk do własnego pochodzenia... Doskonale o tym wiesz...
- Tak, wiem – odrzekł poirytowany i trochę zawstydzony Severus; w końcu miał zamiar wyprowadzić Albusa z równowagi i oczywiście mu nie wyszło. – I ciągle zapominam, że jesteś wszechwiedzący! – dodał zgryźliwie.
- Nie wszechwiedzący, Severusie – Albus udał, że nie dostrzegł ironii w tonie głosu profesora. – Po prostu dużo widzę i rozumiem, czasami jest to prawdziwym przekleństwem.
Snape poczuł ukłucie skruchy na dnie serca. Dumbledore miał rację. Czasem niewiedza była błogosławieństwem, a wiedza ciążyła u szyi jak młyński kamień. Znał to za autopsji. A przecież dyrektor był człowiekiem o ogromnych pokładach empatii i bardzo musiało go boleć dostrzegane wokół zło i szerząca się niesprawiedliwość. Wszystko złe, co dotykało uczniów, dotykało poniekąd samego Albusa Dumbledore’a.
- Przepraszam za mój wybuch, dyrektorze – powiedział zmęczonym tonem Mistrz Eliksirów.
- Nie przepraszaj za to, że jesteś człowiekiem, Severusie – Snape miał wrażenie, że staruszek podkreślił ostatnie słowa swojej wypowiedzi i odruchowo wzdrygnął się wewnętrznie. – Okazywanie emocji nie jest niczym złym...
- I kto to mówi? – czarnooki nie mógł się oprzeć pokusie „odgryzienia się.”
- To, że jestem opanowany, nie oznacza, że emocje są mi obce... Doskonale wiesz, że potrafię odczuwać zarówno radość jak i gniew, a także je okazywać. Och, ty nawet odgadujesz moje nastroje, Severusie, czyż nie? –zażartował niewinnie staruszek, a w jego jasnoniebieskich oczach zaigrały ciepłe iskierki rozbawienia.
Severus nie mógł się nie uśmiechnąć. Albus Dumbledore był jedyną osobą, która potrafiła dotrzeć do jego wnętrza... Jedyną osobą, którą tak naprawdę do siebie dopuszczał, jedyną której ufał bez zastrzeżeń. Gdyby był sentymentalny, mógłby w duchu traktować dyrektora Hogwartu jak ojca, ale Severus Snape sentymentalny nie był i nie zamierzał być. Ani teraz ani nigdy.

***
******

Ten post był edytowany przez Kitiara: 05.05.2005 12:02


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tenebris69
post 28.04.2005 12:45
Post #83 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słonecznego dnia (czytaj: w wakacje) uzupełnie mój zapis tego opowiadania w Wordzie i zacznę go czytać jeszcze raz od początku. Dlaczego?
Sklerotyczka ze mnie i muszę sobie co chwila przypominać akcję. =P

Ech...
Najbardziej mnie zawsze denerwuje jak polecam komuś żeby przeczytał to opowiadanie, a on mi na to:
- Eee... nie. Bo to erotyk.

<BUM>
Nic tylko się powiesić.
Mam przygotowaną specjalną formułke, którą wklejam za kazdym takim razem za pomocą poczciwego KOPIUJ/WKLEJ. biggrin.gif


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 28.04.2005 22:49
Post #84 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



- Eee... nie. Bo to erotyk.


Ekhem, podobno punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia...
Ale to chyba tak zwana nadinterpretacja tegoż "dzieła"... Powiedzmy hiperinterpretacja. : ) ) )


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Moonchild
post 02.05.2005 15:50
Post #85 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 120
Dołączył: 11.04.2005
Skąd: z daleka




Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie czyta się szybko, łatwo i przyjemnie, ale.... No własnie zawsze musi być to ale. Nie podoba mi się treść. Na początku było całkiem fajnie. Widać że akcja jest przemyślana i wszystko ładnie opisane a nie zrobione "po łebkach" jak w większości opowiadań zamieszczonych na tym forum. No ale przestało mi się podobać kiedy zaczełas te wszytskie wątki romantyczno - erotyczne pomiedzy Harrym i Blaise oraz Hermioną i Malfoyem... Jeszcze Harry'ego i Blaise przeżyję, ale drugiej pary po prostu nie mogę. Jakoś totalnie mi to nie pasuje...
Za to bardzo podobała mi się kreacja niektórych bohaterów. Np. Snape jest bezbłędny poza tym Lucjusz + Narcyza też są nieźli smile.gif

Ten post był edytowany przez Moonchild: 08.05.2005 21:04


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 05.05.2005 12:07
Post #86 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Inicjacja Dracona Malfoya
Północ, z 21 na 22 listopada 1996 roku


Draco pojawił się na wyznaczonym miejscu i o wyznaczonej porze; zgodnie z zaleceniami ojca. Posłużył mu do tego świstoklik, który Lucjusz Malfoy spreparował z kapsla po kremowym piwie.
Rozejrzał się po ciemnej i mrocznej okolicy. Stał otoczony starymi bukami i dębami, a dookoła panowała głucha cisza. Światło księżyca ledwie przebijało się przez konary drzew.
Chłopak czuł nienaturalny spokój. Wystarczyło tyko kilka kropel Eliksiru Zimnej Krwi aby pozbyć się niepokoju i skrupułów przed tym, co miało nastąpić. Miał jednak świadomość, że jego obojętna zgoda na wszystko jest tylko ułudą, która pryśnie zaraz po tym, jak cudotwórczy specyfik przestanie działać.
Teraz po Draco Malfoyu nie było widać by się wahał, czy obawiał i nie będzie nic widać, nawet wtedy gdy na dnie serca poczuje ukłucie winy, strachu, czy żalu. Przygotowany przez Severusa eliksir był doskonały. Czarny Pan ujrzy, w oczach nowego sługi, jedynie spokój i opanowanie, oraz to co Draco będzie chciał mu pokazać – pokorę i bezwzględne posłuszeństwo.
Specyfik, który zażył młody arystokrata, był "wspaniały", ale czy on – syn Smieciożercy – był gotowy na to, co zbliżało się wielkimi krokami? Nie wiedział...
Zobaczył ją już po krótkiej chwili od momentu „wylądowania” na miejscu swego przeznaczenia. Biała maska na twarzy kobiety jeszcze bardziej podkreślała, w oczach młodzieńca, groteskowość sytuacji.
Bellatrix Lestrange nie odezwała się ani słowem. Wzięła swojego siostrzeńca za rękę i poprowadziła go w kierunku nieprzyjemnie wyglądającej budowli, która przypominała stary, zapuszczony zamek; chociaż tak ogromna nie była.
Draco westchnął w duchu i zebrał w sobie całą odwagę.
Bella posłała mu pełne uznania spojrzenie, które mógł dostrzec nawet w spowijającym wszystko mroku nocy. Wzdrygnął się wewnętrznie, ale posłał jej krzywy malfoyowski uśmiech i pewnie zacisnął palce na dłoni swojej ciotki.
„Przedstawienie musi trwać” – pomyślał i omal się nie roześmiał pustym, pozbawionym wesołości śmiechem szaleńca.

Bellatrix wprowadziła siostrzeńca do ogromnej, wypełnionej krwawym poblaskiem kamiennej sali i zajęła miejsce w półokręgu utworzonym przez Śmierciożerców.
Draco rozejrzał się obojętnie po mrocznym pomieszczeniu. Zewsząd otaczały go zamaskowane i obleczone w czerń postacie. Na środku sali stał ogromny fotel, przypominający tron, a na nim w niedbałej pozie spoczywał Czarny Pan.
Kiedyś Draco Malfoy marzył o przystąpieniu do armii Voldemorta. Uczestnictwo w ich spotkaniach wyobrażał sobie jako wzniosłą misję w walce z zakałami czystej krwi. Jeszcze niecały miesiąc temu przeszywał go dreszcz podniecenia na myśl o poczuciu władzy jakie da mu znęcanie się nad ofiarami, o bezkarnym zadawaniu cierpienia i śmierci szlamom i mugolom.
Tak było kiedyś, a teraz? Teraz wzdrygał się na myśl o przemocy czy to fizycznej, czy psychicznej. Teraz najważniejszą w jego życiu osobą była, niegdyś pogardzana i znienawidzona przez niego, szlama Granger. Bardzo szybko usunął niebezpieczną myśl na dno umysłu i spojrzał w czerwone oczy swojego przyszłego Mistrza. Skłonił lekko i z szacunkiem głowę. Zdziwiła go łatwość zachowania chłodnego umysłu i zimnej krwi. Przy poprzednim spotkaniu z Lordem musiał się nieźle postarać; w tej chwili wystarczyło się minimalnie skupić.
Teraz wyraźnie dostrzegał źródło upiornego blasku, które go zaintrygowało, gdy tylko wszedł. Owe „światło” pochodziło z trzynastu czarnych świec stojących w obsydianwych świecznikach ustawionych po lewej stronie „tronu” Voldemorta. „Zaklęcie Prawdziwej Krwi” – pomyślał z przerażającym dla samego siebie spokojem.
Zaklęcie to nie należało do klątw, ale wymagało wcześniejszego, dosyć brutalnego rytuału. Należało zabić kogoś niewinnego i bezbronnego, a następnie spić z pucharu kilka łyków krwi ofiary. Ten, kto dokonał owego makabrycznego czynu, mógł, za pomocą odpowiedniej inkantacji, tak zaczarować płomień by jarzył się czerwienią i dawał purpurowy poblask. Zupełnie niepotrzebne okrucieństwo, ale za to jakie efektowne...
Nie uchodziło wątpliwości kim był mag, który dokonał rytuału. Sam rytuał i forma zaklęcia pochodziły ze starożytnej Persji i należały do najmroczniejszych praktyk czarno-magicznych uchodzących, przynajmniej w krajach cywilizowanych, za wymarłe.
- Witam cię, Panie – powiedział, jasnowłosy chłopak, cichym, pełnym uległości, ale i stanowczym tonem.
- Witaj, Draco – odrzekł Voldemort, nie spuszczając z młodzieńca przenikliwego spojrzenia czerwonych oczu. – Wiesz po co cię wezwałem? – głos Tego Którego Imię Wzbudza Strach był cichy i niemal miękki.
- Tak, wiem dlaczego mnie wezwałeś, Panie – Malfoy junior doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy czekają na jakąś krótką przemowę z jego strony. – Ogromny to dla mnie zaszczyt, że zechciałeś mnie uczynić swoim pełnoprawnym sługą. Sercem bowiem od dawna oddany jestem twej służbie, Panie – mówiąc, patrzył na gospodarza ceremonii, ale jego wzrok nie był butny lecz, mimo śmiałości, zachował odpowiednią dawkę pokory.
Pośród czarnych, zakapturzonych i zamaskowanych postaci rozległ się pomruk aprobaty, w którym zanikło pojedyncze westchnienie ulgi, które wyrwało się z piersi mężczyzny, stojącego niemal po środku półokręgu.
Na Lucjusz Malfoya spłynęło błogosławione odprężenie, co nie znaczyło, że całkowicie odzyskał spokój ducha. „Ceremonia” miała dopiero nastąpić, a inicjacja Śmierciożercy nie była ani niczym miłym, ani przyjemnym.
- Draconie Malfoyu, czy jesteś gotowy dołączyć do moich wiernych sług? – spytał Voldemort, uporczywie wpatrując się w młodego mężczyznę.
- Jeżeli tylko mi pozwolisz, Panie – odrzekł Draco.
Bardzo chciał, żeby już skończyła się ta maskarada. Chciał mieć wszystko za sobą. Móc wrócić do swojego dormitorium, wypić fiolkę eliksiru na sen bez snów, zapomnieć o wszystkim i odpłynąć w błogosławioną krainę Morfeusza. Wiedział jednak, że to makabryczne przedstawienie dopiero się zaczyna, i że on będzie jego głównym bohaterem.
- Nie tylko pozwalam ci wstąpić w moje szeregi, Draco. Ja tego od ciebie wymagam – zimny głos, przeszył lodowatym dreszczem ciało młodzieńca.
Na chwilę zapadła dzwoniąca w uszach cisza, a potem Voldemort wydał swój wyrok:
- Przyprowadź tę mugolską wywłokę, Glizdogonie...
Określenie „mugolska wywłoka” mogło równie dobrze dotyczyć mugolki, jak i szlamy; dlatego Draco nie miał pojęcia o jaki rodzaj „gorszego gatunku ludzi” chodzi Czarnemu Panu.
Niski, przykurczony człowieczek, ze srebrną dłonią, zniknął za drzwiami komnaty.
Po chwili wrócił, wlokąc ze sobą, wyrywającą się i wyraźnie przerażoną nastolatkę.
Serce Dracona Malfoya przestało na chwilę bić. Wpatrywał się w szczupłą, bezgłośnie szlochającą istotę, a przez jego umysł przebiegła okrutna, bolesna myśl
„Hermiona...”
Lord z pogardą obserwował szamoczącą się dziewczynę. W końcu Peter brutalnie uderzył ją w twarz. Zachwiała się i upadła. Powoli uniosła głowę. Spod kasztanowych, gęstych loków spoglądały z niemą grozą duże oczy.
Malfoy junior nigdy nie czuł do siebie takiej pogardy jak teraz. Pogardy wywołanej przez falę ulgi, która napłynęła wraz z wejrzeniem jego przyszłej ofiary. Tęczówki dziewczyny nie były ciemnoorzechowe; miały barwę bursztynu. Musiała być też młodsza od Hermiony. Na oko można było dać jej czternaście, góra piętnaście lat.
Zmusił się w duchu by nie odczuwać ani bólu, ani współczucia. Teraz, pod działaniem Eliksiru Zimnej Krwi wszystko było tak cholernie proste.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, nie krzyknęła też, gdy została uderzona, przestała nawet bezgłośnie szlochać. Patrzyła tylko ze zgrozą na wszystko co ją otaczało. Na upiorne czarne świece, na zamaskowane, epatujące zimnem i grozą dziwaczne i straszne postacie. W końcu ponownie odważyła się spojrzeć na Dracona, a w jej bursztynowych oczach zabłysła nikła nadzieja i niema prośba o pomoc.
„Pewnie wyglądam najmniej przerażająco ze wszystkich” – pomyślał sarkastycznie Malfoy junior. Zapewne się nie mylił. Na jego twarzy nie było groteskowej białej maski, a oczy miały naturalny, szary kolor.
- Pokaż jej czym jest ból, a mi czym jest lojalność, Draco – usłyszał zimny cichy głos, przewiercający jego zmysły jak sztylet.
Zwinięta u podnóża „tronu” Nagini zasyczała złowrogo.
Dziewczyna wzdrygnęła się wyraźnie słysząc nieludzki głos i wstrętny przeciągły syk. Teraz w szarych tęczówkach, stojącego naprzeciw niej młodzieńca, dojrzała tylko obojętność i chłód. Nie było tam nikłego blasku człowieczeństwa, który jak jej się wydawało, dostrzegła wcześniej.
Malfoy junior uśmiechnął się okrutnie i zimno. W swojej wyobraźni niemal zobaczył pełen szyderstwa i samozadowolenia grymas wykrzywiający twarz Lorda.
- Crucio – powiedział spokojnie Draco, celując różdżką w dziewczynę.
Nie myślał, nie czuł i nie zastanawiał się nad tym, co robi. Po prostu szedł wydeptaną ścieżką swojego przeznaczenia.

******

Informuję Cię, Snape, że mój współpracownik Igor Matrojew nie pojawił się dzisiaj w pracy. Mam powody, by podejrzewać Cię o eliminację tego człowieka. Chyba wiesz, co mam na myśli, mówiąc o eliminacji, Snape?

- O tak, został wyeliminowany! - sarknął na głos Mistrz Eliksirów.

Nie musisz mi odpowiadać, to było pytanie retoryczne

„Cóż za daleko posunięta elokwencja i świetne poczucie humoru” – pomyślał, ze złośliwą satysfakcją, adresat listu i wrócił do lektury z cynicznym półuśmiechem na wąskich wargach.

Jutro zamierzam osobiście wręczyć Ci wezwanie na kolejne przesłuchanie, które odbędzie się, mam nadzieję, jak najszybciej.
Czuję się osobiście zagrożony Twoją sobą przebywającą bezkarnie na wolności i stanowiącą niewątpliwe niebezpieczeństwo dla ludzi działających z ramienia sprawiedliwości i w świetle prawa.


Przeczytawszy ostatni akapit, Severus splunął i zaklął szpetnie, nazywając po imieniu owe „prawo” i „sprawiedliwość”.

Nie oczekuję odpowiedzi dlatego Hermes odleciał zaraz po dostarczeniu Ci tej korespondencji. Mam nadzieję, że wszystko jest dla Ciebie jasne, Snape.
Z wyrazami rozczarowania:
Wiceminister Magii Percival Weasley


Severus przeczytał podpis, parsknął z pogardą i już miał podrzeć pismo, ale nagle pomyślał, że powinien podzielić się jego treścią i „informacjami” jakie uzyskał na temat tajemniczego zniknięcia Matrojewa, z Albusem Dumbledore’em.
Co prawda był już kwadrans po północy, ale dyrektor na pewno nie spał, tak samo jak nasz bohater Severus Snape, Narcyza Malfoy oraz Harry Potter, który modlił się do wszystkich, znanych mu i nie znanych, bóstw o to, by Draco wrócił cały i zdrowy do swojego dormitorium. Hermionie nie powiedział o niczym. Uznał, że Malfoy junior ma rację oszczędzając jej dodatkowych zmartwień.
Severus Snape westchnął przeciągle i założył na szarą koszulę nocną czarny szlafrok. Zwinął list od wiceministra w rulonik i poszedł poważnie porozmawiać z dyrektorem Hogwartu.

***
******


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Raistlin
post 08.05.2005 20:08
Post #87 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 57
Dołączył: 11.12.2004
Skąd: Krynn




Do Moonchild:
QUOTE
Np. Snape jest bezbłądny


Chodziło ci o to , że nie błądzi?? Czy chciałaś napisać, że jest bezbłędny? No cóż jak będziesz mogła to powiedz o co ci chodziło.

No cóż Kit, nie miałem czasu, więc dopiero teraz skomentuje twoje opowiadanko.
Musiałem sie troche namęczyć, bo od ostaniego mojego komentarza nie czytałem
"Być szlachetnym",więc troche miałem do nadrobienia. No ale w końcu przeczytałem i moge się wypowiedzieć.

Po pierwsze od dawna mi się cisneło na usta, że masz tendencje do robienia z dobrych złych(Percy,Cho), a ze złych dobrych(Snape,cała rodzinka Malfoy'ów). To troche mi zawsze nie pasowało.
Po drugie oczywiście znalazłem troche literówek i chyba jeden błąd ortograficzny,(być może się czepiam, ale taka moja natura) co jest prawie nie do wyelminowania podzas pisania czegoś takiej długości, więc nie narzekam.
Po trzecie opowiadanie jak zwykle długie(co się chwali), ciekawe(to też sie chwali), trzymające w napięciu(i to się chwali), no i oczywiście twoja specjalność dialogi Draco/Harry(co oczywiście się chwali).

Pozdrawiam, życze weny i nie omdlenia rąk podczas pisania następnych części.

Ps. Ile jeszcze do końca opowiadania?


--------------------
DragonLance Forum

"Kto wcześnie się z łóżka zbiera,
ten wcześnie umiera."
Rincewind
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Moonchild
post 08.05.2005 21:09
Post #88 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 120
Dołączył: 11.04.2005
Skąd: z daleka




QUOTE
Chodziło ci o to , że nie błądzi?? Czy chciałaś napisać, że jest bezbłędny? No cóż jak będziesz mogła to powiedz o co ci chodziło.


Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarła.

Ta część mi się bardzo podobała. Żadne większe błędy mi się nie rzuciły w oczy, najwyżej jakies drobne literówki. Czekam na ciąg dalszy smile.gif


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 11.05.2005 10:07
Post #89 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



QUOTE
masz tendencje do robienia z dobrych złych(Percy,Cho), a ze złych dobrych(Snape,cała rodzinka Malfoy'ów).

Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świata na czerń i biel, bo dostrzegam odcienie szarości. Mój Lucjusz wcale nie jest do końca dobry, po prostu nie jest bezwzględnie zły i ma ludzkie odruchy, a Snape już na pewno nie jest ucieleśnieniem niewinności. Jest zdolny do okrucieństwa, ale jako członek Zakonu i były Śmierciożerca umie odróżnić dobro od zła i gardzi tchórzostwem i podłością ludzką.Poza tym weźmy postaci które wymieniłeś jako dobre w wersji kanonicznej Percy i Cho
Wybacz, ale Percy nie jest dobry. W kanonie jest przedstawiony jako ambitny człowiek nastawiony na karierę i zdolny wyprzeć się własnej rodziny, gdy jest mu to na rękę. Cho. Cóż o niej wiemy? Że jest płaczliwa, przewrazliwiona, nieco egoistyczna (nie zauważyłam, żeby współczuła Harry'emu, za to ciągle chodziła zapłakana). Nie wiemy czy jest dobra czy zła, ale wiemy na pewno, ze wzięła stronę swojej przyjaciółki z Ravenclawu, gdy ta okazała się nielojalna wobec całej grupy GD i postąpiła naprawdę paskudnie. Czy to są takie stricte dobre postaci, jak np. Dumbledore? Nie.
O Malfoyach natomias prawie nic nie wiemy. To, że sa wyznawcami religii czystej krwi nie oznacza, ze są jakimiś potworami. Nie mamy pojęcia, czy potrafią współczuć, czy nie.
Sposób w jaki przedstawiłam tak a nie inaczej konkretne postaci to wynik mojej sympatii i antypatii do nich, a taże wynik tego, co kazałam im w tej historii przeżyć. Nie sa tą ot takie sobie przygody, które nie mają większego wpływu na nasze wybory życiowe, dlatego też niektóre postaci mogą wydawać się "dziwne", a już na pewno niekanoniczne.

QUOTE
Ile jeszcze do końca opowiadania?

Na prawdę nie wiem i le zajmie mi skończenie tej histroii. Na pewno jeszcze kilka odcinków się pojawi.

Pozdrawiam, Kit :]

Ten post był edytowany przez Kitiara: 11.05.2005 10:08


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Raistlin
post 11.05.2005 14:49
Post #90 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 57
Dołączył: 11.12.2004
Skąd: Krynn




Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie przekonuje. Mianowicie rodzina Malfoy'ów. Weźmy Lucjusza: jest w armii Voldemorta, podczas walki w Ministerstwie z rzucaniem zaklęć, które mogły zabić, szydzenie z Artura Weasley'a i bijatyka z nim(II tom) i dużo jeszcze innych sytuacji, których mógłbym wymieniać. Dobrze to teraz Narcyza: o niej nic prawie nie wiem, więc ją pozostawmy. No i w końcu Draco: Jak mówiłaś jest z rodziny wyznającej czystość krwi, więc szydzenie ze szlam pomijam, ale np. wyśmiewanie się z Harry'ego, biedy Weasley'a, i z wielu innych rzeczy nie uznasz Kit za choć troche dobre i nie pamiętam żeby komuś okazał współczucie(we wszystkich 5 częściach HP).

Pozdrawiam Raistlin :]

Ps. Kiedy następny odcinek??


--------------------
DragonLance Forum

"Kto wcześnie się z łóżka zbiera,
ten wcześnie umiera."
Rincewind
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 14.05.2005 10:20
Post #91 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego!
Przecież już pisałam, że kazałam moim bohterom zmienić się pod wpływem dosyć drastycznych wydarzeń i własnych przemyśleń.
Skąd wiesz, co myśli taki Draco Malfoy? Tak naprawde nie wiemy o nim nic. Wiemy za to aż za dużo o rozterkach rozwydrzonego Pottera (bo on staje się powoli rozwydrzony, a ja mu na to w tym opku nie pozwoliłam).
Może wstrząsajaca opowieść, którą Draco usłyszał w tym opowiadaniu od Snape'a naprawdę by zadziałała?
Sądzisz, że oglądanie brutalnego gwałtu, przesłuchanie w takiej a nie innej formie i to, co usłyszał wcześniej z ust ojca chrzestnego nie powinno na niego wpłynąć?
Pamiętajmy też o tym, że Narcyza pochodzi z Blacków tak jak Syriusz i Draco to jego kuzyn, a więc moze mieć niektóre cechy charakteru, czy osobowości takie jak on, ale my o tym nie wiemy, nie ma u Rowling opisów uczuć i przemyśleń Malfoya. Niektóre cechy (te dobre) rozwijają się z wiekim. Spójrzmy na nastoletniego Jamesa i Syriusza właśnie. A jacy się stali jako dorośli ludzie? Zdolni do największych poświęceń.
U pani Rowling mamy Dracona, który nie przeżył nic wstrząsającego (a nawet tego nie wiemy, bo może przeżył i nauczył się nie okzywać uczuć), a ja spróbowałam właśnie pokazać, że każdy może się zmienić, nawet taki "zły i okropny" Malfoy, czy jeg tatuś.

Okey, dosyć tego dobrego, bo czasu nie mam i zmykać muszę.
Pozdrawiam :]


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Raistlin
post 14.05.2005 20:20
Post #92 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 57
Dołączył: 11.12.2004
Skąd: Krynn




No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej upierać przy mojej wizji Malfoy'ów złych i niedobrych(a nawet gnuśnych smile.gif ). A wiesz, że nawet tak myślałem, że Potter w 5 tomie stał się nie rozwydzrzony(według mnie nie jest tak źle z nim) co denerwujący tymi swoimi rozterkami, więc tu się zgadzam z tobą. Co do Dracona, Lucjusza i Narcyzy może dowiemy się nieco więcej o nich w 6 tomie (może JKR zacznie pisać przemyślenia Draca zgodnie z twoim życzeniem).

Pozdrawiam

Raistlin :]


--------------------
DragonLance Forum

"Kto wcześnie się z łóżka zbiera,
ten wcześnie umiera."
Rincewind
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Forhir
post 15.05.2005 17:45
Post #93 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 13.04.2005
Skąd: Kielce




Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe.."). Mam nadzieje na szybka kontynaucje ficka i czekam z niecierpliwoscia:)


--------------------
H/Her shipper!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Empire
post 16.05.2005 21:04
Post #94 

Chemik Anarchista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 352
Dołączył: 02.04.2003
Skąd: Koko wa 3Miasto desu! ^^

Płeć: Mężczyzna



- A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej otaczającymi Cie ludźmi, a mniej piciem i słuchaniem muzyki? - odezwał się do mnie tuż koło mojego ucha dziewczęcy głos. Bardzo melodyjny. Yasie miała naprawde bardzo dobry głos, powinna grać w jakiejś kapeli...
- No? - zdjęła mi z uszu słuchawki
- No co? - odparłem, nie odwracając się
- No woła Cię świat co jest dookoła - usiadła mi na kolanach, zabrała z ręki butelkę i rzuciła, rozbijając o pobliską skałę. Nie lubiłem jak ktoś psuje mi wino i wiedziała o tym. Ona nie lubiła jak piję, zwłaszcza w takim nastroju i w takich ilościach i ja o tym wiedziałem. Można więc powiedzieć, że w tym momencie byliśbyśmy kwita... gdyby była moją żoną. Nie była.
- Niech nie woła bo sobie gardło zedrze - burknąłem
- Skoro tak bardzo martwi Cię los jego gardła to może jednak zająłbyś się czymś więcej niż zawartość butelki czy hdd laptopa... - powiedziała, patrząc mi w oczy. Usiadła akurat w taki sposób, żeby wyeksponować dziurę w spodniach od wewnętrznej strony prawego uda... podłóżne rozcięcie ciągnęło się w górę ubrania i zdawało się nurkować głębiej... usiadła tak specjalnie, dobrze wiedziała że prawie nie ma facetów odpornych na ten myk a pozatym kiedy chciała, potrafiła bardzo zręcznie ukrywać "uszkodzenie".
- Butelka i laptop to też część świata - odparłem, też drążąc ją wzrokiem
- Tak, ale na nich świat sie nie zamyka... reszta też ma swoje prawa - przekżywiła głowę lekko w bok. Zachodzące słońce odbijało się od jej policzka i wyglądała w tej chwili jeszcze ładniej Zostanę – zdziwiła go stanowczość w jej głosie. – Zostanę i będę pilnować, żeby nie dopadły cię koszmary, pod warunkiem, że ty będziesz czuwał nade mną.
- Będę, ale co ze mnie za anioł z takim gustownym tatuażem na przedramieniu, chyba upadły – uśmiechnął się gorzko i przytulił ją delikatnie.
- Może i upadły, ale mój – delikatnie pocałowała go w zaczerwieniony jeszcze od uderzenia policzek.

***
******


--------------------
Ryboforyna I i II jest markerem RER i dokuje w nim rybosomy za dużą podjednostkę. A tkanka łączna wyspecjalizowana tłuszczowa brunatna ma w wewnętrznej błonie mitochondrialnej białko rozprzęgające UPC-1, które zużywa elektrochemiczny gradient protonowy, produkowany przez kompleksy I, II, III i IV łańcucha oddechowego, nie syntetyzując ATP z ADP i Pi, przez co produkuje duże ilości energii cieplnej. ... ....... ....................
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Forhir
post 17.05.2005 22:06
Post #95 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 13.04.2005
Skąd: Kielce




jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade wytrzymac nie wchodzic na stronke z dalsza czescia tego opowiadanka biggrin.gif


--------------------
H/Her shipper!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Raistlin
post 18.05.2005 13:14
Post #96 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 57
Dołączył: 11.12.2004
Skąd: Krynn




No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zaczynać posta) opowiadanie bez błędów, oprócz jakiejś tam jednej literówki co może się zdarzyć. Treść jak zawsze ciekawa i niecierpliwie czekam na następną część.

Ave smile.gif


--------------------
DragonLance Forum

"Kto wcześnie się z łóżka zbiera,
ten wcześnie umiera."
Rincewind
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eydie
post 18.05.2005 19:27
Post #97 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 02.05.2005




Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka...dobroduszna postawa Dracona. Jak dla mnie to on jest jeszcze z byt cierpliwy. Powinien ( wg. mnie, nic nie narzucam) się pożądnie wściec...Ale i tak jest nieźle smile.gif

Eydie

Załączona/e miniatura/y
Załączony obrazek
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 19.05.2005 12:19
Post #98 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



QUOTE
Powinien ( wg. mnie, nic nie narzucam) się pożądnie wściec...

No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i na zewnatrz tego nie pokazał.
Jakoś wydaje mi się (to mój subiektywny poglad), że jeżeli facet byłby swiadkiem gwałtu, to nie wściekałby się aż tak mocno na jego ofiarę. Poz tym, kto powiedział, że Draco, który jest jednostką specyficzną, jeszce się nie wścieknie? Na pewno nie ja i na pewno nie świadczy o tym dalszy ciag opowiadania, który, jak na razie, mam napisany na brudno. Zdradzam Wam tajemnicę, ale trudno. Draco się jeszcze wścieknie i to jak rozjuszony smok, któremu ktoś próbuje wydłubać oko.
Cierpliwości...


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kate64100
post 26.05.2005 13:07
Post #99 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 23
Dołączył: 07.05.2005
Skąd: Kocioł numer KP, Piekło Wielkie, Podziemia




Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, przecierz w książce Rrowling nie pisze o nim, nie pisze jaki on jest. Mmoże i są wzmianki że jest bezczelny wredny itp, ale skąd wiadomo że on jest taki naprawde, może to tylko maska, może świetnie udaje, może woli żeby inni myśleli że jest zimny i twardy, może woli ukrywać uczucia? Może kiedyś Rowling nas oświeci jeśli chodzi o prawdziwy charakter Mmalfoy'a i innych?(złudna nadzieja, bardzo złudna)... Opowiadanie bardzo mi się podoba, najbardziej ze wszystkich jakie czytałam happy.gif Czy byłaby szansa na następny rozdzialik w najbliższych dniach? happy.gif


--------------------
Najgroźniejsi są ci którzy stoją z boku, ci których nigdy nie poznamy
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 26.05.2005 22:44
Post #100 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że to nie kolejny rozdzialik...
Chę tylko napisać, że jutro, czyli w piątek powinna kolejna częśc tutaj zawitać.
Mam nadzieję, że dosyć długa :]


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

11 Strony « < 2 3 4 5 6 > » 
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 09:40