Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Magia, Po raz drugi,bo pierwszym razem nie było

Anulka
post 15.01.2007 21:22
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 08.03.2006




Za pierwszym razem jak to wkleiłam na forum cos sie dziwnego stało. Oto po raz drugi.
Nigdy nie szło mi pisanie miniaturek. Ta jest, według mnie znośna. Czekam na krytyk, bo będą szczera to spodziewam sie jej dużo. Betowała Kate V, za co jej bardzo dziękuje.


- A właśnie, że Magia! – krzyczy mały, najwyżej pięcioletni chłopiec
- A właśnie, że nie! – odkrzykuje drugi, starszy. – Jak coś nie żyje, to na pewno nie czuje! Co ci przyszło do głowy?
- Skąd możesz wiedzieć?!- pyta buńczucznie pierwszy i patrzy w oczy brata. Są niebieskie, jak jego, ale jednak zupełnie inne. Mają w sobie tyle powagi, a przecież Albus jest niewiele straszy od niego. Jak to możliwe, że oczy Aberforha nie są takie same?
- Mama mi mówiła. – odpowiada spokojnie Albus, a młodszy brat wie, że nie może na to nic powiedzieć, bo mama zawsze ma rację.

Teraz nie przyjdzie? Tak po prostu, po latach go zignoruje? Dlaczego? Co zrobił źle? Przecież już kiedyś się pojawiła! Fakt, może to było, gdy był dzieckiem, ale... A może mu się tylko wydawało? Nie! Była tam i mówiła do niego! No tak, z drugiej strony nigdy mu nie obiecała, że takiej chwili też się pojawi. A on miał tyle pytań i tak mało czasu.
- Z czystej ciekawości, Aberforthcie, jakie to zaklęcie? – rozlega się zachrypnięty głos.
Staruszek odruchowo rozgląda się po pomieszczeniu i nic nie widzi. Tylko ściany pełne portretów i dużo, dużo drobiazgów Albusa. To w końcu jego gabinet.
- Przyszłaś?! Jesteś? Pokaż się!– woła czarodziej, kiedy w końcu cała ta sytuacja dociera do niego z całą mocą. To po prostu musi być ona.
- Dlaczego zakładasz, że jestem kobietą? Ja nie mam płci, ale skoro tak chcesz…
Przed zniszczonym biurkiem Albusa pojawia się stara kobieta ze skołtunionymi włosami i mnóstwem zmarszczek. Jej ubranie jest zniszczone i wygląda na równie stare jak ona.
- Podobno masz do mnie mnóstwo pytań? Pytaj, mamy mnóstwo czasu – jej głos nie jest już tak bardzo zachrypnięty i nabiera bardziej ludzkiego wyrazu.
- Umieram. A zaklęcie? Nie wiem. Dlatego umieram. Gdybym wiedział…
- Gdybyś wiedział, to siedziałbyś zakopany w bibliotece tego zamku. Nic by ci to nie dało.
Kobieta rozsiada się wygodnie na fotelu naprzeciwko niego.
- Kawy? – pyta odruchowo Aberforth, po czym krzywi się nieco pod wzrokiem swojego gościa.
- Wiesz, chodzę między czarodziejami już dobre dwadzieścia, może nawet trzydzieści lat i udaję żebraczkę. Jak dotąd nie spotkałam ani jednego, który poczęstowałby mnie czymkolwiek. A ja od wieków, dosłownie od wieków nie piłam kawy. Poproszę, jeśli nie sprawi ci to kłopotu.
- Skąd.
Mężczyzna macha szybko różdżką i na stole pojawiają się dwie filiżanki. Towarzyszka patrzy na niego z irytacją i pewną dozą pogardy, bez przerwy prychając.
- Wy czarodzieje! Jesteście tak zapatrzeni w siebie, że aż mi was żal. Zwłaszcza w tych czasach.
- Czemu tak uważasz? – pyta staruszek próbując upić łyk kawy, ale ta parzy go w język.
- Po co wam różdżki? Kiedy jesteście dziećmi, używacie czarów samą siłą woli. Dlaczego nie robicie tego jako dorośli?
- Wewnętrzne blokady. Myślałem, że wiesz. Pojawiają się z wiekiem. Poza tym większość z nas jest za słaba, żeby wykonać jakieś zaklęcie bez użycia różdżki.
Mężczyzna wpatruje się z ciekawością w staruszkę siedzącą naprzeciwko niego. Jego krótkie, siwe włosy zdają się błyszczeć w blasku księżyca, którego światło wpada zza okna. Zauważa, że oczy kobiety też dziwnie połyskują, ale nie do księżyca.
- Bzdura. To wasz wymysł! – mówi ze złością staruszka. – Jesteście zbyt leniwi, żeby używać tego co wam dałam, więc wyzyskujecie inne magiczne stworzenia i rośliny, aby się nie przemęczać! Noworodek z moim darem byłby w stanie przenosić góry, ale wy sprawiacie, że jego dar zamiast się rozwijać, maleje! To żałosne.
- Ty czujesz? – pyta czarodziej i natychmiast karci się w duchu za to pytanie.
- Trochę. Inaczej niż wy. Widziałeś właśnie coś na kształt złości. Jest jeszcze uczucie podobne do niechęci oraz mieszanina, chyba, miłości i przywiązania. – twarz, która jeszcze przed chwilą wyrażała tyle emocji, znów jest kamienna. Abeforthowi przemyka się przez myśl, że Ona nie lubi o sobie mówić.
***
- Jak będę duży, to ją znajdę i zapytam, czy mama mówi prawdę! – od ostatniej kłótni braci minął prawie tydzień, ale chłopiec cały czas ma ją w pamięci.
- Mama ma zawsze racje. – stwierdza Albus. Kiwa na młodszego brata i prowadzi w stronę rzeki.
- Nie ma.
- Ma. Pamiętasz jak nam powiedziała, że nie wolno łykać pestek bo można się zakrztusić?
- Tak, ale przecież nawet mała Mary to wie - mówi chłopiec i nie wygląda na przekonanego.
Albus wzdycha głośno.

***
- Kiedyś, na początku nie używaliście przewodników magii. Ona po prostu była. Czasem w rękach, czasem w oczach czy ustach. I było dobrze, nie niszczyliście magii nie należącej do was.
- Skąd się wzięłaś? Mam na myśli, czy byłaś zawsze, czy…?
- Pytasz, czy jestem Bogiem? Nie. Pojawiłam się tutaj na długo przed ludźmi, ale ja też zostałam stworzona. Starsza ode mnie była tylko Natura i jej dzieci.
- A Bóg?
- Co Bóg? - głos kobiety znów nabiera mniej ludzkiego dźwięku, ale tylko na chwilę.
- Co z nim, spotkałaś go kiedyś?
- Nie. Nie wiem, czy to był Bóg. To jest coś… Ktoś, kto jest bardzo potężny, ktoś kto sprawia, że czasem skaczę ze szczęścia, a innym razem kulę się z przerażenia lub wstydu. Kiedy wyczuwam jego obecność. Bardziej niż zwykle. Ale… sam się przekonasz. Już niedługo, prawda? Ile ci zostało? – oczy połyskują jej złośliwie.
- Parę dni. Nie wiem dokładnie. Trucizna rozchodzi się powoli, jednocześnie ze wzrostem mocy zaklęcia.
Aberfoth przymyka powieki. Boi się śmierci. On nigdy nie był tak odważany jak Albus. On był w Ravenclawie.
- Zastanawia cię skąd się wzięli czarodzieje, prawda? Opowiem ci. To długa historia.
Staruszka mruży oczy, po czym pierwszy raz tego wieczoru na jej usta wpływa uśmiech. Szeroki, szerszy niż Aberforth kiedykolwiek widział u kogokolwiek. Nie licząc Albusa.
- To było dawno temu. Bardzo dawno. Nie pamiętam kiedy dokładnie, ale data i tak nic by ci nie mówiła. Pojawili się ludzie i… zaczęli się panoszyć. Z czasem wszędzie było ich pełno. Rodzili się i umierali, w międzyczasie grając mi na nerwach, jak to się teraz mówi. A zdarzyło się, że złościli nie tylko mnie. Matka Natura też nie była zbyt zadowolona, chociaż na początku darzyła ich wielką sympatią. Tak się złożyło, że popadłam wtedy z nią w konflikt, a najlepszym sposobem na uprzykrzenie jej wieczności było przedłużenie istnienia pewnego gatunku – kobieta rozparła się jeszcze wygodniej na fotelu i podniosła dłoń do włosów. - Zaznaczam, że miałam wtedy, przeliczając na ludzkie lata… Jakieś dziesięć, może dwanaście lat. Zaczęłam się przyglądać ludziom i zauważyłam, że w gruncie rzeczy nie są tacy źli. Oczywiście nadal tępi i nierozgarnięci, ale polubiłam ich. Tylko, że zbyt szybko umierali.
- Dałaś nam dar tylko dlatego, że za szybko umieraliśmy? – na twarzy Aberfortha pojawia się zawód.
- Wtedy dałam wam dar. Jednej rodzinie, która nie wiadomo kiedy rozrosła się na parę tysięcy osobników. Mało tego. Zapomnieli o mnie zupełnie i już się do mnie nie odzywali. Nie mówiłam im zatem jak mogą używać magii i położyłam się spać. Przespałam parę tysięcy lat. Może nawet parędziesiąt. Budzę się i co widzę? - odpowiada jej milczenie. - Okazało się, że nie mogę sobie tak po prostu zasnąć, bo oni wtedy tracą magiczny dar. I nie żeby było mi ich szkoda, po prostu… Nieważne. W każdym razie nie spałam już więcej.
- A ostatnio? – pyta staruszek patrząc na nią uważnie. Nie wydaje się być zmieszana.
- Och, to była taka mała drzemka. Trzy tysiące lat. Nic wielkiego. Zabezpieczyłam ich! Nie utracili daru.
- A czarodzieje z mugolskich rodzin?
Twarz kobiety wykrzywia nieprzyjemny grymas.
- Problem dzisiejszych dni, co? Nie istnieje coś takiego jak szlamy. Po prostu po paru setkach czy tysiącach lat dar znowu się objawia w danej rodzinie – głos ma lekki i tylko przez chwilę wkrada się do niego gorycz. Uderza to Aberfortha z całą mocą i teraz ma już pewność, że Magia czuje.
- A co z charłakami?
- Już mówiłam.
- Ale teraz? Przecież nie śpisz, a one się rodzą.
- Dlaczego pytasz? Dlatego, że na początku uznali cię za charłaka?- odzywa się kąśliwym głosem, nie ukrywając pogardy. - Wy, czarodzieje myślicie, że wiecie o mnie tak wiele, a tak naprawdę nie wiecie nic. Charłaki mają magię. I mogą czarować.
- Nie mogą. – odpowiada pewnie Aberfotrh.
- Mogą. Nie kłóć się ze mną. Wiem lepiej. – nuta irytacji wkrada się w głos Magii, a Aberforth kuli się nieświadomie na swoim fotelu.
- Posłuchaj - mówi Magia. - To są po prostu inni czarodzieje. Ich dar nie może być okazywany za pomocą różdżki i objawia się inaczej niż u reszty. Zazwyczaj kiedy czarodziejskie dziecko chce czegoś, to w przypływie emocji, może to zrobić. Z nimi jest inaczej. Najczęściej dysponują innym rodzajem daru, który nigdy się nie rozwinie, bo nie macie takich szkół.
- Jak to? Nie rozumiem – mówi staruszek patrząc prosto w świecące oczy swojego gościa.
- Na przykład woźny w tej szkole. Filch, tak? – Magia spogląda na Aberfortha a on potakuje. - Ten Filch może nie jest zbyt inteligentny, ale za to potrafi rozmawiać ze zwierzętami. Kotami dokładniej. Rozumie ich mowę. To jeden z częstszych talentów wśród charłaków.
Aberforth milczy. Analizuje informacje.
- A jak to jest z talentami wśród czarodziejów? Jedni są potężni, inni nie. Czemu? – ciekawość w jego głosie jest przytłaczająca. Magia spogląda na niego dziwnie. A potem nagle jej oczy zmieniają barwę na czerwone i równie szybko z powrotem stają się żółtawe.
- To tak jak z twoim bratem i tobą – mówi chytrze. - On był niesamowicie zdolny, prawda? Transmutacja, zaklęcia, nawet eliksiry. A ty? Ledwo zdawałeś do następnej klasy. Pytasz dlaczego? To proste. Wszystko się kształci jeszcze kiedy jesteście mali. Albusa od początku interesowało zmienianie kształtów, przenoszenie rzeczy, więc jego moc skupiła się na tym. Nie, nie w taki sposób jaki myślisz. Talentów wszyscy czarodzieje maja tyle samo. Wszystko zależy od dzieciństwa. Albus musiał się tobą opiekować, więc skupił się na jednych przedmiotach. Ty nie musiałeś robić prawie nic, więc nie skupiłeś się na żadnym. Z wyjątkiem rozmyślań. Gdybyś mógł zobaczyć swój umysł i umysł swojego brata, zobaczyłbyś o ile więcej twój rozumie.
Magia spuszcza wzrok i patrz na biurko. Wie, że słuchają jej wszystkie portrety. Spogląda po nich władczo, ze znudzeniem.
- Dobrze, że jesteś, jaki jesteś, że byłeś taki a nie inny. Bo gdyby było inaczej, nigdy bym ci się nie pokazała. Ale wiem, że ciągle nie rozumiesz. Ja daję wam dar. Jest bez charakteru. W zależności od tego, jakie macie potrzeby, on nabiera pewnych cech.
- Zastanowię się nad tym. Ale nie teraz. Mam jeszcze parę dręczących mnie pytań.

***
Mama mówiła, żeby tego nie pić, ale Aberforth wie, że jeżeli chce sprawdzić, czy mama zawsze ma rację, to musi to zrobić na własnej skórze.
Patrzy poważnie na eliksir. Nie wygląda zbyt przyjaźnie. Jest zielony i dziwnie się błyszczy, ale chłopiec postanawia nie przejmować się tym. Przecież nic mu się nie stanie. Każdy się kiedyś myli, mama na pewno też. Tylko łyk, albo dwa. Musi sprawdzić.

***

- Wiem – odpowiada Magia owijając skołtunione pasmo włosów wokół palca. Podnosi do ust filiżankę i wypija ostatni łyk. Uśmiecha się błogo. – Nie teraz… Nie masz już dużo czasu. A tak wiele jest jeszcze do zrobienia – kobieta spogląda w jego oczy. Aberforth uświadamia sobie, że czyta w jego myślach.
- Pan Potter, który nie potrafi poradzić sobie ze sobą, Voldemort czający się za rogiem, Ministerstwo Magii na karku…
- Jak utrzymujesz to ciało przy życiu? – zmienia temat towarzysz. - Bo nie jesz, prawda?
- Nie, nie jem. I nie śpię. I ty tez nie musisz. Wy nie musicie, po prostu chcecie. Jestem nieśmiertelna. I ty też byś był, gdybyś chciał, ale w gruncie rzeczy nie chcesz, więc umierasz.
Mężczyzna patrzy na nią z zastanowieniem. Ma rację? Ma.
- Merlin umarł. – stwierdza.
- Nie wiem, przespałam go.
Magia rozgląda się z ciekawością po pomieszczeniu.
- Podoba ci się tu. – mówi pewnie mężczyzna.
- Tak, nareszcie ktoś umiejętnie wykorzystał dar. Cały ten zamek aż nim tętni.
Magia zamyka oczy. Na jej usta wkrada się pobłażliwy uśmieszek.
- Miałeś podobno wiele pytań, a milczysz. Nie chcesz usłyszeć odpowiedzi?
- Chcę, tylko nie wiem od którego zacząć. Może, skoro już jesteśmy przy Hogwarcie…
- Nie wiem nic o założycielach, jak już mówiłam, spałam. – odpowiada szybko kobieta.
- Och, w takim razie liczba moim pytań zmniejszyła się o połowę. Powiedz mi coś o gwiazdach – prosi cicho Aberforth.
- Gwiazdy od zawsze były domeną centaurów.
Po tych słowach Magia milknie. Staruszek czeka na ciąg dalszy, ale ten nie następuje. Spogląda pytająco na towarzyszkę.
- Centaury są straszniejsze niż możesz sobie wyobrazić. Nie ode mnie otrzymały dar.
- Skąd w takim razie?
- Z góry. – szepce kobieta.
Znów milczenie. Chyba rozmowa się urywa.
- Dlaczego przyszłaś? Dlaczego wyglądasz… tak? Dlaczego nie jesteś taka jak wtedy?
Aberforth ma przed oczami mgliste wspomnienie, kobieta ubrana w długa czarną suknie, z czerwonymi jak krew ustami i bujnymi czarnymi lokami. Tak piękna, elegancka, czarująca, że na jej widok głos zamiera gardle.
- Och, czas płynie a ja mam coraz to nowe dziwactwa.
Aberforth patrzy na nią i już rozumie. Magia chce się czegoś dowiedzieć o dzisiejszych czarodziejach.
- Odbierzesz nam dar?
- Nie. Ale może uśpię na parę tysiącleci. Matka Natura obiecała, że nie zrobi wam w tym czasie żadnej krzywdy. Chociaż mam nadzieję, że nie będę musiała tego robić i że pan Potter poradzi sobie ze swoim zadaniem.
- Nie lubisz go? – pyta mężczyzna a w jego spojrzeniu widać zdziwienie.
- To nie tak. Ja nikogo nie lubię. Jak mam was lubić, jeśli wy nie lubicie mnie? Nie mówicie do mnie, ignorujecie, albo nawet uważacie, że dar jest waszą własności i że się wam należy. Jesteście zuchwali i aroganccy. Myślę, że mała lekcja pokory by nie zawadziła.
- Nie wszyscy. – mówi cicho starzec. Smutek wdziera się w jego głos. Czuje się niesprawiedliwie osądzony.
- Oczywiście - Magia uśmiecha się z goryczą. - Na tyle tysięcy magicznych ludzi na świecie w moje istnienie wierzy najwyżej pięć osób, a jedyną, która kiedykolwiek starała się mnie odnaleźć, jesteś ty.
Aberforth z jednej strony czuje się doceniony, ale z drugiej wie, że to smutne i w głębi duszy wstydzi się przynależności do nacji czarodziejów.
Magia nagle patrzy na niego, tak jakoś inaczej, jak przedtem, ale jej oczy nie są czerwone. Mężczyzna gdzieś miedzy natłokiem innych myśli cieszy się, że nie są, bo Voldemort takie ma. Na myśl o tym człowieku do jego głowy napływa kolejna setka pytań.
- Wiesz, to ty mnie obudziłeś z drzemki.
Aberforth nie pyta, chociaż chciałby się dowiedzieć jakim cudem. Czuje, że to jedna z tych rzeczy, o które nie powinien nigdy pytać.
- Dlaczego pozwalasz Voldemortowi niszczyć to wszystko? Przecież się myli. Dlaczego mu nie powiesz, tego co mi? Dlaczego… To wszystko, czy to jakaś kara?
- Nic nie powiem Tomowi z paru powodów. Po pierwsze: ma dar. Wie. On wie, że to bez różnicy, kto jakich ma rodziców. Po drugie: to wy go uczyniliście tym kim jest, a ja nie zamierzam po was sprzątać. I po trzecie i ostatnie: nie jestem waszą niańką, żeby wam pomagać, kiedy zrobicie sobie źazi – w głos magii wkrada się złości i Aberforth niemal czuje jak Hogwart drży ze strachu. Sam też się boi.
Nagle mężczyzna zdaje sobie sprawę, że coś cos kapie mu z nosa. Spogląda na to z zaciekawieniem. Krew. Po chwili zauważa, że jego szata jest cała we krwi. Magia patrzy na niego uważnie. W jej spojrzeniu Aberforth spostrzega smutek, ale po chwili nie widzi już nic, ponieważ oczy zachodzą mu mgłą. Czuje się przerażony i oszukany przez kogoś, kogo kochał najbardziej. Kręci się niespokojnie.
- Przepraszam. Zawsze byłeś moim… ulubionym.
Cichy trzask i starzec nie czuje już jej obecności.
***
- Maaaamaaaa! – krzyczy głośno chłopiec. Po policzkach leją mu się łzy. – Boli!
Aberforth czuje jak obejmują go czyjeś delikatne ręce. Wtula się w ramiona mamy.
- Szzz… Już dobrze.
Małe rączki zaciskają się mocno na materiale sukni.
Mama ma zawsze rację.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 16.01.2007 20:06
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



Powiem szczerze - na samym początku też się spodziewałam, że po przeczytaniu będę krytykować. I muszę przyznać, że bardzo mile się rozczarowałam.
Po 1. - niebywale wręcz oryginalne... rzadko się ostatnio coś takiego spotyka.
Po 2. - wspaniały pomysł. Muszę przyznać, że zrobienie z magii kobiety to... coś.
Po 3. - wspomnienia. Nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie Dumbledore'a jako małego chłopca. Teraz potrafię.
I po 4. -
QUOTE
- Merlin umarł. – stwierdza.
- Nie wiem, przespałam go.

Nie wiem czemu, ale to mnie rozwaliło.
Świetne.
Weny życzę i wielu równie dobrych opowiadanek.


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
rhiamona
post 16.01.2007 21:25
Post #3 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 177
Dołączył: 12.08.2006
Skąd: Z kapusty :D

Płeć: Kobieta



Boskie.. Cudne, oryginalne, nietuzinkowe biggrin.gif
W końcu coś innego, jakaś odmiana od tej monotonni. Świetny pomysł, styl ładny, wspaniała koncepcja, wszystko takie autentyczne bez naciągania, tak jakby to sama Rowling wymyśliła. Czyta się jednym tchem
Gratuluje biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif
dawno nie czytałam tak udanego ficka
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 20.01.2007 03:22
Post #4 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Kurczę naprawdę ruszył mnie ten fick. Mam dziś taki sam humor jak przejawia się w tym opowiadaniu i jak go czytałam, to aż tak miło się tekst współgrał z moimi oczami i myślami. Niebanalny pomysł, zachwycił mnie niebywale. Stylem ładnym i zgrabnym napisane. Parę literówek dostrzegłam, ale puszczę to mimo oczu, ze względu na to, że bardzo mi się opko spodobało. Jej no sama nie wiem co tu jeszcze mogłaby napisać, same pochwały zapewne, ale to już wiesz, że podoba mi się i koniec smile.gif Mam nadzieję, że Twoja inwencja twórcza ukaże się w jeszcze nie jednym ficku smile.gif Pozdrawiam i dużo weny życzę wink2.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 21.05.2024 03:01