Lato 2002. Despair i Delirium nudzą
się przed komputerami i czekają na powrót koleżanki-fanatyczki panów Fettów.
Del przegląda Strony O Parach W Star Wars. Wspólnie stwierdzają, że biedny
Obi Wan był już łączony z każdym... zaraz, zaraz. Poza Bobą Fettem!
Nagle wspólnie stwierdzają, że to "a" na końcu imienia Fetta musi
coś znaczyć. I w ten sposób powstało to opowiadanie.
(Tak. Upały nam
zaszkodziły.)
"Dawno, dawno temu w odległej
galaktyce..."
...Obi Wan Kenobi siedział w tawernie, nudząc
się niezmiernie.
Ziewnał, zerkając w stronę drzwi i myśląc o Sabe, którą
zostawił na pastwę Amidalki.
Amidalka zresztą zniknęła gdzieś razem z
tym okropieńcem, Anakinem, przypomniał sobie Obi, bawiąc się szklanką. A
Sabe została porwana przez tego... jak mu tam... Dartha Bohuna.
Do Obi
Wana powoli zaczęło docierać, że chyba powinien lecieć jej na
ratunek.
Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że powinien także dokończyć
drinka.
Dokładnie w tym momencie trzasnęły drzwi tawerny.
Obi
niechętnie odwrócił się, by dowiedzieć się, kto przybył. Lubił bowiem
wiedzieć wszystko, a może nawet jeszcze więcej. Co często wpędzało go w
kłopoty. Jak na przykład jeszcze za czasów Qui Gona, kiedy to... Ech, dawne
dzieje - pomyślał z nostalgią.
Wszystkie te rozmyślania sprawiły, że nie
odwrócił się na czas. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, gdy ktoś go postukał
blasterem w ramię.
- Te - powiedział ktoś burkliwym, dziwnie znajomym
głosem. - Ty jesteś Kenobi, nie?
Obi odwrócił się powoli i z
godnością.
- Tak, to ja.
To, co ujrzał, omal nie zwaliło go z nóg,
mimo, że nie był to pobratymiec Jar Jara.
Stał przed nim najprawdziwszy
anioł w srebrnej zbroi. Zapuszkowana Julia. Metalowa Kleopatra.
- Zbieraj
się, Kenobi, i to migiem - odezwała się kobieta z marzeń Kenobiego. - Chyba,
że lubisz obrywać blasterem.
- Nie lubię - odrzekł Obi Wan z głupia frant
i wstał. Kobieta rzuciła mu wrogie spojrzenie.
- No, już! -
warknęła.
- Ale dlaczego?... - zdążył jeszcze zapytać.
...zanim Puszka
uderzyła go blasterem w tył głowy.
- I tak nie był naładowany - mruknęła
pod nosem i wyciągnęła Obi Wana z tawerny.
W drzwiach zawróciła jeszcze,
by podnieść z podłogi miecz, który wypadł zza pasa znokautowanego
Jedi.
Potem zaś wepchnęła go na pasażerskie siedzenie swojego pojazdu,
sama zasiadając za sterami.
Siedzący tuż przy wyjściu Talon Karrde
zobaczył jeszcze, że pojazd kieruje się w stronę Tatooine, po czym kobieta
przyśpieszyła i wraz z Obim zniknęła z oczu Talona.
Ech, pomyślał
przemytnik, znowu trzeba będzie lecieć do tej dziury. Ktoś mógłby ją w końcu
rozwalić na parę miliardów drobnych kawałeczków...
Obi Wan ocknął się
po jakimś kwadransie, czując obecność dużego guza z tyłu głowy.
Potem zaś
uświadomił sobie, że znajduje się się w powietrzu. W czym, co leciało z
zupełnie nieakceptowaną w galaktyce szybkością.
- Ej, kochanie - odezwał
się do pilotki. - Mogłabyś trochę zwolnić? Mogą nas zatrzymać, a wtedy
będzie mała awantura, mandaty, takie rzeczy...
- Mógłbyś siedzieć cicho,
Kenobi? Nie chcesz chyba, żebyśmy się wpakowali na jakiś transporotowiec,
co?
Obi westchnął, ale postanowił od tej chwili siedzieć cicho. Ale nie
byłby Obi Wanem, gdyby nie złamał obietnicy. Duże kłamstwa, to była jego
słabość.
- I po co ja właściwie wchodziłem dziś do tej tawerny? - zapytał
retorycznie.
Pilotka rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Też jestem
ciekawa - syknęła.
Obi stwierdził, że właściwie to może sobie na nią
popatrzeć i... nacieszyć oko?
- Kim ty właściwie jesteś? - zainteresował
się.
- Szanujący się łowcy nagród nie rozmawiają z Jedi - warknęła
kobieta.
Łowcy nagród? Obiemu zaczęło coś świtać. Niedawno to gdzieś
słyszał... Łowcy nagród... Ach, tak! Han skarżył się na taką jedną Bobę
Fett. Mówił, że jest głupia i brzydka i łazi ubrana w puszkę.
Obi Wanowi
nie wydawało się, żeby jego towarzyszka była głupia albo brzydka. No, ale
niewiele osób w galaktyce zwykło chodzić w puszkach...
Jedi postanowił
zaryzykować...
- Boba? - spytał.
Usłyszał tylko ciche prychnięcie.
- Mógłbyś się łaskawie zamknąć?
- Nie - odparł, po raz pierwszy od
paru miesięcy naprawdę szczerze. - Jesteś Boba Fett?...
Pojazdem
gwałtownie zatrzęsło. Przez jakąś chwilę Obi miał wrażenie, że znajduje się
na szybkiej karuzeli.
- No dobra, dobra - powiedział uspokajająco,
poprawiając się w fotelu pasażera. - Nie tak gwałtownie, co?
- Dobra,
niech już ci będzie. Jestem Boba Fett. I co? Jeszcze jakieś pytania?
-
Tak - potwierdził Obi. Jej obecność źle na niego działała: mówił prawdę. -
Po kiego licha mnie za sobą targasz?
- A co, przeszkadzam
ci?
Kenobiemu jej obecność zupełnie nie przeszkadzała, ale na wszelki
wypadek postanowił zachować tą informację dla siebie.
- A jeżeli
tak?
- Ha, ha - mruknęła kobieta. - To masz poważny problem,
kochasiu.
- Dlaczego? - zapytał Jedi.
Do Boby nagle dotarło, że wie,
co mieli na myśli ludzie mówiący, że Kenobi uwielbia niewygodne
pytania.
Nie pozostało jej więc nic innego, jak nabić Obi Wanowi drugiego
guza.
Jedi był już jednak na to przygotowany. Po kryjomu zabrał Bobie
swoją broń. Jedno szybkie cięcie mieczem świetlnym wystarczyło, by słynny
Fettowski blaster zamienił się w dwa słynne Fettowskie blastery.
- Och -
powiedziała Boba, zdruzgotana. - Ty... Ja cię zaraz...
- Ty mnie zaraz
co? - zainteresował się uprzejmie Obi Wan. - Chwilowo to ja tutaj mam broń,
a nie ty.
Później wiele razy wyrzucał sobie, że w tej chwili gadał,
zamiast patrzeć. Kobieta bowiem sięgnąła do schowka i wyjęła... miecz
świetlny.
- Eee... Złota ty moja, skąd go masz?
Boba spojrzała
zdumiona na Obiego.
- Qui Gon ci nie mówił?
- Czego nie mówił? -
postanowił się dowiedzieć.
Łowczyni w tym samym czasie uświadomiła
sobie, od kogo Kenobi nauczył się nie mówienia całej prawdy.
- Uhm -
stwierdziła wieloznacznie.
- A można dokładniej? - jak już powiedziano na
początku, Obi lubił wiedzieć wszystko.
Boba westchnęła.
- Kenobi,
ruszże ty czasem głową, dobrze?
- Dzięki - obraził się Jedi.
- A
proszę - odparła uprzejmie Fett.
- Oddaj mi miecz świetlny... - spróbował
Kenobi.
- Czy mógłbyś mi tak nie machać ręką przed oczami? To jest
denerwujące.
- Jakimi oczami? - przeraził się Jedi. Nagle przyszło mu do
głowy, że Boba nosi na głowie tę puszkę, bo jej własna twarz nie nadaje się
już do użytku po jakimś wypadku (nic dziwnego, jeżeli zawsze latała z taką
szybkością...)
Kobieta po raz kolejny prychnęła.
Potem zaś puściła
stery jedną ręką i zdjęła nią puszkę z głowy.
Oczom Obi Wana ukazała się
najcudowniejsza istota płci żeńsciej, jaką kiedykolwiek widział. A widział
ich naprawdę dużo: poczynając na Padme Amidali, poprzez członkinie rady
Jedi, na Sabe kończąc.
- TYMI oczami - warknęła w stronę oczarowanego
Jedi. - A teraz bądź tak dobry i zamilknij.
Po raz pierwszy od bardzo
dawno Obi poczuł, że nie ma nic do powiedzenia.
Milczał aż do
lądowania.
Jednak, gdy zobaczył, gdzie się znaleźli, musiał przerwać
krąg milczenia.
- Tatooine?! Postradałaś zmysły czy co? Już lepiej na
taką Korelię, cywilizowane przynajmniej toto...
- Nie martw się, na
Korelię też zdążymy. A tutaj mam sprawę do załatwienia.
- To ja może
poczekam...
- Idziesz ze mną, Kenobi!
- To już nie jesteśmy na ty?
- zdziwił się Obi Wan.
Boba postanowiła tymczasem nie wypowiadać swojego
zdania na ten temat. Faktem było jednak, że sto razy bardziej wolała
milczącego Obi Wana od Obi Wana rozgadanego.
On zaś, domyślając się, że
nie otrzyma odpowiedzi na nurtujące go pytanie, zadał kolejne:
- Jaką
sprawę?
Łowczyni i na to pytanie nie odpowiedziała. Doszła bowiem do
wniosku, że im mniej ona będzie się odzywać, tym mniej będzie miał do
powiedzienia Jedi.
I miała rację, gdyż kolejnym milczeniem zbiła mężczynę
z tropu.
- Aha - stwierdził po paru minutach. - No tak. Lubisz tę
planetę?
- Nie - syknęła Boba. Szła równym, szybkim krokiem, a Jedi ledwo
za nią nadążał.
- To się zgadzamy - ucieszył się Obi Wan.
- Cieszę
się.
- Nie słychać.
Boba pożałowała, że nie może nabić Kenobiemu
kolejnego guza. Jednak waga Jedi uniemożliwiała sprawne przemieszczanie się
z nim na plecach. Koniec końców, Fett obiecała sobie, że odreaguje ten stres
przy najbliższej okazji.
Obi Wan nie rezygnował.
- Za dużo piasku. Za
dużo wiatru. Za dużo Tuskenów - mówił.
- Kenobi, zamilknij - warknęła
Boba z furią.
- Nie.
- Zamilknij, dobrze ci radzę.
- A masz powody,
żeby mi dobrze radzić? Bo porwałaś mnie, przetrzymujesz wbrew woli, i tak
dalej...
- Kenobi, czy w twojej woli leży zostanie przestrzelonym
blasterem albo przebitym mieczem świetlnym? - zapytała kobieta lodowato
spokojnym głosem.
- Nie - musiał przyznać Jedi.
- To nie chrzań mi
tutaj, bo wobec powyższego postępuję dokładnie zgodnie z twoją wolą.
Obi
Wan, człowiek światły i inteligentny, postanowił zastosować się do polecenia
towarzyszki. Tym bardziej, że w bardzo przekonujący sposób położyła rękę na
blasterze.
Nie wytrzymał jednak długo.
- A dlaczego właściwie mnie
porwałaś? - zainteresował się po kilku minutach.
Boba zmełła w ustach
przekleństwo.
Wiedziała jednak, do czego prowadzi polemizowanie z
Kenobim.
- Mam porachunki z twoim przyjacielem Solo - poinformowała go
łaskawie.
Obi tymczasem obraził w myślach Hana za wpakowanie go w tą całą
kabałę.
- Jakie porachunki?...
W tym momencie Boba nie wytrzymała i
Kenobi dorobił się trzeciego guza.
Cios nie był jednak tak silny, by Jedi
od niego zemdlał.
Postanowił jednak się obrazić. Zapadła cisza.
Boba
dalej maszerowała, zastanawiając sie, po jakie licho porywała tego
gadatliwego kretyna. Bo chyba nie dla ślicznej buźki!...
Solo
porządnie oberwie za to wszystko. Aż go Leia nie pozna!
W tym
samym czasie na Korelii, nieświadomy gróźb ze strony Boby Fett, przebywał
Han Solo.
Han, jak na zabijakę przystało, siedział w otworze wejściowym
Sokoła Millenium, ćmił papierosa i popatrywał na Chewbakkę, naprawiającego
statek.
Nie dane mu było jednak nacieszyć się pozą zabijaki.
Koło
niego, jak spod ziemi, wyrosła Leia. I zaczęło się...
- Co to znaczy? -
warknęła. - Palisz? Nie czytało się ulotek w przychodni? Nie słyszało o
szkodliwości palenia? I do tego obijasz się, wykorzystując biednego
Chewiego! Idź natychmiast mu pomóc!
- Ale... - słabo
zaprotestował Han.
- Nie aluj mi tutaj! Marsz naprawiać statek. I, na
Boga, popraw kamizelkę! Wyglądasz jak flejtuch!
- Ejj! -
czego jak czego, ale takich opinii na temat kamizelki Han nie zamierzał
znosić. - Odczep się! To bardzo ładna kamizelka!
- I umyj włosy -
poradziła Leia na odchodnym.
Solo wzruszył ramionami. I pożałował, że nie
było z nim Obi Wana. Przy Jedi Leia nie odważyłaby się tak
mówić.
Grzecznie jednak poszedł naprawiać Sokoła. Awantury z Leią
charakteryzowały się tym, że zazwyczaj ona wygrywała. A przegrana to coś,
czego Han nienawidził najbardziej w galaktyce.
Tymczasem na Tatooine
Boba i Obi Wan wkroczyli do małego, zapyziałego pomieszczenia,
przypominającego nieco bar.
Fett, na powrót zapuszkowana
("Szkoda" - wyrwało się Kenobiemu), postukała w ramię barmana -
oczywiście za pomocą blastera.
- Gdzie Solo? - zapytała
agresywnie.
Barman jakby skurczył się w sobie.
- No... tego... tam...
- zaczął.
- Chyba go nie ma - skonstatował Jedi.
- Mógłbyś się nie
wtrącać? - spytała agresywnie Boba.
- Nie - Kenobi po raz kolejny
powiedział prawdę. Obecność pięknych, zapuszkowanych kobiet stanowczo źle na
niego wpływała.
- A żeby cię szlag - mruknęła jeszcze, po czym odwróciła
się do barmana. - No, gdzie jest Solo?
- Kochanie - rzekł Obi Wan. - To
nie tak się robi.
I, najwyraźniej zapominając o zasadzie "nie używaj
Mocy z byle powodu", użył jej, by przekonać barmana, że bardzo chce
poinformować ich o miejscu pobytu Hana.
Obecność zapuszkowanych,
agresywnych kobiet działała na niego naprawdę źle.
Kiedy barman już
wyjawił swą pilnie strzeżoną tajemnicę, Jedi powiedział mu tylko:
- Nie
było nas tutaj.
- Nie było was tutaj - zgodził się mężczyzna.
Z
chwilą, gdy Boba i Obi opuścili kantynę, Leia przekroczyła próg kabiny
pilota w Sokole Millenium. Chciała najpierw poszukać czegoś w przylegającym
do kabiny pomieszczeniu, ale ostatecznie przekonało ją mrugające od godziny
światełko na holotelefonie.
Nacisnęła guzik, po czym jej oczom ukazał się
trochę zniekształcony obraz Talona Karrde.
- Leia, skarbie - odezwał się
Talon. - Co słychać?
Leia zdecydowanym ruchem wyłączyła holotelefon.
Miała stanowczo dosyć kumpli Hana.
- Kochanie, kto to był? - znienacka
pojawił się Han.
- Aaa... Winter, mój nerfopasku. A teraz wracaj do
naprawy...
- Już skończyliśmy - odparł dumnie przemytnik.
- No, no
- powiedziała Boba, kiedy odeszli już na dobrą odległość od baru. - No,
no.
Obi Wan uśmiechnął się tylko dumnie.
- Każda branża ma swoje
sekrety.
On nie jest taki zły, pomyślała Fett. Te oczy, te umiejętności,
ta broda... Nie musi go znów aż tak źle traktować, facet nie
zasłużył...
Uśmiechnęła się łaskawie.
Moment nieuwagi o mały włos
skończyłby się dla niej tragicznie. Oto bowiem, w czasie, gdy uśmiechała się
do Kenobiego, z zaułka wychynął paskudnie wyglądający typ z równie paskudną
bronią dalekiego rażenia.
***Sceny, które wówczas nastąpiły,
zaliczają się do gatunku niezywlke drastycznych. Kniaziówny po ich
przeczytaniu mogą mieć koszmary, więc dla ich (Kniaziówien) dobra, autorki
ulitowały się i tego nie opisały***
Obi Wan Kenobi niósł bezwładne
ciało Boby Fett, klnąc w myślach.
- No, nie umieraj - mówił cicho, kiedy
z ust łowczyni nagród wydobywały się bolesne westchnienia.
- Nie umieram,
kretynie - szepnęła w przerwie między jednym westchnieniem a drugim
Bobka.
Zaskoczony Obi wypuścił łowczynię z rąk.
- Ale teraz
zacznę! - wrzasnęła Boba i po raz pierwszy zemdlała.
Jedi otrząsnął
się dopiero po dłuższej chwili.
Może ona ma za mało powietrza? -
zastanowił się z niezwykłą trzeźwością. Ukląkł na ziemi i ostrożnie zdjął
puszkę z głowy Boby.
Ciemne włosy rozsypały się na wszystkie strony.
Mało brakowało, by Obi Wan pogrążył się w pełnej uwielbienia
kontemplacji.
Boba momentalnie odzyskała przytomność i, zanim Kenobi się
obejrzał, byli w pojeździe.
- Można się o coś zapytać?
- Tak -
odpowiedziała Boba nieco łagodniejszym niż dotychczas tonem.
- Gdzie
przehandlowałaś Slave I?
Łowczyni ciężko westchnęła.
- Nie
przehandlowalam, Solo mi go zniszczył...
Do Obi Wana powoli zaczęła
docierać straszna prawda.
- I to dlatego go ścigasz?
Boba milczała
dłuższą chwilę.
- Owszem, poniekąd - odparła w końcu. - Jeszcze jakieś
pytania?...
Kenobi zastanawiał się dłuższą chwilę.
- Co takiego miał
mi mówić Qui Gon?
- Lubisz Korelię? - szybko zmieniła temat Boba.
-
Nooo... Taaak... Nawet... Lecimy tam, jak mam rozumieć?
- Aha -
potwierdzła Fett. - Zapnij pasy, chłopcze!
Obi Wan poczuł się mile
zaskoczony. Nikt nie nazywał go chłopcem od czasu, gdy został rycerzem
Jedi.
- A co, wchodzimy w nadprzestrzeń? - zapytał ponuro.
- A jak
myślisz? Wchodzimy i to dokładnie w tym momencieeee...
Kenobi mocno
zacisnął powieki.
- Wiesz - wykrztusił. - Ja nie bardzo lubię
loty...
- Zauważyłam - odparła Boba spokojnie.
- Mam chorobę
lokomocyjną i w ogóle...
- To dla mnie nie nowość. I lepiej uważaj, bo
nie zamierzam pozwolić, żeby Solo mi tym razem uciekł.
- I Solo jest dla
ciebie ważniejszy niż moje zdrowie?! - jęknął oburzony Jedi. Obecność
zapuszkowanych, okrutnych kobiet robiła mu straszne rzeczy z psychiką.
-
Aktualnie, tak - odpowiedziała łowczyni. - Mam zamiar mu porachować kości za
Slave I.
Obi Wan dłuższą chwilę trawił tę informację.
- A nie prościej
kupić sobie nowy?
- Kenobi - Boba odwróciła się. - Czy ty zdajesz sobie
sprawę, co dla mnie ten statek znaczył?
- Nie - przyznał Jedi.
- Czy
zdajesz sobie sprawę, że to była pamiątka po mojej matce?
- To ty miałaś
matkę? - zdziwił sie Obi.
- Tak, Jangę Fett. Legendarną łowczynię nagród,
wzór do naśladowania dla wszystkich w tym fachu, kobietę mądrą, piękną i
nowoczesną! Czy teraz już wiesz, co znaczyła dla mnie ta kupa
złomu?
Kenobi zamilkł, ponieważ go zatkało.
- Owszem, rozumiem -
rzekł. - I tylko dlatego tyle czasu rozbijałaś się po galaktyce tą... kupą
złomu? Dlatego, że to była pamiątka po matce?...
Boba prychnęła.
- A
ty myślisz, że dlaczego?... Bo niby miał ładny kolor?...
- A ta zbroja to
też po matce? - Obi postanowił drążyć temat.
- Na wzór, na wzór zbroi
matki. Tak samo, jak Slave I. I wiesz co? To wszystko jest tylko
niepraktyczną kupą złomu! Gdy tylko skończę z Solo, zmieniam image. Już
nikt nie będzie mnie kojarzył z tą obrzydliwą zbroją! Ha!
- I
Bogu niech będą dzięki - powiedział z głębi serca Jedi.
Boba uśmiechnęła
się do niego najsłodziej, jak tylko umiała.
- Tylko zapiszę na jej konto
morderstwo Solo. Będzie cudownie...
- Będzie - zgodził się Obi Wan, po
czym nagły dreszcz przebiegł mu przez plecy. - To znaczy... Yyy... Chcesz
zabić Hana?
Kobieta skinęła spokojnie głową.
- Owszem.
Kenobi
zastanowił się.
- To chyba nie jest dobry pomysł - powiedział
powoli.
- I co jeszcze powiesz? - prychnęła Boba. - Mam złe przeczucia?
Bądźże choć raz oryginalny.
Jedi zasępił się.
- To naprawdę nie jest
dobry pomysł - powtórzył z naciskiem.
- To naprawdę... - zaczęła Boba i
nagle urwała. - Eeeej! Nie próbuj ze mną tych swoich sztuczek,
Kenobi!
Obi Wan załamał się. Po dziesięciu godzinach znajomości ona
nadal mówiła do miego per "Kenobi". To było okrutne.
Łowczyni
lubiła być jednak okrutna.
- A po co ci ja do tego zabijania Hana? -
zapytał w końcu zrezygnowanym głosem.
- Bo inaczej by do mnie nie wyszedł
- wyjaśniła Boba.
- Och - mruknął Jedi. Nagle w głowie zaświtała mu
straszna myśl. - A co zamierzasz zrobić ze mną... potem?
- Jeszcze nie
wiem - powiedziała zgodnie z prawdą.
Prawdę mówiąc, na początku miała
zamiar zabić i jego. Teraz jednak, po tej podróży, potyczce z tym jakimś
paskudnym typem na Tatooine i wizycie w kantynie, zaczynała się wahać. To
uczucie było jej całkiem obce. Zazwyczaj Boba Fett wykazywała się nadludzkim
wręcz zdecydowaniem i determinacją.
Łowczyni ze zgrozą uświadomiła sobie,
że chyba zaczyna lubić Kenobiego.
- Kiedy się ten koszmar skończy? -
mruknęła do siebie.
- Co mówiłaś?
- Nic, nic - odpowiedziała ze
zwykłym opanowaniem. - Ale chyba powoli dolatujemy.
Obi Wan zamyślił się.
Czy dalby radę za pomocą Mocy wyperswadować jej pomysł zabicia
Hana?
Pewnie nie. Ale nie zaszkodzi spróbować.
- Wiesz co, Boba? Nie
zabijesz Hana.
- Nie zab... Oż ty! - wrzasnęła łowczyni. - Mućka
jedna! A prosiłam, żeby nie próbował bawić się Mocą!
- Nie
zabijesz Hana - powtórzył Kenobi z uporem. - Nie chcesz go zabić.
- A co
chcę zrobić? - zapytała Boba słodziutko.
- Podziękować mu za
sfinansowanie zakupu nowego statku.
Łowczyni udała, że zastanawia się nad
tą propozycją.
- Nie, dzięki. Mogę zrobić obie te rzeczy na raz...
-
Nie chcesz zabić Hana - powtórzył Obi Wan, przywołując coraz więcej Mocy.
Midichloriany zaczynały wrzeć.
...Przydałaby się transfuzja krwi.
-
Ojejku - mruknęła Boba. - Nie chcę go zabić. Zadowolony? A jeżeli tak, to
powiedz mi, do diaska, co mam niby teraz zrobić?
- Zostaw to mnie.
Dostaniesz taki statek, że wszystkim gały wyjdą na wierzch i przejdą
obok.
Fett uznała, że warto nad tym pomyśleć.
- Tylko nie myśl za
długo, bo Sokół jest po drugiej stronie hangaru - zauważył Obi.
- No
wiesz - powiedziała Boba w zamyśleniu. - Oni mnie nigdy nie widzieli bez
hełmu...
- Ale mnie widzieli. I to nie raz. Za chwilę zauważą mnie i
przybiegną tutaj, żeby się przywitać.
- To zrób im tę sztuczkę z
powtarzaniem twoich zdań - kobieta wzruszyła ramionami.
- Na Hana nie
działa, Leia jest Jedi, a jeden Wookie ich nie przekona - poinformował ją
Kenobi. - I wszyscy troje właśnie tutaj idą.
- No to masz problem - Boba
po raz kolejny wzruszyła ramionami.
Jedi uznał za pewne pocieszenie, że
nie mówi już o zabiciu Hana.
- Witaj stary! - krzyknął Han. - Co cię
sprowadza w te stony, Obi?
- Tak dokładnie to ja - Boba nie lubiła tracić
czasu na zbędne pogaduszki.
- A to kto? - zapytała Leia podejrzliwie.
Do Obi Wana dotarło, że czas wziąć sprawy w swoje ręce.
- Stara
znajoma - powiedział spokojnie. - Mówi, że zniszczyłeś kiedyś jej
statek.
Han zagapił się na Kenobiego ze zdumieniem.
- Naprawdę? - Leia
rzuciła mężowi spojrzenie pełne złości.
- Wiesz - mruknął Han - gdybym ja
pamiętał każdy statek, na jaki wpadam...
- Na pewno jednym z nich był jej
statek - oznajmił Jedi. - Więc teraz powinieneś chyba go odkupić, albo
coś...
- Kupić lepszy - zasugerowała Boba.
Han uznał, że nieznajoma
posunęła się za daleko.
- I co, może jeszcze Sokoła dołączyć.
-
Dziękuję, ale nie będę holować go na złomowisko. Mam ważniejsze
sprawy.
Tego było już za wiele. Solo złapał swój blaster i wymierzył go w
kobietę.
Ona zrobiła to samo.
- Han, daj spokój - westchnęła
Leia.
- Boba, przestań - poparł przyjaciółkę Obi Wan.
Zainteresowani
tylko wzruszyli ramionami i dalej mierzyli w siebie blasterami.
- Boba
Fett... - Han postanowił pobawić się w gadki serialowego policjanta. -
Mogłem się domyślić, że to ty...
- Z twoją inteligencją? - prychnęła
Boba. - Chyba żartujesz.
Han uznał, że na aroganckie zaczepki nie
powinien odpowiadać. W końcu jest przemytnikiem, ma swój honor.
- Co?
Słynnego Hana Solo zamurowało? Starzejesz się... - zadrwiła
Boba.
Chewbacca zaryczał gniewnie.
- Nie ruszaj się, bo będę strzelał
- zagroził Han.
Łowczyni nagród zaśmiała się drwiąco.
- O jejku,
jejku, jejku! I co jeszcze?
Solo poczuł się lekko zbity z tropu.
-
Han - odezwał się ze zmęczeniem Obi Wan. - Załatwmy to pokojowo. Kup jej
jakiś dobry statek i będzie po sprawie.
- A po co mam jej w ogóle coś
kupować? - odął się Han.
- Bo zniszczyłeś Slave I.
- Eee... Jakiego
buta?
- Mojego - spokojem Boby można było zamrozić niejedną
supernową.
Zanosi się na naprawdę długą rozmowę, pomyślała z irytacją
Leia.
- Zniszczyłeś Slave I - mówiła Boba, nie opuszczając blastera. -
Więc albo kupisz mi nowy statek, albo wystrzelam wszystkich naokoło.
Han
zagapił się na nią ze zdumieniem. Gdzieś w odmętach umysłu błysnęła mu myśl,
że Boba nie jest taka znowu brzydka. Myśl po chwili zniknęła, ustępując
miejsca innej.
- Nie - powiedział Solo twardo.
- Mam ich nie
wystrzelać?... To kupuj.
- Ale nie...
Chewie przerwał mu głośnym
rykiem.
- Kupuj ten statek, sknerusie - poparła Wookiego Leia.
Han
tymczasem przyjrzał się Bobie jeszcze dokładniej i uznał, że warto ponieść
dla niej wydatek rzędy kilkunastu tysięcy kredytów.
- Wiesz, Fett, zawsze
można dojść do ugody...
- To znaczy? - zapytała łowczyni, wachlując się
blasterem.
Obi Wan stwierdził, że negocjacje zmierzają w pożądanym
kierunku.
- Wiesz, w kantynie, przy szklaneczce czegoś mocniejszego.
-
To już nie łaska wyłożyć pieniędzy na szklankę dla każdego? Wszyscy mamy pić
z jednej? - Leia, jak zwykle, wtrąciła się w najmniej odpowiednim
momencie
Han zaklął pod nosem.
- Nie przeklinaj - zareagowała Leia
natychmiast.
Chewie zaryczał.
Boba prychnęła.
- Nie mam czasu na
łażenie z tobą po kantynach, Solo.
- A masz czas na łażenie ze mną? -
wyskoczył Obi Wan.
Boba posłała mu zdumione spojrzenie. Zastanowiła się
chwilę.
- Będę mieć, jak ten parszywy kretyn odkupi mi
statek.
Kretynie, odkupuj - miał ochotę powiedzieć Kenobi, grożąc Hanowi
mieczem świetlnym. Zmilczał jednak, chyba w nagłym przypływie
mądrości.
Han bowiem wyraźnie coś właśnie postanowił.
Boba nadstawiła
ucha. Solo wymienił nazwę statku, który może kupić.
Nawet Obi Wan
domyślił się, że ten statek musi być strasznym szmelcem: Fett ujęła blaster
i skierowała go w stronę Hana.
Solo powiedział kolejną nazwę.
Boba
odbezpieczyła blaster.
Han postanowił zaryzykować.
I wygłosił nazwę
statku, jaki chciał mieć chyba każdy w tej galaktyce.
Boby nie
wyłączając.
- Solo, ty chyba jakąś częścią Sokoła dostałeś w głowę.
Musiałbyś chyba sprzedać obydwie gwiazdy Śmierci i dorzucić tego grata -
wskazała na ukochany statek Hana.
Solo wzruszył ramionami.
- Mam
znajomości, Fett. To jak, chcesz?
- A jak myślisz? - prychnęła
Boba.
Han pomyślał, że pewnie chce.
- Kiedy?
- Teraz, ma się
rozumieć.
- Dobra - uśmiechnął się z ulgą. - Widzisz ten statek po
drugiej stronie hangaru? Jest twój.
Boba rzuciła okiem.
- Nie mów
tylko, że jest twój.
Han uśmiechnął się skromnie.
- A nawet jeżeli -
Boba spojrzała na niego surowo - to pewnie silnik ma w proszku.
Solo
posłał rozczulone spojrzenie w stronę Sokoła.
- A nawet jeśli? Sfinansuję
nowy. Pasuje?
Fett zawahała się.
- A jaką mam gwarancję, że zaraz nie
zwiejesz, zostawiając mnie z dwoma zepsutymi silnikami i rozlatującym się
statkiem?
- No wiesz co? - obruszył się Han. - To, że z wychodzeniem z
nadświetlnej jest nie najlepiej...
Boba skierowała lufę blastera z
powrotem na Solo.
- Ja ci dam wychodzenie z nadświetlnej - wysyczała. -
Kupuj mi tu nowy statek, ale już!
- Han, słyszałeś co mówiła, kupuj
jej nowy statek - szepnęła do męża Leia.
Obi Wan tylko skinął
głową.
Solo zasępił się.
- To może jednak wstąpimy do tej
kantyny?
- A co, uważasz, że piwo dobrze wpłynie na te twoje szare
komórki? - zapytała Boba drwiąco. - Aktualny cennik lepszych statków mogę ci
podać od ręki.
- Dobra, dobra, niech już ci będzie - poddał się Han. - To
jaki ma ten statek być?
Statek wizgał wesoło w nadświetlnej. Boba,
pozbawiona puszkowatej zbroi, siedziała za sterami. Obi Wan znalazł sobie
miejsce tuż obok.
- I jak, Bobuniu, podoba się?
Boba nie
odpowiedziała, zajęta udawaniem, że prowadzi.
- Jaka Bobuniu? - zapytała
wreszcie, ale jakby z roztargnieniem. - Co, mam do ciebie mówić Obi
Wanku?
Kenobi uznał, że nie miałby nic przeciw temu.
- Skąd ci to
przyszło do głowy, Bobeczku?
- Zaraz zrobię się agresywna - ostrzegła
Boba.
- A to dlaczego, Bobsiu? - zapytał niewinnie Obi.
Fett
zamachnęła się blasterem, ale jakoś niecelnie.
- Człowieku - powiedziała
ponuro. - Jesteś Jedi.
- To prawda - przyznał szczerze.
- No.
-
Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę.
- No - powtórzyła Boba.
- Coś
ty dziś taka gadatliwa?
Fett wzruszyła ramionami.
- Po prostu nie
lubię Las Vegi. Nie mam zaufania do tych szybkich ślubów...
- Aha -
popisał się erudycją Kenobi.
Na moment zapadła cisza.
- Ale właściwie
- mruknęła Boba pod nosem. - Czemu nie?
I skierowała statek w stronę Las
Vegi.
The End
Za krótkieee
Hehehe - mogłybyście to podzielić
na jakieś party, ale i tak jak jest czytało się bardzo dobrze hehe
.
Mam nadzieję, że Słynny Duet
napisze coś jeszcze w najbliższej przyszłości?
hehe
Co do tekstu - atmosferka - nawet nieźle przypomina tą z filmów,
może ja fanem nie jestem, ale filmy nawet oglądałem , a dziubka humoru tylko dodaje smaczku ^^.
Z zastrzeżeń - tylko przypadkowe literówki i końcówka - jakbyście
zaczęły się spieszyć, żeby skończyć... No, ale gładko przeszło - z takim
niedosytem ^^.
"stwierdził po paru minutach. - No tak"
<- ciągle jeszcze są te niepotrzebne kropki
"obydwie gwiazdy
Śmierci" <- duże litery
"- Widzisz ten statek po drugiej
stronie hangaru? Jest twój.
Boba rzuciła okiem.
- Nie mów tylko, że
jest twój.
Han uśmiechnął się skromnie." <- Chyba kwestia Hana -
"Jest twój" oryginalnie była po kwestii Boby
- bo teraz troszkę się kłóci z porządkiem wypowiadania
myśli
"by dowiedzieć się, kto przybył." <- niepotrzebny
przecinek
"- Ale dlaczego?... - zdążył jeszcze
zapytać.
...zanim Puszka uderzyła go blasterem w tył głowy." <-
dziwna konstrukcja, ale nie przeszkadza
"kobieta z marzeń
Kenobiego" <- marzył o zapuszkowanym aniele? bo zdaje mi się, że
zobaczył, że jest ładna dopiero później...
Dobra - tyle co znalazłem po
parukrotnym przeczytaniu
Pozdro!
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)