Jak powoli pograza sie w mroku cale moje zycie..., Czyli dziennik Calen Clarick (zak)
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Jak powoli pograza sie w mroku cale moje zycie..., Czyli dziennik Calen Clarick (zak)
Abaska |
11.05.2003 01:24
Post
#26
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
No i next part... Specjalnie dla Wioli ^^
Obiecalam, ze wkleje go dzis, ale dzis w nocy chyba tez sie liczy?? ^^Nie
bedzie tak dobry jak poprzednie, ale coz...
11 maj 2003 Przeczytalam ten pamietnik... Jest dziwny... Razem z Kora go na zmiane czytalysmy. No i ona sie ze mnie zaczela smiac, ze jestem nienormalna, jesli mysle, ze jestem roslina i ze te moje wszystkie porownania sa smieszne. Czy ja wiem? To sa moje odczucia, a nie jej... Ale kiedy sprobowalam sie jej niesmialo sprzeciwic, nagle stala sie strasznie drazliwa. Powiedziala, ze nie wie, po co ona tu w ogole jest, po czym wybiegla z mieszkania, zatrzaskujac drzwi. Czasem to ja jej po prostu nie rozumiem. No, ale coz... Wiekszosc ludzi na tym swiecie sie nie rozumie... Tak, swiat to jedno wielkie nieporozumienie. Chociaz watpie, czy gdybysmy mieszkali na ksiezycu byloby inaczej. To ludzie sa jacys dziwni. To nie swiat... Probowalam zaczac nowe zycie... I calkiem niezle mi to wyszlo... Tyle ze ja ciagle gram... Tak, wlasnie w taki sposob mozna to nazwac... Odgrywam role swojego zycia... Kto wie, czy nie ja jedna... Przeciez jest wiele dziewczyn na swiecie nazywajacych sie Calen i przezywajacych taka sama sytuacje... Ech, kogo ja tu oklamuje? Przeciez wiem, ze jest jak jest i nikt nie ma nic identycznego... Roznimy sie chocby przeszloscia... Ciekawa jestem, co teraz robi Sara... Przyglada mi sie z gory? Moim wszystkich zwyciestwom i porazkom?? Co ona o mnie mysli?? To samo co Kora? Jezeli wszyscy tak mysla, to moze ze mna naprawde cos jest nie tak? Moze naprawde cos mnie rozni od innych ludzi? Bo od mojej matki to mnie wszystko rozni... Ostatnio ubrala sie w mini i poszla tak na miasto... Ja bym tak nie mogla... Wole skromne ciuchy choc matka wciaz probuje mnie zmusic do noszenia falbanek. Nie daje sie. Przeciez kazdy moze miec swoje zdanie na ten temat... A kiedy mowi mi, ze wygladak jak scierka do podlogi w zwyklych jeansach i bluzie, powtarzam sobie w duchu: "Nie liczy sie to, co na zewnatrz, ale to, co nosimy w srodku". To mi naprawde pomaga. Bo to prawda. NIc nie pomaga tak, jak prawda... Prawda to najlepsze lekarstwo na krzwde i bol... Przynajmniej ja tak uwazam. Wiele osob twierdzi, ze prawda mooze ranic... Owszem. Ale rani jeszcze bardziej, gdy zostanie utajona i dziwnym trafem ujrzy swiatlo dzienne. Wtedy dopiero boli. Wiem cos o tym. Tak bylo z Sara... Z pamiecia o niej. Teraz na pewno bylaby bardzo szczesliwa osoba, podobnie jak ja. Ojciec powiedzial mi, ze Sara byla silniejsza ode mnie i dziwne, ze to ona umarla, a nie ja. A to wcale nie dziwne. Sara byla bohaterka i poswiecila sie za mnie. Wykazala sie prawdziwa odwaga i szlachetnoscia. Bo ja bylam po urodzeniu w istocie trzy cwierci od smierci. Ale co do tej silnosci... Gdyby zyla Sara, bylaby "szefowa" mnie, a ja bylabym podlegla. Czy lepiej cale zycie byc w cieniu siostry, czy lepiej, zeby jej nie bylo? Zdecydowanie to pierwsze.Ona by mi doradzila, co jest lepsze, pocieszylaby mnie w trudnych sytuacjach i zawsze podczas sprzeczek rodzicow mialybysmy siebie nawzajem. A tak to pustka. Nie mam nikogo takiego, Kora robi sie w stosunku do mnie coraz bardziej oschla, a matka patrzy na mnie, jakbym byla piatym kolem u wozu. Co ja na to moge, ze zyje?! Wczesniej z moja matka nie bylo tak zle, ale od tygodnia doslownie kazda wolna od pracy chwile spedza z Piotrem. Tlumaczy sie, ze on ma dobre znajomosci wsrod najlepszych adwokatow i wogole. Ale ja jej nie wierze. Bo niby dlaczego w takim razie u nas nocowal? No, nie spal z moja mama, ale... Cos mnie niepokoi. Zachowuja sie jak stare malzenstwo. A gdy mowie o tym tacie, on odparowuje, ze to jest jej zycie i niech sobie je psuje, jak chce. Nie ma to jak roztac sie w przyjazni... Dorosli sa dziwni... Chociaz, ja tez jestem na swoj sposob dziwna... Wszystko jest dziwne. Czy jest ktos na tym swiecie, kto zna wszystkie jego (swiata) tajemnice?? Chyba nie... Jestem zmeczona, wiec koncze. mam nadzieje, ze Kora nie jest na mnie obrazona... Mam nadzieje, ze chociaz ona sie ode mnie nie odwroci... Bo tak robia wszyscy po koleji... Albo mi sie zdaje, albo swiatlo mojego slonca powoli przyslania chmura.... _____ PEES: Od dzis sie poprawiam i pisze czestsze party ^^ -------------------- uhm.
|
Abaska |
11.05.2003 14:11
Post
#27
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
Wiolu, to nie zadne wielkie wydarzenie ^^
Troche sie zawstydzilam ^^ Ale zauwazylam, ze sie psuje z parta na part...
Coraz gorzej... I
nawet mi noc nie pomoze ^^ Avalanche, co ci sie snilo? Quicksilver??
12 maj 2003 Jest gorzej, niz myslalam... Kora sie ode mnie odwrocila... Czy to jest koszmarny sen, czy jawa? Teraz caly dzien trzymala sie z Mela i Christina... Chyba robila mi to specjalnie na zlosc, bo przeciez wie, ze sie z tymi dziewczynami ciagle gryze, taka glupia to ona nie jest. Nie wiem, wszystko powoli traci sens. Na kazdym kroku widze, ze klasa coraz bardziej sie mnie wypiera. Znowu. I znowu bede przezywac to samo pieklo... Chyba juz rozumiem, dlaczego Kora chciala sie ze mna "przyjaznic"... Bo bylam wtedy popularna. Ale mimo wszystko faktem jest, ze Mela i Christina sa bardziej "na topie" niz ja. Watpie czy ja wogole bylam kiedys taka. A moze Kora po prostu czula sie samotna? Nie wiem. Trudno jest zrozumiec ludzi. Wiem, ze sie powtarzam, ale nie umiem inaczej opisac tego, co wciaz nie daje mi spokoju. Musze chyba gdzies wyjechac... Daleko, zeby nikt nie wiedzial, gdzie jestem. Najlepiej do Francji. I zamieszkac niedaleko Tanii. Zmienic dane osobowe, zapisac sie do szkoly, zamieszkac u bezdzietnego malzenstwa... Nie, co to, to nie. Nie chce mieszkac z jakas para... Lepiej z kobieta o golebim sercu, ktora mnie bedzie rozumiec... Ktora bedzie moja przyjaciolka i zastepowac mi bedzie mi mame... Bo moja matka zawsze byla w stosunku do mnie taka... falszywa... Nie wiem, jak to mozliwe... Ale tak samo jest z ojcem. Oboje udaja, ze tak bardzo mnie kochaja, ze jestem ich najlepsza coreczka i w ogole. Ale widze, ze jestem im niepotrzebna. I choc moja matka od zawsze chciala miec szczesliwa rodzine ze wzgledu na swoje straszne dziecinstwo, stworzyla tylko wizje takiego domu. Kiedys mi mowila, ze dom to nie tylko cztery sciany i ze mam byc w koncu normalnym domownikiem. Ale dziwne, ze dla mnie dom zawsze byl jedynie budynkiem. I w dodatku nie byl bezpieczny. Nie jest bezpieczny. Czemu tak jest? Nie wiem. Wlasnie mama krzyczy na mnie, ze nie posprzatalam pokoju. To juz codziennosc. Ale ona nie patrzy na siebie... Bo tak naprawde jestem bardziej porzadna od niej. Ktos kiedys powiedzial: "Ludzie sa jak oczy, innych widza, siebie nie". Mial stuprocentowa racje... -------------------- uhm.
|
Abaska |
15.05.2003 16:43
Post
#28
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
15 maj 2003
Dzis mialam nieprawdopodobnie trudny sprawdzian. Do tego nic nie wiedzialam, bo tego nie rozumiem... Obawiam sie, ze moje oceny sa rownie nieodpowiednie jak moje zachowanie wczorajszego dnia. Dalam sie poniesc emocjom. Najczesciej po prostu ignoruje osobe, ktora mnie obraza, teraz jednak nie umialam... Bo obrazila mnie Kora. Powiedziala na glos:"Och, Calen!! Jak tam twoj dziennik?? Dasz poczytac? Bo wlasnie rozmawialysmy o tym debilu - Olgierdzie, czy jak mu tam...". Te slowa nie bolaly by tak bardzo, gdyby nie plynely z jej ust. Nie wiem, co jej takiego zrobilam. Chociaz ona nigdy sie przede mna nie otwierala. Zyla moim zyciem. Podejrzewam, ze kiedy zorientowala sie, ze wcale nie mam tak "rozowego" zycia, po prostu sie mnie wyparla. Tak by nie zrobila Tania. Tak by nie zrobil nikt, nawet najgorszy podlec na swiecie. Ale ona tak. Dziewczyny kolo niej zaczely sie ze mnie smiac. To bylo okropne. Dostalam komorke. Nie wiem, po co mi ona, ale dostalam. Nie wiem, czemu. Przeciez i tak mi ja tata odbierze. Nie mowie tego, zeby wzbudzic czyjes wspolczucie, ale taka jest prawda. Zawsze rodzice zabieraja mi cos, na czym mi zalezy. Dlatego nie posiadam nic. Nie przyzwyczajam sie do niczego i do nikogo. Bynajmniej nie bede od teraz. Bo przyzwyczailam sie do szczescia. Zaczelam powoli wtajemniczac sie w debilne plotki typu "A ta ma strasznie wielkie oczko w rajstopach" lub "Ta zerwala z tym i chodzi z tamtym, ale wcale tamten jej sie nie podoba, tylko jego kolega jakistam". Przyznam, ze sama tez zrobilam sie bardzo wscibska. Czulam sie bezpiecznie przy Korze, bo wierzylam, ze ona mnie nie zdradzi... Jakze mylne byly moje nadzieje!! I po raz pierwszy chyba przekonalam sie, ze nie wszystko zabrali mi rodzice. Bo chwilowe szczescie na przyklad zabrala mi wlasnie moja pseudo-przyjaciolka. A Tanie zabrali mi jej rodzice. Natomiast Olgierda zabral mi zal i smutek... Co ze mna? Ja jeszcze trwam... Ale przekwitam. Tak, jestem roslina, ktora zakwitla w promieniach slonca, ale schowala swe platki w nocy... I znow wracam do przeszlosci... _________ Lubie komentarze, wiecie? -------------------- uhm.
|
Nea |
15.05.2003 17:08
Post
#29
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 162 Dołączył: 05.04.2003 Skąd: Kostrzyn Płeć: Kobieta |
Abasieńko... przecztałam to calutkie od
początku do końca i stwierdzam, że ..... mi się podoba. Pisz dalej. Ten
pamiętnik daje mi jakąś energię.... jakby mi pokazywał, że ja sama nie mam
najgorszej sytuacji itp.
Dziękuję. :* |
Abaska |
19.05.2003 18:38
Post
#30
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
19 maj 2003
Dzis sa urodziny mojej mamy ( <---to akurat jest oparte na faktach ), ale jakos wcale tego nie czuje. Ale coz... Nigdy tego nie czuc... Nigdy. Po prostu Piotr przyszedl do "nas" na drinka, a tata przyslal mamie kwiaty, ktore i tak wyrzucila do kosza, kiedy dowiedziala sie, kto jest ich nadawca. A byly naprawde piekne. Az zapieralo dech w piersiach. Az... Az sie chcialo zyc... Ale ja nigdy nie dostalam kwiatow i waptpie w to, bym kiedykolwiek je otrzymala. Tak samo wapie w to, czy znow wstanie slonce... Naprawde straszebnie zawiodlam sie na Korze. Ale postanowilam sie nia nie przejmowac. Wspiera mnie w mym przekonaniu fakt, ze w przyszlym roku dojdzie do naszej klasy nowa dziewczyna - Suzanne. O ile sie nie myle. Ale nie sadze, bo wciaz mam przed oczami liste nowych uczniow, moja radosc na widok nowego imienia. A lista to nowy pomysl dyrektora. No, moze nie calkiem nowy. Jakis rok temu postanowil uprzedzic uczniow, ze ktos dolaczy do ich klasy. Mialam to szczescie, ze bylam w klasie od samego poczatku. Bo pewien chlopak - Corin - dolaczyl do nas w srodku roku szkolnego i zostal automatycznie skreslony z listy normalnych uczniow naszej klasy. A dlaczego? Bo ubieral sie dosc dziwnie. Nie tyle, co dziwnie. po prostu biednie, co calkowicie nie pasowalo do wizerunku naszej klasy, w ktorej wszyscy maja "nadzianych" rodzicow. I dlatego stal sie kozlem ofiarnym. To na niego spadala odpowiedzialnosc za wszystkie przewinienia "kolegow", chocby nawet nie byl obecny przy tym incydencie. Uwazalam to za potwornie niesprawiedliwe, ale coz... Wtedy jeszcze cieszylam sie jako-taka opinia wsrod klasy i nie moglam sobie pozwolic na kolegowanie sie "dziwolagiem". Teraz widze, jaka jestem egoistka. Mimo, ze go nigdy nie wyzwalam, nigdy tez nie stanelam po jego stronie. A szkoda, bo byl to niesamowicie mily chlopak. Byl wesoly, radosny, smial sie z byle czego. Urodzony optymista. Jednak kiedy spotkal sie z reakcja naszej "cudownej" klasy na jego "innosc", nie mogl sie pozbierac. Jego rodzice dokladali grosik do grosika, byle tylko zapewnic mu dobre wyksztalcenie. A on to docenial. Uczyl sie pilnie i moglby dostac stypendium, gdyby nie wypadek... jego tata dostal zawalu serca. mial duze szczescie, ze przetrwal, ale musial niestety zrezygnowac z pracy. Na tym skonczyla sie kariera Corina w naszej szkole. Wiem, ze obecnie klepie biede, ale nie potrafie mu pomoc. Szukalam w ksiazce telefonicznej nazwiska "Ellington" ale niestety nie znalazlam go. naprawde wciaz chce pomoc Corinowi. Ale naprawde nie wiem jak. Raz Shelley - chyba najwieksza pindzia w klasie - opowiadala z podekscytowaniem dziewczynom o tym, jak spotkala Corina w drodze do szkoly. To znaczy... Ona jechala wyjatkowo luksusowym samochodem, a on szedl na piechote... Swinia! Nie moglaby mu chociaz pomoc! Podwiezc go, albo cos... Ale nie, bo to by bylo "ujma dla jej honoru wozic roznego rodzaju zebrakow i wyrzutkow spoleczenstwa". Nie wiem, czemu swiat jest taki dziwny... Ale wracajac do Corina. Za bardzo Shelley nie sluchalam, bo nie za bardzo interesuja mnie jej plotki, ale ta byla wyjatkiem. Opowiadala o tym chlopaku z takim przekonaniem, ze bylam jej gotowa uwierzyc. Przed oczami stawal mi Corin ubrany dokladnie tak, jak opisywala, czyli brudny i wyglodzony. Nie wiem, czemu mu nie pomogla. Ludzom biednym trzeba pomagac, bo kiedys sami potrzebowac bedziemy potrzebowac pomocy. I kto nam wtedy pomoze, jesli nigdy nie dalismy czegos od siebie? Teraz dopiero pojelam, jak kruche jest zycie ludzkie. Jak kruche, zaplatane i zagadkowe jest istnienie. Czy Corin i jego rodzice wciaz istnieja? Nie jestem pewna. Matce Corina bowiem wciaz grozilo usuniecie z pracy... Szczerze mowiac chlopak mogl nie chodzic do tak drogiej szkoly, skoro wiedzial, ze jego rodzice odejmuja sobie od ust, aby go do niej poslac. Nie. Zle mysle. Dali z siebie wszystko. Dali z siebie wszystko, aby dzieciak byl szczesliwy... Czy byl? Czy byl szczesliwy wsrod samych snobow, ktorzy wciaz smiali sie z jego sytuacji finansowej? Szczerze watpie. Ale chociaz mial kochajacych rodzicow, ktorzy naprawde byli wspaniali. Wiem, ze musial czuc sie niezrecznie wobec nich. Wiem, ze musial cierpiec w duszy przez to, ze nie jest im sie w stanie w zaden sposob odwdzieczyc... Czy i ja taka jestem? Nie, ja nic nie robie z tego, ze rodzice sie dla mnie poswiecaja... Przynajmniej ich zdaniem. Chcialabym chodzic do zwyklej szkoly, a snobow zamienic na ludzi normalnych. Mysle, ze przydalaby mi sie taka zmiana. Moze bym sie czego nauczyla? A moze... Moze bym spotkala Corina? Slyszalam przeciez, ze odchodzi do miejscowej szkoly publicznej. Ja jestem zameldowana wlasnie w tym rejonie, wiec gdybym go spotkala, to bym przeprosila za moje zachowanie, wsparlabym finansowo... Ech, w co ja wierze? W lepsza przyszlosc? To niemozliwe z moimi rodzicami... I znowu ich o cos obwiniam. Ktos moglby pomyslec, ze rodzice sa ofiarami mojego niezmiennie pomurego nastroju, dlatego wciaz przedstawiam ich w czarnych barwach... Mimo to w zadnym wypadku nie zaprzecze, ze z calego serca tesknie za rodzicami takimi jak Corina. Bo teraz wiem, ze nie pieniadze sa podstawowym elementem potrzebnym do stworzenia pradziwej rodziny. Nie. Bo tym elementem jest milosc..... ______________ Wow, chyba ten part mi jakos taki dluzszy wyszedl, niz poprzedni Pozdrawiam wszystkich tych, ktorzy czytaja moje wypociny!! No i jak zwykle mile widziane komentarze -------------------- uhm.
|
Nea |
19.05.2003 20:04
Post
#31
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 162 Dołączył: 05.04.2003 Skąd: Kostrzyn Płeć: Kobieta |
Fajne fajne. Co ja będę pisać? Jest
świetne ale uważaj bo często nie piszesz polskich liter.
|
Abaska |
20.05.2003 13:22
Post
#32
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
Nea, mi wcina polskie literki!!
Chetnie bym pisala po polskiemu ale nie moge
Ava, thx :* A juz niedlugo next part ^^ -------------------- uhm.
|
Abaska |
20.05.2003 16:49
Post
#33
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
20 maj 2003
Kolejny dzien dajacy szanse na lepsze. I kolejna zludna nadzieja. Nie wiem kiedy, nagle zaczelam sie przejmowac tym, co o mnie mowia inni. Nie chcialam sie przyznac co do tego nawet w stosunku do siebie, ale nie moge juz tlumic w sobie uczuc. A oto one: Mam zamiar sie zabic. I to nie takie blache glupoty, jakie czasem wypisuja "odjazdowe nastolatki" w zeszytach. Moj zamiar jest jak najbardziej szczery. Czemu niby nie moglabym tego zrobic? Rodzice coraz bardziej mnie ignoruja. Juz nawet tata, chociaz "bardzo stara sie o przydzielenie mu nade mna opieki" nie jest taki jak kiedys. Wszystko sie zmienia. Czuje to. W duszy. W sobie. Czasem mysle sobie, jakby bylo, gdyby costam sie stalo albo nie. Tak wlasnie mysle teraz. Co by sie stalo, gdybym dzis nie zobaczyla, ze Piotr u nas nocowal? Nie moglam powstrzyac sie od wybuchniecia placzem na jego widok. Plakalam, wrzeszczalam i, co gorsza, nie moglam sie w zaden sposob uspokoic. Matka na to wszystko darla sie jeszcze, ze mnie wysle do zakladu psychiatrycznego w Gnieznie, jesli sie nie uspokoje. Nie watpie, ze kazdy uznalby mnie za wariatke, nie mogaca zlapac oddechu ze zdenerwowania, cala czerwona, rwaca wlosy z glowy i na dodatek ze strasznie opuchnietymi oczami. Z pewnoscia wlasnie tak mysli o mnie Piotr. Kiedy ja nie moglam sie uspokoic, on... Smial sie. Po prostu zrywal boki, jakby go cos napadlo. To mnie wprawialo w jeszcze wieksza rozpacz. Skonczylo sie na tym, ze matka kilka razy "dala mi w czajnik" i kazala w tej chwili kazala... Nie bede przeklinac. Powiedziala cos w stylu "W tej chwili spadaj mi do szkoly, albo...". No wlasnie. Albo. Dowiedzialam sie, co to jest to "albo" szybciej, niz skonczyla. Nie wiem, czy to miala na mysli... Mniejsza o to. Nagle zadzwonila komorka. Tata. Prosil mame, czy moglby w koncu ze mna porozmawiac na temat wyjazdu w wakacje do Francji. Nie wiedzialam, ze che mnie zabrac. Zawsze marzylam, zeby zobaczyc wieze Eiffla. Ale marzenia marzeniami, moje sie chyba nie spelni... Mama tak nawrzeszczala na ojca, ze ten sie rozlaczyl. Korzystajac z chwili, kiedy moja matka zaczela opowiadac swojemu kochasiowi o moim ojcu nazywajac go natretnym snobem, ucieklam do szkoly. Nie wytrzymalabym juz dluzej. W drodze do szkoly spotkalam moja "kochana" Shelley... Jechala swoja ekskluzywna limuzyna z Lucy i Kris - jej "najlepszymi przyjaciolkami". Pisze w cudzyslowiu, poniewaz watpie, czy w razie jakiegokolwiek niebezpieczenstwa jedna pomoglaby drugiej. Mimo wszystko - Kris mnie zobaczyla. Wydala zduszony okrzyk, ze ide ulica, a nie jade samochodem, po czym podekscytowana Shelley otworzyla automatyczne okno. Stanelam w miejscu, bo limuzyna zjechala na chodnik tuz obok mnie. Spojrzalam na dziewczyny w milczeniu, przeczuwajac, co teraz sie wydarzy... Pytania. No wiec owe "super-girls" sie pluly jedna przez druga, czy odchodze ze szkoly, gdzie bede teraz chodzic, czy spotkalam w szkole Corina, jak on wyglada, czy wroce chociaz na chwile do szkoly, zeby sie z nimi pozegnac, i wiele innych w tym stylu. Ja przez cala ta akcje patrzylam na nie jak na debilki. Gdy umilkly uprzejmie powiedzialam im i szoferowi Shelley (ktory bacznie sie przysluchiwal) ze po prostu przeszlam sie na poranny spacer. Shelley natychmiast zamknela automatyczna szybe i chwile pozniej samochod odjechal z piskiem opon wiozac patrzace na mnie z dezaprobata dziewczyny do szkoly. Ja natomiast postanowilam kontynuowac swoj "spacer". Nie uszlam za daleko, gdy stalo sie cos nieoczekiwanego. Zobaczylam Corina... -------------------- uhm.
|
Abaska |
20.05.2003 21:25
Post
#34
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
Next part tamtego dnia...
Opieral sie o popisana scianie brudnego bloku i najwyrazniej na kogos czekal. Szczerze mowiac, urzekl mnie jego widok... Jego osoba. nie ubieral sie juz tak, jak kiedys. Chyba wreszcie mu sie zaczelo cos ukladac!! Bylam tak zaskoczona, ze az zaparlo mi dech w piersiach, kiedy wolno odwrocil sie w moja strone. Chcialam rzucic mu sie na szyje, wrzasnac "ZYJESZ!! CORIN, TY ZYJESZ!!" ale na szczescie powstrzymalam sie w biegu. No, ale co sie stalo, to sie nie odstanie. Bieglam w jego strone. On, zaskoczony, rozejrzal sie na boki a gdy nie zobaczyl nikogo poza soba wrocil do obserwowania mnie. W tym momencie zauwazylam, ze robie cos baaardzo glupiego. Corin bowiem najwyrazniej mnie nie poznawal. Tak wiec zwolnilam tempo biegu i... Wsiadlam do pierwszego lepszego autobusu, ktory akurat podjechal na przystanek. Corin jeszcze przez jakis czas obserwowal mnie przez szybe, a ja patrzylam mu prosto w oczy... Nie moglam sie opanowac... Mial takie ladne, niebieskie oczy... Piekne... Z daleka bylo widac, ze niebieskie, ze... I nagle ogarnelo mnie przerazenie. To nie byl Corin!! Corin mial oczy szare, a ten tutaj... Nie, nie wiedzialam, co o tym myslec... Cale szczescie, ze nie uwiesilam mu sie na szyi, bo facet by oglupial. Myslalam tak przez jakis czas siedzac wygodnie na krzesle i obserwujac mijajacy krajobraz... Dopiero po jakims czasie dotarlo do mnie, ze jade na gape jakims autobusem, ktory - ku mojemu przerazeniu - jechal w strone nieznanej mi dzielnicy... Zaczelam na nowo rozpaczac. Zobaczylam swoje odbicie w szybie. Moje oczy wciaz byly nienaturalnie napuchniete. Moze to dlatego ten chlopak zwrocil na mnie uwage? Moze... Zatrzymalimy sie. To znaczy autobus zatrzymal sie na przystanku. Siedzialam dalej spokojnie, gdy nagle... Zobaczylam "zamaskowanego" kontrolera biletow. Widzialam sznureczek na jego szyi... Drzwio juz sie zamykaly, gdy ja w ostatniej chwili wyskoczylam. Udalo mi sie. No, moze nie calkiem. Bylam w Euyor Lane, jak mi sie zdawalo... Nie, nie zdawalo mi sie. Mialam racje. Znalazlam sie w najbrudniejszej i najczarniejszej dzielnicy miasta. Jak ja tu trafilam? Spojrzalam na rozklad jazdy autobusow i (o, zgrozo!) nastepny autobus jechal dopiero za poltorej godziny. Bylam na tak zwanym odludziu. Wszedzie walace sie domy, kurz, czarny piach i cisza jak makiem zasial. Mialam tego dosc. Siegnelam do torby po komorke, zeby zadzwonic po taksowke... Ale jej nie mialam! Zostawilam ja w domu. Tak wiec zrezygnowana zaczelam sie rozgladac za jakims sklepem, gdzie moglabym usiasc i w spokoju poczekac na autobus. W koncu znalazlam cos sklepo-podobnego. Nie byl to doslownie sklep, tylko dom , a nad furtka widnial napisany odrecznie napis: SKLEP SPOZYWCZY. Postanowilam poprosic sprzedawce o skorzystanie z telefonu. Gdy weszlam, moje nadzieje rozwialy sie w trymiga. Nie byl to sklep. To byla katastrofa. Mimo, ze wszystko bylo czyste, czuc bylo biede. Zza kotary przy ladzie wyszla chuda kobiecina o sympatycznym wyrazie twarzy i zapytala sie, w jaki sposob moglaby mi pomoc. Poprosilam ja o skorzystanie z telefonu, ale ona ze smutkiem odparla mi, ze niestety nie ma u niej telefonu. Moze mnie jednak podwiezc do najblizszej budki telefonicznej. Przystalam na to z ochota. Kobieta krzyknela "Corin, popilnuj sklepu!! Zaraz wracam!!". Blyskawicznie odwrocilam sie i zobaczylam Go. Corina z mojej szkoly we wlasnej osobie. Nie byl tak znow wyglodzony, ale sprawial wrazenie osoby, ktorej asie nie przelewa. Taka byla prawda... Spojrzal na mnie dziwnie, jakbym kogos mu przypominala... Usmiechnelam sie w odpowiedzi i wyszlam za jego mama. Poprosilam, zeby powiozla mnie do przystanku na A. Alessiego. Zrobila to z ochota. Nie wiedzialam, w jaki sposob sie jej odwdzieczyc, wiec zostawilam jej na siedzeniu piecdziesiat zlotych. Mam nadzieje, ze nie obrazi sie, ze tak malo. Chociaz w ogole ciekawi mnie jej reakcja, kiedy zobaczy te pieniadze. Mysle, ze sie ucieszy. Gdy dojechalysmy, podziekowalam, poprosilam, zeby pozdrowila Corina. Nie powiedzialam, kim jestem. Nie mialam odwagi. Gdy mama Corina odjechala poczekalam na autobus do mojej szkoly, po czym czym predzej sie do niej wybralam. Gdy weszlam do klasy spozniona o trzy lekcje, wszyscy robili zdziwione miny. Kora zapytala mnie, czy ja przypadkiem nie zostalam porwana przez Corina. Spojrzalam jej w oczy dziwnym wzrokiem i nagle... Zrozumialam, ze jest o tym swiecie przekonana!! Nastepnie zwrocilam swoj wzrok na Shelley. Byla wyraznie zawstydzona. Juz wiem czemu. Rozgadala po calej klasie, ze mnie widziala, kiedy bylam ciagnieta przez "barbarzyncow" do jakiego s samochodu. A ona - bohaterka - chciala zadzwonic na policje, ale niestety nie wiedziala, czy oni nie zaproponowali mi podwiezienia do szkoly. A pozniej, po moim przybyciu zaczela nadawac o zepsuciu sie samochodu Corina. Nie wytrzymalam. Podeszlam do niej i syknelam drwiacym tonem: "Doprawdy? A jaki samochod ma Corin?". Wszyscy obecni spojrzeli na mnie zdumieni. Shelley natomiast zaczela krecic cos, ze nie przygladala sie, ze nie zwraca uwagi na takie blachnostki. Z satysfakcja zauwazylam, ze klasa patrzy na nia jak na wariatke. Cieszylam sie... Chyba po raz pierwszy tego dnia. Teraz siedze w domu i wspominam dzisiejsze wydarzenia. Ciekawe, jak bedzie jutro... __________ Postanowilam dac dzis bonusa ^^ Bo nie wiem, czy jutro bede mogla wejsc przed kompa... Pozdrawiam!! PEES: Ava, taki dlugi moze byc? -------------------- uhm.
|
Abaska |
23.05.2003 19:05
Post
#35
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
23 maj 2003
Nie moglam pisac. Nie umialam. Dopiero teraz, w dzien moich urodzin zdolalam sie przelamac. Nie musze chyba nawet wspominac, ze nikt o nich nie pamietal... Ale nie to jest najgorsze. Shelley caly czas smieje sie ze mnie i z mojego "wypadu na miasto". Mysle, ze wciaz jest wsciekla za to, jak ja wtedy uciszylam... Jest nawet bardzo wsciekla... Ale coz... Ja nic na to nie poradze, ze dziewczyna potrzebuje wizyty u specjalisty. Musze konczyc, bo zaraz jedziemy na "wycieczke" nad jezioro. Podejrzewam, ze wiem, na czym owa wycieczka bedziec polegac. Na zbieraniu przeze mnie galezi i szukaniu w tym frajdy oraz obsciskiwaniu sie mojej matki i Piotra. Ach, no tak... Nie napisalam o tym... No wiec niedawno oglosili mi, ze sa para i gdy tylko skonczy sie sprawa rozwodowa jej i ojca, pobiora sie... Odpowiedziealam tylko "Faaajnie". Po czym poszlam do pokoju i ukrylam sie w... Naprawde, musze konczyc!!! -------------------- uhm.
|
Anka |
25.05.2003 14:49
Post
#36
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 12 Dołączył: 14.04.2003 |
Ogólnie bardzo mi się podoba, ale ostatni
part był trochę krótszy i bardziej zwykły niż inne. Mniej emocji i wydarzeń,
ale pisz dalej i nie przerywaj prowadzenia tego pamiętnika, bo jest extra
A wydarzeń w pamiętniku nie musi być tak dużo, bo to przecież pamiętnik
Abasko, masz talent.
|
avalanche |
27.05.2003 14:06
Post
#37
|
Mistrz Różdżki Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 1391 Dołączył: 11.04.2003 Skąd: Mementium Morium Płeć: Kobieta |
Abaś nie pozostwaiasz mi wyboru - muszę
cię wysłać na dwutygodniowy kurs dla niepoprawnych optymistów (ja do nich
ostatnio sie zaliczam ) i wyciągnąc cię z tego bagna zwanego
"pesymizmem" i rozbudzić w tobie chęć do pisania.........uwierz mi
pisanie czasami pomaga - można się wyrzyć (moja praktyka
) urealnić swoje marzenia na ekranie
komputera.....poza tym czuje się że ma sie kompletną władzę nad postaciami
(no może uśmiercanie zostawmy na kiedy indziej )......no ale podsumując mój nudny i
pełen psychicznych strofek wywód to stwierdzam co następuje (t jest mój
jedyny wniosek) - zobaczysz uczucie beznadziejności minie i znowu zachce ci
sie pisać........a i jeszcze jedno - nie przejmuj sie tym że czasami nie ma
komentów - bo będą.........ja pamiętam moje początki w moim ff PNZ -
dziewczyno -ponad tydzień pusto, żadnych oznak tego że ktoś to czyta......no
ale parę osób się zlitowało .........tak więc jak chcesz to daj sobie
paredni wypoczynku i potem znowu zacznij........życzę powodzenia!
(psik! Ave Cesar!)
-------------------- "Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald |
Abaska |
30.05.2003 19:52
Post
#38
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
Postanowilam, ze bede troche przyspieszac
z datami, bo pozniej nie nadazam... A to potraktujcie jako CHWILOWY przyplyw
weny ^^ Milego czytania!!
10 czerwiec 2003 Zabrali... Nie moge w to uwierzyc... Zabrali mi... Pamietnik! Zabrali mi go... Ta swinia, Shelley... Zabrala. I przeczytala. I wie wszystko. I Kora tez. I... I cala klasa. Mam ochote sie zabic. Musialam ta zouze blagac, zeby oddala mi dziennik. Czulam sie jak scierka do podlogi. Nigdy tak podle sie nie czulam... Nigdy nikt mnie tak nie upokarzal. Teraz wiem, ze moglam nie przynosic dziennika do szkoly. Zrobilam to po raz pierwszy i z pewnoscia po raz ostatni... Czemu placze? Przeciez to nic... Teraz przynajmniej wie, co o niej mysle... Co mysle o nich wszystkich... Naprawde, czuje sie strasznie. Jak wyrzutek spoleczenstwa... Chociaz... Czy ja nim nie jestem? Teraz siedze sama w parku, ludzie omijaja mnie szerokim lukiem, najczesciej sa to pary albo starsze osoby. Z mojej prawej strony idzie grupa chlopakow ubranych w luzne bluzy, trzymajacych w rekach deskorolki. No tak, przeciez za mna jest "plac skatowski". Ida pojezdzic i "poszpanowac"... Moze i dobrze? Bede miala zajecie... Ogladanie ich wyczynow... Ale interesujace. Flaki z olejem... Ale lepsze to, niz nic. Przeciez i tak jestem sama. Patrze na ich popisy i... calkiem calkiem. Szczegolnie podoba mi sie jeden z nich, ktory robi salto z deska... Ze sluchawkami w uszach. Nie wiem, co mi odbija. Nigdy wczesniej nie podobalo mi sie TAKIE cos. Nie cierpie przeciez hiphopu i tych innych szpanerskich rzeczy... Ale deski sa niezle. Szczegolnie jak umie sie na nich jezdzic... Oho, idzie grupa innych chlopakow... Ale nie z deskami. Niestety. Jeden z nich podchodzi do deskarza ze sluchawkami i cos do niego mowi, a potem popycha... Chyba zanosi sie na bojke... Juz nikt nie jezdzi na desce. Wszyscy bez wyjatku wlaczaja sie do nic nie wartej dyskusji... Jakie to idiotyczne. Ludzie to maja problemy... I sposoby na radzenie sobie z nimi... Piesci. Pseudo-deskarz zaczyna szarpac chlopaka sluchajacego wczesniej muzyki (zdjal sluchawki). Nie, to debilne, ale... Oni sie tluka!! *** Obserwowalam rozwoj sytuacji. Niestety, pseudo-deskarzy bylo wiecej. Pobili skate'ow i odeszli. Spojrzalam z niepokojem na deskarzy, ktorzy pochylali sie nad chlopakiem ze sluchawkami, ktory... Byl nieprzytomny!! Zerwalam sie i podbieglam do nich. Byli tacy zaaferowani, ze nawet mnie nie zauwazyli. Cale szczescie, ze mialam komorke. Po raz pierwszy mialam okazje zadzwonic po pogotowie, a nastepnie usunelam sie z pola widzenia. Gdy przyjechali lekarze, natychmiast udzielili mu pierwszej pomocy, po czym jedni pojechali z chlopcem do szpitala, a inni zostali na miejscu. Ktorys z doktorow zapytal sie skate'a, kto zadzwonil. Ten, poobijany wzruszyl tylko ramionami na znak, ze nie wie. Natomiast jego kolega zaczal cos opowiadac, prawdopodobnie cala "historie". Mysle, ze domyslal sie, ze to ja. Przynajmniej mam taka nadzieje. To wszystko dzialo sie tak dziwnie szybko, ze calkowicie zapomnialam o moich problemach... O Shelley i o jej psiapsiolkach... O wszystkim. Chyba musze czesciej przychodzic do parku. I choc dalej jestem przeciwna muzyce, ktorej sluchaja, polubilam skate'ow. Nie szpanuja, maja po prostu taki styl bycia. I, co najwazniejsze, wydaja sie normalni. Dziwie sie temu, co mowie, ale tak jest... Samo przez sie. Nie umiem tego wytlumaczyc. Tak, jak nie umiem wytlumaczyc wielu rzeczy... Wszystko jest takie... Nierealne... Takie... Dziwne. Ale teraz, w czasie rozwazan jednego jestem pewna: Gdy spotkam tego pakera, tego pseudo-skate'a, spiore go na kwasne jablko... _________________ Chcialam wprowadzic tego parta, zeby zwrocic wasza uwage na tolerancje... Bo nie wszyscy skaci sie det. Przekonalam sie o tym w sposob taki, jak Calen... Nie dzwonilam na pogotowie, bo potrzeby takiej nie bylo, ale trza to bylo troche urozmaicic ^^ A tak apropo: Wiele jest takich sytuacji, niestety. Rasism, normalnie rasizm -------------------- uhm.
|
Abaska |
01.06.2003 17:31
Post
#39
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
Dla wszystkich, ktorzy to czytaja (czyt.
chyba na pewno nikt, wiec gadam do siebie): Mam zamiar zrobic kilka
pamietnikow. Kilka opowiesci. Kilka... A, no po prostu opisac zycie ludzi z
klasy Calen. Dlatego prosze Was o pomoc: Chce pisac teraz o zyciu kogos
innego (tajemnica ^^), ale nie wiem, czy zalozyc w tym celu nowy topic. Chce
dalej prowadzic topic Calen... I zarazem nie chce za bardzo zasmiecac foroom
(co wlasnie robie
). A teraz, zeby nie przynudzac, next part:
15 czerwiec 2003 Wszystko jest nie tak. Nie tak, jak mialo byc... Ale co mialo byc? Nie wiem. Nasze zycie jest jak labirynt... Nie wiemy, co czeka za rogiem. Albo szczescie, albo bol i rozpacz. Mozemy isc naprzod, zaryzykowac, lecz nigdy nie mozemy byc pewni, czy postepujemy slusznie. Ja postapilam nieprawidlowo. Zaryzykowalam... O duza dosc stawke. O zycie obcej osoby... O zycie skate'a ze sluchawkami. Nie moge sobie wybaczyc i watpie, czy kiedykolwiek sie na to zdobede. Przeze mnie zginela juz druga osoba. Najpierw Sara, teraz Pete. Pete Crenshaw. Dosc ladnie sie nazywal... Gdyby nie ja... Gdyby nie to, ze przewodnik pseudo-skate'ow mnie odnalazl... Gdyby nie ten przeklety Shamal... Shamal King! Dobre sobie! Raczej Shamal Gnojek. Odnalazl mnie i zaszantazowal... Odparlam, ze nie wiem, o co mu chodzi. Nie mialam pojecia, ze przy tym wszystkim obecny jest Pete!! I Shelley... Nie wierze, wciaz nie wierze, ze zapuscila sie w "takie" dzielnice miasta. Ona szczerze mowiac tez sprawiala wrazenie roche zamroczonej... Te przesloniete mgla oczy, ten obledny usmiech... I ten upadek. Przez glowe przemknela mi mysl, ze jest odurzona. ale to niemozliwe. Zbyt bardzo dba o reputacje. Nie mialam czasu sie jednak nad tym zastanowic, bo Shamal pokazal mi noz. I Pete... Skoczyl. Prosto na noz. Nadzial sie. Zamiast mnie... Zamiast mnie. Nie moge w to uwierzyc. Nie potrafie. Zakrztusil sie i upadl. Jakies 50 metrow od Shelley. Sprawcy uciekli, a ja nie zdawalam sobie sprawy z sytuacji. Nie. Wciaz nie zdaje sobie sprawy, choc od tego czasu minely dwa dni. Dwa przeklete dni. Dwa dni, ktore w pelni uswiadomily mi, kim, a raczej czym jestem. To ja powinnam byla zginac. On nic nie zrobil. A Shamal po prostu sie na niego uwzial. A ja... Ja spowodowalam smierc Sary. Ja spowodowalam rozwod rodzicow. Ja spowodowalam smierc Pete'a... Musze odejsc. Swiat i tak ma wiele wiecej problemow, niz zajmowanie sie moja osoba. Nie jestem potrzebna. Tylko przeszkadzam. Niczym chwast w perfekcyjnym ogrodzie. Niczym ja... -------------------- uhm.
|
avalanche |
01.06.2003 20:52
Post
#40
|
Mistrz Różdżki Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 1391 Dołączył: 11.04.2003 Skąd: Mementium Morium Płeć: Kobieta |
Abaś jakie to głebokie.....naprawdę bardzo
dobrze że poruszyłaś temat nie tolerancji....tyle się tego debilstwa widzi
na ulicach, że tylko wziąść ich pod ścianę postawić i rozstrzelać...może by
pomogło, chociaż nie wiadomo.....biedny Pete
ja bym takiego pseudo debila co go zabił posiekała na kawłeczki......W
niektórych miejscach zapomniałaś przecinków poprzestawiać, ale myślę że
problemy z tym takim nie ma u ciebie raczej.
a co do pamiętników tych różnych osób to myślę że można by to w tym pisać...nawiązywać ich relacje z dzienników do sytuacji w jakiej się znajdują wszyscy piszący.......no nie wiem.......może ktoś ma inny pomysł, lepszy to ci powie -------------------- "Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald |
Abaska |
03.06.2003 19:32
Post
#41
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
Zdecydowalam, ze nie chce robic zametu na
tym topicu, wiec bede zaloze nowy z dziennikiem tej innej osoby. Mam
nadzieje, ze ten nowy tez bedziecie czytac (maslane oczka ^^)... Dobra, no
to next parcik =D
17 czerwiec 2003 Dzis byl koniec roku szkolnego. Nie dostalam swiadectwa z czerwonym paskiem, czym wywolalam wscieklosc rodzicow i Piotra. Ten ostatni po raz pierwszy mnie uderzyl... Nie mial prawa!! Jak on smial!! Wracam ze szkoly, mowie, ze do swiadectwa z paskiem zabraklo mi trzech setnych, a tu... Swist i uderzenie. Piotr. Spojrzalam na niego z wsciekloscia, i tu nagle drugi swist - tym razem matka. Zaczelam plakac, bo uderzenia bolaly, natomiast oni wrzeszczeli na mnie i bili zarazem. Mama wypominala mi, ze teraz przeze mnie nie bedzie sie mogla w pracy pokazac. Piotr darl sie, ze co on teraz powie swoim znajomym... Nie wiem i nie chce wiedziec ani znac jego znajomkow... Nigdy w zyciu!! Jesli sa tacy, jak on... Teraz siedze w pokoju i zapieram plecami drzwi, bo oni chca sie do mnie dostac. Mowiac "oni" mam na mysli oczywiscie matke i jej kochasia. Czemu nie moge miec normalnej rodziny? Czemu moje zycie to jedno wielkie bagno? Czy to moja wina, ze jestem, ze istnieje? Czasami mam wrazenie, ze gdybym sie malowala i "pindziowala" bylabym bardziej popularna w klasie. Lubiana... Czemu jest to takie niesprawiedliwe? Pozycja w klasie zalezy od stroju i od grubosci portfela rodzicow danej osoby... Czemu tak jest? Czemu nie moze byc rownosci miedzy ludzmi? Tyle mam pytan, a nikt nie zna odpowiedzi... Nikt. Nikt, choc na Ziemi zyje tyle zablakanych dusz... Czy zadna z nich nie wie nic wiecej, niz jest jej dane? Czy wszystkie dusze skazane sa na nieskonczona wedrowke w ciemnosci w poszukiwaniu nieistniejacego swiatla? Lub czy istnieje takie miejsce, jak Slonce, ktore az razi swa jasnoscia? Tak... zapewne... bowiem zawsze niechec budzi w nas, ludziach swiadomosc, ze inni maja lepiej. Zazdrosc? Mozliwe... Zawisc? Owszem... Zablakanie i wynikajaca z tego wspolna nienawisc? To najbardziej trafne okreslenie. Ale nawet najszczesliwszy czlowiek we Wszechswiecie nie jest w stanie odpowiedziec na wszystkie pytania dotyczace istnienia. Nikt. Wlasine slucham radia. Czemu swiat dzieli sie na "gwiazdy" i zwyklych, pospolitych ludzi, ktorzy mimo mniejszej ilosci pieniedzy sa bardziej szczesliwi? Czy to jest konieczne? Ktos madry odparlby: "Nie, nie jest. Jednak wszystkie kroki poczynione w tym kierunku obroca sie w nicosc, gdyz ludzie nie sa jeszcze przygotowani na taka zmiane. Tylko w obliczu wspolnego kataklizmu powstanie nadzieja, ze istnieje jeszcze takie cos jak wspolna pomoc i tylko wtedy mozliwe bedzie zjednoczenie swiata". Osoba ta mialaby racje. Kazdy z nas jest czastka Wszechswiata. Tak mala, ze wprost niewidoczna golym okiem, lecz jest. Kazda drobina jest inna, tak jak kazdy czlowiek jest inny. I warto o tym pamietac, gdyz przyda sie to wlasnie w chwili owego niebezpieczenstwa. -------------------- uhm.
|
avalanche |
03.06.2003 20:18
Post
#42
|
Mistrz Różdżki Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 1391 Dołączył: 11.04.2003 Skąd: Mementium Morium Płeć: Kobieta |
rok temu zabrakło mi 0.2 setnych do paska
(Psycho ja to dostałam cholery i to też było przez
informatykę!!!!!!) a w tym....też dostanę
cholery.....zabraknie mi 0.4 do paska przez polski z którego powinnam mieć
5!!!naprawdę czuję się na tyle i wiem że mi się należy, ale
rozmawiaj tu z taką (kiedyś myślała że jest fajna)......
co do ficka jeszcze........ <Tak... Zapewne... Bowiem zawsze > - to zapewne to z małej moim zdaniem mogłoby być. Jeszcze parę takich podobnych było co z małej po tych kropkach mogłaś napisać. No ale to nie są takie błędy straszne, ale warto czasami zwracać uwagę na takie szczególiki jak się dobrze pisze. -------------------- "Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald |
Abaska |
04.06.2003 16:48
Post
#43
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
Dzieki Ava!! Nareszcie ktos mi
wytyka bledy =) Jush zmienilam ^^
-------------------- uhm.
|
Abaska |
07.06.2003 22:43
Post
#44
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
Koncze ten pamietnik. Jak ktos bedzie
chcial, to czytnie =) Ale za to obiecuje, ze niedlugo bedzie pamietnik innej
osoby...
CHRISTINE 20.06 godz. 22. 30 Czy ja tak zle wychowalam corke? Czego jej nie dalam, ze nie potrafila wytrzymac? Milosci? Przeciez miala jej bardzo duzo... Az nadto... Ladne ciuchy, sliczny pokoj... Czegoz innego pragnac moze dziewczyna w jej wieku?? Chlopaka? Nie... Przesadzam. Ale dowiem sie wszystkiego... Przynajmniej mam taka nadzieje. A pozniej uciekne. Uciekne stad. Z tego swiata. Tak jak zrobila to Calen... I mozliwe, ze rowniez Sara... Bylam beznadziejna matka. Przynajmniej w ostatnim czasie. Widzialam tylko Piotra... A po co? Czemu? Jak? Dlaczego? I tak wrocil do swojej lafiryndy. Zaryzykowalam dla niego wszystko... Nawet zycie mojej jedynej corki... I przegralam. Opuscil mnie... A ja przed smiercia Calen wyrzadzilam jej taka krzywde... Nie wiem, czy mam sile czytac zapiski z tego zeszytu, ktory polozyla na biurku... Nie wiem. Ale wiem jedno... Stracilam wszystko. Stracilam dwie corki, meza, kochanka, prace... Stracilam chec do zycia... ******** A reszte mozecie ulozyc sami... Mysle, ze tak bedzie najlepiej =) Dziekuje wszystkim, ktorzy czytali tego FFa i tym, ktorzy go przeczytaja =) Pozdro!! -------------------- uhm.
|
avalanche |
07.06.2003 22:49
Post
#45
|
Mistrz Różdżki Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 1391 Dołączył: 11.04.2003 Skąd: Mementium Morium Płeć: Kobieta |
szkoda że skończyłas
am jednak nadziej że niedługo wystartujesz z nowym pomysłem. Pozdrowionka
kochana sadystko!
-------------------- "Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald |
Abaska |
07.06.2003 23:00
Post
#46
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 240 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: a nie wiem, tak z powietrza. Płeć: Kobieta |
avus skonczylam, bo sie to coraz goorsze
robiloo niestety... a co do pomyslow, to wystartowalam =) tytul
zniechecajacy chyba, ale coosz... "historia Gromady" sie zwie =)
zapraszam, droga sadystko =)
-------------------- uhm.
|
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 24.09.2024 08:15 |